4172

Szczegóły
Tytuł 4172
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

4172 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 4172 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 4172 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

4172 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

ALFRED HITCHCOCK TAJEMNICA GO��BIA O DW�CH PAZURACH PRZYGODY TRZECH DETEKTYW�W Prze�o�y�: JAN JACKOWSKI S�owo od Alfreda Hitchcocka Cze��, nazywam si� Alfred Hitchcock. Jestem z zawodu pisarzem i re�yserem filmowym. Pisz� ksi��ki pe�ne najr�niejszych tajemnic i zagadek. Niekt�re z nich pos�u�y�y mi jako scenariusze do film�w. Nie b�d� was jednak zanudza� teraz pisaniem o sobie. Je�li wspomnia�em o tym, �e jestem autorem dziwnych ksi��ek i nie mniej fantastycznych film�w, to tylko dlatego, �e to w�a�nie jest pow�d, dla kt�rego, jak mi si� zdaje, tak bardzo interesuj� mnie za ka�dym razem tajemnicze przygody moich trzech m�odych przyjaci�. Musz� zaznaczy� od razu, �e nie uwa�am, aby w owe przygody wpl�tywa� ich czysty przypadek. W ka�dym razie nie jest to wy��cznie sprawa gry losu. We�my dla przyk�adu ostatni� przygod�, kt�r� oni sami nazwali �Tajemnic� go��bia o dw�ch pazurach�. Rozpocz�a si� ona od dziwnego, zupe�nie przypadkowego spotkania. Gdyby moim ch�opcom brakowa�o tego, co tak ich wyr�nia spo�r�d tysi�cy r�wie�nik�w, potraktowaliby owo spotkanie ca�kiem oboj�tnie i szybko o nim zapomnieli. Ale oni nie zwykli przepuszcza� takich okazji! Natychmiast dostrzegli kryj�c� si� w tym wydarzeniu tajemnic� i postanowili j� wyja�ni�. Dot�d nie ustawali w tropieniu r�nych dziwacznych poszlak i �lad�w, dop�ki wszystkie elementy nie pouk�ada�y si� w jeden zgrabny obrazek. A �e po drodze wpadali w r�ne gro�ne zasadzki i sytuacje? No c�, mo�na by powiedzie�, �e to jest ich specjalno��... Oni sami nazywaj� siebie Trzema Detektywami. Spr�buj� powiedzie� par� s��w o ka�dym z nich. Oto ich imiona i nazwiska: Jupiter Jones, Pete Crenshaw i Bob Andrews. Wszyscy mieszkaj� w Rocky Beach, ma�ym miasteczku odleg�ym o kilkana�cie kilometr�w od Santa Monica i po�o�onym w po�udniowej Kalifornii, tu� nad brzegiem Pacyfiku. Przyw�dc� ca�ej tr�jki jest Jupiter Jones, na kt�rego wszyscy wo�aj� Jupe. Jest raczej niskiego wzrostu i troch� gru... no, powiedzmy, niezbyt szczup�y. Mo�e nieco oty�y. Przypuszczam, �e on sam wola�by okre�lenie �kr�py�. Jak by nie by�o, jest to ch�opak odznaczaj�cy si� doskona�� pami�ci�, zdolno�ci� dedukcyjnego my�lenia i niezwyk�� spostrzegawczo�ci�. Te uzdolnienia, wsparte absolutn� nieust�pliwo�ci� w dochodzeniu prawdy, czyni� z niego doskona�ego detektywa. Drugi Detektyw, czyli Pete Crenshaw, jest wysoki i smuk�y. Jako urodzony sportowiec uwielbia gra� w baseball, p�ywa� i je�dzi� na rowerze. Bardzo lubi zwierz�ta, ma doskona�e poczucie humoru i jest o wiele skromniejszy ni� Jupe. Nie przepada za nadstawianiem bez potrzeby w�asnego karku, ale zdarza si�, jak sami zobaczycie, �e czasami okoliczno�ci zmuszaj� go do tego. Trzeci Detektyw, Bob Andrews, odpowiada za dokumentacj� i analizy. Jest inteligentnym ch�opcem lubi�cym si� uczy�, cho� czasami przyda�oby mu si� troch� wi�cej �mia�o�ci. Zazwyczaj ma przy sobie notes, w kt�rym zapisuje swoje spostrze�enia przy pomocy w�asnego, wymy�lonego przez siebie szyfru. Przypuszczam, �e w przysz�o�ci wybierze zaw�d dziennikarza. My�l�, �e wiecie ju�, kim s� i jak wygl�daj� Trzej Detektywi, czas wi�c najwy�szy, aby�cie sami w��czyli si� w ich przygody, a przy okazji poznali te� par� innych, niezwyk�ych i malowniczych postaci. Przyrzekam, �e nie zabraknie ich na kartach niniejszej ksi��ki! Wasz Alfred Hitchcock Rozdzia� 1 Facet z tikiem � G�osuj� za hamburgerem w �Koniku Morskim� � zawo�a� Pete Crenshaw do peda�uj�cych za nim dw�ch przyjaci�. By� pocz�tek letnich wakacji. Jupiter Jones, Bob Andrews i Pete, czyli Trzej Detektywi, sp�dzili wi�ksz� cz�� dnia na p�ywaniu i opalaniu si� na ich ulubionej pla�y i wracali w�a�nie ci�gn�c� si� wzd�u� oceanicznego wybrze�a drog� do Rocky Beach, ma�ego miasteczka po�o�onego w po�udniowej Kalifornii, o kilkana�cie kilometr�w od Santa Monica. Bob natychmiast zaakceptowa� propozycj� i mocniej nacisn�� na peda�y swego bike�a, aby zr�wna� si� z Pete�em. Pierwszy Detektyw, Jupiter Jones, podszed� do niej z w�a�ciw� sobie metodyczno�ci�. Z jednej strony pomys� zatrzymania si� ko�o baru, stoj�cego na szczycie najbli�szego wzniesienia, wyda� mu si� poci�gaj�cy, czu� si� ju� bowiem zm�czony i koszulka lepi�a mu si� do plec�w. Nigdy zreszt� nie znajdowa� wielkiego upodobania w czysto fizycznym wysi�ku, przedk�adaj�c nade� wysi�ek umys�owy. Z drugiej jednak zdawa� sobie spraw� z tego, �e... wa�y odrobin� za du�o, przynajmniej jak na sw�j wzrost. S�ysza� nawet, jak dw�ch czy trzech ch�opc�w u szkole nazywa�o go grubasem. Postanowi� co� z tym wreszcie zrobi� w nadchodz�cym lecie, tak aby zrzuci� do nowego roku szkolnego przynajmniej ze dwa kilogramy. Wspinaj�c si� mozolnie pod g�r�, stara� si� przeanalizowa� t� kwesti� nieco g��biej. By�a trzecia po po�udniu i od �niadania up�yn�o ju� sze�� godzin. W tym czasie sporo p�ywa�, przejecha� kilkana�cie kilometr�w na rowerze i z pewno�ci� jego organizm spali� spor� ilo�� kalorii... A poza tym, by� g�odny. � Okay! � krzykn�� do jad�cych przed nim ch�opc�w. � Niech b�dzie ten �Konik Morski�. Jak zwykle o tej porze dnia barek by� prawie pusty. Trzej Detektywi znale�li miejsce przy oknie wychodz�cym na autostrad�. Pete rozpar� si� wygodnie na krze�le, a Bob zabra� si� do przegl�dania jad�ospisu. Jupe natomiast zacz�� z uwag� przygl�da� si� kilku przebywaj�cym w barze go�ciom. By�o to jego ulubione hobby: wyci�gn�� jak najwi�cej wniosk�w o ludziach na podstawie wyrazu ich twarzy, ubioru czy zachowania. Jego uwag� przyci�gn�� zw�aszcza szczup�y i niewysoki m�czyzna, mog�cy mie� oko�o metra sze��dziesi�ciu pi�ciu wzrostu. Ubrany by� w ciemny garnitur, bia�� koszul� rozpi�t� pod szyj� i czarne p�buty z ostrymi szpicami. Jak na sw�j wzrost mia� zaskakuj�co du�e stopy. Po wystaj�cym mu z kieszeni programie wy�cigowym Jupiter odgad�, �e by� hazardzist�, obstawiaj�cym wy�cigowe konie. Siedz�cy przy kontuarze nad fili�ank� kawy m�czyzna bez przerwy obraca� si� na wysokim sto�ku i rzuca� nerwowe spojrzenia w stron� widocznej za oknem autostrady. Za ka�dym razem wyci�ga� r�k� i k�ad� j� na sporym, kwadratowym pudle le��cym na s�siednim sto�ku, tak jakby chcia� si� upewni�, czy ono jest tam nadal. Pud�o owini�te by�o szczelnie kawa�kiem przezroczystej gazy, a jego rogi zgrabnie oklejono szerok� ta�m�. Jupiter obr�ci� lekko g�ow� tak, aby m�c obserwowa� jad�ce drog� samochody i jednocze�nie widzie� k�cikiem oka m�czyzn� w ciemnym ubraniu. Niemal bezg�o�nie przejecha�o kilka eleganckich aut, kt�re nie wzbudzi�y zainteresowania m�czyzny. W chwil� potem uszu Jupe�a dobieg� narastaj�cy, g�o�niejszy warkot jakiego� wi�kszego samochodu. Ma�y cz�owieczek zerwa� si� ze sto�ka i z napi�ciem w oczach zacz�� wpatrywa� si� w okno. Na drodze ukaza�a si� kempingowa p�ci�ar�wka. Facecik wr�ci� na swoje miejsce. Ten cz�owiek wyczekuje jakiego� du�ego pojazdu, pomy�la� Jupe. Ci�ar�wki albo dostawczego pikapa, ale nie turystycznego domku na ko�ach. Kelnerka postawi�a przed ch�opcami zam�wione przez nich hamburgery. Jupe od�o�y� na bok po��wk� bu�ki zakrywaj�cej kanapk� od g�ry, aby zredukowa� w ten spos�b porcj� gro�nych w�glowodan�w, a potem znowu spojrza� na faceta w ciemnym ubraniu. Ich oczy spotka�y si� na kr�tk� chwil�. W tym momencie wydarzy�o si� co� dziwnego. M�czyzna mrugn�� do niego. Jupe u�miechn�� si� odruchowo. U�miech ten musia� si� wyda� nieznajomemu zach�caj�cy, bo naraz uj�� w obie r�ce kwadratowe pud�o i zbli�y� si� do sto�u, przy kt�rym siedzieli Trzej Detektywi. � Prosto z pla�y, co ch�opaki? � samo pytanie by�o najzwyklejsz� w �wiecie przyjacielsk� zaczepk�, jednak spos�b, w jaki zosta�o zadane, wydawa� si� wskazywa� na jakie� ukryte w nim, tajemnicze znaczenie. Poniewa� wypowiadaj�c je m�czyzna pu�ci� jednocze�nie oko. � Tak � Pete u�miechn�� si�, mimo �e mia� usta wypchane hamburgerem. � Pop�ywali�my sobie u Willsa. � U Willsa? � powt�rzy� za nim nieznajomy. � No, to nic dziwnego, �e jeste�cie g�odni. Jeszcze jedno perskie oko. W odzywce stoj�cego przed nimi faceta nie by�o nic szczeg�lnie zabawnego, ale Trzej Detektywi nie mogli si� powstrzyma� od rykni�cia zdrowym �miechem. To, co nieznajomy m�wi�, by�o bez znaczenia, ale owo mrugni�cie na ko�cu nada�o jego s�owom charakter dowcipu. M�czyzna odpowiedzia� im r�wnie� u�miechem. � Nie b�dziecie mieli nic przeciwko temu, �e si� przysi�d�? � zapyta�. I znowu mrugn�� prawym okiem. Jupe przesun�� si� bli�ej okna i m�czyzna usiad� obok niego, stawiaj�c jednocze�nie pud�o na pod�odze obok siebie. � Nazywam si� Stan � pos�a� ch�opcom kolejne dwuznaczne mrugni�cie. Teraz wszyscy trzej przedstawili si� nowemu znajomemu. � Mi�o mi was pozna� � powiedzia� uprzejmie, a Jupe nie zauwa�y�, czy pu�ci� oko po wypowiedzeniu tych s��w. S�ysz�c narastaj�cy ha�as, pochodz�cy od jakiego� ci�kiego pojazdu, Stan zerwa� si� z �awy i zacz�� z nerwowym napi�ciem wygl�da� na autostrad�. Przejecha�a cysterna z olejem nap�dowym i Stan usiad� z powrotem na swoim miejscu. � Stan to jest skr�t od Staniey � odezwa� si� po chwili. � Ale wszyscy nazywaj� mnie Tikiem. Domy�lam si�, �e wiecie, dlaczego. Mimo i� m�czyzna mrugn�� r�wnie� tym razem, �aden z ch�opc�w nie mia� ochoty do �miechu. By�o jasne, �e owe skurcze prawego oka nie by�y przez Stan� zamierzone i �e nie dawa� on w ten spos�b nic do zrozumienia. Po prostu nie mia� na nie �adnego wp�ywu. By� to zwyczajny nerwowy tik. Bob poczu� nawet wobec niego co� w rodzaju przyjaznego wsp�czucia. A kiedy Stan przywo�a� kelnerk� i wr�czy� jej dziesi�ciodolarowy banknot, wszyscy trzej pos�ali mu jeszcze przyja�niejsze spojrzenia. � Ci ch�opcy ucztuj� dzi� na m�j rachunek � o�wiadczy� kelnerce, a potem przymru�y� praw� powiek�. � P�ac� za wszystko. Jeszcze jedno perskie oko. Kelnerka opar�a d�onie na biodrach i popatrzy�a na niego podejrzliwie. Prawdopodobnie mia�a po dziurki w nosie podpitych facet�w, kt�rzy pr�bowali bra� j� na bajer. Kiwn�a jednak d�oni�, wzi�a pieni�dze i odesz�a z powrotem do bufetu. Ch�opcy podzi�kowali Tikowi za jego uprzejmy gest. Przez kilka minut drog� nie przeje�d�a�a �adna ci�ar�wka i wszyscy odpr�yli si�. Jupe doko�czy� hamburgera i gratulowa� sobie w duchu pozostawienia na talerzu prawie po�owy swojej porcji. Ten ma�y sukces zach�ci� go do popisania si� swoimi umiej�tno�ciami. � Jak si� panu mieszka w Santa Monica? � zapyta� znienacka nowego znajomego. Tik a� podskoczy� na krze�le. Wyci�gn�� machinalnie r�k� i poklepa� stoj�ce obok pud�o. Przez dobrych par� sekund jego prawa powieka podnosi�a si� i opada�a niczym migawka fotograficznego aparatu. � Sk�d wiesz, gdzie mieszkam? � zapyta� ochryp�ym g�osem. Jupiter nie zamierza� go przestraszy�, tote� u�miechn�� si� uspokajaj�co. � To tylko taka zabawa � wyja�ni�. � Kiedy tu przyjechali�my, na parkingu sta�y trzy samochody. Na przednim siedzeniu jednego z nich le�a� pluszowy mi�, pomy�la�em wi�c, �e jego w�a�cicielk� musi by� pani, kt�ra siedzi tam, pod �cian�. Do dachu drugiego przywi�zana by�a deska surfingowa. � Pierwszy Detektyw dyskretnie wskaza� dobrze zbudowanego, opalonego na br�z m�odzie�ca, kt�ry poci�ga� przy bufecie coca-col�. � On jest jedyn� osob� w tym barze wygl�daj�c� na amatora �lizgania si� po grzbietach fal. No a pod numerami na tablicy rejestracyjnej trzeciego samochodu by�o nazwisko dealera z Santa Monica, pomy�la�em wi�c, �e auto musi nale�e� do pana. Przez chwil� Tik patrzy� na Jupe�a w milczeniu. � Rozumiem � powiedzia� w ko�cu. � To taka zabawa w zgadywanie. Jednym s�owem, bawisz si� w detektywa. � No, tak naprawd�, to niezupe�nie � odpar� Jupe. Nie czu� si� dotkni�ty uwag� nieznajomego. Po prostu doszed� do wniosku, �e powinien, r�wnie� w imieniu Boba i Pete�a, wyja�ni� mu dok�adnie, czym zajmuje si� ca�a tr�jka. � My rzeczywi�cie jeste�my detektywami. Mamy nawet w�asn� agencj� Trzech Detektyw�w. Nie czekaj�c na odpowied� wyci�gn�� z kieszeni na piersi wizyt�wk� firmy i wr�czy� Tikowi. Sam wydrukowa� j� na starej prasie drukarskiej, kt�r� jego wuj Tytus kupi� kiedy� i przywi�z� do swej sk�adnicy z�omu. Na wizyt�wce mo�na by�o przeczyta�: TRZEJ DETEKTYWI Badamy wszystko ??? Pierwszy Detektyw...... Jupiter Jones Drugi Detektyw....... Pete Crenshaw Dokumentacja i analizy.... Bob Andrews Na odwrocie wypisany by� jeszcze numer telefonu Kwatery G��wnej, znajduj�cej si� na terenie sk�adnicy z�omu. Tik uwa�nie zapozna� si� z tre�ci� karty. � Co oznaczaj� te znaki zapytania? � zwr�ci� si� do Jupe�a. � Nie wyja�nione tajemnice, nie rozwi�zane zagadki � odpar� Jupe. � One pe�ni� rol� czego� w rodzaju znaku firmowego � doda� Bob. Tik skin�� g�ow� i zamruga� prawym okiem, chowaj�c jednocze�nie wizyt�wk� do kieszeni. � Czy zdarza si� wam wiele takich... � zacz��. Nie doko�czy� jednak swego pytania. Jupe m�g� si� tylko domy�la�, czy mia� zamiar powiedzie� �wiele tajemnic�, �dochodze� czy mo�e �os�b, zg�aszaj�cych si� ze swoimi problemami�. Tik poderwa� si� znowu i wlepi� wzrok w okno. Jupe us�ysza� daleki, niewyra�ny szum zdezelowanego motoru. W chwil� potem zobaczy� wspinaj�c� si� na wzg�rze zielon� furgonetk�, kt�ra grzechocz�c zaworami min�a bar i pomkn�a dalej. Kierowca wygl�da� na Japo�czyka. Jupe odwr�ci� si� od okna, aby rzuci� okiem na Tika. Po ubranym na ciemno faceciku nie by�o ju� jednak �ladu. Jupe zobaczy� jeszcze jego plecy znikaj�ce w wyj�ciu. Tik b�yskawicznie wyskoczy� na dw�r i pop�dzi� przez parking. Jako pierwszy zareagowa� Pete. Dzi�ki uprawianiu sportu mia� on szybszy refleks ni� pozosta�a dw�jka. Porwa� z pod�ogi kwadratowe pud�o i pogna� za jego w�a�cicielem. � Hej, niech pan zaczeka! � krzykn��. � Zapomnia� pan... Nie zd��y� go jednak dop�dzi�. Kiedy bieg� przez parking, dwudrzwiowy czarny sedan Stan� zwanego Tikiem wyjecha� z piskiem opon na autostrad� i na pe�nym gazie pomkn�� za zielon� furgonetk�. Pete wr�ci� do baru i po�o�y� pud�o na stole. Wszyscy trzej usiedli na swoich miejscach i zacz�li mu si� przygl�da�. Jak zawsze w sytuacjach wymagaj�cych intensywnego my�lenia, Jupe zabra� si� do mi�toszenia dwoma palcami dolnej wargi. Twierdzi�, �e pomaga mu to skoncentrowa� si�, jak nale�y. Bob jako pierwszy przerwa� k�opotliwe milczenie. � Oddajmy je lepiej kelnerce � powiedzia�. � Ten Tik na pewno wr�ci tu po nie. Zdaniem Pete�a propozycja by�a ca�kiem sensowna, ale Pierwszy Detektyw nie przestawa� skuba� dolnej wargi. Ma�y cz�owieczek, a zw�aszcza jego podniecenie na widok zielonej furgonetki, zbytnio rozpali�y jego ciekawo��. Instynktowna dociekliwo�� nie pozwala�a Jupe�owi pozostawi� �adnej zagadki bez rozwi�zania. Tak�e teraz mia� pewno��, �e Trzem Detektywom napatoczy�a si� sprawa, kt�ra zapowiada�a si� na niezmiernie intryguj�c� tajemnic�, domagaj�c� si� wyja�nienia. � G�osuj� za tym, �eby�my zabrali to pud�o do Kwatery G��wnej � powiedzia� � a potem rozejrzeli si� za panem Tikiem, je�eli przedtem sam si� nie zg�osi. Ma przecie� nasz� wizyt�wk� z numerem telefonu i... W tym momencie Jupe zauwa�y�, �e Pete zamierza zg�osi� jakie� zastrze�enia. Drugi Detektyw nie mia� zbytniego zami�owania do ryzykownych przedsi�wzi��. � A zreszt� � doko�czy� szybko � Tik nie zostawi� pud�a przy bufecie, kt�rego dogl�da kelnerka, tylko przy naszym stoliku. Mo�na by nawet powiedzie�, �e nam je powierzy�... � Mo�na by te� powiedzie�, �e spiesz�c si� tak okropnie, zapomnia� je zabra� � zauwa�y� Pete, kt�ry nie mia� jednak w�tpliwo�ci, �e propozycja Jupe�a zostanie przyj�ta. Jupe by� przecie� nie kwestionowanym przyw�dc� ca�ej tr�jki. Dlatego w�a�nie zosta� Pierwszym Detektywem. W p� godziny p�niej ch�opcy siedzieli ju� w swej Kwaterze G��wnej w Sk�adnicy Z�omu Jones�w. Kwater� t� urz�dzili w licz�cej dziesi�� metr�w d�ugo�ci mieszkalnej przyczepie, kt�r� wuj Jupe�a, Tytus Jones, kupi� dawno temu i nie znalaz� na ni� nowego nabywcy. Ch�opcy stopniowo sk�adali wok� niej wielkie kawa�y z�omu, a� wreszcie sta�a si� zupe�nie niewidoczna z terenu sk�adnicy. Aby si� do niej dosta�, trzeba by�o u�y� kt�rego� ze znanych tylko im sekretnych wej��. Wn�trze urz�dzone by�o niczym ma�e biuro. Sta�o tam biurko, stara szafa z szufladkami, by� te� telefon, za kt�ry ch�opcy p�acili pieni�dzmi zarobionymi przy dorywczych pracach na z�omowisku, zlecanych przez wuja Tytusa i cioci� Matyld�. Pete, kt�ry przywi�z� pud�o na swoim rowerze, postawi� je teraz na biurku. � No dobra � powiedzia�. � Macie to tajemnicze pud�o, kt�re nie nale�y do nas. Co chcecie z nim zrobi�? Otworzy� je? Jupe poruszy� si� niespokojnie w obrotowym fotelu za biurkiem, a potem ze skruszon� min� potrz�sn�� g�ow�. � My�l�, �e nie mamy prawa tego zrobi� � powiedzia�. � Obawiam si�, �e b�dziemy musieli po prostu... Nagle urwa� w p� zdania i pochyli� si� do przodu, a potem przystawi� ucho do okrywaj�cej pud�o gazy. W tym momencie jego obaj koledzy us�yszeli to tak�e. Cichy odg�os przypominaj�cy trzepotanie skrzyde�. Wewn�trz pud�a musia�a znajdowa� si� jaka� �ywa istota. � No c� � odezwa� si� Pete. � Teraz nie mamy ju� wyboru. B�dziemy musieli zajrze� do �rodka. Pete Crenshaw odznacza� si� szczeg�ln� trosk� o zwierz�ta. Mia� zwyczaj znosi� do domu zb��kane psy i koty. Kiedy jednak pewnego razu przyprowadzi� konia, kt�ry w�drowa� bez opieki wzd�u� autostrady, jego mama stanowczo o�wiadczy�a, �e musi rozsta� si� z tym na�ogiem przygarniania wszystkich czworonog�w, jakie tylko mu si� nawin�. W ka�dym razie Pete z pewno�ci� nie m�g�by zasn�� z my�l�, �e zostawi� zwierz�tko zamkni�te w jakim� pudle. Podszed� wi�c �mia�o do biurka i zerwa� ta�m� oklejaj�c� rogi pud�a, a potem rozwin�� gaz�. Oczom ch�opc�w ukaza�a si� metalowa klatka. W �rodku znajdowa� si� go��b. By� to pi�kny ptak o l�ni�cym, bogatym upierzeniu i szerokim, wachlarzowatym ogonie. Jego ciemnoszare pi�ra by�y tak b�yszcz�ce, �e a� mieni�y si� b��kitnawym odcieniem. Jupiter natychmiast zauwa�y� u niego co�, co mo�na by�o wzi�� za znak szczeg�lny. Brakowa�o mu jednego pazura. Mia� trzy pazurki na prawej nodze, ale tylko dwa na lewej. � Nie mo�emy go zostawi� w takiej male�kiej klatce � stwierdzi� stanowczo Pete. � Je�eli mamy zamiar przechowa� go przez jaki� czas, a przypuszczam, �e tak zrobimy, musimy mu znale�� jakie� wi�ksze, wygodniejsze pomieszczenie. Jupe kiwn�� g�ow�. � Potrzeba do tego sze�ciu drewnianych listew � powiedzia� � oraz rolki drucianej siatki, gwo�dzi i m�otka. W ci�gu para minut Trzej Detektywi znale�li na z�omowisku wszystko, co by�o potrzebne. Jupe, kt�ry mia� wyj�tkow� smyka�k� do takich rob�tek, zabra� si� natychmiast do dzie�a w urz�dzonym pod go�ym niebem warsztacie. Szybko zbi� z listew spiczast� ram� o tr�jk�tnej podstawie, a potem dopasowa� do niej drucian� siatk� i poprzybija� j� gwo�dzikami. W par� minut du�y, bezpieczny i wygodny domek dla go��bia by� gotowy. Zanim Pete zd��y� przynie�� ptaka z Kwatery G��wnej, Jupe skoczy� do domu po torb� ze �rutowan� kukurydz�, kt�r� ciocia Matylda karmi�a zwykle kaczki w miejskim parku, a Bob zakr�ci� si� za miseczk� na �wie�� wod�. � No, rozgo�� si� tutaj � powiedzia� Pete wpuszczaj�c ostro�nie go��bka do nowego pomieszczenia. Ch�opcy odnie�li wra�enie, �e ptak czuje si� w nim zupe�nie dobrze. Zacz�� dzioba� kukurydz�, potem umoczy� dzi�b w wodzie, wreszcie podskoczy� kilka razy, trzepocz�c skrzyd�ami, usadowi� si� w rogu klatki i schowa� g�ow� pod skrzyd�o. Tak jakby chcia� da� do zrozumienia, �e na dzi� koniec zaj��. By� ju� najwy�szy czas, aby Trzej Detektywi doszli do takiego samego wniosku. Zostawili wi�c go��bia w warsztacie, kt�ry znajdowa� si� na uboczu, w k�cie sk�adnicy, oddzielonym od ulicy wysokim parkanem, po czym Bob i Pete wskoczyli na rowery i pojechali do siebie. Jupe za� przeszed� na drug� stron� ulicy, gdzie mieszka� w ma�ym domku razem z wujem i cioci�, kt�rzy przygarn�li go do siebie, gdy jako ma�y jeszcze ch�opiec zosta� sierot�. Nast�pnego ranka Jupe wcze�nie wyskoczy� z ��ka. Szybko wci�gn�� na siebie ubranie i pop�dzi� do sk�adnicy. Sklecona wczoraj klatka znajdowa�a si� na miejscu w warsztacie, troskliwie przykryta daszkiem z jakiej� zardzewia�ej blachy. Pi�kny, l�ni�cy, szarob��kitny ptak kr�ci� si� weso�o dziobi�c kukurydz�. Jupe przykl�kn�� i przycisn�� nos do drucianej siatki. � Ciekawe, sk�d ty jeste�? � zamy�li� si� g�o�no. � Dlaczego ten pan Tik trzyma� ci� w tamtym pude�ku? I czemu by� taki nerwowy? W tej historii musi si� kry� jaka� tajemnica, przemkn�o mu przez g�ow�. W tej samej chwili zobaczy� co�, co uczyni�o go��bia jeszcze bardziej tajemnicz� istot�. Bardziej, ni� Jupe m�g� si� spodziewa�. Go��b, kt�remu w�a�nie si� przygl�da�, mia� trzy pazurki na ka�dej nodze. Rozdzia� 2 Mi�o�niczka �piewaj�cych ptak�w � To jest wy�cigowy go��b pocztowy � powiedzia� Bob. � To znaczy oba, i ten, i tamten. Zaraz po odkryciu nowego go��bia w klatce Jupe zadzwoni� do swych przyjaci� detektyw�w, ale obaj byli zaj�ci, tote� ca�a tr�jka mog�a si� zebra� w Kwaterze G��wnej dopiero po lunchu. Bob Andrews, kt�remu tego ranka wypad� dy�ur � w miejskiej bibliotece w Rocky Beach, przyni�s� stamt�d ilustrowan� ksi��k� o go��biach. I w�a�nie teraz demonstrowa� swym kolegom barwn� fotografi� pocztowego go��bia rasy belgijskiej. Jupe przyjrza� si� obrazkowi, por�wnuj�c go z �ywym okazem, kt�ry kr�ci� si� po stoj�cej na biurku ma�ej klatce. � Tak, Bob, masz racj� � powiedzia�. � Oba egzemplarze s� identyczne. Jedyn� r�nic� jest ten brakuj�cy pazurek u go��bia, kt�rego mieli�my tu wczoraj. Rzeczywi�cie chodzi o pocztowego go��bia tej rasy. Zamkn�wszy ksi��k� Jupe odda� j� Bobowi. Pete w�o�y� palec mi�dzy pr�ty klatki i delikatnie pog�aska� go��bia po skrzyde�ku. Ptakowi najwyra�niej podoba�a si� ta pieszczota, bo popatrzy� na Pete�a bystrym wzrokiem, tak jakby oczekiwa� czego� wi�cej. � Takie przypadki przytrafiaj� si� im ca�kiem cz�sto � powiedzia� Pete. � Nie zwr�cili�cie na to uwagi? Mn�stwu dzikich go��bi, kt�re lataj� w strefie przybrze�nej, brakuje pazur�w. Pierwszy Detektyw kiwn�� z roztargnieniem g�ow�. Zdawa� sobie spraw�, �e a� dot�d nie interesowa� si� zbytnio go��biami, ale nie widzia� te� powodu, dla kt�rego mia�by przyznawa� si� do tego swym przyjacio�om. � Przycinaj� sobie palce w jakich� kratach � powiedzia� pewnym siebie g�osem. � Albo padaj� ofiar� wypadk�w, uderzaj�c o inne przeszkody, zbudowane przez ludzi. Nie mog�c pozby� si� pewnego zak�opotania Jupe popatrzy� na Boba, kt�ry siedzia� z nosem w ksi��ce o go��biach. � I co tam pisz� o tych skrzydlatych listonoszach? � zapyta�. � �e bior� udzia� w zawodach. Hoduje si� je specjalnie w tym celu. A ich hodowcy i treserzy, tak jak trenerzy wy�cigowych koni, s� w stanie rozpozna� i wy�owi� swojego go��bia spo�r�d setek innych. Na chwil� Bob pogr��y� si� znowu w ksi��ce, a potem podni�s� g�ow� i opu�ci� okulary prawie na czubek nosa. � To nie do wiary � powiedzia�. � W�a�ciciele wyjmuj� je z go��bnika, wk�adaj�c do wiklinowych koszyk�w albo drucianych klatek i przewo��, czasami nawet na odleg�o�� siedmiuset albo dziewi�ciuset kilometr�w. Tam wypuszczaj� je na wolno�� i go��bie �cigaj� si�, kt�ry pr�dzej wr�ci do domu. Najszybsze z nich osi�gaj� pr�dko�� prawie stu kilometr�w na godzin�. �aden z nich nigdy nie ginie. I wszystkie od razu wiedz�, w kt�r� stron� powinny lecie�, aby dotrze� do domu, bez wzgl�du na to, gdzie zostan� wywiezione albo sk�d pochodz�. � Jest to narodowy sport Belg�w � doda�, zajrzawszy na chwil� do ksi��ki. � Pewnego razu pocztowy go��b zosta� w�o�ony do koszyka i umieszczony w ciemnej �adowni statku, kt�ry zawi�z� go do Indochin. Po dwudziestu czterech dniach, przebywszy ponad dziesi�� tysi�cy kilometr�w, go��b przylecia� z powrotem do Belgii. Pokona� zupe�nie sobie nie znane obszary. � Poka� no � powiedzia� Pete si�gaj�c po ksi��k�, a potem zacz�� j� przegl�da� w milczeniu. � Ej, ch�opaki, to jest nie z tej Ziemi � odezwa� si� po d�u�szej chwili. � Takie go��bie mog� by� wykorzystywane jako pos�a�cy. I to od najdawniejszych czas�w. Juliusz Cezar korzysta� z go��biej poczty przy podbijaniu Galii. Od wielu lat u�ywa jej te� ameryka�ska armia. Na przyk�ad podczas wojny korea�skiej. Go��bie przenosi�y te� regularnie lotnicz� poczt� mi�dzy Los Angeles i Catalina Island. Jupe, wiedzia�e� o tym wszystkim? Pierwszy Detektyw nie odpowiedzia�. Zaj�ty by� w�a�nie mi�toszeniem dolnej wargi. � Pytanie brzmi: jak? � odezwa� si� po chwili. � Po pierwsze, jak? A po drugie, po co? � W tej ksi��ce pisz�, �e tak naprawd� nikt nie wie, jak ptaki odnajduj� drog� do domu � powiedzia� Bob, a potem wzi�� ksi��k� z r�k Pete�a. � Problem ten by� badany w Cornell University w Ithaca, gdzie stwierdzono tylko, �e mo�e on mie� jaki� zwi�zek z ci�nieniem atmosferycznym. Go��bie s� nadzwyczaj wra�liwe na najdrobniejsze zmiany ci�nienia, a tak�e na d�wi�ki. Ale pos�uchajcie, co na ten temat powiedzia� pewien profesor: �Instynkt go��bi, pozwalaj�cy im wr�ci� do domu, mo�na by zrozumie� tylko w jeden spos�b, a mianowicie zamieniaj�c si� samemu w go��bia, przyjmuj�c jego wra�liwo�� i spos�b odczuwania, a tak�e my�lenia�. Przez d�u�sz� chwil� Bob wpatrywa� si� w pi�knego, l�ni�cego ptaka, tak jakby pr�bowa� dociec, jak by si� czu�, gdyby si� zamieni� w go��bia. Jupiter potrz�sn�� g�ow�. � Nie chodzi�o mi o to, w jaki spos�b i dlaczego go��bie znajduj� drog� do domu � powiedzia�. � My�la�em o tym, jak ten go��bek dosta� si� do klatki, kt�r� zrobili�my dla go��bia z dwoma pazurami zostawionego nam przez pana Tika. Kto podmieni� je w nocy? I sk�d si� dowiedzia�, gdzie tamten go��b si� znajduje? I wreszcie, po co to zrobi�? � Nie mam zielonego poj�cia � stwierdzi� Pete g�aszcz�c delikatnie pi�rka ptaka. Go��b odpowiedzia� mu cichutkim gruchaniem, niczym mrucz�cy z zadowolenia kot. � Musimy da� mu jakie� imi� � doda� po chwili. � B�dzie si� nazywa� Cezar, dobra? � Mo�liwo�� numer jeden � zacz�� zastanawia� si� g�o�no Pierwszy Detektyw, kt�ry robi� tak cz�sto wtedy, gdy co� mocno go intrygowa�o. � Tik osobi�cie podmieni� ptaki. Mia� wizyt�wk� z naszymi nazwiskami, a my jeste�my przecie� dobrze znani w Rocky Beach. � Jupe nie widzia� �adnego powodu, aby udawa� skromnisia. � Wystarczy�o mu zapyta� pierwszego lepszego przechodnia, gdzie mieszka Jupiter Jones. � No, powiedzmy, prawie pierwszego lepszego � zgodzi� si� Pete. � Mo�liwo�� numer dwa � ci�gn�� Jupe. � Cz�owiek w zielonej furgonetce, za kt�r� pop�dzi� ten Tik, m�g� zatrzyma� si� gdzie� po drodze i zobaczy�, �e Pete wiezie pud�o na swoim rowerze. A potem pojecha� naszym �ladem a� tu. Cho� musz� przyzna�, �e nie zauwa�y�em �adnego samochodu jad�cego za nami. Rzek�szy to, Jupe popatrzy� ponuro na gruchaj�cego Cezara, tak jakby chcia� mu przypisa� cz�� winy za to, �e nie prowadzi� dok�adnej obserwacji. Potem jednak rozja�ni� si� troch�. � Co my w�a�ciwie wiemy na temat Tika czy tego faceta z furgonetki? � zapyta�. � Je�li chodzi o Tika, to nie znamy nawet jego nazwiska, przypuszczamy tylko, �e mieszka w Santa Monica. Ruszy� z parkingu tak ostro, �e uda�o mi si� z�apa� tylko litery z jego tablicy rejestracyjnej: MOK. A tablica zielonej furgonetki by�a tak ub�ocona, �e nie mog�em nic z niej odczyta�. Zdaje si�, �e jeste�my w �lepym zau�ku... Z wyj�tkiem jednej tylko rzeczy. � Jakiej? � zapyta� Pete, ca�kowicie �wiadom tego, �e do ko�ca �ycia nie zdo�a�by dogoni� Jupe�a w jego umiej�tno�ci szybkiego analizowania r�nych spraw. � Tych go��bi. Bo nie s� to takie sobie zwyk�e ptaszki, hodowane w pierwszym lepszym go��bniku. W tym przypadku mamy do czynienia z troskliwie wyselekcjonowanymi i �wietnie wytresowanymi wy�cigowymi go��biami. Tak, jak si� selekcjonuje i trenuje wy�cigowe konie, jak sam powiedzia�e�, Bob. Ludzie, kt�rzy si� tym zajmuj�, znaj� si� nawzajem. Musi istnie� jaki� klub albo stowarzyszenie, gdzie mogliby�my dowiedzie� si� czego� o tych dw�ch. Nie zwlekaj�c Jupe si�gn�� po specjalny tom ksi��ki telefonicznej, u�o�ony wed�ug klucza tematycznego. � Gdyby si� nam uda�o nawi�za� kontakt z jakim� treserem albo hodowc�, m�g�by on rozpozna� tego ptaka... � Cezara � przerwa� mu Pete. � On ma na imi� Cezar. � ...i powiedzie� nam, czyj� jest w�asno�ci�. Otwar�szy ksi��k�, Jupe zacz�� j� szybko kartkowa�. � �G� jak go��b � mrukn�� odwracaj�c ��te stronice. � �K� jak klub. �S� jak stowarzyszenie. �T� jak towarzystwo. Hmmm. Przez dobr� minut� przebiega� oczami coraz to inne kolumny, nie odzywaj�c si� ani s�owem. � A mo�e... � odezwa� si� w ko�cu tonem, w kt�rym pobrzmiewa�o uczucie zawodu � ...mo�e zobacz� jeszcze pod �H�, jak hobbystyczne sklepy. Zdaje si�, �e zosta�o ju� tylko to. � Jest jeszcze miss Melody � podsun�� Bob. � Kto to taki? � zapyta� Jupe podnosz�c g�ow� znad ksi��ki telefonicznej. � To pewna pani, kt�ra czasami przychodzi do mojej biblioteki. I za ka�dym razem wypo�ycza ksi��ki o ptakach. Ma na tym punkcie strasznego fio�a. Rozmawia�em z ni� raz i dowiedzia�em si�, �e jest prezesk� towarzystwa, kt�re nazywa si� �Nasi Skrzydlaci Przyjaciele�. Jupe zamkn�� ��t� ksi��k� telefoniczn� i od�o�y� j� na p�k�. � To jest rzeczywi�cie szansa � powiedzia�. � Bo je�eli mieszka tu gdzie� niedaleko jaki� specjalista od go��bi, ona mog�aby co� o nim wiedzie�. Ale nie znasz adresu tej pani? � Nie � odpar� Bob przecieraj�c okulary. � Z tym �e gdyby nie mieszka�a w Rocky Beach, nie mog�aby si� zapisa� do naszej biblioteki. Wiem, �e ma na imi� Maureen. Maureen Melody. Pami�tam to z jej karty bibliotecznej. Jupe w jednej chwili odszuka� pani� Melody w ksi��ce telefonicznej Rocky Beach. Mieszka�a przy alei Alto Drive, odleg�ej o jakie� trzy kilometry. � G�osuj� za tym, �eby pojecha� do niej na rowerach � powiedzia� Pete. � Ale gdzie zostawimy Cezara? Jupe nie widzia� �adnego powodu, dla kt�rego go��b nie m�g�by zosta� tam, gdzie by� teraz, czyli w klatce na biurku. Ale Pete zacz�� nalega�, aby na okres, kt�ry Cezar mia� sp�dzi� samotnie, przenie�� go do du�ej klatki na dworze. � Kto� m�g�by go �atwo zw�dzi� � zaoponowa� Jupe. � Przecie� wiesz, co si� sta�o w nocy. � Mog�oby si� nawet zdarzy�, �e po powrocie znale�liby�my go��bia z czterema pazurami � doda� Bob. Tak wi�c Trzej Detektywi doszli w ko�cu do wniosku, �e zabior� Cezara ze sob�. Pete otworzy� g��wne wyj�cie z przyczepy, czyli zapadkowe drzwi prowadz�ce do sekretnego tunelu, kt�rym mo�na si� by�o dosta� do warsztatu. Przycisn�wszy klatk� do piersi, zag��bi� si� jako pierwszy w mrocznym wn�trzu. Bob pope�zn�� tu� za nim. Jupiter tak�e mia� ju� zej�� do tunelu, kiedy co� mu si� przypomnia�o. Zmarszczy� brwi i jeszcze raz podszed� do biurka, aby w��czy� zainstalowan� przy telefonie automatyczn� sekretark�. Dopiero teraz zszed� na d�, zamykaj�c drzwi za sob�. Alejka Alto Drive znajdowa�a si� we wschodniej dzielnicy Rocky Beach. Wuj Tytus wyrazi� si� przy jakiej� okazji, �e �tam, gdzie s�o�ce wschodzi, ludziom dobrze si� powodzi�, I rzeczywi�cie, by�a to dzielnica du�ych dom�w, stoj�cych z dala od drogi, po�r�d ogrod�w, trawnik�w i drzew. Trzej Detektywi zeskoczyli z rower�w przed dwuskrzyd�ow�, wysok� bram� z kutego �elaza. Na tabliczce widnia� ozdobny napis wykonany z metalowych liter: GNIAZDO MELODYCH. Na jednym z kamiennych s�up�w podtrzymuj�cych bram� znajdowa� si� domofon. Jupe nacisn�� guzik i nastawi� ucho tu� przy kratce g�o�nika. W�a�ciwie nie spodziewa� si�, �e cokolwiek us�yszy. Od chwili gdy trzej ch�opcy znale�li si� w odleg�o�ci trzystu albo czterystu metr�w od posiad�o�ci pani Melody, prawie nie s�yszeli si� nawzajem. Nawet wtedy, gdy krzyczeli do siebie z ca�ych si�. Jupe�owi przemkn�o przez g�ow�, �e przypomina�o to wizyt� w salonie ze stereofonicznym sprz�tem, w kt�rym wszystkie odbiorniki i magnetofony nastawione by�y na najwi�ksz� g�o�no��. Z tym �e teraz powietrze nie by�o wype�nione muzyk� czy ludzkimi g�osami, ale najdziwniejsz� mieszanin� gwizd�w, skrzek�w, pisk�w i kraka�, jak� kiedykolwiek przedtem zdarzy�o mu si� s�ysze�. Nacisn�� guzik jeszcze raz. Tak�e i teraz nie us�ysza� �adnej odpowiedzi, ale wyda�o mu si�, �e powietrze przeci�� naraz wysoki i g�o�ny, jakby przedrze�niaj�cy wrzask. Odst�piwszy par� krok�w do ty�u, spojrza� w g�r� na drzewa rosn�ce za bram�. Siedz�ca w listowiu, czerwono-��ta papuga kakadu jeszcze raz pos�a�a mu �widruj�cy w uszach, przedrze�niaj�cy krzyk. � Ptaki! � krzykn�� do niego Pete. � Tu wsz�dzie jest pe�no... Ostatnie s�owo uton�o w ch�rze przera�liwych gwizd�w. � ...ptak�w � doko�czy� za niego Jupe. Teraz on tak�e je dostrzega�, a przynajmniej niekt�re z nich. Szpaki, wr�ble, kanarki, skowronki, kruki i jastrz�bie, a nawet jaka� odmiana or�a spacerowa�y po ga��ziach, przelatywa�y z drzewa na drzewo albo siedzia�y spokojnie w�r�d li�ci. Jupe zostawi� w spokoju domofon. Zauwa�y�, �e cho� brama zamykana by�a na rygiel z uchem, nie by�o w nim k��dki. W�o�y� r�k� mi�dzy pr�ty i otworzy� jedno skrzyd�o, a potem w�lizn�� si� do �rodka razem z rowerem. Pete i Bob weszli tak�e. Bob zatrzyma� si� na moment, aby zamkn�� za sob� bram�. � I co teraz? � wrzasn�� Pete, pochyliwszy si� Jupe�owi prawie do ucha. Jupe wskaza� r�k� dr�k� dojazdow� wij�c� si� mi�dzy drzewami. Trzej Detektywi zag��bili si� w ni�, prowadz�c rowery obok siebie. Ptasi jazgot nad ich g�owami nie tylko si� nie zmniejsza�, ale zdawa� si� przybiera� jeszcze na sile. Bobowi przelecia�o przez g�ow�, �e za chwil� nie wytrzyma, pu�ci kierownic� roweru i zatka d�o�mi swoje uszy. Nagle id�cy na przedzie Jupe zatrzyma� si�. Zza zas�ony drzew i lataj�cych wsz�dzie ptak�w ukaza� si� odleg�y o jakie� sto metr�w dom, zbudowany w stylu chi�skim. Ale to nie widok domu kaza� Jupe�owi stan�� na miejscu. Poprzez gwizdy, skrzeczenia i krakania do jego uszu doszed� inny d�wi�k. By� to g�os jakiej� kobiety. Wysoki i przenikliwy, ale przyjemnie i muzykalnie brzmi�cy sopran. Kobieta �piewa�a. � Id� do mnie trzej ch�opcy, id� le�n� dr�k�, ale nie wiem, czego chc�, bo nie jestem wr�k� � brzmia�y s�owa pie�ni. Bob rozpozna� w �piewie melodi� jednego ze starych wojskowych hymn�w. � Niech ciekawo�� m� ugasz�, lecz niech ptaszk�w mi nie strasz� � podj�� po chwili �piewny g�os. Trzej Detektywi ruszyli dalej. Po kilku krokach Jupe dostrzeg� �piewaj�c� kobiet�. Sta�a na trawniku oddzielaj�cym dom od rosn�cych wok� drzew. By�a wysoka i, jak si� wyrazi� kiedy� nauczyciel Jupe�a od j�zyka angielskiego, mia�a pomnikow� sylwetk�. Ubrana by�a w d�ug�, letni� sukni� i mi�kki, s�omkowy kapelusz, przytrzymywany tasiemk� zawi�zan� na kokardk� pod raczej pe�nym, zaokr�glonym podbr�dkiem. Na ramieniu kobiety siedzia�a papuga, a tu� nad jej g�ow� wisia� niemal nieruchomo jastrz�b. Na czubku kapelusza znalaz� sobie wygodne lokum kanarek. � Je�eli czego� wam potrzeba, musicie g�o�no to wy�piewa� � powita�a ch�opc�w wdzi�cznym trylem, kiedy troch� speszeni zatrzymali si� o par� krok�w od niej. � Inaczej nic nie us�ysz�. Jupiter mia� za sob� pewne aktorskie do�wiadczenia, ale wraca� do nich niech�tnie, poniewa� zwi�zane by�y z g��bokim dzieci�stwem, a w dodatku nazywano go wtedy Ma�ym T�u�cioszkiem (niekt�rzy woleli m�wi�: T�ustym Bobaskiem). Nigdy jednak nie wyst�powa� w �adnym musicalu ani nie �piewa� w szkolnym ch�rze. Nawet przez chwil� nie posta�o mu w g�owie, �e m�g�by by� �piewakiem. Mimo wszystko zdawa� sobie spraw�, �e �yczenie kobiety jest jak najbardziej sensowne. Bo istotnie, jedynym g�osem, kt�ry mia� szans� przedrze� si� przez ca�y ten jazgot ptasich �wierka�, gwizd�w, skrzek�w i kraka�, m�g� by� tylko dobrze postawiony, dono�ny �piew. � Szukamy pani Maureen Melody, w�a�cicielki tej pagody � za�piewa� dr��cym, cienkim g�osikiem, wskazuj�c r�k� stoj�cy za trawnikiem dom. � We w�asnej osobie stoj� na murawie, powiedz, prosz�, w jakiej przyszli�cie tu sprawie? � odpowiedzia�a mu zwiewn� koloratur� pani Maureen Melody. Jupe z przera�eniem stwierdzi�, �e to znowu jego kolej. Odchrz�kn��, aby przeczy�ci� gard�o. � Wiem, �e to naj�cie k�opot pani sprawia � zaintonowa� z bohaterskim zaci�ciem. � Ale my chcemy tylko z pani� porozmawia�. Mimo i� stara� si� stan�� na wysoko�ci zadania, czu�, �e za chwil� zabraknie mu s��w, kt�re pasowa�yby do melodii �piewanej przez pani� Maureen. � S�yszeli�my, �e pani... � podj�� z wysi�kiem, ale jego g�os za�ama� si� nagle. Pani Melody najwyra�niej przesta�a go s�ucha�. Z szerokim, pe�nym zachwytu u�miechem ruszy�a w tanecznych podrygach w stron� Pete�a. � Glory, glory, alleluja � zanuci�a z triumfaln� ekspresj�, a potem chwyci�a uwieszon� kierownicy roweru Pete�a klatk� z Cezarem i przycisn�a j� obiema r�kami do piersi. � Glory, glory, alleluja! Zaraz wyp�ac� wam nagrod�! Rozdzia� 3 Miss Melody otrzymuje per�� � Jak� nagrod�? � zacz�� �piewa� Jupe, ale widz�c, �e panna Melody zabiera si� do otwierania klatki, urwa� nagle. � Prosz� tego nie robi� � zaintonowa� �a�osnym lamentoso. � B�agam pani�... � doda� z pokorn� min�, a potem najgrzeczniej, jak tylko potrafi�, odebra� klatk� z Cezarem z jej r�k. G�os znowu uwi�z� mu w gardle. Poj��, i� musi wyja�ni� mn�stwo spraw i my�l, �e mia�by to wszystko wy�piewa�, w dodatku z maksymalnym nat�eniem g�osu, nape�ni�a go prawdziwym przera�eniem. Zanim zd��y�by wyt�umaczy�, co go tu sprowadzi�o wraz z kolegami, zdar�by sobie struny g�osowe, i to na amen. � Czy jest tu jakie� spokojne miejsce, w kt�rym mogliby�my porozmawia� normalnym g�osem? � za�piewa� co si� w p�ucach. Stwierdzi� przy tym, �e �atwiej mu dobiera� s�owa do komponowanej ad hoc melodii, ni� dopasowywa� si� do pie�ni, kt�r� powtarza�a w k�ko jego rozm�wczyni. � Prosz�, bardzo mi na tym zale�y. Panna Melody wpatrywa�a si� bez ruchu w ch�opc�w, bawi�c si� trzema sznurami pere� wisz�cymi na jej szyi. Mog�o si� wydawa�, �e stanowczo��, z jak� Jupiter odebra� jej Cezara, zbi�a j� lekko z tropu. Po chwili skin�a jednak g�ow� i poprowadzi�a ca�� tr�jk� w kierunku domu. Wisz�cy nad jej g�ow� jastrz�b odlecia� ku najbli�szym drzewom, ale papuga i kanarek nie ruszy�y si� z miejsca. Wszed�szy do �rodka przez wysokie, oszklone drzwi, ch�opcy znale�li si� w przestronnym, jasnym salonie. Panna Melody zamkn�a drzwi za nimi. W pierwszej chwili dochodz�ce z zewn�trz �wierkania i krakania wyda�y si� ch�opcom tak samo og�uszaj�ce, jak na dworze. Miss Melody nacisn�a jednak wystaj�cy ze �ciany przycisk i z g�ry opu�ci�a si� gruba, szklana p�yta, zas�aniaj�c drzwi i okna. Jak cudownie, pomy�la� Pete. Tak, jakby si� pogr��a�o w g��binach oceanu, maj�c na sobie skafander p�etwonurka. W coraz g��bsz�, niczym niezm�con� cisz�. � Mo�e wreszcie pozwolicie mi uwolni� tego biednego ptaszka? � zapyta�a Maureen Melody normalnym ju� g�osem, posy�aj�c Jupe�owi pe�ne wyrzutu, ura�one spojrzenie ciemnoniebieskich oczu. � My�la�am, �e po to w�a�nie przynie�li�cie go tutaj. By�am pewna, �e przeczytali�cie kt�r�� z moich ulotek. Jako za�o�ycielka i prezeska towarzystwa �Nasi Skrzydlaci Przyjaciele� p�ac� dwadzie�cia dolar�w ka�demu, kto uwolni ptaka zamkni�tego w klatce. Nie mog� znie�� widoku tych stworze� zamkni�tych w tak ciasnej przestrzeni. To zbyt okrutne. � Okrutne! � powt�rzy�a jak echo papuga siedz�ca na jej ramieniu. � Okrutne! Okrutne! Wiem ju� przynajmniej, o co jej chodzi�o, kiedy wspomnia�a o nagrodzie, pomy�la� Jupe. Teraz przysz�a kolej na jego wyja�nienia. Rozpocz�� od poinformowania miss Melody, �e Cezar nie nale�y do nich. Jaki� nieznajomy zostawi� go pod ich opiek� i teraz pragn� jak najpr�dzej zwr�ci� go��bia jego w�a�cicielowi. Bob tymczasem przygl�da� si� pannie Melody. Mimo ogromnej postury by�a raczej przystojn� kobiet�. Przypomina�a mu filmow� gwiazd� sprzed lat, rzucon� w ogromnym powi�kszeniu na panoramiczny ekran. � Je�eli uda si� nam odnale�� w�a�ciciela Cezara � odezwa� si� Pete � on z pewno�ci� do��czy go do stada swych go��bi. Cezar nie b�dzie wi�c mieszka� w ma�ej klatce, ale w jakiej� szopie czy go��bniku. � Rozumiem � powiedzia�a miss Melody, kt�rej palce znowu zacz�y bawi� si� naszyjnikiem. Mia�a te� klipsy wysadzane per�ami. � Dlatego w�a�nie z�o�yli�my pani wizyt� � w��czy� si� Bob. � Wiedzia�em o tym, �e bardzo interesuj� pani� ptaki, poniewa� kiedy� rozmawia�em z pani� na ten temat w bibliotece. Pomy�leli�my wi�c, �e zna pani by� mo�e kogo�, kto mieszka w tej okolicy i zajmuje si� hodowl� i tresowaniem wy�cigowych go��bi pocztowych. Panna Melody nie odpowiedzia�a. Wpatrywa�a si� z napi�ciem w okno. � Przepraszam was, ch�opcy � m�wi�c to podesz�a do �ciany i znowu nacisn�a guzik. Szklana p�yta unios�a si� do g�ry. Pok�j na nowo wype�ni� si� ptasim szczebiotaniem. Panna Melody otworzy�a przeszklone drzwi. Tu� za nimi na �cie�ce siedzia� jaki� ptaszek. Pete stwierdzi�, �e to sroka. Maureen Melody przykl�k�a i wyj�a ptakowi z dzioba jaki� ma�y, b�yszcz�cy przedmiot. � Ach, co za sprytna przyjaci�ka � za�piewa�a swym dono�nym sopranem, improwizuj�c tym razem w�asn� melodi�. � Nazwa�am j� takim samym imieniem, jak Edgar Allan Poe swego ptaka. Wiem, �e ptak Poego by� krukiem. Ale tak lubi� ten jego poemat, �I rzek� Kruk: me imi� Nevermore�. Sroka odlecia�a do ogrodu i panna Melody z powrotem zasun�a drzwi szklan� p�yt�. � Sroki uwa�a si� powszechnie za wielkie z�odziejki � podj�a normalnym g�osem. � Ale moje dwie ulubione sroczki nigdy nic nie kradn�. A szczeg�lnie Nevermore. Ona jest po prostu cudowna. Ci�gle znosi mi r�ne rzeczy. I to rzeczy naprawd� prze�liczne. Popatrzcie sami. Rzek�szy to, panna Melody wyci�gn�a sw� bia�� i pulchn�, szerok� d�o�, aby pokaza� Trzem Detektywom, co te� przynios�a jej tym razem sroczka o imieniu Nevermore. Ch�opcy ujrzeli ogromn�, opalizuj�c� per��. � To ju� trzecia per�a, jak� Nevermore przynios�a mi w tym miesi�cu � powiedzia�a miss Melody. � Nie mam poj�cia, gdzie ona je znajduje, ale ja tak bardzo uwielbiam per�y. Per�y i ptaki. To moje dwie nieroz��czne pasje. � Ale wracaj�c do go��bi bior�cych udzia� w zawodach � przypomnia� jej Jupe. � Czy przypadkiem nie zna pani kogo�. Miss Melody potrz�sn�a przecz�co g�ow� � Obawiam si�, �e w tej chwili nie przypomn� sobie nikogo takiego. � Ale gdyby przypomnia�a sobie pani kogo� p�niej � powiedzia� Jupe wr�czaj�c jej wizyt�wk� Trzech Detektyw�w � by�bym niezmiernie zobowi�zany, je�liby pani zadzwoni�a do nas i pomog�a nam skontaktowa� si� z tym cz�owiekiem. Maureen Melody wzi�a kart� do r�ki, ale zanim zd��y�a rzuci� na ni� okiem, siedz�ca na jej ramieniu papuga sfrun�a na jej d�o�, chwyci�a kart� dziobem i wr�ci�a na swoje miejsce. � Dzi�kujemy pani za po�wi�cenie nam swego czasu � powiedzia� Jupe wstaj�c z miejsca. Mimo i� panna Melody zrobi�a na nim raczej korzystne wra�enie, nie wi�za� z jej osob� zbyt wielkich nadziei. Sam zreszt� zaczyna� si� czu� w jej d�wi�koszczelnym salonie jak ptak zamkni�ty w klatce. U�miechaj�c si� przez ca�y czas, panna Melody w��czy�a urz�dzenie podnosz�ce szklan� p�yt�, a potem otworzy�a drzwi. Jupe zauwa�y� jednak, �e u�miecha si� nie do nich, ale do wielkiej, nieskazitelnej per�y, kt�rej ani na moment nie wypu�ci�a z d�oni. Trzej Detektywi poprowadzili swe rowery z powrotem ku bramie, Jupe doszed� do wniosku, �e dop�ki nie znajd� si� w odpowiedniej odleg�o�ci od ha�a�liwej ptaszarni, lepiej b�dzie powstrzyma� si� od rozmowy, tote� nie ogl�daj�c si� na koleg�w, ruszy� �wawo, aby czym pr�dzej przedrze� si� przez zapor� ptasich �wierka� i �piew�w. Zrobi� zaledwie par� krok�w, kiedy zatrzyma� go nagle przera�liwy krzyk. W pierwszej chwili pomy�la�, �e to jeszcze jeden wokalny popis kt�rego� ze skrzydlatych mieszka�c�w posesji. Obejrzawszy si� za siebie, zobaczy� jednak pann� Melody, stoj�c� przed domem, z uniesionymi nad g�ow� r�kami. � Przypomnia�am sobie o pewnym znajomym � za�piewa�a przenikliw� koloratur� w jego stron�. � Nazywa si� Parker Frisbee i mieszka tu, w mie�cie. Pewnego razu powiedzia� mi, �e bra� kiedy� udzia� w zawodach pocztowych go��bi. Wylecia�o mi to z pami�ci. � Zrozumia�em, Parker Frisbee � odpowiedzia� Jupe pr꿹c pier� i unosz�c si� na czubkach palc�w niczym prawdziwy bohaterski tenor. � Dzi�kuj� pani! Rozdzia� 4 Wo�anie o pomoc � Parker Frisbee � powt�rzy� Jupe, kiedy ca�a tr�jka znalaz�a si� na spokojnej i cichej ulicy. � To przecie� nazwisko w�a�ciciela jubilerskiego sklepu na Main Street. Zjechawszy na trawnik, zatrzyma� si� i zsiad� z roweru. Bob i Pete do��czyli do niego. � Wiecie, co mi przysz�o do g�owy? � odezwa� si� Pete. � �e Maureen Melody ma racj�. Powinni�my wypu�ci� Cezara z tej klatki. Niech leci do domu, a my b�dziemy mieli z g�owy ca�� spraw�. To by�o dok�adnie to, czego Jupe obawia� si� ze strony swego kolegi. Zdawa� sobie oczywi�cie spraw�, �e takie rozwi�zanie by�oby najlepsze dla Cezara. Uwolniony z klatki ptak z �atwo�ci� odnalaz�by swoje stado, bez wzgl�du na to, gdzie by si� ono znajdowa�o. Ale z punktu widzenia Pierwszego Detektywa wypuszczenie Cezara, aby m�g� swobodnie odlecie� do domu, by�o najgorszym ze wszystkich mo�liwych wariant�w. W oczach Jupe�a Cezar by� czym� wi�cej ni� tylko zwyczajnym go��biem. By� kluczem, jedynym kluczem do wyja�nienia sprawy, kt�ra jawi�a si� Jupe�owi jako intryguj�ca, podniecaj�ca tajemnica. Przed oczyma stan�� mu telefon w Kwaterze G��wnej i oczekuj�ca na jakie� zg�oszenie automatyczna sekretarka. Je�li cz�owiekiem, kt�ry podmieni� w nocy oba go��bie, by� kierowca zielonej furgonetki, mo�na si� by�o spodziewa� pr�dzej czy p�niej telefonu od Tika. Powinien zadzwoni� i za��da� zwrotu pozostawionego w barze go��bia o dw�ch pazurach. Jupe bardzo chcia� odda� mu go osobi�cie. M�g�by wtedy obserwowa� jego twarz i stwierdzi�, w jaki spos�b zareagowa� on na widok trzech pazurk�w na lewej nodze Cezara. Chcia� przekona� si� naocznie, czy Tik rozpozna swego go��bia. � G�osuj� za tym, �eby�my pojechali na Main Street i zamienili przynajmniej par� s��w z tym Parkerem Frisbeem � powiedzia�. � I tak mamy po drodze � doda� i spojrza� na Boba, oczekuj�c od niego poparcia dla swej propozycji. Bob pos�a� Pete�owi pytaj�ce spojrzenie. � No, dobra, niech b�dzie � zgodzi� si� z oci�ganiem Pete. � Panie Frisbee, walimy do pana. Sklep, maj�cy w szyldzie to nazwisko, by� najlepszym, a w ka�dym razie najdro�szym salonem jubilerskim w Rocky Beach. Jego wystawowe okno nie by�o zawalone zegarkami i zar�czynowymi pier�cionkami. Na okrytym czarnym aksamitem statywie wisia� tam jedynie sznur pere�, a po jego obu stronach po�yskiwa�y w s�o�cu dwie diamentowe broszki, kt�re zdawa�y si� m�wi� przechodniom: �My�licie, �e to ju� wszystko, co mamy? Zajrzyjcie do �rodka!� Wn�trze sklepu wype�nia�y dyskretnie pod�wietlone, oszklone gablotki, w kt�rych wy�o�ono jeszcze kosztowniejsze klejnoty. Za jedn� z nich sta� niewysoki, troch� oty�y m�czyzna w czarnym �akiecie i nieskazitelnie odprasowanych, sztuczkowych spodniach. Prawdopodobnie mia� te� na sobie bia�� koszul� z nakrochmalonym sztywno ko�nierzykiem oraz jedwabny krawat. Tego jednak mo�na si� by�o tylko domy�la�, poniewa� szyj� m�czyzny, a tak�e wi�ksz� cz�� jego twarzy ca�kowicie zakrywa�a g�sta, czarna broda. Z g�stwiny w�os�w zas�aniaj�cych jego podbr�dek, usta i prawie ca�e policzki wy�ania�y si�, niczym ma�e polanki w lesie, jedynie oczy i nos. � S�ucham �askawie? � powiedzia� w�a�ciciel sklepu, kiedy Trzej Detektywi weszli do �rodka. � Czy pan Parker Frisbee? � zapyta� Jupe. � Tak, to ja. Czym mog� s�u�y�? Jupe wyja�ni�, �e on i jego koledzy s� znajomymi miss Maureen Melody. Na d�wi�k tego nazwiska oczy pana Frisbee poja�nia�y. Pierwszy Detektyw doda� nast�pnie, �e miss Melody poleci�a im pana Frisbee jako eksperta od wy�cigowych go��bi, i w zwi�zku z tym przysz�o mu do g�owy, �e pan Frisbee m�g�by pom�c im w zidentyfikowaniu pewnego go��bia rasy belgijskiej, kt�rego niedawno znale�li. � Och, tak naprawd� to ja nie jestem �adnym ekspertem � odpar� pan Frisbee, wzruszaj�c skromnie ramionami. � Kiedy� mia�em kilka takich go��bi i zg�asza�em je do amatorskich wy�cig�w. Ale zarzuci�em to ju� wiele lat temu. Rzek�szy to, spojrza� na klatk� w r�ku Pete�a. � Czy chodzi o tego w�a�nie ptaka? � Tak, prosz� pana � odpar� Pete unosz�c klatk�, aby Frisbee m�g� lepiej przyjrze� si� Cezarowi. Pan Frisbee przez minut� czy dwie wpatrywa� si� badawczo w go��bia. Przez ca�y ten czas nie powiedzia� ani s�owa. � Gdzie go znale�li�cie? � zapyta� w ko�cu. � W jaki spos�b wszed� on w wasze posiadanie? � Kto� zostawi� go na naszym podw�rzu � powiedzia� Jupe, postanawiaj�c nie wspomina� nic o mrugaj�cym faceciku. � Kto to by�? � Nie wiemy � odpar� Pete. � Po prostu znale�li�my go tam. Dlatego w�a�nie przyszli�my do pana. Pomy�leli�my, �e b�dzie pan mo�e wiedzia�... Pan Frisbee pokr�ci� g�ow�, a potem za�mia� si� cicho. � To nie jest wy�cigowy go��b rasy belgijskiej � powiedzia�. � A raczej jest i nie jest. Bo widzicie, to jest samica, a samic nie wystawia si� do wy�cig�w. � Och, ale... � Bob zacz�� co� m�wi�, jednak zrezygnowa� z dalszego ci�gu i zamilk�, zamykaj�c sobie usta d�oni�. � A wi�c, czy nie przychodzi panu do g�owy, do kogo on czy tam ona mog�aby nale�e�? � zapyta� Jupe. � Zupe�nie nie mam poj�cia � odpar� pan Frisbee wzruszaj�c znowu ramionami. Jupe�owi wydawa�o si�, �e u�miechn�� si� przy tym. Broda nie pozwala�a jednak stwierdzi� tego na pewno. � Przykro mi, moi drodzy, ale nie b�d� m�g� wam pom�c. Bardzo prosz�, przeka�cie miss Melody uk�ony ode mnie. Jupe obieca�, �e nie zapomn� tego zrobi�, i podzi�kowa� panu Frisbee Za po�wi�cenie im swego czasu. Trzej Detektywi znale�li s

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!