4183
Szczegóły |
Tytuł |
4183 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4183 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4183 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4183 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Jerzy Niemczuk
Pawe�
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000
Imi� to przecie� tylko has�o, znak wywo�awczy. Wi�c powiedzmy: Pawe�. Powiedzmy: Kajtek.
Ale wok� nich inni: jak w ciep�e popo�udnie na ruchliwej ulicy tasuj� si� � jakby z pomieszanych
przedziwnie talii kart � twarze, gesty, s�owa. I w tym t�umie ka�dy jest i nie jest sam. Jak
to w �yciu albo w ksi��ce, jak na ulicy. Wi�c Pawe�, Kajtek. Wi�c ja...
5
Limo zabrzd�ka� fa�szywie na rozstrojonej gitarze. Mr�wa wali� w �awk� do taktu.
� U nas to nikt nie zamarga�. Nie by�o si�y. Ch�opaki sta�y na winklu i sprawdza�y, kogo zna.
� A jak nie zna�? � zapyta� Pawe� uprzejmie dla podtrzymania konwersacji.
� No to, ma si� rozumie�, w baniak.
� Bez powodu... � ni to stwierdzi�, ni to zapyta� Pawe�.
� A to, �e si� szwenda nie na swoim, to nie pow�d?
� Ty te� zawsze by�e� na swoim?
� Przewa�nie si� nie rusza�em, ale zdarza�o si�. Nie za cz�sto. Lepiej do�o�y� komu� ni� oberwa�
w innej dzielnicy.
� U nas by�o to samo � wtr�ci� Mr�wa. � Jak si� ch�opaki wybierali na Annopol, to w pi�ciu.
Limo zaintonowa� co� w przedziwnej angielszczy�nie wt�ruj�c sobie na gitarze. Pozostali gapili si� bezmy�lnie
na boksera w�sz�cego na trawniku. W pewnej chwili zwierz� poderwa�o �eb do g�ry. Na horyzoncie
pojawi� si� wielki �aciaty kundel. Bokser ruszy� w jego kierunku na wypr�onych �apach. Kundel niepewnie
pomacha� ogonem. Moment trwa�o wzajemne badanie, a potem sier�� na karku obu zwierz�t zje�y�a
si�. Pierwszy uderzy� bokser. Doko�a ps�w wzni�s� si� tuman kurzu. Warczenie obudzi�o Kaja, kt�ry
wylaz� spod �awki i niepewnie przygl�da� si� walcz�cym zwierz�tom. Z chmury kurzu wystrzeli� szaro-bury
kszta�t, a za nim mniejszy, p�owy.
� Ale mu da� czadu! � ucieszy� si� Mr�wa.
Tymczasem zwierz�ta przekroczy�y w�a�nie niewidzialn� lini� dziel�c� oba podw�rka i nagle
role uleg�y odwr�ceniu. �aciaty kundel wykona� gwa�towny zwrot i z impetem ruszy� na przeciwnika.
Wygl�da�o na to, �e bokser w ferworze pogoni zgubi� gdzie� swoj� odwag�. Zwia�, zanim
kundel natar� na niego po raz drugi. Walka by�a sko�czona.
� Na swoim ka�dy mocny � podsumowa� Limo i zagapi� si� w jaki� nieokre�lony punkt na �cianie domu.
Szcz�ka opad�a mu przy tym, co nada�o mu wygl�d ma�o rozgarni�ty. Palcami przebiera� po strunach,
jakby bez udzia�u �wiadomo�ci, wygrywaj�c jak�� rozlaz�� fraz�.
� Limo, co ty robisz? � spyta� Pawe�.
� Ja? � zaskoczony pytaniem �ypn�� nieprzytomnie i wytrzeszczy� oczy jeszcze bardziej. �
Siedz�. Nie widzisz?
� Ja nie o tym. Co robisz w og�le.
� Aaa. Na razie jestem wolno�ciowy. A za par� dni do szk�ki gastronomicznej. Lubi� dobrze
poje��.
� Chcesz by� kucharzem?
� Kelnerem. W takim fachu nie ma strachu. Mam znajomka. Szmalu ma tyle, �e musi marynary
z najwi�kszymi kieszeniami kupowa�, bo mu si� na PKO nie mie�ci � roze�mia� si� z w�asnego
dowcipu.
Mr�wa, kt�ry dot�d przys�uchiwa� si� oboj�tnie, o�ywi� si� nagle.
� Ch�opaki! Jest Rzep z pi�k�. Idziemy pod murek, tam lepsza trawa. Rzepie, tutaj!
Zerwali si� i pop�dzili przed siebie, a za nimi w dzikich podskokach ruszy� pies. Mr�wa dopad�
pi�ki i kopn�� j� a� za torowisko. Pod murem zacz�li rozgl�da� si� za ceg�ami, kt�rymi mieli
wytyczy� bramk�. By�o ich czterech, wi�c musieli gra� do pustej bramki. Limo chcia� gra� z
Paw�em, ale Mr�wa nalega�, �eby g�osowa�, w�a�ciciel pi�ki by� z nich wszystkich najs�abszy.
Moneta wystrzeli�a w g�r� i Limo bez wahania wybra� Paw�a. Mr�wa splun�� pogardliwie i
wzruszy� ramionami. Pi�ka zawirowa�a nad zadartymi g�owami ch�opc�w i na chwil� znikn�a w
s�o�cu. Gdy odbi�a si� od murawy, Pawe� pr�bowa� j� zastopowa�, ale Mr�wa odepchn�� go barkiem
i przyj�� pi�k� kolanem. Niezbyt pewnie jednak i wtedy zaatakowa� go Limo, odebra� mu j�
b�yskawicznie, min�� zwodem Rzepa i wepchn�� pi�k� do bramki.
6
� Powinien by� wolny � kwa�no rzuci� Mr�wa i spode �ba popatrzy� na przeciwnik�w. Ci za�miali
si� kr�tko.
� R�bn��e� mnie �okciem w do�ek � wskaza� na Paw�a i skrzywi� si�, jakby b�l dotar� do niego
dopiero teraz.
Wkr�tce Pawe� mia� dogodn� sytuacj�. Rzep, czyli Czepialski, atakowa� go niemrawo i dopiero
ostry w�lizg uchroni� rywali przed strat� drugiej bramki. Nie na d�ugo jednak. Mi�kkie podanie
partnera, jeden zw�d i celny plasowany strza�. Pi�ka przesz�a nisko. Nie mog�o by� �adnych
w�tpliwo�ci, �e bramka pad�a. Limo wyszczerzy� rzadkie, ��te z�by. Mr�wa robi� wra�enie zdenerwowanego.
� Rzep, ruszaj si� szybciej, bo sam z nimi nie wygram!
Po paru minutach by�o ju� cztery zero. Mr�wa pobieg� po pi�k�, kt�ra potoczy�a si� a� do tor�w
tramwaju. Wracaj�c spojrza� z w�ciek�o�ci� na psa, kt�ry mia� wielk� ochot� wzi�� udzia� w
zabawie, ale tymczasem trzyma� si� w przyzwoitej odleg�o�ci od graj�cych.
� Ten tw�j zapchlony szczeniak wlaz� mi pod nogi!
Pies poderwa� si�, jakby wiedzia�, �e o nim mowa, i podbieg� do ch�opca w weso�ych podskokach.
Mr�wa nie wypuszczaj�c pi�ki z r�k kopn�� niespodziewanie psa w podbrzusze. Uderzone
zwierz� zaskomli�o przejmuj�co z b�lu i zaskoczenia. Teraz Limo i Rzep przygl�dali si� z ciekawo�ci�
Paw�owi pochylonemu nad psem. Ch�opak wyprostowa� si� powoli. Wida� by�o, �e r�ce
dr�� mu z w�ciek�o�ci. Wolno ruszy� w stron� Mr�wy, czekaj�cego z g�upawym i zarazem prowokuj�cym
u�mieszkiem.
� Pies ci nic nie zrobi�... � Pawe� stara� si� m�wi� spokojnie, ale g�os za�ama� mu si� z podniecenia.
Mr�wa spojrza� na pozosta�ych, ale na ich twarzach nie wyczyta� ani pot�pienia, ani aprobaty,
tylko zimne wyczekiwanie na dalszy rozw�j wydarze�, w kt�rych ponad wszelk� w�tpliwo�� nie
mieli zamiaru bra� udzia�u. Zdenerwowanie Paw�a doda�o mu pewno�ci siebie.
� Spadaj, gnojku, ze swoim parszywym kundlem � mrukn�� niezbyt wyra�nie.
Pawe� waha� si� przez chwil�.
� Nast�pnym razem rozwal� ci ten g�upi �eb! � odwr�ci� si� i gwizdn�� na psa. Mr�wa roze�mia�
si� bezczelnie, dwaj pozostali zawt�rowali mu.
� Mo�esz mi parasol otworzy�! Wiesz gdzie!
Pawe� zatrzyma� si�. Czu�, �e odwaga przeciwnika jest odwrotnie proporcjonalna do odleg�o�ci,
kt�ra ich dzieli.
� Id� nia�czy� t� swoj� smarkat�!
� Daj spok�j, Mr�wa. Odwal si� od niego � stara� si� za�agodzi� sytuacj� Rzep, ale by�o ju� za
p�no; Pawe� wiedzia�, �e tym razem ju� si� nie cofnie. Gdy ruszy� w kierunku Mr�wy, na twarzy
tamtego pojawi� si� wyraz zaskoczenia.
Rzep pr�bowa� ich rozdzieli�, ale Limo przytrzyma� go za r�kaw.
� Niech si� smaruj�, nie twoja broszka.
Z zimn� satysfakcj� patrzy� na stoj�cych naprzeciw siebie ch�opc�w. Stali bez ruchu � dwa,
mo�e trzy kroki od siebie. Wreszcie Mr�wa zacz�� balansowa� na ugi�tych nogach, szuka� dogodnej
pozycji do ataku. Nagle wyprostowa� si� i odwr�ci� twarz w stron� stoj�cych obok, jakby
chcia� im co� powiedzie�, i niemal w tej samej sekundzie uderzy� praw� nog� mierz�c w podbrzusze
rywala. Pawe� dostrzeg� ten podst�pny ruch w ostatnim momencie. Instynktownie uchyli�
si�, zdo�a� z�apa� uniesion� nog� przeciwnika, a praw� d�oni� skr�ci� stop� do do�u. Z ca�ej si�y
szarpn�� do siebie. Mr�wa pozbawiony r�wnowagi run�� ci�ko twarz� w traw�. Limo gwizdn��
z podziwem. Pawe� ostro�nie pochyli� si� nad le��cym � ten j�cza� cicho i nie zmienia� pozycji.
� Boli ci�? � spyta� go p�g�osem.
7
� Odwal si� � rzuci� przez z�by Mr�wa i przekr�ci� si� niespodziewanie na plecy szybkim
mi�kkim ruchem. Zanim Pawe� zd��y� si� wyprostowa�, otrzyma� silny cios w szcz�k�. Zamiast
trawnika widzia� teraz zamglone, podszyte s�o�cem niebo. Czu� si� tak, jakby kto� otworzy� mu
w g�owie butelk� z wod� sodow�. B�l i s�ony smak na wargach dotar�y do niego dopiero po
chwili. Na niebie pojawi�a si� g�owa Mr�wy; ma�e, zw�one furi� oczy i wargi poruszaj�ce si�
bezg�o�nie. W ko�cu zacz�y dociera� tak�e i s�owa:
� Ty palancie! Ze mn�! Mnie chcia�e�?!... � g�os dysza� w�ciek�o�ci�. G�owa znikn�a i w tym
samym momencie ostry b�l przeszy� biodro Paw�a. To go otrze�wi�o, k�tem oka dostrzeg�, �e
Mr�wa przymierza si� do nast�pnego kopniaka. Pawe� odzyska� refleks. Praw� stop� zdo�a� zaczepi�
o pi�t� stoj�cego, a lew� nog� uderzy� go z ca�ej si�y w kolano. Poderwa� si�, zanim tamten
upad� na traw�. Tym razem Mr�wa skr�ca� si� z b�lu naprawd�.
Z rozbitej wargi s�czy�a si� krew. Pawe� dotkn�� j�zykiem rozchwianego z�ba. M�g�by go bez
trudu wyj�� palcami. Zdawa�o mu si�, �e spuchni�ta warga przes�ania p� twarzy. Pow��cz�c
nogami ruszy� w stron� domu. Przed torami dogoni� go Rzep.
� Pawiu, tw�j pies. Trzyma�em go. � Po chwili doda�: � Fajnie go przy�atwi�e�. Nie wiedzia�em,
�e jeste� taki dobry.
� Ja te�.
� Co powiedzia�e�?
� Nic. Niewa�ne.
� No to... cze��.
� Hm.
Po ostrym popo�udniowym s�o�cu zdawa�o si�, �e w windzie panuje zupe�ny mrok. Dopiero
po d�u�szej chwili oczy przywyk�y do s�cz�cego si� z �ar�wki �wiat�a. Drzwi windy zamyka�y
si� jak na zwolnionym filmie. Nim zatrzasn�y si�, zdo�a�a dobiec jaka� kobieta w �rednim wieku.
By�a lekko zdyszana. Pawe� dopiero teraz zauwa�y�, �e wszystkie guziki s� wci�ni�te, wida�
znowu jacy� smarkacze zabawiali si� w poci�g osobowy. Kobieta zauwa�y�a to tak�e i rzuci�a w
stron� Paw�a karc�ce spojrzenie.
� Zawiadomi� twoj� szko��, jak jeszcze raz z�api�! � W jej g�osie kipia�a w�ciek�o��.
Wzruszy� ramionami.
� To nie ja.
� Nie, nie? A kto w takim razie?
� Nie wiem.
Drzwi zatrzasn�y si� wreszcie z ci�kim st�kni�ciem i winda ruszy�a. Na pierwszym pi�trze
k�apn�a, posta�a przez moment i powlok�a si� powoli dalej. Kobieta pokr�ci�a g�ow� z dezaprobat�.
Nagle wypatrzy�a skulonego w k�cie psa.
� Pies powinien mie� kaganiec.
� Jeszcze za m�ody, pysk mu ro�nie � powiedziawszy to sykn�� z b�lu. Zapomnia� o rozbitej
wardze.
� Czekasz, a� kogo� pokaleczy!
Pewnie co� bab� ugryz�o, pomy�la�, lepiej chyba w og�le si� nie odzywa�. Na czwartym, pi�trze
winda sta�a d�u�ej ni� na poprzednich. Kobieta odnalaz�a teraz w�a�ciwy rytm i snu�a jadowity
monolog o psie paskudz�cym na klatce schodowej, wycieraczce i piaskownicy, roznosz�cym
epidemie i strasz�cym niemowl�ta oraz staruszki. Paw�owi przyszed� do g�owy pomys� psychologicznego
eksperymentu. Wymiana pogl�d�w nie mia�a w tych okoliczno�ciach najmniejszego
sensu. Postanowi�, jak w d�udo, wykorzysta� impet przeciwnika, �eby ostatecznie pozbawi�
go r�wnowagi.
8
� Je�eli pies pani przeszkadza, to otruj� go jeszcze dzisiaj � rzuci� niewinnie. Jej oczy rozszerzy�o
najpierw zdumienie, ale potem zadygota�a z emocji. Pawe� spojrza� na ni� naj�agodniej jak
umia� i u�miechn�� si�.
� Co za niespotykana bezczelno��! Chamstwo! � wykrztusi�a wychodz�c z windy. Jej g�os dochodzi�
jeszcze spoza zamkni�tych drzwi.
Drzwi by�y zamkni�te na zasuw�, co znaczy�o, �e ojciec nie dotar� jeszcze do domu. Pawe�
wpad� do �azienki i przyjrza� si� swojemu odbiciu w lustrze z ciekawo�ci� i odrobin� niech�ci. Ta
niech�� pojawi�a si� niedawno. Do tej pory nie zwraca� specjalnej uwagi na sw�j wygl�d zewn�trzny,
dopiero ostatnio zacz�� patrze� na siebie krytycznie. Jasnoniebieskie oczy uzna� za
niem�ski detal. Ten kolor nadawa� si� raczej do letniej sukienki. Co innego gdyby mia� na przyk�ad
zielone albo nawet piwne. Niestety, nie potrafi� nic na to poradzi�. Tak�e w�osy budzi�y powa�ne
w�tpliwo�ci. Ich kolor by� niezdecydowany: ni to blondyn, ni to szatyn. S�o�ce i woda
rozja�ni�y pasma na skroniach i czole. A do tego jeszcze powa�ny defekt ucha. By�o w nie najlepszym
gatunku. Odstawa�o nieco i to jedynie w g�rnej p�aszczy�nie. Przez jaki� czas pr�bowa�
temu zaradzi� �pi�c tylko na lewym boku, ba� si� jednak, �e mo�e to doprowadzi� do deformacji
twarzy. Pr�bowa� przyklei� ucho plastrem, ale nast�pnego dnia musia� wyci�� k�pk� w�os�w,
zarzuci� wi�c t� metod� po jednej pr�bie.
Z odleg�o�ci kilkunastu metr�w wygl�da� zupe�nie przyzwoicie. Pewno�ci siebie dodawa�y mu
nowe wranglery, pierwsze w �yciu prawdziwe d�insy. Dopiero po d�ugich targach i dyskusjach
uda�o mu si� przekona� rodzic�w, �e d�insy s� najwa�niejszym elementem ubioru wsp�czesnego
cz�owieka i �e cz�owiek, kt�ry nie nosi d�ins�w, jest stracony towarzysko.
Obmy� twarz i z uwag� przyjrza� si� wardze. P�kni�cie nie by�o g��bokie, ale wygl�da�o
efektownie. Ciekawe tylko, co powie na to ojciec. Pocz�tkowo mia� zamiar zaklei� ran� plastrem,
ale po namy�le zrezygnowa�. Plaster bardziej zwraca uwag� ni� ten drobny defekt. Uczesa� si�
starannie. Zanim wyszed� z �azienki, obejrza� jeszcze piegi pod oczami. Na szcz�cie ostatnio
troch� zblad�y.
Pies czeka� na niego w korytarzu wywijaj�c miarowo ogonem. Gdy weszli do pokoju, zwin��
si� natychmiast w k��bek z g��bokim westchnieniem. Ch�opiec opar� stopy na jego grzbiecie i
si�gn�� po ksi��k�. Zanim przeczyta� kilka stron, us�ysza� odg�os naciskanej klamki. Dwadzie�cia
jeden, zdo�a� pomy�le� zamykaj�c ksi��k�. Dobieg� do drzwi i otworzy� zasuw�. W progu sta�
ojciec. Pawe� zauwa�y� ze zdziwieniem, �e ojciec ma twarz zm�czon� i pokryt� potem. Na czole
ciemna smuga jakiego� smaru.
� Co si� tak gapisz? Znale�li sobie por� na remont �a�ni! Szlag by to trafi�! Tylko dwie kabiny
czynne. Musia�bym czeka� z godzin�. Id� do �azienki, przynie� mi r�cznik.
Jak na pocz�tek, nie by�o �le. Ojciec niczego nie zauwa�y�. Z matk� pewnie by�oby gorzej.
Kobiety s� bardziej wyczulone na takie drobiazgi. A jednak kiedy podawa� r�cznik, ojciec spojrza�
na niego przez rami� i gwizdn�� przeci�gle:
� Kto ci� tak urz�dzi�?
� Co? A, to... uderzy�em si�.
� Nie ze mn� takie sztuczki, Bruner � roze�mia� si� ojciec.
Pawe� milcza�.
� Twoja sprawa, nie chcesz, to nie m�w.
Nie chcia�. Sam niezbyt dobrze wiedzia� dlaczego, ale nie chcia�. By� mo�e s� sprawy, o kt�rych
nie m�wi si� dlatego, �e s� po�rodku, pomi�dzy dobrem, i z�em. Mo�e dlatego, �e ojciec nie
darowa�by sobie jakiej� moralizatorskiej wstawki: �eby uwa�a�, z kim si� zadaje, i nie robi� matce
przykro�ci albo co� w tym rodzaju. Uk�ad mi�dzy nimi by� do�� kole�e�ski, ale naprawd�
9
szczerze rozmawiali wy��cznie o pi�ce no�nej. Z rzadka udawa�o im si� osi�ga� jaki� inny, g��bszy
rodzaj porozumienia.
Pewnego dnia pod koniec czerwca ojciec wszed� do pokoju Paw�a i zacz�� rozmow� od pochrz�kiwania,
co oznacza�o zwykle jak�� niespodziank�. Do w�a�ciwego tematu zmierza� powoli,
okr�n� drog�:
� Pawe�, musisz wiedzie�, bracie, �e to ci�ki obowi�zek � zacz�� og�lnie i troch� bez zwi�zku.
� Nie rozumiem.
� Rozumiesz czy nie rozumiesz, na mnie nie licz, bo ja za ci�ko pracuj�. A tym bardziej na
matk�. Wiesz, co ona my�li o takich sprawach.
� Dobrze, ale co jest grane, tato?
� Chodzi o to, �eby� wiedzia�, �e to twoja sprawa i �e wiesz, co robisz.
� Sk�d mam wiedzie�, kiedy nic mi nie powiedzia�e�?
� Przekonasz si� na w�asnej sk�rze � ojciec mrugn�� i poklepa� go po ramieniu. � Masz tu adres,
ale najpierw przemy�l to dobrze.
� Czyj to adres?
� Jak to czyj? Twojego psa, a raczej jego w�a�cicieli.
Nie by�o oczywi�cie mowy o czasie do namys�u. Pawe� pogna� pod wskazany adres w biegu
dopinaj�c guziki koszuli.
Pies okaza� si� brzuchatym t�umoczkiem o zamglonych szczeni�cych �lepiach, maltretowanym
przez tabuny pche� spasionych i bezkarnych do tego stopnia, �e nie mia�y nawet si�y na
podj�cie pr�by ucieczki. Zaryzykowali k�piel, bo pogoda by�a tego dnia wyj�tkowo s�oneczna, a
pchla mena�eria mog�a zaci��y� nad losem szczeniaka. Zwierzak zni�s� wszystkie zabiegi ze
zdumiewaj�c� cierpliwo�ci� i ju� po godzinie mogli ustali� jego w�a�ciw� ma��.
Mimo wszystko z pewnym niepokojem czekali na pojawienie si� matki, dla kt�rej trzymanie
jakiegokolwiek zwierz�cia wi�za�o si� z tak� mas� k�opot�w i problem�w, �e trudno sobie by�o
wyobrazi� jej zgod�. Pawe� przygotowa� szmat� i wzi�� do r�ki zwini�t� w rulon gazet�. Mia�a
ona s�u�y� do karcenia psa za wiadome przewinienie.
Zbli�a�a si� czwarta. Wymienili z ojcem porozumiewawcze spojrzenia. Obaj czuli si� nieswojo
� matka wyrazi�a wprawdzie zgod�, ale po pierwsze mia�a na my�li jakiego� bli�ej nie
okre�lonego psa, a po drugie min�o troch� czasu. Fizyczny fakt pojawienia si� nowego lokatora i
bezpo�rednia konfrontacja to jednak co� innego ni� ob�o�ona dziesi�tkami warunk�w zgoda na
trzymanie psa abstrakcyjnego. Tymczasem pies z krwi i ko�ci, niewielki, ale rozwojowy, stawia�
pierwsze niezr�czne kroki na plastikowych p�ytkach.
Wreszcie da� si� s�ysze� trzask windy i znajome kroki. Stan�a w progu objuczona ci�kimi
siatkami. Doskoczyli r�wnocze�nie i gorliwie uwolnili j� od ci�aru. W ciemnych oczach przemkn��
cie� podejrzenia:
� Dlaczego macie takie dziwne miny? Co� si� sta�o?
Zanim zdo�ali cokolwiek odpowiedzie�, z kuchni dobieg� stukot jakiego� spadaj�cego przedmiotu
i triumfalny pisk niezdarnie imituj�cy szczekanie. Wszyscy rzucili si� w stron�, z kt�rej
dobiega� ha�as. Pies tarmosi� sznur zwalonego na pod�og� �elazka.
� Co to jest? � zapyta�a z przygan� i zdziwieniem w g�osie matka, jakby psi wygl�d szczeniaka
pozostawia� jakie� w�tpliwo�ci.
Teraz mogli przej�� do obrony.
� Pies! A co? Nie wygl�da? Jest wprawdzie jeszcze m�ody � ojciec pr�bowa� roz�adowa� sytuacj�
rozmow� o podrz�dnych detalach, ale matka przerwa�a mu ostro:
� Czyj to pies? Sk�d si� tu wzi��?
10
� Zosiu, przecie� uzgodnili�my...
� Ty to nazywasz uzgodnieniem? � matka zabra�a si� do wypakowywania siatek. � Przychodz�
i po prostu jest pies. W og�le nie m�wi�e� o tym.
� To mia�a by� niespodzianka.
� Dzi�kuj� za tak� niespodziank� � by�a wyra�nie wzburzona. Przybra�a wyraz twarzy, kt�ry
przekre�la� szans� na dalsze pertraktacje. Pawe� i ojciec wycofali si� chy�kiem do pokoju.
� I co teraz? � zapyta� z niepokojem Pawe�.
Ojciec z zak�opotaniem potar� r�k� brod�.
� Mo�e jej przejdzie. Wiesz, jak jest z matk�.
Pawe� ostro�nie wytkn�� g�ow� za pr�g. Po chwili zacz�� dawa� r�k� ponaglaj�ce znaki.
� Co si� sta�o?
� Tato, pog�aska�a go! � rzuci� p�g�osem.
� Wyg�upiasz si�! � ojciec poderwa� si� z fotela. Ostro�nie zajrzeli do kuchni. Szczeniak kr�ci�
si� ko�o n�g matki merdaj�c kr�tkim ogonem. Odwr�ci�a twarz w ich stron�:
� A wy tu czego? Do roboty! Pawe�, wyprowad� psa na dw�r, daj mu co� do jedzenia, bo jak
was znam, to jest na pewno g�odny. Janusz, do przedszkola po Ma��! Co si� tak szczerzycie! Jakbym
wam na wszystko pozwala�a, toby�cie zrobili zoo z domu. �aby, myszy, padalce, B�g wie
co jeszcze! Na Grochowie wasz kot podar� firanki.
� Ale pies nie �azi po karniszach! � broni� zalet czworonoga Pawe�.
Okaza�o si� jednak, �e przyj�te do domu stworzenie mia�o inne, r�wnie uci��liwe wady.
Szczeniak polowa� wytrwale na buty, �cierki i gazety, walczy� z dywanami i fotelami, zostawiaj�c
na nich �lady ostrych z�b�w. Tej zajad�o�ci zawdzi�cza� swoje imi� � Kajman. Pod tym
wzgl�dem, w mniemaniu Paw�a, dor�wnywa� ameryka�skim gadom.
Zjawi�a si� matka i zgodnie z przewidywaniami zacz�o si�.
� Pawe�ku, syneczku, jak ty wygl�dasz!?... Pobili ci�?
� Mamo, daj spok�j, nikt mnie nie pobi�. Gra�em w pi�k�, uderzy�em si�.
Oczy matki wpatrzone w niego z trosk� � nieufne, niedowierzaj�ce.
� To od pi�ki? Ten siniak te� od pi�ki? Mnie nie oszukasz, synku... Powiedz, jak to by�o. Kto
ci� pobi�? Pawe�, ja si� i tak dowiem, zapytam na podw�rku, zobaczysz. Zawiadomi� milicj�!
Trzeba z tym zrobi� porz�dek!
� Niech mama nie traktuje mnie jak zupe�nego szczeniaka. � W g�osie Paw�a brzmia�a irytacja.
� Pawe�, nie podno� g�osu!
� Nie podnosz�.
� To dla twojego dobra.
� Nic mi nie jest.
� A to to te� nic!? � wskaza�a na rozbit� warg�. � Ca�a twarz w siniakach, porozbijane usta.
Musz� wiedzie�, co si� sta�o!
W progu stan�� ojciec z r�cznikiem przerzuconym przez rami�. Podszed� do matki i uspokajaj�cym
gestem po�o�y� jej r�k� na karku.
� Zosiu... Pawe�, id� do siebie na chwil�.
Zza drzwi dobiegaj� ch�opca strz�py rozmowy:
� ... �eby� si� uspokoi�a...
� ... wyobra�asz... mam by� spokojna... jak on wygl�da... ca�a zmasakrowana...
� ... niepotrzebnie...
� ... potrzebnie ... nie by�o za p�no... nie obchodzi tw�j syn...
11
� ... obchodzi... bez paniki... mi�dzy ch�opakami... w jego wieku...
� Ty... by�y inne czasy... �ywego...
� ... przesadzaj...
� Musisz z nim...
� ... porozmawiam... dobrze, dobrze...
Kroki ojca, skrzypni�cie drzwi. Przysiad� na ��ku i chrz�kn�� swoim zwyczajem. Przygl�da
si� z namys�em swoim d�oniom, jakby zbyt ci�kim w stosunku do szczup�ego torsu. Z pewnym
zak�opotaniem uderza r�k� w kolano.
� Zreszt�... Co ci b�d� m�wi�, sam przecie� wiesz... Ale musisz uwa�a�. Matka, znasz j� przecie�,
prze�ywa, zamartwia si�. Ta... � rozgl�da si� po pokoju, jakby znalaz� si� tu po raz pierwszy.
� Wiesz, co? Posiedz� jeszcze chwil�, bo powie, �e za kr�tko z tob� rozmawia�em.
Bierze do r�ki ksi��k�, przerzuca machinalnie kartki, otwiera na stronie tytu�owej.
� Faulkner... � mruczy pod nosem, a potem powtarza raz jeszcze, tak w�a�nie, jak jest napisane.
W ten sam spos�b kilka dni wcze�niej wymieni� nazwisko autora Pawe�. Bibliotekarka lekko
zmarszczy�a brwi i poprosi�a o powt�rzenie. � Ach, chodzi ci o Faulknera. � U�miechn�a si�
wyrozumiale, a Pawe� powt�rzy� za ni� bezd�wi�cznie: folkner.
� Dobra? � zapyta� ojciec i nie czekaj�c na odpowied� doda�: � Mo�e dasz przeczyta�?
� Jeszcze nie sko�czy�em. Ale mog� przed�u�y�.
Ale ojciec ziewn�� i od�o�y� ksi��k�.
� E, nie warto. Jeszcze nie przeczyta�em tamtego krymina�u. A w og�le to zasypiam jak kamie�.
Ludzie nie powracali jeszcze z urlop�w, ca�a robota na mojej g�owie. No, k�ad� si� ju�...
Aha � doda� w progu � odprowadzisz jutro Ma��, bo matka idzie do kiosku rano. No, trzymaj si�.
P�yn�� w przejrzystej ciep�ej wodzie. Mocnymi ruchami r�k przybli�a� si� do odleg�ego brzegu,
gdy rozleg�y si� dzwonki alarmowe. Teraz ju� wiedzia�, �e nie zd��y tam dotrze�. Dzwonki
alarmowe przeobrazi�y si� w terkotanie budzika. Przez chwil� usi�owa� dosi�gn�� brz�cz�cego
chrapliwie mechanizmu, w ko�cu zrezygnowa�. Jeszcze kilka obrot�w spr�yny i ha�as usta�.
Przez zas�ony przebija�o, ostre jeszcze, jesienne s�o�ce.
Usiad� na ��ku i stopami wymaca� kape�. Drugiego nie by�o sensu szuka�, pewnie znowu,
korzystaj�c z chwili nieuwagi, wywl�k� go ten piekielny pies. Tymczasem da�o si� s�ysze�
skomlenie i skrobanie do drzwi. Podszed� na palcach i gwa�townie szarpn�� za klamk�, pies
wpad� z impetem do pokoju, warowa�, wij�c si� przy tym jak w�gorz, to znowu wyskakiwa� niespodzianie
w g�r�. Przytrzyma� zwierz� za sk�r� na grzbiecie i potrz�sn��.
� Gdzie jest kape�?
Uwolniony zwierzak odprawia� ceremoni� skruchy � �lepia �yska�y rzewnie, a ogon kr�tkimi
urywanymi ruchami wali� o krzes�o.
Wyjrza� na korytarz, lewy pantofel le�a� na psim wyrku pomi�ty i o�liniony. Ogl�da� go przez
chwil� i zastanawia� si�, czy mo�na zrobi� z niego u�ytek, do kt�rego by� przeznaczony. Schowany
za krzes�em pies wyczekiwa� na chwil� s�abo�ci.
� Ty wredny kundlu! � rzuci� przez z�by, a zwierz� machn�o nie�mia�o ogonem. W jednym
kapciu powl�k� si� do kuchni. Przetar� oczy i odczyta� instrukcj� dotycz�c� obiadu pozostawion�
na lod�wce. Gdy szed� do �azienki, pies usi�owa� mu wyrwa� kape� z r�ki, skorzysta� wi�c z okazji,
�eby udzieli� mu napomnienia popartego lekkim klapsem w nos.
Ma�a jeszcze si� nie obudzi�a. Gdy potrz�sn�� j� za rami�, zakopa�a si� g��biej w koc.
� Wstawaj, bo nie wygrzebiesz si� na czas!
Dziewczynka usiad�a pos�usznie na ��ku i rozgl�da�a si� niezbyt przytomnie.
� Jest mama?
12
� Ju� wysz�a. Ubieraj si�, tylko nie wyci�gaj lalek, bo si� sp�nimy! � krzykn�� ju� w
drzwiach �azienki.
� Kajman! Kajtek! � zawo�a�a dziewczynka do czyhaj�cego w progu psa, a ten rzuci� si� w jej
stron� zwijaj�c si� w paroksyzmach g�upiej psiej rado�ci.
� Zostaw psa i ubieraj si�! � stara� si� przekrzycze� szum wody. Sk�ra kurczy�a si� pod lodowatymi
strumieniami. Zakr�ci� kran i czeka�, a� sp�yn� z niego stru�ki wody, dopiero wtedy si�gn��
po r�cznik.
� Uciekaj, wilko�aku! � dobieg�o go z pokoju. � Pawe�, a Kajman chce zje�� Beat�! Zostaw
moj� lalk�! Masz swoj� pi�k�.
Pawe� wyjrza� przez uchylone drzwi i dostrzeg� psa oblizuj�cego si� �akomie nad najwi�ksz�
lalk� siostry.
� Ma�a, przecie� kaza�em ci si� ubra�. Mamy tylko pi�tna�cie minut � stara� si� zapanowa�
nad zniecierpliwieniem.
� Ci�gle tylko na mnie krzyczysz i krzyczysz � buzia dziewczynki wykrzywi�a si� w podk�wk�..
� Nie przesadzaj, wiesz, �e si� spiesz�. Co� chyba do ciebie dociera, chodzisz do �redniak�w,
nie? � usi�owa� wybrn�� z niezr�cznej sytuacji.
� A maluchy umy�y sobie g�owy w ubikacji i pani Ania na nich krzycza�a. A pani Zosia to obcina�a
sobie paznokcie �yletk�, jak by�o le�akowanie.
� Dobra, dobra, ubieraj si�.
� Przecie� si� ubieram! � zaczepnym tonem rzuci�a dziewczynka niezdarnie naci�gaj�c sweterek.
Sprawdzi� zawarto�� torby. Wydawa�o mu si�, �e nie zabra� d�ugopisu, wi�c wysypa� wszystko
na st�. Oczywi�cie, wsun�� si� mi�dzy kartki ksi��ki. Napr�dce przygotowa� sobie kanapk� z
serem i wzi�� do r�ki kawa�ek kie�basy.
� Mo�e ty co� zjesz? � rzuci� do siostry stoj�cej w progu kuchni z lalk� i grzebieniem w r�ku.
� Nie, nie chc�. Potem nie mog� mlecznej zupy i pani Irenka na mnie krzyczy.
� Sama by� si� uczesa�a, zamiast wyrywa� k�aki tej lalce.
Dziewczynka podesz�a do lustra i d�u�sz� chwil� przygl�da�a si� swojej fryzurze.
� Ja ju� si� chyba czesa�am.
� Nie wida�.
Grzebie� ugrz�z� w zmierzwionych w�osach. Pawe� przygl�da� si� wysi�kom siostry.
� Monika! � zawo�a� pog�osem. Zwr�ci�a w jego stron� zdziwione oczy. Prawie nigdy nie
m�wi� do niej po imieniu. Dla niego by�a to zawsze Ma�a, m�odsza siostra, najm�odsza osoba w
domu. W przedszkolu dzieci wo�a�y na ni� Nika, bo w grupie by�y dwie Moniki i trzeba je by�o
jako� odr�ni�.
Rzuci� okiem na zegarek, zosta�o mu tylko pi�tna�cie minut na odprowadzenie dziewczynki
do przedszkola i spacer z psem. Ju� po zamkni�ciu drzwi Nika przypomnia�a sobie, �e mia�a zabra�
zabawk�. Stara� si� zapanowa� nad zniecierpliwieniem. Zgodzi� si� w ko�cu. Postawi� jednak
warunek, �e nie mo�e to by� kilogramowy nied�wied�, lecz co� mniejszego, co mo�na zmie�ci�
w kieszeni fartuszka. Wybieg�a po chwili �ciskaj�c w r�ku ma�ego gumowego prosiaczka.
Szli wzd�u� muru cmentarza. Monika zatrzymywa�a si� co chwila wydaj�c okrzyki zachwytu
nad jakimi� �ukami czy chrz�szczami. Ponagla� j� teraz monotonnie, ju� bez zniecierpliwienia.
W ostateczno�ci dojdzie do przedszkola sama, m�g� obserwowa� jej drog� spod muru. Wiedzia�
jednak, �e matka nie pochwala takiego zdawania si� na poczucie odpowiedzialno�ci pi�cioletniego
dziecka, stara� si� wi�c unika� tego w miar� mo�liwo�ci.
13
Kiedy drzwi zamkn�y si� za siostr�, odetchn�� z ulg� i szybkim krokiem ruszy� z powrotem.
Pies jak oszala�y zatacza� wok� niego �semki, jakby na tym kr�tkim spacerze chcia� zu�y� jak
najwi�cej energii.
Mur cmentarza przecina� pasmo bujnej zieleni. W oddali po przeciwnej stronie snu�y si� z
komin�w Zorania pasma ci�kiego dymu. Nie wznosi�y si� do g�ry, lecz pe�z�y poziomo gdzie�
ku granicom miasta.
Pawe� rozgl�da� si� po klasie. Ani jednej znajomej twarzy, zapami�tanej cho�by tylko z widzenia.
Czu� si� nieswojo, bo wygl�da�o na to, �e poza nim wszyscy tu si� znaj�. Tylko on jest
kim� obcym. Z zewn�trz. Jaka� dziewczyna wydaje st�umiony chichot. Uroi� sobie, �e patrz� na
niego ukradkiem, wymieniaj� jakie� uwagi za jego plecami. Ostro�nie dotkn�� plastra przytwierdzonego
do wargi. Czyje� oczy patrz� na niego taksuj�ce.
Nauczyciel, szczup�y blondyn o �miej�cych si� jasnych oczach, zacz�� odczytywa� list�. Przy
jego nazwisku przerywa na chwil� i przygl�da si� z ciekawo�ci�.
� Zdaje si�, �e nie chodzi�e� do naszej podstaw�wki? Nie pami�tam twojej twarzy � m�wi nie
przestaj�c si� u�miecha�.
Teraz ju� wszystkie oczy zwr�ci�y si� w stron� Paw�a.
� Nie, ja chodzi�em gdzie indziej � odpowiada nieco schrypni�tym g�osem.
� Pozw�l na chwil�. Nie mam w dzienniku twojego adresu ani miejsca pracy ojca.
Pawe� podnosi si� niezdarnie potr�caj�c torb�. �apie j� dopiero nad sam� pod�og� i przechodzi
mi�dzy rz�dami �awek, kt�re zdaj� si� ci�gn�� w niesko�czono��. Wychowawca podnosi twarz
znad dziennika, gdy ch�opiec podaje adres.
� Julianowska? Gdzie to jest? � pyta zdziwiony.
� Br�dno.
� Ach, Br�dno...
� Najbardziej ekskluzywna dzielnica Warszawy � rzuca kto� p�g�osem. Po klasie przetacza
si� kr�tki �miech.
� Spok�j, dowcipnisie! � g�os wychowawcy zabrzmia� teraz twardo. Zaleg�a napi�ta cisza, ale
by�o w niej co� z oczekiwania na nast�pn� okazj� do �miechu.
� Masz do nas kawa� drogi.
� Mieli�my dosta� mieszkanie na K�pie, dlatego stara�em si� tutaj � odpowiada Pawe�, jest
troch� speszony. M�wi�c, zwil�a j�zykiem wyschni�te wargi.
� Rozumiem � wychowawca kiwa g�ow�. � Podaj mi jeszcze adres i miejsce pracy ojca.
Pawe� stara si� m�wi� p�g�osem, ale w tej ciszy ka�de s�owo dociera do najdalszych �awek.
� Zaw�d?
� Robotnik. To znaczy mistrz zmianowy.
W lewym ko�cu klasy kto� gwizdn�� cicho. Nauczyciel zerwa� si� z miejsca.
� S�uchajcie, liceali�ci! To nie jest budka dla szpak�w! Ale dobrze... Pos�uchajmy, co ma do
powiedzenia ten delikwent z ptasim m�d�kiem � bezb��dnie wskazuje r�k� wysokiego ch�opaka
w czarnej bawe�nianej koszulce z napisem �love me�. Ch�opak podnosi si� powoli, jego twarz
wyra�a udawane zdumienie, podkre�lone jeszcze gestem d�oni.
� Ja mam taki �wiszcz�cy oddech, panie psorze. Przechodzi�em koklusz w dzieci�stwie.
� Wszystko?... Mo�esz liczy� u mnie na specjalne wzgl�dy pocz�wszy od jutra, a teraz siadaj
� m�wi�c to nauczyciel patrzy� mu w oczy zimno, bez u�miechu. Potem odwr�ci� si� do Paw�a:
� Dzi�kuj� ci, wracaj na miejsce.
Pierwszy dzie� w szkole by� kr�tki: podano rozk�ad zaj�� i klasa rozesz�a si� do domu.
14
Gdy wychodzili ze szko�y, ten w czarnej koszulce z angielskim napisem zach�caj�cym do
mi�o�ci podszed� do Paw�a i zast�pi� mu drog�. Pawe� dostrzeg� go w ostatniej chwili. Cofn�� si�
o krok.
� Wracasz na Br�dno? � zapyta� ch�opak z wyszukan� uprzejmo�ci� i u�miechn�� si� przy tym
kpi�co. Kilka os�b z ich klasy zatrzyma�o si�, pomi�dzy nimi by�y dwie dziewczyny. Przygl�dali
si� z ciekawo�ci� stoj�cym naprzeciw siebie ch�opcom.
Pawe� odpowiedzia� p�g�osem, niemal machinalnie:
� Wracam.
� Mam nadziej�, �e na zawsze � czarna koszulka powiedzia� to w tej samej uprzejmej tonacji,
ale jednocze�nie Pawe� poczu� na sobie jego kpi�ce spojrzenie.
� Co jest? � zapyta� nieufnie. Tamten parskn�� kr�tkim �miechem.
� Jak ty nic nie rozumiesz. To przecie� dla twojego dobra. Powiniene� mie� bli�ej do szko�y.
A poza tym przynosisz mi pecha. Nie lubi� ludzi, kt�rzy przynosz� pecha. To zara�liwe. Wiesz
co? Za�atwi� ci miejsce w innej szkole. Mam znajomo�ci w kuratorium. Nie, nie musisz mi dzi�kowa�.
To dla mnie drobiazg.
Kto� ze stoj�cych obok roze�mia� si�. Pawe� przygryz� warg�.
� Zastanowi� si�, je�li pozwolisz � odpowiedzia� w tej samej konwencji ironicznej uprzejmo�ci.
� Daj� ci trzy dni do namys�u � rzuci� tamten szybko i, zanim Pawe� zd��y� cokolwiek odpowiedzie�,
odszed� mi�kkim, wystudiowanym krokiem. Od grupki obserwator�w od��czy�o si�
dw�ch ch�opc�w i ruszy�o za nim. Pawe� sta� nadal patrz�c za odchodz�cymi. Jeden z nich obejrza�
si�. Musia� powiedzie� co� do dw�ch pozosta�ych, bo wybuchn�li �miechem.
Pawe� ruszy� powoli w stron� parku. Po przej�ciu kilkunastu metr�w us�ysza� za plecami czyje�
kroki. Zwolni� troch� i pozwoli� zr�wna� si� z sob� niskiemu blondynowi w ciemnych okularach.
� Nie najlepiej to rozegra�e� � rzuci� blondyn nie patrz�c na Paw�a, lecz gdzie� w bok, jakby
m�wi� do siebie.
� Dlaczego mi to m�wisz?
� Gdybym ci� d�u�ej zna�, powiedzia�bym pewnie, �e ci� polubi�em, ale to nieprawda. Nie kocham
Ajali, je�li chcesz wiedzie�.
� Kto to jest Ajala?
� Rozmawia�e� z nim przed chwil�. Mia� kiedy� najd�u�sze w�osy w klasie. W�osy skr�ci�, ale
przezwisko zosta�o, pami�tasz, by� taki pi�karz argenty�ski?
Pawe� skin�� g�ow�.
� Masz z tym Ajal� jakie� stare sprawy? � zapyta�.
� Nie, to nie tak. Ja zawsze by�em poza jego zasi�giem. To zreszt� teraz niewa�ne. Przygl�dam
mu si� ju� od dawna. Okazji jest du�o. Prawie wszyscy znamy si� tu z podstaw�wki, z ulicy,
parku.
� Musimy m�wi� o tym cz�owieku?
� Jako cz�owiek jest on raczej ma�o interesuj�cy. Mnie interesuje przypadek. Bawi� si� w psychologa.
� Nie ze mn� � rzuci� Pawe� szorstko.
� Co? � flegmatyczny blondyn po raz pierwszy wydawa� si� by� zaskoczony. Dot�d zachowywa�
si� tak, jakby ka�de wypowiedziane przez siebie zdanie zna� od lat na pami��.
� Powiedzia�em, �e b�dziesz si� bawi� beze mnie � powt�rzy� Pawe�.
Blondyn u�miechn�� si�. Znowu wygl�da� na lekko znudzonego.
� Jak chcesz.
15
� Swoje sprawy za�atwiam sam.
� Za cz�sto ogl�dasz westerny. Gdyby� chcia� zobaczy� jaki� dobry obraz psychologiczny,
zg�o� si� po rad� do mnie.
Oddali� si� nie czekaj�c na odpowied�. Pawe� ruszy� przez jezdni� nie patrz�c w jego stron�.
Na przej�ciu dla pieszych osaczy�o go czerwone �wiat�o. Przed nim i za jego plecami, w dw�ch
przeciwnych kierunkach, sun�y samochody.
Najbardziej ekskluzywna dzielnica Warszawy, przypomnia� sobie Pawe� i zacisn�� szcz�ki a�
do b�lu. Nazwa nie podoba�a mu si� na pocz�tku. Kojarzy�a si� z brudem. Brudne Br�dno. Dopiero
kiedy na w�asne oczy zobaczy� nowe, schludne osiedle z du�� ilo�ci� zieleni, zapomnia� na
kr�tko o tym skojarzeniu. P�niej wraca�o ono zawsze, gdy przeje�d�a� tramwajem przez star�,
czynszow� Prag�, kt�rej kamienice nosi�y �lady pocisk�w jeszcze z czas�w ostatniej wojny. Na
rogu Br�dnowskiej i 11 Listopada wisia�a tabliczka wykonana przez liternika nie przejawiaj�cego
�adnej sk�onno�ci do ortografii. W pierwszej wersji nazw� ulicy zapisa� przez �u�, dopiero p�niej
czyja� lito�ciwa r�ka poprawi�a b��d. Br�dno z brudem tyle ma wsp�lnego, co nie przymierzaj�c
w� z karet�. Przynajmniej je�li chodzi o pochodzenie tych dw�ch s��w. Pawe� przeczyta�
kiedy�, �e nazwa dzielnicy pochodzi od starego brodu na Wi�le. Niekt�rzy historycy twierdzili
nawet, �e by�a to najwcze�niej zamieszka�a cz�� p�niejszej Warszawy, jako �e w zamierzch�ej
przesz�o�ci przez rzeczne brody przebiega�y szlaki handlowe. Przy nich z kolei najcz�ciej powstawa�y
miasta i osiedla.
Mieszka�com Warszawy Br�dno kojarzy�o si� z jednym z najwi�kszych europejskich cmentarzy
i star�, czynszow� Prag�.
Tymczasem za p�nocnym murem cmentarza wyros�o w ci�gu kilku lat wielotysi�czne osiedle
wielko�ci du�ego wojew�dzkiego miasta. Cho� po�o�one od �r�dmie�cia nie dalej ni� Stegny czy
Piaski, a bli�ej ni� Ursyn�w, uznane zosta�o przez mieszka�c�w za peryferyjne. Mieszka�cy stolicy
zawsze dzielili j� na lepsz� i gorsz�. Praga to ju� nie Warszawa, mawiano.
Pawe� z przyjemno�ci� przygl�da� si� eleganckim willom Saskiej K�py, jej ma�ym zielonym
uliczkom. Sam sobie wydawa� si� intruzem w dzielnicy, w kt�rej, jak s�dzi�, wszyscy si� znali, i
z tego powodu czu� si� tu troch� nieswojo.
� Pawiu, pozw�l na s�owo � s�yszy za plecami znajomy g�os.
Odwraca si� i widzi u�miechni�tego Mr�w�, wspartego na kuli. Nog� ma w gipsie. Pawe�
oci�gaj�c si� podchodzi do niego. Obserwuje go nieufnie. Ale Mr�wa u�miecha si� szeroko i
mruga porozumiewawczo.
� Masz do mnie �al? � pyta.
Pawe� nie mo�e si� zdecydowa� na odpowied�. Jeszcze mu nie ufa, na wszelki wypadek nie
spuszcza go z oka.
� Chyba nie my�lisz, �e chc� ci spu�ci� �omot � Mr�wa wskazuje wymownym gestem unieruchomion�
nog�. � Chc�, �eby� wiedzia�, �e nie mam do ciebie pretensji. Wypadek przy pracy.
Zdarza si�. Co by�o, a nie jest, nie pisze si� w rejestr.
Widzi wyci�gni�t� r�k� i przez chwil� przygl�da si� jej zdziwiony. Jeszcze nie wierzy. Mr�wa
�mieje si� bezg�o�nie:
� Jest git. Nie ma o czym m�wi�. Jeszcze nie mo�e uwierzy�, �e Mr�wa wyci�gn�� r�k�
pierwszy.
� To ja ci� tak urz�dzi�em? � pyta go ostro�nie, jest mu g�upio, bo nie ma co do tego w�tpliwo�ci.
� Sam bym sobie tego nie zrobi�.
� Nie wiedzia�em, �e...
16
� Wida� ma�o wiesz o sobie � �miej�c si� m�wi Mr�wa. � Mam miesi�c zwolnienia. Ta noga
jest mi na r�k�, prawd� m�wi�c.
Pawe� czuje, �e ogarnia go ciep�e uczucie, rodzaj spokojnej rado�ci. Rozmawiaj� jeszcze kilka
minut. Mr�wa opowiada, co si� ostatnio zdarzy�o w okolicy. Pawe� obiecuje mu, �e przyjdzie
wieczorem na �awk�, pojawi� si� nowy cz�owiek, warto go pozna�.
Nowy cz�owiek ma oko�o dwudziestu lat. Kr�py, o rozbieganych oczach. Pawe� dostrzega
kropki wytatuowane na powiekach. Nie tylko on patrzy z zazdro�ci� na ten symbol wi�ziennego
wtajemniczenia. Nowy od niedawna mieszka w tej okolicy, przed paroma dniami wyszed� z wi�zienia.
On sam u�ywa innego okre�lenia: wyklepa�. �Wyklepa� dwa wojtki�, powtarza w my�li
Pawe�. Teraz jest wolno�ciowy. Patrz� na niego z podziwem. Staraj� si� go na�ladowa�. Paw�owi
te� imponuje, �e tamten uwa�a go za r�wnego sobie. Przyjmuje papierosa i stara si� pali� nie
zaci�gaj�c si�. Ostry gryz�cy dym wciska si� do nosa, dra�ni oczy. Pokas�uje dyskretnie.
Nowy proponuje, �eby wypili jakie� wino. Dzisiaj wprawdzie nie ma pieni�dzy, ale przecie�
mog� si� zrzuci�. Zrewan�uje si� im przy okazji. Ch�opcy grzebi� po kieszeniach w poszukiwaniu
drobnych. Nie zebra�o si� tego wiele, ale na dwie butelki wystarczy. Nowy wraca po paru
minutach i wprawnym uderzeniem pi�ci wybija korek. Butelka zaczyna kr��y�. Pawe� pije
swoj� dzia�k� jako jeden z pierwszych. Kilka sporych �yk�w. Pije alkohol w�a�ciwie po raz
pierwszy w �yciu. Wstrz�sa nim dreszcz obrzydzenia, w prze�yku czuje ciasn� obr�cz. Cierpkos�odki
od�r przyprawia go o md�o�ci. Po kilku minutach g�osy docieraj� do niego przyt�umione,
jak przez warstw� waty. Jeszcze jedna fala md�o�ci, ledwie uda�o mu si� zapanowa� nad odruchem
wymiotnym. Podnosi si� chwiejnie. Na szcz�cie nie zauwa�yli nawet jego odej�cia.
� Taki m�ody! Taki m�ody! � s�yszy kobiecy g�os i zdaje sobie spraw�, �e stoi na chwiejnych
nogach obejmuj�c pie� drzewa.
Pierwsze dni w szkole mija�y szybko. Nauka si� jeszcze na dobre nie rozpocz�a. Posadzono
go w jednej �awce z blondynem, kt�ry zaczepi� go pierwszego dnia. Mia� na imi� Kostek, ale
wszyscy zwracali si� do niego per Kot. Rzeczywi�cie, przypomina� troch� prawdziwego kota;
mi�kkie ruchy, pob�a�liwy, ospa�y u�miech nie schodzi� mu z twarzy, wra�enia dope�nia�y spiczaste
uszy. Kot nie wraca�, jak dot�d, do ich pierwszej rozmowy, uzna� j� wida� za nieby��.
Paw�a traktowa� ze zdawkow� uprzejmo�ci�, nie po�wi�caj�c mu specjalnego zainteresowania.
Pawe� zauwa�y�, �e wi�kszo�� ch�opak�w w klasie darzy Kota pewnego rodzaju respektem i
zachowuje wobec niego dystans. W podobny spos�b traktowali tak�e jego samego, z tym �e kilku,
z Ajal� na czele, �ledzi�o z uwag� ka�dy jego krok. Nie podchodzili do niego, nie pr�bowali
nawi�za� rozmowy, a jednak ich obecno�� czu� przez sk�r�, nawet gdy byli poza zasi�giem
wzroku.
Zdarza�o si�, �e dziewczyny przygl�da�y mu si� z zaciekawieniem, m�g� si� nawet domy�la�,
�e wymienia�y mi�dzy sob� jakie� uwagi na jego temat, ale jak dot�d nie rozmawia� z nikim, je�li
nie liczy� zdawkowej wymiany zda�.
Pierwszym stopniem, jaki otrzyma� ju� trzeciego dnia, by�a tr�jka z polskiego. Wydawa�o mu
si�, �e do odpowiedzi jest przygotowany dobrze, nawet bardzo dobrze, gdy jednak poczu� oczy
ca�ej klasy zwr�cone na siebie, wyuczone zdania, kt�re mia� powiedzie� na pocz�tku, rozsypa�y
si� w jakie� nie powi�zane ze sob� fragmenty. Z trudno�ci� wyduka� do ko�ca, ale nie oby�o si�
bez dodatkowych, pomocniczych pyta�, kt�re jak na z�o�� nie mia�y zwi�zku z g��wnym w�tkiem
jego w�asnej, przygotowanej odpowiedzi. W podstawowej szkole mia� z tego przedmiotu
same czw�rki i pi�tki, ale odpowiada� zawsze p�ynniej i swobodniej, nawet wtedy, gdy musia�
improwizowa�. Tym razem zwa�a� na ka�de wypowiadane s�owo. Mo�e w�a�nie dlatego trudno
mu by�o powi�za� je w ca�o��. Par� razy zaj�kn�� si�. Dolecia� go czyj� z�o�liwy chichot. To spe-
17
szy�o go jeszcze bardziej. Usiad� wreszcie z uczuciem ulgi, ale i zawodu. Nie by� zadowolony z
tej pierwszej odpowiedzi.
Kot tr�ci� go lekko w bok.
� Niepotrzebnie si� denerwowa�e�, cz�owieku � m�wi� p�g�osem ledwie poruszaj�c wargami.
� Stara jest troch� przyg�ucha. Wystarczy m�wi� cicho i p�ynnie, wszystko jedno co.
Pawe� machinalnie kiwn�� g�ow� i przesun�� spoconymi d�o�mi po spodniach.
Na przerwie podszed� do niego Ajala w asy�cie dw�ch ludzi ze swojej paczki. W r�ku trzyma�
kieszonkowy kalendarzyk i znacz�co postukiwa� nim o udo. U�miechn�� si� z fa�szyw� dobroduszno�ci�.
� No i co? Znalaz�e� ju� szko�� z lepszym dojazdem?
� Znalaz�em... Tutaj � doda� po chwili. � Podoba mi si� trasa. Du�o zieleni, park po drodze.
� Ooo?! � zdziwi� si� Ajala, a dwaj jego goryle r�wnie� g�o�no wyrazili swoje zaskoczenie. �
Nie mog� ci zabroni� przychodzenia do szko�y � ci�gn�� Ajala ze smutkiem. � Liceum jest pa�stwowe.
Ale nie pl�cz si� tutaj bez potrzeby � doda� �yczliwie � i nie wchod� mi w oczy... �adnie
ci si� goi � wskaza� na warg� prawie dotykaj�c jej palcem.
Pawe� gwa�townym ruchem odtr�ci� jego r�k�.
� A mo�e to jaka� choroba zaka�na? � g�o�no zastanawia� si� Ajala, a dwaj jego przyboczni
kiwali g�owami daj�c do zrozumienia, �e i oni nie wykluczaj� takiej ewentualno�ci.
� Wracaj lepiej na Br�dno najkr�tsz� drog� i z nikim si� nie kontaktuj � w g�osie Ajali zabrzmia�a
troska.
Ch�opak poczu�, �e przed oczami zawirowa�y mu czarne i czerwone plamy. Zadr�a� z w�ciek�o�ci,
got�w rzuci� si� na tych trzech z pi�ciami, mimo ich zdecydowanej przewagi, ale zanim
zdecydowa� si� wykona� jakikolwiek ruch, ju� ich nie by�o. Powoli wraca� do przytomno�ci. Zad�wi�cza�
dzwonek obwieszczaj�c pocz�tek kolejnej lekcji, a on nadal sta� w bezruchu, z oczami
wlepionymi martwo w jaki� punkt na �cianie.
� Hej! � dotar�o do niego z boku. Drgn�� i dopiero teraz rozlu�ni� zaci�ni�te pi�ci.
� Pawe�, co� ci si� sta�o?
Po raz pierwszy kto� zwr�ci� si� tutaj do niego po imieniu. Dziewczyna patrzy�a na niego pytaj�co
i troch� podejrzliwie.
� Tak dziwnie wygl�dasz � doda�a po chwili.
Ockn�� si�, napi�cie ust�pi�o. Odetchn�� g��boko.
� W porz�dku, zagapi�em si� � odpowiedzia� tonem wyja�nienia.
� Cz�sto ci si� to zdarza? � dziewczyna powiedzia�a to ze �miechem, ale w jej g�osie nie wyczu�
kpiny.
� Nie pami�tam � rzuci� z roztargnieniem. Usi�owa� sobie przypomnie� jej imi�, ale bez skutku.
Poci�gn�a go za r�k�.
� P�d�my do klasy! Ju� dawno po dzwonku!
Wbiegli po schodach przeskakuj�c po dwa stopnie i w�lizn�li si� do sali tu� przed wej�ciem
nauczyciela.
Na kolejnej przerwie podszed� do niego jeden z paczki Ajali, zwalisty, o ma�o rozgarni�tym
wyrazie twarzy. Podni�s� otwarte d�onie na znak pokojowych zamiar�w i zameldowa� kr�tko:
� Ty, psorka od biologii kaza�a ci przyj�� do gabinetu.
� Nie m�wi�a, w jakiej sprawie? � zapyta� podejrzliwie.
� Nie. Tylko nazwisko � odpowiedzia� Bubu, zakr�ci� si� na pi�cie i odszed�.
Przed drzwiami Pawe� zawaha� si� chwil�. Zanim zapuka� i nacisn�� klamk�, zast�pi� mu drog�
Kot.
18
� Nie wchod� tam, wpuszczaj� ci� w maliny. Ona ci� wcale nie wzywa�a.
� Sk�d wiesz? � Pawe� podni�s� na niego zdziwione oczy.
� S�ysza�em, jak si� ciesz� na t� okazj�. Schowali jaki� preparat. Ajala obieca� biologicy, �e
znajdzie winowajc� i przy�le go do gabinetu. Ma�a rzecz, a cieszy.
� Mogli wymy�li� co� lepszego � mrukn�� Pawe�.
Twarz Kota rozci�gn�� leniwy u�miech.
� Zar�czam ci, �e b�d� si� starali � powiedzia� mru��c oczy, co upodobni�o go do kota jeszcze
bardziej.
� Dzi�ki, Kot � z pewnym za�enowaniem zmusi� si� do szorstkiej wdzi�czno�ci.
Ruszyli powoli opustosza�ym korytarzem.
� Jak my�lisz, o co im chodzi? � zada� to pytanie nie bez trudno�ci. K�tem oka spojrza� na
koleg�.
� To do�� przejrzyste � Kot zacz�� m�wi� powoli, rozci�gaj�c poszczeg�lne s�owa. � Atawizm.
Ochrona terytorium czy co� w tym rodzaju. Jeste� obcy i to im wystarcza za wszelkie powody.
Musz� mie� kogo� takiego jak ty, �eby czu� si� lepiej.
� A ty? � Pawe� spojrza� na niego wyczekuj�co.
� Zdaje si�, �e lubi� psu� im szyki � powiedzia� Kot niedbale i po chwili doda�: � Jak na razie,
nie ustawiaj� ich zbyt misternie. A poza tym ja dzia�am na innych falach. Te ich sprawy nie maj�
dla mnie �adnego znaczenia, ale bawi mnie przewidywanie r�nych sytuacji. Kiedy zobaczy�em
ci� ju� pierwszego dnia, wiedzia�em, �e b�dziesz mia� k�opoty.
� Zawsze mam k�opoty � machn�� r�k� z rezygnacj�.
� Zauwa�y�em � powiedzia� z przek�sem Kot patrz�c wymownie na jego rozbit� warg�.
Pawe� otworzy� usta, �eby co� odpowiedzie�, ale po chwili wahania da� spok�j wyja�nieniom.
Wr�cili do klasy w milczeniu. Odszuka� wzrokiem dziewczyn�, z kt�r� rozmawia� na korytarzu.
Zna� ju� jej imi�. Anka. Gdy przygl�da� si� jej teraz, jak ze swobod� rozmawia o czym� z kole�ankami,
poczu� przyp�yw jakiej� bezsensownej zazdro�ci. Na szcz�cie otrz�sn�� si� z tego
szybko. Roze�mia� si� w duchu, kiedy to sobie u�wiadomi�. Jeszcze raz spojrza� na dziewczyn�.
Siedzia�a pochylona nad zeszytem, twarz mia�a skupion�, lekko rozchylone wargi. Odgarn�a
d�oni� w�osy zsuwaj�ce si� na policzek. Tym razem wyda�a mu si� inna. W wyobra�ni kadrowa�
portret na tle okna. Jesienne s�o�ce prze�wietli�o jej jasne w�osy kontrastuj�ce w tym uj�ciu z
ciemnym konturem profilu. �Portret lirycznej dziewczyny� � powiedzia� sobie w my�li z rozbawieniem.
Ockn�� si� z zamy�lenia, kiedy u�wiadomi� sobie, �e od pewnego czasu k�tem oka spogl�da
na niego Kot. Zwr�ci� twarz w jego stron�. Tamten uni�s� lekko brwi i wysun�� doln� warg�,
w jego spojrzeniu m�g� odczyta� pob�a�liw� ironi�.
Pawe� chrz�kn�� i z nag�ym zainteresowaniem zacz�� przegl�da� podr�cznik fizyki.
Zdawa�o si�, �e park pogr��ony jest w jakim� letargu. Nie s�ycha� by�o ludzkich g�os�w, tylko
�wiergot ptak�w i terkotanie owad�w w wysokiej, nie skoszonej jeszcze trawie. Pawe� wszed� w
alej� poro�ni�t� z obu stron g�stymi krzewami i spu�ci� psa. Straci� go z oczu niemal od razu. Po
chwili us�ysza� radosne ujadanie. Ruszy� w t� stron�. Gdy min�� ostatni� k�p� krzew�w, dostrzeg�
psa podskakuj�cego doko�a jakiej� dziewczyny w d�insowej sukience. Kln�c pod nosem
g�upot� rozbrykanego kundla przyspieszy� kroku. Sytuacja nie wygl�da�a najgorzej � dziewczyna
nie ba�a si� Kajmana i jego �ywio�ow� sympati� przyjmowa�a z rozbawieniem. Gwizdn�� na psa,
ale ten zaj�ty zabaw� nie zwr�ci� na to najmniejszej uwagi. Ch�opcu wydawa�o si�, �e sylwetka
dziewczyny, wci�� zwr�conej do niego ty�em, kogo� mu przypomina.
Dopad� wreszcie zwierzaka i przytrzyma� za sk�r� na karku.
19
� Przepraszam za niego � rzek� zdyszanym nieco g�osem. � Jest jeszcze m�ody, pewnie my�li,
�e ka�dy chce si� z nim bawi�. Chyba nic si� nie sta�o?
Dopiero teraz przyjrza� si� dziewczynie uwa�niej. Nie widzia� jeszcze jej twarzy, ale w pochyleniu
g�owy, w jasnych w�osach zsuwaj�cych si� na policzek dostrzeg� co� znajomego. Podnios�a
na niego roze�miane piwne oczy, kt�re po chwili rozszerzy� wyraz zaskoczenia. Stali naprzeciw
siebie. Dziewczyna mia�a buty na wysokim obcasie, wydawa�o si� wi�c, �e s� tego samego
wzrostu. Roze�mia�a si� nagle ods�aniaj�c drobne, r�wne z�by, bo w niebieskich oczach
ch�opaka malowa� si� wyraz kompletnego os�upienia.
Kiedy odezwa�a si�, w jej g�osie zabrzmia�a nuta zaskoczenia:
� To ty?!
Pawe� nie mia� ju� w�tpliwo�ci, przed nim sta�a Anka.
� Anka? Hej, co tu robisz? � poprawi� si� jednak po chwili: � Prawda, g�upio pytam, przecie�
zdaje si�, �e mieszkasz dwa kroki st�d.
U�miechaj�c si� kiwn�a g�ow� dla formalno�ci.
� Za to ty z Br�dna masz �adny kawa�ek � powiedzia�a i oboje roze�mieli si� z lekkim skr�powaniem.
Pawe� rozlu�ni� chwyt na karku szamocz�cego si� Kajmana, a ten pomkn�� w krzaki w dzikich
podskokach.
� Czy jeste� z kim�... � zacz�� Pawe�, poprawi� si� po chwili, bo doszed� do wniosku, �e pytanie
zabrzmi niezr�cznie: � Sama tak spacerujesz?
Chrz�kn��, bo i w tej formie pytanie zdawa�o si� wykracza� poza granice zwyk�ej ciekawo�ci.
� Sama � odpowiedzia�a z naciskiem patrz�c mu przy tym w oczy. � Lubi� to � doda�a nieco
ciszej.
� Okazja do przemy�le�? � zapyta� sil�c si� na ironi�, ale wypad�o to do�� banalnie.
� Mo�e � przechylaj�c g�ow� rzuci�a przez rami� i tym razem jemu wyda�o si� to banalne.
Rozmowa nie klei�a si�. Oboje odczuwali skr�powanie. Pawe� zdecydowa� si� wycofa� z niezr�cznej
sytuacji:
� Je�eli si� spieszysz, to...
Nie doko�czy� jednak, dziewczyna przerwa�a mu zdanie w po�owie.
� To co? � zapyta�a po prostu.
� Nic � wzruszy� ramionami i zaproponowa� bez najmniejszego przekonania: � Mog� ci� odprowadzi�
kawa�ek.
� Nie musisz � rzuci�a nonszalancko, ale zaraz doda�a normalnym ju� tonem. � W�a�ciwie
nigdzie si� nie spiesz�. A ty um�wi�e� si� tu z kim�?
� Tak � rzuci� okiem na trzyman� w r�ku smycz i u�miechn�� si�. � Z psem, �e zaprowadz� go
do parku, z kt�rego nie wyrzuc� go.
Spojrza�a na niego troch� kpi�co. Dopiero teraz zauwa�y�a, �e Pawe� ma d�ugie wywini�te
rz�sy. Pomy�la�a, �e to zb�dna ozdoba dla ch�opaka. Natura jest niesprawiedliwa, powinna by�a
obdarzy� ni� jak�� dziewczyn�. A Pawe� wygl�da�by ca�kiem sympatycznie, gdyby nie te spojrzenia
spode �ba i zaci�ni�te wargi.
Ruszyli wolno alej� mi�dzy szpalerami starych, roz�o�ystych klon�w. Dziewczyna mimochodem
zerwa�a li�� z wisz�cej nad jej g�ow� ga��zi i obraca�a go w palcach.
� Mam uwierzy�, �e pies to zrozumia�? � wr�ci�a do przerwanego w�tku.
� O tak! � wykrzykn�� czuj�c, �e ta rozmowa zaczyna go bawi�. � To wyj�tkowo rozumny
pies, taki canis sapiens.
� Nie wygl�da � Arika przyj�a konwencj� m�wienia o drobiazgach z udawanym przej�ciem.
� Lata w k�ko z wywalonym j�zorem i otwartym pyskiem.
20
By�o to zgodne z prawd�, pies rzeczywi�cie nie wygl�da� rozs�dnie.
� Mo�liwe, �e sapiens ma w tym wypadku wi�cej wsp�lnego z sapaniem ni� z my�leniem �
mrukn�� pod nosem Pawe�.
� �mieszny jeste�... � po raz pierwszy w jej g�osie zabrzmia�a nuta sympatii. Przerwa�a na
moment. Stali obok siebie unikaj�c instynktownie wymiany spojrze�. Pawe� wepchn�� r�ce g��boko
do kieszeni, ale zaraz je wyj��. Zdecydowa� si� wreszcie owin�� smycz wok� prawej r�ki.
By�o to jednak za ma�o, aby w pe�ni odzyska� psychiczn� r�wnowag�, wi�c dla dodania sobie
rezonu kopn�� jaki� drobny kamie�.
� Nie s�ysz