4554
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 4554 |
Rozszerzenie: |
4554 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 4554 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 4554 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
4554 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
30 lat w niewoli Stra�nicy
W.J.SCHNELL
SPIS TRE�CI
PRZEDMOWA AUTORA ����������..
WCZESNE PRZE�YCIA ����������..
POCZ�TEK INTRYGI �����������.
POBITY W NIEWOL� �STRA�NICY� ����.
JUDGE RUTHEFORD W NIEMCZECH ����..
PRZESIEWANIE �������������
�ORGANIZACJA BO�A� ���������...
OD ZACHWYTU DO ROZCZAROWA� ����..
PIONIERZY, PIONIERZY ���������
ROZW�J DOKTRYNALNY RUCHU ��WIADK�W JEHOWY�
POCZ�TKI NOWEJ STRATEGII ������..
MOJA S�U�BA W NOWYM JORKU �����
SIEDMIOSTOPNIOWY PROGRAM �����.
MOJA ROLA W NEW JERSEY �������.
TEOKRACJA O ZASI�GU �WIATOWYM ���..
TEOKRACJA ROKU 1938 ��������...
KTO JEST TYM Z�YM, �ELAZNYM WILKIEM �
WYJ�CIE Z LABIRYNTU ���������..
DO MOICH BY�YCH BRACI ����..���..
OSTRZE�ENIE �������������.
Przedmowa autora
Z �aski Bo�ej zn�w sta�em si� chrze�cijaninem. B�g znalaz� mnie w mojej wczesnej
m�odo�ci. Nied�ugo potem zosta�em wci�gni�ty do Organizacji Stra�nicy (Watch Tower
Organisation) i stopniowo sta�em si� jej niewolnikiem. Gdy moje duchowe �ycie
zamiera�o, czyni�em rozpaczliwe pr�by wyzwolenia si�, lecz ka�da taka pr�ba ko�czy�a si�
jeszcze silniejsz� niewol�. Dwukrotnie wydawa�o si�, �e ju� jestem wolny, po to tylko,
aby stoczy� si� z powrotem w ten sam d�. A� nareszcie teraz przysz�a wolno��!
Z �aski Bo�ej sta�em si� wolnym, gdy On podni�s� mnie po ca�onocnej modlitwie
uczyni�em �lub Bogu. Pisz�c te dzieje mojej 30-letniej niewoli, spe�niam w�a�nie �lub, za
cen� kt�rego uzyska�em wolno��. Nie przedk�adam wam do czytania rozprawy naukowej,
lecz odczute sercem wyznanie o niewoli tak g��bokiej, �e wyrwanie si� z niej kosztowa�o
mnie 30 lat zmaga�. W ujawnieniu tych sposob�w zniewalania przy�wieca mi cel
chrze�cija�ski: je�eli znajdujesz si� w tej niewoli jako jeden ze �wiadk�w Jehowy, jestem
pewny, �e wyznanie moje pomo�e Ci oceni� Twoje po�o�enie, aby�, zamiast dalej brn�� w
ciemno��, m�g� wydosta� si� na �wiat�o w�asn� drog�, kt�r� ja znalaz�em g��bokim
pragnieniem serca po wielu b��dach i do�wiadczeniach; je�li nie jeste� jednym ze
�wiadk�w Jehowy, w�wczas przeczytanie wyznania o mojej 30-letniej niewoli b�dzie dla
Ciebie przestrog�. S�owa tej opowie�ci staj� si� widoczne na papierze dzi�ki farbie
drukarskiej, ale ich tre�� duchowa i my�li w nich zawarte, pisane s� krwi� mojego �ycia,
uczuciem m�ki i tortur prze�ytych w piekle bardziej dla mnie realnym ni� "piek�o"
Dantego.
Nie �ywi� nienawi�ci do moich by�ych braci i nie pragn� zemsty, pisz�c te s�owa; po
prostu wype�niam sw�j �lub, kt�ry uczyni�em Bogu, gdy pom�g� mi uwolni� si� i sta� si�
na powr�t chrze�cijaninem.
W.J.Schnell
Youngstown, Ohio
Wczesne prze�ycia
Moje powo�anie
Pewnego niedzielnego poranka, w lipcu 1917 roku, na lekcji szk�ki niedzielnej w ko�ciele
ewangelickim, zosta�em g��boko poruszony postaci� Jezusa, jako Zbawiciela, w wyk�adzie
przypowie�ci o Mi�osiernym Samarytaninie. S�owa nauczyciela wywo�a�y we mnie
pragnienie poznania Jezusa, przeczytania o Nim wszystkiego, co tylko by�o mo�liwe.
Mia�em w�wczas 12 lat. B�g mnie wo�a�.
Powr�ciwszy do domu tego dnia w po�udnie rozpocz��em czytanie czterech Ewangelii,
p�niej ca�ego Nowego Testamentu, nast�pnie ca�ego Pisma �wi�tego. To, co czyta�em,
prze�ywa�em bardzo g��boko. Dopiero w p�niejszych latach zrozumia�em, �e to Ojciec
przyci�ga� mnie, zgodnie ze s�owami Jezusa: "Nikt nie przychodzi do mnie, je�li go nie
poci�gnie Ojciec m�j" (Jan 6,44). Istotnie, przez czytanie Pisma �wi�tego wzros�o we
mnie przekonanie o potrzebie Zbawiciela.
To, co czyni� i czego uczy� Jezus o potrzebie mi�o�ci i wsp�czucia, by�o jaskrawym
przeciwie�stwem tego, co dzia�o si� w�wczas wok� mnie, je�li we�miemy pod uwag�, �e
by� to trzeci rok pierwszej wojny �wiatowej. Za wzrastaj�cym poznaniem mojego
rzeczywistego stanu oraz tego, co B�g przedsi�wzi�� dla mojego zbawienia w Jezusie,
przysz�a w moim sercu wiara w grzech i zbawienie. Z rado�ci� zrozumia�em, �e Jezus
umar� na krzy�u za takich grzesznik�w jak ja, �e Jego krew zmy�a moje grzechy i �e w
Jego zmartwychwstaniu �mier� zosta�a zwyci�ona dla mnie i dla wszystkich tych, kt�rzy
przyjmuj� Go z wiar�. Tak nast�pi�o moje odrodzenie w 14-tym roku �ycia.
Kr�tki �yciorys.
Urodzi�em si� w Stanach Zjednoczonych, w Jersey City w 1905 roku, lecz w dziewi�tym
roku mego �ycia rodzice przenie�li si� wczesn� wiosn� 1914 roku na powr�t do Europy,
do Niemiec. Zaraz po tym wybuch�a pierwsza wojna �wiatowa i ojca wzi�to do wojska, a
nas osiedlono w pobli�u rosyjskiej granicy w okolicach Poznania. Dopiero w 1915 roku
otrzymali�my pierwsz� wie�� od ojca, kt�ry by� rzucany losami wojny po wszystkich
frontach od Przemy�la do W�gier.
W grudniu 1918 roku, tu� przed �wi�tami Bo�ego Narodzenia, powitali�my ojca w naszym
domu. Co za rado��! Lecz spok�j by� kr�tki. W styczniu 1919 roku chwycili za bro�
powsta�cy polscy, staczaj�c walki ze stacjonuj�cymi wojskami niemieckimi. Wreszcie
Niemcy skapitulowa�y, a ojciec m�j, jako niemiecki oficer, zosta� internowany.
Na pocz�tku 1921 roku, za�adowani w wagony towarowe, zostali�my przewiezieni do
Niemiec w nowych granicach i osiedleni w Berlinie w obozie przesiedle�czym. Na ulicach
toczy�y si� walki republikan�w z organizacj� Spartakusa, wszystko by�o chwiejne i
tymczasowe, lecz wreszcie zapanowa� wzgl�dny spok�j.
Spotkanie z Badaczami Pisma �wi�tego.
Z wdzi�czno�ci Bogu za Jego cudown� opiek�, ja i m�j ojciec, kt�ry by� cz�owiekiem
religijnym, postanowili�my s�u�y� Bogu w taki lub inny spos�b. Pewnego dnia odwiedzili
nas, zagubionych w wielkim Berlinie, 'Badacze', pozostawiaj�c niekt�re ksi��ki. Nie
mieli�my �adnych znajomo�ci w mie�cie i szybko zaprzyja�nili�my si� z badaczami. Ich
zb�r okaza� nam wiele braterskiego wsp�czucia i czuli�my si� w�r�d nich dobrze. W�a�nie
ko�czy�em 16 lat i pocz��em dojrzewa� duchowo.
Tu trzeba wyja�ni�, �e �wczesne zbory badaczy Pisma �wi�tego nie maj� nic wsp�lnego z
dzisiejszymi miejscami zebra� �wiadk�w Jehowy, zwanymi "salami kr�lestwa". Zupe�nie
niezale�ni od o�rodk�w kierowniczych wybierali spo�r�d siebie starszych, zgodnie z
poleceniem Paw�a w Listach do Tymoteusza i Tytusa. Ludzie, z kt�rymi zetkn�li�my si�,
byli chrze�cijanami, prowadz�cymi u�wi�cone �ycie, przedk�adaj�cymi Panu swoje my�li,
swoje zachowanie i swoj� prac� codziennego �ycia. Zbierali�my si� w niedziel� na
rozwa�ania Pisma �wi�tego i we �rod� wiecz�r na modlitw�. Praktykowali odwiedzanie
chorych, pomaganie biednym i z rado�ci� witali ka�dego go�cia w swoim gronie. Niech mi
wolno b�dzie jeszcze raz powt�rzy�, �e nie mia�o to nic wsp�lnego z dzisiejszymi
praktykami �wiadk�w Jehowy, u kt�rych wszystkie wizyty maj� charakter propagandowy
u obcych, a dyscyplinarny u swoich.
Jak sta�em si� aktywist�.
Wzrastaj�c w �rodowisku badaczy, cz�sto opowiada�em o swoim nawr�ceniu i o �asce
Bo�ej. W latach 1921 do 1924 mia�em okazj� studiowania, zdobywaj�c akademickie
wykszta�cenie. Ale wolny czas po po�udniu mog�em zu�ytkowa� na odwiedzanie ludzi
pragn�cych s�ucha� Ewangelii. Odczuwa�em, �e nasze odwiedziny przynosi�y rado�� tym,
kt�rzy nas zapraszali w tych niepewnych, ciemnych czasach i to by� pierwszy pow�d
mojego czynnego zaanga�owania si�. Nigdy nie zapomn� pewnej niewiasty, kt�ra
opowie�ci� o swoich torturach, powodowanych chorob� psychiczn�, przyku�a mnie do
krzes�a. Twierdzi�a, �e jest opanowana przez z�e moce. Jej twarz by�a blada, a oczy
pa�aj�ce. By�em tak przygn�biony, �e nie mog�c wsta�, osun��em si� na kolana i w
serdecznej modlitwie przed�o�y�em Panu niedol� tej niewiasty, prosz�c o Jego pomoc.
Gdy podnie�li�my si� z kolan, ze �zami w oczach prosi�a, abym j� odwiedza�. O wiele
p�niej wyzna�a, �e choroba jej pocz�a ust�powa� w�a�nie wtedy, podczas tej pierwszej
modlitwy.
Przez te trzy lata, gdy chodzi�em na studia i pracowa�em w Berlinie, B�g u�y� mnie, abym
pom�g� siedemnastu osobom sta� si� chrze�cijanami, w tym trzem ateistom i jednemu
anarchi�cie. Nie chcia�bym, aby kto� mylnie zrozumia� ten rozdzia� jako pochwa�� lub
popieranie nauk i zasad badaczy Pisma �wi�tego. Chcia�em tylko wyt�umaczy�, co
poci�gn�o mnie do ich grona. Jest to konieczne, aby zrozumie�, jak i dlaczego
pozwoli�em si� wci�gn��, a potem zniewoli� jednemu z najbardziej dyktatorskich i
autokratycznych system�w �wiata.
Pocz�tek intrygi
W tym samym czasie, o kt�rym pisa�em, na naszym duchowym horyzoncie pocz�y
gromadzi� si� ciemne chmury. Daleko, w Brooklynie nasta�o nowe kierownictwo
Towarzystwa Stra�nicy (The Watch Tower Society). Przyw�dcy gwa�townie
przeorganizowali sw� prac�, pragn�c r�wnocze�nie odzyska� dawne pozycje w
�rodowisku Badaczy Pisma �wi�tego, za�o�onych przez poprzednika Karola Russella.
Nowy, ambitny przyw�dca Judge Rutherford, kt�ry by� wi�ziony w czasie wojny i mia� o
to pretensj� do duchowie�stwa, pa�a� ��dz� odwetu. Postanowi� on wykorzysta�
nieustabilizowane warunki na ca�ym �wiecie dla zbudowania drugiego pi�tra "Stra�nicy"
ponad budow� Karola Russella.
Kierownictwo "Stra�nicy" wiedzia�o, �e chrze�cija�stwo zawiera miliony nominalnych
wyznawc�w, nieugruntowanych w prawdzie, kt�re mog� sta� si� �atwym �upem dla nowej
Organizacji Stra�nicy, kt�ra z �atwo�ci� oderwie te masy od Ko�cio��w, je�eli
przeprowadzi m�dry atak, odpowiednio upozorowany i podtrzymany. W ten spos�b
powsta� w�a�nie plan zaatakowania chrze�cija�stwa zorganizowanego w ko�cio�y. Religie
zosta�y przedstawione jako przyczyna wszelkiego z�a, a fakt ich zorganizowania
przedstawiono jako dow�d ich s�abo�ci.
"P�ukanie m�zg�w"
Ten nowy atak zosta� zainicjowany broszur� zatytu�owan� Upadek Wielkiego Babilonu
(1919). Pretendowa�a ona do wyczerpuj�cego sformu�owania podstawowych zarzut�w
przeciwko zorganizowanemu chrze�cija�stwu. W broszurze tej nazwano chrze�cija�stwo
Wielkim Babilonem, z Objawienia �w. Jana, za stosowanie zasad organizacyjnych. By�a to
chyba pierwsza od czas�w inkwizycji hiszpa�skiej pr�ba "p�ukania m�zg�w", polegaj�ca
na zburzeniu starych poj��, do�� lu�no i p�ytko ugruntowanych w umys�ach milion�w
ludzi asymilowanych przez ko�cio�y. By�o to zar�wno w tamtych czasach, jak i dzisiaj,
zadanie do�� �atwe, je�li zwa�y�, �e nominalni chrze�cijanie nie potrafi� uzasadni� swoich
przekona�, ani tym bardziej obroni� ich.
Ale w miejsce zburzonych poj�� trzeba zaszczepi� jak�� now� my�l, gdy� tylko wtedy
"p�ukanie m�zg�w" jest skuteczne. Broszura Upadek wielkiego Babilonu tak� my�l
zawiera�a. Jezus, jako zwyci�zca nad �mierci�, mia� prawo powiedzie�: ""Kto wierzy we
mnie, �y� b�dzie na wieki"" oraz ""Kto wierzy w Syna ma �ywot wieczny"" (Jan 8,51). T�
w�a�nie prawd�, star� jak samo chrze�cija�stwo, wyznawan� przez �ywych chrze�cijan
na ca�ym �wiecie, Towarzystwo Stra�nicy og�asza�o, jako odkryte przez siebie "nowe
�wiat�o". I rzeczywi�cie, chocia� prawda by�a stara, to jednak wy�uskano t� per�� z ca�o�ci
nauki chrze�cija�skiej i dano jej sztuczn� opraw� ludzkich s��w. "Stra�nica" og�osi�a
mianowicie w 1920 roku, �e "Miliony, �yj�cych dzi� ludzi, nigdy nie umr�".
Mo�na sobie wyobrazi�, jakie wra�enie wywiera�o takie has�o po wojnie �wiatowej,
podczas kt�rej zgin�y miliony ludzi w czasach g�odu i niepewno�ci. Obietnica �ycia
wiecznego mia�a by�, wed�ug "Stra�nicy", zrealizowana po raz pierwszy w tym pokoleniu,
pod warunkiem oczywi�cie, �e te miliony porzuc� chrze�cija�stwo i przy��cz� si� do
Organizacji Stra�nicy. Por�wnajmy teraz, co m�wi Pismo �wi�te, a co "Stra�nica". W
Ewangelii �w. Jana 11,25.26 Pan Jezus m�wi: "Ja jestem zmartwychwstanie i �ycie; kto
we mnie wierzy, i cho�by i umar�, �y� b�dzie. A kto �yje i wierzy we mnie, nie umrze na
wieki"." Natomiast "Stra�nica" g�osi�a: ""Ka�dy kto �yje i uwierzy w Organizacj� Stra�nicy
i przy��czy si� do nas, i b�dzie roznosi� nasze ksi��ki, broszury i czasopisma, i b�dzie
sk�ada� sprawozdania z u�ytego na ten cel czasu, i b�dzie ucz�szcza� na nasze
zgromadzenia, nie umrze na wieki"". Tak� tre�� podano jako s�owa Pisma �wi�tego,
s�usznie przypuszczaj�c, �e tysi�ce ludzi nie zauwa�y tej przewrotno�ci.
W ten spos�b rozpocz�to wdra�a� nowych i dawnych wyznawc�w do przyjmowania
sposobu rozumowania "Stra�nicy" zamiast tre�ci Pisma �wi�tego. By� to pierwszy etap
"p�ukania m�zg�w", a w �lad za tym sz�y nast�pne, tj. wzrastaj�ca nietolerancja i
ograniczono�� umys�owa wyznawc�w. Kulminacyjnym punktem tego procesu mia�o by�, i
rzeczywi�cie do 1938 roku zosta�o osi�gni�te, zupe�ne zniweczenie indywidualno�ci, tj.
samodzielnego my�lenia. W to miejsce wprowadzono 'teokratyczny' spos�b my�lenia,
podany ze szczytu Brooklynu. jako podstawa akcji masowych.
Oczywi�cie, cel ten by� na razie dalekim od osi�gni�cia, ale w miar� rozwoju
opowiedzianej w tej ksi��ce historii sami b�dziecie mogli podziwia�, z jakim uporem
d��ono do niego, dop�ki "teokratyczne" my�lenie, �lepe pos�usze�stwo i g�sim szeregiem
przeprowadzane akcje masowe nie sta�y si� powszechne.
My w Berlinie, oczywi�cie, nie zdawali�my sobie sprawy z istotnych cel�w broszur:
Upadek wielkiego Babilonu i Miliony �yj�cych obecnie ludzi nigdy nie umr�..
W�a�ciwie powinni�my by� tego �wiadomi, gdy� sklecony przez Towarzystwo Stra�nicy
slogan w og�le nie pasowa� do Pisma �wi�tego. Pomimo to, rozdli�my na �lepo miliony
egzemplarzy obydw�ch tych utwor�w. Ja sam rozpowszechni�em nie mniej ni� tysi�c
egzemplarzy Miliony �yj�cych obecnie ludzi nigdy nie umr�. Przez ca�� sobot� je�dzi�em
berli�sk� kolejk� Ring Bahn dooko�a miasta, stoj�c w zat�oczonych przedzia�ach trzeciej
klasy, �wiadcz�c o tym, �e Miliony... nigdy nie umr� i sprzedaj�c broszury po 25
pfenig�w. W niekt�re soboty udawa�o mi si� spieni�y� do trzystu broszur, co dawa�o ok.
75 marek zysku, odprowadzanego przeze mnie dla Towarzystwa Stra�nicy. W ten spos�b
sami kuli�my na siebie kajdany, kt�re p�niej nam narzucono.
"Przez chciwo��, pi�knymi s��wkami kupi� was"
S�owa z 2 Listu Ap. Piotra 2,3 przychodz� na my�l ka�demu, kto zetknie si� z histori� i
literatur� Towarzystwa Stra�nicy. Bez przerwy w ko�o cytuj� oni s�owa Pisma �wi�tego,
wyj�te z kontekstu, przystosowuj�c je do w�asnych cel�w. Przy tej okazji, sprzedaj�
ksi��ki, zbieraj� pieni�dze na budow� og�lno�wiatowej Organizacji Stra�nicy. Ten spos�b
okaza� si� tak skuteczny, �e do dnia dzisiejszego jest stosowany z powodzeniem. Ich
pisma zawieraj� zawsze cz�stk� prawdy, zazwyczaj na pocz�tku, jako przyn�t�.
Natomiast ca�o�� by�a przesycona �argonem organizacyjnym i naci�gni�ta tak, �e w
g�owie czytelnika z regu�y powstawa� zam�t. Zanim ofiara si� spostrzeg�a, zosta�a
pozbawiona zdolno�ci w�asnego my�lenia, podejmowania w�asnej inicjatywy i w og�le
ca�ej samodzielno�ci. Ca�e to post�powanie mia�o na celu doprowadzenie tych, kt�rzy
s�uchali do takiego stanu, w kt�rym mogliby czyta� jedynie ksi��ki, broszury i czasopisma
Towarzystwa Stra�nicy. Osobnik z tak "wyp�ukanym m�zgiem" nie tylko wierzy� �lepo w
ka�de s�owo "Stra�nicy", ale te� jako ZWIASTUN KR�LESTWA roznosi� je od drzwi do
drzwi, jako prawdziw� Ewangeli�. Czy mo�e by� lepszy przyk�ad "cz�owieka kupionego
pi�knymi s��wkami"?
Og�aszajcie!
Do zbudowania organizacji wszech�wiatowej, kt�r� w�a�nie pragn�� uczyni� Towarzystwo
Stra�nicy jej obecny przyw�dca Judge Rutherford, potrzeba by�o du�o pieni�dzy.
Wi�kszo�� badaczy Pisma �wi�tego by�a biedna, a obecne nowe nauki bynajmniej nie
by�y popularne, aby zdoby� poparcie ludzi zasobnych. W ten spos�b pomi�dzy rokiem
1919 a 1922 po�r�d przyw�dc�w powsta�a my�l, na skal� ameryka�skich biznesmen�w,
rozpocz�cia olbrzymiej, o �wiatowym zasi�gu, kampanii g�osicieli przez sprzeda� ksi��ek i
broszur, wydawanych i drukowanych przez Towarzystwo Stra�nicy, a za uzyskane w ten
spos�b pieni�dze zbudowa� wymarzon� wszech�wiatow� organizacj�.
Ale co g�osi�? Propagowa� samo Towarzystwo Stra�nicy by�oby ryzykowne, gdy� w
Ameryce by�o ono niepopularne, skompromitowane sprzeciwianiem si� przyst�pieniu do
wojny z Niemcami i swego czasu rozwi�zane dekretem prezydenta Stan�w
Zjednoczonych, a przyw�dcy osadzeni w areszcie. Za g�oszenie takich nowin, na pewno
nie uzbieracie w Ameryce pieni�dzy! Co wi�c g�osi�? Same ksi��ki? Nie, przez pi�kne
s��wka zacz�li kupczy� S�owem Bo�ym i lud�mi, kt�rzy dali si� nabra� na roznoszenie ich
sfa�szowanego poselstwa.
Mianowicie: zdecydowali si� nawi�za� swoj� g�osicielsk� kampani� do starodawnej
nadziei chrze�cija�stwa na przyj�cie Kr�lestwa Bo�ego, w po��czeniu z poleceniem Pana
Jezusa: ""Id�cie na ca�y �wiat, czy�cie uczniami wszystkie narody..."" (Mat 28,19). Czy w
s�owach tych nie by�o wszystkiego, co potrzebne do powodzenia takiej kampanii? By�o
tam spojrzenie w przysz�o�� na czasy ostateczne, by�a mowa o wybraniu do g�oszenia
Ewangelii na ca�ym �wiecie.
W 1922 roku uczestnicy wielkiej konwencji "Stra�nicy" w Cedar Point ujrzeli olbrzymi
napis na z wolna opuszczaj�cym si� zwoju. By� tam elektryzuj�cy slogan: "Og�aszajcie,
og�aszajcie, og�aszajcie Kr�la i Kr�lestwo!"
Chrze�cijanie wiedz�, �e g�oszenie Ewangelii o Kr�lestwie rozpocz�o si� ju� w roku 33 i
bez przerwy by�o kontynuowane przez na�ladowc�w Chrystusa po ca�ym �wiecie przez
dwa tysi�ce lat. Co prawda nie zawsze to g�oszenie by�o wierne i nie zawsze chrze�cijanie
wykazywali entuzjazm godny tej wielkiej sprawy. To w�a�nie mia�a wykorzysta�
"Stra�nica" do stworzenia kontrastu, potrzebnego do uzasadnienia wielkiej kampanii.
Podbity w niewol� "Stra�nicy"
Badacze Pisma �wi�tego zap�acili wysok� cen� za przyj�cie programu kampanii
g�osicielskiej z 1922 roku. Z biegiem czasu ci, kt�rzy rozpowszechniali najwi�ksz� liczb�
ksi��ek i broszur, sp�dzili najwi�ksz� ilo�� godzin miesi�cznie przy ich sprzeda�y,
przekazali najwi�ksz� ilo�� pieni�dzy do Towarzystwa, byli faworytami, pod ka�dym
wzgl�dem wywy�szani; ci natomiast, kt�rzy wykupywali czas, przynosz�c owoce ducha,
uczynki mi�osierdzia, byli coraz bardziej pogardzani, a� wreszcie napi�tnowani jako "�li
s�udzy".
W tym samym czasie i Towarzystwo przechodzi�o wielkie przemiany organizacyjne.
Zak�adano biura, drukarnie, wydawnictwa, buduj�c fundamenty wielkiej g�osicielskiej
kampanii. Zam�wienia nap�ywa�y. U nas, w Niemczech, trzeba by�o przenie�� biura
Towarzystwa z zachodniej cz�ci kraju, do Magdeburga, gdzie w�a�nie zakupiono za
uzyskane pieni�dze ze sprzeda�y ksi��ek wielk� w�asno�� ziemsk�. Kierownik Oddzia�u
Niemieckiego rozpocz�� rekrutacj� pracownik�w do nowej siedziby. 18 sierpnia 1924 roku
przekroczy�em bram� Betel - g��wnej kwatery Niemieckiego Oddzia�u Towarzystwa
Stra�nicy w Magdeburgu. Nie przypuszcza�em w�wczas, �e oddaj� si� w niewol� tak
g��bok�, �e dopiero po trzydziestu latach b�d� m�g� podnie�� si� na powr�t jako
chrze�cijanin.
W nowym otoczeniu czu�em si� skrajnie inaczej ni� w Berlinie, gdzie istnia�y w�wczas
zbory przepojone duchem braterstwa i wolno�ci. W Magdeburgu odwrotnie, od razu
wpad�em w atmosfer� organizacyjn� centrali "Stra�nicy". Zamiast spo�eczno�ci�,
cieszyli�my si� sprawozdaniami, zajmowali�my si� organizacj� produkcji i zestawianiem
koszt�w. Zamiast poprzednich do�wiadcze�, w kt�rych "Duch �wi�ty �wiadczy Duchowi
naszemu, �e jeste�my dzie�mi Bo�ym", teraz s�uchali�my, jak przedstawiciel
Towarzystwa �wiadczy� �wiadkom Jehowy, �e jeste�my dobrymi Zwiastunami Kr�lestwa,
gdy� zebrali�my przypadaj�c� na nas kwot�.
Jednak najwi�kszy kontrast istnia� pomi�dzy poziomem duchowym cz�onk�w dawnych
zbor�w berli�skich, a obecn� spo�eczno�ci� magdebursk�. Mianowicie: przestano w og�le
zwraca� uwag� na odrodzenie duchowe i utworzono klasy cz�onkowskie, jak w dawnych
synagogach izraelskich. By�y to klasy zwane Mardocheusz-Noemi (klasa kieruj�ca),
Ruth-Ester (klasa pos�usznych) i Jonadab�w (klasa ludzi dobrej woli), sprzyjaj�cych
Towarzystwu Stra�nicy, szukaj�cych u niego schronienia przed gniewem Bo�ym. Ten stan
jest dzi� powszechny w�r�d �wiadk�w Jehowy, lecz w�wczas by�a w ca�ych Niemczech
tylko jedna taka spo�eczno�� i do tej w�a�nie dobrowolnie wst�pi�em.
Jako 19-letni ch�opiec szybko przystosowa�em si� do nowej sytuacji, kt�rej niezwyk�o��
imponowa�a mi. Jako urodzony i wychowany w�r�d Niemc�w, by�em pos�usznym
ch�opcem, przyzwyczajonym do s�uchania zarz�dze� i rozkaz�w prze�o�onych. Nosi�em w
sobie niemieckie zami�owanie do organizacji i porz�dku z kt�rego s�yniemy zar�wno w
dobrym jak i z�ym. Wkr�tce poch�oni�ty zosta�em prac� przy zak�adaniu czasopisma Das
Goldene Zeitalter (Z�oty Wiek). Rezultatem naszej pracy by� wzrost nak�adu
czasopisma z 50 tys. egz. w 1925r. do 325 tys. egz. w roku 1927. W wirze tego zaj�cia
straci�em rych�o swoj� "pierwsz� mi�o��". Coraz mniej czasu znajdowa�em na
rozmy�lania, czytanie Pisma �wi�tego i osobist� religi�. Wizja "Wszech�wiatowego
Zwi�zku" (kt�rej w�wczas nie rozumia�em jeszcze jako wizji zwi�zku niewolnik�w), na
wz�r wielkich Niemiec, zast�pi�a mi rzeczywisto�� �ycia w Jezusie Chrystusie.
Przepowiednie ko�ca �wiata
Towarzystwo Stra�nicy zawsze by�o w jakim� stopniu ekscentryczne. Zw�aszcza lubowa�o
si� w wyznaczaniu dat ko�ca �wiata. Pierwsza przepowiednia wyznacza�a rok 1914. Wielu
badaczy Pisma �wi�tego, kt�rzy uwierzyli tej przepowiedni, czu�o zaw�d, gdy obiecane
Kr�lestwo nie zjawi�o si�.
Towarzystwo Stra�nicy w swoich znanych ulotkach Upadek Wielkiego Babilonu i Miliony
obecnie �yj�cych nigdy nie umr� przesun�o po prostu dat� na rok 1925. T� dat�
rozg�aszano jako rok ukazania si� ksi���t Starego Testamentu po�r�d badaczy i rok
ustanowienia Kr�lestwa. Oczekiwanie podsycane by�o specjalnymi artyku�ami i
pozostawi�o g��boki �lad w naszych umys�ach. Pami�tam, jak w 1924 roku ojciec
namawia� mnie do kupna nowego ubrania. Odpowiedzia�em, �e przecie� tylko kilka
miesi�cy pozosta�o do 1925 roku i oczywi�cie odm�wi�em.
Dzi� przekonany jestem, �e przyw�dcy Towarzystwa Stra�nicy nie wierzyli w swoje
przepowiednie. Chcieli tylko wytworzy� nastr�j oczekiwania, aby tym bardziej zbudowa�
w tym czasie upragnion� organizacj� przez kampani� g�osicielsk�. Ju� wtedy wielu
badaczy Pisma �wi�tego wskazywa�o na niekonsekwencj� kierownictwa "Stra�nicy", kt�re
nie bacz�c na zbli�aj�cy si� koniec �wiata, coraz wi�cej kupowa�o dom�w, parcel,
zak�ada�o nowe wydawnictwa, a wszystko to na wyrost.
Nowy Nar�d - pocz�ty w "Stra�nicy"!
Na pocz�tku 1925 roku ukaza� si� w czasopi�mie "Stra�nica" artyku� "Narodziny Narodu",
odkrywaj�cy tym razem ju� w formie nie zamaskowanej prawdziwe plany Towarzystwa.
Poniewa� koniec �wiata nie nast�pi�, ani nie zjawili si� oczekiwani ksi���ta Starego
Testamentu, og�oszono co� zast�pczego: teokracj�. Jak zwykle u�yto do tego celu Pisma
�wi�tego, tym razem Listu Ap. Piotra, w kt�rym nazywa on wierz�cych chrze�cijan
narodem wybranym, kr�lewskim kap�a�stwem. "Stra�nica" zarezerwowa�a t�
prawd� dla siebie. To oni s� kr�lewskim kap�a�stwem!
Wspomniany artyku� roztoczy� przed czytelnikami nast�puj�c� wizj� przysz�ego
Kr�lestwa. Na szczycie znajduje si� klasa Wiernych i M�drych S�ug jako z�ota g�owa
pos�gu z proroctwa Daniela. Ta klasa rz�dzi teokratycznie klas� "Jonadab�w", kt�ra
wprawdzie nie ma udzia�u w Kr�lestwie, ale jest niezb�dna do jego budowy. Ta
koncepcja, jak zobaczymy p�niej, by�a konsekwentnie realizowana (ta niewolnicza
teokracja mia�a trwa� tysi�c lat).
Drugim artyku�em w "Stra�nicy" z roku 1925, kt�ry mia� podstawowe znaczenie by�:
Przymierze, czy ofiara? Jego sens by� taki, �e wszyscy badacze Pisma �wi�tego
powinni zrzec si� samodzielnego my�lenia i inspiracji osobistej na korzy�� �lepego
wykonywania zarz�dze� Towarzystwa Stra�nicy i bezkrytycznego realizowania jej
polityki. Ci, kt�rzy o�mielaj� si� dyskutowa�, lub krytykowa� instrukcje z Brooklynu,
zostali nazwani z�ymi s�ugami. Godzi�o to w starszych cz�onk�w zbor�w, ciesz�cych si�
zaufaniem.
Judge Rutherford w Niemczech
Jak ju� wspomnia�em, o�rodek Niemieckiego Oddzia�u Towarzystwa Stra�nicy zosta�
przeniesiony do Magdeburga w celu zapewnienia lepszej, bardziej nowoczesnej
organizacji. By�o to jedno z posuni�� na wi�ksz� skal� nowego kierownictwa "Stra�nicy" z
Judge (czyt. D�ad�) Rutherfordem na czele.
W attyce nowo nabytego budynku, kt�ry poprzednio nazywano "Kryszta�owym
Pa�acem", urz�dzili�my sypialnie, w piwnicach natomiast za�o�ono nowoczesn�
drukarni�. Schody nie by�y jeszcze odbudowane, wi�c do naszych sypialni wchodzili�my
po drabinie przez okno. Niekt�rzy nazywali to �artobliwie "zst�powaniem po drabinie
Jakubowej do piek�a Stra�nicy".
Na pocz�tku 1925 roku wydrukowali�my tu milion egzemplarzy ksi��ki "Harfa Bo�a" w
j�zyku niemieckim, pracuj�c od �witu do zmierzchu przez siedem dni w tygodniu.
Przecie� prowadzili�my walk�, a ta wymaga ofiar, rozumowali�my w�wczas. Moim
pierwszym zaj�ciem by�o miejsce przy obrotowym stole ze stosami arkuszy i sk�adanie z
poszczeg�lnych arkuszy drukarskich ca�ej ksi��ki oraz przekazywanie jej do oprawy.
Pomimo braku wprawy wypu�cili�my w �wiat olbrzymie ilo�ci dobrze wykonanych
ksi��ek.
Zamiast ksi���t
Na wiosn� 1925 roku oczekiwali�my zapowiadanego przez "Stra�nic�" ko�ca �wiata i
ukazania si� prorok�w i ksi���t Starego Testamentu. Zamiast nich jednak ukaza� si�
Judge Rutherford, przyw�dca Towarzystwa Stra�nicy z kieszeni� pe�n� ameryka�skich
dolar�w, uzyskanych ze sprzeda�y drukowanych przez nas ksi��ek i natychmiast
rozpocz�� zakupywanie nowych teren�w, budynk�w i maszyn drukarskich. Otrzymali�my
maszyn� rotacyjn� i w ten chytry spos�b odwr�cono nasz� uwag� od zapowiadanego
ko�ca �wiata na korzy�� rozwoju naszej centrali.
Wizyta Rutherforda mia�a by� po��czona z wielkim trzydniowym zjazdem w Magdeburgu.
Na zg�oszonych 12 tysi�cy uczestnik�w przyby�o 15 tysi�cy. Musieli�my wynaj�� olbrzymi
namiot cyrkowy i zorganizowali�my normalnie p�atn� restauracj�, kt�ra okaza�a si� tak
rentowna, �e od tego czasu Towarzystwo przyj�o to jako regu��. Osobi�cie zaj�ty by�em
organizowaniem 14 specjalnych poci�g�w ze wszystkich stron Niemiec i nabijaniem kasy
Towarzystwa, sprzedawaniem kart kwaterunkowych przyby�ym go�ciom. Na tej
konferencji Judge Rutherford usi�owa� sprzeda� 15 tysi�com Badaczy Pisma �wi�tego
zgromadzonym z ca�ej Europy, swoj� ide� �wiatowej kampanii g�osicielskiej, ide�
rozbudowy poszczeg�lnych central oraz ide� sk�adania Towarzystwu pisemnych
sprawozda� z ilo�ci i sposobu zu�ytego dla "Stra�nicy" czasu przez wszystkich jego
cz�onk�w. Sam D�ad� zdoby� si� przy tym na ewangeliczny gest nakarmienia 15 tys.
zgromadzonych, zakupuj�c dla ka�dego uczestnika porcj� bigosu i sa�atki.
W czasie moich p�niejszych podr�y stwierdzi�em, �e delegaci nie pami�tali wielu
wa�nych rzeczy, kt�re zasz�y w czasie konferencji magdeburskiej, takich jak utrata
osobowo�ci cz�onk�w, utrata samodzielno�ci zbor�w, wymuszenie sprawozdawczo�ci
czasu i ksi��ek, natomiast wszyscy doskonale pami�tali bezp�atn� porcj� bigosu i sa�atki.
M�dry D�ad�!
W czasie po�egnalnej kolacji, kt�r� spo�ywa� w gronie personelu centrali magdeburskiej,
Judge wyg�osi� do nas kr�tkie przem�wienie. Uprzedzaj�c nasze pytania na temat
zapowiadanego ko�ca �wiata, upomina� nas, �e nie powinni�my by� na tyle samolubni,
aby chcie� koniecznie i�� do nieba ju� teraz, gdy jeszcze tyle jest na �wiecie do zrobienia.
Aby zr�wnowa�y� nasze rozczarowanie, roztoczy� przed nasz� wyobra�ni� wizj�
wszech�wiatowej organizacji, przez kt�r� tysi�ce milion�w ludzi ze wszystkich pa�stw i
kr�lestw szereg za szeregiem, klasa za klas� przychodz� do "Stra�nicy" uczy� si�
Kr�lestwa. Zapowiedzia� ca�e g�ry ksi��ek, kt�re trzeba wyda� i wydrukowa�.
Wszystko to wzbudzi�o zam�t w mojej g�owie i zw�tpienie w moim sercu. Wspomina�em
wigili� nowego 1925 roku sp�dzon� w modlitewnym nastroju spotykania roku
zako�czenia �wiata; a ju� na wiosn� rozes�ali�my po ca�ych Niemczech zapotrzebowanie
na cie�li, murarzy i innych rzemie�lnik�w dla rozbudowy naszej centrali w Magdeburgu na
wz�r nowoczesnych fabryk.
Cz�sto w nocy budzi�em si�, aby rozmy�la�, co si� sta�o z moim ewangelicznym idea�em
Nowego Stworzenia? Dawniej, w okresie mojej "wiosny duchowej", ko�czy�em ka�dy
dzie� modlitw�, przedk�adaj�c Panu wszystkie wydarzenia i post�pki dnia. Obecnie
przejmowa�em si� jedynie wykonaniem organizacyjnych zada� i z�o�eniem z nich
sprawozda�.
Czy�bym staj�c si� cz�onkiem wszech�wiatowej organizacji ""pozyska� ca�y �wiat, a
poni�s� szkod� na mojej duszy""? (Mat 16,26). W ka�dym razie ani duchowych, ani
materialnych, ani �adnych innych korzy�ci z mojej przynale�no�ci nie odnios�em.
Zupe�nie jasno zda�em sobie z tego spraw� dopiero 15 lutego 1951 roku, pisz�c
sprawozdanie ze swojej 22-letniej nieprzerwanej i ca�y m�j czas poch�aniaj�cej pracy w
Organizacji Stra�nicy.
Przesiewanie
Nied�ugo po opisanych powy�ej wypadkach mia�em okazj� wr�ci� do Berlina i odwiedzi�
moich rodzic�w i przyjaci�. Od razu spostrzeg�em, �e i tutaj, ja i wsz�dzie, polityka
Towarzystwa Stra�nicy wyrz�dzi�a w zborach wielkie spustoszenia. Wielu czcigodnych i
starszych braci zosta�o zmuszonych do ust�pienia, wielu innych odsuni�to w ciemny k�t.
Na ich miejsce kierownictwo zbor�w obejmowa�a, przy pomocy Towarzystwa, grupa
m�odych, niedo�wiadczonych, a za to pewnych siebie ludzi. Jako pretekstu u�ywano
odmowy starszych sk�adania Towarzystwu pisemnych sprawozda� ze sposobu
wykorzystania swego osobistego czasu i ilo�ci sprzedanych ksi��ek. T� polityk�
pozbawiania zbor�w Badaczy Pisma �wi�tego samodzielno�ci i autonomii Towarzystwo
realizowa�o praktycznie w ten spos�b, �e obok wybranych przez zb�r starszych,
Towarzystwo mianowa�o swojego "kierownika zebra�" (service director), jako si��
pomocnicz�. Ten pomocnik stawa� si� wkr�tce faktycznym kierownikiem zboru i jego
reprezentantem na zewn�trz.
Ten proces spychania do k�ta starszych badaczy i stopniowego przechodzenia od
samodzielno�ci do centralnego zarz�dzania wszystkimi zborami badaczy przez zaufanych
przedstawicieli Towarzystwa, trwa� do roku 1927. M�odzi, agresywni i pos�uszni
pracownicy, tacy jak ja, byli najlepszym materia�em na "kierownik�w zebra�",
przeznaczonych do rozbijania zbor�w i podporz�dkowania ich nowej polityce. W ten te�
spos�b u�yto mnie do podbicia w niewol� Organizacji jednego ze zbor�w w Niemczech
�rodkowych. By�o tam 175 cz�onk�w, kt�rzy odm�wili przyj�cia, mianowanego przez
Towarzystwo, "kierownika zebra�" i sk�adania sprawozda�, jak te� przyj�cia innych
instrukcji organizacyjnych. Tam w�a�nie wys�ano mnie, 21-letniego m�okosa, z
poleceniem podporz�dkowania lub rozbicia tej grupy.
Jak si� okaza�o, spotka�em starszych, szlachetnych ludzi, kt�rzy lepiej ode mnie rozumieli
sytuacj�. Po godzinnej dyskusji, omijaj�c starszych, sam zwr�ci�em si� do sali z
zapytaniem: "Kto jest za Towarzystwem Stra�nicy?" Wobec braku odpowiedzi
napi�tnowa�em ich jako z�e s�ugi i wezwa�em wszystkich, kt�rzy sprzyjaj� Towarzystwu
do opuszczenia sali i pod��enia za mn�. Wysz�o 8 os�b i w domu jednego z nich
za�o�yli�my nowy zb�r, kt�rego zosta�em, oczywi�cie "kierownikiem zebra�". Na te
zebrania zwozili�my uczestnik�w samochodami z innych pos�usznych zbor�w. W ten
spos�b, obok zboru cichych i szlachetnych chrze�cijan, powsta� drugi zb�r agitator�w i
ha�a�liwych sprzedawc�w bibu�y propagandowej.
Ten spos�b post�powania praktykowany by� w ca�ym kraju, a� wsz�dzie powsta� nowy
typ zbor�w. R�wnie� w naszej centrali "Betel" w Magdeburgu zosta�o w tym okresie
wymienionych 75% os�b z personelu.
"Organizacja Bo�a"
W 1926 r. dzia�alno�� organizacyjna "Stra�nicy" nabra�a pe�nego rozmachu, w ten spos�b
powsta�a wyra�na sprzeczno�� pomi�dzy zaciek�ymi atakami na ca�e chrze�cija�stwo z
racji jego zorganizowania, a obecnymi d��eniami do przekszta�cenia Towarzystwa w
wysoko wydajn�, nowoczesn� organizacj� i stosowaniem na ka�dym kroku metod
organizacyjnych. Kierownictwo w Brooklynie zapowiedzia�o, �e sprzeczno�� ta zostanie
wyja�niona na Zje�dzie Londy�skim, przygotowywanym na 1926 rok. Mia�o to by� co�
wielkiego, tote� z niecierpliwo�ci� oczekiwali�my objawienia tej nowej prawdy.
I rzeczywi�cie, bogactwo jej zosta�o przedstawione w ca�ej swej krasie. Oto jak Judge
Rutherford wybrn�� ze stworzonej przez siebie sprzeczno�ci: "B�g stworzy� od pocz�tku
organizacj�, ale szatan ukrad� t� my�l Bo�� i stworzy� organizacj� dla siebie. Wszystkie
ko�cio�y i organizacje s� organizacjami szatana. Natomiast Towarzystwo Stra�nicy i
wszyscy jej zwolennicy stanowi� organizacj� Bo��. Jest ona "ma��onk� Bo��".
W ten spos�b "Stra�nica" nadawa�a ezoteryczny akcent wszystkim praktykom
Towarzystwa, nie zawsze zgodnym z zasadami moralnymi, jak to zobaczymy w dalszym
ci�gu. Poszczeg�lne organizacje zosta�y odpowiednio podzielone i nazwane. A wi�c
polityczne i przemys�owe organizacje, to by� Egipt, organizacje ko�cielne to - Moab,
Edom, itd., itd. Ten pomys� Rutherforda zawa�y� znacz�co na ca�o�ci ruchu �wiadk�w
Jehowy, a w szczeg�lno�ci na ich stosunku do bli�nich. Zamiast szlachetnych wysi�k�w
g�oszenia ludziom Chrystusa i udzielania chrztu tym, kt�rzy uwierzyli, rozpocz�o si�
nachalne nagabywanie "Egipcjan".
Celem samym w sobie sta�o si� tylko wyrwanie cz�owieka z "organizacji szatana" i
wci�gni�cie go do "Organizacji Bo�ej". Wy�udzanie jak najwi�kszej ilo�ci pieni�dzy od
"Egipcjan" za literatur� sta�o si� cnot�. Pa�stwowe w�adze, s�dy, prawa, jako organizacje
szatana sta�y si� godne pogardy, i przesta�y kr�powa� sumienie �wiadk�w Jehowy.
Sprzedaj�c ksi��ki wbrew prawu. bez licencji (pozwolenia), nara�ali si� czasami na
grzywny i wi�zienie. Nazywali to prze�ladowaniem dla imienia Bo�ego. Oddawanie honoru
flagom pa�stwowym i hymnom narodowym by�o dla nich "k�anianiem si� obrazowi
bestii".
Noszenie broni �wiadkowie dopuszczaj� jedynie w wypadku, gdy do wojska powo�a ich
"Stra�nica". Nie s� bynajmniej pacyfistami. Wierz� np., �e wszyscy �li zostan� pozabijani,
przy czym �li, to s� wszyscy, kt�rzy nie nale�� do Organizacji Stra�nicy. W czasie
"Armagedonu" r�wnie� ma�e dzieci tych z�ych zostan� pozabijane. Na pytanie, jak
post�pi� oni z tymi, kt�rzy, b�d�c niegdy� cz�onkami "Stra�nicy", odeszli od niej,
odpowiadaj�, �e obecne prawa nie pozwalaj� takich "zdrajc�w" zabija�. Gdy nast�pi�
jednak prawa Bo�e, tj. prawa "Stra�nicy", zostan� oni pozabijani bezwzgl�dnie. Na razie
trzeba ich traktowa� jako nie�yj�cych (tak w�a�nie traktuje mnie moja rodzina, odk�d
odszed�em od �wiadk�w Jehowy).
Jednym z wa�niejszych zagadnie� Konferencji Londy�skiej by� problem zwi�kszenia
sprzeda�y ksi��ek "Stra�nicy". Ka�dego roku ukazywa�a si� nowa pozycja, napisana
przez Rutherforda i potrzebne by�y nowe metody sprzedawania tej masy ksi��kowej. W
tym celu D�ad� zaproponowa� nam, tj. pracownikom centrali "Betel" w Magdeburgu,
nowe, pr�bne zasady rozliczania si�, mianowicie: za ka�d� sprzedan� ksi��k�
otrzymywali�my prenumerat� w postaci dw�ch bezp�atnych egzemplarzy.
Zawsze by�em dobrym sprzedawc� i wykorzystuj�c tylko niedziele, potrafi�em rozprzeda�
25 ksi��ek, otrzymuj�c 50 egzemplarzy dla siebie. Gdy jednak zostali�my aresztowani za
handel ksi��kami bez licencji (pozwolenia), prze�o�eni polecali nam k�amliwie t�umaczy�
si�, �e my nie handlujemy, lecz w ten spos�b g�osimy Ewangeli�. A przecie� nasz zysk
wynosi� 200% (!) To by�o dla mnie zawsze �r�d�em wyrzut�w sumienia, gdy� ci�gle
uwa�a�em si� za chrze�cijanina.
Do dzisiaj jeszcze �wiadkowie Jehowy otrzymuj� ksi��ki po 5 cent�w, aby je sprzedawa�
po 25 cent�w, uzyskuj�c 400% prowizji i do dzi� poci�gani do odpowiedzialno�ci za
niep�acenie podatk�w t�umacz� si�, �e uprawiaj� kaznodziejstwo, a nie handel. Nowa
metoda rozliczania okaza�a si� niespodziewanie skuteczna. Sprawozdania z ilo�ci
sprzedanych ksi��ek skoczy�y w g�r�. Wkr�tce drukarnie nie mog�y nad��y� za
zam�wieniami nadchodz�cymi z ca�ego kraju.
Od zachwytu do rozczarowa�
Obecnie nadszed� czas wcielenia w �ycie nowych pomys��w "Stra�nicy", pomys��w w
rodzaju "Organizacji Bo�ej". Na dany sygna� ruszyli�my do pracy z typowo teuto�sk�
zawzi�to�ci�. Ca�e nasze post�powanie nabra�o obecnie innego charakteru. Przecie�
znajdowali�my si� wewn�trz Organizacji. Teraz ju� nie przy�wieca�o nam przykazanie
Jezusa z Ewangelii Mateusza 28, 19-20, aby wszystkie narody czyni� uczniami Jego,
to jest chrze�cijanami. O nie! To by�o zbyt md�e i ma�o interesuj�ce. Teraz my byli�my
g�r�. Wszyscy inni, znajduj�cy si� na zewn�trz "Organizacji Bo�ej" mieli do wyboru
przy��czy� si� do nas lub zgin�� w Armagedonie wraz z "Organizacj� szatana".
Nie do wiary, czym mo�e sta� si� takie przekonanie dla cz�owieka! Jak dawni faryzeusze i
saduceusze uwa�ali si� za jedynie wybrany nar�d. Z pokornych chrze�cijan
przemienili�my si� w wojownik�w i zdobywc�w. Czuli�my si� powo�ani do przej�cia
po�rodku chrze�cija�stwa, kt�re zawiod�o, po�o�enia piecz�ci na tych, kt�rzy wejrz� na
nas i wprowadzenia ich do zbawiennej organizacji.
Obecnie przyszed� te� czas na usuni�cie w cie� imienia Jezusa, od kt�rego ca�e
chrze�cija�stwo wywodzi�o sw� nazw� i zast�pienia go imieniem Jehowy. Chcieli�my za
wszelk� cen� odr�ni� si� od chrze�cijan. Ale odrzucaj�c imi� Chrystusa, r�wnocze�nie
odrzucali�my zasad� �ywej spo�eczno�ci z Bogiem, jaka jest udzia�em chrze�cijanina w
Chrystusie oraz sam� my�l zbawienia przez krew Jezusa Chrystusa, a nie przez uczynki
spe�niane przez organizacj�. Stali�my si� Organizacj� Jehowy i uczono nas
lekcewa�enia w s�owach i uczynkach Jezusa, ""jedyne imi� dane ludziom, przez kt�re
mo�emy by� zbawieni"" Na wz�r teokratycznych �yd�w nadu�ywali�my imienia Jehowy
dla proklamowania naszej organizacji jako "Bo�ej Organizacji". Przecie� ma��onka nosi
nazwisko m�a, a nasza organizacja by�a "Ma��onk� Bo��".
DO WALKI!
Naszym zadaniem, jako Organizacji Bo�ej, by�o zdobycie dla Boga ca�ej ziemi. Z tym
prze�wiadczeniem atakowali�my na ka�dym kroku: w salach, w �wiadectwach masowych,
w ma�ych miasteczkach, gdy ludzie szli do ko�cio��w, w pukaniu od domu do domu, w
rozpowszechnianiu gazet i ulotek, w rozrzucaniu hase�.
Oczywi�cie, wywo�a�o to kary, upomnienia, aresztowania w miastach i wsiach, ale
stawszy si� fanatykami, ch�tnie p�acili�my ka�d� cen�. Przecie� byli�my �o�nierzami, a
chrze�cija�stwo by�o naszym wrogiem. Walka k�adzie koniec dyskusjom. Tak w�a�nie, z
podniesion� g�ow� i poczuciem dumy, stawili�my czo�o opozycji.
W tym czasie, tu i �wdzie, zacz�y pojawia� si� grupy szturmowe hitlerowc�w (SS).
Politycznie nie stanowi�y jeszcze si�y, a program sw�j opiera�y na przemocy. Zacz�y one
nas wytyka� jako propagandyst�w ameryka�skich, kierowanych przez USA. Nie
pozostaj�c d�u�ni, atakowali�my ich na ka�dym kroku w naszych wyst�pieniach.
Pami�tam, �e jedno z moich zebra� zosta�o przerwane przez boj�wk� SS w czasie
mojego przem�wienia, a sam zosta�em pobity ci�kim d�bowym Krzes�em. Wielu z nas
zosta�o aresztowanych, a tu i �wdzie stali�my si� ofiarami napa�ci ze strony t�umu.
Ko�ci� protestancki zarzuca� nam blu�nierstwo Bogu. W s�dzie najwy�szym Saksonii
odby� si� siedmiodniowy proces z tego powodu, kt�ry jednak wygrali�my. R�wnie�
Ko�ci� Katolicki usi�owa� nas przep�dzi� z Bawarii, szczeg�lnie z rejonu Fuldy, jednak
bezskutecznie.
Przez aresztowania i procesy nasi przeciwnicy oddawali nam niema�� przys�ug�. W ten
spos�b nasze szeregi zacie�nia�y si� i nabiera�y rozg�osu. Stali�my si� znani powszechnie
i ludzie niezadowoleni z og�lnego stanu rzeczy w Niemczech widzieli w nas m�czennik�w.
Nade wszystko jednak wzr�s� ogromnie popyt na nasze ksi��ki. Produkowana przez nas
bibu�a sz�a od r�ki jak �wie�e bu�eczki, osi�gaj�c milionowe nak�ady, a liczebno�� nasza
wzrasta�a tysi�cami. "Organizacja Bo�a" by�a w pe�nym marszu.
�owienie ryb w m�tnych wodach. W Niemczech Republiki Weimarskiej wszystko sz�o
ku gorszemu. Bezrobocie osi�ga�o niespotykane rozmiary. Masy ludzkie by�y
zdezorientowane jak b��dne owce. W skrajnej lewicy komuni�ci liczyli miliony
zwolennik�w, po przeciwnej stronie szybko zdobywali pole hitlerowcy, a umiarkowane
centrum by�o bezw�adne. Po �rodku znajdowa�a si� reszta narodu, kt�rej
przedstawiali�my si� jako "Organizacja Bo�a", stworzona dla nich w�a�nie, nieustraszona,
silna, obiecuj�ca zaprowadzi� nowy porz�dek. �atwo stali�my si� ich pionierami.
Gdyby nie doj�cie Hitlera do w�adzy, kto wie, czy Niemcy nie sta�yby si� pierwszym
pa�stwem �wiadk�w Jehowy. Zrozumieli to i hitlerowcy i rozpocz�li zwalcza� nas jako
trzeci� si�� polityczn�. Gwa�towny koniec naszej pracy w Niemczech po�o�y� Hitler
natychmiast po uchwyceniu w�adzy. Do�wiadczenia nasze tego okresu zosta�y p�niej
wykorzystane w Ameryce przez central� w Brooklynie.
Produkcja masowa
W tym czasie zosta�a uko�czona rozbudowa naszej centrali w Magdeburgu i Towarzystwo
Stra�nicy przys�a�o do nas eksperta ze Stan�w Zjednoczonych, kt�ry mia� nas
wprowadzi� w zasady nowoczesnej organizacji produkcji ta�mowej (system Taylora) w
drukarni i wydawnictwie. Polega�o to na odpowiednim rozmieszczeniu ludzi i ograniczania
ich ruch�w do najbardziej niezb�dnych i celowych. Doszli�my do takiej perfekcji, �e koszt
w�asny produkcji ksi��ki za jedn� mark� wynosi� tylko 12 fenig�w. Odpada� koszt
sprzeda�y, gdy� kolporterzy utrzymywali si� z w�asnych zarobk�w. Te wysokie zyski
Towarzystwa by�y otoczone �cis�� tajemnic�, aby zachowa� pozory biednej organizacji
religijnej.
W nagrod� za osi�gni�te przez nas wyniki centrala w Brooklynie obdarzy�a nas zadaniem
obj�cia sw� dzia�alno�ci� r�wnie� Polski, Czechos�owacji, Rumunii, Austrii. Byli�my
r�wnie� nominalnie wydawnictwem dla kraj�w skandynawskich. Do Polski wysy�ali�my
nieoprawione ksi��ki (Harfa Bo�a). By�y one zszywane na miejscu. Pami�tam, �e do
Polski w�a�nie wysy�ali�my bardzo du�� ilo�� ksi��ek. Moim zdaniem, religia Towarzystwa
Stra�nicy by�aby dzi� w Europie najg�o�niejsz� religi�, gdyby nie wybuch II wojny
�wiatowej w 1939 roku. Jeszcze dzisiaj, gdyby nie drastyczne �rodki stosowane przez
w�adze �wieckie, �wiadkowie mieliby szans� sta� si� g��wn� religi� Stan�w
Zjednoczonych, a nast�pnie Afryki, Po�udniowej Ameryki, a na ko�cu Europy i Azji.
Procentowy ich wzrost jest dzi� (1954) ponad dziesi�ciokrotnie wy�szy, ani�eli w
Niemczech w okresie przed wybuchem drugiej wojny �wiatowej. Tam byli�my ju� bliscy
zdobycia ca�ego narodu dla �wiadk�w Jehowy. Innym razem, w jakim� innym kraju mo�e
si� sta� to rzeczywisto�ci�.
K�opoty i niepokoje w Betel
By�em zawsze przyzwyczajony wypowiada� na g�os swoje zdanie, jednak rych�o
zauwa�y�em, �e w naszej centrali lepiej jest milcze� przy stole. Tym bardziej, �e coraz
cz�ciej przy�apywa�em si� na u�ywaniu wytartych slogan�w "Stra�nicy" i �argonu
organizacyjnego, za co sam siebie nienawidzi�em. Zapanowa�a u nas atmosfera
powszechnej podejrzliwo�ci. Pewnego razu zosta�em wezwany do dyrektora. Okaza�o si�,
�e jeden z jego szpieg�w doni�s� o mojej nielojalno�ci, kt�r� okaza�em przed rokiem.
mia�em w�wczas za zadanie zebra� podpisy pod deklaracj� pozostania w "Betel" od
wszystkich pracownik�w centrali.
Niekt�rzy jednak odm�wili podpisania deklaracji, a ja nie ujawni�em ich nazwisk wobec
dyrektora. ""Ja wiem o wszystkim, cokolwiek robicie zar�wno w biurze, jak i w terenie"" -
grzmia� dyrektor. Jestem pewny, �e dyrektorowi zdawa�o si�, �e zna on r�wnie� nasze
my�li. Personel centrali naszpikowany by� szpiegami, a donosicielstwo by�o cnot�. A
chocia� rz�dy �wieckie pozwala�y zwalnia� obywateli od niekt�rych obowi�zk�w ze
wzgl�du na sumienia, to pracownicy Towarzystwa Stra�nicy nie cieszyli si� takim
przywilejem. Do dzi� jeszcze, je�li cz�onek "Organizacji Bo�ej" wyrazi zastrze�enie do
jakiegokolwiek posuni�cia Towarzystwa w Brooklynie, zostanie z miejsca napi�tnowany
jako z�y s�uga.
�adnego mi�osierdzia, �adnego szacunku dla cudzych przekona�. Gdybym sk�din�d nie
by� przoduj�cym, wydajnym pracownikiem, z pewno�ci� zosta�bym zwolniony z miejsca i
pot�piony za ukrywanie braci. Wszystkie donosy pod adresem pracownik�w by�y
skrz�tnie notowane i ka�dy z nas mia� swoj� rubryk�. Zapisane w niej "grzechy"
wykorzystywane by�y w chwili, gdy kto� z nas wychyla� si� z szeregu. W�wczas, wezwany
do dyrektora, by� og�uszony esencj� swoich "przest�pstw" i zazwyczaj przestraszony
wraca� czym pr�dzej do zaprz�gu.
Wprawdzie uda�o si� naszemu dyrektorowi uczyni� z nas dobre s�ugi, sam jednak
bynajmniej nie nale�a� do takich. W czasach powszechnej biedy ubiera� si� kosztownie i
�y� wystawnie, przedsi�bior�c kosztowne i niepotrzebne podr�e najdro�szym �rodkiem
lokomocji.
Ca�a organizacja nasza, chocia� gro�na na zewn�trz, od wn�trza by�a chora, jak
�ydowska teokracja czas�w Nowego Testamentu, o kt�rej Pan Jezus m�wi�: ""Biada wam
faryzeusze i uczeni w pi�mie, ob�udnicy! Jeste�cie jak groby bielone, pi�kne na zewn�trz,
lecz pe�ne nieczysto�ci i ko�ci umar�ych wewn�trz"".
W 1927 r. stan rzeczy w Betel sta� si� tego rodzaju, �e mia�em do wyboru cierpie�
wieczne wyrzuty sumienia lub usun�� si�. Wybra�em to drugie. Korzystaj�c ze swego
obywatelstwa, wyjecha�em do Stan�w Zjednoczonych.
Pionierzy, pionierzy
Po przybyciu do Nowego Jorku w lipcu 1927 r. nast�pi�a przerwa w mojej aktywno�ci na
rzecz Towarzystwa Stra�nicy. Sko�czy� si� bezpowrotnie okres mojego podziwu i
bezkrytycznego oddania ka�demu skinieniu "Stra�nicy". Sta�em z boku i przygl�da�em si�
sceptycznie. A je�eli da�em si� powt�rnie zaanga�owa� do pracy, to zawdzi�czam to
mojej rodzinie, kt�r� uda�o mi si� sprowadzi� z Berlina do Nowego Jorku.
Przewidywa�em, �e w Niemczech sprawy b�d� uk�ada�y si� coraz gorzej, �e wszyscy,
kt�rzy chc� zachowa� swoj� indywidualno�� niezale�nie od "Das deutsche Wesen", kt�rzy
wyznaj� odr�bny �wiatopogl�d, �ci�gn� na siebie nienawi�� nacjonalist�w niemieckich.
Dotyczy�o to tak�e Towarzystwa Stra�nicy.
Rodzina moja przy��czy�a si� do niemieckiego zgromadzenia w Brooklynie i rozpocz�a
wywiera� na mnie nacisk w kierunku ponownego wci�gni�cia mnie w wir pracy
organizacyjnej. Moje zniech�cenie, wywo�ane prze�yciami w Niemczech, starano si�
przezwyci�y� twierdzeniem, �e tutaj w Ameryce stosunki w "Stra�nicy" nie by�y tak
dyktatorskie jak w magdeburskiej centrali. Nie wiedzieli oni, �e wkr�tce, w 1929 roku,
wszystkie metody wypr�bowane w Niemczech zostan� przeniesione na teren
ameryka�ski.
Ameryka�skie wydawnictwo "Stra�nicy" w 1927 roku sta�o daleko w tyle za naszym, w
Magdeburgu, pod wzgl�dem sprawno�ci i wydajno�ci. Ich organizacja r�wnie� nie
nad��a�a za niemieck�. Zbory ich znajdowa�y si� w tym stadium, z kt�rego my wyszli�my
w roku 1924. Domy�li�em si�, �e dzia�o si� tak ze wzgl�du na odmienny charakter ludzi
ameryka�skich. Odrzucali oni wszelki przymus i komenderowanie, przyzwyczajeni do
demokratycznych stosunk�w spo�ecznych, nie poddawali si� tak �atwo teokratycznym
koncepcjom "Stra�nicy". Nie prze�ywali te� okropno�ci pierwszej wojny �wiatowej tak,
jak my w Europie. "Stra�nica" musia�a wi�c oczekiwa� sposobno�ci zdobycia i
wykszta�cenia odpowiednich kadr. Wkr�tce sposobno�� taka nadesz�a w postaci wielkiego
kryzysu 1929 roku. Ludzie stracili pewno�� pracy i jutra, stracili oparcie ekonomiczne i
nigdy ju� nie odzyskali zupe�nego spokoju. Widmo kryzysu prze�ladowa�o odt�d miliony
ludzi przez d�ugie, d�ugie lata. To w�a�nie by�a woda na m�yn "Stra�nicy": pot�na klasa
ludzi niezadowolonych z istniej�cego stanu rzeczy.
W celu zdobycia kadr wy�wiczonych pracownik�w "Stra�nica" zapocz�tkowa�a s�u�b�
"pionier�w", kt�rzy byli nast�pcami russellowskich kolporter�w. Ci ludzie, oddani ca�ym
sercem i dusz� sprawie "Stra�nicy", byli oczkiem w g�owie Judge Rutherforda. Z chwil�
nastania wielkiego kryzysu szeregi "Stra�nicy" gwa�townie wzros�y. Oczywi�cie, wielu
nowicjuszy garn�o si� do s�u�by pionierskiej. M�j ojciec, siostra i jej m�� sprzedawali
swoje maj�tno�ci, kupili samoch�d, zbudowali przyczep� mieszkaln� do samochodu i w
lecie 1931 roku rozpocz�li w�drown� prac� pioniersk� w powiatach wok� Nowego Jorku.
Ja sam opiera�em si� d�ugo namowom rodziny, a� w ko�cu po dwu latach uleg�em. W
1933 roku kupi�em "Forda" i wyruszy�em r�wnie� na pioniersk� prac� w powiecie Clark,
aby towarzyszy� mojej rodzinie.
Zawsze by�em dobrym sprzedawc� i w nied�ugim czasie osi�gn��em trzydzie�ci do
trzydzie�ci pi�� ksi��ek dziennie. Jednak zorientowa�em si� �atwo, �e w terenie by�o
raczej ma�o pieni�dzy. W�wczas stosowali�my czysto handlowe metody, sprzedaj�c
ksi��ki za towary. Pami�tam pewn� okolic� w stanie Georgia, w kt�rej "nawet lisy m�wi�y
dobranoc", gdzie nie by�o najmniejszych widok�w sprzedania nawet jednej ksi��ki za
pieni�dze. Prawie wszyscy otrzymywali zapomogi od pa�stwa i �yli z nich. Przeje�d�aj�c
przez miasteczko, zauwa�y�em jednak na ka�dym podw�rzu wrak samochodu.
Nawi�za�em kontakty z warsztatem samochodowym i zacz��em sprzedawa� ksi��ki za
stare akumulatory i ch�odnice, kt�re odstawiali�my za pieni�dze do warsztatu.
W rezultacie zbywali�my do dwudziestu pi�ciu egzemplarzy dziennie. Takich jak ja by�o
wielu. Pionierzy ci, byli prawdziwymi, oddanymi i ofiarnymi pionierami, wprawdzie nie
chrze�cija�stwa, ale teokracji "Stra�nicy", og�oszonej w 1938 r. Oni k�adli podwaliny pod
najbardziej totalitarn� organizacj�, jaka kiedykolwiek powsta�a w mi�uj�cej wolno��
Ameryce.
W 1935 roku nast�pi� kryzys w sprzeda�y literatury "Stra�nicy" w Ameryce. Po prostu
zam�wienia przesta�y nap�ywa�, a ludzie przestali kupowa� nasze ksi��ki. Odkryli�my
prawd� wyra�on� kiedy� przez Abrahama Lincolna: ""Mo�na og�upia� pewnych ludzi przez
ca�y czas, lub wszystkich ludzi przez pewien czas, ale nie da si� og�upia� wszystkich ludzi
przez ca�y czas"." Nawet ludzie we wioskach i ma�ych miasteczkach odkrywali powoli
prawdziwe motywy naszej