3189
Szczegóły |
Tytuł |
3189 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3189 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3189 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3189 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Maksymilian Berezowski
�MIER� SENATORA
HOTEL "AMBASSADOR"
Trzy kule, kt�re ugodzi�y Roberta Francisa Kenne-dy'ego, by�y wymierzone w przysz�ego prezydenta Stan�w Zjednoczonych, tak jak prawie pi�� lat wcze�niej kule w Dallas pozbawi�y �ycia aktualnego prezydenta, kt�ry nosi� to samo nazwisko.
Czterdziestodwuletni senator z Nowego Jorku, dziedzic ogromnej fortuny i najpopularniejszy polityk ameryka�ski, zgin�� w kuchennym korytarzu hotelu "Am-bassador" w Los Angeles. �mier� idola t�um�w na brudnej pod�odze, tu� przy sto�ach, na kt�rych r�bano krwawe po�cie mi�sa, by�a ponurym symbolem jatki pod szyldem politycznym.
Strza�y pad�y o godzinie 0.20 w nocy z wtorku na �rod�, z 4 na 5 czerwca 1968 roku, w momencie, gdy Robert Kennedy odni�s� decyduj�ce zwyci�stwo w kalifornijskich prawyborach; ani wcze�niej, ani p�niej. Mia� on zapewnione poparcie szef�w machiny partyjnej kilku kluczowych stan�w, pod warunkiem sukcesu w Kalifornii. To od razu postawi�oby go na czele prezydenckich kandydat�w partii demokratycznej.
By� wi�c Robert Kennedy w wy�mienitym humorze. Przekomarza� si� z dziennikarzami p�no w nocy i stroi� �arty z siebie samego.
- Kiedy� wydawa�o mi si� - m�wi� - �e znam si�
na wszystkim. Teraz wiem tylko tyle, ile dowiaduj� si� z telewizji.
Robertowi towarzyszy�a jego �ona, Ethel, siostra Jean Smith z m�em, pomocnicy i sztab wyborczy, a tak�e �wita przyci�gaj�ca wyborc�w: astronauta John Glenn, murzy�ski aktywista z Missisipi, Charles Evers, filmowcy i gwiazdy z Hollywoodu na okras�.
Kilka minut po p�nocy Kennedy uda� si� do hote-�ownej sali balowej, zwanej Ambasadorsk�, �eby podzi�-kowa� miejscowym sympatykom za poparcie i udzia� w kampanii.
- Dzi�kuj� wam wszystkim - powiedzia� w zakonczeniu. - A teraz naprz�d, do Chicago, po rozstrzyga-j�ce zwyci�stwo!
Hotel "Ambassador" stoi przy eleganckim Wilshire Boulevard, oddzielony od ulicy szerokim trawnikiem. Jego wej�cie jest udekorowane palmami i egzotyczn� ro�linno�ci�, a hali zdobi fontanna. Prawie na wprost, w odleg�o�ci kilkunastu metr�w od portalu, szerokie drzwi prowadz� do Sali Ambasadorskiej, po��czonej la-biryntem korytarzy i przej�� z innymi salami bankieto-wymi. "Ambassador" nale�y do ameryka�skich hoteli--gigant�w, w kt�rych bez przewodnika mo�na zab��dzi�; sam mia�em innym razem trudno�ci z odnalezie-' niem Ambasadorskiej mimo teoretycznej znajomo�ci hotelowej topografii.
Kiedy senator wszed� do ogromnej i nisko sklepionej sali, by�a po brzegi wype�niona jego m�odocianymi entuzjastami. Zmie�ci�o si� ich blisko 2 tysi�ce. Rozleg�y si� triumfalne oklaski, gwizdy i tupanie.
- My chcemy Boba! My chcemy Boba! - skandowa� rozgor�czkowany t�um.
Znaczy�o to, �e chce Boba - zdrobnia�e od Roberta - na prezydenta. Kennedy zszed� z podium obstawionego mikrofonami radia i telewizji i przeciska� si� przez t�um, z u�miechem �ciskaj�c wyci�gni�te r�ce. Zamierza� przej�� do po�o�onej o pi�tro ni�ej Sali Kolonialnej, gdzie czekali na niego wielbiciele, kt�rzy nie zdo�ali .pomie�ci� si� na g�rze. Potem mia� odby� kr�tk� konferencj� prasow�, nale��c� do ustalonego rytua�u. Spieszy�, bo by�o p�no, a chcia� jeszcze w pobliskim klubie "Factory" uczci� z rodzin� i przyjaci�mi dopiero co odniesione zwyci�stwo.
Senator powinien by� opu�ci� Sal� Ambasadorsk� przez zaplecze na ty�ach podium. Ale z niewyja�nionych przyczyn postanowi� przepchn�� si� przez t�um do kuchennego korytarza. Prowadz�ce do� wahad�owe drzwi znajdowa�y si� w po�owie sali. Ta zmiana marszruty nast�pi�a niespodziewanie. Kto� zawo�a�: "t�dy, senatorze, t�dy" - zmieniaj�c tras� jego orszaku. P�niej m�wiono, �e tak czy owak Robert Kennedy musia�by w drodze powrotnej z Sali Kolonialnej przej�� przez kuchenny korytarz - jak to uczyni� dwa dni wcze�niej po podobnym zgromadzeniu wyborczym w tym samym hotelu. W ka�dym b�d� razie senator zawr�ci�.
T�um oddzieli� go od prywatnego detektywa, Bar-ry'ego. Gdy Barry zorientowa� si� w sytuacji, nie m�g� ju� nad��y� za swoim szefem.
Przecisn�� si� do niego robi�c �okciami kalifornijski dziennikarz Tim Rich. "Senatorze Kennedy!" - zawo�a� i wr�czy� kopert� ze zdj�ciami z przedwyborczego zebrania w Whittier. Robert Kennedy podzi�kowa�, przyj�� kopert� i ruszy� dalej. Zdj�cia te nigdy nie odnalaz�y si�. Nawiasem m�wi�c pogin�y r�wnie� filmy nakr�cone przez innych reporter�w, na kt�rych mo�na by�o podobno rozpozna� podejrzane p�niej osoby. Na sali znajdowa�o si� mn�stwo os�b ze sprz�tem fotogra-
ficznym i kamery telewizyjne, jednak bardzo niewiele zdj�� z owego wieczoru ujrza�o �wiat�o dzienne.
Kemnedy'ego poprowadzi� w stron� kuchni rudow�osy, o atletycznej budowie, pomocnik maitre d'h�tela, Karl Uecker. Senatora wyprzedzali pisarz Budd Schul-berg, wsp�organizator kampanii wyborczej, znany .dziennikarz Pete Hamill i murzy�ski reporter z Los Angeles, Booker Griffin. Tu� za nim szed� reporter radiostacji "Mutual", Andrew West, nagrywaj�c w biegu wywiad.
- Senatorze, jak pan odparuje atak Humpreya? - dopytywa� West.
Kennedy odpar�:
- Chodzi w�a�nie o walk�...
Ta�ma magnetofonowa Westa odnotowa�a w tym miejscu suche, szybko powtarzaj�ce si� trzaski. Zanim ktokolwiek zd��y� zareagowa�, z t�umu zapale�c�w i ciekawskich wysun�a si� r�ka uzbrojona w ma�y b�benkowy rewolwer. Wylot lufy skierowany na senatora by� odleg�y od niego o niespe�na metr. Strza�y posypa�y si� jeden za drugim. Zabrzmia�y jak choinkowe petardy, ale Kennedy le�a� ju� bezw�adnie na cementowej pod�odze. Mia� rozchylone usta, broczy� krwi� i wygl�da� na nie�ywego.
W kuchennym korytarzu rozp�ta�o si� piek�o. Rozpaczliwe krzyki zmiesza�y si� z wyciem. St�oczony t�um napiera� ze wszystkich stron. Na zamachowca, drobnego m�odzika o ciemnych i k�dzierzawych w�osach, rzucili si� pomocnicy senatora. Najpierw z�apa� go Karl Uecker, potem Jack Galivan i George Plimpton. Pot�nej tuszy murzy�ski pi�karz Roosevelt Grier przyt�oczy� go swoim ci�arem do metalowego sto�u. Zwisaj�c nad chuderlakiem, Grier przycisn�� jego r�k� do stalowej kraw�dzi. Pomimo ogromnej przewagi fizycznej, sportowiec z trudem wyrwa� rewolwer z kurczowo zaci�ni�tej d�oni. Na pornoc Grierowi skoczyli Raf er Johnson, zaprzyja�niony z senatorem murzy�ski mistrz dziesi�cioboju, i jedyny agent z ochrony Kennedy'ego, Bili Barry. Barry nie mia� przy sobie broni.
Jaki� m�czyzna wskoczy� na st�. "Zabi� b�karta"! - krzycza� staraj�c si� kopn�� zamachowca w twarz. Inni pr�bowali go bi�, gry��, dusi�. Grier, Barry i Johnson odpychali ich do �ciany. Do m�a le��cego w ka�u�y krwi podbieg�a Ethel Kennetly. Siostra Jean ukl�k�a przy nim. Kto� pod�o�y� Rotwrtowi pod g�ow� papierowy kapelusz, jaki nosz� w Ameryce podczas kampanii wyborczej, kto� rozpi�� mu koszul� i rozlu�ni� krawat, kto� wachlowa� go gazet�.
Zjawi� si� ksi�dz i w�o�y� w nieruchome r�ce r�aniec. Stoj�cy obok m�czyzna krzykn��: "On nie potrzebuje ksi�dza, na mi�o�� bosk�, jemu trzeba doktora!" Stukilowy Roosevelt Grier p�aka� jak dziecko.
Andrew West gor�czkowo m�wi� do mikrofonu:
- Senator Kennedy zosta� zastrzelony - senator Kennedy zosta� zastrzelony - czy to mo�liwe - czy to mo�liwe? To mo�liwe, prosz� pa�stwa. To mo�liwe. Zosta� trafiony. Nie tylko on. Och, m�j Bo�e - senator Kennedy zosta� trafiony i jeszcze jeden cz�owiek - organizator jego kampanii - chyba w g�ow�. Jestem tu na miejscu i Raf er Johnson schwyta� cz�owieka, kt�ry widocznie strzela�. To on strzeli� - jeszcze ma rewolwer, rewolwer jest teraz wycelowany wprost na mnie. Mam nadziej�, �e zdo�aj� wyrwa� mu ten rewolwer z r�ki. Uwa�ajcie. Zabierzcie rewolwer... zabierzcie rewolwer... zabierzcie rewolwer... trzymajcie si� z daleka od niego...
- Jego r�ka przymarz�a... zabierzcie jego kciuk... zabierzcie kciuk... oderwijcie kciuk... Z�apcie go za palec i z�amcie, je�eli trzeba. Usu�cie si� spod lufy. Odejd�cie od lufy tego cz�owieka. Uwa�ajcie na rewolwer. Okay - w porz�dku. To Rafer. Zabierz mu bro�, Raf er. Okay, teraz trzymaj. Trzymaj go. Trzymaj go.
- Ladies and gentlemen, oni zabrali mu rewolwer. W tym... Ju� maj� rewolwer... Nie wiem, czy senator umar�, czy jeszcze �yje. Nie znamy nazwiska zamachowca... M�wi Andrew West, wiadomo�ci stacji Mutual, Los Angeles.
Senatora Kennedy'ego podniesiono z pod�ogi. Odzyska� na chwil� przytomno��, widocznie z b�lu. "Och, nie, nie, nie trzeba" - j�kn��. Potem zamkn�� oczy i zamilk�. Zabrano go wind� do karetki pogotowia. Ethel ukl�k�a przy nim. Z wyciem syren, poprzedzana przez policjant�w na motocyklach, karetka pomkn�a do Szpitala Centralnego, oddalonego zaledwie o mil� od hotelu. Rannego od razu wniesiono do sali operacyjnej. Lekarze i piel�gniarki zostali ju� wcze�niej zaalarmowani. Chirurg Albert Holt zauwa�y�, �e Kennedy by� prawie martwy. By� nieprzytomny, nie oddycha�, ci�nienie krwi zbli�a�o si� do zera. Dr Holt zacz�� od masa�u serca. Zaaplikowano adrenalin�. W��czono sztuczne p�uca. Senator zaczaj: dawa� oznaki �ycia, ale stan wydawa� si� beznadziejny. Jedna kula ugodzi�a go za prawym uchem i ugrz�z�a w m�zgu. Druga uderzy�a w rami�. Trzecia przebi�a szyj�.
Prze�ywaj�cy przed chwil� uniesienie zwolennicy Kennedy'ego pogr��yli si� w desperacji. Dziewczyny p�aka�y. Pomocnik Roberta, Hugh McDonald, kr��y� po hallu trzymaj�c w r�kach buty senatora. "Och, nie!" - szlocha� jaki� m�ody ch�opak. "Oni niczego si� nie nauczyli" - powtarza� inny. Kto� g�ucho pyta�: "C� to za kraj ?..."
Ambulansy zabra�y pi�� os�b trafionych przez zamachowca - trzech m�czyzn i dwie kobiety. Ich �yciu nie zagra�a�o niebezpiecze�stwo.
Kilkusetosobowy t�um zebra� si� przed Szpitalem Dobrego Samarytanina, dok�d odwieziono Kennedy'ego, gdy� Szpital Centralny nie posiada� urz�dze� potrzebnych w tak ci�kim przypadku. O trzeciej nad ranem czasu kalifornijskiego sze�ciu lekarzy pod kierownictwem profesora neurochirurgii Maxwella Andlera przyst�pi�o do operacji. Operacja trwa�a trzy i p� godziny. Z m�zgu rannego usuni�to prawie wszystkie od�amki, dokonano transfuzji krwi. Frank Mankiewicz, sekretarz prasowy senatora, odczyta� nic nie m�wi�cy komunikat. Lekarze o�wiadczyli, �e nast�pne 12 do 36 godzin b�d� najkrytyczniejsze. Przyjaciel rodziny, dr James Poppen, stwierdzi� p�niej, �e Kennedy faktycznie ju� nie �y� w chwili, gdy go przywieziono do pierwszego szpitala. Ale robiono co w ludzkich si�ach, aby go ratowa�. Dopiero w siedem godzin po klinicznej �mierci senatora- Mankiewicz og�osi� oficjalne zawiadomienie o zgonie. Sk�ada�o si� ono z jednego lakonicznego zdania: "Senator Robert Francis Kennedy zmar� o godzinie 1.44 dzi�, 6 czerwca 1968 roku". - Czy zgin�� w�a�nie dlatego, �e mia� najwi�ksze chyba szans� zasi��� w Bia�ym Domu? Na Kalifornii zako�czy�a si� seria prawybor�w. Do wy�cigu o prezydenck� kandydatur� demokrat�w stan�li Kennedy, senator Eu-gene McCarthy i wiceprezydent Hubert Humphrey. Tydzie� przed zamachem McCarthy pokona� Roberta Kennedy'ego w prawyborach stanu Oregon. Ale g��wn� stawk� by�a Kalifornia, stan ludny i maj�cy siedem razy wi�cej wyborc�w. Ponadto Robert dysponowa� znacznie lepsz� organizacj� i znacznie wi�kszymi funduszami ni� McCarthy. Sprawny aparat Johna Kennedy'ego nigdy nie zosta� zdemontowany: znajdowa� si� w stanie konserwacji. Od decyzji Roberta zale�a�o, kiedy tryby zaczn� si� obraca�.
Jego g��wnym rywalem by� Humphrey. To mi�dzy nimi musia�aby dokona� wyboru konwencja partii demokratycznej w Chicago. Wiceprezydent mia� za sob� machin� partyjn�, przynajmniej du�� jej cz��. Kenne-dy'ego traktowa�y niech�tnie niekt�re wp�ywowe o�rodki establishmentu i wielkiego biznesu. Narazi� si� im, gdy jako minister sprawiedliwo�ci w gabinecie swego brata toczy� wojn� z monopolami w sprawie cen stali. Bogactwo rodziny Kennedych budzi�o nieufno��. W odr�nieniu od Humpihreya senator nie by� zdany na finansowe poparcie innych wielmo��w. Jako prezydent mia�by mniej d�ug�w wdzi�czno�ci i wi�cej samodzielno�ci w sprawowaniu w�adzy. Kampania wyborcza jest niezwykle kosztowna i jest okresem zaci�gania zobowi�za�. Wielki biznes woli prezydenta uzale�nionego, bezpiecznie konserwatywnego, z regu�y wystrzega si� silnych indywidualno�ci, chce mie� mena�era, a nie wodza.
Podstawow� s�abo�ci� Humphreya by�a jego wierno�� wobec skompromitowanej polityki prezydenta Johnsona. Gdy Johnson zosta� zmuszony do rezygnacji z ubiegania si� o powt�rny mandat, zast�pi� go Hum-phrey. Dla wielu Amerykan�w wiceprezydent by� po prostu sobowt�rem swego szefa. Wiedzieli o tym delegaci, kt�rzy na konwencji mieli wr�cza� nominacj�. Humphrey m�g� si� wydawa� faworytem, ale w ostatecznym rachunku partia demokratyczna pragn�a mie� kandydata, kt�ry wygra�by wybory. Kandydat, kt�ry dowiedzie w prawyborach, �e zdob�dzie g�osy dla swojej partii w rzeczywistej elekcji, nie mo�e by� ignorowany przez boss�w partyjnych. Z dwojga z�ego lepszy jest kandydat k�opotliwy ni� pos�uszny zwiastun kl�ski. Kennedy by� popularny, od wielu miesi�cy krytykowa� polityk� Johnsona i zdobywa� zwolennik�w. To na pewno przewa�y�oby szal� na konwencji.
Pupilem konkurencyjnym partii republika�skiej by� Richard Nixon, podobnie jak Humphrey reprezentant, starej szko�y. Ameryka chcia�a przemian. Kt� m�g�by je lepiej uosabia� ni� brat zamordowanego prezydenta, bo�yszcze m�odzie�y, ulubieniec buntuj�cych si� Murzyn�w? Gdyby Robert Kennedy zdoby� kandydack� nominacj� demokrat�w, zdo�a�by zapewne ocali� swoj� parti� od kl�ski. Podobno Humphrey liczy� si� z tym, �e m�ody senator wydrze mu laury w Chicago. Z tego przeczucia mia� si� nawet zwierzy� przyjacielowi.
Kula, kt�ra przeci�a �ycie Roberta Kennedy'ego, b�yskawicznie zmieni�a przedwyborczy uk�ad si� i perspektywy polityczne. Mo�na si� by�o za�o�y�, �e Hubert Humphrey zostanie kandydatem demokrat�w na urz�d prezydenta. Nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e taka prognoza zapewni kandydatur� republikan�w Nixono-wi. Dop�ki na horyzoncie by� Kennedy, dop�ty mia� jeszcze jakie� mo�liwo�ci Nelson Roekefel�er, kt�ry uchodzi� za mniej konserwatywnego, a wi�c gro�niejszego przeciwnika dla demokrat�w. I wreszcie mo�na by�o si� spodziewa� - chocia� bez absolutnej pewno�ci - �e z pojedynku Humphrey-Nixon zwyci�sko wyjdzie Nixon, kt�rego nikt nie obci��a� win� za wojn� w Wietnamie i zamieszki w ameryka�skich miastach.
Kilkoma poci�gni�ciami za spust morderca wywar� wp�yw r�wny wp�ywowi milion�w g�osuj�cych Amerykan�w.
SIRHAN BISHARA SIRHAN
Sz�stego czerwca o si�dmej rano zamachowiec stan�� przed s�dzi� w Los Angeles, oskar�ony o sze�ciokrotne usi�owanie morderstwa. Osadzono go w lokalnym wi�zieniu, wyznaczaj�c kaucj� w wysoko�ci 250 tysi�cy dolar�w. Okre�lenie kaucji by�o formalno�ci�. Nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e oskar�ony nie posiada tak imponuj�cej sumy, i �e nie zezwolono by mu odpowiada� z wolnej stopy, gdyby j� z�o�y�.
To�samo�� napastnika nie zosta�a jeszcze w�wczas ustalona. Figurowa� on w aktach jako "John Doe" - prowizorium stosowane przed identyfikacj�. "John Doe" znaczy� tyle co "Jan Kowalski". Pierwszy biuletyn policyjny opisa� go nast�puj�co: "M�czyzna bia�ej rasy, wiek 25-28 lat, wzrost 5 st�p 6 cali (165 cm), waga 125 do 140 funt�w (57-63 kg), cera �niada".
Ale nie min�o par� godzin, a policja zidentyfikowa�a zab�jc�. Komputer policyjnej centrali w Los Angeles wpad� na jego �lad odszukuj�c kartotek� narz�dzia zbrodni - rewolweru "Iver Johnson Cadet", model 55 SA, cena katalogowa $ 30.95.
O�miostrza�owy rewolwer kalibru 0,22 zosta� wyprodukowany przez firm� "Iver Johnson's Arms and Cycle Works" w Fitchburg w stanie Missisipi. Siedemdzie-si�ciodwuletni Albert Hertz naby� go w sklepie sprz�tu sportowego w Alhambrze, przedmie�ciu Los Angeles, w sierpniu 1965 roku, podczas murzy�skich zamieszek. Hertz podarowa� nast�pnie rewolwer swojej c�rce, pani Westlake, kt�ra z kolei przekaza�a go znajomemu, osiemnastoletniemu George'owi Erhardowi. Za 25 dolar�w Erhard sprzeda� rewolwer w lutym 1968 roku "k�dzierzawemu facetowi z Pasadeny, imieniem Joe". Ostatni w�a�ciciel rewolweru nazywa� si� w rzeczywisto�ci Munir Bishara Sirhan i by� rodzonym bratem oskar�onego.
Teraz fakty posypa�y si� jak z r�kawa. Zamachowcem by� dwudziestoczteroletni Sirhan Bishara Sirhan, emigrant z Jordanii, zamieszka�y w Pasadenie, przedmie�ciu Los Angeles, przy ulicy East Howard, pod numerem 696. By� szczuplejszy i ni�szy, ni� to opisano w
pierwszym komunikacie policyjnym: wa�y� niewiele , wi�cej ni� 50 kg i mia� 155 cm wzrostu.
Ma�y, k�dzierzawy ch�opczyna urodzi� si� w palesty�skiej rodzinie Arab�w-chrze�cijan. W czasie brytyj-,skiego mandatu jego ojciec, Bishara Sirhan, pracowa� jako mechanik w stacji filtr�w. Kiedy po pierwszej wojnie izraelsko-arabskiej w 1948 roku Jerozolima zosta�a podzielona, Sirhanowie uciekli do jorda�skiego sektora. Ojciec straci� prac�. G��wnym �r�d�em utrzymania siedmioosobowe] rodziny by�y pok�tne zarobki matki. Mary Sirhan - wspomina� pastor Haddad - odznacza�a si� "straszliw� ograniczono�ci� umys�u i dog-matyzmem w sprawach religijnych". Jej dewocja zapewni�a jednak rodzinie pomoc organizacji ko�cielnych � bezp�atne nauczanie dla dzieci.
Ojciec Sirhana stwierdzi�, �e jego syn mia� kompleks wy�szo�ci, kt�ry nie pokrywa� si� z rzeczywistymi zdolno�ciami. Wraca� do domu wype�niony dum�, gdy tylko otrzyma� w szkole pochwa��. "Nauczyciele powiadaj�, �e b�d� wielkim cz�owiekiem" - chlubi� si�. Albo dopytywa�: "Powiedz mi, prosz�, czy jestem m�drzejszy od swoich braci?"
By� mo�e opinia starego Sirhana nie jest w 100 procentach miarodajna. Traktowa� swoj� rodzin� surowo, w domu ci�gle wybucha�y niesnaski. By�a mowa o rozwodzie, ale w 1957 roku Sirhanowie wyemigrowali do Stan�w Zjednoczonych, widocznie pod auspicjami jednej z agend ONZ, udzielaj�cej pomocy arabskim uchod�com. 12 stycznia przybyli do Nowego Jorku: rodzice, synowie Sirhan, Sharif, Adel i Munir oraz c�rka Aida. Pi�ty syn Saidallah przy��czy� si� do nich p�niej.
Ojciec nied�ugo zabawi� w USA. Po separacji z �on� wr�ci� do Jordanii i osiedli� si� w El Tayiba, gdzie wybudowa� dziesi�ciopokojow� will�. Pochodzenie tego dobytku by�o niejasne. Chwilowy emigrant nie dorobi� si� fortuny w Ameryce. Jak na jorda�skie standardy, willa by�a luksusem. M�wiono, �e wst�pi� do sekty �wiadk�w Jehowy, kt�rzy przyszli mu z pomoc�. By�aby to niezwyk�a hojno�� wobec bezimiennego tu�acza. Jacy� �wiadkowie z pewno�ci� maczali w tym r�ce, ale czy - Jehowy?
Reszta rodziny zamieszka�a w Kalifornii. Sirhan ucz�szcza� do gimnazjum "John Muir High School" i robi� niez�e post�py. Szko�a ta cieszy�a si� doskona�� reputacj�. Tote� trudno by�o wyt�umaczy�, dlaczego Sirhan przeni�s� si� p�niej do "Pasadena City College" - podrz�dnej szko�y zawodowej. Ale r�wnie� w nowym miejscu zdoby� on sobie opini� powa�nego i sumiennego ucznia.
Mary Sirhan znalaz�a zatrudnienie jako gospodyni w ko�cielnym przedszkolu. Jej zarobki wynosi�y 195 dolar�w miesi�cznie. Nawet uwzgl�dniaj�c ewentualne �wiadczenia w naturze, zwi�zane z tak� prac�, by�o to desperacko ma�o, o po�ow� mniej od zarobk�w uwa�anych za zno�ne. Sirhanowie mieszkali jednak w przyzwoitej, mieszcza�skiej dzielnicy Pasadeny.
Brat zamachowca, Sharif, pocz�tkowo pracowa� w biurze kalifornijskiej Konwencji Baptyst�w. P�niej uleg� wypadkowi, straci� ochot� do pracy i zosta� zwolniony. W 1963 roku Sharif posprzecza� si� ze swoj� dziewczyn�, przeci�� linki hamulcowe w jej samochodzie i nasypa� prochu do silnika. Zosta� w�wczas skazany na rok wi�zienia z zawieszeniem.
Drugi brat, Munir, ten w�a�nie, kt�ry kupi� rewolwer od George'a Erharda, by� znany jako Joe w nocnych klubach Hollywoodu podejrzanej renomy. Pos�dzony o handel narkotykami, przed deportacj� z USA uchroni� si� post�powaniem apelacyjnym. Sirhanowie nie przyj�li ameryka�skiego obywatelstwa, chocia� przebywali w USA d�u�ej ni� wymagane przy natura-lizacji pi�� lat, podlegali wi�c wysiedleniu za przest�pstwa kryminalne.
Sirhan, Munir i Adel zamieszkali z matk�. Sharif znalaz� kwater� w Highland Park (Kalifornia). Saidal-lah pocz�tkowo osiedli� si� w Nowym Jorku. Jedyna siostra, Aida, zmar�a przed kilku laty. Mary Sirhan a� do pogrzebu nie wiedzia�a, �e jej c�rka by�a m�atk�. Dziwna rodzina, bez pieni�dzy, a jednak nie klepi�ca biedy, wychowana na Biblii i pa��taj�ca si� na klery-kalnych poboczach, a jednocze�nie figuruj�ca w policyjnych kartotekach.
By� w nich notowany r�wnie� Sirhan, co prawda w zwi�zku z drobnymi incydentami. Policja w Pasadenie oznaczy�a jego akta "czerwon� chor�giewk�", co znaczy�o, �e nale�y go mie� na oku. Po zamachu w aktach nie znaleziono nic szczeg�lnego, co by usprawiedliwia�o tak� czujno��. Ot, meldunek Sirhana o kradzie�y jego roweru, pretensje, �e go molestowano, i dwa raporty o jego udziale w zak��ceniu porz�dku, co jednak nie spowodowa�o �adnej kary. I to by�o dziwne: "czerwona chor�giewka" i puste akta, do kt�rych zreszt� ciekawskich reporter�w nie dopuszczono natychmiast.
Jeszcze podczas nauki w szkole zawodowej Sirhan przyst�pi� do pracy na rancho Granja Yista del Rio, niedaleko miejscowo�ci Corona w Kalifornii. Jego zaj�cie polega�o na oprowadzaniu rozgrzanych koni, aby ostudzi� je stopniowo po biegach. Sirhan nie chcia� pozosta� "boyem od �wicze�", mia� podobno aspiracje na d�okeja. Sko�czy�o si� jednak na aspiracjach. We wrze�niu 1966 roku niedosz�y d�okej spad� z konia i porzuci� je�dziectwo.
Nie dozna� ci�kich obra�e�. Lekarze, kt�rzy go opatrywali, stwierdzili tylko powierzchowne zadrapania i og�lne pot�uczenie. Zdaniem lekarzy jego skargi w sprawie pogorszenia wzroku by�y zupe�nie bezpodstawne. Dr Milton Miller uzna�, �e oczy Sirhana nie dozna�y �adnego szwanku. Sirhan nie wspomnia� w�wczas o �adnych skaleczeniach g�owy. Ale gdy dr Miller odm�wi� wystawienia �wiadectwa uszkodzenia wzroku, boy ze stajni wy�cigowej zatelefonowa� do niego, domagaj�c si� takiego �wiadectwa i gro��c zemst�.
Up�yn�� blisko rok od wypadku, zanim poszkodowany za��da� kompensacji od towarzystwa ubezpiecze�. Eksperci towarzystwa byli zdania, �e pretensje Sirhana nie maj� uzasadnienia. Jednak�e o�wiadczyli oni, �e nie spos�b sprawdzi� skargi dotycz�cej pot�uczenia g�owy, skargi, jak� Sirhan poniewczasie zg�osi�. "Odnios�em wra�enie, �e on przesadza" - powiedzia� radca prawny towarzystwa ubezpiecze� "Argonaut", John McLaughlin, by�y agent Federalnego Biura �ledczego (FBI). Strony dosz�y jednak do porozumienia. Sirhano-wi przyznano odszkodowanie w sumie 2 tysi�cy dolar�w. Po potr�ceniu koszt�w manipulacyjnych i leczenia otrzyma� on w kwietniu 1968 roku, na dwa miesi�ce przed zamachem, ponad l 700 dolar�w.
________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________ierdz�c, �e to ona jest prawdopodobnie poszukiwan� dziewczyn�. Kathy Fulmer by�a owej nocy w hotelu "Ambassador" i mia�a na sobie bia�� sukni� w grochy. Oznajmi�a ona te�, �e wystraszona strza�ami rzuci�a si� do ucieczki krzycz�c: "Zabili go!"
Agenci z FBI z pocz�tku dali wiar� zeznaniom Yincenta Di Pierro, lecz od razu zdezawuowali zeznania Sandy Serrano. Na pytanie, jak to jest mo�liwe, �e r�nie potraktowano �wiadectwo w tej samej sprawie,odpowiedziano, �e "to nie jest ta sama dziewczyna". Je�li jednak by�o wi�cej dziewcz�t w sukniach w grochy, potwierdza�o to, �e Sirhan nie by� sam. Jak si� p�niej okaza�o, incydent ten mia� szczeg�lne znaczenie.
Wraz z Yincentem Di Pierro zeznawa� inny naoczny �wiadek, pomywacz z hotelu "Ambassador", Jesus Pe-rez. Zauwa�y� on Sirhana co najmniej p� godziny przed zamachem. Sirhan nerwowo kr�ci� si� po korytarzu i trzy albo cztery razy zapytywa� Pereza, czy Kennedy przejdzie tamt�dy. Przypomnijmy sobie, �e a� do ostatniej chwili nie by�o pewno�ci, jak� drog� uda si� senator, i przej�cie kuchenne by�o raczej mniej prawdopodobne. Dlaczego wi�c Sirhan, planuj�c morderstwo, z zimn� kalkulacj� (nie pope�ni� go w emocjonalnym odruchu), wybra� w�a�nie kuchenny korytarz? Czy zbyt �atwy jest wniosek, �e z drugiej strony na Kennedy'ego czeka� kto� inny? Kto�, kto nie zosta� uruchomiony, poniewa� nie by�o potrzeby?
W kieszeni Sirhana znaleziono kluczyk od stacyjki samochodu zaparkowanego w pobli�u hotelu. By� to stary w�z, produkcji 1956 roku. Szef policji Reddin stwierdzi�, �e samoch�d ten nale�a� do pracownika hotelu, kt�ry znajdowa� si� w hotelowej kuchni w chwili, kiedy pad�y strza�y. Zgodnie z wyja�nieniem policji pracownik ten o�wiadczy�, �e nie zna� Sirhana i nie ma poj�cia, w jaki spos�b Sirhan zdoby� jego kluczyk. Reddin nie ujawni�, �e nazwisko w�a�ciciela samochodu figurowa�o na li�cie FBI, kt�ra zawiera�a rejestr os�b szczeg�lnie niebezpiecznych i podlegaj�cych aresztowi prewencyjnemu na czas ka�dorazowej wizyty prezydenta Stan�w Zjednoczonych w okr�gu Los Angeles. Nie ujawni�o tego r�wnie� Federalne Biuro �ledcze. Reddin zapewni� jednak, �e jest przekonany, i� zamach jest wy��cznym dzie�em jednego cz�owieka.
Tej pewno�ci nie podziela� senator Henry Jackson, konserwatywny przewodnicz�cy komisji spraw wewn�trznych Senatu USA. Jackson powiedzia� 10 czerwca, �e jego zdaniem obaj bracia Kennedy oraz Martin Lu-ther King ponie�li �mier� w wyniku spisk�w. "Nie mam dowod�w - o�wiadczy� senator. - Jestem jednak osobi�cie prze�wiadczony, �e zamachy te zosta�y zaplanowane przez grupy, nie za� przez osobnik�w, kt�rzy je wykonali." Znany dziennikarz Jack Anderson ujawni�, i� zar�wno Robert Kennedy, jak i dr King znajdowali si� na li�cie egzekucyjnej ultraprawicowej organizacji "Minutemen". Anderson doda� wszak�e, i� �aden z oskar�onych zab�jc�w nie by� powi�zany z t� organizacj�.
7 czerwca inspektor policji Peter Hagen potwierdzi�, �e wp�yn�� meldunek W. J. Wooda, geologa i arabisty, kt�ry przypadkowo s�ysza� kilka dni przed zamachem rozmow� trzech m�czyzn prowadzon� w jorda�skim dialekcie w g��wnej kwaterze wyborczej Kennedy'ego przy Wilshire Boulevard. Jeden z m�czyzn powiedzia�: "Jutro wieczorem nie b�dzie go w hotelu, ale mo�emy go tam znale�� nast�pnego wieczoru". �w "nast�pny wiecz�r" przypad� we wtorek, gdy wkr�tce po p�nocy Kennedy zosta� �miertelnie ugodzony. Inspektor poinformowa�, �e policja bada meldunek Wooda i poszukuje trzech m�czyzn. I na tym si� sko�czy�o. Wood tymczasem przepad� bez �ladu.
W ostatnich dniach czerwca pastor Ko�cio�a Baptyst�w Jerry Owen zaalarmowa�, �e posiada dowody wskazuj�ce na istnienie spisku. Pastor ten nie ujawni� swego nazwiska i znajdowa� si� w ukryciu w obawie o �ycie. Wiadomo�� przekaza� jego przyjaciel, adwokat z San Francisco, George Davis.
Pastor, kt�ry uzupe�nia� swoje pobory handlem ko�mi, w dniu 3 czerwca zabra� samochodem po drodze do Los Angeles dw�ch m�czyzn. W jednym z nich rozpozna� on po zamachu Sirhana. Podczas podr�y pastor um�wi� si� z nim na wiecz�r celem sprzeda�y konia. Nabywca zjawi� si� o oznaczonej porze w towarzystwie dw�ch koleg�w i dziewczyny i przyrzek�, �e nazajutrz przyniesie pieni�dze. Na nast�pne spotkanie stawili si� tylko jego koledzy z dziewczyn�, sugeruj�c sfinalizowanie transakcji tego samego dnia wieczorem; by� to fatalny dzie� 4 czerwca. Pastorowi termin nie odpowiada� i umowa nie dosz�a do skutku. Po up�ywie doby od dokonania zamachu zadzwoni� u niego telefon. Nieznajomy po drugiej stronie przewodu odezwa� si� kr�tko: "Trzymaj g�b� na k��dk�, je�eli dbasz o siebie i rodzin�". Pogr�ka zosta�a powt�rzona dwa dni p�niej.
Nie mo�na by� pewnym wiarygodno�ci Owena. Wielebny pastor mia� kryminaln� przesz�o�� i koneksje z faszystowsk� organizacj� "Minutemen". S� podejrzenia, �e Owen m�g� by� w zmowie z Sirhanem i transakcja z ko�mi stanowi�a nie wyja�niony fragment spiskowych przygotowa�.
I na zako�czenie jeszcze jedno. 3 lipca "Los Angeles Times" przyni�s� relacj�, �e policja bada meldunek brata oskar�onego, Saidallaha, kt�ry z�o�y� skarg� o zamachu na jego �ycie. Wedle meldunku Saidallaha zosta� on ostrzelany na autostradzie ��cz�cej Los Angeles z Pasaden�. Oko�o godziny 16.30 Saidallah zauwa�y�, �e w �lad za nim jad� dwa samochody: bia�y mikrobus "Volkswagen" z czterema m�czyznami i zielony "Chevrolet" wioz�cy trzech pasa�er�w. W pewnej chwili jeden w�z zr�wna� si� z nim z prawej strony, drugi - z lewej, i z bia�ego "Volskwagena" sypn�y si� dwa strza�y rewolwerowe. Pierwsza kula uderzy�a w p�aszcz le��cy na tylnym siedzeniu. Saidallah odruchowo schyli� g�ow�. W tym momencie druga kula przeszy�a boczn� szyb� i ugrz�z�a w drzwiach. Porucznik policji Gerald Wrigh.it o�wiadczy�, �e nie w�tpi w prawdziwo�� zezna�. Pod�o�e tego tajemniczego porachunku nie zosta�o wyja�nione.
Sam Sirhan nie strz�pi� j�zyka przed �ledztwem. Policjant Arthur Placencia pospieszy� do hotelu "Amba-ssador" na wezwanie radiowe i znalaz� si� tam w kilka minut po zamachu. Placencia i drugi policjant, Travis White, eskortowali oskar�onego do wi�zienia. Sirhan odpowiedzia� trzy razy "tak" na pytania, czy zna swoje uprawnienia, czy chce adwokata i czy pragnie zachowa� milczenie. Przed procesem do wiadomo�ci publicznej nie dosz�o ani jedno s�owo z jego ust. W �ledztwie, gdy pytania przybiera�y niewygodny obr�t, u�miecha� si� i m�wi� z g�upia frant: "Sir, to zagadka!" Wed�ug okre�lenia policji, w chwili aresztowania Sirhan zdradza� paniczny l�k przed reakcj� wzburzonego t�umu, lecz jak tylko znalaz� si� w komisariacie, sta� si� "bardzo ch�odny, bardzo spokojny, bardzo opanowany i zupe�nie przytomny".
ODBICIE W ZWIERCIADLE
Po d�u�szej zw�oce, 7 stycznia 1969 roku, na trzynastym pi�trze Gmachu Sprawiedliwo�ci w Los Angeles rozpocz�� si� proces Sirhana. W ma�ej sali zmie�ci�o si� zaledwie 75 os�b, w tej liczbie przesz�o 30 dziennikarzy. Reszta sprawozdawc�w przygl�da�a si� rozprawie z ekran�w wewn�trzs�dowej sieci telewizyjnej. Ekip TV nie dopuszczono. Zreszt� po siedmiu miesi�cach zainteresowanie zamachem os�ab�o.
Matka oskar�onego by�a obecna na wszystkich prawie posiedzeniach s�du. Przewa�nie towarzyszyli jej bracia Sirhana, Munir b�d� Adel, obowi�zkowo w ciemnych okularach. Rozprawie przewodniczy� specjalista od kryminalistyki, s�dzia Herbert Walker.
Proces zosta� pozbawiony dramatycznych spi��. G��wne starcie mi�dzy dwoma przedstawicielami oskar�enia i trzema adwokatami Sirhana dotyczy�o wyboru �awy przysi�g�ych; przewlek�e targi zako�czy�y si� wytypowaniem czterech kobiet i o�miu m�czyzn, kt�rych na czas rozprawy izolowano od �wiata. G��wnym, a mo�e jedynym punktem spornym sta�a si� kwalifikacja czynu przest�pczego. Zast�pca okr�gowego prokuratora Lynn Compton i wiceprokurator David Fitts zarzucili Sirha-nowi morderstwo z premedytacj�. Obro�cy - Grant Cooper, Russel Parson i Emil Zola Berman - utrzymywali, jakoby Sirhan pope�ni� je w "transie hipnotycznym", w stanie niepe�nej poczytalno�ci. Je�li chodzi o wyrok, by�a to r�nica mi�dzy komor� gazow� w San Quentin a kilkoma latami wi�zienia.
Ale obie strony zgodzi�y si�, �e Sirhan dzia�a� sam. Compton o�wiadczy�, �e Federalne Biuro �ledcze i policja miejska przes�ucha�y tysi�ce os�b i definitywnie stwierdzi�y, i� Sirhan nie mia� �adnych powi�za� o charakterze spiskowym. "Nie ma �adnych dowod�w sprzysi�enia" - zapewni� Compton w po�owie procesu, obiecuj�c, �e pe�ny tekst �ledztwa zostanie og�oszony - lecz dopiero po zako�czeniu rozprawy. Wi�c �awa przysi�g�ych by�a izolowana nie tylko od �wiata, lecz r�wnie� od materia��w dowodowych, nawet w tym zakresie, jaki prokuratura by�a gotowa udost�pni� p�niej og�owi.
Adwokaci Sirhana i sam oskar�ony usi�owali przedstawi� zamach jako desperacki akt sfrustrowanego obcokrajowca, kt�ry nie zdawa� sobie sprawy ze swego czynu. Psychiatrzy powo�ani przez obron� wyci�gn�li ca�y rejestr schorze� klinicznych, obwo�ali Sirhana schizo-
frenikiem, przypisali mu mani� prze�ladowcz�, agresywno�� na tle erotycznym i zaburzenia umys�owe w wyniku wyobcowania z rodziny; jedni dowodzili, �e zab�jca mia� kompleks wrogo�ci do ojca, inni wybrali matk�.
* Lekarze wezwani przez prokurator�w zdementowali relacje swoich koleg�w po fachu. Dr Seymour Pollack o�wiadczy�, �e Sirhan symuluje zanik pami�ci i jakkolwiek jest neurastenikiem, pope�ni� zbrodni� �wiadomie i z rotmys�em, a nawet planowa� ucieczk� w zamieszaniu, jakiego oczekiwa� po zamachu. W jednej z nielicznych potyczek z adwokatami Fitts stwierdzi�, �e Sirhan k�amie, i �e obrona skonstruowa�a wraz z nim schemat ocalenia go od kary.
W jakim stopniu domniemany morderca zachowywa� si� spontanicznie, a w jakim stosowa� si� do otrzymywanych instrukcji, pozostaje w sferze domys��w. Wiadomo tylko, �e sprawia� wra�enie niezr�wnowa�onego, i wiadomo, �e w trakcie przygotowa� do procesu zosta� poddany przez obro�c�w hipnozie za pomoc� narkotyk�w. Co odby�o si� podczas seans�w hipnotycznych? I sk�d ho�ysz, kt�rego maj�tek sk�ada� si� z 400 dolar�w, wytrzasn�� pieni�dze na op�acenie trzech wysoko kwalifikowanych cz�onk�w palestry?
Sirhan zachowywa� si� spokojnie, gdy rozprawa przebiega�a po jego my�li, i wybucha� niecenzuralnymi inwektywami, gdy zeznania �wiadk�w obraca�y si� przeciw niemu lub nawet gdy �wiadkowie odzywali si� o nim niepochlebnie. Dwa razy s�dzia grozi�, �e ka�e go zwi�za� i zakneblowa�. Nawet prokuratora Sirhan ostrzeg�: "Sir, jestem bardzo impulsywnym cz�owiekiem!" Ale na pytanie Coopera: "Czy uwa�asz si� za zupe�nie normalnego?" Sirhan pokr�ci� g�ow�: "Nie s�dz�, abym by� szale�cem".
Jego zeznania by�y dziwaczn� pl�tanin�, porusza�y si� skokiem wahad�owym; �ywio�owo czy wed�ug wzoru? Kt�rego� dnia Sirhan oznajmi�, �e zamordowa� Kennedy'ego z zimn� krwi�.
- Wycofuj� poprzednie zeznania - rzek� wyzywaj�co.
- Nie ma takiej procedury - odpar� s�dzia. Sirhan wrzasn��:
- Do diab�a z ni�!
- Wi�c czego pan chce? - spyta� zdumiony s�dzia Walker.
- Prosz� o egzekucj� - odpar� Sirhan.
W trzy dni p�niej wypar� si� wszystkiego, zas�ania� si� niepami�ci� i "za�mieniem �wiadomo�ci". M�wi� na zmian�, �e nie mia� zamiaru zabi� senatora i �e zabi� Po dwudziestu latach psychicznych przygotowa�; �e jest zwolennikiem zasady niestosowania gwa�tu i �e wyznaje konieczno�� mordowania swoich wrog�w. "Kiedy zobaczy�em Kennedy'ego tego wieczoru, wydawa� mi si� �wi�tym; polubi�em go" - powiedzia�, aby potem rzuci�: "Czy zabi�bym go wcze�niej, gdybym m�g�? - Tak!"
"By�em chory i zm�czony czuj�c na sobie pi�tno cudzoziemca" - m�wi� Sirhan. To mog�o by� prawd�. Ale nosicielem szowinizmu i nacjonalistycznych uprzedze� jest w Ameryce prawica, do kt�rej Robert Kenne-dy nie nale�a�. Wi�c Sirhan mia�by wy�adowa� swoj� gorycz i swoje kompleksy na cz�owieku, kt�rego uwa�a� - wed�ug jego w�asnych s��w - za rzecznika mniejszo�ci etnicznych? I zn�w powraca� jedyny motyw morderstwa: poparcie Kennedy'ego dla Izraela, kt�re - jak wspomnia�em - bynajmniej nie by�o w USA czym� wyj�tkowym; przeciwnie, w�a�nie polityk�w sympatyzuj�cych z Arabami trzeba by�o szuka� ze �wiec�. Sirhan powo�ywa� si� na wspomnienia o wojennych okrucie�stwach z czas�w konfliktu palesty�skiego w 1948 roku; ale wtedy liczy� cztery lata. Motywu tego nie mo�na sprowadza� do zera, lecz celowe zg�szczenie farby nasuwa�o podejrzenia.
Opis majacze� Sirhana zaj�� poczesne miejsce w post�powaniu dowodowym. Sam oskar�ony zeznawa�, �e praktykowa� magi�; wk�ada� pono� r�k� do wrz�cej wody i odczuwa� ch��d albo wpatrywa� si� w swoje odbicie w zwierciadle tak d�ugo, a� widzia� w nim Roberta Kennedy'ego.
Z przewodu s�dowego nie wynika�o jednak, �e Sir-han dzia�a� "w transie." W swoich zapiskach bazgra�, �e musi zabi� senatora: "Robert F. Kennedy musi zosta� zamordowany, zamordowany, zamordowany..." Dwa dni przed zamachem kupi� specjaln� amunicj� o w�a�ciwo�ciach podobnych do dum-dum, powoduj�c� ziej�ce rany, oraz �wiczy� strzelanie do celu. Wbrew swoim ca�kiem przemy�lanym twierdzeniom, �e po raz pierwszy widzia� Kennedy'ego na w�asne oczy w dniu zamachu, przeprowadzi� rozpoznanie hotelu "Ambassa-dor" 2 czerwca, gdy senator wyst�powa� na zgromadzeniu wyborczym. Pani Louise Carter, od wielu lat zatrudniona przez pisarza i scenarzyst� filmowego Budda Schulberga (przyjaciela Kennedych), by�a tego dnia w hotelu "Ambassador". Spotka�a ona tam m�odego cz�owieka, kt�rego zachowanie - jak si� zwierzy�a nazajutrz - przyprawi�o j� o niepok�j. Myszkowa� on po scenie Sali Ambasadorskiej, zagl�da� ci�gle za kurtyn� i niepokoi� si� sp�nieniem senatora. Podejrzanemu towarzyszy� inny m�czyzna w tym samym wieku i o podobnie �niadej twarzy, z futera�em od skrzypiec.
Fatalnego wieczoru "przypadkowy zab�jca" dopytywa� hotelowego elektryka, Hansa Bidstrupa, o marszrut� Roberta Kennedy'ego i o to, czy ma on ochron�. Rozmy�lnie pozostawi� w samochodzie portfel z dokumentami, kt�ry wedle zezna� �w