387
Szczegóły |
Tytuł |
387 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
387 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 387 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
387 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
"Wied�min & Co. versus AS"
cz�� I, pope�niona przez Jasia.
***
Przed samym wej�ciem do Wie�y Jask�ki Yennefer odwr�ci�a g�ow� do pozosta�ej
dw�jki. Geralt pu�ci� do niej oko. Przygl�daj�cy si� temu wszystkiemu Jaskier
sapn�� wyprowadzony nagle z r�wnowagi. By� delikatnie ujmuj�c, przera�ony tym co
mieli w�a�nie zrobi�. - Mamy zamiar w�azi� w losowy, dokumentnie rozpieprzony
portal, a wam tylko migdalenie we �bie ?! - �egnamy si� Jaskier. Tobie te� to
radz�. Po�egnaj si� na przyk�ad ze swoimi �apkami. Nie wiem, czy on dzia�a
poprawnie. Mo�e teleportuje w kawa�kach a nie w ca�o�ci? Kto wie... - Yen, ty mi
tu nie p.. - Spok�j Jaskier - przerwa� mu Geralt - chod�my. Ju� czas.
***
Nad g�stym sosnowym lasem, poprzetykanym gdzie niegdzie brz�zkami, d�bami i
olchami, przetoczy�a si� nagle suchy, przypominaj�cy strza� z bata grzmot. - Co
jest, kurde, znowu jaka� �ajza wlaz�a na niewypa�? - mrukn�� gajowy Marucha. -
trzeba by i�� od Augustowa na Trzy Kopce, b�dzie ze dwie godzinki. I��, czy nie
i��? Gajowy pokr�ci� si� chwil� niespokojnie, po czym westchn�� ci�ko i ruszy�
na Trzy Kopce. Droga do celu okaza�a si� nad wyraz przyjemna. Jesienne s�oneczko
delikatnie przygrzewa�o, a oczy cieszy�a feria barw w jakie przystroi�a si�
puszcza. - To gdzie� tu - powiedzia� do siebie gajowy. -Dziwne, tutaj niewypa�?
Dziwne. Trza si� rozejrze� po okolicy.
***
- Uuuooouuuu!! Jest tam kurwa, kto� ?!! Odezwijcie� si�, zaraza! Yen, Geralt,
gdzie was licho ponios�o, kurde bele!! - Bywaj Jaskier, tuuutaj! - odpowiedzia�
mu dochodz�cy z oddali g�os. Tak, to zdecydowanie g�os Yennefer. Bard pogoni�
�wi�skim truchtem w kierunku �r�d�a, wspominaj�c z zimnym dreszczem
przebiegaj�cym po plecach kilkusekundowy pobyt w niebycie, efekcie teleportacji.
Na sam� my�l o powt�rce zacz�� nerwowo drapa� si� po plecach. - Na pie�
Bleobherisa, sk�d te dreszcze?. Yennefer! Pod ziemi� si� zapad�a wied�ma jedna,
czy co? - mrukn�� pod nosem. - Mo�esz powt�rzy� Jaskierku? - g�os wyra�nie
dobiega� teraz z nad g�owy Jaskra - A mo�e si� boisz, �e jak powt�rzysz to
poznasz ciemn� stron� mego talentu?! - Jaskier poderwa� g�ow� do g�ry niczym
smagni�ty batem �rebak. Nad nim, na suchej ga��zi z ogniem w oczach i zielonymi,
sosnowymi szpilkami we w�osach siedzia�a Yennefer - Lepiej powiedz, czy siedz�
naprawd� tak wysoko, czy tylko mi si� zdaje! - B�dzie z pi�� razy tak jak ty.
Lepiej wytrza�nij sobie miot��. - Jaskrowi mimo wszystko poprawia� si� humor. -
Uwa�aj na j�zor, Jaskier, uwa�aj, bo kiedy� zejd� z tego drzewa i ci go
przytrzasn�. Zreszt�, jak sobie zdajesz spraw�, mog� to zrobi� tak�e z tej
sosenki. - Co ? M�w g�o�niej Yennefer. Za wysoko siedzisz. Czekaj, skocz� po
Geralta.
***
Geralt cicho przemyka� si� przez g�sty, brzozowy zagajnik. S�ysza� wyra�nie
wrzaski Jaskra i kl�twy rzucane przez Yen. Problem w tym, �e s�ysza� tak�e kogo�
trzeciego.
***
- �apki w g�r� cudaki, bo strzelam. Tu gajowy Marucha i radz� wam... G�uche,
t�pe uderzenie przerwa�o mu i nikt nie dowiedzia� si�, co radzi w takiej
sytuacji gajowy Marucha, pracownik nadle�nictwa Kozienice.
***
- Jeezu, kto mnie tak strzeli� w �eb!? - Ja - pad�a odpowied�. Gajowy przez
kr�tk� chwil� pr�bowa� nadaremnie zogniskowa� wzrok na postaci, ale obraz
wysokiego osi�ka pozosta� nadal zamazany. - Cholera, tak mnie waln��e�, �e mi
szk�o z lewego okularu wypad�o. Bodaj by� u�wierk�, po nowe do Radomia musz�
tera lata�! - Cichaj cz�eku, bo ci poprawi�. Gdzie my s�? -pad�y szorstkie
s�owa. - W Puszczy Kozienickiej, nie wida�? - odpar� gajowy d�ubi�c nerwowo przy
oprawkach okular�w. - Pytam si� og�lnie... - Pod Radomiem. - A jeszcze og�lniej
?... - Na Mazowszu, w Polsce, w Europie, na Ziemi, w Uk�adzie S�onecznym, w
Galaktyce !!! Odpowiedzia�em na zapas, wszystko jasne?! - Hmm, no nie za bardzo.
Kt�ry to anno domini i pod czyim panowaniem jeste�my? - Eeee!!?? Panie, co� pan,
z Marsa ?! - Nie, z Rivii. M�w mi Geralt. Hmmm, to kt�r�dy zatem na Kovir ? - A
og�lniej ....- zacz�� gajowy. - Dobra, wystarczy. Widz�, �e si� nie dogadamy. -
zacz�a z�owieszczo Yennefer - jak zlez� z tej parszywej sosny to pogrzebi� mu
sond� w m�zgu, mo�e to na nim zrobi wra�enie. - Ty chyba ju� zrobi�a� - rzek�a
Jaskier komentuj�c wyba�uszone oczy gajowego wlepione w czarodziejk� siedz�c� na
drzewie. - Hej, wiem ju� o co chodzi! Wy zza Buga, telepaci, ESPerzy, wywiad
pozazmys�owy! Ja nic nie wiem, a bimber to tylko tak, od �wi�ta dla tradycji
p�dzim w gaj�wce! - Daj spok�j, Yen, kochanie. Tu si� kompletnie nic nie zgadza.
Ten portal rzuci� nas w dziwne miejsce. - Sk�d ty taki umny, ha?! - odkrzykn�a
z g�ry - Co dzie� si� teleportujesz dla rozrywki ? - Yennefer, on ma racj�. Mnie
te� tu nic nie pasuje. - popar� Geralta Jaskier. - Przyjrzycie si� tej jego
kuszy - niekuszy. - Co to jest? - spyta� Geralt ciekawie zagl�daj�c do lufy -
Rurka jaka�, ciemno jak diabli. Co to? - Dubelt�wka, kaliber 9 mm, �rucik w
�adunkach bo zaj�czka chcia�em paln��. - Nie nas aby?! - Nieee, wy tam
przypadkiem. - S�owo? - Harcerza! - Kogo? Rycerza? - Nie skautowskie, kapujesz?
- Nie rozumiem i to drugie te� nie. - Rany, chod�cie lepiej do gaj�wki, jak tak
pieprzy� bez �adu i sk�adu to przynajmniej przy w�dce. - A starczy tego bimbru
na trzech? - pow�tpiewa� Jaskier. - Na czworo - z�ym g�osem poprawi�a Yennefer.
***
Par� mi�ych dni zesz�o si� na wzajemnym dogadywaniu si�, wyja�nianiu
semantycznych zawi�o�ci j�zyka, t�umaczeniu sk�d, po co i dlaczego. Szcz�ciem
bimber wyszed� tego roku gajowemu przedniej marki. Podbarwiony cierpkimi
winogronami na zielono, rozwi�zywa� j�zyki, u�atwia� zrozumienie i nie pozwala�
na zbyt d�ugie obci��enie umys�owe, reguluj�c skutecznie czas rozm�w. Gajowy,
cz�owiek �wiatowy co nie raz czyta� SuperExpress i wiedzia�, �e na tym �wiecie
s� rzeczy, kt�re mu si� nie �ni�y po najwi�kszym nawet haju, wszystkie tajemnice
i niesamowite rzeczy przyjmowa� naturalnie i bez zastrze�e�. Tak by�o w
siedemdziesi�tym drugim, gdy zobaczy� pierwszy raz czarnobia�y telewizor, tak
by�o i teraz. A propos, gorzej z oswojeniem telewizora posz�o jednak przybyszom.
- No to jeszcze eeep! raz, nazad od pocz�tku. Szukata eeep!, cholerna czkawka,
mysiatej dziewuszki, lat czteeep! czterrrna�cie albo w okolicy, wzrostu
�redniego. I w tym celu, tak powiadacieeep!, teleportolowali�cie si� tem
teleportalem tu? - po raz kolejny pyta� o to samo Marucha. - eej, stara, dolej
kapk� Jaskrowi. Coo, ju� �pi? Bud� go i karniaka mu! T�umacz dalej, Geralt. -
Taaa, wle�li�my w portal za ni�. Ale stary by�, rozregulowany albo uszkodzony.
Albo wszystko naraz. Jak nas rzuci�, to wyl�dowali�my a� tu. Yennefer, jak tam z
tym portalem dok�adniej, he? - Niestabilny. Przy naturalnym wstrz�sie
tektonicznym grunt obsun�� si�, drgn�y fundamenty, soczewki polaryzatora si�
ruszy�y, dwie setne w te albo we w te i po ptakach. Wali gdzie popadnie, jak
popadnie, st�d wnioskuj�, �e Ciri gdzie indziej teraz jest. Na pewno docelowo
��czy� si� z innym portalem. Teraz r�nica mo�e wynosi� p� mili albo p�
tysi�ca mili. - Chrzanisz Yennefer - Jaskier wreszcie doszed� do siebie. - tu
nie chodzi o p� tysi�ca mil. Zaraza, tu nie chodzi i o sto tysi�cy mil. Nas
cisn�o w inny czas, inne miejsce. - Racja, eeep! panie Jaskier. U nas to si�
m�wi w inny wymiar. Wpadli�ta w jak�� czarn� dziur� czy c�, ziuuuut i ju� tu
was mamy. - Cicho ignoranci. S�uchajmy fachowca. - przerwa� im Geralt. - A wi�c
wracaj�c do meritum - zacz�a Yennefer - co gorsza, mam wra�enie, �e wsp�rz�dne
miejsca teleportacji ci�gle si� zmieniaj�. Przecie� wylecieli�my z portalu jak
ul�ga�ki z koszyka, a Geralt, kt�ry wszed� ostatni do teleportu wyl�dowa�
dobrych kilkaset s��ni od nas. Nie znam rozmiaru uszkodze�. Ten portal jest
inny... - Zauwa�y�em, he, he. - wtr�ci� gorzko Jaskier. - ... stworzony zosta�
przez geniuszy w swoim fachu,- kontynuowa�a - przy u�yciu metod za moich czas�w
ju� zapomnianych. Pot�niejszych. I trwalszych. Co do celu tej konstrukcji, to
nie mam o nim poj�cia i gdybanie na ten temat mam za bezcelowe. Co gorsza,
powtarzam, czy zastanawiali�cie si� ju� nad powrotem? - A co, ju� co� wiesz? -
zaciekawi� si� Geralt. - Tak, wiem, �e nic nie wiem. Nie ma powrotu. - Sokrates.
- b�kn�� Marucha. - Co Sokrates ? - zaciekawi� si� z kolei Jaskier. - Yhmm,
Sokrates. - z tajemnicz� min� potwierdzi� Marucha - Taaa, on ta� tak gada�. -
Te� mia� taki problem? - Tak, ale zd��yli go wcze�niej otru�. - Szcz�ciarz....
***
- E tam, do dupy - zawyrokowa� Marucha, krzywi�c si� niemi�osiernie. - Ziutek ma
racj�, do dupy - popar�a m�a Maruchowa. - Geralt to i nawet nie�le, na
harleyowca wygl�da. Zw�aszcza te sk�rzane galoty, to jest to. Ale tobie Jaskier
skopi� zadek. Tu peda��w nie ma. Trzeba ci za�atwi� d�insy i jaki� ortalion na
plecy. A ty Yen, wygl�dasz w tym kubraczku jak Robin Hood. - Dlaczego Robin
Hood? - Bo nie jad�. - Aha... - czarodziejka wygl�da�a na zbit� z panta�yku. -
Nie frasuj si�, mam tu sp�dniczk�, po Anetce, ona teraz w Radomiu za sklepow�
robi - czerwona z dumy Maruchowa macha�a Yennefer p�acht� niebieskiego materia�u
przed oczami.
***
Do miasta zeszli razem z gajowym. Gajowy, sw�j ch�op, obieca� ma�e wprowadzenie
i pomoc. I zamierza� dotrzyma� s�owa. Szli wi�c we czw�rk�, przecinaj�c wilgotne
pasma mg�y leniwie snuj�ce si� nad ��kami, kieruj�c si� ku widocznemu z pag�ra
miastu. Wschodz�ce za ich plecami s�o�ce z�oci�o szyby w dalekich jeszcze
budynkach, tworzy�o cieni i p�cienie, rozedrgane pr�dami konwekcyjnymi jasne
plamy s�onecznego �wiat�a. Gajowy Marucha go�ci� dziwaczn� tr�jk� ch�tnie i
robi�by to jeszcze d�u�ej, gdyby nie braki w got�wce. Sama jednak tr�jka dosz�a
do wsp�lnego wniosku, �e na d�u�ej ich sytuacja w obliczu braku mo�liwo�ci
powrotu, nieznajomo�ci praw i reali�w tego dziwnego �wiata i braku �r�de�
utrzymania, nie daje powod�w do optymizmu. Po�r�d potencjalnych rozwi�za�, kt�re
pad�y w trakcie d�ugich rozm�w prowadzonych w zaciszu gaj�wki, zdarza�y si� i te
najg�upsze, i te najdziwniejsze. Zdarza�y si� te� i te wykonalne, jednak
napadowi na konw�j bankowy mieszka�cy gaj�wki energicznie si� sprzeciwiali.
Marucha dorzuca� swoje trzy grosze, przejmuj�c wreszcie inicjatyw�. - Primo po
pierwsze, - stwierdza� - trzeba wam dowody. Papiery, glejt czy jak tam to po
waszemu. Bez dowod.. , tfu, glejt�w, zaraz was kto pogoni. Primo po drugie, trza
jak�� robot� wynale��, bo trzy g�by do wykarmienia to nie byle co, a zim� ju� w
powietrzu nocami pachnie. Primo po trzecie, lokum, mieszkanie jakie�, kawalerk�
albo pok�j...- machaj�c r�kami sko�czy� Marucha. Nagle machanie rozpocz�o si�
od nowa, tym razem znacznie gwa�towniejsze - Przecie� wy w z�b czyta� s�owa
pisanego nie umiecie! �eby si� wyla� na mie�cie, to teraz trza czyta� umie�. A
to pocz�tek! Co z reszt�, nie wspomn�. - ze zmarszczonym czo�em j�cza� Marucha -
Dobra, mam w domu po Anetce jaki� elementarz, mo�e se poradzimy. W efekcie
kilkudniowych stara�, pok�tnych spotka� z podejrzanymi typkami i solennymi
zapewnieniami, �e za�atwione na pewno, �e si� da, �e si� skombinuje, Marucha
zosta� "zaproszony" po odbi�r dowod�w, jeszcze ciep�ych i pachn�cych farb�
drukarsk�. Prowadzi� wi�c sm�tn� tr�jk� na spotkanie z nowym, obcym i jawi�cym
si� gro�nie dymami z komin�w, warkotem pojazd�w i krzykliwymi kolorami
przydro�nych tablic �wiatem. I z zak�adem fotograficznym "Promyk". Przecie� co�
do dowodu trzeba wklei�, no nie? - O,o! Tam, po lewo, "Turysta" - tokowa�
czerwony z emocji Marucha.- Fajny dom handlowy, nie? - Noooo. A tu mamy �wiat�a
na skrzy�owaniu, drugich takich w ca�ym powiecie nie spotkasz, wiesz? - Noooo. -
A tam dalej, po prawo, PeKaEs. Jak wam trza gdzie�, to stamt�d. - dr��c� z
przej�cia i nie tylko r�k� wskazywa� Marucha. - Extra, no nie? - Noooo. - Geralt
z trudem znajdowa� ch�� do rozmowy. �mierdzia�o wsz�dzie, panowa� ci�g�y ha�as.
- Zaraza, co to? - Samochody, Geralt, samochody. Pan gajowy nie b�dzie si� dwa
razy powtarza�.- rzek� Jaskier z szerokim u�miechem na twarzy. Gdyby nie mia�
uszu, to by si� �mia� na okr�g�o - przemkn�o przez my�l wied�minowi. Da�
d�u�szy krok i z�apa� Yennefer za r�k�. Odpowiedzia�a mu u�ciskiem.
***
- Robota jeeest, paaanie gajooowy. - �miesznie przeci�gaj�c samog�oski zarzeka�
si� grubas. - Pami�tam, pami�tam. Za te pi�� metr�w d�biny na parkiet to wal pan
zawsze do mnie. W ciemno.- podkre�li�. - Kwalifikacje maj�? Mie? To si� ich na
kursy po�le. Czyta� przecie umiej�. - Eeee, no tego. W�a�nie po polsku to
jeszcze nie umiej�. - A to Ruuuskieee? To troszk� trudniej b�dzie, ale si�
zrobi. Tylko �e na czarno trzeba. Pisz� si� dalej na to? - Co si� maj� nie
pisa�, panie S�oneczny, pewnie, �e si� pisz�. Geralt, dawaj no tu. Reszta te�.
Bo ich trzech mam, panie S�oneczny. - Ta, ale robota dla dwojga tylko. - Mo�e
by� i dla dwojga. Tymczasem na ulicy trwa�a na dobre sprzeczka, a w�a�ciwie
monolog jednej osoby. Czarodziejki. - Geralt, - zimnym, oboj�tnym zdawa�oby si�
tonem zacz�a Yennefer - jestem pewna, �e nie pomy�la�e�, �e czarodziejka
mog�aby zosta� barmank�. Nawet w takich niezwyk�ych okoliczno�ciach. Jestem
pewna, poniewa� dobrze wiesz jak potraktowa�a by ona tak� propozycj�. I jak �le
m�g�by czu� si� potem sk�adaj�cy propozycj�. - kontynuowa�a - Z kolei pomys� by
wied�min na szczuro�apa?... - �achn�a si� - Koniec z tym pustym gadaniem. Teraz
ja rz�dz�. Marucha, gdzie tu jubiler siedzi? - Tamoj, na �wiat�ach za tymi
szk�ami. - Za mn� - rzuci�a przez rami� Yennefer. - mam par� kamyk�w w zapasie.
Czas zacz�� �y� z klas�. - Siemasz S�oneczny. Sprawa si� ryp�a. - zd��y�
krzykn�� jeszcze Marucha i znikn�� z rogiem. Do jubilera weszli tylko Marucha i
Yennefer. - Reszta na zewn�trz - warkn�� okaza�y ubrany na czarno dryblas
wierc�c niespokojnie buciorem w ziemi. Yennefer zgrabn� r�czk� wysup�a�a z
kieszeni woreczek z mi�kko wyprawionej, ciel�cej sk�rki. - Ile za ten? - spyta�a
wyci�gaj�c okaza�y rubin. - Fiuu fiuu, troch� b�dzie.- Marucha nerwowo prze�kn��
�lin�. - Ciesz� si�. - odpar�a sucho Yennefer - Dawaj fors�, jubilerku.
***
Geralt le�a� bezw�adnie na wyrku, wspominaj�c ostatnie dwa miesi�ce. - Dzi�ki
Yennefer si� to wszystko kr�ci. - stwierdzi� w my�lach. - Opyla te horoskopy na
setki, maseczki zio�owe na kilogramy. Jak mamy tu rzeczywi�cie zosta� na d�u�ej
to trzeba samemu te� zakr�ci� si� za czym� ciekawym. Podobno szukaj� tu i tam
zdecydowanych facet�w. Jaskier to jest cwaniak, urz�dzi� si� w tym Domu Kultury.
Chla, �piewa, pisze wierszyki i kosi pieni�dz za teksty reklamowe w lokalnym
radiu. Jeszcze mu jak�� nagrod� chc� da�, kuuurde -�achn�� si� wied�min. -
Artysta jak g�wno, nawet na bucie si� zaczepi. A ja, ofiara bezrobocia
strukturalnego? �eby chocia� co� wi�kszego od szczura do siekni�cia by�o, uuuh,
szlag by to! - miota� si� w my�lach. - cywilizacja zasmarkana. Zasmrodzona i
zat�oczona w dodatku. - si�gn�� lew� r�k� po sihila, a drug� po zawini�t� w
szmatk� ose�k�. Zzzziiit, zzziiit, zacz�a sw�j �piewny taniec, a korow�d my�li
w g�owie Geralta rozkr�ci� si� na nowo. - A mo�e by tak do filmu, na tego no,
Bohuna ?...
***
Jaskier gna� przed siebie ile si� w nogach, p�dzi�, zach�ystuj�c si� grudniowym
powietrzem. Pot kropl�cy si� obficie na czole zalewa� mu oczy. - gazu,
Jaskierku, gazu - telepa�o mu si� elektrycznymi impulsami po korze m�zgowej. -
Jak to poka�� Yennefer i Geraltowi to znowu trzeba b�dzie wzywa� ze trzy sekcje
stra�y po�arnej - my�la� wspominaj�c pami�tne, pierwsze samodzielne gotowanie
jajek na twardo na kuchence elektrycznej w hotelu robotniczym "Samotniak". Wpad�
do holu i od razu wywali� si� na wypastowanym PCV. - �e te� szlag nag�y t�
wywij�cier� od pod��g nie trafi, w g�r� i naprz�d, Geeraaalt, bywaj tu. Zobacz,
Geralt, zobacz co ja tu kurwa znalaz�em, zobacz i najlepiej od razu powiedz mi,
�em zg�upia� do ko�ca. - Co to? - Ksi��ka... Na ok�adce panoszy� si� t�ustym
zielonym drukiem tytu�: "Wie�a Jask�ki".
***
- Masz ju� wszystkie? - konfidencjonalnym szeptem zapyta� Geralt. - Tiaaa...
Tylko zobacz ile skurczybyk sobie liczy za sztuk�! - Dobra, p�acimy i zje�d�amy.
- No to chod�, stoimy za tamtymi dziwakami - Jaskier wskaza� palcem na dw�ch
kurduplowatych osobnik�w stoj�cych przy kasie - Geralt, patrz, nawet nogi maj�
zaro�ni�te na kostkach - zdziwi� si� widz�c w�ochate odn�a odziane w czarne
Reeboki. - Dwa razy "W�adca Pier�cieni", "Tam i z powrotem...", razem
siedemdziesi�t pi��, dwadzie�cia. Rachunek da�? - zapyta�a kasjerka. Dw�ch
typk�w spojrza�o na siebie. - Przyda si� do odlicze�, - kontynuowa�a namowy
kasjerka - to teraz lektura szkolna. Na jakie nazwisko? - Niech b�dzie. Na
Fryderyk Baggi�ski, przez dwa g. - podkre�li� ten mniejszy. Po chwili ju� ich
nie by�o. - A panowie te� rachuneczek? - Czemu nie?. Gerard Rivski. Przez v.
***
- To wszystko Yennefer. Re-ka-pi-tu-lu-j�c - wybijaj�c sylaby m�wi� Jaskier -
kto� �wietnie wie o nas wszystko. Doskonale interpretuje nasze my�li,
zachowanie. Te postacie z ksi��ek, z tej sagi o wied�minie, ich charaktery,
zachowanie, ba nawet to jak smarkaj�, w palce czy w chusteczk�, kopiuj� nas w
ka�dym calu. Mimikra doskona�a. Pozostaj� nadal niewiadome. Niewiadome, kt�re
ci�ko b�dzie wype�ni� tre�ci�. Primo, kto to jest ten Sapkowski, secundo, sk�d
tyle o nas wie i tertio, jak to robi? Ja bym o sobie lepszej biografii nie
sp�odzi�! - Jedno jest pewne, Jaskier - zacz�a po chwili ciszy Yennefer - musi
zna� oba �wiaty, a nawet w nich cz�sto bywa�! Cholera, w naszym �wiecie musi by�
nie�le ustawiony. Co najmniej jak Emhyr Nilfgaardu skrzy�owany z Dijkstr� i
po�ow� Lo�y Czarodziej�w! Wie wszystko, drobnych nie�cis�o�ci nawet ja nie mog�
wychwyci�. - A ja mog�! Te jego ballady s� do dupy. Mnie ma�powa� si� nie uda.
Stoj� na poziomie Geralta, kt�ry jak wiadomo zrymowa� potrafi tylko rzy� i pi�.
- Cytujesz go niepotrzebnie, - odci�� si� wied�min, podsuwaj�c bardowi pod nos
otwart� ksi��k� z paluchem wepchni�tym mi�dzy wiersze - on ju� to napisa�. -
Zawrzyjcie g�by! Co robimy, rad�my lepiej jak go dorwa�? - Po mojemu, - zacz��
cicho Geralt - trza go capn�� gdzie� na poczekaniu, sp�ta� jak �wink�, poci�gn��
zimnym ostrzem po krzy�ach to raz, dwa za�piewa. A jak nie, to poszperasz mu Yen
sond� po przednich p�atach m�zgowych. Tylko �e potem b�dzie bardziej przypomina�
seler, a nie pisarza. - Gadanie. Tylko gdzie go dorwa�? - Spokojnie, szanowni
zebrani. Wujek Jaskier to za�atwi - bard dumnie wypi�� pier� i wymaszerowa� z
M1. - Gdzie ten fijo� polaz�? - spyta�a Yennefer. - HGW - odpar� Geralt i kr�c�c
m�ynka palcyma doda� filuternie - ale chat� mamy wreszcie woln�...
***
Ponownie Jaskier zmaterializowa� si� u drzwi M1 dopiero wczesnym rankiem
nast�pnego dnia. W towarzystwie. Dw�ch pan�w w eleganckich stalowoniebieskich
wdziankach wsun�o si� z wdzi�cznie wspartym na nich poet�. - Dobryyy. Znacie
pa�stwo tego obywatela? Ma tu wpisany melduneczek czasowy w dowodzik. Geralt
strzelaj�c oczami spod ko�dry kiwn�� g�ow�. - K�ad�cie go Zybek. - poleci� ten z
gwiazdkami na pagonach. - Niez�y jest, nawet z Wyborczej o niego pytali. Na
alkomacie mu wysz�o 9,35 promilka. - pokr�ci� g�ow� z podziwem. - Kupcie lepiej
zgrzewk� sod�weczki. B�dzie mia� ci�ki dzie�. - zero siedem zg�o� si� -
zatrzeszcza�o czarne pude�eczko przytroczone do paska jednego z nich - Borewicz,
do jasnej cholery, odezwijcie si�! - Zybek, czas na nas.
***
- Wiesz co� Jaskier czy nie ?! - naciska� z�y ju� lekko Geralt. Odpowiedzia�o mu
bezw�adne skini�cie g�ow�. - Yen, d�ugo jeszcze? Wanna ju� wolna? -
Dziieeeewanna bo rzyga� b�d�... - be�kotn�� bard, rozpoczynaj�c r�wnie
energiczne co nieskoordynowane wymachy wszystkimi ko�czynami. - Masz. Gdzieee na
buty! Do miednicy, w rzy� kopany! - Eeee, spawacz, chcesz ciemne okulary ? -
rzuci�a spod prysznica Yennefer. Pr�by doprowadzenia Jaskra do stanu u�ywalno�ci
powoli zaczyna�y dawa� efekty. Przesta� ju� wywraca� upiornie bia�kami i powoli
zaczyna� rozpoznawa� otaczaj�ce go twarze. B��dnik w uchu �rodkowym nadal jednak
szala�, co powodowa�o, �e bard le�a� skulony na �rodku wersalki kurczowo
�ciskaj�c oparcia. - Na pewno nie ma trz�sienia ziemi? Wyrko te� stoi
nieruchomo? Nieee, to bujda. Yen, bez jaj, nie podno� i nie bujaj tym ��kiem!
Na Yavann� i Mandosa, JA WAS NIE WIDZ�! - Wiesz co Geralt, wypr�bujmy to
relanium. Po trzy tabletki? - Co najmniej. I za p� godziny powtarzamy. - Hej,
ju� wszystko w porz�dku, jestem jak nowy - stan Jaskra uleg� niespodziewanej
poprawie - ju� siadam pro�ciutko. - Nooo wi�c Jaskier, co tam... - rozpocz��
Geralt. - Jedziemy do stolycy, bo�my fajni historycy. - zapiszcza� chrypliwie
poeta - Pakowa� manatki, doro�li i dziatki... - kr�tki gest d�oni� i b�ysk
gwiazdy na szyi Yennefer przerwa� mu jednak w p� s�owa. - Co, sk�d, gdzie i
dlaczego. - zimno zacz�a - Powoli. I najlepiej w punktach. Jak mi si� spodoba,
to zostawi� ci� w jednym kawa�ku. Jak nie... - Geralt ze spuszczon� nagle g�ow�
udawa�, �e zainteresowa� si� porann� pras�. Ponowny gest d�oni czarodziejki i
Jaskier zacz��. - Ano, tak to leci. Ten jegomo�� co pisze te ksi��ki to pisarz -
podniesiona brew Yennefer spowodowa�a nag�e wzrost aktywno�ci umys�owej barda -
czekaj, on pisze fantastyk�. B�dzie nied�ugo w stolicy na jakim� konwencie! - Co
to znaczy? - Ano to, �e te ksi��ki to tutaj jedna wielka bujda, �e niby wymy�la
je na poczekaniu! - I co potem z nimi robi? - Sprzedaje. Jureczek, ten z k�ka
poetyckiego w Domu Kultury m�wi, �e ju� se dwa merole za to kupi�! - ??! - No,
takie ekstra karoce, wiesz. - To gdzie ten konwent Jaskier, bo ko�czy mi si�
zapas cierpliwo�ci? - M�wi�em, w Warszawie.
***
Wiadomo�ci zdobyte przez Jaskra i okupione przez niego ci�kimi sensacjami
�o��dkowymi, obudzi�y nowego ducha w piersiach lekko zblazowanych i wr�cz
przera�onych nud� codzienno�ci mieszka�c�w klitki przy Kopernika 2. Geralt
wyra�nie mia� lepszy humor, Yennefer nie gania�a ich jak zwykle rozkazami w te i
we wte, a i Jaskier pod�piewywa� pod nosem, �atwiej znajduj�c rymy wyra�aj�ce
stan jego ducha. Konwent rozpoczyna� si� w nast�pn� sobot� i ko�czy� w niedziel�
(niedziel� - jaka g�upia nazwa dla takiego dnia, - wywewn�trznia� si� Jaskier -
co tu dzieli�, chyba niepracujek, albo chocia� niezapieprzak!). Przy pomocy
ch�tnych zawsze do machlojek pracownik�w Domu Kultury, uda�o si� zdoby�
akredytacj� na Konwent, ba, nawet delegacj� na pokrycie koszt�w dla ca�ej
tr�jki. Problemem by�o jednak samo zbli�enie si� do Mistrza, jak to podkre�li�
Geralt, na d�ugo�� miecza. Yennefer upiera�a si� przy dystansie nieco wi�kszym,
t�umacz�c, �e piorun kulisty wydziela tyle ciep�a, �e rzuca si� go z dalszych
miejsc, bo inaczej sk�ra pierzchnie na policzkach. Ze�lony k��tni� Jaskier by
uciszy� pozosta�� dw�jk� stwierdzi� w ko�cu, �e w takiej sytuacji on ��da takiej
pozycji, by mie� obiekt na d�ugo�� ba�a�ajki, tak bowiem z�o�liwi koledzy po
fachu ochrzcili tu jego lutni�. ��danie odnios�o skutek przeciwny od
zamierzonego, bo k��tnia wybuch�a z now� si�� o to, czy ba�a�ajka ma by� zatruta
czy tylko dobrze obci��ona. Czas jednak bieg� nieub�aganie, a i przygotowania
mia�y si� powoli ku ko�cowi. Problem, jak dorwa� si� do Autora pozostawa� nadal
nierozwi�zany. W ko�cu z pomoc� przyszed� �lepy los, kt�rego doczesn�
personifikacj� okaza� si� nomen omen ca�kiem dobrze widz�cy kole� Jaskra od
pi�ra, niejaki Jureczek, alias Zerosiedemnag�ow�. Zmanipulowany i rozochocony
piwkiem stawianym przez Jaskra, nie�wiadom prawdziwego celu tr�jki
konspirator�w, uczestniczy� w planowaniu zamachu na wolno�� i godno�� osobist�
Autora i w�a�nie t�umaczy� im rozwi�zanie. - S�uchajcie, wiadomo, �e plebsu i
innej ho�oty b�dzie tam bez liku, �e dopcha� si� nie b�dzie mo�na, bo byd�o was
stratuje. Jak wi�c chcecie ten autograf dosta�, to trzeba tak zakombinowa�, �eby
was sami do niego zaprowadzili. - Tego ju� akurat sami si� domy�lili�my,
streszczaj si�, Jureczku. - pogania� kole�k� Jaskier. - Spoko, ju� podaj� wam
m�j makiaweliczny plan na z�otym p�misku! Co tu jest napisane? - wskazywa�
palcem na drug� stron� zaproszenia - No tu, tak� fiutowat�, gotyck� czcionk�.
Napisane jest, �e konkurs na najlepsze przebranie za bohatera Sagi o Wied�minie
organizuj�, ha! I wybaczcie impertynencje, ale po mojemu to wypisz, wymaluj, bez
charakteryzacji si� nadajecie. Wygracie konkurs, w nagrod� macie spotkanie z
Mistrzem, a dalej to ju� wiecie co robi�! - Wiemy, wiemy - potakiwali kiwaj�c
g�owami pozostali - Jasne, �e wiemy, he, he, he... - Ej, co wy taki hamletowski
nastr�j macie? - zaniepokoi� si� Jureczek. - Cichaj, lepiej zaczynajmy ma�e co
nieco. Mam tu 0,7 Wyborowej. Na g�ow�, oczywi�cie, jak si� nale�y...
***
Desant na Warszaw� rozpocz�� si� wczesnym rankiem pewnej marcowej soboty. Silni,
zwarci i gotowi, zapakowali si� z ca�ym dobytkiem do kursowego Jelcza
kozienickiego Pekaesu, przeklinaj�c ciasnot�, smr�d spalin i bezczelno��
ma�oletnich osobnik�w zajmuj�cych bez miejsc�wek numerowane miejsca. I chocia� z
braku przestrzeni nie mo�na by�o wzi�� wi�kszego zamachu i przepychanki
sko�czy�y si� na paru urwanych guzikach, lekko podbitych oczach lub piskach pa�,
to jednak Geralt mia� obiecane od paru g�adko ogolonych na �yso ch�opaczk�w w
spodniach z bia�ymi paskami zamiast lampas�w, �e "jeszcze si� spotkamy...".
Drugim problemem okaza� si� by� �o��dek Jaskra, nie przyzwyczajony widno do
transportu z pr�dko�ci� wi�ksz� od osi�ganej przez ofiar� gonion� przez strzyg�
albo wilko�aka. Woreczki foliowe i paczka Aviomarinu wr�czone przy po�egnaniu
przez przezorn� Maruchow� nie starczy�y na d�ugo, koniecznym bowiem okaza�o si�
obdzielenie co wra�liwszych s�siad�w, u kt�rych widok zarzyganego Jaskra,
wodz�cego m�tnym wzrokiem onanisty po suficie, zmusi� do na�ladownictwa ich
w�asne �o��dki. W efekcie planowana przez wielu mi�a przeja�d�ka do stolicy,
zamieni�a si� w krucjat� przypominaj�c� atmosfer� wiejskie wesele po p�nocku.
Koniec ko�c�w podr� przed�u�y�a si� tylko o p�torej godziny, gdy� kierowca nie
wytrzyma� r�wnie� i strzeli� pawia na przedni� szyb�, co omal nie doprowadzi�o
do karambolu pod Banioch�, w miejscu gdzie szumnie zwana drog� tranzytow�
Warka-Warszawa szosa, przypomina szeroko�ci� dobrze utrzyman� �cie�k� rowerow�.
Szcz�ciem Geralt z racji wied�mi�skiej wytrzyma�o�ci i Yennefer z immunitetem
na chorob� lokomocyjn� potrzebnym do podstawowych czar�w transportu magicznego,
nie wymiotowali i starali si� chroni� nawzajem przed ochlapaniem. W�a�nie przed
momentem wied�min z kroplami potu na czole wykona� obydwoma d�o�mi szybki gest,
otaczaj�c siebie i czarodziejk� niewidzialnym pancerzem na chwil� przed
trafieniem przez tre�� �o��dka groteskowo spasionej s�siadki. - Znak Quen! Ale
d�ugo nie wytrzymam! Wymy�l co�, Yen, albo...albo po nas.
***
Wreszcie koniec. Wym�czeni pasa�erowie, cz�� z modlitw� dzi�kczynn�, a cz�� z
kl�twami na ustach, wysiedli na Dworcu Zachodnim, Mekce podr�nych
przybywaj�cych do Warszogrodu. Wied�min bezceremonialnie wyci�ga� z pojazdu
oszo�omionego barda za nogi, nie bacz�c na odbijaj�c� si� o stopnie g�ow� poety.
Bezw�adnego u�o�y� na �aweczce, a sam zacz�� �apanie tobo�k�w podawanych przez
Yennefer. Nie by�o tego du�o, dwa plecaki Alpinusa na stela�u i elegancki
neseser podr�ny z k�kami i r�czk� do ci�gni�cia, obszyty na bokach sk�rk�,
oraz trzyosobowy namiot z tropikiem. I z dwoma sypialkami. - No dobra, w kt�r�
to stron�? - spyta� Geralt, energicznie w mi�dzyczasie potrz�saj�c bardem -
chyba na to bia�e gmaszysko z napisem "Hotel Vera"? - Z mapki od Maruchy, wynika
�e tak.- odpowiedzia�a Yennefer. - Geralt, spodziewa�e� si� takiego ogromu,
takiej ilo�ci ludzi, przestrzeni zajmowanej przez miasto, co? - Nie. I szczerze,
nie podoba mi si� to. Jedyna nowo�� z jak� cz�owiek mo�e si� tu spotka�, to nowy
bilboard na chodniku, albo przecena w sklepie. Nie dla mnie takie �ycie. - Nie
labiduj, wied�minku, gdzie twoja odporno��, przystosowanie do zmiennych warunk�w
otoczenia, zdolno�ci adaptacyjne? Przyzwyczaisz si�. I cho� ci�ko b�dzie ci na
duszy, przywykniesz, zaczniesz sobie radzi�. Obiecuj� ci to. A wiesz dlaczego?
Powiem ci. Bo musisz. Zwyczajnie musisz. Musisz je��, mieszka�. Musisz i
przywykniesz. Sp�jrz na wszystkich woko�o. Maj� takie same spojrzenia jak ty,
ale ju� przywykli. Ty wkr�tce te� przestaniesz walczy�. - A ty Yennefer? Gdzie
widzisz tu miejsce dla maga, dla czarodziejki? Jak widzisz siebie za dziesi��
lat? Co, poprowadzisz sklep z chemi� gospodarcz� albo aptek� z homeopatycznymi
lekami? A mo�e wkr�cisz si� w kr�gi w�adzy? Przecie� umiesz czyta� ludzi, tu nie
mia�aby� konkurencji. - Zobaczymy, Geralt, zobaczymy. Czas poka�e. - Tak, czas
poka�e.
***
Nim s�oneczko zacz�o przypieka� na dobre, Yennefer prowadz�c dw�ch ob�adowanych
frajer�w, dotar�a na b�onia P�l Mokotowskich, miejscu tegorocznego Konwentu. Jak
wyczyta�a z ulotki do��czonej do zaproszenia, ostra walka z producentami r�nych
nielegalnych u�ywek i lotne naloty brygad antynarkotykowych na szko�y, zak�ady
pracy, ba, nawet na ko�cio�y, spowodowa�a wzrost popytu na alternatywne �rodki
pomagaj�ce w prywatnym eskapi�mie i ucieczce od rzeczywisto�ci. Fantastyka, z
racji tradycji i do�wiadczenia w tej bran�y, zgarn�a pod swe skrzyd�a poczesn�
cz�� klient�w pozbawionych dotychczasowej opieki ze strony grup przest�pczych.
St�d wi�c organizacja Konwent�w skomplikowaniem i rozmachem zacz�a przypomina�
�niwa w �redniej wielko�ci ko�chozie. Na potrzeby lokalowe zajmowano coraz
wi�ksze przestrzenie, ale od momentu s�ynnej demolki Pa�acu Kultury i Nauki w
przeddzie� wst�pienia Polski do NATO i wizycie Javiera Solany w tym�e budynku,
zdecydowanie i r�wnie powszechnie odmawiano fantastom wst�pu do jakichkolwiek
budynk�w u�yteczno�ci publicznej. Po�r�d r�nych relacji z tego zdarzenia,
g��wnymi winowajcami okaza� si� mia�a trzystuosobowa grupa fan�w RPG, kt�ra, jak
si� potem t�umaczono, w trakcie gry terenowej w podziemiach Pa�acu, zosta�a
zaskoczona przez czarnego smoka. Ochrona imprezy dla poskromienia t�umu u�y�a
pochopnie jak si� potem okaza�o, granatnika z gazem �zawi�cym. Niespodziewan�
reakcj� na wystrzelenie pocisku by�a niewyt�umaczalna implozja, kt�ra wessa�a do
wn�trza budynku wszystkie szyby. Od tej pory wi�kszo�� fantast�w, zar�wno
autor�w jak i czytelnik�w, z dum� obnosi�o na twarzach sznyty godne
Frankensteina. Z powod�w powy�szych fanta�ci zmuszeni byli organizowa� swoje
konwenty na wolnym powietrzu, w asy�cie si� policyjnych wzmocnionych jednostk�
specjaln�. - C�, miejsce dobre jak inne, nawet nie trzeba b�dzie nie�� trupa,
mo�na zakopa� na miejscu - mrukn�a pod nosem Yennefer. Zaordynowawszy post�j i
kr�tki odpoczynek, sama uda�a si� po informacje do pasiastego namiotu z napisem
Informacja w paru j�zykach. Z ciekawo�ci rozpocz�a rozmow� od pytania w
Starszej Mowie, ale zgodnie z oczekiwaniem otrzyma�a odpowied�, �e esperanto
nikt nie zna. Pyta�a wi�c po normalnemu. Po chwili uderzaj�c pi�ci� w otwart�
d�o� sykn�a z�owieszczo- Jeest. - i truchcikiem wr�ci�a do pozosta�ej dw�jki. -
Jak tam, b�dzie? - spyta� Geralt nadchodz�c� czarodziejk�. - Tak, po po�udniu ma
referat "Pir�g, czyli nie ma z�ota w Szarych G�rach. Ale mamy uran", czy co� w
tym gu�cie. Potem udzielaj� si� inni moralizatorzy z bo�ej �aski, a na ko�cu s�
pokazy walk Bractwa Rycerskiego i konkurs. Ten na przebranie. Wtedy go capniemy!
- Dobra nasza. Rozbijmy namiot i przek��my co�. Przyda si� Jaskrowi, bo rzyga
ju� na zielono i zaraz nie b�dzie mia� czym. Mo�e mu nawet przejdzie. W trakcie
powolnej w�dr�wki s�o�ca po niebosk�onie przestrzenie P�l Mokotowskich
zape�nia�y si� namiotami i t�uszcz� z�o�on� z fantast�w, z�odziei kieszonkowych,
pijak�w i tajniak�w. Fanta�ci przewalali si� z miejsca na miejsce, wiedzeni
niczym py�ki ruchami Browna nies�yszalnym dla innych zewem. Za nimi pod��ali
skubi�cy ich za sakiewki doliniarze, potem �api�cy z�odziei tajniacy. Wszyscy
solidarnie potykali si� o le��cych pijak�w. Geralt powoli przechadza� si� z
Jaskrem po gargantuicznym obozowisku, oceniaj�c ilo�� przyjezdnych na dwukrotnie
wi�ksz� od ilo�ci tarczownik�w, kt�rych zdolna by�a wystawi� kovirska armia. Co
drugi entuzjasta ostrzy� w�a�nie �elazo, najcz�ciej wygl�daj�ce na �wie�o
przekute ze stalowego p�askownika, lub smarowa� ci�ciw� kuszy zrobionej z
resora. Jak si� dowiedzieli przed chwil�, m�ode umys�y zaj�te by�y wizj�
zapowiedzianej na jutro rozgrywki terenowej, zatytu�owanej malowniczo "Rze�
krasnolud�w w Mahakamie - inscenizacja przestrzenna.". Oczywi�cie, nikt nie
zamierza� by� krasnoludem, ale spraw� rozwi�zano zatrudniaj�c przez agencje
po�rednictwa pracy kilkuset strace�c�w niedu�ego wzrostu. Wkr�tce potem
rozpocz�y si� odczyty i prezentacje. Ulega�y niestety ci�g�ym zak��ceniom, gdy
stronnicy poszczeg�lnych tw�rc�w pr�bowali zag�uszy� oponent�w, wyj�c i wal�c o
stalowe blachy tarcz zaostrzonymi p�askownikami. Co niekt�rzy oportuni�ci
kontestuj�cy wszystkich i wszystko, ukradkiem rzucali pomidorami lub zepsutymi
jajami w stron� zebranych na podium, ale tegoroczna innowacja, pleksiglasowa
p�yta o wymiarach 5 na 20 oddzielaj�ca autor�w od publiki, pozwala�a prowadzi�
tylko ostrza� stromotorowy, a ten z natury rzeczy jest mniej celny. Powoli cz��
dydaktyczna Konwentu mia�a si� ku ko�cowi. Na wielkie klepisko udeptane
tysi�cami n�g, wylaz�o kilkdziesi�t postaci, zakutych w blachy, owini�tych w
�mierdz�ce baranie sk�ry i �mierdz�cych dodatkowo w�asnym potem wyduszonym przez
rozgrzane ju� mocno wiosennym s�o�cem powietrze. Osobnicy ci, ra�no wymachuj�c
mieczami rozpocz�li przy wt�rze ryk�w rozognionej publiki wzajemne ok�adanie
si�. Widz�c to, wied�min i bard pod��yli �piesznie do namiotu. Nadchodzi�a
chwila rozgrywki.
***
- Yen, mo�emy ju� wej��? Yen, jeste� tam, przebierasz si�? - Jestem. Geralt, ty
mo�esz, Jaskier niech siedzi i czeka. - A co to ja, pies, czy co?! - zaoponowa�
bard. - Nie, bard, ale to prawie synonimy. Chcesz popr�bowa� dalszych t�umacze�?
- na takie dictum poeta z oburzeniem maluj�cym si� na twarzy waln�� si� na
trawie u przedsionka. - Dajcie chocia� co� pod ty�ek, ci�gnie zimnem od ziemi.
Po kilku minutach z namiotu wysz�a na czworakach czarodziejka, przeklinaj�c
cicho niskie wej�cie do jego wn�trza. - Mo�esz zacz�� si� ju� przebiera�. -
Mia�a na sobie ulubione kolory, czer� i biel. Skropi�a si� perfumami Kenzo o
zapachu bzu i agrestu, i triumfalnie, z r�kami opartymi na biodrach, rozsiewaj�c
b�yski gwiazd� zawieszon� na wdzi�cznej szyi, rozejrza�a si� w oko�o. - Znowu
jestem sob�. Mia� racj� Geralt, to nie dla takich jak my. Chwil� p�niej
do��czy� do niej Geralt z Jaskrem, obaj odziani w swoje stare stroje. Geralt w
sk�rzanej kurtce z r�kawami nabijanymi srebrnymi �wiekami, d�ugich butach z
wywijanymi cholewami i sk�rzanych czehczerach przepasanych szerokim pasem.
Pomaca� r�k� po r�koje�ci sihila, stercz�cego ponad karkiem. Uspokojony dotykiem
zimnego jelca za�o�y� palce za pas. Jaskier wyg�adza� z kolei sw�j �liwkowy
kubraczek i prostowa� po�linionymi palcami czaple pi�ro, lekko zgniecione w
plecaku, trzymaj�c lutni� mi�dzy kolanami. Yennefer ogarn�a ich postacie jednym
spojrzeniem. New">- Chod�my zaraz zacznie si� konkurs.
***
Jednak konkurs nie zacz�� si� zgodnie z planem. Op�nienie spowodowali maniacy
rycerstwa, zwyzywani przez publik� za opiesza�o�� i wzajemne oszcz�dzanie
w�asnych ko�ci. W odpowiedzi zel�eni wyzwali na honorowy pojedynek co g�o�niej
gard�uj�cych i rozpocz�li ok�adanie si� nawzajem od nowa. Rych�o pojedynki
nabra�y blasku i staro�ytnej, niespotykanej ju� poza stadionem pi�karskim
gwa�towno�ci. Nieszcz�ciem okaza� si� jednak niewczesny rozkaz wydany brygadzie
specjalnej, aby rozdzieli�a walcz�cych. Pracownicy resortu MSW w pyle i kurzu
wznieconym przez bez ma�a ju� tysi�ce st�p i z racji swych ubior�w, �ywo
przypominaj�cych rynsztunek bojowy wczesnogotyckiego Wikinga, zostali wzi�ci za
grup� ch�tnych do dalszej "zabawy". Wkr�tce potem, zgrupowani w rzymski
czworobok, opieraj�c si� z trudem nawale atakuj�cych, wzywali pomocy przez
kr�tkofal�wki. I doczekali si� jej. Ku k��bi�cemu si� w�ciekle t�umowi kopsn�y
si� obecne sekcje stra�y po�arnej, zakute w ogniotrwa�e stroje, z kaskami na
g�owach i stra�ackimi siekierkami w r�kach. By� to drugi b��d taktyczny
dow�dztwa akcji, kt�re najwyra�niej zapomnia�o o sikawkach zamontowanych na
pojazdach. Tym razem stra�acy zostali wzi�ci za forpoczt� maj�cej si� dopiero
rozegra� gry terenowej "Rze� krasnolud�w w Mahakamie" i przyj�to ich okrzykami -
Krasnoludy z Mahakamu ci�gn� od po�udnia!! W nich kto w Boga wierzy, hej kto
Polak na bagnety!! - i tak dalej. Dopiero genialny pomys� m�odszego aspiranta
dowodz�cego plutonem brygady specjalnej, kt�ry kaza� sk�ada� bro� i poddawa� si�
na parol rycerski zako�czy�a bitw�. Gorzej by�o ze stra�akami, gdy� cz��
walcz�cych twierdzi�a, �e krasnoludy honoru nie maj� i nale�y ich wyko�czy� na
miejscu, ale dali si� udobrucha� obietnic� wi�kszej cz�ci �up�w. Po chwili
policja i stra�, ju� bez tarcz, he�m�w, but�w i czasami nawet gaci, wraca�a
sm�tnie do pojazd�w, przysi�gaj�c w duszy - parol nie parol, ale my tu kurwa,
jeszcze wr�cimy. Konkurs na najlepsze przebranie od�o�ono na jutro, z racji
konieczno�ci usuni�cia co ci�ej rannych, zapakowania po�ama�c�w w gips i
dostarczenia dodatkowego piwa w kegach, bo stare kto� zdradziecko buchn�� z
tabor�w, gdy armia zaj�ta by�a wyka�czaniem policji i stra�y. Mimo wyczerpania
uczestnik�w zapowiada�a si� ciekawa noc. Pierwszym i ostatnim punktem programu
nocnego by�o bowiem "�wi�to Belleteyn w realiach dwudziestowiecznej moralno�ci".
***
Ranek zawita� nad pobojowisko wraz ze �wie�� dostaw� ochotnik�w przyby�ych
dzi�ki PKP na Konwent. Mimo roz�alenia spowodowanego przegapieniem bitwy i
widokiem znajdowanych co i rusz w ustronnych miejscach w jednoznacznych
pozycjach par damsko-m�skich, szybko jednak sformowali si� w pu�ki zaci�ne i
rozpocz�li przygotowania do gry terenowej. Widok by� buduj�cy, Jaskier wraca�
wi�c szybko do namiotu by podzieli� si� wra�eniami z Belleteyn z Geraltem i
Yennefer. - Jak tam Jaskier, dopad�e� co�? Ca�� noc ci� nie by�o, wi�c chyba co�
dopad�e�, nie? - Geralt zacz�� z�o�liwie na widok przyjaciela. - Nie. -
odburkn�� wyra�nie z�y Jaskier. - Czemu� to? Kt�re to takie odwa�y�y si�
odrzuci� Jaskra, mistrza w �piewie, poezji i nie tylko? - Geralt, ty lepiej
przesta�. Widzia�e� jaki tu deficyt dziewek? Same ch�opy na tym konwencie, a jak
jaka� si� ju� znajdzie to ma takie wzi�cie, �e wybiera co chce. Dopcha� si� w
zasi�g wzroku nie mo�na, obl�enie takie, �e hej, a o z�apaniu czegokolwiek w
r�k� nie wspomn�. Lepiej na piwo i�� i tak te� zrobi�em. Znalaz�em tych typk�w
co buchn�li beczki z piwem, siedz� w tamtej k�pie drzew, za kana�em, i t�umacz�
�e schronili si� ze �wi�t� Wod� Broklionu u driad za Jarug�. Faktycznie, jakie�
na�pane dziewuchy te� si� tam pl�ta�y. A i piwo niezgorsze. W ko�cu wygadali
si�, �e to �e�sko-m�ski zast�p harcerski imienia Geralta z Rivii, wyobra� sobie,
na manewrach polowych. Bi� im si� nie chcia�o bo lej� si� na co dzie�
przygotowuj�c do zdobycia sprawno�ci wied�mina, wi�c poszli na piwko. Geralt
sta� chwil� trawi�c otrzyman� wiadomo��, po czym bez s�owa wpakowa� si� do
namiotu. Po chwili do Jaskra dosz�o pytanie. - Yen, masz jak�� farb� do w�os�w,
peruk�? Musz� si� natychmiast przebra�.
***
P�nym rankiem wybrali si� we troje do punkt�w aprowizacyjnych, rozsianych g�sto
po obozowisku, by wzmocni� si� przed czekaj�cymi na nich wyzwaniami pieczon� na
grillu kark�weczk�. Punkty te, mimo du�ej gwa�towno�ci wczorajszych rozruch�w,
nie ucierpia�y zbyt mocno od �adnej ze stron. Cieszy�y si� najwyra�niej
szacunkiem i niepisane prawo zabrania�o naruszenia fizycznej nietykalno�ci
tych�e miejsc, jedynych �r�de� �ywno�ci innej ni� w puszce. Ca�y bowiem Mokot�w
zabarykadowa� si� w domach, zasuwaj�c rolety i zabijaj�c deskami drzwi do
sklep�w i restauracji wkr�tce po tym, jak w Wiadomo�ciach pokaza�y si� relacje z
Konwentu filmowane policyjn� kamer�. Drugim problemem z jakim spotka� si� mieli
organizatorzy, by�a masowa dezercja zatrudnionych przez agencje po�rednictwa
student�w i innych strace�c�w, maj�cych gra� role krasnolud�w podczas rzezi w
Mahakamie. Jak si� okaza�o, ludzie ci te� ogl�dali Wiadomo�ci. Liczono jeszcze
jednak, �e policja i stra� otrz��nie si� ze wczorajszej kl�ski i stanie
powt�rnie do boju. Dlatego te� wypocz�te pu�ki zaci�ne rozpocz�y budowanie
ostroko�u tu� nad kana�em Jaruga, przekopuj�c jednocze�nie cypelek na kt�rym
osada mia� stan��, by otoczy� ostrok� wod� ze wszystkich stron. Prace sz�y
szybko, jako �e z okolicznych akademik�w Politechniki nadci�gn�y rzesze
mieszka�c�w, przysz�ych fachowc�w od zarz�dzania, budownictwa i mechaniki,
kt�rzy wspomogli Fantast�w wiedz� i do�wiadczeniem. Oczekiwano zako�czenia
konstrukcji przed po�udniem, zw�aszcza, �e pa�stwowa kontrola kt�ra nie wiadomo
sk�d zjawi�a si� z mandatem za samowol� budowlan�, zosta�a ju� sp�tana i
zamkni�ta w jamie. Chwil� potem do��czy� do niej mieszany zast�p harcerski
imienia Geralta z Rivii, schwytany z pustymi beczkami w Broklionie. Geralt
obserwowa� ca�e to urocze zamieszanie, rozbawiony do �ez zapa�em i powag�
budowniczych ostroko�u, wysi�kami organizator�w usi�uj�cych dalej na podium
prowadzi� Konwent i ostrzeniem p�askownik�w przez pu�ki zaci�ne. Zerka�
jednocze�nie na ko�cz�ce si� przygotowania do konkursu "Na najlepsze przebranie
za posta� z Sagi", szykuj�c si� psychicznie na wyst�p w kategorii Wied�min. Tak,
przygotowania w�a�nie si� ko�czy�y, bo na podium wdar� si� pijany osobnik z tub�
zwini�t� ze sztywnego kartonu, najwyra�niej wysiad�o nag�o�nienie, i wykrzykiwa�
niezrozumia�e s�owa. - Czas na nas - powiedzia� do Yennefer i Jaskra -
zaczynaj�.
***
Jaskier chodzi� w�ciek�y za parawanem oddzielaj�cym ty�y podium o publiczno�ci.
W�ciek�y, bo ani jemu, ani Yennefer nie uda�o si� zakwalifikowa� do fina�u
konkursu w kategorii bard Jaskier i czarodziejka Yennefer. Jedyna nadzieja w
Geralcie. Teraz on by� na scenie. S�dziowie podlicz� g�osy i si� oka�e, czy w�z,
czy przew�z. Jaskier nadstawia� uszu, pr�buj�c z�owi� nimi odczytywane w�a�nie
wyniki. Wiedzia�, �e krzyknie potem w kierunku przepierzenia, gdzie kry�a si�
Yennefer. Ona z kolei otworzy portal wiod�cy do okolicznych ogr�dk�w
dzia�kowych, po schodach zbiegnie Geralt prosz�c id�cego z nim Mistrza o
autograf dla pi�knej przyjaci�ki czekaj�cej za parawanem, skocz� wszyscy do
portalu i zako�cz� spraw�. Cholera, jednak nie! S�dzia og�osi� w�a�nie, �e
Geralt zaj�� drugie miejsce we w�asnej kategorii! Szlag, no to ju� po ptakach.
***
Jest jeszcze szansa, jeszcze jedna, jedyna. Skupiony Geralt wysun�� powoli miecz
z pochwy na plecach. Zawirowa� w p�ynnym piruecie tn�c mieczem �wiszcz�ce
powietrze. Wykona� jeszcze par� ci�� i zatrzyma� si� przed stolikiem s�dziowski.
- Chyba ten, no nie? - dobieg�y do niego s�owa rozmowy przy stoliku - tak,
zdecydowanie. - Szanowni zebrani, oto przed wami zwyci�zca nagrody pocieszenia w
kategorii "Najlepsza kopia wied�mi�skiego uzbrojenia" - rycza� osobnik z
kartonow� tub� - brawa dla tego pana, brawa! T�um wiwatowa� w�ciekle, Mistrz
powoli podchodzi� do Geralta, gdy nagle od strony linii tramwajowej doszed�
dziki ryk. -Krasnoludy z Mahakamu ci�gn� od po�udnia! Bracia! W nich! - po czym
ca�y stan rycerski zgromadzony obok podium pop�dzi� na wyprz�dki w kierunku
zbli�aj�cych si� granatowo-czarnych szereg�w policji, wywijaj�c szale�czo
naostrzonymi p�askownikami i ha��akuj�c pod niebiosa. Mistrz popatrzy� z
niesmakiem na niechlujny szyk bojowy Fantast�w, przewiduj�c wygran� policji.
Dopiero chwil� potem przeni�s� wzrok na wied�mina, zmarszczy� brwi. W jego
oczach pojawi� si� b�ysk zrozumienia i Mistrz pop�dzi� w nag�ym zrywie w d�
schodk�w, za przepierzenie. Geralt ruszy� za nim, �wiadom, �e ofiara sama w�azi
im w r�ce.
***
Koniec cz�ci pierwszej, ale chyba nie ostatniej! Poni�ej o�wiadczenie!!
Wym�czone przez umys� sko�owany pisaniem pracy magisterskiej z zarz�dzania we
wrze�niu 1998. Wszelkie prawa autorskie s� niezastrze�one, zw�aszcza, �e sam
buchn��em je Panu Andrzejowi Sapkowskiemu, za co go przepraszam i o wybaczenie
prosz�. Opowiadanie nie zosta�o napisane w celach:
zarobkowych
czepiania si� w jakikolwiek spos�b Pana Sapkowskiego, st�d konsekwentnie
u�ywane okre�lenia Mistrz i Autor.
wyja�nienia niewiadomych w biografii Pana Sapkowskiego
ochrzanienia go za wysok� cen� pisanych przez niego ksi��ek, na kt�re ju�
nawet prosty wied�min pozwoli� sobie nie mo�e, bo jako cz�owiek kszta�cony
wiem, �e tantiemy jakie bierze to najwy�ej 30% ceny (chyba, �e naprawd�
jestem naiwny i sprawy maj� si� inaczej)
Z powy�szych powod�w prosz� wi�c o nie czepianie si� autora tego opowiadanka.
Je�li co� chcesz to pisz