2606

Szczegóły
Tytuł 2606
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2606 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2606 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2606 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Andre Norton Operacja "Poszukiwanie czasu" Rozdzia� 1 � Atlantyda? to przecie� ba��. M�czyzna stoj�cy przy oknie odwr�ci� si�. Nie m�wisz serio � rozpocz�� z przekonaniem, kt�re os�ab�o, gdy nie zauwa�y� �adnej reakcji na twarzy swego towarzysza. � Widzia�e� przecie� filmy z trzech pierwszych pr�b. Czy wygl�da�y jak wytwory czyjej� wyobra�ni? Sam sprawdzi�e� wszystkie �rodki bezpiecze�stwa, �eby mie� pewno�� rzetelno�ci pr�b. Ba�� powiadasz? Spokojny, siwow�osy m�czyzna zag��bi� si� lekko w swoim fotelu. � Ciekaw jestem, co kryje si� u �r�de� niekt�rych naszych legend. Ju� dawno udowodniono, �e norweskie sagi, kiedy� traktowane jako fikcja, s� kronikami historycznych podr�y. Wi�kszo�� naszego folkloru to zniekszta�cone klanowe, plemienne b�d� narodowe przekazy. We�my na przyk�ad smoki � by� taki czas w dziejach naszej planety, gdy w�drowa�y po niej te opancerzone monstra. � Ale nie s� to czasy, do kt�rych ludzko�� si�ga pami�ci�. Hargreaves odszed� od okna z r�koma wspartymi na biodrach i podbr�dkiem wojowniczo wysuni�tym do przodu, jakby chcia� rozpocz�� s�own� utarczk�. � Nie zastanawia�e� si� nigdy, dlaczego pewne ba�nie przetrwa�y, dlaczego od wiek�w s� ci�gle opowiadane? Jak cho�by ta o smokach-ludojadach. Hargreaves u�miechn�� si�. � Zawsze s�ysza�em, �e prawdziwy smok wola� diet� sk�ada- j�c� si� z m�odych delikatnych dziewcz�t � a� do czasu, gdy jaki� dzielny rycerz nie zmieni� jego gust�w przy pomocy miecza lub kopii. Fordham roze�mia� si�. � Ale smoki, pomimo swych kulinarnych upodoba�, s� mocno osadzone w folklorze ca�ego �wiata. A ich dietetyczne gusty by�y kiedy� powszechnie znane. W czasie, powtarzam, daleko poprzedzaj�cym pojawienie si� naszych najbardziej prymitywnych przodk�w. � O ile nam wiadomo � skorygowa� Fordham. Ja jednak mam na my�li fakt, �e niekt�re legendy przetrwa�y ca�e wieki. Gdy tworzyli�my ten plan, a przyczyny sam znasz, musieli�my mie� punkt wyj�cia. Atlantyda jest jedn� z najstarszych legend. Sta�a si� ona tak dalece nasz� spu�cizn�, �e jak s�dz�, og�lnie traktowana jest jako prawda. A wszystko opiera si� na kilku zdaniach u�ytych przez Platona dla potwierdzenia jakich� jego teorii. � Przypu��my jednak, �e Atlantyda rzeczywi�cie istnia�a � Fordham wzi�� o��wek i przesun�� go po le��cych przed nim notatkach, nie kre�l�c jednak �adnego znaku � ale nie na tym �wiecie. � Wobec tego gdzie? � Na Marsie? Wysadzili si� w powietrze pozostawiaj�c tylko kratery. � Dziwne, ale wed�ug legendy Atlanci w ko�cu naprawd� wysadzili si� w powietrze czy co� w tym rodzaju, lecz sta�o si� to na Ziemi. S�ysza�e� zapewne o uj�ciu historii r�wnoleg�ej, zak�adaj�cej, �e ka�da wa�na dziejowa decyzja dawa�a pocz�tek dwom alternatywnym �wiatom... � Fantazja � przerwa� Hargreaves. � Czy�by? Przypu��my, �e na jednej z tych alternatywnych linii czasu Atlandyda naprawd� istnia�a, podobnie jak na innej smoki wsp�istnia�y z lud�mi... � Nawet gdyby tak by�o, to sk�d by�my o tym wiedzieli? � Racja. Mo�emy by� oddzieleni od tych �wiat�w ca�� sieci� wa�kich wybor�w i decyzji. Przypu��my, �e kiedy byli�my bli�ej, istnia� pewien rodzaj przecieku, by� mo�e jednostki nawet si� przemieszcza�y. Znamy zupe�nie wiarygodne opisy dziwnych, niewyt�umaczalnych znikni�� z tego �wiata, a jedna lub dwie osoby pojawi�y si� tutaj w bardzo dziwnych okoliczno�ciach. Atlantyda jest tak �yw� histori� i tak utrwali�a si� w wyobra�eniach pokole�, �e u�yli�my jej jako punktu odniesienia. � Tylko jak? � W�o�yli�my w IBBY ka�dy znany we wsp�czesnym �wiecie szczeg� informacji � od raport�w geolog�w, sonduj�cych dna m�rz w poszukiwaniu grzbiet�w mog�cych by� zatopionym kontynentem, do objawie� okultyst�w. W odpowiedzi na to IBBY da� nam r�wnanie. � Czy sugerujesz, �e na tej podstawie wykonali�cie sonda�ow� wi�zk�? � Dok�adnie tak. A rezultaty widzia�e� na pr�bnych filmach. To samo wysz�o z wylicze� IBBY. Zgodzisz si�, �e w niczym nie przypominaj� naszego �tu i teraz". � Tak. Tyle mog� potwierdzi�. A gdzie by�y zrobione? � Niedaleko miejsca, kt�remu si� w�a�nie przygl�da�e�. Na dzi� zaplanowali�my wypraw� dziesi�ciominutow�, najd�u�sz�, na jak� si� dotychczas odwa�yli�my. Kopca u�ywamy jako punktu orientacyjnego. � Ci�gle macie z tym k�opoty? Fordham zmarszczy� brwi. � Rozpu�cili�my plotk�, �e przygotowujemy teren pod rozbudow� laboratorium. Wil-son, sprawca tego ca�ego zamieszania, znany jest z chronicznego przeciwstawiania si� autorytetom rz�dowym. Ca�� t� �KRUCJAT� NA RZECZ OCALENIA HISTORYCZNEGO KOPCA" zorganizowa� przede wszystkim po to, �eby znale�� si� na pierwszych stronach gazet i przeszkodzi� w realizacji projektu. W zesz�ym roku narobi� sporo zamieszania stwierdzaj�c, �e paramy si� badaniami, kt�re mog� znie�� z powierzchni ziemi ca�y okr�g. Uciszyli go wtedy ludzie z bezpiecze�stwa. Tym razem jednak rozumie, �e ca�a ta sprawa z kopcem jest bezpieczna, a ta jego �KRUCJATA" nie wzbudzi�a 7 takiego zainteresowania, jak zesz�oroczna akcja: �UWA�AJCIE! � JAJOG�OWI CHC� WAS WYSADZI� W POWIETRZE" � wi�c Wilson traci na impecie. � Tym nie mniej kopiec jest doskona�ym punktem orientacyjnym, poniewa� jest to najstarszy z ocala�ych w okolicy �lad�w dzia�alno�ci cz�owieka. � A co zrobicie, je�li � zamiast na Atlant�w � traficie na budowniczych kopca? � No c�, b�dziemy wtedy mieli lepszy zestaw film�w, �eby zwr�ci� uwag� na nasz projekt, chocia� te, kt�re ju� posiadamy, bli�sze s� naszym rzeczywistym zamierzeniom. � Tak � zgodzi� si� Hargreaves. A je�li to zadzia�a, je�li b�dziemy mogli si� przedosta�... � Wtedy b�dziemy mogli wykorzysta� naturalne bogactwo, obfitsze ni� dzi� mo�emy sobie wyobrazi�. Spl�drowali�my, zniszczyli�my i zu�yli�my wi�kszo�� zasob�w naszego �wiata. Musimy wi�c pr�bowa� grabie�y gdzie indziej. No to jak � wybieramy si� na Atlantyd�? Hargreaves za�mia� si�. � Zobaczy�, to uwierzy�. Jeden obraz wart jest wi�cej ni� tysi�ce s��w. Je�li dasz mi dobry film, zabior� go do Waszyngtonu i by� mo�e uda mi si� uzyska� wi�ksze dotacje. Poka� mi wi�c Atlantyd�. Pogoda by�a zadziwiaj�co �agodna jak na pocz�tek grudnia. Ray Osborne odpi�� ko�nierzyk swojej sk�rzanej kurtki. Jego spadochroniarskie buty rozgniata�y k�pki zesz�orocznej trawy. Okrywa� go teraz cie� india�skiego kopca. Wczesny niedzielny poranek � Wilson mia� racj�, sugeruj�c t� por�. Zgodnie z jego zapewnieniami znalaz� r�wnie� dziur� w ogrodzeniu. W zasi�gu jego wzroku znajdowa� si� tylko jeden budynek, wie�a z a�urowej, �elaznej konstrukcji. Po tej stronie kopca Ray pozostawa� niewidoczny, nawet gdyby kto� tam teraz pracowa�. Co oni chc� tutaj zbudowa�, �e ich buldo�ery r�wnaj� wszystko z ziemi�? A co zrobi� ludzie, je�eli nie zostanie dla nich ani skrawek wolnej przestrzeni? Ray odwr�ci� si� w kierunku kopca, przygotowuj�c aparat do zrobienia zdj��, po kt�re go pos�ano. Jego palec nacisn�� i... W momencie, gdy czerwona dioda zapali�a si�, sygnalizuj�c gotowo�� do zdj�cia, �wiat oszala�. Niezno�ny b�l w g�owie odrzuci� go do ty�u, o�lepi�y go fioletowe b�yski. Cisza � przetar� za�zawione oczy. Mg�a przerzedzi�a si�, a on sta�, chwiej�c si� jak pijany. Rozejrza� si� i os�upia� ze zdumienia. Rozorany teren budowy, ca�a maszyneria, a nawet kopiec znikn�y. Ray sta� jak przedtem w cieniu, lecz teraz by� to cie� gigantycznego drzewa, a szeregi takich drzew ros�y wsz�dzie dooko�a. Wyci�gn�� przed siebie dr��c� r�k� i wyczu� chropowat� kor�. Drzewo by�o prawdziwe! Zacz�� biec po mchu porastaj�cym ziemi� w tym naturalnym korytarzu monstrualnych drzew. Wracaj! � wo�a� jaki� wewn�trzny g�os, lecz inny zapytywa�: Wraca�? Dok�d? Po chwili wybieg� z mroku tego nierealnego lasu na pokryt� traw� r�wnin�. Potkn�� si� o wystaj�cy z ziemi korze� i upad�. Le�a� tak i z trudem chwyta� powietrze. Po jakim� czasie zda� sobie spraw�, �e s�o�ce grzeje zbyt mocno jak na zimow� por�. Uni�s� si� i rozejrza� dooko�a. Przed nim rozci�ga�a si� r�wnina, za nim las � niczego takiego przedtem tu nie widzia�. Gdzie si� znalaz�? Dr��c, cho� ziemia by�a ciep�a, zmusi� si�, by spokojnie usi���. By� nadal Ray'em Osborne'm. W niedziel� rano wyszed� na budow�, �eby zrobi� kilka zdj�� kopca, o kt�rym Les Wilson pisa� w�a�nie artyku�. Tak, zdj�cia... r�ce mia� puste. Gdzie si� podzia� aparat fotograficzny? Musia� go zgubi�, gdy �to" si� sta�o. A w�a�ciwie, co si� sta�o? Ray skry� g�ow� w d�oniach. Po kr�tkiej walce z panik�, stara� si� logicznie my�le�. Lecz jak my�le� logicznie po czym� takim? W jednej chwili by� w najnormalniejszym �wie- ci�, a w nast�pnej � gdzie� tutaj. Ale gdzie w�a�ciwie by�o owo �tutaj"? Powo�i wsta�, chowaj�c r�ce do kieszeni. Wraca�! Odwr�ci� g�ow� w kierunku milcz�cej g�stwiny drzew i zrozumia�, �e nie mo�e tak wr�ci�. Jeszcze nie teraz. Gdy to rozwa�a�, serce zacz�o mu bi� jak szalone. W pewnym sensie r�wnina wyda�a mu si� mniejszym z�em. Powl�k� wi�c si� dalej, szukaj�c w niej jakiego� wy�omu. Poni�ej p�yn�� w�ski strumyk, przechodz�cy dalej w rzeczk�, poro�ni�t� dooko�a wysokimi zaro�lami i m�odymi drzewami. W�a�nie odkry� wiod�c� w d� �cie�k�, gdy nagle us�ysza� jakie� trzaski. Z zielonej g�stwiny naprzeciw skarpy wy�oni� si� jaki� mroczny kszta�t. Ostre racice jak oszala�e uderza�y w skarp�, wyrzucaj�c w powietrze ziemi� i kamienie. Nagle stworzenie, jakby zdaj�c sobie spraw� z w�asnej bezsilno�ci podnios�o rogat� g�ow� i odwr�ci�o si� w stron� �cigaj�cych je my�liwych. Ray chwyci� si� kurczowo trawy, aby si� nie ze�lizgn��. Osaczone zwierz� znajdowa�o si� dok�adnie pod nim, dysz�c ci�ko ze zwieszon� g�ow�. Ray nie wierzy� jednak, �e to wszystko dzieje si� naprawd�. �o� (je�li to ogromne zwierz� by�o �osiem) z pewno�ci� nie pochodzi� z po�udniowego Ohio. Jego rogi mia�y sze�� st�p szeroko�ci. By� o wiele wy�szy o Ray'a � jakby w zgodzie z wymiarami le�nych drzew. Z krzak�w wyskoczy�y kud�ate, podobne do wilk�w bestie. Pierwsze zwierz�, trzymaj�c si� z daleka od rog�w �osia, zakrad�o si� do jego przednich n�g, z pewno�ci� nie po raz pierwszy uczestnicz�c w niegodziwych podchodach. Kud�ata sfora zacz�a doskakiwa� do zwierz�cia, zanim zd��y�o si� ono obroni�. Ray zafascynowany walk�, oprzytomnia� nagle, gdy us�ysza� huk, na kt�ry jeden z ps�w odpowiedzia� g�o�nym szczekaniem. Po chwili pojawili si� dwuno�ni my�liwi. Nie nie�li niczego, co Ray m�g�by nazwa� broni�, cho� w d�oni jednego z nich dostrzeg� kr�tki metalowy pr�t. W�a�nie ten przed- 10 miot wycelowa� w stron� gard�a zap�dzonego w naro�nik �osia. Wystrzeli� z ,,pr�tu" promie� czerwonego �wiat�a. �o� rykn��, osun�� si� na ziemi�, przygniataj�c prawie jednego z ps�w. Kud�acze ruszy�y, �eby rozerwa� drgaj�ce jeszcze cia�o, lecz my�liwi odp�dzili je przy pomocy gradu dobrze wymierzonych kopni�� i szturcha�c�w. Jeden z m�czyzn wydoby� z pochwy sztylet i zaj�� si� oprawianiem powalonego zwierz�cia. Drugi przymocowa� smycze do wybijanych metalem obro�y ps�w, podczas gdy trzeci zawin�� pr�t w kawa�ek materia�u i umie�ci� go w przedniej cz�ci swego kaftana. Wszyscy trzej byli �redniego wzrostu, ale szerokie barki i silnie zbudowane ramiona nadawa�y im kar�owaty wygl�d. Grube, czarne w�osy, zwi�zane rzemieniem, si�gaj�ce ramion pokryte by�y t�uszczem. Ich sk�ra mia�a miedziano--oliwkowy odcie�, a wygl�du dope�nia�y szerokie usta z grubymi wargami, przys�aniaj�cymi silne, ��te z�by oraz ciemne oczy i haczykowate nosy. Ubrani byli w si�gaj�ce po�owy uda tuniki z szarej, mi�kko garbowanej sk�ry, na kt�re narzucone by�y wzmacniane metalem kaftany bez r�kaw�w. Na stopach mieli wysokie do kolan buty na grubych podeszwach. Nagie ramiona zdobi�y metalowe bransolety wysadzane bia�ymi kamieniami. Do szerokich pas�w przyczepione by�y pochwy ze sztyletami. Ray, ci�gle skulony, nie usi�owa� d�u�ej przekonywa� si�, �e to co widzi jest prawda. Sen � to musi by� sen. Nied�ugo si� obudzi. Nagle jeden z ps�w go odkry�. Jego czerwone oczy znalaz�y �r�d�o tego dziwnego zapachu, kt�ry dra�ni� jego nozdrza. Wyj�c, rzuci� si� do przodu na tyle, na ile pozwoli�a mu smycz. Szarpa� tak d�ugo, a� rzemie� nie wytrzyma�. Jednak, podobnie jak chwil� wcze�niej �o�, nie m�g� wdrapa� si� na pionow� �cian� w�wozu. Bezskutecznie drapa� osypuj�cy si� �wir, wyj�c jak szalony. Oszo�omiony Ray prawie zacz�� si� modli�. Jeden z my�liwych wskaza� na niego z okrzykiem. Przyw�dca wyci�gn�� pr�t i wycelowa�. Ray odwr�ci� si�, pr�buj�c ucieczki. Nie uczyni� jednak nawet jednego kroku. Nagle wszystko w nim skamienia�o. Nie m�g� si� poruszy�. Bezsilny, nie mog�c nawet kiwn�� palcem, czeka� na nadej�cie oprawc�w. Ci, za pomoc� tej ma�ej dziwnej broni, wyci�li kilka stopni w �cianie w�wozu. Ray wiedzia� tylko, �e �yje i nie zosta� zabity tak jak �o�. Zbli�yli si� do niego. Ray bacznie si� im przygl�da�. Kamienny wyraz ich twarzy i brak �lad�w jakichkolwiek uczu� w m�tnych oczach by� niepokoj�cy. Maski, pomy�la� Ray, z�e maski. Zaniepokojony, zda� sobie spraw�, �e stan�� twarz� w twarz z czym� obcym, poza granicami �swojego" �wiata. Otoczyli go ostro�nie, przypatruj�c si� zdobyczy. Nios�cy bro� dow�dca przerwa� cisz�, zadaj�c pytanie w gard�owym j�zyku. Gdy Ray nie odpowiedzia�, szcz�ka m�czyzny wysun�a si� wojowniczo. Ponowi� pytanie, lecz tym razem mrucz�co. prawie �piewaj�c. Jaki� inny j�zyk, pomy�la� Ray. Jego milczenie zdawa�o si� wprawia� my�liwych w zak�opotanie. Wreszcie przyw�dca oschle wyda� rozkaz. Jeden z obcych wyci�gn�� rzemie� i stan�� za Ray'em, aby skr�powa� mu wci�� bezw�adne nadgarstki. B�d�c pod wp�ywem ich dziwnej broni, Ray zmuszony by� do uleg�o�ci. Dotyk my�liwego sprawi�, �e poczu� dreszcz obrzydzenia. Gdy Ray zosta� ju� zwi�zany, przyw�dca uni�s� pr�t z kt�rego tym razem nic nie wystrzeli�o. Ray poczu�, �e mo�e si� znowu porusza�. Obcy odszed�, nie ogl�daj�c si� za siebie. My�liwy, kt�ry zwi�za� Ray'a, smagn�� go po plecach ko�cem rzemienia i wskaza� kierunek. Wi�nia zdenerwowa�a nie tylko brutalno�� zdobywc�w, lecz r�wnie� sytuacja, w kt�rej si� znalaz�. Nie wiedzia�, gdzie jest i dlaczego si� tutaj znalaz�, ale czu�, �e musi si� jeszcze sporo dowiedzie� i �e b�dzie musia� za t� wiedz� s�ono zap�aci�. Znalaz� si�� w swoim gniewie i uczepi� si� jej jak ton�cy czepia si� ska� po�rodku wzburzonej rzeki. 12 Pod��ali wzd�u� kraw�dzi w�wozu przez jakie� p� mili, zanim znale�li przerw� w urwistej skale. Zwi�zany Ray nie by� w stanie schodzi� po stromym urwisku, a nie mia� ochoty gramoli� si� jak sp�tane zwierz�. Stra�nicy d�gn�li go sztyletem, aby zmusi� go do dalszego marszu. Po kilku krokach Ray straci� r�wnowag� i stoczy� si� po zboczu, wzbijaj�c tumany kurzu i piasku. Zatrzyma� si� na pniu m�odego drzewa, z g�ow� poni�ej n�g. Je�li to jest sen � pomy�la� ponuro � to ten upadek z pewno�ci� by go obudzi�. Wci�� jednak czu� t�py b�l w okolicach podstawy czaszki. Nie m�g� samodzielnie wsta�, le�a� wi�c, czekaj�c na �uprzejm�" pomoc ze strony swych prze�ladowc�w. Ci za� schodzili nie spiesz�c si� zbytnio. Jeden z nich podszed�, by go pop�dzi� dobrze wymierzonym kopniakiem. Gdy mimo takiej zach�ty nie podni�s� si�, dwaj pozostali postawili go na nogi. Pop�dzili go z�o�liwym pchni�ciem, po kt�rym nieomal ponownie upad�. Krew mu si� s�czy�a z oblepionych piaskiem ran na wargach i brodzie, wzbudzaj�c zainteresowanie ma�ych, agresywnych muszek, kt�rych nie m�g� odp�dzi�, odk�d potrz�sanie g�ow� zacz�o wywo�ywa� zawroty. Gdy dotarli do �osia, przywi�zano go do drzewa, a my�liwi wr�cili do oprawiania zwierz�cia. Cz�ci� ju� po�wiartowanego mi�sa nakarmili psy, a reszt� owin�li w zielon� sk�r�. Chwil� p�niej jeden z nich zebra� wn�trzno�ci i poci�gn�� je za sob� w kierunku mrocznej jamy w skarpie i znajduj�cego si� poni�ej kopca. Id�c, pozostawia� na ziemi czerwony �lad. Gdy dotar� na miejsce, rzuci� odpadki, u�ama� ga��zk� i zanurzy� j� w jamie, energicznie obracaj�c. Odskoczy�, gdy na zewn�trz pojawi�o si� mn�stwo mr�wek. Pozostali uwolnili Ray'a oraz powarkuj�ce psy i ruszyli w d� strumienia. Ray obejrza� si� i spojrza� na resztki �osia. Mr�wki obsiad�y je grub� warstw� przypominaj�c� ciemny koc. 13 Jak p�niej obliczy�, szli prawie godzin�, nim w�w�z rozszerzy� si� w typow� dolin�. Krzaki, kt�re rani�y jego niczym nieos�oni�t� sk�r� i zostawia�y czerwone �lady na go�ych ramionach my�liwych, przerodzi�y si� w g�stwin� drzew i k�py wysokiej do pasa trawy. Niewygoda Ray'a zwi�ksza�a si� z ka�dym krokiem, do kt�rego by� zmuszany. Jego twarz � podrapana, zbita i pok�uta � by�a nabrzmia�a i opuchni�ta. W o�lepiaj�cym �wietle s�o�ca jego oczy zw�zi�y si� w szparki. Silny b�l przy podstawie czaszki promieniowa� w bok ku ramionom i wzd�u� grzbietu. Zupe�nie straci� czucie w skr�powanych r�kach. W pewnym sensie, z wdzi�czno�ci� wita� b�l, kt�ry uniemo�liwia� zebranie my�li. Gdzie by�? Co si� sta�o? Nie m�g� d�u�ej wierzy�, �e to tylko sen, mimo �e desperacko trzyma� si� tej nadziei. Nadszed� wreszcie koniec tego m�cz�cego marszu. Dolina przesz�a nagle w wybrze�e, a strumie� wp�ywa� miniaturow� delt� w faluj�ce morze. Morze? W �rodku kontynentu? Spojrza� na piaszczysty brzeg z trwog�. Tutaj nie mog�o by� �adnego morza. Lecz to �tutaj" nie by�o jego w�asnym �wiatem! Z pewno�ci� by� to jaki� nocny koszmar. Okrzyk z pla�y sprawi�, �e jego prze�ladowcy przyspieszyli kroku i poci�gn�li go za sob�, poszarpuj�c z obydwu stron. W dole, przy samym brzegu kilka mrocznych postaci czeka�o, by powita� my�liwych, a z ogniska unosi� si� dym, blady i rzadki jak poranna mg�a. � Nadal twierdzisz, �e to bajka? � Fordham nie odrywa� oczu od ekranu. Gdy Hargreaves nie odpowiedzia�, Fordham obejrza� si�. Na jego twarzy zauwa�y� zmarszczk�, wskazuj�c� na walk�, kt�r� toczy wewn�trz. Mia� ju� wcze�niej okazj� by� �wiadkiem takiej jego reakcji. Tym razem wzi�� t� oznak� zw�tpienia za dobr� monet�. 14 � Dobra... Widz� co� � drzewa � tak jak na innych twoich filmach. � Drzewa? � napiera� Fordham. � Czy przypominaj� ci one drzewa, kt�re ju� kiedy� widzia�e�? � Nie � przyzna� niech�tnie Hargreaves. Fordham ci�gn�� dalej: Takich drzew � zauwa�y� � nie widziano w tej cz�ci �wiata od setek lat. Pierwsi osadnicy opisywali swoje k�opoty z oczyszczeniem tej ziemi. Czasami potrzebowali wielu lat, aby usun�� dziewiczy las, pnie i korzenie. � W porz�dku. Przyznaj�, �e co� masz, �e widzimy dzi�ki tej wi�zce promieni kawa�ek l�du, kt�ry z pewno�ci� nie istnieje ju� od d�ugiego czasu. Ale podr�e w czasie �� ...Atlantyda... � musz� mie� wi�cej dowod�w, zanim prze�l� jakie� rekomendacje. � Masz filmy, kt�re mo�esz wzi�� ze sob�. O Atlantydzie m�wi� tylko jako o jednej z mo�liwo�ci � niczego nie twierdz� z pewno�ci�. R�wnie dobrze mo�e to by� prekolumbijs-kie lub przedrewolucyjne Ohio. Nie ma jeszcze sposobu na udowodnienie lub obalenie r�wnania IBBY. Ale musisz przyzna�, �e jest to imponuj�cy pocz�tek. � Chc� obejrze� jeszcze raz na filmie to, co przed chwil� widzieli�my -� powiedzia� Hargreaves. �- Chc� sprawdzi�, czy uda mi si� dostrzec r�nic� po w��czeniu wi�zki promieni. � Obr�bka filmu zajmie troch� czasu. Hargreaves nachmurzy� si� jeszcze bardziej. � Mam go du�o �- przynajmniej na to. A poza tym, chc� wiedzie�, co bior� ze sob�. B�dzie wiele pyta�, na kt�re trzeba znale�� odpowied�. � Gotowe. � Fordham usadowi� si� w sali projekcyjnej. No to zaczynamy. To b�dzie ca�e uj�cie. Surowa ziemia 15 o�wietlona s�abymi, zimowymi promieniami s�o�ca, z lewej strony buldo�er rzucaj�cy cie�, a w oddali wznosz�cy si� kopiec. � Przyznaj�, �e widzia�em zmian�. Mam nadziej�, �e film j� r�wnie� uchwyci�. � Hipnoza? � S�dzisz, �e ci� zahipnotyzowa�em? Jaki mia�bym w tym cel? Chyba �e uwa�asz, i� moje hobby przekroczy�o granice zdrowego rozs�dku. Po raz pierwszy utrzymali�my wi�zk� promieni przez tak d�ugi okres czasu powinni�my wi�c mie� do�� szczeg�owe dowody. Hargreaves zapatrzy� si� w ekran. Kiedy mo�ecie... � zawaha� si�. � Sami przekroczy� linie? Na razie mo�emy tylko popatrze�. Nie wiemy nic o przej�ciu. Trzeba b�dzie wytworzy� o wiele wi�ksz� moc. � Taka ilo�� drzew � Hargreaves ogl�da� wielki las, a raczej t� jego cz��, kt�r� obj�a wi�zka promieni oraz film. � Mo�e tam by� du�o wi�cej zasob�w do wykorzystania. Wygl�da to na niezamieszka�y �wiat. � Tak. B�d� praktyczny. Przypu��my, �e mo�emy otworzy� drzwi do... gdziekolwiek to jest, i wykorzysta� tamtejsze zasoby. Jak s�dzisz, jaka by�aby reakcja komisji na tak� prezentacj�, je�li w�a�nie to podkre�lisz. � Chcieliby mie� 50% pewno�ci, �e to si� uda. Ile czasu potrzeba tobie na przeprowadzenie prawdziwego eksperymentu? � Masz na my�li wys�anie tam kogo�? � Nie wiem. Potrzebowali�my dw�ch lat na doprowadzenie do etapu, na kt�rym obecnie jeste�my. Hargreaves potrz�sn�� g�ow�. � Twoje filmy; pozw�l mi je pokaza�. By� mo�e uda mi si� wynegocjowa� przynajmniej po�ow� tego, o co prosi�e�. � Hm, jaki� ty wspania�omy�lny. Ale mam nadzieje, �e cho� to si� uda. � S�owa Fordham'a nie by�y tak z�o�liwe, jak mo�na si� by�o spodziewa�. W g��bi duszy by� zadowolony, �e chocia� w po�owie go przekona�. 16 Przygl�dali si� projekcji bardzo uwa�nie, Hargreaves mocno pochylony do przodu na swoim krze�le. Najpierw by�y �lady rozkop�w, kopiec, nast�pnie b�ysk i pojawi�y si� te drzewa. Nagle ostry okrzyk Fordhairfa zag�uszy� warkot projektora. � Langston � zawo�a� do operatora. � Cofnij! Pu�� na wolnych obrotach ten fragment poprzedzaj�cy wypuszczenie wi�zki. � Co...? � ale Hargreaves powstrzyma� si� od dalszych protest�w, gdy spojrza� na swojego towarzysza. Zadowolenie sprzed paru chwil znikn�o z twarzy Fordhairfa. �lady rozkop�w ponownie pojawi�y si� na ekranie. � Na lewo od kopca. � O!... tam. Sp�jrz! Hargreaves spojrza� we wskazanym kierunku. Jaka�, trudna do rozpoznania posta�, cho� z pewno�ci� ludzka, wesz�a w pole dzia�ania wi�zki promieni. To, co podczas projekcji przy normalnej pr�dko�ci wydawa�o si� kr�tkim b�yskiem, teraz sprawi�o, �e przymru�y� oczy. Pojawi�y si� �te" drzewa, a za jednym z nich nadal by�a ta posta�. Idziemy! Fordham rzuci� si� w kierunku drzwi w zaskakuj�cym tempie, jak na sw�j wiek i zwyczaje. Pod��aj�c przez korytarz w kierunku ma�ego parkingu, ju� w�a�ciwie biegli. Fordham szarpni�ciem otworzy� drzwi swojego samochodu i wskoczy� za kierownic�. Hargreaves zd��y� tyko usi��� za nim i trzasn�� drzwiami, a opony ju� buksowa�y po asfalcie, podrywaj�c samoch�d w kierunku bramy. Stra�nik zauwa�y�, jak si� zbli�ali i zachowa� si� na tyle przytomnie, �e w ostatniej chwili uda�o mu si� uruchomi� automatyczny prze��cznik. Hargreaves odetchn�� z ulg�. Fordham nie uderzy� w barierk�, cho� niewiele brakowa�o. Na ca�e szcz�cie droga by�a pusta, bo wjechali na ni� z niedozwolon� pr�dko�ci�. Wewn�trzny g�os nakaza� Ford-hairfowi zwolni�, zanim skr�ci� w nier�wn� i wyboist� drog�, pooran� ko�ami ci�ar�wek i spychaczy. Dyrektor pobieg� w kierunku kopca. Jego strach, b�d� 17 podniecenie sprawi�y, �e wyprzedza� Hargreaves'a o kilka krok�w, ale kiedy ten obieg� kopiec, podszed� do Fordhairfa i stan�� w bezruchu. Szef trzyma� w r�kach aparat fotograficzny. Po postaci, kt�r� widzieli na filmie, nie by�o ani �ladu. � Znikn�� � stwierdzi� oczywist� rzecz Hargreaves. For-dham podni�s� oczy znad aparatu. Jego twarz by�a blada. � Znikn��. Tak... � gdzie� tam. � Spogl�da� przez rami� w kierunku, gdzie wcze�niej widzieli szeregi drzew. Har-greaves dr�a�, wiedz�c, w jaki spos�b tamten znikn��, nie maj�c jednak poj�cia dok�d. Rozdzia� 2 � Gdzie? Hargreaves g�o�no sformu�owa� my�li. Odpowied� Fordhairfa by�a tylko odrobin� g�o�niejsza od szeptu: By� mo�e na Atlantyd�. Ale sam przecie� powiedzia�e�, �e ten las m�g� by� prekolumbijski, albo jeszcze starszy � zaprotestowa� Harg-reaves. Pewnie. Ale m�g� by� r�wnie dobrze z ka�dej innej epoki. Widzia�e� sam, co si� sta�o, obejrza�e� te� film � i widzisz, jak to wygl�da teraz. � Fordham machn�� aparatem. � Ten biedny g�upiec wszed� tam, przeszed�..., przedosta� si�... �jakkolwiek to nazwiemy -� i to my go tam wys�ali�my. � Mo�esz go jako� wydosta�? � Hargreaves od�o�y� spekulacje na bok, przechodz�c do konkret�w. � Wytworzenie odpowiedniej mocy dla wi�zki promieni zajmie cztery dni, mo�e nawet wi�cej. To musi by� wykonane we w�a�ciwym momencie. Jak s�dzisz, dlaczego wybrali�my t� konkretn� dat� i godzin� na nasz� pr�b�? Nie jest to tylko sprawa naci�ni�cia odpowiedniego guzika i �otworzenia drzwi". Musimy to dok�adnie, od nowa zaprogramowa�. Cztery dni... � rozejrza� si� dooko�a. � A nie ma sposobu, �eby okre�li�, jak szybko ,,tam" mija czas. Przecie� on nie b�dzie tam tak po prostu siedzia� przez cztery dni � sk�d ma wiedzie�, �e b�dziemy pr�bowali go wydosta�? Mo�e oddali� si� o wiele mil, zanim b�dziemy gotowi. Hargreaves odwr�ci� si�, �eby spojrze� na wykopy. � Ale 19 trzeba to zrobi�. A im szybciej we�miemy si� do roboty... � Jasne � g�os Fordharrfa brzmia� tak, jakby wiedzia�, �e porywaj� si� z motyk� na s�o�ce. Hargreaves ci�gle przygl�da� si� terenowi. Atlantyda � o nie! Tym razem w jego g�osie da�o si� s�ysze� zdecydowany sprzeciw. Ray potkn�� si� i run�� jak d�ugi, twarz� w piasek blisko ogniska, prymitywnie rozpalonego mi�dzy g�azami. Wyczerpany, z zadowoleniem le�a�, nie zwracaj�c najmniejszej uwagi na my�liwych, ani na pozosta�ych, kt�rzy oczekiwali ich przybycia w obozie. Nie zostawiono go jednak w spokoju. W polu widzenia Ray'a pojawi�y si� lekko ugi�te nogi w butach ze sztywnej sk�ry, do kt�rej przylega�y pasemka grubych w�os�w. Jeden z but�w wcisn�� si� pod niego i Ray przeturla� si� tak, �e teraz jego twarz by�a skierowana w stron� nieba. Przybysz odziany by� w tak� sam� jak my�liwi sk�rzan� tunik�, lecz jego sp�dnica przyozdobiona by�a metalowymi paskami, kt�re brz�cza�y, gdy si� porusza�. Zamiast wzmocnionego metalem bezr�kawnika, na piersi i plecach nosi� metalowe odlewy, ochraniaj�ce klatk� piersiow� i szerokie barki. Lewa r�ka, od nadgarstka do �okcia, okryta by�a metalowymi mankietami, za� na prawej znajdowa�y si� tylko dwie, wysadzane kamieniami bransolety. Nie mia� �adnego nakrycia g�owy, a wzmagaj�cy si� wiatr rozwiewa� d�ugie, czarne pasma w�os�w dooko�a twarzy. Zgi�ta r�ka podtrzymywa�a he�m z dwoma umieszczonymi na �rodku skrzyd�ami przypominaj�cymi nietoperza. U pasa wisia� miecz. Wy�szy od my�liwych, o mniej �niadej sk�rze, wydawa� si� nale�e� do innej kasty, lecz ta sama, pozbawiona uczu� maska nie zdradza�a �adnych charakterystycznych cech jego osobowo�ci. Do�� d�ugo przygl�da� si� Ray'owi, po czym wyszczeka� 20 rozkaz. Jeden z my�liwych podszed�, �eby przeci�� rzemienie kr�puj�ce d�onie Ray'a i pom�g� mu wsta�. Oficer zadawa� pytania, a my�liwy odpowiada�, gestykuluj�c �ywo przy opisywaniu pojmania. Gdy sko�czy�, oficer zwr�ci� si� z pytaniem do wi�nia. Zamaszystym ruchem r�ki wskaza� na zach�d i wypowiedzia� tylko jedno s�owo: -- Mu? Ray potrz�sn�� g�ow�. �o�nierz wydawa� si� by� zaskoczony odpowiedzi�. Zmarszczy� brwi wskaza� na wsch�d, zadaj�c kolejne pytanie, kt�rego jednak Ray dobrze nie us�ysza�. Nagle Amerykanin zrozumia� chc� wiedzie�, sk�d pochodzi. Wskaza� do ty�u na wielk� puszcz�. Z pewno�ci� wiedzieli o jego przybyciu tyle samo co on. Ich reakcja na jego odpowied� zupe�nie go zaskoczy�a. Oczy wojskowego zw�zi�y si� jak u kota. Z jego ust wydoby� si� warkot, a grube wargi rozsun�y si�, ukazuj�c sine dzi�s�a i ��te z�by. Wybuchn�� szyderczym �miechem; jego zw�tpienie by�o oczywiste. Oficer wydar� si� na swoich podw�adnych i kaza� nast�pnemu z my�liwych powt�rzy� histori� pojmania Ray^a. Odby�o si� to tak samo jak poprzednio. Nast�pnie my�liwy wskaza� na g�ow� Ray'a, na jego zmierzwione wiatrem kr�tkie, br�zowe w�osy, i si�gn��, nadal brudn� po oprawieniu �osia r�k�, do sk�rzanej kurtki, kt�r� wi�zie� mia� na sobie, zwracaj�c na ni� uwag� oficera. Szybkim gestem da� Ray'owi znak by j� zdj��. Wywr�ci� kieszenie, znajduj�c chusteczk� do nosa, notes oraz zapasowy film do aparatu. Po kilku minutach jeniec sta� na wietrze, trz�s�c si� z zimna, a jego ubranie rozrzucone by�o dooko�a na piasku. Prze�ladowcy ci�gle jeszcze przeszukiwali kieszenie, jakby przekonani, �e gdzie� musz� by� jakie� wa�ne przedmioty. Jeden z nich przyw�aszczy� sobie jego scyzoryk, drugi za� tak d�ugo kr�ci� zegarkiem, a� po ostrej reprymendzie zabra� mu go 21 oficer. Potrz�saj�c chusteczk�, dow�dca u�o�y� na stert� zawarto�� kieszeni Ray'a, wrzuci� wszystko do worka i umie�ci� w koszu z wikliny. Ray schyli� si�, aby si�gn�� po ubranie, lecz r�ka oficera wystrzeli�a, wymierzaj�c policzek, kt�ry zwali� go z n�g. My�liwy rzuci� je�cowi sk�rzany pakunek. Czerwony ze z�o�ci Ray za�o�y� to skromne odzienie, kt�re przypomina�o szkock� sp�dnic�, i nie by�o wystarczaj�cym zabezpieczeniem przed coraz ch�odniejszym wiatrem. Zacz�� si� wtedy zastanawia�, co by si� sta�o, gdyby rzuci� si� na oficera. Jakby w odpowiedzi na t� my�l, kt�ra da�a mu odrobin� satysfakcji, stalowe palce ponownie zacisn�y si� na jego ramieniu, obracaj�c nim i omal nie wyrywaj�c prawej r�ki. Na bladej sk�rze prawego przedramienia znajdowa�o si� niebieskie k�ko z promienistymi liniami m�odzie�cza pr�ba tatua�u, kt�rej nie wymaza�y up�ywaj�ce lata. Oficer za�mia� si� szyderczo, gdy to ujrza�. Odrzuci� r�k� Ray'a i splun��. � Mu � tym razem nie by�o to jednak pytanie, lecz stwierdzenie faktu. Nad nowym �wiatem zapad�a noc. Widocznie mia� przed sob� jak�� przysz�o��, gdy� dano mu porcj� pieczonego �osia. Potem jednak zwi�zano ponownie r�ce i nogi, a gdy pr�bowa� zagrzeba� si� w piasku w poszukiwaniu ciep�a, jeden z m�czyzn zarzuci� na� sk�rk�. Gdzie si� znajdowa�? To pytanie sta�o si� nagle o wiele wa�niejsze, ni� to jak si� tu znalaz�. Historyczny kopiec, potem tamte drzewa, a teraz to miejsce. Indianie? Nawet je�li podr�e w czasie by�y mo�liwe nie tylko w ksi��kach, to ci ludzie nie s� Indianami. A morze nie dociera przecie� do Ohio i... i... Ray po raz kolejny walczy� z panik�, kt�ra kaza�a mu biec, krzycze�... Racja, nie wiedzia� jak si� tutaj znalaz�, ani gdzie to TUTAJ jest, ale teraz jego problemem byli my�liwi i to, co zamierzali z nim zrobi�! Po chwili jego umys� by� tak samo odr�twia�y jak jego dr��ce cia�o i Ray zasn�� wyczerpany. 22 Wczesnym rankiem zbudzi� go przeszywaj�cy �piew ptak�w. Pod prowizorycznie rozstawionym namiotem chrapa� i podrygiwa� oficer, a stra�nik drzema� przy dogasaj�cym ognisku. Koszmarny sen trwa� wi�c nadal. Ray spr�bowa� usi���, lecz kr�puj�ce go wi�zy bole�nie wbija�y si� w cia�o. Ryj�c obcasami w piasku przesuwa� si�, a� jego ramiona natkn�y si� na jeden z g�az�w w pobli�u ogniska. Przemieszczaj�c si� ostro�nie, w ko�cu znalaz� si� w pozycji siedz�cej. Na wschodzie nie�mia�o ja�nia� r�owy blask. Szary ptak zanurkowa�, szukaj�c pod falami �niadania. Stra�nik uni�s� si�, potrz�sn�� gwa�townie g�ow�, po czym ziewn�� i g�o�no splun�� w ognisko. Wreszcie wsta�, patrz�c na Ray'a ze z�o�liwym u�mieszkiem na ustach. Na pocz�tek kopn�� Amerykanina czubkiem buta w �ebra i szarpn��, �eby sprawdzi�, czy wi�zy mocno trzymaj�, po czym wyr�n�� nim z hukiem o ska��. Uwa�aj�c jedn� powinno�� za zako�czon�, podszed� do ogniska, by je rozpali�. Ray potrz�sn�� g�ow�. Zaschni�te strupy i kurz pokrywa�y jego twarz. Krew ci�ko pulsowa�a w skroniach i gardle. Oficer wysun�� si� z namiotu i odpi�� sprz�czk�, kt�ra przytrzymywa�a jego bielizn�. Rzuci� ubranie obok zdj�tej wieczorem zbroi i wbieg� w fale. Gdy si� z nich wynurzy�, wrzasn�� gwa�townie, zrywaj�c na nogi pozosta�ych, kt�rzy stali teraz, krzycz�c i wskazuj�c na otwarte morze, gdzie czarny cie� przecina� turkusow� wod�. Oficer wr�ci�, osuszy� cia�o i ubra� si�, wydaj�c przy tym seri� rozkaz�w, kt�re spowodowa�y wzmo�on� aktywno�� w�r�d jego ludzi. Jeden z nich rozwi�za� Ray'owi kostki i pom�g� mu wsta�. Nadp�ywa� statek; lecz nie by� podobny do �adnego z o-kr�t�w, jakie dotychczas widzia� na rycinach. Jakie� p� mili od brzegu statek zwolni�, a z w�skich burt wysun�y si� wios�a, wprawiaj�c statek w ruch przypominaj�cy nieco spos�b, w jaki porusza si� chrz�szcz wodny. Ray widzia� kiedy� ilustracje rzymskich galer, lecz one mia�y tak�e maszty i �agle. U tego natomiast by� tylko dzi�b 23 i nadbud�wki na rufie, kt�re pokrywa�y dach, stanowi�c jednocze�nie g�rne pok�ady. �r�dokr�cie by�o niskie i tam w�a�nie � na otwartym pok�adzie, pracowali wio�larze. O-stry dzi�b wie�czy�a pomalowana na jaskrawy kolor rze�ba. Z niewielkiego pala na rufie zwisa�a krwistoczerwona flaga. Jaka� nieokre�lona si�a tkwi�a w tym w�skim, okrutnym statku; wra�enie jakiej� nieugi�tej sprawno�ci. Kimkolwiek byli prze�ladowcy Ray"a, zdecydowanie potrafili troszczy� si� o siebie w tym dziwnym �wiecie. Statek zarzuci� kotwic�, a po chwili spuszczono d�ug� ��d�, kt�ra ko�ysz�c si� uderzy�a o wod�. Rytmicznymi ruchami wiose� ci�a fale, zbli�aj�c si� do brzegu, gdzie czeka�a grupa my�liwych z gotowymi tobo�kami, a zasypane ognisko lekko kopci�o. Oficer przeci�� wi�zy na r�kach wi�nia. Sw� d�o� po�o�y� na g�owni miecza w spos�b, kt�ry m�g� oznacza� tylko jedno: musieli go uwolni�, by m�g� wygodnie dosta� si� na statek, lecz by�by g�upcem pr�buj�c ucieczki. Za�og� stanowi�o sze�ciu m�czyzn oraz oficer. Gdy wyskoczyli, �eby wci�gn�� ��d� na brzeg, zacz�li wykrzykiwa� pytania w stron� my�liwych. Dow�dca pchn�� Ray'a do przodu, by pokaza� go przyby�ym. Oczywistym by�o, �e jeniec by� godn� uwagi zdobycz� my�liwych, gdy� oficer z �odzi nie ukrywa� zazdro�ci. Przyw�dca my�liwych wskaza� na l�d i zada� jakie� pytanie, na kt�re tamtem skin�� g�ow� z uznaniem. Uwolniwszy psy, trzech my�liwych oddali�o si�, podczas gdy pozostali wsiadali do �odzi. Ray niezdarnie wdrapa� si� do �rodka � jego ci�gle jeszcze sztywne r�ce i nogi nie u�atwia�y zadania. Wepchni�to go pomi�dzy dwie �awki i pop�yn�li w kierunku okr�tu. Gdy dotarli do burty, obr�cili ��d�, a z g�ry zrzucono sznurow� drabink�, po kt�rej dw�ch my�liwych wspi�o si� na pok�ad. Nast�pnie wepchni�to j� w r�ce Ray'a. Wdrapywa� si� niezdarnie mia� zawroty g�owy od ko�ysania, a na 24 my�l, �e m�g�by wypu�ci� z r�k drabink� i spa�� pomi�dzy ��d� i statek przeszy� go dreszcz strachu. Oficer z obozu wspina� si� za nim, niecierpliwie go pop�dzaj�c. Wi�zie� upad� wreszcie na zat�oczone �r�dokr�cie, a pod��aj�cy za nim oficer poderwa� rami�, by zasalutowa� odzianemu na czerwono osobnikowi. Jego czerwony p�aszcz przyci�ga� wzrok jak roz�arzony w�giel. Po chwili Ray zauwa�y�, �e nie by� to w�a�ciwie p�aszcz, lecz d�uga szkar�atna toga koloru �wie�ej krwi, okrywaj�ca wysokiego, szczup�ego m�czyzn� od kostek, a� po szyj�. Spod okr�g�ego sklepienia dok�adnie wygolonej g�owy spogl�da�y du�e, czarne oczy, rozdzielone stercz�cym, haczykowatym nosem. Mia� sp�kane wargi i ostro zako�czony podbr�dek. D�oni� ziemistego koloru m�czyzna pociera� sw� ko�cist� szcz�k�, nie patrz�c na sk�adaj�cego raport oficera, lecz na Ray'a. Pod tym badawczym spojrzeniem czarnych, matowych oczu Ray poczu� si� nagle brudny, jakby co� wstr�tnego pe�za�o po jego ciele. My�liwi i ich przyw�dca byli brutalni, lecz w tym m�czy�nie Ray wyczu� co�, czego nie potrafi�, nie m�g� zrozumie�, co� zupe�nie obcego dla jego w�asnego �wiata. Pod tym spojrzeniem zacz�y go opuszcza� wewn�trzny strach i przera�enie i poczu� potrzeb� stani�cia do walki przeciwko posiadaczowi czerwonej togi oraz wszystkiemu, co reprezentowa�. Ta fala agresji by�a tak silna, �e Ray si� przerazi�. � Wi�c... Murianinie... Ray zadr�a�. Nie m�g� przecie� rozumie� tych s��w, a jednak rozumia�. A mo�e to tylko za spraw� swojego umys�u je �us�ysza�"? � Czy�by� chcia�, jak wy wszyscy, stan�� przeciwko Mrocznemu? S�abowity zwolennik gasn�cego p�omienia, czy my�lisz, �e nie jeste�my w stanie podporz�dkowa� twojej woli naszej? Pami�taj, �e to w�a�nie Byk mo�e zadepta� ogie�. Kt� mo�e oprze� si� jego woli? 25 Ray potrz�sn�� g�ow�, nie po to jednak, by zaprzeczy�. lecz by odp�dzi� przyprawiaj�c� o zawr�t g�owy �wiadomo��, �e naprawd� rozumie t� mow�. Kim jest Mroczny? Co to znaczy Murianin? Nik�y cie� jakiej� emocji przeszed� po niewzruszonej dot�d twarzy Czerwonej Togi. � Nie pr�buj takich kiepskich sztuczek. Dobrze wiesz, co si� do ciebie m�wi. Jak posiedzisz troch� ze swoim kamratem, nauczysz si� pokory. Telepatia? C�, r�wnie dobrze mo�e to by� dalszy ci�g tego szalonego snu. Nie protestowa�, gdy trzech stoj�cych przy nim �o�nierzy przenios�o go przez �r�dokr�cie. Na ko�cu rozci�gn�li go na �cianie i zakuli w przymocowane do desek �elazne obr�cze. Gdy odeszli, obr�ci� g�ow� i spostrzeg�, �e ma towarzysza w niedoli. Jeniec � skuty jak on � by� tak blisko, �e palce ich r�k prawie si� dotyka�y. Zwisa� bezw�adnie, z g�ow� spoczywaj�c� na piersi i d�ugimi w�osami zakrywaj�cymi mu twarz. Reszt� swego wygl�du r�ni� si� jednak zdecydowanie od za�ogi statku. Jego sk�ra nie by�a ciemniejsza ni� Ray'a i byli tego samego wzrostu. D�ugie kosmyki w�os�w, koloru polerowanego br�zu, by�y poskr�cane i posklejane, a w jednym miejscu splamione krwi�. Z ramienia zwisa�y strz�py ��tej tuniki �redniej d�ugo�ci. Jej resztki �ci�gni�te by�y szerokim, zdobionym klejnotami pasem. Jedynym �ladem tego, �e kiedy� by� uzbrojony w miecz, by�a pusta pochwa. Nosi� jak my�liwi wysokie buty; jednak jego by�y du�o lepiej wykonane. Ray zastanawia� si�, czy tamten jest nieprzytomny. Ostatecznie mieli te same k�opoty i by� mo�e mogliby co� wsp�lnie zdzia�a�. Pe�en nadziei sykn�� cicho. W odpowiedzi us�ysza� cichy niczym westchnienie j�k. Sykn�� wi�c ponownie. Wsp�towarzysz poruszy� si�, obracaj�c powoli g�ow� � najwyra�niej sprawia�o mu to b�l. Doskona�o�� rys�w twarzy nieznajomego, mimo ci�tych ran i zielonkawych siniak�w, wykazywa�a odleg�e podobie�- 26 stwo do greckich pos�g�w � pomy�la� Ray. Jednak �aden z syn�w Argos nie mia� tak ostro zarysowanych ko�ci policzkowych, ani tak ci�kich powiek, zakrywaj�cych do po�owy b��kitne oczy. Nieznajomy spojrza� na Ray'a zdumiony, a po chwili jego obite wargi poruszy�y si�. Zada� pytanie w �agodnie brzmi�cym j�zyku, kt�rego wcze�niej raz u�yli my�liwi. Gdy Ray potrz�sn�� g�ow�, by� wyra�nie zaskoczony. � Kim jeste� ty, kt�ry nie znasz ojczystego j�zyka? Znowu kontakt my�lowy! Ray stara� si� zachowa� spok�j. Ostatecznie tym razem kontakt nie przypomina� ostatniego � tak brutalnego wtargni�cia w umys� Ray'a. �� Ray..., Ray Osborne � wi�zie� � odpowiedzia� wolno po angielsku, co tamten wydawa� si� zrozumie�. Sk�d przyby�e�? Zapami�taj � my�l wolno, bym m�g� czyta� w twojej pami�ci i widzie� w twoich oczach. Pos�usznie odtworzy� sw� oszo�amiaj�c� podr�, od wycieczki do kopca, przez niewyja�niony las i r�wnin� � a� do spotkania my�liwych. Zn�w musia� walczy� z panik�. Co si� sta�o? Gdzie si� znajdowa�? Na jakim morzu? W jakim �wiecie? Wi�c tak to wygl�da � prze�lizgn��e� si�. Nie poznaj� jednak twojego czasu. � Mojego czasu? � powt�rzy� Ray. � Tak. Jeste� z dalekiej przysz�o�ci � lub przesz�o�ci. Naacalowie znaj� ten spos�b podr�owania. Cho� wed�ug naszych danych ci, kt�rzy spr�bowali � nie powr�cili. Tobie przytrafi�o si� to przypadkiem i jest to o tyle dziwne, �e tylko biegli pierwszego stopnia rozwa�aj� takie sprawy, zreszt� po d�ugich studiach i �wiczeniach. Ray prze�kn�� �lin�. Ten obcy bez �adnego zdziwienia uzna� takie szale�stwo za mo�liwe. Wiedzia� tak�e, �e takie rzeczy mia�y miejsce ju� przedtem. � Prze�lizgni�cie si� � przez co? dok�d? Gdyby tylko wiedzia� gdzie by�, by� mo�e m�g�by si� tego uczepi� i znale�� w tym jaki� sens. Zada� pierwsze pytanie jakie uda�o mu si� wybra� z szalonego wiru my�li. 27 � Kim s� ci ludzie na tym okr�cie? Odpowied� by�a ju� gotowa. � Jeste�my wi�niami Aliant�w � dzieci Mrocznego. Sp�jrz na ich znak brod� wskaza� na czerwona chor�giew na pok�adzie powy�ej. Ale� to niemo�liwe! Atlantyda nigdy nie istnia�a ----- by�a to tylko legenda o kontynencie, kt�ry prawdopodobnie znikn�� po wielkiej katastrofie, zanim jeszcze po�o�ono pierwszy kamie� pod budow� Wielkiej Piramidy. Legenda ta da�a nazw� jednemu z wielkich ocean�w w jego �wiecie, lecz by�a to tylko fantazja. Dlaczego uwa�asz, �e niewola pomiesza�a ci zmys�y? zapyta� spokojnie wsp�wi�zie�. M�wi� prawd�, jeste�my wi�niami Ba-Al'a, Mrocznego z Krainy Wielkiego Cienia. I zapewniam ci�, �e za pi�� dni ten okr�t znajdzie si� w�r�d klif�w Czerwonego L�du. � To nie mo�e by� prawd� � zaprotestowa� Ray. Atlantyda jest mitem, po prostu greckim mitem. � O Grekach nic nie wiem. Ale powtarzam ci, Atlantyda jest prawdziwa, zbyt prawdziwa, o czym si� przekonasz, gdy przybijemy do Miasta Pi�ciu Mur�w. Ona jest tak prawdziwa, jak wykute przez kowala kajdany, w kt�re nas zakuto, jak nienawi�� syna Ba-ATa, kt�ry zmusza do pos�usze�stwa kapitana tego okr�tu i jak pr�gi pokrywaj�ce nasze cia�a. Czerwoni rz�dz� teraz wiatrem i falami zachodniego morza. Wstyd nam � ludziom P�omienia, �e tak si� dzieje. Atlantyda staje si� z�a. Jest tak pewna swej si�y, �e sama chce stan�� przeciwko ca�emu �wiatu. � To znowu jakie� majaki pomy�la� Ray. � Dlaczego uparcie zamykasz sw�j umys� przed prawd�? � masz przecie� �wiadomo��, �yjesz. Czy� nie odczuwasz, smakujesz, oddychasz, a nawet widzisz jak ja? Zaakceptuj to co m�wi� zmys�y � �e przenios�e� si� w czasie ze swojego �wiata do naszego. Widocznie prawd� jest to co mawiaj� biegli, �e ludzie bez przygotowania nie potrafi� stawi� czo�a takiej podr�y. W/gl�da na to, �e ty sam sobie zabraniasz uwierzy� w prawd�. 28 � Nie �mie � wyszepta�. Jego usta by�y suche i spieczone. Dr�a� z zimna, nie przywyk�y do wiatru smagaj�cego na wp� nagie cia�o. Czy jeste� wi�c niczym, cz�owiekiem, kt�ry nie ma �adnej kontroli nad swoimi my�lami i nie potrafi utrzyma� strachu na wodzy? - zapyta� tamten ostro i z pewn� pogard�. � Szale�stwo... To jest szale�stwo � Ray zareagowa� na t� pogard� ze z�o�ci�, kt�ra dodawa�a mu si�. Nie. To zdarza�o si� innym. Powiadam ci, �e biegli to czynili. �� I �aden nie wr�ci� � odparowa� Ray. To prawda. Lecz prawdopodobnie �adnemu nie sta�a si� krzywda. Powiedz mi, czy nie jest prawd�, �e ci�gle �yjesz? A je�li cz�owiek �yje, wszystko inne jest mo�liwe. Gdyby� m�g� dosta� si� do Miasta S�o�ca, pozna�by� tych, kt�rzy pokazaliby ci prawdziwe �cie�ki czasu. Czy ludzie w twoim �wiecie s� takimi ignorantami, �e nie wiedz�, i� czas jest wielk� spiral�, �e skr�ca si� i zawija tak, �e jeden czas mo�e prawie dotyka� innego. Kto� mo�e si� wtedy przypadkiem prze�lizgn��. Podczas gdy ci, kt�rzy wyruszyli na takie wyprawy nigdy nie wr�cili, nasi my�liciele spogl�dali w inne czasy i miejsca. Widzieli pola Hiperborei, kt�re odesz�y tysi�ce lat temu i s� ju� tylko legend�. Nie b�j si� przesz�o�ci; sp�jrz w przysz�o��, na otaczaj�ce nas psy Wielkiego Cienia, z kt�rymi przyjdzie nam walczy� tu i teraz. Jest to niebezpiecze�stwo wi�ksze od tych, przed kt�rymi stawa�e� dotychczas! � jego s�owa brzmia�y twardo i ch�odno w umy�le Ray'a. �- Przysi�gam tobie na P�omie�, �e to prawda! Je�eli naprawd� przedosta� si� do innego czasu, to by� ca�kowicie sam, niesamowicie zagubiony. Kolejny raz Amerykanin walczy� z panik�. � Nazwali ci� Murianinem i lepiej �eby� nim pozosta�. Je�li dowiedz� si�, �e jeste� sk�din�d � wezm� si� za ciebie kap�ani. A ci z Krainy Wielkiego Cienia... �� Kto to jest Murianin? Przerwa� Ray. 29 �� Syn Wielkiej Ojczyzny � tak jak ja. Gdy� ja jestem Cho z domu S�o�ca w Ojczy�nie. Moi dworzanie s� rycerzami samego Re Mu. � Wielka Ojczyzna? � uczy� si�, uczy�, ile tylko m�g�. Zak�adaj�c, �e to wszystko jest prawd�, ca�a ta wiedza, kt�r� zdo�a zgromadzi�, mo�e sta� si� broni�, narz�dziem lub obron�. � Ojczyzna � to l�d na dalekim zachodzie, gdzie � jak g�osi legenda � �ycie zacz�o si� od nowa po tym, jak Hiperborea znikn�a. Mu opiekowa�a si� Ziemi�, a od jej wybrze�y wyruszyli ludzie do narod�w Mayax, Uighur i Atlantydy. Re Mu rz�dzi �wiatem, a raczej rz�dzi�a dop�ty, dop�ki ci z Atlantydy nie zacz�li para� si� zakazan� wiedz� i wpadli we w�adanie Cienia � lub oddali mu si� z w�asnej woli! � Ich pierwszy przyw�dca � Posejdon � by� synem Domu S�o�ca w Ojczy�nie. Z czasem jego r�d wymar� i ludzie wybrali w�asnego w�adc�. Mia� siln� wol� i ogromn� ��dz� w�adzy, zszed� wi�c ze �cie�ki �ycia, by zaatakowa� mur pomi�dzy Krain� Cienia i nasz� ziemi�. Mur ten by� podtrzymywany przez P�omie�, by chroni� cz�owieka przed wszystkim co pe�za w ciemno�ci. Upi� si� w�adz� jak pasterze ze wzg�rz upijaj� si� sokiem z trakamomu, aby miewa� dziwne sny. I nie chcia� stan�� ponownie w Sali Stu Kr�l�w, by otrzyma� s�owo od Re Mu; wola� p�j�� w�asn� drog�. S�uchaj�c, Ray zapomnia� o strachu, skupiaj�c si� na potrzebie stworzenia wizerunku tego nowego �wiata, buduj�c tym samym barier� dziel�c� go od niebezpiecznych my�li. � Tak zacz�y si� rz�dy Ba-Al'a, ojca z�a, nienawi�ci, ��dzy oraz wszystkich tych my�li i pragnie�, kt�re wyrz�dzaj� tyle nieszcz��. Zacz�o si� to skrycie, w podziemiach, jaskiniach a potem coraz jawniej. Rozszerza�o si� jak zaraza w�r�d zast�p�w wojownik�w, ich przyjaci� oraz �eglarzy. 30 Tylko Urodzeni w S�o�cu pozostali wierni P�omieniowi. W ko�cu w�a�nie oni chwycili za miecze i Atlantyda pozosta�a sama. Czy toczy si� wojna? Cho potrz�sn�� g�ow�. � Jeszcze nie. Ojczyzna obficie obdarowuj�c swe dzieci utraci�a tak wiele ze swej si�y, �e prawie przypomina pust� muszl�. Jej najlepsi ludzie i bogactwa zosta�y rozproszone po�r�d kolonii. Teraz jednak Posej-don, wnuk tego pierwszego czciciela diab�a jest got�w do zerwania kotary pokoju. W�a�nie rzuca wyzwanie �jest to zreszt� jedna z przyczyn mojej obecno�ci tutaj. � Zosta�e� pojmany w boju? � Niestety, nie mia�em tyle satysfakcji. Wys�ano mnie tutaj do Ja�owych Ziemi bym odnalaz� tajne forty i twierdze Aliant�w oraz miejsca, w kt�rych ich okr�ty mog� chowa� si� pomi�dzy rejsami. Byli�my na wyprawie zwiadowczej wzd�u� wybrze�a, gdy wpadli�my w zasadzk� pirat�w. Widz�c moje dystynkcje, nie zabili mnie od razu, lecz sprzedali tej Czerwonej Todze za trzy miecze z ku�ni Chalibiana i cztery szmaragdy. Zarobili wi�cej ni� mogli za mnie dosta� na otwartym rynku w Sanpar � przekl�tym miejscu, w kt�rym Kr�lowa-Wied�ma rz�dzi szumowinami wszystkich narod�w. Sta�o si� to o �wicie tego ranka. � Co oni z tob� zrobi�? � Je�li unikn� o�tarza Ba-Al'a, to zgnij� w ich lochach, a raczej tak im si� tylko wydaje. Trzy z naszych okr�t�w zagin�y bez wie�ci i nikt z za�ogi nie zdo�a� uciec. Lecz je�li P�omie� b�dzie mi sprzyja�... � Przerwa� gwa�townie. Rozdzia� 3 Kto� schodzi� po drabinie prowadz�cej na pok�ad wio�la-r/y. Ray us�ysza� brz�k zbroi oraz tupot wi�cej ni� jednej pary but�w. Dw�ch my�liwych przesz�o przed nim, nios�c oczyszczon� do go�ej ko�ci czaszk� �osia z wielkimi rogami. Po�o�yli ci�ar na pod�odze i odeszli. Oficer, kt�ry szed� za nimi, pozosta�, schylaj�c si� aby przykry� czaszk� kawa�kiem materia�u. Wiadomo��, pospiesznie przekazana w my�lach, dotar�a do Ray'a. � B�d� gotowy, przyjacielu! Kiedy si� uwolnisz biegnij do naro�nika pok�adu, tam gdzie pada cie� drabiny. Je�li nie do��cz� do ciebie, wskocz do morza i p�y� pod wod�. To b�dzie o wiele lepsze od wszystkiego co mo�e nas spotka� na tym statku. Cho nie zapyta� nawet, czy potrafi p�ywa�, pomy�la� Ray. Ale wzrok Murianina by� skierowany na oficera. Pod wp�ywem tego spojrzenia ruchy Atlanty sta�y si� mniej pewne, mimo �e ten nie podni�s� oczu i nie zdawa� sobie nawet sprawy, �e jest obserwowany. Jeszcze przez chwil� poprawia� materia�, a� wreszcie spojrza� na wi�ni�w. Gdy tylko jego oczy napotka�y wzrok Cho, podni�s� si� powoli. Jego ruchy sprawia�y wra�enie wykonywanych pod przymusem. Wpatrzony w oczy Murianina podchodzi� do nich powoli, krok za krokiem. Zatrzymuj�c si� przed Ray'em rozerwa� �elazny pier�cie� kr�puj�cy prawy nadgarstek Amerykanina. Po uwolnieniu obu r�k Atlanta przykl�kn�� na jednym 32 kolanie, aby rozku� pier�cienie na kostkach. Robi� to, nie odrywaj�c wzroku od oczu Cho. Ray wsta�. Waha� si� tylko przez chwil�, po czym szybko ruszy� w kierunku cienia, kt�ry wskaza� Murianin. Obejrza� si�. Atlanta w�a�nie uwalnia� Cho. Nagle oficer poderwa� si�. Potrz�sn�� g�ow� i niepewnie uni�s� d�onie dotykaj�c swojego czo�a. Ray przest�powa� z nogi na nog�, opieraj�c si� r�koma o por�cz. Sta�o si� jasne, �e to co sprawia�o, �e Atlanta by� pos�uszny woli Cho przesta�o dzia�a�. Ale... Czy�by Murianin zn�w nad nim zapanowa�? Mo�liwe, bo oficer ponownie pochyli� si� w kierunku pier�cienia. Zako�ysa� si� i gdy odzyska� r�wnowag� uderzy� pi�ci� w twarz Murianina. Drugim pot�nym ciosem rozwali� wargi Cho. Ray rzuci� si�, ale nie w kierunku morza. �- Uciekaj! Nadchodzi stra�nik... Ale Amerykanin nie s�ysza� ko�ca tego rozkazu, gdy� rusza� do ataku. Jego rami� owin�o si� wok� szyi oficera; odci�gn�� go do ty�u i silnie uderzy� w podstaw� czaszki. Gdy Atlanta upada�, Ray chwyci� miecz zza jego pasa i uderzy� ci�k� r�koje�ci� w g�ow� jego w�a�ciciela. �- Uciekaj rozkaza� ponownie Cho, Ray nie odpowiedzia�. Odci�gn�� pier�cienie i u�y� ostrza miecza do ich otworzenia. � Ruszamy! Razem pobiegli w kierunku naro�nika przy drabinie. Cho uderzeniem otworzy� luk w burcie. Przez te otwory strzelaj� z miotaczy p�omieni. Miejmy nadziej�, �e s� wystarczaj�co du�e, �eby�my si� przez nie wydostali. � Wyskakuj! umiesz chyba p�ywa�? � Wcze�nie o to pytasz. Ale tak, potrafi�. � No to ruszaj. I spr�buj zosta� pod wod� tak d�ugo, jak tylko dasz rad�. Ray przecisn�� si�, skulony najbardziej jak tylko m�g�, 33 rani�c przy tym swoje nagie barki. Kiedy znalaz� si� w wodzie, jego nogi i r�ce zacz�y macha� automatycznie. P�y� za mn�! � Zauwa�y� bia�e cia�o Cho. Krew uderzy�a mu do g�owy. Musi nabra� powietrza, po prostu musi! Przeszywaj�cy b�l opl�t� mu �ebra. W�a�nie w momencie, kiedy my�la�, �e ju� d�u�ej nie wytrzyma, wyp�yn�� na powierzchni�. G�adkie ramiona ci�y przed nim fale, wzi�� je za swojego przewodnika. Mi�nie plec�w przeszywa� potworny b�l, s�ona woda dra�ni�a twarz i rany na ramionach. Po�kn�� troch� wody i zrobi�o mu si� niedobrze. Ale p�yn�� dalej, cho� jego machni�cia by�y teraz nier�wne. Nie widzia� ani brzegu ani statku, czasami tylko posta� p�yn�c� przed nim. Ray walczy� zawzi�cie, �eby p�yn�� dalej z g�ow� nad powierzchni�, odmierzaj�c czas do nast�pnego poci�gni�cia ramieniem. Gdyby tylko m�g� odpocz��! Dreszcze b�lu przeszywa�y ca�e nogi, a do ramion jakby