2361
Szczegóły |
Tytuł |
2361 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2361 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2361 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2361 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Margit Sandemo
Saga o czarnoksi�niku tom 5
Pr�ba ognia
(Prze�o�y�a Anna Marciniak�wna)
Ksi�gi z�ych mocy
Przyczyna wszystkich dziwnych i przera�aj�cych wypadk�w, przez jakie musia�a przej�� pewna m�oda dziewczyna z zachodniego wybrze�a Norwegii na prze�omie siedemnastego i osiemnastego wieku, zawiera si� w trzech ksi�gach z�a, dobrze znanych z najbardziej mrocznego rozdzia�u w historii Islandii.
Ksi�gi pochodz� z czas�w, gdy w Szkole �aci�skiej w Holar, na p�nocy Islandii, rz�dzi� z�y biskup Gottskalk, czyli z okresu pomi�dzy latami 1498 a 1520. Biskup uprawia� prastar� i ju� wtedy surowo zakazan� czarn� magi�; Gottskalk Z�y nauczy� si� wiele o magii w os�awionej Czarnej Szkole na Sorbonie.
Szko�a �aci�ska w Holar by�a za panowania Gottskalka tak niebezpieczna, �e macki z�a rozci�ga�y si� stamt�d zar�wno w czasie, jak i w przestrzeni; ��dza posiadania owych trzech ksi�g o piekielnej sztuce rozpala�a si� w ka�dym, kto o nich us�ysza�. Ani jedna dusza nie pozosta�a wobec nich oboj�tna.
Zreszt�... A� do naszych dni przetrwa�a ich ponura, budz�ca l�k s�awa.
Owa m�oda dziewczyna, mieszkanka Norwegii Tiril, by�a z niewiadomych powod�w tropiona przez nieznajomych m�czyzn. Z pomoc� przyszed� jej czarnoksi�nik M�ri, kt�ry poszukiwa� ksi�g z�ych mocy. Wkr�tce jednak oboje u�wiadomili sobie, �e istniej� g��bsze motywy po�cigu za dziewczyn�, �lady wiod�y coraz dalej w przesz�o��. Staraj�c si� uratowa� Tiril, musieli pod��a� za tymi �ladami.
Niebawem dotarli do bardzo interesuj�cych informacji o pochodzeniu Tiril, a tak�e odnale�li jej matk�. Natrafili na fragmenty jakich� tajemniczych s��w: ERBE i UFER, IMUR, STAIN ORDOGNO oraz DEOBRIGULA, i znale�li relief przedstawiaj�cy ba�� o morzu, kt�re nie istnieje, a tak�e znak w kszta�cie s�o�ca otoczonego promieniami.
Nie dowiedzieli si� natomiast, �e ci, kt�rzy n�kaj� Tiril, a teraz tak�e jej matk�, s� wys�annikami rycerskiego Zakonu �wi�tego S�o�ca. W trakcie poszukiwa� obu kobiet Zakon utraci� wielu rycerzy, co wzbudzi�o straszliwy gniew Wielkiego Mistrza.
Mistrz Zakonu posiada� ksi�g� podobn� do "R�dskinny", jednej z islandzkich ksi�g magicznych.
"I chocia� m�j m�zg spowi�a ci�ka mg�a,
Le�a�em nie �pi�c, w my�lach pogr��ony,
Widzia�em, jak p�omie� na �wieczniku drga,
Jak pe�ga i ga�nie �miertelnie ra�ony,
I jeszcze rozb�yska si� ostatkiem,
Widzia�em dalek� gwiazd� noc� ponad �wiatem".
Fragment pierwszej cz�ci poematu "Sny w Hadesie", kt�rego autorem jest Gustaf Fr�ding, wybitny szwedzki poeta �yj�cy w latach 1860-1911.
Poemat ten wywar� wielki wp�yw na Margit Sandemo i mia� dla niej ogromne znaczenie w okresie pisania "Sagi o Czarnoksi�niku".
Rozdzia� 1
Rozedrgane ogniki, chybotliwe �wiate�ka, latarnicy...
Wszystko porusz� si� w nieustannym ta�cu, w letni wiecz�r p�omyki pe�gaj� po bagnach i mokrad�ach. Wabi� na manowce cz�owieka, przekonanego, �e male�kie �wiate�ka zapala ludzka d�o�.
Wyprowadzaj� w�drowca daleko na bagienne bezdro�a, kieruj� jego kroki na zdradliwe �cie�ki, a potem porzucaj�, by zapad� si� na zawsze w oparzelisko, gdzie z czasem jego cia�o samo przemieni si� w takie niebieskie ogniki, zapalaj�ce si� w ciche, nastrojowe wieczory.
"Czy nikt nigdy nie nadejdzie, czy nie pojawi si� ten wyczekiwany? Przez setki lat �wiecimy tutaj, straszymy, czarujemy te cz�owiecze dzieci. I czekamy od wiek�w na jednego jedynego. Na tego, kt�ry si� nami zajmie. Ukoi nasz� udr�k�.
Czekamy.
Czekamy..."
Tiril le�a�a spokojnie i patrzy�a, jak w srebrnym �wieczniku na nocnej szafce powoli dogasa p�omie�. Mog�a wyci�gn�� r�k� i zdusi� go, ale nie chcia�a. To fascynuj�ce przygl�da� si� dramatycznej walce konaj�cego �wiat�a. My�li dziewczyny p�yn�y w rozmarzeniu daleko, od troski o przysz�o�� ku zdziwieniu, jacy miii s� dla niej najbli�si.
M�ri... �e te� on m�g� si� zakocha� w kim� tak pospolitym jak Tiril! Czy naprawd� zas�u�y�a sobie na jego mi�o��? Kiedy on si� nareszcie znudzi i porzuci j�?
No a matka? Przecie� musi si� czu� rozczarowana c�rk�, kt�ra nie odznacza si� niczym szczeg�lnym, ani wygl�dzie, ani pod wzgl�dem zdolno�ci.
Ale przecie� oboje j� kochaj�! Okazuj� jej to ka�dego dnia, ka�dej godziny!
Kiedy my�la�a o M�rim, o tym, �e le�a� w jej ramionach i szepta� jej do ucha cudowne s�owa mi�o�ci, �e chcia� by� z ni�, jej serce zaczyna�o bi� mocno, podniecone. Znowu rozpaczliwie t�skni�a za jego blisko�ci�.
Ogarni�ta nag�ymi, wyrzutami sumienia pomy�la�a jedna�y Ale ja jeszcze nie chc� mie� dziecka, jeszcze na to za wcze�nie! M�ri i ja musimy troch� poby� sami ze swoj� mi�o�ci�. I wcale te� nie czuj� si� dojrza�a do macierzy�stwa, nie pragn� potomka, nie znajduj� w sobie macierzy�skiego instynktu, na my�l o ci��y ogarnia mnie niech��.
By� jednak r�wnie� inny pow�d, dla kt�rego mia�a nadziej�, �e alarm oka�e si� fa�szywy. Ona i M�ri byli okropnie nieostro�ni. Przez ca�y czas my�leli o w�asnym szcz�ciu, wierzyli uspokajaj�cym zapewnieniom niewidzialnych towarzyszy M�riego, �e je�li si� pobior�, nie stanie si� nic z�ego.
Im nie, oczywi�cie! Ale czy ona lub M�ri pomy�leli 6 tym trzecim, kt�re mog�o by� zamieszane w ich sprawy?
�miech pod��aj�cych za nimi krok w krok niewidzialnych istot wci�� brzmia� w jej uszach. Z czego si� tak �miej�, skoro obiecali jej i M�riemu bezpiecze�stwo? Ta my�l j� przera�a�a.
Daleko na po�udniu znajdowa� si� kto�, kto r�wnie� si� martwi�, ale z ca�kiem innych powod�w.
Sk�pe wi�zki s�onecznego �wiat�a przedziera�y si� przez chropowat� powierzchni� ma�ych szybek. Mury by�y grube, nisze okienne g��bokie. Niewiele zostawa�o ze s�onecznego blasku, kiedy promienie pada�y w ko�cu na szerokie deski pod�ogi.
Pok�j by� mroczny, ale wytworny. Krzes�a w stylu sakso�skim, barokowa szafa, wykwintne drewno, kt�re pociemnia�o przez lata, wszystko �wiadczy�o o bogactwie tego domu. Z zewn�trz dociera�y przyciszone odg�osy wielkiego portu, g�o�no wykrzykiwane polecenia, skrzypienie �urawi, �oskot ci�kich beczek spadaj�cych na kamienn� kej�.
W pokoju powietrze by�o a� ci�kie od podniecenia i frustracji.
Brat Lorenzo, najbli�szy cz�owiek Wielkiego Mistrza, by� w�ciek�y z powodu zadania, jakie mu przydzielono.
Zawsze bardzo dba� o swoj� godno�� i mo�e nawet jeszcze bardziej o swoj� wygod�. Jego wysoka pozycja w Zakonie �wi�tego S�o�ca pozwala�a mu decydowa�, gdzie b�dzie mieszka�, a on wybra� kraj s�o�ca i ciep�a, gdzie winoro�l ozdabia okna, wina za� mo�na mie� w dzbanach, ile si� tylko zapragnie.
I oto teraz Mistrz, ch�odno i z pe�n� �wiadomo�ci�, a tak�e nie bez odrobiny satysfakcji, poleci� mu jecha� do zimnej, barbarzy�skiej Skandynawii i pozbawi� �ycia jak�� zupe�nie nic nie znacz�c� kobiet�! Zadanie raczej dla kt�rego� n�dznego nowicjusza w Zakonie, proste a� do obrzydzenia.
Lorenzo, niewysoki m�czyzna o szerokiej, zdradzaj�cej brutalno�� twarzy, ze z�o�ci� wrzuci� do kufra ciep�y sweter. �ona mu go przynios�a, przekonana, �e w tych dalekich zimnych krajach b�dzie go potrzebowa�. On te� o tym wiedzia�, �ona nie musi takich rzeczy podpowiada�. Ale zdawa�o mu si�, jakby �ona nak�ania�a go do tej podr�y. Pop�dza�a go. Jego, g�ow� i patriarch� w zamo�nym kupieckim domu!
Nikt w rodzinie nie mia� poj�cia o jego os�oni�tej najwi�ksz� tajemnic� przynale�no�ci do Zakonu. Wr�ci� w�a�nie do domu z wielkiego spotkania w tajemnej siedzibie Zakonu g��boko pod ziemi�. Spotykali si� tam wszyscy dwa razy w roku. Musieli odbywa� d�ug� podr�, ale czynili to bez szemrania. Przybywali z ca�ej Europy, wszyscy Wybrani, by czci� S�o�ce i prosi� je o b�ogos�awie�stwo. Oczywi�cie nie to s�o�ce gorej�ce na firmamencie, lecz ich tajemnicze S�o�ce, kt�re znali tylko oni sami.
W przerwach pomi�dzy spotkaniami utrzymywali kontakty listowne, odwiedzali si� nawzajem, albo lecz to dotyczy�o jedynie Wielkiego Mistrza - porozumiewali si� poprzez telepatycznie wysy�ane dekrety i polecenia.
No i teraz w�a�nie Lorenzo otrzyma� polecenie.
Ksi�na Theresa Holstein-Gottorp, z Habsburg�w. To j� nale�a�o zg�adzi�.
Takie zero, kompletne nic.
No c�, zadanie jest nadzwyczaj proste. Brat Lorenzo by� mimo wszystko wdzi�czny, �e nie b�dzie musia� rozprawi� si� z t� m�odsz�, z Tiril Dahl. To by dopiero by�o upokarzaj�ce, polowa� na dziewczyn� z gminu! Kto� jego pokroju?
Promie� s�o�ca pad� na starannie wypolerowany nosek jego buta. Lorenzo uni�s� g�ow� i sta� przez chwil� z p�aszczem podr�nym w r�ku. Oczy tkwi�y g��boko pod �ci�gni�tymi brwiami.
Dziewczyna pozbawiona jakiegokolwiek znaczenia, a mimo to stoi za ni� jaka� diabelska si�a. Pobo�ny Lorenzo zna� tylko jedn� z�� si��, nie by� w stanie wyobrazi� sobie innego przeciwnika ni� diabe�.
Ilu� to rycerzy Zakonu �wi�tego S�o�ca utraci�o �ycie z jej powodu?
Georg Wetlev. Mondstein. Heinrich Reuss von Gera. Ha�bi�ca �mier�! Pot�ny Horst von Kaltenhelm �y� co prawda, ale w jakim stanie?
Niepoj�te!
Tak wielkiej si�y nie posiada �adna kobieta, nie mo�e jej posiada�! Kobiety to istoty pozbawione warto�ci! Nie powinny by�y zosta� stworzone!
A w og�le...
Lorenzo ponownie przerwa� swoje przymusowe pakowanie. Szkoda, �e nie m�g� by� przy tym, kiedy Heinrichowi Reussowi wymierzano najwy�sz� kar�! Ch�tnie by popatrzy� na upokarzaj�c�, zadawan� w wymy�lnych torturach �mier�: Lecz dla uczestnik�w spotkania - siedem razy po trzech rycerzy - nadszed� czas prze�omu, cho� teraz ich liczba zosta�a zredukowana do siedemnastu, tak �e trzeba zdoby� nowicjuszy, by hierarchia mog�a by� zachowana.
Teraz nadszed� te� czas prze�omu dla Lorenza, musia� wyjecha� z pi�knej Genui na p�nocnym wybrze�u Italii.
Pe�en uzasadnionych skarg i �al�w rozpoczyna� Lorenzo swoj� wypraw� na p�noc. S�u��cy za�adowali jego skrzynie i kufry na statek, kt�ry mia� go przewie�� przez Gebel al Tarik1 i dalej przez niebezpieczne Biskaje ku niesko�czenie dalekim du�sko-niemieckim brzegom Szlezwika-Holsztynu. Bracia zakonni bowiem nie nad��ali za cz�stymi i pospiesznymi przeprowadzkami ksi�nej i byli przekonani, �e znajduje si� ona nadal w zamku Gottorp, jak przystoi pogr��onej w �a�obie wdowie.
Wielki Mistrz obieca� pom�c Lorenzowi przez wywarcie z oddali psychicznej presji na t� n�dzn� kobiet�. Ale Mistrz wyra�a� si� ze znacznie mniejszym ni� zwyk�e entuzjazmem na temat tej swojej niezwyk�ej umiej�tno�ci. Mo�e w ni� w�tpi�? Nie, to z pewno�ci� niemo�liwe! Czy� nie sprowadzi� tym sposobem do siebie Heinricha Reussa? To prawda, sprowadzi�, Tiril Dahl jednak nie przyby�a na jego uporczywe wo�ania.
Ta okropna, nic nie znacz�ca dziewczyna naprawd� ma zwi�zki ze z�ymi si�ami. Brat James powiedzia� o niej: "A damsel of no importance", i mia� racj�.
A przecie� �cigano j� od wielu lat, czyni� to ca�y rycerski zakon.
Stra�nicy �wi�tego S�o�ca.
Na my�l o S�o�cu, tej z�ocistej, promiennej kuli, dreszcz pomieszanej z l�kiem rozkoszy przenikn�� brata Lorenza. S�o�ce, cel, a zarazem �rodek.
W ci�gu dziej�w istnia�o wiele ezoterycznych zakon�w. By�y zakony �yj�ce w klasztorach, jak franciszkanie i cystersi, oraz zakony rycerskie, jak joannici, templariusze, krzy�acy i wiej�, wiele innych, mniej znanych. Wszystkie przeznaczone dla m�czyzn, rzecz jasna. Wi�kszo�� z nich pochodzi z czas�w wypraw krzy�owych i wyros�a z chrze�cija�stwa. Lecz Zakon �wi�tego S�o�ca nie ma z chrze�cija�stwem nic wsp�lnego. Jest zgromadzeniem bardzo starym, a prawdziwy jego wiek zna chyba tylko sam Wielki Mistrz. Bracia zakonni, rycerze, jak lubi� siebie nazywa�, pochodz� z r�nych kraj�w. To niezb�dne, skoro chc� osi�gn�� ten niewypowiedziany cel, do kt�rego wszyscy d���. Trzeba zbiera� informacje w r�nych stronach �wiata. Bowiem wsz�dzie pozosta�y teraz ju� tylko szcz�tki pierwotnej wiary.
Ich ezoteryczne umiej�tno�ci odnosz�ce si� do zagadek ziemi s� ogromne. Jest to wiedza, kt�r� dziedzicz� po dawno minionych czasach, teraz ju� �aden z nich nie wie, jak odleg�e to czasy. Ale wielka tajemnica, kt�r� znaj� tylko bracia zakonni, tajemnica S�o�ca, jest t� si��, kt�ra pcha ich z gwa�town�, przera�aj�c� energi� do poszukiwania dw�ch ostatnich brakuj�cych fragment�w.
Dlatego trwa �w nieustanny po�cig za nic nie znacz�c� Tiril Dahl.
Dlatego teraz �cigana jest r�wnie� jej matka.
Theresa von Holstein-Gottorp, z domu Habsburg�w, jest w gruncie rzeczy nieistotnym ogniwem. Ale mog�aby, najzupe�niej przypadkowo, sta� si� gro�na. Dlatego musi zosta� wyeliminowana.
Tiril natomiast wprost przeciwnie. Tiril jest gro�na. Od wielu lat poszukiwano jej bezskutecznie i w ko�cu znalaz�a si� w Bergen. Ale p�niej raz po raz wy�lizgiwa�a im si� z r�k.
Musz� j� pochwyci�. �yw�. I to jak najszybciej. Teraz czas zaczyna nagli�.
Wielki Mistrz by� jedynym, kt�ry trzyma� w r�ku wszystkie w�tki tajemnicy, z wyj�tkiem owych dw�ch, znajduj�cych si� u Tiril. Wszystkie pozosta�e jednak nale�a�y do niego. Strzeg� ich po��dliwie i nie chcia� si� podzieli� nawet cz�ci� swej wiedzy ze wsp�bra�mi. Teraz jednak zaczyna� si� starze�. M�g� �y� jeszcze co najwy�ej dwadzie�cia lat. Ale wtedy b�dzie bardzo stary, nawet potwornie stary.
Jak dalej tak p�jdzie, to zabierze tajemnice ze sob� do grobu.
Dla tego wszystko musi si� sta� jeszcze za jego �ycia.
Rycerze zakonni rozmy�laj� oczywi�cie o buncie. Rozwa�aj�, czy by go nie zmusi� do wyjawienia prawdy, do przekazania jej komu� m�odszemu.
Na przyk�ad mnie, bratu Lorenzo, powtarza� w my�lach nieszcz�sny podr�nik, przewieszony przez reling statku, dr�czony morsk� chorob� na stosunkowo dzi� spokojnym obszarze Biskaj�w.
Z ca�ego serca i �o��dka pragn�� teraz znajdowa� si� znowu na l�dzie, ale te� nie opuszcza�o go poczucie, �e �yczy�by sobie by� cz�onkiem Zakonu, kt�remu okazywano by wi�cej zaufania. Tak jak bratankowi Wielkiego Mistrza. Chodzi�o nie o to, �e �w bratanek wiedzia� specjalnie du�o, ale o to, �e Wielki Mistrz by� z nim wprost obrzydliwie szczery. Pewnego dnia Lorenzo b�dzie musia� co� z tym zrobi�. Mo�e nasypie, na przyk�ad, bratankowi czego� do wina?
Bo przecie� najwy�szym rang� po starcu by� w�a�nie Lorenzo. I nikt nie ma prawa wciska� si� pomi�dzy niego a Wielkiego Mistrza!
�eby� tak mo�na by�o wydoby� prawd� z tego starca! Pozna� tajemnic�.
Tylko �e nikt nie mia� prawa powsta� przeciwko Wielkiemu Mistrzowi. Jeden z rycerzy zakonu tak uczyni�. Pr�bowa� wyci�gn�� wszystko od Mistrza. Najpierw pochlebstwem i ostro�n� przebieg�o�ci�. Pr�bowa� przekonywa�, �e w razie odej�cia Mistrza bracia zakonni pozostan� bezradni.
Okaza�o si� jednak, �e by�a to g�upia taktyka. Mistrz nie chcia� s�ysze� o niczym, co nast�pi po jego odej�ciu.
Dlatego niecierpliwy brat zakonny spr�bowa� czego�, co mo�na okre�li� jako metod� nacisku. Dawa� do zrozumienia, �e w razie czego mo�na b�dzie si�gn�� nawet do tortur.
Nigdy nie powinien by� tego robi�. Przera�ony Lorenzo (kt�ry w gruncie rzeczy sprzyja� zuchwa�emu buntownikowi) by� �wiadkiem, jak oczy Wielkiego Mistrza pociemnia�y. Potem rozjarzy�y si� niczym p�on�ce w�gle, miota�y skry, a przeciwnika dosi�g�y �miertelne promienie. Wypali�y mu oczy, o�lepi�y.
�w brat zakonny �y� teraz jako niewidomy, be�kocz�cy �ebrak w swoich rodzinnych stronach, we Francji. Nikt nie rozumia�, co m�wi, w poparzonych r�kach, kt�rymi tamtego dnia stara� si� zas�oni� oczy, nie m�g� utrzyma� pi�ra, by zapisa� swoje my�li i w ten spos�b przekaza� wiedz� o gro�nej sile Wielkiego Mistrza. Biedak zosta�, oczywi�cie, wykluczony z Zakonu �wi�tego S�o�ca.
I Wielki Mistrz zachowa� swoj� tajemnic�.
Nie tylko Lorenzo patrzy� podejrzliwym wzrokiem na bratanka Wielkiego Mistrza. Wielu braci szepta�o pomi�dzy sob� o nepotyzmie, czyli faworyzowaniu najbli�szych krewnych. Wszyscy wiedzieli, �e bratanek jest wyj�tkowo wysoko ceniony za swoje zas�ugi, bowiem to on zdoby� kielich. Prastary kielich Habsburg�w z reliefem przedstawiaj�cym ba�� o morzu, kt�re nie istnieje.
Wielki wyczyn bratanka, kt�ry poza tym by� niewiele znacz�cym pionkiem w �yciu Zakonu.
Bo�e, czy daleko jeszcze do l�du? Lorenzo trwa� bez �ycia przewieszony przez reling i nienawidzi� wszystkiego, co ma zwi�zek z morzem. Do domu b�dzie wraca� drog� l�dow�, chocia� to oznacza�o wi�ksze zagro�enia i niebezpiecze�stwo ataku ze strony rozb�jnik�w oraz wszelkiej innej ho�oty.
No c�, przynajmniej jedno si� wyja�ni�o. Wielki Mistrz ma do niego zaufanie. Misja Lorenza w Skandynawii by�a os�oni�ta tajemnic�. Wielk� tajemnic�. O jego podr�y nie wiedzia� nikt w Zakonie, z wyj�tkiem Mistrza i jego samego. Nie wiedzia� o niej nawet ten przekl�ty bratanek. Przyjemnie by�o o tym my�le�.
Mistrz podkre�la� wielokrotnie, �e to bardzo wa�na sprawa, by nikt a nikt opr�cz nich obu nie mia� poj�cia o podr�y.
I Lorenzo doskonale wiedzia�, dlaczego tak musi by�.
Rozdzia� 2
Ksi�na Theresa nie by�a pewna, kiedy zacz�a podejrzewa�, �e kto� j� obserwuje i za ni� chodzi.
Podejrzenie narasta�o niepostrze�enie. W�a�ciwie po raz pierwszy wkrad�o si� c�o jej duszy dopiero po wy- je�dzie z Norwegii, mo�e ju� w czasie przygotowa� do tej podr�y?
A mo�e jeszcze przed �lubem Tiril i M�riego? Nie, chyba jednak nie, nie mog�a w to uwierzy�. Kap�an udzieli� m�odym �lubu podczas nader skromnej i pospiesznej ceremonii.
Ten �lub zreszt� to historia sama w sobie...
Pastor przygl�da� si� M�riemu, kiedy m�oda para stan�a przed wej�ciem do ko�cio�a.
- Pan nie nale�y do Kr�lestwa Bo�ego - powiedzia� bezbarwnym g�osem.
Oczy M�riego pociemnia�y.
- Do drugiej strony tak�e nie nale��.
Pastor waha� si�. Zdaje si�, �e najch�tniej zatrzasn��by drzwi �wi�tyni i odszed�, ale przecie� mia� do czynienia z wysoko postawionymi lud�mi.
Zar�wno Tiril i Theresa, jak i pozostali go�cie wstrzymali oddech.
Dobrze, w takim razie po��cz� was w imi� Bo�e. Ale, m�oda damo, mam nadziej�, �e pani wie, co robi?
- Wiem, oczywi�cie - odpar�a Tiril stanowczo. Czu�a si� upokorzona i ura�ona w imieniu M�riego. By� tego dnia taki niewiarygodnie przystojny, w stroju, kt�ry podarowa� mu Erling, w tym stroju z kamizelk� ze sk�ry �osia i kr�tkimi, mi�kkimi butami. Erling uwa�a� ubranie za zbyt staromodne w czasach koronkowych �abot�w, jedwabi i pudrowanych peruk. Ta moda jednak by�a najzupe�niej obca ub�stwianemu przez Tiril M�riemu. - To prawda, �e dusza mojego narzeczonego b��dzi po bezdro�ach, nie s� to jednak obszary nale��ce do Z�ego. On pokona� granice czasu i przestrzeni, ale jest dobrym cz�owiekiem.
- Tiril ma racj� - potwierdzi�a ksi�na Theresa. - Nikt nie pom�g� mej nieszcz�snej c�rce bardziej ni� on.
-Nie ka�da pomoc pochodzi od dobrego, wasza wysoko��. Ale co panienka mia�a na my�li, m�wi�c, �e przekroczy� pan granice czasu i przestrzeni? - zwr�ci� si� kap�an do M�riego.
- Tiril okre�li�a to w�a�ciwie, ale niezbyt precyzyjnie. To by�a granica krainy zimnych cieni, krainy �mierci; powa�y�em si� na pr�b� jej przekroczenia. Uda�o mi si� to, a zarazem nie uda�o. To, �e prawie mi si� uda�o, mo�ecie, panie, sami wyczyta� w moich oczach, prawda?
- To w�a�nie w nich dostrzegam. Poznaj� zreszt�, jak si� sprawy maj�, tak�e po pa�skiej trupio bladej sk�rze i po czym� jeszcze, czego jednak nie odwa�� si� wypowiedzie� g�o�no. �a�uje pan swego niebezpiecznego post�pku?
- Tak, ojcze. �a�uj� ka�dego dnia. Bo tak strasznie jest d�wiga� kar�.
Pastor skin�� g�ow�. W jego twarzy pojawi� si� wyraz napi�cia.
- Nie jest pan sam, prawda?
- Nie. Nie jestem sam - potwierdzi� M�ri. - Dlatego chcia�bym prosi�, by ksi�dz si� zatrzyma� przed �wi�t� siedzib� Pana, nie wprowadza� nas do �rodka.
- Tak, i bardzo dzi�kuj� - rzek� pastor pospiesznie.
- Niech mi zatem b�dzie wolno co� powiedzie�: tu obok zakrystii mamy niewielkie pomieszczenie, udzielamy nim szybkich chrzt�w, �lub�w zawieranych z konieczno�ci oraz pogrzeb�w ludzi niegodnych...
- Ale Tiril, moja c�rka... - j�kn�a ksi�na. - Czy� ona zas�u�y�a sobie na taki wstyd?
- Wszystko w porz�dku, mamo - wtr�ci�a Tiril spokojnie. - Ze wzgl�du na M�riego, mamo, prosz�... �adnych protest�w!
Matka i c�rka wymieni�y spojrzenia. To prawda, �e M�riemu nie wolno by�o nawet dotkn�� stop� ko�cielnej pod�ogi, ale obie wiedzia�y te�, �e Tiril nie ma prawa do ko�cielnego �lubu. Przysz�a na �wiat jako dziecko z nieprawego �o�a, a poza tym nie jest ju� dziewic�. Postanowi�y jednak przemilcze� t� trudn� prawd�. Propozycja pastora by�a znakomitym rozwi�zaniem, r�wnie� ze wzgl�du na wyrzuty sumienia ich obu.
Mimo wszystko Theresa czu�a si� ura�ona. Pragn�a da� swemu jedynemu dziecku wszystko, co najlepsze, wspania�y �lub w wiede�skim Hofburgu, ale na to nie mia�a, niestety, czasu.
Najwa�niejsze w tym ca�ym zamieszaniu i po�piechu by�o to, �e uda�o si� przyby� Aurorze. Co prawda tylko dlatego, �e jej matka, zwana powszechnie wdow�-smoczyc�, chcia�a nadzorowa� sprzeda� dworu, �eby zagarn�� pieni�dze. Niezale�nie od przyczyn, to bardzo dobrze, �e uda�o im si� trzyma� smoczyc� z dala od ko�cio�a, tak wi�c Aurora, obok rodze�stwa Mikalsen�w, Augusta i Seline, by�a jedynym go�ciem. Tiril i M�ri bardzo ubolewali nad nieobecno�ci� swoich przyjaci� - Erlinga i Catherine, natomiast Nero musia� zosta� za ko�cielnym parkanem i tam czeka� na zako�czenie ceremonii.
Aurorze nie�atwo by�o uwolni� si� od despotycznej matki i wyj�� samej z domu, ale zastosowa�a wypr�bowany chwyt: "Wygl�dasz, matko, dzisiaj bardzo niedobrze. �le si� czujesz?" Na takie s�owa matka natychmiast zaczyna�a zbola�ym g�osem wylicza� wszystkie swoje dolegliwo�ci. Tej pu�apki nigdy nie by�a w stanie unikn��. "W takim razie absolutnie powinna� zosta� w ��ku! To wszystko nie wygl�da mi za dobrze". Stara dama robi�a g�upi� min�, ale przecie� nie mog�a ju� cofn�� tego, co przed chwil� powiedzia�a. W�ciek�a Lizuska musia�a r�wnie� zosta�, by opiekowa� si� smoczyc�. Ciekawska pokoj�wka mia�a zamiar p�j�� do ko�cio�a, by obejrze� ceremoni�. �lub to zawsze wielkie wydarzenie dla os�b ��dnych sensacji.
August by� wzruszony, �e mo�e znowu ogl�da� "t� wspania�� panienk� Oror�". Panna Orora jest bardzo mi�a, cho� nosi takie dziwaczne imi�. Jak ona to pisze? Jest okr�glutka i ma niezwykle ciep�e oczy, dok�adnie taka powinna by� kobieta.
Ale nie wolno mu by�o jej dotkn��. Jest przecie� zwyczajnym wie�niakiem. Na dodatek nie ma nawet gospodarstwa.
August westchn�� ci�ko na my�l o tym pi�knym dworze, kt�ry od dawna popada w ruin�, a kt�rym nikt si� nie zajmuje. On wiedzia�by dok�adnie, jak go poprowadzi�. No a teraz ta okropna baba, kt�ra tak strasznie si� obchodzi ze swoj� pi�kn� c�rk� Oror�, ma zamiar wszystko sprzeda�. Jakim� ludziom z miasta, kt�rym potrzebna jest ma�a wiejska siedziba!
Wiejska siedziba? Ma�a? Taki wspania�y dw�r!
Gdyby tylko August mia� pieni�dze, to na pewno stara�by si� go kupi�. Ale, niestety, nie mia�. Wspomnia� o swoich marzeniach pannie Ororze, bo z ni� �wietnie mu si� rozmawia�o. Zawsze z takim zrozumieniem patrzy�a na niego tymi swoimi oczyma jak gwiazdy...
August by� na tyle niedo�wiadczony, �e nie zdawa� sobie sprawy, i� to nie zrozumienie, lecz podziw p�onie w ma�ych oczach Aurory i �e to w�a�nie �w podziw sprawia, i� b�yszcz� jak gwiazdy.
Teraz, kiedy tak wszyscy pos�usznie pod��ali za pastorem, Aurora mia�a w�asne zmartwienia. Nie wiedzia�a, jak ma zacz�� swoj� spraw�. Tu potrzeba by�o taktu, dyplomacji i bystrego umys�u i nale�a�o dzia�a� ostro�nie, by dw�r dosta� si� we w�a�ciwe r�ce.
Tiril jest taka �liczna, my�la�a Theresa, zarazem dumna i przygn�biona, stoj�c wraz z nielicznymi go��mi w ciasnym pomieszczeniu obok zakrystii. Ksi�na wspomina�a w�asny, organizowany z wielkim przepychem �lub z Adolfem von Holstein-Gottorp. Wspomina�a dawny b�l i rozpacz.
Ale kt�ra z nich wygrywa, Tiril, czy ona? Co nale�y ceni� bardziej? Wspania�� ceremoni�, przepych i ma��e�stwo pozbawione mi�o�ci czy te� skromny �lub udzielony w najwy�szym po�piechu, za to z m�czyzn�, kt�rego si� kocha i kt�ry odp�aca tak� sam� mi�o�ci�?
Poczu�a uk�ucie w piersi. O, m�j ukochany, jedyna mi�o�ci mego �ycia! Powiniene� teraz widzie� nasz� c�rk�! Powiniene� tu z nami by�!
Ty i ja.
My�li Theresy pod��a�y w�asnym torem i g�os duchownego zdawa� si� cichn��.
Czy powinnam by�a odszuka� ukochanego? Czy nasze �ycie, Tiril i moje, potoczy�oby si� wtedy inaczej? Czy on m�g�by co� dla nas zrobi�? Czy by si� cieszy�, ze ma takie dziecko jak Tiril? Takie �liczne i pogodne, takie dobre dziecko.
Czy potrafi�by si� jako� przeciwstawi� temu nieustannemu po�cigowi i prze�ladowaniu, na jakie nara�ona jest nasza niewinna c�rka?
Ksi�na skuli�a si� na swoim miejscu. Niczego nie mog�a zrobi� inaczej, ni� zrobi�a. Ca�a odpowiedzialno�� za Tiril. musia�a od pocz�tku spoczywa� na jej barkach. A ona zawiod�a, przez ponad dwadzie�cia lat unika�a tej odpowiedzialno�ci.
Ale ju� nigdy wi�cej! Teraz nadesz�a pora, by wynagrodzi� zaw�d. Tiril nigdy wi�cej nie mo�e si� czu� porzucona przez w�asn� matk�. Ksi�n� powodowa�o jednak nie tylko poczucie obowi�zku. Kocha�a swoj� odzyskan� po latach c�rk� z tak� si��, �e chyba bardziej ju� nie mo�na. Ta mi�o�� przepe�nia�a jej dusz� bezgranicznym szcz�ciem.
Ksi�dz zako�czy� ceremoni� pospiesznie i z wyra�n� ulg�. Im pr�dzej ten niebezpieczny cz�owiek o p�on�cych oczach wyjdzie z ko�cio�a, tym lepiej!
Kiedy szli ku cmentarnej bramie, gdzie Nero skaka� wysoko w g�r� z podniecenia, M�ri po�o�y� r�k� na ramieniu Tiril. Ona przytuli�a si� do niego i oboje na moment przystan�li. Oboje przepe�nia�o g��bokie, niewypowiedziane szcz�cie. Razem! Na zawsze!
Prze�ladowcy Tiril od dawna ju� nie dali zna� o sobie. M�odzi ma��onkowie liczyli na to, �e niewidzialni towarzysze M�riego skutecznie ich odstraszyli.
Cudownie by�o m�c my�le� tylko o w�asnych sprawach. W spokoju i bez napi�cia.
To, czego Tiril si� obawia�a, �e mianowicie spodziewa si� dziecka, okaza�o si� prawd�. Ale ten fakt nie mia� wp�ywu na ich decyzj�. Postanowili si� pobra� i uczyniliby tak r�wnie�, gdyby alarm okaza� si� fa�szywy.
- Zdumiewaj�ce - rzek�a Tiril z u�miechem. - Zdawa�o mi si�, �e po �lubie staniesz si� akuratnym, solidnym i troch� nudnym ma��onkiem, a ty jeste� tak samo tajemniczy i zagadkowy jak przedtem. Cho� znam ci� tak dobrze, mam wra�enie, �e pod pewnymi wzgl�dami nie znam ci� wcale. I to jest wspania�e, ka�dy cz�owiek powinien mie� w sobie jakie� sekrety, kt�rych nie ujawnia nawet najbli�szym mimo przywi�zania, jakie dla nich �ywi.
- Owszem - przyzna� M�ri. - Ja zreszt� te� musz� ci powiedzie�, �e odczuwam przy tobie odrobin� skr�powania i niepewno�ci. Masz mn�stwo niezwyk�ych i tajemniczych cech, Tiril, i my�l�, �e poznawanie ich zajmie mi wiele czasu. Niekiedy dostrzegam w tobie wyra�nie dawn� Tiril, radosne, pe�ne �ycia dziecko, kt�re utraci�o sw�j optymizm w zderzeniu ze z�em i rozpacz�, jakie sta�y si� twoim udzia�em. Chcia�bym, �eby tamte twoje cechy znowu si� ujawni�y.
Tiril roze�mia�a si�, ale jej oczy pozosta�y powa�ne.
- M�ri... Ja nie wiem, czy chc� opu�ci� Norwegi�. Dw�r Aurory tak, bo kryje on w sobie zbyt wiele okropnych i bolesnych wspomnie�, znanych tylko nam obojgu, ale kraj? Wyjecha� na po�udnie, w ca�kiem obce strony? Nie jestem pewna, czy naprawd� bym tego chcia�a.
- Rozumiem twoje w�tpliwo�ci - rzek� z wolna.
- Tak, bo twoje w�tpliwo�ci s� jeszcze wi�ksze, prawda? Ty t�sknisz za Islandi�, my�lisz, �e o tym nie wiem?
- Mo�e nie nazwa�bym tego t�sknot�, to nie tak, raczej moje rachunki z Islandi� nie zosta�y za�atwione. Wci�� jest co�, co... mnie tam ci�gnie. Co� wi�cej ni� t�sknota! Chocia� to mo�e nie do ko�ca mnie dotyczy, ale mimo wszystko co� takiego jest. Uff, przecz� sam sobie! Chod�, czekaj� na nas!
Wszyscy zaj�li miejsca w powozach. I wszyscy byli zgodni co do tego, �e mimo wielkiej prostoty uroczysto�� w pomieszczeniu ko�o zakrystii pozostanie w ich pami�ci jako bardzo podnios�a chwila.
My�li Aurory kr��y�y nieustannie. Jak wielokrotnie przedtem odczuwa�a co� na kszta�t nienawi�ci do swojej matki. Teraz bardziej ni� kiedykolwiek. Gdyby wszystko by�o inaczej (to znaczy, gdyby matka umar�a, ale na takie stwierdzenie nigdy sobie nie pozwala�a, wystarcza�o jej to "gdyby wszystko by�o inaczej"), to mo�e ona, Aurora, mog�aby prze�y� kilka szcz�liwych lat w tym norweskim maj�tku.
Z pomoc� przysz�a jej Theresa. Obie wysoko urodzone panie siedzia�y w jednym powozie.
Olbrzym August wr�ci� w�a�nie na swoje miejsce.
Theresa u�miechn�a si� przelotnie.
- Auroro, masz tu wielbiciela!
Przyjaci�ka zarumieni�a si� gwa�townie.
- Tak my�lisz?
- My�l�? Przecie� on p�dzi na ka�de twoje skinienie, �e ma�o n�g nie pogubi.
Aurora westchn�a, uszcz�liwiona, a zarazem bezradna.
- �eby tak wszystko mog�o by� inaczej!
Ja wiem. Twoja matka.
- I nie tylko to. Jeszcze warstwa spo�eczna. Pieni�dze. Duma.
Theresa skin�a g�ow�.
- Wiem, �e August bardzo ch�tnie kupi�by dw�r, gdyby tylko m�g�. Seline mi o tym wspomina�a. On uwa�a, �e to okropne oddawa� taki dw�r mieszczuchom.
- Ja te� tak uwa�am. Wszystko mog�oby si� u�o�y� znakomicie!
Ksi�na przygl�da�a jej si� z boku.
Czy my�la�a�, Auroro, �eby tu zamieszka�? Na sta�e?
Nic nie sprawi�oby mi wi�kszej rado�ci! - zawo�a�a Aurora, kt�ra nic a nic nie wiedzia�a o strasznych wydarzeniach, jakie mia�y miejsce w pobli�u. - Sama jestem w gruncie rzeczy cz�owiekiem bardzo prostym, szlachectwo mnie kr�puje. Upokarza mnie, �e dla mojej matki jestem jak �cierka do kurzu albo wycieraczka przy drzwiach, �e Lizuska sobie ze mnie drwi, a szlachta mnie nie cierpi. Chc� uciec od tego wszystkiego. A poza tym lubi� by� przydatna, lubi� co� robi�. Mo�e nic wielkiego, ale chcia�abym po prostu co� dla ludzi znaczy�. Wype�nia� jakie� rozs�dne i po�yteczne obowi�zki, w�a�nie takie jak prowadzenie dworu. Bardziej, oczywi�cie, jako zarz�dzaj�ca ni� wykonawczyni. Czy nie s�dzisz, �e mi�o jest wskazywa� ludziom: teraz zr�b to, a teraz to?
- No, to rzeczywi�cie brzmi interesuj�co. Poza tym uwa�am, �e jeste� urodzonym organizatorem, Auroro - u�miechn�a si� Theresa. - No i w ko�cu zdarza�o si�, �e kobiety wysokiego rodu wychodzi�y za m�� poni�ej swego stanu, chocia� najcz�ciej, niestety, w gr� wchodzi�y pieni�dze. Gdyby August zosta� w�a�cicielem tego dworu...
- Och, tak - westchn�a Aurora, a pow�z toczy� si� po �ci�tej jesiennym przymrozkiem drodze. - Wtedy sprawy da�oby si� jako� u�o�y�, przy protestach, rzecz jasna, ale by�oby to mo�liwe.
W oczach Theresy pojawi� si� b�ysk.
- Siedzia�am i zastanawia�am si�... krewni mego m�a z rado�ci� wykupili zamek Gottorp. Dzi�ki temu otrzyma�am dodatkowe pieni�dze, kt�rych nie chc� zatrzyma�. Gdybym. znalaz�a odpowiedniego cz�owieka, na przyk�ad mojego zaprzyja�nionego od lat bankiera, kt�ry by przelicytowa� tych ludzi z miasta...
Aurora a� podskoczy�a z rado�ci.
- Thereso! Wspaniale! Ale ja musz� ci ten d�ug zwr�ci� w przysz�o�ci! Moja droga mama siedzi na worku z pieni�dzmi, nie dostan� wprawdzie ani grosza przed jej �mierci�, lecz przecie� nawet ona nie jest wieczna!
Theresa roze�mia�a si� g�o�no.
- Porozmawiamy o tym p�niej. Najtrudniej jednak chyba przekona� Augusta, �e dw�r nale�y do niej chocia� zosta� kupiony za moje pieni�dze. Boj� si� te�, czy twoja matka zechce go zaakceptowa� jako nowego w�a�ciciela.
- Nie, absolutnie nie. Poza tym Lizuska zd��y�a ju� zw�cha� pismo nosem, to znaczy domy�la si�, �e co� jest mi�dzy mn� i Augustem, chocia� �adne niczego, ani wobec innych, ani nawet wobec siebie nawzajem, nie okazywa�o.
- Pozw�l mi porozmawia� z Augustem - rzek�a Theresa stanowczo. - Spisz� z nim kontrakt. Wy oboje dostaniecie ode mnie dw�r w dzier�aw�. Tak chyba b�dzie najlepiej?
- Te� tak my�l�. August za nic nie przyj��by darowizny, o tym jestem przekonana. Ale dzier�awa, to jest wyj�cie, mo�emy ci� powoli sp�aca�, uwa�am, �e August si� zgodzi. A kiedy moj� drog� mam� b�dzie ju� mo�na nazywa� nieboszczk� spoczywaj�c� w pokoju, sp�ac� wszystko za jednym razem. Chocia� nie jestem taka pewna, czy rzeczywi�cie b�dzie ona spoczywa� w pokoju. August z pewno�ci� mi we wszystkim pomo�e, w sp�acaniu d�ugu r�wnie�.
- Znakomicie! August jest dobrym cz�owiekiem i w pe�ni zas�uguje na w�asny dw�r, a nie �eby do ko�ca �ycia s�u�y� za parobka u swego starszego brata. No, to jeste�my na miejscu. Uff, wkr�tce nadejdzie zima - zako�czy�a z dr�eniem. - Jak najszybciej powinni�my wy- jecha� na po�udnie!
- Ja nie jad�! - o�wiadczy�a Aurora wojowniczo.
- Najpierw, oczywi�cie, za�atwimy spraw� kupna i sprzeda�y dworu - uspokoi�a j� Theresa. - A potem jeszcze postaramy si� wyprawi� st�d twoj� matk� i Lizusk�. Czy mo�e wola�aby�, �eby zosta�y do twojego wesela?
- Niech mnie B�g broni! - zadr�a�a Aurora. - Ale zapominasz o jednym: �e August jeszcze si� nie o�wiadczy�. Chyba dzielimy sk�r� na nied�wiedziu.
- W takim razie ty mnie jeszcze nie znasz - oznajmi�a ksi�na. - Od czasu, gdy znalaz�am moj� c�rk� i pozby�am si�... Och, przepraszam, kiedy zosta�am wdow�, chcia�am powiedzie�, odzyska�am si�� woli i zdolno�� do dzia�ania.
- Mi�o mi to s�ysze� - rzek�a Aurora z zadowoleniem.
Obie panie milcza�y przez jaki� czas. Rozgl�da�y si� z powa�nymi minami po obej�ciu.
Aurora zbiera�a si�y przed starciem z matk�. Theresa zadr�a�a z nieoczekiwanego i ca�kowicie nieuzasadnionego l�ku. Nie mia�a przecie� �adnych powod�w, �eby si� ba�. S�u�ba sta�a w szeregu z rozpromienionymi twarzami, gotowa us�ugiwa� go�ciom na wspania�ym weselnym obiedzie. Zar�wno jej w�asna przysz�o��, jak i przysz�o�� m�odej pary zdawa�a si� rysowa� jasno.
A mimo to... Theresa nie potrafi�aby opisa� tego ogarniaj�cego j� powoli przera�enia.
Jakby jaki� bardzo, bardzo daleki g�os szepta� cichutko jej imi�. Przywo�ywa� j� tak sugestywnie, �e niemal mia�a ochot� zawo�a�: "Tutaj jestem, zbli� si�, ty, kt�ry mnie szukasz!"
Rozdzia� 3
Wdowa-smoczyca siedzia�a, dysz�c niczym stare, dotkni�te astm� organy. Ponure oczy by�y niemal zamkni�te; mo�na by�o dostrzec jedynie w�ziutkie szparki, w kt�rych czai�o si� przebieg�e spojrzenie.
A c� to znowu takiego? Wytwornie ubrany cz�owiek przyby� z now� propozycj� w sprawie dworu. I got�w jest zap�aci� znacznie wy�sz� sum� ni� tamci z Christianii?
Stara nie wiedzia�a o tym, �e nowy kupiec zosta� tu przys�any przez przyjaciela ksi�nej Theresy, starego bankiera. Z trudem uda�o si� zreszt� powstrzyma� bankiera, by nie przyjecha� sam. Jego sk�pstwo mog�o wszystko zepsu�.
Przybysz nale�a� do jego zaufanych. Ksi�na Theresa wprowadzi�a go w ca�� spraw� i teraz, kiedy stal przed star� i jej wyra�nie zbyt pulchn� c�rk� oraz w�cibsk� pokoj�wk� o ��dnym sensacji spojrzeniu, pojmowa� sytuacj� bardzo dobrze.
- A zatem pan dobrodziej �yczy sobie kupi� dw�r dla pewnej pani ze swojej rodziny? - pyta�a matka Aurory.
- Czy ta pani to kto� dobrze urodzony?
- Jak najlepiej - zapewnia� bankowiec, nie wspominaj�c rzecz jasna, �e chodzi o rodzon� c�rk� starszej pani i jej w�asn� rodzin�. - Natomiast jej przysz�y m�� jest solidnym cz�owiekiem z bogatego rodu ch�opskiego.
Z pewno�ci� pokieruje dworem wzorowo.
- Hmm... I s� wyp�acalni?
- P�ac� od razu. �yw� got�wk�.
By�o widoczne, �e starsza pani si� waha. Dopiero co uderzeniem d�oni potwierdzi�a sprzeda� dworu komu innemu, ale pieni�dzy jeszcze nie dosta�a. Aurora, kt�ra dobrze zna�a spos�b rozumowania matki, wtr�ci�a pospiesznie:
- Mo�e lepiej dotrzyma� tego, co mama obieca�a ludziom z Christianii?
Stara smoczyca natychmiast przesz�a do opozycji, dok�adnie tak jak Aurora oczekiwa�a.
- Ale oni nie zap�acili jeszcze ani grosza! - parskn�a.
- Tylko �e...
- Milcz, dziewczyno!
Matka skierowa�a do bankiera promienny u�miech. By� to najbardziej obrzydliwy u�miech, jaki ten cz�owiek kiedykolwiek widzia�.
- M�j panie, je�li wy�o�y pan pieni�dze na st�, dw�r od zaraz nale�y do pana.
Aurora odetchn�a cichutko z uczuciem wielkiej ulgi.
Teraz chodzi�o ju� tylko o to, by wyprawi� star� w drog�, ale bez Aurory.
I to okaza�o si� najtrudniejsze.
Konspirowali d�ugo, Aurora i Theresa, Tiril i M�ri.
I to w�a�nie M�ri pom�g� im rozwi�za� problem.
Da� Aurorze jaki� nie stanowi�cy zagro�enia dla zdrowia �rodek, kt�ry wywo�a� u niej gor�czk� i czerwon� wysypk� na ca�ym ciele.
- To bardzo zaka�ne - oznajmi� matce ze �mierteln� powag�.
Stara smoczyca i Lizuska jak na komend� odskoczy�y ty�. Sta�y w�a�nie, gotowe do. drogi, i wymy�la�y Aurorze, jak mia�a czelno�� zachorowa� w�a�nie teraz, kiedy jej ukochana matka mo�e si� nareszcie wyrwa� z tego okropnego pustkowia i z powrotem zamieszka� w swoim wygodnym zamku.
G�os starej przeszed� w falset, kiedy zataczaj�c si� wy- biega�a z sypialni c�rki.
- Sama sobie za to podzi�kuj, Auroro! Skoro spotykasz si� z takimi plebejuszami, jak ten ca�y M�ri i rodze�stwo Mikalsen�w, ja umywam r�ce. Przyjed� do zamku dopiero wtedy, gdy b�dziesz zdrowa.
Lizuska przera�onym wzrokiem przygl�da�a si� chorej.
- Hurrra - szepn�a Aurora.
Mimo wszystko sprawia�a jednak wra�enie troch� zasmuconej, �e jej w�asna matka troszczy si� o ni� tak niewiele. Co prawda tego w�a�nie mog�a si� spodziewa�, ale i tak odczuwa�a bolesn� pustk� w sercu.
Aurora by�a dobra, dop�ki matka mog�a si� ni� wys�ugiwa� wed�ug w�asnego widzimisi�. Teraz sta�a si� bezwarto�ciowa, a na dodatek stanowi�a zagro�enie dla bezcennego zdrowia tej egoistycznej despotki.
Przyjaciele pocieszali Auror� jak mogli. Wkr�tce po wyje�dzie starej zostawili j� w towarzystwie Augusta Mikalsena, zapewniwszy go przedtem, �e o�wiadczyny zostan� przez pann� Auror� przyj�te z wielkim zadowoleniem.
Stara smoczyca s�dzi�a z pewno�ci�, �e c�rka do niej przyjedzie, ale tak si� nie sta�o. W ko�cu nadesz�a zima i zamkn�a wszystkie drogi.
Theresa i jej dzieci przekonawszy si�, �e Aurora i August postanowili by� razem, po ich przeprowadzce do dworu uznali, �e czas najwy�szy rusza� w drog�. Na szcz�cie jesie� by�a d�uga tego roku, �nieg pozwala� na siebie czeka�, a im dalej na po�udnie si� posuwali, tym mniej zima dawa�a o sobie zna�.
Przeprawili si� przez wzburzony i szarpany sztormami Ba�tyk i podr�owali przez p�nocne Niemcy, staraj�c si� nie zatrzymywa� w Prusach, kt�re nie nale�a�y do najwi�kszych przyjaci� Austrii. Wtedy to Theresa odby�a powa�n� rozmow� z M�rim.
Jako ludzie wysokiego stanu zatrzymywali si� po drodze w najlepszych gospodach. Pewnego wieczoru Tiril ju� si� po�o�y�a, ale jej matka i m�� siedzieli jeszcze i gaw�dzili.
M�ri by� zachwycony wspania�ym niemieckim jedzeniem. Tymi ogromnymi piastrami szynki i sera, do kt�rych podawano piwo lub wino, co kto woli. Mimo to czu� si� troch� skr�powany, a poza tym im dalej na po�udnie si� posuwali, tym wi�ksza dr�czy�a go t�sknota za Islandi�. Czu� si� tak, jakby zdradza� swoj� ojczyzn�.
Mimo wszystko nie zastanawia� si� nad wyborem, chcia� pod��a� tam, dok�d wybiera�a si� Tiril. Pod tym wzgl�dem �ycie by�o proste.
Ale rozmowa z Theres� go zaskoczy�a.
M�ri, ty znasz moj� c�rk� lepiej ni� ja - zacz�a ksi�na odsun�wszy na bok kielich z winem i siadaj�c wygodniej w fotelu przed kominkiem w du�ej izbie gospody. Na dworze by�o zimno i ch��d zaczyna� przenika� do wn�trza.
- Nie jestem tego pewien, wasza wysoko�� - odpar� M�ri. - Chocia�, rzeczywi�cie, znam j� d�u�ej.
Theresa skin�a g�ow�.
- Jak dalece by�aby ona w stanie znie�� niech�� ludzi i inne przeciwno�ci losu?
O m�j Bo�e, jeszcze jakie� przeciwno�ci? Czy nigdy nie b�dzie temu ko�ca, my�la� M�ri.
- O ile wiem, Tiril jest zdolna znie�� bardzo wiele - powiedzia� g�o�no. - Ale ona jest teraz naprawd� zm�czona i powinna by� otaczana wy��cznie opiek� i serdeczn� troskliwo�ci�.
- Pojmuj� to bardzo dobrze i zrobi�abym dla niej wszystko, musisz jednak zrozumie�, m�j kochany zi�ciu, kt�ry stajesz mi si� coraz dro�szy w miar�, jak ci� lepiej poznaj�... kiedy po raz ostatni przebywa�am w zamku Gottorp, nawi�za�am kontakty z moj� rodzin� w Hofburgu, w Wiedniu. Chcia�am przygotowa� ich na to, �e wr�c� z c�rk�, i zabiega�am, by Tiril zosta�a dobrze przyj�ta. Moi rodzice nie �yj�, natomiast cesarz i dwoje mego rodze�stwa, mieszkaj�cy w Hofburgu, nie chc� nawet o niczym s�ysze�. Ca�kiem niedawno rodzina prze�y�a wielki skandal, kolejnego dom ksi���cy nie zniesie. Wiesz, jest wielu takich, kt�rzy tylko czyhaj� na okazj�, by zagarn�� tron, zw�aszcza �e pozycja cesarza jest bardzo niepewna. Poj�cia nie mam, jak powiedzie� o tym wszystkim Tiril.
- O, je�li nie mamy powa�niejszych zmartwie�, to naprawd� nie ma si� czym przejmowa� - rzek� M�ri z ulg�. - Najwi�kszym problemem Tiril by�o w�a�nie to, �e b�dzie musia�a by� przedstawiona u dworu. "�ebym mog�a tego unikn��, wszystko by�oby znakomicie", powiedzia�a mi nie dalej jak wczoraj.
- Och, to wspaniale! - ucieszy�a si� Theresa. - M�j brat zaproponowa�, bym zaj�a Theresenhof i tam zamieszka�a... Nie, to nie po mnie dw�r ma nazw�, to by�a Theresia, moja krewna, kt�ra �y�a dawniej. W naszej rodzinie mn�stwo jest takich imion: Therese, Theresa, Maria Theresa. To bardzo �adna, niedu�a posiad�o�� w K�rnten, na zach�d od Wiednia.
- �wietnie! - powiedzia� M�ri, staraj�c si�, by jego g�os brzmia� mo�liwie jak najbardziej entuzjastycznie. Stworzenie ukochanej w�asnego domu od wielu miesi�cy stanowi�o jego �yciowy cel. Najch�tniej zamieszka�by z ni� na Islandii. By� jednak kompletnie bezsilny. Ze sprawami materialnymi nigdy sobie dobrze nie radzi�.
Theresa doda�a z pewnym oci�ganiem:
- Pomy�la�am wi�c, �e mogliby�my tam zamieszka� , wszyscy troje. Je�li zgodzisz si� przyj�� pod sw�j dach te�ciow�...
Ona r�wnie� by�a bezdomna, tak�e zosta�a odepchni�ta. M�ri u�miechn�� si� ciep�o i promiennie.
- Co te� wasza wysoko��! Tiril b�dzie na pewno zachwycona!
- Dzi�ki ci za te s�owa. Przecie� je�li o ni� chodzi, mam tak wiele do odrobienia. Tyle trzeba naprawi�. M�j brat poczyni� ju� przygotowania na nasze przyj�cie, zgromadzi� s�u�b� i wszystko, co potrzeba. To cz�owiek o dobrym sercu, chocia� z pozoru bardzo surowy. Nie szcz�dzi� mi ostrych wym�wek, na szcz�cie listownych, za lekkomy�lno�� w m�odo�ci, ale wiem, �e z rado�ci� spotka Tiril. Niestety, nie mo�e si� to dokona� w Hofburgu.
- To zrozumia�e. Ale, -ksi�no... Pani jeszcze nie o wszystkim mi powiedzia�a, prawda? Od wielu dni dr�czy pani� jakie� zmartwienie, a przecie� ta rodzinna sprawa, o kt�rej teraz rozmawiamy, nie mo�e by� przyczyn� a� tak wielu ci�kich westchnie� i pe�nych l�ku spojrze�. Przy najmniejszym szele�cie wasza wysoko�� po prostu podskakuje.
Theresa po�o�y�a r�k� na jego d�oni.
- Jeste� bardzo dobrym obserwatorem, M�ri. To prawda, �e mam powa�ne zmartwienia. Ale to sprawy tak dziwne, �e nawet nie jestem w stanie o nich m�wi�.
M�ri zmarszczy� brwi. Theresa dostrzeg�a niepok�j na jego twarzy.
- Wasza wysoko��, prosz� mi o wszystkim opowiedzie�!
Przez ca�y wiecz�r pada�o. Deszcz ze �niegiem zacina� w okienne szyby.
Ale teraz pogr��eni w rozmowie nawet nie zauwa�yli, �e deszcz usta� i nieoczekiwanie ma�e szybki rozja�ni� blask ksi�yca. Pogoda musia�a si� zmieni� jaki� czas temu, ale dwoje ludzi w izbie, zaj�tych swoimi sprawami, niczego nie zauwa�y�o.
Nagle M�ri spojrza� na ksi�yc i zadr�a�. Przera�a�o go to, co Theresa mia�a mu opowiedzie�.
"Ksi�yc �wieci�, lecz jego zimny blask
By� jak ognie Elma, co na masztach p�on�,
Gdy wiecz�r cieniem k�adzie si� na morze,
Jak b��dny ognik, jak �wiat�a smolnych drzazg,
Lub jak �w b�ysk, co go w noc jesienn�
Twe oko przelotnie pochwyci nad grobem.
Fragment pierwszej cz�ci poematu
Gustafa Fr�dinga "Sny w Hadesie".
Rozdzia� 4
Theresa r�wnie� zwr�ci�a teraz uwag� na zmian�, jaka zasz�a w pogodzie.
- Zrobi�o si� zimniej - powiedzia�a cicho.
- Tak.
- W tych okolicach jednak zazwyczaj ch�ody nie s� bardzo dokuczliwe. W ka�dym razie nie takie jak w Norwegii.
M�ri nie odpowiada�. Siedzia� i przygl�da� si� tej jeszcze m�odej kobiecie, kt�ra zosta�a w�a�nie jego te�ciow�. By�a bardzo podobna do Tiril, tylko twarz mia�a nieco szczuplejsz� i w og�le wydawa�a si� jakby drobniejsza. Mia�a te� w sobie wrodzon� szlacheck� godno��, kt�rej w Tiril pozosta�o niewiele, Tiril bowiem by�a spontanicznym dzieckiem natury.
C� to musia� by� za dra�, ten kt�ry wykorzysta� tak� wtedy m�od� Theres�? I dlaczego ona chroni jego nazwisko, mo�na powiedzie� - z�bami i pazurami? Jak m�czyzna mo�e zrobi� co� takiego spragnionej mi�o�ci m�odej dziewczynie, w�a�ciwie jeszcze dziecku? M�ri domy�la� si�, �e ojciec Tiril wie o istnieniu c�rki. Ale gdzie on si� podziewa? Dlaczego nie poczuwa si� do odpowiedzialno�ci?
Theresa m�wi�a co� o ciep�ej pogodzie. M�ri uzna�, �e nie chce odpowiada� na jego pytanie.
- Mam nadziej�, �e jutro pojedziemy dalej - powiedzia�a, ogl�daj�c si� niespokojnie przez rami�.
- Prosz� kontynuowa� opowiadanie, wasza wysoko��.
Ksi�na westchn�a.
- C�, zaczn� od sprawy najprostszej. Przedwczoraj rano, kiedy ju� mieli�my opuszcza� gospod� w... ech, zapomnia�am, jak si� to miejsce nazywa, ale to bez znaczenia. Wtedy podesz�a do mnie karczmarzowa i powiedzia�a, �e obawia si�, i� pope�ni�a g�upstwo.
M�ri spogl�da� pytaj�co na swoj� te�ciow�.
- Karczmarzowa wyja�ni�a mi, �e jaki� tydzie� temu przyby� do gospody go�� i niby przypadkiem zapyta�, czy daleko st�d do zamku Gottorp.
Na te s�owa M�ri nastawi� uszu.
- Karczmarzowa odpowiedzia�a mu, �e to zaledwie dzie� drogi, i zapyta�a, kogo ma zamiar tam odwiedzi�. �w nieznajomy o�wiadczy�, �e ksi�n� Theres�. Przecie� ksi�na wyjecha�a na p�noc, zdziwi�a si� wtedy kobieta i wyja�ni�a, �e jej wysoko�� kierowa�a si� do Norwegii. To sprawi�o, �e obcy zmieni� kurs i r�wnie� pod��y� na p�noc. Karczmarzowa nie wiedzia�a, co o tym my�le�, zamartwia�a si�, �e wprowadzi�a cz�owieka w b��d, bo nie mia�a poj�cia, �e ja tak szybko wr�c�.
- Czy zapyta�a j� pani, jak ten cz�owiek wygl�da�? - chcia� wiedzie� M�ri.
- Tak. Bo i ja si� zmartwi�am z jego powodu. My�la�am, �e to kto�, kogo znam. Ale tak nie by�o. Karczmarzowa opisa�a go jako niezwykle przystojnego m�czyzn�, m�wi�cego bardzo �le po niemiecku. Jej zdaniem m�g� to by� W�och, albowiem towarzysz�cy mu s�uga zwraca� si� do niego per signore Lorenzo. By� to cz�owiek o ciemnych w�osach i oliwkowej cerze, w �rednim wieku, z du�� blizn� na twarzy, obejmuj�c� tak�e jedno ucho. Absolutnie nie znam nikogo, kto by odpowiada� temu rysopisowi.
Przez chwil� siedzieli oboje bez s�owa, pogr��eni w my�lach. Potem M�ri przypomnia�:
- M�wi�a pani o wielu zmartwieniach.
Twarz ksi�nej pociemnia�a. Ona sama za� cofn�a si� nieco, jakby chcia�a czego� unikn��.
- To bardzo dziwna sprawa. A zarazem potworna.
- Czy pani... prze�y�a co�, czego pani nie rozumie, ksi�no?
- Tak. Tak w�a�nie nale�y to okre�li�. M�ri, nie patrz na mnie w ten spos�b! Mam wra�enie, jakby� wiedzia�, co chc� ci powiedzie�.
- Boj� si�, �e to prawda. Prosz� m�wi�!
-To jest g�os... - zacz�a ksi�na z wahaniem.
M�ri zblad�. Ca�a jego sylwetka wygl�da�a teraz jak czarny cie� rysuj�cy si� na tle �ciany. Jedynie twarz l�ni�a w blasku ognia z kominka.
- Wewn�trzny g�os, prawda? A mimo to dochodz�cy z oddali?
- W�a�nie! Wiesz co� o tym?
- A� nazbyt wiele! Prosz� ju� nic wi�cej nie dodawa�. Mo�e ksi�na zrobi� wszystko, tylko prosz� nie odpowiada� na jego wo�anie!
Ale ja chc� odpowiedzie�! Czasami udaje mi si� trzyma� od tego na odleg�o��, ale g�os jest tak natarczywy, �e mam ochot� krzycze�: "Tutaj! Tutaj jestem! Id�! Ju� id�!"
- I tego w�a�nie �w g�os pragnie - odpar� M�ri wstrz��ni�ty. - Prosz� mi obieca�, �e nigdy mu pani nie odpowie!
- W takim razie wyja�nij mi, co to za g�os!
- Dobrze, wyja�ni�!
Theresa wiedzia�a przecie� ju� do�� du�o o polowaniu na Tiril, ale opis ostatnich wydarze� we dworze niedaleko Christianii dotar� do niej zaledwie we fragmentach.
M�ri opowiedzia� o g�osie, kt�ry nalega�, by Tiril ujawni�a, gdzie si� znajduje.
- Rozumie pani, ksi�no, �e on... Bo to jest m�czyzna...
Ksi�na skin�a g�ow�.
- On z �atwo�ci� mo�e dotrze� do duszy cz�owieka. Najpierw odnalaz� dusz� Tiril, ale teraz odkry� istnienie waszej wysoko�ci. Wygl�da jednak na to, �e owej nieznanej sile trudno jest zlokalizowa� �ywego cz�owieka, tego, do kt�rego dusza nale�y. On po prostu nie wie, gdzie si� cz�owiek znajduje, i dlatego stara si� pani� do siebie przyci�gn��, dlatego przyzywa. Ale ja i moi niewidzialni towarzysze zdo�ali�my otoczy� Tiril swego rodzaju murem tak, �e on nie mo�e mie� do niej przyst�pu.
- Bogu dzi�ki - westchn�a Theresa z ulg�. - Wola�abym jednak tych, o kt�rych m�wisz "towarzysze", nazywa� twoimi duchami opieku�czymi.
- Prosz� bardzo - rzek� M�ri. - Ja przeciwstawia�em im si� przez wiele lat, nie chcia�em nawet s�ysze� o ich istnieniu. Chyba ju� czas okaza� wdzi�czno�� za ich nieustann� obecno�� przy mnie.
- I ja tak my�l� - powiedzia�a ksi�na z powag�.
- Ale, ksi�no... Pani� tak�e mo�emy otoczy� nieprzebytym murem. Zgodzi si� pani na to?
Ksi�na zadr�a�a.
- Nie wiem, czy mam do�� si�. Pozw�l mi przemy�le� t� spraw� dzi� w nocy.
- Prosz� bardzo, byleby to nie trwa�o zbyt d�ugo!
Zapad� g��boko w krzes�o i ca�kowicie pogr��y� si� w mroku.
- Przestraszy�o mnie to, �e znowu kto� m�wi o g�osie. Widzi pani, ksi�no, byli�my przekonani, �e niebezpiecze�stwo z tamtej strony ju� zosta�o wyeliminowane. Bowiem moi przyjaciele z tamtego �wiata uczynili absolutnie wszystko, by raz na zawsze pozby� si� dwu prze�ladowc�w, kt�rzy kilka tygodni temu o ma�o nie schwytali Tiril. Potem nasta� spok�j i odetchn�li�my . z. ulg�. A teraz od ksi�nej pani s�ysz� o g�osie. Przera�a mnie to. Czego oni mog� od pani chcie�, ksi�no?
- Nie wiem - j�kn�a �a�o�nie. - Nie potrafi�abym znale�� najmniejszej przyczyny. Ale co si� jeszcze wydarzy�o we dworze, kiedy ja by�am w zamku Gottorp?
M�ri u�miechn�� si� krzywo.
- Duchy zabra�y nas w podr� w czasie i przestrzeni, do Tiersteingram w Tiveden za czas�w z�ego ksi�cia.
-Oj!
- Tak, istotnie nie bardzo to by�o przyjemne.
- Wspominali�cie o tym, ale nie bra�am waszych s��w powa�nie. Wydawa�o mi si� to zbyt nierealne. Opowiedz mi teraz wi�cej!
M�ri opowiedzia� i na koniec rzek�:
- Najgorsze, �e ja wszystko zniszczy�em. Zobaczy�em wielk� ksi�g� ze znakiem s�o�ca i natychmiast chcia�em j� otworzy�. Tiril zdo�a�a mnie powstrzyma� w ostatniej chwili, ale mimo to do�� brutalnie zostali�my przywr�ceni do rzeczywisto�ci.
- Ale dowiedzia�e� si� czego�?
- Odczyta�em tylko dwa s�owa, wypisane na ok�adce ksi�gi jakim� runicznym pismem.
Theresa przygl�da�a mu si� wyczekuj�co.
- Nic nam te s�owa nie m�wi�. STAIN ORDOGNO, tak brzmi�. "Stain" pisane przez ai.
Ksi�na zmarszczy�a brwi. M�ri widzia�, �e bardzo si� stara co� sobie przypomnie�.
- Wasza wysoko�� zna te s�owa?
- My�lisz, �e to po niemiecku?
- Prawdopodobnie, skoro ksi���ta stamt�d pochodzili.
Theresa my�la�a teraz g�o�no.
- "STAIN", to musi by� "STEIN", kamie�. Pismo runiczne ma wsp�lny znak E oraz I, wi�c dla rozr�nienia w tym przypadku u�ywano A zamiast E.
- S�usznie.
- Angielskie s�owo "stain", oznaczaj�ce plam�, tu wydaje si� kompletnie nieuzasa