3418

Szczegóły
Tytuł 3418
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3418 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3418 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3418 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ZVONIMIR FURTINGER POTRZEBNE MI TWOJE CIA�O (PRZE�O�Y�A EL�BIETA KWA�NIEWSKA) Nazywam si� Robert Panikkar, mam trzydzie�ci jeden lat, jestem kasjerem w domu towarowym "Excelsior"; jestem sierot�. Dwadzie�cia lat temu moi rodzice, jad�c samochodem, wypadli z trasy, cz�ciowo z powodu nadmiernej pr�dko�ci, cz�ciowo przez ci�ar�wk�, kt�ra znienacka znalaz�a si� przed nimi. W efekcie samoch�d uderzy� w s�up i spad� do rzeki. Ocala�em tylko dlatego, �e nigdy nie zamyka�em dobrze drzwi i wypad�em na traw�, zanim samoch�d run�� do wody. Ale to wszystko nie jest takie istotne. �smego czerwca o czwartej pi�tna�cie nawet nie przeczuwa�em, �e niebawem nast�pi� niezwyk�e i, co wi�cej, nieprzyjemne wydarzenia. By�em w nienadzwyczajnym humorze. Poszed�em do przyjaciela, aby mu zwr�ci� jakie� ksi��ki i po�yczy� nowe. Ksi��ki zwr�ci�em, nie po�yczy�em jednak nowych, bo przyjechali do niego go�cie i czas nam zszed� na niczym, a w ko�cu widz�c, �e nic nie za�atwi�, wyszed�em. Chcia�em skoczy� do domu i wzi�� torb�, w kt�rej co wiecz�r zanosz� utarg do banku, ale by�o oczywiste, �e nie zd��� na czas, wi�c noga za nog� powlok�em si� do biura domu towarowego, rozwa�aj�c, czy kupi� -now� torb�, czy po prostu pieni�dze zapakowa� w papier. Gdy cz�owiek d�ugi czas ma do czynienia z pieni�dzmi, to przestaje je traktowa� jako pewn� warto��, a patrzy na nie jak na papierki ze znakami cyfrowymi, kt�re musz� by� zgodne z jak�� tam list� kontroln�. I to jest g��wnym �r�d�em k�opot�w, je�li oka�e si�, �e istnieje superata lub manko. Wszystko musi si� dok�adnie zgadza�, a je�li chodzi o mnie, by�o tak zawsze. M�j ojciec mawia�: biedni ludzie dysponuj� jednym jedynym kapita�em - uczciwo�ci�. Synu, nigdy nie zejd� z uczciwej drogi, gdy rzecz idzie o kwot� mniejsz� od miliona. A �e utarg by� zawsze mniejszy, by�em przez ca�e osiem lat uczciwy do przesady. Opowiadam o sobie g�upstwa, a ca�kiem zapomnia�em, �e mia�em m�wi� o wypadkach, kt�re bynajmniej nie przypad�y mi do gustu. A wi�c rozmy�laj�c, czy kupi� now� torb�, stan��em przed wystaw� sklepow�. M�j Bo�e, ile� pi�knych toreb! Ale ceny nie by�y zach�caj�ce i w�a�nie gdy zdecydowa�em si� na kupno torby w naszym domu towarowym, p wiele brzydszej i mniej trwa�ej, podszed� do mnie jaki� typ. - Przepraszam pana, wydaje mi si�, �e chce pan kupi� torb�? - Chc� - odpowiedzia�em nieco zbity z tropu, gdy� mnie t� uwag� zaskoczy� - tylko... - Dlaczego "tylko"? Prosz� popatrzy� i dopiero odpowiedzie�. Po tych s�owach nie znany mi typ odpakowal jakie� zawini�tko, kt�re trzyma� pod pach�. Ujrza�em torb� �redniej wielko�ci, z dobrej sk�ry, troch� ju� u�ywan�. Nie wiem dlaczego, ale przypomina�a mi torb� listonosza w miniaturowym wydaniu. Poniewa� milcza�em, typ kontynuowa�: - Prosz� mi wierzy�, bywa�y dla mnie lepsze dni, ale poszed�em przyjacielowi na r�k�... pod�yrowa�em weksel... i oto teraz musz� wyzby� si� ulubionych rzeczy. Gdyby si� pan zdecydowa�... Wymieni� jak�� kwot�, kt�ra nie dor�wnywa�a warto�ci torby. Ale ja nie zwyk�em kupowa� kradzionych rzeczy, wi�c �eby pozby� si� natr�ta, wymieni�em po�ow� i tak niskiej sumy. Tymczasem... - Nie�adnie wykorzystywa� bli�niego, ale jestem w sytuacji, �e nie mog� wybiera� klient�w. Prosz� zap�aci� i wzi�� j�. Nie pozosta�o mi nic innego, jak wr�czy� mu oferowan� sum� i wzi�� torb�. W ko�cu b�dzie s�u�y�a swemu celowi. Tak mi si� przynajmniej zdawa�o. W pracy nic nadzwyczajnego si� nie zdarzy�o, pr�cz tego, �e ludzie jak zwariowani kupowali nowe elastyczne majtki Pompadour. Mia�o to znaczenie o tyle, �e obroty tego dnia by�y wi�ksze ni� kiedykolwiek, odk�d jestem g��wnym kasjerem "Excelsiora". Kiedy dwie kasjerki po�o�y�y rozliczenie, w�o�y�em wszystkie pieni�dze - a by�o tego sto tysi�cy, o dziewi��set tysi�cy mniej od krytycznej kwoty, gdy mo�na uczciwo�� od�o�y� na stron� - i skierowa�em si� do banku. Mia�em obowi�zek wp�aci� pieni�dze na konto. Obowi�zek przyjemny, bo jako wieloletni klient szed�em wprost do gabinetu szefa dzia�u, gdzie gaw�dzili�my o wydarzeniach dnia wychylaj�c kieliszek mocniejszego trunku. - Robert - przywita� mnie szef dzia�u depozyt�w - dobrze, �e pan przyszed�. Prosz� z�o�y� pieni�dze i idziemy do "Czarnego Kota". Czeka na nas weso�e towarzystwo... - Niestety beze mnie - odpowiedzia�em wpadaj�c mu w s�owa. - Dzi� pi�tek i jem kolacj� u ciotki... - Ach, tak, zapomnia�em. Szkoda. No, ale skoro tak, to najlepiej b�dzie, je�li szybko za�atwimy formalno�ci. Zgodzi�em si�, wzi��em torb� i otworzy�em j�. Na ca�e szcz�cie m�j gospodarz wk�ada� papiery do biurka i nie patrzy� na mnie, a gdy podni�s� g�ow�, ju� jako� doszed�em do siebie. - Co si� sta�o, Robercie, czy �le si� pan czuje? Niech pan wypije kieliszek koniaku. To panu dobrze zrobi. -Dzi�kuj�, lepiej nie - wykrztusi�em z trudem i wsta�em. - Musz� na chwil� wyj��. - To te� pomo�e - zgodzi� si� ze mn� bankowiec. - Niech pan wszystko zrzuci i wszystko b�dzie w porz�dku. Prawdopodobnie jeszcze co� m�wi�, ale go ju� ani s�ysza�em, ani s�ucha�em. Rzuci�em si� ku drzwiom i wypad�em szybko, jak tylko mog�em, schodami w d�, przez boczne drzwi, na ulic�. Musia�em wygl�da� okropnie, bo portier spojrza� na mnie, jakby ujrza� upiora. I nic dziwnego, �e twarz mia�em zmieniona. Dr�a�em i zatacza�em si�. Torba by�a pusta, a na dobitek znajdowa�a si� w niej spora kartka, na kt�rej by�a �adnie wymalowana r�ka zwini�ta w fig� skierowan� na widza. *** Min��em kilka blok�w, ale nie doszed�em do siebie. Z pocz�tku pojmowa�em tylko to, �e kieruj� si� w stron� swego domu. P�niej dowiedzia�em si�, �e dwa razy w ostatniej chwili uskoczy�em w bok unikaj�c zderzenia z samochodem. Potem zacz��em przemy�liwa� ca�e zdarzenie. Wiedzia�em dok�adnie, �e pieni�dze wraz z wszystkimi papierami w�o�y�em do torby. Nigdzie si� nie zatrzymywa�em, a kiedy doszed�em do banku, pieni�dzy ju� nie by�o. Najpierw zw�tpi�em, czy pieni�dze w og�le w�o�y�em do torby. To by�o bez sensu. Dobrze wiedzia�em, �e tak. Ale w takim razie gdzie s� te pieni�dze? W torbie nie by�o dziury i by�o niemo�liwe, �eby wszystkie wypad�y. Musia�oby co� zosta�. Przez chwil� �a�owa�em, �e zostawi�em torb� w banku, ale po zastanowieniu doszed�em do wniosku, �e to i tak jest bez znaczenia. Pieni�dzy nie ma, a kto za to odpowiada? Tylko ja, nikt inny. Czy istnieje na �wiecie kto� tak naiwny, �eby uwierzy� w moj� opowie��? Stary Hase�, chodzi oczywi�cie o mojego szefa, spochmurnieje przekonawszy si�, �e tak d�ugo trzyma� kasjera, kt�ry nie umia� wymy�li� nic m�drzejszego ni� takie oczywiste k�amstwo. A nast�pstwa... Do ko�ca �ycia, a zdrowie mi dopisywa�o, nie zbior� tylu pieni�dzy, by wyr�wna� strat�, to jasne. Nawet gdybym si� wyrzek� jedzenia, odzie�y, mieszkania, jednym s�owem - gdybym ca�� pensj� przeznaczy� na wyr�wnanie strat... O ma�o co zn�w nie wpad�em pod samoch�d. Przeszed�em na drug� stron�, i gdy dzieli�o mnie jakie� trzydzie�ci krok�w od progu domu, by�em ju� zdecydowany. Tak, to jedyne wyj�cie. W my�li przery�em wszystkie schowki i szafy w mym mieszkaniu. To, co mi potieebne, powinno by� w spi�arce. Z tymi my�lami doszed�em do drzwi domu i wtedy ujrza�em psa. By� to kundel, ale na pewno jedno z rodzic�w by�o rasowe. Robi� do�� dziwne wra�enie. Gdy skr�ci�em w lewo do wej�cia, on te� ruszy�, tak �e mi zagrodzi� drog�. Nie jestem zn�w tak odwa�ny wobec ps�w, ale by�o mi wszystko Jedno. Pog�aska�em go po �bie i mrukn��em: - Tobie to dobrze! Nie masz do czynienia z pieni�dzmi i nie mo�e ci si� przytrafi�, �e je zgubisz. Zwierz� popatrzy�o na mnie ze zrozumieniem, a potem nagle si� szarpn�o i wyszczerzy�o k�y. Instynktownie odskoczy�em, a pies raptem odwr�ci� si� i pobieg� ulic�. Mo�e troch� nudz� opisywaniem tych drobiazg�w, ale ten pies � jest ogromnie wa�ny. Cho� tego na razie nie wiedzia�em; dopiero p�niej przekona�em si� o tym. Wszed�em wi�c do mieszkania i od razu skierowa�em kroki do spi�arki. Nie myli�em si�. By� tam sznur, trzy razy d�u�szy ni� potrzebowa�em, ale wystarczaj�co mocny. Zawi�za�em p�tl�, najlepiej jak umia�em, wspi��em si� na krzes�o i zamocowa�em jeden koniec na klamce g�rnej cz�ci okna. Ju� mia�em za�o�y� p�tl� na szyj�, ale przypomnia�em sobie, �e nale�a�oby jednak zostawi� co� ludziom, kt�rzy mnie prze�yj�. Zszed�em z krzes�a i otworzy�em maszyn� do pisania. Wkr�ci�em kartk� papieru i napisa�em: LEPIEJ UMRZE� Z HONOREM NI� �Y� BEZ HONORU. Nie by�em zachwycony takim tekstem, ale ludzie b�d� wiedzieli, �e rozsta�em si� z �yciem, bo jestem niewinny i nade wszystko uczciwy. P�niej, kiedy ponownie zak�ada�em p�tl� na szyj�, pomy�la�em, ze z tych kilku s��w nie mo�na z ca�� pewno�ci� wywnioskowa�, �e nie wyda�em cudzych pieni�dzy, ale w ko�cu co mnie to obchodzi. Niech �yj�cy uk�adaj� swoje stosunki i s�dy jak chc�. Ja ju� do nich nie nale��. I wtedy sta�o si� co� niezwyk�ego. Ku swemu wielkiemu zdziwieniu zauwa�y�em, �e r�ce, moje r�ce bez udzia�u mej woli si�gaj� do p�tli i zdejmuj� j� z szyi. Aha, przelecia�o mi przez g�ow� - pod�wiadoma obrona. Ale b�d� silniejszy od mego tch�rzliwego cia�a. Uchwyci�em p�tl�, za�o�y�em na szyj� i zaraz zn�w zdj��em. Hm, to mi si� nie podoba�o. Wtedy zdecydowa�em spr�bowa� raz jeszcze bez czekania. Jak tylko p�tla b�dzie na szyi, zaraz skocz�. Ale diab�a tam, �atwiej by�o pomy�le� ni� wykona�. P�tl� za�o�y�em, r�ce tym razem zosta�y w spokoju, ale nogi r�wnie�. Czu�em, �e mimo ca�ego wysi�ku nie mog� skoczy� z krzes�a. Wtedy mnie ol�ni�o! Oczywi�cie jestem zahipnotyzowany. Kto� na mnie oddzia�ywa� i jeszcze teraz na mnie dzia�a. W takim stanie wr�czy�em pieni�dze jakiemu� chytremu z�odziejowi, nawarzy�em piwa, a teraz musz� je wypi�. Tak, ale �wiadomo�� tego faktu nie przywr�ci�a mi pieni�dzy i wszystkimi si�ami stara�em si� skoczy� z krzes�a i zawisn�� na sznurze. W tym momencie moje r�ce ponownie dotkn�y p�tli i zdj�y j� z szyi. Wtedy zeskoczy�em z krzes�a, wbrew woli, i usiad�em przy biurku, na kt�rym sta�a maszyna do pisania. Kiedy rozmy�la�em, co to za z�odziej mnie zahipnotyzowa�, zobaczy�em, jak na papierze wyskakuj� s�owa. Nie mog�em uwierzy� w�asnym oczom. Ale� tak, moje palce pisa�y! Na papierze mo�na by�o wyra�nie przeczyta�: Zaniechaj niszczenia w�asnego ciala. - Mog� robi� ze swoim cia�em, co mi si� podoba� - krzykn��em z wyrzutem, a palce zaraz zacz�y uderza� w klawisze: Potrzebne mi twoje cioto i nie dopuszcz�, aby� je zniszczy�. - Zniszcz� je, a ty si� wyno�! - wrzasn��em z uporem i dla podkre�lenia mej woli uderzy�em pi�ci� w biurko. W�a�ciwie uderzy�em z ca�ej si�y w kant i to wyzwoli�o we mnie okrzyk b�lu. Natychmiast potem palce zn�w stuka�y w klawisze: To dlatego, �eby� nie podnosi� g�osu. Oczywi�cie to ja kieruje twoja r�k�. - Kim jeste�? - spyta�em zacisn�wszy z�by, gdy� r�ka naprawd� bardzo mnie bola�a. To ju� rozs�dniejsze pytanie. Przyby�em ze �wiata, kt�rego wy nie mo�ecie zobaczy�. - Pi�knie. I teraz rz�dzisz moim cia�em. Potrzebuj� go. Jest mi niezb�dne - wystuka�y moje palce. - Czy to mo�e ty opr�ni�e� moj� torb�, a ja by�em tego nie�wiadomy? Wiem, �e m�cz� ci� problemy zwi�zane ze strata pewnych rzeczy, ale ja o tym nic nie wiem. - Jasne, od kiedy to z�odziej przyznaje si� do przest�pstwa! - zawo�a�em rozgoryczony. - I dlaczego nie zostawisz mnie w spokoju? Ja chc� tylko... Nic z tego i nie nud� ju� takimi sprawami. W tym momencie zadzwoni� dzwonek u drzwi. Nawet nie drgn��em, bo nikt mi w tej chwili nie by� mile widziany. Ale palce zn�w zacz�y uderza� w klawisze: Co to za znak akustyczny? - Kto�, kto chcia�by wej�� da �rodka, dzwoni do drzwi wej�ciowych. Dlaczego nie sprawdzisz, kto to? - Co mnie to obchodzi! Nie chc�, �eby mi teraz przeszkadzano. Wsta�, idziemy zobaczy�, kto przyszed�. Gdy tylko wystuka�em te s�owa, moje cia�o si� wyprostowa�o i posz�o do przedpokoju. Otworzy�em drzwi, chocia� nie mia�em najmniejszej ochoty na przyjmowanie go�ci. By�a to ciotka Agata. Ciotka Agata opiekowa�a si� mn�, gdy zgin�li rodzice, i by�a bardzo dumna, �e nie zosta�em morderc�, oszustem ani z�odziejem, a uczciwym kasjerem na �rednim szczeblu kariery. Teraz sta�a przede mn�. - Robert, jak ty wygl�dasz?! - by�o jej pierwszym pytaniem. Nie by�em �wiadomy swojego wygl�du, wi�c teraz spojrza�em w lustro. Zobaczy�em blad� twarz, wykrzywione ze strachu i przera�enia usta, wytrzeszczone oczy i potargane w�osy. Musia�em to jako� wyja�ni�. - Ciociu, dziej� si� ze mn� dziwne rzeczy... Dalej nie zd��y�em, bo mi ciotka przerwa�a: - Od razu wiedzia�am, �e to si� tak sko�czy. Sto razy m�wi�am, �e Liza nie jest dla ciebie. M�wi�am to co prawda do siebie, ale jakby� by� m�drzejszy, zrozumia�by�. Och, co z ciebie zrobi�a! Czy�by� j� przy�apa� z kim innym? A mo�e sfa�szowa�a tw�j podpis? Albo zaci�gn�a d�ugi na tw�j rachunek? A mo�e zrobi�e� to co najw�a�ciwsze, zadusi�e�... zad�ga�e�...? - Ale�, ciociu, dawno z ni� zerwa�em. Widz�c jej pytaj�ce spojrzenie musia�em jako� usprawiedliwi� sw�j wygl�d. - Mia�em k�opoty w pracy. - Je�li tak, to nie�le - ostro�nie stwierdzi�a ciotka. - Teraz jednak powiniene� doprowadzi� si� do porz�dku i p�j�� ze mn�. - Spojrza�em na ni� pytaj�co. - Czy�by� zapomnia�, �e dzi� pi�tek? W ka�dy pi�tek jesz kolacj� w moim domu. ' Do licha, o tym zupe�nie zapomnia�em! W ko�cu na co umar�emu kolacja? Ale przecie� jeszcze nie by�em trupem, a je�eli to jeszcze potrwa, niepr�dko nim b�d�. Zosta� tylko jeden problem. Czy moje cia�o w og�le zechce i�� do ciotki Agaty? Poprosi�em ciotk� do pokoju, siad�em do maszyny i zapyta�em: - Chcia�bym wiedzie�, czy w og�le mog� p�j�� do ciebie. Widz�c, �e ciotka dziwnie na mnie patrzy, zacz��em jej t�umaczy�: - Chodzi o pewne sprawy, kt�re jeszcze dla mnie samego nie s� ca�kiem jasne. To jest pewien rodzaj �wicze� duchowych i je�li w�a�ciwie... Twarz mojej ciotki wyra�a�a g��bokie zdumienie. Zamilk�em i wtedy wszystko zrozumia�em. Podczas gdy ja m�wi�em, moje palce niestrudzenie pisa�y. Ciotka podnios�a si� z krzes�a i zerkn�a na papier. W�a�nie ko�czy�em: Mo�emy i��. Wiem, �e cia�o trzeba regenerowa� w r�ny spos�b, a mnie zale�y, �eby cia�o funkcjonowa�o dobrze. - Czekaj, Robert - g�os ciotki nagle zabrzmia� bardzo konkretnie - czy ty to wszystko napisa�e� nie my�l�c, o czym piszesz? Spojrza�em na papier. Na pierwszym miejscu widnia�o tamto o honorowej �mierci. Przypisa�em wi�c autorstwo tego wszystkiego, co by�o wystukane na maszynie, sile, kt�ra kierowa�a moim cia�em. - �wietnie, Robert, czy dla ciebie nie jest jasne, o co tu chodzi? - Szczerze m�wi�c, nie. - No to ja ci wyt�umacz�. Ty si� zawsze �mia�e�, �e zajmuj� si� spirytyzmem, a teraz sam sta�e� si� medium. To jest pisanie automatyczne. Przyjd�, po kolacji odwiedzimy Renat�. Dzi� wieczorem odb�dzie si� u niej seans spirytystyczny. I tak to ciotka wprowadzi�a mnie do kr�gu spirytyst�w. Ciekawe, obecni zachowywali si� jak normalni ludzie, ale gdy zacz�li m�wi�, wszystko wygl�da�o do�� dziwnie. Dowiedzia�em si�, �e Willy jest zawsze w dobrym humorze i �e rozmawia bardzo logicznie, podczas gdy Sarika jest zwyk�� dziwk�, kt�ra oferuje swoje wdzi�ki ka�demu, kiedy� nawet miejscowemu proboszczowi, gdy ten znalaz� si� w gronie spirytyst�w. Gupta lubi filozofowa�, a czasem nawet podnosi st�. To oczywi�cie by�y duchy, kt�re stale zjawia�y si� w tym dziwnym towarzystwie. Kiedy ciotka powiedzia�a, �e jestem medium, kt�re automatycznie pisze, popatrzyli na mnie z szacunkiem, a niekt�rzy z lekkim pow�tpiewaniem, ale mnie by�o to oboj�tne, bo mia�em w�asne problemy. Pomy�la�em nawet, �e nied�ugo b�d� mia� okazj� sam si� pojawi� w tym towarzystwie, poruszaj�c nog� sto�u albo wodz�c ozyj� o��wek, i �e o minie te� b�dzie si� m�wi�o jak o po�ytecznym duchu. Siedzieli�my wok� sto�u. Zdziwi�em si�, �e zostawiono zapalone �wiat�o. Zawsze my�la�em, �e duchy wywo�uje si� w mroku. Prowadz�cy seans, pewien profesor geografii, zwr�ci� .nam uwag�, �e je�li chcemy, aby zjawi�a si� jaka� inteligencja z za�wiat�w, musimy si� skoncentrowa�. Dali mi do r�ki o��wek, ale ja poprosi�em o maszyn� do pisania, bo to wyda�o mi si� najlepsze, jako �e ta metoda by�a ju� wypr�bowana. Zebrani spojrzeli na mnie podejrzliwie, jednak po kilku minutach przedmiot ten znalaz� si� przede mn� na stole. Jeszcze nie zd��yli�my si� dobrze skoncentrowa�, a moje palce ju� pisa�y. Wszystkim zapar�o dech, tylko u prowadz�cego seans zauwa�y�em chytry u�mieszek. Maszyna pisa�a: Wydaje si�, �e to pisad�o jest dalekie od doskona�o�ci. Poniewa� nast�pi�a chwila milczenia, prowadz�cy podszed� do mnie z ty�u i g�o�no przeczyta� ten tekst. - Przepraszam - rzuci� w ko�cu - ale to jeszcze nie dow�d, �e mamy do czynienia z automatycznym pisaniem. �e czcionki s� podniszczone, mogli�cie si� sami przekona�, a pr�cz tego... - Ja niczego nie twierdzi�em - zwr�ci�em mu uwag� wpadaj�c w s�owa - i nie znam zasad, wed�ug kt�rych odbywacie seanse. To, eo wychodzi spod moich palc�w, i tak nie jest moje. Gdy to m�wi�em, zauwa�y�em, �e palce zn�w uderzaj� w klawisze. Tekst g�osi�: Ci ludzie s� odizolowani od rozumu. Szkoda na nich czasu. - Zamiast nas krytykowa�, powiedz nam raczej swoje imi� - wtr�ci�a ciotka, gdy� prowadz�cy sta� w milczeniu. A kiedy ja wystukiwa�em odpowied�, prowadz�cy o�wiadczy�: - Chodzi tu oczywi�cie o pisanie automatyczne, jakiego jeszcze nie mia�em okazji widzie�. To jest sensacja. Zadanie niemo�liwe - wystukiwa�y moje palce. Ta mizerna maszyna nie ma znak�w, jakie s� potrzebne do napisania mojego imienia. - Jeste� �ywy czy martwy? - zapyta� prowadz�cy. �ywy. Nie rozumiem, jak m�g�bym si� odzywa� b�d�c martwy. W�r�d obecnych zapanowa�o zdumienie. Ale prowadz�cy u�miechn�� si� z min� cz�owieka wszechwiedz�cego i natychmiast wyt�umaczy� nieoczekiwan� wypowied�: - To na pewno jaki� niedawno zmar�y, kto�, kto jeszcze nie pogodzi� si� ze swoim stanem duchowym. G�upcze! - wrzasn�a maszyna pod moimi palcami. Zauwa�y�em, �e ciotka zacz�a, si� wierci�. Patrzy�a na mnie dziwnym spojrzeniem, a potem podesz�a, pochyli�a si� i szepn�a mi do ucha: - Robert, nie obra�aj pana. Zrozumia�em, �e ciotka zacz�a wierzy�, i� ja sam z w�asnej woli pisz� odpowiedzi. No tak, jeszcze mi tylko tego brakowa�o. Ma mnie za oszusta, a prawdopodobnie inni te� my�l� podobnie. �wiadczy�a o tym wyra�nie zaczerwieniona twarz prowadz�cego. Odpowiedzia�em p�g�osem: - Ciociu, sama og�osi�a�, �e jestem medium. Ja nie mia�em najmniejszej ochoty na ten cyrk. Zamiast odpowiedzi us�ysza�em jedno podw�jne "ach!" Ciotka i prowadz�cy jednocze�nie wydali okrzyk, gdy� kiedy ja odpowiada�em ciotce, moje palce pisa�y: Idioci, je�li my�licie, �e to cia�o pisze samo, niech kto� inny usi�dzie do maszyny. Wszyscy popatrzyli na siebie z pow�tpiewaniem. Potem okaza�o si�, �e nikt z zebranych nie jest medium bieg�ym w automatycznym pisaniu. Dylemat rozwi�za�a maszyna sama. Niech przy maszynie usi�dzie ten, kto zechce, albo sam go wybior�. Poniewa� jeszcze si� oci�gali, zacz�o si�. Wsta�em i cho� nie chcia�em, chwyci�em za rami� swoj� s�siadk� z prawej. Wtedy uspokoi�em si�. Zbyteczne by�oby m�wi�, �e by�y to ruchy, kt�rymi nie kierowa�em. A teraz ta pani, kt�ra jeszcze przed chwil� robi�a podejrzliwe miny, wsta�a zdecydowanie i usiad�a na moim krzese�ku. Ja siad�em na jej miejscu. Natychmiast jej palce zacz�y z du�� szybko�ci� uderza� po klawiszach, co wywo�a�o wielkie zdziwienie, gdy� z r�nych uwag domy�li�em si�, �e ona pierwszy raz w �yciu pisze na maszynie. Tekst g�osi�: Nie czuje si� dobrze w tym ciele. Nie przeszkadza mi tusza ani warstwy t�uszczu, ale aparat intelektualny. Nie ma wi�kszych mo�liwo�ci, wi�c zaraz poszukam co� lepszego. Dama poczerwienia�a, a obecni byli na tyle dobrze wychowani, �e st�umili �miech. Dama wsta�a i spojrza�a doko�a, a nast�pnie pewnym krokiem podesz�a do prowadz�cego. Uderzy�a go w rami�, a potem wybuchn�a p�aczem. - Naprawd� nie mog�am inaczej - m�wi�a przez �zy. - Jaka� straszna si�a porusza�a moimi palcami. Och, jakie g�upstwa wypisywa�a. Prowadz�cy nie zwraca� na to uwagi, tylko ostro�nie podszed� do krzes�a, kt�re z pocz�tku mnie przypada�o, i usiad� przy maszynie. Po�o�y� palce na klawiaturze i o�wiadczy�: - Prosz� pa�stwa, zaiste mog� pa�stwu powiedzie�, �e nie porusza�em si� z w�asnej woli. Sam nie wiem, dlaczego siad�em na tym krze�le. A przez ten czas ju� napisa� dwie linijki: Mam wra�enie, �e znalaz�em si� w nieszczeg�lnie m�drym towarzystwie. Chcieliby�cie mnie wzi�� za zmar�ego, a ja jestem �ywy co najmniej tak samo jak wy. Przeczyta�em te wiersze i spojrza�em na przewodnicz�cego. Sprawia� wra�enie, �e si� dusi. Twarz wykrzywiona grymasem, d�onie zaci�ni�te w pi�ci. Po chwili z ust wyrwa� mu si� krzyk, co� mi�dzy rykiem lwa a tr�bieniem s�onia. A potem jakby mu ul�y�o. Przem�wi� zupe�nie normalnym g�osem: - W ko�cu opanowa�em mechanizm waszego akustycznego porozumiewania si�. Ju� nie musimy pisa�. Z tymi s�owami prowadz�cy seans podszed� do mnie i uderzy� mnie w rami�. Zaraz potem us�ysza�em w�asny g�os: - Ostatecznie wr�ci�em do cia�a, kt�re mi najbardziej odpowiada. Teraz mo�emy sobie porozmawia�. - Wspaniale! - zawo�a� prowadz�cy. - To jest czysta transfigu-racja. Cz�owieku, pan zrobi karier�! S�owa by�y skierowane wyra�nie do mnie, ale ja nie mog�em wykorzysta� tego komplementu, gdy� cia�o moje ruszy�o ku wyj�ciu. - Do�� ju� tego - m�wi�em wbrew swej woli -teraz b�dzie du�o �atwiej, bo mog� swobodnie m�wi�. - Zaraz - odezwa�a si� ciotka - prosz� nam przynajmniej powiedzie�, sk�d przybywasz. Jaki jest wasz �wiat? - Zupe�nie inny ni� wasz. Wy nas nie mo�ecie widzie� i ciesz� si� z tego. - Och, ile energii! - rzuci�a s�owa i spojrzenie, w kt�re w�o�y�a ca�y sw�j wdzi�k. - Czy nie mogliby�my si� jako� porozumie�? - Nie pojmuj� tych grymas�w i po co to wytrzeszczanie oczu. A co do porozumienia... o tym b�dziemy mogli porozmawia�, kiedy dowiem si� tego, co chc� wiedzie�. Kiedy wydobywa� si� ze mnie g�os, ciotka si� �achn�a, ale zaraz opanowa�a si� i kontynuowa�a s�odko: - A czego ci potrzeba, dobry duchu? - Nie wiem, jak si� to u was nazywa. Kontroluj� wprawdzie m�zg tego cia�a - przy tych s�owach moja r�ka uderzy�a po moich plecach - ale nie mog� dociec, jak to si� tu nazywa. To jest co� bardzo ci�kiego, pewien metal, kt�ry nam s�u�y do nap�du. - Ha, duchy poruszaj� si� za pomoc� �rodk�w materialnych! - wykrzykn�� prowadz�cy. - Pierwszy raz s�ysz� i musz� to zapisa�. - Uwierz-wtr�ci�a ciotka-�e bardzo ch�tnie by�my ci pomogli Jak przypomnisz sobie, co ci trzeba, zwr�� si� do nas. No, id� z wami. - Prosz� zosta� tutaj albo i�� dok�d si� pani podoba, ale z nami nie. Do�� mam k�opot�w z jednym cia�em. Po tych s�owach si�a mnie odwr�ci�a i zmusi�a do wyj�cia na ulic�. Nie zd��y�em po�egna� si� z obecnymi. Zobaczy�em, �e idziemy ku domowi. By�em ju� tak wy�wiczony, �e nie zdecydowa�em si� otwarcie opiera�. W ko�cu dok�d by�my mieli p�j��? Potem pomy�la�em, �e jednak wypada�oby porozumie� si� ze swoim panem. W my�lach zapyta�em go, dok�d idziemy, ale nie otrzyma�em odpowiedzi Wtedy zapyta�em g�o�no. - Idziemy do twojego domu - odpowiedzia�em sam sobie. - Nie wiesz, �e zapyta�em ci� o to w my�lach? - Odczu�em jakie� zamieszanie, ale przystosowa�em si� do kontroli twoich zmys��w. Lepiej m�w g�o�no, je�li chcesz si� ze mn� porozumiewa�. Cieszy�em si�, �e zamilk�, w�a�ciwie ja sam przesta�em m�wi�, bo jaki� przechodzie� obejrza� si� za mn� podejrzliwie. Ostatecznie by�em zadowolony. Stwierdzi�em, �e nie kontroluje moich my�li. Naraz zdarzy�a mi si� �wietna okazja. Zza rogu wyjecha� nagle samoch�d. Nie trac�c ani chwili skoczy�em na jezdni�, maj�c nadziej�, �e wpadn� pod ko�a, kt�re ostro zapiszcza�y, i �e wreszcie uda mi si� to, czego nie mog�em zrobi� za pomoc� sznura. Ale z t� sam� pr�dko�ci�, z jak� rzuci�em si� na jezdni�, nogi mi si� odbi�y i znalaz�em si� zn�w na chodniku. Samoch�d znikn�� za najbli�szym rogiem. Kierowca wyra�nie ucieka�, g��boko przekonany, �e o ma�o co nie spowodowa� wypadku. - Jeste� chytre stworzenie - us�ysza�em, jak m�wi�. - Z�by si� to wi�cej nie powt�rzy�o! - Przykro mi, ale ja jednak s�dz�, �e mog� rozporz�dza� w�asnym cia�em - zaprotestowa�em. - Dop�ki to twoje cia�o jest mi potrzebne, nic � tego. Ju� raz to chyba m�wi�em. A �eby� lepiej zapami�ta�, co m�wi�, postaram si�, �eby ci� pami�� nie zawiod�a. Jeszcze nie zd��y�em zrozumie� znaczenia tych s��w, kiedy zacz��em robi� przysiady, nast�pnie chodzi� w kucki. Potem wsta�em i skaka�em na jednej nodze. Zb�dne by�oby nadmienia�, �e nie byli�my sami na ulicy i �e zacz�li si� gromadzi� gapie. Balansowa�em na r�kach, robi�em salta w powietrzu i skaka�em na nogi. Po ka�dej takiej figurze rozlega�y si� oklaski i ludzie rzucali drobne monety, wyra�nie przekonani, �e jestem bezrobotnym artyst�. Ale ja nie mog�em wzi�� �adnego pieni��ka, nawet gdybym chcia�, bo moje cia�o wykonywa�o coraz to nowe akrobacje i powoli, ale pewnie zbli�a�o si� do domu. Nie trzeba nawet m�wi�, jak bola�y mnie wszystkie mi�nie. M�wi�c szczerze, do tej pory nie zdawa�em sobie sprawy, ile mam mi�ni. Ci�gle jeszcze skaka�em, robi�em salta i inne akrobacje, jakich by mi pozazdro�ci� ka�dy artysta. Ruchy moje by�y przy tym pewne i zwinne, chocia� czu�em si� zupe�nie inaczej. - Na razie dosy� - rzek�em do siebie. - Je�li obiecasz, �e b�dziesz chroni� swoje cia�o, to mo�emy przesta�. - Dobrze - zdo�a�em powiedzie� i natychmiast ra�nym krokiem kontynuowa�em spacer po ulicy, odprowadzany zachwyconymi spojrzeniami przechodni�w, kt�rzy jeszcze przed chwil� mnie oklaskiwali. - Teraz zn�w pod��czymy si� do wszystkich twoich zmys��w - us�ysza�em siebie. - Nie jestem taki g�upi, �eby odczuwa� wszystko to, co ty odczuwa�e�. - Rozumiem, ale teraz prosz� ci�, �eby�my jak najszybciej po�o�yli si� do ��ka. Ja mam dosy�. Dowlok�em si� na trzecie pi�tro, my�l�c tylko o tym, jak z tym raz sko�czy�. Musz� przechytrzy� sublokatora w moim ciele. Dla mnie i tak nie ma ratunku, a ten niech my�li, jak zdoby� ci�ki metal beze mnie. Ale kiedy otwiera�em drzwi, zwr�ci�em uwag� na co� dziwnego. Wychodz�c, zawa�� zamykam drzwi na klucz, nawet gdy id� po gazet� ma drug� stron� ulicy. By�em pewien, �e tak by�o i tym razem, ale zamek nie trzasn��. Czy mo�liwe, �eby policja przetrz�sn�a moje mieszkanie? Domy�la�em. Nie, jednak niemo�liwe, pociesza�em si�, bo moje przedsi�biorstwo mog�o si� dowiedzie� o braku pieni�dzy w najlepszym razie dopiero jutro rano. Zreszt� nawet w banku nie powiedzia�em, �e przynios�em pieni�dze. Zagadka zosta�a rozwi�zana, gdy wszed�em do pokoju, gdzie sta�o ��ko. Uk�ada�o si� na nim leniwie czyje� cia�o. Gdy przypatrzy�em si� lepiej, pozna�em Dor�, czyli Dolores, jak j� nazywa�em. Oczywi�cie nie spa�a, gdy� skoczy�a na r�wne nogi i zarzuci�a mi r�ce na szyj�. - Robercie, dwa razy telefonowa�am, a �e si� nie zg�asza�e�, posz�am zobaczy�, co si� z tob� dzieje. Czy zapomnia�e�... Otrzyma�em poca�unek, na kt�rym mi w obecnej sytuacji wcale nie zale�a�o. Odda�em go jej do�� p�ochliwie, gdy� w ka�dym momencie m�g� zareagowa� m�j pan. Ale reakcji nie by�o. Wzi�wszy na odwag�, powiedzia�em jej, �e si� ciesz�, i� czeka�a na mnie. i jednocze�nie opisa�em, Jak to po kolacji u ciotki musia�em jeszcze za�atwi� pewne sprawy w przedsi�biorstwie. -Mam wielkie szans� na awans, moja kochana, a potem nic nie b�dzie sta� na drodze do szcz�cia. Ju� teraz... - Dlaczego tak bezwstydnie k�amiesz? - us�ysza�em w�asne s�owa, kt�rych nie mia�em zamiaru wypowiedzie�. Dolores spojrza�a na mnie ze zdziwieniem i wida� by�o na jej twarzy, �e zbiera jej si� na p�acz. Oczywi�cie my�la�a, �e powiedzia�em to do niej. - To nie by�o pod twoim adresem - rzek�em najdelikatniej jak mog�em, a potem ci�gn��em podwy�szonym tonem: - Prosz� ci�, �eby� si� nie wtr�ca� w moje prywatne sprawy. Jasne? - Nie rozumiem, kiedy to si� wtr�ca�am! - zawo�a�a Dolores z rozpacz� w g�osie. A mnie dalej wychodzi�y z ust s�owa: - Oczywi�cie chodzi o kobiet�, a wobec nich trzeba by� grzecznym. Teraz we mnie zawrza�o. - Tak, widzia�em, jaki by�e� grzeczny, kiedy rozmawia�e� z moj� ciotk�. Ona te� jest kobiet�. - G�upie indywiduum, pe�ne popl�tanych my�li - g�osi�a odpowied�. Dolores rzuci�a mi si� na szyj� i zap�aka�a. - Robert, z tob� jest co� nie w porz�dku. Przeczyta�am, co napisa�e� na maszynie. Tyle chaotycznych zda�! A teraz rozmawiasz sam ze sob� i sprzeczasz si�. A to w oknie... Powiod�em wzrokiem za jej spojrzeniem. Tak, jeszcze tam wisia�a p�tla, a �eby nie by�o w�tpliwo�ci, w jakim celu zosta�a zrobiona, sta�o pod ni� krzes�o. - To sznur zupe�nie bez znaczenia. Chcia�em si� przekona�, jak. to wygl�da w praktyce. - Zn�w k�amiesz - odezwa�o si� moje drugie ja. - Teraz powiedzia�e� prawd�, je�li m�wi�e� sam do siebie - rzek�a Dolores. - Wszystko si� zgadza. Dopiero teraz jest wszystko dla mnie jasne. - O czym m�wisz? - Kiedy ci� nie by�o, dzwoni� doktor Cornelius, dwa razy. - Nigdy nie s�ysza�em tego nazwiska - powiedzia�em szczerze. - Hm, a mo�e telefonowa�e� do niego i nie pami�tasz. To psychiatra. Tego jeszcze brakowa�o. Sk�d nagle ten doktor Cornelius?! Kto� musia� mnie wzi�� za wariata. Najprawdopodobniej sama Dolores. Ten papier w maszynie, linka z p�tl� i krzes�o mog�y j� w tym utwierdzi�. Ale na odpowied� nie trzeba by�o d�ugo czeka�. Ju� otwiera�em usta, �eby oskar�y� dziewczyn� o to, �e mi zes�a�a na kark psychiatr�, kiedy zadzwoni� telefon. - Tu doktor Cornelius. Chcia�bym m�wi� z panem Panikkarem. To bez w�tpienia by�em ja. Ciekawi�o mnie teraz, co b�dzie dalej. - Zaraz do pana przyjad�. Mam nadziej�, �e pan ju� ule b�dzie wychodzi� z domu. -Nie, nie b�d� wychodzi�, ale nie wiem, po co w og�le ma pan przyje�d�a�. O ile pami�tam, nie wzywa�em pana. -Pan mnie nie wzywa�, ale uczyni�a to pana szanowna ciocia. Bardzo niepokoi si� o pana. No wi�c najp�niej za dwadzie�cia minut jestem u pana. Pierwsz� moj� czynno�ci� by�o zdj�cie sznura i odstawienie krzes�a. Oczywi�cie ciotka nie by�a g�upia i bardzo sprytnie zaj�a mnie, �ebym si� pozby� g�upich my�li, jak by to ona okre�li�a. A gdy wymkn��em si� jej spod. kontroli, zatelefonowa�a do Corneliusa, kt�ry mia� si� mn� dalej zaj��. Musia�em co� zrobi�, �eby si� zabezpieczy�. Nie by�oby bowiem przyjemnie dosta� si� do kliniki chor�b nerwowych, co m�j sublokator m�g�by mi bardzo �atwo zgotowa�. A wi�c powiedzia�em Dolores, �e musz� i�� do �azienki, i sam na sam, bez �wiadk�w, chcia�em rozprawi� si� z intruzem. - S�uchaj, chcesz czy nie, musimy doj�� do porozumienia - zacz��em, jak tylko zamkn�y si� za mn� drzwi �azienki. - O co chodzi? - Chodzi o to, �e nie �ycz� sobie, �eby mnie doktor Cornelius wzi�� za wariata i zamkn�� w domu wariat�w. - Co ja mam z tym wsp�lnego? - Wszystko zale�y od ciebie. Jak si� odezwiesz, zaraz b�dzie dla niego jasne, �e zwariowa�em, bo normalni ludzie nie rozmawiaj� sami ze sob�. - Wydaje mi si�, �e to lokalny zwyczaj na waszej planecie. - Teraz niewa�ne, czy to lokalny, czy mi�dzy�wiatowy. Wa�ne, �e wiesz, i� musisz milcze�, dop�ki b�dzie tu doktor. Czeka�em, jak zareaguje na moje s�owa. Nie wiem, czy ta si�a we mnie d�ugo rozmy�la�a, czy po prostu milcza�a, ale odpowiedzi nie by�o, wi�c m�wi�em dalej: - Pr�cz tego musisz zostawi� moje cia�o w spokoju. Ka�dy ruch m�g�by by� fatalny dla nas obu. - Dlaczego dla obu? - Zdawa�o mi si�, �e m�j rozm�wca nieco si� zdziwi�. - Je�li mnie zamkn� w domu wariat�w, to i ty si� tam znajdziesz razem ze mn� i nie b�dziesz m�g� korzysta� e mego cia�a. A jak zostaniemy na wolno�ci, to jutro poszukamy w sklepach i magazynach tego twojego metalu, co ci potrzebny do nap�du. - To jest rzeczywi�cie pow�d. - I ja tak my�l�. - By�em szcz�liwy, �e chocia� raz zmog�em tego intruza, wi�c ci�gn��em: - �eby nie zdarzy�o si� jakie� nieszcz�cie, musisz mi pom�c. Na pewno Cornelius b�dzie mnie zmusza� do wykonywania jakich� ruch�w. Jak ich nie wykonam, b�dzie to podejrzane. I dlatego trzeba wtedy tak kierowa� moim cia�em, �eby wszystko wypad�o dobrze. - B�dzie, jak m�wisz. Odetchn��em. A wi�c zosta�o ustalone. Poj��em, �e ten typ we mnie nie b�dzie stwarza� trudnych sytuacji, wr�cz przeciwnie! Dolores czeka�a na nas, to jest na mnie, z zatroskan� twarz�. Zachowywa�em si� jednak pow�ci�gliwie i zwraca�em si� do niej delikatnie. Nie mog�em si� jednak powstrzyma� i poprosi�em j�, by w �adnym wypadku nie wtr�ca�a si� do mojej rozmowy z psychiatr�. Doktor Cornelius m�g� mie� oko�o sze��dziesi�ciu lat. Nie mia� przenikliwego spojrzenia ani ascetycznego wyrazu twarzy, nie by� ani chudy, ani wysoki, przeciwnie. By� te� bardzo �ywy i ani napomkn�� o moich nerwach, ale interesowa�o go zupe�nie co innego, na przyk�ad, czy Dolores i ja mamy zamiar si� pobra�, czy dobrze zarabiam i dok�d si� wybieramy na urlop. Potem mimochodem zapyta�: - Czy pani Dolores sprz�ta pa�ski pok�j? - Ja sam sprz�tam - odpowiedzia�em, a on mnie natychmiast zaskoczy�: - Wi�c pan sam uprz�tn�� krzes�o pod oknem i sznur. - Oczywi�cie, panie doktorze. Je�li oczekuje si� wizyty, to mieszkanie powinno by� jako tako sprz�tni�te. - Naturalnie, naturalnie - potwierdzi� doktor. - Jednak �eby nie by�o niejasno�ci, musz� panu powiedzie�, �e przyszed�em w�a�nie z powodu tego krzes�a i sznura. Niech pan b�dzie tak mi�y i opowie mi wszystko dok�adnie. Zaraz, musz� panu od razu powiedzie�, �e zrobi� pan na mnie doskona�e wra�enie i widz� coraz wyra�niej, i� pa�ska ciotka naprawd� niepotrzebnie bi�a na alarm. Mi�o by�o to s�ysze�, ale kto by wierzy� psychiatrom... Stale musia�em by� przygotowany na pu�apk�. O tym, �eby mu powiedzie� prawd�, nie mog�o by� mowy. - Z�by by� zupe�nie szczerym, pr�bowa�em co� odtworzy�. Czyta�em w jakiej� powie�ci, �e znaleziono powieszonego cz�owieka w tajemniczych okoliczno�ciach, i wydawa�o mi si�, �e autor przesadza. - I do jakich wniosk�w pan doszed�? - przerwa� mi doktor. - �adnych, bo przysz�a ciotka i przerwa�em pr�b�. - Tak, tak, to ca�kowicie zrozumia�e. A co by�o z maszyn� do pisania? - Jak to? Co by si� sta�o z maszyn�? - No, pan przecie� co� pisa�. Tre�� tych pa�skich tekst�w by�a, szczeg�lna. - Tak - przyzna�em bez kr�cenia. - Najpierw napisa�em. s�owa z powie�ci. Potem zauwa�y�em, �e s�abo pisz� na maszynie, w ko�cu nic dziwnego, bo od lat jej nie u�ywa�em. Chcia�em sprawdzi�, czy jeszcze umiem pisa� nie patrz�c na klawisze. - A sk�d pan wzi�� t� tre��? - Pisa�em, co mi przysz�o na my�l. St�d ta niezwyk�o��. - Tak, to by si� zgadza�o. Doktor wsta� i podszed� do maszyny; wykr�ci� kartk� i g�o�no przeczyta�: - To ju� rozs�dniejsze pytanie. Przyby�em ze �wiata, kt�rego wy �nie mo�ecie zobaczy�. Widzi pan, to brzmi, jakby pan z kim� rozmawia�. Ale niewa�ne. Oczywi�cie i to przepisa� pan z jakiej� ksi��ki. Kiwn��em g�ow�, gdy� nie mia�em odwagi potwierdzi� tego s�owami. Doktor oczywi�cie by� na w�a�ciwym tropie, a prawdopodobnie ciotka te� go delikatnie naprowadzi�a. W tym momencie pojawi�o si� niebezpiecze�stwo, jakiego najmniej si� spodziewa�em. Dolores stawa�a si� coraz niespokojniejsza, a� w ko�cu wyda�o si�, �e wybuchnie. I wybuch�a: - Panie doktorze, niech si� pan nie daje zwie��. S�ysza�am, jak rozmawia� sam ze sob�.-Zanim pa� przyszed�, on by� w �azience i tam si� ze sob� umawia�. Wszystko pods�ucha�am. Niech pan co� zrobi, �eby go wyleczy�. Zacz��em pojmowa�, �e wpad�em. Jedyn� moj� nadziej� by�o to, �e przed s�dem wymigam si� wariactwem. Ale co by mi z tego przysz�o? Gdy mi te my�li jeszcze kr��y�y po g�owie, zauwa�y�em, �e przesuwam si� w kierunku Dolores. By�o dla mnie jasne, �e nie dzieje si� to z mojej woli. Ale nikt nie wiedzia�, co zrobi�. Mo�e j� zabij�, a mo�e tylko dobrze st�uk�. Zrobi�em, co chcia�, nie mog�em temu przeszkodzi�. Krzykn��em tylko panicznie: - Uwa�aj, �eby� jej nie zabi�! Stan��em przed dziewczyn�, kt�ra ze strachu zblad�a. Patrzy�a na mnie przera�onym wzrokiem i musz� powiedzie�, �e doktor Comelius tak�e nie wiedzia�, co uczyni�. Ja jednak pog�adzi�em Dolores po g�owie i powiedzia�em: - Biedna kobieto! Dolores natychmiast si� zmieni�a. Kl�k�a przede mn� i bi�a czo�em w pod�og�. Potem wznios�a r�ce i wrzasn�a: - Robercie, wybacz, �e k�ama�am, ale by�am zazdrosna i dlatego chcia�am ci zaszkodzi�! Pr�cz tego nam�wi�a mnie twoja ciotka. Ona chce ci� za wszelk� cen� ubezw�asnowolni�, bo si� boi, �e j� otrujesz ze wzgl�du na spadek. Na te s�owa doktor Cornelius skoczy� jak oparzony. Podszed� nag�ym krokiem do Dolores, kt�ra ci�gle jeszcze przede mn� kl�cza�a, i ze wzburzeniem zapyta�: - Prosz� pani, czy to wszystko prawda? - Szczera prawda. Dlaczego mia�abym k�ama�? Wiem, �e teraz straci�am mi�o�� mojego Roberta, ale nie mog� dopu�ci�, by niewinnie cierpia�. - Zaraz, prosz� pa�stwa, niech pomy�l�. Ale, prosz�, niech pani wstanie. - Nie mog� - zawo�a�a Dolores. - Nic nie... Tu nagle przerwa�a. By�o dla mnie jasne, co si� sta�o. M�j intruz na moment wypu�ci� spod kontroli o�rodki mowy i o ma�o co nie cofn�a wszystkiego, co powiedzia�a. Teraz wydawa�o si�, �e nie mo�e m�wi� ze wzburzenia. Doktor Cornelius pog�aska� j� po g�owie, a ja powiedzia�em g�o�no, �e by�oby dobrze, gdyby wsta�a i uspokoi�a si�. W tym momencie Dolores podnios�a si�. Poprosi�em j�, by si� po�o�y�a, co uczyni�a bez najmniejszego oporu. - Prosz� pana - zacz�� sztywno doktor - chc� pa�stwa przeprosi�, �e zak��ci�em spok�j i postawi�em w niezr�cznej sytuacji. Odkryli�my jednak wa�n� rzecz. Wasza ciotka cierpi na mani� prze�ladowcz�. Musz� powa�nie si� ni� zaj��. Do widzenia, pan b�dzie �askaw wyt�umaczy� mnie pa�skiej mi�ej przyjaci�ce, gdy si� przebudzi. Gdy zostali�my sami, Dolores poderwa�a si� z ��ka i przybieg�a do mnie. Dotkn�a r�k� mego ramienia i zaraz zacz�a si� rozgl�da� w pop�ochu. - Musia�em przyj�� ci z pomoc� - us�ysza�em, jak m�wi� - �eby� nie zrobi� czego� niew�a�ciwego. - Nie b�j si� - odpowiedzia�em. - I tak mam g�ow� do�� nabit�, �eby jeszcze my�le� o samob�jstwie. - Co to by�o? - spyta�a Dolores. - Z�amanie obietnicy i zdrada z twojej strony. Jak mog�a� przed lekarzem m�wi� takie rzeczy? Dolores mia�a oczy pe�ne �ez. Patrzy�a na mnie z takim wsp�czuciem, jakbym ju� nie �y�. - Robert, przecie� wiesz, jak ci� kocham. Jakbym mog�a dopu�ci�, �eby� by� chory... rozumiesz, co mam na my�li Dotkn�a przy tym znacz�co palcem w�asnego czo�a. - A obieca�a�, �e nie b�dziesz si� wtr�ca� do mojej rozmowy z lekarzem. - Wtedy jeszcze nie wiedzia�am, co si� e tob� dzieje. Och, jakie g�upstwa m�wi�e� w �azience. �ebym chocia� tego nie s�ysza�a. - O ile pami�tam, nie prosi�em ci� o pods�uchiwanie. - Musia�am. Odk�d wr�ci�e� do domu, zachowywa�e� si� dziwnie. Sam nie wiesz, jakie m�wisz g�upstwa. Ty m�wisz za dw�ch jak... och! Dolores sta�a nieruchomo z otwartymi ustami, tak jak przerwa�a w p� s�owa. Chyba co� jej za�wita�o. Nagle zblad�a i zacz�a si� zatacza�. Potem spojrza�a na mnie z nadziej� i spyta�a: - Przecie� nic nie powiedzia�am, prawda? Zdawa�o mi si� tylko. - Nie - odpowiedzia�em bez lito�ci - m�wi�a� i masz szcz�cie, �e doktor Cornelius wyszed� w sam� por�. - Co mam z ni� zrobi�? - zapyta� mnie m�j go�� z cia�a dziewczyny. - My�l�, �e najlepiej, jak sobie wszystko wyja�nimy, my�l� o nas dw�ch, a ona niech wszystko s�yszy. Mo�e nam si� przyda. - Jak chcesz. Zaczekaj tylko, musz� wr�ci� do ciebie, a tego si� nie da zrobi� bez kontaktu cielesnego. Dolores zbli�y�a si� do mnie jak automat i dotkn�a r�k� mojej twarzy. Nast�pnie krzykn�a i skuli�a si� na krze�le. Przysun��em drugie krzes�o i siad�em obok niej. �agodnie uj��em j� za r�k� i zacz��em m�wi�: - S�uchaj mnie uwa�nie i nie dziw si� niczemu. Wszystko, co teraz prze�y�a�, prze�y�em i ja. Nie trzeba si� ba�. Nie jeste� szalona, ja te� nie. Chodzi o zupe�nie inne rzeczy, a wszystko zacz�o si� od moich pieni�dzy. - Twoich pieni�dzy? To dla mnie co� nowego. - Nie s� to ca�kiem moje pieni�dze, tylko utarg "Excelsiora", kt�ry nios�em do banku. Te pieni�dze znikn�y. I w kr�tkich s�owach opisa�em, co si� wydarzy�o. Przyzna�em si�, �e chcia�em pope�ni� samob�jstwo, ale teraz si� jednak uspokoi�em. Mo�e znajdzie si� jakie� wyj�cie. - Musz� naprawd� by� wdzi�czny tej istocie, co jest we mnie, bo gdyby jej nie by�o, wisia�bym teraz w oknie, a ty by�aby� wdow� przed zam�ciem. - M�wi�c szczerze - stwierdzi�a Dolores - nie uwierzy�abym, gdybym cz�ciowo sama nie do�wiadczy�a tego na w�asnej sk�rze. - Dobrze, a jak my�lisz, co trzeba uczyni�? - Znale�� pieni�dze - odpowiedzia�a dziewczyna, co wprawdzie by�o s�uszne, ale ma�o prawdopodobne, �eby si� uda�o., - A jakby tak poprosi� twego przyjaciela, jak si� on nazywa, �eby nam pom�g�? - Mojego imienia nie mog� wym�wi� waszym aparatem g�osowym - us�ysza�em si�. - Nazywajcie mnie Hiacynt i ju�. - Sk�d masz to imi�? Wskaza�em zaraz r�k� ma rega�, gdzie sta�a ksi��ka "Hyazint. �ycie i dzie�o". A wi�c m�j go�� wzi�� imi� od tego �wi�tego. Ale to by�o lepsze od anonimowo�ci. Kiedy jednak sam zapyta�em Hiacynta, czy m�g�by jako� pom�c znale�� pieni�dze, odpowiedzia� przecz�co. - Mnie samemu jest potrzebna wasza pomoc. M�g�bym jedynie pokierowa� mi�niami twoich prze�ladowc�w, ale to �rodek tymczasowy. -I to lepsze ni� nic - stwierdzi�a Dolores, kt�ra mia�a zmys� do praktycznych rozwi�za�, cho�by i nie by�y zasadne. - Ale czy nie zechcia�by pan, panie Hiacyncie, opowiedzie� nam, jak si� pan znalaz� w tej sytuacji i jak mo�emy panu pom�c? Hiacynt oczywi�cie m�wi� przez moje usta. W ten spos�b dowiedzieli�my si�, �e by� w podr�y po�lubnej. Porusza� si� obok S�o�ca i planet i nie widzia� ich. Oni bowiem s� takiej konstrukcji, �e naszej materii nie mog� widzie� ani odczuwa�, tak samo jak my nie mo�emy zobaczy� ich �wiata, o czym mi Hiacynt ju� przy okazji wspomina�. Pos�ugiwali si� instrumentami i za ich pomoc� stwierdzili, �e znajduj� si� w pobli�u wielkiej masy materii. Wtedy zauwa�yli, �e ich silnik z�e pracuje, to jest, �e zu�ywa wi�cej paliwa, ni� wskazuje norma. Kiedy za pomoc� instrument�w stwierdzili, �e na tej planecie, a chodzi�o o Ziemi�, jest odpowiedni materia� paliwowy, wyl�dowali, �eby go znale��. Hiacynt zostawi� ma��onk� w poje�dzie kosmicznym, a sam wyl�dowa� na statku pomocniczym. To by�o dla mnie niejasne. - Przepraszam, ale jaki to siatek pomocniczy i gdzie l�dowa�, jak ju� by�e� na Ziemi? - Statek pomocniczy to ma�a awionetka na jedn� osob�, kt�ra s�u�y do bliskich lot�w. A wyl�dowa�em z jakiej� ogromnej ska�y w dolin�, gdzie instrumenty wskaza�y mi obecno�� �ywego stworzenia. - Hm, i to by�o gdzie� tutaj w okolicy? - zapyta�em, nie rozumiej�c, o czym w�a�ciwie m�wi. - Tak, ale s�uchaj dalej. Kiedy dotar�em do doliny, jeszcze raz okre�li�em kierunek, gdzie znajdowa�a si� �ywa istota, i wtedy wszed�em w ni�. - Awionetka? - zainteresowa�a si� Dolores. - Bez niej. Awionetka wyl�dowa�a na ziemi. Natychmiast wzi��em pod kontrol� m�zg tej istoty i wtedy wiedzia�em, co ona widzi, i s�ysza�em, co ona s�yszy. Pierwsze, co zobaczy�em, to jaki� trawnik, a na nim cz�owieka, jak to wiem teraz. Cz�owiek �ywo macha� r�kami i wo�a� co� jakby: "Fido, tutaj!" Czu�em, �e moje cia�o chce naprz�d, ale ja je zatrzymywa�em. Wtedy cz�owiek z�apa� jaki� kij i ruszy� ku nam. By�em nieostro�ny i pod��czy�em si� do wszystkich zmys��w swego nowego cia�a. Nagle ujrza�em, jak cz�owiek zamachn�� si� kijem i uderzy� moje cia�o po plecach. Odczu�em silny b�l i natychmiast ukara�em napastnika. Wspi��em si� na tylne �apy i uderzy�em go w twarz. Ale poniewa� moje ko�czyny by�y stosunkowo ma�e, na wszelki wypadek rozp�dzi�em si� jeszcfce i dla pewno�ci uderzy�em cz�owieka w �o��dek, tak �e upad�. Potem odszed�em. -Ale w co wcieli�e� si� najpierw? - zapyta�em, cho� domy�la�em si�, co to mog�o by�. - P�niej stwierdzi�em, �e to by� pies, ale wtedy jeszcze nie wiedzia�em, kto panuje na tej planecie. Ruszy�em dalej, �eby znale�� odpowiednie cia�o. Przez psa mog�em rozumie� tylko to, co rozumie pies. W�ch by� dobry, ale si�a rozumienia do�� ograniczona. O wiele bardziej ograniczona ni� u ludzi, chocia� i to jest dalekie od doskona�o�ci. - Co by�o dalej? - przerwa�em Hiacyntowi, �eby nie musie� wys�uchiwa� krytycznych uwag pod adresem cz�owieka. - Widzia�em ludzi, kt�rzy �api� na p�tle psy i zamykaj� do klatek w samochodach. Oczywi�cie szybko znik�em im z oczu, bo nie szuka�em niepotrzebnych k�opot�w. By�o dla mnie jasne, �e musz� si� w�lizn�� w cia�o, kt�re rozporz�dza odpowiedni� inteligencj� i kt�re mo�e si� porusza� po planecie bez przeszk�d. Wtedy trafi�em na ciebie, Robercie. Jeszcze mnie pog�aska�e� i powiedzia�e� kilka przyjaznych s��w, kt�rych wtedy nie mog�em zrozumie�. Od razu przeszed�em w ciebie. Teraz mniej wi�cej wiesz wszystko i teraz tylko potrzebuj�, �eby� mi znalaz� paliwo do statku. - Ze szczerego serca bym to uczyni� - rzek�em do�� szczerze - ale nie wiem, co ci potrzebne. - Ja wiem, jak wygl�da. To jest bardzo jasny metal., Podobny jest troch� do tego naczynia - tu wskaza� na niklowany serwis do bia�ej kawy. - Ale nam jest to potrzebne w stanie ciek�ym. - A gdyby tak jutro pochodzi� po sklepach? Na pewno co� znajdziecie - zaproponowa�a Dolores. - Pomy�l tylko. �ona Hiacynta czeka na nieznanej planecie. Musi si� ju� bardzo martwi�. Nast�pnego dnia poszli�my wszyscy troje, w�a�ciwie dwoje, �ci�le rzecz ujmuj�c, na poszukiwanie paliwa dla Hiacynta. Dolores przenocowa�a u mnie, ale gdyby do tej chwili by�a dziewic�, tak� by zosta�a. Hiacynt powi�d� mnie do �azienki i tam cicho zaproponowa�, �ebym mu pokaza�, jak si� rozmna�amy, ale ja zupe�nie nie mia�em na to ochoty. Po pierwsze, akurat nie by�em w dobrej formie, je�li wzi�� pod uwag� wszystko, co prze�y�em tego dnia, a pr�cz tego by�oby mi nieswojo demonstrowa� to przed osob�, kt�ra bada rzecz naukowo. Tak wi�c nic z tego. Dolores i my, to jest Hiacynt i ja, weszli�my do sklepu metalowego. Powiedzia�em, �e potrzebuj� jakiego� ci�kiego metalu, �eby mi pokazali wzory. Ju� tym �yczeniem zwr�ci�em na siebie uwag�, ale sprzedawca (natychmiast pokaza� rur� o�owian�. Gdy j� wa�y�em, nie wiedz�c, co powiedzie�, naraz podnios�em j� do nosa i g�o�no pow�cha�em. Nast�pnie rzek�em: - We� co� innego. To nam niepotrzebne. Sprzedawca dziwnie na mnie popatrzy�, a ja w tej sytuacji za�mia�em si� i powiedzia�em, �eby pokaza� co� innego. - Czy to za lekkie, czy za ci�kie? - zapyta�, zanim mi co� poda�. - Nie to, co trzeba. - Platyny, niestety, nie mamy. Po to musia�by pan i�� do z�otnika. Wypr�bowali�my jeszcze �elazo, mied�, cyn� i bizmut. Wszystko to musia�em w�cha� i wtedy Hiacynt moim g�osem m�wi�, �e to nie to, czego szukamy. W ko�cu posprzecza�em si� z Hiacyntem. - Bardzo ci� prosz�, �eby� mnie nie o�miesza�. Po co to w�chanie metalu? W�a�nie jak to powiedzia�em, dopiero si� wystawi�em na �miech, bo sprzedawca obserwowa� mnie z napi�ciem. Ale co by�o, to by�o. Hiacynt odpowiedzia�: - A sk�d mam wiedzie�, o co chodzi? Nie mam ze sob� przyrz�d�w, a na tym �wiecie wszystko jest inaczej. Chcia�em jak najpr�dzej znikn��, ale Hiacynt rozgl�da� si� moim cia�em po sklepie, czy czasem nie ma tego, co mu trzeba. Teraz sprzedawca u�miechn�� si� z przesadn� uprzejmo�ci� i zapyta�: - Czy panu cz�sto si� to zdarza? - Co? - Rozmawia� samemu ze sob�. Nie wiedzia�em, co zrobi�. Najch�tniej bym trzasn�� impertynenta, ale wtedy wywo�a�bym niepotrzebny skandal. W tym momencie nadesz�a pomoc, sk�d si� najmniej spodziewa�em. Dolores podj�a gr�: - Czy�by pan nie wiedzia�, �e po zapachu mo�na rozpozna� metal? No przecie� pan te� jest fachowcem. Zaraz si� pan przekona. Prosz� zapakowa� w papier kilka metali, a ten pan zaraz je odr�ni po zapachu. - Dobrze, prosz� pani, zobaczymy i to cudo. Wtedy wtr�ci�em ja, a nie Hiacynt; - Niech pan przyniesie te metale. Sprzedawca znikn�� w magazynie, a po chwili przyni�s� kilka zawini�tek. Jedno podstawi� mi pod nos. - Oczywi�cie bez brania do r�ki, bo po ci�arze m�g�by pan pozna�. G�owa mi si� pochyli�a nad r�k� sprzedawcy i wci�gn��em powietrze. - To jest trzeci metal, kt�ry mi pan pokaza�. Chyba nazywa si� mied�. Sprzedawca bez s�owa podsun�� drugie zawini�tko. - Mied�. Trzecie zawini�tko. - Mied�. Czwarte zawini�tko. - Mied� i wszystkie pozosta�e metale, Janie mi pan pokaza�. Sprzedawca ze zdumieniem patrzy� na swoje zawini�tka. Obmacywa� je, czy nie wystaje czasem co�, po czym mo�na by zgadn��, co jest w �rodku, ale wszystko by�o pi�knie zapakowane w niebieski papier. - A niech pana diabli! Gratuluj�, czego� takiego jeszcze nie widzia�em! - No prosz�, nie nale�y zbyt wcze�nie wyci�ga� wniosk�w. A teraz �egnam! Z tymi s�owy, staj�c si� zn�w gospodarzem swoich ruch�w i mowy, odwr�ci�em si� i wyszed�em z Dolores na ulic�. - Dok�d teraz? - zapyta� mnie Hiacynt. - Proponuj� poszuka� z�otnika. Tylko je�li chodzi o platyn� i z�oto, to nie wiem, czym zap�acimy. - Najpierw sprawdzimy, czy to w�a�nie o to chodzi, a potem co� wymy�limy - zauwa�y�a Dolores z niezr�wnanym optymizmem. U z�otnika powt�rzy�o si� to, co w sklepie metalowym. Tylko Hiacynt by� ostro�niejszy, jak mu po drodze radzi�em. Ostro�nie w�cha�em, ale �aden metal nie by� tym, kt�rego szuka� Hiacynt W ko�cu, zm�czeni, znale�li�my si� na ulicy. - A mo�e by tak w�ama� si� do jakiego� laboratorium chemicznego? - zaproponowa�a Dolores. - Dzi�kuj�, mnie zupe�nie wystarczy, �e wcze�niej czy p�niej i tak przymkn� mnie za tamte tysi�ce, niepotrzebne mi w�amanie. - Ale w�amie si� Hiacynt - nie da�a si� zbi� z tropu dziewczyna. - Tak, ale moim cia�em i wyjdzie na to samo. Nie, musimy rozwi�za� problem w inny spos�b. Kiedy tak rozprawiali�my na ulicy, zacz�a si� przerwa obiadowa. Zdecydowali�my p�j�� do mego domu i co� zje��. Dopiero jak po przerwie otworz� sklepy, b�drie sens dalej szuka�. Kiedy wspinali�my si� po schodach, prze�y�em ma�y szok. Emerytowany pu�kownik, kt�ry mieszka pi�tro ni�ej, powiedzia�, �e szuka mnie jaki� cz�owiek. Po opisie nie mog�em w �aden spos�b zgadn��, kto by to m�g� by�. Dolores spojrza�a na mnie znacz�co. - Ju� ci� poszukuj�. - No tak, i nie wierz�, �eby�my mogli zje�� obiad w moim mieszkaniu i �eby nam nikt nie przeszkadza�. I Dolores, i ja unikali�my s�owa policja, chocia� oboje my�leli�my o tym samym. - B�dzie lepiej, je�li p�jdziemy do jakiej� restauracji - zaproponowa�em z uczuciem, �e miejsca publiczne te� ju� nie b�d� dla mnie schronieniem. Ale nie by�o mi s�dzone zaspokoi� g�odu. Wszystko wydarzy�o si� tak nieoczekiwanie, �e sam nie wiedzia�em, jak. Ruszyli�my do restauracji, o kt�rej wiedzieli�my, �e nie bywaj� tam nasi znajomi. Nigdy wprawdzie w niej nie by�em, ale wiedzia�em, �e znajduje si� trzy domy dalej od rogu, na kt�rym jest apteka. I w�a�nie gdy przechodzili�my jezdn