3844

Szczegóły
Tytuł 3844
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3844 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3844 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3844 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

John Katzenbach Dzie� zap�aty Przek�ad Marek �awacz Dla obu Nick�w Cz�� pierwsza WTOREK PO PO�UDNIU 1. Megan Szcz�cie wreszcie si� do niej u�miechn�o. Jeszcze na pocz�tku tego miesi�ca by�a pewna, �e nie zdo�a pom�c Wrightom, �e przeka�� pieni�dze od nowego bosto�skiego maklera do hrabstwa Hamden lub Dutchess i�zwr�c� si� do innego po�rednika, aby wyszuka� im jakie� niewielkie domostwo w�wiejskim zaciszu. P�niej, kiedy dobrze poszpera�a w�pami�ci, przypomnia�a sobie star� siedzib� Halliday�w na North Road. Nikt tam nie zagl�da� od lat, prawdopodobnie od chwili gdy s�dziwa pani Halliday zmar�a, a�jej rodzina � siostrzenice i�siostrze�cy mieszkaj�cy w�Los Angeles i�Tucson � przekaza�a dok�adny opis posiad�o�ci do jednej z�firm po�rednicz�cych w�sprzeda�y. Po�rednicy z�Country Estates Realty, jeden po drugim, wykonali obowi�zkow� rund� wok� posesji sprawdzaj�c, czy wszystko jest zgodne z�otrzyman� list�. Odnotowuj�c dziurawy dach, chyl�ce si� mury i�st�chlizn� minionych lat stwierdzali, �e nie ma szans na sprzeda�, zw�aszcza �e spo�ecze�stwo prze�ywa�o w�a�nie budowlany boom. Posiad�o�� popada�a w�zapomnienie i�niszcza�a, podobnie jak le��ce od�ogiem pole, poch�aniane powoli przez rozrastaj�cy si� las. Przywioz�a Wright�w alej�, kilometr wyboistej drogi doprowadzi� ich wprost pod drzwi frontowe. Ostatki jesiennego �wiat�a przedziera�y si� przez mrok lasu ze szczeg�ln� wyrazisto�ci�, jakby wyszukuj�c ka�dy usychaj�cy li��, badaj�c go, lustruj�c i�o�wietlaj�c poszczeg�lne za�omki i�fa�dki. Poczernia�e od deszczu drzewa prostowa�y si� ku g�rze, chwytaj�c s�o�ce, odbijaj�ce si� od zaro�li. � Teraz zdajecie sobie spraw�, jak du�o pracy b�dziecie mieli przy odbudowie... � odezwa�a si�, ale ku jej rado�ci zignorowali to, widz�c jedynie ostatnie wyblak�e barwy jesiennych li�ci, nie za� nieuchronn� szaro-stalow� zapowied� zimy. O�ywili si� od razu. � Tu zbudujemy cieplarni�, a�tam na ty�ach du�y taras. Z�salonem te� nie b�dzie k�opot�w, z�pewno�ci� da si� wyburzy� ten mur... Kiedy podpisywali w�jej biurze kontrakt, ca�y czas rozprawiali o�planach domu. Chowaj�c czeki w��czy�a si� do rozmowy � podpowiada�a im nazwiska architekt�w, przedsi�biorc�w budowlanych, dekorator�w wn�trz. By�a pewna, �e kontrakt b�dzie udany i��e Wrightowie zrobi� z�rudery cacko. Maj� pieni�dze, dobry gust, �adnych dzieci (za to psa � irlandzkiego wilczarza), du�e dochody i�sporo wolnego czasu. Tego poranka jej przekonanie zosta�o wynagrodzone w�postaci podpisanego kontraktu. � �wietnie � powiedzia�a g�o�no do siebie, podje�d�aj�c pod dom � jeszcze nie jest z�tob� tak �le. Megan zauwa�y�a czerwony sportowy samoch�d bli�niaczek, zaparkowany � jak zwykle � niemal w�poprzek podjazdu przed frontem domu. Wida� wr�ci�y ju� ze szko�y i�pewnie przypi�y si� do telefonu � Lauren do g��wnego, a�Karen w�s�siednim pokoju, usadowiwszy si� przy wej�ciu, tak by zachowa� kontakt wzrokowy � trajkoc�c w�m�odzie�owym slangu. Mia�y swoj� w�asn� lini� � to niewielkie ust�pstwo wobec nastolatek by�o do�� nisk� cen� za spok�j, oszcz�dza�o odbierania telefon�w co pi�� minut. U�miechn�a si� i�zerkn�a na zegarek. Duncan wr�ci z�banku dopiero za godzin�. O�ile oczywi�cie nie b�dzie mia� dodatkowej pracy. Zanotowa�a w�pami�ci, �e musi porozmawia� z�nim o�jego nadgodzinach i�braku czasu, zw�aszcza dla Tommy�ego. Dziewcz�ta maj� ju� sw�j w�asny �wiat, a�poniewa� nie ma w�nim na szcz�cie picia, nieciekawych ch�opak�w i�narkotyk�w, wszystko zatem jest w�porz�dku. Zreszt�, kiedy chc� porozmawia� z�Duncanem, zawsze wiedz�, jak go znale��. Przez chwil� zaduma�a si� nad tym szczeg�lnym porozumieniem, jakie ��czy ojc�w i�c�rki. Zauwa�y�a to, kiedy bli�niaczki by�y jeszcze ma�ymi szkrabami i�ca�a tr�jka kot�owa�a si� na pod�odze, bawi�c si� w��askotki. Tak samo by�o z�jej ojcem. Ca�kiem inaczej jest mi�dzy ojcami i�synami. Oni przez ca�e �ycie �cieraj� si� i�rywalizuj�, na przemian trac�c i�zdobywaj�c przewag�, tocz�c odwieczn�, pierwotn� walk�. A�przynajmniej tak by� powinno. Jej wzrok przyci�gn�a czerwona plama roweru Tommy�ego, porzuconego byle jak w�krzakach. � Z�moim synem jest inaczej. � Na t� my�l zrobi�o si� jej gor�co, co� �cisn�o j� w�gardle. Z�nim nic nie jest zwyczajne. Jak zawsze poczu�a, �e zaczynaj� j� piec oczy, ale zaraz skarci�a si� ironicznie surowym tonem: � Megan, wyp�aka�a� ju� wszystko. Przecie� on czuje si� coraz lepiej. Du�o lepiej. Niemal normalnie. Nagle wyobrazi�a sobie, �e trzyma syna przy piersi. Ju� w�sali porodowej wiedzia�a, �e nie b�dzie taki jak bli�niaczki, u�kt�rych wszystko by�o jak w�zegarku � czas posi�k�w, spania, szko�y, dojrzewania � wszystko bieg�o w�a�ciwym rytmem, bez problem�w, idealnie, jakby zaplanowane przez rozs�dnego projektanta. Wpatrywa�a si� w�kruche, dygoc�ce cia�ko, b�d�ce kwintesencj� instynktu i�zdziwienia, pr�buj�ce znale�� jej pier�, i�zrozumia�a, �e setki razy, bez ko�ca b�dzie �ama� jej serce. Wysiad�a z�samochodu, ci�kim krokiem podesz�a do k�py krzak�w i�wyci�gn�a rower z��ywop�otu. T�umi�c wzburzenie strzepn�a krople deszczu ze sp�dnicy i�delikatnie trzymaj�c kierownic�, uwa�aj�c, �eby nie obetrze� pantofli, pchn�a podp�rk� do do�u. Ustawi�a rower na chodniku. C� z�tego, pomy�la�a, po prostu kocham go coraz mocniej. U�miechn�a si�. Zawsze wiedzia�am, �e to najlepsza terapia. Kocha� go jeszcze mocniej. Popatrzy�a na rower. Mia�am racj�. Lekarze zmieniali diagnoz� ze dwadzie�cia razy � op�nienie w�rozwoju, autyzm, dzieci�ca schizofrenia, niezdolno�� uczenia si� � wreszcie � poczekajmy, zobaczymy. W�pewnym sensie by�a dumna z�tego, �e nie dawa� si� zaszufladkowa�, burz�c opinie ekspert�w, wytykaj�c im b��dy i�niedok�adno�ci. By�o tak, jakby jej syn wszystkich lekcewa�y�, jakby sam wytycza� sobie w�asn� drog� przez �ycie, poci�gaj�c za sob� pozosta�ych, czasem przyspieszaj�c, czasem zwabiaj�c � zawsze zgodnie z�w�asnym wewn�trznym rytmem. By�a to nie�atwa droga, to prawda, i�by�a z�niego bardzo dumna. Skr�ci�a i�popatrzy�a w�kierunku domu. By� nowy, zbudowany w�stylu kolonialnym, po�o�ony czterdzie�ci metr�w od ulicy w�najlepszej cz�ci Greenfield. Nie by� to najwi�kszy dom przy tej ulicy, ale te� nie najmniejszy. Na �rodku trawnika r�s� wielki d�b � pami�ta�a jak bli�niaczki par� lat temu przywi�za�y do jednej z�ga��zi opon� � nie tyle same chcia�y si� hu�ta�, co pragn�y przyci�gn�� w�ten spos�b dzieci z�s�siedztwa i�mie� z�kim si� bawi�. Zawsze musia�y wyprzedza� o�krok innych. Opona wci�� tam by�a, wisia�a w�g�stniej�cej ciemno�ci. Megan znowu pomy�la�a o�Tommym � m�g� ko�ysa� si� na niej bez ko�ca, w�prz�d i�w ty�, godzinami nie zwracaj�c uwagi na inne dzieci, na wiatr, deszcz, �nieg, odbijaj�c si� stopami od ziemi i�unosz�c w�powietrze, odchylony do ty�u, z�szeroko otwartymi dzikimi oczami, wpatrzonymi w�niebo, poch�aniaj�cymi je. Teraz ju� to mnie nie przera�a, pomy�la�a. Podobnie jak przesta�a p�aka� z�powodu jego dziwactw. Mycia z�b�w przez dwie godziny. Trzydniowego postu. Gdy nie odzywa� si� przez tydzie�, a�potem nie m�g� zasn��, poniewa� mia� tyle do powiedzenia, a�nie potrafi� znale�� odpowiednich s��w. Spojrza�a na zegarek. Powinien nied�ugo wr�ci� � przygotuje dla niego krupnik na wo�owinie i�domow� pizz�, jego ulubione potrawy. A�sprzeda� domu Halliday�w uczcz� lodami brzoskwiniowymi. Planuj�c menu pomy�la�a o�wysoko�ci swojej prowizji. Wystarczy, �eby pojecha� w�zimie na tydzie� do Disneylandu. Tommy b�dzie zachwycony, a�chocia� bli�niaczki z�pocz�tku b�d� narzeka�, �e to dobre dla ma�ych dzieci, z�pewno�ci� te� b�d� si� �wietnie bawi�. Duncan b�dzie ukradkiem oddawa� si� przeja�d�kom, a�ona poopala si� troch� przy basenie. Dlaczeg� by nie, do diab�a? Megan popatrzy�a w�g��b ulicy, czy nie dostrze�e samochodu ojca, wypowiadaj�c w�duchu kr�tk� modlitw� dzi�kczynn�. Trzy razy w�tygodniu jej ojciec, b�d�cy ju� na emeryturze, odbiera� Tommy�ego z�nowej szko�y. By�a zadowolona, �e syn korzysta� z�autobusu tylko przez dwa dni, i�by�a wdzi�czna ojcu, siwow�osemu, z�twarz� pooran� zmarszczkami, za o�ywienie, jakie wywo�ywa� w�nim jego imiennik. Wpadali obaj do domu i�wype�niali go niezwyk�ymi opowie�ciami i�opisami tego, co zdarzy�o si� w�szkole, gwarz�c ze sob� z�o�ywieniem. Dw�ch Tommych, pomy�la�a. Nie zdaj� sobie sprawy, jak bardzo s� do siebie podobni. Otworzy�a drzwi wej�ciowe i�zawo�a�a: � Dziewcz�ta! Jestem w�domu! Bezb��dnie rozpozna�a g�osy nastolatek trajkocz�cych co� do telefon�w. Przez moment poczu�a znajome uczucie niepokoju. Chcia�abym, �eby Tommy by� ju� tutaj, pomy�la�a. Nie cierpi�, kiedy nie ma go w�domu i�nie mog� go wzi�� w�ramiona, nie zwa�aj�c na jego udawane protesty, �e �ciskam go zbyt mocno. Odetchn�a z�ulg�, kiedy us�ysza�a nadje�d�aj�cy samoch�d. To pewnie oni, pomy�la�a, zirytowana nieco swoim uczuciem ulgi. Powiesi�a p�aszcz przeciwdeszczowy i�zsun�a pantofle. Powiedzia�a do siebie: Nie, nic si� nie zmieni�o. Ani troch�. Mimo wszystkich problem�w Tommy�ego. Czu�a si� szcz�liwa. 2. Dziadek i�wnuczek S�dzia Thomas Pearson pod��a� korytarzem, kiedy zabrzmia� dzwonek og�aszaj�cy koniec lekcji. Otwierane z�ha�asem drzwi po obu stronach szkolnego korytarza wype�ni�y si� dzie�mi. S�dziego obmy�a fala m�odych g�os�w, radosna wrzawa towarzysz�ca zbieraniu plecak�w i�p�aszcz�w przeciwdeszczowych � na moment t�umek si� rozst�pi�, by m�g� przej��, i�zamkn�� tu� za nim. Uchyli� si� przed tr�jk� ch�opc�w, p�dz�cych na o�lep z�rozwianymi p�aszczami wygl�daj�cymi jak peleryny oddzia�u awanturnik�w. Zderzy� si� z�ma�� rudow�os� dziewczynk� z�kokardami w�warkoczykach. � Przepraszam � powiedzia�a tonem dobrze wychowanego dziecka. Cofn�� si� z�lekkim uk�onem przesadnej uprzejmo�ci, a�dziewczynka roze�mia�a si� do niego. Czu� si� jakby sta� na brzegu oceanu, otoczony kipiel� i�k��bowiskiem fal. Pomacha� w�kierunku kilku znajomych twarzy, u�miechn�� si� do innych w�nadziei, �e ub�dzie mu nieco z�jego wzrostu, wieku i�powagi, �e lepiej wtopi si� w�jaskrawe kolory i��wiat�a szkolnego korytarza. Dotar� do klasy Tommy�ego i�zacz�� przedziera� si� do drzwi przez grupk� dzieci. Na drzwiach widnia� wielki, r�nokolorowy balon i�tabliczka z�napisem Klasa Specjalna A. Kiedy si�ga� do klamki, my�l�c, jak bardzo lubi odbiera� wnuka ze szko�y i�jak m�odo si� wtedy czuje, drzwi otworzy�y si� gwa�townie. Wyjrza�a zza nich kasztanowata czupryna, czo�o i�wreszcie para niebieskich oczu. Przez moment patrzy� w�te oczy, takie same jak jego zmar�ej �ony. Te niebieskie oczy odziedziczy�a ich c�rka i�wnuk. � Cze��, dziadku. Wiedzia�em, �e to ty. � Cze��, Tommy, ja te� wiedzia�em, �e to ty. � Ju� jestem prawie gotowy. Mog� tylko sko�czy� rysunek? � Je�li masz ch��. � A�p�jdziesz ze mn� popatrze�? � Oczywi�cie. S�dzia poczu�, jak wnuk bierze go za r�k�, i�pomy�la�, jak bardzo zdecydowany jest u�cisk dziecka. Tak jak przywi�zanie do �ycia, pomy�la�. To doro�li mniej je ceni�. Pozwoli� zaprowadzi� si� do klasy. Skin�� nauczycielce Tommy�ego, kt�ra u�miechn�a si� w�odpowiedzi. � Chce sko�czy� rysunek � powiedzia� s�dzia Pearson. � Dobrze. Mo�e pan poczeka�? � Oczywi�cie. Poczu�, �e r�k� ma woln� � wnuk w�lizgiwa� si� na krzes�o przy d�ugim stole. Kilkoro innych dzieci te� ko�czy�o rysunki. Wszystkie by�y bardzo zaaferowane swoj� prac�. Sta� i�patrzy�, jak Tommy rysuje co� czerwon� kredk�. � Co to takiego? � Pal�ce si� li�cie. A�po�ar rozszerza si� na ca�y las. � Aha. � Nie bardzo wiedzia�, co powiedzie�. � Czasami to do�� niepokoj�ce. Odwr�ci� si� i�zobaczy� stoj�c� obok nauczycielk� Tommy�ego. � S�ucham? � Niepokoj�ce. Prosimy dzieci, �eby narysowa�y co�, i�natychmiast wiemy, co to b�dzie. Sceny wojenne, pal�ce si� domy, trz�sienia ziemi burz�ce ca�e miasto. Niekt�re w�a�nie to rysowa�y w�ubieg�ym tygodniu. Bardzo pracowicie. Z�najdrobniejszymi szczeg�ami. ��cznie z�lud�mi spadaj�cymi w�przepa��. � Nieco... � Zawaha� si�. � Makabryczne? Na pewno. Ale wi�kszo�� dzieci w�tej klasie ma tyle problem�w z�w�asnymi emocjami, �e zach�camy je do snucia takich fantazji, kt�re mog� przybli�y� je do tego, czego naprawd� si� boj�. To jest ca�kiem przyjemna, prosta technika. S�dzia Pearson kiwn�� g�ow�. � Mimo to � odpowiedzia� � za�o�� si�, �e wola�aby pani rysunki kwiat�w. Nauczycielka u�miechn�a si�. � To by�aby odmiana. � A�po chwili doda�a: � Czy m�g�by pan poprosi� pa�stwa Richards�w, �eby do mnie zadzwonili? Chcia�abym si� z�nimi zobaczy�. S�dzia spojrza� na Tommy�ego, zaj�tego swoj� kartk� papieru. � Czy co� jest nie tak? Nauczycielka ponownie si� u�miechn�a. � Chyba w�ludzkiej naturze le�y zak�adanie tego co najgorsze. Nie, wprost przeciwnie, ca�� jesie� robi post�py, tak jak to by�o w�lecie. Chcia�abym, �eby po feriach �wi�tecznych na niekt�re zaj�cia chodzi� z�regularnymi trzecioklasistami. � Odczeka�a chwil�. � W�zasadzie wci�� b�dzie nale�a� do specjalnej klasy. Mo�e mie� jakie� niepowodzenia, ale s�dzimy, �e nale�y postawi� przed nim trudniejsze zadania. Jest bardzo bystry, ale gdyby odczu� niepok�j... � Lub wymkn�� si� spod kontroli � doko�czy� za ni� zdanie s�dzia. � No tak... To si� nie zmieni�o. Wci�� bywa bardzo dziwny. Cho� z�drugiej strony ju� od tygodni nie popada� w�stan nieobecno�ci. � Wiem � stwierdzi� s�dzia. Przypomnia� sobie, jak bardzo si� przerazi�, kiedy po raz pierwszy zobaczy�, �e wnuk, wtedy jeszcze ma�y berbe�, wpatruje si� w�przestrze�, niepomny ca�ego �wiata. Dziecko mog�o tak pozostawa� ca�ymi godzinami, nie �pi�c, nie odzywaj�c si�, nie p�acz�c, prawie nie oddychaj�c, jak gdyby znajdowa�o si� w�innej przestrzeni. I�nagle po paru godzinach, powraca�o, jak gdyby nic si� nie sta�o. Spojrza� na Tommy�ego, kt�ry w�a�nie ko�czy� rysunek zamaszystymi, �mia�ymi jaskrawo-pomara�czowymi kreskami przez niebo. Jak�e� ty nas wszystkich przera�a�. Gdzie si� podziewasz podczas swoich w�dr�wek? Pewnie w�jakim� lepszym miejscu ni� to, pomy�la�. � Powiem im. Zadzwoni� natychmiast. To taka dobra wiadomo��. � Trzymajmy zatem kciuki. Wyszli z�budynku i�przez moment s�dziego uderzy�o, jak szybko rozp�yn�o si� jego podniecenie spowodowane zako�czeniem kolejnego dnia szko�y. Na parkingu sta�o zaledwie kilka samochod�w. Poczu� ch�odny powiew wiatru, przenikaj�cy przez p�aszcz, sweter, koszul�, a� do sk�ry. Wzdrygn�� si� i�zapi�� marynark�. � Zapnij si�, Tommy. Moje stare ko�ci czuj� w�powietrzu zim�. � Co to s� stare ko�ci, dziadku? � No tak, ty masz m�ode ko�ci. Twoje ko�ci wci�� rosn� i�staj� si� coraz wi�ksze i�mocniejsze. A�moje... no c�, s� ju� stare i�zm�czone drugim �yciem. � Nie takim zn�w d�ugim. � O�tak, to ju� siedemdziesi�t jeden lat. Tommy poduma� przez chwil�. � To rzeczywi�cie du�o. Czy moje te� tak d�ugo b�d� ros�y? � Prawdopodobnie jeszcze d�u�ej. � Ale jak ty mo�esz czu� co� na swoich ko�ciach? Ja czuj� wiatr na twarzy i�r�kach, ale nie w�ko�ciach. Jak ty to robisz? � Dowiesz si�, kiedy b�dziesz starszy � roze�mia� si� s�dzia. � Nienawidz� tego. � Czego? � Kiedy kto� m�wi, �e musz� poczeka�. Chc� wiedzie� teraz. S�dzia uj�� r�k� wnuka. � Masz ca�kowit� racj�. Kiedy chcesz si� czego� dowiedzie�, nie pozw�l m�wi� sobie, �e musisz poczeka�. Domagaj si� odpowiedzi. � To jak jest z�tymi ko��mi? � To by�a taka figura retoryczna. Wiesz, co to znaczy? Tommy skin�� g�ow�. � A�naprawd� znaczy to, �e kiedy jest si� starym, ko�ci staj� si� kruche i�nie ma w�nich ju� zbyt du�o �ycia. Tak wi�c kiedy wieje zimny wiatr, czuj� ch��d, a� do samego �rodka. To oczywi�cie nie boli, ale jestem tego �wiadomy. Rozumiesz? � Chyba tak. Ch�opiec szed� przez chwil� w�milczeniu. Potem rzek�, jakby m�wi� do siebie: � Jest mn�stwo rzeczy, kt�rych nie wiem. � I�westchn��. Jego dziadek ju� mia� si� g�o�no roze�mia� z�powodu tej zadziwiaj�cej obserwacji, ale zamiast tego u�cisn�� mocniej r�k� wnuka i�poszli przez szaro�� popo�udnia do samochodu. Na ich widok z�zaparkowanego obok nowego modelu limuzyny wysiad�a kobieta. By�a w��rednim wieku, wysoka i�energiczna, na g�owie mia�a czarny, mi�kki kapelusz. Jej wspania�e rude w�osy opada�y niesfornymi falami spod szerokiego ronda � nosi�a du�e, bardzo ciemne okulary przeciws�oneczne. Przez moment s�dzia poczu� si� nieswojo � jak ona mo�e co� przez nie widzie�? Zwolni�, patrz�c na zbli�aj�c� si� szybkimi krokami kobiet�. � Czy mog� pani w�czym� pom�c? � zapyta�. Kobieta rozpi�a be�owy p�aszcz przeciwdeszczowy i�powoli si�gn�a pod sp�d. U�miechn�a si�. � Witam, s�dzio Pearson � powiedzia�a. Spojrza�a na jego wnuka. � A�to musi by� Tommy. �ywe odbicie matki i�ojca. Jest do nich niezwykle podobny. � Przepraszam � zacz�� s�dzia � czy my si� znamy? � Pan prowadzi� w�s�dzie sprawy kryminalne, nieprawda�? � zapyta�a ignoruj�c jego pytanie. U�miech nie znika� z�jej twarzy. � Owszem, ale... � Przez wiele lat. � Tak, ale o�co chodzi... � �wietnie, wi�c z�pewno�ci� nieobce s� panu przedmioty, takie jak ten. Powoli wyci�gn�a r�k� spod p�aszcza. Trzyma�a w�niej du�y rewolwer i�mierzy�a prosto w�jego �o��dek. S�dzia wpatrywa� si� w�bro� z�narastaj�cym niepokojem. � To jest magnum 357 � ci�gn�a. Zauwa�y�, �e w�jej g�osie brzmia�a stanowczo��, kt�ra mog�a te� �wiadczy� o�narastaj�cej pasji. � Mo�e zrobi� w�tobie wielk� dziur�. I�w ma�ym Tommym te�. Najpierw w�nim, �eby� w�swoich ostatnich chwilach wiedzia�, �e straci� �ycie przez ciebie. Nie r�b nic, co mo�e wszystko sko�czy�, jeszcze zanim si� zacznie. Po prostu wsi�d� spokojnie do samochodu. � Prosz� wzi�� mnie, on nie jest niczemu... � zacz�� s�dzia. W�my�lach automatycznie przebiega� tomy spraw, kt�re kiedy� prowadzi�, zastanawiaj�c si�, w�kt�rej z�nich zagro�enie wywo�ane przez sprawc� czy sprawc�w by�o nieproporcjonalne do wydanego wyroku, kto chcia� go odnale��, �eby si� zem�ci�. Przesuwa�y mu si� przed oczyma setki twarzy gniewnych m�czyzn, oczy naznaczone wiekiem i�zbrodni�. Nie m�g� jednak przypomnie� sobie kobiety. A�ju� na pewno tej, kt�ra wciska�a mu mi�dzy �ebra luf� rewolweru. � O�nie, nie ma mowy � przerwa�a. � On jest najwa�niejszy. Jest kluczem do ca�ej sprawy. � Wskaza�a luf� drog�. � Grzecznie i�powoli. Spokojnie. Bez �adnych gwa�townych gest�w, s�dzio. Pomy�l, jak g�upio by�oby, gdyby�cie tu obaj umarli. Pomy�l o�tym, co ukrad�by� swojemu wnukowi. Jego �ycie, s�dzio. Tyle lat. Oczywi�cie, dobrze to znasz. Tak �atwo krad�e� ludziom �ycie. Bydlaku!! Wi�cej ju� tego nie zrobisz! U�wiadomi� sobie, �e kto� otworzy� drzwi pchni�ciem od �rodka, �e w�samochodzie s� jacy� ludzie. Gor�czkowe my�li zak��bi�y mu si� w�g�owie: Ucieka�! Krzycze�! Wo�a� pomocy! Walczy� z�nimi! Ale nie uczyni� nic. � R�b, co ona m�wi, Tommy � powiedzia�. � Nie martw si�. Jestem z�tob�. Para silnych r�k chwyci�a go i�rzuci�a na pod�og� samochodu. Przez moment poczu� wo� sk�rzanego obuwia i�brudu, zmieszan� z�dra�ni�cym zapachem potu wydzielanym pod wp�ywem zdenerwowania. Zd��y� tylko zobaczy� d�insy i�buty z�cholewk�, gdy na g�ow� naci�gni�to mu czarny szmaciany worek. Uprzytomni� sobie, �e taki w�a�nie worek zak�ada kat na g�ow� skaza�ca, i�podj�� pr�b� walki, ale wkr�tce para mocnych r�k obezw�adni�a go i�przycisn�a do pod�ogi. Poczu� na sobie lekkie cia�ko Tommy�ego, chrz�kn��. Pr�bowa� powiedzie� co� do niego, jakie� uspokajaj�ce s�owa � co� w�rodzaju �nie b�j si�, jestem tutaj� � ale z�jego gard�a wydoby� si� tylko j�k. Us�ysza� m�ski g�os m�wi�cy spokojnie, cho� z�gorycz�: � Niech �yje rewolucja! A�teraz �pij, stary. Dosta� czym� ci�kim w�skro�, ogarn�a go nag�a ciemno�� i�straci� �wiadomo��. 3. Duncan Sekretarka dyskretnie zapuka�a w�szyb� drzwi, po czym wsun�a g�ow� do �rodka. � Mr. Richards, czy zamierza pan pracowa� dzisiaj do p�na? Oczywi�cie, mog� zosta� w�biurze, ale musia�abym zadzwoni� do mojej wsp�lokatorki, �eby zrobi�a zakupy... Duncan Richards spojrza� znad stosu zgromadzonych na biurku papier�w i�u�miechn�� si�. � Jeszcze troch�, Doris, ale nie musisz zostawa�. Chc� tylko sko�czy� prac� nad podaniem Harris Company. � Jest pan pewny, Mr. Richards? To dla mnie �aden problem... Pokr�ci� g�ow�. � Zbyt cz�sto pracuj� do p�na � odpar�. � Jeste�my przecie� bankierami. Powinni�my pracowa� w�godzinach urz�dowania. � Dobrze. � U�miechn�a si�. � W�ka�dym razie b�d� tutaj do pi�tej. � �wietnie. Zamiast wr�ci� do swoich papier�w, Duncan Richards przeci�gn�� si� w�fotelu i�spl�t� r�ce na karku. Obr�ci� si� do okna. By�o ju� prawie ciemno � reflektory samochod�w ruszaj�cych z�parkingu wycina�y w�ciemno�ciach ma�e bia�e plamy. Na tle g�stniej�cej szar�wki dostrzega� zarysy drzew przy Main Street. Przez chwil� chcia� znale�� si� w�starym budynku banku, dalej od centrum. By� ciasny i�by�o w�nim zbyt ma�o pomieszcze�, ale po�o�ony by� dalej od drogi, na wzg�rzu i�m�g� z�niego si�gn�� wzrokiem du�o dalej. Pod wzgl�dem architektonicznym nowy gmach by� ja�owy i�bez duszy. �adnych widok�w z�okien poza ha�asem ulicy. Nowoczesne meble, najnowszy system zabezpiecze�. Tyle si� zmieni�o, od kiedy podj�� tu prac�. Greenfield przesta�o by� niewielkim miasteczkiem uniwersyteckim. Nap�yn�li tu biznesmeni, w�a�ciciele firm budowlanych i�finansi�ci z�Nowego Jorku i�Bostonu. Straci�o swoj� osobowo��, pomy�la�. A�mo�e i�my wszyscy. Spojrza� na le��ce przed nim podanie. By�o jednym z�kilku, kt�re trafi�y na jego biurko w�ostatnich sze�ciu miesi�cach � ma�a firma budowlana chcia�a naby� dziesi�� hektar�w ziemi z�widokiem na Green Mountains � mo�na by tu by�o postawi� sze�� luksusowych budynk�w. Gdyby si� uda�o zdoby� na ka�dy dom trzysta tysi�cy, ma�a firma momentalnie przekszta�ci�aby si� w�firm� �redniej wielko�ci. Cyfry wydaj� si� w�porz�dku, pomy�la�, przyznamy kredyt na kupno ziemi, nast�pnie na budow� dom�w i�wreszcie, po ich sprzeda�y, b�dziemy je mieli na hipotece. Nie musia� korzysta� z�kalkulatora, �eby wiedzie� jak du�o zyska na tym bank. Bardziej interesowali go sami przedsi�biorcy. Westchn�� na my�l, jak bardzo musz� by� spi�ci. Uchwyci� szans�, zdoby� kredyt, osi�gn�� sukces. W�ameryka�skim stylu. To si� nigdy nie zmieni. Bankier jednak musi by� cz�owiekiem staromodnym i�ostro�nym. Nie spieszy� si�, nie poddawa� si� naciskom. Chocia� to te� si� zmienia. Na ma�e banki, takie jak First State Bank of Greenfield, wywieraj� nacisk bankowe giganty. Baybanks of Boston otworzy� w�a�nie swoje biuro na Prospect Street, a�Springfield National, jeszcze niedawno sam stanowi�cy konkurencj�, zosta� przej�ty przez Citicorp. Mo�e i�nas te� wykupi�. Jeste�my ca�kiem atrakcyjnym �upem. Wyniki nadchodz�cego kwarta�u wskazuj� na du�y skok. Zanotowa� w�pami�ci, �eby sprawdzi�, jak stoj� jego akcje, tak na wszelki wypadek. Chocia� �adnych pog�osek na ten temat nie by�o. Zastanowi� si�, czy nie powinien zapyta� o�to starego Phillipsa, prezesa banku, ale zrezygnowa�. On zawsze polega� na mnie, od samego pocz�tku. Teraz zapewne tak�e. Przypomnia� sobie, jak osiemna�cie lat temu po raz pierwszy przekracza� drzwi banku. Waha� si�, gdy ojciec Megan otworzy� je przed nim. Jego nowa fryzura onie�miela�a go i�wci�� chcia� si�ga� do niej r�k� � pewnie w�a�nie tak cz�owiek, kt�remu amputowano rami�, musi si� czu� w�pierwszych dniach po operacji. Wspomnienie o�tym, jak bardzo si� wtedy ba� i�jak usilnie stara� si� ukry� to przez ca�y d�ugi dzie�, przyprawi�o go o�skurcz �o��dka. Dlaczego akurat teraz o�tym my�l�? Zn�w spojrza� w�okno � mimo wysi�k�w wspomnienia wci�� powraca�y � By� s�oneczny poranek. W�banku panowa� du�y ruch. W�a�nie dzi�ki temu s�o�cu, ludziom i�ruchowi doko�a moje zdenerwowanie zostanie zauwa�one. Mia�em wra�enie, �e nigdy wi�cej si� nie zdob�d�, �eby jeszcze raz wej�� do banku. Phillips uzna�, �e mog� zacz�� jako kasjer, gdy� por�czy� za mnie s�dzia Pearson. Byli kumplami od golfa. R�ce mi si� trz�s�y, kiedy pierwszy raz trzyma�em pieni�dze, i�za ka�dym otwarciem drzwi wej�ciowych my�la�em, �e to ju� koniec. Spodziewa�em si� ponurych facet�w w�nijakich garniturach. �e w�ko�cu przyjd� po mnie. Usi�owa� sobie przypomnie� kiedy opu�ci� go ten niepok�j. Po tygodniu? Miesi�cu? Roku? Dlaczego o�tym my�l�? To min�o. To zdarzy�o si� osiemna�cie lat temu i�min�o. Nie m�g� sobie przypomnie�, kiedy ostatnio rozmy�la� o�swoich pocz�tkach w��wiecie bankowo�ci. Na pewno do�� dawno. Dlaczego te wspomnienia nasz�y go w�a�nie teraz. Poczu� w�ustach gorycz. Nie b�d� wi�cej do tego wraca�, postanowi�. Wszystko si� zmieni�o. Wr�ci� do arkusza kalkulacyjnego i�przyjrza� si� cyfrom. Warunkowa zgoda, zdecydowa�. Damy to na zarz�d i�zobaczymy, co powiedz�. Inni inwestorzy budowlani nie pchaj� si� w�tej chwili, nie tak jak w�pocz�tkach lat osiemdziesi�tych. Ale Bank Federalny podni�s� tego ranka premi� gwarancyjn� o�p� punktu, i�mo�e chc� przedyskutowa� t� spraw� na nast�pnym zebraniu personelu. Niech zajm� si� tym ch�opcy od prognozowania. Zrobi� adnotacj� w�terminarzu. Na biurku zadzwoni� telefon i�w��czy� si� intercom � to by�a jego sekretarka. � Panie Richards, pani Richards na linii. � Dzi�ki. Podni�s� s�uchawk�. � S�uchaj Meg, nie wracam dzi� p�no, w�a�nie ko�cz�... � Duncan, czy tata wspomina�, �e zabiera gdzie� Tommy�ego? Nie wr�cili dot�d, wi�c zastanawiam si�, czy m�wi� ci co�? � Nie wr�cili? Duncan Richards spojrza� na zegarek. Powinni by� ju� od godziny. Wyczu� niepok�j w�g�osie �ony. Leciutki. Nie tyle l�k, co trosk�. � Nie. � Dzwoni�a� mo�e do szko�y? � Tak. Powiedzieli, �e tata by� o�zwyk�ej porze. Poczeka� troch�, dop�ki Tommy nie sko�czy� jakiego� rysunku, i�wyszli. � My�l�, �e nie ma si� czym przejmowa�. Prawdopodobnie wzi�� go do centrum handlowego, �eby pogra� na automatach. Nie byli tam ju� od paru tygodni. � Prosi�am go, �eby tego nie robi�. Tommy jest p�niej taki podniecony. � Och, daj spok�j. Tak si� tam dobrze bawi�. A�poza tym my�l�, �e lubi to przede wszystkim tw�j stary. � Zrobi�am na obiad co� specjalnego, a�on prawdopodobnie napcha go tymi ohydnymi cheeseburgerami. � W�jej g�osie zabrzmia�a ulga. � Mo�esz porozmawia� z�ojcem, ale w�tpi� czy to co� da. On tak lubi szybkie dania. A�kiedy ma si� siedemdziesi�t jeden lat, wszystko si� wie najlepiej. � Pewnie masz racj� � roze�mia�a si�. Od�o�y� s�uchawk�, wyj�� notes i�zacz�� rzuca� na papier lu�ne my�li dla przedstawienia sprawy kredytu przed komitetem. Us�ysza� stukni�cie w�szk�o drzwi i�zobaczy�, jak sekretarka macha mu r�k�. By�a w�p�aszczu. Pomacha� jej i�pomy�la�, �e sko�czy jutro. Telefon na biurku zadzwoni� ponownie, podni�s� s�uchawk� spodziewaj�c si� g�osu �ony. � Zbieram si� w�a�nie do domu... � zacz�� bez wst�pu. � Naprawd�? � odezwa� si� g�os na drugim ko�cu linii. � Nie sadz�. Nie s�dz�, �eby� si� gdzie� zbiera�. Nie teraz. Sta�o si� tak, jak gdyby z�powodu tych kilku s��w, d�wi�k�w i�ton�w, kt�re wdar�y si� przera�liwie znajome do jego pami�ci, wszystko wok� niego si� rozpad�o i�nagle, gwa�townie zosta�o zdmuchni�te przez huragan. Chwyci� si� kraw�dzi biurka, �eby z�apa� r�wnowag�, ale w�g�owie mia� karuzel�. Wiedzia�, �e wszystko stracone. Wszystko. 4. Megan Megan odwiesi�a s�uchawk� bardziej z�irytacj� ni� ze zrozumieniem. Duncan zawsze ma na podor�dziu mn�stwo cholernie rzeczowych wyja�nie�. Jest tak zr�wnowa�ony, �e czasami chce mi si� wy�. Przesz�a do salonu i�odsun�a zas�on�, �eby spojrze� na ulic�. By�a ciemna i�pusta. Sta�a wpatruj�c si� w�milczeniu, wreszcie cofn�a si� w�poczuciu bezradno�ci. Po chwili zaci�gn�a zas�on� i�wr�ci�a do kuchni. C�, pomy�la�a, trzeba przygotowa� kolacj�. Mo�e dot�d nic nie jedli. Zerkn�a na zegarek i�pokr�ci�a g�ow�. Tommy zawsze jest taki g�odny po szkole. Przez chwil� zaj�a si� garnkami i�patelniami, sprawdzi�a temperatur� piekarnika. Wesz�a do jadalni i�ustawi�a pi�� nakry�. Wtem przysz�o jej co� do g�owy, szybko przesz�a z�powrotem do kuchni, otworzy�a szuflad�, wyci�gn�a dodatkowy n�, widelec i��y�k�. Wyj�a talerz i�szklank� z�p�ki, a�z szafki mat� na st�. Po�o�y�a dodatkowe nakrycie. Kiedy tato przyjedzie, zobaczy, �e i�dla niego jest przygotowane miejsce przy stole. Mo�e wtedy poczuje si� winny, �e napcha� Tommy�ego cheeseburgerami. Przyjrza�a si� swojemu dzie�u i�wtedy us�ysza�a samoch�d. Poczu�a ulg� � przesz�a szybko do salonu, uchyli�a zas�on�, nie chc�c, by zobaczyli, �e na nich wygl�da. Sto razy m�wi�am tacie, �e nie mam nic przeciwko temu, by zabiera� gdzie� Tommy�ego, chc� tylko wcze�niej o�tym wiedzie�. Ale przecie� robi� to ju� przedtem i�nie denerwowa�am si� tak bardzo. Potrz�sn�a g�ow�, jakby si� chcia�a uwolni� si�� z�tego niepokoju. Znowu wyjrza�a i�a� zakl�a, kiedy zobaczy�a, �e �wiat�a samochodu przesuwaj� si� dalej i�o�wietlaj� podjazd nast�pnego segmentu. Cholera! Ponownie spojrza�a na zegarek. Na g�rze rozleg� si� �miech, wi�c postanowi�a dowiedzie� si�, czy przypadkiem bli�niaczki nie maj� jakiej� wiadomo�ci, kt�r� zapomnia�y jej przekaza�. By�o to takie logiczne, �e zdziwi�a si�, �e nie pomy�la�a o�tym wcze�niej. Popatrzy�a jeszcze raz na pust� ulic� i�wesz�a na schody. � Lauren, Karen? � Wejd�, mamo. Otworzy�a drzwi do ich pokoju i�zobaczy�a je w�r�d stert zeszyt�w i�podr�cznik�w. � Mamo, czy ty te� musia�a� odrabia� w�domu lekcje, kiedy by�a� w�szkole �redniej? U�miechn�a si�. � Oczywi�cie. Dlaczego? � Kiedy by�a� w�ostatniej klasie, jak my. � Tak, oczywi�cie. � To nie jest w�porz�dku. W�przysz�ym roku idziemy do college�u i�nie rozumiem, dlaczego wci�� musimy zawraca� sobie g�ow� tymi g�upimi zadaniami. Ta matematyka. Czuj� si�, jakbym rozwi�zywa�a te zadania codziennie od urodzenia. Karen zacz�a chichota� i�zanim matka zdo�a�a odpowiedzie�, wtr�ci�a: � Je�li jeste� taka dobra, Lauren, powinna� chyba dosta� wi�cej ni� dobry z�minusem. � To tylko oceny. One nie s� tak wa�ne jak s�owa. A�co ty dosta�a� z�ostatniego testu z�angielskiego? � Jeste� niesprawiedliwa. Dotyczy� Black House, a�dobrze wiesz, �e nie sko�czy�am go czyta�, bo zabra�a� m�j egzemplarz. Lauren chwyci�a Jasiek i�rzuci�a nim w�siostr�, kt�ra roze�mia�a si� i�cisn�a go z�powrotem. Oba rzuty by�y niecelne. Megan unios�a r�k� w�g�r�. � Spok�j! � zawo�a�a. Bli�niaczki obr�ci�y si� do niej, a�ona jak zwykle oniemia�a na widok identycznych oczu, w�os�w, identycznego sposobu, w�jaki na ni� patrzy�y. To chyba czary, pomy�la�a. Tak dok�adnie wiedz�, co druga z�nich czuje, co my�li, jak jej pom�c w�razie potrzeby. One nigdy nie s� samotne. � S�uchajcie � zacz�a Megan. � Czy kt�ra� z�was rozmawia�a dzisiaj z�dziadkiem? Odebra� Tommy�ego ze szko�y i�dot�d nie wr�cili. Mo�e zostawi� wam wiadomo��, �e b�d� p�niej? Pr�bowa�a nie okazywa� niepokoju. � Nie � odpowiedzia�a Karen. Urodzi�a si� najpierw, dziewi��dziesi�t sekund przed Lauren i�zawsze pierwsza odpowiada�a na pytania. � Denerwujesz si�? � Nie, nie, ale to niepodobne do dziadka, �eby nie uprzedzi�, �e wybiera si� do centrum. � Niekoniecznie � wtr�ci�a Lauren. � Wiesz, �e zawsze robi to, co chce. Tak, jakby ca�y �wiat by� jego sal� s�dow�, a�on post�puje tak, jak sam uwa�a, poniewa� ma do tego prawo. Powiedzia�a to bez uszczypliwo�ci, tonem zwyk�ej informacji. � Chyba rzeczywi�cie tak my�li. � Megan u�miechn�a si� � Ale Tommy�ego traktuje wyj�tkowo. � Bo Tommy jest wyj�tkowy. � Wiemy, ale... � �adnych ale. Jest i�ju�. � Nami si� nikt nie przejmuje, tylko on jest traktowany w�szczeg�lny spos�b. By�a to ich odwieczna, cho� w�pe�ni uzasadniona skarga. � Karen, wiesz dobrze, �e to nie jest tak. Ludzie s� traktowani na r�ne sposoby, poniewa� ka�dy ma inne potrzeby. A�Tommy ma po prostu du�o wi�ksze potrzeby ni� wy, dziewcz�ta. Ju� o�tym rozmawia�y�my. � Wiem. � Martwisz si�, �e co� si� mog�o sta�? � zapyta�a Lauren. � Nie, martwi� si� tak samo, jak martwi�abym si�, gdyby�cie wy nie wr�ci�y ze szko�y na czas. Identycznie. Ale wiedzia�a, �e to k�amstwo. Zastanawia�a si�, dlaczego bardziej przejmowa�a si� synem ni� c�rkami. Co� w�tym musia�o by�. Co� z�przesz�o�ci. � Chcesz, �eby�my posz�y do centrum i�odnalaz�y ich? Za�o�� si�, �e wiem gdzie s�. � Jasne � doda�a Karen. � Pod arkad�, graj� w�zdobywc�w kosmosu. Czy mamy tam p�j��? � Nie, nie, pewnie zaraz tu b�d�. � Pokr�ci�a g�ow�. � Zreszt� odrabiajcie lekcje. I��adnej telewizji, p�ki nie sko�czycie. Kiedy zamyka�a drzwi, dobieg�y j� pomruki niezadowolenia. Megan wesz�a do swojej sypialni, zsun�a sp�dnic� i�rajstopy, wci�gn�a wyp�owia�e d�insy. Bluzk� powiesi�a w�szafie, w�o�y�a sweter i�stare tenis�wki, a�nast�pnie podesz�a do okna. Mimo ciemno�ci widoczno�� z�g�ry by�a ca�kiem niez�a. Ulica by�a niepokoj�co spokojna. Ze swego punktu obserwacyjnego widzia�a salon Wakefield�w po drugiej stronie ulicy. W��rodku porusza�y si� cienie ludzi. Odwr�ci�a g�ow� w�kierunku s�siaduj�cego podjazdu Mayers�w � sta�y tam ich dwa samochody. Wbi�a wzrok w�g��b ulicy, potem spojrza�a na zegarek. P�no, pomy�la�a. Bardzo p�no. Poczu�a fal� gor�ca. P�no, p�no, p�no � tylko o�tym mog�a my�le�. Ci�ko usiad�a na skraju ��ka. Co teraz? Musia�a co� zrobi�, si�gn�a wi�c po telefon i�wystuka�a 911. � Posterunek policji i�stra�y po�arnej w�Greenfield. � M�wi Megan Richards z�Queensbury Road. W�a�ciwie nic si� nie sta�o, ale zaczynani si� niepokoi�... Widzi pan, m�j syn i�ojciec powinni ju� dawno wr�ci� ze szko�y. Ojciec odbiera� go dzisiaj i�zwykle wracaj� prosto do domu, jad� South Street a�potem szos� numer 116, zastanawiam si� wi�c... Dalsze s�owa przerwa�a jej rutynowa odpowied�. � Nie mamy informacji o�wypadku dzisiaj wieczorem. Nie ma te� w�tej okolicy �adnych kork�w. Nie wysy�ali�my karetek ani samochod�w policyjnych. Nie odnotowa�em te� specjalnej aktywno�ci policji stanowej, z�wyj�tkiem zderzenia trzech samochod�w na autostradzie mi�dzystanowej, niedaleko Deerfield. � Nie, nie, to nie mogliby by� oni. To nie ten kierunek. Dzi�kuj� panu. � Prosz� bardzo. Po��czenie zosta�o przerwane. Odk�adaj�c s�uchawk� czu�a si� troch� g�upio, ale te� odetchn�a z�ulg�. Zdenerwowanie ust�pi�o znowu miejsca irytacji. � Tym razem dam mu wycisk � powiedzia�a na g�os. � Nie obchodzi mnie, �e ma siedemdziesi�t jeden lat i�jest s�dzi�. Wsta�a, wyg�adzi�a narzut� na tapczanie. Znowu podesz�a do okna. Powr�ci�a natarczywa my�l: �Co teraz�. Pr�buj�c odpowiedzie� na to pytanie poczu�a, �e ogarniaj� niepok�j. Podesz�a do telefonu i�wybra�a numer m�a. Nie odpowiada�. Pewnie jest w�drodze, pociesza�a si�. Pokr�ci�a si� po pokoju, zastanawiaj�c si�, gdzie teraz p�j��. Na d�, zobaczy� co z�obiadem. Kiedy wychodzi�a z�sypialni, k�cikiem oka dostrzeg�a kolorowy b�ysk zza drzwi pokoju Tommy�ego. Wesz�a i�zobaczy�a g�r� czerwonych swetr�w i�niebieskich d�ins�w, brudnych skarpet i�bielizny, zwini�tych w�k��bek i�porzuconych na pod�odze. Nigdy nie nauczy si� u�ywa� kosza na bielizn�. To przekracza jego mo�liwo�ci. Przez moment zawaha�a si� � kiedy� my�leli�my, �e wszystko przekracza jego mo�liwo�ci. Ale nie pozwoli�am, �eby kl�ska i�rozpacz wype�ni�y mi noce. I�zwyci�yli�my. W�ko�cu zwyci�yli�my. Teraz wydaje si�, �e ju� nie ma rzeczy, kt�ra przekracza�aby jego mo�liwo�ci. Dotar�o do jej �wiadomo�ci, �e po raz pierwszy snuje najzwyklejsze fantazje rodzicielskie, wyobra�aj�c sobie, kim b�dzie ich dziecko, kiedy doro�nie. Doro�nie i�kim� b�dzie. Potoczy�a wzrokiem po pokoju, po niechlujnie pos�anym ��ku, po zabawkach i�ksi��kach i�r�nych skarbach, kt�re zape�nia�y pok�j ka�dego ch�opca, r�nych szparga�ach uwa�anych za co� niezwykle cennego. Pr�bowa�a odkry� jaki� �lad problem�w Tommy�ego, ale nie by�o �adnego. Nie daj si� og�upi�, pomy�la�a. By�y tutaj. Ale ju� ich nie ma. Przypomnia�a sobie, jak pewien lekarz sugerowa� kilka lat temu, �eby wy�o�y� jego pok�j czym� mi�kkim, na wypadek gdyby mia� napady sza�u. Dzi�ki Bogu, �e zawsze s�uchali�my samych siebie. Usiad�a na ��ku ch�opca wpatruj�c si� w�figurk� �o�nierzyka. By� zawsze dzielny jak �o�nierz. Podczas tych wszystkich test�w, d�gania, k�ucia, bada� EEG i�stymulacji bod�c�w. Przecie� cierpia� w�czasie tego wszystkiego. Dla Duncana i�dla mnie to by�o �atwe. Wszystko, co musieli�my zrobi�, to tylko denerwowa� si�. Ale to on pokazywa� nam, jak by� dzielnym. Od�o�y�a zabawk�. Gdzie on jest? Cholera! Zerwa�a si�, szybko zesz�a na d�, do drzwi frontowych. Otworzy�a je, wysz�a na dw�r, w�zimn� noc i�sta�a tam, dop�ki nie przenikn�� jej ch��d. Gdzie oni s�? Wr�ci�a do �rodka, potr�caj�c stoj�cy w�hallu stolik. Do�� scen, zdecydowa�a. B�dziesz si� g�upio czu�a za par� minut, kiedy wpadn� do �rodka, wo�aj�c o�obiad. Skarci�a si� i�to j� na chwil� uspokoi�o. Ale tylko na chwil�. �le t�umiony strach zacz�� ponownie opanowywa� j� od �rodka. Podesz�a do schod�w i�zawo�a�a: � Dziewcz�ta! Us�ysza�a g�os Karen i�Lauren. � W�porz�dku � doda�a. � Chc� tylko wam powiedzie�, �e zaraz b�dzie obiad. By�a to p�prawda. Chcia�a je tylko us�ysze�, upewni� si�, �e s� bezpieczne. To naprawd� g�upie, pomy�la�a. Nie, wcale nie. By�o ju� tak bardzo, bardzo p�no. Podesz�a do telefonu w�kuchni, zacz�a wybiera� 911, ale wstrzyma�a si�. Jej palec zawis� nad ostatni� cyfr�. Usiad�a trzymaj�c aparat w�r�ku. I�wtedy, jak b�ysk �wiat�a w�ciemnym pokoju, us�ysza�a samoch�d zatrzymuj�cy si� na podje�dzie. Ogarn�o j� uczucie ulgi. Od�o�y�a telefon, szybko podesz�a do drzwi frontowych, otworzy�a je i�ujrza�a m�a � nie dziecko prowadzone przez ojca, ale m�a, zmierzaj�cego w�jej kierunku. � Duncan � zawo�a�a. W trzech susach pokona� odleg�o�� mi�dzy nimi. Nawet w�s�abym �wietle, p�yn�cym z�otwartych drzwi, dostrzeg�a, �e ma zaczerwienione oczy. � Duncan! O�Bo�e! Co si� sta�o! Tommy! Co z�nim? Gdzie tata? � Mam nadziej�, �e nic si� nie sta�o � odrzek� Duncan. � Mam nadziej�. O, Bo�e! Megan! Oni znikn�li. Zabrali ich. Wszystko sko�czone! Wszystko! � Kto ich zabra�? Nie rozumiem! � Pr�bowa�a si� opanowa�. � By�em taki g�upi � wykrztusi� Duncan. Nie m�wi� do �ony, lecz do otaczaj�cej go nocy, do minionych lat. � Up�yn�o tyle czasu, my�la�em, �e to wszystko dawno sko�czone, �e to tylko z�e wspomnienia, z�y sen. To si� nigdy nie wydarzy�o, przekonywa�em siebie. Ale� by�em g�upi, cholernie g�upi. Megan z�trudem powstrzyma�a krzyk. � M�w! � jej g�os zacz�� si� podnosi�. � Gdzie Tommy? Gdzie jest m�j ojciec? Gdzie oni s�? Duncan popatrzy� na ni�. � To przesz�o�� � powiedzia� cicho. Przygarbi� si� i�przeszed� obok nie odwracaj�c si� w�drzwiach. � 1968 rok. Obr�ci� si� i�uderzy� pi�ci� w��cian�. � Pami�tasz ten rok? Pami�tasz, co si� wtedy sta�o? Skin�a g�ow�, czuj�c, jak ca�e jej �ycie zatrzymuje si� w�jednej chwili. Setka przera�aj�cych obraz�w wype�ni�a jej umys�. Zamkn�a oczy, usi�uj�c odegna� je od siebie. Oszo�omiona, odemkn�a powieki i�utkwi�a wzrok w�m�u. Stali tak nieruchomo, w�s�abym �wietle s�cz�cym si� z�korytarza w�ciemno��. Nie byli zdolni zrozumie� cokolwiek ponad to, �e tragedia, o�kt�rej my�leli, �e min�a i�jest ju� poza nimi, ponownie otoczy�a ich swymi straszliwymi mackami. Cz�� druga LODI, KALIFORNIA WRZESIE� 1968 Brygada obudzi�a si� o�brzasku. �wiat�o poranka wcisn�o si� przez ci�kie zas�ony zawieszone na oknach, zagl�daj�c do k�t�w niewielkiego parterowego drewnianego domku, gdy jego mieszka�cy zacz�li wstawa�, na wp� sennie z�powodu wczesnej pory. W�kuchni zagwizda� czajnik. Szuraj�c �ci�gali materace ze �rodka pokoju na stos pod �cian�. Zwijali �piwory. Z�toalety co chwila dobiega� odg�os spuszczanej wody. Kto� potkn�� si� o�butelk� z�nie dopitym piwem, kt�re rozla�o si� po pod�odze przy akompaniamencie przekle�stw. Gdzie� z�ty�u domu rozleg� si� ochryp�y �miech. Panowa� tu zaduch, powietrze przesi�kni�te by�o ci�kim dymem papieros�w. Olivia Barrow, kt�ra przyj�a pseudonim Tanya, podesz�a do jednego z�okien frontowych i�uchyli�a zas�on�. Jej wzrok pow�drowa� wzd�u� zakurzonej ulicy w�poszukiwaniu jakich� oznak inwigilacji. Obserwowa�a ka�d� pojawiaj�c� si� posta�, ka�dy przeje�d�aj�cy samoch�d. Wypatrywa�a czego� nietypowego � stoj�cego w�pobli�u samochodu, dostarczaj�cego pras� albo jakiego� pakunku pozostawionego przy drzwiach, czego�, co mog�o raczej obudzi� ni� u�pi� jej czujno��. Nast�pnie skoncentrowa�a si� na wyszukaniu na ulicy czego� zbyt typowego � uliczne zamiatarki czy te� kolejki na przystanku autobusowym. Zatrzymywa�a wzrok na ka�dym obiekcie, spodziewaj�c si� dostrzec jakie� ostrzegawcze symptomy. Wreszcie, stwierdziwszy z�zadowoleniem, �e nikt ich nie obserwuje, zaci�gn�a zas�on� i�przesz�a na �rodek pokoju. Odepchn�a na bok stert� starych gazet i�r�nych �mieci. Przez chwil� rozgl�da�a si� dooko�a. Rozprawki polityczne, wojskowe podr�czniki na temat broni i�materia��w wybuchowych le�a�y w�rogu pokoju, kt�ry nazywa�a bibliotek�; �ciany by�y obwieszone p�achtami dziwacznych, pisanych odr�cznie slogan�w rewolucyjnych i�plakatami gwiazd rock-and-rolla. Bezmy�lnie popatrzy�a na plan lotniska Jeffersona. Olivia nie zauwa�a�a nie�adu i�brudu, nieuniknionego w�sytuacji, gdy zbyt wielu �udzi mieszka razem w�ma�ym tanim, byle jakim lokum. W�rzeczy samej lubi�a nawet ciasnot� tego domu. Nie by�o tu miejsca na ukrywanie tajemnic, pomy�la�a. Tajemnice s� oznakami s�abo�ci. A�my wszyscy tutaj powinni�my by� dla siebie nadzy. To czyni armi� bardziej zdyscyplinowan�, a�dyscyplina oznacza si��. Unios�a p�automatyczny pistolet kaliber 45, szybkim ruchem prze�adowa�a go z�charakterystycznym szcz�kiem, kt�ry przenikn�� poranny nastr�j marazmu i�niesmaku i�natychmiast zwr�ci� uwag� pozosta�ej sz�stki. Uwielbia�a ten odg�os �wiadcz�cy, �e bro� jest gotowa do strza�u. Klasyczny d�wi�k stawiaj�cy wszystkich na baczno��. � Czas na porann� modlitw� � powiedzia�a dono�nie. W pokoju rozleg�o si� szuranie; pozostali cz�onkowie grupy si�gn�li po swoj� bro� i�sprawdzaj�c j� ustawiali si� w�ko�o na �rodku pokoju. By�y tam dwie kobiety i�czterech m�czyzn. Dw�ch z�nich mia�o w�osy do ramion i�brody; pozostali dwaj byli czarnosk�rymi, z�fryzurami w�stylu afro. Wszyscy mieli na sobie d�insowe ubrania i�wojskowe czapki. Jeden z�czarnych mia� czo�o przewi�zane jaskraw� przepask� i�w szerokim u�miechu wystawia� na pokaz z�oty z�b. Na szyi jednego z�bia�ych widnia�a czerwona szrama. Kobiety mia�y ciemne w�osy i�by�y blade. Wszyscy oni po�o�yli bro� � kilka pistolet�w, dwie dubelt�wki i�p�automatycznego browninga � na pod�odze w��rodku ko�a. Wzi�li si� za r�ce, a�Olivia zaintonowa�a: � Jeste�my now� Ameryk� � zacz�a, twardo akcentuj�c ostatni� sylab�, delektuj�c si� wypowiadanymi s�owami. � Czarnymi, br�zowymi, czerwonymi, bia�ymi, ��tymi, kobietami, m�czyznami, dzie�mi. Wszyscy jeste�my r�wni. Powstali�my z�popio��w starego �wiata. Jeste�my Brygad� Feniksa, nosicielami �wiat�a nowego spo�ecze�stwa. Wyst�pujemy przeciwko �wi�skim faszystowskim rasistowskim seksualnym archaicznym militarystycznym materialistycznym warto�ciom naszych ojc�w i�wyznaczamy nowe horyzonty. Dzisiaj mamy Dzie� Pierwszy nowego �wiata. �wiat ten wyrwiemy broni� z�przegni�ego �cierwa zje�cza�ego spo�ecze�stwa. Przysz�o�� nale�y do nas, wyznawc�w prawdziwej sprawiedliwo�ci. Jeste�my now� Ameryk�!! Ca�a grupa powt�rzy�a ch�rem: � Jeste�my now� Ameryk�! � A�przysz�o��...? � To my! � Dzisiaj mamy...? � Dzie� Pierwszy! � Kim jeste�my? � Brygad� Feniksa! � Co przynie�li�my? � Karabiny i�naboje! � A�przysz�o��...? � Nale�y do nas! � �mier� �winiom! � �mier� �winiom! Olivia unios�a wysoko sw�j pistolet i�potrz�saj�c nim nad g�ow� zawo�a�a: � Tak jest! � Tak jest! Po czym nast�pi� moment ciszy, grupa wpatrywa�a si� w�Olivi� trzymaj�c� pistolet w�g�rze. Nagle jedna z�kobiet opu�ci�a r�ce i�wyszepta�a przyt�umionym g�osem: �Przepraszam�. Gwa�townie zrobi�a krok przez stos broni i�rozerwa�a ludzkie ko�o po przeciwnej stronie. Jej klapki plaska�y o�linoleum kiedy przebiega�a korytarzem, do �azienki, gdzie zatrzasn�a za sob� drzwi. Pozostali patrzyli za ni� w�milczeniu. Pierwsza odezwa�a si� Olivia: � Hej, matematyk, lepiej zobacz, co z�twoj� cizi�. � W�jej tonie brzmia�o szyderstwo. Jeden z�brodaczy wyst�pi� z�ko�a i�pospieszy� do korytarza zatrzymuj�c si� przed drzwiami �azienki. � Meg � odezwa� si� cicho � s�yszysz mnie? Co si� sta�o? Z ty�u grupa rozesz�a si�. Bro� zebrano i�po�o�ono w�bezpieczne miejsce. W�kuchni, gdzie przyst�piono do �niadania, rozleg� si� �miech. Brodacz us�ysza� odg�os wymiot�w. � Meg, co z�tob�? � szepta� pod drzwiami. Nie zauwa�y�, �e kto� za nim stan��, i�a� wzdrygn�� si� na d�wi�k g�osu. � Matematyk, mo�e twoja cizia nie jest jeszcze gotowa? Brodaty gwa�townie odwr�ci� si�, jego g�os by� piskliwy ze zdenerwowania: � M�wi�em ci, �e b�dzie w�porz�dku. Ju� mnie o�to pyta�a�! Tak samo jej zale�y jak i�nam wszystkim. Doskonale rozumie, po co tu jeste�my. Daj wreszcie temu spok�j, Tanya! � Ty sam musisz si� oczy�ci� � kontynuowa�a Olivia stanowczym, pe�nym pogardy g�osem. � Musisz wyzby� si� starego bur�uazyjnego sposobu my�lenia i�zast�pi� go nieska�onym, rewolucyjnym p�omieniem. � M�wi�em ci, jeste�my gotowi! � My�l�, �e jeste� s�abym ogniwem, matematyk. Jeste� wci�� przepojony swoj� przestarza�� edukacj�. Wci�� jest w�tobie jeszcze troch� studencika bawi�cego si� w�rewolucj�. � S�uchaj, Tanya, ja w�nic si� nie bawi� i�chcia�bym, �eby� si� w�ko�cu ode mnie odczepi�a. Jeste�my tutaj, nie? Nie b�d� d�u�ej twoim drogocennym, pieprzonym matematykiem. Zostawi�em to wszystko za sob�. Ty jedyna przypominasz mi o�tym. Przerabiali�my to ju� par� razy i�zaczyna mnie to wkurza�. College to ju� przesz�o��. Sko�czy�em z�tym. Feniks jest tak� sam� rzeczywisto�ci� dla mnie, jak dla ciebie. Ty te� nie by�a� rewolucjonistk� przez ca�e pieprzone �ycie, dobrze o�tym wiesz. � Nie by�am � odpar�a Olivia spokojnym, �agodnym cho� gorzkim g�osem. � Kiedy� by�am �wini�. Ale ju� nie jestem. Odda�am wszystko dla ruchu. Dlatego przyj�am nowe imi� i�dlatego mog� umrze� nawet dzisiaj, i�umiera�abym szcz�liwa. A�ty? Umiera�by� szcz�liwy, matematyk? Z�czego ty zrezygnowa�e�? �winie znaj� Sundiat� i�Kwanziego, ich stare wi�zienne imiona, ale my znamy ich imiona rewolucyjne. I�oni s� sk�onni po�wi�ci� �ycie. Dot�d prze�ywali walki w�swoim getcie, ale dzisiaj chc� umrze� na wojnie. I�inni te� � Emily i�Bill Lewis � sympatyczne, zwyczajne, ameryka�skie imiona, prawda? � a�dzisiaj s� Emm� i�Che. S� prawdziwymi �o�nierzami. Nikt z�nich nie robi tego dla rozrywki. Ale wy dwoje... jeste�cie jedynymi, o�kt�rych si� martwi�. � Sko�cz t� przemow�. � To ty potrafisz tylko gada�. To, co s�yszeli�my od ciebie, to tylko gadanie. O�tym, jak to potraktowano ci� gazem, aresztowano i�pobito. A�gdzie twoje blizny, matematyk? No, zobaczymy. Masz teraz szans� zrewan�owa� si� w�walce, tylko zastanawiam si�, czy rzeczywi�cie to zrobisz. Bez tego pacyfistycznego g�wna, bez milutkiego niedzielnego obywatelskiego niepos�usze�stwa. Na wojnie! Prosili si� o�ni� i�b�d� j� mieli! � Mam zgin��, �eby pokaza�, co jestem wart? � Jak inni. Zawaha� si� � Powiedzia�am ci. Jeste�my do tego gotowi. Zrobimy to, co b�dziemy musieli. � No wi�c zobaczymy, prawda? Przekonamy si� niebawem. Olivia popatrzy�a na brodatego m�czyzn�. By�a prawie tak wysoka jak on i�mog�a spojrze� mu prosto w�oczy. Za�mia�a si� szyderczo. Zanim brodacz zdo�a� powiedzie� co� jeszcze, obr�ci�a si� na pi�cie i�znikn�a w�sypialni w�g��bi mieszkania. Ten patrzy� za ni� przez chwil� w�ciek�y na samego siebie. � My�li, �e wyst�puje na pieprzonej scenie � powiedzia� do siebie. W�my�li doda�: I�tak rzeczywi�cie jest. Ponownie odwr�ci� si� do drzwi �azienki. � Meg, co z�tob�? Us�ysza� spuszczanie wody w�toalecie i�po paru sekundach drzwi powoli si� otworzy�y. By�a blada i�roztrz�siona. � Wybacz, Duncan, zrobi�o mi si� niedobrze. To chyba nerwy. Ale nie martw si�, wszystko b�dzie jak trzeba. Powiedz mi tylko, co mam robi�. � Wzrok zwr�ci�a w�g��b korytarza, w�kierunku pokoju, w�kt�rym przed chwil� znikn�a Olivia. � Wiesz, co o�tym my�l�. Ale zrobi�, co zechcesz. � S�uchaj, wszyscy jeste�my zdenerwowani. To naprawd� wa�ny dzie�. � Nie zawiod�. � Wszystko b�dzie dobrze. S�uchaj, wi�cej w�tym gest�w ni� prawdziwego zdecydowania. I�naprawd� nikt nie ma zamiaru da� si� zabi�. Wi�c nie denerwuj si� tak. Ale ona wiedzia�a, �e to nie nerwy. �e to �ycie, p�czniej�ce w�niej, i�przez sekund� zastanawia�a si�, czy to by�a odpowiednia chwila, by mu o�tym powiedzie�. Nie, pomy�la�a, nie tu, nie teraz. Ale kiedy? Czasu by�o niewiele. Megan pog�aska�a go po policzku. � A�z tob� wszystko w�porz�dku? � Jasne, dlaczego pytasz? � Po prostu tak sobie pomy�la�am. � Dlaczego? Co mog�oby by� nie tak? Popatrzy�a na niego bez s�owa. � Niech to szlag � wyszepta� ze z�o�ci� � nie zaczynaj znowu. Ju� rozmawiali�my o�tym. Mamy to za sob�. Mam ju� dosy� tych marsz�w, tych protest�w. Do niczego nie doprowadzi�y. Pr�bowali�my, wci�� pr�bowali�my. Jedyn� rzecz�, jak� rz�dz�cy tym spo�ecze�stwem rozumiej�, jest przemoc w�ich w�asnym stylu. Trzeba uderzy� ich w�samo serce. Mo�e to co� zmieni. To jedyna droga. � Zawaha� si� i�doda�: � To jedyny rodzaj symboliki, jak� s� zdolni poj��. Dopiero na to zwr�c� uwag�. To jest konieczne. W pierwszej chwili nic nie odpowiedzia�a. Potem odezwa�a si� cicho: �