3101
Szczegóły |
Tytuł |
3101 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3101 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3101 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3101 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Douglas Niles
Dragonlance Saga Zaginione opowie�ci, tom 1
Kagonesti Historia dzikich elf�w
Dedykuj� Alainie
Prolog - Darlantan, ze Sn�w i �wiat�o�ci
3811 PK
Po�udniowe stoki g�r Khalkist
W g�r� �o�yska wyschni�tego strumienia, skacz�c z kamienia na kamie� i
wdzi�cznie przelatuj�c nad b�otnistymi sadzawkami, mkn�� nagi m�odzieniec.
Jednym susem pokonywa� dwudziestostopowe odleg�o�ci pomi�dzy g�azami. Z ka�dym
skokiem wznosi�a si� nad g�ow� biegn�cego rozwiana grzywa czarnych w�os�w, kt�r�
p�d szybko stula� w d�ugi, w�ski warkocz.
Kagonos bieg� z wielu powod�w. Upaja� si� rado�ci� ruchu, cieszy�a go smuk�o�� i
spr�ysto�� cia�a, radowa�a szybko�� reakcji na wyzwania nieznanego szlaku.
Syci� si� te� uciech� z przecierania nowej �cie�ki i ze znaczenia szlaku,
kt�rego przedtem nie depta�a stopa �adnego elfa. Da� si� poch�on��
wszechogarniaj�cemu spokojowi dziczy, kt�ry ukoi� jego ducha i pozwoli� mu
zapomnie� o pomniejszych troskach.
O tym wszystkim my�la� o �wicie, przed dwoma dniami, gdy obudzi� si� po�rodku
rozleg�ego obozowiska Letniego Zgromadzenia. Opu�ci� sw�j ustawiony w honorowym
miejscu sza�as i nie rozmawiaj�c z nikim, ruszy� truchtem przez ob�z. Jego
odej�cie zwr�ci�o uwag� plemiennych wodz�w 1 szaman�w, nikt jednak nie pr�bowa�
go zatrzyma� - wszyscy wiedzieli, �e Kagonos �y� wedle rytmu nies�yszalnego dla
innych Pierworodnych. W rzeczy samej niekt�rzy szamani wr�cz odetchn�li z ulg�,
gdy naga sylwetka biegacza znikn�a po�r�d drzew w puszczy. Pami�tali, �e nieraz
Kagonos zak��ca� plemienne rytua�y czy pr�by negocjacji. Zbli�aj�ca si�
ceremonia Letniego Przesilenia Gwiazd przebiegnie na pewno znacznie spokojniej,
je�li nie we�mie w niej udzia�u b��dz�cy gdzie� w dziczy narwaniec.
Kagonos ze swej strony nie cierpia� g�upich rytua��w zwi�zanych z gwiazdami,
s�o�cem czy zmian� p�r roku. Uwa�a�, �e l�ni�ce noc� na niebie diamenty
najlepiej podziwia si� w samotno�ci. W istocie, gwiazdy by�y czym� tajemniczym -
niepodzielnie panowa�y na niebie od zmierzchu do �witu - �mieszna jednak by�a
my�l, i� dbaj� o jakiekolwiek zaszczyty czy ceremonie, kt�re na ich cze��
wyprawiaj� ludzie lub inne istoty �miertelne.
Dziki elf bieg� przez ca�y poprzedni dzie�, noc i poranek nast�pnego dnia. Nadal
ka�dy oddech przychodzi� mu bez trudu. Br�zow� sk�r� biegacza powleka�a jedynie
cieniutka warstewka potu. Z ka�d� up�ywaj�c� godzin� Kagonos osi�ga� stan coraz
g��bszej intensywno�ci prze�y� i coraz wi�kszego poczucia jedno�ci z otaczaj�cym
go zewsz�d �yciem.
Przez g�ow� przemkn�a mu my�l, o kt�rej wiedzia�, �e jest prawdziwa: kt�rego�
dnia opu�ci swe plemi�, by na zawsze zamieszka� samotnie w�r�d tych wzg�rz. Sam
sobie b�dzie panem, nie b�dzie musia� dba� o nikogo i ca�kowicie po�wi�ci si�
majestatycznym g�rom i lasom.
W istocie nie wiedzia�, dlaczego tak d�ugo pozostawa� cz�onkiem plemienia. Mia�
�wiadomo��, �e jego brak tolerancji dla wszelkiego rodzaju s�abo�ci i
bezwzgl�dna prostolinijno�� budzi�y boja�� w�r�d do�wiadczonych wojownik�w i
wodz�w plemion. Obcy nawet dla w�asnych rodzic�w, Pierworodny irytowa� szaman�w
deklaruj�c, �e mi�o�� - po�r�d wielu innych zjawisk - jest s�abo�ci�, kt�rej
nale�y si� wystrzega�.
Dzikie elfy w wi�kszo�ci p�dzi�y szcz�liwy �ywot - kocha�y zabawy, by�y
niewinne i beztroskie. Kagonos cz�sto si� w�cieka� na t� dzieci�c� naiwno�� - i
bez wahania to okazywa� - wiedzia� bowiem, i� plemi� mia�o wielu wrog�w.
Dlaczego jego ziomkowie nie dostrzegaj� zagro�enia?
�aden z m�odzie�c�w nie m�g� fizycznie sprosta� Kagonosowi - by� mo�e dlatego,
�e jego cia�o wydawa�o si� nieustannie wibrowa� nadmiarem szukaj�cej uj�cia
energii. Wszyscy go szanowali, pozwalali mu wedle woli odchodzi� i wraca� - gdy
za� przemawia�, najcz�ciej wys�uchiwano go z uprzejmym zainteresowaniem.
Podczas minionych dziesi�cioleci �y� po trosze z ka�dym plemieniem - przebywa�
wi�c w�r�d Czarnych Pi�r, Srebrnych �ososi, Bia�ych Ogon�w, a ostatnio
zamieszka� z klanem B��kitnego Jeziora. Gdy plemieniu zagra�ali ludzie lub ogry,
�aden wojownik nie stawa� m�niej i zacieklej od Kagonosa i niejedno zwyci�stwo
zawdzi�czano jego dzielno�ci.
Cz�sto te� ostrzega� swych wsp�plemie�c�w przed zagro�eniem ze strony Elf�w
Domowych, w tej jednak sprawie Pierworodni nie podzielali do ko�ca jego obaw.
Pod przyw�dztwem Silvanosa jasnow�ose elfy po��czy�y swe klany w pot�ne rody,
potem wznios�y wysokie budowle, z kt�rych powsta�y miasta - i zamkn�y si�
wewn�trz mur�w. Kagonos ze zdumiewaj�c� jego samego jasno�ci� poj��, �e te
wi�zienia wzniesione d�o�mi niewolnik�w s� doskona�ym obrazem niebezpiecze�stwa,
jakie grozi Pierworodnym ze strony ich licznych kuzyn�w. Wiedzia� jednak i to,
�e wielu jego wsp�plemie�c�w zaciekawi�y, a nawet kusi�y wynios�e kamienne
konstrukcje.
Samotny bieg po g�rach by� doskona�ym przeciwie�stwem d��e� Domowych Elf�w... a
nawet skromniejszych potrzeb spo�ecznych ich �yj�cych w dziczy krewniak�w.
Kagonos doznawa� oto wolno�ci w jej najczystszej, najpe�niejszej postaci, uciek�
bowiem przed wszelkimi wi�zami, jakimi obarcza�y si� inne elfy, porzuci� odzie�
i narz�dzia, kt�re podporz�dkowywa�y �wiat jego panom - ludziom, ogrom czy
elfom. Te dni i godziny samotno�ci by�y mu niezb�dne, w przeciwnym razie
napi�cie wewn�trzne rozdar�oby mu dusz�. Poszukiwanie �cie�ki, samotny bieg pod
g�r�, podczas kt�rego wiatr rozwiewa� jego g�st�, krucz� grzyw�, poczucie pe�ni
�ycia �agodzi�o to napi�cie i sprawia�o Kagonosowi prawdziw� satysfakcj�.
By� jeszcze inny, wa�niejszy pow�d, nakazuj�cy mu opu�ci� sza�as i letnie
zgromadzenie plemion - pewna wiedza, kt�ra kaza�a mu przebiega� te g�ry. Kagonos
�ywi� bowiem nadziej�, �e dzi� raz jeszcze ujrzy Ko�lego Pradziada.
Dwukrotnie ju� natkn�� si� na to wspania�e stworzenie. Za ka�dym razem kozio�
tkwi� wysoko na zboczu kt�rego� z najwy�szych szczyt�w g�r Khalkist. Za ka�dym
razem Kagonos znajdowa� si� ni�ej, pod��aj�c �cie�k�, kt�r� nikt przed nim nie
kroczy�. Za ka�dym razem w przesz�o�ci - tak jak dzi� - plemiona zbiera�y si� na
Zgromadzeniu Letniego Przesilenia, Kagonosa za� nu�y�y nie ko�cz�ce si� spory
mi�dzyplemienne i wzajemne oskar�enia.
Podczas tamtych Zgromadze� musia� biec ca�e dnie, zanim ukaza� mu si� Ko�li
Pradziad. Wspania�e zwierz�, kt�rego rogi skr�ca�y si� w trzy pe�ne zwoje po obu
stronach szeroko sklepionego czo�a, zawsze spogl�da�o na Kagonosa ze znacznej
wysoko�ci. Kozio� patrzy� na niego z g�ry i z daleka - ale w przenikliwym
spojrzeniu wielkich, z�otych �lepi�w zwierz�cia by�o co� zaskakuj�co intymnego i
�wiadcz�cego o ch�ci bli�szego poznania.
Pierworodny zastanawia� si� cz�sto, czy kto� jeszcze opr�cz niego widzia� owego
koz�a. Nie s�dzi�, aby tak by�o, cho� nie umia�by powiedzie�, sk�d bierze si�
jego prze�wiadczenie. W spojrzeniu i wyrazie wspania�ych oczu zwierz�cia by�o
co� tak g��boko osobistego, i� Kagonos po prostu os�dzi�, �e przes�anie jest
przeznaczone wy��cznie dla niego. Zreszt� nawet je�eli inni widzieli osobliwe
zwierz�, nie do�wiadczyli dobrodziejstwa koj�cego spojrzenia owych wielkich,
z�otych oczu.
Po �cianie jaru �mign�� mroczny cie� i elf zmru�y� oczy wiedz�c, �e si� sp�ni�
- z pewno�ci� zosta� dostrze�ony z g�ry przez jakie� lataj�ce stworzenie.
B�yskawicznie odwr�ci� si�, aby spojrze� w niebo, �wiadom faktu, i� cie� jest
zbyt wielki jak na s�pa czy or�a. Nie zdziwi� si� wi�c, widz�c szerokie skrzyd�a
o ponad dwudziestostopowej rozpi�to�ci i masywne cia�o z czterema leniwie
miel�cymi powietrze �apami. Wszystko to potwierdzi�o jego wcze�niejszy domys�.
Gryf!
Instynktownie da� nura za najbli�szy spory g�az. Sokolookie stworzenie
najpewniej go spostrzeg�o, mimo to elf nie s�dzi�, by zechcia�o zaatakowa� -
chyba �e dr�czy�by je g��d. Kagonos widzia� jednak z do�u, �e ma do czynienia ze
zdrowym i krzepkim okazem.
I wtedy dozna� niema�ego szoku. Spogl�daj�c w �lad za oddalaj�cym si� stworem,
zobaczy� powiewaj�c� nad zwierz�ciem grzyw� jasnych w�os�w i zdobn� z�otem
zbroj� je�d�ca siedz�cego na grzbiecie gryfa! Zdumiony ponad miar� dzikus poj��,
�e kt�remu� z Cywilizowanych Elf�w uda�o si� jako� schwyta� i poskromi�
wspania�� besti�. Kagonos skrzywi� si� z dezaprobat�. Wystarczaj�co z�e by�o to,
i� elfy z domowych klan�w chwyta�y i poddawa�y w�adzy siod�a konie - teraz za�
przekona� si�, �e rozci�ga�y przymus i na stworzenia rozleg�ych przestworzy.
Gdy gryf i dosiadaj�cy go je�dziec znikn�li za zboczem g�ry, Kagonos na nowo
podj�� sw�j bieg, ale kr�tkie spotkanie pozostawi�o po sobie gorzki posmak.
Teraz, kiedy szlak, kt�rym pod��a�, splami�o spojrzenie innego elfa, nie
odczuwa� ju� przejmuj�cej go przedtem rado�ci z odnajdywania �cie�ek. Wra�enie
samotno�ci zosta�o pogwa�cone w spos�b, kt�ry budzi� w jego duszy g��boki
sprzeciw - a przede wszystkim rozbudzi� w nim gniew. Jakie� prawo mia� Domowy
Elf do tych stromizn? Docieraj�c tu, nie uroni� nawet kropelki potu - siedzia�
sobie po prostu w siodle i gapi� si� z g�ry na dziedziny, kt�re powinny nale�e�
wy��cznie do samotnego biegacza z Pierworodnych!
Gdy Kagonos przypomnia� sobie Ko�lego Pradziada, prze�y� kolejny wstrz�s. Czy
wspania�y kozio� poka�e si� Domowemu? Mo�e lotnik dojrzy go z g�ry, wbrew woli
zwierz�cia? Wzdrygn�� si� pod wp�ywem tej my�li i otrz�sn�� ze zm�czenia.
Zapominaj�c o znu�eniu, gnany g��bokim niepokojem, z nowymi si�ami i energi�
pomkn�� �o�yskiem strumienia pod g�r�, ku strzelistym szczytom.
Przedziera� si� ku wierzcho�kom przez cztery godziny, przemyka� przez szerokie
w�wozy, pokonywa� ostre, strome granie i mkn�� �cie�kami, kt�rych przed nim nie
przebiega� �aden elf. Nie my�la� o kierunku, ale w jaki� szczeg�lny spos�b
doskonale wiedzia�, dok�d pod��a. Nieustannie wspina� si� ku najwynio�lejszym
szczytom otaczaj�cych go g�r.
Gdy wreszcie stan�� na najwy�szej grani, kt�ra stanowi�a zbocze wznosz�cego si�
nad ni� szczytu, nie zdziwi� si� wcale, gdy zobaczy� elfiego gryfa uwi�zanego do
drzewa rosn�cego w le��cej za grani� dolinie. Grzbiet zwierz�cia gniot�o
dopasowane do� siod�o, zdobne z�otem i drogimi kamieniami. Orle oblicze
zwierz�cia skierowane by�o na rozgrywaj�c� si� w dole scen�.
Pod��aj�c wzrokiem za spojrzeniem gryfa Kagonos ujrza� Domowego Elfa
przemykaj�cego chy�kiem ku ni�szym partiom doliny. Intruz by� my�liwym - o czym
�wiadczy�y jego �uk i strza�y - nale�a� jednak do osobnik�w maj�tnych i mo�e
nawet by� szlachcicem. Na �owy odzia� si� w w�skie spodnie ze z�otog�owiu i
l�ni�ce czerni� sk�rzane buty, na grzbiet za� wci�gn�� kurtk� ze �nie�nobia�ej
we�ny. �uk przytroczy� do plec�w, a w d�oni dzier�y� top�r o l�ni�cym
srebrzy�cie ostrzu. Porusza� si� ostro�nie i czujnie wpatrywa� si� w co�
le��cego na dole.
Pierworodny poj��, na kogo polowa� Domowiec, zanim ten jeszcze zrobi� krok do
przodu.
W nast�pnym mgnieniu oka ujrza� bia�e futro le��cego na boku Ko�lego Pradziada,
odcinaj�ce si� wyra�nie od szarzyzny ska�. Z odleg�o�ci stu krok�w zobaczy� te�
plamy szkar�atu na boku zwierz�cia. Z g��bokiej rany wystawa�a pierzasta strza�a
elfiego my�liwca.
Rzucaj�c si� w d�, Kagonos zauwa�y� te� wspania�� dum� uniesionej w g�r�,
otoczonej potr�jnymi spiralami rog�w g�owy koz�a. Zwierz� wierzga�o s�abo, a z
jego pyska zwisa� d�ugi j�zor - kozio� oddycha� ci�ko i chrapliwie. My�liwy by�
zaledwie o kilkana�cie krok�w i podnosi� ju� top�r do ciosu, skupiwszy na
zdobyczy ca�� uwag�.
Gryf zaskrzecza� ostrzegawczo - d�wi�k przypomina� krzyk or�a, si�� jednak i
dono�no�ci� dor�wnywa� rykowi lwa. Z�otow�osy my�liwiec natychmiast odwr�ci� si�
ku nowemu wrogowi, a jego b��kitne oczy rozb�ys�y gniewnie, gdy spostrzeg� nag�
sylwetk� zbiegaj�cego ku niemu dalekiego krewniaka.
- Wstrzymaj si�, Dziki Elfie! - zawo�a�.
Kagonos zwolni� kroku i obrzuci� Domowca badawczym spojrzeniem. My�liwy mia� na
sobie lekki kirys. W lewej d�oni trzyma� kr�tki sztylet, w prawej za� dzier�y�
pyszn� bro� - top�r osadzony na d�ugim drzewcu. P�yt� pancerza na piersi
Domowego Elfa zdobi� wizerunek wykonanej w z�ocie tarczy, na kt�rej wyobra�ono
szpony wzlatuj�cego w g�r� gryfa.
- Zostaw koz�a. Odejd� precz. - Kagonos przem�wi� ostro, nie wyobra�aj�c sobie
nawet, i� kto� mo�e mu si� sprzeciwi�.
Domowiec odrzuci� g�ow� wstecz i roze�mia� si� drwi�co i z wyzwaniem. - Odej��?
To najwspanialsze z moich trofe�w. Wezm� �eb tego zwierz�cia i osadz� nad swoim
sztandarem!
Pierworodny nie odpowiedzia�, tylko nast�powa� coraz bli�ej. Nie pojmowa�, co
tamten ma na my�li, m�wi�c o "sztandarze", rozumia� jednak, i� jest �wiadkiem
czego� bardzo z�ego i niew�a�ciwego.
- Zatrzymaj si� tam, gdzie jeste�! Nie podchod� bli�ej! - warkn�� z�otow�osy.
- Kim jeste�? - spyta� Kagonos, przystaj�c w odleg�o�ci dziesi�ciu krok�w od
my�liwca.
- Masz przed sob� Quithasa Poskramiacza Gryf�w! Zapami�taj to miano, dzikusie -
wiedz, �e ja jestem tym, kt�ry zasiada po prawicy Silvanosa, i w przysz�ych
wojnach to ja powiod� do zwyci�stwa armie, co przegoni� ogry i wra�y pomiot ich
smoczych sprzymierze�c�w!
- Quithasie Poskramiaczu Gryf�w, zostaw tego koz�a w spokoju. Nie b�dzie twoj�
zdobycz�.
Quithas ponownie wybuchn�� �miechem. - I kt� mnie powstrzyma? Mo�e ty? Nagi
szczeniak, bez or�a i zbroi? Dzikusie, nie chc� ci� zabija�, ale je�li staniesz
mi�dzy mn� a moj� zdobycz�, zrobi� to bez wahania.
Kagonos zareagowa� szybciej ni� my�l. Jego szczup�e cia�o �mign�o ku
przeciwnikowi i opad�o w d� w sam� por�, by unikn�� szerokiego, p�askiego
ci�cia toporem. Impet zderzenia powali� wrog�w i obaj run�li na ziemi�, tworz�c
bez�adn� pl�tanin� wymachuj�cych dziko r�k i wierzgaj�cych n�g. Kagonos sapn��
w�ciekle, gdy poczu� na czole niemal og�uszaj�ce grzmotni�cie r�koje�ci�
sztyletu, podtrzyma�a go jednak kipi�ca w nim furia. Pot�nym ciosem pi�ci
ugodzi� Quithasa w bok, w miejsce nie chronione stal� kirysu. To uderzenie
wypar�o dech z p�uc Domowca i my�liwy potoczy� si� bezw�adnie po stromym zboczu
g�ry.
Top�r polecia� w drug� stron� i Kagonos skoczy� w �lad za nim, nadeptuj�c na
d�ugie drzewce. Wysoko na g�rskim zboczu gryf wyda� odg�os w�ciek�o�ci, ale
uwi�zane do drzewa cugle nie pozwoli�y przyj�� z pomoc� swemu panu. Dziki elf
niespiesznie si�gn�� w d� i podni�s� top�r. Or� by� zaskakuj�co ci�ki, cho�
kraw�d� g�owni nie ust�powa�a hartem ni ostro�ci� brzytwie. Wznosz�c bro� w g�r�
i potrz�saj�c ni� ku obezw�adnionemu i nadal nie mog�cemu z�apa� tchu
przeciwnikowi, Kagonos dr�a� pod wp�ywem zapa�u bojowego i nienawi�ci, nad kt�r�
panowa� jedynie z najwy�szym trudem.
- �le post�pi�e�, rani�c Ko�lego Pradziada. Che�pi�e� si�, �e nie zdo�am ci�
powstrzyma�, bo nie mam broni. Teraz oto mam or�, Quithasie Poskramiaczu
Gryf�w, i ka�� ci i�� precz! - Dziki Elf si�gn�� pod nogi i wyj�� strza�y z
ko�czanu my�liwca. Po�ama� je z pogard� i cisn�� kawa�ki pod nogi pokonanego
przeciwnika. - Wsiadaj na grzbiet swego wierzchowca i le� precz... albo ja
zabij� ciebie!
�lini�c si� z w�ciek�o�ci nie ust�puj�cej gniewowi Kagonosa i �ypi�c z furi�
oczyma, Quithas cofn�� si� jednak poza zasi�g topora.
- Oddaj mi bro�! - za��da� g�osem dr��cym z w�ciek�o�ci. - Jest cenniejsza, ni�
mo�esz to poj��. Wyku�a j� d�o� mistrza kowalskiego, czarem za� obdarzy� sam
Silvanos!
- Top�r �w b�dzie wi�c od dzi� moim �upem! - odpar� drwi�co wolny elf. - A teraz
wyno� si� st�d, zanim zdejm� ci �eb z karku.
Oczy Domowca rozb�ys�y strasznym gniewem i niewiele brak�o, by Kagonos cofn��
si� niczym uderzony pi�ci�. Zdaj�c sobie spraw� z uczu� wroga, Pierworodny
podni�s� top�r i zw�onymi oczyma pilnie baczy�, jak Quithas oddala si� ku
podenerwowanemu gryfowi. Wspi�wszy si� na poz�ociste siod�o, Domowiec nie rzek�
ani s�owa - zamiast tego chwyci� wodze i jednym szarpni�ciem skierowa� pot�n�
besti� wprost w niebo.
Kagonos obserwowa�, jak lataj�cy stw�r znika za grani� najbli�szego szczytu.
Potem zwr�ci� si� ku Ko�lemu Pradziadowi i ukl�k� obok g�owy ranionego
zwierz�cia. Gdy spojrza� na szkar�atne plamy szpec�ce biel sier�ci, serce niemal
p�k�o mu z b�lu. W z�otych oczach zwierz�cia kry�o si� b�aganie o pomoc, j�zor
koz�a daremnie liza� najbli�sze kamienie.
- Wody.... Przynie� mi wody...
Kagonos, porwawszy si� do biegu, �mign�� ku pobliskiemu strumieniowi, zanim
dotar�o do� w pe�ni znaczenie tego, co si� sta�o. Gdy dopad� rze�kiego nurtu,
kl�kn�� i nape�ni� ch�odn� wod� usta. Rzuciwszy si� do koz�a, wypu�ci� strug�
p�ynu prosto na jego j�zyk i z zachwytem patrzy�, jak w oczach ofiary pojawia
si� powracaj�ca ch�� �ycia.
- Kryj�wka... musimy znale�� jakie� schronienie. Tu... niedaleko jest pewna...
jaskinia. Zanie� mnie tam.
Ko�li Pradziad przemawia� urywanym g�osem, Kagonos jednak wyczu�, i� przyczyn�
tego by�o os�abienie ran�, a nie brak umiej�tno�ci. Nawet tych kilka sk�pych
s��w wskazywa�o na to, �e w normalnych warunkach stworzenie przemawia�o
g��bokim, d�wi�cznym g�osem.
Cho� elf zdawa� sobie spraw� z faktu, i� zwierz� wa�y�o dobrych par� setek
funt�w, bez wahania wsun�� rami� pod jego brzuch i uni�s� je delikatnie,
staraj�c si� nie tyka� rany z nadal stercz�c� z niej strza��. Ci�ar okaza� si�
zaskakuj�co ma�y. Zgodnie ze wskaz�wkami koz�a, natrafi� wkr�tce na niewielk�
nisz� w skalistym zboczu - jaskini� mo�na j� by�o nazwa� jedynie w og�lnym
znaczeniu tego s�owa.
- Strza�a... czy potrafi�by� j� wyj��?
Kagonos pracowa� bardzo ostro�nie, krzywi�c si� za ka�dym razem, gdy kozio�
st�ka� z b�lu, ale w ko�cu uda�o mu si� wydoby� pocisk z rany.
- Wysz�a ca�kowicie, Przedwieczny. Teraz odpocznij... mo�e trzeba ci wody?
Kozio� potrz�sn�� g�ow�. - Ju� mi lepiej. Obawiam si�, �e grot zaprawiono jak��
trucizn� albo opatrzono z�ym czarem, w przeciwnym razie nie uleg�bym tak �atwo.
St�kn�wszy z wysi�ku, kozio� przetoczy� si� na brzuch i podwin�� nogi.
Krwawienie z rany zmniejszy�o si� do nik�ego strumyka, a oddech by� teraz
r�wniejszy i bardziej miarowy.
Czy jednak w istocie by�o to zwierz�?
- Widywa�em ci� przedtem, Odnajdywaczu Szlak�w - przem�wi� kozio�. Tym razem
�wietliste oczy zwierz�cia - te same, kt�re ju� dwakro� przedtem obserwowa�y
elfa ze zbocza g�ry - przenikn�y jego nieposkromion� dusz� i m�g� odpowiedzie�
jedynie kiwni�ciem g�owy.
- W�drujesz po g�rach z �atwo�ci� i wdzi�kiem kogo�, kto sta� si� ich cz�ci�.
Szukasz �cie�ek i odnajdujesz je w miejscach, kt�rych przedtem nie tkn�a stopa
ogra, elfa czy cz�owieka. Jeste� godnym wodzem Pierworodnych.
- Przedwieczny, dzi�kuj� za uznanie, nie jestem jednak wodzem. Niekt�rzy z moich
wsp�plemie�c�w uwa�aj� mnie za szale�ca, inni za� nie mog� doczeka� si� chwili,
abym si� oddali� i ruszy� samotnie w g�ry. Mo�e moja prawdziwa warto�� objawi
si� podczas leczenia twoich ran. Czy mo�esz mi rzec, kim jeste�?
- Czekaj�e... musz� wyj�� na zewn�trz - oznajmi� kozio�, wstaj�c i robi�c kilka
chwiejnych krok�w ku otworowi niszy. Dotar�szy tam, usadowi� si� na p�askiej
p�ce z �upku i spojrza� na Kagonosa nie bez rozbawienia.
Dziki Elf sapn�� ze zdumieniem i cofn�� si� przed czym�, czego nie umia� poj��
ni wyja�ni� - ujrza� bowiem, �e kozio� zmienia sw�j kszta�t.
Pomi�dzy pasmami bia�ej sier�ci b�ysn�y srebrne �uski, jakby spod we�ny
trysn�y kaskady l�ni�cych monet. R�wnocze�nie stworzenie rozrasta�o si� z
niewiarygodn� szybko�ci�, zwi�kszaj�c swe i tak ju� niema�e rozmiary. D�ugi,
muskularny, b�yszcz�cy srebrzy�cie ogon wysun�� si� zza raptownie spot�nia�ego
cielska. Wielki pysk koz�a wyd�u�y� si� nagle w przera�aj�c� paszcz� naje�on�
ostrymi, zakrzywionymi w ty� k�ami. Dwa bli�niacze rogi opad�y na p�k� wraz z
resztkami ko�lej we�ny z grzbietu, na kt�rym pojawi�y si� pot�ne, powleczone
srebrn� sk�r� skrzyd�a. Ko�le nogi przekszta�ci�y si� w muskularne �apy
zako�czone zakrzywionymi pazurami, nie ust�puj�cymi wielko�ci� i ostro�ci�
jataganom ogr�w.
Gdy przekszta�cenie dobieg�o ko�ca, w�owe cielsko wygi�o si� �ukiem i niemal
zupe�nie otoczy�o wolnego elfa. Kagonos nie czu� strachu - przepe�nia� go
jedynie ogromny zachwyt, wiedzia� bowiem, �e by� �wiadkiem cudu. Wyczuwa�
r�wnie�, �e oto w jego �yciu dokonuje si� ogromna i nieodwracalna zmiana.
- Pytasz, Poszukiwaczu �cie�ek, ktom zacz? Znany jestem pod wieloma imionami, ty
jednak mo�esz mnie nazywa� Darlantanem.
- Tak te� b�dzie, Panie - odpar� Kagonos, opadaj�c na kolana. Pierworodny nigdy
jeszcze nie zgi�� karku przed nikim i niczym, teraz jednak kl�ka� nie tylko z
w�asnej woli, ale i z poczuciem g��bokiej rado�ci.
- Mianuj� ci�, Kagonosie, prawdziwym Poszukiwaczem �cie�ek w�r�d Pierworodnych.
Podczas stuleci, kt�re nadejd�, tw�j lud b�dzie niejeden raz ucieka� si� do
ciebie w razie potrzeby. Je�li maj� prze�y� i przetrwa�, to jedynie dlatego, �e
ty b�dziesz wskazywa� im drog�.
- Ale... ale jakim�e sposobem ja j� odnajd�?
- Miej wiar�, m�j dzielny synu. Nie obarczam ci� �atwym zadaniem - b�dzie
trudniejsze, ni� mo�esz to sobie wyobrazi�. Wiem, �e zrodzi�a si� w tobie my�l,
aby opu�ci� plemi� i po�wi�ci� si� bez reszty g�rom. Zamierza�e� zosta�
pustelnikiem, nieprawda�?
- Tak, Panie. Nast�pi to... mia�o to nast�pi�... ju� nied�ugo. - Gdy m�wi� te
s�owa, Kagonos rozumia� ju�, i� nie dane mu b�dzie zosta� elfem samotnikiem.
Czy� Dar- lantan nie orzek�, �e jego przysz�o�� wi��e si� z przysz�o�ci�
plemienia?
- Wierz�, Poszukiwaczu, �e oka�esz si� m�em godnym zaufania. Wiedz jednak -
je�li zostaniesz przyw�dc� swego ludu w najbli�szych latach, kiedy Domowe Elfy
wzrosn� w si�� i b�d� szuka� sposob�w, aby skusi� twoich wsp�plemie�c�w urod�
miast, kiedy z nieba na b��kitnych, zielonych i czerwonych skrzyd�ach zwali si�
na was nie znana dot�d plaga - musisz pozosta� wiernym mnie - i tylko mnie
jednemu.
- Panie, masz moje s�owo.
- Jako Poszukiwacz �cie�ek staniesz si� przyw�dc� wi�kszym od ka�dego z wodz�w,
doradc� duchowym pot�niejszym od ka�dego z szaman�w. Zadanie, jakim ci�
obarczam, wymaga� b�dzie od ciebie wszystkich twoich si� fizycznych i duchowych.
Nie bierz sobie �ony, ona bowiem odwiedzie ci� od twego dzie�a. Nigdy te� nie
daj si� zaprowadzi� do miast Domowych Elf�w - one bowiem poznaj� twe
przeznaczenie i zechc� ci� pojma� i uwi�zi�.
- Jak rozka�esz, Panie.
Darlantan spojrza� w d� i Kagonos po raz pierwszy spostrzeg� �lad smutku w
z�otych oczach smoka - takich samych, jak oczy koz�a (cho� wszystko inne r�ni�o
te dwa stworzenia, b�d�ce w istocie jednym).
Pod��aj�c wzrokiem za spojrzeniem srebrnego smoka, elf ujrza� le��ce po�r�d
kamieni potr�jnie skr�cone rogi. Mimo �e uleg�y podobnej przemianie jak kozio�,
zachowa�y jednak pierwotny kszta�t.
Kagonos podni�s� jeden z nich i od razu wyczu� jego lekko��, co oznacza�o, i�
r�g wewn�trz jest pusty. Szerszy jego koniec rozdyma� si� jak wylot tr�bki,
w�szy za� ukszta�towano na podobie�stwo ustnika. Cho� nikt nie rzek� mu, co ma
zrobi�, elf wiedzia�, �e powinien zad�� w r�g.
Zaciskaj�c z�by na ustniku, Kagonos zad�� wi�c pot�nie i us�ysza� �a�obn�
melodi� - przenikaj�c� g�rskie doliny i wieszcz�c� strach i niebezpiecze�stwo -
ale ko�cz�c� si� wysokimi, rze�kimi nutkami nadziei i tryumfu. Nigdy przedtem
nie gra� na podobnym instrumencie, nuty jednak pojawia�y si� w jego duszy ze
zdumiewaj�c� wyrazisto�ci� i doko�czy� pie�ni ze swobod� i lekko�ci�.
- Podaruj� wam �w Ko�li R�g - odezwa� si� Darlantan. - Us�ysz� go ja albo kto� z
mego ludu i je�li b�dziemy mogli wam pom�c, z pewno�ci� to uczynimy.
- Graj na nim w chwilach rado�ci i smutku, on za� przem�wi do twego ludu i
utwierdzi go w durnie i nadziei. Graj na nim, gdy zagrozi wam niebezpiecze�stwo,
r�g za� uka�e wam drog� ratunku.
- Ja zatrzymam drugi z rog�w - ci�gn�� Darlantan. - Oba na zawsze b�d� symbolem
wi�zi pomi�dzy naszymi rasami. Ich d�wi�ki stan� si� wy��czn� w�asno�ci� obu
lud�w i nie us�yszy ich nikt, pr�cz srebrnego smoka albo wolnego elfa.
- Pi�kny to dar - odpar� Kagonos. - Dlaczeg� jednak powierzasz go mnie?
- Jeste� Poszukiwaczem �cie�ek - oznajmi� smok, a w jego g�osie zabrzmia�a moc
rozkazu. - Tw�j lud powinien darzy� ci� zaufaniem - ten r�g jest tedy oznak�
twej wysokiej godno�ci. Nawet szamani wys�uchaj� granej przez ciebie pie�ni i
dzi�ki niej lepiej poznaj� swoich bog�w. Wracaj z tym rogiem do twoich plemion,
na Letnie Zgromadzenie. Gdy Pierworodni us�ysz� tw� pie��, poznaj� prawd�.
- Tak uczyni�, cho� nie pojmuj�, dlaczego wybra�e� w�a�nie mnie.
- To nie ma znaczenia. Powiniene� jedynie pami�ta�, Poszukiwaczu, �e dwa s�
rogi. Gdy kto� zagra na jednym, rozlegnie si� pie�� nadziei i przyja�ni, kt�ra
wyznacza wieczn� wi� mi�dzy naszymi ludami. Ka�dy z rog�w mo�e przenie��
wezwanie o pomoc... lub da� pociech�, a ich d�wi�ki echem odezw� si� w
nadci�gaj�cych stuleciach.
- A kt�rego� dnia, w odleg�ej przysz�o�ci, oba rogi by� mo�e odezw� si�
jednocze�nie. Pie��, kt�ra wtedy zabrzmi, b�dzie wcieleniem nadziei i
przysz�o�ci �wiata.
CZʌ� 1
KAGONOS
3357 PK
g�ry Khalkist
Rozdzia� 1 - Podniebne spotkanie
Drewniane narty �miga�y po �niegu, muskaj�c zaledwie jego powierzchni�. Kagonos
przedziera� si� pomi�dzy oszronionymi sosnami uwa�aj�c, aby pozostawa� poni�ej
grani i nie pokazywa� si� na tle nieba. Na zalanym promieniami s�o�ca p�nocnym
stoku �nieg by� ju� mi�kki, wilgotny i grozi� lawinami, ale po�udniowe zbocze
skuwa� jeszcze mr�z.
Szczup�y, muskularny elf �lizga� si� po �niegu szybko i pewnie. Mimo mro�nego
powietrza Kagonos mia� na sobie jedynie sk�rzane nogawice i kurtk� z ko�lej
sk�ry. U boku elfa na mocnym rzemieniu zwisa� tr�jskr�tny Ko�li R�g. Stopy
biegacza ochrania�a para twardych mokasyn�w, o kraw�dziach obszytych futrem.
Sk�ra Kagonosa, unikaj�cego kiedy tylko si� da�o wojennych malowide�, l�ni�a
metalicznym odcieniem br�zu, pokryta teraz cieniutk� warstewk� potu. Odnajdywacz
�cie�ek g�ste, czarne w�osy splata� w gruby warkocz, kt�ry zwi�zywa� rzemieniem
ozdobionym pi�rami.
Narty z �agodnym sykiem sp�yn�y po pochy�o�ci ku g��bokiej dolinie. Dotar�szy
do jej dna, wolny elf wykona� nag�y zwrot, kt�ry poparty pchni�ciami kijk�w
wyni�s� go prawie do po�owy przeciwleg�ego zbocza. Uporczywie drobi�c nartami,
szybko dobrn�� do kolejnej grani.
Przekroczywszy dolin�, wolny elf ponownie pomkn�� szybciej. Podczas wspinaczki
trzyma� si� uparcie kraw�dzi grani. Gdy wreszcie dotar� do grupy g�az�w, kt�re
nieustannie dm�cy na tej wysoko�ci wiatr oczy�ci� ze �niegu, zatrzyma� si� na
chwil�. Kopni�ciami zrzuci� narty z n�g i pad� na brzuch, ignoruj�c zupe�nie
ch��d, kt�ry natychmiast wgryz� si� w jego obna�one ramiona. Czo�gaj�c si�
ostro�nie, Kagonos przedosta� si� pomi�dzy g�azami i dotar�szy do grani,
ostro�nie uni�s� g�ow� - wystarczaj�co, aby spojrze� na rozci�gaj�c� si� przed
nim rozleg�� dolin�.
Jego ostro�no�� by�a mo�e nieco przesadzona - najbli�sze ogry znajdowa�y si� o
kilka mil st�d. Kagonos jednak nie potrafi� w inny spos�b zbli�y� si� do
wysokiej grani. W s�owniku wolnego elfa nie by�o takiego poj�cia jak "nadmierna
ostro�no��". �mia�ek, kt�ry nazbyt ryzykowa�, szybko zostawa� odkryty, co
poci�ga�o za sob� nieuniknione nieszcz�cie.
Oczy elfa rozb�ys�y na widok pot�nej armii, rozci�gaj�cej si� w nieregularnych
kolumnach na r�wninie. Od wielu ju� dni hordy Kr�lowej Ciemno�ci okr��a�y g�ry
Khalkist, �cigaj�c armi� Silvanosa, kt�ry trzyma� si� gdzie� na po�udniu.
Kagonos wiedzia�, �e ogry by�y stworzeniami lubi�cymi wysoko�ci i wola�yby
maszerowa� g�rami - ale rozkazy smoczych w�adc�w zmusi�y ich armi� do w�dr�wki
dolinami.
Nie�atwo by�o uwierzy�, �e jeden ju� tylko klan tych w�adc�w zagra�a� teraz
�wiatu. Od ponad p�torej setki lat Kagonos i Pierworodni wbrew swej woli brali
udzia� w zmaganiach z dzie�mi Takhisis, Kr�lowej Ciemno�ci. Smoki - zielone,
czarne, b��kitne, bia�e i czerwone - przez wiele dziesi�tek lat pustoszy�y
Ansalon, nios�c �mier� elfom i ludziom.
Natarcie z�a zosta�o wreszcie powstrzymane, gdy trzej bogowie zawi�zali spisek,
aby obdarzy� elfy darem o wielkiej mocy. Darem tym by�y smocze klejnoty -
magiczne kamienie posiadaj�ce zdolno�� poch�aniania �ycia. Podczas ostatnich lat
Silvanosowi i jego legionom, w sk�ad kt�rych wchodzi�y oddzia�y wojownik�w
dosiadaj�cych gryfy, uda�o si� ustanowi� zr�czne pu�apki. Ufne w moc swych
wielkich skrzyde� z�e smoki wpad�y w te zasadzki - i sta�o si� tak, �e zielone,
czerwone, bia�e i czarne potwory zosta�y schwytane i pozbawione �ycia, a ich moc
uwi�ziono w magicznych kamieniach - zakopanych nast�pnie w przepastnych
g��binach g�r Khalkist.
W ko�cu zosta�y tylko b��kitne smoki, wielki za� w�dz, Silvanos, zaj�� si�
opracowaniem plan�w ostatniej, zwyci�skiej batalii. Zanim jednak do niej dosz�o,
sta�o si� nieszcz�cie - dzi�ki zuchwa�emu atakowi grupie ogr�w uda�o si�
wykra�� elfom B��kitny Klejnot! Przepad�y potem gdzie� w�r�d g�rskich komyszy ze
swym bezcennym �upem i tym sposobem pozbawi�y Silvanosa jedynej skutecznej broni
przeciwko b��kitnym smokom.
Zacz�y si� wzajemne oskar�enia, w kt�rych Domowe Elfy Silvanosa obwinia�y
ludzi, ci za� - cho� dopiero niedawno zdo�ali zrzuci� okowy niewoli ogr�w -
szybko zwr�cili ostrza oskar�e� przeciwko elfom. Wie�ci te dotar�y do
Pierworodnych kilkoma szlakami - z Xak Tsaroth przyby� na przyk�ad w�drowny
handlarz paciorkami i grotami strza�. Kramarz dr�a� ze strachu, przepowiadaj�c
nieuniknion� - jego zdaniem - zag�ad� elf�w i ludzi. Z p�nocy dotar�o te�
kilkunastu wolnych elf�w, kt�rzy opu�cili obozowiska Domowych, przynosz�c wie�ci
o rozterkach i zamieszaniu w�r�d dumnych krewniak�w Pierworodnych.
Kagonos uwa�a�, �e rozs�dniejsze by�oby obwinianie ogr�w, a nie ludzi czy elfy -
w ko�cu to w�a�nie ogry skrad�y bezcenny artefakt. Bawi�o go nawet wys�uchiwanie
historii o tym, jak wszyscy obrzucali si� oskar�eniami i docinkami - kt�re
oczywi�cie nie mog�y zmieni� faktu, �e B��kitny Kamie� gdzie� przepad�.
B��kitne smoki tymczasem - a wielu uwa�a�o je za najgorsze i najprzebieglejsze z
dzieci Takhisis - przez ca�� zim� pustoszy�y p�nocne wybrze�a Ansalonu. Teraz
za�, z nadej�ciem lata, skierowa�y si� ku rozleg�ym r�wninom w sercu kontynentu.
Je�li tam dotr�, nie da si� oceni� rozmiar�w kl�ski, a bez B��kitnego Klejnotu
oddzia�y Silvanosa nie opr� si� pot�nym jaszczurom. Armia elf�w zostanie
rozbita, pot�ga Silvanosa legnie w gruzach, a resztki jego legion�w rozbiegn�
si� w panice po ca�ym Ansalonie, nios�c wsz�dy wie�ci o niebywa�ej kl�sce.
Rozmy�laj�cy o mo�liwych konsekwencjach takiego obrotu spraw Kagonos zastanawia�
si� te� nad czym�, co wiedzia� tylko on sam i nikt inny - nad sekretem, kt�ry
przywi�d� go na szczyt tej g�ry. Nie wydawa�o si� wprawdzie mo�liwe, �e on i
jego �mia�kowie odmieni� losy wojny, musia� jednak mie� nadziej�, �e tak si�
w�a�nie stanie.
Wpatruj�cy si� w dal elf zmru�y� oczy. Nad r�wninami, wysoko w g�rze, podobne
marmurowym kolumnom, k��bi�y si� g�ste chmury. Od owych alabastrowych s�up�w
s�o�ce odbija�o si� z tak� intensywno�ci�, �e wolny elf musia� niemal skierowa�
wzrok w inn� stron�. Patrzy� jednak, szukaj�c oznak jakiego� ruchu pomi�dzy
bia�ymi ob�okami.
W ko�cu upewni� si�, �e - przynajmniej w tej chwili - nad maszeruj�c� armi� nie
unosz� si� b��kitne smoki. Wiedzia�, �e si� zjawi� i pewnie nied�ugo przyjdzie
na to czeka�, ale nie bez pewnej satysfakcji stwierdzi�, i� jeszcze si� nie
pokaza�y. Na razie obie armie rozdziela�y dziesi�tki mil i wygl�da�o na to, �e
bitwy nale�y si� spodziewa� nie wcze�niej ni� za kilka dni.
Przez chwil� rozmy�la� o plemionach Pierworodnych, kt�re zebra�y si� w
g��bokiej, ukrytej dolinie, odleg�ej o jeden dzie� marszu od miejsca, w kt�rym
si� teraz znajdowa�. Przybyli, gdy Kagonos wezwa� ich g�osem Ko�lego Rogu. Jak
zawsze w czasach zagro�enia nawet wodzowie plemion zwr�cili si� do Odnajdywacza
�cie�ek - cho� nigdy dot�d gro�ba zag�ady nie by�a tak powa�na i bliska. Jak
dot�d bowiem podczas ca�ej Smoczej Wojny Pierworodni �yli w niewielkich grupkach
i rzadko kiedy wychylali si� spod os�ony drzew. Jedynie wezwanie wielkiego rogu
mog�o �ci�gn�� ich w jedno miejsce i jedynie sekretna wiedza Kagonosa kaza�a mu
podj�� takie ryzyko.
Oczywi�cie elfy Silvanosa podczas tej wojny wypracowa�y inn� taktyk� - tak�,
kt�ra pozwoli�a im ��czy� si� w liczne plemiona i nawet broni� si� przed
smokami. Umocni�y swe wielkie miasta, przekszta�caj�c je w prawdziwe fortece.
Gdy jaki� smok decydowa� si� zaatakowa� warowni�, musia� uczyni� to bez pomocy
ogr�w, b�d�cych grotem i drzewcem armii Kr�lowej Ciemno�ci. Bez owej pomocy
nawet twardo�uskie jaszczury okazywa�y si� podatne na strza�y s�awnych elfich
�ucznik�w - ulewa stalowych grot�w ci�a smocz� sk�r� jak r�j dokuczliwych
komar�w. Smoki pustoszy�y miasta i zabija�y wielu obro�c�w, w ko�cu jednak
nauczy�y si� unika� twierdz Domowych Elf�w. By�y w zasadzie tch�rzami i wola�y
sia� zniszczenie, nie nara�aj�c si� na osobiste ryzyko.
Spogl�daj�c ku rozleg�ej r�wninie, Kagonos nie m�g� dostrzec armii Silvanosa,
ale wiedzia�, �e jego z�otow�osi kuzyni gdzie� tam s�. Wszystkie rody zebra�y
si� do tego ostatecznego starcia. Wolny elf rozumia�, �e w ci�gu paru
najbli�szych dni na tych ja�owych r�wninach rozstrzygnie si� - na dobre czy na
z�e - przysz�o�� Krynnu.
Jakkolwiek si� stanie, pomy�la� Kagonos nie bez ironii, historycy ca�� niemal
zas�ug� czy win� przypisz� Silvanosowi. Odnajdywacz �cie�ek kilkakrotnie przy
r�nych okazjach spotyka� si� z wodzem swych krewniak�w i za ka�dym razem
Silvanos wydawa� mu si� elfem wielkiej m�dro�ci, cierpliwo�ci, wok� kt�rego
unosi�a si� niemal dotykalna aureola wodzostwa. Pami�taj�c o z�o�onej
Darlantanowi przysi�dze, wolny elf nigdy nie postawi� stopy w �adnym z
kryszta�owych miast, wiele jednak o nich s�ysza� od Pierworodnych, kt�rym uda�o
si� zerwa� wi�zy s�u�by dla Domowych. Miejskie klany og�osi�y Silvanosa �r�d�em
wszelkej m�dro�ci i obdarzy�y go najwy�szymi zaszczytami. Cnoty wodza -
cierpliwo��, �askawo��, poczucie honoru - sta�y si� niedo�cignionymi idea�ami
jego poddanych.
- Nied�ugo zaczn� utrzymywa�, �e wynalaz� sen i jedzenie - kwitowa� te opowie�ci
nieprzejednany Kagonos i w tej opinii trwa� od wielu dziesi�cioleci. Mo�e i nie
by� do ko�ca uczciwy - jakkolwiek sta�y sprawy, Silvanos okaza� si� wodzem
m�drym i sprawiedliwym. Wielki te� by� jego udzia� w dziele po��czenia drobnych
plemion w jeden pot�ny zwi�zek - w sk�ad kt�rego wesz�y wszystkie klany pr�cz
Pierworodnych - cho� Kagonos ci�gle nie po- trafi� poj��, jakie korzy�ci daje
przebywanie w tak wielkiej gromadzie. Po c� wodzowie mieli poddawa� si� w�adzy
jeszcze wi�kszego wodza?
W innych sprawach ceni� jednak Silvanosa i darzy� go g��bokim szacunkiem.
Przyw�dca elf�w by� nietuzinkowym osobnikiem - doskonale potrafi� u�ywa�
w�asnych krzepkich mi�ni, umia� te� �wietnie pos�ugiwa� si� sw� pot�n� armi�.
Si�a za� by�a rzecz�, kt�r� Kagonos pojmowa� i kt�r� szanowa�. A wygl�da�o na
to, i� pot�ga Silvanosa stanie si� m�otem, kt�ry zmiecie wreszcie z�e smoki i
odbierze im panowanie nad �wiatem. Taki rezultat starcia m�g� jedynie cieszy�
Pierworodnych.
Po zej�ciu z grani elf wetkn�� mokasyny w wi�zania nart i ponownie ruszy� po
�nie�nej pokrywie zbocza. Uparcie wspina� si� coraz wy�ej i mocno pracuj�c
kijkami, przedziera� si� ku kopulastemu szczytowi, kt�ry wie�czy� g�rski
grzbiet. Szybkie spojrzenie na s�o�ce upewni�o go, �e ma jeszcze sporo czasu,
ale mimo to przyspieszy� kroku.
Wkr�tce dotar� do podn�a rozleg�ego wzniesienia i - nadal gracko �migaj�c
po�r�d drzew - sprawdzi�, czy g�stwina nie kryje w sobie pu�apek. Przekona� si�,
�e nikt nie przechodzi� t�dy podczas paru ostatnich dni - �nieg pozostawa� nie
tkni�ty od chwili, kiedy utworzy�a si� pierwsza pokrywa. Miejsce by�o dobrze
wybrane.
U podn�a urwistego zbocza Pierworodny zdj�� narty i przymocowa� je do plec�w -
na stromym podej�ciu nie zdadz� si� na nic, op�ni� tylko wspinaczk�. Ruszy� w
g�r� z tak� sam� zr�czno�ci� i gracj�, z jak� porusza� si� po �niegu. Nawet gdy
chwyta� oszronione lodem wyst�py, u�cisk palc�w by� pewny i elf ani razu nie
zachwia� si� na stromej �cianie.
Po godzinnej wspinaczce dotar� do �agodnie zaokr�glonego wierzcho�ka i
poruszaj�c si� z wielk� ostro�no�ci�, wyszed� na nagi, skalisty grunt. W trzech
kierunkach mia� pyszny widok na strzeliste szczyty g�r Khalkist. Z czwartej
strony otwiera�y si� przed nim rozleg�e i ja�owe r�wniny Vingaard, na kt�rych
wkr�tce w �miertelnych zmaganiach mia�y si� zetrze� armie elf�w i ogr�w.
Pierworodny okr��y� szczyt i przekona� si�, �e �adne �lady nie plami�y bieli
�niegu. Kagonos porusza� si� wy��cznie po kamienistych perciach i nieustannie
sprawdza�, czy jego sylwetka nie rysuje si� na tle nieba lub �niegu, i czy nie
m�g�by go zobaczy� obserwator z do�u.
Powr�ciwszy do miejsca, z kt�rego zacz�� ogl�dziny, podni�s� wreszcie r�g do
ust. Zamykaj�c oczy, skierowa� wylot instrumentu ku najwy�szym szczytom i zad��
pot�nie, wydaj�c d�ugi, d�wi�czny zew. Wiatr podj�� pie�� i poni�s� j� wy�ej -
ku uszom tych, kt�rzy mogli j� us�ysze�. Elf tymczasem rozpocz�� cierpliwe
oczekiwanie, podczas kt�rego bada� wzrokiem wij�ce si� ku szczytom szlaki.
Oczy Odnajdywacza �cie�ek pociemnia�y, gdy wpatrywa� si� w odleg�e niziny.
Podnosz�c d�o� do czo�a, skupi� si� na przepatrywaniu rozleg�ych przestworzy.
Po kilku minutach z�owi� wzrokiem b�ysk srebra - to s�o�ce odbija�o si� od
miel�cych powietrze skrzyde�. Roz�o�yste, obejmuj�ce przestworza skrzyd�a
Darlantana mo�na by�o dostrzec z odleg�o�ci wielu mil. Dzi� srebrny smok lecia�
nisko, tak aby nie ujrzano go spoza kraw�dzi doliny.
Kagonos u�miechn�� si� nie bez zawi�ci, obserwuj�c, jak smok zr�cznie omija
zakr�ty doliny. Latanie, pomy�la� elf, musi by� jedynym rodzajem ruchu
pi�kniejszym i bardziej p�ynnym ni� �lizganie si� na nartach. Jak zawsze
majestat 1 wspania�o�� lec�cego smoka zapiera�y mu dech w piersiach. Gard�o
Kagonosa �cisn�o si� z zachwytu, gdy Dar- lantan nabieraj�c szybko�ci, zbli�y�
si� do wierzcho�ka g�ry, na kt�rej si� przyczai�.
I oto smocze skrzyd�a rozpostar�y si� w ostatnim zamachu, ustawiaj�c si� pod
wiatr, po czym rozp�d uni�s� Darlantana w g�r�. Smok zadba� o to, aby masyw g�ry
znajdowa� si� zawsze pomi�dzy nim a armi� ogr�w - potwory nie powinny dostrzec
gro�by, jak� stwarza� ich flankom.
Zawisaj�c niemal nieruchomo w powietrzu, smok si�gn�� w d� pot�nymi szponami i
pozwoli�, by ostatni wymach skrzyde� osadzi� go �agodnie na ska�ach kopulastego
wierzcho�ka g�ry. Nast�pnie potrz�sn�� g�ow� i prychn�� rze�ko, jakby chcia�
usun�� zachwyt i oszo�omienie lotem ze swego starego, m�drego umys�u.
- Witaj mi, Odnajdywaczu �cie�ek! - Darlantan skin�� g�ow�, co wywo�a�o l�nienie
srebrzystych �usek na muskularnym smoczym karku. - Rad jestem, �e� mnie wezwa�.
Cia�o Darlantana zamigota�o, zaiskrzy�o si� i Kagonos przekona� si�, i� patrzy
oto na starego, krzepkiego jeszcze cz�owieka o d�ugiej, �nie�nej brodzie.
Przybysz odziany by� w we�nian� szat� r�wnie bia�� jak broda. G�sta grzywa
mocnych w�os�w r�wnie� przetkana by�a srebrnymi nitkami, a spogl�daj�ce na elfa
spod krzaczastych brwi g��boko osadzone oczy by�y ogni�cie ��te. Zmarszczki na
wysokim czole �wiadczy�y o powadze i surowo�ci charakteru, ale gdy Darlantan
wyci�gn�� d�o� ku elfowi, jego twarz rozja�ni� przyjazny u�miech.
- Powiedz mi - spyta� Kagonos - dlaczego przybierasz kszta�t ludzki, gdy mo�esz
przecie pokaza� mi si� w jakiej� bardziej przyzwoitej postaci... na przyk�ad
elfa?
Przywyk� ju� do tego, �e Darlantan zmienia swe kszta�ty, podczas poprzednich
spotka� smok ukazywa� mu si� jako cz�owiek, ogr, elf, nied�wied�, orze� i pod
postaci� wielu innych stworze�. Pierworodny wiedzia� jednak, �e Darlantan
najch�tniej przybiera� kszta�t ludzkiego m�drca - cho� nie mia� poj�cia, co by�o
tego przyczyn�.
Darlantan parskn�� �miechem, kt�ry �wiadczy� o jego �agodno�ci, zrozumieniu i...
szczerym rozbawieniu.
- Przybieram taki kszta�t, jaki najlepiej s�u�y moim celom w danej chwili -
odpar�, jak zwykle unikaj�c bezpo�redniej odpowiedzi. - Co si� tyczy tego
cia�a... mog� nadej�� czasy, kiedy nawet tw�j lud zapragnie pozna� ludzk� sztuk�
czarodziejstwa i magii!
- Domowe Elfy... mo�e, Pierworodni jednak nie potrzebuj� ludzi i nie musz� si�
od nich niczego uczy�!
Darlantan skwitowa� t� uwag� kiwni�ciem g�owy, w jego oczach za� pojawi� si�
b�ysk, kt�rego Kagonos nie umia� poj��.
- Lecia�e� nad r�wninami? - spyta� elf, spogl�daj�c ku odleg�ym armiom ogr�w.
- Owszem, pod postaci� or�a, aby nie zaalarmowa� ogr�w. Obie armie zaj�y ju�
pozycje. Je�li Talonian nie b�dzie uwa�a�, odkryje wkr�tce, �e Silvanos przypar�
go do zbocza g�r Vingaard.
- Oto mi nowina! Mo�e Domowe Elfy zdo�aj� zwyci�y� nawet bez pomocy B��kitnego
Klejnotu?
- Wszyscy na to liczymy - odpar� smok. - Obawiam si� jednak, �e b��kitne smoki
zjawi� si� lada dzie�, a kiedy to si� stanie, �adna si�a nie uratuje Silvanosa i
jego legion�w. - Smok spojrza� bystro na Kagonosa, jakby przeczuwa�, jakim
sekretem elf chce si� z nim podzieli�.
- Wezwa�em ci� tu nie bez powodu - odezwa� si� Odnajdywacz �cie�ek. Darlantan
milcza�, Kagonos ci�gn�� wi�c dalej: - My�l�, �e wiem, gdzie ukryto B��kitny
Klejnot.
- W istocie dobre to wie�ci, je�li si� nie mylisz. Nie widzia�e� samego
klejnotu?
- Nie... ale odkry�em nie opodal obozowisko ogr�w. Wybra�y obronne wzg�rze, ale
nie jest to miejsce, w jakich zwykle obozuj�. My�l�, �e strzeg� tam czego�
cennego.
- Brzmi to prawdopodobnie. B��kitny Klejnot jest ostatnim z Pi�ciu Talizman�w -
ogry zrobi� wszystko, aby pozosta� w ich �apach. A wi�c ca�a armia Taloniana
manewruje na r�wninach jedynie po to, �eby odwr�ci� nasz� uwag� od rzeczy
naprawd� wa�nej...
- S� jakie� wie�ci o b��kitnych smokach?
- Znikn�y gdzie� kilka dni temu. Nawet je�li nie b�d� si� spieszy�y, i tak w
ci�gu trzech dni zd��� na �rodkowe r�wniny. Je�li Silvanos nie b�dzie mia�
B��kitnego Klejnotu, jego armia jest zgubiona - Darlantan spojrza� ku p�nocy,
jakby wypatrywa� na horyzoncie oznak pojawienia si� niebieskich jaszczur�w. Po
chwili odwr�ci� si� do elfa.
- Gdzie jest �w ob�z ogr�w?
- Niezbyt daleko st�d, cho� moi wojownicy mog� mie� k�opoty z dotarciem na
miejsce. Ogry rozbi�y obozowisko na wyspie, po�rodku jeziora po�o�onego wewn�trz
krateru wygas�ego wulkanu. Teraz oczywi�cie jezioro zamarz�o, a wysp� otaczaj�
�niegi i lody. Moim zdaniem ogry nie spodziewaj� si�, �e kto� m�g�by podj��
ryzyko ataku przy takich ch�odach.
- Wy jednak spr�bujecie?
- Nie inaczej. Zebra�em plemi� w okolicznych g�rach i poprosi�em wojownik�w
innych klan�w, aby zechcieli si� do nas przy��czy�. Czy Silvanos zdo�a
przygotowa� swe legiony do jednoczesnej walki z ogrami Taloniana i smokami?
- Zanios� mu te wie�ci. Rozwa�a� ju� mo�liwo�� rozdzielenia swych si� i ukrycia
ich w po�udniowych puszczach, ale jestem pewien, �e o�ywiony nadziej� nie
ust�pi. Ile czasu zajmie wam przygotowanie natarcia?
- Uderzymy pojutrze - sporo czasu zajmie nam zebranie wojownik�w i wspi�cie si�
na �ciany krateru. Potem trzeba nam b�dzie ca�ego dnia, a mo�e i po�owy
nast�pnego, aby dostarczy� klejnot na r�wniny.
- By� mo�e poradzimy co� na t� ostatni� zw�ok�. Pozw�l, �e oddal� si� od razu,
bo Silvanos z ogromn� ulg� wys�ucha tych wie�ci.
- Czy wystarczy nam czasu? - spyta� Kagonos.
- Wiedz� to jedynie bogowie. Je�li b��kitne przylec� wcze�niej, postaram si� je
zatrzyma�, dop�ki nie dostarczycie kamienia... ale musicie si� spieszy�, bo nie
zdo�am zatrzyma� wszystkich.
- Ruszajmy wi�c �wawo... i spotkajmy si� po zwyci�stwie. Dzi�kuj�, �e� przyby�
na wezwanie Ko�lego Rogu.
- Nie mog�em post�pi� inaczej... ale czekaj�e jeszcze chwil�. Jest co�, co
powiniene� wiedzie�.
Kagonos znieruchomia�.
- Silvanos pragnie, aby� ty i ca�e twoje plemi� do��czyli do niego na po�udniu,
gdy wojna dobiegnie ko�ca. Podniesie wasze klany do godno�ci Domu i stworzy z
was nowy nar�d.
Pierworodny wzruszy� ramionami. - Prosi� mu wolno... ja jednak nie dam zgody.
- I tak by� powinno - rzek� Darlantan z widocznym zadowoleniem. - Zajmij si�
teraz smoczym klejnotem... I sko�czmy z t� przekl�t� spraw�. Czy wiesz, �e sami
bogowie zap�acili cen� tej wojny?
- Jak�e to?
- Trzej synowie Paladine'a - Solinari, Lunitari i Nuitan - dla stworzenia
smoczych klejnot�w skradli innym bogom pot�g� magii. Zostali ukarani za
kradzie�... spos�b za�, w jaki tego dokonano, objawi si� wkr�tce wszystkim.
- Jak�e mo�na ukara� boga?
- Popatrz noc� na niebo, po ostatniej bitwie... niewa�ne, jak si� sko�czy.
Ujrzysz tam swoje dowody... na tle gwiazd.
Darlantan wyja�nia� to wszystko powoli, kiwaj�c g�ow�. D�ugie, siwe kosmyki
bokobrod�w zwisaj�ce po obu stronach jego pooranej zmarszczkami twarzy falowa�y
pod wp�ywem wzmagaj�cych si� powiew�w wiatru. Te same powiewy przynios�y odleg�e
d�wi�ki.
- B�bny... - mrukn�� Kagonos.
- Najdalej za trzy dni ogry Ta�oniana b�d� gotowe do natarcia. Nadlec� te�
b��kitne smoki i nadejdzie czas rozwi�za�... - przytakn�� stary cz�owiek. Na
poz�r s�aby i kruchy, opiera� si� jednak naporowi wiatru, a w jego bursztynowych
oczach p�on�� ogie� m�odzie�czej determinacji.
- Powodzenia, przyjacielu - po�egna� si� Kagonos, dotykaj�c d�oni� ramienia
m�czyzny. Ten jednak zacz�� ju� zmienia� kszta�ty, przybieraj�c na powr�t
posta� srebrnego jaszczura.
- I tobie niech sprzyjaj� bogowie - odpar� smok, pochylaj�c g�ow� z powag�. -
Mo�e ju� wkr�tce b�dziemy �wi�ci� zwyci�stwo.
Pierworodny odwr�ci� si� i wetkn�� stopy w wi�zania nart, podczas gdy Darlantan
rozpostar� swe szerokie, srebrzyste skrzyd�a. Po chwili obaj ju� lecieli - jeden
przecina� powietrze, drugi sun�� po �niegu - mkn�c razem ku bitwie, kt�ra mia�a
ukszta�towa� przysz�o�� �wiata.
Rozdzia� 2 - G�ra
Tr�jka wolnych elf�w pochyla�a si� pod wiatr, wspinaj�c si� uparcie ku ostrej
jak n� grani. Zataczaj�cy w tym miejscu �agodny �uk grzbiet g�rski wznosi� si�
stromo a� do nagiego, smaganego wichrami wierzcho�ka. Potr�jne, widoczne w
�niegu �lady wiod�y w d�, gdzie przepada�y w�r�d os�aniaj�cej podn�e masywu
puszczy.
Kagonos zaledwie tydzie� temu wspi�� si� na przeciwleg�e zbocze tej g�ry i
odkry� kryj�ce si� w jej wn�trzu obozowisko ogr�w. Dzi� Odnajdywacz �cie�ek
wybra� podej�cie innym szlakiem. Ca�ym swym jestestwem odczuwa� g�r� jako
spoisty masyw, cho� stoj�c teraz na jednym z jego grzbiet�w, nie m�g� oceni�
rozmiar�w kr�g�ego krateru, nie m�g� te� zajrze� do wype�nionego �niegiem kot�a.
W pewnym miejscu �uk zbocza za�amywa�a jedna jedyna rozpadlina - przez t� w�sk�
gardziel wyp�ywa� strumie�, odprowadzaj�cy nadmiar w�d z jeziora.
Zamiast patrze� teraz na stok przed sob�, Kagonos przeni�s� wzrok w dal,
wpatruj�c si� w pyliste, odleg�e r�wniny.
Prowadz�c tr�jk� wspinaczy, Odnajdywacz �cie�ek zatrzyma� si� na chwil�, aby
z�apa� oddech - obejrza� si� przy tym przez rami� na swych braci, kt�rzy uparcie
pod��ali tu� za nim.
Dall odpowiedzia� mu �mia�ym spojrzeniem oczu wyzieraj�cych z opalonej,
u�miechni�tej twarzy - kr�gi wojennych malowide� w k�cikach ust elfa
przekszta�ci�y radosny u�miech w drwi�cy grymas. Id�cy tu� za Dallem Kyrill
zmarszczy� brwi z dezaprobat�. Podobnie jak ich starszy brat, obaj mieli na
sobie jedynie sk�rzane nogawice i grube opo�cze z ko�lej sk�ry, kt�re chroni�y
ich przed uk�szeniami mro�nego wiatru. Wszyscy trzej obna�yli jednak g�owy i
ramiona, pomalowane kr�gami czarnej farby, kt�rymi Pierworodni zdobili swe
cia�a.
Pozostali wojownicy plemienia ukryli si� w dolinie pod grani�, czekaj�c na
sygna� od Odnajdywacza �cie�ek, kt�ry wesp� z bra�mi mia� poszuka� innego
szlaku ku szczytowi. Kagonos pan nieustannie w g�r�, wiedzia� bowiem, �e jego
dwaj towarzysze b�d� musieli przed atakiem wr�ci� po reszt� �mia�k�w.
Po kr�tkiej chwili, podczas kt�rej odzyska� oddech, starszy elf podni�s� si� i
ponownie ruszy� ku grani. Stawiaj�c jedn� stop� tu� za drug�, uparcie wspina�
si� coraz wy�ej, kieruj�c si� ku miejscu, gdzie wcze�niej dostrzeg� cie� na
zboczu. Zgodnie z przewidywaniami odnalaz� tam w�ski jar i wprowadzi� Dalla i
Kyrilla do raczej n�dznej kryj�wki, jak� ofiarowa�y poszarpane, skaliste �ciany
rozpadliny. Byli tu jednak zas�oni�ci przed podmuchami mro�nej wichury i ukryci
przed wzrokiem obserwator�w, kt�rych ogry mog�y umie�ci� na grani. Podczas
poprzedniej wspinaczki Kagonos wprawdzie nie spostrzeg� �adnych stra�y, lecz
wola� nie ryzykowa�.
- Dlaczego po prostu nie przemkniemy si� korytem potoku? - spyta� Dall,
przykucaj�c obok brata za pokrytym �niegiem g�azem. Gdy trzej �mia�kowie znowu
si� zatrzymali, aby odpocz�� i wyr�wna� oddechy, Kyriil oczy�ci� powierzchni�
g�azu ze �niegu i przysiad� na kamieniu, Kagonos za� i Dall oparli si� o strome
�ciany rozpadliny.
- Bo to jedyna mo�liwa i zarazem �atwa droga, dlatego te� nie mo�emy z niej
skorzysta� - odpar� Kagonos. - Wa�ne jest, aby� zawsze zachodzi� wroga z tej
strony, z kt�rej si� ciebie nie spodziewa.
- Zreszt� - doda� Kyrill z kpi�cym u�mieszkiem, opieraj�c jedn� stop� o wyst�p
ska�y i pochylaj�c si� ku �cianie rozpadliny - tu w g�rze mamy znacznie
rozleglejsze widoki!
- W �adnym mie�cie takich nie znajdziesz - zgodzi� si� Kagonos, przenosz�c wzrok
ponad zboczami g�ry ku rozleg�ym r�wninom. Z tej wysoko�ci i odleg�o�ci rzeka
Vingaard wygl�da�a jak srebrna wst��ka na szarozielonych po�aciach r�wnin.
- Dlaczeg� wi�c Silvanos i Domowe Elfy kryj� si� za �cianami? - spyta� Dall,
okazuj�c ca�� naiwno�� osiemdziesi�cioczteroletniego m�odzika. - Czy�by byli
tch�rzami?
- Niewykluczone - odpar� Kyrill. Prze�ywszy dwie�cie lat, by�, przynajmniej we
w�as