2712
Szczegóły |
Tytuł |
2712 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2712 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2712 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2712 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Josif Brodski
W ho�dzie Markowi Aureliuszowi
I
Staro�ytno�� dla nas istnieje, a my dla niej nie. Nigdy nie istnieli�my i istnie� nie b�dziemy. Z powodu tej do��
osobliwej sytuacji nasz ogl�d staro�ytno�ci jest niezupe�nie miarodajny. Chronologicznie, a niestety pewnie i
genetycznie rzecz bior�c, dzieli nas dystans zbyt ogromny, aby mog�a by� mowa o jakichkolwiek zwi�zkach
przyczynowych: patrzymy na staro�ytno�� jakby znik�d. Zajmujemy wobec niej podobny punkt obserwacyjny,
jak wobec nas s�siedzi z najbli�szej galaktyki; to, co udaje nam si� dostrzec, r�wna si� w najlepszym razie
solipsystycznej fantazji, wizji. Do niczego wi�cej nie mo�emy ro�ci� sobie pretensji, nic bowiem nie daje si�
powieli� z wi�kszym trudem ni� wysoce nietrwa�y koktajl kom�rkowy, jakim jest ka�dy z nas. Co by rozpozna�
staro�ytny Rzymianin, gdyby dzi� si� zbudzi�? Chmur� na niebie, b��kit fal, stos drew, poziomo�� ��ka,
pionowo�� �ciany - i ani jednej twarzy, cho�by napotkani ludzie byli nagusie�cy. W najlepszym razie dozna�by
w�r�d nas czego� takiego jak kosmonauta, kt�ry wyl�dowa� na ksi�ycu i nie wie, co ma przed sob�: przysz�o��
czy zamierzch�� przesz�o��? Pejza� czy ruin�? S� przecie�, poza wszystkim, wielce podobne. Chyba, �e zobaczy�by
je�d�ca - a, to co innego.
II
Wiek dwudziesty jest zapewne pierwszym stuleciem, kt�re patrzy na ten konny pos�g z lekkim zdumieniem.
�yjemy przecie� w epoce motoryzacji, nasi kr�lowie i prezydenci prowadz� auta lub s� nimi wo�eni. Niewielu
widujemy je�d�c�w - chyba �e na pokazach i wy�cigach. Wyj�tkiem jest Filip, brytyjski ksi��� ma��onek, i
ksi�niczka Anna, jego c�rka. Decyduje to jednak nie tyle ich monarsza ranga, ile imi� Filip, kt�re ma grecki
rodow�d i znaczy philo-hippoi: mi�o�nik koni. Decyduje do tego stopnia, �e Jej Ksi���ca Wysoko�� po�lubi�a
(na pewien czas) kapitana Marka Phillipsa z kr�lewskiej gwardii, tak�e zawo�anego koniarza. Mo�na by jeszcze
doda� Ksi�cia Karola, dziedzica korony brytyjskiej, a zarazem nami�tnego gracza w polo. Na tym jednak lista si�
ko�czy. Przyw�dc�w wsp�czesnych demokracji - ani nielicznych ocala�ych tyran�w - w siodle nie u�wiadczysz.
Ani dow�dc�w wojskowych, kiedy odbieraj� defilady, te� zreszt� coraz rzadsze. Je�d�cy prawie znikn� li z
naszego podw�rka. Owszem, pozosta�a jeszcze policja konna; nowojorczyk nigdy chyba nie doznaje wi�kszej
Schadenfreude ni� wtedy, gdy jest �wiadkiem, jak jeden z tych rycerzy wlepia mandat w�a�cicielowi
nieprawid�owo zaparkowanego auta, kt�rego mask� obw�chuje policyjna szkapa. Dzisiejsze pomniki przyw�dc�w
i bohater�w dotykaj� piedesta�u tylko dwiema nogami. Szkoda, bo ko� wiele symbolizowa�: imperia, m�sko��,
natur�. Rozmaite pozycje konnych pos�g�w okre�la skomplikowana etykieta: ko� staje d�ba - znaczy, je�dziec
zgin�� w boju. Wszystkimi czterema kopytami stoi na postumencie - je�dziec umar� we w�asnym �o�u z baldachi-
mem. Jedno kopyto wysoko uniesione - �mier� z ran odniesionych w bitwie; nieco mniej uniesione kopyto - �y�
do�� d�ugo, rzec by mo�na: �y� truchtem. Z samochodem taki numer nie przejdzie. A zreszt� samoch�d - nawet
rolls royce - nie �wiadczy o niepowtarzalno�ci swego w�a�ciciela ani nie wynosi go nad t�um, tak jak ko�.
Zw�aszcza rzymskich cesarzy przedstawiano w siodle nie po to, �eby upami�tni� ich ulubiony spos�b
podr�owania, lecz w�a�nie dla podkre�lenia rangi: przynale�no�ci - cz�sto z urodzenia - do szlachty, czyli stanu,
kt�ry je�dzi wierzchem. W �wczesnej frazeologii "je�dziec" znaczy�o wi�c tyle, co "wywy�szony" albo "wysoko
urodzony". A zatem equus opr�cz je�d�ca d�wiga� brzemi� mn�stwa ukrytych znacze�. Przede wszystkim za�
oznacza� m�g� przesz�o��, chocia�by dlatego, �e symbolizowa� kr�lestwo zwierz�t, z kt�rego przecie� ona si�
wywodzi. Mo�e w�a�nie dlatego Kaligula wprowadzi� swego konia do Senate. Ju� bowiem staro�ytnym przysz�o to
do g�owy. Bo du�o bardziej obchodzi�a ich przesz�o�� ni� przysz�o��.
III
Przesz�o�� z przysz�o�ci� ��czy nasza wyobra�nia, poniewa� to ona je tworzy. Korzenie wyobra�ni tkwi� w naszej
eschatologicznej trwodze: w przera�aj�cej my�li, �e nic nas nie poprzedza i nic z nas nie wynika. Im silniej targa
nami ten l�k, tym szczeg�owiej wyobra�amy sobie antyk lub utopi�. Czasem - jak�e cz�sto - zahaczaj� one o
siebie: na przyk�ad gdy antykowi przypisujemy idealny �ad i obfito�� cn�t wszelakich, albo kiedy mieszka�cy
utopii przechadzaj� si� po swych rz�dnych miastach z marmuru odziani w togi. Nie ulega kwestii, �e to marmur jest
uniwersalnym budulcem zar�wno antyku, jak utopii. W og�le biel przepaja nasz� wyobra�ni� a� po najdalsze
kra�ce, ilekro� w wizjach przesz�o�ci lub przysz�o�ci sk�aniamy si� ku metafizyce b�d� religii. Bia�y jest raj, bia�e s�
Grecja i Rzym. Predylekcja to jest nie tyle alternatyw� dla mroku �r�de� ludzkiej fantazji, ile metafor� naszej
ignorancji, a mo�e po prostu odbiciem barwy materia�u, kt�rego wyobra�nia nasza zazwyczaj u�ywa do swych
wzlot�w - czyli papieru. Zmi�t� kartk� w drodze do kosza na �mieci z �atwo�ci� mo�na wzi�� za odprysk cywilizacji,
zw�aszcza gdy zdj�o si� okulary.
IV
Po raz pierwszy ujrza�em tego spi�owego je�d�ca przez okno taks�wki - jakie� dwadzie�cia lat temu, prawie w
poprzednim wcieleniu. Dopiero co wykona�em swoje pierwsze l�dowanie w Rzymie i w�a�nie zmierza�em do hotelu,
w kt�rym daleki znajomy zarezerwowa� mi pok�j. Hotel nazywa� si� wcale nie z rzymska: "Bolivar". A zatem
czynnik ko�ski od razu zawis� w powietrzu, bo wielki libertador najcz�ciej przedstawiany bywa na koniu
staj�cym d�ba. Czy zgin�� w bitwie? Nie mog�em sobie przypomnie�. Zaraz zreszt� utkn�li�my w wieczornym
korku, w miejscu, kt�re wygl�da�o jak skrzy�owanie placu przed dworcem kolejowym i boiska pi�karskiego tu� po
meczu. Ciekaw by�em, jak daleko jeszcze do hotelu, ale zna�em w�oski tylko na tyle, �eby spyta�: "Gdzie
jeste�my?" "Piazza Venezia", odpar� taks�wkarz, kiwaj�c g�ow� w lewo. "Campidoglio", doda� i kiwn�� w prawo.
Przy kolejnym kiwni�ciu powiedzia�: "Marco Aurelio" i z wielk� energi� dorzuci� par� s��w - zapewne komentarz na
temat ruchu ulicznego. Spojrza�em w prawo. "Marco Aurelio", mrukn��em pod nosem. Poczu�em si�, jakby dwa
tysi�clecia nagle run�y, stopnia�y mi w ustach dzi�ki poufa�ej w�oskiej formie cesarskiego imienia. Mia�o ono dla
mnie dot�d epicki, zaiste imperialny rozmach, niby przetykane cezurami, grzmi�ce obwieszczenie osobistego
majordomusa historii: Marcus! - cezura - Aurelius! Imperator! Rzymski! Marcus! Aurelius! Takim go zna�em w
liceum, gdzie majordomusem by�a poczciwa, przysadzista Sara Izaakowna, nader �ydowska i nader zrezygnowana
dama po pi��dziesi�tce, nauczycielka historii. Ilekro� mia�a wymieni� imiona rzymskich cesarzy, pomimo ca�ej
rezygnacji pr�y�a si� z godno�ci� i wykrzykiwa�a, mierz�c g�osem wysoko ponad nasze g�owy, w �uszcz�cy si�
tynk �ciany ozdobionej portretem Stalina: Caius Julius Caesar! Caesar Octavian Augustus! Caesar Tiberius!
Caesar Vespasianus Flavius! Imperator Rzymski Antoninus Pius! I wreszcie - Marcus Aurelius! Tak jakby imiona
to by�y od niej wi�ksze, jakby wzbiera�y w niej, aby wyrwa� si� na wolno��, w przestrze� znacznie bardziej
rozleg�� ni� jej cia�o, szkolna klasa, kraj, a nawet epoka. Delektowa�a si� dziwacznymi, cudzoziemskimi brzmieniami,
zaskakuj�cymi nast�pstwami samog�osek i sp�g�osek, a rozkosz jej by�a, co to kry�, zara�liwa. Dzieci uwielbiaj�
dziwne s�owa, dziwne d�wi�ki, i pewnie dlatego histori� najlepiej przyswaja si� w dzieci�stwie. Dwunastolatek
mo�e nie poj�� intrygi, ale dziwny d�wi�k zasugeruje mu odmienn� rzeczywisto��. Przynajmniej na mnie tak
w�a�nie dzia�a�o imi� "Marcus Aurelius", a rzeczywisto�� z nim si� kojarz�ca by�a bezkresna, wi�ksza nawet ni�
terytorium Imperatora. I oto przyszed� widocznie czas oswajania owej rzeczywisto�ci; po to pewnie przyjecha�em
do Rzymu. "Marco Aurelio, h�?" - powt�rzy�em w duchu, po czym spyta�em szofera: "Gdzie?" Wskaza� szczyt
olbrzymiej kaskady marmurowych schod�w prowadz�cych na wzg�rze, kt�re mieli�my akurat przed sob�, a gdy
taks�wka ostro skr�ci�a, �eby zaj�� w morzu aut odrobin� korzystniejsze miejsce, w rz�sistym blasku reflektora
ujrza�em na moment dwoje ko�skich uszu, brodat� twarz i uniesion� r�k�. A potem morze nas poch�on�o. P�
godziny p�niej stan��em przed drzwiami "Bolivara" i trzymaj�c w jednej r�ce torb� podr�n�, a w drugiej
pieni�dze, w nag�ym zbrataniu i przyp�ywie wdzi�czno�ci spyta�em taks�wkarza (by� przecie� w Rzymie moim
pierwszym rozm�wc�, przywi�z� mnie do hotelu i nawet chyba nie oszuka� na taryfie), jak ma na imi�. "Marco" -
odpar� i zaraz odjecha�.
V
Najoczywistsz� cech� staro�ytno�ci jest nasza w niej nieobecno��. Im �atwiej o antyczny z�om i im d�u�ej we� si�
wpatrujesz, tym bardziej kategorycznie antyk odmawia ci wst�pu. Szczeg�lnie skutecznie przekre�la ci� marmur,
cho� br�z i papirus niewiele pozostaj� za nim w tyle. Zabytki to czy docieraj� do nas nienaruszone, czy tylko we
fragmentach - tak czy owak zdumiewaj� sw� trwa�o�ci� i kusz�, �eby u�o�y� z nich (zw�aszcza z fragment�w)
sp�jn� ca�o��; ale s�k w tym, �e wcale nie mia�y do nas dotrze�. By�y - i nadal s� - same dla siebie. Apetyt, jaki w
cz�owieku budzi przysz�o��, nie jest bowiem ani troch� wi�kszy ani�eli ludzka zdolno�� konsumowania czasu, co
zreszt� dowodnie wykazuje gramatyka - pierwsza ofiara ka�dej dysputy o �yciu przysz�ym. Wszystkie to marmury,
br�zy i papirusy mia�y w najlepszym razie przetrwa� swych modeli i tw�rc�w, lecz nie siebie. Ich istnienie pod-
porz�dkowane by�o funkcji, czyli w w�skim zakresie u�yteczne. Czas to nie uk�adanka z klock�w: jego klocki
znikaj�. A sama idea �ycia pozagrobowego - cho� przedmioty mog�y by�, owszem, dla niej inspiracj� - jest
stosunkowo �wie�ej daty. Do nas w ka�dym razie dotar�y szcz�tki rzeczy stworzonych przez konieczno�� lub
pr�no��: motywacje nieuchronnie kr�tkowzroczne. Nic nie istnieje dla dobra przysz�o�ci; a staro�ytni z
oczywistych powod�w nie mogli uwa�a� si� za staro�ytnych. My te� nie powinni�my my�le� o sobie jako o ich
jutrze. Do staro�ytno�ci wej�� nam si� nie uda: i bez nas by�a dostatecznie zaludniona, je�li nie wr�cz
przeludniona. Wolnych miejsc brak. Nie warto obija� sobie knykci o marmur.
VI
�ywoty cezar�w dlatego tak nas poch�aniaj�, �e jeste�my nadzwyczaj poch�oni�ci sob�. M�wi�c najogl�dniej,
ka�dy z nas uwa�a si� za centrum wszech�wiata, a wszech�wiaty to r�ni� si�, rzecz jasna, rozleg�o�ci�, ale centra
z definicji mie� przecie� musz�. Mi�dzy imperium a rodzin�, siatk� przyja�ni, Paj�czyn� romantycznych uwik�a�,
polem dzia�alno�ci zawodowej itd. zachodzi r�nica ilo�ciowa, a nie jako�ciowa. A poniewa� cesarze tak s� od nas
odlegli w czasie, ich dylematy przy ca�ej swej z�o�ono�ci wydaj� nam si� do ogarni�cia, z dystansu dw�ch
tysi�cleci skr�t perspektywiczny pomniejsza je, robi z nich nieomal rozterki krasnoludk�w, przydaj�c im
nieodzownych rys�w cudowno�ci i naiwno�ci. Ich imperia s�u�� nam za notesy z adresami, zw�aszcza pod
wiecz�r. Czytamy Swetoniusza, Eliusza czy wreszcie Psellosa w poszukiwaniu archetyp�w, nawet je�li rz�dzimy
tylko warsztatem rowerowym lub dwuosobow� rodzin�. Jako� �atwiej uto�samiamy si� z cezarem ani�eli z
konsulem, pretorem, liktorem lub niewolnikiem, cho� we wsp�czesnym spo�ecze�stwie zajmujemy mniej wi�cej t�
sam�, po�ledni� pozycj�. I nie jest to mania wielko�ci ani wyg�rowane aspiracje: zrozumia�e, �e upad�a cnota,
wyst�pek czy ob��d wydaj� si� po prostu bardziej atrakcyjne w wersji wyra�nie zarysowanej - powiedzmy, King
sicze - ni� jako zamazany, m�tny autentyk z przeciwka albo i z lustra. Kto wie, czy nie dlatego w og�le patrzymy na
ich podobizny, szczeg�lnie to z marmuru. Przecie� owal ludzkiej twarzy niewiele w sumie mo�e pomie�ci�. Nikt nie
ma wi�cej ni� dwoje oczu ani mniej ni� jedne usta; staro�ytno�� nie zna�a surrealizmu, nie by�o jeszcze mody na
afryka�skie maski (a mo�e by�a - co by zreszt� wyja�nia�o, czemu Rzymianie tak kurczowo trzymali si� greckich
miar). Tote� pr�dzej czy p�niej cz�owiek musi si� odnale�� w kt�rym� z tych wizerunk�w. Nie ma bowiem cezara
bez popiersia, tak jak nie ma �ab�dzia bez odbicia w wodzie. Wygoleni, brodaci, �ysi, ufryzowani, posy�aj� nam
paste, marmurowe spojrzenia bez �renic, troch� jak z fotografii paszportowej albo policyjnego zdj�cia przest�pcy.
Nie dowiemy si�, co zmalowali; i chyba w�a�nie ��cz�c to twarze z odpowiadaj�cymi im �ywotami, czynimy z nich
archetypy. Zarazem nieco sobie przybli�amy tych ludzi, bo skoro ich tak cz�sto portretowano, musieli zapewne
naby� niejakiego dystansu wobec reali�w w�asnej fizyczno�ci. W ka�dym razie popiersia i pos�gi by�y dla nich
tym, czym dla nas s� fotografie, a najcz�ciej fotografowano, rzecz jasna, cesarza. Byli tak�e inni modele:
cesarzowe, senatorowie, konsulowie, pretorzy, s�awni sportowcy, wielkie pi�kno�ci, aktorzy i m�wcy. Z ocala�ych
resztek wynika jednak, �e w sumie cz�ciej rze�biono m�czyzn ni� kobiety, co prawdopodobnie �wiadczy
zar�wno o tym, kto trzyma� kas�, jak i o etosie �wczesnego spo�ecze�stwa. Tak czy owak zawsze wygrywa� cezar.
W Muzeum Kapitoli�skim mo�na godzinami szwenda� si� po salach wype�nionych a� do sufitu rz�dami
marmurowych podobizn cezar�w, imperator�w, dyktator�w i innych augusti �ci�gni�tych z najdalszych kra�c�w
ich niegdysiejszego w�adztwa. Po tych, kt�rzy najd�u�ej utrzymali si� na posadzie, zosta�o najwi�cej fotek.
Uwieczniano ich m�odych, dojrza�ych, zgrzybia�ych; niekt�re popiersia zdaje si� dzieli� zaledwie kilka lat.
Portreciarstwo w marmurze uprawiano widocznie na skal� przemys�ow�, a wzi�wszy pod uwag� nieuchronne
starzenie si�, przemys� ten tr�ci kostnic�; po pewnym czasie cz�owiek czuje si� w tym muzeum jak w archiwum
encyklopedii dekapitacji. Trudno z niej cokolwiek wyczyta�, bo marmur jest - wiadoma rzecz - bia�y niczym
dziewiczy papier. Ma te� to wsp�lnego z fotografi� - przynajmniej dawn� - �e jest dos�ownie monochromatyczny;
co daje ten mi�dzy innymi skutek, �e wszyscy staj� si� blondynami, cho� naprawd� niejeden model czy modelka -
na przyk�ad cesarzowe, cz�sto rodem z Azji Mniejszej - wygl�da� zupe�nie inaczej. Marmur budzi jednak swym
brakiem pigmentacji co� w rodzaju wdzi�czno�ci - podobnie jak czarno-bia�a fotografia - bo widz mo�e pu�ci�
wodze fantazji, intuicji, patrzenie staje si� wi�c aktem wsp�lnictwa: jak czytanie.
VII
S� bowiem sposoby, �eby z patrzenia zrobi� czytanie. W moim rodzinnym mie�cie by�o wielkie muzeum, kt�re w
dzieci�stwie cz�sto zwiedza�em. Mie�ci�a si� tam ogromna kolekcja marmur�w greckich i rzymskich, nie m�wi�c ju�
o dzie�ach Canovy i Thorvaldsena. Zauwa�y�em, �e zale�nie od pory dnia i roku wszystkie to rze�bione oblicza
stroj� rozmaite miny, zacz��em wi�c si� zastanawia�, jaki wyraz przybieraj� s�u�y za wz�r ka�demu, kto musi w
�yciu sprzeniewierzy� si� powo�aniu. Na jego podw�jnej lojalno�ci wobec obowi�zku i filozofii znacznie wi�cej
zyska�o Cesarstwo Rzymskie ani�eli doktryna stoik�w (kt�ra wraz z Markiem tak�e dociera do kresu, czyli do
etyki). Zyska�o tak wiele, �e twierdzi si�, i to czasem ze spor� emfaz�, jakoby ten rodzaj wewn�trznego rozdarcia
by� recept� na dobrego w�adc�. Rzekomo lepiej jest, gdy duchowe t�sknoty znajduj� dla siebie osobne uj�cie i nie
zak��caj� dzia�ania jednostki. Przecie� ca�y pomys� z kr�lem-filozofem polega na tym, �e trzeba zaniedba�
metafizyk�, prawda? Ale Marka od pocz�tku to przera�a�o, od pocz�tku si� ba�, �e Hadrian wezwie go na sw�j
dw�r, ba� si� pomimo dworskich wyg�d i sposobno�ci kariery. A mo�e nie pomimo, tylko w�a�nie z ich powodu;
jako wierny wychowanek greckiej doktryny pragn�� jedynie "�o�a prostego okrytego sk�r�" *. Filozofia by�a dla�
tyle� stylem ubioru, ile dyskursu: materi� i tre�ci� �ycia, a nie tylko �wiczeniem umys�owym. Wyobra�my go sobie
jako buddyjskiego mnicha: niewiele si� pomylimy, gdy� "droga �ycia" by�a tak�e esencj� stoicyzmu; mo�na by
nawet powiedzie�: esencj� esencji. Rezerwa m�odego Marka wobec cesarskiej adopcji musia�a by� spowodowana
nie tylko upodobaniami seksualnymi Hadriana: oznacza�a zmian� garderoby r�wnie drastyczn�, jak towarzysz�ca
jej zmiana diety umys�owej. Do tego, �e w og�le si� zgodzi�, mniej chyba przyczyni�y si� naciski ze strony w�adcy,
ile niewiara we w�asny intelekt: widocznie �atwiej by� kr�lem ni� filozofem. Ale w ko�cu si� zdecydowa�, no i
mamy pomnik. Nasuwa si� jednak pytanie: komu go wystawiono? Filozofowi? Kr�lowi? Im obu? Mo�e �adnemu.
IX
Pomnik to na og� struktura pionowa, symboliczny wzlot nad poziomo�� istnienia, antyteza przestrzennej
monotonii. W gruncie rzeczy nigdy nie zrywa z poziomem - kt�rego przecie� wszystko si� trzyma - lecz na nim
spoczywa, zarazem urozmaicaj�c go niczym wykrzyknik. Pomnik z natury stanowi sprzeczno��. Przypomina pod
tym wzgl�dem swego najcz�stszego modela: cz�owiek, podobnie jak pomnik wyposa�ony we w�a�ciwo�ci pionu i
poziomu, w ko�cu jednak sk�ania si� ku poziomowi. Trwa�o�� materia�u - marmuru, br�zu, coraz cz�ciej �eliwa, a
ostatnio nawet betonu - jeszcze bardziej podkre�la sprzeczn� natur� przedsi�wzi�cia, zw�aszcza gdy tematem jest
wielka bitwa, rewolucja lub kataklizm wywo�any moc� �ywio��w, czyli kr�tkotrwa�y epizod z obfitym �niwem
�mierci. Ale nawet je�li pomnik po�wi�cono abstrakcyjnej idei albo skutkom donios�ego wydarzenia, rzuca si� w
oczy kontrast mi�dzy skal� czasow� i trwa�o�ci� materia�u, nie m�wi�c ju� o jego wygl�dzie. Skoro sam materia�
ro�ci sobie pretensje do niezniszczalno�ci, mo�e istotnie najlepszym tematem pomnika jest zniszczenie.
Natychmiast przychodzi to na my�l dzie�o Zadkina, upami�tniaj�ce bombardowanie Rotterdamu: jego pionowo��
ma charakter funkcjonalny, gdy� wskazuje, sk�d nadci�gn�a katastrofa. C� zreszt� mo�e by� bardziej poziome
~d Holandii? Nasuwa si� spostrze�enie, �e pomnik ten wyrasta z wielkich p�aszczyzn, z koncepcji zak�adaj�cej
widok z oddalenia - w przestrzeni b�d� w czasie. I �e ma koczowniczy rodow�d, bo przecie� wszyscy koczujemy -
przynajmniej poprzez czas. Kto�, kto tak jak nasz kr�l-filozof zdawa� sobie spraw� z daremno�ci ludzkich
poczyna�, pierwszy oczywi�cie sprzeciwi�by si� temu, �e robi si� z niego Pos�g w miejscu publicznym. Cho� z
drugiej strony dwadzie�cia lat nieustannych, jak si� zdaje, walk frontowych, kt�re miota�y nim po wszystkich
rubie�ach cesarstwa, uczyni�y ze� koczownika. Nie zapominajmy te� o koniu.
X
Wieczne Miasto jest jednak miastem wzg�rz, �ci�le m�wi�c, siedmiu. Niekt�re s� naturalne, inne sztuczne, lecz to i
tamte pokonuje si� w m�ce, zw�aszcza pieszo, zw�aszcza latem, cho� przedtem i potem temperatura te� niewiele
spada. Dodaj_ my do tego s�abe zdrowie cesarza; no i to, �e z wiekiem wcale si� ono nie poprawia�o. St�d ko�.
Pos�g na szczycie Kapitolu wype�nia pustk� po konnej sylwetce Marka, kt�ra jakie� dwa tysi�ce lat temu by�a w
tym miejscu widokiem cz�stym, �eby nie powiedzie�: powszednim. W drodze na Forum, jak m�wi�. Tak naprawd�,
to akurat z powrotem. Gdyby nie piedesta� Micha�a Anio�a, pomnikiem by�by �lad stopy. A �ci�lej: kopyta.
Rzymianie, przes�dni jak wszyscy W�osi, twierdz�, �e gdy spi�owy Marek grzmotnie o ziemi�, nast�pi koniec
�wiata. Sk�dkolwiek pochodzi ten zabobon, co� w nim jest, bo motto Marka brzmia�o: aequanimitas. Wyra�enie
to sugeruje r�wnowag�, spok�j ducha po�r�d przeciwno�ci, opanowanie; dos�ownie: r�wnowag� ducha, czyli
trzymanie duszy - a wi�c i �wiata - na wodzy. Wprowad�my do tego wzorca stoickiej postawy niewielk� zmian�, a
otrzymamy definicj� interesuj�cego nas pos�gu: equinitas. Ale je�dziec troch� si� pochyla, jakby si� sk�ania� w
stron� poddanych, wyci�gaj�c d�o� w ge�cie ni to powitania, ni to b�ogos�awie�stwa, tak niezdecydowanym, �e
przez d�ugi czas twierdzono, jakoby nie by� to wcale Marek Aureliusz, lecz Konstantyn - ten, co schrystianizowa�
Rzym. Jak na to twarz pos�gu ma jednak wyraz zbyt spokojny, wolny od wszelkiego zapa�u czy �arliwo�ci,
beznami�tny. Jest w niej dystans, nie mi�o�� - dystans, a wi�c to w�a�nie, do czego chrze�cija�stwo nigdy nie
by�o zdolne. Nie, to nie Konstantyn, nie chrze�cijanin. Ta twarz jest wyzbyta uczu�; jest postscriptum do nami�t-
no�ci, a opuszczone k�ciki ust �wiadcz� o braku z�udze�. Gdyby b��ka� si� po niej u�miech, mog�aby si� kojarzy� z
twarz� Buddy; ale stoicy za dobrze znali fizyk�, �eby w jakikolwiek spos�b igra� ze sko�czono�ci� ludzkiego
istnienia. Na twarzy l�ni jeszcze staro�ytna poz�ota, lecz w�osy i broda utleni�y si� i zzielenia�y, jakby je�dziec
osiwia�. Wszelka my�l aspiruje do kondycji metalu; ten br�z odmawia ci jednak prawa wst�pu, obejmuj�c swym
zakazem nawet interpretacj� czy dotyk. Jest dystansem wcielonym. I z tego to dystansu cesarz lekko si� ku tobie
pochyla, wyci�gaj�c prawic� wita ci� albo b�ogos�awi - a zatem stwierdza twoj� obecno��. Gdzie bowiem jest on,
nie ma ciebie, i na odwr�t. Lewa d�o� teoretycznie trzyma cugle, kt�re gdzie� si� zawieruszy�y, a mo�e nigdy ich
nie by�o: tego je�d�ca ko� us�ucha�by w ka�dej sytuacji. Zw�aszcza je�li symbolizuje Natur�. Bo je�dziec
reprezentuje Rozum. Twarz odziedziczy� po Antoninach, cho� nie by� potomkiem dynastii, tylko go adoptowano.
W�osy, brod�, nieco wy�upiaste oczy i cokolwiek apoplektyczn� budow� cia�a ma takie same jak ojczym, czyli
p�niejszy te��, i jak w�asny syn. Nic dziwnego, �e tak trudno rozr�ni� ich trzech w�r�d marmur�w Ostii. Dzi�
jednak wiemy ju�, �e moda z �atwo�ci� bierze g�r� nad genami. Chocia�by tacy Beatlesi. A zreszt� Marek
Aureliusz darzy� Antonina Piusa ogromn� czci� i w wielu sprawach na�ladowa�, jego wygl�d m�g�by wi�c by�
przyk�adem mimikry. A rze�biarz, ich wsp�czesny, chcia� mo�e uwidoczni� w swym dziele tak podkre�lan� przez
historyk�w ci�g�o�� mi�dzy panowaniem ojczyma i pasierba: stworzy� wra�enie, kt�re sam Marek, rzecz jasna,
stwarza� si� stara�. Albo jeszcze inaczej: rze�biarz pr�bowa� wykona� uog�lniony portret epoki, wizerunek w�adcy
doskona�ego, da� nam wi�c syntez� dw�ch najlepszych cesarzy, jakich mia�o imperium od czasu zab�jstwa
Domicjana - czyli potraktowa� ich jak konia, nad kt�rego to�samo�ci� przecie� si� nie zastanawiamy. Wedle
wszelkiego prawdopodobie�stwa jest to jednak autor Rozmy�la�: twarz i tors nieco pochylone w stron�
poddanych �wietnie harmonizuj� z tonem tej melancholijnej ksi��ki, kt�ra te� z lekka sk�ania si� ku rzeczywisto�ci
ludzkiego bytu - w pozie nie tyle s�dziego, ile arbitra. Z tego punktu widzenia jest to pos�g pos�gu: trudno
przecie� przedstawi� stoika w ruchu.
XI
Wieczne Miasto przypomina gigantyczny stary m�zg, kt�ry dawno ju� straci� zainteresowanie �wiatem - jako
nazbyt uchwytn� tez� - i zag��bi� si� we w�asne rozpadliny i fa�dy. Gdy si� przedzierasz przez jego cie�niny, nawet
my�l o sobie jest ci zawad�, a kiedy dla odmiany przemierzasz otwarte p�askowy�e, samo poj�cie wszech�wiata
wydaje si� b�ahe i w ko�cu czujesz si�, jakby� niczym zu�yta ig�a gramofonowa szura� w rowkach ogromnej p�yty -
do centrum i z powrotem - podeszwami wydobywaj�c z bruku melodi�, kt�ra minione dni nuc� tera�niejszo�ci.
Nareszcie s�yszysz praw_ dziwy G�os Pana, His Master's Voice, i twoje serce zmienia si� w psa. Historia to nie
dziedzina wiedzy, lecz co�, co nie jest twoje - a to jest przecie� g��wne w definicji pi�kna. St�d w�a�nie twoje
uczucie - z braku wzajemno�ci. Jednostronnie zakochany, natychmiast dostrzegasz platoniczn� natur� tego
miasta. Im bli�szy jeste� przedmiotu swych pragnie�, tym bardziej przedmiot ten zmarmurza si� lub spi�owieje, a
s�ynne profile tubylc�w roj� si� wok� ciebie niby o�ywione monety, kt�re wysypa�y si� ze st�uczonego dzbana z
terakoty. Tak jakby tutejszy czas wk�ada� mi�dzy prze�cierad�o a materac sw� w�asn� kalk� - czas bowiem bije
tyle� monet, ile wystukuje liter. Tu� za progiem "Bolivara" lub r�wnie cuchn�cego ale ta�szego "Nervy" masz
Forum Trajana, gdzie triumfalna kolumna ciasno opleciona cia�ami pokonanych Dak�w strzela jak maszt w niebo
ponad marmurowym morzem lodowej kry: po�amanych filar�w, poobijanych kapiteli i gzyms�w. Dzi� panuj� to
bezdomne koty, skarla�e lwy w mie�cie skarla�ych chrze�cijan. Olbrzymie bia�e p�yty i bloki s� tak zwaliste, tak
chaotyczne w kszta�cie, �e nie spos�b ich u�o�y� w jakim takim porz�dku ani gdziekolwiek odtransportowa�.
Zostawiono je wi�c, �eby ch�on�y s�o�ce albo reprezentowa�y "staro�ytno��". W pewnym sensie rzeczywi�cie j�
reprezentuj�; ich sk��cone formy s� jak demokracja, forum wci�� jest sob�. Tu� po drugiej stronie drogi, za piniami
i cyprysami, na szczycie Wzg�rza Kapitoli�skiego, wracaj�c stamt�d przystan�� cz�owiek, dzi�ki kt�remu fuzja
rz�d�w republika�skich i imperatorskich okaza�a si� prawdopodobna. Nikt mu nie towarzyszy: cnota wyobcowuje
jak choroba. Przez u�amek sekundy zn�w jest Anno Domini 176 lub co� ko�o tego, a m�zg rozmy�la nad �wiatem.
XII
Marek by� dobrym w�adc� i samotnym cz�owiekiem. W tym fachu samotno��, rzecz jasna, jest czym�
nieuniknionym; on jednak by� samotny jeszcze bardziej ni� wi�kszo�� w�adc�w. Rozmy�lania maj� wyra�niejszy
posmak tej samotno�ci ani�eli korespondencja, lecz i tak daj� zaledwie blade poj�cie o ca�ym posi�ku, kt�ry sk�ada�
si� z wielu da� i by� mocno przyci�ki. Marek Aureliusz wiedzia� przede wszystkim, �e jego �yciu nadano fa�szywy
kierunek. Staro�ytni nie uwa�ali filozofii za produkt uboczny �ycia. By�o akurat na odwr�t, a szko�a stoicka
stawia�a pod tym wzgl�dem szczeg�lnie wysokie wymagania. Spr�bujmy mo�e obej�� si� przez chwil� bez s�owa
"filozofia", bo stoicyzm - zw�aszcza w wydaniu rzymskim - trudno nazwa� umi�owaniem wiedzy. By�a to raczej
do�ywotnia pr�ba wytrzyma�o�ci - eksperyment, w kt�rym ka�dy jest swoim w�asnym kr�likiem do�wiadczalnym:
instrumentem nie tyle poznawczym, ile reaguj�cym. W czasach Marka wiedz� zawart� w doktrynie nale�a�o nie
kocha�, lecz �y� zgodnie z ni�. Materialistyczny monizm, stoick� kosmogoni�, logik� i kryterium prawdy
(postrzeganie, kt�re bezwzgl�dnie zmusza podmiot, �eby to, co postrzega, uznawa� za prawd�) wymy�lono ju�
wcze�niej, a filozof mia� udowadnia� rzetelno�� tej wiedzy, stosuj�c j� w starciu z rzeczywisto�ci� a� po kres
swych dni. Innymi s�owy, �ycie stoika by�o nieustaj�cym studium z etyki, bo etyka uznaje wy��cznie osmoz�. Ot�
Marek wiedzia�, �e przerwano mu eksperyment, a przynajmniej zak��cono jego przebieg, i �e sam nie potrafi oceni�
si�y tych zak��ce�; co gorsza, �e jego wyniki - je�li w og�le uda mu si� do nich doj�� - nie znajd� zastosowania.
Wierzy� Platonowi, lecz nie a� tak. Pierwszy po�o�y�by jednak dobro og�u na szali z nieszcz�ciem jednostki i
chyba o to w1a�nie chodzi w Rozmy�laniach: s� postscriptum do Pa�stwa. Wiedzia�, �e jako filozof jest
sko�czony, �e nie sta� go ju� na prawdziwe skupienie i najwy�ej od przypadku do przypadku zdo�a wykra��
chwil� kontemplacji. Najlepsze, co mu si� w �yciu zdarzy, to kr�tkie mgnienia wieczno�ci i raz na jaki� czas s�uszny
wniosek. Pogodzi� si� z t� perspektyw�, zapewne dla dobra og�u, ale st�d w�a�nie melancholia Rozmy�la�, lub
jak kto woli: pesymizm - tym czarniejszy, �e autor niew�tpliwie podejrzewa�, i� cz�owiekowi mo�e chodzi� o co�
wi�cej. Jest to zatem ksi��ka ze �cink�w, karmiona tym, co autora od niej odrywa�o: poszarpany, niesp�jny
monolog wewn�trzny z przeb�yskami pedanterii, a tak�e geniuszu. Wida� z niej raczej, kim m�g� by�, ni� kim si�
sta�: kierunek, a nie osi�gni�ty cel. Sprawia wra�enie notatek poczynionych w harmidrze i rejwachu rozmaitych
kampanii wojskowych - jakkolwiek zwyci�skie by one by�y - przy obozowym ognisku, gdy �o�nierski p�aszcz
s�u�y� stoickiemu filozofowi za okrycie. Inaczej m�wi�c, napisana zosta�a pomimo - czy te� wbrew - historii, w
kt�r� przeznaczenie usi�owa�o go wci�gn��. Pesymist� mo�e i by�, ale na pewno nie determinist�. To dlatego
sprawdzi� si� jako w�adca, to dzi�ki temu kombinacja rz�d�w republika�skich i imperatorskich za jego panowania
nie tr�ci�a niczym podejrzanym. (Wr�cz mo�na by twierdzi�, �e co wi�ksze spo�r�d nowoczesnych demokracji
coraz bardziej sk�aniaj� si� ku tej w�a�nie formule. Dobry przyk�ad tak�e dzia�a zara�liwie; lecz cnota, jak ju� powie-
dzieli�my, wyobcowuje. A czas marnuje kalk� na poddanych i niewiele mu jej zostaje dla w�adc�w.) M�wi�c
najogl�dniej, by� dobrym rz�dc�: nie straci� tego, co odziedziczy�; a je�li imperium pod jego w�adz� nie rozros�o si�,
tym lepiej; "co za du�o, to nie zdrowo", mawia� August. Jak na kogo�, kto w�ada� tak wielkim organizmem
pa�stwowym przez r�wnie d�ugi czas (praktycznie rzecz bior�c trzydzie�ci trzy lata, odk�d Anno Domini 147 te��
przekaza� mu ber�o imperatora, a� do �mierci, kt�ra dopad�a go w roku 181, nieopodal p�niejszego Wiednia), ma
na r�kach zdumiewaj�co ma�o krwi. Buntownikom wola� wybacza� ni� ich kara�; przeciwnik�w ch�tniej
podporz�dkowywa� ni� unicestwia�. Ustanowi� prawa chroni�ce najs�abszych: wdowy, niewolnik�w, nieletnich,
cho� z drugiej strony to w�a�nie on wprowadzi� taryf� ulgow� dla wyst�pnych senator�w (urz�d prokuratora nad-
zwyczajnego jest jego wynalazkiem). Z pa�stwowej szkatu�y korzysta� oszcz�dnie; sam wstrzemi�liwy, innych te�
do wstrzemi�liwo�ci zach�ca�. Ilekro� imperium potrzebowa�o pieni�dzy, zamiast obci��a� ludno�� nowymi
podatkami sprzedawa� cesarskie klejnoty. Nie wzni�s� okaza�ych budowli: �adnego Panteonu czy Koloseum. Po
pierwsze dlatego, �e ju� istnia�y; po drugie w Egipcie bawi� kr�tko i nie zapu�ci� si� poza Aleksandri� - w
przeciwie�stwie do Agryppy, Tytusa i Hadriana - tote� jego wyobra�ni nie rozp�omieni�a gigantyczna, pustynna
skala egipskiej architektury. Circenze te� niespecjalnie go bawi�y, a ilekro� musia� w nich uczestniczy�, podobno
czyta�, pisa� albo s�ucha� raport�w. Ale to on kaza� zawiesi� w rzymskim cyrku siatk� asekuruj�c� akrobat�w.
XIII
Staro�ytno�� jest przede wszystkim konceptem wizualnym, narzuconym przez przedmioty o nie daj�cym si�
ustali� wieku. �aci�skie anticum to w gruncie rzeczy bardziej drastyczny synonim "starego", pochodz�cy od
r�wnie �aci�skiego ante, czyli "przed"; mianem tym okre�lano zapewne wszystko, co greckie. A zatem
"poprzednio��". Co si� tyczy samych Grek�w, ich arche oznacza pocz�tek lub genez� - chwil�, kiedy co�
wydarzy�o si� po raz pierwszy. Czyli "pierwszo��"? Na tym w ka�dym razie polega zasadnicza r�nica mi�dzy
Rzymianami a Grekami, wynikaj�ca po trosze z tego, �e Grecy mieli mniej przedmiot�w, kt5rych pochodzenie
mogliby zg��bia�, po trosze za� z ich og�lnej sk�onno�ci do d�ubania w korzeniach. Przy czym pierwsze w rzeczy
samej wyp�ywa z drugiego, bo g��biej ni� archeologia jest ju� tylko geologia. My w swoim wyobra�eniu o
staro�ytno�ci skwapliwie wrzucamy Grek�w do jednego worka z Rzymianami, lecz w najgorszym razie zawsze
wolno nam si� powo�a� na �aci�ski precedens. Staro�ytno�� to dla nas ogromny m�tlik chronologiczny, roj�cy si�
od postaci historycznych, mitycznych i boskich, wzajemnie spokrewnionych przez marmur - no i dlatego, �e
uwiecznieni w marmurze �miertelnicy miewali pretensje do boskiej genealogii, a niejednego legalnie ub�stwiono.
Ten ostatni aspekt sytuacji, z powodu kt�rego wszystkie to marmury s� mniej wi�cej r�wnie sk�po odziane, my
za� nie bardzo potrafimy uporz�dkowa� rozsypane fragmenty (czy to od�upane rami� nale�a�o do �miertelnika, czy
raczej do b�stwa?), zas�uguje na chwil� uwagi. Zacieranie r�nic mi�dzy �miertelnymi a bogami by�o a
staro�ytnych - a zw�aszcza a rzymskich cesarzy - czym� ca�kiem zwyczajnym. Podczas gdy Grek�w w sumie
bardziej obchodzi� rodow�d, Rzymianie k�adli nacisk na awans, lecz cel by� w obu przypadkach jednaki:
Niebia�skie Pa�ace; pr�no�� w�adcy czy te� rozdymanie jego autorytetu mia�y w tym wszystkim niewielki udzia�.
Ca�y sens uto�samiania si� z b�stwami polega nie tyle na prze�wiadczeniu o ich wszechwiedzy, ile na poczuciu, �e
skrajna cielesno�� bog�w idzie w parze z oderwaniem od �wiata. A zatem ju� samo wzgl�dne wyniesienie w�adcy
kaza�o mu uto�samia� si� z bogiem (oczywi�cie dla Nerona czy Kaliguli cielesno�� by�a drog� na skr�ty). Spra-
wiaj�c sobie pomnik, monarchy dystans ten znacznie poszerza�; najlepiej, je�li udawa�o mu si� tego dokona� za
�ycia, gdy� marmur studzi zar�wno oczekiwania poddanych, jak i zachcianki samego modela, spychaj�ce go ze
�cie�ki oczywistej doskona�o�ci. Marmur, rzec by mo�na, czyni wolnym, a wolno�� to domena bog�w. Najog�lniej
m�wi�c, marmurowo-mentalny pejza� zwany staro�ytno�ci� to wielki magazyn zrzuconych i zdartych sk�r; czy jak
kto woli, krajobraz po wyprowadzce; maska wolno�ci, lamus porzuconych koturn�w.
XIV
Jedynym, czego Marek szczerze nienawidzi� i co stara� si� t�pi�, by�y wyst�py gladiator�w. Niekt�rzy twierdz�, �e
wynika�o to z jego og�lnej odrazy do krwawych igrzysk, wulgarnych i sprzecznych z wszystkim, co greckie,
poniewa� opowiadanie si� za t� czy tamt� dru�yn� by�oby w jego poj�ciu pocz�tkiem stronniczo�ci. Inni
utrzymuj�, �e przyczyni�a si� do tego jego �ona, Faustyna, kt�ra urodzi�a mu wprawdzie trzyna�cioro dzieci -
prze�y�o tylko sze�cioro - ale by�a, jak na cesarzow�, wybitnie rozwi�z�a. Zwolennicy tej drugiej tezy wskazuj�
w�r�d licznych wybra�c�w Faustyny pewnego gladiatora jako prawdziwego ojca Kommodusa. Ali�ci niezbadane
s� wyroki natury; jab�ko cz�sto pada daleko od jab�oni, zw�aszcza gdy to ro�nie na stoku. Kommodus by�
r�wnocze�nie zgni�ym jab�kiem i stokiem. Z punktu widzenia los�w imperium okaza� si� wr�cz urwiskiem. I mo�e
w�a�nie ludzkiemu niezrozumieniu niezbadanych wyrok�w natury zawdzi�cza�a Faustyna sw� reputacj� (cho� je�li
Marek z powodu �ony powzi�� odraz� do gladiator�w, powinien by� te� t�pi� marynarzy, mim�w, genera��w i wiele
innych bran�). Sam bra� to lekko. Kiedy pewnego razu spytano go, co s�dzi o tych wszystkich plotkach i
zasugerowano, �e powinien si� pozby� Faustyny, odpar�: "Je�li j� odprawimy, b�dziemy musieli tak�e zwr�ci� jej
posag". Posag, czyli imperium, bo przecie� Faustyna, by�a c�rk� Antonina Piusa. W sumie by� wobec niej
niez�omnie lojalny, a s�dz�c po honorach, jakie jej odda�, gdy umar�a, mo�e nawet j� kocha�. Stanowi�a widocznie
jedno z tych ci�kich da� g��wnych, kt�rych smak ledwo si� wyczuwa w Rozmy�laniach. Bo te� w og�le �ona
cezara jest bez zmazy, poza wszelkim podejrzeniem. I mo�e w�a�nie, �eby to podkre�li�, no i uratowa� reputacj�
�ony, odst�pi� Marek od prawie dwustuletniej tradycji wyboru nast�pcy tronu i przekaza� koron� temu, kt�rego
tym samym oficjalnie uzna� za swego prawowitego potomka. Bo potomkiem Faustyny by� Kommodus
niew�tpliwie. Te�cia darzy� Marek ogromnym powa�aniem i po prostu w g�owie mu si� nie mie�ci�o, �e kto�, w
czyich �y�ach p�ynie krew Antonin�w, jest z gruntu z�y. Mo�e traktowa� Faustyn� jak �ywio�, si�� natury -
najwy�szego autorytetu dla stoika. To w�a�nie natura nauczy�a go niewzruszono�ci i wyczucia proporcji; bez tego
�ycie jego sta�oby si� czystym piek�em; solipsyzm wype�nia Rozmy�lania jak gruz polodowcowy. Ludzkie b��dy i
wybryki nie tyle wybacza�, ile macha� na nie r�k�. By� wi�c raczej bezstronny ni� sprawiedliwy, a bezstronno�� to
nie wyp�ywa�a z prawo�ci jego umys�u, lecz z apetytu, kt�ry w umy�le owym budzi�a niesko�czono��, a zw�aszcza
granice bezstronno�ci. Poddanych Marka zdumia�oby to podobnie jak historyk�w, historia jest bowiem domen�
ludzi stronniczych. I tak jak poddani kpili z jego stosunku do walk gladiator�w, historycy napadli na niego za to,
�e prze�ladowa� chrze�cijan. Oczywi�cie nie jest jasne, na ile zna� ich wiar�, �atwo jednak sobie wyobrazi�, �e jej
metafizyka wydawa�a mu si� kr�tkowzroczna, a etyka odra�aj�ca. Ze stoickiego punktu widzenia b�g, a kt�rego
przehandlowuje si� cnot� za wiekuiste fawory, niewart by�by modlitwy. Dla kogo� takiego jak Marek warto��
cnoty tkwi�a w�a�nie w tym, �e jest ona stawk� w grze, a nie inwestycj�. Chocia�by ze wzgl�d�w intelektualnych
mia� bardzo ma�o powod�w, �eby faworyzowa� chrze�cijan; tym mniej m�g� sobie na to pozwoli� jako w�adca,
kt�ry musia� w owym czasie boryka� si� z wojnami, epidemiami, powstaniami - i krn�brn� mniejszo�ci�. Nie
ustanowi� zreszt� nowych praw przeciwko niej; Hadrian, a wcze�niej Trajan, wystarczaj�co go w tym wyr�czyli.
Jest oczywiste, �e wzorem swego ukochanego Epikteta widzia� Marek filozofa, a zatem i siebie, jako misjonarza
Boskiej Opatrzno�ci wys�anego mi�dzy ludzko��, czyli w�asnych poddanych. Mo�na si� czepia� sposobu, w jaki
sobie t� Opatrzno�� wyobra�a�, lecz jedno jest pewne: jego wersja by�a znacznie bardziej otwarta od chrze�-
cija�skiej. B�ogos�awieni stronniczy, albowiem ich b�dzie kr�lestwo ziemskie.
XV
We� biel, ochr� i b��kit; dodaj odrobin� zieleni i ca�e mn�stwo geometrii. Otrzymasz formu��, kt�rej u�y� czas dla
swoich tutejszych dekoracji, nie jest bowiem pozbawiony pr�no�ci~, zw�aszcza kiedy przybiera posta� historii
lub osoby. Czyni to powodowany lubie�nym zainteresowaniem sko�czono�ci� - lub te� w�asnym darem redukcji -
chwytaj�c si� rozmaitych narz�dzi, takich jak ludzki m�zg lub oko. Nie zdziw si� wi�c - zw�aszcza je�li jeste�
tutejszy - gdy pewnego dnia znajdziesz si� po�rodku trapezoidalnego placu w kolorach bieli i ochry, maj�c nad
g�ow� trapez bia�o-b��kitny. Ten pierwszy stworzy� cz�owiek (�ci�lej m�wi�c, Micha� Anio�), ten drugi jest dzie�em
niebios i w�a�nie on mo�e ci si� wyda� bardziej znajomy. Z �adnego nie b�dziesz mia� jednak po�ytku, bo sam
jeste� zielony: w odcieniu utlenionego spi�u. A je�li w sumie wolisz widoczn� w g�rze biel kumulus�w na tle
tlenowego b��kitu od marmurowych �ydek balustrady i opalonych tors�w z Zatybrza, to dlatego, �e chmury
przypominaj� ci ojczyst� staro�ytno��: s� wszak przysz�o�ci� ka�dej architektury. Tkwisz to od prawie dw�ch
tysi�cy lat, wi�c chyba wiesz. Mo�e w�a�nie chmury s� jedyn� prawdziw� staro�ytno�ci� - cho�by z tego
powodu, �e w�r�d nich nie jeste� spi�em.
XVI
Ave, Caesar. Jak si� czujesz, otoczony przez barbarzy�c�w? Bo z twojego punktu widzenia jeste�my
barbarzy�cami - cho�by dlatego, �e nie znamy greki ani �aciny. Boimy si� te� �mierci, du�o bardziej ni� ty jej si�
ba�e�, a instynkt stadny jest w nas silniejszy od samozachowawczego. Co� ci to m�wi? Mo�e sprawia to nasza
liczebno�� - albo liczebno�� naszych bog�w. Niew�tpliwie czujemy, �e umieraj�c stracimy wi�cej ani�eli ty
kiedykolwiek posiada�e�, chocia� mia�e� to swoje imperium. Dla ciebie, je�li mnie pami�� nie myli, narodziny by�y
wej�ciem, �mier� wyj�ciem, a �ycie wysepk� na oceanie cz�steczek. Ot� widzisz, w naszej wersji to wszystko
wygl�da troch� bardziej melodramatycznie. Najstraszliwsza chyba wydaje nam si� my�l, �e przy wej�ciu zawsze
kto� czuwa, a przy wyj�ciu nikt nas nie strze�e.
W g�owie nam si� nie mie�ci, �e z powrotem rozpadamy Si� na cz�steczki: po zgromadzeniu tylu d�br jest to nie do
prze�kni�cia. To pewnie Stan inercji albo l�k przed wolno�ci� elementarn�. Tak czy owak, Cezarze, trafi�e� mi�dzy
barbarzy�c�w. To my jeste�my dzi� wobec ciebie Partami, Markomanami, Kwadami, bo nie mia�e� nast�pc�w,
wi�c zaludnili�my ziemi�. Niekt�rzy z nas posuwaj� si� jeszcze dalej: wdzieraj� si� w twoj� staro�ytno��, opatruj�
ci� definicjami. Nie mo�esz odpowiedzie�, nie mo�esz pob�ogos�awi�, powita� ani ujarzmi� nas wyci�gni�t�
prawic�, kt�rej palce jeszcze pami�taj�, jak pisa�y Rozmy�lania. Skoro to ksi��ka nas nie ucywilizowa�a, c� tego
dokona? Mo�e w�a�nie po to, �eby zneutralizowa� jej czar, nadano ci miano kr�la-filozofa, podkre�laj�c tym
samym twoj� jedyno�� i niepowtarzalno��. Teoretycznie to, co jedyne, nie mo�e by� reprezentatywne, a ty
naprawd� by�e� jedyny, cezarze. Ale jaki tam z ciebie kr�l-filozof! Pierwszy by� si� z�yma� na t� etykietk�. By�e�
wypadkow� w�adzy i wiedzy: postscriptum do obu, bytem wybitnie, bez ma�a patologicznie autonomicznym. St�d
nacisk, jaki k�ad�e� na etyk�, bo najwy�sza w�adza niejako z definicji stawia cz�owieka poza nawiasem norm
moralnych, podobnie jak najwy�sza wiedza. Trafi�y ci si� obie za cen� jednej, cezarze; to dlatego musia�e� tak
cholernie przestrzega� etyki. Napisa�e� ca�� ksi��k�, �eby utrzyma� w ryzach w�asn� dusz�, opancerzy� si� na
u�ytek codzienno�ci. Ale czy naprawd� o etyk� ci sz�o, cezarze? Czy to nie tw�j niezwyk�y apetyt na
niesko�czono�� pchn�� ci� do tak drobiazgowej autoanalizy, bo przecie� uwa�a�e� si� za cz�stk�, cho�by i
mikroskopijn�, Ca�o�ci, Wszech�wiata - a on, jak twierdzi�e�, stale si� zmienia. Kogo wi�c trzyma�e� w ryzach,
Marku? Czyj� moralno�� poddawa�e� pr�bom - o ile mi wiadomo, z pomy�lnym skutkiem? Nic dziwnego, �e nie
zaskakuje ci� obecno�� barbarzy�c�w; nic dziwnego, �e zawsze ba�e� si� ich du�o mniej ni� samego siebie - skoro
siebie ba�e� si� du�o bardziej ni� �mierci. "Zauwa�, �e g��wnym �r�d�em wszelkiego z�a, jakie spotyka cz�owieka �
rzecze Epiktet - jak r�wnie� wszelkiej pod�o�ci i tch�rzostwa nie jest lama �mier�, lecz strach przed ni�". Lecz ty
wiedzia�e�, �e nikt nie jest w�a�cicielem swojej przysz�o�ci - ani zreszt� przesz�o�ci. �e umieraj�cy traci tylko dzie�
swojej �mierci - �ci�lej m�wi�c, reszt� dnia - a w oczach czasu nawet nie tyle. By�e� pilnym uczniem Zenona,
nieprawda�? W ka�dym razie nie dopu�ci�by�, �eby perspektywa niebytu zawa�y�a na twoim bycie, jakkolwiek
mia�oby si� do tego Universum. Twierdzi�e�, �e cho� pr�dzej czy p�niej cz�steczki rusz� w pl�s, nie powinno to
wywiera� wp�ywu na �ywe cia�o, nie m�wi�c ju� o rozumie. By�e� wysepk�, cezarze, a przynajmniej twoja etyka
by�a wysepk� na primordialnym i - wybacz okre�lenie - postmordialnym oceanie wolnych atom�w. A tw�j pomnik
to tylko znak na mapie dziej�w gatunku ludzkiego, w miejscu po wysepce - bezludnej, nim posz�a na dno. Fale
doktryny i wiary - doktryny stoickiej, wiary chrze�cija�skiej - przykry�y ci� z g�ow�, wzi�y w posiadanie jak swoj�
Atlantyd�. Ale prawda jest taka, �e nigdy nie da�e� si� zagarn�� ani wierze, ani doktrynie. By�e� tylko jednym z
najlepszych ludzi, jacy kiedykolwiek chodzili po ziemi, op�tanym my�l� o obowi�zku, poniewa� by�e� op�tany
cnot�. Cnota jest bowiem sztuk� trudniejsz� ani�eli jej przeciwie�stwo, a zreszt� gdyby kosmiczny plan by� z
gruntu z�y, �wiat by nie istnia�. Niekt�rzy z pewno�ci� mi wytkn�, �e doktryna i wiara istnia�y przed tob� i po
tobie, ale to nie historia definiuje dobro. Owszem, czas �wiadom swej monotonii ka�e ludziom odr�nia� wczoraj
od jutra. Ty, cezarze, by�e� dobry w�a�nie dlatego, �e nie dostrzega�e� tej r�nicy.
XVII
Po raz ostatni widzia�em go przed paroma laty, w mokr� zimow� noc, w towarzystwie bezpa�skiego
dalmaty�czyka. Wraca�em taks�wk� do hotelu po jednym z najbardziej katastrofalnych wieczor�w w ca�ym moim
�yciu. Nazajutrz mia�em opu�ci� Rzym i ruszy� do Stan�w. By�em pijany. Utkn��em w korku, kt�ry posuwa� si� z
pr�dko�ci�, jaka marzy nam si�, ilekro� my�limy o w�asnym pogrzebie. U podn�a Kapitolu kaza�em
taks�wkarzowi stan��, zap�aci�em i wysiad�em, Do hotelu by�o niedaleko, wi�c pewnie zamierza�em p�j~ piechot�;
lecz zamiast tego wspi��em si� na wzg�rze. Pada�o - mo�e nie rz�si�cie, ale wystarczaj�co, �eby ref1ektory na
trapezoidalnym placu zamieni�y si� w musuj�ce kr��ki Alka-Seltzer. Schowa�em si� pod arkad� konserwatorium i
spojrza�em woko�o. Plac by� kompletnie opustosza�y, a deszcz zalicza� przyspieszony kurs geometrii. Wkr�tce
stwierdzi�em, �e nie jestem sam: �redniej wielko�ci dalmaty�czyk wychyn�� jakby znik�d i spokojnie usiad� o par�
metr�w ode mnie. Jego nag�e pojawienie si� dziwnie doda�o mi otuchy, a� mia�em ochot� pocz�stowa� go
papierosem. Sprawi� to chyba dese� jego sier�ci: na ca�ej piazzy psia sk�ra by�a jedynym miejscem wolnym od
�lad�w ludzkiej interwencji. Przez pewien czas obaj wpatrywali�my si� w pos�g je�d�ca. "Wszechnatura utworzy�a
z wszechtworzywa, jak z wosku, na przyk�ad konika. Stopiwszy go za�, u�y�a jego tworzywa dla utworzenia
drzewa, a potem cz�owieczka. Potem na co innego. Ka�dy za� z tych przedmiot�w trwa kr�ciutko. A nie jest to
straszne dla skrzynki da� si� rozbi�, jak nie by�o - da� si� zbi�". S�owa to utkwi�y w pami�ci pi�tnastoletniego
ch�opca, w trzydzie�ci pi�� lat p�niej wci�� je pami�ta�. Lecz ten akurat ko� nie stopnia� i je�dziec te� nie.
Wszechnatura by�a widocznie zadowolona z formy, jak� nada�a swej substancji, skoro odla�a j� w br�zie. I oto
nagle - pewnie z powodu deszczu oraz rytmiczno�ci pilastr�w i �uk�w Micha�a Anio�a - wszystko si� zamaza�o, a
na tym zamazanym tle l�ni�cy pos�g uwolniony spod w�adzy geometrii jakby ruszy� z miejsca. Niezbyt szybko i
nie po to, �eby opu�ci� plac, do�� jednak zdecydowanie, aby dalmaty�czyk porzuci� mnie i poszed� w �lad za
statu�.
XVIII
Rzymska staro�ytno�� poch�ania nasz� uwag�, nie powinni�my mo�e jednak zbytnio folgowa� sk�onno�ci do
retrospekcji. No bo je�li ludzka chronologia jest tylko samo spe�niaj�c� si� iluzj�, sposobem na to, �eby ukry�
wsteczno�� naszej inteligencji? Usprawiedliwi� ��wie tempo ewolucji gatunku? Je�eli w samym poj�ciu ewolucji
tkwi fa�sz? Je�li nasz stary, poczciwy zmys� historyczny to tylko samoobrona sennej wi�kszo�ci przed czujn�
mniejszo�ci�? Mo�e nasza wizja antyku jest jak - powiedzmy - wy��czenie budzika? Na przyk�ad ten je�dziec i jego
ksi��ka: Rozmy�lania bynajmniej nie powsta�y w drugim wieku naszej ery - chocia�by dlatego, �e ich autor nie �y�
wed�ug chrze�cija�skiego kalendarza. W gruncie rzeczy wszystko jedno, kiedy je napisa�, skoro ich przedmiotem
jest etyka. Chyba �e ludzko�� znajdzie szczeg�lny pow�d do dumy w tym, i� zmarnowa�a pi�tna�cie stuleci, zanim
spostrze�enia Marka powt�rzy� Spinoza. Mo�e po prostu lepiej umiemy liczy� ni� my�le�, albo rachunki bierzemy
za my�lenie? Czemu zawsze koniecznie chcemy wiedzie�, kiedy po raz pierwszy pad�y s�owa prawdy? Czy tego
rodzaju archeologia sama przez si� nie �wiadczy, �e nasze �ycie jest za�gane? W ka�dym razie je�li Rozmy�lania s�
staro�ytne, my jeste�my ruinami. Cho�by dlatego, �e widzimy przysz�o�� przed etyk�. Mo�e istotnie warto by
pow�ci�gn�� nasz� zdolno�� do retrospekcji, bo jeszcze nas poch�onie bez reszty. Etyka stanowi bowiem co
najmniej miernik tera�niejszo�ci - by� mo�e jedyny, bo to w�a�nie ona z ka�dego wczoraj i z ka�dego jutra czyni
chwil� obecn�. To etyka jest ow� strza��, kt�ra w ka�dej sekundzie lotu pozostaje nieruchoma. Rozmy�lania nie s�
podr�cznikiem egzystencjalnym i nie napisano ich dla potomno�ci. My za� nie powinni�my zawraca� sobie g�owy
to�samo�ci� autora ani wynosi� go do rangi kr�la-filozofa: etyka wszystkich zr�wnuje, wi�c aktor to Ka�dy. Jego
poj�cie obowi�zku nie wzi�o si� z przesytu: owszem, za�y� �w obowi�zek w i�cie kr�lewskiej dawce
XX
Bezdomny dalmaty�czyk truchta za spi�owym je�d�cem i nagle s�yszy dziwne d�wi�ki, niby znajome, ale st�umione
przez deszcz. Lekko przyspiesza kroku, wyprzedza pos�g i zadziera pysk w nadziei, �e zrozumie s�owa je�d�ca.
Teoretycznie nie powinien mie� z tym trudno�ci, skoro Dalmacja by�a kolebk� tylu cezar�w. Rozpoznaje j�zyk, lecz
nie akcent:
Uwa�aj, aby� si� nie scezarzy�, aby� si� nie zarazi�. Zdarza si� to bowiem. Utrzymaj si� skromnym, dobrym,
szczerym, powa�nym, naturalnym, w umi�owaniu sprawiedliwo�ci, bogobojno�ci, b�d� �yczliwy, mi�y, wytrwa�y w
pe�nieniu obowi�zk�w.
Staraj si� usilnie o to, aby� takim pozosta�, jakim ci� pragn�a zrobi� filozofia. I3�j si� bog�w, otaczaj opiek�
ludzi.
Nie niepok�j si� o przysz�o��. Staniesz bowiem tam, gdy b�dzie potrzeba, uzbrojony w ten sam rozum,
kt�rego pomocy za�ywasz wobec wypadk�w bie��cych.
Wszystko to zwyk�e, bo co dzie� tego si� do�wiadcza, jednodniowe co do czasu, brudne ze wzgl�du na
materi�. A wszystko, co jest teraz, jest takie, jakie by�o za czasu tych, kt�rych�e�my pogrzebali.
Odej�� za� od ludzi, je�eli bogowie istniej�, niczym nie jest strasznym; nie wydaliby ci� bowiem na pastw�
z�a.
Nie by� bowiem zadowolonym z tego, co si� dzieje, jest odst�pstwem od natury.
Ludzie istniej� dla siebie wzajemnie. Albo ich wi�c pouczaj, alb zno�.
�wiat - to zmiana, �ycie - to wyobra�enie.
Id