2193
Szczegóły |
Tytuł |
2193 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2193 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2193 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2193 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Karol May
GWIAZDA MOHAWKA
Rozdzia� pierwszy
Jaguar
Sh�amin *, trzymaj�c w r�ku d�ug� leszczynow� w�dk�, patrzy�a
uwa�nie na sp�ywaj�cego mi�dzy kamieniami �ywego zielonego
konika, kt�rego przymocowa�a starannie do niewielkiego haczyka
sporz�dzonego z ko�ci.
Potok w tym miejscu snu� si� leniwie, tote� owad niesiony pr�-
dem sp�ywa� niezbyt szybko. Min�� jedn� przeszkod�, drug�; woda
wynios�a go pod przeciwleg�y brzeg, gdzie nag�y uskok dna two-
rzy� kilkustopowej szeroko�ci wir. By�o tam g��boko, a pod wy-
krotem nierzadko znajdowa� kryj�wk� du�y pstr�g.
Puszczony na przyn�t� owad trzepota� si� tak, jakby za chwil�
mia� wzlecie� w powietrze. Zatacza� coraz mniejsze kr�gi, coraz
szybsze. Linka i haczyk trzyma�y go jednak mocno, w miar� wi�c
jak zbli�a� si� do lejkowatego wiru - s�ab�, ruchy jego stawa�y
si� coraz bardziej nieporadne, wir wci�ga� go z nieodpart� si��
w g��b swej toni. Jeszcze chwila i znikn�� pod powierzchni� wody.
Wzrok dziewczyny posmutnia�. Spodziewa�a si� w tym miejscu
du�ej ryby. Pstr�ga widocznie nie by�o, skoro nie chwyci� zielone-
go skoczka na powierzchni. Unios�a lekko koniec w�dki, by wyj��
przyn�t�. Korzenie tkwi�ce w g��bi nieraz ju� sprawi�y jej brzyd-
* Sh�amin (czyt. Szo-a-min) - Czarna Jagoda
11
k� niespodziank�. Nie mia�a zamiaru traci� tym razem ostatniego
haczyka. Unios�a kij jeszcze wy�ej. Niewidoczny od paru chwil
owad ponownie wynurzy� si� na powierzchni� i w tym w�a�nie
momencie ciemny, smuk�y kszta�t du�ej ryby wyprysn�� niemal
nad wod�.
Odruchowo szarpn�a w�dziskiem. Na jego ko�cu czu�a du�y
ci�ar. Trzyma�a mocno, po czym spr�bowa�a podci�gn�� do g�ry.
Pstr�g jednak musia� by� wyj�tkowo wielki. Nie dal si� podnie��'
z dna. W zasi�gu trzymaj�cej go linki kr��y� pocz�tkowo w g��bi,
potem zdecydowanie ruszy� pod pr�d.
L�kaj�c si�, �e straci tak du�� ryb�, dziewczyna uczyni�a r�w-
nie� kilka krok�w brzegiem. Wypu�ci�a ju� ca�y zapas linki i wie-
dzia�a, �e jedno gwa�towniejsze szarpni�cie mo�e j� zerwa�. W�-
dzisko trzyma�a mocno, ale tak, by m�c reagowa� na ka�dy ruch
ryby. Nie by�a jednak pewna, czy linka zdo�a utrzyma� tak du�y
ci�ar. Wola�a nie ryzykowa�. Przesun�a si� kilka krok�w wzd�u�
strumienia i wypatrzywszy miejsce, gdzie brzeg �agodnie schodzi�
nad wod�, przez par� chwil jeszcze trzyma�a ryb� w miejscu, pra-
gn�c j� zm�czy�, po czym ostro�nie zacz�a holowa� na wypatrzon�
p�ycizn�. Jednocze�nie sama wycofywa�a si� r�wnie ostro�nie
coraz dalej od brzegu. Wiedzia�a, �e gdyby pstr�g dostrzeg� nad
wod� najmniejszy ruch, rozpocz��by walk� na nowo.
Kryj�c si� w cieniu pobliskiego krzewu ujrza�a najpierw p�etw�
i d�ugi oliwkowy grzbiet, czarne c�tki i czerwone k�ka i za chwi-
l� ryba znalaz�a si� na zielonej murawie.
Dziewczyna rzuci�a w�dk� i kilkoma skokami znalaz�a si� nad
wod�. Drobnymi, chocia� silnymi r�koma uj�a sw� zdobycz i szyb-
ko przenios�a kilkana�cie krok�w od brzegu.
Widocznie pstr�g oprzytomnia� w tej chwili, bo rozpocz�� na
trawie dziki taniec. Nie mia� ju� jednak szans. Sh�amin, roze�mia-
nymi ze szcz�cia oczyma, patrzy�a na niego z zachwytem. Po raz
pierwszy uda�o jej si� z�owi� tak du�� pi�kn� sztuk�. Przykl�k�a
obok i pr�buj�c usun�� ukryty w paszczy haczyk, przycisn�a ry-
b� do ziemi. Haczyk tkwi� jednak bardzo g��boko. Nie mog�a
^J^� go palcami. Przytrzymuj�c dalej sw� zdobycz rozgl�da�a
si� pilnie wok� w poszukiwaniu jakiego� patyka, kt�rym mog�a-
by sobie pom�c. Jak na z�o��, w pobli�u nie by�o najmniejszej
12
nawet ga��zki. Pu�ci�a ryb�, wyprostowa�a plecy i... znierucho-
mia�a.
Z g�stwiny wysokich spl�tanych krzew�w na skraj nadrzecznej
��ki wysuwa�o si� d�ugie cielsko wielkiego, dzikiego kota. Zwierz
sun�� tu� przy ziemi, wyci�gaj�c przed siebie mi�kkimi ruchami
pot�ne �apy. Wypr�ony grzbiet wraz z wlok�cym si� po ziemi
puszystym ogonem tworzy� jedn� bardzo d�ug� i prost� lini�.
Wzrok zwierz�cia utkwiony by� w dziewczynie. W zmru�onych
�lepiach gra�y niebezpieczne ��te ogniki. Sun�� wolno, cal za
calem, nieprzerwanie i pewnie jak przeznaczenie.
Patrz�c w jego szeroko rozstawione, b�yszcz�ce �lepia wiedzia�a,
�e to sam Duch �mierci stan�� na jej �cie�ce. Unios�a si� z kolan.
W blaskach nisko stoj�cego s�o�ca zal�ni�y jej czarne d�ugie w�o-
sy. Na murawie po�o�y� si� smuk�y cie� wiotkiej dziewcz�cej
postaci.
Nie ba�a si�. By�a dzieckiem puszczy i wiedzia�a, �e za par�
chwil pow�druje �cie�k� swoich przodk�w. Wiedzia�a, �e dziew-
czyna nie oprze si� gro�nym pazurom ni ostrym k�om drapie�cy.
O ucieczce, nawet na drzewo, nie mia�a co my�le�. My�liwi m�wi-
li, �e zwierz�ta te wspina�y si� podobno nawet na najwy�sze sos-
ny. Nie zna�a zakl��, ktgre mog�yby odstraszy� sun�cego po ziemi
kota. Zakl�cia znali tylko m�czy�ni. Czeka�a wi�c, czeka�a od-
wa�nie i liczy�a chwile, kt�re dzieli�y j� od �mierci.
Zwierz tymczasem pe�zn�� coraz wolniej. Zbli�y� si� na pi�tna-
�cie, potem na dziesi�� krok�w i przywarowa�. Jego d�ugi ogon
drgn��, uni�s� ku g�rze i zachwia� z�owieszczym ruchem; rozwar�
szcz�ki ods�aniaj�c po��k�e, mocne k�y. Z gardzieli wydoby� si�
gro�ny, przerywany pomruk przypominaj�cy odg�os dalekiego
grzmotu. Podci�gn�� pod siebie tylne �apy, potworn� paszcz� wy-
sun�� ku przodowi. Pod futrem zagra�y naraz wszystkie �ci�gna,
napi�y si� mi�nie. Zwierz znieruchomia� na moment i skoczy�...
W tej samej chwili za plecami dziewczyny co� gwa�townie za-
szele�ci�o. Silne rami� odsun�o j� do ty�u, �mig�a posta� przemk-
n�a obok niej. R�ka uzbrojona w b�yszcz�cy n� w�owym ru-
chem wysun�a si� do przodu. M�czyzna pchn�� zwierza prosto
w pier�, zwin�� si� mi�dzy jego �apami i za chwil� po zielonej
murawie tarza�y si� w �miertelnej walce dwa splecione z sob�
cia�a. Ruchy zwierz�cia i cz�owieka by�y szybkie jak my�l. Pa-
13
trz�ca na nich dziewczyna widzia�a raz obna�one k�y, to zn�w
b�yszcz�ce ostrze stalowego no�a. W pewnej chwili cz�owiek, kt�-
ry cudem znalaz� si� na wierzchu, pchn�� szybko i g��boko. Wido-
cznie bro� jego dotar�a do �r�d�a �ycia, bo zwierz znieruchomia�.
Jeszcze par� razy ostrymi pazurami szarpn�� ziemi� i zamar�.
Dzika, gwa�towna walka trwa�a kr�tko, tak kr�tko, �e dziew-
czyna nie zdo�a�a wykona� jednego ruchu, a z ust jej nie ulecia�o
najmniejsze tchnienie. Dopiero teraz, gdy niespodziewany obro�ca
uwolni� stop� spod przyciskaj�cego j� swym ci�arem zwierza,
gdy wyszarpn�� z jego boku zbroczony krwi� n�, pier� patrz�cej
unios�o g��bokie westchnienie. Na z lekka przyblad�� twarz wyst�-
pi� rumieniec, a r�ce �ci�ni�te dot�d kurczowo na piersi, opad�y
wzd�u� bok�w.
Patrzy�a bez s�owa, ale z jej oczu tchn�o co� takiego, �e m�-
czyzna poczu�, jak krew w jego �y�ach pop�yn�a szybciej ni�
w chwili, gdy tylko z no�em w r�ku skoczy� na atakuj�ce dziew-
czyn� zwierz�. Nie odezwa� si� jednak. Odwr�ci� wzrok, wytar�
o traw� sw� bro� i zatkn�� j� za prosty sk�rzany pas. Omin��
stoj�c� nieruchomo dziewczyn� i wszed� do strumienia. Czyst�
ch�odn� wod� obmy� cia�o i wyszed� na brzeg.
Sh�amin, kt�ra zd��y�a uspokoi� si� nieco, patrzy�a teraz na
jego szerokie ramiona, siln� pier� i mocne nogi, poorane ostrymi
pazurami. Widzia�a, jak z poszarpanych na piersiach i r�kach ran
s�cz� si� stru�ki krwi. Dostrzeg�a te�, �e jej obro�ca to jeszcze
m�odzieniec. A on nie zdawa� si� zwraca� uwagi na swe rany.
Nie patrzy� r�wnie� na pokonanego drapie�nika. Spojrza� na le��-
cego u st�p dziewczyny dorodnego pstr�ga i co� na kszta�t u�mie-
chu przemkn�o po jego twarzy. Nie m�wi� nic. Wiedzia�, �e m�o-
demu m�czy�nie, zw�aszcza obcemu, nie wypada rozmawia� z sa-
motn� dziewczyn�. Gdyby kto� z jej wioski us�ysza� tak� rozmo-
w�, chocia�by najbardziej b�ah�, on i ona mogliby mie� z tego
powodu k�opoty. Tote� cofn�� si� o kilka krok�w, podni�s� z ziemi
niewielkie zawini�tko oraz drewniany cybuch fajki umocowany
�na dwu rzemieniach, kt�re widocznie z�o�y� gotuj�c si� do walki,
i zawiesi� na swych piersiach.
Dziewczyna zrozumia�a. M�odzieniec, kt�ry pojawi� si� tak nie-
spodziewanie i tak odwa�nie stan�� w jej obronie, odbywa� dalek�
�drog�. Zawieszony na piersiach, starannie wykonany cybuch
14
m�wi�, �e jego posiadacz pod��a d�ug� �cie�k� Ducha po czerwony
kamie� na g��wk� fajki pokoju. Patrz�c na jego pokrwawione cia-
�o i le��cego bez �ycia zwierza by�a przekonana, �e przejdzie sw�
�cie�k� i w powrotnej drodze na jego piersi znajdzie si� fajka
o g��wce z czerwonej gliny. Raz jeszcze spojrza�a na niego i na
zni�aj�ce si� s�o�ce. M�odzieniec sta� nieporuszenie, jakby na co�
czeka�. Domy�li�a si�, �e wobec nadci�gaj�cej nocy nie zamierza�
w�drowa� dalej. Czeka� widocznie na to, co ona postanowi. Mog�a
wr�ci� sama do wioski; mog�a poprosi�, by pod��y� za ni�. Nie
zastanawia�a si�. Szybko pobieg�a nad strumie�, gdzie pozostawi�a
wiklinowy koszyk z wcze�niej z�owionymi rybami, oderwa�a ka-
wa�ek linki przytrzymuj�cej haczyk tkwi�cy w paszczy �ywego
jeszcze pstr�ga, wrzuci�a ryb� do koszyka i skin�a na nieznajo-
mego.
Prowadzi�a go w�sk�, ledwo widoczn� �cie�k�. I chocia� sama
sz�a cicho, nie s�ysza�a jego krok�w. Wiedzia�a jednak, �e pod��a
za ni�. Przez moment zastanawia�a si� kim by�, do jakiego nale�a�
narodu, jak d�ugo m�g� znajdowa� si� w podr�y. Nie usi�owa�a
jednak tego odgadn��. Przy�pieszy�a kroku. Do wigwamu ojca
pragn�a wr�ei� jeszcze przed zmierzchem, a s�o�ce chyli�o si�
ju� nad wierzcho�kami boru. Przeci�a niewielk� polank�, przes-
koczy�a w�ski strumyk, na moment zag��bi�a si� w modrzewiowy
zagajnik i wychyn�a na niewielkim, trawiastym wzniesieniu.
U jego st�p, o jakie� dwie�cie krok�w w dole, tu� nad brzegiem
jeziora ja�nia�y ustawione w szerokim kr�gu wigwamy. Pokryte
by�y du�ymi p�atami kory brzozowej. Sta�y tak�e sza�asy pe�ni�-
ce prawdopodobnie rol� schowk�w.
Mimo ci�aru koszyka dziewczyna pobieg�a szybko po zboczu.
Pod��aj�cy za ni� m�czyzna zatrzyma� si� jednak i usiad� na
skrzy�owanych, podkurczonych nogach. Swym gestem, tam nad
potokiem, zaprosi�a go wprawdzie, ale rozumia�, �e nie wypada,
by nie zaproszony przez kogo� ze starszych wkracza� w obr�b
�wi�tego kr�gu obozowych wigwam�w. Patrzy� jednak uwa�nie,
By�o ich wiele. Wioska musia�a by� liczna. Mia� doskona�y wzrok,
tote� mimo znacznej odleg�o�ci widzia�, �e wi�kszo�� stanowi�
wigwamy sto�kowe. By�y najpewniej zamieszkane przez najbar-
dziej licz�cych si� w wiosce wojownik�w. Niekt�re by�y zupe�nie
15
nowe - b�yszcza�y biel� kory. Inne, te bardziej szare, musia�y
by� wzniesione dawniej. Pociemnia�y od deszczu i s�o�ca.
Po�rodku, na niewielkim placu, obok bia�o pomalowanego s�upa,
na znak, �e wioska nie prowadzi z nikim wojny, sta� o wiele wi�k-
szy od innych wigwam, w kt�rym musia�y odbywa� si� narady.
Nad wi�kszo�ci� sto�k�w i p�okr�g�ych dach�w, poprzez, specjal-
ne otwory, snu�y si� wprost ku niebu w�skie stru�ki b��kitnego
dymu. W wiosce panowa� przedwieczorny ruch. Grupa malc�w,
na�laduj�c doros�ych, wykonywa�a wojenny taniec wok� bia�ego
s�upa.
Siedz�cy na wzg�rku obserwowa� t� scen�. W jego wiosce mali
ch�opcy r�wnie� cz�sto tak si� w�a�nie bawili. Z placu przeni�s�
wzrok na wbiegaj�c� do wioski dziewczyn�. Nawet z tej odleg�o�ci
m�g� podziwia� jeszcze jej wdzi�czne, m�odzie�cze ruchy. I ko-
szyk - chocia� jak wiedzia� ci�ki - nie wydawa� si� jej zbytnio
przeszkadza�. Musia�a by� silna. Patrzy� z przyjemno�ci� na jej
sylwetk� i opadaj�ce na plecy grube warkocze.
Wesz�a do trzeciego z kolei wigwamu. Nad jego g�rnym otwo-
rem unosi� si� r�wnie� dym. Niemal namacalnie czu� mi�� wo�
palonych w ognisku suchych ga��zi brzozowych. Tylko one dawa-
�y taki zapach.
M�odzieniec popad� w zadum�. Dziewczyna by�a pi�kna. Gdy
tam nad potokiem zarzuca�a w�dk�, patrzy� na ni� z odleg�o�ci
kilkunastu krok�w. Widzia� rado�� i rumieniec na twarzy, gdy
unosi�a sw� zdobycz znad wody. I widzia�, jak twarz jej posza-
rza�a na widok c�tkowanego drapie�cy. Drgn�o co� wtedy w jego
sercu i zrozumia�, �e stoczy walk�, �e musi j� stoczy�. Chocia�
pierwszy raz w �yciu spotka� jaguara *, nie obawia� si�. Nie mia�
wprawdzie pod r�k� swego oszczepu o twardym �elaznym grocie.
W dalek� podr� nie zabiera� r�wnie� ostrego tomahawka. Nie by�
wszak na wojennej wyprawie. Posiada� tylko n�, bro�, kt�r� otrzy-
ma� niegdy� od czarownika. Pami�ta� jednak s�owa z jakimi kilku-
* Jaguar - najgro�niejszy i najwi�kszy drapie�nik ameryka�ski nale-
��cy do rodziny kot�w. �lady obecno�ci jaguara w XVII w. w rejonie
obecnej p�nocnej granicy Stan�w Zjednoczonych potwierdzaj� kupcy fut-
rzani, kt�rzy dotar�szy do krainy Huron�w przed 1649 r. spotkali mi�dzy
jeziorami Huron, Ontario i Erie india�skie plemi�, kt�rego m�czy�ni odzie-
wali si� w sk�ry jaguar�w. '
16
nastoletniemu w�wczas ch�opcu, ten m�dry, rozmawiaj�cy z ducha-
mi m�czyzna, wr�cza� ow� bro�: "W �nie swoim, synu, s�ysza�e�
g�os opieku�czego ducha, kt�ry m�wi� ci, i� n� tw�j po�re naj-
wi�kszego drapie�nika puszczy, a gdy to nast�pi, serce twoje sta-
nie 'si� sercem m�czyzny. Na d�wi�k twego imienia dr�e� b�d�
ze strachu wrogowie, a nied�wied�, puma i ry� b�d� znika�y ze
�cie�ki, po kt�rej przejd� twoje mokasyny. Nazywam ci� imie-
niem Jaguar i daj� ci ten n�; Nie rozstawaj si� z nim nigdy,
a stanie si� twoim najwierniejszym przyjacielem".
I od tamtego czasu m�odzieniec nie rozstawa� si� z t� broni�.
Nie zdarzy�o mu si� jednak do tego popo�udnia stan�� oko w oko
z najs�ynniejszym, chocia� bardzo rzadko tak daleko na p�nocy
widywanym drapie�nikiem, kt�ry w fe odleg�e strony zapuszcza�
si� jedynie podczas wyj�tkowo upalnego lata lub mo�e wtedy,
gdy tak jak dzisiaj mia� wype�ni� wol� samego Wielkiego Ducha.
Gdy m�odzieniec ujrza� go niespodziewanie, jak czo�ga si� ku bez-
bronnej dziewczynie, zrozumia�, �e nadesz�a chwila, kiedy ma si�
spe�ni� prze�yty przed wieloma Zimami * sen i s�owa nie�yj�ce-
go ju� czarownika.
Teraz, jak na m�czyzn� przysta�o, siedzia� spokojnie i niepo-
ruszenie, lecz fala rado�ci i dumy przepe�nia�a jego serce. Dokona�
czynu, jakim nie m�g� si� poszczyci� �aden m�czyzna jego wioski,
a �wiadkiem tego czynu by� kto�, czyj wzrok ja�nia� niczym p�o-
mie� wielkiego ogniska. I chocia� z dziewczyn� nie zamieni� na-
wet jednego s�owa, oczy jej, gdy patrzy�a na niego, powiedzia�y
mu wi�cej, ni� m�g� powiedzie� j�zyk jakiejkolwiek innej dziew-
czyny na �wiecie.
Jasnoczerwona tarcza s�o�ca kry�a si� za wierzcho�kami jod�o-
wego boru, gdy pos�ysza� szelest krok�w. To nadchodzili wys�an-
nicy wioski. By�o ich pi�ciu. Podeszli do miejsca, w kt�rym ocze-
kiwa� i dopiero wtedy przystan�li. Nie poruszy� si�. Patrzyli na
niego kilka chwil, po czym trzej z zatkni�tymi we w�osach orlimi
pi�rami usiedli przed nim z godno�ci�. Dwaj towarzysz�cy im
m�odzie�cy stali w dalszym ci�gu nieporuszenie.
Po d�u�szej chwili milczenia najstarszy z pr
stowa� pochylon� z lekka posta� i powiedzia�
� Zima - s�owo to w j�zyku Od�ybuej�w oznacza ca
2 - Gwiazda Mohawka
- Sh�amin, c�rka Kamiennego Tomahawka - tu wskaza� na
jednego ze swych towarzyszy - opowiedzia�a przygod�, jaka
spotka�a j� nad potokiem. Powiedzia�a te�, czyje rami� stan�o
w obronie jej �ycia. Ludzie Moose * z rado�ci� witaj� tego, w kt�-
rego piersi mieszka serce szarego nied�wiedzia, a r�ka jest szybsza
i pewniejsza od lotu strza�y. Kimkolwiek jest i sk�dkolwiek przy-
bywa, witaj� go w swej wiosce z przyja�ni�, a je�li przyjmie za-
proszenie i zechce zaj�� miejsce przy wielkim ognisku, lud. �osi
na zawsze zachowa w pami�ci zaszczyt jaki go spotka�. Czy nasz
m�ody brat rozumie mow� Ostrego No�a?
- Jaguar rozumie mow�'ludu �osi i cieszy si�, �e jego czyn
zyska� uznanie do�wiadczonych m�czyzn. Zaproszenie wodza
przyjmuje z wdzi�czno�ci� tym bardziej, �e na swej d�ugiej �cie�-
ce b�dzie m�g� pozna� lud, o kt�rym, gdy by� jeszcze ma�ym
ch�opcem, opowiada�a mu jego matka.
Trzej wodzowie popatrzyli na niego z sympati�. Ostry N�,
us�yszawszy imi� m�odzie�ca, z wyra�nym zaciekawieniem wpa-
trywa� si� w jego twarz i chocia� nie chcia� okaza� si� niedyskret-
ny, spyta�:
- Nasz brat wymieni� swoje imi�. Czy m�wi ono, �e ju� kiedy�
walczy� z tym zwierz�ciem i pokona� je? Jest jeszcze bardzo
m�ody?
- Nie, imi� to nada� mu dawno temu czarownik narodu Mo-
hawk **, ale zwierz�, kt�rego imi� nosi, Jaguar spotka� na swej
�cie�ce pierwszy raz w �yciu.
- Moose (czyt. Mu-us) - �o�. Wszystkie plemiona od�ybuejskie dzieli-
�y si� na liczne odr�bne grupy, z kt�rych ka�da zajmowa�a w�asne tereny
�owieckie i �y�a niezale�nym od innych grup �yciem. Zgodnie z pieczo�o-
wicie przechowywan� tradycj� wchodz�cy w sk�ad takiej grupy wierzyli,
�e pochodz� od bardzo dawnego, wsp�lnego przodka, kt�rym najcz�ciej
mia�o by� jakie� zwierz�, ptak lub ryba. St�d w�r�d Od�ybuej�w wi�kszo��
takich grup lub wiosek nosi�a nazwy: �osie, Lisy, Wilki, Kruki, Wydry,
Pi�moszczury, Jelenie itp.
-* Mohawk - dos�ownie "zjadacz ludzi". Nazwa jednego z pi�ciu ple-
mion �yj�cych na po�udnie i wsch�d od jeziora Ontario, tworz�cych Lig�
Irokez�w. Irokezi cz�sto walczyli z plemionami od�ybuejskimi i innymi
algonki�skimi. Ich wojenne wyprawy dociera�y na zach�d a� do G�r Ska-
listych, a na po�udniu, jak podaj� kroniki, do P�nocnej, a nawet Po�udnio-
wej Karoliny.
18
Czyst� chlodn� wod� obmyl cioto.,
W�dz z uznaniem pokiwa� g�ow�.
- W takim razie Jaguar zas�uguje na jeszcze wi�ksze uznanie,
ni� my�leli�my. Prosimy, by uda� si� z nami teraz do wioski,
a m�odzi my�liwi, kt�rzy towarzysz� wodzowi, p�jd� nad potok
i przynios� zwierz�. Ostry N�, Kamienny Tomahawk i Dzielne
Serce - tu wskaza� drugiego z wodz�w - zapraszaj� go serde-
cznie w imieniu wioski. - Z tymi s�owy wsta�, a towarzysz�cy
wodzom m�odzie�cy udali si� bez s�owa nad potok.
Wkraczaj�c do wioski Jaguar czu�, �e obserwuje go wiele par
oczu, ale obserwuje dyskretnie, tak by nie urazi� go zbytni� cie-
, kawo�ci�. Szed� wi�c nie rozgl�daj�c si�, nie daj�c pozna� po sobie
uczucia skr�powania. Wodzowie prowadzili go przez �rodek placu
obok bia�o pomalowanego s�upa.
Przed wigwamem wi�kszym od innych uk�adano w du�y
stos p�ki chrustu i suchych, grubych ga��zi. Wigwam sta� w �rod-
kowej cz�ci kr�gu i nale�a� niew�tpliwie do Ostrego No�a. Obok
sta� drugi, znacznie mniejszy. Okrywaj�ce go p�aty kory nie by�y
nowe, ale jeszcze bardzo solidne. Do niego w�a�nie wprowadzono
go�cia wioski.
Wn�trze by�o skromne. W g��bi le�a�o kilka sk�r pokrytych
g�stym futrem. Na �rodku z�o�ono spor� wi�zk� chrustu. Na kilku
p�atach kory le�a� t�usty kawa� mi�sa. Widocznie go�cinni gospo-
darze s�dzili, �e w�drowiec mo�e by� g�odny.
- Tutaj - powiedzia� Ostry N� - zamieszka Jaguar tak
d�ugo, a� nabierze si� do dalszej podr�y. My�liwi ludu Moose
zaopatrz� go w mi�so, a kobiety ugotuj� mu zawsze gor�cej zupy.
Teraz niech ich m�ody brat odpocznie chwil�. Przyjdzie czarownik
i opatrzy jego rany. Gdy rozlegnie si� pierwszy g�os puszczyka,
Jaguar przy blasku obozowego ogniska zobaczy, jak m�czy�ni
�osi wykonuj� taniec na cze�� dzielnego my�liwego.
M�odzieniec skin�� w milczeniu g�ow�. Wodzowie wyszli na
zewn�trz. Przy sk�pym �wietle wieczoru rozejrza� si� po wn�trzu
swego schronienia. Musia�o by� od dawna nie zamies/-><,.ne. Usiad�
na sk�rach i czeka�. Ale niezbyt d�ugo. W ods�oni�tym otworze
wej�ciowym pojawi�a si� posta� czarownika. Ca�� jego g�ow�
okrywa� wilczy �eb ze stoj�cymi uszami i pyskiem, z kt�rego
wystawa�y prawdziwe k�y. Z ramion zwisa�a ogromna sk�ra wil-
' 20
ka, kt�rej ogon opada� prawie do ziemi. Na tle szarego nieba cza-
rownik wygl�da� jak wys�annik wilczej hordy.
Wszed�szy do wn�trza przez chwil� oswaja� si� z'g�stniej�cym
mrokiem, w ko�cu dostrzeg� posta� m�odzie�ca, bo podszed� do
niego i pozdrowi� go uprzejmie: . .
- Krzywy R�g, czarownik �osi, wita syna odwa�nego narodu
Mohawk. Przyszed� opatrzy� rany, jakie Jaguar odni�s� w wal-
ce z dzikim zwierzem. Niekt�re z nich, jak m�wili wodzowie, s�
g��bokie. Niech Jaguar rozpali ogie�, bym m�g� zobaczy� �lady
pazur�w zwierz�cia.
M�odzieniec podni�s� si� i za pomoc� dwu ostrych kamieni
skrzesa� ogie�. W kilkana�cie chwil p�niej na �rodku
wigwamu zap�on�o niewielkie ognisko. Czarownik z przyniesio-
nego przez siebie sk�rzanego worka szybko wyjmowa� i uk�ada�
na ziemi oznaczone r�nymi barwami i tajemniczymi znakami
mniejsze woreczki. Nast�pnie pocz�� bada� rany. Suchymi ko�cis-
tymi palcami uciska� wok� nich cia�o, ostrzem sporz�dzonym
z du�ej rzecznej muszli odcina� zwisaj�ce strz�pki sk�ry, rozdra-
pywa� najmniejsze skaleczenia, pozwalaj�c, by wyp�yn�a z nich
krew. Niekt�re rany obw�chiwa�, zakrzep�� na nich krew roz-
ciera� na j�zyku i bada� jej smak. Wypowiada� jakie� niezrozumia-
�e, dziwne s�owa. Co jaki� czas zanurza� w naczyniu z brunatnym
p�ynem pomazane krwi� palce i obmywa� je. Wreszcie sko�czy�
ogl�dziny, wytar� r�ce i powiedzia�:
- Zwierz nie zdo�a� uczyni� wielkiej krzywdy swemu pogrom-
cy. Rany, chocia� g��bokie, nie s� niebezpieczne. Krzywy R�g za-
raz je opatrzy - z tymi s�owy si�gn�� po przyniesione woreczki.
Zawarto�� kilku z nich wysypa� do sporego drewnianego naczynia,
rozcie�czy� wod� i starannie wymiesza�. Tak sporz�dzonym lekiem
nas�czy� rany i owin�� je przyniesionym z sob� �wie�o zdartym
z drzewa wierzbowym �ykiem. Teraz z woreczka zawieszonego
u pasa wydoby� spor� gar�� zi� i rzuci� w ogie�. Nad p�omienia-
mi uni�s� si� delikatny ob�ok pachn�cego dymu. Czarownik zanu-
rzy� w nim obydwie r�ce i wyrzuci� z siebie kilka chrapliwych
okrzyk�w. Spod g�stych, krzaczastych brwi spojrza� ostro na swe-
go pacjenta i powiedzia� gro�nie:
- Krzywy R�g wyp�dzi� z ran z�e duchy i spali� je, ale niech
Jaguar wystrzega si�, by nie wesz�y tam inne i nie spowodowa�y
� 21
zlej gor�czki. By si� przed tym zabezpieczy�, Mohawk, do czasu
a� rany nie zasklepi� si� dobrze, b�dzie je przemywa� codziennie
p�ynem z tej ma�ej tykwy. Gdyby zaniecha� tego obowi�zku, z�e
duchy ukarz� go.
M�odzieniec skin�� ze zrozumieniem g�ow� i powiedzia�:
- Jaguar zastosuje si� do polece� Krzywego Roga. Nie ma nic,
by mu si� odwdzi�czy� za pomoc, ale gdy b�dzie wraca� ze �wi�-
tych kamienio�om�w, przyjdzie podzi�kowa� raz jeszcze.
Noc uczyni�a si� czarna. Gdzie� z g��bi puszczy dobieg�o dale-
kie pohukiwanie szarej sowy. Czarownik zapakowa� swoje leki
i powiedzia�:
- Chod�my!
Gdy wyszli przed wigwam, ujrzeli, �e na obszernej polanie
zebrali si� wszyscy mieszka�cy wioski. By�o ich przynajmniej
cztery razy po stu. Ostry N�, widz�c nadchodz�cych, podpali�
wielki stos drzewa. Podszed� do go�cia wioski, opar� d�o� na jego
ramieniu i zwr�ci� si� do zebranych:
- Zwo�a�em dzi� mych braci i siostry, by poznali dzielnego
my�liwego ze wschodu, my�liwego, kt�ry chocia� nie jest nazywa-
ny jeszcze wojownikiem, gdy� nie posiada fajki pokoju, ma dziel-
no�� i odwag� nied�wiedzia, jest szybki jak jask�ka w locie, moc-
ny jak stuletni d�b, w sercu jego nie ma l�ku - mieszka tam
dobro� i szlachetno��. Znajduj�c si� na �wi�tej �cie�ce pokoju,
ujrza� nad potokiem najdziksze zwierz� puszczy. Zwierz� to chcia-
�o rozszarpa� nasz� m�od� siostr�. My�liwy, kt�ry stoi tu
przed wami, m�g� odej�� i pozostawi� j� sam�, m�g� zostawi�
zwierz� i p�j�� swoj� �cie�k� przeznaczenia. M�g� wreszcie pami�-
ta� o tym, �e jego i nasi ojcowie nieraz walczyli mi�dzy
sob� i do dzisiaj pozostaj� wrogami, a- wi�c nie musia� rato-
wa� c�rki wrogiego mu ludu. On jednak nie odszed�. Nie zosta-
wi� jej k�om i pazurom jaguara. Narazi� swoje �ycie, by uratowa�
�ycie jej. Narazi� swoje �ycie, bo wiedzia� przecie�, �e nawet naj-
bardziej dzielny i silny my�liwy nie jest w stanie samotnie, sa-
mym tylko no�em pokona� jaguara. Jaguara mo�e pokona� tylko
drugi jaguar. M�odzieniec, kt�ry darowa� dzi� �ycie c�rce Kamien-
nego Tomahawka, nosi w�a�nie imi� Jaguar. Mimo i� Jaguar po-
chodzi z wrogiego nam ludu, zas�uguje na nasz� wdzi�czno�� i sza-
cunek. Niech w wiosce �osi czuje si� jak ich brat, dzisiaj i zawsze
22
wtedy, gdy mokasyny jego przyprowadz� go w te odleg�e dla nie-
go strony. Czy nasz m�ody brat chcia�by mo�e co� powiedzie� lu-
dziom Moose?
' Jaguar skin�� g�ow� i wysun�� si� nieco do przodu.
- Mohawk nie umie m�wi� tak pi�knie jak Ostry N�, tote�
to, co pragnie powiedzie�, powie prostymi s�owami. Chocia� na
piersiach nie nosi jeszcze fajki pokoju, czuje si� ju� m�czyzn�.
Jak ka�dy m�czyzna kocha walk� i �owy, ale walk� sprawiedli-
w�, w kt�rej przeciwnicy s� sobie r�wni. Dzi� nad potokiem
ujrza�, jak jaguar chce zabra� �ycie m�odej dziewczynie. Zwierz
by� znacznie silniejszy i nie mia� prawa jej atakowa�. Mohawk
zrozumia�, �e jego obowi�zkiem jest dziewczynie pom�c. Dlatego
zabi� zwierz�. Cieszy si�, �e Moose pochwalaj� ten czyn i dlatego
jest z niego dumny. Walk� t� rozumia� jako sw�j obowi�zek wo-
bec s�abszej siostry. W sercu Jaguara nie go�ci�a nigdy nienawi��
do �adnego ludu. Jego my�li s� czyste. O ludziach Moose b�dzie
pami�ta� zawsze jak o swych braciach i nie wst�pi przeciwko
nim nigdy na �cie�k� wojny.
Ostatnie jego s�owa powita� g�o�ny szmer uznania. W�dz uj��
go ponownie pod r�k�, podprowadzi� do �rodkowej cz�ci kr�gu
najstarszych m�czyzn i wskaza� miejsce obok siebie. Ognisko
rozb�ys�o jasnym p�omieniem.
Jaguar rozejrza� si� ciekawie. Przed wej�ciem do wigwamu
wodza, na grubych nied�wiedzich sk�rach zasiedli starsi wojowni-
cy plemienia, w�r�d kt�rych znajdowa�o si� r�wnie� jego miejsce.
Obok starszyzny, po obydwu jej stronach, usadowili si� m�czy�ni
m�odsi; jeszcze dalej kilku- i kilkunastoletni ch�opcy. Kr�g po
przeciwnej stronie zajmowa�y kobiety i starsze dziewcz�ta. W�r�d
tych ostatnich bez trudu dostrzeg� dziewczyn�, kt�rej uratowa�
�ycie. Sta�a w gronie innych dziewcz�t, lecz wyr�nia�a si� w�r�d
nich. By�a wy�sza, smuklejsza. Dwa grube warkocze sp�ywa�y
jej lu�no przez piersi i si�ga�y kra�ca jasnej sp�dniczki, zakry-
waj�cej kolana. Mia�a delikatne rysy twarzy, na kt�rej refleksy
�wiat�a k�ad�y teraz przedziwne barwy. ,We w�osy, tu� nad skroni�,
wpi�a male�k� krzewink� czarnej jagody. I zn�w, jak tam nad
potokiem, poczu� przy�pieszone kr��enie krwi. Z trudem oderwa�
wzrok od dziewczyny.
W tym momencie czterech m�czyzn, posuwaj�c si� tanecznym
23
krokiem, wnios�o na plac zwierz� obleczone w sk�r� podobn� do
sk�ry jaguara. Tancerze, kt�rych prowadzi� Kamienny Tomahawk,
z�o�yli je o kilka krok�w od ogniska. U�o�yli na brzuchu
z wyci�gni�tymi przednimi i podkurczonymi tylnymi �apami,
z pyskiem zwr�conym w stron� kr�gu starszych. Zwierz sprawia�
wra�enie, jak gdyby w tej pozycji gotowa� si� do skoku. By�
ogromny i gro�ny.
Odezwa� si� g�os grzechotek. Ta�cz�cy drobnymi krokami zato-
czyli wok� martwego zwierza du�y kr�g. Udawali, �e go nie
dostrzegaj�. R�ce ich zwisa�y swobodnie wzd�u� cia�a. Nisko
spuszczone g�owy zdawa�y si� wskazywa�, i� poszukuj� trop�w
zwierzyny. W rytm grzechotek pochylali ci^�a ku ziemi dotykaj�c
jej lekko palcami, jak gdyby badali �lady, to zn�w prostowali
przygi�te plecy. W miar� up�ywu czasu rytm stawa� si� szybszy,
tancerze poczynali wykazywa� coraz wi�ksze podniecenie. Ich
ruchy, mimo i� p�ynne jak poprzednio, pocz�y zdradza� coraz
wi�ksz� nerwowo��.
Nagle, na znak dany przez prowadz�cego, przypadli do ziemi;
ich d�onie bada�y ka�de �d�b�o trawy, ka�d� nier�wno�� gruntu.
Poderwali si�, r�ce si�gn�y po zatkni�t� za pasem bro�, ruchy sta�y
si� szybsze. Skr�ty czujnych, gotowych do walki postaci znamio-
nowa�a zr�czno�� i szybko��.
Na skraju kr�gu widz�w pojawi� si� d�ugi, wysmuk�y cie�.
Sun�� tu� przy ziemi. Gdy znalaz� si� w zasi�gu �wiat�a, patrz�cy
ujrzeli pi�tego tancerza przybranego w sk�r� jaguara. Zwierz
pe�zn�� po ziemi wlok�c za sob� d�ugi, wyprostowany ogon. Do
z�udzenia przypomina� �ywe zwierz�. Dotar�szy w �rodek ta�cz�-
cych rozwar� uzbrojon� w rz�d wielkich k��w paszcz�. Gro�ny
pomruk wydoby� si� z jego gardzieli.
W r�kach ta�cz�cych b�ysn�y no�e, postacie pochyli�y si� do
przodu, spi�y musku�y.
Pi�ty tancerz, na�laduj�cy zwierz�, jeszcze szerzej rozwar�
paszcz� i skoczy� na najbli�szego z my�liwych. Zawrza�a walka.
W mgnieniu oka zwierz i tancerze utworzyli k��bowisko cia�.
B�yska�y no�e; my�liwi skakali w kierunku zwierza, zadaj�c mu
ciosy i Odskakiwali ponownie. Zwierz miota� si� wysuwaj�c i cofa-
j�c swoje pazury. W ko�cu ugodzony �miertelnie, pad� z podkur-
czonymi �apami. Z jego paszczy wydoby� si� ostatni rozpaczliwy
24
pomruk. Zwyci�zca opar� na pokonanej bestii stop�, wzni�s� do
g�ry r�k� zbrojn� w b�yszcz�ce ostrze i wyda� zwyci�ski okrzyk.
Na ten znak tancerze zatoczyli wok� martwego jaguara szeroki
kr�g. Zbli�ali si� do niego, oddalali, lecz w ruchach ich. nie zna�
ju� by�o poprzedniej czujno�ci i ostro�no�ci. Wirowali szybko,
p�ynnie, wybijaj�c stopami swobodny rytm ta�ca my�liwych.
W ko�cu podbiegli do le��cego zwierza, podnie�li go z ziemi
i zdarli z niego sk�r�.
Taniec sko�czy� si�. Przed oczyma zebranych ukaza� si� prawie
nagi m�odzieniec okryty jedynie przepask� biodrow�. Oddycha�
szybko, by� zm�czony ta�cem i pozorowan� walk�. Podszed� do
Jaguara i spyta� mi�kkim, m�odzie�czym g�osem:
- Czy prawdziwy zwierz broni� si� dzielniej i atakowa� lepiej
ni� Sasay'ga *?
Jaguar u�miechn�� si� i zachwycony ta�cem m�odzie�ca, przy-
pominaj�cym do z�udzenia ruchy prawdziwego drapie�nika, po-
kr�ci� przecz�co g�ow�:
- Gdyby zwierz walczy� tak jak Sasay'ga, Jaguar nie m�g�by
zachwyca� si� ta�cem swego brata - nie �y�by ju�. Sasay'ga
pokaza�, �e umie na�ladowa� ruchy zwierz�cia i jego g�os oraz
spos�b walki tak, jakby urodzi� si� w jego sk�rze.
M�ody Moose, s�ysz�c pochwa�� wyg�oszon� w obecno�ci innych
i to przez tak dzielnego my�liwego, u�miechn�� si� szeroko, lecz
odpar� skromnie:
- Siostra jego, Sh�amin, pokaza�a mu jak zachowywa� si�
zwierz. Sasay'ga stara� si� tylko na�ladowa� jego ruchy, tak jak
pokaza�a mu je siostra, ale cieszy si�, �e taniec podoba� si� jego
bratu. By� to taniec na jego cze��.
Nadszed� Kamienny Tomahawk, kt�ry obydwu pozosta�ych
wodz�w, Jaguara i wszystkich starszych m�czyzn zaprosi� na
uczt� do swego obszernego wigwamu.
Gdy ka�dy z obecnych zaspokoi� g��d, gospodarz wsta� i zwr�-
ci� si� do Jaguara:
- Brat nasz wspomina� ju� wodzom, �e przybywa z dalekiego
kraju Mohawk�w, kt�rzy �yj� za pi�cioma Wielkimi Wodami tam,
gdzie codziennie s�o�ce wy�ania si� znad wierzcho�k�w^Irzew.
* Sasay'ga (czyt. Sa-sa-y-ga) - Przystojny, �adny
25
M�czy�ni Moose s� ciekawi, czy lud Mohawk�w �yje i mieszka
tam od dawna, czy przyw�drowa� z innych stron, sk�d pochodz�
przodkowie przodk�w tego ludu i jakiemu duchowi sk�adaj� ofia-
ry. Kamienny Tomahawk pyta o to r�wnie� dlatego, gdy� chce
wiedzie�, jaki duch kierowa� krokami jego m�odego brata, �e
przywiod�y go w miejsce, gdzie jego silne rami� odsun�o niesz-
cz�cie, jakie mog�o spa�� na siwe w�osy ojca i matki Sh�amin.
Zgodnie ze zwyczajami Moose, ojciec pragn��by duchowi temu,
chocia� go nie zna, z�o�y� w podzi�ce ofiar�, jak� jego bracia
sk�adaj� swym duchom opieku�czym i najwy�szemu duchowi
Keezha-muhnedoo *. Czy nasz m�ody brat, kt�ry przyni�s� dzi�
szcz�cie i rado�� do wioski, spe�ni pro�b� ojca?
Jaguar na znak sza^nku dla siwych w�os�w wodza i jego\
pro�by schyli� g�ow� i odpar�:
- Mohawk rozumie uczucia ojca i matki oraz ciekawo�� ze-
branych tu. m�czyzn i ch�tnie opowie o tym, sk�d na ziemi wzi�li
si� Mohawkowie i inni Uhnishenahbag **. - Chwil� milcza�,
jakby przypominaj�c sobie najdawniejsze dzieje swego ludu, kt�re
czasem opowiadali starcy. Twarz jego sta�a si� powa�na. Gdy
przem�wi�, g�os brzmia� jak echo zamierzch�ej przesz�o�ci: -
Kiedy�, bardzo dawno temu, Wielki Duch rz�dz�cy wysok� krain�
zawieszon� mi�dzy gwiazdami, zes�a� na d� pi�kn� dziewczyn�.
Dziewczyna by�a brzemienna i wkr�tce na wyspie spoczywaj�cej
na grzbiecie Wielkiego ��wia urodzi�a bli�ni�ta - dwu syn�w.
Obydwaj, mimo �e podobni do dzisiejszych ludzi, byli duchami.
Pierwszy z nich, Tsentsa, by� Duchem Dobra; drugi, Taweskare,
Duchem Z�a.
Taweskare natychmiast po swym urodzeniu zabi� matk�.
Wychowywa�a ich wi�c babka, kt�r� Wielki Duch zes�a� tak�e na
wysp�. Wyspa ta dzi�ki magicznej sile ziemi, z jakiej zosta�a ule-
piona, sta�a si� wkr�tce tak wielka jak ca�y obecny �wiat i nadal
spoczywa na grzbiecie Wielkiego ��wia.
Tsentsa i Taweskare ro�li szybko i zdrowo, r�nili si� jednak
mi�dzy sob�. Tsentsa tworzy� rzeczy pi�kne i.dobre; Taweskare -
rzeczy brzydkie i z�e.
* Keezha-muhnedoo (czyt. Ki-�e ma-ni-du) - Wielki Duch
** Uhnishenahbag (czyt. A-ni-szi-na-beg) - Indianie
26
Tsentsa, widz�c od dzieci�stwa wok� siebie nag�, smutn� zie-
mi�, gdy sta� si� doros�y, stworzy� na niej wiecznie zielone puszcze,
�agodne wzg�rza, czyste,, o przezroczystej wodzie rzeki i jeziora,
szemrz�ce strumyki, drzewa o smacznych, soczystych owocach
i r�ne jagody. Kiedy praca zm�czy�a go - odpoczywa�. Wtedy
Taweskare - Duch Z�a, podnosi� pag�rki i czyni� z nich nagie
surowe ska�y; w miejsce trawiastych dolin ry� g��bokie ponure
jary i parowy, na rzekach i strumieniach budowa� przeszkody,
hucz�ce wodospady i zdradliwe wiry. ,W zielonych puszczach
mi�kki mech zamienia� w grz�skie bagna i cuchn�ce topieliska.
Gdy Tsentsa stworzy� �agodne t�uste zwierz�ta, r�ne pi�kne
ptaki, barwi�c je cudownymi kolorami i obdarowuj�c' pi�knymi
g�osami, Taweskare wiele z ptak�w uczyni� brzydkimi, odebra�
jm ich cudowne kolory i pi�knie brzmi�ce g�osy. Stworzy� zwie-
rz�ta brzydkie, drapie�ne i nauczy� je po�era� s�absze.
Tsentsa wszystkie wody nape�ni� smacznymi, t�ustymi, pokryty-
mi delikatn� sk�rk� rybami; jego brat pokry� wtedy ryby twar-
d� k�uj�c� �usk�, a cia�a ich wype�ni� ostrymi o�ciami. W soczys-
tych owocach poumieszcza� twarde pestki, w ukwieconych krze-
wach poukrywa� truj�ce kolce. Z nienawi�ci do wszystkiego co
dobre i pi�kne stworzy� na ziemi choroby, b�l i cierpienia oraz
wszelkie nieszcz�cia, lecz pokonany wfeszcie przez Tsents�
wycofa� si� daleko na zach�d. I tam, szalej�c z w�ciek�o�ci po
doznanej pora�ce, powywraca� ziemi�, tworz�c z niej pot�ne g�ry,
naje�one ostrymi g�azami, poci�te g��bokimi w�wozami, przepa�-
ciami oraz niewidocznymi, zdradliwymi szczelinami.
Wreszcie Tsentsa stworzy� ludzi dobrych, dzielnych i m�drych.
Wtedy brat jego w wielu sercach posia� uczucia zazdro�ci i niena-
' wi�ci, pychy i chciwo�ci, kt�re sk�ania�y ich do walki mi�dzy
sob� oraz do bezrozumnego t�pienia zwierz�t i ptak�w. Pragn�c
za wszystkie doznane pora�ki i kl�ski zem�ci� si� na swym bli�-
niaczym bracie - do wielkiej krainy, w kt�rej Tsentsa stworzy�
wiele szcz�liwych wolnych narod�w - Taweskare przywi�d�
stk-aszliwego bia�ego cz�owieka.
Bracia Jaguara wierz�, �e na wyspie Ziemi, unoszonej nadal
na grzbiecie Wielkiego ��wia, walcz� do dzisiaj Tsentsa i Tawes-
kare, a w miejscu gdzie da�a im �ycie, unosi si� duch ich mat-
27
ki - Hanaghgwayenden, u�mierconej przez w�asnego syna -
Ducha Z�a.
-Nar�d Jaguara, podobnie jak wszystkie narody zamieszkuj�ce
puszcze na wsch�d od pi�ciu Wielkich Jezior, zosta� stworzony
przez Tsents� z woli Wielkiego Ducha, ale w sercach niekt�rych
Uhnishenahbag Taweskare posia� r�wnie� ziarna z�a, z kt�rych
rodz� si� niedobre owoce.
Mohawkowie czcz� Wielkiego Ducha, a lud Jaguara, gdy spoty-
ka si� na wielkich uroczysto�ciach, sk�ada mu ofiary. Czcz� i ko-
chaj� Tsents� i jego matk^ Hanaghgwayenden i cz�sto modl� si�
do nich. Sk�adaj� ofiary S�o�cu i Ksi�ycowi oraz gwiazdom,
kt�re jeszcze przed urodzeniem si� Tsentsy i Taweskare zawiesi�
na niebie Ma�y ��w.
Ka�dy Mohawk posiada tak�e swego ducha opieku�czego, kt�ry
pomaga mu w codziennych k�opotach, os�ania w walce i chroni
przed r�nymi nieszcz�ciami. Jaguar wierzy w to, w co wierz�
jego bracia oraz lud matki i stara si� przestrzega� praw ustano-
wionych przez Tsents�. - M�odzieniec zamilk�, wpatrzy� si�
w p�on�cy ogie�.
Gdy p�no w nocy wraca� do siebie, ksi�yc przesun�� si� znacz-
nie na zachodni� stron� nieba. Przechodz�c ko�o wigwamu czarow-
nika drgn�� w pewnej chwili i zatrzyma� si�. Z wn�trza dobiega-
�y jakie� podejrzane odg�osy. Zamierza� ju� p�j�� dalej, gdy do-
bieg� go wyra�niejszy g�os. M�wi� czarownik, niezbyt g�o�no, ale
stanowczo, tak jakby przekonywa� kogo� o czym�. Jaguar jednak
nie m�g� zrozumie� jego s��w. �By�y wypowiadane w jakim� dziw-
nym, obcym i zupe�nie nieznanym mu j�zyku. I nie czu� by�o
w nich gniewu.
Chwil� sta� jeszcze, w ko�cu wycofa� si� bezszelestnie. Krzywy
R�g nie powinien spostrzec, �e znajdowa� si� w pobli�u i s�ucha�.
M�g�by si� wtedy obrazi� i kto wie, jakie nieszcz�cie sprowa-
dzi� na niego. Ciekaw by� jednak, z kim Krzywy R�g rozmawia�
tak p�no w noc.
Nim poranny �wit rozproszy� g�ste ciemno�ci nocy, przebudzi�
si�. Spojrza� odruchowo w g�r�, lecz nad znajduj�cym si� powy�ej
otworem nie dostrzeg� odleg�ego, b�yszcz�cego �wiate�ka gwiazdy,
kt�ra patrzy�a na jego sen. Nadchodzi� dzie�.
Mimo ch�odu pod��y� nad brzeg jeziora i w czystej wodzie umy�
twarz. Wioska nie przebudzi�a si� jeszcze. Powr�ci� do siebie,
odkroi� spory kawa� nienaruszonego do tej pory mi�sa - reszt�
zawiesi� na s�ku jednego ze s�up�w podtrzymuj�cych okrycie
wigwamu. Odci�ty kawa�ek zawin�� w szeroki li�� i nie budz�c
mieszka�c�w, lekkim krokiem poszed� �cie�yn�, kt�r� ubieg�ego
dnia Sh�amin prowadzi�a go do wioski.
Gdy dotar� nad potok, w przezroczystej wodzie odbi�y si�
pierwsze promienie s�o�ca. Przystan�� w miejscu, gdzie stoczy�
walk� i z ciekawo�ci� patrzy� na pogniecion� traw� ^ porozrywan�
gdzieniegdzie ziemi�. W kilku miejscach szerokie zielone �d�b�a
przybarwi�a czer� zakrzep�ej krwi. ^ Mog�a to by� jego krew lub
krew pokonanego zwierz�cia. Niewielka polanka, b�d�ca jeszcze
wczoraj widowni� gwa�townej walki, tchn�a dzi� spokojem
i cisz�.
Pier� m�odzie�ca wype�ni�a duma i rado��. Trwa� chwil� w bez-
ruchu, dzi�kuj�c swemu opieku�czemu duchowi za zwyci�stwo,
29
po czym ruszy� w g�r� potoku. Nie spieszy� si�. Tu i �wdzie przy-
stawa�, zatrzymywa� nad wykrotami, pod kt�rymi woda by�a nieco
g��bsza. Przy samym dnie, w�r�d wartkiego nurtu, widzia� uwi-
jaj�ce si� pstr�gi, a dwukrotnie u�owi� srebrzyst� smug� �ososia.
W miejscach, gdzie woda by�a spokojniejsza, a ukszta�towanie
brzegu tworzy�o zaciszne kryj�wki, w ciep�ych promieniach s�o�ca
wygrzewa�y si� du�e szczupaki i stadka niewielkich okoni. Gdzie-
niegdzie spod kamieni wysuwa�y swe ostre szczypce du�e brunat-
noczerwone raki. Przez chwil� �a�owa�, �e nie zabra� z sob� o�cie-
nia lub �uku. M�g�by bez trudu na�owi� wiele ryb. �al ten trwa�
jednak kr�tko. Po�ywienia ^wszak nie potrzebowa� - mia� je
z sob�.
Na widok du�ego pstr�ga, kt�ry w pogoni za nisko przelatuj�-
cym owadem wyskoczy� nad wod�, u�miechn�� si�. Owad nie by�
tak szybki jak ryba. W jednej chwili znikn�� w jej paszczy. Przy-
" stan�� i skry� si� za k�p� wikliny. Ciekaw by� drugiego ataku ry-
by. Mija�y chwile; powierzchnia wody uspokoi�a si�. Opad� na ni�
�agodnie jeden owad, drugi. Pstr�g jednak nie atakowa�. Mo�e
nasyci� g��d - pomy�la� m�odzieniec, a mo�e co� go zaniepokoi�o?
Rozejrza� si� ostro�nie i ponownie u�miechn��. Ryba by�a m�dra,
i widzia�a lepiej ni� on. O kilka krok�w od miejsca, w kt�rym
polowa�a, wychyn�� zza kamienia spiczasty, w�ski nos wydry.
Nekeek * musia�a czai� si� tam od d�u�szej chwili, widz�c jednak,
�e pstr�g skry� si� przed jej ostrymi z�bami, zrezygnowa�a ze zdo-
byczy i da�a si� spokojnie unie�� pr�dowi. I dla niej polowanie
w pobli�u czaj�cego si� cz�owieka nie by�o widocznie zbyt bez-
pieczne. Wkr�tce skry�a si� za niewielkim zakr�tem i w chwili,
gdy jej smuk�y, d�ugi cie� znikn�� z pola widzenia, pstr�g uderzy�
ponownie. Tym razem �upem jego pad� du�y zielony skoczek, kt�-
ry niebacznie dosta� si� do wody.
Jaguar u�miechn�� si� ponownie. M�dra ryba - stwierdzi� w du-
chu i zamierza� opu�ci� ju� sw� kryj�wk�, gdy nagle znierucho-
mia�. Z niewielkiej odleg�o�ci dobieg� go jaki� odg�os, jakby szmer
potr�conego kamienia. Rozejrza� si� szybko wok� i dostrzeg�szy
wysokie li�ciaste drzewo dopad� go kilkoma susami. Po prawie
g�adkim pniu wdrapa� si� w g�r�, wypatrzy� dwa grube konary
* Nekeek (czyt. ni-ki:k) - wydra
30
i wcisn�� mi�dzy nie tak, �e z do�u nie mog�o go dostrzec oko
najbardziej do�wiadczonego tropiciela.
W niewielkiej ju� odleg�o�ci pos�ysza� przyt�umione g�osy
i wkr�tce poprzez g�stw� li�ci dostrzeg� wy�aniaj�ce si� zza po-
bliskich, nadrzecznych zaro�li dwie postacie ludzkie.
S�ysz�c nie �ciszone wcale g�osy rozmawiaj�cych i poznawszy,
�e nadchodz�cy to ch�opak i dziewczyna, zawstydzi� si� swej
przedwczesnej i niepotrzebnej ostro�no�ci. Nie kryli si�. Rozma-
wiali g�o�no. Nie mogli mie� wobec wioski �adnych nieprzyjaz-
nych zamiar�w. Sami na pewno w niej mieszkali. Ju�, ju� zamie-
rza� uczyni� jaki� ruch, by da� im zna�, �e kto� trzeci jest w po-
bli�u, gdy nagle us�ysza� wym�wione wyra�nie swoje imi�. Roz-
mawiali o nim. Nie m�g� ujawni� swej obecno�ci dopiero teraz, nie
m�g� zdradzi�, �e z rozmowy tej s�ysza� chocia�by jedno s�owo.
Przytai� oddech i zamar� w bezruchu. M�wi�a w�a�nie dziewczyna:
- .M�j brat wzbrania si� przed tym, by p�j�� do �wi�tych ka-
mienio�om�w, t�umacz�c to konieczno�ci� polowania dla zgroma-
dzenia zapas�w mi�sa na zim�. M�wi, �e ojciec jest coraz starszy
i potrzebuje pomocy syna. To prawda, Kamienny Tomahawk nie
ma ju� lekkiego kroku i pod ci�arem upolowanego zwierza barki
jego uginaj� si� bardziej ni� kiedy�. Sh�amin widzi to r�wnie do-
brze jak Sasay'ga. Ale Sh�amin wie, �e ojcu w polowaniach od wie-
lu ju� Ksi�yc�w * pomagaj� g��wnie dwaj m�odsi synowie. Sa-
say'ga wychodzi na polowania, wychodzi dosy� cz�sto, ale jako je-
dyn� bro� zabiera z sob� flet, kt�rego g�osem wabi zwierzy-
n� w pobli�u wigwamu Dzielnego Serca - dziewczyna wyrzu-
ciwszy te z�o�liwe s�owa sama parskn�a �miechem. Jej towarzysz,
kt�remu do �ywego dopiek�y kpiny siostry, zawo�a� z oburzeniem:
- Sh�amin jest niesprawiedliwa! Czy� m�czyzna nie ma pra-
wa gra� przed wigwamem jakiejkolwiek dziewczyny, je�li chce
i je�li dziewczynie si� to podoba?
- Siostra nie jest niesprawiedliwa wzgl�dem brata. M�wi mu
mo�e gorzkie, ale prawdziwe s�owa. Nie wypowiada�aby ich, gdy-
by Sasay'ga by� m�czyzn�. Ale nie jest nim jeszcze i nie mo�e
przy swym w�asnym ognisku posadzi� M�odej Sosenki. Na jego
- Ksi�yc - s�owo to w j�zyku Od�ybuej�w oznacza ca�y miesi�c.
31
piersi nie ma jeszcze �wi�tej fajki z czerwonego kamienia.* Je�li
nie chce, by m�czy�ni zacz�li si� z niego �mia� i je�li nie chce,
by M�oda Sosenka odwr�ci�a od niego swe my�li i serce, nie powi-
nien czeka� zbyt d�ugo. Nim nie stanie si� wojownikiem, c�rka
Dzielnego Serca nie wyjdzie na g�os jego fletu, nawet gdyby bar-
dzo chcia�a.
M�odzieniec, do kt�rego zwr�cone by�y te s�owa, przystan��,
zatrzyma�a si� tak�e jego siostra. Milczeli d�u�sz� chwil�, wre-
szcie Sasay'ga obr�ci� si� ku dziewczynie i przyzna� z rezygnacj�:
- Sh�amin ma racj�, ale czemu w�a�nie dzi� m�wi mi o tym
wszystkim? Nigdy dot�d nie radzi�a mi, bym uda� si� po �wi�ty
kamie�.
Dziewczyna unios�a lekko g�ow� i spojrza�a bratu prosto w oczy.
- Sh�amin rozumie dzi� to, co mo�e czu� M�oda Sosenka, s�y-
sz�c pie�� gran� przez. Sasay'g� przy �wietle ksi�yca.
- Siostra moja rozumie to dzi�? Nie rozumia�a nigdy wcze�-
niej? - by� wyra�nie zdziwiony. Dziewczyna opu�ci�a nisko g�o-
w�. - A wi�c dopiero od chwili gdy siostra Sasay'gi ujrza�a Ja-
guara, zrozumia�a mow� swego serca? Dlaczego jednak pragnie, by
w�a�nie jej brat uda� si� z Jaguarem po �wi�ty kamie�? Mohawk
opu�ci nas pewnie wkr�tce. Mo�e si� �pieszy? Mo�e i on pragnie jak
najszybciej zosta� m�czyzn� dlatego, �e serce swe i my�li poda-
rowa� jakiej� dziewczynie i pragnie, by jak najszybciej zasiad�a
przy ognisku w jego D�ugim Domu?
- Nie, to nieprawda - wybuchn�a gwa�townie.
- Sk�d to wie moja siostra? Nie rozmawia�a z nim przecie�.
- Sh�amin nie rozmawia�a z nim, ale widzia�a jego oczy, gdy
patrzy� na ni� tam, gdzie z�owi�a du�� ryb�. I widzia�a jego wzrok
p�niej, w wigwamie ojca. Wie, �e nie odda� my�li innej dziew-
czynie.
- Ale brat nie pomo�e przecie� siostrze i na d�ugiej, dalekiej
�cie�ce nie ustrze�e serca Jaguara.
- Czerwony kamie� - czerwona glina wydobywana w kamienio�omie
Pipestone znajduj�cym si� na terytoriach Dakot�w w po�udniowo-zachod-
niej cz�ci dzisiejszego stanu Minnesota. Glina ta charakteryzuje si� tym,
�e po wydobyciu jest mi�kka i �atwo daje si� obrabia�. Po wyschni�ciu na
powietrzu staje si� twarda jak kamie�. Fajka pokoju, kt�rej g��wka zosta-
�a wykonana z czerwonego kamienia by�a szczeg�lnie ceniona przez Indian.
32
- Siostra to wie. Ka�da dziewczyna, poza M�od� Sosen-
ka - doda�a przezornie - obr�ci za nim swe oczy i Sh�amin nie
l�ka si� tego. Je�li Jaguar podaruje serce innej dziewczynie, sio-
stra nie powie nawet jednego s�owa skargi i ka�e na zawsze zamil-
kn�� swemu sercu. C�rka Kamiennego Tomahawka wie jednak, �e
droga do �wi�tych kamienio�om�w jest d�uga i wiele na niej nie-
bezpiecze�stw. Rozumie, �e dwu dzielnych i rozwa�nych m�-
czyzn przemierzy j� �atwiej i bezpieczniej ni� jeden. Nie chce,
by si� sta�o co� Jaguarowi. Niech brat spe�ni pro�b� siostry, a Sh�-
amin b�dzie prosi�a ojca, by go�� wioski pozosta� w niej tak d�ugo,
a� Sasay'ga zd��y przygotowa� si� do podr�y.
Brat dziewczyny podczas ca�ej tej d�ugiej przemowy, jakiej
nigdy dot�d nie s�ysza� z ust swej m�odszej siostry, sta� jak ska-
mienia�y. Gdy sko�czy�a, z ust jego wydoby�o si� tylko jedno d�u-
gie, przeci�g�e - ufff... - Otoczy� siostr� ramieniem. Jego m�o-
dzie�cza twarz z�agodnia�a, powiedzia� mi�kko:
- Chod�my! Sasay'ga jeszcze dzi� porozmawia z ojcem i popro-
si czarownika o rad� i pomoc w przygotowaniu cybucha do. fajki.
Dziewczyna rzuci�a mu si� na szyj�, po czym z rado�ci fikn�a
kozio�ka. Gdy ponownie stan�a przed bratem, powiedzia�a jako�
tak troch� nie�mia�o.
- Obie z M�od� Sosenka b�dziemy niecierpliwie czeka�y na
powr�t Sasay'gi i... Jaguara. -.Wypowiedziawszy te s�owa, szybko
pod��y�a w d� potoku; brat poszed� za ni�.
Jaguar d�ugo jeszcze tkwi� wci�ni�ty mi�dzy dwa konary. Wsty-
dzi� si� tego, �e wys�ucha� s��w, kt�re nie by�y przeznaczone dla
jego uszu, ale jednocze�nie czu� w sercu co� dot�d nieznanego,
co�, co powodowa�o, �e zapachnia�y li�cie drzewa, a g�osy �piewa-
j�cych ptak�w wyda�y mu si� nagle pi�kniejsze i cieplejsze ni�
kiedykolwiek. - A wi�c Sh�amin pragn�a, by wr�ci�, pragn�a
tego nie z wdzi�czno�ci za uratowanie jej �ycia, lecz dlatego, �e
przebudzi� jej serce.
Zsun�� si� ostro�nie z drzewa i rozejrza� wok�. Nie zostawi�
tu nigdzie �adnych �lad�w. By� pewien, �e r�wnie� w dole potoku
mokasyny jego w �adnym miejscu nie dotkn�y go�ej ziemi.
Skierowa� si� w przeciwn� stron� ni� rodze�stwo. Nim s�o�ce
min�o pierwsz� �wiartk� nieba, po drugiej stronie jeziora,
do kt�rego przylega�a wioska, nad niewielkim ogniskiem piekl
33
3 - Gwiazda Mohawka
zabrane z sob� mi�so. By� ju� spokojny o to, �e nikt nigdy nie
dowie si�, �e tego w�a�nie ranka przebywa� nad potokiem. Gdy
wk�ada� do ust ostatni k�s pieczeni, na w�skiej �cie�ynie wij�cej
si� brzegiem jeziora spostrzeg� czarownika. Krzywy R�g zbli�a�
si� spokojnie, bez po�piechu. Nie mia� na sobie wczorajszego
stroju z wilczej sk�ry. Wczoraj, w blasku obozowego ogniska,
odziany w t� sk�r�, obwieszony ko�atkami i grzechotkami, z twa-
rz� wymalowan� ciemnymi farbami wydawa� si� nieco starszy.
Dzi�, bez tych wszystkich ozd�b i uroczystego stroju wygl�da�
znacznie m�odziej. Liczy� nie wi�cej jak czterdzie�ci par� Zim.
Na ods�oni�tej piersi i ramionach widnia�y blizny po dawno
otrzymanych ranach. W m�odo�ci musia� stoczy� niejedn� walk�
i musia� by� gro�nym wojownikiem. Muskularne r�ce i nogi wska-
zywa�y na nie byle jak� si�� i wytrzyma�o��. Gdy podszed� bli�ej,
Jaguar uni�s� si� z kolan i gestem zaprosi� go do ogniska - jedno-
cze�nie utkwi� wzrok w niewielkim rysunku zdobi�cym lew� pier�
przyby�ego i przez d�u�sz� chwil� nie m�g� oderwa� wzroku od
tego znaku. W ko�cu uni�s� g�ow� i spojrza� w twarz swego go�-
cia. Wpatrywa� si� w jego surowe, ostre rysy, mocno wystaj�ce
ko�ci policzkowe, szeroki podbr�dek, g��boko osadzone, lekko sko�-
ne oczy, orli nos - rysy tak r�ne od tych jakie na swych twa-
rzach mieli wyryte ludzie Moose.
Krzywy R�g, obserwuj�c badawczy wzrok m�odzie�ca i widz�c
zdumienie w jego oczach, u�miechn�� si� i powiedzia� w j�zyku
Mohawk:
- M�j m�ody brat nie myli si�. Jego oczy widz� dobrze. Krzy-
wy R�g pochodzi r�wnie� z rodu Ohkwaho * i dlatego- na jego
piersi znajduje si� znak czarnego wilka, taki sam, jak na ramieniu
Jaguara.
M�odzieniec spojrza� uwa�nie w twarz czarownika i wzruszony
* Ohkwaho (czyt. Ou-kua-o) - w j�zyku irokeskim "Wilk". Plemi� Mo-
hawk�w, podobnie jak inne plemiona Ligi Irokez�w, dzieli�o si� na klany
i rody, kt�rych pochodzenie wywodzono zawsze od mitycznego przodka
b�d�cego najcz�ciej zwierz�ciem, ptakiem lub ryb�. Najbardziej znane
rody istniej�ce we wszystkich pi�ciu plemionach Ligi nosz� nazwy: ��w,
Nied�wied�, Wilk, Jele�, Sok�, Wielki Bekas. Dzieci nale�a�y zawsze do
rodu matki.
34
Przytail oddech i si�gn�� po n�
d�wi�kiem dawno nie s�yszanej ojczystej mowy zni�y� sw�j g�os
niemal do szeptu.
- A wi�c Krzywy R�g pochodzi z rodu mej matki. W jaki spo-.
s�b znalaz� si� tutaj tak daleko od rodzinnego domu, w odleg�ych
stronach i czemu przywdzia� str�j czarownika?
Krzywy R�g przymkn�� powieki i milcza� d�u�szy czas. Posta-
wione tak bezpo�rednio pytanie zaskoczy�o go. Da� si� ponie��
wzruszeniu wywo�anemu niespodziewanym pojawieniem si� Jagu-
ara w wiosce Moose i przyzna�, �e nale�y do tego samego rodu
co m�ody go�� wioski. Zdawa� sobie spraw�, �e pope�ni� b��d,
i �e nie b�dzie go ju� m�g� naprawi�. A mo�e jednak? Spojrza�
na pochylon� ku niemu sylwetk� m�odzie�ca i jego ufne spojrze-
nie. Nie! Nie mia� prawa... Tamten by� m�ody, �ywy, impulsywny.
M�g� nie zrozumie�, a to grozi�o wieloma rozlicznymi konsekwen-
cjami. Lepiej, by nie wiedzia�. Opanowa� si� i uspokoi� twarz.
Z woreczka zawieszonego u pasa wyj�� kr�tk� fajk�, nabi� j�
starannie i na wierzchu kinni-kinnicku * po�o�y� roz�arzony w�-
gielek. Wypu�ci� kilka k��b�w dymu, po czym pozornie oboj�tnym
tonem powiedzia�:
- Krzywy R�g wype�nia polecenie samego Wielkiego Ducha.
Jaguar nie ujawni nikomu w wiosce, �e czarownik Moose jest Mo-
hawkiem i �e rozumie mow� Jaguara. Gdyby Jaguar nie zastoso-
wa� si� do �yczenia swego starszego brata, Wielki Duch m�g�by
si� na niego rozgniewa�. I mo�e zechcia�by go ukara�. Lepiej