5236
Szczegóły |
Tytuł |
5236 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5236 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5236 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5236 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ANNE McCAFFREY JODY LYNN NYE
STATEK, KT�RY ZWYCIʯY�
(Prze�o�y�: MARIAN BARANOWSKI)
ROZDZIA� l
Ci�kie, okute drzwi w ko�cu w�skiego przej�cia otworzy�y si� z
charakterystycznym
skrzypieniem. Wyszed� zza nich s�dziwy m�czyzna, kt�ry skierowa� wzrok na
Keffa. Keff
doskonale wiedzia�, jaki widok ukaza� si� oczom starca: dojrza�y cz�owiek, do��
wysoki, o
bujnej, ciemnej czuprynie z ledwie widocznymi pasemkami siwizny nad mocnym
czo�em
oraz o niebieskich, g��boko osadzonych oczach. Ostry nos, kt�ry m�g� by� kiedy�
z�amany, i
usta obwiedzione kresk� przyjaznego u�miechu dope�nia�y wizerunku kogo�, kto
jest
zdecydowany i twardy, ale zachowuje swoisty umiar. Ubrany by� w zwyk�� tunik�, a
przy
boku mia� szabl�, kt�r� z pewno�ci� potrafi� si� pos�ugiwa�. Starzec mia� na
sobie jaki� ubi�r,
kt�rego jedynym zadaniem by�o zapewni� ciep�o i swobod� ruch�w. Obaj
przypatrywali si�
sobie przez chwil�. Keff pochyli� g�ow� na powitanie.
- Czy tw�j pan jest w domu?
- Ja nie mam �adnego pana. Wracaj, sk�d przyszed�e� - fukn�� starzec z b�yskiem
w
oku.
Keff zorientowa� si�, �e nie rozmawia ze s�u��cym. Dopu�ci� si� obrazy samego
Wielkiego Czarownika Zarelba! Wyprostowa� si�, �eby mimo to wygl�da� przyja�nie.
- Nie, panie - powiedzia� Keff. - Musz� z tob� porozmawia�.
Szczury, kt�re wydosta�y si� przez drzwi, przemkn�y obok Keffa i czmychn�y
wzd�u� �cian. Odra�aj�ce miejsce, ale c�, jest pewne zadanie do wykonania.
- Odejd� - powt�rzy� starzec. - Niczego dla ciebie nie mam.
Pr�bowa� zamkn�� pot�ne wrota. Keff w�o�y� r�k� w pancernej r�kawicy mi�dzy
drzwi a futryn�. Starzec cofn�� si� o krok, a w jego oczach wida� ju� by�o
strach.
- Wiem, �e masz Hebanowy Zw�j - rzek� spokojnie Keff. - Potrzebuj� go, aby
uratowa� ludzi z Harimm. Oddaj go, a nie spotka ci� �adna krzywda.
- No dobrze, m�ody cz�owieku - odpar� czarownik. - Odst�pi� ci m� w�asno��, gdy�
w
tej sytuacji nie mam innego wyj�cia.
Keffowi ul�y�o. Zauwa�y� jednak odb�ysk �wiat�a w oczach czarownika. Jego
�r�d�em
mog�o by� jedynie co�, co znajdowa�o si� za Keffem. Nie czekaj�c, odwr�ci� si�
gwa�townie i
wydoby� szabl� z pochwy. Trzech uzbrojonych zb�j�w blokowa�o drog� ucieczki.
Jeden z nich u�miecha� si� szyderczo, ukazuj�c czarne resztki z�b�w.
- Wybierasz si� dok�d�, ch�opcze? - spyta�.
- Zmierzam tam, dok�d wzywaj� mnie obowi�zki.
- Bra� go!
Keff znalaz� si� w opa�ach. Zaatakowany, powstrzyma� uderzenie napastnika i
skutecznie odbi� ci�ki miecz. Ods�oni�ta pier� z�oczy�cy sta�a si� teraz celem
ataku.
Przeciwnik szybko si� pozbiera� i z impetem ruszy� naprz�d wspierany przez swych
kompan�w. Keff wywija� szabl�, odpiera� uderzenia, trzyma� ca�� tr�jk� w szachu.
Gwa�towne ci�cie przesz�o obok jego twarzy. Odskoczy� w ostatniej chwili i
zr�cznie
odparowa� cios, unikaj�c �miertelnego trafienia.
- Dalej! - krzycza� Keff. - Na co czekacie? Ruszy� przed siebie i zada�
pchni�cie
przyw�dcy zbir�w.
Trafi� go w sam �rodek klatki piersiowej. Zb�j osun�� si� na
ziemi� i przepad�.
- No, ju�! - krzycza� Keff, operuj�c sprawnie mieczem i kre�l�c w powietrzu
�wietliste
�Z�. - Nie jeste�cie niezwyci�eni. Poddajcie si� albo zginiecie!
Animusz Keffa zbi� z tropu pozosta�ych rzezimieszk�w, kt�rzy broni�c si�
chaotycznie, wpadali na siebie, trafiani celnie wi�zk� �wiat�a. Najpierw jeden,
potem drugi z
j�kiem upadli i znikn�li. Keff schowa� szabl� do pochwy i odwr�ci� si� w stron�
czarownika,
kt�ry spokojnie obserwowa� rozw�j wypadk�w.
- W imieniu ludu Harimm ��dam Zwoju - powiedzia� wynio�le i wyci�gn�� r�k� w
kierunku rozm�wcy. - Chyba �e chcesz mnie zaskoczy� czym� innym?
- Nie, nie.
Starzec poszpera� w zniszczonej sk�rzanej torbie, kt�r� mia� przy boku. Wyj��
zw�j
po��k�ego pergaminu. Keff spojrza� na to ze strachem. Sk�oni� si� czarownikowi,
kt�ry
okaza� mu nieco szacunku.
Zw�j uni�s� si� z r�ki starca i poszybowa� do Keffa. Ten przygl�da� si�
sp�owia�emu
wizerunkowi g�r, dr�g i rzek znaczonych br�zowym atramentem.
- Mapa! - rzek� ze zdziwieniem.
- Zatrzymaj j� - powiedzia� czarownik g�osem, kt�ry zmieni� si� z g��bokiego
barytonu w przyjemnie brzmi�cy alt. - Jeste�my w zasi�gu satelit�w
telekomunikacyjnych.
Drzwi, szczury i posta� starca znikn�y. Pozosta�y same �ciany.
- Zn�w py� kosmiczny - powiedzia� Keff, odpinaj�c pas z laserow� szabl�, i
ci�ko
usiad� na fotelu awaryjnym przy pulpicie steruj�cym. - Ca�kiem mi si� to
podoba�o! Dobra
robota!
Zdj�� przepocon� tunik� i otar� ni� twarz. Ciemne, kr�cone w�osy pokrywaj�ce
jego
szerok� pier� by�y gdzieniegdzie znaczone siwizn�, ale mia� jeszcze m�odzie�czy
wygl�d.
- Niewiele brakowa�o, a by�by� w opa�ach - rozleg� si� g�os Carialle wysy�aj�cej
jednocze�nie do SSS-900 potwierdzaj�ce sygna�y identyfikacyjne. - Nast�pnym
razem uwa�aj
na ty�y.
- Co z tego?
- Nie ma nagrody za nie doko�czone dzie�a. Mapy to zawsze wielka niewiadoma.
B�dziesz musia� p�j�� ich �ladem i wszystko sprawdzi� - powiedzia�a nie�mia�o
Carialle.
Na ekranie obok tytanowej kolumny ukaza� si� obraz wysokiej kobiety w
starodawnym szpiczastym czepku, owianej mg�� i odzianej w pow��czyst� szat�.
�adna twarz
obdarzy�a Keffa u�miechem.
- Dobrze si� spisa�e�, rycerzu - rzek�a Jasna Pani i znikn�a. - SSS-900, tu CK-
963 z
pro�b� o zezwolenie na podej�cie i po��czenie. Cze��, Simeon!
- Carialle! - da� si� s�ysze� g�os kontrolera stacji. - Witaj! Masz zezwolenie,
dziecino.
Teraz jeste�my SSS-900-C, C jak Channa. Wiele si� tu zmieni�o przez ten rok.
Keff, jeste�
tam?
Keff nachyli� si� do namiernika.
- Jestem, Simeon. Ju� niedaleko, zaraz b�dziemy.
- Ciesz� si� - powiedzia� Simeon. - Mamy tu troch� ba�aganu, m�wi�c delikatnie,
ale
przecie� nie b�dziecie sprawdza� porz�dk�w.
- Nie, z�otko, ale �adna dziewczyna nie odm�wi przyjemno�ci poddania si� twojemu
odka�aniu - �artowa�a Carialle z przekornym chichotem.
- Simeon, do licha! Co tu si� dzia�o?! - krzykn�� Keff, wpatruj�c si� w ekrany
radar�w.
- Je�li chcesz wiedzie�...
W miar� zbli�ania si� do stacji SSS-900 statek zwiadowczy przedziera� si� przez
coraz
g�stszy labirynt r�nego z�omu. Carialle przeanalizowa�a uwagi Keffa dotycz�ce
alarmu, a
potem ustawi�a silniki korekcyjne na pe�n� moc, aby unikn�� przeci�cia z torem,
po kt�rym
przemieszcza� si� jeden z kr���cych wok� stacji kawa�k�w metalu. Mniejsze
pojazdy
manewrowa�y w�r�d szcz�tk�w satelit�w i pojazd�w kosmicznych, pe�ni�c funkcj�
swoistych
sprz�taczy. Dwa ci�kie pchacze z ogromn� szufl� z przodu wygl�da�y niczym
olbrzymie
odkurzacze. Tworzy�y pracowit� par� oczyszczaj�c� przestrze� z drobnego py�u,
kt�ry
m�g�by przedziurawi� kad�uby poruszaj�cych si� w przestrzeni statk�w. Sanitarne
pojazdy
pozdrowi�y Carialle, gdy przesz�a obok nich po �uku w czasie synchronizacji z
obrotami
stacji. Pomocny pier�cie� cumowniczy by� w naprawie, wi�c Carialle zwi�kszy�a
ci�g i
zbli�y�a si� do po�udniowego. �wiat�a zacz�y penetrowa� obrze�a pier�cienia w
poszukiwaniu miejsca do zacumowania. Wreszcie uda�o si� je znale��.
- ...to, co widzia�e�, to pozosta�o�ci po piracie Belazirze i jego szajce -
doko�czy�
Simeon znu�onym g�osem. - Mam nadziej�, �e tak ju� zostanie. Moja pow�oka
zosta�a
umieszczona w bardziej odpornej obudowie i dodatkowo uszczelniona. Ostatnie
sze��
miesi�cy zbierali�my cz�ci i doprowadzali�my wszystko do porz�dku. Jeszcze
czekamy na
niekt�re elementy. Firma ubezpieczeniowa jest bardzo dociekliwa i kwestionuje
wszystko, co
jest w wykazie, ale nikogo to nie dziwi. Statki flotylli pozostaj� w rejonie.
Tworzymy sta�y
patrol, co� w rodzaju ma�ego garnizonu.
- Macie mn�stwo czasu - wtr�ci�a Carialle ze wsp�czuciem.
- Kolej na dobre wie�ci - powiedzia� Simeon zaskakuj�co energicznym g�osem. - A
gdzie wy si� podziewali�cie?
Carialle wyda�a d�wi�ki na�laduj�ce fanfary.
- Z przyjemno�ci� donosz�, i� gwiazda GZA-906-M ma dwie planety, na kt�rych w
atmosferze zawieraj�cej tlen wyst�puj� �lady �ycia - rzek� Keff.
- Gratuluj� wam obojgu - odpowiedzia� Simeon i nada� sygna� d�wi�kowy imituj�cy
wiwatuj�cy t�um. Przerwa� na chwil�. - Wysy�am jednocze�nie komunikat do
Wydzia�u
Dochodzeniowego. Czekaj� tam na kompletne sprawozdania z pr�bkami i wykresami,
ale
najpierw ja! Chc� si� wszystkiego dowiedzie�.
Carialle dotar�a do swych plik�w, wybra�a cz�stotliwo�� odpowiadaj�c�
cz�stotliwo�ci odbioru Simeona.
- To tylko streszczenie, bo ca�o�� przeka�emy tym na g�rze - powiedzia�a. -
Oszcz�dzimy ci ca�ej tej nudy.
- Niedobra wiadomo�� to chyba ta - zacz�� Keff - �e nie ma oznak �ycia
biologicznego
na planecie numer cztery, a planeta numer trzy jest jeszcze zbyt s�abo
rozwini�ta, aby w��czy�
j� do �wiat�w Centralnych jako pe�noprawnego partnera. Spotkali�my si� tam
jednak z
przychylno�ci� i mi�ym przyj�ciem.
- On tak uwa�a - Carialle wtr�ci�a, prychaj�c. - Ja nigdy nie wiedzia�am, o czym
my�l�
te Blekoty.
Keff rzuci� niech�tne spojrzenie na jej kolumn�, ale na Carialle nie zrobi�o to
�adnego
wra�enia. Przegl�da�a katalog plik�w i zatrzyma�a si� na mieszka�cach Iriconu
III.
- Dlaczego nazywacie ich Blekotami? - spyta� Simeon, wpatruj�c si� w zapis wideo
pokazuj�cy chude, obro�ni�te, sze�cionogie istoty, kt�re z twarzy podobne by�y
do
inteligentnych pasikonik�w.
- Pos�uchaj zapisu d�wi�kowego - za�mia�a si� Carialle. - Porozumiewaj� si�
skomplikowanym systemem, kt�ry budzi w nas odraz�. Keff s�dzi�, �e to ja co�
wydmuchuj�.
- Nieprawda, Cari - zaprotestowa� Keff. - Pocz�tkowo s�dzi�em - powiedzia� z
naciskiem - �e nie wyst�puje u nich �adna konieczno�� pos�ugiwania si� mow�.
Mieszkaj� na
bagnach - relacjonowa� dalej, komentuj�c obraz z kryszta�u wizyjnego. - Jak
wida�, poruszaj�
si� na sze�ciu ko�czynach albo na czterech w pozycji pionowej, maj�c wtedy dwie
wolne.
Jest wiele drapie�nik�w, kt�re zjadaj� Blekoty, wi�c jaki� prosty j�zyk
wystarczy do
ostrzegania przed niebezpiecze�stwem. Tamtejsze tereny obfituj� w owoce i w
warzywa. Na
planszy pokazano niebezpieczne gatunki ro�lin.
- Nie za wiele - powiedzia� Simeon, spostrzeg�szy mi�dzynarodowe oznaczenie
zwi�zk�w truj�cych i niebezpiecznych: czaszka i skrzy�owane piszczele oraz
wizerunek
twarzy z wystawionym j�zykiem.
- Pierwsze jagody, kt�re spr�bowa� m�j b��dny rycerz... podkre�lam: b��dny -
stwierdzi�a Carialle - to by�y w�a�nie te czerwone maliny po lewej oznaczone
�gryma�n�
twarz��.
- C�, krajowcy jedli je, a przecie� biologicznie nie r�ni� si� a� tak bardzo
od
ziemskich p�az�w - Keff skupi� si� przy tych s�owach - ale mia�em potem potworne
b�le
�o��dka. Tarza�em si� po ziemi i trzyma�em si� za brzuch. Blekotom bardzo si� to
podoba�o.
Na ekranie monitora pojawi�y si� sze�ciono�ne stwory, kt�re wydawa�y te swoje
d�wi�ki, stoj�c nad biednym, wykrzywiaj�cym si� z b�lu Keffem.
- Ja bardzo si� ba�am - doda�a Carialle - �e mo�e zjad� co� truj�cego. Kaza�am
mu
poczeka� na pe�n� analiz�...
- To trwa�oby zbyt d�ugo - dorzuci� szybko Keff. - Ca�o�� dzia�a si� w czasie
rzeczywistym.
- W ka�dym razie zrobi�e� na nich wra�enie.
- Rozumieli�cie Blekoty? Czy sprawdzi� si� program TS? - spyta� Simeon,
zmieniaj�c
temat.
TS to skr�t od T�umacz Symultaniczny oznaczaj�cy program translatorski
opracowany przez Keffa jeszcze przed sko�czeniem szko�y. TS by� ci�gle
udoskonalany
poprzez dodawanie regu� i prawide� z r�nych obcych j�zyk�w rejestrowanych przez
ekipy
badawcze �wiat�w Centralnych. Sam wynalazca, cz�owiek z krwi i ko�ci, bardziej
wierzy� w
skuteczno�� programu ni� jego partner, m�zg, kt�ry nie by� ca�kowicie przekonany
o
u�yteczno�ci TS. Carialle cz�sto dokucza�a Keffowi przy okazji b��d�w
translatorskich, ale
jej kpiny mia�y raczej przyjacielski charakter. Pracowali przecie� razem od
czternastu lat i
stanowili doskonale rozumiej�c� si� par�. Carialle nie tolerowa�a �art�w pod
adresem Keffa
czynionych przez kogo� z zewn�trz, mimo �e sama pozwala�a sobie na niewinne
docinki.
Teraz sapn�a:
- Jeszcze nie dzia�a idealnie, poniewa� wykorzystuje symbolik� j�zyk�w
stosowanych
przez ju� odkryte organizmy. Nawet je�li uwzgl�dni� Poprawk� Blaize'a dla
j�zyk�w
migowych, i tak, wed�ug mnie, nie b�dzie w stanie niczego przewidywa�. To
znaczy, kto wie,
jakich regu� i prawide� b�d� si� trzyma� nowe rasy...
- D�ugotrwa�e wykorzystywanie pewnego symbolu w jakim� kontek�cie �wiadczy o
tym, �e przypisuje si� mu okre�lone znaczenie - utrzymywa� Keff. - To w�a�nie
ca�a zasada
tego programu.
- Jak odr�ni� powtarzaj�cy si� ruch z pewnym znaczeniem od tego, kt�ry
znaczenia
nie posiada? - spyta�a Carialle, przytaczaj�c stare argumenty. - Przypu��my, �e
ruchy meduzy
raz s�u�� przemieszczaniu si�, a innym razem maj� za zadanie przekazanie
informacji?
S�uchaj, Simeonie, b�dziesz rozjemc�.
- �wietnie - zgodzi� si� rozbawiony szef stacji.
- A je�li przedstawiciele nowej rasy maj� usta i m�wi�, ale udzielaj� wa�nych
informacji w inny spos�b? Na przyk�ad, wydaj�c d�wi�ki za pomoc� zwieracza?
- Wszystko przez te maliny - powiedzia� Keff. - To ich po�ywienie powodowa�o
te...
te powt�rzenia.
- Mo�e ten zwyczaj ma zwi�zek z pocz�tkiem ich cywilizacji - powiedzia�a
zgry�liwie
Carialle. - W�a�ciwie, Simeonie, to Keff uruchomi� kiedy� translator, by ten
zaj�� si� ich
s�ownictwem. - Okaza�o si�, �e najpierw powtarzali bezmy�lnie wszystko to, co
sam
powiedzia�, jak jakie� prymitywne twory o sztucznej inteligencji, potem
stopniowo tworzyli
zdania we w�asnym j�zyku, ale nie przypomina�y ju� niczego, co us�yszeli.
Pocz�tkowo
wydawa�o si� to sensowne. My�leli�my, �e zaczn� powoli uczy� si� j�zyka
standardowego,
zanim Keff po�apie si� w zawi�o�ciach ich mowy, ale nic takiego nie nast�pi�o.
- Powtarzali poprawnie, ale w og�le nie rozumieli, co m�wi�em - powiedzia� Keff,
dostosowuj�c komentarz do stylu Carialle. - �adnego porozumienia.
- Ca�a ta nad�to�� dra�ni�a go, nie tylko dlatego, �e by�a wszechobecna, ale
dlatego, �e
mo�na j� by�o opanowa�.
- Nie wiem, czy mia�o mnie to zdenerwowa�, czy mo�e mia�o inny podtekst. W
ka�dym razie potem zaj�li�my si� nimi bardziej wnikliwie.
Klatki zapisu wideo pokazywa�y r�ne sceny, w kt�rych ukazywa�y si� chude,
ow�osione istoty nurkuj�ce po w�gorze i inne rybokszta�tne stwory �apane
�rodkow� par�
ko�czyn. W dalszej cz�ci filmu wida� by�o, jak �apczywie zjadaj� zdobycz, ucz�
m�ode
polowa�, szuka� drobnej zwierzyny, kry� si� przed wi�kszymi i bardziej
niebezpiecznymi
napastnikami. Wi�ksz� cz�� terenu pokrywa�y mokrad�a, a wszystkie zg�odnia�e
gatunki
poszukiwa�y ro�linno�ci.
Na filmie by�o wida�, �e pocz�tkowo stwory ba�y si� Keffa. Zachowywa�y si� tak,
jakby oczekiwa�y ataku z jego strony. W przeci�gu kilku dni, gdy okaza�o si�, �e
nie jest
agresywny ani bezradny, zacz�y mu si� przypatrywa�. Keff jada� ko�o nich swe
posi�ki.
- Wreszcie, trzymaj�c si� w bezpiecznej odleg�o�ci, zacz��em zadawa� im pytania,
stosuj�c wznosz�c� intonacj� g�osu, kt�r� pos�ugiwa�y si� ich m�ode, prosz�c o
r�ne
wskaz�wki. Bardzo im to odpowiada�o, chocia� mog�y by� zak�opotane tym, �e
doros�y
osobnik potrzebuje informacji na temat sposobu przetrwania. Wsp�praca i
porozumienie
mi�dzy gatunkami by�y im nie znane.
Keff obserwowa� Carialle, kt�ra szybko przegl�da�a zapis i dosz�a do kolejnego
zarejestrowanego zdarzenia.
- To by�a biesiada. Zanim si� na dobre zacz�a, stwory zjad�y ton� swych malin.
- Keff stwierdzi�, �e nie mog� by� za m�dre, je�li doprowadzaj� si� do takiego
stanu.
Jedzenie czego�, co wywo�ywa�o tyle b�lu, tylko dlatego, �e wymaga�a tego
okazja, nie by�o
zbyt rozs�dne.
- By�em rozczarowany. Potem w��czy� si� TS, reaguj�c na d�wi�ki Blekot. Wreszcie
i
ja poczu�em si� g�upio. - Keff za�mia� si� z siebie.
- Co si� w ko�cu sta�o? - spyta� Simeon.
M�czyzna si� skrzywi�.
- Carialle mia�a racj�. Maliny stanowi�y klucz do ich porozumiewania si�.
Musia�em
przekona� si� do tego powtarzania, no... tego j�zyka cia�a. Zaprogramowa�em TS,
aby
wychwytywa� znaczenie wiadomo�ci przekazywanych przez Blekoty, nie tylko same
wypowiedzi, ale wszystkie ruchy i d�wi�ki, �eby podda� je analizie. Nie zawsze
poprawnie to
funkcjonowa�o...
- S�yszysz? - przerwa�a triumfuj�co Carialle. - Sam to przyznaje!
- ...ale wkr�tce zacz��em si� orientowa� w tym, o co chodzi. Mowa by�a tylko
czym�
w rodzaju maskuj�cego t�a. Blekoty maj� naturalny dar mimikry. TS dzia�a� bez
zarzutu, no,
prawie bez zarzutu. Ca�y ten system wymaga jeszcze troch� bada�, ot co.
- Zawsze wymaga wi�cej bada� i pr�b - zauwa�y�a cierpko Carialle. - Kiedy�
wreszcie
zabraknie nam tego, czego naprawd� potrzebujemy.
Keff nie przejmowa� si� zbytnio.
- Mo�e TS potrzebuje odrobiny sztucznej inteligencji, aby sprawdzi� ka�dy rodzaj
ruch�w czy gest�w, od razu wychwyci� znaczenie i przekaza� je do glosariusza.
Zamierzam
wykorzysta� TS do bada� ludzkiej mowy, �eby sprawdzi�, czy uda mi si� w ten
spos�b
rozszyfrowa� kalambury, gdy b�dzie znane znaczenie przekazu.
- Je�li si� to sprawdzi - powiedzia� Simeon, wykazuj�c coraz wi�ksze
zainteresowanie
- a ty b�dziesz umia� zrozumie� j�zyk cia�a, ca�y ten program przewy�szy
wszelkie sposoby i
metody t�umaczenia. B�dziesz uznany za kogo�, kto umie czyta� w my�lach. Istoty
ludzkie
rzadko m�wi� to, co maj� na my�li - wyra�aj� to poprzez postaw� i gestykulacj�.
Widz� wiele
praktycznych zastosowa� T�umacza Symultanicznego tu, w �wiatach Centralnych.
- Je�li chodzi o Blekoty, to nie ma powodu, aby wstrzymywa� dalsze badania w
celu
przyznania im statusu ISS, szczeg�lnie od kiedy okaza�o si�, �e odczuwaj�
zmys�owo i
osi�gn�y pewien stopie� cywilizacji, cho� prymitywnej. To wszystko przedstawi�
w
sprawozdaniu dla centralnego komputera. Mieszka�cy Iriconu III musz� znale�� si�
w
wykazie - zako�czy� Keff.
- Chcia�bym przy tym by� - odezwa� si� Simeon z nie skrywan� weso�o�ci� w g�osie
-
gdy ekipa naszych inspektor�w b�dzie rozmawia� z tymi waszymi Blekotami. Wszyscy
b�d�
wydawa� d�wi�ki niczym ca�a masa rozregulowanych silnik�w. Wiem, �e ci od
centralnego
komputera uciesz� si� na wie�� o kolejnej rasie istot zdolnych do odbierania
wra�e�
zmys�owych.
- Zgoda - zareagowa� Keff z nut� smutku w g�osie - ale to nie jest tylko kwestia
rasy.
Dla Keffa i Carialle odkrycie nieznanej rasy, na takim etapie rozwoju
kulturowego i
technicznego, kt�ry dawa� szans� spotkania z ludzko�ci�, maj�cej niezale�ne
osi�gni�cia w
informatyce i podr�ach kosmicznych, by�o por�wnywalne z poszukiwaniem �wi�tego
Graala.
- Je�li ktokolwiek mia�by odnale�� now� ras�, to tylko wy dwoje - powiedzia�
Simeon
z niek�aman� szczero�ci�.
Carialle doprowadzi�a statek do przystani i wy��czy�a silniki, gdy magnetyczne
chwytaki przej�y kad�ub i pier�cie� pr�niowy uszczelni� �luz� powietrzn�.
- Nareszcie w domu - odetchn�a z ulg�.
Lampki na pulpicie zacz�y migota�, gdy Simeon przekaza� sygna� o konieczno�ci
dekontaminacji CK-963. Keff odsun�� si� od monitor�w i poszed� do swej kabiny,
aby
zamkn�� szafki z rzeczami osobistymi przed przybyciem specjalistycznej ekipy.
- Nasze zapasy s� prawie wyczerpane, Simeonie - powiedzia�a Carialle. - Zasoby
bia�ka ko�cz� si�, moje sk�adniki od�ywcze s� na rezerwie, ogniwa paliwowe na
zero. Musisz
wszystko uzupe�ni�.
- Mamy chwilowe braki - odrzek� Simeon. - Ale dam wam to, co b�d� m�g� za�atwi�.
- Przerwa� na moment, lecz wkr�tce zn�w da� si� s�ysze� jego g�os: - Sprawdzi�em
poczt�. S�
dwie paczki dla Keffa. W wykazie znajduj� si� obwody i rotoflex. Co to jest?
- Sprz�t do �wicze� - odpar� weso�o Keff. - Rotoflex pomaga rozwin�� mi�nie
klatki
piersiowej i plec�w bez uszczerbku dla pas�w mi�dzy�ebrowych.
Z�o�y� r�ce p�asko na �ebrach i oddycha� g��boko, aby pokaza� spos�b �wicze�.
- Akurat potrzebujemy takich klarnet�w na moim pok�adzie - powiedzia�a Carialle
g�osem na�laduj�cym sapanie.
- A gdzie jest twoje zam�wienie, Carialle? - spyta� z udawan� niewinno�ci�. -
My�la�em, �e kupi�a� sobie jakiego� manekina.
- �le my�la�e� - odpar�a Carialle poirytowana t� star� �piewk�. - Jest mi dobrze
w
mojej postaci, dzi�kuj�.
- Chcia�aby� m�c chodzi�, moja pani - doda� Keff. - Wiele tracisz, b�d�c ci�gle
w tym
samym miejscu! Nawet sobie tego nie wyobra�asz. Powiedz co�, Simeonie!
- Ona podr�uje wi�cej ode mnie, sir Galahad. Daj spok�j!
- Czy jeszcze kto� ma co� dla nas? - spyta�a Carialle.
- Nic mi o tym nie wiadomo, ale podam komunikat, �e zacumowali�cie.
Keff wsta� energicznie, zbieraj�c fa�dy tuniki.
- P�jd� ju� i oddam si� w r�ce medyk�w - powiedzia�. - Czy mo�esz si� zaj��
pozosta�� cz�ci� odprawy, moja droga Cari, czy chcesz, �ebym zosta� i
dopilnowa�, aby ci
intruzi nie wtykali wsz�dzie swych nos�w?
- Nie, m�j rycerzu - odpowiedzia�a tym samym tonem. - Podr�owa�e� d�ugo i
daleko,
a teraz czas na nagrod�.
- Chcia�bym jedynie - powiedzia� Keff z zadum� - piwa, kt�re nie by�oby
zamro�one
przez rok, i troch� towarzystwa. Nie chc� przez to powiedzie�, �e nie jeste�
odpowiednim
towarzystwem dla mnie, moja droga - z czu�o�ci� dotkn�� tytanowej kolumny - ale,
jak m�wi�
m�drcy, niech b�dzie troch� roz��ki w waszym zwi�zku. Wybaczysz?
- Nie pozwalaj sobie za du�o - powiedzia�a Carialle.
Keff wyszczerzy� z�by. Carialle �ledzi�a go wewn�trznymi kamerami, a� wszed� do
swojej kabiny. S�ysza�a odg�os akustycznego prysznica oraz przesuwania drzwi
kabiny.
Wreszcie Keff wyszed� od�wie�ony i odziany w now�, such� tunik�.
- No, wreszcie jestem got�w - powiedzia� Keff. - Zdam relacj�, a potem nie
odm�wi�
sobie piwa.
Zanim zamkn�a si� �luza powietrzna, Carialle zd��y�a przekaza� Simeonowi
rejestry
pami�ci z ca�� histori� misji po�wi�conej Iriconowi. Chwil� p�niej zg�osi� si�
Wydzia�
Dochodzeniowy, pytaj�c o wyczerpuj�cy raport z wyprawy. Keff z pewno�ci� musia�
odpowiada� na podobne pytania przedstawicieli s�u�b medycznych. Wydzia�
Dochodzeniowy
zawsze interesowa� si� bezpo�redni� relacj�, a nie tylko zapisami i nagraniami.
W czasie ��czno�ci z Simeonem Carialle dogl�da�a czynno�ci przeprowadzanych
przez ekip� dekontaminacyjn� oraz zaopatrzeniow�, a potem odpocz�a troch� po
wyczerpuj�cej podr�y. Po paru spokojnych dniach zn�w przyjdzie jej ochota na
podb�j
nieznanej przestrzeni.
Badanie lekarskie prowadzone przez dr Chaundr� nie trwa�o d�u�ej ni� pi�tna�cie
minut, ale rozmowa w Wydziale Dochodzeniowym toczy�a si� przez wiele godzin. Po
d�ugotrwa�ej burzy m�zg�w i wyrzuceniu wszystkiego, co pozosta�o w pami�ci, a
dotyczy�o
Blekot, Keff by� rzeczywi�cie wyczerpany.
- Wiesz, Keff - powiedzia� Darvi z Dochodzeniowego, zamykaj�c notatnik z
papierami dotycz�cymi Blekot - gdybym ci� nie zna�, pomy�la�bym, �e masz chyba
nie po
kolei w g�owie, nadaj�c przedstawicielom nowych ras tak �mieszne nazwy, jak:
Blekoty,
Morskie Nimfy, Zagubieni - to przyk�ady, kt�re pami�tam.
- Nigdy nie bawi�e� si� w �Mity i legendy�, Darvi? - zapyta� spokojnie Keff.
- Tak dawno, �e nie pami�tam. To taka dziecinna zabawa,
- Nie! Nic mi nie jest, �nyuk-nyuk�- powiedzia� Keff, szoruj�c g�ow� pi�ciami i
robi�c dziwaczne miny.
Ksenolog przez chwil� wygl�da� na zmartwionego, ale gdy tylko zda� sobie spraw�,
�e
Keff z niego �artuje, rozlu�ni� si�.
- A tak powa�nie, to nic innego, jak samoobrona przed nud�. Po czternastu latach
pracy mo�na mie� do�� m�wienia o gatunkach jako rasie tubylczej czy istotach
zamieszkuj�cych Zoocon. Ani ja, ani Carialle nie jeste�my jakimi� trutniami o
sztucznej
inteligencji.
- Jakkolwiek by patrze�, to te wszystkie nazwy s� g�upawe.
- Ludzko�� to g�upawa rasa - zaryzykowa� Keff. - Najzwyczajniej daj� upust
niewinnej zabawie.
Nie chcia� porusza� tego, co on i Carialle nazywali powa�nymi kwestiami, spraw�
honoru, satysfakcj� z osi�ganych sukces�w. Nie chodzi�o tu bynajmniej o to, czy
on i Carialle
potrafi� odr�ni� gr�, zabaw� od rzeczywisto�ci. Gra i tak przenika do �ycia.
Staje si� czym�
wi�cej po tym, jak zyskuje inne, nowe znaczenie. Nigdy nie przewidzia�by tego,
co si� sta�o -
nie okre�li�by roli, kt�ra przypad�a mu do odegrania. �Najwyra�niej to w�a�nie
twoje
miejsce�- powiedzia� sobie w my�lach.
- To wszystko? - zapyta�, wstaj�c.
Darvi zapisywa� co� w swych kartotekach. Keff zdo�a� odej��, zanim temu przysz�o
na
my�l zapyta� o co� jeszcze. Szybko przemierzy� wij�cy si� korytarz, aby doj�� do
najbli�szej
windy.
Keff pozna� �Mity i legendy� w szkole podstawowej. Raz w tygodniu grono koleg�w
zbiera�o si� po lekcjach (czasami cz�ciej, gdy nie by�o zbyt du�o nauki). Keff
lubi� wciela�
si� w role dobrych rycerzy zwalczaj�cych z�o i przynosz�cych �wiatu spok�j. W
miar�
up�ywu lat przybywa�o mu wiedzy. Dowiedzia� si�, �e galaktyka jest miliard razy
wi�ksza od
planety, na kt�rej mieszka�. D��enie do robienia czego� po�ytecznego stawa�o si�
coraz
silniejsze, niezale�nie od skali dzia�ania. Swoj� gotowo�� do altruizmu zachowa�
w tajemnicy
w czasie test�w psychologicznych przed przyj�ciem na kursy specjalistyczne. Keff
wykonywa� przydzielone zadania z ogromn� energi� i po�wi�ceniem, jak rycerz ze
starych
czas�w. Przysi�ga�, �e nigdy nie uczyni niczego z�ego. Stosowa� prawid�a gry w
codziennym
�yciu.
Carialle tak�e uwielbia�a �Mity i legendy�, ale bardziej ze wzgl�du na ich
strategiczny
charakter i konieczno�� analizy ni� na przygody zawarte w fabule.
Po tym, jak los zetkn�� ich oboje, stali si� uczestnikami gry prowadzonej w
czasie
d�ugich miesi�cy przebywania w przestrzeni mi�dzygwiezdnej. Przerodzi�o si� to
ju� w styl
�ycia: Keff by� b��dnym rycerzem, a Carialle jego dam�. Dla m�czyzny by�o to
naturalne
przed�u�enie m�odzie�czych, dojrzewaj�cych wraz z nim pragnie�.
Kiedy Keff dowiedzia� si�, �e CX-963 potrzebuje za�oganta, jego romantyczna
natura
podj�a decyzj�, by zosta� partnerem Carialle. Jak wszyscy zna� histori�
niszczycielskiej
burzy kosmicznej i zderzenia, kt�re doprowadzi�y do �mierci Fanine Takajima-
Morrow i
zagro�enia ca�ego systemu Carialle.
Naukowcy ze Stowarzyszenia do Walki o Ochron� Praw Mniejszo�ci Obdarzonych
Inteligencj� i Konferencji Mutant�w (KM) uradowali si�, gdy po d�ugiej
rekonwalescencji
Carialle o�wiadczy�a, �e jest gotowa do lot�w, a ponadto chce sprawdza�
kandydat�w na
za�ogant�w. Keffowi bardzo zale�a�o na dostaniu si� do programu. Zapoznawszy si�
z
kartotek� Carialle, zapragn�� sta� si� jej obro�c�. Brzmi to dziwnie, gdy bierze
si� pod uwag�
fakt, �e �r�d�em jej potencja�u my�lowego s� ko�c�wki nerwowe. Tamta tragiczna
burza
uwypukli�a jej delikatno��. Poddaj�c si� instynktowi opieku�czemu, Keff podj��
wyzwanie,
aby chroni� j� przed wszelkimi niebezpiecze�stwami.
Sama rzadko o tym m�wi�a, ale Keff przypuszcza�, i� w chwilach, kiedy jej m�zg
zapada w sen, nadal miewa koszmary zwi�zane z tamtymi ci�kimi przej�ciami.
Carialle
udowodni�a, �e jest najlepszym partnerem i wsp�towarzyszem wypraw. Polubi� j�,
jej
zainteresowania i upodobania, nie m�wi�c ju� o jej wadach czy d��eniu do
okazania
wy�szo�ci. Ona nauczy�a go cierpliwo�ci, on natomiast nauczy� j� kl�� w
dziewi��dziesi�ciu
j�zykach, co okaza�o si� najlepszym sposobem roz�adowywania napi�cia i stresu.
Wzajemnie
si� wspierali. Ich zaufanie by�o bezkresne niczym przestrze� kosmiczna i ci�gle
�ywe.
Czterna�cie lat wsp�lnej pracy up�yn�o w przyjemnej atmosferze. Keff uwa�a� ten
uk�ad za
najwy�sze wyr�nienie i zaszczyt, jaki m�g� spotka� zwyk�ego cz�owieka.
Winda zatrzyma�a si� powoli, ze zgrzytem i drzwi si� otworzy�y. Keff by� na SSS-
900
tak wiele razy, �e doskonale zna� drog� do baru, kt�ry zawsze odwiedza� przy
okazji pobytu
na stacji.
Najprawdopodobniej za spraw� Simeona wszyscy wiedzieli ju�, �e wr�ci�. Na
�wiec�cym, wypolerowanym, stalowym kontuarze czeka�o na niego piwo zwie�czone
piank�.
Od razu spojrza� na z�ocisty p�yn.
- �wietnie! - krzykn��, wyci�gaj�c obie r�ce w stron� piwa. - Czas na par�
�yk�w.
Zanim chwyci� kufel, zauwa�y� d�o�, kt�ra delikatnie dotkn�a jego r�ki. Keff
spojrza�
w g�r�.
- Masz czym zap�aci�? - spyta�a barmanka i u�miechn�a si� zalotnie. By�a
kobiet� w
jego wieku. Mia�a kr�tko przyci�te, ciemnokasztanowate w�osy i bardzo jasn�,
charakterystyczn� dla przebywaj�cych ca�y czas w kosmosie Europejczyk�w, cer�.
- �artuj�.
Napij si�, Keff, to na koszt firmy. Ciesz� si�, �e ci� zn�w widz�.
- Chwa�a ci za to, Mariad, i tym wszystkim, kt�rzy potrafi� zrobi� tak wspania�e
piwo
- rzek� Keff, po czym powoli zanurzy� nos w pianie i odchyli� g�ow�, unosz�c
kufel. Wypi� i
ca�� zawarto�� jednym haustem. - Rozkosz! Prosz� jeszcze raz to samo!
Wszyscy obecni okazali uznanie za ten piwny wyczyn. Keff pomacha� do nich z
rado�ci�. Niekt�rzy na dow�d aprobaty unie�li do g�ry kciuki, a potem wr�cili do
przerwanej
rozmowy czy partyjki rzutek.
- Zawsze poznam za�oganta po d�ugotrwa�ym locie po tym, jak uzupe�nia zapasy w
porcie - powiedzia� jeden z m�czyzn, podchodz�c do Keffa, aby si� przywita�.
By� szczup�y, a na jego melancholijnej twarzy go�ci� dziwny u�miech.
Keff wsta� i klepn�� go po plecach.
- Baran Larrimer! Nie wiedzia�em, �e ciebie i Shelby nosi�o gdzie� daleko.
Stary przyjaciel Larrimer by� tak�e cz�onkiem statku m�zgowego przydzielonego do
flotylli obrony �wiat�w Centralnych. Keff przypomnia� sobie teraz to, co Simeon
m�wi� o
wsparciu. Larrimer musia� dok�adnie wiedzie� o tym, co powiedziano Keffowi.
Starszy
kolega spojrza� na niego i przytakn��, widz�c grymas niepewno�ci i wyczekiwania
na jego
twarzy.
- Musieli�my by� w gotowo�ci - stwierdzi�.
- Ale ty si� zaniedbujesz - doda� czyj� g�os. Szczup�e rami� mocno obj�o
m�czyzn�.
Obejrza� si� szybko. - Jak mi�o ci� widzie�, Keff.
- Susa Gren! - Keff uni�s� filigranow�, m�od� kobiet� i mocno poca�owa�, co
zosta�o,
oczywi�cie, odwzajemnione. - Ty i Marliban te� tu jeste�cie?
- Misja kurierska w celach handlowych - powiedzia�a cicho Susa, mru��c ciemne
oczy.
Zwr�ci�a g�ow� w kierunku grupy nieznajomych siedz�cych przy stoliku w rogu
sali.
- Mam nadziej�, �e sprzedam Simeonowi parti� czujnik�w zabezpieczaj�cych.
Zapomnieli, �e Marl jest m�zgiem i mo�e wszystko us�ysze�. Co oni przy nim
wygadywali!
Simeon zna ka�de s��wko. Do licha, b�d� mie� problem, �eby co� sprzeda�. Powiem
chyba
tym od centralnego komputera, �eby ci idioci sami trafili z powrotem, je�li nie
oka��
szacunku m�zgowi. Mimo wszystko - westchn�a - to przynosz�ce zyski zaj�cie.
Marl dzia�a� dopiero dwa, nie, trzy lata, ale nadal mia� zobowi�zania wobec
�wiat�w
Centralnych za szkolenie, obudow� czy wy��czenie z b�d�cych �r�d�em dochodu
misji
kurierskich. Susa by�a w podobnej sytuacji. Przej�a d�ugi rodzic�w, kt�rzy
zaci�gn�li
po�yczki na dzia�alno�� w g�rnictwie, ale im si� nie powiod�o. Na szcz�cie
pozosta�y im
jakie� �rodki do �ycia. Keff bardzo lubi� odwa�n�, m�od� kobiet� i mia� wiele
podziwu dla jej
rozs�dku i energii. Podoba�a mu si� te� jej figura i spos�b poruszania si�.
Oboje czuli co� do
siebie, co szybko zauwa�y�a Carialle i stwierdzi�a, �e najlepszym partnerem
cz�owieka jest
drugi cz�owiek. Niewielu mog�o zrozumie� po�wi�cenie cz�owieka dla m�zgu jego
statku
kosmicznego oraz ich d�ugotrwa�y zwi�zek.
- Susa - odezwa� si� nagle Keff. - Czy masz troch� czasu? Mo�emy usi��� i
porozmawia�?
Mrugn�a powiekami, jakby czytaj�c w jego my�lach.
- Nie mam nic do roboty ani nigdzie nie id�. Marl i ja korzystamy ze swobody a�
do
czasu, gdy te trutnie b�d� chcia�y wraca�. Postawisz mi drinka?
Larrimer wsta� taktownie, nie chc�c, aby uznali go za intruza. Rzuci� sw�j bon
kredytowy na kontuar i skin�� do Mariad.
- Wpadnij przy okazji, Keff - powiedzia�. - Shelby ucieszy si� na tw�j widok.
- Z pewno�ci� - odpar� Keff, klepi�c bezwiednie na po�egnanie r�k� Larrimera. -
Szcz�liwej drogi!
Usiad� wraz z Susa w spokojnym zakamarku baru. Mariad poda�a dwa piwa i oddali�a
si� bezszelestnie.
- Dobrze wygl�dasz - powiedzia�a Susa, przygl�daj�c si� twarzy Keffa z serdeczn�
uwag�. - Opali�e� si�!
- Tak, to pami�tka z ostatniego l�dowania na planecie - oznajmi� Keff. - Jeszcze
si�
trzyma.
- Dobrze ci z t� opalenizn� - o�wiadczy�a. Jej usta przybra�y filuterny grymas.
- Jak
daleko si�ga?
Keff zmarszczy� na sekund� brwi.
- Mo�e dam ci szans�, aby� sama to sprawdzi�a.
- Czy te rysy s� gro�ne? - spyta�a Carialle, widz�c technik�w sprawdzaj�cych
zewn�trzne cz�ci pojazdu.
Statek by� zacumowany poziomo w suchym doku, co dawali i doskona�� sposobno��
przeprowadzenia szczeg�owych ogl�dzin.
- Nie jest �le. Naprawiam teraz jedn� z rys przy instalacji paliwowej -
powiedzia�
jeden z cz�onk�w ekipy technicznej, nak�adaj�c jaki� klej. Substancja powoli
twardnia�a,
stapiaj�c ii; w jedno z p�ytami kad�uba. - Powinno si� trzyma� nawet w skrajnych
warunkach
cieplnych, moja pani, ale grubo�� w tym miejscu jest troch� mniejsza. Mimo
wszystko
zapewni ci nale�yt� ochron�.
- Wielkie dzi�ki - rzuci�a Carialle.
Po zaschni�ciu kleju sprawdzi�a now� pow�ok� za pomoc� rezonansu i uzna�a, �e
dobrze dobrano ci�ar w�a�ciwy materia�u. Wkr�tce i tak o tym zapomni. Program
ksi�gowy
wykry�, �e op�ata za materia�y do naprawy jest wyj�tkowo niska w por�wnaniu z
kosztami
demonta�u p�yt poszycia, ich wymiany czy regeneracji.
Rami� d�wigu przenios�o �adunek nad cz�ci� dziobow� i opu�ci�o w�e do luku.
Skrzynki z materia�ami do analiz i bada� zosta�y zabrane w zaplombowanym
pojemniku.
Pracownik s�u�b oczyszczania ubrany w sw�j s�u�bowy str�j dok�adnie sprawdzi�
wszystkie
zakamarki, czy przypadkiem jakie� zab��kane zarodniki nie dosta�y si� do �wiat�w
Centralnych. D�wigowy pod��czy� elastyczne w�e do odpowiednich zawor�w.
Najpierw
paliwo, wi�c Carialle otworzy�a klapk� wlewu, gdy ogromny przew�d zbli�y� si� do
kad�uba.
Cienki ruroci�g, kt�rym dostarczano zapasy bia�ek, mia� na czopie numerowany
filtr. Carialle
zarejestrowa�a ten numer na wypadek, gdyby okaza�o si�, �e ko�cowy produkt
zawiera jakie�
zanieczyszczenia. Na szcz�cie przew�d, kt�rym podawano miazg� w�glanowo-
bia�kow� do
syntezatora �ywno�ci Keffa, by� nieprzezroczysty. Ruchy perystaltyczne g�stej
masy zawsze
przywodzi�y Carialle na my�l lotne piaski, o�miornice pe�zaj�ce po dnie oceanu
czy nie�wie��
owsiank�.
Na moment zwr�ci�a uwag� na nabrze�e, po kt�rym zbli�a�a si� �adowarka z
oznaczonymi kodem Keffa du�ym i ma�ym pojemnikiem. Da�a sygna� operatorowi, �eby
umie�ci� je w �adowni.
Niska, kr�pa kobieta z ekipy technicznej w wysokich butach na grubych podeszwach
podesz�a do �luzy powietrznej i unios�a jaki� ma�y przedmiot.
- To dla ciebie od szefa stacji. Mog� wej�� na pok�ad?
Carialle skoncentrowa�a uwag� na krysztale zawieraj�cym dane i wyra�nie odczu�a
zaciekawienie.
- Udzielam zezwolenia na wej�cie - powiedzia�a. Kobieta przesz�a do �luzy,
obr�ci�a
pomost tak, aby dopasowa� go do po�o�enia pok�ad�w, a nast�pnie ostro�nie
przesz�a w
kierunku g��wnej kabiny.
- Powiedzia�, co to jest?
- Nie, prosz� pani. To niespodzianka.
- Och, Simeon! - wykrzykn�a Carialle, korzystaj�c z po��czenia na prywatnym
kanale
szefa stacji. - Koty! Bardzo dzi�kuj�! - Przegl�da�a zawarto�� kryszta�u
wizyjnego. - To
prawie ca�y tydzie� relacji. Sk�d to masz?
- Od biologa, kt�ry hoduje domowe koty. By� tu dwa miesi�ce temu. Ca�y materia�
to
dwa filmy o jego kotach i koci�tach, a tak�e fragmenty o dzikich kotach, kt�re
filmowa� w
koloniach. Chyba ci si� to spodoba.
- Simeon, to fantastyczne. Czym mog� si� odwdzi�czy�?
W g�osie szefa stacji zabrzmia�o zak�opotanie.
- Nie musisz si� niczym odwzajemnia�, Cari. Mo�e jednak masz jaki� zb�dny obraz?
Ale chcia�bym, �eby to nie by�a transakcja.
- No, nie. Nie zrobisz dobrego interesu. Te obrazki nie maj� �adnej warto�ci.
Z pewnym wahaniem i oci�ganiem Carialle umo�liwi�a Simeonowi wej�cie do jej
systemu wizji i skierowa�a go do naro�nika g��wnej kabiny, gdzie z�o�ono ca�y
�sprz�t�
malarski.
Dla ka�dego normalnego mieszka�ca planety kabina wygl�da�a schludnie, ale
bywalec
przestworzy uzna�by j� za srocze gniazdo. Z jednej strony znajdowa� si� nale��cy
do Keffa
sprz�t do �wicze�. Po drugiej za� p�ki z przyrz�dami do malowania, nie
wspominaj�c ju� o
�cianach ozdobionych gotowymi obrazami, kt�rych nie rozda�a albo nie wyrzuci�a.
Ci,
kt�rym dane by�o widzie� prace autorstwa Carialle, nazywali je arcydzie�ami, ale
ona,
oczywi�cie, nie przyjmowa�a tego do wiadomo�ci.
Nie posiadaj�c cia�a i r�k, kt�re operowa�yby narz�dziami sztuki, korzysta�a ze
zmy�lnego warsztatu stworzonego tak, aby osi�gn�� zamierzony efekt artystyczny.
P��tno, kt�rego u�ywa�a, by�o cienkie i sk�ada�o si� z porowatych kom�rek. Mog�a
je
wype�nia� farb� niczym punkciki na monitorze i tworzy� barwne kompozycje. Ca�o��
dawa�a
efekt przypominaj�cy poci�gni�cia p�dzlem. Dzi�ki zaawansowanej technologii,
cz�ciowo
za spraw� udzia�u inteligentnych ko�czyn, Carialle opracowa�a konstrukcj� r�k
zdolnych do
trzymania p�dzla i nak�adania farby na powierzchnie wst�pnie przygotowanych
p��cien.
To, co pocz�tkowo by�o specyficzn� terapi� po otarciu si� o �mier�, przerodzi�o
si� w
bardzo po�yteczne hobby, przynosz�c w dodatku Carialle uznanie. Sprzedanie
jakiego�
obrazu pomaga�o nieraz zdoby� �rodki na uzupe�nienie zapas�w paliwa, gdy kasa
�wieci�a
pustkami, a sprezentowanie dzie�a malarskiego potrafi�o zjedna� nieprzychylnych
biurokrat�w. Ramiona poruszane odpowiednimi si�ownikami podawa�y obraz za
obrazem, tak
aby Simeon m�g� je ogl�da� i podziwia�.
- Ten jest do oddania - powiedzia�a Carialle, obracaj�c za pomoc� mechanicznych
ramion widok czarnego krajobrazu kosmicznego wype�nionego barwnym wizerunkiem
jakiego� dziwnego nietoperza oraz studium kryszta�u wbitego w meteoryt. - Ten
da�am
Keffowi. Ten zostawiam sobie. To nie jest jeszcze sko�czone. O, te dwa s� do
oddania, i ten
te�.
Wiele z tych wspania�o�ci nie by�oby wcale widocznych dla oczu niewprawnego
artysty, ale czujniki s�u��ce autorce przydawa�y �wiat�a i koloru scenom, kt�re
wydawa�yby
si� jedynie czerni� i kropkami gwiazd.
- Ten jest znakomity. - Simeon skierowa� kamer� ku obrazowi ze sfatygowanym
statkiem zwiadowczym zmierzaj�cym w stron� odleg�ej mg�awicy, kt�ra przes�ania�a
niczym
welon po�wiat� wok� gwiazdy. P��tno nie mia�o kszta�tu prostok�ta, ale
nieregularny, co
oddawa�o obrys przedstawionego obiektu.
- C� - powiedzia�a Carialle. Jej oko z mikroskopijn� dok�adno�ci� wychwyci�o
plamki w kilku kom�rkach z farb�. By�y czerwone, a nie karminowe. Odcie� jeszcze
nie
zadowala� artystki. - Ten nie jest sko�czony.
- Nie przesadzaj, dziewczyno. Podoba mi si�.
- W takim razie ju� jest tw�j - powiedzia�a Carialle z wyra�n� rezygnacj� w
g�osie.
Mechanizm zdj�� obraz z rega�u i przeni�s� go po szynach w stron� �luzy
powietrznej.
Carialle uruchomi�a kamer� na zewn�trz kad�uba, aby wypatrzy� na l�dowisku
pracownic�
ekipy technicznej.
- Barkley, nie zabra�aby� czego� dla szefa? - spyta�a przez g�o�nik.
- Dlaczego nie - odpowiedzia�a tamta z u�miechem.
Podajnik przekaza� obraz w r�ce kobiety.
- Masz talent, ma�a - stwierdzi� Simeon, pozostaj�c na podgl�dzie w systemie
wizyjnym. - Dzi�ki. B�d� strzeg� tego obrazu jak skarbu.
- Drobiazg - powiedzia�a skromnie Carialle. - To tylko hobby.
- Bzdury. S�uchaj, mam pomys�. Mo�e nast�pnym razem zrobisz wystaw�? Przyje�d�a
tu mn�stwo ludzi i r�ne grube ryby. Zap�aciliby sporo za orygina�y, tym
bardziej �e
malowane s� przez m�zgowca.
- Nie wiem... - odpar�a Carialle, zastanawiaj�c si�.
Dam ci miejsce na tydzie� zupe�nie bezp�atnie. Je�li nie masz na tyle odwagi,
�eby
pokaza� publicznie swoje prace, mo�esz zaprosi� tylko tych, kt�rych sama
wybierzesz.
Musisz pami�ta�, �e i tak wszyscy szybko si� o tym dowiedz�.
- Przekona�e� mnie - stwierdzi�a Carialle.
- Moje intencje s� absolutnie uczciwe - doda� szarmancko Simeon. - Co jest?! -
krzykn��. Szybko�� przekazu na jego cz�stotliwo�ci maksymalnie podskoczy�a. -
Jeste�
gotowa, jakby� zaczyna�a wypraw�, Carialle. Zbierz si� i opuszczaj stacj�.
Generalny
Inspektor chce si� z tob� spotka� za pi�tna�cie minut. W�a�nie prosi� mnie o
przekazanie tej
wiadomo�ci. Zwlekam z tym, jak mog�.
- No, nie! - powiedzia�a Carialle r�wnie pr�dko. - Nie mam zamiaru poddawa� si�
psychologicznemu maglowaniu przez Maxwella-Coreya od doktora Semeta za ka�dym
razem, gdy l�dujemy na stacji. Jestem wyleczona, do cholery! Nikt nie musi mnie
ci�gle
sprawdza�!
- Cari, lepiej sp�ywaj. �ciany, kt�re maj� uszy, donios�y mi �e uwa�a, jakoby
twoja
�obsesja� na punkcie na przyk�ad �Mit�w i legend� stawia�a wyleczenie pod
znakiem
zapytania. Kiedy us�yszy twoje sprawozdanie o Blekotach, z pewno�ci� podda ci�
kolejnej
sesji bada� psychologicznych, a i Keffa razem z tob�. Nawet Maxwell-Corey musi
pokaza�,
�e co� robi.
- Do czorta z nim! Jeszcze nie sko�czyli�my uzupe�nia� zapas�w. Mam dopiero
po�ow� sk�adnik�w od�ywczych, a wi�kszo�� z tego, co zam�wi� Keff, jest w
magazynie.
- Przykro mi, s�oneczko. Nic si� nie zmieni do twego powrotu. Przyspieszymy
za�adunek, jak on odjedzie.
Carialle rozwa�a�a, czy warto do Stowarzyszenia do Walki o Ochron� Praw
Mniejszo�ci Obdarzonych Inteligencj� sk�ada� skarg� na Generalnego Inspektora w
sprawie
jego obsesyjnego pragnienia, aby udowodni� jej nieprzydatno�� do s�u�by. Chcia�
najzwyczajniej przeprowadzi� polowanie na czarownice, a ona nie mia�a zamiaru
by� ofiar�.
Czy nie do��, �e przy ka�dym spotkaniu usi�owa� przypomina� jej o tragedii
sprzed szesnastu
lat? Kiedy� mo�e doj�� do scysji, ale jeszcze nie tym razem. Nie mia�a na to
ochoty.
Simeon mia� racj�. Dekontaminacja i naprawy CK-963 zosta�y zako�czone. Od czasu
ich rozmowy up�yn�a dos�ownie ma�a chwila. Simeon m�g� powstrzyma� realizacj�
polecenia Generalnego Inspektora tylko do czasu, kiedy ha�a�liwy Maxwell-Corey
zacznie
domaga� si� badania.
- Simeon, daj mi troch� czasu. Musz� znale�� Keffa.
- Spokojnie - powiedzia� szef stacji. - Wiem, dok�d poszed�.
- Keff - odezwa� si� g�os nad jego g�ow�. - Pilna wiadomo�� od Carialle.
Keff odwr�ci� leniwie g�ow�.
- Simeon, jestem zaj�ty. Sprawa prywatna.
Susa wyci�gn�a r�k�, zmierzwi�a mu czupryn�. Keff wdycha� zapach m�odej
kobiety,
przesuwa� d�onie po jej ciele. Jedn� r�k� �ci�ga� g�rn� cz�� jej stroju, a
drug� pie�ci�
po�ladki i tali�. Przywar�a do niego nogami, szukaj�c d�oni� klamry paska.
- Pilna, wa�na wiadomo�� od Carialle - powt�rzy� Simeon.
Keff z �alem oderwa� swe usta od warg Susy. Jej oczy pe�ne by�y wyrozumia�o�ci.
Nie zrobi� najmniejszego ruchu g�ow�.
- No dobrze, Simeon. ��cz!
- Keff - powiedzia�a zaniepokojona Carialle. - Wracaj natychmiast. Musimy jak
najszybciej opu�ci� stacj�.
- Dlaczego? - spyta� poirytowany m�czyzna. - Przecie� na pewno jeszcze nie
sko�czy� si� za�adunek.
- Nie, ale nie mo�emy czeka�. Musimy rusza�. Chod� szybko!
Keff z westchnieniem odsun�� si� od Susy i rozdra�niony przem�wi� do nadajnika w
suficie.
- A co z moj� przepustk�? Wiesz, �e niczego tak nie uwielbiam, jak sp�dza�
dziewi��dziesi�t dziewi�� procent czasu z tob�, ale jest ten jeden procent, gdy
my, ludzie,
pragniemy...
Carialle przerwa�a mu:
- Keff, Generalny Inspektor jest na stacji.
- Co? - Keff usiad� z wra�enia.
- Domaga si� kolejnego spotkania, a wiesz, czym to pachnie. Musimy oddali� si�
st�d
tak szybko, jak tylko nam si� uda.
Keff wskakiwa� w sw�j ubi�r.
- Mamy paliwo? Co z zapasami?
Z ukrytego g�o�nika dobieg� g�os Simeona:
- Macie jedn� trzeci�. To tyle, ile mo�ecie dosta�. M�wi�em, �e krucho ze
wszystkim.
- Daleko na tym nie zajedziemy. Zrobimy jeden etap albo dwa kr�tkie.
Keff wsta� i ju� wsuwa� stopy w buty. Susa usiad�a i naci�ga�a na obna�one
ramiona
g�rn� cz�� stroju. Rzuci�a kr�tkie spojrzenie w stron� Keffa. By�a w nim
mieszanina �alu,
ale i zrozumienia.
- Uzupe�nimy zapasy gdzie indziej - zapewnia�a Carialle. - Kt�ry kierunek jest
najbezpieczniejszy, Simeon?
- Ju� p�jd� - powiedzia�a Susa, wstaj�c z ��ka. Po�o�y�a r�k� na ramieniu
Keffa. Ten
pochyli� si� i poca�owa� j�.
- Im mniej wiem, tym mniej b�d� musia�a zezna� pod przysi�g�. �ycz� wam obojgu
bezpiecznej podr�y.
Pos�a�a Keffowi d�ugie spojrzenie spod ciemnych rz�s.
- Mo�e nast�pnym razem b�dzie lepiej.
Odesz�a bez �alu, bez zrzucania winy na kogokolwiek. Keff by� pe�en podziwu dla
takiej postawy. Carialle, jak zwykle, mia�a racj�: najlepszym partnerem
cz�owieka mo�e by�
tylko inny cz�owiek. Mimo wszystko czu� si� lekko sfrustrowany tym, �e nie
dosz�o do
spe�nienia seksualnych zamiar�w. Trzeba b�dzie wykorzysta� t� energi� w
po�yteczny
spos�b. Gdy uda�o mu si� wreszcie za�o�y� buty, wybieg� na korytarz. Widzia�
Sus�, kt�ra
sz�a w stron� windy. Z rozmys�em obr�ci� si� i wybra� inn� drog� w kierunku
swego statku.
- Simeon, trzymaj mnie z dala od Maxwella-Coreya. Przebieg� przez �uk korytarza
i
dotar� do drugiej windy. Nacisn�� przycisk i z niecierpliwo�ci� czeka� na
otwarcie drzwi.
- Jeste� na dobrej drodze - us�ysza� g�os szefa stacji.
Wszed� do windy. Drzwi si� zamkn�y.
- No, ju� dobrze. Teraz odwagi.
- Co z sektorem G? - spyta�a Carialle, gdy Keff dotar� na pok�ad CK-963.
Na wszystkich monitorach w g��wnej kabinie pojawi�y si� mapy nieba. Keff skin��
w
stron� kolumny Carialle i usiad� w fotelu awaryjnym, przegl�daj�c instrukcj�
odlotu.
- Wszystko b�dzie w porz�dku, je�li nie chcemy pod��a� w stron� Saffronu. To tam
statki floty namierzy�y ludzi Belazira. Nie chcesz si� z nimi spotka�?
- Wiesz, �e nie.
- A sektor M? - spyta� Keff, wpatruj�c si� w map�, kt�r� mia� bezpo�rednio przed
sob�. - Ostatnio nam si� tam powiod�o.
- Ostatnio to Zagubieni spowodowali ca�e zamieszanie z zegarem - przypomnia�a
Carialle bez �adnej aluzji. - To mia�o by� powodzenie?
- Jest jeszcze par� uk�ad�w w tym rejonie, kt�re chcieli�my sprawdzi�. Pasuj� do
koncepcji z�o�onych form �ycia - spokojnie powiedzia� Keff. - Sprawdziliby�my
MBA-487-J,
gdyby nie k�opoty z paliwem i konieczno�� powrotu. Pami�tasz, Cari?
- Jak pech, to pech - odpar�a Carialle bez entuzjazmu, nie chc�c roztrz�sa�
w�asnych
b��d�w. - Tracimy czas.
- A mo�e wylecimy poza �wiaty Centralne? Gdzie� w g�rne galaktyki?
- Maxwell-Corey pojedzie st�d w stron� DND-922-Z - powiedzia� Simeon.
- Nie mo�emy sobie pozwoli� na to, aby uda� si� za nami - wycedzi�a Carialle.
Keff wpatrywa� si� we wska�niki poziomu paliwa.
- A gdyby�my polecieli w zupe�nie innym kierunku? Patrz tam!
- Co by� nam poradzi�, Simeonie? - zapyta�a Carialle, mocuj�c wszystkie lu�ne
elementy i zamykaj�c z sykiem �luz� powietrzn�. Wska�niki Carialle drgn�y, gdy
w��czy�a
zasilanie. Sk�adniki pokarmowe, paliwo, baterie - poni�ej po�owy stanu. Nie
u�miecha�o si�
jej odlatywa� w takich warunkach, ale nie mia�a wyboru. W przeciwnym razie
czeka�o j�
d�ugotrwa�e �ledztwo, wywiady, rozmowy - a mo�e nawet unieruchomienie na dobre.
- Mam tu co� ciekawego, czym mo�ecie si� zaj�� - powiedzia� Simeon, wpisuj�c
wybrany plik do pami�ci Carialle. - Jest to sprawozdanie kapitana statku
transportowego,
kt�ry przelecia� przez sektor R. Jego spektroskopy wykry�y promieniowanie w
pobli�u RNJ-
599-B. Nie mamy �adnych dowod�w na istnienie jakiego� osadnictwa w tamtych
rejonach.
To mo�e by� ciekawe.
- Gwiazdy typu G - stwierdzi� Keff z aprobat�. - Wiem, co mia� na my�li.
Spektroanaliza, Cari?
- Wszystko wskazuje na to, �e mog�y tam powsta� planety - odpowiedzia� m�zg. -
Jaka jest opinia Wydzia�u Dochodzeniowego?
- Nikt jeszcze nie przeprowadzi� �adnych bada� w tamtej cz�ci sektora R - rzek�
Simeon z wyj�tkow� uprzejmo�ci�.
- Nikt? - spyta�a Carialle, przegl�daj�c pliki informacyjne. - W istocie!
- B�dziemy wi�c pierwsi? - spyta� Keff z tym samym podnieceniem w g�osie.
Pragnienie pionierskiego dotarcia tam, gdzie jeszcze nie by� nikt ze �wiat�w
Centralnych, by�o silniejsze ni� strach przed Generalnym Inspektorem.
- Nie ma si� nawet na czym wzorowa� - stwierdzi�a Carialle, wy�wietlaj�c mapy
nieba
bez �adnych tras. Keff wysy�a� sygna�y kierunkowe.
- Poszukiwa� nowych �wiat�w, �mia�o podr�owa�...
- Cicho - powiedzia�a ostro Carialle. - Chcia�by� pierwszy postawi� sw� stop� na
powierzchni nowych l�d�w.
- Macie jeszcze dwadzie�cia sekund - zakomunikowa� Simeon. - Nie m�wcie mi,
dok�d lecicie. Lepiej, �ebym tego nie wiedzia�. Macie moje b�ogos�awie�stwo.
Wracajcie
szcz�liwie. Jak najpr�dzej.
- Postaramy si� - dorzuci� Keff, zapinaj�c pasy. - Dzi�ki za wszystko, Simeonie.
Cari,
pe�na gotowo��...
Nie by�o ju� s�ycha� dalszej cz�ci wypowiedzi, gdy� CK-963 odcumowa� od
przystani i uruchomi� silniki sterownicze lewej strony.
ROZDZIA� 2
Z czujnika akustycznego na prywatnej cz�stotliwo�ci Simeona rozleg� si� pe�en
z�o�ci
g�os Generalnego Inspektora:
- CK-963, odbi�r!
- Namierzony! - krzycza� Keff, uderzaj�c d�oni� o kanap�, na kt�rej siedzia�.
Nast�pna
chrapliwa wypowied� wywo�a�a kolejny okrzyk. - Z�ap nas, je�li potrafisz,
bazyliszku!
Cicho! - zareagowa�a Carialle w taki spos�b, aby jej g�os by� wyra�nie
s�yszalny. -
Dzie... dziewi��set... s�y... sz� - Keff nie m�g� powstrzyma� si� od �miechu. -
Prosz�... po...
wt�rzy�...
- Powtarzam: wraca�! Macie spotkanie ze mn� o dziesi�tej czasu po�udnikowego, a
ju� jest dziesi�ta pi�tna�cie. - Carialle wyobrazi�a sobie jego pulchn�,
w�siast� twarz,
czerwon� ze z�o�ci. - Jak �mieli�cie odlecie� bez mojego zezwolenia? Musz� si� z
wami
spotka�!
- Przepr... - m�wi�a Carialle - roz��czamy si�. Przy�lemy sp