5144
Szczegóły |
Tytuł |
5144 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5144 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5144 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5144 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Borys Lapunow
Zamieszkany kosmos
Czy jeste�my samotni?
D��enie do niezwyk�o�ci, ��dza zobaczenia czego� nowego, nie zbadanego, jest
prawdopodobnie jedn� z najwa�niejszych cech natury ludzkiej. Dlatego w�a�nie w
romantyce odkry� zawsze tkwi�a doza fantazji, kt�ra - co prawda - czasami nie
wytrzymywa�a konfrontacji z �yciem, z realnymi faktami. Kiedy wi�c nie zosta�o
miejsca dla fantastycznego �wiata, jaki spodziewano si� znale�� na Ziemi,
znik�o, zdawa�oby si�, wszystko, co romantyczne.
Nie ma ju� prawie �adnej nadziei znalezienia na naszej planecie osobliwych
istot, zagubionych �wiat�w, oaz �ycia przedhistorycznego. Nie zosta�y �adne
"bia�e plamy" na kuli ziemskiej, chyba tylko na dnie oceanu i gdzieniegdzie w
okolicach wysokog�rskich. Ale nic "nadnaturalnego" i tam raczej si� nie
znajdzie. Bajeczna Atlantyda? Relikty innej kultury? Czy wreszcie inne
tajemnice, ukryte g��boko pod ziemi� albo w krajach, gdzie rzadko st�pa�a noga
cz�owieka?
Nikomu oczywi�cie nie wzbrania si� wkroczy� na drog� porywaj�cych odkry�.
Jednak�e uwag� uczonych coraz to silniej przyci�gaj� inne �wiaty, problem
cywilizacji pozaziemskich. Ale czy wy��cznie uwag� uczonych? Nie, nie istnieje
bowiem inne tak og�lnoludzkie zagadnienie.
Dawniej na pytanie, czy we wszech�wiecie jeste�my samotni, mogli�my odpowiada�
jedynie w drodze spekulacji. Przekonanie o wyst�powaniu w nim innych rozumnych
istot czerpali�my z niesko�czono�ci gwiezdnego �wiata, z powszechno�ci
rz�dz�cych nim praw. Odpowiedzie�: "Tak, jedyni" - znaczy�oby to uzna�
wyj�tkowo�� planety Ziemi, odrodzi� geocentryzm, od kt�rego ju� blisko do idei
boskiej kreacji �wiata, przybranej - rzecz jasna - we wsp�czesn�, naukow� na
poz�r szat�.
W naszych czasach my�l o wielo�ci zamieszkanych �wiat�w nabra�a mocy realnej
hipotezy, nie dowiedzionej wprawdzie, lecz w pe�ni prawdopodobnej. Istota rzeczy
w�a�nie tkwi nie w intuicyjnym przekonaniu Giordana Bruna, nie w analogii mi�dzy
Ziemi� a "niezliczonymi ziemiami", w kt�rych istnienie wierzy�, lecz przede
wszystkim w licznych faktach nagromadzonych przez nauki przyrodnicze naszego
stulecia.
Mo�na dyskutowa� nad s�uszno�ci� takiej czy innej oceny liczby zamieszkanych
planet we wszech�wiecie, mo�na r�nie traktowa� problem poszukiwania
pozaziemskich ognisk rozumu, mo�na wreszcie waha� si� mi�dzy twierdzeniami, i�
�ycie jest niezmiernie rzadkie lub - przeciwnie - nader rozpowszechnione.
Dowodzi� jednak, �e "my jedni", sta�o si� obecnie ca�kiem niemo�liwe, je�li nie
chcemy si�ga� do absurdalnych argument�w i stawia� wszystkiego do g�ry nogami.
Jak�e w istocie rzeczy nazwa� taki "argument" wysuni�ty przez leningradzkiego
literata W. Lwowa: "Ca�a przestrze� wok� Ziemi i sama Ziemia dawno ju� powinny
roi� si� od techniki z innych gwiazd..." Skoro tak nie jest, to wyp�ywa z tego
wniosek o "jedyno�ci ziemskiego ogniska rozumu", o samotnej egzystencji
ludzko�ci "na olbrzymim polu rozpostartym na miliardy lat �wietlnych".
To w�a�nie oznacza przystraja� geocentryzm w nowe szaty, a na dobitek gra� na
ludzkiej pysze! Skoro�my samotni, to s�dzone nam jest gospodarowa� w ca�ym
dostrzegalnym kosmosie i ci��y na nas odpowiedzialno�� nie tylko za nasz� w�asn�
planet�, ale i za ca�y wszech�wiat (nawiasem m�wi�c, wynika z tego, �e
"pusty"?).
Ma si� rozumie�, o wiele pro�ciej i �atwiej uznawa� si� za jedynych w�adc�w
kosmosu ukrywaj�c si� za pancerzem "neogeocentryzmu". A powo�uj�c si� na
Cio�kowskiego mo�na przy tym m�wi� o pot�dze cz�owieka podbijaj�cego
bezgraniczny wszech�wiat. Ale przecie� ten�e Cio�kowski - jak o tym b�dzie mowa
ni�ej - nigdzie nie zaprzecza� i nie m�g� zaprzecza�, �e nie jeste�my samotni w
przestrzeniach kosmicznych.
Wszystkie dowody "neogeocentryzmu" opieraj� si� na tym, �e ludzko�� ziemska
dotychczas nie znalaz�a si� w zasi�gu "dzia�alno�ci gospodarczej" innych
cywilizacji, �e na razie nie znaleziono �adnych �lad�w go�ci z kosmosu... Trudno
orzec, czego wi�cej w rozwa�aniach "neogeocentryst�w": ograniczono�ci
(zamaskowanej rzekom� �mia�o�ci� my�li, nie odrzuca si� bowiem post�pu w skali
kosmicznej, ale tylko dla nas, Ziemian: jeste�my wszak jedyni!) czy niech�ci do
uznania r�norodno�ci, elastyczno�ci, mo�liwo�ci istnienia rozmaitych dr�g
ewolucji �ycia we wszech�wiecie i istnienia kogo�, kto mo�e by� od nas
"rozumniejszy".
Czy tego jednak chcemy, czy nie, nauka XX wieku wyrzek�a si� geocentryst�w... Na
przyk�ad w czasie konferencji og�lnozwi�zkowej w Biurakanie astronomowie,
astrofizycy, in�ynierowie, radioelektrycy, a nawet j�zykoznawcy (lingwistyka
kosmiczna - nauka o �rodkach porozumienia z bra�mi w rozumie - tak�e zaczyna si�
rozwija�!) dyskutowali nad problemem cywilizacji pozaziemskich. Rozwa�ali go ze
stanowiska materialistycznego korzystaj�c z do�wiadczenia nauki i techniki,
przygotowuj�c grunt dla przysz�ych kontakt�w. Jakiekolwiek wypowiadano by s�dy o
szczeg�ach, to jednak wnioski og�lne okaza�y si� bezsporne dla wszystkich.
Nie by�o wi�c spraw� przypadku utworzenie w Akademii Nauk ZSRR Komisji do Spraw
��czno�ci Mi�dzygwiezdnej (organizacja jedyna w swoim rodzaju, pierwsza w ca�ej
historii ludzko�ci!). W uchwale konferencji biuraka�skiej podkre�la si�:
"Nawi�zanie kontakt�w z cywilizacjami pozaziemskimi mia�oby najdonio�lejsze
znaczenie dla nauk przyrodniczych, filozofii i praktyki spo�ecznej ludzko�ci. Do
ostatnich czas�w zadanie to by�o niewykonalne technicznie". Teraz jest ono "w
pe�ni dojrza�ym i aktualnym problemem naukowym".
Lepszej odpowiedzi oponentowi obstaj�cemu przy jedyno�ci Ziemian znale�� si� nie
da. Nic nie przeszkodzi nam, by�my w my�l nakaz�w Cio�kowskiego i Wiernadskiego
podbijali i przekszta�cali gwiezdne �wiaty, rozszerzali noosfer� - sfer� �ycia
ludzko�ci. Ale tego prawa nie s� r�wnie� pozbawione inne istoty rozumne, z
kt�rymi wcze�niej lub p�niej si� zetkniemy!
Wie�ci z "kraju Oz"
Istniej� do�� bliskie nam gwiazdy podobne do S�o�ca. Jedn� z nich nazywamy Tau
Wieloryba, drug� - Epsilon Eridana. Odleg�o�� od nich wynosi "tylko" jedena�cie
lat �wietlnych - w skali mi�dzygwiezdnej niezbyt to dalekie s�siedztwo. Powsta�a
wi�c koncepcja nawi�zania kontaktu z tymi uk�adami gwiezdnymi, z ich mo�liwymi
mieszka�cami. Powsta� projekt Ozma.
Oz to kraj z ameryka�skiej bajki dzieci�cej, Ozma - kr�lowa tego kraju.
Hipotetyczna cywilizacja s�siednia sta�a si� wi�c dla astronom�w czarodziejskim
krajem, z kt�rego spodziewali si� uzyska� wie�ci. Projektowi nadano romantyczne
imi� Ozma.
Nie przez przypadek chciano z�owi� sygna�y z Epsilon Eridana i Tau Wieloryba -
gwiazd pojedynczych. Alfa Centaura, najbli�sza nam, lecz podw�jna, nie wchodzi w
rachub�: okaza�o si�, �e raczej nie mog� tam istnie� odpowiednie dla �ycia
planety.
Ameryka�scy radiofizycy skierowali wi�c anteny du�ego 85-stopowego teleskopu na
"krain� Oz". By�a to pierwsza w dziejach ludzko�ci pr�ba przej�cia programu
radiowego nadanego przez inne istoty rozumne!
Odbi�r odbywa� si� na fali dwadzie�cia jeden centymetr�w - taka jest d�ugo��
fali promieniowania wodoru, najbardziej rozpowszechnionego pierwiastka kosmosu.
Jest to wi�c najbardziej uniwersalny j�zyk radiowy wszech�wiata.
Trzy miesi�ce trwa�y poszukiwania prowadzone za pomoc� specjalnego wsp�czesnego
sprz�tu radiotechnicznego o wysokiej czu�o�ci, zaopatrzonego w urz�dzenia do
t�umienia zak��ce�. Ale w ci�gu tych trzech miesi�cy nie wykryto nic, co by�oby
podobne do sztucznego sygna�u.
Niepowodzenie? Na razie tak. Widocznie poszukiwania by�y zbyt kr�tkotrwa�e.
Dy�urowa�, s�ucha� co noc, z dnia na dzie�, z roku na rok, mo�e nawet przez
stulecia... Nadzieja sukcesu mo�e okaza� si� z�udna, czy starczy wi�c zapa�u, by
pe�ni� wacht� bez ko�ca? Nawet je�li cz�� roboty powierzy si� automatom?
Psychicznie trudno przystosowa� si� do tego, aby czeka� i mie� nadziej� przez
nieokre�lenie d�ugi czas nie maj�c �adnego potwierdzenia s�uszno�ci obranej
drogi.
Zdaje mi si� zreszt�, �e �wiadomo�� wielko�ci celu to czynnik, z kt�rym
niepodobna si� nie liczy�!
"Trudno oceni� prawdopodobie�stwo sukcesu, je�eli jednak nie b�dzie si� wcale
prowadzi� poszukiwa�, to b�dzie ono r�wne zeru". S�uszno�� wypowiedzi D.
Cocconiego i F. Morrisona, znanych badaczy problemu komunikacji mi�dzygwiezdnej,
nie budzi w�tpliwo�ci.
Radioastronomia pozaatmosferyczna z urz�dzeniami rozmieszczonymi w stacjach
pozaziemskich, np. na Ksi�ycu, dla kt�rej przestan� istnie� przeszkody
utrudniaj�ce obecnie prace astronom�w, to nowa baza wypadowa do bada� wielkiego
wszech�wiata.
Ju� teraz my�li si� o tym, aby radioteleskopy odbieraj�ce sygna�y naturalne
przysposobi� r�wnie� do odbioru sygna��w sztucznych. Pozwoli to bez odk�adania
sprawy ad calendas graecas przyst�pi� do utworzenia s�u�by galaktycznej. A mo�e
ko�o nas od dawna przep�ywa informacja, kt�rej po prostu nie mogli�my dawniej
odbiera�?!
Intelekt a kosmos
Jako podstaw� podzia�u cywilizacji pozaziemskich na typy wed�ug stopnia rozwoju
zaproponowano cech� energetyczn�. Zu�ycie energii to bez W�tpienia istotny
wska�nik post�pu. Osi�gn�wszy pewien szczebel rozwoju cywilizacja powinna wszak
przejawi� si� w skali kosmicznej w�a�nie dzi�ki swojemu wyposa�eniu
energetycznemu. Przekszta�ci ona sw�j system gwiezdny, potem za�, w nast�pnym
etapie, opanuje r�wnie� zasoby swojej galaktyki.
Radziecki astronom N.S. Kardaszew uwa�a za rozs�dne uzna� obecne zu�ycie energii
za podstaw� oceny typu CP (cywilizacji pozaziemskiej - termin �wie�o ukuty).
Cywilizacja ziemska odpowiada poziomowi CP-L Potrzebowa�a miliard�w lat, aby ten
poziom osi�gn��. Teraz jednak trzeba tylko tysi�cy lat (tempo znacznie
wzrasta!), by si� pojawi�a CP-II: w�wczas ca�a energia s�oneczna b�dzie do
dyspozycji ludzko�ci. Jeszcze dziesi�tki milion�w lat i powstanie CP-III, kt�ra
ow�adnie energi� wielu s�o�c - cia� niebieskich naszej Galaktyki. W og�le
r�nice wieku poszczeg�lnych CP mog� - jak widzimy - wynosi� dziesi�tki milion�w
lat. Nasza, ziemska cywilizacja, w kt�rej niedawno dopiero rozpocz�� si�
intensywny rozw�j techniki, nie wysz�a jeszcze z powijak�w.
Je�eli istniej� podobne do Ziemi planety, to w�r�d nich powinny by� i takie,
kt�re s� o wiele od Ziemi starsze. Trzeba wi�c uzna�, �e nasi bracia w rozumie
mogli posun�� si� naprz�d niewyobra�alnie daleko. Szykuj�c si� do wzajemnego
zrozumienia nale�y uwzgl�dni� i to.
Jak wida�, cywilizacji pierwszego typu - CP-I - nie da si� wykry� i wej�� z ni�
w kontakt, na razie bowiem nie wystarcza na to czu�o�� naszych urz�dze�
radiowych. Typ drugi i trzeci to nasi przypuszczalni abonenci, jakkolwiek
mo�liwy jest tylko jednostronny odbi�r, a nie wymiana informacji.
W zwi�zku z tym nasuwaj� si� najr�norodniejsze pytania czasem "przypominaj�ce
interesuj�c� zabaw�", jak stwierdza jeden z uczonych. Przytoczymy niekt�re z
nich.
Czy nie zaczniemy odbiera� sygna��w cywilizacji, wys�anych bardzo dawno, tak
dawno, �e nadawcy radiotelegram�w nawet nie pozostali przy �yciu? �wiat�o mo�e
przecie� biec od gwiazdy, kt�ra przesta�a by� s�o�cem, od zimnego kar�a, jako
�wiadek jej m�odo�ci. Prawdziwy obraz gwiezdnego �wiata wcale nie jest taki,
jaki ogl�damy przez teleskopy. Tak wi�c wiadomo�ci radiowe nadchodz�ce z
op�nieniem s� jedynie swoistym dokumentem historycznym. Mia�by on nieocenion�
warto��, niemniej jednak by�by to g�os z przesz�o�ci.
Ale nawet jednostronny odbi�r sygna��w to najniezwyklejsze przedsi�wzi�cie,
jakim kiedykolwiek zajmowa� si� cz�owiek. Niechaj galaktyczna komunikacja
radiowa b�dzie spraw� odleg�ych pokole�. W skali kosmicznej �ycie nasze jest oka
mgnieniem, ca�a ludzko�� natomiast ma przed sob� miliony lat. Dla niej wielk�
warto�� maj� nawet sygna�y wygas�ych cywilizacji, cho� znacznie rozs�dniej jest
nie uwa�a� ich za ca�kowicie wymar�e.
Technika wykrywania sygna��w p�yn�cych z kosmosu niew�tpliwie istnieje w
cywilizacjach typu CP-II i CP-III, czy wi�c nasze stosunkowo s�abiutkie
radiostacje powinny sygna�y wysy�a�? Czy nie zadowoli� si� raczej s�u�b�
obserwacyjna, poszukiwaniem czynnych radiostacji, wiedz�c o tym, �e s� one
silniejsze od ziemskich? Tak, nasze radiostacje powinny wysy�a� sygna�y, w
przeciwnym bowiem razie CP pozostanie niezauwa�ona nawet w najbli�szych uk�adach
gwiezdnych. Sygna�y wywo�awcze nale�y wysy�a� od razu nie czekaj�c na odpowied�
- to droga najrozs�dniejsza.
Uczeni powa�nie rozwa�aj� obecnie problem cywilizacji pozaziemskich, kt�re
rozwi�za�y kwesti� komunikacji mi�dzygwiezdnej: przypuszczalnie do kogo i jak
nale�y wysy�a� sygna�y? Jak zachowa�yby si� inne istoty chc�c nawi�za� z kim�
kontakt? Czy wys�a�yby najpierw swoje sygna�y wywo�awcze, czy przekaza�yby
maksimum wiadomo�ci o sobie?
Przenikni�cie w kosmos, wyj�cie poza granice danej planety stanowi jeden z
nieodzownych przejaw�w rozumu. Tote� w �aden spos�b nie mo�na wi�za� "ekspansji"
kosmicznej ze spraw� zaopatrzenia w energi� w skali planetarnej. O ile ludzko��
kiedykolwiek zbuduje sfer� Dysona (cienko�cienn� kul� wok� S�o�ca w celu
wykorzystania ca�ej energii jego promieniowania), tzn. osi�gnie wy�szy stopie�
wykorzystania energii, o tyle niepor�wnanie wcze�niej zrealizuje zadanie lot�w
nie tylko mi�dzyplanetarnych, ale i mi�dzygwiezdnych. To za� znaczy, �e Ziemia
zamanifestuje si� ju� jako siedlisko rozumu, kt�ry zdo�aj� wykry� jej
galaktyczni s�siedzi. Jeden cho�by statek odwiedzaj�cy inny uk�ad planetarny
m�g�by si� sta� swoist� forpoczt� kontakt�w mi�dzygwiezdnych.
Okresy mi�dzy naszym wsp�czesnym poziomem zu�ycia energii a zu�yciem energii w
epoce sfery Dysona, tym bardziej za� mi�dzy CP-II a CP-III, s� bardzo d�ugie.
Czy� w tym czasie cywilizacja nie pokusi si� o nawi�zanie kontaktu z s�siadami i
nie objawi si� w jaki� inny spos�b?
Mo�liwo�ci tych nie wyczerpuje sam tylko kontakt radiowy. Na sztucznych
satelitach, na zagospodarowanym Ksi�ycu mo�na przy rozwini�tej helioenergetyce
zbudowa� urz�dzenia radiowe wielkiej mocy. Ziemia b�dzie w�wczas "ha�asowa�" w
kosmosie o wiele silniej, co da si� znacznie �atwiej wykry�. Cywilizacja, kt�ra
zrealizowa�a zadanie wyj�cia w kosmos, kt�ra osi�gn�a pierwsz� i drug� pr�dko��
kosmiczn�, to - naszym zdaniem - stopie� drugi. Nast�pi on nie za tysi�ce lat,
lecz znacznie wcze�niej, po pierwszym, kt�ry w�a�nie prze�ywa nasza planeta.
Technika kosmiczna b�dzie si� rozwija� w szczeg�lnie szybkim tempie. Przecie�
dos�ownie w naszych oczach poczyni�a ona wybitne post�py.
Na porz�dku dziennym stanie praktyczne osi�gni�cie trzeciej pr�dko�ci
kosmicznej, mo�liwo�� wysy�ania sond bez pilota. Taka cywilizacja zacznie ju�
przekracza� granice swojego uk�adu planetarnego. Tym samym zwi�ksz� si�
mo�liwo�ci kontakt�w - jest to wzniesienie si� jeszcze o stopie�.
Z chwil�, kiedy dla pilotowanych statk�w otworzy si� droga ku gwiazdom,
rozszerz� si� r�wnie� formy komunikacji wzajemnej. P�niej pojawi si� jeszcze
jedna, najwa�niejsza dla ka�dej cywilizacji, nowa cecha jako�ciowa. Cywilizacja
uzyska autonomi�, nie b�dzie ju� zale�na od swojego s�o�ca.
Nic nie pozostaje niezmienne we wszech�wiecie. Gwiazdy rozb�yskaj� i gasn�,
rodz� si� i gin� uk�ady planetarne. Wieczny ko�owr�t materii z konieczno�ci
rodzi - jak m�wi Engels - to tu, to �wdzie my�l�cego ducha. Czy jednak ten
my�l�cy duch, pojawiwszy si� nieuchronnie, powinien tak samo nieuchronnie
zgin��, aby pojawi� si� w innym miejscu na nowo?
Nasuwa si� tak�e inna zuchwale ju� prosta my�l. Nigdy bodaj nie nastr�cza�y si�
tak oszo�amiaj�ce perspektywy. W nich z olbrzymi� si�� przejawia si� humanizm i
wiara w bezgraniczn� pot�g� ludzkiego rozumu, dla kt�rego nie ma przeszk�d nawet
na drodze w niesko�czono�� wszech�wiata.
Oczyma ducha Cio�kowski ogl�da� odleg�� przysz�o�� - ga�niecie S�o�ca. Nast�pi
to, oczywi�cie, niepr�dko, przez d�ugie wi�c stulecia b�dzie ono �wieci�
�yciodajnym �wiat�em. Dlatego my�l ta - o nieuniknionej zag�adzie gwiazdy
dziennej - wcale nie jest wyrazem pesymizmu. Przeciwnie, Cio�kowskim kierowa�a
troska o losy nadchodz�cych pokole�, kiedy pisa�: "Ga�niecie naszego S�o�ca nie
b�dzie ju� zgub� ludzko�ci, b�dziemy bowiem mieli do dyspozycji miliardy innych
- nowych... Na podstawie swoich prac naukowych niez�omnie wierz� w realno��
podr�y kosmicznych i zaludnienie s�onecznych przestwor�w".
Tak jest, ludzko�� nigdy nie zginie... Przedarcie si� w kosmos, mo�liwo��
zamieszkania poza atmosfer� otworz� jej wyj�cie. Statki mi�dzygwiezdne
przekszta�c� si� w ruchome osiedla. Cz�owiek wyruszy ku innym gwiazdom, aby tam
znale�� now� ojczyzn�, nowe s�o�ce, zorganizowa� nowe �ycie. Zmienia� si� b�d�
pokolenia, zmienia� si� b�d� i siedziby.
Ludzko�� nigdy nie zginie... Nie�miertelno��? Tak, nie�miertelno�� rodu
ludzkiego, Cz�owieka.
Co jednak jest s�uszne dla naszej cywilizacji, s�uszne jest i dla ka�dej innej.
Tak�e opanuje ona technik� pr�dko�ci kosmicznych. Tak�e opanuje sw�j uk�ad
planetarny. Rozwijaj�c si� zdob�dzie mo�no�� osiedlania si� w kosmosie. R�wnie�
o tym trzeba pami�ta� rozwa�aj�c zagadnienie �ycia we wszech�wiecie i wielo�ci
zamieszkanych �wiat�w.
Ocalenie z zagra�aj�cej w odleg�ej przysz�o�ci katastrofy le�y w zasiedleniu
galaktyki, w "dyfuzji" w ni�. Mo�e z niego w razie konieczno�ci skorzysta�
cywilizacja, kt�ra osi�gn�a jeszcze wy�szy poziom. Dysponuj�c doskona��
technik� transportu kosmicznego b�dzie ona mog�a przenosi� si� we wszech�wiecie,
znajdowa� dogodniejsze miejsca zamieszkania, podr�owa� w obr�bie swojej
galaktyki, a nawet j� porzuci�.
Wykrycie "dyfuzji" cywilizacji i wej�cie w kontakt ze wsp�lnot� jakich� innych
cywilizacji staje si� jeszcze prostsze. Nast�puje kolejny, trzeci stopie�
rzeczywi�cie nieograniczonej sukcesji i nieograniczonego rozwoju intelektu.
Powstawszy w jednym miejscu ogniska jego nie wygasaj�, lecz pojawiaj� si� gdzie
indziej.
Nasuwa si� pytanie: dlaczeg� w takim razie my, cywilizacja, kt�ra uczyni�a
pierwszy krok na drodze w kosmos, dysponuj�ca ju� do�� rozwini�t� radiotechnik�,
domy�lamy si� jedynie istnienia "wy�szego intelektu"? Wszak zar�wno stopie�
ni�szy, jak wy�szy, a tak�e wszystkie po�rednie mog� istnie� w niesko�czonym
wszech�wiecie.
Patrole galaktyczne le�a�y dotychczas poza naszymi mo�liwo�ciami. Nie by�a dla
nas dawniej mo�liwa nawet s�u�ba obserwacyjna zajmuj�ca si� wykrywaniem
"dziwnych" obiekt�w kosmicznych, do jakich nale�� r�wnie� cywilizacje wy�szych
typ�w. Usadowiwszy si� poza Ziemi� astronomia podejmie "totalny" przegl�d nieba.
Sondy za�, a p�niej i statki mi�dzygwiezdne wznios� nas na wy�szy szczebel
przybli�aj�c epok� kontakt�w.
Kontakt�w radiowych, rzecz prosta, nie da si� w �aden spos�b zaniecha�, nie da
si� ich tak�e przeciwstawia� lotom. Niepodobna zapomnie� o zaletach ��czno�ci za
pomoc� fal elektromagnetycznych. Jednak�e przynios� nam one informacje o
przesz�o�ci, i to niezmiernie odleg�ej.
Nawiasem m�wi�c, jest to ilustracja techniki radioastronomicznej: obecnie buduje
si� radioteleskop zdolny odbiera� sygna�y ze �r�de� odleg�ych od nas o
dziesi�tki miliard�w lat �wietlnych!
Ponadto, jak ju� o tym by�a mowa, liczy� mo�na tylko na jednostronny odbi�r
sygna��w i ich jednostronne wysy�anie. Rozmowa ci�gn�ca si� przez setki tysi�cy,
a nawet miliony lat... Przy ca�ym olbrzymim znaczeniu tego kontaktu liczy� tylko
na niego, ogranicza� si� tylko do niego by�oby absolutnie nies�uszne.
Gwiazdolot stanie si� w ko�cu symbolem rozkwitu epoki kosmicznej. Dzi� na razie,
poza wysy�aniem sygna��w radiowych, nie mo�emy w inny spos�b pokona�
przeogromnych odleg�o�ci kosmicznych. Jednak�e bezpo�redni kontakt, odwiedzanie
innych �wiat�w, pozostanie celem ostatecznym cz�owieka. R�kojmi� tego jest jego
duch poznawczy. Jakkolwiek wa�ne by�oby stwierdzenie, �e nie jeste�my samotni w
kosmosie, to jednak jeszcze wa�niejsze i bardziej kusz�ce jest spotkanie z innym
�wiatem, z inn� cywilizacj�.
Niech otworzy si� droga ku gwiazdom!
Nie jeste�my samotni we wszech�wiecie! My�l ta mimo woli poci�ga za sob� inn�.
Je�li tak jest, je�li w galaktyce istniej� cywilizacje, i to nie mniej, lecz
bardziej rozwini�te od naszej, to dlaczego s�siedzi dotychczas nas nie
odwiedzili? Odpowiedzi na to skomplikowane pytanie pr�bowano szuka� ju� dawno.
Niewiarygodnie wielkie s� odleg�o�ci mi�dzy gwiazdami. Na razie nie wierzymy w
realizacj� komunikacji mi�dzygwiezdnej. Nie do�� tego; niekt�rzy uczeni
przypuszczaj�, �e ludziom w og�le nie b�dzie dane dotrze� nawet do tych
najbli�szych gwiazd, w kt�rych okolicy teoretycznie mo�e wyst�powa� �ycie.
Technika, twierdz� oni, nie zdo�a rozwi�za� takiego zadania, nawet za pomoc�
rakiety fotonowej. Strumie� energii elektromagnetycznej z silnik�w gwiazdolotu
fotonowego moc� przewy�szaj�cy energi� s�oneczn� jakoby mia�by spali� Ziemi�.
Trzeba by si� zastanowi� nie tylko nad ochron� samego statku, ale przede
wszystkim nad wysy�aj�c� go w dalek� podr� planet�. Niebezpiecze�stwo to uczeni
uwa�aj� za tak powa�ne, �e stwierdzaj� kategorycznie: droga ku gwiazdom
zamkni�ta!
Czas trwania podr�y mi�dzygwiezdnych niewsp�mierny z d�ugo�ci� naszego �ycia
odsuwa si� wi�c na dalszy plan. Ale mo�na si� b�dzie wszak uciec do anabiozy -
wys�a� w drog� "zamro�onych" kosmonaut�w, kt�rym w podr�y nie b�d� potrzebne
ogromne zapasy tlenu, wody i po�ywienia. Paradoks przewidziany przez teori�
wzgl�dno�ci - r�nica w biegu czasu na Ziemi i na statku przy szybko�ciach
pod�wietlnych - odegra, by� mo�e, decyduj�c� rol�.
Jakkolwiek by by�o, za podstawow�, najwa�niejsz� przeszkod� uwa�a si� brak
"transportu", maj�c na wzgl�dzie nawet bardzo odleg�� przysz�o��. Formu�uj�c
sw�j wniosek co do mo�liwo�ci podr�y ku gwiazdom ameryka�ski astronom E.
Parceli pisze: "Wszystkie te projekty podr�y po wszech�wiecie... nale�y
wyrzuci� do kosza na �mieci". Czy przyda si� w tym celu kosz na �mieci, na razie
jeszcze nikt odpowiedzie� nie mo�e. Gwiazdolot fotonowy mo�e nie okaza� si�
w�a�nie najnowszym s�owem techniki kosmicznej. Nie by�oby s�uszne zacie�nianie
tylko dla niego granic post�pu technicznego.
Co wi�cej, technika przysz�o�ci p�j�� mo�e zupe�nie innymi drogami, tote� statek
kosmiczny b�dzie ca�kiem inny ni� go sobie teraz wyobra�amy. Nie spos�b stawia�
jakie� granice my�li in�ynierskiej d���cej drog� do gwiazd. Droga ta
niew�tpliwie si� otworzy, je�eli nie przed nami czy przed naszymi najbli�szymi
potomkami, to przed lud�mi odleglejszej przysz�o�ci.
Poszukiwania wyjd� poza ramy dzisiejszej, a nawet jutrzejszej energetyki. M�wimy
ju� o energii grawitacyjnej, o nie znanych nam chwilowo �r�d�ach energii gwiazd.
Niezbyt wiele jeszcze wiemy o budowie materii i ukrytych w niej rezerwach
energetycznych. Nasza wiedza nie daje jeszcze technice tego punktu oparcia,
kt�ry pozwoli jej odepchn�� si� od Ziemi, aby skoczy� ku gwiazdom.
Nie nale�y kategorycznie odrzuca� mo�liwo�ci lot�w mi�dzygwiezdnych tylko
dlatego, �e wymy�lony dzisiaj przez nas gwiazdolot fotonowy mo�e si� okaza�
nierealny. Ludziom przysz�o�ci wyda si� on prymitywny i �mieszny, podobnie jak
nam rydwan staro�ytnych Rzymian. Tak wi�c na razie odsuniemy dalej kosz na
�mieci...
Sondy i "talerze"
Niechaj zatem fotonowe i inne statki galaktyczne pozostan� na razie pod
kierownictwem pisarzy-fantast�w. Jakie� wobec tego mamy sposoby bezpo�redniego
kontaktu z cywilizacjami pozaziemskimi?
Stosownie b�dzie przypomnie� tu s�owa wypowiedziane u zarania epoki sztucznych
satelit�w.
Istniej� "realne przes�anki po temu, aby rzuci� cia�a typu pierwszych
ameryka�skich satelit�w w przestrzenie mi�dzygwiezdne, usun�� je ze sfery
przyci�gania S�o�ca" - pisa� cz�onek korespondent Akademii Nauk ZSRR A.
Iljuszyn.
W �lad za wyrzuceniem pierwszego satelity-automatu w okolice Ziemi mogli�my
wypu�ci� automat ku gwiazdom. Aparat zdolny porzuci� Uk�ad S�oneczny, aby ruszy�
w w�dr�wk� po wszech�wiecie, le�y ju� w zakresie mo�liwo�ci techniki dnia
dzisiejszego.
Nie wystarcza oczywi�cie, by aparat taki przezwyci�y� tylko przyci�ganie
S�o�ca. Rakiet� trzeba wyposa�y� w urz�dzenie przy�pieszaj�ce, kt�re stopniowo
rozp�dzi�oby j� do bardzo wielkich pr�dko�ci kosmicznych. Przelot jej nie
trwa�by w�wczas nadmiernie d�ugo, tote� mo�liwe by�oby zbadanie najbli�szych nam
okolic Galaktyki nie tylko za pomoc� fal radiowych.
Mi�dzygwiezdna sonda, automatyczny zwiadowca, kt�ry podr�uje od gwiazdy do
gwiazdy, chocia�by setki lat, czy to tylko bezpodstawna fantazja? Sondzie nie s�
potrzebne tak pot�ne silniki, jakie przyda�yby si� gwiazdolotowi pasa�erskiemu.
Znikaj� ograniczenia, zadania zacie�niaj� si� do zbierania informacji,
obserwowania, okre�lania celowo�ci przysz�ego kontaktu. Nadajniki sygna��w
zapisanych na ta�mie, zasilane z baterii p�przewodnikowych w��czanych w
okolicach najbli�szych gwiazd - takimi w�a�nie forpocztami mi�dzygwiezdnej
s�u�by komunikacyjnej sta�yby si� sondy.
Postawmy si� teraz na miejscu przedstawicieli cywilizacji pozaziemskiej,
znacznie przy tym posuni�tej naprz�d w swoim rozwoju. Dla nich zadanie sondy
jest prawdopodobnie w pe�ni rozwi�zalne. Nic dziwnego w tym, �e chcieliby
wyprawi� statek bez pilota na poszukiwania s�siednich cywilizacji.
Nie jest wi�c wykluczona mo�liwo�� odwiedzenia Ziemi przez takiego
cybernetycznego go�ca. Przecie� dzieje naszej planety licz� miliardy lat.
Zainteresowa�aby zwiadowc� gwiezdnego jako niew�tpliwy przybytek �ycia.
Czy� nie pragnieniem spotkania takiego wys�annika t�umaczy si� zainteresowanie
tak zwanymi lataj�cymi talerzami? Wok� nieznanych obiekt�w lataj�cych rozp�tuje
si� zgie�k sensacji, fakty rzeczywiste przeplataj� si� z fikcj�, oczywiste
z�udzenia optyczne - z zadziwiaj�cymi i niepoj�tymi zjawiskami. Nikt na serio
nie wierzy w przylot mieszka�c�w Wenus, podobnie jak nie spos�b ufa� i wielu
innym doniesieniom "naocznych �wiadk�w".
Dlaczeg� jednak my�l, �e Ziemia sta�a si� przedmiotem uwagi nieznanych istot,
nale�y uwa�a� za heretyck�? Czy tylko dlatego, �e dotychczas si� z nimi nie
spotykano? Czy te� dlatego, �e sama my�l o innych istotach nie mie�ci si� w
naszej �wiadomo�ci? Czy wreszcie dlatego, �e za jedyn� mo�liw� form�
bezpo�redniego kontaktu uwa�a si� przylot samych mieszka�c�w innych �wiat�w albo
ich sygnalizacj�?
Jednak�e sonda automatyczna sterowana przez niezwykle skomplikowany m�zg
elektroniczny, znalaz�szy si� w okolicach obcego s�o�ca, mog�aby pozostawa� tam
bardzo d�ugo. Mog�aby ona z kolei wysy�a� niewielkie, tak�e pozbawione pilota
aparaty ku planetom, na kt�rych przypuszczalnie wyst�puje �ycie. Pobra� pr�bki
zewn�trznych warstw atmosfery, sfotografowa� z bliska (w zrozumieniu ziemskim!)
powierzchni� planety - s�owem, zbada� interesuj�cy obiekt kosmiczny - to mo�liwe
zadania automat�w tego rodzaju. Wszak i my zamierzamy zlustrowa� Marsa w do��
skomplikowany spos�b.
Nie mo�na, rzecz jasna, twierdzi�, jakoby w�r�d nieznanych "obiekt�w lataj�cych"
niechybnie znajdowa� si� zwiadowca cybernetyczny. Ale odrzuca� kategorycznie
takiej mo�liwo�ci te� si� nie da. Sami na razie nie mo�emy rozstrzygn�� tylu
wielkich problem�w, ale z tego wcale nie wynika, �e inne cywilizacje nie
dysponuj� odpowiednim poziomem techniki.
Go�cie w Uk�adzie S�onecznym
W roku 1928 opublikowano ciekaw� ankiet�. Czasopismo "Wiestnik znanija" rzuci�o
pytanie: "Czy mo�liwe jest, by Ziemi� odwiedzili mieszka�cy innych �wiat�w?"
Odpowiedzieli na ni� profesorowie: N. A. Rynin, J. A. Perelman, K. E.
Cio�kowski. Pytanie takie spowodowa� list czytelnika, kt�ry twierdzi�:
"Odwiedzin nie by�o. Ziemia nie jest jedynym kulturalnym o�rodkiem wszech�wiata.
Skoro dotychczas nikt nie przylecia�, to znaczy, �e w og�le podr�e
mi�dzyplanetarne s� chimer�".
Do jakich to paradoksalnych wniosk�w mo�na niekiedy doj�� opieraj�c si� na
prawdziwych przes�ankach! Cio�kowski wi�c odpowiedzia�: "Je�eli maszyny
rozumnych istot z innych �wiat�w nie odwiedzi�y Ziemi, to z tego jeszcze nie
wynika, �e nie odwiedzi�y one innych planet. Jednak�e w odleg�ej przesz�o�ci,
podobnie jak w odleg�ej przysz�o�ci, mog�y czy mog� nast�pi� odwiedziny naszej
planety".
Czy poszukiwa� �lad�w takich odwiedzin? Tak, poszukiwa�. Ale nie w taki spos�b,
jak to czyniono dotychczas. Niepodobna wszystkiego, co nie da si� wyja�ni� -
zagadek historii, znalezisk archeologicznych, ka�dego obiektu nie daj�cego si�
rozszyfrowa� - przypisywa� tylko przybyszom z gwiazd. Nie mo�na �pieszy� sii� z
wnioskami, nie maj�c oczywiistych dowod�w pozaziemskiego pochodzenia jakiego�
tajemniczego faktu. Ale nie mo�na te� agresywnie wyst�powa� przeciw wszystkim,
co pr�buj� uzasadni� mo�liwo�� przybycia na Ziemi� statk�w kosmicznych.
Zas�uga tych, co pr�bowali zwr�ci� uwag� na "bia�e plamy" historii i archeologii
czy na zjawiska w skali kosmicznej, kt�rych nie mo�na wyja�ni� w spos�b
naturalny, polega w�a�nie na tym, �e wzbudzili �ywe zainteresowanie zagadnieniem
go�ci z kosmosu.
Poszukiwania �lad�w, kt�rymi zajmowali si� pocz�tkowo pisarze-fanta�ci, skupi�y
tak�e uwag� uczonych na tym pasjonuj�cym temacie. Wiele by�o kwestii spornych,
wiele wymaga�o sprawdzenia i sprecyzowania. Zreszt� prawda rodzi si� w dyskusji,
je�eli wi�c prowadzi si� j� w spos�b rozumny, po�ytek z niej jest niew�tpliwy.
Czy� wi�c niebywa�e zainteresowanie problemem Meteorytu Tunguskiego, burzliwe
dyskusje, hipotezy, a wreszcie ekspedycje naukowe nie zosta�y wywo�ane
fantastycznymi przypuszczeniami? Nie jest przypadkiem, �e w�a�nie po
wypowiedziach pisarzy-fantast�w ponownie zacz�y si� badania nad tunguskim
dziwem, kt�rego sprawa nie zesz�a z porz�dku dziennego do ostatniej chwili. Nie
mo�na fantastyki uzna� za nauk�, podobnie jak nie mo�na odmawia� pisarzowi prawa
do fantazji.
Bezwzgl�dnie jeszcze za wcze�nie na ostateczne wnioski. Problem okaza� si�
znacznie bardziej zawi�y, ni� mo�na to by�o przewidzie� w pocz�tkach. Trzeba
by�o odrzuci� wiele wariant�w, pojawi�y si� za to nowe. Ju� nie m�wi si� o
uderzeniu gigantycznego meteorytu w powierzchni� Ziemi, ju� kwestionuje si�
spotkanie z lodow� komet�, wysuni�to koncepcj� "antykamienia" - okrucha
antymaterii - te� na razie do�� kontrowersyjn�.
Jednak�e szala wagi przechyla si� na stron� wybuchu j�drowego, i to takiego,
kt�ry nast�pi� wysoko nad tungusk� tajg�. �wiadcz� o tym wyniki niedawnej
dyskusji naukowej. I jeszcze jeden, najbardziej interesuj�cy szczeg�, o kt�rym
wspomina F.J. Zigel: wed�ug wszelkiego prawdopodobie�stwa gdzie� w rejonie
Wanawary tunguskie cia�o zmieni�o trajektori� lotu, wykona�o manewr! Je�eli tak
jest, powracamy do my�li o sztucznym pochodzeniu "meteorytu", za kt�r� w og�le
przemawia hipoteza wybuchu j�drowego. Co wybuch�o, dlaczego nast�pi� wybuch? Nie
spos�b nie wspomnie� przy tym o fantastycznym przypuszczeniu, jakie wysun��em
rozwijaj�c znane opowiadanie-hipotez� A. P. Kazancewa "Wybuch": mi�dzygwiezdny,
w�a�nie mi�dzygwiezdny statek eksplodowa� przed l�dowaniem dokonawszy manewru1.
Jak dawniej, i teraz daleki jestem od utrzymywania, �e takie twierdzenie jest
bezsporne. Jakkolwiek by jednak by�o, jest to ciekawy przyk�ad blisko�ci my�li
pisarza-fantasty i dr�g poszukiwa� naukowych.
"Absurdem by�oby odrzucanie fantazji nawet w naj�ci�lejszej nauce" - wskazywa�
Lenin. Czy� to nie popularny artyku� M. M. Agresta wywo�a� �ywy odzew nie tylko
w�r�d szerokiego kr�gu czytelnik�w, ale i w�r�d uczonych? Profesor J. S.
Szk�owski jest zdania, �e "sam spos�b sformu�owania zagadnienia przez Agresta
wydaje si� zupe�nie poprawny i godny szczeg�owej analizy".
W �lad za Agrestem analogiczn� my�l wysun�� ameryka�ski uczony C. Sagan.
Szk�owski podkre�la, �e obie hipotezy "maj�... du�e znaczenie i zas�uguj� na
uwag�". Przecie� i hipoteza samego Szk�owskiego o sztucznym pochodzeniu
satelit�w Marsa, kt�ra znalaz�a odbicie w literaturze fantastycznej, tak�e
skierowuje odwa�n�, granicz�c� z czyst� fantazj� ide� z nurtu wyobra�ni w
�o�ysko nauki.
Front poszukiwa� nale�y rozszerzy� gromadz�c i studiuj�c obiektywnie fakty po
odrzuceniu wyra�nie w�tpliwych.
Trzeba dokona� analizy, gdzie na j rozs�dniej by�oby szuka�, gdzie najlepiej
mog�a si� przechowa� wiadomo��, �lad z innego �wiata. Wszak oblicze Ziemi
zmienia si� bezustannie, tote� nie wsz�dzie zgo�a �lady takie przetrwa�yby
okresy milion�w lat. Geologowie mogliby wyznaczy� przypuszczalny rejon
poszukiwa� - miejsca na kuli ziemskiej, mniej od innych nawiedzane kataklizmami.
Z pomoc� przysz�aby prawdopodobnie introskopia - tworzy ona przyrz�dy
pozwalaj�ce widzie� dos�ownie na wskro� ziemi.
Czego jednak szuka�? Chyba nie statku, kt�ry dlaczego� tam nie odlecia� z
powrotem, jak sobie to wyobra�aj� fanta�ci. Chyba nie przesy�ki z filmem lub
listem. Chyba te� mimo wszystko nie resztek kosmodrom�w czy innych urz�dze�.
Prawdopodobnie b�dzie chodzi�o o elementarn� informacj� w j�zyku liczb -
kryterium rozumno�ci wszelkiej cywilizacji, gdziekolwiek by si� ona znajdowa�a -
utrwalon� w materiale zdolnym sprosta� pr�bie czasu.
Mo�na oczywi�cie tylko snu� domys�y, jaki oka�e si� w rzeczywisto�ci �w
pami�tkowy znak. Czy nasi s�siedzi upewniwszy si�, �e na Ziemi powsta�o i
rozwija si� �ycie, nie postanowi� wysy�a� nawet pewnego rodzaju "bomby
czasowej", zawieraj�cej w skondensowanej postaci jakiego� rejestru swoich
wiadomo�ci? Wiemy, �e wszystkie wiadomo�ci zawarte w napisanych dotychczas
ksi��kach mo�na by zmie�ci� w zupe�nie okre�lonej liczbie jednostek informacji.
Wobec tego "sprasowana" skarbnica do�wiadczenia zaj�aby tak ma�o miejsca, �e
da�oby si� j� wyprawi� w niewielkim pojemniku z jednego kra�ca galaktyki w
drugi.
W�tpliwe jest jednak, czy nasi s�siedzi zajmowali si� kiedykolwiek niepotrzebnym
ekspediowaniem na chybi� trafi� tego rodzaju "prezent�w". Powinni si� byli
bezwzgl�dnie przekona�, czy kto� kiedy� zdo�a przesy�k� rozszyfrowa�, a
uczyniwszy to, nie u�yje jej na szkod� podobnych sobie ani nadawc�w przesy�ki.
S�owem, rozstrzygni�cie zagadnienia "poczty kosmicznej" obejmuje wiele punkt�w
niejasnych.
W ka�dym razie d��enie do og�oszenia o swoim istnieniu, do zaznajomienia si� z
sobie podobnymi istotami rozumnymi jest r�wnie silne jak pragnienie poznania
otaczaj�cego �wiata. "Prawdopodobnie wszystkim cywilizacjom (w�r�d nich i
naszej) w�a�ciwe jest d��enie do proklamowania swojego istnienia z motyw�w
stanowi�cych z�o�ony kompleks ��dzy wiedzy (zainteresowania naukowego),
pr�no�ci i altruizmu" - powiada profesor J. Martynow. B�dziemy to mie� na
wzgl�dzie!
Na pylnych �cie�kach obce �lady
Jakkolwiek ma�e by�oby prawdopodobie�stwo odwiedzenia przez istoty rozumne
Uk�adu S�onecznego zagubionego na peryferiach Galaktyki, to jednak nie da si�
uzna� takiej mo�liwo�ci za r�wn� zeru. Nie wiemy, w jaki spos�b i kiedy nast�pi�
loty do gwiazd, dlatego te� m�wimy, �e istnieje wy��cznie mo�liwo�� kontaktu
radiowego, reszta za� jest nieziszczalna i dla nas, i dla naszych potomk�w. Kt�
mo�e zar�czy�, �e inne istoty rozumne nie znalaz�y sposob�w podr�owania na
dystanse setek, a nawet tysi�cy lat �wietlnych?
Prawdopodobie�stwo odwiedzin jest rzeczywi�cie znikome, okres czasu natomiast, w
kt�rym zdarzenie takie mo�e nast�pi� - ogromne. A kierunek poszukiwa� wskazuje
Cio�kowski, gdy podkre�la, �e mog�y one "odwiedzi� tak�e inne planety".
Czy nie ma takich �lad�w na pozbawionym �ycia Ksi�ycu albo na planetach, albo
na ich satelitach planet, gdzie brak atmosfery i wobec tego �lady zachowa�yby
si� znacznie lepiej?
Wyruszenie w kosmos, l�dowanie na maj bli�szych cia�ach niebieskich otworzy te�
nowe mo�liwo�ci poszukiwa� �lad�w przybysz�w z gwiazd. Nie b�dzie to, rozumie
si�, naczelnym celem kosmonaut�w, przynajmniej w najbli�szym czasie. Takiej
mo�liwo�ci nie nale�y jednak pomija�.
Wszystko, co nie da si� wyja�ni� przyczynami naturalnymi, powinno sta� si�
przedmiotem na j baczniejsze j uwagi Wszystkie dopuszczalne warianty powinny by�
rozwa�one i uwzgl�dnione, aby skierowa� poszukiwania na przypuszczalnie
najbardziej owocn� drog�.
Opr�cz nieokre�lono�ci danych wyj�ciowych wyst�puj� inne jeszcze trudno�ci
komplikuj�ce zagadnienie. Co pocz��, je�eli �lady by�y, ale si� nie zachowa�y?
Albo je�li ich wcale nie zostawiono? Przyleciawszy do Uk�adu S�onecznego wtedy,
kiedy o �yciu mowy by� nie mog�o, "s�siedzi" po prostu odlecieli z powrotem.
Albo wreszcie upami�tnili sw�j pobyt znakiem w postaci sztucznej planety,
satelity S�o�ca albo Marsa, i ten nie zauwa�ony przez nas herold rozumu kr��y
dotychczas gdzie� w kosmicznych przestworzach. Szans� znalezienia takiej
pami�tki s� niew�tpliwie bardzo ma�e.
Czy wyp�ywa z tego pesymistyczny wniosek, �e �lad�w nie ma i nie znajdziemy ich
nigdzie? Je�eli nie zamanifestowa�y si� cywilizacje pozaziemskie, je�eli
przyni�s� nam pora�k� projekt Ozma, to czy� mo�na jeszcze marzy� o kontaktach i�
rozumnymi istotami, a tym bardziej o tym, by do nas przylecia�y?
Geocentryzm, jak ka�dy dogmat, niebezpieczny jest nie tylko przez swoje
prymitywne negowanie wszystkiego, co mu przeczy. Jego wp�yw jest znacznie
g��bszy i subtelniejszy, odbija si� bowiem na sposobie my�lenia nadaj�c mu jak��
"przyziemno��". �atwiej i pro�ciej s�dzi�, �e jeste�my jedyni we wszech�wiecie.
Tote� wr�cz nieprawdopodobne staje si� w�wczas wyobra�enie sobie mo�liwo�ci
istnienia innego sposobu my�lenia, innej - dla nas niepoj�cie wspania�ej - skali
og�lnogalaktycznej.
Kiedy m�wi� o tym Cio�kowski, wy�miewano go. Kiedy napisa� o tym pisarz-fantasta
L A. Jefremow, uznano to jedynie za pi�kn� fantazj�. Teraz w dziedzin� domniema�
i odwa�nej fantazji wkracza nauka.
Stopniowe badanie wszystkich aspekt�w olbrzymiego problemu doprowadzi
niew�tpliwie do bardziej optymistycznych ocen, nie og�lnych, lecz czysto
ilo�ciowych, kt�re by� mo�e pozwol� rozmie�ci� zdarzenia w czasie. Wszak C.
Sagan pr�buje ju� przepowiedzie� termin najbli�szej wizyty "s�siad�w". Czy�by te
pr�by by�y a� tak bezsensowne?
Zadanie poszukiwania �lad�w go�ci z innych planet jest powi�zane wzajemnie z
badaniem zaiste wspania�ego i porywaj�cego problemu stulecia - problemu wielo�ci
�wiat�w zamieszkanych we wszech�wiecie.
Rozumujemy z "ziemskiego" punktu widzenia, bior�c za podstaw� nasze mo�liwo�ci.
Zgadzamy si� przy tym na oczywiste uproszczenie: przecie� go�cie na pewno byliby
przedstawicielami wy�ej rozwini�tej cywilizacji, w przeciwnym bowiem razie nie
zdo�aliby pokona� przestrzeni. Maj� do dyspozycji pot�niejsz� technik�, tote�
naszych na poz�r fantastycznych przesy�ek nie mo�na z g�ry negowa�.
Sonda, kt�ra sta�a si� satelit� S�o�ca; sonda zmieniaj�ca orbit�, aby po kolei
bada� wszystkie planety Uk�adu S�onecznego; sonda stanowi�ca baz� aparat�w
cybernetycznych, kt�re mog� jeszcze bardziej drobiazgowo bada� szczeg�lnie
interesuj�ce obiekty - wszystko to s� mo�e szczeble pocz�tkowe. Nie wyczerpuj�
tego, co z teoretycznego punktu widzenia mogliby stworzy� nasi s�siedzi w
galaktyce.
Sonda nie jest wieczna, jej przyrz�dy ostatecznie powinny przesta� dzia�a�. Czy
jest mo�liwe, �e wtedy w��czywszy silniki zwiadowca z zebran� informacj� ruszy w
drog� powrotn�? Logiczne jest przypuszczenie, �e nawet nie odkrywszy nigdzie
�ycia zostawi jednak po sobie pami�tk�, jak czyni� to wspinacze na zdobytych
szczytach. Mo�e to by� symbolem zwyci�stwa, znakiem dla tych, co w przysz�o�ci
jeszcze tam przylec�, albo te� "bomb� czasow�" - or�dziem do istot rozumnych,
kt�re kiedy� pojawi� si� w pobli�u S�o�ca...
Kosmos jest oczywi�cie najodpowiedniejszym miejscem do przechowania takiej
"przesy�ki". Nie wiadomo przecie�, w jakim czasie go�cie nas odwiedzili i co
zastali w otoczeniu S�o�ca: pierwotny chaos na Ziemi, hucz�cy ocean na Wenus czy
marsja�skie burze piaskowe? W ka�dym razie sztuczna planeta istnie� b�dzie przez
okres dostrzegalny nawet w kosmicznej skali czasu. I sporz�dzona b�dzie, rzecz
prosta, z materia�u, dla kt�rego erozja meteorytowa nie jest tak niebezpieczna
jak dla naszych dzisiejszych sztucznych satelit�w (nawiasem m�wi�c, meteoryty
nie wyrz�dzaj� im a� tak wielkich szk�d).
Przypu��my jednak, �e sondy nie wys�ano w tak odleg�e czasy, wobec czego zasta�a
ona jakie� pocz�tkowe stadia �ycia w Uk�adzie S�onecznym. Wyja�ni�o si�, dajmy
na to, �e przynajmniej na jednej z planet wyst�puj� warunki p�niejszego rozwoju
wy�szych form �ycia. "M�zg" sondy postanowi�by zostawi� "bomb� czasu" albo na
Ziemi, albo na Ksi�ycu, kt�ry ju� uspokoi� si� po burzliwej wulkanicznej
m�odo�ci. Dodajmy, �e my przecie� zostawiamy pami�tkowe proporczyki na Ksi�ycu,
na Wenus, a na burtach automatycznych stacji mi�dzyplanetarnych umieszczamy
"pami�tki": schemat Uk�adu S�onecznego, gdzie specjalnie wyr�niona jest Ziemia,
trzecia planeta od S�o�ca.
Proporczyk to nie tylko znak uwieczniaj�cy wielki czyn. To i pewnego rodzaju
sygna� dla tych, kt�rzy b�d� go��mi naszej gwiazdy. A sztuczne planetki kr���ce
wiecznie wok� S�o�ca to tak�e przechowany w wieczno�ci znak pami�tkowy
wskazuj�cy nadawc�.
Istnieje inna jeszcze, dalej si�gaj�ca hipoteza. A je�eli go�ciem by� jednak nie
automat, cho�by w najwy�szym stopniu doskona�y, zdolny do wielu dzia�a�
przys�uguj�cych prawdziwemu m�zgowi? Je�eli go��mi by�y rzeczywi�cie inne
rozumne istoty? Znowu mo�liwe s� r�ne warianty zale�nie od czasu przylotu.
Go�cie mogli nawet nie odwiedzi� Ziemi. Jeszcze martwa, nie interesowa�a ich.
Ponadto nie nale�a�o tak�e ryzykowa� maj�c do dyspozycji sondy zwiadowcze. Mo�e
bardziej poci�ga� ich Mars?
A czy nie owi przybysze zbudowali satelity Marsa, nazwane p�niej przez nas
Fobosem i Dejmosem? Te ksi�yce Marsa mog�y stanowi� dla przybysz�w baz�
wypadow� do badania Uk�adu S�onecznego, pewnego rodzaju statki "�eglugi
przybrze�nej", kt�re potem znalaz�y wieczne odpocznienie na orbitach satelit�w
czerwonej planety. Przybysze pozostawili tak niezwyk�y pomnik - �wiadectwo
dokonanych odwiedzin, a mo�e i gwarancj� przysz�ych...
Nie jest wykluczone, �e go�cie przebywali na jakiej� planetoidzie umo�liwiaj�cej
im spacery po ca�ym Uk�adzie S�onecznym, tak bowiem dogodnie rozmieszczone s�
orbity niekt�rych planetoid. Planetoidy to tak�e odpowiednie miejsce do
pozostawienia pami�tki na wieczne czasy. Wreszcie, czy w�r�d planetoid nie
znajdzie si� takiej, kt�ra przesta�a ju� by� jedynie tworem natury i r�ni si�
od wszystkich innych jak brylant od diamentu? Z Ziemi trudno obserwowa�
planetoidy, natomiast przysz�a astronomia pozaatmosferyczna zdo�a odr�ni� takie
cia�o niebieskie, do kt�rego kto� przyk�ada� "r�ce".
Ju� dzi� wysuwa si� najr�norodniejsze projekty dotycz�ce losu planetoid.
Proponuje si� zmian� orbit niekt�rych z nich, by zamieni� je w satelity Ziemi a
p�niej zbudowa� tam bazy przemys�owo-energetyczne. My�li si� o przekszta�ceniu
planetoidy w statek mi�dzygwiezdny, o umieszczeniu na niej silnika odrzutowego,
kt�ry by j� wyprowadzi� z Uk�adu S�onecznego. Je�eli dzie� dzisiejszy rodzi te
arcy�mia�e pomys�y, to trudno sobie wyobrazi� nawet w przybli�eniu, co mogli
uczyni� z planetoidami go�cie.
S�u�ba radioastronomiczna zamierza os�uchiwa� niebo, wykrywa� wszystkie �r�d�a i
sygna�y, kt�re r�ni� si� od naturalnych. Prawdopodobnie tak�e astronomi�
optyczn� czeka poszukiwanie nadzwyczajno�ci, wykrywanie wszystkiego, co sugeruje
ingerencj� rozumnej my�li.
Poszukiwania takie utrudnia niew�tpliwie element nieokre�lono�ci. Mimo woli w
ramy, do kt�rych przywykli�my, chcemy wt�oczy� dzia�ania innych istot
dysponuj�cych mo�e niepospolit� zgo�a technik�. Kierujemy si� logik� i jak gdyby
stawiamy siebie na miejsce tych "innych", kt�rzy przekroczyli bezdnie
przestrzeni, aby zobaczy� Uk�ad S�oneczny i da� zna� o sobie. Tak prawdopodobnie
post�piliby mieszka�cy Ziemi � oto podstawa naszych rozwa�a�. A jak post�piliby
oni, stoj�cy na wy�szym szczeblu rozwoju?
Ten sam cel mog� przypuszczalnie osi�gn�� innymi drogami. "Bomba czasu",
zbieranie informacji, okresowa baza w Uk�adzie S�onecznym - to wszystko mo�e by�
przez nich zrealizowane w jakiej� innej formie. Mo�e zetkniemy si� z
niespodziankami... albo nic nie znajdziemy. Peryferie Galaktyki, gdzie znajduje
si� Ziemia, mog�y po dzi� dzie� pozosta� nie zauwa�one! Wszak Ziemia jeszcze nie
"doros�a" do tego, by cho� nie�mia�o w��czy� si� w Wielki Pier�cie�, opisany w
"Mg�awicy Andromedy" L Jefremowa, a tym bardziej, by sta� si� r�wnoprawnym
cz�onkiem wsp�lnoty cywilizacji.
Niepowodzenia, nawet wieloletnie, nie powinny onie�miela� tych, co zajmuj� si�
poszukiwaniami, podobnie jak brak perspektywy nie powinien przeszkadza� �owcom
radiowych sygna��w rozumu. Tym bardziej �e i �rodki, i metody takich poszukiwa�
b�d� si� z czasem doskonali�. I bodaj nie my, lecz nasi potomkowie stan� si�
kiedy� naocznymi �wiadkami wydarze�, kt�rych dzi� przewidzie� nie zdo�a
naj�mielsza fantazja.
Prze�o�y� Boles�aw Baranowski