4134

Szczegóły
Tytuł 4134
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4134 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4134 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4134 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

JULIUSZ VERNE TAJEMNICA ZAMKU KARPATY (Prze�o�y�: WAC�AW LESZEK KOBIELA) I Historia ta nie jest wcale ba�ni�, jest ona jedynie romantyczna. Czy� jednak jej nieprawdopodobie�stwo upowa�nia do wyci�gania ��wniosku, �e jest r�wnie nieprawdziwa? Nic bardziej b��dnego. �yjemy przecie� w�czasach, w�kt�rych wszystko zdarzy� si� mo�e, nieledwie mamy prawo powiedzie�, �e wszystko ju� si� zdarzy�o. Je�li wi�c opowie�� nasza dzi� jest nieprawdopodobna, to dzi�ki mo�liwo�ciom nauki jutro stanie si� zupe�nie wiarygodna i�nikt nie o�mieli si� zaliczy� j� do ba�ni. Owego roku, 29 maja, pewien pasterz pilnowa� swego stada na skraju pokrytego zieleni� p�askowy�u u�st�p Retezatu, kt�ry wznosi si� nad urodzajn� dolin�, zalesion� drzewami jak kolumny i�bogat� w�pi�kne tereny uprawne. Ten wysoki, niczym nie os�oni�ty p�askowy�, p�nocno-zachodnie wiatry, wiej�ce zimow� por�, oczyszcza�y z�wszystkiego na g�adko, tak jakby balwierz ogoli� go brzytw�. Zreszt� w�tym kraju zwrot ,,ogoli� kogo�� oznacza czasem po prostu oskuba� go z�tego, co posiada. Pasterz, o�kt�rym mowa, nie mia� nic arkadyjskiego w�ubiorze ani sielankowego w�postawie. Nazywa� si� Frik, Frik z�wioski Werst; o�sw�j wygl�d za� dba� tyle co i�o�swe zwierz�ta. Pasowa� wi�c do odra�aj�co brudnej lepianki, zbudowanej na obrze�u wioski, kt�r� zamieszkiwa� pospo�u z�owcami i��winiami. Istny chlew ��to zreszt� jedyne okre�lenie, kt�re zdaje si� pasowa� do n�dznych owczarni ca�ego komitatu.* �w prosty pastuch, le��c na kopcu u�cielonym z�trawy, najcz�ciej na wp� drzema�, na wp� czuwa�, z�wielk� fajk� w�z�bach; czasami gwizda� na psy, gdy jakie� jagni� oddali�o si� od pastwiska, lub tr�bi� na ustniku fajki, a�zwielokrotnione echo wraca�o odbite od g�r. Jaki� rodow�d m�g� mie� �w pasterz Frik? Czy�by by� zwyrodnia�ym potomkiem staro�ytnych Dak�w? Nie�atwo to okre�li�, patrz�c na jego sko�tunion� czupryn�, brudn� twarz, rozczochran� brod�, brwi niczym dwie szczotki z�czerwonawego w�osia, ni to zielone, ni niebieskie oczy, pod kt�rymi zwisa�y wilgotne, starcze wory. Trudno uwierzy�, �e ma dopiero sze��dziesi�t pi�� lat. Jest jednak prosty, wysoki, chudy, a���tawy serdak, kt�ry go okrywa, jest mniej ow�osiony ni� jego pier�. Ka�dy malarz bez wahania wykorzysta�by taki model, gdyby go ujrza� w�plecionym kapeluszu, podobnym do wiechcia s�omy, podpartego na swym ostro zakrzywionym kiju, nieruchomego jak ska�a. Gdy s�o�ce zni�y�o si� nad horyzont, Frik si� poruszy�. Na wp� zwini�t� d�oni� os�oni� oczy, podobnie jak robi si� z�r�ki tub�, �eby by� lepiej s�yszanym, i�rozejrza� si� bardzo uwa�nie. W prze�wicie nad horyzontem, o�dobr� mil�, zmniejszone przez odleg�o�� rysowa�y si� kszta�ty fortecy. Na samotnym grzbiecie prze��czy Vulkan wy�sz� cz�� p�askowy�u zwanego Orgall zajmowa� antyczny zamek. W�jaskrawej grze �wiat�a jego rze�ba uwidacznia�a si� ostro, z�tak� wyrazisto�ci�, jak� daj� zdj�cia stereoskopowe. Mimo to oczy pastucha musia�y by� obdarzone niezwyk�� si�� widzenia, skoro rozr�nia�y pewne szczeg�y tego oddalonego masywu. Oto co wkr�tce zawo�a� podnosz�c g�ow�: � Stara forteco!... Stara forteco!... Pr�no si� puszysz na swych podwalinach!... Jeszcze trzy lata i�przestaniesz istnie�, poniewa� twemu bukowi zosta�y tylko trzy ga��zie! Buk, rosn�cy na kra�cu jednego z�bastion�w fortecy, odcina� si� czarnym cieniem na tle nieba, jakby wykrojony z�papieru, i�nikt pr�cz Frika nie dojrza�by go z�takiej odleg�o�ci. S�owa pasterza ��wywo�ane pewn� legend� dotycz�c� zamku ��b�d� wyja�nione w�swoim czasie. � Tak! ��powtarza� ��trzy ga��zie. Jeszcze wczoraj by�y cztery, lecz jedna odpad�a tej nocy... Zosta� jedynie kikut... Stary pie� ma tylko trzy ga��zie... Tylko trzy, stara forteco, tylko trzy! Frik mia� opini� czarownika, kt�ry potrafi wywo�a� duchy, a�wampiry i�strzygi umie zmusi� do pos�usze�stwa. Ludzie wierzyli w�to, poniewa� nieraz widywali go w�czasie przesilenia ksi�yca, podczas ciemnych nocy, siedz�cego okrakiem na przegrodzie wodnego m�yna i�rozprawiaj�cego z�wilkami lub patrz�cego w�gwiazdy, tak jak widuje si� mu podobnych w�dzie� przest�pny.* Trzeba przyzna�, �e Frik potrafi� ci�gn�� z�tego korzy�ci. Rzuca� uroki i�odczynia� je, a�nie robi� tego bezinteresownie. Nale�y jednak zaznaczy�, �e sam by� r�wnie �atwowierny jak jego klientela, a�cho� niezbyt wierzy� we w�asne czary, to wiar� w�legendy kr���ce po okolicy podtrzymywa� i�wzmacnia�. Nie dziwmy si� wi�c, �e rozpowszechnia� te� przepowiedni� g�osz�c� znikni�cie starej fortecy. Gdy wi�c na buku zosta�y jedynie trzy ga��zie, Frik pop�dzi� zanie�� t� nowin� do Werstu. Tr�bi�c ile si� w�p�ucach na d�ugim cybuchu swej fajki z�bia�ego drewna, zebra� stado i�skierowa� je na drog� do wsi. Zwierz�ta pop�dzane by�y przez towarzysz�ce mu psy ��dwa miesza�ce p�gryfony, z�e i�dzikie, kt�re zdawa�y si� mie� ochot� raczej po�re� owce, ni� je chroni�. Stado sk�ada�o si� z�setki baran�w i�owiec, w�tym z�tuzina zesz�orocznych; pozosta�e liczy�y sobie trzy i�cztery lata, czego oznak� by� fakt, �e mia�y po cztery lub sze�� z�b�w. Stado to nale�a�o do s�dziego Koltza z�Werstu, kt�ry p�aci� gminie du�y podatek od owiec, zdaniem jego pastucha ��grubo jednak zawy�ony. Frik uchodzi� za bardzo zr�cznego w�strzy�y i�bieg�ego w�leczeniu zwierz�cych chor�b, takich jak ple�niawka, wzd�cia, ko�owacizna, motylica, gzawica, b�bnica, ospa, kulawka, wszawica i�wiele jeszcze innych. Zwierz�ta maszerowa�y w�zwartej grupie; na czele przewodnik z�dzwonkiem, za kt�rego pobrz�kiwaniem spieszy�a reszta owiec. Opu�ciwszy pastwisko, Frik skierowa� si� ku szerokiej �cie�ce otoczonej rozleg�ymi polami. Falowa�y na nich imponuj�ce �any pszenicy o�bardzo wysokich �odygach, daj�cych d�ug� s�om�; rozci�ga�o si� te� kilka plantacji �kukurucu�, kt�ry nie jest niczym innym, jak miejscow� kukurydz�. Dalej droga prowadzi�a skrajem lasu sosnowo-�wierkowego, ch�odnego i�ciemnego. Ni�ej sw�j �wietlisty nurt, filtrowany przez �wir pokrywaj�cy dno, toczy�a rzeka Sil, kt�r� sp�awiano k�ody drzewa z�tartak�w rozmieszczonych w�g�rze rzeki. Psy i�owce zatrzyma�y si� na prawym brzegu i��ami�c g�st� trzcin� zesz�y na p�ycizn�, by pi� �apczywie ch�odn� wod�. Werst by� zaledwie o�trzy strza�y z�fuzji, powy�ej g�stych zaro�li wierzbowych, wyro�ni�tych w�swobodne drzewa, a�nie skarla�e krzewy dusz�ce si� kilka st�p nad korzeniami. Zaro�la te ci�gn�y si� a� do stoku prze��czy Vulkan, gdzie wioska o�tej samej nazwie zajmuje po�udniowe zbocze masywu Plesa. O tej porze wie� by�a wyludniona. Rolnicy dopiero z�zapadni�ciem nocy wracali do swych domostw i�id�cy drog� Frik nie mia� kogo pozdrowi�, jak ka�e zwyczaj. Zaspokoiwszy wi�c pragnienie stada, ju� zamierza� zej�� w�zag��bienie doliny, gdy pi��dziesi�t krok�w ni�ej, na zakr�cie Silu, dostrzeg� cz�owieka. � Ej! przyjacielu! ��krzykn�� on do pastucha. Cz�owiek ten to jeden z�w�drownych handlarzy, kt�rzy kr��� po wszystkich targach komitatu. Mo�na ich spotka� w�miastach, miasteczkach, a�tak�e w�najn�dzniejszych wioskach. Z�ka�dym umiej� si� porozumie�, m�wi� bowiem wszystkimi j�zykami. Kim by� ten? W�ochem, Sakso�czykiem czy mo�e Wo�ochem. Trudno by�oby zgadn��; naprawd� by� to �yd, polski �yd, wysoki, chudy, o�orlim nosie, wypuk�ym czole, z�brod� w�szpic i�bardzo �ywymi oczyma. Ten w�drowny kupiec sprzedawa� termometry, barometry, lunety i�niewielkie zegary. Tym, co nie zmie�ci�o si� w�tobo�ku przytroczonym mocnymi szelkami do ramion, obwiesi� sobie szyj� i�pas; prawdziwy sprzedawca uliczny, rodzaj w�drownego straganiarza. Prawdopodobnie �yd ten wzbudza� szacunek, a�by� mo�e nawet rodzaj zabobonnego l�ku, kt�remu ch�tnie poddawali si� pasterze. Przywita� si� z�Frikiem, podaj�c mu r�k�, nast�pnie za� z�troch� obcym akcentem zapyta� go po rumu�sku: � Jak wasze zdrowie, przyjacielu? � To zale�y od pogody ��odpowiedzia� Frik. � A�wi�c dzi� czujecie si� dobrze, gdy� jest pi�knie! � Ale jutro b�d� si� czu� �le, bo b�dzie pada�. � B�dzie, pada�?... ��zdziwi� si� handlarz. ��Czy�by w�tej okolicy pada�o z�bezchmurnego nieba? � Chmury nadejd� tej nocy... stamt�d... z�ciemnej strony g�r. � Sk�d o�tym wiecie? � Poznaj� po we�nie mych owiec, kt�ra jest szorstka i�sucha, jak wygarbowana sk�ra. � Tym gorzej dla tych, kt�rzy przemierzaj� dalekie szlaki... � I�tym lepiej dla tych, kt�rzy pozostan� za drzwiami swych dom�w. � Do tego trzeba posiada� dom, pasterzu. � Macie dzieci? ��zapyta� Frik. � Nie. � Jeste�cie �onaty? � Nie. Frik zadawa� te pytania, poniewa� w�tym kraju nale�a�o do dobrych obyczaj�w pytanie o�rodzin� napotkanego w�drowca. Nast�pnie podj��: � A�sk�d przybywacie, handlarzu?... � Z�Hermanstadt. Hermanstadt to jedno z�g��wnych miasteczek Transylwanii. Opu�ciwszy je, trafia si� w�dolin� w�gierskiego Silu, kt�ra schodzi a� do miasta Petrosani. � A�dok�d zmierzacie?... � Do Kolosvaru. �eby dotrze� do Kolosvaru, wystarczy skierowa� si� do doliny Maros, nast�pnie przez Karlsburg przej�� podn�em g�r Bihar i�ju� si� jest w�stolicy komitatu. Dwadzie�cia mil, nie wi�cej, to znaczy zaledwie sto pi��dziesi�t kilometr�w. Prawd� jest, �e sprzedawcy termometr�w, barometr�w i�rozklekotanych zegark�w sprawiaj� zawsze wra�enie istot nie z�tego �wiata. Ale to pi�tno ich zawodu. Sprzedaj� przecie� czas, czas we wszystkich postaciach: ten, kt�ry up�ywa, ten, kt�ry przemin��, i�ten, kt�ry nadejdzie; sprzedaj� go, jak inni domokr��cy koszyki, swetry i�perkale. M�wi si� o�nich, �e s� komiwoja�erami Domu Saturna i�S-ka z�god�em Z�ota Klepsydra. Bez w�tpienia �yd zrobi� wra�enie na Friku, kt�ry ogl�da� nie bez zdziwienia nie znane mu przedmioty, o�r�wnie nie znanym przeznaczeniu. � Ej, handlarzu! Do czego s�u�� starocie, kt�re klekocz� na waszym pasku niczym ko�ci starego wisielca? ��zapyta� wyci�gaj�c r�k�. � O, to s� bardzo warto�ciowe przedmioty ��odrzek� w�drowny sprzedawca. ��Rzeczy u�yteczne dla ka�dego. � Dla ka�dego! ��wykrzykn�� Frik mrugaj�c oczami. ��R�wnie� dla pasterzy?... � R�wnie� dla pasterzy. � A�ten mechanizm?... � Ten mechanizm... ��odpowiedzia� �yd podnosz�c r�k� termometr ��pokazuje nam, czy jest ciep�o, czy zimno. � E�tam, przyjacielu! To, to ja sam wiem, kiedy poc� si� w�kaftanie lub kiedy trz�s� si� z�zimna pod opo�cz�. Oczywi�cie, mog�o to wystarcza� w�zupe�no�ci pastuchowi, kt�rego nie interesowa�y wcale problemy naukowe. � A�ten du�y rozklekotany zegar z�jedn� wskaz�wk�? ��podj�� wskazuj�c barometr pr�niowy. � To nie �aden zegar, to przyrz�d, kt�ry powie wam, czy jutro b�dzie �adna pogoda, czy te� b�dzie pada�... � Naprawd�?... � Naprawd�. � No, dobrze! ��odrzek� Frik. ��Ale nie kupi�bym tego, nawet gdyby kosztowa�o nie wi�cej ni� jeden grajcar. Wystarczy przecie� popatrze� na chmury wisz�ce mi�dzy g�rami lub p�dz�ce ponad najwy�szymi szczytami. Czy one mi nie powiedz�, jaka pogoda b�dzie za dwadzie�cia cztery godziny? Popatrzcie, dla przyk�adu, na t� mgie�k�, kt�ra wydaje si� wyp�ywa� z�ziemi... Wi�c ja wam m�wi�, �e to jutrzejszy deszcz. Rzeczywi�cie, tak uwa�ny obserwator pogody, jak pasterz Frik, m�g� si� obej�� bez barometru. � To ju� nie ma co was pyta�, czy potrzebny wam zegar? ��podj�� handlarz. � Zegar?... Mam taki jeden, kt�rego nie potrzeba nakr�ca� i�kt�ry chodzi nad moj� g�ow�. To s�o�ce. Popatrz, przyjacielu. Gdy zatrzymuje si� na wierzcho�ku Roduk, to znaczy, �e jest po�udnie, a�kiedy jest widoczne w�zag��bieniu Egelt jest godzina sz�sta. Moje barany wiedz� to tak samo dobrze jak ja, a�psy nie gorzej ni� barany. Zachowajcie wi�c wasze klekoty dla siebie. � Gdybym nie mia� innych klient�w opr�cz pastuch�w ��odrzek� handlarz ��mia�bym k�opoty ze zrobieniem maj�tku! Jak�e� to, wi�c nie potrzebujecie niczego?... � Zupe�nie niczego. Prawd� powiedziawszy, wszystkie te towary by�y r�wnie miernej jako�ci, jak niskie by�y ich ceny; barometry nie wskazywa�y zmiennej lub sta�ej pogody, zegary pokazywa�y godziny zbyt p�no, a�minuty za wcze�nie ��po prostu zwyk�a tandeta. Pasterz by� mo�e domy�la� si� tego i�nie widzia� si� wcale w�roli nabywcy. Jednak�e w�momencie gdy schyla� si� po sw�j kij, zauwa�y�, �e na szelkach handlarza zwisa co� na kszta�t tuby. � A�do czego s�u�y ta rura, kt�r� tu macie? ��zapyta�. � O, to nic jest zwyk�a rura... � Mo�e to gar�acz? Pasterz mia� na my�li rodzaj starego pistoletu o�rozszerzaj�cym si� wylocie lufy. � Nie, nie ��odpar� �yd. ��To luneta. By�a to jedna z�tych pospolitych lunet, kt�re powi�kszaj� przedmioty pi�� do sze�ciu razy lub tyle�krotnie je przybli�aj�, co daje zreszt� ten sam rezultat. Frik odczepi� instrument, obejrza� go, pomaca�, obr�ci� na wszystkie strony, poprzesuwa� cylindry. Potem zapyta�, podnosz�c g�ow�: � Luneta? � Tak, pasterzu, jeszcze jedna znakomita rzecz. S�u�y do przed�u�enia wam wzroku. � E�tam, mam dobre oczy, przyjacielu. Gdy powietrze jest przejrzyste, rozr�niam najdalsze ska�y a� po szczyt Retezatu i�najdalsze drzewa w�g��bi w�woz�w Vulkanu. � Bez mru�enia oczu?... � Bez mru�enia. Dzi�ki rosie, gdy� �pi� od wieczora do rana pod go�ym niebem. Oto co doskonale przemywa �renice. � Co... rosa? ��odrzek� handlarz. ��Raczej czyni �lepym... Rosa oczy wyje... � Ale nie pasterzom. � Niech b�dzie. Lecz je�li nawet macie dobre oczy, moje i�tak b�d� lepsze, je�li przy�o�� do nich koniec lunety. � To si� oka�e. � Mo�ecie to sprawdzi�, gdy przy�o�ycie j� do swoich. � Ja?... � Spr�bujcie. � I�nie b�dzie mnie to nic kosztowa�? ��zapyta� nieufny z�natury Frik. � Nic... Nawet je�li nie zdecydujecie si� kupi� ode mnie mechanizmu. Znacznie uspokojony w�tym wzgl�dzie Frik wzi�� lunet�, kt�rej teleskopy nastawi� handlarz. P�niej, maj�c zamkni�te lewe oko, przy�o�y� okular do prawego. Najpierw popatrzy� w�kierunku prze��czy Vulkan, przenosz�c nast�pnie wzrok ku masywowi Plesa. Po chwili opu�ci� instrument i�wycelowa� go na wiosk� Werst. � Oho! ��wykrzykn��. ��To rzeczywi�cie prawda... To niesie dalej ni� moje oczy... Oto g��wna ulica... Rozpoznaj� ludzi... To chyba Nik Deck, le�niczy, kt�ry wraca z�obchodu; tornister na plecach i�fuzja na ramieniu... � Przecie� wam m�wi�em! ��zwr�ci� uwag� handlarz. � Tak... tak... to na pewno Nik! ��podj�� pasterz. ��A�kim jest ta dziewczyna, kt�r� wychodzi z�domu s�dziego Koltza? W�czerwonej sp�dnicy i�czarnej bluzce, idzie jakby naprzeciw le�niczemu?... � Popatrzcie dobrze, pasterzu, rozpoznacie dziewczyn� r�wnie dobrze, jak ch�opaka... � Ach, tak!... To Miriota... pi�kna Miriota! Ach! Zakochani... zakochani!... Tym razem b�d� si� tylko obejmowa�, gdy� trzymam ich na ko�cu mej rury. � I�co powiecie o�mym mechanizmie? � Och! Och!... Jak daleko mo�na przez niego widzie�! To, �e Frikowi nigdy dot�d nie zdarzy�o si� patrze� przez lunet�, tylko potwierdza opini�, i� wioska Werst zas�ugiwa�a na umieszczenie po�r�d najbardziej zacofanych w�komitacie Klausenburg. A��e tak by�o naprawd�, zobaczymy wkr�tce. � No wi�c, pasterzu ��podj�� w�drowny handlarz ��sp�jrzcie jeszcze... i�troch� dalej ni� Werst... Wioska jest zbyt blisko nas... Sp�jrzcie za ni�, daleko za ni�, m�wi� wam! � A�to te� nie b�dzie mnie nic kosztowa�? � R�wnie� nic. � Dobrze!... Poszukam od strony w�gierskiego Silu!... Tak, oto dzwonnica w�Livadzelu... Poznaj� j� po krzy�u pozbawionym jednego ramienia. Dalej, w�dolinie, mi�dzy �wierkami, widz� dzwonnic� Petrosani z�blaszanym, bia�ym kogutem, co ma dzi�b otwarty, jakby zwo�ywa� swe kurki!... A�tamta wie�a strzelaj�ca spo�r�d drzew... To musi by� wie�a w�Petrili... Ale poczekajcie jeszcze, handlarzu. Jak s�dz�, ci�gle jeszcze cena jest ta sama?... � Ci�gle, pasterzu. Frik zwr�ci� si� teraz w�kierunku p�askowy�u Orgall, potem wodzi� ko�cem lunety wzd�u� odleg�ej �ciany las�w ocienionych stokami Plesy, a� w�polu widzenia obiektywu ukaza�a si� sylwetka fortecy. � Tak ��wykrzykn��. ��Czwarta ga��� le�y na ziemi... Dobrze widzia�em!... I�nikt nie p�jdzie jej zabra� na �wi�toja�skie ognisko... Tak, nikt... nawet ja!... To by�oby ryzyko dla cia�a i�duszy... Ale nie martwcie si�!... Jest kto�, kto sw� sk�r� tej nocy dobrze osmali w�ogniu piekielnym. To Czort! Czort, tak nazywany jest diabe�, gdy wymienia si� go w�tutejszych rozmowach. By� mo�e �yd za��da�by wyja�nienia tych s��w, niezrozumia�ych dla tego, kto nie zamieszkiwa� w�wiosce Werst lub okolicy, gdyby Frik nie krzykn�� g�osem, w�kt�rym przera�enie miesza�o si� ze zdziwieniem. � Co to za mg�a wydobywa si� z�baszty?... Ale, ale, czy to rzeczywi�cie mg�a?... Nie!... Mo�na by rzec, �e raczej dym... To niemo�liwe!... Od wielu, wielu lat kominy fortecy ju� nie dymi�! � Pasterzu, je�li widzicie tam dym, to znaczy, �e jest to dym. � Nie... handlarzu, nie!... To zaciemni�o si� szk�o waszego mechanizmu. � Przetrzyjcie je. Frik odwr�ci� lunet�, oczy�ci� szk�a r�kawem i�ponownie podni�s� do oczu. Tak, to na pewno by� dym snuj�cy si� z�wierzcho�ka baszty. Wznosi� si� pionowo w�spokojnym powietrzu, a�w�g�rze jego pi�ropusz miesza� si� z�ob�okami. Frik, nieruchomy, nie odzywa� si� ju� wi�cej. Ca�a jego uwaga skupiona by�a na fortecy, kt�rej rosn�cy cie� zacz�� dosi�ga� poziomu p�askowy�u Orgall. Wkr�tce opu�ci� lunet� i�si�gaj�c r�k� po sakiewk� wisz�c� pod kaftanem zapyta�: � Ile za t� wasz� rur�? � P�tora florena ��odpowiedzia� handlarz. By�by odda� lunet� nawet za cen� jednego florena, gdyby Frik nie okaza� tak �ywego zainteresowania kupnem. Lecz pasterz nie namy�la� si�. Widocznie pod wp�ywem jakiego� oszo�omienia, tak samo niespodziewanego jak niewyt�umaczalnego, zag��bi� r�k� w�sakiewce i�wyci�gn�� ze� pieni�dze. � To dla siebie kupujecie t� lunet�? ��zapyta� sprzedawca. � Nie... Dla mego pana, s�dziego Koltza. � I�zwr�ci wam pieni�dze? � Tak... Dwa floreny, kt�re mnie kosztowa�a... � Jak to? Dwa floreny? � Bez w�tpienia!... Sko�czmy z�tym... Do widzenia, przyjacielu. � Do widzenia, pasterzu. I Frik, gwi�d��c na psy, pospiesznie pop�dzi� stado w�kierunku Werstu. �yd za�, spogl�daj�c za oddalaj�cym si�, pokiwa� g�ow�, jakby mia� do czynienia z�jakim� wariatem. � Gdybym wiedzia� ��wymamrota� ��sprzeda�bym mu lunet� dro�ej! Kiedy umocowa� sw�j kramik na pasie i�ramionach, zszed� na prawy brzeg Silu, by pod��y� w�kierunku na Karlsburg. II Je�li z�odleg�o�ci kilku mil obserwuje si� ska�y, kt�re w�r�nych epokach geologicznych rozproszy�a natura lub ustali�y ostatnie konwulsje ziemi, oraz konstrukcje przypisywane r�kom ludzkim, na �miun czas odcisn�� swe pi�tno ��widok jest prawie podobny. To, co jest kamieniem pierwotnym i�to, co jest kamieniem obrobionym, �atwo miesza si� ze sob�. Z�daleka ��kolor ten sam, te same kontury, takie same odchylenia linii w��miun�wszy, podobna �miun�wsz odcieni pod szaraw� patyn� wiek�w. Wszystko to dotyczy�o r�wnie� fortecy ��a��miun m�wi�c, zamku Karpaty. Odr�ni� jego niewyra�ne kszta�ty od p�askowy�u Orgall, kt�ry wie�czy z�lewej strony prze��cz �miu, jest prawie niemo�liwe. Nie odcina si� on wcale od rze�by g�r w�dalszym planie. To, co �miun� sk�onni wzi�� za baszt�, nic jest by� mo�e niczym innym, jak kamienistym �miun�w. Kto ogl�daj�c go s�dzi, �e dostrzega blanki muru obronnego, by� mo�e widzi jedynie skaliste wierzcho�ki g�r. Wszystko to jest w�og�le niejasne, zmienne, niepewne. A�nawet, je�li wierzy� niekt�rym turystom, zamek Karpaty istnieje jedynie w�wyobra�ni mieszka�c�w �miun�. Oczywi�cie najprostszym sposobem, aby si� o�tym przekona�, by�oby wyprawi� si� z�przewodnikiem z��miun lub Werstu. Przeby� w�w�z, wdrapa� si� na grzbiet i�zbada� ca�y zesp� budowli. Tylko �e znale�� takiego przewodnika by�oby jeszcze trudniej, ni� odkry� drog� prowadz�c� do fortecy. W�tym kraju �miu Sil�w nikt nie zgodzi�by si� poprowadzi� �miun�ws do zamku Karpaty za �adne wynagrodzenie. Jakkolwiek by by�o, oto co mo�na dostrzec z�tej staro�ytnej siedziby w�polu widzenia lunety mocniejszej i�lepiej scentrowanej ni� tandetny instrument, kupiony przez pasterza Frika na �miun� s�dziego �miu. Jakie� �miun� lub �miun�wsz st�p za prze��cze �miu nier�wno�ci p�askowy�u ��czy warowny mur koloru kamionki, pokryty pl�tanin� ro�lin wykutych w�kamieniu, a�rozszerzaj�cy si� po zewn�trznej stronie z�czterystu do �miun�w s��ni. Na ka�dym jego kra�cu tkwi� dwa bastiony naro�ne; prawy, na kt�rym ro�nie �w s�awny buk, jest jeszcze podwy�szony niedu�� wie�yczk� stra�nicz�, czy te� budk� wartownicz�, o�stromym dachu; lewy, z�kilkoma �cianami podpartymi a�urowymi przyporami, podtrzymuje dzwonnic� kaplicy, kt�rej p�kni�ty dzwon ko�ysany przez silne wichry odzywa si� czasem ku �miun�w przera�eniu miejscowej ludno�ci. Po�rodku wreszcie, w�otoczeniu platformy z�blankami, wznosi si� pot�na baszta o�trzech rz�dach okien z�witra�ami oprawionymi w�o��w, kt�rej pierwsze pi�tro otoczone jest kolistym tarasem; na �miun�ws wysoka kolumna metalowa, ozdobiona �redniowiecznym pier�cieniem z�wiatrowskazem prze�artym rdz�, kt�ry ostatni podmuch p�nocno-zachodniego wiatru ustawi� w�kierunku po�udniowo-wschodnim. �miun�w, co kryje si� za tymi poprzerywanymi w�wielu �miun�w murami, czy wewn�trz istnieje jaki� �miun mieszkalny, most zwodzony i�tajemne przej�cie pozwalaj�ce do� si� dosta�, tego ju� od wielu lat nie wiedzia� nikt. Ale nawet gdyby zamek Karpaty by� lepiej konserwowany, ni� wskazuje na to jego wygl�d, zara�liwa trwoga zdwojona przes�dami chroni go nie gorzej, ni� mog�yby to uczyni� jego bazyliszki, smoki, bombardy, �migownice, kolubryny i�inne machiny artyleryjskie z�dawnych wiek�w. Poza tym zamek Karpaty wymaga�by nie lada wysi�ku od chc�cych go odwiedzi� turyst�w lub �miun�wsz. Jego po�o�enie na wierzcho�ku p�askowy�u Orgall jest �miun�ws pi�kne. Z��miun tarasu baszty rozci�ga si� widok na najdalsze kra�ce szczyt�w. Z�ty�u faluje wysoki �a�cuch g�rski, dziwacznie rozga��ziony, kt�ry wyznacza granic� Wo�oszczyzny. Z�przodu dr��y g�ry kr�ty prze�om �miun, praktycznie jedyna droga mi�dzy �miun�wsz granicznymi. Po drugiej stronie doliny �miu Sil�w wy�aniaj� si� miasteczka Livadzel, Lonyai, Petrosani, Petrila, zgrupowane wok� szyb�w s�u��cych eksploatacji bogactwa tego basenu w�glowego. W�dalszym planie zachodz� na siebie wspania�e grzbiety g�rskie, zalesione u�podn�y, zieleniej�ce na zboczach, wyschni�te na wierzcho�kach, w�r�d �miun dominuj� urwiste szczyty Retezatu i�Paringu. W�ko�cu, ju� du�o dalej, za dolin� Hatszeg i�rzek� Maros, pojawiaj� si� odleg�e, przes�oni�te mg�ami kontury Alp Centralnej Transylwanii. Na dnie tego zapadliska wkl�ni�cie terenu by�o �miun jeziorem poch�aniaj�cym oba Sile, zanim ich wody nie znalaz�y uj�cia przez �a�cuch g�rski. Obecnie owo wkl�ni�cie jest jedynie zag��biem w�glowym, ze swymi wadami i�zaletami; wysokie ceglane kominy pl�cz� si� z��miun�w topoli, �wierk�w i�buk�w; czarne dymy zatruwaj� powietrze, dawniej nasycone zapachem drzew �miun�w �miun�w kwiat�w. W�ka�dym razie w�okresie gdy rozgrywaj� si� te zdarzenia, mimo �e przemys� trzyma� ten okr�g g�rniczy �elazn� r�k�, nie straci� on jeszcze nic ze swego �miun� charakteru, �miun�wszy naturze. Zamek Karpaty istnieje od XII lub XIII wieku. W�owych czasach monastery, ko�cio�y, pa�ace i�zamki pod w�adz� �miun�wsz lub �miun�w fortyfikowa�y si� tak samo troskliwie, jak miasteczka czy wioski. Panowie i�ch�opi zabezpieczali si� od wszelkiego rodzaju napad�w. Ten stan rzeczy wyja�nia, dlaczego wiekowe mury obronne fortecy, jej bastiony i�baszta, sprawiaj� wra�enie �redniowiecznej budowli wci�� gotowej do obrony. C� za architekt zbudowa� j� na tym p�askowy�u, tak wysoko? �w zuchwa�y artysta pozostaje nieznanym, cho�by nim by� nawet rumu�ski Manoli, kt�ry zbudowa� w�Curte d�Argis s�awny zamek Rudolfa �miun�, tak chwalebnie opiewany w�wo�oskich �miun�w. Je�li jednak architekt nie jest znany, to nie ma �adnych w�tpliwo�ci co do rodziny, kt�ra w�ada�a ow� fortec�. Baronowie de �miu byli panami tej krainy od niepami�tnych czas�w. Zamieszani we wszystkie wojny, kt�re zbroczy�y krwi� prowincje transylwa�skie, walczyli przeciwko W�grom, Sasom, Szeklerom. Ich nazwisko wymienia si� w�pie�niach i�doinach, kt�re przechowuj� pami�� o�tych �miun�wszy czasach; �miun� za dewiz� mieli s�awne przys�owie wo�oskie: Da pe maorte ��,,Po�wi�ca� si� a� do �mierci!� I�po�wi�cali si�, rozlewali sw� krew za �miun�wszy ��krew dziedziczon� po Rumunach, ich przodkach. Wiadomo ��tyle wysi�ku, po�wi�cenia, ofiar nie doprowadzi�o do �miun poza zmniejszeniem zaledwie najnikczemniejszej tyranii w�stosunku do potomk�w tej walecznej rasy. Nie ma ona ju� politycznego znaczenia. Trzy uderzenia obuchem zdruzgota�y j�. Lecz Wo�osi z�Transylwanii nie stracili nadziei na zrzucenie jarzma. Przysz�o�� nale�y do nich i�z�niewzruszon� pewno�ci� powtarzaj� s�owa, w��miun mie�ci si� idea przetrwania: Roman on pere! ��,,Rumun nie mo�e zgin��!� Oko�o po�owy XIX wieku ostatnim reprezentantem �miun�w de �miu by� baron Rudolf. Urodzony w�zamku Karpaty, obserwowa� od najm�odszych lat, jak wymiera jego r�d. W�wieku dwudziestu dwu lat zosta� sam na �wiecie. �miun bliscy padali rok po roku, niczym ga��zie s�dziwego buka, z�kt�rego istnieniem ludowy przes�d wi��e r�wnie� istnienie samej fortecy. Bez krewnych, mo�na r�wnie� powiedzie�, bez �miun�ws, czym�e m�g� si� zaj�� baron Rudolf, aby wype�ni� wolny czas w�tej niezmiernej pustce, jak� �mier� uczyni�a wok� niego? Jakie by�y jego upodobania, zdolno�ci, sk�onno�ci? Nietrudno si� domy�li�, �e by�a to nieodparta �miun�ws do muzyki, szczeg�lnie do �piewu �miun� artyst�w tej epoki. Zostawiwszy mocno ju� zrujnowany zamek pod opiek� kilku starych s�ug, pewnego dnia baron znikn��. Dowiedziano si� p�niej, �e po�wi�ci� sw� fortun�, kt�ra by�a do�� znaczna, na pobyt w�najwa�niejszych o�rodkach operowych Europy, w�teatrach �miun, Francji, W�och, gdzie m�g� zaspokaja� swe nienasycone kaprysy melomana. Czy�by by� �miun�wszy, �eby nie powiedzie� maniakiem? �miun�wsz jego egzystencji pozwala tak go okre�li�. Jednak�e mi�o�� do rodzinnej ziemi wyry�a si� g��boko w�sercu �miun barona de �miu. �miu czasach dalekich podr�y nie zapomnia� by� swej transylwa�skiej ojczyzny. I�w�potrzebie wr�ci�, aby wzi�� udzia� w�jednym z��miun� bunt�w ch�op�w �miun�ws przeciw uciskowi �miun�wszy. Jednak potomkowie dawnych Dak�w zostali zwyci�eni, a�ich terytorium podzielono mi�dzy �miun�ws. �miun�ws nast�pstwie tej pora�ki baron Rudolf opu�ci� ostatecznie zamek Karpaty, kt�rego znaczna cz�� leg�a ju� w�ruinie. �mier� nie zapomnia�a tak�e o�ostatnich s�ugach fortecy i�uczyni�a j� ca�kowicie opuszczon�. �miun�w �miun�w baronie de �miu chodzi�y s�uchy, �e z��miun �miun�wszy przy��czy� si� do s�awnego Roszy Sandora. Dawnego rozb�jnika, kt�rego walka o��miun�wszy uczyni�a bohaterem eposu. Szcz�ciem Rudolf de �miu po zako�czeniu walk od��czy� si� od kompromituj�cej grupy �batiar�w�, co okaza�o si� rozs�dne, gdy� dawny rabu�, zostawszy przyw�dc� z�odziei sko�czy� marnie; wpad� w�r�ce policji, kt�ra zadowoli�a si� zamkni�ciem go w�wi�zieniu w��miu-Uywar. Przez ludno�� �miun� zosta�a jednak og�lnie przyj�ta inna wersja: �e baron Rudolf zosta� zabity podczas jednej z�potyczek Roszy Sandora z�celnikami granicznymi. By�o to prawdopodobne, gdy� baron de �miu od d�ugiego czasu nie pokaza� si� nigdy w�fortecy. W�jego �mier� nikt te� nie w�tpi�. Lecz b�dzie przezorniej przyjmowa� z�rezerw� to, co g�osi ten �atwowierny lud. Zamek opuszczony, zamek nawiedzany przez zjawy, zamek duch�w. �ywa i�rozpalona wyobra�nia zaludni�a go wkr�tce ukazuj�cymi si� upiorami, �miun�wszy ��duchami, kt�re pojawiaj� si� o�p�nocy. Takie rzeczy zdarzaj� si� jeszcze w��miun�ws �miun�wsz rejonach Europy, a�Transylwania mo�e pretendowa� do jednego z��miun�ws po�r�d nich. Zreszt�, w�jaki spos�b wioska Werst mog�aby zerwa� z�wierzeniami w�si�y nadprzyrodzone? Pop i�baka�arz, powo�ani do edukacji dzieci i�nauczania wiernych religii, rozpowszechniali te ba�nie z�przekonaniem tym wi�kszym, �e sami wierzyli w�nie g��boko. Twierdzili, ,,z dowodami na poparcie�, �e wilko�aki uganiaj� po wsi, �e wampiry, zwane �miun�w, pij� ludzk� krew, �e upiory b��kaj� si� w�ruinach i�potrafi� by� z�o�liwe, je�li nie przynie�� im napoju i�jad�a. Istniej� te� czarownice, �baby�, �miun spotkania nale�y si� wystrzega� we wtorki i�pi�tki, w�dwa najgorsze dni tygodnia. Jaka� forteca mog�aby by� lepiej przysposobiona na siedzib� dla go�ci z�tej mitologii rumu�skiej, jak nie zamek Karpaty? Usytuowany na odizolowanym p�askowy�u, niedost�pnym, z�wyj�tkiem lewej strony przez prze��cz �miu, bez w�tpienia dawa� schronienie smokom, czarownicom, strzygom, by� mo�e r�wnie� jakim� duchom przodk�w baron�w de �miu. St�d pochodzi�a jego bardzo z�a reputacja, jak m�wiono ��ca�kiem uzasadniona. �miun nikt nawet nie odwa�y� si� pomy�le� o�odwiedzeniu zamku. Rozpo�ciera�a si� wok� niego zara�liwa groza, jak truj�ce moczary wydzielaj�ce chorobliwe miazmaty. Ju� przy zbli�eniu si� na �wier� mili ryzykowa�o si� istnieniem na tym �wiecie i�zbawieniem na tamtym. Tego w�a�nie naucza� w�szkole baka�arz Hermod. W ka�dym razie ten stan rzeczy b�dzie musia� trwa� a� do czasu, gdy po staro�ytnej fortecy baron�w de �miu nie zostanie ani jeden kamie�. I�tego w�a�nie dotyczy przepowiednia. �miu �miun�wszyzych notabli Werstu istnienie fortecy by�o zwi�zane ze starym bukiem, kt�rego ga��zie wykrzywia�y si� na naro�nym �miun�w, po�o�onym na prawo od muru obronnego. Od wyjazdu Rudolfa de �miu ludzie ze wsi, a�szczeg�lnie pastuch Frik, obserwowali to dok�adnie ��buk �miun roku traci� jeden ze swych �miun� konar�w. Naliczono ich osiemna�cie na jego pniu, gdy barona Rudolfa widziano po raz ostatni na �miun�ws baszty; obecnie na drzewie pozosta�y tylko trzy konary. Czyli ka�da z�amana ga��� ��to o�rok skr�cone istnienie fortecy. Upadek ostatniej sprowadzi jej ostateczne unicestwienie. A�na p�askowy�u Orgall na pr�no b�dzie si� szuka� �lad�w po zamku Karpaty. W rzeczywisto�ci by�a to tylko jedna z�przepowiedni, kt�re rodz� si� tak �atwo w�wyobra�ni �miun. Po pierwsze, czy ten stary buk naprawd� amputowa� sobie �miun roku jedn� z�ga��zi? Nie by�o na to �miun�wszy dowodu, cho� Frik nie waha� si� przysi�ga�, on, kt�ry nic spuszcza� z�niego oczu, podczas gdy stado pas�o si� na ��kach nad Silem. I�mimo �e Frik nie by� wiarygodnym �wiadkiem, tak u�najlichszego ch�opa, jak i�u��miun�wszy urz�dnika Werstu nie powsta�a �miun�ws, �e forteca ma nie �miu ni� trzy lata �ycia, �miun� nie doliczono si� �miu ni� trzech konar�w na ,,opieku�czym buku�. Pasterz pod��a� wi�c spiesznie do wioski z�t� jak�e wa�n� nowin�, gdy zdarzy� si� incydent z�lunet�. Wa�na nowina, naprawd� bardzo wa�na! Wida� dym wydobywaj�cy si� z�wierzcho�ka baszty� Czego oczy pasterza nie mog�y dostrzec, Frik wyra�nie zobaczy� za pomoc� instrumentu handlarza� To wcale nie mg�a. To dym, kt�ry nast�pnie miesza si� z�ob�okami� A�przecie� forteca jest niezamieszkana� Od dawna ju� nikt nie przekroczy� tajnego wej�cia, kt�re bez w�tpienia jest zawalone, ani zwodzonego mostu, kt�ry na pewno jest podniesiony. Je�li jest zamieszkana, to tylko przez istoty nadprzyrodzone� Lecz po co duchom roznieca� ogie� w�jednej z�sal baszty?... Czy to dym z�kominka, czy z�kuchni?... Doprawdy, to niepoj�te. Frik p�dzi� swe zwierz�ta do obory. Psy, s�uchaj�c jego rozkaz�w, ponagla�y stado na pn�cej si� �cie�ce, a�kurz miesza� si� z�wieczorn� ros�. Kilku ch�op�w, sp�nionych przy pracy na roli, przechodz�c pozdrowi�o Frika, a�on ledwie odpowiedzia� na ich uprzejmo�ci. Wielce si� tym �miun�wszy, gdy� �eby unikn�� uroku, nie wystarczy powiedzie� �miun�ws dzie� dobry, lecz on winien r�wnie� odpowiedzie� tym samym. Frik jednak�e wygl�da� nie tylko na ma�o �miun�w pozdrowieniom, ale mia� b��dne oczy, dziwaczn� postaw� i�wykonywa� bez�adne gesty. Nie by�oby w�tym nic dziwnego, gdyby wilki i�nied�wiedzie porwa�y mu z�po�ow� owiec, tak by� wzburzony. Jakiej�e z�ej nowiny by� nosicielem? Pierwszym, kt�ry j� pozna�, by� s�dzia Koltz. Frik krzykn��, gdy tylko go spostrzeg�: � W�fortecy jest ogie�, m�j panie! � Co m�wisz, Friku? � M�wi� tak, jak jest. � Zwariowa�e�? W rzeczy samej, jaki po�ar m�g�by zaatakowa� stos starych kamieni? To tak, jakby twierdzi�, �e Negoi, najwy�szy szczyt Karpat, zosta� poch�oni�ty przez p�omienie. Zupe�ny absurd. � S�dzisz wi�c, Friku, s�dzisz, �e forteca p�onie? � Je�li nie p�onie, to dymi� � To na pewno opary� � Nie, to dym� Zobaczcie sami, panie. I�obaj skierowali si� ku �rodkowi g��wnej ulicy wioski, na brzeg skarpy g�ruj�cej nad w�wozami, sk�d mo�na by�o dojrze� zamek. Osi�gn�wszy j�, Frik poda� lunet� s�dziemu �miun. Oczywi�cie przeznaczenie tego instrumentu by�o mu tak samo nie znane, jak poprzednio jego �miun�ws. � Co to jest? ��zapyta�. � Mechanizm, kt�ry kupi�em wam za dwa floreny, m�j panie, � Kt�ry jest wart co �miun� cztery! � Od kogo? � Od pewnego �miun�ws handlarza. � Ale po co? � Przy��cie go do oka i�skierujcie na fortec�, rozejrzyjcie si�, a�zobaczycie. S�dzia wycelowa� lunet� w�kierunku zamku i�wpatrywa� si� powoli. Tak! To dym wydobywa� si� z�jednego z�komin�w baszty. Po chwili, zdmuchni�ty powiewem wiatru, rozpe�z� si� po zboczach g�r. �miun�w do s�dziego i�Frika do��czy�a Miriota z�le�niczym Nik�em �miun, kt�rzy �miu wracali do domu. � Do czego to s�u�y? ��zapyta� �miun�wsz wskazuj�c na lunet�. � Do patrzenia na odleg�o�� ��odpowiedzia� pasterz. � �artujecie, Friku? � �artuj� tak rzadko, panie le�niczy� �e nie dalej ni� przed godzin� widzia�em was schodz�cego drog� z�Werstu razem z� Nie doko�czy� tego zdania. Miriota zaczerwieni�a si� spuszczaj�c swe �liczne oczy. A�przecie� nie jest zabronione uczciwej dziewczynie pod��a� za swym narzeczonym. Oboje, jedno po drugim, brali do r�k s�awn� lunet� i�kierowali j� na fortec�. �miun�w ju� z�p� tuzina �miun� przyby�o na skarp� i��miun�wszy informacji, u�ywa�o kolejno instrumentu. � Dym! Dym w�fortecy! ��krzykn�� jeden z�nich. � Pewnie piorun uderzy� w�baszt�? ��zauwa�y� drugi. � A�czy grzmia�o? ��s�dzia Koltz zapyta� Frika. � Ani jednego grzmotu od �miu dni ��odpowiedzia� pasterz. Ci dzielni ludzie nie byliby bardziej przestraszeni, gdyby im oznajmiono, �e na szczycie Retezatu otwar�a si� gardziel krateru, aby zrobi� uj�cie podziemnym oparom. III Wioska Werst posiada tak ma�e znaczenie, �e wi�kszo�� map nie pokazuje wcale jej po�o�enia. Znaczenie administracyjne ma nawet mniejsze od s�siedniej wsi, zwanej Vulkan od nazwy cz�ci masywu Plesa, na kt�ry obie tak malowniczo si� wspi�y. W tych czasach eksploatacja zag��bia g�rniczego wp�yn�a na znaczne o�ywienie si� interes�w w�miasteczku Petrosani, Livadzeh i�innych, odleg�ych o�kilka mil. Jednak�e ani Vulkan. ani Werst: nie odczu�y najmniejszych korzy�ci z�blisko�ci du�ego o�rodka przemys�owego: wioski te s� takie, jakimi by�y przed pi��dziesi�cioma laty i�jakimi b�d� bez w�tpienia za p� wieku. Ca�a wie� to jedna ulica, jedyna szeroka ulica, kt�rej gwa�towne spadki czyni� wchodzenie i�schodzenie do�� uci��liwym. Ulica ta s�u�y za naturaln� drog� mi�dzy granic� wo�osk� i�transylwa�sk�. Przechodz� ni� stada wo��w, owiec i��wi�. handlarze �wie�ym mi�sem, owocami i�zbo�em, nieliczni podr�ni, kt�rzy ryzykuj� przepraw� przez w�wozy zamiast skorzysta� z�poci�gu z�Kolosvaru lub z�doliny Maros. Wydawa�oby si� ��oto okr�g bogato wyposa�ony przez natur�, a�jednak bogactwo to nie przynosi�o dobrobytu jego mieszka�com. We wszystkich innych przypadkach wa�niejsze o�rodki, takie jak Torotzko, Petrosani, Lonyai, posiada�y r�ne urz�dzenia cywilizacyjne odpowiadaj�ce zdobyczom nowoczesnego przemys�u ��kszta�tne budowle, poddane wymogom ekierki i�sznura, sk�ady, magazyny, prawdziwe osady robotnicze, niekt�re domy wyposa�one w�balkony i�werandy. Wszystkiego tego pr�no szuka� we wsi Vulkan czy Werst. Lekko licz�c, jakie� sze��dziesi�t dom�w nieregularnie przycupni�tych na jedynej ulicy, frontem zwr�conych do ogrodu, przykrytych dziwacznymi dachami, kt�rych okapy s� nisko opuszczone poza gliniane �ciany. Strychy z�facjat� na pi�trze, zrujnowana stodo�a jako przybud�wka, pokrzywiona obora pokryta s�om�, tu i��wdzie jaka� studnia z�wznosz�cym si� nad ni� �urawiem, zako�czonym drewnianym kub�em, dwie lub trzy ka�u�e przelewaj�ce si� w�czasie burz w�strumyczki, kt�rych pokr�cone bruzdy wskazuj� tras�. Taka oto jest wioska Werst, zbudowana po obu stronach ulicy, mi�dzy pochy�ymi zboczami prze��czy. Lecz wszystko to jest �ywe i�poci�gaj�ce: przy wej�ciach i�w�oknach kwiaty, girlandy zieleni pokrywaj�ce mury, potargane zio�a mieszaj� si� ze starym z�otem s�omianych strzech, topole, wi�zy, buki, �wierki, klony, wznosz�ce si� ponad domami �tak wysokimi, �e mog� nad nimi g�rowa�. Poza nimi ��po�rednie zbocza g�rskiego �a�cucha, a�na ostatnim planie ��odleg�e szczyty g�r, b��kitniej�ce w�oddali i���cz�ce si� z�lazurem nieba. J�zyk, kt�rym m�wi si� w�Werscie, jak r�wnie� w�ca�ej tej cz�ci Transylwanii, to nie niemiecki ani w�gierski: to rumu�ski ��pos�uguje si� nim nawet kilka rodzin cyga�skich, osiad�ych raczej ni� obozuj�cych w�r�nych wioskach komitatu. Ci przybysze przyj�li miejscowy j�zyk, podobnie jak przyj�li religi�, a�tu w�Werscie stworzyli rodzaj ma�ego klanu pod wodz� wojewody, osiedli ze swymi sza�asami, barakami o�spiczastych dachach, legionem dzieci; r�ni� si� zwyczajami i�ustabilizowanym �yciem od swych ziomk�w tu�aj�cych si� po Europie. Wyznaj� religi� chrze�cijan obrz�dku greckiego, po�r�d kt�rych si� znale�li. Tak wi�c przyw�dc� religijnym Werstu jest pop, rezyduj�cy w�Vulkanie i�obs�uguj�cy obie wioski oddalone od siebie zaledwie o�p� mili. Cywilizacja jest jak powietrze lub woda. Wsz�dzie gdzie znajdzie przej�cie ��mo�e to by� zaledwie szczelina ��tam przenika, zmienia warunki danego regionu. Ale trzeba wiedzie�, �e w�tej po�udniowej cz�ci Karpat nie utworzy�a si� jeszcze �adna szczelina. Nic wi�c dziwnego, �e Werst pozosta� jedn� z�najbardziej zacofanych wiosek komitatu Kolosvar. Jak�e mog�oby by� inaczej w�okolicach, gdzie ludzie rodz� si�, dorastaj�, umieraj�, nigdy ich nie opuszczaj�c! Jednak�e, trzeba to zaznaczy�, Werst ma przecie� nauczyciela szkolnego i�s�dziego! Tak, niew�tpliwie. Lecz baka�arz Hermod nie mo�e nauczy� wi�cej ni� sam umie, to znaczy troch� czyta�, troch� pisa�, troch� rachowa�. Jego w�asna wiedza nie wykracza poza te umiej�tno�ci. Z�nauk �cis�ych, historii, geografii, literatury zna jedynie ludowe pie�ni i�legendy okolicznego regionu. Przy tym pami�� s�u�y mu doskonale. Jest bardzo mocny w�miejscowych ba�niach i�niekt�rzy uczniowie we wsi osi�gaj� znaczne korzy�ci z. jego lekcji. Je�li za� chodzi o�s�dziego ��pos�uchajmy, jakie kwalifikacje posiada ten pierwszy przecie� urz�dnik Werstu. S�dzia Koltz to niewysoki m�czyzna pi��dziesi�ciu pi�ciu do sze��dziesi�ciu lat, z�pochodzenia Rumun, o�w�osach kr�tkich i�siwiej�cych, w�sach jeszcze czarnych, z�oczyma raczej spokojnymi ni� �ywymi. Solidnie zbudowany, jak ka�dy g�ral, na g�owie nosi du�y pil�niowy kapelusz, szeroki pas z�tradycyjnymi klamrami na brzuchu, kurtk� bez r�kaw�w na ramionach, bufiaste spodnie wpuszczone w�wysokie sk�rzane buty. Jest bardziej so�tysem ni� s�dzi� i, mimo �e jego urz�d wymaga przede wszystkim interwencji w�licznych sporach s�siedzkich, zajmuje si� przewa�nie zarz�dzaniem sw� wiosk� i�to w�spos�b samowolny, i�nie bez pewnych korzy�ci dla swej sakiewki. Gdy� faktem jest, �e wszystkie transakcje kupna czy sprzeda�y obci��one s� podatkiem na jego korzy�� ��nie m�wi�c ju� o�kopytkowych, kt�re musz� zostawia� w�jego kieszeni cudzoziemcy, tury�ci lub kupcy. Ta lukratywna pozycja zapewni�a s�dziemu Koltzowi pewien dobrobyt. I�cho� wi�kszo�� wie�niak�w dr�czona by�a przez lichw�, kt�ra bezzw�ocznie czyni�a �ydowskich lichwiarzy faktycznymi w�a�cicielami grunt�w, to s�dzia potrafi� unikn�� skutk�w ich chciwo�ci. Jego dobra, z�czyst� hipotek�, �bez kreski na tablicy�, jak m�wi si� w�tym regionie, nie obci��one by�y �adnymi d�ugami. Raczej on sam po�ycza� innym i�robi� to niew�tpliwie bez obdzierania ze sk�ry biedak�w. Posiada� liczne pastwiska z�dobrymi trawami dla swych stad, do�� poprawnie utrzymane pola, mimo ze by� raczej oporny wobec nowych metod, winnice, z�kt�rych by� dumny, gdy przechadza� si� wzd�u� zagon�w winoro�li obci��onych gronami, sprzedawanymi korzystnie po zbiorze, ��wyj�tkiem tego, co wymaga�o w�asne spo�ycie. A�nie by�y to wcale ma�e ilo�ci. Nie trzeba dodawa�, �e dom s�dziego Koltza jest najpi�kniejszym domem we wsi. na rogu terasy przecinaj�cej d�ug�, wznosz�c� si� ulic�. Dom z�kamienia, z�fasad� zwr�con� na ogr�d, o�drzwiach mi�dzy trzecim a�czwartym oknem, z�festonami zieleni oplataj�cymi rynny swymi d�ugow�osymi pn�czami, w�cieniu dw�ch wysokich buk�w, kt�rych konary rozga��ziaj� si� ponad s�omianym dachem, ca�ym w�kwiatach. Z�ty�u pi�kny sad z�warzywnymi grz�dami w�szachownic� i�rz�dami drzew owocowych wspinaj�cych si� na zbocze prze��czy. Wewn�trz domu kilka pi�knych izb bardzo czystych; oddzielnie te, w�kt�rych si� jada, oddzielnie te, w�kt�rych si� sypia. Wsz�dzie kolorowo malowane meble, sto�y, ��ka, �awy i�taborety, kredensy, gdzie b�yszcz� garnki i�talerze; z�ods�oni�tych belek sufitu zwisaj� dzbany ozdobione szlaczkami i�sztuki materia��w o��ywych barwach; ci�kie kutry, okryte pokrowcami i�pikowanymi kapami, s�u�� jako skrzynie na ubrania i�jako szafy; a�na bia�ych �cianach barwnie ustrojona portrety rumu�skich patriot�w ��mi�dzy innymi ludowego bohatera z�XV wieku, wojewody Vayda-Hunyada. Owo urocze mieszkanie jest zbyt wielkie dla jednego cz�owieka, lecz s�dzia Koltz nie mieszka� tu sam. Wdowiec od lat dziesi�ciu mia� c�rk�, pi�kn� Miriot�, podziwian� tak w�Werscie, jak i�w�Vulkanie, a�nawet dalej. Mog�aby ona nosi� jedno z�tych dziwnych poga�skich imion, jak Florica, Daina czy Dauritia, kt�re s� w�wielkim powa�aniu w�wo�oskich rodzinach, a�jednak nie ��nazwano j� Miriot�, to znaczy ,,ma�ym jagni�ciem�. Lecz zd��y�a ju� ur�� ta ma�a owieczka. By�a teraz czaruj�c� dwudziestoletni� dziewczyn� o�blond w�osach i�br�zowych oczach, o��agodnym spojrzeniu, uroczym dowcipie i��adnej figurze. Doprawdy zdawa� si� mog�o, �e trudno o�bardziej czaruj�c� dziewczyn� ni� ta, w�bluzeczce haftowanej czerwon� nici� na ko�nierzyku, mankietach i�ramionach, w�sp�dnicy �ci�ni�tej paskiem ze srebrn� klamr�, w��katrinzie�, czyli podw�jnym fartuszku w�czerwono-niebieskie paski przewi�zanym w�talii, w�ma�ych trzewiczkach z���tej sk�ry, z�lekk� chusteczk� zarzucon� na g�ow� o�faluj�cych d�ugich w�osach, splecionych w�warkocz zdobny wst��k� lub metalow� zapink�. Tak! Pi�kna dziewczyna ta Miriot� Koltz i���co wcale nie szkodzi ��bogata, jak na t� wie� zagubion� na kra�cach Karpat. Czy r�wnie dobra gospodyni? Bez w�tpienia, gdy� kieruje rozumnie domem ojca. Wykszta�cona? Prawdziwa dama! W�szkole baka�arza Hermoda nauczy�a si� czyta�, pisa� i�rachowa�, i�to skrupulatnie, lecz na tym zako�czy�a edukacj� ��a�szkoda. Za to gdy chodzi o�ba�nie i�sagi transylwa�skie, nie mia�a sobie r�wnych. Zna�a ich co najmniej tyle, co jej nauczyciel. Zna�a legend� o�Leany-K�, o�Skale Dziewicy, gdzie m�oda ksi�niczka, troch� mityczna, unikn�a po�cigu Tatar�w, zna�a legend� o�grocie Dragona w�dolinie ,,Stoku Kr�la�, r�wnie� legend� o�fortecy Deva, skonstruowanej ,,w czasach Wr�ek�, a�tak�e legend� o�Detunacie ,,ra�onej piorunem�, tej s�awnej g�rze bazaltowej, przypominaj�cej gigantyczne kamienne skrzypce, na kt�rych diabe� grywa w�burzliwe noce. Nieobca jej by�a legenda o�Retezacie, z�jego szczytem ogolonym przez czarownic�, oraz legenda w�wozu Thoida. kt�ry utworzy�o straszne uderzenie miecza �wi�tego W�adys�awa. Przyznajemy ��Miriota wierzy�a �wi�cie w�te wszystkie zmy�lenia, lecz nie by�a przez to wcale mniej czaruj�c� t�mi�� dziewczyn�. Wielu ch�opc�w z�okolicy zaleca�o si� do niej, nie zdaj�c sobie zbytnio sprawy, �e by�a jedyn� spadkobierczyni� s�dziego Koltza, pierwszego urz�dnika we wsi Werst. Zreszt� zalecanki te by�y bezskuteczne. Czy� nie by�a ju� narzeczon� Miko�aja Decka? �w Miko�aj, lub raczej Nik Deck, by� pi�knym typem Rumuna: dwadzie�cia pi�� lat, s�usznego wzrostu, kr�pej budowy, g�owa dumnie uniesiona, czarna czupryna okryta bia�ym ko�pakiem, spojrzenie szczere, postawa swobodna, odziany w�haftowany serdak z�jagni�cej sk�ry, mocno osadzony na nogach smuk�ych niczym nogi jelenie, stanowczy w�post�powaniu i�gestach. Zajmowa� stanowisko le�niczego, co oznacza�o hardziej wojskowego ni� cywila. Poniewa� posiada� troch� ziemi w�okolicach Werstu, podoba� si� ojcu, a�jako mi�y ch�opiec o�dumnej postawie ��nie m�g� si� nie podoba� dziewczynie. Zreszt� nikt si� temu nie dziwi�. �lub Nika Decka i�Mirioty Koltz mia� si� odby� dopiero za pi�tna�cie dni, a�wi�c w�po�owie przysz�ego miesi�ca. Ca�a wie� szykowa�a si� na to �wi�to. S�dzia Koltz zrobi� wszystko, co nale�a�o uczyni� przy takiej okazji. Nie by� przecie� sk�py. Je�li lubi� gromadzi� pieni�dze, to nie uchyla� si� te� przed ich wydawaniem, gdy zasz�a taka potrzeba. Po zako�czeniu ceremonii Nik Deck mia� zamieszka� w�rodzinnym domu, kt�ry przypadnie mu po s�dzi. Gdy Miriota b�dzie czu�a jego blisko��, by� mo�e podczas d�ugich zimowych nocy nie b�d� jej straszy� skrzypi�ce drzwi lub trzeszcz�ce meble, czy te� duchy przybywaj�ce z�jej ulubionych ba�ni. Dla uzupe�nienia wykazu notabli wsi Werst nale�y wymieni� jeszcze dwu i�to wcale nie mniej wa�nych: nauczyciela, o�kt�rym wspomnieli�my, i�lekarza. Nauczyciel Hermod by� t�gim m�czyzn� pi��dziesi�ciu pi�ciu lat, w�okularach, o�rzadkich i�rozczochranych w�osach na sp�aszczonej czaszce, o�twarzy bez zarostu i�z�tikiem lewego policzka; w�jego z�bach zawsze tkwi� zakrzywiony ustnik fajki z�porcelanowej pianki. Jego najwi�ksz� trosk� by�o przycinanie pi�r dla swoich uczni�w, gdy� dla zasady zakaza� im u�ywania stal�wek metalowych. Jak�e� on potrafi� wyd�u�a� ko�c�wki pi�r swym starym, dobrze zaostrzonym scyzorykiem! Z�jak� precyzj�, mru��c oczy, ostatnim ci�ciem przykrawa� szpic! Bo nade wszystko ceni� pi�kne pismo. Po�wi�ca� temu wszystkie starania, gdy� do tego celu powinien doprowadzi� uczni�w nauczyciel prawdziwie troskliwy o�wype�nienie swej misji. Wiedza sta�a wyra�nie na drugim miejscu, a�czego uczy� baka�arz Hermod i�czego nauczy�y si� pokolenia ch�opc�w i�dziewcz�t na �awkach jego szko�y ��ju� przecie� wiemy! A teraz kolej na doktora Pataka. Zapytacie, jak to mo�liwe, �e wioska Werst mia�a lekarza, a�jej mieszka�cy wierzyli ci�gle w�si�y nadprzyrodzone? To prawda, lecz �eby to zrozumie�, trzeba wiedzie�, w�jaki spos�b doktor Patak doszed� do tego tytu�u, podobnie zreszt� jak s�dzia Koltz do swojego. Patak, niski m�czyzna z�wystaj�cym brzuszkiem, w�wieku czterdziestu pi�ciu lat, uprawia� na co dzie� praktyki medyczne w�Werscie i�okolicy najzupe�niej jawnie. Niezachwian� pewno�ci� siebie oraz nadzwyczajn� swad� budzi� nie mniejsze zaufanie ni� pasterz Frik ��to znaczy wielkie. Sprzedawa� porady lekarskie i�pigu�ki, lecz na tyle nieszkodliwe, �e nie pogarsza�y stanu zadrapa� jego pacjent�w, kt�rzy i�tak zdrowieli sami. Wszak na prze��czy Vulkan ludzie, maj� si� dobrze i�klimat jest przedniej jako�ci, choroby zaka�ne s� tu wi�c nieznane, a�je�li ju� si� umiera, to znaczy, �e trzeba by�o umrze� nawet w�tym uprzywilejowanym zak�tku Transylwanii. Tymczasem doktor Patak ��bo zwracano si� do niego: ,,doktorze�, co zreszt� przyjmowa� bez sprzeciwu ��nie mia� �adnego wykszta�cenia ani w�medycynie, ani w�farmacji, ani w�niczym. By� jedynie kiedy� piel�gniarzem w�okresie kwarantanny, a�rola jego sprowadza�a si� do sprawowania nadzoru nad podr�nymi zawr�conymi znad granicy po za�wiadczenia sanitarne, to wszystko. Wydaje si� jednak, �e to wystarczy�o dla ludu tak prostego, jak w�Werscie. Nale�y doda� ��co nie b�dzie niespodziank� ���e doktor Patak mia� t�gi umys�, konieczny ka�demu, kto zajmuje si� leczeniem swych bli�nich. Nie dawa� wiary r�wnie� �adnym przes�dom kr���cym w�tym regionie Karpat, w�tym tak�e tycz�cym fortecy. �mia� si� z�tego i��artowa�. A�gdy m�wiono przy nim, �e nikt nie odwa�y� si� zbli�y� do zamku od niepami�tnych czas�w, powtarza� ka�demu, kto chcia� go s�ucha�: � Nie prowokujcie mnie, abym z�o�y� wizyt� waszej starej ruderze! Lecz ani nikt go nie namawia�, a�nawet wystrzegano si� tego, ani doktor Patak nie pali� si� do tej wizyty. Wi�c dzi�ki przes�dom zamek Karpaty pozostawa� ci�gle okryty nieprzeniknion� tajemnic�. IV Wiadomo�� przyniesiona przez pasterza rozesz�a si� po wsi w�ci�gu kilku minut. S�dzia Koltz z�cenn� lunet� w�r�ku wszed� w�a�nie do domu w�towarzystwie Nika Decka i�Mirioty. Na tarasie pozosta� jedynie Frik otoczony grupk� m�czyzn, kobiet i�dzieci, a�tak�e kilku Cygan�w, kt�rzy wydawali si� nie mniej poruszeni od ludno�ci werste�skiej. Otoczono ciasno Frika, zarzucano go pytaniami, a�pasterz odpowiada� z�pych� cz�owieka, kt�ry dopiero co zobaczy� rzecz zupe�nie nadzwyczajn�, � Tak! ��powtarza�. ��Forteca dymi. Dymi i�jeszcze b�dzie dymi�, dop�ki nie zostanie z�niej kamie� na kamieniu! � Ale kto m�g� rozpali� ten ogie�? ��zapyta�a jaka� stara kobieta sk�adaj�c r�ce. � Czort ��odrzek� Frik, nazywaj�c diab�a imieniem u�ywanym w�tych stronach. ��Ten filut, co bardziej zna si� na rozniecaniu ognia ni� na jego gaszeniu! Po tej odpowiedzi wszyscy starali si� dostrzec