4714
Szczegóły |
Tytuł |
4714 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4714 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4714 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4714 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
BO�ENA BOREK
Engagement
Monumentum Theatre Company cieszy� si� w Europie renom� znakomitego teatru. Ba,
po ostatnich sukcesach, odniesionych podczas p�rocznego tournee przez trzy
kontynenty, krytyka uzna�a go za jedno z najwybitniejszych zjawisk kulturowych
na �wiecie. Czy Iren� mog�o spotka� wi�ksze szcz�cie? Mirab Morio, dyrektor
Monumentum, zaprosi� j� na rozmow� w sprawie engagement!
- Jeszcze w tym sezonie - powiedzia� zza swego wielkiego biurka Morio od razu po
przywitaniu, gdy zaprosi�, by usiad�a naprzeciw - zagra pani Ma�gorzat� w
"Fau�cie". Za rok obsadz� pani� w "Idiocie" wed�ug Dostojewskiego, jako Nastasj�
oczywi�cie. Ale na pocz�tek przejmie pani dwie role po kole�ance, kt�ra opu�ci�a
zesp� podczas tournee. - Wr�czy� Irenie skoroszyty z egzemplarzami "Przy
drzwiach zamkni�tych" i "Elektry". - Prosz� to sobie naczyta� w domu. Pr�by
wznowieniowe rozpoczniemy za miesi�c.
- Kto� zrezygnowa� ze wsp�pracy z panem? - zdumia�a si�, a w�a�ciwie oburzy�a.
- Moja droga Iraen - wyja�ni� z u�miechem serdecznego �wi�tego Miko�aja - poza
sztuk� istniej� r�ne fascynacje. Pani poprzedniczka wybra�a �ycie w Indiach, a
tamtejsza kultura...
- W Indiach? Czyli w po�owie tournee pokrzy�owa�a panu plany repertuarowe!
- Nie tak bardzo. Wybrali�my si� na podb�j �wiata z czterema inscenizacjami.
Dwie sz�y bez zmian. Co prawda, z Sartre'a zrezygnowali�my, ale Elektr�
zast�pi�em na czas objazdu inn� aktork�.
- Czy to nie ona powinna...
- Karen sama doskonale wie, �e nie ma emploi naiwnej desperatki. A pani... no
c�... Po obejrzeniu "Marii Stuart" w National Theatre jestem przekonany...
- Widzia� mnie pan w "Marii Stuart"?
- Znam pani wszystkie dotychczasowe kreacje w Nationalu. To wielka przyjemno��
ogl�da� prawdziwy talent, podparty profesjonalizmem.
- Nie boi si� pan m�wi� mi takich rzeczy?
- To znaczy jakich?
- Komplement�w, od kt�rych mo�e mi uderzy� woda sodowa do g�owy.
- Zawsze jestem szczery wobec os�b, kt�re anga�uj� - u�miech �wi�tego Miko�aja
ust�pi� powadze. - Starannie dobieram zesp�, wi�c moi ludzie wiedz�, jaki
poziom reprezentuj�. Bo moi ludzie �wiadcz� o mnie.
- Zazdroszcz� panu tego poczucia pewno�ci.
- Te� je masz, moja ma�a - podni�s� si�, nachyli� nad biurkiem i spojrza� jej w
oczy. - Gdyby tak nie by�o, nie siedzieliby�my tu dzisiaj, czy� nie?
Mirab Morio by� m�czyzn� diablo przystojnym. Trzyma� znakomit� postaw�, a jego
gesty cechowa�a nonszalancja w�a�ciwa ludziom o charyzmatycznej osobowo�ci.
G��boko osadzone, ciemne jak bazalt oczy i granatowy cie� zarostu poni�ej ko�ci
policzkowych nadawa�y jego twarzy ekspresj� wymodelowanych rze�b Rodina.
Oto cz�owiek sztuki - my�la�a Irena. Pi�kno zewn�trzne wyra�a geniusz jego
ducha. Komu� takiemu mo�na bez wahania powierzy� siebie. Sw�j talent i marzenia.
A on przekszta�ci je w dzie�o r�wne boskiemu dzie�u Stworzenia.
Morio prze�widrowywa� j� na wylot spojrzeniem niczym rentgenem. W oczach, z
powodu czarno�ci t�cz�wek pozbawionych jakby �renic, czai�a si� ciekawo�� i...
zach�anno��? Dreszcz niepokoju przebieg� jej po plecach. Raczej przyjemny
dreszcz perwersyjnej obietnicy, zapowiedzi jeszcze niesamowitszych dozna�.
Zapukano i do gabinetu wesz�a koordynatorka pracy artystycznej, pani Wybycky.
Po�o�y�a przed dyrektorem trzy egzemplarze kontraktu. Irena zatrzepota�a rz�sami
jak przebudzona z transu. Morio niespiesznie si� wyprostowa�.
- Dzi�kuj�, Alicjo. Za chwil� nowa zdobycz Monumentum b�dzie do pani dyspozycji.
Prosz� wprowadzi� j� w nasze obyczaje - poz�acanym parkerem sk�ada� zamaszyste
podpisy na trzech umowach. - Tylko niech jej pani nie sp�oszy - zn�w na oblicze
Moriowyp�yn�� u�miech �wi�tego Miko�aja. - Adaptacja do nowych warunk�w musi
przebiega� �agodnie i bez wstrz�s�w, rozumiemy si�? Ta m�oda dama jest zbyt
cennym nabytkiem, aby j� p�oszy� zgie�kiem niepotrzebnych informacji. Prosz� -
zwr�ci� si� �artobliwie do Ireny - teraz pani b�dzie �askawa podpisa� nasz
cyrograf - i dorzuci�: - Nie jest to pakt z diab�em. W ka�dej chwili mo�e pani
go zerwa�. Ale co� mi si� zdaje, �e tego nie powinni�my si� obawia�, prawda? Dla
nas obojga by�aby to niepowetowana strata.
Alicja Wybycky mia�a nienagann� sylwetk�, kt�r� opina� elegancki kostium w
kolorze burgunda. Kasztanowe w�osy zaczesane do ty�u w ciasny kok zdawa�y si�
napr�a� sk�r� na jej twarzy, co Irenie przywodzi�o na my�l portrety
fotograficzne zrobione "rybim okiem". Rozmawia�y pij�c kaw� w przytulnym
sekretariacie pani koordynator.
- Przede wszystkim, skarbie - poinformowa�a Wybycky aksamitnym altem
wzbudzaj�cym sympati� i zaufanie - powinna� zast�pi� swoje nazwisko pseudonimem.
- Czy to konieczne? Wyrobi�am ju� sobie pewn� mark�.
- Chyba nie w�tpisz, �e tutaj zdob�dziesz j� szybciej ni� gdziekolwiek indziej?
- Nie... nie w�tpi�.
- Imi� w zasadzie ci si� nie zmieni. Od dzi� b�dziesz nie Irena, a Iraen. Je�li
chodzi o drugi cz�on, maestro proponuje Roris. Co ty na to?
- Brzmi chyba do�� dziwacznie.
- Egzystujesz w �wiecie z natury swojej dziwacznym - g�os kobiety przybra�
jeszcze cieplejsz� barw�. - Dziedzina sztuki zwana teatrem kieruje si� zasad�
curiosum, czyli swoistej maskarady. Innymi s�owy, polega na transformowaniu
rzeczywisto�ci. Je�li nie wr�cz deformacji, zale�nie od zamierzonego efektu, w
grotesk� b�d� misterium. Tote� nie bez powodu w jednym z europejskich j�zyk�w
teatr nazywaj� divadlo, prawda?
- Ma pani racj� - roze�mia�a si� na point� tej teorii teatru w pigu�ce. - W
takim razie niech b�dzie Roris.
- W porz�dku - Wybycky zanotowa�a pseudonim w roz�o�onym zeszycie. Opuszczone w
d� powieki musz� powodowa� b�l w jej cebulkach w�osowych na skroniach,
pomy�la�a Irena. - Przejd�my do kolejnej sprawy. Nasz kontrakt opiewa na czas
nieokre�lony, chyba �e...
- Tak?
- Maestro chce mie� gwarancj� twej dyspozycyjno�ci przynajmniej w pierwszych
sezonach. Ci��a, po��g, macierzy�stwo po prostu nie wchodz� w rachub�.
Irenie przemkn�� przez g�ow� Adam z jego przeb�kiwaniem o ma��e�stwie i gromadce
potomstwa. Ale przecie� to odleg�e plany.
- Nie s�dz�, by warunek by� trudny do spe�nienia - powiedzia�a zdecydowanie. -
Najwa�niejsza jest dla mnie obecnie kariera.
- �wietnie. Dam ci zaraz zlecenie do naszego teatralnego lekarza.
- Mam swojego lekarza - zaprotestowa�a. - To bardzo dobry fachowiec.
- Nie w�tpi�. Ale wszyscy pracownicy Monumentum...
- Okay, rozumiem - podda�a si�.
- Gabinet lekarski jest czynny w poniedzia�ki - zn�w pi�ro zaskroba�o w
zeszycie. - A to - Wybycky machn�a niedu�� kartk� - to jest rodzaj obieg�wki.
Zanim przyst�pisz do pr�b, odwiedzisz wszystkie nasze pracownie. W tych
rubrykach z�o�� podpisy: fotograf, krawiec, modystka, szewc, perukarka, akustyk,
o�wietleniowiec i charakteryzator. S� ju� parafy maestra i moja. Prosz�, by�
zachowa�a kolejno�� wizyt zgodnie z kolejno�ci� podan� w pozosta�ej cz�ci
tabeli.
- Skoro to wa�ne, nie ma sprawy - zabawnym westchnieniem i przesadnym za�amaniem
r�k odegra�a zaskoczenie, �e biurokratyczne wymogi panuj� r�wnie� we wspania�ej
instytucji zatrudniaj�cej artyst�w, a wi�c osoby o do�� niezdyscyplinowanych
obyczajach. - Czy dzi� mam si� uda� do pracowni?
- Nie ma po�piechu. Rozumiem, �e pierwszy kontakt z maestro m�g� by�
wyczerpuj�cy. Wpadnij dzi� tylko do fotografa. Potrzebujemy kompletu fotos�w do
twoich akt. Pozosta�ych mo�esz odwiedzi� p�niej. Masz na to cztery tygodnie.
- My�l�, �e ta formalno�� zajmie mi znacznie mniej czasu - rzek�a Irena, mimo i�
poczu�a nagle znu�enie. - Czy co� jeszcze, pani Wybycky?
- Och, nie zwracaj si� do mnie tak oficjalnie. Na imi� mam Alicja.
- Dzi�kuj�... Alicjo.
- Jeszcze jedna, drobna w zasadzie sprawa - Alicja dotkn�a palcami w�os�w,
jakby masowa�a obola�e skronie. - B�dziesz musia�a rozejrze� si� za innym
mieszkaniem.
- Dlaczego? Bardzo lubi� moj� kawalerk�.
- Hm... kawalerk�?
- Nie sta� mnie na co� bardziej ekskluzywnego.
- B�dzie ci� sta�. A na razie mo�esz zamieszka� w teatrze. Dysponujemy tu wcale
komfortowymi apartamentami, z kt�rych niekt�rzy aktorzy korzystaj�.
- Zastanowi� si� - taktycznie ust�pi�a Irena, wstaj�c, by si� po�egna�.
Zadzwoni� interkom. Koordynatorka, wciskaj�c b�yskaj�cy czerwono guzik, pos�a�a
Irenie najszerszy u�miech, na jaki pozwoli�y napi�te rysy.
- Do zobaczenia. Pami�taj, �e ze wszystkimi problemami mo�esz zwraca� si� do
mnie. I nie zapomnij o fotografie. Studio w piwnicy, na lewo od schod�w.
Schodz�c do najni�szej kondygnacji budynku, mija�a na korytarzach pracownik�w
administracyjnych �piesz�cych z plikami dokument�w, plastyk�w d�wigaj�cych
dekoracje mokre od �wie�ej farby i ucharakteryzowanych aktor�w w kostiumach.
"Dzie� dobry, dzie� dobry..." - rzuca�a nieustannie, a oni �yczliwie
odpowiadali, przygl�daj�c si� jej z przyjaznym zaintrygowaniem, jakby wiedzieli,
�e jest ju� jedn� z nich.
Sesja zdj�ciowa zaj�a dwie godziny. Sanguis, wiekowy przygarbiony m�czyzna,
oczarowa� Iraen manierami d�entelmena i zawodow� perfekcj�. Niezwykle
kontaktowy, wr�cz gadatliwy, zarzuca� j� anegdotami i powa�nymi opowiastkami, by
sprowokowa� zmiany wyrazu twarzy do kolejnych uj��. Szczeg�lnie zachwyca� si�
oczami Ireny. Pod�wietla� je na r�ne sposoby, by "wyci�gn�� ich g��bi� i
tajemnicz� melancholi�".
Tote� opuszczaj�c gmach Monumentum czu�a si� naprawd� wyczerpana. Ludzie na
ulicy i w tramwaju wydali si� jej r�wnie zm�czeni jak ona. W por�wnaniu z
rumianymi, pe�nymi �ycia i kolor�w licami pracownik�w teatru wygl�dali szaro i
nijako. Nasun�o jej to nawet absurdaln� my�l, �e tam w teatrze wszyscy - nie
tylko ucharakteryzowani aktorzy - musieli mie� makija�e. Z kolei odzienie
przechodni�w by�o byle jakie; w por�wnaniu ze starannie ubranymi, w intensywne
barwy i wyraziste kroje, osobami spotkanymi w biurach i korytarzach teatru
wygl�dali jak kury przy pawiu.
Nie mia�a ochoty na obiad. Czekaj�c, a� wype�ni si� wanna, stan�a przed
lustrem. Zobaczy�a twarz z podkr��onymi oczami, lekko sin� i bardzo znu�on�. No
tak, poprzedniej nocy, podniecona czekaj�cym j� spotkaniem z dyrektorem
Monumentum, oka niemal nie zmru�y�a. Bo�e, co te nerwy z cz�owiekiem wyprawiaj�!
Wysz�a z wody o wiele bardziej rze�ka. I tylko oczy wygl�da�y nadal na zm�czone,
jakby zgaszone. Reflektory Sanguisa pewnie je nadwer�y�y.
Kr�tko dwa razy zadzwoni� gong. Adam! Podbieg�a rado�nie do drzwi.
- Mam! Mam engagement! - zawo�a�a. - Wyobra�asz sobie? B�d� aktork� w najlepszym
teatrze �wiata!
- Gratulacje, Irci! - zakr�ci� ni� karuzel� w powietrzu. - Opowiedz mi wszystko.
Powa�nie, podpisali z tob� kontrakt?
- Jak bozi� kocham - podekscytowana, nie zwa�aj�c na rozche�stane po�y
szlafroka, wci�gn�a go do pokoju i pokaza�a mu dokument. - Patrz, "na czas
nieokre�lony"! �adne tam okresy pr�bne czy sezonowe umowy. I od razu gram
Elektr�. I jeszcze Inez w "Przy drzwiach zamkni�tych"! A potem...
- Cudownie, kochanie - poca�owa� j� w szyj�, zsuwaj�c szlafrok z ramion. -
Jeste� taka pi�kna, kiedy si� cieszysz... - przeni�s� poca�unki na dekolt i
piersi. - Musimy to uczci� szampanem. Wybierzmy si� gdzie� pota�czy�.
Unikn�a kolejnego dotyku nami�tnych d�oni i warg.
- Nigdzie nie wychod�my. Wypijemy lampk� wina tutaj, w domu.
- Och, �aba... - rozczuli� si�. - Bosko pachniesz - chwyci� j� za nadgarstki i
opl�t� jej r�kami swoje biodra. - Kocham ci� - wyszepta�, zn�w muskaj�c jej
szyj�.
Wygi�a si� do ty�u i �miej�c si� uda�a, �e j� z�oszcz� pieszczoty.
- Przesta�, przesta�, g�uptasie - odskoczy�a od ch�opaka i otuli�a si�
szlafrokiem. - Tobie tylko jedno w g�owie. A ja jestem dzi� taka rozdygotana.
Quantin, szef pracowni krawieckiej, wymierzy� ca�� Iren� - ��cznie z obwodem
szyi, ud, �ydek, kolan, nawet d�ugo�ci poszczeg�lnych palc�w. Jakby ka�dy punkt
jej cia�a zosta� dotkni�ty ta�m� krawieck�, wyniki skrupulatnie zanotowano w
opas�ym notesie.
Potem, pocz�stowana earl greyem, przygl�da�a si�, jak Quantin kroi kupon
czerwonego aksamitu. Hafciarki, gorseciarki i szwaczki, pochylone nad swoimi
stanowiskami w milczeniu przys�uchiwa�y si� rozmowie, jak� prowadzi� z now�
artystk� ich kierownik.
- Masz, kotku, doskona�� figur� - sapa� znad trzaskaj�cych metalicznie
singerowskich no�yc. - Szycie dla ciebie b�dzie prawdziw� poezj�.
- Och, jest pan nader uprzejmy.
- Stwierdzam tylko fakt, kotku puszysty - trzask - Miss Uniwersum nie
powstydzi�aby si� takich wymiar�w jak twoje - trzask, trzask - dobrze, �e
maestro zaanga�owa� na miejsce Eugenii ciebie, a nie jakiego� karakana.
- Eugenia to poprzednia Elektra i Inez?
- Zgadza si� - trzask - filigranowa by�a. Zgrabna, ale gdzie jej do ciebie. Ty
to prawdziwie pos�gowa pi�kno��. Wenus z Milo albo Nike z Samotraki.
- Panie Quantin - za�mia�a si� - tamte pi�kno�ci s� niekompletne. Jedna nie ma
g�owy, a druga ramion!
- Co tam g�owa, kotku puszysty - trzask - clou kobieco�ci to figura.
Porusza� si� nad aksamitem jak primabalerina w popisowym solo, wywijaj�ca
wdzi�cznie ko�czynami i wyginaj�ca si� we wszystkie strony. Jego �ysina b�yska�a
w �wietle jarzeni�wek umieszczonych pod sufitem.
Irena nie lubi�a jarzeni�wek. M�czy� j� ich fioletowawy blask i nieustanne
brz�czenie. D�u�sze przebywanie w tak o�wietlonym pomieszczeniu przyprawia�o j�
o b�l g�owy. Tutaj na dodatek iluminacja zwielokrotniona by�a du�� liczb�
luster, wysokich i bez ram, ustawionych pod r�nymi k�tami na wszystkich
�cianach. Pieczenie w oczach, kt�re czu�a od wczorajszej sesji zdj�ciowej, da�o
o sobie zna� ze zdwojon� si��. Poza tym, mo�e to idiotyczne z�udzenie, gotowa
by�a przysi�c, �e szklane tafle nie tylko pomna�aj� �wiat�o, lecz r�wnie�
wzmacniaj� uprzykrzony d�wi�k pulsuj�cej elektryczno�ci.
- Gotowe - Quantin odsun�� pokrojone kawa�ki tkaniny na bok; jedna ze szwaczek
zabra�a je do fastrygi. - Smakuje ci herbata, kotku? To dobrze. Pij sobie
spokojnie. Ja musz� p�j�� do magazynu po tkaniny.
Wr�ci� po dwudziestu minutach d�wigaj�c pod pach� bel� ciemnego materia�u.
Rzuci� j� z g�uchym pla�ni�ciem na st�.
- Teraz Inez. Ognista Latynoska Inez, morderczyni drugiego stopnia... - zaduma�
si� przez chwil�, celuj�c no�ycami w taft� jak sztyletem w ofiar�. - B�dziesz,
kotku puszysty, wygl�da�a w tej kiecce jak anio�. Czarny anio� �mierci,
oczywi�cie.
Nie zd��y�a zareagowa�, gdy� zosta�a poproszona za parawan. Czerwona szata by�a
gotowa do przymiarki.
Kazano jej wej�� na wysoki sto�ek. Ca�a obsada pracowni, wszystkich sze�� kobiet
otoczy�o sto�ek kr�giem, podczas gdy Quantin obracaj�c Iren� jak manekinem,
dopasowywa� na niej kostium. Cmoka� przy tym i wzdycha� z zachwytu. Kobiety
wt�rowa�y mu podobnymi odg�osami, wyra�aj�c podziw, czy to dla modelki, czy dla
wirtuozerii swego prze�o�onego - trudno powiedzie�.
Suknia le�a�a jak ula�. Nic nie uwiera�o, nic nie ci�gn�o, kiedy unios�a
ramiona do g�ry. Zobaczy�a swoje odbicia w lustrach, niekt�re mira�owe, inne
strzeliste jak z obraz�w El Greca. W pewnym momencie, zapatrzona w niesko�czony
t�um swoich replik obleczonych w czerwie� Elektr o poblad�ych licach - uleg�a
z�udzeniu, �e depcze on rzesz� g��w znajduj�c� si� pod stopami tych wszystkich
matkob�jczy�. G�owy pochyla�y si� pokornie, gotowe przyj�� �mier� od krwawej,
m�ciwej kr�lewny... Irenie �wiat zawirowa� w oczach. Zachwia�a si� i by�aby
upad�a, gdyby nie g�szcz rozcapierzonych d�oni, kt�ry wyci�gn�� si� w jej
stron�. Krzykn�a przera�ona.
- Spokojnie, kotku - Quantin pom�g� jej zej�� ze sto�ka. - �le si� czujesz?
- Przepraszam. Zakr�ci�o mi si� w g�owie. To chyba te �wiat�a...
Krawiec wyci�gn�� piersi�wk� i nape�ni� nakr�tk� br�zowym p�ynem.
- Wypij kropelk� brandy. Z pewno�ci� poprawi ci samopoczucie.
- Och, panie Quantin - zaprotestowa�a s�abo - �adnie zaczynamy wsp�prac�.
Jeszcze pomy�li pan, �e jestem pijaczk�.
- Nie proponuj� ci libacji, tylko lekarstwo, kotku puszysty. No, �mia�o.
Pi�� godzin p�niej, kiedy wesz�a do swojego mieszkania, zrzuci�a tylko p�aszcz
i buty. Wsun�a si� do ��ka i zapad�a w twardy sen, nie maj�c si� pomy�le� ani
o k�pieli, ani o jedzeniu.
Ustrojone teatralnymi kapeluszami drewniane czerepy t�oczy�y si� na si�gaj�cych
sufitu rega�ach. Widok tej imponuj�cej kolekcji zapiera� dech. Ledwie modystka
Uniona dokona�a pomiaru jej g�owy, Irena poprosi�a o pozwolenie przymierzenia
niekt�rych okaz�w. Przegl�da�a si� w stylowym tremo zdobi�cym pracowni�,
wykonuj�c taneczne pas i stroj�c miny spod woal�w i strusich pi�r, spod kaskad
kwiat�w, fantazyjnych zawoj�w i koronkowych mantyl.
- I wszystkie te cude�ka robi pani sama? - zachwyca�a si� szczerze.
- Sama - bez cienia zarozumia�o�ci odrzek�a Uniona. - Maestro dba, �eby projekty
trafia�y do mnie na d�ugo przed premier�.
Fertyczna szatynka o ur�owanych policzkach i pomalowanych na wi�niowo
paznokciach uwijaj�ca si� w�r�d swoich cacek, wesz�a na drabink� si�gaj�c�
wy�szych p�ek.
- Chryste! - j�kn�a Irena na widok kolejnego arcydzie�a wy�uskanego ze zbioru.
- Ale� to pi�kne! A per�y wygl�daj� na prawdziwe!
- Nie s� prawdziwe, kochanie�ka. Prawdziwe per�y matowiej�, je�li nie znajduj�
si� w odpowiedniej temperaturze.
- Tak? Nie wiedzia�am - za�o�y�a na g�ow� ci�ki, kunsztowny czepiec o kszta�cie
rycerskiej misiury. Niezliczone rz�dy zimnych koralik�w dotkn�y jej policzk�w i
podbr�dka. - A w jakiej temperaturze nie trac� blasku?
- W temperaturze cia�a �ywego organizmu. �limaka albo cz�owieka.
- Podobno per�a - wyg�adzi�a kulki naszyte na at�as od czo�a a� po kark - jest
wydzielin�, jak� ma�� otacza ziarenko piasku uwieraj�ce go pod muszl�?
- Zgadza si�. Te klejnoty nazywaj� �zami morza, bo powstaj� z cierpienia. C�,
ka�de pi�kno rodzi si� w b�lu. I ty, serce moje, co� o tym wiesz, prawda? Sztuka
jest efektem m�cze�stwa ka�dego artysty.
- Tak pani s�dzi? Przecie� praca tw�rcza to rado��. W ka�dym razie na mnie
dzia�a jak rozweselaj�cy narkotyk, bez kt�rego �ycie by�oby... bolesne w�a�nie.
- S� r�ne rodzaje cierpienia i r�ne rodzaje rado�ci, a granica mi�dzy nimi
jest cienka. Ludzie cz�sto nie zdaj� sobie sprawy, czy akurat cierpi�, czy
prze�ywaj� szcz�cie najwi�ksze z danych im na tym padole.
Irena uczu�a nagle skurcz w karku. Mo�e wywo�a�o go wykr�canie szyi, a mo�e
ci�ar pere�? Chwyci�a czepiec, chc�c go zdj��. Ale zapl�ta�a si� we� jedna z
trzymaj�cych fryzur� wsuwek. Per�y zas�oni�y jej twarz. Jasno�� pracowni
ust�pi�a klaustrofobicznej ciemno�ci.
- Demony opanowuj�ce psyche dzia�aj� podst�pnie - kontynuowa�a filozoficznie
Uniona. Irena poczu�a, �e si� dusi, a per�y j� parz�! - Masz racj�, c�re�ko,
nazywaj�c akt tw�rczy narkotykiem. Uzale�nienie zawsze na pocz�tku jest
przyjemno�ci�, inaczej nikt by w nie nie popada�.
To nie mog�a by� tylko wsuwka. Czepiec ca�� powierzchni� przylgn�� do policzk�w,
czo�a, szyi. Wciska� si� pod powieki! Chwyta� ka�dy w�os!
- Czy mog�aby mi pani pom�c? - wykrztusi�a. - Chyba nie dam rady sama tego si�
pozby�! - zabrzmia�o to znacznie dramatyczniej ni� zamierza�a.
Mimo to Uniona nie pospieszy�a jej z pomoc�.
- A propos narkotyk�w - m�wi�a - we�my cho�by per�y. Niby martwe, pozbawione
duszy. A przecie� istot� swego pi�kna czerpi� z �ycia. Dla nich �ycie, jego
ciep�o, to narkotyk, bez kt�rego traci sens ich byt.
- Pani Uniono! - wpi�a palce mi�dzy paciorki i j�a je szarpa� we wszystkie
strony. - Uniona! Zdejmij to ze mnie!
Modystka znienacka si� roze�mia�a. Czy�by ubawi�a j� aktorka ow�adni�ta
paroksyzmem strachu? Na ten pojedynczy na�o�y�y si� inne �miechy. Chichoty,
chichrania, rechoty, r�enia - kakofonia �miechu! I towarzysz�ce im, zd�awione,
charcz�ce ze �ci�ni�tych krtani: nie mog�!... widzicie j�?... patrzcie tylko!...
boi si� pere�, biedactwo!... boi si�?... pere�!!! Cha, cha, cha!...
Irena dozna�a wra�enia, �e jej cia�o obija si� o co�. No tak, z zas�oni�tymi
oczami miota si� jak �lepa, zawadzaj�c o rega�y. Czy jednak rega�y by�yby takie
mi�kkie? I takie chwytne? I czy odpycha�yby j� jak pi�k� odrzucan� z jednej pary
r�k do drugiej?! I te �miechy, te �miechy...
- Przesta�cie! - rykn�a pe�nym g�osem. - Jeszcze nie czas!
Jazgot umilk�. Jakby kto� brzytw� przeci�� kabel warcz�cego g�o�nika. A w
sekund� potem zast�pi� go grzechot koralik�w sypi�cych si� kaskad� na pod�og�.
"Co ja bredz�? - przemkn�o jej przez g�ow�. - Na co jeszcze nie czas?... Chyba
oszala�am! Albo �ni�. �ni� jaki� koszmar. Musz� wyj�� z tego snu. Obud� si�,
kretynko!"
Otoczy�a j� jasno��. W g��bi trema, za odbiciem jej sylwetki majaczy�y rze�by-
g�owy. Ich p�askie, z ledwie zaznaczonymi rysami twarze wpatrywa�y si�
nieruchomo w plecy Ireny. Czy na pewno sta�y w takim samym szyku, co poprzednio?
- A co powiesz na to, serce moje? - Uniona, jak gdyby nigdy nic, schodzi�a z
drabinki. - To moje najukocha�sze dzie�o. Kopia czepca koronacyjnego jednej z
renesansowych kr�lowych - w r�kach o polakierowanych paznokciach zimno
po�yskiwa�o nar�cze pere�. - Chcesz przymierzy�?
- Przecie� przed chwil�... - urwa�a, wyr�wnuj�c oddech (Ki diabe�? Jaka�
cholerna odmiana deja vu?).
Spojrza�a z przera�eniem na piramid� cierpienia. Blade kuleczki zdawa�y si� wy�
b�lem. Ich przejmuj�cy, nies�yszalny skowyt przeszywa� Iren� na wskro�. Wi�niowe
paznokcie w�r�d nich by�y jak nabrzmia�e krople �ywej krwi.
- Rzeczywi�cie... pi�kny. Wygl�da na bardzo mistern� robot�. Nie obawia si�
pani, �e... �e mog�abym go niechc�cy zniszczy�?
- Och - wzruszy�a ramionami modystka - chyba nie jeste� zabobonna! Wierzysz w te
przes�dy, �e per�y rozsypane w teatrze wr� nieszcz�cie i �zy? Gdyby to by�a
prawda - omiot�a wzrokiem pomieszczenie, ale wyra�nie maj�c na my�li przestrze�
wykraczaj�c� poza teatr - dawno uton�liby�my w powodzi �ez. Cho�by nie wiem ile
razy sprz�ta� moj� pracowni�, zawsze w jakim� k�ciku znajdzie si� kilka
zagubionych pere�.
- Eugenia nie zosta�a w Indiach! S�yszysz mnie, Irena? Irka, jeste� tam? Odezwij
si�. Po co te wyg�upy z sekretark�?
Nie mia�a ochoty wstawa� z ��ka i podnosi� s�uchawki. Czu�a si� taka
zm�czona...
- Podejd� do tego cholernego telefonu! - wo�a� Adam trac�c cierpliwo��. -
Mniejsza o mnie, ale co� z�ego dzieje si� dooko�a ciebie, z tob�... Nasz zwi�zek
przesta� by� dla ciebie wa�ny? Okay. Ale nie ignoruj mnie jako przyjaciela!
S�yszysz? Twoja poprzedniczka nie zosta�a w Indiach z w�asnej woli.
- Sk�d wiesz?
- O Bo�e! Jednak podesz�a�!
- Mam ma�o czasu - usiad�a w fotelu podkulaj�c nogi. - Sk�d wiesz...
- Pozna�em jej rodzic�w. Od paru miesi�cy nie maj� od dziewczyny wiadomo�ci.
- Zdarza si�, �e doros�e c�rki zaniedbuj� kontakty z rodzicami.
- Ale ona je zaniedba�a od razu, gdy tylko dosta�a anga� w Monumentum. Zupe�nie
jak ty, urywaj�c spotkania ze mn�.
- Adam, o nas nie b�dziemy m�wi�. Nie dzi�, b�agam.
- Okay. Nie, to nie.
- Wi�c o co chodzi z t� Eugeni�? - przytrzyma�a podbr�dkiem s�uchawk� i pocz�a
delikatnie masowa� lodowate, odr�twia�e stopy.
- Nie widywa�a si� z rodzicami, ale czasami do nich telefonowa�a. A z podr�y
przysy�a�a kartki.
- Dobra c�rka. Mimo absorbuj�cej kariery my�la�a o bliskich.
- S�uchaj dalej. Z ostatnich poczt�wek wynika�o, �e szalenie cieszy j�
perspektywa zagrania Elektry w Grecji. Czy wiesz, �e Monumentum da�o spektakle w
ruinach greckiego teatru, w kt�rym mia�a miejsce �wiatowa prapremiera?
- Nie wiedzia�am. Ale pomys� genialny! Maestro jest niesamowity!
- Prawda? Sama przyznasz, �e dla ka�dego aktora to boskie marzenie. Czy ty by�
zrezygnowa�a z takiej perspektywy?
- Jasne, �e nie. By� Elektr� w miejscu, w kt�rym przed dwu i p� tysi�cem...
- W�a�nie. A Eugenia zrezygnowa�a. Czy to nie dziwne?
- No wiesz... hm... Indie to fascynuj�cy �wiat. Tamtejsza kultura...
- Chrzanisz.
- Nie b�d� wulgarny, skarbie - ofukn�a go leniwie, w stopach czu�a nadal
niemi�e mrowienie.
- Przepraszam, Irena. Nie k���my si�.
- Okay. Co� jeszcze?
- Kiedy si� spotkamy?
- Nie wiem. Pr�by zaczynam wprawdzie dopiero za dwa tygodnie, ale mam inne
obowi�zki, bo zwyczaje Monumentum...
- Chyba nie zobowi�zano ci� tam do rezygnacji z �ycia osobistego?
- Teraz ty chrzanisz. Oczywi�cie, �e nie. Ale jestem naprawd� zabiegana. I nie
najlepiej ostatnio si� czuj� - sykn�a, przesadziwszy z masa�em �r�dstopia.
- Co si� sta�o? Co� ci� boli?
- Nogi - wymusi�a �miech. - Bol� mnie stopy. Zaliczy�am wizyt� u Eneco, naszego
szewca. Przymierzy�am dziesi�tki teatralnych but�w. Niekt�re by�y za ciasne.
- Aha. A co poza tym? Na czym polega to twoje z�e samopoczucie?
- Och, sama nie wiem. Og�lnie nie jestem w formie.
- P�jd� do lekarza.
- By�am. Da� mi co� na wzmocnienie. Nasz teatralny lekarz to �wietny fachowiec.
Powiedzia�, �e lada dzie� poczuj� si� lepiej.
- Odnosz� wra�enie, �e jeste� przezi�biona. Masz chrypk�?
- To nie przezi�bienie. Dzisiaj akustyk testowa� m�j g�os. Zapisywa� jego
amplitudy i co� tam jeszcze na twardy dysk w komputerze. Chrypki dosta�am od
wysilania strun.
- Nigdy nie mia�a� problem�w ze strunami.
- Pr�dzej czy p�niej ka�dy aktor je ma. A Aran stwierdzi�...
- Kto to Aran?
- O rany, d�wi�kowiec! Ty mnie w og�le s�uchasz?
- S�ucham, s�ucham... �aba, mo�e jednak wpadn� wieczorem, co?
Przestraszy�a si�.
- Nie! Mam okropny ba�agan. I musz� ku� tekst.
- Chwila odpr�enia dobrze by ci zrobi�a. O, przedwczoraj chcia�em ci� wyci�gn��
na wernisa�, ale ci� nie zasta�em.
- Mia�am spotkanie z Ren�. Inez i Elektrze zaprojektowano do�� wymy�lne peruki,
wi�c wizyty u Reny zaj�y mi ca�e trzy dni - odruchowo si�gn�a do fryzury,
zawijaj�c kosmyk wok� palc�w. - Czy wiesz, �e taki typ w�os�w jak moje, proste
i blond, s� najcenniejszym materia�em w perukarstwie?
- Zawsze m�wi�em, �e s� cudne - zamrucza�. - Irci, strasznie do ciebie t�skni�.
Ju� nawet mia�em zamiar skorzysta� z klucza, kt�ry mi da�a�, cho� si�
zarzeka�em, �e nigdy sam nie otworz� twojego mieszkania.
- Dobrze, �e mi przypomnia�e�... Musz� ci� poprosi� o zwrot klucza.
- Co takiego?
- Zwalniam lokal, bo... bo w�a�ciciel wypowiedzia� umow� najmu - �ga�a jak
naj�ta, nerwowo si�gn�wszy do w�os�w.
- Rozumiem - w g�osie Adama wychwyci�a mieszank� rozczarowania i ironii. - Mam
ci klucz przynie�� osobi�cie czy wys�a� poczt�?
- Zostaw w portierni Monumentum. W teatrze jestem codziennie, wi�c to
najprostsze rozwi�zanie.
- Chodzisz tam wieczorami czy rano?
- Do po�udnia za�atwiam podpisy w obieg�wce, a wieczorami wpadam na pr�by. Morio
przygotowuje "Peer Gynta". Zapowiada si� rewelacyjne przedstawienie, wiesz?
- Ooo, nie w�tpi�! Maestro jak zwykle zaskoczy fan�w swym geniuszem.
- Adam, chyba nie jeste� zazdrosny o moj� prac�?
- O prac�?! Cha, cha! Dobre!
- Nie b�d� tego d�u�ej s�ucha�! Jeste� wstr�tny! - rzuci�a s�uchawk�.
B�l w stopach - i w g�owie, i w gardle, i w ca�ym ciele - nasili� si� do granic
wytrzyma�o�ci. Zacisn�a powieki i opar�a czo�o o zwini�te w ku�ak pi�ci. A
kiedy po chwili otworzy�a oczy, z jej trzewi, jak z trzewi zarzynanego
zwierz�cia, wydoby� si� przeci�g�y j�k.
Rozwar�a palce, z kt�rych na pod�og� wypad�y dwa k��by blond w�os�w. J�k czo�ga�
si� do nich ze wszystkich k�t�w pokoju.
O�wietleniowiec Damian zadzwoni� rano, �e mo�e si� z ni� spotka� dopiero
wieczorem, po pr�bie generalnej "Peer Gynta".
Ca�e przedpo�udnie nie mog�a sobie znale�� miejsca. Pr�bowa�a ogl�da� telewizj�,
nastawi�a p�yt� z koncertami brandenburskimi, przerzuci�a czasopisma. W ko�cu
si�gn�a po egzemplarz "Przy drzwiach zamkni�tych". Tekst ju� ca�kiem nie�le
uk�ada� si� jej w g�owie. Morio wprawdzie kaza� go tylko naczyta�, ale Irena
zawsze lubi�a na pr�bach sytuacyjnych mie� wykute swoje kwestie na blach�.
W�asny g�os dobitnie rozbrzmiewaj�cy w mieszkaniu uspokaja� j�. Wyg�aszane
wielokrotnie te same s�owa z chwili na chwil� wprawia�y j� w lepsze
samopoczucie, nios�c ukojenie niczym mantra. Kiedy nadesz�a pora wyj�cia do
teatru, by�a w nastroju euforycznym. �mia�a si� w duchu z ostatnich chandr i
hu�tawki emocjonalnej. Biedny Adam... Musia�a go nie�le zaniepokoi� swoim
zachowaniem. Tymczasem wyt�umaczenie jest takie proste - ka�dy aktor przy
budowaniu roli przechodzi proces identyfikacji z postaci�, kt�r� ma gra�. A
przecie� Inez jest piekielnie rozchwian� paranoiczk�, na dodatek cierpi�c� na
m�sk� fobi�. Elektrze te� by si� przyda� dobry psychoanalityk. No nic, byle do
premiery... znaczy, do obu premier. Potem wszystko wr�ci do normy. Stan zdrowia
te� pewnie si� poprawi, je�li b�dzie regularnie �yka�a pastylki, kt�re da� jej
lekarz. A par� wypadni�tych w�os�w, to �adna tragedia - ot, skutek jesiennej
awitaminozy. Kobiece czasopisma tr�bi� o tym od lat. W ko�cu w�os�w ma tyle, �e
obdzieli�by ze trzy g�owy, wi�c nie ma co si� denerwowa�. Zawstydzi�a si�
wczorajszej histerii.
Obejrza�a pr�b� "Peer Gynta" z prawdziw� przyjemno�ci�. Zafascynowana patrzy�a
na dzieje norweskiego awanturnika nie zauwa�aj�c, jak mija czas. Ten Morio to
naprawd� fenomenalny re�yser. Co za rozmach inscenizacyjny! Jakie nowatorskie
odczytanie! I rola w rol� - same pere�ki! Kiedy kurtyna opad�a, z entuzjazmem
poderwa�a si� z miejsca i bi�a brawo zapomniawszy, �e to tylko pierwsza
generalna, a nie spektakl.
Kabina o�wietleniowa Damiana znajdowa�a si� nad balkonami dla publiczno�ci.
Irena ju� orientowa�a si� w labiryncie Monumentum. Schodami prowadz�cymi z foyer
wspi�a si� na pi�tro i wesz�a w w�ski korytarz. Mija�y j� tu garderobiane
objuczone kostiumami, rozdyskutowani rekwizytorzy i monta�y�ci. W oddali mign�a
Uniona ze stert� kapeluszy. I pani Rena z k��bowiskiem peruk. Urocza
przedpremierowa gor�czka!...
Uskoczy�a, unikaj�c w ostatniej chwili zderzenia z drzwiami, kt�re nagle otwar�y
si� tu� przed jej nosem. Wypad�a zza nich Alicja Wybycky. Wygl�da�a na
wzburzon�. Nie zauwa�aj�c Ireny, trzasn�a z impetem drzwiami i pop�dzi�a w g��b
korytarza, wo�aj�c "Egon! Egooon!..."
Charakteryzator Egon by� ostatni� osob� figuruj�c� na obieg�wce. Jutro wybierze
si� do Egona, �eby mie� wreszcie za sob� wszystkie wizyty w pracowniach.
Zbyt gwa�townie pchni�te drzwi odbi�y si� od futryny i zatarasowa�y Irenie
przej�cie. Chwyci�a klamk� z zamiarem ich zamkni�cia. Z garderoby dobiega�o
ciche �kanie. Co� jakby skomlenie ma�ego psiaka. Spojrza�a na wizyt�wk�. Karen
Misty? Ach, to przecie� cudowna Solweiga, ukochana Peer Gynta! Postanowi�a, �e
wejdzie tam i pocieszy dziewczyn�. P�acze, bo nie jest zadowolona ze swojej
kreacji - normalka w przedpremierowej nerw�wce. Przecie� naprawd� pi�knie gra t�
Solweig�... Zajrza�a ostro�nie do pomieszczenia. Przy konsoli pe�nej teatralnych
utensyli�w siedzia�a... Nie, nie siedzia�a. Siedzia�o. Chryste! Co to by�o?!
Naga, okropnie wychud�a posta� mia�a cia�o w kolorze szarego popio�u. Czaszka
pozbawiona w�os�w pulsowa�a nabrzmia�ymi, zielonkawymi i r�owymi �y�ami.
Chudymi ramionami monstrum wstrz�sa� spazm hamowanego p�aczu. By�a... by�o
odwr�cone plecami do wej�cia. Ale w obrazie uj�tym w ramy lustra, odbitym w
niesko�czonych galeriach obraz�w, ci�gn�cych si� w bocznych lustrzanych
skrzyd�ach konsoli, Irena zobaczy�a za�amane jak do modlitwy r�ce, zas�aniaj�ce
cz�� twarzy. Twarzy? W ob�ej, burej plazmie wida� by�o ciemne oczodo�y i
ziej�c� dziur� w miejscu, gdzie powinny by� usta.
To nie mog�a by� Karen Misty! Karen mia�a karminowe usta. I czy to skoml�ce
rz�enie mog�o nale�e� do Solweigi, kt�rej g�os nie tak dawno przypomina� barw�
czyst� norwesk� krynic�, deklamuj�c s�owa �arliwej mi�o�ci?...
Alicja stukaj�c wysokimi obcasami zbli�a�a si� do garderoby. Towarzyszy� jej
po�pieszny tupot innych n�g.
- Tutaj, Egon! Rena, Quantin, pr�dzej! - nios�y si� w korytarzu zdyszane
komendy. - Wezwijcie Damiana! Uniona jest? Dobrze. Gdzie, do cholery, podzia�
si� Sanguis? Je�li go nie znajdziecie, w�amcie si� do jego studia.
Irena jednym susem znalaz�a si� za parawanem w k�cie garderoby. Szcz�kaj�c
z�bami, przycupn�a za pergaminem rozpi�tym mi�dzy poprzeczkami z bambusa. Na
otaczaj�cych j� jasnych prostok�tach, niczym w chi�skim teatrze cieni, pojawi�y
si� czarne sylwetki. Kilka par ramion si�gn�o w stron� monstrum. �wiat�a lamp
pal�cych si� na konsoli, rozstrzelone rykoszetami bij�cymi z luster sprawi�y, �e
cienie zdawa�y si� wielkimi ciemnymi demonami odprawiaj�cymi niesamowity
obrz�dek; rytua� operacji nad konaj�cym.
- Pr�dko, szk�a kontaktowe! Nie te, idioto! Zielone!
- Gdzie jej kiecka? I buty!
- Mo�e w szafie. Albo za parawanem. Poszukaj. Czekaj, s�!
- Rena, w�osy!
- Zaraz, tylko je przyczesz�.
- Gdzie ona podzia�a puder?
- Patrzcie, rozsypa�a po ca�ej pod�odze, biedactwo.
- Spoko, przynios�em puder.
- Wracaj do nas, skarbie - to m�wi�a Wybycky. - Zaraz b�dziesz sob�. Pomo�emy
ci. Co ci� tak zdenerwowa�o, kochanie? Wszystko b�dzie dobrze, zobaczysz. B�dzie
tak, jak by� powinno.
Odpowiedzia�o �a�osne chlipni�cie.
- Kotku puszysty, jak mog�a� si� doprowadzi� do takiego stanu? Co z tob�? Masz,
wypij kropelk� brandy. Zaraz poczujesz si� lepiej.
- O, Sanguis! Nareszcie! Gdzie� si� w��czy�, palancie?
Zgrzytn�� zamek w drzwiach. Zgaszono �wiat�o. A po chwili garderob� wype�ni�y
t�czowe, ruchliwe po�wiaty.
- Skieruj przezrocze bardziej w lewo, Sanguis. Stop. Unieruchom portret. Nie
ruszaj, bo niedok�adnie odtworz� jej twarz. Karen, dobra dziewczynka, te� nie
b�dzie si� wierci�, prawda? Przecie� chce by� pi�kn� Karen. Nasz� pi�kn�
Solweig�.
- Karen, dlaczego nie odpowiadasz?
- Cholera! Eneco, le� po Arana! Ona i g�os zatraci�a! Co jej odbi�o?
- Aran ju� wyszed� z teatru.
- Jeste� pewny? Trudno. Za�atwimy to jutro z samego rana.
- Po co my w og�le j�... Po co, skoro jest noc? Nikt teraz...
- Zamknij si�, Uniona! Noc nie noc, nic nas nie zwalnia z zasady masquerade.
Rozleg�o si� �omotanie do drzwi.
- Kto tam?
- To ja, Damian! Szukam tej... no... Um�wili�my si�...
- Dobrze, �e jeste�, Damian - suchy trzask zasuwki w drzwiach. - W�a�nie
mieli�my ci� zawiadomi�.
- Jasny gwint! - o�wietleniowiec a� zagwizda�. - Kiedy j� to nasz�o? Przecie�
przed chwil� by�a jeszcze ca�kiem w porz�dku.
- Bierzmy j� na scen�. Damian, p�d� do kabiny i w��cz reflektory.
- Dobra, biegn�. Dacie sobie rad�? Nie b�dzie si� opiera�a?
- Spokojnie, dosta� kotek puszysty moj� brandy.
Po dwu kwadransach garderoba opustosza�a i ucich�a. Irena sta�a za parawanem
odr�twia�a. Przed oczami lata�y jej pulsuj�ce czerwone p�aty. Do b�lu zaci�ni�te
szcz�ki nie powstrzymywa�y dr�enia w kolanach i konwulsji r�k. Ca�� wieczno��
chyba tak sta�a za chi�skim parawanem - k��bek strachu z zapadni�tym, male�kim
sercem piskl�cia. A kiedy potem rozlu�ni�a szcz�ki - co spowodowa�o natychmiast
trz�siawk� podbr�dka i stukanie z�b�w - s�aniaj�c si�, na p� przytomna wysun�a
si� zza pergaminu.
Epidiaskop, ustawiony na konsoli ty�em do lustra, rzuca� w ciemn� przestrze�
w�ski snop �wiat�a. Wirowa�y w nim py�ki kurzu, a mo�e teatralnego pudru?
Usiad�a na obrotowym krze�le, kt�re przedtem zajmowa�a Solweiga. �wiat�o
spocz�o na jej twarzy niczym na ekranie. Dopasowa�a swoje rysy do kolorowych
plam przezrocza. Ze srebrnych tafli, w martwej ciszy patrzy� na ni� t�um
powielonych Karen Misty.
Dzwoni� dobre trzy minuty, zanim si�gn�� do kieszeni po klucz. Mo�e jednak nie
powinien?... Wahanie trwa�o tylko moment. Przekroczy� pr�g, rozejrzawszy si�
przedtem na boki. Jak z�odziej.
Uderzy� go zaduch niewietrzonego od dawna mieszkania. Koktajl potu, aromat�w
przer�nych kosmetyk�w i nie�wie�ych resztek jedzenia. Wsz�dzie panowa� ba�agan
zupe�nie do Ireny niepodobny. Przesuszone papirusy stercza�y z doniczek
zbr�zowia�ymi wiechciami. Porozrzucana bielizna czekaj�ca a� w�a�cicielka
przypomni sobie o praniu, zajmowa�a ka�dy mebel. Skot�owana, wymi�ta po�ciel
zwisa�a z ��ka, dotykaj�c zakurzonego dywanu. Kuchni� zalega�y stosy brudnych
naczy�. W �azience wanna poznaczona by�a szarymi smugami, a przy sitku �ciekowym
spoczywa� du�y k��b w�os�w. R�czniki �mierdzia�y piwniczn� ple�ni�.
Otworzy� szeroko okna. Zebrawszy bielizn� i �ci�gn�wszy z ��ka po�ciel,
nastawi� pralk� na dwustopniowe pranie. W�o�y� naczynia do zmywarki. Podla�
papirusy, cho� wiedzia�, �e nie wr�ci im �ycia. Szuraj�c elektroluksem po
pod�odze, natkn�� si� pod ��kiem na opr�nion� butelk� po brandy. Przecie�
Irena nie przepada za brandy!... Zaszroniona i pusta lod�wka cuchn�a zepsutym
mlekiem. Postanowi� wyskoczy� do sklepu spo�ywczego. Po drodze wyrzuci� dwa
worki �mieci do zsypu. Kiedy wr�ci�, rozwiesi� pranie na suszarce pod sufitem
�azienki. Przypomnia� sobie z rozrzewnieniem, jak pomaga� Irenie j�
zainstalowa�... Ch��d panuj�cy w mieszkaniu wywo�a� w nim dreszcz. Zamkn�� okna.
Spojrza� na zegarek; mija�a dwudziesta druga - pora, o kt�rej ko�cz� si� pr�by
we wszystkich teatrach. Irena wr�ci pewnie zm�czona. I g�odna. Wstawi� do
piekarnika kurczaka, mocno go przedtem natar�szy przyprawami. Ona tak lubi
curry...
W��czy� telewizor i bezmy�lnie si� w niego gapi�c, zastyg� w fotelu, zamieniaj�c
si� ca�y w nas�uchuj�ce, czujne czekanie.
- Eugenia zosta�a w Indiach z w�asnej nieprzymuszonej woli - przekonywa�
przyjemny, ciep�y alt Wybycky, budz�cy zaufanie i poczucie bezpiecze�stwa. -
Kto� ci naopowiada� bzdur, kochanie.
- Jej rodzice twierdz�, �e to niemo�liwe.
- Rozmawia�a� z nimi, Iraen?
- Nie. Zna ich... taki jeden... m�j znajomy.
- I jak�� �w znajomy ma teori� na temat znikni�cia tej dziewczyny?
- Nie wiem - stropi�a si�. - Jednak jest to sprawa, kt�ra nie daje mi spokoju.
Czy to nie dziwne - otar�a z czo�a kropelki zimnego potu - �e zrezygnowa�a z
zagrania Elektry w autentycznym staro�ytnym teatrze?
- Nie najlepiej wygl�dasz. �le si� czujesz, skarbie?
- Nic mi nie jest! - odpar�a opryskliwie i oblizawszy spierzchni�te wargi,
dorzuci�a: - Jestem tylko troch� niewyspana.
- Czy�by pr�ba generalna "Peer Gynta" wywo�a�a w tobie a� takie wzruszenie, �e
nie mog�a� wczoraj zasn��?
- Nie - zawierci�a si� niespokojnie na fotelu. - A w�a�ciwie... tak. Bardzo
poruszy� mnie wczorajszy wiecz�r.
- Znakomite przedstawienie, prawda?
- Ooch... osobliwie znakomite.
Koordynator spojrza�a na ni� uwa�niej. Badawczo?
- Wiesz, zrobi� ci kaw�. Sama zreszt� te� ch�tnie si� napij�.
Obserwowa�a kobiet� krz�taj�c� si� po sekretariacie, nastawiaj�c� wod� w dzbanku
elektrycznym i przygotowuj�c� fili�anki.
- A jak tam twoje wizyty w pracowniach? Du�o ci tego jeszcze zosta�o?
- Odwiedzi�am wszystkich, poza o�wietleniowcem i charakteryzatorem.
- Nie ma po�piechu, kochanie. Masz jeszcze dwa tygodnie. Wygl�dasz na zm�czon�,
wi�c odpocznij troch� w domu.
- W domu... - powt�rzy�a jak echo.
- A co? - zerkn�a na Iren� z ukosa; napi�te skronie Wybycky zdawa�y si� o
milimetr od p�kni�cia. - Nie czujesz si� w swoim domu dobrze? Ju� ci m�wi�am, �e
mo�esz zamieszka� tutaj.
- Czy - Irena prze�kn�a �lin� - czy Karen Misty zajmuje jeden z teatralnych
apartament�w?
- Dlaczego o ni� pytasz? - ju� nie tylko skronie, ale i sk�ra powlekaj�ca ko�ci
jarzmowe sprawia�a wra�enie po�czochy naci�gni�tej na zgi�tym kolanie, chwila i
trzasn� stylonowe w��kna. - Najpierw interesuje ci� Eugenia, teraz Karen.
- Karen wydaje mi si� bardzo... nietuzinkow� osob� - zebra�a si�y, by to, co
m�wi�a, wypad�o prawdziwie. Postanowi�a jeszcze nie gra� w otwarte karty,
jeszcze nie teraz. - Mam wra�enie, �e wiele nas ��czy. Chcia�abym j� zaprosi� na
ma�ego drinka. Mog�yby�my sta� si� przyjaci�kami.
- Znakomita my�l - westchnienie ulgi przes�ysza�o si� Irenie, czy naprawd�
wysz�o z p�uc koordynatorki? - Ale nie absorbuj jej przed premier�. W sobot� na
popremierowym bankiecie b�dziesz mia�a doskona�� okazj�, by do niej podej�� i
zagada�.
- W�wczas b�dzie pewnie oblegana przez t�um wielbicieli.
- Na naszych bankietach rzadko bywaj� ludzie z zewn�trz - do fili�anek zosta�
nalany wrz�tek i aromat kawy rozszed� si� po sekretariacie. Irena poczu�a
bolesny skurcz w �o��dku. - To s� raczej kameralne spotkania, we w�asnym gro...
- Grobie?
Wybycky podskoczy�a jak ra�ona pr�dem. Dzbanek i taca z fili�ankami upad�y z
brz�kiem na dywan. Ukrop obla� nogi kobiety. Nie krzykn�a jednak. Jej twarz,
zastyg�a w niemym pytaniu, wyra�a�a paniczny l�k. Trwa�y tak obie, patrz�c na
siebie, w ciszy wype�nionej tylko zapachem kawy i par� unosz�c� si� nad plam�.
- Co� ty powiedzia�a? -odezwa�a si� w ko�cu Alicja zduszonym g�osem.
- Dobrze wiesz, co.
Z�by jej szcz�ka�y, a d�onie opanowa�o silne dr�enie. Splot�a palce i
przycisn�a je do piersi, w kt�rej t�uk� si� ma�y, oszala�y ze strachu ptak.
Cholera, za wcze�nie! Za wcze�nie wy�o�y�a karty! Bo�e, co teraz z ni� zrobi�?
Nie wymknie si� przecie�. Nie puszcz� jej! Za du�o o nich wie!
- Niedobrze si� sta�o - rzek�a Alicja bezbarwnie. - Powinna� najpierw odwiedzi�
Damiana i porozmawia� z Egonem. Spotkanie z Egonem by�o najwa�niejsze. Rozmowa z
nim wiele by ci wyja�ni�a. A w tej sytuacji...
Powoli podesz�a do biurka. Wcisn�a ca�� d�oni� wszystkie guziki interkomu.
Odczekawszy par� sekund, pochyli�a si� nad mikrofonem.
- Chod�cie tu wszyscy. Maskarada sko�czona. Iraen Roris ju� wie, �e jest jedn� z
nas.
- Nieee! - zawy�a zrywaj�c si� z fotela. - Nie jestem jedn� z was! Nie
zd��yli�cie! Nie pozwol� z siebie zrobi� tego, co zrobili�cie z Karen! Widzia�am
wszystko! Wczoraj, tam, w garderobie! Siedzia�am tam ca�� noc! I ju� wszystko o
was wiem! Ale ja nie jestem tym, czym ona! I czym wy!...
Szloch wstrz�sn�� jej cia�em. �zy bezsilno�ci pop�yn�y po policzkach. Upad�a na
kolana i za�ama�a r�ce.
- Prosz�, nie r�bcie mi tego! Nikomu nie powiem, tylko mnie pu��cie!...
Zostawcie mnie! B�agam, nie czy�cie mi nic z�ego...
Alicja ruszy�a do niej, rozpo�cieraj�c ramiona.
- Nie p�acz, male�ka.
- Zostaw! Nie dotykaj mnie, potworze! - lament zn�w przeszed� we wrzask. Irena
na czworakach odpe�z�a w stron� drzwi. - Czy i ty jeste� martwym szkieletem w
lateksowej masce? Te w�osy to peruka, prawda? Zedrzyj j�! Postrasz mnie, cha,
cha! Wampir, strzyga! Co masz pod t� ciasn� kieck�? Protezy piersi?! Czy i
brzuch pudrujesz, �eby wygl�da� na �ywe cia�o?!
- Iraen... - Wybycky si� zatrzyma�a - to wszystko nie tak. Mylisz si�.
- Dobre sobie, ja si� myl�?! To wy�cie si� pomylili! Wzi�li�cie mnie za naiwn�
kretynk�... - kaszln�a, s�owa uwi�z�y jej w gardle.
Alicja sta�a na �rodku pokoju, zamar�a w ge�cie rozpostartych ramion i pr�bowa�a
co� powiedzie�. Ale Irena wrzeszcza�a, chc�c zag�uszy� udr�k� i strach.
- Zachcia�o mi si� najlepszego teatru �wiata! Monumentum, cha, cha, cha! Tfu!
Pandemonium powinni�cie si� nazywa�! Demony, bestie, diab�y! Ale nie pozwol�,
by�cie mnie skazili swoimi szarlata�skimi sztuczkami! - opada�a z si�, wrzaski
stawa�y si� coraz s�abszymi, chrypliwymi j�kami. - Sprowadz� tu policj�,
prokuratora... Ca�y �wiat dowie si� o waszych praktykach... Nie daruj� wam
Karen! I siebie! Nie sko�cz� w szpitalu psychiatrycznym jak Eugenia...
- Eugenia w szpitalu? Co za pomys�?
- Mniejsza o to. Mo�e wyrzucili�cie j� z samolotu do Pacyfiku. Zbuntowa�a si�
przeciwko wam, co? Zosta�a w Indiach?! Cha, cha...
- Ona naprawd� tam zosta�a, bo odnalaz�a inny sens!
W g�osie Alicji by�o tyle rozpaczy, �e Iren� nagle odesz�a histeria, ust�puj�c
miejsca konsternacji. Jezu, to chyba fantom, halucynacja, jedna z ich sztuczek!
- przemkn�o jej przez g�ow�. Bo Wybycky... ona... ona p�aka�a! Dwie stru�ki
toczy�y si� z jej oczu, rozpuszczaj�c tusz na rz�sach.
- Wszyscy tutaj, w Monumentum, mamy jeden wsp�lny cel i jeden sens - m�wi�a
�agodnie, niemal koj�co, cho� z nut� skrywanego b�lu. - Jest nim Sztuka. Wy,
arty�ci, kochacie J�, a Ona was. Nie ma tu aktor�w �rednio czy ma�o
utalentowanych, a to znaczy, �e Sztuka pokocha�a was r�wnie mocno jak wy J�, bo
to z mi�o�ci da�a wam dar Tworzenia. Czy� nie jeste�cie w stanie odda� Jej za to
wszystkiego? - podesz�a i pochyli�a si� nad zastyg�� w zdumieniu dziewczyn�. -
Przecie� i ty nale�ysz do os�b, kt�re po�wi�ci�yby wszystko dla wzruszenia, dla
u�miechu widza, prawda?... Czym jest uroda, rodzina, dobra materialne w
por�wnaniu ze szcz�ciem Tworzenia? I z m�k� Tworzenia, je�eli Sztuka tego
za��da. Powiedz, czy kt�ra� z wymienionych rzeczy jest dla ciebie wa�niejsza?
- Nie... Chyba nie...
- Dla takich jak my, jak ty - Alicja przykl�kn�a i uj�a w d�onie jej twarz;
Irena nie zaprotestowa�a - nie ma miejsca w zwyk�ym spo�ecze�stwie, poniewa�
pozostaj�c w nim, krzywdzimy innych. Pr�dzej czy p�niej porzucamy ukochanych i
bliskich, bo Ona nas wzywa. Albo popadamy w szale�stwo, nie potrafi�c pogodzi�
swego przeznaczenia ze sprawami innych zwyczajnych ludzi.
- Ale ja tak nie chc�... - za�ka�a. - Chc� by� normalna...
- Nie jeste� normalna i twoje chwilowe chcenie nie ma tu nic do rzeczy.
- Ale dlaczego... dlaczego to musi by� takie okropne? Wczoraj, tam w
garderobie... Karen, och...
- Wy, aktorzy, tylko w �wiat�ach sceny czujecie, �e naprawd� �yjecie. A poniewa�
inne p�aszczyzny egzystencji dla was si� nie licz�, wymy�lili�my spos�b na
chronienie waszego talentu, tak jak ka�dy cz�owiek dba o swoje narz�dzia pracy,
usi�uj�c nada� im trwa�o��, wieczno�� nawet. Sp�jrz, co pozosta�o po marnych
�miertelnikach sprzed tysi�cy lat? Pozosta�y ich narz�dzia. Twoim narz�dziem
pracy jest twoje cia�o. I twoja dusza.Nie wolno ich trwoni�! Nie masz prawa,
Iraen, swej duszy rozmienia� na drobne po ulicznych knajpach, rozcie�cza� w
pretensjach niezadowolonego i zazdrosnego o Teatr m�czyzny, a swego cia�a
miesza� z cuchn�cymi kuchennymi oparami. Twoja dusza i twoje cia�o zas�uguj� na
wieczno��!
Irena si�gn�a do policzka kobiety.
- Wi�c dlaczego p�aczesz, Alicjo?
- Jest nam czasami ci�ko. Bardzo ci�ko. Wczoraj na przyk�ad Karen omal nie
upu�ci�a tego ci�aru.
- Mo�e ona woli poszuka� innego sensu, jak Eugenia? Pu��cie j�, uwolnijcie...
- Karen tego nie pragnie. To, co widzia�a�, by�o chwilowym za�amaniem. Jest to
cena, jak� ka�dy artysta jest w stanie ponie�� za chwile tw�rczej ekstazy. A
Eugenia? No c�... tam, w Indiach objawi� si� jej nowy cudowny �wiat, kt�ry ma
zreszt� bardzo wiele wsp�lnego z Teatrem.
W korytarzu rozleg�y si� odg�osy krok�w i przyciszonych rozm�w. Irena z l�kiem
spojrza�a na drzwi.
Alicja pomog�a jej wsta� z pod�ogi.
- Nie obawiaj si�, skarbie - rzek�a obejmuj�c opieku�czo jej plecy. - Id� tu
twoi przyjaciele, tacy jak ja. Odrzuceni kochankowie Sztuki.
- Odrzuceni? Jak to?
- Nie wszyscy maj� tyle szcz�cia, co ty. Niekt�rych z nas Sztuka nie kocha. Nie
obdarzy�a nas talentem jak ciebie. Kochamy j� rozpaczliwie, beznadziejnie, jak
pies niedobrego pana, a ona jest wobec nas oboj�tna. Ale zawsze b�dziemy j�
kocha� i nigdy jej nie zdradzimy. Pokochamy r�wnie� ciebie, bo jeste� przez
Sztuk� naznaczona. Ju� ci� kochamy, wielbimy, ub�stwiamy.
Do sekretariatu weszli: Sanguis, Quantin, Uniona, Eneco, Rena, Aran, Damian i
Egon. Ich twarze pe�ne by�y skupionej powagi i zatroskania.
- Ju� po b�lu - zwr�ci�a si� do nich Alicja. - Powiedzia�am jej wszystko.
Onie�mielenie, z jakim si� w ni� wpatrywali w ciszy, wywo�a�o w Irenie...
tkliwo��? U�miechn�a si� do nich leciutko.
- Dwu z pan�w powinnam jeszcze odwiedzi�, prawda?... Ojej, chyba zapomnia�am
zabra� z domu t� obieg�wk�...
- W obecnej sytuacji to zb�dna formalno�� - Egon, niczym ma�y ch�opiec,
przest�pi� z nogi na nog�. - Ale przyjd� kt�rego� dnia do mojej
charakteryzatorni. Musz� zrobi� ci gipsowy odlew twarzy. To b�dzie pi�kny odlew.
Masz zjawiskow� twarz, Iraen.
- Ja r�wnie� powinienem poszuka� �wiate� w twojej twarzy i w twojej sylwetce -
Damian pu�ci� do niej urwisowskie oko - by m�c je potem z ciebie wydoby� i
ukaza� w ca�ej krasie na scenie.
Napi�cie zdawa�o si� opuszcza� st�oczon� gromadk� pracownik�w Monumentum.
U�miechali si� ciep�o, serdecznie. Podchodzili i przyja�nie �ciskali jej d�onie,
m�wili mi�e s�owa pe�ne otuchy. Ocierali jej �zy.
- Moi drodzy - koordynatorka uciszy�a narastaj�cy gwar. - Nie czas teraz na
pogaduszki. Kochanie - spojrza�a powa�nie na Iren� - za chwil� przyjdzie tu
maestro i zapyta, jak� cen� jeste� w stanie zap�aci�, by pozosta� w najlepszym
teatrze �wiata. Co zamierzasz mu odpowiedzie�?
Ko�cowe napisy filmu przep�ywa�y przez ekran telewizora, kiedy Adam ockn�� si� z
drzemki. Co to by� za film? Jaki� horror o wampirach. Tytu� mia� bodaj
"Masquerade" czy co� r�wnie idiotycznego. Kto mi�dzy sz�st� rano a... - spojrza�
na zegarek, dochodzi�a �sma - kto o podobnej porze ogl�da takie g�wno?
Wsta� z fotela i przeci�gn�� si�, rozprostowuj�c zesztywnia�e ko�czyny. Zajrza�
do kuchni i przegryz� kurczaka, kt�ry nader mu si� uda�. Irce z pewno�ci� by
smakowa�, gdyby zjawi�a si� wczoraj na kolacji. Ale si� nie zjawi�a. Jej strata.
Nie ma co si� oszukiwa�, to ju� naprawd� koniec mi�dzy nimi. Swoj� drog�, gdzie
ona sp�dzi�a noc?
Podszed� do telefonu. Wystuka� numer Monumentum, kt�ry znalaz� w notesie obok
aparatu, i zapyta� o Irk�.
- Nie ��czymy rozm�w prywatnych - odpowiedzia� uprzejmy g�os.
Zakl�� i ze z�o�ci� rzuci� s�uchawk�. Z notesu le��cego na stoliku wysun�a si�
niedu�a kartka. Ach, to ta s�ynna cholerna obieg�wka, z kt�r� ka�� Irenie
w��czy� si� po teatrze! Przebieg� oczami rubryk� z wydrukowanymi imionami i
nazwiskami. Mniejsza o nazwiska. Ale imiona! Same krety�skie kurioza: Mirab,
Alicja (no, to jeszcze w miar� normalne), Sanguis, Quantin, Uniona, Eneco, Rena,
Aran, Damian, Egon - jakby kto� specjalnie wynalaz� je w s�owniku z
osobliwo�ciami, uk�adaj�c pokr�con� szarad�. Szarad�? Zaraz, zaraz... Zas�oni�
d�oni� cz�� wydruku. Pierwsze litery imion, czytane pionowo w kolumnie,
uk�ada�y si� w napis MASQUERADE. Co za idiotyczny zbieg okoliczno�ci! - za�mia�
si�, cho� nie by�o mu wcale do �miechu. Zmi�� kartk� i upu�ci� j� na pod�og�.
Zanim wyszed�, po�o�y� obok telefonu klucz, kt�ry dosta� kiedy� od ukochanej
kobiet