3962
Szczegóły |
Tytuł |
3962 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3962 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3962 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3962 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Bogus�aw Kierc
Raz Na Zawsze
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000
4
fot. Marek Grotowski
BOGUS�AW KIERC urodzi� si� 22 stycznia 1943 roku w Bia�ej Krakowskiej (obecnie:
Bielsko-Bia�a). Poeta, aktor i re�yser � jest autorem kilkunastu zbior�w wierszy, a tak�e esej�w
i sztuk teatralnych, Zosta� uhonorowany m.in. nagrod� POLCUL Foundation, medalem
im. Anny Kamie�skiej, nagrod� im. Jana Dormana. Mieszka we Wroc�awiu.
5
Raz Na Zawsze
Z bagien, przez krzewy nieprzebyte, pod
ogniem z g�r szybkostrzelnie szukaj�cym wyj�cia
dla duszy oblepionej ob�oconym cia�em,
kt�re czo�ga si�, pe�znie do czarnego �r�d�a
nocy, �eby ugasi� pragnienie nie bycia
tym przera�onym �o�nierzem, skazanym
na kr�tkotrwa�e ocalenie we mnie
�ni�cym go; nagi, wydoby�em si�
na przestrzelon�, �wistem ptasim jaw�
snu; d�oni� szukaj�c� �wiata
ocala�ego uczu�em �agodno��
piersi; p�yn��em, przemieniony cudem
istnienia kobiecego cia�a, b�ogi pr�d
rzeki, do kt�rej dawno wst�pili�my razem,
�eby si� sobie objawi�, porazi�
nas kr�tk� b�yskawic�,
w kt�rej noc i sen,
�wiat i nasze istnienia znikn�y
Raz Na Zawsze.
6
Tyber z piaskiem
Tyber z piaskiem senno�ci (gdy pod powiekami
rozsypuje si� Miasto Sekundy i �wieci
pod tob�) jak naiwna rzeczka pod �opianem
serca, wt�ruje trajektorii krwi
wspinaj�cej si� rano na daremny szczyt �
jeden z siedmiu, co mog�yby dosi�gn�� ciebie,
gdyby nie by�y tylko sklepieniami
siedmiokrotnego snu o dnie, nad kt�rym
Tyber z piaskiem przep�ywa ods�aniaj�c twarz
u�miechni�tego po�miertnie, mojego
podobie�stwa do ch�opca, kt�ry we mnie trwa
bez odmiany, zach�annie wpatruj�cy si�
w ciebie, w mandoriach moich sennych oczu
odp�ywaj�c�w g��b rzymskiego nieba.
7
Przed �sm�
Jeszcze ma �wie�e gwiazdki
�nie�nego �witu na rz�sach;
dopiero co
wydoby� si� z nieba
nocy; wynikn�� znik�d
niedospanego snu; ol�ni�ty
skrzeszeniem jawy spod skrzypienia �niegu,
biegnie do szko�y,
sp�niony o nik��
wieczno�� u�miechaj�c� si� jego oczami,
ods�aniaj�c� spod jego warg z�by,
kt�re za chwil� zanurz� si� w jab�ku
coraz cieplejszym
w r�czkach tej z warkoczem,
lekcewa��cej natarczywo�� dzwonka.
8
Jeszcze nie
Jestem za drzewem. Jeszcze nie! powtarzam
g�o�no, �eby za grube by�o dla igielnych
uszu cierpliwie szukaj�cej mnie
�mierci. To �Jeszcze nie!� powtarza ch�opiec
we mnie zmieniony, za kar�, �e zjad�
jab�ko z tego samego drzewa, kt�re pod
jego palcami traci szorstko�� kory
w jedwabiop�ynnej sk�rze niepoj�tych
ramion kr�lewny, zza kt�rej � jedynie
grubym warkoczem od niej oddzielony �
powtarza coraz natarczywiej: Jeszcze
nie, jeszcze nie � a widzi kos�
ostrzej ni� wonn� jab�oneczk� cia�a,
za kt�re skry� si�, d�awiony wezbranym
Ju�!
9
Podr�
T�cza po t�czy. Ta�czy zmierzch
w obr�czach nimbu; deszcz
i p�cie� pada ju� na p�
widoku; w nieba d�
sp�ywaj� sze�cioskrzyd�e mg�y
pod s�o�ce � nagle ty
nad g�ow�, �pi�cej � z szarych l�nie�
lustra w wagonie � �nieg
jej snu przemieniasz w mi�y puch
anielskich skrzyde�; ruch
warg tak bezwiednie zdradza ci�
imieniem w p�ytkim �nie
kobiety, kt�ra mniej ni� ja
z twojej pi�kno�ci ma,
bo anio� wskrzeszaj�cy j�
t�tnem podr�y � zdj��
z ciebie ten blask, co w lustro mi
kaza� popatrze� � krwi
da� pr�dko�� �wiat�a, �ebym si�
przemieni� w jasny cie�
ciebie � wl�niony z tamtych te�
z deszczu, dwu t�cz i mgie�,
na kt�re patrz�, �eby� nie
widzia�, ze widz� ci�.
10
Do ciebie w Asy�u
O tym, co widzisz tam, wiem tylko po omacku
jak deszcz kroplami dotkni�� o d�bie, z kt�rego
dolatuj �. tu do mnie aromaty d�wi�k�w.
I coraz wi�cej wiem, bo coraz wi�kszy deszcz
wyd�u�a zapomniane sekundy, by dawna
b�yskawica ol�nienia u�miechn�a si�
pod koron� rajskiego drzewa, gdy dzieci�ce
ciep�o tw�j ego karku i puch pod warkoczem
poczu�em kor� warg zanim zd�bia�o
we mnie pragnienie wyszumienia si�
w tobie. Co widzisz tam, ja po kryjomu
pod powiekami orz�sionej wody
widz� nurkuj�c po skoku ze szczytu
twojego spazmu szcz�liwego; z dna
snu mnie wynurza ta wysoka nuta,
z kt�rej wzbijaj � si� ptaki po deszczu,
a z g��bi lustra w pochmurnym pokoju
zbli�a si� do mnie zawstydzony ch�opiec.
11
Wed�ug mistrza Eckharta
Ryszardowi
Chyba nie by�o s�ycha�
pukania. Uchyli�y si� skrzyd�a
okiennic. Dzi�cio� przelecia�
we �nie, z kt�rego wybieg�em
w iskrzastych kroplach rosy
nieba, �eby otworzy�
drzwi. Sta� przede mn� promienisty Nie-ja
u�miechaj�cy si� do mnie, wstydliwie
chc�cego zakry� przyrodzenie. Kto
tam? � zapyta�em, jakby sta� za drzwiami.
Ty � odpowiedzia� mi. Wejd�. Wtedy wszed�
we mnie jak �wiat�o w oczy. Pierwszy raz
by�em sob� tak jasno, �e ju� nie widzia�em
siebie w nim ani jego w sobie. By�o mi
wszystko Jedno.
12
Nowe szaty kr�la
Dzie� mnie odziewa w d�wi�ki �witu; ptasie
fastrygowanie cienkim �wistem alby
sztywnego ch�odu � nie przeszkadza mi
w majestatycznym ta�cu
schodzenia
w g��b
siebie;
korona �wiat�a jeszcze dr�y w r�anych
palcach jutrzenki; chwytam jab�ko jeszcze
tocz�ce si� zapachem od kwiatu do kszta�tu
owocu
zakazanego; dzier�� bia�e ber�o:
lili� duszy na o�lep rosn�cej
do nieba jeszcze le��cego na
niezmarszczonym jeziorze snu o tobie, kt�rej
dzieci�ce oczy �miej� si� z tej mojej
porannej koronacji:
patrzcie!
on jest nagi!
13
Pierwszy raz
Chcia�em gorliwie wedrze� si� w le��c�
�wietlisto�� nieba. By�em sam. �ab�dzie
przesuwa�y ob�oki swoich obecno�ci
pod lini� lasu. Zanurzy�em j�zyk
w twoim imieniu. Li�cie, li�cie, nic
wi�cej. I wtedy z g��bi bujnych traw
wsta�, �eby s�o�ce go znalaz�o, nagi
cz�owiek. Tak samo
pierwszy raz ujrza�em
zimorodka.
14
Rozstanie
Dzisiaj mog� powiedzie�:
by�em zachwycony
smuk�o�ciami napi�tych mi�ni, rze�b� brzucha,
jego synkopowanym falowaniem, kiedy
wios�ami odpycha�e� nasz� ��d� od nieba
zmieszanego pod nami
z mierzw� wodorost�w
utrudniaj�cych wios�owanie; ruchem
twoich ramion skrzydlatym, jakby� wzbija�
nas obu � ekstatycznie z��czonych mi�osnym
wpatrywaniem si� w siebie � w b��kitnienie �alu,
�e nie przemieni nas ten zachwyt w jedno
i to samo spojrzenie,
kt�rego ju� nie ma
mi�dzy tob�, md�e cia�o moje, a mn�, twoj�
dusz�.
15
Po�egnanie
Jurkowi
Usypia�em, �piewa�em ko�ysank�, �ka�em
tkliwie i rzewnie �egna�em si� z cieniem
usypianego dzieci�stwa, dmucha�em
w p�omienie �wieczek na urodzinowym
grobie; godzi�em si� z losem � a kysz!
szepta�em widmu, �eby je przywo�a�
cho�by na jedna, chwil� egzorcyzmu.
A nie usn�o. Nie da�o si� wzruszy�
ani zaskoczy� rozpacz�, s�odycz�
tort�w rozlicznie iluminowanych;
od egzorcyzm�w te� si� wykr�ci�o
m�odzie�czym cia�em przyjaciela, kt�ry
o �wicie wywl�k� si� z ciep�ej po�cieli,
�eby po�egna� mnie. Bo znowu umr�.
16
Mysterium mortis
Codzienny szept wiatraczka dzieci�cego za
oknem, staj�cy si� co noc trzepotem
niewidzialno�ci podejrzanej o
nic nadaj�ce sens oczekiwaniu
snu z mo�liwo�ci� ujrzenia ci� go�ym
okiem pami�ci; l�ni�cy rower w pustym
lesie i nag�y g��d spotkania tego,
kto na nim jecha�; bezludny wehiku�
przemienia si� o zmroku w totemiczne zwierz�;
s�owik rozplataj�cy melodyjny warkocz
powietrza, kt�re chwytam gwa�townie � to wszystko
mo�e znaczy� co� wi�cej
ale nic nie znaczy
ponad to, czym si� samo
wydaje i zdradza
nieludzko.
17
R�a
Ju� odesz�y osoby po��da�. Szukaj�
podobie�stwa do siebie
w�r�d nieprzemienionych
w s�oneczne widma pami�ci. Zawi�e
linie (tak blisko moich warg) ma�ego
ucha dziewczyny jad�cej do szko�y
tym samym autobusem,
kt�ry mnie oddala
od chwilowego raju
to�samo�ci
z ch�opcem, kt�ry te linie jej ucha zobaczy�
w rozchylaj�cej si� tylko dla niego
r�y � rysuj� tak� fioritur�
szcz�cia, �e zas�uchany tkliwie w to, co ona
mog�aby s�ysze�, zbli�am wargi do
s�owa, kt�re ju� chcia�bym wytchn��, ale nie
powiem, �eby nie sp�oszy� tego pi�kna: pi�kna...
18
Ten dzie�
Sprawa skali, blisko�ci, oddalenia, brania
w ramiona albo jedynie w mandorle
oczu, by si� naprawd� okaza�o czy
objawi�o To Samo w bru�dzie chmur, w szczelinie
warg: biel� z�b�w, u�miechem stokrotki
w wilgotnych palcach Jedynej, wybranej
za spraw� skali, blisko�ci, obj�cia
tak �cis�ego, �e nie wiem,
czy to jeszcze my �
czy nieobj�to�� niebaw twoich oczach
przyzywa niewidzialne
gwiazdy na ratunek
dla ton�cego
w swojej to�samo�ci
dnia.
19
Studnia
Patrz� w niebo, jakbym szuka� z siebie wyj�cia.
Ledwie wysz�a� � deszcz po suchych depcze li�ciach.
Wiatr si� ruszy� � ale po co? ale dok�d?
Ja w bezruchu si� podci�gam ku ob�okom;
ponad sob� � ju� nadmierny, niepotrzebny �
po�owiczny: p�nadziemski, p�podniebny,
z tej i z tamtej strony chciwie ci� przyci�gam �
a to wida� jako podniesienie dr�ga
u tej studni tyle w ziemi wydr��onej
ile si�ga dna jej niebo rozgwie�d�one.
20
Pe�nia
Wszystko si� spe�nia; nic
pe�nieje w naszych oczach;
daremnie
wybieramy si�
ze swoich �renic;
podpalony zimnym ogniem
po��dania,
porywam ci�
na szczyt
g�ry lodowej;
ze�lizgujemy si�
z oszkliwych zboczy;
zamro�ona gorliwo��
trzeszczy w naszych sercach
odbijaj�cych si�
od siebie
wrogo;
wszystko si� spe�nia
jak nic:
zaokr�glona mi�dzy nami pe�nia
obco�ci.
21
Nad Atlantykiem
Tymoteuszowi Karpowiczowi
Jakbym by� nie na miejscu
i sta� nie na czasie:
nigdzie
i nigdy.
Obna�ony
z pami�ci
o sobie,
obmyty z prochu
cia�a
do czystego tchnienia �
unosz� si�
nad wodami.
22
W�os
No i lata�em znowu. To nie sen
� m�wi�em we �nie snowi, kt�ry mnie
�udzi�, �e nie jest snem, ale �nionemu
snowi nie da�em si� nabra�, sprawdzi�em,
�e ten, co dla mnie udawa�, �e nie jest
snem � jest! i w�a�nie z niego wynurzony,
m�g�bym by� pewny, �e unosz� si�
ponad zwierciad�em jego p�ycizn, nad
niebem odbitym w nich; zni�a�em si�
do wysoko�ci sznur�w ze schn�cymi
prze�cierad�ami, �eby wzbi� si� jeszcze
wy�ej, nad b�og� pewno��, �e nie latam
we �nie. I teraz, przebudzony, nie wiem,
czy obudzi�em si� na pewno; biel
prze�cierade� jest taka sama i napi�cie
sznur�w mi�dzy drzewami, rado�� krwi i wznios�e
przekonanie o prawie niedba�ej zdolno�ci
do latania. Niknienie tak si� wyd�u�y�o
jak zawi�y melizmat anielskiego w�osa?
23
Wyja�nienie
Znikn��em we �nie znikomemu cia�u.
By�o po �mierci. �e nie wiecznym snem
mia�y si� mieni� minione minuty,
dowiod�a jawa ju� po zmartwychwstaniu
By�o mi lekko i b�ogo mija�em
by�o�� �agodnie odp�ywaj�cego
ob�oku sk�ry z utajonym pod ni�
wn�trzem. Nie z niego wynurza�em si�,
ni z niewidzialnych mira�y pami�ci,
ale z niczego, kt�re teraz m�g�bym
nazwa� u�miechem albo u�miechaniem
Si�. Bez odczucia oczu, ust, policzka
na kt�ry pad�by � niczym p�atek �niegu �
cie� rz�s. Niczyje u�miechanie Si�
wzbi�o mnie z siebie jak �r�d�o, lecz ja
by�o ode mnie niezale�ne; m�odsze
i starsze: jakby topniej�cy �nieg
ze �ladem p�ytkiej obecno�ci. Mr�z
rozanielenia przenikn�� mnie, wbi�
we wzbieraj�ce pode mn� istnienie
twojego cia�a. Otworzy�a� oczy
i zobaczy�em: podwojony ob�ok
wolno przesuwa� czas poza tarnin�
minut wie�cz�cych ciemn� g�ow� �wiat�a.
24
Orfeusz
Odrzuci� prze�cierad�o i nagi szed� za ni�,
albo ona sz�a za nim, bo jej mocne cia�o
by�o ze snu; chcia� obj�� j�, wtuli� si� w jej
wy�nion� nik�o��; doszed� do �azienki;
mog�a tam by�a w cierniach wody poczu�
t� sam� krew, co w jego �nie
prze�wietla�a mu palce, �e by� jak jutrzenka
czu�y; wi�c jeszcze raz by chcia�
przekona� si�, �e nie �ni� tego, o czym wie,
�e �ni�; otwiera drzwi; gwa�towny p�acz
wody lej�cej si� do pustej wanny
p�oszy go � jakby ujrza� znikaj�ce nic
nadziei, wi�c odwraca si� za siebie, widzi
po�ladki swoje w niskim lustrze.
25
Uniesienie
Doszed�em do kr�lestwa
s�jki. Nie liczy�em
na uchylenie przesz�o�ci w dolinie
pod koronami d�b�w i modrzewi.
Wi�c, obna�ony z grzech�w, z dyndaj�cym
liczyd�em drewnianego r�a�ca � poczu�em
serce jak zmi�ty rachunek
sumienia, owcze przytulenie swetra;
w bawe�nie spodni brn��em po pas i
stopy � zwyczajnie wzute w sk�r� zdart�
z jednego z tych, co z g��bi lasu widz�
moj� naiwno�� � stopami anio�a
prawie �e by�y. Kr�tko. Warstwa sk�ry
ofiarnego zwierz�cia mo�e by� wymiernym
dowodem na to, �e wznosi�em si�
nad ziemi� i �e jest to wysoko�� dziesi�ciu
milimetr�w.
26
Herbatka
Jak to b�dzie? Czy nagle
nie przypomn� sobie,
gdzie po�o�y�em okulary. B�ysk
na kryszta�owym
brzegu szklanki zniknie
mi�dzy wargami, kiedy ju� nie b�d�
wiedzia�, �e tylko mokre
listki s� na dnie
i md�a rozeta plasterka cytryny.
Szklanka by mog�a
wypa�� z mojej d�oni.
Lecz nie wypada. Bez jaskrawych skrze�
szk�a st�uczonego. Ale moje szk�a
� gdzie si� podzia�y? Nie wiem. To nie ten
moment. Oddycham jeszcze. Jeszcze mog�
zala� te fusy wrz�tkiem. Nawet ca�kiem
niez�a herbata wysz�a z tego. �mier�
nie wychodzi. Na szcz�cie, bez tych okular�w
widz� to niewyra�nie.
27
I znowu ten sam cud
I znowu ten sam cud: niesamowicie
powtarzaj�cy si� Pierwszy Raz �wiata;
naiwny debiut pierwiosnk�w, stokroci
i bia�otkliwych kwiatk�w na ga��zkach
niepe�noletnich drzew; r�owe wargi
zachwyconego m�odzie�czyka szepcz�:
kocham ci�, kocham ci�, kocham � nad cicho
oddychaj�c� traw�, w kt�rej szpak
ledwo si� daje odr�ni� od �d�be�
� jak upierzenie jego � po�yskliwych.
I ten sam inny szpak w czarnej ka�u�y
k�pie si�: ��ty dzi�b wtyka pod tafl�
wody, i raptem trzepocz�c si� muska
pi�rko za pi�rkiem, i ten furkocz�cy
rytua� wi��e w��kienkiem melodii
rozpryskuj�cej si� weso�o w nic.
28
Na pogod�
Szumi deszcz. Zwiewne wiechy traw gniecionych wczoraj
k�ad� si� pod ci�arem �alu, �e nie tam
�wiadczymy o mocniejszym przyci�ganiu
ziemi, na zboczu wzg�rza podleg�ego
zach�annej niewinno�ci. Falowanie g�r
zwiastowa�o �eglug� niebezpieczn� duchom
wywo�ywanych z niepami�ci miejsc
naszego wniebowst�pienia po stokro�
powtarzanego. Zbli�a�a si� burza.
Jej nago�� prze�wieca�a przez bufiaste �agle
cienkotkanego powietrza. Jak my
dotykali�my si� ch�odnymi
j�zykami! Tylko
bia�y motyl oderwa� si� od fioletowej
czupryny ostu. G�sty ob�ok dymu
nad dalek� kopalni� wspina� si� leniwie
na pogod�.
29
Dusza z cia�a wylecia�a
�eby dogoni� dusz�
wylatuj�c� z cia�a
(bo o niezmiennym staniu
na zielonej ��ce
pami�tamy) sposobne znale�li�my ��ko
i by�o nam wiadome,
�e trzeba si� pozby�
tego cia�a. Traci�em je powoli, z pewn�.
rado�ci�, �e coraz
mniej moje by�o; sutki pod palcami
o�lepionego, r�czy�y mi: jeste�
tam, gdzie rosn� poziomki
ju� na zawsze; kiedy
wzbieraj�ce pode mn� istnienie pragn��em
poderwa� do (zdawa�o mi si�) jeszcze czystszej
bezcielesno�ci � nie ob�oki � ob�a
konkretno�� twoich po�ladk�w w �apczywych
d�oniach � sprawi�a, �e tym chciwiej wzi��em
siebie na tobie
do nieba.
30
Muzyka na Nowy Rok
Nie do opisania, nieprzyzwoite, nie
b�d�ce tym, czym si� wydaje roztkliwionym
zmys�om; w pokoju wobec �lepn�cego
lustra, przed oczami obraz�w
i podobie�stw, opadaj� rz�sy
�niegu; od pstrego odbicia w m�tnym
spojrzeniu rzeki odrywa si� kaczka;
furkot skrzyde� roztr�ca nasze upierzenie
mistyczne; jeste� teraz ca�kiem naga na
mojej nago�ci unosz�cej ci�
w jeszcze bardziej niemo�liw�
nago�� niknienia ciebie we mnie, mnie
w tobie
przywracaj�cej jasno�� �wiat�u
lustra; czysto�� nurtowi
rzeki pod pi�rami;
suche trzciny, przez kt�re przedzieraj� si�
szybkobie�ne promienie grz�zn�cego w chmurach
s�o�ca, szeleszcz� i to (ze skrzypieniem
sosnowych desek ��ka) jest sier�ci� muzyki
sfer.
31
21 III 1966
So�a zaj�a o�nie�one brzegi,
o kt�re tar�y kraw�dziami kry
ju� przejrzystego lodu; pr�cy rytm
zszywa� nas, nagich, niedok�adnym �ciegiem
krwi; by�o zimno, ale mi�dzy nami,
nie �miej�cymi widzie� siebie, wrza�
kontur dziel�cy niedotkni�cie cia�
na dwie przestrzenie z��czone polami
magnetycznymi; z tego tylko burzy
mo�na si� by�o spodziewa�; wi�c ��z
suchych trzymaj�c si�, kiedy nas ni�s�
przeszywaj�cy pr�d, �eby zanurzy�
�wi�te nago�ci w m�tnej wodzie rzeki,
wbili�my nogi w ciep�e bagno dna;
z jasnego nieba sfrun�� srebrny blask
gromu; wype�zli�my z wody i mlekiem
gor�cym, kt�re przynios�a� w termosie,
chciwie gasili�my wiosenny mr�z
w bezwstydnych cia�ach, a pod nami r�s�
ogie� na � w niebo wznosz�cym nas � stosie.
32
Kol�da na pierwszy raz
Nie w archanielskim gnie�dzie � w chmurach pierzyn
i poduch t�gich w rodzicielskim �o�u �
Ol�niony, skrzyd�a ich smuk�o�ci z�o�y�
niczym wskaz�wki o dwunastej. Le��
z��czeni, jakby �nili zwiastowanie
Innej Mi�o�ci, kt�rej � tkliwe cia�a
ju� nie sprostaj�; bo � kiedy ich ma�a
�mier� b�dzie du�a � wtedy si� rozstanie
z nimi, ju� dla niej nieosi�galnymi,
przemienionymi w �wiat�o�� Wiekuist�
szczytu, na kt�rym teraz B�g si� rodzi
mi�dzy grzesznymi i dotykalnymi,
jakby si� zi�ci� z obna�onych istot,
widzialny jako Pierworodny Podziw.
33
Moment
Szklane skrzyd�a otwartych drzwi na balkon znosz�
nas nad koron� stoj�cego w gwiazdach
kolczastych � kasztanowca.
Nieciemno��. Niejasno��.
�nieg wnikaj�cy w rozpulchnion� ziemi�.
34
�rodek �wiata
Po deszczu du�o d�d�ownic zmia�d�onych butami
nieuwa�nych przechodni�w. To brzmi jak �wiczenie
dykcyjne dla student�w szko�y teatralnej.
Ale jako patrzenie � jest form� ascezy
mimowolnej dla kogo�, komu teatr nie
jest ucieczk� od sztuki �ycia poza sztuk�.
I ten kto� w�a�nie czuje wyd�u�anie si�
jego czasu w r�owoszary wz�r naczynia
krwiono�nego bez �r�d�a i bez uj�cia � z dwoma
ko�cami albo pocz�tkami; krew
skojarzy�a si� tylko przez ca�kiem naiwne
podobie�stwo d�d�ownicy do nabrzmia�ej �y�y
a �ywiej pe�zn� wy�sze skojarzenia: �krew
darem �ycia�, wi�c tego �ycia chwyta si�
wyobra�nia daremnie macaj�ca chmury,
�eby odnale�� �r�d�o pierwszej kropli
deszczu dr���cej �rodek �wiata w ziemi.
35
Dreszcz
Brn��em przez niedomkni�te amfilady nieba.
Uroczy�cie ta�czyli dla mnie anio�owie
przebrani za pstre s�jki. I nie ca�kiem by�em
pewny, czy jestem we w�asnej postaci.
Przesz�o trzech Ziemian
z bliskiej podstaw�wki.
Jeden powiedzia� dzie� dobry � g�osikiem
wy�szym od wie�y otulonej wie�cem
rusztowa�;
u szczytu cz�owiek obejmowa� krzy�,
tak jakby sobie padali w ramiona
na dworcu. Jacy� m�wili do niego,
ale nie by�o s�ycha� � co. I szelest
opinaj�cej rusztowania folii
niedos�yszalnie przemieni� si� w szary
dreszcz.
36
Czarny bez
Brunatnoszare, oszronione cia�o
s�jki; pod jasnoniebieskim wachlarzem
pi�rek jarz�cych si� �ywo w bezw�adnym
skrzydle � umilk�o serce niewidzialnie
wzywaj�cego mnie Anio�a � co
znaczy pierzasty tobo�ek by�ego
lotu? Tak lekko wierzy�em, �e w nim
nik�a mi z oczu oczywisto�� jawy;
�e skrzekoc�cy ch�opi�cym falsetem
w pstrych pi�rach s�jki skryty Anio� Pa�ski
objawia mi si� jako Nie To Samo
w tym samym locie, w kt�rym traci swoje
podobie�stwo do ptaka i cz�owieka � b�d�c
jedynie z�ud� � teraz przekre�lon�
przez ga��zki czarnego bzu. Ledwo si� zdaje
niespodziewanie znalezionym znakiem
nieobecno�ci doszcz�tnie nie mojej.
37
Wieczorne dzwony
Wieczorne dzwony zaora�y niebo.
Skiba za skib� blasku przyci�ga g�odne ptaki.
Trzepot pi�r, skwiry krwi w ga��ziach
serca � wt�ruj� Twojemu Imieniu,
kt�re staje si� cia�em pod ska��
pe�ni, smuklej�c jak miecz p�omienisty
nad smug� jego odbicia w jeziorze.
38
Nasienie
Sam nad jeziorem. Noc
nie ociemnia najd�u�szego dnia
roku. Podnios�o��
rysowana na szarym
niebie lotem czapli
sprawdzaj�cej co chwila, czy ju�
rozpostar�em skrzyd�a. I m�g�bym.
Nikt nie podgl�da mnie. Obna�am si�
z obecno�ci. Go�ymi oczami
chwytam bia�o�� nasienia,
kt�re wiatr nag�y
z top�l wydobywa.
39
By�em tam
By�em tam. Jasne,
�e mog�em powr�ci�
ju� wycie�czony
w z�ot� prz�dz� nurtu
pod glori� skrzyde�
�ab�dzich. Ten blask
�askocze oczy
anio�a, co z w�dk�
udaje ch�opca,
kt�ry klnie, bym nie
zapomnia�, z jakiej
gliny ceg�y tego
domu, z kt�rego
zwia�em za spojrzeniem
w dym nad ga��zi�
z listeczkami rybek
obracaj�c� si�
w popi�. Ju� po
zgas�ym ognisku
i po galaktykach.
40
Biedronka
Biedroneczko le� do nieba
By�em na chwil�. Zmie�ci�em si� w ci�bie
anio��w (niewidzialnych dla mnie) na koniuszku
sekundy � cie�szym ni� rz�sa Nico�ci;
widzia�em wieczne �niegi sp�ywaj�ce
�ab�dzim stadem z po�yskliwych grzbiet�w
fal, nad kt�rymi skacz� z�ote karpie;
by�em na chwil�, bo musia�em wr�ci�
do siebie zgubionego, do za dwie minuty
p� do drugiej, by wskoczy� do poci�gu; wraca�
przeciw sobie, co zbli�a si� w�a�nie z Mamusi�
� cudn� w sukni z prawdziwej �or�ety; ach, serce
ch�opca uderza t�po w smuk�y kad�ub
wielkiego samolotu, drewnianej zabawki,
kt�r� nios� jak m�g�bym nie�� niebieski krzy�
mijaj�c tego szcz�liwego siebie
z Mamusi� na spacerze do nieba � po drodze
na cmentarz, tam, gdzie sosna nad cudno�ci� Jej
i czarne kropki taszczy bo�a kr�wka.
41
Tobiasz i anio�
Mi�kowi
Siedem dymi�cych ognisk; palona ��cina
ma�o daje p�omienia, ale du�o mg�y
zakrywaj�cej pola � p� metra nad ziemi�
Spod koszuli wype�z�ej ze �ci�ni�tych paskiem
za lu�nych spodni schylonego ch�opca
b�ysn�a smag�oz�ota sk�ra plec�w. Szare
szeroko�ci spojrzenia bior�to chwilowe
zal�nienie s�o�ca za wr�ebny znak
na nie wiadomo co; to tylko stopa
na l�d�wiach str�a ognisk odcisn�a �lad
jak na przybrze�nym piasku. Kr�tkotrwa�y blask
�askocze oczy niczym resztka wody
znikaj�ca pod pi�t�. Tylko tyle, zanim
zeskoczy� z plec�w ch�opca, z�o�y� popielate
skrzyd�a powietrza i wyszepta�: sz.