11068
Szczegóły |
Tytuł |
11068 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
11068 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 11068 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
11068 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ANGELIKA
Lecę, lecę wysoko, pod samym niebem. Niebo jest szare, gdzieniegdzie poznaczone
jaśniejszymi smugami mgły. Słońca nie widać, ale ja przecież i tak wiem, że tam
jest.
Lecę, lecę wysoko nad światem... Świat jest dziwny. Widzę, jak daleko w dole
płonie dom, czerwono migocą skaczące wesoło płomienie, w górę bije wielki słup
czarnego dymu. Ktoś krzyczy, głośno, rozpaczliwie. Jakieś dziecko płacze. A pół
mili dalej na wzgórzu otoczonym lasem wyciągnął się płasko złoty smok. Leży
nieruchomo. Patrzy. Patrzy. Nic nie widzi. Jest ślepy. Złoty smok jest ślepy,
widzę wyraźnie czarne jamy ziejące pustką tam, gdzie niegdyś błyszczały jego
bystre ślepia. Nic nie widzi - ale patrzy. Świat jest dziwny. Smok też.
Lecę. Widzę rzekę, lśniącą wstęgę jak wąż wijącą się po równinie. Widzę zamek,
wielki i biały, o siedmiu wieżach ze spiczastymi dachami. I widzę królewnę w
zamkowym ogrodzie. Tańczy, śmiejąc się wesoło, jej czarne włosy rozwiewa wiatr.
Tańczy. Nic nie wie o złotym smoku ze wzgórza - co królewnę może obchodzić ślepy
smok?...
Lecę. Lecę. Zapada noc. Na niebie rozbłyskują gwiazdy - setki, tysiące, miliony
miliardów małych srebrnych świeczek, małych oczek - tyle, tyle oczu na niebie, a
złoty smok nie ma nawet jednej pary... Policz wszystkie gwiazdy, smoku! Policz
je, powiedz mi, ile ich jest. A ja wtedy zwrócę ci wzrok. Może.
Lecę. Jest ciemno. Wszędzie ciemno. Wielkie chmury przesłoniły nieboskłon. Leje
deszcz. Ulewa chłodnych kropelek, szumiących jak morze... Może wolisz liczyć
krople, smoku? Licz, licz, powiedz, ile kropli spada tej nocy na ziemię, policz
wszystkie, co do jednej... A ja dam ci oczy. Parę nowych oczu, błękitnych jak
woda w jeziorze. Jak zmyte deszczem niezapominajki.
Lecę. Lecę.
Deszcz ustaje. Księżyc patrzy na mnie. Srebrny wagabunda. On też nie ma oczu,
ale on widzi. Widzi wszystko. I nic nie może. Tylko psy na niego wyją.
Tak, świat jest dziwny. Bardzo dziwny.
Lecę. W oddali, nad wschodnim horyzontem zaczyna się rysować długa, szarawa
pręga, u dołu podbarwiona delikatnym różem. Ten róż staje się coraz jaskrawszy,
czerwienieje jak plama ciepłej jeszcze krwi... Blask zalewa niebo - słońce
wschodzi. Słońce nie widzi smoka i smok także go nie widzi. Co, powiecie może,
że to niesprawiedliwe? I cóż to jest: sprawiedliwość?...
Lecę. Lecę. Pode mną pola, łąki, lasy. Ranek, południe, wieczór, noc, ranek,
południe... Lecę.
Ja, upadła - ja, skrzydlata. Czarno-biała, roześmiana przez łzy, błyskająca
kłami, miękkopióra.
Urodzona do lotu.
Angelika.
Agnieszka Hałas, 1996
Z powrotem na stronę Fantasy Forever
Na moja stronę domowa
Ta strona znajduje sie na serwerze Polbox On-Line Service
http://free.polbox.pl - bezplatne konta pocztowe oraz strony WWW