3667

Szczegóły
Tytuł 3667
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3667 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3667 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3667 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Greg Bear Muzyka Krwi Istnieje w przyrodzie zasada, kt�rej, jak s�dz�, nikt dot�d wyra�nie nie sformu�owa�. Ka�dej godziny rodzi si� i umiera myriady trylion�w male�kich �yj�tek - bakterii, mikrob�w, drobnoustroj�w - i przemija�yby one niezauwa�enie, gdyby nie masowo�� ich istnienia i akumulacja mikroskopijnych tego istnienia efekt�w. Niewiele do nich dociera z otaczaj�cego je �wiata. Nie cierpi� wiele, �mier� stu miliard�w jest niczym wobec �mierci jednego cz�owieka. W ramach poszczeg�lnych przedzia��w wielko�ci, do jakich mo�na zaklasyfikowa� wszystkie stworzenia, czy to ma�e, jak mikroby, czy tak du�e, jak ludzie, obowi�zuje pewna wewn�trzna zasada r�wno�ci. We�my, na przyk�ad, wysokie drzewo, kt�rego g�rne ga��zie zebrane razem r�wnowa�� mas� ni�ej po�o�onych konar�w, a z kolei wszystkie konary r�wnowa�y mas� pnia. Taka jest przynajmniej prawid�owo��. S�dz�, �e Wergil Ulam: by� pierwszym, kt�ry j� pogwa�ci�. Po raz ostatni widzia�em Wergila przed dwoma laty. Jego obraz z tamtych czas�w, jaki utrwali� si� w pami�ci, nie pasowa� zbytnio do opalonego, u�miechni�tego, elegancko ubranego gentlemana, na kt�rego w tej chwili spogl�da�em. Poprzedniego dnia um�wili�my si� telefonicznie na lunch i stali�my teraz naprzeciwko siebie w szerokich, podw�jnych drzwiach barku samoobs�ugowego dla personelu Centrum Medycznego Mount Freedom. - Wergil? - zapyta�em. - M�j Bo�e, Wergil! - Rad jestem, �e ci� widz�, Edwardzie - potrz�sn�� silnie moj� r�k�. Straci� na wadze ponad dziesi�� kilogram�w, a to co pozosta�o, wygl�da�o zgrabniej i bardziej proporcjonalnie ni� dawniej. Na uniwersytecie Wergil by� zawsze p�katym, rozczochranym �wiszczypa�� o wystaj�cych z�bach, uwielbiaj�cym pod��czy� pr�d do klamek i rozdawa� nam na prawo i lewo kuksa�ce, od kt�rych nawet siusiali�my na sino, jedynym, kt�ry nigdy nie um�wi� si� na randk� z dziewczyna, nie licz�c Eileen Termagent, dziel�cej z nim wiele cech fizycznych. - Fantastycznie wygl�dasz - powiedzia�em. - Sp�dzi�e� urlop w Cabo San Lucas? Przesuwali�my si� wraz z kolejk� wzd�u� lady ch�odniczej i wybierali�my sobie dania. - Ta opalenizna - powiedzia� bior�c karton czekoladowego mleka - to od trzech miesi�cy pod kwarc�wk�. Z�by wyprostowa�y mi si� zaraz po naszym ostatnim spotkaniu. Reszt� te� wyja�ni�, ale musimy znale�� jakie� ustronne miejsce, gdzie nikt nas nie pods�ucha. Powiod�em go do k�cika dla pal�cych, gdzie rozsianych z rzadka po sze�ciu stolikach siedzia�o trzech zatwardzia�ych palaczy. - S�uchaj, ja m�wi� powa�nie - powiedzia�em, kiedy roz�adowywali�my nasze tace. - Zmieni�e� si�. Bardzo dobrze wygl�dasz. - Zmieni�em si� bardziej, ni� przypuszczasz. - M�wi� to filmowo z�owieszczym tonem dodaj�c s�owom tajemniczo�ci teatralnym uniesieniem brwi. - Co u Gail? Poinformowa�em go, �e u Gail wszystko w porz�dku, �e uczy w szkole piel�gniarskiej. Pobrali�my si� przed rokiem. Spu�ci� oczy w d�, na swoje danie - twaro�ek z plasterkiem ananasa i ciastko z kremem bananowym - i powiedzia� lekko schrypni�tym g�osem: - Zauwa�y�e� co� jeszcze? - Hmmm - zmarszczy�em brwi koncentruj�c si�. - Przyjrzyj mi si� uwa�niej. - Nie jestem pewien. A tak, nie nosisz okular�w. Szk�a kontaktowe? - Nie. Ju� ich nie potrzebuj�. - I elegant z ciebie. Kto ci� teraz ubiera? Mam nadziej�, �e jest tak samo seksowna, ile ma smaku. - Candice nie ma... nie mia�a �adnego wp�ywu na m�j styl ubierania si� - powiedzia�. - Dosta�em po prostu lepsz� prac�. Wi�cej forsy na w�asne wydatki. Tak si� ju� sk�ada, �e mam lepszy gust co do ubioru ni� co do jedzenia - u�miechn�� si� swoim pe�nym samo dezaprobaty u�miechem starego Wergila, okraszaj�c go jednak osobliwym b�yskiem w oku. - Zreszt� odesz�a ode mnie, mnie wylali z pracy, �yj� z oszcz�dno�ci. - Zaczekaj - powiedzia�em. - Nie wszystko na raz. Dlaczego nie opowiesz wszystkiego po kolei? Pracowa�e� przecie�. Gdzie? - Korporacja Genetron - odpar�. - Sze�� miesi�cy temu. - Nie s�ysza�em o nich. - Us�yszysz. W przysz�ym miesi�cu wypuszczaj� akcje. To b�dzie kij w mrowisko. Wyp�yn�li dzi�ki BZM-om. Bio... - Wiem, co to s� BZM-y - przerwa�em mu. - Przynajmniej teoretycznie. Biochipy do Zastosowa� Medycznych. - Maj� ju� kilka dzia�aj�cych. - Co? - Teraz ja, z kolei, unios�em brwi. - Mikroskopijne uk�ady logiczne. Wstrzykuje si� je do ludzkiego cia�a, one zak�adaj� warsztat tam, gdzie im si� kaza�o i przyst�puj� do wykrywania i usuwania usterek. Z b�ogos�awie�stwem doktora Michaela Bernarda. To by�o imponuj�ce. Bernard cieszy� si� nieposzlakowan� opini�. Nie tylko wsp�pracowa� z najwi�kszymi w in�ynierii genetycznej, ale i sam przynajmniej raz do roku, dop�ki nie odszed� na emerytur�, wprowadza� w swojej praktyce neurochirurga rozmaite nowinki naukowe. Ok�adki "Time", "Mega", "Rolling Stone"... - To raczej tajemnica - akcje, prze�om w nauce, Bernard, wszystko Rozejrza� si� dooko�a i zni�y� g�os. Ale r�b sobie z tym, do diab�a, co chcesz. Zerwa�em z tymi sukinsynami. Gwizdn��em. - Mam okazj� si� wzbogaci�, co? - Je�li tego w�a�nie pragniesz. Ale po�wi�� mi troch� czasu, zanim zerwiesz si� i pogonisz do swojego maklera. - Oczywi�cie. - Nie tkn�� ani twaro�ku, ani ciastka. Zjad� jednak plasterek ananasa i wypi� kubek czekoladowego mleka. - A wi�c opowiedz mi co� wi�cej o sobie. - No c�, na studiach medycznych przygotowywano mnie do pracy badawczej w laboratorium. W dziedzinie biochemii. Poza tym, zawsze ci�gn�o mnie do komputer�w. Przez ostatnie dwa lata stara�em si� wi�c ��czy� te dwie moje pasje. - Sprzedaj�c pakiety oprogramowania Westinghouse'owi - powiedzia�em. - To mi�o, �e moi przyjaciele pami�taj�. W ten w�a�nie spos�b zetkn��em si� z Genetronem w momencie, gdy w�a�nie startowali. Mieli pot�nych sponsor�w, dysponowali wszelkimi �rodkami laboratoryjnymi, jakie mo�na obie wymarzy�. Przyj�li mnie i szybko awansowa�em. Po czterech miesi�cach prowadzi�em ju� w�asne badania. Opracowa�em par� nowatorskich rozwi�za� - machn�� lekcewa��co r�k� - zaproponowa�em kilka temat�w, kt�re uznali za przedwczesne. Nalega�em, a wi�c zabrali mi laboratorium i przekazali je solidnej gli�cie. Zanim mnie wylali, zdo�a�em ocali� cz�� wynik�w eksperyment�w, ale nie zachowa�em dostatecznych �rodk�w ostro�no�ci... czy mo�e zabrak�o mi rozs�dku. A wi�c teraz proces trwa dalej, poza laboratorium. Zawsze uwa�a�em Wergila za faceta ambitnego, troch� postrzelonego, ale nie nadmiernie uczuciowego. Jego relacje z powo�ywaniem si� na autorytety nigdy nie by�y przejrzyste. Nauka by�a dla niego jak kobieta, kt�rej nigdy nie b�dziesz m�g� zdoby�, kt�ra nagle otwiera przed tob� swe ramiona, na d�ugo przedtem, zanim jeste� dojrza�y do mi�o�ci - pozostawiaj�c ci� z poczuciem, �e taka okazja ju� si� nie powt�rzy, �e straci�e� swoje zdobycz, zb�a�ni�e� si� na ca�ej linii. - Poza laboratorium? Nie rozumiem. - Edwardzie, chc�, �eby� mnie przebada�. Chodzi mi o badanie og�lne, mo�e pod k�tem nowotworu. P�niej ci to wyja�ni�. - Masz na my�li badania za pi�� tysi�cy dolar�w? - Co tylko mo�esz. Ultrasonograf, tomograf komputerowy, termograf, cokolwiek. - Nie wiem, czy uda mi si� to wszystko za�atwi�. Tomograf z pe�nym wyposa�eniem mieli�my tu tytko przez miesi�c czy dwa. Do diab�a, nie mog�e� chyba wybra� sobie kosztowniejszego sposobu na... - Zatem ultrad�wi�ki. To wystarczy. - Wergil, jestem po�o�nikiem, nie wszystkomog�cym laborantem.. Je�li stajesz si� kobiet�, mog� ci pom�c. Pochyli� si� do przodu wpadaj�c niemal w swoje ciastko, ale w ostatniej chwili rozstawi� �okcie i omin�� je o zaledwie milimetry. Dawny Wergil powiedzia�by prosto z mostu, o co mu chodzi. - Zbadaj mnie dok�adnie, a przekonasz si�, �e... Zmru�y� oczy i potrz�sn�� g�ow�. - Po prostu zbadaj mnie. - No to wypisuj� ci skierowanie na ultrad�wi�ki. Kto b�dzie p�aci�? - Mam B��kitn� Kart� - u�miechn�� si� i wyj�� ulgow� kart� kredytow�. - Pobawi�em si� troch� z aktami personalnymi u Genetrona. Dowolne badania do sumy stu tysi�cy dolar�w. Nigdy tego nie sprawdz�. Nawet nie b�d� podejrzewali. Pragn��, aby odby�o si� to w tajemnicy, poczyni�em wi�c stosowne kroki. W�asnor�cznie wype�ni�em jego formularze. Dop�ki op�aty by�y regulowane jak nale�y, wi�kszo�� bada� mo�na by�o przeprowadza� bez zak�adania oficjalnej karty. Ze swojego honorarium zrezygnowa�em. Mimo wszystko Wergil by� moim starym przyjacielem. Zjawi� si� p�nym wieczorem. Nie mia�em wtedy dy�uru, ale zosta�em po godzinach pracy. Czeka�em na niego na trzecim pi�trze tej cz�ci szpitala, kt�r� piel�gniarki nazywa�y skrzyd�em Frankensteina. Siedzia�em na plastykowym, pomara�czowym krze�le. Jarzeniowe o�wietlenie nada�o postaci wchodz�cego do pokoju Wergila oliwkow� barw�. Rozebra� si� i kaza�em mu po�o�y� si� na stole. Od razu zauwa�y�em, �e jego kostki sprawiaj� wra�enie obrzmia�ych, ale nie by�y spuchni�te. Zbada�em je kilkakrotnie palcami. Wszystko by�o w porz�dku, ale wygl�da�y dziwnie. - Hmmm - mrukn��em. Przesun��em nad nim sondami wy�apuj�c obszary cia�a trudno dost�pne dla du�ej jednostki i wprowadzi�em dane do systemu przetwarzania obrazu. Potem obr�ci�em st� i wsun��em go w emaliowany w�r ultrad�wi�kowej jednostki diagnostycznej - do szumi�cej dziury, jak nazywaj� j� piel�gniarki. Zmiesza�em dane z szumi�cej dziury z tymi, kt�re uzyska�em za po�rednictwem sond i wytoczy�em Wergila z aparatu. W��czy�em monitor ekranowy. Obraz formowa� si� przez sekund�, po czym zla� si� w znacz�c� ca�o�� przedstawiaj�c� szkielet Wergila. Trwa� tak nieruchomo przez trzy sekundy, w trakcie kt�rych szcz�ka opada�a mi ze zdumienia coraz ni�ej, i prze��czy� si� a narz�dy wewn�trzne klatki piersiowej, potem na uk�ad mi�niowy i w ko�cu na system naczy� krwiono�nych i na sk�r�. - Jak dawno mia�e� ten wypadek? - spyta�em, staraj�c si� opanowa� dr�enie g�osu. - Nie mia�em �adnego wypadku odpar� spokojnie. - To by�o celowe. - Jezu, pobili ci�, �eby� zachowa� milczenie? - Nie zrozumia�e� mnie:, Edwardzie. Przyjrzyj si� jeszcze raz tym obrazom. To nie s� skutki pobicia. - Sp�jrz, tu jest zgrubienie - wskaza�em na kostki - i te twoje �ebra, ten zwariowany zygzakowaty system ��cze�. Najwyra�niej by�y kiedy� z�amane. A... - Przyjrzyj si� moim plecom - powiedzia� odwracaj�c obraz na ekranie monitora. O rany, pomy�la�em. To by�o fantastyczne. Klatka z tr�jk�tnych wybrzusze�, wszystkie po��czone ze sob� w spos�b, kt�rego nie potrafi�em uchwyci�, a tym bardziej zrozumie�. Wyci�gn��em r�k� i pomaca�em jego plecy palcami. Podni�s� w g�r� ramiona i zapatrzy� si� w sufit. - Nie mog� tego wyczu� - powiedzia�em. - Z zewn�trz wszystko jest w porz�dku. - Cofn��em r�k� i spojrza�em na jego klatk� piersiow�. Potem obmaca�em �ebra. By�y powleczone czym� szorstkim i elastycznym, Im silniej naciska�em, tym twardsza stawa�a si� ta pow�oka. Wtedy zauwa�y�em jeszcze jedn� zmian�. - Zaraz, zaraz - powiedzia�em, ty nie masz wcale brodawek sutkowych. - Tam gdzie powinny si� znajdowa�, widnia�y male�kie plamki pigmentu, ale wzg�rk�w brodawek nie by�o w og�le. - Widzisz? - powiedzia� Wergil zarzucaj�c na siebie bia�y fartuch - Jestem przebudowany od �rodka. Odtwarzaj�c teraz w pami�ci t� chwil� wydaje mi si�, �e powiedzia�em - A wi�c opowiedz mi wszystko. By� mo�e, jednak, nie pami�tam, co wtedy naprawd� powiedzia�em. Wyja�ni� mi wszystko z t� charakterystyczn� dla niego rozwlek�o�ci�. S�uchanie jego opowie�ci przypomina�o wyci�ganie sensu spomi�dzy wierszy prasowego artyku�u upstrzonego lasem domy�lnik�w i graficznych upi�ksze�. Uproszcz� i skondensuj� jego relacj�. W Genetronie przydzielono go do zespo�u zajmuj�cego si� wytwarzaniem prototypowych biochip�w, male�kich uk�ad�w budowanych z moleku� proteinowych. Niekt�re z nich ��czono z chipami krzemowymi o wielko�ci niewiele przekraczaj�cej jeden mikrometr po czym przesy�ano poprzez arterie szczura do chemicznie zakodowanych miejsc, gdzie mia�y si� po��czy� ze szczurz� tkank� i przyst�pi� do pr�b monitorowania, a nawet kontrolowania wywo�anych laboratoryjnie patologii. - To by�o co� - m�wi� Wrgil. Po�wi�caj�c szczura, odzyskali�my najbardziej rozbudowany biochip, po tym przebadali�my go pod��czaj�c jego krzemowy sk�adnik do systemu przetwarzania obrazu. Komputer wy�wietli� nam wykresy wst�gowe, potem schemat charakterystyk chemicznych oko�o jedenastocentymetrowego odcinka naczynia krwiono�nego.., potem z�o�y� to wszystko do kupy, �eby uzyska� obraz. Mkn�li�my jedenastocentymetrowym odcinkiem t�tnicy szczura. Nigdy nie widzia�e� tylu powa�nych naukowc�w skacz�cych jak dzieci do g�ry, �ciskaj�cych si� i ��opi�cych kub�ami nalewk� na pluskwach. - Nalewka na pluskwach to etanol laboratoryjny przyprawiony pieprzem. Z czasem wyeliminowano ca�kowici struktury krzemowe na korzy�� nukleoprotein. Wergil nie kwapi� si� do szczeg�owych wyja�nie�, z jego s��w wywnioskowa�em, �e opracowali metody konstruowania komputer�w elektrochemicznych z ogromnych moleku� - tak wielkich, jak DNA i jeszcze bardziej z�o�onych - wykorzystuj�c w charakterze "koder�w" i "czytnik�w" struktury rybosomopodobne oraz RNA jako "ta�m. Wergil by� zdolny do na�ladowania w swych nukleoproteinach separacji reprodukcyjnej i do ich ponownego ��czenia, z wprowadzeniem zaprogramowanych zmian w punktach kluczowych poprzez prze��czanie par nukleotydowych. - Genetron chcia�, �ebym przerzuci� si� na in�ynieri� supergenetyczn�, bo taki by� wtedy powszechny trend w tej dziedzinie bada�. W modzie by�o tworzenie wszelkiego rodzaju stworze�, przekraczaj�cych niekiedy granice naszych wyobra�e�. Ale ja mia�em inne pomys�y - przytkn�� palce do ucha i wyda� dziwny d�wi�k. - Nadesz�y czasy dla szalonych naukowc�w, co? Roze�mia� si� i natychmiast spowa�nia�. - Wstrzykn��em swoje najlepsze nukleoproteiny bakteriom z my�l� o usprawnieniu duplikacji I tworzenia rozmaitych kombinacji. Potem zacz��em je tam zostawia�, �eby uk�ady mog�y wsp�oddzia�ywa� z kom�rkami. By�y heurystycznie zaprogramowane; nauczy�y si� wi�cej, ni� przewidywa� to program. Kom�rki dostarcza�y komputerom chemicznie zakodowanych informacji, komputery przetwarza�y je i podejmowa�y decyzje - kom�rki sta�y si� �wiadome. Z pocz�tku, by�a to, oczywi�cie, �wiadomo�� wirka. Wyobra� sobie E. coli dor�wnuj�c� �wiadomo�ci� p�azi�cowi ! - Wyobra�am sobie - skin��em g�ow�. - Wtedy ju� naprawd� poszed�em na ca�ego. Mieli�my sprz�t, metody; a ja zna�em j�zyk molekularny. By�em w stanie produkowa� upakowane, naprawd� skomplikowane biochipy ��cz�ce ze sob� nukleoproteiny, przetwarzaj�c je w ma�e m�zgi. Przeprowadzi�em pewne badania, kt�re mia�y mi odpowiedzie� na pytanie, jak daleko, teoretycznie, mog� si� posun��. Trzymaj�c si� bakterii m�g�bym im wyprodukowa� biochip o mocy obliczeniowej m�zgu wr�bla. Wyobra� sobie moje podekscytowanie! Potem dostrzeg�em spos�b na tysi�ckrotne zwi�kszenie stopnia skomplikowania, polegaj�cy na wykorzystaniu zjawiska, kt�re do tej pory uwa�ali�my za efekt niepo��dany - kwantowych przes�uch�w pomi�dzy odr�bnymi elementami uk�adu. Na tym poziomie wielko�ci, ka�da ma�a, najdrobniejsza nawet zmiana mog�a rozerwa� biochip. Ale opracowa�em program, kt�ry potrafi� przewidzie� i wykorzysta� zjawisko tunelowania elektron�w. Po�o�y�em nacisk na heurystyczne aspekty zasady dzia�ania komputera i przes�uchy te pos�u�y�y mi jako metoda zwi�kszenia stopnia komplikacji uk�adu. - Przestaj� za tob� nad��a� - powiedzia�em. - Wykorzysta�em zasad� prawdopodobie�stwa. Te uk�ady same potrafi�y si� naprawia�, por�wnywa� zawarto�ci pami�ci i korygowa� uszkodzone elementy. Ca�e bloki. Wyda�em im podstawowe instrukcje: Rozwija� si� nadal i rozmna�a�. Wprowadza� ulepszenia. Na Boga, szkoda, �e nie widzia�e� niekt�rych kultur w tydzie� p�niej! To by�o zdumiewaj�ce. Rozwija�y si� zupe�nie samodzielnie, jak ma�e miasteczka. Zniszczy�em je wszystkie. My�l�, �e gdybym nadal je karmi�, kt�ra� z p�ytek Petriego wyhodowa�aby sobie nogi i wysz�a z inkubatora. - �artujesz? - spojrza�em mu w oczy. - Nie, ty nie �artujesz. - Cz�owieku, one wiedzia�y, co to znaczy ulepsza�! Wiedzia�y, w kt�rym kierunku ma post�powa� ich rozw�j, ale znajduj�c si� w cia�ach bakterii mia�y niewiele mo�liwo�ci i �rodk�w do ich wykorzystania. - Na ile by�y inteligentne? - Pewno�ci nie mam. ��czy�y si� w kolonie po sto do dwustu kom�rek, przy czym ka�da z tych kolonii zachowywa�a si� jak autonomiczna jednostka. Ka�da z kolonii mog�a si� odznacza� inteligencj� rezusa. Poprzez swoje w�oski wymienia�y informacje, wysy�a�y bity zawarto�ci swojej pami�ci i por�wnywa�y znaki. By�y zorganizowane zupe�nie inaczej od stada ma�p. Ich �wiat by�, po pierwsze o wiele prostszy. Ze swoimi zdolno�ciami, by�y panami p�ytek Petriego. Wprowadzi�em mi�dzy nie fagi; fagi nie mia�y szans. Wykorzystywa�y ka�d� nadarzaj�c� si� okazj�, �eby si� zmienia� i rozwija�. - Jak to mo�liwe? - Co? - Wydawa� si� niemile zaskoczony, �e nie przyjmuj� wszystkiego, co m�wi, na wiar�. - Napchanie tylu rzeczy w co� tak ma�ego. Rezus, to nie tw�j prosty kalkulator kieszonkowy, Wergilu. - Widocznie nie wyrazi�em si� jasno - powiedzia� nie ukrywaj�c irytacji. - Korzysta�em z komputer�w nukleoproteinowych. One, przypominaj� DNA, ale wszystkie informacje mog� w nich wzajemnie na siebie oddzia�ywa. Czy wiesz ile par nukleotydowych zawiera DNA pojedynczej bakterii? Od mojej ostatniej lekcji biochemii up�yn�o sporo czasu. Pokr�ci�em g�ow�. - Oko�o dw�ch milion�w. Dodaj do tego zmodyfikowane struktury rybosomowe - jest ich pi�tna�cie tysi�cy ka�da o masie cz�steczkowej dochodz�cej do trzech milion�w - we� te� pod uwag� kombinacje i permutacje. RNA przypomina zamkni�t� p�tl� ta�my papierowej otoczon� rybosomami wykonuj�cymi instrukcje i wytwarzaj�cymi �a�cuchy proteinowe... - oczy mu poja�nia�y i lekko zwilgotnia�y. Opr�cz tego, wcale nie twierdz�, �e odr�bn� ca�o�ci� by�a ka�da kom�rka. One ze sob� wsp�pracowa�y. - Ile by�o bakterii na tych p�ytkach, kt�re zniszczy�e�? - Miliardy. Sam nie wiem - u�miechn�� si� g�upawo. - Trafi�e� w sedno, Edwardzie. Zniszczy�em ca�� planet� E. coli. - Ale nie za to ci� wylali? - Nie. Przede wszystkim, nie mieli poj�cia, co jest grane. Dalej eksperymentowa�em z ��czeniem moleku�, rozbudowuj�c je i zwi�kszaj�c ich stopie� z�o�ono�ci. Kiedy bakterie sta�y si� ju� zbyt ograniczonym no�nikiem, pobra�em sobie krew, wydzieli�em z niej cia�ka bia�e i wprowadzi�em do nich nowe biochipy. Obserwowa�em je, przepuszcza�em przez labirynty i zadawa�em ma�e problemy chemiczne. By�y bystre. Na tym poziomie wielko�ci czas p�ynie o wiele szybciej - informacje maj� do pokonania bardzo ma�e odleg�o�ci, a i �rodowisko jest mniej skomplikowane. Potem zapomnia�em wprowadzi� plik z danymi do obszaru pami�ci komputer�w laboratoryjnych chronionego moim tajnym kodem. Kto� natkn�� si� na te dane i domy�li� si� do czego d���. Wszystkich ogarn�a panika. Przestraszyli si�, �e �ci�gnie nam to na kark wszystkich spo�ecznych dzia�aczy z ca�ego kraju: Przyst�pili do niszczenia wynik�w moich prac i wymazywania program�w. Kazali mi wysterylizowa� moje bia�e cia�ka krwi. Chryste �ci�gn�� bia�y fartuch i zacz�� si� ubiera�. - Mia�em tylko jeden, czy dwa dni czasu. Wypreparowa�em najbardziej rozbudowane cia�ka... - W jakim stopniu rozbudowane? - Gromadzi�y si�, jak przedtem bakterie, w stukom�rkowych koloniach. Ka�da kolonia wykazywa�a inteligencj� mniej wi�cej dziesi�cioletniego dzieciaka - przez chwil� bada� uwa�nie wzrokiem moj� twarz. - Wci�� jeszcze masz w�tpliwo�ci? Chcesz, �ebym wyg�osi� ci wyk�ad na temat liczby par nukleotydowych mieszcz�cych si� w kom�rce ssaka? Tak zaprogramowa�em moje komputery, �eby optymalnie wykorzysta� pojemno�� bia�ych cia�ek krwi. Dziesi�� miliard�w par nukleotydowych, Edwardzie. Dziesi�� do dziesi�tej ! I nie s� obci��one masywnym cia�em, o kt�re musia�yby si� troszczy�, sterowanie funkcjami kt�rego zajmowa�oby im wi�kszo�� czasu przeznaczonego na my�lenie. - Okay - powiedzia�em. - Przekona�e� mnie. Co zrobi�e� potem? - Zmiesza�em moje cia�ka z normaln� krwi� i wstrzykn��em to sobie sko�czy� zapina� koszul� i u�miechn�� si� do mnie blado. - Zaprogramowa�em je korzystaj�c ze wszystkich zebranych do tej pory do�wiadcze�, u�ywa�em j�zyka tak wysokiego rz�du, na jaki pozwala�o mi stosowanie enzym�w i tym podobnych �rodk�w przekazywania informacji. Potem by�y ju� zdane tylko na siebie. - Zaprogramowa�e� je, �eby rozwija�y si�, rozmna�a�y i wprowadza�y ulepszenia? - powt�rzy�em jego w�asne s�owa. - Sadz�, �e rozwin�y pewne cechy nabyte ju� wcze�niej przez biochipy w ich fazach E. coli. Bia�e cia�ka krwi potrafi�y wymienia� mi�dzy sob� wspomnienia. Prawie na pewno wypracowa�y sposoby wch�aniania innych typ�w kom�rek i przebudowywania ich bez zabijania. - Jeste� szalony. - Widzia�e�, co pokazywa� ekran ! Edwardzie, od tamtego czasu ani razu nie chorowa�em. Przedtem wci�� by�em przezi�biony. Nigdy nie czu�em si� lepiej. - One s� w tobie. Dokonuj� odkry� i przeprowadzaj� zmiany. - A teraz ka�da z kolonii jest ju� tak samo inteligentna jak ty albo ja. - Zupe�nie ci odbi�o. Wzruszy� ramionami. - Wylali mnie. My�leli, �e b�d� szuka� zemsty za to, co zrobili z moj� prac�. Wyp�dzili mnie z laboratori�w i a� do dzisiejszego dnia nie mia�em �adnej mo�liwo�ci, �eby si� dowiedzie�, co si� we mnie dzieje. Trzy miesi�ce. - A wi�c... - w g�owie mia�em zam�t - a wi�c straci�e� na wadze, bo uregulowa�y ci przemian� materii. Masz silniejsze ko�ci, ca�kowicie przebudowany kr�gos�up... - Nie dokuczaj� mi Ju� b�le w krzy�ach, chocia� nadal sypiam na swoim starym materacu. - Twoje serce wygl�da inaczej. - O sercu nic nie wiem - powiedzia� przygl�daj�c si� uwa�nie obrazowi na ekranie z odleg�o�ci kilku cali. - Co za� do nadwagi, to my�la�em ju� o tym. Mog�y zwi�kszy� liczb� cia�ek czerwonych, doprowadzi� do porz�dku przemian� materii. Ostatnio nie bywam ju� tak w�ciekle g�odny. Moje upodobania kulinarne niewiele si� zmieni�y - dalej chce mi si� tego samego, dobrego �arcia - ale co� sk�ania mnie do jedzenia tylko tyle, ile trzeba. Nie sadz�, �eby wiedzia�y ju�, do czego s�u�y m�j m�zg. Jasne, rozgryz�y ju� funkcje gruczo��w, ale nie maj� jasnego obrazu ca�o�ci, je�li rozumiesz o co mi chodzi. Nie wiedza, �e jestem tam, w �rodku. Ale ch�opie, na pewno zdaj� ju� sobie spraw�, do czego s�u�� moje narz�dy p�ciowe. Spojrza�em na ekran i z za�enowaniem odwr�ci�em wzrok. - Tak, wygl�daj� zupe�nie normalnie - powiedzia� wa��c bezwstydnie w d�oni sw�j woreczek j�drowy. Zachichota� nieprzyzwoicie. - Ale jak inaczej, wed�ug ciebie, trafi�bym tak� klasa babk�, jak Candice? Nie�le si� wtedy prezentowa�em; nie by�em opalony, ale w dobrej kondycji, elegancko ubrany. Nigdy przedtem nie robi�a tego bez pobudzacza. Dobre, co? Ale moi mali geniusze nie dali nam zasn�� przez p� nocy. Wydaje mi si�, �e za ka�dym razem wprowadzali poprawki. Mia�em wra�enie, �e trz�sie mn� jaka� cholerna febra. U�miech spe�z� z jego twarzy, - Ale pewnej nocy zacz�a mi pe�za� sk�ra. To mnie naprawd� przestraszy�o. Przysz�o mi na my�l, �e sytuacja wymyka mi si� spod kontroli. U�wiadomi�em sobie, �e nie mog� przewidzie�, co zrobi�, kiedy pokonaj� wreszcie barier� krew-m�zg i dowiedz� si� o mnie - o rzeczywistej funkcji mojego m�zgu. Rozpocz��em wi�c kampani� o utrzymanie ich w ryzach. Przypuszcza�em, �e powodem, dla kt�rego chcia�y przedosta� si� do sk�ry, by�a prostota prowadzenia sieci obwod�w po powierzchni. Du�o to �adniejsze, ni� troska o utrzymanie sieci komunikacyjnych w mi�niach i organach wewn�trznych, w naczyniach krwiono�nych i wok� nich. Sk�ra by�o tworzywem o wiele bardziej oczywistym. Kupi�em wi�c sobie lamp� kwarcow�. Podchwyci� moje zdziwione spojrzenie. - W laboratorium rozbijali�my proteiny w kom�rkach biochip�w wystawiaj�c je na dzia�anie promieni ultrafioletowych. Zast�pi�em lamp� s�oneczn� na�wietlaniem kwarc�wk�. Mog� na razie stwierdzi�, �e to trzyma je z dala od mojej sk�ry i nadaje jej przyjemn� dla oka opalenizn�. - I sko�czy si� rakiem sk�ry - skomentowa�em. - Zajm� si� tym prawdopodobnie. Jak policja. - Okay, przebada�em ci�, opowiedzia�e� mi tu histori�, w kt�r� nadal trudno mi uwierzy�... czego ode mnie oczekujesz? - Nie jestem taki beztroski, jakiego usi�uj� udawa�, Edwardzie. Niepokoj� si�. Chcia�bym znale�� jaki� spos�b zapanowania nad nimi, zanim dowiedz� si� o moim m�zgu. Pomy�l tylko, wydaje mi si�, �e jest ich ju� tryliony, ka�de inteligentne. Do pewnego stopnia wsp�pracuj� ze sob�. Prawdopodobnie, jestem w tej chwili najinteligentniejsz� istot� na planecie, a one nie zacz�y jeszcze dzia�a� wsp�lnie. Nie chc�, �eby mnie opanowa�y - roze�mia� si� bardzo nieprzyjemnie, no wiesz, �eby ukrad�y mi dusz�. My�l� wi�c o jakiej� kuracji, kt�ra zahamowa�aby ich rozw�j. Zastan�w si� nad tym. - Zapia� koszul�. - Zadzwo� do mnie. - Wr�czy� mi karteczk� ze swoim adresem i numerem telefonu. Potem podszed� do klawiatury i skasowa� obraz widniej�cy na ekranie wymazuj�c z pami�ci komputera wszystkie dane. - Tylko ty - powiedzia�. - Na razie nikt wi�cej. I prosz� ci�... pospiesz si�. By�a trzecia nad ranem, kiedy Wergil wyszed� z pokoju zabiegowego. Da� sobie pobra� pr�bki krwi i potrz�sn�� moj� r�k� - d�o� mia� wilgotn�, nerwow� - ostrzegaj�c mnie na odchodnym przed niebezpiecze�stwem, jakie mog�o nie�� ze sob� przedostanie si� najmniejszej cz�stki z tych pr�bek do mojego organizmu. Przed wyj�ciem do domu przeprowadzi�em jeszcze seri� test�w jego krwi. Wyniki by�y gotowe nazajutrz. Odebra�em je w po�udnie, podczas przerwy na lunch, po czym zniszczy�em wszystkie pr�bki. Robi�em to jak automat. Zaakceptowanie tego, czego si� dowiedzia�em, kosztowa�o mnie pi�� dni i niemal bezsennych nocy. Jego krew by�a stosunkowo normalna, chocia� maszyny wyda�y diagnoz�, �e pacjent ma infekcj�. Wysoki poziom leukocyt�w - bia�ych cia�ek krwi - histamin. Pi�tego dnia uwierzy�em. Gail wr�ci�a do domu przede mn�, ale to by�a moja kolej na przygotowanie obiadu. Wsun�a jeden ze szkolnych dysk�w do domowej ko�c�wki komputera i pokaza�a mi wideografik� tworzon� przez dzieci z jej klasy. Jedli�my i patrzyli�my w milczeniu. Mia�em dwa sny, kt�re cz�ciowo przyczyni�y si� do mojej ostatecznej akceptacji. W pierwszym, tego samego wieczora, by�em naocznym �wiadkiem zag�ady planety Krypton - Ojczyzny Supermana. W�r�d �cian ognia miota�y si� wrzeszcz�c miliardy nadludzkich geniuszy. Obudzi�em si� zlany potem. Skojarzy�em sobie t� hekatomb� ze sterylizacj� pr�bek krwi Wergila, kt�rej dokona�em. Drugi sen by� gorszy. �ni�o mi si�, �e miasto Nowy Jork gwa�ci kobiet�. Pod koniec snu wydawa�a ona na �wiat ma�e embrionalne miasteczka, wszystkie spowite w przezroczyst� b�on�, zakrwawione w wyniku trudnego porodu. Zadzwoni�em do niego sz�stego dnia rano. Podni�s� s�uchawk� po czwartym sygnale. - Mam troch� wynik�w - powiedzia�em. - Nic rozstrzygaj�cego, ale chcia�bym z tob� porozmawia�. Osobi�cie. - Nie ma sprawy - odpar�. - Na razie nigdzie si� nie wybieram. - G�os mia� napi�ty; dawa�o si� w nim wyczu� zm�czenie. Wergil mieszka� w smuk�ym wysoko�ciowcu wznosz�cym si� w okolicach brzegu jeziora. Wjecha�em wind� na g�r� s�uchaj�c po drodze paplaniny reklamowej i ogl�daj�c ta�cz�ce hologramy reklamowanych artyku��w, og�oszenia o mieszkaniach do wynaj�cia i sprawozdanie z posiedzenia hostes budynku na temat prac spo�ecznych planowanych na nadchodz�cy tydzie�. Wergil otworzy� drzwi i gestem r�ki zaprosi� mnie do �rodka. Mia� na sobie szlafrok z d�ugimi r�kawami, a na nogach laczki. W d�oni �ciska� niezapalon� fajk�. Nie odzywaj�c si� s�owem odszed� w g��b mieszkania i usiad�, przez ca�y czas obracaj�c j� w palcach. - Masz infekcj� - zagai�em. - Tak? - Tylko to wykaza�y analizy krwi. Nie mam dost�pu do mikroskopu elektronowego. - Nie wydaje mi si�, �eby to naprawd� by�a infekcja - powiedzia�. mimo wszystko, to s� moje w�asne kom�rki. To prawdopodobnie co� innego... �wiadectwo ich obecno�ci, zachodz�cych zmian. Trudno od nas wymaga�, �eby�my rozumieli charakter zachodz�cego procesu. Zdj��em p�aszcz. - Pos�uchaj - powiedzia�em, - zaczynam si� o ciebie niepokoi� - powstrzyma� mnie wyraz jego twarzy, rodzaj szalonej b�ogo�ci. Spojrza� w sufit i zacisn�� usta. - Goln��e� sobie? - zapyta�em. Potrz�sn�� g�ow�, a potem skin�� ni� jeden raz, bardzo powoli. - Nas�uchuj� - powiedzia�. - Czego? - Nie wiem. W�a�ciwie... to nie s� d�wi�ki. Co� jak muzyka. Serce, naczynia krwiono�ne, tarcie krwi o �cianki t�tnic, �y�. Aktywno��. Muzyka krwi. - Spojrza� na mnie �a�o�nie. - Dlaczego nie jeste� w pracy? - Mam wolny dzie�. Gail pracuje. - Mo�esz zosta�? Wzruszy�em ramionami. - Chyba tak - w moim g�osie przebija�a nutka podejrzliwo�ci. Rozgl�da�em si� po mieszkaniu szukaj�c wzrokiem popielniczek, rozrzuconych gazet. - Nic nie pi�em, Edwardzie - odezwa� si� Wergil. - Mog� si� myli�, ale mam wra�enie, �e dzieje si� co� wielkiego. Wydaje mi si�, �e odkry�y, kim jestem. Usiad�em naprzeciwko Wergila i przyjrza�em mu si� uwa�nie. Zdawa� si� tego nie zauwa�a�. Poch�ania� go ca�kowicie jaki� wewn�trzny proces. Kiedy poprosi�em o fili�ank� kawy, wskaza� ruchem r�ki na kuchni�. Zagotowa�em czajnik wody i wyj��em z szafki puszk� rozpuszczalnej kawy. Z fili�ank� w r�ce wr�ci�em na swoje miejsce. Kr�ci� we wszystkie strony g�ow�. Oczy mia� otwarte. - Ty zawsze wiedzia�e�, kim chcesz zosta�, prawda? - spyta� ni st�d ni zow�d. - Mniej wi�cej. - Ginekologiem. Wytkni�ty cel. �adnych fa�szywych ruch�w. Ja by�em inny. Jak mapa bez zaznaczonych dr�g ; same miejsca. Nie da�bym z�amanego centa za nic, nie licz�c siebie samego. Nawet za nauk�. To tylko �rodki. Dziwi� si�, �e zaszed�em tak daleko. Ja nienawidz� nawet swoich bliskich. Zacisn�� d�onie na por�czach fotela. - Co si� sta�o? - zapyta�em. - M�wi� do mnie - powiedzia�. Zacisn�� powieki. Przez godzin� sprawia� wra�enie �pi�cego. Sprawdzi�em mu puls. By� silny i miarowy. Dotkn��em jego czo�a - lekko ch�odne. Zrobi�em sobie drug� kaw�. Z braku innego zaj�cia przegl�da�em jakie� stare czasopisma, kiedy znowu otworzy� oczy. - Trudno sobie dok�adnie u�wiadomi�, czym jest dla nich czas. - powiedzia�. - Rozpracowanie j�zyka, kluczowych ludzkich poj�� zaj�o im trzy, cztery dni. Teraz ju� go znaj�. Wiedz� o mnie. Sta�o si�. - Jak to? Powiedzia� mi, �e do jego neuron�w pod��czy�o si� tysi�ce badaczy. Nie potrafi� poda� szczeg��w. - Wiesz, s� cholernie sprawni zako�czy�. - Ale jeszcze mnie nie dostali. - Nale�a�oby umie�ci� ci� w szpitalu. - Co one, u diab�a, mog� robi�? Czy wymy�li�e� jaki� spos�b przej�cia nad nimi kontroli? Przecie� to s� moje w�asne kom�rki. - My�la�em nad tym. Mo�emy je zag�odzi�. Sprawdzi�, jakie r�nice w metabolizmie... - Sam nie wiem, czy chc� si� ich pozby� - powiedzia� Wergil. - Nie robi� mi �adnej krzywdy. - Sk�d to wiesz? Potrz�sn�� g�ow� i podni�s� w g�r� palec. - Zaczekaj! Usi�uj� stwierdzi�, czym jest przestrze�. To dla nich trudne poj�cie. Licz� odleg�o�ci w stopniach st�enia zwi�zk�w chemicznych. Dla nich przestrze� jest jak intensywno�� smaku. - Wergil... - Zaczekaj! Pomy�l tylko, Edwardzie! - g�os mia� podniecony, ale r�wny. Obserwuj! Dzieje si� we mnie co� wielkiego. Rozmawiaj� ze sob� poprzez p�yny ustrojowe, poprzez przepony. Co� przygotowuj� - wirusy? - co�, o pozwoli�oby im przenosi� informacje przechowywane w �a�cuchach kwasu nukleinowego. Wydaje mi si�, �e m�wi� "RNA". To ma sens. To jedyna droga rozwoju, kt�r� zasugerowa�em im w programie. Ale s� te� struktury plazmopodobne. Mo�e w�a�nie to twoje maszyny zinterpretowa�y jako objaw infekcji? Ca�e to ich gadanie w mojej krwi, pakiety danych. Smaki innych osobnik�w. R�wnych im. Stoj�cych wy�ej. Ni�szych. - Wergilu, s�ucham ci�, ale nadal uwa�am, �e powiniene�. znale�� si� w szpitalu. - To jest m�j wyst�p, Edwardzie powiedzia�. - Jestem ich wszech�wiatem. S� zafascynowane now� skal�. - Znowu zamilk� na pewien czas. Przykucn��em przy jego krze�le i podci�gn��em mu r�kaw szlafroka. Rami� mia� poci�te siateczk� bia�ych linii. Mia�em w�a�nie podej�� do telefonu i wezwa� pogotowie, kiedy wsta� i przeci�gn�� si�. - Czy zdajesz sobie spraw� - zapyta� - ile kom�rek zabijamy za ka�dym ruchem? - Zamierzam wezwa� pogotowie powiedzia�em. - Nie zrobisz tego - ton jego g�osu kaza� mi si� zatrzyma�. - Ju� ci m�wi�em, nie jestem chory; to m�j wyst�p. Wiesz, co zrobiliby ze mn� w szpitalu? Zachowaliby si�, jak jaskiniowcy usi�uj�c naprawi� komputer z pomac� tych samych metod, kt�re stosuj� do naprawy swoich kamiennych topor�w. To by�aby farsa. - To co ja tu, u diab�a, robi�? spyta�em czuj�c, jak narasta we mnie z�o��. - Nic ci nie mog� pom�c. Jestem jednym z tych jaskiniowc�w. - Jeste� moim przyjacielem - odpar� Wergil wbijaj�c we mnie wzrok. Mia�em wra�enie, �e obserwuje mnie nie tylko Wergil. - Chc� �eby� tu by� i dotrzymywa� mi towarzystwa. - Roze�mia� si�. - Ale prawd� m�wi�c, to nie jestem zupe�nie sam. Przez dwie godziny chodzi� po mieszkaniu przesuwaj�c palcami po sprz�tach, wygl�daj�c przez okno i powoli, metodycznie przyrz�dzaj�c sobie lunch. - Czy wiesz, �e one potrafi� odczuwa� w�asne my�li? - odezwa� si� wreszcie oko�o po�udnia. - Chodzi mi o to, �e cytoplazma wydaje si� wykazywa� w�asn� wol�, rodzaj pod�wiadomego �ycia, w przeciwie�stwie do racjonalizmu, kt�ry zacz�y przejawia� dopiero ostatnio. One s�ysz� chemiczny "szum", czy co tam wydaj� moleku�y ��cz�c si� i roz��czaj�c wewn�trz nas. O drugiej po po�udniu zadzwoni�em do Gail, �eby j� uprzedzi�, �e si� sp�ni�. By�em niemal chory z napi�cia, ale stara�em si� panowa� nad g�osem. - Pami�tasz Wergila Ulama? W�a�nie z nim gaw�dz�. - Czy wszystko w porz�dku? By�o w porz�dku? Zdecydowanie nie: - Oczywi�cie - powiedzia�em. - Kultura! - odezwa� si� Wergil wystawiaj�c g�ow� zza w�g�a kuchni. Po�egna�em si� z Gail i od�o�y�em s�uchawk�. - One zawsze p�awi� si� w tym morzu informacji. Wnosz� do niego sw�j wk�ad. To rodzaj gestaltu zorganizowanego zespo�u prze�y�. Hierarchia jest absolutna. Wys�a�y specjalnie przygotowane fagi na poszukiwanie kom�rek, kt�re nie wsp�dzia�aj� prawid�owo z innymi. Wirusy wytresowane w tropieniu pojedynczych takich kom�rek, b�d� ca�ych ich grup. Nie ma przed nimi ucieczki. Wirus przenika do kom�rki, ta rozdyma si�, eksploduje i przestaje istnie�. Ale to nie jest zwyk�a dyktatura. Sadz�, �e w praktyce maj� wi�cej swob�d ni� to gwarantuje ustr�j demokratyczny. Chc� przez to podkre�li�, jak bardzo inaczej r�ni� si� mi�dzy sob�. Czy to ma sens? R�ni� si� mi�dzy sob� w inny spos�b ni� my. - Przesta�, Werglu - powiedzia�em chwytaj�c go za ramiona. - Doprowadzasz mnie do granic wytrzyma�o�ci. Nie znios� tego d�u�ej. Nic nie rozumiem, nie jestem w stu procentach przekonany... - Nawet teraz? - Okay, powiedzmy, �e podajesz mi prawid�ow� interpretacj�. Przekazujesz mi j� na gor�co. Przypu��my, �e to wszystko jest prawda. Czy zada�e� ju� sobie trud, �eby si� zastanowi� nad konsekwencjami? Co to wszystko znaczy, do czego to mo�e doprowadzi�? Wszed� do kuchni i nala� sobie z kranu szklank� wody. Potem wr�ci� i stan�� obok mnie. Wyraz dziecinnego zaabsorbowania maluj�cy si� do tej pory na jego twarzy ust�pi� trze�wemu niepokojowi. - Nigdy nie by�em w tym dobry. - Nie odczuwasz strachu? - Odczuwa�em. Teraz nie jestem pewien. - Mi�tosi� w palcach lu�ny koniec paska swojego szlafroka. - S�uchaj, nie chc�, �eby� sobie pomy�la�, �e ci nie wierzy�em, nie ufa�em, czy co� w tym rodzaju. Ale spotka�em si� wczoraj z Michaelem Bernardem. Przebada� mnie wszechstronnie w swojej prywatnej klinice, pobra� pr�bki do analizy. Kaza� mi zaprzesta� na�wietla� lamp� kwarcow�. Zatelefonowa� dzi� rano, tu� przed twoim przyj�ciem. Twierdzi, �e wszystko si� zgadza. I nalega, �ebym nikomu nic nie m�wi� - urwa� i na jego twarzy znowu . pojawi� si� wyraz rozmarzenia. Miasta kom�rek - podj��. - Edwardzie, one przepychaj� poprzez tkank� w�oskowate rurki, rozprowadzaj� informacje... - Przesta� I - krzykn��em. - Zgadza si�? Co si� zgadza? - Bernard twierdzi, �e wykry� w moim organizmie nienaturalnie powi�kszone makrofagi. I potwierdza zmiany anatomiczne. A wi�c to nie zwyk�e z�udzenie. - Co zamierza? - Nie wiem. Wydaje mi si�, �e chyba nak�oni Genetrona do ponownego otwarcia laboratorium. - Czy o to w�a�nie ci chodzi? - Zrozum, �e tu nie chodzi tylko o to, �e b�d� mia� z powrotem do dyspozycji laboratorium. Od kiedy przerwa�em na�wietlania, zmiany post�puj� nadal. - Rozwi�za� pasek i zrzuci� z siebie szlafrok. Sk�r� na ca�ym ciele mia� pokryt� siateczk� bia�ych linii. Na plecach linie te zaczyna�y ju� formowa� si� w pr�gi. - O m�j Bo�e - powiedzia�em. - Nied�ugo b�d� si� nadawa� ju� tylko do laboratorium. Nie b�d� m�g� pokazywa� si� publicznie. W szpitalu i tak by nie wiedzieli, co z tym pocz��. Ju� ci to m�wi�em. - Ty... mo�esz nawi�za� z nimi kontakt, nakaza� im, �eby zwolni�y tempo - powiedzia�em i u�wiadomi�em sobie zaraz, jak �miesznie to zabrzmia�o. - Tak, faktycznie mog�, ale nigdzie nie jest powiedziane, �e mnie pos�uchaj�. . - My�la�em, te jeste� dla nich czym� w rodzaju boga. - Te, kt�re czepiaj� si� moich neuron�w, nie s� klechami. One s� badaczami, a przynajmniej spe�niaj� t� sam� funkcj�. Wiedz�, �e tu jestem, wiedz� kim jestem, ale to nie znaczy, �e s� przekonane co do mojej wy�szo�ci. - Czy�by j� kwestionowa�y? - Co� w tym rodzaju. Ale nie jest a� tak tle. Je�li otworz� znowu moje laboratorium, b�d� mia� dach nad g�owa, miejsce i warunki do pracy. Patrzy� przez okno, jakby kogo� obserwuj�c. - Nic pr�cz nich mi nie pozosta�o. One si� nie boj�, Edwardzie. Nigdy nie czu�em si� tak blisko zwi�zany z nikim i z niczym. - Znowu b�ogi u�miech. - Jestem za nich odpowiedzialny. Jestem ich matk�. - Nie masz poj�cia, do czego one d���. Potrz�sn�� g�ow�. - Nie, ja m�wi� powa�nie - ci�gn��em. - Twierdzisz, �e one przypominaj� cywilizacj�... - Tysi�c cywilizacji. - Tak, ale historia zna cywilizacje, kt�re upad�y. Wojny, choroby, �rodowisko... Chwyta�em si� jak ton�cy brzytwy usi�uj�c opanowa� ogarniaj�c� mnie panik�. Nie by�em kompetentny do stawiania czo�a potworno�ci sytuacji. Wergil r�wnie�. By� ostatnim, kogo nazwa�bym wytrawnym dyplomat�. - Przecie� tylko ja tu ryzykuj�. - Sk�d to wiesz? Jezu, Wergilu, sp�jrz, co one z tob� wyprawiaj� ! - Ze mn� i tylko ze mn� ! - powiedzia� podnosz�c g�os. - Z nikim wi�cej. Potrz�sn��em g�ow� i unios�em r�ce w g�r� w ge�cie kapitulacji. - No dobrze, a wi�c Bernard sk�ania ich do ponownego otwarcia laboratorium, wracasz teraz i stajesz si� kr�likiem do�wiadczalnym. Co dalej? - Dobrze mnie traktuj�. Jestem teraz czym� wi�cej od starego, poczciwego Wergfla Ulema. Jestem jak�� cholern� galaktyk�, supermatk�. - Supernosicielem, chcia�e� powiedzie� - przyj�� t� uwag� wzruszeniem ramion. Nie mog�em tego d�u�ej s�ucha�. Wymawiaj�c si� kilkoma m�tnymi pretekstami opu�ci�em mieszkanie Wergila i usiad�em w holu, �eby troch� och�on��. Kto� musia� mu przem�wi� do rozs�dku. Kogo on pos�ucha? By� u Bernarda... Z tego co m�wi� wynika�o, �e Bernard nie tylko mu uwierzy�, ale r�wnie� wykaza� du�e zainteresowanie. Ludzie kalibru Bernarda nie cackali si� z takimi Wergilami Ulemami, o ile nie upatrywali w tym korzy�ci. dla siebie. Mia�em punkt zaczepienia i postanowi�em go wykorzysta�. Podszed�em do automatu telefonicznego, wsun��em w szczelin� swoj� kart� kredytow� i wykr�ci�em numer Gnetrona. - Chcia�em rozmawia� z doktorem Bernardem - powiedzia�em zg�aszaj�cemu si� recepcjoni�cie. Po kilku pe�nych napi�cia minutach na linii zg�osi� si� Bernard. - Kto m�wi, u diab�a - spyta� cicho. - Nie mam dzi� dy�uru przy telefonie. - Moje nazwisko Edward Milligan. Jestem przyjacielem Wergila Ulema. Wydaje mi si�, �e mamy pewne sprawy do przedyskutowania. Um�wili�my si� na spotkanie nazajutrz rano. Wr�ci�em do domu i usi�owa�em wymy�li� jaka� wym�wk�, kt�ra pozwoli�aby mi si� wykr�ci� od dy�uru, jaki przypada� mi w szpitalu nast�pnego dnia. W tym stanie ducha nie mog�em si� skoncentrowa� na medycynie, nie mog�em zapewni� pacjentom czego� nawet zbli�onego do nale�nej im opieki. Niespokojny, pe�en obaw, zdenerwowany, przestraszony. Takiego zasta�a mnie Gail. Przyoblek�em na twarz mask� spokoju i wsp�lnie przygotowali�my sobie obiad. Po posi�ku, przytuleni do siebie, obserwowali�my przez okno wychodz�ce na zatok�, Jak wraz z zapadaj�cym zmierzchem zaczynaj� rozb�yskiwa� �wiat�a miasta. W ostatnich promieniach zachodz�cego s�o�ca szpaki wydziobywa�y co� jeszcze z ziemi na po��k�ym trawniku, a potem przegna� je podmuch wieczornego wiatru, kt�ry zaklekota� oknami. - Co� ci� gn�bi? - zapyta�a cicho Gail. - Powiesz mi, co ci jest, czy dalej b�dziesz udawa�, �e wszystko w porz�dku? - To przem�czenie - odpar�em. Nerwy. Praca w szpitalu. - O Bo�e - powiedzia�a siadaj�c prosto. - Chcesz si� ze mn� rozwie�� dla tej Baken - Pani Baker wa�y�a trzysta sze��dziesi�t funt�w I a� do pi�tego miesi�ca nie wiedzia�a, �e jest w ci��y. - Nie - zaprzeczy�em apatycznie. - Co za ulga - powiedzia�a Gail dotykaj�c lekko mego czo�a. - Wiesz przecie�, �e tego rodzaju introspekcja doprowadza mnie do sza�u. - Przepraszam, ale na razie nie mog� ci nic powiedzie�, a wi�c... - poklepa�em j� po d�oni. - Zachowujesz si� obrzydliwie protekcjonalnie - stwierdzi�a wstaj�c. Id� zrobi� herbaty. Chcesz? - by�a teraz naburmuszona, a ja siedzia�em spi�ty i nie odzywa�em si�. Dlaczego by jej nie powiedzie�? Pyta�em sam siebie. M�j stary przyjaciel przeistacza si� w galaktyk�. Zamiast tego sprz�tn��em ze sto�u. Tej nocy nie mog�em zasn��. Siedz�c na ��ku z poduszk� pod plecami spogl�da�em na �pi�c� obok mnie Gail i usi�owa�em ustali�, co z tego, co wiem, jest realne, a co nie. Jestem lekarzem, m�wi�em sobie. Mam techniczny, naukowy zaw�d. Powinienem by� uodporniony na takie sprawy, jak szok przysz�o�ci. Wergil Ulam przeistacza� si� w galaktyk�. Co to za uczucie, by� przywalonym przez trylion Chi�czyk�w ? U�miechn��em si� w ciemno�ciach i w tej samej chwili omal nie krzykn��em. To, co znajdowa�o si� we wn�trzu Wergila by�o niewyobra�alnie bardziej obce ni� Chi�czycy. Bardziej obce ni� cokolwiek, co ja - albo Wergil - mogli�my obj�� umys�em. By� mo�e kiedykolwiek to poj��. Ale wiedzia�em przecie�, co jest realne. Sypialnia, miejskie �wiat�a przyt�umione przez firanki. �pi�ca obok Gail. Bardzo wa�ne. Gali �pi�ca w ��ku. Zmorzy� mnie sen. Tym razem miasto wesz�o przez okno i zaatakowa�o Gail. By�o wielkim, zajad�ym, �wietlistym �upie�c� i be�kota�o co� w j�zyku, kt�rego nie rozumia�em, sk�adaj�cym si� z wycia samochodowych klakson�w, gwaru t�um�w, ulicznej wrzawy. Pr�bowa�am je odp�dzi�, ale dopad�o do niej - i przeistoczy�o si� w deszcz gwiazd zraszaj�cy ��ko, wszystko. Zerwa�em si� przera�ony i do �witu nie zmru�y�em ju� oka. Rano ubra�em si� razem z Gail i poca�owa�em j�, spijaj�c realno�� z jej ludzkich, nie sprofanowanych warg. Potem wyszed�em na spotkanie z Bernardem. Zajmowa� apartament w wielkim �r�dmiejskim szpitalu; wjecha�em wind� na sz�ste pi�tro i przekona�em si�, co mog� znaczy s�awa i maj�tek. Gabinet by� urz�dzony ze smakiem - doskona�e grafiki na wy�o�onych boazeri� �cianach, meble po�yskuj�ce chromem i szk�em, kremowy dywan, chi�ska porcelana oraz inkrustowane szafki i stoliki. Zaproponowa� mi fili�ank� kawy. Skin��em g�ow�. Zaj�� miejsce w k�ciku �niadaniowym, a ja usiad�em naprzeciw niego tul�c w wilgotnych d�oniach swoj� fili�ank�. W szarym garniturze wygl�da� wytwornie; szpakowate w�osy, ostry profil. Mia� oko�o sze��dziesi�ciu pi�ciu lat i by� bardzo podobny do Leonarda Bernsteina. - Co do naszego wsp�lnego znajomego - zagai� - pana Ulama. To geniusz. I nie zawaham si� powiedzie� - odwa�ny. - Jest moim przyjacielem. Niepokoj� si� o niego. Bernard podni�s� palec. - Odwa�ny... i cholernie g�upi. Nie wolno by�o w �adnym przypadku dopu�ci� do tego, co mu si� przydarzy�o. By� mo�e, zmusi�y go do tego okoliczno�ci, ale to nie jest wyt�umaczenie. No, ale co si� sta�o, to si� nie odstanie. Domy�lam si�, �e rozmawia� pan z nim. Skin��em g�ow�. - Chce wr�ci� do Genetrona.