2481
Szczegóły |
Tytuł |
2481 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2481 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2481 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2481 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
DAVID EDDINGS
DEMON W�ADCA KARANDY
KSI�GA TRZECIA MALLOREONU
SCAN-dal
PROLOG
B�d�cy kr�tk� histori� Mallorei oraz zamieszkuj�cych j� lud�w.
Zaczerpni�te z kronik Angaraku.
Drukarnia Uniwersytetu w Melcene.
Wedle tradycji dziedziczne ziemie Angarak�w le�� gdzie� poza po�udniowym wybrze�em obecnej Dalazji. Torak, B�g-Smok Angaraku, u�y� mocy kamienia nazywanego Cthrag Yaska dokonuj�c czego�, co p�niej nazwano p�kni�ciem �wiata. Ziemia rozwar�a si� wylewaj�c ze swego wn�trza magm�, a powsta�� szczelin� wype�ni�y natychmiast wody oceanu po�udniowego tworz�c Morze Wschodnie. Dopiero po kilkudziesi�ciu latach �wiat uspokoi� si�, z wolna przybieraj�c obecny wygl�d.
W rezultacie tego prze�omu Alornowie wraz ze swymi sprzymierze�cami zostali zmuszeni do wycofania si� na dotychczas nie zbadane obszary zachodniego kontynentu, a ludy Angaraku wnikn�y w dziewicze puszcze i pustynie Mallorei.
Torak zosta� okaleczony i oszpecony, a grolimscy kap�ani unicestwieni przez magiczny kamie�, buntuj�cy si� przeciwko celom, dla kt�rych u�y� go B�g. W�adz� zacz�o sprawowa� wojsko i zanim Grolimowie zd��yli och�on��, armia zapanowa�a niepodzielnie nad ca�ym Angarakiem. Pozbawieni swego Boga kap�ani utworzyli opozycyjne centrum w�adzy w Mal Yaska, w pobli�u najwy�szego szczytu G�r Karandyjsklch.
Torak zapragn�� zapobiec zbli�aj�cej si� nieuchronnie wojnie mi�dzy wojskiem a duchowie�stwem. Nie skierowa� si� jednak ku koszarom wojskowym w Mal Zeth, lecz wraz z czwart� cz�ci� mieszka�c�w Angaraku ruszy� na p�nocno-zachodni kraniec Mallorei, by wznie�� tam �wi�te miasto Cthol Mishrak. Poch�oni�ty ca�kowicie przejmowaniem kontroli nad Cthrag Yaska nie wzi�� pod uwag�, �e ludzie w wi�kszo�ci odwr�cili si� od spraw duchowych. Ci, kt�rzy wspierali jego dzie�o w Cthol Mishrak, okazali si� zbieranin� histerycznych fanatyk�w podlegaj�cych surowej w�adzy trzech uczni�w Toraka: Zedara, Ctuchika i Urvona, kt�rzy podtrzymywali prastare tradycje jedynie w�r�d spo�eczno�ci Cthol Mishrak, podczas gdy pozosta�a ludno�� Angaraku oddala�a si� od nich.
Kiedy przeci�gaj�ce si� wa�nie pomi�dzy duchowie�stwem a wojskiem zwr�ci�y wreszcie uwag� Toraka, wezwa� naczelne dow�dztwo i hierarchi� grolimsk� do Cthol Mishrak, gdzie wyda� rozkazy. Z wyj�tkiem Mal Yaska i Mal Zeth wszystkie miasta i okr�gi mia�y by� od tej pory rz�dzone zar�wno przez duchowie�stwo, jak i wojskowych. Hierarchia i naczelne dow�dztwo jednoznacznie okre�li�y dziel�ce ich r�nice i powr�ci�y do swych enklaw. Ten narzucony rozejm umo�liwi� genera�om poznanie innych lud�w zamieszkuj�cych Mallore�.
Przesz�o�� nikn�a w tajemniczych mitach, lecz niew�tpliwie kontynent, na d�ugo przed pojawieniem si� Angarak�w, zamieszkiwa�y trzy ludy: Dalowie na po�udniowym zachodzie, Karandowie na p�nocy i wreszcie Melcenowie na dalekim wschodzie. Wojskowi skierowali sw� pot�g� przeciwko Karandom.
Karandowie byli ludem wojowniczym nie przyk�adaj�cym wi�kszej wagi do kulturowych subtelno�ci. Zamieszkiwali surowe, nie wyko�czone miasta, gdzie �winie w��czy�y si� po brudnych ulicach. Wed�ug starych legend byli spokrewnieni z Morindimami zamieszkuj�cymi obszary le��ce na p�noc od Gar og Nadrak. Obydwa ludy oddawa�y cze�� demonom.
Na pocz�tku drugiego tysi�clecia bandy dzikich karandyjskich zb�j�w w��cz�pych si� wzd�u� wschodniej granicy sta�y si� powa�nym problemem, szczeg�lnie gdy armia Angarak�w opu�ci�a Mal Zeth kieruj�c si� ku zachodnim kra�com karandyjskiego Kr�lestwa Pallia, gdzie spl�drowa�a i spali�a miasto Rakand le��ce w po�udniowo-zachodniej Palii, a ocala�ych mieszka�c�w wzi�a w jasyr.
W tym samym czasie podj�to jedn� z najwa�niejszych decyzji w historii Angarak�w. Grolimowie przygotowywali si� do orgii po�wi�cenia je�c�w, lecz genera�owie sprzeciwili si�. Nie spieszyli si� do zaj�cia Palii, i korzystali z op�nie� w komunikacji na tak wielk� odleg�o��. Uwa�ali, �e du�o lepszym rozwi�zaniem b�dzie utrzymanie Palii i uczynienie z niej podporz�dkowanego kr�lestwa, ni� okupowanie tego wyludnionego obszaru. Grolimowie poczuli si� ura�eni, lecz wojskowi okazali si� nieub�agani.
W ko�cu obie strony zgodzi�y si�, by ostateczn� decyzj� podj�� Torak.
Nikogo nie zaskoczy� fakt, i� Torak przyj�� pomys� naczelnego dow�dztwa; nawr�cenie Karand�w oznacza�o niemal�e podwojenie liczby wiernych oraz armii, kt�r� m�g�by wykorzysta� w konfrontacji z kr�lami Zachodu. "Ka�dy cz�owiek zamieszkuj�cy niezmierzon� Mallore� z�o�y mi pok�on i b�dzie mnie czci�", powiedzia� swym opornym misjonarzom i, aby gorliwie wykonywali swe obowi�zki, wys�a� Urvona do Mal Yaska, �eby ten osobi�cie dopilnowa� nawr�cenia Karand�w. Urvon ustanowi� si� g��wnym kap�anem �wi�tyni mallorea�skiej, cho� przepych by� obcy ascetycznym Grolimom.
Armia wyruszy�a przeciw Katakor, Jenno i Delchin, jak r�wnie� Palii, lecz misjonarze znale�li si� w trudnym po�o�eniu, poniewa� karandyjscy magowie przywo�ywali hordy demon�w, by obroni� sw�j lud. Wreszcie Urvon uda� si� do Cthol Mishrak, by poradzi� si� w tej sprawie Toraka. Nie wiadomo dok�adnie, co uczyni� Torak, lecz wkr�tce karandyjscy magowie dostrzegli, �e zakl�cia, jakich u�ywali do kontrolowania demon�w, straci�y sw� moc. Ka�dy z nich ryzykowa� teraz zbyt wiele schodz�c do �wiata ciemno�ci i nara�a� w�asne �ycie i dusz�.
Podb�j pa�stwa Karand�w absorbowa� kap�an�w i armi� przez nast�pne kilka stuleci. Ostatecznie zd�awiono wszelki op�r. Karanda sta�a si� lennym pa�stwem, a jej etnicznych mieszka�c�w uwa�ano za co� ni�szego. Podczas pochodu armii wzd�u� Wielkiej Rzeki Magan napotkano cywilizacj� stoj�c� na wysokim poziomie kulturalnym, pos�uguj�c� si� wysoce zaawansowan� technologi�. Po kilku dramatycznych bitwach, w kt�rych melce�skie rydwany wojenne i kawaleria najprzedniejszych s�oni unicestwi�y ca�e bataliony, Angarakowie zaprzestali walki, a genera�owie rozpocz�li wst�pne rokowania pokojowe. Ku ich zdziwieniu Melcenowie przystali na znormalizowanie stosunk�w i zaproponowali handel ko�mi, kt�rych brakowa�o Angarakom. Odm�wili jednak jakichkolwiek rozm�w dotycz�cych sprzeda�y s�oni.
Po zawarciu pokoju armia skierowa�a si� na podb�j bezbronnej Dalazji. Mieszka�cy tej �yznej krainy trudnili si� rolnictwem i pasterstwem i znajomo�� sztuki wojennej by�a im raczej obca. W ci�gu nast�pnych dziesi�ciu lat Angarakowie ustanowili tam militarne protektoraty. Z pocz�tku wydawa�o si�, �e kap�ani Toraka odnios� podobne sukcesy. Dalowie potulnie przyj�li wszelkie formy angarackich praktyk religijnych. By� to jednak lud do g��bi przesycony mistycyzmem i Grolimowie wkr�tce zauwa�yli, �e nie potrafi� zachwia� moc� czarownic, mag�w, jasnowidz�w i prorok�w. Co wi�cej, kopie maj�cych z�� s�aw� ewangelii mallorea�skich wci�� potajemnie kr��y�y w�r�d Dal�w.
Z czasem Grolimom prawdopodobnie uda�oby si� wykorzeni� tajemne wierzenia dalazja�skie, lecz pewnego dnia wydarzy�o si� nieszcz�cie, kt�re na zawsze zmieni�o �ycie Angarak�w. Legendarny czarownik Belgarath wraz z trzema Alornami przechytrzyli stra�e i omin�wszy wszelkie �rodki bezpiecze�stwa, noc� w�lizgn�li si� niepostrze�enie do �elaznej wie�y Toraka, wyrastaj�cej ze �rodka Cthol Mishrak, i skradli Cthol Yaska! Mimo po�cigu ca�ej czw�rce uda�o si� zbiec na zach�d zabieraj�c ze sob� magiczny kamie�.
Wiedziony sza�em i w�ciek�o�ci� Torak zr�wna� z ziemi� ca�e miasto, po czym rozkaza� wys�a� w po�cig Murg�w, Thulls�w i Nadrak�w, kt�rzy dotarli a� do zachodnich wybrze�y Morza Wschodniego. Podczas przeprawy przez ziemie p�nocy straci�o �ycie przesz�o milion ludzi i min�o wiele lat, zanim odrodzi�o si� spo�ecze�stwo i kultura Angarak�w.
Po zniszczeniu Cthol Mishrak i rozproszeniu ludno�ci B�g-Smok zaszy� si� w swym niedost�pnym siedlisku koncentruj�c si� ca�kowicie na obmy�laniu plan�w zniszczenia si�y kr�lestw Zachodu. Nieobecno�� Toraka da�a czas wojsku na ugruntowanie swej w�adzy nad Mallore� i podporz�dkowanymi kr�lestwami.
Przez wieki panowa� niepewny pok�j mi�dzy Angarakami i Melcenami, od czasu do czasu zak��cany przez niewielkie wojny, w kt�rych obie strony unika�y rzucania do bitwy wszystkich swoich si�. Ostatecznie oba narody przyj�y praktyk� wysy�ania dzieci przyw�dc�w na wychowanie u przyw�dc�w drugiej strony. To doprowadzi�o w ko�cu do porozumienia oraz do powstania grupy kosmopolitycznej m�odzie�y, kt�ra wkr�tce wesz�a w sk�ad rz�d�w Imperium Mallorea�skiego.
Jednym z takich m�odzie�c�w by� Kallah, syn wysokiego rang� angarackiego genera�a. Wychowany w Melcene powr�ci� do Mal Zeth, gdzie zosta� najm�odszym genera�em, jaki kiedykolwiek sprawowa� ten urz�d. Powr�ciwszy do Melcene, po�lubi� c�rk� cesarza melce�skiego i po jego �mierci w roku 3830 sam obwo�a� si� imperatorem. Nast�pnie maj�c za sob� ca�� pot�g� melce�skiej armii, wym�g� na Angarakach prawa dynastyczne.
Integracja Melcene i Angaraku dokonywa�a si� niezwykle burzliwie, lecz z up�ywem czasu cierpliwo�� melce�ska zwyci�y�a brutalno�� Angarak�w. W przeciwie�stwie do innych narod�w Melcenami rz�dzi�a biurokracja, kt�ra jednak okaza�a si� daleko bardziej skuteczna ni� angaracka administracja wojskowa. Niekwestionowana przewaga biurokratycznych rz�d�w utrzymywa�a si� do roku 4400 i do tego czasu zapomniano ca�kowicie o tytule Naczelnego Dow�dcy, a obydwoma narodami w�ada� cesarz Mallorei.
Dla wykszta�conych Melcen�w czczenie Toraka pozostawa�o czym� w du�ej mierze niezrozumia�ym i co najmniej osobliwym. Przyj�li co prawda formy religijnych praktyk, bo tak wypada�o, lecz Grolimowie nigdy nie potrafili wym�c na nich uleg�o�ci wobec Boga-Smoka, jaka zawsze charakteryzowa�a Angarak�w.
W roku 4850 Torak pojawi� si� u bram Mal Zeth przerywaj�c swoje odosobnienie. Za �elazn� mask� ukrywaj�c okaleczon� twarz og�osi� si� Kal Torakiem - Kr�lem i Bogiem. Natychmiast zacz�� gromadzi� nieprzebrane zast�py wojownik�w, by zmia�d�y� kr�lestwa Zachodu i podporz�dkowa� sobie ca�y �wiat.
Mobilizacja na wielk� skal� praktycznie pozbawi�a Mallore� m�czyzn. Angarakowie i Karandowie pomaszerowali na p�noc przechodz�c przez Gar og Nadrak, a Dalowie i Melceni pod��yli do miejsca, w kt�rym powstawa�a pot�na flota, by na pok�adach okr�t�w przeby� Morze Wschodnie i dotrze� do le��cego na po�udniu Cthol Murgos. Malloreanie z p�nocy po��czyli si� z Nadrakami, Thullsami i Murgami z p�nocy, by wsp�lnie uderzy� na kr�lestwa Drasni i Algarii. Druga grupa Mallorea�czyk�w po��czy�a si� z Murgami zamieszkuj�cymi po�udniowe obszary i razem pomaszerowali na p�nocy zach�d. Torak zamierza� zmia�d�y� Zach�d bior�c go w kleszcze dw�ch pot�nych armii.
Nast�pi�o jednak co� zupe�nie nieoczekiwanego. Wiosn� 4875 roku na Morzu Zachodnim rozp�ta�a si� potworna burza, kt�ra chwyci�a w swe koszmarne macki si�y po�udniowe i pogrzeba�a je �ywcem w nieprzebytych zaspach �niegu. By�a to najstrasz-niejsza burza �nie�na, jak� kiedykolwiek odnotowano w kronikach. Nawa�nica przycich�a nieco i w ko�cu usta�a, lecz czternasto-stopowe zaspy �nie�ne na zawsze uwi�zi�y niezliczone rzesze wojownik�w, kt�rych rozk�adaj�ce si� cia�a wczesne lato ukaza�o w�r�d topniej�cych �nieg�w. �adna teoria nie wyja�nia�a przyczyn kataklizmu. Armia po�udniowa przesta�a istnie�. Kilku ocala�ych uda�o si� dotrze� na wsch�d i opowiedzia�o histori�, kt�rej groz� trudno by�o obj�� umys�em.
Na drodze si� P�nocy r�wnie� stawa�y coraz to nowe przeszkody i dotyka�y je liczne nieszcz�cia. Armia zdo�a�a jednak dotrze� do Vo Mimbre i rozpocz�to obl�enie, lecz wojska Toraka ponios�y druzgoc�c� kl�sk� pokonane przez po��czone armie Zachodu, a samego Boga ugodzi�a moc Cthrag Yaska i leg� w �pi�czce maj�cej trwa� ca�e wieki. Wierny ucze� Zedar ukry� cia�o swego pana w niedost�pnym miejscu.
Min�o wiele lat od tamtych wydarze� i spo�ecze�stwo mallorea�skie podzieli�o si� ponownie wracaj�c do pierwotnego stanu rzeczy: Melcene, Karanda, Dalazja i tereny Angarak�w. W�adz� obj�� cesarz Korzeth ratuj�c w ten spos�b Imperium.
Korzeth liczy� sobie nie wi�cej ni� czterna�cie wiosen, gdy zasiad� na tronie swego starego ojca. Z�udzone jego m�odym wiekiem, nastawione separatystycznie obszary og�osi�y niezale�no��. Korzeth zareagowa� stanowczo, t�umi�c szerz�c� si� rebeli�. Praktycznie reszt� swego �ycia sp�dzi� w siodle rozpoczynaj�c najbardziej krwaw� kampani�, jak� zna�a historia, lecz kiedy zako�czy� dzie�o, pozostawi� nast�pcom siln� i zjednoczon� Mallore�. Od tej pory potomkowie Korzetha dzier�yli siln� r�k� w�adz� w Mal Zeth.
Trwa�o tak do czasu, gdy na tronie zasiad� panuj�cy obecnie cesarz Zakath. Obieca� by� �wiat�ym w�adc� Mallorei i zachodnich kr�lestw Angarak�w, lecz niebawem pojawi�y si� pierwsze k�opoty.
Taur Urgas, szalony w�adca Murg�w i cz�owiek bez skrupu��w d���cy do zaspokojenia swoich ambicji, wszcz�� spisek przeciwko nowemu cesarzowi. Zakath do ko�ca nie by� pewien, jaki jest plan szale�ca, lecz odkrywszy, �e za spiskiem stoi Taur Urgas, poprzysi�g� mu zemst�, kt�ra niebawem przerodzi�a si� w okrutn� wojn�. Zakath za wszelk� cen� pragn�� zniszczy� szalonego w�adc�.
Po�r�d wojennych zmaga� kr�lowie Zachodu wys�ali wojownik�w przeciwko armii Wschodu. Belgarion, m�ody w�adca Zachodu, wnuk czarownika Belgaratha, wyruszy� na p�noc do Mallorei w towarzystwie Belgaratha i Drasanina imieniem Silk. Belgarion d�wiga� na plecach olbrzymi staro�ytny Miecz Riva�skiego Kr�la, kt�rego r�koje�� ozdabia� Cthrag Yaska, tajemniczy kamie� zwany Klejnotem Aldura. M�ody w�adca zamierza� u�mierci� Toraka, wype�niaj�c w ten spos�b star� przepowiedni�. W tym samym czasie Torak budzi� si� z wiekowego snu w ruinach swego staro�ytnego miasta Cthol Mishrak. Odzyskiwa� si�y, by stawi� czo�o cz�owiekowi wyzywaj�cemu go na �miertelny pojedynek. W potwornych zmaganiach Belgarion pokona� Boga-Smoka przebijaj�c go magicznym mieczem i pozostawi� tym samym duchowie�stwo Mallorei w stanie kompletnego chaosu.
CZʌ� PIERWSZA
Rak Hagga
Rozdzia� l
Pierwsze p�atki �niegu opada�y cicho w nieruchomym powietrzu na pok�ad statku. Mokry i ci�ki �nieg otula� reje i takielunek zamieniaj�c wysmo�owane liny w grube bia�e sznury. Fale bezg�o�nie o�ywia�y czarne, tajemnicze morze. Od strony rufy dochodzi� miarowy odg�os b�bna, kt�ry wybija� tempo mallorea�skim wio�larzom. P�atki �niegu przystraja�y barki marynarzy wype�niaj�c ka�d� fa�dk� ich szkar�atnych kubrak�w. Poruszali si� �wawo w ten �nie�ny poranek. Otacza�y ich k��by pary oddech�w we wszechobecnej ch�odnej wilgoci, gdy pochylali i prostowali plecy w rytm b�bna. Garion i Silk stali przy relingu, opatuleni szczelnie grubymi p�aszczami, staraj�c si� przebi� wzrokiem mglistobia�� �nie�n� zas�on� okrywaj�c� ca�y �wiat.
- Pieski poranek - zauwa�y� niewielki Drasanin o szczurzej twarzy, strzepuj�c z niech�ci� �nieg z ramion.
Garion chrz�kn�� kwa�no.
- Jeste� dzisiaj w radosnym nastroju.
- Nie mam zbyt wielu powod�w do rado�ci, Silku. - Garion ponownie utkwi� wzrok w ponurym, czamo-bia�ym poranku.
Czarownik Belgarath wy�oni� si� z kajuty na rufie, zerkn�� w g�r� na g�sto padaj�cy �nieg i naci�gn�� na g�ow� kaptur starego, grubego p�aszcza. Pokonuj�c ostro�nie �liskie deski pok�adu do��czy� do swych towarzyszy.
Silk spojrza� na odzianego w czerwony p�aszcz mallorea�skiego �o�nierza, kt�ry dyskretnie wyszed� na pok�ad za starym m�czyzn� i sta� teraz opieraj�c si� o reling na rufie kilka krok�w od nich.
- Widz�, �e genera� Atesca niezmiennie troszczy si� o twoje dobre samopoczucie. - Wskaza� na m�czyzn�, kt�ry nie odst�powa� na krok Belgaratha od czasu, gdy wyp�yn�li z portu w Rak Verkat.
Belgarath rzuci� szybkie, pe�ne oburzenia spojrzenie w kierunku �o�nierza.
- G�upota - skwitowa� kr�tko. - S�dzi, �e gdzie p�yn�, h�? Nag�a my�l za�wita�a w g�owie Gariona. Pochyli� si� lekko i cicho powiedzia�:
- Wiesz, mogliby�my si� gdzie� wybra�. Mamy tu statek, a statek p�ynie tam, gdzie go skierujesz; Mallorea czy wybrze�e w Hagga.
- To interesuj�ce spostrze�enie, Belgaracie - zgodzi� si� Silk.
- Jest nas czworo, dziadku - zauwa�y� Garion. - Ty, ciocia Pol, ja i Durnik. Jestem pewien, �e nie mieliby�my problem�w z przej�ciem statku. W�wczas mogliby�my zmieni� kurs i znale�� si� w po�owie drogi do Mallorei, zanim Kal Zakath zda sobie spraw�, �e nie p�yniemy do Rak Hagga. - Im wi�cej o tym my�la�, tym bardziej ekscytowa� go ten pomys�. - Potem mogliby�my po�eglowa� na p�noc wzd�u� wybrze�y mallorea�skich i rzuci� kotwic� w jakiej� lagunie lub w zatoce u wybrze�y Camat. Tylko tydzie� drogi od Ashaby. Mo�e nawet zdo�aliby�my dotrze� tam przed Zandramas. - Blady u�miech pojawi� si� na jego ustach. - Chcia�bym oczekiwa� na ni�, kiedy tam przyb�dzie.
- To jest mo�liwe, Belgaracie - odezwa� si� Silk. - M�g�by� tego dokona�?
Belgarath podrapa� si� po brodzie my�l�c g��boko i mru��c oczy z powodu sypi�cego g�sto �niegu.
- W istocie, jest to mo�liwe - przyzna� i spojrza� na Gariona. - Co wed�ug ciebie powinni�my zrobi� z tymi mallorea�skimi �o�nierzami i za�og� statku, kiedy ju� dotrzemy do wybrze�y Camat? Nie zamierza�e� chyba zatopi� tej �ajby wraz z nimi, co? Tak jak post�puje Zandramas z niepotrzebnymi ju� lud�mi?
- Oczywi�cie, �e nie!
- Mi�o mi to s�ysze�, lecz jak zatem zamierzasz powstrzyma� ich, by nie pobiegli do najbli�szego garnizonu, gdy tylko ich wypu�cimy? Nie wiem jak ciebie, ale mnie nie podnieca my�l o ca�ym regimencie mallorea�skich wojownik�w depcz�cym nam po pi�tach.
Garion spochmurnia�.
- Chyba o tym nie pomy�la�em - przyzna�.
- Tak w�a�nie s�dzi�em. Zwykle lepiej dok�adnie przemy�le� spraw�, przeanalizowa� wszystkie szczeg�y, zanim zacznie si� dzia�a�. W ten spos�b unika si� wielu k�opot�w.
- Zgadza si� - rzuci� Garion czuj�c lekkie zak�opotanie.
- Wiem, �e si� niecierpliwisz, Garionie, lecz niecierpliwo�� to kiepski dodatek do wnikliwie rozwa�onego planu.
- Chyba ju� starczy, dziadku - powiedzia� kwa�no Garion. - A mo�e w�a�nie powinni�my uda� si� do Rak Hagga i spotka� si� z Zakathem? Dlaczego Cyradis mia�aby skierowa� nas w r�ce Mallorean, zadaj�c sobie wcze�niej tyle trudu, by dostarczy� mi Ksi�g� Wiek�w? Tu chodzi o co� zupe�nie innego i nie jestem pewien, czy powinni�my pr�bowa� przerwa� bieg zdarze�, zanim dowiemy si� czego� wi�cej.
Drzwi kajuty otworzy�y si� nagle i w wej�ciu pojawi� si� genera� Atesca, dow�dca si� mallorea�skich okupuj�cych wysp� Verkat. Od czasu gdy zostali przekazani pod jego opiek�, zachowywa� si� uprzejmie i bardzo poprawnie. Wyra�nie rzuca�o si� w oczy, �e zale�y mu niezmiernie, by osobi�cie dostarczy� ich Zakathowi do Rak Hagga. Wysoki, szczup�y m�czyzna, przyodziany w jasnopurpurowy mundur udekorowany wieloma orderami, nosi� si� dumnie i wynio�le, mimo �e z�amany niegdy� nos sprawia�, �e wygl�dem przypomina� raczej ulicznego awanturnika, a nie genera�a armii imperialnej. Podszed� do nich krocz�c dostojnie po pokrytych na wp� staja�ym �niegiem deskach pok�adu nie zwa�aj�c na swe nienagannie wypolerowane buty.
- Dzie� dobry, panowie - pozdrowi� ich wykonuj�c przy tym sztywny, wojskowy uk�on. - Ufam, �e spali�cie dobrze?
- W miar� - odpar� Silk
- Zdaje si�, �e pada �nieg - stwierdzi� genera� rozgl�daj�c si� dooko�a, a ton jego g�osu wskazywa�, �e m�czyzna sili si� na bana�y jedynie przez grzeczno��.
- Zauwa�y�em - odrzek� Silk. - Ila czasu zabierze nam dotarcie do Rak Hagga?
- Nied�ugo dop�yniemy do brzegu, wasza wysoko��, a stamt�d jakie� dwa dni drogi do samego miasta.
Silk skin�� g�ow�.
- Czy nie domy�lasz si�, z jakiego powodu cesarz pragnie nas widzie�? - spyta�.
- Nic nie m�wi� - odpar� kr�tko Atesca - a ja stwierdzi�em, �e niestosownie by�oby pyta�. Rozkaza� mi tylko, bym was pojma� i sprowadzi� do Rak Hagga. Mam was traktowa� mo�liwie najlepiej, o ile tylko nie spr�bujecie ucieka�. Je�li uczyniliby�cie co� takiego, jego cesarska mo�� poleci� mi przedsi�wzi�� bardziej stanowcze �rodki. - Podczas przemowy nie okazywa� �adnych emocji. - Mniemam, i� panowie mi wybacz� - powiedzia� - lecz musz� dopilnowa� teraz pewnych nie cierpi�cych zw�oki spraw. - Sk�oni� si� grzecznie i odszed�.
- To istna kopalnia informacji, prawda? - zauwa�y� sucho Silk. - Wi�kszo�� Melcen�w wprost uwielbia plotkowa�, z tego delikwenta trzeba wydusza� ka�de s�owo.
- Melcen? - zdziwi� si� Garion. - Nie wiedzia�em o tym. Silk przytakn��.
- Atesca to melce�skie nazwisko. Kal Zakath posiada pewne szczeg�lne opinie o arystokracji. Oficerom angarackim wcale si� to nie podoba, lecz niewiele mog� na to poradzi�, o ile chc� zachowa� swe g�owy.
W rzeczywisto�ci Gariona nie ciekawi�y a� do tego stopnia subtelno�ci mallorea�skiej polityki i powr�ci� do uprzednio omawianej sprawy.
- Nie do ko�ca zrozumia�em to, co powiedzia�e�, dziadku - odezwa� si� - o naszej podr�y do Rak Hagga.
- Cyradis twierdzi, �e musi dokona� pewnego wyboru - odpar� starzec - a zanim b�dzie mog�a to uczyni�, musz� zosta� spe�nione pewne warunki. Podejrzewam, �e twoje spotkanie z Zakathem mo�e stanowi� jeden z nich.
- Tak naprawd� to nie bardzo jej dowierzasz, co?
- By�em ju� �wiadkiem dziwniejszych rzeczy i zawsze z du�ym szacunkiem odnosz� si� do prorok�w z Kell.
- Nie widzia�em w Kodeksie Mri�skim �adnej wzmianki dotycz�cej podobnego spotkania.
- Ja te� nie, ale na �wiecie istnieje wi�cej �r�de�, nie tylko Kodeks Mrin. Musisz pami�ta�, �e Cyradis polega na dwustronnych przepowiedniach i je�li pokrywaj� si� ze sob�, oznacza to, �e m�wi� prawd�. Co wi�cej Cyradis zna pewne wyrocznie, kt�re s� dost�pne jedynie prorokom. Bez wzgl�du na pochodzenie listy zada�, kt�re musz� by� wcze�niej wykonane, jestem pewien, �e Cyradis nie pozwoli nam dotrze� do Miejsca, Kt�rego Ju� Nie Ma, zanim wszystkie punkty zostan� skre�lone z tej listy.
- Nie pozwoli nam? - zadziwi� si� Silk.
- Nie oceniaj Cyradis zbyt nisko, Silku - ostrzeg� Belgarath. - Ta kobieta skupia ca�� moc, jak� posiadaj� Dalowie, co oznacza, �e prawdopodobnie potrafi dokonywa� rzeczy, o jakich nam nawet si� nie �ni�o. Sp�jrzmy na sprawy z praktycznego punktu widzenia. Gdy rozpoczynali�my, byli�my p� roku w tyle za Zandramas i planowali�my wyruszy� niezwykle monotonnym i czasoch�onnym szlakiem prowadz�cym przez Cthol Murgos, lecz ci�gle napotykali�my jakie� przeszkody.
- I mnie to m�wisz? - �achn�� si� Silk.
- Czy to nie zastanawiaj�ce, �e po tych wszystkich przeszkodach dotarli�my do wschodniej strony kontynentu przed ustalonym terminem i skr�cili�my dystans dziel�cy nas od Zandramas do kilku tygodni?
Silk zamruga� gwa�townie i jego oczy zamieni�y si� w dwie ciemne szparki.
- To daje do my�lenia, nieprawda�? - Stary m�czyzna szczelniej otuli� si� p�aszczem i rozejrza� dooko�a, przygl�daj�c si� g�sto opadaj�cym p�atkom �niegu. - Wejd�my do �rodka - zaproponowa�. - Tutaj rzeczywi�cie nie jest zbyt przyjemnie.
W oddali u wybrze�y Haggi majaczy�y niewyra�ne bielej�ce w g�stej �nie�ycy niskie wzg�rza. Na granicy wody rozci�ga�y si� olbrzymie s�one moczary poro�ni�te br�zow� trzcin� uginaj�c� si� obecnie pod ci�arem mokrego, lepkiego �niegu. Drewniany ciemny pomost, pokonuj�c bagnisty obszar, wdziera� si� w szerokie morskie rozlewisko tak, �e bez k�opotu zeszli z mallorea�skiego statku. Przy kra�cu pomostu rozpoczyna� si� biegn�cy ku wzg�rzom szlak poorany koleinami, kt�re wype�nia� teraz �nieg.
Eunuch Sadi spojrza� nieco nieprzytomnym wzrokiem, gdy zjechali z drewnianego pomostu wprost na grz�sk� ziemi�. Pog�adzi� si� po ogolonej g�owie d�oni� o wyj�tkowo d�ugich palcach.
- Niczym ba�niowe skrzyd�a - u�miechn�� si�.
- Co takiego? - spyta� Silk.
- Nigdy nie widzia�em �niegu poza jednym wyj�tkiem, gdy bawi�em z wizyt� w p�nocnym kr�lestwie. Prawd� m�wi�c, po raz pierwszy przebywam pod go�ym niebem, kiedy pada �nieg. Niez�e uczucie, nieprawda�? Silk spojrza� na niego kwa�no.
- Przy pierwszej sposobno�ci kupi� ci sanki - powiedzia�. Sadi wygl�da� na zdumionego.
- Przepraszam, Kheldarze, ale co to s� sanki? Silk westchn��.
- Niewa�ne, Sadi. Pr�bowa�em �artowa�.
Na szczycie pierwszego wzniesienia ujrzeli dwana�cie powbijanych w ziemi� pod r�nymi k�tami krzy�y stoj�cych nie opodal drogi. Z ka�dego zwiesza� si� szkielet w postrz�pionych �achmanach przylepionych do zbiela�ych ko�ci, z koronami bia�ego puchu dekoruj�cymi czaszki o pustych oczodo�ach.
- Zastanawiaj�ce jaka jest tego przyczyna, generale - powiedzia� �agodnie Sadi wskazuj�c na ponur� dekoracj� przy drodze.
- Polityka, wasza ekscelencjo - odrzek� lakonicznie Atesca. - Jego cesarska mo�� chce zrazi� Murg�w do ich kr�la. Mam nadziej�, �e uzmys�owi im, �e Urgit jest przyczyn� wszelkich nieszcz��.
Sadi potrz�sn�� pow�tpiewaj�co g�ow�.
- Kwestionowa�bym tok rozumowania, kt�rym kieruje si� ta szczeg�lna polityka - zaoponowa�. - Okrucie�stwa rzadko przywi�zuj� kogokolwiek do oprawc�w. Osobi�cie zawsze preferowa�em przekupstwo.
- Murgowie s� przyzwyczajeni do okrutnego traktowania. - Atesca wzruszy� ramionami. - Tylko to naprawd� rozumiej�.
- Dlaczego nie zdj�to ich i nie pochowano? - spyta� Durnik z poblad�� twarz� i g�osem przepe�nionym oburzeniem.
Atesca obdarzy� go d�ugim, zdecydowanym spojrzeniem.
- Ekonomia, gospodarzu - odpar�. - Pusty krzy� niczego nie dowodzi. Gdyby�my ich zdj�li, musieliby�my wymieni� ich na �wie�ych Murg�w. Po jakim� czasie to staje si� nudne i pr�dzej czy p�niej zaczyna brakowa� ludzi do ukrzy�owania. Pozostawienie szkielet�w doskonale pokazuje, o co nam chodzi, i oszcz�dza czas.
Tymczasem Garion stara� si� jak m�g�, by ca�y czas znajdowa� si� pomi�dzy Ce'Nedr� a ponur� przydro�n� lekcj� pogl�dow� i oszcz�dzi� jej tym samym odra�aj�cego widowiska. Ona jednak jecha�a dalej z twarz�, o dziwo, bez wyrazu i oboj�tnymi, nie widz�cymi oczami. Rzuci� szybkie, pytaj�ce spojrzenie w kierunku Polgary i dostrzeg� lekki niepok�j maluj�cy si� na jej twarzy. Zosta� z ty�u i skierowa� ku niej swego wierzchowca.
- Co si� z ni� dzieje? - spyta� pe�nym napi�cia szeptem.
- Nie jestem do ko�ca pewna, Garionie - odszepn�a.
- Czy to kolejny atak melancholii? - Poczu� w �o��dku fatalne, chorobliwe md�o�ci.
- Nie s�dz�. - My�l�c intensywnie, zmru�y�a powieki ci�gn�c bezwiednie kaptur swojej niebieskiej peleryny, by zakry� bia�y lok po�rodku g�stej grzywy w�os�w. - B�d� j� mia�a na oku.
- Co ja mog� zrobi�?
- Zosta� przy niej i spr�buj z ni� porozmawia�. Mo�e jej s�owa wyja�ni� nam cokolwiek.
Ce'Nedra z oporem reagowa�a na wysi�ki Gariona, kt�ry stara� si� zainicjowa� rozmow�, a jej odpowiedzi ju� do ko�ca tego �nie�nego dnia mia�y niewiele lub nie mia�y wcale zwi�zku z jego pytaniami czy spostrze�eniami.
Kiedy krajobraz Haggi zrujnowanej wojn� zacz�� pogr��a� si� w wieczornym mroku, genera� Atesca zarz�dzi� post�j i jego �o�nierze zaj�li si� rozstawianiem kilku du�ych, zdobnych, purpurowych namiot�w po zawietrznej stronie osmalonego ogniem kamiennego muru - pozosta�o�ci po spalonej wiosce.
- Powinni�my zawita� w Rak Hagga jutro p�nym popo�udniem - poinformowa� ich. - B�dziecie nocowa� w tym du�ym namiocie w �rodku obozowiska. Moi ludzie za chwil� przynios� wam wieczerz�. A teraz wybaczcie mi... - Sk�oni� szybko g�ow� i zawr�ci� konia, by nadzorowa� prac� �o�nierzy.
Kiedy wszystko zosta�o przygotowane, Garion wraz z przyjaci�mi podjechali do wskazanego przez Atesc� namiotu i zsiedli z koni. Silk obserwowa�, jak stra�nicy zajmuj� pozycj� doko�a ich nowego, czerwonego siedliska.
- Dobrze by by�o, gdyby podj�� jednoznaczn� decyzj� - powiedzia� poirytowanym g�osem.
- Nie bardzo wiem, co masz na my�li, ksi��� Kheldarze - odezwa�a si� Velvet. - Kto powinien si� zdecydowa�?
- Atesca. Jest uosobieniem kurtuazji, ale otacza nas uzbrojonymi po z�by stra�nikami.
- Wojownicy mog� si� tam znajdowa�, by nas chroni�, Kheldarze - zauwa�y�a. - To przecie� strefa wojny.
- Oczywi�cie - rzuci� sucho. - Krowy te� mog�yby lata�, gdyby mia�y skrzyd�a.
- Co za fascynuj�ce spostrze�enie - zachwyci�a si� ironicznie.
- Lepiej by�oby, gdyby� nie robi�a tego za ka�dym razem.
- Czego? - popatrzy�a na niego szeroko otwartymi, niewinnymi oczyma.
- Niewa�ne.
Wieczerza przygotowana przez �o�nierzy Ateski sk�ada�a si� z wojskowych porcji podanych w blaszanych miskach. Mia�a jednak bezsprzeczn� zalet�, by�a gor�ca i niezwykle po�ywna. Wn�trze namiotu ogrzewa�y kosze z w�glem, a zwieszaj�ce si� z sufitu lampy oliwne wype�nia�y pomieszczenie z�otaw� po�wiat�. Umeblowanie nie odbiega�o zbytnio od wojskowych norm; sto�y, ��ka i krzes�a dawa�y si� szybko sk�ada� i rozk�ada�, a pod�og� i �ciany przyozdobiono mallorea�skimi dywanami farbowanymi na intensywnie czerwony kolor.
Odstawiwszy pust� misk�, Eriond rozejrza� si� ciekawie dooko�a.
- Zdaje si�, �e maj� s�abo�� do czerwonego koloru, co? - zauwa�y�.
- S�dz�, �e kojarzy im si� z krwi� - o�wiadczy� lodowato Durnik. - A oni lubi� krew. - Obr�ci� si� i spojrza� ch�odno na niemego Totha. - Je�li sko�czy�e� wieczerza�, woleliby�my, by� odszed� od sto�u - powiedzia� oboj�tnym g�osem.
- To nie by�o zbyt grzeczne, Durniku - zgromi�a go Polgara.
- Nie pr�bowa�em by� grzeczny, Pol. Po pierwsze, nie rozumiem, czemu on musi nam towarzyszy�. Jest zdrajc�. Niech idzie do swoich przyjaci�.
Niemy olbrzym wsta� od sto�u z wyrazem melancholii na twarzy. Podni�s� r�k�, jakby zamierza� uczyni� jeden z gest�w, za pomoc� kt�rych komunikowa� si� z kowalem, lecz Durnik rozmy�lnie odwr�ci� si� do niego plecami. Toth westchn�� i pocz�apa� w k�t namiotu, gdzie usadowi� si� wygodnie.
- Garionie - odezwa�a si� nagle Ce'Nedra rozgl�daj�c si� dooko�a z widocznym wyrazem zmartwienia na twarzy. - Gdzie jest moje dziecko?
Popatrzy� na ni� zdumiony.
- Gdzie jest Geran?! - krzykn�a przeszywaj�cym g�osem.
- Ce'Nedro... - zacz��.
- S�ysza�am jego p�acz. Co z nim zrobi�e�? - Nagle porwa�a si� na nogi i zacz�a biega� po namiocie ods�aniaj�c kotary oddzielaj�ce miejsca do spania i zrywaj�c koce z ��ek. - Pom�cie mi! - wrzasn�a. - Pom�cie mi znale�� moje male�stwo!
Garion podbieg� do niej szybko i z�apa� za r�k�.
- Ce'Nedro...
- Nie! - krzykn�a do niego. - Ukry�e� go gdzie�! Pu�� mnie! - Uwolni�a si� z uchwytu i zacz�a przewraca� meble w desperackim poszukiwaniu, zawodz�c niezrozumiale.
Garion ponownie spr�bowa� j� powstrzyma�, lecz tym razem sykn�a wyci�gaj�c palce niczym szpony ku jego oczom.
- Ce'Nedra! Przesta�!
Min�a go zwinnie i wypad�a z namiotu w ramiona �nie�nej nocy.
Kiedy Garion ods�oni� kotar� i wybieg� na zewn�trz, drog� zagrodzi� mu ubrany w czerwony p�aszcz mallorea�ski �o�nierz.
- Ty! Wejd� do �rodka! - warkn�� zatrzymuj�c Gariona drzewcem w��czni.
Patrz�c ponad ramieniem stra�nika ujrza�, jak Ce'Nedra szamoce si� z innym �o�nierzem. Bez namys�u wymierzy� pot�ne uderzenie pi�ci� w twarz powstrzymuj�cego go dryblasa, kt�ry zatoczy� si� i upad�. Garion skoczy� do przodu, lecz nagle poczu�, �e z ty�u schwyci�o go z tuzin r�k.
- Zostaw j�! - wrzasn�� do stra�nika, kt�ry z widocznym na twarzy okrucie�stwem wykr�ca� r�k� kr�lowej.
- Wracajcie do namiotu - szczekn�� szorstki g�os i Garion zosta� powleczony w kierunku wej�cia. �o�nierz, kt�ry trzyma� Ce'Nedr�, na wp� ni�s�, na wp� popycha� j� w tym samym kierunku. Garion opanowa� si� z wysi�kiem.
- Tego ju� za wiele! - krzykn�a Polgara stoj�c u wej�cia do namiotu. �o�nierze zatrzymali si� spogl�daj�c niepewnie po sobie, nieco przestraszeni stanowcz� postaw� kobiety.
- Durniku! - zawo�a�a. - Pom� Garionowi wprowadzi� Ce'Nedr�.
Garion otrz�sn�� si� z powstrzymuj�cych go r�k i wraz z Durnikiem odebrali �o�nierzowi szamocz�c� si� ma�� kr�low�, po czym skierowali si� do wn�trza namiotu.
- Sadi - powiedzia�a Polgara, gdy Durnik i Garion weszli do �rodka prowadz�c mi�dzy sob� Ce'Nedr�. - Czy masz w twojej torbie oret?
- Oczywi�cie, lady Polgaro - odpar� eunuch - ale czy jeste� pewna, �e w rym przypadku oret b�dzie odpowiedni? Ja sk�ania�bym si� raczej do zastosowania naladium.
- S�dz�, �e mamy tu do czynienia z czym� powa�niejszym ni� przypadek zwyk�ej histerii, Sadi. Chc� co� na tyle silnego, by mie� pewno��, �e nie zbudzi si�, jak tylko si� odwr�c�.
- Jak sobie �yczysz, lady Polgaro. - Przemierzy� dostojnym krokiem wy�o�on� dywanem pod�og�, otworzy� czerwon� sakw� i wyj�� z niej flakonik ciemnoniebieskiego p�ynu. Nast�pnie podszed� do sto�u, wzi�� kubek z wod� i spojrza� pytaj�co na kobiet�.
Zmarszczy�a brwi.
- Niech b�d� trzy krople - zdecydowa�a.
Rzuci� ku niej lekko zdumione spojrzenie, po czym ponuro odmierzy� zaproponowan� dawk�.
Po kilku chwilach po��czonymi si�ami uda�o im si� zmusi� Ce'Nedr� do wypicia zawarto�ci kubka. Przez jaki� czas �ka�a i szarpa�a si�, lecz jej op�r s�ab� stopniowo, podobnie zreszt� jak p�acz. W ko�cu zamkn�a oczy wydaj�c przy tym g��bokie westchnienie, a po chwili jej oddech sta� si� miarowy.
- Zanie�my j� do ��ka - powiedzia�a Polgara prowadz�c ich do jednego z zas�oni�tych kotar� pomieszcze�.
Garion wzi�� na r�ce drobniutkie cia�o �pi�cej �ony i pod��y� za Polgar�.
- Co si� z ni� dzieje, ciociu Pol? - zapyta�, po�o�ywszy j� delikatnie na ��ku.
- Nie jestem pewna - odpar�a Polgara przykrywaj�c Ce'Nedr� szorstkim, �o�nierskim kocem. - Potrzebuj� wi�cej czasu, by postawi� diagnoz�.
- Co mo�emy uczyni�?
- Niewiele, p�ki znajdujemy si� w drodze - przyzna�a szczerze. - B�dziemy przed�u�a� jej sen a� do Rak Hagga. Kiedy znajdziemy si� w lepszych warunkach, b�d� mog�a nad tym popracowa�. Zosta� przy niej. Chc� przez chwil� porozmawia� z Sadim.
Garion usiad� zmartwiony przy pos�aniu, delikatnie uj�� male�k� d�o� �ony, podczas gdy Polgara wysz�a, by porozmawia� z eunuchem o medykamentach znajduj�cych si� w jego torbie. Wnet wr�ci�a zas�aniaj�c za sob� kotar�.
- Ma wi�kszo�� z tego, co potrzebuj�. - poinformowa�a cicho. - Reszt� uda mi si� jako� zdoby�. - Dotkn�a ramienia Gariona i pochyli�a si�. - W�a�nie przyszed� genera� Atesca - szepn�a mu do ucha. - Chce si� z tob� widzie�. Nie wdawa�abym si� w szczeg�y przyczyny ataku Ce'Nedry. Nie jeste�my pewni, ile wie o nas Zakath, a Atesca z pewno�ci� zda relacj� ze wszystkiego, co si� tu dzieje, wi�c uwa�aj na ka�de s�owo.
Chcia� zaprotestowa�.
- Nic tu nie pomo�esz, Garionie, a oni tam ci� potrzebuj�. Ja przy niej zostan�.
- Czy cz�sto przytrafiaj� jej si� podobne ataki? - Atesca w�a�nie zadawa� pytanie, gdy Garion wy�oni� si� zza kotary.
- Jest bardzo wra�liwa - odrzek� Silk. - Czasem pewne okoliczno�ci wywo�uj� podobne reakcje. Polgara wie, co czyni� w takich wypadkach.
Atesca zwr�ci� si� do Gariona.
- Wasza kr�lewska mo�� - powiedzia� ch�odnym g�osem. - Nie pochwalam faktu, i� zaatakowa�e� moich �o�nierzy.
- Wszed� mi w drog�, generale - odpar� Garion. - Nie s�dz�, bym go zbytnio poturbowa�.
- Obowi�zuj� pewne zasady, wasza wysoko��.
- Zgadza si� - potwierdzi� Garion. - Prosz� przekaza� moje przeprosiny temu cz�owiekowi, lecz poradzi� mu tak�e, �eby nie wtr�ca� si� w moje sprawy, szczeg�lnie gdy dotycz� mojej �ony. Doprawdy nie lubi� krzywdzi� ludzi, ale mog� uczyni� wyj�tek, gdy jestem do tego zmuszany.
Z oczu Ateski powia�o ch�odem, a Garion odwzajemni� to spojrzenie. Przez d�u�sz� chwil� mierzyli si� wzrokiem.
- Z ca�ym szacunkiem, wasza wysoko�� - odezwa� si� w ko�cu Atesca - nie nadu�ywaj wi�cej mojej go�cinno�ci.
- Zgoda, je�li okoliczno�ci na to pozwol�, generale.
- Powiem moim ludziom, by przygotowali lektyk� dla twojej �ony - rzek� Atesca. - Wyruszamy wczesnym rankiem. Skoro kr�lowa jest chora, powinni�my jak najszybciej dowie�� j� do Rak Hagga.
- Dzi�kuj�, generale - odpar� Garion.
Atesca sk�oni� si� ch�odno, po czym odwr�ci� si� i wyszed�.
- Co o tym s�dzisz, Belgarionie? - zamrucza� Sadi. - Teraz rzeczywi�cie znajdujemy si� w mocy Ateski.
Garion chrz�kn��.
- Nie podoba�o mi si� jego stanowisko. - Spojrza� na Belgaratha i dostrzeg� na jego twarzy cie� niezadowolenia. - No i co? - spyta�.
- Nic nie m�wi�em.
- Nie musia�e�. S�ysza�em twoje my�li w trakcie naszej podr�y.
- A zatem nie musz� tego m�wi�, prawda?
Nast�pny poranek obudzi� ich przenikliwym ch�odem, lecz przynajmniej przesta�o pada�. Garion jecha� u boku lektyki, na kt�rej spoczywa�a Ce'Nedra. Jego twarz wyra�nie odzwierciedla�a troski i zmartwienia. Szlak, kt�rym pod��ali, wi�d� na p�nocny zach�d przecinaj�c wiele spalonych wsi i zniszczonych miast. Ruiny pokrywa�a gruba warstwa mokrego �niegu z zesz�ego dnia, a zgliszcza otacza� pos�pny pier�cie� krzy�y i s�up�w przy stosach.
Oko�o po�udnia, gdy dotarli na szczyt wzg�rza, ujrzeli szare jak o��w jezioro Hagga rozci�gaj�ce si� daleko na p�noc i na wsch�d. Przy bli�szym brzegu wyrasta�o du�e, otoczone murami miasto.
- Rak Hagga - odezwa� si� Atesca z wyra�n� ulg� w g�osie. Zjechali ze zbocza i skierowali si� ku miastu. Od strony jeziora wia� rze�ki wiatr smagaj�cy ich twarze i targaj�cy ich p�aszcze i ko�skie grzywy.
- W porz�dku - rzuci� Atesca przez rami� do swych �udzi. - Uformujemy teraz szyk i postaramy si� sprawi� wra�enie oddzia�u �o�nierzy. - Odziani w czerwone p�aszcze Malloreanie ustawili konie w dwuszeregu i wyprostowali si� w siod�ach.
Mury Rak Hagga w wielu miejscach zosta�y naruszone, szczeg�lnie ich g�rne cz�ci by�y pood�upywane i poznaczone �ladami po strza�ach o stalowych grotach. Ci�ka brama zosta�a roztrzaskana w czasie ostatecznego ataku na miasto i teraz z prze�artych rdz�, �elaznych zawias�w zwiesza�y si� kawa�ki drewna.
Stra�nicy stoj�cy przy wrotach zasalutowali zgrabnie, gdy Atesca wje�d�a� do miasta. Zniszczone kamienne domy �wiadczy�y o zajad�o�ci walk tocz�cych si� na ulicach miasta. Wiele budynk�w mia�o zawalone dachy, po�amane i osmalone okiennice wpatruj�ce si� w ulice wybrukowane kamieniami. Grupa ponurych Murg�w ci�gn�cych za sob� pobrz�kuj�ce �a�cuchy pracowa�a przy usuwaniu kamieni z brudnych ulic pod czujnymi spojrzeniami stoj�cych w pewnym oddaleniu mallorea�skich �o�nierzy.
- Wiecie co? - odezwa� si� Silk. - Po raz pierwszy widz�, jak Murgowie naprawd� pracuj�. Nawet nie przypuszcza�em, �e wiedz�, jak to si� robi.
Kwater� g��wn� armii mallorea�skiej w Cthol Murgos stanowi� du�y, imponuj�cy budynek z ��tej ceg�y usytuowany w pobli�u centrum miasta. Przed nim rozci�ga� si� szeroki, za�nie�ony plac. Do g��wnego wej�cia prowadzi�y kamienne schody, a po obu ich stronach stali rz�dem mallorea�scy �o�nierze.
- By�a rezydencja Wojskowego Rz�du Murg�w w Hagga - zauwa�y� Sadi, gdy zbli�yli si� do budynku.
- By�e� tu wcze�niej? - spyta� Silk.
- W m�odo�ci - odpar� Sadi. - Rak Hagga zawsze uchodzi�o za centrum handlu niewolnikami.
Atesca zsiad� z konia i zwr�ci� si� do jednego z oficer�w.
- Kapitanie - powiedzia� - ka� swoim ludziom wnie�� lektyk� kr�lowej i powiedz, by bardzo uwa�ali.
Gdy pozostali zsiadali z wierzchowc�w, ludzie kapitana odwi�zali lektyk� od siode� dw�ch koni, kt�re j� wioz�y, po czym ostro�nie wnie�li j� po schodach odprowadzani bacznym spojrzeniem genera�a Ateski.
Wewn�trz w ogromnym holu siedzia� m�czyzna o sko�nych oczach i aroganckim wygl�dzie, ubrany w kosztowny, szkar�atny mundur. Pod �cian� sta� rz�d krzese�, kt�re okupowali wyra�nie znudzeni urz�dnicy.
- W jakiej sprawie? - zapyta� obcesowo oficer za sto�em. Na twarzy Ateski nie drgn�� najmniejszy mi�sie�, gdy w milczeniu wpatrywa� si� w nieprzyjemnego oficera.
- Pytam, w jakiej sprawie?
- Czy zmieni� si� regulamin, pu�kowniku? - spyta� Atesca z�udnie �agodnym g�osem. - Czy nie wstajemy ju� w obecno�ci prze�o�onego?
- Jestem zbyt zaj�ty, �eby skaka� na r�wne nogi przed ka�dym melce�skim urz�dnikiem z dalej po�o�onych okr�g�w - stwierdzi� pu�kownik.
- Kapitanie - Atesca zwr�ci� si� do swego oficera na poz�r oboj�tnym g�osem - je�li ten pu�kownik w przeci�gu dw�ch uderze� serca nie b�dzie na nogach, b�dzie pan tak mi�y i odetnie mu g�ow�.
- Tak jest - odpowiedzia� kapitan si�gaj�c po miecz; zdumiony pu�kownik ju� zrywa� si� ze sto�ka.
- Du�o lepiej - pochwali� Atesca. - A teraz zacznijmy od pocz�tku. Czy przypadkiem pami�tamy, jak si� salutuje?
Pu�kownik zasalutowa� przepisowo, cho� jego twarz przyoblek�a biel podobna do �niegu.
- Doskonale. Jeszcze zrobimy z ciebie �o�nierza. A zatem jedna z os�b, kt�re eskortowa�em, notabene wysoko urodzona dama, zachorowa�a w czasie podr�y. Chc�, by natychmiast przygotowano dla niej ciep�y, wygodny pok�j.
- Panie - zaprotestowa� pu�kownik. - Nie jestem upowa�niony do za�atwiania takich spraw.
- Kapitanie, prosz� jeszcze nie chowa� miecza.
- Ale� generale, podobne decyzje s� podejmowane przez dworzan jego cesarskiej wysoko�ci. B�d� oburzeni, je�li przekrocz� swe kompetencje.
- Wyja�ni� to jego cesarskiej mo�ci, pu�kowniku - powiedzia� Alesca. - Sytuacja jest troch� niecodzienna, lecz jestem pewiem, �e jego wysoko�� zrozumie.
W oczach pu�kownika malowa�o si� niezdecydowanie.
- Wykona�, pu�kowniku! Natychmiast!
- Niezw�ocznie si� tym zajm�, generale - odpar� po�piesznie. - Za mn� - rzuci� do �o�nierzy trzymaj�cych lektyk� Ce'Nedry.
Garion bezwiednie pod��y� za nimi, lecz Polgara przytrzyma�a go stanowczo za rami�.
- Nie, Garionie. Ja z ni� p�jd�. Nie mo�esz tu nic pom�c, a s�dz�, �e Zakath b�dzie chcia� z tob� porozmawia�. Uwa�aj na to, co b�dziesz m�wi�. - Wypowiedziawszy te s�owa, ruszy�a korytarzem za lektyk� kr�lowej.
- Widz�, �e w spo�ecze�stwie mallorea�skim nadal wyst�puj� pewne tarcia - odezwa� si� Silk do genera�a Ateski.
- Angarakowie - mrukn�� Atesca. - Czasami maj� trudno�ci w zetkni�ciu z nowoczesnym �wiatem. Prosz� mi wybaczy�, ksi��� Kheldarze. Pragn� poinformowa� jego wysoko�� o naszym przybyciu. - Pod��y� ku wypolerowanym drzwiom na drugim ko�cu holu i wr�ci�, zamieniwszy kilka s��w z jednym ze stra�nik�w. - W�a�nie informuj� cesarza o naszym przybyciu - powiedzia�. - Spodziewam si�, �e przyjmie nas za kilka minut.
Ujrzeli, jak zbli�a si� do nich pucu�owaty, �ysy m�czyzna odziany w skromn�, lecz niew�tpliwie kosztown� br�zow� szat� ozdobion� ci�kim z�otym �a�cuchem, kt�ry zwiesza� mu si� z szyi.
- Atesca, drogi przyjacielu - powita� genera�a. - Dosz�y mnie s�uchy, �e stacjonujesz w Rak Verkat.
- Mam pewn� spraw� do cesarza, Bradorze. Co porabiasz w Cthol Murgos?
- Wyczekuj� bez ko�ca - odpar� puco�owaty m�czyzna. - Od dw�ch dni pr�buj� dosta� si� do Kal Zakatha.
- Kto opiekuje si� interesami?
- Za�atwi�em to tak, �e interes kr�ci si� mniej wi�cej sam - odrzek� Brador. - Raport, kt�ry mam dla jego wysoko�ci, jest na tyle wa�ny, �e zdecydowa�em si� dor�czy� go osobi�cie.
- Jaka� to sprawa mo�e by� tak prze�omowa, �e oderwa�a szefa Biura Spraw Wewn�trznych od wyg�d w Mal Zeth?
- S�dz�, �e nadszed� czas na nasz� cesarsk� mi�o��, by wyrwa� si� od rado�ci �ycia w Cthol Murgos i powr�ci� do stolicy.
- Zwa�aj na s�owa, Bradorze - poradzi� Atesca z lekkim u�miechem. - Wychodz� z ciebie melce�skie uprzedzenia.
- W domu robi si� nieweso�o, Atesca - stwierdzi� powa�nie Brador. - Naprawd� musz� porozmawia� z cesarzem. Czy m�g�by� mi w tym pom�c?
- Zobacz�, co da si� zrobi�.
- Dzi�kuj�, przyjacielu - powiedzia� Brador �ciskaj�c mocno d�o� genera�a. - Los imperium mo�e zale�e� od tego, czy uda mi si� przekona� Zakatha, by powr�ci� do Mal Zeth.
- Generale Atesca - powiedzia� podniesionym g�osem jeden z uzbrojonych we w��cznie stra�nik�w stoj�cych przy polerowanych drzwiach - jego cesarska mo�� przyjmie teraz ciebie i twoich wi�ni�w.
- �wietnie - odpar� Atesca ignoruj�c z�owrogo brzmi�ce s�owo "wi�ni�w". Spojrza� na Gariona. - Cesarz z pewno�ci� nie mo�e si� doczeka� waszej mo�ci - zauwa�y�. - Zwykle na audiencj� czeka si� tygodniami. Wejd�my do �rodka.
Rozdzia� II
Kal Zakath, cesarz niezmierzonej Mallorei, siedzia� na wy�cie�anym czerwonym suknem tronie znajduj�cym si� na ko�cu surowej komnaty. M�czyzna mia� na sobie skromn�, niczym nie ozdobion� bia�� szat�. Garion orientowa� si�, �e cz�owiek ten dobiega� czterdziestki, cho� jego wygl�d wcale na to nie wskazywa�; w�os�w nie przypr�szy� jeszcze �lad siwizny, a na twarzy nie widnia�a najmniejsza zmarszczka. W oczach tli�o si� jednak znu�enie; nie b�yszcza�y rado�nie, a wr�cz przeciwnie, okazywa�y wyra�ny brak zainteresowania �yciem. Najzwyklejszy, zwini�ty w k��bek �aciaty kot spoczywa� mu na kolanach z zamkni�tymi oczyma mrucz�c z zadowoleniem. W odr�nieniu od wielkiego w�adcy stoj�cy rz�dem pod �cian� �o�nierze mieli na sobie cenne, stalowe napier�niki obficie zdobione z�otem.
- Panie - zacz�� genera� Atesca wykonuj�c g��boki uk�on - mam zaszczyt przedstawi� ci jego kr�lewsk� mo��, Belgariona kr�la Rivy.
Garion pochyli� lekko g�ow�, a Zakath odwzajemni� mu gest powitania.
- Ju� dawno powinno doj�� do tego spotkania, Belgarionie - odezwa� si� g�osem r�wnie martwym jak spojrzenie jego oczu. - Twoje czyny wstrz�sn�y �wiatem.
- Ty r�wnie� zrobi�e� pewne wra�enie, Zakacie. - Jeszcze przed wyjazdem z Rak Verkat Garion postanowi� sobie, �e nie b�dzie u�ywa� absurdalnego mallorea�skiego tytu�u "Kal".
S�aby u�miech zab��ka� si� w k�cikach ust Zakatha.
- Aha - powiedzia� tonem wskazuj�cym na to, �e przejrza� Gariona. Skin�� g�ow� ku pozosta�ym przybyszom i uwag� jego przyku� rozczochrany, niedbale ubrany dziadek Gariona. - O, ty zapewne jeste� Belgarath - zauwa�y�. - Troch� zaskakuje mnie tw�j zwyczajny wygl�d. Wszyscy Grolimowie z Mallorei zgodnie twierdz�, �e masz sto st�p wzrostu, a mo�liwe, �e nawet dwie�cie, rogi i rozwidlony ogon.
- Jestem w przebraniu - odpar� zuchwale Belgarath. Zakath zachichota�, cho� ten niemal�e mechaniczny d�wi�k nie mia� wiele wsp�lnego ze szczerym rozbawieniem. Rozejrza� si�, lekko marszcz�c brwi.
- Zdaje si�, �e nie wszystkie osoby s� obecne - powiedzia�.
- Kr�lowa Ce'Nedra zachorowa�a w czasie podr�y, wasza wysoko�� - poinformowa� go Atesca. - Lady Polgara opiekuje si� ni�.
- Zachorowa�a? Czy to co� powa�nego?
- W tym momencie trudno to stwierdzi�, wasza cesarska mo�� - odpar� ob�udnie Sadi - ale uraczyli�my j� pewnymi lekami i wierzymy w umiej�tno�ci lady Polgary.
Zakath spojrza� na Gariona.
- Powiniene� poinformowa� mnie wcze�niej, Belgarionie. W�r�d mojej �wity mam pewn� dalasa�sk� uzdrowicielk� o wyj�tkowych zdolno�ciach. Natychmiast po�l� j� do komnaty kr�lowej. W tej chwili zdrowie twojej �ony jest najwa�niejsze.
- Dzi�kuj� - odpar� Garion ze szczer� wdzi�czno�ci�. Zakath poci�gn�� za sznur od ukrytego dzwonka i wyda� odpowiednie instrukcje s�u��cemu, kt�ry pojawi� si� prawie natychmiast.
- Siadajcie, prosz� - rzek� cesarz. - Nie przyk�adam zbyt wielkiej wagi do ceremonia��w. - Kiedy stra�nicy po�piesznie podsuwali im krzes�a, �pi�ca na kolanach Zakatha kotka uchyli�a lekko powieki i spojrza�a z�otymi oczyma na nowo przyby�ych. Nast�pnie wsta�a, wygi�a grzbiet w charakterystyczny �uk ziewaj�c przy tym g��boko. Zeskoczy�a ci�ko na pod�og� mrucz�c g�o�no i ruszy�a ko�ysz�c si� na boki, by pow�cha� palce st�p Erionda. Zakath spogl�da� lekko zdumionym wzrokiem, jak ci�arna kotka z trudem st�pa po dywanie. - Jak widzicie, moja kotka znowu mnie zdradza. - Westchn�� z ironicznym zrezygnowaniem. - Niestety zdarza si� to do�� cz�sto, a ona nigdy nie okazuje najmniejszego poczucia winy.
Kotka wskoczy�a Eriondowi na kolana, u�o�y�a si� wygodnie i zacz�a mrucze� z zadowoleniem.
- Wyros�e�, ch�opcze - odezwa� si� Zakath do m�odego m�czyzny. - Czy nauczono ci� ju� ludzkiej mowy?
- Pod�apa�em kilka s��w, Zakacie - odpar� Eriond spokojnym g�osem.
- Pozosta�ych znam przynajmniej ze s�yszenia - kontynuowa� Zakath. - Z Durnikiem spotkali�my si� na r�wninach Mishrak ac Thul. S�ysza�em oczywi�cie o margrabinie drasa�s-kiego wywiadu Liselle i ksi�ciu Kheldarze, kt�ry za wszelk� cen� stara si� zosta� najbogatszym cz�owiekiem �wiata.
Wdzi�czne dygni�cie Velvet nie dor�wnywa�o wykwintno�ci� majestatycznemu uk�onowi Silka.
- A tu, oczywi�cie - ci�gn�� dalej cesarz - mamy Sadiego, g��wnego eunucha w pa�acu kr�lowej Salmissry.
Sadi uk�oni� si� z wdzi�kiem.
- Musz� przyzna�, wasza wysoko��, �e jeste� nies�ychanie dobrze poinformowany - odezwa� si� kontraltem. - Rozpozna�e� nas wszystkich, jakby� czyta� otwart� ksi�g�.
- Szef mojego wywiadu stara si� informowa� mnie na bie��co, Sadi. Mo�e nie jest on r�wnie utalentowany co nieoceniony Javelin, ale orientuje si� w wi�kszo�ci spraw dziej�cych si� na �wiecie. Wspomina� nawet o tym olbrzymie stoj�cym w rogu, ale do tej pory nie uda�o mi si� pozna� jego imienia.
- Nazywa si� Toth - pom�g� Eriond. - Jest niemow�, a wi�c my musimy by� jego ustami.
- Do tego Dal - zauwa�y� Zakath. - Niezwykle ciekawy zbieg okoliczno�ci.
Garion przypatrywa� si� z uwag� cesarzowi. Pod p�aszczykiem dwornej, uk�adnej uprzejmo�ci wyczuwa� subtelne badanie. Za leniwym powitaniem, nie b�d�cym na poz�r niczym wi�cej ni� kurtuazyjnym sposobem rozlu�nienia atmosfery, kry�o si� co� g��bszego. Odni�s� niejasne wra�enie, �e Zakath po kolei sprawdza ka�dego z nich.
Cesarz wyprostowa� si�.
- Otaczasz si� interesuj�co dobranym towarzystwem, Belgarionie - powiedzia�. - Znajdujesz si� daleko od domu. Ciekaw jestem, jakie s� przyczyny twego pobytu w Cthol Murgos.
- Obawiam si�, �e to osobista sprawa, Zakacie. Cesarz uni�s� delikatnie jedn� brew.
- W obecnych okoliczno�ciach, Belgarionie, trudno uzna� t� odpowied� za satysfakcjonuj�c�. Nie mog� pogodzi� si� z my�l�, �e sprzymierzy�e� si� z Urgitem.
- Czy uwierzysz mi na s�owo, �e tak nie jest?
- Nie uwierz�, dop�ki nie dowiem si� czego� wi�cej na temat twojej wizyty w Rak Urga. Urgit pod��y� tam nagle, niew�tpliwie w twoim towarzystwie, pojawiaj�c si� r�wnie szybko i niespodziewanie na r�wninach Morcth, gdzie wraz z m�od� kobiet� wyprowadzili swoje wojska z zasadzki, kt�r� d�ugo i misternie przygotowywa�em. Przyznasz, �e to szczeg�lny zbieg okoliczno�ci.
- Wygl�da to zupe�nie inaczej, gdy patrzy si� z praktycznego punktu widzenia - odpar� Belgarath. - To ja zadecydowa�em, by zabra� Urgita. Dowiedzia� si�, kim jeste�my, a nie chcia�em, by armia Murg�w depta�a nam po pi�tach. Murgowie nie s� zbytnio b�yskotliwi, lecz czasami potrafi� skutecznie popsu� szyki.
Zakath wygl�da� na zdumionego.
- On by� waszym wi�niem? Belgarath wzruszy� ramionami.
- Mo�na to tak uj��.
Cesarz zdoby� si� na wymuszony u�miech.
- Gdyby�cie oddali go w moje r�ce, spe�ni�bym prawie ka�de wasze �yczenie. Dlaczego pu�cili�cie go wolno?
- Przesta� by� nam potrzebny - odpar� Garion. - Dotarli�my do jeziora Cthaka, wi�c nie przedstawia� ju� dla nas �adnego zagro�enia.
Zakath lekko zmru�y� oczy.
- Jak s�dz�, wydarzy�o si� r�wnie� kilka innych rzeczy - domy�li� si�. - Urgit zawsze uchodzi� za sko�czonego tch�rza znajduj�cego si� pod absolutnym wp�ywem Grolim�w i genera��w swego ojca. Nie wydawa� si� jednak taki nie�mia�y, gdy wyci�ga� swe oddzia�y z pu�apki, jak� na nie zastawi�em. Wr�cz przeciwnie, wszystkie relacje, kt�re przedostawa�y si� w�wczas z Rak Urga, sugerowa�y, �e w rzeczywisto�ci zachowywa� si� jak prawdziwy w�adca. C