4233
Szczegóły |
Tytuł |
4233 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4233 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4233 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4233 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Andrzej Piskulak
D�b jak ch�op
Tomik wydany nak�adem wydawnictwa �STON 2� � Kielce 2003
Spis tre�ci
Drogi Poeto
Liturgia zmartwychwstania s��w
�mier� Bartka
Podparty wspornikiem
Zagnany przez wiatr
W pok�onie
M�ody d�bczak
Sw�j d�b
Bartek letni
Takie drzewko
D�b doradca
Dotyk li�cia
Bartek
Dwie pory d�bu
Z dziada pradziada
Konserwatywny d�b
�wi�tokrzyskie podniesienie
D�b i ja
Spowiednik
Znak Bo�y
Duchowy turysta
Krzy�owanie
Por�wnanie
Na rozdro�u zmys��w
Rozstaje
Sam z sob�
D�b jak zmach
W koronie Bartka czasami
Drabina do nieba
Pod roz�o�ystym d�bem
Tysi�cletni egzegeta
W panteonie
Patron
To s�owo jedno
�wietlisty ko�
Zabawa w burz�
Znak zgody
Opad�y z si�
Poranny drapie�ca
Zapomniany przez drzewa
Pos�owie
KONIEC ROZDZIA�U
4
S�owo wst�pne krytyka literackiego Jana Zdzis�awa Brudnickiego
Szanowny Poeto!
Tw�j Wydawca zwr�ci� si� do mnie o napisanie kr�tkiego komentarza do poematu. I wyobra�
sobie moje zdziwienie! Zbiegiem okoliczno�ci zaproszono mnie kiedy� na wie� ko�o
Ciechanowa. Podczas wycieczki rowerowej trafi�em na skraju uroczej doliny �ydyni na brata
�Bartka� . Nie przesadzam, to naprawd� najokazalszy d�b Mazowsza, a zwie si� �Uparty jak
Mazur�. Posiada r�wnie pot�ny pie�, prawie r�nie roz�o�yste konary i wygl�da
majestatycznie, zw�aszcza z oddalenia.
Ale nie mog�em � nawet w czasie licznych kolejnych odwiedzin � poj��, co mnie w tym
drzewnym patriarchu tak fascynuje, poci�ga, pobudza wyobra�ni�. Dopiero Tw�j poemat
pozwoli� mi odczyta� tajemne sensy. Przer�ne. Przede wszystkim historyczne. To d�b
gospodarz, jak ch�op na swojej ziemi. I jest to te� kr�lewski w�adca spo�eczno�ci drzewnej
wobec okolicznych p�l, ��k, wsi, dr�g, ognisk. Pami�ta ca�� histori� tego kraju. Opowiada
mo�e legendy grecko � poga�sko � chrze�cija�skie? Lubili pod takimi baldachimami zasiada�
kr�lowie i wodzowie. Szumia� wszak si�� i wolno�ci�.
Ale myli�by si� ten, kto by domy�la� si� tu jednoznacznego uwznio�lenia. �Jeste�my go��mi
w naszej d�binie� To druh i towarzysz cz�owieka. Tego kruchego, kr�tko �yj�cego,
zagro�onego cierpieniem, chorob� i �mierci�. Staj� naprzeciw siebie drzewo i cz�owiek, jako
dwie cielesno�ci i dwie duchowo�ci. Cz�owiek czeka, �e go kto� uko�ysze do snu � nocnego i
wiecznego; drzewo walczy o swoje ziemne posady, o �ycie, przebiera si� porami roku i ubiera
si� z wiekami. Cz�owiek oczekuje od niego �wi�tyni, �wi�tego gaju i strumienia,
rozgrzeszenia. Szuka podniet dla wyobra�ni ju� od dzieci�st3wa, �r�de� poezji, legend,
opowie�ci. Taki d�b, taka �ywa architektura pozwala mu uciele�ni� �ywe sensy, metafory,
mity. Czasem spo�eczno�� lub los skazuje jednostk� na ukrzy�owanie, krzy�uj�c
r�wnocze�nie �ywe drzewo i �ywego cz�owieka. Jest to memento �ycia i losu.
Nawet co� wi�cej, przecie� to symbol Kosmosu, ��cznik mi�dzy g�r� i do�em, co symbolizuje
istoty korzenne, pe�zaj�ce, biegaj�ce i lotne. A ponadto w sensie duchowym ��czy ziemi� i
niebo. Nic, zatem dziwnego, �e jest celem pielgrzymek i �r�d�em uwznio�lenia
wewn�trznego. Tote�, drogi Poeto, zdaj� sobie spraw�, �e trzeba wiele przecierpie�, po�egna�
i powita� na nowo nadziej�, by� w sytuacji Hioba i Hamleta, g��boko wrosn�� w gleb�
rodow�, zagubi� si� i odnale�� � �eby porozmawia� sobie istotnie z takim d�bem.
Jan Zdzis�aw Brudnicki
Ps.
Przy okazji prosz� przekaza� pozdrowienia Bartkowi od Upartego Jak Mazur. Czy nie po to
jeste�my, my, powsinogi �wi�tokrzyskie, �eby przenosi� przes�ania?
KONIEC ROZDZIA�U
6
Liturgia zmartwychwsta�ych s��w
�ab�d� majestatycznie wyp�yn��
Z herbu biskupiego
�egluje dostojn� procesj� kwiat�w
Spod roz�o�ystego ukrzy�owanego
Tysi�cletniego drzewa
Z zawieszonym na piersi Chrystusem
Krwiobiegiem ulic
Na zachodnie zbocze Che�mu
Tam ko�ci� skromnie umglony w sobie
Porann� wiosn�
Ko�cielny rozpala zaranny trybularz
Wahad�uje s�o�cem zawieszonym
Na srebrzystych �a�cuszkach rosy
Ku�tykaj�c rozpala wo�
Kadzid�a kacze�cy i mleczy
Dziczej�cych r�nobarwnie r� i g�og�w
W tym rozpalonym poranku
Rozpoczyna si� rezurekcja znacze�
Smuklej�cych pod g�r� modrzewi i �wierk�w
Konarz�cych szeptem d�b�w i buk�w
Bielej�cych kom�ami brz�z
Kolec za kolcem wij�cych si� zieleni� je�yn
Pionierskich od zarania �ycia mch�w i porost�w
Zmurszaj�cych si� do wysi�ku
Po wilgotnych schodach i kamieniach
Skrzydlak�w klonowych zakie�kowanych
Na zasapanych i roze�mianych nosach
Palczaste li�cie poklepuj� przyjacielsko
Po zroszonym porannym wysi�kiem p�aszczyku
W d�bowe obite �elazem wrota ko�acze serce
Krok po kroku rozl�kaj� si� echem my�li
Rozpocz�a si� liturgia zmartwychwsta�ych s��w
�mier� Bartka
Zabetonowano mu dziupl�
Nawet nie mo�e
U�o��dzi� si�
Nad swoim losem
W ramach
Melioracji w podglebiu
Pozbawiono korzeni wody
I
Obni�ono w m�zgu
Poziom
�wiadomo�ci
Podparty wspornikiem
Gdy tak gapi si� na wycieczkowicz�w
Podparty wspornikiem
Pod konar
Nie pami�ta
Wiatru kt�ry zaszumia� d�binie
W koronie
Wtedy on �
Ma�y �o��d�
Ledwo przeczuwaj�ce istnienie
Upad� z kolan matki
Ma�y k��buszek zieleni
Z zawi�zanym troskliwie listkiem
W czapeczce z pomponikiem
Zerwa� ostatni� �ody�k� zale�no�ci
Nareszcie wolny
Obija� si� o kamienie
Zaorywa� nosem o ziemi�
Kluczy� mi�dzy ryjami dzikich �wi�
Ucieka�
A� zagnany
Do nieprzytomno�ci
Zary� si� g��boko
W dziejow� szczelin�
W �wiadomo�ci
Zagna�ska
Nie przypuszcza� nawet
�e prze�yje tysi�c najbli�szych lat
�e przetrwa w�asn�
�mier�
Zagnany przez wiatr
Tak tak...
Przypadkowy jak wiele innych �o��dzi
Zagnany przez wiatr
W miejsce
Gdzie teraz zwiedzany
Nie zapowiada� si� dobrze
Kruchy i chorowity
Nie pojmowa� zbytnio
Co do niego m�wiono
Targany przez po�ary
Jednak r�s�
R�s�
Ten d�b jak ch�op
Na schwa�
A� wr�s� korzeniami twardymi
Jak sw�j los.
W sutk� ziemi
W pok�onie
Ze swych siedzib
W Krakowie i Warszawie
Wyszli trzej kr�lowie
(orze� wskazywa� im drog�)
Boles�aw Chrobry
W�adys�aw Jagie��o
Jan Sobieski
I ka�dy w darze
Przyni�s� kawa�ek
Historii Polski
By z�o�y�
Na konary
Kr�lowi puszczy
To tu narodzi� si�
Ukrzy�owany B�g
M�ody d�bczak
Korzonkami ob�api� delikatnie
Czarn� grudk� nap�cznia�ej pokarmem
Ziemi
I wessa� si�
A� do szpiku
Bolesnego sumienia
Jej mieszka�c�w
Sw�j d�b
Wr�s� nam ten d�b na schwa�
Jak �wieca - chwat
D�b uw�aszczony
W ogrodzonym � przed dzie�mi -
placyku
Ot
D�b ma�orolny
Setny jednak to d�b
Od tysi�ca lat nie dzieciak
To d�b pod w�sem
Po przej�ciach
I z przesz�o�ci�
Na ch�opa wysoki
Na ch�opa
Wie swoje
Bartek letni
D�b jak chwat
Latem
�o��dzi
Mu nie brak
Takie drzewko
No i co pani
Powie
Takie drzewko
Co z niego wyro�nie
Przecie� to prowincja
A on te�
B�g wie z jakiej rodziny
A on r�s�
Dzikie psy podlewa�y go
Znacz�c teren gdzie trzyma�y wart�
Ptaki czule ob�apywa�y go gniazdami
Podczas skwaru
Ch�epta� li�ciami wiatr
I r�s�
R�s�
Jakby chcia� przerosn��
W�asne �ycie
Ludzkie gadanie
Histori� narodow�
No i co te�
Pani
Powie
Kto by przypuszcza�
D�b doradca
Przegra�e� zawistny ksi���
To ty ukrad�e� kr�lestwo mojego podw�rka
Z wyprawy do Kolchidy � krainy udr�ki
Wr�ci�em zwyci�ski
Z�ote runo poezji zdoby�em
Wiara o�ywi�a spi�owe byki niemocy
Gotowe do zaorania zachwaszczonego
Nienawistnymi z�bami smoczymi
Pola s��w
Nadzieja wytrzyma�a atak
Niewidzialnych wojownik�w
Twoich potwornych my�li
Przera�ona bestia zawi�ci
Uciek�a z twojego serca
Na widok mojej mi�o�ci
Do ciebie
M�j Argo
Ko�ysze si� z burty na burt�
Wzburzona nienawi�� twoja - ksi���
Rozbryzguje si� na miliony kropel
Niemy tysi�cletni d�b doradca
Z ukrzy�owanym Chrystusem w okolicy serca
Wskazuje kierunek
Wiatr dmie w rozpostarty maszt li�ci
Zanim ska�� ci� na wieczne zapomnienie
Mojej krzywdy
Najpierw daruj� ci
Co mi ukrad�e�
Dotyk li�cia
Poczu�em na ramieniu
Dotyk li�cia palczastego
Obleczonego w po��k�� sk�r�
Zacisn�� palcami kurczowo
Odwr�ci�em twarz
D�b
Jakby wyszczupla�
Z trudem pomy�la�em
�e nie uschni�ty
To niewypowiedziane
Gdy patrz�
Na pot�n� s�kat� posta�
Jak roni li�cie
Jeden po drugim
Nie mo�e nawet podnie��
Konar�w
By ga��ziami
Obetrze� zmursza�e powieki
Z rosy
Bartek
D�b jak ch�op
Na schwa�
Tylko
Krzepy
Mu brak
Dwie pory d�bu
W zimie sp�ywa z niego
Sukmana z grubego ciemno � siwego sukna kory
Spi�ta na piersiach mosi�nym Chrystusem
Ko�nierz stoj�cy
A ko�ce r�kaw�w i klapy
Obszyte zwiewn� �nie�k�
Po prawej stronie
Od ko�nierza do pasa
Biegnie oblam�wka
Zimnej szaci
W lecie zielone zgrzebne p��cienne li�cie
�ci�gni�te jedynie
W�skim pasem
Rzemiennym ga��zki
Klapy i r�kawy obszyte
Suknem ciemno � zielonym
Im starszy d�b
Tym d�ugowieczny ch�op
Z dziada pradziada
Rysy jego twarzy ostre
Oczy siwe
Lub bure
Zamglone
Pozornie nie zdradzaj� �ycia
Ca�e cia�o ci�kie
Leniwe
Czupryna g�sta ciemnoli�ciasta
Ubi�r w�o�cianina
Nie przedstawia wdzi�ku i bogactwa barw
I r�norodno�ci form
�atwo domy�le� si� jego nastroju duchowego
I charakteru
Mo�e temu winna gleba p�onna
Gustuje w barwach ciemnych
Poza tym brak porz�dku
Ko�o g�owy
Razi
Odpycha
Zdradza brak poczucia estetycznego
Sp�ywa z niego sukmana twardej kory
A korona ubrana w czap�
Z bia�ego barana �niegu
Od wielkich dzwon�w tylko strojon�
Sowicie w p�k pi�r zamieszkuj�cego ptactwa
�apcie ukr�cone z czarnej kory
Okr�cone rzemieniem na onucach gleby
Mimo podesz�ego wieku
Zawsze trzyma si� pewnie
Wro�ni�ty w dziada z pradziada
Konserwatywny d�b
Ten d�b jak m�czyzna
Uzdolniony i wszechstronnie utalentowany
Potrafi si� po�wi�ci�
Domowi
Rodzinie
Spe�nia� oczekiwane obowi�zki
Bardzo szlachetny
Lecz
Konserwatywny
I dlatego tylko
Nie osi�ga w �yciu tego
Co naprawd� potrafi...
�wi�tokrzyskie podniesienie
Ta ziemia
U Krzy�a
Przyjmuje komuni�
Nawozu i potu
By przemieni�
Wzburzon�
Do szale�stwa
Krew w wino
Strudzone cia�o
W nasz� pajd� powszedni�
D�b i ja
Konarzymy sobie tak
D�b i ja
Ja � jeden z dw�ch �otr�w rozkrzy�owany
Na �aweczce
On gestykuluje do nieba
Niezgrabnie ga��ziami
Ukrzy�owanymi na wspieraczach
Raz po raz
Wybucha
Ptactwem
Z rozwartej dziupli
Cieknie
Czerwony
Li��
�Zaprawd� powiadam ci
jeszcze dzi� b�dziemy w raju�
Tak powiedzia�
Gdy nagle
W��cznia gwiazd
Przebi�a
W okolicy napisu informacyjnego
Bok
Wyp�yn�a
Noc i woda
�Spe�ni�o si�
Rozerwa�a si�
Na dwoje
Zas�ona w mojej �wiadomo�ci
Spowiednik
Ukryty g��boko w puszczy �wi�tokrzyskiej
Dawa� przez setki lat
Rozgrzeszenie
Temu zagnanemu skrawkowi duszy
Nim nasta� Chrystus
On by� Bogiem
W swej koronie wykluwa� ptaki
Ubo��ta chmurnik�w
Pozwala� dzikom ostrzy� szable
O sw�j pie�
Wilczyce wy�y do niego
Dzik� mi�o��
Konarami b�ogos�awi� ludzi
Aby rodzili dzieci
Na jego obraz i podobie�stwo -
Ch�op jak d�b
A gdy nasta� Chrystus
Podzieli� si� nim
W�adz�
Jak dobry gospodarz
W s��nistych s�ojach
Zawiekowa�
Histori� Polski
Na czarn� godzin�
Znak Bo�y
Cho� ten wiekowy d�b poraniony piorunem
Swym wierzcho�kiem w niebiosach g�rnych nie ko�ysze
D�ugi za� jego korze� w g��bi� Tartaru samego siebie nie wysy�a
(Gdzie� mu do wergiliuszowych zapomnianych georgik�w)
Po szramie zadanej b�yskawic� p�ynie
Bezg�o�n� skarg� �za porannej rosy
To znak bo�y � m�wi�
W�a�nie niebiosa gromow�adnie ukara�y niewinne drzewo
Potwierdzi�y gromkie napomnienia
Ojca �wi�tego
�wi�tokrzyskiej pychy i wynios�o�ci
To znak bo�y � m�wi�
Czy zawsze d�b b�dzie koz�em ofiarnym
Najwa�niejszych wydarze� ?
To znak bo�y - m�wi�
Duchowy turysta
Duchowy turysta
Ju� nie szuka tylko
Samego siebie
Pod rozkrzy�owanym d�bem
Z ukrzy�owanym Chrystusem
Modlitwy nie myli
Z magi�
Religii ze sztuk� czarnoksi�sk�
Nie obra�a swojego
Ducha
Zewn�trzne gesty nie s� ju�
Wa�niejsze od intencji
Nie modli si� do drzewa
A jedynie do Chrystusa
Ukrzy�owanego na nim
Liczy na spotkanie z Bogiem
Krzy�owanie
Co roku
Na Bartku krzy�owany
Chrystus
Podczas procesji wielkotygodniowej
Codziennie przybijana modlitw� pier� na krzy�yku
Od �wi�tej komunii
Niepokoj� si�
Spokojem wewn�trznym
Zgubion� t�sknot� za Bogiem
Pogubi�em si� w rachunkach sumienia
Nie dostrzegam grzesznika
W sobie i
Zamykam si� w samozadowoleniu
Z w�asnej modlitwy
Beztrosko taplam si�
W g��bi w�asnego �ycia duchowego
Spotykam jedynie siebie samego
Bezmy�lny g�az narzutowy
Tylko
O dwa tysi�ce lat
Starszy
Chrystus
Na twardym pniu tysi�cletniego drzewa
Szuka sposobno�ci spotkania
Por�wnanie
Sk�d imi� aramejskie w sercu
Puszczy �wi�tokrzyskiej
To tylko gra s��w
Bartek � bartnik
A mo�e z powodu losu �wi�tego Bart�omieja
Kt�ry towarzyszy� Jezusowi
By� �wiadkiem zadanych ran
�mierci
I zmartwychwstania
Za to �e
Przyj�� wraz z innymi
Ducha �wi�tego
G�osi� Ewangeli�
I nie pok�oni� si� poga�skim bogom
Zosta� obdarty �ywcem ze sk�ry
I wreszcie �ci�ty
Kto� pewnie powie
Daleko id�ce to por�wnanie
Gdzie Albanopol gdzie Zagna�sk
Ale ta ob�upiona kora
Ale ta ob�upiona kora
Jeszcze za �ycia...
Na rozdro�u zmys��w
Ten turysta duchowy
Nie rozumia� wiele
Z tego co si� dzieje
Ale wiedzia�
Podarowano mu �ycie
Od niego zale�y to
Co z nim zrobi
Na rozdro�u zmys��w
Wyr�s� d�b z kapliczk�
A w niej zmarzni�ty na amen Chrystus
Wystrugany z s�katych my�li
Roztrz�sionej duszy nie mog� pocieszy�
Liczne spowiedzi
Ani nikt na �wiecie
Liczy si� tylko modlitwa bezg�o�na
Kt�r� us�ysze� mo�e tylko B�g...
Rozstaje
Co si� z nim sta�o
W jednej chwili przesta� rozumie�
Siebie samego
Tak samego
Jak ten d�b
Na rozstajach dr�g
Brakowa�o s��w
Nie rozumia� w�asnych my�li
Ba� si� ich
Zacz�y �y� w�asnym
�yciem zupe�nie niezale�nym od niego
Zrozumia� - pragnienia posz�y
W�asn� drog�
Obok niego
Bez niego
�y� jednak dalej
�yciem nowym i nieznanym do tej pory
Jak ten d�b
Na rozstajach pragnie�
Sam z sob�
Nawet tego nie zauwa�y�
Przesta� si� modli�
Nawet tego nie zauwa�y�
Przesta� spotyka� si� z Bogiem
W�r�d bezmy�lnych rozmy�la�
Spotyka� jedynie samego siebie
Pod roz�o�yst� koron� wiekowego drzewa
Tylko ze sob� samym pi� w�dk�
M�wili o nim
Sam anio� str� go odwiedza...
Sam diabe� go nawiedza...
Nawet tego nie zauwa�y�
Wszyscy wko�o bali si� go
Zauwa�y� to gdy otrze�wia�...
Zacz�� si� ba� siebie samego
Zapragn�� nagle modlitwy
A B�g spotkania z nim...
D�b jak zmach
To d�ugowieczne drzewo
Nie ros�o na pocz�tku �wiata
Gdy mi�dzy �y�cem a �ysic�
Zamieszkiwa�y takie zmachy
�e jeden drugiemu
O wiorst� podawa� siekier�
Takie by�y olbrzymy
Pluska si� w �ysog�rskich wyobra�eniach wieloryb
Co d�wiga na ogromnym grzbiecie ziemi�
I od pradziej�w podkre�la kulisto��
Jej byt � jak m�wi� - zawis�
Na �asce tego potwora
Bo niechby si� rozgniewa�
Wstrz�sn�� cielskiem
Zwini�tym w kab��k ogonem uderzy�
To ziemia rozpry�ni�ta na miliony p�kczyn � kawa�k�w
Jak grad spada� b�dzie w ogromne
Dunaje morskie wszech�wiata
Niech �pi
A do snu ko�ysze prawieczny szum d�biny
W koronie Bartka czasami
Bartek nie jest osi� �wiata
Nie podtrzymuje sklepienia niebia�skiego
By nie run�o nam na g�owy
Wystarczy �e
Czyni to skutecznie
Skandynawski wiecznie zielony pot�ny jesion
Na jego koronie spoczywa wszech�wiat
To w takich drzewach zwykle mieszkaj�
Mityczne zwierz�ta
Dusze zmar�ych lub nie narodzonych
W postaci ptak�w
W koronie Bartka legn� si� jedynie
Czasami w nocy dwie pary ciekawskich gwiazd
Czasami pob�dzie tam zab��kany ksi�yc
Drabina do nieba
Bartek nie jest miejscem s�d�w
Na jego ga��ziach bogowie nie siedz� wraz z ptakami
Nie ��daj� ofiary z wybranych ludzi
Spo�r�d przyby�ych turyst�w
Po jego pniu nie wije si�
Smok o kszta�cie w�a
Jego li�ciaste gwiazdy nie oznaczaj� losu
Nie zawieraj� przepowiedni przysz�o�ci
Nie opowiadaj� o przesz�o�ci
Mo�na jej si� domy�la� jedynie
Ale to nic pewnego
Nie jest potomkiem
Drzewa Wiadomo�ci i �ycia
Nie jest te� �wi�t� fig�
Okre�laj�c� ca�o�� wszech�wiata
I sytuacj� cz�owieka w �wiecie
Pliniusz s�dzi�
�e drzewa by�y pierwszymi �wi�tyniami cz�owieka
Mieszkaniem dobrych i z�ych duch�w
Bartek wymyka si�
Tym pos�dzeniom
W jego pniu nie zamieszka�
Nawet �wi�tokrzyski eremita
Jest tylko moj� drabin�
Do samego nieba
Gdzie nie ma ju� gwiazd ksi�yca i s�o�ca
Zanim si� wdrapi�
Zupe�nie mi
wystarczy
Pod roz�o�ystym drzewem
Bartek nie wyr�s�
W �wi�tym gaju d�bowym
Daleko mu do
Granatowca � izraelickiego
Perskiego drzewa wiadomo�ci dobrego i z�ego
Druidzkich d�b�w
Jemio� i ostrokrzewi zdobi�cych o�tarze
Budda urodzi� si�
Pod drzewem radosnym � sarak� indyjsk�
A pod figowcem dozna� o�wiecenia
Pod nim urodzi� si� Wisznu
Za� Brahma hinduski zmieni� si� w figowca bengalskiego
Jesion czczony u Skandynaw�w
Lipa u German�w
Bambus w Japonii
Modrzew i brzoza na Syberii
Wierzba w Chinach
Abraham w gaju tamaryszkowym
Zasadzonym przez siebie
Modli� si�
Jakub zakopa� figurki wszystkich bog�w pod d�bem ko�o Sychem
Pod Bartkiem jedynie
Wypoczywa� Jagie��o przed swoim Grunwaldem
A Sobieski zostawi� w jego pniu szabl� i butelk� przedniego wina
Wracaj�c spod Wiednia
Czapk� � rogatywk� mia� si� pok�oni� po staropolsku Ko�ciuszko
I to nie jest pewne
W jego dziupli znaleziono
Butelk� po tanim winie z ko�ca dwudziestego wieku
Kroniki gminne jednak milcz� wstydliwie
Na temat tej sprawy
Tysi�cletni egzegeta
Ten niemy d�b - arbiter
Milczy swoj� przepowiedni�
Dla Odysa - turysty
Zagubionego po zwyci�skiej walce
Nad sob�
Stoi tak i
Tu�acze si� w tysi�cletni� kor�
I czeka na odpowied�
Rozpostarty niedbale na ogrodzeniu
Z szumu li�ci odczytuje wyroczni�
Swojej duchowej poniewierki
Jak augur
Odgaduje wol� losu
Z niebezpiecznych p�kni�� kory
W panteonie
W �wi�tych gajach
Bogowie, driady i nimfy le�ne
D�by skojarzone z Zeusem
Cedry i orzechy z Artemid� i Ozyrysem
Oliwki z Aten�
Wawrzyn z Apollinem
Platany z Dioniziosem
Topole z Heraklesem
Sosny z Attisem i Persefon�
A Bartek?
Na stra�y puszczy �wi�tokrzyskiej
Puszczy jod�owej
Zastyg�ych w lawie wspomnie�
B�stw domowych
Strzyg i zmor
Kostusi i morzysk
Z�ego hasaj�cego po bezdro�ach
Na stra�y
Wiary wytrzebienionej
G�uchej
Ciemnonocnej
Le�nej
Swojej
Skrycie ci�gn�cej si� wsiami
Patron
Ten tysi�cletni patron bartnik�w
Przedstawiany z g�st� czupryn� li�ci
Gdy latem grzmotami g�osi
�wi�tokrzyskie kazania
Grady i �niegi przynosi
A gdy ko�o niego li�� opada
Podobno
Pr�dko zima bywa rada
Kto na �wi�tego Bartka sia�
B�dzie chleb mia�
Stanie przy d�bie
Leczy z�by w g�bie
Od �wi�tego Bartka
Boi si� zaj�c chartka
Twierdz� miejscowi my�liwi
I bawi� si� w
Strzelanego
To s�owo jedno
Dorzu�my s��w
Zbyt �atwopalnych
Jak na t� chwil�
Pod roz�o�ystym d�bem
Niemym �wiadkiem
Wtedy wyznam
��k� sp�ywaj�c� prosto z nieba
Krwawym mleczem rozwichrzonych traw
I rojem spojrze�
Pozw�l � Dorzuc� to s�owo jedno
Do ogniska na rozstajach n�g
Bo jeste� �yciem i �mierci�
Czy mo�liwe by
Zabrano nam
To po��danie
Kt�rego nie mo�na
Ani wyrazi� ani znie��
�wietlisty ko�
Gdy ukryty w stodole
Wyskakiwa� na sianie wszystkie swoje
Dziesi�cioletnie
Zmartwienia i problemy
Wtedy nieoczekiwanie przez szpar� w dachu
Wskoczy� �wietlisty ko�
Ca�y zakurzony jakby z dalekich �wiat�w
Zar�a� zach�caj�co
Do zabawy
Uginaj�c z�oto � szary kark
Nagle:
Co to za tabun zdzicza�ych koni !?
Babcia
Otwar�a od ucha do ucha
Skrzypi�ce d�bowe wrota
Zabawa w burz�
Nim lunie deszcz -
Niebo stary dziadyga
Pod p�otem
Odarte z b��kitu
Z wy�upionym s�o�cem
Przez najwi�kszego chuligana we wsi -
Wlecze si� od rowu do rowu
Od stacji do stacji
Podpieraj�c si� s�katym piorunem
Przepasane ognist� b�yskawic�
Obok biegn� spuszczone z �a�cucha
Gro�nie ujadaj�ce
Rozczapierzone chmury
Raz dwa trzy
Zapami�tale liczymy
W kogo huknie
W najstarszego Bartka
W niego b�c
Znak zgody
Oczy nasze rzucaj� bezwymownie
B�yskawice tn�ce odleg�o��
Mi�dzy nami
Dla z�apania oddechu
Nie spos�b zliczy� do trzech
Szybko
Jedno po drugim
Wy�adowanie
Z pomrukiem przekle�stw
Z przymglonych oczu leje si�
Strumie� s��w niewypowiedzianych i niedopowiedzianych
Obficie
Nie mo�na si� skry� nawet
Pod parasolem t�umacze�
Wreszcie gdy
Z oddali
Gdzie� z kuchni
Przestan� dobiega� ostatnie pomruki
Niewys�owionej burzy
Si�dziemy przytuleni do siebie
Przy otwartym oknie
Wtedy dziecko
Wdrapie si�
A� po samo niebo
Po otwartych rado�nie ramionach
Wygi�tych w barwny �uk
Na znak zgody
Po�eglujemy d�binie
Jak �upinie
A� za horyzont
Kt�ry podpiera zgarbione wzg�rze
Opad�y z si�
Czerwone wargi
Opad�y ju� z si�
Jak �o��dzie z drzewa d�ugo trz�sionego
Zaschni�te gard�o
Z trudem prze�yka
My�l
Kt�ra chyba nigdy nie pojmie
Siebie samej
�e jeste�my tylko go��mi
W naszej d�binie
I musimy uszanowa� go�cin�
Niewidzialnego gospodarza
Poranny drapie�ca
Co wie o mnie ten drapie�ca
Kt�ry rozpostar� niebo kr���ce bezlito�nie
Nad g�ow�
I zadziera wy�ej
Ni� wierzcho�ki d�b�w
Pierzaste chmury
To ugodzony jastrz�bim dziobem w
Samo serce go��b
Chcia� sw� delikatno�� przeciwstawi�
Drapie�no�ci wschodz�cego s�o�ca
Mo�e chcia� te� sw� krucho�ci�
Podkre�li� jego w�adczo��
Zadarta g�owa
Swym jastrz�bim spojrzeniem
Przenika granice b��kitu
Za kt�rymi tylko sko�atana t�sknota
Zapomniany przez drzewa
Strumyk wytry�ni�ty
Z brzucha ziemi
Ukrytego g��boko w zaro�lach
W d�binie
Mknie
Nie zwraca uwagi
Na k�ody rzucone pod fal�
Szuka swego uj�cia
Boi si�
Je�li nie dotrze
Na czas
Do wielkiej rzeki
To wyschnie
Zapomniany przez
Wiekowe drzewa
KONIEC ROZDZIA�U
52
Pos�owie
Dzi� przed czytelnikiem nast�pny tomik poezji Andrzeja Piskulaka, kt�ry zawiera pr�cz
motyw�w biblijnych, historycznych, motywy t�sknoty za �wiatem dzieci�stwa, zjednania si�
z przyrod�.
Poeta poszukuje rado�ci w naturze, umie narzuci� sobie dystans do �wiata i rzeczy
otaczaj�cych go. Twierdzi, �e miejsce, w kt�rym �yje jest warte tego, aby zatrzyma� si� i
odkry� co� nowego w codzienno�ci, w kr�gu rzeczy znanych. Proza �ycia wcisn�a go na
utarte przez innych z pozoru nieciekawe �cie�ki, pozostawiaj�c tylko niewielki margines na
poetycki zachwyt.
Czwarty z kolei tomik Andrzeja Piskulaka jest �wiadectwem wewn�trznych dylemat�w
egzystencjalnych cz�owieka. Poeta przechodzi od rozwa�a� dotycz�cych poszukiwania
absolutu do gorzkiego zrozumienia, �e w szaro�ci dnia pr�dzej czy p�niej musi doj�� do
rozpadu wielkich idei i ka�dy musi pogodzi� si� z obcowaniem w kr�gu profanum a nie
sacrum.
Poezja winna projektowa� jaki� model �wiata i cz�owieka. Staje si� ona ��yciem�, je�eli
potrafi zmusi� do rozumnego czytania, wprowadza w kr�g pyta�, dotycz�cych ludzkiej
egzystencji, jej celu, do�wiadcze� gromadzonych przez cz�owieka. Jest �wiadectwem
dojrzewania jednostki w zakl�tym kr�gu tego samego �wiata, z kt�rego trudno jej si� wyrwa�.
�wiat i egzystencja ludzka podlegaj�ca refleksji rozszerzaj� si� nie w sensie geograficznym, a
w sensie dojrza�o�ci tw�rcy.
Rozwa�ania poety kr��� w sferze pyta� o sens istnienia, zajmuje go konstatacja ludzkiej
niedoskona�o�ci. Podmiot liryczny to cz�owiek zaniepokojony, �e jego �ycie mo�e sta� si�
natchnieniem zniecierpliwionej r�ki. Zwraca si� wi�c do Boga, na po�y z pytaniem, na po�y z
modlitw�, pr�buj�c uzyska� odpowied� �dok�d?�
Poeta poszukuje rado�ci w przyrodzie, dlatego tak ch�tnie siada w cieniu D�bu Bartka
(czy�by dalekie reminiscencje do czarnoleskiej lipy?). Tysi�cletnie drzewo symbolizuje
t�sknot� za konkretem, za histori� jako warto�ci� dotykaln�, znan�, daj�c� poczucie
bezpiecze�stwa. Z drugiej strony w przedstawionych utworach D�b Bartek staje si�
archetypem ludzkiego losu, niezmiennego bez wzgl�du na czas, okoliczno�ci. Zawsze
podleg�ego tym samym prawom: dojrzewania, rado�ci, rozpaczy, rozczarowania i
niezmiennie niespe�nionej t�sknoty do nie�miertelno�ci.
Tw�rczo�� Andrzeja Piskulaka przetrwa pr�b� czasu. M�wi i m�wi� b�dzie o rzeczywisto�ci
polskiej wi�cej ni� opas�e rozprawy socjolog�w, gdy� parafrazuj�c klasyka �...wi�cej znaczy
strofa ni� wiele pracowitych prozy stronic...� Autor prezentuje rzeczywisto�� z punktu
widzenia jednostki. Tylko takie widzenie mo�e nie�� prawd�, poniewa� prawda nigdy nie
bywa obiektywna, a zawsze subiektywna. Poezja ta ukazuje nam mo�liwo�� odkrywania
czego� nowego w codzienno�ci, w kr�gu rzeczy znanych, kt�re daj� jednocze�nie
�wiadomo�� ci�g�o�ci pokole�. Andrzej Piskulak obdarza swoim artystycznym komentarzem
wsp�czesn� rzeczywisto��.
Halina Dolezi�ska
KONIEC ROZDZIA�U
54
Nota o autorze na ok�adce:
Andrzej Piskulak � poeta i dziennikarz � urodzi� si� 23 maja 1959 r. w Kielcach. Mieszka w
Zagn�sku, sk�d (do czasu przej�cia na rent� w 2000 r.) cz�sto wyje�d�a� w poszukiwaniu
temat�w do reporta�y czy felieton�w dla gazet regionalnych (�Echa Dnia�, �S�owa Ludu�,
�Gazety Kieleckiej�, �Postscriptum�, �:Kieleckich Aktualno�ci Tygodnia�, �Kalejdoskopu
Tygodnia�), jak i og�lnopolskich (�Kuriera Polskiego�, �Expressu Wieczornego�, �Sztandaru
M�odych�, �Gazety M�odych�, �Inspiracji�). W latach 1997 � 2000 by� kierownikiem wyda�
kieleckich �Kuriera Polskiego�, a ponadto redaktorem naczelnym m.in. �Gazety
Staropolskiej� o zasi�gu wojew�dzkim.
Debiutowa� kolumn� wierszy w 1978 r. na �amach miesi�cznika �Przemiany�. Publikowa� w
czasopismach a tak�e wydawnictwach zbiorowych(np. �Debiutach Poetyckich 1981 r.�,
Almanachu �Bazar 5�, �Wigiliach Polskich�). W latach 1986- 1990 wsp�pracowa� z �Gazet�
M�odych� (jako reporta�ysta), �Inspiracjami� (jako felietonista), �Nowymi Ksi��kami� (jako
recenzent), a tak�e w latach 1989 � 1990 organizowa� w Kielcach warsztaty literackie pod
patronatem �Okolic�.
Wyda� nast�puj�ce tomiki poetyckie: �Kluczem do ba�ni mo�e wytrych� (1980), �Po trzeciej
zmianie� (1985 � og�lnopolska nagroda literacka im. Ryszarda Milczewskiego � Bruno), �Z
gwiazdozbioru oczu� (1989). W 1989 r. Zosta� laureatem Nagrody im. Jana Parandowskiego
za wiersze o tematyce olimpijskiej i sportowej opublikowane w �Okolicach�.
�Zagna�ski d�b �Bartek� sta� si� jego ulubionym tematem literackim. Zainspirowa� wiersze
tego zbioru odznaczaj�ce si� oryginaln� stylistyk�, ciekawym obrazowaniem i sk�aniaj�cymi
do g��bszego zastanowienia refleksjami. <<Tysi�cletnie drzewo symbolizuje t�sknot� za
konkretem, za histori� jako warto�ci� dotykaln�, znan�, daj�c� poczucie bezpiecze�stwa. Z
drugiej strony, w przedstawionych utworach d�b �Bartek� staje si� archetypem ludzkiego
losu, niezmiennego bez wzgl�du na czas, okoliczno�ci. Zawsze podleg�ego tym samym
prawom, dojrzewania, rado�ci, rozpaczy, rozczarowania i niezmiennie niespe�nionej t�sknoty
do nie�miertelno�ci� (z Pos�owia Haliny Dolezi�skiej)>>�
KONIEC KSI��KI