2836

Szczegóły
Tytuł 2836
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2836 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2836 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2836 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

KIRY� BU�YCZOW Miasto na G�rze PROLOG Sali posiedze� Rady Dyrektor�w nie remontowano ju� od wielu lat, aby nie zniszczy� bezpowrotnie �wi�tych fresk�w na jej suficie. Plafony niemal zupe�nie wyblak�y i pokry�y si� dziwacznymi plamami wilgoci, co sprawi�o, �e znajduj�ce si� na nich sceny batalistyczne nabra�y jeszcze wi�cej dynamizmu i tajemniczo�ci. Pan Dyrektor Spel wpatrywa� si� w sufit, staraj�c si� odnale�� jaki� sens w malun- kach, gdy� nie chcia� sprawia� wra�enia, �e interesuje go to, co dzia�o si� akurat na sali. Pan Dyrektor Mekil, szef policji, ko�czy� ju� swoje mia�d��ce przem�wienie i do uszu Spela dobieg�y urywki zda�: "In�ynier Leme�, gwa�c�c w spos�b zbrodniczy wszelkie normy post�powania... In�ynier Leme�, okrywaj�c ha�b� jeden z najszacowniejszych rod�w... In�ynier Leme�, dokonuj�c �wi�tokradczego zamachu..." Mekil, przezwiskiem Glizda, mia� na my�li rodzin� Spel�w. In�ynier Leme� zapra- gn�� po�lubi� c�rk� Spela. Szesnastu Dyrektor�w, siedz�cych w twardych drewnianych fotelach wok� masyw- nego wypolerowanego �okciami sto�u, s�ucha�o m�wcy bardzo uwa�nie i ka�dy z nich stara� si� przenikn��, jak� gro�b� dla niego osobi�cie kryje w sobie gniewna oracja Glizdy. Chudy, ponury, podobny do nietoperza Pierwszy Dyrektor Kalgar obraca� w palcach dzwonek prze- wodnicz�cego. Wzmocnienie pozycji Mekila by�o mu nie na r�k�, a nikt nie w�tpi�, �e prze- st�pstwo Lemenia zosta�o przynajmniej w po�owie wymy�lone przez szefa policji. W ten spo- s�b Glizda b�dzie m�g� nied�ugo dobra� si� do samego Spela. Kalgar zerkn�� na Spela, kt�ry przygl�da� si� freskom na suficie. Spel najwyra�niej os�ab�, bo nie odwa�y� si� wyst�pi� przeciwko Gli�dzie i teraz musi udawa�, �e ca�a sprawa go nie dotyczy. Glizda sko�czy�. Dyrektorzy poruszyli si�. Kt�ry� z nich zakas�a�. Kalgar wsta�. By� Pierwszym Dyrektorem i do jego obowi�zk�w nale�a�o przeprowadzenie g�osowa- nia. Pomy�la� przelotnie, �e od d�u�szego czasu nie widzia� Gery Spel. Podobno jest chora. - Panie Dyrektorze Spel - powiedzia�. - Czy potwierdza pan, �e przest�pca in�ynier Leme� zas�uguje na �mier� w Ognistej Otch�ani? Spel pochyli� g�ow�. - Pan Dyrektor Generalny? Cielsko w mundurze z b�yszcz�cymi naszywkami drgn�o: - Bez w�tpienia. - Pan Dyrektor Kopal�? Dyrektor Kopal� poruszy� bezd�wi�cznie wargami, udaj�c g��boki namys�. Kalgar pomy�la�, �e Glizda da� mu �ap�wk�, ale widocznie za ma��. - Uwa�am, �e post�pki in�yniera Lemenia wykraczaj�, �e tak powiem, poza ramy... A jego pogl�d o istnieniu... - S�dzimy in�yniera Lemenia nie za jego pogl�dy, lecz za pogwa�cenie Obyczaju - przerwa� mu Mekil. - Tak - powiedzia� skwapliwie Dyrektor Kopal�. - Tak, tak... - Pan Dyrektor Kabli? Dyrektora Kabli bola�a w�troba. Skrzywi� si�, wyj�� z kieszeni flakonik z lekarstwem i machn�� woln� r�k�: jasna sprawa, nie ma si� nad czym rozwodzi�... Kiedy ostatni z Dyrektor�w opowiedzia� si� za �mierci� Lemenia, Kalgar zdj�� z wi- sz�cego na piersi �a�cucha klucz od Rozg�o�ni. - W takim razie - powiedzia� - zgodnie z tradycj� i Obyczajem musimy w��czy� G�os W�adzy. l ruszy� ku drzwiom Rozg�o�ni. Za nim wsta� Spel, kt�ry jako Drugi Dyrektor by� stra�nikiem drugiego klucza. Glizda patrzy� nieruchomym wzrokiem na Dyrektor�w. To by�a godzina jego tryumfu. Zmusi� ich do uznania swojej w�adzy! Spel wsun�� sw�j klucz w otw�r zamka i odwr�ci� si�. Przy czarnej portierze zas�a- niaj�cej wej�cie do sali posiedze� w�r�d licznych urz�dnik�w, kap�an�w, lokaj�w i stra�ni- k�w sta� jego syn w mundurze oficera tajnej policji. Spel senior popatrzy� mu w oczy. Spel junior leciutko pochyli� g�ow�. ROZDZIA� 1 CIEMNE KORYTARZE Kroni obudzi� si� wcze�niej ni� normalnie. Za progiem szele�ci�y kroki, zgrzyta�y g�o- sy, rozlega� si� kaszel i ci�kie sapanie - wraca�a nocna zmiana z wytw�rni azbestu. Zazwy- czaj budzi� si�, kiedy kroki milk�y. Budzi�a go cisza. Przypomnia� sobie, co go dzisiaj czeka. P�jdzie na d�. Zrzuci� z siebie postrz�piony koc i zeskoczy� na zimn� pod�og�. Wieczna lampka pod statuetk� Boga Reda ledwie si� tli�a. Kroni podszed� na bosaka do sto�u, wymaca� na nim puszk� z olejem ziemnym i dola� go do zbiornika lampki. Zrobi�o si� ja�niej i jakby cieplej. Przejrza� si� w od�amku lusterka opartego o nogi statuetki. Twarz si� w nim nie mie- �ci�a. Kroni zobaczy� jedynie jasne oko, kosmyk przedwcze�nie posiwia�ych w�os�w i cienki, d�ugi nos, kt�rego cie� maskowa� zapadni�ty policzek i g��bok� bruzd�, zbiegaj�c� ku k�ci- kowi bladych warg. Od wczoraj na twarzy zosta�y i smugi sadzy. Kroni postanowi� si� umy�. Wzi�� skrzynk� z narz�dziami, zawin�� w szmatk� i wsun�� do, kieszeni zimny, kleisty kawa�ek kaszy, za�o�y� stoj�ce w progu trzewiki i zdmuchn�� lampk�. Przy �r�de�ku zasilaj�cym okr�g�y basenik ju� by�o pe�no kobiet. Niekt�re pra�y, inne przysz�y po wod�, ale te� nie kwapi�y si� wraca� do dom�w. - Uciekaj st�d! - rozwrzeszcza�y si�, kiedy zobaczy�y, �e Kroni rozbiera si� nad base- nikiem. - Zapaskudzisz nam wszystk� wod�, ty brudny rurarzu! Kroni nawet si� nie odezwa�. Usiad� na kraw�dzi basenu i zanurzy� nogi w zimnej mydlanej wodzie. - Zaraz zawo�am m�a! - zagrozi�a Ratni, �ona kwarta�owego. - Zawo�aj - popar�y j� kobiety. - Niech myje si� w ka�u�y. Kroni wyj�� ze skrzynki kawa�ek myd�a. - Po co ci tyle myd�a? - zapyta�a stara j�dza, kt�ra mieszka�a w klitce nad nim. - Zo- staw je mnie. - Nie bierz! - w�cieka�a si� Ratni. - Jego myd�o �mierdzi. - To jest zwyczajne myd�o - powiedzia� Kroni. - On sam te� �mierdzi! - parskn�a nieznajoma dziewczyna, kt�ra musia�a przyj�� z s�siedniego kwarta�u. - A ty sama nie masz prawa tu by�! - krzykn�a j�dza, kt�ra mia�a nadziej�, �e Kroni od�amie jej za to kawa�ek myd�a. - Idiotka! - powiedzia�a Ratni. - Ta g�upia baba nie wie, �e m�j bratanek si� o�eni�. Kobiety wybuchn�y �miechem i zacz�y si� wytrz�sa� nad star� kobiet�, bo bratanek Ratni o�eni� si� bardzo korzystnie i jego �ona przysz�a z g�ry, z rodziny majstra. Kroni postanowi� si� nie k�pa�. Pochyli� si� tylko nad wod� i namydli� g�ow� i kark. Kt�ra� z kobiet, nie zauwa�y� kt�ra, podkrad�a si� z ty�u i �eby przypochlebi� si� kwarta�owej, wyla�a na niego cebrzyk brudnych mydlin. Zaskoczony tym Kroni wpad� do basenu i przemoczy� sobie spodnie. Kobiety zacz�y si� z niego wy�miewa�. Jedna z nich chcia�a wrzuci� do wody r�wnie� skrzynk� z narz�dziami, ale j�dza usiad�a na niej. Wci�� mia�a nadziej�, �e Kroni odda jej myd�o. Kroni, kln�c pod nosem, wygramoli� si� z basenu i poszed� do ciemnej niszy w �cia- nie, �eby wy��� spodnie. W niszy cuchn�o moczem. Kiedy wr�ci� nad basen, j�dza wsta�a ze skrzynki i bez s�owa wyci�gn�a r�k�. Kroni da� jej kawa�ek myd�a, kt�rego nie upu�ci� wpa- daj�c do basenu. Wzi�� skrzynk� i ruszy� przed siebie korytarzem, przyg�adzaj�c r�k� wilgot- ne w�osy. S�ysza�, jak kobiety nad basenem d�ugo jeszcze wrzeszcza�y na j�dz�, �eby odda�a im myd�o. - Ty i tak nied�ugo zdechniesz! - wo�a�y. J�dza odszczekiwa�a si� im, jak mog�a. Ka�dego innego dnia Kroni po takiej przygodzie wpad�by we w�ciek�o��, ale dzi� by�o inaczej. Doszed� do s�u�bowej windy i pok�oni� si� stra�nikowi. Stra�nik odwr�ci� si�. Nie chcia� si� wita� z rurarzem, ale zna� go ju� sze�� lat, od chwili obj�cia tego posterunku - i nie dokucza�. Kroni jecha� wcze�niej ni� zazwyczaj i dlatego w windzie wraz z nim znale�li si� nie ci, kt�rych spotyka� codziennie. Pomy�la� ni z tego ni z owego, �e dawniej widywa� bardzo niewielu ludzi. Ci�gle tych samych. Wsp�pracownik�w i niekt�rych s�siad�w. Wielu swoich s�siad�w nie pozna� nigdy, a o innych tylko s�ysza�. Widywa� r�wnie� takich, kt�rych trudno by�o uwa�a� za ludzi, bo przypominali raczej trz�sienie ziemi lub morowe powietrze: po- borc�, agent�w przeprowadzaj�cych comiesi�czn� rewizj�, pomocnika lichwiarza... Kroni wiedzia�, �e niemal wszyscy na jego poziomie �yj� tak samo. Tyle tylko, �e stara j�dza ma mniej znajomych, a pani Ratni wi�cej. Winda zatrzyma�a si� i zacz�li do niej wsiada� nowi pasa�erowie. Kabina by�a ju� mocno przeci��ona i Kroni s�ysza�, jak trzeszcz� stare liny. Stra�nik nie mia� prawa zabiera� tylu ludzi, ale nie chcia�o mu si� robi� dodatkowego kursu. - Kt�rego� dnia spadniemy - powiedzia� cicho siwy technik. Technik by� stary, ale najwidoczniej chcia� jeszcze troch� po�y�. Starzy ludzie s� bardziej przywi�zani do �ycia ni� m�odzi. Dawniej Kroniemu te� by�o wszystko jedno. Pewnie dlatego, �e by� m�odszy. Kroni nie odpowiedzia� technikowi, gdy� ba� si�, �e stra�nik go us�yszy. Milczeli r�wnie� ludzie stoj�cy wok� nich. Winda min�a bez zatrzymywania si� nast�pny poziom i kto� krzykn�� przez krat� ochronn�: - St�jcie! Sp�nimy si� do roboty!... Stra�nik wykrzywi� twarz w u�miechu. - Trzeba wcze�niej wstawa�! - warkn��. Kroni ponad g�owami s�siad�w przygl�da� si� r�nokolorowym zaciekom na �cianach szybu windy. Naj�wie�sza by�a w�ziutka czerwona smuga. Pu�ci�a rura w farbiarni, pomy�la�. Farbiarnia znajdowa�a si� w innym sektorze, ale rurarze mieli obowi�zek meldowa� o wszystkich uszkodzeniach. Stra�nik zatrzyma� wind�, bo zobaczy� dwie handlarki z koszami. - Nie ma gdzie, nam i tak ju� jest za ciasno - mrukn�� kto� stoj�cy za Kronim. - Zamknij si�! - wrzasn�� stra�nik. Handlarki da�y stra�nikowi po drobnej monecie, ale by�o mu tego za ma�o, wi�c zabra� ka�dej z nich po najwi�kszym s�odkim korzeniu z koszyka. Kobiety usi�owa�y wsi��� do win- dy, ale koszyki si� nie mie�ci�y. Stra�nik z�apa� kilku ludzi stoj�cych i wypchn�� z windy. - Zabior� was nast�pnym kursem - powiedzia�. Wyrzuceni nie oponowali. - Co� ty dzisiaj tak wcze�nie? - zapyta� majster, unosz�c g�ow� znad planu sektora, w kt�rym kre�li� co� kawa�kiem grafitu. Majster nie by� najgorszy i zni�a� si� do rozm�w. - Chcia�em si� umy�, ale kobiety mnie nie pu�ci�y. - Pcha�e� si� do kwarta�owego basenu, brudasie? - zapyta� majster. - Ma�o masz ka�u� w korytarzach? - Ma pan racj� - powiedzia� Kroni. - Widzia�em w windzie czerwony zaciek. Pewnie w farbiarni pu�ci�a jaka� rura. - Wiem - mrukn�� majster. - Ju� czterech mi to meldowa�o. Nawet sam Zarz�dca dzwoni�. Wys�a�em ju� tam ludzi. Dzisiaj wyjd� troch� poza granice swoje odcinka i spr�buj wy��czy� �sm� i dziewi�t� lini�. I tak prawie nie dzia�aj�. - A co b�dzie, jak wysi�dzie linia g��wna? Majster wzruszy� ramionami. - Rozkaz pana Kalgara. Do kantorku wesz�o trzech rewident�w z nocnej zmiany. Byli zm�czeni, umorusani od st�p do g��w i w�ciekli jak wszyscy diabli. Okropnie cuchn�li. - Zalutowali�cie? - zapyta� majster. - Jutro znowu p�knie - odpowiedzia� starszy rewident, po czym usiad� pod �cian� i natychmiast zasn��. - P�jd� - powiedzia� Kroni bior�c z k�ta zw�j drutu. - Nie zaczekasz na pomocnika? - I tak mamy dzisiaj robot� w r�nych miejscach. - S�usznie. - M�g�by� sobie za�ata� buty - mrukn�� kt�ry� z rewident�w. - S� jeszcze ca�kiem mocne - odpowiedzia� Kroni. - Okropnie mi strzyka w krzy�u - poskar�y� si� drugi rewident. - Powiedz o tym panu Kalgarowi - powiedzia� mu majster. Rewident zakl��. Kroni wyszed� z kantorku i zamkn�� za sob� drzwi. Za matow� szyb�, p�kni�t� i sklejon� szar� ta�m�, przesuwa�y si� ciemne sylwetki. Rewidenci meldowali majstrowi o awariach. Wszyscy ludzie pracuj� razem, w grupach. Pracuj� w fabrykach, koszarach lub elek- trowni. Tylko rurarze i szczuro�apy sp�dzaj� cale dni w pojedynk�. Rurarzami mo�na gardzi� i nie pozwala� im korzysta� ze wsp�lnego basenu, ale bez nich ca�y �wiat dawno by ju� zgi- n��. Gdyby policzy�, ile rur za�ata� Kroni, ile wykry� przeciek�w i przepcha� zamulonych przewod�w, to mo�na by doj�� do wniosku, �e Kroni jest potrzebniejszy ni� sam pan Kalgar. Jeszcze w zesz�ym roku nawet do g�owy by mu nie przysz�o, �e m�g�by si� por�wny- wa� z kt�rymkolwiek z czystych. �wiat, w kt�rym �y�, zosta� w niepami�tnych czasach ro- zumnie i surowo urz�dzony przez Boga Reda, kt�ry wy�oni� si� z czerwonego mroku, aby nauczy� ludzi, jak ubiera� si� i o�wietla� sobie drog�. B�g przekaza� sw�j czarodziejski kaga- nek czystym i oni to w swej szlachetno�ci podzielili si� �wiat�em ze swymi m�odszymi bra�- mi. Karmili i odziewali brudnych, dawali im prac� i karali surowo, lecz sprawiedliwie, po ojcowsku. B�g Red nauczy� czystych pos�ugiwania si� pieni�dzmi, a oni podzielili si� tymi pieni�dzmi z brudnymi bra�mi. Tak by� urz�dzony �wiat, taki by� zawsze i taki b�dzie dop�ty, dop�ki Ognista Otch�a� nie zamknie swych dzieci w przepastnym �onie. Kroni zatrzyma� si� na pode�cie, poza kt�ry zwyczajni ludzie nigdy nie wychodzili. Tam mogli dociera� wy��cznie technicy i rurarze. Po przekroczeniu zardzewia�ej kraty Kroni stawa� si� wa�niejszy od kwarta�owego, a nawet od Pana Oficera. Nikt z nich nigdy nie za- puszcza� si� w niesko�czone korytarze technicznego miasta. Kroni po�o�y� na pod�odze skrzynk� z narz�dziami, zdj�� z ramienia zw�j drutu i przykl�kn�� przed statuetk� Boga Reda, o�wietlon� ma�� �ar�wk�. Kolana b�stwa b�yszcza�y od oliwy, kt�r� rurarze pragn�li zyska� jego przychylno�� przed wyruszeniem na dy�ur. Kroni otworzy� zamek kraty w�asnym kluczem. D�ugi tunel skr�ca� w lewo �agodnym �ukiem i gin�� w oddali. Pod sufitem co sto krok�w pali�y si� s�abe lampy. Ze �cian zwisa�y kable i rury. Rury o wi�kszej �rednicy bieg�y po pod�odze. Kroni sta� i ws�uchiwa� si� w od- g�osy rur. Potrafi� okre�li� na ucho, jaki jest stan urz�dze�. Nie s�ysza� niczego podejrzanego, mo�e tylko zbyt g�o�no bulgota�a rura doprowadzaj�ca gor�c� wod� do pieczarkarni. Przystan��, �eby wymieni� izolacj� na kablu numer 1. Wygl�da�o na to, �e dobra�y si� do niego szczury. Kabel numer l zawsze powinien by� w porz�dku, bo jest to linia ��cz�ca Poziom G��wny z elektrowni�. Ciekawe, czego tu szczury szukaj�? Kroni wyj�� ze jesiennej niszy puszk� z trucizn� i rozsypa� j� pod �cian�. Trucizna pokrywa�a bia�aw� warstw� ca�� pod�og� tunelu, ale szczury zupe�nie nie zwraca�y na ni� uwagi. Poszed� dalej. Przy pionowym szybie uwa�nie skontrolowa� miejsca, w kt�rych rury i kable rozchodz� si� w g�r� i w d�. Tam na zagi�ciach najcz�ciej zdarza�y si� uszkodzenia. Przy gwie�dzie, namalowanej na �cianie bia�� farb�, Kroni zatrzyma� si� i westchn��. W ze- sz�ym roku zgin�� tu jego poprzedni pomocnik. Dotkn�� kabla z uszkodzon� izolacj�. Pomoc- nika znalaz� malutki szczuro�ap i przytaszczy� go do kantorku. Ale by�o ju� za p�no. Teraz Kroni powinien doj�� a� do trzeciego zakr�tu, gdzie ko�czy� si� jego odcinek, i tam zej�� na ni�szy poziom. Min�� jednak schody i przeszed� jeszcze ze trzysta krok�w, poza granic� swojego odcinka. To ju� by�o wykroczenie, bo rurarzom nie wolno zapuszcza� si� samotnie w odleg�e korytarze. Dawniej w szybie kursowa�a winda, kt�ra teraz tkwi�a nieruchomo mi�dzy pozioma- mi. Dawno ju� o niej zapomniano, a kto�, te� nie wiadomo ju� kiedy, wybi� w kabinie dziury na wylot, �eby mo�na by�o t� drog� przedosta� si� na dolny poziom. Szyb by� zupe�nie ciem- ny, wi�c Kroni zapali� lamp� i przymocowa� j� do czo�a, �eby mie� wolne r�ce. Przeciskaj�c si� przez zardzewia�y szkielet kabiny rozdar� sobie kurtk�. Bardzo go to zmartwi�o, bo nowa nale�a�a mu si� dopiero za osiemdziesi�t dni. Ale trudno, sta�o si�! Pochyli� si� nad dziur� w pod�odze i rzuci� skrzynk� z narz�dziami w d�, jak najbli�ej �ciany. �elastwo wewn�trz skrzynki zabrz�cza�o g�o�no i wyra�nie, a wi�c dno szybu musia�o by� blisko. Uspokojony tym Kroni zawisn�� na r�kach i skoczy� w d�. Wyl�dowa� na szerokim gzymsie utworzonym przez betonow� p�yt�, kt�ra odpad�a ze �ciany szybu i zaklinowa�a si� w nim. Kroni nadstawi� uszu. By�o cicho, przera�aj�co cicho dla zwyk�ego mieszczucha, ale przecie� on by� rurarzem, cz�owiekiem, dla kt�rego taka cisza by�a czym� zwyczajnym i uspokajaj�cym. Gdzie� daleko od stropu oderwa�a si� kropla wody i spad�a na mokr� posadzk�. Ten sektor od dawna ju� by� porzucony i mieszka�y w nim wy��cznie zjawy. Rewidenci, kt�rzy docierali na te poziomy jeszcze par� lat temu, m�wili, �e szczury kr��� po nich ca�ymi stadami i jak nic mog� zagry�� samotnego cz�owieka. Ale in�ynier Razi powiedzia�, �e jedynie rurarz mo�e odnale�� bibliotek�. Rurarze przywykli chodzi� w poje- dynk� ciemnymi korytarzami i nie bali si� pustej ciemno�ci. Kroni by� rurarzem, mia� klucz od kraty, wi�c poszed�. Teraz po�o�y� si� na zaklinowanej p�ycie, wysun�� g�ow� poza jej kraw�d� i po�wieci� w d�. Wyda�o mu si�, �e na dnie szybu mign�� blady cie�. Mo�e zreszt� zobaczy� go dlatego, �e spodziewa� si� go zobaczy�... Przywi�za� koniec kabla do pr�ta wystaj�cego z p�yty. Za- stanawia� si� przez chwil�, czy nie zostawi� tu skrzynki, ale nie odwa�y� si� tego zrobi�. Jeszcze raz nadstawi� uszu. W dole co� szele�ci�o, jakby stado szczur�w biega�o po tunelu w t� i z powrotem. Mo�na wr�ci� i powiedzie� in�ynierowi Raziemu, �e droga do naj- g��bszych poziom�w jest zamkni�ta. In�ynier nie zdo�a tego sprawdzi�. Ale powodowa�o nim co� wi�cej ni� ch�� przypochlebienia si� zwierzchnikowi. Kroni bardzo chcia� znale�� bodaj jedn� ksi��k�. Szarpn�� par� razy za kabel, sprawdzaj�c jego wytrzyma�o��, przerzuci� skrzynk� z narz�dziami przez rami� i zacz�� opuszcza� si� na r�kach z g�ow� pochylon� tak, aby �wiat�o zawsze pada�o w d�. Podeszwy but�w g�o�no klasn�y o posadzk�. Dnem tunelu p�yn�� strumyk i prawa noga Kroniego od razu przemok�a. Rewident mia� racj� - but by� dziurawy. Kroni cofn�� si� pod �cian�, opar� o ni� plecami i wolno odwr�ci� g�ow�. Promie� latarki prze�lizgn�� si� po �cianach ze strz�pami przewod�w i uton�� w g��bi tunelu. Wielka sala, przez kt�r� mia� przej��, znajdowa�a si� z lewej strony. Przedwczoraj, po Biesiadzie, spotkali si� w tr�jk� z in�ynierem i inwalid� z wytw�rni azbestu. Inwalidzie opowiada� o bibliotece jego ojciec, kt�ry jeszcze jako m�ody ch�opak uczestniczy� w wielkiej ob�awie na szczury i zab��dzi� w pl�taninie tuneli dolnych poziom�w. B��dzi� tam przez trzy doby i widzia� wiele dziwnych rzeczy, o kt�rych nawet nie odwa�y� si� wspomina�. W�a�nie wtedy znalaz� wej�cie do Biblioteki za Domami Przodk�w. In�ynier Razi wiedzia�, �e biblioteka przepad�a wiele, wiele lat temu. - Istnieje bardzo niewielka szansa na to - powiedzia� in�ynier na tym spotkaniu - �e co� z niej przetrwa�o. Wilgo� - to raz. Szczury - dwa, nieprzewidziane okoliczno�ci - trzy. Razi m�wi� dobitnie i niezbyt g�o�no, jak przystoi in�ynierowi przywyk�emu do po- s�uchu podw�adnych. - Uwa�nie zlustruj wszystkie pomieszczenia, na kt�re natrafisz po drodze. Kiedy� mia�y one du�e znaczenie dla ca�ej infrastruktury miasta - powiedzia� na koniec in�ynier. Nie wyja�ni� tego szerzej, a Kroni o nic go nie pyta�, gdy� wobec ogromu swojej nie- wiedzy wielu s��w in�yniera po prostu nie zrozumia�. Kroni szed� tunelem. Woda pod nogami by�a bardzo zimna i wiedzia�, �e si� przezi�bi, je�li niebawem nie znajdzie si� w suchym miejscu. Woda wydziela�a r�ne zapachy i wedle nich rurarz potrafi� okre�li�, sk�d wycieka�y poszczeg�lne strumyki. Cuchn�o myd�em do prania, kwasem, zu�ytymi smarami, pomyjami. Kroni wyobra�a� sobie, jak strumyk wycieka po kropelce z nieszczelnych rur, przes�cza si� z poziomu na poziom, aby wreszcie odnale�� drog� do Otch�ani. Z ty�u rozleg� si� cichy szmer, jakby kropla wody stoczy�a si� po �cianie. Dla zwy- czajnego cz�owieka by�by to nic nie znacz�cy d�wi�k w tunelu wype�nionym szelestami i stukotem kropel. Ale s�uch Kroniego natychmiast wyodr�bni� go spo�r�d setek innych szep- t�w miasta i wyczu� w nim niebezpiecze�stwo. Rurarz odwr�ci� si� gwa�townie, staraj�c si� jednocze�nie przycisn�� do �ciany. Po pi�tach depta� mu wielki szczur. Nie spieszy� si� i kiedy promie� latarki wy�owi� go z mroku, spokojnie przysiad� na tylnych �apach i czeka�, a� Kroni ruszy dalej. W zachowa- niu szczura by�a jaka� przera�aj�ca rozumno��, pewno�� siebie i Kroni wyobrazi� sobie nagle tysi�ce krok�w, kt�re b�dzie musia� przeby� w ciemno�ci, aby znowu znale�� si� w�r�d ludzi. Ruszy� przed siebie prawie biegiem, bo przecie� chcia� dotrze� do Domu Przodk�w. Nie wiedzia�, czym jest Dom Przodk�w, a in�ynier Razi powiedzia� jedynie, �e zapewne w�a- �nie tam znajdowa�o si� kiedy� centrum miasta. Stosunkowo niedaleko elektrowni i na bez- piecznej g��boko�ci. Razi podejrzewa�, �e miasto by�o zaprojektowane odwrotnie, �e brudni mieszkali z pocz�tku nad czystymi. Brzmia�o to dziwnie i na poz�r nie mia�o sensu, ale Kroni wiedzia� ju�, �e wszelkie dziwactwa miasta zosta�y stworzone przez zamieszkuj�cych je ludzi i �e w drodze do prawdy o nim mo�e natkn�� si� na wiele jeszcze r�nych niespodzianek. Ma�y, obszarpany cz�owieczek bieg� czarnym tunelem. �wiat�o latarki zdradza�o mieszka�com ciemno�ci jego ruchy, co by�o bardzo niebezpieczne, ale zrezygnowa� ze �wia- t�a przecie� nie m�g�. Szczury, stonogi i zjawy umia�y widzie� bez oczu, a Kroni, chocia� p� �ycia sp�dzi� w mrocznych tunelach instalacyjnych, w ca�kowitej ciemno�ci by� jednak bez- silny i bezradny. Szczur drepta� za nim, przysiadaj�c czasem i czekaj�c, kiedy si� zatrzymywa�. Kroni rzuci� w niego kamieniem i chybi�. Szczur nawet nie drgn��, jakby wiedzia� z g�ry, �e kamie� przeleci obok. Szli tak mo�e godzin�, a mo�e troch� kr�cej. Nagle w przedzie pokaza�o si� �wiat�o. Zielone i blade, jakby odbite w g��bokiej wo- dzie. Kroni zwolni� kroku. Na tym poziomie nie powinno by� �adnego �wiat�a! �a�owa� teraz, �e nie zostawi� skrzynki z narz�dziami w unieruchomionej windzie. �adnego po�ytku, a tylko przeszkadza w ucieczce. Chwyci� r�koje�� no�a. Uspokoi�o go to nieco, chocia� doskonale wiedzia�, �e n� nie obroni go nawet przed szczurami. Na ko�cu drogi by�y przecie� nie tylko Domy Przodk�w. Mog�y tam pozosta� ich dusze, a ten, kto napotka dusz� zmar�ego, nigdy ju� nie wr�ci do domu. Kroni poj�� nagle, jak przytulny jest jego w�asny dom, i przesta� z�o- �ci� si� na pani� Ratni, kt�ra przecie� tylko stawa�a w obronie Obyczaju i nie chcia�a wyrz�- dzi� mu krzywdy. Poj�� te�, �e nie mo�e i�� dalej. �adnej biblioteki nie ma. In�ynier zwabi� go tutaj i oszuka�, in�ynier po prostu zwariowa�. Na �wiecie nie ma nic poza Miastem i Ot- ch�ani�... Odwr�ci� si� wolno, zastanawiaj�c si�, jak wr�ci�, �eby szczur go nie ugryz�. Ale szczur ju� nie by� sam. Zobaczy� tam ju� trzy lub cztery. U�miecha�y si� lub mo�e tylko szczerzy�y z�by. Kroni z pocz�tku nie domy�li� si�, dlaczego tak wyra�nie widzi u�mie- chy szczur�w, ale potem go ol�ni�o - szczury podesz�y tak blisko, �e bez trudu rozr�nia� ich z�by i drgaj�ce w�sy. Szczury zachowywa�y si� jak nagonka, chocia� w przeciwie�stwie do zwyczajnych naganiaczy nie biega�y nerwowo, nie wrzeszcza�y, nie ha�asowa�y i nie ba�y si� ciemno�ci. Po prostu czeka�y. Kiedy Kroni skoczy� w ich stron�, nie cofn�y si�, tylko przysiad�y na tylne �apy i unios�y do g�ry wypr�one ogony, jakby same gotowa�y si� do skoku. Rurarz nie odwa�y� si� cofa� dalej, tylko odwr�ci� si� i pochylaj�c g�ow�, �eby �wie- ci� sobie pod nogi i nie po�lizgn�� si� na stonodze, pop�dzi� w stron� zielonego �wiat�a. To by�o bardzo nierozs�dne, bo z kilkoma szczurami zdo�a�by sobie poradzi�, a w g��bi korytarza mog�a czeka� go pewna �mier�, ale nie potrafi� przezwyci�y� l�ku i obrzydzenia. Niekt�rzy rewidenci chwalili si�, �e nie boj� si� szczur�w i nawet je dokarmiaj�, a szczury nie robi� im krzywdy. Nie rzucaj� si� te� na my�liwych szczuro�ap�w. Ale oni znaj� zakl�cie. Tunel nagle si� sko�czy�. Kroniemu wydawa�o si�, �e do �wiat�a jest bardzo daleko, ale �wiat�o go oszuka�o. By�o s�abe i blade. S�czy�o si� ze �ciany podziurawionej tysi�cami korytarzyk�w. W ka�dym z nich tkwi�a g�sienica, ledwie widoczny zielony p�omyczek. G�- sienice, mrowi�c si� w tych norach, dawa�y w sumie tyle �wiat�a, �e w jego blasku wida� by�o domy na ulicy, wysoki strop i zwisaj�ce z niego porozbijane, dawno zgas�e lampy. Strop by� niegdy� pomalowany niebiesk� farb�, kt�ra �uszcz�c si� zas�a�a posadzk� tunelu b��kitnymi p�atami. W tym miejscu mo�na by�o obej�� si� bez latarki, wi�c Kroni nieco si� uspokoi�. Szczury gdzie� znikn�y, widocznie zosta�y w tamtym tunelu. A wi�c in�ynier Razi mia� racj�: Domy Przodk�w istnia�y i Kroni w�a�nie do nich dotar�. Domy by�y wielkie, zag��bione w ska��, z kt�rej stercza�y tylko zniszczone, odrapane fasady. W niekt�rych oknach zachowa�y si� kawa�ki szyb. Szk�o okienne mia�o w mie�cie bardzo wielk� warto��, wi�c Kroni postanowi�, �e w drodze powrotnej zabierze kilka od�am- k�w, �eby potem zrobi� z nich lusterka. Podszed� do drzwi najbli�szego domu i zajrza� do �rodka. Kiedy� pod�oga domu pokryta by�a grub� warstw� plastiku, ale w�a�ciciele przed wy- prowadzeniem si� zerwali wyk�adzin�, pozostawiaj�c tylko zardzewia�� krat�, do kt�rej mo- cowano plastik. Pierwszy od wej�cia pok�j by� ogromny. Kroni nigdy jeszcze nie widzia� ta- kiego wielkiego pokoju, chocia� z pewno�ci� pan Kalgar ma pokoje jeszcze wi�ksze. Po �cia- nie, chroni�c si� przed �wiat�em, pe�z�a glista. Kroni jednak nie wycofa� si�, nie uciek�, bo by� pewien, �e skoro ludzie kiedy� tu mieszkali, to cho�by nie wiedzie� jak dok�adnie zbierali swoje rzeczy przed wyprowadzk�, cho�by wrogowie palili i grabili ich siedziby z najwi�ksz� nawet zaciek�o�ci�, to i tak jakie� ludzkie �lady musia�y pozosta�. Dlatego kiedy Kroni natra- fi� podczas swych obchod�w na miejsca, w kt�rych mieszkali ludzie, zawsze starannie je przeszukiwa�, gdy� przedmiot zapomniany lub porzucony jako niepotrzebny wiele lat temu, teraz m�g� by� wart maj�tek. Kiedy� by�o wi�cej metali i szk�a, kiedy� ludzie umieli robi� dobry, mocny plastik. I wcale tych rzeczy nie cenili. Ostro�nie st�paj�c po pr�tach kraty, �eby nie wpa�� do piwnicy, i �wiec�c od czasu do czasu w d�, Kroni przeszed� przez pok�j i dotar� do nast�pnego, zag��bionego w skale. W k�cie pod ska�� co� zaja�nia�o. Pochyli� si�. Spod warstwy rdzy szczerzy�a do niego z�by na- ga czaszka. Kiedy� musia�a tu by� eksplozja, kt�ra zerwa�a kawa� kraty i cz�owiek spad� na d�. Kroni odsun�� czaszk� i podni�s� stalowy he�m. He�m prawie nie przerdzewia� i wida� by�o, �e jest zupe�nie inny ni� te, kt�rych teraz u�ywaj� �o�nierze. Po�rodku mia� z�baty grze- bie�, a z przodu d�ugi, prosty daszek. Kroni za�o�y� he�m. By� dla niego troch� za du�y, a w dodatku ze szcz�tk�w wy�ci�ki stercza�y ostre �ruby. Kroni wyj�� ze skrzynki m�otek, skle- pa� nim �ruby i na wszelki wypadek wepchn�� do he�mu szmat�, po czym zn�w za�o�y� he�m na g�ow�. Po�wieci� w d�, ale opr�cz garstki zetla�ych ko�ci i przegni�ych �achman�w niczego tam nie dojrza�. Dla pewno�ci przykucn�� i rozgarn�� nog� kupk� �miecia. I nie na pr�no. Pod �mieciami le�a� prawie nowy, d�ugi i szeroki n�. Taki n� musi kosztowa� mn�stwo pieni�dzy. Kroni nigdy nie rozstanie si� z tym znaleziskiem. Musi go schowa� w jakim� pew- nym miejscu, aby nie wpad� w oko agentom. Kroni poczu� na plecach czyj� wzrok. Odwr�ci� si�, wystawiaj�c n� do przodu. W drzwiach sta�a zjawa. Wysoka, b��kitna, �wietlista zjawa bez twarzy. Kroni cicho krzykn��, straci� r�wnowag� i spad� na d�. Padaj�c uderzy� �okciem w czaszk� i rozgni�t� j� na py�. Wiedzia�, umrze, bo odnalaz� go dawny w�a�ciciel domu, z�y duch, kt�rego nie wolno ogl�da�. Nic si� jednak nie sta�o. Cicho i ciemno. Latarka zgas�a. Dobrze, je�li tylko si� wy��- czy�a, a nie roztrzaska�a na kawa�ki. Bez latarki nie spos�b si� st�d wydosta�. Bola�a go noga. Utykaj�c przedosta� si� po kracie do wyj�cia z domu i wyjrza� na ze- wn�trz. Ulica wci�� by�a o�wietlona migotliwym �wiat�em, zjawa znik�a, ale za to Kroni zo- baczy� co� innego - w poprzek ulicy, odcinaj�c mu drog� do tunelu, siedzia�y rz�dkiem szczu- ry. Pogrozi� im no�em. Szczury ani drgn�y. Czeka�y. Kroni szczekn�� wy��cznikiem latarki. Latarka si� zapali�a. Ze stropu spad�a gruba kropla wody i z g�uchym odg�osem rozprysn�a si� na he�mie. Kroni nast�pi� na p�at niebieskiej farby, po�lizgn�� si�, utrzyma� si� jednak na nogach i ruszy� dalej, wzd�u� szeregu pustych dom�w, gapi�cych si� na niego czarnymi dziurami pustych otwor�w drzwiowych. Dop�dzi� go tupot �ap. Zd��y� b�ysn�� promieniem latarki i zobaczy�, �e jeden ze szczur�w skoczy� jego stron�, jakby pop�dza� tam, gdzie chcia�a go zagna� szczu- rza zgraja. Kroni machn�� no�em i zobaczy� z rado�ci�, �e ostrze bez trudu rozci�o besti� na p�. - Kt�ry nast�pny? - zapyta� stado. Przerazi� go d�wi�k w�asnego g�osu. By� obcy i zbyt krzykliwy. Szczury znowu usiad�y rz�dkiem, ale gdy tylko ruszy� dalej, natychmiast trzy z nich rzuci�y si� do przodu i, znaj�c ju� �mierciono�n� si�� no�a, obskakiwa�y Kroniego w bez- piecznej odleg�o�ci, unika�y cios�w i po minucie lub dw�ch dopi�y swego - Kroni zacz�� biec. Nie chcia� tego, bo wiedzia�, �e szczurom w�a�nie na tym zale�y, ale nogi bieg�y same, wi�c musia� ich s�ucha�, �eby si� nie przewr�ci�. Skrzynka t�uk�a go w bok, he�m zrobi� si� ogromnie ci�ki i zje�d�a� na czo�o, buciory �lizga�y si� na p�atach farby... Jeden ze szczur�w wczepi� mu si� w nog� i natychmiast odskoczy�. Po prostu go pogania�. I wtedy Kroni zrozumia�, dok�d p�dzi�o go stado. Tu przed nim, w poprzek w�skiego przej�cia, do kt�rego wbieg�, usadowi� si� �a�cuch bia�ych szczur�w. Takich samych, jak jego prze�ladowcy. Nagonka osi�gn�a sw�j cel... Zatrzyma� si� gwa�townie i biegn�cy na czele nagonki szczur nie zdo�a� umkn�� ciosu jego no�a. Upad� i stado natychmiast go rozszarpa�o. Zaraz jednak zacz�o zn�w wolno zbli- �a� si� do Kroniego. Rurarz obejrza� si�. Za plecami mia� wej�cie do domu. Wszed� na stopnie ganku i za- trzyma� si� w pustej framudze drzwi. Teraz, skoro szczury nie napadn� na niego z ty�u, b�dzie m�g� si� broni�. Rzuci�y si� na niego ca�ym stadem. Atakowa�y r�wnie� te, kt�re dot�d siedzia�y w za- sadzce. By�y wida� w�ciek�e, �e nie da� si� do tej zasadzki zwabi�. Skaka�y na niego jak dra- pie�ne paj�ki, a on ci�� no�em na o�lep, nie zwa�aj�c na to, �e go k�saj�, rw� na nim odzie�, wyrywaj� strz�py kurtki. Ale ka�dy skok, ka�dy nowy nap�r stada zmusza� go do cofni�cia si� o krok, �eby szczury nie zasz�y go od ty�u... Odwa�y� si� spojrze� za siebie. Korytarz by� wystarczaj�co w�ski, aby bezpiecznie si� nim wycofa�, nie l�kaj�c si� okr��enia przez szczury. Zacz�� wi�c wolno cofa� si� koryta- rzem. Plecy opar�y si� o co� twardego. Woln� r�k� Kroni obmaca� �cian�, jeszcze nie zdaj�c sobie sprawy, �e ta �ciana oznacza koniec jego nadziei. Mur by� u�o�ony z nier�wnych ka- mieni i si�ga� a� do stropu. Kiedy to poj��, znowu rzuci� si� na swoich prze�ladowc�w. Tym razem szczury by�y przygotowane na jego atak. Tratuj�c si� nawzajem, sycz�c i szczerz�c z�by b�yskawicznie wycofa�y si�, ale gdy tylko Kroni odwr�ci� si� do nich plecami, chc�c obejrze� zapor�, natychmiast rzuci�y si� do przodu. Kroni wpad� w t�p� rozpacz, w stan kra�cowego znu�enia, kiedy cz�owiek pragnie tylko jednego - usi���, wyci�gn�� nogi, g�ow� oprze� o co� mi�kkiego i ciep�ego, i niech si� dzieje co chce. Stado poczu�o, �e przeciwnik si� poddaje... Wtedy jednak Kroni u�wiadomi� sobie, �e nie mo�e usi���, bo szczury i tak nie po- zwol� mu odpocz��, �e w�a�nie dlatego rzuci�y si� na niego, aby nie m�g� odpocz��... Musia� jednak przysi���, cho�by na chwil�, wi�c rzuci� si� z w�ciek�o�ci� na szczurz� zgraj�, �eby wywalczy� sobie to prawo do odpoczynku. Z desperack� si�� ci��, depta�, rozrzuca� szczury nogami, �eby tylko da�y mu chwilk� spokoju. Nie m�g� ich przestraszy�, bo te bestie w sta- dzie nie znaj� strachu, ale rosn�ca z ka�d� chwil� sterta trup�w na moment powstrzyma�a atak. Wtedy Kroni odwr�ci� si� do muru i zacz�� szuka� w nim szczeliny. Bi� r�kami kamie- nie, pcha� je z ca�ej si�y i nagle poczu�, �e jeden z g�az�w ust�puje, przechyla si� i zapada do �rodka. A kiedy wierzgaj�c nogami, �eby odp�dzi� atakuj�ce zn�w szczury, prze�lizgn�� si� przez powsta�y otw�r i spad� po drugiej stronie �ciany, prawie nie poczu� uderzenia o ka- mienn� posadzk�. Marzy� tylko o tym, �eby si� nie rusza�... Mia� jednak do wykonania wa�n� robot�, przed sko�czeniem kt�rej nie m�g� sobie pozwoli� na wypoczynek. Tak, szczury nie dadz� mu spokoju. Dotr� i tutaj i znowu zaczn� do niego skaka�. Na p� przytomnie Kroni wsta�, wymaca� na posadzce g�az wypchni�ty ze �ciany, uni�s� i zatka� nim czarn� dziur�, w kt�rej ju� pokaza� si� w�sz�cy, �lepy pysk szczura. A potem osun�� si� na posadzk�, wyci�gn�� nogi i straci� przytomno��. Latarka na he�mie �wieci�a do g�ry i nad jego g�ow� rozb�ysn�� z�oty kr�g. Kroni otworzy� oczy, zobaczy� �wietlisty kr��ek i z pocz�tku nie m�g� zrozumie�, sk�d nad jego g�ow� wzi�o si� tyle z�ota. Spr�bowa� poruszy� g�ow� i z�oty kr��ek drgn��, skoczy� w bok i rozp�aszczy� si� na �cianie. Wtedy Kroni natychmiast przypomnia� sobie wszystko. Nie wiedzia� tylko, jak d�ugo przele�a� u�piony czy nieprzytomny. Nadstawi� ucha. Najpierw dobieg� go szmer i popiskiwanie. By�y to odg�osy zrozu- mia�e i pocieszaj�ce. Szczury nie chcia�y zrezygnowa� ze zdobyczy i drapa�y kamienn� �cia- n�, ale to go ju� nie obchodzi�o. Potem us�ysza� westchnienie, ochryp�e i zd�awione, jakby kto� wci�ga� powietrze przez w�sk� szpar�. Kroni znieruchomia� z przera�enia. C� to jesz- cze za potw�r czyha na niego w ciemno�ci? I dlaczego do tej pory nie rzuci� mu si� do gar- d�a? Przeci�gn�� d�oni� po zimnej posadzce. Palce natkn�y si� na n� i zacisn�y na jego r�- koje�ci. Teraz by� bezpieczniejszy. Potem Kroni podci�gn�� �okcie i uni�s� g�ow�, omiataj�c promieniem latarki przeciwleg�� �cian�. Usiad� i zobaczy� stert� �achman�w w k�cie kamien- nego lochu. Sterta poruszy�a si�, zamar�a i zn�w rozleg�o si� d�ugie, przerywane b�lem wes- tchnienie. Kroni opad� na czworaki i trzymaj�c n� przed sob� podpe�z� do kupy �ach�w. Z �achman�w wygl�da�a cz�� twarzy - szare w�osy i ostry, kredowobia�y nos. Drgn�a niebieska powieka, ukazuj�c b�yszcz�ce rozognione, szalone oko. Chuda, dr��ca r�ka unios�a si� obronnym gestem, celuj�c d�ugimi paznokciami w twarz Kroniego. Ale po chwili opad�a bezsilnie i jakby uton�a w stercie �achman�w. Otworzy�y si� usta, bezz�bne i czarne. Cz�owiek chcia� co� powiedzie�, ale tylko za- charcza�. Potem jednak Kroni zdo�a� rozr�ni� s�owa: - Precz... �o�nierzu... - Nie jestem �o�nierzem - odpowiedzia�. - Jestem rurarzem. - Realny cz�owiek nie wzbudza� w nim l�ku. - Rurarz... - wychrypia� m�czyzna. - Pi�... Kroni poczu�, �e sam ma �miertelne pra- gnienie. - Gdzie tu jest woda? - zapyta�. - Dalej, tam... M�czyzna zdo�a� s�abym gestem g�owy wskaza� w g��b pokoju. Kroni uni�s� si� z kl�czek i trzymaj�c si� �ciany szed� wolno przed siebie, dop�ki nie us�ysza� szmeru, sp�ywa- j�cej wody i nie zobaczy� strumyczka wyciekaj�cego ze szczeliny w �cianie. Podstawi� he�m, d�ugo czeka�, a� uzbiera si� w nim troch� wody i natychmiast j� wypi�. Min�a cala wiecz- no��, zanim sam napi� si� do syta i nabra� wody dla nieznajomego. Kiedy tak pi� i czeka�, trzymaj�c he�m pod ciurkaj�cym strumyczkiem, mia� du�o czasu na my�lenie. My�la� wi�c, �e tu �yje cz�owiek, co jest bardzo dziwne, bo w takim miejscu cz�owiek wy�y� nie mo�e. Dziwny cz�owiek czeka� na niego. �wiat�o latarki odbi�o si� w jego �renicach, skiero- wanych w t� stron�, z kt�rej powinien nadej�� rurarz. - Id� - odezwa� si� Kroni z daleka, �eby rozp�dzi� cisze. Pochyli� si� i uni�s� lekk�, rozpalon� g�ow� cz�owieka. Nieznajomy pi� d�ugo i jakby niewprawnie. Woda �cieka�a mu z k�cik�w ust tak obficie, �e chyba niewiele jej trafia�o do gard�a. Zreszt� cz�owiek w takim stanie nie m�g� wiele wypi�. Nieznajomy zamkn�� oczy i odrzuci� g�ow� do ty�u. Kroni przestraszy� si�, �e m�czyzna umar�. - Poczekaj - powiedzia�, jakby chcia� go zatrzyma�, nie pozwoli� odej�� w mrok, z kt�rego nie ma ju� powrotu. - Jestem - powiedzia� nieznajomy nieoczekiwanie jasnym i silnym g�osem. - Dawno ju� nie pi�em. Nie wiem, kiedy ostatnio pi�em. Spod zamkni�tych powiek ukaza�y si� dwie �zy i sp�yn�y po zapadni�tych policzkach. - Jeste� na pewno g�odny - powiedzia� Kroni. - Mam jedzenie... - Dzi�kuj� - powiedzia� nieznajomy nie otwieraj�c oczu. - Jedzenie nie jest mi ju� po- trzebne. Jestem zm�czony. Umar�em. - �yjesz - powiedzia� Kroni i od razu poj��, �e k�amie. To oczywiste, �e ten cz�owiek umar�, �e przekroczy� granic�, za kt�r� nie ma ju� �ycia. - Jestem szcz�liwy - odezwa� si� cz�owiek. - Jestem szcz�liwy, bo si� napi�em. Nie potrafisz zrozumie�, jak trudno jest umiera� w samotno�ci i ze �wiadomo�ci�, �e one w ko�cu dobior� si� do ciebie. - S�ysza�e�, jak tu przyszed�em? - zapyta� Kroni. - Tak, ale nie wiedzia�em, �e jeste� cz�owiekiem. My�la�em, �e one jednak si� tu przedar�y, i czeka�em, a� mnie zaatakuj�. - Dawno si� tu zjawi�em? - zapyta� Kroni obawiaj�c si�, �e us�yszy w odpowiedzi: "trzy dni temu". - Niedawno - odpar� nieznajomy. - Le�a�e� jakie� dziesi�� minut. - Przy�ni�o mi si� - powiedzia� Kroni - �e znalaz�em inne miasto. - Innego miasta nie ma. Ja te� marzy�em o mie�cie, w kt�rym zawsze jest jasno, w kt�rym nie trzeba trz��� si� ze strachu w ka�dej chwili spodziewa� �mierci. - My�lisz, �e nasze miasto jest jedyne? - Tak - odpar� nieznajomy g�osem pe�nym przekonania. - Wasze miasto jest jedyne na �wiecie. Dotar�em do samej Otch�ani. Widzia�em ta�cz�ce zjawy i widzia�em te� Bia�ego Paj�ka. Pozna�em robaki, kt�re potrafi� przegryza� �ciany, i odnalaz�em drog� do Ognistego Jeziora. Ale innego miasta nie ma. - Takie miasto powinno by� - powiedzia� Kroni. - Ludzie mi to nim m�wili. - Tak by�o zawsze. Szuka�em. Innego miasta nie ma. - Znasz drog� do biblioteki? - zapyta� Kroni. Chcia� zapyta� o drog� powrotn�, o bezpieczn� drog� dla ludzi, na kt�rej nie ma szczur�w, ale zapyta� o bibliotek�. - Daj mi jeszcze wody - poprosi� nieznajomy. Kroni zbli�y� he�m do jego warg. Nieznajomy pi� d�ugo i Kroni poczu�, �e te� ma pragnienie. - Biblioteka to jest miejsce, w kt�rym le�� ksi��ki - powiedzia�. - A ksi��ki m�wi� o Mie�cie na G�rze... - Komu potrzebne s� ksi��ki? - zapyta� nieznajomy i zamilk�. Zapad�a d�uga cisza, w kt�rej s�ycha� by�o k��bienie si� szczur�w za �cian�. Potem powiedzia�: - Ju� mam lodowate nogi... Szukasz drogi do biblioteki? - Tak. - Po co ci ksi��ki? Jeste� przecie� rurarzem. Nie uczy�e� si�... Kroni rzeczywi�cie si� nie uczy�. Przez rok by� w terminie. Umia� troch� czyta�, zna� si� na schematach korytarzy i tuneli, s�owem, wiedzia� do��, �eby zosta� rurarzem. Potem, po wielu latach pracy, nauczy� si� na s�uch wychwytywa� zak��cenia w funkcjonowaniu rur i dowiedzia� si�, w jaki spos�b elektryczno�� dociera kablami ze Stacji do miasta. - A ja si� uczy�em - powiedzia� nieznajomy i zn�w zamilk�, bo m�wienie z ka�d� chwil� sprawia�o mu coraz wi�ksz� trudno��. - Ksi��ki... czytaj� teraz szczury! - Roze�mia� si� bulgotliwie, ale zaraz zacz�� m�wi� szybko i dobitnie, jakby obawiaj�c si�, �e nie zd��y powiedzie� wszystkiego: - By�em in�ynierem. Pogwa�ci�em Zasady. Kocha�em c�rk� pana Spela. Glizda nas wy�ledzi�... Mia�em by� wtr�cony do Otch�ani... �y�em tu, wszystko widzia�em i wiem, gdzie jest kipi�ce jezioro... Uni�s� g�ow� i zapyta� g�o�no: - Co z ni�? Jak zdrowie szlachetnej m�odej pani Gery Spel? Czy jest szcz�liwa? Kroni nie zd��y� podtrzyma� g�owy nieznajomego, kt�ra z g�uchym �oskotem, jak pr�ny garnek, uderzy�a o �cian�. Zrozumia�, �e ten cz�owiek zaraz umrze. - Jak trafi� do biblioteki? - pochyli� si� nad nim. Oddycha? Czy jeszcze oddycha? - Jak trafi� do biblioteki? Nieznajomy poruszy� wargami: - Id� do zjaw... Id� dalej, za drzwi... I to wszystko. Szczury drapa�y pazurami kamienn� �cian�. Cz�owiek �y� tu bez �wiat�a, skrada� si� korytarzami, ukrywa� si�, chcia� �y�. �mier� go �ciga�a, a on nie wiedzia�, dok�d przed ni� uciec. Kroni rozgarn�� �achmany i wymaca� na piersi nieznajomego metalowy znak rozpoznawczy z jego nazwiskiem i numerem. Kiedy cz�owiek umiera, zabiera si� jego znak rozpoznawczy. Taki jest zwyczaj. Kroni w�o�y� znaczek do kieszeni, bo nie mia� teraz czasu sylabizowa�, jak si� ten nieznajomy nazywa�. Po�wieci� po k�tach izby: skorupy naczy�, par� okopconych kamieni, pewnie palenisko, i �elazny pr�t - bro�. Kroni zobaczy� te� swoj� skrzynk� z narz�dziami. Zupe�nie o niej zapomnia� i teraz ucieszy� si� na jej widok, jakby spotka� utraconego przyjaciela. Sprawdzi� jeszcze, czy dobrze trzyma si� g�az zatykaj�cy dziur� w �cianie, bo nie chcia�, �eby szczury dobra�y si� do tego cz�owieka, i ruszy�, nie ogl�daj�c si�, przed siebie. Zaraz za s�cz�cym si� ze �ciany strumykiem, gdzie nabiera� wod�, natkn�� si� na drzwi. Z pocz�tku nawet nie zorientowa� si�, �e drzwi s� stalowe. To prawdziwy cud, �e kto� opuszczaj�c to miejsce zostawi� prawdziwe stalowe drzwi. Kroni pog�adzi� ich g�adk�, l�ni�c� powierzchni�, nie mog�c od razu rozsta� si� z tak drogocennym przedmiotem. Za drzwiami by�o pusto. Kroni poczu� na twarzy leciutki powiew zimnego powietrza i zrozumia�, �e ma przed sob� du��, otwart� przestrze�. Do�wiadczony rurarz zawsze potrafi si� zorientowa�, sk�d i dlaczego p�ynie powietrze. To by�a bardzo dziwna sala, w ka�dym razie takiej Kroni nigdy jeszcze nie widzia�. By�a wysoka i trzy �ciany mia�a g�adkie, jakby wypolerowane, a czwart� zas�ania�a b�yszcz�ca, lecz zmatowia�a ze staro�ci tablica z mn�stwem otwor�w. W tych otworach tkwi�y kiedy� aparaty i przyrz�dy, mechanizmy i urz�dzenia - wszystko to zosta�o wymontowane, wyj�te, wyszarpane, wyrwane i wyci�te, zewsz�d stercza�y ko�ce kabli, pogi�te blachy i po�amane �ruby. Najwidoczniej ci, kt�rzy st�d uciekali, nie troszczyli si� o czysto�� i porz�dek. Po prostu �apali, co by�o pod r�k�, i �adowali na w�zki i wywozili. Kroni wiedzia�, �e tak w�a�nie by�o, gdy� jeden w�zek z urwanym ko�em sta� niedaleko tablicy i do- s�ownie ugina� si� pod ci�arem okr�g�ych przyrz�d�w ze strza�kami i cyferkami, b�yszcz�cych metalowych skrzyneczek i pude�ek, szklanych rurek, motk�w r�nokolorowych kabli i lamp. Takie bogactwo, takie stosy niewyobra�alnych skarb�w wprawi�y Kroniego w os�upienie. Ka�de metalowe pude�eczko, je�li wyrzuci� z niego zawarto��, b�dzie kosztowa� wi�cej, ni� on zarabia przez ca�y miesi�c, a warto�ci innych przedmiot�w po prostu nie umia� sobie wyobrazi�... Spod stosu przyrz�d�w wystawa� skrawek materia�u. Kroni poci�gn�� go ostro�nie. Materia� by� cienki jak paj�czyna, mi�kki i nies�ychanie mocny. Szkoda tylko, �e by�o go tak niewiele. Kroni otworzy� skrzynk� i w�o�y� do niej starannie z�o�on� tkanin�. Potem nie wytrzyma� i podni�s� kilka pude�eczek ze stercz�cymi z nich kabelkami. Odstawi� skrzynk� i zajrza� do w�zka. I wtedy poczu� si� jak cz�owiek, kt�ry dopiero co zjad� bardzo smaczny i syty, ale prosty posi�ek, a potem, kiedy nie m�g� ju� nic prze�kn��, dosta� jeszcze ca�y p�misek najwyszuka�szych smako�yk�w. W w�zku le�a�a ca�a bela tkaniny. Znajdowa�a si� tam r�wnie� skrzynka z narz�dziami, precyzyjnymi jak narz�dzia dentysty, i ca�e zwoje kabli w mi�kkiej izolacji... Kroni wysypa� ze skrzynki sw�j dobytek, odwin�� z dziesi�� �okci tkaniny i odci�� j� no�em. Wysypa� narz�dzia. Wrzuca� do skrzynki r�ne przedmioty, staraj�c si�, �eby by�y niewielkie, nowe i b�yszcz�ce. Skrzynka nie dawa�a si� zamkn��, wyjmowa� wi�c z niej r�ne przedmioty i upycha� po kieszeniach. Trudno mu by�o oderwa� si� od tego zaj�cia, trudno odej��. Zapomnia� o bibliotece, zapomnia� o tym, �e musi jako� dotrze� na g�r�. Zapomnia� o ca�ym �wiecie i syci� si� b�yszcz�cymi przedmiotami. Wreszcie ockn�� si� i rozejrza� doko�a. By� bogaty. Co najmniej przez rok nie b�dzie musia� o niczym my�le�. M�g� zapomnie� o bibliotece i o innym mie�cie, gdy� bogaty cz�owiek mo�e nie my�le� i nie marzy� o tym, czego nie ma... Zjawa sta�a obok i przygl�da�a si�, jak bogaty rurarz Kroni upycha �upy po kieszeniach. Nie grozi�a mu, nie atakowa�a, lecz zrobi�a pewn� rzecz, kt�rej po zjawie trudno by�o si� spodziewa�. Pochyli�a si� i podnios�a z pod�ogi upuszczony kawa�ek kaszy... Najzwyklejszej w �wiecie kaszy, kt�r� przyrz�dza si� z ple�ni i porost�w, dodaj�c do smaku troch� drobnych orzeszk�w rosn�cych na �cianach. Zjawa obraca�a kawa�ek kaszy i obw�chiwa�a go. Zjawa mia�a r�ce, zupe�nie niepodobne do r�k ludzkich, a poza tym g�ow� bez oczu i ust. Usta mia�a ni�ej, gdzie� na wysoko�ci pasa. Zjawa wessa�a kasz� i Kroni by� tym tak wstrz��ni�ty, �e zapomnia� o g�odzie. Zjawa jad�a jego kasz�. Zjawa mog�a je��, to znaczy�o, �e �wiec�cy s�up, przynosz�cy pewn� �mier� ka�demu, kto go zobaczy, nie by� duchem. Duchy nie mog� je��. Nie musz� je��. Duchy nie maj� cia�a, kt�re trzeba karmi� dla podtrzymania si�. - Co ty? - powiedzia� Kroni. Nie chcia� zjawy przestraszy�, bo natychmiast przypomnia� sobie ostatnie s�owa umieraj�cego m�czyzny, kt�re z pocz�tku uzna� za bredzenie. Nieznajomy powiedzia�: ,,Id� do zjaw!". Zapyta� wi�c: - Gdzie jest biblioteka? Zjawa zacz�a si� cofa� i po�o�y�a na kamieniu resztk� kaszy, jakby w ostatnim momencie ruszy�o j� sumienie. - Jedz - powiedzia� Kroni. Nic by� z�y ani chciwy. I chocia� przed chwil� si� wzbogaci�, nie sta� si� przez to wcale gorszy. Zjawa zatrzyma�a si�, a Kroni pomy�la�, �e pewnie rozumie j�zyk ludzi. - Jedz, wcale ci nie �a�uj� - powt�rzy� Kroni nie zmieniaj�c pozycji. Siedzia� w kucki. przy swojej skrzynce i g�adzi� r�kami kieszenie wypchane rozmaitym dobrem. W�wczas zjawa ponownie si� zbli�y�a, wzi�a resztk� kaszy i wsun�a j� do ust. Kroni m�g�by przysi�c, �e przed chwil� te usta znajdowa�y si� co najmniej dwie pi�dzi wy�ej i w bok, ale zdolno�� cz�owieka do dziwienia si� ma te� swoje granice. Zjawa zajadaj�ca kasz� by�a nieprawdopodobna i nieprawdziwa, bo przecie� zjawy s� to z�e bezcielesne duchy. Ale zjawa s�uchaj�ca cz�owieka to ju� nic nadzwyczajnego. Skoro jest g�odna, to mo�e si� pos�ucha�. - Dam ci jeszcze - powiedzia� Kroni. Nie ufa� zbytnio zjawie i chcia� mie� w niej sojusznika. Mo�e ona na przyk�ad pilnuje tych rzeczy i nie pozwoli mu ich wzi��? Zjawa sta�a. Czeka�a na co�. - Mo�esz pokaza� mi drog� do biblioteki? Zjawa zrozumia�a. Drgn�a i pop�yn�a przodem, a Kroni chwyci� skrzynk�, podni�s� z ziemi n� i ruszy� za ni�. W �wietle latarki zjawa wydawa�a si� ca�kiem blada, jakby by�a zrobiona z pary. N�g nie mia�a i w og�le nie mia�a niczego, co powinien mie� normalny cz�owiek. Kasz� jednak jad�a. Je�li nie oszuka, pomy�la� Kroni, dam jej reszt�. Sam si� obejd�, a jej dam. Mo�e kasza to dla nich rzadki smako�yk? Znowu znale�li si� w korytarzu, pod kt�rego stropem bieg�y kable, a po �cianach p�ki rur. Jeszcze przed godzin� Kroni nie m�g� wyj�� z podziwu, ile tu wszelkiego dobra. Skrzynka zacz�a mu ci��y�, ale to by� bardzo przyjemny ci�ar. Kroni spochmurnia�. Jeszcze przed chwil� my�la� tylko o jednym - wr�ci� do domu i jak najszybciej sta� si� bogatym. A teraz znowu idzie szuka� biblioteki, chocia� z ka�dym krokiem, z ka�d� minut� powr�t staje si� coraz mniej prawdopodobny, coraz niebezpieczniejszy. Komu ta biblioteka potrzebna? Kroni przeklina� si� w duchu, przekonywa�, �e robi wielkie g�upstwo, ale pos�usznie szed� za s�upem b��kitnego dymu, zag��biaj�c si� coraz bardziej we wn�trzno�ci miejskich podziemi, schodz�c coraz bli�ej i bli�ej ognistej otch�ani. Nie, z takich jak ty, Kroni - us�ysza� g�os starego majstra - in�ynier�w nie da si� zrobi�. Jeste� na to za g�upi. Znale�li si� w �lepym zau�ku, gdzie posadzk� pokrywa�y wielkie kwadratowe p�yty. - Gdzie mnie zaprowadzi�a�? - przerazi� si� Kroni. - Gdzie mnie zaprowadzi�a�? Zjawa skurczy�a si� w niewielk� kul�, opad�a i zacz�a podskakiwa� w miejscu na jednym z kwadrat�w. Kroni podszed� bli�ej. Zjawa si� odsun�a. P�yta zadudni�a g�ucho pod nogami. Pod spodem by�o pusto. - Rozumiem - powiedzia� Kroni i o ma�o nie doda�: "potrzymaj skrzynk�". Spr�bowa� wsun�� palce w szczelin� mi�dzy p�ytami, ale szpara by�a za w�ska. - Przyda�by si� kij - zwr�ci� si� do zjawy. Zjawa ani drgn�a. Kroni przypomnia� sobie, �e w ostatnim korytarzu po drodze tutaj poniewiera�y si� jakie� pr�ty, wi�c powiedzia�: - Poczekaj chwil�, zaraz wracam. Wsun�� pr�t w szpar� i p�yta prawie natychmiast ust�pi�a. Podwa�y� j�, chwyci� r�kami za kraw�d� i przewr�ci�. - G��boko tu? - zapyta�. Nie czekaj�c na odpowied�, bo si� jej wcale nie spodziewa�, po�o�y� si� na skraju otworu i spojrza� w d�. Promie� latarki z �atwo�ci� dosi�gn�� dna. Ze �rodka tchn�o suchym ciep�em, kt�re tak si� cz�owiekowi marzy po powrocie z roboty, bo nie sta� go, �eby rura z ciep�� par� bieg�a przez jego pok�j. Pod�oga by�a niedaleko. Zwyczajne pi�tro, wysokie na jakie� dziesi�� �okci. Zjawa prze�lizgn�a si� obok niego, zapad�a pod posadzk� i odesz�a w bok. Tylko b��kitny odblask �wiadczy� o tym, �e na niego czeka. Kroni skoczy� i pod�oga uderzy�a go bole�nie w pi�ty. Promie� latarki prze�lizgn�� si� po �cianach korytarza. Kt�rego to ju� dzisiaj z kolei? Pod�oga by�a ciep�a. Zjawa ruszy�a korytarzem, a Kroni dokona� jeszcze jednego zdumiewaj�cego odkrycia. O wiele bardziej zdumiewaj�cego ni� spotkanie ze zjaw� lub cudowna ucieczka przed szczurami. �ciany korytarza nosi�y �lady ognia, jakby kto� przebieg� po nim z dymi�c� pochodni�, pozostawiaj�c� wsz�dzie gruby kope�. Ca�a reszta wygl�da�a tak, jakby ludzie odeszli st�d dopiero wczoraj. Pomieszczenie by�o suche, wi�c wszystko przetrwa�o w do- skona�ym stanie. Ca�y by� plastik na �cianach i plastikowy dywan na pod�odze, wreszcie drzwi, prawdziwe r�nokolorowe drzwi, wielkie i ma�e, i lampy pod sufitem, zupe�nie ca�e lampy w szklanych kloszach! Skrzynka, kt�ra jeszcze przed chwil� by�a prawdziwym skarbem, teraz nagle straci�a swoj� warto�� i mo�na j� by�o rzuci� na ziemi�... Ale Kroni jej nie wyrzuci�. Musia� st�d jak najszybciej uciec, �eby dogada� si� z w�a�ciwymi lud�mi, urz�dzi� zorganizowan� wypraw�, przyuczy� zjawy, �eby odp�dza�y bia�e szczury. Lubi� kasz�? Dostan� jej tyle, �e p�kn� z przejedzenia! Wtedy Kroni nie b�dzie mieszka� w n�dznej kom�rce na dolnym poziomie, tylko b�dzie mia� ca�y dom na g�rnym pi�trze. Sam pan Kalgar b�dzie mu si� k�ania� i zaprasza� do swojej prywatnej windy. Kroni b�dzie si� objada� s�odkimi grzybami, o�eni si� z jak�� pi�kn� i m�od�, szlachetnie urodzon� panienk� i nikt nie odwa�y si� wygna� go lub skaza� na �mier�. Pani Ratni b�dzie wychodzi�a co rano ze swojego domku i b�dzie k�ania�a si� w pas panu Kroniemu, sama go b�dzie zaprasza� do k�pieli w publicznym base