2066
Szczegóły |
Tytuł |
2066 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2066 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2066 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2066 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Maria D�browska
__
__
DZIENNIKI POWOJENNE
1955 -1959 t. 3
Wyb�r
wst�p i przypisy
Tadeusz Drewnowski
Czytelnik Warszawa 1996
1955
13 I 1955. Czwartek
Przesz�o dwa tygodnie bez notatek. Ca�y czas nad tym przekl�tym
opowiadaniem.' Wyros�a kolubryna na 67 stron i nie wiem, czy co� war-
te. Pisa�am to cztery razy, cho� odrzucaj�c ca�kiem pierwszy szkicowy
brulion licz� to, co teraz sko�czy�am, za trzecie przepisywanie. Tekst
ustali�am na dobre trzeciego stycznia. Do dziesi�tego ostatecznie przepi-
sa�am. Ale w�a�ciwa robota tw�rcza robiona by�a przez listopad i gru-
dzie�.
Je�li �r�d tortury zwanej tw�rczo�ci� istnieje jaka� mo�liwo�� przyje-
mno�ci, to jej �lad mo�na znale�� w owym tzw. trzecim przepisywaniu.
Ale w sumie prac� nad tym opowiadaniem tak si� przem�czy�am, tak
sobie sforsowa�am serce, �e dwa dni le�a�am potem ziaj�c. Dopiero dzi�
rano zaczynam patrze� przytomnie. Czemu wi�c pisz�? Ot� tu mog�a-
by znale�� zastosowanie def#micja: wolno�� jako przyj�cie konieczno�ci.
Pisanie jest dla mnie konieczno�ci�, cz�sto wprost nienawistn� (to rze-
mios�o wydaje mi si� nied�entelme�skie, niedyskretne i nieprzyzwoite),
kt�rej jednak musz� si� poddawa�, gdy� tylko podj�cie i jakie takie spro-
stanie zadaniu tw�rczemu przynosi mi kr�ciutk� chwil� poczucia wolno�ci,
czyli szcz�cia. To mgnienie... dla tego mgnienia si� �yje...
Sylwestra i Nowy Rok sp�dzi�am z Ew� Teslar�wn�. Pr�cz tego na
herbacie w sylwestra by� jeszcze Erazm. Potem posz�y�my z Ew� do
"bia�ej sali", czyli do ��ek. Kilka tylko os�b dzwoni�o z �yczeniami. Ja
z mojej strony - do nikogo. Zbyt by�am zatruta prac� nad tym opowia-
daniem. Prosi�am tylko Kowalewa, �eby w moim imieniu odwiedzi�
Frani�, zani�s� jej ode mnie 200 z�otych i �yczenia wszystkiego dobre-
go. Przyni�s� mi od niej niez�e wiadomo�ci. Dom rencist�w na S�upec-
kiej 6, gdzie Frania teraz si� znajduje, jest znacznie lepszy od domu
starc�w na Krakowskim. Frania mieszka w pokoju tylko na cztery oso-
by, nie ma tam �adnych przepustek na wyj�cie, i towarzystwo podobno
lepsze.
3 stycznia sko�czy�am pisa� opowiadanie "Na wsi wesele", a 12
5
:i=i
I #`. r a
Tu odbywa�o si� Na wsi wesele. Grzegorzewice, zagroda pana m�odego, widok obecny
Fot. J. Szumski
sko�czy�am je po raz trzeci przepisywa�. Na razie mam o tym opini�
Anny, kt�ra m�wi, �e to "bardzo pi�kne", ale jak do wszystkiego, co pi-
sz�, i do tego ma stosunek ch�odny. Ja znajduj� o wiele wi�cej upodoba-
nia w jej tw�rczo�ci ni� ona w mojej. S�dz�, �e pisa�aby ol�niewaj�co,
gdyby mog�a �y� jak chce i lubi; c�, kiedy na takie �ycie nie zarobi, a
nadto samochc�c i "na w�asne ��danie" zwi�za�a si� z osob� tak diame-
tralnie od siebie r�n�jakja.
Moje opowiadanie podoba�o si� pani Or�owskiej z radiaz i w og�le,
ku mojemu zdumieniu, w radiu, gdzie maj� to ca�e czyta� w dziewi�ciu
odcinkach. Natomiast pani Wilczkowa, kt�ra sama przyjecha�a, by za-
bra� to opowiadanie - znilczy, snad� w "Czytelniku" nie wiedz�, czy ma
si� im podoba�; tak samo nie podoba�o si� wida� w "Tw�rczo�ci", bo
nic mi nie pisn�li, cho� przyj�li i ju� nawet przys�ali korekt�.
Co my�l� ja sama? Najpierw, �e gdy pisz�, osi�gam ju� teraz co�kol-
wiek tylko nadmiernym wysi�kiem, na pewno skr�caj�cym mi �ycie.
Potem - zaznaj� mgnienia ulgi wyzwalaj�cej z przera�enia, �e ju� nie
umiem pisa� i nie mam nic do powiedzenia. Lecz �adnej w tym ju� nie
ma rado�ci. A �e nie daje mi ju� rado�ci nic prawie na tym �wiecie, a
bez rado�ci niepodobna jest �y� - cz�sto my�l�, �e to chyba oznacza bli-
sk� podr� do gwiazd.
1 Na wsi wesele, "Tw�rczo��" 1955, z. 2, przedruk w: Gwiazda zuranna,1956.
z B r o n i s � a w a O r � o w s k a (1908-1988). Uko�czy�a polonistyk� na Uniwer-
sytecie im. St. Batorego; nauczycielka, r�wnie� na okupacyjnych kompletach. Po woj-
nie od 1950 wieloletnia redaktorka dzia�u literackiego PR; w 1.1950-70 redaktorka dzia-
�u prozy PR; przez ni� i nierzadko zjej inicjatywy D�browska utrzymywa�a �ywe konta-
kty z radiem.
20 I 1955. Czwartek
W ostatni� niedziel� odwiedzi�a nas Frania. Ucieszy�am si�, bo jest
w dobrej formie i z przej�ciem �yje �yciem swego nowego �rodowiska.
Domy starc�w s� wielk� zdobycz� tego czasu, cho� nikt ich nie rekla-
muje, ja tylko przypadkowo wiem co� o nich. Wizyta Frani zreszt�
w og�le zrobi�a mi przyjemno�� - kto� stamt�d, z Polnej, z utraconego,
zatopionego �wiata.
Na dworze mamy mniej wi�cej zim� - do�� du�o �niegu, na wsi po-
# dobno bardzo du�o; oko�o 4o mrozu, ale prawie nic s�o�ca. Bezs�onecz-
no�� naszego klimatu jest mordercza. Wczoraj by�a Ela. Jest zakochana
z wzajemno�ci�, ale waha si� z wyj�ciem za m��, bo "on" jest od niej
o sze�� lat m�odszy, ma dopiero 20 lat! I oczywi�cie nie maj� mieszka-
i nia ani �adnej na nie nadziei.
# 9111955. �roda
Przedwczoraj prasa przynios�a wiadomo�� o upadku rz�du Mendes-
-France'a, a wczoraj o upadku... Malenkowa. Na jego miejsce przy-
szed�... Bu�ganin.
; Na miejsce stosunkowo m�odego - starzec. Na miejsce cywila (o ile
w tym kraju kto�kolwiek jest cywilem) - genera�. Dziwne to czasy,
w kt�re g�oszona jest chwa�a m�odo�ci, a rz�dy w r�kach trzymaj� z�o-
7
�liwi starcy; gdy za� ich odrzuc�, wnet do nich powracaj�. Narody sie-
dz� dzi� niby w workach trzymanych r�koma z�ych starych czarodzie-
j�w.
Malenkow zrzek� si� swej w�adzy w s�owach ma�ego ch�opca z pier-
wszej klasy: "Nie nauczy�em si� lekcji, przepraszam, ju� nigdy wi�cej
nie b�d�". Pi��dziesi�cioletni byk szczebiota� o swym braku do�wiad-
czenia �yciowego! To jest bez precedensu, a ma by� niby t� now� mo-
ralno�ci� socjalistyczn�, przyznaj�c� si� do b��d�w. W istocie rzeczy to
jest czysto rosyjska w�a�ciwo��. Rosjanie s� specjalistami od publiczne-
go kajania si�.
S�ysza�am nowe dowcipy o Pa�acu Kultury. Jeden, �e to wie�a ci�-
nie� rosyjskiej kultury na polsk�. Drugi: "Dlaczego Pa�ac Kultury? Bo
kultura mo�e by� tylko w pa�acu". Trzeci: "Co to jest Pa�ac Kultury?
Zemsta Rosji za rozbi�rk� soboru na placu Saskim".
W "�yciu Warszawy" olbrzymia mowa Mo�otowa, w kt�rej m�wi, �e
obozowi pokoju, socjalizmu i demokracji przywodzi Zwi�zek Radzie-
cki, doda�: "�ci�lej m�wi�c - Zwi�zek Radziecki i Chi�ska Republika
Ludowa". To novum.
W radiu w tym tygodniu sko�czy si� czytanie mego opowiadania
"Na wsi wesele". Kreczmar dobrze je czyta. To opowiadanie ma nie-
oczekiwany sukces, cho� jeszcze nie by�o nigdzie drukowane, ju� du�o
si� o nim m�wi.
Wieczorem przyszed� Erazm. Powiedzia� mi wa�n� i radosn� nowin�,
�e zwolniona zosta�a z wi�zienia Michalina Krzy�anowska. Podobno
t�umy ludzi j� odwiedzaj�, kupuj� jej obrazy, tak �e na razie nie jest
w k�opotach materialnych. To ju� druga osoba zwolniona w tej samej
sprawie, czy raczej - z tej samej paczki, bo� �adnej okre�lonej sprawy
tu nie by�o - tylko sz�o o osob� Henryka.
11 II 1955. Pi�tek
Wieczorem mia�am jak�� tak� zapa��, �e nie s�ucha�am najcieka-
wszego rozdzia�u mego opowiadania, tego z ksi�dzem. By�am bardzo
ciekawa, czy mi czego w ostatniej chwili z ta�my nie wyci�li - i prze-
pad�o. Po�cieli�am ��ko, �eby po audycji od razu si� po�o�y�, bo �le si�
czu�am z sercem, i nagle - nie wiem, co si� sta�o. Straci�am przyto-
mno�� i obudzi�am si� dopiero dzi� o pi�tej rano z uczuciem, �e zmar-
twychwsta�am. Ca�y dzie� te� musia�am le�e� z b�lami w piersiach i t�t-
nem ponad 100. Dopiero wieczorem serce si� uspokoi�o, ale uczucie
8
przykrego jakie� ataku pozosta�o w organizmie. Jestem toucheel i jaka�
okrutnie przera�ona.
1 T o u c h e e (fr.) - tu: trafiona
14 II 1955. Poniedzia�ek
Dzi� ju� i noc i dzie� lepszy, wsta�am i pracowa�am, ale nie nazbyt
wydajnie. Bardzo boli mnie w stopie lewa noga. Jednym s�owem - roz-
klei�am si�. Ela ze swoim narzeczonym, Andrzejem Lipk� na kolacji.
Podobno maj� bra� �lub cywilny 18 marca, w dzie� urodzin i imienin
Eli.
22 II 1955. Wtorek
i Przez ca�y tydzie� trwa zima. Spad�y du�e �niegi, du�o chmur. Nic
godnego uwagi. Jestem opanowana przez monstrualne lenistwo, wr�cz
karygodne; dot�d nie zdo�a�am przygotowa� dla "Czytelnika" tego tomu
esej�w, cho� na dobr� spraw� potrzeba by na to 10 dni pracy. Stan zdro-
wia taki sobie. Anna troch� wydajniej teraz pracuje i zaczyna odgrywa�
! nale�n� jej rol� w tzw. �wiecie literackim, kt�rego wkr�tce stanie si� na
pewno ulubienic�. Pora�a ich jej �mia�o�� i oryginalno�� my�li.
# Przeczyta�am s�awn� ksi��k� Samuela Butlera "The Way of All
Flesh"'. To bardzo specyf#icznie angielska walka z pastorstwem, puryta-
nizmem i religijnym wychowaniem. Ten sam co u Dickensa motyw nie-
szcz�liwych dzieci, nad kt�rymi zn�caj� si� wychowawcy. Ciekawe
, jednak, �e to zn�caj�ce si� wychowanie da�o koniec ko�c�w najlepiej
wychowany nar�d �wiata, ba, zgo�ajedynie dobrze wychowany, i spo�e-
cznie dobrze wychowany.
Co do mnie, to nie jestem a� tak� apologetk� sprawy dzieci. Znam
bardzo wymy�lne i okrutne sposoby zn�cania si� dzieci nad rodzicami.
# Dzieci to na og� istoty koszmarne w swym egoizmie, instynktach nisz-
czycielskich, osch�o�ci serca. Jak i w�r�d doros�ych s� tylko czarowne
i wyj�tki. Dzieci wymagaj� opieki, ale nie uwa�am, �eby by�y o w�os bar-
dziej godne lito�ci czy wsp�czucia jak doro�li. Jak nie istnia�a dla mnie
nigdy odr�bna sprawa kobieca, tak nie istnieje dla mnie odr�bna sprawa
dziecka. Istnieje sprawa ludzka. Ale jest w ksi��ce Butlera sporo do-
brych "cytat".
1 Samuel Butler - The Way ofAll Flesh, London,1946 (wyd. pol. Droga czlowiecza,
I 960).
9
I 1111955. Wtorek
Wczoraj by�a pani Wilczkowa i odda�am jej �w tom esej�w' - ale nie
jestem pewna, czy to p�jdzie i czy nie wywo�a co najmniej zastrze�e�.
M A R I A
D#BRO#SKA
Gwlazda
NlARZA DQBF#lt#I SKA
V11
O SPRAVDA#H 1 LLlDIiIACi#
GLYTFLtVIK WARSZAWA 1956
Karta tytu�owa zbioru opowiada� i ok�adka zbioru esej�w
Jednak jestem na jaki� czas wolna i mog� troch� odpocz��. W ci�gu
dwu dni uporz�dkowa�am biurko i za�atwi�am cz�� zalegaj�cej kore-
spondencji, co mi tak�e ul�y�o. Zapad�o postanowienie, �e wyjad� na
dwa tygodnie do Bukowiny z Tulci�, a�eby Anna mog�a troch� naprz�d
pchn�� Frycza2.
i M. D�browska - My�li o sprawach i ludziach,1956.
2 Prawdopodobnie mowa o drugiej (po W�jcie wolborskim) cz�ci powie�ci o
A. Fryczu-Modrzewskim pt. Astrea, wydanej w roku 1956.
10
' 25 III 1955. Pi�tek
Min�� tydzie� od naszego powrotu, a ja jeszcze nie zabra�am si� do
nowej pracy, co wprawia mnie w z�y humor. Tulcia przez ca�y czas od
powrotu jest grzeczna, �e do rany j� przy��. Czy tak si� umie przy An-
nie maskowa�? Czy ma dwie natury? Kt�ra w niej zwyci�y?
Ten tydzie� min�� pod znakiem Konkursu Chopinowskiego, na kt�ry
przyby�a kr�lowa El�bieta Belgijska.
# W pierwszej fazie konkursu, s�yszany tylko przez radio, najbardziej
zachwyci� mnie Adam Harasiewicz', przewidzia�am od razu, �e on do-
stanie pierwsz� nagrod�. Ale kiedy ju� po konkursie us�ysza�am w
"Koncercie laureat�w" Francuza Ringeissena2, zawaha�am si� w moim
s�dzie, chyba jemu da�abym palm� pierwsze�stwa, a ju� co najmniej
drug� nagrod�; publiczno�� przyjmowa�a go te� owacyjnie, a dosta� tyl-
ko IV nagrod�. Aszkenazi3 gra �wietnie, ale nie tak przejmuj�co jak
Ringeissen; Chi�czyk4, kt�rego wysoko wyr�niono i dosta� jeszcze
osobn� nagrod� za mazurki, wcale mi si� nie podoba�; mazurki gra� niby
ko�ysanki. Anna dobrze si� wyrazi�a: "gra, jakby unika� fortepianu".
El�bieta Belgijska (wdowa po wielkim Albercie)5 ma 79 lat. Trudno
i o bardziej kr�lewsk� niezmordowano��, niepo�yto��, wytrzyma�o��
i m�odzie�czo�� w tym wieku. Doprowadza�a naszych przem�czonych,
wynerwowanych [sic!] pan�w do tego, �e padali na nos, a ona wci�� je-
# szcze nie mia�a dosy� zwiedzania, ogl�dania. My�lano, �e zabawi par�
dni po konkursie, zosta�a oko�o trzech tygodni. W ko�cu zastanawiano
si� �artami, czy nie "poprosi o azyl".[...]
Jest bardzo �mieszne, �e w�a�nie w ustroju socjalistycznym pierwszy
I raz w �yciu jad�am obiad z kr�low�. A ile� pikanterii w tym, �e Iwasz-
kiewiczowi dopiero w ustroju socjalistycznym przyda�y si� naprawd�
bogaty o�enek i pa�ska rezydencja, nadaj�ca si� do przyjmowania kr�-
lowej. Iwaszkiewicz zna j� z czas�w, gdy by� w naszym poselstwie w
Belgii. Na obiedzie u niego pr�cz El�biety i paru os�b jej �wity, oraz
obojga Iwaszkiewicz�w, byli tylko: Parandowski, prof. Micha�owskib,
Eibisch', Mycielskis i Lutos�awski. Obiad by� wy�mienity[...]. El�bieta
# jest pe�na wdzi�ku, rozmowa toczy�a si� �atwo i g�adko, by� to chyba
najprzyjemniejszy circle towarzyski, w jakim uczestniczy�am w ci�gu
tego dziesi�ciolecia - cho� bez wi�kszego znaczenia, leciutki jak pian-
ka. Za s�siada przy stole mia�am towarzysz�cego kr�lowej belgijskiego
i muzykologa, kt�ry do�� interesuj�co m�wi� o afryka�skiej muzyce mu-
rzy�skiej. Okaza� si� moim koleg�, studiowa� w tych samych latach co
11
zaranna
ja przyrod� na uniwersytecie brukselskim. El�biet� pami�tam m�od�,
gdy z Albertem wst�powa�a na tron.
Warszawa mia�a du�o zabawy i weso�ych anegdot z tej wizyty, kt�ra
cieszy�a komunist�w, a gorszy�a reakcjonist�w. Dziwne.
1 A d a m H a r a s i e w i c z (ur. 1932), pianista, ucze� prof. Z. Drzewieckiego
w Krakowie. Zdoby� I nagrod� na V Mi�dzynarodowym Konkursie Pianistycznym im.
F. Chopina w Warszawie. Koncertowa� na wielu estradach zagranicznych.
2 B e r n a r d R i n g e i s s e n (ur. 1935), pianista francuski, ucze� M. Long i J.
Fevrier w Konserwatorium Narodowym w Pary�u. Laureat mi�dzynarodowych konkur-
s�w pianistycznych w Genewie, w Warszawie (IV nagroda) i w Rio de Janeiro. Koncer-
tuje w wielu krajach Europy i Ameryki; wielokrotny juror, m.in. Konkursu Pianisty-
cznego im. F. Chopina 1975. Poza ogromnym repertuarem klasycznym i romantycznym
promuje kompozytor�w wsp�czesnych.
% W � a d i m i r A s z k e n a z i (ur.1937), radziecki pianista. Studiowa� w konser-
watorium w Moskwie, kt�re uko�czy� w klasie L. Oborina. Zdoby� nagrody na trzech
wielkich konkursach pianistycznych: II na Konkursie im. F. Chopina w Warszawie
(1955), I na Konkursie im. Kr�lowej El�biety w Brukseli (1956), I na Konkursie im.
P. Czajkowskiego w Moskwie (1962).
12
4 F o u T s ' o n g (ur.1934), pianista. Kszta�ci� si� u M. Paciego, w�oskiego dyry-
genta kieruj�cego Miejsk� Orkiestr� w Szanghaju. Osi�gn�� sukcesy w dw�ch konkur-
sach: w Bukareszcie (III nagroda) i w Konkursie Chopinowskim (Ill nagroda). Uko�-
czy� studia w PWSM w Warszawie. Po osiedleniu si� w 1958 w Londynie sta� si� jed-
nym z najpopulamiejszych pianist�w, koncertowa� w ca�ym �wiecie. Po dwudziestu la-
tach w 1979 odby� podr� do Chin; od tego czasu sp�dza co roku par� miesi�cy w kraju.
Wybitny interpretator Mozarta i Chopina.
5 E 1 � b i e t a (1876-1965), ksi�niczka bawarska,1909-34 kr�lowa Belg�w, �ona
(od 1900) Alberta I, babka Baudouina I; w czasie I wojny �wiatowej zdoby�a uznanie
# dzi�ki swojemu patriotyzmowi i dzia�alno�ci charytatywnej. Znana z zainteresowa� ar-
tystycznych; fundatorka Chapelle Royale de la Reine Elisabeth w Brukseli - instytucji,
w kt�rej rozwijaj� sw� sztuk� m�odzi muzycy po uko�czeniu studi�w; od 1951 z inicja-
# tywy kr�lowej El�biety organizuje si� w Brukseli konkursy muzyczne nosz�ce jej imi�.
b K a z i m i e r z M i c h a � o w s k i (1901-1981), archeolog, egi Ptolog, historyk
sztuki. Od 1933 profesor UW, tw�rca i kierownik Katedry Archeologii Sr�dziemnomor-
skiej, cz�onek PAN oraz wielu akademii zagranicznych, za�o�yciel (1959) i kierownik
Polskiej Stacji Archeologu �r�dziemnomorskiej w Kairze, organizator Dzia�u Sztuki
, Staro�ytnej Muzeum Narodowego, kierownik polskich ekspedycji wykopaliskowych;
autor wielu prac naukowych.
# E u g e n i u s z E i b i s c h (1896-1987), malarz. Po studiach u J. Malczewskiego i
W. Weissa w ASP w Krakowie uzupe�nia� wiedz� malarsk� w Pary�u. Tw�rczo�� jego
zaliczana jest do postimpresjonistycznego koloryzmu; maluje portrety, martwe natury,
pejza�e o r�norodnej kompozycji barwnej, najcz�ciej w ciemnych, g��bokich tona-
cjach (np. Mar#va naturu z ryb�,1944, Portret�ony,1945-46, Rudy chlopak,1958).
s Z y g m u n t M y c i e 1 s k i (1907-1987), kompozytor, krytyk muzyczny. Studio-
i wa� w Pary�u (P. Dukas, N. Boulanger). Po 1945 bra� �ywy udzia� w organizacji �ycia
muzycznego; ceniony krytyk i publicysta muzyczny (Ucieczki z pigciolinii, 1957, No-
zatkt o muzyce i muzvkach, 1961), 1946-47 i od 1960 redaktor "Ruchu Muzycznego".
Skomponowa� m.in. utwory orkiestrowe: I.amento di Tristano, 1937, Symfoni� polsk�,
1950; wokalne: Portret muzy, 1947, Brzezina, 1952, Pi�� pie�ni mazowieckich, 1953,
i pie�ni solowe.
9 IV 1955. Wielka Sobota
W Wielki Wtorek, gdy ju� wszystko by�o pokupione, a rodzina Bo-
c � za
gusia zgodnie z wieloletni� trady j proszona na niedzielne �niadanie,
pani Be o�wiadczy�a, �e wyje�d�a na �wi�ta. [...] Zaw�d s�u��cej nie
# nadaje si� dla cz�owieka w nowoczesnym spo�ecze�stwie i wszystkie
"gosposie" dostaj� w ko�cu histerii, z wyj�tkiem chyba jakich� aniel-
skich istot, z natury ju� wy�szych ponad swoj� pozycj� socjaln�. Frania,
kt�ra przez ostatni rok pracy u mnie by�a niezno�na i z�a jak osa, odk�d
sta�a si� na w�asne �yczenie pensjonariuszk� domu starc�w, �yje ze mn�
w najlepszej przyja�ni i p�acze z rozczulenia, gdy j� odwiedzam. By�am
u niej w�a�nie we wtorek z darami �wi�tecznymi, przyj�a mnie roz-
13
Kr�lowa El�bieta Belgijska w Warszawie. Obok od lewej: Z. Drzewiecki, J. Iwaszkie-
wicz, min. T. Gali�ski
rzewniona, a trzy jej towarzyszki w pokoju wr�cz owacyjnie. Jedna
z nich (wszystkie by�e s�u��ce) powiedzia�a: "Takiej pani to �adna z nas
nie mia�a". To mnie bardziej ucieszy�o ni� wszystkie pochwa�y mej
tw�rczo�ci. Dom jest zreszt� bardzo przyzwoity, prawie elegancki. Na-
zywa si� nawet godnie: Pa�stwowy Dom Rencist�w, i przypomina pen-
sjonat. Przypuszczam, �e to jest dom pokazowy. Frani� przeniesiono
tam z Krakowskiego Przedmie�cia, jak my�l� ze wzgl�du na mnie, bo
stara�am si� dla niej o to w Ministerstwie Opieki Spo�ecznej. Ale gorsze
czy lepsze, te domy starc�w s� jednak pewnym osi�gni�ciem i przezwy-
ci�eniem koszmaru dawnych przytu�k�w.
10 IV 1955. Niedziela Wielkanocna
Wczoraj odwiedzi� mnie pan Karabanik. �wietna to posta�, ten sta-
rzec siedemdziesi�ciokilkuletni, kt�ry m�wi o sobie: "Jestem �wawy,
spokojny, pogodnej my�li i przystojny". W samej rzeczy pi�kne z niego
jeszcze i nie bez wdzi�ku ch�opisko. Przy tym "pozytywny bohater" zu-
pe�nie w naszych czasach niedoceniany. Jest niezr�wnanym pedago-
giem, ma niezwyk�y talent trafnego podchodzenia do ludzi prostych i
m�odzie�y. Sam o dosy� zatajonej i, zdaje si�, awanturniczej biografii.
Za m�odu kszta�ci� si� na �piewaka operowego i w samej rzeczy dobrze
�piewa. Wojna zasta�a go na stanowisku burmistrza miasteczka Rybnik
na �l�sku. Ju� 1 wrze�nia aresztowany przez wkraczaj�cych Niemc�w
prze�y� blisko sze�� lat w obozach. Wytrzyma� wszystko i wsz�dzie zo-
stawia� dobr� pami�� w�r�d wsp�wi�ni�w. Wiemy to przypadkiem od
wi�ni�w; cho� wiedz�c ju� co� nieco� prawdy o tych najni�szych kr�-
gach piekie�, zawsze trzeba by� z pewn� rezerw� co do "niewinno�ci"
wi�nia. Tam �wietnie umiano wszystkich unurza� w zbrodni. My�my
zetkn�y si� z Karabanikiem jako z instruktorem o�wiatowym "Czytel-
nika". Je�dzi� z nami na wieczory autorskie. Im g�uchsza prowincja, tym
lepsze urz�dza� wtedy widowisko - potrafi� rozrusza� i najt�psz� sal�.
Teraz ma prawdziwie karko�omne zadanie. Jest dyrektorem techni-
kum g�rniczego (my�l�, �e chyba tylko dyrektorem internatu), pe�nego
dorastaj�cych lub doros�ych hebes�w', kt�rzy si� zachowuj� jak bandy-
ci. S� to ch�opaki przewa�nie ju� �onate albo rozwiedzione - mn�stwo
ma��e�stw legalnych i nielegalnych zawiera si� mi�dzy 16 i 18 rokiem
�ycia. N� jest ich pospolit� zabawk� i nie ma dnia, �eby tam krew si�
nie la�a. [. . .]
W tych kr�gach przedwojenne bieda-szyby zast�pione zosta�y przez
ha�dy. G�rnicy cichcem wyrzucaj� na ha�dy dobry w�giel. Ha�dy oble-
gane s� potem przez t�umy dzieci od 10 do 12 lat, g��wnie ch�opc�w.
Zbieraj� w�giel na w�zki, a potem sprzedaj� go na w�dk�, kie�bas�
i dziewczynki. Karabanik z�o�y� do Ministerstwa podanie, �eby mu po-
zwolono zrobi� osobn� szko�� dla tych dzieci. Odm�wiono mu, argu-
mentuj�c, �e te "dzieci" maj� chodzi� do normalnych szk�. A oczywi-
�cie nie chodzi�y do �adnych szk� i nie ma w og�le si�y, co by je do te-
i go zmusi�a. Karabanik po odmowie Ministerstwa "samowolnie" zacz��
zbiera� tych ch�opc�w i uda�o mu si�, �e oko�o czterdziestu zatrzymy-
, wa� na godzin� lekcji. Niczego im nie zabrania�, ch�opaczyska rozwala-
�y si� nieprzyzwoicie w �awkach, pali�y papierosy. Po lekcji m�wi� im:
"
A teraz id�cie na ha�dy". Tylko gdy kt�ry� zachowywa� si� poprawnie
i przez lekcj� nie pali�, wyr�nia� go m�wi�c: "O, to jest m�dry ch�opak.
On b�dzie dobrym sportowcem, on wie, �e �aden palacz nie b�dzie do-
' brym sportowcem". Po pewnym czasie doda� im drug� godzin�,
a p�niej trzeci� godzin� - sportu i gier na powietrzu. Troch� odpad�o.
Oko�o trzydziestu przesz�o stopniowo na nauk� w normalnych szko�ach.
Karabanik, gdy obejmuje jaki� internat, interesuje si� najpierw jedze-
niem. Jest �wietnym organizatorem i gospodarzem. Zaraz te� stara si�
o pozwolenie i zaprowadza w�asn� hodowl�. Karmi doskonale, uwa�a to
za podstaw� dobrej pedagogiki w dzisiejszych czasach. Oto praktyczny
marksizm by�ego �piewaka i mistrzowskiego znawcy �ycia.
# H e b e s (�ac.) - t�py, zakuta g�owa
14 IV 1955. Czwartek
W przysy�anym z Moskwy "Ogo�ku", kt�rego nie czytam, bo jest ni-
�ej wszelkiego poziomu, zauwa�y�am w 14 numerze artyku� o L. Woy-
niczowej i jej m�u. L. Woynicz', autorka popularnej powie�ci "Szer-
sze�", i jej m�� zostali tam kreowani na prekursor�w rosyjskiego komu-
nizmu, niemal na bohater�w Zwi�zku Radzieckiego avant la lettre.
Woynicz wedle tego artyku�u by� Proletariatczykiem, a na emigracji-
pracownikiem ksi�garskim i inicjatorem r�nych rosyjskich rewolucyj-
nych przedsi�wzi�� emigracyjnych.
Woynicz�w osobi�cie nie zna�am, cho� mog�am ich by�a pozna�
przebywaj�c w 1913-14 w Londynie. Ale nie chcia�am ich pozna�, zda-
wali mi si� par� podejrzanie zagadkow�. Ona by�a wtedy starzej�c� si�
dam�, zamieszka�� w luksusowej willi pod Londynem, bodaj�e w Rich-
14 15
mond, gdzie hodowa�a r�wnie jak ona ekscentryczne ro�liny i zwierza-
ki. Marian, kt�ry do niej pojecha�, jako do autorki "Szerszenia", wr�ci�
rozczarowany i krytycznie ubawiony. Woynicz mia� za sob� jak�� le-
gend� o zes�aniu, z kt�rego uciek�. Ale na emigracji zrobi� wielki maj�-
tek. By� wielkim ksi�garzem-antykwariuszem, maj�cym sklepy po r�-
nych stolicach Europy i w Ameryce. O �adnych stosunkach Woynicz�w
z rosyjskim ruchem rewolucyjnym, czy w og�le z �wczesn� rosyjsk�
emigracj� nic si� w�wczas nie s�ysza�o, nie wiedzia�o i nie m�wi�o. In-
teresowa� si� natomiast intensywnie polskim ruchem niepodleg�o�cio-
wym. W przededniu pierwszej wojny �wiatowej rozesz�a si� sensacyjna
wie��, �e Woynicz jest tajnym agentem rosyjskiej policji politycznej. Ta
wiadomo�� przerazi�a Polak�w, kt�rzy uwa�ali Woynicza za poczciwe-
go bogacza-mecenasa, wspomagaj�cego przebywaj�cych za granic� ro-
dak�w, zatrudniaj�cego ich nawet w swoich sklepach. Przed moim
przybyciem do Londynu pracowa�a u niego m.in. I��akowicz�wna.
Szpiegowsk� rol� Woynicza wykry� podobno Tytus Filipowicz, kt�ry
Woynicz�w zna�, bo pani Woyniczowa jakoby w nim si� kocha�a. Fili-
powicz przyp�aci� to chorob� nerwow�, czy te� - jak m�wiono - na ��-
danie ambasady rosyjskiej umieszczony zosta� w zak�adzie dla umys�o-
wo chorych.
Niestety, poza I��akowicz�wn�, kt�ra na d�ugo przed tym skandalem
wyjecha�a z Londynu, a Woynicza traktowa�a pogardliwie, jako "praco-
dawc�" poety, niktju� nie �yje, kto by m�g� da� �wiadectwo prawdzie o
Woyniczu, i nikt ju� tej prawdy nie b�dzie zna�. Jedno jest pewne, �e
bogate antykwariaty bywa�y melinami szpiegowskimi, i �e pani Woy-
nicz istotnie bywa�a za m�odu w Rosji i kuma�a si� tam z rewolucjoni-
stami. W londy�skim okresie na pewno nie by�a ideow� rewolucjoni-
stk�, a on na pewno nie by� "pracownikiem ksi�garskim".
i E t h e 1 L i 1 i a n V o y n i c h (1864-1960), pisarka angielska, c�rka matema-
tyka, �ona polskiego rewolucjonisty, M. Woynicza. W latach 1887-89 w Rosji; znajoma
Engelsa i Plechanowa. Od 1920 mieszka�a w Nowym Jorku. T�umaczy�a literatur� ro-
syjsk� i ukrai�sk� na angielski. Spo�r�d kilku w�asnych powie�ci, ogromn� karier�
w Rosji, a zw�aszcza w ZSRR, zrobi�a rewolucyjna powie�� dla m�odzie�y Szerszeri
(1887, ros. przek�ad 1898), po�wi�cona walce wyzwole�czej W�och�w w 1. 30.#0.
XIX wieku. Ponadto skomponowa�a troch� utwor�w muzycznych, m.in. oratorium Ba-
bilon (1948) o obaleniu caratu w Rosji.
15 IV 1955. Pi�tek
Rano na targ przy Pu�awskiej, gdzie w stoisku pa�stwowym, na wiel-
kiej �awie jatki pe�no wo�owiny. Mo�na by�o kupi� mi�sa, jakie si� po-
doba�o, gdyby si� przysz�o o 4-5 rano. Sta�a kolejka trzykrotnie w�em
zakr�cona, chyba du�o ponad sto os�b. Uleg�am zawsze nieprzepartej
dla mnie pokusie i kupi�am... tulipan�w za 80 z� (po osiem z� sztuka) za-
miast mi�sa. Kwiaciarka, jak wi�kszo�� kwiaciarek i z Pu�awskiej, i z
Polnej, zna mnie jeszcze z czas�w, gdy "s�yn�am" jako kupuj�ca bez li-
ku kwiat�w. Gdy patrzy�am �akomie na lad� z mi�sem i na wymachuj�-
cego toporkiem rze�nika (istny Prokofij z "Mojego �ycia" Czechowa),
ofiarowa�a si�, �e mi�sa, jakie chc�, jutro rano mi kupi. Ale to by� ko-
niec moich sprawunk�w i nie mia�am pieni�dzy, by jej zostawi�. Mam
ju� trzy znajome i przyjazne stragany na tym targu: owocarz (ma��e�-
stwo Ruci�skich), nabia�ow� (Bolkowsk�) i kwiaciark�, kt�rej nazwiska
nie znam.
21 IV 1955. Czwartek
Zaproponowano mi wyjazd do NRD na "spotkanie pisarzy" z obu
cz�ci Niemiec i na uroczysto�ci schillerowskie (Wartburg i Weimar).
Bardzo mi to nie na r�k� ze wzgl�du na kiepski stan zdrowia, na zamie-
rzone prace i na jedn� z niewielu rzeczy,jakie lubi� - przesadzanie
kwiat�w i urz�dzanie balkon�w. A tak�e - i g��wnie - na pami�� o s�o-
wach Jerzego Stempowskiego, kiedy� jeszcze sprzed wojny: "Wsz�dzie
mo�na jecha�, ale w odpowiednim czasie i w odpowiednim towarzy-
stwie". Mam jecha� tylko z Jastrunem. W ko�cu zgodzi�am si� pod wa-
runkiem, �e - �adnych zobowi�za�, �adnych publicznych wyst�pie� etc.
Ale mam ju� katzenjammer po tej decyzji.
Anna opowiada o Leszku Bogda�skim i jego "bogdance. Poznali si�
przypadkiem na koncercie, a stwierdziwszy wsp�lne upodobania do mu-
zyki, zacz�li korespondowa� o... muzyce. No, i kobieta oszala�a. "Mu-
z ka ich z ubi�a - m�wi Anna. "No, tak..
. ##Kreutzerowska sonata"-
m�wi� ja. - To w�a�nie jest ten temat". Oby ten romans nie sko�czy� si�
tak samo tragicznie. A Leszek ju� sam przyr�wnywa sw�j romans do...
"Anny Karenin " - te� tragicznie si� ko�cz�cej. Potwierdzenie tej roli
muzyki znalaz�am u Manna w "Doktorze Faustusie". Musz� to sobie
przepisa� do "Ksi�gi cytat", kt�r� kilka razy w �yciu zaczyna�am i za-
wsze mi to przepada�o.
16 2 - Dzienniki, t. 3
i D�browska wyjecha�a do NRD 29 kwietnia 1955. 5 maja w Wattburgu odbywa�y
si� po raz drugi "Dichtertreffen" - spotkanie pisarzy NRD i RFN, kt�rym przy�wieca�a
idea demokratycznego zjednoczenia Niemiec. W Weimarze obchodzono uroczysto�ci
150-lecia �mierci Fryderyka Schillera. Swej 3-tygodniowej podr�y D�browska w
dzienniku nie notowa�a.
2 J a n i n a B o g d a � s k a, lekarka chirurg; pobrali si� w 1959 r.
22 IV 1955. Pi�tek, sz�sta rano
Wczorajszy dzie� by� dla mnie z�y. Bardzo nie lubi� wyst�powa�
publicznie, a zw�aszcza odpowiada� na pytania - kompletnie wtedy g�u-
piej�. Moja "m�dro��" jest bardzo kameralna, a nadto - dopiero po d�u-
gim my�leniu wiem, co my�l� o zadanym pytaniu. Mam wybitnie to, co
si� nazywa "esprit d'escalier" - rozum dopiero wtedy przychodzi do
g�osu, gdy wychodz� z miejsca, gdzie powinien by� mi pos�u�y�. U mnie
nie pierwsza, tylko ostatnia my�l jest z�ota. Przy tym na wieczorze
w Muzeum' mia�am wra�enie, �e publiczno�� nie by�a dobrze usposo-
biona do mnie; cho� jak na wszystkich tych wieczorach by�o bardzo pe�no.
W domu po powrocie z Muzeum zasta�am Bartelskich z dzie�mi.
Przy kolacji Anna wyg�osi�a "mow�" o incorrectibilite2 �wiata. �e�my
wszyscy sparszywieli, �e �wiat jest nie do uratowania, �e nieprzyzwoi-
to�ci� jest pisa�, �e kiedy� ka�dy, kto dzi� pisze, b�dzie �mieszny, po-
niewa� tak nic nie wiedzia�. Wszystko to tak mnie przygn�bi�o, �e do
trzeciej nie spa�am i czu�am si� jaka� zatracona.
W zwi�zku ze zgod� na wyjazd do NRD zacz�am czyta� "Doktora
Faustusa" Manna3. Oto rodzaj, jaki by mnie jeszcze dzisiaj n�ci�. Powie-
dzenie prawdy o dzisiejszym �wiecie, opisanie go tak, jak si� w nauce
opisuje po raz pierwszy ujrzane zwierz� czy przeprowadzone albo prze-
�yte do�wiadczenie - np. rozbicie atomu.
# Poprzedniego dnia D�browska odby�a wiecz�r autorski w Muzeum Narodowym;
na t� okazj� przygotowa�a Kilka my�li z powodu jednej ksi��ki (o Stefanie Szolc-Rogo-
zi�skim, kaliszaninie, pomys�odawcy i realizatorze wyprawy do Kamerunu), pierwo-
druk: "Nowa Kultura" 1955, nr 18, przedruk w: PR, t. II.
2 I n c o r r e c t i b i 1 i t e (fr.) - niepoprawialno��
% Tomasz Mann - Doktor Faustus,1947 (przek�. polski W. Wirpszy i M. Kureckiej,
1960).
# 25 IV 1955. Poniedzia�ek, si�dma rano
Od pi�tej patrz� na zawiej� �nie�n�. Termometr wskazuje ni�ej zera.
Przeczyta�am w "Tw�rczo�ci" (obecna "Tw�rczo��" jest ca�a zajmuj�-
, ca) artyku� Wyszomirskiego o nowym polskim wydaniu Goethego.l
Wspomina o dwudziestu kilku poetach, kt�rzy przek�adali s�ynny
wiersz: "Ilber allen Gipfeln ist Ruh' ". Podaje trzy przyk�ady - wszy-
stkie bardzo z�e. Najgorszy - Staffa; stosunkowo najmniej z�y - Kar-
skiego. Tak mnie to zaj�o, �e pr�bowa�am sama prze�o�y�. Wysz�o to
# tak:
G�ry spocz�y w ciszy,
Po�r�d drzew ledwo s�yszysz
Tchnienie, co dr�y.
Ptaszkowie milcz� w borze,
Poczekaj - wkr�tce mo�e
Spoczniesz i ty.
18 19
Z pobytu w NRD. Po lewej stronie siedz� m.in.: M. D�browska, A. Milska; po prawej:
R. Karst, M. Jastrun
Mo�na by te�: "Ptasz�ta milcz� w borze". Ale niedobre jest jeszcze to
"tchnienie, co dr�y". No, i to, �e znik�y i wierzcho�ki, i szczyty. Tam
jest przecie� "Uber allen Gipfeln" i "Uber allen Wipfeln".
Dalej czytam Manna z najwy�szym zainteresowaniem. Co za r�nica
kalibru w zestawieniu np. z "Odwil��" Erenburgaz. To tak�e pr�ba po-
wiedzenia prawdy o swoim czasie i narodzie, ale �e sp�tana - brzmi fa�-
szywie. To ksi��ka o zamarzni�tych sercach, "odwil�" jest w niej taja-
niem zimowej zgnilizny, ale jeszcze nie wiosn�. Cho� by� mo�e niedo-
��n� zapowiedzi� wiosny. S�aby obraz odruch�w cz�owiecze�stwa
w manekinach i automatach ludzkich.
1 Jerzy Wyszomirski -Zpowodu wydania Goethego, "Tw�rczo��" 1955, z. 4.
= Ilja Erenburg - Ottiepiel,1954 (przek�. pol.1955); pod�wczas budzi�a sensacj� ja-
ko pierwsza w literaturze radzieckiej krytyka okresu stalinowskiego; da�a nazw� okreso-
wi przej�ciowemu.
26 IV 1955. Wtorek
Cytaty z artyku�u Sowi�skiego w "Tw�rczo�ci" o Schillerze: "Wiel-
ko�� - daje do zrozumienia Schiller - mo�liwa jest nawet w najmrocz-
niejszym okresie historii". To interesuj�ca interpretacja Sowi�skiego.
"Kiedy ma by� nieszcz�cie - notuje Schiller na marginesie planu ##Dy-
mitra,# - to nawet dobro musi wyrz�dza� szkody"'.
Anna m�wi, �e do naszego czasu w pe�ni stosuje si� polskie przys�o-
wie: "dobrymi ch�ciami piek�o wybrukowane". I �e �yjemy w�a�nie
w piekle brukowanym dobrymi ch�ciami. I �e c'est le cas de le dire=.
Przeczyta�am Schelera "O zjawisku tragiczno�ci"3. Pytanie - czy ko-
munizm i jego zmaganie si� ze �wiatem niekomunistycznym - to jeden
z przejaw�w tragizmu �wiata (bytu), czy to zjawisko jest dlatego tragi-
czne, �e komunizm odrzuci� poj�cie tragiczno�ci (sama jestem za jego
rewizj� i zredukowaniem, ale nie a� do jego negacji) przez nies�ychan�
pych�, a przez to posia� nieopisany zam�t, odj�� sobie wszelk� powag�,
niszczy sobie samemu wszelkie szanse realizacji samego siebie. Odej-
muj�c wszelk� racj� bytu warto�ciom, z kt�rymi walczy, strywializowa�
samego siebie. St�d to poczucie powszechnej nudy i obrzydzenia, nurtu-
j�ce nie tylko og� spo�ecze�stwa, ale i samych, co lepszych, komuni-
st�w.
i Adolf Sowi�ski - Fryderyk Schiller, "Tw�rczo��" I 955, z. 4.
2 C ' e s t 1 e c a s... (fr.) - w�a�nie przy tej okazji mo�na by to powiedzie�.
% Max Scheler - O zjawisku tragiczno�ci, prze�. R. Ingarden,1938.
27 IV I 955. �roda
Na obiedzie Kornaccy. Przynie�li swoj� ksi��k� "Las". Ju� pierwsze
zdanie - wyj�tkowo z�e - zniech�ca do dalszego czytania. Dziwne, jak
ludzie o takiej inteligencji nie zdaj� sobie sprawy z tego, �e �le pisz�.
M�wi� znacznie lepiej, ni� pisz�. Ale i m�wi�c, i pisz�c notuj� tylko
skrz�tnie przejawy towarzysz�ce istocie zjawisk i prze�y�, jakby nie za-
uwa�aj�c sedna �adnej rzeczy. S� jak wprawni akompaniatorzy nie s�y-
sz�cy i nie daj�cy s�ysze� melodii, kt�rej akompaniuj�. A kt� by s�u-
cha� naszego akompaniamentu? A jednak s� poczytnymi pisarzami, to
20 21
Tomasz Mann i Anna Seghers w Weimarze,1955
rzecz, kt�rej dobrze jeszcze nie rozumiem, chocia� si� z tego dla nich
ciesz�, bo ich lubi�. Ich samopoczucie pisarskie jest zreszt� co najmniej
r�wnie wspania�e jak u Parandowskiego. Mo�e takie samopoczucie do-
daje warto�ci temu, co czynimy? Mo�e moje z�e samopoczucie ujmuje
warto�ci moim pracom? Gdy deprecjonuj� je sama, c� maj� robi� inni?
List Jerzego Stempowskiego, entuzjastyczny dla mego opowiadania
"
Na wsi wesele"' (ukaza�o si� w lutowym numerze "Tw�rczo�ci"),
sprawi� mi rado�� najeden wiecz�r przynajmniej.
# List J. Stempowskiego do M. D�browskiej,15 IV 1955. "To, co na pierwszy rzut
oka uderza w Pani opowiadaniu - pisa� m.in. - to osobliwe l�nienie i promieniowanie-
jak w obrazach mistrz�w holenderskich - postaci i przedmiot�w na poz�r zwyk�ych.
Mistrze holenderscy o�wietlali je (w) ciemnym tle. Pani technika ma co� podobnego..."
25 VI 1955. Sobota
Wiosny nie mieli�my tego roku. Od marca do 19 czerwca by�y de-
szcze, zimna, wichry, przymrozki. �le b�dzie z owocami. Wygin�a
cz�� ptak�w. Jerzyki, kt�rych skwir jest dla Warszawy r�wnie chara-
kte st
czn #ak wizdanie kos�w dla Wroc�awia do iero w czerw
# y y, ) g p cu
zacz�y si� ukazywa�, i to z rzadka migaj� po niebie. Warszawscy dzia�-
kowicze narzekaj� na plag� liszek, co dope�nia miary przewidywanych
strat ogrodniczych. Jak z urodzajami na polach - nie wiem. Na razie
przedn�wek dosy� srogi. Na wsi i w miastach brak chleba.
Po po�udniu przyszed� Bogu�. Mamy z nim i�� na "Lorenzaccia"
Musseta. Od czasu jak Szyfman jest znowu dyrektorem Teatru Polskie-
go, zacz�am otrzymywa� zaproszenia na premiery.
26 VI 1955. Niedziela
Wykonanie "Lorenzaccia"1 sta�o na najwy�szym poziomie i przera-
sta�o znacznie wszystkie Schillerowskie przedstawienia, jakie widzia-
�am w Weimarze. Tylko Musset nie dorasta Schillera jako romantyk tra-
giczny. W podziw niemal os�upiaj�cy wprawi�a mnie inscenizacja. Te-
resa Roszkowska jest geniuszem. My�l�, �e podobnej dekoratorki nie
ma dzi� drugiej w Europie, i dziwi� si�, �e nie jest bardziej s�awna we
�wiecie. Obrazy tej tragedii gra�y jak powo�ane do �ycia i ruchu p��tna
najwi�kszych mistrz�w malarstwa XV i XVI wieku. Scena na targu a�
dech zapiera�a z zachwytu. Scena w pracowni malarza - �wiat�o - bar-
wy - istny Vermeer. Mo�na sobie naturalnie wyobrazi� zupe�nie inny
styl dekoracji do "Lorenzaccia", i r�wnie fascynuj�cy, ale w ka�dym
stylu mo�na chybi� lub trafi�. Ten by� utrafiony mistrzowsko. Gra by�a
dobra. El�unia Barszczewska zn�w zab�ys�a w roli margrabiny Cibo.
Kreczmar by� doskona�ym kardyna�em-�ajdakiem, Ha�czaz (coraz bar-
dziej lubi� tego aktora) �wietnym renesansowym brutalem-ksi�ciem,
wolooki Wo��ejko jak zawsze czarowny i troch� irytuj�cy. Adwento-
wicz, jako s�dziwy Filip Strozzi, do z�udzenia przypomina� mi Karaba-
nika; powolny pluszowy g�os, intonacja - zupe�nie Karabanikowe. St�d
wnosz�, jak dobrym aktorem m�g� by� by� nasz stary przyjaciel ze �l�-
/.
,r
1
Podczas plenum ZLP, czerwiec 1955. Rys. J. Zaruba
ska. Ma�ynicz�wna - dobra klasa gry, ale dziwnie dla tej sztuki zmieni�a
g�os, m�wi�a niemal sopranem. Brakowa�o mi jej t�giego niskiego g�o-
su. Szczeg�lnie podoba�y mi si� muzyczne "pzzerywniki" Lutos�awskiego.
Dzi� jest najgor�tszy dzie� w tym roku. Na s�o�cu 45 stopni, w cieniu
- 31. Rano odprowadzi�am Tulci� do Romaniuk�w; sama zgodnie
22 23
z umow�, posz�am na dzia�k� do pani Milskiej1 (przy naszej Alei). Pani
Milska od razu z przera�onymi oczyma opowiedzia�a mi wypadek, ja-
kiemu uleg�a Zofia Lissa', muzykolog (ostatnio doktoryzowa�a si� z te-
go przedmiotu), propagatorka muzyki w Radiu, og�lnie nie cierpiana za
"polityczne" traktowanie muzyki. Zg�osi� si� do niej telefonicznie jaki�
m�ody cz�owiek, podaj�cy si� za studenta uniwersytetu. Oznajmi�, �e
przypadkiem jest w posiadaniu tabulatury muzycznej z XVI wieku, kt�-
ra zgin�a w czasie okupacji i bardzo jest poszukiwana. Lissa, kt�ra jest
nieprzytomn� entuzjastk� starej muzyki - tak opowiada Milska - zaraz
porozumia�a si� z Lewakiem, dyrektorem Biblioteki Uniwersyteckiej
i zaproponowa�a nieznajomemu zg�oszenie si� dla komisyjnego przyj�-
cia, wzgl�dnie kupienia tej tabulatury. M�ody cz�owiek obstawa� jednak
przy nieoficjalnym, prywatnym za�atwieniu tej sprawy z ni� sam�. S�-
dz�c - jak m�wi Milska - �e idzie o uzyskanie wi�kszej sumy pieni�-
dzy, naznaczy�a mu spotkanie u siebie. Przysz�o dwu m�odych ludzi,
mniej wi�cej dwudziestoletnich. Cz�stowa�a ich papierosami i cukierka-
mi. Gdy pochyli�a si� nad teczk�, z kt�rej mia�y by� wyj�te owe nuty,
zosta�a uderzona czym� ci�kim w kark, potem w szcz�k�. Wybili jej
mn�stwo z�b�w i pokrwawili. Byliby j� zabili, gdyby nie to, �e w dru-
gim pokoju siedzia� "przypadkiem jej znajomy, kt�ry przyszed� prze-
�piewa� jakie� nuty". Wypad� i szamota� si� z napastnikami, jeden
z nich zbieg�, ale jako� natychmiast znalaz�a si� milicja, kt�ra obu m�o-
dych ludzi aresztowa�a. Podobno jeden z nich przy aresztcwaniu powie-
dzia� do Lissy z wyrzutem: "A jednak pani nie by�a sama". A przy spi-
sywaniu protok�u na zapytanie, w jakim celu dokona� tego napadu, mia�
jakoby powiedzie�: "Takie mia�em zadanie do wykonania". By� to wi�c
zamach polityczny. Mam nieprzepart� odraz� do wszelkiego skrytob�j-
stwa, cho� tym haniebnym �rodkiem pos�uguj� si� i rz�dz�cy, i wszy-
scy, co chc�jak�� w�adz� obali� czy nastraszy�. Nadto mord polityczny,
maj�cy by� dokonanym na muzykologu, cho�by i antypatycznym, wy-
daje mi si� czym� beznadziejnie g�upim. Ale gdy Milska podkre�la ohy-
d� i nikczemno�� tego zamachu, dokonanego z premedytacj� na bez-
bronn� i pe�n� naiwnego zaufania kobiet�, to ja zn�w tak w to naiwne
zaufanie nie wierz�. Lissa jest w bliskich stosunkach z UB i na pewno
okaza�a si� chytrzejsza od swoich napastnik�w, dobrze obstawi�a swoje
mieszkanie i nie przypadkiem znalaz� si� w drugim pokoju �w znajomy,
a natychmiast potem, tak nieuchwytna w wypadku zwyk�ych "prywat-
nych" napad�w, milicja. Tak czy owak, rzecz jest ohydna i rozpacz m-
nie bierze na my�l, do jakich cel�w i przez kogo jest u�ywana nasza
24
m�odzie�. Dwu m�odych ludzi przepad�o w nies�awnym zamachu na ko-
biet�-muzyka !
# Alfred de Musset - Lorenzaccio - prze�. T. Boy-�ele�ski, uk�ad scen. i re�.
E. Wierci�ski, muz. W. Lutos�awski, Teatr Polski, premiera 25 VI 1955.
2 W � a d y s � a w H a � c z a (1905-1977), aktor, re�yser. Uko�czy� polonistyk�
na Uniwersytecie Pozna�skim, r�wnocze�nie ucz�c si� w szkole teatralnej. Do 1939
wyst�powa� przede wszystkim w Poznaniu. Po wojnie w Teatrze Wojska Polskiego w
�odzi (m.in. w sztuce Shawa Ucze� diabfa), w Teatrze im. S�owackiego w Krakowie
(m.in. Ksi�dz Jan w Rozdro�u mi�o�ci), od 1948 by� aktorem Teatru Polskiego w War-
szawie, gdzie kreowa� role Bubnowa w Na dnie, 1949, Senatora w Dziadach, 1955,
Wielkiego Inkwizytora w Don Carlosie, 1960, rol� tytu�ow� w Kr�lu Learze, 1962;
sporadycznie re�yserowa�. W 1. 1947-5fi by� wyk�adowc� w ��dzkiej, a potem warsza-
wskiej PWST.
3 A n n a M i 1 s k a (1909-1987), literatka, t�umaczka, edytor. Uko�czy�a Wydzia�
Humanistyczny na UJK we Lwowie. W Wiedniu studiowa�a germanistyk� i slawistyk�,
w kt�rej si� doktoryzowa�a. Po powrocie uczy�a w szko�ach �rednich w Zamo�ciu
i Warszawie. W 1934 wst�pi�a do KPP; w 1937 pozbawiono j� prawa nauczania. Pod-
czas wojny ze Lwowa zes�ano j� na 4 lata wraz z rodzin� do Kazachstanu. Po wojnie
w �odzi kieruje dzia�em literatury w wyd. "Ksi��ka". Nast�pnie pracuje w CRZZ i Mi-
nisterstwie Kultury, gdzie zajmuje si� amatorskim ruchem teatralnym. W 1957 pod
wp�ywem wydarze� na W�grzech wychodzi z PZPR i z Ministerstwa Kultury. Poza
ksi��kami dla dzieci i m�odzie�y, wydaje prace o Goethem, Schillerze i Heinem i wiele
innych rozpraw. Prze�o�y�a i wyda�a m.in. pierwszy z 2 tom�w Poezji wybranych Goe-
i thego, listy Goethego, H#lderlina, Kleista i Rilkego oraz z K. Kami�sk� antologi� nie-
mieckoj�zycznej liryki mi�osnej Ty sig pojawiaszjak mifo��.
4 Z o f i a L i s s a (1908-1980), muzykolog. Studiowa�a gr� na fortepianie w kon-
serwatorium, muzykologi� na uniwersytecie we Lwowie, a ponadto histori� sztuki, psy-
chologi� i filozofi�; uzyska�a w 1930 r. stopie� doktora filozofu, a w 1954 doktora nauk
humanistycznych. Od 1948 kierowa�a Zak�adem Muzykologii na Wydziale Historycz-
nym UW, gdzie w 1951 zosta�a profesorem. Najwa�niejsze prace: Zarys nauki o muzyce,
1934, Muzyka i film, 1937, Podstatvy estetyki muzycznej, 1953, Fragen Der Musikasthetik,
1954, Historia muzyki rosyjskiej,1956. W okresie stalinowskim by�a g��wnym oficjal-
nym ideologiem w dziedzinie muzyki i ruchu muzycznego.
1 VII 1955. Pi�tek
# W poniedzia�ek - ostatnie przygotowania do wyjazdu Tulci. Wieczo-
rem k�pi� j� i myj� jej g�ow�. We wtorek rano wyje�d�am z ni� i z Jur-
kiem do Chylic. Ju� na dworcu kolejki spotykamy si� z pani� Romaniu-
kow� i jej c�reezkami. Ma�gosia milcz�ca i smutna, Tula i Basia w ok-
nie rajcuj�jak dwie papu�ki, w wagonie s�ycha� tylko ich g�osy.
Chylice - brzydka okolica - domy wsz�dzie rozpaczliwe. Dom tych
si�str urszulanek te� bardzo brzydki. One same wygl�daj� jak farmerki
25
w sinoszarych sukniach, w fartuchach i czepeczkach. Prowadz� gospo-
darstwo hodowlane i ogrodnicze, same wszystko obrz�dzaj�c i uprawia-
j�c. Zim� maj� internat szkolny, latem przyjmuj� dziewczynki na waka-
cje, maj� zawsze dziesi�� razy wi�cej kandydatek ni� mog� przyj��. Lu-
dzie s� tak zra�eni do wszelkiej "publicznej" opieki nad dzie�mi, �e ufa-
j� jeszcze tylko klasztorom; nawet tacy, kt�rzy nigdy by dawniej do kla-
sztoru dzieci nie oddali. Klauzura tych si�str - ubogi baraczek; ogr�d
porz�dnie utrzymany, ca�y urok sadyby to rzeczka Jeziorka kr�tym bie-
giem przylegaj�ca do ogrodu. Matka prze�o�ona komenderuje jak pu�-
kownik. Wyobrazi�am sobie, jak bym si� zap�akiwa�a z �a�o�ci, gdyby
mnie jako 9-letni� dziewczynk� zostawiono w tak obcym i takim brzyd-
kim miejscu, ju� wtedy by�am taka wra�liwa na wdzi�k otoczenia. Tul-
cia stroi�a b�aze�skie miny w kancelarii przy jej przyjmowaniu, ledwo
da�a si� na po�egnanie poca�owa� i zaraz polecia�a si� bawi� z Ma�go-
si�. Ciekawajestem, czy prze�yje cho� chwilk� �alu za domem.
Zas�yszane dowcipy: Park za�o�ony dooko�a Pa�acu Kultury, ludno��
Warszawy nazwa�a "lasek katy�ski". Makabryczny dowcip. A drugi:
Sokorski pyta plastyka, kt�ry pierwszy raz by� w Zwi�zku Radzieckim,
co mu si� tam najwi�cej podoba�o. Odpowied�: "Ustr�j, panie mini-
strze". "No, oczywi�cie, ale tak poza tym, co si� panu najwi�cej po-
doba�o?" Odpowied�: "Nic!" Ten dowcip opowiadano sobie u S�onim-
skiego na jego imieninach. By�a to moja jedyna w tym roku wizyta
u kogo� prywatnego.
We �rod� przed po�udniem posz�am na Sesj� Rady Kultury i Sztuki',
bo mia�am tam um�wione spotkanie z Szyma�sk�. Wys�ucha�am refera-
tu ��kiewskiego, pi�trowy bana�, sto tysi�cy razy ju� s�ysza�o si� to
wszystko. By�am do przerwy, potem z Szyma�sk� do SARP-u na obiad
i stamt�d autem PIW-u do domu. Milska i Szyma�ska m�wi�y mi po-
tem, �e dyskusja by�a beznadziejnie ja�owa i ca�a ta sesja poroniona. Te-
raz w�r�d partyjnych jest moda psioczy� na wszystko oficjalne. Na tej
sesji, w czasie przerwy opowiadano z kpinami o przem�wieniu Sokor-
skiego. Pada�y takie zdania z ust partyjnych komunist�w: "Jak si� s�y-
szy Sokorskiego, zdawa�oby si�, �e ju� nic g�upszego ni� m�wi, nie b�-
dzie m�g� wymy�li�. Ale gdzie tam! Nast�pna mowa okazuje si�jeszcze
g�upsza".
1 Zamierzeniem XVI Rady Kultury i Sztuki (obraduj�cej w dniach 29-30 VI 1955)
by�o podsumowanie dziesi�ciolecia 1944-54. Punkt wyj�cia stanowi�y referaty W. So-
korskiego Zarys rozwoju sztuki w ostatnim dziesi�cioleciu i St. ��kiewskiego Niekt�re
zagadnienia rozwoju literatury wsp�czesnej.
6 VII 1955. �roda
Na wczorajszy wiecz�r Anna kupi�a bilety na s�awione jako "wyda-
rzenie" przedstawienie sztuki Prospera Merimee: "Teatr Klary Gazul"'
kt�ra jest w�a�ciwie zespo�em trzech jednoaktowych komedyjek "dema-
skuj�cych" - ka�da w innym �rodowisku - ob�ud� i siedem grzech�w
! g��wnych duchowie�stwa katolickiego. Przypuszczam, �e dlatego sztu-
ka takjest chwalona w prasie oficjalnej. W gruncie rzeczy bawi i zajmu-
je tylko ostatni akt-komedyjka, bo gra�o w nim dwoje �wietnych akto-
# r�w: Melina2 i Irena Eichler�wna. Ten Micha� Melina, cz�owiek o nie-
fortunnym nazwisku, wart jest najpierwszych polskich scen. I zapowia-
# da� ka�d� z trzech komedyjek bardzo inteligentnie, i w trzecim akcie ja-
ko wicekr�l Peru, chory na podagr� i rozamorowany, by� doskona�y. Ei-
chler�wna3 jest zawsze w rolach dwuznacznych i p�wiatkowych najle-
psza, ale mnie bardzo �enuje jej lwowsko-�ydowska maniera (�ydzi
# przysi�gaj�, �e nie jest �yd�wk�, jakby to by�a jaka� ujma by� na sw�j
spos�b genialn� �yd�wk�!).
O wp� do sz�stej wieczorem posz�y�my do Ogrodu Botanicznego.
By�o tak pusto, co wielkim jest dzi� rarytasem. Cudowne r�e. I drzewa
w pe�ni masywnej lipcowej zielono�ci. Jak zawsze, kiedy si� wyjdzie
gdzie na spacer, obiecywa�y�my sobie, �e co dzie� wieczorem b�dziemy
za�ywa� tej chwili odetchnienia. Ile� to lat ju� tak sobie obiecujemy,
a potem mija rok, zanim si� zn�w gdzie� wybior�. G�upio �yj�, marnie,
n�dznie i coraz gorzej pracuj�. Na nic si�y, do niczego ochoty. Przera�a
mnie ka�de z�e samopoczucie, jako zwiastun zbli�aj�cego si� ko�ca.
Nas�uchuj� podst�pnej natury - jaki koniec zamierza mi zgotowa�.
, Wszystkie te strachy s� niezno�ne, trywialne, niemoralne, a jednak nie
mog� si� od nich uwolni�. U�mierca mnie ci�g�a my�l o �mierci.
1 Prosper Merimee - Teatr Klary Gazul, prze�. J. Guze, re�. M. Melina, kostiumy
I. Nowicka, scen. J. Kosi�ski, muz. Z. Turski, Teatr Wsp�czesny, premiera 11 III 1955.
2 M i c h a � M e 1 i n a (1890-1956), aktor, re�yser, dyrektor teatru. Do 1939 wyst�-
powa� w Krakowie, Toruniu, �odzi, Warszawie, Lwowie i in. W 1939-41 i 1944-45 gra�
i re�yserowa� w Teatrze Polskim w Wilnie; p�niej w teatrce bia�ostockim. Od 1946 by�
aktorem i re�yserem Teatru Kameralnego w �odzi, a od I949 Teatru Wsp�czesnego
w Warszawie, kieruj�c - wraz z E. Axerem - obiema scenami. W �odzi re�ysecowa�
Pigmaliona (sam wyst�pi� w roli Higginsa), G�upiego Jakuba (gra� Szambelana);
w Warszawie - Teatr Klary Gazul (wspomniana rola w Karocy); gra� m.in. w Wieczorze
Trzech Kr�li, Praeda w Profesji pani Warren.
% I r e n a E i c h 1 e r � w n a (1908-1990). Uko�czy�a Oddzia� Dramatyczny przy
Konserwatorium Warszawskim i debiutowa�a w 1929. Do czasu wojny gra�a w Wilnie,
Krakowie i Lwowie, od 1934 w Warszawie. Podczas wojny wyst�powa�a we Francji
26 27
i w Brazylii. Po powrocie w 1. 1949-56 zwi�za�a si� z Teatrem Wsp�czesnym, a od
1956 z Teatrem Narodowym, cz�sto wyst�powa�a go�cinnie. G��wne role: tytu�owa w
Profesji pani Warren, Kamila Pericole w Karocy, Maria Stuart w dramacie Schillera,
Mutter Courage w sztuce Brechta, Zapolska we w�asnym monta�u Ta Gabriela. Domy-
s�y D�browskiej na temat pochodzeniajej maniery nieprawdziwe.
8 VII 1955. Pi�tek
Czytam mow� Sartre'a (wyg�oszon�) i Russella (przys�an�) z kongre-
su w Helsinkach'. Sartre uderzy� w sedno rzeczy m�wi�c m.in.: "Chce-
my pokojowej koegzystencji wszystkich narod�w wbrew nieporozumie-
niom ich re�ym�w. Taka koegzystencja mo�e zosta� urzeczywistniona,
gdy wysi�ki narod�w zdo�aj� spowodowa� rozpad Blok�w". I dalej:
"zimna wojna nie polega jedynie na wymianie obelg... Jej istot� jest
okre�lona struktura stosunk�w mi�dzynarodowych, p