2193

Szczegóły
Tytuł 2193
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2193 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2193 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2193 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Karol May GWIAZDA MOHAWKA Rozdzia� pierwszy Jaguar Sh�amin *, trzymaj�c w r�ku d�ug� leszczynow� w�dk�, patrzy�a uwa�nie na sp�ywaj�cego mi�dzy kamieniami �ywego zielonego konika, kt�rego przymocowa�a starannie do niewielkiego haczyka sporz�dzonego z ko�ci. Potok w tym miejscu snu� si� leniwie, tote� owad niesiony pr�- dem sp�ywa� niezbyt szybko. Min�� jedn� przeszkod�, drug�; woda wynios�a go pod przeciwleg�y brzeg, gdzie nag�y uskok dna two- rzy� kilkustopowej szeroko�ci wir. By�o tam g��boko, a pod wy- krotem nierzadko znajdowa� kryj�wk� du�y pstr�g. Puszczony na przyn�t� owad trzepota� si� tak, jakby za chwil� mia� wzlecie� w powietrze. Zatacza� coraz mniejsze kr�gi, coraz szybsze. Linka i haczyk trzyma�y go jednak mocno, w miar� wi�c jak zbli�a� si� do lejkowatego wiru - s�ab�, ruchy jego stawa�y si� coraz bardziej nieporadne, wir wci�ga� go z nieodpart� si�� w g��b swej toni. Jeszcze chwila i znikn�� pod powierzchni� wody. Wzrok dziewczyny posmutnia�. Spodziewa�a si� w tym miejscu du�ej ryby. Pstr�ga widocznie nie by�o, skoro nie chwyci� zielone- go skoczka na powierzchni. Unios�a lekko koniec w�dki, by wyj�� przyn�t�. Korzenie tkwi�ce w g��bi nieraz ju� sprawi�y jej brzyd- * Sh�amin (czyt. Szo-a-min) - Czarna Jagoda 11 k� niespodziank�. Nie mia�a zamiaru traci� tym razem ostatniego haczyka. Unios�a kij jeszcze wy�ej. Niewidoczny od paru chwil owad ponownie wynurzy� si� na powierzchni� i w tym w�a�nie momencie ciemny, smuk�y kszta�t du�ej ryby wyprysn�� niemal nad wod�. Odruchowo szarpn�a w�dziskiem. Na jego ko�cu czu�a du�y ci�ar. Trzyma�a mocno, po czym spr�bowa�a podci�gn�� do g�ry. Pstr�g jednak musia� by� wyj�tkowo wielki. Nie dal si� podnie��' z dna. W zasi�gu trzymaj�cej go linki kr��y� pocz�tkowo w g��bi, potem zdecydowanie ruszy� pod pr�d. L�kaj�c si�, �e straci tak du�� ryb�, dziewczyna uczyni�a r�w- nie� kilka krok�w brzegiem. Wypu�ci�a ju� ca�y zapas linki i wie- dzia�a, �e jedno gwa�towniejsze szarpni�cie mo�e j� zerwa�. W�- dzisko trzyma�a mocno, ale tak, by m�c reagowa� na ka�dy ruch ryby. Nie by�a jednak pewna, czy linka zdo�a utrzyma� tak du�y ci�ar. Wola�a nie ryzykowa�. Przesun�a si� kilka krok�w wzd�u� strumienia i wypatrzywszy miejsce, gdzie brzeg �agodnie schodzi� nad wod�, przez par� chwil jeszcze trzyma�a ryb� w miejscu, pra- gn�c j� zm�czy�, po czym ostro�nie zacz�a holowa� na wypatrzon� p�ycizn�. Jednocze�nie sama wycofywa�a si� r�wnie ostro�nie coraz dalej od brzegu. Wiedzia�a, �e gdyby pstr�g dostrzeg� nad wod� najmniejszy ruch, rozpocz��by walk� na nowo. Kryj�c si� w cieniu pobliskiego krzewu ujrza�a najpierw p�etw� i d�ugi oliwkowy grzbiet, czarne c�tki i czerwone k�ka i za chwi- l� ryba znalaz�a si� na zielonej murawie. Dziewczyna rzuci�a w�dk� i kilkoma skokami znalaz�a si� nad wod�. Drobnymi, chocia� silnymi r�koma uj�a sw� zdobycz i szyb- ko przenios�a kilkana�cie krok�w od brzegu. Widocznie pstr�g oprzytomnia� w tej chwili, bo rozpocz�� na trawie dziki taniec. Nie mia� ju� jednak szans. Sh�amin, roze�mia- nymi ze szcz�cia oczyma, patrzy�a na niego z zachwytem. Po raz pierwszy uda�o jej si� z�owi� tak du�� pi�kn� sztuk�. Przykl�k�a obok i pr�buj�c usun�� ukryty w paszczy haczyk, przycisn�a ry- b� do ziemi. Haczyk tkwi� jednak bardzo g��boko. Nie mog�a ^J^� go palcami. Przytrzymuj�c dalej sw� zdobycz rozgl�da�a si� pilnie wok� w poszukiwaniu jakiego� patyka, kt�rym mog�a- by sobie pom�c. Jak na z�o��, w pobli�u nie by�o najmniejszej 12 nawet ga��zki. Pu�ci�a ryb�, wyprostowa�a plecy i... znierucho- mia�a. Z g�stwiny wysokich spl�tanych krzew�w na skraj nadrzecznej ��ki wysuwa�o si� d�ugie cielsko wielkiego, dzikiego kota. Zwierz sun�� tu� przy ziemi, wyci�gaj�c przed siebie mi�kkimi ruchami pot�ne �apy. Wypr�ony grzbiet wraz z wlok�cym si� po ziemi puszystym ogonem tworzy� jedn� bardzo d�ug� i prost� lini�. Wzrok zwierz�cia utkwiony by� w dziewczynie. W zmru�onych �lepiach gra�y niebezpieczne ��te ogniki. Sun�� wolno, cal za calem, nieprzerwanie i pewnie jak przeznaczenie. Patrz�c w jego szeroko rozstawione, b�yszcz�ce �lepia wiedzia�a, �e to sam Duch �mierci stan�� na jej �cie�ce. Unios�a si� z kolan. W blaskach nisko stoj�cego s�o�ca zal�ni�y jej czarne d�ugie w�o- sy. Na murawie po�o�y� si� smuk�y cie� wiotkiej dziewcz�cej postaci. Nie ba�a si�. By�a dzieckiem puszczy i wiedzia�a, �e za par� chwil pow�druje �cie�k� swoich przodk�w. Wiedzia�a, �e dziew- czyna nie oprze si� gro�nym pazurom ni ostrym k�om drapie�cy. O ucieczce, nawet na drzewo, nie mia�a co my�le�. My�liwi m�wi- li, �e zwierz�ta te wspina�y si� podobno nawet na najwy�sze sos- ny. Nie zna�a zakl��, ktgre mog�yby odstraszy� sun�cego po ziemi kota. Zakl�cia znali tylko m�czy�ni. Czeka�a wi�c, czeka�a od- wa�nie i liczy�a chwile, kt�re dzieli�y j� od �mierci. Zwierz tymczasem pe�zn�� coraz wolniej. Zbli�y� si� na pi�tna- �cie, potem na dziesi�� krok�w i przywarowa�. Jego d�ugi ogon drgn��, uni�s� ku g�rze i zachwia� z�owieszczym ruchem; rozwar� szcz�ki ods�aniaj�c po��k�e, mocne k�y. Z gardzieli wydoby� si� gro�ny, przerywany pomruk przypominaj�cy odg�os dalekiego grzmotu. Podci�gn�� pod siebie tylne �apy, potworn� paszcz� wy- sun�� ku przodowi. Pod futrem zagra�y naraz wszystkie �ci�gna, napi�y si� mi�nie. Zwierz znieruchomia� na moment i skoczy�... W tej samej chwili za plecami dziewczyny co� gwa�townie za- szele�ci�o. Silne rami� odsun�o j� do ty�u, �mig�a posta� przemk- n�a obok niej. R�ka uzbrojona w b�yszcz�cy n� w�owym ru- chem wysun�a si� do przodu. M�czyzna pchn�� zwierza prosto w pier�, zwin�� si� mi�dzy jego �apami i za chwil� po zielonej murawie tarza�y si� w �miertelnej walce dwa splecione z sob� cia�a. Ruchy zwierz�cia i cz�owieka by�y szybkie jak my�l. Pa- 13 trz�ca na nich dziewczyna widzia�a raz obna�one k�y, to zn�w b�yszcz�ce ostrze stalowego no�a. W pewnej chwili cz�owiek, kt�- ry cudem znalaz� si� na wierzchu, pchn�� szybko i g��boko. Wido- cznie bro� jego dotar�a do �r�d�a �ycia, bo zwierz znieruchomia�. Jeszcze par� razy ostrymi pazurami szarpn�� ziemi� i zamar�. Dzika, gwa�towna walka trwa�a kr�tko, tak kr�tko, �e dziew- czyna nie zdo�a�a wykona� jednego ruchu, a z ust jej nie ulecia�o najmniejsze tchnienie. Dopiero teraz, gdy niespodziewany obro�ca uwolni� stop� spod przyciskaj�cego j� swym ci�arem zwierza, gdy wyszarpn�� z jego boku zbroczony krwi� n�, pier� patrz�cej unios�o g��bokie westchnienie. Na z lekka przyblad�� twarz wyst�- pi� rumieniec, a r�ce �ci�ni�te dot�d kurczowo na piersi, opad�y wzd�u� bok�w. Patrzy�a bez s�owa, ale z jej oczu tchn�o co� takiego, �e m�- czyzna poczu�, jak krew w jego �y�ach pop�yn�a szybciej ni� w chwili, gdy tylko z no�em w r�ku skoczy� na atakuj�ce dziew- czyn� zwierz�. Nie odezwa� si� jednak. Odwr�ci� wzrok, wytar� o traw� sw� bro� i zatkn�� j� za prosty sk�rzany pas. Omin�� stoj�c� nieruchomo dziewczyn� i wszed� do strumienia. Czyst� ch�odn� wod� obmy� cia�o i wyszed� na brzeg. Sh�amin, kt�ra zd��y�a uspokoi� si� nieco, patrzy�a teraz na jego szerokie ramiona, siln� pier� i mocne nogi, poorane ostrymi pazurami. Widzia�a, jak z poszarpanych na piersiach i r�kach ran s�cz� si� stru�ki krwi. Dostrzeg�a te�, �e jej obro�ca to jeszcze m�odzieniec. A on nie zdawa� si� zwraca� uwagi na swe rany. Nie patrzy� r�wnie� na pokonanego drapie�nika. Spojrza� na le��- cego u st�p dziewczyny dorodnego pstr�ga i co� na kszta�t u�mie- chu przemkn�o po jego twarzy. Nie m�wi� nic. Wiedzia�, �e m�o- demu m�czy�nie, zw�aszcza obcemu, nie wypada rozmawia� z sa- motn� dziewczyn�. Gdyby kto� z jej wioski us�ysza� tak� rozmo- w�, chocia�by najbardziej b�ah�, on i ona mogliby mie� z tego powodu k�opoty. Tote� cofn�� si� o kilka krok�w, podni�s� z ziemi niewielkie zawini�tko oraz drewniany cybuch fajki umocowany �na dwu rzemieniach, kt�re widocznie z�o�y� gotuj�c si� do walki, i zawiesi� na swych piersiach. Dziewczyna zrozumia�a. M�odzieniec, kt�ry pojawi� si� tak nie- spodziewanie i tak odwa�nie stan�� w jej obronie, odbywa� dalek� �drog�. Zawieszony na piersiach, starannie wykonany cybuch 14 m�wi�, �e jego posiadacz pod��a d�ug� �cie�k� Ducha po czerwony kamie� na g��wk� fajki pokoju. Patrz�c na jego pokrwawione cia- �o i le��cego bez �ycia zwierza by�a przekonana, �e przejdzie sw� �cie�k� i w powrotnej drodze na jego piersi znajdzie si� fajka o g��wce z czerwonej gliny. Raz jeszcze spojrza�a na niego i na zni�aj�ce si� s�o�ce. M�odzieniec sta� nieporuszenie, jakby na co� czeka�. Domy�li�a si�, �e wobec nadci�gaj�cej nocy nie zamierza� w�drowa� dalej. Czeka� widocznie na to, co ona postanowi. Mog�a wr�ci� sama do wioski; mog�a poprosi�, by pod��y� za ni�. Nie zastanawia�a si�. Szybko pobieg�a nad strumie�, gdzie pozostawi�a wiklinowy koszyk z wcze�niej z�owionymi rybami, oderwa�a ka- wa�ek linki przytrzymuj�cej haczyk tkwi�cy w paszczy �ywego jeszcze pstr�ga, wrzuci�a ryb� do koszyka i skin�a na nieznajo- mego. Prowadzi�a go w�sk�, ledwo widoczn� �cie�k�. I chocia� sama sz�a cicho, nie s�ysza�a jego krok�w. Wiedzia�a jednak, �e pod��a za ni�. Przez moment zastanawia�a si� kim by�, do jakiego nale�a� narodu, jak d�ugo m�g� znajdowa� si� w podr�y. Nie usi�owa�a jednak tego odgadn��. Przy�pieszy�a kroku. Do wigwamu ojca pragn�a wr�ei� jeszcze przed zmierzchem, a s�o�ce chyli�o si� ju� nad wierzcho�kami boru. Przeci�a niewielk� polank�, przes- koczy�a w�ski strumyk, na moment zag��bi�a si� w modrzewiowy zagajnik i wychyn�a na niewielkim, trawiastym wzniesieniu. U jego st�p, o jakie� dwie�cie krok�w w dole, tu� nad brzegiem jeziora ja�nia�y ustawione w szerokim kr�gu wigwamy. Pokryte by�y du�ymi p�atami kory brzozowej. Sta�y tak�e sza�asy pe�ni�- ce prawdopodobnie rol� schowk�w. Mimo ci�aru koszyka dziewczyna pobieg�a szybko po zboczu. Pod��aj�cy za ni� m�czyzna zatrzyma� si� jednak i usiad� na skrzy�owanych, podkurczonych nogach. Swym gestem, tam nad potokiem, zaprosi�a go wprawdzie, ale rozumia�, �e nie wypada, by nie zaproszony przez kogo� ze starszych wkracza� w obr�b �wi�tego kr�gu obozowych wigwam�w. Patrzy� jednak uwa�nie, By�o ich wiele. Wioska musia�a by� liczna. Mia� doskona�y wzrok, tote� mimo znacznej odleg�o�ci widzia�, �e wi�kszo�� stanowi� wigwamy sto�kowe. By�y najpewniej zamieszkane przez najbar- dziej licz�cych si� w wiosce wojownik�w. Niekt�re by�y zupe�nie 15 nowe - b�yszcza�y biel� kory. Inne, te bardziej szare, musia�y by� wzniesione dawniej. Pociemnia�y od deszczu i s�o�ca. Po�rodku, na niewielkim placu, obok bia�o pomalowanego s�upa, na znak, �e wioska nie prowadzi z nikim wojny, sta� o wiele wi�k- szy od innych wigwam, w kt�rym musia�y odbywa� si� narady. Nad wi�kszo�ci� sto�k�w i p�okr�g�ych dach�w, poprzez, specjal- ne otwory, snu�y si� wprost ku niebu w�skie stru�ki b��kitnego dymu. W wiosce panowa� przedwieczorny ruch. Grupa malc�w, na�laduj�c doros�ych, wykonywa�a wojenny taniec wok� bia�ego s�upa. Siedz�cy na wzg�rku obserwowa� t� scen�. W jego wiosce mali ch�opcy r�wnie� cz�sto tak si� w�a�nie bawili. Z placu przeni�s� wzrok na wbiegaj�c� do wioski dziewczyn�. Nawet z tej odleg�o�ci m�g� podziwia� jeszcze jej wdzi�czne, m�odzie�cze ruchy. I ko- szyk - chocia� jak wiedzia� ci�ki - nie wydawa� si� jej zbytnio przeszkadza�. Musia�a by� silna. Patrzy� z przyjemno�ci� na jej sylwetk� i opadaj�ce na plecy grube warkocze. Wesz�a do trzeciego z kolei wigwamu. Nad jego g�rnym otwo- rem unosi� si� r�wnie� dym. Niemal namacalnie czu� mi�� wo� palonych w ognisku suchych ga��zi brzozowych. Tylko one dawa- �y taki zapach. M�odzieniec popad� w zadum�. Dziewczyna by�a pi�kna. Gdy tam nad potokiem zarzuca�a w�dk�, patrzy� na ni� z odleg�o�ci kilkunastu krok�w. Widzia� rado�� i rumieniec na twarzy, gdy unosi�a sw� zdobycz znad wody. I widzia�, jak twarz jej posza- rza�a na widok c�tkowanego drapie�cy. Drgn�o co� wtedy w jego sercu i zrozumia�, �e stoczy walk�, �e musi j� stoczy�. Chocia� pierwszy raz w �yciu spotka� jaguara *, nie obawia� si�. Nie mia� wprawdzie pod r�k� swego oszczepu o twardym �elaznym grocie. W dalek� podr� nie zabiera� r�wnie� ostrego tomahawka. Nie by� wszak na wojennej wyprawie. Posiada� tylko n�, bro�, kt�r� otrzy- ma� niegdy� od czarownika. Pami�ta� jednak s�owa z jakimi kilku- * Jaguar - najgro�niejszy i najwi�kszy drapie�nik ameryka�ski nale- ��cy do rodziny kot�w. �lady obecno�ci jaguara w XVII w. w rejonie obecnej p�nocnej granicy Stan�w Zjednoczonych potwierdzaj� kupcy fut- rzani, kt�rzy dotar�szy do krainy Huron�w przed 1649 r. spotkali mi�dzy jeziorami Huron, Ontario i Erie india�skie plemi�, kt�rego m�czy�ni odzie- wali si� w sk�ry jaguar�w. ' 16 nastoletniemu w�wczas ch�opcu, ten m�dry, rozmawiaj�cy z ducha- mi m�czyzna, wr�cza� ow� bro�: "W �nie swoim, synu, s�ysza�e� g�os opieku�czego ducha, kt�ry m�wi� ci, i� n� tw�j po�re naj- wi�kszego drapie�nika puszczy, a gdy to nast�pi, serce twoje sta- nie 'si� sercem m�czyzny. Na d�wi�k twego imienia dr�e� b�d� ze strachu wrogowie, a nied�wied�, puma i ry� b�d� znika�y ze �cie�ki, po kt�rej przejd� twoje mokasyny. Nazywam ci� imie- niem Jaguar i daj� ci ten n�; Nie rozstawaj si� z nim nigdy, a stanie si� twoim najwierniejszym przyjacielem". I od tamtego czasu m�odzieniec nie rozstawa� si� z t� broni�. Nie zdarzy�o mu si� jednak do tego popo�udnia stan�� oko w oko z najs�ynniejszym, chocia� bardzo rzadko tak daleko na p�nocy widywanym drapie�nikiem, kt�ry w fe odleg�e strony zapuszcza� si� jedynie podczas wyj�tkowo upalnego lata lub mo�e wtedy, gdy tak jak dzisiaj mia� wype�ni� wol� samego Wielkiego Ducha. Gdy m�odzieniec ujrza� go niespodziewanie, jak czo�ga si� ku bez- bronnej dziewczynie, zrozumia�, �e nadesz�a chwila, kiedy ma si� spe�ni� prze�yty przed wieloma Zimami * sen i s�owa nie�yj�ce- go ju� czarownika. Teraz, jak na m�czyzn� przysta�o, siedzia� spokojnie i niepo- ruszenie, lecz fala rado�ci i dumy przepe�nia�a jego serce. Dokona� czynu, jakim nie m�g� si� poszczyci� �aden m�czyzna jego wioski, a �wiadkiem tego czynu by� kto�, czyj wzrok ja�nia� niczym p�o- mie� wielkiego ogniska. I chocia� z dziewczyn� nie zamieni� na- wet jednego s�owa, oczy jej, gdy patrzy�a na niego, powiedzia�y mu wi�cej, ni� m�g� powiedzie� j�zyk jakiejkolwiek innej dziew- czyny na �wiecie. Jasnoczerwona tarcza s�o�ca kry�a si� za wierzcho�kami jod�o- wego boru, gdy pos�ysza� szelest krok�w. To nadchodzili wys�an- nicy wioski. By�o ich pi�ciu. Podeszli do miejsca, w kt�rym ocze- kiwa� i dopiero wtedy przystan�li. Nie poruszy� si�. Patrzyli na niego kilka chwil, po czym trzej z zatkni�tymi we w�osach orlimi pi�rami usiedli przed nim z godno�ci�. Dwaj towarzysz�cy im m�odzie�cy stali w dalszym ci�gu nieporuszenie. Po d�u�szej chwili milczenia najstarszy z pr stowa� pochylon� z lekka posta� i powiedzia� � Zima - s�owo to w j�zyku Od�ybuej�w oznacza ca 2 - Gwiazda Mohawka - Sh�amin, c�rka Kamiennego Tomahawka - tu wskaza� na jednego ze swych towarzyszy - opowiedzia�a przygod�, jaka spotka�a j� nad potokiem. Powiedzia�a te�, czyje rami� stan�o w obronie jej �ycia. Ludzie Moose * z rado�ci� witaj� tego, w kt�- rego piersi mieszka serce szarego nied�wiedzia, a r�ka jest szybsza i pewniejsza od lotu strza�y. Kimkolwiek jest i sk�dkolwiek przy- bywa, witaj� go w swej wiosce z przyja�ni�, a je�li przyjmie za- proszenie i zechce zaj�� miejsce przy wielkim ognisku, lud. �osi na zawsze zachowa w pami�ci zaszczyt jaki go spotka�. Czy nasz m�ody brat rozumie mow� Ostrego No�a? - Jaguar rozumie mow�'ludu �osi i cieszy si�, �e jego czyn zyska� uznanie do�wiadczonych m�czyzn. Zaproszenie wodza przyjmuje z wdzi�czno�ci� tym bardziej, �e na swej d�ugiej �cie�- ce b�dzie m�g� pozna� lud, o kt�rym, gdy by� jeszcze ma�ym ch�opcem, opowiada�a mu jego matka. Trzej wodzowie popatrzyli na niego z sympati�. Ostry N�, us�yszawszy imi� m�odzie�ca, z wyra�nym zaciekawieniem wpa- trywa� si� w jego twarz i chocia� nie chcia� okaza� si� niedyskret- ny, spyta�: - Nasz brat wymieni� swoje imi�. Czy m�wi ono, �e ju� kiedy� walczy� z tym zwierz�ciem i pokona� je? Jest jeszcze bardzo m�ody? - Nie, imi� to nada� mu dawno temu czarownik narodu Mo- hawk **, ale zwierz�, kt�rego imi� nosi, Jaguar spotka� na swej �cie�ce pierwszy raz w �yciu. - Moose (czyt. Mu-us) - �o�. Wszystkie plemiona od�ybuejskie dzieli- �y si� na liczne odr�bne grupy, z kt�rych ka�da zajmowa�a w�asne tereny �owieckie i �y�a niezale�nym od innych grup �yciem. Zgodnie z pieczo�o- wicie przechowywan� tradycj� wchodz�cy w sk�ad takiej grupy wierzyli, �e pochodz� od bardzo dawnego, wsp�lnego przodka, kt�rym najcz�ciej mia�o by� jakie� zwierz�, ptak lub ryba. St�d w�r�d Od�ybuej�w wi�kszo�� takich grup lub wiosek nosi�a nazwy: �osie, Lisy, Wilki, Kruki, Wydry, Pi�moszczury, Jelenie itp. -* Mohawk - dos�ownie "zjadacz ludzi". Nazwa jednego z pi�ciu ple- mion �yj�cych na po�udnie i wsch�d od jeziora Ontario, tworz�cych Lig� Irokez�w. Irokezi cz�sto walczyli z plemionami od�ybuejskimi i innymi algonki�skimi. Ich wojenne wyprawy dociera�y na zach�d a� do G�r Ska- listych, a na po�udniu, jak podaj� kroniki, do P�nocnej, a nawet Po�udnio- wej Karoliny. 18 Czyst� chlodn� wod� obmyl cioto., W�dz z uznaniem pokiwa� g�ow�. - W takim razie Jaguar zas�uguje na jeszcze wi�ksze uznanie, ni� my�leli�my. Prosimy, by uda� si� z nami teraz do wioski, a m�odzi my�liwi, kt�rzy towarzysz� wodzowi, p�jd� nad potok i przynios� zwierz�. Ostry N�, Kamienny Tomahawk i Dzielne Serce - tu wskaza� drugiego z wodz�w - zapraszaj� go serde- cznie w imieniu wioski. - Z tymi s�owy wsta�, a towarzysz�cy wodzom m�odzie�cy udali si� bez s�owa nad potok. Wkraczaj�c do wioski Jaguar czu�, �e obserwuje go wiele par oczu, ale obserwuje dyskretnie, tak by nie urazi� go zbytni� cie- , kawo�ci�. Szed� wi�c nie rozgl�daj�c si�, nie daj�c pozna� po sobie uczucia skr�powania. Wodzowie prowadzili go przez �rodek placu obok bia�o pomalowanego s�upa. Przed wigwamem wi�kszym od innych uk�adano w du�y stos p�ki chrustu i suchych, grubych ga��zi. Wigwam sta� w �rod- kowej cz�ci kr�gu i nale�a� niew�tpliwie do Ostrego No�a. Obok sta� drugi, znacznie mniejszy. Okrywaj�ce go p�aty kory nie by�y nowe, ale jeszcze bardzo solidne. Do niego w�a�nie wprowadzono go�cia wioski. Wn�trze by�o skromne. W g��bi le�a�o kilka sk�r pokrytych g�stym futrem. Na �rodku z�o�ono spor� wi�zk� chrustu. Na kilku p�atach kory le�a� t�usty kawa� mi�sa. Widocznie go�cinni gospo- darze s�dzili, �e w�drowiec mo�e by� g�odny. - Tutaj - powiedzia� Ostry N� - zamieszka Jaguar tak d�ugo, a� nabierze si� do dalszej podr�y. My�liwi ludu Moose zaopatrz� go w mi�so, a kobiety ugotuj� mu zawsze gor�cej zupy. Teraz niech ich m�ody brat odpocznie chwil�. Przyjdzie czarownik i opatrzy jego rany. Gdy rozlegnie si� pierwszy g�os puszczyka, Jaguar przy blasku obozowego ogniska zobaczy, jak m�czy�ni �osi wykonuj� taniec na cze�� dzielnego my�liwego. M�odzieniec skin�� w milczeniu g�ow�. Wodzowie wyszli na zewn�trz. Przy sk�pym �wietle wieczoru rozejrza� si� po wn�trzu swego schronienia. Musia�o by� od dawna nie zamies/-><,.ne. Usiad� na sk�rach i czeka�. Ale niezbyt d�ugo. W ods�oni�tym otworze wej�ciowym pojawi�a si� posta� czarownika. Ca�� jego g�ow� okrywa� wilczy �eb ze stoj�cymi uszami i pyskiem, z kt�rego wystawa�y prawdziwe k�y. Z ramion zwisa�a ogromna sk�ra wil- ' 20 ka, kt�rej ogon opada� prawie do ziemi. Na tle szarego nieba cza- rownik wygl�da� jak wys�annik wilczej hordy. Wszed�szy do wn�trza przez chwil� oswaja� si� z'g�stniej�cym mrokiem, w ko�cu dostrzeg� posta� m�odzie�ca, bo podszed� do niego i pozdrowi� go uprzejmie: . . - Krzywy R�g, czarownik �osi, wita syna odwa�nego narodu Mohawk. Przyszed� opatrzy� rany, jakie Jaguar odni�s� w wal- ce z dzikim zwierzem. Niekt�re z nich, jak m�wili wodzowie, s� g��bokie. Niech Jaguar rozpali ogie�, bym m�g� zobaczy� �lady pazur�w zwierz�cia. M�odzieniec podni�s� si� i za pomoc� dwu ostrych kamieni skrzesa� ogie�. W kilkana�cie chwil p�niej na �rodku wigwamu zap�on�o niewielkie ognisko. Czarownik z przyniesio- nego przez siebie sk�rzanego worka szybko wyjmowa� i uk�ada� na ziemi oznaczone r�nymi barwami i tajemniczymi znakami mniejsze woreczki. Nast�pnie pocz�� bada� rany. Suchymi ko�cis- tymi palcami uciska� wok� nich cia�o, ostrzem sporz�dzonym z du�ej rzecznej muszli odcina� zwisaj�ce strz�pki sk�ry, rozdra- pywa� najmniejsze skaleczenia, pozwalaj�c, by wyp�yn�a z nich krew. Niekt�re rany obw�chiwa�, zakrzep�� na nich krew roz- ciera� na j�zyku i bada� jej smak. Wypowiada� jakie� niezrozumia- �e, dziwne s�owa. Co jaki� czas zanurza� w naczyniu z brunatnym p�ynem pomazane krwi� palce i obmywa� je. Wreszcie sko�czy� ogl�dziny, wytar� r�ce i powiedzia�: - Zwierz nie zdo�a� uczyni� wielkiej krzywdy swemu pogrom- cy. Rany, chocia� g��bokie, nie s� niebezpieczne. Krzywy R�g za- raz je opatrzy - z tymi s�owy si�gn�� po przyniesione woreczki. Zawarto�� kilku z nich wysypa� do sporego drewnianego naczynia, rozcie�czy� wod� i starannie wymiesza�. Tak sporz�dzonym lekiem nas�czy� rany i owin�� je przyniesionym z sob� �wie�o zdartym z drzewa wierzbowym �ykiem. Teraz z woreczka zawieszonego u pasa wydoby� spor� gar�� zi� i rzuci� w ogie�. Nad p�omienia- mi uni�s� si� delikatny ob�ok pachn�cego dymu. Czarownik zanu- rzy� w nim obydwie r�ce i wyrzuci� z siebie kilka chrapliwych okrzyk�w. Spod g�stych, krzaczastych brwi spojrza� ostro na swe- go pacjenta i powiedzia� gro�nie: - Krzywy R�g wyp�dzi� z ran z�e duchy i spali� je, ale niech Jaguar wystrzega si�, by nie wesz�y tam inne i nie spowodowa�y � 21 zlej gor�czki. By si� przed tym zabezpieczy�, Mohawk, do czasu a� rany nie zasklepi� si� dobrze, b�dzie je przemywa� codziennie p�ynem z tej ma�ej tykwy. Gdyby zaniecha� tego obowi�zku, z�e duchy ukarz� go. M�odzieniec skin�� ze zrozumieniem g�ow� i powiedzia�: - Jaguar zastosuje si� do polece� Krzywego Roga. Nie ma nic, by mu si� odwdzi�czy� za pomoc, ale gdy b�dzie wraca� ze �wi�- tych kamienio�om�w, przyjdzie podzi�kowa� raz jeszcze. Noc uczyni�a si� czarna. Gdzie� z g��bi puszczy dobieg�o dale- kie pohukiwanie szarej sowy. Czarownik zapakowa� swoje leki i powiedzia�: - Chod�my! Gdy wyszli przed wigwam, ujrzeli, �e na obszernej polanie zebrali si� wszyscy mieszka�cy wioski. By�o ich przynajmniej cztery razy po stu. Ostry N�, widz�c nadchodz�cych, podpali� wielki stos drzewa. Podszed� do go�cia wioski, opar� d�o� na jego ramieniu i zwr�ci� si� do zebranych: - Zwo�a�em dzi� mych braci i siostry, by poznali dzielnego my�liwego ze wschodu, my�liwego, kt�ry chocia� nie jest nazywa- ny jeszcze wojownikiem, gdy� nie posiada fajki pokoju, ma dziel- no�� i odwag� nied�wiedzia, jest szybki jak jask�ka w locie, moc- ny jak stuletni d�b, w sercu jego nie ma l�ku - mieszka tam dobro� i szlachetno��. Znajduj�c si� na �wi�tej �cie�ce pokoju, ujrza� nad potokiem najdziksze zwierz� puszczy. Zwierz� to chcia- �o rozszarpa� nasz� m�od� siostr�. My�liwy, kt�ry stoi tu przed wami, m�g� odej�� i pozostawi� j� sam�, m�g� zostawi� zwierz� i p�j�� swoj� �cie�k� przeznaczenia. M�g� wreszcie pami�- ta� o tym, �e jego i nasi ojcowie nieraz walczyli mi�dzy sob� i do dzisiaj pozostaj� wrogami, a- wi�c nie musia� rato- wa� c�rki wrogiego mu ludu. On jednak nie odszed�. Nie zosta- wi� jej k�om i pazurom jaguara. Narazi� swoje �ycie, by uratowa� �ycie jej. Narazi� swoje �ycie, bo wiedzia� przecie�, �e nawet naj- bardziej dzielny i silny my�liwy nie jest w stanie samotnie, sa- mym tylko no�em pokona� jaguara. Jaguara mo�e pokona� tylko drugi jaguar. M�odzieniec, kt�ry darowa� dzi� �ycie c�rce Kamien- nego Tomahawka, nosi w�a�nie imi� Jaguar. Mimo i� Jaguar po- chodzi z wrogiego nam ludu, zas�uguje na nasz� wdzi�czno�� i sza- cunek. Niech w wiosce �osi czuje si� jak ich brat, dzisiaj i zawsze 22 wtedy, gdy mokasyny jego przyprowadz� go w te odleg�e dla nie- go strony. Czy nasz m�ody brat chcia�by mo�e co� powiedzie� lu- dziom Moose? ' Jaguar skin�� g�ow� i wysun�� si� nieco do przodu. - Mohawk nie umie m�wi� tak pi�knie jak Ostry N�, tote� to, co pragnie powiedzie�, powie prostymi s�owami. Chocia� na piersiach nie nosi jeszcze fajki pokoju, czuje si� ju� m�czyzn�. Jak ka�dy m�czyzna kocha walk� i �owy, ale walk� sprawiedli- w�, w kt�rej przeciwnicy s� sobie r�wni. Dzi� nad potokiem ujrza�, jak jaguar chce zabra� �ycie m�odej dziewczynie. Zwierz by� znacznie silniejszy i nie mia� prawa jej atakowa�. Mohawk zrozumia�, �e jego obowi�zkiem jest dziewczynie pom�c. Dlatego zabi� zwierz�. Cieszy si�, �e Moose pochwalaj� ten czyn i dlatego jest z niego dumny. Walk� t� rozumia� jako sw�j obowi�zek wo- bec s�abszej siostry. W sercu Jaguara nie go�ci�a nigdy nienawi�� do �adnego ludu. Jego my�li s� czyste. O ludziach Moose b�dzie pami�ta� zawsze jak o swych braciach i nie wst�pi przeciwko nim nigdy na �cie�k� wojny. Ostatnie jego s�owa powita� g�o�ny szmer uznania. W�dz uj�� go ponownie pod r�k�, podprowadzi� do �rodkowej cz�ci kr�gu najstarszych m�czyzn i wskaza� miejsce obok siebie. Ognisko rozb�ys�o jasnym p�omieniem. Jaguar rozejrza� si� ciekawie. Przed wej�ciem do wigwamu wodza, na grubych nied�wiedzich sk�rach zasiedli starsi wojowni- cy plemienia, w�r�d kt�rych znajdowa�o si� r�wnie� jego miejsce. Obok starszyzny, po obydwu jej stronach, usadowili si� m�czy�ni m�odsi; jeszcze dalej kilku- i kilkunastoletni ch�opcy. Kr�g po przeciwnej stronie zajmowa�y kobiety i starsze dziewcz�ta. W�r�d tych ostatnich bez trudu dostrzeg� dziewczyn�, kt�rej uratowa� �ycie. Sta�a w gronie innych dziewcz�t, lecz wyr�nia�a si� w�r�d nich. By�a wy�sza, smuklejsza. Dwa grube warkocze sp�ywa�y jej lu�no przez piersi i si�ga�y kra�ca jasnej sp�dniczki, zakry- waj�cej kolana. Mia�a delikatne rysy twarzy, na kt�rej refleksy �wiat�a k�ad�y teraz przedziwne barwy. ,We w�osy, tu� nad skroni�, wpi�a male�k� krzewink� czarnej jagody. I zn�w, jak tam nad potokiem, poczu� przy�pieszone kr��enie krwi. Z trudem oderwa� wzrok od dziewczyny. W tym momencie czterech m�czyzn, posuwaj�c si� tanecznym 23 krokiem, wnios�o na plac zwierz� obleczone w sk�r� podobn� do sk�ry jaguara. Tancerze, kt�rych prowadzi� Kamienny Tomahawk, z�o�yli je o kilka krok�w od ogniska. U�o�yli na brzuchu z wyci�gni�tymi przednimi i podkurczonymi tylnymi �apami, z pyskiem zwr�conym w stron� kr�gu starszych. Zwierz sprawia� wra�enie, jak gdyby w tej pozycji gotowa� si� do skoku. By� ogromny i gro�ny. Odezwa� si� g�os grzechotek. Ta�cz�cy drobnymi krokami zato- czyli wok� martwego zwierza du�y kr�g. Udawali, �e go nie dostrzegaj�. R�ce ich zwisa�y swobodnie wzd�u� cia�a. Nisko spuszczone g�owy zdawa�y si� wskazywa�, i� poszukuj� trop�w zwierzyny. W rytm grzechotek pochylali ci^�a ku ziemi dotykaj�c jej lekko palcami, jak gdyby badali �lady, to zn�w prostowali przygi�te plecy. W miar� up�ywu czasu rytm stawa� si� szybszy, tancerze poczynali wykazywa� coraz wi�ksze podniecenie. Ich ruchy, mimo i� p�ynne jak poprzednio, pocz�y zdradza� coraz wi�ksz� nerwowo��. Nagle, na znak dany przez prowadz�cego, przypadli do ziemi; ich d�onie bada�y ka�de �d�b�o trawy, ka�d� nier�wno�� gruntu. Poderwali si�, r�ce si�gn�y po zatkni�t� za pasem bro�, ruchy sta�y si� szybsze. Skr�ty czujnych, gotowych do walki postaci znamio- nowa�a zr�czno�� i szybko��. Na skraju kr�gu widz�w pojawi� si� d�ugi, wysmuk�y cie�. Sun�� tu� przy ziemi. Gdy znalaz� si� w zasi�gu �wiat�a, patrz�cy ujrzeli pi�tego tancerza przybranego w sk�r� jaguara. Zwierz pe�zn�� po ziemi wlok�c za sob� d�ugi, wyprostowany ogon. Do z�udzenia przypomina� �ywe zwierz�. Dotar�szy w �rodek ta�cz�- cych rozwar� uzbrojon� w rz�d wielkich k��w paszcz�. Gro�ny pomruk wydoby� si� z jego gardzieli. W r�kach ta�cz�cych b�ysn�y no�e, postacie pochyli�y si� do przodu, spi�y musku�y. Pi�ty tancerz, na�laduj�cy zwierz�, jeszcze szerzej rozwar� paszcz� i skoczy� na najbli�szego z my�liwych. Zawrza�a walka. W mgnieniu oka zwierz i tancerze utworzyli k��bowisko cia�. B�yska�y no�e; my�liwi skakali w kierunku zwierza, zadaj�c mu ciosy i Odskakiwali ponownie. Zwierz miota� si� wysuwaj�c i cofa- j�c swoje pazury. W ko�cu ugodzony �miertelnie, pad� z podkur- czonymi �apami. Z jego paszczy wydoby� si� ostatni rozpaczliwy 24 pomruk. Zwyci�zca opar� na pokonanej bestii stop�, wzni�s� do g�ry r�k� zbrojn� w b�yszcz�ce ostrze i wyda� zwyci�ski okrzyk. Na ten znak tancerze zatoczyli wok� martwego jaguara szeroki kr�g. Zbli�ali si� do niego, oddalali, lecz w ruchach ich. nie zna� ju� by�o poprzedniej czujno�ci i ostro�no�ci. Wirowali szybko, p�ynnie, wybijaj�c stopami swobodny rytm ta�ca my�liwych. W ko�cu podbiegli do le��cego zwierza, podnie�li go z ziemi i zdarli z niego sk�r�. Taniec sko�czy� si�. Przed oczyma zebranych ukaza� si� prawie nagi m�odzieniec okryty jedynie przepask� biodrow�. Oddycha� szybko, by� zm�czony ta�cem i pozorowan� walk�. Podszed� do Jaguara i spyta� mi�kkim, m�odzie�czym g�osem: - Czy prawdziwy zwierz broni� si� dzielniej i atakowa� lepiej ni� Sasay'ga *? Jaguar u�miechn�� si� i zachwycony ta�cem m�odzie�ca, przy- pominaj�cym do z�udzenia ruchy prawdziwego drapie�nika, po- kr�ci� przecz�co g�ow�: - Gdyby zwierz walczy� tak jak Sasay'ga, Jaguar nie m�g�by zachwyca� si� ta�cem swego brata - nie �y�by ju�. Sasay'ga pokaza�, �e umie na�ladowa� ruchy zwierz�cia i jego g�os oraz spos�b walki tak, jakby urodzi� si� w jego sk�rze. M�ody Moose, s�ysz�c pochwa�� wyg�oszon� w obecno�ci innych i to przez tak dzielnego my�liwego, u�miechn�� si� szeroko, lecz odpar� skromnie: - Siostra jego, Sh�amin, pokaza�a mu jak zachowywa� si� zwierz. Sasay'ga stara� si� tylko na�ladowa� jego ruchy, tak jak pokaza�a mu je siostra, ale cieszy si�, �e taniec podoba� si� jego bratu. By� to taniec na jego cze��. Nadszed� Kamienny Tomahawk, kt�ry obydwu pozosta�ych wodz�w, Jaguara i wszystkich starszych m�czyzn zaprosi� na uczt� do swego obszernego wigwamu. Gdy ka�dy z obecnych zaspokoi� g��d, gospodarz wsta� i zwr�- ci� si� do Jaguara: - Brat nasz wspomina� ju� wodzom, �e przybywa z dalekiego kraju Mohawk�w, kt�rzy �yj� za pi�cioma Wielkimi Wodami tam, gdzie codziennie s�o�ce wy�ania si� znad wierzcho�k�w^Irzew. * Sasay'ga (czyt. Sa-sa-y-ga) - Przystojny, �adny 25 M�czy�ni Moose s� ciekawi, czy lud Mohawk�w �yje i mieszka tam od dawna, czy przyw�drowa� z innych stron, sk�d pochodz� przodkowie przodk�w tego ludu i jakiemu duchowi sk�adaj� ofia- ry. Kamienny Tomahawk pyta o to r�wnie� dlatego, gdy� chce wiedzie�, jaki duch kierowa� krokami jego m�odego brata, �e przywiod�y go w miejsce, gdzie jego silne rami� odsun�o niesz- cz�cie, jakie mog�o spa�� na siwe w�osy ojca i matki Sh�amin. Zgodnie ze zwyczajami Moose, ojciec pragn��by duchowi temu, chocia� go nie zna, z�o�y� w podzi�ce ofiar�, jak� jego bracia sk�adaj� swym duchom opieku�czym i najwy�szemu duchowi Keezha-muhnedoo *. Czy nasz m�ody brat, kt�ry przyni�s� dzi� szcz�cie i rado�� do wioski, spe�ni pro�b� ojca? Jaguar na znak sza^nku dla siwych w�os�w wodza i jego\ pro�by schyli� g�ow� i odpar�: - Mohawk rozumie uczucia ojca i matki oraz ciekawo�� ze- branych tu. m�czyzn i ch�tnie opowie o tym, sk�d na ziemi wzi�li si� Mohawkowie i inni Uhnishenahbag **. - Chwil� milcza�, jakby przypominaj�c sobie najdawniejsze dzieje swego ludu, kt�re czasem opowiadali starcy. Twarz jego sta�a si� powa�na. Gdy przem�wi�, g�os brzmia� jak echo zamierzch�ej przesz�o�ci: - Kiedy�, bardzo dawno temu, Wielki Duch rz�dz�cy wysok� krain� zawieszon� mi�dzy gwiazdami, zes�a� na d� pi�kn� dziewczyn�. Dziewczyna by�a brzemienna i wkr�tce na wyspie spoczywaj�cej na grzbiecie Wielkiego ��wia urodzi�a bli�ni�ta - dwu syn�w. Obydwaj, mimo �e podobni do dzisiejszych ludzi, byli duchami. Pierwszy z nich, Tsentsa, by� Duchem Dobra; drugi, Taweskare, Duchem Z�a. Taweskare natychmiast po swym urodzeniu zabi� matk�. Wychowywa�a ich wi�c babka, kt�r� Wielki Duch zes�a� tak�e na wysp�. Wyspa ta dzi�ki magicznej sile ziemi, z jakiej zosta�a ule- piona, sta�a si� wkr�tce tak wielka jak ca�y obecny �wiat i nadal spoczywa na grzbiecie Wielkiego ��wia. Tsentsa i Taweskare ro�li szybko i zdrowo, r�nili si� jednak mi�dzy sob�. Tsentsa tworzy� rzeczy pi�kne i.dobre; Taweskare - rzeczy brzydkie i z�e. * Keezha-muhnedoo (czyt. Ki-�e ma-ni-du) - Wielki Duch ** Uhnishenahbag (czyt. A-ni-szi-na-beg) - Indianie 26 Tsentsa, widz�c od dzieci�stwa wok� siebie nag�, smutn� zie- mi�, gdy sta� si� doros�y, stworzy� na niej wiecznie zielone puszcze, �agodne wzg�rza, czyste,, o przezroczystej wodzie rzeki i jeziora, szemrz�ce strumyki, drzewa o smacznych, soczystych owocach i r�ne jagody. Kiedy praca zm�czy�a go - odpoczywa�. Wtedy Taweskare - Duch Z�a, podnosi� pag�rki i czyni� z nich nagie surowe ska�y; w miejsce trawiastych dolin ry� g��bokie ponure jary i parowy, na rzekach i strumieniach budowa� przeszkody, hucz�ce wodospady i zdradliwe wiry. ,W zielonych puszczach mi�kki mech zamienia� w grz�skie bagna i cuchn�ce topieliska. Gdy Tsentsa stworzy� �agodne t�uste zwierz�ta, r�ne pi�kne ptaki, barwi�c je cudownymi kolorami i obdarowuj�c' pi�knymi g�osami, Taweskare wiele z ptak�w uczyni� brzydkimi, odebra� jm ich cudowne kolory i pi�knie brzmi�ce g�osy. Stworzy� zwie- rz�ta brzydkie, drapie�ne i nauczy� je po�era� s�absze. Tsentsa wszystkie wody nape�ni� smacznymi, t�ustymi, pokryty- mi delikatn� sk�rk� rybami; jego brat pokry� wtedy ryby twar- d� k�uj�c� �usk�, a cia�a ich wype�ni� ostrymi o�ciami. W soczys- tych owocach poumieszcza� twarde pestki, w ukwieconych krze- wach poukrywa� truj�ce kolce. Z nienawi�ci do wszystkiego co dobre i pi�kne stworzy� na ziemi choroby, b�l i cierpienia oraz wszelkie nieszcz�cia, lecz pokonany wfeszcie przez Tsents� wycofa� si� daleko na zach�d. I tam, szalej�c z w�ciek�o�ci po doznanej pora�ce, powywraca� ziemi�, tworz�c z niej pot�ne g�ry, naje�one ostrymi g�azami, poci�te g��bokimi w�wozami, przepa�- ciami oraz niewidocznymi, zdradliwymi szczelinami. Wreszcie Tsentsa stworzy� ludzi dobrych, dzielnych i m�drych. Wtedy brat jego w wielu sercach posia� uczucia zazdro�ci i niena- ' wi�ci, pychy i chciwo�ci, kt�re sk�ania�y ich do walki mi�dzy sob� oraz do bezrozumnego t�pienia zwierz�t i ptak�w. Pragn�c za wszystkie doznane pora�ki i kl�ski zem�ci� si� na swym bli�- niaczym bracie - do wielkiej krainy, w kt�rej Tsentsa stworzy� wiele szcz�liwych wolnych narod�w - Taweskare przywi�d� stk-aszliwego bia�ego cz�owieka. Bracia Jaguara wierz�, �e na wyspie Ziemi, unoszonej nadal na grzbiecie Wielkiego ��wia, walcz� do dzisiaj Tsentsa i Tawes- kare, a w miejscu gdzie da�a im �ycie, unosi si� duch ich mat- 27 ki - Hanaghgwayenden, u�mierconej przez w�asnego syna - Ducha Z�a. -Nar�d Jaguara, podobnie jak wszystkie narody zamieszkuj�ce puszcze na wsch�d od pi�ciu Wielkich Jezior, zosta� stworzony przez Tsents� z woli Wielkiego Ducha, ale w sercach niekt�rych Uhnishenahbag Taweskare posia� r�wnie� ziarna z�a, z kt�rych rodz� si� niedobre owoce. Mohawkowie czcz� Wielkiego Ducha, a lud Jaguara, gdy spoty- ka si� na wielkich uroczysto�ciach, sk�ada mu ofiary. Czcz� i ko- chaj� Tsents� i jego matk^ Hanaghgwayenden i cz�sto modl� si� do nich. Sk�adaj� ofiary S�o�cu i Ksi�ycowi oraz gwiazdom, kt�re jeszcze przed urodzeniem si� Tsentsy i Taweskare zawiesi� na niebie Ma�y ��w. Ka�dy Mohawk posiada tak�e swego ducha opieku�czego, kt�ry pomaga mu w codziennych k�opotach, os�ania w walce i chroni przed r�nymi nieszcz�ciami. Jaguar wierzy w to, w co wierz� jego bracia oraz lud matki i stara si� przestrzega� praw ustano- wionych przez Tsents�. - M�odzieniec zamilk�, wpatrzy� si� w p�on�cy ogie�. Gdy p�no w nocy wraca� do siebie, ksi�yc przesun�� si� znacz- nie na zachodni� stron� nieba. Przechodz�c ko�o wigwamu czarow- nika drgn�� w pewnej chwili i zatrzyma� si�. Z wn�trza dobiega- �y jakie� podejrzane odg�osy. Zamierza� ju� p�j�� dalej, gdy do- bieg� go wyra�niejszy g�os. M�wi� czarownik, niezbyt g�o�no, ale stanowczo, tak jakby przekonywa� kogo� o czym�. Jaguar jednak nie m�g� zrozumie� jego s��w. �By�y wypowiadane w jakim� dziw- nym, obcym i zupe�nie nieznanym mu j�zyku. I nie czu� by�o w nich gniewu. Chwil� sta� jeszcze, w ko�cu wycofa� si� bezszelestnie. Krzywy R�g nie powinien spostrzec, �e znajdowa� si� w pobli�u i s�ucha�. M�g�by si� wtedy obrazi� i kto wie, jakie nieszcz�cie sprowa- dzi� na niego. Ciekaw by� jednak, z kim Krzywy R�g rozmawia� tak p�no w noc. Nim poranny �wit rozproszy� g�ste ciemno�ci nocy, przebudzi� si�. Spojrza� odruchowo w g�r�, lecz nad znajduj�cym si� powy�ej otworem nie dostrzeg� odleg�ego, b�yszcz�cego �wiate�ka gwiazdy, kt�ra patrzy�a na jego sen. Nadchodzi� dzie�. Mimo ch�odu pod��y� nad brzeg jeziora i w czystej wodzie umy� twarz. Wioska nie przebudzi�a si� jeszcze. Powr�ci� do siebie, odkroi� spory kawa� nienaruszonego do tej pory mi�sa - reszt� zawiesi� na s�ku jednego ze s�up�w podtrzymuj�cych okrycie wigwamu. Odci�ty kawa�ek zawin�� w szeroki li�� i nie budz�c mieszka�c�w, lekkim krokiem poszed� �cie�yn�, kt�r� ubieg�ego dnia Sh�amin prowadzi�a go do wioski. Gdy dotar� nad potok, w przezroczystej wodzie odbi�y si� pierwsze promienie s�o�ca. Przystan�� w miejscu, gdzie stoczy� walk� i z ciekawo�ci� patrzy� na pogniecion� traw� ^ porozrywan� gdzieniegdzie ziemi�. W kilku miejscach szerokie zielone �d�b�a przybarwi�a czer� zakrzep�ej krwi. ^ Mog�a to by� jego krew lub krew pokonanego zwierz�cia. Niewielka polanka, b�d�ca jeszcze wczoraj widowni� gwa�townej walki, tchn�a dzi� spokojem i cisz�. Pier� m�odzie�ca wype�ni�a duma i rado��. Trwa� chwil� w bez- ruchu, dzi�kuj�c swemu opieku�czemu duchowi za zwyci�stwo, 29 po czym ruszy� w g�r� potoku. Nie spieszy� si�. Tu i �wdzie przy- stawa�, zatrzymywa� nad wykrotami, pod kt�rymi woda by�a nieco g��bsza. Przy samym dnie, w�r�d wartkiego nurtu, widzia� uwi- jaj�ce si� pstr�gi, a dwukrotnie u�owi� srebrzyst� smug� �ososia. W miejscach, gdzie woda by�a spokojniejsza, a ukszta�towanie brzegu tworzy�o zaciszne kryj�wki, w ciep�ych promieniach s�o�ca wygrzewa�y si� du�e szczupaki i stadka niewielkich okoni. Gdzie- niegdzie spod kamieni wysuwa�y swe ostre szczypce du�e brunat- noczerwone raki. Przez chwil� �a�owa�, �e nie zabra� z sob� o�cie- nia lub �uku. M�g�by bez trudu na�owi� wiele ryb. �al ten trwa� jednak kr�tko. Po�ywienia ^wszak nie potrzebowa� - mia� je z sob�. Na widok du�ego pstr�ga, kt�ry w pogoni za nisko przelatuj�- cym owadem wyskoczy� nad wod�, u�miechn�� si�. Owad nie by� tak szybki jak ryba. W jednej chwili znikn�� w jej paszczy. Przy- " stan�� i skry� si� za k�p� wikliny. Ciekaw by� drugiego ataku ry- by. Mija�y chwile; powierzchnia wody uspokoi�a si�. Opad� na ni� �agodnie jeden owad, drugi. Pstr�g jednak nie atakowa�. Mo�e nasyci� g��d - pomy�la� m�odzieniec, a mo�e co� go zaniepokoi�o? Rozejrza� si� ostro�nie i ponownie u�miechn��. Ryba by�a m�dra, i widzia�a lepiej ni� on. O kilka krok�w od miejsca, w kt�rym polowa�a, wychyn�� zza kamienia spiczasty, w�ski nos wydry. Nekeek * musia�a czai� si� tam od d�u�szej chwili, widz�c jednak, �e pstr�g skry� si� przed jej ostrymi z�bami, zrezygnowa�a ze zdo- byczy i da�a si� spokojnie unie�� pr�dowi. I dla niej polowanie w pobli�u czaj�cego si� cz�owieka nie by�o widocznie zbyt bez- pieczne. Wkr�tce skry�a si� za niewielkim zakr�tem i w chwili, gdy jej smuk�y, d�ugi cie� znikn�� z pola widzenia, pstr�g uderzy� ponownie. Tym razem �upem jego pad� du�y zielony skoczek, kt�- ry niebacznie dosta� si� do wody. Jaguar u�miechn�� si� ponownie. M�dra ryba - stwierdzi� w du- chu i zamierza� opu�ci� ju� sw� kryj�wk�, gdy nagle znierucho- mia�. Z niewielkiej odleg�o�ci dobieg� go jaki� odg�os, jakby szmer potr�conego kamienia. Rozejrza� si� szybko wok� i dostrzeg�szy wysokie li�ciaste drzewo dopad� go kilkoma susami. Po prawie g�adkim pniu wdrapa� si� w g�r�, wypatrzy� dwa grube konary * Nekeek (czyt. ni-ki:k) - wydra 30 i wcisn�� mi�dzy nie tak, �e z do�u nie mog�o go dostrzec oko najbardziej do�wiadczonego tropiciela. W niewielkiej ju� odleg�o�ci pos�ysza� przyt�umione g�osy i wkr�tce poprzez g�stw� li�ci dostrzeg� wy�aniaj�ce si� zza po- bliskich, nadrzecznych zaro�li dwie postacie ludzkie. S�ysz�c nie �ciszone wcale g�osy rozmawiaj�cych i poznawszy, �e nadchodz�cy to ch�opak i dziewczyna, zawstydzi� si� swej przedwczesnej i niepotrzebnej ostro�no�ci. Nie kryli si�. Rozma- wiali g�o�no. Nie mogli mie� wobec wioski �adnych nieprzyjaz- nych zamiar�w. Sami na pewno w niej mieszkali. Ju�, ju� zamie- rza� uczyni� jaki� ruch, by da� im zna�, �e kto� trzeci jest w po- bli�u, gdy nagle us�ysza� wym�wione wyra�nie swoje imi�. Roz- mawiali o nim. Nie m�g� ujawni� swej obecno�ci dopiero teraz, nie m�g� zdradzi�, �e z rozmowy tej s�ysza� chocia�by jedno s�owo. Przytai� oddech i zamar� w bezruchu. M�wi�a w�a�nie dziewczyna: - .M�j brat wzbrania si� przed tym, by p�j�� do �wi�tych ka- mienio�om�w, t�umacz�c to konieczno�ci� polowania dla zgroma- dzenia zapas�w mi�sa na zim�. M�wi, �e ojciec jest coraz starszy i potrzebuje pomocy syna. To prawda, Kamienny Tomahawk nie ma ju� lekkiego kroku i pod ci�arem upolowanego zwierza barki jego uginaj� si� bardziej ni� kiedy�. Sh�amin widzi to r�wnie do- brze jak Sasay'ga. Ale Sh�amin wie, �e ojcu w polowaniach od wie- lu ju� Ksi�yc�w * pomagaj� g��wnie dwaj m�odsi synowie. Sa- say'ga wychodzi na polowania, wychodzi dosy� cz�sto, ale jako je- dyn� bro� zabiera z sob� flet, kt�rego g�osem wabi zwierzy- n� w pobli�u wigwamu Dzielnego Serca - dziewczyna wyrzu- ciwszy te z�o�liwe s�owa sama parskn�a �miechem. Jej towarzysz, kt�remu do �ywego dopiek�y kpiny siostry, zawo�a� z oburzeniem: - Sh�amin jest niesprawiedliwa! Czy� m�czyzna nie ma pra- wa gra� przed wigwamem jakiejkolwiek dziewczyny, je�li chce i je�li dziewczynie si� to podoba? - Siostra nie jest niesprawiedliwa wzgl�dem brata. M�wi mu mo�e gorzkie, ale prawdziwe s�owa. Nie wypowiada�aby ich, gdy- by Sasay'ga by� m�czyzn�. Ale nie jest nim jeszcze i nie mo�e przy swym w�asnym ognisku posadzi� M�odej Sosenki. Na jego - Ksi�yc - s�owo to w j�zyku Od�ybuej�w oznacza ca�y miesi�c. 31 piersi nie ma jeszcze �wi�tej fajki z czerwonego kamienia.* Je�li nie chce, by m�czy�ni zacz�li si� z niego �mia� i je�li nie chce, by M�oda Sosenka odwr�ci�a od niego swe my�li i serce, nie powi- nien czeka� zbyt d�ugo. Nim nie stanie si� wojownikiem, c�rka Dzielnego Serca nie wyjdzie na g�os jego fletu, nawet gdyby bar- dzo chcia�a. M�odzieniec, do kt�rego zwr�cone by�y te s�owa, przystan��, zatrzyma�a si� tak�e jego siostra. Milczeli d�u�sz� chwil�, wre- szcie Sasay'ga obr�ci� si� ku dziewczynie i przyzna� z rezygnacj�: - Sh�amin ma racj�, ale czemu w�a�nie dzi� m�wi mi o tym wszystkim? Nigdy dot�d nie radzi�a mi, bym uda� si� po �wi�ty kamie�. Dziewczyna unios�a lekko g�ow� i spojrza�a bratu prosto w oczy. - Sh�amin rozumie dzi� to, co mo�e czu� M�oda Sosenka, s�y- sz�c pie�� gran� przez. Sasay'g� przy �wietle ksi�yca. - Siostra moja rozumie to dzi�? Nie rozumia�a nigdy wcze�- niej? - by� wyra�nie zdziwiony. Dziewczyna opu�ci�a nisko g�o- w�. - A wi�c dopiero od chwili gdy siostra Sasay'gi ujrza�a Ja- guara, zrozumia�a mow� swego serca? Dlaczego jednak pragnie, by w�a�nie jej brat uda� si� z Jaguarem po �wi�ty kamie�? Mohawk opu�ci nas pewnie wkr�tce. Mo�e si� �pieszy? Mo�e i on pragnie jak najszybciej zosta� m�czyzn� dlatego, �e serce swe i my�li poda- rowa� jakiej� dziewczynie i pragnie, by jak najszybciej zasiad�a przy ognisku w jego D�ugim Domu? - Nie, to nieprawda - wybuchn�a gwa�townie. - Sk�d to wie moja siostra? Nie rozmawia�a z nim przecie�. - Sh�amin nie rozmawia�a z nim, ale widzia�a jego oczy, gdy patrzy� na ni� tam, gdzie z�owi�a du�� ryb�. I widzia�a jego wzrok p�niej, w wigwamie ojca. Wie, �e nie odda� my�li innej dziew- czynie. - Ale brat nie pomo�e przecie� siostrze i na d�ugiej, dalekiej �cie�ce nie ustrze�e serca Jaguara. - Czerwony kamie� - czerwona glina wydobywana w kamienio�omie Pipestone znajduj�cym si� na terytoriach Dakot�w w po�udniowo-zachod- niej cz�ci dzisiejszego stanu Minnesota. Glina ta charakteryzuje si� tym, �e po wydobyciu jest mi�kka i �atwo daje si� obrabia�. Po wyschni�ciu na powietrzu staje si� twarda jak kamie�. Fajka pokoju, kt�rej g��wka zosta- �a wykonana z czerwonego kamienia by�a szczeg�lnie ceniona przez Indian. 32 - Siostra to wie. Ka�da dziewczyna, poza M�od� Sosen- ka - doda�a przezornie - obr�ci za nim swe oczy i Sh�amin nie l�ka si� tego. Je�li Jaguar podaruje serce innej dziewczynie, sio- stra nie powie nawet jednego s�owa skargi i ka�e na zawsze zamil- kn�� swemu sercu. C�rka Kamiennego Tomahawka wie jednak, �e droga do �wi�tych kamienio�om�w jest d�uga i wiele na niej nie- bezpiecze�stw. Rozumie, �e dwu dzielnych i rozwa�nych m�- czyzn przemierzy j� �atwiej i bezpieczniej ni� jeden. Nie chce, by si� sta�o co� Jaguarowi. Niech brat spe�ni pro�b� siostry, a Sh�- amin b�dzie prosi�a ojca, by go�� wioski pozosta� w niej tak d�ugo, a� Sasay'ga zd��y przygotowa� si� do podr�y. Brat dziewczyny podczas ca�ej tej d�ugiej przemowy, jakiej nigdy dot�d nie s�ysza� z ust swej m�odszej siostry, sta� jak ska- mienia�y. Gdy sko�czy�a, z ust jego wydoby�o si� tylko jedno d�u- gie, przeci�g�e - ufff... - Otoczy� siostr� ramieniem. Jego m�o- dzie�cza twarz z�agodnia�a, powiedzia� mi�kko: - Chod�my! Sasay'ga jeszcze dzi� porozmawia z ojcem i popro- si czarownika o rad� i pomoc w przygotowaniu cybucha do. fajki. Dziewczyna rzuci�a mu si� na szyj�, po czym z rado�ci fikn�a kozio�ka. Gdy ponownie stan�a przed bratem, powiedzia�a jako� tak troch� nie�mia�o. - Obie z M�od� Sosenka b�dziemy niecierpliwie czeka�y na powr�t Sasay'gi i... Jaguara. -.Wypowiedziawszy te s�owa, szybko pod��y�a w d� potoku; brat poszed� za ni�. Jaguar d�ugo jeszcze tkwi� wci�ni�ty mi�dzy dwa konary. Wsty- dzi� si� tego, �e wys�ucha� s��w, kt�re nie by�y przeznaczone dla jego uszu, ale jednocze�nie czu� w sercu co� dot�d nieznanego, co�, co powodowa�o, �e zapachnia�y li�cie drzewa, a g�osy �piewa- j�cych ptak�w wyda�y mu si� nagle pi�kniejsze i cieplejsze ni� kiedykolwiek. - A wi�c Sh�amin pragn�a, by wr�ci�, pragn�a tego nie z wdzi�czno�ci za uratowanie jej �ycia, lecz dlatego, �e przebudzi� jej serce. Zsun�� si� ostro�nie z drzewa i rozejrza� wok�. Nie zostawi� tu nigdzie �adnych �lad�w. By� pewien, �e r�wnie� w dole potoku mokasyny jego w �adnym miejscu nie dotkn�y go�ej ziemi. Skierowa� si� w przeciwn� stron� ni� rodze�stwo. Nim s�o�ce min�o pierwsz� �wiartk� nieba, po drugiej stronie jeziora, do kt�rego przylega�a wioska, nad niewielkim ogniskiem piekl 33 3 - Gwiazda Mohawka zabrane z sob� mi�so. By� ju� spokojny o to, �e nikt nigdy nie dowie si�, �e tego w�a�nie ranka przebywa� nad potokiem. Gdy wk�ada� do ust ostatni k�s pieczeni, na w�skiej �cie�ynie wij�cej si� brzegiem jeziora spostrzeg� czarownika. Krzywy R�g zbli�a� si� spokojnie, bez po�piechu. Nie mia� na sobie wczorajszego stroju z wilczej sk�ry. Wczoraj, w blasku obozowego ogniska, odziany w t� sk�r�, obwieszony ko�atkami i grzechotkami, z twa- rz� wymalowan� ciemnymi farbami wydawa� si� nieco starszy. Dzi�, bez tych wszystkich ozd�b i uroczystego stroju wygl�da� znacznie m�odziej. Liczy� nie wi�cej jak czterdzie�ci par� Zim. Na ods�oni�tej piersi i ramionach widnia�y blizny po dawno otrzymanych ranach. W m�odo�ci musia� stoczy� niejedn� walk� i musia� by� gro�nym wojownikiem. Muskularne r�ce i nogi wska- zywa�y na nie byle jak� si�� i wytrzyma�o��. Gdy podszed� bli�ej, Jaguar uni�s� si� z kolan i gestem zaprosi� go do ogniska - jedno- cze�nie utkwi� wzrok w niewielkim rysunku zdobi�cym lew� pier� przyby�ego i przez d�u�sz� chwil� nie m�g� oderwa� wzroku od tego znaku. W ko�cu uni�s� g�ow� i spojrza� w twarz swego go�- cia. Wpatrywa� si� w jego surowe, ostre rysy, mocno wystaj�ce ko�ci policzkowe, szeroki podbr�dek, g��boko osadzone, lekko sko�- ne oczy, orli nos - rysy tak r�ne od tych jakie na swych twa- rzach mieli wyryte ludzie Moose. Krzywy R�g, obserwuj�c badawczy wzrok m�odzie�ca i widz�c zdumienie w jego oczach, u�miechn�� si� i powiedzia� w j�zyku Mohawk: - M�j m�ody brat nie myli si�. Jego oczy widz� dobrze. Krzy- wy R�g pochodzi r�wnie� z rodu Ohkwaho * i dlatego- na jego piersi znajduje si� znak czarnego wilka, taki sam, jak na ramieniu Jaguara. M�odzieniec spojrza� uwa�nie w twarz czarownika i wzruszony * Ohkwaho (czyt. Ou-kua-o) - w j�zyku irokeskim "Wilk". Plemi� Mo- hawk�w, podobnie jak inne plemiona Ligi Irokez�w, dzieli�o si� na klany i rody, kt�rych pochodzenie wywodzono zawsze od mitycznego przodka b�d�cego najcz�ciej zwierz�ciem, ptakiem lub ryb�. Najbardziej znane rody istniej�ce we wszystkich pi�ciu plemionach Ligi nosz� nazwy: ��w, Nied�wied�, Wilk, Jele�, Sok�, Wielki Bekas. Dzieci nale�a�y zawsze do rodu matki. 34 Przytail oddech i si�gn�� po n� d�wi�kiem dawno nie s�yszanej ojczystej mowy zni�y� sw�j g�os niemal do szeptu. - A wi�c Krzywy R�g pochodzi z rodu mej matki. W jaki spo-. s�b znalaz� si� tutaj tak daleko od rodzinnego domu, w odleg�ych stronach i czemu przywdzia� str�j czarownika? Krzywy R�g przymkn�� powieki i milcza� d�u�szy czas. Posta- wione tak bezpo�rednio pytanie zaskoczy�o go. Da� si� ponie�� wzruszeniu wywo�anemu niespodziewanym pojawieniem si� Jagu- ara w wiosce Moose i przyzna�, �e nale�y do tego samego rodu co m�ody go�� wioski. Zdawa� sobie spraw�, �e pope�ni� b��d, i �e nie b�dzie go ju� m�g� naprawi�. A mo�e jednak? Spojrza� na pochylon� ku niemu sylwetk� m�odzie�ca i jego ufne spojrze- nie. Nie! Nie mia� prawa... Tamten by� m�ody, �ywy, impulsywny. M�g� nie zrozumie�, a to grozi�o wieloma rozlicznymi konsekwen- cjami. Lepiej, by nie wiedzia�. Opanowa� si� i uspokoi� twarz. Z woreczka zawieszonego u pasa wyj�� kr�tk� fajk�, nabi� j� starannie i na wierzchu kinni-kinnicku * po�o�y� roz�arzony w�- gielek. Wypu�ci� kilka k��b�w dymu, po czym pozornie oboj�tnym tonem powiedzia�: - Krzywy R�g wype�nia polecenie samego Wielkiego Ducha. Jaguar nie ujawni nikomu w wiosce, �e czarownik Moose jest Mo- hawkiem i �e rozumie mow� Jaguara. Gdyby Jaguar nie zastoso- wa� si� do �yczenia swego starszego brata, Wielki Duch m�g�by si� na niego rozgniewa�. I mo�e zechcia�by go ukara�. Lepiej