3814
Szczegóły |
Tytuł |
3814 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3814 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3814 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3814 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Maria Jentys
C�RKA IKARA
wiersze i opowiadania
3
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000
4
WIERSZE
(...) Poezja Marii Jentys nie szuka nowatorskich rozwi�za�; ani metaforyk�, ani � og�lnie
bior�c � stylistyk� nie wpisuje si� w kt�ry� z krzykliwych nurt�w dzisiejszego poezjowania.
Jest to poezja osobna, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Prywatna � nie w zgodzie na nowoprywatne
d��enia poet�w, lecz prywatna dlatego, �e poetce taka prywatno�� jak najbardziej
odpowiada; wi�cej, �e uwa�a tak� prywatno�� za konieczno��. Jest to, chcia�oby si�
powiedzie�, poezja przysz�o�ci, a w ka�dym razie poezja dla czytelnika, a nie wysublimowanego
polonisty.
�C�rka Ikara� � tytu� brzmi nieco heroicznie; i wydaje si�, �e s�owo �heroizm� pada tu nie
bez powodu. Jest bowiem w wierszach Marii Jentys wielko�� pojedynczego ludzkiego losu,
heroizm osobnego ludzkiego �ycia, kt�re musi �co dzie� w b�lu rodzi� mi�o�� (�Owoc�).
Dlatego wiersze te nieodwo�alnie kojarz� mi si� z ow� ga��zka oliwn� z wiersza �Uwi�ziony
cie�; pojawi�y si�, bo z ust spada piecz��, bo milczenie winno tak�e mie� sw�j kres (...).
(...) Wiersze te ogniskuj� si� wok� symbolu Domu, s�owo �dom� pojawia si� tak w wierszach
samych, jak i w tytu�ach ka�dego z cykli, w jakie u�o�y�a poetka swe utwory do tej
ksi��eczki. Dom ziemski, dom rodzinny stanowi� inspiracj� tych wierszy i pewno przechowa
jeszcze niejeden wiersz p�niejszy.
Robert Mielhorski Poezjobranie, �Okolice� 1992 nr 1-3
Wiersze z cyklu �Dom�, �Piosenki z domu ob��kanych�, �Dom Niebieski� powstawa�y w
latach 1970-1980. Nie my�la�am wtedy o ich wydaniu � pisa�am z potrzeby, z konieczno�ci
takiej jak oddychanie. Sporo czasu przele�a�y w szufladzie, dojrzewaj�c. Po trochu wysy�a�am
je w �wiat, a one wi�y sobie to tu, to tam gniazda z okuch�w rozumienia... W ko�cu zapragn�am
tego, czego pragn� wszyscy pisz�cy, i oto z lu�nych kartek, �yj�cych niczym ptaki
niebieskie, wy�oni� mi si� kszta�t pierwszej ksi��eczki poetyckiej � �C�rki Ikara�. B�dzie to
moja pierwsza ksi��eczka i pewnie ostatnia, bowiem dawno temu od�egna�am si� od poezji.
Cho� nie wiem jeszcze, czy poezja od�egna�a si� ode mnie, bo zn�w zaczyna o sobie przypomina�.
Na dow�d dodaj� wiersze powsta�e wczoraj, przedwczoraj... Nieliczne, ale inne,
inspirowane nie tylko przez dom rodzinny, lecz tak�e przez Dom Niebieski oraz przez brak
domu, bezdomno��, kt�ra w dzisiejszym �wiecie nabiera znamion dotkliwej plagi.
Maria Jentys C�rka Ikara ( wiersze z lat 1970-1980), Warszawa 1990; uzupe�nienie 2000.
5
Z cyklu: DOM
Motto:
Kamie�, kt�ry odrzucili buduj�cy,
sta� si� kamieniem w�gielnym;
jest to dzie�o Pana
i stoi, niby cud, przed oczyma naszymi.
( Psalm 117, w przek�adzie Seweryna Kowalskiego)
Obraz senny
Wyspa w�r�d oceanu
s�o�ce rozpostarte od kra�ca do kra�ca
drzewa - akty strzeliste nadziei
w rzece � �wiat�o��.
Idziemy: w tobie rado�� � ziarno p�czniej�ce
moje b�dzie owocowanie.
drzewa - hymny mi�o�ci od kra�ca do kra�ca
wyspa
��d� dryfuj�ca.
Nag�e p�kni�cie �wiat�a w rzece
uwalnia mrok.
Wiem: nie dla mnie ju� owocowanie.
S�o�ce zamyka si�,
od kra�ca do kra�ca moja rozpacz.
Nie widz� ju� ciebie:
st�a�am we krwi.
Tylko wyspa trwa i drzew akty strzeliste.
A na niebie
krzy�.
Owoc
�y� bez nadziei
Sam na sam ze sob�
Syci� g��d mlekiem �witu
i chlebem s�o�ca
Zgasi� lampk� oliwn� wiary
Co dzie� w b�lu rodzi� mi�o��
Z ciernia
Do ciebie sz�am i od ciebie sz�am
ci�gle mijaj�c si� z sob�
ci�gle cofaj�c d�onie
od prawdy skrytej w cierniu
6
Sz�am przez kamienie
rani�c bose stopy
Wci�� zapala�am krew
wci�� zapala�am p�acz
lecz z ciernia nie mog�am
wyrwa� siebie
Niobe
W koronie siwych w�os�w
z wypalonymi oczyma
i skurczem szcz�cia na twarzy
ko�ysze si� dzie� i noc
na szpitalnym ��ku
tul�c do piersi g�ow� syna
kt�rego tylko ona widzi
Znalaz�a go u kresu cierniowych dr�g
Prze�ywa zn�w
- ob��dem b�ogos�awiona -
swoje zabite macierzy�stwo.
Uwi�ziony cie�
Milczy. Jakby mia� na ustach piecz��.
Kobieta my�li: cierpi.
Milczy od dnia, w kt�rym zabi� s�owem.
Kobieta p�acze: jak�e cierpi.
Milczy wyrokiem w�asnego sumienia.
Kobieta prosi: przebacz sobie. Poprawia si�: przebacz.
Milczy. S�owa zepchn�� w g��b.
W oczach ma ocet i ��� sumienia.
Kobieta odciska na mokrej chu�cie swojego p�aczu krzy�.
Z ust spada piecz��.
S�owo: ga��zka oliwna.
* * *
Domu z kt�rego odszed� cz�owiek
nie o�ywi ani ksi��ka ani muzyka ani kwiat
Domu do kt�rego nie wesz�o dziecko
nie ocali nawet B�g
Taki dom jest bez dachu i bez �cian
Taki dom jest bez nieba ze s�o�cem i gwiazdami
Taki dom jest pustyni� samotno�ci
7
Modlitwa
M�j dom bez dachu i bez �cian
skrawek przestrzeni
gdzie skulona karmi� z d�oni
przylatuj�ce ptaki
M�j dom bez nieba ze s�o�cem i gwiazdami
dr��ca �za
kt�r� otwieram aby przyj��
krzyk w�drownych ptak�w
M�j dom dla gniazda
- zmi�ujcie si�, ptaki!
Cisza
Od miesi�cy otacza mnie cisza
Jestem jak wyspa w�r�d u�pionej wody
Przyjmuj� s�o�ce i deszcz
z rado�ci�:
pragn� zakwitn��.
Na widnokr�gu ptaki:
pe�en gniazd m�j l�d.
Do pie�ni ro�nie cisza.
Nieczekanie
Nie czekam na ciebie. To by�oby zgubne.
Usun�am wszystkie �lady w sobie i wok� siebie.
A jednak odnajduj� ci� w przypadkowych przedmiotach.
Bordowa skarpetka na czyjej� nodze
d�awi mnie bole�niej ni� refleksja nad naszym
nieudanym �yciem: jest nag�ym uciele�nieniem ciebie.
Nie czekam. Wywo�uj� ci� nieustannie z t�umu na ulicy.
Dialog ze sob�
M�wisz, �e �yj� samotnie,
wi�c niepotrzebnie.
To nieprawda.
Gdy wracam ze �wiata
do pustego domu,
wyjmuj� z ko�yski serca
dr��ce i g�odne niemowl�.
Karmi� je, tul�, uspokajam,
opowiadam mu ba�� o lesie
i o ptaku, kt�ry pewnego dnia
przyniesie mu s�oneczne �d�b�o.
8
Syte i u�pione owijam w p�atki
czu�o�ci
i uk�adam na powr�t
w ko�ysce serca.
Moje w�t�e jeszcze i l�kliwe niemowl�
nazwa�am imieniem Nadzieja.
Pytasz: Czemu nie Bajk�?
Z�owr�bne jest imi� Nadzieja.
* * *
Zasn��, zasn��, zasn�� w ziemi
szemrze zm�czenie,
a wiara, nadzieja, mi�o��,
mi�o��, nadzieja, wiara
- dla innych, dla innych �
p�yn� rzek� rw�c�, szerok�.
Przed podr�
Od lat wybieram si� w dalek� podr�,
lecz do dzi� nie zd��y�am wyrobi� sobie
dowodu to�samo�ci,
kupi� biletu na poci�g,
spakowa� rzeczy,
uciu�a� pieni�dzy.
Nie mog� te� trafi� na dworzec kolejowy,
pl�cz� mi si� drogi.
A kiedy ju� przybywam,
bez dowodu, bez biletu, bez
pieni�dzy i bez dobytku,
poci�g w�a�nie rusza, zatrzaskuj�c mi
drzwi przed nosem.
Raz uda�o mi si� przejecha� kawa�ek
na buforze.
Ba�am si�, �e spadn�, ale na szcz�cie
urwa� si� ten sen
o mojej wyprawie w �ycie.
Uspokajanie
- Boj� si�. �ni�am klucz czarnych ptak�w na niebie...
- To nic, to nic. �ni�a� niebo: spok�j.
- �opot czarnych skrzyde� rozdziera� cisz� b��kitu.
- �ni�a� b��kit: spok�j.
- Czarne ptaki zagarn�y niebo od kra�ca do kra�ca...
- Niebo na mgnienie tylko nakry�o si� ptakami.
- �ni�am niepok�j w widnokr�gu ciszy...?
- �ni�a� spok�j.
9
Rozmowa z niewidom�
- Nachyl si� nade mn�, chc� zobaczy�, jaka jeste�.
- Szara, ca�kiem szara.
- Resztk� �wiat�a widz�: jeste� srebrna.
- Szara, ca�kiem szara.
- Czuj�: jeste� bia�a.
- Szara, ca�kiem szara.
- Powiedz mi, jaka ja jestem, siebie te� chc� zobaczy�.
- Bolesna.
Czytanie Szekspira
C� ja uczyni� mam? Kocha� i milcze�?
Wypra� skarpetki. Zacerowa� skarpetki. Milcze�.
Do krwawienia warg.
Pra�... Cerowa�...
...Mi�o�� bogatsza ni� s�owa...
C� ja uczyni� mam? Wci�� milcze�?
Do si�dmej krwi pra�... cerowa�...
Kordelio, po c� te s�owa... s�owa... s�owa?!
Przes�anie
Siostro mi�osierdzia
wr�ca �ycie z kart
zdzieraj�ca maski z twarzy
budz�ca umar�ych z �ywych
Wyjmujesz prze�cierad�a ze �luzem i krwi�
spod rodz�cych
obmywasz bezsilne cia�a
tulisz do snu stare dzieci
Siostro b�lem gorej�ca
Rysunek pi�rkiem
We wspomnieniu wiosennym
ptak ulatuje z ga��zi
taki radosny
�e oczy przymkn�� musisz
�eby �ciszy� �zy
We wspomnieniu
ptak poszarpany
ga��� strzaskana
oczy wydarte
10
Nie samotna, lecz sama
Kartka papieru, o��wek,
maszyna do pisania,
jasna ksi��eczka wierszy,
ciemna ksi�ga m�dro�ci,
radosna p�yta
Ludzie, kt�rzy przychodz� na chwil�,
a potem spiesz� do swoich �wiat�w,
zabieraj�c szczodre wi�zki ciep�a
obrane z cieni
I cienie, cienie, cienie,
kt�re zostaj� ze mn�
i rosn�,
i mno�� si�
w mojej samotno�ci...
Cierpliwej
Mamie
Bruzdy twojej twarzy
na znak:
b�ogos�awione niech b�d� troski
i �zy b�ogos�awione
Bruzdy twojej twarzy
na owoc
trosk i �ez cierpliwej
Pani Gajowniczek
Biedne stare dziecko
z wiernymi oczami przygarni�tego psa
z miot�� w pomylonej r�ce
zmiataj�cej �mieci do w�asnego fartucha
promienne niezachwian� nadziej�
�e ten brat ten ukochany brat
ju� jedzie �eby zabra� do domu
Biedne �mieszne dziecko
s�u��ce wszystkim swoj� miot��
swoj� wci�� zielon� miot��
Jesie�
Gasn� ��ki pola lasy
sady ogrody schodz� do korzeni
aby prze�ni� �mier�.
11
W g��bi ziemi bije serce ognia.
W g��bi ziemi bije serce wody.
W g��bi ziemi trwa mi�osna noc.
Odlatuj� ptaki i tylko ich cienie
w gniazdach
b�d� �ni�y �mier�.
Z cyklu: PIOSENKI Z DOMU OB��KANYCH
Motto:
Panu ja ufam, a wy m�wicie: mi�dzy g�ry
Uciekaj co najdalej jako ptak pr�dkopi�ry;
Tw�j nieprzyjaciel �uk wzi��, strza�� ma na ci�ciwie,
My�l�c, jakoby z cienia dobre strzela� zdradliwie.
(Psalm 11, w przek�adzie Jana Kochanowskiego)
Calineczka z ulicy M�ynarskiej
Nie wi�ksza od spracowanej d�oni matki,
ca�a w promykach lnianych w�os�w,
ko�ysze si� w chybotliwej �upinie kolan ojca,
�piewa
dla utrudzonych m�ynarzy,
dla gospodyni z chochl� w r�ku
�mieszn�, sentymentaln� piosenk�
o mi�o�ci, kt�ra wszystko wybaczy.
Nikt si� nie �mieje,
wszyscy wierz� w to,
co ona �piewa.
Piosenka niefrasobliwa
(na nut�, jaka si� komu podoba)
Raz na wozie, raz pod wozem,
biada gorzko nad swym losem,
raz na wy�u, raz na ni�u,
nigdy nie wiesz, co w pobli�u.
To do nieba ko�atanie,
to po piekle markowanie,
raz na wozie, raz pod wozem,
kt� mi, c� mi pom�c mo�e?!
12
Trzy po trzy
Ta�czy ta�czy ta�czy
z wiatrem polnym g�rnie
weso�ego �
�piewa �piewa �piewa
z ptakiem g�rnym chmurnie
weselnego �
na pohybel drutom
na pohybel drutom
na pohybel drutom.
Do tancerki
- Dziewczyno, nie ta�cuj boso,
pod�oga jest zimna,
w��, w�� te pantofelki!
Ucieka, �miej�c si�, przeklinaj�c.
- Dziewczyno, tak pi�knie ta�czysz boso,
zrzu�, zrzu� te pantofelki,
pod�oga ch�odzi rozta�czone stopy.
Ta�czy boso, tul�c do piersi pantofelki.
Bosonoga
(wersja liryczna)
Leci na skrzyd�ach ramion
do ��k i p�l
jak ptak radosna.
Dzwoneczkami piosnek
pie�ci kochanego.
Ta�czy ta�czy ta�czy
z wiatrem polnym wko�o
weso�ego weselnego...
Zrzuci�a buty drewniane
buty wierzbowe
Daj mi ch�opcze mi�ciutkie
lekkie at�asowe
Leci biegnie ta�czy
w promieniach u�miechach
piosnk� pie�ni� wierszem
szuka kochanego.
13
C�rka Ikara
Leci na skrzyd�ach ramion
od �lepych drzwi do �lepych drzwi
jak ptak niczyja
Podrzuca w d�oniach serce
i �mieje si� �mieje...
Nagle zawisa w ptasim krzyku
na ga��zi okna
i spada w d�
bez ramion.
Bosonoga
(wersja realistyczna)
Leci na skrzyd�ach ramion,
ramiona w strz�pach:
na wr�ble strach!
Leci jak z krzy�a zdj�ta:
na ludzi strach!
Wyjmijcie z rudej g�owy
rude ciernie.
Wyjmijcie z ci�kich ust kamienie.
Wyjmijcie z oczu szk�o.
Na skrzyd�ach ramion wnet poleci
w wysoki Ikarowy lot.
C�rka Ikara
(wersja butna)
Ruda, chuda: �miech-p�acz-krzyk,
bieg od drzwi,
bieg do drzwi
(lot wysoki Ikarowy
�miechu wart � p�aczu wart).
Ruda, chuda: taniec-�mig,
raz do drzwi,
raz od drzwi
(lot wysoki Ikarowy
p�aczu wart � diab�a wart).
Ruda, chuda: krzyk-�mig-skok,
lot wysoki Ikarowy,
och, �miertelny Rudej lot!
14
Wariacje
Ruda cierniowa, Ruda chocho�owa,
Niebieska bolesna, Niebieska bezkresna,
w Rudej �ar, w Rudej j�k,
Niebieska trwa, w Niebieskiej s�k:
wysoka pie�� � wysoki lot,
ach, Ruda, Ruda, powstrzymaj skok,
i ucisz j�k, i przyga� �ar,
w Niebieskiej, Ruda, ufnie trwaj.
Perswazje natarczywe
Ach, ten krzyk, ach, ten j�k,
Ruda, Ruda, buzi� w s�k;
zamknij j�k, zamknij krzyk!
- Ruda, ach, wyplu�a� krzy�!
Pusty krzyk, pusty j�k,
buzia w s�k, buzia w l�k.
Ruda-chuda, kl�knij tu,
szepnij: zmi�uj si�, Cierniowy!
Litania mi�osna
Jeste� jak niebo i jak ziemia,
jak s�o�ce, jak ksi�yc, jak gwiazdy.
Jeste� jak drzewo w deszczu
i jak owoc.
Oczy masz chrome, zbyt jasno widz�ce,
okulary na szcz�cie poprawiaj� ci wzrok.
Gdy niesiesz fio�ki � niesiesz skromno��,
gdy niesiesz r�� � b�l staje si� niepokalany,
gdy wysy�asz ptaka z koszykiem
pe�nym stokrotek, niezapominajek, bratk�w �
wijesz gniazdo mi�kkie i ciep�e jak puch.
Gdy musisz krzykn��, tw�j krzyk ciebie rani,
gdy musisz zniewa�y� � zniewa�asz siebie.
Masz w d�oni okruch chleba i tabletk� nasenn�,
masz w d�oni gar�� �luzu i krwi.
Z cierni s� �ciany twojego domu,
z nieba i gwiazd nad g�ow� ci dach.
15
Modlitwa do kwiat�w
Dzwoneczku polny,
muzyki ��k pe�en,
wydzwo� z g�szczu ptaka
skrwawionego gradobiciem.
Stokrotko bia�a, stokrotko r�owa,
utul go w p�atkach czu�o�ci,
nakarm s�odycz�.
Niezapominajko,
�miej�c si� cichutko,
u�agod� go pro�b�,
szepnij mu skromnie:
ptaku, pi�kny ptaku,
ptaku, dzielny ptaku,
o b�lu zapomnij!
S�oneczniku,
nachyl si� ku niemu
tarcz� ja�niej�c�,
ogrzej go w promieniach,
daj mu j�drne ziarno.
Bratku z jasnym oczkiem,
mrugnij do� figlarnie,
mrugnij do� przyja�nie,
bratku, bracie r�y.
R�o, dumna r�o,
nie b�j si� swych kolc�w,
umiesz przecie� dla ptaka
sta� si� niedotkni�ciem r�y.
Z cyklu: DOM NIEBIESKI
Motto:
Ku Tobie, Panie, wznosz� moj� dusz�
( Psalm 25, z Biblii Tysi�clecia)
Modlitwa o zdrowie
Przez promienie s�o�ca
i odblaski ksi�yca,
przez b��kit nieba
i jego gwiezdn� ciemno��,
16
przez powiewy wiatru
i rz�sisto�� deszczu,
przez hosanny ptasie,
akty strzeliste drzew
i osza�amiaj�ce
adoracje kwiat�w,
przez czysto�� strumieni g�rskich
i hojn� rozlewno�� rzek,
przez dary ziemi i w�d,
przez o�ywczy oddech wszech�wiata �
oczyszczaj mnie, �r�dlana,
i uno�, Go��bico, moje cia�o, serce i dusz�.
Dzi�kczynienie
Za dom
ze stropem niebieskim
z promienist� lamp� u stropu
ze �cianami powietrza
z malowid�ami las�w i p�l
na �cianach
Za skrawek ��ki
dla stokrotek, niezapominajek i bratk�w
Za �r�d�o dla �ez
Za gniazdo dla ptaka
mi�kkie i ciep�e jak puch
�piewam Ci, Jedyny przez Krzy�,
hosann�.
Hosanna
Jeste� niebem, jeste� ziemi�,
jeste� s�o�cem, ksi�ycem i gwiazd�.
Jeste� drzewem w deszczu i deszczem,
i owocem jeste�.
W fio�kach Twoja skromno��,
tkliwo�� w bratkach, stokrotkach, niezapominajkach.
W r�y b�l zapomniany.
Gniazdem jeste�, a ptak Tw�j go��bica bia�a
w hosannach �wiat�a.
Chlebem jeste� i sol�,
i wod�, i winem jeste�.
17
I przemienieniem.
Litania nadziei
Bo�e ob��kanych na pustyni
Bo�e nie wierz�cych w swoje niebo ze s�o�cem
i gwiazdami
Bo�e bezdomnych
Bo�e ociemnia�ych
Bo�e tych, dla kt�rych umar�o s�owo
obumar�o cia�o
i mi�dzy ciernie pad�o ziarno
Bo�e skazanych
Bo�e wydanych na pastw� samotno�ci
Ty, Kt�ry Wiesz, co znaczy �samotna jest dusza moja
a� do �mierci�
unie�
ponad piaski
ponad ciemno�ci
ocal ziarno po�r�d cierni
wskrze� cia�o
Ty, Kt�ry Wiesz, co znaczy �wiara twoja
uzdrowi�a ci�
1990
Z cyklu: BEZDOMNO��
Motto:
Ogarn�y mnie b�le �mierci,
potoki Beliala zatrwo�y�y mnie.
Sp�ta�y mnie powrozy Otch�ani,
pochwyci�y mnie sid�a �mierci.
( Psalm 18, w przek�adzie Czes�wa Mi�osza)
Lazar z Mogadiszu
Lazar mia� dziewi�� lat
i siedmiu zabitych na sumieniu.
- Nie jestem dzieckiem � m�wi�
swojej nowej mamie,
alkoholiczce Annie, kt�ra kupi�a go
od handlarzy �ywym towarem,
aby ocali� cz�stk�
ton�cej we krwi
Afryki.
18
- Nie umiem si� bawi� � t�umaczy�
z�otow�osemu anio�owi,
kt�ry skrzyde�kiem przys�oni� mu oczy
i nakaza� szuka� po omacku.
Jak prawdziwy somalijski �o�nierz
wola� patrze� wprost
w otch�a� swego serca.
Nie zna� innego sposobu
na odkupienie dzieci�stwa.
�mier� Lazara
- �azarzu, wsta� � wo�a�a Anna
pochylona nad martwym cia�em
przybranego syna.
Rzuci� jej wsp�czuj�ce spojrzenie,
- nie pij � szepn��
- nie pij, bo �al...
Pragn�� ocali�
ten chybotliwy p�omyk
dobroci.
- Synu � szlocha�a � wr��...
Lecz Lazar by� ju� daleko.
Za oceanem krwi.
W obj�ciach swojej Czarnej Matki.
1997
Wy�nione �ycie anio��w
Przebudzenie pierwsze
- Nie chc� ci� budzi�, Marie �
napisa�a Isa odchodz�c.
- �nij i b�d� szcz�liwa
ka�dego dnia, o ka�dej godzinie.
Nie zd��y�a zamkn�� za sob� drzwi:
g�uchy �oskot uderzaj�cego o beton
cia�a
obwie�ci� przebudzenie.
Przebudzenie drugie
�Czu�am si� ca�kiem z��czona
z innymi � czyta�a Isa,
trzymaj�c na kolanach Dziennik Sabriny.
- Mo�e to ten wiatr na pla�y
tak nas ze sob� spl�ta�...�
19
Dobitny dziewcz�cy g�os
odmierza� s�owo po s�owie,
uwa�ne oczy wypatrywa�y
oznak przebudzenia.
Powieki �pi�cej drgn�y,
nik�y blask przebieg� po czole.
G�os nadal odmierza� s�owa.
Mo�e tamten nadmorski wiatr
z��czy� je ze sob�:
�ycie ze �mierci�, �mier� z �yciem?
Lecz Isa odesz�a:
nie chcia�a spojrze� w oczy
przebudzonej.
1999
Powr�t
G�owy umar�ych podp�ywa�y
niby omsza�e barki,
na kraw�dzi
czai� si� cie� ojca
- Charona,
lecz wbita w �y�� ig�a
kruszy�a skamienia�o�� krwi.
�Nie czas � zaszemra�y zjawy
i cie� znikn��,
a one odp�yn�y
niesione tajemnym nurtem.
Kropla po kropli s�czy� si�
do szpitalnej sali
�wit �
podsuwa�a mi go kubkiem
ciep�a jak zorza poranna
siostra.
1999
Barabasz
Dla Para Lagerkvista
- �Uwolnili z�oczy�c� -
- my�la� zdumiony Barabasz �
a skazali niewinnego...�
Miast oddali� si� od miejsca ka�ni,
szed� za obrazem Cz�owieka,
kt�rego �mier� ocali�a mu �ycie.
W jego czarnym jak zepsuty owoc
20
sercu
kie�kowa�y ziarna przedziwnego siewu.
Szed� na Golgot�,
gdzie oto s�owo stawa�o si� chlebem.
Urzeczony �wiat�em i moc�
szed� potem dalej i dalej...
A� dotar� do swojej golgoty.
Konaj�c na krzy�u
odda� Mu ducha �
po raz pierwszy w �yciu
szcz�liwy.
w styczniu 2001
OPOWIADANIA
SZOK
Przywieziono j� w szoku. By�a nieprzytomna i krzycza�a tak, �e wkr�tce wszystkie pacjentki
oddzia�u ponakrywa�y g�owy ko�drami i poduszkami. Podobno od miesi�ca trwa�a w tym
stanie budz�cym lito�� i trwog�, a� lekarze w szpitalu po�o�niczym roz�o�yli r�ce i wys�ali j�
do kliniki chor�b nerwowych. Dziecko urodzi�o si� zdrowe i ca�e, tylko matka oszala�a...
Odebrali jej wi�c noworodka i przys�ali j� tu, do nas, na kuracj�.
Joanna krzycza�a tak, jakby chcia�a zakrzycze� si� na �mier�.
M�wili: szok porodowy, jakby to cokolwiek wyja�nia�o. Powtarzali t� formu��, jakby byli
wtajemniczeni, a przecie� nie znaczy�a ona nic. Mo�e tylko oswaja�a t� straszno��. Pozwala�a
jej bytowa� w�r�d nas, przera�onych, na prawach obywatelstwa. Kry�y�my si� wi�c przed
krzykiem Joanny, gdzie si� da�o: chore z separatek � w separatkach, chore z sali og�lnej �
pod ko�drami i poduszkami, lekarze � w swych d�wi�koszczelnych gabinetach, piel�gniarki...
Tylko one nie mia�y gdzie si� ukry�, nie mog�y uchyli� si� przed krzykiem, musia�y wychodzi�
mu naprzeciw, by� przy nim, czuwa� nad nim, s�ucha� go... Koi�, u�mierza�. Piel�gniarki
kr��y�y nad Joann� jak go��bice. Szalona reagowa�a na nie, cich�a i szepta�a: siostro, siostrooo,
siostrooooo... Magdalena, do�wiadczona i dobrotliwa okularnica, najbardziej lubiana
przez pacjentki, przesiadywa�a u Joanny godzinami, podejmuj�c najbardziej niedorzeczne
rozmowy, byle nawi�za� kontakt. Ale i j� w ko�cu zm�g� krzyk.
Min�y trzy dni z Joann� � dni, kt�re prze�y�y�my w dziwnym odr�twieniu � przysz�a sobota,
niedziela. Wiele pacjentek otrzyma�o przepustki do domu, ja � jako terapeutka na sta�u
� dosta�am pierwsze dwa wolne dni. P�torej doby ulgi...
Opu�ci�am szpital w pi�tek po po�udniu, aby wr�ci� w niedziel� wieczorem na nocny dy�ur.
Mia�am nadziej�, �e gdy zamkn� za sob� szpitalne drzwi � zamkn� te� krzyk szalonej w
miejscu, do kt�rego nale�a�. Ale tak si� nie sta�o. Wyszed� ze mn� i by� wsz�dzie, gdzie by�am.
By� ju� we mnie. Poruszy� struny krzyku w mojej duszy i teraz ja tak�e krzycza�am, cho�
nikt tego nie s�ysza�. Trzyma�am go na uwi�zi. Nie zdo�a� si� uwolni�, tak jak krzyk Joanny, i
nie zaw�adn�� mn�. Krzyk szalonej by� pot�niejszy ni� ona. Rozerwa� wi�zy, pozbawi� j�
w�adzy nad sob�.
Obna�y� i rzuci� na pastw� cudzych uszu i oczu.
Ale uszy te i oczy cofn�y si� przed nago�ci� Joanny i zwr�ci�y ku nago�ciom w�asnym. Te
liczne zdumione, wstrz��ni�te i zawstydzone oczy nie wzi�y Joanny pod pr�gierz, nie zlin-
21
czowa�y jej � one z nago�ci zacz�y czerpa� si�� potrzebn� sobie. Joanna krzycz�ca na ca�y
oddzia� nie by�a sama � by�y z ni� wszystkie krzyki ukryte pod ko�drami i poduszkami szpitalnych
��ek.
Misterium trwa�o przez kilka dni i kilka nocy.
A� opad�a z si� Joanna, posn�y wyczerpane s�uchaczki.
Oddzia� ucich�. Zrobi�o si� pusto. Martwo.
Tak by�o, kiedy wr�ci�am z kr�tkiego urlopu w niedziel� wieczorem, by obj�� nocn� s�u�b�.
Dotkn�a mnie ta martwota, przynios�am bowiem w sobie krzyk Joanny. G�ucho mi teraz
brzmia� w duszy, samotnie... Ale nie trwa�o to d�ugo.
W nocy Joanna o�y�a. Ponowi�a swoj� ... pie�� nad pie�niami. Nie krzycza�a ju� jednak.
Teraz artyku�owa�a sw�j krzyk. Wszystkie jego tony, p�tony, �wier�tony zast�pi�a s�owami.
Tre�ciami. Konkretami. G�owy zacz�y wy�ania� si� spod ko�der i poduszek, nas�uchiwa�.
Szalona przyzywa�a dw�ch m�czyzn i jedn� kobiet�. Potem odp�dza�a ich i zn�w przyzywa�a,
na przemian jednego, to drugiego. Szamota�a si� mi�dzy nimi dziko. A �adne z trojga nie
dawa�o jej pomocy ni otuchy... Nawet matka. Ta zw�aszcza wydawa�a si� obca i g�ucha. Nikt
nie m�g� z Joann� rozstrzygn�� dramatu jej sumienia. Nikt nie m�g� uwolni� od rozterki serca.
Z wyszarpywanych z chaosu s��w wy�ania�a si� powoli i sk�ada�a historia dramatycznej
mi�o�ci, kt�ra rozbi�a dusz� Joanny, zm�ci�a jej umys� i zniewoli�a go. Reszty dokona� szok.
Oddzia� majaczy� ca�� noc niby ch�r w tym widmowym misterium, w kt�rym tylko jedna
osoba by�a z cia�a i krwi, a trzy pozosta�e wy�ania�y si� z krzyku i w krzyku przepada�y: Staszek
i Bogu�, Bogu� i Staszek, m��... kochanek... dobry m��... z�y kochanek... dobro i z�o...
�ycie i �mier�... a w�r�d tego matka pocieszycielka, matka ucieczka, matka ukojenie... Nie
by�o ratunku, nie by�o rozwi�zania... Joanna walczy�a i ca�y oddzia� walczy� razem z ni�.
Siedzia�am nie przy szalonej, lecz przy Annie, kt�r� przywioz�a niedawno karetka pogotowia.
Erka. Biedna dziewczyna, chora od miesi�cy na depresj�, zn�w targn�a si� na �ycie.
Zdarza�o si� to, ilekro� wysy�ano j� ze szpitala do domu na pr�b�. Na oddziale nie zdradza�a
przez d�ugi czas �adnych oznak ch�ci do �ycia: nie jad�a, nie rozmawia�a z nikim, prawie si�
nie rusza�a, je�eli nie by�o to niezb�dne. Nie zajmowa�a si� niczym. Ostatnio zacz�a si� o�ywia�,
lekarze uznali wi�c, �e jest �lepiej�, i wys�ali ja do domu. I oto wr�ci�a: karetk�, na noszach,
po p�ukaniu �o��dka. �ykn�a ca�y zapas lekarstw. Ale cho� wyczerpana, p�przytomna,
jest jaka� inna. By� mo�e, silna dawka psychotrop�w to sprawi�a, ta, kt�ra mia�a j� zabi�...
chocia� my�l�, �e to raczej Joanna wyrwa�a Ani� z letargu swoim krzykiem... �piewem... Nie
wierz� w psychotropy. Jestem pewna, �e to ona wstrz�sn�a chor�. Puste oczy patrz�, widz�,
r�ka Anny dotyka mojej r�ki, przytrzymuje j�. Dziewczyna chce rozmawia�. Siedz� wi�c przy
niej. Nie id� do Joanny, cho� krzyk bije w niebo i piek�o... Nie id� tam, wiem, �e nic nie zrobi�,
�eby przerwa� misterium, od kt�rego umiera ju� ca�y oddzia�: na poduszkach twarze
udr�czone, st�a�e, mokre od �ez. �adna nie �pi tej nocy, nawet te na du�ych dawkach, kt�re
przesypiaj� ca�e dnie. Nie id� do Joanny, nic tam nie wsk�ram, dosta�a dwa silne zastrzyki, w
ko�cu musz� podzia�a�. Szok by� pot�ny. Wywo�a�a go natura � natura uciszy. Trzeba czeka�.
Siedz� przy Ani, kt�ra zapad�a w drzemk�, nietrwa��, niespokojn�. Dr�� z napi�cia i
zm�czenia. Zosta�am wprawiona � podobnie jak inne kobiety na oddziale � w ob��dny ruch
jakich� niepoj�tych �ywio��w i boli mnie ju� wszystko. Mam do�� monotonnego wo�ania
Joanny. Mam tak do��, �e jeszcze chwila, a zrobi� co�, co mnie sam� przerazi.
Zaczyna �wita�, krzyk Joanny ga�nie. Rankiem oddzia� �pi g��boko, r�wno. Zapada g��boka
cisza. Zasypiam i ja przy ��ku Anny.
Budzi mnie moja zmienniczka.
Wychodz� przed separatk� i zamieram: chy�kiem, l�kliwie, chwiejnie wymyka si� ze swego
pokoju Joanna. Zmierza do toalety. Czai si�. Cho� nikogo nie ma na korytarzu, chowa
g�ow�, chyl�c j� nisko. Jak najni�ej. Nie chce spotka� niczyjego spojrzenia. Wstydzi si�. I
boi. A wi�c wie, co si� z ni� dzia�o przez tych sze�� d�b.
22
Cofam si� do pokoju piel�gniarek, nie chc� jej zrani� spojrzeniem. Jest w nim na pewno
wsp�czucie, mo�e lito��: tak bardzo wymizerowana jest Joanna, tak zmieniona. To nie ta
m�oda, urodziwa kobieta, kt�r� przywieziono. To jej cie�. Joanna ju� nale�y do oddzia�u �
nosi pi�tno choroby. Gdyby znalaz�a odwag�, �eby spojrze� mi w oczy, spotka�aby si� z pomoc�.
Ale ona tego nie chce. Mo�e nie czuje si� godna? Mo�e wola�aby zobaczy� nagan� lub
pot�pienie? Wiedzia�aby wtedy, �e dostaje to, co jej nale�ne. Mo�liwe... Ci ludzie s� tak pe�ni
poczucia winy. A Joanna nie usprawiedliwia si� i nie chce cudzych usprawiedliwie�. Musi
prze�y� swoje do ko�ca, cho�by to si� r�wna�o samounicestwieniu. My�l� tak i wiem, �e daleko
mi do prawdy o tym, co czuje Joanna, bo w czasie kr�tkiej pracy na oddziale zd��y�am
zrozumie�, �e s� w ludzkich duszach tajemnice nie do zg��bienia. Bywa, �e chory ma si� lepiej,
jest spokojny, pogodny, rozmowny, aktywny, a naraz... nast�puje kataklizm. Joann�
trzeba na razie zostawi� sobie samej. Wszystko jeszcze mo�e si� zdarzy�. M�wi� to jej oczy i
mo�e dlatego wol� si� ukry�.
Gdy schodz� z dy�uru, zn�w natykam si� na szalon�. Wraca z �azienki. Kryje oczy. Jest
po�ow� dawnej Joanny, mimo to urzeka. My�l�, �e bardzo j� musieli kocha� ci dwaj...
Ale przychodzi tylko Staszek. �lubny. Ten drugi, Bob, nie pokaza� si� ani razu. Pewnie, �e
do chorej �ony ma prawo tylko... prawy m��. Cho�by jej nienawidzi�. Cho�by by� znienawidzony.
Tamtemu nie wolno si� zbli�y�. Tamten, cho�by kochany, nie ma �adnych praw.
Zreszt� Joanna wybra�a: wywo�a�a i zatrzyma�a Staszka, wyp�dzi�a Bogusia... Wybra�a spok�j,
rodzin� i dom, odrzuci�a niepok�j, samotno��, bezdomno��. Razem z nimi swoj� nami�tno��.
Bob zosta� wyrzucony z raju, Staszek stan�� na stra�y rajskiej szcz�liwo�ci. Tak by si�
mog�o zdawa�, ale przecie� tak nie jest, nie mo�e by�. Jab�ko zosta�o zjedzone � raj utracony
bezpowrotnie. Joanna woli na razie o tym nie wiedzie�. Przyzywa Staszka, anio�a str�a, i
zapada w sen. Pierwszy po d�ugiej bezsenno�ci. Niech �ni o raju i �pi, do wyzdrowienia. I do
przebudzenia. Losowi trzeba b�dzie �mia�o spojrze� w twarz.
Gdy mijamy si�, Joanna spogl�da na mnie p�ochliwie, ale i wyzywaj�co. Nie podoba mi si�
to spojrzenie, zaczynam odczuwa� niepok�j, lecz nie wiem, co on zwiastuje, czemu mog�abym
zapobiec. Rzucam jej zwyczajne �do widzenia, Joanno� i zamykam za sob� drzwi.
Krzyk nie idzie ju� za mn�, ujarzmi�am go. Zabieram ze sob� z oddzia�u ostry, nurtuj�cy niepok�j,
prawie l�k.
Id� do kolejki i jestem z�a na siebie. Niejasno czuj�, �e co� przeoczy�am, czego� zaniedba�am.
Tylko nie wiem, o co chodzi. Ob��dny sze�ciodobowy krzyk Joanny uruchomi� jakie�
moce, kt�re odmieni�y rytm szpitalnego �ycia. Boj� si� tych mocy.
Rankiem nast�pnego dnia prawie biegn� do pracy. Spotykam oczy Joanny ju� w progu
drzwi. Staj� osadzona tymi oczami. B�yska mi, �e Joanna czeka�a, czeka... Czuj� szybkie bicie
serca. Patrz� prosto w oczy Joanny i ona patrzy w moje. Ju� wiem, �e co� si� zdarzy�o.
Dy�urna w pokoju piel�gniarskim m�wi mi � co. Joanna zaatakowa�a Ceni�. Niewidoma
jest bezbronna, nie mog�a obroni� si� przed m�od� kobiet�, kt�r� ow�adn�a jaka� niepoj�ta
nienawi�� do niej. Gdyby nie salowa, kt�r� zaalarmowa� zduszony krzyk Ceni, by� mo�e staruszka
ju� by nie �y�a. Paradosia mia�a refleks. Nie darmo pracuje trzydzie�ci lat w �czubkowie�.
Wie, co odbija czasem tym biedaczkom... Odci�gn�a Joann� w sam� por�. Ale w�a�ciwie
to nikt nie wie, co zasz�o, dlaczego Joanna rzuci�a si� na staruszk�, co chcia�a zrobi�...
Nikt nie wie i nikt si� nie dowie. Joanna by�a p�przytomna i kiedy oprzytomnia�a, przytuli�a
Ceni�, uca�owa�a... Jakby si� nic nie sta�o. Oczy mia�a spokojne, pogodne.
Przeniesiono j� do innej separatki, personelowi zalecono szczeg�ln� czujno��. Wiele par
oczu obserwowa�o teraz dyskretnie poczynania Joanny.
A ona zapragn�a p�j�� na spacer. Lekarze zezwolili. Do��czy�a do gromadki chorych chodz�cych
i wysz�y�my. Piel�gniarka i ja pilotowa�y�my nasze podopieczne. By�am ciekawa, jak
Joanna zareaguje na woln� przestrze�, na �wiat�o i ziele�, na ca�y pi�kny teraz, wiosn�, �wiat...
23
Sz�a spokojnie, pos�usznie, jak grzeczna dziewczynka. Rozmawia�a, zwierza�a si�, �e czeka
na odwiedziny m�a, cieszy si�, t�skni... M�wi�a o nim jak kochaj�ca �ona.
Gdy dotar�y�my do staw�w, przystan�a, lekko zadr�a�a, cofn�a si� do�� gwa�townie. Potem
ruszy�a do przodu jak gdyby nigdy nic. Od stawu bi� o�lepiaj�cy blask. S�o�ce sta�o w
zenicie, mewy wirowa�y i ko�owa�y w roziskrzonym powietrzu. Stan�y�my wszystkie, oszo�omione
tym blaskiem, ruchem, �yciem. Zapomnia�y�my na moment, �e obok jest piek�o.
Patrzy�am na Joann�. Sta�a bez ruchu. Oczami tylko cofn�a si� w siebie przed tym ol�niewaj�cym
widokiem. Ba�a si�.
Uj�am jej r�k�, poci�gn�am za sob�. Ruszy�a pos�usznie, jaka� senna, zm�czona naraz.
Milcza�y�my. Sz�y�my wolno w stron� oddzia�u. Wiedzia�am, �e musi si� po�o�y�. Nie kry�a
ju� oczu. Patrzy�a zwyczajnie pod nogi, jak cz�owiek st�paj�cy po nier�wnym i niepewnym
gruncie. Sz�y�my w�sk� grobl� mi�dzy stawami. Pozwala�a si� prowadzi� i podpiera�, spogl�da�a
na mnie od czasu do czasu. Oczy jej by�y czyste. Jasne.
Zapyta�am j�, co b�dzie robi�a do po�udnia. - Trzeba co� robi�... Szybciej wraca si� do
r�wnowagi � recytowa�am stereotypowe zalecenia terapeutyczne. Wi� mi�dzy nami by�a ju�
pozas�owna, nie musia�am zbytnio dba� o s�owa.
U�miechn�a si�. � Tak, tak... zrobi� buciki dla Jasia. A potem � rozmarzy�a si� nawet
troch� � napisz� mo�e konspekt mojej pracy magisterskiej. Ko�cz� studia, wiesz. Pisz� o ba�niach
starogerma�skich. Tropi� w�tki faustowskie i demonologiczne... Szukam �r�de� z�a.
�cisn�am mocniej r�k� Joanny, ale nie odezwa�am si�. Ogarn�� mnie niepok�j. A wi�c to
jest w nas, od pocz�tku, przed wszystkim, co si� w �yciu zdarza, i niezale�nie od wszystkiego.
Joanna dr�czy si� tym, zamiast po prostu �y�, kocha�, rodzi� dzieci... Dlaczego si� tak
dr�czy? Dlaczego w�a�nie ona? Nurtowa�o mnie to pytanie, ale nie wypowiedzia�am s�owa.
S�ucha�am, co m�wi�a. Dotar�y�my do oddzia�u, odwr�ci�a si� jeszcze w stron� staw�w i patrzy�a,
ch�on�a tamten widok �apczywie, ale i smutno. By�a zn�w zgaszona.
Od spaceru jednak i d�ugiego snu po nim wraca�a szybko do zdrowia. Z Ceni� by�y w
przyja�ni, godzinami rozprawia�y na temat dobra i z�a, mi�o�ci i �mierci, tak dziwnie, �e coraz
to inne pacjentki obsiada�y je na ��kach w separatce i s�ucha�y.
Cenia wszak�e ba�a si� Joanny. Kry�a to, lecz Joanna wyczuwa�a l�k staruszki. Nic tu ju� nie
da�o si� zrobi�. L�k zagnie�dzi� si� w duszy, wr�s� tam i emanowa�. Joanna cierpia�a i odsuwa�a
si� od Ceni, gdy za bardzo stawa� si� widoczny. Stara pani subtelnie go maskowa�a, ale czu�y go
wszystkie. Unosi� si� w powietrzu, nad Joann�. Ci�ko by�o chwilami, nieswojo. Jednak rozmowy
by�y wa�niejsze, l�k ich nie zd�awi�. Obie z upodobaniem roztrz�sa�y tematy odwieczne.
Staszek przychodzi� codziennie, przynosi� wie�ci o Jasiu. Zabiera� cude�ka, kt�re Joanna
pracowicie wyrabia�a szyde�kiem i na drutach dla synka. By�y to buciki, czapeczki, sweterki i
inne �mieszne drobiazgi niezb�dne noworodkowi. Wci�� powtarza�a imi� synka: Ja�, Jasieczek,
Janek i tak dalej. Zdawa�o si�, �e mi�o�� macierzy�ska wype�nia j� od st�p do g��w, a
niedawne wydarzenia s� czym� tak odleg�ym, �e nierealnym. Staszek bra� �on� codziennie
pod rami� i wyprowadza� na spacer. W�drowali nad stawy, tam sp�dzali godziny a� do kolacji,
do zmroku. Idylliczna para! Tak mo�na by�o my�le� patrz�c na nich. Ale mnie co� niepokoi�o
w tej idylli. Ot� Joanna co dzie� po ka�dej d�u�szej wizycie m�a pisa�a list do niego i
wrzuca�a go do skrzynki przy szpitalnej bramie. A wi�c spok�j jej by� pozorny. Jeszcze burzy�o
si� pod g�adk� powierzchni�, szuka�o uj�cia. Boryka�a si�, walczy�a dalej. A on, Staszek?
Co czu� naprawd�? Chyba te� walczy�, i to dramatycznie.
Wkr�tce zn�w posz�am na urlop. Tym razem d�u�szy. Straci�am Joann� z oczu na dwa
tygodnie. Kiedy wr�ci�am, ju� jej na oddziale nie by�o. Kt�rego� przedpo�udnia wysz�a na
spacer i nie wr�ci�a. Gdy m��, jak zwykle, przyszed� do niej w odwiedziny po po�udniu, znalaz�
tylko rzeczy Joanny. Niespokojny pogna� kolejk� do domu. Tam jej nie zasta�. Nie by�o
Joanny tak�e u matki ani u te�ciowej. W �adnym znanym mu miejscu. Szpital wszcz�� poszukiwania.
Nazajutrz Joanna sama zadzwoni�a do swojej lekarki. �eby jej nie szuka�. Ma si�
24
dobrze. Znalaz�a to, co zgubi�a. Szok min�� bez �ladu. Skutki te�. Odkry�a zagadk�. Wr�ci do
domu, ale nie teraz. Nie czeka�a na odpowied� � odwiesi�a s�uchawk�.
Wr�ci�a po pi�ciu latach na oddzia�. Nie krzycza�a. Milcza�a. Stale patrzy�a gdzie�... jakby
poza ludzi, rzeczy... Milcza�a jak zakl�ta. Nic jej poza tym nie by�o, wi�c pozwalali chodzi�
Joannie na spacery. O�ywa�a, gdy otwierano drzwi i mog�a wyrwa� si� nad stawy. Tam stawa�a
bez ruchu i wpatrywa�a si� w mewy ko�uj�ce nad wod�. By�y szare i woda by�a szara, bo
wci�� pada�o. Ale Joanna sta�a tam i oczy jej ja�nia�y.
Wysz�a ze szpitala po trzech miesi�cach. Nie zacz�a m�wi�. Ale odpowiada�a przynajmniej
na pytania. Wr�ci�a do domu. Do m�a i synka. �egnaj�c si� ze mn� wypowiedzia�a ledwie
s�yszalnie: Bob zabi�...
Nie wiedzia�am, kogo czy te� co zabi� ten jej Bob. Nabra�am jednak pewno�ci, �e Joanna
do naszego szpitala ju� nigdy nie wr�ci.
Pierwodruk: �Okolice� 1992 nr 1-3.
TO TYLKO PTAK
- Wsiadaj, Kala. Jedziemy nad jezioro. Poka�� ci czaple. Chcia�a� je zobaczy�, prawda?
Tak, chcia�am popatrze� na te dziwne ptaki w miejscu, kt�re obra�y sobie na dom � w
owym le�nym ustroniu, kt�re tak lubi� odwiedza� Eryk z aparatem fotograficznym. Ale nie
teraz. Czu�am si� bowiem nieswojo. Od rana dr��y� mnie niepok�j, kt�ry przybra� kszta�t wyra�nego
ponaglenia: �Karolina, ja ju� nie mog� czeka�.
Sk�d bieg� do mnie ten sygna�? Nie umia�am go umiejscowi�. Przed podr� do tego tutaj
miejsca, uroczego cichego miasteczka pod Kopenhag�, us�ysza�am co� wr�cz odwrotnego:
�Karolina, ja mog� poczeka�...�. Pojecha�am wi�c nie zastanawiaj�c si� specjalnie nad owym
komunikatem, kt�ry przybieg� do mnie sk�d� i zagnie�dzi� si� w mojej �wiadomo�ci.
A teraz zmieni� sw�j sens, sta� si� ponagleniem. Nie wiedzia�am, sk�d przyp�yn��, ale nie
lekcewa�y�am go. Kilkana�cie miesi�cy temu, gdy by�am kilkaset kilometr�w od domu, w
podobny spos�b przyzwa�a mnie Anna. By�a chora, lecz jeszcze nie wiedzia�am, �e �miertelnie.
Sp�dza�am czas przy matce, a ona tak w�a�nie wo�a�a: �Karolina, ja ju� nie mog� d�u�ej
czeka�... nie mog�... nie mog�...�. Gdy wr�ci�am w pop�ochu, umiera�a.
Teraz zn�w kto� mnie wo�a. Ale kto? Nie wiem. Nie mam poj�cia. Nie dociera do mnie
G�OS. Dociera jedynie SENS: �Ja ju� nie mog� czeka�.
No wi�c gdy Eryk zaproponowa� mi wypraw� �na czaple�, poczu�am si� nieomal zagro�ona:
odetnie mnie od G�OSU, strac� ��czno�� z kim�, kto wo�a, tam gdzie�, daleko, w Polsce... Zawiezie
mnie do lasu, gdy tymczasem wszystkie pragnienia popychaj� mnie ku morzu. Czu�am, �e
zaraz, natychmiast musz� tam i��, ku wydmom, a potem do brzegu morskiego i dalej, do wody,
po kolana, po pas, po szyj�, a potem p�yn��, p�yn�� hen, na po�udnie... Przez te cudowne wodne
przestrzenie, monotonne i kapry�ne zarazem, koj�ce i podniecaj�ce. Wci�� na po�udnie.
Lecz Eryk patrzy� wyczekuj�co. Nie chcia�am sprawi� mu zawodu. Przygotowywa� si�
do tej wyprawy od kilku dni i by� pewien mojej entuzjastycznej aprobaty. Wiedzia�am, �e
bardzo jest dumny ze �swoich� le�nych ustroni, z czapli i olbrzymich mew, kt�re mo�na
spotka� tylko tutaj, ze wszystkiego, co odkry� dla siebie, a teraz pragnie pokaza� mi. Patrzy�
wyczekuj�co i widocznie dostrzeg� moj� niech��, bo zapyta�:
- A mo�e nie chcesz? Jak nie, to nie...
25
Skin�am szybko, �e tak, oczywi�cie, zaraz b�d� gotowa, i pobieg�am na g�r�, aby si�
przebra�.
Eryk zapuszcza� silnik, gdy � ubrana do lasu � sadowi�am si� w aucie. By� bardzo rad,
z siebie i chyba ze mnie, wi�c przesta�am my�le� o morzu. Jutro raniutko, gdy tylko za�wita,
pobiegn� na pla��. A teraz � niech b�dzie ustronie i niech b�d� czaple. Dziwaczne ptaszyska,
wielkie i ci�kie, na tych �miesznych, d�ugich i sztywnych, niby szczud�a, nogach... Niech
b�d�. Mo�e w�a�nie tak ma by�. Nie inaczej.
M�j wiking jecha� szybko i r�wno, nuc�c co� bezg�o�nie, samymi tylko poruszeniami
warg.
- Chc� s�ysze�, co �piewasz, Eryk. Za�piewaj mi pie�� wiking�w � poprosi�am.
Ale on nuci� dalej bezg�o�nie i u�miecha� si�. Jasna, nieco zmierzwiona grzywa prawie
zas�ania�a mu oczy. Odgarn�am kilka kosmyk�w z jego czo�a, roze�mia� si� szeroko. Nie
za�piewa� jednak. Zatrzyma� g�os w gardle, w krtani, mo�e g��biej. Nie us�ysza�am pie�ni
wiking�w. Bia�y samoch�d Eryka z czerwonymi napisami � samoch�d jego firmy z reklamami
� mkn�� po�r�d jednostajnych p�l, r�wno i bezszelestnie po g�adkiej jak st� drodze, a ja
my�la�am sobie, �e m�j kraj, odleg�y o jedn� morsk� miedz� na po�udnie, jest o tyle pi�kniejszy...
M�j biedny, zaniedbany, rozszarpywany wa�niami rz�dz�cych kraj... T�skni�am do pla�
na Helu, we W�adys�awowie, w Jastrz�biej G�rze, Ostrowie, Karwii... Do S�onecznego Domu
Justyny i Jana. Co� dzia�o si� w tym domu � czu�am to, dr��y� mnie niepok�j, niepojety,
ostry, bolesny.
- Kala, to tu. Wysiadamy. � Skraca� tak sobie moje imi�, zbyt leniwy, by raz za razem
artyku�owa� cztery trudne sylaby. Nawet si� sobie podoba�am jako tajemnicza Kala.
- Wysiadamy. Dzi�kuj� za dobr� jazd� � powiedzia�am w j�zyku, z kt�rego zna�am zaledwie
kilka s��w.
B�ysn�� kr�tkowzrocznymi oczami przez grube szk�a, zgasi� silnik. Odpi�am pasy,
otworzy�am drzwi. I zn�w odczu�am przyp�yw niech�ci do tutejszych le�nych ustroni i czapli.
Chcia�am by� tam, w S�onecznym Domu. Natychmiast. To wszystko tu by�o jak sen. A mo�e
tamto by�o snem: S�oneczny Dom, tak wyra�ny w mojej wyobra�ni, �e prawie widzialny.
Modrzew u podn�a schodk�w... Modrzew posadzony przez Jana w chwili uko�czenia budowy,
a teraz taki rozros�y, �e trzeba go okr��a�, aby wej�� do Domu bez uchylania ga��zi. A
mo�e przywidzeniem by�a Justyna w drzwiach?
Postawi�am stopy na ziemi i zacz�am wysuwa� si� z auta. Eryk ju� czeka�. Milcza�. Nie
dlatego, �e by� milkliwy, lecz z powodu trudno�ci j�zykowych. Nie znali�my wzajemnie
swoich j�zyk�w, a angielskim nie w�adali�my zbyt biegle. Za to nie�le nam si� rozmawia�o
oczami, gestami, u�miechami... Kto wie, czy nie najlepiej rozmawia�o si�... milczeniem?! W
tym naszym �yciu pe�nym wrzawy chwile ciszy by�y niczym dar niebios. Eryk ich nie zak��ca�.
Pozwala�y mu kontemplowa� przyrod�. Tote� bardzo ch�tnie milcza�, gdy ja milcza�am.
Ale i bardzo ch�tnie m�wi�, gdy pyta�am. Teraz nie mia�am ochoty ani m�wi�, ani pyta�.
Czu�am si� jak wyrwana ze snu. �Co ja tu robi� z tym wikingiem, obcym i dalekim, gdy tam,
w S�onecznym Domu, dzieje si� co�, o czym nie wiem, a co emituje sygna�y wywo�uj�ce niepok�j...?!�
Eryk szed� szybko na swoich d�ugich nogach, musia�am si� wi�c wysila�, �eby za nim
nad��y�. Las by� li�ciasty, drobniejszy i obo�szy ni� podobne lasy w Polsce, czu�am si� troch�
rozczarowana, lecz nie dawa�am tego po sobie pozna�. Oczami duszy widzia�am cudownie
smuk�e sosny w lesie karwi�skim, a st�pa�am nie po gnij�cych li�ciach, ale po mi�ciutkim
jak owcze runo ostrowskim mchu. Nagle b�ysn�o jeziorko. Eryk przystan��.
- To tu. Patrz � poda� mi lornetk�. � Jest. Jedna. A tam dalej druga. S�! Dwie!
Nie by�am pewna, czy widz� czapl�, czy pie� brzozy, lornetka nie dawa�a gwarancji, ale
istotnie co� bieli�o si� po drugiej stronie le�nego jeziorka. Nie umia�am si� jednak tym czym�
radowa�. Ustronie nie mia�o dla mnie uroku. Eryk nie mia� dla mnie uroku. By� obcy, daleki.
26
Troch� dziwny, troch� zabawny, sympatyczny, ale � obcy. Obojgu nam odpowiada�o takie
bycie obok siebie, nie ze sob�. Je�eli co� nas ��czy�o, to upodobanie w milczeniu.
On kontemplowa� samotnie sw�j �wiat dookolny, ja � m�j wewn�trzny. Nie d��y�am do
tego, aby Eryk si� przede mn� otworzy�, i on nie robi� nic, by mnie sprowokowa� do wylewno�ci.
��czy�o nas milczenie, w kt�rym teraz skupili�my si� na czapli. A potem na rybo�owie.
I na starym olbrzymim mewim samcu. Ale w moje skupienie naraz znowu wdar� si� sygna�
alarmowy: �Karolina, ja ju� nie mog� d�u�ej czeka�...�
- Kala, co ci jest? What happened?
G�os Eryka wyrwa� mnie po raz drugi jakby ze snu. Ale ja nie �ni�am. Ja s�ysza�am. I widzia�am.
To by�a jawa. S�oneczny Dom i co� m�tnego, co sp�ywa�o z g�ry...
Dr�a�am na ca�ym ciele, dygota�am. Eryk niczego ju� nie dostrzega�, zaj�ty ptasim pi�rem,
kt�re podni�s� z ziemi i macha� nim do mnie triumfalnie. � Patrz, Kala, patrz! � By�o
bia�o-szare, bardzo du�e.
Patrzy�am... Mo�e to ptak? Mo�e to tylko ptak? Wielki. Szaro-bia�y. Jaka� czapla. A nie
mg�a. Ta straszna, d�awi�ca mg�a.
Co mi si� zwiduje? Czy�bym oszala�a?! Od tego upa�u, kt�ry trwa ju� trzy miesi�ce. S�oneczny
Dom i ptak, i mg�a � co za bzdura! Co za kicz! Dom zawsze pozostanie s�oneczny.
�aden ptak, szary czy bury, nie odetnie go od �wiat�o�ci. Ani �adna mg�a.
- - Eryk, chod� tu, powiedz mi... � zaci�am si�. Wiking b�ysn�� ku mnie okularami � i
zabrak�o mi s��w. Jak wyrazi� w obcym j�zyku ten dziwny niepok�j? Jak zapyta� o �w bolesny
skurcz w okolicy serca czy te� �o��dka w ledwo przyswojonej cudzoziemskiej mowie,
skoro nawet we w�asnym j�zyku jest tak trudno pochwytny?!
- Co, Kala? Co chcesz powiedzie�? � dopytywa�, zaintrygowany moim wzburzeniem.
- - Nic, ju� nic. To by� ptak... My�l�, �e to by� tylko ptak!
- - Jasne, �e ptak. A c�by innego? Przecie� nie dzik! � za�mia� si� rozg�o�nie, z lekka
sardonicznie.
- - Bo ba�am si�, �e mo�e ... �mier� � szepn�am.
- - Co m�wisz, Kala? Nie s�ysz�.
- - ... �e �mier� wesz�a do S�onecznego Domu, a ja jestem tu i ogl�dam czapl�, g�upi�,
g�upi�, g�upi� pal� papl� papl� � m�wi�am szybko i bezsensownie, po polsku, a wiking nic a
nic nie rozumia�. U�miecha� si� jednak rozumiej�co.
* * *
Dwa dni p�niej srebrny metalowy ptak ni�s� mnie do kraju. Szum silnika miesza� si� z
szumem w mojej g�owie. Co� si� dzia�o, co� si� dobija�o do mojej �wiadomo�ci, gdzie� stamt�d,
z do�u, czy ja wiem zreszt� sk�d, atakowa� mnie jaki� obraz i jaki� g�os, kt�rego nie potrafi�am
dok�adnie umiejscowi�, cho� ju� czu�am, �e chodzi o S�oneczny Dom. �Nie mog� ju�
czeka�, nie mog�...� . G�os by� ledwo s�yszalny, jak p�kni�ta i zamieraj�ca struna.
Pop�dza�am w my�lach samolot: byle tylko zd��y�.
W domu zasta�am czekaj�cy ju� na mnie list. Pisa�a Justyna. Dotyczy� Jana. W jednej
chwili poj�am wszystko: mg�a... ptak... wielki, bia�o-szary...
Przepakowa�am torb�, pobieg�am do taks�wki.
Teraz tylko zd��y�.
Pierwodruk: �Kresy Literackie� 1994 nr 3-4.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------