4714

Szczegóły
Tytuł 4714
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4714 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4714 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4714 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

BO�ENA BOREK Engagement Monumentum Theatre Company cieszy� si� w Europie renom� znakomitego teatru. Ba, po ostatnich sukcesach, odniesionych podczas p�rocznego tournee przez trzy kontynenty, krytyka uzna�a go za jedno z najwybitniejszych zjawisk kulturowych na �wiecie. Czy Iren� mog�o spotka� wi�ksze szcz�cie? Mirab Morio, dyrektor Monumentum, zaprosi� j� na rozmow� w sprawie engagement! - Jeszcze w tym sezonie - powiedzia� zza swego wielkiego biurka Morio od razu po przywitaniu, gdy zaprosi�, by usiad�a naprzeciw - zagra pani Ma�gorzat� w "Fau�cie". Za rok obsadz� pani� w "Idiocie" wed�ug Dostojewskiego, jako Nastasj� oczywi�cie. Ale na pocz�tek przejmie pani dwie role po kole�ance, kt�ra opu�ci�a zesp� podczas tournee. - Wr�czy� Irenie skoroszyty z egzemplarzami "Przy drzwiach zamkni�tych" i "Elektry". - Prosz� to sobie naczyta� w domu. Pr�by wznowieniowe rozpoczniemy za miesi�c. - Kto� zrezygnowa� ze wsp�pracy z panem? - zdumia�a si�, a w�a�ciwie oburzy�a. - Moja droga Iraen - wyja�ni� z u�miechem serdecznego �wi�tego Miko�aja - poza sztuk� istniej� r�ne fascynacje. Pani poprzedniczka wybra�a �ycie w Indiach, a tamtejsza kultura... - W Indiach? Czyli w po�owie tournee pokrzy�owa�a panu plany repertuarowe! - Nie tak bardzo. Wybrali�my si� na podb�j �wiata z czterema inscenizacjami. Dwie sz�y bez zmian. Co prawda, z Sartre'a zrezygnowali�my, ale Elektr� zast�pi�em na czas objazdu inn� aktork�. - Czy to nie ona powinna... - Karen sama doskonale wie, �e nie ma emploi naiwnej desperatki. A pani... no c�... Po obejrzeniu "Marii Stuart" w National Theatre jestem przekonany... - Widzia� mnie pan w "Marii Stuart"? - Znam pani wszystkie dotychczasowe kreacje w Nationalu. To wielka przyjemno�� ogl�da� prawdziwy talent, podparty profesjonalizmem. - Nie boi si� pan m�wi� mi takich rzeczy? - To znaczy jakich? - Komplement�w, od kt�rych mo�e mi uderzy� woda sodowa do g�owy. - Zawsze jestem szczery wobec os�b, kt�re anga�uj� - u�miech �wi�tego Miko�aja ust�pi� powadze. - Starannie dobieram zesp�, wi�c moi ludzie wiedz�, jaki poziom reprezentuj�. Bo moi ludzie �wiadcz� o mnie. - Zazdroszcz� panu tego poczucia pewno�ci. - Te� je masz, moja ma�a - podni�s� si�, nachyli� nad biurkiem i spojrza� jej w oczy. - Gdyby tak nie by�o, nie siedzieliby�my tu dzisiaj, czy� nie? Mirab Morio by� m�czyzn� diablo przystojnym. Trzyma� znakomit� postaw�, a jego gesty cechowa�a nonszalancja w�a�ciwa ludziom o charyzmatycznej osobowo�ci. G��boko osadzone, ciemne jak bazalt oczy i granatowy cie� zarostu poni�ej ko�ci policzkowych nadawa�y jego twarzy ekspresj� wymodelowanych rze�b Rodina. Oto cz�owiek sztuki - my�la�a Irena. Pi�kno zewn�trzne wyra�a geniusz jego ducha. Komu� takiemu mo�na bez wahania powierzy� siebie. Sw�j talent i marzenia. A on przekszta�ci je w dzie�o r�wne boskiemu dzie�u Stworzenia. Morio prze�widrowywa� j� na wylot spojrzeniem niczym rentgenem. W oczach, z powodu czarno�ci t�cz�wek pozbawionych jakby �renic, czai�a si� ciekawo�� i... zach�anno��? Dreszcz niepokoju przebieg� jej po plecach. Raczej przyjemny dreszcz perwersyjnej obietnicy, zapowiedzi jeszcze niesamowitszych dozna�. Zapukano i do gabinetu wesz�a koordynatorka pracy artystycznej, pani Wybycky. Po�o�y�a przed dyrektorem trzy egzemplarze kontraktu. Irena zatrzepota�a rz�sami jak przebudzona z transu. Morio niespiesznie si� wyprostowa�. - Dzi�kuj�, Alicjo. Za chwil� nowa zdobycz Monumentum b�dzie do pani dyspozycji. Prosz� wprowadzi� j� w nasze obyczaje - poz�acanym parkerem sk�ada� zamaszyste podpisy na trzech umowach. - Tylko niech jej pani nie sp�oszy - zn�w na oblicze Moriowyp�yn�� u�miech �wi�tego Miko�aja. - Adaptacja do nowych warunk�w musi przebiega� �agodnie i bez wstrz�s�w, rozumiemy si�? Ta m�oda dama jest zbyt cennym nabytkiem, aby j� p�oszy� zgie�kiem niepotrzebnych informacji. Prosz� - zwr�ci� si� �artobliwie do Ireny - teraz pani b�dzie �askawa podpisa� nasz cyrograf - i dorzuci�: - Nie jest to pakt z diab�em. W ka�dej chwili mo�e pani go zerwa�. Ale co� mi si� zdaje, �e tego nie powinni�my si� obawia�, prawda? Dla nas obojga by�aby to niepowetowana strata. Alicja Wybycky mia�a nienagann� sylwetk�, kt�r� opina� elegancki kostium w kolorze burgunda. Kasztanowe w�osy zaczesane do ty�u w ciasny kok zdawa�y si� napr�a� sk�r� na jej twarzy, co Irenie przywodzi�o na my�l portrety fotograficzne zrobione "rybim okiem". Rozmawia�y pij�c kaw� w przytulnym sekretariacie pani koordynator. - Przede wszystkim, skarbie - poinformowa�a Wybycky aksamitnym altem wzbudzaj�cym sympati� i zaufanie - powinna� zast�pi� swoje nazwisko pseudonimem. - Czy to konieczne? Wyrobi�am ju� sobie pewn� mark�. - Chyba nie w�tpisz, �e tutaj zdob�dziesz j� szybciej ni� gdziekolwiek indziej? - Nie... nie w�tpi�. - Imi� w zasadzie ci si� nie zmieni. Od dzi� b�dziesz nie Irena, a Iraen. Je�li chodzi o drugi cz�on, maestro proponuje Roris. Co ty na to? - Brzmi chyba do�� dziwacznie. - Egzystujesz w �wiecie z natury swojej dziwacznym - g�os kobiety przybra� jeszcze cieplejsz� barw�. - Dziedzina sztuki zwana teatrem kieruje si� zasad� curiosum, czyli swoistej maskarady. Innymi s�owy, polega na transformowaniu rzeczywisto�ci. Je�li nie wr�cz deformacji, zale�nie od zamierzonego efektu, w grotesk� b�d� misterium. Tote� nie bez powodu w jednym z europejskich j�zyk�w teatr nazywaj� divadlo, prawda? - Ma pani racj� - roze�mia�a si� na point� tej teorii teatru w pigu�ce. - W takim razie niech b�dzie Roris. - W porz�dku - Wybycky zanotowa�a pseudonim w roz�o�onym zeszycie. Opuszczone w d� powieki musz� powodowa� b�l w jej cebulkach w�osowych na skroniach, pomy�la�a Irena. - Przejd�my do kolejnej sprawy. Nasz kontrakt opiewa na czas nieokre�lony, chyba �e... - Tak? - Maestro chce mie� gwarancj� twej dyspozycyjno�ci przynajmniej w pierwszych sezonach. Ci��a, po��g, macierzy�stwo po prostu nie wchodz� w rachub�. Irenie przemkn�� przez g�ow� Adam z jego przeb�kiwaniem o ma��e�stwie i gromadce potomstwa. Ale przecie� to odleg�e plany. - Nie s�dz�, by warunek by� trudny do spe�nienia - powiedzia�a zdecydowanie. - Najwa�niejsza jest dla mnie obecnie kariera. - �wietnie. Dam ci zaraz zlecenie do naszego teatralnego lekarza. - Mam swojego lekarza - zaprotestowa�a. - To bardzo dobry fachowiec. - Nie w�tpi�. Ale wszyscy pracownicy Monumentum... - Okay, rozumiem - podda�a si�. - Gabinet lekarski jest czynny w poniedzia�ki - zn�w pi�ro zaskroba�o w zeszycie. - A to - Wybycky machn�a niedu�� kartk� - to jest rodzaj obieg�wki. Zanim przyst�pisz do pr�b, odwiedzisz wszystkie nasze pracownie. W tych rubrykach z�o�� podpisy: fotograf, krawiec, modystka, szewc, perukarka, akustyk, o�wietleniowiec i charakteryzator. S� ju� parafy maestra i moja. Prosz�, by� zachowa�a kolejno�� wizyt zgodnie z kolejno�ci� podan� w pozosta�ej cz�ci tabeli. - Skoro to wa�ne, nie ma sprawy - zabawnym westchnieniem i przesadnym za�amaniem r�k odegra�a zaskoczenie, �e biurokratyczne wymogi panuj� r�wnie� we wspania�ej instytucji zatrudniaj�cej artyst�w, a wi�c osoby o do�� niezdyscyplinowanych obyczajach. - Czy dzi� mam si� uda� do pracowni? - Nie ma po�piechu. Rozumiem, �e pierwszy kontakt z maestro m�g� by� wyczerpuj�cy. Wpadnij dzi� tylko do fotografa. Potrzebujemy kompletu fotos�w do twoich akt. Pozosta�ych mo�esz odwiedzi� p�niej. Masz na to cztery tygodnie. - My�l�, �e ta formalno�� zajmie mi znacznie mniej czasu - rzek�a Irena, mimo i� poczu�a nagle znu�enie. - Czy co� jeszcze, pani Wybycky? - Och, nie zwracaj si� do mnie tak oficjalnie. Na imi� mam Alicja. - Dzi�kuj�... Alicjo. - Jeszcze jedna, drobna w zasadzie sprawa - Alicja dotkn�a palcami w�os�w, jakby masowa�a obola�e skronie. - B�dziesz musia�a rozejrze� si� za innym mieszkaniem. - Dlaczego? Bardzo lubi� moj� kawalerk�. - Hm... kawalerk�? - Nie sta� mnie na co� bardziej ekskluzywnego. - B�dzie ci� sta�. A na razie mo�esz zamieszka� w teatrze. Dysponujemy tu wcale komfortowymi apartamentami, z kt�rych niekt�rzy aktorzy korzystaj�. - Zastanowi� si� - taktycznie ust�pi�a Irena, wstaj�c, by si� po�egna�. Zadzwoni� interkom. Koordynatorka, wciskaj�c b�yskaj�cy czerwono guzik, pos�a�a Irenie najszerszy u�miech, na jaki pozwoli�y napi�te rysy. - Do zobaczenia. Pami�taj, �e ze wszystkimi problemami mo�esz zwraca� si� do mnie. I nie zapomnij o fotografie. Studio w piwnicy, na lewo od schod�w. Schodz�c do najni�szej kondygnacji budynku, mija�a na korytarzach pracownik�w administracyjnych �piesz�cych z plikami dokument�w, plastyk�w d�wigaj�cych dekoracje mokre od �wie�ej farby i ucharakteryzowanych aktor�w w kostiumach. "Dzie� dobry, dzie� dobry..." - rzuca�a nieustannie, a oni �yczliwie odpowiadali, przygl�daj�c si� jej z przyjaznym zaintrygowaniem, jakby wiedzieli, �e jest ju� jedn� z nich. Sesja zdj�ciowa zaj�a dwie godziny. Sanguis, wiekowy przygarbiony m�czyzna, oczarowa� Iraen manierami d�entelmena i zawodow� perfekcj�. Niezwykle kontaktowy, wr�cz gadatliwy, zarzuca� j� anegdotami i powa�nymi opowiastkami, by sprowokowa� zmiany wyrazu twarzy do kolejnych uj��. Szczeg�lnie zachwyca� si� oczami Ireny. Pod�wietla� je na r�ne sposoby, by "wyci�gn�� ich g��bi� i tajemnicz� melancholi�". Tote� opuszczaj�c gmach Monumentum czu�a si� naprawd� wyczerpana. Ludzie na ulicy i w tramwaju wydali si� jej r�wnie zm�czeni jak ona. W por�wnaniu z rumianymi, pe�nymi �ycia i kolor�w licami pracownik�w teatru wygl�dali szaro i nijako. Nasun�o jej to nawet absurdaln� my�l, �e tam w teatrze wszyscy - nie tylko ucharakteryzowani aktorzy - musieli mie� makija�e. Z kolei odzienie przechodni�w by�o byle jakie; w por�wnaniu ze starannie ubranymi, w intensywne barwy i wyraziste kroje, osobami spotkanymi w biurach i korytarzach teatru wygl�dali jak kury przy pawiu. Nie mia�a ochoty na obiad. Czekaj�c, a� wype�ni si� wanna, stan�a przed lustrem. Zobaczy�a twarz z podkr��onymi oczami, lekko sin� i bardzo znu�on�. No tak, poprzedniej nocy, podniecona czekaj�cym j� spotkaniem z dyrektorem Monumentum, oka niemal nie zmru�y�a. Bo�e, co te nerwy z cz�owiekiem wyprawiaj�! Wysz�a z wody o wiele bardziej rze�ka. I tylko oczy wygl�da�y nadal na zm�czone, jakby zgaszone. Reflektory Sanguisa pewnie je nadwer�y�y. Kr�tko dwa razy zadzwoni� gong. Adam! Podbieg�a rado�nie do drzwi. - Mam! Mam engagement! - zawo�a�a. - Wyobra�asz sobie? B�d� aktork� w najlepszym teatrze �wiata! - Gratulacje, Irci! - zakr�ci� ni� karuzel� w powietrzu. - Opowiedz mi wszystko. Powa�nie, podpisali z tob� kontrakt? - Jak bozi� kocham - podekscytowana, nie zwa�aj�c na rozche�stane po�y szlafroka, wci�gn�a go do pokoju i pokaza�a mu dokument. - Patrz, "na czas nieokre�lony"! �adne tam okresy pr�bne czy sezonowe umowy. I od razu gram Elektr�. I jeszcze Inez w "Przy drzwiach zamkni�tych"! A potem... - Cudownie, kochanie - poca�owa� j� w szyj�, zsuwaj�c szlafrok z ramion. - Jeste� taka pi�kna, kiedy si� cieszysz... - przeni�s� poca�unki na dekolt i piersi. - Musimy to uczci� szampanem. Wybierzmy si� gdzie� pota�czy�. Unikn�a kolejnego dotyku nami�tnych d�oni i warg. - Nigdzie nie wychod�my. Wypijemy lampk� wina tutaj, w domu. - Och, �aba... - rozczuli� si�. - Bosko pachniesz - chwyci� j� za nadgarstki i opl�t� jej r�kami swoje biodra. - Kocham ci� - wyszepta�, zn�w muskaj�c jej szyj�. Wygi�a si� do ty�u i �miej�c si� uda�a, �e j� z�oszcz� pieszczoty. - Przesta�, przesta�, g�uptasie - odskoczy�a od ch�opaka i otuli�a si� szlafrokiem. - Tobie tylko jedno w g�owie. A ja jestem dzi� taka rozdygotana. Quantin, szef pracowni krawieckiej, wymierzy� ca�� Iren� - ��cznie z obwodem szyi, ud, �ydek, kolan, nawet d�ugo�ci poszczeg�lnych palc�w. Jakby ka�dy punkt jej cia�a zosta� dotkni�ty ta�m� krawieck�, wyniki skrupulatnie zanotowano w opas�ym notesie. Potem, pocz�stowana earl greyem, przygl�da�a si�, jak Quantin kroi kupon czerwonego aksamitu. Hafciarki, gorseciarki i szwaczki, pochylone nad swoimi stanowiskami w milczeniu przys�uchiwa�y si� rozmowie, jak� prowadzi� z now� artystk� ich kierownik. - Masz, kotku, doskona�� figur� - sapa� znad trzaskaj�cych metalicznie singerowskich no�yc. - Szycie dla ciebie b�dzie prawdziw� poezj�. - Och, jest pan nader uprzejmy. - Stwierdzam tylko fakt, kotku puszysty - trzask - Miss Uniwersum nie powstydzi�aby si� takich wymiar�w jak twoje - trzask, trzask - dobrze, �e maestro zaanga�owa� na miejsce Eugenii ciebie, a nie jakiego� karakana. - Eugenia to poprzednia Elektra i Inez? - Zgadza si� - trzask - filigranowa by�a. Zgrabna, ale gdzie jej do ciebie. Ty to prawdziwie pos�gowa pi�kno��. Wenus z Milo albo Nike z Samotraki. - Panie Quantin - za�mia�a si� - tamte pi�kno�ci s� niekompletne. Jedna nie ma g�owy, a druga ramion! - Co tam g�owa, kotku puszysty - trzask - clou kobieco�ci to figura. Porusza� si� nad aksamitem jak primabalerina w popisowym solo, wywijaj�ca wdzi�cznie ko�czynami i wyginaj�ca si� we wszystkie strony. Jego �ysina b�yska�a w �wietle jarzeni�wek umieszczonych pod sufitem. Irena nie lubi�a jarzeni�wek. M�czy� j� ich fioletowawy blask i nieustanne brz�czenie. D�u�sze przebywanie w tak o�wietlonym pomieszczeniu przyprawia�o j� o b�l g�owy. Tutaj na dodatek iluminacja zwielokrotniona by�a du�� liczb� luster, wysokich i bez ram, ustawionych pod r�nymi k�tami na wszystkich �cianach. Pieczenie w oczach, kt�re czu�a od wczorajszej sesji zdj�ciowej, da�o o sobie zna� ze zdwojon� si��. Poza tym, mo�e to idiotyczne z�udzenie, gotowa by�a przysi�c, �e szklane tafle nie tylko pomna�aj� �wiat�o, lecz r�wnie� wzmacniaj� uprzykrzony d�wi�k pulsuj�cej elektryczno�ci. - Gotowe - Quantin odsun�� pokrojone kawa�ki tkaniny na bok; jedna ze szwaczek zabra�a je do fastrygi. - Smakuje ci herbata, kotku? To dobrze. Pij sobie spokojnie. Ja musz� p�j�� do magazynu po tkaniny. Wr�ci� po dwudziestu minutach d�wigaj�c pod pach� bel� ciemnego materia�u. Rzuci� j� z g�uchym pla�ni�ciem na st�. - Teraz Inez. Ognista Latynoska Inez, morderczyni drugiego stopnia... - zaduma� si� przez chwil�, celuj�c no�ycami w taft� jak sztyletem w ofiar�. - B�dziesz, kotku puszysty, wygl�da�a w tej kiecce jak anio�. Czarny anio� �mierci, oczywi�cie. Nie zd��y�a zareagowa�, gdy� zosta�a poproszona za parawan. Czerwona szata by�a gotowa do przymiarki. Kazano jej wej�� na wysoki sto�ek. Ca�a obsada pracowni, wszystkich sze�� kobiet otoczy�o sto�ek kr�giem, podczas gdy Quantin obracaj�c Iren� jak manekinem, dopasowywa� na niej kostium. Cmoka� przy tym i wzdycha� z zachwytu. Kobiety wt�rowa�y mu podobnymi odg�osami, wyra�aj�c podziw, czy to dla modelki, czy dla wirtuozerii swego prze�o�onego - trudno powiedzie�. Suknia le�a�a jak ula�. Nic nie uwiera�o, nic nie ci�gn�o, kiedy unios�a ramiona do g�ry. Zobaczy�a swoje odbicia w lustrach, niekt�re mira�owe, inne strzeliste jak z obraz�w El Greca. W pewnym momencie, zapatrzona w niesko�czony t�um swoich replik obleczonych w czerwie� Elektr o poblad�ych licach - uleg�a z�udzeniu, �e depcze on rzesz� g��w znajduj�c� si� pod stopami tych wszystkich matkob�jczy�. G�owy pochyla�y si� pokornie, gotowe przyj�� �mier� od krwawej, m�ciwej kr�lewny... Irenie �wiat zawirowa� w oczach. Zachwia�a si� i by�aby upad�a, gdyby nie g�szcz rozcapierzonych d�oni, kt�ry wyci�gn�� si� w jej stron�. Krzykn�a przera�ona. - Spokojnie, kotku - Quantin pom�g� jej zej�� ze sto�ka. - �le si� czujesz? - Przepraszam. Zakr�ci�o mi si� w g�owie. To chyba te �wiat�a... Krawiec wyci�gn�� piersi�wk� i nape�ni� nakr�tk� br�zowym p�ynem. - Wypij kropelk� brandy. Z pewno�ci� poprawi ci samopoczucie. - Och, panie Quantin - zaprotestowa�a s�abo - �adnie zaczynamy wsp�prac�. Jeszcze pomy�li pan, �e jestem pijaczk�. - Nie proponuj� ci libacji, tylko lekarstwo, kotku puszysty. No, �mia�o. Pi�� godzin p�niej, kiedy wesz�a do swojego mieszkania, zrzuci�a tylko p�aszcz i buty. Wsun�a si� do ��ka i zapad�a w twardy sen, nie maj�c si� pomy�le� ani o k�pieli, ani o jedzeniu. Ustrojone teatralnymi kapeluszami drewniane czerepy t�oczy�y si� na si�gaj�cych sufitu rega�ach. Widok tej imponuj�cej kolekcji zapiera� dech. Ledwie modystka Uniona dokona�a pomiaru jej g�owy, Irena poprosi�a o pozwolenie przymierzenia niekt�rych okaz�w. Przegl�da�a si� w stylowym tremo zdobi�cym pracowni�, wykonuj�c taneczne pas i stroj�c miny spod woal�w i strusich pi�r, spod kaskad kwiat�w, fantazyjnych zawoj�w i koronkowych mantyl. - I wszystkie te cude�ka robi pani sama? - zachwyca�a si� szczerze. - Sama - bez cienia zarozumia�o�ci odrzek�a Uniona. - Maestro dba, �eby projekty trafia�y do mnie na d�ugo przed premier�. Fertyczna szatynka o ur�owanych policzkach i pomalowanych na wi�niowo paznokciach uwijaj�ca si� w�r�d swoich cacek, wesz�a na drabink� si�gaj�c� wy�szych p�ek. - Chryste! - j�kn�a Irena na widok kolejnego arcydzie�a wy�uskanego ze zbioru. - Ale� to pi�kne! A per�y wygl�daj� na prawdziwe! - Nie s� prawdziwe, kochanie�ka. Prawdziwe per�y matowiej�, je�li nie znajduj� si� w odpowiedniej temperaturze. - Tak? Nie wiedzia�am - za�o�y�a na g�ow� ci�ki, kunsztowny czepiec o kszta�cie rycerskiej misiury. Niezliczone rz�dy zimnych koralik�w dotkn�y jej policzk�w i podbr�dka. - A w jakiej temperaturze nie trac� blasku? - W temperaturze cia�a �ywego organizmu. �limaka albo cz�owieka. - Podobno per�a - wyg�adzi�a kulki naszyte na at�as od czo�a a� po kark - jest wydzielin�, jak� ma�� otacza ziarenko piasku uwieraj�ce go pod muszl�? - Zgadza si�. Te klejnoty nazywaj� �zami morza, bo powstaj� z cierpienia. C�, ka�de pi�kno rodzi si� w b�lu. I ty, serce moje, co� o tym wiesz, prawda? Sztuka jest efektem m�cze�stwa ka�dego artysty. - Tak pani s�dzi? Przecie� praca tw�rcza to rado��. W ka�dym razie na mnie dzia�a jak rozweselaj�cy narkotyk, bez kt�rego �ycie by�oby... bolesne w�a�nie. - S� r�ne rodzaje cierpienia i r�ne rodzaje rado�ci, a granica mi�dzy nimi jest cienka. Ludzie cz�sto nie zdaj� sobie sprawy, czy akurat cierpi�, czy prze�ywaj� szcz�cie najwi�ksze z danych im na tym padole. Irena uczu�a nagle skurcz w karku. Mo�e wywo�a�o go wykr�canie szyi, a mo�e ci�ar pere�? Chwyci�a czepiec, chc�c go zdj��. Ale zapl�ta�a si� we� jedna z trzymaj�cych fryzur� wsuwek. Per�y zas�oni�y jej twarz. Jasno�� pracowni ust�pi�a klaustrofobicznej ciemno�ci. - Demony opanowuj�ce psyche dzia�aj� podst�pnie - kontynuowa�a filozoficznie Uniona. Irena poczu�a, �e si� dusi, a per�y j� parz�! - Masz racj�, c�re�ko, nazywaj�c akt tw�rczy narkotykiem. Uzale�nienie zawsze na pocz�tku jest przyjemno�ci�, inaczej nikt by w nie nie popada�. To nie mog�a by� tylko wsuwka. Czepiec ca�� powierzchni� przylgn�� do policzk�w, czo�a, szyi. Wciska� si� pod powieki! Chwyta� ka�dy w�os! - Czy mog�aby mi pani pom�c? - wykrztusi�a. - Chyba nie dam rady sama tego si� pozby�! - zabrzmia�o to znacznie dramatyczniej ni� zamierza�a. Mimo to Uniona nie pospieszy�a jej z pomoc�. - A propos narkotyk�w - m�wi�a - we�my cho�by per�y. Niby martwe, pozbawione duszy. A przecie� istot� swego pi�kna czerpi� z �ycia. Dla nich �ycie, jego ciep�o, to narkotyk, bez kt�rego traci sens ich byt. - Pani Uniono! - wpi�a palce mi�dzy paciorki i j�a je szarpa� we wszystkie strony. - Uniona! Zdejmij to ze mnie! Modystka znienacka si� roze�mia�a. Czy�by ubawi�a j� aktorka ow�adni�ta paroksyzmem strachu? Na ten pojedynczy na�o�y�y si� inne �miechy. Chichoty, chichrania, rechoty, r�enia - kakofonia �miechu! I towarzysz�ce im, zd�awione, charcz�ce ze �ci�ni�tych krtani: nie mog�!... widzicie j�?... patrzcie tylko!... boi si� pere�, biedactwo!... boi si�?... pere�!!! Cha, cha, cha!... Irena dozna�a wra�enia, �e jej cia�o obija si� o co�. No tak, z zas�oni�tymi oczami miota si� jak �lepa, zawadzaj�c o rega�y. Czy jednak rega�y by�yby takie mi�kkie? I takie chwytne? I czy odpycha�yby j� jak pi�k� odrzucan� z jednej pary r�k do drugiej?! I te �miechy, te �miechy... - Przesta�cie! - rykn�a pe�nym g�osem. - Jeszcze nie czas! Jazgot umilk�. Jakby kto� brzytw� przeci�� kabel warcz�cego g�o�nika. A w sekund� potem zast�pi� go grzechot koralik�w sypi�cych si� kaskad� na pod�og�. "Co ja bredz�? - przemkn�o jej przez g�ow�. - Na co jeszcze nie czas?... Chyba oszala�am! Albo �ni�. �ni� jaki� koszmar. Musz� wyj�� z tego snu. Obud� si�, kretynko!" Otoczy�a j� jasno��. W g��bi trema, za odbiciem jej sylwetki majaczy�y rze�by- g�owy. Ich p�askie, z ledwie zaznaczonymi rysami twarze wpatrywa�y si� nieruchomo w plecy Ireny. Czy na pewno sta�y w takim samym szyku, co poprzednio? - A co powiesz na to, serce moje? - Uniona, jak gdyby nigdy nic, schodzi�a z drabinki. - To moje najukocha�sze dzie�o. Kopia czepca koronacyjnego jednej z renesansowych kr�lowych - w r�kach o polakierowanych paznokciach zimno po�yskiwa�o nar�cze pere�. - Chcesz przymierzy�? - Przecie� przed chwil�... - urwa�a, wyr�wnuj�c oddech (Ki diabe�? Jaka� cholerna odmiana deja vu?). Spojrza�a z przera�eniem na piramid� cierpienia. Blade kuleczki zdawa�y si� wy� b�lem. Ich przejmuj�cy, nies�yszalny skowyt przeszywa� Iren� na wskro�. Wi�niowe paznokcie w�r�d nich by�y jak nabrzmia�e krople �ywej krwi. - Rzeczywi�cie... pi�kny. Wygl�da na bardzo mistern� robot�. Nie obawia si� pani, �e... �e mog�abym go niechc�cy zniszczy�? - Och - wzruszy�a ramionami modystka - chyba nie jeste� zabobonna! Wierzysz w te przes�dy, �e per�y rozsypane w teatrze wr� nieszcz�cie i �zy? Gdyby to by�a prawda - omiot�a wzrokiem pomieszczenie, ale wyra�nie maj�c na my�li przestrze� wykraczaj�c� poza teatr - dawno uton�liby�my w powodzi �ez. Cho�by nie wiem ile razy sprz�ta� moj� pracowni�, zawsze w jakim� k�ciku znajdzie si� kilka zagubionych pere�. - Eugenia nie zosta�a w Indiach! S�yszysz mnie, Irena? Irka, jeste� tam? Odezwij si�. Po co te wyg�upy z sekretark�? Nie mia�a ochoty wstawa� z ��ka i podnosi� s�uchawki. Czu�a si� taka zm�czona... - Podejd� do tego cholernego telefonu! - wo�a� Adam trac�c cierpliwo��. - Mniejsza o mnie, ale co� z�ego dzieje si� dooko�a ciebie, z tob�... Nasz zwi�zek przesta� by� dla ciebie wa�ny? Okay. Ale nie ignoruj mnie jako przyjaciela! S�yszysz? Twoja poprzedniczka nie zosta�a w Indiach z w�asnej woli. - Sk�d wiesz? - O Bo�e! Jednak podesz�a�! - Mam ma�o czasu - usiad�a w fotelu podkulaj�c nogi. - Sk�d wiesz... - Pozna�em jej rodzic�w. Od paru miesi�cy nie maj� od dziewczyny wiadomo�ci. - Zdarza si�, �e doros�e c�rki zaniedbuj� kontakty z rodzicami. - Ale ona je zaniedba�a od razu, gdy tylko dosta�a anga� w Monumentum. Zupe�nie jak ty, urywaj�c spotkania ze mn�. - Adam, o nas nie b�dziemy m�wi�. Nie dzi�, b�agam. - Okay. Nie, to nie. - Wi�c o co chodzi z t� Eugeni�? - przytrzyma�a podbr�dkiem s�uchawk� i pocz�a delikatnie masowa� lodowate, odr�twia�e stopy. - Nie widywa�a si� z rodzicami, ale czasami do nich telefonowa�a. A z podr�y przysy�a�a kartki. - Dobra c�rka. Mimo absorbuj�cej kariery my�la�a o bliskich. - S�uchaj dalej. Z ostatnich poczt�wek wynika�o, �e szalenie cieszy j� perspektywa zagrania Elektry w Grecji. Czy wiesz, �e Monumentum da�o spektakle w ruinach greckiego teatru, w kt�rym mia�a miejsce �wiatowa prapremiera? - Nie wiedzia�am. Ale pomys� genialny! Maestro jest niesamowity! - Prawda? Sama przyznasz, �e dla ka�dego aktora to boskie marzenie. Czy ty by� zrezygnowa�a z takiej perspektywy? - Jasne, �e nie. By� Elektr� w miejscu, w kt�rym przed dwu i p� tysi�cem... - W�a�nie. A Eugenia zrezygnowa�a. Czy to nie dziwne? - No wiesz... hm... Indie to fascynuj�cy �wiat. Tamtejsza kultura... - Chrzanisz. - Nie b�d� wulgarny, skarbie - ofukn�a go leniwie, w stopach czu�a nadal niemi�e mrowienie. - Przepraszam, Irena. Nie k���my si�. - Okay. Co� jeszcze? - Kiedy si� spotkamy? - Nie wiem. Pr�by zaczynam wprawdzie dopiero za dwa tygodnie, ale mam inne obowi�zki, bo zwyczaje Monumentum... - Chyba nie zobowi�zano ci� tam do rezygnacji z �ycia osobistego? - Teraz ty chrzanisz. Oczywi�cie, �e nie. Ale jestem naprawd� zabiegana. I nie najlepiej ostatnio si� czuj� - sykn�a, przesadziwszy z masa�em �r�dstopia. - Co si� sta�o? Co� ci� boli? - Nogi - wymusi�a �miech. - Bol� mnie stopy. Zaliczy�am wizyt� u Eneco, naszego szewca. Przymierzy�am dziesi�tki teatralnych but�w. Niekt�re by�y za ciasne. - Aha. A co poza tym? Na czym polega to twoje z�e samopoczucie? - Och, sama nie wiem. Og�lnie nie jestem w formie. - P�jd� do lekarza. - By�am. Da� mi co� na wzmocnienie. Nasz teatralny lekarz to �wietny fachowiec. Powiedzia�, �e lada dzie� poczuj� si� lepiej. - Odnosz� wra�enie, �e jeste� przezi�biona. Masz chrypk�? - To nie przezi�bienie. Dzisiaj akustyk testowa� m�j g�os. Zapisywa� jego amplitudy i co� tam jeszcze na twardy dysk w komputerze. Chrypki dosta�am od wysilania strun. - Nigdy nie mia�a� problem�w ze strunami. - Pr�dzej czy p�niej ka�dy aktor je ma. A Aran stwierdzi�... - Kto to Aran? - O rany, d�wi�kowiec! Ty mnie w og�le s�uchasz? - S�ucham, s�ucham... �aba, mo�e jednak wpadn� wieczorem, co? Przestraszy�a si�. - Nie! Mam okropny ba�agan. I musz� ku� tekst. - Chwila odpr�enia dobrze by ci zrobi�a. O, przedwczoraj chcia�em ci� wyci�gn�� na wernisa�, ale ci� nie zasta�em. - Mia�am spotkanie z Ren�. Inez i Elektrze zaprojektowano do�� wymy�lne peruki, wi�c wizyty u Reny zaj�y mi ca�e trzy dni - odruchowo si�gn�a do fryzury, zawijaj�c kosmyk wok� palc�w. - Czy wiesz, �e taki typ w�os�w jak moje, proste i blond, s� najcenniejszym materia�em w perukarstwie? - Zawsze m�wi�em, �e s� cudne - zamrucza�. - Irci, strasznie do ciebie t�skni�. Ju� nawet mia�em zamiar skorzysta� z klucza, kt�ry mi da�a�, cho� si� zarzeka�em, �e nigdy sam nie otworz� twojego mieszkania. - Dobrze, �e mi przypomnia�e�... Musz� ci� poprosi� o zwrot klucza. - Co takiego? - Zwalniam lokal, bo... bo w�a�ciciel wypowiedzia� umow� najmu - �ga�a jak naj�ta, nerwowo si�gn�wszy do w�os�w. - Rozumiem - w g�osie Adama wychwyci�a mieszank� rozczarowania i ironii. - Mam ci klucz przynie�� osobi�cie czy wys�a� poczt�? - Zostaw w portierni Monumentum. W teatrze jestem codziennie, wi�c to najprostsze rozwi�zanie. - Chodzisz tam wieczorami czy rano? - Do po�udnia za�atwiam podpisy w obieg�wce, a wieczorami wpadam na pr�by. Morio przygotowuje "Peer Gynta". Zapowiada si� rewelacyjne przedstawienie, wiesz? - Ooo, nie w�tpi�! Maestro jak zwykle zaskoczy fan�w swym geniuszem. - Adam, chyba nie jeste� zazdrosny o moj� prac�? - O prac�?! Cha, cha! Dobre! - Nie b�d� tego d�u�ej s�ucha�! Jeste� wstr�tny! - rzuci�a s�uchawk�. B�l w stopach - i w g�owie, i w gardle, i w ca�ym ciele - nasili� si� do granic wytrzyma�o�ci. Zacisn�a powieki i opar�a czo�o o zwini�te w ku�ak pi�ci. A kiedy po chwili otworzy�a oczy, z jej trzewi, jak z trzewi zarzynanego zwierz�cia, wydoby� si� przeci�g�y j�k. Rozwar�a palce, z kt�rych na pod�og� wypad�y dwa k��by blond w�os�w. J�k czo�ga� si� do nich ze wszystkich k�t�w pokoju. O�wietleniowiec Damian zadzwoni� rano, �e mo�e si� z ni� spotka� dopiero wieczorem, po pr�bie generalnej "Peer Gynta". Ca�e przedpo�udnie nie mog�a sobie znale�� miejsca. Pr�bowa�a ogl�da� telewizj�, nastawi�a p�yt� z koncertami brandenburskimi, przerzuci�a czasopisma. W ko�cu si�gn�a po egzemplarz "Przy drzwiach zamkni�tych". Tekst ju� ca�kiem nie�le uk�ada� si� jej w g�owie. Morio wprawdzie kaza� go tylko naczyta�, ale Irena zawsze lubi�a na pr�bach sytuacyjnych mie� wykute swoje kwestie na blach�. W�asny g�os dobitnie rozbrzmiewaj�cy w mieszkaniu uspokaja� j�. Wyg�aszane wielokrotnie te same s�owa z chwili na chwil� wprawia�y j� w lepsze samopoczucie, nios�c ukojenie niczym mantra. Kiedy nadesz�a pora wyj�cia do teatru, by�a w nastroju euforycznym. �mia�a si� w duchu z ostatnich chandr i hu�tawki emocjonalnej. Biedny Adam... Musia�a go nie�le zaniepokoi� swoim zachowaniem. Tymczasem wyt�umaczenie jest takie proste - ka�dy aktor przy budowaniu roli przechodzi proces identyfikacji z postaci�, kt�r� ma gra�. A przecie� Inez jest piekielnie rozchwian� paranoiczk�, na dodatek cierpi�c� na m�sk� fobi�. Elektrze te� by si� przyda� dobry psychoanalityk. No nic, byle do premiery... znaczy, do obu premier. Potem wszystko wr�ci do normy. Stan zdrowia te� pewnie si� poprawi, je�li b�dzie regularnie �yka�a pastylki, kt�re da� jej lekarz. A par� wypadni�tych w�os�w, to �adna tragedia - ot, skutek jesiennej awitaminozy. Kobiece czasopisma tr�bi� o tym od lat. W ko�cu w�os�w ma tyle, �e obdzieli�by ze trzy g�owy, wi�c nie ma co si� denerwowa�. Zawstydzi�a si� wczorajszej histerii. Obejrza�a pr�b� "Peer Gynta" z prawdziw� przyjemno�ci�. Zafascynowana patrzy�a na dzieje norweskiego awanturnika nie zauwa�aj�c, jak mija czas. Ten Morio to naprawd� fenomenalny re�yser. Co za rozmach inscenizacyjny! Jakie nowatorskie odczytanie! I rola w rol� - same pere�ki! Kiedy kurtyna opad�a, z entuzjazmem poderwa�a si� z miejsca i bi�a brawo zapomniawszy, �e to tylko pierwsza generalna, a nie spektakl. Kabina o�wietleniowa Damiana znajdowa�a si� nad balkonami dla publiczno�ci. Irena ju� orientowa�a si� w labiryncie Monumentum. Schodami prowadz�cymi z foyer wspi�a si� na pi�tro i wesz�a w w�ski korytarz. Mija�y j� tu garderobiane objuczone kostiumami, rozdyskutowani rekwizytorzy i monta�y�ci. W oddali mign�a Uniona ze stert� kapeluszy. I pani Rena z k��bowiskiem peruk. Urocza przedpremierowa gor�czka!... Uskoczy�a, unikaj�c w ostatniej chwili zderzenia z drzwiami, kt�re nagle otwar�y si� tu� przed jej nosem. Wypad�a zza nich Alicja Wybycky. Wygl�da�a na wzburzon�. Nie zauwa�aj�c Ireny, trzasn�a z impetem drzwiami i pop�dzi�a w g��b korytarza, wo�aj�c "Egon! Egooon!..." Charakteryzator Egon by� ostatni� osob� figuruj�c� na obieg�wce. Jutro wybierze si� do Egona, �eby mie� wreszcie za sob� wszystkie wizyty w pracowniach. Zbyt gwa�townie pchni�te drzwi odbi�y si� od futryny i zatarasowa�y Irenie przej�cie. Chwyci�a klamk� z zamiarem ich zamkni�cia. Z garderoby dobiega�o ciche �kanie. Co� jakby skomlenie ma�ego psiaka. Spojrza�a na wizyt�wk�. Karen Misty? Ach, to przecie� cudowna Solweiga, ukochana Peer Gynta! Postanowi�a, �e wejdzie tam i pocieszy dziewczyn�. P�acze, bo nie jest zadowolona ze swojej kreacji - normalka w przedpremierowej nerw�wce. Przecie� naprawd� pi�knie gra t� Solweig�... Zajrza�a ostro�nie do pomieszczenia. Przy konsoli pe�nej teatralnych utensyli�w siedzia�a... Nie, nie siedzia�a. Siedzia�o. Chryste! Co to by�o?! Naga, okropnie wychud�a posta� mia�a cia�o w kolorze szarego popio�u. Czaszka pozbawiona w�os�w pulsowa�a nabrzmia�ymi, zielonkawymi i r�owymi �y�ami. Chudymi ramionami monstrum wstrz�sa� spazm hamowanego p�aczu. By�a... by�o odwr�cone plecami do wej�cia. Ale w obrazie uj�tym w ramy lustra, odbitym w niesko�czonych galeriach obraz�w, ci�gn�cych si� w bocznych lustrzanych skrzyd�ach konsoli, Irena zobaczy�a za�amane jak do modlitwy r�ce, zas�aniaj�ce cz�� twarzy. Twarzy? W ob�ej, burej plazmie wida� by�o ciemne oczodo�y i ziej�c� dziur� w miejscu, gdzie powinny by� usta. To nie mog�a by� Karen Misty! Karen mia�a karminowe usta. I czy to skoml�ce rz�enie mog�o nale�e� do Solweigi, kt�rej g�os nie tak dawno przypomina� barw� czyst� norwesk� krynic�, deklamuj�c s�owa �arliwej mi�o�ci?... Alicja stukaj�c wysokimi obcasami zbli�a�a si� do garderoby. Towarzyszy� jej po�pieszny tupot innych n�g. - Tutaj, Egon! Rena, Quantin, pr�dzej! - nios�y si� w korytarzu zdyszane komendy. - Wezwijcie Damiana! Uniona jest? Dobrze. Gdzie, do cholery, podzia� si� Sanguis? Je�li go nie znajdziecie, w�amcie si� do jego studia. Irena jednym susem znalaz�a si� za parawanem w k�cie garderoby. Szcz�kaj�c z�bami, przycupn�a za pergaminem rozpi�tym mi�dzy poprzeczkami z bambusa. Na otaczaj�cych j� jasnych prostok�tach, niczym w chi�skim teatrze cieni, pojawi�y si� czarne sylwetki. Kilka par ramion si�gn�o w stron� monstrum. �wiat�a lamp pal�cych si� na konsoli, rozstrzelone rykoszetami bij�cymi z luster sprawi�y, �e cienie zdawa�y si� wielkimi ciemnymi demonami odprawiaj�cymi niesamowity obrz�dek; rytua� operacji nad konaj�cym. - Pr�dko, szk�a kontaktowe! Nie te, idioto! Zielone! - Gdzie jej kiecka? I buty! - Mo�e w szafie. Albo za parawanem. Poszukaj. Czekaj, s�! - Rena, w�osy! - Zaraz, tylko je przyczesz�. - Gdzie ona podzia�a puder? - Patrzcie, rozsypa�a po ca�ej pod�odze, biedactwo. - Spoko, przynios�em puder. - Wracaj do nas, skarbie - to m�wi�a Wybycky. - Zaraz b�dziesz sob�. Pomo�emy ci. Co ci� tak zdenerwowa�o, kochanie? Wszystko b�dzie dobrze, zobaczysz. B�dzie tak, jak by� powinno. Odpowiedzia�o �a�osne chlipni�cie. - Kotku puszysty, jak mog�a� si� doprowadzi� do takiego stanu? Co z tob�? Masz, wypij kropelk� brandy. Zaraz poczujesz si� lepiej. - O, Sanguis! Nareszcie! Gdzie� si� w��czy�, palancie? Zgrzytn�� zamek w drzwiach. Zgaszono �wiat�o. A po chwili garderob� wype�ni�y t�czowe, ruchliwe po�wiaty. - Skieruj przezrocze bardziej w lewo, Sanguis. Stop. Unieruchom portret. Nie ruszaj, bo niedok�adnie odtworz� jej twarz. Karen, dobra dziewczynka, te� nie b�dzie si� wierci�, prawda? Przecie� chce by� pi�kn� Karen. Nasz� pi�kn� Solweig�. - Karen, dlaczego nie odpowiadasz? - Cholera! Eneco, le� po Arana! Ona i g�os zatraci�a! Co jej odbi�o? - Aran ju� wyszed� z teatru. - Jeste� pewny? Trudno. Za�atwimy to jutro z samego rana. - Po co my w og�le j�... Po co, skoro jest noc? Nikt teraz... - Zamknij si�, Uniona! Noc nie noc, nic nas nie zwalnia z zasady masquerade. Rozleg�o si� �omotanie do drzwi. - Kto tam? - To ja, Damian! Szukam tej... no... Um�wili�my si�... - Dobrze, �e jeste�, Damian - suchy trzask zasuwki w drzwiach. - W�a�nie mieli�my ci� zawiadomi�. - Jasny gwint! - o�wietleniowiec a� zagwizda�. - Kiedy j� to nasz�o? Przecie� przed chwil� by�a jeszcze ca�kiem w porz�dku. - Bierzmy j� na scen�. Damian, p�d� do kabiny i w��cz reflektory. - Dobra, biegn�. Dacie sobie rad�? Nie b�dzie si� opiera�a? - Spokojnie, dosta� kotek puszysty moj� brandy. Po dwu kwadransach garderoba opustosza�a i ucich�a. Irena sta�a za parawanem odr�twia�a. Przed oczami lata�y jej pulsuj�ce czerwone p�aty. Do b�lu zaci�ni�te szcz�ki nie powstrzymywa�y dr�enia w kolanach i konwulsji r�k. Ca�� wieczno�� chyba tak sta�a za chi�skim parawanem - k��bek strachu z zapadni�tym, male�kim sercem piskl�cia. A kiedy potem rozlu�ni�a szcz�ki - co spowodowa�o natychmiast trz�siawk� podbr�dka i stukanie z�b�w - s�aniaj�c si�, na p� przytomna wysun�a si� zza pergaminu. Epidiaskop, ustawiony na konsoli ty�em do lustra, rzuca� w ciemn� przestrze� w�ski snop �wiat�a. Wirowa�y w nim py�ki kurzu, a mo�e teatralnego pudru? Usiad�a na obrotowym krze�le, kt�re przedtem zajmowa�a Solweiga. �wiat�o spocz�o na jej twarzy niczym na ekranie. Dopasowa�a swoje rysy do kolorowych plam przezrocza. Ze srebrnych tafli, w martwej ciszy patrzy� na ni� t�um powielonych Karen Misty. Dzwoni� dobre trzy minuty, zanim si�gn�� do kieszeni po klucz. Mo�e jednak nie powinien?... Wahanie trwa�o tylko moment. Przekroczy� pr�g, rozejrzawszy si� przedtem na boki. Jak z�odziej. Uderzy� go zaduch niewietrzonego od dawna mieszkania. Koktajl potu, aromat�w przer�nych kosmetyk�w i nie�wie�ych resztek jedzenia. Wsz�dzie panowa� ba�agan zupe�nie do Ireny niepodobny. Przesuszone papirusy stercza�y z doniczek zbr�zowia�ymi wiechciami. Porozrzucana bielizna czekaj�ca a� w�a�cicielka przypomni sobie o praniu, zajmowa�a ka�dy mebel. Skot�owana, wymi�ta po�ciel zwisa�a z ��ka, dotykaj�c zakurzonego dywanu. Kuchni� zalega�y stosy brudnych naczy�. W �azience wanna poznaczona by�a szarymi smugami, a przy sitku �ciekowym spoczywa� du�y k��b w�os�w. R�czniki �mierdzia�y piwniczn� ple�ni�. Otworzy� szeroko okna. Zebrawszy bielizn� i �ci�gn�wszy z ��ka po�ciel, nastawi� pralk� na dwustopniowe pranie. W�o�y� naczynia do zmywarki. Podla� papirusy, cho� wiedzia�, �e nie wr�ci im �ycia. Szuraj�c elektroluksem po pod�odze, natkn�� si� pod ��kiem na opr�nion� butelk� po brandy. Przecie� Irena nie przepada za brandy!... Zaszroniona i pusta lod�wka cuchn�a zepsutym mlekiem. Postanowi� wyskoczy� do sklepu spo�ywczego. Po drodze wyrzuci� dwa worki �mieci do zsypu. Kiedy wr�ci�, rozwiesi� pranie na suszarce pod sufitem �azienki. Przypomnia� sobie z rozrzewnieniem, jak pomaga� Irenie j� zainstalowa�... Ch��d panuj�cy w mieszkaniu wywo�a� w nim dreszcz. Zamkn�� okna. Spojrza� na zegarek; mija�a dwudziesta druga - pora, o kt�rej ko�cz� si� pr�by we wszystkich teatrach. Irena wr�ci pewnie zm�czona. I g�odna. Wstawi� do piekarnika kurczaka, mocno go przedtem natar�szy przyprawami. Ona tak lubi curry... W��czy� telewizor i bezmy�lnie si� w niego gapi�c, zastyg� w fotelu, zamieniaj�c si� ca�y w nas�uchuj�ce, czujne czekanie. - Eugenia zosta�a w Indiach z w�asnej nieprzymuszonej woli - przekonywa� przyjemny, ciep�y alt Wybycky, budz�cy zaufanie i poczucie bezpiecze�stwa. - Kto� ci naopowiada� bzdur, kochanie. - Jej rodzice twierdz�, �e to niemo�liwe. - Rozmawia�a� z nimi, Iraen? - Nie. Zna ich... taki jeden... m�j znajomy. - I jak�� �w znajomy ma teori� na temat znikni�cia tej dziewczyny? - Nie wiem - stropi�a si�. - Jednak jest to sprawa, kt�ra nie daje mi spokoju. Czy to nie dziwne - otar�a z czo�a kropelki zimnego potu - �e zrezygnowa�a z zagrania Elektry w autentycznym staro�ytnym teatrze? - Nie najlepiej wygl�dasz. �le si� czujesz, skarbie? - Nic mi nie jest! - odpar�a opryskliwie i oblizawszy spierzchni�te wargi, dorzuci�a: - Jestem tylko troch� niewyspana. - Czy�by pr�ba generalna "Peer Gynta" wywo�a�a w tobie a� takie wzruszenie, �e nie mog�a� wczoraj zasn��? - Nie - zawierci�a si� niespokojnie na fotelu. - A w�a�ciwie... tak. Bardzo poruszy� mnie wczorajszy wiecz�r. - Znakomite przedstawienie, prawda? - Ooch... osobliwie znakomite. Koordynator spojrza�a na ni� uwa�niej. Badawczo? - Wiesz, zrobi� ci kaw�. Sama zreszt� te� ch�tnie si� napij�. Obserwowa�a kobiet� krz�taj�c� si� po sekretariacie, nastawiaj�c� wod� w dzbanku elektrycznym i przygotowuj�c� fili�anki. - A jak tam twoje wizyty w pracowniach? Du�o ci tego jeszcze zosta�o? - Odwiedzi�am wszystkich, poza o�wietleniowcem i charakteryzatorem. - Nie ma po�piechu, kochanie. Masz jeszcze dwa tygodnie. Wygl�dasz na zm�czon�, wi�c odpocznij troch� w domu. - W domu... - powt�rzy�a jak echo. - A co? - zerkn�a na Iren� z ukosa; napi�te skronie Wybycky zdawa�y si� o milimetr od p�kni�cia. - Nie czujesz si� w swoim domu dobrze? Ju� ci m�wi�am, �e mo�esz zamieszka� tutaj. - Czy - Irena prze�kn�a �lin� - czy Karen Misty zajmuje jeden z teatralnych apartament�w? - Dlaczego o ni� pytasz? - ju� nie tylko skronie, ale i sk�ra powlekaj�ca ko�ci jarzmowe sprawia�a wra�enie po�czochy naci�gni�tej na zgi�tym kolanie, chwila i trzasn� stylonowe w��kna. - Najpierw interesuje ci� Eugenia, teraz Karen. - Karen wydaje mi si� bardzo... nietuzinkow� osob� - zebra�a si�y, by to, co m�wi�a, wypad�o prawdziwie. Postanowi�a jeszcze nie gra� w otwarte karty, jeszcze nie teraz. - Mam wra�enie, �e wiele nas ��czy. Chcia�abym j� zaprosi� na ma�ego drinka. Mog�yby�my sta� si� przyjaci�kami. - Znakomita my�l - westchnienie ulgi przes�ysza�o si� Irenie, czy naprawd� wysz�o z p�uc koordynatorki? - Ale nie absorbuj jej przed premier�. W sobot� na popremierowym bankiecie b�dziesz mia�a doskona�� okazj�, by do niej podej�� i zagada�. - W�wczas b�dzie pewnie oblegana przez t�um wielbicieli. - Na naszych bankietach rzadko bywaj� ludzie z zewn�trz - do fili�anek zosta� nalany wrz�tek i aromat kawy rozszed� si� po sekretariacie. Irena poczu�a bolesny skurcz w �o��dku. - To s� raczej kameralne spotkania, we w�asnym gro... - Grobie? Wybycky podskoczy�a jak ra�ona pr�dem. Dzbanek i taca z fili�ankami upad�y z brz�kiem na dywan. Ukrop obla� nogi kobiety. Nie krzykn�a jednak. Jej twarz, zastyg�a w niemym pytaniu, wyra�a�a paniczny l�k. Trwa�y tak obie, patrz�c na siebie, w ciszy wype�nionej tylko zapachem kawy i par� unosz�c� si� nad plam�. - Co� ty powiedzia�a? -odezwa�a si� w ko�cu Alicja zduszonym g�osem. - Dobrze wiesz, co. Z�by jej szcz�ka�y, a d�onie opanowa�o silne dr�enie. Splot�a palce i przycisn�a je do piersi, w kt�rej t�uk� si� ma�y, oszala�y ze strachu ptak. Cholera, za wcze�nie! Za wcze�nie wy�o�y�a karty! Bo�e, co teraz z ni� zrobi�? Nie wymknie si� przecie�. Nie puszcz� jej! Za du�o o nich wie! - Niedobrze si� sta�o - rzek�a Alicja bezbarwnie. - Powinna� najpierw odwiedzi� Damiana i porozmawia� z Egonem. Spotkanie z Egonem by�o najwa�niejsze. Rozmowa z nim wiele by ci wyja�ni�a. A w tej sytuacji... Powoli podesz�a do biurka. Wcisn�a ca�� d�oni� wszystkie guziki interkomu. Odczekawszy par� sekund, pochyli�a si� nad mikrofonem. - Chod�cie tu wszyscy. Maskarada sko�czona. Iraen Roris ju� wie, �e jest jedn� z nas. - Nieee! - zawy�a zrywaj�c si� z fotela. - Nie jestem jedn� z was! Nie zd��yli�cie! Nie pozwol� z siebie zrobi� tego, co zrobili�cie z Karen! Widzia�am wszystko! Wczoraj, tam, w garderobie! Siedzia�am tam ca�� noc! I ju� wszystko o was wiem! Ale ja nie jestem tym, czym ona! I czym wy!... Szloch wstrz�sn�� jej cia�em. �zy bezsilno�ci pop�yn�y po policzkach. Upad�a na kolana i za�ama�a r�ce. - Prosz�, nie r�bcie mi tego! Nikomu nie powiem, tylko mnie pu��cie!... Zostawcie mnie! B�agam, nie czy�cie mi nic z�ego... Alicja ruszy�a do niej, rozpo�cieraj�c ramiona. - Nie p�acz, male�ka. - Zostaw! Nie dotykaj mnie, potworze! - lament zn�w przeszed� we wrzask. Irena na czworakach odpe�z�a w stron� drzwi. - Czy i ty jeste� martwym szkieletem w lateksowej masce? Te w�osy to peruka, prawda? Zedrzyj j�! Postrasz mnie, cha, cha! Wampir, strzyga! Co masz pod t� ciasn� kieck�? Protezy piersi?! Czy i brzuch pudrujesz, �eby wygl�da� na �ywe cia�o?! - Iraen... - Wybycky si� zatrzyma�a - to wszystko nie tak. Mylisz si�. - Dobre sobie, ja si� myl�?! To wy�cie si� pomylili! Wzi�li�cie mnie za naiwn� kretynk�... - kaszln�a, s�owa uwi�z�y jej w gardle. Alicja sta�a na �rodku pokoju, zamar�a w ge�cie rozpostartych ramion i pr�bowa�a co� powiedzie�. Ale Irena wrzeszcza�a, chc�c zag�uszy� udr�k� i strach. - Zachcia�o mi si� najlepszego teatru �wiata! Monumentum, cha, cha, cha! Tfu! Pandemonium powinni�cie si� nazywa�! Demony, bestie, diab�y! Ale nie pozwol�, by�cie mnie skazili swoimi szarlata�skimi sztuczkami! - opada�a z si�, wrzaski stawa�y si� coraz s�abszymi, chrypliwymi j�kami. - Sprowadz� tu policj�, prokuratora... Ca�y �wiat dowie si� o waszych praktykach... Nie daruj� wam Karen! I siebie! Nie sko�cz� w szpitalu psychiatrycznym jak Eugenia... - Eugenia w szpitalu? Co za pomys�? - Mniejsza o to. Mo�e wyrzucili�cie j� z samolotu do Pacyfiku. Zbuntowa�a si� przeciwko wam, co? Zosta�a w Indiach?! Cha, cha... - Ona naprawd� tam zosta�a, bo odnalaz�a inny sens! W g�osie Alicji by�o tyle rozpaczy, �e Iren� nagle odesz�a histeria, ust�puj�c miejsca konsternacji. Jezu, to chyba fantom, halucynacja, jedna z ich sztuczek! - przemkn�o jej przez g�ow�. Bo Wybycky... ona... ona p�aka�a! Dwie stru�ki toczy�y si� z jej oczu, rozpuszczaj�c tusz na rz�sach. - Wszyscy tutaj, w Monumentum, mamy jeden wsp�lny cel i jeden sens - m�wi�a �agodnie, niemal koj�co, cho� z nut� skrywanego b�lu. - Jest nim Sztuka. Wy, arty�ci, kochacie J�, a Ona was. Nie ma tu aktor�w �rednio czy ma�o utalentowanych, a to znaczy, �e Sztuka pokocha�a was r�wnie mocno jak wy J�, bo to z mi�o�ci da�a wam dar Tworzenia. Czy� nie jeste�cie w stanie odda� Jej za to wszystkiego? - podesz�a i pochyli�a si� nad zastyg�� w zdumieniu dziewczyn�. - Przecie� i ty nale�ysz do os�b, kt�re po�wi�ci�yby wszystko dla wzruszenia, dla u�miechu widza, prawda?... Czym jest uroda, rodzina, dobra materialne w por�wnaniu ze szcz�ciem Tworzenia? I z m�k� Tworzenia, je�eli Sztuka tego za��da. Powiedz, czy kt�ra� z wymienionych rzeczy jest dla ciebie wa�niejsza? - Nie... Chyba nie... - Dla takich jak my, jak ty - Alicja przykl�kn�a i uj�a w d�onie jej twarz; Irena nie zaprotestowa�a - nie ma miejsca w zwyk�ym spo�ecze�stwie, poniewa� pozostaj�c w nim, krzywdzimy innych. Pr�dzej czy p�niej porzucamy ukochanych i bliskich, bo Ona nas wzywa. Albo popadamy w szale�stwo, nie potrafi�c pogodzi� swego przeznaczenia ze sprawami innych zwyczajnych ludzi. - Ale ja tak nie chc�... - za�ka�a. - Chc� by� normalna... - Nie jeste� normalna i twoje chwilowe chcenie nie ma tu nic do rzeczy. - Ale dlaczego... dlaczego to musi by� takie okropne? Wczoraj, tam w garderobie... Karen, och... - Wy, aktorzy, tylko w �wiat�ach sceny czujecie, �e naprawd� �yjecie. A poniewa� inne p�aszczyzny egzystencji dla was si� nie licz�, wymy�lili�my spos�b na chronienie waszego talentu, tak jak ka�dy cz�owiek dba o swoje narz�dzia pracy, usi�uj�c nada� im trwa�o��, wieczno�� nawet. Sp�jrz, co pozosta�o po marnych �miertelnikach sprzed tysi�cy lat? Pozosta�y ich narz�dzia. Twoim narz�dziem pracy jest twoje cia�o. I twoja dusza.Nie wolno ich trwoni�! Nie masz prawa, Iraen, swej duszy rozmienia� na drobne po ulicznych knajpach, rozcie�cza� w pretensjach niezadowolonego i zazdrosnego o Teatr m�czyzny, a swego cia�a miesza� z cuchn�cymi kuchennymi oparami. Twoja dusza i twoje cia�o zas�uguj� na wieczno��! Irena si�gn�a do policzka kobiety. - Wi�c dlaczego p�aczesz, Alicjo? - Jest nam czasami ci�ko. Bardzo ci�ko. Wczoraj na przyk�ad Karen omal nie upu�ci�a tego ci�aru. - Mo�e ona woli poszuka� innego sensu, jak Eugenia? Pu��cie j�, uwolnijcie... - Karen tego nie pragnie. To, co widzia�a�, by�o chwilowym za�amaniem. Jest to cena, jak� ka�dy artysta jest w stanie ponie�� za chwile tw�rczej ekstazy. A Eugenia? No c�... tam, w Indiach objawi� si� jej nowy cudowny �wiat, kt�ry ma zreszt� bardzo wiele wsp�lnego z Teatrem. W korytarzu rozleg�y si� odg�osy krok�w i przyciszonych rozm�w. Irena z l�kiem spojrza�a na drzwi. Alicja pomog�a jej wsta� z pod�ogi. - Nie obawiaj si�, skarbie - rzek�a obejmuj�c opieku�czo jej plecy. - Id� tu twoi przyjaciele, tacy jak ja. Odrzuceni kochankowie Sztuki. - Odrzuceni? Jak to? - Nie wszyscy maj� tyle szcz�cia, co ty. Niekt�rych z nas Sztuka nie kocha. Nie obdarzy�a nas talentem jak ciebie. Kochamy j� rozpaczliwie, beznadziejnie, jak pies niedobrego pana, a ona jest wobec nas oboj�tna. Ale zawsze b�dziemy j� kocha� i nigdy jej nie zdradzimy. Pokochamy r�wnie� ciebie, bo jeste� przez Sztuk� naznaczona. Ju� ci� kochamy, wielbimy, ub�stwiamy. Do sekretariatu weszli: Sanguis, Quantin, Uniona, Eneco, Rena, Aran, Damian i Egon. Ich twarze pe�ne by�y skupionej powagi i zatroskania. - Ju� po b�lu - zwr�ci�a si� do nich Alicja. - Powiedzia�am jej wszystko. Onie�mielenie, z jakim si� w ni� wpatrywali w ciszy, wywo�a�o w Irenie... tkliwo��? U�miechn�a si� do nich leciutko. - Dwu z pan�w powinnam jeszcze odwiedzi�, prawda?... Ojej, chyba zapomnia�am zabra� z domu t� obieg�wk�... - W obecnej sytuacji to zb�dna formalno�� - Egon, niczym ma�y ch�opiec, przest�pi� z nogi na nog�. - Ale przyjd� kt�rego� dnia do mojej charakteryzatorni. Musz� zrobi� ci gipsowy odlew twarzy. To b�dzie pi�kny odlew. Masz zjawiskow� twarz, Iraen. - Ja r�wnie� powinienem poszuka� �wiate� w twojej twarzy i w twojej sylwetce - Damian pu�ci� do niej urwisowskie oko - by m�c je potem z ciebie wydoby� i ukaza� w ca�ej krasie na scenie. Napi�cie zdawa�o si� opuszcza� st�oczon� gromadk� pracownik�w Monumentum. U�miechali si� ciep�o, serdecznie. Podchodzili i przyja�nie �ciskali jej d�onie, m�wili mi�e s�owa pe�ne otuchy. Ocierali jej �zy. - Moi drodzy - koordynatorka uciszy�a narastaj�cy gwar. - Nie czas teraz na pogaduszki. Kochanie - spojrza�a powa�nie na Iren� - za chwil� przyjdzie tu maestro i zapyta, jak� cen� jeste� w stanie zap�aci�, by pozosta� w najlepszym teatrze �wiata. Co zamierzasz mu odpowiedzie�? Ko�cowe napisy filmu przep�ywa�y przez ekran telewizora, kiedy Adam ockn�� si� z drzemki. Co to by� za film? Jaki� horror o wampirach. Tytu� mia� bodaj "Masquerade" czy co� r�wnie idiotycznego. Kto mi�dzy sz�st� rano a... - spojrza� na zegarek, dochodzi�a �sma - kto o podobnej porze ogl�da takie g�wno? Wsta� z fotela i przeci�gn�� si�, rozprostowuj�c zesztywnia�e ko�czyny. Zajrza� do kuchni i przegryz� kurczaka, kt�ry nader mu si� uda�. Irce z pewno�ci� by smakowa�, gdyby zjawi�a si� wczoraj na kolacji. Ale si� nie zjawi�a. Jej strata. Nie ma co si� oszukiwa�, to ju� naprawd� koniec mi�dzy nimi. Swoj� drog�, gdzie ona sp�dzi�a noc? Podszed� do telefonu. Wystuka� numer Monumentum, kt�ry znalaz� w notesie obok aparatu, i zapyta� o Irk�. - Nie ��czymy rozm�w prywatnych - odpowiedzia� uprzejmy g�os. Zakl�� i ze z�o�ci� rzuci� s�uchawk�. Z notesu le��cego na stoliku wysun�a si� niedu�a kartka. Ach, to ta s�ynna cholerna obieg�wka, z kt�r� ka�� Irenie w��czy� si� po teatrze! Przebieg� oczami rubryk� z wydrukowanymi imionami i nazwiskami. Mniejsza o nazwiska. Ale imiona! Same krety�skie kurioza: Mirab, Alicja (no, to jeszcze w miar� normalne), Sanguis, Quantin, Uniona, Eneco, Rena, Aran, Damian, Egon - jakby kto� specjalnie wynalaz� je w s�owniku z osobliwo�ciami, uk�adaj�c pokr�con� szarad�. Szarad�? Zaraz, zaraz... Zas�oni� d�oni� cz�� wydruku. Pierwsze litery imion, czytane pionowo w kolumnie, uk�ada�y si� w napis MASQUERADE. Co za idiotyczny zbieg okoliczno�ci! - za�mia� si�, cho� nie by�o mu wcale do �miechu. Zmi�� kartk� i upu�ci� j� na pod�og�. Zanim wyszed�, po�o�y� obok telefonu klucz, kt�ry dosta� kiedy� od ukochanej kobiet