3726
Szczegóły |
Tytuł |
3726 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3726 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3726 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3726 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Marian Grze�czak
Odyseja, odyseja
� Copyright by Marian Grzesczak
4
Tomasz Lempart
ur. 25 VI 1935 roku
syn Andrzeja i Marii
z d. Blass. Wej�cie.
Szaro od chmur, wilgo� oblepia druty.
Ogl�da� to co dzie� z okna na wysoko�ci czo�a, tego rana drobne kropelki wody przysiada�y
na kraw�dziach kolc�w i po chwili spada�y na ziemi�, pomy�la� wi�c, �e ta zabawa w
liczenie mo�e si� nagle sko�czy�, zegar miesi�ca stanie i znieruchomieje dla niego na zawsze,
odszed� wi�c od okna i kiedy dotkn�� r�k� zimnych drzwi, zrobi�o mu si� gwa�townie �al
wszystkiego, co tu prze�y�, przemy�la�, prze�ni�.
� Powinni zaraz przyj�� � powiedzia� do siebie wyuczonym g�osem, kt�ry nie pozwala
oczekiwa� odpowiedzi, ale na korytarzu by�o cicho, stan�� wi�c z czo�em przy �cianie, czeka�.
Tynk by� lepki, zmieszany z olejem i potem.
��le licz� � pomy�la� � z pewno�ci� �le licz�, nigdy jeszcze z tak� niecierpliwo�ci� nie
oczekiwa�em ha�asu na korytarzu. Ale on tu zaraz przyjdzie, musi przyj��, skoro wczoraj Kusy
dawa� to do zrozumienia. Przyjdzie, powie:
� No, Lempart, na dzi� sko�czone, mo�ecie si� zabiera�.
� Czy ju� � zapytam � naprawd� ju�?
Wtedy Kusy odpowie:
� No, nie, nie tak zaraz, kolego Lempart, ale za jakie dwie godzinki, za dwie godzinki b�dzie
po wszystkim, niech si� pan szykuje.
� Tak nie mo�e by�, Kusy, �eby tak zaraz, cz�owiek si� przyzwyczai�, zostawi� tu kawa� �ycia i
kawa� �alu, przecie� pan musi to zrozumie�, pan te� kiedy� tak jak ja wylizywa� sobie rany, nie?
� Panie Lempart, ja pana bardzo lubi�, pan wie, jak ja pana lubi�, �adnych z panem nie
mia�em k�opot�w, cichutki jak baranek i nic, tylko ksi��ki i ksi��ki. Pami�ta pan tych �Komunist�w
�, kt�rych panu przynios�em? My�l�, �e pan pami�ta, cho� to dawno, ale widzi pan,
kiedy namawia�em syna, �eby to przeczyta�, powiedzia�: �Tatu�, co za idiota to tatusiowi doradzi�!
� Idiota to mo�e i tak, ale jak m�wi�, �e warto przeczyta�, to warto. Pan wie, panie
Lempart, bo ju� to panu nieraz m�wi�em, �e syn przeczyta� t� ksi��k�, podoba�a mu si�, ale ja
nie mam czasu, taka s�u�ba, �e nigdy nie ma czasu.
� Kusy � powiedz wreszcie, kiedy to si� stanie, b�dzie mi naprawd� �al, je�li mnie to zaskoczy.
� Albo to kto wie, kolego Lempart, tego nikt nie wie, nagle zadzwoni�, powiedz�: obywatelu
Nowacki, sprowad�cie Lemparta, za dziesi�� minut, no i sprowadz� pana za dziesi�� minut,
musi pan by� zawsze gotowy, czasem to my�l� sobie, �e zupe�nie jak na �mier�, te� nikt
nigdy nie wie, kiedy musi by� gotowy. Ale co� mi si� zdaje, panie Lempart, �e to nied�ugo, a
�e pana lubi�, przyszed�em, pan rozumie...�
Podszed� do okna, wszystko pozosta�o bez zmian, druty i te drobne kropelki, kt�re jak sekundy
spada�y na ziemi�.
� Je�li Nowacki by� tu przesz�o godzin� temu � powiedzia� do siebie � dlaczego mnie jeszcze
nie wzywaj�.
Podszed� do metalowego ��ka, nacisn�� r�k�, jakby sprawdza�, czy spr�yny zachowa�y jeszcze swoj� si��.
�Wida�, chud�em przez ten czas � pomy�la� � ostatecznie zostawi� tu kilka kilo mi�sa to
te� jaka� satysfakcja�.
5
Czu� w ustach obrzydliw� �lisko��, jak� zawsze pozostawia poranna nie dogotowana kawa,
nagle, napad�o go pragnienie nikotyny, to ohydne pragnienie, kt�re po nocach, zw�aszcza na
pocz�tku, kiedy nie mo�na zasn��, pozwala �u� ca�ymi godzinami naro�niki koca albo zlizywa�
pot z r�ki, opanowa� si� jednak, obszed� wko�o narysowany kred� krzy� i ponownie stan��
przy oknie. J�zyk wype�nia� mu usta jak kawa� mg�y.
� Dlaczego ludzie nie jedz� mg�y � powiedzia� � mogliby przecie� je�� mg��.
Zgrzytn�� klucz w zamku, w drzwiach pojawi� si� Nowacki.
� Ju�?
� Zrobi�em koledze kawa� � odrzek� Nowacki.
� Szed� pan korytarzem cicho, �ebym nie s�ysza�?
� Sk�d pan wie, kolego Lempart?
� Domy�lam si�, pan przecie� jest taki dobry.
� Szkoda czasu, zabieraj pan wszystko i idziemy.
� Nie mam nic do zabrania.
� Zabieraj pan siebie, potem pogadamy.
Powoli postawi� cztery kr�tkie kroki, tak jakby si� tylko tego nauczy� przez trzy lata, stan��
w drzwiach, potem szybko przekroczy� pr�g.
� Koniec � powiedzia� Nowacki zamykaj�c drzwi na oba zamki. � Z panem zupe�ny koniec.
Cho� szczerze m�wi�c, mam �al. Bo to nigdy nie wiadomo, kogo si� dostanie, a z panem
nie by�o �le.
� Naprawd� panu �al? � zapyta� Lempart, kiedy dochodzili do ko�ca d�ugiego korytarza. �
Kusy...
� Masz tu dziesi�� z�otych � powiedzia� Nowacki � mo�e ci si� przyda� na tramwaj.
� Mam tu chyba jakie� pieni�dze, co?
� Dziecko jeste�? Oczywi�cie, �e masz, ale przecie� nic nie wiadomo.
� Wie pan co, panie Nowacki, czuj� si� tak, jakby mnie pan na powr�t zamkn��. Cz�owiek
si� przyzwyczaja i ledwie si� przyzwyczai, we�mie to wszystko za prawd�, za rzeczywisto��,
ju� go wyrzucaj�. Niech si� pan nie przestraszy, je�li mnie pan kiedy� zobaczy otwieraj�c
drzwi. Oczywi�cie, ja b�d� daleko, przytyj�, przeczytam kilka nowych ksi��ek, b�d� chodzi�
ulicami, ale mimo wszystko pan mnie tam zobaczy. B�d� u pana mieszka�, spacerowa� od
�ciany do �ciany, stawa� czo�em w okno, b�d� my�la�.
Schodzili stromymi schodami bocznej klatki schodowej.
� Pan czasem my�li w snach? � zapyta� Lempart.
� Co te� panu w g�owie � odpowiedzia� Nowacki � teraz na prawo, o, te drzwi.
� Mo�e si� po�egnamy? Potem to mo�e by� k�opotliwe.
Formalno�ci trwa�y do�� d�ugo, tote� Tomasz zdziwi� si�, kiedy wchodz�c na korytarz, ju�
w cywilnym ubraniu, natkn�� si� na Kusego.
� To cze��, Tomasz � powiedzia� Nowacki � i do widzenia. Oczywi�cie nie tu � poklepa�
Lemparta po plecach � uwa�aj.
� Oczywi�cie nie tu � zawo�a� Lempart otwieraj�c drzwi na dziedziniec.
Nowacki sta� na ko�cu korytarza i wymachiwa� r�k�.
� Do widzenia, Kusy! � krzykn�� Lempart.
� Szybko wszystko posz�o � zawo�a� Nowacki. � Do widzenia, Tomasz! � doda� po chwili.
Dobiegaj�ce z gmachu echo przeci�y �elazne drzwi.
Trotuar na dziedzi�cu by� wilgotny, jakby si� poci� w przeczuciu upa��w, kt�re nadejd� w
najbli�szych dniach. Tomasz obejrza� si� i ze zdziwieniem u�wiadomi� sobie, �e gmach wygl�da
jak wielka czerwona �wi�tynia. Nigdy nie ogl�da� go z takiej perspektywy, z tego miejsca
na chodniku prowadz�cym do bramy. �Musia�a robi� wra�enie� � pomy�la�, ale nie potrafi�
sobie przypomnie�, czy kiedy tu przechodzi� pierwszy raz, rzeczywi�cie robi�a wra�enie.
6
Wysokie pi�tra z ostro zako�czonym dachem odcina�y si� wyra�nie od szarych chmur i na
styku dachu z powietrzem, mo�e na skutek o�wietlenia, a mo�e na skutek czerwieni cegie�,
utworzy�a si� cieniutka linia fioletu, kt�ra �agodnie zanika�a za murami ogrodzenia. Spojrza�
na s�o�ce, kt�re przez grube chmury wygl�da�o jak gula przybrudzonej waty; s�o�ce r�wnie�
nabiera�o odcieni fioletu.
� Czego! � krzykn�� wartownik.
� Niczego! � powiedzia� Tomasz.
Odwr�ci� si� i szybkim krokiem podszed� do budki. Wartownik zasalutowa�, odpi�� �a�cuch
przegradzaj�cy wej�cie i zapi�� go z powrotem. Tomasz da� stra�nikowi dziesi�� z�otych,
kt�re ca�y czas �ciska� w d�oni nie zdaj�c sobie z tego sprawy.
� Nie trzeba � powiedzia� wartownik.
� Nie szkodzi � powiedzia� Lempart.
� Po�amania karku.
� Dzi�kuj�.
Szed� ulic� Wiatraczn� w kierunku s�d�w. By�o pusto, w tym rejonie nie ma dom�w
mieszkalnych, a dziedziniec wojskowych koszar ju� od kilku dni by� zamkni�ty. Z bramy
browaru wyje�d�a� samoch�d ci�arowy za�adowany skrzyniami z piwem. Na skrzy�owaniu
z ulic� Nowomiejsk� kilka warszaw sta�o w kolejce po benzyn�. Obok kiosku �Ruchu� kobieta
uspokaja�a kilkuletnie dziecko, kt�re wrzeszcza�o jak szaleniec.
�Wszystko si� zmieni�o � pomy�la� � wszystko zosta�o, ale wszystko si� zmieni�o. Gdzie ja
w�a�ciwie jestem? Na jakiej ulicy, w jakim mie�cie, w jakim czasie? Gdyby mnie kto� zapyta�:
co z tob� jest, w kt�rym miejscu si� znajdujesz, gdzie idziesz, po co idziesz � czy potrafi�bym
odpowiedzie�? Gdyby mnie tak zapyta�a ta ulica, to miasto, ten kraj: gdzie ty w�a�ciwie
jeste�? � Czy potrafi�bym odpowiedzie�?�
�Wszystko si� we mnie zmieni�o � odpowiada miastu � wszystko zosta�o na swoim miejscu,
ale wszystko si� zmieni�o. Rozros�em si� w g��b, schud�em, ale rozros�em si� w g��b.
Widz� wszystko w innej skali. Tak, to jest dobra odpowied�. Widz� wszystko w innej skali.
Jeden do jednego. Nie dziesi�� do jednego, ale w�a�nie jeden do jednego. To dawna naiwno��
pozwala�a mi patrze� na �wiat z dziesi�ciokrotnie wi�ksz� wiar�. Na czym budowan�? Na
tym zerze? Na tej jedynce? Oto wi�c jedno, zredukowa�em naiwno��, zacie�ni�em sfer� marzenia.
Jeden do jednego�.
Wszed� na plac Wolno�ci i natychmiast ogarn�a go przestrze�. Dopiero teraz u�wiadomi�
sobie, �e szed� z oczami utkwionymi w trotuar. Chmury ociera�y si� o dachy wysadzone antenami.
W rabatach kwiaty kwit�y czerwono, na �rodku placu dzieci odbija�y badmintona, prawie
wszystkie �awki by�y puste.
�Jak w szpitalu � pomy�la� � wymalowane na bia�o i pachn� karbolem�.
Czubkiem buta kopn�� kawa�ek �u�lu, po chwili usiad� na jednej z pustych �awek. Du�y
elektryczny zegar na gmachu banku wskazywa� dziesi�� po pierwszej.
� Prawie koniec czerwca � powiedzia� g�o�no � a tak cholernie zimno. Zaraz, kt�ry to dzi�
jest? � zastanowi� si� chwil� � dwudziesty pi�ty? Tak, z pewno�ci� dwudziesty pi�ty. �
Wskaz�wka zegara opad�a o centymetr w d�. Zacz�� liczy� sekundy i przerazi� si�. Jak to
cholernie d�ugo trwa: minuta, a tyle liczenia. Przypomnia� sobie, kiedy zaraz na pocz�tku
r�wnie� zaczyna� od liczenia sekund. Potem przeszed� na godziny, wreszcie dni. W�a�nie,
liczy si� zawsze dni, jeszcze tyle a tyle dni do ko�ca tygodnia, do ko�ca miesi�ca, do ko�ca...
Pr�bowa� doliczy� si�, ile dni b�dzie do ko�ca �ycia, powiedzmy do pi��dziesi�ciu lat?
Dziwne, nikt nigdy nie liczy, ile jest dni do ko�ca �ycia. Wszyscy licz� lata, zawsze wszyscy
licz� lata, jakby czas w przysz�o�ci by� mniej cenny ni� ten, kt�ry up�ywa. A to jest bardzo
du�o dni, nieprawdopodobnie du�o jak na to, co mo�na zrobi� lub czego zrobi� nie mo�na.
Wskaz�wka znowu opad�a w d�.
7
Tomasz wsta� i podszed� do najbli�szego kiosku. Kupi� paczk� giewont�w i zapa�ki. W
pierwszej chwili chcia� tylko poprosi� o �Echo Pracy�, ale zdawa�o mu si�, �e kobieta w kiosku
patrzy na niego podejrzliwie, szybko wi�c zmieni� zamiar. Oto wi�c paczka giewont�w i
zapa�ki. Zielony papierek z chatk� g�ralsk� i kawa� s�o�ca nad horyzontem.
� Dla pana reszta � powiedzia�a kobieta.
� Przepraszam, zapomnia�em.
�A wi�c zapomnia�em � pomy�la� � nawet to zapomnia�em�. Dym w ustach gryz� nieprzyjemnie,
ale sam fakt, �e ma si� dym w ustach, �e trzyma si� papierosa w palcach, nape�nia�
rado�ci�, dodawa� rzeczom barwy i smaku. A mo�e to by�o ukartowane? Mo�e ta obca
kobieta chcia�a mu si� jeszcze raz przyjrze�? �Nie wygl�dam chyba zach�caj�co� � my�la�
wydrapuj�c plam� wosku ze spodni. Potem obejrza� w�asne r�ce, ale nie doszuka� si� �adnych
odr�niaj�cych szczeg��w. Ostatecznie brak palca nie jest niczym wyj�tkowym. Nie, to nie
mog�o by� ukartowane.
Po raz pierwszy zaci�gn�� si� g��boko, poczu� lekkie drapanie w tchawicy i w p�ucach, ale
drapanie szybko przesz�o w przyjemne oszo�omienie, zaci�gn�� si� wi�c drugi raz jeszcze
g��biej, pe�nymi p�ucami, i teraz do przyjemnego oszo�omienia w skroniach do��czy�o si�
oczekiwanie uczucia goryczy pod j�zykiem, bez kt�rego by�o mu �le, szczeg�lnie w pierwszych
dniach.
Przeliczy� pieni�dze, trzysta trzydzie�ci z�otych i troch� drobniak�w. Ile to jest trzysta
trzydzie�ci z�otych? Chyba sporo, w ka�dym razie na pierwsze dni wystarczy. A mo�e to nie
jest trzysta trzydzie�ci z�otych, mo�e to wi�cej, w ka�dym razie jest, zwin�� pieni�dze, w�o�y�
do dowodu osobistego i schowa� do kieszeni spodni.
Po lewej r�ce mia� Muzeum Narodowe, kt�re nieodmiennie przypomina�o mu w p�dzie
zatrzymanego psa. Chcia� wbiec i stratowa� ten plac, ale osaczony niespodziewanym rozkazem
podni�s� �eb w g�r� i straszy tympanonem. Opowiedzia� by� to kiedy� grupie ch�op�w,
kt�r� oprowadza� po mie�cie jeszcze w czasie, kiedy w PTTK dorabia� na studia jako przewodnik.
Tomasz: � Wyobra�cie sobie pa�stwo, �e na tym samym miejscu, w tym samym powietrzu,
wznosi�a si� kiedy� �wi�tynia roma�ska, potem gotycka, potem barokowa, potem modernistyczna,
no, a teraz nie ma nic. Pies. Z Kulaw� Nog�. Widzicie, jak stoj�? Jedna nad
drug�? Okrakiem? Jak ich zarysy wzajemnie si� przenikaj� i potr�caj�? Pami�� ukszta�towana
jest podobnie, mowa wynika z niej ruchoma, sk��biona, nieczysta jak to powietrze nad ruin�
ko�cio�a. Przepraszam. My�la�em o matriuszy.
Drugi: � Zabior� ci mow�, utn� j�zyk.
Tomasz: � Okaleczony, bez r�k, bez uszu, z �o��dkiem przegryzionym przez ocet, co ja
zrobi�?
Drugi: � Bierz w siebie to, co jest brakiem, nadmiar zabija.
Tomasz: � Ocala�a mi tylko mowa, reszta to ruiny. Ona jest moj� matk�.
Drugi: � No wi�c m�w, odpowiadaj, do cholery, nie nauczy�e� si� sztuki prowadzenia spor�w,
wi�c si� nie k���, lecz zeznawaj. Patrz, oni si� z ciebie �miej�.
Tomasz: � Wiem, gdzie dosta� salceson, �ledzie, prezerwatywy, to ich zajmuje najwi�cej.
Drugi: � �yjesz na spryt, na j�zyk, na kszta�t niebieskiego ptaka.
Tomasz: � Nie wtr�caj si� do mnie, wycieczka czeka i tylu innych �yje z mowy. Prosz�,
jed� razem ze mn� nad to jezioro, tam s� pi�kne dziewczyny i wielki K�rnik ksi��ek.
Kr�cili g�owami, nigdy nie widzieli takiego psa. Po tygodniu otrzyma� pismo: obywatel
Tomasz Lempart!... Ech, bzdurne Pary�e, no to co, �e zwolnili? No to nic.
W�a�nie tak powiedzia�.
� No to nic � dajcie mi spok�j, nic mnie to nie obchodzi.
� Nie mo�e was, kolego, nie obchodzi� � powiedzia� przewodnicz�cy Komitetu Wydzia�owego
� dali�my wam za�wiadczenie. I jak my teraz wygl�damy? Przeczytajcie.
8
� To kopia � powiedzia� Lempart � oto orygina�.
� Zapisz, Zosiu � powiedzia� przewodnicz�cy � w punkcie �r�ne� na najbli�szym zebraniu
om�wimy stosunek do pracy kolegi Lemparta.
� Bzdurne Pary�e � powiedzia� p�g�osem. � Pies? Dlaczego pies?
Przypatrywa� si� d�u�sz� chwil� frontowi muzeum i nie znalaz� �adnego podobie�stwa z
psem. Wi�c zapewne jakie� natychmiastowe skojarzenie, zapewne ta dziwna maniera, z kt�r�
miewam ustawiczne utrapienia? Prawo pierwszego wra�enia, utrwalenie obrazu w oku, kt�ry
raz zanotowany wraca po latach i pozwala si� wyrazi� g�osem? Tyle �e okoliczno�ci si�
zmieniaj�, otoczenie si� zmienia i je�li tamto pierwsze wra�enie w okre�lonej sytuacji pojawia
si� logicznie, to to samo wra�enie obudowane innymi warunkami, innym czasem musi
przedstawia� si� nienaturalnie, �miesznie. I nikt nie pami�ta nigdy pierwszego wra�enia, nikt
go nie konkretyzuje, by�o pi�knie, cudownie, wspaniale, ale jak by�o naprawd�? Co znaczy
pi�knie, cudownie, wspaniale? Czysta mi�o��.
To musia�o przyj�� z pierwszym postawieniem stopy na jedynym dworcu tego miasta, niesiesz
walizk�, ale masz wra�enie, �e walizka idzie obok ciebie, �e sam jeste� zbyt przyt�oczony
i ci�ki, aby� potrafi� sobie poradzi� z jakimkolwiek ci�arem, co jaki� czas dotykasz kieszeni,
nie, nie zgubi�em portfela, niesiesz w nim zawiadomienie, przyj�li ci� na studia, nie
wiesz, co to znaczy, ale ojciec �yczy� ci wszystkiego najlepszego, matka daj�c s�oik z mas�em
powiedzia�a: napisz! napisz�, mamo, widzisz matk� ceruj�c� skarpetki, id�c� do ko�cio�a,
m�wi�c�: m�j syn si� dosta�, a pani? pani si� nie dosta�? o, to wielka szkoda, tylko ucz si�
dobrze, Tomek � m�wi matka � a ty j� widzisz dumn� i zap�akan�, jedziesz poci�giem, nie
wiesz, dok�d jedziesz, ale jedziesz, potem og�usza ci� nigdy przedtem nie znany szmer obcego
miasta, przystajesz co chwila, wyjmujesz kartk� z kieszeni, prosz� pana, gdzie jest plac
Uniwersytecki? t�umacz� ci, gdzie jest plac Uniwersytecki, niesiesz walizk�, masz wra�enie,
�e wszyscy na ciebie patrz�, nikt nie patrzy, nikogo nie obchodzisz, ale masz wra�enie, �e
wszyscy na ciebie patrz�, nauczy�e� si� tego z w�asnego miasteczka, o, Tomek od Lempart�w
ma nowiute�ki garnitur! o, Tomek od Lempart�w zaleca si� do Maryli U�an�wny! idziesz pod
g�r� ulic�, kt�ra zaprowadzi ci� na plac Uniwersytecki, nie pami�tasz o Maryli U�an�wnie,
pami�tasz o adresie, nikogo nie obchodzisz, a tak, Wydzia� Prawa, to tu jest Wydzia� Prawa!
stawiasz walizk� i wyszukujesz swoje nazwisko, jest was wielu, nie macie �mia�o�ci, czy do
pani sekretarki to tu? przyj�cia interesant�w tylko w poniedzia�ki i pi�tki, jest wtorek, stoisz z
walizk� przy drzwiach, kto ma do kogo interes, stoisz bez walizki przy drzwiach, ale to jest
tak samo, jakby sta�a sama walizka, kto mo�e mie� interes do walizki? Jest wtorek, tak, to tu!
wchodzisz, pan b�dzie uprzejmy poczeka�! czekasz, pan b�dzie uprzejmy, Owi�ska, Dom
Studenta, idziecie, ty i walizka, na ten sam dworzec, kt�ry przyj�� ci� tak serdecznie, chcia�bym
tu mieszka�! skierowanie! nie mam skierowania! pani sekretarka... bez skierowania nie
mo�na! to mo�e telefon? do u�ytku s�u�bowego! mo�e cho� na jedn� noc? jako� si� za�atwi,
pan da dow�d! prosz�, dow�d! tak, prosz�, pok�j trzy, pok�j trzy, trzeba mie� szcz�cie, �eby
otrzyma� t� cel�, tu wam b�dzie zupe�nie cicho, pojedynka, na ��ku nie wolno siada�, tylko
po wieczornym apelu, okienko jest, wyj�tkowo �adny widok, mo�na sobie popatrze�, tak, o
kibel dba�, zginiecie w smrodzie, nie wali� mi w drzwi, u nas wszystko akuratne, spok�j musi
by�, dla wzajemnego dobra, spa� radz� czujnie, Lempart, nigdy nie wiadomo, kiedy, tego,
tak, jeden list na miesi�c, tylko bez g�upstw, czyta si�, paczki owszem, ale nie za du�o, na
wypisk� szkoda pieni�dzy, ojcu si� pewnie nie przelewa, zostajesz sam, w pustych �cianach,
w ciemno�ci, czujesz w brzuchu gor�c� kul�, kt�ra si� rozrasta, kt�ra parzy ci� w krta�, krzyczysz,
ale krzyk jest ciep�y, �agodny, str�casz kropelk� potu z nosa, otwierasz oczy, zapytujesz,
za co? nie wiesz, za co, ka�dy wie, ale ty nie wiesz, my�lisz, �e za nic, pr�bujesz zasn��,
ale kula wprawiona w tw�j brzuch roz�wietla ci� a� do koniuszk�w palc�w, wstajesz, chodzisz
od �ciany do �ciany, p�oniesz jak �agiew, nikt nie widzi tego p�omienia, komu mo�e by�
9
potrzebny tw�j p�omie�, kawy dostaniecie dopiero jutro, Lempart, m�wisz mu: zamknij
drzwi, dopiero jutro � powtarza, zamknij drzwi, zamyka drzwi, k�adziesz si� na ��ku, zamykasz
oczy, jako� si�...
Serwus, kumpel, m�wi ci ten, kt�ry si� nazywa Andrzej, serwus, kumpel, powtarza ten,
kt�ry si� nazywa B�a�ej, serwus, serwus rzucaj� jak groch o �cian�, podajesz im r�k�, oddaj�
ci r�k�, jako� si� b�dzie mieszka� � przypochlebiaj� si�, wierzysz im, siadasz na swoim ��ku,
otwierasz walizk�, otwierasz siebie, to dzisiaj b�dzie kolacja, m�wi Andrzej, wy��, co ci
dali starzy, m�wi B�a�ej, jedzmy, dop�ki nie przyjdzie reszta, doradza Andrzej, bo nie starczy,
otwierasz walizk�, wyjmujesz s�oik z mas�em, wyjmujesz chleb, matka ci da�a, masz
dobr� matk�, tak, mam dobr� matk�, otwierasz siebie, m�wisz, �e ty na prawo, m�wisz i jeste�
dumny, m�wisz innym j�zykiem, odpowiadaj�: my te� na prawo, wyjmujesz bielizn�,
k�adziesz si� spa�, boisz si�, dlaczego tu tak duszno, w�a�nie, dlaczego tu tak duszno, otwierasz
okno, ale nie mo�esz zasn��, kula �wiat�a w twoim brzuchu rozrasta si�, nie jeste� pewien
siebie, nie wiesz, co b�dzie jutro,
dzisiaj �roda, trzeba wszystko poza�atwia�, jedziemy, Tomasz, m�wi Andrzej, zabierz
wszystkie papiery, m�wi B�a�ej, jeste�cie razem, wchodzisz do pani sekretarki i zostajesz
sam, otrzymujesz r�ne blankiety i deklaracje, jeste� sam, gdzie tu mo�na co� zje��, pytasz,
gdzie tu mo�na co� zje��, odpowiadaj�, stoisz w d�ugiej kolejce, nigdy nie sta�e� jeszcze w
takiej d�ugiej kolejce, zjadasz dwie �y�ki kaszy i kiszony og�rek, co to za jedzenie? m�wi
Andrzej, trzeba i�� po dok�adk�, m�wi B�a�ej,
dzisiaj �wi�to, Lempart, kasza i og�rki, nalewaj� ci do blaszanego talerza chochl� kaszy,
daj� og�rek, do kuli w brzuchu, kt�ra powoli stygnie, dolewasz �y�kami gor�c� kasz�, zjad�e�
kilka �y�ek, otwieraj� drzwi, zapychasz usta kasz�, zanim ci j� zabior�, parzysz j�zyk i podniebienie,
ale zapychasz usta kasz�, og�rek schowa�e� do kieszeni, zjesz p�niej, dzisiaj
�wi�to, Lempart, my�l�, �e po takim obiedzie b�dzie nam si� lepiej rozmawia�o,
wychodzisz z Andrzejem do miasta, widzisz je dok�adnie po raz pierwszy, w�ska uliczka
prowadzi na plac, czy to jest plac Uniwersytecki? tak, to jest plac Uniwersytecki, wchodzicie
do szarego domu, sk�adacie papiery, przeczeka�e� do pi�tku, wi�c sk�adacie papiery, kiedy
b�dzie za�atwione, pani sekretarko? komisja rozpatrzy, liczysz pieni�dze, ile to jest, Andrzej,
to nie jest du�o, odpowiada Andrzej, rozmawiacie o pogodzie, o drobiazgach, ogl�dacie miasto,
ten zamek zupe�nie jak czo�g, notuje twoja pami��, jest wrzesie� i chor�giewki przy
oknach przypominaj� rocznic� wybuchu wojny, wchodzisz na plac, osza�amia ci� przestrze�,
co to za gmach? ten gmach? zastanawia si� pan w cyklist�wce, ten gmach to muzeum! zupe�nie
jak pies, notuje twoja pami��, dzi�kuj� panu! odpowiadasz nieznajomemu w cyklist�wce,
idziecie �rodkiem placu, siadacie na �awce, naprzeciw was elektryczny zegar, dzieci bawi� si�
w berka, je�d�� tramwaje, nie widzia�e� jeszcze ��to-zielonych tramwaj�w, u nas s� niebiesko-
��te, odpowiadasz, niebiesko-��te, powtarza Andrzej, cz�stujesz go papierosem, podaje
ci ogie�, wskaz�wki zegara opadaj� w d�.
�Czy tylko prawo pierwszego wra�enia? � pomy�la�. � Chyba nie tylko�. Zbli�a�a si� druga
i poczu� g��d. Przypomnia� sobie, �e w pobli�u placu Wolno�ci jest tania restauracja z konin�.
Zaraz, �Tatarska�, jasne, �e �Tatarska�. Zapali� papierosa i gdy na zegarze by�a dok�adnie
druga, wsta� i poszed� ulic� w d�, w stron� Starego Miasta.
Wchodz�c we Franciszka�sk� zauwa�y� grup� ludzi przed Urz�dem Zatrudnienia. Na pobliskim
wzg�rzu spalone przez wojn� drzewa zieleni�y si� ju� na dobre, os�aniaj�c resztki
piastowskich mur�w.
�A wi�c naprawd� wszystko zosta�o tak samo? � zapyta� sam siebie. � Tyle �e ga��zki s� o
trzy lata d�u�sze, ludzie w kolejce przed Urz�dem zmienili miejsca, szyld restauracji przemalowany
na niebiesko�.
Zaj�� stolik przy oknie, usiad� twarz� do ulicy, z pobliskich drzew napad�o na �rodek jezdni
stado wr�bli rozdziobuj�c stert� ko�skiego nawozu. W kolejce sta�o kilka m�odych kobiet
10
w perkalikowych sukienkach, nogi kobiet by�y nieco przyr�owione p�nym s�o�cem i tylko
zgi�cia kolan �wieci�y bia�o. Nie lubi� tej chwili przedletniego ciep�a, kt�re �askawie nawiedza
ziemi�. Kobiety chodz� wtedy przez kilka dni z ods�oni�tymi bia�ymi kolanami i trzeba
wiele cierpliwo�ci, aby si� do tego przyzwyczai�.
� Czego! � powiedzia� kelner stawiaj�c przed Tomaszem setk� w�dki i jasne piwo.
Odwr�ci� g�ow�, aby si� przekona�, czy g�os, kt�ry powiedzia�: czego! jest g�osem starego
Ma�kuta, ale kelner sta� ju� przy ladzie i zamawia� co� u barmanki.
M�czy�ni palili papierosy, zagadywali kobiety, wymachiwali r�kami, co kilka minut kto�
otwiera� i zamyka� bram� Urz�du, wtedy w kolejce panowa�o wi�ksze o�ywienie, przy jakim�
robotniku w kombinezonie zebra�a si� grupka ch�ystk�w, k��cili si� o co� przez moment, potem
przeszli jezdni� p�osz�c stado wr�bli, rumor przy drzwiach do restauracji zgrzyta� zach�caj�co.
� Panicz te� z kolejki? � zapyta�a czerwona twarz. � Jak z kolejki, to dzi� nie ma co czeka�.
A mo�e wzi��by prac�, h�? � powiedzia�a twarz. � Trzeba troch� po�upa� cegie� na cytadeli.
� Ile? � zapyta� Tomasz.
� Dwadzie�cia groszy od ceg�y � powiedzia�a twarz � mo�na zarobi�. Ale �e pan taki kruchy,
dopiero widz�, wi�c nie wiem, jak chce?
� Mielony! � krzykn�� do kelnera Tomasz.
� Chwileczk� � powiedzia� kelner. Mia� pokrzywiony wskazuj�cy palec i jeden z niesionych
talerzy wymyka� mu si� z r�ki.
� Daj tu, Franek, dwie setki! � krzykn�a twarz.
� Dzi�kuj�, ja nie mog�.
� Co pan, braterskiego pan nie wypije?
� Postawi� panu, panie...
� Tylko nie panujmy, ch�opczyku, nie panujmy. J�zef jestem, od Tomaszewskich z Wierzbowej.
Wi�c zgadzasz si� czy nie zgadzasz, co?
� Nie dam rady, panie Tomaszewski � powiedzia� Tomasz.
Kelner postawi� na stole dwie setki i talerz z mielonym.
� Zdrowie � powiedzia�a twarz.
� Pij pan z Bogiem � powiedzia� Tomasz.
Zostawi� na stole pi�tna�cie z�otych i wybieg� z restauracji.
Na �ydowskiej zatrzyma� si� przed sklepem z fornirem. Przygl�da� si� chwil� w�asnej
sylwetce, za bardzo si� pochylasz, pomy�la� � powiniene� trzyma� si� pro�ciej, potem spojrza�
na w�asn� twarz, ale fornir na deskach by� r�nych odcieni i w �aden spos�b nie mo�na
by�o ustali� koloru sk�ry. Styk desek nie by� dok�adny i �lady s�oj�w nie zbiega�y si� harmonijnie,
lewa strona twarzy by�a szara i wy�upiasta, prawa uk�ada�a si� w kszta�t tr�jk�ta zako�czonego
uchem w kolorze umbry. Przeczesa� palcami w�osy. Baran. G�upek.
Usiad� przed wej�ciem do �a�ni miejskiej, urz�dzonej w starej po�ydowskiej b�nicy. Zastanawia�
si�, czy wej�� i wyk�pa� si�, podszed� do tablicy informacyjnej i przeczyta�: �Poniedzia�ek
� p�ywalnia czynna od 12 do 18 cena 5 z��.
Wr�ci� na �awk�, kiedy usiad�, z ga��zi, najzupe�niej nieoczekiwanie, spad� martwy, wysuszony
wr�bel. Przygl�da� mu si� przez chwil�. Cia�o wr�bla zdawa�o si� by� kruche i prze�arte
g�odem, odepchn�� je ko�cem buta kilka metr�w od siebie, potem zacz�� podrzuca� do
g�ry pude�ko z zapa�kami i chwyta� je obiema, nast�pnie jedn� d�oni�.
�K�piel zrobi�aby mi dobrze � pomy�la� � ale kto mo�e wiedzie�, czy nie spotkam tu tych
starych pryk�w�.
Do �a�ni chodzi� zim� na zaj�cia z wychowania fizycznego jeszcze jako student pierwszego
roku i nie by� pewny, czy naprawd� nikogo nie spotka. Ba� si� przede wszystkim instruktora
p�ywania, kt�rego nienawidzi� za jego spos�b o�mieszania student�w.
11
� Wy, Lempart � powiada instruktor � jak bocian, co? O jednej nodze chcecie p�ywa�, co?
A cz�owiek jest jak �aba, o tak, jak �aba. Raz r�ce, raz nogi, raz r�ce, raz nogi. I trzeba uwa�a�,
�eby dup� trzyma� ni�ej ni� g�ow�, o tak. Nie zaliczymy wam wf i ze studiami klapa, co
wtedy powie wasz ojciec, co? Wasz ojciec, kt�ry ci�ko pracuje?
Chlupotanie wody o brzeg basenu t�umi g�os instruktora.
� Powiedzcie, Lempart � wasz ojciec inteligent pracuj�cy, tak?
� Nauczyciel.
� Znaczy si� inteligent. Napiszemy do ojca, obywatelu Lempart, wasz syn to istne chuchro,
SPO z ledwo�ci� zdoby�, teraz znowu p�ywa� nie potrafi umie�. I jak wy wygl�dacie, Lempart?
No, raz, raz, do wody, jazda!
Rozlega� si� rechot koleg�w, instruktor wpada� w sza�.
� A wy, Tomczak, co? lepsi, my�licie? Skurwybydy! zobaczymy, czy lepsi!
Stawa� w rozkroku, wpiera� si� w drewniane pantofle, kiwa� si� w prz�d i w ty� i kiedy
ostatnia bia�a plamka na czole nabiera�a odcienia czerwonego, wykrzykiwa� jak automat:
� Razdwatrzynikogoniewidz�. Nikogo nie widz� � powtarza� � kry� si�, m�wi�! � wrzeszcza�
� wody si�, cholera!...
Kasjerka wyda�a mu reszt� z dwudziestu z�otych, wypo�yczy� slipki i poszed� do swojej
kabiny. Rozbieraj�c si�, d�ugo ogl�da� w�asne cia�o, jakby si� chcia� upewni�, czy jest ca�y,
czy kiedy wyjdzie na kafelki przed basenem, nie krzyknie mu kto�: Tomasz, gdzie ci si� podzia�y
twoje plecy, mia�e� przecie� inne plecy!
Ale nie, prawa noga jest ca�a, lewa noga ca�a, plecy odbite w ocala�ym tr�jk�cie lustra ca�e,
twarz r�wnie� jest ca�a, chocia� wygl�da jak posypana kurzem.
�Zapewne ze strachu � pomy�la� � ka�da twarz w strachu wygl�da jak posypana kurzem�.
Zamkn�� drzwi kabiny i kluczyk przypi�� do slipek.
T�uczesz mi�dzy palcami b�on� z lodu i twoja d�o�, do kt�rej przywyk�e�, przestaje ju� by�
d�oni� �aby, po chwili palce siniej�, potem przychodzi sw�dzenie, ale �apy masz unieruchomione,
woda wsi�ka w podziurawione dno blaszanego koryta, odwracasz si� na wznak, p�yniesz
z oczami utkwionymi w sklepienie, zimna woda powoli obejmuje ca�e cia�o, wlewa si�
do uszu, kto m�g� wymy�li� to sklepienie trzymaj�ce tak potworny ci�ar, kostki palc�w
zbiegaj� si� w zwornik r�ki, w nadgarstek wspomagany �elaznymi obr�czami, sw�dzenie
ust�puje, ciep�o, kt�re topi�o l�d na twoich d�oniach, wsi�ka teraz w twoje palce, rozgrzewa
podziurawione blaszane dno koryta, patrzysz i nie mo�esz uwierzy�, powietrze przed oczami
faluje, wciska si� pod powieki, nie zazna�e� nigdy takiego uczucia, oto ciep�o wypowiada
wojn� twoim r�kom, sk�ra wok� kostek palc�w nabiera po�ysku, mi�so puchnie i nie mo�e
si� pomie�ci� w sk�rze, widzisz, jak p�ka, w�osek krwi zastyga szybko, nie mo�esz wytrzyma�,
krzyczysz, komu mo�e by� potrzebny ten krzyk, nikomu, ale krzyczysz, teraz odzywa
si� pierwsze s�o�ce (?) w tym fioletowokolistym pejza�u w oczach, zamykasz powieki i cieszysz
si� z chwilowego zwyci�stwa, ale s�o�ce jest cierpliwe, szczerze i otwarcie patrzy ci w
zamkni�te oczy, nie wytrzymujesz, podnosisz powieki, oczywi�cie, pomy�la�e�, nie powiniene�
by� tego zrobi�, ju� si� tu wdar�o, mi�dzy ga�k� i powiek�, ju� uwija tu sobie miejsce, ale
zamykasz oczy i jeste� pewien, �e znowu je pokona�e�, chcia�by� w takim momencie ogl�da�
swoj� twarz, ale nie wiesz, do czego zdolna jest w takim momencie twoja twarz, kt�ra kurczy
si� i wypr�a, nabiera rumie�c�w, ta�czy ka�dym mi�niem, a s�o�ce nadal z ufno�ci� i uporem
patrzy ci w oczy, jakby ci chcia�o powiedzie�: jeste� nieszczery, widocznie jeste� nieszczery,
w ko�cu nie wytrzymujesz i postanawiasz podnie�� powieki, czynisz to powoli, z
rozmys�em, nie wiesz, �e to nie twoja zas�uga, unosisz rz�sy jakby� unosi� kotar�, powieka
wydaje ci si� ci�ka i szorstka jak zrolowany koc, wtedy s�o�ce oddaje ci wi�cej swojego
ciep�a, nie potrafisz ju� zamkn�� oczu, �zawisz, wreszcie przestajesz �zawi� i wtedy zaczyna
si� najgorsze, zaczyna si� niewinnie, jak delikatne nak�uwanie ig�� sk�ry, potem narasta,
12
czujesz, jakby ci kto� zszywa� powiek�, jakby przez przek�uty ig�� otw�r przeci�ga� grub�
dratw�, b�l dochodzi pod sklepienie czaszki, wtedy nag�a ciemno�� przywo�uje ci� do porz�dku,
przypomina ci o r�kach zawieszonych w ognistej kuli, wyrywasz si�, ale to nie daje
wyniku,
� ratunku! ratunku!
� Co panu jest? � zapyta�a dziewczyna. � �eby taki facet nie umia� p�ywa�!
� Przepraszam � powiedzia� Tomasz � zala�o mi usta wod�.
� Krzycza� pan tak, jakby si� tu mo�na by�o utopi�. Za wiele ludzi, prosz� pana � doda�a
chowaj�c si� w wod�.
Tomasz patrzy� na jej czerwony kostium, �ami�cy si� w zieleni basenu, potem pop�yn�� w
t� sam� stron�.
� Niech pan uwa�a! � krzykn�a. � Tutaj g��boko.
� Ma pani �adny g�os � odpowiedzia� zatrzymuj�c si� dla odpoczynku przy drabince.
Dziewczyna stan�a przy nim odgarniaj�c d�oni� wod�. Rozleg� si� gwizdek i Tomasz mimowolnie
drgn��.
� Co to znaczy? � zapyta� przecieraj�c d�oni� czo�o.
� Dlaczego pan taki nerwowy? Przedtem pan krzycza� ratunku, teraz pan staje na baczno��.
Zaraz si� rozpocznie trening dru�yny ligowej. Czy pan zostanie?
� Dawno nie p�ywa�em, najgorszy jest zawsze ten pierwszy raz.
Wspi�� si� trzy szczeble w g�r�.
� Pani zostaje? W ka�dym razie dzi�kuj�.
� Drobiazg, nie ma za co dzi�kowa�.
� Mo�e pani p�jdzie na papierosa?
� Po k�pieli?
Poda� jej r�k� i pom�g� wydosta� si� na brzeg basenu.
� Mo�e popatrzymy, jak trenuj�, chce pani?
W wodzie kilku m�czyzn trenowa�o delfina.
� Nie lubi� zawod�w p�ywackich, a pani?
� Nie przepadam, ale trzeba si� troch� osuszy�.
� Uparta pani � powiedzia� Tomasz � no, to do widzenia.
� P�jd� z panem, prosz� troch� poczeka�.
Dziewczyna pobieg�a na drugi koniec basenu, podnios�a drewniane pantofle, odda�a je dy�uruj�cemu
ratownikowi i dogoni�a Tomasza na p�pi�trze.
� Jest pani bardzo zgrabna, a kto� mi m�wi� � za�artowa� Tomasz � �e zgrabne kobiety s�
bardzo z�e.
� G�upstwa pan wygaduje.
� Pani jest dobra?
� Dzi�kuj� � odpowiedzia�a dziewczyna � zapal� p�niej.
Usiedli na �awce opieraj�c si� plecami o deski kabiny.
� Ale pan ma �mieszny palec u nogi � za�mia�a si�. � Pierwszy raz widz�.
� Ile pani ma lat?
� Siedemna�cie.
� W pani przypadku �mieszne jest to � powiedzia� Tomasz � �e ma pani siedemna�cie lat.
� Jeszcze nie � prosz� pana � sko�cz� dopiero za trzy dni.
� Jest r�wnie� �mieszne, �e pani jest �adna, w pani wieku nigdy jeszcze nie widzia�em �adnej
dziewczyny.
� Mo�e mi pan da papierosa. Teraz mam ch�� zapali�.
� Dlaczego pani nosi czerwony kostium?
Odchyli� g�ow� w ty� i przygl�da� si� jej plecom.
13
� Nie zd��y�a si� jeszcze pani opali� � powiedzia� przesuwaj�c palcem po pasemku bia�ej
sk�ry. � A ten krzy�yk � doda� � kt�ry pani ma na plecach, te� jest �mieszny. Ale prosz� si�
nie gniewa�, przecie� �artuj�.
� Tak my�l�.
� Powiem pani co� � pochyli� si� do przodu � nigdy bym na to nie wpad�, �e najpi�kniejsze
karki i uszy maj� kobiety w basenie k�pielowym.
Spojrza�a na Tomasza z drwi�cym u�miechem, a mo�e tylko papieros dodawa� jej spojrzeniu
ironii, odezwa�a si� bowiem �agodnie i mi�kko:
� Dlaczego pan tak dziwnie do mnie m�wi?
� Kobiety w basenach k�pielowych upinaj� wysoko w�osy i jest to jedyna okazja zobaczy�,
czy maj� pi�kne szyje i uszy. Jak si� pani czesze normalnie, na co dzie�? Oczywi�cie
rozpuszcza pani w�osy i tak pani jest �adnie. Ale teraz ma pani w�osy zwi�zane na czubku
g�owy i te� pani jest �adnie.
� Niech mi pan poda ogie�, zgas�o.
� Ilekro� ogl�da�em dziewczyny w basenach albo na pla�ach, wygl�da�y jak podskubane
indyczki. Czy pani nie my�li, �e mam racj�?
Wrzuci� niedopa�ek do popielniczki i zacz�� odwi�zywa� kluczyk od kabiny, przywi�zany
do slipek; sz�o mu to opornie.
� Chcia�bym si� jeszcze z pani� spotka� � powiedzia� otwieraj�c drzwiczki.
Dziewczyna wsta�a i posz�a o kilka kabin dalej.
� Umawiamy si� na dole za dziesi�� minut � pokiwa�a Tomaszowi d�oni� i wesz�a do kabiny.
Kiedy schodzi�, czeka�a przy kasie.
� Ale si� pan guzdrze.
� �ni�o mi si�, �e pani nie czeka. Czy mo�na prosi� o ksi��k� telefoniczn�? � zwr�ci� si�
do kasjerki.
Dziewczyna przesz�a kilka krok�w i stan�a przy drzwiach wej�ciowych. Tomasz wyszuka�
numer, po�o�y� ksi��k� na automat, pokr�ci� tarcz� i czeka�. Oparty plecami o �cian� patrzy�
na dziewczyn�. By�a cienka i krucha, w szarej sukience, za kt�r�, jak dwa cienie, uk�ada�y
si� zarysy n�g.
�Naprawd� �adna � pomy�la� � lubi�, jak dziewczyna jest �adna�.
Spojrza� poza dziewczyn�. �awka, na kt�rej przed godzin� siedzia�, by�a pusta, martwy
wr�bel le�a� na tym samym miejscu. Promienie popo�udniowego s�o�ca, kt�re przebija�y si�
powoli przez wat� chmur, odbija�y si� purpur� od dalekich dach�w. Dziewczyna pobieg�a
kilka krok�w i usiad�a na �awce. Zauwa�y�a martwego wr�bla, podnios�a go czubkami palc�w
za oba skrzyd�a i przypatrywa�a mu si�.
� Halo! � odezwa� si� g�os w s�uchawce. � Tak, s�ucham?
� Katarzyna? � zapyta� Tomasz. �M�wi Lempart.
Odni�s� wra�enie, �e po drugiej stronie kabla znieruchomia�o.
� Ty? Naprawd�?
� Tomasz � naprawd�.
� Kiedy?
� Przed kilkoma godzinami.
� Sk�d dzwonisz?
� Z �a�ni.
� To jeszcze niezupe�nie?...
� Nie, Kasia, z �a�ni miejskiej dzwoni�. Dawno ju� po wszystkim.
� I co? � g�os w s�uchawce zachrypia� � co s�ycha�?
� Nie b�d� ci przecie� opowiada� przez telefon.
� Mo�e wpadniesz?
� Mo�e.
14
Powiedzia� to szorstko. Poczu� nagle, jak narasta w nim z�o��.
� Zreszt�, jak chcesz.
� Na �artach si� nie znasz?
� �arty! Dziewczyno, gdzie ja teraz mog� wpa��?! Opanuj si�. Czekam jak idiota do trzeciej,
�eby ci� zasta� w domu.
� Za p� godziny dojedziesz?
� Za godzin�. Mam jeszcze jedn� spraw� do za�atwienia. B�d� o pi�tej.
Od�o�y� s�uchawk�, odda� ksi��k� telefoniczn� i podszed� do dziewczyny.
� Zupe�nie jak ty � powiedzia� � tylko �e za wcze�nie umar�.
� My�li pan, �e rzeczywi�cie mia� takie �adne uszy?
� Szyj� te�.
� Ale nie mia� bia�ego krzy�yka na plecach.
� Za to czubek g�owy � zobacz � zupe�nie jak ty.
Dziewczyna odrzuci�a daleko martwego ptaka i wsta�a.
� Dlaczego pan m�wi mi ty? Tak od razu?
� Mam taki zwyczaj. Poza tym nie wiem, jak pani na imi�.
� Ewa, a pan?
� Tomasz.
� �adne.
� A zwyczaj mam taki dlatego, bo albo �y�em tam, gdzie ludzie sobie m�wi� ty, albo w
og�le do siebie nie m�wi�.
� Nie rozumiem.
Dochodzili do Garbar. Tomasz, milcz�cy, przypatrywa� si� p�ytom chodnika, Ewa nuci�a
jak�� melodi�.
� Co to jest? � zapyta� Tomasz przystaj�c przed oknem wystawowym z perfumami.
� Drogeria.
� Ta piosenka.
� �Kasztany�. Co, nie s�ysza�e�? � u�miechn�a si� � teraz modne.
� P�jdziemy gdzie�? � zapyta� Tomasz. � Napi�bym si� czego� zimnego.
� Tu w ca�ej dzielnicy nie znajdziemy nic zimnego. Chyba �e w�dk�. Pijesz?
� Teraz nie.
Min�li plac Bernardyn�w. � �M�wi�am, oczy masz jak kasztany i kasztanowy tych oczu
blask� � nuci�a Ewa.
� Jak dalej? �piewaj.
� Co� � �kasztany, kasztany� � nie pami�tam,
� Popatrz na mnie, Ewa, ale popatrz dobrze. Widzisz co�?
� Co� ty, zwariowa�? Nic nie widz�!
� Bo zdaje mi si�, �e wszyscy na mnie patrz�, kiedy tak idziemy ulic�.
� Z�udzenie � powiedzia�a Ewa � nie ma pan, przepraszam, nie masz umazanego nosa.
Zreszt� � poka�. No jasne, �e wszystko w porz�dku.
� Wejdziemy mo�e do �Ludwika�, co? To jedyne miejsce, gdzie...
� Gdzie nie dostaniemy miejsca � przerwa�a mu Ewa � ale mo�emy spr�bowa�. Tylko
przesta� ju� by� taki smutny.
� Jeste� pierwszym cz�owiekiem, z kt�rym dzisiaj rozmawiam � powiedzia� Tomasz. �
Nigdy jeszcze rozmawianie z cz�owiekiem nie sprawia�o mi takiej przyjemno�ci.
� Ca�y dzie� nie spotka�e� nikogo? To niemo�liwe.
Orkiestra zacz�a gra� czardasza.
� Wiesz, lubi� czardasza � powiedzia�a Ewa.
� Owszem.
15
Zrywasz si� w �rodku nocy, bior� ci� za r�ce i wypychaj� na bia�y korytarz, ledwie zd��y�e�
si� przebudzi� i ju� jeste� w du�ym, okr�g�ym pomieszczeniu, wszystko wymalowane na
bia�o, drzwi te� na bia�o, tylko niklowe uchwyty s� twoim znakiem informacyjnym, nie wiem,
czy panowie wiedz�, na co zostali zaproszeni, jest was kilku, panowie zostali zaproszeni do
czardasza, biegasz od drzwi do drzwi, wszystkie s� zamkni�te, pr�cz jednych, kto je potrafi
znale��, ten wygrany, biegniesz od drzwi do drzwi, mocujesz si�, w�a�nie, w�a�nie na to czekaj�,
twoje plecy s� wtedy tarcz�, bity my�lisz: trzeba odszuka� te, kt�re si� otwar�y � ale nic
z tego, te, kt�re si� raz otwar�y, s� natychmiast zamykane i w tej samej sekundzie otwieraj�
si� inne, szukasz ich, mocujesz si�, drapiesz po r�kach przyjaci� niedoli, w ko�cu ka�dy musi
przej�� przez w�asne drzwi, bo ka�dy powinien mie� takie drzwi, przez kt�re przechodzi, i
niczego nie da si� markowa�, trudno r�wnie�, �eby istnia�y drzwi, kt�re nie posiadaj� swojego
w�a�ciciela, ko�czysz czardasza; ��ko pod twoimi plecami wiruje, pi�kna muzyka.
� Co �owszem�... � powiedzia�a Ewa � zacz��e� co� m�wi� i nie sko�czy�e�.
� W�a�nie m�wi� pi�kna muzyka.
Tomasz przywo�a� kelnerk�.
� Ju� idziemy? � zapyta�a Ewa � jeszcze wcze�nie.
� Wiesz, Ewa, ile ja mam lat? � powiedzia� Tomasz. � Nie zgadniesz.
� No?
� Sto! Uwierz mi, mam sto lat.
� Wierz�.
Tomasz wzi�� jej d�o� w swoj� i poca�owa� ko�ce palc�w.
� Co pan robi? Nie mo�na tak przy ludziach.
� Za to, �e wierzysz, za to, �e jeste� pierwszym cz�owiekiem, z kt�rym dzisiaj rozmawia�em,
�e masz �adny kark i uszy, �e mi patrzy�a� w oczy i �e si� wstydzisz mojego dotkni�cia,
za to wszystko.
Wsta� i pochyli� si� nad stolikiem.
� Pan b�dzie �askaw � powiedzia� do starego wiolonczelisty � dwa czardasze dla tej pani.
Poda� sto z�otych i z powrotem usiad� na krze�le. Przez kilka chwil siedzia� milcz�cy, jakby
si� przys�uchiwa� strojeniu skrzypiec.
� Tomasz, co wyprawiasz � powiedzia�a Ewa. Po chwili jednak doda�a: � Dzi�kuj�, naprawd�,
bardzo lubi� s�ucha� czardasza.
Pierwsze takty zag�uszy�y gwar kawiarni.
� Ewa.
� Pan mnie prosi�? � zapyta�a kelnerka. � S�ucham.
� Dwie ma�e kawy i dwie lemoniady.
� Ewa � m�wi� z oci�ganiem Tomasz � nie wiem, jak ci to powiedzie�, ja...
Pog�adzi� wn�trzem d�oni kostki jej palc�w.
� Kocham je � powiedzia� � te kostki.
� Nie �artuj sobie � przypatrywa�a si� pilnie Tomaszowi, ale jego twarz by�a bez wyrazu �
prosz� � powt�rzy�a � nie �artuj.
� Nie � odpowiedzia� � ca�ej pani nie kocham, na ca�� jest jeszcze za wcze�nie. Ale w�a�nie
to, w�a�nie te kostki. Zreszt� � doda� po kr�tkim milczeniu � mo�e kocham ju� ca�� r�k�.
� Tomasz � wyrwa�a mu d�o�.
� Trzeba ju� i�� � powiedzia�. � Um�wi�em si� i nie wypada si� sp�ni�.
� Spotkamy si�? � zapyta�a Ewa, kiedy stali na wysepce tramwajowej.
� Je�li chcesz?
� To mo�e w pi�tek, na p�ywalni.
� W pi�tek to za p�no. Spotkajmy si� w czwartek.
16
Tramwaj wl�k� si� powoli ciasn� ulic� Rewolucjonist�w. Min�� rynek dzielnicowy i powoli
w��cza� si� w id�c� wysoko pod g�r� ulic� Robotnicz�. Chmury sz�y znowu g�ste i niskie,
potr�caj�c promienie s�o�ca, kt�re rozproszone jak kurz opada�y powoli na szare tynki
dom�w.
Tomasz wbieg� szybko na pi�te pi�tro i opieraj�c si� o drzwi sprawdza� na tabliczce, czy
jest pod w�a�ciwym adresem. Poczu� w sobie nag�y strach i nie�mia�o��, ale kiedy us�ysza�
kroki w korytarzu, trzykrotnie nacisn�� guzik dzwonka.
� To ty? Dobrze, �e ju� jeste� � powiedzia�a Katarzyna � ba�am si�, �e si� rozmy�lisz. �
Stan�a blisko przy Tomaszu, dotykaj�c czo�em jego brody. Patrzy�a mu chwil� w oczy, potem
r�k� musn�a lekko jego w�osy.
� Zupe�nie si� zmieni�e� � szepn�a. � Gdyby nie ten sam str�j, pewno bym ci� nie pozna�a
na ulicy.
Tomasz dopiero teraz u�wiadomi� sobie, �e jest ubrany w dawne spodnie z szarofioletowego
obicia na kanapy, kt�re z pewno�ci� mog� teraz wygl�da� dziwnie, bo moda musia�a si�
zmieni�, musia�a p�j�� nieco naprz�d nawet w stosunku do jego dawnych ekstrawagancji.
� Zrobi�e� si� taki ptasi � powiedzia�a Katarzyna otwieraj�c drzwi do pokoju. � Prosz�.
� Ojca jeszcze nie ma? Powinien ju� by�, prawda?
� Dzwoni�, �e przyjdzie o wp� do sz�stej, pewnie b�dziemy musieli gdzie� wyj��. Ojciec
ostatnio bardzo d�ugo pracuje, wi�c z pewno�ci� b�dzie si� chcia� troch� przespa�.
Pok�j przedzielony by� kotar� na dwie cz�ci. W jednej znajdowa�a si� prowizoryczna kuchenka,
w drugiej sypialnia. Z okna sypialni roztacza� si� widok na wielkie zak�ady przemys�owe,
kt�re ci�gn�y si� a� do dzielnicy ogr�dk�w dzia�kowych w zachodniej stronie miasta.
� Napijesz si� kawy? � zapyta�a zza kotary Katarzyna. � Pewnie dawno nie pi�e� kawy.
Tomasz wsta�, podszed� do kotary i wsuwaj�c g�ow� w szpar� mi�dzy jednym i drugim
kawa�kiem p��tna, powiedzia�:
� Wyobra� sobie, �e ju� wypi�em kaw� w mie�cie.
Ale napij� si� � doda� � chyba zd��ymy, zanim ojciec wr�ci.
� Ucieszy si�, jak ci� zobaczy � powiedzia�a. � Nieraz o ciebie wypytywa�.
� I co � zapyta� zmieszanym g�osem Tomasz � i co mu powiedzia�a�?
� Usi�d� w fotelu � odpowiedzia�a � zaraz przynios�.
Odwr�ci� si� i zrobi� trzy kroki przed siebie. �Ten sam st� � pomy�la� � wszystko tak samo�.
Przestraszy� go brz�k spadaj�cej �y�eczki. Odczeka� chwil�, potem bardzo wolniutko, jakby
si� skrada�, podszed� do okna. Odsun�� praw� d�oni� firank�, pstrykn�� palcem w listek
pelargonii, przypatrywa� si� rozleg�emu pejza�owi fabrycznemu. Liczne niskie szopy, wyd�u�one
przez w�t�y cie� zachmurzonego s�o�ca, wygl�da�y jak zg�odnia�e stado wilk�w podchodz�ce
pod wie�. Roz�mieszy� go ten widok, przede wszystkim za� to nawykowe kojarzenie
przedmiot�w ze zwierz�tami. Przez sekund� pami�ta� w tej chwili dawn� studenck� przygod�,
zapewne st�d wzi�� si� cienki u�miech, kt�ry przebieg� mu po twarzy.
Odwr�ci� si� plecami do okna i zauwa�y� na przeciwleg�ej �cianie now� p�k� na ksi��ki.
Dzieli�o go od p�ki blisko siedem metr�w, jak oceni� na oko, postanowi� wi�c, �e zanim Katarzyna
wr�ci z kaw�, obejrzy sobie ksi��ki. Widzia� ju� z daleka, �e wszystkie grzbiety s�
jednakowego szarego koloru. Kocha� ksi��ki, ale nie ob�o�one w papier, tajemnicze, ukrywaj�ce
swoj� godno�� i swoje k�amstwa pod warstw� papieru. Takich ksi��ek nigdy si� nie
jest pewnym. �Wyci�gasz d�o� � pomy�la� � spodziewasz si� znale�� klejnot, i znajdujesz
klejnot, ale te� wyci�gasz d�o� i zamiast klejnotu trzymasz w palcach stary, st�ch�y ziemniak�.
Nauczy� si� tego instynktownie, ilekro� zgadywa� s�uchaj�c klucza w zamku, jak� mu akurat
ksi��k� przynie�li. Prosi� o jaki� tytu� � przynosili inny. Raz tylko zgad� i og�osi� ten dzie�
dniem �wi�tym. By�a to ksi��ka Aragona �Komuni�ci�.
17
Zrobi� trzy kroki i stan��. W tym momencie wesz�a Katarzyna nios�c na tacy dwie szklanki z kaw�.
� Na co tak patrzysz? � zapyta�a. � Prosz�, siadaj � wskaza�a gestem fotel.
� Wiesz co, Kasia? � powiedzia� siadaj�c w wysokim fotelu � boj� si� takich du�ych pomieszcze�.
Nie potrafi� si� w nich znale��, odszuka�. Nie wiem, co mam robi� z sob� w takim
du�ym kwadracie powietrza. Jeszcze rano wiedzia�em. Nauczy�em si� chowa� w siebie,
pozna�em granic� swoich mi�ni, potrafi�em je zgra� z przestrzeni�, w kt�rej �y�em, i po
d�u�szym czasie doszed�em do wniosku, �e nie jestem wcale za du�y, �e nic mnie nie uwiera,
�e potrafi�bym si� zmie�ci� w daleko bardziej ciasnym pomieszczeniu. Kiedy marzy�em o
takich pokojach jak ten, my�la�em: musz� si� rozrosn��, powi�kszy�, w przeciwnym razie
b�d� cz�stk� kurzu. I kiedy si� w ko�cu wyrwa�em z tamtej ciasnej przestrzeni, najbardziej
osza�amia mnie moja w�asna ma�o�� fizyczna. My�l� czasem, czy ludzie nie zajmuj� za du�o
przestrzeni na ziemi, i odpowiadam sobie: z pewno�ci� za du�o, skoro i tak wszystko jest
umowne i granica naszego poruszania si� oraz granica naszego cia�a od wiek�w s� ustalone.
� To rozumowanie � powiedzia�a Katarzyna � doprowadzi ci� do grobu jako jedynej realnie
niezb�dnej przestrzeni dla cz�owieka.
� �ci�lej bior�c � uzupe�ni� Tomasz � do p�metrowego leja w ziemi, w kt�rej stawia si�
urn�. Nie uwa�asz, �e trumna to luksus?
� Rozumiem � powiedzia�a Katarzyna dotykaj�c wargami brzegu szklanki.
� Ale nie to chcia�em powiedzie� � kontynuowa� Tomasz. � Chcia�em powiedzie� rzecz
inn�. Widzisz, to jest pierwszy dom, do kt�rego przyszed�em, my�l� sobie: nic si� nie zmieni�o,
chc� si� przekona� na ka�dym kroku, �e nic si� nie zmieni�o, i nagle atakuj� mnie nawyki,
na razie drobne, ale to g��wne chyba dopiero przyjdzie. Wiesz, co my�la�em, stoj�c na
�rodku pokoju zapatrzony w p�k� z ksi��kami? My�la�em o tym, �e nie potrafi� ju� normalnie
spacerowa� po pokoju. Nauczy�em si� trzy kroki w jedn�, trzy kroki w drug�, ale zawsze
w po�owie musia�em przystawa� i zawraca�. I w�a�nie nie potrafi�em przej�� tego pokoju.
Zatrzyma�em si� w po�owie drogi. W momencie kiedy wesz�a� z kaw�, u�wiadomi�em sobie,
�e mam jeszcze do pokonania przestrze�. Zreszt� � powiedzia� zasmucony � przez trzy lata
sta�em w miejscu. Wyobra� sobie, �e przez trzy lata stoisz w jednym miejscu.
� Wiesz � u�miechn�a si� Katarzyna � powiniene� mi pogratulowa�. Wczoraj sko�czy�am
prac� magistersk�.
� No to gratuluj� � Tomasz poda� jej przez st� d�o�. � Na jaki temat pisa�a�?
� Metody testowego badania zdolno�ci muzycznych dzieci � powiedzia�a rozpromieniona.
� S�uchaj, Tomek � zmieni�a ton g�osu � b�dziemy si� musieli zabiera�. Ojciec lada chwila
wr�ci. Wol�, �eby� sobie z nim pogada� wieczorem, jak wypocznie.
Tomasz wypi� ostatni �yk kawy, w�o�y� �y�eczk� do szklanki, potem wyj��, opar� ostro�nie
o brzeg podstawki. Katarzyna obserwowa�a ten gest z uwag�, po czym rozbawiona powiedzia�a:
� Nie przesadzaj, Tomek, jeste� w domu.
Wesz�a za kotar� i po minucie wr�ci�a, chowaj�c lusterko do torebki.
� Proponuj� � powiedzia�a staj�c tu� przy nim, tak �e w�osami dotyka�a brody Tomasza �
�eby�my poszli na spacer.
� Przedtem nic tu nie sta�o � powiedzia�, kiedy taks�wka mija�a doln� cz�� dzielnicy. �
Kiedy oni to postawili?
� Rok temu � odpowiedzia�a Katarzyna � chyba z rok temu, na wiosn�.
� Ee, panie � wtr�ci� kierowca � czy pan by w takim czym� chcia� mieszka�? Z wierzchu
�adne, ale w �rodku ma�e jak kurnik. A jak si� rodzina powi�kszy o dwie, trzy osoby, to co,
h�? Takiego m�drego to ju� nie ma, jakby tu kuk�y mieszka�y, a nie �ywi ludzie.
� Pan stanie przy operze � powiedzia�a Katarzyna � o, tutaj.
18
Szli ulic� Stalingradzk� w stron� cytadeli. Drzewa sta�y nieruchomo, ale wysoko w powietrzu
musia� hula� wiatr, ci�gn�o bowiem zapachem deszczu i kurzu, kt�ry zaczajony w
krzewach zdawa� si� oczekiwa� pierwszych powiew�w.
� Czy poznajesz zapach kurzu? � powiedzia� do Katarzyny. � Bo ja po zapachu kurzu potrafi�
wiele rozpozna�.
� Wiesz � odpowiedzia�a Katarzyna � nie przepadam za kwiatami.
� Przepowiadam wi�c, �e w najbli�szych godzinach nie b�dzie deszczu � m�wi� dalej Tomasz.
� Boisz si� deszczu?
� Skoro nie przepadam za kwiatami, wida� boj� si� r�wnie� deszczu, to logiczne, nie my�lisz?
Wzi�a go niedbale pod r�k�. Mijali Dom Studencki.
� Pami�tasz � szepn�a � dawne czasy, co?
� Jest, co jest � odpowiedzia�. � Ale gdzie my w�a�ciwie idziemy?
� Chcesz na cytadel�? Tam latem bywa �adnie.
� Pami�tam. Powiedz, Kasia � rzek� po chwili � gdzie m�g�bym przez dwa, trzy dni pomieszka�?
Musz� poczeka� na list z domu, bo nag�y przyjazd m�g�by rodzic�w wprawi� w
zak�opotanie, chcia�bym tego unikn��. Ale powiedz szczerze, kogo mi radzisz? Trzeba by to
za�atwi� przed noc�. Nie p�jd� przecie� na dworzec.
� Mo�esz u nas � powiedzia�a Katarzyna.
� U was nie chc� i nie dyskutujmy ju� o tym � przerwa� Katarzynie w p� s�owa. � Kto
jeszcze wchodzi w rachub�?
� Z naszych najlepszych znajomych chyba Andrzej Stachowiak � powiedzia�a Katarzyna �
ale niedawno si� o�eni�. Mo�e jeszcze B�a�ej Osi�ski. Co o tym my�lisz?
� Andrzej si� o�eni�? � zdziwi� si� Tomasz. � Z kim?
� Nie wiem, czy znasz, by�a taka Zosia.
� Winiarska?
� Nie, Zosia Adamek, chyba jej nie pami�tasz.
� Adamek? To niemo�liwe.
Przechodzili pod wiaduktem kolejowym.
� Hu, hu! � krzykn�a Katarzyna. � �Hu, hu!� � ponios�o si� kr�tkim echem.
� Je�eli tak � powiedzia� Tomasz � to Stachowiak odpada.
� Pozosta� B�a�ej � wtr�ci�a Katarzyna � wst�pimy do niego, jak b�dziemy wraca�. Mieszka
na In�ynierskiej, wiesz zreszt�.
P�kilometrowa alejka, kt�r� szli, wy�o�ona by�a p�ytkami betonu i ko�czy�a si� male�kim
wzniesieniem. Wysoki obelisk z gwiazd� wskutek dobrze uk�adaj�cych si� linii perspektywicznych
stanowi� naturalne dla oka przed�u�enie alejki wybiegaj�cej w ten spos�b gdzie�
wysoko w niebo, mimo �e w rzeczywisto�ci tu� za obeliskiem by�a g��boka murowana fosa,
pe�na �elastwa, �mieci i nieczysto�