2725
Szczegóły |
Tytuł |
2725 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2725 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2725 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2725 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ANDRE NORTON
BRAMA KOTA
(T�UMACZ: MIROS�AW GRABOWSKI)
1
Z niewielkich krzak�w p�ny zmierzch wydoby� rozlewiska cieni. Kelsie zadr�a�a, chocia� by�o jej dostatecznie ciep�o w pikowanym p�aszczu, obszernych grubych spodniach i d�ugich butach do po�owy �ydki, kt�re zdawa�y si� zapada� coraz g��biej przy ka�dym kroku, kiedy sz�a przez po�a� rozmi�k�ej torfiastej ziemi ku pasmu pag�rk�w o zamglonych szczytach. Pejza� wydawa� si� nierzeczywisty, nawet gro�ny, mimo to nie zamierza�a wraca�. Zacisn�a z�by i uj�a mocniej pa��k koszyka. By� mo�e dzisiejszego wieczoru odniesie sukces; wzbrania�a si� zar�wno przed uznaniem, jak i zaakceptowaniem tutejszych opowie�ci.
W otaczaj�cej okolicy nie dostrzega�a niczego pi�knego czy te� okaza�ego, niczego znanego z tych barwnych folder�w, na podstawie kt�rych wyobrazi�a sobie owo szkockie pog�rze daleko na p�nocy. Zdawa�o si� jej natomiast, �e w�druje przez wyludniony kraj, w kt�rym czyha na ni� jakie� niewidzialne niebezpiecze�stwo. Nietrudno by�o przecie� uwierzy� w grasuj�ce gdzie� tutaj Czarne Psy czy Szalone Kucyki z piek�a rodem. B�g jeden wie, ile takich opowie�ci Kelsie wys�ucha�a chciwie przy kominku; ale tym razem brakowa�o jej skrytego pod dachem, bezpiecznego, o�wietlonego pomieszczenia.
Dziewczyna ws�uchiwa�a si� boja�liwie w odg�osy nocy. Doszed� jej uszu szczek lisicy, na kt�ry jaki� wiejski pies odpowiedzia� wyciem. Broni�c si� przed zupe�n� samotno�ci�, kt�r� owo ujadanie jedynie podkre�la�o, Kelsie nuci�a p�g�osem. Wznosz�ce si� i opadaj�ce, pozbawione s��w tony mia�a zwyczaj wy�piewywa�, gdy stawa�a oko w oko ze zranionymi czy te� wystraszonymi zwierz�tami. Powt�rnie uczu�a targni�cie rozpalaj�cej do �ywego w�ciek�o�ci, kt�ra wype�ni�a j� dwa dni temu, kiedy ujrza�a okrutne wnyki, a w nich poszarpane, umazane krwi� dwie poduszeczki kociej �apy, odgryzione w celu zdobycia wolno�ci. Za �adn� cen� nie warto - oznajmia�y - da� si� z�apa� przed kolejnym sezonem rozmna�ania si� owiec. Ten Neil McAdams jest zbyt pewny siebie.
Tylko Kelsie widzia�a drapie�nika. To by�a samica tu� przed okoceniem si�. Tamtego dnia wytropi�a j� w nieco lepszym �wietle na pustynnym zboczu niewielkiego wzniesienia. G�uszce by�y grube i ci�kie, lecz za jej spraw� ca�e stadko poderwa�o si� wbrew dziwnym prawom tego miejsca...
Kelsie zaciska�a usta z uporem, poniewa� pami�ta�a, bynajmniej si� nimi nie rozkoszuj�c, ca�e partie snutej przy kominku rozmowy. Wytropienie samca z pi�cioma odnogami na tykach wie�ca... odstrzelenie (tak si� to okre�la, lecz czemu nie nazywa� rzeczy po imieniu - rze� niewini�tek) stada jeleni w zesz�ym roku... Na polowaniu wypuszcza si� ptaki w powietrze tylko po to, by do nich strzela� dla sportu. Dla sportu!
Przynajmniej w por� uzna�a, �e nigdy nie dopasuje si� do tego miejsca. Wystawi dom na sprzeda� i...
Nieco powy�ej, z przodu, d�ugi cie� oderwa� si� od k�py zaro�li i ruszy� w tym samym kierunku co Kelsie. Nie by�o �adnych w�tpliwo�ci - m�czyzna ze strzelb�. A to, na co tutaj polowa�, by�o...
Kelsie zacz�a biec naprz�d. Ta ziemia nale�a�a jeszcze do niej i przys�ugiwa� jej zar�wno przywilej os�dzania tego, kto si� na ni� zapu�ci�, jak i prawo niedowierzania motywom post�powania jakiego� �obuza.
Dziewczyna dostrzeg�a przed sob� kr�g g�az�w. Powiadano, �e wszystkie, z wyj�tkiem trzech, zosta�y w dawnych czasach powalone przez w�adze ko�cielne. Najpierw mia�a to by� nauka dla wszystkich, kt�rzy zanadto przywi�zali si� do starych czas�w i obyczaj�w, p�niej za� przestroga dla tych, kt�rzy zechcieliby si� wtr�ca� do spraw zakazanych. Trzy pozosta�e tworzy�y co� w rodzaju �uku; jeden pot�ny, prymitywnie ciosany g�az opiera� si� na dw�ch swoich towarzyszach. Tam w�a�nie zmierza� intruz. Kelsie znalaz�a si� z nim teraz niemal rami� w rami�. Oczywi�cie by� to Neil. Dziewczyna w jaki� spos�b wiedzia�a to od razu. Wnyki zaci�gn�y si�, a wi�c m�czyzna zapewne dopadnie zaraz rannego zwierz�cia i u�yje strzelby... Na mojej ziemi, nigdy!
Opodal rozleg�o si� zawodzenie. Opr�cz dzikiej nienawi�ci zawiera� si� w nim i b�l, i zdecydowanie odzyskania wolno�ci. M�czyzna uni�s� strzelb�, a Kelsie skoczy�a naprz�d i potkn�a si�. Jednak�e jej wyrzucona gwa�townie do g�ry r�ka zawadzi�a o my�liwego, kt�ry chybi� oddaj�c strza�.
- Co robisz? - W jego g�osie pojawi� si� nie ukrywany gniew, ale uwaga Kelsie skierowana by�a gdzie indziej - na przycupni�ty, skurczony kszta�t, tkwi�cy w samym �rodku �ukowatego przej�cia. Dziki kot - pewnie zbyt ranny, by biec, zwr�cony w ich kierunku, pe�en nienawi�ci, gotowy walczy� na �mier� i �ycie.
- Przesta�! - Kelsie brakowa�o tchu, kiedy stan�a na r�wnych nogach. - Zostaw biedne stworzenie w spokoju! Czy� nie udr�czy�e� go ju� wystarczaj�co?!
- Uspok�j si�, dziewczyno! - warkn�� gniewnie m�czyzna. - Ta bestia jest szkodliwa. Wiosn� napadnie na jagni�ta.
My�liwy uni�s� ponownie strzelb� w tym momencie, w kt�rym ksi�yc, przedostawszy si� przez jedn� z mrocznych chmur, rozb�ys� nad �ukowat� bram�, a kot spr�y� si� do skoku. Kelsie sta�a ju� pewnie na nogach. Rzuci�a koszyk i schwyci�a strzelb� obiema r�kami. M�czyzna odepchn�� dziewczyn�, kt�ra stop� zawadzi�a o jaki� wbity g��boko w dar� kamie�. A kiedy pi�ci� trafi� j� w skro�, okr�ci�a si� z krzykiem protestu i z�o�ci, po czym wpad�a pod �ukowate przej�cie, z kt�rego sekund� wcze�niej wyskoczy� zraniony kot. Uderzywszy g�ow� o kamie�, przeturla�a si� do przodu przez otw�r i spocz�a pod obalonymi g�azami.
Najpierw do �wiadomo�ci Kelsie dotar�o uczucie ciep�a. Nie otwieraj�c oczu przekr�ci�a si� nieco i poczu�a na twarzy jaki� �ar. Ten drobny ruch wyzwoli� b�l, kt�ry przeszy� jej g�ow� na wskro�, i dziewczyna krzykn�a. Co� si� poruszy�o obok jej ramienia i jaka� szorstka powierzchnia prze�lizn�a si� po jej policzku. Wreszcie Kelsie otworzy�a oczy i zamruga�a szybko, albowiem s�o�ce mocno �wieci�o.
Nie pami�ta�a upadku ani tego, co nast�pi�o p�niej. Z pewno�ci� jednak nie by�o ju� nocy nad szkockim pog�rzem - by� dzie�. Czy�by zraniono j� i po prostu pozostawiono? A Neil?! Kelsie podpar�a si� na �okciu i rozejrza�a wok�.
Co to? W jaki spos�b si� tu znalaz�a? Kamienne g�azy, pomi�dzy kt�re wpad�a, od wiek�w na p� zagrzebane w ziemi, sta�y teraz prosto niczym stra�nicy. Ciep�o rozchodzi�o si� promieni�cie od najbli�szego z nich, tego, naprzeciwko kt�rego le�a�a. Trawa wewn�trz kr�gu nie tworzy�a jednolitej, grubej warstwy, kt�r� Kelsie tak dobrze zna�a; miejsce to przypomina�o raczej zwyk�� ziemi� upstrzon� czym�, co kojarzy�o si� z mchem. A wy�ej dzie�o wiosny mieni�o si� kremowobia�ymi kwiatami, stulonymi na wz�r tulipan�w, cho� w niczym nie przypominaj�cymi tych, kt�re Kelsie zdarzy�o si� kiedykolwiek widzie�. W�r�d nich trzepota�y jasnymi skrzyd�ami owady.
- Rrrrrouuuu...
Kelsie ponownie obr�ci�a g�ow�, a b�l wydar� z niej niespodziewanie drugi krzyk. Dziki kot przycupn�� skulony, li��c poszarpan� �ap� i popatruj�c raz po raz w jej kierunku, jakby doskonale rozumia�, �e dziewczyna mo�e mu pom�c. Koszyk le�a� jak�� stop� dalej i Kelsie wyci�gn�a d�o�, by go chwyci�. Ka�dy ruch budzi� w jej g�owie �w obrzydliwy b�l. Jedn� r�k� zbada�a ostro�nie sk�r� i w�osy z tej strony g�owy, kt�ra dokucza�a jej najbardziej, i poczu�a wilgo�; kiedy Kelsie zabra�a r�k�, palce jej pokrywa�a jasnoczerwona krew. Dziewczyna mog�a przeprowadzi� badanie jedynie za pomoc� leciutkich dotkni��, przypuszcza�a jednak, �e skaleczenie by�o raczej niewielkie, co� w rodzaju zadrapania czy st�uczenia, a nie du�ej rany, jakiej si� pocz�tkowo spodziewa�a.
Pogrzebawszy w koszyku, wyci�gn�a z niego ma�� z antybiotykiem i bawe�niane waciki, kt�re zwyk�a nosi� przy sobie w misji mi�osierdzia. Te ostatnie podzieli�a r�wno mi�dzy siebie i kota, kt�ry tylko pomrukiwa� ostrzegawczo, kiedy badaj�c jego �ap�, smarowa�a j� t� sam� ochronn� galaretk�, kt�r� rozprowadzi�a ju� na swej lewej skroni.
Jeszcze trudno by�o si� jej porusza�. Jakakolwiek nag�a zmiana po�o�enia g�owy nie tylko powodowa�a przyp�yw b�lu, ale r�wnie� przyprawia�a o md�o�ci. Kiedy wi�c Kelsie upora�a si� z obowi�zkami chirurga na polu walki, opar�a si� plecami o jeden z tych stoj�cych g�az�w, kt�re wychyn�y z ziemi w jaki� niewiarygodny spos�b, i zacz�a rozgl�da� si� w wi�kszym skupieniu. Kot ponownie skuli� si�, li��c poranion� �ap� i nie objawiaj�c najmniejszej ochoty do wycofania si� gdzie� dalej.
Teraz, kiedy Kelsie mia�a czas na obserwacj�, na my�lenie o czym� wi�cej ni� tarapaty, w kt�re popad�a, bada�a to, co znajdowa�o si� przed ni�, zmru�ywszy oczy przed o�lepiaj�cym blaskiem s�o�ca. Z powodu nienaturalnego gor�ca zrzuci�a ju� p�aszcz i zapragn�a jeszcze wy�lizn�� si� z ci�kiego we�nianego golfa.
Z pewno�ci� nie by� to ten sam blask, z jakim zd��y�a zapozna� si� w nieodleg�ej przesz�o�ci na Ben Blairze. I kwiaty, uginaj�ce swe g��wki pod pieszcz�cymi mu�ni�ciami lekkiej bryzy, nie by�y takie, jakie wcze�niej widywa�a. No i kamienie... Jak to si� sta�o, �e s� osadzone prosto?
Oczywi�cie wszystko to mog�o by� z�udzeniem, a ona le�a�a jeszcze w wieczornym p�mroku z obola�� g�ow� opart� o kamie�, z kt�rym brutalnie zetkn�a si� podczas upadku. Ale wszystko wydawa�o si� takie realne!
Dziki kot zaprzesta� lizania i wydoby� kr�tki pomruk z g��bi gardzieli. Nast�pnie pow��cz�c �ap� podczo�ga� si� w kierunku p�aszcza, kt�ry Kelsie porzuci�a, i zacz�� ugniata� go zdecydowanie, jak gdyby przygotowuj�c roz�cielon� materi� w sobie tylko wiadomym celu.
Kelsie nie pr�bowa�a nawet zwalczy� ogromnego zm�czenia, kt�re j� opanowa�o, kiedy sko�czy�a ostatnie zabiegi piel�gnacyjne. Zamkn�a oczy, po czym dwukrotnie otworzy�a je nagle, tak jakby usi�owa�a przy�apa� w trakcie jakiej� zmiany pejza�, kt�ry mia�a przed sob�. Jednak�e widok pozostawa� ci�gle ten sam - osadzone pionowo b��kitnawe g�azy, k�py kwiat�w, nienaturalne gor�co. Kelsie pocz�a odczuwa� pragnienie.
Je�li rzeczywi�cie znajdowa�a si� w tej chwili na zboczu Ben Blaira, kilka krok�w od kamiennego kr�gu winno tryska� �r�de�ko. W�a�nie my�l o wodzie bij�cej z ziemi sprawi�a, i� Kelsie obliza�a j�zykiem spieczone wargi. Woda...
Nie usi�owa�a si� podnie��, gdy� nawet pe�zanie na czworakach przyprawia�o j� o md�o�ci. Mimo to sforsowa�a niemal jedn� czwart� kr�gu w kierunku �r�de�ka.
Tyle �e nie by�o �adnego �r�de�ka, przynajmniej tam, gdzie go szuka�a. Kelsie zn�w si� po�lizn�a, padaj�c jak d�uga na samym �rodku k�py dzikich kwiat�w, kt�rych mocny zapach pog��bia� jej z�e samopoczucie.
Woda... Z ka�d� chwil� �akn�a jej coraz bardziej. W pewnym momencie wydawa�o si� jej nawet, �e rzeczywi�cie s�yszy szum. By� mo�e skierowa�a si� w niew�a�ciw� stron�. Jeszcze raz, na p� ot�pia�a, unios�a si� jako� na czworakach i obr�ci�a na po�udnie. Kilka chwil p�niej naprawd� wpatrywa�a si� w wod� - gdzie� w dole.
W miejscu, w kt�rym si� zatrzyma�a, rozpoczyna�o si� urwisko. Pi�trzy�o si� ponad sadzawk�, co matkowa�a s�cz�cemu si� po�r�d omsza�ych ska� strumyczkowi.
Pomimo opadaj�cego j� ponownie b�lu Kelsie dotar�a na skraj sadzawki i z�o�y�a r�ce, by napi� si� wody tak zimnej, jak gdyby stan�a w�a�nie lodem. Ch��d ul�y� jej nieco. Kelsie zwil�a�a twarz omijaj�c brzeg rany. Czyni�a tak, dop�ki zn�w nie poczu�a si� ca�kowicie sob�, po raz pierwszy od chwili, kiedy oprzytomnia�a.
Na Ben Blairze nie by�o �adnej sadzawki, tak jak i tych stoj�cych g�az�w. Gdzie� si� znalaz�a? Czy wci�� w�druje w otch�ani halucynacji wywo�anej uderzeniem w g�ow�? Nie wolno jej ulec panice, kt�ra rodzi si� z takich w�a�nie my�li i pyta� bez odpowiedzi. Przez moment wydawa�o si� jej, �e jest sob�, nawet je�li reszta �wiata si� zmieni�a.
Zdj�a koszul�, kt�r� mia�a pod swetrem, i umoczy�a w zimnej wodzie. Zanim jednak owi�za�a j� doko�a g�owy, wy��a tak mocno, jak tylko mog�a. Z drugiej strony sadzawki po raz pierwszy dotar� do jej �wiadomo�ci ptasi �wiergot i trzepotanie. R�s� tam krzak uginaj�cy si� pod brzemieniem ciemnoczerwonych jag�d, w�r�d kt�rych ucztowa�y ptaki nie okazuj�c najmniejszego zainteresowania jej osob�.
Nie by�y to ani g�uszce, ani �adne inne ptaki, jakie Kelsie kiedykolwiek przedtem widzia�a. Buszowa�y tam takie ze z�ot� piersi� i blador�owymi skrzyd�ami i inne, o jaskrawym zielononiebieskim upierzeniu, jakie Kelsie widywa�a tylko na szyjach pawi.
Jagody... po�ywienie...
Jak przedtem ros�a w niej potrzeba ugaszenia pragnienia, tak teraz pojawi�a si� ch�� zaspokojenia g�odu. Kelsie z wolna obesz�a sadzawk�. Ptaki odfrun�y nieco dalej, ale nie wzbi�y si� w g�r�, jak tego oczekiwa�a. Si�gn�a r�k� w d� po rozko�ysan� ga��� i zebra�a pe�n� gar�� jag�d. Owoce by�y s�odkie, na sw�j spos�b cierpkie, co dodawa�o im smaku. Rozkoszuj�c si� nimi, Kelsie natychmiast zabra�a si� do zbierania i pakowania do ust tego wszystkiego, czego mog�a dosi�gn�� i zerwa� z ga��zi, na kt�rych kilka jeszcze ptak�w dzielnie si� po�ywia�o
Dwa czy trzy spo�r�d tych z metalicznoniebieskimi pi�rami wycofa�y si� nieco i obserwowa�y Kelsie - jednak nie tak, jakby si� l�ka�y jakiego� ruchu czy ataku, ale raczej, jakby dziewczyna przedstawia�a sob� zagadk�, kt�r� musia�y rozwik�a�. W ko�cu kt�ry� odlecia� wznosz�c si� wysoko, a s�o�ce zamieni�o jego skrzyd�u w kosztowne cude�ka.
Kot... Kelsie spojrza�a na ptaki, kt�re po�ywia�y si� nieustraszenie ledwie na wyci�gni�cie r�ki. Zaniepokoi�a si�, czy aby stworzenie nie odnios�o wi�kszych ran, ni� my�la�a pocz�tkowo, i skierowa�a si� z powrotem do owego tajemniczego kr�gu kamiennych kolumn, Pochy�y stok pokona�a ostro�nie, tym razem normalnie, na nogach. czuj�c, jak ziemia si� pod ni� ko�ysze. Wreszcie dotarta na szczyt wzniesienia, spojrza�a przed siebie. Dostrzeg�a ��tawoczarn� plam� porzuconego wcze�niej p�aszcza. Zmierzaj�c w jego kierunku potyka�a si�, ca�� uwag� bowiem skupi�a na odzie�y, a nie na tym, co si� znajdowa�o pod stopami.
Dolatywa�y do niej stamt�d cichutkie miaukliwe popiskiwania i b�yskawiczne pomruki odpowiedzi. Wreszcie Kelsie dostrzeg�a koci�ta - dwa malutkie �lepe stworzonka. Kocica w�a�nie ko�czy�a je my�.
Dziewczyna nie by�a taka niem�dra, by podchodzi� zbyt blisko. Mruczenie w matczynej gardzieli obni�y�oby si� bowiem o kilka ton�w, no i Kelsie pow�tpiewa�a, czy kocica zezwoli�aby na mieszanie si� w sprawy swojej rodziny. Przemawia�a �agodnie, tymi samymi s�owami, jakich wielokrotnie u�ywa�a pomagaj�c doktorowi Atlessowi w klinice dla zwierz�t.
- Dobra dziewczyna, m�dra dziewczyna... - Kelsie przykucn�a, zwr�ciwszy si� plecami do jednego z kamieni, by zlustrowa� niewielk� rodzin�. - Masz �adne koci�ta... dobra dziewczyna...
W chwil� p�niej Kelsie wystraszy� krzyk, kt�rego z pewno�ci� nie wyda�a kocica ani te� �aden z cz�onk�w jej nowej rodziny. Mog�o to by� wycie dr�czonego psa, tyle �e do�wiadczenie podpowiada�o jej, i� to co� innego. D�wi�k powt�rzy� si�. Uszy kocicy przylgn�y do czaszki, oczy zamieni�y si� w czujne szparki. Kelsie zadr�a�a, cho� s�oneczne promienie mocno grza�y. Nie ruszaj�c si� z kr�gu, zwr�ci�a si� twarz� w kierunku pobliskich wzg�rz. Krzyk rozleg� si� po raz trzeci, bli�ej i ostrzej, jak gdyby pies my�liwski zw�szy� �wie�y trop. Dziewczyna rozejrza�a si� w poszukiwaniu broni, czego� do obrony. W ko�cu szarpn�a za p�aszcz, na kt�rym roz�o�y�a si� kocica, i polu�niwszy nieco pasek, wyci�gn�a go. Z braku kija czy kamienia mia�a tylko taki wyb�r.
Wycie rozleg�o si� po raz czwarty i jakie� stworzenie pojawi�o si� w oddali, cicho wybieg�szy z k�py zaro�li. Z pocz�tku by�a to tylko czarna plamka. Ale kiedy to co� znalaz�o si� bli�ej, Kelsie z trudno�ci� st�umi�a krzyk. Pies?!
Nie, to nie by� ogar, o jakim kiedykolwiek s�ysza�a czy te� jakiego gdziekolwiek widzia�a! By� to niemal�e sam szkielet, pasma �eber wyra�nie rysowa�y si� pod wylenia�a sk�r�. Pysk, co wydawa� si� stanowi� dwie trzecie czaszki, opad� otwarty i zwis� z niego szkar�atny j�zor, z kt�rego �cieka�y �lina i bia�awa piana. Kiedy stworzenie bieg�o cicho naprz�d, bez po�piechu, miarowo, jakby zw�szy�o ju� ofiar� i nie mia�o zamiaru jej porzuca�, jego d�ugie nogi przypomina�y ko�ci ciasno obci�gni�te sk�r�.
Kelsie wysun�a si� do przodu, opieraj�c si� ramieniem o kolumn�. Jeden koniec paska mocno owija� jej d�o�, tak by nie rozlu�ni� uchwytu, drugi, obarczony klamr�, majta� si� swobodnie. Us�ysza�a mrukni�cie i zerkn�a na kocic�. Koci�ta na wp� skry�y si� pod jej cia�em, na kt�rym sier�� zje�y�a si� w wyzwaniu. Kocica ca�y sw�j ci�ar opar�a na nie zranionej �apie. By�o zrozumia�e, �e szykuje si� do walki.
Ogar nie skoczy� do przodu, jak Kelsie tego oczekiwa�a. Zatrzyma� si� kilka krok�w przed kr�giem kamiennych kolumn. Odrzucaj�c do ty�u w�ski �eb zwierz� jeszcze raz da�o upust mro��cemu krew w �y�ach ujadaniu, jak gdyby przyzywa�o jakich� towarzyszy polowania. Cho� zar�wno Kelsie, jak i kocica by�y bardzo s�abe, dziewczyna z gwa�townie bij�cym sercem pomy�la�a o tym, by da� prawdziwy, a nie symboliczny odp�r.
Na to ostatnie ujadanie nadesz�a odpowied�, krzyk, kt�ry w niczym nie przypomina� wycia, raczej zawo�anie z�o�one ze s��w, kt�rych Kelsie nie mog�a zrozumie�. Po czym z tej samej k�py zaro�li, kt�ra wcze�niej skrywa�a psa, wy�oni� si� je�dziec na koniu. Wystraszona dziewczyna dr��c zaczerpn�a tchu.
Ko�, czy cokolwiek to by�o, okaza� si� takim samym ruchomym szkieletem jak pies. Oczy w jego czaszce zdawa�y si� do�ami wiruj�cego zielonkawo��tego p�omienia. Poniewa� je�dziec spowity by� w peleryn�, zakutany we w�asne okrycie, trudno by�o stwierdzi�, do jakiego rodzaju stworze� rzeczywi�cie nale�a�. Nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e nowo przyby�y wpatruje si� w Kelsie z zainteresowaniem. Jedna ur�kawiczniona d�o� wznios�a pr�t i obr�ci�a go w kierunku dziewczyny z tak� sam� pewno�ci�, z jak� McAdams mierzy� do kota.
Kelsie nie mia�a nawet czasu skry� si� za g�az przed wygi�tym �ukowato p�omieniem, kt�ry wyskoczy� z pr�ta. Ale �w p�omie� jej nie dosi�gn�!. Ku niebotycznemu zdziwieniu dziewczyny wszystko odby�o si� tak, jakby ten wymierzony w ni� b�ysk ognia uderzy� w jak�� nieprzeniknion� �cian� tu� przed kamienn� kolumn�, rozprysn�� si� w czerwonym wybuchu i przepad�, pozostawiaj�c smug� smolistego dymu wznosz�cego si� coraz wy�ej w czystym powietrzu.
Ogar zawy� i ruszy� przed siebie, ale nie prosto ku dziewczynie, kr��y� bowiem wok� kamiennego kr�gu, jak gdyby szuka� jakiego� wej�cia czy te� otworu, poprzez kt�ry m�g�by dopa�� niedosz�e ofiary. Na chwil�, mo�e dwie, je�dziec znieruchomia�. Wreszcie zebra� wodze, obr�ci� �eb wierzchowca w lewo, po czym do��czy� do psa kr���cego wok� czego�, co mog�o okaza� si� fortec� nie do zdobycia.
Kelsie z�apa�a si� mocno jedn� r�k� kamiennej kolumny, obracaj�c jednocze�nie g�ow�, a potem reszt� cia�a, by �ledzi� kolejne okr��enia. Nie mia�a �adnych k�opot�w z opuszczeniem kr�gu ani te� z powrotem do niego, ale ci dwaj, kt�rzy si� w�a�nie pojawili, wydawali si� ca�kowicie odgrodzeni jakim� murem.
W jej umy�le zak�opotanie szybko przerodzi�o si� w panik� i strach. Gdzie� si� znajdowa�a? Nie mog�a by� nigdzie indziej, jak tylko w jakim� szpitalu, dr�czona strasznymi zwidami po uderzeniu w g�ow�. Ale to wszystko by�o takie prawdziwe!...
Ogar ujada� ustawicznie, niemal zrz�dliwie, jakby nie m�g� poj��, co trzyma�o go z dala od tych dwojga wewn�trz kr�gu. Je�dziec trwa� w jednym miejscu, trzymaj�c stanowczo w ryzach wierzchowca, kt�ry od czasu do czasu bi� nerwowo kopytami w ziemi�. Pr�t dzier�y� niedbale ko�cem ku ziemi. Mog�oby si� wydawa�, �e Kelsie i kocica s� obl�one, by� mo�e celowo unieruchomione przed nadej�ciem jakiego� wi�kszego nawet zagro�enia. A kiedy rozpocz�o si� nast�pne uderzenie, nie Kelsie, lecz pomrukuj�ca z�owrogo kotka gotowa by�a stawi� czo�o niebezpiecze�stwu.
Wewn�trz kamiennego kr�gu mech pokrywa� �atami ziemi�, d�wigaj�c� si� ku g�rze i rozkruszon� na grudy, jak gdyby w wyniku jakiej� podziemnej eksplozji. Na opadaj�cym zboczu poruszy�o si� co�, co wygl�da�o jak ptasi dzi�b, niezdrowej ��toszarej barwy, i dzika kocica ruszy�a do akcji.
Skoczy�a do przodu tak, i� znalaz�a si� za owym zagadkowym dziobem, i mimo rany wymierzy�a cios obiema przednimi �apami stworzeniu, kt�re usi�owa�o wygramoli� si� z nory.
Utworzy� si� k��b z cia�a pokrytego futrem i czego� ogromnie d�ugiego, podobnego do ziemnego homara. Po chwili kocie k�y ugrz�z�y z chrz�stem w czym�, co znajdowa�o si� przy ko�cu owego dzioba, i chocia� to wielono�ne stworzenie przewr�ci�o si� na grzbiet z g�uchym klapni�ciem, walka najwyra�niej si� sko�czy�a. Kocica stan�a nad homarem i zacz�a tarmosi� rozchwiane kleszczowate odn�a, szarpi�c z�bami podbrzusze dop�ty, dop�ki nie dosta�a si� poprzez chitynowy pancerz do wn�trzno�ci. Z�ar�a je tak, jak gdyby by�a bardzo wyg�odzona. A Kelsie, ostrze�ona pojawieniem si� tego stworzenia, zatoczy�a ko�o wewn�trz kr�gu, badaj�c ziemi� z wielk� uwag�, na wypadek gdyby jeszcze jakie� inne podejrzane zwierz� zechcia�o wygramoli� si� spod powierzchni.
Na nast�pnego homara natkn�a si� niemal�e po drugiej stronie kr�gu, z dala od wci�� ucztuj�cej kotki, i przygotowa�a sw�j pasek. �w dzi�b czy te� nos wysuwa� si� spo�r�d k�py kwiat�w, badaj�c �wiat naziemny za pomoc� cieniutkiego wyrostka, i Kelsie smagn�a w to co� paskiem. Za spraw� szcz�cia raczej ni� zr�czno�ci oczko klamry zaczepi�o o �w wyrostek i Kelsie szarpn�a pasek, wk�adaj�c w t� czynno�� ca�� si�� ramienia.
Jak ryba, kt�ra po�kn�a haczyk, stworzenie owo wyskoczy�o z ziemi, przewracaj�c si� z g�uchym �oskotem na grzbiet i szybko wymachuj�c w powietrzu kleszczowatymi odn�ami. Wypu�ci�o te� d�ugi ogon zako�czony czym�, co zapewne by�o ��d�em. Wysuwa� si� on i cofa� ze z�o�ci�, podczas gdy stworzenie, trzepocz�c z boku na bok g�ow�, uwolni�o si� z klamry i obr�ciwszy si� w powietrzu, ponownie stan�o na nogach. Waha�o si� tylko przez chwil�, po czym rzuci�o si� do przodu z k�py zgniecionych kwiat�w, przeskakuj�c co najmniej trzy stopy i mierz�c prosto w Kelsie.
Dziewczyna zamachn�a si� po raz drugi, chc�c uderzy� ponownie, by zapobiec atakowi. Lecz kiedy si� cofa�a, opar�a si� z rozp�du o jedn� z niebieskich kolumn i przez jej cia�o przesz�o ostre mrowienie, jakie mo�na odczu� tylko podczas niewielkiego wstrz�su elektrycznego.
Lew� r�k� chwyci�a si� kamienia. Wbrew oczekiwaniom nie by� on zimny. Trzyma� ciep�o i jego temperatura wydawa�a si� wzrasta�. Kelsie tak d�ugo drapa�a paznokciami wystaj�cy kawa�ek ska�y, a� ten w ko�cu znalaz� si� w jej r�ce.
Pozosta�a jeszcze jedna szansa. Kelsie nie potrafi�a powiedzie�, sk�d si� wzi�� ten zbawienny pomys�. Podci�gn�a pasek i umie�ci�a w klamrze od�amek skalny, klinuj�c go z ca�ych si�. Przez ten czas, kiedy jej palce pracowa�y na wyczucie, nie spuszcza�a z oka wielono�nego mieszka�ca ziemi.
To w�a�nie kocica podarowa�a jej kilka cennych sekund na zrealizowanie owego pomys�u. Sko�czywszy ze �cierwem pierwszego przeciwnika, podkrada�a si� do nast�pnego. Kelsie w ko�cu uderzy�a, tym razem dok�adnie celuj�c i uwa�nie si� zamierzaj�c.
Ci�ka klamra trafi�a stworzenie w powietrzu, poniewa� podskoczy�o ono ponownie, w�a�nie gdy Kelsie si� zamachn�a. Pojawi� si� o�lepiaj�cy b�ysk �wiat�a i k��b dymu, a obrzydliwy smr�d przyprawi� dziewczyn� o md�o�ci. Stworzenie uderzy�o o zw�glon�, czarn� ziemi�. Co� takiego mog�o zdarzy� si� w wyniku ra�enia ogniem. Kelsie bardzo podni�s� na duchu sukces tego podj�tego w rozpaczy przedsi�wzi�cia, obr�ci�a si� wi�c ponownie, by szarpa� kamienn� kolumn�, staraj�c si� oderwa� wi�cej tak u�ytecznych kawa�k�w ska�y. Ale wygl�da�o na to, �e wspomog�o j� szcz�cie czy te� przypadek, kiedy obluzowywa�a tamten od�amek.
Pomrukuj�c kocica odwr�ci�a si� od zw�glonego, skr�conego cia�a i skoczy�a na p�aszcz Kelsie. Roz�o�y�a si� na nim, przysuwaj�c w pobli�e w�asnego cia�a zamaszystym ruchem przedniej �apy dwoje popiskuj�cych koci�t.
Ani ogar, ani je�dziec nie uczynili podczas tej osobliwej walki �adnego ruchu. Nie okazali te� trwogi, kiedy pojedynek si� zako�czy� - jak gdyby podziemni mieszka�cy nie byli w og�le ich sprzymierze�cami. Wydawa�o si�, �e postanowili zaczeka� - albo na ofiar�, kt�ra sama wpadnie im w r�ce niczym orzech wytrz��ni�ty z p�kni�tej skorupki, albo na jakie� znacz�ce posi�ki.
Czas, jak pomy�la�a Kelsie, nie sprzyja� ani jej, ani kocicy. Albo nast�pi kolejny atak - albo winna obudzi� si� z tego snu, kt�ry jest tak rzeczywisty, i� strach przed ow� rzeczywisto�ci� niemal�e j� parali�owa�, kiedy tylko pozwala�a sobie nad tym wszystkim si� zastanowi�.
Bez przerwy drapa�a w roztargnieniu jedn� r�k� wzd�u� szorstkiej powierzchni kamiennej kolumny, przenosz�c spojrzenie to z ogara na je�d�ca, to z je�d�ca na ogara - czekaj�c na co�, co za chwil� nast�pi.
Sk�d� z wysoka doszed� do niej d�wi�czny zew. Ogar zerwa� si� skoml�c i podskakuj�c raz po raz. Kelsie spostrzeg�a szybuj�cego tam i z powrotem nad zwierz�ciem niebieskiego ptaka, jednego z tych, kt�re przygl�da�y si� jej, kiedy zrywa�a jagody z krzaka.
Gdzie� z lewa nadbieg� zgrzytliwy. dra�ni�cy d�wi�k, kt�ry Kelsie nie wydawa� si� podobny do ludzkiej mowy. Je�dziec zawr�ci� wychudzonego wierzchowca, uni�s� pr�t i spr�bowa� ustrzeli� �migaj�cego ptaka, ale p�omienie wystrza�u ani razu go nie dosi�g�y w chy�ych zwrotach, spiesznym opadaniu i wznoszeniu si�.
2
Kocica unios�a �eb i patrzy�a szeroko rozwartymi �lepiami na po�udnie, w stron� innego pasma - wzg�rz. Je�dziec, kt�ry by� tak okutany kapturem, i� Kelsie ani razu nie dojrza�a jego twarzy, wykr�ci� si� na siodle w p�obrocie, by spojrze� w tym samym kierunku. Ptaki, wydaj�c ostre, przenikliwe tony, rozpocz�y swoisty lot wok� kamiennych kolumn. Gwa�townym ruchem je�dziec zebra� wodze, a jego wierzchowiec run�� do przodu, by stratowa� dziewczyn�. Jednak napastnik nie dope�ni� swojego zamiaru. Ko� stan�� bowiem d�ba i przez chwil� zdawa�o si�, �e wola je�d�ca toczy walk� z wol� konia. Ogar przypad� do ziemi i niemal�e ci�gn�c po niej brzuchem wycofywa� si� t� sam� drog�, kt�r� nadbieg�. Chocia� Kelsie patrzy�a uwa�nie, nie dostrzeg�a niczego opr�cz kr���cych ptak�w.
Je�dziec nie walczy� ju� d�u�ej ze swym koniem (je�eli stworzenie tego rodzaju mo�na by nazwa� koniem). Pozwoli� mu zawr�ci� w t� stron�, z kt�rej nadjecha�. Cho� zdawa� si� nie pop�dza� dosiadanego zwierz�cia, przesz�o ono najpierw w k�us, a potem, kiedy znika�o w zag��bieniu pomi�dzy dwoma wzg�rzami, w galop. Ogar za� bieg� obok nich.
Kelsie czeka�a. Ptaki przesta�y kr��y� i odfrun�y na wsch�d. Zosta�a sama z kocic� w kamiennym kr�gu, kt�ry okaza� si� �wi�tyni�. Opad�a na ziemi�, siadaj�c ze skrzy�owanymi nogami w pobli�u p�aszcza, na kt�rym tuli�y si� do siebie syte koci�ta. Kocica z�agodnia�a na tyle, i� pozwoli�a im zbli�y� si� do Kelsie.
Po raz pierwszy od czasu, kiedy si� ockn�a, Kelsie mia�a sposobno�� pomy�le� trze�wo, rozejrze� si� niespiesznie wok� siebie, rozwa�y� jedn� dziwn� spraw� po drugiej. Zmaga�a si� z Neilem McAdamsem, kiedy nad szkockim pog�rzem zapada� letni p�mrok. Nie opuszcza�o jej jednak prze�wiadczenie, �e miejsce, w kt�rym znajdowa�a si� teraz, nie mia�o nic wsp�lnego z tamtym. Unios�a r�k� i opuszkami palc�w pog�adzi�a wilgotn� koszul�, kt�r� owin�a zranion� g�ow�. Wszystko by�o takie rzeczywiste...
Z wolna zn�w si� podnios�a i ruszy�a po obwodzie kamiennego kr�gu, szukaj�c na zewn�trz jakiego� punktu odniesienia, kt�ry upewni�by j�, i� wci�� znajduje si� w �wiecie, kt�ry zna�a lub przynajmniej troch� rozpoznawa�a. Nie mia�a w sobie ani kropli tutejszej krwi - chocia� nosi�a stosowne do tego miejsca nazwisko, a tak�e otrzyma�a spadek po starej ciotce Ellenie, nigdy przedtem tu jednak nie by�a. Dusz� pozostawa�a w Evart, niewielkim miasteczku w stanie Indiana, gotowa rozpocz�� prac� w klinice dla zwierz�t, �ni�ca sw�j prywatny sen o tym, jakim by tu sposobem pomno�y� pieni�dze na dalsz� nauk� i zosta� weterynarzem. Tamten �wiat ca�kowicie rozumia�a. Tego nie. Wywija�a paskiem obci��onym kamieniem i usi�owa�a u�o�y� my�li w jaki� logiczny ci�g. Przez minut� zmaga�a si� z Neilem, by powstrzyma� go przed oddaniem strza�u do i tak ju� rannego dzikiego kota, a potem ockn�a si� tutaj...
Zapragn�a biec, wykrzycze� sw�j sprzeciw, otrz�sn�� si� z tego koszmaru. A on trwa� i trwa�, i by� taki prawdziwy. Nie mog�a sobie przypomnie�, aby kiedykolwiek w jakim� �nie jad�a czy pi�a, mimo to jagodowe plamy wci�� znajdowa�y si� na jej r�kach. Mog�a te� zakosztowa� s�odyczy tych owoc�w, kiedy przeci�gn�a j�zykiem po z�bach. Spojrza�a na le��c� kotk�, kt�ra tuli�a do siebie dwoje koci�t. Zwierz� by�o wiarygodne. Lecz ogar, je�dziec i to, co wydarzy�o si� od momentu, kiedy j� tu napadni�to, wszystko to by�o rodem z jakiego� fantastycznego marzenia.
�adna z odleg�ych, opasanych welonem mg�y g�r nie wygl�da�a swojsko. No a kto prostopadle osadzi� powalone kolumny, by odbudowa� t� fortec�, kt�r� niegdy� musia�y tworzy�, �w obronny kr�g?
Kocica podnios�a si�, strz�sn�a uczepione do siebie potomstwo i podesz�a do Kelsie przypatruj�c si� dziewczynie otwarcie, jak gdyby nigdy przedtem nie ogl�da�a jej swoimi zwierz�cymi �lepiami. Wygl�da�o to tak, jak by jaka� inteligencja, r�wna ludzkiej albo co najmniej do niej zbli�ona, wyziera�a z tych �lepi�w i jakby pragnienie porozumienia si� wygna�o kocic� z miejsca, na kt�rym do tej pory le�a�a.
Kelsie przykl�k�a i wyci�gn�a r�k�.
- Gdzie� jeste�my, stara? - zapyta�a i zaraz po�a�owa�a, bo s�owa rozbrzmia�y jako� dziwnie, jak gdyby trafi�y w kt�r�� z kolumn i odbija�y si� echem od ka�dej nast�pnej, by wr�ci� do niej z powrotem w postaci niezbyt wyra�nego, chrapliwego szeptu.
Kot wyci�gn�� koniuszek j�zyka i dotkn�� nim kciuka dziewczyny. Kelsie �wi�ci�a triumf. A wi�c dzikiego kota nie da si� oswoi� - no i to by by�o tyle w kwestii tego, co jej oznajmiono, kiedy wczorajszego wieczoru wychwala�a zwierz�. Kelsie potrz�sn�a g�ow� i zn�w po�a�owa�a, bo b�l przeszy� j� na wskro�.
Raptem poczu�a si� zm�czona. Najch�tniej po�o�y�aby si� tutaj na mchu i cho� troch� odpocz�a. Gdyby tak zdo�a�a usn��, mo�e obudzi�aby si� wreszcie we w�asnym miejscu i czasie.
Tyle �e nic z tego nie wysz�o. Dziki kot zawy� niespodziewanie, a Kelsie zastanawia�a si� zatkawszy r�koma uszy, czy zwierz� odczuwa teraz instynktownie tego samego rodzaju przemieszczenie co ona. B�l temu towarzysz�cy r�ni� si� od tego, kt�ry dr�czy� j� od momentu przebudzenia. By�o to co� na kszta�t wo�ania o pomoc, co� gor�cego, niemal rozkazuj�cego, tote� dziewczyna zerwa�a si� na r�wne nogi i potykaj�c si� ruszy�a w kierunku bramy, by zobaczy�, co si� sta�o.
Przedosta�a si� przez bram�, ale nie powr�ci�a do poprzedniej rzeczywisto�ci. Krajobraz wok� niej pozosta� bowiem ten sam. Jej niepewny ch�d natomiast zamieni� si� w bieg, jak gdyby dok�d� zd��a�a. Mia�a �wiadomo��, i� pokryte futrem stworzenie bieg�o jej �ladem, by� mo�e r�wnie� przyci�gane przez owo rozkazuj�ce wo�anie, kt�re, jak Kelsie ju� wiedzia�a, cho� nie mog�a tego zrozumie�, dzwoni�o jej w g�owie, a nie gdzie� poza ni�.
Razem okr��y�y stos kamieni poro�ni�tych mchem, stanowi�cych zapewne resztki bardzo starych ruin, z kt�rymi czas nie obszed� si� tak dobrze jak z kolumnami. Dziewczyna ze�lizn�a si� w dolin�, pasek ko�ysa� si� jej w r�ku, przygotowany do u�ycia. To, na co si� natkn�a, �wiadczy�o o tragedii. Trzy postaci le�a�y w ka�u�y krwi brocz�cej z ramion, w kt�rych tkwi�y pionowo drzewca opatrzone pi�rami. To by�y strza�y!
Wstrz�s, jaki prze�y�a Kelsie, min�� natychmiast, kiedy dostrzeg�a czwartego uczestnika tego niewielkiego zgromadzenia. Kobieta, kt�rej zar�wno szara suknia, jak i cia�o poni�ej rany upaprane by�y s�cz�c� si� krwi�, le�a�a na wp� oparta o kamie�. Przysiad� przed ni� czarny ogar, kt�ry nie tak dawno temu zagra�a� dziewczynie i kocicy, a mo�e jaki� jego sobowt�r. W pianie wok� jego szcz�k widnia�y krwawe plamy. Pr�y� si� do skoku. Kobieta trzyma�a w dr��cej, s�abn�cej z ka�d� chwil� r�ce co�, z czego zwisa� b�yszcz�cy �a�cuch. Pomimo ogromnego wysi�ku nie mog�a tego czego� utrzyma� pewnie w d�oni.
Zapomniawszy na moment o w�asnym obrzydzeniu, Kelsie ruszy�a ku bestii jak burza, wymachuj�c paskiem. Starannie wymierzona klamra, obci��ona kamieniem, trafi�a g�ucho w ko�cisty bok ogara. Zwierz� skoczy�o, tyle �e nie na kobiet�, ale do ty�u, wydaj�c przera�liwy skowyt. Kelsie zamachn�a si� jeszcze raz. Ostry od�amek ska�y trafi� tym razem ogara w bok przedniej �apy. Ponownie rozleg� si� skowyt i bestia czmychn�a. Nie znikn�a jednak z pola widzenia dziewczyny, kr�ci�a si� w pobli�u tam i z powrotem, jak gdyby czekaj�c na posi�ki.
Kelsie zwr�ci�a si� w kierunku kobiety.
"Siostro..."
Kiedy to s�owo zad�wi�cza�o w jej umy�le, dziewczyna odwa�y�a si� na chwil� spu�ci� wzrok z ogara i spojrze� na pozosta�� jeszcze przy �yciu, ton�c� we krwi cz�onkini� rozgromionej grupy. R�ka kobiety zsun�a si� na pier�, ale jej wci�� otwarte oczy wpatrywa�y si� w Kelsie z takim uporem, i� ta opad�a obok niej na kolana. Kiedy to uczyni�a, dziki kot zbli�y� si� i pochyli� �eb tak, i� niemal dotkn�� nim bezsilnej r�ki kobiety. Ku zdumieniu Kelsie przez usta tej bia�ej, pora�onej b�lem twarzy przebieg� cie� u�miechu.
"Siostro... okryta futrem... r�wnie�..." S�owa te pojawi�y si� w umy�le Kelsie. Dziewczyna rzuci�a spojrzenie na warcz�cego ogara, ale ten nie usi�owa� zbli�y� si� ponownie.
"Ja... Ostatnia Brama..." Nieznajoma po ka�dym wypowiedzianym s�owie robi�a przerw�. Nie wypuszczaj�c paska z d�oni, Kelsie usi�owa�a dosi�gn�� cia�a le��cej. Ten r�wnomierny up�yw krwi - musi co� z nim zrobi�. A kiedy z kolei odezwa�a si� g�o�no, zauwa�y�a, i� g�owa kobiety poruszy�a si� nieznacznie na bok.
"Ostatnia... Brama". Do umys�u Kelsie dobieg�y s�owa, kt�re wyp�yn�y, co musia�a przyj��, z owego bezsilnego cia�a. "Klejnot..." Wygl�da�o to tak, jakby kobieta po raz ostatni odzyska�a si�y. "Nie pozw�l... im... go zabra�...!" Z ogromnym wysi�kiem ponownie unios�a d�o�.
Kocica targn�a �bem do przodu poprzez p�tl� zwieszaj�cego si� �a�cucha. Kobieta natychmiast rozlu�ni�a u�cisk, wypuszczaj�c z r�ki to, co w niej trzyma�a, tak �e b�yszcz�cy owalny przedmiot opad� swobodnie i zawis� na c�tkowanym futrze kota.
- Musimy otrzyma� pomoc... - Kelsie rozgl�da�a si� wok� z w�ciek�o�ci�, jak gdyby mog�a tylko za pomoc� w�asnej woli sprowadzi� nie istniej�c� pomoc medyczn�.
U�miech nie znika� z twarzy rannej kobiety.
"Siostro... jestem... Roylane". Kelsie odnios�a takie wra�enie, jakby te s�owa mia�y oznacza� co� donios�ego. W chwil� p�niej chudym cia�em wstrz�sn�y dreszcze i u�miech zagasn��. "Brama..." Ta, kt�rej zadano �miertelne rany, patrzy�a ponad Kelsie na co�, czego dziewczyna, szybko si� obr�ciwszy, nie zdo�a�a dostrzec. Raptem kobieta westchn�a i g�owa opad�a jej na rami�. Chocia� Kelsie zetkn�a si� ze �mierci� zaledwie raz, i to dawno temu - wiedzia�a, �e ta dziwna kobieta, kt�ra nie musia�a wymawia� s��w, by si� porozumie�, odesz�a.
Trzymaj�c pasek z�bami, Kelsie usi�owa�a doprowadzi� do porz�dku drobne cia�o. Wzdryga�a si� przy tym, czuj�c krew na r�kach. Nast�pnie przyjrza�a si� pozosta�ym zw�okom. Ogar biega� tam i z powrotem pomi�dzy dwoma z nich, trzecie le�a�y bli�ej, a ich odrzucone rami� mierzy�o prosto w ni�, nadal �ciskaj�c w d�oni miecz. Maj�c wci�� na oku psa, dziewczyna ruszy�a szybko ku cia�u najkr�tsz� drog� i wyj�a bro� z bezsilnych palc�w. Stwierdzi�a, �e jest o wiele ci�sza od floretu, z kt�rym mia�a do czynienia, tak �e ma�o brakowa�o, aby jej nie upu�ci�a. Cho� nie mog�a wygl�da� bardziej niezdarnie, za spraw� mocy brzeszczota nabra�a odwagi - by�a to znacznie lepsza bro� ni� pasek obci��ony kamieniem.
Gdzie� w pobli�u rozleg� si� rechot. Ogar nabra� otuchy, odrzuci� �eb do ty�u i jeszcze raz zawy� straszliwie. Na ten d�wi�k kocica ruszy�a z powrotem wielkimi susami i przepad�a mi�dzy zapewniaj�cymi bezpiecze�stwo kolumnami. Kelsie zawaha�a si� przy ciele kobiety. Ale nie mog�a ju� nic dla niej uczyni�, a posi�ki, kt�rych pies oczekiwa�, najwidoczniej przybywa�y. Ruszy�a wi�c w �lad za kotem. Wycofywa�a si� stopniowo, wymachuj�c ostrzegawczo paskiem, a w drugim r�ku d�wigaj�c miecz, tak �eby tamto diabelskie stworzenie nie mog�o si� na ni� rzuci�.
Ogar nie zrobi� �adnego ruchu, by wyd�u�y� krok, kiedy tak biega� tam i z powrotem, i zbli�y� si� do dziewczyny. Wy� tylko, a wycie to szarpa�o Kelsie do �ywego. W ko�cu przemog�a si� i ruszy�a biegiem.
"Brama..." - rzek�a kobieta przed �mierci�. Czy ona i jej towarzysze zmierzali ku tej jedynej bramie, kt�r� Kelsie zna�a, tej po�rodku kr�gu? Brama ta mog�aby zapewni� im bezpiecze�stwo, ale w jaki� nieodgadniony spos�b Kelsie wiedzia�a, �e tej "ostatniej" bramy nie wzniesiono z surowego kamienia i �e nie sta�a ona tutaj, czekaj�c na kogokolwiek. Nie, ale wewn�trz kr�gu znajdowa�o si� co�, czego �adne rozumne stworzenie nie by�o sobie w stanie wyobrazi�.
Kelsie spostrzeg�a, i� klejnot, kt�ry kocica nios�a tak niezgrabnie na szyi, rzuca� blaski podobne do iskierek najprawdziwszego ognia. Zwierz� do��czy�o ju� do swojej rodziny na p�aszczu. Kelsie przy�pieszy�a w dw�jnas�b, by dotrze� do celu jak najszybciej. Kiedy rzuca�a si� na dar�, miecz wy�lizn�� si� jej z r�ki. �api�c oddech, spojrza�a na drog�, kt�r� w�a�nie pokona�a. W zasi�gu jej wzroku nie pojawi� si� ani wychudzony czarny ogar, ani je�dziec na szkieletowatym wierzchowcu.
Kelsie nie opuszcza�o g��bokie przekonanie, i� kraina ta by�a nawiedzana przez niebezpiecze�stwo. Po raz drugi podnios�a ci�ki miecz i przyjrza�a mu si�. Brzeszczot zw�a� si� od r�koje�ci, jednak nie z takim finezyjnym wdzi�kiem, jak rapier. R�koje�� by�a prosta, pozbawiona ozd�b. Wok� niej wi�y si� pr�ty chroni�cego d�o� jelca. Kelsie z wolna powsta�a i spr�bowa�a zada� cios, a potem odparowa�, nie mia�a jednak w r�ku bia�ej broni, raczej, jak rozstrzygn�a, narz�dzie przeznaczone do zadawania ciosu ostrzem, a o tego rodzaju walce nie mia�a zupe�nie poj�cia. C� mog�a zreszt� wiedzie� o jakiejkolwiek walce?
Po raz wt�ry obr�ci�a si� powoli, jakby na osi, lustruj�c to wszystko, co znajdowa�o si� poza kr�giem. Czy ci pomordowani ludzie, tam, poza kamiennymi kolumnami, w dole zbocza, pr�bowali dotrze� do tego miejsca, kiedy ich napadni�to? A gdzie znajduje si� owo tutaj? Co si� jej przydarzy�o? Jako� nie mog�a d�u�ej wierzy� w t� histori� bez �adu i sk�adu, kt�r� sobie ubzdura�a na pocz�tku, jakoby to wszystko stanowi�o rezultat halucynacji. "Ostatnia Brama"... Czy "ostatnia" mia�o znaczy�, i� znajdowa�y si� tu jakie� inne bramy, o kt�rych istnieniu wiedzia�a umieraj�ca kobieta? Kelsie sta�a zwr�cona twarz� do bramy - dwa nie ociosane, wbite pionowo bloki kamienne znacznie od niej wy�sze i trzeci umieszczony na nich. To by�a brama - tak, a tamto, po drugiej stronie Ben Blaira, na stoku - czy tamto r�wnie� by�o bram�?
Kelsie zadr�a�a. Na szkockim pog�rzu snuto do�� opowie�ci - o ludziach, kt�rzy gdzie� przepadali, a potem pojawiali si� znowu; pozornie, wed�ug w�asnego poczucia czasu, znikali zaledwie na jedn� noc, w rzeczywisto�ci jednak na ca�e lata!
Opowie�ci...
Dziewczyna podnios�a si� i ruszy�a w kierunku bramy. Poza ni� nie by�o nic z wyj�tkiem omsza�ych p�aszczyzn skalnych, �an�w bia�ych dzwoneczk�w i wzniesienia z g�az�w, kt�re odgradza�o j� od pomordowanych. A gdyby tak spr�bowa�a, mo�e zdo�a�aby przej�� przez ni� ponownie?
Kelsie zamkn�a oczy i usi�owa�a skupi� my�li na powalonych kamieniach, kt�re widzia�a przez bardzo kr�tk� chwil�, zanim si� tu znalaz�a. Ton�y w p�nym letnim zmierzchu, albowiem ksi�yc ledwie �wieci�. Jeden z nich le�a�; pami�� jej chyba nie myli, bo kot przeskoczy� go w�a�nie w tym momencie, w kt�rym podbi�a Neilowi strzelb�. A le�a� tam - stara�a si� utrzyma� w szybko zacieraj�cej si� pami�ci tamten obraz - dwa kroki od niej. Otworzy�a oczy. Tak, odwa�y�a si� wyj�� z cienia tej bramy, lecz wci�� pozostawa�a w nieznanym. Z ty�u rozleg� si� ostrzegawczy pomruk kota i Kelsie spostrzeg�a po�r�d ska� w�owaty kszta�t chudego ogara. Skoczywszy do ty�u schroni�a si� w tym miejscu, kt�re zacz�a uwa�a� za jedyne bezpieczne w owej krainie trwogi i �mierci.
Kocica rykn�a. W jaki� spos�b zdo�a�a uwolni� szyj� z drogocennego �a�cucha. Stan�a zn�w przy swoich kociakach, jedn� �ap� umie�ciwszy p�asko na gorej�cym ciep�em kamieniu. Od momentu, w kt�rym ukaza� si� ogar, Kelsie bacznie czeka�a na pojawienie si� je�d�ca. Pies nale�a� bowiem do jego asysty.
Zamiast niego dostrzeg�a czo�gaj�cego si� m�czyzn�, kt�ry usi�owa� zbli�y� si� do niej na czworakach, chwiej�c si� przy tym na wszystkie strony. W pierwszym odruchu Kelsie chcia�a wybiec mu na pomoc. Podejrzewa�a bowiem, i� ogar rzuci si� i rozszarpie czo�gaj�cego si� cz�owieka, kiedy ten b�dzie go mija�. Ale bestia nie uczyni�a nic podobnego. I to w�a�nie zatrzyma�o Kelsie w miejscu.
- Ahhheeee...
Z pewno�ci� krzyk ten wydoby� si� z gard�a m�czyzny. Po nim rozleg� si� nast�pny. Je�eli �w cz�owiek wymawia� jakie� s�owa, nie by�o w�r�d nich takiego, kt�re Kelsie rozumia�aby. Odruchowo przykl�k�a obok kota i si�gn�a po �a�cuch, ale w tym momencie zwierz� prychn�o i zamierzy�o si� na ni� zranion� �ap�, jak gdyby chcia�o zedrze� jej sk�r� z palc�w.
- Aaaaahaaaa...
Kelsie nie mia�a teraz w�tpliwo�ci, �e ranny, czo�gaj�cy si� w kierunku kamiennego kr�gu, odchyli� g�ow� do ty�u i wy�.
Ogar zaszed� go od ty�u i niby pop�dza� w stron� tego w�a�nie schronienia, kt�rego m�czyzna szuka�. By� mo�e stworzenie zamierza�o sforsowa� tym sposobem barier�, kt�ra przeszkodzi�a jego kompanowi, towarzysz�cemu zamaskowanemu je�d�cowi. Gdyby tak mia�o by�, Kelsie nie chcia�a tego ogl�da�.
Ruszy�a w kierunku bramy, a w jej g�owie pojawi�a si� jaka� niewyra�na my�l dotycz�ca obrony. Wepchn�wszy koniec miecza w sam �rodek k�py mchu, tak aby pozostawa� w zasi�gu r�ki, sta�a wymachuj�c dla wi�kszej skuteczno�ci ju� raz wypr�bowanym ci�kim paskiem.
Czo�gaj�cy si� m�czyzna wyrzuca� teraz z siebie d�wi�ki na kszta�t oszala�ych s��w - jednak nic one Kelsie nie m�wi�y. W pewnej chwili przypad� do ziemi, opieraj�c si� ci�ko na jednej r�ce, a drug� wyci�gn�� b�agalnie w kierunku dziewczyny. Kelsie zauwa�y�a, �e ogar go nie n�ka�. Pragn�� si� dosta� do �rodka i nie zrobi� nic, co mog�oby mu przeszkodzi� w osi�gni�ciu celu.
M�czyzna znajdowa� si� niemal�e przy ziemi i przesuwa� si� do przodu z ogromnym b�lem, chwytaj�c r�koma za dar�. Pomi�dzy jego ramionami raz po raz porusza�a si� brzechwa strza�y. Pies wci�� trzyma� si� z ty�u, cofn�� si� nawet o krok.
Rozleg� si� przejmuj�cy krzyk. Kelsie uskoczy�a na bok, kiedy omi�t� j� jaki� cie�. Spojrza�a w g�r� i dostrzeg�a ogromnego czarnego ptaka, kt�rego jedno skrzyd�o w kszta�cie wielkiego �uku rozpo�ciera�o si� na szeroko�� ponad pi�ciu st�p. Uskoczy�a na bok my�l�c, i� ptak chce j� skrzywdzi�. Ale on wzni�s� si� tak szybko, jak przedtem opad�. Dziewczyna zd��y�a jednak spostrzec, �e jego przeogromne oczy stanowi�y, podobnie jak oczy wierzchowca, przepastne g��biny, w kt�rych wirowa�y ��tozielone p�omienie.
Ptak ponownie zawis� nad Kelsie. Dziewczyna machn�a z w�ciek�o�ci� paskiem i si�gn�a po miecz, ale znajdowa� si� on ju� poza zasi�giem r�ki. Dobieg�y do niej poj�kiwania czo�gaj�cego si� m�czyzny i wrzask kocicy, kt�ra skuli�a si� nad bezradnymi koci�tami.
Czy �w ptak, nie ptak, m�g�by kiedykolwiek zi�ci� sw�j cel i wyrwa� j� z kr�gu, Kelsie nie dane by�o si� dowiedzie�. Powietrze przeszy� bowiem b�ysk niebieskiego �wiat�a, a w �lad za nim rozleg� si� trzask bicza.
Dziewczyna, opar�szy si� mocno plecami o kamienny blok, podtrzymuj�cy z jednej strony sklepienie bramy, spojrza�a w kierunku stoku, kt�ry wcze�niej pokona�a szukaj�c wody.
Dojrza�a dwie postaci, dw�ch je�d�c�w. Ale �aden z nich w niczym nie przypomina� tego w czarnym kapturze, kt�ry wcze�niej usi�owa� jej dopa��. Wierzchowce nie by�y ko�mi; by�y to zwierz�ta pokryte b�yszcz�cym, czerwonokremowym w�osem, ka�de z rogiem na czole. A je�d�cy... Kelsie zamruga�a. Czy�by mia�a kurka na oczach?
Kiedy po raz pierwszy znale�li si� w zasi�gu jej wzroku, z pewno�ci� mieli ciemne w�osy i niemal �niad� sk�r�. Ale teraz, gdy wjechali pod z�ot� ulew� s�o�ca, ich w�osy zamieni�y si� w najprawdziwsze z�oto, sk�ra sta�a si� kremowa, a jej jasno�� podkre�la�y jeszcze jaskrawozielone stroje. W r�kach nie trzymali wodzy, prawdopodobnie pozwolili swoim imponuj�cym wierzchowcom i�� swobodnie. Ka�dy z je�d�c�w dzier�y� natomiast co�, co wygl�da�o jak trzon bicza. Kelsie, wpatruj�c si�, rozpozna�a w�r�d nich kobiet�, kt�ra cofn�wszy r�k� trzasn�a czym�, co wydawa�o si� lini� �ywego ognia - nie tak wyra�n� jednak, jak sznur prawdziwego bata - w kierunku unosz�cego si� nad nimi ptaka.
Napastnik zaskrzecza� ochryple i wzbi� si� w g�r�, dobrze ponad �w b�ysk ognia, ogar za� ni to zawy�, ni to zaskomla�. M�czyzna, kt�ry jeszcze kilka chwil temu czo�ga� si�, le�a� teraz na wznak bez ruchu. Wzd�u� kamiennego kr�gu oci�ale posuwali si� nowo przybyli. Kobieta pochyli�a si� i przyjrza�a przeszytemu strza�� cia�u, ale ani nie zsiad�a z wierzchowca, ani te� nie usi�owa�a udzieli� le��cemu jakiejkolwiek pomocy.
Jej towarzysz zatoczy� ko�o w kierunku psa. Ten nie mia� tyle szcz�cia podczas ucieczki, co tamto lataj�ce stworzenie. Trzaskaj�cy koniuszek p�on�cego bicza trafi� go w bok i w chwil� p�niej pojawi� si� k��b smolistego dymu. R�wnocze�nie powietrze rozdar� krzyk i pies znik�, pozostawiaj�c po sobie jedynie czarny osad na kamieniach, po�r�d kt�rych wcze�niej pr�bowa� si� skry�.
Kobieta osadzi�a wierzchowca przed bram� i zawo�a�a g�o�no, kieruj�c niezrozumia�e, wyra�nie wymawiane s�owa do Kelsie, kt�ra uczyni�a bezradny gest woln� r�k�, podczas gdy w drugiej �ciska�a mocno pasek z kamieniem.
- Nie rozumiem! - odkrzykn�a.
Z przybysz�w nie promieniowa�y miazmaty z�a, kt�re stanowi�y istot� wszystkich innych stworze� i czarnego je�d�ca. To, �e nie chcieli zrobi� jej krzywdy, wcale jej jeszcze nie uspokoi�o. Bez w�tpienia ludzie ci nale�eli do tego �wiata, kt�ry zmienia� si� jako� zbyt cz�sto - czy�by rzeczywi�cie byli godni zaufania?
Kobieta przez pewien czas patrzy�a na ni� szeroko rozwartymi oczami, wreszcie do��czy� do niej drugi je�dziec.
Kiedy jego wierzchowiec si� zatrzyma�, Kelsie ponownie sta�a si� �wiadkiem owej dziwacznej przemiany. Ich w�osy zrobi�y si� rude, a na garbatym nosie kobiety pojawi�y si� z�ote refleksy pieg�w. Kelsie odnios�a wra�enie, jak gdyby sta�a naprzeciwko nie dwojga, lecz wielkiej liczby je�d�c�w, kt�rzy zlewali si� w... jedn� osob�. Kobieta zamilk�a. Wpatrywa�a si� teraz szeroko otwartymi oczami w oczy Kelsie spojrzeniem, kt�re �wiadczy�o o zdecydowaniu i uwadze.
"Kim..." - S�owo to dotar�o do Kelsie bardzo niewyra�nie i je�eli cokolwiek jeszcze dorzucono do owego mu�ni�cia �wiadomo�ci, dziewczyna tego nie odebra�a. Nie w�tpi�a jednak, �e zadano jej pytanie.
- Jestem Kelsie McBlair - m�wi�a wolno, pewna, �e je�d�cy nie mog� jej zrozumie�. A potem z ogromnym wysi�kiem spr�bowa�a jeszcze czego� innego. By�y to obrazki z pami�ci - powalone kamienne kolumny, szarpanina z McAdamsem i przebudzenie tutaj. Kelsie zdawa�a sobie spraw� z wrzasku, kt�ry dochodzi� z ty�u, i wiedzia�a, �e to dziki kot we w�a�ciwy sobie spos�b odpowiada na pytanie.
"...brama!" Kelsie znowu by�a pewna, �e z ca�ej frazy, kt�ra mog�a mie� dla niej wielkie znaczenie, nie zrozumia�a niczego z wyj�tkiem jednego s�owa.
Skin�a g�ow� ryzykuj�c, i� to s�owo oznacza sklepienie, pod kt�rym w�a�nie stoi. Kobieta opar�a trzonek �wietlnego bicza o bok konia i obiema r�kami wykona�a w powietrzu seri� ruch�w. Tam, gdzie w�drowa�y jej palce, pozostawa�y �lady niebieskawego �wiat�a - podobnego do tego emitowanego przez bicze - uk�adaj�ce si� w skomplikowany wz�r. Czynno�� ta zdawa�a si� uspokaja� prz��niczk� owych symboli. Kobieta skin�a g�ow� i powiedzia�a co� do swego towarzysza.
Je�dziec cofn�� wierzchowca, a potem ruszy� wzd�u� strugi krwi, kt�r� pozostawi� za sob� czo�gaj�cy si� m�czyzna, teraz le��cy cicho i spokojnie. Po chwili znikn�� pomi�dzy ska�ami w pobli�u tego miejsca �mierci, na kt�re Kelsie natkn�a si� wcze�niej. A kobieta, kt�rej w�osy znowu �ciemnia�y niemal�e do czerni, gdy� chmura przes�oni�a s�o�ce, ze�lizn�a si� z grzbietu nie osiod�anego wierzchowca i zbli�y�a do stoj�cej w bramie dziewczyny. Kelsie mocno trzyma�a pasek. Nie dopatrzy�a si� w przyby�ej niczego przera�aj�cego, ale c� wiedzia�a o tym dziwnym i strasznym miejscu!
Kelsie poczu�a na nogach mu�ni�cie futra. Dziki kot opu�ci� legowisko i jakby szykowa� si� do obrony. W jego pysku migota� klejnot, kt�ry zabra� umieraj�cej, �a�cuch za� ci�gn�� si� po ziemi, zaczepiaj�c tu i �wdzie o li�cie kwiat�w.
Kocica wysz�a na zewn�trz kamiennego kr�gu, by to, co nios�a, upu�ci� u st�p kobiety, kt�ra przykl�k�a pieszcz�c nieustraszenie zwierz� palcami, nim si�gn�a po �a�cuch i unios�a klejnot. Nie dotkn�a go, �ciska�a w d�oni jedynie �a�cuch. Ale na jej twarzy pojawi�o si� zdumienie, a potem b�ysk niepokoju. Niemal w tym samym momencie spojrza�a ponownie na Kelsie.
"Kim...?" Tym razem to pytanie zadane w my�li by�o wyra�niejsze, mimo to i tak do Kelsie dotar�o tylko pojedyncze s�owo.
- Roylane - odpowiedzia�a g�o�no, odgaduj�c znowu, jak, by� mo�e, brzmia�o ono w ca�o�ci. I w tej samej chwili spostrzeg�a, �e oczy kobiety rozszerzaj� si�, �e na twarzy o zmiennych rysach wykwitaj� oznaki prze�ytego wstrz�su.
"Kim...?" To samo s�owo, niczym mu�ni�cie �wiadomo�ci, pojawi�o si� znowu, a r�ka trzymaj�ca �a�cuch drgn�a i szlachetny kamie� zal�ni� w s�o�cu.
- Kelsie - rzek�a dziewczyna.
- Kel-Say. - Tym razem kobieta nada�a kszta�t s�owu ustami, nie my�l�. - Kel-Say.
3
"...razem z..."
Kobieta znowu dawa�a jakie� znaki, teraz dla odmiany przywo�uj�ce. Wierzchowiec zbli�y� si� i stan�� obok. Oczy, kt�re utkwi� w Kelsie, nie by� ko�ami zabarwionego z�em p�omienia, takimi, jakie widzia�a u ogar�w czy te� u tamtego podobnego do szkieletu rumaka pod czarnym je�d�cem. Mia�y raczej ciep�y br�zowy odcie� i z pewno�ci� odznacza�y si� inteligencj�.
Kelsie jeszcze raz odgad�a, czego sobie �yczyli - �eby im towarzyszy�a. Wiedzia�a, �e kr�g stanowi� schronienie przed tym, z czym zetkn�a si� ju� w tej krainie. Ale czy odwa�y si� nie us�ucha� tego zaproszenia - a mo�e by� to rozkaz? Nie da�aby rady przeciwstawi� si� p�on�cym biczom tych dwojga, gdyby chcieli j� uwie��. By zyska� na czasie, wskaza�a cia�o na ziemi.
- A co z nim? - zapyta�a, wymawiaj�c s�owa starannie i pr�buj�c jednocze�nie umie�ci� to pytanie w my�li.
Odp