4643
Szczegóły |
Tytuł |
4643 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4643 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4643 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4643 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Kimm Stanley Robinson
Zielony Mars
Sedno sprawy nie polega na tym, aby
stworzy� drug� Ziemi�. Wcale nie chodzi o kolejn� Alask� czy Tybet, Ver-
mont lub Wenecj�, nie chodzi nawet o drug� Antarktyd�. Trzeba powala�
do �ycia co� zupe�nie nowego i obcego wobec ziemskich wzorc�w, co� ca�-
kowicie marsja�skiego.
W pewnym sensie zreszt� nasze intencje nie maj� w�a�ciwie znaczenia.
Gdyby�my bowiem nawet spr�bowali stworzy� replik� Syberii czy Sahary,
i tak nam si� nie uda. Nie pozwoli na to ewolucja, a proces przekszta�ca-
nia tej planety jest z gruntu ewolucyjny, jest aktem, kt�ry odbywa si� nie-
zale�nie od naszych ch�ci, jak w�wczas kiedy na Ziemi �ycie nagle, w spo-
s�b niemal�e cudowny powsta�o z nieo�ywionej materii albo kiedy wydo-
sta�o si� z morza na l�d.
Tak czy owak, w chwili obecnej znowu walczymy o kszta�t nowego
�wiata, tym razem �wiata naprawd� obcego. Pomimo wielkich, d�ugich lo-
dowc�w, kt�re s� skutkami gigantycznych powodzi roku 2061, �wiat ten
nadal jest bardzo ja�owy, mimo pierwszych pr�b tworzenia atmosfery - po-
wietrze nadal bardzo rzadkie, a mimo wszystkich naszych dotychczasowych
manipulacji ciep�em - przeci�tna temperatura Marsa wci�� sytuuje si�
znacznie poni�ej punktu zamarzania. Generalnie wi�c owe uwarunkowania
wszystkie razem sprawiaj�, i� prze�y� tu mog� jedynie organizmy toleru-
j�ce warunki ekstremalne.
�ycie jednak�e jest wytrzyma�e i potrafi si� przystosowywa� niemal
do wszelkich warunk�w, to zielona si�a, zwana viriditas, kt�ra wciska si�
w ka�dy dost�pny zakamarek wszech�wiata... W dziesi�cioleciu po kata-
strofach 2061 roku ludzie usi�owali przetrwa� w pop�kanych kopu�ach i po-
dartych namiotach; �atali, naprawiali i jako� �yli. My w naszych sekret-
nych kryj�wkach nadal starali�my si� budowa� nowe spo�ecze�stwo. Na
zewn�trz natomiast, na mro�nej powierzchni � na stokach lodowc�w i w ni-
�ej po�o�onych cieplejszych basenach -powoli, ale nieub�aganie rozrasta-
�y si� nowe ro�liny.
Oczywi�cie, wszystkie genetyczne wzorce naszej nowej bioty pocho-
dz� z Ziemi; umys�y ludzkie, kt�re je zaprojektowa�y, s� tak�e ziemskie. Te-
ren jest jednak marsja�ski, a ten bywa pot�nym biotechnologiem. Potra-
fi zadecydowa�, kt�ry osobnik ma si� rozwin��, a kt�ry nie, wyzwala r�-
nicowanie si� organizm�w, a zatem - w rezultacie -powoduje ewolucj�
nowych gatunk�w. Przemijaj�po sobie kolejne pokolenia i wszyscy przed-
stawiciele biosfery wsp�lnie si� rozwijaj�, przystosowuj�c si� do swego te-
renu razem, w skomplikowany spos�b, i korzystaj� z w�asnej tw�rczej umie-
j�tno�ci do samoprojektowania w�asnych cech. -Proces ten, niezale�nie od
tego jak bardzo my, ludzie, chcemy w niego ingerowa�, jest ze swej natu-
ry absolutnie niemo�liwy do kontroli. Geny mutuj� si�, istoty si� rozwija-
j�: pojawia si� nowa biosfera, a wraz z ni� nowa noosfera. I w ko�cu r�w-
nie� umys�y tw�rc�w, podobnie jak wszystko wok�, nieodwracalnie si�
zmieniaj�.
I to w�a�nie jest proces areoformowania.
Pewnego dnia spad�o niebo. Tafle lodu za-
cz�y p�ka� i wpada� do jeziora. Na pla�y co rusz to rozlega�y si� trzaski.
Dzieci rozproszy�y si� jak przera�one brod�ce, a Nirgal pomkn�� po wy-
dmach do osady i z krzykiem wpad� do oran�erii.
- Niebo spada! Niebo spada!
Peter wybieg� z cieplarni i pop�dzi� po wydmach tak szybko, �e ch�o-
piec nie m�g� za nim nad��y�.
Piasek pla�y pokrywa�y wielkie bia�e tafle, a w wodzie jeziora sycza-
�o kilka od�upanych kawa�k�w suchego lodu. Wszystkie dzieci natychmiast
st�oczy�y si� wok� Petera, kt�ry sta� z zadart� g�ow� i wpatrywa� si� w wi-
sz�c� wysoko nad nimi kopu��.
- Wracajcie do wioski - odezwa� si� wreszcie powa�nym, nie zno-
sz�cym sprzeciwu tonem i zaraz potem wybuchn�� �miechem. - Niebo spa-
da! - wrzasn�� weso�o i potarga� Nirgalowi w�osy. Ch�opiec zarumieni� si�,
a Harmakhis i Jackie roze�miali si�, szybko wyrzucaj�c z ust zmro�one
bia�e pi�ropusze oddech�w.
Peter nale�a� do ekipy, kt�ra natychmiast wesz�a na bok kopu�y, aby
j� naprawi�. On, Kasei i Michel wspi�li si� nad osad�, przez jaki� czas wi�c
byli dobrze widoczni dla mieszka�c�w, potem zawi�li nad pla��, nast�pnie
nad jeziorem, a� wreszcie - gdy tak wisieli w zrobionych z lin uprz�ach,
podwi�zanych do hak�w wbitych w l�d - wydawali si� z do�u mniejsi ni�
dzieci. Opryskiwali p�kni�cie w kopule wod�, a� zamarz�a w now�, prze-
zroczyst� warstw� i pokry�a bia�y, suchy l�d. Kiedy zeszli, zacz�li rozmo-
w� na temat ocieplania si� powietrza na zewn�trz. W pewnej chwili ze swe-
go ma�ego bambusowego lokum nad jeziorem wysz�a Hiroko i Nirgal spy-
ta� j�:
- Czy b�dziemy musieli st�d odej��?
- Kiedy� nadejdzie taki dzie�, gdy b�dziemy musieli odej�� - odpar-
�a. - Na Marsie nic nie trwa wiecznie.
Nirgalowi jednak podoba�o si� pod kopu��. Nast�pnego ranka zbudzi�
si� w swoim kolistym bambusowym pokoiku, po�o�onym wysoko w cz�-
�ci mieszkalnej, zwanej P�ksi�ycowym Dzieci�cem, i wraz z Jackie, Ra-
chel, Frantzem oraz innymi rannymi ptaszkami, natychmiast zbieg� na za-
marzni�te wydmy. Na przeciwleg�ym brzegu dostrzeg� Hiroko - sz�a po
pla�y, jak tancerka, unosz�c si� nad w�asnym odbiciem w wodzie. Ch�opiec
chcia� do niej podej��, ale nie by�o ju� na to czasu - musia� wraz z innymi
i�� do szko�y.
Wr�cili wi�c do osady i st�oczyli si� w szkolnej szatni; powiesili kurt-
ki i chwil� stali z rozczapierzonymi, posinia�ymi z zimna d�o�mi, grzej�c
je nad piecykiem. Czekali na nauczyciela, kt�ry tego dnia mia� z nimi od-
by� lekcje. M�g� przyj�� Dr Robot, kt�ry nudzi� ich nieprzytomnie, wy-
znaczaj�c czas nie ko�cz�cymi si�, rytmicznymi mrugni�ciami oczu, ni-
czym sekundy odmierzane na zegarze. Mog�a si� te� pojawi� Dobra Cza-
rownica, stara i brzydka, a w�wczas wr�ciliby na dw�r i przez ca�y dzie�
budowaliby co� pod jej czujnym okiem, rado�nie postukuj�c narz�dziami.
Gdyby przyby�a Z�a Czarownica, wtedy sp�dziliby ca�y ranek przed mi-
krokomputerami, usi�uj�c my�le� po rosyjsku i nara�aj�c si� na kuksa�ca
w rami�, je�li zachcia�oby si� komu� zachichota� lub zasn��. Z�a Czarow-
nica mia�a srebrzyste w�osy, ogniste spojrzenie i haczykowaty nos. Przy-
pomina�a jednego z rybo�ow�w, kt�re mieszka�y w sosnach przy jeziorze
i Nirgal bardzo jej si� ba�.
Tote�, podobnie jak inne dzieci, musia� opanowa� przera�enie, bo-
wiem kiedy otworzy�y si� drzwi szko�y, wesz�a w�a�nie Z�a Czarownica.
Tego dnia wygl�da�a wszak�e na zm�czon� i pozwoli�a im zgodnie z pla-
nem wyj�� ze szko�y, nie przed�u�aj�c lekcji, mimo �e jej uczniowie kiep-
sko si� sprawowali na arytmetyce. Z budynku szko�y Nirgal wyszed� za
Jackie i Harmakhisem. Obeszli r�g i dotarli do alei mi�dzy P�ksi�yco-
wym Dzieci�cem a ty�ami kuchni. Tam, przy �cianie, Harmakhis zacz��
siusia�. Jackie natychmiast zdj�a spodnie, chc�c pokaza�, �e r�wnie� tak
potrafi, a w�wczas zza naro�nika wysz�a akurat Z�a Czarownica. Wyci�-
gn�a dzieci z alejki, ci�gn�c je za ramiona (Nirgal i Jackie tkwili razem
w jednym z jej szpon�w) i wyprowadzi�a na rynek, gdzie sprawi�a lanie
Jackie, jednocze�nie wo�aj�c gniewnie do ch�opc�w:
- Trzymajcie si� obaj z dala od niej! To przecie� wasza siostra!
Jackie krzycza�a i wykr�ca�a si�, pr�buj�c naci�gn�� spodnie, a wte-
dy dostrzeg�a, �e Nirgal na ni� patrzy. Pr�bowa�a uderzy� i jego i Maj� za
jednym w�ciek�ym zamachem, ale upad�a na go�e po�ladki i zaskowycza-
�a z b�lu.
To nieprawda, Jackie nie by�a ich siostr�. Ca�a ta gromadka sk�ada�a
si� z tuzina sansei, czyli dzieci trzeciego pokolenia. Mieszkali w osadzie
o nazwie Zygota i znali si� tak dobrze, jak bracia i siostry. Wielu spo�r�d
nich faktycznie by�o rodze�stwem, jednak nie wszyscy. Temat ten konfun-
dowa� niekt�rych doros�ych, tote� rzadko go poruszano. Jackie i Harma-
khis byli najstarsi, Nirgal sze�� miesi�cy od nich m�odszy, reszta jeszcze
sze�� miesi�cy za nim: Rachel, Emily, Reull, Steve, Simud, Nanedi, Tiu,
Frantz i Huo Hsing. Hiroko powszechnie uwa�ano za matk� wszystkich
mieszka�c�w Zygoty, ale w rzeczywisto�ci ni� nie by�a - by�a jedynie mat-
k� Nirgala, Harmakhisa i sze�ciorga innych sansei, a tak�e kilku z doro-
s�ych nisei, czyli drugiego pokolenia. Dzieci bogini-matki.
Jackie by�a c�rk� Esther, kt�ra po k��tni z Kaseiem, ojcem dziewczyn-
ki, wyprowadzi�a si� z osady. Trzeba przyzna�, �e spo�r�d dzieci Zygoty
niewiele wiedzia�o, kim s� ich ojcowie. Pewnego razu, jaki� czas temu,
Nirgal skrada� si� po wydmie za jakim� krabem, kiedy akurat Esther i Ka-
sei ukazali si� nad jego g�ow�. Esther p�aka�a, a Kasei krzycza�: �Je�li
chcesz mnie opu�ci�, prosz� bardzo, zr�b to!" I tak�e si� rozp�aka�.
Kasei nosi� kie� z r�owego kamienia. On r�wnie� by� dzieckiem Hi-
roko, a wi�c Jackie -jej wnuczk�. Tak to wygl�da�o.
Jackie mia�a d�ugie czarne w�osy i biega�a najszybciej ze wszystkich
w Zygocie, wszystkich, opr�cz Petera. Nirgal potrafi� biec najd�u�ej i cza-
sami obiega� trzy albo cztery razy pod rz�d jezioro, ot tak, dla przyjemno-
�ci, ale na kr�tszych dystansach Jackie go wyprzedza�a. Przez ca�y czas si�
�mia�a. Je�li Nirgal k��ci� si� z ni� o co�, m�wi�a: �W porz�dku, wujku Nir-
galu" i d�ugo si� z tego za�miewa�a. By�a jego bratanic�, chocia� o ca��
marsja�sk� por� roku starsz�. Ale siostr� jego nie by�a.
Drzwi szko�y otworzy�y si� z trzaskiem i w progu stan�� Kojot - na-
uczyciel tego dnia. Cz�sto podr�owa� po ca�ej planecie i bardzo niewiele
czasu sp�dza� w Zygocie. Kiedy wi�c przychodzi� uczy� dzieci, by�o to co�
w rodzaju wielkiego �wi�ta. Oprowadza� ich w�wczas po osadzie, wynaj-
duj�c najprzer�niejsze zaj�cia, a r�wnocze�nie przez ca�y czas kaza� jed-
nemu z uczni�w czyta� na g�os fragmenty niemo�liwych do zrozumienia
ksi��ek, napisanych przez dawno nie�yj�cych filozof�w. Bakunin, Nietz-
sche, Mao, Buchin - my�li ludzi, kt�re dzieciom udawa�o si� poj�� z tego
naukowego be�kotu, by�y jak per�y nieoczekiwanie znalezione na d�ugiej
pla�y pe�nej potrzaskanych kamieni. Czytali te� wybierane przez Kojota
opowie�ci z �Odysei" czy Biblii. Mo�e �atwiejsze do zrozumienia, ale z ko-
lei niepokoj�ce i straszne: ich bohaterowie ci�gle ze sob� walczyli, a i nie-
rzadko si� zabijali. Hiroko m�wi�a, �e to jest z�e, ale Kojot �mia� si� z niej
i cz�sto bez powodu - podczas czytania przera�aj�cych opowie�ci - zaczy-
na� wydawa� z siebie osobliwe d�wi�ki, przypominaj�ce wycie, a potem
zadawa� im trudne pytania na temat tego, co przeczytali i spiera� si� z dzie�-
mi, jak gdyby s�dzi�, �e jego m�odzi uczniowie w og�le wiedz�, o czym
m�wi�. To r�wnie� mog�o niepokoi�.
�Co by� zrobi�? Dlaczego tak w�a�nie by� post�pi�?" - pyta� Kojot.
Jednocze�nie przez ca�y czas ich uczy�, jak dzia�a paliwowy przetwarzacz
odpad�w rickovera albo kaza� sprawdza� hydrauliczny t�ok nurnikowy
w maszynie do wytwarzania fal na jeziorze, a� d�onie dzieci z sinob��kit-
nych stawa�y si� bia�e, a z�by szcz�ka�y im tak bardzo, �e nie mog�y m�-
wi� wyra�nie. �Wy, dzieciaki, na pewno �atwo si� przezi�biacie - m�wi�
Kojot. - Wszystkie, z wyj�tkiem Nirgala".
Nirgal potrafi� sobie rzeczywi�cie �wietnie radzi� z zimnem. Dobrze
zna� kolejne jego fazy i nie mia� nic przeciwko temu, by je czasem czu�.
Ludzie, kt�rzy nie lubili ch�odu, nie rozumieli, �e mo�na si� do niego przy-
zwyczai� i �e z jego wszystkimi z�ymi skutkami mo�na si� skutecznie upo-
ra�, wypieraj�c je z w�asnego wn�trza. Nirgal umia� tak�e, ca�kiem nie�le,
obchodzi� si� z ciep�em. Twierdzi�, �e je�li wypchnie si� ciep�o wystarcza-
j�co mocno, wtedy zimno staje si� tylko swego rodzaju niezbyt przyjem-
nym p�aszczem, kt�ry cz�owiek ma na swoim ciele. W ten spos�b zimno
stanowi tylko bodziec, zach�caj�cy do biegania.
- Hej, Nirgalu, powiedz, jaka jest w tej chwili temperatura powietrza?
- Dwie�cie siedemdziesi�t jeden.
�miech Kojota brzmia� przera�liwie, przypomina� zwierz�ce rechota-
nie i mie�ci� w sobie jakby wszystkie mo�liwe najdziwaczniejsze odg�osy
naraz. Zreszt� za ka�dym razem by� nieco inny ni� poprzednio.
- Hej, dzieci, zatrzymajcie generator fal i popatrzcie na jezioro. Wy-
gl�da jak r�wnina.
Woda w jeziorze nigdy nie zamarza�a, natomiast sp�d kopu�y za-
wsze by� pokryty wodnym lodem. To wyja�nia�o niemal wszystkie zjawi-
ska pogodowe ich mezokosmicznego �wiatka, jak nazywa� go Sax; po-
wodowa�o mg�y i zamglenia, nag�e wiatry, marzn�c� m�awk�, a od cza-
su do czasu opady �niegu. Tego dnia maszyneria meteo ledwo si� poru-
sza�a, gdy� du�a p�kula przestrzeni pod kopu�� pozostawa�a prawie bez-
wietrzna. A kiedy wy��czyli r�wnie� generator fal, jezioro wkr�tce zmie-
ni�o si� w kr�g��, p�ask� tafl�. Powierzchnia przybra�a taki sam bia�y ko-
lor jak kopu�a, chocia� dno jeziora, pokryte zielonymi glonami, ci�gle
pozostawa�o widoczne poprzez bia�� po�wiat�. Jezioro by�o wi�c r�wno-
cze�nie czystobia�e i ciemnozielone. Na jego drugim brzegu, w tej dwu-
barwnej wodzie odbija�y si� - tak jak w lustrze - obr�cone wydmy i kar-
�owate sosny. Nirgal wpatrzy� si� z zachwytem w ten widok i wszystko,
z wyj�tkiem tej pulsuj�cej zielono-bia�ej wizji, przesta�o mie� dla niego
jakiekolwiek znaczenie. W�wczas dostrzeg� to po raz pierwszy: by�y tu
dwa �wiaty, a nie jeden - dwa �wiaty w tej samej przestrzeni, oba wi-
dzialne, odr�bne, o swoistych, indywidualnych cechach, ale tu spojone
razem, a wi�c widoczne jako dwa tylko pod pewnym k�tem. Wypchnij
p�aszcz tej wizji, powiedzia� sobie ch�opiec, wypchnij go tak, jak wypy-
chasz p�aszcz zimna: po prostu wypchnij! A wtedy zobaczysz taaakie ko-
lory!...
- Mars dla Nirgala! Mars oddaje si� Nirgalowi! - krzykn��.
�miali si� z niego. Powiedzieli mu, �e stale si� tak zamy�la. Dostrzeg�
w twarzach przyjaci� sympati�, ciep�o. Kojot od�ama� kilka p�askich ka-
wa�k�w z lodowego pasma i rzuci� je w jezioro. Wszystkie dzieci posz�y za
przyk�adem nauczyciela, a� wyzwolili tak silne bia�o-zielone fale, �e obr�-
cony �wiat zadr�a� i zata�czy�.
- Sp�jrzcie na to! - zawo�a� Kojot. Mi�dzy kolejnymi rzutami prze-
mawia� do nich typowym dla siebie emfatycznym angielskim. Jego s�owa
niemal p�yn�y, brzmia�y jak niesko�czona, pi�kna pie��: - Wy, dzieci, �y-
jecie w spos�b najlepszy z mo�liwych. Wi�kszo�� ludzi to tylko trybiki
w wielkiej machinie �wiata, a wy naprawd� uczestniczycie w narodzinach
nowej rzeczywisto�ci! To nie do wiary! Spotka�o was prawdziwe szcz�-
�cie, wierzcie mi! Nie rozumiecie tego, poniewa� nie macie por�wnania.
A r�wnie dobrze mogliby�cie si� przecie� urodzi� w jakim� pa�acu, w wi�-
zieniu albo- w slumsach Port of Spain, ale mieszkacie tu, w Zygocie, se-
kretnym sercu Marsa! C�, wiem, �e w tej chwili �yjecie niczym krety za-
grzebane w ziemi, a nad wami kr��� s�py, gotowe was zje��, ale nadejdzie
dzie�, kiedy przejdziecie si� swobodnie po tej planecie wolni od wszelkich
wi�z�w. Zapami�tajcie to, co wam m�wi�, poniewa� to prawdziwe pro-
roctwo, moje dzieci! A tymczasem podziwiajcie to pi�kne miejsce, ten cu-
downy, ma�y lodowy raj.
Kojot podrzuci� lodowy okruch pod kopu��, a wszystkie dzieci zacz�-
�y za nim �piewnie powtarza�:
- Lodowy Raj! Lodowy Raj! Lodowy Raj!
A� wreszcie nie mog�y si� powstrzyma� i jedno po drugim wybuch-
n�y �miechem.
Tej nocy Kojot, przekonany, �e nikt go nie s�yszy, powiedzia� do Hi-
roko:
- Roko, musisz zabra� dzieci na zewn�trz i pokaza� im �wiat. Nawet,
je�li maj� go zobaczy� tylko pod kapturem mg�y... Te dzieci s� jak krety,
zagrzebane w ziemi, na lito�� bosk�!
To powiedziawszy, ponownie odjecha�, nie wiadomo dok�d, gdzie�
daleko, mo�e uda� si� w jedn� ze swoich tajemniczych podr�y do innego
�wiata, tego, kt�ry znajdowa� si� nad nimi.
Przez kolejnych kilka dni Hiroko przychodzi�a do osady uczy� dzie-
ci. Dla Nirgala oznacza�o to najszcz�liwszy okres w.�yciu, bowiem Ja-
ponka zawsze zabiera�a ich na pla��, a wyprawa z ni� w to miejsce by�a
jak dotyk boga. Ten �wiat nale�a� do niej - zielony �wiat wewn�trz bia�e-
go �wiata, o kt�rym wiedzia�a wszystko; a kiedy w nim przebywa�a, sub-
telne, per�owe kolory piasku i kopu�y pulsowa�y barwami obu �wiat�w na-
raz, jak gdyby pr�bowa�y si� wyrwa� z kr�puj�cych je wi�z�w.
Siedzieli ca�� grup� na wydmach i obserwowali, jak przybrze�ne pta-
ki muskaj� wod� i popatruj� w d�, ko�uj�c nad lodowym pasmem. Dzieci
patrzy�y na mewy kr���ce im nad g�owami, Hiroko zadawa�a pytania, a jej
czarne oczy weso�o przy tym migota�y.
Mieszka�a na wydmach w pobli�u jeziora, z ma�� grup� bliskich przy-
jaci�: Iwao, Ry�, Genem i Jewgieni�; wszyscy w jednym ma�ym bambu-
sowym baraku. Sp�dza�a te� wiele czasu, odwiedzaj�c inne tajemne kry-
j�wki po�o�one wok� bieguna po�udniowego. Zawsze wi�c ciekawi�y j�
wiadomo�ci z osady. Mia�a smuk�� kobiec� sylwetk� i by�a wysoka jak
na przedstawicielk� przyby�ych z Ziemi issei. W kombinezonie wygl�da-
�a bardzo zgrabnie i porusza�a si� z gracj�, w�a�ciw� ruchom przybrze�-
nych ptak�w. By�a, rzecz jasna, stara, niewyobra�alnie wr�cz staro�ytna,
tak samo zreszt� jak wszyscy issei, ale jej spos�b bycia sprawia�, �e wy-
dawa�a si� m�odsza nawet od Petera czy Kaseia - w�a�ciwie niewiele star-
sza ni� dzieci. Zachowywa�a si� tak, jak gdyby ca�y �wiat sta� przed ni�
otworem, nieznany i zach�caj�cy, a ona pragn�a podziwia� wszystkie je-
go barwy.
- Sp�jrzcie na �lad wzoru, jaki pozostawi�a ta muszelka: c�tkowa-
ia spirala, zakr�caj�ca do �rodka w niesko�czono��. Taki te� jest kszta�t
ca�ego wszech�wiata. Panuje w nim sta�e napi�cie, ci�gle popychaj�ce ku
temu wzorcowi. Materia potrafi rozwija� si�, d���c do coraz bardziej
skomplikowanych form. Jest to co� w rodzaju wzorcowej grawitacji,
�wi�ta zielona moc, kt�r� nazywamy viriditas i kt�ra stanowi si�� nap�-
dow� kosmosu. Rozumiecie? To jest �ycie. Jak te piaskowe pch�y, ska-
�oczepy i kryle - chocia� kryle w�a�ciwie s� martwe, lecz pomagaj�
pch�om. Tak jak my wszyscy - m�wi�a, wymachuj�c r�k� z gracj� tancer-
ki. - A poniewa� �yjemy, musimy m�wi� o wszech�wiecie, aby on tak-
�e �y�. Jeste�my jego �wiadomo�ci� w takim samym stopniu, jak swoj�
w�asn�. Wywodzimy si� z wszech�wiata i dostrzegamy siateczk� jego
form. To nas porusza, poniewa� jest pi�kne. W�a�nie nasze uczucie jest
najwa�niejsz� spraw� w ca�ym wszech�wiecie -jego kulminacj� -jak
kolor rozkwitaj�cego kwiatu w wilgotny poranek. Uczucie to jest �wi�-
te, a nasze zadanie w �wiecie polega na tym, by ze wszystkich si� je pod-
syca�. Jedynym i najlepszym sposobem piel�gnowania go jest rozprze-
strzenianie wsz�dzie �ycia. Aby pom�c mu zaistnie� tam, gdzie nigdy
dot�d go nie by�o. Tak jak tutaj, na Marsie.
Hiroko uosabia�a akt najdoskonalszej mi�o�ci i gdy m�wi�a im o tym
wszystkim, nawet je�li nie ca�kowicie rozumieli jej s�owa, czuli t� mi-
�o��. Kolejne pchni�cie, kolejne ciep�o w zimnym p�aszczu. Dotyka�a ich,
kiedy m�wi�a, a oni s�uchaj�c, przekopywali piasek w poszukiwaniu mu-
szelek.
- B�otne mi�czaki! Antarktyczne ska�oczepy. Szklana g�bka. Uwa-
�ajcie, mo�ecie przeci�� sobie r�ce.
Samo patrzenie na Hiroko uszcz�liwia�o Nirgala.
A pewnego ranka, kiedy wstali, zako�czywszy kopanie i zabierali si�
za grabienie pla�y, Hiroko r�wnie� spojrza�a na Nirgala, a on rozpozna�
w wyrazie jej twarzy dok�adnie t� sam� min�, jak� on przybiera�, gdy na ni�
patrzy�. Poczu� to w sobie, w swoich mi�niach. A wi�c i ona dzi�ki nie-
mu czu�a si� szcz�liwa!
Chwycili si� za r�ce i ruszyli na spacer po pla�y.
- Ten eko�wiat jest bardzo prosty - powiedzia�a, gdy ukl�kli, aby
obejrze� muszl� kolejnego mi�czaka. - Jest ma�o gatunk�w, tote� �a�cuchy
pokarmowe s� kr�tkie. Ale jak�e bogate! I takie pi�kne. - Zbada�a d�oni�
temperatur� jeziora. - Widzisz mg��? - spyta�a. - Woda musi by� dzisiaj
ciep�a.
Podczas gdy Hiroko przebywa�a z Nirgalem, inne dzieci kr�ci�y si�
po wydmach albo zbiega�y po lodowym pa�mie. Nirgal schyli� si� i dotkn��
fali, kt�ra dotar�a niemal do jego st�p, a potem odp�yn�a, pozostawiaj�c po
sobie bia�� koronk� piany.
- Ma dwie�cie siedemdziesi�t pi��, mo�e troch� wi�cej.
- Jeste� taki tego pewny...
- Zawsze potrafi� oceni� temperatur�.
- No to sprawd� - zaproponowa�a. - Mam gor�czk�?
Podni�s� d�o� i dotkn�� jej szyi.
- Nie, jeste� ch�odna.
- Zgadza si�. Zawsze mam oko�o p� stopnia za ma�o, poni�ej nor-
my. W�ad i Ursula nie potrafi� tego wyt�umaczy�.
- Na pewno dlatego, �e jeste� szcz�liwa.
Hiroko roze�mia�a si�. Wygl�da�a w tej chwili dok�adnie tak samo jak
Jackie, zarumieniona z rado�ci.
- Kocham ci�, Nirgalu.
Poczu� w swoim wn�trzu ciep�o, jak gdyby mia� tam piecyk. Tempe-
ratura jego cia�a wzros�a przynajmniej o p� stopnia.
- I ja ci� kocham.
Po chwili poszli w d� pla��, trzymaj�c si� za r�ce. W milczeniu po-
d��ali za spaceruj�cymi brod�cami.
Po pewnym czasie wr�ci� Kojot i Hiroko oznajmi�a mu:
- Okay. Zabierzmy je na zewn�trz.
Nast�pnego ranka, kiedy dzieci spotka�y si� w szkole, Hiroko, Kojot
i Peter wyprowadzili je przez �luzy powietrzne i powiedli w d� d�ugim,
bia�ym tunelem, kt�ry ��czy� kopu�� ze �wiatem zewn�trznym. Przy drugim
ko�cu tunelu znajdowa� si� hangar, a nad nim skalny pasa�. W przesz�o�ci
dzieci biega�y tym chodnikiem z Peterem i przez ma�e, zaciemnione okna
patrzy�y na zmieszany z lodem piasek i r�owe niebo. Pr�bowa�y w�wczas
dojrze� wielk� �cian� suchego lodu, w kt�rej wydr��ono ich osad� - po�u-
dniow� czap� polarn�, dno tego �wiata. Mieszkali tu w obawie przed lud�-
mi, kt�rzy pragn�li ich uwi�zi�.
Dlatego zawsze docierali tylko do tego chodnika. Ale dzi� weszli do
kom�r powietrznych hangaru, na�o�yli na ma�e cia�ka obcis�e elastyczne
kombinezony, podwin�li r�kawy i nogawki, wsun�li ci�kie buty i obci-
s�e r�kawice, a na ko�cu he�my z wypuk�ymi szybkami na przedzie.
Z ka�d� chwil� ich podniecenie ros�o, a� zacz�o przeradza� si� w strach,
zw�aszcza gdy Simud si� rozp�aka�a i powiedzia�a, �e nie chce wycho-
dzi�. Hiroko przez jaki� czas uspokaja�a dziewczynk�, g�aszcz�c j� deli-
katnie.
- Nie b�j si�. Przecie� b�d� tam z tob�.
W �luzie powietrznej dzieci nic nie m�wi�y i kuli�y si� do siebie. Roz-
leg�o si� nag�e syczenie, a nast�pnie otworzy� si� zewn�trzny luk. Dzieci,
trzymaj�c si� kurczowo doros�ych, ostro�nie wysz�y na zewn�trz. Id�c, co
chwil� zderza�y si� ze sob�.
Wok� nich by�o zbyt jasno, by mogli patrze�. Znajdowali si� w lek-
ko wiruj�cej bia�ej mgle. Powierzchni� pokrywa�y zawi�e lodowe wzory -
kwiaty mrozu - i wszystko po�yskiwa�o, ton�c w powodzi �wiate�. Nirgal
jedn� r�k� trzyma� Hiroko, drug� �ciska� d�o� Kojota, a� nagle oboje pchn�-
li go do przodu i wypu�cili z u�cisku. Zatoczy� si� niepewnie od gwa�tow-
nego bia�ego blasku.
- To jest kaptur mg�y - wyja�ni� g�os Hiroko przez interkom w uszach
ch�opca. - Trwa przez ca�� zim�. Ale teraz mamy Ls dwie�cie pi��, jest
wiosna, i zielona si�a, rozpalona przez s�oneczne �wiat�o, mocniej naciera
na �wiat. Sp�jrzcie na to!
Nirgal jednak nie widzia� niczego, poza bia��, zwart� ognist� kul�.
Nagle t� kul� przeszy�o �wiat�o s�oneczne i przekszta�ci�o j� w rozprysk
koloru, zmieniaj�c zmro�ony piasek w wyg�adzony magnez, a kwiaty mro-
zu w roz�arzone klejnoty. Wiatr spycha� na bok i rozdziera� mg��; zacz�y
si� w niej pojawia� szczeliny i odleg�a kraina pocz�a si� rozst�powa� przed
oczyma dzieci. Widok ten sprawi�, �e ch�opiec a� zachwia� si� z wra�enia.
Jakie to du�e! Takie du�e - wszystko by�o takie du�e. Ukl�k�, przyk�ada-
j�c jedno kolano do piasku, na drugiej nodze po�o�y� r�ce, aby utrzyma�
r�wnowag�. Kamienie i kwiaty mrozu wok� jego but�w po�yskiwa�y, jak
pr�bki pod mikroskopem. Ska�y, tu i �wdzie, porasta�y kuliste k�pki czar-
nych i zielonych porost�w.
Dalej, na horyzoncie, znajdowa�o si� niskie wzg�rze o p�askim szczy-
cie. Krater. W jego �wirze umiejscowiono szlak roverowy; by� prawie ca�-
kowicie wype�niony szronem, jak gdyby trwa� tu od miliona lat. Forma pul-
suj�ca w chaosie �wiat�a i ska�, zielone porosty, wpychaj�ce si� w biel te-
go �wiata...
Wszyscy m�wili naraz. Dzieci zacz�y bez�adnie obiega� okolic�,
krzycz�c z zachwytu, kiedy mg�a si� rozsun�a i dostrzeg�y ciemnor�owe
niebo. Kojot za�mia� si� g�o�no.
- S� jak urodzone zim� ciel�ta, kt�re kto� wypu�ci� z obory na
wiosenn� traw�. Zobacz, jak si� potykaj�... Och, wy, biedne, kochane ma-
luchy. Cha, cha! Roko, nie ma mowy, aby kaza� im �y� tak, jak przedtem.
Rechota�, kiedy podnosi� kolejne dzieci z piasku i stawia� na nogi.
Nirgal sta� w miejscu, ostro�nie podskakuj�c. Poczu�, �e m�g�by z �a-
two�ci� oderwa� si� od powierzchni i odlecie�, tote� by� zadowolony, �e je-
go buty s� takie ci�kie. Nagle zobaczy� d�ug�, wysok� do ramion ha�d�,
kt�ra schodzi�a w dal z lodowego urwiska. Po jej grzbiecie st�pa�a Jackie.
Ch�opiec, chwiej�c si� i zataczaj�c, pr�bowa� biec po gruzowisku le��cych
na powierzchni kamieni, aby przy��czy� si� do przyjaci�ki. Gdy dotar� na
szczyt, wpad� w sw�j w�asny rytm biegu i wydawa�o mu si�, �e leci. Mia�
wra�enie, �e m�g�by tak biec bez ko�ca.
Wreszcie stan�� u boku dziewczynki. Popatrzyli za siebie, na lodow�
�cian� i krzykn�li ze strachu i rado�ci. Ca�y �wiat ci�gle podnosi� si�
w mg��. Snop porannego �wiat�a przes�czy� si� nad dzie�mi, jak topniej�-
ca woda. Nie mo�na by�o na ni� patrze�. Mocno za�zawionymi oczami Nir-
gal dostrzeg�, jak jego cie� na tle mg�y ociera si� o stercz�ce pod nim ska-
jy j jest otoczony jaskraw�, kolist� wst��k� t�czowego �wiat�a. Wrzasn��,
a Kojot ruszy� w g�r� do niego. Nirgal us�ysza� jego krzyk:
- Co si� sta�o? Czy co� jest nie w porz�dku?
Zatrzyma� si�, kiedy zobaczy� cie�.
- Hej, to aureola! To si� nazywa aureola! To jest jak Widmo Brocke-
nu. Zobacz sam! Pomachaj ramionami w g�r� i w d�! Sp�jrz na kolory!
Bo�e Wszechmog�cy, ale� ty jeste� szcz�liwcem, dzieciaku.
Pod wp�ywem jakiego� impulsu Nirgal stan�� blisko Jackie i ich au-
reole sta�y si� pojedynczym nimbem w po�yskuj�cych t�czowych barwach,
kt�re otacza�y jeden podw�jny, b��kitny cie�. Jackie roze�mia�a si� weso-
�o i odesz�a, by spr�bowa� zrobi� to samo z Peterem.
Mniej wi�cej w rok p�niej Nirgal i in-
ne dzieci wpad�y na pomys�, jak sobie radzi� ze szkoln� nud� w te dni,
kiedy prowadzi� zaj�cia Sax. Za ka�dym razem rozpoczyna� lekcj� sto-
j�c przodem do tablicy, a jego g�os brzmia� jak wyj�tkowo bezosobowe
AI. Dzieci za jego plecami przewraca�y oczami i stroi�y miny, kiedy pe-
rorowa� swoim monotonnym g�osem na temat ci�nienia cz�stkowego lub
promieni podczerwieni. Nagle kt�re� z nich w stosownym momencie za-
czyna�o gr�, w kt�rej Sax zawsze przegrywa�. M�wi� na przyk�ad co� ta-
kiego:
- W termogenezie niedrgaj�cej cia�o wytwarza ciep�o za pomoc� p�yt-
kich cykli...
W�wczas jedno z dzieci podnosi�o r�k� i pyta�o:
- Ale dlaczego, Sax?
Pozostali byli wpatrzeni w ekrany swoich komputer�w, nawet na sie-
bie nie zezuj�c, a Sax marszczy� brwi, jak gdyby mia� pierwszy raz do czy-
nienia z takim pytaniem i odpowiada�:
- No c�, cia�o niedrgaj�ce, by wytworzy� ciep�o nie potrzebuje tak
du�ej energii, jak drgaj�ce. Proteiny w mi�niach kurcz� si�, ale zamiast
Podskakiwa�, prze�lizguj� si� jedynie nad sob� i w ten spos�b tworzy si�
ciep�o.
Jackie, tonem tak szczerym, �e prawie ca�a klasa nie mog�a si� po-
wstrzyma� od �miechu, pyta�a:
-Ale jak?
Sax przez chwil� mruga� oczyma, tak szybko, �e dzieci nie nad��a�y
za nim wzrokiem, po czym o�wiadcza�:
- No c�, aminokwasy zawarte w proteinach przerywaj� wi�zania
atomowe i te p�kni�cia wyzwalaj� co�, co si� nazywa energi� dysocjacji
wi�zania.
- Ale dlaczego?
Mrugaj�c jeszcze intensywniej, Sax wyja�nia�:
- No c�, to po prostu kwestia fizyki. - Energicznie rysowa� na tabli-
cy wykres. - Wi�zania atomowe powstaj� w�wczas, kiedy dwa orbitale
atomowe ��cz� si� ze sob� i tworz� jeden orbital wi���cy. S� w nim elek-
trony z obu atom�w. Przerwanie wi�zania wyzwala od trzydziestu do stu
kilokalorii energii akumulowanej.
W tym momencie kilkoro dzieci pyta�o ch�rem: i
- Ale dlaczego?
To prowadzi�o nauczyciela do fizyki subatomowej, gdzie �a�cuchy
pyta� (�dlaczego?") i odpowiedzi (�poniewa�") mo�na by�o kontynuowa�
przez p� godziny, podczas kt�rej Sax nie wym�wi� nawet jednego zdania,
kt�re jego uczniowie potrafiliby zrozumie�. Wreszcie dzieci zaczyna�y wy-
czuwa�, �e gra powoli dobiega ko�ca.
- Ale dlaczego?
- No c� - Sax, patrz�c z ukosa, pr�bowa� wr�ci� do pocz�tku - ato-
my pragn� zachowa� swoj� sta�� liczb� elektron�w, a wi�c - kiedy zajdzie
potrzeba - b�d� dzieli� elektrony.
- ALE DLACZEGO?!
Ich nauczyciel ju� wpad� w pu�apk�.
- W taki spos�b po prostu wi��� si� atomy. To jest jeden ze sposo-
b�w...
- Ale dlaczego?!!
Wzruszenie ramionami.
- Tak dzia�a si�a atomu. Taka jest natura rzeczy...
A wszyscy jego s�uchacze odkrzykiwali ch�ralnie:
- ... w Wielkim Wybuchu.
Wyli z rado�ci, a Sax marszczy� czo�o, poniewa� u�wiadamia� sobie,
�e jego uczniowie po raz nie wiadomo ju� kt�ry zrobili mu ten sam dow-
cip. Wzdycha� i wraca� do tego miejsca swego wyk�adu, w kt�rym dzieci
rozpocz�y gr�. Ale za ka�dym razem, kiedy zaczyna�y j� znowu, zdawa�
si� o niej nie pami�ta�, o ile pierwsze �dlaczego" by�o wystarczaj�co wia-
rygodne. A nawet kiedy stwierdza�, co si� dzieje, zupe�nie nie potrafi� po-
wstrzyma� zabawy. Jedynym sposobem obrony, jaki zna�, by�o pytanie
z lekkim zmarszczeniem brwi: �Dlaczego co?" To zatrzymywa�o gr�, ale
tylko na jaki� czas, bowiem do�� szybko Nirgal i Jackie nauczyli si� odga-
dywa�, co w poprzednim zdaniu Saxa najbardziej zas�ugiwa�o na pytanie
�dlaczego" i p�ki im si� to udawa�o, Sax potrafi� jedynie odpowiada� na
kolejne pytania. �a�cuch kolejnych �dlatego" dociera� wi�c za ka�dym ra-
zem a� do Wielkiego Wybuchu albo, czasami, do pomruku naukowca: �Te-
go nie wiemy".
- Nie wiemy!? - odkrzykiwa�a klasa w pe�nym szyderstwa przera�e-
niu. - A dlaczego tego nie wiemy?
- Bo nie zosta�o wyja�nione - odpowiada� Sax, marszcz�c brwi. -
Jeszcze nie.
Tak up�ywa�y dobre poranki z Saxem; zreszt� zar�wno Sax, jak i dzie-
ci najwyra�niej zgadzali si� co do tego, �e taka lekcja jest lepsza ni� te,
kt�re zdarza�y si� w z�e poranki, kiedy ich nauczyciel nie pozwala� si�
wci�gn�� w zabaw� i protestowa�, m�wi�c: �To jest bardzo wa�na kwe-
stia", po czym nieprzerwanie kontynuowa� wyk�ad monotonnym g�osem.
A kiedy na chwil� odwraca� si� od tablicy, widzia� przed sob� rz�d g��w le-
��cych na biurkach. Niekt�re dzieci po prostu spa�y.
Pewnego ranka, my�l�c o marszcz�cym brwi Saxie, Nirgal poczeka�
w szkole po lekcjach tak d�ugo, a� zostali sami i spyta� go z ca�� powag�:
- Czemu nie lubisz, gdy nie potrafisz odpowiedzie� na pytanie �dla-
czego"?
Sax znowu zmarszczy� brwi. D�ugo milcza�, nast�pnie powoli odpo-
wiedzia�:
- Pr�buj� zrozumie�. Zwracam uwag� na r�ne rzeczy, wiesz, bar-
dzo dok�adnie je analizuj�. Tak uwa�nie, jak umiem. Koncentruj� si� na
specyfice danej chwili. Pragn� poj��, dlaczego co� dzieje si� w taki spo-
s�b, w jaki si� dzieje. Jestem ciekawy. S�dz� po prostu, �e wszystko dzie-
je si� z jakiego� okre�lonego powodu. Wszystko. I uwa�am, �e powinni-
�my zawsze potrafi� odgadn�� te powody. Kiedy nie mo�emy tego zro-
bi�... No c�. Nie lubi� tego. To mnie irytuje. Czasami to nazywam... -
Spojrza� nie�mia�o na Nirgala i ten zrozumia�, �e Sax nigdy nikomu jesz-
cze si� nie zwierza� ze swoich my�li: - Nazywam to Wielk� Niewyja-
�nion�.
To jest zupe�nie bia�y �wiat, u�wiadomi� sobie nagle Nirgal. Bia�y
�wiat wewn�trz zielonego, �wiat absolutnie przeciwstawny wobec �wia-
ta Hiroko, wobec jej zielonego �wiata, znajduj�cego si� wewn�trz bieli.
Sax i Hiroko zupe�nie inaczej odczuwaj�, pomy�la�. Gdy, patrz�c z zie-
lonej strony, Hiroko stawa�a w obliczu czego� tajemniczego, kocha�a t�
tajemnic� i tajemnica taj� uszcz�liwia�a - to by�a jej viriditas, jej �wi�-
ta si�a. Natomiast kiedy Sax, patrz�c z punktu widzenia bieli, mia� do czy-
nienia z tajemnic�, nazywa� j� Wielk� Niewyja�nion� i uwa�a� za niebez-
pieczn� oraz przera�aj�c�. Saxa interesowa�a prawda, Hiroko natomiast
rzeczywisto��. A mo�e chodzi o co� zupe�nie innego - s�owa s� takie
zwodnicze... Lepiej chyba powiedzie� po prostu, �e ona kocha zielony
�wiat, a on - bia�y.
- Ale� tak! - odpar� mu Michel, kiedy Nirgal wspomnia� o swej ob-
serwacji. - Bardzo dobrze, Nirgalu. Twoje spostrze�enie jest bardzo wni-
kliwe. W terminach archetypicznych mo�emy zielone nazwa� �mistycz-
nym", bia�e natomiast - �naukowym". Oba �wiaty s� niezwykle pot�ne,
sam kiedy� zrozumiesz. Jednak to, czego potrzebujemy, je�li chcesz us�y-
sze� moje zdanie, to kombinacja owych dw�ch czynnik�w, co�, co nazwa�-
bym �alchemicznym".
Ziele� i biel.
Popo�udnia dzieci mia�y wolne i mog�y robi� wszystko, na co mia�y
ochot�. Czasami zostawa�y z nauczycielem, kt�ry uczy� je tego dnia, ale
cz�ciej bieg�y na pla�� albo bawi�y si� w osadzie le��cej w skupisku ni-
skich wzg�rz, w p� drogi mi�dzy jeziorem i wej�ciem do tunelu. Wspina-
�y si� na spiralne schody du�ych, bambusowych dom�w na drzewach i ba-
wi�y si� w chowanego w pomieszczeniach magazynowych, konarach drzew
i ��cz�cych je wisz�cych mostach. Sypialnie bambusowe tworzy�y p�ksi�-
�yc, w kt�rym znajdowa�a si� niemal ca�a pozosta�a cz�� wioski; ka�dy
z wi�kszych konar�w mia� wysoko�� pi�ciu albo siedmiu segment�w. Ko-
lejny segment, umieszczony wy�ej, by� mniejszy od tego, nad kt�rym si�
znajdowa�. W szczytowych segmentach mia�y swoje pokoiki wszystkie
dzieci - ozdobione oknami pomieszczenia w kszta�cie pionowych walc�w,
szerokie na cztery, pi�� krok�w, niczym wie�e z czytanych na lekcjach
opowie�ci. Pod pomieszczeniami dzieci znajdowa�y si� pokoje doros�ych.
By�y przewa�nie jedno-, czasem dwuosobowe. Natomiast najni�sze seg-
menty pe�ni�y funkcj� salon�w.
Z okien szczytowych pokoik�w dzieci mog�y spojrze� na dachy wio-
ski, skupione w kr�gu wzg�rz, bambus�w i oran�erii, jak ma��e na p�yci�-
nie jeziora.
Je�li dzieci pozostawa�y na pla�y, szuka�y muszli, gra�y w dwa ognie
albo ponad wydmami rzuca�y strza�kami w skupiska piany. Zabawy te zwy-
kle wybierali Jackie i Harmakhis; przewodzili te� zespo�om, je�li decydo-
wano si� na gry zespo�owe. Za najstarsz� dw�jk� �lepo pod��a� Nirgal
i grupki m�odszych dzieci. ��czy�y je rozmaite przyja�nie, dzieli�y r�ne-
go rodzaju hierarchiczne podzia�y, podkre�lane bez ko�ca w codziennej
zabawie. Ma�y Frantz wyt�umaczy� kiedy� do�� brutalnie Nadii: �Harma-
khis bije Nirgala, Nirgal mnie, a ja dziewczyny". Cz�sto Nirgala m�czy�y
te gry, w kt�rych i tak zawsze zwyci�a� Harmakhis, tote� zdarza�o si�, i�
odsuwa� si� od reszty i - co sprawia�o mu wi�ksz� przyjemno�� - rusza�,
by obiec kilka razy jezioro. Czyni� to powoli, pewnie i spokojnie, a po ja-
kim� czasie wpada� w sw�j miarowy, optymalny rytm biegu. W tym tem-
pie m�g� obiega� jezioro a� do wieczora. Sprawia�o mu to rado�� i o�ywia-
�o go. Tak po prostu biec, biec i biec...
Pod kopu�� zawsze by�o zimno, o�wietlenie jednak�e stale si� zmie-
nia�o. Latem kopu�a przez ca�y czas jarzy�a si� biel� i b��kitem, a snopy
roz�wietlonego powietrza rozchodzi�y si� promiennie spod umieszczone-
go wysoko �wietlika. Zim� by�o ciemno, kopu�a natomiast l�ni�a odbitym
�wiat�em lamp, niczym we wn�trzu muszli ma��a. Wiosn� i jesieni� popo-
�udniowa jasno�� bywa�a przyt�umiona a� do szaro�ci i osobliwych barw
upiornego mroku, pe�nego rozmaitych odcieni szaro�ci; bambusowe li�cie
i ig�y sosen wygl�da�y niczym tkni�te tuszem na tle kredowej bieli kopu-
ty. W te popo�udnia oran�erie przypomina�y ogromne lampiony na wzg�-
rzach; dzieci, jak mewy drepta�y do domu na prze�aj lub kierowa�y si� do
�a�ni. Tam, w d�ugim budynku obok kuchni, zdejmowa�y ubrania i wska-
kiwa�y do g��wnej wanny, pe�nej paruj�cej wody. �lizga�y si� po kafelkach
dna basenu i w miar� jak z coraz wi�kszym o�ywieniem opryskiwa�y si�
wod� wok� mocz�cych si� starc�w o ��wich twarzach i pomarszczonych
ow�osionych cia�ach, zaczyna�y odczuwa� ogarniaj�ce je przyjemne cie-
p�o.
Po tej �mokrej" godzinie ubiera�y si� i sz�y ca�� grup� do kuchni, gdzie
kolejno nape�nia�y talerze, a potem siada�y przy d�ugich sto�ach, rozstawio-
nych mi�dzy sto�ami doros�ych.
Osada liczy�a stu dwudziestu czterech sta�ych mieszka�c�w, ale zwy-
kle pomieszkiwa�o w niej oko�o dwustu os�b.
Kiedy wszyscy si� usadowili, podnosili dzbany z wod� i nalewali so-
bie nawzajem, a nast�pnie z apetytem zajadali gor�cy posi�ek: ziemniaki,
tortille, spaghetti, tabouli, chleb, sto rodzaj�w warzyw, a od czasu do cza-
su ryb� lub dr�b. Po jedzeniu doro�li wdawali si� w rozmowy o ro�linach
uprawnych, o rickoverze, starym pr�dkim reaktorze ca�kowym, kt�ry bar-
dzo lubili, albo o Ziemi, dzieci natomiast sprz�ta�y ze sto��w, po czym
przez godzin� bawi�y si� przy w��czonej muzyce, a� wreszcie wszyscy po-
woli zaczynali si� gotowa� do snu.
Pewnego dnia, tu� przed kolacj�, z okolic czapy polarnej przyby�a do
osady grupa dwudziestu dw�ch os�b. Ich ma�a kopu�a straci�a ekosystem,
co Hiroko nazwa�a spiralnym kompleksem utraty r�wnowagi. Sko�czy�y
si� r�wnie� zapasy, tote� potrzebowali nowego schronienia.
Hiroko umie�ci�a nowo przyby�ych w trzech, b�d�cych jeszcze w bu-
dowie, domach na drzewach. Go�cie wspi�li si� na spiralne schody na ze-
wn�trz mocnych, zaokr�glonych konar�w i zacz�li protestowa� przeciwko
surowym cylindrycznym segmentom z wyci�tymi w nich drzwiami i okna-
mi. Hiroko sk�oni�a ich wi�c, aby uko�czyli budow� tych pomieszcze� oraz
by postawili now� oran�eri� na skraju osady. Dla wszystkich by�o oczywi-
ste, �e Zygota nie dysponowa�a tak du�ymi zapasami jedzenia, by starczy-
�o dla wszystkich potrzebuj�cych. Dzieci jad�y najskromniej jak tylko mo-
g�y, na�laduj�c w tym doros�ych.
- Powinni�my nazwa� to miejsce Gamet� - odezwa� si� do Hiroko
Kojot podczas swej nast�pnej bytno�ci. Za�mia� si� przy tym zgrzytliwie.
Japonka w odpowiedzi machn�a tylko d�oni�. Mo�e po prostu jakie�
zmartwienia oddala�y j� od realnego �wiata. Sp�dza�a teraz ca�e dnie przy
pracy w oran�eriach i rzadko uczy�a dzieci. A je�li ju� tak si� zdarzy�o,
uczniowie pod��ali za ni� z powrotem ku cieplarniom, gdzie dla niej pra-
cowali: zbierali plony, rozrzucali kompost, pielili.
- Ona zupe�nie o nas nie dba - gniewnie o�wiadczy� Harmakhis. By-
�o to pewnego popo�udnia, gdy schodzili po pla�y, a on skierowa� swoj�
skarg� do Nirgala. - Zreszt� tak naprawd� wcale nie jest nasz� matk�.
Poprowadzi� wszystkie dzieci do laboratori�w obok wypuk�ego tune-
lu oran�erii. Stale je przy tym pop�dza�, co -jak zawsze - dawa�o pozytyw-
ne rezultaty.
Gdy znale�li si� wewn�trz, wskaza� na szereg magnezowych zbiorni-
k�w, przypominaj�cych lod�wki i o�wiadczy�:
- To s� nasze prawdziwe matki. Tu w�a�nie dorastali�my. Powiedzia�
mi o tym Kasei... potem spyta�em Hiroko, a ona potwierdzi�a. Jeste�my ek-
togenami. Nie urodzili�my si�, ale zostali�my de-kan-to-wa-ni! - Spojrza�
z triumfem na grup� dzieci - przera�onych, a jednocze�nie zafascynowa-
nych. Nast�pnie pi�ci� uderzy� Nirgala prosto w pier�, a� ch�opiec zato-
czy� si� i cofn�� o kilka krok�w, po czym wyszed� ze strasznymi s�owami
na ustach: - Nie mamy rodzic�w.
Przybysze stanowili obecnie nie lada obci��enie dla kolonii, ale ich
wizyty nadal wzbudza�y zainteresowanie sta�ych mieszka�c�w. Ju�
pierwszego dnia wielu spo�r�d nich do p�na towarzyszy�o odwiedzaj�-
cym. Z ciekawo�ci� i podnieceniem ch�on�li wszelkie informacje na te-
mat innych ukrytych osad. W strefie po�udniowopolarnej istnia�a ca�a ich
sie�. Na mapie w komputerze Nirgala zosta�y zaznaczone czerwonymi
kropkami wszystkie trzydzie�ci cztery. Nadia i Hiroko podejrzewa�y jed-
nak, �e jest ich znacznie wi�cej: w innych sieciach na p�nocy albo w ca�-
kowitej izolacji. Skoro jednak wszyscy utrzymywali cisz� radiow�, nie
mogli si� upewni� co do tej kwestii. Tak czy owak, nowiny by�y w cenie
- stanowi�y zwykle najwarto�ciowsz� rzecz, jak� mogli zaoferowa� prze-
je�d�aj�cy go�cie, nawet je�li przybywali ob�adowani prezentami (a zwy-
kle tak by�o). Rozdawali wszystko, co zdo�ali sami wytworzy�, lub otrzy-;
ma� w poprzednim miejscu, wszystko, co ich gospodarze mogliby uzna�
za u�yteczne.
Podczas tych wizyt Nirgal uwa�nie s�ucha� d�ugich o�ywionych noc-
nych rozm�w; zwykle siedzia� na pod�odze lub chodzi� po pomieszcze-
niu nape�niaj�c herbat� fili�anki doros�ych. Coraz cz�ciej potwierdza�
swoje odczucia, �e zupe�nie nie rozumie zasad tego �wiata. Nie pojmo-
wa� zw�aszcza post�powania ludzi. Oczywi�cie, rozumia� og�lnie sytu-
uj� _ wiedzia�, �e na Marsie istniej� dwie, rywalizuj�ce ze sob� strony,
kt�re walcz� o przej�cie kontroli nad planet�, �e Zygota jest przyw�dc�
ich" strony, co wydawa�o mu si� pozytywne, i �e areofania w ko�cu za-
triumfuje. Przera�aj�cy natomiast wydawa� mu si� sam fakt udzia�u w tej
walce, poczucie, �e si� jest jedn� z decyduj�cych cz�steczek historii. Cz�-
sto nie m�g� z tego powodu zasn�� - kiedy wreszcie trafia� p�no w no-
cy do ��ka, jego umys� wirowa� a� do �witu, atakuj�c go rozmaitymi wi-
zjami. On sam by� w nich bohaterem, kt�ry przyczynia� si� do zako�cze-
nia wielkiego dramatu, zadziwiaj�c Jackie i wszystkich mieszka�c�w Zy-
goty.
Czasami, pragn�c si� dowiedzie� czego� wi�cej, pods�uchiwa� nawet
rozmowy doros�ych. Le�a� w�wczas na tapczanie w rogu i patrzy� w ekran
komputera, udaj�c, �e rozmy�la lub czyta. Do�� cz�sto siedz�cy w pobli�u
doro�li nie zdawali sobie sprawy z tego, �e ch�opiec s�ucha. Zdarza�o si� na-
wet, �e rozmawiali przy nim o dzieciach Zygoty, cho� przewa�nie by�o to
w�wczas, gdy Nirgal czai� si� w holu.
- Zauwa�y�e�, �e wi�kszo�� z nich jest lewor�czna?
- Hiroko musia�a si� zabawia� ich genami, jak pragn� zdrowia.
- Ona twierdzi, �e nie.
- Wszystkie s� ju� prawie tak wysokie jak ja.
- To tylko kwestia grawitacji. Hm, sp�jrz na Petera i reszt� nisei. Uro-
dzili si� w spos�b naturalny, a r�wnie� wi�kszo�� z nich jest s�usznego
wzrostu. Ale lewor�czno��... To musi mie� zwi�zek z genetyk�.
- Pewnego dnia Hiroko powiedzia�a mi, �e istnieje prosta wstawka
transgeniczna, kt�ra powoduje wzrost rozmiaru cia�a modzelowatego
w m�zgu. Mo�e przy nim majstrowa�a i lewor�czno�� jest rezultatem tego
dzia�ania.
- S�dzi�em, �e przyczyn� lewor�czno�ci jest uszkodzenie m�zgu.
- Tego nikt nie wie. My�l�, �e fakt, i� dzieci maj� sprawniejsz� lew�
r�k�, tak�e zaskoczy� Hiroko.
- Nie mog� uwierzy�, �e mog�a si� zabawia� chromosomami po to
tylko, aby rozwin�� m�zg.
- Pami�taj, �e najwcze�niejszy etap rozwoju tych dzieci przebiega�
ektogenicznie... Mia�a �atwiejszy dost�p...
- S�ysza�em, �e ich ko�ci s� s�abe.
- Zgadza si�. Na Ziemi mia�yby problemy. Nie poradzi�yby sobie.
- To znowu kwestia ci��enia. I problem nas wszystkich, szczerze m�-
wi�c.
- Nie musisz mnie przekonywa�. Z�ama�em przedrami�, lekko ma-
chaj�c rakiet� tenisow�.
- Lewor�czni giganci, ludzie-ptaki, oto co nam tutaj wyrasta. Je�li
chcecie zna� moj� opini�, uwa�am �e jest to dziwaczne. Wystarczy popa-
trze�, jak biegaj� po wydmach, sprawiaj� wra�enie, �e lada chwila unios�
si� w powietrze i zaczn� lata�.
Tej nocy Nirgal, jak zwykle, mia� k�opoty z za�ni�ciem. �Ektogeni",
�transgeniczny"... S�owa te sprawi�y, �e poczu� si� bardzo dziwnie. �wia-
ty bia�y i zielony, spiralnie skr�cone w jedno... Ch�opiec niespokojnie prze-
wraca� si� w po�cieli i godzinami rozmy�la�, sk�d u niego ten niepok�j. Za-
stanawia� si� te�, co w�a�ciwie powinien odczuwa�.
W ko�cu, kiedy wyczerpany zasn��, przy�ni� mu si� sen. Przed t� no-
c� wszystkie jego sny dotyczy�y Zygoty, teraz jednak �ni�, �e leci w po-
wietrzu, ponad powierzchni� Marsa. Le��cy pod nim l�d by� poci�ty ol-
brzymimi, czerwonymi kanionami, a wulkany wyrasta�y wysoko, niemal
do poziomu jego lotu. W powietrzu goni�o go jakie� stworzenie, co� du�o
wi�kszego i szybszego ni� on sam, co�, co mia�o skrzyd�a, kt�re g�o�no
trzepota�y, zw�aszcza gdy tajemnicza istota opad�a ze s�o�ca i ogromnymi
szponami usi�owa�a chwyci� Nirgala. Lec�c, ch�opiec wyci�gn�� ku stwo-
rzeniu r�ce i z jego paznokci wystrzeli�y wi�zki b�yskawic. Stw�r zachwia�
si�, po czym zacz�� si� gotowa� do kolejnego ataku. I wtedy Nirgal si� obu-
dzi�. Czu�, jak pulsuj� mu palce, a serce wali niczym generator fal. Ka-tam,
Ka-tam, Ka-tam.
Nast�pnego popo�udnia generator fal �zako�ysa� zbyt dobrze", jak
to wy�uszczy�a Jackie. Dzieci bawi�y si� na pla�y i wydawa�o im si�, �e
dobrze oceniaj� wielko�� fal, potem jednak przez lodowy filigran prze-
p�yn�a naprawd� spora fala, kt�ra uderzy�a Nirgala, �cinaj�c go z n�g
i pchn�a w ty� lodowego pasma, jednocze�nie gwa�townie ci�gn�c sto-
py ch�opca ku przodowi. Nirgal broni� si�, rozpaczliwie chwytaj�c po-
wietrze, ale mimo wszystko upad� w szokuj�co lodowat� wod�. Nie uda-
�o mu si� w por� uciec, tote� przykry�a go woda, po czym zala�a kolejna
p�dz�ca fala.
Jackie chwyci�a go za rami� i za w�osy, pr�buj�c wyci�ga� z powro-
tem na lodowe pasmo. Harmakhis pom�g� im obojgu wsta�, krzycz�c
w k�ko:
- Nic wam nie jest? Nic wam si� nie sta�o?
W Zygocie panowa�a taka zasada, �e je�li kto� zm�k�, musia� jak
najszybciej wraca� do osady, dlatego te� Nirgal i Jackie starali si� na-
tychmiast wsta�, a gdy im si� uda�o, pop�dzili przez wydmy, prosto na
�cie�k� prowadz�c� do wioski; reszta dzieci wlok�a si� daleko za nimi.
Lodowaty wiatr bezlito�nie smaga� mokre cia�ka dwojga pechowc�w.
Biegli prosto do �a�ni, zmarzni�ci na ko�� wpadli do pomieszczenia
i dr��cymi r�koma zacz�li z siebie zrywa� zesztywnia�e ubrania. Poma-
gali im w tym Nadia, Sax, Michel i Rya, kt�rzy przyszli si� akurat wy-
k�pa�.
Kiedy doro�li wpychali go wraz z Jackie na p�ycizn� du�ej wsp�lnej
wanny, Nirgal przypomnia� sobie sw�j sen i powiedzia�:
- Czekajcie, chwileczk�... czekajcie.
Wszyscy os�upieli. Ch�opiec zamkn�� oczy i wstrzyma� oddech. Kur-
czowo �ciska� zimne rami� Jackie. Oczyma wyobra�ni zobaczy� si� po-
nownie we �nie i poczu�, jak p�ynie po niebie. Gor�ce wi�zki z paznokci.
Bia�y �wiat w zielonym.
Poszuka� w �rodku siebie miejsca, kt�re zawsze by�o w nim i zawsze
pozostawa�o ciep�e. Znalaz� je i z ka�dym kolejnym oddechem wypycha�
ciep�o coraz bardziej na zewn�trz, ku sk�rze. Nie by�o to �atwe, ale poczu�,
�e pr�ba zaczyna si� udawa�: ciep�o jak ogie� wchodzi�o mu w �ebra, a na-
st�pnie rozchodzi�o si� po ramionach i nogach, ku d�oniom i stopom. Le-
w� r�k� nadal trzyma� Jackie. Popatrzy� na jej go�e, bia�e cia�o, pokryte g�-
si� sk�rk� i skoncentrowa� si� mocno, by wys�a� nieco ciep�a w jej kierun-
ku. Po chwili zadr�a� lekko, cho� ju� nie z zimna.
- Jeste� ciep�y - krzykn�a nagle Jackie.
- Poczuj to ciep�o - odpar� i dziewczynka na kilka sekund znalaz�a
si� w jego u�cisku. Potem sp�oszy�a si�, spojrza�a na niego uwa�nie, uwol-
ni�a si� i wesz�a do wanny. Nirgal sta� na kraw�dzi basenu, a� dr�enie
usta�o.
- Uff- sapn�a Nadia. - To jest co� w rodzaju rozgrzania metabolicz-
nego. S�ysza�am o tym, ale nigdy dot�d nie widzia�am nikogo, kto potra-
fi�by je zastosowa�.
- Czy wiesz, jak to zrobi�e�? - spyta� go Sax. Podobnie jak pozosta-
li - Nadia, Michel i Rya - bacznie si� wpatrywa� w Nirgala. Wszyscy
byli tak zaciekawieni, �e ch�opiec, speszony, nic nie m�g� z siebie wy-
dusi�.
Potrz�sn�� wi�c tylko przecz�co g�ow�. Potem usiad� na betonowym
progu wanny. Czu� si� bardzo wyczerpany. Wsun�� stopy do wody, kt�ra
wyda�a mu si� gor�ca niczym p�ynny ogie�. Ryba w wodzie, uwalnianie
si�, start w powietrze, ogie� wewn�trz cia�a, bia�e w zielonym, alchemia,
szybowanie wraz z or�ami... b�yskawice strzelaj�ce z paznokci!
Od tej pory ludzie zacz�li bacznie go ob-
serwowa�. Ilekro� si� roze�mia� albo powiedzia� co� niezwyk�ego, nawet
mieszka�cy Zygoty posy�ali mu sonduj�ce spojrzenia, zw�aszcza gdy wy-
dawa�o si� im, �e Nirgal tego nie dostrzega. Zreszt� rzeczywi�cie �atwiej
by�o mu udawa�, �e niczego nie zauwa�a.
Niestety, przyjezdni byli bardziej bezpo�redni.
- Och, to ty jeste� Nirgal - powiedzia�a znacz�co pewna niska kobie-
ta o rudych w�osach. - S�ysza�am, �e jeste� bardzo bystry. - Niezupe�nie
zrozumiawszy, co mia�a na my�li, ch�opiec zarumieni� si� i potrz�sn�� g�o-
w�, podczas gdy kobieta spokojnie mu si� przypatrywa�a. Wreszcie doko-
na�a chyba jakiej� oceny, poniewa� u�miechn�a si� i r�wnie� potrz�sn�a
g�ow�. - Mi�o ci� pozna�.
Pewnego dnia, kiedy mieli mniej wi�cej po pi�� marsja�skich lat, Jac-
kie przynios�a ze sob� do szko�y stary przeno�ny komputer. Tego dnia
uczy�a ich Maja. Lekcewa��c piorunuj�ce spojrzenia nauczycielki, Jackie
pokaza�a wszystkim urz�dzenie.
- To AI mojego dziadka. Jest w nim zarejestrowane wiele s��w, kt�-
re wypowiedzia�. Da� mi to Kasei.
Kasei opu�ci� Zygot�, aby si� przeprowadzi� do innej kryj�wki, cho�
niestety nie do tej, w kt�rej mieszka�a Esther.
Jackie w��czy�a mikrokomputer i powiedzia�a:
- Pauline, odtw�rz nam co�, co m�wi� m�j dziadek.
- A wi�c wreszcie tu przylecieli�my - odezwa� si� m�ski g�os.
- Nie, nie to. Co� innego. Odtw�rz co�, co powiedzia� na temat ukry-
tej kolonii.
Ponownie us�yszeli ten sam m�ski g�os:
- Ukryta kolonia musi si� ci�gle kontaktowa� z koloniami powierzch-
niowymi. Istnieje zbyt wiele rzeczy, kt�rych nie mo�na wytworzy�
w schronie. Przede wszystkim, jak s�dz�... atomowych pr�t�w paliwowych.
�atwo je wykry�, tote� dowody ich istnienia wskaza�yby natychmiast miej-
sce ukrycia kolonii.
Dalej nie mogli s�ucha�. Maja kaza�a Jackie odstawi� komputer i za-
cz�a kolejn� lekcj�jiistorii. Opowiada�a po rosyjsku o dziewi�tnastym
wieku. Zdania, kt�re wypowiada�a, by�y tak kr�tkie i chropowate, �e a�
wywo�ywa�y dr�enie g�osu. Potem uczy�a ich algebry. Ten przedmiot
szczeg�lnie sobie ceni�a, ci�gle przypominaj�c dzieciom, aby po�wi�ca�y
mu wiele czasu i uwagi.
- Nie otrzymujecie tu najlepszej edukacji - m�wi�a ze smutkiem
i dezaprobat�. - Je�li jednak dobrze opanujecie podstawy matematyki,
w przysz�o�ci b�dziecie mogli nadrobi� wasze braki.
Skarci�a spojrzeniem siedz�ce przed ni� dzieci i za��da�a odpowiedzi
na nast�pne pytanie.
Nirgal, patrz�c na ni� przypomnia� sobie, �e kiedy� nazywa� j� Z��
Czarownic�. By�oby dziwnie by� ni�, pomy�la�, niekiedy tak� zawzi�t�,
a innym razem weso��. Gdy patrzy� na poszczeg�lne