3948
Szczegóły |
Tytuł |
3948 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3948 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3948 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3948 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Kajetan Ko�mian
Ziemia�stwo
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000
4
P I E � � I
Nie powsta� nigdy we mnie zamiar tak zuchwa�y,
Bym chcia� si�ga� po wieniec Wirgilego chwa�y;
�aden mu z �miertelnik�w nie wyr�wna� w rymie,
I dla �wiata on �piewa�, kiedy �piewa� w Rzymie.
Szcz�liwy! rzewnej lutni tonami tkliwemi,
Od tryumf�w, na zagon wi�d� zwyci�zc�w ziemi,
I wskazuj�c, co or� spustoszy� zbrodniczy,
Do nie zroszonych �zami zach�ca� zdobyczy.
S�ucha� Rzym � bo gdy ber�o wzni�s� August �askawy,
Serca cn�t zapragn�y, a rola uprawy.
Wyjrza�a z niskiej chaty ogorza�a praca,
I �wiat ch�tnie uwierzy�, �e wiek z�oty wraca,
By�y i na tej ziemi Saturnowe wieki!
Szumia�y k�osem pola, z�oto nios�y rzeki,
Lipy miodem potnia�y, sad zdobi� si� kwiatem,
P�oni�y si� Tyryjskim jab�onie szkar�atem,
B��dz�ce po d�browach, przy ciekn�cym zdroju,
Trzody na g�os znajomy bieg�y do wydoju,
Igra�y po pag�rkach przyp�odki dorodne.
By�y i serca prawe, i wioski swobodne.
Pod skromn� strzech� szcz�snej mierno�ci� prostoty,
Swoboda prac�, praca rozkrzewia�a cnoty.
R�d kmiecia dawa� kr�le, w nich wz�r rz�d�w b�ogich,
Bez napastnych celnik�w, bez poborc�w mnogich.
P�ug by� dawc� dostatk�w, p�ug kraju puklerzem;
Rycerz oraczem, oracz stawa� si� rycerzem.
Wawrzynami okryte wraca�y do chaty,
Pru� w�asn� d�oni� zagon, m�ne Cyncynaty;
Przy ucztach Kuriusz�w, w ubogiej lepiance,
Nios�y ho�d pokonanych narod�w pos�a�ce.
Wtedy wdzi�czne Tyburu znali�my ustronie,
Gdzie pierwszy bluszcz zakwitn�� na poety skronie.
Mieszka�y Muzy w gajach, a wiejskimi tony,
Flet pasterski po gajach g�osi� Polliony.
Lecz ukaza� si� zbytek, a z nim nieszcz�� brzemi�!
Skromnych ojc�w, ska�one wypar�o si� plemi�;
Wesz�a chciwo��, i wieki �elazne przywiod�a;
Or� wzi�� znami� w�adzy, p�ug niewoli god�a.
5
Za�ama� r�ce rolnik, i z�orzecz�c obu,
Pr�no cienie Ka�mirza wywo�ywa� z grobu;
Nik�y w powietrzu skargi, a gwa�t bez przeszkody,
�ywiciela narodu wtr�ci� mi�dzy trzody.
J�kn�a sprawiedliwo�� na tyle zaka�y,
�zy lito�ci na martwem licu skamienia�y;
A odt�d, cho� si� lemiesz powierzchni dotyka,
Brzydzi si� grunt zakl�ty znojem niewolnika.
Hojne d�onie siewacza bujna rola zdradza,
Bo ziarno �z� skropione w oset si� wyradza.
Ach! czas ju�, czas przejedna� tak srog� niedol�,
Czas przeb�aga� zel�one zagrody i role,
�nie�ne cielce zaprz�ga� do krzywych rydwan�w,
�cina� z ��k wonne kwiaty, z�ote k�osy z �an�w,
Wie�czy� niemi rolnika uznojone skronie,
Or� wr�ci� zbrojowni, p�ug stawi� przy tronie,
G�osi� skrzywdzonej pracy zwyci�stwa i s�aw�. �
Ludzko�ci! ty mi� natchnij, twoj� �piewam spraw�;
A ty do powzi�tego przewodnicz zawodu,
M�drcze! i rolniczego dobroczy�co rodu!
P�jd�my do Hrubieszowa kwitn�cej ustroni,
Ty z ustaw� swobody, a ja z fletem w d�oni;
Obraz uszcz�liwienia pinia moje wzbudzi.
Kupi�e� niewolnik�w zostawi�e� ludzi.
Kt�ry� z nich na tw�j widok czu�� �z� utrzyma?
Nie mia�o dzie�o wzoru, i s��w wdzi�czno�� nie ma.
Tobie matki z pogodn� zajd� drog� twarz�,
I sprawc� szcz�cia, drobnym niemowl�tom wska��;
Nie zra�aj si�, je�eli padn� na kolana,
Nie wstydzi ten ho�d ojca, kt�ry wstydzi� pana;
Przyjmij go, a zwiedzaj�c zagrody wie�niacze,
Spraw, aby moich pie�ni s�uchali oracze.
Gdy skowronek nad bruzd� rodzim� zanuci,
I bocian klekoc�cy na gniazdo powr�ci,
I �urawie w powietrzu przez krzyki radosne
G�osz�, w szacie zielonej wracaj�c� wiosn�.
Oto jest chwila pracy � niech j� rolnik chwyta;
Kto pierwszy pola zwiedza, pierwszy wiosn� wita:
Dalej! dalej na role, korzystajcie z pory,
Teraz, czas kraja� w skiby rozkrzep�e ugory;
Teraz, od ��k rowami odprowadzi� wod�,
I w mi�kkie dzikoro�le szczepi� r�d�ki m�ode;
Bron�, albo grabiami rozrzuca� usepy,
Kt�remi dar� zielon� kret poburzy� �lepy;
Natr�tne z m�odych siew�w wyrywa� k�kole,
6
I wa�em albo g�azem obwarowa� pole.
Teraz z gaj�w zaprasza� na miedze i drogi,
Dzikie tarnie, kolczaste ja�owce i g�ogi;
Im powierzy�o niebo dar�w swoich stra�e.
Przebaczcie gi�tkim chrustom, skrz�tni gospodarze;
Bo kto obron� grz�dy na leszczyn� zdaje,
Z�orzecz� mu zasiewy, z�orzecz� mu gaje.
S�abe, i z m�odej sosny �erd� daje zapory,
Przeb�dzie je g� chciwa na m�ode szczypiory;
Przesadzi m�ody �rebiec przemierzywszy g�ow�;
I w� obali, kiedy �ciera sier�� zimow�.
Niebaczna gospodyni nim ogie� roznieci,
Po kruche z nich u�amki drobne wy�le dzieci.
Przechodzie�, woli zniszczy� ni�eli obchodzi�;
Lub patrze� zasmucony, jak natr�tne trzody,
Wysypi� si� na b�onia, pola, i ogrody,
��k jego i ch�odnik�w napa�ci nie min�;
Wieprz si� na nie wyprawi z �ar�oczn� rodzin�;
Zniewa�y niecnym ryjem murawy kwieciste,
I nieczystemi boki zm�ci strugi czyste.
Ten w moich pie�niach zyska gospodarza imi�,
Kto o trudach wiosennych zamy�la� si� w zimie;
A d�ug� skib� wiod�c po wilgotnym �anie,
Pomni, �e pi�knej pory kr�tkie panowanie,
�e zmienna i niesta�a na polskiej przestrzeni,
Nieraz szat� przybiera zimy lub jesieni.
Dopiero ja�niej�ca wdzi�kiem i ozdob�,
Dzie� z pogodnem wejrzeniem prowadzi za sob�,
Sieje wonne fio�ki, ze snu budzi zdroje,
Lekkich motyl�w ciep�ym tchem rozpala zdroje,
Pie�ci zielone trawki � i tej samej chwili,
Marszczy je siwym szronem, albo �niegiem chyli,
Wabi pod m�ode krzewy ptactwo do rozkoszy,
Znowu nagle od siebie chmurn� twarz� p�oszy;
A gdy ju� lot w�drowny w obce wznosz� kraje,
Z ca�� wdzi�k�w przy�ud� na drodze im staje;
A oto, nowi je�ce sto razy zdradzeni,
Wzbijaj� si� w ob�oki do wielbie� i pieni.
O! najpi�kniejsza c�ro przelotnego roku,
Dlaczego po�r�d tylu powab�w uroku,
Do t�sknej za tob� d���c okolicy,
Przybra�a� wdzi�k, a z wdzi�kiem niesta�o�� dziewicy?
Sk�d ci przysz�a zabawa tak p�ocha i dzika,
Czyni� sobie igraszk� z nadziei rolnika?
Czy� nie do�� �zy �miertelnych nieba za to wini�,
7
�e sta�o�� pi�kno�ci da�y za mistrzyni�?
Spiesz si� raczej na ziemi obna�onej �ono,
Na gaje, ��ki, szat� rozpu�ci� zielon�;
Pospiesz, dro�sz� od pere� z Erytrejskiej toni,
Wonn� ros� wys�czy� z dobroczynnej d�oni;
Dotkni�te �wie�� stop�, doliny i g�ry
Niech si� odziej� w rubin, z�oto i lazury;
I sprzyjaj�c troskliwym ��dzom gospodarzy,
Dostarcz kwiatu do wie�c�w, darni do o�tarzy.
Ta rola obfitemi op�aci si� plony,
Kt�ra dwakro� pozna�a p�ug, rad�o i brony,
Na kt�rej okre�lonym bruzdami zagonie,
Stopa siewacza w pyle upulchnionym tonie.
Czy j� mlecznej pszenicy zdobi� maj� k�osy,
Czy na niej zaszele�ci j�czmie� z�otow�osy,
Czyli mi�kki len jasne rozwinie b��kity,
Albo proso zaszumi b�yszcz�cemi kity,
Czy wznijdzie ��ty rzepak, czyli b�b kosmaty,
Albo gryka �nie�nemi woniej�ca kwiaty,
Czyli pn�cy si� z lipkiem gronem chmiel po tyce,
Lub w str�czku grzechocz�cy groch pokrewny wyce,
Powracaj z rann� zorz�, powracaj wieczorem,
Walczy� na sprutej grz�dzie, z twardych bry� uporem.
Kiedy zio�a i trawy ranna poi rosa,
I b��kitne spod chmury zab�ysn� niebiosa,
Wtedy ssie wilgo� bry�a spiek�a od gor�ca,
I wtenczas niech j� brona z�bata roztr�ca.
Wtedy wypleniaj chwasty na zbo�a zawzi�te,
Targaj perze grabiami, i rwij w��kna kr�te,
Wycinaj naje�one kolcem ostu krzaki,
Pod�y �opian, zaczepny rzep, liche bod�aki;
Niszcz wysmukle bylice, si�gaj do korzeni,
Gn�b i szczaw, kt�ry rol� ja�ow� rumieni.
Nie spuszczaj si� na lemiesz, bez ostrej motyki
Nie ust�pi� te gro�ne zbo�a najezdniki;
Znios� lekk� obraz�, schyl� si� na rol�,
I wt�oczy� si� pod skib� p�ugowi dozwol�.
Lecz skoro ich �elazo w zarodzie nie przytnie,
Uparty r�d, na kl�sk� p�l twoich zakwitnie;
Rozkrzewi si� i zgn�bi po�ywne nasiona.
Tak � pod�ych twor�w wsz�dzie jedne s� znamiona.
Prze�laduj, p�ki drobnych plemion nie rozsiej�.
Niech w kwiecie wieku bez lito�ci na zagonie mdlej�.
A gdy je s�o�ce przejmie, nie �a�uj mozo�y,
Sk�adaj w stosy, pal ogniem, rozrzucaj popio�y. �
Kt� zliczy mnogi szereg natr�tnych rodzaj�w?
Czasem papro� z s�siednich przyw�druje gaj�w,
8
Je��wka zbrojne kolcem pr�tki porozpina,
I wysnuje si� groszk�w kwiecista rodzina;
Zagoszcz� w twoich polach ognik i rumianki,
I b�awatek od �e�c�w zrywany na wianki,
Mak senny, i rozwity pow�j po zagonie,
I k�k�l co r�owym wstydem w kwiecie p�onie,
A czarnych ziarn w �upinie zawi�zuje krocie,
Kt�re do bia�ych pszenic wmiesza przy om�ocie.
Zdradn� ich zielono�ci� nie ciesz si� skwapliwie,
Niezasiane, udadz� zasiewy na niwie.
A gdy mi�dzy k�osami rozwin� kolory,
Rzekniesz, �e Ceres bawi w go�cinie u Flory.
Tam, walczy�e� �elazem, tu wo�aj plewiacza.
P�ki zwodnicze plemi� md�y listek roztacza,
Pokrzep si�y zb� twoich, dodaj im odwagi,
A wolne od przemocy zajm� obszar nagi.
Chceszli wiedzie�? Opowiem sk�d liczna gromada,
Zi� i chwast�w natr�tnych twe role obsiada:
B�d� swawolne zefiry w �agodnych powiewach
Roznosz� rodny py�ek zgarni�ty po krzewach,
B�d� ptastwo, �er na drzewach i krzewach zebrany,
Przelatuj�c rozprasza na uprawne �any,
Albo ziemia t� w�asno�� wzi�a z przyrodzenia,
�e sama z siebie zio�a mno�y i rozplenia,
Warstwa jej co ze szcz�tk�w ro�lin powsta�a,
Trawi razem i p�odzi pierwiastkowe cia�a;
A py�ki te pami�tne i kszta�tu i bycia,
Znowu z��czone ��dz� niezb�dn� od�ycia,
W r�nowzorych istotach z ziemi wstaj� �ona; �
St�d zarody, � z nich krzewy, � a z krzew�w nasiona.
St�d wzrasta d�b niez�omny co wyzywa gromy,
I przyjaciel trawnik�w fio�ek poziomy.
A cho� pierwszy odwieczne rozwodzi ramiona,
Drugi, tej samej chwili rodzi si� i kona,
Gdy pierwszy runie z grzmotem i przestrachem lasu,
Drugi na mi�kk� traw� spadnie bez ha�asu,
Obadwa, skoro prochy po ziemi rozrzuc�,
Tworom, z kt�rych powsta�y, znowu �ycie wr�c�,
I mo�e w nieprzerwanej kolei przemianie,
D�b z fio�ka, � a z d�bu fio�ek postanie.
Bo natura pracuj�c na wiecznym warsztacie,
Tak przerabia, i wraca istotom postacie. �
I p�ki �wiaty kr���, p�ki �wiec� s�o�ca,
Wszystko ma swoje cela, a nic nie na ko�ca.
9
P�jd� ci �atwo liczne prace i roboty,
Je�li znasz r�wnie ro�lin jak ziemi przymioty,
Nawet na zbo�a twego sprzysi�g�ych ciemi�c�w,
W tych samych zbo�ach znajdziesz szcz�liwych zwyci�zc�w;
Gdy o chwast podejrzan� rol� socha skopie,
Zasiejesz tam b�b, wyk�, rzepak lub konopie,
I oty�e s�odkiemi sokami warzywa;
Przez nie grunt upulchniony chciwie ziarna wzywa.
I ch�tnie chocia� lekk� wzruszony upraw�,
Przyjmie owies z pokarmn� pomieszany traw�:
Przyjmie z j�czmieniem tucznych koniczyn nasiona
A gdy zakwitn� w �nie�ne lub szkar�atne grona,
Przez dwie wiosny nie dotknie roli lemiesz p�ytki
Za jedn� prac� zagon dwa wyda po�ytki.
Pod sierpem wstan� kopy, a pod kos� brogi,
I dwakro� dar� zielona okryje pod�ogi;
Dwakro� w grube pokosy u�ciele j� ostrze,
Po dwakro� niezwalczona �wie�y li�� rozpostrze;
W� jej darem pokrzepi md�e si�y bez zw�oki,
I wyr�wna zapad�e w ci�kiem jarzmie boki.
Lecz gdy przemiany ro�lin zachowuj�c wiernie,
Soczyste masz wprowadzi� na ziarnistych �ciernie,
Mi�dzy krzewy, kt�remi ziemia twoja s�ynie,
Pierwsze�stwa dobroczynnej nie odm�w ro�linie,
Co� j� z nowego �wiata otrzyma� w zdobyczy,
Dar swobodnej natury, p��d ziemi dziewiczy.
Czy �nie�ny kwiat rozwinie, czy w jasne b��kity,
Czy z�otem lub purpur� owoc zdobi skryty,
Czy w nim ujrzysz kszta�t p�aski, okr�g�y, lub w�ski,
Dziel�c, umiej go z ka�dej wywodzi� zawi�zki;
Ka�de w r�wnym odst�pie zakre�laj przegrody,
I sypk� skib� z wierzchu pokryj zar�d m�ody.
A gdy z ziemi wychyli �ycia znaki wieszcze,
Przer�nij grunt w poprzek p�ugiem i obsypuj jeszcze.
Je�li zbytni wzrost ujrzysz w krzewi�cej si� naci,
Wprz�d nim si� p��d zawi��e, nim kwiaty utraci,
Zwodnicz� li�ci bujno�� krzywym sierpem hamuj,
Lub d�oni� roz�o�yste odrostki przy�amuj.
Nie daremny trud b�dzie, nie pr�ne staranie;
Obfity zbi�r, za wszystkie razem ziarna stanie.
Bije grad w sadach, bije w polach k�osy,
A kiedy czarne chmury okryj� niebiosy,
W uko�nym b�ysku piorun wypada ze grzmotem,
P�on� zbiory zgarnione do stodo�y z potem;
Krzewu jednak, co w rol� skry� owoc poziomy,
Nie dotknie srogo�� wichr�w, nie dosi�gn� gromy;
10
I zwyci�ski na ka�de kl�ski i przygody,
Nakarmi twoje dzieci, i utuczy trzody.
D�ugo twoi przodkowie � wyzna� si� odwa��, �
S�awniejsi wojownicy ni�li gospodarze,
Obezna�si ze s�aw�, ni�li z prac� tward�,
Na p��d tak godny stara� patrzyli z pogard�.
Ju� on wszystkich narod�w zw�drowa� granice,
Dla niego Ren i Rodan cofn�y winnice,
Zdoby� g�ry Helwet�w, Bataw�w p�aszczyzn�
I ju� nim Teuton piaski zaplenia� nie�yzne,
Ty� mu zaledwie miejsce dozwoli� na grz�dzie;
Niechaj�e ten dzie� �wi�tym dla rolnik�w b�dzie,
Obchod� go uroczy�cie, pal wonne ofiary,
I odkrytemu �wiatu dzi�kuj za dwa dary,
Za dwa dary najdro�sze dla ludzkiego rodu:
Za przytu�ek wolno�ci, i tarcz� od g�odu.
Ale chcesz�e si� zbiory pochlubi� plennemi,
I my�l zwracaj do nieba, i d�onie do ziemi;
Znaj, �e owoc prac twoich i nadgroda znoju,
Zale�y od pierwszego drobnych skib zakroju.
Je�li d�o� twoja od��g w zagony uk�ada,
Niech skiba nie przy skibie , lecz na skib� pada;
Niech, co lemiesz zakroi, p�ug desk� przyciera,
A pomi�dzy sk�adami trawa nie wyziera.
Bo gdziekolwiek przykryjesz niewzruszone darnie,
Zawiedziesz si� na roli, zawiedziesz na ziarnie. �
Samo miejsc po�o�enie u�yczy ci rady,
Gdzie zagony przystoj�, gdzie bezbruzdne sk�ady.
Ka�dy si� grunt o swoje prawa dopomina;
G�ra l�ka si� bruzdy, pragnie jej dolina,
Gdzie strumie� po pado�ach wolne ci�gnie �cieki,
Gdzie cie� rzucaj� wzg�rki, lub gaj niedaleki,
Gdzie u spodu obfita wilgo� rol� zi�bi,
Tam orz zagon wysoki, i rznij bruzd� z g��bi;
Na p�askim jego sk�adzie zagin� zasiewy,
Ujrzysz powiewne miot�y i p�onne kostrzewy,
I sro�sze jeszcze kl�ski zima zada snadnie,
Zblednieje pod zamieci� szczypi�r, i opadnie.
Wiedz przy tem, �e s�siednie pado�y i gaje,
Kiedy za tchnieniem wiosny �nieg na g�rach taje,
Wylej� na twe pola szumi�cy powodzie.
Czasem w gor�ce lato chmury na zachodzie
Hucz�, i ognistemi przera�aj� �uny;
Dr�y w gruncie ziemia, � j�cz� obydwa bieguny,
Szumi� wichry szamoc�c i k�osy i drzewa,
11
Burza zerwane li�cie i �dzieb�a rozwiewa;
Uchodzi pasterz z pola, biegn� p�dem stada;
Na koniec �mi si� okr�g, i ulewa spada.
Deszcz strumieniami leje, z g�r rycz� potoki,
Wal� si� w puszczach d�by z ogromnym �oskotem,
Wypada zwierz na drogi og�uszony grzmotem;
Pieni�ce si� powodzie przepe�niaj� rowy
P�dz� rzeki po bruzdach, i nurt porz� nowy;
A� i strumyk co wil�y� cichy brzeg zagrody,
Kiedy go zapienione wypr� z �o�a wody,
Walk� wydaje mostom, silne tamy zrywa,
I oto w m�tnych wirach ca�a wioska p�ywa.
Ten, co go d�oni� czerpa�, stop� zbrodzi� �atwo,
Zaledwie pod szczyt strzechy z drobn� uszed� dziatw�;
A �ywio� rozszala�y md�� lepiank� chwieje.
Gin� owoce pracy, gin� �niw nadzieje.
P�oty, k�osy, i drzewa w namulonych �onach,
Zas�a�y i go�ci�ce, i �cie�ki przy domach. �
Oraczu nieroztropny, gdyby� by� swe pole,
Popru� w g�rach w sk�ady, a w bruzdy na dole,
Nie widzia�by� jak pow�d� spienionym napadem,
Ryje g�ry za p�uga niebacznego �ladem;
Ani ujrza� w dolinach jak tw�j zasiew m�ody
Topi� nowe jeziora, zamulaj� brody;
Bo przy ochronnej bruzdy stra�y i obronie,
Cho�by si� napi� wody, wyjrza�by na tonie.
Tak w por�wnaniu wioski z �wiatem i natur�,
Gdzie strumie� jest potopem, zagon b�dzie g�r�.
Tych to tylu istot i twor�w zag�ady,
Wewn�trz i na powierzchni ziemia nosi �lady;
Od Euxy�skich otch�ani do Kalpe cie�niny,
By�y mo�e kwitn�ce pola i r�wniny,
By�y i ludne pa�stwa i przemo�ne grody;
Kiedy wzd�tego morza wpad�y na nie wody,
Ton�� mieszkalny okr�g w zm�conych powodziach;
Wyblad�y r�d cz�owieka b��ka� si� na �odziach,
Ton�� Athos i Hemus, i Kaukaz wysoki,
I Atlas d�wigaj�cy na barkach ob�oki,
I Parnas, i Helikon gronem dziewic �wietny;
Kipia�y wrz�ce wiry u wierzcho�ka Etny,
Run�y twarde ska�y w ocean wyparte,
P�k�y l�dy, � i dot�d na wp� s� rozdarte.
St�d, na �rodziemnych g��biach dawnych l�d�w szcz�tki,
Kt�re ojczy�nie Grek�w nada�y pocz�tki,
Mo�e s� g�r pami�tk�, na kt�rych zatart�,
12
Od kap�ana Izydy wie�ci powzi�� Plato.
Wtenczas to nagich �om�w stercz�ce kamienie,
Z�upanemi u�amki zas�a�y przestrzenie.
Wtenczas rozmok�ych opok wynios�e ogromy,
Rozciek�szy si� w p�aszczyzn�, wzi�y kszta�t poziomym,
I odmieniwszy posta�, powietrze, ojczyzn�,
Szorstkim piaskiem zasnu�y niegdy� pola �yzne.
I gdy szalony �ywio� zm�conemi wa�y,
Topi�, obna�a�, p�aszczy�, i przerzuca� ska�y,
Mo�e Libanu cz�ci z wonnej palmy p�odem,
Dzi�, pod mro�nym Arkturem twardym krzepn� lodem;
A g�azy g�r Ryfejskich kryte �niegiem wiecznym,
Przep�awione pod r�wnik, wr� �arem s�onecznym;
Mo�e ta, co �y�ni�a Babilo�skie pola,
Bujna warstwa namaszcza dzi� niwy Podola;
A z grzbietu Alp�w, piasku ukruszone ziarno,
Na brzegach Wis�y, p�ugi w sypk� skib� garn�.
St�d, tam si� czerni� rad�em nieprzeparte bry�y;
Tu si� z bia�ym kamykiem z�ote b�yszcz� i�y;
Tu gliny r�nej farby, i piaski ja�owe,
Co przez sp�k� z pierwszemi tworz� grunta nowe,
Te na wapiennych to�p�w osi�k�y pok�adzie,
Na tamtych sterczy granit p�ugom na zawadzie,
Na wszystkich warstwa szcz�tk�w ro�linnych osiad�a,
Jest miar� dla lemiesza, jest miara dla rad�a,
Miar� nawet dla r�ki skrz�tnego rolnika;
Niech si� jej spodu, pierwszy zakr�j nie dotyka;
Lecz za ka�dym oraniem, w g��b si�gaj�c �ona,
Przydaje coraz �wie�szej ziemi do zagona.
R�wn� bowiem nadgrod� zbierze z swojej niwy,
Rolnik zbytnie �akomy, jak zbytnie leniwy,
Gdy oba nie�wiadomi co gruntom przystoi,
Ten, wierzch tylko, �w piasek od spodu zakroi.
Jakie b�d� po�o�enie grunt�w i rodzaje,
Na jakie b�d� zasiewy twoja d�o� pokraje,
Wiele ci ujmie pracy, i czasu oszcz�dzi,
I baczne do�wiadczenie, i dob�r narz�dzi;
Bo czy w stepach Humania Dnieprowi pobrze�nych,
P�ug ci�gnie oci�a�y orszak cielc�w �nie�nych,
Czy w zielonych ostrowiach Narwi lub Pilicy,
Towarzysze swobody, wieku rowiennicy,
W sko�ne jarzmo wprz�eni nat�aj� szyje,
A za niemi po ziemi ostra socha ryje,
Jednakie s� po�ytki, lecz nie jedne trudy.
Patrz, gdzie lemiesz grunta w twarde �upie grudy,
Pr�no si� wyt�aj� dwa silne oracze,
13
Skrzypi wpuszczona socha lub po roli skacze,
W� omdla�y za ka�dym krokiem si� pok�ada,
I na razy �a�osnym j�kiem odpowiada. �
Gdy na s�siednim �anie poczw�rne narz�dzie
Toczy si�, i oporny grunt przerzyna w p�dzie,
�e ledwie za nim oracz spory krok po�piesza
Odpycha� ostrym stykiem skib� od lemiesza, �
Niechaj cielc�w nad mo�no��, praca nie obarcza,
Ni tam si� ��cz� si�y, gdzie jedna wystarcza.
Na ile, co w zakroju twardej r�wny skale,
Niechaj posz�stny rydwan toczy si� wspaniale;
Lekka socha, na g�rze, czyli na r�wninie,
�atwo piasek rozmiecie, i kamie� ominie;
A gdy od was zale�y roztropni wie�niacy,
I sobie, i bydl�tom ci�kiej ul�y� pracy,
Dlaczeg� na S�owia�skiej jedynie przestrzeni,
Dot�d si� p�ug ogromny w l�ejszy nie zamieni;
Lecz jak wyszed� od wiek�w z wynalazcy d�oni,
Dla kszta�tniejszej postaci wi�ra nie uroni? �
Zawsze� deska szeroka, skrojona uko�nie,
Kt�r�� wraz z �yciem wydar� lipie albo so�nie,
Przyciera� b�dzie skib� na ugi�tym chwa�cie,
I cienka o� usterka� po przestronnej pia�cie,
A ko�o gdy si� na niej w r�ne strony chwieje,
W dr��cym obrocie kr�te ry� b�dzie koleje?
Czas, czas ju�, do potrzeby i pory stosownie,
W trwalszy or� opatrzy� rolnicze zbrojownie.
Kiedy wi�c miechy, sapi�c wzd�tych bok�w ruchem,
Dysz� na skryt� iskr� wyci�nionym duchem,
A rozd�ty �ar czarne �u�le zarumieni,
I kruszec zaczerwieniony w mi�kki wosk przemieni,
Wied�cie sprz�ty rolnicze, pom�cie roboty,
Niech zaj�kn� kowad�a, niech zat�tni� m�oty;
Wied�cie z�bate brony, wied�cie nagie wozy,
Czy z wysok� drabin�, czy z plecionk� z �ozy,
Niech dzwono �ci�nie obr�cz, o� tarczy nab�dzie; �
Z�y to oracz, co or� poprawia na grz�dzie.
I takiego rolnika zawiod� nadzieje,
Co na �lepy traf ora�, na �lepy traf sieje,
Nie pyta do�wiadczenia, gdy �any uprawia,
Czego kt�ry grunt pragnie, a czego odmawia.
Maj� swe wstr�ty zbo�a, maj� ��dz� skryt�;
Lubi gliny pszenica, pragnie piasku �yto.
Len i any� do suchych wzg�rk�w nie nawyka,
Przywabia go dolina, n�ci szmer strumyka.
Owies rz�sisty gronem zagony okryje,
Gdy na �yznym pod��czu z wolna wilgo� pije;
Gryka tam nieprzyjaci� swoich si� nie zb�dzie,
Rzepak j� ��ty zgn�bi, dziki rdest obsi�dzie.
14
J�czmie�, i plon i pasz� na g�rach omyli,
Nie odros�szy od roli kr�tk� s�om� schyli.
Wszystkie rodzaje gruntu nie �cierpi� bezkarnie,
Je�li ziarno po trzykro� narzucasz po ziarnie,
I co rok nowe plony bior�c w upominku,
Wyniszczonym ich si�om zabraniasz spoczynku.
Nie sama ziemia t�skni do kr�tkiej swobody;
Bez jej wolnego �ona nie wychowasz trzody.
Wi�c po trzykrotnych �niwach wypu�� w od��g r�yska,
Zmieniaj ug�r na role, �ciernie na pastwiska.
Niech si� dar� od zagrody szeroko zieleni,
I stadom wolny czyni przyst�p do strumieni;
Bo nie obroni� k�os�w, ni rowy ni wa�y,
Kiedy si� trzoda rozbiega w upa�y,
I od zadyszanego pasterza z daleka,
Niesfornemi poskoki do koszar ucieka.
S� ziemie wdzi�czne pracy, s� uprawy godne,
S� gajom przychylniejsze, a dla zb� zawodne;
Na ich powierzchni� okiem pogl�daj badacza,
Z nich ka�da si� innemi znamiona odznacza:
Ta, kt�ra chciwie p�uga i zasiew�w czeka,
Poruszona lemieszem czerni si� z daleka,
Niepowolna narz�dziom, nieu�yta zrazu,
Kiedy j� s�o�ce spiecze broni si� �elazu,
Je�li pod s�otnem niebem lemiesz j� zaczepia,
I bydl�ta w niej grz�zn�, i p�ug si� oblepia; �
Gdzie na powierzchni� nag� trawa nie pospiesza,
Gdzie si� z czerwonym szczerkiem krzemionka pomiesza,
L�ni� si� twarde granity, mia�kie kredy biel�,
Gdzie cienkie w��kna mi�kkie w�osiennice �ciel�,
Lub mech nastrz�pia k�py, pragn�ce wilgoci,
Gdzie si� po deszczu od��g rdzaw� ple�ni� poci,
Gdzie z�oty rydz wyrasta, albo grzyb chropawy
Taki grunt z bujnych plon�w nie otrzyma s�awy;
Zwiedzie twe nadzieje, n�dzne wyda k�osy,
Pogardzone od sierpa, i niegodne kosy.
Kiedy za� nie zmuszone zostawisz mu ch�ci,
M�od� brzoz� lub sosn� skwapliwie przyn�ci,
G�stym krzewem ocieni powierzchni� ja�ow�,
I w�o�� twoj� rozkoszn� ozdobi d�brow�; �
Tam ch��d mi�y zamieszka, tam w� ch�tnie l�e,
Gdy go znu�ony oracz w po�udnie wyprz�e,
Tam si� napasie krowa i koza niesyta;
Corocznie li�� majowy kuku�ka przywita;
Tam, niespokojny dzi�cio� po drzewach zastuka,
15
I zawzi�te na gniazda ch�opi�ta oszuka;
S�owik �a�osnym j�kiem ska�y, g�ry wzruszy;
Tam si� prostemi tony ozwie flet pastuszy;
A ty, czyli na wonnej ��ce przy strumieniu,
Czy w sadzie pod jab�oni�, w chacie na podsieniu
Przys�uchiwa� si� b�dziesz a� ci� sen u�udzi
A g�os, kt�ry ci� u�pi�, przed zorz� przebudzi.
Szcz�liwy! kto w ojczystej pozosta� dziedzinie,
Gdzie przy stopach Karpat�w szumi�cy Dniestr p�ynie,
Albo Dniepr oburzony na spotkanie ska�y,
Po ich stercz�cych grzbietach wspina si� zuchwa�y,
Pozna� t� bujn� ziemi� co musu nie czeka,
Lej�c sama strumienie i miodu i mleka,
Karmi swobodnem �onem, widokiem zachwyca,
I niesyte rolnika pragnienie przesyca.
Je�li w kr�tkim spoczynku zostawi od�ogi, �
Ju� tonie w bujnych trawach w� wynios�orogi;
Zarznie p�ugiem? � tej tylko do�wiadczy mozo�y,
�e nie obejm� zbior�w brogi ni stodo�y;
Z plennych k�os�w budowy za�o�y corocznie;
Na d�ugiej z nich ulicy gdy w�drownik spocznie,
Widz�c kraj, kt�ry Ceres otrzyma� w wianie,
Z�otego obraz wieku na my�li mu stanie.
I ta przestrze�, obfitych dar�w nie oszcz�dza,
Gdzie za wabnemi wzg�rki Hory� si� up�dza;
Albo gdzie Nida nurtem czarny brzeg podrywa,
I do d�wignienia p�od�w w pomoc Wis�y wzywa,
Lecz wam, kt�rych los �lepy czy twarda potrzeba,
Osadzi�y na ziemi przekl�tej od nieba,
Przy s�owia�skim Awernie, gdzie Acheront drugi
Po zat�ch�ych bagniskach m�tne wlecze strugi,
Mg�y wieczne okr��aj�, ciemne s�pi� sosny,
I k��by po ka�u�ach gad rozwija spro�ny;
Wam, co grz�skie Muchawca porzecie trz�sawy,
Lub strasznej Berezyny nurt brodzicie krwawy,
Wam skrz�tni niep�odnego Mazowsza rolnicy,
Kt�rych mniej ziemia �ywi, ni� zbytki stolicy,
Grunt p�onny rzadkim k�osem trud�w nie powr�ci,
Cho� go ledwie w lat kilka lemiesz ze snu cuci,
Dop�ki baczny przemys� z prac� si� nie spoi,
I nie u�y�ni ziemi, wprz�d ni�li zakroi.�
Umiej samej natury zwyci�a� przeszkody;
Z mokrych p�l odprowadzaj d�ugim rowem wody,
Je�li im �cieku g�ry po drodze utrudni�,
Daj zbieg wodzie w g��b ziemi zapuszczon� studni�,
Indziej, skieruj z koryta bieg strumienia r�czy,
Niech na spragnione bruzdy czysty nurt rozs�czy,
Tak uzdolniony, dodaj p�odno�ci i si�y,
Piasek glin� wspomagaj, piaskiem rozmi�kcz i�y;
16
Zwil�aj suche, grzej zimne; och�adzaj gor�ce;
Pomieszaj z nimi margiel, gips, i wapno wrz�ce,
Uwi�d�e li�cie, pr�chna, i szorstkie popio�y;
Szcz�tki ro�lin, czynnemi strawione �ywio�y,
Zbieraj po ca�em twojej zagrody przestworzu;
Znajdziesz je w g��bi staw�w, znajdziesz w rzeki �o�u.
Zwiedzaj ��ki, pado�y, zwiedzaj ciemne bory,
Tam dla ciebie zapasy, tam dla ciebie wzory.
Sp�jrz na listek, co zdobi d�bu wierzch wysoki,
Jak przez korze� i miazg� z ziemi ci�gnie soki;
I jak znowu po��k�y, gdy spada w jesieni,
Odsy�a wzi�te dary na �ywno�� korzeni.
Wszystko, bierze i daje, po�ycza i wraca.
Tak �niwa, kt�re z ziemi wydoby�a praca,
Tucz� zwierz�t niezliczone plemi�,
A te stada na wzajem u�y�niaj� ziemi�.
W tym celu dobry oracz, gdy uko�czy zbiory,
Karmi trzody, i s�om� za�ciela obory;
A kiedy skutkiem dzia�a� natury tajemnych,
Cz�ci ro�lin i zwierz�t wezm� posta� ziemnych,
Pozosta�e na sk�adach w przetworzonym stanie,
Nawozi po zagonach, rozk�ada po �anie,
Miesza z rol�, dop�ki w �yzn� nie przemieni;
I bujny k�os wywodzi z piasku i kamieni.
Pomnij, �e �adna rola plenno�ci nie tuszy:
Gdy j� szrony pobiel�, lub s�o�ce wysuszy;
Krz�taj si� wi�c, pospieszaj, nim up�ynie chwila.
Skoro si� waga s�o�ca na niebie przechyla,
Czy dniom dodaje �wiat�a, czyli nocom cieni,
Chwytaj wilgo� na wiosn�, a ciep�o w jesieni.
W poranki i wieczory, wdzi�czn� mi�e cisz�,
Kiedy u�piona wiatry li�ciem nie ko�ysz�,
Rozstawiaj kosze z ziarnem, przepasuj ramiona,
I obci��ywszy barki rozrzucaj nasiona;
Niech ci� wschodz�cy ksi�yc na polu zastanie;
Przy jego �wietle, bruzdy rozpoznasz na �anie;
A cho� brony za tob� siewu nie zagarn�,
Gdy si� rosy napije, pr�dzej zejdzie ziarno.
Chcesz w niem �ycie przy�pieszy�, skrop wapiennym �ugiem,
I siej�c, na wierzch roli narzu� skib� p�ugiem;
Zatrzymaj si� gdy chmurne niebo grozi s�ot�,
Niedobrze w��czy� rol�, niedobrze sia� w b�oto;
Bo ziarno dnia trzeciego wyda kie� zielony,
A zamiast pokry�, zrani� m�ody zar�d brony. �
� Wichry, wichry najsro�sz� kl�sk� rolom gro��;
Je�li zadm� z p�nocy, md�y listek umro��;
Gdy z wrz�cego po�udnia parnym tchem zawiej�,
17
Schnie rola, ��kn� trawy, i zasiewy mdlej�.
Jesie� z �agodnem tchnieniem, � Zima bez przemiany,
Kiedy wprz�d zawrze ziemi�, nim pobieli �any, �
Wiosna, kt�r� poranek w per�y rosy wie�czy,
A dni stroj� w przepask� r�nofarbnej t�czy, �
Wr� weso�e zbo�a, wr� i plon mnogi;
Rozepchn� gumna kopy, i otocz� brogi. �
Gdybym wiedzia�, �e niebo na g�os moich pieni,
Przepisany naturze porz�dek odmieni,
Wola�bym ci� zach�ca� do mod��w ni� trud�w;
Lecz ju� dawno zawarta �wi�ta Arka cud�w.
Dzisiaj na sprawiedliwych pro�by i wo�anie,
Ani morza opadn�, ani s�o�ce stanie.
G�odnym nie spuszcz� z ros� pokarmu ob�oki,
Ani spod st�p spragnionym wytrysn� potoki.
Pr�no by� w g�r� wznosi� zroszone �renice,
Pracy, zwierzy�o niebo cud�w tajemnice,
Praca pod w�adz� swoj� �ywio�y ugi�a.
Patrz na �yzne �u�awy, na Bataw�w dzie�a,
Zdziwi� ci� pokonane i rzeki, i morze.
Ju� na ich dnie zdobytem p�ug spokojny orze.
Nad rozum i nad si�y, w ukrzepionym ciele,
Nie ma �wiat dro�szych skarb�w, te wzi��e� w podziele;
Ale jak ich u�ywa� � natury zapytaj;
Masz przed sob� jej ksi�g� w niej przepisy czytaj;
Nie gard� przodk�w podaniem, owszem za ich torem,
Zbogacaj dostrze�enia nowych przestr�g zbiorem,
A przez nich nauczony, ucz nast�pne plemi�.
Wprz�d pasterz zliczy� gwiazdy, rolnik pozna� ziemi�,
Ni�li m�drzec oznaczy� bry� ognistych szlaki,
S�o�ce osadzi�, ziemi wytkn�� bieg trojaki,
Odkry�, dlaczego w nowiu ksi�yc srebrnorogi,
Wype�nia okr�g �wiat�em na po�owie drogi;
Czemu noc d�uga w zimie, dla czego dzie� kr�tki;
Niech on dochodzi przyczyn; � ty, rozwa�aj skutki;
Zwa�aj s�o�ce i ksi�yc, zwa�aj drobn� mr�wk�,
I �atwowiernie s�ucha� nie b�dziesz w potrzebie,
Co ci prawi Astrolog o ziemi i niebie.
Paj�k co prz�dzie w��kno w k�cie twojej chaty,
Gdy po p�otach, po �cierniach rozstawia warsztaty,
A polotne zefiry, w swawolnych powiewach,
Snuj� pasma w powietrzu, wieszaj� na krzewach;
Gdy po rosie brzmi� echa w gajach i na ska�ach,
I �aby w p�nej nocy grzechocz� po ka�ach;
Gdy s�o�ce w�r�d jasnego zapad�szy b��kitu,
Rozpierzch�y koniec z wolna �ci�ga z g�ry szczytu,
Poklepuj kos� m�otkiem, zaostrz szorstkim g�azem,
18
Niech zaszcz�kn� or�e w ca�ej w�o�ci razem.
Spiesz na ��ki, rozstawiaj uzbrojone szyki,
Ods�aniaj czyste strugi, weso�e trawniki.
Tu ju� ostatnie wiosny odbierasz wejrzenie,
�ci�te zio�a i kwiaty roznosz� jej tchnienie;
Tu si� pierwszy raz wdzi�cznie u�miechn�a �wiatu,
I tu ogorza�emu dary sk�ada latu.
Na has�o jego, twoja przyb�dzie rodzina,
I zagarnie grabiami, co twoja d�o� �cina.�
Lecz je�eli si� dymy b��kaj� na dole,
S�o�ce brodzi w ob�okach, ksi�yc wschodzi w kole,
Lotna jask�ka muska kryszta�y jeziora,
I kogut bij�c skrzyd�y zapieje z wieczora,
Ptastwo tu�a si� jeszcze, i cho� zmrok na niebie;
Nie chce osi��� na grz�dzie, i po �cie�kach grzebie,
Drzymi� w dzie� zas�pione dzierlatki na p�ocie,
Kruki chrapliwym g�osem wabi� si� w przelocie,
Niecne wrony w�r�d nocy po drzewach si� k��c�,
Wkr�tce jasny dzie� d�d�yste ob�oki zasmuc�;
Uton� we mgle ciemnej i g�ry, i knieje,
I mokra na okr�gu s�ota si� rozsieje.�
Je�li znasz cen� czasu i podzia� roboty,
Nie wejd� za twe progi w dzie� d�d�ysty t�sknoty.
Masz od dawna pod strzech� obna�one z kory
Twarde d�by na osi, na dzwona jawory,
Na szprychy jesiony, i na piasty brzozy,
Na dyszle g�adkie buki, na p�koszki �ozy,
Masz lipin� na jarzma, a gi�tkie leszczyny
Na obr�cze do naczy�, szczebla do drabiny.
Bierz narz�dzia, i wcze�nie ponaprawiaj sprz�ty:
Ostre d�uto, z�bat� pi�k�, �wider kr�ty,
O�nik krzywy, siekier� do�wiadczon� w d�oni;
Wystrugaj wid�y z grabu, cep z g�adkiej jab�oni,
Wydr��aj z mi�kkiej sosny ��oby i koryta,
Ule, do kt�rych pszczo�a na wiosn� zawita;
Przyzuwaj ko�a, w do�ach uk�adaj �uczywa,
Niech strumie� czarnej smo�y do naczynia sp�ywa,
Aby wozy �adowne roli twojej darem,
Nie skrzypia�y ci w upa� pod snop�w ci�arem;
A skoro wiatr przychylny ods�oni lazury,
I z�oty promie� s�o�ca wymknie si� zza chmury,
Ciek�cym z dachu kroplom spiesz u�atwi� �cieki;
Obchod� spichlerze, obchod� pola, s�sieki,
Wyp�aszaj napastnik�w na gumna i brogi;
Do nich, spod kopy, polna mysz przewidzi drogi,
W�drownych mr�wek z gaju przyjd� roje czarne,
Za�o�� pod przyciesi� pa�stwo gospodarne;
19
Gady potocz� lochy, kret zgas�emi oczy,
Na g�adkim ziemi� z nory klepisku roztoczy;
Zatrzej go, z lipkim mu�em pomieszawszy glin�;
I wiatry ciep�em tchn�ce zapraszaj w go�cin�.
Nie le� si� te� porzuci� przed jutrzenk� �o�a,
I wyjrzyj czyli s�siad nie wypasa zbo�a.
Dop�ki w g�stych runach zar�d buja m�ody,
Strzyg�c go z�bem owca nie zada mu szkody;
Lecz w� z korzeniem wyrwie, racic� przyt�oczy,
Je�li go my�lisz napa�� gdy deszcz ziemi� zmoczy.
G�ry, kt�rym wynios�e szczyty biel� �niegi,
I rzeki co szerokim nurtem bij� w brzegi,
Bory zamierzch�e, grz�skie, � b�ot zat�ch�ych sp�awy,
Na kt�rych w rzadkiej trawie l�ni si� m�t rudawy,
M�odzie�cze zb� zarody o kl�ski przywodz�.
Z pierwszych, pos�pne cienie na pola wywodz�;
Nad drugiemi wisz�ce pary i wyziewy,
Zara�aj� kwitn�ce i k�osy, i krzewy.
Zwiedzie ci� ich dojrza�o��, wzrost oszuka pr�dki.
Skoro na mi�kkiej s�omie czarne ujrzysz c�tki,
A z nastrz�pion� plew� k�os sterczy wysoki,
Ju� tam zjad�a zaraza wymorzy�a soki;
Ju� pod cepem zamik�e nie wypry�nie ziarno,
Lub nieszcz�sna �nied� sadz� okurzy je czarn�.
Bierz z kl�sk przestrog�, je�li chcesz oszcz�dzi� zbior�w;
Nie dla ciebie s�siedztwo tak przemo�nych twor�w.
Przezroczyste d�browy, co w cienistym ch�odzie,
Daj� w upa� przytu�ek i tobie i trzodzie;
Wzg�rza weso�e polnym strojnem upominkiem,
Gdzie wonna macierzanka ��czy si� z barwinkiem;
Smugi dost�pne, zdroje gasz�ce pragnienie,
Spokojne jak twa dusza, czyste jak sumienie,
Strugi, kt�rym mech brzegi, kamyk �o�e �ciele;
To twoi towarzysze, twoi przyjaciele.
Nie oddalaj si� od nich. � Ach! je�li twe kroki
Zwabi� g�ry d���ce wierzcho�ki w ob�oki,
Lub zn�c� mo�now�adnych rzek sp�awne odm�ty,
Gdzie chciwo�� spo�em z wiatry dmie w �agiel rozpi�ty;
Niestety! mo�e ��dza w twych piersiach powstanie.
Zwiedzi� te pyszne ogrody, zmierzy� te otch�anie! �
Ju�e� zgin��, ju� p�ynie w twem sercu trucizna,
Ju� ci jest oboj�tn� chat i ojczyzna. �
Uciekaj spiesznie na d�, uchod� w skromne progi,
P�ki wichry za tob� nie zawiej� drogi.
Dop�ki mierno��, matka szcz�cia i swobody,
Na ob��kane dzieci� wo�a do zagrody,
P�ty pok�j twojego nie porzuci �ona;
20
P�ki kresem twej ��dzy kres twego zagona,
Spiesz na grz�d� z siekier� w zatwardzia�ej d�oni,
Ona owoc twej pracy od szkody ochroni.
Te roz�o�ystych gaj�w obcinaj p�kola,
I te drzewa samotnie stoj�ce �r�d pola.
Patrz, gdzie na przerwach g�ry, bia�a sterczy glina,
Tam z rumianemi grony berberys si� wspina;
Dawno on podejrzany u Cerery p�od�w; �
Lecz mam�e krzew nadobny wini� bez dowod�w?
Mam�e mniema� za przes�d albo g�os potwarzy,
Co wspiera do�wiadczenie tylu gospodarzy? �
Sam �wiadek, gdzie to plemi� bliski grunt obsiad�o,
Widzia�em puste k�osy, i s�om� wyblad��,
I rolnika w rozpaczy, jak wzgardziwszy zbiorem,
Na wietkie zdzieb�a p�omie� zapuszcza� wieczorem;
Jak tla�y ca�e niwy; � plon ca�ego roku
W ciemnym g�stego dymu ulata� ob�oku; �
Do�� trudu, obna�aj te szczyty wynios�e,
I doliny zdradnemi krzewami obros�e;
Lub nie odp�dzaj skiby, pozostaw od�ogi,
Gdzie grunt o niep�odno�ci sam daje przestrogi;
A potem, przenie� or� na odp�r co �ywo,
I nie my�l o spoczynku p�ki w polu �niwo. �
Ledwie pod skwarem s�o�ca sp�owiej� obszary,
S�yszysz w gajach, na dachach, �cie�kach, p�otach, gwary;
Jest to zmowa pr�niaczej i �upie�nej rzeszy;
Wkr�tce ona twe niwy pustoszy� pospieszy.
Widzisz wys�ane szpiegi, jak odbywszy zwiady,
Wabia na �up gotowy piskliwe gromady;
Nim si� po��cz w stada, nim roztocz� skrzyd�a,
Stawiaj warcz�ce m�ynki i gro�ne straszyd�a,
I widma z d�ug� kos� rozpinaj na �anie;
Jedyny dla nich postrach jastrz�bie i kanie.
Nie na d�ugo tw�j przemys� obaw� w nich wznieci,
Trzykro� w pop�ochu zgraja wrzaskliwa odleci,
I okr��aj�c pola lot nawr�ci chy�y;
Znowu si� trzykro� oddali, i trzykro� przybli�y;
Nie bez trwogi na bliskiej krzewinie usi�dzie,
Przyziera� si� naradza� i o�miela� b�dzie;
A gdy z marnem z�udzeniem pr�ny postrach zgadnie,
Na pe�ne k�osy t�umem wyg�odnia�ym padnie
Po�amie wielk� s�om�, sok z ziarna wypije,
I wy�uskan� plew� zagony okryje. �
Nic nie nadadz� gro�ne hukania i krzyki;
Chwytaj zuchwa�ych herszt�w mi�dzy napastniki,
21
Niech zas�u�on� kar� na placu odnosz�,
Niech �miertelnemi krzyki innych zbrodni�w p�osz�,
Niech lito�� konaj�cym w pomoc nie przybywa,
Przeciw �upie�com pola, zemsta jest godziwa.
Lecz r�nobarwy szczygie�, gil w r�owej szacie,
I makol�gwa w pi�rkach zmaczanych w szkar�acie,
Dzwo�ce, w jasne szmaragdy i rubin ozdobne,
Zwinna pliszka, co skacz�c chwyta muszki drobne,
Zi�ba, co �piew upornie szczebiocze jednaki,
Gdy na twe zawitaj� konopie i maki,
Nie sp�aszaj lubych go�ci; w bezpiecznej swobodzie,
Dozw�l buja� na polach, karmi� si� w ogrodzie;
Do tajnik�w ich pieszczot, gdzie listek zielony,
Na drgaj�cej ga��zce u�ycza zas�ony,
Gdzie ich rozkosz przywabia, mi�o�� gniazdka �ciele,
Niech natr�tny wzrok dziatwy nie wkrada si� �miele.
Owszem, niech je przyn�ci pod strzech� ustroni,
I drobne ziarno z drobnej posypuje d�oni,
A srogo�ci� i zdrad� lat m�odych nie znaczy.
Dobroczynno�� jest pierwsz� mistrzyni� oraczy.
Wkr�tce je zima sp�oszy � sp�oszy w gaj daleki;
Lecz wdzi�czne za przytu�ek, pami�tne opieki;
Na te bzy z wonnym kwiatem, na �nie�ne kaliny,
W kt�rych cieniu nadobne wywodz� rodziny,
Z lubej wiosny wejrzeniem skwapliwie powr�c�,
I pod oknem twej chaty wdzi�czn� pie�� zanuc�. �
Te utwory srogo�ci, zdrady wynalazki,
Te sid�a, lepy, sieci, po�y i potrzaski,
Sp�lnym nieprzyjacio�om niech gotuj� zgony;
Niech w nie wpada krogulec, jastrz�b wik�a szpony,
I ta okrutna �o�na wi�nie i umiera,
�o�na co w wartkim locie pasieki przeziera,
Co jak zb�jca w ul stuka, i zdradnym sposobem,
Wywi�d�szy za dom pszczo�� srogim chwyta dziobem,
Wciska w g��b ula j�zyk na ��d�a wytrwa�y,
I wraz �ar�ocznym gard�em po�yka r�j ca�y.
Ale ju� lato upa� wzmagaj�c skwarliwy,
Ognistem z�oci tchnieniem pop�owia�e niwy,
Szepc� w krzakach koniki, przepi�rka chrapliwa,
Pod wa��cym si� k�osem daje has�o �niwa.
Dopiastowa�a ziemia czekanej nagrody;
Pospieszaj za ni� w pola, korzystaj z pogody,
Zbieraj ho�e dziewice, i krzepkich m�odzie�c�w,
Gromad� orszak ochoczy z rann� zorz� �e�c�w;
22
Niechaj si� miesza z gwarem licznej rzeszy g�os�w,
Chrz�st krzywych sierp�w, szelest spadaj�cych k�os�w.
Ty sam zaprz�gaj wo�y p�ki pora sprzyja;
Niech si� w�z za wozem szybkim p�dem mija;
Szparkim rzutem nape�niaj snopami zapole;
To twoje, co� uchroni� przed s�ot� w stodole,
A gdy rado�nie pie�ni pod niebo si� wzbij�,
I d�onie pracowite wieniec ci uwij�,
Gotuj uczt�, � ju� �piewa u wr�t orszak ca�y;
Przygany dla s�siada, dla ciebie pochwa�y.
Wyjd� przeciw, wezwij w progi, przyjm wieniec na czo�o,
I z t�, kt�ra go nios�a, zr�b ochocze ko�o.
Ta lipa lub ten jesion, co przecina chmury,
Co pod niemi spoczywa� mo�e z Piast�w kt�ry,
Stan� im na przysionie z ozdobnemi stropy;
Mi�kkie trawniki nagiej nie obra�� stopy;
Za ognie, w alabastrach albo szk�ach iskrz�ce,
Zab�ysn� na lazurach jasnych gwiazd tysi�ce;
A jaki b�d� niezgodne wydadz� d�wi�k struny,
Skoro na nich ojczyste odezw� si� tony,
Zadrgnie w �y�ach krew m�odzi, ka�dy poda d�onie,
Towarzyszce, przy kt�rej �yna� na zagonie.
Zaczn� si� szybkie skoki, zaczn� ko�a zwrotne,
Przeplatane przez pie�ni i rymy zalotne,
Jakiemi si� spierali pasterze Marona,
Lub �piewa� w Czarnymlesie wieszcz �r�d kmieci grona.
Tak gdy ochota orszak unosi weso�y,
Zajm� ojce i matki rozstawione sto�y;
Rozprawia� o przygodach b�d� dawnych czas�w,
O wojnach pod Sobieskim, swobodzie za Sas�w,
O nieplenno�ci roku, wr�bach urodzaju,
Lub z westchnieniem wylicza� b�d� kl�ski kraju;
Bo tu do ust przychodzi, co si� w sercu mie�ci.
Zmieszaj� si� z smutnemi mi�e opowie�ci,
O dzieciach rodzicielskim pos�usznych naukom,
I u�miechn� si� lica niewyrodnym wnukom.
Szczera �yczliwo�� wejdzie w tajemn� rozmow�,
Raj�c poczciwych zi�ci�w, nadobne synowe.
Tworz� si� lube zwi�zki, mi�o�� do nich wzywa.
Prawa c�ro natury, prostoto szcz�liwa!
Ty z dziedzictwem twej matki powaby jej dzielisz,
Jej wdzi�kiem si� zalecasz, u�miechem weselisz,
I niestare ojczystych zwyczaj�w obrazy,
Przekazujesz nast�pcom bez odmian i skazy;
Nie zazdro�� mo�nym gmach�w, ani miastom wrzawy,
Jak�e drogo zmuszone kupuj� zabawy!
Chocia� przemy�lna zbytku i przepychu sztuka;
23
Dla przesyconych zmys��w nowych pon�t szuka,
Chocia� na ucztach szumi� z gron Kampa�skich soki,
�eglarz przesy�a muszle z Adryjskiej zatoki:
Talia, dla ich uciech, zwabionego widza
Uczy serce niewinne wad, kt�re wyszydza,
A pod paj�czych wdzi�k�w uroczych zas�on�,
Dra�ni u�pione ��dze Terpsichory grono:
Udane szcz�cie, t�sknot z duszy nie wywo�a,
Usta zwodz� u�miechem, lecz nie k�ami� czo�a.
Nieprzekupna weso�o�� porzuca wezg�owie,
I tam rada przebywa gdzie praca i zdrowie.
Niech nowy Argos, morzem od l�du odci�ty,
Napastnemi �wiat ca�y oblega okr�ty,
Niech z jednych zdarte �upy na drugich narzuca,
I przewa�nym tr�jz�bem sta�y l�d zak��ca,
Niech kosztem krwi murzyn�w wy��cznie posi�dzie,
Z�oto, cel tylu zbrodni, i zbrodni narz�dzie:
Ty, ziemi� porz lemieszem, ty s�cz na ni� znoje.
To tw�j kunszt, to tw�j warsztat, to kopalnie twoje.
Z niej prawa chluba ro�nie, z niej hojna odp�ata,
Czem by� Egipt dla Rzymu, tem j� zr�b dla �wiata.
Gdy twym polom rok �yzny plon�w nie usk�pi,
Za nie ci l�d i morze dar�w swych odst�pi.
Te d�uta i te p�dzle, kt�rych urok sprawia,
�e i marmur oddycha, i p��tno przemawia,
Wypadn� z r�ki mistrza przy wyblad�ym g�odzie;
Z ich towarami w twe brzegi nakieruj� �odzie. �
Tak, p�ki kochasz mierno��, p�ki ziemi� orzesz,
Spokojny� o potrzeby, a kunszta mie� mo�esz.
Kt� po nie si�gnie mieczem; kiedy ku obronie,
Ziemia, co je wyda�a, ma �elazo w �onie,
Ma w�r�d pracy, w�r�d boj�w, ukrzepione m�e,
Tak s� s�awne jej plony, jak s�awne or�e.
Nie same ich obecne wieki g�osz� chwa��,
Zna�y ich skrzep�e Cymbry, Maury ogorza�e,
Warownie i stolice z dw�ch Europy ko�c�w,
Zna�y ich jak zwyci�zc�w, zna�y jak obro�c�w.
Jej broni�, w niej spoczywa pod twardemi g�azy,
�w szlachetny wz�r wodz�w, i rycerz bez skazy,
Co wiedzia� kiedy walczy�, kiedy umrze� trzeba,
I honor wsp�rodak�w z sob� wzni�s� do nieba.
Na niej powsta� Dyktator w wie�niaczej siermi�dze,
Gro�ny rolnicz� kos� s�siad�w pot�dze,
Waleczny jak Scypio, jak Kuriusz skromny,
Dzielny w polu, przeciwnym losem nieprze�omny.
Ona wyda�a m�a, co w pogromu chwil�,
Sam jeden nieul�k�y sta� na jej mogile;
24
Przesz�e nadzieje ziomk�w wzorem Eneasza,
Za nurty Tybru przeni�s� na ostrzu pa�asza;
I w przerwie dziej�w Polski staczaj�c b�j krwawy,
Spi�� je �wietnem ogniwem pogrobowej s�awy. �
Tak tw�j r�d dzielny w tylu zmianach doli,
Wstydzi� si� wi�z�w, p�ki nie wstydzi� si� roli.
Ty sam czu�e�, co jarzma ci�ar i sromota,
Cho� je z szczerego obcy ukuli ci z�ota;
Nie �cierpia�e� praw twoich i swob�d utraty,
Nape�ni�e� skarg� i pomst� dwa �wiaty;
Cel wszystkich twoich uczu�, przewodnik twych krok�w,
W�r�d rycz�cych srogiemi gromami ob�ok�w,
Cie� skrwawionej ojczyzny wi�d� ci� naprzemiany,
Przez g�ry nieodst�pne, przez, morskie ba�wany.
Na wrz�ce �arem piaski, wyspy Dessalina,
Gdzie ��ta niemoc, w �y�ach krew przychodni�w �cina.
Gdyby� by� na te morza obr�ci� �renice,
Kt�remi or� przodk�w zamkn�� twe granice,
Ile�by ci by� bogactw, duch kupcz�cy nie da�?
Lecz wszystkiem kupcz�c, w ko�cu sam by� si� zaprzeda�;
By�by� poni�y� dusz� zyskami spodlon�, �
I twoj� Alexander wzgardzi�by koron�,
Opiekuj si� wi�c p�ugiem, z kt�rego szczodroty
P�yn� twoje dostatki, a krzewi� si� cnoty;
P�ugiem, za kt�rym jeszcze, niech si� wspomnie� godzi,
Dawna wiara, i skromno�� przodk�w twoich chodzi,
I szczero�� nieob�udna, praca, i wstyd prawy,
Lepszy str� spo�ecze�stwa, ni� m�drc�w ustawy.
Wielbij dary pokoju, ju� przez nie stolica
Nag�ym wzrostem zadziwia, �wietno�ci� zachwyca,
Przemys� nowemi twory krajowc�w obdziela,
Praca mu z twardych g�az�w go�ci�ce u�ciela;
T�tni� m�oty uj�te w siln� d�o� Cyklop�w;
Hucz� ognie pod miechem, twardy kruszec p�ynie,
I w r�nych kszta�tach zdobi gmachy i �wi�tynie;
Rzeki wolne od wi�z�w bystre nurty p�dz�;
Pami�tki przodk�w zr�czna d�o� na miedzi ryje,
Jagie��owie powstali, i Stanis�aw �yje. �
Lecz je�eli si� lemiesz nie d�wignie z pogardy,
C� �e zbytek ma d�uto, � gdy czas na oskardy?
Run�y gmachy z cios�w, i pos�gi z miedzi,
Wielko�ci Rzymu w gruzach dzi� przechodzie� �ledzi;
Jedna wie�, dobroczynn� r�k� ocalona,
Przetrwa�a wieki w pieniach wdzi�cznego Marona.
KONIEC PIE�NI PIERWSZEJ
25
P I E � � II
Dosy� o roli; teraz wy wdzi�czne ustronia,
Wy gaje, wy d�browy, pado�y i b�onia,
G�ry chrustem, doliny ocienione krzewem,
Brzmi�ce i bydl�t rykiem, i pasterzy �piewem;
Lube trzodom ust�py, lube dla oracza
�r�d�a, w kt�rych p�acz�ca wierzba pr�tki macza;
Czystym jak kryszta� nurtem wij�ce si� strugi,
Trzody powolnym krokiem d���ce na smugi,
�nie�nych owiec gromad� powabne przestrzenie;
I ty dzielny rumaku, na kt�rego r�enie
Grzmi ziemia pod kopytem dorodnego stada,
I tysi�c bystrych �rebic r�eniem odpowiada;
Pasterze i pasterki, wy kt�rych opieka,
Gaj w li�cie, ��k� w kwiaty, b�onia w dar� obleka,
Wy Dryady s�awia�skie, wy Faunowie le�ni!
Nie �piewa�, lecz przychodz� s�ucha� waszych pie�ni.
Wy mnie uczcie, nim innych uczy� b�d� wzajem,
Jakim si� te narody rz�dz� obyczajem,
Jak bez praw i bez miecza w karbach przyrodzenia,
�ywi si� ka�dy rodzaj, miesza i rozplenia; �
Jak z krwi� ojc�w i matek urodziwych mlekiem
Sp�ywa cnota w potomk�w i krzewi si� z wiekiem; �
Jak kres m�odocianej i dojrza�ej doby;
Kiedy staro�� i smutne nadejd� choroby, �
Sk�d sp�lne z lud�mi ��dze, potrzeby i wrogi,
Sp�lne przygody, troski, pr�cz o przysz�o�� trwogi. �
� Cz�owiek w stanie natury o liche sza�asy
D�ugo chodzi� z srogiemi zwierz�ty w zapasy;
S�abszy si��, a potrzeb naglony przewag�,
Przeciw k�om i pazurom, pier� wystawia� nag�.
Zagin��by od paszczy drapie�nego zwierza,
Gdyby nie wci�gn�� z sob� s�abych do przymierza.
Najpierwej pies si� zbli�y� do jego ustroni,
I wdzi�czno�ci� g�aszcz�cej odpowiedzia� d�oni.
Przy boku dobroczy�cy, bezpieczny od g�odu,
Wypar� si� pokrewie�stwa okrutnego rodu;
W odpornych i zaczepnych towarzysz kolejach,
Ostrzegaj�cym g�osem ozwa� si� po kniejach;
Wszed� w zawody z zwierz�ty i biegiem i moc�,
A �owiec jedne chwyta�, drugie walczy� proc�.
Tak b��dnego tu�acza, pot�ga uros�a �
Wkr�tce mu owca runo na szat� przynios�a;
Ko� nie wzdrygn�� si� kie�zna i pozna� strzemiona
R�d gro�ny rogiem poda� z nektarem wymiona;
26
A on � wodz�c przy sobie orszak r�norodny,
Z unu�onego �owca, ju� pasterz swobodny,
Przebywa� z nim d�browy nios�c krok daleki
Za grzbiety g�r, za puszcze i niezbrodne rzeki,
Gdzie go wabi�a wiosna bez przerwy zielona,
Gdzie grunt k�osy, gaj owoc, krzewy nios�y grona,
Gdzie roz�o�yste d�by n�ci�y do ch�odu,
A przez tward� ich kor� ciek�y krople miodu.
Lecz kiedy tym korzy�ciom z gaj�w i ze stada
Pozazdro�ci�a ��dza chciwego s�siada,
Gdy walki, uko�czone z pokonanym zwierzem,
Odnowi� musia� pasterz z napastnym pasterzem,
Gdy ziemia, kt�r� pierwsza zrumieni�a zbrodnia,
Wzdryginona, ja�owia�a pod stopa przechodnia,
Niestety! ulec musia� dwojakiej potrzebie:
Walczy� z lud�mi o ziemi�, a z ziemi� o siebie.
Odt�d zamierzy� broni� nabytej dziedziny;
Wsta�y warownie z chrustu i mieszkania z gliny;
Przedar�a grunt motyka �upana ze ska�y,
I pod siekier� z g�azu d�by si� zachwia�y;
Bo jeszcze twardy kruszec kry�a ziemia w �onie.
Lecz gdy i po ten �mia�e w g��b zapu�ci� d�onie,
Zasapa� miech dysz�cy, j�kn�y kowad�a,
Wzi�y posta� topory, i rozdarte rad�a;
Uczu� jarzmo i st�kn�� w p�ugu w� leniwy,
A przetarty o skib� �ysn�� lemiesz krzywy;
Tak przymusi� do hojnych p�od�w grunt nie�yzny,
I pierwszy zagon uczci� imieniem ojczyzny. �
Odwieczni towarzysze ludzkiego plemienia,
Wam pierwsza wdzi�czno��, pierwsze nale�� si� pienia,
Bo czego wasza praca wydoby� nie zdo�a,
Tam pr�ny trud rolnika i pot jego czo�a.
Czyli chcesz krzepkie karki gi�� pod jarzmo twoje,
Czy pieni�ce si� z wymion wyciska� napoje,
Wcze�nie w dorodn� m�odzie� zamagaj zagrod�.
Tu niech ci po d�browach rycz� cielce m�ode,
Tam na b�oniach, pado�ach sto ja�owic pl�sa,
I lekkiemi kopyty ros� z zi� otrz�sa;
A pod dachem przyp�odek niedoros�y czeka
A� wymiona u matek nabrz�kn� od mleka. �
Niech widzi z odgniecionym karkiem w� roboczy,
�e mu w stadzie wyrasta pomocnik ochoczy;
Niech m�ode wychowanki pieszczot� uj�te,
W �wie�ych zio�ach do ��obu znajduj� przyn�t�.
Bo kt�ra z nich g�aszcz�cej nie do�wiadczy d�oni,
Kiedy zostanie matk�, cisn�� wymion wzbroni;
Od niech�tnej za sk�po nabia�u pop�ynie,
27
A jeszcze kopi�c nog� wytr�ci naczynie.
Cio�ka, z kt�rej ci matka wyro�nie nadobna,
Z uk�adu i postaci do wo�u podobna,
Gdy jej od pierwszej wiosny cztery minie lata,
K�dzior czo�o okrywa, ogon piasek zmiata,
Idzie w zalotnych skokach, g�adk� sier�ci� szkl�ca,
Powietrze rogiem, trawy kopytem potr�ca,
Z wysmuk�emi cielcami lubi chodzi� spo�em,
Tego rogiem zaczepia, z tym si� spiera czo�em;
Albo przodkuj�c trzodzie wabi rowiennice,
Na kwieciste pado�y, na czyste krynice.
Tam czy hasa na brzegach, czy si� k�pa� rada,
Biega za jej �ladami ca�a m�odzie� stada,
A ona ja uwodzi po g�rach, dolinach,
To si� uka�e z dala, to ginie w krzewinach,
To zn�w samotna rykiem po gajach si� zdradza;
Jaka� ni� ��dza miota, jaka� nagli w�adza �
A� ujrzy towarzysza przy zdysza�ym �onie;
Z nim mi�a jej osobno��, powabne ustronie,
Z nim paszy zapomina, i �r�de�, i trzody �
Ju� dawno pasterz stado sp�dzi� do zagrody,
Ju� z ci�kiemi wymiony napojone w zdroju,
Rozchodz�c si� po chatach ryczy do wydoju;
Ju� dorodne mleczarki na tr�jnogach siedz�,
I przez �nie�ne pow�zki �nie�ny nektar cedz�,
A t� jeszcze pod strzech� gospodyni wo�a,
I pasterz b�onia, pola, obiega doko�a;
Gdy ona gdzie� przy strudze traw� gniecie bokiem,
I przez tajne manowce ledwie wraca zmrokiem.
Nied�ugo porzuci towarzyszki ho�e,
Ani swawolnych skok�w cielcom dopomo�e;
Z powa�nemi matkami, w oci�a�ym stanie,
Ta co wodzi�a trzod�, za trzod� zostanie. �
Tak�, gdy ci w dziewi�tym miesi�cu p��d z�o�y,
I sw� istot� now� istot� pomno�y,
Piel�gnuj, ani �atwo wierz przes�dnych s�owu,
�e pierwotne owoce trudne do wychowu.
W liczbie twoje bogactwo; gdy� zamo�ny w trzody,
Zawstydzisz sk�pe lata, i losu przygody. �
Niedawno sroga wojna, i mordercze boje
W dziki step zamieni�y �yzne pola twoje,
Ty sam odbieg�e� p�uga, i pola, i w�o�ci,
Wyprz�g� twe wo�y z jarzma �o�dak bez lito�ci,
I pogna� za obozem pod topory krwawe,
Wo�a� zagon o lemiesz, role o upraw�.
Niestety! do�wiadczy�e� przy daremnych skargach,
�e czego� nie rozpleni�, nie znajdziesz na targach.
Naigrawa�y si� z twojej niedoli s�siady,
Pokazuj�c zatarte krwawej wojny �lady;
28
Bo tam rycerz or�e na p�ugi przekowa�,
I co wojna zabra�a