2761

Szczegóły
Tytuł 2761
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2761 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2761 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2761 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Eugenia Kochanowska �ony s�awnych m��w Tom Ca�o�� w tomach Polski Zwi�zek Niewidomych Zak�ad Wydawnictw i Nagra� Warszawa 1990 T�oczono w nak�adzie 20 egz. pismem punktowym dla niewidomych w Drukarni PZN, Warszawa, ul. Konwiktorska 9 Pap. kart. 140 g kl. III_B�1 Przedruk z wydawnictwa "Krajowa Agencja Wydawnicza", Gda�sk 1989. Pisa�a Katarzyna Jurczyk Korekty dokona�y Katarzyna Markiewicz i D. Jagie��o Wst�p Wielu s�awnych uczonych, odkrywc�w, znanych podr�nik�w, g�o�nych artyst�w, wybitnych pisarzy sukcesy swoje w du�ej mierze zawdzi�cza w�asnym �onom; one to bowiem codziennym trudem i zapobiegliwo�ci�, atmosfer� spokoju i ciszy, jak� potrafi� wytworzy� w domu rodzinnym, u�atwiaj�, a czasem wr�cz umo�liwiaj� swoim m�om prac� tw�rcz�. O kobietach tych, w odr�nieniu od heroin g�o�nych romans�w, wie si� zazwyczaj bardzo niewiele. Je�eli s�awnym m�em jest pisarz czy znany poeta - sprawa przedstawia si� lepiej. Bo rzeczywi�cie, jest kilka takich �on "literackich", owianych legend�, kt�re sta�y si� bohaterkami powie�ci biograficznych i maj� swoje ustalone miejsce w wyobra�ni i �wiadomo�ci czytelnik�w. Ale w wi�kszo�ci wypadk�w trzeba tropi� korespondencj�, pami�tniki, wertowa� biografie, aby znale�� kilka linijek na temat d�ugoletniej czy dozgonnej towarzyszki �ycia, kt�ra jak�e cz�sto znosi�a niehumory swego ma��onka, leczy�a jego roztrz�sione nerwy i stawia�a czo�a codziennym troskom. Dlatego zebranie w jednej ksi��ce i ukazanie razem nie tyle �yciorys�w tych kobiet, nie tyle ich portret�w duchowych - bo na to za ma�o jest materia�u - ile po prostu urywkowych informacji o nich jako o towarzyszkach ludzi zajmuj�cych poczesne miejsce w polskiej kulturze, sztuce i nauce wyda�o mi si� przedsi�wzi�ciem i ciekawym, i po�ytecznym. Wszak wielkie kr�gi czytelnik�w interesuj� si� wszystkim, co sk�ada si� na aur� otaczaj�c� jednostki nieprzeci�tne. Poza tym jak�e rozmaite refleksje mo�na wysnu� z r�nych los�w trzydziestu czterech kobiet przedstawionych w tym zbiorze. Jerzy Harasymowicz, wsp�czesny poeta, w pi�knym wierszu pt. "�ony poet�w" ukazuje w literackim skr�cie, poprzez barwne metafory obraz codziennego �ycia owych "amazonek spod Pegaza znaku". Mo�na rozszerzy� adres tego wiersza i dlatego niechaj pos�u�y za motto ca�ej opowie�ci o �onach s�awnych m��w. �ony poet�w to te co maj�@ jakby jeszcze jednego �wi�tego na g�owie@ kt�ry jednak nic gratis z nieba nie dostaje@ a na widok szynki robi oczy krowie@ �ony poet�w wyganiaj� spod ��ka kurzu myszk�@ w balii Pegaza myj� ry�ow� szczotk�@ ksi�g� poety jak ministrant za nim nosz�@ resztk� ze sto�u poety dziel� si� z kotk�@ �ony poet�w to s� amazonki spod Pegaza znaku@ co walcz� dla poety o atrament cukier i papier@ �ony poet�w s� mi�dzy ob�okiem a pod��g myciem@ ich rajski chleb jest pio�unu obsypany makiem@ one maj� w sobie co� z ptaka i le�nej wr�ki@ ich �wiata melon zielony daleko ro�nie od ludzkich dr�g@ od ludzi maj� wid�y plotek kt�re dziobi� ich n�ki@ od poet�w serca czerwony g��g.@ Dwie genera�owe Imi� J�zefa Zaj�czka, genera�a ko�ciuszkowskiego i napoleo�skiego, utrwali�a historia, wypisuj�c je na �uku Triumfalnym w Pary�u. Imi� jego �ony Aleksandry, pi�knej m�odej damy, rozs�awi�a legenda i stug�bna plotka towarzyska. Imi� madame Zaj�czek prawie trzy czwarte wieku by�o na ustach ca�ej Warszawy. Pi�kna pani genera�owa, z domu Pernette, primo voto Isaure, wszystkich, kt�rzy si� z ni� stykali, zdumiewa�a swoim wio�nianym powabem. Mija�y lata srebrz�c skronie i znacz�c sieci� zmarszczek twarze jej r�wie�nic, czyni�c oci�a�ym ich ch�d i deformuj�c kszta�tne dawniej figury, a pani Zaj�czkowa ci�gle by�a smuk�a, mia�a g�adk� cer�, pe�ne blasku oczy i porusza�a si� z gracj� m�odej dziewczyny. Jak ona to robi? Jakich �rodk�w u�ywa? Co za czarodziejskie kosmetyki ma na swoje us�ugi? - docieka�y przyjaci�ki, interesowa�a si� publiczno�� spaceruj�ca w Ogrodzie Saskim, gdzie madame Zaj�czek w pogodne dni ch�tnie prezentowa�a swoje wspania�e toalety �wiadoma czaru, jaki rzuca na zafascynowanych jej widokiem przechodni�w. O jej recept� na m�odo�� ch�tnie zapyta�yby i dzisiejsze elegantki, kt�rych marzeniem jest, by dostrzegali i podziwiali je ludzie, ale omija� czas... Ot� recepta ta zawiera�a rygory tak srogie, �e w�tpliwe, czy podda�yby si� im najwi�ksze nawet m�czennice linii cierpliwie stosuj�ce cud_diet�. Madame Zaj�czek - cytuj� za kronikarzem - "konserwowa�a swoje cia�o za pomoc� niskiej temperatury. Nigdy nie bra�a do ust gor�cych potraw. �ywi�a si� jarzynami, mlekiem i owocami. Sypia�a w pokoju nie opalanym, nie �wiec�c o ile mo�no�ci wieczorem dla zaszanowania cery. Pod ��kiem z firankami sta�y szczeg�lne naczynia ch�odz�ce z lodem. I wanny z piekielnie zimn� wod� do rannej k�pieli. Co dzie� o �wicie wyrusza�a pani Zaj�czek na daleki p�milowy spacer pieszy". Ponadto znakomita modystka, toalety z Pary�a, �wietny fryzjer, no a chyba nade wszystko - w�asny, ci�gle rozwijany piln� obserwacj� gust i smak. W efekcie siedemdziesi�cioletnia genera�owa w�r�d nie znaj�cych jej wieku uchodzi�a za dwudziestoparoletni� dziewczyn�. Stanis�aw Wasylewski w znanej ksi��ce "Romans prababki" przytacza opini� samego pana Honor~e de Balzac, nie byle jakiego znawcy kobiet, kt�ry zetkn�� si� z pani� Zaj�czkow� w Pary�u w roku 1836, a wi�c kiedy mia�a osiemdziesi�t dwa lata. Tak j� charakteryzuje: "Pewna znakomita Polka naszych czas�w zachowuje pomimo podesz�ego ju� wieku obyczaje m�odziutkiej strojnisi (...) bliska ju� setki wiosen, posiada umys� i serce m�ode, figur� czaruj�c� i potrafi w rozmowie, kt�rej s��wka skrz� jak ogniste j�zyczki, por�wnywa� ze sob� ludzi i ksi��ki naszych czas�w z lud�mi i ksi��kami XVIII_go st�lecia! Mieszkaj�c w Warszawie, zamawia kapelusze w Pary�u (...) Wielka dama, a ma upodobania dziewczynki... Podrwiwa ze �mierci, �mieje si� z �ycia (...) Na jej rozkaz wylewaj� �zy m�dzi kochankowie". O Aleksandrze Zaj�czkowej m�wiono i pisano wiele zar�wno jako o fenomenie niezwyk�ej �ywotno�ci, jak i o osobisto�ci, odgrywaj�cej rol� w �yciu politycznym. Istotnie, z chwil� kiedy car Aleksander mianowa� genera�a Zaj�czka namiestnikiem Kr�lestwa Polskiego, czyni�c go praw� r�k� wielkiego ksi�cia Konstantego, dom namiestnikostwa sta� si� salonem stolicy. Tam odbywa�a si� ceremonia prezentacji dam carskim dostojnikom, tam politykowano, utr�cano i preparowano kariery. Pani namiestnikowa ja�nia�a w ca�ej swej krasie na tle bogatych wn�trz pa�acu B��kitnego Radziwi���w, ofiarowanego namiestnikowi przez cara. By� to okres, kiedy dawn� s�aw� bitnego genera�a Zaj�czka przys�oni�a chmura powszechnej niech�ci, gasz�c j� ca�kowicie; pocz�o si� natomiast utrwala� dobre imi� genera�owej, kt�ra cho� Francuzka z pochodzenia, ukaza�a serce polskiej patriotki. Ona to sprzeciwia�a si� niewolniczej us�u�no�ci m�a, kt�ry ca�kowicie zaprzeda� si� nowemu w�adcy, zapominaj�c o swej pi�knej przesz�o�ci, kiedy to walczy� dzielnie przy boku Ko�ciuszki i Napoleona, by� jakobinem i obro�c� interes�w ch�opskich. Sekundowa� jej Julian Ursyn Niemcewicz, ch�oszcz�c go biczem swej satyry: W m�odo�ci mej konfederat,@ republikanin, desperat,@ s�u�y�em Branickiemu i Ko���tajowi@ i zaprzeda�em dusz� Napoleonowi.@ Dzi� gdy panuje ein ander@ wrzasn�: �otr Napoleon, vivat Aleksander!@ O Aleksandrze Zaj�czkowej pisano wiele. W czasach mi�dzywojennych obszerny szkic po�wi�ci� jej Stanis�aw Wasylewski, �wietny znawca epoki napoleo�skiej. Nie jest to jednak szkic �yczliwy, przeciwnie - pe�en sarkazmu i k��liwo�ci. Dla genera�a Zaj�czka te� zabrak�o w nim bodaj jednego dobrego s�owa. B��dy jego staro�ci, kiedy sta� si� bezwolnym narz�dziem w r�kach wielkiego ksi�cia Konstantego, przes�oni�y autorowi ca�kowicie chwalebn� przesz�o�� genera�a, jego �o�nierskie �ycie pe�ne trud�w dla Ojczyzny. Madame Zaj�czek w o�wietleniu Wasylewskiego - przy ca�ym niby obiektywizmie, przy cytowaniu r�nych pochlebnych s�d�w - jest jednak tylko pi�kn� awanturnic�. Wi�c mo�e dla przeciwwagi warto przytoczy� jedno cho�by okre�lenie Natalii Kickiej, �ony genera�a Ludwika Kickiego, kt�ry zgin�� w bitwie pod Ostro��k�. Jej pami�tniki, wydane w roku 1972, dostarczaj� wiele materia�u o tamtej epoce, a genera�ow� Zaj�czkow� nazywa w nich "rozumn� i dobr� kobiet�". Lata czterdzieste XIX wieku up�yn�y Aleksandrze Zaj�czkowej ju� poza szumnym splendorem dworu i wysoko postawionych osobisto�ci. Jej ostatni kochanek, m�odszy od niej o lat pi��dziesi�t, przez sw�j udzia� w spisku politycznym dosta� si� do twierdzy Pietropaw�owskiej, a na ni� - poniewa� go broni�a - �ci�gn�� nie�ask� dworu. Sko�czy�o si� panowanie pi�knej namiestnikowej w salonach stolicy. Otrzymywa�a wprawdzie nies�ychanie wysok� pensj� po zmar�ym m�u i sta� j� by�o na to, aby jak dawniej pokazywa� si� w sze�ciokonnej karocy, ale nie mia�a ju� dok�d je�dzi�. Zmierzch �wietno�ci, zmierzch barwnego �ycia. W karnawale 1845 roku nazwisko pani Zaj�czkowej raz jeszcze znalaz�o si� na ustach ca�ej Warszawy. Jak przedtem liczono jej wspania�e toalety i coraz nowych kochank�w, tak obecnie zastanawiano si�, ile pieni�dzy otrzyma rodzina za sprzedane po niej meble, stroje i kosztown� bi�uteri�. Ale to ju� pani Zaj�czkowej nie obchodzi�o... Zako�czy�a swoje ziemskie porachunki ze �wiatem po dziewi��dziesi�ciu dw�ch latach bujnego, barwnego �ycia. * * * Zupe�nie innego pokroju �on� wodza by�a genera�owa Katarzyna ze Schroeder�w Sowi�ska, wierna towarzyszka �ycia weterana kampanii napoleo�skiej, s�awnego obro�cy warszawskiej Woli w roku 1831 - J�zefa Sowi�skiego. Czy obie genera�owe si� zna�y? Teoretycznie mog�y, bo to ta sama mniej wi�cej epoka. Ale Katarzyna Sowi�ska by�a o dwadzie�cia lat m�odsza, a na jej czwartkach bywa�a co prawda r�wnie� elita towarzyska, g��wnie ze sfer wojskowych, jednak dla pani Zaj�czkowej by�y to na pewno za niskie progi. Poza tym wdowa po generale Sowi�skim prowadzi�a inny tryb �ycia. W przeciwie�stwie do madame Zaj�czek, kt�ra ol�niewa�a towarzystwo wymy�lnymi strojami, kocha�a si� w riuszkach i falbankach o pastelowych kolorach, genera�owa Sowi�ska ponad wszystkie barwy przedk�ada�a czer�, jak zreszt� wi�kszo�� Polek po powstaniu listopadowym, wiernych s�owom piosenki powsta�ca Konstantego Gaszy�skiego: Schowaj, matko, suknie moje@ per�y, wie�ce z r�.@ Jasne szaty, �wietne stroje -@ to nie dla mnie ju�.@ Niegdy� jam stroje, r�e lubi�a,@ gdy nam nadziei wytryska� zdr�j,@ lecz gdy do grobu Polska zst�pi�a,@ jeden mi tylko przystoi str�j:@ Czarna sukienka.@ Posta� genera�a Sowi�skiego utrwali� w naszej literaturze Juliusz S�owacki w patriotycznym wierszu "W okopach Woli". Opiewa w nim m�stwo genera�a_inwalidy, kt�ry - cho� postrada� nog� w czasie walk napoleo�skich - kiedy wojska carskie pod dow�dztwem Paskiewicza zaatakowa�y Warszaw� we wrze�niu roku 1831, stan�� na czele obro�c�w reduty wolskiej. W starym ko�ci�ku na Woli@ zosta� jenera� Sowi�ski,@ starzec o drewnianej nodze,@ i wrogom si� broni szpad�;@ (...) "Cho�by nie by�o na �wiecie@ jednego ju� nawet Polaka,@ to ja jeszcze zgin�� musz�@ za mi�� moj� ojczyzn�,@ i za ojc�w moich dusz�@ musz� zgin��... na okopach,@ broni�c si� do �mierci szpad�@ przeciwko wrogom ojczyzny,@ aby miasto pami�ta�o@ i m�wi�y polskie dziatki,@ kt�re dzi� w ko�yskach le��@ i bomby graj�ce s�ysz�,@ aby, m�wi�, owe dziatki,@ wyr�s�szy, wspomnia�y sobie,@ �e w tym dniu poleg� na wa�ach@ jenera� - z nog� drewnian�".@ S�owacki trafnie przewidzia�. S�awa genera�a nie przemin�a mimo up�ywu lat. W ka�dym nieomal wi�kszym mie�cie jest ulica jego imienia. Wszed� na trwa�e do panteonu bohater�w narodowych. Katarzyna Sowi�ska od razu mia�a �wiadomo�� tego i owo dziedzictwo m�owskiej s�awy nie mog�o nie rzutowa� na styl jej �ycia. Zw�aszcza �e od najm�odszych lat by�a spo�ecznic�, demokratk�, osob� dalek� od wszelkiej p�ochliwo�ci. Sama dobrowolnie rozparcelowa�a, czyli jak dawniej si� m�wi�o "rozcz�stkowa�a", sw�j maj�tek Wygl�d�w, zadowalaj�c si� mizernym, niemal symbolicznym czynszem od ch�op�w. Po dramatycznej �mierci genera�a Sowi�skiego najwi�ksz� udr�k� dla wdowy sta�a si� niemo�no�� odnalezienia jego zw�ok. Zmasakrowany, pok�uty bagnetami, wrzucony zosta� do wsp�lnej, bezimiennej mogi�y. Daremnie Katarzyna przeszukiwa�a kawa�ek po kawa�ku skrwawione pole bitwy, ogl�da�a sterty trup�w, rozgarnia�a resztki zwalonych mur�w. Nie odnalaz�a ani cia�a zabitego, ani jego laski z ko�cian� ga�k�, na kt�rej genera� si� opiera�. W tych poszukiwaniach pomagali jej nawet pro�ci �o�nierze rosyjscy, kt�rym �al by�o wymizerowanej, p�acz�cej kobiety. I oto sta� si� cud. Po trzech dniach do kuchennych drzwi mieszkania genera�owej zastuka� �o�nierz o ka�muckiej, poczciwej twarzy. W r�ku trzyma� lask� genera�a. Widzia�, jak ta pani tyle dni szuka�a i sam rozpocz�� poszukiwania na w�asn� r�k�. I znalaz� - tu� pod �cian� ko�cio�a poryt� nielito�ciwie kulami. Wi�c si� wywiedzia� o adres i przyni�s�. Od tej pory genera�owa nie rozstawa�a si� z t� ostatni� pami�tk� po m�u, traktuj�c j� jak najdro�szy talizman. Malutka, ruchliwa, w wyszarza�ej mantylce, wsparta na generalskiej lasce, przemierza�a ulice Warszawy, �piesz�c do swoich podopiecznych w szpitalach, przytu�kach, wi�zieniach, w suterenach robotniczych dzielnic. Mia�a w�wczas lat pi��dziesi�t pi��, sze��dziesi�t... A madame Zaj�czek, o dwadzie�cia lat starsza, jeszcze w tym czasie brylowa�a w salonach, otaczali j� adoratorzy... Czy wi�c si� spotyka�y? Chyba nie. Zbyt r�ne by�y ich drogi, aby si� przeci�� mog�y. Zreszt� przez zas�oni�te okna karety nie wida� by�o ulicy... Katarzyna Sowi�ska przez wszystkie lata swego wdowie�stwa, a prze�y�a m�a o lat dwadzie�cia dziewi��, zajmowa�a si� prac� charytatywn�. Prac� t� na pewien czas przerwa� tylko pobyt w wi�zieniu, do kt�rego j� wtr�cono z bardzo osobliwej przyczyny. Oto, jak wynika z pami�tnikarskiej relacji wspomnianej tu ju� Natalii Kickiej, po krwawym st�umieniu powstania listopadowego "car Miko�aj, wcale nieoboj�tny na opini� Europy, pragn�� zachowa� pozory szlachetnego post�powania wbrew prawdzie" i dlatego co pewien czas podawano do publicznej wiadomo�ci, jak to imperator wspania�omy�lnie bierze pod swoj� opiek� dzieci poleg�ych oficer�w. W ten spos�b wdowa po generale Sowi�skim dowiedzia�a si� z prasy, �e car zaopiekowa� si� dwoma osieroconymi synami "jenera�a Sowi�skiego, poleg�ego w Woli w czasie szturmu Warszawy, dnia 7 wrze�nia 1831 roku". Oburzona k�amliw� tre�ci� tej notatki, jako �e w og�le dzieci nie mia�a, Katarzyna Sowi�ska "czym pr�dzej kaza�a zredagowa� kr�tki artyku�, w kt�rym o�wiadczy�a, jako unikaj�c maj�tkowych zawik�a� protestuje przeciwko fa�szywemu og�oszeniu zamieszczonemu w zagranicznych gazetach". Wszystkie warszawskie gazety odm�wi�y oczywi�cie zamieszczenia takiego komunikatu, ale wydrukowa� go jaki� hamburski dziennik. Skutki nie da�y na siebie d�ugo czeka�. Katarzyna Sowi�ska zosta�a aresztowana i osadzona w ci�kim warszawskim wi�zieniu. Natalia Kicka pragn�c przyj�� z pomoc� niewinnej i nieszcz�liwej kobiecie, uda�a si� z pro�b� do pewnej wp�ywowej osobisto�ci i oto co us�ysza�a w odpowiedzi: "Jak�e mo�e pani twierdzi�, �e niewinna? (...) Cesarz kaza� w gazetach og�osi�, �e bierze na opiek� dw�ch osierocia�ych po �mierci jenera�a Sowi�skiego jego syn�w, a ta nieroztropna kobieta w gazetach zagranicznych zaprzecza dobremu sercu cesarza i wyst�puje z protestacj�, jako nigdy jenera� Sowi�ski dzieci nie mia�". Kicka tyle tylko zdo�a�a uzyska�, �e genera�ow� przeniesiono z warszawskiego wi�zienia do celi w klasztorze ubogich mniszek w �om�y, sk�d nie wolno jej by�o wychodzi�. Wie�� o losach niewinnie uwi�zionej rozesz�a si� szerokim echem po ca�ej Warszawie, budz�c jeszcze wi�kszy szacunek dla otaczanej czci� wdowy po bohaterze narodowym. W miar� up�ywu czasu skromniutki maj�teczek Katarzyny Sowi�skiej topnia� coraz bardziej i trzeba by�o kolejno zmienia� mieszkania na mniejsze i ta�sze. Ale z ka�dego mieszkania jednakowo punktualnie dociera�a do miejsc sygnalizowanych przez Zwi�zek Dobroczynno�ci Patriotycznej Warszawianek jako siedzib szczeg�lnej n�dzy. Za to serce otwarte dla ludzkiej biedy spo�ecze�stwo warszawskie uwielbia�o genera�ow� i kiedy w czerwcu roku 1860 osiemdziesi�cioletnia Katarzyna Sowi�ska zamkn�a utrudzone powieki, pogrzeb jej sta� si� wielk� patriotyczn� manifestacj�. W ostatniej w�dr�wce towarzyszy�y jej t�umy. Przed spuszczeniem trumny do grobu "odci�to tren sukni genera�owej i na pami�tk� rozdawano obecnym ma�e skraweczki materia�u (...) Po pogrzebie m�odzie� odwiedzi�a miejsce ostatniej walki Sowi�skiego na redutach wolskich (...) Pogrzeb genera�owej Sowi�skiej zapocz�tkowa� seri� patriotycznych demonstracji w Kr�lestwie..." Adolf Nowaczy�ski, znany mi�dzywojenny publicysta i dramaturg, pisz�c o pi�knej postaci Katarzyny Sowi�skiej, przytacza jako autentyczny pono� szczeg�, �e na kilka dni przed �mierci�, czy nawet w sam jej dzie�, gdzie� w tajemniczy spos�b zagin�a laska generalska i pani Katarzyna drepcz�c, jak zwykle szybciutko, gdzie� do kogo� potrzebuj�cego jej pomocy, potkn�a si� i nie maj�c oparcia w lasce, upad�a na bruk. I ten to upadek spowodowa� jej zgon. Ca�a Warszawa komentowa�a to dziwne zdarzenie. Najpi�kniejszy komentarz da� sam Nowaczy�ski i dlatego w�a�nie jego s�owami warto ten szkic zako�czy�: "(...) Przez brak tej laski osiemdziesi�cioletnia staruszeczka biegn�c zadyszana (...) �miertelnie si� potkn�a i na bruk upad�a, wi�c tedy �r�d r�nych suppozycji i ta zrodzi� si� mog�a, czy te� to przypadkiem nie nieboszczyk jenera� tak si� mo�e zat�skni� za swoj� towarzyszk�, za �wi�t�, �e ju� bez niej nawet niebia�skiego �ywota samotny znie�� nie m�g�. A mo�e inaczej? Mo�e zn�w wtedy czas nasta�, aby zatli�y si� ju� w popio�ach iskierki, aby rozp�omieni�a o niepodleg�o�� nowa walka i m�oda generacja swoj� danin� krwi z�o�y�a na o�tarzu ojczyzny i woli ku wolno�ci skierowanej? I st�d zgon genera�owej przyspieszon?" Wierna towarzyszka rewolucjonisty Jedna z sze�ciu brygad mi�dzynarodowych, walcz�cych po stronie republiki w hiszpa�skiej wojnie domowej w latach 1936_#1939, obra�a sobie za patrona Jaros�awa D�browskiego, legendarnego genera�a Komuny Paryskiej. Przysz�ego genera�a i jego narzeczon� Pelagi� Zgliczy�sk� tak opisuje Zofia Kossak_Szczucka w powie�ci "Dziedzictwo". "W ustronnych alejkach Saskiego Ogrodu przechadza si� zakochana para Jaros�aw i Pela. On w galowym mundurze oficera Sztabu Generalnego, ona w bia�ej mu�linowej sukience, lekkiej jak ob�oczek. Z bieli wyrasta kolumienka szyi, nad ni� brzoskwiniowe policzki, zgrabny nosek, oczy d�ugorz�se... Wygl�da �licznie i narzeczony nie mo�e si� jej napatrze�. Widuj� si� prawie codziennie, lecz gdzie� wtedy czas my�le� o sobie? On jest "�okietkiem", tajnym naczelnikiem miasta. Jego komendy s�ucha ca�a niepodleg�o�ciowa Warszawa. Rzemie�lnicy, czeladnicy, robotnicy, studenci... On w lasach s�koci�skich lub brze�niakach M�ocin przeprowadza gromadne �wiczenia, uczy obchodzenia si� z broni�. On otrzymuje raporty, relacje, skupia w r�ku wszystkie nici. A ona? Jest jego niezast�pion� praw� r�k�, nieujawnionym adiutantem, kurierk�, kolporterk�, ��czniczk�. Ile wiorst przemierz� codziennie jej zgrabne, muskularne nogi! Ile zrobi pi�ter w w�skich kamieniczkach Starego Miasta (...) Ile ruder obleci na Woli czy na Powi�lu! Na Solcu czy Mariensztacie. Oboje prowadz� podw�jne �ycie. Obok konspiracyjnego ona gra rol� wzorowej panienki nie przysparzaj�cej �adnego k�opotu ciotkom (u kt�rych si� wychowuje), on oficera wojsk rosyjskich, kwatermistrza Sztabu. Gdzie tu miejsce na �ycie trzecie - ich w�asne?" Jest to wst�p troch� mo�e przyd�ugi, ale od razu wprowadza in medias res i nale�ycie charakteryzuje dwoje bohater�w, o kt�rych dalej b�dzie mowa. Biografia Pelagii Zgliczy�skiej_D�browskiej jest tak bogata, �yciorys jej obfituje w tyle niezwyk�ych wydarze�, i� mo�na by z niego wykroi� kilka powie�ciowych �ywot�w. Niew�tpliwie o burzliwych kolejach jej �ycia zadecydowa�o zetkni�cie si� z Jaros�awem D�browskim, jednostk� nieprzeci�tn�, bojow�, o wrodzonych instynktach wodzowskich. Rodzina Jaros�awa, pragn�c uchroni� go przed dwudziestopi�cioletni� s�u�b� szeregowca w armii carskiej, odda�a dziewi�cioletniego ch�opca do Korpusu Kadet�w w Brze�ciu Litewskim, gdzie zreszt� wi�kszo�� wychowank�w stanowili Polacy. Przeszed� tam niezwykle surow� szko�� i tylko jego silna indywidualno�� uchroni�a go przed przekszta�ceniem si� w t�pego, �lepo pos�usznego re�imowi �o�daka. Przeciwnie, wszystko to, co prze�y�, czego do�wiadczy� na w�asnej sk�rze, zahartowa�o go na dalsze lata �ycia i od razu wytyczy�o przed nim kierunek: wyzwoli� siebie i rodak�w spod aparatu ucisku, spod tej machiny �ami�cej i wypaczaj�cej ludzkie charaktery... Po kilkuletnim pobycie w Rosji, gdzie zwi�za� si� ze spiskowcami przeciwko caratowi, przyby� w roku 1862 do Warszawy. Mia� w�wczas dwadzie�cia sze�� lat i by� oficerem w stopniu sztabskapitana. Jego starszy przyjaciel - przysz�y dow�dca powstania styczniowego - Zygmunt Sierakowski zaopatrzy� go w listy polecaj�ce do konspirator�w warszawskich. A ju� p�niej D�browski bardzo szybko sam toruje sobie drog� do odpowiednich �rodowisk, pozyskuje zaufanie i sympati� k� rewolucyjnych, pr�cych do zrzucenia jarzma carskiego przez zbrojny ruch powsta�czy. W pierwszych dniach maja 1862 roku D�browski, kt�rego dla niewysokiego wzrostu nazwano "�okietkiem", stan�� na czele ca�ej organizacji podziemnej. Podlega�o mu "oko�o 4000 zorganizowanych w dziesi�tki i setki spiskowc�w gotowych do walki z caratem". Nadmierna brawura m�odego dow�dcy, kt�ry zbyt pewnie czu� si� pod os�on� rosyjskiego munduru, doprowadzi�a do katastrofy. W nocy z 13 na 14 sierpnia w mieszkaniu D�browskiego przeprowadzono szczeg�ow� rewizj� i aresztowano go, zabieraj�c mn�stwo kompromituj�cych i obci��aj�cych go dokument�w. I oto teraz zaczyna walczy� o Jaros�awa pe�na samozaparcia, bohaterstwa i odwagi Pelagia Zgliczy�ska. "Od chwili aresztowania Jaros�awa - pisze ona w swym "Pami�tniku" - dnie moje ca�e wype�nione by�y �ebraniem o pozwolenie widzenia si� z nim, odwiedzania go raz na tydzie� i raz na tydzie� w sobot� posy�ania bielizny, wiktua��w i ksi��ek, kt�re po d�ugich pr�bach, je�d�eniach po r�nych dygnitarzach i wyczekiwaniu pod Cytadel� wyjedna�am". Pod CCytadel� - poniewa� D�browski zosta� osadzony w Cytadeli, w otoczonym ponur� s�aw� X Pawilonie dla wi�ni�w politycznych. Jak�e trudne by�y dla m�odej kobiety te molestowania, to przekonywanie - wbrew rzeczywistemu stanowi rzeczy - �e jej narzeczony nie ma nic wsp�lnego z robot� polityczn�, �e to tylko niefortunne pozory itd., itd. Sugestywno�� tych �arliwych pr�b, a przy tym i wdzi�k osobisty m�odej petentki musia�y jednak by� tak wielkie, �e uda�o jej si� sforsowa� op�r najbardziej nieprzejednanych i dotrze� do ukochanego. I odt�d jest ju� w sta�ym kontakcie z nim, ma regularne widzenia, przynosi mu wiadomo�ci o aktualnej sytuacji i odwrotnie - zabiera r�ne polecenia i sugestie dla Rz�du Narodowego. "(Kiedy wybuch�o powstanie - pisze Pelagia w "Pami�tniku" - Jaros�aw przyj�� t� wiadomo�� z g��bokim smutkiem, ale potem ruchliwa jego fantazja zacz�a szuka� �rodk�w wydobycia si� z wi�zienia a tout prix, aby stan�� w szeregach walcz�cych". Czynnie chcia� zmierzy� si� z caratem, ratowa� ze swych koncepcji to, co jeszcze by�o do uratowania". W tym to czasie D�browski podj�� nies�ychanie ryzykown� decyzj� ucieczki z Cytadeli i za��da� pomocy od organizacji. Niewiele brakowa�o, a szalony plan, kt�ry musia�by poci�gn�� za sob� wiele ofiar, zosta�by wcielony w �ycie, ale w ostatniej chwili okaza�o si�, �e w�adze wi�zienne, co� podejrzewaj�c, zaostrzy�y rygory i zwi�kszy�y liczb� posterunk�w i czujek. W marcu 1864 roku by�o ju� wiadomo, �e D�browskiego lada dzie� wywioz� na Sybir. Pelagia wi�c natychmiast sk�ada podanie o zezwolenie na �lub w murach wi�ziennych, aby jako �ona mog�a towarzyszy� zes�anemu i dzieli� jego dol�. Pozwolenie takie uzyska�a i w dniu 5 marca 1864 roku w sali s�d�w wojennych w X Pawilonie odby�a si� pierwsza chyba w tych murach uroczysto�� za�lubin. To niecodzienne wydarzenie i urok panny m�odej, zdeterminowanej, gotowej do najwi�kszych ofiar dla ukochanego m�czyzny, wzruszy�y nawet twarde serca stra�nik�w, a w�adzom wi�ziennym kaza�y przymkn�� oko na niekt�re przepisy ostrego regulaminu. "Wspominaj�c ten dzie�, napisze p�niej Pelagia: "Jaros�aw w pe�nym mundurze kapitana sztabu, w orderach z Kaukazu, tylko bez szabli, wygl�da� wspaniale; m�j str�j sk�ada� si� z bardzo skromnej sukni bia�ej i welonu (...) By�y dru�ki i dru�bowie i przyjaci� troch� - 20 os�b sk�ada�o orszak. Wielu koleg�w mego m�a, Polak�w i Rosjan, czeka�o na drodze do X Pawilonu, aby mi przes�a� salutowaniem uk�on cho� z daleka"". Nieoczekiwanie, zaledwie w kilka dni po zawarciu ma��e�stwa, Pelagia sta�a si� r�wnie� wi�niem Cytadeli. Wcze�niejsze aresztowanie kilku os�b wiosn� 1864 roku doprowadzi�o - po nitce do k��bka - do mieszkania Pelagii i aczkolwiek przy rewizji nie znaleziono w nim niczego kompromituj�cego, �andarmeria by�a przekonana o kontaktach Pelagii z Rz�dem Narodowym. Prowadz�cy �ledztwo komisarz postawi� wniosek tej tre�ci: "Pelagi� D�browsk�, kt�ra jest krewn� i mieszka�a razem z zes�anymi do cesarstwa Piotrowskimi, znanymi ze swoich rewolucyjnych przekona� i dzia�alno�ci, i kt�ra by�a r�wnie� przenikni�ta takowymi, czego dowodzi tak�e jej ma��e�stwo ze sztabskapitanem D�browskim, z kt�rym by�a zwi�zana jeszcze przed �lubem, Komisja uwa�a za kobiet� szkodliw� i nie w�tpi�c w to, �e ona wsp�dzia�a�a w ukryciu i zniszczeniu wy�ej wspomnianych papier�w - wnosi wys�a� j� na osiedlenie bez prawa powrotu do jednej z oddalonych p�nocno_wschodnich guberni". Pismem tym, zredagowanym m�tnym, urz�dowym j�zykiem (ca�y wniosek to jedno tylko tasiemcowe zdanie) los Pelagii zosta� przypiecz�towany. Zamiast towarzyszy� z dobrej woli i ofiarno�ci zes�anemu na Sybir m�owi, sama zosta�a wywieziona i to znacznie pr�dzej. Ale przedsi�biorczy kapitan "�okietek" nie zasypia sprawy. W listopadzie roku 1864, a wi�c p� roku po zsy�ce �ony, znalaz�szy si� w transporcie, na jednym z etap�w - w Moskwie - wykorzystuje t� dogodn� okoliczno��, �e "posi�ki na teren wi�zienia wnosi�y kobiety zatrudnione w garkuchni i �e warty wpuszcza�y tam niekt�re przekupki, sprzedaj�ce zes�a�com r�ne przedmioty" D�browski w sobie tylko wiadomy spos�b, zdoby� kobiece ubranie i chust� typow� dla miejskich przekupek i tak przebrany, co znakomicie u�atwi� mu jego niewielki wzrost, spokojnie opu�ci� teren wi�zienia, nie zwracaj�c niczyjej uwagi. Oczywi�cie, uprzednio zapewni� sobie pomoc ze strony punkt�w kontaktowych, nie zapominajmy bowiem, �e mimo przebywania w Cytadeli Jaros�aw ani na chwil� nie traci� wi�zi ze �wiatem zewn�trznym. Kiedy zabrak�o jego "oka i ucha", jakim do czasu aresztowania by�a Pelagia, zast�pili j� inni konspiratorzy. Wydostawszy si� na wolno��, D�browski bardzo szybko zorganizowa� r�wnie� ucieczk� �ony z ma�ego Ardatowa, kt�ry by� punktem docelowym jej zes�ania. Nie miejsce tu, aby omawia� szczeg�owo ow� ucieczk� i wszystkie przemy�lne fortele odwa�nej pary, idzie raczej o to, aby uwypukli� dzielno�� Pelagii, aby podkre�li�, jak dalece by�a zdecydowan� na wszystko towarzyszk� �ycia romantycznego rewolucjonisty. Nigdy chwili wahania, l�ku, �adnych nadmiernych dopytywa�, �adnego gadulstwa. Cechowa�a j� r�wnowaga i optymizm. Mia�a nieograniczone zaufanie do m�a i wiar� we w�asne si�y. Czy� nie potrafi�a wielokrotnie sforsowa� przeszk�d, zdawa�oby si� nie do przebycia? Pelagia wiedzia�a, �e trzeba silnie pragn�� i by� w dzia�aniu konsekwentn�, a w�wczas najbardziej kolczasty i cierniowy los mo�na ob�askawi�... D�browskim uda�o si� dotrze� do Pary�a, gdzie emigracja polska, powiadomiona ju� przez pras� o brawurowej ucieczce Jaros�awa i Pelagii z Rosji, oczekiwa�a ich z wielkim zaciekawieniem i niecierpliwo�ci�. Nie wp�yn�o to jednak na jakie� u�atwienia w urz�dzeniu si� ich na nowym miejscu. Przeciwnie, trwa�a ostra walka o byt i by�y to dla D�browskich lata chude i ci�kie. Mimo tych wszystkich przeciwno�ci Pelagia nie wyrzek�a si� trud�w macierzy�stwa i w ci�gu trzech kolejnych lat: 1867, 1868, 1869 wyda�a na �wiat trzech syn�w. To powi�kszenie si� rodziny na pewno stworzy�o szereg dodatkowych komplikacji, ale najci�sze mia�o dopiero nadej��. D�browski zosta� uwik�any w dziwny proces, u kt�rego podstaw le�a�a ch�� skompromitowania dzia�aczy politycznych, jako ludzi zaanga�owanych w brudne sprawy finansowe. Po dziewi�ciomiesi�cznym pobycie w wi�zieniu zosta� uniewinniony, ale to nie przeszkodzi�o, �e - jak to bywa w podobnych wypadkach - dla wielu ludzi sta� si� postaci� niewyra�n�. Zniech�cony, znu�ony i chory postanowi� przenie�� si� do Galicji. Niestety, nie on jednak decydowa� o swoim prywatnym �yciu, ale wszechw�adny los. W roku 1870 wybuch�a wojna prusko_francuska. To wielkie wydarzenie polityczne obudzi�o w Polakach nadziej� na odmian� ich dziej�w. Emigracja natychmiast o�ywi�a si�, pojawi�y si� pr�by formowania legionu polskiego. Ale Francja nie kwapi�a si� korzysta� z pomocy Polak�w. Nie chce mie� konfliktu z Rosj�. Wkr�tce zreszt� wojna ta zako�czy si� kl�sk� Francji i podpisaniem uk�adu z Prusami. Ludno�� Pary�a zaprotestowa�a przeciwko kapitulacji podpisanej przez rz�d Thiersa. Uzna�a to za zdrad� narodu i 18 marca 1871 roku w stolicy Francji wybuch�a rewolucja. Wnet zosta� wy�oniony organ samorz�du miejskiego, czyli Komuna Pary�a. D�browski obj�� w niej dow�dztwo nad Legi� Gwardii Narodowej. Komuna w swym programie politycznym mia�a has�a: wolno��, r�wno�� i braterstwo, dlatego te� D�browski nie tai� swych nadziei, �e zwyci�stwo Francji u�atwi walk� o wolno�� Polski. Niestety, sta�o si� inaczej. Rewolucja po dw�ch miesi�cach upad�a. W�r�d jej kierownictwa powsta�y zatargi i niesnaski. D�browski za� w starciu z wersalczykami otrzyma� �miertelny postrza�. Kula karabinowa przeszy�a mu brzuch. By�o to 23 maja 1871 roku. Po kilku godzinach bardzo ci�kich cierpie� zmar�. Samotny, z dala od ukochanej towarzyszki �ycia, nie wiedz�cej nawet, co jej los szykuje. W nocy z 23 na 24 maja cia�o D�browskiego w d�bowej trumnie okrytej czerwonym sztandarem przeniesiono na cmentarz P~ere_Lachaise, miejsce spoczynku ju� tylu Polak�w... "Po drodze, na placu Bastylii - opisuje francuski historyk - rozegra�a si� wzruszaj�ca scena. Sfederowani z barykad stoj�cych na placu zatrzymali kondukt i z�o�yli cia�o u st�p Kolumny Lipcowej. Ludzie z p�on�cymi �agwiami w r�ku stan�li wok�, tworz�c jak gdyby kaplic� z ognia, sfederowani podchodzili kolejno, aby z�o�y� poca�unek na czole genera�a. Podczas tej defilady b�bny bi�y werbel". "Pami�tnik" Pelagii D�browskiej urywa si�, niestety, na roku 1865. Brakuje wi�c opis�w jej trud�w macierzy�skich, codziennego zmagania si� z niedostatkiem, a przede wszystkim brak bezpo�redniej relacji o najtragiczniejszym w jej �yciu wydarzeniu. Na tydzie� przed �mierci� Jaros�awa przyby�a do Londynu, wys�ana tam przez m�a ostatnim poci�giem Czerwonego Krzy�a z trzema synami, z kt�rych najm�odszy mia� niespe�na trzy lata. I w�a�nie w Londynie dosi�g�a j� wiadomo�� o stracie najbli�szego, najdro�szego cz�owieka. Sp�dzi�a z nim jako narzeczona i �ona nieca�e dziesi�� lat, ale jak�e burzliwych, jak� tre�ci� wype�nionych, ile z nim prze�y�a uniesie� patriotycznych, ile �miertelnych l�k�w o jego �ycie i bezpiecze�stwo, ile rado�ci ze spotka�, kt�rych mog�o wcale nie by�, a kt�re jednak spe�nia�y si� wyb�agane od losu �arliwo�ci� serca. Owdowia�a maj�c zaledwie dwadzie�cia siedem lat, ale ju� z nikim nie zwi�za�a swego �ycia. Pocz�tkowo znajdowa�a si� w do�� trudnej sytuacji finansowej, ale kiedy "w lipcu 1871 roku kilku dzia�aczy Mi�dzynarod�wki uwa�aj�c, �e wdowa po generale Komuny "znajduje si� w skrajnej niedoli", postanowi�o zorganizowa� zbi�rk� pieni�dzy, energicznie przeciw temu zaprotestowa�a. Teofil, brat jej m�a, z jej upowa�nienia napisa�, �e "cho� �rodki pani D�browskiej s� ograniczone, nie znajduje si� w bezpo�redniej potrzebie, a gdyby by�a, zwr�ci�aby si� do przyjaci�, nie za� do obcych"". Jest to do�� znamienne sformu�owanie. W tych bowiem s�owach mo�na si� doczyta� rozpoczynaj�cego si� w przekonaniach Pelagii odwrotu od dawnych idea��w. Z wolna zacz�a przechodzi� na pozycje zachowawcze, sta�a si� konserwatystk�. Po powrocie do kraju w roku 1880 zamieszka�a w Krakowie, gdzie wkr�tce sta�a si� jedn� z bardziej znanych kobiet. Jako wyk�adowczyni j�zyka francuskiego w kilku prywatnych szko�ach i pensjach �e�skich, zdoby�a sobie uznanie i opini� �wietnego pedagoga. Wielk� przyja�ni� darzy�a j� Helena Modrzejewska. Rozstaj�c si� z �yciem w roku 1909 jako szanowana matrona, �mia�o mog�a o sobie powiedzie�, i� m�odo�� mia�a prawdziwie g�rn� i chmurn�, m�odo�� heroiczn�. Powr�t do m�odzie�czej mi�o�ci Jedn� z g�o�niejszych postaci w Polsce w po�owie XIX wieku by� niew�tpliwie doktor Tytus Cha�ubi�ski, cz�owiek otoczony powszechnym szacunkiem i sympati�, wybitny lekarz, przyrodnik, humanista o szerokich horyzontach my�lowych, szczeg�lnie zas�u�ony w dziedzinie taternictwa. M�wiono o nim, �e "odkopa� Zakopane". Z malutkiej zagubionej w g�rach miejscowo�ci stworzy� - wraz z gronem podobnych entuzjast�w - kurort, odkry� przed ca�ym krajem jego walory lecznicze, pom�g� za�o�y� tam szko�� i kas� po�yczkow�, b�d�c� opatrzno�ci� dla ubogich g�rali, wreszcie po�o�y� podwaliny pod przysz�e Muzeum Tatrza�skie. Ten energiczny, rzutki, silny m�czyzna, odznaczaj�cy si� w dodatku interesuj�c� powierzchowno�ci�, jako �e natura obdarzy�a go wysokim wzrostem, pi�knymi oczami koloru nieba i nader ujmuj�cym, ciep�ym u�miechem, mia� bardzo bogate �ycie uczuciowe. Ale nie uk�ada�o mu si� ono �atwo i bezkonfliktowo, chocia� by� trzy razy �onaty. Czasami mog�o si� wydawa�, �e prze�ladowa�o go jakie� fatum. Oto w czasie studi�w medycznych w Dorpacie, w zaprzyja�nionym domu inspektora uniwersyteckiego pozna� jego m�odziutk� c�rk�. Antonina Wilde od razu uleg�a urokowi przystojnego studenta Polaka. Rodzice jednak, kieruj�c si� wzgl�dami praktycznymi woleliby, aby zainteresowa�a si� wynajmuj�cym u nich pok�j przyjacielem Cha�ubi�skiego Kazimierzem Krzywickim, kt�rego uwa�ali za lepszego kandydata na zi�cia. Przyjaciel, aczkolwiek sam zakochany, jest lojalny wobec wyboru Antoniny i usuwa si� na bok. Okoliczno�ci jednak tak si� z�o��, �e po pewnym czasie to w�a�nie on, a nie Tytus zostanie m�em urodziwej Niemki. Cha�ubi�ski, zar�czywszy si� z pann� Wilde, wyjecha� do Polski na �lub siostry. Tam w rodzinnym folwarku Chociwku nad Kamionk� m�odego studenta ugodzi� ci�ki cios - �mier� matki w nie wyja�nionych okoliczno�ciach. Znaleziono j� utopion� w studni. Samob�jstwo? Nieszcz�liwy wypadek? Teodozja Cha�ubi�ska zabra�a ze sob� tajemnic� do grobu. Wydarzenie to i zwi�zane z nim dziesi�tki spraw rodzinnych odsun�y powr�t do Dorpatu na d�u�szy czas. Kiedy po d�ugiej nieobecno�ci, nie wyja�nionej ani s�owem, zjawi� si� ponownie w domu inspektorostwa Wild�w, okaza�o si�, �e Antonina przyj�a o�wiadczyny Kazimierza Krzywickiego. Zagra�a tu prawdopodobnie obra�ona duma panny i masochistyczna przekora, bo rani�c serce eksukochanego rani�a przecie� siebie. Wobec takiego obrotu spraw Cha�ubi�ski, wr�ciwszy do kraju po uko�czeniu studi�w medycznych, postanowi� tak�e szybko za�o�y� dom. W polu widzenia znalaz�a si� akurat kandydatka przypominaj�ca nieco typem urody dawn� ukochan� i nosz�ca to samo, tylekro� w marzeniach powtarzane imi� - Antonina. Dzieli�a ich du�a r�nica wieku. On mia� lat trzydzie�ci, ona siedemna�cie. By�a w�t�a, krucha i sentymentalna. Lekarz spo�ecznik obarczony dziesi�tkiem obowi�zk�w zbyt ma�o czasu m�g� po�wi�ci� swojej filigranowej �onie nie umiej�cej zorganizowa� sobie dnia, �le znosz�cej samotno�� i jeszcze gorzej - dolegliwo�ci wczesnej ci��y. Zapad�a na zdrowiu, jej organizm zaatakowa�a gru�lica. Choroba mia�a przebieg gwa�towny i szybki. Osiemnastoletnia Antonina z Koz�owskich Cha�ubi�ska umar�a, pozostawiaj�c m�owi w�t�ego, r�wnie� zagro�onego gru�lic� synka. W�a�nie dziecko, konieczno�� dania mu opieki, sk�ania Cha�ubi�skiego do rozejrzenia si� za drug� ma��onk�. Okazja po temu nadarzy�a si� bardzo pr�dko i to w okoliczno�ciach do�� niezwyk�ych. Oto w Wigili� 1851 roku doktor Cha�ubi�ski zosta� nagle wezwany w pobliskie s�siedztwo do wypadku. Panna Leszczy�ska, c�rka potomka znakomitej rodziny, w�a�ciciela dw�ch maj�tk�w w Gosty�skiem, zad�awi�a si� przy kolacji wigilijnej kawa�kiem karpia i o�� uwi�z�a jej w gardle. Cha�ubi�ski zr�cznie wyci�gn�� o�� i zaproszony przez gospodarzy zosta� ju� na reszt� wigilijnego wieczoru. I tak to w atmosferze snuj�cych si� woni �ywicznych strojnej choinki, w romantycznym migotaniu kolorowych �wiec, przy �piewaniu kol�d, narodzi�o si� nowe uczucie. Dwudziestoletnia Anna zakocha�a si� w swoim wybawcy od pierwszego wejrzenia, a niezwyk�e okoliczno�ci, jakie z nim j� zetkn�y, poczyta�a za przeznaczenie, kt�remu nale�y si� podda�. I na nic nie zda�y si� perswazje rodzic�w, �e to wdowiec, �e ma malutkie dziecko, �e o jedena�cie lat starszy i �e chocia� wzi�ty lekarz, to jednak nie ma �adnego maj�tku... Uparta jedynaczka ka�demu z tych argument�w przeciwstawia�a swoj� g��boko odczuwan� racj�: sam los tak chcia�. J w p� roku p�niej, 29 maja, odby� si� uroczysty �lub we Wroc�awiu. O pos�pnej wr�bie: "�lub majowy, gr�b gotowy" panna nie chcia�a pami�ta� albo mo�e nie zna�a tego ludowego porzekad�a. Anna nie wnios�a m�owi du�ego posagu w pieni�dzach, ale za to mia�a wypraw�, o jakiej nie �mi� nawet marzy� wsp�czesne kandydatki do stanu ma��e�skiego. By�a tam niezliczona ilo�� toalet, wspania�ego obuwia na ka�d� okazj�, mn�stwo cienkich obrus�w i pi�knej bielizny po�cielowej. Na szcz�cie w owych czasach nie obowi�zywa� metra� mieszkaniowy i wszystkie te bogactwa bez trudu pomie�ci�y si� w obszernej garderobie, bez kt�rej nie mog�o si� obej�� �wczesne przyzwoite mieszkanie. Do tych toaletowych obfito�ci Ignacy Leszczy�ski doda� jeszcze karet� i konie, aby jego zi�� nie korzysta� z wynajmowanych doro�ek, ale zaje�d�a� do pacjent�w z szykiem w�asnym powozem. Zdawa�o si�, �e w tym ma��e�stwie �ycie lekarza u�o�y si� jak najlepiej. Anna rzeczywi�cie kocha�a m�a, chocia� nie�atwo jej przysz�o zmieni� dotychczasowy tryb �ycia zamo�nej jedynaczki i pogodzi� si� z tym, �e b�dzie musia�a zadowala� si� jedynie okruchami czasu, kt�ry m�� w ca�o�ci niemal po�wi�ca� pacjentom z najubo�szych dzielnic Warszawy. Wkr�tce na m�od� �on� spad�y obowi�zki macierzy�skie. W marcu 1853 roku przysz�a na �wiat pierwsza c�reczka Cha�ubi�skich, a w grudniu nast�pnego roku syn. P�niej przyb�dzie jeszcze para bli�ni�t, a wi�c wraz z synkiem z pierwszego ma��e�stwa doktora by�o ju� pi�cioro dzieci. Ale do pomocy pani Cha�ubi�ska mia�a ��cznie ze stangretem a� czworo s�u�by. Na ten okres przypada w Warszawie dwukrotna epidemia cholery, kt�ra zbiera obfite �niwo w tysi�cach zmar�ych. Cha�ubi�ski wzywany do chorych ca�e noce sp�dza poza domem, a �ona dr�y, aby nie przyni�s� zarazy do domu. Przed choler� zdo�ano si� ustrzec, ale w 1857 roku doktor, lecz�c w Szpitalu Dzieci�tka Jezus dzieci chore na dyfteryt, zarazi� t� straszn� chorob� w�asne bli�ni�ta. Mimo najtroskliwszej opieki obojga rodzic�w nie uda�o si� dzieci uratowa�. Ich �mier� zapocz�tkowa�a seri� nieszcz��, jakie spad�y na dom Cha�ubi�skich. W tydzie� po bli�ni�tach umar�a nagle na serce matka Anny, a wkr�tce przysz�a wiadomo�� o okrutnym morderstwie dokonanym na osobie Ignacego Leszczy�skiego. Zabi� go ogrodnik w ich maj�tku, kradn�c nast�pnie pieni�dze przeznaczone na wyp�at� dla robotnik�w. Cztery zgony. Takie spi�trzenie dramatycznych wypadk�w mo�e przyprawi� o utrat� r�wnowagi, mo�e ca�kowicie za�ama� cz�owieka. Anna Cha�ubi�ska sta�a si� jednocze�nie osierocon� matk� i dzieckiem_sierot�. Jej b�l jest bezgraniczny, potrafi si� jednak opanowa�. M�� podziwia jej spok�j, nazywa j� "rzymsk� matron�", darzy j� wielkim szacunkiem. Co jednak nie przeszkadza, �e zaczyna mu by� zimno we w�asnym domu. Zasklepiona w swojej bole�ci Anna wpad�a w dewocj�, sta�a si� niezwykle surowa, niemal ascetyczna. Przyjaciel Cha�ubi�skiego Wiktor Szokalski tak okre�li� t� sytuacj� w wydanych po latach "Pami�tnikach": "Cha�ubi�ski mia� �on� dewotk�, dom pe�en litanij, �wi�to�ci, felicjanek i kapucyn�w, a on sam siedzia� oddalony w swoim gabinecie i studiowa� mineralogi� z rozpaczy, bo praca usilna upaja jak w�dka i koi zmartwienia". I tak oto wypadki losu sprawi�y, �e ludzie maj�cy wszelkie dane, by przej�� przez �ycie harmonijnie i we wzajemnym zrozumieniu, stali si� sobie ca�kowicie obcy, �yj�c pod jednym dachem nie ze sob�, lecz obok siebie. W takiej sytuacji nieoczekiwane spotkanie po latach z Antonin� Krzywick�, mi�o�ci� z lat studenckich, nie mog�o przej�� bez echa. By� rok 1861. Kazimierz Krzywicki mianowany dyrektorem Komisji Rz�dowej Wyzna� i O�wiecenia Publicznego przyjecha� z Petersburga do Warszawy i tutaj, chc�c nie chc�c, urz�dowo musia� si� styka� z dawnym przyjacielem, dla kt�rego nic co warszawskie nie by�o obce ani oboj�tne, z kt�rym wszyscy si� liczyli, zapraszali do wszelkich instytucji spo�ecznych, radzili si�, s�uchali. Antonina by�a nieszcz�liwa ze swoim osch�ym m�em, Tytus nie znajdowa� wsp�lnego j�zyka z ascetyczn�, zamkni�t� w sobie �on�, przesiaduj�c� ca�ymi godzinami w ko�ciele. A niezad�ugo przepa�� pomi�dzy nimi pog��bi�y jeszcze postawy polityczne. Wybuch�o powstanie styczniowe. Najbardziej znienawidzon� postaci� w stolicy by� margrabia Wielopolski. Tymczasem Cha�ubi�ski w najlepszych - w swoim przekonaniu - intencjach by� z nim w sta�ym kontakcie i jako lekarz, i jako dzia�acz. Wydawa�o mu si� bowiem, �e mo�na wp�yn�� na postaw� tego renegata, b�d�cego praw� r�k� polako�ercy wielkiego ksi�cia Konstantego. Anna dzia�a�a w jednej z kobiecych "pi�tek" nios�cych pomoc powsta�com i fakt, �e jej m�� nie bra� udzia�u w powstaniu, by� dla niej nie do przyj�cia. Wyrasta� mi�dzy nimi coraz wy�szy mur. W tych warunkach coraz bli�sza Cha�ubi�skiemu stawa�a si� Antonina. Wspomnienia dawnej mi�o�ci znalaz�y tak podatny grunt, �e gdyby ich uczucia by�y najbardziej spopiela�e, to najmniejsza nawet iskra musia�aby si� roz�arzy�. Tymczasem wcale spopiela�e nie by�y. Cha�ubi�ski mia� czterdzie�ci dwa lata, Antonina trzydzie�ci osiem i by�a w pe�nym rozkwicie dojrza�ej kobiecej urody. Od razu potrafi�a wej�� w atmosfer� rozmodlonej, spiskuj�cej, gro�nej Warszawy. Mimo �e by�a Niemk�, poczuwa�a si� do solidarno�ci z uciemi�onym narodem. I to sprawi�o, �e Cha�ubi�ski, kt�rego w kr�tkim okresie narzecze�stwa nurtowa�y w�tpliwo�ci, czy powinien wi�za� si� z cudzoziemk�, teraz wyzby� si� skrupu��w. Sprawa dw�ch rozwod�w sta�a si� tylko kwesti� czasu. Czas ten co prawda wyd�u�a� si� niepomiernie, szarpi�c nerwy obojga. By� to bardzo ci�ki okres dla Cha�ubi�skiego. Jego postawa polityczna przyprawia�a o rozterk� wiele os�b. Ci, kt�rzy mieli do niego zawsze bezgraniczne zaufanie jako do cz�owieka wielkiej prawo�ci, prze�ywali wahania, po czyjej stronie jest racja. By� to okres, w kt�rym Cha�ubi�ski na pewien czas utraci� sw�j nimb. Do tego do��czy�y si� plotki zwi�zane z jego prywatnymi sprawami. Znanego lekarza zacz�a otacza� atmosfera skandalu. Bardzo niepochlebnie komentowano fakt odej�cia od �ony_patriotki i projekt zwi�zania si� z Niemk�, protestantk�, towarzyszk� �ycia kreatury Wielopolskiego, jak by� nazywany Krzywicki. Cha�ubi�ski, nawyk�y do otaczaj�cego go zawsze uwielbienia, bardzo �le znosi� t� powszechn� niech��. Ponadto czyni� sobie wyrzuty, �e rozbi� dom rodzinny, �e skorzysta� z tego, i� dumna i ambitna Anna zwr�ci�a mu wolno�� bez s�owa. Ostatecznie nowe ma��e�stwo z Antonin� Wilde, eks_Krzywick�, zawar� latem 1869 roku. Mia� czterdzie�ci dziewi�� lat i mogli mie� przed sob� jeszcze oko�o dwudziestu lat szcz�liwego, spokojnego �ycia. Czy b�dzie to owo upragnione szcz�cie - trudno by�o powiedzie�, bo przecie� szcz�cie nie w spe�nieniu, lecz w d��eniu do niego. W ka�dym razie Antonina, �agodna, spokojna, �wietna gospodyni, reprezentacyjna pani domu z godno�ci� pe�ni�a funkcj� towarzyszki czo�owego lekarza Warszawy, profesora, naukowca, autora wielu specjalistycznych prac. A zbli�a�y si� dni, kiedy taka wierna towarzyszka i bratnia dusza szczeg�lnie mia�a si� okaza� potrzebna, by chroni� przed za�amaniem, przywraca� wiar� w siebie, nie dopuszcza� najczarniejszych my�li. Lata siedemdziesi�te XIX wieku to okres nasilonej rusyfikacji w o�wiacie. Os�awiony genera�_gubernator Hurko z zajad�o�ci� t�pi wszelkie przejawy patriotyzmu, a wi�c i ludzi ciesz�cych si� autorytetem w�r�d swoich rodak�w. Tytus Cha�ubi�ski jako �le widziany przez w�adze rz�dowe otrzyma� dymisj� z Uniwersytetu Warszawskiego przy wt�rze rozpowszechnianych fa�szywych pog�osek, jakoby odszed� na w�asn� pro�b�, nie chc�c wyk�ada� w j�zyku rosyjskim. Cha�ubi�ski pozostanie na katedrze uwa�a� za sw�j spo�eczny obowi�zek, ale wobec odm�wienia mu prawa nauczania by� bezsilny. I wtedy to �ona czyni wszystko, aby go sk�oni� do zaj�cia si� pisaniem prac naukowych. Nie przysz�o mu to �atwo, poniewa� przy tak rozleg�ej praktyce lekarskiej z trudem udawa�o si� wywalczy� troch� wolnego czasu na owo pisanie. Echa niezwyk�ej popularno�ci Cha�ubi�skiego w�r�d mieszka�c�w stolicy, jak r�wnie� w�r�d g�rali, kt�rych serca podbi� ca�kowicie, przyczyniaj�c si� do rozbudowy ma�ego zakopia�skiego miasteczka w g�o�ny i modny kurort, dochodzi�y oczywi�cie do uszu poprzedniej ma��onki, kt�ra po rozwodzie wyrzek�a si� zupe�nie �wiata i �y�a w ca�kowitej samotno�ci, oddana ca�ym sercem wychowaniu dwojga dzieci. Anna eks_Cha�ubi�ska nie �ywi�a wrogich uczu� do swojej nast�pczyni. Nigdy nie m�wi�a o niej �le i nie stawia�a �adnych przeszk�d, kiedy by�y m�� ze sw� drug� �on� zapraszali do siebie jej dzieci. Tytus Cha�ubi�ski docenia� w pe�ni godn� postaw� swej eks_ma��onki i w testamencie sporz�dzonym na kilka lat przed �mierci� napisa�: "Matk� dzieci moich, Ann� z Leszczy�skich Cha�ubi�sk�, raz jeszcze prosz� o przebaczenie, �e b�d�c z�amany losem i zn�kany nieszcz�ciami jeszcze przed Jej poznaniem, sta�em si� p�niej powodem Jej cierpie� i bole�ci". Listy poch�on�� ogie� Zofia Fredrowa albo dok�adniej hrabianka Zofia z Jab�onowskich primo voto hrabina Skarbkowa, secundo voto hrabina Aleksandrowa Fredrowa, by�a dam� o znamienitej pozycji towarzyskiej, wspartej pot�n� fortun� starszego od niej o �wier� wieku pierwszego m�a. Ma��e�stwo pi�tnastoletniej c�rki z czterdziestoletnim Stanis�awem Skarbkiem skojarzy�a w�adcza maman Jab�onowska, nie pytaj�c Zofii o zdanie w tej materii i wyra�nie lekcewa��c sobie opory ma��onka. Zreszt� w tamtej epoce (pierwsze �wier�wiecze XIX wieku) nie by�o w zwyczaju liczy� si� ze zdaniem dzieci. Ma��e�stwa, a w�a�ciwie mniejsze czy wi�ksze fortuny, kojarzyli zapobiegliwi rodzice... Aleksander Fredro, m�ody �o�nierz napoleo�ski, uczestnik walk pod Romanowem, Smole�skiem i Moskw�, �wiadek kl�ski cesarza nad Berezyn�, pozna� obiekt przysz�ych swoich uczu� maj�c lat dwadzie�cia jeden. Zosia mia�a wielkie niebieskie oczy i by�a �liczna. Wysoka, szczup�a, jasna i bardzo weso�a. Niestety, nie by�a wolna. Oficjalnie. Bo faktycznie m�� stale zaj�ty interesami, ci�gle w rozjazdach, zostawia� jej wiele swobody. Zofii na niczym nie zbywa�o. Mia�a pi�kne toalety, bawi�a si�, obraca�a w najlepszych ko�ach towarzyskich. Cz�sto przebywa�a w domu rodzic�w. I w�a�nie tu mia�a okazj� widywa� przyje�d�aj�cego z niedalekiego s�siedztwa rotmistrza Fredr�. Od czasu ich pierwszego widzenia min�o kilka lat, ale wra�enie wyniesione z tamtego spotkania musia�o by� w odczuciu obojga silne, skoro szukaj� wzajemnych kontakt�w, mimo �e argusowe oko hrabiny Jab�onowskiej czujnie i niech�tnie �ledzi rozw�j tej znajomo�ci. I pan rotmistrz, kt�ry niedawno jeszcze w wierszyku "�ona" podawa� w w�tpliwo�� sens ma��e�stwa, bo: "M�dra �ona za nos wodzi,@ spokojno�ci pi�kna szkodzi,@ brzydka wko�o straszy ludzi,@ g�upia pr�dko m�a znudzi@" teraz zdecydowanie zmienia front. Zwierza si� starszemu bratu Maksymilianowi, �e ta jedna jedyna zaw�adn�a ca�� jego istot�, o niej my�li na jawie, ona pojawia mu si� w snach. A dziewi�tnastoletniej Zofii - ni to pannie, ni m�atce - te� brakuje blisko�ci kogo�, kto by j� rozumia�. Rozpoczyna si� s�siedzka wymiana ksi��ek. Bardzo przemy�lna, bo wystarczy zaznaczy� poszczeg�lne s�owa lub litery, by przekaza� sobie wzajemnie my�li nie zwi�zane z powie�ci�. Pr�cz tego jest jeszcze inny spos�b wyra�ania uczu�. Ka�dy pisarz posiada ten dar i przywilej. Jest w stanie kreowa� postacie pos�uszne jego woli, przemaawiaj�ce jego s�owami. I Fredro czyni to. Komedie: "Pan Geldhab", "Zrz�dno�� i przekora", "M�� i �ona" zawieraj� pe�no czytelnych aluzji. Czytelnych nie tylko dla Zofii, ale dla ca�ego otoczenia. Wkr�tce mi�o�� dwojga m�odych staje si� publiczn� tajemnic�. Maj� wielu �yczliwych i sprzyjaj�cych. Nieprzejednana jest tylko hrabina Jab�onowska. O�wiadczy�a kategorycznie Zosi, �e nigdy, ale to nigdy nie zgodzi si� na rozw�d ani na ma��e�stwo c�rki z panem Fredr�. Rodzina rotmistrza tak�e stara si� wybi� mu z g�owy niefortunn� mi�o��. Wszak nieomal ka�dy z m�odych m�czyzn, zanim stan�� na �lubnym kobiercu, kocha� si� po wielekro�. Dlaczego Ole� upiera si� przy tej jednej jedynej, kt�ra nie jest wolna. Wobec braku widok�w na realizacj� ma��e�stwa ten up�r jest bez sensu. Brat Maksymilian �ci�ga Aleksandra do W�och, gdzie bawi z �on�, prowadz�c dom na szerokiej stopie. Pr�buj� swata� go z interesuj�c�, inteligentn� i bardzo zamo�n� pann� Buturlin. Ale ryba nie chwyta przyn�ty. Matka Zofii ci�gle nie godzi si� na rozw�d. Wszyscy p�niejsi biografowie Fredry t�umacz� t� nieprzejednan� postaw� Marianny Jab�onowskiej jej zach�anno�ci� na pieni�dze i tytu�y. Odpowiada jej bogaty zi�� Skarbek, maj�cy magnack� fortun