4653

Szczegóły
Tytuł 4653
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4653 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4653 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4653 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Jerzy Kosi�ski Kroki (Prze�o�y� Henry Dasko) MOJEMU OJCU cz�owiekowi �agodnemu Dla cz�owieka nieopanowanego nie istnieje m�dro��, nie istnieje tak�e zdolno�� skupienia; bez skupienia za� nie mo�na zazna� spokoju. A czy� niespokojni mog� m�wi� o szcz�ciu? BHAGA VADGITA Jecha�em coraz dalej na po�udnie. Wioski by�y ma�e i ubogie; gdy tylko si� w kt�rej� zatrzyma�em, wok� samochodu zbiera� si� t�um, a dzieci �ledzi�y ka�dy m�j ruch. Postanowi�em sp�dzi� par� dni w ogo�oconej z ro�linno�ci, pe�nej pobielonych chat wiosce; chcia�em odpocz��, a tak�e odda� do prania i reperacji odzie�. Kobieta, kt�ra si� podj�a tej pracy, wyja�ni�a, �e zrobi to szybko i sprawnie, poniewa� ma pomocnic� � m�od� dziewczyn�, sierot�, zmuszon� do zarabiania na w�asne utrzymanie. Wskaza�a na dziewczyn� patrz�c� na nas z okna. Kiedy wr�ci�em nast�pnego dnia, �eby odebra� uprane rzeczy, we frontowym pokoju si� na ni� natkn��em. Od czasu do czasu podnosi�a na mnie oczy, a ilekro� napotka�em jej wzrok, usi�owa�a ukry� zainteresowanie moj� osob� i coraz ni�ej pochyla�a g�ow� nad szyciem. Przek�adaj�c dokumenty do kieszeni �wie�o uprasowanej marynarki zauwa�y�em, z jak� ciekawo�ci� spogl�da na plastikowe karty kredytowe, kt�re na chwil� po�o�y�em na stole. Zapyta�em, czy wie, do czego s�u��; odrzek�a, �e nigdy czego� takiego nie widzia�a. Powiedzia�em, �e przy pomocy ka�dej z tych kart mo�na kupi� meble, po�ciel, naczynia kuchenne, jedzenie, odzie�, po�czochy, obuwie, torebki, perfumy, niemal wszystko, co si� chce � bez p�acenia za to pieni�dzmi. Niedba�ym tonem wyja�ni�em dziewczynie, �e mog� r�wnie� u�ywa� swoich kart w najdro�szych sklepach pobliskiego miasta, �e wystarczy je pokaza�, by podano mi jedzenie w jakiejkolwiek restauracji, �e mog� zatrzyma� si� w najlepszych hotelach i �e wszystko to dost�pne jest zar�wno dla mnie, jak i dla wybranych przeze mnie os�b. Chcia�bym j� zabra� ze sob� � doda�em � poniewa� podoba mi si� i jest �adna, mam te� wra�enie, �e chlebodawczyni nie traktuje jej dobrze. Je�eli sobie �yczy, mo�e pozosta� ze mn�, jak d�ugo zechce. Ci�gle nie patrz�c na mnie dziewczyna spyta�a � jak gdyby pragn�c si� upewni� � czy b�d� jej potrzebne pieni�dze. Po raz wt�ry powiedzia�em, �e je�eli mamy ze sob� karty i postanowimy z nich korzysta�, ani jej, ani mnie pieni�dze nie b�d� potrzebne. Obieca�em, �e zwiedzimy razem r�ne miasta, a nawet r�ne kraje; nie b�dzie musia�a pracowa� ani robi� czegokolwiek poza dbaniem o siebie, kupi� jej, co tylko zapragnie, b�dzie mog�a nosi� wspania�e stroje i pi�knie dla mnie wygl�da� i zmienia� uczesanie czy nawet kolor w�os�w, jak cz�sto zechce. Aby tak si� sta�o, wystarczy, aby nie m�wi�c nikomu ani s�owa, p�no w nocy wysz�a z domu i spotka�a si� ze mn� przy drogowskazie na kra�cu wioski. Zapewni�em j�, �e gdy ju� znajdziemy si� w mie�cie, do jej chlebodawczyni wys�any zostanie list wyja�niaj�cy, �e jak wiele dziewcz�t przed ni� opu�ci�a dom, by znale�� prac� w wielkim mie�cie. W ko�cu powiedzia�em, �e b�d� na ni� czeka� tej nocy i bardzo licz� na to, �e przyjdzie. Karty kredytowe le�a�y na stole. Dziewczyna wsta�a i wpatrywa�a si� w nie ze czci�, w kt�rej by�o niedowierzanie; wyci�gn�a praw� r�k�, by ich dotkn��, ale natychmiast j� cofn�a. Wzi��em jedn� z kart i poda�em jej. Trzyma�a j� delikatnie w palcach jak sakralny op�atek, unosz�c ku �wiat�u, by zbada� wyt�oczone na niej litery i cyfry. Wieczorem zaparkowa�em samoch�d w�r�d krzak�w o par� metr�w od drogowskazu. Przed zapadni�ciem ciemno�ci min�o mnie wiele furmanek, wracaj�cych z targu do wioski, ale nikt nie zwr�ci� na mnie uwagi. Nagle z ty�u za mn� pojawi�a si� dziewczyna; zadyszana i przera�ona, przyciska�a do piersi zawini�tko z rzeczami. Otworzy�em drzwi auta i bez s�owa wskaza�em jej tylne siedzenie. Zapali�em niezw�ocznie silnik i dopiero gdy znale�li�my si� poza obr�bem wioski, zmniejszy�em szybko�� i powiedzia�em, �e jest teraz wolna i �e dni jej ub�stwa min�y. Przez jaki� czas siedzia�a bardzo cicho, a potem niepewnym g�osem spyta�a, czy mam nadal swoje karty. Wyj��em karty z kieszeni i poda�em jej. Po kilku minutach przesta�em widzie� g�ow� dziewczyny we wstecznym lusterku: usn�a. Nast�pnego dnia przed po�udniem dotarli�my do miasta. Dziewczyna obudzi�a si� i wpatruj�c si� w ruch uliczny przylgn�a twarz� do szyby. Nagle dotkn�a mego ramienia i wskaza�a na du�y dom towarowy, kt�ry w�a�nie mijali�my. Powiedzia�a, �e chce sprawdzi�, czy moje karty rzeczywi�cie maj� moc wi�ksz� od pieni�dzy. Zaparkowa�em samoch�d. Wewn�trz sklepu przywar�a do mego ramienia; czu�em, �e wn�trze jej d�oni jest wilgotne z emocji. Przyzna�a, �e nigdy przedtem nie by�a ani w mie�cie, ani nawet w miasteczku; trudno jej by�o uwierzy�, �e tylu ludzi zgromadzi� si� mo�e w jednym miejscu, a mimo to tyle rzeczy zostaje jeszcze do nabycia. Wskazywa�a suknie, kt�re jej si� podoba�y i zgodzi�a si� z kilkoma moimi sugestiami dotycz�cymi stroj�w, w kt�rych b�dzie jej najbardziej do twarzy. Przy pomocy dw�ch sprzedawczy�, patrz�cych z nie ukrywan� zazdro�ci� na moj� towarzyszk�, wybrali�my kilka par but�w, r�kawiczek, po�czoch, troch� bielizny, kilka sukienek i torebek oraz p�aszcz. Ogarnia� j� coraz wi�kszy l�k. Kiedy spyta�em, czy si� boi, �e moimi kartami nie b�dzie mo�na zap�aci� za wszystko, co wybrali�my, z pocz�tku zaprzecza�a; wreszcie przyzna�a si� do swoich obaw. Dlaczego � zapyta�a � tylu ludzi w jej wiosce musi harowa� przez ca�e �ycie, by m�c zap�aci� za rzeczy, jakie kupili�my, podczas gdy ja, nie b�d�c s�ynnym pi�karzem ani gwiazdorem filmowym, ba, nawet pra�atem, w og�le nie potrzebuj� pieni�dzy, by sta� si� posiadaczem wszystkiego, czego zapragn�. Kiedy zapakowano ju� wszystkie nasze zakupy, poda�em kasjerce jedn� z kart. Podzi�kowa�a uprzejmie, znikn�a na chwil�, po czym wr�ci�a i odda�a mi kart� wraz z rachunkiem. Moja przyjaci�ka sta�a za mn�; pali�a si�, by porwa� paczk�, ale wci�� ba�a si� to zrobi�. Opu�cili�my sklep. Gdy znale�li�my si� w aucie, otworzy�a pakunek i obejrza�a swoje rzeczy: dotyka�a ich, w�cha�a i zn�w dotyka�a, otwiera�a i zamyka�a pud�o. Kiedy ruszy�em, zacz�a przymierza� pantofle i r�kawiczki. Zatrzyma�em si� przed niewielkim hotelikiem i weszli�my do �rodka. Nie zwracaj�c uwagi na pe�ne domys�u spojrzenie portiera, za��da�em po��czonych ze sob� pokoi. Moje walizki wniesiono na g�r�, ale dziewczyna nalega�a, by w�asnor�cznie nie�� pud�o, jak gdyby w obawie, �e kto� je zabierze. Na g�rze posz�a si� przebra� do swojego pokoju i wr�ci�a ubrana w now� sukni�. Paradowa�a przede mn�, stawiaj�c niepewne kroki w nowych pantoflach na wysokim obcasie, przegl�da�a si� w lustrze, po czym zn�w wraca�a do swego pokoju, �eby przymierza� kolejne stroje. P�nym popo�udniem przywieziono ze sklepu pozosta�e pakunki zawieraj�ce damsk� bielizn�. Dziewczyna by�a lekko oszo�omiona winem, kt�re wypili�my podczas lunchu; teraz, jakby usi�uj�c zaimponowa� mi sw� nowo nabyt� �wiatowo�ci�, kt�r� musia�a podpatrzy� w pismach, opisuj�cych socjet� i �wiat filmu, sta�a przede mn� z d�o�mi wspartymi na biodrach, zwil�aj�c wargi j�zykiem i szukaj�c rozchybotanym wzrokiem mojego spojrzenia. * By�o nas kilkoro. Pracowali�my na jednej z wysp jako asystenci profesora archeologii, kt�ry przez ca�e lata prowadzi� poszukiwania resztek dawnej cywilizacji, b�d�cej u szczytu swego rozwoju pi�tna�cie stuleci przed nasz� er�. Profesor twierdzi�, �e by�a to cywilizacja wysoce rozwini�ta, kt�r� w pewnym momencie star� z powierzchni ziemi jaki� pot�ny kataklizm. Nie zgadza� si� z powszechnie uznan� teori�, �e wysp� nawiedzi�o straszliwe trz�sienie ziemi, a nast�pnie zala�a j� gigantyczna fala morska. Gromadzili�my szcz�tki naczy�, przesiewali�my popio�y szukaj�c resztek przedmiot�w zrobionych r�k� ludzk� i odkopywali�my materia�y budowlane, profesor za� katalogowa� to wszystko jako dowody maj�ce wesprze� jego nie opublikowane jeszcze dzie�o. Po miesi�cu postanowi�em opu�ci� wykopaliska i zwiedzi� s�siedni� wysp�. Spieszy�em si�, by zd��y� na prom i odjecha�em przed otrzymaniem wyp�aty, ale obiecano mi, �e m�j czek nadejdzie nast�pn� �odzi� pocztow�. Mia�em ze sob� do�� pieni�dzy, by prze�y� jeden dzie�. Po przyje�dzie sp�dzi�em ca�y dzie� na zwiedzaniu. Nad wysp� g�rowa� nieczynny wulkan, kt�rego rozleg�e zbocza pokrywa�a zwietrza�a porowata lawa, tworz�ca uprawn�, cho� ma�o urodzajn� gleb�. Zszed�em do portu; godzin� przed zachodem s�o�ca, gdy robi�o si� ch�odniej, �odzie rybackie wyp�ywa�y na nocny po��w. Patrzy�em, jak �lizgaj� si� po spokojnej, prawie g�adkiej wodzie, a� ich wyd�u�one, niskie sylwetki znikn�y z pola widzenia. Wyspy, nagle pozbawione blasku, odbijaj�cego si� od ich skalistych grzbiet�w, sta�y si� czarne i gro�ne. W ko�cu znikn�y jedna po drugiej, jakby wci�gane bezg�o�nie pod powierzchni� morza. Nast�pnego ranka poszed�em na nabrze�e, by oczekiwa� �odzi pocztowej. Ku memu zaskoczeniu wyp�ata nie nadesz�a. Sta�em na molo zastanawiaj�c si�, jak dam sobie rad� i czy w og�le uda mi si� opu�ci� wysp�. Przy sieciach, przygl�daj�c mi si�, siedzia�o kilku rybak�w; wyczuli, �e co� jest nie w porz�dku. Trzech z nich zbli�y�o si� do mnie; zacz�li co� m�wi�. Nie zrozumia�em i odpowiedzia�em w obu j�zykach, kt�re zna�em: twarze ich sta�y si� pos�pne i wrogie, gwa�townym ruchem odwr�cili si� ode mnie. Tej nocy zanios�em �piw�r na pla�� i spa�em na piasku. Rano wyda�em resztk� pieni�dzy na fili�ank� kawy. Wspi��em si� kr�tymi uliczkami ko�o portu i przez wyn�dznia�e pola dotar�em do najbli�szej wioski. Siedz�cy w cieniu wie�niacy przygl�dali mi si� ukradkiem. G�odny i spragniony, wystawiony na pal�ce promienie s�o�ca, wr�ci�em na pla��. Nie mia�em nic, co by si� da�o zamieni� na �ywno�� lub pieni�dze: zegarka, wiecznego pi�ra, spinek do mankiet�w, aparatu fotograficznego czy portfela. W po�udnie, gdy s�o�ce sta�o wysoko i mieszka�cy ukryli si� w domach, poszed�em na posterunek policji. Jedyny policjant na wyspie drzema� przy telefonie. Zbudzi�em go, lecz nie kwapi� si�, by poj�� nawet najprostsze moje gesty. Wskazywa�em na telefon i wywraca�em moje puste kieszenie; dawa�em mu znaki i rysowa�em obrazki, odgrywa�em nawet sceny g�odu i pragnienia. Nic z tego nie przynios�o efektu; policjant nie wykazywa� zainteresowania ani zrozumienia i telefon pozosta� pod kluczem. By� to jedyny telefon na wyspie; przewodnik, kt�ry przeczyta�em, zawiera� nawet t� drobn� informacj�. Po po�udniu spacerowa�em po wiosce, u�miechaj�c si� do mieszka�c�w w nadziei, �e pocz�stuj� mnie czym� do picia lub zaprosz� do sto�u. Nikt nie odwzajemnia� moich pozdrowie�, a sklepikarze po prostu mnie ignorowali. Ko�ci� znajdowa� si� na najwi�kszej wyspie archipelagu, i nie mia�em �adnych �rodk�w, by si� tam dosta� i poprosi� o po�ywienie i nocleg. Wr�ci�em na pla��, jakbym si� spodziewa�, �e ratunek nadejdzie od morza. By�em wyg�odzony i wyczerpany. Od s�o�ca dosta�em silnej migreny i falami nachodzi�y mnie zawroty g�owy. Nagle us�ysza�em obcy j�zyk. Obr�ci�em si� i zobaczy�em dwie kobiety siedz�ce nad wod�. Z ich ud i ramion zwisa�y fa�dy szarego, g�sto pokre�lonego �y�ami t�uszczu, a ich pe�ne, obwis�e piersi wci�ni�te by�y w staniki ogromnych rozmiar�w. Opala�y si� wyci�gni�te na r�cznikach pla�owych w�r�d ekwipunku, jaki zabiera si� na piknik: koszyk�w z jedzeniem, termos�w, parasoli, siatek pe�nych owoc�w. Na pi�trz�cych si� obok ksi��kach widnia�y sygnatury biblioteczne. Kobiety by�y najwyra�niej letniczkami wynajmuj�cymi pok�j u miejscowej rodziny. Zbli�y�em si� powoli, lecz otwarcie, pe�en obaw, �e je przestrasz�. Przerwa�y rozmow�, a ja pozdrowi�em je z u�miechem, u�ywaj�c po kolei dw�ch j�zyk�w, kt�re zna�em. Odpowiedzia�y w innym. Nie mieli�my wsp�lnego j�zyka, ale �wiadomo�� znajduj�cego si� obok po�ywienia dzia�a�a na mnie nieodparcie. Usiad�em obok nich, jak gdyby pod wra�eniem, �e zosta�em zaproszony, a gdy zacz�y je��, wpatrywa�em si� w jedzenie: ignorowa�y moje uporczywe spojrzenie lub go nie dostrzega�y. Po paru minutach kobieta, kt�r� uzna�em za starsz�, pocz�stowa�a mnie jab�kiem. Jad�em powoli, staraj�c si� nie okaza� g�odu, ale i w nadziei na co� bardziej tre�ciwego. Przygl�da�y mi si� z uwag�. Na pla�y by�o gor�co: zapad�em w drzemk�. Obudzi�em si� jednak, gdy kobiety podnios�y si� na nogi. Ramiona i plecy mia�y czerwone od s�o�ca. Stru�ki potu ��obi�y piasek, kt�ry przywar� do ich obwis�ych ud, a zwa�y t�uszczu sp�ywa�y z bioder, gdy pochyla�y si� z trudem, by zebra� rzeczy. Pomog�em im. Skin�y kokieteryjnie i ruszy�y wzd�u� wewn�trznego brzegu pla�y. Pod��y�em za nimi. Dotarli�my do domu, w kt�rym mieszka�y. Przy wej�ciu chwyci�a mnie kolejna fala zawrot�w g�owy; potkn��em si� na stopniu i upad�em. �miej�c si� i szczebiocz�c, kobiety rozebra�y mnie i zaci�gn�y na du�e, niskie ��ko. Wci�� oszo�omiony, wskaza�em na sw�j �o��dek. Bez zw�oki przynios�y mi mi�so, owoce, mleko. Nim zd��y�em sko�czy� posi�ek, zaci�gn�y zas�ony i zdar�y z siebie kostiumy k�pielowe. Nagie zwali�y si� na mnie. Pogrzeba�y mnie ich wielkie brzuchy i szerokie zady; kobiety przygwo�dzi�y mi r�ce; mi�tosi�y mnie, ob�ciskiwa�y i gniot�y. O �wicie by�em na molo. Przyp�yn�a ��d� pocztowa, ale do mnie nie nadszed� ani czek, ani list. Sta�em patrz�c na ��d� znikaj�c� w gor�cym s�o�cu, kt�re spala�o porann� mg�� ods�aniaj�c jedn� po drugiej odleg�e wyspy. * Jako instruktor narciarski pracowa�em w uzdrowisku g�rskim, dok�d wysy�ano na leczenie pacjent�w-gru�lik�w. Z mojego mieszkania mog�em dostrzec sanatorium i odr�ni� blade twarze nowo przyby�ych od opalonych twarzy starych pacjent�w, kt�rzy opalali si� na tarasach. Pod koniec ka�dego popo�udnia moi zm�czeni podopieczni wracali do swoich pensjonat�w, ja za� do mojego samotnego posi�ku. Wi�kszo�� czasu sp�dza�em sam. Po kolacji przyt�umiony d�wi�k gongu w sanatorium obwieszcza� cisz� nocn� i w kilka minut potem �wiat�a gas�y kolejno, jak gdyby wykradane z jednego okna po drugim. W chacie wysoko na zboczu zawy� pies. Trzasn�y gdzie� drzwi. Dostrzeg�em sylwetki ludzkie brn�ce poprzez g��boki �nieg, pokrywaj�cy pobliskie pole: instruktorzy narciarscy z okolicznych dom�w skradali si� ukradkiem na swe nocne schadzki. Z bezkresu mroku otaczaj�cego sanatorium wy�oni�o si� kilka postaci spiesz�c ku czekaj�cym poni�ej m�czyznom: to pacjentki wymyka�y si� do swoich kochank�w. Sylwetki styka�y si� i wtapia�y jedna w drug� jak sklejane ze sob� kawa�ki cienia. Ka�da z par odchodzi�a osobno. W �wietle ksi�yca wygl�da�y jak kar�owate sosenki g�rskie schodz�ce ze zbocza, by w�drowa� w�r�d bezwietrznych p�l. Wkr�tce wszystkie znikn�y. W ci�gu nast�pnych kilku tygodni zorientowa�em si�, �e niekt�rym z silniejszych pacjent�w wolno by�o sp�dza� cz�� dnia na �wie�ym powietrzu. Spotykali si� w kawiarni u podn�a stok�w i wielu z nich nawi�zywa�o znajomo�ci z wczasowiczami i pracownikami uzdrowiska. Cz�sto ukryty w k�pie �wierk�w, obserwowa�em ich, jak ��cz� si� w pary; przygl�da�em si�, jak od czasu do czasu zmieniaj� partner�w; zapisywa�em w pami�ci zar�wno tych najpopularniejszych, jak i tych, kt�rzy nie mieli powodzenia. Potem, gdy nikn�y resztki �wiat�a i nag�y ch��d ogarnia� nawet m�j dobrze os�oni�ty punkt obserwacyjny, odwraca�em si� i rusza�em ku mojej kwaterze. Jedna z kobiet szczeg�lnie przyci�ga�a moj� uwag�. Jej przypadek nie nale�a� do ci�kich i m�wiono, �e stan jej zdrowia si� poprawia: mia�a zosta� zwolniona pod koniec miesi�ca. Rywalizowa�o o ni� dw�ch m�czyzn � m�ody instruktor narciarski z s�siedniego hotelu i wczasowicz, kt�ry cz�sto wspomina� o pozostaniu w uzdrowisku do czasu wypisania jej z sanatorium. Kobieta obdarza�a swymi wzgl�dami w jednakowym stopniu obu m�czyzn. Ka�dego popo�udnia wczasowicz spieszy� ze swego hotelu, instruktor za� podje�d�a� na nartach po zako�czeniu zaj��. Ona siadywa�a w kawiarni u podn�a stoku, sk�d mia�a dobry widok na obu swoich adorator�w i ich r�norodne techniki. Instruktor wygrywa� swoje umiej�tno�ci. Nadje�d�a� z maksymaln� szybko�ci�, a gdy ju� si� zdawa�o, �e jest za p�no, ostro skr�ca� przed sam� balustrad� tarasu i wznosz�c pi�ropusz �niegu hamowa� tu� przy stoliku kobiety. Jego rywal, narciarz zaledwie przeci�tny, pl�ta� si� u st�p zbocza. Zmusza� instruktora do zwolnienia lub zmiany kierunku i zazwyczaj udawa�o mu si� popsu� styl i szybko�� jazdy tamtego. Pewnego popo�udnia zjawi�em si� w kawiarni przed ko�cem lekcji jazdy na nartach. Wczasowicz ju� tam siedzia�, maj�c najwyra�niej do�� niezgrabnych manewr�w na stoku. Instruktor zabra� swoj� grup� na o�l� ��czk�, znajduj�c� si� powy�ej i nieco z boku kawiarni. Kiedy s�o�ce zacz�o si� zni�a� ku zachodowi, instruktor rozpu�ci� grup�, ale nie ruszy� w stron� kawiarni z wierzcho�ka zbocza, jak to czyni� zazwyczaj. Zamiast tego zacz�� si� wspina� wzd�u� pokrytego �niegiem grzbietu, kt�ry oznakowany by� zawsze chor�giewkami sygnalizuj�cymi niebezpiecze�stwo; nie wolno by�o tam je�dzi� nikomu z wyj�tkiem kadry narodowej. W kawiarni ludzie zacz�li wstawa� od stolik�w i gromadzi� si� przy balustradzie, ogl�daj�c mozoln� wspinaczk� instruktora. Kobieta zerwa�a si� i wybieg�a z lokalu na podn�e stoku, by tam na niego czeka�. Wczasowicz ruszy� jej �ladem. Instruktor rzuci� si� w d�. Z pocz�tku kre�li� d�ugie, eleganckie �uki, omijaj�c stercz�ce w �niegu g�azy, z powodu kt�rych tras� uwa�ano za niebezpieczn�. Nabiera� stopniowo szybko�ci zje�d�aj�c z gracj� i precyzj� mistrza. By�em ciekaw, czy zatrzyma si� przy s�upku oznaczaj�cym koniec trasy, czy te� zako�czy zjazd efektownym skr�tem u st�p dziewczyny. Obecni stali w milczeniu. D�ugie, prawie poziome promienie s�o�ca pada�y na ni� i wczasowicza, stoj�cych u podn�a szlaku. Instruktor mia� do przebycia ostatnie sto metr�w, zje�d�a� szybko i prosto. Dziewczyna strz�sn�a spoczywaj�c� na jej ramieniu d�o� wczasowicza i ruszy�a naprz�d podnosz�c r�ce i wo�aj�c imi� instruktora. Wczasowicz rzuci� si� za ni� i chwyci� j� za rami�. W sekund� potem instruktor wpad� na ostatni odcinek trasy i spr�y� si�, jakby gotuj�c do skoku. Jednak�e zamiast poderwa� cia�o do przodu i w g�r�, szarpn�� si� w lewo w nienaturalnie nag�ym skr�cie. Nie zdo�a� ju� zakr�ci� ani przyhamowa�; narty mu si� unios�y i poszybowa� do przodu. Z ca�� moc� i impetem, jakie nagromadzi�y si� w nim w ci�gu d�ugiego zjazdu, uderzy� barkiem w nieos�oni�t� pier� drugiego m�czyzny. Ich bezw�adne cia�a zsun�y si� w d� po stoku, by w ko�cu zatrzyma� si� na kraw�dzi tarasu. T�um ruszy� w ich kierunku; z ust wczasowicza kapa�a krew. Wniesiono go nieprzytomnego do kawiarni. Instruktor przez kilka minut siedzia� na schodkach tarasu z g�ow� w d�oniach. Kobieta rozpi�a mu skafander. Nadjecha�a karetka pogotowia i wci�� nieprzytomnego turyst� przymocowano pasami do noszy. Gdy podnoszono go, spojrza�em w stron� tarasu. Instruktora i kobiety ju� nie by�o. Przez d�u�szy czas nie widywa�em instruktora. A� pewnego wieczora zobaczy�em go z jak�� inn� kobiet�. Schronili si� w niszy kamiennej �ciany hotelu. Dooko�a szala�a zamie�, na polu �nieg kot�owa� si� jak woda we wzburzonej zatoce. Spienione zaspy formowa�y si� z rykiem, by po chwili, jak g�ry pierza, zapa�� si� w bezdenne rozpadliny. Oparty o �cian�, chwilami dotykany migotliwym �wiat�em latarni hu�taj�cej si� nad �cie�k�, m�czyzna sta� nieco poni�ej kobiety. Przyci�gn�� j� do siebie; ona pochyli�a si� do przodu i przywar�a do niego ulegle i czule. Obj�a ramiona m�czyzny. Poryw wiatru targn�� jej p�aszczem i rozchyli� po�y. Przez chwil� mia�em wra�enie, �e obydwojgu wyros�y nagle skrzyd�a, kt�re unios� ich daleko od niszy, za pokryte puchem pola, poza zasi�g mojego wzroku. Podj��em decyzj�. Nast�pnego popo�udnia znalaz�em pretekst, aby odwiedzi� sanatorium. Pacjenci w jaskrawych swetrach i obcis�ych spodniach przechadzali si� wzd�u� korytarzy. Inni spali zawini�ci w koce. Mgliste cienie przecina�y puste le�aki na s�onecznym tarasie; ich p��tno �opota�o w ostrych porywach wiatru nadbiegaj�cego od szczyt�w. Zauwa�y�em odpoczywaj�c� na le�aku kobiet�. Szal, kt�ry niedbale narzuci�a na ramiona, nie przys�ania� jej smuk�ej, opalonej szyi. Zwleka�em z odej�ciem przygl�daj�c si�; ona spojrza�a na mnie z namys�em i u�miechn�a si�. Kiedy si� przedstawi�em, m�j cie� przykry� jej posta�. Godzin odwiedzin przestrzegano bardzo surowo, tak �e wolno mi by�o sp�dza� w jej pokoju zaledwie dwie godziny dziennie. Nie pozwala�a mi przybli�a� si� do siebie. By�a bardzo chora i kaszla�a bez przerwy. Cz�sto plu�a krwi�. Dygota�a w gor�czce, a na jej policzki wyst�powa�y czerwone plamy. Jej d�onie i stopy pokrywa�y si� potem. Podczas jednej z moich wizyt poprosi�a, �ebym si� z ni� kocha�. Zamkn��em drzwi na klucz. Kiedy si� rozebra�em, kaza�a mi spojrze� w du�e lustro w rogu pokoju. Zobaczy�em jej odbicie; nasze oczy si� spotka�y. Wsta�a z ��ka, zdj�a szlafrok i podesz�a do lustra. Stan�a bardzo blisko, jedn� r�k� dotykaj�c mojego odbicia, a drug� przyciskaj�c w�asne cia�o. Widzia�em jej piersi i biodra. Czeka�a, a� skupi� si� ca�y na my�li, �e to moja posta� znajduje si� we wn�trzu lustra i �e to mojego cia�a dotyka ustami i r�kami. Cichym, lecz stanowczym g�osem powstrzymywa�a mnie, gdy usi�owa�em zrobi� krok w jej stron�. Kochali�my si� znowu: ona, stoj�ca jak przedtem przed lustrem, ja o krok od niej, z wzrokiem przykutym do jej postaci. Jej �ycie by�o bezustannie odmierzane i kontrolowane przez najrozmaitsze aparaty, utrwalane na kliszach, zapisywane na kartach kontrolnych i rejestrowane w skoroszytach przez korow�d lekarzy i piel�gniarek; podtrzymywane ig�ami wbijanymi w jej klatk� piersiow� i �y�y; wdychane z butli tlenowych i wydychane gumowymi w�ami. Moje kr�tkie odwiedziny coraz cz�ciej przerywa�o pojawianie si� lekarzy, piel�gniarek lub sanitariuszy, kt�rzy zmieniali butle z tlenem albo podawali nowe lekarstwa. Pewnego dnia zatrzyma�a mnie na korytarzu niem�oda siostra mi�osierdzia. Zapyta�a, czy zdaj� sobie spraw�, co robi�, a kiedy powiedzia�em, �e nie rozumiem, odrzek�a, �e pracownicy sanatorium maj� nazw� dla ludzi mego pokroju: hyanidae. Poniewa� nadal nie rozumia�em, wyja�ni�a: hieny. M�czy�ni mego pokroju � doda�a � czyhaj� na umieraj�ce cia�a; za ka�dym razem, gdy syc� si� t� kobiet�, przy�pieszam jej �mier�. Z up�ywem czasu stan kobiety pogorszy� si� wyra�nie. Siadywa�em w jej pokoju, wpatrzony w blad� twarz, kt�r� z rzadka tylko roz�wietla� rumieniec. Wychud�e d�onie le�a�y na ko�drze, pokryte siatk� niebieskawych �y�. W�t�e ramiona unosi�y si� przy ka�dym oddechu; ukradkiem ociera�a pot, kt�ry wci�� wyst�powa� jej na czo�o. Gdy spa�a, siedzia�em cicho z wzrokiem wbitym w lustro; odbija�y si� w nim zimne, bia�e prostok�ty �cian i sufitu. Siostry bezg�o�nie wsuwa�y si� i wysuwa�y; udawa�o mi si� zawsze unika� ich spojrze�. Pochyla�y si� nad pacjentk�, wyciera�y jej czo�o, zwil�a�y wargi tamponami waty i szepta�y co� do ucha w tajemnym j�zyku. Ich lu�ne ubiory trzepota�y jak skrzyd�a niespokojnych ptak�w. Wychodzi�em na taras, szybko zamykaj�c za sob� drzwi. Wiatr nieprzerwanie miota� �niegiem po zeskorupia�ych polach, wype�nia� g��bokie tropy i sko�ne �lady nart z poprzedniego dnia. Z zamarzni�tej por�czy zebra�em mi�kk�, pulchn� poduszeczk� �wie�ego �niegu. Przez chwil� migota� w mojej ciep�ej d�oni, nim zamieni� si� w kapi�c� brej�. Coraz cz�ciej broniono mi wst�pu do jej pokoju; sp�dza�em te godziny samotnie u siebie. P�niej, przed p�j�ciem spa�, wyci�ga�em z szuflady biurka kilka album�w wype�nionych zdj�ciami, kt�re jej zrobi�em; odbitki by�y starannie powi�kszone i pieczo�owicie naklejone na karton. Rozstawia�em powi�kszenia w rogu sypialni i siadywa�em przed nimi, wspominaj�c sceny w pokoju szpitalnym i obrazy w g��bi lustra. Niekt�re zdj�cia przedstawia�y j� nago; mia�em je teraz przed sob�, wy��cznie dla siebie. Spogl�da�em na fotografie jak na zwierciad�a, w kt�rych za chwil� mog�em ujrze� swoj� twarz unosz�c� si� nad jej cia�em jak duch. Potem wychodzi�em na balkon. �wiat�o z okien sanatorium muska�o �nieg, kt�ry nie wydawa� si� ju� tak �wie�y. Wpatrywa�em si� w ow� w�t�� po�wiat� do chwili, gdy zaczyna�a znika�. Spoza rozleg�ych dolin i wzg�rz pokre�lonych zalesionymi stokami �wiat�o ksi�yca rozja�nia�o zamarzni�te szczyty i wst�gi pierzastych chmur, zwabionych z ciemno�ci ciasnych w�woz�w. Gdzie� trzasn�y drzwi, z oddali dobieg� klakson samochodu. W�r�d zasp pojawi�y si� nagle sylwetki ludzkie. Sun�y w�r�d zasp w stron� sanatorium, znikaj�c od czasu do czasu, jak gdyby walcz�c z dusz�c� burz� piaskow� na dotkni�tej susz� r�wninie. * Wysiad�em z poci�gu na niewielkiej stacyjce. Gdy poci�g odjecha�, by�em jedynym go�ciem, posilaj�cym si� w bufecie. Zawo�a�em kelnera i spyta�em, czy w okolicy dzieje si� co� ciekawego. Przyjrza� mi si� i odrzek�, �e tego popo�udnia w pobliskiej wiosce ma si� odby� prywatne przedstawienie. Da� mi do zrozumienia, �e pokaz b�dzie mia� raczej niecodzienny charakter i �e je�eli zgodz� si� zap�aci� ��dan� sum�, za�atwi mi wst�p. Przysta�em na to i opu�cili�my stacj�. Po p� godzinie dotarli�my do wybiegu, za kt�rym znajdowa�a si� du�a wozownia. Pod drzewami obok budynku zgromadzi�o si� oko�o pi��dziesi�ciu wie�niak�w w �rednim wieku; pal�c papierosy i dowcipkuj�c mi�dzy sob� przechadzali si� niespiesznie. Z wozowni wyszed� ubrany z miejska cz�owiek, kt�ry zacz�� zbiera� od nas pieni�dze. Cho� suma odpowiada�a mniej wi�cej dwutygodniowym zarobkom, wie�niacy p�acili bez oporu. Organizator znikn�� wewn�trz budynku, a my stan�li�my kr�giem w cieniu drzew. Ch�opi czekali, �miej�c si� i poszeptuj�c. Up�yn�o kilka minut; wrota wozowni rozwar�y si� i w kr�g wst�pi�y cztery kobiety w barwnych sukniach. Za nimi, prowadz�c za sob� du�e zwierz�, post�powa� organizator przedstawienia. Wie�niacy nagle ucichli. Kobiety stan�y obok siebie, obracaj�c si�, by m�czy�ni mogli je obejrze�, organizator za� oprowadza� zwierz� wko�o. Kobiety reprezentowa�y r�ne typy: jedna wysoka i pot�nie zbudowana, druga szczup�a, krucha i m�oda, o wygl�dzie wskazuj�cym na miejskie pochodzenie. Wszystkie by�y mocno wymalowane i nosi�y obcis�e, kr�tkie sukienki. Ch�opi rozprawiali g�o�no na ich temat i spierali si� zawzi�cie. Po paru minutach organizator poprosi� o spok�j i wyja�ni�, �e przeprowadzi g�osowanie maj�ce zadecydowa�, na kt�r� z kobiet padnie wyb�r. M�czy�ni byli coraz bardziej podekscytowani, a kobiety przechadza�y si� wok� placu przeci�gaj�c si�, wyginaj�c i dotykaj�c swoich cia�. Organizator zaproponowa�, by na ka�d� z nich g�osowa� po kolei. Po podliczeniu wynik�w okaza�o si�, �e wi�kszo�� obecnych wybra�a m�od�. Pozosta�e trzy kobiety przy��czy�y si� do widowni, chichocz�c i poszeptuj�c z m�czyznami. Wybrana usiad�a sama wewn�trz ko�a. Przygl�da�em si� uwa�nie twarzom obecnych; robili wra�enie ciekawych, czy dziewczyna oka�e si� zbyt krucha i s�aba, �eby przetrzyma� pr�b�. Szturchaj�c patykiem obwis�y organ zwierz�cia, organizator wprowadzi� je na �rodek placu. Dw�ch ch�op�w podbieg�o i unieruchomi�o zwierz�. Dziewczyna wysun�a si� naprz�d i zacz�a igra� ze stworzeniem, obejmuj�c je, tul�c, dotykaj�c jego genitali�w. Powoli zacz�a si� rozbiera�. Po zwierz�ciu wida� by�o podniecenie i niepok�j. Zdawa�o si� niemo�liwe, by dziewczyna mog�a mu podo�a�. M�czy�ni szaleli. Domagali si�, by dziewczyna rozebra�a si� do naga i sparzy�a si� ze zwierz�ciem. Organizator zawi�za� kilka wst��ek na organie zwierz�cia, zostawiaj�c cal przerwy pomi�dzy barwnymi paskami. Dziewczyna zbli�y�a si� do zwierz�cia. Natar�a uda i brzuch oliw� i zach�ca�a zwierz�, by liza�o jej cia�o. Potem, w�r�d okrzyk�w zach�ty, po�o�y�a si� pod zwierz�ciem i obj�a je nogami. Unios�a w g�r� brzuch i gwa�townym pchni�ciem wt�oczy�a sobie organ do pierwszej wst��ki. Organizator zn�w zapanowa� nad t�umem, ��daj�c, by widownia p�aci�a dodatkowo za ka�dy kolejny cal post�p�w zwierz�cia. Cena wzrasta�a za ka�dy usuni�ty pasek. Ch�opi nadal nie mogli uwierzy�, �e dziewczynie uda si� to prze�y� i gorliwie p�acili raz za razem. Wreszcie dziewczyna zacz�a krzycze�. Nie by�em jednak pewien, czy naprawd� cierpi, czy tylko schlebia gustom publiczno�ci. * Poszed�em do zoo zobaczy� o�miornic�, o kt�rej czyta�em. Trzymano j� w akwarium, gdzie �ywi�a si� krabami, rybami, ma��ami � oraz w�asnym cia�em. Ogryza�a w�asne macki po�eraj�c jedn� po drugiej. By�o jasne, �e o�miornica powoli zabija sam� siebie. Jeden z pracownik�w akwarium wyja�ni�, �e w tych stronach �wiata, gdzie o�miornic� z�apano, uwa�a j� si� za boga wojny zwiastuj�cego kl�sk�, gdy patrzy w stron� l�du, i zwyci�stwo, gdy zwraca wzrok ku morzu. Tubylcy twierdzili, �e ten okaz po schwytaniu patrza� wy��cznie w stron� l�du. Kto� zauwa�y� �artobliwie, �e po�eraj�c sam� siebie o�miornica zapewne uznaje w�asn� kl�sk�. Za ka�dym razem, gdy o�miornica wgryza�a si� w siebie, niekt�rzy z widz�w wzdrygali si�, jakby czuj�c, �e to ich cia�o po�era. Inni stali oboj�tnie. Mia�em ju� odej��, kiedy zauwa�y�em wpatrzon� w o�miornic� m�od� kobiet�, po kt�rej nie by�o wida� �adnej emocji. Wargi mia�a lekko rozchylone. Bi� od niej spok�j, kt�ry wykracza� poza zwyk�y brak zainteresowania. Zbli�y�em si� do niej i nawi�za�em rozmow�. Okaza�o si�, �e jest �on� powszechnie znanego dygnitarza, kt�rego rodzina mieszka�a w tym mie�cie. Nim min�o popo�udnie, zaprosi�a mnie na przyj�cie, kt�re wydawa�a u siebie w domu. Dom by� imponuj�cy, a przyj�cie nienaganne. Gospodyni zachowywa�a si� bardzo naturalnie, dziel�c uwag� pomi�dzy go�ci i rodzin�. Mia�em jednak wra�enie, �e my�lami b��dzi gdzie indziej. Zdawa�o mi si�, �e spogl�da na mnie w spos�b sugeruj�cy g��bsze zainteresowanie, i postanowi�em to sprawdzi�. Zamierza�em nast�pnego dnia opu�ci� miasto; ten wiecz�r stanowi� moj� jedyn� szans�. Odwr�ci�a si� w�a�nie od wychodz�cej pary i sta�a ze szklank� w r�ce przy jednej z szaf bibliotecznych. Z udan� nonszalancj� powiedzia�em, �e chcia�bym si� z ni� spotka� bez �wiadk�w, poniewa� nie mog� si� pozby� podniecaj�cych wizji, kt�re we mnie wzbudza. Zaproponowa�em jej spotkanie w stolicy s�siedniego kraju, dok�d udawa�em si� nast�pnego dnia. Mia�a w�a�nie odpowiedzie�, gdy zbli�yli si� do nas inni go�cie. Odwr�ci�a si� do nich, ale przedtem poda�a mi szklank�, jak gdyby nale�a�a do mnie; cichym g�osem wymieni�a nazw� hotelu, gdzie si� ze mn� spotka. Przez nast�pne kilka dni my�la�em o niej bez przerwy wspominaj�c ka�d� chwil�, sp�dzon� przy niej. Rozmy�la�em o innych m�czyznach obecnych na przyj�ciu, zastanawia�em si�, kt�ry z nich mo�e by� jej kochankiem, i wyobra�a�em sobie rozmaite sytuacje, w kt�rych komu� si� oddaje. Im wi�cej rozmy�la�em o niej, tym bardziej niepokoi�a mnie my�l o naszym pierwszym intymnym zetkni�ciu. ... Obydwoje byli�my nadzy. Niczego nie pragn��em bardziej ni� uczucia swobody w jej obecno�ci. Ale sama my�l o tym, czego mo�e ode mnie oczekiwa�, zmniejsza�a moje podniecenie. Czu�em, �e moje my�li musz� ulec st�umieniu, zanim cia�o b�dzie mog�o funkcjonowa�. Nie mog�em jednak ukry� swej s�abo�ci, albowiem w jej oczach � jak si� wydawa�o � moje po��danie skupia�o si� tylko w tej jednej cz�ci cia�a, cz�ci, kt�ra nagle znacznie si� skurczy�a. Z uporem obarcza�a siebie win� za brak finezji w zaspokojeniu mnie. By�a coraz bardziej przej�ta i wytr�cona z r�wnowagi. Ubra�em si� i wyszed�em; spacerowa�em po ulicach, staraj�c si� poj��, co zasz�o. Zastanawia�em si�, jak wyja�ni� jej moj� sytuacj� nast�pnym razem; obawia�em si�, �e odrzuci wszelkie wyja�nienia jako nieudolny pretekst do nast�pnej, bezskutecznej pr�by intymnego zbli�enia. Na ulicy zaczepi�em jak�� kobiet�: twarz mia�a grubo wymalowan�, �le dopasowana suknia kry�a kszta�ty jej cia�a. Po chwili rozmowy zgodzi�a si� p�j�� ze mn�. W pokoju pomog�a mi si� rozebra� i sama wci�� ubrana, zacz�a mnie pie�ci�. Ten dotyk by� mi nieobcy, jak gdyby jej r�ce wiod�y po mojej sk�rze podsk�rne pr�dy, kt�rych pulsowanie wyczuwa�a; gdybym zechcia� u�y� w�asnych r�k, prowadzi�bym je tym samym szlakiem. Spojrza�em jeszcze raz na jej sukni� i nagle zorientowa�em si�, �e moja partnerka jest m�czyzn�. M�j nastr�j zmieni� si� natychmiast. Czu�em potrzeb� rozkoszy i zapomnienia, ale czu�em te�, �e zosta�em zaakceptowany zbyt ch�tnie, �e wszystko sta�o si� nagle �atwe do przewidzenia. Mogli�my istnie� jeden dla drugiego wy��cznie jako przypomnienie w�asnego �ja�. * Kiedy by�em w wojsku, wielu �o�nierzy zabawia�o si� gr�, w kt�rej dwudziestu czy dwudziestu pi�ciu m�czyzn siada�o dooko�a sto�u. Ka�dy z nich mia� przywi�zany do cz�onka d�ugi sznurek. Bior�cy udzia� w grze znani byli jako �Rycerze Okr�g�ego Sto�u". Jeden z uczestnik�w, kt�rego nazywali�my Kr�lem Arturem, trzyma� w d�oni ko�ce wszystkich sznurk�w, nie wiedz�c, kto znajduje si� na ich drugim ko�cu. Co jaki� czas Kr�l Artur wybiera� jeden ze sznurk�w i zaczyna� ci�gn�� cal po calu, przesuwaj�c go wzd�u� naci�tych w blacie sto�u karb�w. �o�nierze spogl�dali sobie wzajemnie w twarze, �wiadomi, �e jeden z nich cierpi. Ofiara robi�a, co mog�a, by ukry� b�l i utrzyma� normaln� pozycj�. Fama g�osi�a, �e nieliczni obrzezani w�r�d nas nie mogli wsp�zawodniczy� z tymi, kt�rych cz�onki chronione by�y napletkiem. Zak�adano si� o to, przez ile karb�w przesunie si� sznurek, zanim ofiara tortury wyda okrzyk b�lu. Niekt�rzy z �o�nierzy zostali okaleczeni na ca�e �ycie wytrzymuj�c do ko�ca, by wygra� pul�. Pami�tam wypadek, gdy odkryto, �e Kr�l Artur wszed� w zmow� z jednym z uczestnik�w i owi�zywa� sznurek wok� jego nogi. �o�nierz ten m�g� naturalnie wytrzyma� b�l wi�kszy ni� inni i wraz z Kr�lem Arturem uda�o mu si� zagarn�� du�� sum� pieni�dzy. Oszukani rycerze w tajemnicy wybrali kar�, jaka wydawa�a im si� stosowna. Winnych zaskoczono od ty�u, zawi�zano oczy i zaci�gni�to do lasu. Tam rozebrano ich i przywi�zano do drzew. Rycerze jeden po drugim powoli mia�d�yli pomi�dzy dwoma kamieniami organy ofiar, a� zamieni�y si� w bezkszta�tn� mas�. * P�niej, w wojsku, nasza dwunastka nocami w namiocie rozmawia�a o kobietach. Jeden z nas u�ala� si�, �e gdy odbywa stosunek ze swoj� dziewczyn�, nie udaje mu si� nigdy dokona� tego, czego naprawd� pragnie, a przynajmniej nie tak d�ugo, jak chce. Jak si� okaza�o, inni w�r�d nas narzekali na podobne problemy. Nie by�em pewien, czy dobrze zrozumia�em, ale mia�em wra�enie, �e mog� cierpie� na co�, co jest uleczalne, i poradzi�em im, by si� udali do lekarza. Zapewnili mnie, �e �aden doktor nie mo�e tu poradzi� � wierzyli, �e to wyrok natury. Twierdzili, �e jedyne, co mo�na zrobi�, to powstrzymywa� si� podczas stosunku, nie my�le� o partnerce, unika� koncentrowania si� na tym, co si� robi, odczuwa czy pragnie odczuwa�. Narzekali, �e kobieta boi si� ods�ania� i rzadko, je�eli w og�le, m�wi m�czy�nie, jak wypad� w por�wnaniu z innymi m�czyznami. Stanowi to przeszkod� � t�umaczyli. M�czyzna pozostaje skazany na wieczn� niewiedz� o sobie jako o kochanku. Przypomnia�em sobie moj� dziewczyn� z czas�w szko�y �redniej. Kiedy moich rodzic�w nie by�o w domu, zazwyczaj szli�my do ��ka. Pewnego dnia, gdy kochali�my si�, zadzwoni� telefon; poniewa� sta� na nocnym stoliku, podnios�em s�uchawk� nie przerywaj�c tego, co robili�my, i przez jaki� czas rozmawia�em z koleg�. Kiedy od�o�y�em s�uchawk�, dziewczyna powiedzia�a, �e nigdy wi�cej nie p�jdzie ze mn� do ��ka. Razi j� fakt, powiedzia�a, �e mog� doprowadzi� si� do erekcji samym wysi�kiem woli � tak jak prostuje si� nog� lub zgina palec. M�wi�a o spontaniczno�ci i twierdzi�a, �e powinienem odczuwa� potrzeb�, nag�e po��danie. Powiedzia�em, �e to nie ma znaczenia; dziewczyna jednak upiera�a si� przy swoim. Twierdzi�a, �e gdy �wiadomie decyduj� si� na erekcj�, sprowadzam akt mi�osny do czego� bardzo mechanicznego i pospolitego. * W pierwszych dniach miesi�ca nasz pu�k rozpocz�� przygotowania do defilady z okazji �wi�ta Narodowego. Kilkuset z nas, wybranych ze wzgl�du na r�wny wzrost i znajomo�� defiladowej musztry, rozpocz�o codzienny trening. Stawali�my o �wicie do zbi�rki na ubitej, spalonej s�o�cem ziemi otoczonego lasem placu apelowego. Mimo letnich upa��w musztra trwa�a ca�y dzie�. Maszerowali�my tam i z powrotem czw�rkami, w pojedynczej kolumnie, wybijaj�c defiladowy krok przez ca�� d�ugo�� placu. Sze�� oddzia��w robi�o zwroty w marszu i �wiczy�o zachodzenie przecinaj�c wielokrotnie w�asne �lady, jak przetaczane wagony kolejowe. Po miesi�cu �mudnych �wicze� przeistoczyli�my si� w jedn� ca�o��, maszeruj�c� jak jeden cz�owiek. Oddychali�my w tym samym momencie, salutowali jednym ruchem; bro�, kt�r� prezentowali�my, sta�a si� przed�u�eniem naszych ko�ci i naszych mi�ni. Podczas tych ci�kich dni mogli�my my�le� tylko o b�lu w naszych opuchni�tych, piek�cych stopach i zimowych, szorstkich mundurach, ocieraj�cych spocon� sk�r�. Zdawa�o si�, �e bez ko�ca maszerujemy w kierunku nieruchomego lasu, lecz przed osi�gni�ciem cienia drzew kolumna zawsze wykonywa�a zwrot. W dniu �wi�ta Narodowego pobudka by�a wcze�niej ni� zwykle. Defilada mia�a odby� si� poza terenem obozu. To w�a�nie wtedy zda�em sobie spraw�, �e mog� unikn�� tego ca�ego m�cz�cego dnia. Je�eli nasza czw�rka � trzech �o�nierzy maszeruj�cych obok mnie i ja � zniknie dyskretnie i sp�dzi reszt� dnia w lesie, jest ma�o prawdopodobne, by przej�tym swoj� rol� oficerom uda�o si� dostrzec nasz� nieobecno��. Wieczorem b�dziemy mogli z �atwo�ci� wr�ci� do obozu i zmiesza� si� z wracaj�cymi �o�nierzami. Porozmawia�em z kolegami z szeregu; przyj�li m�j plan i postanowili�my opu�ci� ob�z jeszcze przed apelem porannym. Zamiast uda� si� na �niadanie do kantyny, pomaszerowali�my w kierunku wysypiska �mieci, udaj�c, �e przydzielono nas do s�u�by przy pracach porz�dkowych. Potem wystarczy�o ju� tylko markowa� pewno�� siebie stoj�c przy rampie za�adunkowej i kieruj�c ruchem ci�ar�wek do chwili, gdy nadarzy si� sposobno��, by odej�� w stron� lasu. Nikt nas nie zatrzymywa� i kiedy tylko przedarli�my si� przez pierwsze zaro�la, rzucili�my si� biegiem wlok�c za sob� karabiny. Rwali�my do przodu w�r�d wrzasku s�jek; od czasu do czasu przed nami skaka�y z ga��zki na ga��zk� wiewi�rki. Zatrzymali�my si� daleko w g��bi lasu. Zdj�li�my z siebie wszystko i zwalili�my si� na ziemi�. S�o�ce wspina�o si� wy�ej i poszycie lasu zacz�o parowa�. W p�yn�cy polan� gwar tysi�cznych �wierka� i bzycze� wdar� si� z oddali pojedynczy sygna� tr�bki. Zapadli�my w sen. Obudzi�em si� oci�a�y, piek�o mnie w gardle. Po chwili poczu�em si� ra�niej i podnios�em si� na nogi. S�o�ce dotyka�o wierzcho�k�w drzew, �wiat�o na polanie traci�o jasno��. Moi towarzysze spali nadal, a ich mundury wisia�y na pobliskich krzakach. Jaki� d�wi�k dobiega� z g��bi lasu, staj�c si� g�o�niejszy i bli�szy z ka�d� sekund�. Poj��em nagle, �e to orkiestra wojskowa. Ostro�nie wyjrza�em w stron�, z kt�rej dochodzi�y d�wi�ki. To, co zobaczy�em zaszokowa�o mnie: w�r�d drzew w odleg�o�ci mniej ni� dwustu metr�w maszerowa�a w naszym kierunku orkiestra pu�kowa. B�yski �wiat�a odbija�y si� od poz�acanej laski kapelmistrza, a bia�e, sk�rzane ochraniacze doboszy odcina�y si� wyra�nie od zielonego listowia. Rzuci�em si� po mundur, przez moment my�l�c tylko o ucieczce w bezpieczne miejsce. Potem skoczy�em w stron� moich rozci�gni�tych leniwie kompan�w i pr�bowa�em wyrwa� ich ze snu; przeklinali mnie rozespanymi g�osami. Gdy w ko�cu zdali sobie spraw�, co za chwil� nast�pi, ogarn�a ich taka sama panika. Schwycili swoje mundury, buty i karabiny i zaszyli si� w g�szczu krzew�w i drzew. Wiedziony odruchem rzuci�em si� do przodu, ale w tej samej chwili ogarn�� mnie parali�uj�cy ruchy dreszcz. Atak min�� po kilku chwilach, nadal jednak nie mog�em zmusi� si� do ucieczki. Sta�em na polanie nago, z karabinem i mundurem u st�p, jakbym �wiadomie podj�� decyzj� pozostania na miejscu i oczekiwania na maszeruj�c� kolumn�. Pierwsze szeregi by�y ju� w odleg�o�ci paru metr�w. Zauwa�ono mnie, orkiestra bowiem przesta�a gra� i kilku oficer�w na koniach oderwa�o si� od kolumny wojska i pogalopowa�o w stron� polany. W szeregach wybuch�o zamieszanie; niekt�rzy �o�nierze z�amali szyk, inni krzyczeli i machali r�kami w moj� stron�. Moim oczom ukaza� si� sztandar pu�kowy; na jego widok poczu�em przemo�n� ch�� salutowania. Si�gn��em po czapk�, stan��em na baczno�� i unios�em d�o� do skroni. �o�nierze znajduj�cy si� najbli�ej wybuchn�li szyderczym �miechem, a jeden z tr�baczy uni�s� instrument i zagra� hejna� my�liwski, wytr�caj�c mnie z automatycznego rytmu ruch�w. Ze zgroz� spojrza�em w d�: nie mog�em nic poradzi� � nast�pi� wzw�d cz�onka. Zabrzmia�y rozkazy: kolumna stan�a w miejscu i cho� rozkazy podoficer�w zabrania�y �amania szyku, nie mog�y powstrzyma� �o�nierzy od �miechu. Dw�ch �o�nierzy zbli�y�o si� do mnie, za nimi nadjecha� oficer na koniu. Drugi oficer zeskoczy� z siod�a i rykn��, �e jestem aresztowany. Wydano nast�pne komendy; kolumna uformowa�a si� na nowo i odmaszerowa�a, pod��aj�c do obozu skr�tem wzd�u� przesieki. Ubra�em si� i odprowadzono mnie pod stra��. Zosta�em oskar�ony o samowolne opuszczenie terenu i o dezercj�. ��dano ode mnie, bym poda� nazwiska wsp�winowajc�w; o�wiadczy�em, �e dzia�a�em sam, a oni musieli pojawi� si� na polanie, kiedy spa�em. Upiera�em si�, �e moja wina polega jedynie na drobnym przewinieniu, jakim by�o opuszczenie obozu bez przepustki; twierdzi�em, �e podczas musztry zwolni� mnie z defilady jeden z oficer�w. Cho� oficer nie chcia� sobie tego przypomnie�, nie nale�y mnie wini� za nieobecno��. Na zarzut, �e salutowanie nago stanowi�o �wiadom� obraz� sztandaru, odpar�em, �e w wielu wypadkach �o�nierze zaskoczeni niespodziewanym atakiem musieli nawet stan�� do walki w takim stanie. * � Czy jeste� obrzezany? Zawsze si� nad tym zastanawia�am. Nie jestem pewna, czy bym odczula jak�kolwiek r�nic�. � Dlaczego nie zapyta�a� mnie wcze�niej? � To nie jest a� takie wa�ne; poza tym ba�am si� pyta�. M�g�by� to zrozumie� jako pewnego rodzaju oczekiwanie z mojej strony czy nawet dezaprobat�. Czy m�czy�ni nie s� bardzo wra�liwi, je�eli chodzi o te sprawy? � Nie wiem, bywaj� r�ni m�czy�ni. � Czy obrzezanie jest naprawd� niezb�dne? Jak na przyk�ad operacja wyrostka robaczkowego? � Nie. � W dzisiejszych czasach wydaje si� to tak okrutne i niepotrzebne: fragment cia�a niemowl�cia usuni�ty bez jego zgody! Czy nie jest mo�liwe, �e w wyniku tego okaleczenia m�czyzna staje si� mniej wyczulony i mniej wra�liwy? Na dobr� spraw� ten delikatny organ, kt�ry wed�ug planu natury winien by� zakryty i czu�y, zostaje ods�oni�ty i jak kolana czy �okcie ocierany jest bez przerwy przez len, we�n� i bawe�n�, kt�r� cz�owiek nosi... * Otrzyma�em rozkaz zamaskowania si� w lesie o kilka mil od najbli�szej wioski. Wybra�em bogato rozga��zione drzewo i przygotowa�em sobie wygodne stanowisko, na kt�rym mia�em sp�dzi� kilka godzin podczas odbywaj�cych si� manewr�w. Badaj�c okolic� przez lornetk� zauwa�y�em innego zamaskowanego �o�nierza z mojego pu�ku: znajdowa� si� o jakie� p� mili ode mnie. Mia�em rozkaz nieujawniania swojej pozycji, pozosta�em wi�c w ukryciu, od czasu do czasu obserwuj�c go przez lornetk�. W pewnej chwili zaalarmowa� mnie jego ruch; powiod�em wzrokiem za �ukiem, kt�ry zatoczy�a lufa jego karabinu: na skraju odleg�ego pola, tu� poza granicami pu�kowego poligonu, sz�o powoli dwoje ludzi. Karabin �o�nierza kopn�� dwukrotnie, cisz� targn�y st�umione strza�y. Gdy po raz drugi spojrza�em na par�, le�a�a w ko�ysz�cej si� trawie jak dwoje ludzi uprawiaj�cych surfing zmiecionych nagle z desek przez nieoczekiwan� fal�. Obserwowa�em teraz uwa�nie snajpera. Chocia� nie mog�em dostrzec jego twarzy, przysz�o mi na my�l, �e m�g� mnie zauwa�y� i rozpozna�; poczu�em gwa�towny skurcz serca. Jego karabin jednak spoczywa� nadal w poprzek kolan, a on sam le�a� rozparty w�r�d konar�w, kt�re ko�ysa�y si� w sennym rytmie lasu. Przygl�da�em mu si� ostro�nie do czasu, kiedy niebieskawe opary zawis�y na rosochatych drzewach, a ciemno�� zrodzi�a si� jakby z pokrywaj�cej ziemi� rosy. Nast�pnego dnia adiutant og�osi�, �e dwoje cywil�w zosta�o zabitych przypadkowym ogniem. �ledztwo nie przynios�o rezultat�w, poniewa� ka�dy z nas m�g� si� rozliczy� z przydzielonej amunicji. W jaki� czas potem dwie ci�ar�wki z pi�karsk� reprezentacj� pu�ku jecha�y skr�tem przez poligon s�u��cy do �wicze� artyleryjskich. Teren mia� by� oznakowany jako strefa niebezpieczna, ale albo kierowcy nie zauwa�yli tablic ostrzegawczych, albo kto� z pu�ku je usun��; w ka�dym razie dru�yna pi�karska nigdy nie dotar�a na miejsce. Ci�ar�wki musia�y znajdowa� si� mniej wi�cej w po�owie drogi przez poligon, kiedy artyleria otworzy�a ogie�: ocala�a jedynie para zaskakuj�co czystych, bia�ych tenis�wek. � A gdyby on zosta� moim kochankiem? Aby uwolni� si� od tej my�li, musia�by� go zabi�, prawda? � Nie wiem. Nie jestem pewien. � Pewnego dnia, kiedy kupowali�my dla mnie p�aszcz, sprzedawca zbli�y� si�, �eby mi pom�c go przymierzy�. Gdy dotkn�� d�oni� mojego karku, �eby poprawi� ko�nierz, podszed�e� do niego i bez s�owa zdj��e� jego r�k�, jak gdyby by�a przedmiotem. Musia�e� �cisn�� jego d�o� ze straszn� si��, bo zamar� w bezruchu. Twarz mu spurpurowia�a, a usta otwar�y si� jak do krzyku. � Zdj��em jego d�o� z twojego karku, poniewa� nie chcia�em, �eby ci� dotyka�. � Jestem pewna, �e nie mia� zamiaru si� spoufala�. � Nie wiem, co mia� na my�li i ty te� nie wiesz. My�la�em o tym, co mog�a� czu�, kiedy ci� dotyka�. � Aby pozby� si� tej my�li, musia�e� usun�� jego d�o� z mojego karku? � Tak. � Czy potrafi�by� kogo� zabi�? To znaczy, z jakiego� wa�nego powodu? � Nie wiem. * W czasie wojny nie by�o wiele pracy; by�em zbyt w�t�y, aby pracowa� w polu, a poza tym ch�opi woleli u�ywa� krewnych lub w�asnych dzieci do pomocy w gospodarstwie. Jako przyb��da pada�em ofiar� wszystkich. Ch�op, kt�ry mnie w ko�cu przyj��, dla zabawy chwyta� mnie za ko�nierz, przyci�ga� do siebie i bi�. Czasami zaprasza� do udzia�u w zabawie brata lub znajomych; musia�em sta� nieruchomo, patrz�c przed siebie otwartymi oczami, podczas gdy oni ustawiali si� o kilka krok�w przede mn� i pluli mi w twarz, zak�adaj�c si�, jak cz�sto trafi� w oko. Zabawa w plucie sta�a si� bardzo popularna we wsi. Stanowi�em cel dla wszystkich � ma�ych ch�opc�w i dziewcz�t, ch�op�w i ich �on, dla trze�wych i pijanych. Pewnego dnia by�em na pogrzebie dziecka, syna jednego z najbogatszych gospodarzy, kt�ry umar� z powodu zatrucia grzybami. Wszyscy obecni stawili si� w najlepszych, niedzielnych strojach; wygl�dali potulnie i pokornie. Przygl�da�em si� pogr��onemu w �a�obie ojcu stoj�cemu nad otwartym grobem. Twarz mia� ��t� jak �wie�o przewr�cona ziemia, oczy czerwone i opuchni�te. Wspiera� si� na �onie, a niepewne nogi z trudem utrzymywa�y ci�ar jego cia�a. Gdy przyniesiono trumn�, rzuci� si� na l�ni�ce wieko, ca�uj�c je i przemawiaj�c jak do swego dziecka. Szlochanie jego i �ony zak��ca�o cisz� jak ch�r na pustej scenie. Poj��em, �e mi�o�� ch�op�w do swoich dzieci jest r�wnie nieokie�znana jak wybuch plagi w�r�d byd�a. Nieraz widzia�em matk� g�adz�c� delikatne w�oski swojego dziecka czy r�ce ojca podrzucaj�ce dziecko w powietrze i chwytaj�ce je pewnie. Cz�sto przygl�da�em si� ma�ym dzieciom, jak koleba�y si� na swoich t�ustych n�kach, jak potyka�y si�, pada�y i zn�w wstawa�y, jakby unoszone t� sam� si��, kt�ra prostuje borykaj�ce si� z wiatrem s�oneczniki. Pewnego dnia zobaczy�em owc� miotaj�c� si� w konwulsjach powolnej �mierci; jej rozpaczliwe beczenie wprawia�o w panik� ca�e stado. Ch�opi twierdzili, �e zwierz� musia�o po�kn�� z pasz� haczyk na ryby albo od�amek szk�a. Mija�y miesi�ce. Pewnego ranka krowa ze stada, kt�re pas�em, zab��ka�a si� na pole s�siada niszcz�c cz�� plon�w. Doniesiono o tym mojemu panu. Kiedy wr�ci�em z pastwiska, gospodarz ju� czeka�. Wepchn�� mnie do stodo�y i wych�osta� tak, �e krew sp�ywa�a mi po nogach. W ko�cu rycz�c z w�ciek�o�ci cisn�� mi rzemie� w twarz. Zacz��em zbiera� porzucone haczyki rybackie i zakopywa� je za stodo��. Kiedy gospodarz z �on� szli do ko�cio�a, w�lizgiwa�em si� do kryj�wki i zagniata�em w mi�kisz wydarty ze �wie�o upieczonych bochenk�w chleba par� haczyk�w i od�amki szk�a. Lubi�em bawi� si� z najm�odszym z trojga dzieci gospodarza. Cz�sto spotykali�my si� na podw�rzu gospodarstwa; udawa�em �ab� albo bociana, a ma�a zanosi�a si� ze �miechu. Kiedy� wieczorem ma�a mnie obj�a. Zwil�y�em �lin� kulk� chleba i powiedzia�em, �eby po�kn�a j� w ca�o�ci. Waha�a si�, wi�c sam wzi��em kawa�ek jab�ka, wsadzi�em g��boko do ust i popychaj�c palcem natychmiast po�kn��em. Dziewczynka na�ladowa�a mnie; po�yka�a jedn� kulk� po drugiej. Odwr�ci�em wzrok od jej twarzy; zmusza�em si�, aby my�le� tylko o piek�cym b�lu, jaki zada� mi bat jej ojca. Odt�d �mia�o patrzy�em w oczy moich prze�ladowc�w, prowokuj�c ich do agresji i okrucie�stwa. Nie czu�em ju� b�lu. Ka�dy z raz�w, jakie otrzymywa�em, skazywa� moich oprawc�w na b�l stokro� wi�kszy od mojego. Nie by�em ju� ich ofiar� � sta�em si� s�dzi� i katem. W okolicy nie by�o lekarzy ani szpitali � a najbli�szymi torami kolejowymi z rzadka tylko je�dzi�y poci�gi towarowe. O �wicie zap�akani rodzice nie�li do ko�cio�a swe ci�k