3814

Szczegóły
Tytuł 3814
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3814 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3814 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3814 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Maria Jentys C�RKA IKARA wiersze i opowiadania 3 Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000 4 WIERSZE (...) Poezja Marii Jentys nie szuka nowatorskich rozwi�za�; ani metaforyk�, ani � og�lnie bior�c � stylistyk� nie wpisuje si� w kt�ry� z krzykliwych nurt�w dzisiejszego poezjowania. Jest to poezja osobna, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Prywatna � nie w zgodzie na nowoprywatne d��enia poet�w, lecz prywatna dlatego, �e poetce taka prywatno�� jak najbardziej odpowiada; wi�cej, �e uwa�a tak� prywatno�� za konieczno��. Jest to, chcia�oby si� powiedzie�, poezja przysz�o�ci, a w ka�dym razie poezja dla czytelnika, a nie wysublimowanego polonisty. �C�rka Ikara� � tytu� brzmi nieco heroicznie; i wydaje si�, �e s�owo �heroizm� pada tu nie bez powodu. Jest bowiem w wierszach Marii Jentys wielko�� pojedynczego ludzkiego losu, heroizm osobnego ludzkiego �ycia, kt�re musi �co dzie� w b�lu rodzi� mi�o�� (�Owoc�). Dlatego wiersze te nieodwo�alnie kojarz� mi si� z ow� ga��zka oliwn� z wiersza �Uwi�ziony cie�; pojawi�y si�, bo z ust spada piecz��, bo milczenie winno tak�e mie� sw�j kres (...). (...) Wiersze te ogniskuj� si� wok� symbolu Domu, s�owo �dom� pojawia si� tak w wierszach samych, jak i w tytu�ach ka�dego z cykli, w jakie u�o�y�a poetka swe utwory do tej ksi��eczki. Dom ziemski, dom rodzinny stanowi� inspiracj� tych wierszy i pewno przechowa jeszcze niejeden wiersz p�niejszy. Robert Mielhorski Poezjobranie, �Okolice� 1992 nr 1-3 Wiersze z cyklu �Dom�, �Piosenki z domu ob��kanych�, �Dom Niebieski� powstawa�y w latach 1970-1980. Nie my�la�am wtedy o ich wydaniu � pisa�am z potrzeby, z konieczno�ci takiej jak oddychanie. Sporo czasu przele�a�y w szufladzie, dojrzewaj�c. Po trochu wysy�a�am je w �wiat, a one wi�y sobie to tu, to tam gniazda z okuch�w rozumienia... W ko�cu zapragn�am tego, czego pragn� wszyscy pisz�cy, i oto z lu�nych kartek, �yj�cych niczym ptaki niebieskie, wy�oni� mi si� kszta�t pierwszej ksi��eczki poetyckiej � �C�rki Ikara�. B�dzie to moja pierwsza ksi��eczka i pewnie ostatnia, bowiem dawno temu od�egna�am si� od poezji. Cho� nie wiem jeszcze, czy poezja od�egna�a si� ode mnie, bo zn�w zaczyna o sobie przypomina�. Na dow�d dodaj� wiersze powsta�e wczoraj, przedwczoraj... Nieliczne, ale inne, inspirowane nie tylko przez dom rodzinny, lecz tak�e przez Dom Niebieski oraz przez brak domu, bezdomno��, kt�ra w dzisiejszym �wiecie nabiera znamion dotkliwej plagi. Maria Jentys C�rka Ikara ( wiersze z lat 1970-1980), Warszawa 1990; uzupe�nienie 2000. 5 Z cyklu: DOM Motto: Kamie�, kt�ry odrzucili buduj�cy, sta� si� kamieniem w�gielnym; jest to dzie�o Pana i stoi, niby cud, przed oczyma naszymi. ( Psalm 117, w przek�adzie Seweryna Kowalskiego) Obraz senny Wyspa w�r�d oceanu s�o�ce rozpostarte od kra�ca do kra�ca drzewa - akty strzeliste nadziei w rzece � �wiat�o��. Idziemy: w tobie rado�� � ziarno p�czniej�ce moje b�dzie owocowanie. drzewa - hymny mi�o�ci od kra�ca do kra�ca wyspa ��d� dryfuj�ca. Nag�e p�kni�cie �wiat�a w rzece uwalnia mrok. Wiem: nie dla mnie ju� owocowanie. S�o�ce zamyka si�, od kra�ca do kra�ca moja rozpacz. Nie widz� ju� ciebie: st�a�am we krwi. Tylko wyspa trwa i drzew akty strzeliste. A na niebie krzy�. Owoc �y� bez nadziei Sam na sam ze sob� Syci� g��d mlekiem �witu i chlebem s�o�ca Zgasi� lampk� oliwn� wiary Co dzie� w b�lu rodzi� mi�o�� Z ciernia Do ciebie sz�am i od ciebie sz�am ci�gle mijaj�c si� z sob� ci�gle cofaj�c d�onie od prawdy skrytej w cierniu 6 Sz�am przez kamienie rani�c bose stopy Wci�� zapala�am krew wci�� zapala�am p�acz lecz z ciernia nie mog�am wyrwa� siebie Niobe W koronie siwych w�os�w z wypalonymi oczyma i skurczem szcz�cia na twarzy ko�ysze si� dzie� i noc na szpitalnym ��ku tul�c do piersi g�ow� syna kt�rego tylko ona widzi Znalaz�a go u kresu cierniowych dr�g Prze�ywa zn�w - ob��dem b�ogos�awiona - swoje zabite macierzy�stwo. Uwi�ziony cie� Milczy. Jakby mia� na ustach piecz��. Kobieta my�li: cierpi. Milczy od dnia, w kt�rym zabi� s�owem. Kobieta p�acze: jak�e cierpi. Milczy wyrokiem w�asnego sumienia. Kobieta prosi: przebacz sobie. Poprawia si�: przebacz. Milczy. S�owa zepchn�� w g��b. W oczach ma ocet i ��� sumienia. Kobieta odciska na mokrej chu�cie swojego p�aczu krzy�. Z ust spada piecz��. S�owo: ga��zka oliwna. * * * Domu z kt�rego odszed� cz�owiek nie o�ywi ani ksi��ka ani muzyka ani kwiat Domu do kt�rego nie wesz�o dziecko nie ocali nawet B�g Taki dom jest bez dachu i bez �cian Taki dom jest bez nieba ze s�o�cem i gwiazdami Taki dom jest pustyni� samotno�ci 7 Modlitwa M�j dom bez dachu i bez �cian skrawek przestrzeni gdzie skulona karmi� z d�oni przylatuj�ce ptaki M�j dom bez nieba ze s�o�cem i gwiazdami dr��ca �za kt�r� otwieram aby przyj�� krzyk w�drownych ptak�w M�j dom dla gniazda - zmi�ujcie si�, ptaki! Cisza Od miesi�cy otacza mnie cisza Jestem jak wyspa w�r�d u�pionej wody Przyjmuj� s�o�ce i deszcz z rado�ci�: pragn� zakwitn��. Na widnokr�gu ptaki: pe�en gniazd m�j l�d. Do pie�ni ro�nie cisza. Nieczekanie Nie czekam na ciebie. To by�oby zgubne. Usun�am wszystkie �lady w sobie i wok� siebie. A jednak odnajduj� ci� w przypadkowych przedmiotach. Bordowa skarpetka na czyjej� nodze d�awi mnie bole�niej ni� refleksja nad naszym nieudanym �yciem: jest nag�ym uciele�nieniem ciebie. Nie czekam. Wywo�uj� ci� nieustannie z t�umu na ulicy. Dialog ze sob� M�wisz, �e �yj� samotnie, wi�c niepotrzebnie. To nieprawda. Gdy wracam ze �wiata do pustego domu, wyjmuj� z ko�yski serca dr��ce i g�odne niemowl�. Karmi� je, tul�, uspokajam, opowiadam mu ba�� o lesie i o ptaku, kt�ry pewnego dnia przyniesie mu s�oneczne �d�b�o. 8 Syte i u�pione owijam w p�atki czu�o�ci i uk�adam na powr�t w ko�ysce serca. Moje w�t�e jeszcze i l�kliwe niemowl� nazwa�am imieniem Nadzieja. Pytasz: Czemu nie Bajk�? Z�owr�bne jest imi� Nadzieja. * * * Zasn��, zasn��, zasn�� w ziemi szemrze zm�czenie, a wiara, nadzieja, mi�o��, mi�o��, nadzieja, wiara - dla innych, dla innych � p�yn� rzek� rw�c�, szerok�. Przed podr� Od lat wybieram si� w dalek� podr�, lecz do dzi� nie zd��y�am wyrobi� sobie dowodu to�samo�ci, kupi� biletu na poci�g, spakowa� rzeczy, uciu�a� pieni�dzy. Nie mog� te� trafi� na dworzec kolejowy, pl�cz� mi si� drogi. A kiedy ju� przybywam, bez dowodu, bez biletu, bez pieni�dzy i bez dobytku, poci�g w�a�nie rusza, zatrzaskuj�c mi drzwi przed nosem. Raz uda�o mi si� przejecha� kawa�ek na buforze. Ba�am si�, �e spadn�, ale na szcz�cie urwa� si� ten sen o mojej wyprawie w �ycie. Uspokajanie - Boj� si�. �ni�am klucz czarnych ptak�w na niebie... - To nic, to nic. �ni�a� niebo: spok�j. - �opot czarnych skrzyde� rozdziera� cisz� b��kitu. - �ni�a� b��kit: spok�j. - Czarne ptaki zagarn�y niebo od kra�ca do kra�ca... - Niebo na mgnienie tylko nakry�o si� ptakami. - �ni�am niepok�j w widnokr�gu ciszy...? - �ni�a� spok�j. 9 Rozmowa z niewidom� - Nachyl si� nade mn�, chc� zobaczy�, jaka jeste�. - Szara, ca�kiem szara. - Resztk� �wiat�a widz�: jeste� srebrna. - Szara, ca�kiem szara. - Czuj�: jeste� bia�a. - Szara, ca�kiem szara. - Powiedz mi, jaka ja jestem, siebie te� chc� zobaczy�. - Bolesna. Czytanie Szekspira C� ja uczyni� mam? Kocha� i milcze�? Wypra� skarpetki. Zacerowa� skarpetki. Milcze�. Do krwawienia warg. Pra�... Cerowa�... ...Mi�o�� bogatsza ni� s�owa... C� ja uczyni� mam? Wci�� milcze�? Do si�dmej krwi pra�... cerowa�... Kordelio, po c� te s�owa... s�owa... s�owa?! Przes�anie Siostro mi�osierdzia wr�ca �ycie z kart zdzieraj�ca maski z twarzy budz�ca umar�ych z �ywych Wyjmujesz prze�cierad�a ze �luzem i krwi� spod rodz�cych obmywasz bezsilne cia�a tulisz do snu stare dzieci Siostro b�lem gorej�ca Rysunek pi�rkiem We wspomnieniu wiosennym ptak ulatuje z ga��zi taki radosny �e oczy przymkn�� musisz �eby �ciszy� �zy We wspomnieniu ptak poszarpany ga��� strzaskana oczy wydarte 10 Nie samotna, lecz sama Kartka papieru, o��wek, maszyna do pisania, jasna ksi��eczka wierszy, ciemna ksi�ga m�dro�ci, radosna p�yta Ludzie, kt�rzy przychodz� na chwil�, a potem spiesz� do swoich �wiat�w, zabieraj�c szczodre wi�zki ciep�a obrane z cieni I cienie, cienie, cienie, kt�re zostaj� ze mn� i rosn�, i mno�� si� w mojej samotno�ci... Cierpliwej Mamie Bruzdy twojej twarzy na znak: b�ogos�awione niech b�d� troski i �zy b�ogos�awione Bruzdy twojej twarzy na owoc trosk i �ez cierpliwej Pani Gajowniczek Biedne stare dziecko z wiernymi oczami przygarni�tego psa z miot�� w pomylonej r�ce zmiataj�cej �mieci do w�asnego fartucha promienne niezachwian� nadziej� �e ten brat ten ukochany brat ju� jedzie �eby zabra� do domu Biedne �mieszne dziecko s�u��ce wszystkim swoj� miot�� swoj� wci�� zielon� miot�� Jesie� Gasn� ��ki pola lasy sady ogrody schodz� do korzeni aby prze�ni� �mier�. 11 W g��bi ziemi bije serce ognia. W g��bi ziemi bije serce wody. W g��bi ziemi trwa mi�osna noc. Odlatuj� ptaki i tylko ich cienie w gniazdach b�d� �ni�y �mier�. Z cyklu: PIOSENKI Z DOMU OB��KANYCH Motto: Panu ja ufam, a wy m�wicie: mi�dzy g�ry Uciekaj co najdalej jako ptak pr�dkopi�ry; Tw�j nieprzyjaciel �uk wzi��, strza�� ma na ci�ciwie, My�l�c, jakoby z cienia dobre strzela� zdradliwie. (Psalm 11, w przek�adzie Jana Kochanowskiego) Calineczka z ulicy M�ynarskiej Nie wi�ksza od spracowanej d�oni matki, ca�a w promykach lnianych w�os�w, ko�ysze si� w chybotliwej �upinie kolan ojca, �piewa dla utrudzonych m�ynarzy, dla gospodyni z chochl� w r�ku �mieszn�, sentymentaln� piosenk� o mi�o�ci, kt�ra wszystko wybaczy. Nikt si� nie �mieje, wszyscy wierz� w to, co ona �piewa. Piosenka niefrasobliwa (na nut�, jaka si� komu podoba) Raz na wozie, raz pod wozem, biada gorzko nad swym losem, raz na wy�u, raz na ni�u, nigdy nie wiesz, co w pobli�u. To do nieba ko�atanie, to po piekle markowanie, raz na wozie, raz pod wozem, kt� mi, c� mi pom�c mo�e?! 12 Trzy po trzy Ta�czy ta�czy ta�czy z wiatrem polnym g�rnie weso�ego � �piewa �piewa �piewa z ptakiem g�rnym chmurnie weselnego � na pohybel drutom na pohybel drutom na pohybel drutom. Do tancerki - Dziewczyno, nie ta�cuj boso, pod�oga jest zimna, w��, w�� te pantofelki! Ucieka, �miej�c si�, przeklinaj�c. - Dziewczyno, tak pi�knie ta�czysz boso, zrzu�, zrzu� te pantofelki, pod�oga ch�odzi rozta�czone stopy. Ta�czy boso, tul�c do piersi pantofelki. Bosonoga (wersja liryczna) Leci na skrzyd�ach ramion do ��k i p�l jak ptak radosna. Dzwoneczkami piosnek pie�ci kochanego. Ta�czy ta�czy ta�czy z wiatrem polnym wko�o weso�ego weselnego... Zrzuci�a buty drewniane buty wierzbowe Daj mi ch�opcze mi�ciutkie lekkie at�asowe Leci biegnie ta�czy w promieniach u�miechach piosnk� pie�ni� wierszem szuka kochanego. 13 C�rka Ikara Leci na skrzyd�ach ramion od �lepych drzwi do �lepych drzwi jak ptak niczyja Podrzuca w d�oniach serce i �mieje si� �mieje... Nagle zawisa w ptasim krzyku na ga��zi okna i spada w d� bez ramion. Bosonoga (wersja realistyczna) Leci na skrzyd�ach ramion, ramiona w strz�pach: na wr�ble strach! Leci jak z krzy�a zdj�ta: na ludzi strach! Wyjmijcie z rudej g�owy rude ciernie. Wyjmijcie z ci�kich ust kamienie. Wyjmijcie z oczu szk�o. Na skrzyd�ach ramion wnet poleci w wysoki Ikarowy lot. C�rka Ikara (wersja butna) Ruda, chuda: �miech-p�acz-krzyk, bieg od drzwi, bieg do drzwi (lot wysoki Ikarowy �miechu wart � p�aczu wart). Ruda, chuda: taniec-�mig, raz do drzwi, raz od drzwi (lot wysoki Ikarowy p�aczu wart � diab�a wart). Ruda, chuda: krzyk-�mig-skok, lot wysoki Ikarowy, och, �miertelny Rudej lot! 14 Wariacje Ruda cierniowa, Ruda chocho�owa, Niebieska bolesna, Niebieska bezkresna, w Rudej �ar, w Rudej j�k, Niebieska trwa, w Niebieskiej s�k: wysoka pie�� � wysoki lot, ach, Ruda, Ruda, powstrzymaj skok, i ucisz j�k, i przyga� �ar, w Niebieskiej, Ruda, ufnie trwaj. Perswazje natarczywe Ach, ten krzyk, ach, ten j�k, Ruda, Ruda, buzi� w s�k; zamknij j�k, zamknij krzyk! - Ruda, ach, wyplu�a� krzy�! Pusty krzyk, pusty j�k, buzia w s�k, buzia w l�k. Ruda-chuda, kl�knij tu, szepnij: zmi�uj si�, Cierniowy! Litania mi�osna Jeste� jak niebo i jak ziemia, jak s�o�ce, jak ksi�yc, jak gwiazdy. Jeste� jak drzewo w deszczu i jak owoc. Oczy masz chrome, zbyt jasno widz�ce, okulary na szcz�cie poprawiaj� ci wzrok. Gdy niesiesz fio�ki � niesiesz skromno��, gdy niesiesz r�� � b�l staje si� niepokalany, gdy wysy�asz ptaka z koszykiem pe�nym stokrotek, niezapominajek, bratk�w � wijesz gniazdo mi�kkie i ciep�e jak puch. Gdy musisz krzykn��, tw�j krzyk ciebie rani, gdy musisz zniewa�y� � zniewa�asz siebie. Masz w d�oni okruch chleba i tabletk� nasenn�, masz w d�oni gar�� �luzu i krwi. Z cierni s� �ciany twojego domu, z nieba i gwiazd nad g�ow� ci dach. 15 Modlitwa do kwiat�w Dzwoneczku polny, muzyki ��k pe�en, wydzwo� z g�szczu ptaka skrwawionego gradobiciem. Stokrotko bia�a, stokrotko r�owa, utul go w p�atkach czu�o�ci, nakarm s�odycz�. Niezapominajko, �miej�c si� cichutko, u�agod� go pro�b�, szepnij mu skromnie: ptaku, pi�kny ptaku, ptaku, dzielny ptaku, o b�lu zapomnij! S�oneczniku, nachyl si� ku niemu tarcz� ja�niej�c�, ogrzej go w promieniach, daj mu j�drne ziarno. Bratku z jasnym oczkiem, mrugnij do� figlarnie, mrugnij do� przyja�nie, bratku, bracie r�y. R�o, dumna r�o, nie b�j si� swych kolc�w, umiesz przecie� dla ptaka sta� si� niedotkni�ciem r�y. Z cyklu: DOM NIEBIESKI Motto: Ku Tobie, Panie, wznosz� moj� dusz� ( Psalm 25, z Biblii Tysi�clecia) Modlitwa o zdrowie Przez promienie s�o�ca i odblaski ksi�yca, przez b��kit nieba i jego gwiezdn� ciemno��, 16 przez powiewy wiatru i rz�sisto�� deszczu, przez hosanny ptasie, akty strzeliste drzew i osza�amiaj�ce adoracje kwiat�w, przez czysto�� strumieni g�rskich i hojn� rozlewno�� rzek, przez dary ziemi i w�d, przez o�ywczy oddech wszech�wiata � oczyszczaj mnie, �r�dlana, i uno�, Go��bico, moje cia�o, serce i dusz�. Dzi�kczynienie Za dom ze stropem niebieskim z promienist� lamp� u stropu ze �cianami powietrza z malowid�ami las�w i p�l na �cianach Za skrawek ��ki dla stokrotek, niezapominajek i bratk�w Za �r�d�o dla �ez Za gniazdo dla ptaka mi�kkie i ciep�e jak puch �piewam Ci, Jedyny przez Krzy�, hosann�. Hosanna Jeste� niebem, jeste� ziemi�, jeste� s�o�cem, ksi�ycem i gwiazd�. Jeste� drzewem w deszczu i deszczem, i owocem jeste�. W fio�kach Twoja skromno��, tkliwo�� w bratkach, stokrotkach, niezapominajkach. W r�y b�l zapomniany. Gniazdem jeste�, a ptak Tw�j go��bica bia�a w hosannach �wiat�a. Chlebem jeste� i sol�, i wod�, i winem jeste�. 17 I przemienieniem. Litania nadziei Bo�e ob��kanych na pustyni Bo�e nie wierz�cych w swoje niebo ze s�o�cem i gwiazdami Bo�e bezdomnych Bo�e ociemnia�ych Bo�e tych, dla kt�rych umar�o s�owo obumar�o cia�o i mi�dzy ciernie pad�o ziarno Bo�e skazanych Bo�e wydanych na pastw� samotno�ci Ty, Kt�ry Wiesz, co znaczy �samotna jest dusza moja a� do �mierci� unie� ponad piaski ponad ciemno�ci ocal ziarno po�r�d cierni wskrze� cia�o Ty, Kt�ry Wiesz, co znaczy �wiara twoja uzdrowi�a ci� 1990 Z cyklu: BEZDOMNO�� Motto: Ogarn�y mnie b�le �mierci, potoki Beliala zatrwo�y�y mnie. Sp�ta�y mnie powrozy Otch�ani, pochwyci�y mnie sid�a �mierci. ( Psalm 18, w przek�adzie Czes�wa Mi�osza) Lazar z Mogadiszu Lazar mia� dziewi�� lat i siedmiu zabitych na sumieniu. - Nie jestem dzieckiem � m�wi� swojej nowej mamie, alkoholiczce Annie, kt�ra kupi�a go od handlarzy �ywym towarem, aby ocali� cz�stk� ton�cej we krwi Afryki. 18 - Nie umiem si� bawi� � t�umaczy� z�otow�osemu anio�owi, kt�ry skrzyde�kiem przys�oni� mu oczy i nakaza� szuka� po omacku. Jak prawdziwy somalijski �o�nierz wola� patrze� wprost w otch�a� swego serca. Nie zna� innego sposobu na odkupienie dzieci�stwa. �mier� Lazara - �azarzu, wsta� � wo�a�a Anna pochylona nad martwym cia�em przybranego syna. Rzuci� jej wsp�czuj�ce spojrzenie, - nie pij � szepn�� - nie pij, bo �al... Pragn�� ocali� ten chybotliwy p�omyk dobroci. - Synu � szlocha�a � wr��... Lecz Lazar by� ju� daleko. Za oceanem krwi. W obj�ciach swojej Czarnej Matki. 1997 Wy�nione �ycie anio��w Przebudzenie pierwsze - Nie chc� ci� budzi�, Marie � napisa�a Isa odchodz�c. - �nij i b�d� szcz�liwa ka�dego dnia, o ka�dej godzinie. Nie zd��y�a zamkn�� za sob� drzwi: g�uchy �oskot uderzaj�cego o beton cia�a obwie�ci� przebudzenie. Przebudzenie drugie �Czu�am si� ca�kiem z��czona z innymi � czyta�a Isa, trzymaj�c na kolanach Dziennik Sabriny. - Mo�e to ten wiatr na pla�y tak nas ze sob� spl�ta�...� 19 Dobitny dziewcz�cy g�os odmierza� s�owo po s�owie, uwa�ne oczy wypatrywa�y oznak przebudzenia. Powieki �pi�cej drgn�y, nik�y blask przebieg� po czole. G�os nadal odmierza� s�owa. Mo�e tamten nadmorski wiatr z��czy� je ze sob�: �ycie ze �mierci�, �mier� z �yciem? Lecz Isa odesz�a: nie chcia�a spojrze� w oczy przebudzonej. 1999 Powr�t G�owy umar�ych podp�ywa�y niby omsza�e barki, na kraw�dzi czai� si� cie� ojca - Charona, lecz wbita w �y�� ig�a kruszy�a skamienia�o�� krwi. �Nie czas � zaszemra�y zjawy i cie� znikn��, a one odp�yn�y niesione tajemnym nurtem. Kropla po kropli s�czy� si� do szpitalnej sali �wit � podsuwa�a mi go kubkiem ciep�a jak zorza poranna siostra. 1999 Barabasz Dla Para Lagerkvista - �Uwolnili z�oczy�c� - - my�la� zdumiony Barabasz � a skazali niewinnego...� Miast oddali� si� od miejsca ka�ni, szed� za obrazem Cz�owieka, kt�rego �mier� ocali�a mu �ycie. W jego czarnym jak zepsuty owoc 20 sercu kie�kowa�y ziarna przedziwnego siewu. Szed� na Golgot�, gdzie oto s�owo stawa�o si� chlebem. Urzeczony �wiat�em i moc� szed� potem dalej i dalej... A� dotar� do swojej golgoty. Konaj�c na krzy�u odda� Mu ducha � po raz pierwszy w �yciu szcz�liwy. w styczniu 2001 OPOWIADANIA SZOK Przywieziono j� w szoku. By�a nieprzytomna i krzycza�a tak, �e wkr�tce wszystkie pacjentki oddzia�u ponakrywa�y g�owy ko�drami i poduszkami. Podobno od miesi�ca trwa�a w tym stanie budz�cym lito�� i trwog�, a� lekarze w szpitalu po�o�niczym roz�o�yli r�ce i wys�ali j� do kliniki chor�b nerwowych. Dziecko urodzi�o si� zdrowe i ca�e, tylko matka oszala�a... Odebrali jej wi�c noworodka i przys�ali j� tu, do nas, na kuracj�. Joanna krzycza�a tak, jakby chcia�a zakrzycze� si� na �mier�. M�wili: szok porodowy, jakby to cokolwiek wyja�nia�o. Powtarzali t� formu��, jakby byli wtajemniczeni, a przecie� nie znaczy�a ona nic. Mo�e tylko oswaja�a t� straszno��. Pozwala�a jej bytowa� w�r�d nas, przera�onych, na prawach obywatelstwa. Kry�y�my si� wi�c przed krzykiem Joanny, gdzie si� da�o: chore z separatek � w separatkach, chore z sali og�lnej � pod ko�drami i poduszkami, lekarze � w swych d�wi�koszczelnych gabinetach, piel�gniarki... Tylko one nie mia�y gdzie si� ukry�, nie mog�y uchyli� si� przed krzykiem, musia�y wychodzi� mu naprzeciw, by� przy nim, czuwa� nad nim, s�ucha� go... Koi�, u�mierza�. Piel�gniarki kr��y�y nad Joann� jak go��bice. Szalona reagowa�a na nie, cich�a i szepta�a: siostro, siostrooo, siostrooooo... Magdalena, do�wiadczona i dobrotliwa okularnica, najbardziej lubiana przez pacjentki, przesiadywa�a u Joanny godzinami, podejmuj�c najbardziej niedorzeczne rozmowy, byle nawi�za� kontakt. Ale i j� w ko�cu zm�g� krzyk. Min�y trzy dni z Joann� � dni, kt�re prze�y�y�my w dziwnym odr�twieniu � przysz�a sobota, niedziela. Wiele pacjentek otrzyma�o przepustki do domu, ja � jako terapeutka na sta�u � dosta�am pierwsze dwa wolne dni. P�torej doby ulgi... Opu�ci�am szpital w pi�tek po po�udniu, aby wr�ci� w niedziel� wieczorem na nocny dy�ur. Mia�am nadziej�, �e gdy zamkn� za sob� szpitalne drzwi � zamkn� te� krzyk szalonej w miejscu, do kt�rego nale�a�. Ale tak si� nie sta�o. Wyszed� ze mn� i by� wsz�dzie, gdzie by�am. By� ju� we mnie. Poruszy� struny krzyku w mojej duszy i teraz ja tak�e krzycza�am, cho� nikt tego nie s�ysza�. Trzyma�am go na uwi�zi. Nie zdo�a� si� uwolni�, tak jak krzyk Joanny, i nie zaw�adn�� mn�. Krzyk szalonej by� pot�niejszy ni� ona. Rozerwa� wi�zy, pozbawi� j� w�adzy nad sob�. Obna�y� i rzuci� na pastw� cudzych uszu i oczu. Ale uszy te i oczy cofn�y si� przed nago�ci� Joanny i zwr�ci�y ku nago�ciom w�asnym. Te liczne zdumione, wstrz��ni�te i zawstydzone oczy nie wzi�y Joanny pod pr�gierz, nie zlin- 21 czowa�y jej � one z nago�ci zacz�y czerpa� si�� potrzebn� sobie. Joanna krzycz�ca na ca�y oddzia� nie by�a sama � by�y z ni� wszystkie krzyki ukryte pod ko�drami i poduszkami szpitalnych ��ek. Misterium trwa�o przez kilka dni i kilka nocy. A� opad�a z si� Joanna, posn�y wyczerpane s�uchaczki. Oddzia� ucich�. Zrobi�o si� pusto. Martwo. Tak by�o, kiedy wr�ci�am z kr�tkiego urlopu w niedziel� wieczorem, by obj�� nocn� s�u�b�. Dotkn�a mnie ta martwota, przynios�am bowiem w sobie krzyk Joanny. G�ucho mi teraz brzmia� w duszy, samotnie... Ale nie trwa�o to d�ugo. W nocy Joanna o�y�a. Ponowi�a swoj� ... pie�� nad pie�niami. Nie krzycza�a ju� jednak. Teraz artyku�owa�a sw�j krzyk. Wszystkie jego tony, p�tony, �wier�tony zast�pi�a s�owami. Tre�ciami. Konkretami. G�owy zacz�y wy�ania� si� spod ko�der i poduszek, nas�uchiwa�. Szalona przyzywa�a dw�ch m�czyzn i jedn� kobiet�. Potem odp�dza�a ich i zn�w przyzywa�a, na przemian jednego, to drugiego. Szamota�a si� mi�dzy nimi dziko. A �adne z trojga nie dawa�o jej pomocy ni otuchy... Nawet matka. Ta zw�aszcza wydawa�a si� obca i g�ucha. Nikt nie m�g� z Joann� rozstrzygn�� dramatu jej sumienia. Nikt nie m�g� uwolni� od rozterki serca. Z wyszarpywanych z chaosu s��w wy�ania�a si� powoli i sk�ada�a historia dramatycznej mi�o�ci, kt�ra rozbi�a dusz� Joanny, zm�ci�a jej umys� i zniewoli�a go. Reszty dokona� szok. Oddzia� majaczy� ca�� noc niby ch�r w tym widmowym misterium, w kt�rym tylko jedna osoba by�a z cia�a i krwi, a trzy pozosta�e wy�ania�y si� z krzyku i w krzyku przepada�y: Staszek i Bogu�, Bogu� i Staszek, m��... kochanek... dobry m��... z�y kochanek... dobro i z�o... �ycie i �mier�... a w�r�d tego matka pocieszycielka, matka ucieczka, matka ukojenie... Nie by�o ratunku, nie by�o rozwi�zania... Joanna walczy�a i ca�y oddzia� walczy� razem z ni�. Siedzia�am nie przy szalonej, lecz przy Annie, kt�r� przywioz�a niedawno karetka pogotowia. Erka. Biedna dziewczyna, chora od miesi�cy na depresj�, zn�w targn�a si� na �ycie. Zdarza�o si� to, ilekro� wysy�ano j� ze szpitala do domu na pr�b�. Na oddziale nie zdradza�a przez d�ugi czas �adnych oznak ch�ci do �ycia: nie jad�a, nie rozmawia�a z nikim, prawie si� nie rusza�a, je�eli nie by�o to niezb�dne. Nie zajmowa�a si� niczym. Ostatnio zacz�a si� o�ywia�, lekarze uznali wi�c, �e jest �lepiej�, i wys�ali ja do domu. I oto wr�ci�a: karetk�, na noszach, po p�ukaniu �o��dka. �ykn�a ca�y zapas lekarstw. Ale cho� wyczerpana, p�przytomna, jest jaka� inna. By� mo�e, silna dawka psychotrop�w to sprawi�a, ta, kt�ra mia�a j� zabi�... chocia� my�l�, �e to raczej Joanna wyrwa�a Ani� z letargu swoim krzykiem... �piewem... Nie wierz� w psychotropy. Jestem pewna, �e to ona wstrz�sn�a chor�. Puste oczy patrz�, widz�, r�ka Anny dotyka mojej r�ki, przytrzymuje j�. Dziewczyna chce rozmawia�. Siedz� wi�c przy niej. Nie id� do Joanny, cho� krzyk bije w niebo i piek�o... Nie id� tam, wiem, �e nic nie zrobi�, �eby przerwa� misterium, od kt�rego umiera ju� ca�y oddzia�: na poduszkach twarze udr�czone, st�a�e, mokre od �ez. �adna nie �pi tej nocy, nawet te na du�ych dawkach, kt�re przesypiaj� ca�e dnie. Nie id� do Joanny, nic tam nie wsk�ram, dosta�a dwa silne zastrzyki, w ko�cu musz� podzia�a�. Szok by� pot�ny. Wywo�a�a go natura � natura uciszy. Trzeba czeka�. Siedz� przy Ani, kt�ra zapad�a w drzemk�, nietrwa��, niespokojn�. Dr�� z napi�cia i zm�czenia. Zosta�am wprawiona � podobnie jak inne kobiety na oddziale � w ob��dny ruch jakich� niepoj�tych �ywio��w i boli mnie ju� wszystko. Mam do�� monotonnego wo�ania Joanny. Mam tak do��, �e jeszcze chwila, a zrobi� co�, co mnie sam� przerazi. Zaczyna �wita�, krzyk Joanny ga�nie. Rankiem oddzia� �pi g��boko, r�wno. Zapada g��boka cisza. Zasypiam i ja przy ��ku Anny. Budzi mnie moja zmienniczka. Wychodz� przed separatk� i zamieram: chy�kiem, l�kliwie, chwiejnie wymyka si� ze swego pokoju Joanna. Zmierza do toalety. Czai si�. Cho� nikogo nie ma na korytarzu, chowa g�ow�, chyl�c j� nisko. Jak najni�ej. Nie chce spotka� niczyjego spojrzenia. Wstydzi si�. I boi. A wi�c wie, co si� z ni� dzia�o przez tych sze�� d�b. 22 Cofam si� do pokoju piel�gniarek, nie chc� jej zrani� spojrzeniem. Jest w nim na pewno wsp�czucie, mo�e lito��: tak bardzo wymizerowana jest Joanna, tak zmieniona. To nie ta m�oda, urodziwa kobieta, kt�r� przywieziono. To jej cie�. Joanna ju� nale�y do oddzia�u � nosi pi�tno choroby. Gdyby znalaz�a odwag�, �eby spojrze� mi w oczy, spotka�aby si� z pomoc�. Ale ona tego nie chce. Mo�e nie czuje si� godna? Mo�e wola�aby zobaczy� nagan� lub pot�pienie? Wiedzia�aby wtedy, �e dostaje to, co jej nale�ne. Mo�liwe... Ci ludzie s� tak pe�ni poczucia winy. A Joanna nie usprawiedliwia si� i nie chce cudzych usprawiedliwie�. Musi prze�y� swoje do ko�ca, cho�by to si� r�wna�o samounicestwieniu. My�l� tak i wiem, �e daleko mi do prawdy o tym, co czuje Joanna, bo w czasie kr�tkiej pracy na oddziale zd��y�am zrozumie�, �e s� w ludzkich duszach tajemnice nie do zg��bienia. Bywa, �e chory ma si� lepiej, jest spokojny, pogodny, rozmowny, aktywny, a naraz... nast�puje kataklizm. Joann� trzeba na razie zostawi� sobie samej. Wszystko jeszcze mo�e si� zdarzy�. M�wi� to jej oczy i mo�e dlatego wol� si� ukry�. Gdy schodz� z dy�uru, zn�w natykam si� na szalon�. Wraca z �azienki. Kryje oczy. Jest po�ow� dawnej Joanny, mimo to urzeka. My�l�, �e bardzo j� musieli kocha� ci dwaj... Ale przychodzi tylko Staszek. �lubny. Ten drugi, Bob, nie pokaza� si� ani razu. Pewnie, �e do chorej �ony ma prawo tylko... prawy m��. Cho�by jej nienawidzi�. Cho�by by� znienawidzony. Tamtemu nie wolno si� zbli�y�. Tamten, cho�by kochany, nie ma �adnych praw. Zreszt� Joanna wybra�a: wywo�a�a i zatrzyma�a Staszka, wyp�dzi�a Bogusia... Wybra�a spok�j, rodzin� i dom, odrzuci�a niepok�j, samotno��, bezdomno��. Razem z nimi swoj� nami�tno��. Bob zosta� wyrzucony z raju, Staszek stan�� na stra�y rajskiej szcz�liwo�ci. Tak by si� mog�o zdawa�, ale przecie� tak nie jest, nie mo�e by�. Jab�ko zosta�o zjedzone � raj utracony bezpowrotnie. Joanna woli na razie o tym nie wiedzie�. Przyzywa Staszka, anio�a str�a, i zapada w sen. Pierwszy po d�ugiej bezsenno�ci. Niech �ni o raju i �pi, do wyzdrowienia. I do przebudzenia. Losowi trzeba b�dzie �mia�o spojrze� w twarz. Gdy mijamy si�, Joanna spogl�da na mnie p�ochliwie, ale i wyzywaj�co. Nie podoba mi si� to spojrzenie, zaczynam odczuwa� niepok�j, lecz nie wiem, co on zwiastuje, czemu mog�abym zapobiec. Rzucam jej zwyczajne �do widzenia, Joanno� i zamykam za sob� drzwi. Krzyk nie idzie ju� za mn�, ujarzmi�am go. Zabieram ze sob� z oddzia�u ostry, nurtuj�cy niepok�j, prawie l�k. Id� do kolejki i jestem z�a na siebie. Niejasno czuj�, �e co� przeoczy�am, czego� zaniedba�am. Tylko nie wiem, o co chodzi. Ob��dny sze�ciodobowy krzyk Joanny uruchomi� jakie� moce, kt�re odmieni�y rytm szpitalnego �ycia. Boj� si� tych mocy. Rankiem nast�pnego dnia prawie biegn� do pracy. Spotykam oczy Joanny ju� w progu drzwi. Staj� osadzona tymi oczami. B�yska mi, �e Joanna czeka�a, czeka... Czuj� szybkie bicie serca. Patrz� prosto w oczy Joanny i ona patrzy w moje. Ju� wiem, �e co� si� zdarzy�o. Dy�urna w pokoju piel�gniarskim m�wi mi � co. Joanna zaatakowa�a Ceni�. Niewidoma jest bezbronna, nie mog�a obroni� si� przed m�od� kobiet�, kt�r� ow�adn�a jaka� niepoj�ta nienawi�� do niej. Gdyby nie salowa, kt�r� zaalarmowa� zduszony krzyk Ceni, by� mo�e staruszka ju� by nie �y�a. Paradosia mia�a refleks. Nie darmo pracuje trzydzie�ci lat w �czubkowie�. Wie, co odbija czasem tym biedaczkom... Odci�gn�a Joann� w sam� por�. Ale w�a�ciwie to nikt nie wie, co zasz�o, dlaczego Joanna rzuci�a si� na staruszk�, co chcia�a zrobi�... Nikt nie wie i nikt si� nie dowie. Joanna by�a p�przytomna i kiedy oprzytomnia�a, przytuli�a Ceni�, uca�owa�a... Jakby si� nic nie sta�o. Oczy mia�a spokojne, pogodne. Przeniesiono j� do innej separatki, personelowi zalecono szczeg�ln� czujno��. Wiele par oczu obserwowa�o teraz dyskretnie poczynania Joanny. A ona zapragn�a p�j�� na spacer. Lekarze zezwolili. Do��czy�a do gromadki chorych chodz�cych i wysz�y�my. Piel�gniarka i ja pilotowa�y�my nasze podopieczne. By�am ciekawa, jak Joanna zareaguje na woln� przestrze�, na �wiat�o i ziele�, na ca�y pi�kny teraz, wiosn�, �wiat... 23 Sz�a spokojnie, pos�usznie, jak grzeczna dziewczynka. Rozmawia�a, zwierza�a si�, �e czeka na odwiedziny m�a, cieszy si�, t�skni... M�wi�a o nim jak kochaj�ca �ona. Gdy dotar�y�my do staw�w, przystan�a, lekko zadr�a�a, cofn�a si� do�� gwa�townie. Potem ruszy�a do przodu jak gdyby nigdy nic. Od stawu bi� o�lepiaj�cy blask. S�o�ce sta�o w zenicie, mewy wirowa�y i ko�owa�y w roziskrzonym powietrzu. Stan�y�my wszystkie, oszo�omione tym blaskiem, ruchem, �yciem. Zapomnia�y�my na moment, �e obok jest piek�o. Patrzy�am na Joann�. Sta�a bez ruchu. Oczami tylko cofn�a si� w siebie przed tym ol�niewaj�cym widokiem. Ba�a si�. Uj�am jej r�k�, poci�gn�am za sob�. Ruszy�a pos�usznie, jaka� senna, zm�czona naraz. Milcza�y�my. Sz�y�my wolno w stron� oddzia�u. Wiedzia�am, �e musi si� po�o�y�. Nie kry�a ju� oczu. Patrzy�a zwyczajnie pod nogi, jak cz�owiek st�paj�cy po nier�wnym i niepewnym gruncie. Sz�y�my w�sk� grobl� mi�dzy stawami. Pozwala�a si� prowadzi� i podpiera�, spogl�da�a na mnie od czasu do czasu. Oczy jej by�y czyste. Jasne. Zapyta�am j�, co b�dzie robi�a do po�udnia. - Trzeba co� robi�... Szybciej wraca si� do r�wnowagi � recytowa�am stereotypowe zalecenia terapeutyczne. Wi� mi�dzy nami by�a ju� pozas�owna, nie musia�am zbytnio dba� o s�owa. U�miechn�a si�. � Tak, tak... zrobi� buciki dla Jasia. A potem � rozmarzy�a si� nawet troch� � napisz� mo�e konspekt mojej pracy magisterskiej. Ko�cz� studia, wiesz. Pisz� o ba�niach starogerma�skich. Tropi� w�tki faustowskie i demonologiczne... Szukam �r�de� z�a. �cisn�am mocniej r�k� Joanny, ale nie odezwa�am si�. Ogarn�� mnie niepok�j. A wi�c to jest w nas, od pocz�tku, przed wszystkim, co si� w �yciu zdarza, i niezale�nie od wszystkiego. Joanna dr�czy si� tym, zamiast po prostu �y�, kocha�, rodzi� dzieci... Dlaczego si� tak dr�czy? Dlaczego w�a�nie ona? Nurtowa�o mnie to pytanie, ale nie wypowiedzia�am s�owa. S�ucha�am, co m�wi�a. Dotar�y�my do oddzia�u, odwr�ci�a si� jeszcze w stron� staw�w i patrzy�a, ch�on�a tamten widok �apczywie, ale i smutno. By�a zn�w zgaszona. Od spaceru jednak i d�ugiego snu po nim wraca�a szybko do zdrowia. Z Ceni� by�y w przyja�ni, godzinami rozprawia�y na temat dobra i z�a, mi�o�ci i �mierci, tak dziwnie, �e coraz to inne pacjentki obsiada�y je na ��kach w separatce i s�ucha�y. Cenia wszak�e ba�a si� Joanny. Kry�a to, lecz Joanna wyczuwa�a l�k staruszki. Nic tu ju� nie da�o si� zrobi�. L�k zagnie�dzi� si� w duszy, wr�s� tam i emanowa�. Joanna cierpia�a i odsuwa�a si� od Ceni, gdy za bardzo stawa� si� widoczny. Stara pani subtelnie go maskowa�a, ale czu�y go wszystkie. Unosi� si� w powietrzu, nad Joann�. Ci�ko by�o chwilami, nieswojo. Jednak rozmowy by�y wa�niejsze, l�k ich nie zd�awi�. Obie z upodobaniem roztrz�sa�y tematy odwieczne. Staszek przychodzi� codziennie, przynosi� wie�ci o Jasiu. Zabiera� cude�ka, kt�re Joanna pracowicie wyrabia�a szyde�kiem i na drutach dla synka. By�y to buciki, czapeczki, sweterki i inne �mieszne drobiazgi niezb�dne noworodkowi. Wci�� powtarza�a imi� synka: Ja�, Jasieczek, Janek i tak dalej. Zdawa�o si�, �e mi�o�� macierzy�ska wype�nia j� od st�p do g��w, a niedawne wydarzenia s� czym� tak odleg�ym, �e nierealnym. Staszek bra� �on� codziennie pod rami� i wyprowadza� na spacer. W�drowali nad stawy, tam sp�dzali godziny a� do kolacji, do zmroku. Idylliczna para! Tak mo�na by�o my�le� patrz�c na nich. Ale mnie co� niepokoi�o w tej idylli. Ot� Joanna co dzie� po ka�dej d�u�szej wizycie m�a pisa�a list do niego i wrzuca�a go do skrzynki przy szpitalnej bramie. A wi�c spok�j jej by� pozorny. Jeszcze burzy�o si� pod g�adk� powierzchni�, szuka�o uj�cia. Boryka�a si�, walczy�a dalej. A on, Staszek? Co czu� naprawd�? Chyba te� walczy�, i to dramatycznie. Wkr�tce zn�w posz�am na urlop. Tym razem d�u�szy. Straci�am Joann� z oczu na dwa tygodnie. Kiedy wr�ci�am, ju� jej na oddziale nie by�o. Kt�rego� przedpo�udnia wysz�a na spacer i nie wr�ci�a. Gdy m��, jak zwykle, przyszed� do niej w odwiedziny po po�udniu, znalaz� tylko rzeczy Joanny. Niespokojny pogna� kolejk� do domu. Tam jej nie zasta�. Nie by�o Joanny tak�e u matki ani u te�ciowej. W �adnym znanym mu miejscu. Szpital wszcz�� poszukiwania. Nazajutrz Joanna sama zadzwoni�a do swojej lekarki. �eby jej nie szuka�. Ma si� 24 dobrze. Znalaz�a to, co zgubi�a. Szok min�� bez �ladu. Skutki te�. Odkry�a zagadk�. Wr�ci do domu, ale nie teraz. Nie czeka�a na odpowied� � odwiesi�a s�uchawk�. Wr�ci�a po pi�ciu latach na oddzia�. Nie krzycza�a. Milcza�a. Stale patrzy�a gdzie�... jakby poza ludzi, rzeczy... Milcza�a jak zakl�ta. Nic jej poza tym nie by�o, wi�c pozwalali chodzi� Joannie na spacery. O�ywa�a, gdy otwierano drzwi i mog�a wyrwa� si� nad stawy. Tam stawa�a bez ruchu i wpatrywa�a si� w mewy ko�uj�ce nad wod�. By�y szare i woda by�a szara, bo wci�� pada�o. Ale Joanna sta�a tam i oczy jej ja�nia�y. Wysz�a ze szpitala po trzech miesi�cach. Nie zacz�a m�wi�. Ale odpowiada�a przynajmniej na pytania. Wr�ci�a do domu. Do m�a i synka. �egnaj�c si� ze mn� wypowiedzia�a ledwie s�yszalnie: Bob zabi�... Nie wiedzia�am, kogo czy te� co zabi� ten jej Bob. Nabra�am jednak pewno�ci, �e Joanna do naszego szpitala ju� nigdy nie wr�ci. Pierwodruk: �Okolice� 1992 nr 1-3. TO TYLKO PTAK - Wsiadaj, Kala. Jedziemy nad jezioro. Poka�� ci czaple. Chcia�a� je zobaczy�, prawda? Tak, chcia�am popatrze� na te dziwne ptaki w miejscu, kt�re obra�y sobie na dom � w owym le�nym ustroniu, kt�re tak lubi� odwiedza� Eryk z aparatem fotograficznym. Ale nie teraz. Czu�am si� bowiem nieswojo. Od rana dr��y� mnie niepok�j, kt�ry przybra� kszta�t wyra�nego ponaglenia: �Karolina, ja ju� nie mog� czeka�. Sk�d bieg� do mnie ten sygna�? Nie umia�am go umiejscowi�. Przed podr� do tego tutaj miejsca, uroczego cichego miasteczka pod Kopenhag�, us�ysza�am co� wr�cz odwrotnego: �Karolina, ja mog� poczeka�...�. Pojecha�am wi�c nie zastanawiaj�c si� specjalnie nad owym komunikatem, kt�ry przybieg� do mnie sk�d� i zagnie�dzi� si� w mojej �wiadomo�ci. A teraz zmieni� sw�j sens, sta� si� ponagleniem. Nie wiedzia�am, sk�d przyp�yn��, ale nie lekcewa�y�am go. Kilkana�cie miesi�cy temu, gdy by�am kilkaset kilometr�w od domu, w podobny spos�b przyzwa�a mnie Anna. By�a chora, lecz jeszcze nie wiedzia�am, �e �miertelnie. Sp�dza�am czas przy matce, a ona tak w�a�nie wo�a�a: �Karolina, ja ju� nie mog� d�u�ej czeka�... nie mog�... nie mog�...�. Gdy wr�ci�am w pop�ochu, umiera�a. Teraz zn�w kto� mnie wo�a. Ale kto? Nie wiem. Nie mam poj�cia. Nie dociera do mnie G�OS. Dociera jedynie SENS: �Ja ju� nie mog� czeka�. No wi�c gdy Eryk zaproponowa� mi wypraw� �na czaple�, poczu�am si� nieomal zagro�ona: odetnie mnie od G�OSU, strac� ��czno�� z kim�, kto wo�a, tam gdzie�, daleko, w Polsce... Zawiezie mnie do lasu, gdy tymczasem wszystkie pragnienia popychaj� mnie ku morzu. Czu�am, �e zaraz, natychmiast musz� tam i��, ku wydmom, a potem do brzegu morskiego i dalej, do wody, po kolana, po pas, po szyj�, a potem p�yn��, p�yn�� hen, na po�udnie... Przez te cudowne wodne przestrzenie, monotonne i kapry�ne zarazem, koj�ce i podniecaj�ce. Wci�� na po�udnie. Lecz Eryk patrzy� wyczekuj�co. Nie chcia�am sprawi� mu zawodu. Przygotowywa� si� do tej wyprawy od kilku dni i by� pewien mojej entuzjastycznej aprobaty. Wiedzia�am, �e bardzo jest dumny ze �swoich� le�nych ustroni, z czapli i olbrzymich mew, kt�re mo�na spotka� tylko tutaj, ze wszystkiego, co odkry� dla siebie, a teraz pragnie pokaza� mi. Patrzy� wyczekuj�co i widocznie dostrzeg� moj� niech��, bo zapyta�: - A mo�e nie chcesz? Jak nie, to nie... 25 Skin�am szybko, �e tak, oczywi�cie, zaraz b�d� gotowa, i pobieg�am na g�r�, aby si� przebra�. Eryk zapuszcza� silnik, gdy � ubrana do lasu � sadowi�am si� w aucie. By� bardzo rad, z siebie i chyba ze mnie, wi�c przesta�am my�le� o morzu. Jutro raniutko, gdy tylko za�wita, pobiegn� na pla��. A teraz � niech b�dzie ustronie i niech b�d� czaple. Dziwaczne ptaszyska, wielkie i ci�kie, na tych �miesznych, d�ugich i sztywnych, niby szczud�a, nogach... Niech b�d�. Mo�e w�a�nie tak ma by�. Nie inaczej. M�j wiking jecha� szybko i r�wno, nuc�c co� bezg�o�nie, samymi tylko poruszeniami warg. - Chc� s�ysze�, co �piewasz, Eryk. Za�piewaj mi pie�� wiking�w � poprosi�am. Ale on nuci� dalej bezg�o�nie i u�miecha� si�. Jasna, nieco zmierzwiona grzywa prawie zas�ania�a mu oczy. Odgarn�am kilka kosmyk�w z jego czo�a, roze�mia� si� szeroko. Nie za�piewa� jednak. Zatrzyma� g�os w gardle, w krtani, mo�e g��biej. Nie us�ysza�am pie�ni wiking�w. Bia�y samoch�d Eryka z czerwonymi napisami � samoch�d jego firmy z reklamami � mkn�� po�r�d jednostajnych p�l, r�wno i bezszelestnie po g�adkiej jak st� drodze, a ja my�la�am sobie, �e m�j kraj, odleg�y o jedn� morsk� miedz� na po�udnie, jest o tyle pi�kniejszy... M�j biedny, zaniedbany, rozszarpywany wa�niami rz�dz�cych kraj... T�skni�am do pla� na Helu, we W�adys�awowie, w Jastrz�biej G�rze, Ostrowie, Karwii... Do S�onecznego Domu Justyny i Jana. Co� dzia�o si� w tym domu � czu�am to, dr��y� mnie niepok�j, niepojety, ostry, bolesny. - Kala, to tu. Wysiadamy. � Skraca� tak sobie moje imi�, zbyt leniwy, by raz za razem artyku�owa� cztery trudne sylaby. Nawet si� sobie podoba�am jako tajemnicza Kala. - Wysiadamy. Dzi�kuj� za dobr� jazd� � powiedzia�am w j�zyku, z kt�rego zna�am zaledwie kilka s��w. B�ysn�� kr�tkowzrocznymi oczami przez grube szk�a, zgasi� silnik. Odpi�am pasy, otworzy�am drzwi. I zn�w odczu�am przyp�yw niech�ci do tutejszych le�nych ustroni i czapli. Chcia�am by� tam, w S�onecznym Domu. Natychmiast. To wszystko tu by�o jak sen. A mo�e tamto by�o snem: S�oneczny Dom, tak wyra�ny w mojej wyobra�ni, �e prawie widzialny. Modrzew u podn�a schodk�w... Modrzew posadzony przez Jana w chwili uko�czenia budowy, a teraz taki rozros�y, �e trzeba go okr��a�, aby wej�� do Domu bez uchylania ga��zi. A mo�e przywidzeniem by�a Justyna w drzwiach? Postawi�am stopy na ziemi i zacz�am wysuwa� si� z auta. Eryk ju� czeka�. Milcza�. Nie dlatego, �e by� milkliwy, lecz z powodu trudno�ci j�zykowych. Nie znali�my wzajemnie swoich j�zyk�w, a angielskim nie w�adali�my zbyt biegle. Za to nie�le nam si� rozmawia�o oczami, gestami, u�miechami... Kto wie, czy nie najlepiej rozmawia�o si�... milczeniem?! W tym naszym �yciu pe�nym wrzawy chwile ciszy by�y niczym dar niebios. Eryk ich nie zak��ca�. Pozwala�y mu kontemplowa� przyrod�. Tote� bardzo ch�tnie milcza�, gdy ja milcza�am. Ale i bardzo ch�tnie m�wi�, gdy pyta�am. Teraz nie mia�am ochoty ani m�wi�, ani pyta�. Czu�am si� jak wyrwana ze snu. �Co ja tu robi� z tym wikingiem, obcym i dalekim, gdy tam, w S�onecznym Domu, dzieje si� co�, o czym nie wiem, a co emituje sygna�y wywo�uj�ce niepok�j...?!� Eryk szed� szybko na swoich d�ugich nogach, musia�am si� wi�c wysila�, �eby za nim nad��y�. Las by� li�ciasty, drobniejszy i obo�szy ni� podobne lasy w Polsce, czu�am si� troch� rozczarowana, lecz nie dawa�am tego po sobie pozna�. Oczami duszy widzia�am cudownie smuk�e sosny w lesie karwi�skim, a st�pa�am nie po gnij�cych li�ciach, ale po mi�ciutkim jak owcze runo ostrowskim mchu. Nagle b�ysn�o jeziorko. Eryk przystan��. - To tu. Patrz � poda� mi lornetk�. � Jest. Jedna. A tam dalej druga. S�! Dwie! Nie by�am pewna, czy widz� czapl�, czy pie� brzozy, lornetka nie dawa�a gwarancji, ale istotnie co� bieli�o si� po drugiej stronie le�nego jeziorka. Nie umia�am si� jednak tym czym� radowa�. Ustronie nie mia�o dla mnie uroku. Eryk nie mia� dla mnie uroku. By� obcy, daleki. 26 Troch� dziwny, troch� zabawny, sympatyczny, ale � obcy. Obojgu nam odpowiada�o takie bycie obok siebie, nie ze sob�. Je�eli co� nas ��czy�o, to upodobanie w milczeniu. On kontemplowa� samotnie sw�j �wiat dookolny, ja � m�j wewn�trzny. Nie d��y�am do tego, aby Eryk si� przede mn� otworzy�, i on nie robi� nic, by mnie sprowokowa� do wylewno�ci. ��czy�o nas milczenie, w kt�rym teraz skupili�my si� na czapli. A potem na rybo�owie. I na starym olbrzymim mewim samcu. Ale w moje skupienie naraz znowu wdar� si� sygna� alarmowy: �Karolina, ja ju� nie mog� d�u�ej czeka�...� - Kala, co ci jest? What happened? G�os Eryka wyrwa� mnie po raz drugi jakby ze snu. Ale ja nie �ni�am. Ja s�ysza�am. I widzia�am. To by�a jawa. S�oneczny Dom i co� m�tnego, co sp�ywa�o z g�ry... Dr�a�am na ca�ym ciele, dygota�am. Eryk niczego ju� nie dostrzega�, zaj�ty ptasim pi�rem, kt�re podni�s� z ziemi i macha� nim do mnie triumfalnie. � Patrz, Kala, patrz! � By�o bia�o-szare, bardzo du�e. Patrzy�am... Mo�e to ptak? Mo�e to tylko ptak? Wielki. Szaro-bia�y. Jaka� czapla. A nie mg�a. Ta straszna, d�awi�ca mg�a. Co mi si� zwiduje? Czy�bym oszala�a?! Od tego upa�u, kt�ry trwa ju� trzy miesi�ce. S�oneczny Dom i ptak, i mg�a � co za bzdura! Co za kicz! Dom zawsze pozostanie s�oneczny. �aden ptak, szary czy bury, nie odetnie go od �wiat�o�ci. Ani �adna mg�a. - - Eryk, chod� tu, powiedz mi... � zaci�am si�. Wiking b�ysn�� ku mnie okularami � i zabrak�o mi s��w. Jak wyrazi� w obcym j�zyku ten dziwny niepok�j? Jak zapyta� o �w bolesny skurcz w okolicy serca czy te� �o��dka w ledwo przyswojonej cudzoziemskiej mowie, skoro nawet we w�asnym j�zyku jest tak trudno pochwytny?! - Co, Kala? Co chcesz powiedzie�? � dopytywa�, zaintrygowany moim wzburzeniem. - - Nic, ju� nic. To by� ptak... My�l�, �e to by� tylko ptak! - - Jasne, �e ptak. A c�by innego? Przecie� nie dzik! � za�mia� si� rozg�o�nie, z lekka sardonicznie. - - Bo ba�am si�, �e mo�e ... �mier� � szepn�am. - - Co m�wisz, Kala? Nie s�ysz�. - - ... �e �mier� wesz�a do S�onecznego Domu, a ja jestem tu i ogl�dam czapl�, g�upi�, g�upi�, g�upi� pal� papl� papl� � m�wi�am szybko i bezsensownie, po polsku, a wiking nic a nic nie rozumia�. U�miecha� si� jednak rozumiej�co. * * * Dwa dni p�niej srebrny metalowy ptak ni�s� mnie do kraju. Szum silnika miesza� si� z szumem w mojej g�owie. Co� si� dzia�o, co� si� dobija�o do mojej �wiadomo�ci, gdzie� stamt�d, z do�u, czy ja wiem zreszt� sk�d, atakowa� mnie jaki� obraz i jaki� g�os, kt�rego nie potrafi�am dok�adnie umiejscowi�, cho� ju� czu�am, �e chodzi o S�oneczny Dom. �Nie mog� ju� czeka�, nie mog�...� . G�os by� ledwo s�yszalny, jak p�kni�ta i zamieraj�ca struna. Pop�dza�am w my�lach samolot: byle tylko zd��y�. W domu zasta�am czekaj�cy ju� na mnie list. Pisa�a Justyna. Dotyczy� Jana. W jednej chwili poj�am wszystko: mg�a... ptak... wielki, bia�o-szary... Przepakowa�am torb�, pobieg�am do taks�wki. Teraz tylko zd��y�. Pierwodruk: �Kresy Literackie� 1994 nr 3-4. -----------------------------------------------------------------------------------------------------------------