4604

Szczegóły
Tytuł 4604
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4604 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4604 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4604 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Glen Cook Ogie� w jego d�oniach Tom IV cyklu �Imperium grozy� Prze�o�y� Jan Kar�owski Data wydania orygina�u: 1984 Data wydania polskiego: 2000 Spis tre�ci �Rozdzia� pierwszy � Narodziny mesjasza �Rozdzia� drugi � Ziarna nienawi�ci, korzenie wojny �Rozdzia� trzeci � Drobna potyczka w innym miejscu i czasie �Rozdzia� czwarty � �wist szabli �Rozdzia� pi�ty � Cie� nad fortec� �Rozdzia� sz�sty � Do obcych kr�lestw �Rozdzia� si�dmy � Wadi el Kuf �Rozdzia� �smy � Zamek wierny i zdecydowany �Rozdzia� dziewi�ty � Dojrzewanie �o�nierzy �Rozdzia� dziesi�ty � Potyczka przy S�onym Jeziorze �Rozdzia� jedenasty � Uderza grom �Rozdzia� dwunasty � Nocne dzie�o �Rozdzia� trzynasty � Anio� �Rozdzia� czternasty � Skradzione sny �Rozdzia� pi�tnasty � Kr�l Bez Tronu Ksi��k� t� dedykuj� Jenny Menkinnen, bibliotekarce, kt�rej niezmordowanemu wysi�kowi zawdzi�czam, �e podczas wszystkich lat ch�opi�cej m�odo�ci moja ��d� nigdy nie zboczy�a z kursu. By� mo�e to wszystko jest Twoj� win�. Rozdzia� pierwszy Narodziny mesjasza Ka�ra�wana prze�pe��z�a przez ka�mie�niste ko�ryto wadi i za�cz�a zako�sami wspina� si� mi�dzy wzg�rza. Znu�dzone wiel�b��dy wy�dep�ty�wa�y szlak, wy�zu�tymi z wdzi�ku kro�kami po�ko�nuj�c ko�lejne mile zna�cz�ce ich �y�woty. Ca��o�� nie�wiel�kiej, znu��onej ka�ra�wany sk�a�da�a si� z dwu�nastu um�czo�nych zwie�rz�t i sze��ciu wy�czer�pa�nych ludzi.Zbli��ali si� ju� do kresu swej po�dr�y. Od�poczn� kr�tko w El Aqu�ila i znowu po�dejm� prze�praw� przez Sahel, uda�j�c si� po ko�lejny �adu�nek soli.Ob�ser�wo�wa�o ich dziewi�� par oczu.Teraz wiel�b��dy nio�s�y na swych grzbietach s�od�kie dak�tyle, szmaragdy z Je�bal al Alf Dhulquar�neni i re�likty epoki im�pe�rial�nej ce�nione przez kup�c�w z Hel�lin Da�imiel. Za�p�at� za to�wary b�dzie s�l wy�do�byta z dale�kiego za�chodniego mo�rza.Ka�ra�wa�nie przewo�dzi� po�su�ni�ty w la�tach ku�piec Sidi al Rhami. To on kie�rowa� ro�dzin�nym inte�re�sem. To�wa�rzy�szyli mu bra�cia, ku�zyni i sy�no�wie. Naj�m�odszy ch�o�pak, Mi�cah, led�wie sko�czy� dwa�na��cie lat � by�a to jego pierwsza po�dr� ro�dzinn� tras�.Tych, kt�rzy ob�ser�wo�wali ich czuj�nie z ukry�cia, nie ob�cho�dzi�o, kogo maj� przed sob�.Ich w�dz wy�zna�czy� ka��demu jego ofiar�. Poru�szyli si� nie�ch�t�nie. Po�wie�trze dr�a�o od upa�u, s�o�ce ca�� moc� swego bla�sku pra��y�o ich g�owy. By� to naj�go�r�t�szy dzie� naj�go�r�t�szego lata, jakie pa�mi�tano.Wielb��dy, ci�ko st��paj�c, we�sz�y w �mierteln� pu��apk� w��wozu.Ban�dyci wy�sko�czyli zza ska�. Wyli ni�czym sza�kale.Tra�fiony w g�ow�, Mi�cah pad� jako pierwszy. W uszach a� mu za�dzwoni�o od si�y ciosu. Le�dwie star�czy�o mu czasu, by poj��, co si� dzieje.Wsz�dzie, do�k�d�kol�wiek po�dr�o�wa�a ka�ra�wana, lu�dzie ga�dali, �e jest to lato z�a. Nigdy dot�d s�o�ce nie by�o tak pa�l�ce, a oazy tak suche.W rze�czy sa�mej, mu�sia�o by� to lato z�a, skoro nie�kt�rzy upa�dli tak nisko, by ra�bo�wa� ka�ra�wany z sol�. Sta�ro��ytne prawa i oby�czaje chro�ni�y je na�wet przed �u�pie��czymi prakty�kami po�bor�c�w po�dat�ko�wych � tych ban�dy�t�w, kt�rych usprawie�dli�wia� fakt, �e kra�dli w imi� kr�la.Mi�cah od�zy�ska� �wiado�mo�� kilka go�dzin p�niej. Nie�wiele po�trze�bo�wa� czasu, aby po��a��o�wa�, �e r�w�nie� nie zgi�n��. B�l po�trafi� znie��. By� w ko�cu sy�nem Hammad al Nakir. A dzieci Pu�styni �mierci szybko har�to�wa�y si� w ogni�stym pale�nisku.My�l o �mierci sprowa�dzi�a na� bez�rad�no��, jak� od�czu�wa�.Nie po�trafi� od�stra�szy� pa�dli�no��er�c�w. By� zbyt s�aby. Usiad� i p�a�ka�, pod�czas gdy hieny szar�pa�y cia�a jego krewnych i wa�dzi�y si� o smacz�niej�sze k�ski.Wo�k� spo�czy�wa�y cia�a dziewi�ciu ludzi i jed�nego wiel�b��da. Ch�opak sam by� w bar�dzo kiep�skim sta�nie. Przy ka��dym ruchu dzwoni�o mu w uszach i dwoi�o si� w oczach. Chwilami wy�da�wa�o mu si�, �e s�y�szy wo��anie. Nie zwraca� na nie uwagi, tylko upo�rczywie brn�� w stron� El Aqu�ila, wy�czer�puj��cymi, skrom�nymi Ody�se�jami d�u�go�ci stu jar�d�w.Co chwila tra�ci� przytom�no��.Za pi��tym lub sz�stym ra�zem zbu�dzi� si� w ni�skiej ja�skini, kt�r� wy�pe��nia�a ci�ka wo� cha�rak�tery�styczna dla lisa. B�l �upa� to w jed�nej, to w dru�giej skroni. Przez ca�e �ycie n�ka�y go b�le g�owy, jed�nak nigdy a� tak nie�zno��ne jak ten. J�k�n��. Z jego ust wy�doby� si� �a�o�sny pisk.� Ach. Obu�dzi��e� si� ju�. Do�brze. Masz, wy�pij to.W g��bo�kim cie�niu do�strzeg� syl�wetk� przy�kuc�ni�tego cz�o�wieka, ni�skiego i nie�zwy�kle sta�rego. Po�marsz�czona d�o� po�da�a mu bla�szany ku�bek. Jego dno led�wie zwil��a�a jaka� ciemna, aro�ma�tyczna ciecz.Mi�cah wypi� wszystko. I zn�w po�gr���y� si� w za�po�mnieniu.Jed�nak nie prze�sta� s�y�sze� odle�g�ych g�o�s�w, kt�re bez ko�ca m�wi�y o wie�rze, Bogu i prze�zna�cze�niu, jakie staje przed sy�nami Hammad al Nakir.Anio� opie�ko�wa� si� nim przez ca�e tygo�dnie i kar�mi� go nie milkn��cymi na�wet na mo�ment lita�niami d�i�had. Cza�sami, w bez�ksiꭿy�cowe noce, bra� Mi�caha na grzbiet swego skrzydla�tego konia, by po�kaza� mu wielki �wiat. Ar�gon. Ita�ski�. Hel�lin Da�imiel. Gog-Ah�lan � obr�cone w ruin�. Dunno Scuttari. Necrem�nos. Throyes. Freylandi�. Sam� Hammad al Nakir, Po�mniejsze Kr�le�stwa i jesz�cze tyle, tyle in�nych krain. I bez ko�ca po�wta�rza� mu anio�, �e zie�mie te na�le�y zmu�si�, by ugi�y swe ko�lana przed Bo�giem, jak to uczyni�y za dni Im�pe�rium. B�g, wieczny prze�cie�, by� cier�pliwy. B�g by� sprawie�dliwy. B�g wszystko ro�zu�mia�. Ale Boga nie�po�koi�o od�st�p�stwo jego Wy�bra�nych. Nie dbali ju� o to, by nie�� Prawd� po��r�d ludy.Anio� nie chcia� od�po�wia�da� na �adne pyta�nia. Kar�ci� tylko sy�n�w Hammad al Nakir, kt�rzy po�zwo�lili, by pa�cho��ko�wie Z�ego st�pili ich wol� s�u��enia Prawdzie. * * *Cztery wieki przed naro�dzi�nami Mi�caha al Rhami ist�nia�o mia�sto zwane Il�kaza�rem, kt�rego w�a�dza ob�j�a ca�y za�ch�d. Jed�nak jego kr�lowie byli okrutni i na�zbyt cz�sto po�zwalali, by kie�ro�wa�y nimi pod�szepty cza�row�ni�k�w, my��l��cych wy���cz�nie o w�a�snej ko�rzy��ci.A cza�row�ni�k�w tych �ci�ga�o sta�ro��ytne pro�roc�two. G�o�si�o ono, �e przez ko�biet� Im�pe�rium spo�tka za�g�ada. Nic wi�c dziwnego, i� ci po�nurzy ne�kro�manci bez �ladu lito��ci g�a�dzili wszystkie w�a�da�j�ce Moc� ko�biety.Za rz��d�w Yilisa, ostatniego Im�pe�ra�tora, spa�lono ko�biet� o imie�niu Smy�rena.Po�zo�sta�wi�a syna; ist�nie�nie dziecka umkn�o uwagi jej ka�t�w. Syn �w wy�emi�gro�wa� do Shin�san. Uczy� si� pod kie�run�kiem Te�rvola i Ksi����t Tauma�tur�g�w Im�pe�rium Grozy. A po�tem po�wr�ci�, zgorzk�nia�y i prze�pe��niony ��dz� ze�msty.Teraz by� ju� po�t꿭nym cza�row�ni�kiem. Pod jego sztandary �ci��gali wszyscy wro�go�wie Im�pe�rium. Roz�p�ta� naj�okrutniej�sz� z wo�jen, jakie pa�mi�ta�a ta zie�mia. Cza�row�nicy Uka�zani tak�e byli po�t�ni, a ofi�ce�rowie i pro��ci �o��nie�rze Im�pe�rium wierni i za�pra�wieni w bo�jach. Czary w�dro�wa�y po��r�d nie�ko�cz��cych si� nocy i po��e�ra�y ca�e na�rody.Za owych cza�s�w Im�pe�rium by�o �yzne i bo�gate. Wojna uczyni�a z niego roz�leg��, ka�mie�nist� r�w�nin�. Ko�ryta wiel�kich rzek za�mie�ni�y si� w ka�na�y martwego pia�sku, a kra�ina zy�ska�a sobie miano Hammad al Nakir, Pu�styni �mierci. Po�tom�ko�wie kr�l�w � obr�ceni w drobnych wa�ta��k�w band ob�szar�pa�c�w � rze�zali si� w ma�le�kich krwawych wa��niach o b�ot�niste dziury na�zy�wane oa�zami.Tak by�o, do�p�ki jedna z ro�dzin, mia�no�wicie Qu�esani, nie zdo�by�a po�zycji no�mi�nal�nego przy�najmniej su�we�rena na te�ryto�rium pu�styni, za�pew�nia�j�c tym sa�mym kru�chy, cz�sto zry�wany pok�j. Do�piero wtedy na po�y spa�cyfi�ko�wane ple�miona za�cz�y wznosi� nie�wiel�kie osady i od�na�wia� stare �wi�tynie.Sy�no�wie Hammad al Nakir byli lu�dem reli�gij�nym. Je�dynie wiara w to, �e trudy, ja�kie prze��y�waj�, sta�no�wi� pr�b� ze�s�an� im przez Boga, po�zwala�a znie�� upaln� po�god�, pu�sty�ni� i dzi�ko�� s��sia�d�w. Tylko nie�wzruszone prze�ko�nanie, �e B�g pew�nego dnia zli�tuje si� i przywr�ci im na�le�ne miej�sce po��r�d naro�d�w, da�wa�o si�y do dal�szego bo�ryka�nia si� z �y�ciem.Ale reli�gia ich im�pe�rial�nych przodk�w sto�sowna by�a dla lu�d�w osia�d�ych, rol�ni�k�w i miesz�ka�c�w miast. Hie�rar�chie teo�lo�giczne nie upa�d�y wraz z ziemskimi. W miar� jak po�kole�nia mi�ja�y, a Pan nie chcia� si� zli�to�wa�, zwy�kli lu�dzie od�dalali si� coraz bar�dziej od ka�p�a�n�w, kt�rzy nie�zdolni wy�zby� si� histo�rycz�nej iner�cji, nie po�trafili za�adaptowa� do�gmat�w do wa�run�k�w �ycia ple�mion ko�czowni�czych, przy�zwy�cza�jo�nych wa��y� wszystko na deli�kat�nych sza�lach �mierci. * * *Lato by�o chyba naj�sro��sze od czasu tych, kt�re przy�sz�y bez�po��red�nio po Upadku. Zbli��a�j�ca si� je�sie� nie nio�s�a �ad�nej obietnicy ulgi. Oazy wy�sy�cha�y. Gwa�ran�to�wany przez w�a�dz� po�rz��dek po�woli wy�my�ka� si� z r�k Ko�rony i ka�p�a�n�w. Na�rasta� chaos, w miar� jak zde�spe�ro�wani lu�dzie po�wra�cali do trybu �ycia za�mkni�tego w b��d�nym kr�gu wzajem�nych napa��ci i msz�cze�nia do�zna�nych krzywd, m�odsi ka�p�ani za� wy�st�po�wali prze�ciwko star�szym w kwe�stii reli�gij�nego sensu suszy. Gniew, ca��ko�wicie wy�my�ka�j�cy si� spod kon�troli, w�dro�wa� po ob�na��o�nych wzg�rzach i wy�dmach. Nie�za�do�wo�lenie cza�i�o si� w ka��dym cie�niu.Zie�mia ws�uchi�wa�a si� w po�szeptywa�nia no�wego wia�tru.A pe�wien stary cz�owiek us�y�sza� jaki� od�g�os. Fakt, �e na� zare�ago�wa�, mia� sta� si� jed�no�cze��nie jego prze�kle�stwem i u�wi�ce�niem.Ri�dyah Imam al As�sad naj�lep�sze swoje dni mia� ju� dawno za sob�. Prze��y� pi��dzie�si�t lat w ka�p�a�stwie, obecnie by� zu�pe��nie �lepy. Nie�wiele wi�c m�g� uczyni� w s�u��bie swego Pana. Teraz to Jego s�u�dzy po�winni troszczy� si� o niego.Oni jed�nak dali mu miecz i ustawili, by strzeg� tego stoku. Nigdy w �yciu nie mia� ani do�� si�y, ani woli, by na�uczy� si� w�a�dania bro�ni�. Na�wet gdyby kto� z el Ha�bib wy�bra� t� drog�, aby ukra�� wod� ze �r�de� czy zbiorni�k�w Al Gha�bha, nie mia� za�miaru nic w tej sprawie zro�bi�. Przed zwierzch�ni�kami t�u�ma�czy��by si� s�a�bym wzrokiem.Sta�rzec �y� prawdzi�wie we�dle zasad swej wiary. Uwa�a� sie�bie za bli��niego wszyst�kich ludzi na ca�ej Ziemi Po�koju, nie mia� wi�c nic prze�ciwko temu, by ko�rzystny los, jaki przy�pad� mu w udziale, dzie�li� z tymi, kt�rych Pan kaza� mu pro�wa�dzi�.�wi�tynia Al Gha�bha dys�po�no�wa�a wod�. El Aqu�ila nie mia�a ani kro�pli. Nie ro�zu�mia�, dla�czego jego prze�o�eni byli zdolni po�sun�� si� a� do ob�na��enia stali, by utrzyma� t� prze�ciwn� natu�rze nie�r�w�no�wag�.El Aqu�ila le��a�a po jego lewej stro�nie, odle�g�a o mil�. N�dzna wio�ska sta�no�wi�a o�ro�dek �ycia ple�mie�nia el Ha�bib. Ma�syw �wi�tyni i klasztoru, w kt�rym mieszka� al As�sad, wznosi� Si� ku niebu dwie�cie jar�d�w za jego ple�cami. Klasztor sta�nowi� miej�sce, w kt�rym u schy�ku �ycia szu�kali schronie�nia ka�p�ani za�chodniej pu�styni.�r�d�o od�g�osu znaj�do�wa�o si� gdzie� w dole ka�mie�ni�stego stoku, kt�rego ka�zano mu strzec.Al As�sad po�bieg� truchtem w tamt� stron�, kie�ruj�c si� w znacznie wi�kszej mie�rze s�u�chem ni�li spoj�rze�niem po�kry�tych kata�rakt� oczu. Po chwili us�y�sza� znowu ten od�g�os. Brzmia� ni�czym mamrota�nie cz�o�wieka ko�naj��cego na �o�u tortur.Zna�laz� ch�opca le���cego w cie�niu g�azu.Na pyta�nia �Kim jeste�?� oraz �Po�trze�bu�jesz po�mocy?� � nie uzy�ska� �ad�nej od�po�wie�dzi. Ukl�k�. Bar�dziej z tego, co wy�czu� doty�kiem pal�c�w, ni�li z tego, co zo�ba�czy�, wy�ro�zu�mo�wa�, i� od�na�laz� ofiar� pu�styni.Za�dr�a�, znaj�duj�c pod opusz�kami po�p�kan�, po�kryt� stru�pami, spa�lon� s�o�cem sk�r�.� Dziecko � wy�mru�cza�. � I to nie z El Aqu�ila.Do�prawdy, nie�wiele ju� �ycia m�o�dzie�cowi po�zo�sta�o. S�o�ce wy�pali�o ze� pra�wie wszystkie si�y, wy�sy�saj�c nie tylko cia�o, lecz i du�cha.� Chod�, m�j synu. Wsta�. Je�ste� ju� bez�pieczny. Do�tar�e� do Al Gha�bha.M�o�dzie�niec nie od�po�wie�dzia�. Al As�sad spr�bo�wa� go pod�nie��. Ch�opiec ani mu prze�szka�dza�, ani po�ma�ga�. Imam nie by� w sta�nie sk�o�ni� go do �ad�nej reak�cji. Naj�wy�ra��niej stra�ci� resztki woli �ycia, sta� go by�o tylko na bez��adne mamrota�nie, kt�re jed�nak za�dzi�wia�j�co uk�a�da�o si� w s�owa:� W�dro�wa��em z Anio�em Pa�skim. Wi�dzia�em mury Raju. � Po chwili jed�nak zu�pe��nie stra�ci� �wiado�mo��. Al As�sad nie po�trafi� pod�nie�� go znowu.Sta�rzec po�kona� ca�� d�ug� i bo�lesn� drog� z po�wro�tem do klasztoru, za�trzymu�j�c si� co pi��dzie�si�t jar�d�w, aby zwr�ci� si� do Pana z pro�b� o oszcz�dze�nie swego �y�cia, przy�najmniej do czasu, a� do�nie�sie opa�towi o zna�le�zie�niu po�trze�buj��cego po�mocy dziecka.Jego serce znowu za�cz�o gubi� rytm. Do�sko�nale zda�wa� sobie spraw�, �e ju� nie�d�ugo �mier� we�mie go w swe ra�miona.Al As�sad nie oba�wia� si� ju� Mrocznej Pani. N�kany b�lami i �le�pot�, wr�cz wy�pa�try�wa� ko�ca wszelkiej udr�ki, jaki znaj�dzie w jej obj�ciach. B�a�ga� jed�nak o chwil� zw�oki, kt�ra po�zwoli mu spe��ni� ostatni do�bry uczynek.Do�pro�wa�dziwszy t� ofiar� pu�styni wprost do niego i na zie�mi� �wi�tyni, Pan z�o��y� tym sa�mym obo�wi��zek na jego bar�kach i na bar�kach wszyst�kich po�zo�sta��ych ka�p�a�n�w.�mier� us�y�sza�a i wstrzy�ma�a sw� d�o�. By� mo�e przewi�dzia�a cze�ka�j�ce na ni� w przy�sz�o��ci bo�gat�sze �niwa.Opat z po�cz�tku mu nie uwie�rzy� i na�wet skar�ci� za po�rzu�cenie wy�zna�czo�nego po�ste�runku.� To sztuczka el Ha�bib. W tej chwili z pew�no��ci� kradn� nam wod� � stwierdzi�. Ale al As�sad prze�kona� go, co by�najmniej nie na�pe��ni�o opata za�do�wo�le�niem. � Ostatni� rze�cz�, jakiej nam trzeba, jest ko�lejna g�ba do wy�kar�mie�nia.� �Mieli�cie chleb i nie na�kar�mili��cie go? Mie�li�cie wod� i nie na�poili��cie go? A wi�c po�wia�dam wam...�� Oszcz�d� mi cy�tat�w, bra�cie Ri�dyah. Zaj�miemy si� nim. � Opat po�kr�ci� g�ow�. Na my�l o Mrocznej Pani si�gaj��cej po al As�sada od�czu�wa� deli�katne dreszcze rado�snego pod�nie�cenia. Sta�rzec z ca�� sw� szczero��ci� sta�wa� si� ju� na�prawd� zbyt uci��liwy. � Zo�bacz. Ju� go nios�.Bra�cia opu��cili nosze na zie�mi� przed opa�tem, kt�ry zba�da� udr�czone dziecko. Nie po�trafi� ukry� od�razy.� To jest Mi�cah, syn kupca sol�nego al Rha�miego. � I z tymi s�o�wami zdj�a go groza.� Ale prze�cie� min�� ju� mie�si�c od czasu, jak el Ha�bib zna�le�li ka�ra�wan�! � pro�te�sto�wa� jeden z braci. � Nikt nie by�by w sta�nie tak d�ugo prze��y� na pu�styni.� M�wi�, �e opie�ko�wa� si� nim anio� � po�wie�dzia� al As�sad. � M�wi�, �e wi�dzia� mury Raju.Opat spoj�rza� na niego spod zmarsz�czo�nych brwi. � Stary ma racj� � oznajmi� jeden z braci. � Kiedy go tutaj nie��li��my, r�w�nie� co� mamrota�. O tym, �e wi�dzia� z�ote sztandary po�wie�wa�j�ce z wie��yc Raju, �e anio� po�kaza� mu sze�roki �wiat, a tak�e, �e Pan na�kaza� mu, aby przywi�d� Wy�bra�nych na po�wr�t do Prawdy.Cie� prze�mkn�� przez obli�cze opata. Za�nie�po�koi�y go te s�owa.� Mo�e rze�czy�wi��cie wi�dzia� anio�a � zasu�ge�rowa� kt�ry� z mni�ch�w.� Nie b�d� g�upi � zde�ner�wo�wa� si� opat.� On �yje � przy�po�mnia� mu al As�sad. � Cho�cia� nie mia� naj�mniejszych szans, by prze��y�.� By� z ban�dy�tami.� Ban�dyci ucie�kli przez Sahel. El Ha�bib zna�le�li ich �lady.� A wi�c z kim� in�nym.� Z anio�em. Nie wie�rzysz w anio�y, bra�cie?� Oczywi��cie, �e wie�rz� � po��piesznie od�par� opat. � Po pro�stu nie s�dz�, �e ob�ja�wiaj� si� sy�nom kup�c�w sol�nych. Przez niego przema�wia pu�stynne sza�le�stwo. Za�po�mni o wszystkim, kiedy doj�dzie do sie�bie. � Opat ro�zej�rza� si� do�oko�a. I nie by� za�do�wo�lony z tego, co zo�ba�czy�. Wszyscy miesz�ka�cy �wi�tyni ze�brali si� wo�k� ch�opca, a na zbyt wielu twa�rzach ujrza� pra�gnie�nie wiary. � Achmed, za�wo�aj do mnie Mu�stafa el Ha�biba. Nie. Cze�kaj. Ri�dyah, ty zna�laz�e� ch�opca. Ty p�j�dziesz do wio�ski.� Ale dla�czego?Opatowi przy�sz�o do g�owy for�malne za�strze�enie. Wy�da�wa�o si� zna�ko�mi�tym spo�so�bem wyj��cia z k�o�po�t�w, kt�rych ch�o�pak ju� zd���y� przy�spo�rzy�.� Nie mo��emy si� tutaj nim opie�ko�wa�. Nie zo�sta� wy��wi�cony. A za�nim b�dziemy mo�gli go wy��wi�ci�, musi po�czu� si� lepiej.Al As�sad po�pa�trzy� z�ym okiem na swego prze�o�o�nego. Po�tem, prze�pe��niony gniewem, kt�ry t�u�mi� jego b�l i znu��enie, wy�ru�szy� do wio�ski El Aqu�ila.Ata�man ple�mie�nia el Ha�bib by� nie bar�dziej za�do�wo�lony z wie��ci, jakie przy�ni�s�, ni�li wcze�niej opat.� A wi�c zna�laz�e� dzie�ciaka na pu�styni? Co chcesz, �e�bym z nim zro�bi�? To nie moja sprawa.� Do�tkni�ci nie�szczꭜciem s� nasz� wsp�ln� spraw� � po�uczy� go al As�sad. � Na ten temat w�a��nie opat chcia�by z tob� oso�bi��cie po�roz�ma�wia�.Opat roz�po�cz�� roz�mow� od po�dob�nej uwagi, sta�no�wi��cej re�plik� na iden�tyczne za�strze�enie. Po�tem za�cy�towa� ja�kie� pi�smo. Mu�staf od�po�wie�dzia� frag�mentem, do kt�rego wcze�niej od�wo�a� si� al As�sad. Opat z tru�dem utrzyma� nerwy na wo�dzy.� Nie jest wy��wi�cony.� Wy��wi��cie go. Na tym po�lega wa�sza rola.� Nie mo��emy tego zro�bi�, p�ki nie od�zyska pe�ni w�adz umy�s�o�wych.� Dla mnie on nic nie zna�czy. A wy jesz�cze mniej.Du�o z�ych uczu� zale�ga�o mi�dzy nimi. Nie mi�n�y jesz�cze dwa dni, od�k�d Mu�staf zwr�ci� si� do opata z pro�b� o po�zwolenie na za�czerpni�cie wody ze �r�d�a �wi�tyni. Opat od�m�wi�.Al As�sad na�to�miast wcze�niej chy�trze po�pro�wa�dzi� wo�dza drog� wio�d�c� przez ogrody �wi�tyni, gdzie bujne kwiecie na ga�zo�nach g�o�si�o chwa�� Boga. Mu�staf nie by� wi�c w szczeg�l�nie od�po�wiednim na�stroju na oka�zy�wa�nie mi�o�sier�dzia.Opat na�to�miast zna�laz� si� w po�trza�sku. Za�sada czy�nie�nia dobra sta�no�wi�a naj�wy��sze prawo �wi�tyni. Nie o�mieli�by si� zlek�ce�wa��y� jej na oczach swych braci, zw�aszcza, je�li chcia� nadal pia�sto�wa� sw�j urz�d. Z dru�giej jed�nak strony, by�najmniej nie mia� za�miaru po�zwala� ch�opcu na mamrota�nie he�re�tyc�kich sza�le�stw w miej�scu, gdzie mo�g�y wzburzy� my�li jego owieczek.� M�j drogi przyja�cielu, wiele gorz�kich s��w pad�o mi�dzy nami, kiedy dys�ku�to�wali��my ostatnio. By� mo�e zbyt po�chopnie pod�j��em de�cyzj�.Na obli�czu Mu�stafa po�jawi� si� dra�pie�ny u�miech.� Mo�e.� Dwadzie��cia be�czek wody? � za�pro�po�no�wa� opat.Mu�staf ru�szy� w kie�runku drzwi.Al As�sad ze smutkiem po�kr�ci� g�ow�. B�d� si� tar�go�wa� jak kupcy, pod�czas gdy ch�o�pak le�y umiera�j�cy. Z nie�sma�kiem opu��ci� po�mieszcze�nie, uda�j�c si� do swojej celi.Nie mi�n�a go�dzina, jak spo�cz�� wreszcie w obj�ciach Mrocznej Pani. * * *Mi�cah obu�dzi� si� nagle, w pe�ni zmy�s��w, �wiadom, �e mi�n�o wiele czasu. Ostatnie w miar� jasne wspo�mnienia doty�czy�y w�dr�wki u boku ojca, kiedy to ka�ra�wana po�ko�ny�wa�a ostatni� mil� drogi do El Aqu�ila. Krzyki... cios... b�l... pa�mi�� sza�le�stwa. Wpadli w za�sadzk�. Gdzie by� teraz? Dla�czego nie umar�? Anio�... Przypo�mnia� sobie anio�a.Po�wra�ca�y urywki wspo�mnie�. Zo�sta� zwr�cony �yciu, aby sta� si� mi�sjo�na�rzem Wy�bra�nych. Adeptem.Pod�ni�s� si� z sien�nika. Od razu za�wio�d�y go nogi. Le�a�, ci�ko dy�sz�c, przez kilka mi�nut, za�nim od�na�laz� w sobie do�� si�y, by pod�czo��ga� si� do klapy na�miotu.El Ha�bib za�mkn�li go w na�mio�cie. Zde�cy�do�wali, �e musi przej�� kwa�ran�tann�. Wy�po�wia�dane w mali�gnie s�owa przy�pra�wia�y Mu�stafa o dreszcze. W�dz po�trafi� wy�czu� krew i b�l za za�s�on� tak sza�le�czych roje�.Mi�cah uni�s� klap�.Pro�mie�nie po�po�u�dniowego s�o�ca ude�rzy�y go w twarz. Za�s�oni� oczy przedra�mie�niem, krzykn��. Ten dia�bel�ski glob znowu pr�bo�wa� go za�mor�do�wa�.� Ty idioto! � us�y�sza� warkni�cie, a r�w�no�cze��nie kto� we�pchn�� go na po�wr�t do na�miotu. � Chcesz o�lepn��?U�cisk d�oni wio�d��cych go na po�s�a�nie sta� si� nieco bar�dziej deli�katny. Po wi�doki po�woli gas�y przed oczyma. Oka�za�o si�, �e ma przed sob� dziew�czyn�.By�a mniej wi�cej w jego wieku. Nie no�si�a za�s�ony.Szarpn�� si�. Co to ma zna�czy�? Ja�kie� nowe ku�sze�nie Z�ego? Jej oj�ciec go za�bije...� Co� si� sta�o, Me�ryem? S�y�sza��em, jak krzy�cza�. � M�o�dzie�niec, mo�e szes�na�sto�letni, w�li�zgn�� si� do na�miotu. Mi�cah pr�bo�wa� schowa� si� w k�cie.Wtedy przy�po�mnia� sobie, kim jest i w ja�kim cha�rak�terze si� tu zna�laz�. Spo�cz�a na nim d�o� Pana. Sta� si� Adeptem. Ni�komu nie wolno kwe�stio�no�wa� jego pra�wo��ci.� Nasz pod�rzu�tek na�pa�trzy� si� na s�o�ce. � Dziew�czyna lekko mu�sn�a rami� Mi�caha. Drgn�� i od�sun�� si�.� Prze�sta�, Me�ryem. Za�cho�waj swoje gierki na chwil�, kiedy b�dzie w sta�nie sobie z nimi pora�dzi� � skar�ci� j� m�o�dzie�niec, na�st�p�nie za� zwr�ci� si� do Mi�caha: � Jest ulu�bie�nic� ojca. Naj�m�odsza. Roz�pieszcza j�. Na�wet mor�der�stwo pew�nie by si� jej upie�k�o. Me�ryem, mog� ci� pro�si�? Za�s�ona!� Gdzie ja je�stem? � za�pyta� Mi�cah.� W El Aqu�ila � od�par� m�o�dzie�niec. � W na�mio�cie obok domu Mu�stafa abd-Ra�cima ibn Fa�rida el Ha�biba. Zna�le�li ci� ka�p�ani z Al Gha�bhy. Led�wie �y�e�. Prze�ka�zali ci� mo�jemu ojcu. Je�stem Nas�sef, a ten ba�chor to moja sio�stra Me�ryem. � Skrzy�o�waw�szy nogi, usiad� na wprost Mi�caha. � Mamy si� tob� opie�ko�wa�.W jego g�o�sie nie by�o s�y�cha� szczeg�l�nego entu�zja�zmu.� Dla nich sta�no�wi�e� zbyt wielki k�o�pot � do�da�a dziew�czyna. � Dla�tego w�a��nie prze�ka�zali ci� ojcu � za�ko�czy�a z go�rycz�.� Co?� Na�sza oaza wy�sycha. �r�d�o w �wi�tyni wci�� bije, ale opat nie chce do�pu��ci� nas do swego prawa wody. �wi�te ogrody roz�kwi�taj�, pod�czas gdy el Ha�bib cier�pi� pra�gnie�nie.�adne z nich nie za�j�k�n�o si� na�wet na temat pragma�tycz�nego targu pana ojca.� Na�prawd� wi�dzia�e� anio�a? � za�py�ta�a Me�ryem.� Tak. Na�prawd�. Uni�s� mnie po�mi�dzy gwiazdy i uka�za� kraje ziemi. Przy�szed� do mnie w go�dzi�nie mej roz�pa�czy i ofia�rowa� dwa bez�cenne dary: �ycie oraz Prawd�. I z�o��y� na mych bar�kach brzemi� prze�ka�zania Wy�bra�nym Prawdy, kt�ra uwolni ich od wi�z�w prze�sz�o��ci i kt�ra sprawi, �e z kolei oni sami b�d� mo�gli za�nie�� S�owo nie�wier�nym.Nas�sef rzuci� pe�ne sar�ka�zmu spoj�rze�nie w kie�runku sio�stry. Mi�cah do�strzeg� je na�tychmiast.� Ty r�w�nie� po�znasz Prawd�, przyja�cielu Nas�sefie. Ty r�w�nie� zo�ba�czysz roz�kwit Kr�le�stwa Po�koju. Al�bo�wiem Pan przywr�ci� mnie do �ycia z mi�sj� stwo�rze�nia jego Kr�le�stwa na ziemi.W cza�sach, kt�re mia�y do�piero na�dej��, to�czy� si� b�d� nie�zli�czone a za�pal�czywe spory nad sen�sem tych uwag El Mu�rida o �przywr�ceniu do �ycia�. Czy mia� na my�li tylko od�ro�dze�nie sym�bo�liczne, czy te� do�s�owne po�wstanie z grobu? Sam nigdy nie wy�ja�ni, o co mu w�wczas cho�dzi�o.Nas�sef przy�mkn�� po�wieki. By� cztery lata star�szy od tego na�iw�nego ch�opca; te lata sta�no�wi�y nie�prze�kra�czaln� prze�pa�� zgroma�dzo�nych do��wiad�cze�. Jed�nak by� na tyle do�brze wy�cho�wany, by nie wy�buchn�� �miechem.� Uchyl odrobin� klap� na�miotu, Me�ryem. Oswajajmy go po tro�chu z pro�mie�niami s�o�ca, aby wreszcie m�g� swo�bod�nie po�pa�trze� na �wiat.Po�st��pi�a, jak jej kaza�, i po�wie�dzia�a:� Po�win�ni��my przy�nie�� mu co� do je�dze�nia. Do�t�d jesz�cze nie mia� w ustach nic tre��ci�wego.� Ale �eby to nie by�o nic ci꿭ko�strawnego. Jego �o���dek nie da sobie jesz�cze z tym rady. � Nas�sef wi�dzia� ju� wcze�niej ofiary pu�styni.� Po�m� mi przy�nie�� je�dze�nie.� W po�rz�dku. Od�po�czy�waj spo�koj�nie, znajdo. Zaraz wra�camy. Spr�buj wzbudzi� w sobie ape�tyt. � Wy�szed� z na�miotu w �lad za sio�str�.Me�ryem przy�sta�n�a po przej�ciu dwu�dzie�stu st�p. �ci�sza�j�c g�os, za�py�ta�a:� On na�prawd� w to wie�rzy, nie�prawda�?� W anio�a? Jest sza�lony.� Ja r�w�nie� wie�rz�, Nas�sef. Do pew�nego stop�nia. Po�nie�wa� chc� uwie�rzy�. To, co on m�wi... Wy�daje mi si�, �e wielu ludzi ch�t�nie go wy�s�u�cha... My��l�, �e opat ode�s�a� go do nas, po�nie�wa� sam ba� si� jego s��w. I dla�tego te� oj�ciec nie chce go trzyma� w domu.� Me�ryem...� A je�li wielu ludzi za�cznie nad�sta�wia� uszu i wie�rzy�, Nas�sef, co wtedy?Nas�sef przy�sta�n��, za�my��lony.� To jest co�, nad czym trzeba si� za�sta�no�wi�, nie�prawda�?� Tak. Chod�my. Przynie�siemy mu je�dze�nie.El Mu�rid, kt�ry wci�� jesz�cze w przewa��aj��cej czꭜci swej istoty by� zwy�k�ym ch�opcem, Mi�ca�hem al Rhami, le�a�, pa�trz�c w p�acht� na�miotu po�nad g�ow�. Po�zwala�, by prze�s��cza�j�ce si� przez ni� pro�mie�nie s�o�ca pie��ci�y mu oczy. Czu�, jak nara�sta w nim przymus, by ju� ru�szy� swoj� drog�, by za�cz�� kaza�. St�umi� go w sobie. Wie�dzia�, �e za�nim po�dej�mie prze�zna�czone mu za�danie, musi ca��ko�wicie od�zy�ska� si�y.Ale tar�ga�a nim taka nie�cier�pli�wo��!W chwili kiedy anio� otworzy� mu oczy, po�zna� grzeszne na�wyki Wy�bra�nych. Jego misj� by�o na�tchnienie ich Prawd� naj�szyb�ciej jak to mo��liwe. Ka�de �y�cie, kt�re teraz pa�da�o pod kos� Mrocznej Pani, oznacza�o ko�lejn� dusz� stra�con� na rzecz Z�ego.Za�cznie od El Aqu�ila i Al Gha�bha. Kiedy oni zo�stan� ju� na�wr�ceni, po�le ich, by nie�li �wiat�o swym s��sia�dom. On sam b�dzie po�dr�o�wa� w�r�d ple�mion i wio�sek le���cych przy trasie ka�ra�wany jego ojca. Je�li uda mu si� zna�le�� jaki� spo�s�b na to, by do�star�czy� im s�l...� Ju� jeste��my � ob�wie��ci�a Me�ryem. W jej g�o�sie po�brzmie�wa�y d�wi�czne tony, kt�re Mi�cah uzna� za rzecz oso�bliw� u dziew�czyny tak m�o�dej. � Znowu zupa, ale tym ra�zem przy�nio�s�am ci tro�ch� chleba. B�dziesz m�g� go w niej na�mo�czy�. Usi�d�. Od�t�d b�dziesz ju� sam si� kar�mi�. Nie jedz zbyt szybko, bo si� roz�cho�ru�jesz. Ani zbyt du�o naraz.� Je�ste� bar�dzo mi�a, Me�ryem.� Nie. Nas�sef ma racj�. Je�stem roz�pieszczo�nym ba�cho�rem.� Pan ko�cha ci� na�wet tak�. � Mi�dzy ko�lej�nymi k�sami za�cz�� m�wi�, cicho, prze�ko�nu�j�co. Me�ryem s�u�cha�a, zdj�ta na�g�ym unie�sie�niem. * * *Po raz pierwszy pu�blicznie przem�wi� w cie�niu palm ota�cza�j��cych oaz� el Ha�bib. Nie�wiele opr�cz b�ota po�zo�sta�o z tego ongi� nie�za�wod�nego �r�d�a wody, a na�wet i b�oto za�czy�na�o po�woli wy�sy�cha� i p�ka�. Uczyni� wi�c oaz� te�ma�tem przy�po�wie��ci o wy�sy�cha�j��cych wo�dach wiary w Pana.S�u�cha�czy by�o nie�wielu. Usiad� z nimi jak na�uczyciel z uczniami, po�ka�zy�wa� im, jak na�le�y my��le�, uczy� wiary. Byli w�r�d nich m꿭czy�ni li�cz�cy sobie po czte�ry�kro� tyle lat co on. Zdumie�wa�a ich jego wie�dza i ja�sno�� my�li.Pr�buj�c go przy�apa�, za�sta�wiali na dro�dze jego ro�zu�mo�wa�nia pu��apki sub�tel�nych kwe�stii do�gmatycz�nych. Roz�trza�ska� ich ar�gu�menty niby bar�ba�rzy�ska horda nisz�cz�ca s�abo bro�nione mia�sto.Zo�sta� znacznie bar�dziej pie�czo��owi�cie wye�du�ko�wany, ni�li sam po�dej�rze�wa�.Ni�kogo nie na�wr�ci�. Zreszt� wcale tego nie oczekiwa�. Chcia� tylko, �eby za�cz�li sami roz�ma�wia� mi�dzy sob� o tym, co po�wie�dzia�, mi�mo�wol�nie two�rz�c od�po�wiedni kli�mat dla przy�sz�ych ka�za�, kt�re do�piero przy�spo�rz� mu wier�nych.Starsi m꿭czy�ni ode�szli prze�stra�szeni. W jego s�o�wach wy�czuli bo�wiem pierwsze iskry p�o�mie�nia zdol�nego po�ch�o�n�� sy�n�w Hammad al Nakir.Po wszystkim El Mu�rid od�wie�dzi� Mu�stafa.� Co sta�o si� z ka�ra�wan� mo�jego ojca? � za�pyta� wo�dza. Mu�staf �achn�� si�, po�nie�wa� przem�wi� do� jak do r�w�nego sobie, nie tak, jak przy�sta�o dziecku zwracaj��cemu si� do doro�s�ego.� Wpad�a w za�sadzk�. Wszystko prze�pad�o. To do�prawdy smutna go�dzina w dziejach Hammad al Nakir. �e te� mu�sia��em do��y� dnia, kiedy lu�dzie na�pa�daj� na solne ka�ra�wany!W spo�sobie, w jaki przema�wia� Mu�staf, by�o co� wy�mi�jaj��cego. Na�gle jego oczy zro�bi�y si� roz�bie�gane.� S�y�sza��em, �e lu�dzie el Ha�bib zna�le�li ka�ra�wan� i �e �ci�gali ban�dy�t�w.� To prawda. Ban�dyci po�ko�nali Sahel i do�tarli do kraju nie�wier�nych z za�chodu.Mu�staf za�czy�na� si� robi� tro�ch� ner�wowy. Mi�cah po�my��la�, �e chyba wie dla�czego. Ata�man by� za�sad�niczo cz�owie�kiem ho�noru. Po�s�a� swoich ludzi, aby do�cho�dzili sprawie�dli�wo��ci za �ycie ro�dziny al Rhami. Jed�nak w ka��dym z sy�n�w Hammad al Nakir tkwi co� z roz�b�j�nika.� A prze�cie� tam na ze�wn�trz jest wiel�b��d, kt�ry re�aguje na imi� Wielki Ja�mal. I inny, kt�ry ob�raca �eb, gdy za�wo��a� na niego Kaktus. Czy mo�e by� kwe�sti� czy�stego zbiegu oko�licz�no�ci, �e zwie�rzaki te nosz� imiona iden�tyczne jak wiel�b��dy nale���ce wcze�niej do mego ojca? Czy za zbieg oko�licz�no�ci uzna� na�le�y, �e maj� iden�tyczne pi�tna?Przez nie�mal�e mi�nut� Mu�staf nie od�zy�wa� si� s�o�wem. W tym cza�sie raz, na kr�tko, jego oczy roz�go�rza�y gniewem. W ko�cu �a�den m꿭czy�zna nie by�by za�do�wo�lony, mu�sz�c t�u�ma�czy� si� przed dzieckiem.� Spo�strzegaw�czy jeste�, synu al Rha�miego � od�rzek� wreszcie. � To s� zwie�rz�ta two�jego ojca. Kiedy do�tar�y do nas wie��ci o tym, co si� zda�rzy�o, osio�d�ali��my naj�lep�sze konie i po�gna�li�my, szybko i nie�ust�pli�wie, tro�pem ban�dy�t�w. Zbrodnia tak odra��a�j�ca nie po�winna prze�cie� uj�� ni�komu na su�cho. A cho�cia� lu�dzie two�jego ojca nie nale��eli do el Ha�bib, po�cho�dzili prze�cie� z Wy�bra�nych. Byli kup�cami han�dlu�j��cymi sol�. Chroni�ce ich prawa s� star�sze ni� Im�pe�rium.� I by� jesz�cze �up do wzi�cia.� I by� jesz�cze �up, cho�cia� tw�j oj�ciec nie by� cz�owie�kiem bo�ga�tym. Ca�y jego ma�j�tek led�wie star�czy� na op�a�cenie koszt�w po��cigu: stra�co�nych koni i �y�wo�t�w ludz�kich.Mi�cah u�miech�n�� si�. Mu�staf zdra�dzi� wreszcie stra�tegi�, jak� przejmie pod�czas targu.� Po�m�cili�cie moj� ro�dzin�?� Mimo i� po��cig za�wi�d� nas a� poza Sahel. Z�a�pali��my ich tu� pod sa�mymi pa�lisa�dami po�ga�skich han�dla�rzy. Tylko dw�m uda�o si� do�sta� za bramy nie�wier�nych. Po�st��pili��my jak szla�chetni mꭿo�wie � nie spa�lili��my ich drewnia�nych mu�r�w, nie za�r�n�li�my m꿭czyzn i nie zniewo�lili��my ko�biet. Pak�to�wali��my na�to�miast z rad� fak�to�r�w, kt�rzy z da�wien dawna znali twoj� ro�dzin�. Przedsta�wili��my do�wody. Wzi�li so�bie nasze s�owa do serca i wy�dali ban�dy�t�w na nasz� �ask�. Nie oka�zali��my lito��ci. Wiele dni mi�n�o, za�nim umarli, staj�c si� od�stra�sza�j��cym przy�k�a�dem dla in�nych, kt�rzy ze�chcieliby z�a�ma� prawa star�sze ni�li pu�sty�nia. Mo�e hieny wci�� jesz�cze w��cz� ich ko�ci.� Za to na�le�� ci si� moje po�dzi�ko�wa�nia, Mu�staf. A co z moj� oj�co�wi�zn�?� Uk�adali��my si� z fak�to�rami. By� mo�e nas oszukali. Kim wszak dla nich jeste��my, jak nie g�u�pimi pia�sko�wymi dia�b�ami? A mo�e jed�nak po�st��pili uczciwie. Mie�li�my wszak w d�o�niach sza�ble, wci�� jesz�cze ocie�ka�j�ce krwi� tych, kt�rzy z�o nam wy�rz��dzili.� W�t�pi�, by was oszukali, Mu�staf. Oni nie za�cho�wuj� si� w ten spo�s�b. A po�nadto, jak rze�k�e�, mu�sieli by� prze�ra��eni.� Zo�sta�a skromna suma w z�o�cie i sre�brze. Wielb��dy ich nie inte�re�so�wa�y.� Ja�kie by�y wa�sze straty?� Je�den cz�owiek. A m�j syn, Nas�sef, od�ni�s� ran�. Co za ch�o�pak! Mu�sia��by� go wi�dzie�! Wal�czy� ni�czym lew! Mej dumy nic nie prze��ci�gnie. �e te� ta�kiego syna zro�dzi�y moje l�d��wie! Praw�dziwy lew pu�styni, ten m�j Nas�sef. B�dzie z niego kie�dy� wielki wo�jow�nik, je�li oczywi��cie uda mu si� prze��y� po�ryw�cz� m�o�do��. W�a�snymi r�koma za�rze�za� trzech spo��r�d tam�tych. � Oczy wo�dza a� ja��nia�y dum�.� A konie? Wspomi�na�e� co� o ko�niach.� Trzy. Trzy nasze wierz�chowce pad�y. Je�cha�li�my szybko i ostro. I jesz�cze po�s�a�niec, kt�rego wy�s�ali��my do ludu twego ojca, aby do�wie�dzieli si� o wszystkim i mo�gli wy�st��pi� z rosz�cze�niami. Jak dot�d nie po�wr�ci�.� Mia� przed sob� d�ug� po�dr�. Je�li cho�dzi o ma�j�tek, wszystko na�le�y do cie�bie, Mu�staf. Wszystko jest twoje. Ja pro�sz� tylko o ko�nia i nie�wielk� sum� pie�ni�dzy, z kt�r� m�g�bym za�cz�� po�s�ug� wiary.Mu�staf by� naj�wy�ra��niej za�sko�czony.� Mi�cah...� Od�t�d na�zy�wam si� El Mu�rid. Mi�cah al Rhami ju� nie ist�nieje. By� ch�opcem, kt�ry umar� na pu�styni. Z ogni�stej ku�ni po�wr�ci�em jako Adept.� M�wisz zu�pe��nie po�wa��nie, nie�prawda�? El Mu�rid by� za�sko�czony, �e w og�le mog� ist�nie� ja�kie� w�t�pli�wo��ci.� W imi� przyja�ni, jaka ���czy�a mnie z twoim oj�cem, wy�s�u�chaj mnie teraz. Po�rzu� t� drog�. Nic z niej nie b�dzie, tylko smutek i �zy.� Mu�sz�, Mu�staf. Sam Pan mi na�kaza�.� Po�wi�nie�nem ci� po�wstrzyma�. Nie zro�bi� tego. Mo�e duch two�jego ojca mi wy�ba�czy. Wy�bior� ci konia.� Bia��ego konia, je�li ta�kowy si� znaj�dzie.� Mam ta�kiego.Na�st�p�nego ranka El Mu�rid znowu na�ucza� pod pal�mami. M�wi� z pasj� o le�dwie ha�mo�wa�nym gniewie Boga, kt�ry po�woli traci cier�pli�wo��, jak� mia� jesz�cze dla uchylaj��cych si� przed pe��nie�niem swych obo�wi�zk�w Wy�bra�nych. Ar�gu�ment z pu�stej oazy trudny by� do od�rzu�cenia. �ar lata wszystkim da�wa� si� we znaki. Kilku spo��r�d jego m�odszych s�u�cha�czy po�zo�sta�o p�niej, by uczestni�czy� w bar�dziej za�awanso�wa�nej sesji pyta� i od�po�wie�dzi.Trzy dni p�niej za klap� na�miotu El Mu�rida roz�leg� si� szept Nas�sefa.� Mi�cah? Mog� wej��?� Wejd�. Nas�sef, mog� ci� pro�si�? El Mu�rid, tak?� Prze�pra�szam. Oczywi��cie. � M�o�dzie�niec roz�siad� si� na�prze�ciwko niego. � Po�k��ci�em si� z oj�cem. O cie�bie.� Przykro mi to s�y�sze�. To nie�do�brze.� Ka�za� mi trzyma� si� od cie�bie z da�leka, Me�ryem r�w�nie�. Po�zo�stali ro�dzice wkr�tce zro�bi� to samo. Po�woli nara�sta w nich w�ciek�o�� � zbyt wiele ugrunto�wa�nych idei kwe�stio�nu�jesz. Sk�onni byli ci� tole�ro�wa�, p�ki s��dzili, �e to tylko ga�danie sza�le�ca pu�styni. Ale teraz na�zy�waj� ci� he�rety�kiem.El Mu�rid po�czu� si� og�u�szony.� Mnie? Adepta? Oskar�aj� o he�rezj�? Jak mog�? � Czy nie zo�sta� wy�brany przez Pana?� Sta�wiasz pod zna�kiem za�pyta�nia dawny spo�s�b �ycia. Ich spo�s�b. Ty ich oskar�asz. Oskar�asz ka�p�a�n�w z Al Gha�bhy. A oni przywi��zali si� do swej tra�dycji; nie mo��esz oczeki�wa�, �e po�wie�dz� teraz: �Tak, to nasza wina�.Nie przewi�dzia�, �e Z�y b�dzie do tego stop�nia pod�st�pny i chy�try, aby zwr�ci� jego w�a�sne ar�gu�menty prze�ciwko niemu. Nie do�ceni� swego Wroga.� Dzi�kuj�, Nas�sef. Je�ste� prawdzi�wym przyja�cie�lem, wdzi�czny ci je�stem, �e mnie ostrzeg�e�. Nie za�po�mn� ci tego. Ale, Nas�sef... tego si� nie spo�dziewa��em.� My��l�, �e nie.� Id� wi�c. Nie przy�spa�rzaj swemu ojcu po�wo�d�w do zmartwie�. Po�roz�ma�wiam z tob� p�niej.Nas�sef po�wsta� i wy�szed�. De�li�katny, nie�znaczny u�miech igra� na jego ustach.El Mu�rid mo�dli� si� przez wiele go�dzin. Wy�cofa� si� g��boko w to� swego m�o�dego umy�s�u. W ko�cu zro�zu�mia�, jaka jest wola Pana. * * *Po�pa�trzy� w g�r� d�u�giego, ka�mie�ni�stego stoku, na kt�rym wznosi�a si� Al Gha�bha. Ni�skie wzg�rze by�o ca��ko�wicie ob�na��one, jakby spo�wi�ja�j�ca je ciemno�� w ka��dej chwili mo�g�a sp�y�n�� w d�, by po��re� wszelkie ota�cza�j�ce je do�bro.To w�a��nie tutaj mu�sia� od�nie�� swe pierwsze i naj�wa��niej�sze zwy�ci�stwo. Jaki� sens mia��oby zdo�bycie dusz el Ha�bib, skoro kiedy tylko by odje�cha�, dawni du�chowi pa�ste�rze z po�wro�tem za�gna�liby wszyst�kich na �cie�ki z�a?� Udaj� si� do �wi�tyni � oznajmi� jed�nemu z m꿭czyzn z wio�ski, kt�ry przy�szed� zo�ba�czy�, co za�mie�rza. � Wy�g�o�sz� tam ka�zanie. Mu�sz� uka�za� im Prawd�. Po�tem niech otwarcie za�rzuc� mi here�zj� i zary�zy�kuj� gniew Pana.� Czy to na pewno m��dre?� Nie ma in�nego wyj��cia. Mu�sz� okre��li�, czy stoj� po stro�nie pra�wo��ci, czy te� sta�no�wi� na�rz�dzia w r�kach Z�ego.� Po�wiem po�zo�sta��ym.Reli�gia pu�styni nie zna�a �ad�nej po�wa��niej�szej per�soni�fika�cji dia�b�a, p�ki El Mu�rid nie na�zwa� go z imie�nia. Z�o sta�no�wi�o do�men� za�st�p�w de�mo�n�w, widm i upa�d�ych du�ch�w. Na�to�miast pa�triar�chalny B�g Hammad al Nakir nie pe�ni� w�a��ci�wie roli innej ni� ojca ro�dziny bo�g�w, po�dej�rza�nie przy�po�mi�naj��cej liczne ro�dziny Im�pe�rium i pu�styn�nych ple�mion. G��wnym utra�pie�niem Pana by� jego brat, czarna owca rodu, kt�ry po�lity�ko�wa� wy���cz�nie dla sa�mej przyjem�no�ci wprowa�dza�nia za�mie�sza�nia. Nadto re�ligia za�cho�wa�a jesz�cze �lady ani�mi�zmu, wiary w rein�kar�nacj� i kultu przodk�w.Uczeni Uni�wer�sy�tetu Reb�sa�me�skiego w Hel�lin Da�imiel w po�sta�ciach pu�styn�nych bo�g�w wi�dzieli dale�kie odbi�cia cz�onk�w ro�dziny, kt�ra zjed�no�czy�a pier�wot�nie �y�j�ce na tych tere�nach Sie�dem Ple�mion, a po�tem wy�ty�czy�a kie�runek ich mi�gracji na zie�mie ma�j�ce pew�nego dnia sta� si� te�ryto�rium Im�pe�rium, p�niej za� Hammad al Nakir.W swych ka�za�niach El Mu�rid ob�o��y� ana�tem� ani�mizm, kult przodk�w i rein�kar�nacj�. W jego na�ukach oj�ciec ro�dziny wy�nie�siony zo�sta� do roli Wszech�mo�g��cego, Je�dynie Prawdzi�wego Boga. Jego bra�cia, �ony i dzieci stali si� zwy�k�ymi anio�ami.A k�o�po�tliwy brat sta� si� Z�ym, pa�nem d�in�s�w i ifry�t�w oraz pa�tro�nem cza�row�ni�k�w. El Mu�rid sprzeci�wia� si� cza�rom z za�cie�k�o��ci�, kt�rej nie po�trafili poj�� s�u�cha�cze. We�dle za�sad�ni�czej linii jego ar�gu�mentacji, to w�a��nie czary sprowa�dzi�y za�g�ad� na Im�pe�rium. Te�mat chwa�y Uka�zani i na�dzieja wskrze�sze�nia go z ruin przewi�ja�y si� przez wszystkie jego ka�zania.Za�sad�ni�czym punktem wy�wo�d�w w El Aqu�ila by� ca��ko�wity zakaz mo�dle�nia si� do po�mniejszych bo�g�w. El Mu�rid oskar�y� swoich s�u�cha�czy o zano�sze�nie b�a�gal�nych mo�d��w do b�stw wy�spe�cjali�zo�wa�nych. Zw�aszcza do Muhraina, pa�trona re�gionu, kt�remu po��wi�cona by�a �wi�tynia Al Gha�bha.Droga jed�nak za�pro�wa�dzi�a go nie do Al Gha�bha, ale do miej�sca, gdzie zna�laz� go imam Ri�dyah. Z po�cz�tku nie mia� poj�cia, co go tam ci��gnie. Po�tem zro�zu�mia�, �e cze�go� szuka.Zo�sta�wi� tu bo�wiem co�, o czym dawno zd���y� ju� za�po�mnie�. Po�daru�nek od anio�a, kt�ry ukry� w ostatniej chwili przytom�no�ci.Wi�zje nio�s�ce ze sob� wspo�mnienia amuletu po�wra�ca�y do� w strz�pach. Po�t�ny amulet w kszta�cie bran�so�lety, z osa�dzo�nym w niej �y�wym ka�mie�niem. B�dzie sta�nowi� do�w�d, po�wie�dzia� mu anio�, kt�ry prze�kona nie�do�wiar�k�w.Ale nie po�trafi� sobie przy�po�mnie�, gdzie go schowa�.Grzeba� w oto�cze�niu ko�ryta wadi, przez kt�re wcze�niej nie zdo��a� o w�a�snych si��ach prze�do�sta� si� do El Aqu�ila.� Co ty tam u dia�ska ro�bisz? � do�bieg� go z g�ry g�os Nas�sefa.� Prze�stra�szy��e� mnie, Nas�sef.� Co ty tam ro�bisz?� Szu�kam cze�go�. Cze�go�, co tu schowa��em. Oni ni�czego nie zna�le�li, nie�prawda�? Czy mo�e jed�nak?� Kto? Ka�p�ani? Tylko wy�cie�czo�nego, nie�omal ju� za�bi�tego przez pu�sty�ni� syna kupca sol�nego. Co tu schowa�e�?� Te�raz ju� sobie przy�po�mi�nam. Ska�a, kt�ra wy�gl�da jak sko�rupa ��wia.� Jest taka nie�da�leko.Ska�a znaj�do�wa�a si� nie dalej jak jard od miej�sca, gdzie zna�laz� go al As�sad. Spr�bo�wa� j� unie��, jed�nak nie mia� do�� si�y.� Po�m� mi � po�prosi� Nas�sefa.Ten deli�kat�nie od�sun�� go na bok. R�wno�cze��nie jed�nak roz�dar� r�kaw na cier�niu wy�schni�tego pu�styn�nego krzewu.� Och, matka przetrze�pie mi sk�r�.� Po�m� mi.� Oj�ciec r�w�nie�, je�li si� do�wie, �e tu by��em.� Nas�sef!� W po�rz�dku! Ju� � wspar� d�o�nie o ka�mie�. � Jak ci si� uda�o poru�szy� go wcze�niej?� Nie mam poj�cia.Ra�zem przewr�cili g�az. Nas�sef za�pyta�:� Och, a c� to jest?El Mu�rid deli�kat�nie wy�doby� amulet z ka�mie�nistej gleby, po�tem usu�n�� pia�sek z bran�so�lety. Ka�mie� l�ni� na�wet na tle nieba zala�nego bla�skiem ja�skrawego po�ran�nego s�o�ca.� Anio� mi go da�. Aby sta�nowi� do�w�d mo�g�cy prze�ko�na� w�t�pi��cych.Na Nas�sefie naj�wy�ra��niej wy�war�o to sto�sowne wra��enie, cho�cia� zdra�dza� wi�cej chyba za�k�o�pota�nia ni�li unie�sie�nia. Po chwili ner�wowo za�pro�po�no�wa�:� Le�piej ju� chod�my. Ca�a wio�ska zbiera si� w �wi�tyni.� Spo�dziewaj� si� za�bawy? Nas�sef bez prze�ko�nania od�par�:� S��dz�, �e to mo�e by� inte�re�su�j�ce. El Mu�rid ju� wcze�niej do�strzeg� jego wa�hanie. Nas�sef nie mia� za�miaru da� si� przy�szpi�li�. W �ad�nej sprawie.Ru�szyli w stron� Al Gha�bha. Nas�sef tro�ch� si� oci��ga�, El Mu�rid po�trafi� mu jed�nak to wy�ba�czy�, po�nie�wa� go ro�zu�mia�. Nas�sef mu�sia� dalej �y� z Mu�sta�fem.Wszyscy zgroma�dzili si� ju� na miej�scu, i ci z El Aqu�ila, i ci z Al Gha�bha. At�mos�fera ogrod�w �wi�tyni by�a �wi�teczna, ale on zo�ba�czy� nie�liczne tylko �yczliwe u�miechy.Pod po�wierz�chownym roz�ba�wie�niem kr���y�y ciemne nurty z�o��ci. Przy�szli tu, by zo�ba�czy�, jak ko�mu� sta�nie si� krzywda.Po�cz�t�kowo s��dzi�, �e po�trafi ich na�ucza�, �e wy�zwie opata na de�bat� i ujawni sza�le�stwo ukryte w sta�rych do�gmatach oraz tra�dy�cyj�nym spo�sobie �ycia. Ale teraz wy�czu�wa� wy�ra��nie wez�brane do gra�nic mo��liwo��ci uczucia ze�bra�nych, do�ma�ga�j�ce si� na�mi�t�nego wy�zwa�nia, emo�cjo�nal�nego do�wodu.Pod�j�� de�cyzj� b�y�ska�wicznie. Przez na�st�p�nych kilka mi�nut r�w�nie do�brze m�g�by by� ko�lej�nym wi�dzem przy�gl��daj��cym si� wy�st��pie�niu El Mu�rida.Wy�rzuci� ra�miona w g�r� i za�wo�a�:� Moc Pana jest ze mn�! Duch Bo�y przeze mnie przema�wia! S�u�chaj�cie, wy ba��wo�chwalcy, wy nie�go�dziwcy pe�ni grze�chu i s�a�bej wiary! Go�dziny nie�przyjaci� Pana s� poli�czone! Jest tylko jeden B�g, a ja je�stem jego Adeptem! Chod�cie za mn� albo b�dzie�cie na wieki sma��y� si� w Pie�kle!Wy�kona� taki ruch d�o�ni�, jakby rzu�ca� co� na zie�mi�. Ka�mie� jego amuletu roz�go�rza� w�ciek�ym bla�skiem. Grom ude�rzy� z ja�snego nieba, kt�re od mie�si�cy nie wi�dzia�o chmur. B�y�ska�wica wy�pali�a po�szar�pan� bli�zn� w zie�leni ogrod�w �wi�tyni. Zw�glone p�atki kwiat�w zawi�ro�wa�y w po�wie�trzu. Grzmot przetoczy� si� po nie�bie. Ko�biety wrzesz�cza�y, m꿭czy�ni zaty�kali uszy. Ko�lej�nych sze�� b�y�ska�wic ru�n�o w d� ni�czym szybkie pchni�cia kr�t�kiej w��czni. Uro�cze kwietniki zo�sta�y co do jed�nego spa�lone i znisz�czone.W ca��ko�witej ciszy El Mu�rid opu��ci� teren �wi�tyni r�w�nym od�mie�rzo�nym kro�kiem. W tym mo�men�cie nie by� ju� dzieckiem, nie by� m꿭czy�zn�, lecz si�� r�w�nie prze�ra��a�j�c� jak tor�nado. Od�szed� do El Aqu�ila.T�um po�p�y�n�� za nim, zdj�ty stra�chem, r�w�no�cze��nie jed�nak nie mo�g�c si� oprze� fa�scy�nacji. Bra�cia ze �wi�tyni po�szli tak�e, a oni prze�cie� nie�zwy�kle rzadko opusz�czali Al Gha�bha. El Mu�rid szed� w stron� wy�schni�tej oazy. Za�trzyma� si� w miej�scu, gdzie kie�dy� try�ska�y s�od�kie wody, pieszcz�c pnie dak�tylo�wych palm.� Jam jest Adept! � krzykn��. � Ja je�stem Na�rz�dziem Pana! Ja je�stem Chwa�� i Moc� Wcielon�! � Schwyci� ka�mie�, kt�ry mu�sia� wa��y� do�brze po�nad sto fun�t�w, i bez wy�si�ku uni�s� go nad g�ow�, a po�tem ci�sn�� w wy�schni�t� glin�.Bez�chmurne niebo znowu roz�dar�y �o�moty gro�m�w. B�y�ska�wice d�ga�y pu�sty�ni�, ko�biety krzy�cza�y, m꿭czy�ni za�kryli oczy, a spie�czona glina po�cz�a ciemnie� od wil�goci.El Mu�rid od�wr�ci� si� do Mu�stafa i opata.� A wi�c na�zy�wa�cie mnie g�up�cem i he�rety�kiem? Prze�m�wcie, raby Pie�k�a. Po�ka��cie mi moc, kt�r� w sobie ma�cie.Garstka na�wr�co�nych, kt�rych serca zdo�by� wcze�niej, ze�bra�a si� po jed�nej stro�nie. Ich obli�cza ja��nia�y l�kiem i czym� w ro�dzaju na�bo��nej czci. Nas�sef wa�ha� si� w opu�sto�sza�ej prze�strzeni mi�dzy dwoma gru�pami. Nie zde�cy�do�wa� jesz�cze, po czy�jej stro�nie na�prawd� chce si� opo�wie�dzie�. Opat jed�nak naj�wy�ra��niej nie mia� za�miaru przyj�� do wia�do�mo��ci tego, co si� sta�o. Jego wy�zy�wa�j�ca po�stawa wskazy�wa�a jed�no�znacznie, �e nie przem�wi do� �a�den tego ro�dzaju do�w�d. Warkn��:� To wszystko oszuka�cze sztuczki, moc tego Z�ego, o kt�rym tyle g�o�sisz... nie do�ko�na�e� ni�czego, czego nie po�tra�fi�by zro�bi� zdolny cza�row�nik.Za�ka�zane s�owo ci��ni�te zo�sta�o w twarz El Mu�rida ni�czym r�ka�wica. Wszystkie wcze�niej�sze nauki m�o�dzie�ca prze�pe��nia�a irra�cjo�nalna nie�na�wi�� do cza�row�ni�k�w. To w�a��nie ta cz�� jego dok�tryny wprawia�a s�u�cha�czy w naj�wi�ksze zmiesza�nie, po�nie�wa� trudno by�o si� w niej do�szu�ka� zwi�zk�w z po�zo�sta��ymi na�ukami.El Mu�rid za�trz�s� si� ze w�ciek�o��ci.� Jak �miesz?� Nie�wierny! � krzykn�� kto�. Reszta pod�chwyci�a: � He�retyk!El Mu�rid od�wr�ci� si� na pi�cie. Z niego szy�dzili?Jego wy�znawcy krzy�czeli na opata.Jeden z nich ci�sn�� ka�mie�. Tra�fiony w czo�o, opat osu�n�� si� na ko�lana, na jego twa�rzy, po�ja�wi�a si� krew. Za tym pierwszym pole�cia� grad na�st�p�nych ka�mieni. Wi�kszo�� miesz�ka�c�w wio�ski ucie�k�a, cz�onko�wie oso�bi�stego or�szaku opata � dwaj op�nieni umy�s�owo bra�cia, m�odsi znacznie od po�zo�sta��ych � po�chwycili go za ra�miona i od�ci��gn�li na bok. Wierni El Mu�rida po�gnali za nimi, wci�� ci�ska�j�c ka�mie�nie.Mu�staf ze�bra� garstk� ludzi i za�gro�dzi� im drog�. W po�wie�trzu skrzy�o�wa�y si� gniewne s�owa. Piꭜci po�sz�y w ruch. No�e b�y�sn�y w kie�ro�wa�nych z�o��ci� d�o�niach.� Sta�! � krzykn�� El Mu�rid.By�y to pierwsze z ca�ej fali nie�po�ko�j�w, kt�ra przez ca�e lata sz�a za nim ni�czym po�siew za�razy. Tylko jego in�ter�wen�cja po�wstrzy�ma�a roz�lew krwi.� Sta�! � za�grzmia�, uno�sz�c zaci��ni�t� pi�� ku niebu. Amulet roz�b�y�sn��, k�u�j�c oczy z�ot� po��wiat�. � Od��cie bro� i udaj�cie si� do do�m�w � na�kaza� swym wy�znawcom.Wci�� czu� prze�pe��nia�j�c� go moc. Nie by� ju� dzieckiem. Roz�ka�zuj��cemu to�nowi jego g�osu nie spo�s�b by�o si� oprze�. Wy�znawcy wsu�n�li wi�c no�e do po�chew i wy�cofali si�. Przyjrza� si� im przelotnie: wszyscy byli m�o�dzi, nie�kt�rzy na�wet m�odsi od niego.� Nie przy�sze�d�em mi�dzy was, �eby��cie z mego po�wodu roz�le�wali krew � od�wr�ci� si� do wo�dza el Ha�bib. � Mu�staf, przyjmij moje prze�pro�siny. Nie chcia�em, �eby to si� tak sko�czy�o.� G�o�sisz wojn�. �wi�t� wojn�.� Prze�ciwko nie�wier�nym. Prze�ciwko po�ga�skim naro�dom, kt�re zdra�dzi�y Im�pe�rium. Nie chc�, by brat wal�czy� z bra�tem, ani Wy�brani prze�ciwko Wy�bra�nym � zerk�n�� w stron� m�o�dych ludzi. Za�sko�czy�o go, �e spo�strzeg� w�r�d nich kilka dziew�cz�t. � Ani sio�stra prze�ciw bratu, ani syn prze�ciwko ojcu. Przy�sze�d�em, aby moc� Pana zjed�no�czy� na po�wr�t �wi�te Im�pe�rium, aby Wy�brani zn�w mo�gli cie�szy� si� za�s�u��o�nym miej�scem po��r�d naro�d�w, bez�pieczni w swej mi�o��ci do jedy�nego prawdzi�wego Boga, kt�rego b�d� czci� tak, jak przy�sta�o.Mu�staf po�kr�ci� g�ow�.� My��l�, �e mo�e chcesz do�brze. Ale nie�po�koje i nie�zgoda b�d� sz�y za tob�, do�k�d�kol�wiek si� udasz, Mi�cahu al Rhami.� Je�stem El Mu�rid. Je�stem Adeptem.� Wa�� b�dzie ci towa�rzy�szem po�dr�y, Mi�cahu. A twoja po�dr� w�a��nie si� za�cz�a. Nie �cierpi� cze�go� ta�kiego w�r�d el Ha�bib. Nie po�dejm� te� �ad�nego bar�dziej zde�cy�do�wa�nego dzia�ania, ni�li wy�gna�nie ci� na wieczno�� z na�szych ziem, po�nie�wa� sza�nuj� twoj� ro�dzin� i wiem, co mu�sia�e� przej�� na pu�styni. � By�y te� za�pewne i inne po�wody, ale nie zo�sta�y po�wie�dziane g�o��no; El Mu�rid nadal trzyma� w d�oni amulet.� Je�stem El Mu�rid!� Nie dbam o to. Ani kim, ani czym jeste�. Nie po�zwol�, by� sze�rzy� przemoc na mo�ich zie�miach. Dam ci konia i pie�ni��dze, o kt�re pro�si�e�, oraz wszystko, czego b�dziesz po�trze�bo�wa� w po�dr�y. Jesz�cze tego po�po�u�dnia opu��cisz El Aqu�ila. Ja, Mu�staf abd-Ra�cim Farid el Ha�bib, rze�k�em. Nie pr�buj mi si� sprzeci�wia�.� Oj�cze, nie mo��esz...� B�d� cicho, Me�ryem. Co ty ro�bisz z tym mo�t�o�chem? Dla�czego nie jeste� z matk�?Dziew�czyna pr�bo�wa�a si� wy�k��ca�. Mu�staf uci�� kr�tko:� By��em g�up�cem. Za�czy�nasz ju� sobie chyba wy�obra��a�, �e je�ste� m꿭czy�zn�. To si� musi sko�czy�, Me�ryem. Od tej chwili b�dziesz po�zo�sta�wa�a wy���cz�nie z ko�bie�tami oraz wy�ko�ny�wa�a prac� ko�biet.� Oj�cze!� S�y�sza��e� mnie, Mi�cah. Ty te� mnie s�y�sza��a�. Ru�szaj�cie. Jego wy�znawcy go�towi byli ju� na nowo pod�j�� b�jk�. Roz�cza�rowa� ich.� Nie � po�wie�dzia�. � Nie nad�szed� jesz�cze czas, aby Kr�le�stwo Po�koju rzu�ci�o wy�zwa�nie tym, kt�rzy pia�stuj� ziemsk� w�a�dz�, nie�za�le��nie od tego, jak bar�dzo s� ze�psuci. Ale wy�trwajcie. Na�sza go�dzina wy�bije.Mu�staf po�czerwie�nia�.� Ch�opcze, nie pro�wo�kuj mnie...El Mu�rid od�wr�ci� si� do niego. Spoj�rza� pro�sto w oczy wo�dzowi el Ha�bib, spl�t� d�o�nie przed sob�, praw� k�a�d�c na lew�, tak �e ka�mie� w jego amulecie b�y�sn�� przed oczami Mu�stafa. Po�tem w ca��ko�wi�tym mil�cze�niu pa�trzy� mu d�ugo w oczy, na�wet nie mru�gn�wszy. Mu�staf pod�da� si� pierwszy, jego spoj�rze�nie po�mkn�o do amuletu. Z wy�si��kiem prze�kn�� �lin� i ru�szy� w kie�runku wio�ski. El Mu�rid po�szed� za nim po�woli. Jego ako�lici kr�cili si� wo�k�, ich usta prze�pe��nia�y po�cie�sza�j�ce obietnice. Wi�kszo�� z nich ca��ko�wicie igno�rowa�. Uwag� bez reszty sku�pi� na Nas�sefie, kt�ry nadal nie�pew�nie kr���y� mi�dzy grupkami, nie�zdolny do�ko�na� wy�boru.In�tuicja pod�po�wie�dzia�a mu, �e po�trze�buje Nas�sefa. M�o�dzie�niec m�g� sta� si� ka�mie�niem w�giel�nym ca�ej jego przy�sz�o��ci. Mu�sia� zdo�by� jego dusz�, za�nim st�d odje�dzie. El Mu�rid �ywi� wo�bec Nas�sefa r�w�nie am�bi�wa�lentne uczucia, co syn Mu�stafa wo�bec niego. Nas�sef by� by�stry, nie�ustra�szony, twardy i zdolny, ale nosi� w sobie jaki� mrok, kt�ry prze�ra�a� Adepta. W synu