3843

Szczegóły
Tytuł 3843
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3843 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3843 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3843 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Joanna Chmielewska Babski motyw 2003 � Ty, s�uchaj � powiedzia�a ju� w progu mojego domu wracaj�ca ze s�u�bowego spotkania Martusia. � Jaka� baba le�y pod wierzb� ko�o twojego �mietnika. To �mietnik chyba, nie? Rzuci�am okiem w kierunku wierzby. �ciemnia�o si� ju� nieco. � Teoretycznie �mietnik, chocia� nie mam jeszcze umowy ze �mieciarzami. Bo co? � Bo m�wi�, baba le�y. � No to co? � To mo�e powinno si� co� zrobi�? Mo�e ona pijana? Wci�� jeszcze sens informacji do mnie nie dociera�. Z�a by�am. � No i c� takiego, �a�ujesz jej? Niech sobie wytrze�wieje w zieleni. Nikt jej tam chyba nie przejedzie? Wzd�u� le�y czy w poprzek? Martusia z roztargnieniem rozejrza�a si� po przedsionku, powiesi�a torb� na wieszaku, rzuci�a na szafeczk� stos teczek i zacz�a zmienia� w�asne obuwie na moje ranne pantofle. � Tak jako� geometrycznie zgi�ta. Ale nie, daleko nie wystaje. S�uchaj, czy ciebie to wcale nie obchodzi? Ostatecznie to jest tw�j dom, tw�j �mietnik i twoja wierzba! � Wierzbie nie zaszkodzi, w �rodku ro�nie. A co do baby... Zawaha�am si�. Gdybym nie by�a taka z�a z r�nych przyczyn, zainteresowa�abym si� z pewno�ci� normalnie, jak cz�owiek. Ale z�o�� jeszcze we mnie tkwi�a solidnie i by�am przeciwna �wiatu, babie, a nawet w�asnej wierzbie, kt�ra, jak B�g na niebie, �adnych z�o�liwo�ci nigdy mi nie robi�a. No, poza tym, �e raz spr�bowa�a waln�� mnie w oko, tu jednak�e zawini�am raczej ja. Martusia niezdecydowanie utkwi�a w progu kuchni. � A mo�e by� j� chocia� posz�a zobaczy�? Bo potem b�dzie, �e ja mam jakie� zwidy albo co. Gdyby le�a�a u mnie, przynajmniej wyjrza�abym przez okno. � Przez moje okno tamtego miejsca nie wida�. No dobrze, mog� spojrze�... I nagle o�ywi�am si�. � Czekaj, zrobi� jej fotografi�! Na wszelki wypadek. �eby nie by�o, �e te� lataj� po mnie zwidy, a poza tym dosy� mam ju� tego zajmowania parkingu pod moim ogrodzeniem! Gdzie aparat...? Obie wysz�y�my na zewn�trz w rannych pantoflach, na szcz�cie by�o sucho, a �mietnik znajdowa� si� o dziesi�� metr�w od furtki. Aparat fotograficzny otworzy�am po drodze. Rzeczywi�cie, pod drzwiczkami mojego �mietnika le�a�a troch� skulona posta� ludzka, robi�ca wra�enie kobiety. W czarnych spodniach, czeg� te baby tak uporczywie nosz� spodnie...? Wpad�y w sza� na tle emancypacji, niech im b�dzie, chc� rz�dzi�, te� niech im b�dzie, ale do rz�dzenia wszak s�u�y ca�kiem inna cz�� cia�a, nie ta od spodni, mog�yby rz�dzi� i w kieckach... Rude w�osy zas�ania�y jej twarz, a spod spodni wystawa�y pantofle na wysokich obcasach, a...! To st�d wra�enie kobiety, w�osy o niczym nie �wiadcz�, ale na takich obcasach m�czy�ni jeszcze nie chodz�. Chwali� Boga, nie potrafi�, dobre i tyle... Zrobi�am dwa zdj�cia, b�yskaj�c fleszem, po czym, z du�ym oporem, zgodzi�am si� pomy�le�. Martusia sta�a za moimi plecami. � Ona jako� �le wygl�da, wiesz? � zakomunikowa�a z niesmakiem. � Je�li jest chora, b�dziemy robi� za nieludzkie potwory. � Je�li nie jest przest�pczyni�, humanitaryzm w stosunku do niej nie obowi�zuje ani nas, ani nikogo � odpar�am zimno. � Tylko z�oczy�c� w tym kraju nale�y oszcz�dza�, chroni� i ratowa�. Mog� gdzie� zadzwoni�, o ile ta parszywa kom�rka z czymkolwiek mnie po��czy. Musia�a� j� zobaczy�? � Nie � wyzna�a Martusia natychmiast. � Ale jako� wpad�a mi w oko i z ciekawo�ci podesz�am... � A ma�o �e wierzba zwisa, to jeszcze zielskiem przykryta. To pio�un i lebioda, sama je wyrwa�am z tej g�rki piasku, kt�r� widzisz, piasek m�j, i wcale nie piasek, tylko tak zwana ogrodnicza ziemia. � I przykry�a� j�...? � Kogo? T� ziemi�? � Nie. T� facetk�. � Naprawd� my�lisz, �e ona tu le�y od trzech tygodni? Zielska wyrwa�am trzy tygodnie temu! Widzisz przecie�, �e suche! � Ja si� nie znam na zielskach � westchn�a Martusia �a�o�nie. � Ale masz racj�, �e zas�aniaj�. Troch�. Sta�y�my przez chwil�, wpatrzone w le��c� posta�. � Tadeusz dzisiaj b�dzie? � spyta�a nagle Martusia. � B�dzie, cholera, ale p�no, ju� by� i pojecha�, dlatego jestem w�ciek�a, drugi raz musz� autoryzowa� krety�stwa. Witek te� b�dzie, czego on mi truje alarmami, czy tych rzeczy oni nie potrafi� za�atwi� beze mnie...?! � Przecie� to ty musisz zap�aci�! � No to zap�ac�, czy� ty widzia�a, �ebym ja dzie� w dzie� �ar�a kawior, ba�anty w maladze i ostrygi...?! � Ostrygi widzia�am... � Przecie� nie tu! We Francji! Nad Atlantykiem! Tam s� ta�sze ni� kartofle!!! � S�, s�, z pewno�ci� � zgodzi�a si� Martusia po�piesznie � ale co to ma do rzeczy? � A to, �e na �arcie nie wydaj�! Futro u mnie widzia�a�?! � Nie wiem, czy t� kurteczk� mo�na nazwa� futrem... � Po kosmetyczkach nie latam, odzie� mam w nosie, na bi�uteri� kicham, dzikich ryk�w muzyki r�banej za pr�g domu nie wpuszcz�, p� litra w�dki stoi u mnie trzy lata, a szampan le�y od zesz�ego roku! To na co ja mam wydawa� pieni�dze...?! � Piwo... � podsun�a Martusia nie�mia�o. � Zg�upia�a�? Ile tego piwa? Trzy cysterny?! I gdzie je zmieszcz�? Ono mi w og�le szkodzi, bez ciebie prawie do ust nie bior�! No dobrze, wino � ugi�am si� nagle. � Owszem, drogie, ale gdybym tr�bi�a flach� dziennie, sta�aby� teraz nad moim grobem, dawno by� sta�a, bo te� nadmiar mi szkodzi. To co, oni naprawd� maj� obawy, �e znienacka po�a�uj� na cholerne alarmy?! � I na co ci w�a�ciwie alarmy, skoro rzeczywi�cie tych rzeczy dla z�odziei prawie wcale nie masz...? � Bo z�odzieje g�upie � wyja�ni�am ponuro. � My�l�, �e mam, mo�liwe, �e normalna baba by mia�a. Za to mam komputer z zawarto�ci�, dla nich do bani, a dla mnie reszta �ycia. Na t� idiotyczn� sta�� dyskietk� nie umiem nagrywa�, to znaczy umiem, ale zapominam, jak to si� robi, i nie mam do tego cierpliwo�ci. No i samoch�d, �eby to piorun trafi�, czego oni si� tak czepiaj� akurat moich samochod�w...? � B�dziemy tutaj i w tej chwili...? Sta�y�my ca�y czas na utwardzonym kawa�ku �wirku pod moim ogrodzeniem, o dwa metry od le��cej przy �mietniku postaci, zapomniawszy prawie, dlaczego tu stoimy. Zreflektowa�am si�. � My�lisz, �e ona jest �ywa? � spyta�am podejrzliwie, rzucaj�c okiem na posta�. � Bo nie wiem, gdzie dzwoni�, policja czy pogotowie? � Nie b�d� sprawdza� za skarby �wiata! � zarzek�a si� Martusia gwa�townie. � Chcesz, to j� macaj sama... � Nie chc�. � To tam zadzwo�, z czym ci� po��czy. Tu musimy czeka� czy mo�emy w domu? � Telefon le�y w domu, co rozstrzyga spraw�. A propos, jak za�atwi�a�...? W kuchni nast�pi� dalszy ci�g programu. Moja kom�rka mia�a jako tako mo�liwy zasi�g albo w kuchni, albo na tarasiku przed domem z drugiej strony, ale na tarasiku czeka�y dzikie koty, kt�re ka�de moje wyj�cie na zewn�trz traktowa�y jak ukazanie si� kelnera z tac� w doskona�ej restauracji. Nie mia�am teraz g�owy do kot�w, zamierza�am nakarmi� je p�niej, wola�am kuchni�, Martusia za�, kt�ra przyjecha�a z Krakowa na dwa dni w celu za�atwienia spraw s�u�bowych, zg�odnia�a nieco po emocjach i obs�u�y�a si� sama, przyrz�dzaj�c sobie posi�ek, z�o�ony z bobu i kawal�tka nogi uduszonego kurczaka. Nie�mia�o b�kn�a co� o sa�acie, ale sa�aty nie by�o i z warzyw poradzi�am jej plasterek cytrynki. Dzwoni�am pod numery alarmowe na zmian�, a� w ko�cu po��czy�o mnie z policj�. Przedstawi�am si� grzecznie i powiedzia�am: � Przykro mi, �e ci�gle pa�stwu truj�, ale pogotowie mi si� roz��cza, a pod moim domem le�y jaka� obca osoba, p�ci prawdopodobnie �e�skiej, nie wiem w jakim stanie, i licz� na to, �e policja sprowadzi tak�e lekarza. Tu nie ma stacjonarnych telefon�w, wi�c zr�bcie co�, bo mo�e trzeba szybko. M�j numer kom�rki ma chyba ca�a policja w Warszawie... Przez ten czas Martusia powiedzia�a: � O kurcz�, jaki dobry b�b! �wietny kurczak! Wiesz, �e na zimno z cytryn� to ca�kiem niez�y pomys�...? Mog� sobie wzi�� piwo...? Wi�c s�uchaj, to prawie cud, sama sobie nie wierz�, zostawi�am im scenopis, omawiali�my go nawet, wejd� w to, podpisanie umowy przewiduj� na przysz�y tydzie�, gdzie ten Tadeusz cholerny, niech on tego dopilnuje, przecie� i ciebie to dotyczy, ja przyjad�, je�li ci to nie przeszkadza... Zwa�ywszy, i� wszystko m�wi�a z przerwami, na ostatnie zdanie mog�am odpowiedzie�. � Nawet si� bardzo uciesz�, bo ty o poranku jeste� jak skowronek. Um�wi� ci� z weterynarzem i z�apiecie chocia� jednego kota. Martusia omal si� nie zad�awi�a. � Ty kota masz...? � Trzyna�cie, �ci�le bior�c, ale dwa nie wchodz� w rachub�. Cztery ju� za�atwione, nie, pi��, wi�c zostaje osiem, z czego jeden pilny. Nie, �le m�wi�, sze��. Chocia� nie wiem, czy nie siedem, bo tak prawd� m�wi�c, nie mog� si� ich doliczy� i liczba jest zmienna. Ale t� jedn� sztuk� trzeba z�apa� koniecznie. Martusia z lekkim wysi�kiem prze�kn�a ostatni kawa�ek kurczaka i podnios�a si� ze sto�ka. Siedzia�a przedtem bardzo niewygodnie, jako� tak bokiem, jedz�c, nie wiadomo dlaczego, przy bufecie kuchennym, zamiast przy normalnym stole. � I z t� jedn� sztuk� co zamierzasz zrobi�? � spyta�a ostro�nie, wstawiaj�c talerzyk do zlewozmywaka. � Przyrz�dzi�...? � Nie pchaj tego do zlewu, tu jest zmywarka. Ubezp�odni�, o ile oka�e si� kotk�. Inaczej w przysz�ym roku mia�abym tu sto czterdzie�ci osiem kot�w, policzy�am. A ma�ych koci�t topi� nie b�d�, pr�dzej si� sama utopi�, wi�c trzeba to za�atwi� operacyjnie, pod narkoz�. � A dlaczego sama nie z�apiesz? � Bo mnie si� ju� nie boj� i nie mog� zawie�� ich zaufania... Kwesti� kot�w zaj�y�my si� tak, �e o babie pod �mietnikiem zapomnia�y�my kompletnie i wizyta policji ogromnie nas zaskoczy�a. Nagle pojawi�o si� ich trzech, w tym znajomy prawdopodobnie komisarz, uparcie nie mog�am po�apa� si� w ich szar�ach, bo zbyt d�ugo przywyka�am do sier�ant�w, porucznik�w, kapitan�w, major�w i pu�kownik�w. W dodatku pojawiali si� po cywilnemu, co tym bardziej zaciemnia�o spraw�. Ale mia�am wra�enie, �e to komisarz, za�atwia� ju� ze mn� par� drobnostek z racji niezwyk�ego upodobania z�odziei do mojego samochodu. Jakby innych toyot na �wiecie nie by�o...! � Zaraz przyjedzie ekipa � rzek� na powitanie. � Kto j� znalaz�? Kt�ra� z pa�? � Przejd�my mo�e tam � zaproponowa�am, wskazuj�c pok�j. � Tu nie ma gdzie usi���, a ja nie umiem rozmawia� na stoj�co. � Tu nie by�o co znajdywa�, wystarczy�o spojrze� � odpar�a r�wnocze�nie Martusia. � Le�y niby pod ga��ziami, ale w�a�ciwie na wierzchu. � No dobrze, to kt�ra z pa� spojrza�a? Martusia przyzna�a si�, �e ona. Usiedli�my przy stole, stanowi�cym jadalni�, chocia� komisarz ostrzeg�, �e na razie rozmowy nie b�dzie, wy��cznie wst�pne wyja�nienia, protok� napisze si� odrobin� p�niej. � Kiedy pani j� dostrzeg�a? � No, kiedy...? Jak przyjecha�am, nie? Od razu zacz�a� dzwoni�... � Nie od razu � sprostowa�am. � Najpierw wysz�y�my popatrze�, a potem kot�owa�am si� z t� kom�rk� co najmniej dziesi�� minut. Wychodzi, �e jakie�... Co ja za brednie m�wi�, �adne jakie�, zegarek mia�am przed nosem, sprawdza�am godzin�, bo czeka�am na ciebie, widzia�am, jak podje�d�a�a�, by�a dok�adnie siedemnasta czterdzie�ci osiem, to znaczy siedemnasta czterdzie�ci dwie, bo on si� �pieszy sze�� minut. Wi�c zobaczy�a� j� o siedemnastej czterdzie�ci dwie i p�. � Dlaczego p�? � zainteresowa�a si� Martusia. � Bo nie rzuci�a� si� przecie� ku niej w jednej sekundzie i nie wysiada�a� wyj�tkowo �lamazarnie, tylko zwyczajnie. Zamkn�a� samoch�d, podesz�a�... Licz� na to p� minuty. Komisarz chyba zgadza� si� ze mn�, bo kiwa� g�ow�. � Rusza�y tam panie co�? Dotyka�y? � Nic kompletnie, �adna z nas � zapewni�am go stanowczo. � Co jej w�a�ciwie jest? Chora, pijana, nie�ywa? � Nie�ywa. � Jezus Mario! � j�kn�a Martusia ze zgroz�. � I my�my tam sta�y nad trupem i rozwa�a�y... Co�my w�a�ciwie rozwa�a�y? � Nie mam poj�cia. A, nie, wiem! O tych alarmach. I kto ma jeszcze dzi� przyjecha�... � Bo�e jedyny, mo�e ona w�a�nie przez ten czas umar�a?! Co za �winie jeste�my! Zdenerwowa�am si� troch�. � Nie strasz mnie! Nie mog�a tak umrze� akurat w tamtej chwili, na naszych oczach! Nieruchomo le�a�a, ani drgn�a! Komisarz zlitowa� si� nad nami. � Umar�a wcze�niej. Lekarz stwierdzi dok�adnie, ale chyba z godzin� temu, a mo�e i wi�cej. Od kiedy tam le�a�a, panie wiedz�? � Nie � odpar�am ponuro. � Jak wyje�d�a�am, jeszcze nie le�a�a � stwierdzi�a Martusia energicznie. � Rozejrza�am si�, patrzy�am, gdzie r�wniej, �eby wykr�ci�.. � O kt�rej to by�o? � Jedenasta dwadzie�cia � powiedzia�am. � Um�wiona by�a� na dwunast� i m�wi�am, �e jedziesz za wcze�nie! � No i by�am za wcze�nie, ale na dobre mi wysz�o... � A pani jej nie widzia�a? � zwr�ci� si� komisarz do mnie. � Nie wychodzi�am za furtk�, a od �rodka nie wida�, bo wierzba zas�ania. W og�le siedzia�am w �rodku domu, przy komputerze, i tylko czasem robi�am co� w kuchni. Ale, zaraz! Tu si� pl�ta�y r�ne osoby! Z kuchni widzia�am, chodzi� facet i roznosi� jakie� reklamy, pewnie mam w skrzynce listowej, poza tym by� pan Ryszard, przyni�s� mi pieczywko i �arcie dla kot�w, poza tym kto� lata� dooko�a domu s�siada, tu obok, z prawej strony. Wi�cej nie wiem, nie zwraca�am uwagi. � To niech pani sobie na razie przypomni i najlepiej zapisze, kiedy i kogo pani widzia�a. Ja p�niej sporz�dz� protok�. Nied�ugo, za jakie� p� godziny... Dopiero kiedy poszed�, przysz�o nam na my�l, �e nawet nie spyta�y�my, na co facetka umar�a. Na galopuj�cy zawa�? Otru�a si�, przysz�a pope�ni� samob�jstwo akurat pod moim �mietnikiem? Zabi� j� kto�...? Nie dowiedzia�y�my si� tak�e, kim by�a! � S�uchaj, mo�e to kto� znajomy? � spyta�a Martusia niespokojnie, obserwuj�c zorganizowane zamieszanie za bram�. � Nie by�o wida� twarzy. � Ale w�osy. Nie znam ani jednej osoby z takimi d�ugimi rudymi w�osami. Czarne, to owszem, rudych jako� nie. � Ale pi�kny kolor mia�a. Co oni robi�? Bior� j� do suki? � To nie suka. Karetka do przewo�enia zw�ok. Martusi� nagle trzepn�o. � Bo�e, jaki cudny pies! � zachwyci�a si�. � Popatrz, popatrz! Super! Nie musia�a mnie zach�ca� do patrzenia. � Ka�� mu wyw�szy� �lady. Mam nadziej�, �e nie wyw�szy niczego w moim ogrodzie i nie wda si� w wojn� z kotami... Och, nieszcz�sny! Przyjecha�a samochodem! � Sk�d wiesz? � No przecie� widzisz, jak si� zachowuje! Musz� zobaczy� z bliska! Wypad�am z domu i uczepi�am si� bramy. Ostatecznie, znajdowa�am si� na w�asnym terenie i tkwi� przy bramie mia�am prawo. Martusia pop�dzi�a za mn�. Pies by� rzeczywi�cie przecudowny. Pomijaj�c urod�, idealnie wytresowany, spokojny, a zarazem skupiony, gorliwy i ch�tny do pracy. O swoich odkryciach informowa� tak, �e najlepszy �wok m�g� zrozumie�. � I bez policji zgaduj�, jak by�o � powiadomi�am j�. � Patrz, gdzie doprowadzi�. Wysiad�a przed s�siadem, posz�a w moim kierunku i przy �mietniku pad�a trupem, kroku wi�cej ku furtce nie zrobi�a. � Sk�d wiesz? � No przecie� sama widzisz, co ten pies pokazuje. Taki pies to czyste z�oto, elektronik� mo�esz wy��czy�, psa nie oszukasz. Zdaje si�, �e zdejmuje ze mnie podejrzenie, jakobym go�ci�a j� u siebie, zabi�a i wynios�a na �mietnik... � Szczeg�lnie, �e nie masz jeszcze umowy ze �mieciarzami � przypomnia�a Martusia z trosk�. W�ciek�o��, kt�ra zel�a�a troch� pod wp�ywem sensacyjnego wydarzenia, ogarn�a mnie na nowo, kiedy wr�ci�y�my do domu. Zarazem przypomnia�am sobie, co by�o g��wnym jej �r�d�em. � No i masz, nast�pna punktualna � powiedzia�am ze z�o�ci�. � Uczepi�a si� mnie kt�ra� dziennikarka, wywiad i wywiad, mia�a przyj�� o wp� do czwartej albo ko�o trzeciej, chocia� wy�giwa�am si� jak mog�am, w dodatku z fotoreporterem, i prosz� bardzo, do tej pory jej nie ma. I po choler� ja si� tu pindrz�, m�cz� w peruce, zbijam si� z tematu, a w dodatku nie wiem, o co jej chodzi�o. � Z kt�rego czasopisma? � zainteresowa�a si� Martusia. � A bo ja wiem? Zapomnia�am zapyta�, bo wcale nie chcia�am, zdaje si�, �e wymy�li�a co�, czego nie cierpi�. Ju� chyba nie przyjdzie, a nawet je�li przyjdzie, nie zamierzam z ni� gada�. Na �adne gadanie rzeczywi�cie nie by�o szans, poniewa� komisarz dotrzyma� obietnicy i przyszed� sporz�dza� protok�. Usadzi�am go przy stole. � Powinni�my w�a�ciwie rozmawia� w pracowni, ale tam si� susz� ro�linki i nie ma miejsca � wyja�ni�am. � Do pracowni wygonimy osoby, kt�re przyjd� lada chwila i mog�yby przeszkadza�, a tu, prosz� bardzo, st� wolny, mo�e pan pisa� ca�� powie��. � Kto przyjdzie? � spyta� nieco podejrzliwie. � M�j plenipotent i m�j siostrzeniec. Musimy z nimi poza�atwia� rozmaite sprawy s�u�bowe. � Mog� tak�e i�� do salonu � zaproponowa�a Martusia. � B�d� pods�uchiwa�, ale tajemnic do ukrywania chyba �adnych nie mamy? � Je�li nawet, to akurat nie w tej kwestii... � Panie pozwol� dowody osobiste � poprosi� grzecznie komisarz i spojrza� na Martusi�. � Pani tu mieszka? � Niestety, nie. Mieszkam w Krakowie. Przyjecha�am wczoraj, na dwa dni, bo by�am um�wiona w filmie i w telewizji. Pojutrze rano wyjad�. Gapi�y�my si� w niego niczym sroka w gnat, kiedy spisywa� sobie nasze dane osobowe. Sko�czy� z personaliami i przyst�pi� do pyta�. � Czy zna pani Barbar� Borkowsk�? � zwr�ci� si� do mnie znienacka. � Nie � odpar�am bez namys�u. � Nawet si� nie musz� zastanawia�. Borkowskich w rodzinie mia�am dwie, ka�d� oddzielnie, �ci�le bior�c, w dw�ch rodzinach, panie�skie nazwiska, nie mia�y ze sob� nic wsp�lnego i od dawna nie �yj�. �ywej Borkowskiej nie znam �adnej. To ta nieboszczka spod wierzby? � Sk�d pani... � zacz�� i zreflektowa� si�. � O, nie b�d� kr�ci�, bo i tak si� pani domy�li. Owszem, ta nieboszczka. � A ja jedn� Borkowsk� znam! � oznajmi�a Martusia z triumfem. � Ale nie Barbar�, tylko Lucyn�, i nie tu ani w Krakowie, tylko w Zamo�ciu. Ma sklep warzywniczy. To nie ona tu le�a�a z pewno�ci�, rozpozna�abym j�, jest potwornie gruba. I nie ruda. � Bardzo dobrze � pochwali� komisarz informacj�, nie wiadomo dlaczego. � Czy ma pani bro� paln�? Martusia zach�ysn�a si� piwem. � Niech pan mnie tak nie zaskakuje � poprosi�a. � Nie mam i nie chc� mie�, ja si� boj� broni palnej! � Ja chc�, ale te� nie mam � wyzna�am z �alem i nagle o�ywi�am si� nadziej�. � A mo�e pan mi nie uwierzy? I zrobicie u mnie rewizj�? Takie porz�dne, rzetelne przeszukanie? � Zwariowa�a�, na co ci przeszukanie? � zgorszy�a si� Martusia. � Jak to, na co? Mo�e przy okazji znajd� czerwony grzebie� ze szpikulcem? � A, grzebie�... Rozumiem. Jeszcze go nie znalaz�a� od zesz�ego roku? � Nie. Nie mia�am kiedy szuka�. Komisarz przygl�da� si� nam z rosn�cym zainteresowaniem. � Ca�y czas by�a pani dzi� w domu? � zwr�ci� si� zn�w do mnie. � Poza chwilowymi pobytami w ogr�dku, ca�y. � I nic pani nie s�ysza�a? Zdezorientowa� mnie doszcz�tnie. � Jakie nic...? Nie og�uch�am przecie�! Radio gra�o, s�ysza�am doskonale, koty miaucza�y, jak wysz�am z puszk�, gong u furtki s�ysza�am... Co jeszcze mia�am s�ysze�? � Huk, na przyk�ad. Albo warkot samochod�w. � W pracowni samochod�w nie s�ycha�, chyba �e budowlane. Ale przez ostatnie par� dni ta budowa naprzeciwko stoi i nie je�d��. Huku �adnego nie by�o. A, rozumiem! T� facetk� kto� zastrzeli�? Martusia z miejsca okaza�a sceptycyzm. � A sk�d ty wiesz, �e kto�, mo�e ona tak sama siebie? Samob�jczyni? � No co� ty, pod moim �mietnikiem...?! � Pod wierzb� p�acz�c�. � Wszystko jedno. Gdyby sama siebie, znale�liby pistolet i ten pan nie pyta�by nas o bro� paln�. Trudno chyba przypuszcza�, �e wesz�a, poprosi�a o po�yczenie, r�bn�a w siebie i potem co? Przerzuci�a mi z powrotem przez ogrodzenie? Pies powiedzia�, �e nas tam przy niej nie by�o! Komisarz wytrzymywa� to wszystko, wzdychaj�c tylko od czasu do czasu. Spr�bowa�am si� skupi�, bo w ko�cu wydarzenie mnie interesowa�o, a nabra�am obaw, �e, zraziwszy do siebie w�adze �ledcze, niczego si� wi�cej nie dowiem. � Zaraz, chwileczk�. Kto tutaj by� ostatni...? Witek... � Witek dopiero ma by� � przypomnia�a mi z nagan� Martusia. � Ale ju� raz by�. Przylecia� o wp� do trzeciej i zaraz polecia�, wiem, �e o wp� do trzeciej, bo my�la�am, �e to ta na wywiad, spojrza�am na zegarek... � I Tadeusz by�. � Tadeusz by� wcze�niej, zaraz po twoim odje�dzie. Witek by� o wp� do trzeciej i nic nie m�wi�, �eby co� le�a�o, potem ju� tylko czeka�am na ciebie. Czyli jak�� Barbar� Borkowsk� kto� r�bn�� z broni palnej pomi�dzy czternast� czterdzie�ci pi��, a siedemnast� trzydzie�ci, przyjechawszy tu z ni� samochodem. Nie pytaj mnie g�upio, sk�d wiem, bo sama widzia�a�, pies j� wyw�szy� na ma�ym kawa�ku, wi�c z czego� wysiad�a, a potem to co� samo nie odjecha�o. Przyjecha� z ni� zab�jca, bo osoba niewinna od razu podnios�aby krzyk i w pi�� minut zawiadomi�a policj�. Albo usi�owa�aby j� ratowa�. Pistolet mia� z t�umikiem, inaczej nie ma si�y, huk bym us�ysza�a, chocia� mog�am nie zwr�ci� uwagi. Wi�cej nie wiem i nie wymy�l�. � Ca�kiem wystarczy � powiedzia� komisarz pot�piaj�co. � Ja tu nie przyszed�em po to, �eby pani prowadzi�a dochodzenie, tylko po odpowiedzi na pytania. Czy ten pani �mietnik by� zamkni�ty? W tym momencie zad�wi�cza� gong od furtki i zaraz potem szcz�kn�y drzwi. � Pan Tadeusz � powiedzia�am. � Wszystko otwarte, ale on dzwoni z grzeczno�ci. Martusia, zajmij go czym� chwilowo. � Nie ma obawy! � zapewni�a Martusia, zrywaj�c si� z miejsca. � Od razu mu powiem o tej umowie z telewizj�... � Kto to jest pan Tadeusz? � spyta� komisarz. � M�j plenipotent, agent i ofiara. Zn�cam si� nad nim i wykorzystuj� go prawie wszechstronnie, z bardzo s�abymi wyrzutami sumienia. Pan Tadeusz ju� wchodzi�, pr�buj�c wyg�osi� jakie� uprzejme wyrazy, co zosta�o mu uniemo�liwione. Wszyscy odezwali si� do niego r�wnocze�nie, Martusia jednak by�a najbli�ej i jej s�owa wybi�y si� z t�oku. � Tadeusz, znasz jak�� Barbar� Borkowsk�? � Barbar� Borkowsk�? � zastanowi� si� pan Tadeusz odruchowo. � Zdaje si�, �e jest taka dziennikarka... Zajmuje si� chyba jakimi� prawniczymi historiami, osobi�cie si� z ni� nie zetkn��em, ale obi�o mi si� o uszy, �e to raczej nieciekawa posta�... Zwr�ci�a si� do pani o wywiad? � Tego nie wiem, ale chyba nie � odpar�am niepewnie, nie ruszaj�c si� od sto�u. � Kto� tu mia� przyjecha�, mimo moich protest�w. Jest nachalna i bezczelna? � Podobno niekiedy tak, w spos�b wr�cz ordynarny... � A, to mo�e i ona. Pan przecie� wie, �e ja nie zapisuj�... � I r�bn�a� j�, bo si� pcha�a na chama! � ucieszy�a si� �ywiutko Martusia. � Martusia, policja tu siedzi...! � Czy co� si� sta�o? � zdenerwowa� si� z miejsca pan Tadeusz. � Zn�w jakie� w�amanie do pani...? � Ach, nie, sk�d! Tylko zw�oki. � Tu, w domu...?! � Nie. Za ogrodzeniem, pod wierzb�. O, cholera! � zwr�ci�am si� z nag�ym niepokojem do komisarza. � Pan ma racj�, mog�am j� zastrzeli� od �rodka, przez pr�ty. No nie, teraz ju� naprawd� musicie poszuka� u mnie tej broni palnej! Chyba �e stwierdzicie naukowo kierunek strza�u, miejsce i mo�liwo�ci mojego �mietnika. Ch�tnie wezm� w tym udzia�, je�li trzeba. Pan Tadeusz, nie maj�cy poj�cia, co w�a�ciwie zasz�o, natychmiast za��da� uczestnictwa w ewentualnej wizji lokalnej. Jest moim plenipotentem, nie pozwoli na �adne moje wyg�upy i nie dopu�ci do szykan, ma obowi�zek chroni� moje interesy! � Ona nie b�dzie szykanowa� policji, ona ich lubi � pocieszy�a go szybko Martusia. Komisarz przez ca�y czas zachowywa� filozoficzny spok�j. Przed sob� mia� protok�, wi�c nie musia� przypomina� sobie, na czym stan��. Twardo kontynuowa� dzia�alno�� s�u�bow�. � Pyta�em pani�, czy ten �mietnik by� zamkni�ty od zewn�trz i od wewn�trz. I od kiedy? � Od zewn�trz zamkni�ty. Sprawdzi�am to z pustej ciekawo�ci trzy tygodnie temu, jak wyrywa�am zielsko. Od wewn�trz nie wiem, tam wierzba przeszkadza. I nie mam poj�cia od kiedy, pewnie od zawsze. � Niemo�liwe. W �rodku co� le�y. � Ale chyba nie drugie zw�oki? � zainteresowa�a si� nieufnie Martusia. � Nie � zapewni�am j�. � Nic nie �mierdzi. A je�li s�siad zezna panu, �e przed miesi�cem z hakiem co� u mnie okropnie �mierdzia�o, od razu panu powiem, �e to by� krowiak. Dopiero po dw�ch dniach zosta� przykryty ziemi�. Mam na to �wiadk�w. � Bardzo dobrze. A gdzie s� klucze od tego �mietnika? Bo zamki widzia�em. Stropi�am si� nieco. Majaczy�o mi si�, �e zaraz po obj�ciu domu w posiadanie rozmaite klucze ogl�da�am, by�y mi pokazywane, nawet jakie� plakietki przy nich wisia�y, ale co z nimi zrobi�am, B�g raczy wiedzie�. Niew�tpliwie po�o�y�am je tak, �eby �atwo znale��, dzi�ki czemu zapewne przepad�y na zawsze. � Ot� nie wiem � wyzna�am ze skruch�. � Mo�liwe, �e znajduj� si� gdzie� w kuchni. Je�li pan sobie �yczy, mo�emy zaraz poszuka�, ale za skutek nie r�cz�. � Pani Joanno, to jest powa�na sprawa! � zdenerwowa� si� pan Tadeusz, powoduj�c tym �yczliwy b�ysk oka komisarza. Ujawnia�a si� w owym b�ysku chyba nawet odrobina wdzi�czno�ci. � Pani nie mo�e tego tak lekkomy�lnie traktowa�, dosta�a pani przecie� wszystkie klucze! Albo mo�e ma je pan Ryszard...? � Mo�e i ma � zgodzi�am si�. � A jak pan chce, prosz� bardzo, niech pan przeszuka kuchni�. Ponadto m�g�by pan otworzy� butelk� wina i w og�le usi��� normalnie, a nie tak nam sta� nad g�owami. � Albo mo�e p�jdziemy do pracowni i ja ci wszystko opowiem o tej umowie z filmem � podsun�a mu zach�caj�co Martusia. � Mam od nich propozycje, ale sama ich nie rozwa��, bo to i Joanny dotyczy. Ale chyba wypali. No...? Pan Tadeusz przez chwil� silnie kojarzy� si� z cz�owiekiem, kt�ry dziarsko podtrzymuje dwa wal�ce si� drzewa i ma wielk� nadziej� uchwyci� i trzecie. Jednak�e, jako istota pracuj�ca g��wnie umys�em, b�yskawicznie wybrn�� z sytuacji. � Mo�e jednak najpierw za�atwimy sprawy z panem... � Komisarzem � podpowiedzia�am lito�ciwie. � ...z panem komisarzem, a potem zajmiemy si� innymi kwestiami. Pani Joanno, ja zadzwoni� do pana Ryszarda i spytam o klucze... � Z kuchni! � sykn�am. � Na tarasiku siedz� koty! � Kto to jest pan Ryszard? � spyta� komisarz cierpliwie. � Niech si� pan z g�ry nastawi na ca�� ksi��k� telefoniczn� � poradzi�a mu �yczliwie Martusia. � Tak� osobow�, kt�rej w og�le nie ma. � M�j wykonawca � odpowiedzia�am r�wnocze�nie. � Mo�na powiedzie�, m�odszy kolega po moim niezmiernie odleg�ym fachu, istny anio�. Nie do��, �e wybudowa� mi dom, to jeszcze si� mn� opiekuje i dba o wszystko znacznie porz�dniej ni� ja. Nie chc� tego specjalnie podkre�la�, ale sam pan chyba widzi, �e ma pan do czynienia z kretynk�, kt�rej luzem zostawia� nie mo�na. � �eby tylko takie kretynki chodzi�y po �wiecie! � westchn�� komisarz grzecznie. � Wracaj�c do tematu, stwierdza pani, �e �mietnik by� zamkni�ty. Ponadto, cofnijmy si�, istnieje mo�liwo��, �e Barbara Borkowska by�a dzi� z pani� um�wiona? � Co nie przeszkadza, �e uparcie jej nie znam � powiedzia�am z irytacj� i podnios�am si� wreszcie od sto�u. � Niech pan zaczeka, p�jd� znale�� papierek, mo�e tam co� zapisa�am. Ma�e �wistki poniewiera�y si� na kuchennym stoliku, dooko�a podp�rki na ksi��ki, kt�re z regu�y czyta�am przy jedzeniu. Przyzwyczajenie podobno naganne, ale, zwa�ywszy, i� czyni�am to od blisko p� wieku i nie dosta�am ani wrzod�w �o��dka, ani raka, ani bulimii, ani anoreksji, ani �adnych dolegliwo�ci w�troby, ani w og�le niczego, dla mnie akurat najwidoczniej nieszkodliwe. Kom�rka le�a�a obok, o ile kto� trafia� na chwile moich posi�k�w, notatki robi�am na tym, co mia�am pod r�k�. Malutkie kartki z notesika. Pan Tadeusz tkwi� ze swoj� kom�rk� w oknie kuchennym, mog�am zatem bez przeszk�d przeszuka� st�. Znalaz�am w�a�ciwy �wistek. � Prosz� bardzo � powiedzia�am z triumfem, wracaj�c do cz�ci jadalnej. � Jest! Pi�tnasta, wywiad, ze znakiem zapytania, bo wcale nie by�am pewna, czy tego wywiadu udziel�. Nie chcia�am, baba si� upar�a. Musia�a poda� nazwisko, bo pod spodem jest gryzmo�, nie do odczytania, ale dwa razy wyst�puje w nim du�a litera B. Gdyby nie by�o gadania o Borkowskiej, uwa�a�abym, �e to raczej Borzycka, Brzezi�ska albo co� ko�o tego. I fot, znaczy, mia�a przyjecha� z fotoreporterem, co mnie zgniewa�o dodatkowo. No wi�c mo�liwe, �e jecha�a do mnie i szlag j� trafi� po drodze. Komisarz z uwag� obejrza� �wistek. � A to wcze�niej? Wy�ej...? � A, nie, to zakupy. Melon, widzi pan, koty i kryszta�, znaczy kocie �arcie i p�yn do p�ukania naczy�. Pan Ryszard mi to w�a�nie przywi�z� o poranku. � Pani pozwoli, �e ja to za��cz� do protok�u? � Je�li z drugiej strony nic nie ma... Nic nie by�o, wi�c skwapliwie wyrazi�am zgod� na za��czenie. Gdybym nie wyrazi�a, te� by pewnie za��czy�. Z kuchni wr�ci� pan Tadeusz. � Ma pani po dwa egzemplarze kluczyk�w do �mietnika, pan Ryszard ma trzeci komplet, pani kluczyki le�� albo na bufecie obok mikrofal�wki, albo na tym regale w k�cie. Maj� plakietk�. Czy trzeba je znale��? Komisarz zastanawia� si� przez chwil�. � Tak � zdecydowa� i podni�s� si� z krzes�a. � Ale pozwoli pan, �e poszukamy razem. W progu kuchni zatrzyma� si� i popatrzy� na mnie. � O ile znam pani� i wiem o pani cokolwiek, Jestem pewien, �e sama pani to zgadnie. Wi�c wol� powiedzie�, a wszystkich pa�stwa prosz� o dyskrecj�. Trzeba pani� wyeliminowa�, co, obawiam si�, wcale nie b�dzie �atwe. Istnieje mo�liwo��, �e strza� oddano ze �mietnika, tam s� pr�ty, a nie drzwiczki. �atwo sprawdzi�, czy kluczyk�w kto� ostatnio u�ywa�, wi�c niech zostan� zabezpieczone. Je�li le�� ju� d�ugo nietkni�te, pani b�dzie z g�owy. � Z czego wynika, �e dosta�a troch� z boku, od ty�u � rzek�am sm�tnie do Martusi, kiedy obaj, komisarz i panem Tadeuszem, poszli grzeba� na regale w kuchni. � Nie od przodu. Mam nadziej�, �e pan Ryszard ma alibi, to cz�owiek pracy, mo�e w tym czasie by� na budowie w Magdalence albo gdzie� tam. Nie zaczai� si� w moim �mietniku... � Ty, s�uchaj, mnie to przera�a � powiedzia�a Martusia z przej�ciem. � Jecha�a do ciebie, nie chcia�a� jej i kto� j� zabija? Masz jakiego� wynaj�tego? Usuwa niepo��danych go�ci? Powiedz mi wprost, je�li b�d� niepo��dana! Poderwa�am si� na skutek skojarzenia. � O Bo�e, koty! Biedne stworzenia, g�odne czekaj�! No, ju� trudno, nie mam teraz g�owy do zak�adania pu�apki, nie b�dziesz jutro �apa� kota, przepad�o. Dam im je�� i niech nie zawracaj� g�owy. R�wnocze�nie sko�czy�am wydziela� kotom zawarto�� puszki, troch� chrupk�w i mleka, a pan Tadeusz z komisarzem znale�li kluczyki od �mietnika. Le�a�y sobie ju� d�ugo, nie u�ywane. � To teraz poprosz� pani� o tych ludzi, kt�rych tu pani widzia�a � powiedzia� komisarz, siadaj�c zn�w przy stole. � Mia�a pani ich spisa�. I godziny, mniej wi�cej, kiedy tu byli. Spisa�, co prawda, nie spisa�am, ale uda�o mi si� przypomnie� sobie widoki. Wysz�o na to, �e najp�niej odjecha� Witek, ludzie u s�siada pl�tali si� wcze�niej. Mo�liwe, �e kto� tam jeszcze przechodzi� i przeje�d�a� nasz� imitacj� ulicy, ale to ju� nie by�a moja sprawa. Witek, m�j siostrzeniec, pojawi� si�, jak na zawo�anie, kiedy komisarz prawie wychodzi�. � Nie � powiedzia� stanowczo. � Nikt tu nigdzie nie le�a�, podjecha�em od tamtej lewej strony i zawraca�em tu� przy �mietniku. Mowy nie ma, �ebym nie zauwa�y�. Borkowskiego jednego znam, to taks�wkarz, ma zam�n� siostr�, kt�ra inaczej si� nazywa, i mamusi�, o ile wiem. Mamusia oko�o sze��dziesi�tki, dopiero co go widzia�em i nic nie wiem o tym, �eby straci�a �ycie. By�by chyba, zaraz potem, w troch� gorszym humorze...? Taks�wkarz Borkowski m�g� si�, oczywi�cie, okaza� zwyrodnialcem, kt�ry na wie�� o zej�ciu mamusi chichocze g�upkowato, ale wiek nie pasowa�. Osoba spod �mietnika i wierzby by�a znacznie m�odsza, trzydzie�ci par� i nic wi�cej. Trudno, na Borkowskich wok� mnie panowa� zdecydowany nieurodzaj. Wiedzy o denatce w�adze �ledcze musia�y szuka� gdzie indziej... *** Spraw� osobliwego zab�jstwa w dzielnicy Wilan�w, przej��, jak zwykle, major, czyli podinspektor, Edward Bie�an z Komendy Sto�ecznej. Wszystkie zbrodnie natury, mo�na powiedzie�, kameralnej, wtykano Bie�anowi, kt�ry radzi� sobie z nimi znakomicie i wola� je od przest�pczo�ci zorganizowanej, og�lnopa�stwowej, politycznej i zgo�a mi�dzynarodowej. Tu, na pierwszy rzut oka, �adna mafia nie wchodzi�a w rachub�, mog�y to by� zatem porachunki prywatne. Protok� komisarza Bie�an przeczyta�, po czym za��da� dokument�w, dotycz�cych w�a�cicielki posesji, przed kt�r� znaleziono zw�oki. Dokumenty dostarczono mu b�yskawicznie. Nie by�o ich wiele, odznacza�y si� za to do�� atrakcyjn� tre�ci� i nie powodowa�y znudzenia. Osoba by�a og�lnie raczej znana, m�odo�� mia�a zdecydowanie za sob�, nie pope�nia�a kompletnie �adnych przest�pstw, a mimo to uparcie powodowa�a liczne, bezpo�rednie kontakty z policj�. I to od dawna. � Albo ma �lepy niefart, albo to wariatka � zaopiniowa� komisarz Robert G�rski, sta�y wsp�pracownik Bie�ana, studiuj�c dostarczone teksty. � To nie do uwierzenia, �eby jednej babie mog�y si� ci�gle takie rzeczy przytrafia�. Kradzie�, kradzie�, w�amanie, w�amanie, wmieszana w dwie... nie, w trzy zbrodnie, �wiadek, �wiadek, �wiadek... Rany boskie, jak ona to robi? Jeszcze w m�odo�ci, niechby, aktywny charakter, ale na staro��...? � Wariatki si� nigdy nie starzej� � pouczy� go Bie�an. � A nawet je�li, wariactwo im zostaje. � I nawet si� pog��bia? � Mo�liwe... � Ej�e, zaraz! � o�ywi� si� nagle Robert, zahaczywszy wzrokiem o pocz�tek protok�u, gdzie widnia�y personalia osoby. � Ja j� przecie� znam! Z pi�� lat temu si� z ni� zetkn��em, gdzie jej do wariactwa, to ca�kiem przytomna facetka i nieg�upio my�li. Ale wtedy gdzie indziej mieszka�a... Z ni� si� mo�na dogada�. � To i lepiej. Ale nie zajmujmy si� ni� teraz, bo mamy denatk�. G�rski przerzuci� si� na drug� cz�� lektury. � Te� niez�a posta�. Dwa lata temu wylecia�a z prokuratury, awanturnica i pijaczka... a jednak pracuje, to znaczy pracowa�a. Z doskoku, w r�nych redakcjach... No i tyle. Wiemy co� wi�cej? � Nic prawie i w�a�nie musimy si� dowiedzie�. Rozwiedziona, mieszka sama, dzieci... tu mam odpis wyroku... dzieci u m�a. Bujny tryb �ycia prowadzi�a, warto zajrze� do jej, mieszkania, motywy zab�jstwa przede wszystkim... � U tego m�a bym popatrzy�, u rodzic�w, je�li �yj�, tam s� imiona, nazwisko panie�skie... mo�e mia�a jakie� rodze�stwo? Wsp�pracownicy, przyjaci�ki, znajomi... � I s�siedzi � podsumowa� Bie�an. � Nie ma co my�le�, p�ki nic nie wiemy, ruszamy do roboty. Na pierwszy ogie� mieszkanie, bo p�niej rodzina si� dobierze. Mamy chyba klucze...? Dok�adnie tego mieszkania denatki jednak nie przejrzeli, �ci�le bior�c, nie przejrzeli go wcale, poniewa� okaza�o si�, �e w�a�nie nie ma do niego kluczy. Przy ofierze ani jednego klucza nie znaleziono. Zwa�ywszy, i� torebka ofiary znajdowa�a si� pod zw�okami i nie zosta�a spl�drowana, Bie�an dysponowa� ca�� jej zawarto�ci�, kt�ra zreszt� by�a dziwnie sk�pa. Dow�d osobisty, dziennikarska legitymacja s�u�bowa, uprawniaj�ca do wchodzenia prawie wsz�dzie, i wyci�g z konta bankowego sprzed trzech miesi�cy. Ponadto w owej torebce znajdowa�y si� liczne kosmetyki, portmonetka z sum� czterystu dwudziestu siedmiu z�otych i sze��dziesi�ciu dw�ch groszy, d�ugopis, nowy, czysty notes, grzebie�, napocz�te opakowanie proszk�w przeciwb�lowych, papierosy, zapalniczka, chusteczki higieniczne i przepis na maseczk� kosmetyczn�, wyci�ty z jakiego� czasopisma. Nic wi�cej. Jak na damsk� torebk�, by�o to niewiele. No i �adnych kluczy. Kurteczki nie mia�a, tylko lekk� bluzk�, co te� wydawa�o si� dziwne o tej porze roku. Kieszenie spodni zawiera�y w sobie trzy z�ote w dw�ch monetach i zmi�toszony rachunek ze sklepu, niestety, raczej du�ego, na dwie kajzerki, puszk� pasztetu i jedno opakowanie pieprzu. S�abo czytelna data wskazywa�a, i� zakupu dokonano przed czterema dniami. �adnych kluczy r�wnie� nie by�o. Upewniwszy si�, �e nie zachodzi tu �adna pomy�ka, Bie�an zdenerwowa� si� nieco i zawaha�. Klucze mog�a facetka zostawia� u s�siad�w albo u dozorczyni, mie� jaki� uraz na tle gubienia czy co� w tym rodzaju, r�wnie dobrze m�g� je ukra�� zab�jca. Kto� m�g� z ni� mieszka� i dysponowa� kluczami chwilowo. W ka�dym razie brak kluczy by� znamienny i nie nale�a�o go lekcewa�y�. � Przyjecha�a tam samochodem � zauwa�y� niepewnie Robert. � Mog�y jej wylecie� z kieszeni... � Z jakiej kieszeni? � zirytowa� si� Bie�an. � Te w spodniach ciasne, jak to sobie wyobra�asz, jeden ma�y kluczyk mia�a do wszystkich zamk�w w drzwiach wej�ciowych? � Z kurtki. Mo�e mia�a kurtk�... � I wysiad�a bez? Jedwabna bluzka, jest pa�dziernik, a nie pe�nia lata! � R�bn�� j� i wypchn��, jak siedzia�a... �ledztwo powinno natychmiast ruszy� w dw�ch kierunkach r�wnocze�nie, po mieszkaniu i po ludziach, sprawdzi� lokal, a zarazem przes�ucha� rodzin�, przyjaci� i znajomych. �adnych zaniedba�! Sprowadzi� policyjnego �lusarza! W tym momencie Bie�an dosta� wyniki sekcji. Na tych wynikach bardzo mu zale�a�o, �lusarza zatem na razie zostawi� w spokoju. Policyjny �lusarz by� wnukiem przedwojennego w�amywacza, czego specjalnie nie eksponowano, za grzechy dziadka nie odpowiada�, ale za to odziedziczy� talenty. Mimo post�pu, elektroniki i coraz wymy�lniejszych zabezpiecze�, nad wszelkimi zamkami panowa� bezapelacyjnie, wiadomo by�o zatem, �e przyjedzie w ka�dej chwili, pom�czy si� kwadrans i otworzy dowolne drzwi, niczego nie zniszczywszy. Sekcja wykaza�a, i� strza� pad� od ty�u, lekkim skosem z prawa na lewo, dok�adnie w serce, z broni niezidentyfikowanej, nab�j kaliber czterdzie�ci pi��, czyli musia�o to by� zdrowe kopyto na grubego zwierza, typu luger. �uski nie znaleziono, zatem dok�adniej broni okre�li� si� nie da. Zab�jstwo nast�pi�o na godzin� do dw�ch przed pierwszym badaniem zw�ok, zatem mniej wi�cej pomi�dzy szesnast� a siedemnast� trzydzie�ci. Ofiara jak pad�a, tak le�a�a, nikt jej nie przemieszcza�. Ponadto mia�a odrobin� zdewastowan� alkoholem w�trob�, �lad po bardzo starym z�amaniu r�ki, doskonale zreszt� zro�ni�tej, i dawno zaleczone zapalenie przydatk�w, kt�re zapewne sprawi�o, �e nigdy nie rodzi�a dzieci. Prawie r�wnocze�nie biuro ewidencji ludno�ci poinformowa�o, i� zamieszka�a pod podanym adresem Barbara Borkowska, z domu Mi�czak, wci�� posiada rodzic�w, Gustawa i Alin� Mi�czak�w, zamieszka�ych i tak dalej, oraz brata, W�odzimierza Mi�czaka, zamieszka�ego i tak dalej. Tak�e rozwiedzionego m�a, Stefana Borkowskiego, hoduj�cego jej dwoje dzieci w wieku szkolnym, Agat� i Piotra, zamieszka�ego i tak dalej. Innych Barbar Borkowskich istnieje zatrz�sienie, ale nie mieszkaj� pod tym samym adresem, tylko ca�kiem gdzie indziej. � Cholernie du�o naraz musimy zrobi� � powiedzia� zmartwiony Bie�an, wpatrzony w ca�o�� le��cych przed nim materia��w. � Nic mi si� tu nie zgadza, to znaczy nie nic, tylko, powiedzmy, po�owa. Nie b�d� twierdzi�, �e wi�ksza, ale zasadnicza. Mia�a w ko�cu, do cholery, te dzieci czy nie? � Mog�y by� adoptowane � podsun�� r�wnie zmartwiony Robert. � I co, u diab�a, zrobi�a z kluczami? Cz�owiek wychodzi z domu i nie wyrzuca od razu kluczy do rynsztoka. Zab�jca grzeba� jej po kieszeniach? Po �mierci? Strza� z przystawienia odpada, odleg�o�� mog�a wynosi� dwa metry, nie mniej... no, p�tora. � Wizja lokalna... � Bez przesady, ale to miejsce musimy obejrze�. Czekaj. Trzeba b�dzie si� podzieli�... Bie�an urwa�, rozmy�la� przez chwil�, G�rski pos�usznie czeka�, wreszcie jego zwierzchnik rzek�: � Miejsce zab�jstwa musimy obejrze� razem, chc� si� odczepi� od tej twojej znajomej wariatki, kt�ra tam mieszka, i sprawdzi�, jak to wszystko razem w og�le wygl�da. Potem ruszymy w r�nych kierunkach, we�miesz rodzic�w, a ja m�a, jak si� uda, to i brata. Jeszcze dzisiaj wieczorem. Jutro od rana przejedziemy si� po wsp�pracownikach i przyjaci�kach, bo licz� na to, �e o przyjaci�kach dowiemy si� dzisiaj. Przed ko�cem pracy �ci�gniemy ekip� do tego jej mieszkania i przetrzepiemy wszystko. � Prokuratura... � b�kn�� nie�mia�o Robert. � Rano dostaniemy od nich informacj� poufn�, ju� uzgodni�em. W razie potrzeby pogada si� osobi�cie. Odwalmy proste rzeczy, bo mo�e si� okaza�, �e jest to zemsta skazanego i dopiero wtedy zacznie si� po�ar burdelu. Ustaliwszy plan dzia�ania, udali si� na miejsce przest�pstwa. *** Martusia, p� dnia sp�dziwszy zarazem pracowicie i rozrywkowo, zamierza�a odjecha� nazajutrz rano, �eby wczesnym popo�udniem znale�� si� w Krakowie. Zastanawia�am si�, czy wykorzysta� poranek na �apanie kota, czy nie. Musia�abym w tym celu ustawi� klatk� w odpowiednim po�o�eniu, przedtem, rzecz jasna, sprawdzi�, czy ta cholerna kotka idzie spa� do kociego domku, czy te� zamierza sp�dzi� noc diabli wiedz� gdzie, niepotrzebne stresowanie dziesi�ciu niewinnych kot�w, bez tej jednej, w�a�ciwej, budzi�o op�r w mojej duszy. A zaniedba� po��dan�, to czysta rozpacz, koci�a si� trzy razy do roku i w dodatku by�a z�� matk�, zostawia�a sw�j pomiot mnie na opiece i sz�a na l�fry, nie zak�ada�am u siebie kociego sieroci�ca, dzikie koty powinny �y� po swojemu, �arcie mia�y, ochron� przed zimnem r�wnie�, niezb�dne lekarstwa dostawa�y, bez wyg�up�w z tymi dzie�mi! � Ty chyba zwariowa�a� � stwierdzi�a Martusia krytycznie, obserwuj�c moje kontakty z Czarn� Panter�, czy mo�e z Czarnym Panterem, poniewa� by� to kocur rozmiar�w prosiaka, kt�ry rz�dzi� terenem, pot�ny i wspania�y. � On si� ciebie w og�le nie boi! � A dlaczego ma si� ba�? � odpar�am z irytacj�. � Ma si� ze mn� zaprzyja�ni�, kretyn g�upi. Ju� zabi� ma�ego kociaka, tylko �ap� majtn��. Przegania towarzystwo i musz� pilnowa�, �eby mia�y co je��. A co do mleka, sam jeden wypi�by ud�j od dw�ch kr�w. Uparty, ale ja nie popuszcz�. Czarny Panter pi� mleko, mimo wyg�oszonej przeze mnie gro�by: �Czekaj, cholero, a ja ci� pog�aszcz�. G�aska�am go, on sycza� w�ciekle i warcza� wr�cz po psiemu, ale na w�os si� nie odsun��. Proponowa�am grzecznie, �eby si� zastanowi�, kto go karmi, drapn�� mnie kiedy� w palec, miesi�c si� goi�o, niemniej jednak obydwoje zaparli�my si� przy swoim. Ja ci�, draniu, jeszcze udomowi�...! � I tak codziennie z nim si� kot�ujesz? � A sk�d! On chodzi w�asnymi drogami, jak prawdziwy kot. U mnie bywa, jak w restauracji, nocuje gdzie indziej. Chrupki dostaje, kocim gulaszem go karmi� nie b�d�, ze�ar�by trzy puszki na jeden posi�ek. Najwi�cej leci na mleko i na bazie mleka za�atwimy zawieszenie broni. Jeszcze rok, jeszcze dwa... � Wol� psy � powiedzia�a Martusia stanowczo. � Ty masz wi�cej fio��w ni� mi si� zdawa�o. S�uchaj, czy o tej nieboszczce pod wierzb� ju� co� wiadomo? � Nie mam poj�cia � odpar�am, odrywaj�c si� od kota. � Zastanawiam si�, czy nie zadzwoni� do weterynarza, �eby na jutro by� przygotowany... Zabrz�cza� gong, da�am zatem spok�j rozwa�aniom i posz�am otworzy�. Dw�ch nowych, nie znanej mi rangi, po cywilnemu, obaj sympatyczni. Nagle u�wiadomi�am sobie, �e m�odszego znam, zaraz, jak mu wtedy by�o, kapral G�rski...! � O, jak mi�o pana zobaczy�! � wykrzykn�am z uciech�, z miejsca przypomniawszy sobie wszystkie nasze perypetie sprzed kilku lat. � Awansowa� pan na nowo? I jak teraz...? By�y kapral G�rski odrobin� si� zar�owi�, z czego bystro wywnioskowa�am, �e minionych komplikacji etyczno-uczuciowo-zawodowych nie nale�y chwilowo eksponowa�. Ugryz�am si� w j�zyk i z lekkim wysi�kiem przestawi�am na opanowanie i pow�ci�gliwo��. Przedstawili si� obaj oficjalnie. Kapral G�rski okaza� si� obecnie komisarzem, wedle mojej prywatnej nomenklatury porucznikiem, znaczy poszed� o stopie� wy�ej od tego czego�, z czego go zdegradowali. Widocznie uda�o mu si� zrealizowa� �wczesne zamiary. � Nie chcemy pani zbytnio przeszkadza� � rzek� ten drugi, starszy, podinspektor Bie�an, szybko obliczy�am sobie, �e dawniej major � ale prowadzimy t� spraw� i musimy popatrze� na miejsce wydarzenia. Z r�nych stron. � Mo�e najlepiej z tej, od kt�rej ja patrzy�am? � podsun�a Martusia zach�caj�co, zanim zd��y�am si� odezwa�. � Mo�emy i z tej, bardzo ch�tnie. Tak�e z innych. � Chce pan kluczyki od �mietnika? � spyta�am z rezygnacj�. � Ju� wiem, gdzie le��. � Za chwil�. Najpierw popatrzymy od zewn�trz. Panie wiedz�, jak to by�o. Panie wiedzia�y mn�stwo. Martusia odpracowa�a ca�� scen� swojego przyjazdu, zrobi�am jej przy tej okazji kilka podobizn. Panowie, podinspektor Bie�an i komisarz G�rski, ustawiali si� w rozmaitych miejscach i wpatrywali si� to w m�j �mietnik, to w ziemi�, pilnie por�wnuj�c teren ze swoimi zdj�ciami, kt�rych mieli pi�kny komplet. Porozumiewali si� ze sob� p�s��wkami, ale �adna z nas nie by�a g�ucha ani ca�kowicie niedorozwini�ta, uda�o nam si� zatem wywnioskowa�, �e ofiara, wysiad�szy ze wskazanego przez psa samochodu, sz�a ku mojej furtce. Samoch�d znajdowa� si� za ni� i z niego pad� strza�. Trafi�o j� w plecy, obr�ci�o troszeczk�, upad�a na t� ma�� g�rk� mojej ziemi, po�al si� Bo�e, ogrodniczej i zjecha�a z niej �agodnie pod zwisaj�ce obficie ga��zie wierzby. Je�li strzela� kierowca, �atwo by�o wydedukowa�, �e samoch�d sta� przodem do niej i do mojego domu, kierowca siedzi bowiem na og� po lewej stronie. Wystarczy�o otworzy� drzwiczki albo opu�ci� szyb�... � Szczeg�lnie, je�li by� lewor�czny � zauwa�y�a Martusia. � Bo inaczej musia�by si� chyba tak jako� wygi��, nie? � M�g� si� tylko wychyli� i trzyma� kopyto dwiema r�kami � odpar�am niepewnie, usi�uj�c wyobrazi� sobie scen�. � Mo�emy spr�bowa�, chcesz? � Masz spluw�? M�wi�a�, �e nie masz! � B�d� trzyma� cokolwiek. Kawa� drewna. Tylko trzeba by przedtem wyjecha� z gara�u, bo tam cholernie ciasno. � Na kawa� drewna mog� si� zgodzi�. Obie kolejno spr�bujemy! Panowie �ledczy te� nie byli g�usi i nasze dedukcje do nich dotar�y. Nie zaprzeczali niczemu, obejrzeli jeszcze �mietnik od strony ogrodu, na wn�trzu urz�dzenia im nie zale�a�o, wr�cili do domu i spytali mnie o ruch na drodze. Wyja�ni�am grzecznie, �e przedstawia si� on bardzo rozmaicie. Ulica in spe jest przelotowa, mo�na na ni� wjecha� z dw�ch stron, z tym �e z jednej jest do�� wygodnie, chocia� w�sko, a z drugiej rozwala si� opony, miski olejowe i czasem nawet resory. Ale ludzie je�d��, aczkolwiek ostatnio pojawi� si� tam jaki� dodatkowy wykop w poprzek. Je�d�� tak�e d�wigi, wywrotki, betoniarki, koparki podsi�bierne i r�ne inne tym podobne pojazdy, kiedy budowa naprzeciwko idzie. W tej chwili w�a�nie stoi, nic budowlanego zatem nie je�dzi, tylko osobowe. Rano nieco g�ciej, bo ludzie udaj� si� do pracy, p�niej za�, po po�udniu i wieczorem, wracaj� rozmaicie i w zasadzie panuje spok�j. Chyba �e u mnie jest akurat zbiegowisko s�u�bowe i g�sty ruch szaleje przed moim domem. � A ludzie? Mam na my�li, przechodnie. Ludzie na piechot�. � Chodz�, owszem, dlaczego nie. Rzadko. To nie jest miejsce cudownie pi�knej promenady. I pora niew�a�ciwa, do sklepu id� wcze�niej, z psami wychodz� p�niej. Tak mi si� przynajmniej wydaje. � Za ma�o siedzisz w oknie i wygl�dasz � zgani�a mnie Martusia. � Mo�liwe. Bardzo przepraszam. � Ale jednak ludzie chodz� � podj�� swoje podinspektor � i dziwi mnie, �e nikt tej denatki nie zauwa�y� wcze�niej. Le�a�a, tu przecie� co najmniej godzin�. � Odzie� � mrukn�am. � Co odzie�? � Ubrana by�a odpowiednio. Pasowa�a kolorystycznie do terenu. � Mia�a na sobie czarne spodnie i bluzk� w szerokie pasy � wtr�ci�a �ywo Martusia. � Ca�a by�a zgni�ozielono-czarna. � Zgadza si�. � przy�wiadczy�am. � Mo�na by�o nie zwr�ci� na ni� uwagi. Martusia ma filmowe oko, wi�c zwr�ci�a. Pozastanawiali si� chwil� nad tym i dali spok�j tematowi, przyznaj�c zapewne s�uszno�� naszym pogl�dom. Komisarz G�rski skierowa� pytaj�ce spojrzenie na swojego zwierzchnika, podinspektor Bie�an delikatnie kiwn�� g�ow�. � No wi�c pani odpada � rzek� do mnie G�rski z wyra�n� ulg�. � Pani natomiast, bardzo mi przykro, jeszcze nie. To by�o do Martusi, kt�ra bardziej si� zdumia�a ni� przestraszy�a. � Dlaczego ja nie? Bo co? Dlaczego mia�am kropn�� obc� bab� i w dodatku pod �mietnikiem Joanny? I jakim sposobem, rozdwoi�am si� czy co? � Powiedzia�em: jeszcze. Obie panie doskonale si� orientuj�, �e musimy sprawdzi�, gdzie pani by�a wcze�niej... � W telewizji! Na Woronicza! � Mam nadziej�, �e kto� tam pani� widzia�? � Wszyscy! K��ci�am si�! � Zatem sprawdzi� b�dzie �atwo... � Wcale nie wiem � przerwa�am z�owieszczo. � Telewizja jest to instytucja nieobliczalna. Mog� powiedzie�, �e jej w �yciu na oczy nie widzieli i w og�le jej nie znaj�. � No, je�li Bogu� powie, �e mnie nie zna, wydrapanie oczk�w ma jak w banku...! � Musisz mu drapa� oczk�w? Nie mo�e by� oczek? � Oczk�w i oczek, i noseczka, i uszk�w naderwa�...! � Dla uproszczenia sprawy niech pani mo�e powie, z kim pani tam rozmawia�a � poprosi� Bie�an. Rozw�cieczona sam� my�l� o pod�ej dywersji telewizyjnej, Martusia sypn�a nazwiskami i nawet numerami pomieszcze�. S�ucha�am tego bez wielkich emocji, bo wiedzia�am przecie�, po co tam by�a, co za�atwia�a i z kim. �e si� k��ci�a, to pewne, trudno by�o jej nie zauwa�y�, a je�li gliny zaczn� pyta� dyplomatycznie, nie wyjawiaj�c przyczyny... � Ale niech panowie nie m�wi� im tak od razu, o co jest podejrzana � ostrzeg�am. � Par� os�b mog�o si� tam zdenerwowa� i zaprzecza� teraz jej na z�o��. To nie jest grono anielskie. � A my, prosz� pani, tacy zn�w bardzo gadatliwi nie jeste�my � przypomnia� mi �agodnie komisarz G�rski. Poszli wreszcie. Przyst�pi�y�my do �ledztwa osobistego, bo wcale nie by�am pewna, czy podejrzenia tak ca�kowicie ze mnie spad�y. Jeszcze raz posz�am ogl�da� �mietnik od zewn�trz i sp�oszy�am cztery koty, siedz�ce na wierzbie... *** Nazajutrz o poranku Edzio z Robertem, czyli podinspektor Bie�an z komisarzem G�rskim, dysponowali ju� wiedz� olbrzymi�, tyle �e wszystkie uzyskane informacje uparcie wydawa�y im si� jakby nieco sprzeczne ze sob� nawzajem. Ci�gle si� co