3722

Szczegóły
Tytuł 3722
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

3722 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 3722 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 3722 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

3722 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Jerzy G�rza�ski �wi�ty brud Wydawnictwo �Tower Press� Gda�sk 2001 3 Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000 4 Ma�gorzacie To jest �wi�ty brud i nigdy nie nale�y oddawa� go do prania. (Paterne Berrichon � o madrasie, kt�ry nosi� w szpitalu marsylskim Artur Rimbaud) 5 Pi�kne cienie Pi�kne cienie Wojciechowi Malczewskiemu z podzi�kowaniem za �Zmory� Nie by�em wybra�cem. Moje oczy widzia�y wszystko. Nie mog�em odwr�ci� g�owy. Nie mog�em zamkn�� okna, (Zreszt� niewiele by to da�o) Jak si� zamyka ksi��k�, Kt�ra przynosi ulg� po wielkim zmy�leniu. Przechodzili po drugiej stronie ulicy, Przemykali pod betonowym ogrodzeniem, Za kt�rym kwit�o zielsko � m�j codzienny busz. Ten chudy, jeszcze obj�ty s�onecznym blaskiem, zrywa� z siebie pokrwawion� koszul�, nie zna�em jego imienia, nie rozumia�em, sk�d si� bierze gwa�towno�� gest�w, czy rzeczywiste s� gro�by przysz�o�ci, czy tylko symboliczne udzia�y w przedstawieniu losu, tamten w szkolnym mundurku, z d�o�mi zasieczonymi r�zgami, ci�gn�� za sob� d�ugie wst�gi banda�y, chcesz, to ci opowiem o nim, m�wi�a Lili � c�rka s�siad�w � dziwne imi� i krople potu na nosie, oczy rozwarte w zdziwieniu, a ich kolor jak sk�ra �rebaka migota� bez ustanku, odejd�, Liii, m�wi�em, chc� to widzie� sam, zrozum, od tego zale�y wszystko, szkoda, m�wi�a Lili, szkoda, wiem o nim tyle, ale ju� nadchodzili inni, ten p�nagi, z kuchennym no�em, wykrzykiwa� imiona biednych i pokrzywdzonych, nie by� to Dostojewski, nie zna�em tego straszliwego poni�enia, jakie ofiaruj� nam bliscy, i jeszcze straszliwszego przebaczenia, kt�re jest jedynie zachowaniem koniecznej r�wnowagi, sz�a te� dziewczyna, niemal dziecko, z du�ym brzuchem wypi�tym do przodu, zdrajc� romantycznych uniesie�, sz�a pod s�o�ce, powoli i majestatycznie, a� j� wessa� cie� mojej kamienicy. 6 Nigdy nie byli moj� w�asno�ci�. Ani ten wychud�y pies, kt�ry uszed� hyclom. Ani ten wieprz, kt�ry uciek� z pobliskiej rze�ni, Naznaczony czerwonym krzy�em na grzbiecie. Byli s�oneczni do ob��du, A potem gin�li w cieniu i nigdy nie wracali. Gra �wiat�a? �agodna przemoc cienia? Moment mistyczny? Halucynacje rozgor�czkowanej g�owy? Nie wiem, nie jestem pewien, Czy to by� pocz�tek, czy to by� koniec. Mani o zmierzchu zapala� gazowe latarnie. S�ycha� by�o muzyk� ustnej harmonijki. Ci�ka g�owa opada�a na kamienny parapet. I skok wielkiej �ruby obraca� sny nierzeczywiste. 7 Portret zbiorowy starego poety i jego �ony Krzysztofowi Kwaskowi � Pan jest modernist�, A nawet mistykiem. To uspokojenie frazy Troch� mnie k�opocze � on m�wi I g�adzi por�cz fotela d�ugimi palcami. Pomi�dzy moim do�wiadczeniem A jego do�wiadczeniem by�a noc. I jego �ona, kt�ra swoj� m�odo�� Po�wi�ci�a s�u�bie literatury, U�miechni�ta i czu�a na komplementy. � Ma pani �adn� sukni�. � Kt�ra to ju� godzina ? � Jeszcze wczesna pora. � Mo�e herbaty ? I �egluje z wdzi�kiem staromodnym W stron� kuchni. Bo�e, te kuchnie przejd� do historii, Uczy� b�d� pokory przekl�tych poet�w. Kuluary biblioteki. Zaplecze natchnienia. Obrazy formist�w � melancholia zwierze� � Szereg bitew, z kt�rych wyniesiono cia�a przyjaci�. P�noc tak blisko, �e chcia�oby podnie�� si� z szezlonga I wyj�� wraz z duchami ca�ej awangardy. � Pan ma r�ce czyste. A moje... � on m�wi I zaciska palce na ciemnej politurze drewna. Pomi�dzy moim do�wiadczeniem A jego do�wiadczeniem by�a noc. � Ja, prosz� pana... Zaczynam jak nowicjusz W angielskim nieco stylu � �Full of high sentence, but a bit obtuse�; I milkn�, gdy� wchodzi pi�kna �ona Z paruj�c� fili�ank� herbaty, Jak gdyby wraca�a z przyj�cia u Prousta. � Zaparzy�am �wie��. � Papiery z��k�e. Roczniki przedwojennych pism. Fiszki, bibeloty � stara gwardia, Co umrze pierwej, ni� si� podda w boju. � A zatem co sk�ania pana ku pisaniu? Potrzeba czy zachwyt? 8 Pan jest za kultur� czy za barbarzy�stwem? � On m�wi i d�o� si� kurczy przed najazdem Hun�w. Pomi�dzy moim do�wiadczeniem A jego do�wiadczeniem by�a noc. I jego pi�kna �ona wci�� si� u�miecha�a, A jej oczy, przy�mione zm�czeniem i nud�, Wyra�a�y to, co chcia�y wyrazi� � By�y pragnieniem pami�taj�cym ulotne szczeg�y. � Jestem za mi�o�ci� � M�wi cicho i odwraca twarz Ukazuj�c blad� po�ow� dziewcz�co�ci Przysypan� pudrem, b��kitem i r�em. Bo skoro brak jest potwierdzenia Dla naszych wiecznych uczu� i po��da�, Nale�y milcze� tak, by odpowiadali inni. Czas poni�enia b�dzie trwa� stulecia. Paj�k biegnie po z�oconym grzbiecie ksi��ki. Pali si� lampa pod mu�linowym aba�urem. Zatarty rysunek parowca w-za�amaniu muru. Trzeba wyj�� na palcach. Smak herbaty to smak jej poca�unku. 9 Mglisty dzie� na drodze pod Jeziorn� Zdarzenia s� tylko przynagleniem, Jak mg�a pa�dziernika. Wida� jakie� zgarbione postacie, Nierzeczywiste, co nigdzie si� nie spiesz�. Dzieci nawo�uj�ce si�, r�enie konia � Ci�gnie za sob� sznur z ko�kiem. Po bruku drogi stukot drewna. I to r�enie, jak g�osy w ciemnym parku � Odcinaj� si� od p�ytkich w�d tera�niejszo�ci, Aby tu nigdy nie powr�ci�. I �miech dzieci ukrytych za bia�ymi prze�cierad�ami, Nap�dzanymi przez boczny wiatr. A jedno �mielsze � ruchomy obrazek niewinno�ci Na drodze ze szko�y do domu � Pyta �mierci: � Kt�ra godzina, prosz� pana? Stary cz�owiek dopala si� jak �wieca � Na zmarszczkach twarzy zastyg�e zdumienie. Wilgo� opuszczonego domu, przymus w�dr�wki. Nie odpowiada, st�pa ostro�nie, i jak staro�� Nie przyznaje si� do b��du �ycia. Wszystko, co zrobi�, by�o prawid�owe. W worku niesie stare gazety i skrwawione szmaty. A dzieci szturchaj� patykami garb I odskakuj� z l�kiem, bo to s� wyobra�enia Pi�kniejszych zabaw, pi�kniejszych kl�sk i zw�tpie�. Wszystko to pa�dziernik, opowie�� nie jest nowa. Sp�nione wahad�o toczy si� po mokrych trawach. Nie by�o mnie tutaj, gdy dzwoni�y sennie Dzwonki rower�w i wiecz�r z ��tymi oczami Pod naporem nowego �wiata z wolna ust�powa�. 10 On zielony, ona naga �To ich w�a�nie namalowa�em: On zielony, ona naga� � wyzna� kiedy� Munch. On: Przybyszewski. Ona � Dagny, jego �ona. I ten trzeci � Strindberg, zakochany w Dagny. Czwarty: Munch, wielbi�cy j� skrycie I najbardziej przera�ony, bo �wiadom zada� Jakie postawi� sobie � To powi�zanie uczu� przetransponowa� Na j�zyk znak�w malarskich. �Nie rozumiem, jak to moje nerwy wytrzyma�y.� Strindberg konwersowa� jak gdyby nigdy nic. Dagny, no c�, mia�a tyle fatalistycznego wdzi�ku, �e podobno �G�rale zaatakowani przez nied�wiedzie� P�dzla Le Fauconniera (Ten obraz zna�a jedynie ze s�yszenia) Na jej widok poddali si� drapie�nikom bez walki. �My�la�em bezustannie: Czy jej m�� nie zdaje sobie sprawy z tego?� Etyczny ekspresjonista Munch bra� g�r� Nad perwersyjnym symbolist� Strindbergiem I satanicznym uzurpatorem Przybyszewskim. A Dagny si� u�miecha�a. No c�, podobno mia�a u�miech Jedyny w swoim rodzaju � Rozchyla�a leciutko wargi I wysuwa�a j�zyk, a w�a�ciwie jego koniuszek (Jego ostro�� lub jak kto woli ruchliwo�� Wiod�a zdawa�o si� czu�y dialog Z miejscami silnie unerwionymi: � Mein Liebchen was willst du mehr? � �a va sans dire). Co w po��czeniu z jej rudymi w�osami (Musia�a mie� rude w�osy i fio�kowe oczy) Czyni�o j� nag� zanim o tym pomy�la�a. Biedny Przybyszewski � �Z pewno�ci� najpierw zzielenieje, A potem wybuchnie.� Dopiero p�niej w�a�ciwie to oceni Strindberg Stoj�c przed gotowym obrazem: �To prawdziwa zazdro��. Szkoda tylko, Edvardzie, �e w oczach przysz�ych pokole� On b�dzie dla niej tym, Czym by� �Ch�opiec z piszcza�k�� Maneta dla Zoli Fragmentem natury widzianej 11 Poprzez temperament kobiety.� Zmieni� samowolnie artyst� na kobiet�. I nie doda�, �e ten fragment natury To dzie�o sztuki, Kt�re ona, Dagny, Zapewne pozna�a lepiej, Ni� ktokolwiek inny. 12 Krucjaty dzieci�ce Gromady dzieci w�druj�ce z p�nocy na po�udnie. Za nimi post�puj�cy handlarze starzyzn� I wozy pe�ne zdartych bucik�w. Trzeba zaopatrzy� muzea b��dze� i zdziwie�. Kiedy� Ka�de dziecko mia�o swojego szczura. I gdy p�dzi�a ta kawaleria Powiewaj�c wst��kami, wydaj�c okrzyki i piski, Ludzie tarasowali drzwi. Kiedy� Dziecko, trac�c ojca, traci�o religi�. � Kafka, najlepszy przyk�ad � m�wi Krzysztof K. Wl�k� si� z ty�u � Krzy� z patyk�w i l�k ��e ogromny m�czyzna, m�j Ojciec, Najwy�sza instancja, m�g� przyj�� i prawie Bez powodu wynie�� mnie w nocy Z ��ka na balkon, I �e ja tak zupe�nie Nic nie znaczy�em dla niego.� Dzi� Dzieci z�otego �rodka nie mamy odwrotu. Nasze dzieci � Wyczuwalna jest ta zmiana kategorii, Cho� wci�� jeszcze poczucie przewagi I perspektywa b��du pozostaj� bez zmian Dwie ma�pki na czele pochodu. W obro�ach, na smyczy, Wypatruj� bram raju. Kurz drogi. B�benki, piszcza�ki. Dzienne mi�o�ci, Nocne przemarsze przy �wietle pochodni. I jak w ka�dym pochodzie � Kt�ry m�g�by by� ksi��k�, filmem, panneau � Z naturalnego wstydu, czy czu�ej ostro�no�ci, Patrzymy na nogi. Nasze szafy pe�ne s� zdartych but�w. Jeszcze nie wida� na nich �lad�w krwi. 13 Epitafium Pami�ci Stanis�awa Grochowiaka Poeta umiera i jakby m�odnieje. Odchodzi mi�dzy ryby, mi�dzy ptactwo, Mi�dzy psy i konie, aby sta� na stra�y mimikry. Mi�dzy kobiety, kt�re pokocha� �atwiej ni� zrozumie�. Mi�dzy puste kieliszki, dzwoni�ce jak febra nad ranem. Poeci krajobraz�w czuj� najdotkliwiej � Trz�sienie nerw�w to trz�sienie ziemi. Odchodzi w malignie. Wyg�adzaj�c sk�r� i brwi lekko skubi�c. Ob�ok pudru prowadzi za sob� jak spokojne zwierz�, Nie wiedz�c, �e pr�dzej go zdradzi ni� ob�ok na niebie. Le��c na tafli lustra jak w ch�odnej po�cieli, Chroni jeszcze urod�, najbli�sz� siostr� wiecznego rozpadu. Podniesie si� z trudem, Ksi��ki w�asne zwi��e cienkim paskiem I niby uczniak zarzuci na rami�. Odwiedzi przyjaci�, gdy w ��kach sny zaprawiaj� Ersatzem mi�osnej podniety. Stado lwich pysk�w znad ich g��w przep�dzi, Co je krwi� i bielmem malowa� F�ssii � malarz koszmar�w. Ko�dr� naci�gnie na zzi�bni�te stopy. Proszki nasenne ukryje w najg��bszej szufladzie. Odchodzi na zawsze, lecz czu�o�� zostaje. Bo czu�o�� to praca bez chwili wytchnienia, Gdy z grobu jest dana, bywa straszna i niewyt�umaczalna. Niespiesznie odchodzi, z papierowym garbem. Coraz m�odszy ju� widzi pierwsze proroctwa, Dziewicze stany zamy�le�, znajome natchnienia. St�, na nim wazon, w g��bi posta� matki, Kt�ra jest m�od� dziewczyn� i kocha abstrakcj�. Jutro to si� zmieni � konkret o�lepi nawet z�otoustych. Powr�t to wojna marze�, tu wiedza i nami�tno�ci s� tylko zbyteczne. Cia�o musi polec pierwsze � ��adownica �alu�. Powiek� opada, d�o� mi�knie, p�kaj� paznokcie. J�zyk pokrywa szron i zarasta usta. Odnalaz� swoje pi�kno, samotne w momencie narodzin. 14 Tsanta Z Jivarosami zetkn��em si� Na pocz�tku lat pi��dziesi�tych. Mieszka�em na Pradze � mojej Amazonii. Dworzec Wile�ski szumia� po nocach. Jak lasy dziewicze z okolic Tef�. Ten szum ni�s� si� a� do granicy z Peru. Lokomotywy wje�d�a�y w wilgotn� ziele�, Z sykiem pary grz�z�y w rozlewiskach Juru�. Leticia by�a tak blisko jak Wo�omin. Ma�e targi w niskiej ulewie r�a�c�w, Kr�c�ce si� ko�a odpustowych loterii � Przepowiednie kaba�y: oko zamglone w�dk� i palec wskazuj�cy Domki z kolorowych szkie�ek, ale drewniany knykie� omija� te cuda, Los zwalnia� obroty w Mi�osnej � oddalone oszustwo. Moje dzieci�stwo pe�ne nagr�d pocieszenia! Kt�rej� nocy wyprawi�em si� do Mayanas. Ucieczka z domu na Wile�skiej to wielka podr�. Mityczna przygoda XVII wieku W parku Skaryszewskim � Hiszpa�ski misjonarz Figueiro wtajemnicza� mnie W technik� miniaturyzacji czaszek. Zabieg ohydny, ubli�aj�cy proceder. �Moje biedne dziecko, co ci� tu przygna�o. Postaraj si� o tym jak najszybciej zapomnie�. Tsanta znaczy: Dusz� zabitego nieprzyjaciela nale�y zamkn�� W jakiej� cz�ci jego cia�a. Najlepiej do tego nadaje si� uci�ta g�owa.� W�e sycza�y w ciemno�ci, zasypia�em siedz�c, A ogie� spala� kar�owate krzewy. Dym o zapachu kadzid�a mi�kko op�ywa� Wok� kamiennego pos�gu wielkiego Huayana Capac. S�ucha�em opowie�ci o konkwistadorze Benevente, Miasteczku Macas i Metysach, kt�rzy od Jivara Kupowali spreparowane g�owy w zamian za maczety. Dopiero kiedy w�skie smugi �witu Pocz�y si� przebija� przez sklepienie li�ci, Wr�ci�em do swojej Amazonii studziennych podw�rek, Gdzie nastroszone dzikie koty Przyczajone po bramach, A szczury ci�kie i ospa�e w cieple �mietnik�w �by wychyla�y siwe od popio�u. 15 I ju� wtedy wiedzia�em � To wcze�niejsze przeczucie na widok kufra, Z metalowymi guzami na listwach poziomych, Co przeby� drog� z Havre�u do Pary�a, W kt�rym si� chowa�em przed siostr�. Zapach przesi�kni�tych lawend� ubra�. Kurz delikatny jak rozpylony talk � Gorzki smak przesiadek, po�piechu, nawo�ywa�. Ciemny zaduch, w kt�rym hucza� Daleki gwizd lokomotyw i stukot k� Usypia�, zagarnia�, unosi� w nieznane. � Wy�a�, bracie � m�wi�a siostra � Musisz i�� po zup� do ko�cio�a. Rok 1946, z puszk� po marmoladzie, Codzienna rozhu�tana w�dr�wka. Skrzypi�ca podr� do raju mi�osierdzia. I ju� wtedy wiedzia�em � Jivarosi to plemi� mi�dzy epokami, snami, Realnym �yciem, zniewoleniem, k�amstwem Odprawiaj�cy rytualne obrz�dy Nad duszami zmar�ych wrog�w. Z du�ego plakatu przed moj� kamienic� Patrzy�a na mnie twarz przerwana w po�owie. Z jednym okiem zwisaj�cym ni�ej, Z drugim surowym, cho� sprawiedliwym, Przyklejonym do chropowatego muru. To jednooki w�dz Jivaros�w Trzyma� stra� przy bramie. Kalectwo olbrzyma, papierowa charyzma, Przed kt�r� przechodzi �piewaj�ce dzieci�stwo: �Ma�a czaszka z d�ugimi w�osami Jest pi�knie zmy�lona. Tylko �mier� jest prawdziwa. Podr� urojona.� 16 Na temat Konstandinosa Kawafisa Lustra Przygl�daj si� pisaniu. Ono tylko pozostanie. �wiat jest zim�. �wiat jest upa�em. S�owa s� pami�ci� wielkiej zadymki I siarczystego mrozu. Rozpalonych do bia�o�ci kamieni, Dusznego powietrza. Zdrad i porzuconych mi�o�ci. Rado�ci, kt�re nas dopadaj� W momencie najwi�kszego smutku. Takie s� i takie b�d� dni nasze Ko�ca i pocz�tku. Lustra Kawafisa zatrzymuj�ce Pi�kno�� nieprzemijaj�c�. 17 Pok�j Porz�dek w papierach. Platona �Pa�stwo�. �Iliada�, Plutarch. Mo�e �Historia rzymska� Diona. Dante, reszta w rozproszeniu tkliwego podzia�u: Akratos zbli�a si� do szale�stw zmys�owych. Poznanie �wiata w upadku, w odm�cie. I Hedymeles, gdy domaga si� powrotu W klasyczn� jedni� bezustannie szlifowanego stylu. Cho� pospo�u z dionizyjskich s� wzi�te misteri�w. Cia�o sk�ania si� ku cia�u w pragnieniu chwila. Umys� umys�owi wymy�la Lukianowe sny. B�d� m�ody, b�d� sam i kochaj Paidei�. B�d� stary, b�d� sam i kochaj nago��. Krzy�uj�ce si� w �wietle naftowej lampy Po��danie i wiedza. Wiedza i po��danie � Dwa zwalczaj�ce si� stany natury. Nade wszystko porz�dek w papierach. Okno i firanka poruszana oddechem miasta. 18 Kawiarnia Stolik ten sam. pop�kany blat marmurowy. W tym miejscu siadywa� i st�d A� po dachy dom�w i blask okien Roztacza� si� widok w zmierzchu g�stniej�cy. Wg��bienie w blacie � �lad �okcia podpieraj�cego g�ow�, Gdy znu�enie przychodzi I oczekiwanie na posta� znajom� Zamienia si� w sen. Przebudzi� si� i ujrze� twarz m�od�, To pozdrowienie oczu i warg. I cia�a po wieczornej k�pieli w morzu! 19 Barbarzy�cy Pami�ci Micha�a Sprusi�skiego �Mapy nie maj� pami�ci � Zaczynam w to wierzy�. Ol�niewaj�ce wybrze�a, Do kt�rych przybijaj� statki, B�d� zapomniane. Przez kartograf�w, podr�nik�w i wodz�w. Tylko duch obecno�ci pozostaje wieczny. Duch wypalonej trawy, kamieni I morza, co miesza ziele� z b��kitem. I zapachy przekradaj�ce si� przez noc. P�noc zapach�w i westchnie� umieraj�cych, Kt�rzy trac� dar najwi�kszy � wspomnienia� � Tak zapewne my�la� maj�c 48 lat. Nie by� ju� taki m�ody, Ale by� mo�e przemierzy� wszystkie porty Peloponezu. Pielgrzym b�d�cy na �asce swego cia�a. My�l� powracaj�cy do Aleksandrii i wierszy � Ironia fakt�w, gorycz i l�k o najbli�szych, Gdy s�owa skazuj� na powr�t i wygnanie: �Dlatego, �e dzi� barbarzy�cy przyj�� maj�, a ich bardzo nudz� popisy retor�w.� 20 Banda�e Pok�j hotelowy jest jak repetycja natchnienia. Szepty powtarzane w nadziei, �e nikt nie us�yszy tych cudownych porusze�, Drga� mowy wygasaj�cej. Lecz kto� to widzi, ws�uchany, Przej�ty dziwno�ci� letniego popo�udnia. Ma�a dziewczynka, kt�r� ch��d korytarza Wyprowadza z nud�w w szczelin� drzwi otwartych � Banda�e na szyi starego poety, N�dzna niemota choroby, Kt�ra zabiera g�os i przestrze�. �Ty ca�a si� w odczucie przemieni�a� dla mnie� � M�wi spragniony widoku Aleksandrii. Wr�ci tam nied�ugo, Aby dok�adnie w dniu siedemdziesi�tych urodzin Umrze� w greckim szpitalu. 21 Epitafium Konstandinos, syn Petrosa, Aleksandryjczyk, Grek i urz�dnik, Po trosze makler gie�dowy, Poeta trzech przesz�o�ci: helle�skiej, Antycznej i bizantyjskiej, Nigdy nie zdradzi� swojego przeznaczenia. Nawet mi�o�� nie zdo�a�a zabra� mu celu. Ten co ostrzega i wabi z ukrycia, Le�y tu � ponad wszystkie wyniesiony �wiaty. 22 drugiej osobie Autoportret z dwunastoma z�otymi z�bami T�umy, na kt�re patrzy�e� z czwartego pi�tra w Bo�e Cia�o. Dymy kadzide� i drobny deszcz zasuszonego kwiecia szkli� jezdni� przez nast�pne dni tygodnia. �piew zdartej p�yty i uniesiona nad g�owami figura Matki Boskiej w chwiejnym majestacie. Ma�e dziewczynki w bieli � to one w�a�nie w kilka lat p�niej sta�y si� robotnicami biegn�cymi o mro�nym poranku do Wedla na pierwsz� zmian�. Dzieci�ce przyrzeczenie � b�d� s�awi� wielotysi�czne pochody. Cho� naprawd� marzy�e� o dwunastu z�otych z�bach zdobi�cych twoje usta. Przebacz mu, Panie, z�oto idzie d�ugo do ust i dlatego k�amie. 23 Kobieta o czerwonych oczach Blada ze zm�czenia �ar�wka u sufitu to jest w�a�nie czo�o tej kobiety o czerwonych oczach, o kt�rej by� mo�e napisano ju� wszystko. �e czu�a nieodparty poci�g do bogatych m�czyzn i do wystaw sklepowych pe�nych zajmuj�cych drobiazg�w. Mieszka�a w Hadze i nie mia�a najmniejszego poj�cia o malarstwie. W dodatku, jak na ironi�, w przedpokoju mieszkania wisia� przez trzydzie�ci lat obraz Comelisa van Haarlem � �Gospoda mi�o�ci�, na kt�rym nigdy nie zatrzyma�o si� jej spojrzenie. To wina z�ego �wiat�a � mawia�a s�u��ca (z wielu wzgl�d�w nie nale�y w��cza� do akcji przem�drza�ej s�u�ki). I kapeluszy� nale�a�oby doda�. Szerokich kapeluszy, spadaj�cych niczym lawina na blade czo�o, czerwone oczy i zielone usta, wiecznie b�yszcz�ce, jak gdyby do kredki przez ni� u�ywanej kto� doda� odrobin� po�ysku morza, gdy wytraca ono sw� barw� pod ci�arem burzowej chmury, tu� przed ostatecznym zmatowieniem. Pod t� sam� �ar�wk� �pi twoja �ona, snem wydobywaj�cym si� z niej chrapliwie przez lekko rozwarte usta, poruszaj�cym wezbran� zatoczk� �liny umiejscowion� pomi�dzy z�bami a doln� warg�. Przed dziesi�cioma dniami urodzi�a syna i natura nie pr�nuje, chcia�aby utrwali� �lady zniszcze�, jakich dokona�a na jej ciele. W rozchyleniu nocnej koszuli wida� pier�, ci�k�, z promieni�cie rozchodz�cymi si� smugami rozst�p�w, z obrzmieniem wok� sutki, z kt�rej wycieka cienka stru�ka mleka. Jeszcze ni�ej, ale widoku wzbrania za�amany w tym miejscu materia� koszuli, znajduje si� wygolone podbrzusze. Gdzie� ukryte g��biej, po drugiej stronie cia�a, po�ladki sk�ute ig�ami zastrzyk�w � �elazo zastyg�o tu� pod sk�r�, tworz�c sinoniebieskie plamy. Powiesz: pisanie to ujawnianie szczeg��w. Pi�kno wyobra�one jest niewyt�umaczalne, bo nie dotyka naszych nerw�w. Pi�kno twojej �ony, rzeczywiste i prostsze do nazwania, zaleczy rany natury. Czy nie powiniene� jednak uchwyci� tego momentu, kiedy czerwone oczy kobiety z Hagi spogl�daj� beznami�tnie na twoj� �pi�c� w wilgotnej po�cieli �on�, biedn� i storturowan�? I czy gasz�c �ar�wk� nie zgasisz pragnienia, jedynego by� mo�e, na kt�re naprawd� zas�u�y�e�? 24 Pejza� rue Cortot Czy znany ci jest casus Modiglianiego, kt�ry wraz z Van Goghiem sta� si� reproduktorem wra�e� estetycznych rewolucjonizuj�c mieszkania nowej inteligencji i kt�ry dzi�ki wrodzonemu kanibalizmowi doszed� do czego�? Trzeba odtworzy� fakty, �eby by� pewnym, chocia� nie radzi�bym ci do tego celu u�ywa� starej inteligencji, poniewa� budzi ona zbyt cz�sto potrzeb� upodlenia i poni�enia. �lepota knajpy �Lapin Agile� i bandy Picassa (o czym wspomina Pierre Sichel), kiedy pijany Utrillo spada� pod st� i jeden Modi widzia�, co si� dzieje. By� jeszcze przytomny. Koledzy nie�li Maurice�a do pracowni jego matki, Suzanne Valadon. Modi szed� za nimi, podtrzymywa� mu g�ow�. Czasami podnosi� jego r�k� zdr�twia�� od ci�g�ego wskazywania kierunku. Niekiedy k�ad� si� nabruku rue Cortot, �eby lepiej wy�ledzi� cel. By� jeszcze trze�wy. Mawia� do siebie: �Nie trzeba szuka� ani znajdowa�, trzeba wiedzie�.� Ale czy to jest wystarczaj�cy dow�d, �e pogardza� Utrillem, le��c na bruku rue Cortot z jego palcem cierpkim od wina w ustach? Po prostu uto�samia� si� z celem, nic wi�cej. Daj mu odpocz�� po�r�d szczekania totem�w i �wiergotu jask�ek nad Livorno. 25 Przewodnik z Chirico Szukasz dodatkowych obja�nie� w tym przewodniku, chcesz wiedzie�, ilu jeszcze doznasz wra�e� i co ci� spotka, kiedy tak b�dziesz sta� przygl�daj�c si� napisom, pustym przestrzeniom, murom. Na ten temat stary przewodnik milczy. Wskazuje jedynie miejsca godne obejrzenia. Naby�e� go w ciemnym sklepie pe�nym ksi��ek wydzielaj�cych zapach starej sk�ry morza, na kt�rej s�l przy�mi�a wszystkie barwy.�To bardzo dobry przewodnik� � zapewnia� ci� sprzedawca. �Trzeba tylko dok�adnie spe�nia� jego polecenia. On kiedy� najlepszych syn�w tej ziemi wyprowadzi� na wolno��. Lecz niestety jednocze�nie pos�a� ich tropem policjant�w i kat�w. Nak�ad by� du�y i ka�dy m�g� kupi�. To ostatni egzemplarz. Sprzeda� mi go pewien szpicel na emeryturze.� S�yszysz w pustej uliczce zamglonej upa�em oddech �ciganego oraz kroki zbli�aj�cej si� pogoni. Trzymasz w r�ku klucz do wolno�ci i wi�zienia. S�u��c nieznanemu �wiatu oprawc�w i ofiar. 26 Dedykacje Ty si� wykrwawiasz I z wielkim dygotem nap�dzasz emocje, �eby kto� siebie odczu� jako przyzwolenie. Ofiarowa� komu�, nazbyt pospiesznie i czule, P� nocy cz�owieczego l�ku i autozniszczenia. Szcz�liwe dni przysi�gi, By utrwala� wieczno�� osobist� drugich. Odchodz� od nas, omijaj� niespokojne pr�dy Odwo�a�, przekre�le�, �atwych wydziedzicze�. Na jak d�ugo jednak wystarczy dzielno�ci, By powstrzyma� pi�ro? Gdy cykle wydawnicze bywaj� d�u�sze od mi�o�ci. Wiersze pachn�ce farb� to dym po �wi�tym ogniu. Da�em jej r�k�, j�zyk, �ebro, s�odycz oka. I to, co chcia�em powiedzie�, by�o ca�ym �wiatem. A ona przypisana mia�a trwoni� pi�kno �wiata, Bo taka jest wola dawania � bra� cudze w niewol�. Teraz siedz� po nocach i sprawdzam rejestry. Pierwsz� ocali�, bo z serca zbieg�a czysta, bez namys�u. Drug� anulowa�, bo w rozpaczy szuka�a pociechy. �on�, kochank�, przyjaci�k�, wroga Wyrzuci� z pami�ci wiersza, co chce pami�ta� nawet ornamenty. T�, co ugodzi�a w dum�, po�egna� na zawsze. Platoniczk� skre�li�, bo w jej uczuciu zbyt wiele pogardy. Pi�kna prosi: �Zostaw mnie na czarn� godzin�.� M�dra milczy, wie, �e przy niej zawaha si� pi�ro. Natura tych zabieg�w ma posmak ledwie satyryczny. B�d� �y� wiecznie w ci�g�ym zagro�eniu � Kobiety, przyjaciele, podziwiani mistrze. �ywi, o kt�rych zapominam, bo s� wiersza cieniem. I zmarli, kt�rych pos�dzam o zdrad� st�w kilku. Tyle we mnie gniewu i tyle pokory. 27 Tematy imaginacyjne Z �ycia wierszy Wiersze, do kt�rych nikt nie wraca. Jak one w�a�ciwie �yj�? Zak�adaj� rodziny, wstaj� o �wicie I biegn� do fabryk, �eby zarobi� na utrzymanie. To s� wiersze liryczne. W sobot� pij�, w niedziel� ogl�daj� telewizj�. Starzej� si� u boku �on i dzieci, Pragn�cych co� zrozumie� z ich prze�ywania. Wiersze zapomniane prze�ywaj� same siebie, �agodnie chwytaj�c za gard�o. 28 Kronika wypadk�w Jest jaka� m�cz�ca niepewno�� W tym po��czeniu fotela z krzakiem ja�minu. I stolika, na kt�rym nie�ad tworzenia � Ksi��ki, notatki, o��wki i mosi�ny przycisk. G�owa z resztk� posiwia�ych w�os�w Pr�buje wznie�� si� wy�ej � Roztr�ca ga��zie drzew. Co jest dalej? Co budzi �lepot�? Ni�ej trup myszy, Zmi�ty jak kartka wyrwana z notesu. Ta sama dziewczynka przez stulecia Ze skakank� przemierza ogr�d. Obraz jak ka�dy, nic specjalnego. M�drzy poeci dopisuj� mitologi� zdarzeniom. G�upi poeci tworz� now� wra�liwo��. Czytaj� gazety, W kt�rych pe�no komunikat�w, O przejechanych dzieciach. 29 Mi�o�� z Orsona Wellesa Matka wsparta na por�czy krzes�a. Ojciec stoi w oknie. Dziecko zje�d�a na saneczkach Z wysokiego pag�ra. Dalej jest las. W lesie p�acze doros�e �ycie. Wszyscy s� razem, Lecz ka�de oddzielnie zasypia I �pi do p�nej staro�ci. Jeszcze jedno: (nie chcia�em o tym m�wi�) Brakuje nam wszystkim cierpliwo�ci i taktu. Dziecko ci�gnie saneczki pod g�r�. Znika mi�dzy drzewami. Za dwadzie�cia lat odnajdziemy saneczki w barze. Barman � sw�j ch�op � b�dzie pami�ta� twarz dziecka: T�usty lok opadaj�cy na czo�o Przeci�te bruzd� przedwczesnej goryczy. � Te saneczki s� niewiele warte, Chocia� roz�mieszaj� mnie ludzkie przyzwyczajenia. 30 Rozk�ad jazdy Pi�ro jest poci�giem, kt�ry zatrzymuje si� na tej stacji. Nikt nie wysiada. Wszyscy chc� jecha� dalej. Tak mniej wi�cej wygl�da mi�o�� i sprawiedliwo��. A jak wygl�da prawda? Co tam nowego w polityce? Kt�ra godzina? Mieli�my ci�k� noc, chcieli�my opisa� bezsens. Brak danych, poniewa� on tkwi w nas. Po��czenia mi�dzy lud�mi i przedmiotami s� prawid�owe. Paczy je tylko niezno�ne, wewn�trzne napi�cie � Zdoby� na w�asno�� tragedi� innych. 31 Ciemny deszcz pada w tej okolicy (motyw niderlandzki) To ciemny deszcz � Sp�jrz, dziecko. Ucz si� ciemnego deszczu, Kt�ry zawsze pada w tej okolicy. Kobieta ci�gnie w�zek z chrustem. Staraj si� poj�� t� chwil�, Kiedy staro�� przywi�zana sznurem Nie chce utraci� powab�w cierpienia. Zrozum. Sznur to droga, Bezsensowna polna droga Wiod�ca donik�d. P�tla, znu�enie, ciemny deszcz, To elementy obrazu. Z tego nadmiaru pos�pnych urzecze� Zrodzi si� szale�stwo. B�d� pali� muzea, �eby nigdy wi�cej bieda Nie by�a tematem sztuki. Okaza�o si�, m�j Bo�e, �e Znacznie trudniej uzyska� minimum socjalne Ni�eli efekt ciemnego deszczu, Kt�ry zawsze pada w tej okolicy. Nie p�acz nad losem tej starej kobiety Ci�gn�cej w�zek z chrustem. To tylko model, figura w pejza�u. Ju� j� dogania p�omie� nowej ideologii, Zawsze sprawiedliwej. Umrze na poparzenia trzeciego stopnia. Sp�onie jej dobytek. Droga si� spopieli � p�tla rozlu�ni, A ten, kt�ry j� pocz�� w nastroju chwili, Utrwali� na p��tnie, Zostanie wymazany ze wszystkich katalog�w. To ciemny deszcz nowej ideologii, Sp�jrz, dziecko. Ucz si� ciemnego deszczu nowej ideologii, Kt�ry zawsze pada w tej okolicy. 32 Magdalena 1947 Mia�a czerwone paznokcie I cz�stowa�a mnie ciasteczkami. Twarde kamyki Uderza�y o dno talerzyka. Ale p�niej, gdy ciemniej� Ga��zie klonu za oknem. O porze zaledwie nik�ej � Zapach pasty do z�b�w Rozwiewa si� wraz z jej oddechem. Dra�ni�ce wonie sk�ry przesyconej Wod� r�an�, lawend� i czym�, Co przenika przez pancerz Ka�dego popo�udnia. Ta chwila, Gdy utleniaj� si� metale czo�a I paruje zachwycaj�ce Zbiegowisko jej oczu. Gdy zdejmuje nog� z nogi I �lad na sk�rze Odci�ni�tego r�bka sp�dnicy Powoli nabrzmiewa. Mia�a ten zwyczaj � Podsuwa�a si� bli�ej, Tak jak dzieci na sankach Pr�buj� zjecha� Z o�nie�onego pag�rka. �Uwa�aj, ma�y. Trzymaj si� mocno.� Czu�em ugniataj�ce ciep�o Jej piersi i oddech na karku, �askotanie w�os�w o zapachu Wanilii i migda��w, Z domieszk� rumianku. Przyjmowa�em z dr�eniem ten zwyczaj Zawstydzaj�cej dzieci�cej pewno�ci, �e tego nic da si� zamieni� Na �adne s�odycze. 33 Wielki Sen Moja matka mia�a Wielki Sen. �ni� jej si� Eugeniusz Bodo, kt�ry Znosi� j� po drabinie, a Mieszkali�my na czwartym pi�trze, wi�c Trwa�o to bardzo d�ugo, i M�j ojciec wjecha� w ten Wielki Sen Na motocyklu marki �Indiana�. Na rogu In�ynierskiej i Wile�skiej by�o kino. Krzes�a skrzypia�y po nocach. Do �wiata wymy�lonego przez innych Mia�em dwa kroki. Specjalnie si� nie spieszy�em. Ojciec obwozi� matk� po Wielkim �nie. Przytulona do jego plec�w powtarza�a bez przerwy: � Uwa�aj, b�agam ci�. � Kt�rej� nocy ojciec przejecha� Eugeniusza Bodo. Urodzi�em si� z zapomnienia ojca I nag�ego przebudzenia matki. Okna naszego mieszkania Znajdowa�y si� naprzeciw wej�cia do kina I gabloty zawieszone fotosami z film�w Przypomina�y rozjarzone oczy b�stwa. Moje widzenie twardnia�o I wytrzymywa�o tamto spojrzenie nierzeczywiste. Niczego wi�cej nie nauczy�em si� przed wyj�ciem z domu. Trzeba wytrzyma� spojrzenie sztucznych raj�w do ko�ca � Mityczny moment buntu i pojednania. 34 Na�ladownictwo z Fran�ois Bouchera Piosenki m�odo�ci nigdy nie wy�piewane. Ona wo�a: �Zosta�!� A ja i�� musz�. Tej bitwy nie przegramy. Zdrajcy uczu� przelotnych chwal� pot�g� wojen, Bli�si wyzwolenia ni� wierno�ci m�odzie�czych przyrzecze�. Pod nimi ��ka � zgubiony to kraj. Stracone powaby maja. Traw przenikanie � cudowno�� p�ytka i ju� zapomniana. B�d� zbiera� siano. Stopa pasterki przejdzie, poruszy to, co zatrzymane. �egnaj, chwilo kobieco�ci, obietnico �alu. Ulewa jak gwa�towny p�acz oczy�ci ten obraz. Trudniejsze sprawy mam do przekazania. W starych wierszach zbyt szalone s� miasta, alkohol i drwina. I nic nie zatrzyma marszu do doskona�o�ci. Dziewcz�co�� tamtych lat pochmurnych, co chcia�a mnie posi���, Usidli�, powstrzyma�, b�d�c samym stworzeniem i rajem. 35 Stw�rzmy nowy obw�d, jak chce Henri Michaux Wszystko, co tworzymy, Nie jest dalekie od prawdy. Pisz� wiersz i zamykam oczy. Ciemno�� g�stnieje i s�ysz� kroki. Nadchodzi stra�nik i pyta: �Jest tam kto?� Milcz�. Bo nie ja wymy�li�em stra�nika. Zreszt� m�g�by to by� ktokolwiek. Przecie� istotne jest pytanie. I brak odpowiedzi. Kocha�em kiedy� milcz�c� posta�, Kt�rej bezdomno�� rozczula�a Mnie tak dalece, �e ukry�em j� w swoich w�osach. Ile si� nacierpia�a przez te lekkomy�lne I pr�ne grzebienie. Ile razy uchodzi�a �ywcem Z powodzi szampon�w. Mimo to milczy, nie skar�y si�. �Jest tam kto?� � pyta powt�rnie stra�nik. Milczymy oboje. To jest w�a�nie wiersz bliski prawdy. G�os zewn�trzny chce nas jedynie utwierdzi�, A nie pokona�. 36 Gabriela Hommage Ci co nas opuszcz� I ci co nas zdradz� Nie b�d� o nas wiedzie� wi�cej Ni� my o nich. Na jej d�oni, kt�r� pami�tasz z czas�w wielkich prze�y� Jako ma�� ksi��eczk� o po��daniu � Kilka nakaz�w i zakaz�w. Gro�nych wylicze�. W�a�cicielka pierwszych wzrusze�, pi�kna Gabriela, Urodzi�a troje dzieci i uty�a. Luster przyby�o w jej mieszkaniu I m�skich koszul do prania. Odwied� j�, sprawd�, czy jej d�o� uros�a Przez lata, ci�ka i sprawiedliwa. Klasyczny poz�r w pier�cionkach � Gruba ksi�ga zdarze� o niczym. Dedykacja � �lady twoich z�b�w na sk�rze, Kiedy poca�unki by�y jeszcze gr� mi�osn� I b�l tylko utwierdza� w pragnieniu czysto�ci. Gabriela ma auto i p�acze po nocach. 37 Ostatni cud surrealizmu Str�j, kt�ry ma na sobie moja �ona, Jest niemal dok�adn� map� Europy. Jej szafa to kino pe�ne map. Nie wolno tam wchodzi� z zapa�kami. Zapa�ki s� zazdrosne i chcia�yby p�on�� w Pary�u, W Londynie, w Rzymie i w Madrycie. Ka�da z nich zna swoj� drog� i sw�j op�r. Swoje ograniczenia i swoj� nadmiern� pych�. Pragnienia uwi�zione w pude�ku zapa�ek Mog� podpali� mapy. To ostatni cud surrealizmu � Man Ray 1890�1976 w he�mie stra�ackim Pe�ni dy�ur w szafie przez dwadzie�cia cztery godziny. Kiedy moja �ona otwiera drzwi, Man Ray m�wi g�osem Eluarda: �Nie potrafi�a� uformowa� m�czyzny Aby nie kocha� w nim kogo� innego� � Co ma by� sadystyczn� aluzj� do moich zarobk�w. 38 Temat imaginacyjny Wychowany po staro�wiecku. No, niezupe�nie. Prawie, w og�le, ledwie wychowany. Ulica by�a mi domem. Tak i nie tak. Spiesz si� do domu, bo zamkn� bram�. Po wyj�ciu z domu mia�em dom. A gdy wychodzi�em, to jakby z domu do domu. By� te� fotograf o bram� dalej � W gablotce retusze, upi�kszenia, biel z�b�w. Pok�j, nic wi�cej, przez kt�ry przechodz� ludzie. Nie nale�y my�le� o tym � jeszcze jeden epizod. Wielka Imaginacja starzeje si� wraz ze mn�. (stycze� 1978) 39 Poematy Termona �ywa magia Nie mogli�my przedosta� si� przez miasto. Kilka obraz�w typowych dla czasu paniki. Rojowisko aut zatykaj�cych wyloty ulic. Magnetyczna nostalgia uchylonych okiennic, Za kt�rymi panuj� dziwno�� i spok�j: Dziecko wymiotuj�ce, bez skargi, pi�kne dziecko O napi�tej szyi i zapach karmelu, bia�e nici I obrazek przedstawiaj�cy u�pion� wiosk� w dolinie. �Zr�b co�� � m�wi�a� i spogl�da�a� na ma�y zegarek, Fosforyzuj�ce oko wro�ni�te w sk�r� przegubu, b��dny ognik. �Zr�b co�, Termonie, tak dalej by� nie mo�e.� Wiele miast widzia�em i ka�de jak mi�o�� Pragn�o porzucenia, aby �piewa� w samotno�ci. Sklep na rogu, z przy�mionym �wiat�em witryny, Czy� nie by� piosenk�, kt�rej nie us�yszymy nigdy? I w twoich oczach niecierpliwych dostrzeg�em zdumienie � Nie by�em zdolny do kochania istot cielesnych, Dla kt�rych w�asny egoizm i cudze cierpienie Stawa�y si� tym samym niezrozumia�ym d�wi�kiem, Godnym mi�o�ci w�asnej jedynie. Zawsze kocha�em �wiat, jego bezgraniczn� wolno��. Zawsze, gdziekolwiek moje oczy napotyka�y op�r, A m�j m�zg poznawa� sekrety �ywej magii, Porzuca�em nami�tno��, niewolnictwo, rozkazy: �y�em �wiatem, a on ��da� ode mnie tylko potwierdzenia. Dlatego ci� straci�em w tym mie�cie pe�nym aut i ludzi, S�ysz�c wo�anie okr�towych syren, Wysoki ptasi �piew przygody i odwrotu. 40 Wielki Nieporz�dek Moja matka, kobieta surowych zasad, M�wi�a mi przy ka�dej okazji, A tych jest zbyt wiele w naszym dzieci�stwie. �Krzes�o, Termonie, s�u�y do siedzenia, Do tego, �eby trzyma� si� prosto, Kszta�towa� kr�gos�up, Trzyma� lini� ramion. Siedz�c w krze�le wyra�asz wol� i charakter.� To najbardziej pami�tam, Bo ka�da jej nauka by�a przeciwna mojej naturze. Nie czu�em nienawi�ci, Raczej ukryt� potrzeb� b��du, strach przed analogi�. Umar�a w krze�le, sztywna, wynios�a, Z ksi��k� otwart� na kolanach. Tylko lewy pantofel porzucony obok Psu� harmoni� majestatu �mierci. Obra�a� struktur� wiedzy doskona�ej. Pantofel, wymkn�wszy si� jej czarnej sukni, Mnie przywr�ci� chaosowi, Mnie o�lepionego �zami i symetri�. Wo�� go wsz�dzie z sob� w walizce, Mi�dzy ksi��kami, papierami. Wielkim Nieporz�dkiem. 41 Sklep z broni� Sta�y �mierciono�ne w stojakach, Le�a�y na p�kach, ledwo u�pione, Z ca�� po�yskliw� suwerenno�ci� niklu. Nie chcia�em zabija�, Chocia� obecno�� tylu luf spragnionych ognia Uspokaja�a mnie, jak to miasto znane przelotnie. �Czy �yczy pan sobie co� ekstra?� � s�ysza�em s�owa, Lecz �r�d�o mowy pozosta�o nie znane. Chudy sprzedawca za lad� milcza�, �ledz�c cienie przechodni�w, co szli do dom�w Wprost przez szyby witryny. �Potrzebna mi skuteczna bro� na kobiety� � Rzek�em bez namys�u, z udan� powag�. A on roz�o�y� r�ce i na jego twarzy Zakwit� p�u�miech m�skiego zbratania: �Ka�da bro� jest dobra, je�li mierzy prosto w serce wroga � Ca�y arsena� do pa�skiej dyspozycji.� Nie chcia�em zabija�, Chocia� gdyby zawierzy� w�asnym instynktom, Noc by mi przysz�o sp�dzi� w arsenale. Wi�c powiedzia�em jedynie � Wszyscy znaj� ten patos �wi�tego oburzenia � �To �wi�stwo strzela� do kobiet.� I patrzy� zdumiony w�adca nag�ej �mierci, Jak rzucam na lad� pusty trzos Rimbauda � Handlarza broni� z Szoa � Kt�rym si� opasywa� niczym z�ot� szarf�. Bo nikomu nie wierzy� i cierpia� bez przerwy Na dyzenteri�, chorob� lichwiarzy i biednych � Oto k��bowisko jelit, ciemna noc sarkomy, Roz�wietlona pochodni� kupca i mistyka. 42 Skorupa ��wia (prawdopodobnie identyfikacja Borgesa) Ten stary m�czyzna � Pami�tam go na tarasie nadmorskiego hotelu, Z kt�rego przy s�onecznej pogodzie Wida� by�o kres horyzontu Przecinanego sylwetk� przep�ywaj�cego statku. Siwy i pochylony wst�powa� po schodach z gazet�, Jak gdyby ni�s� sztandar do boju. Szlachetna natura, kt�rej �wiat wysy�a Troch� iluzji i troch� zw�tpienia. Nic nas nie ��czy�o, pr�cz samotno�ci i marze�. Nawet morze podczas bezsennych nocy Przepowiadaj�ce losy z niezmienn� powag�. Te hotele po sezonie, puste skorupy ��wi � Czas ma jeszcze trwa�o��, lecz nie ma napi�cia. Doskona�o�� zbli�a si� wtedy i chce co� powiedzie�. Nie widz� kszta�tu, ale czuj� oddech kobiety, Jakby zapowied� nag�ego przyp�ywu po��dania. Ten stary m�czyzna � Kiedy�, bez powodu zagadn�� mnie w przej�ciu: �Czy pan wie, �e zwyk�a logika, No, to wszystko, co si� zowie nast�pstwem zdarze�, Jaki� tam rzeczywisty zbi�r naszych zachowa�, Nie ma wi�kszego sensu, poniewa�...� Zawiesi� g�os, potrz�sn�� gazet� � Jak�e opada�y piach, li�cie, k�aki, urojone robactwo! Wstr�t przed iluzj� fabrykatu Sk�adaj�cego si� z mord�w, terrorystycznych wojen, Kronik towarzyskich i sportowych sensacji. �Poniewa�, m�j panie, �wiat ��da od nas cudu.� Pocz�� nagle recytowa�, odrzucaj�c g�ow� do ty�u, Tak �e wydatny knykie� grdyki Zagra� melodi� wiersza: I tylko to. A luksusowy statek; kt�ry obok p�yn��, Widzia� chyba rzecz dziwn�: ch�opca spadaj�cego z nieba, Lecz mia� przed sob� jaki� port, wi�c p�yn�� dalej. �Niech pan koniecznie uratuje tego ch�opca. Ja jestem ju� stary, a morze zimne i g��bokie.� I poszed� dalej, bo mia� przed sob� gazet� � Oczy wszechwidz�ce upad�ego �wiata. 43 Oczekiwania i przyrzeczenia Lodowiec Nadchodzi czas wielkich ch�od�w. Lodowiec podp�ywa pod nasze okna. Kurcz� si� st� i ��ko. G�odne �wiat�o telewizora Przenika do kuchni. W zape�nionej lod�wce nikt si� nie broni. Prowiant czeka na wyzwolenie. W bibliotece niepok�j. Kiedy szron pokryje kartki ksi��ek, my�li odejd� na zach�d. �ona chodzi w szaliku i m�wi: � Zamknij szaf�, ubrania si� przezi�bi�. A ja czuwam przy oknie. Nie mam czasu. �wietnie przygotowany technicznie. Z kartk� i z pi�rem, aby utrwali� w opisie ten moment, gdy czo�o g�ry lodowej dotknie mojego czo�a, czo�a mojego dziecka i czo�a mojej �ony. Ze wszystkich zdarze�, kt�rych b�dziemy �wiadkami, najpi�kniejsze s� po��czenia obco�ci i czu�ych obietnic. Pok�j nasz stanie si� miastem, gdzie naj�atwiej znosi� upokorzenia. Miasto o zanikaj�cych nazwach ulic stanie si� krajem, gdzie nikt nie b�dzie pami�ta� s��w, co ci�sze s� od obrazy. Przestronno�� zimna zast�pi brak zrozumienia. Kochamy si�, czekaj�c na �wiat, kt�ry ma przyj�� � nieznane kszta�ty, dzikie formy, odbicia spragnionych wn�trz. 44 Profesor Zen Folder zn�w staje si� modny Profesor Zen Folder, s�ynny etnograf, badacz struktur etnicznych lud�w prymitywnych, udzieli� wywiadu po niemal trzydziestoletniej przerwie, poniewa� w tym czasie zaj�ty by� zbieraniem dokumentacji do nowej ksi��ki � �Cz�owiek jako produkt okre�lonego systemu ekonomicznego.� � Pracowa�em nad tym zagadnieniem wystarczaj�co d�ugo, aby w ko�cu doj�� do przekonania, �e istnieje wolno�� osobista � o�wiadczy�. Blisko siedemdziesi�cioletni naukowiec nie poprzesta� na tym. � Narody, kt�re lekcewa�� aktualny dorobek swoich poet�w, znikn� pr�dzej czy p�niej z powierzchni ziemi. Poezja bowiem dzi�ki specyficznemu j�zykowi, jakim si� pos�uguje na co dzie�, jest w stanie odda� og�ln� atmosfer�, pejza�, j�zyk oficjalny i j�zyk obyczajowy danego kraju. Odda� i zachowa�, utrwali� w pami�ci pokole�. Udzieli� tak�e odpowiedzi na pytanie tzw. podchwytliwe: � Czy istniej� dwa takie same kraje? � Uczeni nie wykluczaj� tej mo�liwo�ci. W dzisiejszym �wiecie procesy dezintegracyjne w kulturze post�puj� szybko. Wystarczy trzydzie�ci lat, �eby r�nice kulturowe zatar�y si� zupe�nie. Wyr�nik geograficzny nie ma tutaj znaczenia. Cz�owiek do cz�owieka podobny. Tym bardziej g�ra do g�ry. To, co mo�e dzieli� dwa takie same kraje � dziko��, zapach krwi, testament przodk�w. Mo�e, ale nie musi. 45 Wsadzanie palcy mi�dzy drzwi Przeczyta�em niedawno w pewnej gazecie, �e japo�ski poeta, Takeo Noda, pozbawi� si� mo�liwo�ci zarabiania w spos�b szczeg�lnie okrutny � zwa�ywszy i� r�ce i tylko r�ce s� dla poety gwarancj� pomy�lno�ci w �yciu spo�ecznym i osobistym. Takeo Noda, nadzieja poezji japo�skiej, dokona� samookaleczenia zwyczajnie i bez krzyku, w��czaj�c �w zabieg w normalny tok zaj�� domowych. Rodzina w�a�nie wieczorow� por� ogl�da�a telewizj� � szed� cykliczny program o wulkanach. Takeo zrobi� z chusteczki knebel i wepchn�� go sobie do ust, tak �e oddziela� z�by dolne od g�rnych. Nast�pnie podszed� do drzwi swojego pokoju. Wsadzi� w szpar� pi�� palc�w lewej r�ki. Potem wsadzi� pi�� palc�w prawej r�ki. A kiedy by�o po wszystkim � wyplu� knebel i zawo�a� � Mamo! Ojciec poszkodowanego zezna�, �e s�ysza� jakie� ha�asy. Przypomina�o mu to odg�osy rozgniatania w�oskich orzech�w w drzwiach, co s�u�y dalszemu ich wypaczaniu i z czym on si� oczywi�cie nie zgadza. Takeo zapytany przez dziennikarzy o pow�d, dla kt�rego uczyni� zamach na naj�wi�tsze narz�dzia pracy � odpar�: � Jeszcze nie wiem. �Jeszcze nie wie� � napisano wkr�tce w gazetach. Cho� wszyscy ju� od dawna wiedz�. Nie maj� w�tpliwo�ci. Maj� za to dobre samopoczucie. Rozstali si� ze z�udzeniami. Nawo�uj� do konsolidacji. Takeo Noda obieca� dalej pisa�. � Na szcz�cie mam zdrowe z�by � o�wiadczy�. Na zako�czenie sesji naukowej po�wi�conej warunkom pracy w bezdusznym �wiecie konsumpcji. 46 Nocne czuwanie w Addis Abebie na dworze pana naszego Hajle Sellasje w roku 1972 Nie by�o nas tak du�o. Tworzyli�my niew�tpliwie Co� na kszta�t ca�o�ci. Jak�� ca�o��, sko�czono��. Ostateczn� wersj�. Na dworze pana naszego Cie� otwiera� drzwi I nikt nie ogl�da� si� za siebie. A� wreszcie dnia kt�rego� Pocz�y si� zmienia� kszta�ty zdarze� i godzin. Wypada�y ze zwarcia, z uchwytu braterskiego, Pojedyncze okazy, tzw. jednostki osobnicze. Chciwi zaszczyt�w, s�abi i chimeryczni. Kupowani stanowiskami i obietnicami � Pozbawiali nas si�y zbawczego monumentu. By�o nas kilkunastu. Takiego nagromadzenia idea��w Nie pami�taj� wieki � mawiano o nas. A do tego jeszcze niezawis�o��, prawo��. Asceza moralna i dystans � Oto �cis�e, spl�tane krwi� i dekalogiem, Cia�o wytrwa�e na pokojach pana naszego, Gdzie zdrada zas�ania�a okna I nikt nie ogl�da� si� za siebie. A potem kto� wymy�li� Nocne czuwanie, Nocn� wart�, S�u�b� przy ksi�ycu i gwiazdach. W przy�mionej kawalkadzie lamp Bezsenno�� � demonstracja wiary, Przywi�zania, obowi�zku, autorytetu. Nad czym czuwanie? Nikt nie wie. Zapewne nad kurzem, Co wiruje w smugach �wiat�a. Nad abstrakcj� nowego ducha. Nad racj� stanu. Nad czym�, co si� obija o uszy. Nad niewypowiedzianym. I tu p�k� monolit naszych arogancji, Pogardliwych i tajnych stosunk�w odwiecznych, 47 Zale�no�ci, racji wy�szych, b�ogich sentyment�w. S�absi nie spali, by zn�w poczu� si��, Za� silni, wprawieni w ruch podnios�o�ci� incydentu, S�dzili, �e noc si� sko�czy pr�dzej ni� intryga. A to tylko przyzwyczajenie � Smak bezsenno�ci, to smak krwi. 48 Napisa� wiersz to jakby zawiadomi� przyjaciela Napisa� wiersz To jakby zawiadomi� przyjaciela. To jest telefon w �rodku nocy. To jest znak, sygna�, A nie mistyczne zawo�anie. Ani semantyczna pr�nia, Ani frazes wznios�ej etymologii. To jest punkt informacyjny. To jest skrzynka kontaktowa. To nie jest list przybity no�em do drzwi. To nie jest ulotka, szyfrogram, gryps � Przemycane �wi�te god�a anarchist�w. To nie jest na otarcie dziewczy�skich �ez Chusteczka, co ma cztery rogi, Gdy ukochany szed� w wieczne �niegi i mr�z. To jest prostok�t �wiat�a i okno, Kt�re nigdy nie wzbrania wej��. To s� s�owa Marinettiego na wolno�ci, Wskazuj�ce kierunek ucieczki. 49 Wielki wybuch Wielki wybuch Andrzejowi Bonarskiemu Nie ulega w�tpliwo�ci � wypad�em z siebie. Nast�pi�a straszliwa eksplozja. Ko�ci moje, krew, �y�y, sk�ra, w�osy, m�zg, mi�nie, to wszystko, co cielesne i zwi�zane form� niby trwa��, nagle i niespodziewanie wylecia�o w powietrze. Zreszt� nie tylko to � nasza organiczno�� w ko�cu jest mniej doskona�a ni� zwyk�e wyobra�enie o niej. Mo�na jako� przebole� t� strat�. Ale drobiazgi, epizody, u�amki, ca�a przestrze� postrzegania rozlecia�a si� na kawa�ki. To tak�e wypad�o z siebie, od��czy�o si� od gruntu sta�ego i przesta�o istnie�. Podzia�y nieostre, z�udzenia wiary i porz�dku, warto�ci i prze�ycia, nieuchwytne, niewyra�alne, konkretne i zmys�owe, materialne i te w rodzaju m e t a, zdmuchni�te przez wybuch opu�ci�y raz na zawsze swoje legowiska. Jaki �al, jaka strata. M�g�bym dalej opowiada� w tym stylu. Podmuch eksplozji uczyni� wyrw� nawet w moich wyobra�eniach. Szyba w drzwiach sto�owego pokoju, matowa, chropowata � jedyne widzenie na dwie strony, kt�re jest sekretem dzieci�stwa. By� mo�e ostatnim. Z pokoju na ciemno�� korytarza, gdzie zwierz�ta i ro�liny, przep�ywaj�ce fantazmaty o tajemniczych kszta�tach, �wietliste smugi i ogniki, kr���ce w dusznym powietrzu, ciche st�pania i umykaj�ce szelesty. Nawet j�ki, zawodzenia, przekle�stwa. Tak, ucho dziecka jest okrutnym �owc�. Tego ju� nie ma. Wstrz�s o sile przekraczaj�cej jakiekolwiek granice zmi�t� t� dziewicz� d�ungl�. A spojrzenie z korytarza na pok�j. Spojrzenie na dolin� rozja�nion� niepoj�tym �wiat�em, wype�nion� po brzegi drgaj�c� po�wiat�. �adnych drapie�nych kszta�t�w, ostrych kontur�w. Bogactwo roje� zawsze sprawiedliwe. �agodna senno��, co najwy�ej delikatne dzwonienie. Mo�e �piew, na pewno �piewno��, kt�ra nie jest pocz�tkiem ani ko�cem; Po�rednia rado��, co� w ka�dym razie po�rednicz�cego pomi�dzy wzruszeniem a ch�ci� posiadania. Nic z tego nie pozosta�o, opr�cz dziury, ogromnego leja. Chropowata szyba wypad�a ze swoich ram. Przeci�g spowodowany kataklizmem po��czy� dwie armie, kt�re rzuci�y si� na siebie ze w�ciek�ym ujadaniem, szarpi�c, masakruj�c si� nawzajem. Nawet fikcja utraci�a obszar nadany jej niegdy� prawem wyobra�ni, wyrzucona si�� detonacji na tereny dawnego pi�kna. Ono jedno nie wypad�o z siebie, cho� jego tereny zosta�y ju� zaminowane. Hunowie tera�niejszo�ci czekaj� na sygna�. 50 Jedynie realno�� jest w sobie � to znaczy w wierszu � �w �ywym i g��bokim poczuciu cudowno�ci� dotykaj�cym �centralnej rzeczywisto�ci �wiata� gdzie �dziecko jest ojcem m�czyzny.� 51 Chodzi tym razem o Lopeza Lopez o�wiadczy� kiedy� szafie � �Jestem wyzwolony ca�kowicie ze strachu i k�amstwa.� Po tym o�wiadczeniu wyszed� na ulic�. Pada� deszcz. Rozpi�� parasol, bo taki jest porz�dek zdarze�. Dzia�o si� to podczas wypadk�w majowych w Pary�u � rok 1968. Rewolta student�w czy co� takiego � wspomina Lopez. Nie odezwa�em si� s�owem. Nie uczyni�em �adnego gestu. Po prostu rozpi��em parasol. I za to pi�ciu ros�ych policjant�w da�o mi niez�� szko�� � z�amane dwa �ebra, p�kni�ty �uk brwiowy, sine pr�gi na plecach, strzaskany na przegubie r�ki zegarek marki �Doxa�. Wniosek jest jeden: wielkich st�w nie zostawiajcie w domu, a rany, kt�re wam zadadz� na ulicy, zaleczy ciep�y majowy deszcz � powiedzia� Lopez i rozpi�� parasol w �azience, jak gdyby wierz�c, �e strach i k�amstwo by� mo�e kiedy� zgin� w ulicznym t�umie. 52 Cisza 1974 Dawniej podobno istnia� wstyd mikrokosmosu. Dzisiaj �ma trzepocze wok� mojego j�zyka. Musz� zamyka� usta, �eby nie k�ama�. �miertelnie chorzy przyjaciele, Kt�rych okr�t z ��t� flag�, Sygnalizuj�c� zaraz�, Nie odbi� jeszcze od brzegu, Uk�adaj� piosenki i wznosz� ptasie okrzyki. To, co zbiega do codzienno�ci, Poszukuj�c niejasnych usprawiedliwie� i racji, Pragnie niewinnej zabawy w parku, Po�r�d drzew i transparent�w. By� mo�e s�ysz� orkiestr�, przem�wienia, gwizdy. Trzeba na to przysta�, �eby zrozumie� w�asn� sytuacj�. W tym samym czasie Kilku zadowolonych obywateli Ogl�da balet w telewizji, Gdzie dziewczyny z pi�rami w ty�kach Daj� pokaz niemrawej s�u�by dla narodu. W tym samym czasie Fabryka we Wronkach W ci�gu o�miu godzin pracy Produkuje 346 kuchenek gazowych Dla 346 gospody�, Dla 346 samotnych kawaler�w, A tak�e dla 346 samob�jc�w. W tym samym czasie M�j s�siad wystawia ��ko Na klatk� schodow�.� Ha�as wygania go z mieszkania. � Jutro wprowadz� si� do pana. Pan zachowuje si� bardzo cicho � M�wi do mnie w windzie. 53 Kilka rad dla robotnik�w s�owa zapisanych na dzie� 18 czerwca 1976 roku 1. Zapomnie� raz na zawsze o tej chwili, Kiedy mia�o si� co� do powiedzenia I powiedzie� to inaczej. 2. By� czystym moralnie i jasnym na ciele. Kocha� ustalony porz�dek historyczny I sztuk� bogatych wewn�trznie prymityw�w Gnie�d��cych si� w dzielnicach n�dzarzy, Pokazywanych w telewizji jako przyk�ad na istnienie Zasadniczych r�nic klasowych. 3. Rozpisa� ankiet� na najbardziej akustyczne ucho roku, W��czaj�c w to nauszniki bohatera s�ynnego Serialu telewizyjnego, kt�ry szpiegowa� w najt�sze mrozy. 4. Zbiera� makulatur� wsp�czesn� wrzucan� do zsyp�w Pod pozorem uszczelniania kana��w i informacji. 5. Zrozumie� nareszcie sens hase� wypisywanych na p�otach, Za kt�rymi marniej� resztki budowli maj�cych Piramidalne ambicje w swojej spo�ecznej u�yteczno�ci. 6. Podpisa� dwie listy r�wnoleg�e, z kt�rych jedna zawiera Spis nazwisk wrog�w, a druga przyjaci�, maj�c Na wzgl�dzie tak�e tych, co na morzu, w powietrzu I w ogniu ch�opskich stod�. 7. Czuwa� w nocy, w dzie� kombinowa�, wieczorem pi�, Nad ranem udawa� kura, za� na zim� sprowadzi� ziemniaki I obiera� a� do pierwszej wiosny lud�w. 8. Chodzi� najkr�tsz� drog� wiod�c� do czego�, Co oficjalnie zwie si�: now� wra�liwo�ci�, a co Na d�u�sz� met� prowadzi do schorze� kombinacyjnych Pod tytu�em �jak skrzy�owa� r�kawic� boksersk� z wazelin�. 9. Nie myli� �ruby z rozr�b�, z�ba z d�bem, soli z rol�, Kamienia z lod�wk�, my�li z dachem, Za� przem�wienia z wr�blem. 54 10. Okopa� si� na pozycjach z g�ry ustalonych I trzyma� bro� u lewej nogi, praw� wyzyskawszy do szpadla, Peda�u, jak r�wnie� do jednostronnego sta

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!