2598

Szczegóły
Tytuł 2598
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

2598 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 2598 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 2598 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

2598 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Autor: Philip K. Dick Tytul: Blade Runner Czy androidy marz� o elektrycznych owcach? (1) (Do Androids Dream of Electric Sheep?) prze�o�y� S�awomir K�dzierski Dla Maren Augusty Bergrud 10 sierpnia 1923 - 14 czerwca 1967 Auckland W dniu wczorajszym zdech� ��w ofiarowany kr�lowi Tonga w 1777 roku przez s�ynnego podr�nika, kapitana Cooka. Zwierz� �y�o nieomal 200 lat. ��w, zwany Tu'Imalila, zdech� na terenie kr�lewskiego pa�acu w stolicy Tongi, Nuku, na wyspie Aloga. Nar�d tonga�ski uwa�a� zwierz� za wodza; do dogl�dania go wyznaczono specjalnych opiekun�w. ��w o�lep� kilka lat temu podczas po�aru buszu. Radio Tonga poinformowa�o, �e cia�o Tu'Imalili zostanie przes�ane do Muzeum w Auckland na terenie Nowej Zelandii. Reuter, 1966 Rozdzia� I Przyjemny, delikatny elektryczny impuls automatycznego budzika wys�any przez stoj�cy przy ��ku programator nastroju obudzi� Ricka Deckarda. Zdziwiony - zawsze dziwi�o go, �e niespodziewanie zupe�nie nie chce mu si� spa� - wsta� z ��ka ubrany w sw� wielobarwn� pi�am� i przeci�gn�� si�. Jego �ona Iran le��c w swoim ��ku otworzy�a szare, nieweso�e oczy. Mrugn�a, j�kn�a cicho i znowu zamkn�a powieki. - Nastawi�a� swojego Penfielda na zbyt s�aby impuls - powiedzia� Rick. - Przeprogramuj� go, obudzisz si� i... - Nie dotykaj mojego programatora. - Jej g�os by� nieprzyjemnie ostry. - Wcale nie chc� si� obudzi�. Usiad� na kraw�dzi ��ka, pochyli� si� i zacz�� przekonywa� j� �agodnie: - Je�eli zaprogramujesz odpowiednio silny impuls, b�dziesz zadowolona, �e si� obudzi�a�. Na tym polega ca�a sprawa. Przy ustawieniu programu na pozycj� C, impuls odblokowuje �wiadomo��. Wiem to po sobie. - Przyja�nie, bowiem czu� si� �yczliwie usposobiony do ca�ego �wiata (jego program ustawiony by� na D), poklepa� jej nagie, nieopalone rami�. - Trzymaj swoje �apy przy sobie, glino - burkn�a. - Nie jestem glin�. - Poczu� przyp�yw irytacji, cho� wcale go nie zaprogramowa�. - Jeste� czym� gorszym - oznajmi�a �ona. Oczy mia�a zamkni�te. - Jeste� morderc� wynaj�tym przez gliny. - Nigdy w �yciu nie zabi�em ludzkiej istoty. - Jego irytacja pot�gowa�a si�, stawa�a si� wyra�n� wrogo�ci�. - Tylko te biedne andki - odpar�a Iran. - Chcia�bym zauwa�y�, �e nigdy nie waha�a� si� wyda� pieni�dzy, kt�re dosta�em za zrealizowanie listu go�czego, na pierwsz� lepsz� rzecz, jaka ci wpad�a w oko. - Wsta� i podszed� do konsoli swego programatora nastroju. - Zamiast oszcz�dza�, �eby�my mogli kupi� prawdziw� owc� i zast�pi� ni� t� elektryczn� imitacj�. Zwyk�e, elektryczne zwierz�, za moje ci�ko wypracowane przez lata zarobki. - Zawaha� si�, czy zaprogramowa� trankwilizacj� mi�dzym�zgowia (kt�ra usun�aby jego w�ciek�o��), czy te� stymulacj� (co z kolei podra�ni�oby go w spos�b wystarczaj�cy, by wygra� t� sprzeczk�). - Je�li nastawisz na wi�ksz� agresj� - oznajmi�a Iran, patrz�c na� uwa�nie - nastawi� to samo. Nastawi� na maksimum i b�dziesz mia� tak� drak�, przy kt�rej zbledn� wszystkie nasze dotychczasowe sprzeczki. No, spr�buj. - Wsta�a gwa�townie, podskoczy�a do swego programatora nastroju i stan�a, wpatruj�c si� w Ricka z w�ciek�o�ci�. Westchn��. Jej gro�ba podzia�a�a. - Nastawi� to, co mam zaplanowane na dzi�. - Odszuka� w tabeli 3 stycznia 2021 i zobaczy�, �e przewidziana jest powa�na, profesjonalna postawa. - Je�eli zaprogramuj� zgodnie z planem - zapyta� przezornie - czy zrobisz to samo? - Czeka�, nie chc�c wykona� pierwszego kroku, zanim �ona nie zgodzi si� p�j�� w jego �lady. - W moim planie na dzi� mam sze�� godzin depresji po��czonej z samooskar�eniem - odpar�a Iran. - Co? Dlaczego to wprowadzi�a�? - Taki pomys� unicestwia� ca�� koncepcj� programatora nastroju. - Nie mia�em poj�cia, �e mo�na zaplanowa� co� takiego - doda� pos�pnie. - Siedzia�am tu pewnego popo�udnia - odpar�a Iran - i oczywi�cie w��czy�am Przyjacielskiego Bustera i Jego Przyjacielskich Przyjaci�. M�wi� o wielkiej rewelacji, kt�r� ma zamiar wkr�tce og�osi� i wtedy w�a�nie pu�cili t� wstr�tn� reklam�wk�, t�, kt�rej nie cierpi�, wiesz - o O�owianych Ochraniaczach Mountibanka. Wtedy wy��czy�am na chwil� d�wi�k i nagle us�ysza�am dom, ten dom. Us�ysza�am... - wykona�a ruch r�k�. - Puste mieszkania - powiedzia� Rick. Czasem sam je s�ysza� w nocy, kiedy powinien by� spa�. A przecie� obecnie na wp� zamieszkany budynek mieszkalny zajmowa� wysokie miejsce w statystyce zag�szczenia; tam gdzie przed wojn� by�y kiedy� przedmie�cia, mo�na by�o znale�� ca�kiem opuszczone budynki - tak w ka�dym razie opowiadali na mie�cie. Nie zweryfikowa� tej informacji; podobnie jak wi�kszo�ci ludzi nie zale�a�o mu na sprawdzeniu tego bezpo�rednio. - W chwili, gdy wy��czy�am w telewizorze foni� - powiedzia�a Iran - by�am w nastroju 382, w�a�nie go nastawi�am. Tak wi�c, cho� odbiera�am t� pustk� intelektualnie, nie czu�am jej. Moj� pierwsz� reakcj� by�o uczucie wdzi�czno�ci, �e sta� nas na programator nastroju Penfielda. Ale kiedy u�wiadomi�am sobie, jak niezdrowe jest to odczuwanie nieobecno�ci �ycia, nie tylko w tym budynku, ale wsz�dzie i odreagowywanie tego... rozumiesz? Mam wra�enie, �e nie. Ale przyj�to uwa�a� to za oznak� choroby umys�owej, nazwano "brakiem w�a�ciwego oddzia�ywania". Pozostawi�am wi�c wy��czon� foni�, usiad�am przy programatorze i zacz�am eksperymentowa�. I wreszcie znalaz�am, jak ustawi� rozpacz. - Na jej smag�ej, zuchwa�ej twarzy pojawi� si� wyraz zadowolenia, jakby uda�o si� jej osi�gn�� co� godnego uwagi. - W��czy�am wi�c j� do mojego planu, dwa razy w miesi�cu. S�dz�, �e to sensowny okres, by odczu� beznadziejno�� wszystkiego, beznadziejno�� pozostawania tu, na Ziemi, podczas gdy wszyscy rozgarni�ci ludzie wyemigrowali, nie uwa�asz? - Ale przy takim nastroju - odpar� Rick - mo�esz mie� sk�onno�ci do pozostawania w nim, niewyprogramowania si� z niego. Taka rozpacz, obejmuj�ca ca�kowit� realno��, ma tendencj� do samopowtarzania. - Programuj� automatyczne przestawienie na 481 trzy godziny p�niej - odpar�a g�adko. - �wiadomo�� otwieraj�cych si� przede mn� rozlicznych mo�liwo�ci, nowa nadzieja, �e... - Znam 481 - przerwa� jej. Wielokrotnie nastawia� t� kombinacj�, mia� do niej wielkie zaufanie. - Pos�uchaj - rzek� siadaj�c na ��ku. Uj�� j� za r�ce i przyci�gn�� do siebie. - Nawet przy automatycznym wy��czeniu nara�anie si� na jakiekolwiek depresje jest niebezpieczne. Zapomnij o tym, co zaplanowa�a�, a ja zrobi� to samo. Nastawimy oboje 104 i prze�yjemy to razem, potem pozostaniesz w tym nastroju, a ja przestawi� sw�j na normalny, urz�dowy spos�b bycia. P�niej chcia�bym wskoczy� na chwil� na dach i zobaczy� co z owc�, a wreszcie udam si� do biura. B�d� w ten spos�b mia� pewno��, �e tymczasem nie siedzisz tu my�l�c nie wiadomo o czym i nie ogl�daj�c telewizji. - Pu�ci� jej d�ugie, smuk�e palce, przeszed� przez ca�e rozleg�e mieszkanie do saloniku jeszcze pachn�cego ledwo uchwytnie ostatnimi papierosami wypalonymi w nocy. Pochyli� si�, by w��czy� telewizor. Z sypialni dobieg� go g�os Iran. - Przed �niadaniem nie trawi� telewizji. - Nastaw 888 - powiedzia� Rick czekaj�c a� aparat si� nagrzeje. - Pragnienie ogl�dania telewizji, bez wzgl�du na to, co w niej nadaj�. - Nie mam obecnie ochoty nastawia� czegokolwiek - odpar�a Iran. - No to nastaw 3. - Nie mog� nastawi� programu, kt�ry pobudzi w mojej korze m�zgowej pragnienie nastawiania! Je�eli nie chc� nastawia�, to przede wszystkim nie chc� nastawia�, a pragnienie nastawiania jest w tej chwili najbardziej obcym pragnieniem, jakie mog�abym sobie wyobrazi�. Chc� po prostu siedzie� na ��ku i gapi� si� w pod�og�. - Jej g�os stawa� si� ostry i ponury, jakby jej dusza powoli zastyga�a. Iran zamar�a, zdawa�o si�, �e opad� na ni� olbrzymi ci�ar wyczuwalnej, wszechobecnej, cieniutkiej warstewki niemal ca�kowitego bezruchu. Podkr�ci� d�wi�k w telewizorze i g�os Przyjacielskiego Bustera rykn��, wype�niaj�c ca�y pok�j: - ...hej, hej, kochani. A teraz pora na kr�tk� prognoz� pogody. Satelita "Mangusta" informuje, �e opad radioaktywny nasili si� szczeg�lnie ko�o po�udnia, po czym b�dzie si� zmniejsza�. A wi�c ci z was, kt�rzy odwa�� si� wyj��... Iran pojawi�a si� obok niego w swej d�ugiej, wlok�cej si� po ziemi koszuli nocnej i wy��czy�a telewizor. - W porz�dku, poddaj� si�. Nastawi�. Nastawi� cokolwiek zechcesz. Mo�e ekstatyczny orgazm? Czuj� si� tak paskudnie, �e znios� nawet to. Do diab�a. W ko�cu, co to za r�nica. - Nastawi� dla nas obojga - odpar� Rick i zaprowadzi� j� z powrotem do sypialni. Tam zaprogramowa� na jej konsoli 549 - pe�ne zadowolenie u�wiadomienia niepospolitej wszechwiedzy m�a. Na swojej konsoli nastawi� tw�rczy i pe�ny odwagi stosunek do pracy, cho� w gruncie rzeczy nie potrzebowa� tego. By�a to jego wrodzona, zwyk�a cecha, nie wymagaj�ca odwo�ywania si� do sztucznego pobudzania m�zgu. Po zjedzonym w po�piechu �niadaniu - straci� czas na dyskusj� z �on� - wyjecha�, ubrany do wyj�cia (mia� r�wnie� na sobie O�owiane Ochraniacze Mountibanka typu Ajax) na dach, gdzie na os�oni�tym pastwisku "pas�a si�" jego elektryczna owca, wymy�lna, skomputeryzowana maszyneria do nabierania innych mieszka�c�w budynku. Oczywi�cie, niekt�re z ich zwierz�t r�wnie� niew�tpliwie by�y elektronicznymi imitacjami. Rzecz jasna, nigdy nie wtyka� nosa w te sprawy, podobnie jak oni, jego s�siedzi, nie interesowali si� prawdziwymi zasadami dzia�ania jego owcy. Takie zachowanie by�oby nad wyraz niegrzeczne. Pytanie "Czy pa�ska owca jest prawdziwa?" stanowi�o wi�kszy nietakt ni� dowiadywanie si�, czy czyje� z�by, w�osy albo wewn�trzne organy s� rzeczywi�cie autentyczne. Na Ricka buchn�o, dra�ni�c powonienie, szare, pochmurne powietrze z wiruj�cymi py�kami radioaktywnego kurzu. Mimowolnie wci�gn�� nosem ten �lad �mierci. No nie, to zbyt silne okre�lenie, uzna� id�c w stron� fragmentu trawnika, kt�ry nale�a� do niego wraz ze znajduj�cym si� poni�ej nazbyt wielkim mieszkaniem. Wp�yw tego akurat dziedzictwa Ostatniej Wojny �wiatowej wyra�nie zmala�; ci, kt�rzy nie zdo�ali prze�y� opadu radioaktywnego odeszli w niebyt przed wieloma laty, py� za� - s�abszy i oddzia�ywaj�cy na silniejsze, uodpornione jednostki - niszczy� jedynie umys�y i wypacza� w�a�ciwo�ci genetyczne. Mimo o�owianych ochraniaczy kurz niew�tpliwie dzie� po dniu osiada� na sk�rze, przedostaj�c si� do wn�trza Ricka, gromadz�c niewielkie dawki plugawej nieczysto�ci dop�ty, dop�ki nie uda mu si� wyemigrowa�. Jak dot�d comiesi�czne kontrole medyczne potwierdza�y, �e jest normalem - m�czyzn� zdolnym do prokreacji w granicach okre�lonych przez prawo. Jednak�e w ka�dym miesi�cu badania przeprowadzane przez lekarzy z Komendy Policji San Francisco mog�y wykaza� co� wr�cz przeciwnego. Za spraw� wszechobecnego py�u dotychczasowi normale wci�� przekszta�cali si� w nowe odmiany specjali. Obiegowe has�o, kt�re wciska�y obecnie plakaty, reklamy telewizyjne i rz�dowe ulotki przysy�ane poczt�, brzmia�o: "Emigruj albo si� degeneruj! Wyb�r nale�y do ciebie!" Zupe�nie s�usznie, pomy�la� Rick, otwieraj�c bramk� prowadz�c� na jego ma�e pastwisko i zbli�aj�c si� do elektronicznej owcy. Ale ja nie mog� emigrowa�, rzek� do siebie. Ze wzgl�du na moj� prac�. Zawo�a� go w�a�ciciel przyleg�ego pastwiska, s�siad z budynku - Bill Barbour. Podobnie jak Rick by� ju� ubrany do pracy, ale r�wnie� zatrzyma� si�, by sprawdzi�, jak si� ma jego zwierz�. - M�j ko� - oznajmi� rozpromieniony Barbour - jest w ci��y. - Wskaza� wielkiego perszerona, kt�ry sta� patrz�c t�po w przestrze�. - Co na to powiesz? - Powiem, �e wkr�tce b�dziesz mia� dwa konie - odpar� Rick. Dotar� ju� do swojej owcy. Le�a�a, prze�uwaj�c, wpatrywa�a si� we� badawczo, sprawdzaj�c, czy nie przyni�s� owsianych bu�eczek. Mia�a wmontowany obw�d owsotropiczny - widz�c jakikolwiek wyr�b z tego zbo�a, zerwa�aby si� i podbieg�a do niego. - Od czego zasz�a twoja klacz? - zapyta� Barboura. - Od wiatru? - Kupi�em troch� plazmy inseminacyjnej najwy�szej jako�ci, jak� mo�na znale�� w Kalifornii - poinformowa� go Barbour. - Dzi�ki moim prywatnym znajomo�ciom w Stanowym Biurze Zootechnicznym. Pami�tasz, jak w ubieg�ym tygodniu ich inspektor bada� Judy? Bardzo chc�, �eby si� o�rebi�a, ona nie ma sobie r�wnych. - Barbour poklepa� pieszczotliwie kark klaczy, kt�ra pochyli�a g�ow� w jego stron�. - Czy my�la�e� kiedykolwiek o sprzeda�y konia? - zapyta� Rick. Marzy� o tym, by mie� konia albo, na dobr� spraw�, jakiekolwiek zwierz�. Czu�, �e posiadanie i oporz�dzanie imitacji w jaki� spos�b stopniowo go demoralizowa�o. Mimo to jednak, ze spo�ecznego punktu widzenia, nie posiadaj�c autentyku tak w�a�nie powinien by� post�powa�. Nie mia� najmniejszego wyboru, musia� to ci�gn�� dalej. Nawet gdyby jemu samemu na tym nie zale�a�o, pozostawa�a jeszcze �ona. Iran za� zale�a�o - i to bardzo. - Sprzeda� konia - odpar� Barbour - by�aby niemoralna. - No to sprzedaj �rebi�. Posiadanie dw�ch zwierz�t jest bardziej niemoralne ni� nieposiadanie �adnego. - O co ci chodzi? - spyta� zaskoczony Barbour. - Wiele os�b ma dwoje zwierz�t, nawet troje, czworo, a Fred Washborne, w�a�ciciel zak�ad�w przetw�rstwa alg, gdzie pracuje m�j brat, a� pi�cioro. Czy nie czyta�e� artyku�u o jego kaczce we wczorajszej "Chronicle"? Przypuszczaj�, �e jest to najci�szy i najwi�kszy okaz kaczki pi�mowej na Zachodnim Wybrze�u. - Jego oczy zaszkli�y si� marzycielsko na sam� my�l o posiadaniu czego� takiego. Rick przeszuka� kieszenie p�aszcza i wyci�gn�� wymi�ty, wielokrotnie przegl�dany egzemplarz styczniowego dodatku do Katalogu Zwierz�t i Ptak�w Sidneya. Spojrza� do indeksu, znalaz� �rebaki (patrz konie, potomstwo) i wkr�tce mia� ju� najcz�ciej spotykane krajowe notowania cen. - Mog� kupi� od Sidneya �rebaka perszerona za pi�� tysi�cy dolar�w - oznajmi�. - Nie, nie mo�esz - odpar� Barbour. - Przyjrzyj si� jeszcze raz notowaniom, s� podane kursyw�. To znaczy, �e nie maj� �adnego na sk�adzie, ale gdyby mieli, cena by�aby w�a�nie taka. - Za��my - powiedzia� Rick - �e przez dziesi�� miesi�cy b�d� ci p�aci� po pi��set dolar�w. Dostaniesz pe�n� cen� katalogow�. - Zupe�nie si� nie orientujesz, Deckard, jak wygl�da sprawa z ko�mi - rzek� Barbour z politowaniem w g�osie. - To nie przypadek, �e Sidney nie ma �adnego �rebaka nawet po cenach katalogowych. S� rzadko�ci�, r�wnie� i te stosunkowo gorszej jako�ci. - Przechyli� si� gestykuluj�c przez ogrodzenie. - Mam Judy od trzech lat i przez ca�y ten czas nie widzia�em koby�y tej rasy, kt�ra mog�aby si� z ni� r�wna�. Aby j� zdoby�, musia�em lecie� do Kanady i przywie�� j� tu osobi�cie, by mie� pewno��, �e jej nie ukradn�. Poka�esz si� z takim zwierz�ciem gdzie� w Colorado czy Wyoming i rozwal� ci g�ow�, �eby je zdoby�. Wiesz dlaczego? Bo ju� przed O.W.�. by�o ich zaledwie kilkaset... - Ale - przerwa� mu Rick - to, �e masz dwa konie, a ja nie mam �adnego, podwa�a fundamenty teologicznej i moralnej struktury merceryzmu. - Przecie� masz swoj� owc�. Do licha, mo�esz prowadzi� Wspinaczk� w swym �yciu osobistym i kiedy ujmujesz dwa uchwyty empatii, przyst�pujesz do tego uczciwie. Oczywi�cie, gdyby� nie mia� tej swojej owcy, wtedy m�g�bym dostrzec pewne logiczne przes�anki twojego stanowiska. Oczywi�cie, gdybym mia� dwoje zwierz�t, ty za� nie mia�by� �adnego, w jaki� spos�b przyczynia�bym si� do odbierania ci mo�liwo�ci prawdziwego zespolenia Mercerem. Ale ka�da rodzina w tym budynku - poczekaj; oko�o pi��dziesi�ciu, jedna na trzy mieszkania, je�li dobrze licz� - ka�de z nas ma jakie� zwierz�. Graveson trzyma tam swego kurczaka. - Wskaza� na p�noc. - Oakes z �on� maj� tego du�ego, rudego psa, kt�ry szczeka nocami. - Zamy�li� si�. - Mam wra�enie, �e Ed Smith trzyma w swoim mieszkaniu kota. W ka�dym razie tak utrzymuje, cho� nikt go jeszcze nie widzia�. Mo�liwe, �e tylko udaje. Rick podszed� do swojej owcy i pochyli� si� nad ni�. Grzeba� w g�stej, bia�ej we�nie - przynajmniej runo by�o prawdziwe - a� wreszcie znalaz� to, czego szuka�: ukryty ma�y pulpit sterowniczy. Czuj�c na sobie wzrok Barboura otworzy� pokryw� pulpitu, ods�aniaj�c wn�trze. - Widzisz? - rzek� do s�siada. - Teraz rozumiesz, dlaczego tak bardzo chc� mie� twojego �rebaka? - Biedaku - Barbour odezwa� si� po kr�tkiej przerwie. - Czy zawsze tak by�o? - Nie - odpar� Rick zamykaj�c pokryw�. Wyprostowa� si�, odwr�ci� i spojrza� s�siadowi prosto w twarz. - Pocz�tkowo mia�em prawdziw� owc�. Da� nam j� m�j te��, bezpo�rednio przed tym jak wyemigrowa�. A p�niej, mniej wi�cej rok temu, pami�tasz, kiedy wzi��em j� do weterynarza - by�e� tu tego ranka. Przyszed�em i zobaczy�em, �e le�y na boku i nie mo�e si� podnie��. - Postawi�e� j� na nogi - przypomnia� sobie Barbour i skin�� g�ow�. - Tak, uda�o ci si� j� podnie��, ale chodzi�a tylko minut� albo dwie i znowu upad�a. - Owce cierpi� na dziwne choroby - powiedzia� Rick. - Albo uj��bym to inaczej. Owce zapadaj� na wiele chor�b, ale objawy s� zawsze takie same - owca nie mo�e si� podnie�� i nie spos�b oceni�, do jakiego stopnia jest to powa�ne, czy skr�ci�a nog�, czy zdycha na t�ec. Moja pad�a w�a�nie na t�ec. - T�ec? Tutaj? - zapyta� Barbour. - Na dachu? - Siano - wyja�ni� Rick. - Nie wyj��em wtedy z beli wszystkich kawa�k�w drutu. Jeden zosta� i Groucho - tak j� nazywali�my - zadrapa�a si� i w ten spos�b zarazi�a t�cem. Zabra�em j� do weterynarza i zdech�a. D�ugo o tym my�la�em, a� wreszcie poszed�em do jednego z tych sklep�w, w kt�rych produkuj� sztuczne zwierz�ta i pokaza�em im fotografi� Groucho. Zrobili mi to. - Wskaza� le��ce pseudozwierz�, kt�re w dalszym ci�gu prze�uwa�o uwa�nie, stale oczekuj�c na jakikolwiek �lad owsa. - Wspania�a robota. I po�wi�cam jej r�wnie wiele czasu, opiekuj� si� r�wnie starannie, jak wtedy, kiedy by�a prawdziwa. Ale... - Wzruszy� ramionami... - To nie to samo - sko�czy� za niego Barbour. - Cho� prawie. Przy obrz�dzaniu jej czuje si� to samo. Trzeba wci�� bardzo na ni� uwa�a�, podobnie jak wtedy, kiedy by�a naprawd� �ywa. W przeciwnym razie popsuje si� i wszyscy w ca�ym domu si� zorientuj�. Musia�em sze�� razy wozi� j� do warsztatu. Przewa�nie by�y to drobne usterki, ale gdyby kto� je zobaczy� - na przyk�ad wtedy, gdy zerwa�a si�, czy jako� zapl�ta�a ta�ma i owca becza�a bez przerwy - m�g�by zorientowa� si�, �e jest to mechaniczne urz�dzenie. Ci�ar�wka z warsztatu naprawczego - doda� - jest oczywi�cie oznakowana "Jaka�tam klinika dla zwierz�t". I kierowca ubrany jest jak weterynarz, ca�y na bia�o. - Spojrza� nagle na zegarek, przypominaj�c sobie o czasie. - Musz� i�� do pracy - rzek� do Barboura. - Zobaczymy si� wieczorem. Gdy ruszy� w stron� swojego pojazdu, Barbour zawo�a� z po�piechem w �lad za nim. - Hej. Nic nie powiem �adnemu z tutejszych mieszka�c�w. Rick zatrzyma� si�, by podzi�kowa�, ale w tej samej chwili poczu�, jak dotyka go jaka� cz�stka owej rozpaczy, o kt�rej m�wi�a Iran i rzek�: - Bo ja wiem. Mo�e nie ma to �adnego znaczenia. - Ale przecie� b�d� patrze� na ciebie z g�ry. Nie wszyscy, ale niekt�rzy tak. Wiesz, co ludzie my�l�, je�eli kto� nie opiekuje si� zwierz�ciem. Uwa�aj� to za niemoralne i nieempatyczne. Oczywi�cie, teoretycznie nie jest to przest�pstwem, tak jak tu� po O.W.�., ale emocje pozosta�y te same. - O Bo�e - rzek� Rick beznadziejnym tonem i machn�� r�k�. - Przecie� chc� mie� zwierz�. Pr�buj� je kupi�. Ale przy mojej pensji, przy zarobkach miejskiego urz�dnika... - Gdyby, pomy�la�, znowu mi si� poszcz�ci�o w pracy. Tak jak dwa lata temu, kiedy uda�o mi si� w jednym miesi�cu upolowa� cztery andki. Gdybym wtedy wiedzia�, pomy�la�, �e Groucho zdechnie... ale to by�o przed t�cem. Przed tym dwucalowym, ostrym jak ig�a kawa�kiem drutu. - Mo�esz kupi� kota - zaproponowa� Barbour. - Koty s� tanie, mo�esz sprawdzi� w swoim Sidneyu. - Nie chc� domowego zwierz�cia - odpar� cicho Rick. - Chc� mie� to, co mia�em poprzednio - du�e zwierz�. Owc� albo je�eli uda mi si� zdoby� pieni�dze, krow� czy wo�u, albo to, co ty masz - konia. - Nagroda za usuni�cie pi�ciu andk�w by wystarczy�a, uzmys�owi� sobie. Po tysi�c dolar�w od sztuki, dodatkowy doch�d poza pensj�. A wtedy m�g�bym dosta� od kogo� to, czego pragn�. Nawet je�eli w Zwierz�tach i Ptakach Sidneya wydrukowali cen� kursyw�. Pi�� tysi�cy dolar�w - ale, pomy�la�, najpierw te pi�� andk�w musi si� przedosta� na Ziemi� z kt�rej� planety-kolonii. Nie mog� mie� na to wp�ywu, nie mog� ich zmusi�, by tu przylecia�y, a nawet gdybym m�g�, s� jeszcze inni �owcy, kt�rzy na ca�ym �wiecie wsp�pracuj� z policj�. Andki musia�yby specjalnie upodoba� sobie P�nocn� Kaliforni�, a starszy �owca w tym rejonie, Dave Holden, musia�by akurat umrze� albo si� wycofa�. - Kup sobie �wierszcza - zaproponowa� Barbour dowcipnie. - Albo mysz. Hej, za dwadzie�cia pi�� zielonych mo�esz sobie kupi� doros�� mysz. - Tw�j ko� mo�e niespodziewanie zdechn�� - odpar� Rick - tak jak zdech�a moja Groucho. Kiedy wr�cisz wieczorem z pracy do domu, mo�esz znale�� swoj� koby�� le��c� na grzbiecie, z nogami stercz�cymi w powietrzu jak chrab�szcz. Jak ten �wierszcz, o kt�rym m�wi�e�. - Przepraszam, je�eli ci� urazi�em - powiedzia� Barbour nerwowo. Rick Deckard w milczeniu otworzy� drzwiczki swego hovera - turbinowego pojazdu pionowego startu i l�dowania. Nie mia� ju� nic do powiedzenia s�siadowi, my�la� o swojej pracy, o czekaj�cym go dniu. Rozdzia� II W gigantycznym, pustym, chyl�cym si� ku ruinie budynku, gdzie mieszka�y niegdy� tysi�ce ludzi, pojedynczy telewizor wydziera� si� w bezludnym pokoju. Ta bezpa�ska ruina przed Ostateczn� Wojn� �wiatow� by�a zadbanym i utrzymywanym w dobrym stanie blokiem mieszkalnym. Tu w�a�nie by�y przedmie�cia San Francisco, po�o�one od centrum w odleg�o�ci kr�tkiego dojazdu szybk�, tranzytow� kolej� jednoszynow�. Ca�y p�wysep jak drzewo pe�ne ptak�w �wiergota� �yciem, d�wi�cza� wyra�anymi opiniami, pro�bami i za�aleniami, a teraz pieczo�owici w�a�ciciele albo poumierali, albo wyemigrowali do kolonii, na inne planety. Najcz�ciej poumierali - ta wojna drogo kosztowa�a mimo bu�czucznych prognoz Pentagonu i jego zadowolonego z siebie naukowego wasala, jakim by�a mieszcz�ca si� niegdy� niedaleko st�d Rand Corporation. Korporacja, podobnie jak w�a�ciciele mieszka�, odesz�a, najwidoczniej na dobre. Nikt nie odczuwa� jej braku. W dodatku nikt ju� dzi� nie pami�ta� ani jaki by� pow�d tej wojny, ani kto j� wygra�. Py� radioaktywny, kt�ry zatru� wi�ksz� cz�� powierzchni planety, nie zrodzi� si� w �adnym konkretnym kraju i nikt, nawet �wczesny przeciwnik, nie zaplanowa� takiego rozwoju wypadk�w. Dziwne, ale pierwsze wygin�y sowy. Wtedy wydawa�o si� to nieomal �mieszne. Grube, puchate, bia�e ptaki le�a�y tu i tam, na podw�rkach i ulicach. Kiedy jeszcze �y�y, pojawia�y si� nie wcze�niej ni� po zmroku i przez to nie rzuca�y si� w oczy. Morowe powietrze w �redniowieczu dawa�o o sobie zna� w podobny spos�b - pod postaci� wielkiej liczby martwych szczur�w. Ta zaraza jednak przysz�a z g�ry. Po sowach nadesz�a oczywi�cie kolej na inne ptaki, ale wtedy tajemnica zosta�a ju� wyja�niona i zrozumiana. Jeszcze przed wojn� rozpocz�to realizacj� skromniutkiego programu osiedle�czego, ale teraz, gdy s�o�ce przesta�o �wieci� nad Ziemi�, kolonizacja wesz�a w ca�kowcie now� faz�. W zwi�zku z tym r�wnie� i sprz�t bojowy, jakim by� Syntetyczny �o�nierz Wolno�ci, zosta� zmodyfikowany. Zdolny do dzia�ania na obcych planetach humanoidalny robot, czy te� raczej organiczny android, sta� si� si�� nap�dow� programu kolonizacyjnego. Zgodnie z oenzetowskim prawem, ka�dy emigrant automatycznie otrzymywa� na w�asno�� androida wybranego typu i w 2019 roku rozmaito�� odmian przesz�a wszelkie wyobra�enia, podobnie jak mia�o to miejsce z ameryka�skimi samochodami w latach sze��dziesi�tych XX wieku. Sta�o si� to ostatecznym bod�cem sk�aniaj�cym do emigracji - s�u��cy-android by� marchewk�, radioaktywny opad - batem. ONZ czyni�a emigracj� �atw�, pozostanie za� trudnym, je�li nie niemo�liwym. Potencjalnie, wa��sanie si� po Ziemi oznacza�o mo�liwo�� raptownego znalezienia si� w grupie os�b biologicznie niepo��danych, stanowi�cych zagro�enie dla dziedziczno�ci rasy. Obywatel, kt�rego ju� raz zaszufladkowano jako specjala, nawet je�eli zgodzi� si� na sterylizacj�, wypada� z gry, w gruncie rzeczy przestawa� by� cz�ci� rodzaju ludzkiego. Mimo to jednak tu i �wdzie ludzie odmawiali wyemigrowania; by�o to nawet dla tych, kt�rych dotyczy�o bezpo�rednio, czym� zadziwiaj�co irracjonalnym. Zgodnie z logik� ka�dy normal powinien by� ju� wyemigrowa�. By� mo�e Ziemia, cho� tak oszpecona, pozostawa�a czym� bliskim, czym�, czego nale�a�o si� trzyma�. Albo, by� mo�e ci, kt�rzy nie chcieli emigrowa�, wyobra�ali sobie, �e warstwa py�u w ko�cu ulegnie rozproszeniu. W ka�dym razie pozosta�y tysi�ce os�b, kt�re najcz�ciej zgromadzi�y si� w miejskich regionach, tam, gdzie mog�y widzie� si� nawzajem, czerpa� otuch� ze wsp�lnej obecno�ci. Sprawiali oni wra�enie stosunkowo zdrowych umys�owo. A poza tym, jako w�tpliwej warto�ci dodatek do nich, pewne szczeg�lne jednostki pozosta�y na ca�kowicie opuszczonych przedmie�ciach. John Isidore, kt�ry goli� si� w �azience, podczas gdy w salonie wydziera� si� na� telewizor, by� jednym z nich. Po prostu zabrn�� tutaj wkr�tce po wojnie. W tych z�ych czasach nikt w�a�ciwie nie wiedzia�, co robi. Ludno��, oderwana od swych zwyk�ych miejsc przez wojn�, w��czy�a si�, osiedla�a na jaki� czas to w jednym regionie, to zn�w w drugim. W owych czasach opady radioaktywne by�y rzadkie i bardzo zmienne - w niekt�rych stanach nie wyst�powa�y prawie wcale, inne otrzymywa�y du�� dawk�. Uchod�cy w�drowali, gdy przesuwa�y si� opady py�u. P�wysep na po�udnie od San Francisco pocz�tkowo by� czysty i wiele os�b wykorzysta�o to i osiedli�o si� w tym miejscu. Gdy pojawi� si� py�, cz�� umar�a, cz�� za� odesz�a. J.R. Isidore pozosta�. Odbiornik telewizyjny dar� si�: - ...powtarza b�ogos�awione czasy Po�udnia przed Wojn� Secesyjn�! Czy to jako personalny s�u��cy, czy te� niestrudzony pracownik rolny, wykonany specjalnie na zam�wienie humanoidalny robot - zaprojektowany zosta� wy��cznie dla TWYCH POTRZEB - DLA CIEBIE I TYLKO DLA CIEBIE! Otrzymasz go ca�kowicie bezp�atnie natychmiast po przyje�dzie, zgodnie z obietnic� dan� ci przed opuszczeniem Ziemi. Ten lojalny, niek�opotliwy towarzysz w najwi�kszej, najbardziej zuchwa�ej przygodzie podj�tej przez cz�owieka w jego najnowszej historii, zapewni... - I tak dalej, i tak dalej. Ciekawe, czy sp�ni�em si� do pracy, zastanowi� si� Isidore podczas golenia. Nie mia� zegarka i uzale�niony by� od sygna��w czasu nadawanych przez telewizj�, dzi� jednak by� najwidoczniej Dzie� Kosmicznych Perspektyw. W ka�dym razie telewizja twierdzi�a, �e jest to pi�ta (a mo�e sz�sta) rocznica za�o�enia Nowej Ameryki, g��wnego osiedla Stan�w Zjednoczonych na Marsie. Jego za� niezbyt sprawny aparat odbiera� tylko kana�, kt�ry zosta� znacjonalizowany podczas wojny. Rz�d w Waszyngtonie i jego program kolonizacyjny by� jedynym sponsorem programu, kt�rego Isidore zmuszony by� s�ucha�. - Godno��, pani Klugman? - zapyta� spiker. - Tak - odpar�a pani Klugman, obecnie z Nowego Nowego Jorku. - To trudno wyja�ni�. Posiadanie s�u��cego, na kt�rym mo�na polega� w naszych trudnych czasach... to mi dodaje otuchy. - Czy dawniej, na Ziemi, pani Klugman, nie obawia�a si� pani r�wnie� tego, �e zostanie zaliczona, hmm... do specjali? - Och, m�j m�� i ja zamartwiali�my si� tym prawie na �mier�. Oczywi�cie, gdy tylko wyemigrowali�my, ten problem znikn��, ca�e szcz�cie, na zawsze. Dla mnie r�wnie� znikn��, pomy�la� kwa�no John Isidore, i wcale nie musia�em w tym celu emigrowa�. Od ponad roku by� ju� specjalem i to nie tylko ze wzgl�du na swe zniekszta�cone geny. Co gorsza, obla� test na minimalny poziom inteligencji i dzi�ki temu sta� si� osobnikiem zwanym potocznie kurzym m�d�kiem. Spad�a na� pogarda wszystkich trzech planet, ale mimo to jako� uda�o mu si� prze�y�. Pracowa� prowadz�c ci�ar�wk� w zak�adzie naprawczym sztucznych zwierz�t. Klinika Zwierz�t Van Ness i jej pos�pny, niesamowity szef Hannibal Sloat uznali go za cz�owieka, on za� potrafi� to doceni�. Mors certa, vita incerta, jak to od czasu do czasu oznajmia� pan Sloat. Isidore, cho� s�ysza� �w zwrot wiele razy, mia� jedynie mgliste poj�cie, co on znaczy�. W ko�cu, gdyby kurzy m�d�ek rozumia� po �acinie, przesta�by by� kurzym m�d�kiem. Kiedy panu Sloatowi zwr�cono na to uwag�, przyzna� racj�. W ko�cu istnia�y kurze m�d�ki niepor�wnywalnie g�upsze ni� Isidore, takie, kt�re nie by�y w stanie wykonywa� �adnej pracy i przebywa�y w zak�adach zamkni�tych zwanych osobliwie "Instytutami Specjalnych Umiej�tno�ci Zawodowych w Ameryce". S�owo "specjalnych" jak zawsze musia�o si� tu w takiej czy innej formie znale��. - ...m�� pani nie czu� si� wystarczaj�co zabezpieczony - ci�gn�� dalej spiker - mimo �e posiada� i stale nosi� drogi i niewygodny ochraniacz antyradiacyjny, nieprawda�, pani Klugman? - M�j m�� - zacz�a pani Klugman, ale w tej w�a�nie chwili Isidore sko�czy� si� goli�, wkroczy� do salonu i wy��czy� aparat. Cisza. Wybuch�a z framug drzwi i okien, ze �cian, porazi�a straszliw�, ca�kowit� pot�g�, jakby wytwarzan� przez olbrzymi� si�owni�. Unosi�a si� z pod�ogi pokrytej wystrz�pion� szar� wyk�adzin�. Wyrywa�a si� z ca�kowicie lub cz�ciowo popsutych akcesori�w kuchennych, martwych urz�dze�, kt�re nie dzia�a�y nigdy, od kiedy mieszka� tu Isidore. S�czy�a si� z bezu�ytecznej, stoj�cej lampy w salonie, przeplataj�c si� z sob� sam� s�cz�c� si� bezg�o�nie z upstrzonego przez muchy sufitu. W istocie potrafi�a wy�ania� si� z ka�dego przedmiotu znajduj�cego si� w zasi�gu wzroku, jakby mia�a ona, cisza, zamiar wyrugowa� wszystkie namacalne przedmioty. St�d te� atakowa�a nie tylko jego uszy, ale i oczy; gdy sta� tak przy martwym telewizorze, odczuwa� cisz� jako co� widzialnego i, na sw�j spos�b, �ywego. �ywego! Ju� poprzednio cz�sto czu�, jak zbli�a si� surowo i gro�nie; gdy zjawia�a si�, wybucha�a bez najmniejszej subtelno�ci, najwidoczniej niezdolna czeka�. Cisza tego �wiata nie mog�a pohamowa� swej zach�anno�ci. Ju� ani chwili d�u�ej. Ju� nie wtedy, kiedy w�a�ciwie zwyci�y�a. Zastanawia� si� w�wczas, czy inni ludzie, kt�rzy pozostali na Ziemi, odczuwaj� pustk� w ten sam spos�b. Czy te� jest to co� �ci�le zwi�zanego z jego specyficzn�, biologiczn� to�samo�ci�, fenomen wytworzony przez jego niesprawne zmys�y? To ciekawe pytanie, pomy�la� Isidore. Z kim jednak m�g�by skonfrontowa� swoje spostrze�enia? Mieszka� sam w tym rozk�adaj�cym si�, �lepym gmachu o tysi�cu nie zamieszkanych mieszka�, kt�ry podobnie jak wszystkie inne do niego podobne dzie� po dniu stawa� si� coraz wi�ksz� entropijn� ruin�. Ostatecznie, wszystko w tym budynku po��czy si�, stanie si� bezosobowym i identycznym, zwyczajnym kisielowatym ch�amem wype�niaj�cym ka�de mieszkanie a� po sufit. A potem ten zaniedbany budynek r�wnie� zatraci sw�j kszta�t, zostanie pogrzebany pod wszechobecnym py�em. Do tej pory, rzecz jasna, on sam b�dzie ju� martwy, kolejne wydarzenie, kt�re ciekawie jest przewidywa� stoj�c tu, w tym pora�onym salonie sam na sam z pozbawion� p�uc, wszystko przenikaj�c�, w�adcz� �wiat�o- cisz�. Mo�e lepiej by�oby w��czy� telewizor. Ale reklamy adresowane do pozosta�ych normali budzi�y w nim strach. Powiadamia�y go o niezliczonych przejawach rozwoju w dziedzinach, w kt�rych on, specjal, by� kim� niepo��danym. By� bezu�yteczny. Nie m�g�, nawet gdyby chcia�, wyemigrowa�. Po co wi�c tego s�ucha�? - zada� sobie pytanie, poirytowany. Do diab�a z nimi i ich kolonizacj�. Mam nadziej�, �e tam te� wybuchnie wojna, w ko�cu teoretycznie by�o to mo�liwe, i sko�czy si� tam tak, jak na Ziemi. I ka�dy, kto wyemigrowa�, zostanie specjalem. Dobra, pomy�la�, trzeba si� zabiera� do roboty. Dotkn�� klamki, kt�ra otwiera�a przed nim drog� do nie o�wietlonego korytarza i cofn�� si�, gdy dostrzeg� pustk� pozosta�ej cz�ci budynku. Czai�a si� tam oczekuj�c na niego si�a, kt�ra - jak wyczuwa� - pracowicie przenika�a do jego mieszkania. O Bo�e, pomy�la� i zamkn�� drzwi. Nie by� jeszcze przygotowany do w�dr�wki tymi dudni�cymi metalicznie schodami na p�aski dach, gdzie nie mia� �adnego zwierz�cia. Echo jego wspinaczki, echo nico�ci. Czas, by uj�� uchwyty, powiedzia� do siebie i przeszed� przez salon do czarnej skrzynki empatycznej. Gdy w��czy� j�, z zasilacza wydoby� si� charakterystyczny, s�aby zapach jon�w ujemnych. Wci�gn�� je skwapliwie do p�uc czuj�c si� ju� podniesiony na duchu. W tym czasie kineskop rozjarzy� si� s�ab� imitacj� obrazu telewizyjnego, powsta� kola� utworzony z pozornie przypadkowych kolor�w, linii, kszta�t�w, kt�re do chwili uj�cia uchwyt�w nic nie znaczy�y. Nabra� wi�c g��boko powietrza w p�uca, by si� uspokoi� i uj�� oba uchwyty. Obraz ustali� si�. Zobaczy� natychmiast znajomy krajobraz, brunatne, nagie wzniesienie z k�pkami wyschni�tych na pieprz traw stercz�cych uko�nie w blade, pozbawione s�o�ca niebo. Pojedyncza posta�, mniej wi�cej o ludzkich kszta�tach, brn�a pod g�r�; stary cz�owiek odziany w wyszarza��, bezkszta�tn� szat�, okrycie tak n�dzne, jakby urwane z wrogiej pustki nieba. Cz�owiek ten, Wilbur Mercer, posuwa� si� z trudem przed siebie i gdy John Isidore zaciska� uchwyty, czu�, jak stopniowo znika widok salonu, w kt�rym sta�. Zniszczone umeblowanie, �ciany rozp�yn�y si� i przesta� je zupe�nie dostrzega�. Zamiast tego, jak zawsze, znalaz� si� na brunatnym wzg�rzu, pod bezbarwnym niebem. Jednocze�nie przesta� ju� widzie� wspinaczk� starego cz�owieka. Teraz jego w�asne stopy przesuwa�y si�, szuka�y oparcia w�r�d znajomych, lu�nych kamieni, czu� te same, dawne, sprawiaj�ce b�l, nier�wno�ci pod stopani i zn�w poczu� dra�ni�ce opary w powietrzu - powietrzu nie Ziemi, lecz jakiego� obcego, odleg�ego, ale dzi�ki empatycznej skrzynce natychmiast dost�pnego miejsca. Przedosta� si� tam w spos�b, kt�ry jak zawsze wprawia� go w zdumienie. Nast�pi�o fizyczne zespolenie, podobnie jak umys�owa i duchowa identyfikacja z Wilburem Mercerem. Podobnie dzia�o si� ze wszystkimi, kt�rzy trzymali uchwyty czy to tutaj na Ziemi, czy te� na kt�rej� ze skolonizowanych planet. Czu� ich, ��czy� w sobie be�kot ich my�li, s�ysza� w swym m�zgu ha�as ich wielu pojedynczych istnie�. Oni i on dbali tylko o jedno - to zespolenie umys��w zwraca�o ich uwag� na wzg�rze, na wchodzenie po zboczu, na konieczno�� wspinaczki. Krok za krokiem przekszta�ca�o si�, tak wolno, �e omal niepostrzegalnie. A by�o. Wy�ej, pomy�la�, podczas gdy kamienie grzechocz�c toczy�y si� spod jego st�p. Dzi� jestem wy�ej ni� wczoraj, a jutro... - on sam, zbiorcza posta� Wilbura Mercera, spojrza�a do g�ry, by popatrze� na le��ce przed ni� podej�cie. Nie spos�b dotrze� do samego ko�ca. Za daleko. Ale to nast�pi. Ci�ni�ty w niego kamie� uderzy� go w rami�. Poczu� b�l. Zrobi� p�obr�t i kolejny kamie� przelecia� obok niego, chybiaj�c. Uderzy� w ziemi� i ten odg�os zaskoczy� Johna. Kto? - pomy�la�, pr�buj�c dostrzec swego dr�czyciela. Dawni przeciwnicy ukazali si� na granicy jego pola widzenia. Szli jego �ladem na wzg�rze i pozostan� a� do samego szczytu... Przypomnia� sobie wierzcho�ek, niespodziewanie p�aski szczyt wzg�rza. Tam ko�czy�o si� podej�cie i rozpoczyna�a nast�pna cz��. Ile razy szed� t� drog�? Kolejne podej�cia zamgli�y si�, przysz�o�� i przesz�o�� zamgli�y si�, to, czego do�wiadczy� i czego b�dzie do�wiadcza�, po��czy�o si� tak, �e nie pozosta�o nic poza t� chwil�, w kt�rej sta� i odpoczywa� masuj�c skaleczone kamieniem rami�. Bo�e, pomy�la� zm�czony. Jak�e mo�e to by� s�uszne? Dlaczego jestem tu sam, torturowany przez co�, czego nawet nie mog� zobaczy�? W tej samej chwili rozlegaj�cy si� w jego wn�trzu gwar wszystkich znajduj�cych si� w zespoleniu rozproszy� z�udzenie samotno�ci. Czuli�cie to r�wnie�, pomy�la�. Tak, odpar�y g�osy. Zostali�my uderzeni, w lewe rami�; boli jak diabli. W porz�dku, odpar�. Lepiej b�dzie, gdy ruszymy dalej. Zacz�� i�� i wszyscy natychmiast przy��czyli si� do niego. Kiedy�, przypomnia� sobie, by�o inaczej. Zanim spad�a kl�twa; wcze�niejszy, szcz�liwszy okres �ycia. Jego przybrani rodzice Frank i Cora Mercer znale�li go p�yn�cego w nadmuchanej, gumowej ��dce ratunkowej ko�o wybrze�y Nowej Anglii... a mo�e by� to Meksyk, niedaleko portu Tampico? Teraz nie m�g� przypomnie� sobie okoliczno�ci. Dzieci�stwo mia� przyjemne, kocha� wszystkie przejawy �ycia. Szczeg�lnie zwierz�ta i w rzeczy samej potrafi� do pewnego czasu sprawi�, �e martwe zwierz�ta stawa�y si� takie jak poprzednio. �y� w�r�d kr�lik�w i �uczk�w, oboj�tne gdzie to by�o, na Ziemi, czy na kt�rej� planecie-kolonii, tego r�wnie� nie m�g� sobie teraz przypomnie�. Ale pami�ta� morderc�w, bowiem aresztowali go jako szajbusa, specjala wi�kszego od jakiegokolwiek innego. I przez to w�a�nie wszystko si� zmieni�o. Miejscowe prawo zabrania�o korzystania z umiej�tno�ci odwracania czasu, dzi�ki kt�rej martwi wracali do �ycia. Oznajmiono mu o tym, gdy mia� szesna�cie lat. Przez nast�pny rok robi� to w tajemnicy, w pozosta�ych jeszcze lasach, ale stara kobieta, kt�rej nigdy nie widzia� ani o niej nie s�ysza�, donios�a. Bez zgody rodzic�w oni - ci mordercy - zbombardowali wyj�tkowy guzek, kt�ry wykszta�ci� si� w jego m�zgu, zniszczyli go radioaktywnym kobaltem i ten czyn cisn�� go w zupe�nie inny �wiat, kt�rego istnienia nigdy nie podejrzewa�. By�a to jama pe�na zw�ok i ko�ci, z kt�rej latami stara� si� wydosta�. Osio� i ropucha, zw�aszcza ropucha - istoty dla niego najwa�niejsze - znikn�y, sta�y si� stworzeniami wymar�ymi, pozosta�y po nich tylko rozk�adaj�ce si� szcz�tki - tu bezoka g�owa, tam zn�w fragment �apy. Wreszcie ptak, kt�ry przylecia� tam, by umrze�, powiedzia� mu, gdzie si� znajduje. Zapad� si� do �wiata grob�w. Nie m�g� si� z niego wydoby�, dop�ki rozrzucone wok� niego ko�ci nie stan� si� znowu cz�ci� �ywych istot. Zosta� przy��czony do procesu przemiany materii innych istnie� i dop�ki one nie powstan�, on tak�e nie b�dzie w stanie powsta�. Nie zdawa� sobie sprawy, jak d�ugo trwa�a owa cz�� cyklu. Og�lnie rzecz bior�c nic si� nie dzia�o, nie by�o wi�c te� poczucia czasu. Wreszcie jednak ko�ci pokry�y si� cia�em, wype�ni�y si� puste oczodo�y i nowe oczy przejrza�y, a w tym samym czasie odtworzone dzioby i paszcze gdaka�y, szczeka�y i miaucza�y. By� mo�e on tego dokona�, by� mo�e odr�s� �w pozazmys�owy organ. Albo mo�e nie mia� w tym udzia�u; bardzo prawdopodobne, �e m�g� to by� naturalny proces. W ka�dym razie nie pogr��a� si� ju�, zacz�� wchodzi� do g�ry, razem z innymi. Ju� dawno temu straci� ich z oczu i obecnie stwierdzi�, �e najwidoczniej wspina si� sam. Ale oni byli tutaj. Wci�� mu towarzyszyli i, co dziwne, czu� ich wewn�trz siebie. Isidore sta�, trzymaj�c dwa uchwyty i czu�, jak zawiera w swym jestestwie ka�d� �yj�c� istot�, a� wreszcie niech�tnie otworzy� d�onie. Musia�o si� to, jak zawsze, sko�czy�, a w ka�dym razie r�ka w miejscu, w kt�re uderzy� kamie�, bola�a i krwawi�a. Obejrza� rami�, a potem niepewnym krokiem przeszed� do �azienki, by obmy� ran�. Nie by�o to pierwsze obra�enie, jakie otrzyma� w czasie zespole� z Mercerem i zapewne nie by�o ostatnie. Ludzie, szczeg�lnie ci bardziej leciwi, umierali, zw�aszcza p�niej, na szczycie wzg�rza, gdzie m�czarnie zaczyna�y by� prowadzone na ostro. Ciekawe, czy zdo�am znowu przej�� przez t� cz��, rzek� do siebie wycieraj�c skaleczenie. Mo�liwo�� zatrzymania pracy serca. Lepiej by by�o, pomy�la�, gdybym mieszka� w mie�cie, gdzie ka�dy z takich budynk�w ma w pogotowiu lekarza z aparatur� do elektrycznego pobudzania serca. Tutaj, w samotno�ci, to zbyt ryzykowne. Wiedzia� jednak, �e musi podj�� ryzyko. Tak jak zawsze czyni� to poprzednio. Jak czyni�a to wi�kszo�� os�b, nawet s�abi fizycznie staruszkowie. Osuszy� kleenexem zranione rami�. I us�ysza� st�umiony i odleg�y telewizor. W tym domu jest kto� poza mn�, pomy�la� ogarni�ty dzikim pop�ochem, nie mog�c w to uwierzy�. To nie m�j telewizor, m�j jest wy��czony i czuj� drgania pod�ogi. To jest ni�ej, na zupe�nie innym pi�trze! Ju� nie jestem tu zupe�nie sam, u�wiadomi� sobie. Wprowadzi� si� jeszcze jeden lokator, zaj�� kt�re� z opuszczonych mieszka� i to tak niedaleko, �e mog� go s�ysze�. To musi by� poziom drugi albo trzeci, na pewno nie ni�ej. Trzeba sprawdzi�, my�la� gor�czkowo. Jak si� post�puje, gdy wprowadza si� nowy lokator? Zachodzi si� do niego i co� po�ycza, czy� nie tak? Nie m�g� sobie przypomnie�. Dot�d nic podobnego mu si� nie zdarzy�o, czy tu, czy te� gdziekolwiek indziej. Ludzie wyprowadzali si�, emigrowali, ale nikt nigdy si� nie sprowadza�. Musz� im co� zanie��, postanowi�. Kubek wody albo raczej mleka; tak mleka, albo m�ki, albo mo�e jajko - a w�a�ciwie, ich namiastki. Zajrza� do lod�wki, kt�rej spr�arka od dawna ju� nie dzia�a�a i znalaz� podejrzan� kostk� margaryny. Trzymaj�c j� w r�ku ruszy� w podnieceniu, z �omoc�cym sercem, na ni�szy poziom. Musz� by� spokojny, uzmys�owi� sobie. Nie mog� da� mu pozna�, �e jestem kurzym m�d�kiem. Je�eli zorientuje si�, �e jestem kurzym m�d�kiem, nie b�dzie chcia� ze mn� rozmawia�, zawsze si� tak dzieje z jakiego� powodu. Ciekaw jestem dlaczego? Pobieg� wzd�u� korytarza. Rozdzia� III Po drodze do pracy Rick Deckard, podobnie jak B�g wie, ilu innych ludzi, przez chwil� wa��sa� si� przed jednym z licznych, ale najwi�kszym sklepem ze zwierz�tami w San Francisco. Stru�, siedz�cy w klatce z przezroczystego plastyku, umieszczonej w �rodku okna wystawowego, kt�re zajmowa�o ca�� d�ugo�� budynku, odpowiedzia� mu spojrzeniem na spojrzenie. Wed�ug tabliczki informacyjnej ptaka dostarczono niedawno z zoo w Cleveland. By� jedynym strusiem na Zachodnim Wybrze�u. Rick przez chwil� gapi� si� na niego, a potem przez par� minut spogl�da� pos�pnie na wywieszk� z cen�. Wreszcie ruszy� w stron� Pa�acu Sprawiedliwo�ci na Lombard Street. Kiedy dotar� na miejsce, okaza�o si�, �e sp�ni� si� pi�tna�cie minut. Gdy otworzy� drzwi do gabinetu, jego prze�o�ony, inspektor policji Harry Bryant, rudzielec o odstaj�cych uszach, niechlujnie ubrany, ale spostrzegawczy i wiedz�cy pra wie wszystko, co mia�o jakiekolwiek znaczenie, zawo�a� do niego z korytarza: - Spotkajmy si� o dziewi�tej trzydzie�ci w biurze Dave'a Holdena. - M�wi�c to przerzuca� plik ��tawych arkuszy przebitki, zadrukowanych na maszynie i umocowanych na podk�adce. - Holden - ci�gn�� dalej - le�y w szpitalu Mount Zion z laserowym postrza�em grzbietu. Sp�dzi tam przynajmniej miesi�c. Do chwili, kiedy zdo�aj� doprowadzi� do przyj�cia si� przeszczepu nowych plastorganicznych fragment�w plec�w. - Co si� sta�o? - zapyta� Rick, czuj�c zimny dreszcz przebiegaj�cy mu po krzy�u. G��wny �owca wydzia�u wczoraj by� zupe�nie zdr�w. Pod koniec dnia jak zwykle wystartowa� swoj� maszyn� do mieszkania w g�sto zamieszkanej, ekskluzywnej dzielnicy Nob Hill. Bryant burkn�� co� przez rami� o spotkaniu w biurze Dave'a o dziewi�tej trzydzie�ci i odszed�, pozostawiaj�c Ricka na korytarzu. Wchodz�c do gabinetu, Rick us�ysza� za plecami g�os swojej sekretarki, Ann Marsten: - Panie Deckard, czy pan wie, co sta�o si� Holdenowi? Postrzelony. Pod��y�a za nim do dusznego, budz�cego uczucie klaustrofobii pokoju i w��czy�a aparatur� filtruj�c� powietrze. - Tak - odpar� z roztargnieneim. - To musia� by� jeden z tych nowych supersprytnych andk�w, wypuszczanych przez Korporacj� Rosena - oznajmi�a panna Marsten. - Czyta� pan ich broszur� i specyfikacj�? Zastosowany przez nich modu� m�zgowy Nexus-6 jest w stanie dokona� wyboru spo�r�d dw�ch trylion�w sk�adowych albo dziesi�ciu milion�w odr�bnych po��cze� nerwowych. - Zacz�a m�wi� ciszej. - Nie zd��y� pan na wideo��cze, kt�re odby�o si� dzisiaj rano. Powiedzia�a mi o nim panna Wild. Po��czenie z central�, dok�adnie o dziewi�tej. - ��cze z zewn�trz? - spyta� Rick. - Nie, od nas - odpar�a panna Marsten. - Pan Bryant dzwoni� do WOP... do Rosji. Pyta�, czy b�d� chcieli wyst�pi� z oficjaln�, pisemn� skarg� przeciwko wschodniej delegaturze Korporacji Rosena. - Harry ci�gle chce doprowadzi� do wycofania z rynku modu�u Nexus-6? - Wcale nie by� tym zaskoczony. Od momentu, kiedy w kwietniu opublikowano tabele osi�g�w i dane techniczne, wi�kszo�� policyjnych agend, kt�re zajmowa�y si� �ciganiem zbieg�ych andk�w, zacz�a protestowa�. - Sowiecka policja nie ma wcale wi�kszych mo�liwo�ci dzia�ania ni� my. Z prawnego punktu widzenia producenci modu�u m�zgowego Nexus-6 dzia�aj� na podstawie przepis�w kolonialnych, bo ich macierzyste, automatyczne zak�ady produkcyjne znajduj� si� na Marsie. Lepiej b�dzie, je�eli po prostu przyjmiemy do widomo�ci istnienie nowego modu�u m�zgowego - stwierdzi�. - Zawsze mia�o to ten sam przebieg, za ka�dym razem, kiedy wprowadzano nowy modu�. Pami�tam, jak protestowano, kiedy ludzie Sudermana rzucili w 1989 na rynek sw�j stary T-14. Ka�da organizacja policyjna na p�kuli zachodniej twierdzi�a, �e nie istnieje test, dzi�ki kt�remu mo�na b�dzie je wykry� w czasie pr�by nielegalnego wjazdu. I prawd� m�wi�c, przez jaki� czas policja mia�a racj�.- Jak sobie przypomina�, jako� zdo�a�o si� przedosta� ponad pi��dziesi�t android�w T-14 i w niekt�rych przypadkach nie zosta�y wykryte przez ca�y rok. Potem jednak w dzia�aj�cym w Zwi�zku Radzieckim Instytucie Paw�owa zosta� opracowany Empatyczny Test Voigta. I je�li nie myli� si�, �aden android T-14 nie sprosta� tej w�a�nie pr�bie. - Chce pan wiedzie�, co mu odpowiedzia�a rosyjska policja? - zapyta�a panna Marsten. - To r�wnie� wiem. - Jej piegowata, okr�g�a jak pomara�cza twarz promienia�a. - Dowiem si� od Harry'ego Bryanta - odpar� Rick. By� poirytowany. Plotki biurowe zawsze go dra�ni�y, bo zawarte w nich wiadomo�ci okazywa�y si� lepsze od prawdziwych. Usadowi� si� za biurkiem i tak d�ugo grzeba� w szufladzie, a� panna Marsten zrozumia�a aluzj� i wysz�a. Wyci�gn�� z szuflady star�, pozaginan�, br�zow� kopert�. Opar� si� wygodnie, odchylaj�c imponuj�ce oparcie fotela i przerzuca� zawarto�� koperty do chwili, kiedy natkn�� si� na to, czego szuka� - obszerny zbi�r danych Nexusa-6. Kr�tka lektura potwierdzi�a informacje panny Marsten. Nexus-6 posiada� dwa tryliony sk�adowych oraz mo�liwo�� dokonywania wyboru w zakresie dziesi�ciu milion�w mo�liwych kombinacji dzia�alno�ci umys�owej. Android wyposa�ony w tak� w�a�nie struktur� m�zgu w ci�gu 0,45 sekundy m�g� zastosowa� jedn� z czternastu podstawowych postaw reagowania. �aden z test�w na inteligencj� nie by� w stanie wykry� takiego andka. Z drugiej jednak strony od wielu ju� lat, od czas�w prymitywnych, topornych wersji z lat siedemdziesi�tych, testy na inteligencj� nie doprowadzi�y do przy�apania �adnego andka. Androidy typu Nexus-6, u�wiadomi� sobie Rick, pod wzgl�dem inteligencji przewy�sza�y wiele klas osobnik�w ludzkich. Innymi s�owy, androidy wyposa�one w nowy modu� m�zgowy Nexus-6, z pragmatycznego i pozbawionego sentyment�w punktu widzenia, ewolucyjnie przegoni�y wi�ksz� ilo�ciowo, ale gorsz� jako�ciowo, cz�� ludzko�ci. Na dobre lub z�e. S�uga w niekt�rych przypadkach bywa� sprytniejszy od pana. Ale pojawi�y si� nowe skale por�wnawcze, takie jak na przyk�ad Empatyczny Test Voigta-Kampffa i pomog�y w ustalaniu kryteri�w oceny. �aden android, bez wzgl�du na sw�j potencja� intelektualny, nie m�g� niczego zrozumie� z zespolenia, kt�re zachodzi�o systematycznie w kr�gach wyznawc�w merceryzmu. A przecie� by�o to zjawisko, kt�rego zar�wno on, jak ka�dy, nawet niedorozwini�ty kurzy m�d�ek, do�wiadcza� bez najmniejszych k�opot�w. Zastanawia� si�, podobnie jak czyni�o to od czasu do czasu wiele innych os�b, dlaczego poddawane pomiarom empatycznym androidy okazuj� si� ca�kowicie bezradne. Najwyra�niej empatia istnia�a jedynie w ludzkiej spo�eczno�ci, podczas gdy inteligencj� mo�na by�o odnale�� we wszystkich biologicznych gromadach i rz�dach, nie wy��czaj�c paj�czak�w. Przede wszystkim umiej�tno�ci empatyczne wymaga�y posiadania w pe�ni sprawnego instynktu grupowego. Dla pojedynczego organizmu, takiego jak paj�k, by�y one zupe�nie zb�dne i w gruncie rzeczy przeszkadza�yby mu prze�y�. Niew�tpliwie dzi�ki nim zdawa�by sobie spraw�, �e jego ofiara pragnie �y�. W zwi�zku z tym wszystkie drapie�niki, nawet wysoko rozwini�te ssaki, takie jak na przyk�ad kotowate, wygin�yby z g�odu. Empatia, doszed� kiedy� do wniosku, musia�aby ogranicza� si� do stworze� trawo�ernych albo przynajmniej wszystko�ernych, kt�re by�yby w stanie powstrzyma� si� od spo�ywania mi�sa. Przecie� dar empatii zaciera� granice mi�dzy napastnikiem i ofiar�, mi�dzy zwyci�zc� i pokonanym. Podobnie jak w czasie zespolenia z Mercerem, kiedy wszyscy razem wchodzili w g�r�, a kiedy cykl ko�czy� si�, razem wpadali w jam� �wiata grob�w. Przypomina�o to swego rodzaju osobliwe, obosieczne biologiczne ubezpieczenie. Gdy bowiem jaka� istota prze�ywa�a rado��, wtedy egzystencje wszystkich innych zawiera�y jaki� okruch rado�ci. Jednak je�eli jakie� jestestwo cierpia�o, ca�a zbiorowo�� nie by�a w stanie pozosta� zupe�nie oboj�tna na jego b�l. Zwierz� stadne, takie jak cz�owiek, mog�o dzi�ki empatii podwy�szy� sw�j wsp�czynnik prze�ycia. Sowy lub kobry uleg�yby zniszczeniu. Najwidoczniej humanoidalny robot by� samotnym drapie�nikiem. Rick lubi� my�le� o nich w�a�nie w ten spos�b. Dzi�ki temu jego praca stawa�a si� �atwiejsza do zniesienia. Usuwaj�c - to znaczy zabijaj�c - andka, nie naru

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!