Lindsay Yvonne - Seks to za mało
Szczegóły |
Tytuł |
Lindsay Yvonne - Seks to za mało |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Lindsay Yvonne - Seks to za mało PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Lindsay Yvonne - Seks to za mało PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Lindsay Yvonne - Seks to za mało - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Yvonne Lindsay
Seks to za mało
Strona 2
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Czekając na prywatnej przystani jachtowej u wybrzeży jeziora Whakatipu, Mia
Parker po raz enty wygładziła kostium. Była ciekawa nowego gościa, który wkrótce miał
przypłynąć, by spędzić miesiąc w jej luksusowym ośrodku wypoczynkowym.
- Jak myślisz, jaki on będzie? - spytała czekająca wraz z nią matka.
- Nie wiem, ale płaci nam dostatecznie dużo, żeby nie okazywać mu zbytniego za-
interesowania - odparła nieco zdenerwowana Mia.
Po raz kolejny powiedziała sobie, że jej niepokój nie ma żadnego uzasadnienia.
Bogaty i ustosunkowany Benedict del Castillo szukał odludnego miejsca, w którym
mógłby odzyskać zdrowie po ciężkim wypadku samochodowym. Interesujące było jedy-
nie to, że wynajął cały hotelik i ośrodek spa na miesiąc na wyłączność, i to za całkiem
sporą sumę.
R
Skoro był tak bogaty, to po co jechał aż na drugą półkulę? Czy w Europie nie ma
L
równie luksusowych, zapewniających anonimowość ośrodków, położonych przecież
znacznie bliżej jego zamku na Morzu Śródziemnym? Co sprawiło, że Benedict del Ca-
T
stillo zapragnął wyruszyć w tak daleką podróż?
- Spodziewam się, że będzie wysoki i przystojny, a do tego kawaler - oznajmiła
matka z przekonaniem.
- Nie wiedziałam, że szukasz męża, mamo - zakpiła Mia dobrodusznie, dobrze
wiedząc, że Elsa Parker nadal tęskni za zmarłym przed trzema laty małżonkiem.
- Nie próbuj zmieniać tematu, przecież wiesz, że chodzi mi o ciebie - żachnęła się
matka. - Najwyższa pora, żebyś przestała się wreszcie ukrywać na tym odludziu.
- Nie ukrywam się, tylko próbuję rozwinąć firmę. A ten gość zapewni nam bezpie-
czeństwo finansowe, co jest dla mnie ważniejsze od romansów. - Skoro za to płacił, była
gotowa zapewnić mu tyle dyskrecji, ile sobie życzył.
W oddali ujrzała imponującą sylwetkę luksusowej łodzi motorowej, wiozącej na
pokładzie tajemniczego gościa. Jak to dobrze, że zlekceważyła podszepty kierownika
banku, który po samobójczej śmierci ojca i ujawnieniu prawdziwego stanu finansów ro-
dziny radził jej korzystnie sprzedać łódź.
Strona 3
Motorówka zbliżyła się już na tyle, że Mia mogła rozróżnić stojące na dziobie trzy
postaci. Po prawej stał Don, kapitan jednostki i człowiek do wszystkiego, jednym sło-
wem podpora ośrodka. Obok niego dwaj mężczyźni, zapewne gość i jego osobisty trener,
bo stary ojciec Dona, który samorzutnie mianował się majtkiem, czekał już na głównym
pokładzie z cumą w ręce.
Zdenerwowanie Mii wzrosło. Tak wiele zależy od zadowolenia ekskluzywnego go-
ścia. Cały personel ośrodka miał być na jego usługi.
- Wszystko gotowe, prawda? - Mia zwróciła się do matki w nagłym ataku paniki.
- Uspokój się, Mia, zapięte na ostatni guzik. Pan del Castillo będzie w apartamen-
cie na piętrze, a jego trener w jednym z bungalowów, kuchnia zna jego upodobania co do
potraw i trunków, limuzyna z szoferem czeka w Queenstown na każde zawołanie, a ty
sporządziłaś plan zabiegów w spa. Jeśli nawet o czymś zapomniałyśmy, to bez problemu
załatwimy to w trakcie pobytu.
R
Mia zręcznie chwyciła linę i przycumowała jednostkę. Ojciec Dona wyskoczył na
L
nabrzeże i umocował trap. Mia przywołała promienny uśmiech na twarz. Jako pierwszy
wysiadł szczupły wysportowany blondyn, ubrany w zwyczajne dżinsy i lekką kurtkę nar-
T
ciarską. Zapewne osobisty trener, pomyślała Mia. Pan del Castillo musi bardzo poważnie
traktować kwestię swojego powrotu do zdrowia, skoro wynajął takiego fachowca.
- Cześć - zawołał blondyn, potrząsając z entuzjazmem jej dłonią. - Miło mi cię po-
znać, nazywam się Andre Silvain. Dla przyjaciół Andre - dodał ze śmiechem.
Francuz, sądząc po akcencie, uznała Mia. Przywitała go, przedstawiła matkę oraz
siebie i zapewniła, że Andre znajdzie w ośrodku potrzebny mu sprzęt do rehabilitacji.
- To fantastyczne miejsce! - zawołał blondyn. - Jestem pewien, że ja i Ben będzie-
my się tu wspaniale czuli.
Jego entuzjazm był zaraźliwy, toteż Mia odpowiedziała mu szczerym uśmiechem.
Potem spojrzała w kierunku utykającego przy schodzeniu z trapu mężczyzny. Ubrany na
czarno i stanowczo zbyt ciepło jak na nowozelandzką zimę, poruszał się wolno, jedną
ręką przytrzymując się relingu. Nie widziała jego twarzy, ale w jego sylwetce było coś
mgliście znajomego. Wiatr szarpał elegancki jedwabny szal, jaki mężczyzna obwiązał
wokół szyi. Mia ujrzała cień zarostu i niezwykłą u południowca bladość cery. Mocniej-
Strona 4
szy podmuch zmierzwił nieco za długie włosy, ukazując szerokie czoło. Zmieszanie Mii
wzrosło, gdy mężczyzna podniósł głowę i utkwił w niej spojrzenie ciemnobrązowych
oczu.
Zdjęta paniką pomyślała, że za chwilę stanie przed nią człowiek, z którym znajo-
mość uznała za największy błąd swojego życia.
Benedict del Castillo poczuł dreszcz, mimo że miał na sobie gruby wełniany
płaszcz do kolan, i mocniej ścisnął reling. Natychmiast rozpoznał stojącą na nabrzeżu
kobietę. Jego serce gwałtownie przyspieszyło pod wpływem bolesnego przeczucia.
Ponad trzy i pół roku temu poznał ją podczas sylwestrowego przyjęcia u nowoze-
landzkich przyjaciół, choć nie wyjawiła mu wówczas imienia i kazała nazywać się po
prostu M. Jego ciało zapamiętało ją na zawsze, bo z niewieloma kobietami łączyła go tak
intymna, choć krótka zażyłość. Czy to możliwe, by spotkali się teraz na krańcu Ziemi?
Omiótł wzrokiem jej postać w źle dopasowanym kostiumie, który ukrywał raczej,
niż podkreślał jej ponętne, jak zapamiętał, kształty.
R
L
- Witam w moim ośrodku, panie del Castillo. Nazywam się Mia Parker. Mam na-
dzieję, że miło spędzi pan tu czas.
- Dlaczego tak formalnie, M.?
T
W jej oczach mignął strach. Wyraźnie wolała nie pamiętać, że kiedy się ostatnio
widzieli, oddawali się wyuzdanym rozkoszom i robili wszystko, by osiągnąć najwyższą
satysfakcję. Zważywszy na okoliczności, rozumiał jej chłodny dystans. Chciała się profe-
sjonalnie zachować wobec swego gościa. Ale strach? Czego, u licha, ona się boi?
Ujął rękę Mii i podniósł do ust. Wyczuwając jej zakłopotanie, pozwolił sobie na
lekko drwiący uśmiech. Ku jego rozbawieniu wyrwała mu dłoń i potarła ją o spodnie, po
czym przemówiła sztywno:
- Mam nadzieję, że pobyt będzie przyjemny. Mój personel dołożył wszelkich sta-
rań, żeby spełnić pańskie specyficzne wymagania.
- A ty, skarbie? Czy także zamierzasz - nie mógł się powstrzymać przed dwu-
znacznym żartem - dołożyć wszelkich starań?
Jej aksamitne policzki mocno się zaczerwieniły.
Strona 5
- Będę współpracowała z pańskim trenerem, aby jak najprędzej powrócił pan do
zdrowia - odrzekła nieco drżącym głosem.
Powrót do zdrowia.
Benedict poczuł niesmak, a jego rozbawienie od razu się ulotniło. Na wspomnienie
wypadku, spowodowanego wyłącznie przez jego własną lekkomyślność i głupotę, ogar-
nęła go furia. Nadal nie potrafił się z tym pogodzić. Z trudem stłumił gniew i skupił
uwagę na oczywistym zmieszaniu M. Mia Parker budziła w nim prawdziwe zaciekawie-
nie.
- Nie wątpię - skwitował. - A kim jest ta urocza dama?
- O, przepraszam - bąknęła Mia z widocznym zakłopotaniem. - To moja matka, El-
sa Parker. Razem prowadzimy ośrodek.
Benedict del Castillo powitał kobietę staroświeckim pocałunkiem w grzbiet dłoni.
Mia wskazała zaparkowane nieopodal dwa wózki golfowe.
- Don odwiezie pana wraz z bagażami do hotelu.
R
L
Uznał, że nie pozwoli jej tak łatwo się wymigać.
- Chętnie się przejdę, a ty jedź, Andre. Zaprowadzi mnie panna Parker.
ski.
T
- Twoje kule zostały na jachcie - zauważył trener.
- Nie szkodzi. Im szybciej nauczę się obywać bez nich, tym lepiej.
- Niedawno wyszedłeś ze szpitala. Proponuję, żebyś przynajmniej skorzystał z la-
Ben skrzywił się z niechęcią. Miał już dość swego kalectwa i z dala od ciekawskich
oczu dziennikarzy zamierzał odzyskać pełnię formy. Zerknął na swą towarzyszkę. Już
wiedział, od czego zacznie.
Idąc niespiesznie do hotelu, Mia wspominała okoliczności, w jakich poznała Bene-
dicta. Było to przyjęcie sylwestrowe w jednej z winnic w Gibbston Valley. Spędziła z
tym niezwykłym mężczyzną jeden cudowny dzień i dwie szalone noce.
Teraz był jej gościem i tylko tak powinna go traktować. Nagle przypomniała sobie,
że chcąc mu zapewnić maksimum prywatności, dała drugiej masażystce urlop, zamierza-
jąc osobiście się zająć klientem. Będzie musiała dotykać jego wspaniałego ciała! Wciąż
pamiętała jego opalony tors i smak brodawek. Zrobiło jej się gorąco.
Strona 6
Zmieniła się, nie była już tamtą szaloną dziewczyną, która tarzała się z nim w
zmiętej pościeli. Miała teraz nowe życie, nowe obowiązki... W ciągu trzech lat straciła
ojca i prawie cały majątek. Za to zyskała Jaspera. Musi pamiętać o synu, zrobić wszyst-
ko, by mu zapewnić dobrobyt. Jest teraz przede wszystkim matką i właścicielką firmy, a
nie postrzeloną imprezowiczką, która nigdy nie martwiła się o pieniądze.
Lecz wspomnienia nie chciały jej opuścić. By się im oprzeć, zaczęła w duchu po-
wtarzać pewną liczbę. Właśnie tyle była winna bankowi. Zapłata Benedicta za miesięcz-
ny pobyt w ośrodku na specjalnych warunkach pozwoli jej zwrócić znaczną część tej
sumy. Tylko to się teraz liczy.
A gdyby zapragnął podjąć przerwany trzy lata temu wątek? Na tę myśl zabrakło jej
tchu. Musi starać się go zadowolić, nie wolno jej go zdenerwować. Łatwo mogła sobie
wyobrazić, że Benedict zechce powtórzyć ich ówczesne namiętne noce.
Potrząsnęła głową. Nie ma mowy, musi zachować trzeźwy i chłodny profesjona-
lizm, to najlepsza taktyka. Oraz pamiętać o Jasperze.
R
L
Niespełna trzyletni chłopiec był jej największym skarbem. Należał tylko do niej i
wiedziała, że zrobi wszystko, by go ochronić.
T
Ze wzrokiem utkwionym w dal zmierzała do hotelu, usiłując nie myśleć o kuśtyka-
jącym za nią mężczyźnie, od którego zależy teraz jej dalsze życie.
Benedict del Castillo nie wie, że ma dziecko.
Strona 7
ROZDZIAŁ DRUGI
- Wanna z jacuzzi jest tam, a jeśli woli pan korzystać z prysznica, to w kabinie
znajduje się ławka.
Zirytowany Benedict z trudem powstrzymał się przed zgryźliwą odpowiedzią. Nie
cierpiał, kiedy traktowano go jak kalekę, który musi mieć w kabinie ławkę. Tłumaczył
sobie, że Mia po prostu przedstawia mu różne udogodnienia. Nie jest jedną z tłumu by-
łych dziewczyn, które chciały się nim „zaopiekować" po wyjściu ze szpitala, by sprzedać
brukowcom sensacyjny materiał.
W końcu musiał się ukryć w zamku, w którym jego ród zamieszkiwał od ponad
trzystu lat. Dziadek i najstarszy brat przyjęli go ciepło, a bratowa zapewniła mu dobrą
opiekę, ale i tak się tam dusił.
Do diabła, przecież przeżył. Wiele godzin spędził uwięziony we wraku auta, wal-
R
cząc z ogarniającymi go słabością oraz bólem. Nie zamierzał się poddawać.
L
To koszmarne doświadczenie pozwoliło mu inaczej spojrzeć na wiele spraw.
Uświadomił sobie, że życie jest bezcenne, a czasu nie wolno marnować, nikt bowiem nie
T
wie, ile mu go jeszcze zostało. W ciemności tamtej strasznej nocy zrozumiał też wartość
rodziny i złożonych krewnym przyrzeczeń, które należy honorować. Wtedy skończyło
się jego dotychczasowe życie nawykłego do korzystania z przywilejów hedonisty.
Wyjrzał przez panoramiczne okno na wspaniale utrzymany teren posiadłości. Przy-
strzyżony trawnik przecinała ścieżka wiodąca do jeziora. Podłużna ołowiana chmura za-
wisła nisko nad łańcuchem gór otaczających Whakatipu, niczym skaza na doskonałym
obrazie. Znakomity przykład, czym stało się jego życie.
Było skażone, obarczone błędem, odkąd lekarze oznajmili mu, że na skutek odnie-
sionych obrażeń stał się bezpłodny. Mimo pozorów zdrowia różnił się od innych męż-
czyzn. Nie będzie miał potomka, a co za tym idzie, pradawna klątwa guwernantki nie
straci mocy.
Stara legenda wisiała nad jego rodem od lat, ale ani Ben, ani jego bracia nie trak-
towali jej poważnie, dopóki dziadek śmiertelnie nie zachorował. Starzec wierzył, że wy-
zdrowieje tylko wtedy, gdy jego trzej wnukowie ożenią się i będą mieli dzieci.
Strona 8
Najstarszy Alex był już żonaty i wkrótce doczeka się pewnie potomka. Średni
Reynard był zaręczony ze śliczną dziewczyną. Dziadek zaczął wierzyć, że jeszcze nie
wszystko jest stracone. Do pełni szczęścia brakowało mu jedynie obietnicy Benedicta.
Oto słowa, jakie wypowiedział do wnuka przed jego wyjazdem z wyspy: „Teraz
wszystko zależy od ciebie. Jeśli zawiedziesz, klątwa nie straci mocy i ród del Castillów
zniknie z powierzchni Ziemi".
Ben nieuważnie słuchał wyjaśnień Mii na temat obsługi sprzętu audiowizualnego
ukrytego dyskretnie za ręcznie malowanym parawanem z jedwabiu. Nigdy nie wierzył w
klątwę porzuconej kochanki jednego ze swych przodków. Mimo to przyrzekł braciom, że
zrobi to, co konieczne, by dziadek mógł spędzić w spokoju ostatnie lata życia.
Niemożność spełnienia tej obietnicy bardzo mu ciążyła. Dziadek wychowywał
wnuków po tragicznej śmierci rodziców. Byli mu winni wdzięczność oraz miłość. Bez
względu na to, co Ben myślał o klątwie, dziadek święcie w nią wierzył i tylko to się li-
czyło.
R
L
Złożona cztery miesiące temu obietnica stała się niemożliwa do spełnienia.
Ogarnął go gniew na samego siebie. Dobrze wiedział, czym ryzykuje, pędząc nad-
T
morską arterią, a jednak to zlekceważył. Kochał ryzyko, a teraz musi za to zapłacić.
Spojrzał na Mię, która dalej coś mu tłumaczyła, lecz niewiele z tego do niego do-
cierało. Popołudniowe słońce spowiło jej ponętną postać ciepłym blaskiem, podkreślają-
cym miodową barwę ciasno związanych włosów. Zapragnął je rozpuścić i sprawdzić, czy
nadal wydają się tak jedwabiste i czy wciąż pachną świeżością.
- To chyba wszystko. Zostawię pana teraz, proszę się rozgościć. Jeśli czegoś będzie
pan potrzebował, proszę się skontaktować z recepcją.
Mia stała w drzwiach apartamentu, najwyraźniej zakończywszy wyjaśnienia. Wbił
w nią zaciekawiony wzrok, nie będąc w stanie odsunąć napływających mu na myśl obra-
zów ich dawnej namiętności.
Pod wpływem jego przenikliwego spojrzenia Mia znów się zaczerwieniła. Uwiel-
biał patrzeć, jak jej profesjonalny chłód znika bez śladu. Ona też pamięta. Jeżeli sądziła,
że bezkształtny kostiumik, jaki miała na sobie, ukryje przed nim powaby jej ciała, to gru-
bo się myliła. Co więcej, stanowiła dla niego wyzwanie, a on uwielbiał wyzwania.
Strona 9
- Staramy się spełniać życzenia naszych klientów, panie del Castillo... - dodała nie-
pewnie.
- Mów do mnie Ben - poprosił. - Formalności przecież mamy już za sobą, prawda?
Podszedł do niej i grzbietem dłoni musnął jej policzek. Szarpnęła głową w bok i
odskoczyła, ale wcześniej Ben poczuł mrowienie w palcach. O tak, obecność Mii Parker
z pewnością pomoże mu w rekonwalescencji.
- To nie jest stosowne zachowanie, panie del Castillo. Gdyby jednak potrzebował
pan towarzystwa, wystarczy udać się do miasta - powiedziała lodowatym tonem, cofając
się jeszcze dalej.
Nie należał do mężczyzn, którzy się narzucają, lecz przecież rozstali się w przyjaź-
ni. Czy tak trudno sobie wyobrazić powrót do dawnej zażyłości, zwłaszcza że los postą-
pił z nim tak okrutnie?
- Skarbie, nie przypominam sobie, żebyś się przejmowała tym, co wypada, a co
nie.
R
L
Wciągnęła ze świstem powietrze. Widział, że Mia z trudem zachowuje nad sobą
kontrolę. Nim odpowiedziała, w jej zielonych oczach rozbłysnął płomień gniewu.
T
- To było dawno. Zmieniłam się.
- Ludzie aż tak się nie zmieniają, jeśli chcą być ze sobą szczerzy. Łączyło nas coś
wyjątkowego. Czy naprawdę nie masz ochoty do tego wrócić?
- Nie mam - odparła krótko. Uwagi Bena nie uszedł jednak błysk jej oczu i pulso-
wanie żyłki na skroni. - Proszę wybaczyć, muszę wracać do pracy.
Delikatnie zamknęła za sobą drzwi, co świadczyło o jej opanowaniu. Mimo to wy-
czuwał, że pod postacią chłodnej właścicielki ośrodka kryje się roznamiętniona Mia, jaką
tak dobrze pamiętał. Odnaleźć ją - oto wyzwanie godne Benedicta del Castilla.
Czując, że nerwy ma napięte jak postronki, Mia nakazywała sobie iść spokojnie,
choć miała ochotę biec. Jej nadzieje, że Benedict zachowa się jak dżentelmen i nie
wspomni o przeszłości, okazały się płonne. Co gorsza, miał rację; ich związek był wyjąt-
kowy. Mimo to nie była gotowa rezygnować z życia, jakie z trudem zbudowała, by na
nowo odkryć rozkosz, jakiej zażywała w jego ramionach. Dawna Mia z chęcią skorzysta-
Strona 10
łaby z szansy ponownego nawiązania romansu, ale obecna Mia nie była już tak lek-
komyślna. Powrót do dni beztroskich szaleństw był obecnie wykluczony.
Przez ostatnich kilkanaście miesięcy skupiła się na rozwoju firmy i zyskała szacu-
nek w świecie biznesu. Nie zamierzała tego stracić, zwłaszcza dla mężczyzny o reputacji
playboya, choć dawniej propozycja ta wydawałaby się jej kusząca.
Nieco uspokojona znalazła schronienia w biurze. Zamknęła drzwi i głęboko ode-
tchnęła.
Za żadne skarby świata nie narazi na szwank pomyślności swej rodziny. Samobój-
stwo ojca było niesłychanym nadużyciem miłości oraz zaufania, jakie do siebie żywili. Z
trudem zdołała wyrwać matkę z otchłani rozpaczy. Nie wolno jej teraz zawieść matki ani
synka.
Wiele wysiłku włożyła w utrzymanie zadłużonej posiadłości. Wraz z matką i sy-
nem musiała się przenieść do dawnego domu dla gości, a klientom pozostawić główną
R
siedzibę, która została przerobiona na luksusowy hotel. Najważniejsze, że ich trójka
L
wciąż ma dach nad głową.
Musnęła opuszkami palców policzek w miejscu, którego dotknął Benedict. Jakże
T
kusząca była myśl o powrocie do przeszłości! Ach, żeby tak oderwać się choć na chwilę
od nużących obowiązków właścicielki hotelu i ośrodka spa, wzorowej matki i córki.
Przez dwadzieścia trzy lata życia uważała, że wszystko jej się należy. Opływając w
dostatki, o nic się nie troszczyła. Z powodu zwykłego kaprysu poszła kiedyś na kurs ma-
sażu leczniczego, a teraz okazało się to dobrym źródłem utrzymania.
Prawdę mówiąc, musiała szybko dorosnąć. Najpierw dowiedziała się, że jest w cią-
ży z mężczyzną, o którym nic nie wiedziała. Wkrótce potem ojciec wyznał, że ma długi, i
odebrał sobie życie.
To były trudne dni, wypełnione niekończącymi się oskarżeniami, smutkiem i roz-
paczą. Brukowce pisały o niej niemal codziennie, ogłaszając, że jest winna załamania
nerwowego ojca. Mimo to poradziła sobie i przetrwała. Teraz także zamierzała sobie po-
radzić.
Benedict del Castillo przyjechał tu na miesiąc. Nie musi się dowiedzieć o istnieniu
owocu ich namiętności. Jasper jest jej synem. Za nic go nie straci.
Strona 11
Nie miała pojęcia, jakim człowiekiem jest właściwie Benedict. Tamtego lata był
równie beztroski i szalony jak ona. Gdy zaproponowała mu idiotyczną zabawę w anoni-
mowość, zgodził się bez wahania. Czy potrafiłby unieść ciężar ojcostwa? Teraz wydawał
się poważniejszy, a jednak zaproponował jej powrót do dawnej zażyłości. Sam powie-
dział, że człowiek radykalnie się nie zmienia. Ona jednak nie potrzebuje playboya w ży-
ciu małego Jaspera.
Przez jakiś czas zastanawiała się, czyby nie odszukać kochanka i nie poinformo-
wać go, że został ojcem. Przyszło jej jednak do głowy, że on może zechcieć odebrać jej
syna. Wobec tego całą energię poświęciła na utrzymanie posiadłości po śmierci własnego
ojca, gdzie jej nieliczna rodzina mogła się czuć bezpiecznie.
Jej syn miał tu poczucie stabilizacji: bezgranicznie kochającą go babcię, kolegów
w żłobku, w którym przebywał przez kilka godzin dziennie, oraz matczyną miłość i
opiekę. W obecnej sytuacji nietrudno będzie dopilnować, by się nie natknął na ojca. Gdy
Mia będzie w pracy, wnukiem zajmie się babcia.
R
L
Mia była zdecydowana zrobić wszystko, co w jej mocy, aby utrzymać dotychcza-
sowy tryb życia. Wymagania Benedicta nie były skomplikowane - zależało mu na luksu-
najlepsze, i nic poza tym.
T
sie, prywatności i terapii, za co nader hojnie zapłacił. Za pieniądze miał otrzymać to, co
Wzdrygnęła się, słysząc pukanie do drzwi. Jej puls natychmiast przyspieszył.
Wzięła głęboki oddech i nacisnęła klamkę, by nie ulec impulsowi i nie udać, że jej nie
ma w biurze. Przywykła do stawiania czoła przeciwnościom losu. Jeśli za drzwiami cze-
ka Benedict del Castillo, jemu też stawi czoła.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam - rzekł z uśmiechem Andre Silvain. - Sala
gimnastyczna jest zamknięta, a chciałbym ją obejrzeć.
- Zaraz ją pokażę - odrzekła. - Chodźmy do recepcji, tam są klucze do sali i do ba-
senu.
Załatwiwszy sprawę kluczy dla Andre i Benedicta, Mia poprowadziła trenera prze-
szklonym łącznikiem do części treningowej. Z wdzięcznością pomyślała o ojcu, który
kazał wybudować basen. W obecnej sytuacji finansowej nie mogłaby sobie pozwolić na
taką ekstrawagancję.
Strona 12
Andre pomrukiwał z uznaniem na widok wyposażenia sali gimnastycznej i basenu.
- Ponieważ przez miesiąc będziecie tu tylko wy dwaj, wysłałam personel na urlop.
Masażami pana del Castilla zajmę się osobiście.
Zanim dowiedziała się, kim jest jej ekskluzywny gość, ta decyzja wydawała się
słuszna. Obecnie gorzko jej żałowała.
- Rozumiem. Jako trener nie potrzebuję niczyjej pomocy. Zaplanowałem inten-
sywny program ćwiczeń, poczynając od porannego pływania. Potem wybierzemy się na
krótką wycieczkę, jeśli będzie miał ochotę - powiedział Andre. - Po wycieczce przyda
mu się masaż. Jak się dowiedziałem, przed wypadkiem był bardzo wysportowany, więc
rehabilitacja powinna być szybka i skuteczna.
- Czy doznał poważnych obrażeń? - spytała przez ściśnięte gardło.
- Tak, głównie wewnętrznych. Prawe kolano uległo przemieszczeniu.
- Przemieszczeniu? - zapytała ze zdziwieniem. - To raczej niespotykane w wypad-
kach samochodowych, prawda?
R
L
- Z tego, co wiem, to prawdziwy cud, że pan del Castillo nic sobie nie złamał. Ude-
rzenie poszło od strony kierowcy. Pan del Castillo przeżył tylko dlatego, że auto miało
T
porządne zabezpieczenia. Poza tym pogotowie szybko dotarło na miejsce. Gdyby nie to,
prawdopodobnie straciłby nogę. Tego rodzaju uraz może poważnie uszkodzić nerwy i
zablokować dopływ krwi do stopy, że nie wspomnę już skutków krwotoku wewnętrzne-
go.
Mię przeszył dreszcz. Ben mógł zginąć w wypadku? Choć nie spodziewała się uj-
rzeć ojca Jaspera, to jednak nie wyobrażała sobie, by ten człowiek stracił życie.
- Pan del Castillo szybko dochodzi do zdrowia. Wypadek zdarzył się ponoć sześć
tygodni temu?
- Mniej więcej. To prawda, twardy z niego facet.
Zaczęliśmy rehabilitację tuż przed wypisaniem go ze szpitala. Dochodził do siebie
po operacji podbrzusza, a kolano było jeszcze w proszku. On jest bardzo dumny i to
sprawia, że trudno się z nim współpracuje. Nie cierpi okazywać niedołęstwa czy bólu.
Mia pokiwała głową. Wcale nie była zdziwiona. Od pierwszej chwili rzuciło jej się
w oczy, że Ben jest niezwykle dumny i władczy. Kiedyś sama posiadała te cechy. Wsku-
Strona 13
tek okoliczności musiała się zmienić i wcale nie było to łatwe. Podziwiała Bena za upór,
z jakim odzyskiwał siły. Być może pokonanie śmierci naznaczyło go niezapomnianym
mrocznym doświadczeniem, które otacza go teraz jak ciemna niewidzialna chmura...
- Przyznam, że nie spodziewałem się takiego wyposażenia - rzekł z podziwem An-
dre.
- Staramy się zadowolić naszych gości. Cenimy sobie szeptany marketing. Wielu
naszych klientów wraca do nas. Wynajęcie hotelu na miesiąc trochę skomplikowało nam
życie, ale poradziliśmy sobie. Choć nie potrafię zrozumieć, dlaczego pan del Castillo po-
stanowił się ukryć tak daleko. Z pewnością znalazłby odpowiednie miejsce gdzieś w Eu-
ropie.
- To dumny człowiek, a media zatrułyby mu życie. Nie zniósłby zdjęć w brukow-
cach w swoim obecnym stanie. Powiedział mi jasno, że pokaże się światu dopiero wtedy,
kiedy będzie w dobrej formie.
R
Doskonale rozumiała potrzebę prywatności Bena. Ona sama po śmierci ojca da-
L
remnie marzyła, by zachować anonimowość. Prasa rozpisywała się szeroko o samobój-
stwie milionera. Jej matka stopniowo zerwała wszystkie kontakty, ale Mia nie mogła się
wycofać z życia publicznego.
T
Ciekawiło ją, czy Ben ma do kogo wracać. Czy jest ktoś, komu zależy na jego
szczytowej formie? Ktoś, przed kim nie chciał się pokazywać jako kaleka. Myśl o czeka-
jącej na niego kobiecie była niespodziewanie przykra. Mia skarciła się za to w duchu. Co
ją to obchodzi?
Jej jedynym uczuciem do Bena powinna być obojętność.
Strona 14
ROZDZIAŁ TRZECI
Mia przygasiła światła w gabinecie masażu i sprawdziła temperaturę. Potem zapali-
ła świeczkę w lampce, do której wlała kilka kropli aromatycznego olejku. Czuła, że po-
trzebuje rozluźnienia równie mocno jak Ben. Przez cały dzień starała się usunąć z umy-
słu obraz jego ciała, którego za chwilę będzie dotykała.
Obaj mężczyźni wrócili z wycieczki przed niespełna godziną. Ben utykał teraz
bardziej niż rano. Kiedy wspomniała o tym trenerowi, ten przewrócił oczami i odparł, że
jego pacjent nalegał na bardziej forsowne ćwiczenia. Nie pomogły żadne tłumaczenia;
Ben uparł się i już. Oznajmił, że pójdzie na wyprawę sam, jeśli Andre nie zechce mu to-
warzyszyć. W tej sytuacji trener się ugiął. Zadbał jedynie o odpowiednią liczbę przerw
na odpoczynek i ćwiczenia rozciągające.
Mieszając olejki do masażu, Mia zastanawiała się nad przyczyną uporu Bena. Mo-
R
że zależało mu na jak najszybszym powrocie do dawnego życia, bo ktoś na niego czeka?
L
Tak czy owak, nie jest to jej sprawa. Jej zadanie polega na niedopuszczeniu do zakwa-
sów w mięśniach, co uniemożliwiłoby mu jutrzejsze ćwiczenia. Ben był bez wątpienia
T
zdeterminowany, widziała to dziś rano w jego oczach, kiedy udawał się na basen.
W duchu przyznała, że odmieniony Benedict del Castillo podoba jej się znacznie
bardziej niż beztroski playboy, jakiego kiedyś poznała.
Gdyby chodziło o innego mężczyznę, uznałaby, że trenuje zbyt ciężko, ryzykując
kontuzję zamiast poprawy sprawności. Lecz Ben znał swoje ograniczenia, tyle że próbo-
wał osiągnąć maksymalny rezultat w jak najkrótszym czasie.
- Gdzie mam się położyć?
Wzdrygnęła się zaskoczona. Ben niepostrzeżenie wśliznął się do gabinetu. Mia
przybrała uprzejmy wyraz twarzy i po raz pierwszy od wczorajszego spotkania spojrzała
mu w oczy. Wyglądał na zmęczonego.
I wyraźnie nie miał ochoty na pogawędki.
- Proszę zdjąć ubranie i położyć się na brzuchu z odkrytymi plecami. Można zostać
w bieliźnie. Proszę czuć się swobodnie, wrócę za kilka minut.
Strona 15
Nie dając mu czasu na odpowiedź, wymknęła się z gabinetu. Dopiero po zamknię-
ciu drzwi chwyciła się za szyję i wzięła głęboki oddech. Da sobie radę, to przecież nic
trudnego; zachowa chłodny profesjonalizm.
Odczekawszy stosowną ilość czasu, aż pacjent rozbierze się i położy na stole, za-
pukała delikatnie do drzwi i wsunęła się do pokoju. Omiotła zaciekawionym spojrzeniem
szerokie bary i szczupłe biodra Bena. Ponieważ nie okrył się dokładnie prześcieradłem,
poprawiła je, przygotowując się na moment pierwszego dotknięcia.
- Czy miał pan już kiedyś masaż z aromaterapią? - spytała cicho, kładąc lewą rękę
u podstawy czaszki Bena, a prawą płasko na plecach.
Powtarzała te ruchy, schodząc stopniowo do dolnej części pleców. Jego skóra była
gładka i gorąca. Boleśnie znajoma, a zarazem obca.
- Nie taki, o jakim myślisz - odparł stłumionym głosem.
Mia uśmiechnęła się ukradkiem. Klienci często udzielali takiej odpowiedzi. Nie-
którzy poważnie, inni tylko żartem.
R
L
- Proszę się rozluźnić. Myślę, że masaż się panu spodoba.
- Skoro mnie dotykasz, to na pewno.
T
Znaczący ton Bena sprawił, że przyszły jej na myśl ich miłosne igraszki. Potrzą-
snęła głową, chcąc odpędzić obrazy z przeszłości.
Zdjęła rękę z jego karku i czubkami palców naciskała poszczególne punkty na
czaszce. Wyczuwała, jak pod wpływem jej dotyku napięcie mięśni karku powoli maleje.
Kiwając w milczeniu głową, przesunęła palce jeszcze wyżej, przeczesując przy tym je-
dwabiste czarne włosy Bena. Potem cofnęła ręce.
- To wszystko? - stęknął niewyraźnie, z twarzą wciśniętą w specjalny otwór.
- To dopiero początek. Proszę się odprężyć, panie del Castillo, i skupić na oddy-
chaniu.
- Już mówiłem, że masz się do mnie zwracać po imieniu.
- Niech będzie - poddała się z westchnieniem.
Nalała trochę olejku w zagłębienie dłoni i ogrzała, zanim przyłożyła ręce do ple-
ców Bena. Bezzwłocznie rozpoczęła masaż, a te ruchy wydały jej się tak naturalne jak
oddech. Po chwili posuwistego głaskania poczuła, że Ben trochę się rozluźnia.
Strona 16
Jego oddech się pogłębił, tkanka mięśni stała się bardziej elastyczna i miękka.
Opuszkami palców Mia wyczuwała gromadzący się na jego skórze ciepły prąd. Łaskotał
ją w ręce i przedramiona, przeszywał ciało. Dotykała go bardzo dawno temu, a teraz pa-
mięć tamtych doznań wróciła z pełną siłą.
Znowu potrząsnęła głową, pragnąc uwolnić się od żałosnego braku opanowania,
ale na próżno; w głębi swego jestestwa czuła narastające napięcie i pragnienie.
Przesunęła dłonie z dolnej części pleców Bena na ramiona, rozpamiętując tamten
pierwszy raz, kiedy poczuła pod palcami siłę jego mięśni. Mimo obrażeń, jakie odniósł w
wypadku, nadal był w niezłej formie, co zauważyła w przyćmionym świetle pomieszcze-
nia. Miał wyraźnie zaznaczone węzły muskułów. Mia powiodła dłonią wzdłuż ramienia
Bena, stymulując odpowiednie punkty na łokciu i przegubie, po czym powtórzyła tę
czynność z drugim ramieniem.
Z zaskoczeniem stwierdziła, że na ciele Bena nie widać żadnych blizn. Rozpoznała
R
jedynie tatuaż na prawym barku, po którym roznamiętniona wodziła kiedyś językiem. Ta
L
myśl sprawiła, że zalała ją fala gorąca. W gabinecie do masażu było wprawdzie ciepło,
ale jej reakcja nie miała nic wspólnego z temperaturą w pokoju. Poczuła wyraźne ukłucie
T
pożądania, a jej dłonie leciutko zadrżały. Na szczęście nie przerwała masażu.
Starając się skupić na pracy, jednocześnie krzyczała na siebie w duchu. Nie wolno
jej powracać do przeszłości!
Przez chwilę udało jej się zachować skupienie, ale kiedy skończyła masować plecy
i odsłoniła muskularne nogi Bena, znów stała się rozkojarzona. Dłużej niż zwykle maso-
wała mu stopy i łydki, odwlekając moment, kiedy posuwistym ruchem zacznie gładzić
jego uda. Zmusiła się do regularnego oddechu, co przyszło jej z trudem.
Ochłonęła nieco, gdy dotarła do kontuzjowanego kolana, którym zajęła się staran-
nie. Opuchlizna i zasinienie świadczyły o rozległym urazie. Przez pewien czas krew nie
dopływała do stopy i Ben o mały włos nie stracił częściowo nogi. Nie potrafiła sobie wy-
obrazić, jak przyjąłby amputację.
Na szczęście wyszedł z tego wypadku niemal bez szwanku. Tak myślała, dopóki,
przytrzymując prześcieradło, nie poleciła mu przewrócić się na plecy. Przykrywając go
Strona 17
poniżej pasa, stłumiła okrzyk zgrozy na widok brzydkich blizn przecinających jego pod-
brzusze i wpełzających błyskawicą węźlastej tkanki na biodro i niżej, aż do pachwiny.
- Co ci się stało? - zapytała bez zastanowienia.
Ben otworzył oczy; błysnęły ponuro w przyćmionym świetle gabinetu. Chwycił
brzeg prześcieradła i podciągnął je wyżej, zakrywając blizny.
- To już przeszłość. Nie życzę sobie o tym rozmawiać - uciął niezbyt uprzejmie.
- Przepraszam, nie chciałam być wścibska. Czy chcesz, żebym kontynuowała ma-
saż? A może podbrzusze jest jeszcze zbyt obolałe?
- Trzymaj się miejsc powyżej prześcieradła. Powiem, jeśli coś mnie zaboli.
Znów zamknął oczy, a ona przyglądała mu się przez chwilę, po czym nalała na
dłoń porcję olejku i lekko go ogrzała. Ustawiła się u wezgłowia, zaczerpnęła tchu i od
nowa rozpoczęła masaż. Starała się nie myśleć o obrażeniach Bena. Niektóre blizny wy-
glądały na pooperacyjne, inne natomiast sprawiały wrażenie, że Ben uszedł z życiem ze
szponów dzikiej bestii.
R
L
Przeszedł ją dreszcz, gdy wyobraziła sobie, jakie to uczucie, gdy człowiek zostanie
uwięziony w pogiętym metalu, wydany na pastwę pełnych paniki rozmyślań. Ileż siły
T
umysłu i woli wymaga przetrwanie w tak potwornych okolicznościach!
Czekający ją miesiąc także będzie niezwykle trudny. Dotykanie Bena było dla niej
swoistą torturą. Powolne głaskanie przypominało jej inne czasy, kiedy to pieścili się na-
wzajem. Głaskanie było jedynie wstępem do niewysłowionej rozkoszy. Zatęskniła za
pieszczotą ust i rąk Bena. I to nie we wspomnieniach, ale teraz. Na tę myśl wzdrygnęła
się mimo woli, ale szybko zmusiła się do dalszej pracy, nakazując zdradzieckiemu umy-
słowi zaprzestanie tych swawoli. Kłopoty nie są jej potrzebne.
Pod koniec masażu była już kłębkiem nerwów. Zazwyczaj pełny masaż wyczerpy-
wał ją zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Z niewiadomej przyczyny rozmasowywanie
złogów mięśniowych Bena dodało jej energii. Postanowiła zrezygnować z filiżanki her-
baty ziołowej i zamiast tego popływać.
Wykonawszy ostatnie ruchy masażu, zakończyła ułożeniem rąk płasko na pode-
szwach stóp Bena.
Strona 18
- Na dziś wystarczy - powiedziała łagodnym tonem. - Gdybyś chciał chwilę pole-
żeć, żeby zebrać myśli, to się nie krępuj. Przyniosę ci szklankę wody. Powinieneś dużo
pić przez resztę dnia, jeszcze co najmniej kilka szklanek. To pomoże wypłukać z ciała
uwolnione przez masaż toksyny. Czy mogę coś jeszcze dla ciebie zrobić?
Ben uniósł się do pozycji siedzącej i spuścił nogi ze stołu. Prześcieradło zsunęło się
niżej, ukazując biodra. Mia szybko odwróciła wzrok.
- Owszem, zaczekaj chwilę.
Zanim zdążyła zapytać, o co mu chodzi, chwycił ją za rękę i przyciągnął do siebie,
oplatając nogami. Drugą rękę położył jej na karku i delikatnie rozpiął klamrę spinającą
włosy. Uczynił to tak szybko, że ledwie zdołała pojąć, co się dzieje, gdy zbliżył się do
niej i złożył na jej ustach gorący pocałunek.
Ben nie potrafił powiedzieć, co skłoniło go do takiego działania, ale gdy poczuł
smak ust Mii, wiedział, że postąpił właściwie. Leżąc na stole i poddając się masażowi jej
R
dłoni, odczuwał niewysłowioną, zmieszaną z bólem przyjemność. Pozbycie się napięcia
L
mięśni było doznaniem wręcz erotycznym.
Dotyk delikatnych palców Mii sprawił, że poczuł przypływ pożądania. Odkąd do-
T
wiedział się, że wskutek doznanych w wypadku obrażeń został bezpłodny, wątpił, by
jeszcze kiedyś zechciał uprawiać seks. Bolesna rehabilitacja także przyczyniła się do
utraty popędu płciowego. Z zaskoczeniem stwierdził, że teraz było inaczej. Wiedział
wprawdzie, że nie zostanie ojcem córki czy syna, o czym zawsze skrycie marzył, ale
przynajmniej mógł się znowu poczuć mężczyzną, i to przy kobiecie, o której nie zapo-
mniał przez trzy długie lata. Inne w porównaniu z nią były ledwie bladym wspo-
mnieniem.
Wyczuł jej opór, nagłe napięcie ciała, kurczowe zaciśnięcie warg. Musnął je zmy-
słowo czubkiem języka, skubnął dolną wargę, na moment przytrzymał zębami. Niemal
od razu Mia wydała jęk kapitulacji i jakby lekko się poddała. Z triumfem spostrzegł, że
zapraszająco rozchyla usta, dając mu poczuć ich smak.
Wyraźnie wyczuwał bicie jej pulsu, równie prędkie jak jego. Pocałował ją goręcej.
Tak, właśnie tego potrzebował. Beztroskiej i namiętnej reakcji kobiety, która pragnie je-
go pieszczot. Chwycił ją mocniej w talii i przyciągnął do siebie, po czym wsunął dłonie
Strona 19
pod obcisły podkoszulek i dotknął jej płaskiego brzucha, delikatnych żeber, a w końcu
piersi. Jej brodawki natychmiast stwardniały. Mia drgnęła, gdy ujął jej piersi w obie dło-
nie. Zapragnął poczuć dotyk jej aksamitnej skóry, więc sięgnął na plecy i rozpiął biusto-
nosz. Oderwał wargi od jej ust i przeniósł na wierzchołek piersi, pieszcząc go leniwie ję-
zykiem.
Mia wcisnęła się głębiej między uda Bena, wpijając palce w jego barki, i odchyliła
głowę, wypychając do przodu klatkę piersiową, jakby pragnęła dalszych pieszczot. Nie
zamierzał jej rozczarować. Pożądanie zapłonęło w nim żywym ogniem. Sięgnął ręką do
paska spodni Mii, rozpiął guzik i już miał rozsunąć suwak, gdy wtem wszystko się zmie-
niło. Mia zesztywniała i gwałtownie chwyciła go za rękę.
- Nie, nie - szepnęła. - Nie możemy... ja nie mogę.
Opuścił ręce, patrząc, jak Mia poprawia stanik i podkoszulek. W przyćmionym
świetle nie widział wyraźnie jej oczu, ale spostrzegł błyszczące w kącikach łzy. Wycią-
gnął do niej rękę.
R
L
- Nie! Nie dotykaj mnie. Proszę, odejdź. - Głos jej się załamał.
- Do niczego cię nie zmuszałem. Dlaczego reagujesz jak urażona dziewica, skoro
T
oboje wiemy, że nic nie jest dalsze od prawdy?
Poczuł wstyd za te przykre słowa. Nie zamierzał jej tak ostro potraktować ani do-
prowadzić do płaczu.
Po policzku Mii spłynęła lśniąca łza. Otarła ją grzbietem dłoni.
- Nie powinnam była do tego dopuścić. Przepraszam. To było całkowicie nieprofe-
sjonalne. - Sięgnęła po gruby frotowy szlafrok i rzuciła go Benowi. - Okryj się tym. Do-
pilnuję, żeby twoje ubranie zostało wyprane i przyniesione rano do pokoju.
Bez słowa owinął się szlafrokiem. Nie zamierzał pozwolić, by Mia udawała, że nic
niezwykłego nie zaszło. Nazbyt krótka chwila pieszczot ożywiła jego uśpione po wypad-
ku zmysły.
- Jeszcze ze sobą nie skończyliśmy - warknął, wychodząc z gabinetu.
- Nie ma co kończyć, bo nic się nie zaczęło. Nie jestem taka, za jaką mnie uważasz.
- Wiem jedno - odparł. - Pragniesz mnie równie silnie, jak ja ciebie, i nie mam za-
miaru tego tak zostawić.
Strona 20
Zawiązał pasek na supeł i opuścił gabinet, drżąc ze skrywanych emocji. Ku jego
frustracji ledwie obudzone pożądanie znów przygasło.
Stłumił irytację i powziął nowe postanowienie. Stopniowo przełamie mur obronny
Mii, ciesząc się każdą chwilą owego procesu.
R
T L