3602

Szczegóły
Tytuł 3602
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3602 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3602 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3602 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

IRA LEVIN �ONY ZE STEPFORD Prze�o�y�a Anna G. Celi�ska Dzi� walka przybiera inny kszta�t; zamiast chcie� zamkn�� m�czyzn� za kratkami, kobieta usi�uje od niego ucieka�, nie pr�buje go ju� wci�ga� w stref� immanencji lecz sama chce objawi� si� w �wietle transcendencji. Teraz nowy konflikt rodzi postawa m�czyzn: m�czyzna niech�tnie pozwala jej odej��. SIMONE DE BEAWOIR Druga P�e�. ROZDZIA� I Mistrzyni Ceremonii mog�a mie� oko�o sze��dziesi�tki, ale pracowa�a z m�odzie�cz� werw� (mia�a rude w�osy, czerwone usta i jasno��t� sukienk�). B�yskaj�c z�bami i mrugaj�c do Joanny, powiedzia�a: - Bardzo si� pani spodoba w tym miasteczku z mi�ymi lud�mi. Nie mog�a pani dokona� lepszego wyboru. Mia�a olbrzymi� br�zow�, sk�rzan� torb�, z kt�rej wybiera�a dla Joanny torebki z proszkami do robienia napoj�w oraz mieszanki zup, ma�e pude�ko z nieszkodliwymi dla �rodowiska detergentami, bloczek z kuponami premiowymi, przyjmowanymi w dwudziestu dwu lokalnych sklepach, dwa kawa�ki myd�a, paczk� perfumowanych podpasek... - Do��, do�� - powiedzia�a Joanna, stoj�c w drzwiach z fur� rzeczy w r�kach. - Starczy, ju� dosy�. Dzi�kuj� pani. Mistrzyni Ceremonii po�o�y�a flakonik wody kolo�skiej na czubku sterty i zacz�a grzeba� w torbie. - Naprawd� - powiedzia�a Joanna, a ona wyci�gn�a okulary w r�owej oprawie oraz ma�y notesik w ozdobnej ok�adce. - Zbieram informacje o przybyszach - powiedzia�a u�miechaj�c si� i w�o�y�a okulary. - Dla Kroniki. - Pogrzeba�a na samym dm� torby i wyci�gn�a d�ugopis, kt�ry nacisn�a kciukiem z pomalowanym na czerwono paznokciem. Joanna powiedzia�a jej, sk�d si� z Walterem przeprowadzili, co robi� Walter i w jakiej firmie, poda�a jej imiona Kim i Pete'a oraz w jakim s� wieku, co robi�a, zanim si� urodzili, i do jakich ona i Walter chodzili szk�. Poruszy�a si� niecierpliwie, stoj�c przed drzwiami ze stert� rzeczy, podczas gdy Kim i Pete byli poza zasi�giem jej s�uchu. - Czy ma pani jakie� hobby albo jakie� szczeg�lne zainteresowania? Ju� mia�a zaprzeczy�, ale rozmy�li�a si�: pe�na odpowied� wydrukowana w lokalnej gazecie mo�e pos�u�y� takim kobietom jak ona jako drogowskaz przy zawieraniu nowych znajomo�ci. Kobiety, kt�re pozna�a w ci�gu ostatnich kilku dni w s�siedztwie, by�y mi�e i ch�tne do pomocy, ale wydawa�y si� ca�kowicie poch�oni�te domowymi obowi�zkami. Mo�e kiedy pozna je lepiej, oka�e si�, �e maj� szersze horyzonty, ale na razie mo�na im da� wskaz�wk�, a wi�c: - Tak, kilka - powiedzia�a. - Gram w tenisa, kiedy tylko nadarzy si� okazja, oraz jestem p�profesjonalnym fotografem... - Ach tak? - powiedzia�a kobieta notuj�c. Joanna u�miechn�a si�: - Pewna agencja zainteresowa�a si� moimi zdj�ciami. Ponadto zajmuj� si� polityk� oraz ruchem feministycznym. Szczeg�lnie tym ostatnim i to razem z m�em. - On tak�e? - kobieta spojrza�a z zaciekawieniem. - Tak - odpowiedzia�a Joanna. - Podobnie jak wielu m�czyzn. Nie zada�a sobie trudu, �eby wyja�nia�, jakie s� korzy�ci dla obu p�ci, tylko wychyli�a g�ow� na korytarz i nas�uchiwa�a. Z du�ego pokoju dochodzi� �miech z w��czonego telewizora, a Pete i Kim k��cili si�, ale nie trzeba by�o jeszcze interweniowa�. U�miechn�a si� do Mistrzyni Ceremonii Powitalnej: - On interesuje si� r�wnie� pi�k� no�n� i �eglarstwem - powiedzia�a - oraz kolekcjonuje stare ameryka�skie dokumenty prawne. To by� drogowskaz dla tych, kt�rzy by chcieli pozna� Waltera. Kobieta zapisa�a to i zamkn�a notes. - To wystarczy, pani Eberhart - powiedzia�a u�miechaj�c si� i zdejmuj�c okulary. - Na pewno si� tu pani spodoba, a wi�c serdecznie witamy w Step-ford. Je�li b�dzie pani potrzebowa�a jakichkolwiek informacji o tutejszych sklepach i us�ugach, prosz� do mnie zawsze dzwoni�. Numer telefonu ma pani na tym bloczku. - Dzi�kuj�, ch�tnie skorzystam - zapewni�a Joanna. - I dzi�kuj� za to wszystko. - Prosz� je wypr�bowa�, to dobre produkty! - Kobieta odwr�ci�a si�. - Do zobaczenia! Joanna po�egna�a si� i patrzy�a, jak tamta sz�a wzd�u� kr�tej �cie�ki do czerwonego, obt�uczonego volkswagena. Nagle w oknach samochodu pojawi�y si� psy; czarne i br�zowe spaniele skaka�y i szczeka�y, przyciskaj�c �apki do szyby. Co� bia�ego, poruszaj�cego si� za samochodem przyku�o uwag� Joanny: po drugiej stronie usianej drzewkami ulicy, w jednym z g�rnych okien u Claybrook�w, biel ponownie si� poruszy�a, przesuwaj�c si� z jednej szyby na drug�. Kto� my� okna. Joanna u�miechn�a si� jakby na wypadek, gdyby Donna Claybrook akurat na ni� patrzy�a. Bia�a szmatka obni�y�a si�, a nast�pnie pojawi�a si� w s�siedniej szybie. Volkswagen z zaskakuj�cym �oskotem wyrwa� do przodu, a Joanna wycofa�a si� na korytarz i biodrem zatrzasn�a drzwi. Pete i Kim teraz k��cili si� znacznie g�o�niej. - Ty kupo! - Au! Przesta�! - Spok�j! - krzykn�a Joanna, wyrzucaj�c gar�ciami rzeczy na st�. - Ona mnie kopie! - wrzasn�� Pete, a Kim krzycza�a; - Wcale nie, ty kupo! - Uspok�jcie si� - powiedzia�a Joanna i podesz�a do drzwi. Pete le�a� na pod�odze blisko telewizora, a Kim sta�a obok z czerwon� buzi�, powstrzymuj�c si�, �eby go nie kopn��. Oboje byli jeszcze w pi�amach. - Ona mnie kopn�a dwa razy - poskar�y� si� Pete, a Kim krzycza�a: - Zmieni�e� program! On zmieni� program! - Wcale nie! - Ogl�da�am Kota Feliksa! - Cisza! - rozkaza�a Joanna. - Ma by� absolutna, ca�kowita cisza. Spojrzeli na ni�, Kim du�ymi, niebieskimi oczyma Waltera, a Pete jej w�asnymi, ciemnymi. - Pierwsze dotr� do mety! - krzycza� telewizor. - Bez elektryczno�ci! - Po pierwsze - siedzisz za blisko telewizora - m�wi�a Joanna. - Po drugie -wy��cz go, a po trzecie - oboje si� ubierzcie. To co� zielone na zewn�trz to trawa, a to ��te - to pi�kne s�o�ce. Pete wsta�, wcisn�� guzik wy��czaj�c telewizor. Na ekranie pojawi�a si� znikaj�ca kropka �wiat�a. Kim zacz�a p�aka�. Joanna westchn�a i wesz�a do pokoju. Kucn�a, przytuli�a Kim i g�aszcz�c j� po plecach, ca�owa�a mi�kkie, jedwabiste loki. - Ju� dobrze - powiedzia�a. - Nie chcia�aby� pobawi� si� z t� sympatyczn� Allison? Mo�e zn�w zobaczysz wiewi�rk�. Pete podszed� i wzi�� do r�ki kosmyk jej w�os�w. Spojrza�a na niego i powiedzia�a: - Nie zmieniaj jej wi�cej program�w. - W porz�dku - odpar�, owijaj�c jej w�osy wok� palca. - A ty nie kop - zwr�ci�a si� do Kim. Pog�aska�a j� po plecach i pr�bowa�a poca�owa� w umykaj�cy policzek. By�a kolejka Waltera na zmywanie naczy�, a Pete i Kim bawili si� cichutko w pokoju Pete'a, wi�c wzi�a szybki, ch�odny prysznic, w�o�y�a kr�tkie spodenki, koszulk�, tenis�wki i uczesa�a w�osy. Kiedy wi�za�a w�osy, zerkn�a do Kim i Pete'a - siedzieli na pod�odze, bawi�c si� stacj� kosmiczn� Pete�a. Cichutko odsun�a si� od drzwi i zesz�a po schodach wy�o�onych nowym chodnikiem. By� to mi�y wiecz�r. Wreszcie uporali si� z rozpakowywaniem, by�a od�wie�ona, czysta i mia�a kilka minut wolnego czasu, by m�c posiedzie� na zewn�trz z Walterem i podziwia� drzewa na ich 2,2 akra ziemi. Zesz�a na d� do holu. Kuchnia by�a czy�ciutka, zmywarka ha�asowa�a. Walter sta� przy zlewie wychylony do okna i patrzy� w kierunku domu van Sant�w. Na jego koszuli pojawi�a si� plama potu w kszta�cie kr�lika ze skierowanymi na zewn�trz uszami. Odwr�ci� si� lekko zaskoczony i u�miechn�� si�. - D�ugo tu jeste�? - zapyta�, wycieraj�c r�ce w �cierk� do naczy�. - W�a�nie wesz�am. - Wygl�dasz jak nowo narodzona. - Tak te� si� czuj�. Dzieci bawi� si� grzecznie. Mo�e wyjdziemy na zewn�trz? - Dobrze - zgodzi� si�, sk�adaj�c �cierk�. - Ale tylko na par� minut. Musz� porozmawia� z Tedem - powiesi� �cierk� na wieszaku. - Dlatego wygl�da�em przez okno; w�a�nie sko�czyli je��. - O czym z nim b�dziesz rozmawia�? Wyszli do patio. - Mia�em ci o tym powiedzie� - m�wi�, kiedy szli. - Zmieni�em zdanie; wst�pi� do tego Stowarzyszenia M�czyzn. Stan�a i spojrza�a na niego. - Zajmuj� si� zbyt wa�nymi sprawami, �eby tak po prostu przej�� obok - powiedzia�. - Lokalne kwestie polityczne, dzia�alno�� charytatywna i tak dalej. - Jak mo�esz wst�powa� do przestarza�ego, staromodnego. .. - Rozmawia�em z kilkoma m�czyznami w poci�gu: z Tedem i Vikiem Stavrosem oraz paroma innymi, kt�rych mi przedstawili. Przyznaj�, �e niedopuszczenie kobiet do �ycia publicznego to problem przestarza�y. Wzi�� j� pod r�k� i szli dalej. - Ale mo�na to zmieni� tylko od wewn�trz i ja w tym pomog�. Wst�puj� tam w sobot� wieczorem. Ted wprowadzi mnie w sprawy i panuj�ce tam uk�ady oraz powie, kto jest po jakiej stronie. Zaproponowa� jej papierosa: - Dzisiaj palisz czy nie? - Zapal� - powiedzia�a. Stali na skraju patia w ch�odnym, niebieskim zmroku, przepe�nionym graniem �wierszczy. Walter przypali� Joannie i sobie papierosa. - Sp�jrz na to niebo - powiedzia�. - Warte ka�dego grosza, jaki na to wydali�my. Spojrza�a. Niebo by�o bladofioletowe, niebieskie i ciemnoniebieskie; �liczne. Wtem spojrza�a na swojego papierosa. - Organizacje mo�na zmienia� od zewn�trz - odpar�a. - Poprzez petycje i pikietowanie. .. - Ale od wewn�trz jest �atwiej. Zobaczysz, je�li m�czy�ni, o kt�rych ci m�wi�em, s� normalni, zanim si� obejrzysz, b�dzie to Stowarzyszenie Wszystkich. Wsp�lny poker, seks na stole bilardowym... - Gdyby ci m�czy�ni byli tacy, jak m�wisz, to ju� by to by�o Stowarzyszenie Wszystkich. No, dobrze, wst�p tam, a ja tymczasem wymy�l� jakie� has�a na plakaty. B�d� mia�a mn�stwo czasu, kiedy zacznie si� szko�a. Obj�� j� ramieniem i powiedzia�: - Wytrzymaj jeszcze troch�. Je�li w ci�gu p� roku nie dopuszcz� tam kobiet, zrezygnuj� i razem pomaszerujemy, rami� w rami�. - Stepford jest jakie� zacofane - rzek�a, si�gaj�c po popielniczk� stoj�c� na stoliku piknikowym. - Nie�le. - Poczekaj, a� si� rozkr�c�. Sko�czyli pali� i stali pod r�k�, patrz�c na szerok� �cie�k� na ��ce oraz wysokie drzewa, czarne na tle bladofioletowego nieba. �wiat�a z okien dom�w na nast�pnej ulicy, Harvest Lane, prze�witywa�y pomi�dzy drzewami. - Robert Ardrey ma racj� - powiedzia�a Joanna. - Czuj� si� tu bardzo prowincjonalnie. Walter spojrza� na dom van Sant�w i zerkn�� na zegarek. - Wejd� do �rodka i doko�cz� zmywanie - powiedzia� i poca�owa� j� w policzek. Odwr�ci�a si�, wzi�a jego twarz w d�onie i poca�owa�a w usta. - Zostan� tu jeszcze kilka minut - zdecydowa�a. - Krzyknij, gdyby dzieciaki rozrabia�y. - Dobrze - odpowiedzia�. Wszed� do domu przez drzwi prowadz�ce do pokoju sto�owego. Obj�a r�koma ramiona i zacz�a masowa� je; wiecz�r stawa� si� ch�odniejszy. Przymkn�a oczy, odrzuci�a g�ow� do ty�u i z rozkosz� wdycha�a zapach trawy, drzew i �wie�ego powietrza. Otworzy�a oczy, by ujrze� ma�� plamk� gwiezdn� na ciemnoniebieskim niebie, bilion mil ponad ni�. - Gwiazdko, spraw aby... - powiedzia�a, ale ju� tylko w my�lach doko�czy�a swoje �yczenie. Chcia�a, �eby byli szcz�liwi w Stepford, �eby Pete i Kim radzili sobie w szkole i �eby ona i Walter mogli znale�� przyjaci� i zadowolenie; �eby on nie narzeka� na dojazdy do pracy - chocia� przeprowadzka by�a przecie� jego pomys�em - �eby �ycie ca�ej ich czw�rki by�o pe�niejsze ni� przedtem, a nie zubo�one, czego si� najbardziej obawia�a opuszczaj�c miasto. Brudne, zat�oczone, o du�ej przest�pczo�ci, ale przecie� takie �ywe. Ha�as i poruszenie zwr�ci�y jej uwag� ku domowi van Sant�w. Carol van Sant, ciemna sylwetka na tle �wiat�a promieniuj�cego przez drzwi kuchni, przykrywa�a kosz na �mieci. Schyli�a si� (mia�a rude, b�yszcz�ce w�osy) podnios�a z ziemi co� du�ego i okr�g�ego - kamie� - i po�o�y�a na pokrywie �mietnika. - Witam! - zawo�a�a Joanna. Carol wyprostowa�a si� i sta�a twarz� do niej. Wysoka, o d�ugich nogach i jakby naga, mimo �e mia�a na sobie pod�wietlon� od tym, fioletow� sukienk�. - Kto tam? - spyta�a. - Joanna Eberhart. Przestraszy�am ci�? Je�li tak, to przepraszam. - Podesz�a do p�otu, kt�ry dzieli� ich posiad�o��. - Cze��, Joanno - odpowiedzia�a Carol swoim nosowym, charakterystycznym dla mieszka�c�w Nowej Anglii g�osem. - Nie przestraszy�a� mnie. Przyjemna noc, prawda? - Tak - odpowiedzia�a Joanna. - A na dodatek sko�czy�am rozpakowywanie, dzi�ki czemu wydaje si� jeszcze przyjemniejsza. Musia�a m�wi� g�o�no; Carol nadal sta�a w drzwiach kuchennych, zbyt daleko, by prowadzi� swobodn� rozmow�, mimo i� ona sama by�a ju� przy kwiatkach rosn�cych pod p�otem. - Kim �wietnie si� bawi�a dzi� po po�udniu z Allison - powiedzia�a. - Bardzo dobrze si� ze sob� czuj�. - Kim jest cudown� dziewczynk� - powiedzia�a Carol. - Ciesz� si�, �e Allison ma obok tak sympatyczn� kole�ank�. Dobranoc, Joanno. - Odwr�ci�a si�, �eby wej�� z powrotem. - Zaczekaj chwilk�! - zawo�a�a Joanna. Carol odwr�ci�a si�. - tak? Joanna wola�aby, �eby nie by�o tu tych kwiatk�w ani p�otu. By mog�a podej�� bli�ej albo by Carol podesz�a do niej. Co mog�o by� a� tak nie cierpi�cego zw�oki w tej b�yszcz�cej kuchni, pe�nej ozdobnych, miedzianych garnk�w? - Walter p�jdzie porozmawia� z Tedem - zacz�a, m�wi�c g�o�no do ciemnej sylwetki Carol. - Jak ju� po�o�ysz dzieci do ��ek, mo�e by� wpad�a do mnie na kaw�? - Bardzo ch�tnie, ale musz� wywoskowa� pod�og� w jadalnym. - W nocy? - Noc jest najlepsz� por�, zanim nie zacznie si� szko�a. - Czy to nie mo�e poczeka�? Jeszcze tylko trzy dni. Carol pokr�ci�a g�ow�. - Nie, za d�ugo to odk�ada�am, jest ju� ca�kiem porysowana. A poza tym Ted p�jdzie potem do klubu. - Czy on tam chodzi co wiecz�r? - Prawie. - O Bo�e! A ty zostajesz w domu i sprz�tasz? - Zawsze znajdzie si� co� do roboty - stwierdzi�a Carol. - Wesz, jak to jest. Musz� teraz ko�czy� kuchni�. Dobranoc. - Dobranoc - odpowiedzia�a Joanna i patrzy�a, jak Carol wesz�a do kuchni i zamkn�a drzwi. Prawie natychmiast pojawi�a si� w oknie nad zlewem, wzi�a co� do r�ki i zacz�a to szorowa�. Rude w�osy mia�a zadbane i b�yszcz�ce; twarz z w�skim nosem wydawa�a si� zamy�lona, nawet inteligentna; du�e piersi podskakiwa�y w rytm szorowania. Joanna wr�ci�a do patia. Nie, na szcz�cie nie wiedzia�a, co to znaczy by� zniewolon� kur� domow�. Ale kt� m�g�by wini� Tfeda za to, �e wykorzystuje �on�, kt�ra a� si� prosi, �eby j� wykorzystywano. Walter wyszed� z domu w lekkiej kurtce. - To nie powinno trwa� d�u�ej ni� oko�o godziny - powiedzia�. - Dziwna jest ta Carol van Sam. Nie mo�e przyj�� do mnie na kaw�, bo musi jeszcze woskowa� pod�og� w jadalni. Ted chodzi do klubu co wiecz�r, a ona zostaje w domu i sprz�ta. - Chryste - j�kn�� Walter, potrz�saj�c g�ow�. - Przy niej to nawet moja matka wydaje si� by� ba�aganiar�. Roze�mia� si�. - Do zobaczenia - powiedzia�, poca�owa� j� w policzek i poszed� przez patio. Ponownie spojrza�a na swoj� gwiazdk�, kt�ra �wieci�a teraz ja�niej. Zacznij dzia�a�, pomy�la�a. I wesz�a do domu. W sobot� rano, wygodnie usadowieni w nowiutkim kombi, wybrali si� we czw�rk� na wycieczk�. Joanna i Walter w ciemnych okularach rozmawiali o sklepach i zakupach, a Pete i Kim bawili si� sterownikiem do automatycznego otwierania szyb, a� Walter zabroni� im dalszej zabawy. Dzie� by� rze�ki i pe�en kolor�w - pierwsza oznaka nadchodz�cej jesieni. Pojechali do Centrum Handlowego w Stepford (sklepy pomalowane na bia�o, jak na poczt�wkach), gdzie za kupony premiowe za�atwili sprawunki w dziale z artyku�ami �elaznymi i w dziale drogeryjnym. Nast�pnie udali si� do nowej hali handlowej na Route Nine po buty dla Pete'a i Kim oraz - ju� za got�wk� - po zakupy do dzia�u ze sprz�tem gimnastycznym; potem pojechali na wsch�d do Eastbridge Road, do McDonalda (tam wzi�li Big Maca i koktajle czekoladowe) nast�pnie troch� dalej na wsch�d, do antykwariatu (kupili o�miok�tny st�, ale nie by�o �adnych starych dokument�w dla Waltera); a potem na pomoc, po�udnie, wsch�d, zach�d, czyli zwiedzali Stepford. Anvil Road, Cold Creek Road, Hunnicutt, Beavertail, Bur-gess Ridge. Pokazali Pete�owi i Kim now� szko�� (Joanna i Walter ju� j� widzieli podczas szukania domu do kupienia) i inne szko�y, do kt�rych b�d� z czasem ucz�szczali; zobaczyli r�wnie� co�, czego nie spos�b odgadn��, do czego ma s�u�y�, czyli jakie� krematorium, oraz miejsce do urz�dzania piknik�w, gdzie budowano publiczn� p�ywalni�. Joanna na pro�b� Pete'a �piewa�a �Good Morning Starshine", a potem wszyscy zacz�li udawa�, �e graj� na jakim� instrumencie ko�cow� parti� �MacNamara's Band�, tymczasem Kim zrobi�o si� niedobrze, ale Walter si� zorientowa� i dzi�ki Bogu zd��y� zatrzyma� si� na czas i uwolni� j� z pas�w bezpiecze�stwa. Tempo wyra�nie spad�o. Powoli pojechali przez Centrum Handlowe, poniewa� Pete stwierdzi�, �e i on mo�e zwymiotowa�. Walter pokaza� im bibliotek� pomalowan� na bia�o oraz dwustuletni� will�, siedzib� Towarzystwa Historycznego. Kim ca�y czas wygl�da�a przez okno, nagle wyj�a z ust pastylk� przeciwwymiotn� i zapyta�a: - A ten du�y budynek to co? - To siedziba Stowarzyszenia M�czyzn - odpowiedzia� Walter. Pete wierci� si� na siedzeniu do granic mo�liwo�ci pasa bezpiecze�stwa i wyjrza�: - Czy to tam idziesz dzi� wieczorem? - zapyta�. - W�a�nie tam - odpowiedzia� Walter. - A jak si� tam dostaniesz? - lam dalej za wzg�rzem jest szosa prowadz�ca na g�r�. Zatrzymali si� za ci�ar�wk�, na kt�rej sta� m�czyzna ubrany w kr�tkie spodenki koloru khaki i rozprostowywa� ramiona. Mia� ciemne w�osy, w�sk� szczup�� twarz i nosi� okulary. - To Gaiy Claybrook, prawda? - powiedzia�a Joanna. Walter kr�tko zatr�bi� i pomacha� mu r�k� przez okno. Ich s�siad z przeciwka schyli� si�, by na nich spojrze�, u�miechn�� si�, pomacha� i odjecha�. Joanna u�miechn�a si�, pomacha�a mu tak�e. Kun krzykn�a: - Dzie� dobry panu! - Pete zawo�a�; - Gdzie jest Jeremy? - On was nie s�yszy - powiedzia�a Joanna. - Chcia�bym umie� prowadzi� ci�ar�wk� w taki spos�b! - powiedzia� Pete. - Ja te�! - zawo�a�a Kim. Ci�ar�wka czo�ga�a si� i sapa�a, zmagaj�c si� ze stromym zakr�tem prowadz�cym pod g�r�. Gary Claybrook u�miechn�� si� do nich z zak�opotaniem. Na ci�ar�wce by�y za�adowane ma�e kartony. - Co on robi? Dorabia? - spyta�a Joanna. - Nie, je�li to, co powiedzia� o nim Ted, jest prawd� - odpar� Walter. - Ach tak? - Co to znaczy dorabia�? - zainteresowa� si� Pete. W ci�ar�wce w��czy�y si� �wiat�a hamulcowe; zatrzyma�a si�, a lewy kierunkowskaz mruga�. Joanna wyt�umaczy�a, co oznacza dorabianie. Jaki� samoch�d pomkn�� na d�, a ci�ar�wka zacz�a si� posuwa� po lewym pasie. - Czy to jest ta szosa, o kt�rej m�wi�e�? - spyta� Pete, a Walter kiwn�� g�ow�. - Tak. Kim jeszcze ni�ej opu�ci�a okno, krzycz�c: - Dzie� dobry panu! - macha�a, gdy przeje�d�ali ko�o niego. Pete uwolni� si� z pasa bezpiecze�stwa i skaka� po siedzeniu na kolanach. - Czy ja te� tam p�jd�? - zapyta�, wygl�daj�c przez tyln� szyb�. - Przykro mi - powiedzia� Walter - ale tam dzieciom wst�p wzbroniony. - O rety, ale maj� wysoki p�ot! - powiedzia� Pete. - Zupe�nie jak w filmie �Bohaterowie Hogana". - Po to, �eby kobiety nie mog�y wej�� do �rodka - powiedzia�a Joanna, patrz�c przed siebie i przytrzymuj�c r�ka okulary. Walter u�miechn�� si�. - Naprawd�? - spyta� Pete. - Po to jest ten p�ot? - Pete odpi�� pasy - poskar�y�a Kim. - Pete - ostrzeg�a Joanna. Pojechali na Norwood Road, a nast�pnie na zach�d do Winter Hill Drive. Nie zamierza�a robi� �adnych porz�dk�w domowych, mimo i� nale�a�oby uporz�dkowa� p�ki z ksi��kami. Ale nie dzisiaj. Tb mo�e r�wnie dobrze poczeka�. Nie by�a przecie� ani Carol van Sant, ani Mary Ann Stavros, kt�ra ci�gnie za sob� odkurzacz, nawet gdy idzie do pokoju syna, aby opu�ci� rolety. O nie. Walter poszed� do klubu i w porz�dku, musia� tam p�j��, aby si� zapisa� i b�dzie tam musia� chodzi� ze trzy razy w tygodniu, aby zmieni� Stowarzyszenie. Ale ona nie b�dzie podczas jego nieobecno�ci sprz�ta� mieszkania, tak jak on by nie sprz�ta�, gdyby ona gdzie� wysz�a, co w�a�nie zrobi w nast�pn� ksi�ycow� noc. P�jdzie do centrum i zrobi par� zdj�� sklep�w. Nieregularna �cianka sklepu z wyrobami �elaznymi mo�e interesuj�co b�yszcze� w �wietle ksi�yca. Kiedy ju� Pete i Kim smacznie spali, zesz�a do piwnicy, aby zrobi� pomiary i zaplanowa� ciemni� w dotychczasowej kom�rce. Nast�pnie wr�ci�a na g�r�, �eby sprawdzi�, czy Pete i Kim �pi�, zrobi�a sobie drinka - w�dk� z tonikiem - i zabra�a go do gabinetu. W��czy�a radio, gdzie grali jak�� sentymentaln�, ale �adn� melodi� Richarda Rodgersy�ego. Odsun�a na bok sto�u jakie� kontrakty i inne rzeczy Waltera, wyci�gn�a szk�o powi�kszaj�ce, czerwony o��wek i negatywy filmowe. Wi�kszo�� zdj��, robionych w po�piechu, by�a strat� filmu, z czym si� zreszt� liczy�a, nigdy jej nie wychodzi�y robione na chybcika, ale znalaz�a jedno, kt�re jej si� szalenie spodoba�o. Na zdj�ciu by� m�ody, elegancki Murzyn z akt�wk� w r�ku, obrzucaj�cy w�ciek�ym spojrzeniem pust� taks�wk�, kt�ra go w�a�nie min�a. Gdyby zrobi� powi�kszenie jego twarzy z nieostr� taks�wk� na ciemnym tle, mog�oby wyj�� z tego przykuwaj�ce uwag� zdj�cie. W ka�dym razie by�a pewna, �e zainteresuje ono jej firm�. Jest du�e zapotrzebowanie na zdj�cia na temat dyskryminacji rasowej. Zaznaczy�a czerwon� gwiazdk� r�g negatywu i przesz�a do innych, kt�re mog�yby by� dobre lub chocia� przynie�� jakie� pieni�dze. Pi�tna�cie po jedenastej poczu�a si� zm�czona, wi�c odsun�a rzeczy na swoj� cz�� biurka, a rzeczy Waltera przesun�a z powrotem tam, gdzie le�a�y. Potem wy��czy�a radio, zanios�a do kuchni szklank� po drinku i wyp�uka�a j�. Sprawdzi�a drzwi, wy��czy�a �wiat�a poza jednym na korytarzu i posz�a na g�r�. S�onik Kim le�a� na pod�odze. Podnios�a go i w�o�y�a pod ko�dr� obok poduszki, a potem otuli�a ko�dr� ramiona Kim i delikatnie pog�aska�a j� po loczkach. Pete le�a� na plecach z otwart� buzi�, dok�adnie tak samo jak przedtem. Poczeka�a, a� zobaczy�a, jak r�wno oddycha, otworzy�a szerzej drzwi, wy��czy�a �wiat�o w holu i wesz�a do sypialni. Rozebra�a si�, splot�a w�osy w warkocz, wzi�a prysznic, posmarowa�a twarz kremem, wyczy�ci�a z�by i posz�a do ��ka. TA dwadzie�cia dwunasta. Wy��czy�a lampk�. Le��c na plecach, wysun�a praw� r�k� i nog�. Brakowa�o jej Waltera obok, ale szeroka przestrze� by�a tak�e przyjemna. Ile to razy sama musia�a i�� do ��ka, odk�d byli ma��e�stwem? Niewiele: wtedy gdy wyje�d�a� z miasta w sprawach s�u�bowych, gdy by�a w szpitalu, �eby urodzi� Pete'a i Kim, gdy w nocy wy- siad�a elektryczno�� i kiedy pojecha�a na pogrzeb wuja Berta - w sumie mo�e ze dwadzie�cia albo dwadzie�cia pi�� razy podczas ich dziesi�cioletniego ma��e�stwa. To niez�e uczucie. Bo�e, zaczyna�a si� czu� zn�w jak Joanna Ingalls. Czy j� jeszcze pami�tasz? Zastanawia�a si�, czy Walter si� upije. Tam na tej ci�ar�wce Gary'ego Claybrooka by� alkohol (a mo�e te kartony by�y za ma�e jak na butelki z alkoholem?). Ale Walter pojecha� samochodem z Vikiem Stavrosem, wi�c niech si� upija. Chocia� raczej nie powinien, rzadko mu si� to zdarza. A je�li i Vic Stavros si� upije? Te niebezpieczne zakr�ty na Norwood Road... Ale po co si� martwi� na zapas? ��ko si� trz�s�o. Le�a�a w ciemno�ci, patrz�c na ciemniejsz� plam� otwartych drzwi do �azienki i b�yszcz�ce klamki od drzwi. ��ko trz�s�o ni� rytmicznie, a ka�demu wstrz�sowi towarzyszy�o raz po raz s�abe skrzypienie spr�yn. To Walter si� trz�s�! Mia� gor�czk�! A mo�e delirium? Pochyli�a si� nad nim, podpieraj�c si� na �okciu, pr�buj�c w ciemno�ci znale�� jego brew. B�ysn�� na ni� bia�kami oczu i odwr�ci� si�, a namiocik na ko�drze powsta�y z wypuk�o�ci w okolicach pachwiny zast�pi� kszta�t biodra. ��ko uspokoi�o si�. Czy�by si� masturbowa�? Nie wiedzia�a, co robi�? Usiad�a na ��ku. - My�la�am, �e masz delirium - zacz�a. - Albo gor�czk�. Le�a� bez ruchu. - Nie chcia�em ci� budzi� - powiedzia�. - Jest ju� po drugiej. Siedzia�a, pr�buj�c z�apa� oddech. On dalej le�a� na boku nie odzywaj�c si�. Spojrza�a na pok�j, okna i meble, na kt�re pada�o nik�e �wiat�o z nocnej lampki w �azience Pete'a i Kim. Poprawi�a sobie warkocz i pomasowa�a si� po brzuchu. - Mog�e� mnie obudzi�. Nie mia�abym nic przeciwko temu. Nie odezwa� si�. - Mistrzu, nie musia�e� a� tego robi� - powiedzia�a, - Po prostu nie chcia�em ci� budzi�. Smacznie spa�a�. - Wi�c nast�pnym razem mnie zbud�. Po�o�y� si� z powrotem na plecach. �adnego namiociku. - Wi�c robi�e� to? - spyta�a. - Nie. - W porz�dku - powiedzia�a u�miechaj�c si� - teraz i tak ju� nie �pi�. - Odwr�ci�a si� do niego i obj�a ramieniem; on te� j� obj�� i zacz�li si� ca�owa�. Pachnia� scotchem. - Troskliwo��, rozumiem - szepn�a mu do ucha - ale Chryste Panie, nie do tego stopnia! By� to jeden z najcudowniejszych moment�w, przynajmniej dla niej. - Rany - m�wi�a wracaj�c z �azienki - jeszcze teraz czuj� si� wycie�czona. U�miechn�� si� do niej, siedz�c w ��ku i pal�c papierosa. Wr�ci�a do po�cieli i usadowi�a si� wygodnie pod jego ramieniem, a on po�o�y� d�o� na jej piersiach. - Co oni ci zrobili? - zapyta�a. - Pokazywali ci filmy porno czy co? U�miechn�� si�. - Nic z tych rzeczy. W�o�y� jej do ust swego papierosa, kt�rym zaci�gn�a si�. - Przegra�em osiem i p� dolara w pokera i t�umaczyli mi, �e Zarz�d Granic Miasta ma z�e plany co do Eastbridge Road. - Ba�am si�, �eby� si� nie upi�. - Ja? Tylko dwie szkockie. Przecie� to nie s� alkoholicy. A co ty robi�a�? Opowiedzia�a mu o nadziejach zwi�zanych ze zdj�ciem Murzyna. A on opowiedzia� jej o m�czyznach, kt�rych pozna�: pediatra, van Santowie i Clay-brookowie polecali jako ewentualnych reformator�w Zwi�zku ilustratora lokalnych gazet, kt�ry by� g��wn� osobisto�ci� w Stepford, dw�ch prawnik�w, psychiatr�, szefa Policji i dyrektora Centrum Handlowego. - Psychiatra powinien by� raczej za wpuszczeniem kobiet do Stowarzyszenia - powiedzia�a. - I jest, podobnie jak dr Verry. Pozosta�ych jeszcze nie wybada�em; nie chcia�em ju� od pierwszego spotkania ujawni� si� jako aktywista. - Kiedy zn�w tam p�jdziesz? - spyta�a i nagle nie wiadomo dlaczego ogarn�� j� strach, �e powie jutro. - Nie wiem. Pos�uchaj, nie b�d� prowadzi� takiego trybu �ycia jak Ted i Vic. P�jd� za jaki� tydzie�. Nie wiem. To jest naprawd� do�� prowincjonalne. U�miechn�a si� i przytuli�a jeszcze bardziej. Zd��y�a przeby� jedn� trzeci� drogi w d� z zas�aniaj�cym jej wszelkie widoki koszem na bielizn�, gdy zadzwoni� ten cholerny telefon. Nie mog�a postawi� kosza na schodach, bo zlecia�by na d�, a za ma�o mia�a miejsca, �eby si� z nim odwr�ci� i i�� na g�r�; tak wi�c powoli schodzi�a, wymacuj�c nogami stopie� i m�wi�a w my�lach do natr�tnego telefonu �dobrze, dobrze"... Dotar�a na d�, postawi�a kosz i podbieg�a do biurka w gabinecie. - Hallo - powiedzia�a tak, jak si� w tej chwili czu�a, bez entuzjazmu. - Dzie� dobry, czy m�wi� z pani� Joann� Eberhart? - G�os by� wysoki, radosny i chrapliwy; podobny do g�osu Peggy Clavenger. Ale przecie� s�ysza�a, �e Peggy obecnie pracuje w Paris-Matchu, wi�c prawdopodobnie nie wie, �e ona wysz�a za m��, nie m�wi�c ju� o adresie. - Tak - odpowiedzia�a. - A kto m�wi? - Nie zosta�y�my jeszcze sobie formalnie przedstawione - powiedzia� g�os nie nale��cy do Peggy Clavenger - ale zaraz to uczyni�. Bobbie, chc�, aby� pozna�a Joann� Eberhart. Joanno, poznaj Bobbie Markowe - pisze si� przez K-O-W-E. - Bobbie mieszka tu od pi�ciu tygodni i bardzo by chcia�a pozna� kogo�, kto jest p�profesjonalnym fotografem, interesuje si� polityk� i ruchem feministycznym. Zdaje si�, �e to ty Joanno, je�li to, co pisz� o tobie w Kronice Stepford (kt�ra w�a�ciwie powinna si� nazywa� Kronik� Towarzysk�) jest prawd�. Czy rzeczywi�cie jeste� taka, jak ci� przedstawili, �e nie przywi�zujesz wielkiej wagi do tego, czy r�owe myde�ko jest lepsze od niebieskiego i vice versa? Halo? Joanno, jeste� tam jeszcze? Halo? - Tak, jestem, jak najbardziej. Kurcze blade, ale� op�aca si� reklamowa�! - C� za ulga m�c wreszcie zobaczy� ba�agan w kuchni! - powiedzia�a Bobbie. - Nie jest a� tak straszna jak moja - nie ma tu na przyk�ad na szafkach �lad�w po wysmarowanych mas�em orzechowym r�czkach - ale jest nie�le, bardzo dobrze. Gratuluj�. - Mog� ci jeszcze pokaza� ba�agan w �azienkach, je�li chcesz - zaproponowa�a Joanna. - Dzi�ki, wystarczy mi kawa. - Mo�e by� rozpuszczalna? - Chcesz powiedzie�, �e masz co� innego? By�a ma�a, z du�ym zadkiem, w niebieskiej koszulce ze Snoopym, w d�insach i sanda�ach. Mia�a du�e usta, nies�ychanie bia�e z�by, niebieskie, wszystko widz�ce oczy i kr�tkie, ciemne w�osy, ma�e d�onie i brudne palce u n�g, m�a imieniem Dave, kt�ry by� maklerem gie�dowym, oraz trzech syn�w w wieku dziewi�ciu, o�miu i sze�ciu lat. Poza tym psy: bobtaita i korgi. Wygl�da�a na troch� m�odsz� od Joanny, mo�e na trzydzie�ci dwa lub trzy lata. Wypi�a dwie fili�anki kawy, zjad�a ciastko i opowiedzia�a Joannie o kobietach na Fox Hollow Lane. - Mam wra�enie, �e trwa jaki� og�lnokrajowy konkurs czysto�ci, o kt�rym jeszcze nie s�ysza�am - powiedzia�a, oblizuj�c umazane w czekoladzie czubki palc�w. - Wygrana: milion dolar�w i Paul Newman za najczystszy dom. Do przysz�ej Gwiazdki. Tak wi�c szoruj, szoruj, szoruj, pastuj, pastuj, pastuj. - Tutaj jest tak samo - powiedzia�a Joanna. - Nawet w nocy. - A wszyscy m�czy�ni nale�� do Stowarzyszenia M�czyzn! - wrzasn�a Bobbie. Porozmawia�y o przestarza�ej dyskryminacji p�ci, o prawdziwej niesprawiedliwo�ci w miasteczku, w kt�rym nie ma Stowarzyszenia Kobiet ani nawet Ligi Kobiet G�osuj�cych. - Uwierz mi, przeczesa�am ca�� okolic�! - powiedzia�a Bobbie. - Jest Klub Ogrodnik�w i kilka organizacji ko�cielnych, kt�re mnie i tak nie interesuj�. A tak na marginesie... �Markowe" to skr�t od �Markowitz". Jest jeszcze bardzo anemiczne Towarzystwo Historyczne. Mo�na tam wpa�� i powiedzie� im �cze��". �ywe trupy. Dave r�wnie� zapisa� si� do Stowarzyszenia M�czyzn i podobnie jak Walter zamierza� je przekszta�ca� od �rodka. Ale Bobbie i tak wiedzia�a lepiej: - Zobaczysz, b�dziemy musia�y przywi�za� si� �a�cuchami do tego p�otu, �eby co� si� tam poruszy�o. A co my�lisz w og�le o tym p�ocie? Pomy�la�by kto, �e robi� tam opium! Porozmawia�y o mo�liwo�ci spotkania z niekt�rymi s�siadkami i zorganizowania zebrania, na kt�rym u�wiadomi�yby kobietom ich bierno��, konieczno�� dzia�ania oraz rol�, jak� mog�yby odegra� w �yciu miasta. Zgodzi�y si�, �e kobiety, kt�re dot�d spotka�y, raczej niech�tnie my�la�y nawet o jakiejkolwiek swobodzie dzia�ania. M�wi�y jeszcze o Narodowej Organizacji Kobiet, do kt�rej obie nale�a�y, i o zdj�ciach Joanny. - Bo�e, jakie �wietne! - zachwyca�a si� Bobbie, ogl�daj�c cztery oprawione powi�kszenia, kt�re Joanna powiesi�a w pracowni. - S� naprawd� bombowe! Joanna jej podzi�kowa�a. - �Zapalony fotograf amator". - My�la�am, �e tu chodzi o portrety ukochanych dzieciak�w! S� naprawd� cudowne! - Teraz, kiedy Kim posz�a do przedszkola, wezm� si� do roboty - Joanna odprowadzi�a Bobbie do samochodu. - Do diab�a, nie - powiedzia�a Bobbie. - Powinny�my przynajmniej spr�bowa�. Porozmawiajmy z tymi kurami domowymi; musi znale�� si� chocia� jedna, kt�ra przejawia�aby zainteresowanie sytuacj�. Co ty na to? Czy nie by�oby �wietnie, gdyby�my mog�y utworzy� grupk�, kt�ra mo�e sta�aby si� nawet od�amem NOK-u. Pokaza�yby�my Stowarzyszeniu M�czyzn, co potrafimy? Dave i Walter oszukuj� si�, nic si� nie zmieni dop�ty, dop�ki nie przyci�niemy ich do �ciany; tak to jest z konserwatywnymi grupami. Co ty na to, Joanno? Zorientujmy si�. Joanna przytakn�a: - Chyba powinny�my. Wszystkie nie mog� by� tak zadowolone, na jakie wygl�daj�. Rozmawia�a z Carol van Sant. - Nie, Joanno, to nie dla mnie, nie widzia�abym si� w tym, ale dzi�ki, �e mnie spyta�a�. - Carol czy�ci�a plastikowe p�ki, dziel�ce pok�j Stacy i Allison na dwie cz�ci, zmywaj�c je pewnymi ruchami g�bk�. - To by zaj�o tylko par� godzin - nalega�a Joanna. - Wieczorami albo - je�li b�dzie wygodniej - gdy dzieci b�d� w szkole. Carol, schylaj�c si�, by umy� doln� cz�� p�ek, powiedzia�a: - Przykro mi, ale po prostu nie mam czasu na takie rzeczy. Joanna patrzy�a na ni� przez chwil�: - Nie przeszkadza ci, �e do centralnej organizacji w Stepford, jedynej, kt�ra robi co� znacz�cego w sprawach dotycz�cych �ycia spo�ecznego naszego miasteczka, nie mog� nale�e� kobiety? Nie wydaje ci si� to archaiczne? - �Archaiczne"? - spyta�a Carol, wy�ymaj�c g�bk� do wiadra z brudn� wod�. Joanna spojrza�a na ni�: - Czyli przestarza�e - powiedzia�a. Carol wycisn�a g�bk� nad wiadrem: - Nie, nie wydaje mi si� to archaiczne - odpowiedzia�a. Wyprostowa�a si� i si�gn�a g�bk� do najwy�szej p�ki. - Ted bardziej si� do takich spraw nadaje ni� ja - zacz�a pewnym ruchem zmywa� nast�pn� p�k�. - A poza tym m�czy�ni potrzebuj� miejsca, w kt�rym mogliby si� zrelaksowa� i napi� - doko�czy�a. - A kobiety nie musz�? - Nie, nie a� tak bardzo. - Carol potrz�sn�a czyst� rud� g�ow� (jakby do reklamy szampon�w), nie odrywaj�c si� od pracy. - Przykro mi Joanno, po prostu nie mam czasu na �adne spotkania. - Nie ma sprawy, gdyby� zmieni�a zdanie, zadzwo� do mnie. - Nie obrazisz si�, je�li nie odprowadz� ci� na d�? - Nie, oczywi�cie, �e nie. Rozmawia�a r�wnie� z Barbar� Chamalian, mieszkaj�c� po drugiej stronie van Sant�w. - Dzi�ki, ale nie bardzo wiem, jak bym mia�a sobie z tym poradzi� - powiedzia�a Barbara. Mia�a kwadratow� szcz�k�, br�zowe w�osy, by�a ubrana w wygodn�, r�ow� sukienk�, podkre�laj�c� jej niezwykle �adn� figur�. - Lloyd cz�sto bywa w mie�cie, a wieczorami lubi p�j�� do Stowarzyszenia. Nie chcia�abym wydawa� na opiekunk� do dzieci tylko po to... - Mog�oby to odbywa� si� w godzinach, kiedy s� w szkole - powiedzia�a Joanna. - Nie - odpowiedzia�a Barbara - na mnie raczej nie licz. - U�miechn�a si� szeroko i poci�gaj�co. - Ale ciesz� si�, �e si� pozna�y�my, mo�e by� wesz�a na chwil� i posiedzia�a? W tej chwili prasuj�. - Nie, dzi�kuj� - powiedzia�a Joanna. - Chc� porozmawia� jeszcze z innymi kobietami. Rozmawia�a z Marge McCormick (�Szczerze m�wi�c, w�tpi�, czy to by mnie interesowa�o.") i Kit Sundersen (�Obawiam si�, �e nie mam na to czasu; bardzo mi przykro, pani Eberhart") oraz z Donn� Claybrook (�To ciekawy pomys�, ale ostatnio mam tyle pracy. Dzi�kuj� jednak, �e o mnie pomy�la�a�"). W przej�ciu w Centrum Handlowym spotka�a Mary Ann Stavros. - Nie, nie s�dz�, aby mia�a czas na co� takiego. W domu jest zawsze tyle do zrobienia. Wiesz, jak to jest. - Ale czasami chyba wychodzisz, prawda? - zapyta�a Joanna. - Oczywi�cie, �e tak - odpowiedzia�a Mary Ann. - Przecie� teraz wysz�am, czy� nie? - Mam na my�li wychodzi� gdzie�, �eby odpocz��. Mary Ann u�miechn�a si� i potrz�sn�a g�ow�, ko�ysz�c jasnymi w�osami, kt�re by�y g�ste i proste. - Nie, rzadko. Nie musz� si� relaksowa�. Do zobaczenia. Odesz�a, pchaj�c w�zek z zakupami, zatrzyma�a si�, wzi�a z p�ki puszk�, spojrza�a na ni�, w�o�y�a do w�zka i posz�a dalej. Joanna popatrzy�a za ni�, potem zajrza�a do w�zka innej kobiety, kt�ra w�a�nie powoli przechodzi�a obok niej. Chryste! - pomy�la�a, one nawet zakupy uk�adaj� porz�dnie w w�zku! Spojrza�a do swojego na przewalaj�ce si� puszki, pude�ka i s�oiki. Nagle ogarn�o j� poczucie winy i ch�� uporz�dkowania rzeczy. Niech b�d� przekl�ta, je�li to zrobi�, pomy�la�a. Z�apa�a z p�ki pude�ko proszku do prania i wrzuci�a do w�zka. Nawet nie musia�a tego kupowa�! W poczekalni u doktora Verry�ego rozmawia�a z matk� jednej z kole�anek Kim z przedszkola oraz z Yvonne Weispalt z dalszego s�siedztwa oraz z Jill Burk�. Wszystkie j� rozczarowa�y. Albo nie mia�y czasu, albo nie interesowa�y si� tym, by spotka� si� z innymi kobietami i podzieli� si� z nimi swoimi do�wiadczeniami. Bobbie mia�a jeszcze mniej szcz�cia, bior�c pod uwag� fakt, �e nagabywa�a dwukrotnie wi�cej kobiet ni� Joanna. - Jedna robi zak�ady - opowiada�a Joannie. - Jest to osiemdziesi�ciopi�cioletnia wdowa, kt�ra wci�gn�a mnie do domu i wi�zi�a mnie tam okr�g�� godzin�, opluwaj�c bez przerwy. Je�eli kiedykolwiek zechcemy sforsowa� Stowarzyszenie M�czyzn, Eda Mae Hamilton jest zawsze ch�tna i gotowa. - Trzeba by� z ni� w kontakcie - powiedzia�a Joanna. - O nie, to jeszcze nie koniec! Przez ca�y ranek wydzwania�y do r�nych kobiet, wychodz�c z za�o�enia (to by� pomys� Bobbie), �e zasugerowani, i� ju� istnieje taka grupa, w kt�rej znajdzie si� miejsce dla jeszcze jednej ch�tnej, mo�e da� dobre rezultaty. Nie wysz�o. - Chryyyste! - powiedzia�a Bobbie, zatrzymuj�c gwa�townie samoch�d na Short Ridge Hill. - Tu dzieje si� co� podejrzanego! Jeste�my w miasteczku, w kt�rym zatrzyma� si� czas. Pewnego popo�udnia Joanna zostawi�a Pete'a i Kim pod opiek� szesnastoletniej Melindy Stavros i pojecha�a poci�giem do miasta, gdzie spotka�a si� z Walterem oraz ich przyjaci�mi, Shepem i Sylvi� Tackowerami, we w�oskiej restauracji, w dzielnicy teatralnej. Mi�o by�o ponownie zobaczy� Shepa i Sylvi�. Byli weso�� i skromn�, ale bardzo energiczn� par�, mimo �e spotka�o ich kilka nieszcz��, w tym utoni�cie czteroletniego synka. Mi�o by�o zn�w znale�� si� w mie�cie; Joanna rozkoszowa�a si� kolorami i krz�tanin� w zat�oczonej restauracji. Razem z Walterem entuzjastycznie opowiadali o pi�knie i ciszy Stepford oraz o zaletach mieszkania w domku zamiast w bloku. Nic nie m�wi�a o tym, jak bardzo tamtejsze kobiety s� skupione wok� spraw domowych i o ich braku zainteresowa�. Prawdopodobnie by�a to pr�no�� z jej strony, ale nie chcia�a sta� si� obiektem lito�ci, nawet ze strony Shepa i Sylvii. Opowiedzia�a im o Bobbie, jaka jest zabawna, o dobrych, nie przepe�nionych szko�ach. Walter nie wspomina� o Stowarzyszeniu M�czyzn, ona te� nie. Sylvia, kt�ra tkwi�a na Wydziale Budownictwa Zarz�du Miasta, by�aby oburzona. Lecz w drodze do teatru Sylvia obrzuci�a j� badawczym spojrzeniem i zapyta�a; - Ci�ko si� przestawi�? - W pewnym sensie tak - odpowiedzia�a. - Dasz rad� - powiedzia�a Sylvia i u�miechn�a si� do niej. - A jak tam twoja fotografia? Masz bardzo dogodn� sytuacj�, bo mo�esz na wszystko spojrze� �wie�ym okiem. - Jeszcze nic nie zrobi�am. Razem z Bobbie biegamy, pr�buj�c powo�a� do �ycia jaki� ruch feministyczny. Prawd� m�wi�c, panuje tam pewien rodzaj stagnacji. - Bieganie to nie jest zaj�cie dla ciebie. Fotografowanie tak - powiedzia�a Sylvia, - Wiem. W najbli�szym czasie przychodzi do mnie hydraulik, by zainstalowa� zlew w ciemni. - Walter wygl�da na weselszego. - Rzeczywi�cie. Mamy tam wspania�e �ycie. Sztuka, muzyczny przeb�j zesz�ego sezonu okaza�a si� s�aba. W poci�gu, w drodze do domu, kiedy ju� podzielili si� wra�eniami, Walter w�o�y� okulary i wyci�gn�� jakie� papiery, Joanna przekartkowa�a �Time'a", a potem wygl�da�a przez okno, pal�c papierosa i wpatruj�c si� w ciemno�� rzadko przetykan� �wiat�ami. Sylvia mia�a racj�; fotografia to zaj�cie dla niej. Do diab�a z kobietami ze Stepford. Poza Bobbie, oczywi�cie. Oba samochody by�y na stacji, wracali wi�c do domu oddzielnie. Joanna pojecha�a pierwsza, a Walter za ni� w toyocie. Centrum Handlowe by�o zamkni�te i o�wietlone jak do zdj�� przez trzy latarnie uliczne. Tak, zrobi tu zdj�cia, jeszcze zanim b�dzie mia�a gotow� ciemni�. W Stowarzyszeniu pali�y si� �wiat�a, a samoch�d, wyje�d�aj�cy z tamtejszej drogi dojazdowej, czeka�, a� oni przejad�. Melinda Stavros ziewa�a, ale by�a zadowolona, a Pete i Kim smacznie spali w ��eczkach. W salonie na stole sta�y puste szklanki po mleku, talerze i kulki z papieru porozrzucane by�y po kanapie i pod�odze, w k�cie le�a�a pusta butelka po napoju imbirowym. Chwa�a Bogu, �e nie zara�aj� t� pedanteri� swoich c�rek - pomy�la�a Joanna. Kiedy Walter po raz trzeci by� w Stowarzyszeniu, zadzwoni� oko�o dziewi�tej i powiedzia� Joannie, �e przyprowadzi do domu Komitet Organizacyjny do spraw Lokalnych, do kt�rego zosta� wyznaczony na poprzednim spotkaniu. W budynku co� si� dzia�o, gdy� s�ysza�a w s�uchawce ha�as jakich� maszyn i domy�li�a si�, �e nie mogli znale�� cichego miejsca, �eby usi��� i spokojnie porozmawia�. - W porz�dku - powiedzia�a. - Wywal� reszt� rzeczy z ciemni, �eby�cie mieli ca�y... - Nie, pos�uchaj, zosta� z nami i w��cz si� do rozmowy. Jest tu kilku zagorza�ych przeciwnik�w kobiet, wiec nie zaszkodzi im wys�uchanie kilku inteligentnych komentarzy wyg�oszonych przez kobiet�. A podejrzewam, �e co� powiesz. - Dzi�kuj�, a nie b�d� mieli nic przeciwko temu? - To przecie� nasz dom. - Jeste� pewien, �e nie potrzebna ci po prostu kelnerka? Za�mia� si�: - O Bo�e, nie da si� ciebie wykiwa� - powiedzia�. - Dobra, rozszyfrowa�a� mnie. Ale chodzi o inteligentn� kelnerk�, rozumiesz? Zrobi�aby� to? Mo�e to by co� da�o? - W porz�dku. Daj mi pi�tna�cie minut i stan� si� inteligentn� i pi�kn� kelnerk�. Co ty na tak� wsp�prac�? - Fantastyczne. Nie do wiary! By�o ich pi�ciu, w tym jeden weso�y z rumian� twarz�, w wieku oko�o sze��dziesi�ciu lat, z zawijanym w�sikiem, czyli Ike Mazzard, ilustrator czasopism. Joanna przywita�a si� z nim serdecznie: - Nie wiem, czy pana lubi�. Tymi pi�knymi dziewcz�tami, kt�re pan zawsze rysowa�, zepsu� mi pan okres, kiedy by�am m�odziutk� panienk�. On odpowiedzia� ze �miechem. - Pewnie chcia�a by� pani taka jak one. - Oczywi�cie, �e tak - powiedzia�. Pozostali m�czy�ni mieli oko�o czterdziestki. Wysoki, nonszalancki brunet to Dale Coba, prezes Stowarzyszenia, U�miechn�� si� do niej zielonymi oczyma w spos�b dyskredytuj�cy i powiedzia�. - Mi�o ci� pozna�, Joanno. Jeden z tych nieugi�tych, pomy�la�a, kt�rym si� wydaje, �e kobieta powinna by� jego podn�kiem. Mia� delikatn� d�o�, kt�r� jej poda� bezwolnie. Pozostali to Anselm czy Axhelm, Sundersen i Roddenberry. - Pozna�am pa�sk� �on� - powiedzia�a Sundersenowi, kt�ry by� blady, brzuchaty i wygl�da� na znerwicowanego - je�eli to wy mieszkacie zaraz za drog�. - Naprawd�? Pozna�a� j�? lak, to my. Jeste�my jedynymi Sundersenami w Stepford. - Zaprasza�am �on� na jakie� spotkanie, ale nie mia�a czasu. - Nie jest zbyt towarzyska - oczy Sundersena unika�y wzroku Joanny. - Przepraszam, nie us�ysza�am, jak pan ma na imi�, powiedzia�a. - Herb - odpowiedzia�, nie patrz�c na ni�. Poprosi�a ich do salonu, a sama posz�a do kuchni po wod� sodow� i kostki lodu, kt�re przynios�a Walterowi do barku. - Inteligentna? Pi�kna? - powiedzia�a, a on u�miechn�� si� do niej. Wr�ci�a do kuchni i wype�ni�a miseczki chrupkami i orzeszkami. Nie by�o sprzeciwu ze strony pan�w, gdy trzymaj�c szklank�, spyta�a: �czy mog�?" i usiad�a na ko�cu kanapy, kt�re to miejsce zostawi� dla niej Walter. Dce Mazzard i Anselm czy Axhelm wstali, a pozostali poruszyli si�, jakby mieli wsta� - poza Dalem'em Cob�, kt�ry siedzia�, jedz�c orzeszki ze zgi�tej d�oni, i przygl�da� si� jej zza sto�u zielonymi dyskredytuj�cymi oczyma. Rozmawiali na temat zabawek gwiazdkowych i zachowania krajobrazu. Roddenberry mia� na imi� Frank, �mieszny nos jak u mopsa, sin� brod� i troch� si� j�ka�; Coba za� mia� przydomek Diz, kt�ry zupe�nie do niego nie pasowa�. Zastanawiali si�, czy w tym roku nie powinno by� lampek chanukowych w zwi�zku ze wzrastaj�c� liczb� �yd�w w mie�cie oraz szopki w Centrum Handlowym. Dyskutowali o nowych planach na przysz�o��. - Czy mog� co� powiedzia�? - spyta�a. - Jasne - powiedzia� Frank Roddenberry i Herb Sundersen. Coba siedzia� rozparty w fotelu i patrzy� w sufit (zapewne dyskredytuj�cym wzrokiem), z r�koma za g�ow� i wyci�gni�tymi nogami. - A czy nie mo�na by zorganizowa� jakich� spotka� po��czonych z wyk�adami dla doros�ych? - zapyta�a. - Albo forum porozumienia rodzic�w z dzie�mi w jednym ze szkolnych audytori�w? - A o czym mia�yby by� te wyk�ady? - spyta� Frank Roddenberry. - O tym, co interesowa�oby wszystkich - powiedzia�a. - Na przyk�ad sprawa narkotyk�w, kt�r� si� wszyscy przejmujemy, a kt�r� Kronika pomija milczeniem. O tym, czym jest muzyka rockowa - o czymkolwiek, co tylko zainteresuje ludzi i sprowokuje do dyskusji. - To interesuj�ce - powiedzia� Clade Anselm czy Axhelm, pochylaj�c si� do przodu; podrapa� si� przy tym po g�owie. By� szczup�ym nerwowym blondynem o jasnych oczach. - I mo�e da�oby si� wyci�gn�� z dom�w kobiety. W razie gdyby�cie jeszcze nie wiedzieli... To miasto jest nieszcz�ciem dla opiekunek do dzieci. S� bezrobotne! Wszyscy si� roze�mieli, a ona poczu�a si� odpr�ona. Zaproponowa�a jeszcze kilka temat�w do dyskusji. Walter dorzuci� par� temat�w oraz Herb Sundersen. Pada�y wci�� nowe propozycje i ona bra�a w tym udzia�, a m�czy�ni (poza Cob� - do diab�a z nim!) uwa�nie jej s�uchali. Ike Mazzard, Frank, Walter, Claude, nawet Herb patrzyli jej prosto w oczy, przytakiwali i zgadzali si� z ni� albo z namys�em zadawali jej pytania, a ona czu�a si� naprawd� bardzo dobrze, odpowiadaj�c na nie dowcipnie i z humorem. Czy�by mia�a trafi� na �amy ekskluzywnego tygodnika? Z lekkim wstydem i zdumieniem zauwa�y�a, �e szkicuje j� Ike Mazzard. Siedzia� w fotelu (obok nadal patrz�cego w sufit Dole'a Coby) i niebieskim d�ugopisem szkicowa� co� w notesie, kt�ry trzyma� na kolanie, raz patrz�c na ni� raz na sw�j szkic. Ike Mazzard! Rysowa� j�! M�czy�ni umilkli. Zagl�dali do swoich drink�w i mieszali resztki lodu. - Hej - powiedzia�a z u�miechem, wierc�c si� niepewnie na kanapie - nie jestem dziewczyn� Ike'a Mazzarda. - Ka�da ni� jest - odpowiedzia� Mazzard, u�miechaj�c si� do niej i do rysunku. Spojrza�a na Waltera, u�miechn�a si� z zak�opotaniem i wzruszy�a ramionami. Ponownie spojrza�a na Mazzarda i nie poruszaj�c g�ow� - na pozosta�ych m�czyzn. Patrzyli na ni�, u�miechaj�c si� nerwowo. - Ale� on wszystkich uciszy� - powiedzia�a. - Zrelaksuj si� i zachowuj si� swobodnie - powiedzia� Mazzard. Odwr�ci� kartk� i zn�w szkicowa�. - Nie s�dz�, aby b-by�o p-potrzebne jeszcze jedno boisko do koszyk�wki - odezwa� si� Frank. Joanna us�ysza�a wo�anie Kim, lecz Walter zatrzyma� j�, odstawi� swoj� szklank�, wsta� i poszed� na g�r�. Panowie wznowili temat nowych projekt�w. Odezwa�a si� raz czy dwa, odwracaj�c g�ow�, �wiadoma tego, �e Mazzard obserwuje j� ca�y czas i rysuje. I sprostaj tu zadaniu, kiedy rysuje ci� Ike Mazzard! Robi� to zreszt� tylko dla zabawy, przecie� nie by�a t� jedyn�, kt�r� trzeba uwieczni�. A dlaczego panowie stali si� nagle tacy spi�ci? M�wili jakby z przymusu, p�s��wkami. A Herb Sundersen ci�gle si� czerwieni�. Nagle poczu�a si�, jakby by�a zupe�nie naga, jakby Ike Mazzard rysowa� j� w nieprzyzwoitych pozach. Skrzy�owa�a nogi i to samo chcia�a uczyni� z r�koma, ale nie zrobi�a tego. Chryste, Joanno, to tylko dla szpanu! On chce ci zaimponowa�, to wszystko. Jeste� przecie� ubrana. Walter wr�ci� i nachyli� si� nad ni�. - Mia�a tylko z�y sen - powiedzia�. Wyprostowa� si� i zapyta�: - Mo�e komu� dola�? Diz? Frank? - Ja prosz� odrobin� - powiedzia� Mazzard, patrz�c na ni� i dalej rysuj�c. - Czy �azienka jest tam? - spyta� Herb wstaj�c. Rozmowa toczy�a si� dalej, ale ju� bardziej swobodnie. Nowe projekty. Stare projekty. Mazzard schowa� d�ugopis do kieszeni marynarki i u�miechn�� si�. - Wreszcie! - odetchn�a i zacz�a si� wachlowa�. Coba podni�s� g�ow�, r�ce nadal mia� na karku, a brod� na piersiach i spojrza� na notatnik na kolanach Mazzarda. Mazzard odwraca� strony, patrz�c na Cob�, a Coba przytakn�� i powiedzia�. - Nie przestajesz mnie zadziwia�. - Czy i ja mog� zobaczy�? - spyta�a. - Oczywi�cie! - odpowiedzia� Mazzard z u�miechem i unosz�c si� lekko, pokaza� jej otwarty notes. Walter te� zajrza�, a Frank przysun�� si� bli�ej, �eby te� zobaczy�. By�y to jej portrety, strona po strome, ma�e, dok�adne i upi�kszone jak zwykle w stylu Mazzarda. Portrety en face, z profilu i p�profilu, z u�miechem, ze �ci�gn�tymi brwiami. - S� pi�kne - powiedzia� Walter, a Frank doda�: - �wietne, Ike! Claude i Herb te� podeszli. Przejrza�a wszystkie rysunki: - S� cudowne. Szkoda, �e nie mog� powiedzie�, �e s� absolutnie wierne. - Przecie� s�! - zaprzeczy� Mazzard. - Niech ci B�g da zdrowie. Zwr�ci�a mu notes, a on po�o�y� go na kolanie i przekartkowa�. Wreszcie wyci�gn�� d�ugopis, napisa� co� na kt�rej� stronie, wyrwa� j� i da� Joannie. By� to jeden z portert�w z p�profilu, bez u�miechu, z charakterystycznym podpisem, ma�ymi literami �ike mazzard". Pokaza�a to Walterowi, kt�ry powiedzia�. - Dzi�ki, Ike. - Ca�a przyjemno�� po mojej stronie. U�miechn�a si� do Mazzarda: - Dzi�kuj�. Wybaczam ci, �e w m�odo�ci wp�dza�e� mnie w kompleksy. - U�miechn�a si� do wszystkich. - Komu da� kawy? Wszyscy chcieli, opr�cz Claude'a, kt�ry poprosi� o herbat�. Posz�a do kuchni i po�o�y�a rysunek na lod�wce. Jej portret narysowany przez Ike'a Mazzarda! Czy przypuszcza�aby, kiedy jeszcze w domu jako jedenasto-, dwunastoletnia dziewczynka, przegl�da�a �urnale mamy? To g�upie, �e tak si� tym teraz przej�a, to by�o po prostu mi�e ze strony Mazzarda, �e j� narysowa�. U�miechaj�c si�, nala�a wody do ekspresu, nasypa�a kawy i w��czy�a go. Nast�pnie zamkn�a puszk� od kawy i odwr�ci�a si�. Coba sta� oparty o drzwi kuchenne i obserwowa� j�. R�ce mia� skrzy�owane, a ramieniem opiera� si� o framug� drzwi. Wygl�da� godnie w zielonkawym golfie (pasuj�cym do koloru oczu) i szarym sztruksowym garniturze. U�miechn�� si� do niej i powiedzia�: - Lubi� obserwowa� kobiety przy pracy domowej. - To trafi� pan do w�a�ciwego miasteczka - odpowiedzia�a. Wrzuci�a �y�eczk� do zlewu i postawi�a puszk� z kaw� do szafki. Coba nadal j� obserwowa�. Marzy�a o tym, by wszed� Walter. - Dlaczego nazywaj� pana Diz? - spyta�a, wyci�gaj�c dzbanek do herbaty dla Claude'a. - Nie pasuje to do pana. - Kiedy� pracowa�em w Disneylandzie. Roze�mia�a si�, id�c do zlewu: - A tak naprawd�? - Kiedy to prawda. Odwr�ci�a si� i spojrza�a na niego. - Nie wierzy mi pani? - spyta�. - Nie. - Dlaczego? Pomy�la�a przez chwil� i ju� wiedzia�a. - Dlaczego? - naleg�a. - Prosz� powiedzie�. Do diab�a, powie mu. - Nie wygl�da pan na kogo�, kto lubi uszcz�liwia� innych. 'tym stwierdzeniem prawdopodobnie na zawsze przekre�li�a szans� kobiety na wej�cie do u�wi�conego i nietykalnego Stowarzyszenia M�czyzn. Coba spojrza� na ni�. Dyskredytuj�cym wzrokiem. - Jak ma�o pani wie. Odwr�ci� si� z u�miechem i poszed�. - Niech mog� powiedzie�, �ebym by�a entuzjastk� El Presidente - powiedzia�a rozbieraj�c si�. - Ani ja. Jest zimny jak l�d. Ale nie b�dzie wiecznie sprawowa� tej funkcji. - Oby nie za d�ugo - odpowiedzia�a - inaczej kobiety nigdy si� tam nie znajd�. Kiedy robicie wybory? - Zaraz na pocz�tku roku. - Kim on jest z zawodu? - Pracuje w firmie Burnham-Massey na Route Nin�. Tak jak i Claude. - A propos, jakie on ma nazwisko? - Claude? Axhehn. Kim zacz�a p�aka�, chyba mia�a gor�czk�. O trzeciej nad ranem zmierzyli jej temperatur� (mia�a prawie 39 *), potem