2806

Szczegóły
Tytuł 2806
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2806 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2806 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2806 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ANDRE NORTON GWIEZDNE BEZDRO�A TOM 2 CYKLU MURDOC JERN PRZEK�AD MACIEJ MARTY�SKI TYTU� ORYGINA�U UNCHARTERED STARS ROZDZIA� PIERWSZY By� to zajazd, jakich wiele w kosmicznych portach. Nie mia�, co prawda, pokoi dla dostojnik�w i funkcjonariuszy mi�dzygwiezdnych, ale jednocze�nie by� zbyt drogi dla kogo� takiego jak ja. M�j pas z kredytami by� niemal pusty i palce zaciska�y mi si� spazmatycznie, a w �o��dku czu�em przenikliwe zimno, kiedy tylko o tym pomy�la�em. Istnieje jednak co� takiego jak potrzeba zachowania presti�u, twarzy, jakkolwiek by to nazwa� - i ja w�a�nie musia�em to zrobi� albo ponie�� ostateczn� kl�sk�. B�l w stopach i og�lne przygn�bienie m�wi�y mi, �e osi�gn��em ju� ten stan, w kt�rym cz�owiek wyzbywa si� wszelkich nadziei i tylko czeka na nieunikniony cios. Wiedzia�em, gdzie ten cios spadnie. Mog�em straci� to, z powodu czego podj��em najwi�ksze ryzyko w swoim �yciu - pojazd, kt�ry wsparty na statecznikach sta� teraz w samym �rodku pola startowego. By� doskonale widoczny z wyposa�onych w prawdziwe okna apartament�w hotelowych na szczycie wie�y. Ja r�wnie� m�g�bym go zobaczy�, gdyby sta� mnie by�o na taki apartament. Nietrudno jest kupi� statek, kt�ry p�niej stoi bezczynnie, przysparzaj�c w�a�cicielowi ci�g�ych wydatk�w z tytu�u op�at lotniskowych czy koszt�w obs�ugi - wydatk�w znacznie wi�kszych, ni� w swej naiwno�ci by�em sobie w stanie wyobrazi� jeszcze miesi�c temu. Taki statek jest bezu�yteczny bez wykwalifikowanego pilota. A ja ani nie by�em pilotem, ani nie potrafi�em go znale��. Na pocz�tku wszystko wydawa�o si� proste. Chyba musia�em cierpie� na jakie� za�mienie umys�u, kiedy si� w to wpakowa�em... albo raczej - kiedy zosta�em w to wpakowany! Utkwi�em wzrok w drzwiach pomieszczenia, kt�re chwilowo by�o moim domem i pogr��y�em si� w nie�yczliwych, a nawet wrogich rozmy�laniach o wsp�lniku czekaj�cym w �rodku. Ostatni rok z pewno�ci� nie wp�yn�� dobrze na stan moich nerw�w i sprawi�, �e zacz��em w�tpi�, czy los kiedykolwiek si� do mnie u�miechnie. Wszystko zacz�o si� jak zwykle. Ja, Murdoc Jern, wykonywa�em sw�j zaw�d w�drownego handlarza klejnotami jak inni w tym fachu. Owszem, w �yciu, jakie prowadzili�my z moim mistrzem Vondarem Ustle'em, nie brakowa�o dramatycznych epizod�w, jednak dopiero na Tanth, w wirze z�owrogiej "�wi�tej" ig�y, ca�y m�j �wiat run�� w gruzy. Jakby laserowy promie� nie tylko oddzieli� mnie od Vondara, ale r�wnie� pozbawi� spokoju cia�a i umys�u. Nie obawiali�my si�, kiedy ofiarna ig�a Zielonych Szat zadr�a�a i zatrzyma�a si� mi�dzy mn� a Vondarem. Przybysze ze �wiata zewn�trznego to nie by� posi�ek, kt�ry zadowoli�by ich demona. Niestety, p�niej rzucili si� na nas ludzie z tawerny, zapewne szcz�liwi, �e tym razem wyb�r nie pad� na �adnego z nich. Vondar zgin�� od pchni�cia no�em, a mnie �cigano po zau�kach mrocznego miasta, a� w ko�cu za��da�em azylu w �wi�tyni innego demonicznego b�stwa. Stamt�d r�wnie� uda�o mi si� zbiec i znale�� bezpieczne, jak mi si� zdawa�o, schronienie na pok�adzie statku Wolnych Kupc�w. Ale wpad�em tylko z deszczu pod rynn�. Podr� w przestrze� kosmiczn� rozpocz�a bowiem kolejn� seri� przyg�d. Przyg�d tak szalonych, �e uzna�bym je za bajk� albo wytw�r narkotycznych wizji, gdybym sam w nich nie uczestniczy�. Do�� powiedzie�, �e dryfowa�em w przestrzeni kosmicznej sam, z jednym tylko towarzyszem, kt�rego pojawienie si� w naszym czasie i miejscu nast�pi�o w okoliczno�ciach r�wnie dziwnych, jak dziwny by� wygl�d nieoczekiwanego go�cia. Urodzi� si� zgodnie z prawami natury. Wyda�a go na �wiat pok�adowa kotka. Za to jego ojcem mia� by� rzekomo czarny kamie�, tak przynajmniej twierdzi�o kilku ludzi wyszkolonych w obserwacji niezwyk�ych zjawisk. Eeta i mnie przyci�ga� kamie� nico�ci - tak ten kamie�, kt�ry w zasadzie powinno si� nazwa� �r�d�em wszelkiego chaosu! Po raz pierwszy zobaczy�em go w r�kach mojego ojca. Matowy i martwy tkwi� osadzony w wielkim pier�cieniu przeznaczonym do noszenia na obszernej r�kawicy kosmicznej. Znaleziono go na bezimiennej asteroidzie przy zw�okach Obcego. Nie spos�b odgadn��, ile lat tam spoczywa�. M�j ojciec wiedzia�, �e kamie� kryje sekret, i uleg� jego urokowi. Odda� �ycie, aby zachowa� dla mnie to gro�ne dziedzictwo. To w�a�nie kamie� nico�ci na mojej okrytej r�kawic� d�oni poprowadzi� mnie i Eeta przez pust� przestrze� kosmiczn� do dryfuj�cego opuszczonego statku, kt�ry m�g� by� - chocia� nie musia� - w�asno�ci� jego pierwotnego w�a�ciciela. Stamt�d kapsu�a ratunkowa zabra�a nas do �wiata las�w i ruin, gdzie, aby zachowa� sekret i �ycie, walczyli�my z cz�onkami Bractwa Z�odziei (musia� im stawi� czo�o ju� m�j ojciec, mimo �e sam niegdy� nale�a� do starszyzny Bractwa) i z funkcjonariuszami Patrolu. Pierwsz� kryj�wk� z kamieniami nico�ci znalaz� Eet. Potem przypadkowo natkn�li�my si� na drug�, tak dziwn�, �e nie spos�b by�o nie zapami�ta� jej na zawsze. Urz�dzono j� bowiem starannie w tymczasowym grobowcu, po�r�d cia� Obcych z r�nych ras, jak gdyby kamienie mia�y stanowi� zap�at� za podr� martwych dusz do ich odleg�ych rodzinnych planet. Poznali�my w�wczas cz�� sekretu kamieni. Mog�y one pot�gowa� ka�d� energi�, z kt�r� si� zetkn�y, i przyci�ga� inne kamienie, uaktywniaj�c ich moc. Eet by� pewny, �e kamienie nie pochodzi�y z planety, na kt�rej przypadkowo wyl�dowali�my. Zawarto�ci skrytki u�yli�my do przetargu, lecz nie z Bractwem a z Patrolem, dzi�ki czemu uzyskali�my �rodki na zakup w�asnego statku, a tak�e niech�tnie udzielone rozgrzeszenie wraz z prawem udania si� w dowolnie wybranym kierunku. W�asny statek to by� pomys� Eeta. Eet, stworzenie, kt�re m�g�bym bez trudu zgnie�� obiema r�kami (czasem nawet wydawa�o mi si� to najlepszym rozwi�zaniem), by� osobowo�ci� silniejsz� ni� jakikolwiek znany mi dostojnik. Po cz�ci ukszta�towa�a go kocia matka, chocia� czasem zastanawia�em si�, czy jego wygl�d nie ulega ci�g�ym, nieznacznym zmianom. By� pokryty futrem, jednak na ogonie sier�� tworzy�a tylko w�ski pas ci�gn�cy si� od nasady do samego ko�ca. Jego tylne �apy nie by�y poro�ni�te, a przednie przypomina�y ma�e r�ce, kt�rych u�ywa� niemal r�wnie sprawnie, jak ja swoich. Uszy mia� ma�e, przylegaj�ce do g�owy, a cia�o d�ugie i gi�tkie. Jednak to nie cia�o Eeta - specjalnie, jak mi powiedzia�, dla niego stworzone - przykuwa�o najwi�ksz� uwag�, lecz umys�. Obok zdolno�ci telepatycznych stw�r ten posiada� tak�e ogromn�, zmagazynowan� w pami�ci wiedz�, kt�rej okruchami niekiedy dzieli� si� ze mn�, a kt�ra mog�aby �mia�o rywalizowa� ze s�ynnymi bibliotekami Zakathanu zawieraj�cymi m�dro�ci ca�ych stuleci. Nigdy nie dowiedzia�em si� od niego, kim lub czym by� naprawd�, ale powa�nie w�tpi�em w to, �e kiedykolwiek si� go pozb�d�. Mog�em nie lubi� jego spokojnej, w�adczej pewno�ci, z jak� od czasu do czasu narzuca� mi swoje zdanie; mimo to jednak wydawa� mi si� fascynuj�cy. Czasami zastanawia�em si� nawet, czy nie u�yto go rozmy�lnie do usidlenia mnie - je�li tak, to pu�apka by�a nadzwyczaj przemy�lnie skonstruowana. Eet wielokrotnie t�umaczy� mi, �e nasza wsp�praca jest potrzebna, bo si� uzupe�niamy i jeste�my o wiele silniejsi, a ja musia�em przyzna�, �e to dzi�ki niemu wyszli�my ca�o z potyczki z Bractwem Z�odziei i Patrolem... i zachowali�my dla siebie kamie� nico�ci. Eet zamierza� - a w rzadkich przyp�ywach optymizmu zdarza�o mi si� dzieli� z nim ten zamiar - odnale�� �r�d�o pochodzenia tych kamieni. Drobne spostrze�enia, poczynione w czasie pobytu na planecie, na kt�rej odnale�li�my skrytki, upewni�y mnie, �e Eet wiedzia� wi�cej o nieznanej cywilizacji, kt�ra po raz pierwszy pos�u�y�a si� kamieniami, ni� by� sk�onny przyzna�. Musia�em si� z nim zgodzi�, �e cz�owiek znaj�cy sekret pochodzenia tajemniczych przedmiot�w m�g�by sprzeda� go za ka�d� cen� - oczywi�cie pod warunkiem, �e zd��y�by to zrobi�, zanim zosta�by zasztyletowany, spalony albo unicestwiony w jaki� inny paskudny spos�b. Na z�omowisku prowadzonym przez pewnego Salarika znale�li�my jaki� statek. Salarik umia� si� targowa� lepiej od mojego dawnego mistrza, kt�ry do tej pory wydawa� mi si� pod tym wzgl�dem niedo�cignionym wzorem. Musz� przyzna�, �e gdyby nie Eet, podda�bym si� po dziesi�ciu minutach i opu�ci� z�omowisko jako w�a�ciciel najbardziej zardzewia�ego pojazdu, jaki kosmita mia� na sk�adzie. Na szcz�cie Salarikowie pochodz� od kot�w, a kocia matka mojego towarzysza najwidoczniej przekaza�a mu dar czytania cudzych my�li. Dzi�ki temu stali�my si� w�a�cicielami ca�kiem niez�ego statku. Co prawda by� stary i wielokrotnie przerejestrowywany, lecz - zdaniem Eeta - wci�� sprawny i na tyle ma�y, by umo�liwi� nam swobodne przemieszczanie si� mi�dzy planetami. Cena wynegocjowana przez Eeta obejmowa�a r�wnie� koszt przygotowania statku do podr�y kosmicznej i przetransportowania na kosmodrom, gdzie mia� czeka� na start. Niestety, sta� tam od wielu dni, a my nie mieli�my pilota. Eet przypuszczalnie posiada� odpowiednie umiej�tno�ci, ale w swej obecnej postaci nie by� w stanie operowa� sterami zaprojektowanymi dla ludzi. Zd��y�em ju� zauwa�y�, �e m�j towarzysz celuje we wszystkich dziedzinach wiedzy a nawet je�li unika� bezpo�redniej odpowiedzi na jakie� pytanie, jego niewzruszona pewno�� siebie pozwala�a mi wierzy�, �e zna w�a�ciw� odpowied�. Sytuacja by�a wi�c do�� jasna: mieli�my statek, za to brakowa�o nam pilota. Wydali�my fortun� na op�aty lotniskowe i wci�� nie mogli�my wyruszy� w drog�. Niewielka suma, kt�ra nam pozosta�a rozp�yn�a si� niemal w ca�o�ci. Klejnotami ukrytymi w moim pasie m�g�bym op�aci� najwy�ej kilka dni pobytu w hotelu. Zak�adaj�c rzecz jasna, �e znalaz�bym na nie kupca, a z tym wi�za� si� kolejny dr�cz�cy mnie problem. Jako pomocnik i ucze� Vondara, pozna�em wielu licz�cych si� nabywc�w kamieni z r�nych planet. Jednak to Ustle by� tym, przed kt�rym otwierali drzwi swych dom�w i kt�rego obdarzali zaufaniem. Jako samodzielny kupiec mia�em bardzo niepewne widoki na przysz�o��. Istnia�a co prawda mo�liwo�� operowania na obrze�ach czarnego rynku i handlowania klejnotami niepewnego pochodzenia lub wr�cz kradzionymi - t� drog� wybra�o wielu tak niegdy� ambitnych przedsi�biorc�w. W�wczas jednak trzeba by by�o stawi� czo�a Bractwu, a ta perspektywa przera�a�a mnie nawet bardziej ni� mo�liwo�� wej�cia w konflikt z prawem. Pilota nie znalaz�em. �mia�o zepchn��em inne zmartwienia w g��b �wiadomo�ci. Lepiej nie zajmowa� si� kilkoma sprawami naraz, trzeba zacz�� od najpilniejszej. Potrzebowali�my pilota, by wystartowa�, a musieli�my wystartowa� jak najpr�dzej, �eby nie straci� statku jeszcze przed wyruszeniem w pierwsz� podr�. �adna z szanowanych agencji nie by�a w stanie zaproponowa� �adnego cz�owieka, kt�ry zgodzi�by si� - za oferowan� przez na stawk� - wyruszy� w podr� robi�c� wra�enie desperackiej, tym bardziej �e nie mog�em da� �adnych finansowych gwarancji. Musieli�my wi�c wybiera� spo�r�d wyrzutk�w, ludzi figuruj�cych n czarnych listach g��wnych linii kosmicznych albo skre�lonych z rejestru pilot�w za powa�ne b��dy i przest�pstwa. Jednak �eby dokona� wyboru, musia�em uda� si� do Zewn�trznego Portu, cz�ci miasta, do kt�rej nawet funkcjonariusze Patrolu i miejscowej policji wyruszali niech�tnie i wy��cznie grupami, a gdzie rz�dzi�o Bractwo. Zwracaj�c na siebie uwag�, kusi�bym los; mogli mnie schwyta�, przetrz�sn�� m�j m�zg albo innym nielegalnym sposobem wydrze� sekret. A Bractwo s�yn�o z doskona�ej pami�ci. By�a jeszcze inna mo�liwo��. Mog�em to wszystko rzuci�. Obr�ci� si� na pi�cie i odej�� od drzwi, kt�re mia�em w�a�nie otworzy�, przyciskaj�c kciuk do osobistego czytnika. Potem - o ile to mo�liwe - znale�� posad� w jakim� sklepie z drogimi kamieniami i zapomnie� o szalonym marzeniu Eeta. M�g�bym nawet wyrzuci� kamie� nico�ci do najbli�szego �mietnika, aby ostatecznie pozby� si� pokusy. W�wczas sta�bym si� zwyk�ym, przestrzegaj�cym prawa obywatelem. To rozwi�zanie by�o bardzo poci�gaj�ce, ale p�yn�ca w moich �y�ach krew Jern�w kaza�a mi je odrzuci�. Zamiast odej�� przy�o�y�em palec do drzwi i w tej chwili do g�owy przysz�a mi pewna my�l. Z tego co wiedzia�em, czytniki w zajazdach, dostosowane do odcisku kciuka konkretnego u�ytkownika, dotychczas nigdy nie dawa�y si� oszuka�. Jednak pewnego dnia sytuacja mog�a ulec zmianie, a Bractwo ustawicznie kupowa�o albo w inny spos�b zdobywa�o nowe technologie, o kt�rych istnieniu nie mieli poj�cia nawet cz�onkowie Patrolu. Je�li ju� nas tu wytropiono, za drzwiami m�g� mnie oczekiwa� komitet powitamy. Dlatego na wszelki wypadek spr�bowa�em po��czy� si� telepatycznie z Eetem. To, czego si� dowiedzia�em, kaza�o mi na chwil� pozosta� w miejscu, z palcem przytkni�tym do p�ytki na drzwiach. Eet znajdowa� si� w �rodku. Przekaz, kt�ry otrzyma�em, nie pozostawia� co do tego �adnych w�tpliwo�ci. Nawi�zywali�my kontakt tak cz�sto, �e z czasem nawet w�t�e sygna�y, kt�re wysy�a�, sta�y si� czytelne dla moich s�abych ludzkich zmys��w. Teraz jednak Eet, skoncentrowany na czym� innym, by� nieobecny duchem, a moje nieudolne pr�by dotarcia do niego sko�czy�y si� fiaskiem. W ka�dym razie przekaz nie zawiera� niczego, co �wiadczy�oby o gro��cym niebezpiecze�stwie albo nakazywa�o ucieczk�. Nacisn��em p�ytk� i obserwowa�em, jak drzwi znikaj� w �cianie, zastanawiaj�c si�, co za nimi zobacz�. Pokoju nie mo�na by�o nazwa� klitk�, ale bez w�tpienia nie mia� te� rozmiar�w apartamentu dla dostojnik�w. Wyposa�enie stanowi�y g��wnie meble wsuwane w �cian�. W tej chwili pok�j wydawa� si� dziwnie pusty, gdy� Eet pochowa� wszystkie krzes�a, st�, biurko i ��ko, niczego nie zostawiaj�c na pokrytej dywanem pod�odze. Pomieszczenie o�wietla�a jedyna lampa, rzucaj�ca kr�g o�lepiaj�cego �wiat�a (od razu zauwa�y�em, �e by�o to �wiat�o o maksymalnej mocy i jaka� cz�� mojego umys�u zacz�a oblicza�, jak wp�ynie to na nasz rachunek). Potem zobaczy�em to, co siedzia�o w samym �rodku �wietlnego kr�gu i kompletnie zbarania�em. Jak wi�kszo�� zajazd�w w portach kosmicznych, tak�e i ten �wiadczy� us�ugi zar�wno osobom podr�uj�cym w interesach, jak i zwyk�ym turystom. W holu mie�ci� si� sklep, gdzie po astronomicznych cenach mo�na by�o kupi� okoliczno�ciowe upominki Wi�kszo�� z tych upomink�w stanowi�y liczne, przykuwaj�ce wzrok okazy lokalnego r�kodzie�a, mog�ce pos�u�y� w�a�cicielowi za do w�d pobytu na Thebie. Asortyment uzupe�nia�a egzotyczna tandeta importowana z innych planet dla podr�nik�w o mniej wyrobionym gu�cie. Sklepy tego typu by�y zawsze pe�ne zminiaturyzowanych replik okaz�w miejscowej fauny. Niekt�re egzemplarze mia�y form� rze�by, inne wyrabiano z futra i tkanin, aby upodobni� figurki do �ywych zwierz�t. W przypadku mniejszych stworze� czy ptak�w repliki bywa�y nawet naturalnej wielko�ci. W kr�gu wyznaczonym przez �wiat�o lampy znajdowa� si� wy pchany puk. Zwierz�ta te zamieszkiwa�y na Thebie - dzisiejszego ranka straci�em sporo czasu pod sklepem zoologicznym, obserwuj�c trzy �ywe takie okazy z zainteresowaniem, kt�rego nie przyt�pi�y dr�cz�ce mnie troski. Doskonale rozumia�em, na czym polega ich atrakcyjno��. Nawet wypchane, by�y artyku�em luksusowym pierwszej klasy. Ten egzemplarz nie by� du�o wi�kszy od Eeta, ale jego pulchne i zaokr�glone kszta�ty w niczym nie przypomina�y d�ugiego i szczup�ego cia�a mojego towarzysza. Zwykle puki budz� w ludziach instynktown� sympati� - ten nie stanowi� wyj�tku i od razu mi si� spodoba�. Jego puszyste futro mia�o szarozielony kolor. Delikatne c�tki upodabnia�y je do brokatu utkanego na Astrudii. Pozbawione pazur�w �apy zwierz�cia zako�czone by�y mi�kkimi poduszkami. Za to z�by robi�y imponuj�ce wra�enie - �ywym osobnikom tego gatunku s�u�y�y do mia�d�enia ulubionych li�ci tich. Na okr�g�ke pozbawionej wyra�nie zaznaczonych uszu g�owie zwierz�cia ros�a bujna, wspaniale nastroszona grzywa. Zielonkawe oczy przypomina�y kolorem futro, lecz by�y o kilka ton�w ciemniejsze. Jednym s�owem - mia�em przed oczyma �adny okaz, naturalnych rozmiar�w i bardzo, bardzo kosztowny. Nie mia�em najmniejszego poj�cia, sk�d si� tutaj wzi��. Podszed�bym bli�ej, �eby go dok�adnie obejrze�, gdyby ostry i zaskakuj�cy przekaz telepatyczny od Eeta nie zatrzyma� mnie w miejscu. Nie by�a to �adna konkretna wiadomo�� - po prostu ostrze�enie, �ebym si� nie wtr�ca�. Ale do czego? Przenios�em wzrok z wypchanego zwierz�cia na mojego towarzysza. Przeszli�my razem wiele i wydawa�o mi si�, �e nauczy�em si� ju� nie dziwi� niczemu, co robi�. Teraz jednak uda�o mu si� mnie zaskoczy�. Zobaczy�em, �e siedzi skulony na pod�odze, tu� za kr�giem �wiat�a rzucanego przez lamp�, i wpatruje si� intensywnie w maskotk�, jak gdyby �ledzi� poczynania jakiego� gro�nego wroga. Tylko �e Eet nie by� ju� sob�. Jego szczup�e cia�o o niemal w�owych kszta�tach nie tylko skurczy�o si�, ale najwyra�niej sp�cznia�o, w groteskowy spos�b przypominaj�c teraz sylwetk� puka. W dodatku jego ciemne futro poja�nia�o i nabra�o zielonkawego po�ysku. Ca�kowicie zaskoczony, ale jednocze�nie zafascynowany obserwowa�em, jak na moich zdumionych oczach Eet zmienia si� w puka. Przemianie ulega�y jego ko�czyny, g�owa, sier�� i ca�a reszta. Potem, pow��cz�c nogami, wszed� w kr�g �wiat�a i przycupn�� obok zabawki, zwr�cony g�ow� w moj� stron�. Telepatyczne pytanie zad�wi�cza�o ostro w moim m�zgu. - No i...? - To jeste� ty - wskaza�em palcem jedn� z postaci, ale nie by�em pewien. Ka�dy w�os na grzbiecie, ka�da k�pka futra by�y identyczne u obu bli�niaczych okaz�w. - Zamknij oczy - rozkaza� tak szybko, �e odruchowo wykona�em polecenie. Lekko zirytowany, natychmiast otworzy�em powieki i ponownie zobaczy�em oba puki. Zrozumia�em, �e chce, abym dokona� ponownego wyboru, ale mimo dok�adnych ogl�dzin nie by�em w stanie odr�ni� Eeta od maskotki. M�j towarzysz wci�� siedzia� nieruchomo, nie daj�c znaku �ycia. W ko�cu wyci�gn��em r�k� i podnios�em bli�szego puka. To by�a zabawka. Dotar�o do mnie rozbawienie i satysfakcja Eeta. - Dlaczego? - spyta�em. - Jestem jedyny w swoim rodzaju. Czy�bym dos�ysza� ton samozadowolenia, pobrzmiewaj�cy w tej uwadze? - Rzucam si� w oczy. Dlatego musz� czasem zmienia� posta�. - Ale jak to zrobi�e�? Usiad�. Przykucn��em, aby dok�adniej mu si� przyjrze�. Raz jeszcze postawi�em maskotk� obok niego i przenosz�c wzrok z jednego egzemplarza na drugi, usi�owa�em dostrzec jakie� drobne, r�ni�c je szczeg�y. Nie zauwa�y�em niczego takiego. - To kwestia umys�u - Eet sprawia� wra�enie zniecierpliwionego. - Jak�e ma�o o tym wiesz... ty i twoi wsp�plemie�cy. Nie potraficie wy�ama� si� z w�a�ciwych wam schemat�w my�lowych, a co gorsza, chyba nawet nie pr�bujecie. Ta enigmatyczna odpowied� mnie nie zadowoli�a. �wiadom wcze�niejszych dokona� mojego towarzysza, nie mog�em jednak uwierzy�, �e dokona� tej przemiany, po prostu wyobra�aj�c sobie, �e jest pukiem. Bez trudu odgad�, o czym tak gor�czkowo my�l�. - M�wi�c �ci�lej, to kwestia stworzenia odpowiedniej iluzji - poprawi� si�, u�ywaj�c pe�nego wy�szo�ci tonu, kt�ry tak mnie irytowa�. - Iluzji! W to mog�em uwierzy�. Nigdy nie widzia�em, �eby kto� dokona� takiej sztuki z r�wn� precyzj�, ale niekt�rzy kosmici byli naprawd� do tego zdolni. Kr��y�o na ten temat wiele wiarygodnych opowie�ci. Wiedzia�em r�wnie�, �e niekt�re osoby nadzwyczaj �atwo ulegaj� tego typu u�udom. Czy nasza znajomo�� i wp�yw, jaki wywiera� na mnie Eet, w jaki� spos�b u�atwi�y mu zadanie? A mo�e stworzona przez niego iluzja oszuka�aby ka�dego? - Ka�dego i na tak d�ugo, jak zechc� - rzuci� w odpowiedzi na niewypowiedziane pytanie. - To dzia�a r�wnie� na zmys� dotyku... sam si� przekonaj! Po�o�y�em r�k� na wyci�gni�tej w moim kierunku kosmatej �apce. Nie r�ni�a si� prawie niczym od maskotki, poza tym, �e pod palcami czu�em t�tni�ce w niej �ycie. - Rzeczywi�cie. - Przysiad�em na pi�tach, ostatecznie przekonany. Eet mia� racj�, co zreszt� zdarza�o si� dosy� cz�sto... wystarczaj�co cz�sto, aby zdenerwowa� kogo� o mniej sprawnym umy�l kogo� takiego jak ja. W swej zwyk�ej postaci Eet istotnie za bardzo rzuca� si� w oczy, nawet w kosmicznym porcie pe�nym obcych przybysz�w i ich niezwyk�ych ulubie�c�w. Wygl�d mojego przyjaciela �atwo m�g� nas zdradzi�. Zawsze wysoko ceni�em Bractwo, a zw�aszcza jego siatk� szpiegowsk�. Je�li jednak mieli jakie� informacje na temat towarzysz�cego i kosmity, to o ile wi�cej musieli wiedzie� o mnie! Z pewno�ci� zgromadzili bogaty materia� na swoich ta�mach go�czych. By�em dla nich �cigan� zwierzyn� na d�ugo przedtem, zanim spotka�em Eeta. Wszystko zacz�o si� po �mierci mojego ojca; kto� z nich musia� domy�li� si�, �e to ja zabra�em ze spl�drowanego biura kamie� nico�ci, przeoczony przez ich cz�owieka. Zastawili w�wczas pierwsz� pu�apk�, w kt�r� zamiast mnie wpad� Vondar Ustle, oraz nast�pn� na pok�adzie statku Wolnych Kupc�w. Jak si� p�niej dowiedzia�em, ocali� mnie w�wczas Eet. Jemu r�wnie� zawdzi�cza�em uwolnienie z wi�zienia, w kt�rym trzymano mnie na planecie ruin. Tak wi�c mieli mn�stwo okazji zdobycia szczeg�owych danych dla swoich tropicieli - i by� to fakt, kt�ry mnie przera�a�. - Ty r�wnie� stworzysz sobie przebranie. Cichy rozkaz wyrwa� mnie z niespokojnych rozmy�la�. - Nie potrafi�! Pami�taj, �e pochodz� z gatunku, kt�ry jest ograniczony... - wypali�em, sfrustrowany i przestraszony swoim ci�kim po�o�eniem, z kt�rego powoli zaczyna�em sobie zdawa� spraw�. - Naprawd� istniej� tylko te ograniczenia, kt�re sam sobie narzucisz - odpar� beznami�tnie. - Popatrz! Na kr�tkich nogach puk podrepta� w stron� przeciwleg�ej �ciany i b�yskawicznie wr�ci� do zwyk�ej postaci. Wyci�gaj�c swe gi�tkie cia�o na ca�� d�ugo��, zdo�a� dosi�gn�� guzika w murze i po chwili naszym oczom ukaza�o si� lustro. Zobaczy�em w nim swoje odbicie. W moim wygl�dzie zewn�trznym nie ma nic szczeg�lnego. Ciemnobr�zowe w�osy upodabniaj� mnie do miliard�w innych Terran. Tr�jk�tna twarz nie zwraca niczyjej uwagi ani nadzwyczajn� urod�, ani ra��c� brzydot�. Oczy mam zielonobrazowe, a brwi i rz�sy - czarne. Jako kupiec sp�dzaj�cy wiele czasu w przestrzeni kosmicznej, od wczesnej m�odo�ci systematycznie usuwam zarost z twarzy. Kiedy nosi si� kosmiczny he�m, broda bardzo przeszkadza. Z tych samych wzgl�d�w lubi� nosi� kr�tkie w�osy. Ani wzrostem, ani budow� nie wyr�niam si� spo�r�d innych przedstawicieli mojej rasy. Przypadkowy obserwator z pewno�ci� by si� mn� nie zainteresowa�. Ja jednak nie obawia�em si� przypadkowych obserwator�w, lecz cz�onk�w Bractwa, znacznie bardziej dociekliwych i dysponuj�cych szczeg�owymi danymi. Eet przemierzy� pok�j swym charakterystycznym, p�ynnym krokiem, bez wysi�ku wskoczy� mi na plecy i po�o�y� �apy na moich skroniach. - Teraz - rozkaza�. - Pomy�l o czyjej� twarzy. Czyjejkolwiek. Z pocz�tku nie by�em w stanie wykona� polecenia. Patrzy�em w lustro, wci�� widz�c w nim tylko swoje odbicie. Czu�em, �e Eet si� niecierpliwi i to mnie rozprasza�o. Potem m�j towarzysz wysi�kiem woli zapanowa� nad emocjami. - My�l o kim� innym. Tym razem by�a to raczej pro�ba, ni� rozkaz. - Je�li chcesz, zamknij oczy. Poszed�em za jego rad� i spr�bowa�em jeszcze raz. Nie wiem dlaczego wybra�em akurat mojego przyrodniego brata, Faskela, ale jakim� sposobem to w�a�nie jego twarz wyp�yn�a z zakamark�w pami�ci i skoncentrowa�em si� na niej. Obraz by� niewyra�ny, ale nie znika�. Widzia�em d�ugi zarys nosa stercz�cego spod strzechy w�os�w... Faskel Jern by� rodzonym synem naszego wsp�lnego ojca, a ja tylko adoptowanym. Jednak pod wzgl�dem cech charakteru mia�em o wiele wi�cej wsp�lnego z Hywelem Jernem ni� on. Wyobrazi�em sobie p�sow� szram� na czole tu� pod lini� w�os�w, doda�em grymas niezadowolenia, kt�rym zawsze mnie wita� i z determinacj� usi�owa�em zatrzyma� ulatuj�cy obraz. - Sp�jrz. Pos�usznie otworzy�em oczy i popatrzy�em w lustro. Przez kilka sekund zdumiony gapi�em si� na czyj�� twarz - z pewno�ci� nie by�em to ja, ale te� nie Faskel, taki, jakim go zapami�ta�em. Obca posta� mia�a cechy nas obydwu, by�a jak�� dziwn� krzy��wk�. Widok ten wcale mi si� nie spodoba�, ale Eet wci�� trzyma� moj� g�ow� i nie mog�em si� odwr�ci�. Na szcz�cie powoli rysy Faskela zacz�y znika� i wkr�tce znowu zosta�em sam. - Widzisz? To si� da zrobi� - skomentowa� Eet, wypuszczaj�c mnie z u�cisku i zwinnie zeskakuj�c na pod�og�. - Ty to zrobi�e�, nie ja. - Tylko cz�ciowo. Pomog�em ci si� prze�ama�, to wszystko. Wy, ludzie, wykorzystujecie tylko znikom� cz�� mo�liwo�ci swoich m�zg�w. Powinni�cie si� wstydzi� takiego marnotrawstwa. Potrzebujesz jeszcze wielu �wicze�. Potem, z now� twarz�, b�dziesz m�g� bez obawy i�� i znale�� dla nas pilota. - W�tpi�, czy mi si� to uda. - Nacisn��em odpowiedni guzik i ze �ciany wysun�o si� krzes�o. Usiad�em na nim, ci�ko wzdychaj�c. - A je�li nawet jaki� si� trafi, to z pewno�ci� b�dzie to kto� z czarnej listy. - Ciii... - Nie by� to d�wi�k, ale raczej jego s�abe echo, kt�re zabrzmia�o w moim umy�le. Eet skoczy� jak b�yskawica do drzwi i przycupn�� w progu, ca�y zamieniaj�c si� w s�uch. Ja oczywi�cie nie us�ysza�em nic. Te pokoje by�y ca�kowicie d�wi�koszczelne. Wystarczy�o u�y� domowego detektora, �eby si� o tym przekona�. Zajazdy w portach lotniczych mia�y pewn� cenn� zalet�: dawa�y go�ciom ca�kowit� pewno��, �e nie b�d� pods�uchiwani, podgl�dani czy w inny spos�b kontrolowani. Jednak ich zabezpieczenia nie przewidzia�y istnienia kogo� takiego jak Eet. Z jego zachowania wywnioskowa�em, �e jest powa�nie zaniepokojony czym�, co zbli�a�o si� w naszym kierunku. Nagle spojrza� na mnie. Zrozumieli�my si� bez s��w. Z trzaskiem otworzy�em ma�y schowek baga�owy i m�j towarzysz b�yskawicznie schowa� si� do �rodka. Wci�� jednak utrzymywa� ze mn� kontakt telepatyczny. - Nadchodzi zwiadowca Patrolu. Jest blisko - ostrzeg� i to wystarczy�o, abym m�g� si� przygotowa�. ROZDZIA� DRUGI Czekaj�c, a� nad drzwiami zab�y�nie lampka sygnalizuj�ca przybycie go�cia, w po�piechu wysuwa�em meble ze �cian. Po chwili pok�j wygl�da� zupe�nie zwyczajnie. Nie by�o w nim niczego, co mog�oby wzbudzi� podejrzenia nawet do�wiadczonego tropiciela. Patrol przez kilka stuleci cieszy� si� s�aw� najpot�niejszej formacji policyjnej w galaktyce i jego funkcjonariusze zazdro�nie strzegli swego autorytetu. Nie zapomnieli ani nie wybaczyli nam tego, �e kiedy� razem z Eetem wykazali�my ich niekompetencj�. Udowodnili�my wtedy, �e zbyt pochopnie skazali mnie na banicj�. (W rzeczywisto�ci zosta�em w�wczas wrobiony przez Bractwo). Potem zawarli�my z nimi uk�ad i bezczelnie wymogli�my na nich dotrzymanie jego warunk�w. To r�wnie� musia�o im dopiec. Uratowali�my cz�onka Patrolu i jego statek z r�k Bractwa, a on, cho� tylko dzi�ki nam ocali� sk�r�, z pocz�tku stanowczo odmawia� przyj�cia naszych warunk�w. Uwa�a� nawet, �e nie mamy prawa z nim negocjowa�. Do dzi� czuj� md�o�ci na wspomnienie sposobu, jakiego u�y� Eet, aby doprowadzi� do zawarcia umowy. Mutant brutalnie po��czy� m�j umys� z umys�em funkcjonariusza. Ta wzajemna inwazja pozostawi�a we mnie niezagojon� ran�. M�wiono mi kiedy�, �e spos�b widzenia �wiata przez r�ne gatunki istot zale�y od rodzaju zmys��w, w jakie wyposa�y�a je natura. �ci�lej m�wi�c: od sposobu odczytywania sygna��w wysy�anych przez te zmys�y. Dlatego nasz �wiat, chocia� podobny do �wiata zwierz�t, ptak�w czy kosmit�w, czym� si� jednak od nich r�ni. Na szcz�cie istniej� bariery, kt�re sprawiaj�, �e widzimy rzeczywisto�� tak�, jak� jeste�my w stanie zaakceptowa�. M�wi� "na szcz�cie", poniewa� sam przekona�em si�, jakie s� skutki zlikwidowania takiej bariery. Bezpo�redni kontakt dw�ch ludzkich umys��w to do�wiadczenie, kt�re trudno znie��. Funkcjonariusz Patrolu i ja dowiedzieli�my si� o sobie wystarczaj�co du�o - mo�e a� za du�o - aby zrozumie�, �e umowa mi�dzy nami mo�e zosta� zawarta i na pewno zostanie dotrzymana. Mimo to, wola�bym raczej walczy� go�ymi r�kami z cz�owiekiem uzbrojonym w laser ni� jeszcze raz prze�y� co� takiego. Teraz ludzie z Patrolu nie mogli nam niczego zarzuci�. Przypuszczalnie mieli jakie� podejrzenia, mogli te� �ywi� do nas uraz�. To, �e Bractwo wci�� depta�o nam po pi�tach, mimo �e oni musieli zostawi� nas w spokoju, by�o im zapewne bardzo na r�k�. Niewykluczone, �e traktowali nas jako przyn�t�, kt�ra w przysz�o�ci u�atwi im schwytanie jakiego� dostojnika. Na sam� my�l o takiej mo�liwo�ci robi�o mi si� gor�co. Kiedy nad drzwiami zab�ys�o ostrzegawcze �wiat�o, raz jeszcze rozejrza�em si� po pokoju i ods�oni�em wizjer. Zobaczy�em czyj� przegub, a na nim niemo�liw� do podrobienia odznak� Patrolu. Otworzy�em drzwi. - S�ucham? - powiedzia�em, staj�c z nim twarz� w twarz. Pozwoli�em, �eby w moim g�osie zabrzmia�o rozdra�nienie, kt�re istotnie odczuwa�em. Nie mia� munduru. Ubrany by� w efektown�, przylegaj�c� do cia�a tunik�, modn� w�r�d turyst�w z wewn�trznych �wiat�w. Poniewa� jednak funkcjonariusze musz� stale utrzymywa� si� w formie, str�j le�a� na nim o niebo lepiej ni� na kt�rymkolwiek z brzuchatych, sflacza�ych osobnik�w, jakich spotyka�em na korytarzach hotelu. Ten ubi�r wydawa� mi si� jednak troch� zbyt krzykliwy i ekstrawagancki. - Czcigodny Jern, z rasy Ludzi - stwierdzi� raczej, ni� zapyta�. Prawie nie zwracaj�c na mnie uwagi, omi�t� wzrokiem pomieszczenie. - We w�asnej osobie. Czego sobie �yczysz? - Chc� z tob� porozmawia�... na osobno�ci. Ruszy� do przodu. Cofn��em si� mimowolnie i natychmiast zda�em sobie spraw�, �e nie mia� prawa wchodzi� do �rodka. Presti� odznaki da� mu nieznaczn� przewag�, kt�r� w pe�ni wykorzysta�. Zanim zd��y�em zareagowa�, by� ju� w pokoju, a drzwi automatycznie zamkn�y si� za jego plecami. - Jeste�my sami. M�w. - Nie poprosi�em go, �eby usiad�, ani nie wykona�em �adnego powitalnego gestu. - Masz k�opoty ze znalezieniem pilota. - Teraz po�wi�ca� mi troch� wi�cej uwagi, nie przestaj�c jednak rozgl�da� si� po pokoju. - To prawda. - Nie by�o sensu zaprzecza� oczywistym faktom. On zapewne te� nie lubi� traci� czasu, bo od razu przeszed� da rzeczy. - Mo�emy zawrze� uk�ad... Tu mnie zaskoczy�. Opuszczaj�c z Eetem baz� Patrolu, mieli�my wra�enie, �e tamtejsze w�adze wypuszczaj� nas, licz�c na to, �e natychmiast wpadniemy w r�ce ludzi Bractwa. Przysz�o mi do g�owy tylko jedno wyt�umaczenie. Najwidoczniej szybko doszli do wniosku, �e wskazuj�c im miejsce ukrycia skrzynek z kamieniami nico�ci, zataili�my informacje o pochodzeniu tych minera��w. W rzeczywisto�ci powiedzieli�my im wszystko, co wiedzieli�my. - Jaki uk�ad? - zapyta�em, powstrzymuj�c si� od nawi�zania telepatycznego kontaktu z Eetem, chocia� bardzo chcia�em wiedzie� co s�dzi o tej propozycji. Kto wie, jakim tajnym sprz�tem dysponowa� Patrol. Znaj�c mo�liwo�ci mojego towarzysza, mogli zastosowa� jak�� sprytn� metod� monitorowania naszej rozmowy. - Pr�dzej czy p�niej - wolno cedzi� s�owa, jak gdyby delektuj�c si� ich znaczeniem - pr�dzej czy p�niej Bractwo was dopadnie. Nie zdo�a� zbi� mnie z tropu, bo dawno domy�li�em si�, do czego zmierza. - I wobec tego chcecie wykorzysta� mnie jako przyn�t�. Nie zmiesza� si� ani troch�. - Mo�na to tak okre�li�. - To jedyne w�a�ciwe okre�lenie. Co chcecie zrobi�? Umie�ci� na pok�adzie waszego cz�owieka? - Tak. B�dzie was chroni� i, oczywi�cie, b�dzie te� naszym informatorem. - Bardzo wspania�omy�lnie. Ale moja odpowied� brzmi: nie. Funkcjonariusze Patrolu traktowali ludzi jak pionki. U�wiadomi�em sobie, �e nie warto mie� ich za przeciwnik�w. - Nie mo�esz znale�� pilota. - Zaczynam si� zastanawia�, czy to przypadkiem nie wasza robota. - Rzeczywi�cie, taka my�l przysz�a mi w�a�nie do g�owy. Nie potwierdzi� ani nie zaprzeczy�, ale czu�em, �e mam racj�. Opr�cz czarnej listy pilot�w istnia�a te� czarna lista statk�w i nasz pojazd znalaz� si� na niej jeszcze przed wyruszeniem w pierwsz� podr�. �aden pilot, pragn�cy zachowa� licencj�, nie podpisa�by teraz ze mn� umowy. Od tej chwili musia�em prowadzi� poszukiwania w mrocznym �wiecie wyrzutk�w. Pr�dzej pozwoli�bym, �eby statek zardzewia� na pasie startowym, ni� zgodzi�bym si�, by jego pilotem zosta� cz�owiek Patrolu. - Je�li spr�bujesz zatrudni� pilota bez licencji, istnieje du�e prawdopodobie�stwo, �e trafisz na kogo� podstawionego przez Bractwo - zauwa�y� m�j go��. Chyba nie w�tpi�, �e w ko�cu, chc�c nie chc�c, zgodz� si� na jego propozycj�. To, co powiedzia�, by�o prawd�. A raczej by�oby prawd�, gdyby Eet nie pomaga� mi w poszukiwaniach. Nawet gdyby podstawiony cz�owiek zosta� poprzednio poddany operacji prania m�zgu, maj�cej ukry� jego powi�zania z mocodawcami, Eet nie da�by si� oszuka�. Ale tego akurat m�j go�� i jego prze�o�eni mogli nie wiedzie�. Nie da�o si� natomiast ukry� przed nimi telepatycznych zdolno�ci mojego towarzysza. - Sam podejmuj� decyzje i sam b�d� p�aci� za swoje b��dy. - Pozwoli�em sobie na ostry ton. - Oby tylko cena nie okaza�a si� zbyt wysoka - rzuci� oboj�tnie. Raz jeszcze popatrzy� na pok�j i nagle na jego twarzy zago�ci� u�miech. - Zabawki, akurat teraz? Ciekaw jestem, dlaczego. B�yskawicznie, jak nurkuj�cy jastrz�b, pochyli� si� i podni�s� z ziemi wypchanego puka. - Do�� kosztowna maskotka, nieprawda�? A przecie� cierpisz na brak funduszy. Czy�by� odkry� kopalni� kredyt�w? Powiedz mi, Jern, po co ci to? Skrzywi�em si�. - Zawsze staram si� czym� zaskoczy� swoich go�ci. Je�li chcesz, zabierz to ze sob�. Na wszelki wypadek, �eby przekona� si�, czy przypadkiem nie s�u�y mi do szmuglu. Wiesz przecie�, �e jestem handlarzem klejnot�w - nietrudno jest ukry� par� kamieni we wn�trzno�ciach takiego puka. Nie wiedzia�em, czy zadowoli�a go ta napr�dce wymy�lona odpowied�. Cisn�� maskotk� na najbli�sze krzes�o i skierowa� si� ku drzwiom. W po�owie drogi odwr�ci� si� i rzuci� przez rami�: - Kiedy znudzi ci si� walenie g�ow� w mur, zadzwo� pod numer 0-1. Wtedy dostaniesz cz�owieka, kt�ry z pewno�ci� nie sprzeda ci� Bractwu. - Bractwu nie, za to Patrolowi - odpar�em. - Je�li kiedy� zechc� wyst�pi� w roli przyn�ty, z pewno�ci� dam ci zna�. Wyszed� bez po�egnania. Zatrzasn��em za nim drzwi i przebieg�em przez pok�j, aby jak najpr�dzej wypu�ci� Eeta z kryj�wki. M�j towarzysz-kosmita usiad� i zacz�� w zamy�leniu przeczesywa� futro. - Wydaje im si�, �e ju� wygrali - zagai�em, chocia� by�em pewien, �e m�j towarzysz zd��y� ju� zdoby� wszystkie potrzebne informacje, przenikaj�c my�li naszego go�cia, chyba �e funkcjonariusz u�ywa� jakich� technik chroni�cych umys� przed penetracj�. - Owszem, u�ywa� - Eet zn�w odczyta� moje my�li - ale nic mu to nie da�o. Os�ony stosowane przez ludzi s� skuteczne tylko w przypadku detektor�w mechanicznych. To oznacza - ci�gn�� z widoczn� satysfakcj� - �e w zetkni�ciu ze mn� s� bezradne. - Ale masz racj�, rzeczywi�cie s�dz�, �e maj� nas w r�ku - pokaza� mi swoj� otwart� d�o� - i �e wystarczy tylko ma�y ruch palcami... - tu zacisn�� pi��. - Co za ignorancja! W ka�dym razie teraz musimy szybko si� st�d wynosi�. - Naprawd� musimy? - zapyta�em ponuro, wyci�gaj�c pospiesznie podr�n� torb�. Rozumia�em, �e nieroztropnie by�o pozostawa� d�u�ej w okolicy odwiedzanej przez zwiadowc�w Patrolu. - Tylko dok�d niby mieli�my p�j��? - Do Nurkuj�cej Loklarwy - odpowiedzia� m�j towarzysz takim tonem, jak gdyby chodzi�o o co� oczywistego. Os�upia�em, Ta nazwa nic mi nie m�wi�a i domy�la�em si� tylko, �e chodzi o jedn� z ponurych spelunek w gorszej cz�ci portu. By�o to ostatnie miejsce, w kt�rym m�g�by si� schroni� cz�owiek �cigany przez Bractwo. Jednak teraz nale�a�o przede wszystkim uciec z budynku, nie zwracaj�c na siebie uwagi funkcjonariuszy Patrolu. Wrzuci�em do torby ostatni� sztuk� czystej bielizny i wyj��em z pasa trzy dyski p�atnicze. W tego rodzaju tymczasowych kwaterach nale�no�� za czynsz wy�wietlana jest na ma�ym �ciennym monitorze. Podr�ny, kt�ry usi�owa�by opu�ci� pok�j nie p�ac�c, napotka�by niemo�liwe do przej�cia pole si�owe. Kierownictwo hotelowe unika�o co prawda ingerencji w prywatno�� go�ci, ale nie rezygnowa�o ze stosowania dozwolonych �rodk�w ostro�no�ci. Wepchn��em kredyty we w�a�ciwy otw�r i zapis znikn�� z monitora. Teraz mog�em ju� wyj��, musia�em tylko pomy�le�, jak to zrobi�. Rozgl�daj�c si�, zauwa�y�em, �e Eet znowu przybra� posta� puka. Przez chwil� patrzy�em bezradnie na identyczne w�ochate stwory, a� w ko�cu m�j towarzysz da� mi znak �ap�. Podnios�em go z pod�ogi. Z Eetem pod pach� i torb� w gar�ci wyjrza�em na korytarz. By� pusty. Kieruj�c si� ku prowadz�cemu w d� szybowi grawitacyjnemu, us�ysza�em nagle g�os przyjaciela. - W lewo i do ty�u! Wykona�em polecenie. Id�c za jego wskaz�wkami, znalaz�em si� w nieznanej mi cz�ci hotelu, tu� obok kolejnego szybu, u�ywanego przez roboty obs�uguj�ce pokoje. Mimo �e zap�aci�em rachunek, obawia�em si� urz�dze� zabezpieczaj�cych; by�o to przecie� wyj�cie przeznaczone tylko dla maszyn. Jedna z nich w�a�nie toczy�a si� ku nam z cichym warkotem. By� to robot dostarczaj�cy posi�ki do pokoj�w - pud�o na k�kach, kt�rego g�rna powierzchnia usiana by�a przyciskami umo�liwiaj�cymi wyb�r da�. Kiedy mnie mija�, musia�em przylgn�� do �ciany. Tego bocznego korytarza nie projektowano z my�l� o go�ciach hotelowych. - Wejd� na to - rozkaza� Eet. Nie mia�em poj�cia, o co mu chodzi, ale ju� wielokrotnie ratowa� mnie z opresji i wiedzia�em, �e rzadko zdarza mu si� dzia�a� bez okre�lonego planu. Dlatego pos�usznie wrzuci�em go na pud�o, w �lad za nim cisn��em torb�, a na koniec sam wgramoli�em si� na maszyn�, uwa�aj�c, �eby nie dotkn�� �adnego z guzik�w. Dodatkowy ci�ar nie spowolni� ruchu robota, kt�ry wytrwale posuwa� si� w d� korytarza. Siedzia�em na nim sztywny i napi�ty, usi�uj�c utrzyma� r�wnowag�. Kiedy ze�lizn�� si� z pod�ogi i zawis� nad przepa�ci� szybu grawitacyjnego, omal nie krzykn��em. Na szcz�cie si�y dzia�aj�ce w szybie bez trudu wytrzyma�y ci�ar i maszyna wolno zacz�a zje�d�a� w d�. Swym jednostajnym ruchem przypomina�a wygodn� osobow� wind� w porcie lotniczym. Na nast�pnym pi�trze przy��czy�a si� do nas mechaniczna zamiatarka, ale oba urz�dzenia musia�y by� wyposa�one w promienie - os�ony, chroni�ce przed zderzeniem czy zadrapaniem, bo ani razu nie dosz�o do kolizji. Nad nami i pod nami w mroku majaczy�y zarysy innych robot�w, kt�re w�a�nie o tej porze sko�czy�y poranne prace. Licz�c mijane pi�tra, powoli nabiera�em otuchy. Byli�my coraz bli�ej celu. Kiedy jednak osi�gn�li�my parter, nasz pojazd nie zatrzyma� si�, tylko dalej lecia� w d�. Koniec szybu znajdowa� si� trzy pi�tra ni�ej. Wyl�dowali�my w ciemno�ciach, z kt�rych co chwila dobiega� z�owieszczy brz�k �elaza. Eet milcza�, wyj�tkowo nie udzielaj�c mi �adnych rad. W ko�cu odwa�y�em si� wyci�gn�� latark� i omie�� snopem �wiat�a otaczaj�cy nas mrok. Tu i �wdzie majaczy�y gro�ne zarysy maszyn, kr���cych po ogromnym pomieszczeniu. Nie mo�na by�o natomiast dostrzec ani jednego cz�owieka, kt�ry nadzorowa�by prac� robot�w. Ba�em si� zej�� z naszego pojazdu. Nie by�em pewien, czy os�ony na ruchliwych urz�dzeniach uchroni� mnie przed przejechaniem. Do tej pory nie interesowa�em si� bli�ej obs�ug� hotelow� i nawet nie domy�la�em si� istnienia takiego pomieszczenia. By�o oczywiste, �e nasz robot zmierza w okre�lonym kierunku. Dotoczywszy si� do �ciany wyposa�onej w otwory, stan�� w miejscu, przywieraj�c bokiem do jednej ze szpar. Jak s�dz�, pozbywa� si� �mieci i brudnych talerzy. Par� krok�w dalej zamiatarka r�wnie� opr�nia�a swe wn�trzno�ci z nagromadzonego �adunku. Strumie� �wiat�a z mojej latarki ods�oni� pust� przestrze� mi�dzy �cian� a sufitem. Pomy�la�em, �e nawet je�li nie jest to droga prowadz�ca do wyj�cia, to w ka�dym razie trzeba usun�� si� z drogi kr���cym robotom. Ostro�nie wsta�em, a Eet chwyci� latark� w �apy, kt�re wci�� by�y kr�tkimi, niezgrabnymi �apkami puka. Bez trudu wrzuci�em torb� na mur. Wi�cej k�opotu mia�em z moim w�ochatym towarzyszem, gdy� jego nowe cia�o nie mia�o tej fizycznej odporno�ci, co poprzednie. Dostawszy si� na g�r�, przycupn�� bez ruchu, tym razem dla wygody trzymaj�c latark� w z�bach. Na koniec ja sam skoczy�em i chwyci�em r�kami kraw�d� muru. Przez chwil� my�la�em, �e palce ze�lizn� si� po g�adkiej powierzchni, ale niemal nadludzkim wysi�kiem uda�o mi si� wyd�wign�� cia�o na niebezpiecznie w�sk� kraw�d�. Czuj�c pod sob� drgania i wibracje, zrozumia�em, �e za �cian� musi si� mie�ci� spalarnia �mieci i prowadz�ce do niej pasy transmisyjne. Sufit by� tak niski, �e musia�em przysi��� na pi�tach. Wodz�c reflektorem po wszystkich k�tach, odkry�em, �e id�c po murze dojd� do ciemnego przej�cia, otwieraj�cego si� w innej �cianie, prostopad�ej do tej, na kt�rej si� znajdowa�em. Nie maj�c innego wyj�cia, zacz��em si� przesuwa� w tym kierunku, ci�gn�c za sob� torb�. Na szcz�cie Eet nie potrzebowa� mojej pomocy, bez trudu utrzymuj�c r�wnowag� na swych kr�tkich nogach. Zag��bi�em si� w otw�r i chwil� p�niej sta�em ju� w ciasnej studzience. Wkr�tce z zadowoleniem zauwa�y�em przytwierdzon� do �ciany drabin�. Najwyra�niej by�o to pomieszczanie kontrolowane od czasu do czasu przez technik�w - ludzi. B�ogos�awi�em swoje szcz�cie; ha�as i szum pracuj�cych maszyn przyprawia� mnie o zawr�t g�owy. Chcia�em st�d wyj�� jak najpr�dzej. �apy Eeta nie nadawa�y si� do wspinaczki i uwa�a�em, �e powinien teraz wr�ci� do swej zwyk�ej postaci. Nie mia�em ochoty go wnosi�. Nie wiedzia�em nawet, jak to zrobi�. Ale on, nawet je�li by� w stanie zmieni� teraz posta�, to z jakich� powod�w nie chcia�. Tak wi�c w ko�cu musia�em zawiesi� torb� na plecach i wsadzi� mojego kapry�nego towarzysza za ko�nierz tuniki. Oba te ci�ary bardzo utrudnia�y mi zachowanie r�wnowagi, a na dodatek nie mog�em �wieci� sobie latark�. �a�owa�em, �e natura nie wyposa�y�a mnie w trzeci� r�k�. Nie obchodzi�o mnie, dok�d idziemy. W tej chwili chcia�em tylko za wszelk� cen� wydosta� si� z tego mrocznego kr�lestwa maszyn. By� mo�e za bardzo polega�em na intuicji Eeta; on w ka�dym razie nie komunikowa� si� ze mn� od chwili, gdy spotkali�my robota. - Co jest na g�rze? - zapyta�em w ko�cu, kiedy u�wiadomi�em sobie, co mog�o tam na nas czeka�. - Nic... na razie - odpowiedzia�, ale jego telepatyczny przekaz by� tak s�aby, �e moja �wiadomo�� odbiera�a go jak szept. Najwyra�niej umys� mia� zaprz�tni�ty czym� innym. Chwil� p�niej dotar�em do ko�ca drabiny. Szukaj�c po omacku kolejnego uchwytu, uderzy�em si� bole�nie w r�k�. Zbada�em dotykiem tward� powierzchni�, z kt�r� si� zetkn��em, i stwierdzi�em, �e niewidoczny przedmiot ma kolisty kszta�t; bez w�tpienia by�a to klapa studzienki. Spr�bowa�em j� podnie�� - bez skutku. Nacisn��em jeszcze raz, wk�adaj�c w ten ruch wi�cej si�y, lecz pokrywa nawet nie drgn�a. Przestraszy�em si�. Je�eli klapa by�a zamkni�ta na k��dk�, musieliby�my wr�ci� do pomieszczenia z robotami, a o tym nie chcia�em nawet my�le�. Na szcz�cie moje ostatnie, desperackie pchni�cie pokona�o op�r dawno nie u�ywanego mechanizmu i klapa unios�a si� odrobin�, wpuszczaj�c do studzienki w�t�y promyk �wiat�a. Zachowa�em do�� przytomno�ci umys�u, aby powstrzyma� si� od dalszych dzia�a� w oczekiwaniu na ewentualny ostrzegawczy sygna� od Eeta. Nie otrzymawszy go, wygramoli�em si� z kana�u. �ciany pomieszczenia, w kt�rym si� znalaz�em, pokryte by�y g�sto licznikami, zaworami i d�wigniami. Zapewne trafili�my do centrum steruj�cego prac� robot�w. Wok� nie by�o wida� �ywej duszy, za to nie opodal zobaczy�em zwyczajne drzwi. Wyda�em westchnienie ulgi i zaj��em si� doprowadzaniem do porz�dku swojego wygl�du zewn�trznego. Postawiwszy na ziemi Eeta, poprawi�em ko�nierz i uwa�nie obejrza�em swoje ubranie. Na szcz�cie nie ucierpia�o podczas w�dr�wki przez mroczne czelu�cie zajazdu i spokojnie mog�em w nim wyj�� na ulic� bez zwracania na siebie niczyjej uwagi - oczywi�cie, pod warunkiem, �e te drzwi otwiera�y si� na ulic�. W rzeczywisto�ci po drugiej stronie natrafi�em na ma�� wind� grawitacyjn�. Nacisn��em guzik oznaczaj�cy parter i po kr�tkim locie znalaz�em si� w korytarzu. Stamt�d z kolei wydosta�em si� na dziedziniec otoczony murem i wreszcie wybieg�em z terenu hotelowego po pasie transmisyjnym przeznaczonym do transportu baga�y. Z drugiej strony muru znajdowa�a si� aleja, w kt�rej zwykle roz�adowywano ci�sze �adunki z portu. - Zaczekaj! Do tej pory nios�em Eeta na ramionach, a on obejmowa� mnie �apami za szyj�; najwidoczniej w obecnej postaci t� pozycj� uzna� za najwygodniejsz�. Teraz przeni�s� �apy na moje skronie i nacisn�� dok�adnie tak samo, jak wtedy, gdy uczy� mnie sztuki zmiany wygl�du. Nie wiedzia�em, o co mu chodzi, bo tym razem nie kaza� mi "wymy�li� sobie" nowej twarzy. Czeka�em ju� do�� d�ugo, a on wci�� siedzia� nieruchomo. W ko�cu doszed�em do wniosku, �e postanowi� sam wykona� ca�� prac�. - Robi�... co... mog�... - ucisk na skroniach zel�a� i w ostatniej chwili uda�o mi si� z�apa� os�abionego towarzysza, kt�ry omal nie run�� na ziemi�. Dr�a� jak po ogromnym wysi�ku, oczy mia� zamkni�te, a oddech ci�ki i urywany. Poprzednio tylko raz widzia�em go tak wyczerpanego - wtedy, gdy pom�g� mi zawrze� uk�ad z funkcjonariuszem Patrolu. Zarzuci�em torb� na rami�, wzi��em Eeta na r�ce i ruszy�em alej�. Zerkn��em przez rami� na zabudowania zajazdu. Gdyby jaki� szpieg, kt�ry dotychczas nie zgubi� tropu, pr�bowa� teraz za nami pod��y�, by�by doskonale widoczny. Boczna droga ��czy�a si� z ruchliw� tras� komunikacyjn�, kt�r� przep�ywa�a wi�kszo�� towar�w przewo�onych mi�dzy miastem a portem. �rodkiem magistrali bieg�o sze�� pas�w transmisyjnych do ci�kich �adunk�w, po bokach dwa do lekkich, a z samego brzegu wybudowano jeszcze w�sk� �cie�k� dla pieszych. Na �cie�ce panowa� dosy� o�ywiony ruch, tak �e mog�em bez wzbudzania �adnych podejrze� wmiesza� si� mi�dzy ludzi. W wi�kszo�ci byli to pracownicy portowi nadzoruj�cy transport. Postawi�em torb� przy nodze i stan��em nieruchomo, a �cie�ka ponios�a mnie naprz�d. Nurkuj�ca Loklarwa - miejsce, o kt�rym wspomina� Eet - wci�� by�o dla mnie tajemnic�. Nie zamierza�em odwiedza� Zewn�trznego Portu w ci�gu dnia, gdy� ka�dy obcy, poruszaj�cy si� poza wyznaczonymi, specjalnie strze�onymi �cie�kami dla turyst�w natychmiast zwr�ci�by tam na siebie uwag�. Musia�em wi�c znale�� tymczasow� kryj�wk�, a najlepszy do tego celu by�by inny hotel. Jaki� g�os wewn�trzny kaza� mi wybra� ten, kt�ry po�o�ony by� dok�adnie na wprost Siedmiu Planet - hotelu, kt�ry przed chwil� opu�ci�em w tak niezwyk�y spos�b. Nowy hotel by� o par� klas gorszy od poprzedniego, co zreszt� odpowiada�o mi ze wzgl�d�w finansowych. Zw�aszcza ucieszy�o mnie, �e w recepcji nie urz�duje cz�owiek - co doda�oby temu miejscu presti�u - lecz zwyk�y robot. Wiedzia�em jednak, �e i tak zostan� zarejestrowany przez kamery, a nie mia�em poj�cia, czy wysi�ki Eeta, by zmieni� m�j wygl�d tym razem przynios� skutek. Odebra�em p�ytk�-czytnik z wyrytym numerem i wind� grawitacyjn� pojecha�em na drugie pi�tro, gdzie mie�ci�y si� najta�sze pokoje. Odnalaz�szy ten w�a�ciwy, umie�ci�em p�ytk� na drzwiach i dopiero siedz�c w �rodku, odetchn��em z ulg�. �eby si� teraz do mnie dosta�, musieliby u�y� superlasera. Po�o�y�em Eeta na ��ku i podszed�em do lustra, �eby sprawdzi�, jak wygl�dam. Nie zobaczy�em jednak swoich zmienionych rys�w - obraz by� zamazany i niewyra�ny, a ja odczuwa�em niezrozumia�� niech�� do przygl�dania si� odbiciu w zwierciadle. Czy�bym obawia� si�, �e ta nowa powierzchowno�� jest wyj�tkowo odra�aj�ca? Usiad�em na najbli�szym krze�le. Wci�� usi�uj�c patrze� w lustro, u�wiadomi�em sobie, �e dziwne wra�enie s�abnie i powoli zanika. W ko�cu zobaczy�em swoje w�asne oblicze, doskonale widoczne i dok�adnie takie samo jak zawsze. Nie s�dzi�em, �eby Eet m�g� powt�rzy� sw�j wyczyn, kiedy b�dziemy opuszcza� hotel. Tego rodzaju sztuki za bardzo go wyczerpywa�y, a w�a�nie teraz powinien by� czujny i gotowy do natychmiastowego wykorzystania swych niezwyk�ych talent�w. Tak wi�c mog�o si� zdarzy�, �e wyszed�szy st�d, od razu zostan� zauwa�ony przez naszych prze�ladowc�w... chyba �e ja sam dokona�bym przemiany. Pierwsza pr�ba zako�czy�a si� jednak sukcesem co najwy�ej po�owicznym, a i tego bym nie osi�gn��, gdyby nie pomoc przyjaciela. A gdybym zrezygnowa� z ca�kowitej transformacji? Gdyby tym razem Eet zamiast ca�ej twarzy zmieni� tylko jaki� istotny szczeg�? Zacz��em rozwa�a� tak� mo�liwo��. Spodziewa�em si�, �e m�j towarzysz wypowie si� na temat tego pomys�u, ale on uparcie milcza�. Spojrza�em na ��ko. Wszystko wskazywa�o na to, �e �pi. Zamiast zmienia� charakterystyczne rysy, mo�na by r�wnie� odwr�ci� od nich uwag� ewentualnego obserwatora. Nie tak dawno Eet pokry� moj� twarz plamami, kt�re mia�y udawa� symptomy chorobowe. Dobrze pami�ta�em te wstr�tne purpurowe pi�tna - nie, nigdy wi�cej czego� takiego! Nie mia�em ochoty znowu uchodzi� za ofiar� zarazy. Ale gdyby tak jaka� blizna... Wr�ci�em pami�ci� do czas�w, kiedy m�j ojciec prowadzi� sklep wielobran�owy w porcie kosmicznym na naszej rodzimej planecie. Wielu gwiezdnych w��cz�g�w zagl�da�o w�wczas do pokoiku na zapleczu, aby tam sprzeda� towary bardzo niepewnego pochodzenia. Niejeden z nich nosi� na twarzy szramy albo inne szpec�ce znamiona. Tak, blizna. Tylko gdzie... i jaka? �lad po oparzeniu laserem, czy mo�e po ci�ciu no�em? W ko�cu zdecydowa�em si� na oparzelin�. Nieraz widzia�em tego typu obra�enia i wydawa�o mi si�, �e doskonale pasuj� do takiego miejsca jak Zewn�trzny Port. Skupi�em si� i utkwi�em wzrok w lustrze, usi�uj�c si�� woli spowodowa� przebarwienie sk�ry na lewym policzku. ROZDZIA� TRZECI By�o to dzia�anie ur�gaj�ce zasadom logiki, kt�rym ho�dowa� m�j gatunek. Gdyby nie pierwsza, cz�ciowo tylko udana transformacja przeprowadzona dzi�ki pomocy Eeta, nie uwierzy�bym, �e to w og�le mo�liwe. Nawet teraz nie by�em pewien, czy potrafi� tego dokona� sam, ale koniecznie chcia�em spr�bowa�. Bycie zale�nym od dziwacznego towarzysza-mutanta by�o niekiedy denerwuj�ce. Popularne przys�owie m�wi: je�li zamykasz drzwi przed b��dami, prawda r�wnie� zostaje na zewn�trz. Tak wi�c dzielnie zwalcza�em liczne b��dy, wierz�c, �e pr�dzej czy p�niej prawda przyjdzie mi z odsiecz�. Od pierwszego spotkania z Eetem po�wi�ca�em wiele czasu i wysi�ku na rozwijanie tkwi�cych we mnie nadnaturalnych zdolno�ci. Zapewne robi�em tak dlatego, �e nie potrafi�em uzna� jego przewagi. Tak bardzo przypomina� zwierz�, a ja by�em przecie� cz�owiekiem! Jednak w galaktyce okre�lenie "cz�owiek" jest poj�ciem wzgl�dnym i odnosi si� raczej do istoty o pewnym poziomie inteligencji, ni� do stworzenia o ludzkich kszta�tach. Ten fakt by� z pocz�tku trudny do zaakceptowania dla mnie i moich wsp�plemie�c�w z powodu naszych wrodzonych uprzedze�. Pozbycie si� tych uprzedze� kosztowa�o nas wiele wysi�ku. Spr�bowa�em na chwil�