5283
Szczegóły |
Tytuł |
5283 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5283 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5283 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5283 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
PAT MURPHY
na wyspach
Morris oczekiwa� Nicka obok w�skiego, za�mieconego pasa startowego, s�u��cego na
wyspach Bay za jedyne lotnisko. S�o�ce wprawdzie zachodzi�o, lecz nosi� ciemne
okulary. Nick, kt�ry przylecia� z Los Angeles przez San Pedro Sula w Hondurasie,
wygl�da� przez zarysowan� szyb� starego DC-3. Samolot podskoczy� na wybojach i
zatrzyma� si�.
M�odzie�czo niezdarny Morris sta� ko�o drewnianego budynku, gdzie w jedynym
pomieszczeniu odbywa�a si� odprawa celna dla wszystkich wysp. Morris: ciemne
k�dzierzawe w�osy, czerwona baseball�wka naci�gni�ta g��boko na oczy, koszula z
d�ugimi r�kawami podartymi na �okciach, d�insy z wystrz�pionymi nogawkami.
Grupka roze�mianych ch�opc�w podbieg�a do samolotu. Chwytali torby i walizy,
�eby je zanie�� do urz�du celnego. Z wyj�tkiem Nicka wszyscy pasa�erowie byli
amatorami nurkowania i ich punktem docelowym by� Anthony's Cay, kurort na
wybrze�u Roatan, najwi�kszej wyspy archipelagu.
Nick spotka� si� z Morrisem w po�owie drogi do budynku odprawy celnej, wr�czy�
mu czasopismo i wyja�ni� kr�tko:
- Strona pi��dziesi�ta.
Artyku� nosi� tytu�: "Fizjologia i ekologia nowo odkrytych gatunk�w �wiec�cych
ryb". Autorzy: Nicholas C. Rand i Morris Morgan.
Ch�opak przez chwil� przegl�da� artyku�. Kartkowa� czasopismo, nie zwracaj�c
uwagi na dzieciaki, kt�re mija�y go, d�wigaj�c zbyt ci�kie dla nich walizy.
Zerkn�� na Nicka i u�miechn�� si�, a� na opalonej, w�skiej twarzy b�ysn�y bia�e
z�by.
- Ca�kiem nie�le - rzuci�. Jego g�os wyda� si� Nickowi troch� bardziej
schrypni�ty ni� dawniej.
- Jak na pierwsz� publikacj� po prostu rewelacyjnie. - Zak�opotany Nick poklepa�
go po ramieniu. Mia� trzydzie�ci pi�� lat, ale wygl�da� dojrzalej. Do
uniwersyteckich koleg�w odnosi� si� z wyszukan� uprzejmo�ci� i nie mia�
przyjaci�. Przy Morrisie czu� si� swobodniej ni� w obecno�ci innych znajomych.
- Chod�my. Trzeba nam zabra� twoje klamoty i w drog�. - Morris udawa�
oboj�tno��, ale niechc�cy zdradzi�, �e jest uradowany, bo zacz�� nagle m�wi� w
dialekcie wysp, archaicznym i osobliwie rytmizowanym, opartym na swoistych
zasadach.
Nick da� napiwek dzieciakom, kt�re zaci�gn�y jego walizy do odprawy celnej, i
czeka�, stoj�c za gromad� nurk�w. Urz�dnik popatrzy� na niego i wbi� stempel do
paszportu.
- Mo�na przej��. �ycz� mi�ego pobytu.
Kontrola celna na wyspach by�a zwykle pobie�na. Cho� przy��czone zosta�y do
Hondurasu, ich mieszka�cy �yli po swojemu. Le�a�y z dala od l�du, na obszarze
Karaib�w zwanym dawniej Morzem Hiszpa�skim. Ludno�� by�a mieszana: india�scy
tubylcy, potomkowie niewolnik�w zwani Karibami oraz potomkowie angielskich
pirat�w, kt�rzy mieli kiedy� na wyspach kryj�wki i porty.
Pas startowy bieg� wzd�u� brzegu i przylega� do piaszczystej w�skiej pla�y.
Morris przycumowa� motor�wk� na jego skraju.
- Mam now�, lepsz� - chwali� si�. - Id� o zak�ad, �e je�li pr�dy b�d� nam
sprzyja�y, dotrzemy do East Harbor za dwie godziny.
Za�adowali baga�e Nicka i odbili od brzegu. Morris sterowa�. Naci�gn�� czapk� na
oczy dla ochrony przed wiatrem i lekko pochyli� si� do przodu. Nick popatrzy� na
d�o� trzymaj�c� ster; palce ��czy�a b�ona. Wydawa�o mu si�, �e uros�a od czasu,
gdy opuszcza� wyspy, a by�o to cztery miesi�ce temu.
Nie wiadomo sk�d zjawi�y si� delfiny i pop�yn�y za �odzi�. Sun�y w�r�d fal
rozgarnianych dziobem �odzi, skaka�y w g�r� i z pluskiem opada�y przy burtach.
Nick siedzia� na dziobie i obserwowa� Morrisa skupionego na kierowaniu
motor�wk�. Z ty�u figlowa�y delfiny, a na srebrzystej wodzie pojawia�y si� bia�e
smugi. Gdy ��d� podp�ywa�a do East Harbor, delfiny skr�ci�y na pe�ne morze.
Port ci�gn�� si� wzd�u� pla�y na d�ugo�� niespe�na mili: pomalowane jasn� farb�
domy na palach, sklep spo�ywczy, kilka innych stragan�w. Dom wynajmowany przez
Nicka znajdowa� si� na skraju miasteczka.
Morris przybi� zr�cznie do pomostu obok budynku i pom�g� Nickowi przenie�� torb�
ze sprz�tem do nurkowania oraz reszt� baga�u.
- W lod�wce jest piwo - mrukn��. - Zimne.
Nick wzi�� dwie butelki i wr�ci� na werand�. Ch�opak siedzia� na balustradzie i
patrzy� w g��b ulicy. S�o�ce ju� zasz�o i robi�o si� ciemno, ale wci�� nosi�
ciemne okulary. Nick usiad� na por�czy obok nastolatka.
- Co porabia�e�, kiedy mnie nie by�o?
Morris u�miechn�� si�, zdj�� okulary i zsun�� czapk� na ty� g�owy. Nick zobaczy�
jego oczy - wielkie, ciemne, pe�ne t�umionej rado�ci.
- Odp�ywam - powiedzia� Morris. - Odchodz� do morza.
Nick napi� si� i otar� usta. Wiedzia�, �e tak b�dzie; od dawna si� tego
spodziewa�.
- M�j ojciec zjawi� si� w porcie i p�ywali�my razem. Wkr�tce z nim odejd�.
Popatrz. - Morris uni�s� r�k�. B�ona mi�dzy palcami si�ga�a niemal do czubka
ka�dego z nich. Blask lampy wisz�cej nad g�owami prze�wieca� przez cienk� sk�r�.
- Zmieniam si�, Nick. Ju� prawie czas.
- Co na to twoja matka?
- Mama? Nic. - Rado�� narasta�a. Morris po�o�y� na jego ramieniu zimn� d�o�. -
Odchodz�, Nick.
Przed dziesi�cioma laty Nick nurkowa� noc� w okolicach Middle Cay, koralowej
wysepki niedaleko East Harbor. Po zmierzchu wyrusza� samotnie, �eby obserwowa�
nocne �ycie rafy koralowej. Ju� w wieku dwudziestu pi�ciu lat cechowa�a go
ciekawo�� silniejsza ni� instynkt samozachowawczy.
Gdy zapada� zmrok, rafa si� zmienia�a. Inne ryby wyp�ywa�y z kryj�wek, inne
bezkr�gowce przeszukiwa�y g�rn� warstw� koralowc�w. Nicka interesowa�y
szczeg�lnie �wiec�ce ryby - niewielkie stworzenia wysy�aj�ce �wiat�o. Pod oczami
mia�y narz�d wype�niony fluorescencyjnymi bakteriami, kt�re dawa�y zimny,
zielonkawy blask. Ten zwodniczy gatunek �y� na znacznej g��boko�ci i podp�ywa�
do rafy koralowej jedynie w ciemne noce podczas nowiu ksi�yca.
Po zmierzchu rekiny wraca�y z pe�nego morza w pobli�e rafy koralowej, �eby
polowa�. Nick si� nimi nie zajmowa�, ale one czasem go obserwowa�y. W jednej
r�ce trzyma� latark�, w drugiej paralizator. Zazwyczaj by�y tylko zaciekawione,
wi�c robi�y jedno okr��enie, a potem odp�ywa�y.
Tamtej nocy przed dziesi�cioma laty szary rekin z rafy koralowej, kt�ry okr��y�
go dwukrotnie, najwyra�niej nie mia� poj�cia, o co chodzi. Nick popatrzy� w
p�askie ciemne �lepia, obserwuj�ce go oboj�tnie. Rekin zrobi� nast�pne ko�o,
obracaj�c si� z wdzi�kiem, kt�ry nadawa� jego ruchom poz�r nonszalancji. Zbli�y�
si�, a p�yn�cy ku powierzchni Nick rozmy�la� nad doskona�o�ci� tej cudownej
machiny. Przeprowadza� kiedy� sekcj� rekina i z podziwem ogl�da� ustawicznie
pracuj�ce mi�nie i niezawodne z�by.
Uderzy� drapie�nika paralizatorem. Cios by� mocny, ale �adunek na czubku pa�ki
nie odpali�. To si� cz�sto zdarza. Niestety, rekin zawr�ci�. Gdy Nick zaatakowa�
po raz drugi, paralizator wysun�� mu si� z r�ki i porwa� go pr�d wody. Nick
rzuci� si� za swoj� zgub� i patrzy�, jak opada z denerwuj�c� powolno�ci�
ton�cych przedmiot�w.
Rekin zatoczy� wielkie ko�o i znowu podp�yn��: zgrabny, zwinny, niebezpieczny.
Przes�oni� go cie� postaci, kt�rej brakowa�o wdzi�ku i zr�czno�ci. W �wietle
latarki Nick ujrza� wyra�nie ch�opca w podartych szortach, z paralizatorem w
r�ku. Tym razem �adunek odpali�. Rekin zawr�ci� i odp�yn��, kieruj�c si� na
skraj rafy. Ch�opiec u�miechn�� si� i znikn�� w ciemno�ciach. Nick dostrzeg�
pi�� szpar na ka�dym jego boku - po pi�� skrzeli, kt�re otwiera�y si� i
zamyka�y, otwiera�y i zamyka�y...
Wpe�z� do �odzi, po�o�y� si� na plecach i obserwowa� gwiazdy. Noc� podwodny
�wiat wydawa� si� cz�sto nierzeczywisty. Wpatrzony w gwiazdy Nick powtarza� to
sobie raz po raz.
Kiedy przebywa� na wyspach i wynajmowa� tam dom, zajmowa� ��ko w pokoju, a
Morris zwykle sypia� na werandzie.
By� zm�czony po ca�odniowej podr�y, wi�c usn�� i mia� zakazane sny, kt�re
przyprawia�y go o dziwn� niecierpliwo�� i swego rodzaju ulg�. To przecie� tylko
senne marzenie, wmawia� sobie.
�ni�o mu si�, �e Morris le�y na stole w prosektorium i �pi, a jego ramiona
spoczywaj� nieruchomo wzd�u� bok�w. U powiek brak rz�s, nos jest szeroki i
p�aski, twarz w�ska i tr�jk�tna - za ma�a w por�wnaniu z oczami. To nie jest
cz�owiek, my�la� Nick, brak mu ludzkich cech.
Si�gn�� po skalpel i przeci�� sk�r� oraz g�rn� warstw� mi�ni wzd�u� pi�ciu
szczelin skrzeli na prawym boku Morrisa. Krwawienie by�o niewielkie. Potem u�yje
no�yc do ci�cia ko�ci, przetnie �ebra i przyjrzy si� organom wewn�trznym. Teraz
odsun�� tylko sk�r� i mi�nie, �eby pozna� skomplikowan� budow� skrzeli.
Morris ani drgn��. Nick popatrzy� na m�odzie�cz� twarz i nagle zda� sobie
spraw�, �e ch�opak nie �pi, tylko jest martwy. Na moment ogarn�o go poczucie
ogromnej straty, lecz odsun�� je od siebie. Mimo wewn�trznej pustki dotkn��
pierzastych wypustek skrzeli i planowa� kolejne etapy sekcji.
Obudzi� go szelest palmowych li�ci za oknem, a poranna bryza osuszy�a spocon�
twarz. Na dworze by�o ju� zupe�nie jasno, a �wiat�o wpada�o do pokoju. Morris
znikn�� z werandy. Jego baseball�wka wisia�a na gwo�dziu obok hamaka.
Nick przygotowa� �niadanie z produkt�w zostawionych przez ch�opaka, zjad�
jajecznic� z chlebem i mlekiem. P�nym rankiem ruszy� do miasta.
Margarita, matka Morrisa, prowadzi�a sklepik we w�asnym salonie, gdzie
sprzedawa�a turystom bi�uteri� z czarnego korala, wyst�puj�cego w g��binach.
Zaopatrywa� j� syn.
Dwie kobiety, kt�re przyp�yn�y jachtem - teraz sta� zacumowany w porcie obok
innych - targowa�y si� z ni� o kolczyki z czarnych korali. Nick czeka�, a�
ustal� cen� i p�jd� sobie. Zap�aci�y za bi�uteri� i wysz�y na ulic�, z
ciekawo�ci� zerkaj�c na Nicka.
- Gdzie jest Morris? - zapyta� Margarity.
Pochyli� si� nad kontuarem i zajrza� w ciemne oczy kobiety. By�a kr�pa, a jej
sk�ra mia�a barw� kawy z odrobin� mleka. Nosi�a kwiecist� sukienk�, kt�ra
si�ga�a skromnie tu� za kolana.
Zastanawia� si� niekiedy, co ta ciemnooka kobieta my�li o swoim synu. Nie by�a
rozmowna; podejrzewa� czasami, �e jest troch� niedorozwini�ta. Zadawa� sobie te�
pytanie, jak to si� sta�o, �e przysadzista panna znalaz�a osobliwego kochanka,
odda�a mu si� na pla�y, cho� byli sobie tak obcy, i urodzi�a syna, kt�ry
wsz�dzie jest odmie�cem.
- Morris... wyp�yn�� na morze. Ostatnio robi to cz�ciej. - Kobieta zacz�a
porz�dkowa� koralow� bi�uteri�, bo turystki wszystko porozrzuca�y.
- Kiedy wr�ci?
- Mo�e nigdy. - Wzruszy�a ramionami.
- Dlaczego pani tak m�wi?! - Nick zareagowa� ostrzej, ni� zamierza�. Nie
podnios�a wzroku znad tacy. Wyci�gn�� r�k� nad kontuarem i mocno chwyci� jej
d�o�. - Prosz� na mnie spojrze�. Dlaczego pani tak m�wi?
- Odp�ynie na morze - powiedzia�a cicho. - Tak by� musi. Tam jest jego miejsce.
- Nie odejdzie bez po�egnania.
Chcia�a wyrwa� d�o� z u�cisku, ale trzyma� j� mocno.
- Jego ojciec si� nie po�egna�.
Nick pu�ci� jej r�k�. Rzadko traci� zimn� krew i zdawa� sobie spraw�, �e jest
z�y nie tyle na t� kobiet�, ile na siebie. Odwr�ci� si� i wyszed�, nie m�wi�c do
widzenia.
Ruszy� za�miecon� drog�, a zarazem g��wn� ulic� East Harbor. Skin�� g�ow�
staruszkowi siedz�cemu na werandzie i przywita� si� z kobiet�, kt�ra wiesza�a
pranie na sznurku. Dzie� by� upalny i bezwietrzny.
Czu� si� obco; nigdy nie uznaj� go tu za swojego. Nie mia� poj�cia, co miejscowi
s�dz� o Morrisie i Margaricie. Ch�opak powiedzia� mu, �e wiedz� o podwodnych
mieszka�cach, ale zachowuj� sekret. "�yj� z morza" t�umaczy�. "Gdyby za du�o
gadali, ich sieci zacz�yby p�ka�, a �odzie ton��, wi�c milcz�".
Nick wst�pi� do sklepu spo�ywczego na skraju miasteczka. Za budynkiem wrzyna�
si� w morze zdezelowany pomost.
Przed dziesi�cioma laty pomost by� w lepszym stanie. Nick robi� zakupy w
miasteczku. Wynaj�� na miesi�c motor�wk� i dom na Middle Cay, �eby prowadzi�
badania rafy koralowej.
S�o�ce dotkn�o horyzontu, a jego blask utworzy� na powierzchni wody srebrzyst�
�cie�k�. Z oddali dobiega�y okrzyki i �miech ma�ych ch�opc�w. Na skraju pomostu
siedzia� zapatrzony na morze dzieciak w czerwonej baseball�wce.
Nick kupi� w sklepiku dwie butelki coli. By�y zimne, wyj�te z lod�wki za
kontuarem. Zani�s� je na pomost, a cho� stare deski skrzypia�y pod stopami,
ch�opak si� nie odwr�ci�.
- Napij si� coli - zaproponowa� mu Nick.
Dzieciak mia� brudn� buzi� i ciemne oczy, zbyt wielkie w por�wnaniu z twarz�. Na
szyi nosi� czerwon� chustk�, jego szorty by�y wystrz�pione, a przy koszuli
brakowa�o drugiego guzika. Wzi�� butelk� i bez s�owa upi� pierwszy �yk.
Nick obserwowa� przez chwil� jego rysy, por�wnuj�c je z tamtymi, kt�re
zapami�ta�. Ogarn�� go dziwny spok�j.
- Nie powiniene� nurkowa� po zmroku - oznajmi�. - Jeste� za ma�y, �eby ryzykowa�
spotkanie z rekinem. - Ch�opak u�miechn�� si� i poci�gn�� kolejny �yk, a Nick
zapyta�: - To by�e� ty, prawda? - Usiad� obok niego na pomo�cie, machaj�c nogami
nad powierzchni� wody. - To by�e� ty. - G�os brzmia� stanowczo i pewnie.
- Racja. - Ch�opak popatrzy� na niego ciemnymi, powa�nymi oczyma. - To by�em ja.
Cz�� umys�u Nicka odpowiedzialna za analizowanie danych oraz ich przyjmowanie
lub odrzucanie przyswoi�a te s�owa i zaakceptowa�a je, poniewa� od pocz�tku nie
dawa�a wiary, �e dzieciak by� tylko snem, a rekin z�udzeniem.
- Jak ci na imi�?
- Morris.
- Jestem Nick.
Gdy podali sobie d�onie, zobaczy� b�on� mi�dzy palcami si�gaj�c� od nasady
ka�dego z nich do pierwszego knykcia.
- Pan jest hydrobiologiem? - G�os Morrisa by� zbyt niski jak na jego wiek i
nieco chrapliwy. Wydawa�o si�, �e m�wienie przychodzi mu z trudem.
- Tak.
- Czemu nurkowa� pan noc�?
- Podgl�da�em ryby. Chc� wiedzie�, co si� dzieje na rafie po zmierzchu. -
Wzruszy� ramionami. - Czasami z ciekawo�ci za bardzo ryzykuj�.
Ciemnooki ch�opiec obrzuci� go przeci�g�ym spojrzeniem.
- Tata m�wi, �e powinienem by� zostawi� pana rekinowi. Uwa�a, �e wygada si� pan
przed innymi.
- Nic nikomu nie powiedzia�em - obruszy� si� Nick.
Morris znowu napi� si� coli i nie wypuszczaj�c pustej butelki z r�ki postawi� j�
na pomo�cie. Wpatrywa� si� w twarz Nicka.
- Niech pan zaraz przyrzeknie, �e dotrzyma pan tajemnicy. - Zsun�� baseball�wk�
na ty� g�owy i nadal przygl�da� si� Nickowi. - Poka�� panu takie rzeczy, kt�rych
beze mnie nigdy by pan nie odkry�. - Powiedzia� to ze spokojn� pewno�ci� siebie,
a Nick tylko skin�� g�ow�. - Chodzi o ma�e ryby... te, co �wiec�, prawda? - Z
u�miechem patrzy� na zaskoczonego m�czyzn�. - Celnik m�wi�, �e pana interesuj�.
Znalaz�em miejsce, gdzie je pan zawsze spotka, gdy ksi�yc jest w nowiu.
Widzia�em i takie, o kt�rych nie ma s�owa w podr�cznikach.
- Sk�d mo�esz wiedzie�, co w nich pisz�?
Morris wzruszy� ramionami; jeden p�ynny, posuwisty ruch...
- Czyta�em. Musz� si� na tym zna�.
Po chwili wahania Nick po�o�y� r�k� na dzieci�cej d�oni Morrisa.
- Przyrzekam. - Got�w by� obieca� znacznie wi�cej, �eby si� czego� o nim
dowiedzie�.
- Moja motor�wka jest lepsza od tej - oznajmi� Morris, pogardliwym ruchem g�owy
wskazuj�c ��d� u�ywan� przez Nicka. - Jutro b�d� na Middle Cay.
Rzeczywi�cie przyp�yn�� na wysp� i pokaza� Nickowi takie miejsca, do kt�rych ten
na w�asn� r�k� nigdy by nie trafi�.
Z ciekawo�ci� czyta� jego publikacje.
A b�ona mi�dzy palcami stale ros�a.
Nick kupi� zimn� col� w sklepie spo�ywczym i ruszy� do domu. Morris czeka� na
werandzie; siedzia� na balustradzie i czyta� ich wsp�lny artyku� opublikowany
przez pismo naukowe.
- Przynios�em homary na kolacj� - powiedzia�. Z zamkni�tej drewnianej skrzynki
dochodzi�o ciche skrobanie. Uderzy� w ni� obcasem i na chwil� zrobi�o si� cicho,
a potem odg�osy rozleg�y si� znowu.
- Gdzie by�e�?
- Na wyspach Hog, �owi�em ryby. Teraz wi�ksz� cz�� dnia sp�dzam pod wod�. -
Popatrzy� na Nicka, ale oczy mia� zakryte ciemnymi okularami. - Kiedy
wyje�d�a�e�, mog�em przebywa� pod wod� tylko kilka godzin, ale teraz nie ma
chyba �adnych ogranicze�, za to s�o�ce mnie pali, gdy za d�ugo jestem na
powierzchni.
Nick z�apa� si� na tym, �e obserwuje, jak Morris trzyma czasopismo. B�ona
wsun�a si� g�adko mi�dzy palce. To nie do wiary. Mia� przed sob� istot� o
ludzkich kszta�tach, p�ywaj�c� jak ryba. R�wnie dobrze da�oby si� udowodni�, �e
trzmiele nie potrafi� lata�.
- Co s�dzisz o artykule? - zapyta� ch�opak.
- Niez�y. Mo�na sporo doda�. Obserwowa�em je, chyba si� porozumiewaj�. Samice i
samce r�ni� si� wygl�dem. Zrobi�em staranne notatki. Poka�� ci. Prawdopodobnie
temperatura wody r�wnie� na nie wp�ywa.
Nick my�la� o w�asnej, niemal bolesnej ciekawo�ci. Zawsze taki by�. Chcia�
wiedzie� i rozumie�. Mierzy� Morrisowi temperatur�, s�ucha� bicia jego serca,
bada� przyspieszony oddech po wynurzeniu, sprawdza� zawarto�� tlenu w krwi,
obserwowa� przemiany, lecz tyle pozosta�o jeszcze niewiadomych. Brak
specjalistycznej wiedzy okaza� si� powa�n� przeszkod�; nie by� przecie�
lekarzem, tylko biologiem. Przeprowadzenie niekt�rych bada� oznacza�o, �e Morris
musia�by cierpie�, a nie chcia� zadawa� mu b�lu. O nie, pod �adnym pozorem nie
skrzywdzi�by go.
- Zostawi�em ci na biurku wszystkie moje notatki - powiedzia� ch�opak. -
Powiniene� je przejrze�, nim odp�yn�.
- Na pewno b�dziesz wraca�. -Nick zmarszczy� brwi. - Tw�j ojciec przyp�ywa� tu,
�eby ci� odwiedzi�. Wr�cisz i opowiesz mi, co widzia�e�, zgoda?
Morris po�o�y� czasopismo na balustradzie i zsun�� czapk� do ty�u. Okulary
chroni�y oczy.
- Ocean mnie zmieni - t�umaczy�. - My�li ojca s� g��bokie i przesi�kni�te wod�;
nie zawsze go rozumiem. - Wzruszy� ramionami. - B�d� inny.
- S�dzi�em, �e chcesz zosta� biologiem. Wydawa�o mi si�, �e pragniesz si� uczy�,
a teraz m�wisz, �e zmienisz si� i o wszystkim zapomnisz. - W g�osie Nicka
zabrzmia�a gorycz.
- Nie mam wyboru. Na mnie ju� pora. Na l�dzie nie ma dla mnie miejsca. Jestem tu
obcy.
Nick przechyli� si� przez balustrad� i poczu�, �e zaciska na niej palce. Tak
wiele m�g� si� dowiedzie� od Morrisa. Tyle informacji...
- Czemu s�dzisz, �e tam b�dziesz pasowa�? B�dziesz pami�ta� �ycie na wyspach i
nie zdo�asz si� dostosowa�. Poczujesz si� obcy.
- Znajd� swoje miejsce. Nie mam wyj�cia. Odp�ywam. - Morris zdj�� okulary i
popatrzy� na niego ciemnymi, wilgotnymi oczyma. Homary skroba�y o �ciany pud�a.
W�o�y� okulary, zn�w stukn�� lekko w pokryw� i doda�: - Trzeba przygotowa�
kolacj�, bo si� niecierpliwi�.
Podczas lata na Middle Cay Nick zaprzyja�ni� si� z Morrisem i nabra� pewno�ci,
�e mo�e polega� na jego wiedzy o rafie. Ch�opiec mieszka� na wyspie i chyba czu�
si� tam bezpieczny. Obaj byli r�wnie ciekawi morza.
Ka�dego wieczoru po zachodzie s�o�ca siadywali na pla�y i rozmawiali o rafie,
uniwersyteckiej codzienno�ci, hydrobiologii, rzadziej o Morrisie i jego ojcu.
Ch�opak niewiele o nim wiedzia�.
- Tata opowiada mi ba�nie - t�umaczy� Nickowi. - To wszystko. Z tych ba�ni
wynika, �e wodni ludzie zst�pili z gwiazd. Przybyli dawno temu.
Nick obserwowa� jego palce zag��bione si� w piasku, jakby szuka�y czego�, co
mo�na chwyci�.
- A jakie jest twoje zdanie? - zapyta�, a Morris wzruszy� ramionami.
- Wszystko jedno, ale s�dz�, �e pochodz� z tego �wiata, bo inaczej nie mogliby
parzy� si� z lud�mi. - Przesiewa� bia�y piach b�oniastymi d�o�mi. - Zreszt� to
bez znaczenia. �yj� tu, ale nie jestem cz�owiekiem. - Gdy podni�s� wzrok, ciemne
oczy wyra�a�y poczucie osamotnienia.
Nick pragn�� si�gn�� przez ten skrawek pla�y i chwyci� zimn� r�k�, kt�ra
rozgarnia�a piasek, zag��biaj�c si� w nim i przesypuj�c. Daremnie szuka� s��w
pocieszenia, wi�c milcza� i swoj� obecno�ci� dodawa� ch�opakowi otuchy.
Nick le�a� na pos�aniu ws�uchany w nocne odg�osy. S�ysza�, jak kury s�siada
powoli sadowi� si� na grz�dzie i wiatr porusza palmowymi li��mi. Pr�bowa�
zasn��, lecz nie chcia� �ni�.
Gdy Morris odp�ynie, wi�cej nie wr�ci, pomy�la�. Gdyby tylko mo�na go
zatrzyma�...
Zasn�� w ko�cu i zacz�� �ni�. Dusi� Morrisa nie swoimi r�koma; to by�y d�onie
ojca: ch�odne, czyste, okrutnie sprawne. Jego ojciec by� nauczycielem biologii w
szkole �redniej, ale mia� wi�ksze ambicje. Nauczy� go u�mierca� �aby, trzyma� je
mocno i wbija� skalpel u nasady czaszki. "To zwyk�y p�az" - t�umaczy�.
D�onie ojca zaciska�y si� na gardle Morrisa, a Nick my�la�: "Mog� skr�ci� mu
kark szybko i bezbole�nie. Przecie� nie jest cz�owiekiem".
Obudzi� si� i zacisn�� r�ce, jakby chcia� je powstrzyma� od wyrz�dzenia szkody.
Dr�a�, cho� noc by�a ciep�a. Usiad� na brzegu ��ka, lecz d�onie nadal mia�
zaci�ni�te, a potem wyszed� na werand�, gdzie sypia� Morris.
Ch�opak znikn��; hamak by� pusty. Nick popatrzy� na opustosza�� ulic� i opu�ci�
r�ce. Wr�ci� do ��ka, zapad� w drzemk� i s�ysza� g�osy zmieszane z szumem
nocnego wiatru. Przez szmery przebija� si� pe�en goryczy ton jego by�ej �ony,
kt�ra m�wi�a: "Odchodz�. Nie kochasz mnie, jestem dla ciebie obiektem bada�.
Odchodz�".
S�ysza� ojca powtarzaj�cego, �e zwierz�ta nie odczuwaj� b�lu, �e to wszystko dla
dobra nauki. W ko�cu zasn�� g��boko, a rano nie chcia� wspomina� koszmar�w.
Gdy sko�czy� �niadanie, Morrisa wci�� nie by�o. Przeczyta� jego notatki, bardzo
dok�adne i staranne, i opracowa� konspekt nast�pnego artyku�u o �wiec�cych
rybach. Tym razem Morris zostanie wymieniony jako g��wny autor.
Ch�opak wr�ci� p�nym popo�udniem. Nick podni�s� wzrok znad zapisk�w, spojrza� w
oczy zas�oni�te okularami i pomy�la� o �mierci, ale wola� o niej zapomnie�.
- Przysz�o mi do g�owy, �e mogliby�my pop�yn�� na Middle Cay i zje�� tam kolacj�
- powiedzia� Morris. - Przynios�em ma��e i krewetki. Zabierzemy kocher i tam je
przygotujemy.
- Tak. Dobry pomys�. - Nick nerwowo stuka� o��wkiem w notatnik.
Morris kierowa� motor�wk� ku Middle Cay. Pod powierzchni� Nick dostrzega�
pier�cie� rafy opasuj�cej wysp� - smugi b��kitu i zieleni w wodzie. Tu i �wdzie
pojawia�y si� zag��bienia. Ch�opiec przep�yn�� najszerszym z nich w stron�
pla�y, wy��czy� silnik i pozwoli� �odzi dryfowa�.
Postawili kocher na p�askim skrawku pla�y os�oni�tym pniem zwalonej palmy.
Morris ostuka� muszle, otworzy� je, a potem wrzuci� ma��e i krewetki do rondla.
S�czyli piwo, czekaj�c, a� potrawa b�dzie gotowa. Jedli z blaszanych misek,
rami� przy ramieniu oparci plecami o le��cy pie� palmy.
- Zatrzymaj sobie motor�wk� - powiedzia� nagle Morris. - My�l�, �e ci si�
przyda. - Os�upia�y Nick popatrzy� na niego. - Notatki zostawi�em na biurku.
Stara�em si� robi� je najstaranniej, jak potrafi�. - Nick obserwowa� jego twarz.
- Dzi� w nocy odp�yn�. Tata ma si� tu ze mn� spotka�.
S�o�ce zasz�o i wieczorna bryza wzbudzi�a fale na g�adkiej powierzchni wody.
Morris sko�czy� piwo i postawi� butelk� obok kochera.
Wsta�, zdj�� koszul� i �ci�gn�� spodnie. Szczeliny skrzeli uk�ada�y si�
r�wnolegle - pierwsze tu� pod klatk� piersiow�, ostatnie nad biodrami. Gdy
ruszy� w stron� morza, Nick zauwa�y�, �e ch�opak jest muskularniejszy ni�
dawniej.
- Poczekaj! - rzuci�. - Jeszcze chwil�.
- Ju� pora. - Morris odwr�ci� si� i popatrzy� na niego. - W motor�wce s� p�etwy
i maska. Odprowad� mnie kawa�ek.
Morris wp�yn�� jako pierwszy w przesmyk rafy, Nick w masce i p�etwach sun�� za
nim. Zapada� zmierzch. Woda pociemnia�a, a jej powierzchnia l�ni�a srebrzy�cie.
Noc wydawa�a si� nierzeczywista; mrok sprawia�, �e przypomina�a senne marzenie.
Plusk bij�cych o fale st�p Nicka rozbrzmiewa� zbyt g�o�no. Woda obmywaj�ca sk�r�
sprawia�a wra�enie za ciep�ej. Morris p�yn�� przodem, coraz dalszy i mniejszy.
Nick nosi� przy pasku n�. Zawsze mia� go przy sobie. Nagle zorientowa� si�, �e
si�ga po niego i wznosi do ciosu. N� by� masywny, zdatny do od�upywania ska� i
otwierania muszli. Pomy�la�, �e najlepiej b�dzie u�y� go jak pa�ki i
niespodziewanie uderzy� r�koje�ci� z ty�u. To wystarczy. Je�li zawo�a Morrisa,
ten zwolni i b�dzie go mo�na dogoni�.
G�os zawi�d�. Jeszcze chwila. D�o� �ciska�a n� wzniesiony do ciosu, ale Nick
nie m�g� krzykn��. Jeszcze nie.
Gdy wyp�yn�li na otwarte morze, zmieni�a si� temperatura. Woda zawirowa�a wok�
jego n�g, jakby obok przep�yn�o du�e stworzenie.
Ani �ladu Morrisa na g�adkiej powierzchni, nad kt�r� nie wida� teraz jego g�owy,
kt�ra przedtem wynurza�a si� raz po raz.
- Morris! - krzykn�� Nick. - Morris!
Wtedy ich dostrzeg�. Niewyra�ne kszta�ty w g��binie. Morris: smuk�y, niemal
ludzki. Jego ojciec: cz�ekokszta�tny, ale inny. Ramiona istoty mia�y dziwny
zarys, nogi by�y zbyt grube i muskularne.
Morris by� w zasi�gu r�ki, lecz Nick nie zaatakowa�. Gdy ch�opak wyci�gn�� zimn�
r�k� i �agodnie dotkn�� jego r�ki, n� wysun�� si� z palc�w, a Nick tylko
patrzy�, jak opada na dno.
Ojciec Morrisa odwr�ci� si� w wodzie, �eby spojrze� na Nicka, kt�ry niczego nie
wyczyta� z oczu niepodobnych do ludzkich; by�y zimne, ciemne, oboj�tne.
Sprawia�y wra�enie czarnych i pustych jak �lepia rekina. Nick spojrza� na
Morrisa. Ch�opak dotkn�� ojcowskiego ramienia, zach�caj�c do odp�yni�cia w
mroczn� g��bi�.
- Morris! - krzykn�� Nick, cho� zdawa� sobie spraw�, �e ch�opak go nie us�yszy.
Z szale�cz� si�� bi� wod� stopami, nie dbaj�c o stracony n�. Nie chcia�
zatrzyma� Morrisa. Pragn�� za nim pod��y� i p�ywa� z delfinami, i poznawa�
morze.
Pod nim by�a ciemno��, ch�odna g��bia. Wyczuwa� ruch pr�d�w morskich. P�yn��
beztrosko, nie oszcz�dzaj�c si�. Coraz s�abiej uderza� stopami. Spojrza� na
mroczny przestw�r i opad� w g��b bez oporu.
Poczu�, �e zimne rami� opasuje jego barki. Zakrztusi� si� wod�, gdy ci�gni�to go
ku powierzchni. Zakaszla� raz i drugi, d�awi�c si� mieszanin� powietrza i piany.
Charcza�, stawiaj�c op�r, ale wybawca nadal go holowa�.
Bezw�adna stopa zaczepi�a o koralowiec, potem dotkn�a piasku, kt�ry zachrz�ci�
pod plecami, kiedy wywleczono Nicka ku pla�y. Znikn�a maska zerwana z twarzy,
wi�c obr�ci� si� na bok, kaszl�c i pluj�c morsk� wod�.
Morris przykucn�� obok, a zimna, b�oniasta d�o� wci�� dotyka�a barku Nicka,
kt�ry popatrzy� mu w twarz i czarne oczy, pozbawione wyrazu jak lustrzane szk�a
okular�w.
- �egnaj, Nick - szepn�� chrapliwie Morris. - �egnaj.
Jego d�o� jeszcze przez moment spoczywa�a na ramieniu m�czyzny. Potem wsta� i
wr�ci� do morza.
Nick le�a� na plecach, obserwuj�c gwiazdy. Wkr�tce zacz�� oddycha� swobodniej.
Podni�s� le��c� na pla�y czapk� Morrisa i bezmy�lnie obraca� j� w d�oniach.
Wyczo�ga� si� z wody i le�a� wsparty plecami o zwalony pie�. Spogl�da� na morze
i gwiazdy, zastanawiaj�c si�, jak opisa� rozstanie z Morrisem i jego ojcem. Nie.
To zdarzenie nie mo�e by� zapisane. Ca�kiem zb�dne jest ujmowanie go w s�owa.
Nie potrzebowa� robi� notatek.
W�o�y� czerwon� baseball�wk� i naci�gn�� j� na oczy, a gdy zasn�� z g�ow� na
pniu, �ni� o g��bokiej ciemno�ci pod srebrzyst� powierzchni� morza.
Prze�o�y�a Iwona ��towska
PATRICE ANNE MURPHY
Pisarka ameryka�ska, ur. 19 marca 1955 r. Debiutowa�a opowiadaniem "Nightbird at
the Window" (1979). Powie�� "The Shadow Hunter" (1982) to SF o cz�owieku z epoki
kamiennej przeniesionym w odci�t� od natury cywilizacj� przysz�o�ci. Najlepsz�
powie�ci� Murphy jest "Upadaj�ca kobieta" (1986, Nebula 1987, wydana w Polsce w
serii "Kameleon" Zyska i S-ki), subtelna psychologicznie historia o archeolo�ce
ameryka�skiej na �yciowym rozdro�u i jej c�rce, kt�rym zagra�aj� duchy Maj�w.
Trzecia powie�� "The City, Not Long After" (1988), ukazuje postatomow�
spo�eczno�� �agodnych duchem artyst�w San Francisco, kt�rzy musz� odeprze�
inwazj� fundamentalist�w. Czwarta, "Nadya" (1996), dzieje si� w latach
trzydziestych XIX wieku na pograniczu Missouri, a jej bohaterka, m�oda kobieta,
odkrywa, �e jest wilko�aczk�. Pi�ta to "Hobbit" opowiedziany jako brawurowa
space opera: "There and Back Again: By Max Merriwell" (2000). W sz�stej, "Wild
Angel" ( ) przeplataj� si� echa "Ksi�gi d�ungli" i cyklu o
Tarzanie. Zbi�r "Points of Departure" (1990) otrzyma� Philip K. Dick Memorial
Award. Jej najs�ynniejsze opowiadanie nosi tytu� "Zakochana Rachela" (1987, wyd.
osobne 1992, Nebula i Theodore Sturgeon Memorial Award).
Opowiadanie "Na wyspach" ukaza�o si� po raz pierwszy w magazynie "Amazing"
3/83.
MSN
1