2613
Szczegóły |
Tytuł |
2613 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2613 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2613 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2613 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Andre Norton
Opowie�ci
ze �wiata czarownic
Tom 2
Przedmowa 3
Clare Bell Polowanie na c�rk� lorda Etsaliana 4
Ginger Simpson Curry W�e morskie z Doliny Domnu 12
Geary Gravel Stara Ropucha 23
S.N.Lewitt Os�d Geary 43
Jacqueline Lichtenberg Przez ksi�ycow� Bram� 52
Brad i Cynthia Linawearer Wy�niony klejnot pirat�w 52
A.R.Major La Verdad: Magiczny miecz 52
Patricia Show Mathews Ciemno�� nad Mirholdem 52
Shirley Meier Pawie oczka 52
Sandra Wiesel Solny ogr�d 52
Ann Miller Kamienie Sharnonu 52
Diana L. Paxson Bohaterowie 52
Susan Schwartz Nieudany obrz�dek 52
Melinda M.Snodgrass Dni. Kt�rych jeszcze nie znamy 52
Lisa Swallow Synowie S'Olcariasa 52
David Wind Stra�nik na Kra�cu �wiata 52
Rose Wolf Kr�lowe przechodz� przez Bram� 52
Przedmowa
Powo�a�am do �ycia �wiat Czarownic, my�l�c tylko o jednej ksi��ce. Gdy praca nad ni� dobieg�a ko�ca, zacz�am jednak sama sobie zadawa� coraz wi�cej pyta� dotycz�cych przesz�o�ci, tera�niejszo�ci i przysz�o�ci tego �wiata. Najwidoczniej nie by�am jedyn� osob�, kt�ra czu�a g��d wiedzy na ten temat, bo wkr�tce zacz�am dostawa� listy od czytelnik�w, w kt�rych powtarza�o si� pytanie: co dalej?
�r�d�em ca�ej tej historii by� fragment, maj�cy sta� si� pocz�tkiem powie�ci historycznej o krzy�owcach, kt�rzy zamiast powr�ci� do Europy, osiedlili si� na Bliskim Wschodzie, zak�adaj�c tam sobie ma�e gospodarstwa. Rozwini�cie tego pomys�u da�o mi sposobno�� do zapoznania si� z opowie�ciami z tamtych czas�w i nauczenia si� czego� wi�cej o strukturze spo�ecze�stwa tego okresu. Wiedza ta zwi�zana by�a z folklorem, balladami (Czarodziej ze �wiata Czarownic oparty jest na Childe Roland) i okultyzmem.
Z tej mieszanki piorunuj�cej zacz�o powstawa� coraz wi�cej opowie�ci o przygodach ludzi, kt�rzy pod koniec drugiej z kolei ksi��ki postanowili wie�� samodzielne �ycie. Wiele historii zosta�o zaczerpni�tych z ludowych poda�, podczas gdy materia�y dotycz�ce okultyzmu zawdzi�czam g��wnie wsp�czesnym opisom i teoriom, zielarstwa, czarnej i bia�ej magii, itp.
Wy�yna Hallack narodzi�a si� w Roku Jednoro�ca, kt�ry z kolei korzeniami si�ga� Pi�knej i bestii. P�niej mieszka�cy Krainy Dolin zacz�li si� upomina� o nale�ne im miejsce w utworach. I nagle mia�am do dyspozycji dwa kontynenty i kilka stuleci, o kt�rych nale�a�o opowiedzie� czytelnikom.
Kiedy Opowie�ci ze �wiata Czarownic zosta�y pocz�te, zapragn�am si� dowiedzie�, co inni pisarze mogliby doda� do tej historii. Niew�tpliwie stworzyliby miejsca, kt�rych istnienia do tej pory nie
podejrzewa�am: nie znane mi bia�e plamy. Tak w�a�nie si� sta�o. Nowe �wiat�o rzucone na star� histori� sprawi�o, �e rozb�ys�a ona �yciem. Mieli�my Sokolnik�w m�wi�cych wreszcie w�asnym g�osem, Wilko�aki i Damy, niebezpieczne zakl�cia, wojownik�w o�ywaj�cych zar�wno na Wy�ynie Hallack, jak i w Estcarpie. Z wielk� przyjemno�ci� zebra�am wszystkie te nowe spojrzenia na �wiat, kt�ry kocha�am tak d�ugo. Tak wi�c jestem bardziej ni� zadowolona z tego, �e mog� przekaza� innym t� bogato zdobion� i rozszerzon� wersj� �wiata Czarownic.
ANDRE NORTON
Clare Bell
Polowanie na c�rk� lorda Etsaliana
Ostry wiatr znad wzg�rz zawirowa� wok� koniuszk�w moich uszu.
Przed sob� mia�am przysypane �niegiem �lady swych ofiar: lorda Etsaliana i jego c�rki. Czyta�am z nich, w jaki spos�b tych dwoje walczy�o z wznosz�cymi si� pag�rkami bieli, podczas gdy ja, na swoich szerokich �apach poro�ni�tych od spodu sztywnym futrem �lizga�am si� po szczytach. Nie zwalniaj�c kroku opu�ci�am pysk �eby przyjrze� si� ich zmaganiom. Buty m�czyzny wy��obi�y w �niegu g��bokie do�ki. �lady jego c�rki by�y mniejsze i nieregularne, tak jakby zacz�a si� potyka�. Tutaj p�aszcz wl�k� si� za ni� i zahaczy� o ciernie, zostawiaj�c karmazynowy skrawek materia�u. Przesz�am obok, podwijaj�c koniec swego d�ugiego ogona. Etsalian zapewne nie zauwa�y� zdradliwego skrawka, bo inaczej usun��by go. Wiedzia�am, �e ju� zacz�� podejrzewa�, i� jestem czym� wi�cej ni� tylko bardzo g�odnym �nie�nym kotem; zdradzi�a mnie �lepa nienawi�� z jak� go �ciga�am.
Czy �w w�adca Estcarpu wiedzia�, �e moje �apy by�y niegdy� szorstkimi od pracy r�kami gospodarskiego popychad�a, a oczy wodzi�y za nim w czasie zabaw? Czy wiedzia�, �e to, co trawi�o m�j m�zg i trzewia, nie by�o p�omieniem g�odu, lecz rozognion� ��dz� zemsty?
Kroczy�am dalej, czuj�c si�� swych l�d�wi i ostro�� k��w w paszczy. Ja, Megarti, pocz�tkuj�ca Czarownica, pozbawiona ludzkie postaci, nie wzbudzi�abym m�skiego po��dania. �aden pijany pan nie m�g� ju� pochwyci� mnie i zwi�zawszy, poczyna� sobie rozpustnie i zuchwale niczym z dziwk� z karczmy. Moje uszy dr�a�y, gdy sz�am. Na samo wspomnienie o tamtej chwili ogon porusza� si� w�ciekle do przodu i do ty�u. Krzycza�am g�o�no, gdy mnie gwa�cono, ale to nie by� ten najgorszy b�l - o nie. Tym, co bola�o najbardziej, by�a utrata daru, kt�rego w tamtej chwili zosta�am pozbawiona. Pozosta�o tylko krwawi�ce cia�o. A przecie� mia�am by� Czarownic�!
Wtedy gdy Etsalian mnie posiad�, i p�niej, gdy rzuci� jak zu�yt� szmat� pomi�dzy swych pijanych �o�dak�w, og�asza� zwyci�stwo nad czarami. Tamci byli potrzebni tylko po to, by nabra� pewno�ci, �e moja Moc rzeczywi�cie zosta�a unicestwiona.
Czy wiedzia�, �e okradaj�c mnie z mego daru, zada� r�wnocze�nie bolesny cios Radzie Czarownic, kt�ra chroni�a Estcarp? Co prawda nie by�am jeszcze Adeptk�, a zaledwie nowicjuszk�, kt�rej zdolno�ci dopiero zacz�y si� budzi�, ale wydarzy�o si� to w roku napa�ci na Karsten i zamkni�cia Granicy. Si�y Rady, a w rzeczywisto�ci wszystkich Czarownic w Estcarpie zosta�y powa�nie nadwer�one. Wcze�niej mo�na by�o nie dostrzec braku wsp�dzia�ania z mojej strony, teraz jednak dotkliwie odczuto t� strat�.
Tej straszliwej nocy mog�am by� zadowolona tylko z tego, �e Etsalian nie zna� ani mego imienia, ani mojej rodziny; wiedzia� jedynie, i� pochodz� ze Starej Rasy. �wiat�a w karczmie by�y s�abe, a lord tak pijany, �e nie zapami�ta� twarzy dziewczyny, kt�rej zada� gwa�t. Wiedz�c o tym, zatrudni�am si� w jego domostwie jako zwyk�e popychad�o. Miesi�ce i lata cierpienia i oczekiwania d�u�y�y si� nies�ychanie. W tym czasie dowiedzia�am si�, �e Etsalian mia� kiedy� �on�, kt�ra umar�a m�odo, zostawiaj�c tylko jedno dziecko - c�rk�. Mi�owa� Chrin� ponad wszystko. Zrazu cynicznie my�la�am, �e jego przywi�zanie do niej wynika�o po prostu z poczucia w�asno�ci -jak u kogo�, kto ma przywilej posiadania rzadkiego kamienia szlachetnego. Ale potem, ku swemu zdziwieniu, spostrzeg�am, �e jego mi�o�� by�a prawdziwa i odkry�am, w jaki spos�b mog� go g��boko zrani�.
Trzask pokrytych lodem ga��zi sp�oszy� mnie. Wiatr ch�osta� sosny na stoku g�ry. Nawa�nica przerodzi�a si� w �nie�yc�, staj�c si� sprzymierze�cem w polowaniu, spowalniaj�c w�dr�wk� moich ofiar. Ze �lad�w Etsaliana i Chriny wynika�o, �e potykali si� i grz�li; miejscami dwa �lady zlewa�y si� w jeden. My�la�am o tym, jak musieli tuli� si� do siebie, jak lord os�ania� w�asnym cia�em sw� dziesi�cioletni� c�rk� owini�t� jego p�aszczem.
Tych dwoje nale�a�o teraz do mnie. Etsalian i Chrina nie mieli widok�w na wybawienie, poniewa� zmyli�am drog� stra�nikom, kt�rzy mieli ich chroni�, i sp�oszy�am konie. Moja ��dza zemsty wzros�a, gdy us�ysza�am przed sob� odg�os krok�w. Postanowi�am zaatakowa� z g�ry. Porzuci�am szlak i okr��y�am sw� zdobycz, szukaj�c jakiego� wystaj�cego konaru, z kt�rego mog�abym rzuci� si� w d�, zanim Etsalian zdo�a�by wyci�gn�� miecz.
Id�c my�la�am o Toriswithe - mojej siostrze. Czy to ona mi pomog�a, sprowadzaj�c t� nawa�nic� z p�nocy? Dobrze wiedzia�am, �e nie nadesz�a jeszcze pora zimowych zawieruch; musia� wiedzie� o tym r�wnie� Etsalian - inaczej nie wybra�by si� w podr� w te g�ry.
Toriswithe. Mog�am zawsze liczy� na jej pomoc dzi�ki wi�zom krwi i temu, �e kiedy� mia�am dar. Powstrzymywa�y mnie nieco wstyd i zazdro�� - wszak ona zachowa�a swoje zdolno�ci i doprowadzi�a do ich rozkwitu. Ja, dopuszczaj�c do tego, by mnie zniewolono, zobaczy�am tylko otwarcie si� kwiatu tu� przed jego zwi�dni�ciem.
Spotka�y�my si� zaledwie wczoraj w jaskini niedaleko szlaku. Toriswithe posz�a pierwsza, by poczyni� przygotowania. Ja przyby�am p�niej.
Kiedy dotar�am do um�wionego miejsca, na ziemi nie by�o �niegu. Widzia�am tylko obumar�e li�cie zesztywnia�e od kryszta�k�w lodu. W pobli�u wej�cia, na skrawku oszronionego b�otnistego gruntu, widnia�y �lady �nie�nego kota. Ostro�nie schyli�am si� pod ocienionym wyst�pem na progu jaskini. Wybrawszy drog� przez kamienne pod�o�e, dosz�am do pomara�czowego kr�gu rzucanego przez ogie�. Toriswithe wysz�a mi na spotkanie spoza blasku. By�a ubrana w prost� sukni� podtrzymywan� w talii przez srebrn� klamr�. Jedn� r�k� po�o�y�a na prymitywnie ociosanej klatce obwi�zanej sk�rzanymi rzemieniami. Uwi�ziony w �rodku �nie�ny kot strzyg� uszami, przeszywaj�c mnie spojrzeniem swych lodowatozielonych oczu.
Kiedy kot warcz�c obna�y� z�by, wzdrygn�am si�.
- Boisz si� bestii? - spyta�a Toriswithe.
- Tak. - Nie mog�am pozby� si� dr�enia g�osu.
- Ale w�a�nie ni� chcesz si� sta�.
- Czy�by� pr�bowa�a mi to odradzi�?
- Nie, Megarti. - Jej g�os z�agodnia�. - Chc� ci jedynie u�wiadomi�, na co si� porywasz. Ukl�knij przed klatk�.
Uczyni�am to; mia�am teraz �nie�nego kota tu� przed oczami. Kiedy�, gdy jeszcze posiada�am cudowny dar, odczuwa�am pokrewie�stwo ze zwierz�tami i rozumia�am ich my�li. Teraz nie zosta�o mi nic opr�cz determinacji.
Przez z grubsza ociosane kraty klatki wpatrywa�am si� w oczy �nie�nego kota, pr�buj�c dojrze� co� poza zimnym spojrzeniem drapie�nika. Lecz co spodziewa�am si� tam znale��? I czy potrafi�abym by� r�wnie bezlitosnym my�liwym? ��czy�a mnie z besti� ��dza zemsty.
- W jaki spos�b sprowadzi�a� tutaj to zwierz�? - spyta�am, zastanawiaj�c si�, czy z�apa�a stworzenie sama, czy zap�aci�a �owcom. Toriswithe u�miechn�a si� z pogard�.
- Zapomnia�a�, �e dar daje w�adz� nad bestiami? Zwabi�am j�. To moja si�a trzyma j� na wodzy, nie te niezgrabne kraty. Zrobi�am klatk�, �eby zapewni� ci bezpiecze�stwo, Megarti.
Przygn�biona spyta�am:
- Po co potrzebny ci jest �nie�ny kot? Dlaczego nie zmienisz po prostu mego cia�a?
- Bez zwierz�cych instynkt�w i stosownej wiedzy by�aby� bezbronna jak niemowl�. Z niego - wskaza�a na �nie�nego kota - wydob�d� to, czego potrzebujesz. Czy jeste� gotowa?
Skin�am g�ow�. W migotliwym blasku ognia Toriswithe narysowa�a kred� pentagram, w centrum kt�rego znalaz�am sieja i �nie�ny kot w klatce. W ka�dym wierzcho�ku umie�ci�a �wiece, po czym zapali�a je w�adczym gestem. �piewaj�c monotonnie okr��y�a nas, trzymaj�c w r�ce talizman ze splecionej sier�ci �nie�nego kota. Kiedy przymocowywa�a go do mojej szyi, poczu�am zapach wmieszanych w to zi� i ostr� wo� zwierz�cego pi�ma.
- Przemiana potrwa tak d�ugo, jak d�ugo b�dziesz nosi�a t� obro�� - powiedzia�a. - Zedrzyj j�, a odzyskasz sw� kobiec� posta�, kiedy i je�li tylko zechcesz.
Zn�w monotonnie za�piewa�a, odrzuciwszy do ty�u swe rozpuszczone w�osy; chwilami wy�a i warcza�a. Poczu�am, jak chwyci�a moje w�osy i �cisn�a w swej pi�ci, podczas gdy drug� r�k� wsun�a do klatki, chwytaj�c kark kota. Oboje -ja i bestia - zwijali�my si� z b�lu, lecz Toriswithe nie zwalnia�a u�cisku, przybli�aj�c ka�de z nas do krat klatki - nos do pyska. Musia�am wdycha� oddech �nie�nego kota. R�wnocze�nie przenika�a we mnie istota jego natury; wszystko to, co - skryte w jego umy�le - czyni�o go takim, jakim by�. Zanim jeszcze poczu�am Przemian� rozpoczynaj�c� si� w moim ciele, wiedzia�am ju�, co to znaczy by� zwierz�ciem. Czu�am ssanie g�odu i b�ogos�awie�stwo syto�ci, cich� rado�� wychowywania m�odych i okrutn� przyjemno�� polowania. Zna�am b�l ran zadanych przez rogate i maj�ce kopyta ofiary i prze�ywa�am rozpaczliwy zaw�d na widok upragnionego posi�ku uciekaj�cego poza granice osi�galno�ci. Ale nie by�o we mnie, jak si� tego obawia�am, okrucie�stwa czy dzikiej ��dzy krwi. Te cechy, tak cz�sto przypisywane zwierz�tom, charakteryzowa�y przede wszystkim rodzaj ludzki.
My�l�c o swym celu, poczu�am uk�ucie wstydu, ale zosta�o ono szybko st�umione przez wspomnienie gwa�tu i wielkiej krzywdy wyrz�dzonej Estcarpowi przez to, �e Rada zosta�a pozbawiona Adeptki w czasie, gdy jej potrzebowa�a. Gniew wzmocni� mnie. Zapragn�am Przemiany.
Jak glina formowana r�kami garncarza, zosta�am wtedy rozci�gni�ta w jednym miejscu, �ci�ni�ta w drugim, prawie �e z�amana, odmieniona i stworzona na nowo. Czy moja Przemiana wygl�da�a straszliwie, nie wiem, bo chocia� Toriswithe jej si� przypatrywa�a, robi�a to bez widocznej reakcji.
Z moich policzk�w, z dziwnym k�uciem, wykie�kowa�y w�sy. Dywan futra pokry� cia�o, powoduj�c niezno�ne sw�dzenie. Ostre b�le w stawach i ko�czynach u�wiadomi�y mi, �e zamiast d�oni i st�p mam teraz szorstkie poduszeczki, z kt�rych wyrastaj� mi kr�tkie palce z ostrymi pazurami.
Stan�am na czterech �apach, machaj�c ko�cem wci�� sw�dz�cego ogona i je��c srebrnobia�e futro. Moja kocia siostra le�a�a nieruchomo w klatce, niemal bez tchu.
- Jest w transie - us�ysza�am. Musia�am mocno potrz�sn�� g�ow�, zanim rozpozna�am brzmienie ludzkiej mowy. Usiad�am na zadzie, spogl�daj�c z do�u na sylwetk� Toriswithe wznosz�c� si� wysoko. Wydawa�a mi si� dziwna. Tak silne by�y �nie�nokocie instynkty, �e z ledwo�ci� powstrzyma�am si� od wierzgania.
Toriswithe nachyli�a si� nade mn�, z zaniepokojeniem marszcz�c brwi.
- Jeste� tam, siostrzyczko?
Zamrucza�am s�abo, oznajmiaj�c w ten spos�b, �e wszystko w porz�dku. Poklepa�a mnie po karku. Pozwoli�am podnie�� sw� przedni� �ap� i �cisn�� jeden z palc�w, by wysun�� si� pazur. Poprowadzi�a go do obro�y, teraz zagrzebanej w grubym futrze wok� mojej szyi, i delikatnie o ni� zaczepi�a.
- Pami�taj. To twoje wybawienie.
Spr�bowa�am sama, by nabra� pewno�ci, �e b�d� mog�a zedrze� obro��, gdy nadejdzie czas. P�niej, obejrzawszy si� po raz ostami na Toriswithe, opu�ci�am jaskini� i wyruszy�am w �lad za Etsalianem. To by�o wczoraj. A teraz...
Znowu zda�am sobie spraw� z tego, �e wspomnienia rozproszy�y moj� uwag�. Stan�am, z jedn� �ap� podniesion�, czuj�c, �e wci�� mam w sobie tyle z cz�owieka, by zanurzy� si� w wydarzeniach z przesz�o�ci. Boj�c si�, �e pami�� o nich kosztowa�a mnie zbyt du�o czasu, poszuka�am miejsca na zasadzk� i znalaz�am je na ga��zi d�bu, zwisaj�cej nad szlakiem. Szybko wspi�am si� i ustawi�am tak, by Etsalian przechodzi� tu� pode mn�. Nawet je�li spojrza�by w g�r�, nie zobaczy�by mnie w�r�d p�atk�w �niegu. Us�ysza�am szloch Chriny. Nie poruszy�am si�, kiedy dwie o�nie�one postacie zatoczy�y si� pod ga��zi�, na kt�rej sta�am. Moim celem by�y szerokie, zgi�te ramiona m�czyzny. Skoczy�am.
Mimo �e m�j ci�ar go przyt�oczy�, Etsalian si�gn�� po miecz. Wpijaj�c z�by w r�koje��, wyci�gn�am bro� z pochwy tak szybko, �e skaleczy� si� w d�o� �liskim ostrzem. Przyciskaj�c krwawi�c� r�k� do piersi, szybko wywin�� si� z moich pazur�w.
Krzyk Chriny zak��ci� wycie �nie�ycy. Upad�a przed ojcem na kolana, ramionami otoczy�a jego szyj�. Widzia�am, jak na widok broni znajduj�cej si� w moich szcz�kach Etsalian blednie.
- Nie ruszaj si�, dziecko - ostrzeg�, nie spuszczaj�c ze mnie wzroku. Chwyci� j� za r�k� i zobaczy�am, �e dr�y. - Nie uciekaj, bo bestia zacznie ci� goni�.
- Czy to naprawd� bestia, ojcze? - spyta�a dziewczyna mi�kko. -To co� wzi�o tw�j miecz.
Na to nie znalaz� odpowiedzi. Zacisn�am z�by wystarczaj�co mocno, by porysowa� r�koje��, staraj�c si� oczami przekaza� bezmiar swej nienawi�ci. Pogardliwym ruchem g�owy odrzuci�am w zasp� wiruj�ce ostrze.
Niegdy� rumiana twarz Etsaliana zrobi�a si� teraz ziemista pod zamarzni�t� rudaw� brod�. Wykona� nieudolny ruch, chc�c pod��y� za mieczem, po czym, szukaj�c po omacku, spomi�dzy fa�d p�aszcza wyci�gn�� n� my�liwski. Wsta�, os�aniaj�c Chrin� ca�ym swym cia�em. Pozwoli�am mu na wp� przykucn��, zanim zaatakowa�am ponownie. Z krzykiem, kt�ry by� teraz mieszanin� gniewu i przera�enia, dziewczyna odskoczy�a do ty�u, oderwa�a z drzewa oblodzon� ga��� i pr�bowa�a mnie ni� uderzy�, gdy szarpa�am jej ojca.
Lord le�a� na plecach, broni�c si� no�em. Kiedy mnie odepchn��, chwyci�am ty� jego buta na wysoko�ci kostki, zatapiaj�c z�by poprzez sk�r� w �ci�gna pi�ty. Uderzenie jego drugiej nogi odtr�ci�o mnie, ale wraz z kawa�kiem buta oderwa�am i cia�o. Zesztywnia� i zawy� z b�lu. Przewr�ci� si� na bok, �ciskaj�c r�kami zranion� nog�. Pozwoli�am, by dziewczyna mnie odgoni�a, podziwiaj�c za�arto��, z jak� broni�a ojca. Mog�am wytr�ci� jej z r�ki ga��� i chwyci� za gard�o, lecz nie to by�o moim celem... na razie.
Obna�aj�c z�by i strasz�c potrz�saniem kija, Chrina oddali�a si� ode mnie, po czym podbieg�a do Etsaliana. Z jej pomoc� przewi�za� sobie ran� paskiem oddartym z brzegu p�aszcza. Kiedy pr�bowa� chwiejnie si� oddali�, opieraj�c si� z ca�ej si�y na c�rce, upad� przy pierwszym kroku; widomy znak, jak bardzo by� okaleczony.
Widzia�am coraz wi�ksze przera�enie maluj�ce si� na twarzy lorda, gdy skradaj�c si� podchodzi�am z powrotem. Pot sp�ywa� mu po policzkach i zamarza� na brodzie.
- Chrina, odszukaj m�j miecz! - Jego g�os by� przera�liwy i na wp� zduszony. - Szybko dziewczyno, na mi�o�� Gunnory!
Zagryzaj�c usta, dziecko zanurkowa�o w wiruj�cej zas�onie bieli k��bi�cej si� wok� nas. Ruszy�am, by j� dogoni�, i tym razem jej niezdarne wymachiwanie kijem nie powstrzyma�o mnie. Ale obumieraj�cy gdzie� we mnie cz�owiek nie m�g� nie odczu� szacunku dla dzieci�cej odwagi. By�o w niej te� co� innego, co zacz�o mnie niepokoi�. Tym czym� nie by� jej wygl�d, bo mia�a raczej pospolit� twarz o rysach zbyt grubych, by by� pi�kn�, a jej tyczkowata sylwetka owini�ta w smagany wichrem p�aszcz nie kry�a w sobie obietnicy wdzi�ku. Nie, chodzi�o o co� innego; co�, co tkwi�o w jej wn�trzu, a co wyczuwa�am i odp�dza�am od siebie, bo ba�am si�, �e odwiedzie mnie od celu.
Kiedy ju� dziewczyna wr�ci�a do ojca, zacz�am obydwoje okr��a�, co jaki� czas doskakuj�c do drugiej nogi Etsaliana. Chrin� zostawi�am nietkni�t�. Raz za razem atakowa�am i wycofywa�am si�, patrz�c na grz�zn�cego w �niegu i czo�gaj�cego si� m�czyzn�, zostawiaj�cego karmazynowe plamy, poch�aniane przez coraz g��bsze zaspy. W�ciek� si� na mnie.
- Zabij mnie, przekl�ta! Zabij i we� to swoje mi�cho, bestio piekielna!
Ale kiedy tak nadal kr��y�am, wyczu�am, �e wiedzia�, i� chcia�am nie tylko mi�sa. Zatrzyma�am si�, przeszywaj�c wzrokiem dziewczyn�. Dziwne wra�enie, jakie na mnie wywar�a, przybiera�o na sile, a jej trafne przypuszczenie, dotycz�ce mej prawdziwej natury, zdumia�o mnie. Odwzajemni�a mi spojrzenie, a nast�pnie popatrzy�a pytaj�co na Etsaliana.
- Ojcze, czy kiedykolwiek skrzywdzi�e� Czarownic�?
- Daj spok�j, dziecko. Ta bestia jest szalona. Nie widzisz?
Warkn�am i uderzy�am ogonem o ziemi�. Dziewczyna z dziwnym grymasem spojrza�a na ojca, po czym odwr�ci�a wzrok. Etsalian skierowa� twarz w moj� stron�. Mog�am na niej zobaczy� niechciane wspomnienia gwa�tu, narzucaj�ce mu si� nieodparcie, bo chocia� nie pami�ta� ani mego oblicza, ani imienia, wiedzia�, �e posiad� kobiet� ze Starej Rasy. Jego usta wykrzywi�y si�, ale strach naznaczy� twarz cierpieniem, udaremniaj�c pr�b� szyderczego u�miechu.
- Ty nie mo�esz by� t� m�od� Czarownic� - wymamrota� do siebie, a jego oczy zal�ni�y gor�czkowym �arem. - Jej Moc zosta�a tamtej nocy zniszczona.
Otworzy�am szcz�ki i zawy�am g�osem, kt�ry by� niemal ludzki w swej furii. Futro na moim grzbiecie zje�y�o si�, a ogon naelektryzowa� - wygl�da�am jak zjawa.
Skoczywszy do przodu, chwyci�am Chrin� za ubranie i odci�gn�am j�. Etsalian j�kn�� i spr�bowa� si� do niej doczo�ga�, ale wesz�am mi�dzy nich. Zamachn�� si� na mnie no�em my�liwskim. Odp�aci�am mu ugryzieniem w r�k�. Odwr�ci�am si� do dziewczynki, kt�ra le�a�a cicho w �niegu z rozpostartym p�aszczem, oddychaj�c p�ytko jak schwytany ptak. Mia�a na tyle rozwagi, by nie pr�bowa� ucieczki; wiedzia�a, �e dopad�abym jej jednym susem.
Sta�am si� �wiadoma dojmuj�cego g�odu, wraz z ��dz� zemsty bij�cego w moim gardle triumfalnym pulsem. Niemal nie zdaj�c sobie sprawy z tego, co robi�, zacz�am skroba� swym szorstkim j�zykiem r�k� dziecka, �lini�c si� od s�onego smaku krwi. Chrina zakwili�a.
Rozpaczliwe wycie Etsaliana skierowa�o moj� uwag� zn�w na niego. Szlocha� teraz, z r�kami wyci�gni�tymi ku mnie.
- Zmi�uj si�, M�dra Kobieto! Tak, to ja zniewoli�em tamtej nocy m�od� Czarownic�. By�em na wp� otumaniony alkoholem i rozpacz�, gdy� w�a�nie tego dnia pochowa�em �on�. Kr��y�y plotki, �e to zazdrosna Czarownica przy�o�y�a r�k� do jej �mierci, a ja w to uwierzy�em. Je�li chcesz zemsty, wymierz Jamnie, lecz oszcz�d� dziecko, kt�re nie zrobi�o ci nic z�ego...
Syc�c si� widokiem jego beznadziejnego upodlenia, patrzy�am na p�acz�cego i b�agaj�cego Etsaliana, �eby ugasi� kieruj�ce mn� pragnienie okrucie�stwa. Jeszcze z nim nie sko�czy�am. Czy wci�� mia� w sobie tyle arogancji, by my�le�, �e cierpienie, jakiego mu przysporzy�am, by�o sprawiedliw� zap�at� za z�o, jakie mi wyrz�dzi�? Nie. Dla osoby takiej jak ja, pochodz�cej ze Starej Rasy, utrata daru by�a r�wnoznaczna z obumarciem jakiej� cz�stki osobowo�ci.
Chcia�am, �eby Etsalian, czuj�c w g��bi duszy tak� sam� strat�, zrozumia� ogrom swej zbrodni przeciwko mnie. Jego mi�o�� do Chriny by�a �rodkiem, dzi�ki kt�remu mog�am go zniszczy�.
Sparali�owana przez ch��d i strach, Chrina nie zdoby�a si� na wysi�ek, by walczy�, gdy odci�ga�am j� od Etsaliana. Patrzy� zaszokowany, jak j� obraca�am i rozszarpywa�am prz�d bluzki. G�owa opad�a jej do ty�u. M�j pysk musn�} szybko pulsuj�c� �y�k� na jej gardle. G��d i potrzeba zabijania zaw�adn�y mn�, niszcz�c ostatni odruch obrzydzenia do tego, co mia�am zrobi�.
W tym momencie prawie utraci�am t� cz�stk� siebie, kt�ra jeszcze pozostawa�a cz�owiekiem.
Moje k�y zatopi�y si� w szyi dziewczyny, ale szcz�ki nie zacisn�y si�. Razem z ciep�em pulsu na jej gardle poczu�am co� innego; delikatn�, pe�n� mocy energi�, kt�ra by�a czym� wi�cej ni� objawem �ycia.
Kiedy wiadomo��, czym to by�o, dotar�a wraz ze smakiem jej cia�a do mojego m�zgu, przykucn�am z dr�eniem w ka�dym mi�niu. Teraz ju� wiedzia�am, co mnie wcze�niej niepokoi�o. Czu�am si�, jakbym dosta�a obuchem w �eb. To dziecko pana Estcarpu mia�o dar budz�cej si� Mocy o wiele silniejszej ni� ta, kt�r� ja kiedykolwiek mog�abym w sobie rozwin��.
Przypomnia�am sobie wtedy, �e zwierz�ta mog�y wyczuwa� dar. Przybrawszy posta� bestii r�wnie� ja posiad�am t� nieoczekiwan� zdolno��. To nie by�o to, czego chcia�am. W pe�nym zgorzknienia zak�opotaniu wycofa�am si�, obserwuj�c jak dziewczyna przyk�ada r�ce do ran na swoim gardle. Ocieka�y krwi�, ale wiedzia�am, �e nie s� zbyt powa�ne. Jej oczy by�y szeroko otwarte, gdy na mnie patrzy�a, i zobaczy�am w nich mo�liwo�� wyboru. Mog�am podda� si� swoim zwierz�cym i ludzkim ��dzom i zamordowa� dziecko na oczach ojca... albo je ocali�. To nie nag�y zryw mi�osierdzia sk�oni� mnie do tej konkluzji, a raczej �wiadomo�� potrzeby daleko wi�kszej ni� moja. Je�li uratowa�abym Chrin�, mog�abym za��da� jej dla siebie i dogl�da� jej szkolenia jako Adeptki, wype�niaj�c pustk� powsta�� w�r�d Czarownic z Estcarpu po tym, jak nie zdo�a�am upilnowa� swego daru.
Chrina usiad�a, uk�adaj�c wok� siebie podarty p�aszcz. Nagle wyci�gn�a niezdarnie r�k� w kierunku mojego pyska, by mnie pog�aska�, i odetchn�a.
- Ma�o brakowa�o, a zabi�aby� mnie. A jednak nie zrobi�a� tego. Czemu?
Nawet gdybym mog�a m�wi�, nie by�abym w stanie udzieli� odpowiedzi. Dziecko zadr�a�o gwa�townie, przypominaj�c mi, �e moje z�by nie by�y jedynym niebezpiecze�stwem, jakie mu zagra�a�o. Uderzenia nawa�nicy pot�nia�y z ka�d� minut�. Wyczerpany Etsalian le�a� niedaleko, wci�� si� w nas wpatrywa�.
�eby uratowa� dziewczynk�, musia�am doprowadzi� do kryj�wki obydwoje. Zabicie Etsaliana dla satysfakcji lub wygody nie wchodzi�o w rachub�, je�eli mia�am zdoby� zaufanie Chriny. Z niskim warkni�ciem poci�gn�am jej p�aszcz, przynaglaj�c j� do p�j�cia za mn�. Tr�ci�am lorda, �eby si� ruszy�. Zabra�am r�wnie� jego sztylet i zakopa�am go w �niegu. Stanowili�my do�� dziwne trio, kiedy tak przedzierali�my si� przez nawa�nic�. Zbyt s�aby, �eby i��, Etsalian czo�ga� si� za mn�. Chrina sz�a za nim zgi�ta wp�, pr�buj�c ochroni� go przed ch�oszcz�cym wiatrem. Kroczy�am z przodu, coraz bardziej zmartwiona okrucie�stwem nawa�nicy i coraz bardziej zdenerwowana ich niezdarno�ci�. Mia�am wi�cej szcz�cia ni� zdolno�ci: znalaz�am kryj�wk� wystarczaj�co du��, by zmie�ci� ca�� nasz� tr�jk� - zag��bienie pod zwalonym drzewem. Kiedy lord i jego c�rka ulokowali si� w �rodku plecami do siebie, wyczo�ga�am si� na wierzch i rozci�gn�am niczym �ywy pled, �eby ich przykry� i rozgrza�. Przestali dr�e�. Wkr�tce potem ju� spali. Ja zreszt� r�wnie�.
Obudzi� mnie d�wi�k podzwaniaj�cych zbroi i sygna�y rog�w dobiegaj�ce z zewn�trz. Odgarn�am �ap� �nieg, kt�ry zasypa� wej�cie. Ujrza�am l�nienie s�o�ca na pokrywie �nie�nej i rozgl�daj�cych si� m�czyzn. Chrina wsta�a. Utorowawszy sobie drog� przez �nieg, krzykn�a wymachuj�c r�kami. By�am ca�kowicie oszo�omiona i przeklina�am sam� siebie za brak szybszej reakcji, ale nie mog�am powstrzyma� wycie�czonego Estaliana od p�j�cia za Chrina. Zosta�am w norze, ws�uchuj�c si� w g�osy z zewn�trz.
- Panie, �nie�ny kot zaatakowa� wczoraj nasze konie i bali�my si�, �e pod��a twoim tropem. Wci�� szukamy bestii.
Moje zdenerwowanie ros�o. Je�li Etsalian wyda�by mnie swoim my�liwym, nie mia�abym szans. S�ysza�am jego przyt�umiony g�os, lecz nie mog�am zrozumie� s��w. Czy powiedzia� im o mnie? Pomy�la�am o ostatnich wskaz�wkach udzielonych mi przez Toriswithe, mimo �e stanowi�y dla mnie przesz�o�� tak samo odleg��, jak wspomnienie mej kobiecej postaci. Podnios�am pazur do szyi, szukaj�c obro�y, ale by�a ona ukryta tak g��boko w futrze, �e nie mog�am jej uchwyci�.
Nie mog�c ju� d�u�ej utrzyma� nerw�w na wodzy, wyskoczy�am z nory - tylko po to, by natkn�� si� na wycelowane groty i naci�gni�te tuki.
Z my�l�, �e Etsalian rzeczywi�cie mnie zdradzi�, szuka�am jego sylwetki po�r�d otaczaj�cych mnie m�czyzn, lecz w�a�nie w chwili, gdy najbli�szy wojownik mia� uwolni� strza��, us�ysza�am g�o�ny krzyk ojca Chriny:
- Nie!
W oczach tych m�czyzn musia� wygl�da� �a�o�nie, ale jego rozkazuj�cy g�os brzmia� r�wnie w�adczo jak dawniej.
Naci�gni�te ci�ciwy �uk�w zosta�y zwolnione, wzniesione groty -opuszczone. Chrina doskoczy�a do ojca i podnios�a go na kolana. Oboje przeszywali mnie wzrokiem, zupe�nie jakby mogli przenikn�� moje cia�o.
- Panie, dlaczego okaza�e� temu stworzeniu lito��? - spyta� postawny m�czyzna w zbroi, kt�ry okaza� si� dow�dc� dru�yny. - Chrina nosi na szyi �lady zwierz�cych z�b�w, a i ty zosta�e� pogryziony.
- �nie�ny kot rzeczywi�cie zada� nam te rany, Pagancie - odpar� Etsalian. - Ale oszcz�dzi� moj� c�rk� i zaprowadzi� nas do kryj�wki. Gdyby nie to, zgin�liby�my w nawa�nicy.
Kilku wojownik�w i my�liwych wymieni�o spojrzenia, jakby pomy�leli, �e umys� lorda ucierpia� na r�wni z jego cia�em. Przez kr�tk� chwil� zastanawia�am si�, czy faktycznie nie mog�o tak by� po tym wszystkim, czego ode mnie do�wiadczy�. Spojrzenie, kt�rym mnie obdarzy�, by�o dziwne, gdy powiedzia� mi�kko:
- Dlaczego uratowa�a� nas, M�dra Kobieto, nie wiem. By� mo�e jeszcze za wcze�nie na podzi�kowania. Wci�� mo�esz ��da� zap�aty za krzywd�, kt�r� ci wyrz�dzi�em.
W czasie gdy ludzie Etsaliana przygotowywali dla niego nosze, pozostawa�am w pobli�u, a kiedy podnie�li rannego m�czyzn� i ruszyli, pod��y�am za nimi. Po odbyciu powolnej podr�y z g�r do stanicy Etsaliana po�o�onej w pobli�u doliny, Chrina zaprowadzi�a mnie do kamiennego sk�adziku, dopilnowa�a wyboru odpowiednich stroj�w, i zostawi�a, �ebym na osobno�ci mog�a dokona� przemiany z bestii w kobiet�. Tym razem uda�o mi si� zahaczy� pazurem o obro��. Zerwa�am j�.
Du�o p�niej spotka�am si� z Etsalianem w stanicy w swej prawdziwej postaci, otulona w szaty, kt�re nale�a�y niegdy� do jego �ony. Nog� mia� ju� opatrzon� i opiera� si� na kulach. Przez d�u�sz� chwil� �adne z nas nie potrafi�o przywo�a� odpowiednich s��w. W ko�cu powiedzia�:
- Z tego, co m�wi� uzdrawiacze wynika, �e zap�aci�em za swoj� zbrodni� kalectwem. Zawsze ju� b�d� kula�. Wyprostowa�am si�.
- A mnie nikt nie przywr�ci dziewictwa. Ale krzywda wyrz�dzona Czarownicom z Estcarpu mo�e by� naprawiona. Pos�uchaj mnie, Etsalianie. Twoja c�rka ma dar. Powinna rozwija� swoje umiej�tno�ci.
Wybra�am najkr�tszy spos�b oznajmienia temu rannemu m�czy�nie, �e musi stan�� w obliczu nast�pnej straty. Twarz Etsaliana odzwierciedla�a ca�� gam� uczu� i kolor�w. Zachwia� si� na kulach, a jego g�os przeszed� w charkot.
- Chrina? Dar? Jak to mo�liwe?
- Nie mam poj�cia. Wiem tylko, �e go ma i musi s�u�y� Estcarpowi.
- Czy to by� pow�d, dla kt�rego nas uratowa�a�? Nie by�am w stanie odpowiedzie� od razu.
- To by� wystarczaj�cy pow�d - odpar�am w ko�cu. - Za dwa dni wyruszam do Zamku Es. Przygotuj j� do podr�y, pojedzie ze mn�.
Jego twarz sta�a si� czerwona, a oczy zab�ys�y. Wiedzia�am, �e je�liby tylko zechcia�, m�g�by mnie zabi�, �eby nie dopu�ci� do zabrania Chriny.
- Jeste� pewna? - wyj�ka�.
- Tak.
Wlepi� wzrok w pod�og� pomi�dzy kulami.
- Dobrze wiesz, �e nie jestem cz�owiekiem sprzyjaj�cym Czarownicom, ale zarazem zawsze sp�acam swe d�ugi.
- Kiedy nie dopu�ci�e�, by twoi ludzie zabili �nie�nego kota - odpowiedzia�am -ju� sp�aci�e� d�ug wobec mnie. Wci�� jednak masz zobowi�zania w stosunku do Rady.
Kiedy zn�w podni�s� oczy, spostrzeg�am, �e smutek wyrze�bi� na jego twarzy nowe zmarszczki. Wiedzia�am ju�, �e zrozumia�, i� rzeczywi�cie straci� c�rk�.
- Nigdy nie pragn��em tego dla Chriny. Nigdy nikogo nie po�lubi�... nigdy nie pozna�, co to m�� i dzieci... Je�li j� zabierzesz, czy kiedykolwiek jeszcze zobacz� moj� dziewczynk�?
- Kiedy nauka dobiegnie ko�ca, b�dzie mog�a sama zadecydowa�, czy ci� odwiedzi�. To b�dzie jej wyb�r. Zawaha� si�.
- Czy ona wie, co to by�o... to, co ci zrobi�em?
- Nie. Zna jak�� cz�stk� prawdy, ale jest jeszcze zbyt m�oda, �eby zrozumie� w czym rzecz. Jest �wiadoma tylko tego, �e ma w sobie Moc i musi �wiczy� si� w jej u�yciu.
- Wi�c zr�b co� dla mnie, Megarti - powiedzia�, po raz pierwszy wymawiaj�c moje imi�. - Nie m�w jej. Je�li kiedy� przyjdzie na to czas, pozw�l, by us�ysza�a to z moich ust.
By�am przygotowana na to, by odm�wi� podobnej pro�bie, lecz us�ysza�am sw�j g�os:
- Nie powiem jej nic wi�cej. Kiedy nauka dobiegnie ko�ca, przy�l� ci wiadomo��. To wszystko, co mog� obieca�, Etsalianie.
- To wystarczy - odpowiedzia�, a ja opu�ci�am sal�, by poczyni� przygotowania do podr�y do Zamku Es.
POS�OWIE
To opowiadanie zosta�o napisane dla kogo�, kto zach�ci� i - wspom�g� mnie w moich pierwszych pr�bach literackich, a mianowicie... dla samej Andre. Dzi�ki jej �wiatowi Czarownic otrzyma�am szans� napisania o dw�ch rzeczach, kt�re lubi� najbardziej - du�ych kotach i magii. �nie�ny kot stworzony przez
Andre by� cudownym pomys�em i zdecydowa�am si� podj�� wyzwanie -wprowadzenia czytelnika w sk�r� tego stworzenia i patrzenia jego oczami. I w tym momencie napotka�am przeszkod�. Opowiadanie o �nie�nym kocie, po prostu jako o zwierz�ciu, mog�o by� zabawne, ale nie ��czy�o si� bezpo�rednio z reszt� �wiata Czarownic.
Wcze�niej Andre za�o�y�a, �e w jej �wiecie istnieli ludzie, kt�rzy mogli wcieli� si� w postacie du�ych kot�w - na przyk�ad ch�opiec w "Lamparcie". Tu le�a�o rozwi�zanie: bohaterk� uczyni� kobiet� z Estcarpu, kt�ra, dzi�ki magii, mog�aby przemieni� si� w �nie�nobia�ego kota. Dlaczego mia�aby to zrobi�? Z zemsty - odpowiedzia�a bohaterka i odt�d to ona sprawowa�a kontrol� nad opowiadaniem.
Utw�r czerpie z pomys��w i temat�w wielu utwor�w Andre. Pe�en wyrazu motyw szukaj�cej zemsty zgwa�conej kobiety w Ropuchach z Doliny Grimmer, zmieniaj�cy posta� bohater Lamparta, magiczny stw�r w Kryszta�owym Gryfie i seria ksi��ek o �wiecie Czarownic - wszystko to odegra�o rol� przy tworzeniu tej opowie�ci. Mam nadziej�, �e moje wysi�ki oddaj� cze�� tym utworom i M�drej Kobiecie, kt�ra je napisa�a.
CLARE BELL
Ginger Simpson Curry
W�e morskie z Doliny Domnu
W miesi�cu Lodowego Smoka w roku ��tego Kar�a Zvetta zmuszona by�a uda� si� po porad� do M�drej Kobiety Elsgeth. Ciemn� chat� Czarownicy o�wietla� jedynie trzaskaj�cy ogie�, kt�ry �agodzi� zimowy ch��d. Cienie porusza�y si� gwa�townie na �cianach niczym dzikie bestie.
W nerwowym oczekiwaniu na przepowiedni� Zvetta potar�a bransolet� o r�k�. Odgarniaj�c rudawe w�osy z delikatnej owalnej twarzy, przyjrza�a si� baczniej M�drej Kobiecie. Elsgeth wpatrywa�a si� jak zahipnotyzowana w trzyman� przez siebie czar� w kszta�cie splecionych d�oni. Przez ostatnie pi�� nocy Zvetta spa�a tylko chwil� lub dwie. A i tak te momenty wype�nione by�y odorem i przyt�aczaj�c� obecno�ci� Z�a. Jakie� to niebezpiecze�stwo zawis�o nad ni� i jej m�em - Maursem?
Chocia� Zvetta, z racji odleg�ego pokrewie�stwa, mia�a w sobie jeszcze ostatki Mocy, nie pobiera�a odpowiednich nauk, a pr�by przepowiadania przez ni� przysz�o�ci spe�z�y na niczym.
Tak wi�c wr�by ciemnow�osej Czarownicy w nieokre�lonym wieku, siedz�cej naprzeciwko i wpatruj�cej siew czerwonobr�zow� wod� w czarze, stanowi�y jedyn� szans� odkrycia, jaka� to Ciemno�� zaw�adn�a snem m�odej kobiety. Elsgeth mamrota�a s�owa, kt�rych Zvetta nie rozumia�a, i kre�li�a w powietrzu runy, rozb�yskuj�ce jasnozielone tu� przed znikni�ciem. Zwi�d�e usta rozwar�y si� w monotonnym �piewie:
- To, co by�o dawno temu, nastanie znowu. Zrodz� si� bli�niacy - jeden z Ciemno�ci, drugi z Czarownicy i m�a szlachetnego rodu. Bli�niak wywodz�cy si� z Ciemno�ci wyprowadzi w pole wszystkich mieszka�c�w Krainy Dolin - tych z Ith, z Ulms i z Ups - i zjednoczy ich pod swym przyw�dztwem. Wtedy oka�e swe prawdziwe Z�o i wyci�gnie wielkie pi�ci, by podbi� ziemie dalekie i szerokie. A ci, kt�rzy nie zegna kolan przed panem Ciemno�ci, b�d� mordowani, p�ki morza Wy�yny Hallack nie spienia si� od krwi.
Zvetta kul�c si� pochyla�a g�ow�, p�ki jej oczy nie spocz�y na bransolecie - talizmanie. Zielone pier�cienie, wpasowane w ko�o z wij�cym si� dooko�a w�em morskim, trzy razy oplata�y jej lewy przegub. Bransoleta przekazywana by�a w rodzinie jej m�a z pokolenia na pokolenie. Da� j� Zvetcie prawie rok temu z okazji pierwszej rocznicy ich �lubu. Wsuwaj�c talizman na jej r�k�, wymamrota� pochylaj�c g�ow�:
- Morska ziele� Domnu jest barw� twoich oczu. Rzemie�lnicy nie mogliby dobra� tego lepiej. Jeste�cie dla siebie stworzeni.
Bransoleta zafascynowa�a Zvett�, sta�a si� ogniwem ��cz�cym j� z oceanem tak blisko, �e a� zastanawia�a si�, czy nie by�a kiedy� morskim stworzeniem.
Teraz, oszo�omiona strachem, Zvetta pochyli�a g�ow�, gdy monotonne s�owa Elsgeth godzi�y w ni� niczym truj�ce kamienie.
- Bli�niak zrodzony z Czarownicy i m�a szlachetnego rodu spr�buje zabi� lorda, pierwszego wielkiego w�adc� Wy�yny Hallack - wsp�czuj�cy wzrok Elsgeth spocz�� na twarzy Zvetty - lecz bli�niak z Ciemno�ci zwyci�y.
- Nie jestem Czarownic�! Czemu tak m�wisz? Wzrok Elsgeth przeni�s� si� na p�omie�.
- O pani, nie wiem nic wi�cej ponad to, co widz�.
- Elsgeth, je�li rzeczywi�cie chodzi o mnie - to co mam czyni�? Co to wszystko znaczy? - Bliska �ez Zvetta przesuwa�a bransoletk� to w g�r�, to w d� r�ki.
Podnosz�c wzrok Elsgeth westchn�a.
- Nie wiem, o pani. Jestem tylko naczyniem, w kt�rym odbija si� przysz�o��.
Kiedy M�dra Kobieta przytrzymywa�a drzwi, �eby wypu�ci� Zvett� z chaty, po�o�y�a ko�cist� r�k� na jej szczup�ym ramieniu, zatrzymuj�c j� na chwil�.
- Czy wiesz, �e przysz�o�� jest rozwidlaj�c� si� �cie�k�? Mo�esz zmieni� przepowiedni�, je�li wybierzesz trudniejsz� z tych dr�g.
By�a wi�c nadzieja! Lodowaty �nieg skrzypia� pod butami Zvetty wracaj�cej do Domnu. Sople lodu o dziwnych kszta�tach zwiesza�y si� z drzew niczym czyhaj�ce na ofiary drapie�ne ptaki. Powtarzaj�c sobie, �e zaradzi z�u, Zvetta pospieszy�a do stanicy, wyj�tkowo maj�c ochot� na ignorowanie si� natury.
Du�o p�niej tego wieczoru, rozmawiaj�c z Maursem w ich sypialni, Zvetta potar�a bransolet� z w�em morskim o sw�dz�c� sk�r�.
Lord Maurs by� du�o starszy od swej �ony, wysoki, niecierpliwy, z wystaj�cymi ko��mi policzkowymi i b�yszcz�cymi oczami. Podczas jednego ze swych wypad�w na Wielkie Pustkowie przenocowa� w stanicy ojca Zvetty. Od razu urzek�a go ta cierpliwa, godna zaufania dziewczyna o drobnej sylwetce, wiecznie wyg�adzaj�ca poskr�cane rudobr�zowe w�osy. Nie zwleka� z poproszeniem o jej r�k�.
Zvetta wiedzia�a, �e to jej pogoda i uczciwo�� przyci�gn�y do niej tego impulsywnego wojownika. Wiedzia�a r�wnie� o jego fanatycznej nienawi�ci do magii - wszystko jedno: dobrej czy z�ej. Wydepta� wiele �cie�ek na Wielkim Pustkowiu, pr�buj�c magi� pokona�. Tej nocy by�o jej ci�ko na sercu, bo si� ba�a. Powiedzenie mu o przepowiedni spowodowa�oby jego powr�t na Wielkie Pustkowie. Przycz�ki porzucone przez Prastarych po opuszczeniu tych ziem - ca�e wieki przed tym, jak rodzina Domnu przesz�a przez Bram� - by�y opanowane przez Moce, kt�re mog�y go zniszczy�.
Br�zowa sk�ra pomi�dzy szerokimi brwiami Maursa zmarszczy�a si� w grymasie dezaprobaty. Lord �cisn�� rami� Zvetty. Jego uwag� przyku�y nagle czerwone pr�gi wij�ce si� wok� jej r�ki; zmartwiony otworzy� szerzej oczy.
- C� ci� tak trapi, moja pani? Sp�jrz na Domnu!
Oczy w�a morskiego rozb�ys�y jak gor�ce w�gle. Jego zielone cia�o zacz�o pulsowa� z iskrzeniem, przypominaj�cym Zvetcie l�ni�ce morskie �yj�tka p�ywaj�ce w nocnym morzu niczym upad�e gwiazdy. Pozwoli�a Maursowi zsun�� bransoletk� i obejrze� jaj jego szorstkie palce bada�y wolno ka�dy pier�cie�. Chocia� przyzwyczajona do widoku bransolety, wci�� by�a zaintrygowana g�ow� owcy wie�cz�c� cia�o w�a.
Jakie mog�o to mie� znaczenie dla Prastarych? Bo z pewno�ci� jedna z tych magicznych postaci nosi�a kiedy� ten klejnot. Gdzie na Wielkim Pustkowiu, dawno temu, ojciec rodu Maursa m�g� go znale��? Kr��y�y dziwne opowie�ci, �e takie przedmioty przyci�ga�y tylko tych, kt�rzy �yczyli sobie je nosi�.
- Ha! - powiedzia� Maurs, odwracaj�c si� do Zvetty i wymachuj�c czym� ciemnym. - Widzisz, moja pani, ta ma�a czarna bry�ka wbi�a si� mi�dzy pier�cienie.
Podrzucaj�c kamie�, po�o�y� matow� teraz bransoletk� na stole.
- Chyba nie powinna� tego nosi�, dop�ki twoja r�ka nie wydobrzeje.
Zvetta nosi�a klejnot nieprzerwanie przez rok i czu�a si� teraz bez niego nieswojo. �a�owa�a, �e nie mo�e przedyskutowa� z Maursem s��w M�drej Kobiety.
Maurs zaprowadzi� j� do �o�a i natar� ma�ci� ran�. Jego uspokajaj�cy dotyk sprawi�, �e poczu�a, i� jej problemy odp�yn�y. Tego wieczoru kochali si� czulej, d�u�ej i z wi�ksz� satysfakcj� ni� kiedykolwiek przedtem. Tej nocy, gdy dzielili�my rozkosz, z pewno�ci� zosta�o pocz�te dziecko, pomy�la�a Zvetta.
Potem jednak zn�w zacz�a si� ba� i t�skni� za swoimi pier�cieniami. W ko�cu zmorzy� j� niespokojny sen.
Czuj�c na sobie ci�ar r�k Maursa, pieszcz�cego zakamarki jej cia�a z maestri�, o jak� go nawet nie podejrzewa�a, wydawa�a si� sama sobie wci�� pogr��ona we �nie. Doprowadzi�o j� to na skraj podniecenia.
- Czy... Czy to na pewno ty? - wym�wi�a przez zaci�ni�te z�by, rzucaj�c si� z boku na bok i omiataj�c pok�j rozbieganym wzrokiem.
Kiedy nagle obr�ci�a si� w lewo, w�� morski zamigota�, wysy�aj�c zielone promienie, jakby pr�bowa� j� ostrzec.
Odwr�ciwszy g�ow� spojrza�a w oczy tak jasne i czerwone jak p�omie�. Krzykn�a, wymachuj�c desperacko r�kami, by przesun�� przygniataj�ce j� ci�kie cia�o Maursa; kiedy przytrzyma� jej r�ce i �mia� si� szeroko, pomy�la�a, �e to nie mo�e by� prawda.
Gdzie� z zakamark�w jej umys�u wyp�yn�a staro�ytna wiedza.
- Do mnie, Domnu! - krzykn�a.
Natychmiast w�owata bransoleta przeci�a powietrze i spocz�a na r�ce, z powrotem j� oplataj�c. Uderzaj�c klejnotem w z�� twarz z k�ami i czerwonymi oczami, Zvetta widzia�a Moc uchodz�c� z postaci ponad ni�, a� do czasu, gdy wszystko znikn�o - wszystko, opr�cz czarnej bry�ki.
Daj�c si� ponie�� temu samemu tajemniczemu impulsowi, pchn�a g�ow� owcy w stron� bry�ki, rozkazuj�c:
- Domnu, zabij parszywca!
Przed jej zdziwionymi oczami kamie� obr�ci� si� w py�, a py� znikn��.
Zvetta my�la�a jedynie o swym m�u. Gdzie m�g� si� podzia�? Zbudzi�a ca�e Domnu. Ale chocia� przez t� noc i kilka nast�pnych dni przetrz��ni�to wszystkie zakamarki, Maursa nie znaleziono.
Zaufany lorda, Donas, przez nast�pne miesi�ce pozostawa� u boku Zvetty, przygotowuj�c j� do pe�nienia obowi�zk�w pani domu. Wzi�a je na siebie w tym przej�ciowym okresie pomi�dzy znikni�ciem Maursa i obj�ciem rz�d�w przez dziecko, kt�re teraz nosi�a w swym �onie. Bransolet� z w�em morskim schowa�a, jako �e za ka�dym razem, gdy spoczywa� na niej jej wzrok, my�la�a o Maursie i od nowa zaczyna�a p�aka�.
Pofatygowa�a si� znowu do M�drej Kobiety, by zapyta�, sk�d si� wzi�a czarna bry�ka, kt�ra zmieni�a Maursa w Z�ego.
- O, pani - powiedzia�a Elsgeth. - Lord Maurs przyni�s� j� nieumy�lnie z Wielkiego Pustkowia. Czemu tak si� sta�o - nie wiem. Wiem tylko, �e dawno temu jaki� czar poleci� mi s�u�y� w Domnu.
Mija�y lata i zimy. Zvetta wielekro� zastanawia�a si�, czy Domnu nie by�o przekl�te. Wiedzia�a, �e to posiad�o�� le��ca najbli�ej morza. M�wi�o si�, �e jej za�o�yciel uwielbia� bezkresn�, s�on� wod�, lecz nie znosi� morskich stworze�. Umie�ci� wi�c kilka kamiennych blok�w do zarzucania sieci. Mo�e bransoletka z zielonym w�em morskim, kt�r� kupi� na Wielkim Pustkowiu, dola�a oliwy do ognia? W ka�dym razie znalaz� si� pod takim wp�ywem talizmanu, �e wszystkim swym posiad�o�ciom nada� nazwy pochodz�ce od tej morskiej istoty - Domnu.
Jego ziemie by�y tak �yzne, a owce - tak bogate w we�n�, �e kt�ry� z pan�w z Krainy Dolin rzuci� podejrzenie, i� stary lord musi u�ywa� magii. Dzieci z Krainy Dolin docina�y z tego powodu ma�emu Maursowi. Kiedy sta� si� m�czyzn�, m�odzie�cze w�tpliwo�ci zamieni�y si� w obsesj�. Postanowi� udowodni�, �e sztuczki Prastarych nie mia�y nic wsp�lnego z tajemnymi si�ami �ycia.
Lekcewa�enie Z�a to, jak powiadaj�, niebezpieczna �cie�ka. Zvetta cz�sto zastanawia�a si�, czemu M�dra Kobieta pozosta�a po tym, jak wi�kszo�� ludzi j � opu�ci�a. Westchn�a. Czy Czarownica zosta�a przez te wszystkie lata po to, by przekaza� Zvetcie przepowiedni�? Czy mo�liwe, �e zrobi�a to ze wzgl�du na zwi�zek Maursa ze Z�ym? Bo co do tego, �e Z�y zniszczy� jej m�a, nie mia�a ju� teraz w�tpliwo�ci.
Zanim jeszcze nadszed� si�dmy miesi�c ci��y, zajad�e kopanie w brzuchu uzmys�owi�o jej, �e nosi�a w sobie niejedno ma�e �ycie, a dwa. Przypomnia�a sobie wr�b�. "Bli�niak Czarownicy i m�a szlachetnego rodu spr�buje zabi� pierwszego wielkiego w�adc� Wy�yny Hallack. Lecz Bli�niak Ciemno�ci zwyci�y".
Pog�aska�a sw�j nabrzmia�y, przelewaj�cy si� brzuch, modl�c si�, by �adne z dzieci nie by�o z�e. Niepoj�ty dreszcz strachu przenikn�� jej cia�o.
Przed rozwi�zaniem zn�w odszuka�a Elsgeth. Tym razem mg�a zasnu�a wizje M�drej Kobiety. Nic nie mog�a zobaczy�.
Si�dmej nocy si�dmego miesi�ca ci��y na Zvett� zosta�a na�o�ona kl�twa, zwana niekiedy geas. Sen, kt�ry mia�a, by� tak wyrazisty, �e a� krzykn�a. Znajdowa�a si� nad morzem w jaskini wydr��onej dawno temu, gdy przyp�ywy posuwa�y si� o wiele dalej w g��b pla�y. Dzieci przysz�y na �wiat, ka�de w oddzielnym p�cherzu p�odowym. Gdy przecina�a no�em p�powiny, us�ysza�a g�os tak wyra�ny, jakby Gunnora - Bogini �niw i Opiekunka Dzieci - sta�a tu� za ni�:
- Musisz umie�ci� stal w sercu z�ego dziecka. Tylko to mo�e zapobiec spe�nieniu si� przepowiedni.
Dr��c Zvetta zakopa�a si� w stercie narzut. Wyrz�dzenie krzywdy cho�by najmniejszemu �yj�cemu stworzeniu by�o wbrew naturze. Nawet skrzydlate owady zbieraj�ce py�ek z kwiat�w zdawa�y si� o tym wiedzie�. Gdy zmierza�a w kierunku ogr�dka na ty�ach stanicy o kamiennych �cianach, motyle siada�y na jej ramionach, spogl�daj�c na ni�, jakby uwa�a�y, �e powinna z nimi porozmawia�. J�kn�a, a zaraz potem zbeszta�a sam� siebie. Musi by� silna dla swego ukochanego Domnu i dla dziecka, kt�re prze�yje.
Czy to przez czary, czy z w�asnej woli, w nast�pnych dniach przygotowywa�a serce na spotkanie z b�lem, kt�ry - wiedzia�a to - nadejdzie i przeszyje j� jak miecz.
Zmusi�a Donasa, by nauczy� j � pos�ugiwania si� mieczem Maursa. W metalowej zbroi, okrytej sk�rzanym kaftanem, �wiczy�a po kilka godzin dziennie. Je�li kto� napad�by na stanic�, mog�aby pom�c w jej obronie, a poza tym dzi�ki �wiczeniom zn�w sypia�a w nocy.
Wiele razy w nast�pnych miesi�cach �ni�a o cudownych chwilach z Maursem. Kiedy� pogalopowali na kucach nad brzeg oceanu, gdzie legli razem pod baldachimem z�otych li�ci, wpatruj�c si� w fale rozmywaj�ce si� na piasku. Innym razem Maurs powi�d� j� za r�k� do podziemnego wyj�cia ze stanicy.
- Je�li wybuchnie wojna i stanica b�dzie oblegana, nie wolno ci szuka� mnie. Musisz uciec przez tajemne przej�cie do kryj�wki -powiedzia� z mi�osn� trosk� w g�osie.
Nigdy ci� nie opuszcz�, moja mi�o�ci, my�la�a u�miechaj�c si� nawet wtedy, gdy bezsenno�� i powracaj�ca pustka roz�upywa�y jej serce niczym prawdziwe ugodzenie strza�y.
Zanim jeszcze by�a wewn�trznie na to przygotowana, rozpocz�y si� b�le porodowe. Tej nocy, gdy le�a�a w �o�u, plecy zacz�y j� tak bole�, �e nie mog�a zasn��. Jej my�li kr��y�y wok� Maursa. Czy zgin��? A mo�e ta okropna Ciemno�� poch�on�a go? I czy to nie ona sama rozkaza�a w�owi morskiemu zabi� co�, co kiedy� by�o jej m�em? Nie zdaj�c sobie sprawy z tego, co robi, wyj�a Domnu z kryj�wki i wsun�a bransolet� na r�k�. Na sk�rze poczu�a dotyk ciep�ego, mi�kkiego i pe�nego si�y w�a morskiego. Czy tylko to sobie wyobrazi�a, czy te� rzeczywi�cie bi�o od niego ciep�o?
Targn�� ni� pierwszy skurcz. Wzdrygaj�c si� na my�l o tym, co b�dzie musia�a uczyni� po porodzie, przygotowywa�a podr�ny worek.
Wy�lizn�a si� przez sekretny podziemny tunel. Jak w transie schodzi�a do morza, zatrzymuj�c si� tylko wtedy, gdy b�le by�y zbyt silne, by mog�a pozosta� wyprostowana.
Zupe�nie jak odlatuj�cy na zim� ptak, pod��a�a wyra�n� �cie�k� wyryt� g��boko w jej umy�le. W ko�cu us�ysza�a fale oceanu rozbijaj�ce si� o brzeg i wiedzia�a ju�, �e jest prawie na miejscu. Na zakr�cie drogi zobaczy�a jaskini� ze snu.
Kiedy dzieci przysz�y na �wiat, odci�a i zwi�za�a p�powiny. Po umyciu bli�niak�w zawin�a ich w ciep�e ubranka. Potem, ci�gle z zamglonym umys�em, przygotowa�a si� do wype�nienia tego, co nakaza� jej geas.
Pomi�dzy dzie�mi po�o�y�a n�, przygl�daj�c si� po kolei ka�demu z nich. Wprost ze �r�d�a wewn�trznej wiedzy nap�yn�y imiona.
- Nadaj� ci imi� Quirinus - zanuci�a do pierworodnego, g�aszcz�c jego rud� czupryn�. A ty b�dziesz nosi� imi� Remus - powiedzia�a do drugiego, kt�ry mia� bardziej r�ow� sk�r� i jasne, niemal bia�e w�osy.
Chwyciwszy n�, podnios�a go do g�ry. Musi zada� cios prosto w serce, sprawiaj�c przy tym jak najmniej b�lu. J�kn�a i zawaha�a si�, zn�w spogl�daj�c to na jedn� ma�� posta�, to na drug�. Widzia�a swych syn�w wyra�nie, bo pada�o na nich pochodz�ce z nieznanego �r�d�a �wiat�o. Ale kt�re z tych dzieci by�o nosicielem Z�a?
Poczu�a nagle, �e umys� jej zaczyna pracowa� sprawniej. Upu�ci�a n�. K�ad�c dzieci w zgi�ciach obu r�k, podj�a desperack� pr�b� odgadni�cia ich natury - tak jak robi�a to ze skrzydlatymi owadami. Nie wyczu�a Z�a. Ka�dy z jej �pi�cych syn�w zas�ugiwa� na mi�o��. Pop�akuj�c zastanawia�a si� gor�czkowo, czy zgodnie z nakazem mia�a zabi� obydwu ch�opc�w? - Nie! - krzykn�a; serce skaka�o jej w piersi niczym dzikie zwierz� walcz�ce o wolno��. - Nie zrobi� tego! Dziecko mojego pana b�dzie �y�o. Przynajmniej tyle po nim musz� zachowa�.
Nagle ciep�o nasilaj�ce si� na przegubie przyci�gn�o jej wzrok do talizmanu. Od Domnu bi� blask! Zielony w�� morski zal�ni� jeszcze ja�niej, jakby skryta g��boko w jego ciele energia pot�nia�a. Wbrew jej woli r�ka podnios�a si� i wskaza�a na morze. Czy�by bransoleta chcia�a powiedzie�, �e to woda zadecyduje, kt�re dziecko ma �y�?
Obudzone noworodki wrzeszcza�y, kiedy brodzi�a po kolana w oceanie. Kr��ek Domnu rozb�ysn��. S�ony wodny py� studzi� jej znu�one, przepocone cia�o, a ona sta�a tam d�u�sz� chwil�, patrz�c to na twarze synk�w, to na morze, i oczekuj�c znaku.
Od dalekich fal oderwa� si� ciemny kszta�t. Kiedy si� zbli�y�, Zvetta zobaczy�a hak w�owej szyi, wy�aniaj�cy si� z przybrze�nej fali. Krzykn�a. To co� zatrzyma�o si� w odleg�o�ci kilku jard�w od niej, daj�c jej czas na dok�adne ogl�dziny.
Zielony w�� mia� wysoko�� prawie dw�ch m�czyzn i owcz� g�ow�. Nigdy nie widzia�a tak gigantycznego stworzenia. Uciek�aby, gdyby nie to, �e zmrozi� j� strach. Musi si� ruszy�! Musi uciec, by ochroni� dzieci przed tym potworem.
Poczu�a nap�ywaj�c� ku niej wielk� fal� wsp�czucia kt�ra wywo�a�a mrowienie ca�ego cia�a i w dziwny spos�b j� uspokoi�a. Dzieci wpatrywa�y si� male�kimi oczami w �lizgaj�c� si� w ich kierunku besti�.
Jakby pozdrawiaj�c przyjaciela, Zvetta odwzajemni�a si� olbrzymowi spojrzeniem pe�nym ciep�a. Kiedy wielka g�owa owcy delikatnie opar�a si� o jej rami�, pomy�la�a nawet, �e zna rozwi�zanie zagadki. Oto z g��bi oceanu wy�oni� si� Domnu, �yj�cy w morzu stw�r, na podobie�stwo kt�rego jaki� Prastary zaprojektowa� jej bransolet�. A mo�e ten w�� morski by� Prastarym we w�asnej osobie? Tym, kt�ry og�osi� morze swym kr�lestwem?
Nie zna�a prawdy. Wiedzia�a tylko, �e ten potw�r nie wyrz�dzi j ej �adnej krzywdy. Kobieta i w�� popatrzyli sobie g��boko w oczy. Podni�s�szy najpierw jedn� r�k� z wtulonym w ni� noworodkiem, a p�niej drug�, poprosi�a:
- Powiedz mi, Prastary, kt�ry z nich jest dzieckiem Ciemno�ci, a kt�ry mego pana, Maursa.
Zvetta zauwa�y�a wtedy, �e oczy Domnu nie s� czerwone jak w bransolecie, ale b�yszcz� czystym b��kitem nieba zmytego deszczem. Prastary opu�ci� g�ow�, ale zanim to si� sta�o, zobaczy�a, �e z jego oczu p�yn� �zy.
Popatrzy� bacznie na noworodki. P�niej wielki �eb uni�s� si� na wysoko�� g�owy Zvetty, a s�owa dotar�y do jej umys�u tak wyra�nie, jakby w�� je wypowiedzia�.
- Jeszcze nie nadszed� czas, moja pani. Przyjd� z ch�opcami si�dmego dnia miesi�ca Poczwarki, w roku Mchowej Niewiasty.
Posuwaj�c si� powoli, jakby niech�tnie, mi�kkie zielone cia�o zanurzy�o si� w morzu i znik�o.
Zvetta nie mog�a sobie p�niej przypomnie�, w jaki spos�b wr�ci�a z bli�niakami do Twierdzy Domnu. Przez nast�pnych dziesi�� dni czu�a na przemian to wzrastaj�c�, to opadaj�c� gor�czk�. W godzinach wzgl�dnej jasno�ci umys�u czu�a w sobie pot�niej�c� moc geasu. Pewnego wieczoru ockn�a si� przed ko�ysk� pierworodnego, Quirinusa, trzymaj�c n� nad jeg