283
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 283 |
Rozszerzenie: |
283 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 283 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 283 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
283 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
tytu�: "Satyry"
autor: Ignacy Krasicki
Spis Tre�ci
Do Kr�la...2
Palinodia...4
Pija�stwo...6
Pochwa�a wieku...8
�wiat zepsuty...10
�ona modna...12
* * *
Do Kr�la
Im wy�ej, tym widoczniej; chwale lub naganiePodpadaj� kr�lowie, najja�niejszy panie!Satyra prawd� m�wi, wzgl�d�w si� wyrzeka.Wielbi urz�d, czci kr�la, lecz s�dzi cz�owieka.Gdy wi�c gani� zdro�no�ci i zdania mniej baczne,Pozwolisz, mo�ci kr�lu, �e od ciebie zaczn�.Jeste� kr�lem, a czemu nie kr�lewskim synem?To niedobrze; krew pa�ska jest zaszczyt przed gminem.Kto si� w zamku urodzi�, niech ten w zamku siedzi;Z tego� powodu nasi szcz�liwi s�siedzi.Bo natura na rz�dczych pokoleniach zna si�:Inszym powietrzem �ywi, insz� straw� pasie.St�d rozum bez nauki, st�d bieg�o�� bez pracy;M�drzy, rz�dni, wspaniali, mocarze, junacy-Wszystko im �atwo idzie; a chocia�by kt�ryOdstrychn�� si� na moment od swojej natury,Znowu si� do niej wr�ci a dobrym koniecznieBy� musi i szacownym w potomno�ci wiecznie.Bo od czego� poeci? Skarb kr�lestwa drogi,Rodzaj mo�ny w aplauzy, w s�owa nieubogi,Rodzaj, co umie znale��, czego i nie by�o,A co jest, a niedobrze, �eby si� przy�mi�o,I w to oni potrafi�; st�d te� jak na smyczySzed� chwalca za chwalonym, zysk nios�c w zdobyczy,A cho� kt�ry fa�sz postrzeg�, kompana nie zdradzi�;Ten gardzi�, ale p�aci�, �w �mia� si�, lecz kadzi�.Ty� kr�lem, czemu nie ja? M�wi�c mi�dzy nami,Ja si� nie b�d� chwali�, ale przymiotamiNiez�ymi si� zaszczycam. Jestem Polak rodem,A do tego i szlachcic, a cho�bym i miodemSzynkowa�, tak jak niegdy� �w bartnik w Kruszwicy,Czemu� bym nie m�g� osie�� na twojej stolicy?Jeste� Kr�lem - a by�e� przedtem mo�ci panem;To grzech nieodpuszczony. Ka�dy, kt�ry stanemPrzedtem si� z tob� r�wna�, a teraz czci� musi,Nim powie: "najja�niejszy", pierwej si� zakrztusi;I cho� si� przyzwyczai�, przecie� go to �echce:Usty ci� czci, a sercem szanowa� ci� nie chce.I ma s�uszne przyczyny. Wszak w LacedemonieZaw�dy siedzia� Tesalczyk na Likurga tronie,Greki archont�w swoich od Rzymian�w brali,Rzymianie dyktator�w od Grek�w przyzwali;Zgo�a, byleby nie sw�j, cho�by i pob��dzi�,Zaw�dy to lepiej by�o, kiedy cudzy rz�dzi�.Czy�, co mo�esz, i dzie�mi s�siad�w zadziwiaj,Szczep nauki, wzno� handel i kraj uszcz�liwiaj-Cho� wiedz�, chocia� czuj�, �e� jest tronu godny,Nie masz chrztu, co by zmaza� tw�j grzech pierworodnySk�d powsta� na Micha�a �w spisek zdradziecki?St�d tylko, �e kr�l Micha� zwa� si� Wiszniowiecki.Do Jana, �e Sobieski, nar�d nie przywyka.Kr�l Stanis�aw d�ug p�aci za pana stolnika.Czujesz to - i ja czuj�; wi�c si� ju� nie troszcz�,Pozwalam ci by� kr�lem, tronu nie zazdroszcz�. �le to wi�c, �e� jest Polak; �le, �e� nie przychodzie�;To gorsza (lubo�, prawda, poprawiasz si� co dzie�)-Przecie� musz� wym�wi�, wybacz, �e nie pieszcz�-Powiem wi�c bez ogr�dki: oto m�ody� jeszcze.Pi�knie� to, gdy na tronie s�dziwo�� si� mie�ci;Ty� na� wst�pi� maj�cy lat tylko trzydzie�ci,Bez siwizny, bez zmarszczk�w: zaka� to nie lada.Wszak siwizna zwyczajnie talenta posiada,Wszak w zmarszczkach rozum mieszka, a gdzie broda siwa,Tam wszelka doskona�o�� zwyczajnie przebywa.Nie by�e�, prawda, winien temu, �e� nie stary;M�odo��, czerstwo�� i rze�ko�� pi�kne� to przywary,Przecie� s� przywarami. Ale� si� poprawi�:Ju� ci� tron z naszej �aski siwizny nabawi�.Poczekaj tylko, je�li zstarze� ci si� damy,Jak ci� tylko w zgrzybia�ym wieku ogl�damy,B�dziem krzycze� na starych, dlatego �e� stary.To ju� trzy, com ci w oczy wyrzuci�, przywary.A czwarta jaka b�dzie, mi�o�ciwy panie?O sposobie rz�dzenia niedobre masz zdanie.Kr�l nie cz�owiek. To prawda, a ty nie wiesz o tym;Wszystko ci si� co� marzy o tym wieku z�otym.Nie wierz bajkom! B�d� takim, jacy byli drudzy.Po co tobie przyjaci�? Niech Ci� wielbi� s�udzy.Chcesz, aby ci� kochali? Niech si� raczej boj�.C�e� zyska� dobroci�, �agodno�ci� twoj�?Zdzieraj, a b�dziesz mo�nym, gn�b, a b�dziesz wielkim;Tak si� ws�awisz a przeciw nawa�no�ciom wszelkimTrwale si� ubezpieczysz. Nie chcesz? Tymci gorzej:Przypada� b�d� na ci� niefortuny sporzej.Zniesiesz m�nie - cierp�e z tym my�lenia sposobem;Wol� ja by� Krezusem ani�eli Jobem.�wiadczysz, a na z�e id� dobrodziejstwa twoje.Czemu� �wiadczysz, z dobroci gdy masz niepokoje?Bolejesz na niewdzi�czno�� - albo� ci rzecz tajna,�e to w p�acy za �aski moneta zwyczajna?Po co nie bra� szafunku starostw, gdy dawano?Po tymci tylko w Polszcze kr�le poznawano,A zagrzane wspania�� mi�o�ci� ojczyzny,Kocha�y patryjoty dawc� kr�lewszczyzny.Ksi�gi lubisz i w ludziach kochasz si� uczonych;I to �le. Porzu� m�drk�w zaba�amuconych.�aden si� nar�d ksi�g� w moc nie przysposobi�:M�dry przedysputowa�, ale g�upi pobi�.Ten, co niegdy� potrafi� floty du�skie chwyta�-Kr�l Wizimierz - nie umia� pisa� ani czyta�.Waszej kr�lewskiej mo�ci nie przepr�, jak widz�,W tym si� popraw przynajmniej, o co ja si� wstydz�.Dobro� serca monarchom wcale nie przystoi:To mi to kr�l, co go si� ka�dy cz�owiek boi,To mi kr�l, co jak wspoj�rzy, do serca przeniknie.Kiedy lud do dobroci rz�dz�cych przywyknie,Bryka, mo�ciwy kr�lu, wzgl�d wspacznie obr�ci:Z�y, gdy kontent, powolny, kiedy si� zasmuci.Nie moje to jest zdanie, lecz przez rozum bystryDawno tak os�dzi�y przezorne ministry:Wiedz� oni (a czego� ministry nie wiedz�?),Przy sterze ustawicznie, gdy pracuj�, siedz�,Dociekli, na czym sekret zawis� panuj�cych.Z tych wi�c powod�w, umys� wskr� przenikaj�cych,Nie trzeba, mo�ci kr�lu, mie� �agodne serce:Zwyci� si�, zga� ten ogie� i zat�um w iskierce!�e� dobry, gorszysz wszystkich, jak o tobie s�ysz�,I ja si� z ciebie gorsz� i satyry pisz�;B�d� z�ym, a zaraz k�ad�c twe cnoty na szal�,Za to, �e� si� poprawi�, i ja ci� pochwal�.
* * *
Palinodia
Na co pisa� satyry? Cho� si� z�e zbyt wznios�o,Przesta�my. �wiat poprawia� - zuchwa�e rzemios�o.Na z�e szczero�� wychodzi, prawda w oczy kole;Wi�c ju� �aja� przestan�, a podchlebia� wol�.Kt�rych wi�c grzbiet niekiedy, mnie rozum nawr�ci�,Przyst�pujcie�, filuty, nie b�d� was smuci�.Ciesz si�, Pietrze, zamo�ny, ozdobny i s�awny,Dobrym kunsztem uros�e�, nie z�odziej, lecz sprawny,Nie szalbierzu, lecz dzielny umys��w badaczu,Nie zdrajco, ale z dobrej pory korzystaczu,Nie rozpustny, lecz w grzeczne krotofile p�odny,Przyst�p, Pietrze, bezpiecznie, bo� pochwa�y godny.Ciesz si�, Pawle. Oszuka� to kunszt doskona�y,Ty� mistrz w kunszcie, wi�c winne odbieraj pochwa�y.Fraszka Machijawel�w wykr�ty i sztuki,Przenios�e� g��boko�ci� tak zacnej naukiWytworno�� przesz�ych wiek�w. Uczni�w ci przybywa,Winszuj� ci, ojczyzno moja, b�d� szcz�liwa.Janie zacny, co� ojc�w maj�tno�� utraci�,Fraszka z�oto, masz s�aw�, masz tych, co� zbogaci�.Brzmi wdzi�czno��, mi�o s�ucha�, cho�by i o g�odzie.O szcz�liwa ojczyzno! szcz�liwy narodzie!Masz umys�y wyborne, dusze heroiczne,Zewsz�d wielkie przyk�ady, wspania�e i liczne,Zewsz�d... Po c� te �miechy? Niech Zoil uw�acza,Niechaj zjadliwe pi�ro w ��ci coraz macza,Nie przeprze. Ci, co satyr udali si� drog�,Mszcz� si� na wielkich, �� by� wielkimi nie mog�.Ta pobudka, co bardziej ni� �arliwo�� wzrusza,Wzbudzi�a Juwenala i Horacyjusza,Kiedy pod pretekstami obyczaj�w zdro�nychTargali si� w�r�d Rzymu na ja�nie wielmo�nych,Gdy szydzili z konsul�w mimo ich topory,A co skarb (jak zazwyczaj) okrad�y kwestory,Cho� nie kradli otwarcie, byli po�ajani.Augury, z charakteru chocia� powa�ani,Chocia� w mocy, w kredycie bywali ustawnie,Cho� ostro�nie grzeszyli, �ajano ich jawnie.Nie wiedzieli prostacy, �e co lud obchodzi,�e co ma�ym nie wolno, to wielkim si� godzi,Nie chcieli raczej wiedzie�; a zajad�o�� w�ciek�a,Skoro si� w pierwsze stopnie zuchwale zaciek�a,Nie patrz�c na osoby, lecz �cigaj�c zdrajc�,Z w�r�d ko�cio�a, senatu bra�a winowajc�.Ale te� z mody wyszli, ma�o je kto czyta,A co komu do tego, kto by� hipokryta,Kiedy �y� Juwenalis, na przym�wki skory,Co st�d Persyjuszowi, �e krad�y kwestory?�le czyni�, �e si� na nie z satyr� o�mieli�;Kto wie, milcz�c czyby si� z nimi nie podzieli�. Jak na�wczas tak teraz ma�o kogo wzrusza,�e augury gorszy�y za Horacyjusza,To przywilej urz�du. Dumny a bogaty,Nie dla wr�ki �y� augur, ale dla intraty.Pretor �e w trybunale niekiedy pob��dzi�,Tym gorzej przegranemu; kto wygra�, os�dzi�,�e pretor sprawiedliwy. A poeta za coG�os godni�s�? Nie�le milcze�, czasem za to p�ac�.Tak by nam czyni�; ale �atwiej z paszczy wilczej�up wyrwa� ni� dokaza�, �e poeta zmilczy.Wi�c gdy milcze� nie mog�, tak jak przedsi�wzi��em,Ka�dego w szczeg�lno�ci, wszystkich chwal� wspo�em.Jak Piotr, Pawe� z osobna, mnogimi orszakiPrzyst�pujcie szulery, oszusty, pijaki,Hipokryty, pieniacze; niech ka�dy przychodzi,Stratni, sk�pcy, filuci, i starzy, i m�odzi,7.go�a kogom ukrzywdzi�; ile tylko zdo�am,Przychod�cie, com niebacznie powiedzia�, odwo�am. Do czego� w polerownym tym wieku przywyk�a,P�ci pi�kna, czy� krok pierwszy. C� wstyd? - Marno�� znik�a. Co honor? - Mistrz dziwaczny i tyran ponury.Oswoi�y�cie cnot�, ju� innej natury:Zgodzi�a si� z wdzi�kami, a co niegdy� dzika,Ju� pieszczotom niesprzeczna i modzie przywyka.Bogdaj �w czas szcz�liwy nigdy by� nie mija�,Kiedy si� kr�l ze trzema stanami upija�!Nie by�o�, prawda, rz�d�w, lecz by�o weso�o.Wr��cie si�, dobre wieki, niech pogodne czo�oOznacza wn�trzn� rado��. Trunek troski goi,Trunek serca orze�wia, trwog� uspokoiI b�dziemy szcz�liwi. Dobrej chwile dawce,Bierzcie, co wam nale�y, chwa��, marnotrawce;Dobro� serca w was mieszka, czynicie szcz�liwych,Na c� ran� rozj�trza� w pismach uszczypliwych?Dusze s�odkie, do�� kary. �miech kr�tki, p�acz trwa�y.Nie satyr, lecz pociechy godni�cie i chwa�y.Straci� Tomasz maj�tno��, lecz kraj przyozdobi�;Pa�ac zosta�, tapicer na meblach zarobi�.Przeni�s� pysznym ogrodem Francuzy i W�ochy,Nie mia�, prawda, pszenicy, ale mia� karczochy.Zgo�a pi�knie z nim by�o. �le z sk�pymi wsz�dzie,Przecie� i tych nie ga�my, a cho� w zdro�nych rz�dzieG�rne miejsce trzymaj�, cho� dzicy, nieczuli,Z wstydu, wzgl�d�w i cnoty chocia� si� wyzuli,Przecie� si� czasem zdadz�. P�u�ne te bydl�taOrz�, kto inny zbiera. St�d hojne pani�ta,Co spas�e g�odem ojc�w, na dow�d wdzi�czno�ci�miej� si� z fundator�w swojej wspania�o�ci.Niech si� �miej� do woli; r�wnie to los dzieli,Przyjdzie czas, gdy si� i z nich drudzy b�d� �mieli,Ja chwal�. W czym z�e karty? Kto przegra�, ten gani.Ci, co do tego stanu nie s� powo�ani,Pr�no blu�ni�. �e dobre, wyprobuj� snadnie;Wojciech, �w s�awny Wojciech, kiedy gra, nie kradnie.Niechby gra�, niechby grali oszusty, matacze,Hipokryty, z�odzieje, rozpustni, pieniacze,Mniej by by�o szkarady. Dw�r? To �r�d�o cnoty,Dw�r cecha, gdzie si� wielkie probuj� przymioty,Dw�r szko�a uczciwo�ci, skarbnica poloru,Zgo�a cokolwiek dobrze, to wszystko u dworu:Wi�c grzeczne Sokratesy, Platony dorodne,Pe�ne wdzi�k�w Seneki, Cycerony modne,Solony manijerne, Epiktety sprawne,Tacyty �artobliwe, Katony zabawneU dwor�w si� wyl�g�y; a nas, prostych, rzeszaNa ho�d tym wielkim duszom, zdziwiona, pospiesza.I ja biegn� za gminem, ile mog� zdo�a�.Lecz nie dosy� przeprosi�, nie dosy� odwo�a�.Niechaj pozna �wiat ca�y z daleka i z bliska;Kiedym gani�, tai�em ganionych nazwiska.Chwal�, niech b�d� jawni... Rumieniec?... Nie chcecie?Zacny wstydzie! Osiad�e� na tych czo�ach przecie.C� czyni�? Nieznajomych czy w dw�jnas�b s�awi�?M�wi�? - czyli umilkn��? Tai�? - czy objawi�?Milcz�. Szacowna skromno�� zdobi wielkie dusze.Niech�e s�dzi potomno��, a ja pi�ro krusz�.
* * *
Pija�stwo
"Sk�d idziesz?" "Ledwo chodz�". "S�aby�?" "I jak jeszcze.Wszak wiesz, �e si� ja nigdy zbytecznie nie pieszcz�,Ale mi zbyt dokucza b�l g�owy okrutny"."Pewnie� wczoraj by� wes�, dlatego� dzi� smutny.Przejdzie b�l, powiedz�e mi, prosz�, jak to by�o?Po smacznym, m�wi�, k�sku i wod� pi� mi�o"."Oj, niemi�o, m�j bracie! bogdaj z tym przys�owiemPrzepad�, co go wymy�li�; jak by�o, opowiem.Upi�em si� onegdaj dla imienin �ony;Nie �al mi tego by�o. Dzie� ten obchodzonyMusia� by� uroczy�cie. Dobrego s�siadaNie�le czasem podpoi�; jejmo�� by�a rada,Wina mieli�my dosy�, a �e dobre by�o,Cieszyli�my si� pi�knie i nie�le si� pi�o.Trwa�a uczta do �witu. W po�udnie si� budz�,Ci�y g�owa jak o��w, krztusz� si� i nudz�;Jejmo�� radzi herbat�, lecz to trunek mdl�cy.Jako� ko�o apteczki przeszed�em niechc�cy,Hany�ek mnie zalecia�, troch� nie zawadzi.Napi�em si� wi�c troch�, aczej to poradzi:Nudno przecie. Ja znowu, ju� mi ra�niej by�o,Wtem dw�ch z uczty wczorajszej kompan�w przyby�o.Jak�e nie pocz�stowa�, gdy kto w dom przychodzi?Jak cz�stowa�, a nie pi�? i to si� nie godzi;Wi�c ja znowu do w�dki, wypi�em niechc�cy:Omne trinum perfectum, bo trunek gor�cyDobry jest na �o��dek. Jako� w punkcie zdrowy,Usta�y i nudno�ci, usta� i b�l g�owy.Zdr�w i wes� wychodz� z moimi kompany,Wtem obiad zastali�my ju� przygotowany.Siadamy. Chwali trze�wo�� pan J�drzej, my za nim,Bogdaj to wstrzemi�liwo��, pijatyk� ganim,A tymczasem butelka nietykana stoi.Pan Wojciech, co si� bardzo niestrawno�ci boi,Po szynce, co�my jedli, troch� wina radzi:Kieliszek jeden, drugi zdrowiu nie zawadzi,A zw�aszcza kiedy wino wytrawione, czyste:Przystajem na takowe prawdy oczywiste.Id� zatem dyskursa tonem statystycznymO mi�o�ci ojczyzny, o dobru publicznym,O wspania�ych projektach, m�nym animuszu;Kopiem g�ry dla srebra i z�ota w Olkuszu,Odbieramy Inflanty i pa�stwa multa�skie,Liczemy owe sumy neapolita�skie,Reformujemy pa�stwo, wojny nowe zwodzim,Tych bijem wst�pnym bojem, z tamtymi si� godzim,A butelka nieznacznie jako� si� wysusza.Przysz�a druga; a gdy nas �arliwo�� porusza,Pe�ni pociech, �e wszyscy przeciwnicy legli,Trzeciej, czwartej i pi�tej ani�my postrzegli.Posz�a sz�sta i si�dma, za nimi dziesi�ta,Na�wczas, gdy nas mi�o�� ojczyzny zaprz�ta,Pan J�drzej, przypomniawszy ��rawi�skie kl�ski,Nu� w p�acz nad kr�lem Janem: Kr�l Jan by� zwyci�ski!Krzyczy Wojciech: Nieprawda! A pan J�drzej p�acze.Ja gdy ich chc� pogodzi� i rzeczy t�umacz�,Pan Wojciech mi przym�wi�: S�yszysz wa�� - mi rzeczeJak to wa��! Naucz� ci� rozumu, cz�owiecze.On do mnie, ja do niego, rwiemy si� zajadli,Trzyma J�drzej, na wrzaski s�u��cy przypadli,Nie wiem, jak tam sko�czyli zwad� nasz� wielk�,Ale to wiem i czuj�, �em wzi�� w �eb butelk�.Bogdaj w piek�o przepad�o obrzyd�e pija�stwo!C� w nim? Tylko niezdrowie, zwady, grubija�stwo.Oto profit: nudno�ci i guzy, i plastry"."Dobrze m�wisz, pod�ej to zabawa ha�astry,Brzydzi si� nim cz�ek prawy, jako rzecz� sprosn�:Z niego zwady, obmowy nieprzystojne rosn�,Pami�� si� przez nie traci, rozumu u�ycie,Zdrowie si� nadwer�a i ukraca �ycie.Patrz na cz�eka, kt�rego uj�a moc trunku,Cz�owiekiem jest z pozoru, lecz w zwierz�t gatunkuGodzien si� mie�ci�, kiedy rozs�dek zalejeI w kontr naturze posta� bydl�c� przywdzieje.Je�li niebios zdarzenie wino ludziom da�oNa to, aby u�yciem swoim orze�wia�o,U�ycie dar�w bo�ych powinno by� w mierze.Zawstydza pijanice nierozumne zwierz�,Pot�piaj� bydl�ta niewstrzyma�o�� nasz�,Trunkiem wed�ug potrzeby gdy pragnienie gasz�,Nie bior� nad potrzeb�; cz�ek, co nimi gardzi,Gorzej od nich gdy dzia�a, podlejszy tym bardziejMniejsza guzy i plastry, to zap�ata zbrodni,Wi�kszej kary, obelgi takowi s� godni,Co w dzikim za�lepieniu wyst�pni i zdro�ni,Rozum, kt�ry cz�owieka od bydl�cia ro�ni,�mi� za lada przyczyn� przyt�pia� lub traci�.Jaki� zysk tak� szkod� potrafi zap�aci�?Jaka korzy�� tak wielk� utrat� nadgrodzi?Z�a to rado��, m�j bracie, po kt�rej �al chodzi.Ci, co si� na takowe nie udaj� zbytki,Patrz, jakie swej trze�wo�ci odnosz� po�ytki:Zdrowie czerstwe, my�l u nich weso�a i wolna,Moc i ra�no�� niezwyk�a i do pracy zdolna,Maj�tno�� w dobrym stanie, gospodarstwo rz�dne,Dostatek na wydatki potrzebnie rozs�dne:Te s� wstrzemi�liwo�ci zaszczyty, pobudki,Te s�". "B�d� zdr�w!" "Gdzie� idziesz?" "Napij� si� w�dki"
* * *
Pochwa�a wieku
"Lepiej teraz ni� przedtem". "Dlaczego?" "Bo lepiej".To dow�d oczywisty". "�wiat si� coraz krzepi.Nabra� z laty rozumu, a im bardziej stary,Tym dzielniej zesz�y, co go szpeci�y, przywary"."Ale dlaczego lepiej?" "Dlatego �e byliLepsze syny od ojc�w, co nas poprawili"."Wi�c zmy�la� �w Horacy?" "Zmy�la�". "To� i wierz�""Cz�owiek przedtem by� prosty i dziki jak zwierz�,Dzi� jest istno�� rozumna, ale jak rozumna!Z szk�, z obozu, z warsztatu, nawet i od gumnaWszystko tchnie wytworno�ci�, wszystko si� zwi�kszy�oZgo�a zaw�dy dzi� lepiej ni�li wczoraj by�o"."Ale przecie� o �wiecie z�a si� wie�� roznosi,Powiadaj�, �e si� co� popsu�o u osi,St�d ju� lato nie lato, a zima nie zima"."Bajki, powie�ci godne mamek lub pielgrzyma,Nawet i kalendarza; ale to og�lnie.Chcesz, abym lepszo�� nasz� dowodzi� szczeg�lnie?""Zgoda". "Wi�c... ale sk�d�e wywodzi� pochwa�y,Na przyk�ad pisma nasze - to orygina�y.I cho� czasem zdaje si�, i� dawnych skradamy,Gdy im czyniem ten honor, wtenczas poprawiamy.Drzema� Homer niekiedy - fraszka zadrzemanie,My nie drzemiem, ale �piem, lecz to nasze spanieRoi sny, kt�rych r�no��, wdzi�ki i wspania�o��W samej tre�ci zawiera wszystk� doskona�o��.��wim krokiem sz�y przedtem nauki k�opotne.My, or�y wybuja�e, or�y bystrolotne,Wzbiwszy pod same nieba rozpostarte skrzyd�a,Z g�ry patrz�c widziemy tre�ci i prawid�a.Darmo si� matka rzeczy z swym dzia�aniem kry�a-Bystro�� nasza zak�ty ciemne wy�ledzi�a;Darmo wyrok najwy�szy granice oznaczy�-Przeszed� cz�ek, zdar� zas�on� i jawnie obaczy�,Co by�o wiekom tajno. Wi�c s�dzie dobrani,Ka�dy, co jest, wychwala, a co by�o, gani,Przewraca dawnych moz� dzia�ania na nice,A rozpostar�szy bystre poj�cia graniceW taki si� lot zapuszcza, i� mo�na by my�li�,Jak co lepiej wynale�� alboli okre�li�.Ten jest odg�os zbyt cz�sty, ale czyli bacznych,Czy prawdy g�osiciel�w, czy b��d�w dziwacznych,Niech ci s�dz�, co my�l�, a my�l�, jak trzeba.Pami��, bystro��, poj�cie s� to dary nieba.Ale ten skarb dzier��cych nie zaw�dy bogaci,U�ycie go powi�ksza, u�ycie go traci.Czyta� Szymon, wie, co, jak i kiedy si� dzia�o,Lecz na tym zasadzony zbyt dumnie, zbyt �mia�o,Czyli si� w pi�mie uda do prozy, czy wierszy,Za siebie tylko patrzy i mniema, �e pierwszy.St�d wyroki i w stylu, i w zdaniach opacznych.St�d nowe wynalazki system�w dziwacznych,St�d starymi pogardza, innych ma�o ceni-Nie tak czynili, czyni� prawdziwie uczeni. Wiek ma�o dla nauki, poma�u przychodzi,D�ugo trzeba pracowa�, nim prace nadgrodzi,Ale te�, cho� niespieszna, obfita nadgroda.Co powie prawy m�drzec, wiek wiekowi poda.A te nasze �wiate�ka, co b�yszcz� do�� jasno,Jak si� w punkcie roz�wiec�, tak w punkcie i zgasn�.T�um m�drc�w; przedtem ledwo znale�� by�o w t�umieCzy� si� nowe przymioty odkry�y w rozumie?Czyli wspacznym obrotem wr�ci� si� wiek z�oty?Czy �wiat dzielniejsz� zyska� istno�� i obroty?Te� same, co i pie1-wej, jest tak, jak i by�o,Lecz co si� wszerz zyska�o, wzg��bsz si� utraci�o.Posz�a w handel nauka, kramnic� drukarnie,G��d k�adzie pi�ro w r�k�, zysk do pisma garnie.Maj� dowcip na zbyciu w ten jarmark otwarty,Jak kramarze na �okcie, autory na karty,A �e w handlu rzemios�o wkrada si� �otrostwo,St�d owe, co nas gn�bi, ksi�g rozlicznych mnostwo,W kt�rych rozum, nauk�, dowcip, wynalazkiZast�puje druk, papier, poz�ota, obrazki.St�d, niby gaz� kryte, wyrazy wszeteczne,St�d fa�sze modnym tonem, st�d blu�nierstwa grzeczne,St�d owe nudne Muzy, a niezmiernie p�odne,St�d zbiory anekdot�w czytania niegodne,St�d - pod nazwiskiem �art�w dowcipnych - potwarze,Bajki w rz�d abecad�a, st�d dykcyjonarze,Zgo�a pisma niewarte nawet ksi�g nazwiska.O Fau�cie! z twojej �aski druk g�upstwa wyciskaDa�e� �atwo�� naukom, dowcipowi cech�,Ma �wiat, prawda, z przemys�u twojego pociech�,Lecz z tych skarbnic m�dro�ci nieprzerachowanychZa jedno dobre pismo - sto g�upstw drukowanych.Bajkami si� lud bawi, drukarnia bogaci.Nim diab�a Bohomolec da� w swojej postaci,Wiele� ksi��ek, powie�ci o strasznych poczwarach,O wr�kach, zabobonach, upierach i czarachTrwo�y�y nasze ojce. Uj�wszy gromnicePali� �awnik z burmistrzem w rynku czarownice,Chc�c jednak pierwej dociec zupe�nej pewno�ci,P�awi� j� na powrozie w stawie podstaro�ci.Zdejmowa�y uroki stare baby dziecku,Skaka� na pustej baszcie diabo� po niemiecku,Krzewi�y si� ko�tuny czarami nadane,Gada�y po francusku baby op�tane,A czkaj�c po kruczgankach na miejscach cudownych,Nabawia�y patrz�cych strach�w niewymownych.Co zbytnim dowierzaniem up�odzi� wiek przesz�y,W tera�niejszym podl�ce te przywary zesz�y,Ale te� zbyt porywczym zaciek�szy si� p�dem,Cz�sto, gdy b��d poprawia, �mie prawd� zwa� b��demRoztropn� zdania nasze szal� trzeba mierzy�,�le jest nadto dowierza�, gorzej nic nie wierzy�.�e si� obrzask poka�e w �le chowanym winie,Nie likwor temu winien, ale z�e naczynie.Trafia si� p��d odrodny, cho� cnotliwej matki,A dzikich latoro�li poziome ostatkiGdy ucina ogrodnik, drzewu to nie szkodzi.Owszem, pi�kniej wybuja, lepszy owoc rodzi.Jest granica, za kt�r� przechodzi� nie wolno.Maj�c por�, ochot� i sposobno�� zdoln�,Dociekajmy, co mo�em, co dociec si� godzi.Wiek nasz w wielu odkryciach dawniejsze przechodzi.Dzie� dniu prawd� obwieszcza, godzinom godziny;Z pracy ojc�w szcz�liwe korzystaj� syny,A do zdatnegol2 rzeczy stosuj�c u�yciaNowe wiekom p�niejszym gotuj� odkrycia"."Wi�c lepiej rzeczy id�, bo �ywiej, bo sporzej"."S�d�, jak chcesz, mo�e lepiej, mo�e te� i gorzej".
* * *
�wiat zepsuty
Wolno szale� m�odzie�y, wolno starym zwodzi�,Wolno si� na czas �eni�, wolno i rozwodzi�,Godzi si� kra�� ojczyzn�, �atw� i powoln�;A mnie sarka� na takie bezprawia nie wolno?Niech si� miot� z�o�� na ci� i chytro�� bezczelna-Ty m�w prawd�, m�w �mia�o, satyro rzetelna.Gdzie�e�, cnoto? gdzie�, prawdo? gdzie�cie si� podzia�y?Tu�cie niegdy� najmilsze przytulenie mia�y.Czci�y was dobre nasze ojcy i pradziady,A synowie, co w bite wst�pa� mieli �lady,Szydz�c z �wi�tej poczciwych swych przodk�w prostoty,Za blask czczego poloru zamienili cnoty.S��w a� nadto, a same matactwa i �garstwa;Wstr�t usta�, a jawnego spro�no�� niedowiarstwa�mie si� targa� na �wi�te wiary tajemnice;Jad si� szerzy, a �r�d�o bior�c od stolice,Grozi dalsz� zaraz�. Pe�no ksi�g bezbo�nych,Pe�no mistrz�w zuchwa�ych, pe�no uczni�w zdro�nych;A je�li gdzie si� cnota i pobo�no�� mie�ci,Wy�miewa j� zuchwa�o��, nawet w p�ci niewie�ciejWsz�dzie nierz�d, rozpusta, wyst�pki szkaradne.Gdzie�e�cie, o matrony �wi�te i przyk�adne?Gdzie�e�cie, ludzie prawi, przystojna m�odzie�y?O�lep t�uszcza bezbo�na w otch�a� zbytk�w bie�y.Co zysk pod�y skojarzy�, to p�ocho�� rozprz�e;Wzgardzi�y jarzmem cnoty i �ony, i m�e,Zapami�ta�e dzieci rodzic�w si� wstydz�,Wadz� si� przyjaciele, bracia nienawidz�,Rw� krewni �up sierocy, �zy wd�w pij� zdrajce,Oczyszcza wzgl�d nieprawy jawne winowajce.Zdobycz wiek�w, zysk cnoty posiadaj� zdzierce,Zwierzchno�� bez powa�enia, prawo w poniewierce.Zysk serca opanowa�, a co niegdy� tajna,Teraz z�o�� na widoku, a cnota przedajna.Duchy przodk�w, nadgrody cn�t co u�ywacie,Na wasze gniazdo okiem je�eli rzucacie,Je�li odg�os dzie� naszych was kiedy doleciCzy� mo�ecie z nas pozna�, �e�my wasze dzieci?Jeste�my, ale z gruntu ska�eni, wyrodni,Jeste�my, ale� tego nazwiska niegodni.To, co oni honorem, poczciwo�ci� zwali,My prostot� ochrzcili; wi�c co szacowali,My tym gardziem, a grzeczno�� przenosz�c nad cnot�,Dzieci z�e, psujem ojc�w poczciwych robot�:Dobra by�a uprawa, lecz z�e ziarno pad�oSt�dci teraz Feniksem prawie zgodne stad�o:Zysk ma��e�stwa kojarzy, �artem jest przysi�ga,Lubie�no�� wspaja w�z�y, niestatek rozprz�ga.M�odzie� pr�na nauki, a rozpusty chciwa,Skora do rozwi�z�o�ci, do cnoty leniwa.Zapami�ta�e starcy, zha�bione przymioty,�mieje si� zbrodnia syta z pogn�bionej cnoty.Wstyd usta�, wstyd, ostatnia niecnoty zapora;Z�o��, zara�na w swym �r�dle, a w skutkach zbyt spora,Przeistoczy�a dawny grunt ustaw poczciwych;Chlubi si� jawna kradzie� z korzy�ci zel�ywych.Nie masz jarzma, a je�li jest taki, co d�wiga,Nie w�o�y�a go cnota - fa�sz, pod�o��, intryga.P�odzie szacownych ojc�w nosz�cy nazwiska!Zewsz�d ci� zas�u�ona dolegliwo�� �ciska;Same� sprawc� twych los�w. Zdro�ne obyczaje,Krn�brno��, nierz�d, rozpusta, zbytki gubi� kraje.Pr�no si� stan mnieman� pot�g� nasro�y�,Kt�ry na gruncie cnoty rz�d�w nie za�o�y�,Pr�no sobie podchlebia. Ten, co niegdy� s�yn��,Rzym cnotliwy zwyci�a�, Rzym wyst�pny zgin��.Nie Goty i Alany do szcz�tu go znios�y:Zbrodnie, kl�sk poprzedniki i upadk�w pos�y,Te go w jarzmo wprawi�y; skoro w cnocie stygn��,Upad� - i ju� si� wi�cej odt�d nie pod�wign��.By� czas, kiedy b��d �lepy nierz�dem si� chlubi�:Ten nas nierz�d, o bracia, pokona� i zgubi�,Ten nas cudzym w �up odda�, z nas si� z�e zacz�o:Dzie� jeden nieszcz�liwy zniszczy� wiek�w dzie�o.Padnie s�aby i l�e - wzmo�e si� wspania�y:Rozpacz - podzia� nikczemnych! Wzmagaj� si� wa�y,Grozi burza, grzmi niebo; okr�t nie zatonie,Majtki, zgodne z �eglarzem, gdy stan� w obronie;A cho� bezpieczniej okr�t opu�ci� i p�yn��,Poczciwiej by� w okr�cie, ocali� lub zgin��.
* * *
�ona modna
"A poniewa� dosta�e�, co� tak drogo ceni�,Winszuj�, panie Pietrze, �e� si� ju� o�eni�"."B�g zap�a�". "C� to znaczy? Ozi�ble dzi�kujesz,Albo� to szcz�cia swego jeszcze nie pojmujesz?Czyli� si� ju� sprzykrzy�y ma��e�skie ogniwa?""Nie ze wszystkim; lubo� to zazwyczaj tak bywa,Pierwsze czasy cukrowe". "To� pewnie w goryczy?""Jeszcze�!" "Bracie, trzymaj wi�c, co� dosta� w zdobyczy!Trzymaj skromnie, cierpliwie, a milcz tak jak drudzy,Co to swoich ma��onek uni�eni s�udzy,Z tytu�u ichmo�ciowie, dla oka dobrani,A jejmo�� tylko w domu rz�dczyna i pani.Pewnie mo�e i twoja?" "Ma talenta �liczne:Wzi��em po niej w posagu cztery wsie dziedziczne,Pi�kna, grzeczna, rozumna". "Tym lepiej". "Tym gorzej.Wszystko to na z�e wysz�o i zgubi mnie wsporzej;Pi�kno��, talent wielkie s� zaszczyty niewie�cie,C� po tym, kiedy by�a wychowana w mie�cie"."Albo� to miasto psuje?" "A kt� w�tpi� mo�e?Bogdaj to �onka ze wsi!" "A z miasta?" "Bro� Bo�e!�lem tuszy�, skorom moj� pierwszy raz obaczy�,Ale �em to, co postrzeg�, na dobre t�umaczy�,Wdawszy si� ju�, a nie chc�c dla damy ohydy,Wiejski Tyrsys, wzdycha�em do mojej Filidy.Dziwne by�y jej gesta i misterne wdzi�ki,A nim przysz�o do �lubu i dania mi r�ki,Szli�my drog� romans�w, a czym si� u�miecha�,Czym si� skar�y�, czy milcza�, czy m�wi�, czy wzdycha�,Widzia�em, �em niedobrze udawa� aktora,Modna Filis gardzi�a sercem domatora.I ja by�bym ni� wzgardzi�; ale punkt honoru,A czego mi najbardziej �al, pon�ta zbioru,Owe wioski, co z mymi granicz�, dziedziczne,Te mnie zwiod�y, wprawi�y w te okowy �liczne.Przysz�o do intercyzy. Punkt pierwszy: �e w mie�cieJejmo�� przy doskona�ej francuskiej niewie�cie,Co lepiej (bo Francuzka) potrafi ratowa�,B�dzie mieszka�, ilekro� trafi si� chorowa�.Punkt drugi: chocia� zdrowa czas na wsi przesiedzi,Co zima jednak miasto sto�eczne odwiedzi.Punkt trzeci: b�dzie mia�a sw�j ekwipa� w�asny.Punkt czwarty: dom si� najmie wygodny, nieciasny,To jest apartamenta paradne dla go�ci,Jeden z ty�u dla m�a, z przodu dla jejmo�ci.Punkt pi�ty: a bro� Bo�e! - Zl�k�em si�. A czego?Trafia si� - rzekli krewni - �e z zdania wsp�lnegoAlbo si� w�ze� przerwie, albo si� roz��czy!Jaki w�ze�? Ma��e�ski. Rzek�em: Ten �mier� ko�czyRoz�mieli si� z wie�niackiej przytomni prostoty.I tak p�ac�c wolno�ci� niewczesne zaloty,Po zwyczajnych obrz�dkach rzecz poprzedzaj�cychJestem wpisany w bractwo braci �a�uj�cych.Wyje�d�amy do domu. Jejmo�� w z�ych humorach:Czym pojedziem? Karet�. A nie na resorach?Dali� ja po resory. Szcz�ciem kasztelanic,Co karet� angielsk� sprowadzi� z zagranic,Zgra� si� co do szel�ga. Kupi�em. Czas siada�.Jejmo�� s�aba. Wi�c podr� musiemy odk�ada�.Zdrowsza jejmo��, zaje�d�a angielska kareta.Siada jejmo��, a przy niej suczka faworyta.K�ad� skrzynki, skrzyneczki, woreczki i paczki,Te od w�dek pachn�cych, tamte od tabaczkiNios� pud�o kornet�w, jaki� kosz na fanty;W jednej klatce kanarek, co �piewa kuranty,W drugiej sroka, dla ptak�w jedzenie w garnuszku,Dalej kotka z koci�ty i mysz na �a�cuszku.Chc� siada�, nie masz miejsca; �eby nie zwlec drogi,Wzi��em klatk� pod pach�, a suczk� na nogi.Wyje�d�amy szcz�liwie, jejmo�� siedzi smutna,Ja milcz�, sroka tylko wrzeszczy rezolutna.Przerwa�a jejmo�� my�li: Masz wa�pan kucharzaMam, moje serce. A pfe, koncept z kalendarza,Moje serce! Prosz� si� tych prostactw oduczy�!Zamilk�em. Trudno m�wi�, a dopiero� mruczy�.Wi�c milcz�. Jejmo�� znowu o kucharza pyta.Mam, mo�cia dobrodziejko. Masz wa�pan stangreta?Wszak nas wiezie To furman. Trzeba od paradyMie� inszego. Kucharza dla jakiej s�siadyMo�esz wa�pan ust�pi�. Dobry. Sk�d? Poddany.To musi by� zapewne nieoszacowany,Musi dobrze przypieka� reczuszki, �azanki,Do gustu pani wojskiej, panny podstolanki.Ust�p go wa�pan; przyjm� pana Matyjasza,Mo�e go i ksi�dz pleban u�y� do kiermasza.A pasztetnik? Umia�ci i pasztety robi�.Wierz mi wa�pan, je�eli mamy si� sposobi�Do uczciwego �ycia, we��e ludzi zgodnych,Kucharzy cudzoziemc�w, pasztetnik�w modnych,Trzeba i cukiernika. Serwis zwier�ciadlanyMasz wa�pan i figurki pi�kne z porcelany?Nie mam. Jak to by� mo�e? Ale ju� rozumiemI lubo jeszcze trybu wiejskiego nie umiem,Domy�lam si�. Na wety zastawiaj� p�ki,Tam w pi�knych piramidach krajanki, gom�ki,Tatarskie ziele w cukrze, imbier chi�ski w miodzie,Za� ku wi�kszej pociesze razem i wygodzieW �adunkach bibu�owych kmin kandyzowany,A na wierzchu toru�ski piernik poz�acany.Szkoda m�wi�, to pi�knie, wybornie i grzecznie,Ale wybacz mi wa�pan, �e si� stawi� sprzecznie.Jam niegodna tych parad, takiej wspania�o�ci.Zmilcza�em, wolno by�o �artowa� jejmo�ci.Wje�d�amy ju� we wrota, spoj�rza�a z karety:A pfe, mospanie; parkan, czemu nie sztakiety?Wysiad�a, a z ni� suczka i kotka, i myszka;Odepchn�a starego szafarza Franciszka,�zy mu w oczach stan�y, jam westchn��. W drzwi wchodzi.To nasz ksi�dz pleban! K�aniam. Zmarszczy� si� dobrodziej. Gdzie sala? Tu jadamy. Kto widzia� tak jada�!Ma�a izba, czterdziestu nie mo�e tu siada�.A� si� wezdrgn�� Franciszek, skoro to wyrzek�a,A klucznica natychmiast ze strachu uciek�a.Jam zosta�. Idziem dalej. Tu pok�j sypialny.A pok�j do bawienia? Tam gdzie i jadalny.To by� nigdy nie mo�e! A gabinet? Dalej.Ten b�dzie dla wa�pani, a tu b�dziem spali.Spali? Prosz�, mospanie, do swoich pokoj�w.Ja musz� mie� osobne od spania, od stroj�w,Od ksi��ek, od muzyki, od zabaw prywatnych,Dla panien pokojowych, dla s�u�ebnic p�atnych.A ogr�d? S� kwatery z bukszpanu, ligustru.Wyrzuci�! Nie potrzeba przydatniego lustru.To niemczyzna. Niech b�d� z cyprys�w gaiki,Mrucz�ce po kamyczkach gdzieniegdzie strumyki,Tu kiosk, a tu meczecik, holenderskie wanny,Tu domek pustelnika, tam ko�ci� Dyjanny.Wszystko jak od niechcenia, jakby od igraszki,Belwederek male�ki, klateczki na ptaszki,A tu s�owik mi�o�nie szczebioce do ucha,Synogarlica j�czy, a go��bek grucha,A ja sobie rozmy�lam pomi�dzy cyprysy,Nad nieszcz�ciem Pameli albo Heloisy...Uciek�em, jak si� jejmo�� rozpocz�a z�yma�,Ju� te� wi�cej nie mog�em tych bajek wytrzyma�,Uciek�em. Jejmo�� w rz�dy. Pe�no w domu wrzawy,Trzy sztafety w tygodniu posz�o do Warszawy;W dwa tygodnie ju� domu i pozna� nie mo�na.Jejmo�� w planty obfita, a w dzie�ach przemo�na,Z sto�owej izby balki wyrzuciwszy stare,Da�a sufit, a na nim Wenery ofiar�.Ju� alkowa z�ocona w sypialnym pokoju,Gipsem wymarmurzony gabinet od stroju.Posz�y s�ojki z apteczki, posz�y konfitury,A nowym dzie�em kunsztu i architekturyZ p�ek szafy mahoni, w nich ksi��ek bez liku,A wszystko po francusku; globus na stoliku,Buduar szklni si� z�otem, pe�no porcelany,Stoliki marmurowe, zwier�ciadlane �ciany.Zgo�a przeszed� m�j domek warszawskie pa�ace,A ja w k�cie, nieborak, jak p�acz�, tak p�acz�.To mniejsza, lecz gdy hurmem zjechali si� go�cie,Wykwintne kawalery i modne imo�cie,Bal, maszki, tr�by, kot�y, gromadna muzyka,Pan szambelan za zdrowie jejmo�ci wykrzyka,Pan adiutant wypija moje stare wino,� jejmo��, w k�cie szepc�c z pani� staro�cin�,Kiedy si� ja uwijam jako jaki s�uga,Coraz na mnie pogl�da, �mieje si� i mruga.Po wieczerzy fejerwerk. Go�cie patrz� z sali;Wpad� szmermel mi�dzy gumna, stodo�a si� pali.Ja wybiegam, ja gasz�, ratuj� i p�acz�,A tu brzmi� coraz g�o�niej na wiwat tr�bacze.Powracam zmordowany od pogorzeliska,Nowe �arty, przym�wki, nowe po�miewiska.Siedz� go�cie, a coraz wi�cej ich przybywa,Przek�adam zbytni ekspens, jejmo�� zapalczywaZ swoimi czterma wsiami odzywa si� dwornie.I osiem nie wystarczy - przek�adam pokornie.To si� wr��my do miasta. Zezwoli�em, jedziem;Ju� tu od kilku niedziel zbytkujem i siedziem.Ju�... ale dobrze mi tak, cho� frasunek bodzie,C� mam czyni�? Pr�ny �al, jak m�wi�, po szkodzie"
KONIEC