3126

Szczegóły
Tytuł 3126
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3126 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3126 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3126 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

AGATHA CHRISTIE DWANA�CIE PRAC HERKULESA T�UMACZY�A GRA�YNA JESIONEK TYTU� ORYGINA�U THE LABOURS OF HERCULES WPROWADZENIE Mieszkanie Herkulesa Poirot by�o w wystroju z gruntu nowoczesne. L�ni�o chromem. Nawet fotele, cho� wygodnie wy�cie�ane, mia�y kanciaste, zdecydowane kszta�ty. W takim to w�a�nie fotelu - jak zawsze pedantycznie, na samym �rodku - zasiada� Herkules Poirot. Naprzeciw niego, r�wnie� w fotelu, siedzia� doktor Burton, cz�onek najszacowniejszych towarzystw, z uznaniem poci�gaj�c Ch�teau Mouton Rothschild z piwniczki Poirota. Doktor by� za�ywny, rozczochrany, a spod strzechy jego bia�ych w�os�w promienia�o rumiane, dobrotliwe oblicze. Mia� zwyczaj chichota� dono�nie, acz nieco astmatycznie, oraz obsypywa� siebie i wszystko dooko�a popio�em z papieros�w. Na pr�no Poirot obstawia� go popielniczkami. Doktor Burton zadawa� w�a�nie pytanie: - Dlaczego akurat Herkules? - m�wi�. - Sk�d si� to wzi�o? - Chodzi ci o imi�, kt�re nadano mi na chrzcie? - Nie ma w nim nic chrze�cija�skiego - zaprotestowa� doktor. - Jest poga�skie, zdecydowanie poga�skie. Ale sk�d si� wzi�o? Kaprys ojca? Widzimisi� matki? Wzgl�dy rodzinne? Je�li dobrze pami�tam - cho� pami�� ju� u mnie nie ta, co kiedy� - mia�e� brata imieniem Achilles, dobrze m�wi�? Poirot przebieg� w my�lach szczeg�y kariery Achillesa Poirot. Czy to wszystko naprawd� mia�o miejsce? - Przez bardzo kr�tki okres - odpar�. Doktor Burton taktownie zmieni� temat. - Ludzie powinni ostro�niej wybiera� dzieciom imiona - o�wiadczy� po namy�le. - Sam mam wnuki, to wiem. Jedna jest Blanche - a ciemna jak Cyganka! Dalej Deirdre, smutna Deirdre, kt�ra okaza�a si� weso�a jak ptaszek. Co do ma�ej Patience, to na dobr� spraw� powinna si� nazywa� Impatience!* A Diana... hm, Diana... - stary znawca literatury klasycznej wzruszy� ramionami. - Wa�y osiemdziesi�t kilogram�w, a ma dopiero pi�tna�cie lat! M�wi�, �e to szczeni�ca oty�o��, ale wcale mi na to nie wygl�da. Diana! Chcieli jej da� Helena, ale tu ju� wtr�ci�em swoje trzy grosze. Wiedz�c, jak wygl�daj� jej rodzice! Czy jej babka, je�li ju� o tym mowa! Namawia�em usilnie na Mart�, Dorcas, na co� rozs�dnego, ale gdzie tam... szkoda by�o s��w. Rodzice to dziwni ludzie... Zacz�� lekko posapywa�, a na jego ma�ej, puco�owatej twarzy wyst�pi�y zmarszczki. Poirot spojrza� na niego pytaj�co. - Wyobrazi�em sobie nast�puj�c� sytuacj�: twoja matka siedzi sobie z nieboszczk� pani� Holmes, szyj� �pioszki lub stukaj� drutami i recytuj� - "Achilles, Herkules, Sherlock, Mycroft..." Poirot nie podziela� rozbawienia przyjaciela. - Je�eli dobrze zrozumia�em, chodzi ci o to, �e wygl�dem nie przypominam Herkulesa? Doktor Burton obrzuci� wzrokiem Herkulesa Poirot, ma�� schludn� posta� odzian� w sztuczkowe spodnie, nienaganny czarny �akiet i starannie zawi�zany krawat, i przesun�y si� z lakierk�w na jajowat� g�ow� i olbrzymie w�sy, kt�re by�y ozdob� g�rnej wargi. - Je�li ju� mam by� szczery, to nie, Poirot! - wyzna� doktor Burton. - Jak rozumiem - dorzuci� po chwili -nigdy nie mia�e� czasu zapozna� si� z klasyk�? - To prawda. - Szkoda. Wielka szkoda. Du�o straci�e�! Gdyby to ode mnie zale�a�o, ka�dy powinien studiowa� klasyk�. Poirot wzruszy� ramionami. - Eh bien, i bez niej radzi�em sobie wcale nie�le. - Radzi�e� sobie! Radzi�e�! Nie w tym rzecz, �eby sobie radzi�. C� za mylny punkt widzenia! Klasyka to nie drabina prowadz�ca do szybkiego sukcesu, jak te obecne kursy korespondencyjne! Nie jest wa�ne to, co dzieje si� w godzinach pracy, istotny jest czas wolny. Wszyscy pope�niamy ten sam b��d. We�my ciebie - starzejesz si�, b�dziesz chcia� rzuci� prac�, zwolni� tempo... i co wtedy poczniesz z wolnym czasem? Poirot mia� odpowied� pod r�k�. - Zamierzam zaj�� si� - nie �artuj�! - upraw� dy�. Doktor Burton na chwil� zaniem�wi�. - Upraw� dy�? Co masz na my�li? Te wielkie, rozd�te paskudztwa, kt�re smakuj� jak woda? - O! - podchwyci� Poirot z entuzjazmem. - W�a�nie w tym rzecz. One nie musz� smakowa� jak woda. - Uhm, wiem... posypuje si� je serem, siekan� cebul� albo polewa bia�ym sosem, - Nie, nie, mylisz si�. Ja zamierzam poprawi� smak samej dyni. Mo�na z niej wydoby� - przymkn�� oczy - bukiet... - B�j si� Boga, cz�owieku, przecie� dynia to nie claret! - S�owo "bukiet" przypomnia�o doktorowi o kieliszku. Poci�gn�� z niego, delektuj�c si� trunkiem. - Bardzo dobre to wino. Mocne. Uhm. -- Pokiwa� g�ow� z uznaniem. - Ale z tymi dyniami... chyba nie m�wisz tego powa�nie? Czy�by� mia� zamiar si� schyla�?! - zakrzykn�� przera�ony, ze wsp�czuciem obejmuj�c sw�j wydatny brzuszek. - Schyla� si�, okopywa� te ro�liny, karmi� je we�n� moczon� w wodzie i tak dalej? - Odnosz� wra�enie, �e jeste� ca�kiem dobrze obeznany z upraw� dy� - zauwa�y� Poirot. - Widzia�em to na wsi. Ale powa�nie, Poirot, c� to za rozrywka? Por�wnaj to tylko - jego g�os przeszed� w pochwalny pomruk - z fotelem przed kominkiem w d�ugim, niskim pokoju o �cianach wy�o�onych ksi��kami... to musi by� d�ugi pok�j, nie kwadratowy. Dooko�a same ksi��ki. Kieliszek porto... i otwarta ksi��ka w d�oni. Czas biegnie wstecz, gdy czytasz... Tu zacz�� powoli skandowa� po grecku, a potem: przet�umaczy�: I zn�w zr�czno�ci� swoj� na morzu ciemnym jak wino sternik prostuje chy�y statek miotany wiatrami. Naturalnie, niepodobna odda� w pe�ni ducha orygina�u. Opanowany entuzjazmem, na chwile zapomnia� o Poirocie. Ten za�, obserwuj�c swojego go�cia, poczu� nagle zw�tpienie... niemi�e wyrzuty sumienia. Czy�by oto co� straci�? Bogactwo ducha? Ogarn�� go smutek. Tak, powinien by� zapozna� si� z klasyk�... przed laty... niestety, teraz ju� na to za p�no... Doktor Burton przerwa� jego melancholijn� zadum�. - Czy mam rozumie�, �e naprawd� chcesz si� wycofa� z zawodu? - Tak. Doktor Burton zachichota�. - Nie zrobisz tego! - Ale� zapewniam ci�... - Nie uda ci si� to, m�j stary. Za bardzo lubisz swoj� prac�. - Nic, wierz mi... czyni� wszystko w tym kierunku. Jeszcze tylko kilka spraw... ale specjalnie wybranych, rozumiesz, a nic to, co mi si� nawinie pod r�k�... wy��cznie problemy, kt�re b�d� mia�y jaki� wyd�wi�k osobisty. Doktor Burton u�miechn�� si� szeroko. - Tak to jest. Jeszcze tylko jedna czy dwie sprawy, a potem nast�pna... i tak to leci. Ostatni wyst�p prima-donny w por�wnaniu z twoim b�dzie niczym, Poirot! Zachichota� i bez po�piechu wsta� z fotela - przemi�y, siwow�osy chochlik. - To, co robisz, to nie s� prace Herkulesa - powiedzia�. - To prace mi�o�ci. Przekonasz si�, �e mam racj�. Id� o zak�ad, �e za dwana�cie miesi�cy wci�� b�dziesz tutaj, a dynie - wzruszy� ramionami - wci�� b�d� tylko dyniami. I �egnaj�c si� z gospodarzem, doktor Burton opu�ci� surowy w wystroju pok�j. Odszed� on ju� z tych kart, by na nie wi�cej nic wr�ci�. Nas jednak zajmuje tylko to, co po sobie zostawi� - pomys�. Po wyj�ciu go�cia Herkules Poirot usiad� bowiem niespiesznie w fotelu, niczym pogr��ony we �nie, i mrukn��: - Prace Hcrkulesa... Mais oni, c'est une idee, �a...* Nast�pny dzie� zasia� Herkulesa Poirot �l�cz�cego nad ogromnym, oprawnym w ciel�c� sk�r� tomiskiem oraz kilkoma innymi, cie�szymi ksi��kami. Od czasu do czasu Poirot spogl�da� z udr�k� na liczne, zapisane na maszynie karteluszki. Jego sekretarka, panna Lemon, zosta�a wydelegowana w celu zebrania materia��w na temat Herkulesa i przed�o�enia mu ich do r�k w�asnych. Bez cienia zainteresowania (ona nie z tych, co pytaj�: "dlaczego"), za to nadzwyczaj sprawnie, panna Lemon wywi�zywa�a si� z zadania. Herkules Poirot zatopi� si� w osza�amiaj�cym morzu wiedzy klasycznej, zwi�zanej przede wszystkim z "Herkulesem, s�awnym herosem, kt�ry po �mierci wszed� do grona bog�w i kt�remu oddawano nale�n� im cze��". Jak dot�d nie najgorzej - dalej jednak przesta�o mu i�� jak po ma�le. Przez dwie godziny Poirot czyta� pilnie, robi�c notatki i marszcz�c brwi, por�wnywa� je z literatur� fachow�. W ko�cu rozpar� si� w fotelu i potrz�sn�� g�ow�. Jego nastr�j z poprzedniego wieczoru prys� bezpowrotnie. Co za ludzie! We�cie takiego Herkulesa... tego bohatera! Bohatera, a to dobre! Przecie� to tylko wielki, muskularny osi�ek o �ladowej inteligencji i zbrodniczych sk�onno�ciach! Poirotowi przyszed� na my�l niejaki Adolf Durand, rze�nik, kt�rego proces odby� si� w Londynie w 1895 roku. By� to osobnik o sile nied�wiedzia, kt�ry zabi� kilkoro dzieci. Podstawow� lini� obrony by�a epilepsja, na kt�ra Durand niew�tpliwie chorowa�, chocia� roztrz�sanie kwestii, czy by�a to padaczka petit mal, czy grand mal, zaj�o kilka dni. Staro�ytny Herkules bezsprzecznie cierpia� na grand mal. Poirot potrz�sn�� g�ow�. No, je�eli tak wygl�da� grecki idea� bohatera, to w warunkach wsp�czesnych nie mia� szans. Poirot by� wstrz��ni�ty klasycznymi idea�ami. Ci bogowie i boginie... mieli chyba nic mniej r�nych wciele� ni� wsp�cze�ni zbrodniarze. Zreszt� faktycznie sprawiaj� wra�enie osobnik�w o wyra�nie zbrodniczych sk�onno�ciach. Pija�stwo, rozpusta, kazirodztwo, gwa�ty, szabrownictwo, morderstwa i szykany - starczy�oby tego, �eby juge d'instruction* mia� pe�ne r�ce roboty. Brak normalnego �ycia rodzinnego, brak �adu, brak metody. Brak �adu i metody nawet w zbrodniach! Te� mi Herkules! -- parskn�� Herkules Poirot, z rozwianymi z�udzeniami wstaj�c z fotela. Rozejrza� si� dooko�a z aprobat�. Kwadratowy pok�j z solidnymi kwadratowymi meblami o nowoczesnej linii... nawet jedna rze�ba nowoczesna, przedstawiaj�ca kostk� na kostce, na niej za� kompozycj� z drutu miedzianego. A w �rodku tego l�ni�cego, uporz�dkowanego pokoju - on! Przejrza� si� w lustrze. Oto wsp�czesny Herkules, jak�e odmienny od tego niesmacznego wizerunku nagiego osobnika z przerostem mi�ni, wywijaj�cego maczug�. Ot, ma�a, zwarta posta�, tak bardzo na miejscu, w wielkomiejskim ubraniu i z w�sem - w�sem o zapuszczeniu jakiego antyczny Herkules nie m�g�by nawet marzy�, w�sem wspania�ym, a zarazem wyszukanym. A jednak mi�dzy Herkulesem Poirot a Herkulesem staro�ytnym istnia�o pewne podobie�stwo - i jeden, i drugi mia� bez w�tpienia znaczny udzia� w uwalnianiu �wiata od chwast�w... I jednego, i drugiego mo�na by nazwa� dobroczy�c� spo�eczno�ci, w kt�rej przysz�o mu �y�... Jak to powiedzia� doktor Burton przed wyj�ciem? "To, co robisz, to nie s� prace Herkulesa..." Ha, i tu si� pomyli�, stary piernik! Jeszcze raz nale�y wykona� dwana�cie prac Herkulesa... wsp�czesnego Herkulesa. Dowcipny koncept, a i zabawny! Zanim wycofa si� ostatecznie, podejmie si� dwunastu spraw, ni mniej, ni wi�cej. Powinny to by� sprawy wybrane specjalnie pod k�tem zwi�zku z dwunastoma pracami staro�ytnego Herkulesa. Tak, to b�dzie nie tylko zabawne... b�dzie to dzie�o natchnione, ba - artystyczne. Poirot si�gn�� po Encyklopedi� staro�ytno�ci i ponownie zag��bi� si� w wiedzy klasycznej. Nie zamierza� zbyt wiernie na�ladowa� swojego pierwowzoru. Obejdzie si� bez kobiet, koszul Dejaniry... prace i tylko prace. A zatem, pierwsz� jego prac� powinien by� lew z Nemei. - Lew z Nemei - powt�rzy�, obracaj�c s�owa w ustach. Naturalnie, nic spodziewa� si�. �e b�dzie zmuszony stan�� oko w oko z lwem z krwi i ko�ci. Gdyby dyrekcja jakiego� ogrodu zoologicznego zwr�ci�a si� do niego w sprawie zwi�zanej z prawdziwym lwem, uzna�by to za przesadny zbieg okoliczno�ci. Nie, tu trzeba odwo�a� si� do symboliki. Pierwsza sprawa powinna mie� zwi�zek z jak�� powszechnie znan� osobisto�ci�, musi by� sensacyjna, a tak�e wagi najwy�szej! Jaki� przest�pca doskona�y... albo przeciwnie, kto�, kto w �wiadomo�ci spo�ecznej uchodzi za lwa. G�o�ny pisarz, polityk lub malarz... mo�e nawet cz�onek jakiej� rodziny panuj�cej? Kto� z rodziny kr�lewskiej... Spodoba�a mu si� la my�l... Nie b�dzie si� spieszy�. Zaczeka... zaczeka na t� nader wa�n� spraw�, kt�ra zapocz�tkuje seri� jego dobrowolnych prac. LEW Z NEMEI I - Jest co� ciekawego, panno Lemon? - zapyta� rankiem nast�pnego dnia od progu gabinetu. Mia� pe�ne zaufanie do panny Lemon. Brakowa�o jej wyobra�ni, ale mia�a intuicj�. Wszystko, co uzna�a za godne uwagi, zwykle okazywa�o si� interesuj�ce. By�a urodzon� sekretark�. - Niewiele, panie Poirot. Tylko jeden list, kt�ry, jak s�dz�, mo�e pana zainteresowa�. Po�o�y�am go na samym wierzchu. - C� to za list? - Z zaciekawieniem post�pi� krok w prz�d'. - Od cz�owieka, kt�ry chce, �eby zaj�� si� pan znikni�ciem peki�czyka jego �ony. Poirot zatrzyma� si� z nog� w powietrzu i rzuci� pannie Lemon spojrzenie pe�ne gorzkiego wyrzutu. Nie zauwa�y�a tego, zaj�ta pisaniem na maszynie. Pisa�a z szybko�ci� i precyzj� szybkostrzelnego czo�gu. Poirot by� wstrz��ni�ty; wstrz��ni�ty i rozgoryczony. Panna Lemon, niedo�cigniona panna Lemon zawiod�a go! Peki�czyk. Pe-ki�-czyk! I to po tym, co mu si� �ni�o tej nocy. Kiedy s�u��cy przyni�s� mu porann� czekolad�, Poirot wychodzi� w�a�nie z pa�acu Buckingham, gdzie osobi�cie odbiera� wyrazy podzi�kowania! S�owa cisn�y mu si� na usta - s�owa zgry�liwe, uszczypliwe. Nie wypowiedzia� ich jednak, wiedz�c, �e panna Lemon i tak nic nie us�yszy poprzez b�yskawiczny stukot maszyny. Chrz�kn�� z niesmakiem i si�gn�� po list, le��cy na wierzchu stosu z boku jego biurka. Tak, dok�adnie tak, jak m�wi�a panna Lemon. Adres ze �r�dmie�cia i zwi�z�e, suche, niezbyt wyszukane ��danie. Temat - porwanie peki�czyka. Jednego z tych spasionych stworze� o wy�upiastych oczach, pieszczoszk�w bogatych dam. Czytaj�c list, Herkules Poirot wykrzywia� usta. Nic znalaz� nic niezwyk�ego. Nic nieszablonowego, czy... ale� tak, tak, panna Lemon mia�a jednak racj�. Istotnie, jeden szczeg� by� raczej niezwyk�y. Herkules Poirot usiad�. Przeczyta� list powoli i dok�adnie. Nie takiej sprawy oczekiwa�, nie tak� spraw� sobie przyrzek�. Nie by�a to sprawa wa�na w �adnym tego s�owa znaczeniu, przeciwnie - b�aha w najwy�szym stopniu. Nie nadawa�a si� - i w tym tkwi�o sedno jego zastrze�e� - na prac� Herkulesa. Pech chcia�, �e dr�czy�a go ciekawo��... O tak, by� ciekawy... Podni�s� g�os, by panna Lemon mog�a dos�ysze� go przez stukot maszyny. - Niech pani zadzwoni do tego sir Josepha Hoggina - poleci� - i um�wi mnie z nim na spotkanie w jego biurze, tak jak proponuje. Jak zwykle, panna Lemon mia�a racj�. Jestem prostym cz�owiekiem, panie Poirot o�wiadczy� sir Joseph Hoggin. Herkules Poirot wykona� praw� r�k� dyplomatyczny gest, wyra�aj�cy (jak kto woli) podziw dla niezaprzeczalnej warto�ci kariery sir Josepha lub uznanie dla jego skromno�ci, ale r�wnie dobrze mo�na go by�o traktowa� jako pe�en wdzi�ku przejaw odmiennego zdania. W ka�dym razie gest ten w niczym nie zdradza� prawdziwych uczu� Poirota, kt�ry rozmy�la� w�a�nie o tym, �e sir Joseph rzeczywi�cie jest cz�owiekiem nadzwyczaj prostym (w potocznym tego s�owa znaczeniu). Oczy Herkulesa Poirot spocz�y krytycznie na wydatnych szcz�kach, ma�ych �wi�skich oczkach, bulwiastym nosie i zaci�ni�tych wargach. Og�lny obraz przypomina� mu co� lub kogo�, ale chwilowo nie m�g� sobie tego uprzytomni�. Co� niejasno drgn�o mu w pami�ci. Przed laty... w Belgii... z ca�� pewno�ci� mia�o to zwi�zek z myd�em... - Ja tam nie stroj� �adnych loch�w - ci�gn�� sir Joseph. - Nie owijam w bawe�n�. Wi�kszo�� ludzi, panie Poirot, machn�aby na to r�k�. Spisa�a na straty jak przedawniony d�ug i zapomnia�a o tym. Ale to nie w stylu Josepha Hoggina. Jestem bogaty i, �e tak si� wyra��, dwie�cie funt�w w te czy wewte to dla mnie nie r�nica... - Gratuluj� - .wtr�ci� �ywo Poirot. - H�? Sir Joseph przerwa� na chwil�. Jego ma�e oczka zw�zi�y si� jeszcze bardziej. - Nie znaczy to, �e mam zwyczaj wyrzuca� pieni�dze w b�oto - rzek� ostro. - Jak wymagam, to p�ac�. Ale p�ac� cen� rynkow�... ani grosza wi�cej. - Zdaje pan sobie spraw�, �e moje honoraria s� wysokie? - powiedzia� Poirot. - Tak, naturalnie. Ale ta sprawa - sir Joseph zerkn�� na niego chytrze - to przecie� bagatelka. Herkules Poirot wzruszy� ramionami. - Ja si� nie targuj� - o�wiadczy�. - Jestem ekspertem. A us�ugi eksperta kosztuj�. - Wiem, �e w tych sprawach jest pan pierwsza klasa - wyzna� szczerze sir Joscph. - Popyta�em tu i tam i dowiedzia�em si�, �e jest pan najlepszym z najlepszych. Zamierzam dotrze� do sedna tej historii i grosza nie posk�pi�. W�a�nie dlatego pana tu wezwa�em. - Ma pan szcz�cie - rzek� Herkules Poirot. - H�? - powt�rzy� sir Joseph. - Wyj�tkowe szcz�cie - dorzuci� Poirot z naciskiem. - Osi�gn��em, mog� to powiedzie� bez fa�szywej skromno�ci, szczyt kariery. Wkr�tce zamierzam si� wycofa�... zamieszka� na wsi, od czasu do czasu podr�owa� i zwiedza� �wiat, a tak�e, by� mo�e, zaj�� si� upraw� ogr�dka... zw�aszcza uszlachetnianiem odmian dyni. To wspania�e warzywa, tyle �e bez smaku. Ale nie w tym rzecz. Chcia�em tylko wyja�ni�, �e przed wycofaniem si� z zawodu musz� jeszcze wykona� pewne zadanie, kt�re sobie narzuci�em. Postanowi�em podj�� si� dwunastu spraw, ni mniej, ni wi�cej. Dobrowolnych "dwunastu prac Herkulesa", je�li mo�na to tak okre�li�. Pa�ska sprawa, sir Joseph, b�dzie jedn� z nich. Zafrapowa�o mnie to, �e jest zupe�nie niepowa�na. - Powa�na? - wtr�ci� sir Joseph. - Niepowa�na - powiedzia�em. Zwracano si� do mnie w r�nych sprawach - morderstw, tajemniczych zgon�w, rozboj�w, kradzie�y bi�uterii... 'Po raz pierwszy jednak mam spo�ytkowa� m�j talent do wy�wietlenia porwania peki�czyka. Sir Joseph chrz�kn��. - Zadziwia mnie pan! - o�wiadczy�. - S�dzi�em, �e nie mo�e pan op�dzi� si� od kobiet nagabuj�cych pana w sprawie zaginionych ps�w. - S�usznie. Ale to jest pierwszy wypadek, kiedy w takiej sprawie zwraca si� do mnie m�czyzna! Ma�e oczka sir Josepha zw�zi�y si� z uznaniem. - Zaczynam rozumie�, dlaczego mi pana polecono. Bystry z pana jegomo��, panie Poirot. - Mo�e by�by pan �askaw poda� mi teraz takty - mrukn�� detektyw. - Pies znikn��... Kiedy? - Dok�adnie tydzie� temu. - Domy�lam si�, �e pa�ska �ona przez ca�y ten czas szaleje? Sir Joseph wytrzeszczy� oczy. - Nic pan nie rozumie. Psa zwr�cono. - Zwr�cono? A zatem, wybaczy pan, �e pytam, do czego jestem panu potrzebny? Twarz sir Josepha spurpurowia�a. - Bo niech mnie diabli, je�eli dam si� oszwindlowa�! No, panie Poirot, opowiem to panu po kolei. Psa skradziono tydzie� temu... kto� go buchn�� w Kensington Gardens, gdzie dama do towarzystwa mojej �ony zabra�a go na spacer. Nast�pnego dnia �ona dosta�a list, w kt�rym ��dano dwustu funt�w. Dwie�cie funt�w, dobre sobie! Za takiego ujadaj�cego zwierzaka, kt�ry w dodatku wiecznie w�azi pod nogi! - Naturalnie, odm�wi� pan zap�acenia takiej sumy - mrukn�� Poirot. - Oczywi�cie... a raczej odm�wi�bym, gdybym cokolwiek o tym wiedzia�! Milly - moja �ona - doskonale zdawa�a sobie z tego spraw�. Nic mi nie powiedzia�a. Po prostu wys�a�a pieni�dze - w jednofuntowych banknotach, tak jak ��dano - pod podany adres. - I psa zwr�cono? - Tak. Wieczorem rozleg� si� dzwonek do drzwi i to bydl�tko siedzia�o na schodach. Poza tym nie by�o wida� �ywego ducha. - Doskonale. Prosz� dalej. - Oczywi�cie, Milly przyzna�a si� wtedy do tego, co zrobi�a, a mnie troch� ponios�o. No, ale po chwili och�on��em... co si� sta�o, to si� sta�o, a trudno oczekiwa� od kobiety, �eby post�powa�a zgodnie ze zdrowym rozs�dkiem. I pewnie machn��bym na to r�k�, gdybym nie spotka� w klubie starego Samuelsona. - Tak? - Do diaska, przecie� to jawna granda! Jego spotka�o dok�adnie to samo. Naci�gn�li jego �on� na trzysta funt�w! No, tego ju� by�o za wiele. Uzna�em, �e trzeba po�o�y� temu kres i pos�a�em po pana. - Czy nie s�dzi pan, sir Joseph, �e w�a�ciwym (i znacznie oszcz�dniejszym) krokiem by�oby zawiadomienie policji? Sir Joseph potar� nos. - Czy jest pan �onaty, panie Poirot? - zapyla�. - Niestety, omin�o mnie to szcz�cie. - Hmm - mrukn�� sir Joscph. - Nie wiem, jak to z tym szcz�ciem, ale gdyby pan by� �onaty, to by pan wiedzia�, �e kobiety to �mieszne istoty. Na pierwsz� wzmiank� o policji moja �ona dosta�a ataku histerii... wbi�a sobie do g�owy, �e gdybym si� do nich zwr�ci�, to co� mog�oby si� przydarzy� jej bezcennemu Shan Tungowi. Nawet nie chcia�a o tym s�ysze�... prawd� m�wi�c, na pomys� zwr�cenia si� do pana tak�e zareagowa�a niezbyt przychylnie. Tyle, �e tu ju� nie ust�pi�em i wreszcie zgodzi�a si�. Ale powtarzam - wcale jej si� to nie podoba. - Rozumiem, �e sytuacja jest delikatna - mrukn�� Poirot. - Czy nie by�oby wskazane, �ebym sam porozmawia� z pa�sk� ma��onk� i uzyska� dalsze informacje, a jednocze�nie uspokoi� j� co do bezpiecznej przysz�o�ci jej psa? Sir Joseph skin�� g�ow� i wsta�. - Zawioz� pana moim samochodem. II W wielkim, gor�cym i zagraconym salonie siedzia�y dwie kobiety. Kiedy sir Joseph wprowadzi� Herkulesa Poirot, ma�y peki�czyk rzuci� si� ku nim, szczekaj�c zawzi�cie i niebezpiecznie kr���c wok� n�g detektywa. - Shan... Shan, wracaj. Wracaj do mamy, skarbie... Panno Carnaby, niech go pani z�apie. Druga kobieta po�piesznie zerwa�a si� z miejsca. - Istny lew - mrukn�� Herkules Poirot. - Tak, rzeczywi�cie - przyzna�a bez tchu pogromczyni Shan Tunga. - To taki dobry str�. Nikogo i niczego si� nic boi. Moje �liczne male�stwo. Dokonawszy niezb�dnej prezentacji, sir Joseph o�wiadczy�: - No, panie Poirot, to ja ju� pana zostawiam - po czym szybko skin�� g�ow� i opu�ci� salon. Lady Hoggin - korpulentna kobieta o farbowanych na rud� w�osach - sprawia�a wra�enie osoby wielce dra�liwej. Jej dama do towarzystwa, rozedrgana panna Carnaby, by�a pulchn� os�bk� o mi�ej powierzchowno�ci, mi�dzy czterdziestk� a pi��dziesi�tk�. Odnosi�a si� do lady Hoggin z najg��bszym szacunkiem i najwyra�niej ba�a si� jej panicznie. - Prosz� mi poda�, lady Hoggin, wszystkie okoliczno�ci tej ohydnej zbrodni - zagai� Poirot. Lady Hoggin sp�on�a rumie�cem. - Bardzo mnie cieszy, �e pan to m�wi, panie Poirot. To rzeczywi�cie by�a zbrodnia. Peki�czyki s� tak strasznie wra�liwe... wra�liwe jak dzieci. Biedny Shan Tung m�g� umrze� ju� z samego strachu. - Tak, to by�o niegodziwe... niegodziwe! - wtr�ci�a bez, tchu panna Carnaby. - Prosz� mi poda� fakty. - No wi�c to by�o tak: panna Carnaby wysz�a z Shan Tungiem do parku na spacer... - O m�j Bo�e, tak, wszystko to moja wina - zakwili�a dama do towarzystwa. - Jak mog�am by� tak g�upia... tak niedba�a... - Nie chc� pani robi� wym�wek, panno Carnaby, ale uwa�am, �e mog�a pani zachowa� wi�ksz� czujno�� - o�wiadczy�a cierpko lady Hoggin. Poirot przeni�s� wzrok na dam� do towarzystwa. - I co si� tam wydarzy�o? Panna Carnaby potoczy�cie i z lekkim podnieceniem zacz�a zdawa� relacje: - O, to by�o co� zupe�nie niezwyk�ego! - wybuchn�a. - Przechodzili�my ko�o kwietnika - Shan Tung by� oczywi�cie na smyczy, ju� wcze�niej pohasa� po trawie - i w�a�nie kiedy mia�am zawr�ci� do domu, moj� uwag� przyku�o dziecko w w�zku... takie �liczne male�stwo... U�miecha�o si� do mnie, mia�o takie �liczne r�owiutkie policzki i takie loczki. Nie mog�am si� powstrzyma�, �eby nie spyta� piastunki o jego wiek... ona na to, �e siedemna�cie miesi�cy... i jestem pewna, �e rozmawia�am z ni� najwy�ej minut� czy dwie, a potem spojrza�am nagle w d� i Shana ju� nie by�o. Smycz przeci�to... - Nikomu nic uda�oby si� podkra�� i przeci�� smyczy, gdyby pani nale�ycie wype�nia�a swoje obowi�zki - wtr�ci�a lady Hoggin. Wygl�da�o na to, �e panna Carnaby w ka�dej chwili gotowa jest wybuchn�� p�aczem. - I co by�o dalej? - zapyta� po�piesznie Poirot. - Naturalnie, szuka�am go. Wsz�dzie. I wo�a�am! Pyta�am te� dozorcy, czy nie widzia� kogo� nios�cego peki�czyka, ale on nikogo takiego nie zauwa�y�... wi�c nie wiedzia�am, co robi�... dalej go szuka�am, ale w ko�cu musia�am oczywi�cie wr�ci� do domu... Panna Carnaby urwa�a raptownie. Poirot wyobra�a� sobie doskonale, co dzia�o si� po jej powrocie. - A potem dosta�a pani list? - zapyta�. Opowie�� podj�a lady Hoggin: - Nazajutrz, porann� poczt�. W tym li�cie pisano, �e je�eli chc� jeszcze ujrze� Shan Tunga �ywego, mam wys�a� dwie�cie funt�w w banknotach jednofuntowych na nazwisko kapitana Curtisa, Bloomsbury Road Square numer trzydzie�ci osiem. Pisano, �e je�eli pieni�dze b�d� znaczone albo je�eli zawiadomimy policj�, t... to odetn� Shan Tungowi uszy i ogon! Panna Carnaby zacz�a pochlipywa�. - C� za okropno��! - wyb�ka�a. - Jak ludzie mog� by� tacy podli?! - I by�o tam napisane - ci�gn�a lady Hoggin - �e je�eli natychmiast wy�l� pieni�dze, to Shan Tung wr�ci do mnie zdr�w i ca�y jeszcze tego samego dnia, ale je�eli... je�eli p�niej zawiadomi� policj�, to Shan Tung za to zap�aci... - O Bo�e, ,tak si� boj�, �e nawet teraz... oczywi�cie pan Poirot nie jest w�a�ciwie z policji... - wymamrota�a przez �zy panna Carnaby. - Widzi pan wi�c, panie Poirot, �e musi pan by� nadzwyczaj ostro�ny - powiedzia�a lady Hoggin z niepokojem. Herkules Poirot czym pr�dzej rozproszy� jej obawy. - Ale� ja nie jestem policjantem. B�d� prowadzi� dochodzenie wyj�tkowo dyskretnie i bez rozg�osu. Zapewniam pani�, lady Hoggin, �e Shan Tungowi absolutnie nic nie grozi. Gwarantuj� to pani. Wygl�da�o na to, �e owo magiczne s�owo uspokoi�o obie kobiety. - Czy ma pani jeszcze ten list? - ci�gn�� Poirot. Lady Hoggin potrz�sn�a g�ow�. - Nie. Kazano mi do��czy� go do pieni�dzy. - I pani us�ucha�a? - Tak. - Hm, a to szkoda. - Ale ja mam smycz - wtr�ci�a �ywo panna Carnaby. - Mam j� przynie��? Kiedy wysz�a z salonu, Herkules Poirot skorzysta� z jej nieobecno�ci, by zada� kilka istotnych pyta�. - Amy Carnaby? Nie, nie podejrzewam jej. Jest poczciwa, chocia�, rzecz jasna, g�upia. Mia�am kilka dam do towarzystwa i wszystkie by�y beznadziejnie g�upie. Ale Amy jest bardzo przywi�zana do Shan Tunga i - co zrozumiale - by�a strasznie zmartwiona ca�� t� histori�, tym �e marudzi�a nad w�zkiem, zaniedbuj�c moje s�odkie male�stwo! Te stare panny s� wszystkie takie same, zwariowane na punkcie dzieci! Nie, jestem pewna, �e ona nic mia�a z tym nic wsp�lnego. - Rzeczywi�cie, to ma�o prawdopodobne - przyzna� Poirot. - Ale skoro w chwili porwania pies znajdowa� si� pod jej opiek�, nale�y upewni� si� co do jej uczciwo�ci. Od dawna u pani pracuje? - Prawie rok. Mia�a doskona�e referencje. Pracowa�a u starej lady Hartingfield a� do jej �mierci... zdaje si�, �e dziesi�� lat. P�niej przez pewien czas zajmowa�a si� kalek� siostr�. To naprawd� poczciwa dusza... ale, jak m�wi�am, g�upia jak but. W tej samej chwili Amy Carnaby wr�ci�a do salonu jeszcze bardziej zadyszana, nios�c smycz, kt�r� niezwykle uroczy�cie wr�czy�a Poirotowi, spogl�daj�c na niego z pe�nym nadziei wyczekiwaniem. Poirot z uwag� obejrza� smycz. - Mais oni - b�kn��. - Niew�tpliwie zosta�a przeci�ta. Obie kobiety nadal czeka�y z nadziej�. - Zatrzymam j�. Uroczy�cie schowa� smycz do kieszeni. Obie kobiety odetchn�y z ulg�. Herkules Poirot najwyra�niej zachowa� si� tak, jak tego po nim oczekiwano. III Poleganie na nie sprawdzonych informacjach nic le�a�o w naturze Herkulesa Poirot. Mimo i� wydawa�o si� nieprawdopodobne, by panna Carnaby by�a kim innym ni� niezbyt rozgarni�t� kobiet�, na jak� wygl�da�a, Poirot postara� si� o rozmow� z nieco odpychaj�c� dam�, siostrzenic� �wi�tej pami�ci lady Hartingfield. - Amy Carnaby? - powiedzia�a panna Maltravers. - Oczywi�cie, pami�tani j� doskonale. Poczciwa z niej dusza, s�u�y�a u ciotki Julii a� do jej �mierci. Uwielbia�a psy i by�a niezr�wnana w czytaniu na g�os. No i taktowna, nigdy si� nie sprzecza�a z kalek�. Co si� z ni� sta�o? Mam nadziej�, �e nie wpad�a w �adne tarapaty? Mniej wi�cej rok temu da�am jej referencje dla jakiej� kobiety... zdaje si�, �e jej nazwisko zaczyna�o si� na "H"... Poirot po�pieszy� z wyja�nieniem, �e panna Carnaby nadal pracuje tam, gdzie przedtem. Wynikn�y, powiedzia� drobne k�opoty w zwi�zku z zagini�ciem psa. - Amy Carnaby kocha psy. Moja ciotka mia�a peki�czyka. Zostawi�a go przed �mierci� pannie Carnaby, kt�ra by�a do niego bardzo przywi�zana. Kiedy zdech�, zupe�nie si� za�ama�a. O tak, to poczciwa dusza, cho� oczywi�cie nie jest intelektualistk�. Herkules Poirot zgodzi� si�, �e pann� Carnaby trudno by�oby uzna� za intelektualistk�. Nast�pnym jego krokiem by�o odszukanie dozorcy parku, z kt�rym panna Carnaby rozmawia�a owego fatalnego dnia. Nic sprawi�o mu to wi�kszych trudno�ci. Dozorca pami�ta� ca�e zdarzenie. - Kobieta w �rednim wieku, t�gawa, mocno zdenerwowana. Zgubi�a peki�czyka. Znam j� dobrze z widzenia, przychodzi z psem prawie co wiecz�r. Widzia�em, jak wchodzi�a do parku. Nie�le j� wzi�o, jak go zgubi�a. Przybieg�a do mnie, dowiedzie� si�, czy nie widzia�em kogo� z peki�czykiem! No sam pan powiedz! W parku jest pe�no ps�w, r�nych - terier�w, peki�czyk�w, buldog�w niemieckich... nawet tych chart�w rosyjskich... jakie chcie�. I jak tu odr�ni� jednego peki�czyka od drugiego? Herkules Poirot w zamy�leniu pokiwa� g�ow�. Pojecha� do Bloomsbury Road Square pod numer 38. Domy oznaczone numerami 38, 39 i 40 po��czono w pensjonat prywatny "Balaclava". Poirot wszed� po schodkach i otworzy� drzwi. Przywita� go p�mrok i zapach gotowanej kapusty, zmieszany ze wspomnieniami po �ledziach ze �niadania. Po lewej stronie ujrza� mahoniowy st�, na kt�rym sta�a sm�tna chryzantema w doniczce. Nad sto�em wisia�a obita suknem tablica, do kt�rej przypinano listy. Przez pewien czas wpatrywa� si� w ni� z namys�em, a nast�pnie otworzy� drzwi po prawej stronie, prowadz�ce do czego� w rodzaju �wietlicy, wyposa�onej w kilka stolik�w i tak zwanych foteli, obitych kretoncm w przygn�biaj�cy wzorek. Towarzystwo z�o�one z trzech leciwych dam i starszego pana o zapalczywym wygl�dzie unios�o g�owy, spogl�daj�c na intruza za �miertelnym jadem w oczach. Herkules Poirot zarumieni� si� i wycofa�. Ruszy� w g��b korytarza i dotar� do schod�w. Po prawej stronie odga��zienie korytarza prowadzi�o do sali, kt�ra ewidentnie spe�nia�a rol� jadalni. Nieco dalej znajdowa�y si� drzwi z napisem: "Biuro". Poirot zapuka� do nich. Nie s�ysz�c odpowiedzi, otworzy� je i zajrza� do �rodka. W pokoju sta�o olbrzymie biurko, ale nikogo nie by�o wida�. Detektyw wycofa� si�, zamykaj�c za sob� drzwi. Wr�ci� do jadalni. Krz�ta�a si� tam smutna dziewczyna z koszykiem sztu�c�w, kt�re uk�ada�a na sto�ach. - Przepraszam pani�, czy m�g�bym si� widzie� z kierowniczk�? - zapyta� pokornie Herkules Poirot. Dziewczyna spojrza�a na niego m�tnym wzrokiem. - A tego to ja nie wiem. - W biurze nikogo nie ma - rzek� detektyw. - A tego to ja nie wiem, gdzie ona jest. - By� mo�e uda�oby si� pani dowiedzie� - nalega� Poirot cierpliwie. Dziewczyna westchn�a. Nowe zadanie, kt�rym j� obarczono, dodatkowo upokorzy�o jej i tak ju� ponure �ycie. - Zobacz�, co si� da zrobi� - odpar�a ze smutkiem. Poirot podzi�kowa� jej i znowu wycofa� si� na korytarz, nie maj�c odwagi stan�� twarz� w twarz z wrogimi spojrzeniami ludzi w �wietlicy. Przygl�da� si� w�a�nie krytej suknem tablicy na listy, kiedy szelest i silny zapach fio�k�w obwie�ci�y przybycie kierowniczki. Pani� Harte przepe�nia�a wylewno��. - Najmocniej przepraszam, �e nie by�o mnie w biurze - wykrzykn�a. - �yczy pan sobie pok�j? - Niezupe�nie - mrukn�� Poirot. - Ciekaw jestem, czy nie bawi� tu ostatnio pewien m�j przyjaciel. Niejaki kapitan Curtis. - Curtis! - krzykn�a pani Harte. - Kapitan Curtis? Gdzie� ja s�ysza�am to nazwisko? Potrz�sn�a g�ow� z irytacj�, widz�c, �e Poirot nie zamierza przyj�� jej z pomoc�. - A wiec nie mieszka� u pani �aden kapitan Curtis? - zapyta� detektyw. - Nie, przynajmniej ostatnimi czasy. Ale wie pan, �e to nazwisko jest mi dziwnie znajome. Czy m�g�by pan opisa� swojego przyjaciela? - By�oby to do�� trudne - b�kn�� Poirot. - Zdarza si�, jak s�dz�, �e przychodz� tu listy do os�b, kt�re faktycznie nie mieszkaj� w pensjonacie? - Oczywi�cie, bywa i tak. - Co pani robi z takimi listami? - No c�, trzymamy je przez jaki� czas. Widzi pan, zazwyczaj oznacza to, �e adresat wkr�tce si� pojawi. Naturalnie, listy i paczki, kt�rych przez d�u�szy czas nikt nie odbiera, zwracamy na poczt�. Herkules Poirot w zamy�leniu pokiwa� g�ow�. - Rozumiem - powiedzia�. - Chodzi o to, �e wys�a�em list do mojego przyjaciela w�a�nie na ten adres. Pani Harte rozpromieni�a si�. To wszystko t�umaczy. Widocznie zauwa�y�am jego nazwisko na kopercie. Ale go�ci u nas tylu wojskowych, na stale lub przelotnie, �e doprawdy... Jedn� chwilk�... Spojrza�a na tablic�. - Tutaj nie ma tego listu - rzek� detektyw. - Prawdopodobnie zwr�cono go listonoszowi. Tak mi przykro. Mam nadziej�, �e nie by�o w nim nic wa�nego? - Nie, nic wa�nego - uspokoi� j� Poirot. Skierowa� si� do drzwi, �cigany przez pani� Harte i gryz�cy zapach fio�k�w. - Gdyby pa�ski przyjaciel pojawi� si�... - To nader w�tpliwe. Musia�em si� pomyli�... - Ceny u nas s� bardzo umiarkowane - o�wiadczy�a pani Harte. - W op�at� wliczona jest tak�e kawa po �niadaniu. Bardzo bym chcia�a pokaza� panu kilka naszych sypialni... Nic by�o to proste, lecz w ko�cu Herkulesowi Poirot uda�o si� uciec. IV Salon pani Samuelson by� obszerniejszy, umeblowany z wi�kszym przepychem i - z powodu centralnego ogrzewania - jeszcze bardziej duszny ni� salon lady Hoggin. Herkules Poirot lawirowa� niepewnie mi�dzy poz�acanymi konsolami i wielkimi grupami rze�b. Pani Samuelson by�a wy�sza od lady Hoggin, w�osy za� mia�a tlenione. Jej peki�czyk wabi� si� Nanki Poo. Z arogancj� wlepi� w detektywa wy�upiaste �lepia. Panna Keble, dama do towarzystwa pani Samuelson, w przeciwie�stwie do pulchnej panny Carnaby by�a chuda i ko�cista, ale opowiada�a r�wnie potoczy�cie i bez tchu. Tak�e i na ni� zrzucono odpowiedzialno�� za znikni�cie psa. - Naprawd�, panie Poirot, to by�o co� zdumiewaj�cego. Sta�o si� w mgnieniu oka. Byli�my przed domem towarowym Harrodsa i piel�gniarka spyta�a mnie, kt�ra godzina... - Piel�gniarka? - przerwa� Poirot. - Taka ze szpitala? - Nie, nie... m�wi� o piastunce do dziecka. To by�o takie s�odkie male�stwo! Kruszynka kochana, mia�a takie �liczne r�owiutkie policzki. Powiadaj�, �e w Londynie dzieci wygl�daj� niezdrowo, ale jestem pewna... - Ellen! - rzuci�a pani Samuelson. Panna Keble obla�a si� rumie�cem, zaj�kn�a i zamilk�a. - I kiedy panna Keble pochyla�a si� nad w�zkiem, kt�ry nie powinien jej obchodzi�, ten bezczelny bandyta przeci�� smycz Nanki Poo i go uprowadzi� - rzek�a cierpko pani Samuelson. - To si� sta�o w mgnieniu oka - wyszepta�a panna Keble przez �zy. - Obejrza�am si�, a kochanego psiaka ju� nie by�o... w r�ku mia�am tylko przeci�t� smycz. Mo�e chce pan j� obejrze�, panie Poirot? - Bro� Bo�e - zaprzeczy� detektyw po�piesznie. Nie mia� zamiaru kolekcjonowa� przeci�tych smyczy. - Rozumiem, �e wkr�tce otrzyma�a pani list? Historia ta by�a wiernym powt�rzeniem pierwszej kradzie�y - list i gro�ba odci�cia Nanki Poo ogona i uszu. Od poprzedniej r�ni�a si� tylko dwoma szczeg�ami - wysoko�ci� okupu (trzysta funt�w) i adresem, na kt�ry nale�a�o przesia� pieni�dze: tym razem odbiorc� by� komandor Blackleigh, hotel Harrington, Clonmel Gardens 76, Kensington. - Kiedy Nanki Poo wr�ci� bezpiecznie do domu, osobi�cie uda�am si� pod ten adres, panie Poirot - ci�gn�a pani Samuelson. - Ostatecznie trzysta funt�w piechot� nie chodzi. - Z pewno�ci�. - Pierwsz� rzecz�, jak� tam ujrza�am, by� m�j list z pieni�dzmi nad czym� w rodzaju tablicy w korytarzu. Czekaj�c na w�a�cicielk� hotelu, schowa�am go do kieszeni. Niestety... - Niestety, kiedy go pani otworzy�a, znalaz�a pani tylko czyste kartki - dopowiedzia� Poirot. - Sk�d pan to wie? - Pani Samuelson spojrza�a na niego z przestrachem. Poirot wzruszy� ramionami. - To oczywiste, chere madame, �e z�odziej postara� si� odebra� pieni�dze, zanim odda� psa. Nast�pnie w miejsce banknot�w w�o�y� czyste kartki i z powrotem przypi�� list do tablicy, �eby nikt nie zwr�ci� uwagi na znikniecie koperty. - �aden komandor Blackleigh nigdy tam nie mieszka�. Poirot u�miechn�� si�. - M�j m�� by� oczywi�cie niezwykle zdenerwowany ca�� t� histori�. W�a�ciwie to by� w�ciek�y... dos�ownie w�ciek�y! - Pani, hm... nie zasi�gn�a jego opinii przed wystaniem pieni�dzy? - mrukn�� ostro�nie detektyw. - Oczywi�cie, �e nie - potwierdzi�a zdecydowanie pani Samuelson. Poirot rzuci� jej nieme pytanie. - Wola�am nie ryzykowa� - wyja�ni�a. - Kiedy chodzi o pieni�dze, m�czy�ni s� tacy nieobliczalni. Jacob upar�by si�, �eby zawiadomi� policj�. Nie mog�am do tego dopu�ci�. M�j biedny Nanki Poo, mog�o mu si� przydarzy� wszystko co najgorsze! P�niej, naturalnie, powiedzia�am o tym m�owi, poniewa� musia�am wyja�ni�, dlaczego przekroczy�am stan konta. - W�a�nie, ano w�a�nie - mrukn�� Poirot. - I niech mi pan wierzy, �e nigdy dot�d nie widzia�am go tak rozgniewanego. M�czy�ni - o�wiadczy�a pani Samuelson, poprawiaj�c gustown� bransolet� z brylantami i obracaj�c pier�cionki na palcach - my�l� tylko i wy��cznie o pieni�dzach. Herkules Poirot wysiad� z windy i wszed� do biura sir Josepha Hoggina. Okaza� swoj� wizyt�wk� i dowiedzia� si�, �e sir Joseph jest w�a�nie zaj�ty, lecz wkr�tce go przyjmie. Wreszcie z gabinetu sir Josepha wyp�yn�a wynios�a blondynka z r�kami pe�nymi dokument�w, kt�ra w przelocie pos�a�a osobliwemu cz�owiekowi lekcewa��ce spojrzenie. Sir Joseph siedzia� przy olbrzymim mahoniowym biurku. Na podbr�dku mia� �lady szminki. - No co tam, panie Poirot? Niech pan siada. Ma pan dla mnie jakie� wiadomo�ci? - Cala ta sprawa jest ujmuj�co prosta - stwierdzi� detektyw. - W ka�dym wypadku pieni�dze przekazywano na adres jednego z tych prywatnych hotelik�w czy pensjonat�w, gdzie nie ma portier�w i gdzie stale kr�c� si� go�cie, w�r�d kt�rych zdecydowanie przewa�aj� emerytowani wojskowi. Nic prostszego, jak wej�� do �rodka, wzi�� list z tablicy i albo zabra� go ze sob�, albo wyj�� pieni�dze, a w ich miejsce pod�o�y� czyste kartki. Tak czy owak. tutaj trop si� urywa. - Chce pan powiedzie�, �e nie wie pan, czyja to sprawka? - Mam pewne koncepcje. Sprawdzenie ich zajmie mi kilka dni. Sir Joseph spojrza� na niego z zaciekawieniem. - Dobra robota. No, to jak b�dzie pan mia� dla mnie co� konkretnego... - Zg�osz� si� do pana do domu. - Je�eli dotrze pan do sedna tej historii, b�dzie to kawa� solidnej roboty. - Pora�ka nic wchodzi w rachub� - o�wiadczy� detektyw. - Herkules Poirot nigdy nie przegrywa. Sir Joseph spojrza� na ma�ego cz�owieczka z rozbawieniem. - Nie brak panu pewno�ci siebie, co? - Mam po temu wszelkie powody. - Ba! - sir Joseph rozpar� si� na krze�le. - Jak m�wi przys�owie: krowa, kt�ra ryczy, ma�o mleka daje. VI Herkules Poirot, siedz�c przed grzejnikiem elektrycznym (z kt�rego uporz�dkowanej, geometrycznej formy czerpa� poczucie b�ogiego zadowolenia) wydawa� polecenia swojemu s�u��cemu i totumfackiemu. - Zrozumia�e�, Gcorges? - Tak, prosz� pana. - Najprawdopodobniej jest to mieszkanie albo niewielki domek. Z ca�� pewno�ci� na �ci�le ograniczonym terenie. Na po�udnie od parku, na wsch�d od ko�cio�a Kensington, na zach�d od Knightsbridge Barracks i na p�noc od Fuhlam Road. - Rozumiem doskonale. - To ciekawy przypadek - mrukn�� Poirot. - Mamy tu dowody wybitnego talentu organizatorskiego. Dochodzi do tego, naturalnie, zadziwiaj�ca niewidzialno�� gwiazdy programu... samego lwa z Nemei, je�li wolno mi go tak nazwa�. Tak, to interesuj�ca sprawa. M�g�bym wprawdzie pa�a� wi�ksz� sympati� do mojego klienta... tak si� jednak nieszcz�liwie sk�ada, �e nieodparcie przypomina mi on pewnego fabrykanta myd�a z Liege, kt�ry otru� �on�, �eby po�lubi� swoj� sekretark�... blondynk�, nawiasem m�wi�c. Jego przypadek by� jednym z moich pierwszych sukces�w. Georges potrz�sn�� g�ow�. - Te blondynki, prosz� pana, one sprowadzaj� niema�o k�opot�w - obwie�ci� grobowym g�osem. VII Trzy dni p�niej nieoceniony Georges o�wiadczy�: - A oto ten adres, prosz� pana. Herkules Poirot wzi�� od niego kartk�. - Znakomicie, m�j drogi. A dzie� tygodnia? - Czwartki, prosz� pana. - Czwartki. Tak si� szcz�liwie sk�ada, �e dzi� akurat mamy czwartek. A wi�c nie nale�y zwleka�. Dwadzie�cia minut p�niej Herkules Poirot wchodzi� po schodach ponurego bloku mieszkalnego, ukrytego na bocznej uliczce, odchodz�cej od nieco bardziej reprezentacyjnej arterii. Mieszkanie numer 10 w Rosholm Mansions znajdowa�o si� na trzecim i ostatnim pi�trze. Windy nic by�o. Poirot mozolnie wspina� si� po w�skich, spiralnych schodach. Kiedy zatrzyma� si� na ostatnim pode�cie, aby nieco odsapn��, cisz� przerwa� nowy d�wi�k, dolatuj�cy zza drzwi mieszkania numer dziesi�� - przenikliwe szczekanie psa. Herkules Poirot pokiwa� g�ow� z u�miechem i nacisn�� dzwonek. Szczekanie spot�gowa�o si�, rozleg�y si� czyje� kroki, otworzy�y si� drzwi... Panna Amy Carnaby cofn�a si�, a jej d�o� spocz�a na wydatnym biu�cie. Pozwoli pani, �e wejd�? - zapyta� Herkules i wszed�, nie czekaj�c na odpowied�. Po prawej stronie zobaczy� otwarte drzwi do pokoju. Skierowa� si� tam, maj�c za sob� pann� Carnaby, kt�ra porusza�a si� niczym lunatyczka. By� to ma�y, zagracony pokoik. W g�szczu mebli mo�na by�o dostrzec niem�od� kobiet�, le��c� na sofie przysuni�tej do piecyka gazowego. Kiedy Poirot stan�� w drzwiach, z sofy zeskoczy� peki�czyk i podbieg� do detektywa, obszczekuj�c go podejrzliwie. - Oho! Nasz gwiazdor! - rzek� Poirot. - Witam, m�j ma�y przyjacielu. Pochyli� si�, wyci�gaj�c r�k�. Pies obw�cha� j�, inteligentnym wzrokiem przygl�daj�c si� twarzy cz�owieka. - A wi�c pan wie? - wyszepta�a s�abym g�osem panna Carnaby. Herkules Poirot pokiwa� g�ow�. - Tak, wiem. - Spojrza� na le��c� na sofie kobiet�. - Przypuszczam, �e to pani siostra? - Tak - potwierdzi�a panna Carnaby machinalnie. - Emily, to... to pan Poirot. Emily Carnaby szybko wci�gn�a powietrze. - Och! - j�kn�a. - August... - rzek�a Amy Carnaby. Peki�czyk spojrza� na ni�, pomacha� ogonem i wr�ci� do obw�chiwania r�ki detektywa, wci�� merdaj�c weso�o. Poirot delikatnie podni�s� psiaka, usiad� i po�o�y� sobie Augusta na kolanach. - A wi�c pojma�em lwa z Nemci. Pierwsze zadanie wykonane. - Czy pan naprawd� wie wszystko? - zapyta�a Amy Carnaby napi�tym, suchym g�osem. Poirot skin�� g�ow�. - W zupe�no�ci si� z pani� zgadzam - rzek� Poirot, k�aniaj�c si� lekko. - Jako przest�pczyni, mademoiselle, jest pani nadzwyczajna. - Przest�pczyni! - krzykn�a Amy Carnaby. - M�j Bo�e, rzeczywi�cie chyba tak. Ale... ale ja nigdy tego tak nie odczuwa�am. - A jak? - Oczywi�cie, ma pan racj�. To by�o �amanie prawa. Ale widzi pan... jak mam to wyja�ni�? Prawie wszystkie kobiety, kt�re nas zatrudniaj�, s� takie grubia�skie i niemi�e. Na przyk�ad lady Hoggin zupe�nie nie zwraca uwagi na to, co i jak do mnie m�wi. Kiedy� na przyk�ad powiedzia�a, �e jej lekarstwo ma nieprzyjemny smak i praktycznie oskar�y�a mnie o to, �e co� przy nim majstrowa�am i tak dalej... - Panna Carnaby zarumieni�a si�. - To naprawd� bardzo nieprzyjemne. A jeszcze bardziej doskwiera to, �e nie mo�na nic powiedzie�, odgry�� si�, je�li pan mnie rozumie. - Rozumiem - rzek� Herkules Poirot. - A widok tego marnotrawienia pieni�dzy... jakie to denerwuj�ce. Taki sir Joseph, on nam czasami opowiada�, jakie to zrobi� interesy... cz�sto wygl�da�o mi na to (cho� wiem, �e jestem tylko kobiet� i nie znam si� na finansach), �e to by�o z gruntu nieuczciwe! I wie pan, panie Poirot, wszystko to... wszystko to mnie rozstroi�o i poczu�am, �e odebranie cz�stki pieni�dzy tym ludziom, kt�rzy naprawd� tego nie odczuj� i kt�rzy zdobywali je bez �adnych skrupu��w... no naprawd� nie widzia�am w tym nic z�ego. - Wsp�czesny Robin Hood! - mrukn�� Poirot. - Panno Carnaby, prosz� mi powiedzie�, czy kiedykolwiek wcieli�a pani w czyn te gro�by, kt�rymi straszy�a pani w listach? - Gro�by? - Czy kiedykolwiek by�a pani zmuszona okaleczy� jakie� zwierz� tak, jak to pani opisywa�a? Panna Carnaby spogl�da�a na niego z przera�eniem. - Ale� nigdy by mi si� nawet nie �ni�o zrobi� co� podobnego! To by� tylko... efekt artystyczny. - Bardzo artystyczny. Skutkowa�. - No oczywi�cie, wiedzia�am, �e poskutkuje. Wiem, jak sama bym si� czu�a, gdyby to chodzi�o o Augusta, i naturalnie musia�am zadba� o to, �eby te kobiety nie powiedzia�y niczego swoim m�om, dopiero po wszystkim. M�j plan skutkowa� za ka�dym razem. W dziewi�ciu wypadkach na dziesi�� wys�anie listu z pieni�dzmi zlecano damie do towarzystwa. Zwykle otwiera�y�my list nad par�, wyjmowa�y�my banknoty i na ich miejsce wk�ada�y�my czyste kartki. Raz czy dwa w�a�cicielka psa osobi�cie wys�a�a list. Wtedy, oczywi�cie, kt�ra� z nas sama musia�a p�j�� do -hotelu i zabra� list z tablicy. Ale to te� by�o proste. - A ten numer z piastunk�? Zawsze z tego korzysta�y�cie? - Widzi pan, panie Poirot, stare panny znane s� z tego', �e maj� g�upi sentyment do dzieci. Wydawa�o si� wi�c ca�kiem naturalne, �e ujrzawszy dziecko, zapomn� o bo�ym �wiecie. Herkules Poirot westchn��. - Jest pani wybitn� znawczyni� psychologii, organizatork� pierwszej klasy, a do tego wy�mienit� aktork�. Pani przedstawienie podczas odwiedzin u lady Hoggin by�o nienaganne. Niech pani nigdy nie my�li o sobie z lekcewa�eniem, panno Carnaby. Mo�liwe, �e jest pani kobiet�, jak to m�wi�, niewykwalifikowan�, ale intelektu i odwagi pani nie brakuje. - A jednak zosta�am z�apana, panie Poirot - odpar�a panna Carnaby z bladym u�miechem. - Przeze mnie. To by�o nieuchronne! W trakcie rozmowy z pani� Samuelson zda�em sobie spraw�, �e porwanie Shan Tunga by�o jednym z ca�ej serii takich wypadk�w. Wiedzia�em ju� wtedy, �e kiedy� otrzyma�a pani w prezencie peki�czyka i �e ma pani kalek� siostr�. Musia�em tylko poleci� mojemu nieocenionemu s�u��cemu, �eby rozejrza� si� w najbli�szej okolicy za mieszkaniem zajmowanym przez kalek� kobiet�, kt�ra ma peki�czyka i siostr�, odwiedzaj�c� j� co tydzie�, kiedy ma wychodne. To by�o proste. Amy Carnaby wyprostowa�a si�. - Taki pan jest uprzejmy, �e o�miel� si� prosi� pana o przys�ug�. Wiem, �e nie unikn� kary za to, co zrobi�am. Prawdopodobnie p�jd� do wi�zienia. Ale gdyby m�g� pan co� zrobi�, �eby oby�o si� bez rozg�osu. Inaczej Emily si� za�amie... i ci, kt�rzy nas znaj� z dawnych lat. Czy nie mog�abym p�j�� do wi�zienia pod fa�szywym nazwiskiem? A mo�e nie wypada o to prosi�? - My�l�, �e b�d� m�g� zrobi� dla pani wi�cej. Ale najpierw jedno musz� postawi� jasno. Ten proceder musi si� sko�czy�. Koniec z porywaniem ps�w. Raz na zawsze! - Ale� tak! Tak! - A pieni�dze, kt�re wy�udzi�a pani od lady Hoggin, musi pani zwr�ci�. Amy Carnaby przesz�a przez pok�j, otworzy�a szuflad� biurka i wr�ci�a z paczk� banknot�w, kt�r� poda�a Poirotowi. - W�a�nie dzisiaj mia�am je wp�aci� do wsp�lnej puli. Detektyw przeliczy� pieni�dze. Powsta�. - S�dz�, panno Carnaby, �e uda mi si� przekona� sir Josepha, �eby nie oddawa� sprawy do s�du. - Och, panie Poirot! Amy Carnaby zacisn�a d�onie. Emily krzykn�a z rado�ci. August zaszczeka� i zamerda� ogonem. - Co do ciebie, mon ami - rzek� Poirot, zwracaj�c si� do peki�czyka - to chcia�bym dosta� od ciebie jedno. Tw�j niewidzialny p�aszcz. We wszystkich tych przypadkach nikt ani przez chwil� nie podejrzewa�, �e w gr� wchodzi drugi pies. Lwia sk�ra Augusta jest niewidzialna. - Legenda m�wi, panie Poirot, �e peki�czyki by�y kiedy� lwami. Do tej pory zachowa�y lwie serce! - Przypuszczam, �e August to ten pies, kt�rego dosta�a pani od lady Hartingfield, a kt�ry rzekomo umar�? Nie ba�a si� pani, �e mo�e wpa�� pod samoch�d? - Ale� nie, panie Poirot, August �wietnie potrafi sam chodzi� po ulicach. Wytresowa�am go bardzo starannie. Zrozumia� nawet zasady ruchu na ulicach jednokierunkowych. - W takim razie - o�wiadczy� Herkules Poirot - jest m�drzejszy od wi�kszo�ci ludzi! VIII Sir Joseph przyj�� Herkulesa Poirot w gabinecie. - I co, panie Poirot? - zapyta�. - Ma pan si� czym pochwali�? - Pozwoli pan, �e najpierw o co� spytam - odrzek� detektyw, sadowi�c si� w fotelu. - Wiem, kto jest przest�pc�, i s�dz�, �e m�g�bym dostarczy� wystarczaj�cych dowod�w do skazania tej osoby. W�tpi� jednak, �eby w takim wypadku odzyska� pan pieni�dze. - Nie odzyska�bym w�asnych pieni�dzy? Sir Joseph spurpurowia�. - Ja jednak nie jestem policjantem - ci�gn�� Herkules Poirot. - W tej sprawie dzia�am wy��cznie w pa�skim interesie. My�l�, �e m�g�bym odzyska� pa�skie pieni�dze, pod warunkiem, �e nie b�dzie pan wszczyna� dalszych krok�w. - H�? - b�kn�� sir Joseph. - Trzeba by nad tym pomy�le�. - Decyzja nale�y do pana. Szczerze m�wi�c, s�dz�, �e w interesie publicznym powinien pan odda� spraw� do s�du. Wi�kszo�� ludzi by�aby tego zdania. - A, na pewno - zareplikowa� ostro sir Joseph. - W ko�cu to nie ich pieni�dze diabli by wzi�li. Jednego nie znosz�, �eby mnie kto� okrada�. Jeszcze nikt nigdy nie okrad� mnie bezkarnie. - C� wi�c pan postanowi�? - Wybieram fors�! Nikt nie powie, �e da�em si� naci�� na dwie�cie funt�w! Herkules Poirot wsta�, podszed� do stolika i wypisa� czek na dwie�cie funt�w, kt�ry wr�czy� rozm�wcy. - Niech skonam! - rzek� sir Joseph s�abym g�osem. - Kt� to jest, do diab�a? Poirot potrz�sn�� g�ow�. - Je�eli decyduje si� pan na pieni�dze, nie wolno panu o nic pyta�. Sir Joseph z�o�y� czek i schowa� go do kieszeni. - Szkoda. Ale grunt to forsa. Ile jestem panu winien, panie Poirot? - Moje honorarium nie b�dzie wysokie. Jak posiedzia�em, to by�a zupe�nie niepowa�na sprawa. Przerwa�. - Ostatnio zajmuj� si� niemal wy��cznie morderstwami... Sir Joseph wzdrygn�� si�. - To pewnie ciekawe? - b�kn��. - Czasami. Dziwnym trafem przypomina mi pan jedn� z pierwszych spraw, kt�re prowadzi�em jeszcze w Belgii... protagonista by� nadzwyczaj podobny do pana. By� to bogaty fabrykant myd�a. Otru� �on�, �eby po�lubi� swoj� sekretark�... Tak, podobie�stwo doprawdy niezwyk�e... Z ust sir Josepha wydar� si� cichy d�wi�k: wargi mu zsinia�y, rumie�ce odp�yn�y � policzk�w, oczy wysz�y z orbit. Osun�wszy si� w fotelu, wpatrywa� si� w detektywa. Po chwili dr��c� r�k� si�gn�� do kieszeni. Wyci�gn�� czek i podar� go na strz�py. - By�o, nie ma. Niech pan to potraktuje jako swoje honorarium. - Ale�, sir Joseph, moje honorarium nie by�oby a� tak wysokie. - Nie ma o czym m�wi�. To dla pana. - Wy�l� ten czek na jaki� cel dobroczynny. - Niech go pan sobie wysy�a, gdzie si� panu �ywnie podoba. Poirot pochyli� si� w fotelu. - Nie musz� panu chyba t�umaczy�, sir Joseph, �e w pa�skiej sytuacji powinien pan zachowa� daleko id�c� ostro�no��. - Mo�e pan by� spokojny - odpar� sir Joseph ledwie dos�yszalnym szeptem. - B�d� ostro�ny. Herkules Poirot wyszed�. - A jednak - mrukn�� pod nosem, schodz�c po schodkach na ulic�. - Nie myli�em si�. IX