4231
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 4231 |
Rozszerzenie: |
4231 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 4231 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 4231 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
4231 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
ANDRE NORTON
CZARODZIEJSKIE MIECZE
PRZE�O�Y�A EWA WITECKA
TYTU� ORYGINA�U: TREY OF SWORDS
MIECZ PRZEGRANYCH BITEW
CZʌ� I
1
Moja matka nale�a�a do od�amu Starej Rasy skazanego na banicj� przez ksi�cia Karstenu � Yviana, najemnika�parweniusza, zajmuj�cego si� po dyletancku zakazanymi rzeczami, sprzymierze�ca zbrodniczych Kolderczyk�w.
Uciekaj�c przed straszn� �mierci�, z ca�ego dziedzictwa starszego ni� sama nazwa Karstenu, zabra�a do Estcarpu tylko trzech dru�ynnik�w swego ojca. Kaza�a im wst�pi� do Stra�y Granicznej, kt�r� dowodzi� przybysz z innego �wiata, Simon Tregarth, aby przyczynili si� do powstrzymania kolderskiej zarazy gro��cej zag�ad� naszej rasie. Sama za�, wraz ze swoj� dalek� krewn�, pani� Chriswith�, poszuka�a schronienia w ojczy�nie Starej Rasy. W jaki� czas p�niej po�lubi�a Sulkarczyka i przez to zerwa�a wi�zy ze swymi pobratymcami.
Lecz wkr�tce potem jej ma��onek zgin�� w jednym z sulkarskich atak�w na porty karste�skie. Moja matka czu�a si� �le w�r�d jego wsp�plemie�c�w, powr�ci�a wi�c do swoich. Nosi�a ju� pod sercem dziecko sp�odzone podczas tego kr�tkiego ma��e�stwa. Prze�yte cierpienia sprawi�y, �e straci�a zupe�nie ch�� do �ycia i, przedwcze�nie wydawszy mnie na �wiat, zgas�a niby zdmuchni�ta �wieca.
Pani Chriswitha zaopiekowa�a si� mn� jak w�asnym dzieckiem i zatrzyma�a przy sobie nawet po �lubie z wielmo�� zbieg�ym z po�udnia Karstenu. Pan Hervon straci� tam ca�� rodzin�. Dobrze zna� si� na �o�nierskim rzemio�le i odznaczy� si� w walkach, i z czasem zosta� dow�dc� oddzia�u Stra�y Granicznej. Nowa �ona da�a mu dwie c�rki i syna Imhara. Imhar by� m�odszy ode mnie o dwa lata; ten zdrowy, silny ch�opiec czu� si� jak ryba w wodzie w epoce nag�ych alarm�w i zbrojnych utarczek.
Ze mn� by�o zupe�nie inaczej. Od urodzenia by�em s�aby i wymaga�em troskliwej opieki, a moje cz�ste, cho� niezbyt gro�ne choroby budzi�y zniecierpliwienie we wszystkich poza moj� opiekunk�. Bardzo wcze�nie zda�em sobie z tego spraw�. W dzieci�stwie stara�em si� jeszcze dor�wna� Imharowi, ale moje wysi�ki od samego pocz�tku skazane by�y na niepowodzenie. Wydawa�o si�, i� m�j kuzyn urodzi� si� z mieczem w d�oni, poniewa� w�ada� nim tak zr�cznie i z tak� precyzj�, �e a� przyjemnie by�o patrze�.
By� te� nieustraszonym je�d�cem i kiedy jeszcze ledwie m�g� policzy� na palcach lata zaprawy do �o�nierki, wszed� ju� w sk�ad patrolu. Pan Hervon s�usznie si� nim szczyci�, gdy� Imhar mia� wszelkie niezb�dne zalety, wyr�niaj�ce go w owych niebezpiecznych czasach.
Ja uczy�em si� walczy� mieczem i pistoletem strza�kowym, bo top�r bojowy okaza� si� dla mnie za ci�ki. W�r�d ciemnow�osych pobratymc�w ze Starej Rasy wyr�nia�em si� tylko jasn� cer� i k�dziorami, poniewa� nie odziedziczy�em po ojcu ani wzrostu, ani silnego cia�a.
Pilnie �wiczy�em si� w wojennym rzemio�le, tym niemniej w g��bi duszy t�skni�em za czym� innym. Nie za morsk� ojczyzn� Sulkarczyk�w, co by�oby zupe�nie naturalne, ale za wiedz� � zapomnian� wiedz�, dziedzictwem naszej przesz�o�ci.
Prawd� jest, �e �aden m�czyzna nie m�g� w�ada� Moc� Czarodziejsk� � w ka�dym razie tak twierdzi�y M�dre Kobiety, Czarownice, kt�re rz�dzi�y Estcarpem. Jednak dawne legendy, kt�rych strz�py s�ysza�em od czasu do czasu i starannie przechowywa�em w pami�ci, g�osi�y, �e nie zawsze tak by�o i �e kiedy� r�wnie� m�czy�ni to potrafili.
Do�� dobrze opanowa�em sztuk� czytania i odnalaz�em wszystko, co dotyczy�o tych pradawnych czas�w. Nigdy wszak�e nie m�wi�em o tym z nikim z mojego otoczenia; uznano by mnie za niespe�na rozumu albo za gro�b� dla domu, kt�ry da� mi schronienie, gdyby Czarownice dowiedzia�y si� o moich heretyckich pogl�dach.
Tego roku, w kt�rym przypasa�em w�asny miecz i wst�pi�em do Stra�y Granicznej, Karsten wystawi� przeciw nam tak wielk� armi�, �e nie zdo�aliby�my jej pokona�. Nie zagra�ali nam ju� Kolderczycy, gdy� Simon Tregarth i jego ma��onka, pani Jaelithe, wyruszyli za morza i zamkn�li Bram�Mi�dzy��wiatami, przez kt�r� przyby�y owe potwory. Ksi��� Yvian, sprzymierzeniec Kolderu, zgin�� w tej wojnie. P�niej przez jaki� czas w Karstenie panowa� chaos i wielu mo�now�adc�w walczy�o o tron ksi���cy.
W ko�cu Pagar z Cleen zwyci�y� wszystkich rywali i, �eby zjednoczy� wykrwawiony kraj, og�osi� �wi�t� wojn� z Czarownicami. Albowiem zawsze w takiej sytuacji zr�czny w�adca stara si� odwr�ci� uwag� poddanych od niedawnych strat i nieszcz��, znajduj�c zewn�trznego wroga, przeciw kt�remu mog� wyruszy�.
Stoczono wi�c straszn� bitw�. Nie u�yto jednak or�a, tylko Mocy Czarodziejskiej. Stra�niczki zjednoczy�y si� na jeden dzie� i jedn� noc, zgromadzi�y w sobie wszystkie si�y, jakie mog�y przywo�a�, i skierowa�y je na po�udnie. Ruszy�y g�ry z posad, skr�caj�c i rozdzieraj�c sam� ziemi�. Zap�aci�y za to najwy�sz� cen�: wiele z nich zgin�o, gdy� Moc spali�a je na popi�.
Obawiaj�c si�, �e w Estcarpie zapanuje chaos tak jak w Karstenie Koris z Gormu odebra� w�adz� Radzie Czarownic.
W tym czasie nie by�o w kraju innego wybitnego dow�dcy, kt�ry zaskarbi�by sobie szacunek i lojalno�� wszystkich mieszka�c�w Estcarpu, gdy� Tregarthowie zagin�li przed laty podczas wyprawy na p�nocne morza.
Wtedy te� dotar�a do nas dziwna opowie�� o ucieczce dzieci Simona i pani Jaelithe przed gniewem Czarownic.
Rada Stra�niczek wyj�a je spod prawa i nikt nie o�mieli�by si� im pom�c w obawie przed tak� sam� kar�.
M�wiono, �e synowie Simona Tregartha odziedziczyli po nim dar w�adania Moc� i �e to oni naruszyli odwieczny obyczaj pomagaj�c swojej siostrze uciec ze szko�y Czarownic. Ta tr�jka mia�a w sobie co� wyj�tkowego, niespotykanego w naszym �wiecie: urodzili si� jednocze�nie! Dlatego byli sobie bardzo bliscy.
Wspominam o nich, poniewa� zmienili moje �ycie i �ycie wszystkich domownik�w pana Hervona. Ja sam ch�tnie s�ucha�em opowiada� o m�odzie�cach, kt�rzy tak r�nili si� od ludzi ze Starej Rasy, jak kiedy� r�ni� si� ich ojciec.
Kiedy Karsten przesta� ju� zagra�a� Estcarpowi, pan Hervon zapragn�� zrealizowa� swoje marzenia. Podczas d�ugoletniej wojny zje�dzi� prawie ca�y kraj i znalaz� doskona�e, swoim zdaniem, miejsce na now� siedzib�. Nikt nie powinien by� zg�asza� pretensji do tego kawa�ka ziemi, gdy� znajdowa� si� on daleko na wschodzie, w dawno wyludnionej i na po�y zapomnianej cz�ci Estcarpu.
Przybyli�my wi�c do nowej w�o�ci pana Hervona i rozpocz�li�my budow� zamku. Nadal jednak pok�j wydawa� si� nam podejrzany, wi�c wystawiali�my stra�e, a m�czy�ni nie rozstawali si� z broni�. Dw�r pana Hervona liczy� pi��dziesi�t os�b, g��wnie m�czyzn; przy pani Chriswicie by�o pi�� dworek, jej c�rki i siostry z m�ami oraz urodzone dwa lata po mnie dziecko jej m�odszej siostry, kt�re wkr�tce zmar�o.
Teraz musz� opowiedzie� o Crycie � chocia� nawet my�l o niej sprawia mi b�l. Pokocha�em j� w chwili, gdy po raz pierwszy spojrza�em na niemowl� le��ce w ko�ysce obok paleniska. Nie ��czy�y nas ani wi�zy pokrewie�stwa, ani powinowactwa i nigdy nie mia�y po��czy�. Zgodnie ze zwyczajem naszego ludu Cryth� jeszcze w dzieci�stwie zar�czono z Imharem. We w�a�ciwym czasie winna by�a po�lubi� mego kuzyna i w ten spos�b pom�c w scaleniu w�o�ci, kt�re pan Hervon mia� nadziej� odzyska�.
Jak wszystkie dziewcz�ta ze Starej Rasy Crytha by�a smuk�a i ciemnow�osa. Zawsze wydawa�a mi si� jakby nieobecna i nieco wyobcowana. Odnosi�o si� czasem wra�enie, �e widzi lub s�yszy rzeczy, kt�rych nie postrzega jej otoczenie.
W dzieci�stwie cz�sto chorowa�em, bardziej zatem zbli�y�em si� do Crythy ni� do Imhara. Ju� po kr�tkim czasie zacz�a si� do mnie zwraca� w wa�nych dla siebie sprawach, jak cho�by prosz�c o pomoc w piel�gnowaniu ptaka ze z�amanym skrzyd�em. Od najwcze�niejszych jej lat by�o jasne, �e mia�a dar uzdrawiania.
O innych niepospolitych uzdolnieniach Crythy dowiedzia�em si� znacznie p�niej, tu� przed wst�pieniem do Stra�y Granicznej. Zaskoczy�em j� nad strumykiem p�yn�cym w pobli�u zagrody, kt�r� wtedy pani Chriswitha nazywa�a swoim domem.
Zdumia�o mnie zachowanie mojej ma�ej przyjaci�ki.
Siedzia�a nieruchomo w trawie tak wysokiej, �e prawie j� zas�ania�a. Oczy mia�a zamkni�te jak we �nie i p�ynnie porusza�a w powietrzu r�kami. Nagle z przera�eniem zauwa�y�em obok niej zwini�tego w�a, d�ugiego niczym moje rami�. Z podniesionym �bem ko�ysa� si� w takt ruch�w Crythy. Chcia�em wyci�gn�� miecz i zabi� gada, ale nie mog�em si� poruszy�.
W ko�cu dziewczynka klasn�a w d�onie i otworzy�a oczy. W�� opad� na ziemi� i b�yskawicznie znikn�� w trawie.
��Nie b�j si�, Yonanie � powiedzia�a. Chocia� nie odwr�ci�a g�owy, wiedzia�a, �e by�em w pobli�u. Na d�wi�k jej s��w czar prys� i odzyska�em w�adz� nad cia�em.
Zrobi�em dwa kroki do przodu i stan��em obok niej.
Ogarn�� mnie gniew r�wnie wielki jak przedtem strach.
��Co ty wyrabiasz?! � zawo�a�em.
Spojrza�a na mnie.
��Usi�d�. � Wskaza�a miejsce obok siebie. � Czy mam si� t�umaczy� olbrzymowi, kt�remu nie mog� spojrze� w oczy bez wykr�cania szyi?
Zbada�em wzrokiem traw�. Mia�em ch�� przeczesa� j� mieczem w obawie, �e trafi� na niedawnego towarzysza Crythy. Nie zrobi�em tego jednak, tylko usiad�em.
��My�l�, �e to jest cz�ci� magii leczniczej � w jej g�osie brzmia�o lekkie zdziwienie. � Nie boj� si� mnie ani ptaki, ani zwierz�ta, a dzisiaj przekona�am si�, �e mog� nawi�za� kontakt r�wnie� z gadami. Wydaje mi si�, �e za cz�sto zamykamy nasze umys�y albo koncentrujemy si� na tym � dotkn�a palcem pochwy mego miecza � i dlatego nie dostrzegamy i nie s�yszymy wi�kszo�ci tego, co dzieje si� wok� nas, w ca�ym wielkim �wiecie.
Wci�gn��em g��boko powietrze do p�uc i poczu�em, jak ga�nie we mnie p�omie� gniewu. W g��bi duszy zdawa�em sobie spraw�, �e Crytha zna si� na tym, co robi, r�wnie dobrze jak ja na �o�nierskim rzemio�le.
��Yonanie, czy pami�tasz stare legendy, kt�re mi opowiada�e�? � Albowiem tylko Crycie przekaza�em znane mi strz�py starych opowie�ci i pie�ni. � W tamtym �wiecie cz�owiek w�ada� Mocami.
��W Estcarpie r�wnie� s� Moce � zauwa�y�em. I nag�e ogarn�� mnie strach o najdro�sz� mi istot�. Stra�niczki niezmordowanie szuka�y kandydatek, kt�re powi�kszy�yby ich grono. Dotychczas nie zwraca�y uwagi na uciekinier�w z Karstenu, chyba �e jaka� dziewczynka mia�a wyj�tkowe wprost zdolno�ci. Crytha�, Crytha nie mo�e znikn�� za szarymi murami Przybytku M�dro�ci, nie mo�e wyrzec si� rado�ci �ycia dla Mocy Czarodziejskiej!
��Nie jestem Czarownic� � szepn�a. � I tylko tobie, Yonanie, m�wi� o tym, czego si� dowiedzia�am. Ty rozumiesz, �e wolno�� jest wa�niejsza od mocy. Poza tym jest niebezpieczna: mo�na zbytnio przywi�za� si� do niej i przedk�ada� j� nad wszystko w �wiecie.
Chwyci�em Cryth� mocno za przegub i trzymaj�c j� tak, i patrz�c jej w oczy, powiedzia�em:
��Przysi�gnij, �e nie zrobisz tego wi�cej. W ka�dym razie nie z w�em!
��Nie sk�adam �adnych przysi�g, Yonanie. � U�miechn�a si�. � Nie mam tego w zwyczaju. Mog� ci tylko obieca�, �e nie b�d� niepotrzebnie ryzykowa�a.
Musia�em si� tym zadowoli�, ale cz�sto z niepokojem my�la�em o jej niezwyk�ych zdolno�ciach. Wi�cej o tym nie rozmawiali�my, gdy� wkr�tce potem zosta�em Stra�nikiem Granicznym i odt�d widywali�my si� bardzo rzadko.
Kiedy jednak po wojnie wyruszyli�my na wsch�d i rozpocz�li�my budow� nowego dworu w miejscu wybranym przez pana Hervona, sytuacja ca�kowicie si� zmieni�a.
Crytha by�a pann� na wydaniu. Targa�a mn� rozpacz na my�l, �e Imhar nied�ugo pojmie j� za �on�. Zacz��em unika� Crythy. Zdawa�em sobie spraw� z uczucia, kt�re do niej �ywi�em, wiedzia�em za�, i� nikt nie mo�e si� o tym dowiedzie�.
Na jaki� czas przed uko�czeniem dworu zjawi� si� �w w�drowiec. Przyby� ze wzg�rz, a przyprowadzi� go jeden z naszych wartownik�w. Powita� pana Hervona zgodnie ze staro�ytnym obyczajem, lecz wszyscy wyczuli�my w tym m�odzie�cu co� niezwyk�ego.
Chocia� wygl�da� jak m�czyzna ze Starej Rasy, w jego twarzy �wieci�y niebieskie, a nie szare oczy. Zachowywa� si� z godno�ci� i mia� dumn� postaw� cz�owieka, kt�ry zwyk� przestawa� na r�wnej stopie z do�wiadczonymi wojownikami.
Powiedzia�, �e rzucono na niego geas. P�niej jednak okaza�o si�, i� by� banit� � jednym z syn�w Tregartha � i przyby� werbowa� naszych ludzi do zapomnianej krainy na wschodzie � do Escore � sk�d, wedle jego s��w, wywodzi�a si� Stara Rasa.
Pan Hervon uzna� go za niebezpiecznego, a popar� go w tym Godgar, marsza�ek dworu. Postanowiono wi�c wyda� go Czarownicom, �eby nas samych nie skaza�y na banicj�.
Kiedy odjecha� z Godgarem, ogarn�� nas dziwny niepok�j, nie mogli�my znale�� sobie miejsca. Zacz�y mnie nawiedza� niespokojne sny; innych tak�e, poniewa� m�wili o tym otwarcie. Nie �cinali�my ju� drzew na budow�, tylko snuli�my si� woko�o bez celu, coraz to spogl�daj�c w stron� g�r majacz�cych na wschodzie. Ogarn�o nas niezrozumia�e pragnienie, ch�� podr�y�
Po powrocie Godgar opowiedzia� nam niewiarygodn� histori�. Uwierzyli�my mu jednak, gdy� wiedzieli�my, �e w tej prastarej krainie wszystko jest mo�liwe. W drodze zatrzyma�a ich wielka gromada zwierz�t i uniemo�liwi�a dalsz� jazd� na zach�d. Pod ich ochron� Kyllan Tregarth skierowa� si� ku wschodnim g�rom. Ta dziwna eskorta pozwoli�a te� Godgarowi i jego ludziom odej�� bez szwanku.
Wtedy to pani Chriswitha wsta�a i o�wiadczy�a:
��Musimy da� wiar� tym s�owom. Czy ktokolwiek z tu obecnych zaprzeczy, �e chce uda� si� na wsch�d? Rozmawia�am w cztery oczy z Kyllanem Tregarthem i wiem, �e m�wi� prawd�. Zostali�my wezwani i musimy pojecha� t� sam� drog� co on.
Po jej s�owach dokuczliwy niepok�j znik� i ogarn�� mnie taki zapa�, jakbym sta� przed wielk� i wspania�� przygod�.
Rozejrza�em si� doko�a i dostrzeg�em na twarzach reszty domownik�w to samo pragnienie.
Zabrawszy wszystko, co mog�o by� potrzebne w takiej podr�y, opu�cili�my dw�r, kt�ry mia� sta� si� naszym domem. Wyruszyli�my w nieznane, wiedz�c, �e w drodze mo�emy narazi� si� na straszniejsze niebezpiecze�stwa ni� te, kt�re nam dot�d grozi�y ze strony Karstenu czy Kolderu.
2
I tak oto przybyli�my do Escore, krainy zniszczonej w pradawnej wojnie mi�dzy adeptami, kt�rzy uwa�ali, �e stoj� ponad prawami ludzi i natury. P�niej przez wiele pokole� utrzymywa�a si� chwiejna r�wnowaga mi�dzy si�ami �wiat�a i Ciemno�ci. Obecnie w Escore nie by�o ju� Wielkich Adept�w � jedni zgin�li w walce z rywalami, inni za�, pchani ciekawo�ci� lub ��dz� w�adzy, odeszli do innych �wiat�w i epok przez stworzone przez siebie bramy.
Pozostawili jednak po sobie �lady swojej dzia�alno�ci.
Prowadzili badania nad mutacjami i stworzyli �ywe istoty odmienne od rodzaju ludzkiego. Niekt�re by�y na tyle bliskie ludziom, �e poczuwa�y si� do pewnego z nimi pokrewie�stwa. Inne przy��czy�y si� do si� Ciemno�ci i do woli dr�czy�y nieszcz�sny kraj.
Jeszcze zanim Stara Rasa osi�gn�a te szczyty wiedzy i umiej�tno�ci, Escore zamieszkiwa�y istoty podobne do ludzi, lecz z nimi nie spokrewnione. ��czy�y je z ziemi� tak silne wi�zi, �e nie mog�yby jej porzuci�. Nigdy te� nie stara�y si� jej ujarzmi� czy zmieni�, ale �y�y z ni� w zgodzie, poddaj�c si� rytmowi p�r roku, a ona karmi�a je i wspiera�a.
By� to Lud Zielonych Przestworzy. Kiedy wybuch�a wielka wojna, le�ne plemi� wycofa�o si� daleko na wsch�d, zabieraj�c ze sob� niekt�re stworzone przez adept�w istoty.
Odt�d trzyma�o si� z dala od innych mieszka�c�w Escore.
Ludzie ze Starej Rasy, kt�rzy nie szukali zakazanej wiedzy, ani nie zgin�li na wojnie, uciekli na zach�d, do Estcarpu i Karstenu. P�niej za� pos�u�yli si� Moc� w podobny spos�b, jak Rada Czarownic w walce z Pagarem z Karstenu: odgrodzili si� od dawnej ojczyzny zapor� z g�r. Rzucili te� na swoich wsp�plemie�c�w tak silne geas, �e ci nie mogli nawet pomy�le� o wschodzie. Dopiero dzieci Tregartha, tylko w po�owie nale��ce do Starej Rasy, a wi�c niewra�liwe na dawne zakazy, odwa�y�y si� wr�ci� do Escore.
Nie mieli�my �atwej podr�y. Sama ziemia pi�trzy�a przed nami liczne przeszkody. I chocia� spotkali�my wys�annik�w Kyllana, n�kali nas s�udzy Ciemno�ci, tak �e dotarli�my do siedziby Ludu Zielonych Przestworzy �cigani przez wrog�w jak podczas ucieczki z Karstenu o pokolenie wcze�niej.
Zielona Dolina by�a oaz� bezpiecze�stwa. Przy wej�ciu do niej wyryto specjalne ochronne runy i znaki, i nikt, kto utrzymywa� jakiekolwiek kontakty z Mocami Ciemno�ci, nie m�g� ich min�� nie nara�aj�c si� na �mier�.
Domostwa Ludu Zielonych Przestworzy mia�y dziwny, cho� przyjemny dla oka wygl�d. Nie zbudowano ich bowiem z drewna i kamienia, ale wyros�y z ciasno splecionych drzew i krzew�w, kt�re tworzy�y r�wnie grube �ciany jak w ka�dej twierdzy granicznej. Dachy za� pokrywa�y b�yszcz�ce zielone pi�ra, kt�re latem zrzuca�y ptaki pos�uszne pani Dahaun.
Dahaun, zwana te� Morquant, by�a uciele�nieniem naszej najstarszej legendy � le�na niewiasta, kt�ra mog�a rozkaza� ka�dej ro�linie, �eby zakwit�a lub wyda�a owoce, i natychmiast zostawa�a wys�uchana. Ale podobnie jak ca�e jej plemi� wydawa�a si� nam zupe�nie obca. Nigdy nie wygl�da�a tak samo w naszych ludzkich oczach: przeistacza�a si� co chwila. W jednej sekundzie mog�a mie� rudawe, wyz�ocone s�o�cem w�osy Sulkarki, a w nast�pnej czarne k�dziory kobiety ze Starej Rasy.
U jej wsp�w�adcy Ethutura tej ci�g�ej przemianie nie ulega�y tylko niewielkie r�ki o barwie ko�ci s�oniowej, kt�re wystawa�y spomi�dzy lok�w nad jego czo�em. Mimo to zmieniaj�ce si� rysy twarzy i barwa w�os�w Ethutura nie zaskakiwa�y tak bardzo jak u Dahaun.
Z rozkazu pana Hervona zamieszkali�my w namiotach, kt�re rozbili�my w Zielonej Dolinie. Bo chocia� poza skalnymi �cianami tej oazy nadci�ga�a zima, w jej wn�trzu kr�lowa�o lato.
Mieli�my wra�enie, �e znale�li�my si� w krainie legend, poniewa� w ojczy�nie le�nych ludzi �y�y dziwne istoty, kt�re bardzo d�ugo uwa�ano w Estcarpie za wytwory wyobra�ni dawnych Kowaczy Pie�ni. By�y tam skrzydlate, cz�ekokszta�tne Flannany, kt�re z samej tylko rado�ci istnienia ta�czy�y w powietrzu. Spotkali�my te� Renthany � stworzenia du�e jak konie i odrobin� do nich podobne, o pierzastych niby p�dzle ogonach, kt�re mocno przyciska�y do zad�w, i wyrastaj�cych z czo�a pojedynczych rogach wyginaj�cych si� ku g�rze l�ni�cym, czerwonym �ukiem.
To one przywioz�y nas do Zielonej Doliny. Nie by�y jednak s�ugami je�d�c�w, lecz istotami inteligentnymi, sprzymierze�cami le�nego plemienia.
Mieszka�y tam r�wnie� rozumne jaszczurki. Pozna�em je do�� dobrze, gdy� w�r�d nich znalaz�em mojego pierwszego przyjaciela. A sta�o si� tak, poniewa� bardzo cierpia�em.
Crytha przyby�a do ziemskiego raju, a przynajmniej tak jej mog�o si� wydawa�. Przemieni�a si� z chudego, milkliwego podlotka w zupe�nie obc� mi osob�, kt�ra wpatrzona w Dahaun nie odst�powa�a jej na krok i ch�on�a nauki w�adczyni Zielonej Doliny.
Imhar za� bezustannie uczestniczy� w kolejnych naradach wojennych i to nie zawsze jako tylko widz, czego nale�a�oby oczekiwa� po tak m�odym wojowniku. Spija� wiedz� o wojnie niczym domowy mogkot �wie�e mleko.
W Zielonej Dolinie panowa� wprawdzie pok�j, ale w ca�ym kraju wrza�o. Ethutur wyruszy� razem z panem Kemokiem jako herold wojny do Krogan�w zamieszkuj�cych rzeki i jeziora Escore. Innych herold�w wys�ano do wszystkich, kt�rzy zechc� stan�� u boku Ludu Zielonych Przestworzy do boju z Ciemno�ci�.
W ku�niach kuto bro� i naprawiano kolczugi, jednym s�owem panowa�o takie samo poruszenie, jak podczas nie ko�cz�cych si� wojen w Estcarpie. Tylko �e teraz nie mieli�my walczy� z lud�mi, lecz z zupe�nie nam obcymi stworami.
Wiedzia�em, �e spe�ni� sw�j obowi�zek, gdy nadejdzie czas, ale teraz czu�em si� bardzo samotny. W du�ej gromadzie ludzi nie mia�em nikogo, kogo m�g�bym nazwa� towarzyszem broni lub przyjacielem. I bardzo rzadko widywa�em Cryth�.
Prawdziwa opowie�� o Yonanie rozpocz�a si� w dniu, w kt�rym rozszala�a si� gwa�towna burza. Do tego czasu by�em niby nie uko�czone narz�dzie, cz�ciowo tylko u�yteczne.
Wyruszy�em z dru�ynnikami pana Hervona, a prowadzi� nas jeden z Zielonych M��w. Mieli�my wspi�� si� na szczyt skalistego pasma pe�ni�cego rol� mur�w obronnych siedziby le�nego plemienia, zobaczy�, co dzieje si� na zewn�trz, i wybra� miejsca, z kt�rych w przysz�o�ci mogliby�my najlepiej odpiera� ataki wrog�w. Rano jasno �wieci�o s�o�ce, ale p�niej niebo si� zachmurzy�o. Nasz dow�dca Yagath spojrza� na nie z niepokojem i powiedzia�, �e musimy wr�ci� przed burz�.
Ci�kie chmury p�yn�y tak szybko, �e bardzo si� �pieszyli�my. Traf chcia�, i� by�em ostatni w szeregu, kiedy z og�uszaj�cym hukiem rozp�ta�a si� nawa�nica. Po�lizgn��em si�. Zanim zdo�a�em odzyska� r�wnowag�, zsun��em si� w d�, �ami�c. sobie paznokcie i rani�c palce o ska��, kt�rej daremnie pr�bowa�em si� uchwyci�.
Mrok i wiatr nieprzeniknion� zas�on� otoczy�y szczelin� skaln�, do kt�rej wpad�em. Kolczuga ochroni�a mnie przed bolesnymi si�cami, a mo�e sama mi ich doda�a. Deszcz la� si� strugami, jakby kto� ze szczytu urwiska wylewa� na mnie wiadro za wiadrem.
Wcisn��em si� g��biej i znalaz�em si� pod wyst�pem skalnym, kt�ry os�oni� mnie troch� przed deszczem i wiatrem. Pomy�la�em, �e p�niej spr�buj� zej�� w dolin�; gdybym teraz si� na to o�mieli�, zmy�yby mnie potoki wody spadaj�cej ze ska�.
Zygzaki b�yskawic rozdziera�y niewielki skrawek nieba widoczny z mojej kryj�wki, przypominaj�c mi bicze energetyczne, wielce skuteczn� bro� Ludu Zielonych Przestworzy. Og�uszy� mnie huk pioruna, kt�ry musia� uderzy� gdzie� w pobli�u, gdy� w powietrzu rozszed� si� dziwny zapach.
Woda sp�ywaj�ca po skalnej �cianie nios�a ze sob� �wir i kamyki, a w dodatku nie wyp�ywa�a dostatecznie szybko.
Najpierw pluska�a mi wok� kostek, potem kolan, a p�niej dosi�g�a ud. Chcia�em dotrze� do wy�szej partii szczeliny, gdzie m�g�bym si� skuli�, ale bezskutecznie. Kiedy odwraca�em si�, by znale�� lepsze schronienie, poczu�em w prawej kostce tak mocny b�l, �e zakr�ci�o mi si� w g�owie.
To naniesione przez wod� �wir i kamyki uwi�zi�y moje stopy. Zaniecha�em wszelkich usi�owa� i tylko czeka�em w skalnej pu�apce na koniec burzy.
Wtedy to w blasku b�yskawic zauwa�y�em refleks �wiat�a w skale, na prawo ode mnie. Przez chwil� nic to dla mnie nie znaczy�o, po prostu pomy�la�em, �e jest tam co�, co odbija widmow� po�wiat�. P�niej, wiedziony ciekawo�ci�, zacz��em r�k� obmacywa� ska��.
Moje palce zsun�y si� z chropawego kamienia na co� g�adkiego; i to nie tylko g�adkiego, lecz dziwnie ch�odnego i przyjemnego w dotyku. Na ile mi mrok pozwoli�, zbada�em znalezisko. Natrafi�em na co� w rodzaju pr�ta d�ugo�ci mojego kciuka i niewiele od niego szerszego. Szarpn��em go najmocniej, jak mog�em, i wyda�o mi si�, �e nieco si� obluzowa�, ale nie zdo�a�em go wyci�gn��.
To niewidoczne znalezisko mia�o w sobie co�, co sprawia�o, i� nie cofa�em palc�w, g�adzi�em go i dotyka�em.
Nie mog�a to by� cz�� ska�y. Uzna�em, �e jest zbyt g�adkie, przypomina�o w dotyku raczej obrobiony metal lub kryszta�. Wystawa�o jednak z litego kamienia, a nie z niewielkiego p�kni�cia czy szczeliny, to za� zdawa�o si� przeczy� takiemu wnioskowi.
Burza nadal szala�a. Z mojej ciasnej grz�dy spojrza�em na �wiat poza Zielon� Dolin�, ale nic nie dostrzeg�em w g�stym mroku. Tylko to tu, to tam, tu� przy samej ziemi jarzy�o si� s�abe �wiate�ko: zapewne �wiadectwo jakiej� pozosta�o�ci Mocy. Dowiedzia�em si� w Escore, �e nale�a�o zwraca� uwag� na takie miejsca. Niebieskie �wiat�o oznacza�o oaz� bezpiecze�stwa, gdzie mo�na si� schroni�. Natomiast ��tawy, zielonkawy lub, co gorsza, czerwono�czarny blask zdradza� pu�apk� zastawion� przez Moce Ciemno�ci.
Wyda�o mi si�, �e wiele czasu up�yn�o, nim nawa�nica w ko�cu ucich�a. Woda wyp�yn�a wreszcie ze szczeliny i b�yskawice ju� nie smaga�y wzg�rz. Wychyn��em spod skalnej p�ki i spr�bowa�em si� wyprostowa�. Zdr�twia�e, przemoczone ko�czyny i nadwer�ona prawa kostka zaprotestowa�y b�lem. R�kami wymaca�em zbawcze nier�wno�ci i wyst�py na �cianie skalnej, lecz czy mog�em zaryzykowa� w tym stanie wspinaczk�?
Nagle zamar�em. Us�ysza�em jaki� d�wi�k � nie plusk deszczu czy huk pioruna, ale jakby szuranie po skale nade mn�. Mo�e jaki� potw�r � s�uga Z�a zakrad� si� pod os�on� deszczu i teraz chce mnie zaatakowa�?
Pojawi�o si� �wiat�o, a raczej po�wiata. Zadar�em g�ow� i najpierw dostrzeg�em ostro zako�czony, z�baty pysk Jaszczuroludka, p�niej za� jego przednie �apy, bardzo podobne do smuk�ych r�k. S�aby blask powoli opuszcza� si� ku mnie. To �wieci� niewielki kamie� uwi�ziony w delikatnej siateczce przymocowanej do cienkiej linki.
Jaszczuroludki, podobnie jak inni, nie b�d�cy lud�mi mieszka�cy Zielonej Doliny, porozumiewa�y si� za pomoc� my�li. Ja jednak nie mia�em daru komunikowania si� na odleg�o��, kt�ry tak bardzo ceni�a Crytha. Wyci�gn��em r�k� i chwyci�em �wiec�cy kamie�. W jego po�wiacie obejrza�em obola�e miejsce. But by� bardzo ciasny, a noga nad nim spuchni�ta. Zwichn��em nog� w kostce i nie mog�em si� na niej oprze�.
Spr�bowa�em na migi wyja�ni� to mojemu ratownikowi.
Spojrza� na mnie b�yszcz�cymi jak klejnoty oczami i b�yskawicznie si� oddali�. Mia�em nadziej�, �e poszed� po pomoc, cho� zarazem odrobin� si� zaniepokoi�em. Nie bez powodu, gdy� ludzie pana Hervona przez d�ugi czas bezlito�nie �artowali z mojej niezdarno�ci. A teraz, ju� podczas pierwszego patrolowania umocnie� Zielonej Doliny, da�em si� pozna� od najgorszej strony.
Po odej�ciu Jaszczuroludka ciekawo�� zawiod�a mnie zn�w do miejsca, gdzie znalaz�em dziwny wyst�p. Kiedy zbli�y�em do niego �wiec�cy blado kamie�, o�lepi� mnie jaskrawy blask.
Tak, to by� kr�tki pr�t z jakiego� po�yskuj�cego niebiesko kryszta�u, kt�ry odbija� �wiat�o. Chocia� moje znalezisko wydawa�o si� cz�ci� litego kamienia, na pewno mia�em do czynienia z wytworem nieznanego rozumu.
Szarpn��em z ca�ej si�y. Pr�t poruszy� si� lekko. Zrozumia�em, �e chc�c go wydoby�, musz� rozbi� ska��, w kt�rej tkwi�. Zrobi� to! Musz� to zrobi�! Podobnie jak w przypadku geas, kt�re sprowadzi�o nas wszystkich do Escore, zdawa�em sobie spraw�, i� zmusza mnie do tego jaka� si�a przekraczaj�ca moje zrozumienie. Przysi�g�bym, �e moje znalezisko by�o bardzo wa�ne.
Odwr�ci�em si� szybko, gdy� z g�ry zn�w dobieg� mnie hurkot kamieni. Jaszczuroludek bez trudu zeszed� po skalnej �cianie. Dla niego by�a ona wygodnymi schodami. Na ramieniu ni�s� zwini�t� lin� i kiedy znalaz� si� nade mn�, da� mi znak, �e mam si� ni� przewi�za�.
W taki oto spos�b, podczas pami�tnej burzy odnalaz�em swoje przeznaczenie w tej staro�ytnej krainie i prawdziwego przyjaciela, gdy� bez wahania powierzy�bym Tsalemu �ycie, i nie tylko �ycie.
3
Po tym wypadku musia�em jaki� czas pozosta� w Zielonej Dolinie. Pani Dahaun wida� podzieli�a si� swoj� wiedz� z Cryth�, kt�ra zaprowadzi�a mnie do basenu z bulgoc�cym czerwonym mu�em. Rozci�a but i oblepi�a mu�em spuchni�t� kostk�. Jego �agodne ciep�o sprawi�o, �e b�l usta� i wkr�tce zasn��em.
Moje sny nigdy si� nie sprawdza�y, nie mia�y te� w sobie nic z ostrze�e� wysy�anych przez Najwy�sze Moce do uprzywilejowanych ludzi z naszej rasy. Ale tym razem kroczy�em przez kraj r�wnie prawdziwy, jakbym go ogl�da� na jawie. W r�ku trzyma�em miecz, kt�ry zdawa� si� przed�u�eniem mojego cia�a, i we �nie nie mog�em sobie wyobrazi� bez niego �ycia.
Czu�em te� wielki smutek i strach, nie o siebie, tylko o innych. Id�c op�akiwa�em w milczeniu strat�, kt�rej teraz nie pami�tam, cho� musia�a by� wielka, gdy� przyt�acza�a mnie brzemieniem ci�szym ni� plecak zwiadowcy. Moja kolczuga by�a porwana i zardzewia�a. Przyciska�em do lewego boku zakrwawion� r�k�, walcz�c z b�lem. Wiedzia�em bowiem, �e musz� co� zrobi�, zanim umr�.
Czyha�a na mnie �mier�. Wszystkim, co by�o mi bliskie i drogie, zaw�adn�a Ciemno�� � pozosta� mi tylko miecz.
Nie mog� go dosta� ci, kt�rzy szli moim �ladem.
Zachwia�em si� na nogach, b�l przygni�t� mnie do ziemi i �wiat zamigota� mi przed oczami. Czas up�ywa�, a z nim moje �ycie, s�cz�ce si� z krwi� ze �miertelnej rany. Lecz moja wola nie ugi�a si� ani przed czasem, ani przed s�abo�ci� cia�a.
Teren wznosi� si� r�wnomiernie, wi�c szed�em coraz wolniej, ale nie zatrzymywa�em si�. Otoczy�a mnie mg�a.
Moje usta wymawia�y niezrozumia�e s�owa. Jednak czu�em, �e kiedy� dobrze je zna�em i �e by�y dla mnie broni� niemal r�wnie pot�n� jak m�j miecz.
Niewykluczone, i� moc tych s��w pomog�a mi przekroczy� granice ludzkiej wytrzyma�o�ci. Oddycha�em ci�ko i nier�wno. Ju� nie panowa�em nad b�lem, kt�ry targa� moim cia�em, lecz wola nadal trzyma�a mnie na nogach.
Wreszcie zatrzyma�em si� na skraju jakiego� w�wozu.
Wydobywa�a si� ze� g�sta mg�a, kt�ra przes�oni�a wszystko dooko�a. Jak�� cz�stk� mojego zamieraj�cego m�zgu domy�li�em si�, i� mg�� zrodzi�a roztopiona ska�a, wrz�ca niczym woda. Wrzuci�em do niej miecz i wraz z nim znik�a energia, kt�ra zaprowadzi�a mnie tutaj z pola bitwy, gdzie zatriumfowa�a Ciemno��.
Osuwaj�c si� na ziemi� wiedzia�em, �e teraz ju� mog� umrze� � i wtedy w�a�nie si� obudzi�em. By�em zlany potem i mocno przyciska�em r�k� do boku. Obejrza�em to miejsce, spodziewaj�c si� ujrze� krew s�cz�c� si� spod rozdartej kolczugi. Zobaczy�em jednak tylko g�adk� sk�r� i zrozumia�em, �e to wszystko mi si� przy�ni�o.
We �nie nie mia�em nic wsp�lnego z Yonanem. Ale nie wiem te�, kim by�em. Wynios�em ze snu o w�asnej �mierci jedn� my�l � �e pr�t, kt�ry znalaz�em w �cianie ska1nej by� cz�ci� tamtego miecza. Kiedy� dobrze le�a� mi w d�oni i zn�w b�dzie.
Czu�em potrzeb� zachowania tego wszystkiego w tajemnicy, jakkolwiek nie rozumia�em powodu. Bez s�owa znios�em kpiny Imhara z mojej nieporadno�ci. Lecz gdy Crytha przysz�a, aby zbada� opatrunek na mojej nodze, zapyta�em j� o Jaszczuroludka, kt�ry mnie uratowa�.
Powiedzia�a mi, �e nazywa si� Tsali i jest jednym ze zwiadowc�w patroluj�cych pobliskie szczyty. Pozazdro�ci�em jej daru porozumiewania si� z innymi formami �ycia i poprosi�em o przekazanie Tsalemu moich podzi�kowa�.
Zdumia�em si� wszak�e, gdy jeszcze tego samego dnia przyszed� do ma�ego sza�asu, w kt�rym le�a�em, i przykucn�� obok mnie, przygl�daj�c mi si� oczami b�yszcz�cymi niby drogocenne kamienie.
Tsali g�rowa� wzrostem nad swoimi wsp�plemie�cami, ale mnie si�ga� zaledwie do ramienia. Przycupn�� na tylnych nogach, podpieraj�c si� ogonem dla zachowania r�wnowagi, po czym zsun�� z przegubu sznurek z nanizanymi na� bia�ymi i czerwonymi jak leczniczy mu� koralikami, i j�� przesuwa� je w smuk�ych palcach. Widzia�em ju�, jak robi�y to inne Jaszczuroludki, i zna�em ludzkie domys�y na ten temat � uwa�ano, �e najwidoczniej rozumne jaszczurki rejestrowa�y w ten spos�b wszystko, co chcia�y zachowa� na przysz�o��.
Spojrza�em na jego zwie�czon� kostnym grzebieniem g�ow� i zapragn��em z nim porozmawia�, cho� zdawa�em sobie spraw�, �e nie zrozumie wypowiedzianych przeze mnie s��w. Tylko Zieloni Ludzie mogli komunikowa� si� w my�li ze wszystkimi istotami sprzymierzonymi ze �wiat�em przeciw Ciemno�ci.
Tsali znowu omota� przegub dziwnymi koralikami i wyj�� z mieszka przy pasie (by�a to jedyna rzecz, kt�r� nosi� na ciele mieni�cym si� wszystkimi kolorami t�czy) cienk� kamienn� p�ytk� wielko�ci mojej d�oni. Na wyg�adzonej powierzchni zobaczy�em wyryte trzy linie run; pierwszy szereg wype�niony z�otymi �uskami, drugi zabarwiony czerwieni�, trzeci za� z�owieszcz� czerni�.
Widzia�em ju� podobne przybory. M�dre Kobiety, kt�re nie posiada�y dostatecznych zdolno�ci, �eby zosta� pe�noprawnymi Czarownicami, u�ywa�y ich do przepowiadania przysz�o�ci. Lecz gdy Tsali podsun�� mi pod oczy kamienn� tabliczk�, dostrzeg�em, �e wyryte na niej znaki r�ni�y si� nieco od swych estcarpia�skich odpowiednik�w.
Trzymaj�c wr�ebn� tabliczk� w jednym r�ku, Jaszczuroludek chwyci� mnie drug� za przegub. Zanim zorientowa�em si�, co chce zrobi�, zacz�� wodzi� moimi palcami po g�adkim kamieniu, dok�adnie odrysowuj�c wszystkie skr�ty i zawijasy run. O dziwo, kamie� nie by� zimny, promieniowa� ciep�em, jakby przez jaki� czas le�a� przy ogniu.
Pod moim dotkni�ciem symbole poja�nia�y i sta�y si� wyra�niejsze. Najpierw z�ote, p�niej czerwone i w ko�cu czarne. Moja d�o� jednak wzdraga�a si� przed kontaktem z czarnymi runami, bo � cho� s�abo zna�em prawa Mocy � dobrze wiedzia�em, �e to z�owr�bne znaki nieszcz�cia i rozpaczy.
Tsali obserwowa� o�ywaj�ce kolejno i gasn�ce runy.
Wyczu�em rosn�ce w nim napi�cie. Wygl�da�o na to, �e w przeciwie�stwie do mnie, umie czyta� tajemne symbole.
Kiedy w ko�cu dotkn��em ostatniego znaku, Jaszczuroluek ponownie schowa� tabliczk�.
Pochyli� si� do przodu, patrz�c mi w oczy tak uporczywie, �e musia�em zrobi� to samo. Powoli, bardzo powoli, poczu�em jakby lekkie poruszenie w moim umy�le. Wzdrygn��em si� z zaskoczeniem i odwr�ci�em wzrok, nie mog�c uwierzy�, �e to mi si� nie przywidzia�o.
Nie by�a to swobodna rozmowa za pomoc� my�li, poniewa� ja nie umia�em tego robi�. Raczej wyczu�em, ni� us�ysza�em pytanie, kt�re mia�o co� wsp�lnego z odleg�� przesz�o�ci��
Ale przecie� w moim �yciu nie by�o nic godnego uwagi, nic, co mog�oby sk�oni� Tsalego do zag��biania si� w moim m�zgu. By�em najmniej licz�cym si� cz�onkiem Domu Hervona i nawet nie nale�a�em w pe�ni do Starej Rasy.
A mo�e� Kim by�em?
Na chwil� zakr�ci�o mi si� w g�owie i powr�ci�em my�l� do dziwnego snu, w kt�rym �ciga�em si� ze �mierci�, �eby zachowa� (albo zniszczy�) co� bardzo wa�nego. Przekona�em si�, �e nawet na jawie dok�adnie pami�tam drog� do wype�nionego p�ynn� magm� w�wozu i utrat� miecza, kt�ry by� cz�ci� mnie samego.
Lecz to by� tylko sen � sen, kt�ry nie mia� nic wsp�lnego ani ze mn�, ani z tera�niejszo�ci�. Nie by�em tamtym �miertelnie rannym wojownikiem, uciekaj�cym z pola nieznanej bitwy, lecz Yonanem, p�krwi Sulkarczykiem, s�abeuszem�
By�em � obydwoma!
Nie wiem, sk�d si� o tym dowiedzia�em. Przypomnia�y mi si� zas�yszane niegdy� cudzoziemskie opowie�ci: �e pot�ni adepci �yli kilkakrotnie d�u�ej od przeci�tnego cz�owieka i �e je�li zwykli ludzie �le wykonali wyznaczone im w �yciu zadanie, rodz� si� na nowo, aby jeszcze raz dokona� wyboru i naprawi� b��d.
Mo�e by�em w�a�nie kim� takim? A tamten dziwny sen nie by� fantazj�, lecz prawd�? Czy mo�na by w og�le udowodni� prawdziwo�� kt�rego� z tych przypuszcze�?
W ka�dym razie owa przed�miertna wyprawa ze snu sta�a si� dla mnie r�wnie realna, jakby mia�a miejsce wczoraj lub ubieg�ej nocy, kiedy wydawa�o mi si�, �e chodzi�em we �nie.
Zrozumia�em, i� musz� to udowodni� samemu sobie i tylko w jeden spos�b: wr�ci� na szczyt klifu, odnale�� uwi�ziony w skale od�amek miecza i wydoby� go stamt�d.
Je�li jeszcze raz go zobacz� i poczuj� w r�ku, mo�e wtedy przypomn� sobie to, co dawno zapomnia�em.
Cichy syk Tsalego rozproszy� moj� koncentracj�. Tsali nadal mi si� przygl�da�, ale ju� spokojnie, bez napi�cia.
P�niej z powag� skin�� g�ow�, pochylaj�c kostny grzebie�.
U�wiadomi�em sobie, �e bez trudu odczyta� moje my�li, podczas gdy ja potrafi�em go zrozumie� tylko w niewielkim stopniu.
Mimo to odezwa�em si�, nie wiedz�c, czy pojmie moje s�owa:
��Musz� tam wr�ci�
Chyba zrozumia�, bo jeszcze raz uroczy�cie skin�� g�ow�.
Odnios�em te� wra�enie, �e nawet mnie zach�ca do powrotu w ska�y. A pragn��em tego z ca�ej duszy.
Teraz niecierpliwie czeka�em na wyzdrowienie i nie dawa�em Crycie spokoju, p�ki w ko�cu nie rozbi�a ci�kiego pancerza z mu�u. Nie czu�em ju� b�lu, noga nie by�a spuchni�ta i nie pozosta� na niej �aden �lad. Gdy wsta�em z pos�ania, wiedzia�em, �e zn�w wszystko jest w porz�dku.
Na spe�nienie mojego gor�cego pragnienia musia�em jednak jeszcze poczeka�. Nie mog�em tak po prostu porzuci� codziennych �wicze� naszej ma�ej armii, kt�re mia�y j� przekszta�ci� w doskona�� bro� defensywn�. Ponadto, cho� wydawa�o mi si� to dziwne, by�em g��boko przekonany, i� nie powinienem nikomu opowiada� � poza Tsalim o swoim odkryciu. Dlatego dopiero po trzech dniach pe�nych niepokoju i niecierpliwo�ci wymkn��em si� o �wicie i jeszcze raz wspi��em si� na skaln� �cian�. Zanim si�gn��em do pierwszych zaczep�w dla r�k, jakby znik�d pojawi� si� Jaszczuroludek. Wymin�� mnie tak szybko i zr�cznie, i� nie dor�wna�by mu �aden cz�owiek.
Dobrze si� sta�o, �e Tsali si� do mnie przy��czy�. Gdy bowiem znalaz�em si� w g�rze, zupe�nie straci�em orientacj�.
Nie mia�em poj�cia, gdzie szuka� szczeliny, do kt�rej w�wczas tak nieoczekiwanie wpad�em. Za to m�j towarzysz wiedzia�. Zda�em sobie z tego spraw�, gdy spojrza� znacz�co i skierowa� si� w prawo, daj�c do zrozumienia, �e mnie zaprowadzi.
W ci�gu dnia, przy bezchmurnym niebie, bez trudu mo�na by�o dostrzec poszarpan� skaln� kraw�d� os�aniaj�c� Zielon� Dolin�. Znajdowa�o si� tam mn�stwo szczelin i wszystkie wydawa�y si� jednakowe. Tsali zatrzyma� si� przy jednej z nich i machn�� ramieniem, przywo�uj�c mnie do siebie.
Ukl�k�em i zajrza�em w g��b p�kni�cia, lecz nic nie zobaczy�em. Moje znalezisko znajdowa�o si� ni�ej, pod niewielk� p�k� skaln�. Przed wypraw� przywi�za�em do pasa ma�y m�otek, kt�ry potajemnie wybra�em w�r�d narz�dzi kowala, oraz ostre d�uto. Chocia� by�y z metalu, nie mia�em pewno�ci, czy dadz� rad� twardej skale.
Ostro�nie wczo�ga�em si� do szczeliny. Tsali po�o�y� si� na brzuchu na skraju zag��bienia i obserwowa� mnie uwa�nie. Trudno by�oby mi znale�� cz�stk� miecza z mojego snu, gdy� mia� prawie taki sam kolor co kamie�, w kt�rym tkwi�, gdyby na szcz�cie nie wystawa� z niego.
Mimo �e w dotyku sprawia� wra�enie kryszta�u, by� nieprzezroczysty jak ka�de inne wybrzuszenie w skale.
Dlaczego wtedy zal�ni� tak jasno w �wietle b�yskawicy?
Dotkn��em go palcem. Tak, nieznacznie si� poruszy�.
Wyt�ywszy wzrok zauwa�y�em, �e oddziela�a go od litego kamienia wyra�na rysa.
Najdelikatniej, jak mog�em, gdy� ba�em si� go uszkodzi�, zacz��em ku� ska�� d�utem i m�otkiem. Uderza�em powoli i ostro�nie. Ska�a by�a bardzo twarda i ka�dy nawet najs�abszy cios wymaga� wysi�ku.
Uzbroiwszy si� w cierpliwo��, pracowa�em tak ostro�nie jak nigdy w �yciu. Musz�, musz� go wyj�� � ta my�l, to pragnienie zaw�adn�o moim umys�em, wypieraj�c wszystko inne. Nie postrzega�em s�o�ca, kt�re zamieni�o rozpadlin� w gor�cy kocio�. Nie przerywaj�c kucia, najpierw zrzuci�em kolczug�, a p�niej sk�rzany kaftan i obna�ony do pasa nadal uderza�em w twardy kamie�, nie czuj�c, �e pal� mnie promienie dziennej gwiazdy.
Nagle zadr�a�y mi r�ce, wspar�em si� wi�c o skraj szczeliny, by nieostro�nym ruchem nie zniszczy� znaleziska.
Z g�ry dobieg� mnie g�o�ny syk. Podnios�em wzrok i zobaczy�em, jak Tsali wyci�ga ku mnie butelk� wykonan� z mocnej tykwy.
Napi�em si� z rozkosz�. Bola�y mnie ramiona, lecz widok kryszta�u, kt�ry usi�owa�em wydoby�, przyni�s� mojej duszy tak wielk� ulg� jak ch�odna woda spieczonym wargom. To naprawd� by�a r�koje�� miecza. Teraz musz� ods�oni� jelce. Ale up�ynie wiele godzin, zanim uwolni� brzeszczot � je�li w og�le zdo�am to zrobi�. Nie rozumia�em, jak metal m�g� wytrzyma� przera�liwy �ar p�ynnej ska�y, do kt�rej we �nie wrzuci�em miecz.
Wyci�gn��em r�k� i chwyci�em r�koje��. Jeszcze raz ow�adn�o mn� zapami�tane ze snu uczucie. Ten miecz by� m�j! Wiedzia�em, �e wykonano go specjalnie dla mnie i �e nikomu go nie oddam.
Mimo woli mocniej zacisn��em palce i poci�gn��em r�koje�� ku sobie. Poczu�em najpierw op�r, a w nast�pnej chwili wyrwa�em j� ze ska�y z takim impetem, �e straci�em r�wnowag� i uderzy�em o przeciwleg�� �cian� szczeliny.
Niestety, trzyma�em w r�ku tylko r�koje��! Nie przed�u�a� jej mocny i ostry brzeszczot.
Dozna�em tak bolesnego zawodu, i� chcia�o mi si� p�aka� jak dziecku.. R�koje�� by�a moja, lecz brzeszczot znikn�� w otch�ani czasu i we wrz�cej skale, tak jak si� tego obawia�em.
Nie potrafi�em jednak odrzuci� tego szcz�tka. Moje palce zaciska�y si� wok� r�koje�ci tak mocno, jakby albo uniezale�ni�y si� od mojej woli, albo kierowa�a nimi jaka� cz�stka mojej istoty, o kt�rej istnieniu nie mia�em poj�cia.
Wyci�gn��em znalezisko ku s�o�cu. Mo�e kt�ry� z kowali dorobi do niego ostrze? Sama r�koje�� nie wygl�da�a na szczeg�lnie cenn�. Mia�a szar� barw�, ale w promieniach s�o�ca dostrzeg�em w niej s�abe falowanie wewn�trznej po�wiaty. Wyryto w niej znaki przypominaj�ce runy, mo�e po to, by nie �lizga�a si� w d�oni. Lecz ozdoby by�y zatarte, i pozosta�y po nich tylko niezrozumia�e wzory. Jelce wykonano z identycznej substancji przypominaj�cej g�rski kryszta�. By�em jednak pewien, �e nie jest to ani kryszta�, ani kwarc.
Westchn��em cicho. W�o�ywszy na powr�t kaftan i kolczug�, ukry�em znalezisko za pazuch�. Niby niepotrzebna rzecz, a jednak�
Czy obudzi� si� we mnie nie jasny strz�p wspomnienia ukrytego w g��bi m�zgu? Nie umia�em go odczyta�. Wiedzia�em tylko, �e wydobyta ze ska�y cz�stka miecza by�a mi kiedy� potrzebna jak �ycie i �e powr�ci�a do mnie nie bez powodu.
4
W nast�pnych dniach cz�sto mnie kusi�o, �eby zanie�� r�koje�� do kowala i zapyta�, czy m�g�by dopasowa� do niej jaki� brzeszczot. Ale zawsze powstrzymywa�a mnie my�l, �e nie powinienem tego robi�. Tylko jedno ostrze pasowa�o do niezwyk�ej r�koje�ci, a poch�on�� je czas.
Dlatego moje znalezisko musi pozosta� bezu�yteczne.
Przekona�em si� te�, �e przez sen bra�em do r�ki t� pozosta�o�� wspania�ego miecza. Dzia�o si� to zawsze po ciemku i w tajemnicy przed wszystkimi. Czy chcia�em u�y� jej jako klucza do zapomnianej przesz�o�ci? By� mo�e.
Zdawa�em sobie r�wnie� spraw�, i� inna cz�stka mojej duszy wcale tego nie pragn�a. I cho� targa�y mn� sprzeczne uczucia, nie rozstawa�em si� ze znaleziskiem.
Mo�e przynosi�o mi szcz�cie jako wojownikowi? A mo�e to pobyt w Zielonej Dolinie dokona� we mnie powolnej przemiany? W ka�dym razie sta�em si� lepszym szermierzem � a raz nawet podczas �wicze� rozbroi�em Imhara. I nie sta�o si� to niechc�cy ani przypadkiem; syn Hervona zawsze stara� si� sprowokowa� tak� sytuacj�, �ebym wyda� si� wyj�tkowo niezr�czny i nieporadny.
Czasami my�la�em, �e gdyby m�j miecz by� ca�y, m�g�bym z powodzeniem stawi� czo�o ka�demu �o�nierzowi z naszej armii, nawet najbardziej do�wiadczonym weteranom, kt�rzy stanowili jej wi�kszo��.
Albowiem nie tylko my, cz�onkowie Domu Hervona, przybyli�my z Estcarpu do Escore. Po nas pojawili si� inni.
Wtedy razem z Zielonymi Lud�mi wyje�d�ali�my im na spotkanie (skrzydlaci zwiadowcy pani Dahaun zawsze informowali j� o kolejnych grupach przedzieraj�cych si� przez g�ry graniczne).
W Escore wrza�o. S�udzy Z�a grasowali w tej nieszcz�snej krainie, z wyj�tkiem miejsc chronionych przez pozosta�o�ci Mocy. Dlatego po opuszczeniu Zielonej Doliny zawsze mieli�my si� na baczno�ci. Pewnej nocy, mimo �e obozowali�my w oazie �wiat�a, zaatakowali nas Thasowie.
Istoty te �yj� pod ziemi� i bardzo rzadko wychodz� powierzchni� � i to tylko noc� lub w pochmurny dzie�. Chocia� pocz�tkowo nie uwa�ali�my ich za zwolennik�w Z�a, p�niej pos�uchali s�ug Ciemno�ci i stali si� naszymi wrogami. Pokonali�my ich tylko dzi�ki powodzi wywo�anej przez pana Kemoca i Godgara z naszego klanu. Jednak pan Kemoc zosta� ci�ko ranny w nocnej bitwie i nast�pnego dnia, podczas przeprawy przez rzek�, porwa�a go ta sama woda, kt�ra wcze�niej nas uratowa�a.
Jego strata bole�nie nas dotkn�a, bo cho� by� m�czyzn�, bada� staro�ytne kroniki w Lormcie. Poza tym wezwa� na pomoc i otrzyma� odpowied� jednego z Wielkich Adept�w, mimo �e dot�d uwa�ano, i� wszyscy dawno opu�cili Escore. Jego siostra, Czarownica Kaththea, wyruszy�a do przybytku staro�ytnych misteri�w, �eby dowiedzie� si�, co si� z nim sta�o. By�a bowiem g��boko przekonana, �e jeszcze nie wst�pi� na Ostatni� Drog�.
Dlatego w�a�nie Crytha sta�a si� nieod��czn� towarzyszk� pani Dahaun, jakkolwiek nie uko�czy�a szko�y Czarownic tak jak pani Kaththea. Teraz widywa�em j� jeszcze rzadziej ni� przedtem. Pociesza�a mnie tylko �wiadomo��, �e w najbli�szym czasie nie wyjdzie za m��. Imhar nie m�g� jej po�lubi�, gdy wok� toczy�a si� wojna.
Dwukrotnie odparli�my ataki s�ug Ciemno�ci. Straszne potwory kr��y�y wok� umocnie� Zielonej Doliny, pr�bowa�y si� wdrapa� na szczyty urwisk i zniszczy� wszystkich obro�c�w. Prze�ladowa�y nas Wilko�aki, nie b�d�ce ani lud�mi, ani wilkami, lecz po��czeniem najgorszych cech obu tych gatunk�w, a z nimi jeszcze bardziej niesamowite stwory. W g�rze toczy�y zaci�te boje wielkie Vrangi, kt�re odpowiedzia�y na wezwanie naszych gospodarzy. Czasalmi walczy�y z istotami, kt�rych nie zdo�a�by sp�odzi� nawet najgorszy nocny koszmar.
Tsali zawsze mi towarzyszy� w patrolowaniu okolicznych wzg�rz i ta milcz�ca przyja�� sta�a si� cz�ci� mojego �ycia. Kiedy byli�my sami (co zdarza�o si� nader rzadko), cz�sto dawa� mi do zrozumienia gestami lub niejasnymi przekazami my�lowymi, �e chce popatrze� na r�koje�� staro�ytnego miecza. Wyjmowa�em j� wtedy i m�j przyjaciel bacznie si� w ni� wpatrywa�.
Przypuszczalnie lepiej ode mnie zna� jej histori�. Jak�e pragn��em porozmawia� z nim i zapyta� go o to! Przecie� ludzie maj� swoje legendy � mo�e rozumne jaszczurki r�wnie� przekazywa�y z pokolenia na pokolenie opowie�ci o dawnych czasach, a w�r�d nich dzieje umieraj�cego wojownika, kt�ry nie by� Yonanem�
Usi�owa�em nawi�za� z nim kontakt my�lowy, ale przekona�em si�, �e los odm�wi� mi tego talentu. Mimo to by�em �wiadomy w�asnych zmian. I nie wiem, co by si� ze mn� sta�o, gdyby zn�w nie wmiesza�o si� w to przeznaczenie.
To Crytha zako�czy�a jeden etap mojego �ycia i zapocz�tkowa�a nast�pny. Pewnego ranka okaza�o si�, �e znikn�a ze swego pos�ania we dworze pani Dahaun. Pani Zielonych Przestworzy przyby�a do skupiska namiot�w pana Hervona ze �miertelnie powa�n� twarz�. Wyci�gn�a ku nam r�k� le�a�a na niej niezdarnie ulepiona z gliny lalka. Kto� przyczepi� do jej g�owy kosmyki w�os�w, a strz�p ulubionej szarfy Crythy zast�powa� sukienk�.
Pani Chriswitha na ten widok zblad�a jak p��tno. Chcia�a ju� dotkn�� kuk�y dr��cym palcem, gdy powstrzyma� j� widoczny l�k. Nigdy nie widzia�em jej tak zagniewanej.
��Powiedziano nam, �e tu jest bezpiecznie! � warkn�a.
��I nadal tak jest � odpowiedzia�a spokojnie pani Dahaun. � Tutaj nie ulepiono tego paskudztwa. Nie wiem, jak si� znalaz�o na pos�aniu twojej wychowanki. Dowiedzia�am si�, �e wysz�a o �wicie. Powiedzia�a moim ludziom, i� chce narwa� illbany, gdy jeszcze le�y na niej rosa, co czyni z niej dwakro� skuteczniejsze lekarstwo. Wygl�da�a jak zawsze, chocia� na pewno musia�a kierowa� ni� obca wola.
Pani Chriswitha rozejrza�a si� dooko�a, jakby szuka�a tropu Crythy. Teraz, kiedy opanowa�a strach, zacisn�a usta.
��Czy mo�esz za ni� p�j��?
��Uczynili�my to � odrzek�a pani Dahaun � lecz jej �lady ko�cz� si� tam. � Wskaza�a na skalne szczyty otaczaj�ce Zielon� Dolin�.
��Dlaczego� dlaczego Cryth�? I sk�d si� to wzi�o? zapyta�a wtedy moja przybrana matka. � Trzeba� trzeba j� odnale��!
��Dlaczego w�a�nie Cryth�? Poniewa� jest tym, kim jest, dziewczyn�, w kt�rej obudzi� si� dar w�adania Moc�, ale dar jeszcze nie wykszta�cony. Tak m�od�, �e� kto�� mo�e wykorzysta� jej talent. To paskudztwo �mierdzi Thasami. Maj� oni pewne zdolno�ci w tej dziedzinie. Teraz okaza�o si�, �e rozwin�li je bardziej, ni� przypuszczali�my.
Stara�am si� j� odnale�� za pomoc� jasnowidzenia, lecz jaka� zapora kryje j� przed moim wzrokiem�
Pomy�la�em o Thasach, kt�rych zobaczy�em podczas nocnej bitwy. Byli mniejsi od ludzi. Wynurzyli si� spod ziemi. Ich ciemne cia�a porasta�y mocne, podobne do korzeni w�osy, jakby nie urodzili si�, tylko wyro�li niby ro�liny. Budzili w nas wstr�t tak jak legendarne demony.
I pomy�le�, �e te potwory pojma�y Cryth�!
W owej chwili zapomnia�em, i� by�em wasalem pana Hervona i �o�nierzem s�uchaj�cym jego rozkaz�w. Bez namys�u wyrwa�em kuk�� z r�k w�adczyni le�nego plemienia.
��Yonanie! � Pani Chriswitha spojrza�a na mnie tak, jakbym przybra� posta� podziemnego stwora. � Co chcesz uczyni�?!
Lecz ja przesta�em by� Yonanem, kt�rego wychowa�a, s�abeuszem, zawdzi�czaj�cym �ycie jej opiece. �ciskaj�c w r�ku ohydn� lalk� poczu�em si� innym cz�owiekiem, bardziej zdecydowanym i pewnym siebie ni� dawny nie�mia�y Yonan. Dwie cz�ci mojej osobowo�ci zla�y si� w jedno��.
Nawet nie odpowiedzia�em przybranej matce, gdy� ow�adn�o mn� uczucie, kt�rego nie mog�em kontrolowa�.
��Gdzie twoi ludzie zgubili trop Crythy? � zwr�ci�em si� do Pani Zielonych Przestworzy jak r�wny jej stanem.
Otworzy�a szerzej oczy. Waha�a si� chwil�.
��Yonanie, nie mo�esz� � wtr�ci�a pani Chriswitha.
B�yskawicznie odwr�ci�em si� i zapominaj�c o kurtuazji wypali�em:
��Zrobi� to i albo przyprowadz� Cryth�, albo zgin�!
Teraz ona z kolei okaza�a zdumienie, zapominaj�c o gniewie i strachu:
��Ale ty�
Uciszy�em j� gestem i ponownie spojrza�em na pani� Dahaun.
��Gdzie? � powt�rzy�em ostro.
D�ugo, zbyt d�ugo bada�a spojrzeniem moj� twarz, zanim wreszcie odrzek�a:
���aden cz�owiek nie mo�e bezpiecznie w�drowa� norami Thas�w. Ziemia nale�y do nich i za nich walczy.
��Czy�by? Nie wierz� w to, Pani. � Trzyma�em lew� r�k� na piersi i poprzez kolczug� wyczuwa�em pulsowanie r�koje�ci staro�ytnego miecza �wiadomy, �e tym razem nie �ni�.
W�adczyni le�nego ludu zagryz�a wargi. Praw� d�oni� nakre�li�a w powietrzu jaki� symbol, kt�ry na chwil� rozjarzy� si� i zgas�. Dahaun skin�a g�ow� i powiedzia�a:
��Wiedz, �e ryzykujesz �ycie, wojowniku. My nie �miemy zapuszcza� si� w nory Thas�w bez lepszych zabezpiecze�, ni� te, kt�rymi obecnie dysponujemy. By� mo�e Thasowie zamierzali nie tylko zdoby� kontrol� nad utalentowan� m�od� dziewczyn�, kt�r� chc� sobie podporz�dkowa�, lecz tak�e os�abi� nasz� armi�, pozbawiaj�c nas �o�nierzy.
��Jeden �o�nierz mo�e tam p�j��, nie os�abiaj�c zbytnio waszych si�, Pani � odparowa�em. � Zrobi� to, nie zwa�aj�c na to, czy wyrazisz zgod�, czy te� nie.
��Ju� dokona�e� wyboru � odpar�a z powag�. � Ostrzegam ci� jednak: je�li obecnie Thasami w�ada jaki� s�uga Ciemno�ci, cz�owiek niewiele mo�e mu zaszkodzi�. Nie wi