2375
Szczegóły |
Tytuł |
2375 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2375 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2375 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2375 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Daniel Defoe'
PRZYPADKI ROBINSONA KRUZOE
Opracowa�
W�adyslaw Ludwik Anczyc
3
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000
4
Przedmowa
Kt� z nas nie zna Robinsona Kruzoe? Komu czytanie tego dzie�ka nie przywodzi na my�l
najmilszych wspomnie� m�odocianych.
P�tora wieku up�yn�o od chwili, jak utalentowane pi�ro Daniela Defoe skre�li�o ten
utw�r, drugie tyle przeminie, a Robinson zawsze stanowi� b�dzie jedn� z najulubie�szych,
najbardziej zajmuj�cych i najlepszych ksi��ek dla m�odzie�y. Nie do�� bowiem, �e z �udz�cym
prawdopodobie�stwem opowiada przygody nieszcz�liwego rozbitka, ale zarazem ukrywa
zr�cznie zacn� d��no�� obudzenia zami�owania do pracy i uczciwo�ci, nie grzesz�c wcale
prze�adowaniem mora�ami, jakimi czysto niezgrabni autorzy zniech�caj� do czytania m�ode
umys�y, nie osi�gaj�c wcale zamierzonego celu.
Dotychczasowe polskie przek�ady wydawanego b�d� z t�umacze� francuskich orygina�u
angielskiego, b�d� z przer�bki niemieckiej Campego. Ani jedne, ani drugie, chocia� wykonane
starannie, nie odpowiadaj� dzisiejszym potrzebom.
D e f o e w pracy swojej pope�ni� wiele b��d�w pod wzgl�dem wiadomo�ci przyrodniczych
i geograficznych, wynikaj�cych ze stanu, w jakim nauki, w czasie gdy pisa� Robinsona, zostawa�y.
Nadto dzie�o jest wi�cej dla starszych, ani�eli dla m�odzie�y pisane.
C a m p e, maj�c na wzgl�dzie cele pedagogiczne, popsu� Robinsona, nadawszy mu zamiast
�ywego opowiadania, form� rozm�w, kt�r� ju� dzi� powszechnie zarzucono i wiele
szczytnych ust�p�w Defoego, jak np. nawr�cenie si� Robinsona, pomin�� lub lekko tylko
dotkn��.
Inne przerobienie niemieckie, przez G. A. G r a e b n e r a dokonane, lub od dawniejszych
lepsze i zalecaj�ce si� poprawieniem naukowych b��d�w orygina�u, jest jednak zbyt
rozci�g�e, drobnostkowe, zbyt moralizuj�ce. Robinson Graebnera jest przy tym Niemcem
flegmatykiem, mi�kkim, boja�liwym i jeste�my pewni, �e by si� naszej energicznej dziatwie
nie podoba�.
Wezwani przez wydawc�w do wypracowania nowego przek�adu, starali�my si� po��czy�
�ywo�� Defoe z celami pedagogicznymi t�umaczy niemieckich, usi�uj�cych da� obraz pierwiastkowego
rozwoju cz�owieka i trudno�ci, z jakimi walczy� musia� dla zaspokojenia pierwszych
potrzeb �ycia. Dlatego te� nie od razu, jak Defoe, podajemy mu w r�k� narz�dzia,
odzie�, bro� i pokarmy europejskie, ani te�, jak Graebner, nie pozbawiamy go ich a� prawie
do ko�ca pobytu na wyspie, ale dopiero przez siedem lat �ycia pe�nego trud�w i niewyg�d
pozwalamy mu dochodzi� stopniowo do ich posiadania. Na koniec kr�tk� tylko wzmiank�
zbywamy p�niejsze podr�e Robinsona na Wsch�d, kt�re niemieccy t�umacze Robinsona
dla dzieci zupe�nie pomijaj�, a Defoe zanadto ze szkod� jednolito�ci dzie�a rozszerza.
Robinson t�umaczony jest na j�zyki wszystkich narod�w cywilizowanych. W Niemczech
nawet w��czono go do ksi��ek elementarnych dla szk� ni�szych. Wsz�dzie atoli orygina�
uleg� znacznym zmianom, stosownie do ducha miejscowego. Nie kierowali�my si� wcale zarozumia�o�ci�,
odst�puj�c, o ile potrzeba wymaga�a, od orygina�u, ale ch�ci� przys�u�enia si�
dziatwie naszej ksi��eczk� zajmuj�c� i u�yteczn�, a odpowiedni� post�powi wiadomo�ci.
Warszawa, 5 stycznia 1867 r.
W�ADYS�AW LUDWIK ANCZYC
5
I
Urodzenie moje. Ch�� �eglugi. Rodzice sprzeciwiaj� si� temu.
W roku 1654 ojciec m�j by� kupcem w Hull, mie�cie portowym we wschodniej Anglii.
Mia� si� wcale nie�le, bo prowadzi� znaczny handel towarami zamorskimi, ale nie by� szcz�liwy.
Z trzech syn�w ja tylko zosta�em w domu: najstarszy brat zaci�gn�� si� do marynarki
kr�lewskiej i zgin�� w bitwie z Hiszpanami; �redni, pu�ciwszy si� przed dziesi�ciu laty na
morze, przepad�, jak kamie� w wodzie, a i ze mnie rodzice nie mogli si� wielkiej spodziewa�
pociechy, gdy� przyznam si�, �e by�em pr�niakiem i unika�em pracy, jak zara�liwej choroby.
Ojciec, pragn�c, abym wyszed� na porz�dnego cz�owieka, stara� si� da� mi jak najlepsze
wychowanie. Trzyma� nauczyciela, potem do szk� posy�a�; ale nieszcz�ciem przed kilku
laty zosta� pora�ony i nie m�g� opuszcza� swego pokoju przyleg�ego do sklepu; matka musia�a
zajmowa� si� handlem i gospodarstwem. Sam sobie zostawiony, wymyka�em si� spod
oka ojca, a z matk� robi�em, co mi si� podoba�o, bo jak tylko zacz�a czyni� mi najmniejsze
uwagi, zaraz udawa�em chorego, a biedna kobieta, dr��c o �ycie jedynego syna, pozwala�a na
wszystkie moje wybryki.
Wi�c te� zamiast i�� do szko�y, albo siedzie� nad ksi��k�, wymyka�em si� z domu i biega�em
do portu, gdzie mi si� nadzwyczajnie podoba�o. Bo te� w porcie by�o co widzie�: r�ne
okr�ty, jedno- dwu- i trzymasztowe, ogromne statki kupieckie rozmaitych narod�w i zgrabne
�odzie nadbrze�nych rybak�w, r�nokolorowe bandery, rozmaite ubiory majtk�w, wszystko
to bardzo �adne i zajmuj�ce. Kiedy za� przypadkiem okr�t liniowy albo fregata wojenna zawita�y
do portu, to ju� dla mnie by�a prawdziwa uroczysto��.
Wdaj�e si� przy tym w pogadank� z majtkiem, co to wr�ci� gdzie� z Indii albo Ameryki,
kt�ry si� napatrzy� czarnym jak kruk Murzynom, ��tym Chi�czykom, albo czerwonym Amerykanom,
co to jak zacznie rozpowiada� o lasach brazylijskich, nieprzebytych, zaros�y olbrzymimi
drzewami, o r�nobarwnych papugach, z�otopi�rych kolibrach, gromadach swawolnych
ma�pek, na kt�rych widok trzeba si� bra� za boki od �miechu, to a� serce wydziera
si� w tamte strony! C� dopiero, je�eli stary sternik pocznie opisywa�, jakie to swobodne i
weso�e �ycie prowadzi si� na okr�cie, jakie to wspania�e miasta na Wschodzie, jaka �yzno�� i
bogactwo krain podzwrotnikowych, gdzie do�� si� schyli�, a�eby zbiera� z�oto, per�y, rubiny i
diamenty...
Kiedym si� nas�ucha� tych opowie�ci, to sobie miejsca znale�� nie mog�em. Dom wydawa�
mi si� taki nudny, sklep tak obrzydliwy, a szko�a tak szkaradna, �e nieraz p�aka�em po k�tach,
desperuj�c, �e tutaj siedzie� musz�, zamiast buja� na prze�licznym okr�cie po niezmierzonym
oceanie.
Nieraz, gdy ojciec by� w dobrym humorze, zaczyna�em rozmow� o �eglarstwie, unosi�em
si� nad pi�kno�ci� kraj�w zamorskich, ale starzec rozdra�niony strat� mego �redniego brata,
jednym s�owem usta mi zamyka�.
- Milcz, m�wi�, nie wa� si� przy mnie morza wspomina�, nienawidz� tego zdradzieckiego
�ywio�u. Gdyby biedny Tom pozosta� w domu, by�oby nam daleko lepiej, mia�bym w handlu
wyr�czyciela, a to przekl�te morze wydar�o mi podpor� mojej staro�ci.
6
Mia�em ju� blisko lat osiemna�cie, a jeszcze nie wiedzia�em, czym b�d�. Ojciec chcia�
mnie wykierowa� na kupca; matka wola�aby, �ebym zosta� duchownym; mnie za� marynarka
zawr�ci�a g�ow�. Pr�niactwo moje nieraz �ci�ga�o na mnie surowe napominanie ojca, matka
par� razy p�aka�a, usi�uj�c obudzi� we mnie ch�� do pracy. Kiedy m�wili, s�ucha�em ze skruch�,
p�aka�em, tak�e nieraz i ze szczerego serca przyrzeka�em popraw�, ale te pi�kne zamiary
bardzo pr�dko wietrza�y z mej g�owy, i w par� dni potem broi�em po dawnemu.
Jednego razu powr�ci�em z portu nadzwyczaj rozdra�niony. Stary Smith, kapitan okr�tu
kupieckiego, odbywszy �wie�o podr� do Indii Wschodnich, wi�cej jak dwie godziny rozpowiada�
o �owieniu pere� przy wyspie Cejlon, polowaniach na s�onie, o bogactwach i go�cinno�ci
tamtejszych osadnik�w. Nas�uchawszy si� jego opowiada�, postanowi�em bez d�u�szego
odwlekania zosta� marynarzem i po powrocie o�wiadczy�em to stanowczo mojej matce.
Biedna kobieta struchla�a na te s�owa.
- Moje dziecko, zawo�a�a ze �zami, czy� nie wiesz, �e obaj twoi bracia na morzu zgin�li,
�e tylko ty nam pozosta�e�? Czy masz zamiar wp�dzi� nas do grobu, opuszczaj�c biedne sieroty?
Porzu� t� my�l szalon�, je�eli nie chcesz, �ebym umar�a.
- Ha, je�li matka b�dzie si� sprzeciwia�a mojemu zamiarowi i nie wyjedna pozwolenia od
ojca, to ja si� utopi� i kwita, zawo�a�em ze z�o�ci�. Ja nie chc� siedzie� w tym nudnym domu,
wol� umrze�, ani�eli tutaj si� mordowa�: raz niech si� to sko�czy!.
Kochana matka, zastraszona t� pogr�k�, pocz�a mi� �ciska�, ca�owa� i zaklina� na
wszystko, �ebym si� opami�ta�. Czu�em, jak jej gor�ce �zy spada�y mi po twarzy, ale ja niegodziwy
nie wzruszy�em si� tym wcale. Cierpienie drogiej matki wcale mi� nie obchodzi�o,
upiera�em si� przy swoim. O jak�e mi� ci�ko B�g za to p�niej ukara�!
Up�r m�j sk�oni� nieszcz�liw� kobiet�, i� nara�aj�c si� ojcu, posz�a prosi� go za mn�. Starzec,
us�yszawszy to, wpad� w gniew niepohamowany i kaza� mnie natychmiast zawo�a�. Z
bij�cym sercem wszed�em do pokoju, a ojciec, ujrzawszy mnie, gwa�townie krzykn��:
- C� to za g�upstwa chodz� ci po g�owie? Zachcia�o ci si� �eglowa�, zosta� marynarzem?
Czy my�lisz, �e ci� od razu admira�em zrobi�? Chc�c by� marynarzem, trzeba zna� matematyk�,
astronomi� i inne umiej�tno�ci; trzeba s�u�y� d�ugie lata na morzu, aby po tysi�cznych
niebezpiecze�stwach i trudach wyj�� na kapitana okr�tu. Chc�c by� majstrem okr�towym
trzeba zna� kowalstwo, ciesio�k�, mechanik�; a ty co umiesz? B�ki zbija� i gawroni� si� na
okr�ty; na przysz�ego kapitana to troch� za ma�o. Bez nauki i pracy cz�owiek jest zerem i do
niczego nie dojdzie. Cho�bym nawet i dogodzi� twoim zachciankom, powiedz mi, co b�dziesz
robi� na okr�cie? Mo�esz zosta� ledwie majtkiem, skazanym na wspinanie si� po masztach i
rejach przez ca�e �ycie, na nieustanne plagi i poniewierk�! Na to znowu ja nie przystan�. Wybij
sobie raz z g�owy te wszystkie urojenia, bo nigdy, rozumiesz, nigdy nie pozwol� ci nog�
wst�pi� na okr�t. A poniewa� nie chcesz si� uczy�, wi�c od jutra przestaniesz chodzi� do
szko�y i wst�pisz do handlu. Pracuj, albo wyno� si� z mojego domu, gdy� nie my�l� d�u�ej
�ywi� pr�niaka. A teraz precz!
Ostra przemowa ojca przerazi�a mnie nadzwyczajnie; jak �yj�, nie widzia�em go w takim
uniesieniu. Wszystkie moje �wietne projekty �eglowania na wysp� Cejlon rozpierzch�y si�,
jak mg�a poranna; wiedzia�em dobrze, �e z ojcem �art�w nie ma, wi�c nie m�wi�c ani s��wka
matce po�o�y�em si� spa�, a nazajutrz rano sta�em ju� za kas� w naszym sklepie.
Nowo�� zatrudnienia i praca zaj�y mi� zrazu bardzo. Przez kilka tygodni sprawowa�em
si� jak najlepiej; matka ros�a z rado�ci, a ojciec podczas obiadu �agodniej na mnie spogl�da�.
O �egludze, przynajmniej w tym czasie, nie my�la�em prawie. Prawda, �e nieraz, wa��c kaw�,
imbir lub go�dziki, przypomina�em sobie te prze�liczne kraje, gdzie te towary rosn�, i nieraz
westchn��em ci�ko z t�sknoty za nimi, ale si� te� na westchnieniach ko�czy�o.
I kto wie, czy nie wyszed�bym na kupca i obywatela miasta Hull, szanowanego przez ca�e
miasto, gdyby wypadek nie rozbudzi� na nowo ch�tki do �eglowania i nie nastr�czy� mi sposobno�ci
do uczynienia zado�� pragnieniom.
7
Jednego dnia ojciec przy �niadaniu rzek� do mnie:
- Dostali�my �wie�y transport towar�w. Mathews nie ma czasu, wi�c ty p�jdziesz je odebra�.
Tylko pami�taj po�pieszy� si� i nie gawroni� si� w porcie!
Ucieszy�em si� bardzo z tego polecenia; od dw�ch miesi�cy opr�cz ko�cio�a nie wychodzi�em
nigdzie, wi�c te� polecia�em jak strza�a do portu, podskakuj�c z rado�ci przez drog�.
Ale humor ten weso�y znikn�� w chwili, gdy zobaczy�em przysta�. Kilkana�cie rozmaitych
okr�t�w sta�o w porcie; morze lekko zmarszczone unosi�o inne, posuwaj�ce si� wspaniale, jak
�ab�dzie, po w�d zwierciadle; jeden w�a�nie opuszcza� przysta� przy weso�ych okrzykach
majtk�w i wystrza�ach dzia�owych. Serce zabi�o mi gwa�townie, �zy zakr�ci�y si� w oczach i
za�amawszy r�ce, mimowolnie w g�os zawo�a�em:
- O m�j Bo�e, m�j Bo�e! Dlaczeg� jestem tak nieszcz�liwy!
- A ty, krecie ziemny, czego tak lamentujesz, zawo�a� kto�, uderzaj�c mnie z lekka po ramieniu.
Odwr�ci�em si� i ujrza�em Wiliama, koleg� szkolnego, mi�ego i weso�ego ch�opca, kt�ry
od czterech lat s�u�y� na statku w�asnego ojca.
- To ty, Wiliamie, zawo�a�em z rado�ci�, nie widzieli�my si� tak dawno!
- Ba, nic dziwnego, to� przesz�o dwa lata kr��yli�my z ojcem po morzach indyjskich: by�em
w Goa, Kalkucie, Batawii, Manili, a nawet w Macao, podczas kiedy ty, �limaku, pe�za�e�
po kamienistym bruku twego rodzinnego miasteczka.
- Ach, jak�e� ty szcz�liwy, m�wi�em ze smutkiem. C� bym da� za to, gdybym by� na
twoim miejscu.
- A kt� tobie broni spr�bowa� lubej w��cz�gi? Morze dla ka�dego otwarte, a na okr�tach
miejsca nie braknie.
- Mnie nawet m�wi� o tym nie wolno, odrzek�em z niech�ci�.
- Jak to, zapyta� zadziwiony.
Opowiedzia�em mu wi�c ca�e moje po�o�enie, wyspowiada�em si� ze wszystkich zmartwie�,
utyskuj�c, �e mi rodzice zagradzaj� drog� do szcz�cia.
Wiliam, wys�uchawszy mnie, wzruszy� ramionami i rzek�:
- I kt� ci winien, �e sobie radzi� nie umiesz? Ja, na twoim miejscu, nic nikomu nie m�wi�c,
porzuci�bym od dawna starych i zaci�gn�� si� na pierwszy lepszy okr�t. Takiego porz�dnego
ch�opca ka�dy kapitan z otwartymi r�koma przyjmie, a �e nic nie umiesz, jak powiada
tw�j ojciec, to nic nie znaczy. Nie �wi�ci garnki lepi�. I ja, wchodz�c na okr�t, o niczym
nie mia�em wyobra�enia, a teraz prosz� patrze�, jaki ze mnie wyborny marynarz.
- Przyznam ci si�, odpowiedzia�em, �e dawno bym to zrobi�, ale jestem troch� zabobonny.
Ojciec powtarza mi ci�gle, �e kto rodzic�w nie s�ucha, marnie zginie i B�g mu nigdy b�ogos�awi�
nie b�dzie. Ot� dw�ch moich starszych braci wbrew woli ojca porzuci�o dom, pu�cili
si� na morze i obaj w m�odym pogin�li wieku. To mi� tak przera�a, i� nie mog� si� odwa�y�.
- Niedo��ga jeste�, kochaneczku, i kwita, zawo�a� z pogard� Wiliam. Miliony ludzi puszcza
si� na morze i wracaj� szcz�liwie. Ka�dy stary lubi gdera�, to ju� taka ich natura. Teraz
gniewa si� i zabrania ci spr�bowa� szcz�cia, ale jak powr�cisz i przywieziesz huk pieni�dzy,
przyjmie ci� z otwartymi r�kami. Raz trzeba by� m�czyzn�! Ot, wiesz co, jutro p�yniemy do
Londynu, je�eli masz ochot�, wsiadaj z nami. Zobaczysz wielkie miasto, zakosztujesz marynarskiego
�ycia, a jak ci si� nie spodoba, to za par� tygodni wr�cisz do domu i b�dziesz sobie
znowu wa�y� mi�y pieprz i kochane go�dziki.
- Pop�yn��bym z ca�ej duszy, rzek�em wzdychaj�c, ale c�... kiedy... kiedy...
- Co takiego? M�w do kro�set maszt�w!
- Oto nie mam pieni�dzy... i...
- G�upstwo, zawo�a� Wiliam, bior� ci� na m�j koszt tam i na powr�t! Czy zgoda?
- Zgoda, zgoda, zawo�a�em, rzucaj�c mu si� naszyj�.
8
- A wi�c ruszaj i przygotuj si�. A pami�taj, �eby� si� nie sp�ni�, bo jak przed �witem nie
b�dziesz w porcie, to pop�yniemy bez ciebie.
- Niech ci� o to g�owa nie boli, m�wi�em odchodz�c. Umiem ja wstawa� bardzo rano, kiedy
tego potrzeba.
II
Pierwsza wycieczka na morze i co mnie w niej spotka�o.
Rozszed�szy si� z Wiliamem, pobieg�em co tchu po towary i zwioz�em je jak najpr�dzej,
aby nie obudzi� podejrze� ojca. Biedny staruszek pochwali� mnie, m�wi�c, i� z rado�ci�
przekonuje si�, �e mi dawne g�upstwa wywietrza�y z g�owy. M�wi� to w chwili, kiedy najczarniejsz�
gotowa�em mu niewdzi�czno��. Przez ca�y dzie� by�em roztargniony, w nocy
spa� nie mog�em, boj�c si� chybi� na naznaczony termin.
Ciemno jeszcze by�o, gdy porwa�em si� na nogi, ubieraj�c �piesznie. W ca�ym domu cichute�ko,
jak makiem zasia�. Rodzice i domownicy spali. L�kaj�c si� obudzi� str�a, nie
przez bram�, ale przez parkan wydosta�em si� na ulic�.
Serce mi bi�o z boja�ni, to �eby ojciec si� nie obudzi�, to �ebym kogo znajomego nie spotka�,
albo wreszcie nie sp�ni� si� do portu. A chocia� wyrzuty sumienia dr�czy�y mi� bardzo
i rodzice stali ci�gle na oczach, nie zwa�a�em na to i bieg�em tym pr�dzej, aby raz dostawszy
si� na okr�t, przeci�� sobie drog� do powrotu. Wiliam niecierpliwie przechadza� si� po brzegu
i poznawszy mnie z daleka, krzykn��:
- Ha, idziesz przecie. My�la�em, �e si� roz�alisz, rozbeczysz i zostaniesz przy matusi. No,
siadaj pr�dzej, bo tam ojciec musi niecierpliwi� si� i kl�� szkaradnie, �e nas dot�d nie ma.
Wskoczy�em do �odzi.
Silnym pchni�ciem wiose� majtkowie odbili od brzegu, a ranny odp�yw morza u�atwia�
nam przepraw�. ��d� podskakiwa�a, pl�sa�a po falach, przechylaj�c si� cz�sto, a ja, pierwszy
raz w �yciu p�yn�c, zblad�em ze strachu, gdy� mi si� zdawa�o, �e lada chwila cz�no wywr�ci
koz�a. Lecz nie �mia�em s��wka przem�wi�.
Po przybyciu do okr�tu nowy przestrach. Wiliam kaza� mi wst�powa� w g�r� po jakich�
schodkach czy drabince, zawieszonej nad wod�. Nie wypada�o okazywa� boja�ni. Krew uderzy�a
mi do g�owy, ale przecie� jako� wdrapa�em si� na pok�ad.
Kapitan zburcza� nas, �e�my si� nie po�pieszyli, i natychmiast gwizdn�� silnie, co by�o
znakiem do podniesienia kotwicy. Zawarcza� ko�owr�t i z jego pomoc� wyci�gni�to ci�k�
kotwic�. Majtkowie wdarli si� na reje, rozwi�zali �agle, kt�re natychmiast wiatr powabnie
wyd��, jakby skrzyd�a jakiego ogromnego ptaka. Zagrzmia�y dzia�a, a okr�t, pochyliwszy si�
nieco, w lekkich pl�sach z wdzi�kiem wybieg� na pe�ne morze.
By� to pi�kny tr�jmasztowiec kupiecki, maj�cy z obu stron po sze�� dzia� i sze��dziesi�t
ludzi obsady, zbudowany silnie i zgrabnie do odleg�ych podr�y. Z wysokich maszt�w zbiega�o
ku bokom mn�stwo lin, to przytrzymuj�cych maszty, to tworz�cych drabinki sznurowe,
a z ty�u wiatr rozdyma� wspaniale dumn� flag� angielsk�. Na szczycie maszt�w d�ugie szkar�atne
chor�giewki weso�o igra�y, odbijaj�c si� od ciemnego b��kitu niebios.
Nie umiem opisa� uczu�, jakie mn� miota�y. Raz przecie� dogodzi�em najgor�tszej ch�ci
�eglowania, by�em nareszcie na pok�adzie okr�tu. Wszystko dla mnie by�o nowo�ci�, ka�da
rzecz zajmowa�a mi� niezmiernie. Dumny moim szcz�ciem, z pogard� spogl�da�em na nikn�ce
wie�e rodzinnego miasta. P�yn�li�my nader szybko. Wkr�tce ju� tylko brzegi Anglii,
niby sinawa chmurka, rysowa�y si� w oddaleniu; ale wkr�tce i te znik�y, a zosta�y tylko nieprzejrzane
przestwory w�d pode mn� i niebo nad g�ow�.
9
Ale zachwycenie moje trwa�o nied�ugo. Oko�o jedenastej przed po�udniem zerwa� si� silny
wiatr zachodni i pocz�� statkiem gwa�townie ko�ysa�. Raptem dosta�em nudno�ci, b�lu g�owy
i mocnych wymiot�w. By�a to choroba morska, kt�rej ka�dy, pierwszy raz p�yn�cy po morzu,
ulec musi. Zacz�o mi si� kr�ci� w g�owie, my�la�em, �e lada chwila okr�t wywr�ci si� i zatonie.
Natychmiast przypomnieli mi si� biedni, zmartwieni moim niepos�usze�stwem, rodzice.
Ci�ki �al mi� ogarn�� i pocz��em gorzko p�aka�.
Tymczasem wicher sro�y� si� coraz bardziej, morze wzdyma�o si� gwa�townie, ba�wany
pi�trzy�y si�, ros�y, a mnie si� zdawa�o, i� lada chwila nas poch�on�. Opanowa�a mnie �miertelna
trwoga, pocz��em si� modli� i �lubowa� Panu Bogu, �e je�eli mi tylko pozwoli dosta�
si� na l�d, nigdy domu rodzicielskiego nie opuszcz� i w sklepie jak najusilniej pracowa� b�d�.
O, jak�e m�j ojciec s�usznie robi�, gdy mi zabrania� puszcza� si� na morze, powtarza�em w
duchu. Jak�� mia� racj�, gdy mi zachwala� ciche i spokojne �ycie handlowe, a ja, wariat, nie
s�ucha�em go i samochc�c wpad�em w nieszcz�cie, z kt�rego ju� si� pewnie nie wyratuj�. I
znowu na my�l o �mierci zala�em si� �zami.
- A ty czego si� mazgaisz, babo jaka� - krzykn�� nadbiegaj�cy Wiliam. �licznie wygl�dasz
z tym bekiem i morsk� chorob�. Ruszaj do kajuty i po�� si� na ��ko, a nie r�b mi
wstydu przed ca�� obsad�.
Na czworakach, z wielkim trudem, to popychany przez przebiegaj�cych majtk�w, to podrzucany
chyleniem si� statku, zaledwie zdo�a�em dope�zn�� do mego pos�ania w kajucie kapitana,
gdzie mnie, jako zaproszonego go�cia, umieszczono. Leg�em na ��ku, ale d�ugi czas
usn�� nie mog�em. Okr�t raz wybiega� na szczyt ba�wan�w, to zn�w pogr��a� si� w przepa�ci.
Maszty i ca�e belkowanie przera�liwie trzeszcza�y, podrzucane beczki i paki podskakiwa�y,
robi�c szalony ha�as, a ca�a ta muzyka przera�a�a mi� w najwy�szym stopniu.
Na koniec zmordowany chorob�, zn�kany przestrachem i zmartwieniem, usn��em.
Na drugi dzie� obudzi�em si� p�no. S�o�ce weso�o zagl�da�o przez okienko kajuty. Okr�t
leciuchno si� ko�ysa�.
- A wi�c burza szcz�liwie min�a, zawo�a�em zrywaj�c si� z ��ka, a �e wczoraj nie rozbiera�em
si� wcale, wi�c pobieg�em na pok�ad.
Pierwsz� osob� napotkan� tam by� Wiliam.
- No, i c� ty, szczurze ziemny, zawo�a� weso�o, �yjesz przecie! My�la�em, �e� ju� umar�
ze strachu. By�o si� czego trwo�y�.
- Pewnie, �e by�o, odpowiedzia�em, zniecierpliwiony troch� jego �arcikami. Jak �yj�, nie
widzia�em podobnej burzy.
- Burzy! Co, burzy? zawo�a� Wiliam, zanosz�c si� od �miechu. Cha! cha! cha! on silny
wiatr burz� nazywa. Ciekawy jestem, co by� powiedzia�, gdyby prawdziwa burza zarycza�a.
Ale b�d� spokojny, tch�rzu, okr�t nasz, silnie zbudowany i kierowany umiej�tnie, nie zl�knie
si� najgwa�towniejszego huraganu. A teraz p�jd�, dam ci lekarstwo, kt�re ci� w mgnieniu oka
z morskiej choroby uleczy.
To rzek�szy, zaprowadzi� mnie do ojcowskiej kajuty i poda� pot�n� szklanic� gor�cego
grogu, kt�rego majtek przyni�s� ca�� waz� z kuchni.
- Wypij to, ale do dna - m�wi�, pij�c sam - to ci dobrze zrobi i przywr�ci odwag�.
Jak �yj�, nie pi�em grogu. Rodzice moi nie u�ywali mocnych napoj�w i opr�cz lekkiego
piwa nie zna�em nawet smaku innych trunk�w. Gdybym �mia�, by�bym odm�wi� Wiliamowi,
ale on nazwa�by mnie zn�w bab� lub niedo��g�, a ja chcia�em uchodzi� za m�czyzn�. Krztusz�c
si�, wypi�em wszystko, lecz czu�em od razu, �e mi si� g�owa pot�nie zawraca. Zaledwie
te� wyszed�em z kajuty, nogi zacz�y mi si� pl�ta�, majtkowie, ujrzawszy to, pocz�li si�
�mia� i szydzi� ze mnie. Zawstydzony, zrejterowa�em do ��ka, trzymaj�c si� �cian. Tak to
pierwszy raz tylko wy�amawszy si� spod czujnego oka rodzic�w, ju� si� upi�em i zosta�em
po�miewiskiem prostak�w.
10
Przez par� dni nast�pnych okr�t z powodu przeciwnych wiatr�w posuwa� si� bardzo powoli.
Kapitan maj�c interes w Yarmouth skierowa� ku brzegom. Zaledwie up�yn�li�my par�
mil morskich, gdy w oddaleniu na horyzoncie ukaza�a si� czarna linia chmur. Wiatr wilgotny
zacz�� podmuchiwa� i marszczy� powierzchni� morza, pokrywaj�c� si� tu i �wdzie bia�aw�
pian�.
- �le, b�dzie burza i to porz�dna, zawo�a� kapitan. Zwin�� wielki �agiel! Kieruj ku l�dowi!
Dreszcz przebieg� mnie od st�p do g�owy na te s�owa. Burza i jeszcze kapitan m�wi, �e porz�dna!
Ach nieszcz�liwy, teraz ju� niezawodnie nie wyjdziesz ca�o, zginiesz w tak m�odym
wieku, nie dotkniesz nog� ziemi i nie zobaczysz swoich!
Te i podobne my�li trapi�y mi� srodze. Tymczasem okr�t p�yn�� szybko ku brzegom Anglii
i nied�ugo ujrzeli�my port w Yarmouth. Kapitan nie kaza� jednak wp�ywa� do portu, ale zarzuci�
kotwic� w przystani zas�oni�tej wzg�rzem, gdzie zdawa�o mu si�, i� okr�t, nie b�d�c
tyle nara�ony na w�ciek�o�� wiatru, szcz�liwie przeczeka nawa�nic�.
Zaledwie kotwica dosi�g�a dna, kiedy nagle zawy� wicher tak gwa�towny, i� o ma�o nie zerwa�
nam wszystkich rei i nie zgruchota� maszt�w. Kapitan kaza� natychmiast zwin�� �agle co
do jednego i zarzuci� drug� kotwic�, boj�c si�, aby lina pierwszej nie p�k�a, a wicher nie roztr�ci�
nas o skaliste wybrze�e. Szalony huragan, dm�c z przera�aj�c� si��, zgina� pot�ne
maszty, kt�re jak gi�tkie trzciny dotyka�y prawie szczytami powierzchni wody. Czarna opona
chmur zaj�a ca�e niebo, sprawiaj�c niemal nocne ciemno�ci. Co chwila ogniste w�e piorunowe
rozdziera�y ob�oki, jaskrawym bia�o-fioletowym �wiat�em oblewaj�c ca�y widnokr�g,
po czym zn�w robi�o si� ciemno. Olbrzymie ba�wany, niby g�ry wodne, p�dz�c ku l�dowi, z
tak� w�ciek�o�ci� raz po raz uderza�y w okr�t, �e wszystko trz�s�o si�, trzeszcza�o. Statek, to
w t�, to w ow� stron� miotany, szarpa� si� jak brytan na �a�cuchu i zdawa�o si�, �e lada chwila
potarga grube kotwiczne liny i pop�dzi ku brzegom. �agle, reje poszarpane, potrzaskane w
kawa�y odrywa�y si� od maszt�w; nareszcie przedni, zgruchotany huraganem, pad�, pokrywaj�c
sieci� lin ca�y prz�d okr�tu. Kapitan rozkaza� zr�ba� wszystko i wrzuci� w morze. Lecz
przez upadek tamtego, maszt �rodkowy, straciwszy punkt oparcia, zacz�� si� chwia� gwa�townie,
zagra�aj�c przewr�ceniem okr�tu. Trzeba by�o i ten, jak pierwszy, zwali�. Niezmordowany
kapitan nie szcz�dzi� wszystkich usi�owa�, aby okr�t ocali�, lecz na wyblad�ej jego
twarzy wyra�nie czyta� mo�na by�o, i� niewiele pozostaje nadziei.
Pod�wczas siedzia�em skurczony przy drzwiach pok�adu, trzymaj�c si� z ca�ej si�y �elaznego
��ka, za kt�re obie za�o�y�em r�ce. Przera�ony w najwy�szym stopniu, dr�a�em jak li��,
nie wiedz�c, gdzie si� schroni�, co z sob� pocz��. Wszystkie s�owa ojca, wszystkie jego przestrogi
sta�y mi wci�� na my�li. Choroba morska, jeszcze silniejsza jak przed pi�ciu dniami,
dokucza�a mi srodze, a wyrzuty sumienia niezno�nie trapi�y.
- Ach, Bo�e! m�j Bo�e! - szepta�em, odchodz�c od zmys��w, ja to wszystkiemu jestem
winien. Przez moje niepos�usze�stwo �ci�gn��em gniew Tw�j na tych niewinnych ludzi.
Przeze mnie wszyscy pogin�! Ach, ratuj mi�, mi�o�ciwy Bo�e! Zlituj si� nade mn�! Nigdy
ju�, dop�ki �ycia, nie zrobi� nic bez wiedzy i woli moich kochanych rodzic�w. B�d� im pos�uszny
we wszystkim. Ach, Panie! Panie! Zmi�uj si�! Zmi�uj!
Ale burza wrza�a straszliwie, huk piorun�w i �wist wiatru nie ustawa� na chwil�. Dwa statki
kupieckie, zerwane z kotwic, przelecia�y jak b�yskawica ko�o naszego okr�tu i roztrzaska�y
si� o nadbrze�ne ska�y. Inny okr�t, o kilkaset s��ni od nas odleg�y, z ca�ym �adunkiem i
wszystkimi lud�mi poszed� na dno. Widzia�em starych majtk�w, do�wiadczonych marynarzy
modl�cych si� na kl�czkach i gotuj�cych si� na �mier�.
Wtem we drzwiach, przy kt�rych siedzia�em, ukaza� si� wyblad�y utykacz szpar i zawo�a�
przera�aj�cym g�osem:
- Otw�r w okr�cie! Cztery stopy wody w kad�ubie!
- Do pomp! Ca�a obsada do pomp, krzykn�� kapitan, zwo�uj�c wszystkich na pomost.
11
- Wstawaj, pr�niaku, zawo�a� utykacz, potr�caj�c mnie silnie, czy nie s�yszysz, co si�
dzieje? Ruszaj do pompy, bo ci� wrzuc� w morze, niedo��go!
Zerwa�em si� na nogi i pobieg�em pracowa� z innymi, ale mimo wysilenia, robota nie na
wiele si� zda�a. Po ca�ogodzinnym pompowaniu zawo�ano z wn�trza: pi�� st�p wody!
Na�wczas kapitan, zagro�ony zatoni�ciem okr�tu, rozkaza� da� ognia z dzia� na trwog�.
Nie obeznany ze zwyczajami marynarskimi, us�yszawszy ten huk, my�la�em, �e okr�t p�k� na
po�ow� i zemdla�em ze strachu.
Porwano mnie i odrzucono na bok, s�dz�c, �e umar�em. Ka�dy tylko sob� zaj�ty, nie troszczy�
si� wcale o drugich. Ju� si� �ciemnia�o, kiedy odzyska�em zmys�y.
Na okr�cie panowa�o zupe�ne zamieszanie. Pomimo ci�gle dawanych wystrza��w, ani od
brzegu, ani od innych statk�w stoj�cych na kotwicach, �adna ��d� nie przyp�ywa�a nam na
pomoc, a okr�t coraz wi�cej nabiera� wody. Wszelka nadzieja ratunku znik�a. Na koniec bryg
wojenny, wzruszony naszym losem, po�wi�ci� sw� szalup�, wysy�aj�c j� ku nam. D�ugi czas
walczyli dzielni majtkowie z rozhukanym morzem, zanim zdo�ali przybli�y� si�. Na koniec
uchwycili rzucon� lin� i przybili do naszego statku.
Pop�och i zamieszanie mog�yby nas zgubi�, gdyby nie energia kapitana, kt�ry powstrzymawszy
cisn�cych si� t�umem, nie tylko wszystkich szcz�liwie do szalupy przesadzi�, ale
nadto swoj� got�wk�, papiery i kosztowno�ci ocali�. Z pocz�tku chcieli�my si� dosta� na pok�ad
brygu, lecz o tym ani mo�na by�o marzy�. Kapitan wi�c nak�oni� sternika szalupy, a�eby
skierowa� j� ku l�dowi, bior�c na siebie odpowiedzialno��, w razie gdyby zaton�a. Z pomoc�
wiose� i wiatru szybko przebywali�my przestrze� przedzielaj�c� nas od brzegu. Zaledwie odp�yn�li�my
o par�set s��ni od opuszczonego statku, kiedy ten pogr��y� si� w przepa�ciach
morskich.
Po nadludzkich wysileniach, zmordowani, przemokli i dr��cy, dostali�my si� na koniec do
brzegu w pobli�u latarni Winterton.
Mieszka�cy miasta Yarmouth, zgromadzeni w niezmiernej liczbie na brzegu, przyj�li nas z
najwi�ksz� go�cinno�ci�, zabrali do dom�w i pokrzepili rozgrzewaj�c� straw� i ciep�ym pos�aniem.
W�a�ciciele ocalonych okr�t�w zrobili natychmiast sk�adk� i dor�czyli kapitanowi,
prosz�c, a�eby rozda� j� mi�dzy potrzebuj�cych. Z pomoc� tego wsparcia ka�dy z nas m�g�
dosta� si� do Londynu albo do domu wr�ci�.
Za wstawieniem si� Wiliama dosta�em trzy gwinee. By�o to a� nadto na drog� do Hull,
gdzie, jak ka�dy z czytelnik�w zapewne mniema, zaraz si� uda�em dla pocieszenia i przeb�agania
strapionych rodzic�w.
Gdybym mia� iskierk� rozumu, gdybym mia� poczciwe serce, by�bym to niezawodnie
uczyni�. Posiadaj�c jednak tak znaczn� kwot�, nie mog�em si� oprze� ch�ci zobaczenia Londynu.
Razem z niebezpiecze�stwem i strachem przemin�y dobre zamiary. Zreszt�, wraca� do
domu po tak niefortunnej pr�bie, narazi� si� na gniew ojca i po�miewisko wszystkich znajomych
- nie, na to nie mog�em si� odwa�y�. Zamiast wi�c my�le� o powrocie, zacz��em b��ka�
si� po mie�cie, szukaj�c sposobno�ci udania si� do Londynu.
Na drugi dzie� napotka�em naszego kapitana, id�cego z Wiliamem. Kolega m�j mia� wcale
nieweso�� min� i z westchnieniem podaj�c mi r�k�, rzek�:
- I c�, biedny Robinsonie, spotka� ci� strach niema�y, a wszystko z mojej przyczyny.
- Jak to z twojej przyczyny, zapyta� kapitan.
- Tak, ojcze, bo to ja go nam�wi�em, aby z nami pop�yn��, a tymczasem, zamiast spodziewanej
przyjemno�ci, o ma�o tej wycieczki nie przyp�aci� �yciem.
- S�uchaj, ch�opcze - rzek� powa�nie kapitan - ostrzegam ci� po przyjacielsku, a�eby�
wi�cej nie pr�bowa� �eglugi. Wypadek, jakiego dozna�e�, powinien ci� przekona�, �e nie jeste�
stworzony na marynarza.
- A pan, czy tak�e ju� nigdy w �yciu nie wsi�dzie na okr�t, zagadn��em go.
12
- Ja, to ca�kiem co innego, odrzek� kapitan. �eglarstwo jest moim zatrudnieniem i utrzymaniem.
Ale ty wcale si� tym nie trudnisz i zapewne tylko nierozs�dna namowa mojego syna
nak�oni�a ci� do spr�bowania tego niebezpiecznego �ywio�u.
- O, nie, panie, odpowiedzia�em z zapa�em. �egluga od lat dziecinnych zajmuje mnie i poci�ga
niezmiernie, tak, i� przeciw woli ojca, wbrew jego najsurowszym zakazom, pu�ci�em
si� potajemnie na morze, bez kt�rego �y� nie mog�.
- Jak to, zawo�a� z niezmiernym oburzeniem kapitan, ty dzieciuchu odwa�y�e� si� wbrew
rozkazom ojca post�pi�? I czym�e ja sobie na to zas�u�y�em, �eby taki urwis �mia� wst�pi�
nog� na m�j statek! A czy ty wiesz, niepoczciwy synu, �e niepos�usze�stwo dla rodzic�w
poci�ga za sob� kar� Bo�� i kto wie, czy nie przez ciebie straci�em okr�t? Precz mi z oczu,
niecnoto i nie wa� pokazywa� mi si� wi�cej, ani wdawa� z Wiliamem, bo mnie popami�tasz!
Widz�c, �e sp�on��em ze wstydu i oczy mi �zami zasz�y, poczciwy kapitan wzruszy� si� i
rzek� �agodniej:
- No, nie martw si� i nie przybieraj sobie do g�owy. Jeszcze mo�esz by� porz�dnym cz�owiekiem,
staraj si� wi�c jak najpr�dzej naprawi� z�o, kt�re� uczyni� i wracaj natychmiast do
domu.
I u�cisn�wszy mnie za r�k�, wsun�� w ni� dwie gwinee.
Wiliam po�egna� mnie tak�e i uca�owa� serdecznie.
Na drugi dzie� rano, ugodziwszy za par� szyling�w furmana wracaj�cego do domu, wsiad�em
na w�z i pojecha�em... do Londynu.
III
Dostaj� si� do Londynu. Poznanie si� moje z kapitanem innego
okr�tu i co z tego wynik�o.
Stolica Anglii wyda�a mi si� ogromnym miastem, zw�aszcza, �e opr�cz Hull i Yarmouth,
nie widzia�em innych miast w �yciu. Ol�niony wspania�o�ci� pa�ac�w, d�ugo�ci� ulic, wielko�ci�
ko�cio��w, b��ka�em si� przez pierwsze dwa dni, przypatruj�c si� wszystkiemu z niezmiernym
zadziwieniem. Lecz pobyt tam drogo kosztuje i po tygodniu, wydawszy dwie z
pi�ciu gwinei, przerazi�em si� bardzo, co dalej b�dzie. W tak krytycznym po�o�eniu obudzi�y
si� zwyk�e wyrzuty sumienia i teraz stanowczo postanowi�em wr�ci� do domu. Mia�em wuja,
proboszcza w Hull, cz�owieka dobrego i lubi�cego mnie bardzo. Umy�li�em u�y� jego po�rednictwa,
a �e ojciec powa�a� go wielce, by�em wi�c pewny, �e mi przebaczenie u rodzic�w
wyjedna. Zreszt�, odby�em ju� podr� do Londynu, mog�em si� wi�c tym pochwali� przed
znajomymi, taj�c niebezpiecze�stwa, jakich w mojej wycieczce dozna�em.
Poniewa� na podr� piesz�, a tym bardziej na wozie, nie wystarczy�oby mi pieni�dzy,
umy�li�em wi�c na Tamizie poszuka� takiego statku, a�eby si� zabra� do domu. Przybywszy
na brzeg rzeki, ujrza�em mn�stwo ludzi zaj�tych �adowaniem i wyprz�taniem okr�t�w.
Kogo si� tu spyta� o odp�ywaj�cy statek, my�la�em sobie. A nu� trafi� na jakiego �otra,
kt�ry mi� okradnie i na koszu osadzi, trzeba by� ostro�nym. I pocz��em pilnie przypatrywa�
si� flisom i marynarzom, a� nareszcie wpad� mi w oko m�czyzna pi��dziesi�cioletni, bardzo
�agodnych i mi�ych rys�w twarzy. Sta� on oparty o dom celnej komory i uwa�a�em, i� mi si�
od kilku chwil przypatrywa� z zaj�ciem. Zbli�y�em si� tedy ku niemu i pozdrowi�em go
grzecznie kapeluszem.
- Czy� kogo zgubi�, m�j ch�opcze, zagadn�� nieznajomy, odpowiadaj�c na m�j uk�on.
Uwa�am, �e b��dzisz z miejsca na miejsce, jak gdyby� kogo szuka�.
13
- Panie, odpowiedzia�em z uk�onem, raczcie mi powiedzie�, czy nie wiecie o jakim statku,
kt�ry by do Hull odp�ywa�?
- Do Hull? Hm, to b�dzie trudno. Dzi� ani jeden w tamt� stron� nie p�ynie i zdaje mi si�,
�e dopiero za kilka dni stary Dick pu�ci si� tam z �adunkiem towar�w. Zaczekaj wi�c do soboty
i przyjd� tutaj, a ja ci� zarekomenduj�.
- O, �askawy panie, odrzek�em nie�mia�o, ja tak d�ugo czeka� nie mog�, gdy� wyda�bym
wszystkie pieni�dze i brak�oby mi na zap�acenie przewozu.
- A c� ci� tak gwa�townie do Hull poci�ga? My�l�, �e taki m�ody ch�opak i tutaj znalaz�by
utrzymanie. C� tam b�dziesz robi�, nieboraku?
Zach�cony przyjaznym tonem i wsp�czuciem, z jakim do mnie nieznajomy przemawia�,
opowiedzia�em mu otwarcie moje przygody.
Marynarz wys�ucha� mnie uwa�nie, a potem rzek�:
- Hm! hm! A wi�c wyrwa�e� si�, sowizdrzale, z domu bez pozwolenia rodzic�w, to wcale
niedobrze; ba, ale ci� troch� t�umaczy w moim przekonaniu ta twoja ch�tka do �eglowania.
Ka�dy m�ody ma swoje szale�stwa. Ja ci znowu tego tak bardzo za z�e nie mam, bo widz�, �e
m�g�by by� z ciebie t�gi marynarz. Gdy powr�cisz teraz do domu, ojciec ci� pewnie porz�dnie
zburczy. Ja na jego miejscu wy�ata�bym ci sk�r�. Do kro�set maszt�w, to by ci wcale nie
zaszkodzi�o. Ale �art na stron�, tak wraca� nie mo�esz, wszyscy by ci� wy�miali i bardzo
s�usznie.
- C� wi�c mam zrobi�, wyj�ka�em, czerwieni�c si� jak wi�nia.
- Wiesz co, kochaneczku, spodoba�e� mi si� od razu. Jeste� mi�ym ch�opcem i mog� z ciebie
by� ludzie. Ja by�em takim samym urwisem, a przecie� wyszed�em na porz�dnego cz�owieka.
Nie odradzam ja ci wcale, �eby� do ojca wraca�, ale by� tylko w Londynie i powr�ci�
z niczym, to jako� b�dzie bardzo licho wygl�da�o. Je�eli� zacz�� si� awanturowa�, to ju� z
pr�nymi r�kami wraca� nie wypada. S�uchaj mnie wi�c: za trzy dni odp�ywam do Afryki ku
wybrze�om Gwinei, gdzie du�o gwinei zarobi� mo�na. Je�eli chcesz, wezm� ci� z sob�. Mam
dzi�ki Bogu znaczny maj�tek, dobr� �on�, ale ani jednego dzieci�cia. Ot� na t� podr� przybior�
ci� za syna i na tw�j rachunek zaryzykuj� czterdzie�ci funt�w szterling�w. Zakupi� za
nie rozmaitych towar�w stalowych, bawe�nianych i szklanych. Je�eli handel p�jdzie dobrze,
czego si� niezawodnie spodziewam, zarobisz �adny pieni�dz. Na�wczas oddasz mi wy�o�on�
sum�, a powr�ciwszy z zyskiem do rodzic�w, dowiedziesz im, �e� przez te par� miesi�cy
darmo chleba nie jad�. Podr� nie b�dzie ci� nic kosztowa�a, gdy� przewioz� ci� tam i na powr�t
za darmo. Przez drog� obznajomi� ci� troch� z �eglarstwem, a r�cz� ci, �e ojciec nie
tylko da si� przeb�aga�, ale widz�c, �e� skorzysta� i pieni�nie i naukowo, mo�e nawet i pozwoli
ci po�wi�ci� si� marynarce.
Us�yszawszy te s�owa, zgodne z najgor�tszymi �yczeniami moimi, o ma�o nie rzuci�em si�
do n�g kapitanowi. Projekt jego trafi� mi zupe�nie do przekonania, albowiem mia�em teraz
czym usprawiedliwi� moje niepos�usze�stwo i dogodzi� ch�ci podr�owania. Z ochot� wi�c
przysta�em na wszystko i w trzy dni potem, korzystaj�c z pomy�lnego wiatru, opu�ci�em uj�cie
Tamizy.
14
IV
Podr� do Gwinei. Ryby lataj�ce. Po�ar morza. Korzystny handel
i powr�t do Anglii.
Z wyj�tkiem g�stej mg�y, kt�ra nas zaskoczy�a w kanale La Manche i o ma�o nie by�a
przyczyn� spotkania si� z innym okr�tem, zakrytym w tumanie, �egluga odbywa�a si� bardzo
pomy�lnie. Zaledwie wyp�yn�li�my na Ocean Atlantycki, natychmiast mg�y ust�pi�y. Najpi�kniejsza
pogoda zaja�nia�a na niebie. �agodny wietrzyk wzdyma� �agle, igraj�c z bander�.
Wody oceanu prze�licznym b��kitem zachwyca�y oko, r�ni�c si� od brudnych i m�tnych fal
Morza P�nocnego. W przezroczystym ich zwierciadle widzia�em mn�stwo ryb rozmaitej
wielko�ci
i barwy. Niekiedy przemyka�a si� gromada du�ych delfin�w igraj�cych weso�o ko�o okr�tu.
Raz nawet sternik, przywo�awszy mnie na ty� statku, pokaza� ogromnego haja czyli ludojada.
Majtkowie mieli wielk� ochot� go z�owi�, ale kapitan, nie chc�c traci� pr�no drogiego czasu,
nie pozwoli� na to.
Przebywszy zwrotnik i zbli�aj�c si� ku wyspom Zielonego Przyl�dka, zauwa�y�em, �e
niebo przybiera�o coraz ciemniejsz� barw�, a powietrze, mimo upa��w, cudn� tchn�o �wie�o�ci�.
Choroby morskiej nie do�wiadcza�em wcale, rozkosz nieznana ogarn�a ca�� moj� istot�,
rado�� ujrzenia cudownych krain nie dawa�a mi zasn��. �al, ch�� przeb�agania rodzic�w i
poprawy, ca�kiem mi wywietrza�y z g�owy.
Jednego dnia przed po�udniem nag�e gromada ryb podnios�a si� z morza. Z pocz�tku
wzi��em je za stado ptak�w, lecz kiedy przelatuj�c nad okr�tem, kilka spad�o na pok�ad, przekona�em
si�, �e to ryby lataj�ce. By�y one d�ugie na p� �okcia, grzbiet ich b��kitny, podbrzusza
szarawosrebrne. P�etwy d�ugie i szerokie zast�powa�y skrzyd�a i dop�ki nie obesch�y,
mog�y si� na nich lataj�ce rybki unosi�. Przypatrywa�em si� im z zaj�ciem, ale chciwi tego
przysmaku majtkowie w lot je pozbierali i zanie�li kucharzowi, kt�ry zaraz owe rybki usma�y�.
W par� dni potem, p�no wieczorem, kiedy ju� u�o�y�em si� na spoczynek, kapitan wpad�
do kajuty i zawo�a� z udan� trwog�:
- P�jd�, p�jd� co �ywo, admirale, straszne nieszcz�cie, po�ar ogarn�� morze! Ba�wany si�
pal�!
Serce zabi�o mi gwa�townie. Zra�ony doznanymi wypadkami w pierwszej podr�y, wpad�em
w przestrach bardzo �atwo. Zerwa�em si� z ��ka i pobieg�em z kapitanem na pok�ad.
Okropny widok przedstawi� si� mym oczom. Ca�e morze ja�nia�o dziwnym �wiat�em. Za ka�dym
poruszeniem fali wytryskiwa�y smugi ognia, jakby b�yskawice wydobywa�y si� z �ona
w�d morskich, albo ca�a powierzchnia milionami iskier ja�nia�a. Snopy �wiate� to b��kitnawych,
to r�owych ukazywa�y si� na przemian, a za okr�tem widno by�o szerok� smug�
�wietln�, oznaczaj�c� drog�, kt�r� przeby�.
- Co to ma znaczy�, zapyta�em kapitana z przera�eniem.
- Co to ma znaczy�? Albo� ja wiem, rzek� poczciwiec, wzruszaj�c ramionami. W cieplejszych
strefach kuli ziemskiej cz�sto widywa�em to zjawisko, ale �eby� mi nawet �mierci�
zagrozi�, to ci tego wyt�umaczy� nie potrafi�. Tyle tylko wiem, �e �wiat�o to nie tylko nie pali,
ale nawet nie grzeje.
D�ugo przypatrywali�my si� temu wspania�emu zjawisku, a ile razy ryba plusn�a na powierzchni
morza, mieli�my najwspanialszy fajerwerk. Na koniec kapitan zap�dzi� mnie do
��ka.
Podczas �eglugi kapitan nie da� mi pr�nowa�. To mnie oprowadza� po wszystkich k�tach
okr�tu, ucz�c nazwisk i przeznaczenia ka�dej liny, ka�dego narz�dzia; to znowu kaza� mie-
15
rzy� wysoko�� nieba, oblicza� szeroko�� i d�ugo�� geograficzn�, to utrzymywa� dziennik
okr�towy, zapisywa� spostrze�enia pogody i ruchy ig�y magnetycznej. S�owem, udziela�
wszystkich wiadomo�ci marynarzowi potrzebnych. Nieraz musia�em stra� nocn� odbywa�,
albo sta� po kilka godzin przy sterze i uczy� si� kierowania okr�tem. Par� razy musia�em razem
z majtkami drapa� si� po sznurowych drabinach na reje, �ci�ga� lub rozpuszcza� �agle
albo nawet wartowa� w bocianim gnie�dzie. I przyzna� trzeba, �e w ci�gu tej siedmiotygodniowej
�eglugi ku brzegom afryka�skim obznajomi�em si� z najwa�niejszymi zasadami
sztuki �eglarskiej. Praca ta przykrzy�a mi si� z pocz�tku, lecz widz�c, �e kapitan, mimo wrodzonej
�agodno�ci, ostro kara� niepos�usznych i opiesza�ych, nie �mia�em mu si� narazi� i
pilnie wykonywa�em, co mi poleci�. A trzeba by�o dobrze uwa�a�, bo nieraz bada� mnie �ci�le,
a na ka�de pytanie musia�em porz�dnie odpowiada�. Wkr�tce przekona�em si�, �e �ycie
marynarskie nie by�o tak swobodne, jak mi to nieraz opowiadali majtkowie. Na morzu nie
tylko darmo chleba je�� nie mo�na, ale trzeba si� t�go napracowa�.
Nareszcie ujrzeli�my upragnione brzegi Afryki. M�wi� upragnione, bo nie wiem, jak komu,
ale mnie si� ju� porz�dnie przykrzy� zacz�o. Przez siedem tygodni nic nie widzie�, tylko
wod� i niebo, a przy tym je�� suchary, solone mi�so i pi� wod� ciep�� i niekoniecznie �wie��,
to wcale nie zachwyca. Tote� dostawszy si� na l�d, o ma�o nie uca�owa�em ziemi z rado�ci.
Zarzucili�my kotwic� w pobli�u Sierra Leone i zacz�li�my prowadzi� korzystny handel z Murzynami.
Czarni znosili nam piasek z�oty, ko�� s�oniow�, gum� arabsk� i mn�stwo innych p�od�w,
kt�re ich ziemia wydaje, w zamian za siekiery, pi�y, no�e, zwierciade�ka, paciorki i bawe�niane
tkaniny. Kapitan nasz zrobi� �wietny interes, a ja tak wyszed�em na moim handlu, �e nie
tylko dobroczy�cy mojemu zwr�ci�em wy�o�one pieni�dze, nie tylko wyprawi�em majtkom
�niadanie, ale jeszcze do Londynu przywioz�em pi�� funt�w czystego z�ota w proszku, za
kt�ry mi zap�acono w mennicy rz�dowej 500 funt�w szterling�w nowiute�kimi gwineami.
Ca�a ta podr� posz�a wi�c nadzwyczaj pomy�lnie. Wprawdzie nie przyzwyczajony do
klimatu afryka�skiego, dosta�em w Sierra Leone silnej zimnicy, ale ta za powrotem do Anglii
wkr�tce usta�a.
V
�mier� kapitana okr�tu. Jego wdowa wysy�a now� wypraw� do
Gwinei. Przy��czam si� do niej. Rozb�jnik morski. Bitwa.
Powr�ciwszy do Anglii i odebrawszy pieni�dze z kasy za z�oty piasek, zamy�la�em natychmiast
do Hull pojecha�. Od znajomego londy�skiego kupca, kt�rego spotka�em w stolicy,
dowiedzia�em si�, �e moi rodzice �yj�, ale martwi� si� niezmiernie, nie wiedz�c, co si� ze
mn� sta�o, tym wi�cej, �e im doniesiono, i� okr�t, na kt�rym odp�yn��em, zaton�� pod miastem
Yarmouth.
Natychmiast wi�c poszed�em do portu i da�em zadatek sternikowi, odp�ywaj�cemu do
Edynburga, kt�ry mnie obieca� w Hull wysadzi�. Wypada�o tylko po�egna� dobrego kapitana
i podzi�kowa� mu za wszystkie dobrodziejstwa.
Ale kt� opisze moje zmartwienie, kiedy przybywszy do jego mieszkania, zasta�em biedaka
w okropnej gor�czce, prawi�cego od rzeczy, a �on� w najwi�kszej rozpaczy. Na drugi
dzie� po powrocie zachorowa� tak niebezpiecznie, i� doktorzy �adnej nie robili nadziei. Nie
mog�em nieszcz�liwej kobiety i mego zacnego opiekuna tak pozostawi�. Zamiast wsi��� na
okr�t, przenios�em si� do nich i dzie� i noc piel�gnowa�em chorego. W tym stanie przeby� dni
16
pi��, a w nocy sz�stego dnia, nie odzyskawszy ani na chwil� przytomno�ci, skona� na moich
r�kach.
Trzeba si� by�o zaj�� pogrzebem, bo rozpaczaj�ca �ona nie mia�a si� o tym pomy�le�. Pochowali�my
nieboszczyka z wielkim smutkiem. Umieraj�c prawie nagle, zostawi� interesy
swoje w wielkim nie�adzie. Wdowa strapiona nie mog�a si� nimi zaj��. Przeby�em wi�c jeszcze
par� tygodni, pomagaj�c w tej sprawie bratu zmar�ego.
Cz�owiek ten bardzo mnie polubi� i kiedy kupiwszy okr�t po bracie, zamierza� zn�w p�yn��
do Gwinei, pocz�� mi� bardzo usilnie namawia�, abym mu towarzyszy�. Nie trzeba mi
tego by�o dwa razy m�wi�. Pomy�lno�� i przyjemno�� �eglugi oraz korzy�� wielka odniesiona
w pierwszej podr�y, skusi�y mnie do spr�bowania jeszcze raz szcz�cia.
Postanowi�em nie wraca� do domu, a� po przybyciu z Gwinei, aby z wi�kszym kapita�em
przedstawi� si� rodzicom.
Za po�ow� sumy posiadanej nakupowa�em r�nych towar�w, najstosowniejszych do handlu
z Murzynami. Reszt� zostawi�em u wdowy po kapitanie, aby na wypadek jakiego nieszcz�cia
nie straci� od razu wszystkiego.
Dnia 1 wrze�nia 1659 roku wyszli�my pod �agle. �egluga sz�a pomy�lnie. Wprawdzie nic
nie znacz�ca burza spotka�a nas na odnodze Biskajskiej, ale wyszli�my z niej bez szkody.
Ju� brzegi Europy znik�y nam z oczu i wszystko zdawa�o si� zapowiada� szcz�liwe przybycie
do celu podr�y, gdy wtem na wysoko�ci Lanceroty, jednej z Wysp Kanaryjskich,
majtek, b�d�cy na stra�y w bocianim gnie�dzie, da� zna� kapitanowi, i� jaki� wielki okr�t
ukaza� si� na wschodzie i ku nam wprost p�ynie. Kapitan wdar� si� na maszt i przekona� si�,
�e to statek berberyjski, �cigaj�cy nas pod pe�nymi �aglami. Zamiast skierowa� si� ku Lancerocie
i w tamtejszym porcie szuka� ocalenia, jak to roztropno�� nakazywa�a, kapitan, ufaj�c
szybko�ci okr�tu, kaza� rozpu�ci� wszystkie �agle i p�yn�� na po�udnie. Mniemali�my tym
sposobem uj�� przed rozb�jnikiem.
Wkr�tce jednak pokaza�o si�, �e korsarz pr�dzej od nas p�ynie i za kilka godzin niezawodnie
nas dop�dzi. Natychmiast wi�c przygotowano si� do obrony. Dziesi�� armat okr�towych
nabito po cz�ci kulami, w cz�ci za� sieka�cami. Naoko�o wielkiego masztu u�o�ono stos
pik, topor�w, szabli i kordelas�w oraz kilkana�cie nabitych muszkiet�w. By�o nas dwudziestu
o�miu; na pok�adzie statku korsarskiego przesz�o siedem razy tyle, a osiemna�cie armat wychyla�o
swe paszcze z bok�w.
Oko�o po�udnia rozb�jnik zbli�y� si� na odleg�o�� strza�u dzia�owego, wywiesi� czarn� flag�
i da� ognia �lepym nabojem, wzywaj�c do poddania. Kapitan kaza� zwin�� cz�� �agli i
zatrzyma� si� nieco, a gdy rozb�jnik tym uspokojony zbli�y� si� ku nam, powitali�my go nagle
wystrza�em ze wszystkich dzia�. Kule dobrze wymierzone strzaska�y mu tylny maszt, a
sieka�ce zawali�y pok�ad rannymi i trupami. Pozdrowiony tak niespodzianie, pocz�� �piesznie
uchodzi�. Byli�my pewni, �e zra�ony dzielnym przyj�ciem, nie odwa�y si� ponowi� napadu,
ale rozjuszony korsarz nie popu�ci� tak �atwo zdobyczy. Oko�o trzeciej po po�udniu dop�dzi�
nas na nowo i tym razem, trzymaj�c si� w odleg�o�ci, w jakiej go nasze kule dosi�gn�� nie
mog�y, pocz�� z dzia�a wielkiego kalibru raz po raz dawa� ognia. Kilkana�cie celnych strza��w
obezw�adni�o nasz okr�t, a wtedy z wielk� szybko�ci� przypad� i mimo ognia z dzia�,
zahaczy� nasz okr�t.
Sze��dziesi�ciu Maur�w z gwa�towno�ci� burzy wpad�o na pok�ad. Dali�my do nich ognia
z muszkiet�w, a na zmieszanych t� salw� wpadli�my z rozpacz� i wyrzucili z pok�adu. Lecz
rozb�jnicy z podw�jn� si�� uderzyli powt�rnie. Po kr�tkiej, zaci�tej walce, pomimo wysile�
m�stwa, zostali�my pobici. Kapitan, sternik i o�miu z obsady pad�o trupem, reszta otrzyma�a
rany i musia�a si� podda�. Maurowie w obu spotkaniach przesz�o trzy razy tyle ludzi stracili.
Korsarz, z�upiwszy okr�t, podpali� go, a nas zaprowadzi� do Sale, miasta portowego na zachodnim
wybrze�u maroka�skim. Wyszed�em z tej bitwy bez szkody, pomimo, �e walczy�em
17
r�wno z drugimi. Towarzyszy moich powieziono w g��b kraju i tam zaprzedano w niewol�.
Mnie upodoba� sobie w�a�ciciel rozb�jniczego okr�tu i jako niewolnika zatrzyma�.
Utrata wolno�ci, przej�cie nag�e z kupca na niewolnika, zgn�bi�o mnie niezmiernie. W
czasie obu podr�y i pobytu w Londynie, nie pomy�la�em wcale o przeb�aganiu rodzic�w.
Teraz na nowo zabrzmia�y mi w uszach pami�tne s�owa ojca:
kto nie s�ucha rodzic�w, temu nigdy B�g b�ogos�awi� nie b�dzie i marnie zginie.
Przepowiednia ta zi�ci�a si� zupe�nie. Chwila kary nadesz�a. By�em najnieszcz�liwszym z
ludzi. Oddalony o kilkaset mil od ojczystej ziemi, niewolnik na wp� dzikich mahometan�w,
bez pociechy i wszelkiej pozbawiony nadziei, oddawa�em si� strasznej rozpaczy. A jednak
by� to dopiero pocz�tek moich cierpie�. Inne, dolegliwsze nier�wnie cierpienia czeka�y mnie
w przysz�o�ci, jak si� o tym, mi�y czytelniku, w dalszym opowiadaniu przekonasz.
VI
Niewola maureta�ska. M�j pan robi mnie ogrodniczkiem. Ucz�
si� pracowa�. Pomieszkanie i po�ywienie. Rybo��wstwo. Ksury i
Mulej.
Nowy m�j pan nie by� wcale rozb�jnikiem z profesji, ale bogatym magnatem maureta�skim.
Wysy�a� on okr�ty na zdobycz, bo mu to korzy�� przynosi�o, a korsarstwo u Maur�w
nie by�o wcale rzecz� ha�bi�c�, ale czynem bohaterskim, rycerskim. Wi�c sami nawet cz�onkowie
rodziny su�ta�skiej wysy�ali statki na chwytanie i �upienie giaur�w (ps�w chrze�cija�skich),
a pan m�j zrobi� wielk� fortun� na tych wyprawach.
Za przybyciem do Sale, dozorca niewolnik�w, Akib, obejrza� mnie i przeznaczy� na
ogrodniczka. Nie mog� narzeka�, �eby mnie bito lub dr�czono, ale jako chrze�cijanin, by�em
w pogardzie u Maur�w i traktowany na r�wni z Murzynami, z kt�rymi mieszka� i je�� musia�em.
Mieszkali�my w ciasnej, podziemnej prawie izbie, zanieczyszczonej brudem i mn�stwem
obrzyd�ego robactwa. Placek z prosa, kawa� j�czmiennego grubego chleba i nieco gotowanego
ry�u stanowi�o nasze po�ywienie. Noc by�a dla mnie najokropniejsza. Le��c po�r�d
kilkunastu Murzyn�w, kt�rych cia�a niezno�ny zaduch wydaj�, dr�czony przez owady, nieraz
na gar�ci zgni�ej s�omy, rzewnymi zalewa�em si� �zami.
W�wczas stawa�y mi w naj�ywszych barwach w pami�ci szcz�liwe chwile przep�dzone
w domu rodzic�w. Jak�e mi tam dobrze by�o w schludnym pokoiku, na czy�ciutkim pos�aniu,
otoczonemu troskliwo�ci� ukochanej matki! A dzi�! Jaki� los m�j okropny! I wzburzony tymi
my�lami, zrywa�em si� z pos�ania g�o�ne wydaj�c j�ki, a Murzyni, zbudzeni mym narzekaniem,
z�orzeczyli mi, gro��c biciem, je�li im b�d� przerywa� spoczynek.
A jednak mimo tak strasznego po�o�enia, my�l o Bogu nie powsta�a w mej duszy. Z�orzeczy�em
tylko albo rozpacza�em, lecz nie szuka�em pociechy w modlitwie, a kiedy wzruszenie
moje uspokoi�o si� nieco, na�wczas rozmy�la�em o sposobie ucieczki z niewoli.
Kopi�c lub plewi�c po ca�ych dniach w ogrodzie, mia�em dosy� czasu do rozmy�lania. Z
pocz�tku pociesza�a mi� nadzieja, �e pan m�j, wyprawiaj�c si� na morze, we�mie mi� z sob�;
�e przyjdzie szcz�liwa chwila, i� dogoni nas wojenny okr�t chrze�cija�ski i pokonawszy
korsarzy, wyrwie mi� z niewoli. Lecz wkr�tce przekona�em si� o zwodniczo�ci tych marze�.
Ile razy Maur przedsi�bra� wypraw�, zawsze zostawia� mi� w domu, pod nadzorem Akiba.
Tak zesz�y dwa ci�kie lata w niewoli. Pomimo trud�w wyros�em i zm�nia�em. Po�o�enie
moje by�o wci�� przykre, lecz zyska�em bardzo wiele pod innym wzgl�dem. Dostawszy si�
do niewoli, by�em wierutnym pr�niakiem, ale boja�� plag zmusza�a mnie do robot