4554

Szczegóły
Tytuł 4554
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4554 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4554 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4554 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

30 lat w niewoli Stra�nicy W.J.SCHNELL SPIS TRE�CI PRZEDMOWA AUTORA ����������.. WCZESNE PRZE�YCIA ����������.. POCZ�TEK INTRYGI �����������. POBITY W NIEWOL� �STRA�NICY� ����. JUDGE RUTHEFORD W NIEMCZECH ����.. PRZESIEWANIE ������������� �ORGANIZACJA BO�A� ���������... OD ZACHWYTU DO ROZCZAROWA� ����.. PIONIERZY, PIONIERZY ��������� ROZW�J DOKTRYNALNY RUCHU ��WIADK�W JEHOWY� POCZ�TKI NOWEJ STRATEGII ������.. MOJA S�U�BA W NOWYM JORKU ����� SIEDMIOSTOPNIOWY PROGRAM �����. MOJA ROLA W NEW JERSEY �������. TEOKRACJA O ZASI�GU �WIATOWYM ���.. TEOKRACJA ROKU 1938 ��������... KTO JEST TYM Z�YM, �ELAZNYM WILKIEM � WYJ�CIE Z LABIRYNTU ���������.. DO MOICH BY�YCH BRACI ����..���.. OSTRZE�ENIE �������������. Przedmowa autora Z �aski Bo�ej zn�w sta�em si� chrze�cijaninem. B�g znalaz� mnie w mojej wczesnej m�odo�ci. Nied�ugo potem zosta�em wci�gni�ty do Organizacji Stra�nicy (Watch Tower Organisation) i stopniowo sta�em si� jej niewolnikiem. Gdy moje duchowe �ycie zamiera�o, czyni�em rozpaczliwe pr�by wyzwolenia si�, lecz ka�da taka pr�ba ko�czy�a si� jeszcze silniejsz� niewol�. Dwukrotnie wydawa�o si�, �e ju� jestem wolny, po to tylko, aby stoczy� si� z powrotem w ten sam d�. A� nareszcie teraz przysz�a wolno��! Z �aski Bo�ej sta�em si� wolnym, gdy On podni�s� mnie po ca�onocnej modlitwie uczyni�em �lub Bogu. Pisz�c te dzieje mojej 30-letniej niewoli, spe�niam w�a�nie �lub, za cen� kt�rego uzyska�em wolno��. Nie przedk�adam wam do czytania rozprawy naukowej, lecz odczute sercem wyznanie o niewoli tak g��bokiej, �e wyrwanie si� z niej kosztowa�o mnie 30 lat zmaga�. W ujawnieniu tych sposob�w zniewalania przy�wieca mi cel chrze�cija�ski: je�eli znajdujesz si� w tej niewoli jako jeden ze �wiadk�w Jehowy, jestem pewny, �e wyznanie moje pomo�e Ci oceni� Twoje po�o�enie, aby�, zamiast dalej brn�� w ciemno��, m�g� wydosta� si� na �wiat�o w�asn� drog�, kt�r� ja znalaz�em g��bokim pragnieniem serca po wielu b��dach i do�wiadczeniach; je�li nie jeste� jednym ze �wiadk�w Jehowy, w�wczas przeczytanie wyznania o mojej 30-letniej niewoli b�dzie dla Ciebie przestrog�. S�owa tej opowie�ci staj� si� widoczne na papierze dzi�ki farbie drukarskiej, ale ich tre�� duchowa i my�li w nich zawarte, pisane s� krwi� mojego �ycia, uczuciem m�ki i tortur prze�ytych w piekle bardziej dla mnie realnym ni� "piek�o" Dantego. Nie �ywi� nienawi�ci do moich by�ych braci i nie pragn� zemsty, pisz�c te s�owa; po prostu wype�niam sw�j �lub, kt�ry uczyni�em Bogu, gdy pom�g� mi uwolni� si� i sta� si� na powr�t chrze�cijaninem. W.J.Schnell Youngstown, Ohio Wczesne prze�ycia Moje powo�anie Pewnego niedzielnego poranka, w lipcu 1917 roku, na lekcji szk�ki niedzielnej w ko�ciele ewangelickim, zosta�em g��boko poruszony postaci� Jezusa, jako Zbawiciela, w wyk�adzie przypowie�ci o Mi�osiernym Samarytaninie. S�owa nauczyciela wywo�a�y we mnie pragnienie poznania Jezusa, przeczytania o Nim wszystkiego, co tylko by�o mo�liwe. Mia�em w�wczas 12 lat. B�g mnie wo�a�. Powr�ciwszy do domu tego dnia w po�udnie rozpocz��em czytanie czterech Ewangelii, p�niej ca�ego Nowego Testamentu, nast�pnie ca�ego Pisma �wi�tego. To, co czyta�em, prze�ywa�em bardzo g��boko. Dopiero w p�niejszych latach zrozumia�em, �e to Ojciec przyci�ga� mnie, zgodnie ze s�owami Jezusa: "Nikt nie przychodzi do mnie, je�li go nie poci�gnie Ojciec m�j" (Jan 6,44). Istotnie, przez czytanie Pisma �wi�tego wzros�o we mnie przekonanie o potrzebie Zbawiciela. To, co czyni� i czego uczy� Jezus o potrzebie mi�o�ci i wsp�czucia, by�o jaskrawym przeciwie�stwem tego, co dzia�o si� w�wczas wok� mnie, je�li we�miemy pod uwag�, �e by� to trzeci rok pierwszej wojny �wiatowej. Za wzrastaj�cym poznaniem mojego rzeczywistego stanu oraz tego, co B�g przedsi�wzi�� dla mojego zbawienia w Jezusie, przysz�a w moim sercu wiara w grzech i zbawienie. Z rado�ci� zrozumia�em, �e Jezus umar� na krzy�u za takich grzesznik�w jak ja, �e Jego krew zmy�a moje grzechy i �e w Jego zmartwychwstaniu �mier� zosta�a zwyci�ona dla mnie i dla wszystkich tych, kt�rzy przyjmuj� Go z wiar�. Tak nast�pi�o moje odrodzenie w 14-tym roku �ycia. Kr�tki �yciorys. Urodzi�em si� w Stanach Zjednoczonych, w Jersey City w 1905 roku, lecz w dziewi�tym roku mego �ycia rodzice przenie�li si� wczesn� wiosn� 1914 roku na powr�t do Europy, do Niemiec. Zaraz po tym wybuch�a pierwsza wojna �wiatowa i ojca wzi�to do wojska, a nas osiedlono w pobli�u rosyjskiej granicy w okolicach Poznania. Dopiero w 1915 roku otrzymali�my pierwsz� wie�� od ojca, kt�ry by� rzucany losami wojny po wszystkich frontach od Przemy�la do W�gier. W grudniu 1918 roku, tu� przed �wi�tami Bo�ego Narodzenia, powitali�my ojca w naszym domu. Co za rado��! Lecz spok�j by� kr�tki. W styczniu 1919 roku chwycili za bro� powsta�cy polscy, staczaj�c walki ze stacjonuj�cymi wojskami niemieckimi. Wreszcie Niemcy skapitulowa�y, a ojciec m�j, jako niemiecki oficer, zosta� internowany. Na pocz�tku 1921 roku, za�adowani w wagony towarowe, zostali�my przewiezieni do Niemiec w nowych granicach i osiedleni w Berlinie w obozie przesiedle�czym. Na ulicach toczy�y si� walki republikan�w z organizacj� Spartakusa, wszystko by�o chwiejne i tymczasowe, lecz wreszcie zapanowa� wzgl�dny spok�j. Spotkanie z Badaczami Pisma �wi�tego. Z wdzi�czno�ci Bogu za Jego cudown� opiek�, ja i m�j ojciec, kt�ry by� cz�owiekiem religijnym, postanowili�my s�u�y� Bogu w taki lub inny spos�b. Pewnego dnia odwiedzili nas, zagubionych w wielkim Berlinie, 'Badacze', pozostawiaj�c niekt�re ksi��ki. Nie mieli�my �adnych znajomo�ci w mie�cie i szybko zaprzyja�nili�my si� z badaczami. Ich zb�r okaza� nam wiele braterskiego wsp�czucia i czuli�my si� w�r�d nich dobrze. W�a�nie ko�czy�em 16 lat i pocz��em dojrzewa� duchowo. Tu trzeba wyja�ni�, �e �wczesne zbory badaczy Pisma �wi�tego nie maj� nic wsp�lnego z dzisiejszymi miejscami zebra� �wiadk�w Jehowy, zwanymi "salami kr�lestwa". Zupe�nie niezale�ni od o�rodk�w kierowniczych wybierali spo�r�d siebie starszych, zgodnie z poleceniem Paw�a w Listach do Tymoteusza i Tytusa. Ludzie, z kt�rymi zetkn�li�my si�, byli chrze�cijanami, prowadz�cymi u�wi�cone �ycie, przedk�adaj�cymi Panu swoje my�li, swoje zachowanie i swoj� prac� codziennego �ycia. Zbierali�my si� w niedziel� na rozwa�ania Pisma �wi�tego i we �rod� wiecz�r na modlitw�. Praktykowali odwiedzanie chorych, pomaganie biednym i z rado�ci� witali ka�dego go�cia w swoim gronie. Niech mi wolno b�dzie jeszcze raz powt�rzy�, �e nie mia�o to nic wsp�lnego z dzisiejszymi praktykami �wiadk�w Jehowy, u kt�rych wszystkie wizyty maj� charakter propagandowy u obcych, a dyscyplinarny u swoich. Jak sta�em si� aktywist�. Wzrastaj�c w �rodowisku badaczy, cz�sto opowiada�em o swoim nawr�ceniu i o �asce Bo�ej. W latach 1921 do 1924 mia�em okazj� studiowania, zdobywaj�c akademickie wykszta�cenie. Ale wolny czas po po�udniu mog�em zu�ytkowa� na odwiedzanie ludzi pragn�cych s�ucha� Ewangelii. Odczuwa�em, �e nasze odwiedziny przynosi�y rado�� tym, kt�rzy nas zapraszali w tych niepewnych, ciemnych czasach i to by� pierwszy pow�d mojego czynnego zaanga�owania si�. Nigdy nie zapomn� pewnej niewiasty, kt�ra opowie�ci� o swoich torturach, powodowanych chorob� psychiczn�, przyku�a mnie do krzes�a. Twierdzi�a, �e jest opanowana przez z�e moce. Jej twarz by�a blada, a oczy pa�aj�ce. By�em tak przygn�biony, �e nie mog�c wsta�, osun��em si� na kolana i w serdecznej modlitwie przed�o�y�em Panu niedol� tej niewiasty, prosz�c o Jego pomoc. Gdy podnie�li�my si� z kolan, ze �zami w oczach prosi�a, abym j� odwiedza�. O wiele p�niej wyzna�a, �e choroba jej pocz�a ust�powa� w�a�nie wtedy, podczas tej pierwszej modlitwy. Przez te trzy lata, gdy chodzi�em na studia i pracowa�em w Berlinie, B�g u�y� mnie, abym pom�g� siedemnastu osobom sta� si� chrze�cijanami, w tym trzem ateistom i jednemu anarchi�cie. Nie chcia�bym, aby kto� mylnie zrozumia� ten rozdzia� jako pochwa�� lub popieranie nauk i zasad badaczy Pisma �wi�tego. Chcia�em tylko wyt�umaczy�, co poci�gn�o mnie do ich grona. Jest to konieczne, aby zrozumie�, jak i dlaczego pozwoli�em si� wci�gn��, a potem zniewoli� jednemu z najbardziej dyktatorskich i autokratycznych system�w �wiata. Pocz�tek intrygi W tym samym czasie, o kt�rym pisa�em, na naszym duchowym horyzoncie pocz�y gromadzi� si� ciemne chmury. Daleko, w Brooklynie nasta�o nowe kierownictwo Towarzystwa Stra�nicy (The Watch Tower Society). Przyw�dcy gwa�townie przeorganizowali sw� prac�, pragn�c r�wnocze�nie odzyska� dawne pozycje w �rodowisku Badaczy Pisma �wi�tego, za�o�onych przez poprzednika Karola Russella. Nowy, ambitny przyw�dca Judge Rutherford, kt�ry by� wi�ziony w czasie wojny i mia� o to pretensj� do duchowie�stwa, pa�a� ��dz� odwetu. Postanowi� on wykorzysta� nieustabilizowane warunki na ca�ym �wiecie dla zbudowania drugiego pi�tra "Stra�nicy" ponad budow� Karola Russella. Kierownictwo "Stra�nicy" wiedzia�o, �e chrze�cija�stwo zawiera miliony nominalnych wyznawc�w, nieugruntowanych w prawdzie, kt�re mog� sta� si� �atwym �upem dla nowej Organizacji Stra�nicy, kt�ra z �atwo�ci� oderwie te masy od Ko�cio��w, je�eli przeprowadzi m�dry atak, odpowiednio upozorowany i podtrzymany. W ten spos�b powsta� w�a�nie plan zaatakowania chrze�cija�stwa zorganizowanego w ko�cio�y. Religie zosta�y przedstawione jako przyczyna wszelkiego z�a, a fakt ich zorganizowania przedstawiono jako dow�d ich s�abo�ci. "P�ukanie m�zg�w" Ten nowy atak zosta� zainicjowany broszur� zatytu�owan� Upadek Wielkiego Babilonu (1919). Pretendowa�a ona do wyczerpuj�cego sformu�owania podstawowych zarzut�w przeciwko zorganizowanemu chrze�cija�stwu. W broszurze tej nazwano chrze�cija�stwo Wielkim Babilonem, z Objawienia �w. Jana, za stosowanie zasad organizacyjnych. By�a to chyba pierwsza od czas�w inkwizycji hiszpa�skiej pr�ba "p�ukania m�zg�w", polegaj�ca na zburzeniu starych poj��, do�� lu�no i p�ytko ugruntowanych w umys�ach milion�w ludzi asymilowanych przez ko�cio�y. By�o to zar�wno w tamtych czasach, jak i dzisiaj, zadanie do�� �atwe, je�li zwa�y�, �e nominalni chrze�cijanie nie potrafi� uzasadni� swoich przekona�, ani tym bardziej obroni� ich. Ale w miejsce zburzonych poj�� trzeba zaszczepi� jak�� now� my�l, gdy� tylko wtedy "p�ukanie m�zg�w" jest skuteczne. Broszura Upadek wielkiego Babilonu tak� my�l zawiera�a. Jezus, jako zwyci�zca nad �mierci�, mia� prawo powiedzie�: ""Kto wierzy we mnie, �y� b�dzie na wieki"" oraz ""Kto wierzy w Syna ma �ywot wieczny"" (Jan 8,51). T� w�a�nie prawd�, star� jak samo chrze�cija�stwo, wyznawan� przez �ywych chrze�cijan na ca�ym �wiecie, Towarzystwo Stra�nicy og�asza�o, jako odkryte przez siebie "nowe �wiat�o". I rzeczywi�cie, chocia� prawda by�a stara, to jednak wy�uskano t� per�� z ca�o�ci nauki chrze�cija�skiej i dano jej sztuczn� opraw� ludzkich s��w. "Stra�nica" og�osi�a mianowicie w 1920 roku, �e "Miliony, �yj�cych dzi� ludzi, nigdy nie umr�". Mo�na sobie wyobrazi�, jakie wra�enie wywiera�o takie has�o po wojnie �wiatowej, podczas kt�rej zgin�y miliony ludzi w czasach g�odu i niepewno�ci. Obietnica �ycia wiecznego mia�a by�, wed�ug "Stra�nicy", zrealizowana po raz pierwszy w tym pokoleniu, pod warunkiem oczywi�cie, �e te miliony porzuc� chrze�cija�stwo i przy��cz� si� do Organizacji Stra�nicy. Por�wnajmy teraz, co m�wi Pismo �wi�te, a co "Stra�nica". W Ewangelii �w. Jana 11,25.26 Pan Jezus m�wi: "Ja jestem zmartwychwstanie i �ycie; kto we mnie wierzy, i cho�by i umar�, �y� b�dzie. A kto �yje i wierzy we mnie, nie umrze na wieki"." Natomiast "Stra�nica" g�osi�a: ""Ka�dy kto �yje i uwierzy w Organizacj� Stra�nicy i przy��czy si� do nas, i b�dzie roznosi� nasze ksi��ki, broszury i czasopisma, i b�dzie sk�ada� sprawozdania z u�ytego na ten cel czasu, i b�dzie ucz�szcza� na nasze zgromadzenia, nie umrze na wieki"". Tak� tre�� podano jako s�owa Pisma �wi�tego, s�usznie przypuszczaj�c, �e tysi�ce ludzi nie zauwa�y tej przewrotno�ci. W ten spos�b rozpocz�to wdra�a� nowych i dawnych wyznawc�w do przyjmowania sposobu rozumowania "Stra�nicy" zamiast tre�ci Pisma �wi�tego. By� to pierwszy etap "p�ukania m�zg�w", a w �lad za tym sz�y nast�pne, tj. wzrastaj�ca nietolerancja i ograniczono�� umys�owa wyznawc�w. Kulminacyjnym punktem tego procesu mia�o by�, i rzeczywi�cie do 1938 roku zosta�o osi�gni�te, zupe�ne zniweczenie indywidualno�ci, tj. samodzielnego my�lenia. W to miejsce wprowadzono 'teokratyczny' spos�b my�lenia, podany ze szczytu Brooklynu. jako podstawa akcji masowych. Oczywi�cie, cel ten by� na razie dalekim od osi�gni�cia, ale w miar� rozwoju opowiedzianej w tej ksi��ce historii sami b�dziecie mogli podziwia�, z jakim uporem d��ono do niego, dop�ki "teokratyczne" my�lenie, �lepe pos�usze�stwo i g�sim szeregiem przeprowadzane akcje masowe nie sta�y si� powszechne. My w Berlinie, oczywi�cie, nie zdawali�my sobie sprawy z istotnych cel�w broszur: Upadek wielkiego Babilonu i Miliony �yj�cych obecnie ludzi nigdy nie umr�.. W�a�ciwie powinni�my by� tego �wiadomi, gdy� sklecony przez Towarzystwo Stra�nicy slogan w og�le nie pasowa� do Pisma �wi�tego. Pomimo to, rozdli�my na �lepo miliony egzemplarzy obydw�ch tych utwor�w. Ja sam rozpowszechni�em nie mniej ni� tysi�c egzemplarzy Miliony �yj�cych obecnie ludzi nigdy nie umr�. Przez ca�� sobot� je�dzi�em berli�sk� kolejk� Ring Bahn dooko�a miasta, stoj�c w zat�oczonych przedzia�ach trzeciej klasy, �wiadcz�c o tym, �e Miliony... nigdy nie umr� i sprzedaj�c broszury po 25 pfenig�w. W niekt�re soboty udawa�o mi si� spieni�y� do trzystu broszur, co dawa�o ok. 75 marek zysku, odprowadzanego przeze mnie dla Towarzystwa Stra�nicy. W ten spos�b sami kuli�my na siebie kajdany, kt�re p�niej nam narzucono. "Przez chciwo��, pi�knymi s��wkami kupi� was" S�owa z 2 Listu Ap. Piotra 2,3 przychodz� na my�l ka�demu, kto zetknie si� z histori� i literatur� Towarzystwa Stra�nicy. Bez przerwy w ko�o cytuj� oni s�owa Pisma �wi�tego, wyj�te z kontekstu, przystosowuj�c je do w�asnych cel�w. Przy tej okazji, sprzedaj� ksi��ki, zbieraj� pieni�dze na budow� og�lno�wiatowej Organizacji Stra�nicy. Ten spos�b okaza� si� tak skuteczny, �e do dnia dzisiejszego jest stosowany z powodzeniem. Ich pisma zawieraj� zawsze cz�stk� prawdy, zazwyczaj na pocz�tku, jako przyn�t�. Natomiast ca�o�� by�a przesycona �argonem organizacyjnym i naci�gni�ta tak, �e w g�owie czytelnika z regu�y powstawa� zam�t. Zanim ofiara si� spostrzeg�a, zosta�a pozbawiona zdolno�ci w�asnego my�lenia, podejmowania w�asnej inicjatywy i w og�le ca�ej samodzielno�ci. Ca�e to post�powanie mia�o na celu doprowadzenie tych, kt�rzy s�uchali do takiego stanu, w kt�rym mogliby czyta� jedynie ksi��ki, broszury i czasopisma Towarzystwa Stra�nicy. Osobnik z tak "wyp�ukanym m�zgiem" nie tylko wierzy� �lepo w ka�de s�owo "Stra�nicy", ale te� jako ZWIASTUN KR�LESTWA roznosi� je od drzwi do drzwi, jako prawdziw� Ewangeli�. Czy mo�e by� lepszy przyk�ad "cz�owieka kupionego pi�knymi s��wkami"? Og�aszajcie! Do zbudowania organizacji wszech�wiatowej, kt�r� w�a�nie pragn�� uczyni� Towarzystwo Stra�nicy jej obecny przyw�dca Judge Rutherford, potrzeba by�o du�o pieni�dzy. Wi�kszo�� badaczy Pisma �wi�tego by�a biedna, a obecne nowe nauki bynajmniej nie by�y popularne, aby zdoby� poparcie ludzi zasobnych. W ten spos�b pomi�dzy rokiem 1919 a 1922 po�r�d przyw�dc�w powsta�a my�l, na skal� ameryka�skich biznesmen�w, rozpocz�cia olbrzymiej, o �wiatowym zasi�gu, kampanii g�osicieli przez sprzeda� ksi��ek i broszur, wydawanych i drukowanych przez Towarzystwo Stra�nicy, a za uzyskane w ten spos�b pieni�dze zbudowa� wymarzon� wszech�wiatow� organizacj�. Ale co g�osi�? Propagowa� samo Towarzystwo Stra�nicy by�oby ryzykowne, gdy� w Ameryce by�o ono niepopularne, skompromitowane sprzeciwianiem si� przyst�pieniu do wojny z Niemcami i swego czasu rozwi�zane dekretem prezydenta Stan�w Zjednoczonych, a przyw�dcy osadzeni w areszcie. Za g�oszenie takich nowin, na pewno nie uzbieracie w Ameryce pieni�dzy! Co wi�c g�osi�? Same ksi��ki? Nie, przez pi�kne s��wka zacz�li kupczy� S�owem Bo�ym i lud�mi, kt�rzy dali si� nabra� na roznoszenie ich sfa�szowanego poselstwa. Mianowicie: zdecydowali si� nawi�za� swoj� g�osicielsk� kampani� do starodawnej nadziei chrze�cija�stwa na przyj�cie Kr�lestwa Bo�ego, w po��czeniu z poleceniem Pana Jezusa: ""Id�cie na ca�y �wiat, czy�cie uczniami wszystkie narody..."" (Mat 28,19). Czy w s�owach tych nie by�o wszystkiego, co potrzebne do powodzenia takiej kampanii? By�o tam spojrzenie w przysz�o�� na czasy ostateczne, by�a mowa o wybraniu do g�oszenia Ewangelii na ca�ym �wiecie. W 1922 roku uczestnicy wielkiej konwencji "Stra�nicy" w Cedar Point ujrzeli olbrzymi napis na z wolna opuszczaj�cym si� zwoju. By� tam elektryzuj�cy slogan: "Og�aszajcie, og�aszajcie, og�aszajcie Kr�la i Kr�lestwo!" Chrze�cijanie wiedz�, �e g�oszenie Ewangelii o Kr�lestwie rozpocz�o si� ju� w roku 33 i bez przerwy by�o kontynuowane przez na�ladowc�w Chrystusa po ca�ym �wiecie przez dwa tysi�ce lat. Co prawda nie zawsze to g�oszenie by�o wierne i nie zawsze chrze�cijanie wykazywali entuzjazm godny tej wielkiej sprawy. To w�a�nie mia�a wykorzysta� "Stra�nica" do stworzenia kontrastu, potrzebnego do uzasadnienia wielkiej kampanii. Podbity w niewol� "Stra�nicy" Badacze Pisma �wi�tego zap�acili wysok� cen� za przyj�cie programu kampanii g�osicielskiej z 1922 roku. Z biegiem czasu ci, kt�rzy rozpowszechniali najwi�ksz� liczb� ksi��ek i broszur, sp�dzili najwi�ksz� ilo�� godzin miesi�cznie przy ich sprzeda�y, przekazali najwi�ksz� ilo�� pieni�dzy do Towarzystwa, byli faworytami, pod ka�dym wzgl�dem wywy�szani; ci natomiast, kt�rzy wykupywali czas, przynosz�c owoce ducha, uczynki mi�osierdzia, byli coraz bardziej pogardzani, a� wreszcie napi�tnowani jako "�li s�udzy". W tym samym czasie i Towarzystwo przechodzi�o wielkie przemiany organizacyjne. Zak�adano biura, drukarnie, wydawnictwa, buduj�c fundamenty wielkiej g�osicielskiej kampanii. Zam�wienia nap�ywa�y. U nas, w Niemczech, trzeba by�o przenie�� biura Towarzystwa z zachodniej cz�ci kraju, do Magdeburga, gdzie w�a�nie zakupiono za uzyskane pieni�dze ze sprzeda�y ksi��ek wielk� w�asno�� ziemsk�. Kierownik Oddzia�u Niemieckiego rozpocz�� rekrutacj� pracownik�w do nowej siedziby. 18 sierpnia 1924 roku przekroczy�em bram� Betel - g��wnej kwatery Niemieckiego Oddzia�u Towarzystwa Stra�nicy w Magdeburgu. Nie przypuszcza�em w�wczas, �e oddaj� si� w niewol� tak g��bok�, �e dopiero po trzydziestu latach b�d� m�g� podnie�� si� na powr�t jako chrze�cijanin. W nowym otoczeniu czu�em si� skrajnie inaczej ni� w Berlinie, gdzie istnia�y w�wczas zbory przepojone duchem braterstwa i wolno�ci. W Magdeburgu odwrotnie, od razu wpad�em w atmosfer� organizacyjn� centrali "Stra�nicy". Zamiast spo�eczno�ci�, cieszyli�my si� sprawozdaniami, zajmowali�my si� organizacj� produkcji i zestawianiem koszt�w. Zamiast poprzednich do�wiadcze�, w kt�rych "Duch �wi�ty �wiadczy Duchowi naszemu, �e jeste�my dzie�mi Bo�ym", teraz s�uchali�my, jak przedstawiciel Towarzystwa �wiadczy� �wiadkom Jehowy, �e jeste�my dobrymi Zwiastunami Kr�lestwa, gdy� zebrali�my przypadaj�c� na nas kwot�. Jednak najwi�kszy kontrast istnia� pomi�dzy poziomem duchowym cz�onk�w dawnych zbor�w berli�skich, a obecn� spo�eczno�ci� magdebursk�. Mianowicie: przestano w og�le zwraca� uwag� na odrodzenie duchowe i utworzono klasy cz�onkowskie, jak w dawnych synagogach izraelskich. By�y to klasy zwane Mardocheusz-Noemi (klasa kieruj�ca), Ruth-Ester (klasa pos�usznych) i Jonadab�w (klasa ludzi dobrej woli), sprzyjaj�cych Towarzystwu Stra�nicy, szukaj�cych u niego schronienia przed gniewem Bo�ym. Ten stan jest dzi� powszechny w�r�d �wiadk�w Jehowy, lecz w�wczas by�a w ca�ych Niemczech tylko jedna taka spo�eczno�� i do tej w�a�nie dobrowolnie wst�pi�em. Jako 19-letni ch�opiec szybko przystosowa�em si� do nowej sytuacji, kt�rej niezwyk�o�� imponowa�a mi. Jako urodzony i wychowany w�r�d Niemc�w, by�em pos�usznym ch�opcem, przyzwyczajonym do s�uchania zarz�dze� i rozkaz�w prze�o�onych. Nosi�em w sobie niemieckie zami�owanie do organizacji i porz�dku z kt�rego s�yniemy zar�wno w dobrym jak i z�ym. Wkr�tce poch�oni�ty zosta�em prac� przy zak�adaniu czasopisma Das Goldene Zeitalter (Z�oty Wiek). Rezultatem naszej pracy by� wzrost nak�adu czasopisma z 50 tys. egz. w 1925r. do 325 tys. egz. w roku 1927. W wirze tego zaj�cia straci�em rych�o swoj� "pierwsz� mi�o��". Coraz mniej czasu znajdowa�em na rozmy�lania, czytanie Pisma �wi�tego i osobist� religi�. Wizja "Wszech�wiatowego Zwi�zku" (kt�rej w�wczas nie rozumia�em jeszcze jako wizji zwi�zku niewolnik�w), na wz�r wielkich Niemiec, zast�pi�a mi rzeczywisto�� �ycia w Jezusie Chrystusie. Przepowiednie ko�ca �wiata Towarzystwo Stra�nicy zawsze by�o w jakim� stopniu ekscentryczne. Zw�aszcza lubowa�o si� w wyznaczaniu dat ko�ca �wiata. Pierwsza przepowiednia wyznacza�a rok 1914. Wielu badaczy Pisma �wi�tego, kt�rzy uwierzyli tej przepowiedni, czu�o zaw�d, gdy obiecane Kr�lestwo nie zjawi�o si�. Towarzystwo Stra�nicy w swoich znanych ulotkach Upadek Wielkiego Babilonu i Miliony obecnie �yj�cych nigdy nie umr� przesun�o po prostu dat� na rok 1925. T� dat� rozg�aszano jako rok ukazania si� ksi���t Starego Testamentu po�r�d badaczy i rok ustanowienia Kr�lestwa. Oczekiwanie podsycane by�o specjalnymi artyku�ami i pozostawi�o g��boki �lad w naszych umys�ach. Pami�tam, jak w 1924 roku ojciec namawia� mnie do kupna nowego ubrania. Odpowiedzia�em, �e przecie� tylko kilka miesi�cy pozosta�o do 1925 roku i oczywi�cie odm�wi�em. Dzi� przekonany jestem, �e przyw�dcy Towarzystwa Stra�nicy nie wierzyli w swoje przepowiednie. Chcieli tylko wytworzy� nastr�j oczekiwania, aby tym bardziej zbudowa� w tym czasie upragnion� organizacj� przez kampani� g�osicielsk�. Ju� wtedy wielu badaczy Pisma �wi�tego wskazywa�o na niekonsekwencj� kierownictwa "Stra�nicy", kt�re nie bacz�c na zbli�aj�cy si� koniec �wiata, coraz wi�cej kupowa�o dom�w, parcel, zak�ada�o nowe wydawnictwa, a wszystko to na wyrost. Nowy Nar�d - pocz�ty w "Stra�nicy"! Na pocz�tku 1925 roku ukaza� si� w czasopi�mie "Stra�nica" artyku� "Narodziny Narodu", odkrywaj�cy tym razem ju� w formie nie zamaskowanej prawdziwe plany Towarzystwa. Poniewa� koniec �wiata nie nast�pi�, ani nie zjawili si� oczekiwani ksi���ta Starego Testamentu, og�oszono co� zast�pczego: teokracj�. Jak zwykle u�yto do tego celu Pisma �wi�tego, tym razem Listu Ap. Piotra, w kt�rym nazywa on wierz�cych chrze�cijan narodem wybranym, kr�lewskim kap�a�stwem. "Stra�nica" zarezerwowa�a t� prawd� dla siebie. To oni s� kr�lewskim kap�a�stwem! Wspomniany artyku� roztoczy� przed czytelnikami nast�puj�c� wizj� przysz�ego Kr�lestwa. Na szczycie znajduje si� klasa Wiernych i M�drych S�ug jako z�ota g�owa pos�gu z proroctwa Daniela. Ta klasa rz�dzi teokratycznie klas� "Jonadab�w", kt�ra wprawdzie nie ma udzia�u w Kr�lestwie, ale jest niezb�dna do jego budowy. Ta koncepcja, jak zobaczymy p�niej, by�a konsekwentnie realizowana (ta niewolnicza teokracja mia�a trwa� tysi�c lat). Drugim artyku�em w "Stra�nicy" z roku 1925, kt�ry mia� podstawowe znaczenie by�: Przymierze, czy ofiara? Jego sens by� taki, �e wszyscy badacze Pisma �wi�tego powinni zrzec si� samodzielnego my�lenia i inspiracji osobistej na korzy�� �lepego wykonywania zarz�dze� Towarzystwa Stra�nicy i bezkrytycznego realizowania jej polityki. Ci, kt�rzy o�mielaj� si� dyskutowa�, lub krytykowa� instrukcje z Brooklynu, zostali nazwani z�ymi s�ugami. Godzi�o to w starszych cz�onk�w zbor�w, ciesz�cych si� zaufaniem. Judge Rutherford w Niemczech Jak ju� wspomnia�em, o�rodek Niemieckiego Oddzia�u Towarzystwa Stra�nicy zosta� przeniesiony do Magdeburga w celu zapewnienia lepszej, bardziej nowoczesnej organizacji. By�o to jedno z posuni�� na wi�ksz� skal� nowego kierownictwa "Stra�nicy" z Judge (czyt. D�ad�) Rutherfordem na czele. W attyce nowo nabytego budynku, kt�ry poprzednio nazywano "Kryszta�owym Pa�acem", urz�dzili�my sypialnie, w piwnicach natomiast za�o�ono nowoczesn� drukarni�. Schody nie by�y jeszcze odbudowane, wi�c do naszych sypialni wchodzili�my po drabinie przez okno. Niekt�rzy nazywali to �artobliwie "zst�powaniem po drabinie Jakubowej do piek�a Stra�nicy". Na pocz�tku 1925 roku wydrukowali�my tu milion egzemplarzy ksi��ki "Harfa Bo�a" w j�zyku niemieckim, pracuj�c od �witu do zmierzchu przez siedem dni w tygodniu. Przecie� prowadzili�my walk�, a ta wymaga ofiar, rozumowali�my w�wczas. Moim pierwszym zaj�ciem by�o miejsce przy obrotowym stole ze stosami arkuszy i sk�adanie z poszczeg�lnych arkuszy drukarskich ca�ej ksi��ki oraz przekazywanie jej do oprawy. Pomimo braku wprawy wypu�cili�my w �wiat olbrzymie ilo�ci dobrze wykonanych ksi��ek. Zamiast ksi���t Na wiosn� 1925 roku oczekiwali�my zapowiadanego przez "Stra�nic�" ko�ca �wiata i ukazania si� prorok�w i ksi���t Starego Testamentu. Zamiast nich jednak ukaza� si� Judge Rutherford, przyw�dca Towarzystwa Stra�nicy z kieszeni� pe�n� ameryka�skich dolar�w, uzyskanych ze sprzeda�y drukowanych przez nas ksi��ek i natychmiast rozpocz�� zakupywanie nowych teren�w, budynk�w i maszyn drukarskich. Otrzymali�my maszyn� rotacyjn� i w ten chytry spos�b odwr�cono nasz� uwag� od zapowiadanego ko�ca �wiata na korzy�� rozwoju naszej centrali. Wizyta Rutherforda mia�a by� po��czona z wielkim trzydniowym zjazdem w Magdeburgu. Na zg�oszonych 12 tysi�cy uczestnik�w przyby�o 15 tysi�cy. Musieli�my wynaj�� olbrzymi namiot cyrkowy i zorganizowali�my normalnie p�atn� restauracj�, kt�ra okaza�a si� tak rentowna, �e od tego czasu Towarzystwo przyj�o to jako regu��. Osobi�cie zaj�ty by�em organizowaniem 14 specjalnych poci�g�w ze wszystkich stron Niemiec i nabijaniem kasy Towarzystwa, sprzedawaniem kart kwaterunkowych przyby�ym go�ciom. Na tej konferencji Judge Rutherford usi�owa� sprzeda� 15 tysi�com Badaczy Pisma �wi�tego zgromadzonym z ca�ej Europy, swoj� ide� �wiatowej kampanii g�osicielskiej, ide� rozbudowy poszczeg�lnych central oraz ide� sk�adania Towarzystwu pisemnych sprawozda� z ilo�ci i sposobu zu�ytego dla "Stra�nicy" czasu przez wszystkich jego cz�onk�w. Sam D�ad� zdoby� si� przy tym na ewangeliczny gest nakarmienia 15 tys. zgromadzonych, zakupuj�c dla ka�dego uczestnika porcj� bigosu i sa�atki. W czasie moich p�niejszych podr�y stwierdzi�em, �e delegaci nie pami�tali wielu wa�nych rzeczy, kt�re zasz�y w czasie konferencji magdeburskiej, takich jak utrata osobowo�ci cz�onk�w, utrata samodzielno�ci zbor�w, wymuszenie sprawozdawczo�ci czasu i ksi��ek, natomiast wszyscy doskonale pami�tali bezp�atn� porcj� bigosu i sa�atki. M�dry D�ad�! W czasie po�egnalnej kolacji, kt�r� spo�ywa� w gronie personelu centrali magdeburskiej, Judge wyg�osi� do nas kr�tkie przem�wienie. Uprzedzaj�c nasze pytania na temat zapowiadanego ko�ca �wiata, upomina� nas, �e nie powinni�my by� na tyle samolubni, aby chcie� koniecznie i�� do nieba ju� teraz, gdy jeszcze tyle jest na �wiecie do zrobienia. Aby zr�wnowa�y� nasze rozczarowanie, roztoczy� przed nasz� wyobra�ni� wizj� wszech�wiatowej organizacji, przez kt�r� tysi�ce milion�w ludzi ze wszystkich pa�stw i kr�lestw szereg za szeregiem, klasa za klas� przychodz� do "Stra�nicy" uczy� si� Kr�lestwa. Zapowiedzia� ca�e g�ry ksi��ek, kt�re trzeba wyda� i wydrukowa�. Wszystko to wzbudzi�o zam�t w mojej g�owie i zw�tpienie w moim sercu. Wspomina�em wigili� nowego 1925 roku sp�dzon� w modlitewnym nastroju spotykania roku zako�czenia �wiata; a ju� na wiosn� rozes�ali�my po ca�ych Niemczech zapotrzebowanie na cie�li, murarzy i innych rzemie�lnik�w dla rozbudowy naszej centrali w Magdeburgu na wz�r nowoczesnych fabryk. Cz�sto w nocy budzi�em si�, aby rozmy�la�, co si� sta�o z moim ewangelicznym idea�em Nowego Stworzenia? Dawniej, w okresie mojej "wiosny duchowej", ko�czy�em ka�dy dzie� modlitw�, przedk�adaj�c Panu wszystkie wydarzenia i post�pki dnia. Obecnie przejmowa�em si� jedynie wykonaniem organizacyjnych zada� i z�o�eniem z nich sprawozda�. Czy�bym staj�c si� cz�onkiem wszech�wiatowej organizacji ""pozyska� ca�y �wiat, a poni�s� szkod� na mojej duszy""? (Mat 16,26). W ka�dym razie ani duchowych, ani materialnych, ani �adnych innych korzy�ci z mojej przynale�no�ci nie odnios�em. Zupe�nie jasno zda�em sobie z tego spraw� dopiero 15 lutego 1951 roku, pisz�c sprawozdanie ze swojej 22-letniej nieprzerwanej i ca�y m�j czas poch�aniaj�cej pracy w Organizacji Stra�nicy. Przesiewanie Nied�ugo po opisanych powy�ej wypadkach mia�em okazj� wr�ci� do Berlina i odwiedzi� moich rodzic�w i przyjaci�. Od razu spostrzeg�em, �e i tutaj, ja i wsz�dzie, polityka Towarzystwa Stra�nicy wyrz�dzi�a w zborach wielkie spustoszenia. Wielu czcigodnych i starszych braci zosta�o zmuszonych do ust�pienia, wielu innych odsuni�to w ciemny k�t. Na ich miejsce kierownictwo zbor�w obejmowa�a, przy pomocy Towarzystwa, grupa m�odych, niedo�wiadczonych, a za to pewnych siebie ludzi. Jako pretekstu u�ywano odmowy starszych sk�adania Towarzystwu pisemnych sprawozda� ze sposobu wykorzystania swego osobistego czasu i ilo�ci sprzedanych ksi��ek. T� polityk� pozbawiania zbor�w Badaczy Pisma �wi�tego samodzielno�ci i autonomii Towarzystwo realizowa�o praktycznie w ten spos�b, �e obok wybranych przez zb�r starszych, Towarzystwo mianowa�o swojego "kierownika zebra�" (service director), jako si�� pomocnicz�. Ten pomocnik stawa� si� wkr�tce faktycznym kierownikiem zboru i jego reprezentantem na zewn�trz. Ten proces spychania do k�ta starszych badaczy i stopniowego przechodzenia od samodzielno�ci do centralnego zarz�dzania wszystkimi zborami badaczy przez zaufanych przedstawicieli Towarzystwa, trwa� do roku 1927. M�odzi, agresywni i pos�uszni pracownicy, tacy jak ja, byli najlepszym materia�em na "kierownik�w zebra�", przeznaczonych do rozbijania zbor�w i podporz�dkowania ich nowej polityce. W ten te� spos�b u�yto mnie do podbicia w niewol� Organizacji jednego ze zbor�w w Niemczech �rodkowych. By�o tam 175 cz�onk�w, kt�rzy odm�wili przyj�cia, mianowanego przez Towarzystwo, "kierownika zebra�" i sk�adania sprawozda�, jak te� przyj�cia innych instrukcji organizacyjnych. Tam w�a�nie wys�ano mnie, 21-letniego m�okosa, z poleceniem podporz�dkowania lub rozbicia tej grupy. Jak si� okaza�o, spotka�em starszych, szlachetnych ludzi, kt�rzy lepiej ode mnie rozumieli sytuacj�. Po godzinnej dyskusji, omijaj�c starszych, sam zwr�ci�em si� do sali z zapytaniem: "Kto jest za Towarzystwem Stra�nicy?" Wobec braku odpowiedzi napi�tnowa�em ich jako z�e s�ugi i wezwa�em wszystkich, kt�rzy sprzyjaj� Towarzystwu do opuszczenia sali i pod��enia za mn�. Wysz�o 8 os�b i w domu jednego z nich za�o�yli�my nowy zb�r, kt�rego zosta�em, oczywi�cie "kierownikiem zebra�". Na te zebrania zwozili�my uczestnik�w samochodami z innych pos�usznych zbor�w. W ten spos�b, obok zboru cichych i szlachetnych chrze�cijan, powsta� drugi zb�r agitator�w i ha�a�liwych sprzedawc�w bibu�y propagandowej. Ten spos�b post�powania praktykowany by� w ca�ym kraju, a� wsz�dzie powsta� nowy typ zbor�w. R�wnie� w naszej centrali "Betel" w Magdeburgu zosta�o w tym okresie wymienionych 75% os�b z personelu. "Organizacja Bo�a" W 1926 r. dzia�alno�� organizacyjna "Stra�nicy" nabra�a pe�nego rozmachu, w ten spos�b powsta�a wyra�na sprzeczno�� pomi�dzy zaciek�ymi atakami na ca�e chrze�cija�stwo z racji jego zorganizowania, a obecnymi d��eniami do przekszta�cenia Towarzystwa w wysoko wydajn�, nowoczesn� organizacj� i stosowaniem na ka�dym kroku metod organizacyjnych. Kierownictwo w Brooklynie zapowiedzia�o, �e sprzeczno�� ta zostanie wyja�niona na Zje�dzie Londy�skim, przygotowywanym na 1926 rok. Mia�o to by� co� wielkiego, tote� z niecierpliwo�ci� oczekiwali�my objawienia tej nowej prawdy. I rzeczywi�cie, bogactwo jej zosta�o przedstawione w ca�ej swej krasie. Oto jak Judge Rutherford wybrn�� ze stworzonej przez siebie sprzeczno�ci: "B�g stworzy� od pocz�tku organizacj�, ale szatan ukrad� t� my�l Bo�� i stworzy� organizacj� dla siebie. Wszystkie ko�cio�y i organizacje s� organizacjami szatana. Natomiast Towarzystwo Stra�nicy i wszyscy jej zwolennicy stanowi� organizacj� Bo��. Jest ona "ma��onk� Bo��". W ten spos�b "Stra�nica" nadawa�a ezoteryczny akcent wszystkim praktykom Towarzystwa, nie zawsze zgodnym z zasadami moralnymi, jak to zobaczymy w dalszym ci�gu. Poszczeg�lne organizacje zosta�y odpowiednio podzielone i nazwane. A wi�c polityczne i przemys�owe organizacje, to by� Egipt, organizacje ko�cielne to - Moab, Edom, itd., itd. Ten pomys� Rutherforda zawa�y� znacz�co na ca�o�ci ruchu �wiadk�w Jehowy, a w szczeg�lno�ci na ich stosunku do bli�nich. Zamiast szlachetnych wysi�k�w g�oszenia ludziom Chrystusa i udzielania chrztu tym, kt�rzy uwierzyli, rozpocz�o si� nachalne nagabywanie "Egipcjan". Celem samym w sobie sta�o si� tylko wyrwanie cz�owieka z "organizacji szatana" i wci�gni�cie go do "Organizacji Bo�ej". Wy�udzanie jak najwi�kszej ilo�ci pieni�dzy od "Egipcjan" za literatur� sta�o si� cnot�. Pa�stwowe w�adze, s�dy, prawa, jako organizacje szatana sta�y si� godne pogardy, i przesta�y kr�powa� sumienie �wiadk�w Jehowy. Sprzedaj�c ksi��ki wbrew prawu. bez licencji (pozwolenia), nara�ali si� czasami na grzywny i wi�zienie. Nazywali to prze�ladowaniem dla imienia Bo�ego. Oddawanie honoru flagom pa�stwowym i hymnom narodowym by�o dla nich "k�anianiem si� obrazowi bestii". Noszenie broni �wiadkowie dopuszczaj� jedynie w wypadku, gdy do wojska powo�a ich "Stra�nica". Nie s� bynajmniej pacyfistami. Wierz� np., �e wszyscy �li zostan� pozabijani, przy czym �li, to s� wszyscy, kt�rzy nie nale�� do Organizacji Stra�nicy. W czasie "Armagedonu" r�wnie� ma�e dzieci tych z�ych zostan� pozabijane. Na pytanie, jak post�pi� oni z tymi, kt�rzy, b�d�c niegdy� cz�onkami "Stra�nicy", odeszli od niej, odpowiadaj�, �e obecne prawa nie pozwalaj� takich "zdrajc�w" zabija�. Gdy nast�pi� jednak prawa Bo�e, tj. prawa "Stra�nicy", zostan� oni pozabijani bezwzgl�dnie. Na razie trzeba ich traktowa� jako nie�yj�cych (tak w�a�nie traktuje mnie moja rodzina, odk�d odszed�em od �wiadk�w Jehowy). Jednym z wa�niejszych zagadnie� Konferencji Londy�skiej by� problem zwi�kszenia sprzeda�y ksi��ek "Stra�nicy". Ka�dego roku ukazywa�a si� nowa pozycja, napisana przez Rutherforda i potrzebne by�y nowe metody sprzedawania tej masy ksi��kowej. W tym celu D�ad� zaproponowa� nam, tj. pracownikom centrali "Betel" w Magdeburgu, nowe, pr�bne zasady rozliczania si�, mianowicie: za ka�d� sprzedan� ksi��k� otrzymywali�my prenumerat� w postaci dw�ch bezp�atnych egzemplarzy. Zawsze by�em dobrym sprzedawc� i wykorzystuj�c tylko niedziele, potrafi�em rozprzeda� 25 ksi��ek, otrzymuj�c 50 egzemplarzy dla siebie. Gdy jednak zostali�my aresztowani za handel ksi��kami bez licencji (pozwolenia), prze�o�eni polecali nam k�amliwie t�umaczy� si�, �e my nie handlujemy, lecz w ten spos�b g�osimy Ewangeli�. A przecie� nasz zysk wynosi� 200% (!) To by�o dla mnie zawsze �r�d�em wyrzut�w sumienia, gdy� ci�gle uwa�a�em si� za chrze�cijanina. Do dzisiaj jeszcze �wiadkowie Jehowy otrzymuj� ksi��ki po 5 cent�w, aby je sprzedawa� po 25 cent�w, uzyskuj�c 400% prowizji i do dzi� poci�gani do odpowiedzialno�ci za niep�acenie podatk�w t�umacz� si�, �e uprawiaj� kaznodziejstwo, a nie handel. Nowa metoda rozliczania okaza�a si� niespodziewanie skuteczna. Sprawozdania z ilo�ci sprzedanych ksi��ek skoczy�y w g�r�. Wkr�tce drukarnie nie mog�y nad��y� za zam�wieniami nadchodz�cymi z ca�ego kraju. Od zachwytu do rozczarowa� Obecnie nadszed� czas wcielenia w �ycie nowych pomys��w "Stra�nicy", pomys��w w rodzaju "Organizacji Bo�ej". Na dany sygna� ruszyli�my do pracy z typowo teuto�sk� zawzi�to�ci�. Ca�e nasze post�powanie nabra�o obecnie innego charakteru. Przecie� znajdowali�my si� wewn�trz Organizacji. Teraz ju� nie przy�wieca�o nam przykazanie Jezusa z Ewangelii Mateusza 28, 19-20, aby wszystkie narody czyni� uczniami Jego, to jest chrze�cijanami. O nie! To by�o zbyt md�e i ma�o interesuj�ce. Teraz my byli�my g�r�. Wszyscy inni, znajduj�cy si� na zewn�trz "Organizacji Bo�ej" mieli do wyboru przy��czy� si� do nas lub zgin�� w Armagedonie wraz z "Organizacj� szatana". Nie do wiary, czym mo�e sta� si� takie przekonanie dla cz�owieka! Jak dawni faryzeusze i saduceusze uwa�ali si� za jedynie wybrany nar�d. Z pokornych chrze�cijan przemienili�my si� w wojownik�w i zdobywc�w. Czuli�my si� powo�ani do przej�cia po�rodku chrze�cija�stwa, kt�re zawiod�o, po�o�enia piecz�ci na tych, kt�rzy wejrz� na nas i wprowadzenia ich do zbawiennej organizacji. Obecnie przyszed� te� czas na usuni�cie w cie� imienia Jezusa, od kt�rego ca�e chrze�cija�stwo wywodzi�o sw� nazw� i zast�pienia go imieniem Jehowy. Chcieli�my za wszelk� cen� odr�ni� si� od chrze�cijan. Ale odrzucaj�c imi� Chrystusa, r�wnocze�nie odrzucali�my zasad� �ywej spo�eczno�ci z Bogiem, jaka jest udzia�em chrze�cijanina w Chrystusie oraz sam� my�l zbawienia przez krew Jezusa Chrystusa, a nie przez uczynki spe�niane przez organizacj�. Stali�my si� Organizacj� Jehowy i uczono nas lekcewa�enia w s�owach i uczynkach Jezusa, ""jedyne imi� dane ludziom, przez kt�re mo�emy by� zbawieni"" Na wz�r teokratycznych �yd�w nadu�ywali�my imienia Jehowy dla proklamowania naszej organizacji jako "Bo�ej Organizacji". Przecie� ma��onka nosi nazwisko m�a, a nasza organizacja by�a "Ma��onk� Bo��". DO WALKI! Naszym zadaniem, jako Organizacji Bo�ej, by�o zdobycie dla Boga ca�ej ziemi. Z tym prze�wiadczeniem atakowali�my na ka�dym kroku: w salach, w �wiadectwach masowych, w ma�ych miasteczkach, gdy ludzie szli do ko�cio��w, w pukaniu od domu do domu, w rozpowszechnianiu gazet i ulotek, w rozrzucaniu hase�. Oczywi�cie, wywo�a�o to kary, upomnienia, aresztowania w miastach i wsiach, ale stawszy si� fanatykami, ch�tnie p�acili�my ka�d� cen�. Przecie� byli�my �o�nierzami, a chrze�cija�stwo by�o naszym wrogiem. Walka k�adzie koniec dyskusjom. Tak w�a�nie, z podniesion� g�ow� i poczuciem dumy, stawili�my czo�o opozycji. W tym czasie, tu i �wdzie, zacz�y pojawia� si� grupy szturmowe hitlerowc�w (SS). Politycznie nie stanowi�y jeszcze si�y, a program sw�j opiera�y na przemocy. Zacz�y one nas wytyka� jako propagandyst�w ameryka�skich, kierowanych przez USA. Nie pozostaj�c d�u�ni, atakowali�my ich na ka�dym kroku w naszych wyst�pieniach. Pami�tam, �e jedno z moich zebra� zosta�o przerwane przez boj�wk� SS w czasie mojego przem�wienia, a sam zosta�em pobity ci�kim d�bowym Krzes�em. Wielu z nas zosta�o aresztowanych, a tu i �wdzie stali�my si� ofiarami napa�ci ze strony t�umu. Ko�ci� protestancki zarzuca� nam blu�nierstwo Bogu. W s�dzie najwy�szym Saksonii odby� si� siedmiodniowy proces z tego powodu, kt�ry jednak wygrali�my. R�wnie� Ko�ci� Katolicki usi�owa� nas przep�dzi� z Bawarii, szczeg�lnie z rejonu Fuldy, jednak bezskutecznie. Przez aresztowania i procesy nasi przeciwnicy oddawali nam niema�� przys�ug�. W ten spos�b nasze szeregi zacie�nia�y si� i nabiera�y rozg�osu. Stali�my si� znani powszechnie i ludzie niezadowoleni z og�lnego stanu rzeczy w Niemczech widzieli w nas m�czennik�w. Nade wszystko jednak wzr�s� ogromnie popyt na nasze ksi��ki. Produkowana przez nas bibu�a sz�a od r�ki jak �wie�e bu�eczki, osi�gaj�c milionowe nak�ady, a liczebno�� nasza wzrasta�a tysi�cami. "Organizacja Bo�a" by�a w pe�nym marszu. �owienie ryb w m�tnych wodach. W Niemczech Republiki Weimarskiej wszystko sz�o ku gorszemu. Bezrobocie osi�ga�o niespotykane rozmiary. Masy ludzkie by�y zdezorientowane jak b��dne owce. W skrajnej lewicy komuni�ci liczyli miliony zwolennik�w, po przeciwnej stronie szybko zdobywali pole hitlerowcy, a umiarkowane centrum by�o bezw�adne. Po �rodku znajdowa�a si� reszta narodu, kt�rej przedstawiali�my si� jako "Organizacja Bo�a", stworzona dla nich w�a�nie, nieustraszona, silna, obiecuj�ca zaprowadzi� nowy porz�dek. �atwo stali�my si� ich pionierami. Gdyby nie doj�cie Hitlera do w�adzy, kto wie, czy Niemcy nie sta�yby si� pierwszym pa�stwem �wiadk�w Jehowy. Zrozumieli to i hitlerowcy i rozpocz�li zwalcza� nas jako trzeci� si�� polityczn�. Gwa�towny koniec naszej pracy w Niemczech po�o�y� Hitler natychmiast po uchwyceniu w�adzy. Do�wiadczenia nasze tego okresu zosta�y p�niej wykorzystane w Ameryce przez central� w Brooklynie. Produkcja masowa W tym czasie zosta�a uko�czona rozbudowa naszej centrali w Magdeburgu i Towarzystwo Stra�nicy przys�a�o do nas eksperta ze Stan�w Zjednoczonych, kt�ry mia� nas wprowadzi� w zasady nowoczesnej organizacji produkcji ta�mowej (system Taylora) w drukarni i wydawnictwie. Polega�o to na odpowiednim rozmieszczeniu ludzi i ograniczania ich ruch�w do najbardziej niezb�dnych i celowych. Doszli�my do takiej perfekcji, �e koszt w�asny produkcji ksi��ki za jedn� mark� wynosi� tylko 12 fenig�w. Odpada� koszt sprzeda�y, gdy� kolporterzy utrzymywali si� z w�asnych zarobk�w. Te wysokie zyski Towarzystwa by�y otoczone �cis�� tajemnic�, aby zachowa� pozory biednej organizacji religijnej. W nagrod� za osi�gni�te przez nas wyniki centrala w Brooklynie obdarzy�a nas zadaniem obj�cia sw� dzia�alno�ci� r�wnie� Polski, Czechos�owacji, Rumunii, Austrii. Byli�my r�wnie� nominalnie wydawnictwem dla kraj�w skandynawskich. Do Polski wysy�ali�my nieoprawione ksi��ki (Harfa Bo�a). By�y one zszywane na miejscu. Pami�tam, �e do Polski w�a�nie wysy�ali�my bardzo du�� ilo�� ksi��ek. Moim zdaniem, religia Towarzystwa Stra�nicy by�aby dzi� w Europie najg�o�niejsz� religi�, gdyby nie wybuch II wojny �wiatowej w 1939 roku. Jeszcze dzisiaj, gdyby nie drastyczne �rodki stosowane przez w�adze �wieckie, �wiadkowie mieliby szans� sta� si� g��wn� religi� Stan�w Zjednoczonych, a nast�pnie Afryki, Po�udniowej Ameryki, a na ko�cu Europy i Azji. Procentowy ich wzrost jest dzi� (1954) ponad dziesi�ciokrotnie wy�szy, ani�eli w Niemczech w okresie przed wybuchem drugiej wojny �wiatowej. Tam byli�my ju� bliscy zdobycia ca�ego narodu dla �wiadk�w Jehowy. Innym razem, w jakim� innym kraju mo�e si� sta� to rzeczywisto�ci�. K�opoty i niepokoje w Betel By�em zawsze przyzwyczajony wypowiada� na g�os swoje zdanie, jednak rych�o zauwa�y�em, �e w naszej centrali lepiej jest milcze� przy stole. Tym bardziej, �e coraz cz�ciej przy�apywa�em si� na u�ywaniu wytartych slogan�w "Stra�nicy" i �argonu organizacyjnego, za co sam siebie nienawidzi�em. Zapanowa�a u nas atmosfera powszechnej podejrzliwo�ci. Pewnego razu zosta�em wezwany do dyrektora. Okaza�o si�, �e jeden z jego szpieg�w doni�s� o mojej nielojalno�ci, kt�r� okaza�em przed rokiem. mia�em w�wczas za zadanie zebra� podpisy pod deklaracj� pozostania w "Betel" od wszystkich pracownik�w centrali. Niekt�rzy jednak odm�wili podpisania deklaracji, a ja nie ujawni�em ich nazwisk wobec dyrektora. ""Ja wiem o wszystkim, cokolwiek robicie zar�wno w biurze, jak i w terenie"" - grzmia� dyrektor. Jestem pewny, �e dyrektorowi zdawa�o si�, �e zna on r�wnie� nasze my�li. Personel centrali naszpikowany by� szpiegami, a donosicielstwo by�o cnot�. A chocia� rz�dy �wieckie pozwala�y zwalnia� obywateli od niekt�rych obowi�zk�w ze wzgl�du na sumienia, to pracownicy Towarzystwa Stra�nicy nie cieszyli si� takim przywilejem. Do dzi� jeszcze, je�li cz�onek "Organizacji Bo�ej" wyrazi zastrze�enie do jakiegokolwiek posuni�cia Towarzystwa w Brooklynie, zostanie z miejsca napi�tnowany jako z�y s�uga. �adnego mi�osierdzia, �adnego szacunku dla cudzych przekona�. Gdybym sk�din�d nie by� przoduj�cym, wydajnym pracownikiem, z pewno�ci� zosta�bym zwolniony z miejsca i pot�piony za ukrywanie braci. Wszystkie donosy pod adresem pracownik�w by�y skrz�tnie notowane i ka�dy z nas mia� swoj� rubryk�. Zapisane w niej "grzechy" wykorzystywane by�y w chwili, gdy kto� z nas wychyla� si� z szeregu. W�wczas, wezwany do dyrektora, by� og�uszony esencj� swoich "przest�pstw" i zazwyczaj przestraszony wraca� czym pr�dzej do zaprz�gu. Wprawdzie uda�o si� naszemu dyrektorowi uczyni� z nas dobre s�ugi, sam jednak bynajmniej nie nale�a� do takich. W czasach powszechnej biedy ubiera� si� kosztownie i �y� wystawnie, przedsi�bior�c kosztowne i niepotrzebne podr�e najdro�szym �rodkiem lokomocji. Ca�a organizacja nasza, chocia� gro�na na zewn�trz, od wn�trza by�a chora, jak �ydowska teokracja czas�w Nowego Testamentu, o kt�rej Pan Jezus m�wi�: ""Biada wam faryzeusze i uczeni w pi�mie, ob�udnicy! Jeste�cie jak groby bielone, pi�kne na zewn�trz, lecz pe�ne nieczysto�ci i ko�ci umar�ych wewn�trz"". W 1927 r. stan rzeczy w Betel sta� si� tego rodzaju, �e mia�em do wyboru cierpie� wieczne wyrzuty sumienia lub usun�� si�. Wybra�em to drugie. Korzystaj�c ze swego obywatelstwa, wyjecha�em do Stan�w Zjednoczonych. Pionierzy, pionierzy Po przybyciu do Nowego Jorku w lipcu 1927 r. nast�pi�a przerwa w mojej aktywno�ci na rzecz Towarzystwa Stra�nicy. Sko�czy� si� bezpowrotnie okres mojego podziwu i bezkrytycznego oddania ka�demu skinieniu "Stra�nicy". Sta�em z boku i przygl�da�em si� sceptycznie. A je�eli da�em si� powt�rnie zaanga�owa� do pracy, to zawdzi�czam to mojej rodzinie, kt�r� uda�o mi si� sprowadzi� z Berlina do Nowego Jorku. Przewidywa�em, �e w Niemczech sprawy b�d� uk�ada�y si� coraz gorzej, �e wszyscy, kt�rzy chc� zachowa� swoj� indywidualno�� niezale�nie od "Das deutsche Wesen", kt�rzy wyznaj� odr�bny �wiatopogl�d, �ci�gn� na siebie nienawi�� nacjonalist�w niemieckich. Dotyczy�o to tak�e Towarzystwa Stra�nicy. Rodzina moja przy��czy�a si� do niemieckiego zgromadzenia w Brooklynie i rozpocz�a wywiera� na mnie nacisk w kierunku ponownego wci�gni�cia mnie w wir pracy organizacyjnej. Moje zniech�cenie, wywo�ane prze�yciami w Niemczech, starano si� przezwyci�y� twierdzeniem, �e tutaj w Ameryce stosunki w "Stra�nicy" nie by�y tak dyktatorskie jak w magdeburskiej centrali. Nie wiedzieli oni, �e wkr�tce, w 1929 roku, wszystkie metody wypr�bowane w Niemczech zostan� przeniesione na teren ameryka�ski. Ameryka�skie wydawnictwo "Stra�nicy" w 1927 roku sta�o daleko w tyle za naszym, w Magdeburgu, pod wzgl�dem sprawno�ci i wydajno�ci. Ich organizacja r�wnie� nie nad��a�a za niemieck�. Zbory ich znajdowa�y si� w tym stadium, z kt�rego my wyszli�my w roku 1924. Domy�li�em si�, �e dzia�o si� tak ze wzgl�du na odmienny charakter ludzi ameryka�skich. Odrzucali oni wszelki przymus i komenderowanie, przyzwyczajeni do demokratycznych stosunk�w spo�ecznych, nie poddawali si� tak �atwo teokratycznym koncepcjom "Stra�nicy". Nie prze�ywali te� okropno�ci pierwszej wojny �wiatowej tak, jak my w Europie. "Stra�nica" musia�a wi�c oczekiwa� sposobno�ci zdobycia i wykszta�cenia odpowiednich kadr. Wkr�tce sposobno�� taka nadesz�a w postaci wielkiego kryzysu 1929 roku. Ludzie stracili pewno�� pracy i jutra, stracili oparcie ekonomiczne i nigdy ju� nie odzyskali zupe�nego spokoju. Widmo kryzysu prze�ladowa�o odt�d miliony ludzi przez d�ugie, d�ugie lata. To w�a�nie by�a woda na m�yn "Stra�nicy": pot�na klasa ludzi niezadowolonych z istniej�cego stanu rzeczy. W celu zdobycia kadr wy�wiczonych pracownik�w "Stra�nica" zapocz�tkowa�a s�u�b� "pionier�w", kt�rzy byli nast�pcami russellowskich kolporter�w. Ci ludzie, oddani ca�ym sercem i dusz� sprawie "Stra�nicy", byli oczkiem w g�owie Judge Rutherforda. Z chwil� nastania wielkiego kryzysu szeregi "Stra�nicy" gwa�townie wzros�y. Oczywi�cie, wielu nowicjuszy garn�o si� do s�u�by pionierskiej. M�j ojciec, siostra i jej m�� sprzedawali swoje maj�tno�ci, kupili samoch�d, zbudowali przyczep� mieszkaln� do samochodu i w lecie 1931 roku rozpocz�li w�drown� prac� pioniersk� w powiatach wok� Nowego Jorku. Ja sam opiera�em si� d�ugo namowom rodziny, a� w ko�cu po dwu latach uleg�em. W 1933 roku kupi�em "Forda" i wyruszy�em r�wnie� na pioniersk� prac� w powiecie Clark, aby towarzyszy� mojej rodzinie. Zawsze by�em dobrym sprzedawc� i w nied�ugim czasie osi�gn��em trzydzie�ci do trzydzie�ci pi�� ksi��ek dziennie. Jednak zorientowa�em si� �atwo, �e w terenie by�o raczej ma�o pieni�dzy. W�wczas stosowali�my czysto handlowe metody, sprzedaj�c ksi��ki za towary. Pami�tam pewn� okolic� w stanie Georgia, w kt�rej "nawet lisy m�wi�y dobranoc", gdzie nie by�o najmniejszych widok�w sprzedania nawet jednej ksi��ki za pieni�dze. Prawie wszyscy otrzymywali zapomogi od pa�stwa i �yli z nich. Przeje�d�aj�c przez miasteczko, zauwa�y�em jednak na ka�dym podw�rzu wrak samochodu. Nawi�za�em kontakty z warsztatem samochodowym i zacz��em sprzedawa� ksi��ki za stare akumulatory i ch�odnice, kt�re odstawiali�my za pieni�dze do warsztatu. W rezultacie zbywali�my do dwudziestu pi�ciu egzemplarzy dziennie. Takich jak ja by�o wielu. Pionierzy ci, byli prawdziwymi, oddanymi i ofiarnymi pionierami, wprawdzie nie chrze�cija�stwa, ale teokracji "Stra�nicy", og�oszonej w 1938 r. Oni k�adli podwaliny pod najbardziej totalitarn� organizacj�, jaka kiedykolwiek powsta�a w mi�uj�cej wolno�� Ameryce. W 1935 roku nast�pi� kryzys w sprzeda�y literatury "Stra�nicy" w Ameryce. Po prostu zam�wienia przesta�y nap�ywa�, a ludzie przestali kupowa� nasze ksi��ki. Odkryli�my prawd� wyra�on� kiedy� przez Abrahama Lincolna: ""Mo�na og�upia� pewnych ludzi przez ca�y czas, lub wszystkich ludzi przez pewien czas, ale nie da si� og�upia� wszystkich ludzi przez ca�y czas"." Nawet ludzie we wioskach i ma�ych miasteczkach odkrywali powoli prawdziwe motywy naszej