4104
Szczegóły |
Tytuł |
4104 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4104 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4104 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4104 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
WAC�AW BERENT
�YWE KAMIENIE
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000
CZʌ� PIERWSZA
* * *
Na schodach �wi�tyni sprawowa�o si� nabo�e�stwo wt�re w ciszy i s�o�cu. Pod �ebrak�w litanie i �piewne turkanie go��bi przykl�kiwa�o tu ch�opstwo na korne uca�owanie ko�cielnego podmurza. Liza�y ich wargi kszta�ty mnogie w kamieniu tam zdzia�ane, ca�uj�c w zachwytli-wej pokorze i m�drych, i g�upich panien wyobra�enia, i Hioba na bar�ogu, i centaura, kt�ry poga�stwo oznacza, i go��bic� zwalczaj�c� smoka. �ebractwo zamadla�o te ca�unki bogomol-ne, a rozs�onecznienie ranka k�ad�o poz�ocisty p�aszcz mi�osierdzia na te �by ko�tuniaste, na parciane giez�a, na nogi czarne jak ziemia. Za� ptactwo ko�cielne gwarzy�o ochotnie z serc onych prostot�.
Tak sprawowa�o si� pod ko�cio�em od�wi�tne kol�dowanie najbardziej uznojonych. A gdy onym B�g si� rodzi� w ka�dego �wi�ta rozradowaniu, opodal zalegali taborem ludzie inni, kt�rym B�g, zda si�, w piersiach umar�.
Wystawia�o to spod �achman�w s�o�cu swe robactwo na piersiach. Snuj� si� mi�dzy nimi go��bie zamilk�o i skacz� po nich lekkimi n�ki. A gnu�no�� miejskich n�dzarzy, muchom nawet nieobronna, poziera t�po na ptasz� zwinno�ci w s�o�cu.
I p�tnik tu si� znalaz� - niegdy� do Ziemi �wi�tej w�drownik, dzi� pr�ny �az�ga po ko�cio�ach grodu - z posochem w d�oni i li�ciem palmowym na grzbiecie, zalegaj�cy schody dom�w Bo�ych. A� dziwnie, �e si� tu palma znalaz�a. Bo prawdziwie jako was spiekota si�om serdecznym, rzekniesz, duch Wschodu zia� na tych ludzi. Stercz� w�r�d nich sztywnymi ko��mi i starce w szopie w�os�w i brody, niczym pnie zmursza�e w grzybiej pako�ci: �e braki naj-gnu�niejsze, kt�re i pacierza za dusze ku zbo�nemu ja�mu�nictwu nie umiej� a tylko urokiem strasz�. Przywa��sa� si� tu i mnich jaki�, z klasztoru za opas�o�� wygnany, i klerk, kt�ry ducha przepi�, a ksi��ki wraz z szat� o�wieconego ju� dawno w ko�ci przegra�. l z murarzy wolnych niejeden zalega� tu bezrobotnie. Niegdy�, bywa�o, strz�pi� d�utem te ciosy ko�cio�a, g�azom samym lekko�ci nadaj�c. A gdy tysi�cem r�k wypi�trzy�y si� one na sko�czony ogrom tumu, gdy wypad�o d�uto, kierowane biciem serc tysi�ca, owis�y i ramiona wbezczynie. Dusza, w zespole zapa��w dzielna, nie osta�a si� w opiesza�o�ci powszechnej. I sama, od nie ociosanego g�azu ci�sza, le�a�a oto kamieniem u dokonanego spo�ecznie dzie�a. Ta si� jeno skarga dobywa�a podczas z warg onych robotnik�w: �O kr�lu, kr�lu nasz, wezwij nar�d sw�j do nowego czynu!"
I junak�w wataha ca�a zalega�a tu niemrawie do wojny t�skni�c w opiesza�o�ci dni swoich. �Ona�, m�wili, odmieni czasy."
Przytrafiali si� tu wreszcie ludzie dziwni: po pas nadzy, z r�zg� przy sobie. Duchem to niegdy� hardzi, heterodoksj� zara�eni, jawi�cy si� z wyroku, by ka�dego �wi�ta otrzyma� przed o�tarzem przepisan� ch�ost�. Pod d�ugim dociskiem ha�by star�y si� te czo�a; ju� ich zbiry �ci�ga� tu nie potrzebowali; zwlekali si� sami z r�zg� na si� w gar�ci. I z tym ju� tylko pouczeniem dla innych: �Nie przeciw si� mocy, bo silna."
Zgol� wszystkie te mieszczany, zubo�a�e w si�y ziemskiego dotrwania, zwleka�y si� oto marami �ycia pod ko�ci�.
W onym za� t�umie r�ki upraszaj�cej nikt nie podejmowa�: w zniech�ceniu ku w�asnej doli zasklepia�y si� te serca goryczn� nienawi�ci� ku ludziom. Wielu nie potrzebowa�o nawet ja�mu�ny, maj�c w schowkach szat swoich jakie� tam nie liczone grosze. Bywa�o wszelako, �e czyje� z�by �uj� odruchem g�odu chleb nie widziany i tym zbydl�ceniem w gnu�no�ci roz-tkliwi�t�pe mi�osierdzie sytych: padnie mu pod nogi k�s jaki. On po�knie go rych�o, wraz w ty� si� s�ania i, z wypogodzonym na chwil� obliczem, powiada za podzi�k� ca��: ��wi�ty chlebu� pod ko�cio�a murem najsmaczniejszy!"
A szerzy�a si� ta bizancka zaraza wsz�dy, osobliwie po miastach, nios�c ot�pienie w mamro-ty mniszych i ksi�ych pacierzy i szerz�c w�r�d ludzi �wieckich gnu�n� nieufno�� w zbawienie duszy. Opustosza�y po grodach ko�cio�y i warsztaty zarazem; obj�o t�umy wielkie zoboj�tnienie zar�wno dla spraw duszy jak i cia�a. �e za� �o�a snem ju� tylko n�ci�y, wi�c zaniedbywane kobiety tak� cierpko�ci� i swarem wype�ni�y miasto, i� mierz�o przez nie wszystkim i �ycie nawet samo. W oczach m�odzie�y nie dojrzysz ciep�ych p�omyk�w otuchy, jeno b�yski zimnego szydu nad sob� nad lud�mi i �yciem; opr�ni�y im si� piersi z t�sknot i nadziei. W popio�ach �ycia dogasa�y ostatnie �u�le zapa�u.
Ten tr�d na dusze, grzech nierz�dnego smutku, imieniem acedii przez Ko�ci� pot�piony, zia� omartwic� na �ycie �wieckie i duchowne.
Powiadali, �e Pan Jezus, ukrzy�owan, nie zmartwychwsta�, a krzy�uj e si� wci�� w ka�dej chybionej doli cz�eczej: w wygas�ej piersi m�odzia�skiej, w m�skiej sile starganej daremnie, w za-goryczeniu niewie�cim, w kwiecie zmro�onym i nad�amanej trzcinie. Ka�dy wl�k� nie tylko krzy� swej doli na grzbiecie, ale i krzy� Bo�ej M�ki w piersiach, a chybieniem swego �ycia -�ywego Boga w sobie zdradza�: nowy Judasz na nowe m�ki go wydawa�. �wiat sta� si� Golgot� sumie�, rojn�u stok�w od czarnej szara�czy Judasz�w - a� po niebosk�ony krwawe. Pod chmury wypi�trzone ogromy tum�w run�� chyba mia�y, bo niskie smutki cz�ecze toczy� ju� j�y Ko�cio�a fundamenty - rzekniesz, nawet opok� Pi�trow� sam� skruszy� by zdo�a�y! Daremnie Ko�ci�, w obronie siebie samego, wzywa� za �wi�tym Paw�em, aby ludzie pilnym przyk�adaniem r�k do spraw �wieckich warowali si� smutkom, kt�re �mier� wyzywaj�. Daremnie biskupi g�osem Paw�a wo�ali po ko�cio�ach; �Weselcie si� w Panu! I po wt�re powiadam wam: weselcie si� w Panu! Zawsze si� weselcie!" Daremnie ch�opstwo, onymi g�osy ruszone, zajmowa�o po grodach ko�cio�y na �wi�ta prostaczej rado�ci, na gbur�w weselisko, na przedrwiny posp�lstwa z powagi i w�adzy ka�dej - bo cho� si� ona ci�b� rozta�czy�y ko�cio�y, na duszne zniemo�enie ludzi po grodach osiad�ych nie by�o skutecznego s�owa, ta�ca i leku.
W smutku rzesz sumieniem rozbola�ych weseli�y si� mato�y, a gburstwo ucieszne najbli�sze si� sta�o o�tarz�w.
Wi�c zatrzasn�li biskupi d�wierze ko�cielne uweseleniom onym. A smutek pozostawa�.
Tedy ka�dego nazajutrz po odpustach narodowych i �wi�tkach chor�gwianych troska sumie� i bezjutrze doli zalega�y ulice i przyrynki dobrego miasta. Wlekli ludzie swe kroki jak te muchy po kleju, �uli cierpliwie �wi�ty chlebu� ub�stwa mi�dzy murami ko�cio��w i ws�uchiwali si�, zali nie pluskaj� konie jakowych przybysz�w po odwiecznej ka�u�y u wr�t miasta sennego.
Bo w opiesza�o�ci nadziei ostatnich i ta majaczy�a si� ludziom pod pierzynami: �e jak miasto w potrzebie obroni� pewnie b��dni rycerze, tak �ycie powszechne uwaruj� najskuteczniej od smutk�w b��dne ryba�ty.
Zasi� dzie� odpustowy �ci�gnie ich tu niechybnie zza mur�w, z wszelakich oddali. Oto wielki b�ben na w�zku og�asza gromko ich przybycie.
A �w zgie�k i gwar wieloj�zyczny, jakim wype�nili wraz ulice, zda� si� niejednym uszom dzi-wo-s�uchem wr�bnym niczym blekot �urawi, s�yszany niegdy� nad miastem. �I prawdziwie - zamy�lali si� ludzie na widok tego ci�gu w�drownych - czym�e wolno�� cz�ecza gorsza Bogu od ptaszej? Siejemy, bo i zbieramy troski nasze na jednej wci�� grudzie. Zw�drowali oni t� por� �wiaty: napatrzyli si�, nas�uchali, nam�drzyli - hej!"
Tak to w sm�ty miejskiej ciasnoty, mi�dzy �ycia smutniki, spada�y nagle z szerokiego �wiata �ycia igrce.
W pstrym t�umie wagant�w ledwie odr�nisz linochoda w blaszkowym stroju rycerza i z tyczk� grochow� w gar�ci. Obok st�pa nied�wiednik z besti� srog�. I ognia po�eracz. I si�acz okrutnie gruby, kt�ry konia barami pod�wignie. Za� ku zaciekawieniu najbardziej opiesza�ych wkracza oto w miasto i skoczka pi�kna, wystawiaj�c dumnie pier� ca�kiem go��. Przy niej to ch�opi� w gie�le jeno: menestrel g�le stroj�cy pod uchem. Oklaski po witaj � pie�niarza. I nie milkn� w t�umie.
P�ki z gromady nie wyskoczy tabulator z g�b� go�� i spro�n� barwami szat obcis�ych, rzek�by�, przepo�owie� na ��t� i kra�n� po�a� cz�eka. �Hej! - witaj � ludzie gadkarza - idzie r�zga na mnich�w i kropid�o na nich szata�skie! Z pyszna mie� si� b�d� ksi�a i pany! I sk�pce na worach! I godno�ci dufne!" Cieszy si� gadkarz onym powitaniem, zaciera �apy, a ruchliw� g�b� z�bat� pocznie parska�, strzyc ni� i otrz�sa�: w�a�nie jak ta wydra, gdy ryb� chwyci. �Wydro� ty, wydro, ze �wiata ucieszna, najdziesz dosy� karmi w stawisku naszym!" Gdy �cich�y, nawet w pami�ci ludzi starych, rapsod�w kobza i g�os u studni wieszcz�cy g�sta rycerskie, ten ci z w�drownych sta� si� ludziom najmilszy: tabulator innobilium, mieszczan jurnik i pom�ciciel w �miechu- sam dla nich niczym rycerz b��dny, gr�d wyzwalaj�cy. Krwi ludzkiej w �y�ach ruszenie nios� swym pojawieniem ludzie w�drowni. Bo w rumorze i zgie�ku ogromnym bije od tych gromad ochoczego ducha �ywotno��, zara�liwsza nad smutki. �Joculatores!" - huka po ulicach niezbo�ne �hosanna" dla wagant�w spro�nych. �Igrce w gr�d wal�!" - rozbiega si� nowina po mie�cie ca�ym.
Za b�awymi szybami w o�owiu w domach co zacniej szych prze�wituj� jasne g��wki pa� z barwn� ta�m� nici u szyi, a pracowite paluszki jeszcze u szyb, zda si�, wzorz� krosien obrazy. Wypatruj� oczy w ulic�.
Kt�ry� to mi�dzy wami �ongler b�dzie: romans�w opowiadacz? Niech zajdzie w piekarni�. Nakarmi�, wyk�pi�, odziej� w szaty nowe, wszystkie lampy wieczernika rozjarz�, dzban wina wystawi� i czarki pi�kne, druhny i s�u�ebne zwo�am - i b�dziesz nam prawi�, b�dziesz opowiada�!... A potem, w d�ugie miesi�ce i lata, gdy p�oche ju� dawno zapomn� snu� mi si� b�dzie opowie�� twoja i prz���, i mota� w niciach, i wzorzy� w przejasne obrazy krosien na
b��kitu po�cieli. A rycerzy twoich czynami i kochaniem karmi� b�d� p�ody m�owe w �ywocie moim!"
�Hej, kt�ry to igrzec od powie�ci - �ongler - mi�dzy wami, w�drowni?" �Tum ci jest!" - czterech si� ozwa�o. Ka�dy inn� obiecuje powie�� i pod inny ko�ci� prosi. M�owie tymczasem stroskanym czo�em nie ich to wypatruj � przez szyby: w klerka czarnej szacie, w naramiennym ko�nierzu i wisiorach kaptura szed� w t�umie herszt onej bandy, go-liardus sam, wagant miastu gro�ny, kt�ry i biskupa si� wa�y, i kr�la p�aszczem zatarga, gdy ludzi wierszami zasmuca i podjudza wraz. Wyjdziesz, bywa�o, na rynek, pos�ucha� poety: krew ci wraz wszystka do g�owy uderzy - owo s�yszysz i contra papam carmina rebellis?... �Joculatores!"-grzmi tymczasem miasto ju� ca�e. Do sun�cego przez ulic� taboru i z datkiem w gar�ci nie doci�niesz si� teraz. Ledwie si� do� dot�oczy� wys�annik biskupa, tymi pytaniami swego pana zadyszany; sali nowe pie�ni na �wiecie i zali maj� waganty mi�dzy sob� jakiego g�larza przedniego i g�os ku �piewaniu �wie�y? Jawi� si� wraz i drugi biegacz, jeszcze pilniejszy - uczt� wydaj � dzi� benedyktyni: hucznie si� zjad� ksi�a i pany. Dopu�ci opat przed sto�y skoczk�, weso�ki i tabulatora - na kugle i uciechy. Zasi� po wieczerzy zawezwie si� mo�e sprzed furty menestrela i �ongler�w. Goliard niech progu przest�powa� si� nie wa�y. Odpowie mu skoczka, ni to kr�lowa cyga�stwa onego:
�Albo wszyscy spo�em w refektarz przed sute sto�y, albo niech si� opat z go��mi obje na smutno." Zawre w�r�d wagant�w.
�Nie masz tu po�ledniejszych! Wszyscy my tu jedn� goliardow� famili�. Wszyscy r�wno potrzebni ucieszeniem cz�eczego serca: i kuglce, i g�d�ce, i piszczki!" Poci�gn� dalej ku rynkowi taborem zgie�kliwym: i nied�wiednik z besti� i linoch�d o kroku bociana, i si�acz okrutnie gruby, i pstry tabulator z g�b� spro�n� i weso�ki pl��ne, i �aki ze szk� �wiata zbieg�e, i skoczka z goliardem, i �onglerzy z ryba�tkami: zgo�a tota joculatorum turba! Ten jeden radowa� jeszcze oczekiwania powa�ne - symfonista. Po�piesza oto w tyle, z symfoni� wielo-strunn�na grzbiecie, a datki, muzyk�w obyczajem, zawczas w czap� zbiera. Nie �a�uj � ludzie, nad czarodziejstwem sztuki g�dziebnej wraz zamy�leni.
Instrumentum to cz�eczego czucia najprzedniejsze: mi�dzy cisz� a gromem mowa duszy �piewna, kt�r� Dawid z Bogiem rozmawia�, Cecylia z anio�y. Przymierza to arka mi�dzy smutkiem doli a wszechrado�ci� �ycia, my�lom �agiel, d��eniom skrzyd�o sokole - mowa w s�o�ce odziana, muzyka b�ogos�awiona!
Oto goliard wmiesza� si� mi�dzy ludzie o g�d�bie gwarz�ce i powiada, jako ta sztuka nad kr�la Dawida starsza, gdy� od Apollona bo�yca idzie, kt�ry us�onecznianiem cz�owieczego serca si�ga tronu Boga �ywego - z paniami swymi.
Jeszcze organ�w basy dudni� g�ucho z otwartych wr�t fary, gdy na rynku bij� ju� piszczko-wie w b�bny i �wiszcz� cienko na fletniach. Taki t�um odpustowego ludu wysypa� si� rych�o z ko�cio�a, �e omal nie starczy�o miejsca na boisko uciechy.
Skokiem, wyrwa�cem chynie tanecznica na dywan rozes�any. I spr�y rami�, targnie b�benek, a tak na nim rozdygota dzwonki, �e cho� sama murem stoi, drgaj� wszystkie jej �y� t�t-
nem. Bardzo twarde piersi ma ryba�tka pi�kna! A �yski i strzelisto�� przyczajonych oczu wa-gantki wyzywaj � ludzi osiad�ych, chichocz� w twarz smutkom wszelkim. A� si� zerwie w podrygach szereg weso�k�w, ramion szczepieniem na przedzie zwity, w rej rozkolebany: tak mi�kko i pla�nie sun� zwinne ch�opcy, wyrzucaj�c w takt swe ci�by d�ugo-dziobiaste i dzwoni�c sarnimi uszami weso�kowych kaptur�w.
Skoczka przodem krzepczy - wraz przyblad�a na twarzy, jakby wartko�ci� krwi ruszonej a� bolesna.
�Bacche!" - wrza�nie kto� tam w t�umie, jakby zdj�wszy ten okrzyk z niemych warg dziewczyny.
Podejm� to �aki. I oto po rynku rozhuka si� wo�anie, dziwnie uroczyste: �Bacche benevenies!..."
Weso�k�w wieniec rozmota� si� tymczasem. Dopadaj� teraz do si�, para w par�, bod� si� kuk�ami, a klaskaj� w doskokach. Porwa� si� ku nim t�um, nazbyt ju� dzi� niecierpliwy. Raz wraz kt�ry� z widz�w kla�nie w r�ce, huknie dziewce najbli�szej nad uchem: �Bacche!", atak wystraszon� za r�ce ze �cisku ludzkiego wyci�ga i radowe z ni� po rynku ta�cuje. Urwa� si� spektakl w natarczywo�ci widz�w; wszystko spl�ta�o si� w jedno k��bowisko tanecznej uciechy. Oto i baba sprzed ko�cio�a, sama w tym zarojeniu si� ludzisk ostawszy, podejmie swe szmaty a� po biodra i przytupuje sobie. A to zawo�anie - �e wzbronione - tym bardziej j� gwa�ci: jakby ten krzyk diabe� sam wyciska� jej z ochryp�ego gard�a: �Bacche!... Bacche!..."
Ju� i pomosty, ni to kramy wysokie, zd��yli wystawi� waganty na rynku. Kto si� ta�cem nacieszy�, szed� przed nie g�ow� zadziera� i szczypa� dziewki w t�umie. A cho� kuglowano ju� po innych deskach, cho� �miga�y tam w powietrzu butle, kule i no�e, cho� �wdzie skakano przez ogniowe obr�cze, gdzie indziej psy m�dre wykonywa�y swe harce - przed pomost fabu-latora garn�o si� ludu najwi�cej.
W obcis�ych szmatach czerwono-��tych kroczy oto sobie g�r� i pogwizduj�c zamy�la, jak� by dzi� gadk� opowiedzie� ludziom. I zawczas u�miecha si� g�b� go�� i spro�n�. Cieszy� ten widok ludzi ogromnie.
Oto st�pa po deskach leciutko i skocznie, wycwania si� minami na wszystkie strony i �Tra-la-la-la!" pod�piewuje sobie dla konceptu. Nagle strzyma si� po�rodku i tak prawi ludziom w �piewnych podrywkach:
�Te dzi� s�uchy kr��� miasty: chodzi� nie chc� ju� niewiasty! fruwa� ka�da chce podwika, dziewki t�skni� na wy�yny: �szcz�sne, my�l� szcz�sne wrony!" Trafi� �aczek si� uczony, co roztropnym duchem wnika w racje, kauzy i terminy: �Nim latawcem sfruniesz w nieba, zwa�, panienko rozmarzona, ku lataniu czego trzeba? - dzioba, skrzyde� i ogona!..." Filozofia jest rzecz pusta! panna s�ucha� jej nie �yczy, bo - nie wiedzie�, czyni� rada. Ryba�t sprawy nie odwlecze, ku fizyce si� przyk�ada: zaca�uje dziewce usta. �Co mi robisz?!" - panna krzyczy. �Dzi�b" - odrzecze."
Zaszumia� �miechem lud u pomostu. I �cichn�� wraz, by s�ucha� uwa�nie, jak �ak dalej pann� do lotu sposobi�. A potem ju� nie �miechem wt�rzy� gadce, lecz nag�ym wyparskiwaniem stada, w�r�d chichot�w babich i basowych nad wszystkim roz�miech�w gburnego gdzie� w t�umie ch�opa. Z piskiem ucieka�y precz dziewcz�ta co sromliwsze. Swawola sz�a na ludzi. Piej�otroki �miechem jak te koguty za starym kurem. Kokosz� si� dziewcz�ta zalotnym oburzeniem wstydu, krokiem szelestnym i pi�reczkiem na g�owie, by im kt�ry �Bacche!" nad
uszami wrzasn��, a ramiona mocne poci�gn�y gwa�tem, cho� zawstydzon� i gniewn� - w tan, w radowe.
A �aki ko�em, rozklaskane, zawodz� ch�r sw�j o tym, jak to Bacche koi curas et dolores -confert iocum, gaudia, risus et amores.
Oto i maszkary wyskakuj� z kt�rego� zau�ka: skoczki bachowe za kozodoje w kud�y cap�w obszyte. I zagonili za niewiastami. Niczym koza nabeczy si�, kt�r� w kosmate �apy chwyc�.
U wylotu ulicy wida� powa�ne kloce mieszczan w czapach sobolich, z bursztynowymi r�a�cami w upier�cienionych �apach. Srogo spozieraj � rajc� na to rozp�tanie ludu, osobliwie za� na te maszkary satyr�w, co w zalotach dzikich wygniataj � im na rynku �onki i c�ry. Ali� z igr-cami i kr�l, i Ko�ci� nie poradzi.
Zgol� ingressus Tartari w miasto spokojne! Na ty�ach fary, w zaciszu kanonii, zatrzyma� si� by�o u studni menestrel bosy w gie�le jeno ciemnym i rzemieniu za pas ca�y. W powa�nym otoczeniu domostw duchownych czeka� cierpliwie na s�uchacz�w swoich. Tymczasem stroi g�le i uk�ada w my�lach pie��, jak� dzi� ludziom za�piewa. Czap� opodal na �awie po�o�y�, by sama �ebra�a. A gdy ludzie zab��kiwa� si� tu j�li i co� nieco� pada�o w czap�, on nie odejmuj�c g�li od ucha i nie pozieraj�c nawet, k�ania� si� jeno w tamt� stron�. Nie chybi� uchem brz�kni�cia szczodrobliwszego datku; w�wczas dorzuca� do uk�onu: �Niech wam stokrotnie wynagrodzi �wi�ty Julian, patron ludzi w�drownych!" Dopiero gdy gwar wi�kszej ju� gromady rozbrz�cza� si� ko�o niego, wejrza� na s�uchaczy swoich. Jedno mu si� tylko nie spodoba�o bardzo: i� baby co starsze wypcha�y si�, jak zazwyczaj, na przodek, a za� m��dki owo jak daleko ustawi�y si� skromnie. Wi�c a� westchn�� mimo woli, tul�c szyj� do g�li. Gdy w tej�e chwili us�ysza� snad� jak�� przym�wk� do si� w gwarze publiki, bo nagle odwarknie si� na boki:
�A wy, pani z�o�liwa (niepi�kna wcale!), si�gn�liby�cie raczej sk�p� r�k� do mieszka, ni�li szydzi�, �e ryba�t d�ug� t�skliwo�� go�ci�c�w w miasto wni�s�szy rozbiega� si� oczyma po urodach m�odszych ni� wasza... Bez nich i pie�ni pono nie by�oby na �wiecie wcale. Komu� bo �piewa�? - groszom w czapie?"
Potoczy si� ku niemu grosik od strony dziewcz�t; zwinn� stop� przyplu�nie go i nie podejmuj�c tymczasem, ustawi si� na nim przezornie. �Za�piewam wam Echo, jak si� u�o�y�o" -t�umaczy dziewcz�tom. Rzekniesz, pier� mu gra� mia�a, tak si� ca�y w jedno z g�si� zwiera�, tak znieobecnia�o na licu ch�opi� smyczkowe.
I wyda�o si� niebawem s�uchaczom, jak gdyby hen, za murami, pod dalekie cwa�y i t�tenty rozegra� si� pobudki �owieckiej hejna�, za� wszystkie ulice i zamki grodu odkrzykn�y mu si� tu wok� nawrotnymi akordami za�piewu: Pani Diana w r�g uderzy, Echo jej odpowie: �Jest tu - jest tu - Diana druga, niech j� jeno z�owi�!" Pani Diana groty ciska, Echo odpowiada: �Tu - u �r�d�a - nimfa twoja martw� �ani� pada!..."
Porwie Panek nimfy cia�o: bogom skarg� niesie. W cwa� tu� za nim p�dzi Echo i dudni po lesie: �Eheu! - eheu! - eheu!..."
Opowiada�a pie�� histori� ona, jak to gdy pani Diana postarzawszy si�, wszystkie nimfy zazdro�nie wybi�a, zmilk�y na zawsze fletnie Panowe. Sczez�a nawet pami�� o nich po grodach, a �yje jeszcze tylko po jarach p�l, k�dy je czasami przypomina Echo. Za wartk� nut� rogu s�ysze� si� da�y z strun g�li i piersi �piewaka rozchwiejne tony dzwonu: Lir� - wiek�w - gdy - daleki tr�ci dzwon ko�cio�a... w zaszum niski z jaru g�uszy Echo si� obwo�a: �Pomn� - pomn� - nie te dzwony, nie te sm�ty wsz�dzie. - W fletnie Pana organkowe Dudarz wiek�w g�dzie. -Jak tu drzewiej bujnie by�o, a jak smutno ninie, drze-wiej!... czasu winobrania, w Bachowej kontynie! �Eheu! - eheu! - eheu!"
Jeszcze s�uchacze oklasku nie dali, jeszcze dziewcz�ta �ez roztkliwienia utrze� nie zdo�a�y, gdy - �Satis!... satis, szelmy synu, wagancie!" - huknie nagle g�os gruby nad g�ow� �piewaka. Ku przera�eniu ludzi wychyla� si� z male�kiego okna kanonik sam. Do pasa widny, na podusze �okciami wsparty zda� si� wros�y w te mury niczym te p�postaci z kamienia, d�wigaj�ce �wi�te Pa�skie u ko�cio�a.
�Wagancie! - huka - ryba�cie omierz�y! Ko�cio�a dzwony tak blu�nierczym echem przedrze�nia� mi tu b�dziesz pod oknami! A wiesz ty, co dzwon ko�cio�a oznacza? Czym najplugaw-sze to blu�nierstwo twoje?... I dziewcz�t durne g�owy b�dziesz mi tu czmuci�, aby je sobie pie�ni� ku amorom sposobi�!... B�dziesz ty mi g�d�! wyg�dziesz mi wszystko na s�dzie biskupim: sk�d jeste�, gdzie� bywa�. Bo szyj� dam, �e przed biskupi mi s�d nale�ysz!... To� widz�: cho� kud�y jak u barana, przecie �lad tonsury wci�� jeszcze innym wicherkiem na czubie si� znaczy. Bo i sk�d, pytam, ta �acina: to o Dianach i Panach uczone wiedzenie?... Wykarmia� bo Ko�ci� s�odkim mlekiem nauki i �mijska takie! O wo� i ko�cielnego dzwonu poga�skie echo, ty i bractwo twoje: �onglery i murarze, goliardy i lekarze - ca�y ten wasz ordo yagorum!... Jam w prawie kaza� ci tu �eb do trzeciej sk�ry zgoli�, by i ten wicherkowy �lad tonsury z czuba zdj��. A potem id� mi na swe drogi piekielne! Jak str�conym anio�om w niebo, tak wam w ch�ry spo�eczno�ci cz�eczej ju� nie wr�ci�!"
Na zaj�czych skokach �miga� w ulice �piewak ledwie g�le ze smyczkiem, a i ten grosik spod stopy unosz�c. Czap� z groszem uzbieranym na �awie zostawi�: milsze mu snad� by�y w�asne kud�y na g�owie nieosromionej ni�li futro czapy. S�ysza�o z daleka czujne ucho muzyka, jak jego grosze sypi� si� w skarbonk� ko�cieln�. I �egna� si� ryba�t w my�lach z nadziej� dumniej szego stroju nad to giez�o dziergane i postronek za pas ca�y.
D�ugo grzmia� jeszcze kanonik na ludzi za grzech wspierania wagant�w. A dziewcz�ta s�uchaj�c duchownej nauki, zerka�y wci��, jak tam, w dali, pod zwiewnym giez�em �migaj� w p�dzie w�ochate �ydy igrca; rzek�by�: on sam, Panek sp�oszony, pluska kopytem po ka�u�ach ulicy. Pod murami tymczasem pomyka�y si� panie z dom�w co zacniej szych, ledwie ra�tuszkiem jakim przys�aniaj�c str�j jeszcze nie od�wi�tny. Pr�dkie bo wie�ci mi�dzy niewiastami w grodzie: ju� wszystkie wiedzia�y, kt�ra ugaszcza w tej chwili �onglera, by w jej piekarni, innym kobietom ku zazdro�ci, opowiedzia� romans nowy. Zwykle o godno�ci swe niezmiernie dba�e, dzi� niczyimi uk�onami nie sproszone t�oczy�y si� gwarnie w cudze progi. A kt�ra z nich bardziej niepohamowanej ciekawo�ci by�a, zajrza�a g��biej w domostwo. I w wannie nawet �ongler spokoju nie zazna� od ich rozpytywa�, jako �e opowiadacze romans�w wiedz� i o rozmaitych prawdziwych zdarzeniach: co si� gdzie z kobiecych spraw dziwnych przytrafi�o, osobliwie po znakach niedalekich.
Lecz oto przystr�j on w szat� darowan� z w�osem t�usto namaszczonym a twarz� l�ni�c� od �wie�ej k�pieli, zasiad� wreszcie �ongler u pieca na �awie. D�ugo gard�o zwil�a, zanim opowiada� pocznie, raz po raz czark� podstawia pod dzban szczodrej pani. A gdy mu wreszcie g�liki na kolanach z�o�y, powstanie �ongler z miejsca i wzniesion� d�oni� ucisza gwary niewie�cie:
�Urodzone i szlachetne! Pos�uchajcie opowie�ci wagabonda o rzeczach dalekich. Gdy kamraci w��cz�gi na pomostach �r�d rynku ciesz� m��w waszych oczy i uszy, wy po staremu sercem �ycia ciekawsze zbieg�y�cie tu, do piekarni najzacniejszego domu, gdzie dawniej zachodzi�y rapsody, dzi� ryba�t z g�si� w opowie�ci zasobny.
U�yczcie tedy serca ciekawo�ci s�owom moim! Prawi� potrafi� o Ronsewalu i Aliscamps oraz o wszystkich czynach Rolandowego miecza. O pana Eckharda niedoli opowiada� umiem,
0 Krymhildy zdradzie, o pana Zygfryda �mierci, o kr�lu Popiciu romans... Lecz gdy te wielkie gesty rycerskie ju� pono nie ku s�uchaniu wam (jak to z warg od�tych widz�) - mam dla niewiast przedziwnie pi�kne opowie�ci o Iwanie przez ptaki kochanym lub o ksi�niczce indyjskiej w niewoli u �urawiolud�w.
Nie chcecie i tego?... Zawsze wam tylko w trubadurskie tony! zawsze wam tylko o b��dnych rycerzach!... A on! musi by� pono, jak ka�ecie. Si�gnijcie� wi�c tym �wawiej ku swym ja�-mu�nicom jedwabnym, kt�re na d�ugich ta�mach u st�p wam si� kolebi�. I si�d�cie�, powiadam!
Lecz oto pan�w gromadki jawi� si� nawet; snad� na pomostach rynku sko�czy�y si� popisy. Po dw�ch i po trzech wst�puj� tu panowie niedbale. To ich lekcewa�enie ku wam i ku mnie przerzuca� si� zamierza. Jaka� to m�czyzn garstka, za kobiet ciekawo�ci� nieufnie przyb��-kana, a przynosz�ca nie serca, lecz w�troby ciekawo��, staje nam dzi� za s�uchaczy jedynych �r�d pan�w rycerskiego i kupieckiego stanu. Na to prawdziwie nam dzi� przysz�o, �e s�uchaj� nas ju� tylko �aki i niewiasty, no i owa garstka przyb��d�w za kobietami: wszystko, co �r�d pan�w wiekiem dojrza�ych do rozwa��sanego po rynkach ducha i zwi�d�ej ju� dawno, nie serdecznej ciekawo�ci.
Tedy s�owa �panowie!" na pocz�tek powie�ci, jak to inni czyni�, poniecha�em ja zupe�nie. Prawdzie jeno �wiadcz�, wr�cz do was si� zwracaj�c: g�d�by, pie�ni, wierszy i powie�ci s�uchaczki a dobrodziejki dzi� bodaj jedyne! Wy�wiadczcie wi�c i t� �ask�, urodzone i szlachetne: poniechajcie� wreszcie waszych plotek
1 ciekawo�ci roz�wierkania! Wszak przysz�y�cie tu, aby mnie nie siebie, s�ucha�... I nie wsty-
10
dz� to takim paniom szepta� sobie na ucho jakowe� spro�ne plotki o ryba�tach?... Co takiego?! to�, na mi�y B�g! jam ledwie w bramy tego miasta wst�pi�!... Takie to wy s�uchaczki i dobrodziejki nasze... Druhu symfonisto, rozdzwo� si� g�d�b�nad te puste gaw�dy kobiet, rozsiej mi cisz� ku zas�uchaniu.
Przesta�cie gwarzy�, przesta�cie, mi�e! Baczcie n�kami na muzyki kolebi�ce tony! Ciszy tam, w piekarni ca�ej! Pos�uchu dla ludzi w�drownych!"
* * *
Udr�czony t�sknot� poniecha� pan Lancelot b��dnego rycerstwa; u dr�g rozstajnych po�egna� Parsifala nie wyleczonego jeszcze z ran �wie�ych i wraca� do Karduelu. Z bram miasta, wraz z �ebrak�w natr�ctwem, wysz�o naprzeciw niego jakby w�asne serce jego, roz�alone tym lat ubytkiem, kt�ry �zami wita� nam ka�e ojczyzn� niedoli i szcz�cia. Odczu� i ko� poczciwy b��dnego rycerstwa sm�t: pr�y� �eb ci�ko zwieszony i w st�pie wolnym niucha� wzd�tymi chrapami ziemi� rodzim� - ziemi� zmys��w m�odych. Otaczali ich rojem �ebraki i tr�dowaci jak to stado kracz�ce a niesyte.
Wybiega�o rycerza spojrzenie nad miasto, ku murom, wie�om i blankom, p�ki na rzeki i drogi zakr�cie, w�r�d zamczyska roz�og�w, nie wejrzy na� dworu samego jasno��. W trzy �uki okno naro�nika by�o. W �rodkowym jego rozworze mi�dzy kolumnami stoi pani: �e bez p�aszcza, od kolumn bardziej smuk�a, w z�ote po bokach warkocze w�sko uj�ta i w tych r�kaw�w purpur�, kt�re od �okcia ku jej stopom zwisa�y. Pod ni� mur�w i ska�y przepa�� ciemna, na orli wzlot, nad ni� ju� tylko nieba b��kit przes�oneczny. Targn�a si� d�o� rycerza, k�dy rwa�y si� jego oczy: ko� pos�uszny w rzek� schodzi i w na-zbrojnej ci�kiej kapie jak czerwona ��d� wnet p�ynie. Pod lec�cych mew pokrzykiem przyp�yw morza w rzek� bije. Wp�ywa wielki wa� zielony, w g�r� wznosi je�d�ca z koniem, w d� ich miecie i zabiera. Wielki g��d jest zapatrzenia, gdy t�sknota go przed�u�y. Zratowano jednak pana.
Ju� nic dnia tego nie bawi�o pani: ci�gle widzi ton�cego i ratunku w my�lach wo�a. Tak si� b��ka przez dzie� ca�y, wlok�c po komnatach te podr�kawy d�ugie niczym skrzyd�a sp�tanego ptaka. Ksi��� dworak pilnie baczy i pod wiecz�r tak zagada:
�Kr�lowo, rycerz w czarnej zbroi, kt�ry rankiem pod twym wejrzeniem ton��, snad� �mierci szuka. Ledwie zwiedzia� si� na mie�cie o wielkoludach onych, kt�rzy twoje, Pani, pustosz� krainy i porywaj � twych ludzi, ruszy� z miejsca ku ich jaskini. A nie powraca� stamt�d �aden �mia�y."
Zagadnie go pani przez rami�: �Czemu�e�cie go pu�cili?"
K�ania si� ksi��� w pas i krzy�uje na piersiach ramiona:
��mierteln� ��dz� chwa�y rozpala w sercach w��cznia pani Wenus, gdy z wysoka ugodzi." Wyprostuje pani nagle szyj� i kr�tkim spojrzeniem odrzuci dworaka od si� precz. K�ania si� ksi��� jeszcze g��biej i cofa ty�em ku drzwiom.
Mie�ci�a si� pani komora w zamku wie�ycy, kt�r� niegdy� stawiali cyklopi, i wyziera w �wiat bezpiecznego okna p�ukiem �ci�tym niby g�az�w szczelin�. Nad mur�w i ska�y ciemne po
11
nocy ogromy wysunie si� z tej szczeliny pani g�owa i szyja bia�a, wyskrzydl� ramiona jej bia�e, niczym z urocznego gniazda �ab�d� zakl�ty. W d�onie czo�o uj�wszy wpatruje si� Pani we wszystkich gwiazd niepok�j drgaj�cy na niskim po nocy granacie nieba. Pod �wierszczy muzyk�, coraz to g�o�niejsz� zas�uchaniu, srebrzy si� coraz to widniej �wiat ciemno�ci. Z g�r dalekich gdzie wielkoludy jaskini� sw� maj � wieje �mierci groza po nocy g�uchej. Pani p�acze. A gdy gwiazda jaka z Bo�ego p�aszcza si� oderwie i wr�b� nie odgadni�t� mi�dzy ludzi spada, pani w w�os jasny policzki tuli wystawiaj�c w l�k nocy tylko oczu poblask gwiezdny. Lecz oto, na miasta ocknienie, jutrzni� odzwania� ju� j�a sygnaturka klasztorna. Skrzypia� ten dzwonny pacierz na po�y sennym jeszcze mruczeniem, kt�re si� raz po raz jakby ocknie i �Ave!" - �Ave!" -"Ave!" na gwa�t bije, by cichn�� znowu� w modlitewne podzwony, w litanii przyj�ki i st�umi� si� wreszcie w zach�y�ni�cie - w �al! Tak mniszki, skowronki szare, odzwania�y si� Bogu i budzi�y miasto.
W rosn�, na dachach i wie�ach zr�owione ju� �witanie wyroi� si� t�um milczeniem nocy jeszcze obj�ty, jakby sn�w swych zmory wynosz�cy na jaw� - w tych cichych rozruchach i poszeptach pod murami, w nag�ych wybiegach ku bramie miasta i niepokoj�w gromadnym rozchwianiu. Gdy nagle wpadli w ulic� pastuchy dwa, jak te dwa capy g�rskie, w czarnych baranicach p�katych i na cienkich, rzekniesz, n�kach koz��w. I wskazuj�c posochami za miasto, w g�ry, sk�d przybyli, j�li rozpowiada� o czym� gromadom w doskokach i r�k rozmachaniu: jak si� to obwo�uje ludziom wie�ci wa�ne. Starce siwobrode wysun�li si� naprz�d i uspokoiwszy ciekawo�ci zam�ty, j�li zwiastun�w onych wypytywa� roztropnie. A gdy si� wszystkiego, jak trzeba, wywiedzieli, wznie�li ku niebu ramiona dzi�kczynne. Zaludni�a rado�� ulice i najl�kliwszymi; skaka� - kto m�ody, kto powa�ny - rozprawia�: �wi�cili zwyci�stwo mieszczanie zacni. Nie wytrzyma�y po domach i panny grodzkie: ledwie w bieli koszul i na bosych stopach wybieg�y z�oci� piaskiem drog� do ko�cio�a, tatarakiem j� mai� i rozsiewa� spod piersi jak p�omienie - r�e i maki kra�ne.
Ju� si� na stopniach ko�cio�a rozstawi�y mnichy bure jak to ptactwo do �piewu gotowe; ju� si� kolejno wszystkie w grodzie odzywa�y dzwony. Tak si� ruch w mie�cie wszczyna� i cichy jeszcze tumult �wi�teczny.
Zawiedli si� mieszczanie zacni, bo cho� rado�� zosta�a, �wi�to ich min�o: wielkolud�w pogromca miast bram� w tryumfie wjecha�, polem mury okr��y� i wr�ci� w �wiat, sk�d przyby�. Odgad�o w nim miasto Bo�ej �aski wys�annika ku obronie a krzywd pomszczeniu. Pod sklepienie ko�cio�a wt�oczy�a si� ci�by chmura; w grzmocie pie�ni dzi�kczynnych zadr�a�a �wi�tynia. Chmur� i grzmotem jest uczu� ludu wezbrana pot�ga. Niech �yje kr�l! Odwodu jak gromu potrzebuje ta chmura i grzmot: ulewy wdzi�czno�ci - szcz�cia gromadzkiego burza. Wype�niwszy tedy mod�ami niebosi�n� naw� ko�cio�a a groszem mnich�w torby, wyroi� si� t�um na miasto, pod zamek. I postanowi� zarazem, aby dzie� �w radosny upami�tni� ludu pochodem z chor�gwiami na przedzie. Co� jak duma s�odkiego wezbra�o w piersiach ludzkich, ka�dy wraz my�la� o swych szatach od�wi�tnych. Niech �yje nar�d! W ko�ciele tymczasem pozosta�y tylko kobiety, starce i mnichy w ch�rze; zatrzyma�a ich wymowa starego przeora, s�awi�ca b��dne rycerstwo. A m�wi� kaznodzieja tymi s�owy: �Soko�a ziemskiej mi�o�ci podrzuci�a ku rycerskiemu dzie�u d�o� tu jaka� bia�a - or�em ponad czyn sw�j si� wzbi�. Nie powr�ci. Mo�e sp�yn�� tam w lesie krwi� ran swoich, a w tej oto chwili bije ju� skrzyd�em niecierpliwym we wrota mi�o�ci niebieskiej. Maryj o, otw�rz rycerzowi Twemu! st�sknion za Tob� jest bardzo..."
12
Tak kaza� przeor mnich�w burych, sam niegdy� rycerz. I cho� kobiety ko�cielnym obyczajem szlocha�y, starce po �awach spornie kiwali g�owami, zasi� mnichy czarne po stallach sro�y�y si� ponuro. Czu�y mnichy czarne t� hydr� kacerstwa, kt�rej g�owa, ledwie �ci�ta, ju� nowym odrasta kszta�tem. Ta z piekie� chyba wyros�a nauka - jak to mi�o�� ziemska ku niebieskiej wiedzie - ju� si� po klasztorach niejednych zagnie�d�a tajemnie, a ca�kiem jawnie po zamkach, k�dy z rycerstwa dwornym dla niewiast duchem wierzeniami si� splata. I wiar� rzymsk� plugawi.
Tak zszeptywa�y si� ze sob� mnichy czarne po stallach ch�ru. I nu�e rai� pod kapturami, by skorzysta� z wielkiego dzi� uniesienia narodu i wyrwa� te chwasty z winnicy Pa�skiej: zetrze� hydr� my�li wzbronionych! Niech �yje nar�d!
Oto zbli�a si� poch�d pod ko�cio�a progi: b�yszcz� stroje od�wi�tne, �opoc� sztandary. Spod tr�j�uku okna na zamku spoziera na miasto cicha sprawczyni wszystkiego. Co� z burzy t�sknot tej nocy i gwiazd uroku pozosta�o w zatuleniu postaci jej ca�ej, tak wiotkiej i sp�akanej u kolumny z granitu...
�Ku czemu si� gra" - przerwa� sobie nagle �ongler w tym miejscu. I przyk�ada� si� wraz do g�li.
Gra�. �agodno�� cisz niewie�cich gra� i krosienkowych roje� moce, rzuconego w te cisze tonu d�ugie przetrwanie, mleko marze�, kt�rymi karmi� p�ody m�owe w �ywocie swoim, �r�d �ez u k�dzieli... �odzie bezsterne u brzegu gra� i to trzepotanie si� �agl�w w huraganie roje�, gdy si� wszystkie mewy burz dalekich zlatuj � na �ale, na biady, na lamenty... G�d� t�sknice i tuhy niewie�cie, gra� kobiet ��dze strze�one.
A gdy g�le opad�y, wystawion� przed si� d�oni� orosi� �ongler o baczenie na s�owo: �I m�wi si� dalej:"
W bizanckiej szacie z zielonego achmardu, z�otem w ptaki-gryfy szytej, w kordua�skich cho-botach d�ugodziobiastych a p�aszczu bia�ym, krwawnika wielk� klamr� na piersi spi�tym, w z�otej obr�czy na doramiennych w�osach p�owych - tak wst�powa� pan Lancelot po up�ywie roku na zamku schody. A w krok�w pr�dko�ci p�aszcz jego tak si� baniaste podwiewa�, �e zdawa� si� rycerz jak ten pani Ledy poga�skiej �ab�d� bia�y.
Sklepie� ch��d, �ubr�w �by brodate u mur�w, �r�d paw�y i �uk�w na �cianach, korytarzy echowe pustki i nag�a g�ucho�� kobierc�w pod stop�... W ch�odnym bezludziu �aw, mi�dzy granitowymi s�upami, kr�lowa�a stolnic martwica: puste by�y trony oba. Powita� go ksi���-dworak g�osem dla dostojno�ci miejsca �ciszonym:
�Zostaniesz wa�� przyj�ty in logiam, w rozm�wnicy, co jest znakiem osobliwej przychylno�ci kr�lowej pani."
�Po roku, z trudem odnalezionego, si�� niemal przywodzisz mnie tu, ksi���." �Kazano."
Ow� i niewie�cie komory z�otog�owiem na �cianach i bagdadzkim dywanem w takie zacisze st�umione, �e ledwie si� w nich s�ysze� da�y mi�kkie pobrz�ki strun - wraz zamilk�o. Oto z �aw i skrzy� zrywaj� si� panny i r�ce na piersiach krzy�uj�c k�oni� swe g��wki. W uk�onie posuwistym, a ramienia pod p�aszczem rozmachu chyl� si� g��boko rycerz i ksi���. Krocz� panowie poszumni, szmera za nimi niewie�ciego dworu pogwarek. Lecz oto komnata rycerstwa stra�niczego pe�na; stoj� pod �cian� w surowo�ci wejrze� okrzepli, o paw�e barwiste wsparci. Za nimi d�wierze o pot�nych antabach i zaworach, niczym wieko ce-
13
drowej skarbnicy. �Tu� jest.", pomy�la�. A gdy wzni�s� oczy do g�ry o ducha skrzepienie, ujrza� nad drzwiami anio�a w kamieniu z lili� u piersi. �Bacz wa�� na wysoki pr�g, jaki masz przest�pi�: w trzy stopnie zdzia�a� go pani kaza�a, aby oznacza�y wiar�, nadziej� i mi�o��." W omroczeniu przest�pi� tr�jpr�g t�sknoty, nie widz�c nic pr�cz modrej strugi �wiat�a od jednej z szyb okiennych. Przykl�k�, jak trzeba, na jedno kolano - i us�yszy nad sob� g�os ksi�cia: �Kr�lowo, oto wielkolud�w pogromca sprzed roku, a jeniec m�j dzisiaj, kt�rego twojej, Pani, �askawo�ci oddaj�."
W szelestnym zawiewie wonno�ci zwieszaj�ce si� od �okci pani bia�osrebrne r�kawy obj�y przykl�k�ego, w�a�nie jak te skrzyd�a anio�a, gdy d�onie jej podawa�y mu si� za oparcie, aby powsta�. Ledwie si� podj�� zd��y�, poczu� na wargach mu�ni�cie powitalnego ca�unku. Nie wypuszczaj�c r�k jego z paluszk�w lekkich, zwraca�a go pani ku damom �wity dla uk�onu i wiod�a w ny�� okienn�. �Si�d� przy mnie, mi�y panie, rada� widz�." Chcia� by�o godnie odpowiedzie� na to �askawe powitanie obyczaju dwornego, lecz si�gn�� m�ody po s�owo zbyt g��boko w pier�: ugrz�z�o w grdyce. Sprawno�ci� kobiec� odpowiada�a pani za niego sama, szukaj�c zarazem pr�dkiej okazji �miechu dla zdzia�ania w panach wi�kszej �mia�o�ci. S��w jej ju� nie s�ysza�, zapatrzony ku g�rze, gdzie si� dla� trzepota�o jej �miechu ptasz�. A wejrzawszy ku powale widzi: sklepu �amane �uki w b��kicie ca�e, a na nim gwiazdy jak o �wicie - srebrne. Wst�puje tymczasem pani w okna wn�k� i siada na poduszce w rozwartym ko�le sto�ka, kt�ry snadniej ni� �awa oddaje kszta�tu gi�tko�� i pow��czysto�ci stroju. Z�oty jest w�os pani nab�yszczony �wiat�em, opa�owe s� pere� wploty w kosy jej d�ugie, rzucone spod srebrzystego cz�ka na fryzyjskiej sukni seledyny blade. A gdy d�o� podj�a, oczom na zas�on� od �wiat�a, rozskrzydla si� jej r�kaw i k�ad� si� na nim szafiry, granaty i rubiny wielkie: od szyb w o�owiu drgaj�ce oka. Gdy za�, ca�a w tej jasno�ci barw i �wiate�, u�miechn�a si� ku zapatrzeniu jego - pomy�la�o mu si� w tej chwili tak dziwnie: �e z tej t�czy s�onecznego rozradowania u�miecha si� do� chyba sama gwiazda poranna w siostrzyc swoich ch�rze. I podj�� zn�w oczy na b��kit gwia�dzisty u stropu.
Ksi���, zabawiaj�cy gorliwie damy w drugim ko�cu izby, nie mo�e si� nadziwi� z daleka d�ugiej ciszy zniem�wienia w�r�d obojga m�odych. A gdy wreszcie spojrze� si� o�mieli�, widzi, jak pani, na sto�ku przechylona, �ciska d�o�mi te br�zowe g�owice u por�czy. Badawczym wyb�yskiem patrz� j ej oczy, a usta, tak mi�kkie w u�miechu, okrzep�y w tej chwili. Ledwie znacznym a w�adnych ruchem d�oni rozka�e panu Lancelotowi zwr�ci� si� dwornie ku damom, a w zamian przywo�a ksi�cia.
�Nie wiem prawdziwie, co mniema� o tym rycerzu. Niewymowny jest bardzo, bo nie rzek� ani s�owa. I nie patrzy, a wziera. Nie dziwi� si� teraz, �e go przed rokiem w zapatrzeniu zatopi�a fala."
�Ujrza� rycerstwa swego i �mierci samej przodownic� - a nie s�owem zwyk� si� wypowiada� w �yciu. Kr�lowo, wymowni w kochaniu poeci bywaj�. A niepewno�� jest w tym wielka, kto z nich jest aptior ad amorem: rycerz czy poeta."
Odmie pani wargi w zamy�leniu jakowym�. �O m�u pomy�la�a" - domy�la si� dworak. I zagaduje czym pr�dzej o tym, jak to opowiadaj� wsz�dzie poeci, jakoby w bramie Karduelu spoczywa�y w g�az�w ukryciu regu�y mi�o�ci, wprost od pani Wenus id�ce, a przez Sybill� j�zykiem Rzymian na z�otych kartach spisane.
�Ow� na pierwszej karcie z�oci si� to przykazanie: Causa conjugis non est ab amore excu-satio - wzgl�d na ma��onka nie b�dzie wym�wk� w kochaniu."
14
U�miechn�a si� pani niedbale: kt�ra� bo z kobiet nie zna pani Wenus i poet�w przykaza�. �Nie o kr�lu my�la�am przed chwil� - rzecze z grymasem. - Ach, ten pan Gawan i jego zazdro�� naprzykrzona, tropi�ca mnie wsz�dy!"
D�ugo zaciera ksi��� d�onie przy ustach, wreszcie chyli si� ostro�nie do ucha pani: �Feminam nihil prohibet a duobus amari - nie wadzi bynajmniej kobiecie i dwoistego za�y� kochania - ucz� z�ote regu�y mi�o�ci."
Ledwie znacznym ruchem d�oni odrzuci go pani od swego ucha - na korny uk�on z daleka. I zachmurzy si� na chwil� usteczkami. Lecz oto nagle przerwie to zachmurzenie �miechu pustot� - jakby ptak z �wiegotem furkn�� nagle ku g�rze. Rycerz, i przed damami milcz�cy, wejrza� zn�w na sklepienie i szuka� pod gwiazdami tego �miechu skowronka. Za chwil� siedzia� przy pani, gdy pazik na mi�kkich n�kach bieg� szparko w drugi koniec izby i nurza� si� w skrzyni, dobywaj�c szach�w, by je mi�dzy pa�stwem na kobiercu �awy roz�o�y� i kl�cz�c ustawia� kamienie. Tak nakaza�a kr�lowa, by wobec dam swoich da� milczeniu niemownego rycerza poz�r grzeczny. A sama rozpina powoli opask� cz�ka na podbr�dku, jak to czyni� niewiasty, gdy chc� da� ustom folg� do ca�owania. I wyczekawszy chwila gdy jej panie zapatrzy�y si� gdzie indziej, chwyci rycerza obur�cz za g�ow�, pochyli j � sobie nad szachami i przylgnie mu do ust w d�ugim ca�owaniu bez oddechu. �Nieraz, nieraz czyni�am� to ju� w my�lach swych, tak smutnych od roku!... Odt�d twoj� jestem dusz� i cia�em i nape�niam tym rado�ci� my�li me wszystkie."
Targn�� si� ku niej ramion oplotem i rozsypa� bierki szachowe. Przybieg�y paziki cichutkie i j�y u n�g pa�stwa sp�oszonych zbiera� kamienie jak te ptaki proso. W drugim k�cie komory zachrz�ka�y surowo obie panie �wity: dworska dama Ypokryzja i stara panna Immaculata. �arliwie zagadywa� tych pan cnot� ksi��� wymowny.
I j�� przemy�liwa� nad tym, jak by (drogami pana Gawana nie id�c) u�adzi� m�odym obyczaju mi�osnego dope�nienie. Niech b�ogos�awi� kochankowie cyklopowe mury i czujne stra�e, bowiem tylko w przeszk�d goryczy dojrzewa s�odycz nami�tno�ci naszych. Chrapi� wtedy ma��onkowie.
�pi w dosycie rych�ym kr�l ma��onek. Wysunie pani stopki ch�odne spod zas�ony z �o�a szafy i poskoczy ku oknu komory, niczym na ciele nie os�oni�ta - jak to z ma��e�skiego �o�a. Pod zwabionych nietoperzy kr��eniem oczekuje, rzekniesz, p�nocnej godziny zakl�cia. Zahuka sowa na poni�u, a za trzecim razem, jakby �asic� sp�oszona, zmyli g�os w grdanie ostre. Zna ksi��� nocnych ptak�w obyczaj i trwogi.
Os�ania pani swe g�adko�ci, przy oknie opierzch�e, w m�a sobolowy p�aszcz i czap�, pod futrem n� ukrywa dla bezpiecze�stwa osoby - i kr�la postaci� mija stra�e komorowe. Opu�ci�a pani pie�ciwa kr�lewskiego �o�a puchy
l wonno�ci, ociera si� bosa o nocnych cieni�w pomykania tajemne, a l�kiem tylko oddech w sobie sk��ca i zagrzewa cia�o.
W ostatnie korytarze ju� bez no�a w d�oni wst�pi�a pani, sama jak widmo nocy - i tajemnica. (Nie b�dzie ju� pan Gawan tropi� j� wsz�dy zazdro�ci� swoj�.)
Budzi zamku nocna ponuro�� sumienia ponure upiory. A gdy one serce kobiety zhukaj� ca�� piekie� gor�co�� wypija z ust kochanek - szcz�liwy. ��dzy wszystko p�u�y.
Oto w odleg�ej gdzie� izbie zamku siedzi na tapczanie, w przebia�o�ci swej wiotkiej, kochaniu ca�a z futra wychylona. A rozplotem z�otych w�os�w zatula g�ow� kochanka ni to chust�
15
matczyn�. I tym razem nic sobie powiedzie� nie zd��yli. Bo w pierwszym doskoku zwar�y si� ich usta, wtuli�y piersi gdy serca bij� do si� jak te dzwony - w obietnicy szcz�cia wry-chle jeszcze wi�kszego. Niechby g�os jaki ozwa� si� w pobli�u, padn� oboje martwi: tak na p� oderwane od �ycia s� serca cz�ecze, gdy swe szcz�cie �mierci zaczajonej kradn�. Kradniemy wszyscy swe najlepsze chwile �ycia - �ycia smutkowi i �mierci czyhaj�cej. Niech nikt nie mija kochank�w bez smutnego u�miechu dla ich szcz�cia motyli. A kto m�drzejszego jest serca, niech przechodzi, jak gdyby nic nie spostrzegaj�c. Godzi si� tedy i nam przej�� mimo nich, zostawiaj�c m�odych sobie.
Gro�na jest nocy zamkowej ponuro��, g�ucho nawo�uj� stra�e. �pi w dosycie praw swoich ma��onek, kr�l!
I m�wi si� dalej... Ale teraz ju� do pan�w, cho�by ich tu, w piekarni, nie by�o dzi� wcale: Gdy zst�powa� rycerz z zamkowej g�ry, nocny granat nieba roztapia�y ju� �wity po niebosk�onach. Wysrebrzaj�si� na chwil� z�ote do niedawna gwiazdy i dogasaj � wraz powoli. Nad zamkiem �wieci jeszcze gwiazda poranna - w przejasnej otoczy bieli, perlisto�ci i opa��w. Bia�o srebrne jej skrzyd�a z ob�ok�w muskaj� szafiry, granaty i rubiny zwiewne: zza b�awych szyb widnokr�gu przebijaj�ce si� promienie zorzy. A� tej t�czy s�onecznego rozradowania u�miecha si� g�osem pierwszego na niebie skowronka - jutrzenka czujnych, pani Wenus gwia�dzistego nieba. I zgas�a.
A w roz�agwione jego wspomnienia tej nocy wkrad� si� z nag�a melancholii sm�t, �e w tej chwili zgas�a dla� mo�e na zawsze jaka� dobra gwiazda na niebie - �e nie ustokrotni� si� ju� nigdy si�y jego nad wielkolud�w moce, bowiem zby� z w�asnego serca tej mocy wszystko-krotnej.
Dla nabycia dwornej szaty swojej wyprzeda� si� by�o z miecza i zbroi. Ale rych�o nowe na pewno dostanie. Rozka�e kr�lowa niechybnie, aby poniecha� b��dnego rycerstwa i porzuci� s�u�b� w Stra�y �mierci, a zosta� u kr�la setnikiem Stra�y Ochronnej, kt�ra nosi najpi�kniejsze stroje i p�aszcze najdostojniejsze.
Zasi� na rozstaniu przykazywa�a mu pani pro�b� i poca�unkami, aby dzi� w tych oto szatach dumnych wyst�pi� na rynek i da� si� pozna� wdzi�cznemu ludowi. Niech uderz� w dzwony, niech si� roz�piewaj � mnichy, niech panny grodzkie poczn� mu mai� drog� i rzuca� r�e pod stopy. Niech�e maj � dzi� �wi�to i uciech� mieszczanie zacni. Jak�e lubo, jak�e lubo spoziera� b�dzie na to kr�lowa!
Oto ci�gn� szeregiem te bure �piewaki, kt�re wonczas, przed rokiem, ustawi�y si� by�o u fary z psalmami na cze�� jego; na prim� snad� po�pieszaj� teraz mnichy do ko�cio�a. Przystojniej, zacniej to b�dzie z zakonnikami mszy naprz�d wys�ucha�, w ko�ciele na nar�d poczeka�, nim go spi�e zdzwoni�. I jako lubo, jak�e lubo b�dzie to kr�lowej! Wyprzedzi� tedy szeregi mnich�w, wst�pi� w przedsienie, zag��bi� si� w naw� pust�. Zdj�� go zi�b, obj�y mroki, okolicy l�ni�ce kad�uby kolumn. Hen, na wy�y, ledwie majaczej � poz�o-cisto�ci o�tarza, pod nim na s�upach otwarta czelu�� krypty; g�r� rozogni�y si� na szybach p�achty purpury, przelewa fiolet g��boki. Oto wszystko: ch��d, mrok i pustka w ko�ciele. Ko�acz� za nim mnichy. Zarzuci� po�� p�aszcza na lewe rami� i wystawi� si� przed zakonnik!.
�Jam jest rycerz Stra�y �mierci, Graala poszukiwacz, wielkolud�w pogromca, a grodu wybawiciel, Lancelot sam! Zdzwo�cie miasto ca�e."
16
Ani jedna twarz nie wychyli�a si� z tych burych kaptur�w, nie skierowa�a si� ku niemu g�owa �adna, nie przerwa�a pomruku pacierzy. Do krypty czarnej jak cienie w gr�b zst�powa� j�y te szeregi.
I zn�w pustka i mroki w bezludnym ko�ciele. Tylko jaki� cie� zakapturzony d�ug� �erdzi� rozjarza �wiece w nado�tarzowych fioletach, �r�d z�ocistych m�e� i rozchwiei wyb�ysk�w. Na tle tej �arzy ko�cielnej wychyla si� z mroku krucyfiks olbrzymi, zawis�y nad ch�rem. Przykl�k� i, jak trzeba, odmawia ranne pacierze. P�ki w rozkolebaniu pobo�nym nie zatrzyma�a mu si� g�owa: wzi�� na si� wejrzenie krzy�a.
�Ty�e� dla kobiety poniecha� Parsifala u dr�g rozstajnych - na samotno�� gorzk� porzuci�e� druha, nie uleczonego z ran �wie�ych." �Porzuci�em!" - Uderzy si� ku�akiem w pier�.
�Ty�e� dla kobiety zaprzeda� i przyjaciela drugiego! przeda�e�, rycerzu, konia-druha najwierniejszego, kt�ry swe zdrowie i �ycie z twoim zjednoczy�." �Przeda�em!" -j�knie.
�Ty�e� dla kobiety, s�owu Mojemu na wspak, miecz zastawi�, by p�aszcz strojny kupi�! Tego nie uczyni� i sam Judasz Iskariota, kt�ry mnie przeda�." Bi� czo�em o kamienie ko�cio�a.
Snad� na p�yt� grobowca g�ow� natrafi�, bo zadudnia�o pod nim echo z trumien piwnicy. W d�ugie potem zaci�gi organowych bas�w uderzy�o nagle g�ste dreptanie mniszych chodak�w. Wyraja si� tych kaptur�w mn�stwo wielkie z podo�tarzowej krypty, zda si�, owiane tchnieniem trumien i zag�uszone w sobie szeptaniem pacierzy. W ko�acie i uroczystym rozruchu sadowi� si� mnichy po stallach.
Jeden z nich tylko zatrzyma� si� u wielkiej ksi�gi gradua�u, w ��ty blask �wiecy wychyli� spod kaptura g�ow� jak z wosku, w onym wianku w�os�w na ciemieniu ni to w koronie cierniowej. Z opad�� powiek� a bole�ciwym rozchyleniem warg czai si� �piewak przodowny na nut� organ�w, rozstawia d�onie braciom na baczenie, czeka z intonacj�:
0 fidelis anima! clama de profundis te terrenis fugito rebus et immundis.
1 zawia� d�o�mi niczym mewa bia�ymi skrzyd�ami.
A!.-a!-a!-a!... A!-a!-a!... - biadaj�dusze czy��cowe w mnich�w lamentacji. Wt�rzy� im rycerz piersi swych przyj�kiem. P�ki nie wytrzyma� tego d�u�ej na sobie. Podj�� g�ow� znad grobowej p�yty i j�� przypomina� swe czyny chwalebne. Tym si� wszak�e i zmar�e obwo�uj� z trumien: w onych tu napisach grobowcowych naok�. Nie z pychy czyni� to zmar�e, przypominaj�c si� sprawiedliwo�ci Bo�ej, lecz dla ulgi w m�ce czy��cowej. Przypomina� tedy i on swe zas�ugi; odlicza� je Bogu, jakby wypisuj�c je na grobowcu swoim: �Wielkolud�w dw�ch srogich zabi�em! krzywdy ludzkie pom�ci�em! wielem �ycia cz�eczego zratowa�!"
Zmyli�a mu wiar� skruchy niedoskona�o��. A w z�ej skrusze oczy jego, jak i dusza rozpierz-chliwe, ujrz� nagle z dala pod �cian� ko�cio�a posta� niegdy� sercu tak blisk�. Patrz� oczy, wypatruj�: a� si� nagle za�zawi� w zdumieniu radosnym. �Tu�e�?!"
Szeptem zaledwie powiedzia� do si�. A oto ze wszystkich mrok�w i ciemnic ko�cio�a wpe�za echem przera�enia: �Tu�e� jest?!"
Nad tr�jprogiem mniszego ch�ru spoczywa oto pod �cian� Parsifal sam. Snad� wielce utrudzony, w ko�ciele wytchnienia szuka, jak to czyni� rycerze w�drowni.
17
Przy�bicy cie� omracza mu czo�o i oczy. Niczym dzi�b ponury sterczy nad twarz� nano�nik he�mu, broda nurza si� w �uskowej naszyjnicy, w pod�u� spoczywa miecz srogi. Zbod�y si� nogi, zhaczy�y ostrogami st�p d�ugich. Zas�pi� si�, skobuzia� ca�y w zamy�leniu. Jakby na bardzo d�ugi czas tu zleg�, wielce �yciem ju� uznojony: tak si� ulg�a kolcza zbroja w gibko�� osm�tnionego cia�a, tak si� s�ania g�owa, w szo�omie �ci�ka, taka w nim ca�ym zaduma ko�cielna nad cz�ecz� dol�, taka frasobliwo�� ducha.
W bezmiernym nagle roz�aleniu do si� za to poniechanie druha przed rokiem, z kl�czek nawet nie powsta� Lancelot, a czo�ga si� do� na kolanach.
�Z k a m i e n i a �?!" - okrzyknie si� nagle groz� na ko�ci� ca�y - a� si� rozchwia�y po stallach zawodz�ce mnichy.
�Nie Bo�y ty ju� na �wiecie, a mistrza kamieni �ywych stw�r w ko�ciele?!" Organowe basy, w podobie�stwo czy��cowych j�k�w, na ci�kich skrzyd�ach koleba� si� ka�� mniszym pieniom.
Na desce poz�ocistej w przydymionych od kadzide� barwach widnia� Ukrzy�owany, wielk� chudzizn� udr�czonego cia�a nie owis�y nawet w ramionach, lecz srogo stoj�cy w m�cze�stwa swego gwo�dziach; a one �wieki w d�oniach obu i stopach skutych wystawia przed oczy chrze�cijan, chmurnie wyzieraj�c spod cierni�w korony. �Kyrie Elejson!..."
G�uchy to przyj�k organ�w poci�gn�� tak za�wistem burzy pod o�tarz sam. I w jeden akord dudni pohukiem u �cian wszystkich - a� si� strz�s�a nawa troista. Na wy�e wzi�te, mno�� si� tony: jak ten grom, gdy w jeden niebosk�on �omotami gruchoce, a po drugim wraz echem si� toczy - i ju� gra po niebie ca�ym gro�n� nawa�nic� bezmiar�w. I wyrywa mu z piersi j�ki skruchy ostatniej:
�Dla kobiety wyrzek�em si� w duchu onej czary: poniecha�em szukania Graala... Przeze mnie i Parsifa