4183

Szczegóły
Tytuł 4183
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4183 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4183 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4183 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Jerzy Niemczuk Pawe� Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000 Imi� to przecie� tylko has�o, znak wywo�awczy. Wi�c powiedzmy: Pawe�. Powiedzmy: Kajtek. Ale wok� nich inni: jak w ciep�e popo�udnie na ruchliwej ulicy tasuj� si� � jakby z pomieszanych przedziwnie talii kart � twarze, gesty, s�owa. I w tym t�umie ka�dy jest i nie jest sam. Jak to w �yciu albo w ksi��ce, jak na ulicy. Wi�c Pawe�, Kajtek. Wi�c ja... 5 Limo zabrzd�ka� fa�szywie na rozstrojonej gitarze. Mr�wa wali� w �awk� do taktu. � U nas to nikt nie zamarga�. Nie by�o si�y. Ch�opaki sta�y na winklu i sprawdza�y, kogo zna. � A jak nie zna�? � zapyta� Pawe� uprzejmie dla podtrzymania konwersacji. � No to, ma si� rozumie�, w baniak. � Bez powodu... � ni to stwierdzi�, ni to zapyta� Pawe�. � A to, �e si� szwenda nie na swoim, to nie pow�d? � Ty te� zawsze by�e� na swoim? � Przewa�nie si� nie rusza�em, ale zdarza�o si�. Nie za cz�sto. Lepiej do�o�y� komu� ni� oberwa� w innej dzielnicy. � U nas by�o to samo � wtr�ci� Mr�wa. � Jak si� ch�opaki wybierali na Annopol, to w pi�ciu. Limo zaintonowa� co� w przedziwnej angielszczy�nie wt�ruj�c sobie na gitarze. Pozostali gapili si� bezmy�lnie na boksera w�sz�cego na trawniku. W pewnej chwili zwierz� poderwa�o �eb do g�ry. Na horyzoncie pojawi� si� wielki �aciaty kundel. Bokser ruszy� w jego kierunku na wypr�onych �apach. Kundel niepewnie pomacha� ogonem. Moment trwa�o wzajemne badanie, a potem sier�� na karku obu zwierz�t zje�y�a si�. Pierwszy uderzy� bokser. Doko�a ps�w wzni�s� si� tuman kurzu. Warczenie obudzi�o Kaja, kt�ry wylaz� spod �awki i niepewnie przygl�da� si� walcz�cym zwierz�tom. Z chmury kurzu wystrzeli� szaro-bury kszta�t, a za nim mniejszy, p�owy. � Ale mu da� czadu! � ucieszy� si� Mr�wa. Tymczasem zwierz�ta przekroczy�y w�a�nie niewidzialn� lini� dziel�c� oba podw�rka i nagle role uleg�y odwr�ceniu. �aciaty kundel wykona� gwa�towny zwrot i z impetem ruszy� na przeciwnika. Wygl�da�o na to, �e bokser w ferworze pogoni zgubi� gdzie� swoj� odwag�. Zwia�, zanim kundel natar� na niego po raz drugi. Walka by�a sko�czona. � Na swoim ka�dy mocny � podsumowa� Limo i zagapi� si� w jaki� nieokre�lony punkt na �cianie domu. Szcz�ka opad�a mu przy tym, co nada�o mu wygl�d ma�o rozgarni�ty. Palcami przebiera� po strunach, jakby bez udzia�u �wiadomo�ci, wygrywaj�c jak�� rozlaz�� fraz�. � Limo, co ty robisz? � spyta� Pawe�. � Ja? � zaskoczony pytaniem �ypn�� nieprzytomnie i wytrzeszczy� oczy jeszcze bardziej. � Siedz�. Nie widzisz? � Ja nie o tym. Co robisz w og�le. � Aaa. Na razie jestem wolno�ciowy. A za par� dni do szk�ki gastronomicznej. Lubi� dobrze poje��. � Chcesz by� kucharzem? � Kelnerem. W takim fachu nie ma strachu. Mam znajomka. Szmalu ma tyle, �e musi marynary z najwi�kszymi kieszeniami kupowa�, bo mu si� na PKO nie mie�ci � roze�mia� si� z w�asnego dowcipu. Mr�wa, kt�ry dot�d przys�uchiwa� si� oboj�tnie, o�ywi� si� nagle. � Ch�opaki! Jest Rzep z pi�k�. Idziemy pod murek, tam lepsza trawa. Rzepie, tutaj! Zerwali si� i pop�dzili przed siebie, a za nimi w dzikich podskokach ruszy� pies. Mr�wa dopad� pi�ki i kopn�� j� a� za torowisko. Pod murem zacz�li rozgl�da� si� za ceg�ami, kt�rymi mieli wytyczy� bramk�. By�o ich czterech, wi�c musieli gra� do pustej bramki. Limo chcia� gra� z Paw�em, ale Mr�wa nalega�, �eby g�osowa�, w�a�ciciel pi�ki by� z nich wszystkich najs�abszy. Moneta wystrzeli�a w g�r� i Limo bez wahania wybra� Paw�a. Mr�wa splun�� pogardliwie i wzruszy� ramionami. Pi�ka zawirowa�a nad zadartymi g�owami ch�opc�w i na chwil� znikn�a w s�o�cu. Gdy odbi�a si� od murawy, Pawe� pr�bowa� j� zastopowa�, ale Mr�wa odepchn�� go barkiem i przyj�� pi�k� kolanem. Niezbyt pewnie jednak i wtedy zaatakowa� go Limo, odebra� mu j� b�yskawicznie, min�� zwodem Rzepa i wepchn�� pi�k� do bramki. 6 � Powinien by� wolny � kwa�no rzuci� Mr�wa i spode �ba popatrzy� na przeciwnik�w. Ci za�miali si� kr�tko. � R�bn��e� mnie �okciem w do�ek � wskaza� na Paw�a i skrzywi� si�, jakby b�l dotar� do niego dopiero teraz. Wkr�tce Pawe� mia� dogodn� sytuacj�. Rzep, czyli Czepialski, atakowa� go niemrawo i dopiero ostry w�lizg uchroni� rywali przed strat� drugiej bramki. Nie na d�ugo jednak. Mi�kkie podanie partnera, jeden zw�d i celny plasowany strza�. Pi�ka przesz�a nisko. Nie mog�o by� �adnych w�tpliwo�ci, �e bramka pad�a. Limo wyszczerzy� rzadkie, ��te z�by. Mr�wa robi� wra�enie zdenerwowanego. � Rzep, ruszaj si� szybciej, bo sam z nimi nie wygram! Po paru minutach by�o ju� cztery zero. Mr�wa pobieg� po pi�k�, kt�ra potoczy�a si� a� do tor�w tramwaju. Wracaj�c spojrza� z w�ciek�o�ci� na psa, kt�ry mia� wielk� ochot� wzi�� udzia� w zabawie, ale tymczasem trzyma� si� w przyzwoitej odleg�o�ci od graj�cych. � Ten tw�j zapchlony szczeniak wlaz� mi pod nogi! Pies poderwa� si�, jakby wiedzia�, �e o nim mowa, i podbieg� do ch�opca w weso�ych podskokach. Mr�wa nie wypuszczaj�c pi�ki z r�k kopn�� niespodziewanie psa w podbrzusze. Uderzone zwierz� zaskomli�o przejmuj�co z b�lu i zaskoczenia. Teraz Limo i Rzep przygl�dali si� z ciekawo�ci� Paw�owi pochylonemu nad psem. Ch�opak wyprostowa� si� powoli. Wida� by�o, �e r�ce dr�� mu z w�ciek�o�ci. Wolno ruszy� w stron� Mr�wy, czekaj�cego z g�upawym i zarazem prowokuj�cym u�mieszkiem. � Pies ci nic nie zrobi�... � Pawe� stara� si� m�wi� spokojnie, ale g�os za�ama� mu si� z podniecenia. Mr�wa spojrza� na pozosta�ych, ale na ich twarzach nie wyczyta� ani pot�pienia, ani aprobaty, tylko zimne wyczekiwanie na dalszy rozw�j wydarze�, w kt�rych ponad wszelk� w�tpliwo�� nie mieli zamiaru bra� udzia�u. Zdenerwowanie Paw�a doda�o mu pewno�ci siebie. � Spadaj, gnojku, ze swoim parszywym kundlem � mrukn�� niezbyt wyra�nie. Pawe� waha� si� przez chwil�. � Nast�pnym razem rozwal� ci ten g�upi �eb! � odwr�ci� si� i gwizdn�� na psa. Mr�wa roze�mia� si� bezczelnie, dwaj pozostali zawt�rowali mu. � Mo�esz mi parasol otworzy�! Wiesz gdzie! Pawe� zatrzyma� si�. Czu�, �e odwaga przeciwnika jest odwrotnie proporcjonalna do odleg�o�ci, kt�ra ich dzieli. � Id� nia�czy� t� swoj� smarkat�! � Daj spok�j, Mr�wa. Odwal si� od niego � stara� si� za�agodzi� sytuacj� Rzep, ale by�o ju� za p�no; Pawe� wiedzia�, �e tym razem ju� si� nie cofnie. Gdy ruszy� w kierunku Mr�wy, na twarzy tamtego pojawi� si� wyraz zaskoczenia. Rzep pr�bowa� ich rozdzieli�, ale Limo przytrzyma� go za r�kaw. � Niech si� smaruj�, nie twoja broszka. Z zimn� satysfakcj� patrzy� na stoj�cych naprzeciw siebie ch�opc�w. Stali bez ruchu � dwa, mo�e trzy kroki od siebie. Wreszcie Mr�wa zacz�� balansowa� na ugi�tych nogach, szuka� dogodnej pozycji do ataku. Nagle wyprostowa� si� i odwr�ci� twarz w stron� stoj�cych obok, jakby chcia� im co� powiedzie�, i niemal w tej samej sekundzie uderzy� praw� nog� mierz�c w podbrzusze rywala. Pawe� dostrzeg� ten podst�pny ruch w ostatnim momencie. Instynktownie uchyli� si�, zdo�a� z�apa� uniesion� nog� przeciwnika, a praw� d�oni� skr�ci� stop� do do�u. Z ca�ej si�y szarpn�� do siebie. Mr�wa pozbawiony r�wnowagi run�� ci�ko twarz� w traw�. Limo gwizdn�� z podziwem. Pawe� ostro�nie pochyli� si� nad le��cym � ten j�cza� cicho i nie zmienia� pozycji. � Boli ci�? � spyta� go p�g�osem. 7 � Odwal si� � rzuci� przez z�by Mr�wa i przekr�ci� si� niespodziewanie na plecy szybkim mi�kkim ruchem. Zanim Pawe� zd��y� si� wyprostowa�, otrzyma� silny cios w szcz�k�. Zamiast trawnika widzia� teraz zamglone, podszyte s�o�cem niebo. Czu� si� tak, jakby kto� otworzy� mu w g�owie butelk� z wod� sodow�. B�l i s�ony smak na wargach dotar�y do niego dopiero po chwili. Na niebie pojawi�a si� g�owa Mr�wy; ma�e, zw�one furi� oczy i wargi poruszaj�ce si� bezg�o�nie. W ko�cu zacz�y dociera� tak�e i s�owa: � Ty palancie! Ze mn�! Mnie chcia�e�?!... � g�os dysza� w�ciek�o�ci�. G�owa znikn�a i w tym samym momencie ostry b�l przeszy� biodro Paw�a. To go otrze�wi�o, k�tem oka dostrzeg�, �e Mr�wa przymierza si� do nast�pnego kopniaka. Pawe� odzyska� refleks. Praw� stop� zdo�a� zaczepi� o pi�t� stoj�cego, a lew� nog� uderzy� go z ca�ej si�y w kolano. Poderwa� si�, zanim tamten upad� na traw�. Tym razem Mr�wa skr�ca� si� z b�lu naprawd�. Z rozbitej wargi s�czy�a si� krew. Pawe� dotkn�� j�zykiem rozchwianego z�ba. M�g�by go bez trudu wyj�� palcami. Zdawa�o mu si�, �e spuchni�ta warga przes�ania p� twarzy. Pow��cz�c nogami ruszy� w stron� domu. Przed torami dogoni� go Rzep. � Pawiu, tw�j pies. Trzyma�em go. � Po chwili doda�: � Fajnie go przy�atwi�e�. Nie wiedzia�em, �e jeste� taki dobry. � Ja te�. � Co powiedzia�e�? � Nic. Niewa�ne. � No to... cze��. � Hm. Po ostrym popo�udniowym s�o�cu zdawa�o si�, �e w windzie panuje zupe�ny mrok. Dopiero po d�u�szej chwili oczy przywyk�y do s�cz�cego si� z �ar�wki �wiat�a. Drzwi windy zamyka�y si� jak na zwolnionym filmie. Nim zatrzasn�y si�, zdo�a�a dobiec jaka� kobieta w �rednim wieku. By�a lekko zdyszana. Pawe� dopiero teraz zauwa�y�, �e wszystkie guziki s� wci�ni�te, wida� znowu jacy� smarkacze zabawiali si� w poci�g osobowy. Kobieta zauwa�y�a to tak�e i rzuci�a w stron� Paw�a karc�ce spojrzenie. � Zawiadomi� twoj� szko��, jak jeszcze raz z�api�! � W jej g�osie kipia�a w�ciek�o��. Wzruszy� ramionami. � To nie ja. � Nie, nie? A kto w takim razie? � Nie wiem. Drzwi zatrzasn�y si� wreszcie z ci�kim st�kni�ciem i winda ruszy�a. Na pierwszym pi�trze k�apn�a, posta�a przez moment i powlok�a si� powoli dalej. Kobieta pokr�ci�a g�ow� z dezaprobat�. Nagle wypatrzy�a skulonego w k�cie psa. � Pies powinien mie� kaganiec. � Jeszcze za m�ody, pysk mu ro�nie � powiedziawszy to sykn�� z b�lu. Zapomnia� o rozbitej wardze. � Czekasz, a� kogo� pokaleczy! Pewnie co� bab� ugryz�o, pomy�la�, lepiej chyba w og�le si� nie odzywa�. Na czwartym, pi�trze winda sta�a d�u�ej ni� na poprzednich. Kobieta odnalaz�a teraz w�a�ciwy rytm i snu�a jadowity monolog o psie paskudz�cym na klatce schodowej, wycieraczce i piaskownicy, roznosz�cym epidemie i strasz�cym niemowl�ta oraz staruszki. Paw�owi przyszed� do g�owy pomys� psychologicznego eksperymentu. Wymiana pogl�d�w nie mia�a w tych okoliczno�ciach najmniejszego sensu. Postanowi�, jak w d�udo, wykorzysta� impet przeciwnika, �eby ostatecznie pozbawi� go r�wnowagi. 8 � Je�eli pies pani przeszkadza, to otruj� go jeszcze dzisiaj � rzuci� niewinnie. Jej oczy rozszerzy�o najpierw zdumienie, ale potem zadygota�a z emocji. Pawe� spojrza� na ni� naj�agodniej jak umia� i u�miechn�� si�. � Co za niespotykana bezczelno��! Chamstwo! � wykrztusi�a wychodz�c z windy. Jej g�os dochodzi� jeszcze spoza zamkni�tych drzwi. Drzwi by�y zamkni�te na zasuw�, co znaczy�o, �e ojciec nie dotar� jeszcze do domu. Pawe� wpad� do �azienki i przyjrza� si� swojemu odbiciu w lustrze z ciekawo�ci� i odrobin� niech�ci. Ta niech�� pojawi�a si� niedawno. Do tej pory nie zwraca� specjalnej uwagi na sw�j wygl�d zewn�trzny, dopiero ostatnio zacz�� patrze� na siebie krytycznie. Jasnoniebieskie oczy uzna� za niem�ski detal. Ten kolor nadawa� si� raczej do letniej sukienki. Co innego gdyby mia� na przyk�ad zielone albo nawet piwne. Niestety, nie potrafi� nic na to poradzi�. Tak�e w�osy budzi�y powa�ne w�tpliwo�ci. Ich kolor by� niezdecydowany: ni to blondyn, ni to szatyn. S�o�ce i woda rozja�ni�y pasma na skroniach i czole. A do tego jeszcze powa�ny defekt ucha. By�o w nie najlepszym gatunku. Odstawa�o nieco i to jedynie w g�rnej p�aszczy�nie. Przez jaki� czas pr�bowa� temu zaradzi� �pi�c tylko na lewym boku, ba� si� jednak, �e mo�e to doprowadzi� do deformacji twarzy. Pr�bowa� przyklei� ucho plastrem, ale nast�pnego dnia musia� wyci�� k�pk� w�os�w, zarzuci� wi�c t� metod� po jednej pr�bie. Z odleg�o�ci kilkunastu metr�w wygl�da� zupe�nie przyzwoicie. Pewno�ci siebie dodawa�y mu nowe wranglery, pierwsze w �yciu prawdziwe d�insy. Dopiero po d�ugich targach i dyskusjach uda�o mu si� przekona� rodzic�w, �e d�insy s� najwa�niejszym elementem ubioru wsp�czesnego cz�owieka i �e cz�owiek, kt�ry nie nosi d�ins�w, jest stracony towarzysko. Obmy� twarz i z uwag� przyjrza� si� wardze. P�kni�cie nie by�o g��bokie, ale wygl�da�o efektownie. Ciekawe tylko, co powie na to ojciec. Pocz�tkowo mia� zamiar zaklei� ran� plastrem, ale po namy�le zrezygnowa�. Plaster bardziej zwraca uwag� ni� ten drobny defekt. Uczesa� si� starannie. Zanim wyszed� z �azienki, obejrza� jeszcze piegi pod oczami. Na szcz�cie ostatnio troch� zblad�y. Pies czeka� na niego w korytarzu wywijaj�c miarowo ogonem. Gdy weszli do pokoju, zwin�� si� natychmiast w k��bek z g��bokim westchnieniem. Ch�opiec opar� stopy na jego grzbiecie i si�gn�� po ksi��k�. Zanim przeczyta� kilka stron, us�ysza� odg�os naciskanej klamki. Dwadzie�cia jeden, zdo�a� pomy�le� zamykaj�c ksi��k�. Dobieg� do drzwi i otworzy� zasuw�. W progu sta� ojciec. Pawe� zauwa�y� ze zdziwieniem, �e ojciec ma twarz zm�czon� i pokryt� potem. Na czole ciemna smuga jakiego� smaru. � Co si� tak gapisz? Znale�li sobie por� na remont �a�ni! Szlag by to trafi�! Tylko dwie kabiny czynne. Musia�bym czeka� z godzin�. Id� do �azienki, przynie� mi r�cznik. Jak na pocz�tek, nie by�o �le. Ojciec niczego nie zauwa�y�. Z matk� pewnie by�oby gorzej. Kobiety s� bardziej wyczulone na takie drobiazgi. A jednak kiedy podawa� r�cznik, ojciec spojrza� na niego przez rami� i gwizdn�� przeci�gle: � Kto ci� tak urz�dzi�? � Co? A, to... uderzy�em si�. � Nie ze mn� takie sztuczki, Bruner � roze�mia� si� ojciec. Pawe� milcza�. � Twoja sprawa, nie chcesz, to nie m�w. Nie chcia�. Sam niezbyt dobrze wiedzia� dlaczego, ale nie chcia�. By� mo�e s� sprawy, o kt�rych nie m�wi si� dlatego, �e s� po�rodku, pomi�dzy dobrem, i z�em. Mo�e dlatego, �e ojciec nie darowa�by sobie jakiej� moralizatorskiej wstawki: �eby uwa�a�, z kim si� zadaje, i nie robi� matce przykro�ci albo co� w tym rodzaju. Uk�ad mi�dzy nimi by� do�� kole�e�ski, ale naprawd� 9 szczerze rozmawiali wy��cznie o pi�ce no�nej. Z rzadka udawa�o im si� osi�ga� jaki� inny, g��bszy rodzaj porozumienia. Pewnego dnia pod koniec czerwca ojciec wszed� do pokoju Paw�a i zacz�� rozmow� od pochrz�kiwania, co oznacza�o zwykle jak�� niespodziank�. Do w�a�ciwego tematu zmierza� powoli, okr�n� drog�: � Pawe�, musisz wiedzie�, bracie, �e to ci�ki obowi�zek � zacz�� og�lnie i troch� bez zwi�zku. � Nie rozumiem. � Rozumiesz czy nie rozumiesz, na mnie nie licz, bo ja za ci�ko pracuj�. A tym bardziej na matk�. Wiesz, co ona my�li o takich sprawach. � Dobrze, ale co jest grane, tato? � Chodzi o to, �eby� wiedzia�, �e to twoja sprawa i �e wiesz, co robisz. � Sk�d mam wiedzie�, kiedy nic mi nie powiedzia�e�? � Przekonasz si� na w�asnej sk�rze � ojciec mrugn�� i poklepa� go po ramieniu. � Masz tu adres, ale najpierw przemy�l to dobrze. � Czyj to adres? � Jak to czyj? Twojego psa, a raczej jego w�a�cicieli. Nie by�o oczywi�cie mowy o czasie do namys�u. Pawe� pogna� pod wskazany adres w biegu dopinaj�c guziki koszuli. Pies okaza� si� brzuchatym t�umoczkiem o zamglonych szczeni�cych �lepiach, maltretowanym przez tabuny pche� spasionych i bezkarnych do tego stopnia, �e nie mia�y nawet si�y na podj�cie pr�by ucieczki. Zaryzykowali k�piel, bo pogoda by�a tego dnia wyj�tkowo s�oneczna, a pchla mena�eria mog�a zaci��y� nad losem szczeniaka. Zwierzak zni�s� wszystkie zabiegi ze zdumiewaj�c� cierpliwo�ci� i ju� po godzinie mogli ustali� jego w�a�ciw� ma��. Mimo wszystko z pewnym niepokojem czekali na pojawienie si� matki, dla kt�rej trzymanie jakiegokolwiek zwierz�cia wi�za�o si� z tak� mas� k�opot�w i problem�w, �e trudno sobie by�o wyobrazi� jej zgod�. Pawe� przygotowa� szmat� i wzi�� do r�ki zwini�t� w rulon gazet�. Mia�a ona s�u�y� do karcenia psa za wiadome przewinienie. Zbli�a�a si� czwarta. Wymienili z ojcem porozumiewawcze spojrzenia. Obaj czuli si� nieswojo � matka wyrazi�a wprawdzie zgod�, ale po pierwsze mia�a na my�li jakiego� bli�ej nie okre�lonego psa, a po drugie min�o troch� czasu. Fizyczny fakt pojawienia si� nowego lokatora i bezpo�rednia konfrontacja to jednak co� innego ni� ob�o�ona dziesi�tkami warunk�w zgoda na trzymanie psa abstrakcyjnego. Tymczasem pies z krwi i ko�ci, niewielki, ale rozwojowy, stawia� pierwsze niezr�czne kroki na plastikowych p�ytkach. Wreszcie da� si� s�ysze� trzask windy i znajome kroki. Stan�a w progu objuczona ci�kimi siatkami. Doskoczyli r�wnocze�nie i gorliwie uwolnili j� od ci�aru. W ciemnych oczach przemkn�� cie� podejrzenia: � Dlaczego macie takie dziwne miny? Co� si� sta�o? Zanim zdo�ali cokolwiek odpowiedzie�, z kuchni dobieg� stukot jakiego� spadaj�cego przedmiotu i triumfalny pisk niezdarnie imituj�cy szczekanie. Wszyscy rzucili si� w stron�, z kt�rej dobiega� ha�as. Pies tarmosi� sznur zwalonego na pod�og� �elazka. � Co to jest? � zapyta�a z przygan� i zdziwieniem w g�osie matka, jakby psi wygl�d szczeniaka pozostawia� jakie� w�tpliwo�ci. Teraz mogli przej�� do obrony. � Pies! A co? Nie wygl�da? Jest wprawdzie jeszcze m�ody � ojciec pr�bowa� roz�adowa� sytuacj� rozmow� o podrz�dnych detalach, ale matka przerwa�a mu ostro: � Czyj to pies? Sk�d si� tu wzi��? 10 � Zosiu, przecie� uzgodnili�my... � Ty to nazywasz uzgodnieniem? � matka zabra�a si� do wypakowywania siatek. � Przychodz� i po prostu jest pies. W og�le nie m�wi�e� o tym. � To mia�a by� niespodzianka. � Dzi�kuj� za tak� niespodziank� � by�a wyra�nie wzburzona. Przybra�a wyraz twarzy, kt�ry przekre�la� szans� na dalsze pertraktacje. Pawe� i ojciec wycofali si� chy�kiem do pokoju. � I co teraz? � zapyta� z niepokojem Pawe�. Ojciec z zak�opotaniem potar� r�k� brod�. � Mo�e jej przejdzie. Wiesz, jak jest z matk�. Pawe� ostro�nie wytkn�� g�ow� za pr�g. Po chwili zacz�� dawa� r�k� ponaglaj�ce znaki. � Co si� sta�o? � Tato, pog�aska�a go! � rzuci� p�g�osem. � Wyg�upiasz si�! � ojciec poderwa� si� z fotela. Ostro�nie zajrzeli do kuchni. Szczeniak kr�ci� si� ko�o n�g matki merdaj�c kr�tkim ogonem. Odwr�ci�a twarz w ich stron�: � A wy tu czego? Do roboty! Pawe�, wyprowad� psa na dw�r, daj mu co� do jedzenia, bo jak was znam, to jest na pewno g�odny. Janusz, do przedszkola po Ma��! Co si� tak szczerzycie! Jakbym wam na wszystko pozwala�a, toby�cie zrobili zoo z domu. �aby, myszy, padalce, B�g wie co jeszcze! Na Grochowie wasz kot podar� firanki. � Ale pies nie �azi po karniszach! � broni� zalet czworonoga Pawe�. Okaza�o si� jednak, �e przyj�te do domu stworzenie mia�o inne, r�wnie uci��liwe wady. Szczeniak polowa� wytrwale na buty, �cierki i gazety, walczy� z dywanami i fotelami, zostawiaj�c na nich �lady ostrych z�b�w. Tej zajad�o�ci zawdzi�cza� swoje imi� � Kajman. Pod tym wzgl�dem, w mniemaniu Paw�a, dor�wnywa� ameryka�skim gadom. Zjawi�a si� matka i zgodnie z przewidywaniami zacz�o si�. � Pawe�ku, syneczku, jak ty wygl�dasz!?... Pobili ci�? � Mamo, daj spok�j, nikt mnie nie pobi�. Gra�em w pi�k�, uderzy�em si�. Oczy matki wpatrzone w niego z trosk� � nieufne, niedowierzaj�ce. � To od pi�ki? Ten siniak te� od pi�ki? Mnie nie oszukasz, synku... Powiedz, jak to by�o. Kto ci� pobi�? Pawe�, ja si� i tak dowiem, zapytam na podw�rku, zobaczysz. Zawiadomi� milicj�! Trzeba z tym zrobi� porz�dek! � Niech mama nie traktuje mnie jak zupe�nego szczeniaka. � W g�osie Paw�a brzmia�a irytacja. � Pawe�, nie podno� g�osu! � Nie podnosz�. � To dla twojego dobra. � Nic mi nie jest. � A to to te� nic!? � wskaza�a na rozbit� warg�. � Ca�a twarz w siniakach, porozbijane usta. Musz� wiedzie�, co si� sta�o! W progu stan�� ojciec z r�cznikiem przerzuconym przez rami�. Podszed� do matki i uspokajaj�cym gestem po�o�y� jej r�k� na karku. � Zosiu... Pawe�, id� do siebie na chwil�. Zza drzwi dobiegaj� ch�opca strz�py rozmowy: � ... �eby� si� uspokoi�a... � ... wyobra�asz... mam by� spokojna... jak on wygl�da... ca�a zmasakrowana... � ... niepotrzebnie... � ... potrzebnie ... nie by�o za p�no... nie obchodzi tw�j syn... 11 � ... obchodzi... bez paniki... mi�dzy ch�opakami... w jego wieku... � Ty... by�y inne czasy... �ywego... � ... przesadzaj... � Musisz z nim... � ... porozmawiam... dobrze, dobrze... Kroki ojca, skrzypni�cie drzwi. Przysiad� na ��ku i chrz�kn�� swoim zwyczajem. Przygl�da si� z namys�em swoim d�oniom, jakby zbyt ci�kim w stosunku do szczup�ego torsu. Z pewnym zak�opotaniem uderza r�k� w kolano. � Zreszt�... Co ci b�d� m�wi�, sam przecie� wiesz... Ale musisz uwa�a�. Matka, znasz j� przecie�, prze�ywa, zamartwia si�. Ta... � rozgl�da si� po pokoju, jakby znalaz� si� tu po raz pierwszy. � Wiesz, co? Posiedz� jeszcze chwil�, bo powie, �e za kr�tko z tob� rozmawia�em. Bierze do r�ki ksi��k�, przerzuca machinalnie kartki, otwiera na stronie tytu�owej. � Faulkner... � mruczy pod nosem, a potem powtarza raz jeszcze, tak w�a�nie, jak jest napisane. W ten sam spos�b kilka dni wcze�niej wymieni� nazwisko autora Pawe�. Bibliotekarka lekko zmarszczy�a brwi i poprosi�a o powt�rzenie. � Ach, chodzi ci o Faulknera. � U�miechn�a si� wyrozumiale, a Pawe� powt�rzy� za ni� bezd�wi�cznie: folkner. � Dobra? � zapyta� ojciec i nie czekaj�c na odpowied� doda�: � Mo�e dasz przeczyta�? � Jeszcze nie sko�czy�em. Ale mog� przed�u�y�. Ale ojciec ziewn�� i od�o�y� ksi��k�. � E, nie warto. Jeszcze nie przeczyta�em tamtego krymina�u. A w og�le to zasypiam jak kamie�. Ludzie nie powracali jeszcze z urlop�w, ca�a robota na mojej g�owie. No, k�ad� si� ju�... Aha � doda� w progu � odprowadzisz jutro Ma��, bo matka idzie do kiosku rano. No, trzymaj si�. P�yn�� w przejrzystej ciep�ej wodzie. Mocnymi ruchami r�k przybli�a� si� do odleg�ego brzegu, gdy rozleg�y si� dzwonki alarmowe. Teraz ju� wiedzia�, �e nie zd��y tam dotrze�. Dzwonki alarmowe przeobrazi�y si� w terkotanie budzika. Przez chwil� usi�owa� dosi�gn�� brz�cz�cego chrapliwie mechanizmu, w ko�cu zrezygnowa�. Jeszcze kilka obrot�w spr�yny i ha�as usta�. Przez zas�ony przebija�o, ostre jeszcze, jesienne s�o�ce. Usiad� na ��ku i stopami wymaca� kape�. Drugiego nie by�o sensu szuka�, pewnie znowu, korzystaj�c z chwili nieuwagi, wywl�k� go ten piekielny pies. Tymczasem da�o si� s�ysze� skomlenie i skrobanie do drzwi. Podszed� na palcach i gwa�townie szarpn�� za klamk�, pies wpad� z impetem do pokoju, warowa�, wij�c si� przy tym jak w�gorz, to znowu wyskakiwa� niespodzianie w g�r�. Przytrzyma� zwierz� za sk�r� na grzbiecie i potrz�sn��. � Gdzie jest kape�? Uwolniony zwierzak odprawia� ceremoni� skruchy � �lepia �yska�y rzewnie, a ogon kr�tkimi urywanymi ruchami wali� o krzes�o. Wyjrza� na korytarz, lewy pantofel le�a� na psim wyrku pomi�ty i o�liniony. Ogl�da� go przez chwil� i zastanawia� si�, czy mo�na zrobi� z niego u�ytek, do kt�rego by� przeznaczony. Schowany za krzes�em pies wyczekiwa� na chwil� s�abo�ci. � Ty wredny kundlu! � rzuci� przez z�by, a zwierz� machn�o nie�mia�o ogonem. W jednym kapciu powl�k� si� do kuchni. Przetar� oczy i odczyta� instrukcj� dotycz�c� obiadu pozostawion� na lod�wce. Gdy szed� do �azienki, pies usi�owa� mu wyrwa� kape� z r�ki, skorzysta� wi�c z okazji, �eby udzieli� mu napomnienia popartego lekkim klapsem w nos. Ma�a jeszcze si� nie obudzi�a. Gdy potrz�sn�� j� za rami�, zakopa�a si� g��biej w koc. � Wstawaj, bo nie wygrzebiesz si� na czas! Dziewczynka usiad�a pos�usznie na ��ku i rozgl�da�a si� niezbyt przytomnie. � Jest mama? 12 � Ju� wysz�a. Ubieraj si�, tylko nie wyci�gaj lalek, bo si� sp�nimy! � krzykn�� ju� w drzwiach �azienki. � Kajman! Kajtek! � zawo�a�a dziewczynka do czyhaj�cego w progu psa, a ten rzuci� si� w jej stron� zwijaj�c si� w paroksyzmach g�upiej psiej rado�ci. � Zostaw psa i ubieraj si�! � stara� si� przekrzycze� szum wody. Sk�ra kurczy�a si� pod lodowatymi strumieniami. Zakr�ci� kran i czeka�, a� sp�yn� z niego stru�ki wody, dopiero wtedy si�gn�� po r�cznik. � Uciekaj, wilko�aku! � dobieg�o go z pokoju. � Pawe�, a Kajman chce zje�� Beat�! Zostaw moj� lalk�! Masz swoj� pi�k�. Pawe� wyjrza� przez uchylone drzwi i dostrzeg� psa oblizuj�cego si� �akomie nad najwi�ksz� lalk� siostry. � Ma�a, przecie� kaza�em ci si� ubra�. Mamy tylko pi�tna�cie minut � stara� si� zapanowa� nad zniecierpliwieniem. � Ci�gle tylko na mnie krzyczysz i krzyczysz � buzia dziewczynki wykrzywi�a si� w podk�wk�.. � Nie przesadzaj, wiesz, �e si� spiesz�. Co� chyba do ciebie dociera, chodzisz do �redniak�w, nie? � usi�owa� wybrn�� z niezr�cznej sytuacji. � A maluchy umy�y sobie g�owy w ubikacji i pani Ania na nich krzycza�a. A pani Zosia to obcina�a sobie paznokcie �yletk�, jak by�o le�akowanie. � Dobra, dobra, ubieraj si�. � Przecie� si� ubieram! � zaczepnym tonem rzuci�a dziewczynka niezdarnie naci�gaj�c sweterek. Sprawdzi� zawarto�� torby. Wydawa�o mu si�, �e nie zabra� d�ugopisu, wi�c wysypa� wszystko na st�. Oczywi�cie, wsun�� si� mi�dzy kartki ksi��ki. Napr�dce przygotowa� sobie kanapk� z serem i wzi�� do r�ki kawa�ek kie�basy. � Mo�e ty co� zjesz? � rzuci� do siostry stoj�cej w progu kuchni z lalk� i grzebieniem w r�ku. � Nie, nie chc�. Potem nie mog� mlecznej zupy i pani Irenka na mnie krzyczy. � Sama by� si� uczesa�a, zamiast wyrywa� k�aki tej lalce. Dziewczynka podesz�a do lustra i d�u�sz� chwil� przygl�da�a si� swojej fryzurze. � Ja ju� si� chyba czesa�am. � Nie wida�. Grzebie� ugrz�z� w zmierzwionych w�osach. Pawe� przygl�da� si� wysi�kom siostry. � Monika! � zawo�a� pog�osem. Zwr�ci�a w jego stron� zdziwione oczy. Prawie nigdy nie m�wi� do niej po imieniu. Dla niego by�a to zawsze Ma�a, m�odsza siostra, najm�odsza osoba w domu. W przedszkolu dzieci wo�a�y na ni� Nika, bo w grupie by�y dwie Moniki i trzeba je by�o jako� odr�ni�. Rzuci� okiem na zegarek, zosta�o mu tylko pi�tna�cie minut na odprowadzenie dziewczynki do przedszkola i spacer z psem. Ju� po zamkni�ciu drzwi Nika przypomnia�a sobie, �e mia�a zabra� zabawk�. Stara� si� zapanowa� nad zniecierpliwieniem. Zgodzi� si� w ko�cu. Postawi� jednak warunek, �e nie mo�e to by� kilogramowy nied�wied�, lecz co� mniejszego, co mo�na zmie�ci� w kieszeni fartuszka. Wybieg�a po chwili �ciskaj�c w r�ku ma�ego gumowego prosiaczka. Szli wzd�u� muru cmentarza. Monika zatrzymywa�a si� co chwila wydaj�c okrzyki zachwytu nad jakimi� �ukami czy chrz�szczami. Ponagla� j� teraz monotonnie, ju� bez zniecierpliwienia. W ostateczno�ci dojdzie do przedszkola sama, m�g� obserwowa� jej drog� spod muru. Wiedzia� jednak, �e matka nie pochwala takiego zdawania si� na poczucie odpowiedzialno�ci pi�cioletniego dziecka, stara� si� wi�c unika� tego w miar� mo�liwo�ci. 13 Kiedy drzwi zamkn�y si� za siostr�, odetchn�� z ulg� i szybkim krokiem ruszy� z powrotem. Pies jak oszala�y zatacza� wok� niego �semki, jakby na tym kr�tkim spacerze chcia� zu�y� jak najwi�cej energii. Mur cmentarza przecina� pasmo bujnej zieleni. W oddali po przeciwnej stronie snu�y si� z komin�w Zorania pasma ci�kiego dymu. Nie wznosi�y si� do g�ry, lecz pe�z�y poziomo gdzie� ku granicom miasta. Pawe� rozgl�da� si� po klasie. Ani jednej znajomej twarzy, zapami�tanej cho�by tylko z widzenia. Czu� si� nieswojo, bo wygl�da�o na to, �e poza nim wszyscy tu si� znaj�. Tylko on jest kim� obcym. Z zewn�trz. Jaka� dziewczyna wydaje st�umiony chichot. Uroi� sobie, �e patrz� na niego ukradkiem, wymieniaj� jakie� uwagi za jego plecami. Ostro�nie dotkn�� plastra przytwierdzonego do wargi. Czyje� oczy patrz� na niego taksuj�ce. Nauczyciel, szczup�y blondyn o �miej�cych si� jasnych oczach, zacz�� odczytywa� list�. Przy jego nazwisku przerywa na chwil� i przygl�da si� z ciekawo�ci�. � Zdaje si�, �e nie chodzi�e� do naszej podstaw�wki? Nie pami�tam twojej twarzy � m�wi nie przestaj�c si� u�miecha�. Teraz ju� wszystkie oczy zwr�ci�y si� w stron� Paw�a. � Nie, ja chodzi�em gdzie indziej � odpowiada nieco schrypni�tym g�osem. � Pozw�l na chwil�. Nie mam w dzienniku twojego adresu ani miejsca pracy ojca. Pawe� podnosi si� niezdarnie potr�caj�c torb�. �apie j� dopiero nad sam� pod�og� i przechodzi mi�dzy rz�dami �awek, kt�re zdaj� si� ci�gn�� w niesko�czono��. Wychowawca podnosi twarz znad dziennika, gdy ch�opiec podaje adres. � Julianowska? Gdzie to jest? � pyta zdziwiony. � Br�dno. � Ach, Br�dno... � Najbardziej ekskluzywna dzielnica Warszawy � rzuca kto� p�g�osem. Po klasie przetacza si� kr�tki �miech. � Spok�j, dowcipnisie! � g�os wychowawcy zabrzmia� teraz twardo. Zaleg�a napi�ta cisza, ale by�o w niej co� z oczekiwania na nast�pn� okazj� do �miechu. � Masz do nas kawa� drogi. � Mieli�my dosta� mieszkanie na K�pie, dlatego stara�em si� tutaj � odpowiada Pawe�, jest troch� speszony. M�wi�c, zwil�a j�zykiem wyschni�te wargi. � Rozumiem � wychowawca kiwa g�ow�. � Podaj mi jeszcze adres i miejsce pracy ojca. Pawe� stara si� m�wi� p�g�osem, ale w tej ciszy ka�de s�owo dociera do najdalszych �awek. � Zaw�d? � Robotnik. To znaczy mistrz zmianowy. W lewym ko�cu klasy kto� gwizdn�� cicho. Nauczyciel zerwa� si� z miejsca. � S�uchajcie, liceali�ci! To nie jest budka dla szpak�w! Ale dobrze... Pos�uchajmy, co ma do powiedzenia ten delikwent z ptasim m�d�kiem � bezb��dnie wskazuje r�k� wysokiego ch�opaka w czarnej bawe�nianej koszulce z napisem �love me�. Ch�opak podnosi si� powoli, jego twarz wyra�a udawane zdumienie, podkre�lone jeszcze gestem d�oni. � Ja mam taki �wiszcz�cy oddech, panie psorze. Przechodzi�em koklusz w dzieci�stwie. � Wszystko?... Mo�esz liczy� u mnie na specjalne wzgl�dy pocz�wszy od jutra, a teraz siadaj � m�wi�c to nauczyciel patrzy� mu w oczy zimno, bez u�miechu. Potem odwr�ci� si� do Paw�a: � Dzi�kuj� ci, wracaj na miejsce. Pierwszy dzie� w szkole by� kr�tki: podano rozk�ad zaj�� i klasa rozesz�a si� do domu. 14 Gdy wychodzili ze szko�y, ten w czarnej koszulce z angielskim napisem zach�caj�cym do mi�o�ci podszed� do Paw�a i zast�pi� mu drog�. Pawe� dostrzeg� go w ostatniej chwili. Cofn�� si� o krok. � Wracasz na Br�dno? � zapyta� ch�opak z wyszukan� uprzejmo�ci� i u�miechn�� si� przy tym kpi�co. Kilka os�b z ich klasy zatrzyma�o si�, pomi�dzy nimi by�y dwie dziewczyny. Przygl�dali si� z ciekawo�ci� stoj�cym naprzeciw siebie ch�opcom. Pawe� odpowiedzia� p�g�osem, niemal machinalnie: � Wracam. � Mam nadziej�, �e na zawsze � czarna koszulka powiedzia� to w tej samej uprzejmej tonacji, ale jednocze�nie Pawe� poczu� na sobie jego kpi�ce spojrzenie. � Co jest? � zapyta� nieufnie. Tamten parskn�� kr�tkim �miechem. � Jak ty nic nie rozumiesz. To przecie� dla twojego dobra. Powiniene� mie� bli�ej do szko�y. A poza tym przynosisz mi pecha. Nie lubi� ludzi, kt�rzy przynosz� pecha. To zara�liwe. Wiesz co? Za�atwi� ci miejsce w innej szkole. Mam znajomo�ci w kuratorium. Nie, nie musisz mi dzi�kowa�. To dla mnie drobiazg. Kto� ze stoj�cych obok roze�mia� si�. Pawe� przygryz� warg�. � Zastanowi� si�, je�li pozwolisz � odpowiedzia� w tej samej konwencji ironicznej uprzejmo�ci. � Daj� ci trzy dni do namys�u � rzuci� tamten szybko i, zanim Pawe� zd��y� cokolwiek odpowiedzie�, odszed� mi�kkim, wystudiowanym krokiem. Od grupki obserwator�w od��czy�o si� dw�ch ch�opc�w i ruszy�o za nim. Pawe� sta� nadal patrz�c za odchodz�cymi. Jeden z nich obejrza� si�. Musia� powiedzie� co� do dw�ch pozosta�ych, bo wybuchn�li �miechem. Pawe� ruszy� powoli w stron� parku. Po przej�ciu kilkunastu metr�w us�ysza� za plecami czyje� kroki. Zwolni� troch� i pozwoli� zr�wna� si� z sob� niskiemu blondynowi w ciemnych okularach. � Nie najlepiej to rozegra�e� � rzuci� blondyn nie patrz�c na Paw�a, lecz gdzie� w bok, jakby m�wi� do siebie. � Dlaczego mi to m�wisz? � Gdybym ci� d�u�ej zna�, powiedzia�bym pewnie, �e ci� polubi�em, ale to nieprawda. Nie kocham Ajali, je�li chcesz wiedzie�. � Kto to jest Ajala? � Rozmawia�e� z nim przed chwil�. Mia� kiedy� najd�u�sze w�osy w klasie. W�osy skr�ci�, ale przezwisko zosta�o, pami�tasz, by� taki pi�karz argenty�ski? Pawe� skin�� g�ow�. � Masz z tym Ajal� jakie� stare sprawy? � zapyta�. � Nie, to nie tak. Ja zawsze by�em poza jego zasi�giem. To zreszt� teraz niewa�ne. Przygl�dam mu si� ju� od dawna. Okazji jest du�o. Prawie wszyscy znamy si� tu z podstaw�wki, z ulicy, parku. � Musimy m�wi� o tym cz�owieku? � Jako cz�owiek jest on raczej ma�o interesuj�cy. Mnie interesuje przypadek. Bawi� si� w psychologa. � Nie ze mn� � rzuci� Pawe� szorstko. � Co? � flegmatyczny blondyn po raz pierwszy wydawa� si� by� zaskoczony. Dot�d zachowywa� si� tak, jakby ka�de wypowiedziane przez siebie zdanie zna� od lat na pami��. � Powiedzia�em, �e b�dziesz si� bawi� beze mnie � powt�rzy� Pawe�. Blondyn u�miechn�� si�. Znowu wygl�da� na lekko znudzonego. � Jak chcesz. 15 � Swoje sprawy za�atwiam sam. � Za cz�sto ogl�dasz westerny. Gdyby� chcia� zobaczy� jaki� dobry obraz psychologiczny, zg�o� si� po rad� do mnie. Oddali� si� nie czekaj�c na odpowied�. Pawe� ruszy� przez jezdni� nie patrz�c w jego stron�. Na przej�ciu dla pieszych osaczy�o go czerwone �wiat�o. Przed nim i za jego plecami, w dw�ch przeciwnych kierunkach, sun�y samochody. Najbardziej ekskluzywna dzielnica Warszawy, przypomnia� sobie Pawe� i zacisn�� szcz�ki a� do b�lu. Nazwa nie podoba�a mu si� na pocz�tku. Kojarzy�a si� z brudem. Brudne Br�dno. Dopiero kiedy na w�asne oczy zobaczy� nowe, schludne osiedle z du�� ilo�ci� zieleni, zapomnia� na kr�tko o tym skojarzeniu. P�niej wraca�o ono zawsze, gdy przeje�d�a� tramwajem przez star�, czynszow� Prag�, kt�rej kamienice nosi�y �lady pocisk�w jeszcze z czas�w ostatniej wojny. Na rogu Br�dnowskiej i 11 Listopada wisia�a tabliczka wykonana przez liternika nie przejawiaj�cego �adnej sk�onno�ci do ortografii. W pierwszej wersji nazw� ulicy zapisa� przez �u�, dopiero p�niej czyja� lito�ciwa r�ka poprawi�a b��d. Br�dno z brudem tyle ma wsp�lnego, co nie przymierzaj�c w� z karet�. Przynajmniej je�li chodzi o pochodzenie tych dw�ch s��w. Pawe� przeczyta� kiedy�, �e nazwa dzielnicy pochodzi od starego brodu na Wi�le. Niekt�rzy historycy twierdzili nawet, �e by�a to najwcze�niej zamieszka�a cz�� p�niejszej Warszawy, jako �e w zamierzch�ej przesz�o�ci przez rzeczne brody przebiega�y szlaki handlowe. Przy nich z kolei najcz�ciej powstawa�y miasta i osiedla. Mieszka�com Warszawy Br�dno kojarzy�o si� z jednym z najwi�kszych europejskich cmentarzy i star�, czynszow� Prag�. Tymczasem za p�nocnym murem cmentarza wyros�o w ci�gu kilku lat wielotysi�czne osiedle wielko�ci du�ego wojew�dzkiego miasta. Cho� po�o�one od �r�dmie�cia nie dalej ni� Stegny czy Piaski, a bli�ej ni� Ursyn�w, uznane zosta�o przez mieszka�c�w za peryferyjne. Mieszka�cy stolicy zawsze dzielili j� na lepsz� i gorsz�. Praga to ju� nie Warszawa, mawiano. Pawe� z przyjemno�ci� przygl�da� si� eleganckim willom Saskiej K�py, jej ma�ym zielonym uliczkom. Sam sobie wydawa� si� intruzem w dzielnicy, w kt�rej, jak s�dzi�, wszyscy si� znali, i z tego powodu czu� si� tu troch� nieswojo. � Pawiu, pozw�l na s�owo � s�yszy za plecami znajomy g�os. Odwraca si� i widzi u�miechni�tego Mr�w�, wspartego na kuli. Nog� ma w gipsie. Pawe� oci�gaj�c si� podchodzi do niego. Obserwuje go nieufnie. Ale Mr�wa u�miecha si� szeroko i mruga porozumiewawczo. � Masz do mnie �al? � pyta. Pawe� nie mo�e si� zdecydowa� na odpowied�. Jeszcze mu nie ufa, na wszelki wypadek nie spuszcza go z oka. � Chyba nie my�lisz, �e chc� ci spu�ci� �omot � Mr�wa wskazuje wymownym gestem unieruchomion� nog�. � Chc�, �eby� wiedzia�, �e nie mam do ciebie pretensji. Wypadek przy pracy. Zdarza si�. Co by�o, a nie jest, nie pisze si� w rejestr. Widzi wyci�gni�t� r�k� i przez chwil� przygl�da si� jej zdziwiony. Jeszcze nie wierzy. Mr�wa �mieje si� bezg�o�nie: � Jest git. Nie ma o czym m�wi�. Jeszcze nie mo�e uwierzy�, �e Mr�wa wyci�gn�� r�k� pierwszy. � To ja ci� tak urz�dzi�em? � pyta go ostro�nie, jest mu g�upio, bo nie ma co do tego w�tpliwo�ci. � Sam bym sobie tego nie zrobi�. � Nie wiedzia�em, �e... 16 � Wida� ma�o wiesz o sobie � �miej�c si� m�wi Mr�wa. � Mam miesi�c zwolnienia. Ta noga jest mi na r�k�, prawd� m�wi�c. Pawe� czuje, �e ogarnia go ciep�e uczucie, rodzaj spokojnej rado�ci. Rozmawiaj� jeszcze kilka minut. Mr�wa opowiada, co si� ostatnio zdarzy�o w okolicy. Pawe� obiecuje mu, �e przyjdzie wieczorem na �awk�, pojawi� si� nowy cz�owiek, warto go pozna�. Nowy cz�owiek ma oko�o dwudziestu lat. Kr�py, o rozbieganych oczach. Pawe� dostrzega kropki wytatuowane na powiekach. Nie tylko on patrzy z zazdro�ci� na ten symbol wi�ziennego wtajemniczenia. Nowy od niedawna mieszka w tej okolicy, przed paroma dniami wyszed� z wi�zienia. On sam u�ywa innego okre�lenia: wyklepa�. �Wyklepa� dwa wojtki�, powtarza w my�li Pawe�. Teraz jest wolno�ciowy. Patrz� na niego z podziwem. Staraj� si� go na�ladowa�. Paw�owi te� imponuje, �e tamten uwa�a go za r�wnego sobie. Przyjmuje papierosa i stara si� pali� nie zaci�gaj�c si�. Ostry gryz�cy dym wciska si� do nosa, dra�ni oczy. Pokas�uje dyskretnie. Nowy proponuje, �eby wypili jakie� wino. Dzisiaj wprawdzie nie ma pieni�dzy, ale przecie� mog� si� zrzuci�. Zrewan�uje si� im przy okazji. Ch�opcy grzebi� po kieszeniach w poszukiwaniu drobnych. Nie zebra�o si� tego wiele, ale na dwie butelki wystarczy. Nowy wraca po paru minutach i wprawnym uderzeniem pi�ci wybija korek. Butelka zaczyna kr��y�. Pawe� pije swoj� dzia�k� jako jeden z pierwszych. Kilka sporych �yk�w. Pije alkohol w�a�ciwie po raz pierwszy w �yciu. Wstrz�sa nim dreszcz obrzydzenia, w prze�yku czuje ciasn� obr�cz. Cierpkos�odki od�r przyprawia go o md�o�ci. Po kilku minutach g�osy docieraj� do niego przyt�umione, jak przez warstw� waty. Jeszcze jedna fala md�o�ci, ledwie uda�o mu si� zapanowa� nad odruchem wymiotnym. Podnosi si� chwiejnie. Na szcz�cie nie zauwa�yli nawet jego odej�cia. � Taki m�ody! Taki m�ody! � s�yszy kobiecy g�os i zdaje sobie spraw�, �e stoi na chwiejnych nogach obejmuj�c pie� drzewa. Pierwsze dni w szkole mija�y szybko. Nauka si� jeszcze na dobre nie rozpocz�a. Posadzono go w jednej �awce z blondynem, kt�ry zaczepi� go pierwszego dnia. Mia� na imi� Kostek, ale wszyscy zwracali si� do niego per Kot. Rzeczywi�cie, przypomina� troch� prawdziwego kota; mi�kkie ruchy, pob�a�liwy, ospa�y u�miech nie schodzi� mu z twarzy, wra�enia dope�nia�y spiczaste uszy. Kot nie wraca�, jak dot�d, do ich pierwszej rozmowy, uzna� j� wida� za nieby��. Paw�a traktowa� ze zdawkow� uprzejmo�ci�, nie po�wi�caj�c mu specjalnego zainteresowania. Pawe� zauwa�y�, �e wi�kszo�� ch�opak�w w klasie darzy Kota pewnego rodzaju respektem i zachowuje wobec niego dystans. W podobny spos�b traktowali tak�e jego samego, z tym �e kilku, z Ajal� na czele, �ledzi�o z uwag� ka�dy jego krok. Nie podchodzili do niego, nie pr�bowali nawi�za� rozmowy, a jednak ich obecno�� czu� przez sk�r�, nawet gdy byli poza zasi�giem wzroku. Zdarza�o si�, �e dziewczyny przygl�da�y mu si� z zaciekawieniem, m�g� si� nawet domy�la�, �e wymienia�y mi�dzy sob� jakie� uwagi na jego temat, ale jak dot�d nie rozmawia� z nikim, je�li nie liczy� zdawkowej wymiany zda�. Pierwszym stopniem, jaki otrzyma� ju� trzeciego dnia, by�a tr�jka z polskiego. Wydawa�o mu si�, �e do odpowiedzi jest przygotowany dobrze, nawet bardzo dobrze, gdy jednak poczu� oczy ca�ej klasy zwr�cone na siebie, wyuczone zdania, kt�re mia� powiedzie� na pocz�tku, rozsypa�y si� w jakie� nie powi�zane ze sob� fragmenty. Z trudno�ci� wyduka� do ko�ca, ale nie oby�o si� bez dodatkowych, pomocniczych pyta�, kt�re jak na z�o�� nie mia�y zwi�zku z g��wnym w�tkiem jego w�asnej, przygotowanej odpowiedzi. W podstawowej szkole mia� z tego przedmiotu same czw�rki i pi�tki, ale odpowiada� zawsze p�ynniej i swobodniej, nawet wtedy, gdy musia� improwizowa�. Tym razem zwa�a� na ka�de wypowiadane s�owo. Mo�e w�a�nie dlatego trudno mu by�o powi�za� je w ca�o��. Par� razy zaj�kn�� si�. Dolecia� go czyj� z�o�liwy chichot. To spe- 17 szy�o go jeszcze bardziej. Usiad� wreszcie z uczuciem ulgi, ale i zawodu. Nie by� zadowolony z tej pierwszej odpowiedzi. Kot tr�ci� go lekko w bok. � Niepotrzebnie si� denerwowa�e�, cz�owieku � m�wi� p�g�osem ledwie poruszaj�c wargami. � Stara jest troch� przyg�ucha. Wystarczy m�wi� cicho i p�ynnie, wszystko jedno co. Pawe� machinalnie kiwn�� g�ow� i przesun�� spoconymi d�o�mi po spodniach. Na przerwie podszed� do niego Ajala w asy�cie dw�ch ludzi ze swojej paczki. W r�ku trzyma� kieszonkowy kalendarzyk i znacz�co postukiwa� nim o udo. U�miechn�� si� z fa�szyw� dobroduszno�ci�. � No i co? Znalaz�e� ju� szko�� z lepszym dojazdem? � Znalaz�em... Tutaj � doda� po chwili. � Podoba mi si� trasa. Du�o zieleni, park po drodze. � Ooo?! � zdziwi� si� Ajala, a dwaj jego goryle r�wnie� g�o�no wyrazili swoje zaskoczenie. � Nie mog� ci zabroni� przychodzenia do szko�y � ci�gn�� Ajala ze smutkiem. � Liceum jest pa�stwowe. Ale nie pl�cz si� tutaj bez potrzeby � doda� �yczliwie � i nie wchod� mi w oczy... �adnie ci si� goi � wskaza� na warg� prawie dotykaj�c jej palcem. Pawe� gwa�townym ruchem odtr�ci� jego r�k�. � A mo�e to jaka� choroba zaka�na? � g�o�no zastanawia� si� Ajala, a dwaj jego przyboczni kiwali g�owami daj�c do zrozumienia, �e i oni nie wykluczaj� takiej ewentualno�ci. � Wracaj lepiej na Br�dno najkr�tsz� drog� i z nikim si� nie kontaktuj � w g�osie Ajali zabrzmia�a troska. Ch�opak poczu�, �e przed oczami zawirowa�y mu czarne i czerwone plamy. Zadr�a� z w�ciek�o�ci, got�w rzuci� si� na tych trzech z pi�ciami, mimo ich zdecydowanej przewagi, ale zanim zdecydowa� si� wykona� jakikolwiek ruch, ju� ich nie by�o. Powoli wraca� do przytomno�ci. Zad�wi�cza� dzwonek obwieszczaj�c pocz�tek kolejnej lekcji, a on nadal sta� w bezruchu, z oczami wlepionymi martwo w jaki� punkt na �cianie. � Hej! � dotar�o do niego z boku. Drgn�� i dopiero teraz rozlu�ni� zaci�ni�te pi�ci. � Pawe�, co� ci si� sta�o? Po raz pierwszy kto� zwr�ci� si� tutaj do niego po imieniu. Dziewczyna patrzy�a na niego pytaj�co i troch� podejrzliwie. � Tak dziwnie wygl�dasz � doda�a po chwili. Ockn�� si�, napi�cie ust�pi�o. Odetchn�� g��boko. � W porz�dku, zagapi�em si� � odpowiedzia� tonem wyja�nienia. � Cz�sto ci si� to zdarza? � dziewczyna powiedzia�a to ze �miechem, ale w jej g�osie nie wyczu� kpiny. � Nie pami�tam � rzuci� z roztargnieniem. Usi�owa� sobie przypomnie� jej imi�, ale bez skutku. Poci�gn�a go za r�k�. � P�d�my do klasy! Ju� dawno po dzwonku! Wbiegli po schodach przeskakuj�c po dwa stopnie i w�lizn�li si� do sali tu� przed wej�ciem nauczyciela. Na kolejnej przerwie podszed� do niego jeden z paczki Ajali, zwalisty, o ma�o rozgarni�tym wyrazie twarzy. Podni�s� otwarte d�onie na znak pokojowych zamiar�w i zameldowa� kr�tko: � Ty, psorka od biologii kaza�a ci przyj�� do gabinetu. � Nie m�wi�a, w jakiej sprawie? � zapyta� podejrzliwie. � Nie. Tylko nazwisko � odpowiedzia� Bubu, zakr�ci� si� na pi�cie i odszed�. Przed drzwiami Pawe� zawaha� si� chwil�. Zanim zapuka� i nacisn�� klamk�, zast�pi� mu drog� Kot. 18 � Nie wchod� tam, wpuszczaj� ci� w maliny. Ona ci� wcale nie wzywa�a. � Sk�d wiesz? � Pawe� podni�s� na niego zdziwione oczy. � S�ysza�em, jak si� ciesz� na t� okazj�. Schowali jaki� preparat. Ajala obieca� biologicy, �e znajdzie winowajc� i przy�le go do gabinetu. Ma�a rzecz, a cieszy. � Mogli wymy�li� co� lepszego � mrukn�� Pawe�. Twarz Kota rozci�gn�� leniwy u�miech. � Zar�czam ci, �e b�d� si� starali � powiedzia� mru��c oczy, co upodobni�o go do kota jeszcze bardziej. � Dzi�ki, Kot � z pewnym za�enowaniem zmusi� si� do szorstkiej wdzi�czno�ci. Ruszyli powoli opustosza�ym korytarzem. � Jak my�lisz, o co im chodzi? � zada� to pytanie nie bez trudno�ci. K�tem oka spojrza� na koleg�. � To do�� przejrzyste � Kot zacz�� m�wi� powoli, rozci�gaj�c poszczeg�lne s�owa. � Atawizm. Ochrona terytorium czy co� w tym rodzaju. Jeste� obcy i to im wystarcza za wszelkie powody. Musz� mie� kogo� takiego jak ty, �eby czu� si� lepiej. � A ty? � Pawe� spojrza� na niego wyczekuj�co. � Zdaje si�, �e lubi� psu� im szyki � powiedzia� Kot niedbale i po chwili doda�: � Jak na razie, nie ustawiaj� ich zbyt misternie. A poza tym ja dzia�am na innych falach. Te ich sprawy nie maj� dla mnie �adnego znaczenia, ale bawi mnie przewidywanie r�nych sytuacji. Kiedy zobaczy�em ci� ju� pierwszego dnia, wiedzia�em, �e b�dziesz mia� k�opoty. � Zawsze mam k�opoty � machn�� r�k� z rezygnacj�. � Zauwa�y�em � powiedzia� z przek�sem Kot patrz�c wymownie na jego rozbit� warg�. Pawe� otworzy� usta, �eby co� odpowiedzie�, ale po chwili wahania da� spok�j wyja�nieniom. Wr�cili do klasy w milczeniu. Odszuka� wzrokiem dziewczyn�, z kt�r� rozmawia� na korytarzu. Zna� ju� jej imi�. Anka. Gdy przygl�da� si� jej teraz, jak ze swobod� rozmawia o czym� z kole�ankami, poczu� przyp�yw jakiej� bezsensownej zazdro�ci. Na szcz�cie otrz�sn�� si� z tego szybko. Roze�mia� si� w duchu, kiedy to sobie u�wiadomi�. Jeszcze raz spojrza� na dziewczyn�. Siedzia�a pochylona nad zeszytem, twarz mia�a skupion�, lekko rozchylone wargi. Odgarn�a d�oni� w�osy zsuwaj�ce si� na policzek. Tym razem wyda�a mu si� inna. W wyobra�ni kadrowa� portret na tle okna. Jesienne s�o�ce prze�wietli�o jej jasne w�osy kontrastuj�ce w tym uj�ciu z ciemnym konturem profilu. �Portret lirycznej dziewczyny� � powiedzia� sobie w my�li z rozbawieniem. Ockn�� si� z zamy�lenia, kiedy u�wiadomi� sobie, �e od pewnego czasu k�tem oka spogl�da na niego Kot. Zwr�ci� twarz w jego stron�. Tamten uni�s� lekko brwi i wysun�� doln� warg�, w jego spojrzeniu m�g� odczyta� pob�a�liw� ironi�. Pawe� chrz�kn�� i z nag�ym zainteresowaniem zacz�� przegl�da� podr�cznik fizyki. Zdawa�o si�, �e park pogr��ony jest w jakim� letargu. Nie s�ycha� by�o ludzkich g�os�w, tylko �wiergot ptak�w i terkotanie owad�w w wysokiej, nie skoszonej jeszcze trawie. Pawe� wszed� w alej� poro�ni�t� z obu stron g�stymi krzewami i spu�ci� psa. Straci� go z oczu niemal od razu. Po chwili us�ysza� radosne ujadanie. Ruszy� w t� stron�. Gdy min�� ostatni� k�p� krzew�w, dostrzeg� psa podskakuj�cego doko�a jakiej� dziewczyny w d�insowej sukience. Kln�c pod nosem g�upot� rozbrykanego kundla przyspieszy� kroku. Sytuacja nie wygl�da�a najgorzej � dziewczyna nie ba�a si� Kajmana i jego �ywio�ow� sympati� przyjmowa�a z rozbawieniem. Gwizdn�� na psa, ale ten zaj�ty zabaw� nie zwr�ci� na to najmniejszej uwagi. Ch�opcu wydawa�o si�, �e sylwetka dziewczyny, wci�� zwr�conej do niego ty�em, kogo� mu przypomina. Dopad� wreszcie zwierzaka i przytrzyma� za sk�r� na karku. 19 � Przepraszam za niego � rzek� zdyszanym nieco g�osem. � Jest jeszcze m�ody, pewnie my�li, �e ka�dy chce si� z nim bawi�. Chyba nic si� nie sta�o? Dopiero teraz przyjrza� si� dziewczynie uwa�niej. Nie widzia� jeszcze jej twarzy, ale w pochyleniu g�owy, w jasnych w�osach zsuwaj�cych si� na policzek dostrzeg� co� znajomego. Podnios�a na niego roze�miane piwne oczy, kt�re po chwili rozszerzy� wyraz zaskoczenia. Stali naprzeciw siebie. Dziewczyna mia�a buty na wysokim obcasie, wydawa�o si� wi�c, �e s� tego samego wzrostu. Roze�mia�a si� nagle ods�aniaj�c drobne, r�wne z�by, bo w niebieskich oczach ch�opaka malowa� si� wyraz kompletnego os�upienia. Kiedy odezwa�a si�, w jej g�osie zabrzmia�a nuta zaskoczenia: � To ty?! Pawe� nie mia� ju� w�tpliwo�ci, przed nim sta�a Anka. � Anka? Hej, co tu robisz? � poprawi� si� jednak po chwili: � Prawda, g�upio pytam, przecie� zdaje si�, �e mieszkasz dwa kroki st�d. U�miechaj�c si� kiwn�a g�ow� dla formalno�ci. � Za to ty z Br�dna masz �adny kawa�ek � powiedzia�a i oboje roze�mieli si� z lekkim skr�powaniem. Pawe� rozlu�ni� chwyt na karku szamocz�cego si� Kajmana, a ten pomkn�� w krzaki w dzikich podskokach. � Czy jeste� z kim�... � zacz�� Pawe�, poprawi� si� po chwili, bo doszed� do wniosku, �e pytanie zabrzmi niezr�cznie: � Sama tak spacerujesz? Chrz�kn��, bo i w tej formie pytanie zdawa�o si� wykracza� poza granice zwyk�ej ciekawo�ci. � Sama � odpowiedzia�a z naciskiem patrz�c mu przy tym w oczy. � Lubi� to � doda�a nieco ciszej. � Okazja do przemy�le�? � zapyta� sil�c si� na ironi�, ale wypad�o to do�� banalnie. � Mo�e � przechylaj�c g�ow� rzuci�a przez rami� i tym razem jemu wyda�o si� to banalne. Rozmowa nie klei�a si�. Oboje odczuwali skr�powanie. Pawe� zdecydowa� si� wycofa� z niezr�cznej sytuacji: � Je�eli si� spieszysz, to... Nie doko�czy� jednak, dziewczyna przerwa�a mu zdanie w po�owie. � To co? � zapyta�a po prostu. � Nic � wzruszy� ramionami i zaproponowa� bez najmniejszego przekonania: � Mog� ci� odprowadzi� kawa�ek. � Nie musisz � rzuci�a nonszalancko, ale zaraz doda�a normalnym ju� tonem. � W�a�ciwie nigdzie si� nie spiesz�. A ty um�wi�e� si� tu z kim�? � Tak � rzuci� okiem na trzyman� w r�ku smycz i u�miechn�� si�. � Z psem, �e zaprowadz� go do parku, z kt�rego nie wyrzuc� go. Spojrza�a na niego troch� kpi�co. Dopiero teraz zauwa�y�a, �e Pawe� ma d�ugie wywini�te rz�sy. Pomy�la�a, �e to zb�dna ozdoba dla ch�opaka. Natura jest niesprawiedliwa, powinna by�a obdarzy� ni� jak�� dziewczyn�. A Pawe� wygl�da�by ca�kiem sympatycznie, gdyby nie te spojrzenia spode �ba i zaci�ni�te wargi. Ruszyli wolno alej� mi�dzy szpalerami starych, roz�o�ystych klon�w. Dziewczyna mimochodem zerwa�a li�� z wisz�cej nad jej g�ow� ga��zi i obraca�a go w palcach. � Mam uwierzy�, �e pies to zrozumia�? � wr�ci�a do przerwanego w�tku. � O tak! � wykrzykn�� czuj�c, �e ta rozmowa zaczyna go bawi�. � To wyj�tkowo rozumny pies, taki canis sapiens. � Nie wygl�da � Arika przyj�a konwencj� m�wienia o drobiazgach z udawanym przej�ciem. � Lata w k�ko z wywalonym j�zorem i otwartym pyskiem. 20 By�o to zgodne z prawd�, pies rzeczywi�cie nie wygl�da� rozs�dnie. � Mo�liwe, �e sapiens ma w tym wypadku wi�cej wsp�lnego z sapaniem ni� z my�leniem � mrukn�� pod nosem Pawe�. � �mieszny jeste�... � po raz pierwszy w jej g�osie zabrzmia�a nuta sympatii. Przerwa�a na moment. Stali obok siebie unikaj�c instynktownie wymiany spojrze�. Pawe� wepchn�� r�ce g��boko do kieszeni, ale zaraz je wyj��. Zdecydowa� si� wreszcie owin�� smycz wok� prawej r�ki. By�o to jednak za ma�o, aby w pe�ni odzyska� psychiczn� r�wnowag�, wi�c dla dodania sobie rezonu kopn�� jaki� drobny kamie�. � Nie s�ysz