1847

Szczegóły
Tytuł 1847
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1847 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1847 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1847 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Tadeusz Mazowiecki Druga twarz Europy Tom Ca�o�� w tomach Polski Zwi�zek Niewidomych Zak�ad Wydawnictw i Nagra� Warszawa 1990 T�oczono pismem punktowym dla niewidomych w Drukarni PZN, Warszawa, ul. Konwiktorska 9 Pap. kart. 140 g kl. Iii_B�1 Przedruk z Wydawnictwa "Wi�", Warszawa 1990 Pisa�a K. Pabian Korekty dokona�y D. Jagie��o K. Kopi�ska Od wydawcy Prezentowany tu zbi�r esej�w Tadeusza Mazowieckiego, wsp�za�o�yciela "Wi�zi" i jej wieloletniego redaktora naczelnego, planowali�my wyda� pt. "Powr�t do najprostszych pyta�" w 1983 roku. Przez trzy kolejne lata (1983-1985) tytu� ten by� skre�lany z planu wydawniczego serii Biblioteka "Wi�zi" przez Departament Ksi��ki Ministerstwa Kultury i Sztuki. W 1986 roku ksi��ka ukaza�a si� w Krakowie, poza cenzur�, nak�adem Oficyny Literackiej. Wiosn� 1989 roku szwajcarskie wydawnictwo Editions Noir Sur Blanc wyda�o t� ksi��k� w j�zyku francuskim pt. "Un antre visage de l.Europe". "Druga twarz Europy" stanowi wzbogacon� o dwa szkice (pt. "Niezako�czenie" i "Ku wolno�ci") wersj� tomu wydanego przez Oficyn� Literack� w Krakowie. (Biblioteka "Wi�zi") Od autora Ksi��ka ta sk�ada si� ze szkic�w, kt�re powstawa�y w r�nym czasie. Jest w nich jednak�e pewien w�tek wsp�lny. I wtedy, kiedy je pisa�em, i tym bardziej dzi�, s�dz�, �e obstawanie przy podstawowych warto�ciach, jest tworzeniem nadziei; tej nadziei, bez kt�rej trudno �y� nie tylko jednostce, lecz i zbiorowo�ci. Na ko�cu ksi��ki zamie�ci�em not� informuj�c� o datach publikacji poszczeg�lnych tekst�w. Zwracam na nie uwag�, cho� przede wszystkim chcia�bym zach�ci� do czytania tego, co jest w tym zbiorze poszukiwaniem trwa�ym. W tym poszukiwaniu dokonuje si� nie tylko m�j - jak my�l� - powr�t do najprostszych pyta�. 1983 "Nauczy� si� wierzy� w�r�d t�gich raz�w" I Chrze�cijanin sytuacji powik�anych, Dietrich Bonhoeffer, pojawi� si� na naszej drodze p�no, w dwadzie�cia kilka lat po swej tragicznej �mierci, ale chyba pozostanie ju� na niej trwale jako jeden z tych, kt�rych los i my�l maj� walor formacyjny; s� zdolne kszta�towa� nasze postawy. Jest mo�e ryzykowne wyra�a� taki s�d zaraz na wst�pie tych uwag, bowiem jego spu�cizna my�lowa stanowi przedmiot sprzecznych interpretacji. Oczywi�cie istotne jest, �e spotkanie z Bonhoefferem jest zetkni�ciem z kim�, kto zainspirowa� wsp�czesn� my�l teologiczn�, da� jej nowe impulsy, staj�c si� prekursorem poszukiwa� oznaczanych mianem "bezreligijnego chrze�cija�stwa"; istotne jest tak�e - szczeg�lnie dla nas w Polsce - �e jego los jest losem niezwyczajnym chrze�cijanina w Iii Rzeszy, kt�rego uwarunkowania, wahania i ostateczne wybory wiele nam m�wi� o ca�ym klimacie duchowym niemieckiego chrze�cija�stwa i Niemiec w og�le. Ale Bonhoeffer, my�liciel i cz�owiek dzia�aj�cy, kt�ry dzi� do nas dociera jako zjawisko �ywe, ocala�e z czasu, kt�ry go unicestwi�, to ani sama inspiracja intelektualna, ani biograficzny przyczynek do historii epoki ju� zamkni�tej. Jest w nim jako zjawisku co�, co wykracza poza histori� jego w�asnego losu i co sprawia, �e to �wiadectwo my�liciela i teologa si�ga znacznie dalej ni� jego w�asny czas i towarzysz�ce jego �yciu okoliczno�ci. Spotkanie z nim zawdzi�czamy Annie Morawskiej. * Wprowadzaj�c nas w nie, stawia ona w�a�nie to pierwsze pytanie: dlaczego ten los tak bezkompromisowy, tragiczny, ale nietypowy ur�s� dzi� do rangi symbolu i jest tak frapuj�cy zar�wno dla chrze�cijan, jak i dla tych, kt�rzy stoj� poza Ko�cio�em i interesuj� si� Bonhoefferem z innych, pozako�cielnych i pozateologicznych powod�w. "Trudno oprze� si� wra�eniu - odpowiada - �e zachodzi tu zjawisko podobniejsze oddzia�ywaniu dzie�a sztuki ni� wp�ywu jakiej� szko�y albo systemu". Osobowo�� Bonhoeffera odznacza�a si� wi�ksz� chyba intensywno�ci� dramatyczn� ni� dyscyplin� czy odkrywczo�ci� intelektualn�. Wszystko, co pisa�, ��cznie z najbardziej akademickimi wczesnymi rozprawami teologicznymi, jest zawsze przede wszystkim dokumentem jego reakcji na �wiat otaczaj�cy, zawsze nami�tnym usi�owaniem odpowiedzenia na jaki� spo�eczny lub etyczny problem, kt�ry �w �wiat w�a�nie stawia�, zawsze - ju� od pocz�tku - szukaniem tw�rczego miejsca na ziemi dla siebie i dla wyznawanych idea��w. Ale - ziemia zaczyna�a jednak w�a�nie zmienia� posta�, umyka� spod n�g jak ruchome piaski". Tote� by� Bonhoeffer - jak go okre�li� ameryka�ski teolog i krytyk Martin R. Marty - "�wiadkiem epoki wysiedle�". Nam to okre�lenie kojarzy si� z czym innym, co przysz�o p�niej, tu mowa o tych wysiedleniach, kt�re trzeba podejmowa� samemu, porzucaj�c w�asne miejsca na ziemi, opuszczaj�c w�asne "duchowe ojczyzny", aby ocali� co� wi�kszego. Taka by�a droga Dietricha Bonhoeffera z profesorskiego domu, przesyconego atmosfer� liberaln�, ale przecie� zakorzenionego z ca�ej tradycji niemiecko�ci, droga, kt�ra doprowadzi�a go nie tylko do konspiracji antyhitlerowskiej, lecz i do wewn�trznego zaaprobowania w sobie, i� "wobec alternatyw straszliwych trzeba chcie� kl�ski w�asnego narodu"; podobnie te� jego droga ko�cielna i chrze�cija�ska, droga pastora, kt�ry ko�cieln� rzeczywisto�� traktowa� jako jedyn� rzeczywisto�� naprawd� wart� obecno�ci, zamyka si� jakby fina�em zaprzeczenia: �y� etsi Deus non daretur - staje si� podstaw� jego teologicznej rewolucji. Zarazem jednak by� Bonhoeffer i pozosta� Niemcem, chrze�cijaninem i cz�owiekiem, kt�rego lini� �yciow� wyznacza�a konsekwencja niemal bezkompromisowa. Okoliczno�ci nada�y tej konsekwencji wymiar dramatyczny, nie sta�o si� tak jednak od razu, do sprostania im trzeba by�o dorosn��. Porzucanie by�o wi�c nade wszystko dorastaniem do tego wymiaru, by�o �wiadomym podejmowaniem tych "wysiedle�", kt�re ocala�y. "By�a to - jak pisze Anna Morawska - typowa droga ludzi zakr�tu; pokole�, kt�re przechodz�c wprost z jednej formacji duchowej w nast�pn�, nosz� w sobie przez ca�e �ycie ich konflikt, lecz s� zarazem za t� nieuniknion� cen� przezwyci�eniem konfliktu, s� ��cznikiem". Anna Morawska: "Chrze�cijanin w Trzeciej Rzeszy". Biblioteka "Wi�zi", tom 26, Warszawa 1970, Dietrich Bonhoeffer: "Wyb�r pism". Biblioteka "Wi�zi", tom 27, Warszawa 1970. Miejsce Bonhoeffera jest jednak szczeg�lne tak�e i po�r�d r�nych "ludzi zakr�tu". Na wyj�tkowo��, w jakiej dzi� t� posta� odbieramy, rzutuje z pewno�ci� fakt, �e Bonhoeffer zap�aci� cen� �ycia; �e by� Niemcem, jednym z nielicznych chrze�cijan niemieckich, kt�rzy poszli a� do ko�ca w przeciwstawieniu si� hitleryzmowi. Ale Bonhoeffer by� tak�e - i nade wszystko - my�licielem, kt�ry ca�y czas odczuwa� g��d Boga i z przenikliwo�ci� wi�ksz� ni� wielu mu wsp�czesnych i wielu po nim, spostrzega�, �e co� si� zawala r�wnie� w pojmowaniu chrze�cija�stwa; ca�y czas szuka� on odpowiedzi na jedno pytanie: czym jest dla nas dzi� chrze�cija�stwo i czym jest dla nas dzi� Chrystus. W zjawisku "Bonhoeffer" uderza przede wszystkim ta jednorodno�� my�li i dzia�ania, jednorodno�� zupe�nie szczeg�lna, kt�ra nie pozwala i dzi� traktowa� oddzielnie Bonhoeffera - uczestnika antyhitlerowskiej konspiracji i Bonhoeffera - my�liciela, teologa. Chwytanie jego pism w oderwaniu od biografii jest wprost niemo�liwe; to, co jest w nich zwyczajne, i to, co jest rewolucyjnie �mia�e, brzmie� mo�e razem jak akademicki wyw�d, je�li nie odnajdzie si�, na tle tego �wiadectwa �ycia, ca�ego napi�cia moralnego, jakie tej my�li i temu �yciu towarzyszy. Z drugiej strony sama biografia, cho� ko�czy j� stracenie w obozie zag�ady we Flossenburgu 9 kwietnia 1945 roku, nie wyr�nia si� wielko�ci� w�asnych dzia�a�, mog�aby stanowi� jedynie ogniwo w �a�cuchu walk i ofiar tamtego okresu. Jest to jednak ogniwo szczeg�lne w�a�nie w zespoleniu z my�l�, kt�ra okre�la krok po kroku pozycj� chrze�cijanina anga�uj�cego si� w ryzyko dzia�ania i totalnej przegranej, a r�wnocze�nie w ryzyko odczytywania, czym jest chrze�cija�stwo, w ryzyko kwestionowania samych a� fundament�w zastanej rzeczywisto�ci chrze�cija�skiej. Bonhoeffer - i to jest tak�e uderzaj�ce w spotkaniu z nim - podejmuje to podw�jne ryzyko, ryzyko dzia�ania i ryzyko kwestionowania, z poczuciem pewno�ci g��biej zakorzenionym, a tak ci�gle na przek�r wszystkiemu obecnym w jego pismach, listach i notatkach. Obcuj�c z jego my�l�, ma si� ca�y czas �wiadomo�� �r�de�, z jakich ta pewno�� p�ynie, i �wiadomo�� tego, co pewno�� ta wyra�a; w pierwszym przypadku jest to pewno��, �e przegrana jest w�a�ciwie niemo�liwa, je�li patrzy si� na �ycie pod innym k�tem, w drugim - jest to pewno�� tego, �e kwestionowanie nie jest destrukcj�, lecz wg��bianiem si� w sam� istot� chrze�cija�stwa. "Rzeczywisto�� tylko w ograniczonym zakresie jest podatna na zasady, bo nie na nich jest zbudowana, lecz opiera si� na �ywym, stw�rczym Bogu" - pisze w rozwa�aniach o etyce w 1940 roku. Ten sam cz�owiek, kt�ry broni� tak mocno zasad, posuwaj�c si� w okre�lonej sytacji do g�oszenia tezy extra ecclesiam nulla salus, przeciwstawia si� w tych s�owach zasadom martwym, oderwanym. Chodzi mu przy tym o co� wi�cej, o przekroczenie etycznego wyalienowania, o �wiadomo�� �r�de�; powie: "zasady s� jedynie narz�dziem w r�ku Boga". Gdzie indziej zn�w pisze przeciw tym, kt�rzy w wewn�trznochrze�cija�skim krytycyzmie dostrzegali jedynie niebezpieczn� autodegradacj� moraln�. "Wyznanie winy w wolno�ci nie jest czym�, czego mo�na dokona�, ale nie trzeba; jest zwyci�stwem postaci Chrystusa w Ko�ciele, zwyci�stwem, z kt�rym Ko�ci� si� godzi - albo przestaje by� Ko�cio�em. Kto g�uszy albo niszczy wyznanie winy Ko�cio�a, staje si� beznadziejnie winny wobec Chrystusa". Inny wreszcie tekst, w kt�rym pastor Bonhoeffer rekapituluje do�wiadczenia i wnioski z lat hitleryzmu, ko�czy si� takimi pytaniami: "Byli�my milcz�cymi �wiadkami czyn�w z�ych, jedli�my chleb z niejednego pieca, nauczyli�my si� sztuki maskowania i wieloznacznej mowy; do�wiadczenia uczyni�y nas podejrzliwymi i nierzadko musieli�My sk�pi� ludziom nale�nej im prawdy i wolnego s�owa; w�r�d konflikt�w nie do zniesienia stali�my si� zepsuci, by� mo�e cyniczni - czy mo�emy si� jeszcze przyda�? Nie geniusze ani cynicy, mizantropi czy wyrafinowani taktycy, ale pro�ci, zwykli, szczerzy ludzie b�d� jutro potrzebni. Czy nasz op�r wewn�trzny przeciw temu, co zosta�o nam narzucone b�dzie do�� silny, a prawo�� nasza wobec nas samych do�� bezwzgl�dna, by m�c ponownie znale�� drog� do prostoty i szczero�ci?" Ta pewno��, kt�ra przenika jego pisma i jego �ycie jest wi�c zbudowana na czym� g��bszym, si�ga ci�gle samego �r�d�a, ale tak�e wspiera si� i na ci�g�ym w�asnym niepokoju. Ryzyko i pewno��, kwestionowanie i wiara - te jakby przeciwie�stwa uk�adaj� si� w jego �yciu i my�li w ci�g konsekwentny, ale jest to konsekwencja trudno zdobywana, jak �aska droga, kt�r� g�osi� wbrew �asce taniej. Ryzyko dzia�ania w sytuacjach powik�anych, ryzyko kwestionowania, aby wierzy� bardziej prawdziwie, i ta trudno zdobywana konsekwencja - to w�a�nie czyni Bonhoeffera bliskim tak�e ludziom innych zakr�t�w. Bonhoeffer nie nale�y bowiem tylko do czas�w, kt�re w miesi�c po jego �mierci sko�czy�y si� na gruzach kancelarii Rzeszy; raczej stoi on wraz z ca�ym swoim pokoleniem na progu czas�w, kt�re obejmuj� okres szerszy, kiedy w zasi�gu ca�ej europejskiej tradycji zacz�to odczuwa�, i� coraz mniej jest gruntu sta�ego, a coraz wi�cej ruchomych piask�w. To poczucie jest dzi� tak �ywe i w chrze�cija�stwie, kt�re samo stan�o na zakr�cie. Dietricha Bonhoeffera czyni� nam bliskim pytania, kt�re sobie samemu stawia�, decyzje, kt�re podejmowa�, powik�ania, kt�re staj� si� udzia�em chrze�cijanina w dzisiejszym �wiecie i we w�asnym chrze�cija�skim domu. I czyni go bliskim ta biblijna bezradno�� odpowiedzi, kt�ra jest zawsze zgorszeniem silnych i pewnych siebie, zw�aszcza pewnych siebie chrze�cijan: "Nie wiemy, co by�my czyni� mieli i tylko oczy nasze patrz� ku Tobie". Ii Jedn� z podstawowych kwestii, kt�re stara si� rozpatrze� w swej ksi��ce Anna Morawska, jest pytanie, dlaczego w dobie tej najwi�kszej pr�by zawiod�o chrze�cija�stwo w Niemczech. A tak�e inne pytanie: jaki by� sens dramatycznej walki o honor niemieckiego chrze�cija�stwa, jak� podejmowali niekt�rzy chrze�cijanie niemieccy, w�r�d nich Dietrich Bonhoeffer. I trzecie pytanie lub raczej splot pyta�, wykraczaj�cych ju� poza sam ten okres: co z tego �wiadectwa jest uniwersalne, jakie znaczenie ma walka o pewne podstawowe warto�ci, toczona w sytuacji skazuj�cej na niepowodzenie, i w jaki spos�b braterstwo ludzkie, skupione wok� tych warto�ci, mo�e by� za�wiadczone w wierze i postawie chrze�cija�skiej. Czyta�em ksi��k� Morawskiej w tym samym prawie czasie, kiedy ukaza� si� polski przek�ad pracy Alana Bullocka o Hitlerze, nosz�cej podtytu� "Studium tyranii". Zbie�ne refleksje narzucaj� si� same przez si�. W jaki spos�b tyrania zosta�a umo�liwiona? Bullock odszed� daleko od prymitywnego schematu ukazuj�cego Hitlera w kategoriach niemal wy��cznie psychopatycznych; niezale�nie od tego, jakim dewiacjom - zw�aszcza w p�niejszym okresie - uleg�a psychika dyktatora Iii Rzeszy, schemat taki nie mo�e wyja�ni�, dlaczego tak d�ugo, najpierw we w�asnym kraju, potem w Europie, szed� on od sukcesu do sukcesu. Nie wystarczy - z drugiej strony - ukaza� podzia�y klasowe w Niemczech tamtego okresu, by odpowiedzie� na pytanie, dlaczego tak g��boko si�gn�o zara�enie narodowym socjalizmem i dlaczego si�y mu przeciwne okaza�y si� tak s�abe, a niemal ca�y nar�d tak uleg�y. Ksi��ka Bullocka budzi refleksj� nad mechanizmem tyranii; mimo �e fakty w niej przytoczone s� znane, s� one ci�gle zastanawiaj�ce w swej bezlitosnej wymowie: hitleryzm, najpierw tylko tolerowane zjawisko marginesu politycznego, zosta� zaakceptowany jako skrajna wprawdzie, ale narodowa droga do pot�gi i wielko�ci; furtka do wewn�trznego rozbrojenia narodu otwarta zosta�a przez si�y hitleryzmowi zrazu niech�tne. Cokolwiek by powiedzie� o znaczeniu czynnik�w obiektywnych, tkwi�cych w sytuacji Republiki Weimarskiej, pozostaje faktem, �e z tysi�ca tych r�nych wst�pnych przyzwole� czy iluzorycznych prze�wiadcze�, i� to, co krzykliwe i skrajne, wyparowuje z czasem, a zostanie to, co istotne, realizuj�ce idea�y porz�dnego Niemca, zrodzi� si� ca�y mechanizm otwieraj�cy hitleryzmowi drog� najpierw do w�adzy, p�niej za� do identyfikacji narodu i dyktatury. W pewnym sensie nie mo�na tu nawet m�wi� o duchowej kapitulacji przed hitleryzmem; by�a to bowiem nie tyle kapitulacja, co spos�b odnalezienia si� niemiecko�ci w hitleryzmie. Wiemy, �e i poza Niemcami �wiat okaza� si� nie bez winy, �e r�wnie� ca�y ci�g ust�pstw i iluzorycznych nadziei u�atwi� p�niej Iii Rzeszy drog� ku zewn�trznej ekspansji. By�o to jednak paktowanie z diab�em; w Niemczech diab�a u�wi�cono: hitleryzm sta� si� wyrazicielem narodowego ducha i narodowych d��e�, nast�pi� proces wewn�trznej aprobaty, kt�ry sta� si� przyczyn� najwi�kszej bodaj tragedii w dziejach samego narodu niemieckiego. Mechanizm wci�gaj�cy stopniowo ca�y nar�d w swoje tryby, organizuj�cy spo�ecze�stwo do wsp�lnego marszu i pozbawiaj�cy je krytycznej refleksji, podnosz�cy pogruchotane marzenia i apeluj�cy wizj� nowej wielko�ci Niemiec, ka�dy napotkany objaw oporu niszcz�cy nie tylko drog� przemocy, lecz i drog� ostracyzmu - mechanizm ten zastosowany zosta� na gruncie podatnym. I w�a�nie ten grunt musi nas interesowa�, jego geologiczna budowa jest warta poznania nie tylko w swych warstwach pierwszych, le��cych na samej powierzchni "typowo niemieckich" sk�onno�ci, lecz i w g��bszych pok�adach, tam, gdzie to, co sta�o si� udzia�em Niemc�w, bierze si� z powszechnej ludzkiej s�abo�ci. Nie tylko bowiem jest wa�ne, jacy byli oni, lecz i to, jakie s� ludzkie mo�liwo�ci, ku czemu mog� one w okre�lonych sytuacjach prowadzi�. A by� to wszak�e grunt, na kt�rym dzia�a�o r�wnie� chrze�cija�stwo, przepojony jego tradycj� i stanowi�cy w znacznej cz�ci obszar jego wp�yw�w. Anna Morawska podda�a w�a�nie analizie ten grunt chrze�cija�ski; jej ksi��k� mo�na by nazwa� - "studium chrze�cija�stwa samoobezw�adnionego". Pytanie, dlaczego chrze�cija�stwo zawiod�o w Niemczech Trzeciej Rzeszy, mo�na skwitowa� odpowiedzi� z pozoru prost� i w cz�ci prawdziw�, cho� niepe�n�; mo�na wi�c powiedzie�, �e podzieli�o ono los rzeczywisto�ci, w kt�rej tkwi�o, z kt�r� by�o nazbyt socjologicznie przemieszane czy w kt�r� by�o nazbyt jednostronnie wro�ni�te. Nie chodzi tu jednak o to jedynie, dlaczego zawiod�o politycznie, lecz i moralnie; nie tylko o to, dlaczego skapitulowa�y politycznie si�y chrze�cija�skie i wraz z innymi odda�y w�adz� hitleryzmowi, lecz o to przede wszystkim, dlaczego chrze�cija�stwo, jego Ko�cio�y, nie by�y dostatecznym czynnikiem moralnej przeciwwagi w tym procesie przyzwole�, duchowego rozbrojenia i stopniowego identyfikowania si� wi�kszo�ci narodu z wyra�anym przez hitleryzm sposobem rozumienia niemiecko�ci. S�owem - dlaczego w ca�ym tym procesie organizowania spo�ecze�stwa na wz�r maszeruj�cego stada, agresywnego wobec obcych i bezkrytycznego wobec siebie, nie by�o ono czynnikiem duchowego otrze�wienia i krytycznej refleksji moralnej. To jest pytanie zasadnicze, bynajmniej zreszt� nie bezsporne, owszem, kwestionowane w samym postawieniu sprawy, a przecie� tak niezmiernie istotne zar�wno dla zrozumienia tamtej rzeczywisto�ci, jak i dla dzisiejszej samo�wiadomo�ci niemieckiej; pytanie rozrachunkowe dla chrze�cijan niemieckich i dla chrze�cijan w og�le. "W chwili, gdy pojawi� si� Hitler - charakteryzuje sytuacj� Anna Morawska - wszystko mu sprzyja�o: tradycja Niemca_luteranina, tradycja Ordnung, Obrigkeit i niech�� do anarchicznej zgnilizny, wojenne frustracje nacjonalist�w, antydemokratyczne resentymenty ko�cielnej konserwy, straszak komunizmu, rosn�cy i wci�� nieskanalizowany �adunek "woli �ycia" m�odzie�y i sama nawet "poczciwo��" szarych Niemc�w, spragniona tylko tego, by m�c spokojnie wierzy� w co�, co b�dzie wreszcie do wierzenia podane jako pewne, jasne i napawaj�ce niezbyt kosztownym poczuciem wszechwiedzy, si�y i cnotliwo�ci. Rzecz jasna, �e hitleryzm na takim gruncie musia� przyj�� si� w pierwszej chwili niemal bez opor�w". Co Ko�cio�y chrze�cija�skie przeciwstawia�y temu stanowi rzeczy zar�wno w�wczas, na pocz�tku, jak i p�niej? Nade wszystko trosk� o w�asny los. Poszukuj�c �r�d�a niesprostania przez nie sytuacji, znajdujemy ten podstawowy fakt. Wszystko inne dzia�a wspieraj�co w tym kierunku. Najpierw wi�c �w tyle razy analizowany kult porz�dku (Ordnung) i zwierzchno�ci (Obrigkeit) - stanowi�cy rodzaj filozofii �ycia. ("Lud niemiecki wraca� z uporem do swych dziwnych, mroczynych kult�w, nie wiadomo: z jakiej chorobliwej ��dzy "Ordnungu" doskona�ego, z jakiej� hybris, z kt�r� ju� Luter walczy� w wie�y, zanim poj��, �e nie godzi si� cz�owiekowi i nie trzeba pr�bowa� by� doskona�ym jako sam B�g? Czy te�, jak m�wi� inni, z infantylnego w gruncie rzeczy po��dania bezpiecze�stwa, jakie zawsze jest w �adzie, w s�u�eniu, w formalistycznej czci w�adzy i prawa, zwalniaj�cej od odpowiedzialno�ci?") I na gruncie ko�cielnym ten kult porz�dku i zwierzchno�ci, pr�c od pocz�tku ku lojalno�ci posuni�tej dalej, ni� sama zwierzchno�� oczekiwa�a, wyznacza� stale formy i ogranicza� ramy moralnej wra�liwo�ci; stawia� on na granicy z�amania obowi�zuj�cych regu� wsp�ycia wszelk� my�l o bardziej zasadniczym, totalnym prote�cie, nawet w�wczas, gdy sumienie chrze�cija�skie nie mog�o ju� d�u�ej milcze�. R�wnocze�nie dzia�a�o tak�e uto�samienie Niemiec_luteranin. I ono r�wnie� powodowa�o zw�enie poczucia chrze�cija�skiej odpowiedzialno�ci do ram troski o ko�cieln� egzystencj�; protestantyzm czyni�o zapobiegliwym przed rozszerzeaniem si� wp�yw�w katolickich, w katolicyzmie budzi�o ch�� wykazania, �e druga konfesja chrze�cija�ska w Niemczech nie jest mniej niemiecka, mniej lojalna, mniej patriotyczna. Nade wszystko jednak do samoobezw�adnienia chrze�cija�skiego w Niemczech tamtego okresu przyczyni�o si� to, co Anna Morawska nazywa "gettoizacj� moralno�ci". W protestantyzmie jej �r�d�em by�o doprowadzenie do skrajno�ci rozdzia�u porz�dku duchowegho i �wieckiego ("Reformacja chcia�a postawi� Boga tak wysoko, a ludzk� spraw� z Nim sprowadzi� do tak intymnej strefy, aby �adna ju� przewrotno�� ludzka, �adne niegodne wzgl�dy nie mog�y plami� religii ani pos�ugiwa� si� ni� do w�asnych interes�w"). W wyniku tego rozdzia�u jedynie to, co dzieje si� w strefie duchowej, mierzone by�o chrze�cija�skim poczuciem odpowiedzialno�ci moralnej, strefa �wiecka by�a z tej odpowiedzialno�ci wyizolowana, w niej obowi�zywa�o przede wszystkim pos�usze�stwo zwierzchno�ci. W katolicyzmie �r�d�a "gettoizacji moralno�ci" bra�y si� jakby z przeciwnego bieguna; tkwi� one raczej w sk�onno�ci do uto�samiania porz�dku duchowego i �wieckiego, ale jedynie tego, kt�ry jest instytucjonalnie katolicki, a wi�c ko�cielny. "Wyniki spo�eczne - pisze Morawska - by�y w ko�cu do�� podobne, jak w przypadku tak odmiennych w swych teologicznych motywacjach Ko�cio��w ewangelickich. W czasach hitlerowskich w Niemczech uwidoczni�o si� to ze szczeg�ln� ostro�ci�. W chrze�cija�stwie katolickim wyst�powa�a w�wczas podobna gettowo�� ko�cielnego my�lenia i reakcji, i podobny prymat d��e� samozachowawczych instytucji nad zasadami Ewangelii, jak w chrze�cija�stwie lutera�skim. B�g nazbyt instytucjonalnie zobiektywizowany okaza� si� niestety r�wnie prawie nie wymagaj�cym Bogiem, gdy przysz�o do spo�ecznego �wiadectwa, jak B�g nazbyt ju� "inny" czy te� "intymny"). Kamieniem probierczym sta� si� antysemityzm. Bonhoeffer napisze w�wczas (rok 1933), w obliczu gro�by zastosowania "paragrafu aryjskiego" do obsady urz�du pastor�w: "Wykluczenie chrze�cijan_�yd�w ze wsp�lnoty ko�cielnej niszczy sam� substancj� Ko�cio�a Chrystusa"; ulotk�, kt�r� zredagowa�, zako�czy: "ba�wochwalcy b�d� utwierdzeni w swym ba�wochwalstwie, a wierz�cy w�a�ciwie - zawiedzeni, rozgniewani i os�abieni w wierze". Jedynym formalnym wyst�pieniem chrze�cija�stwa do w�adz Trzeciej Rzeszy w sprawie dyskryminacji rasowej i oboz�w koncentracyjnych by�a wystosowana przez Bekkennende Kirche w 1936 roku interpelacja do Hitlera; w ramach tego Ko�cio�a powstanie te� p�niej biuro pomocy �ydom. W�a�nie Ko�ci� Wyzznaj�cy "Bekkennende Kirche" jest d�ugi czas terenem pracy i walki Bonhoeffera. Uformowany w roku 1934, gdy w�adz� w Ko�ciele Rzeszy przej�li prohitlerowscy Deutsche Christen, Ko�ci� Wyznaj�cy chce zachowa� autentyzm moralny i doktrynalny w obliczu jawnej gro�by przeniesienia na grunt ko�cielny metod i doktryn hitlerowskich. Miar� tragedii protestantyzmu niemieckiego jest jednak�e fakt, i� tak�e ten Ko�ci� kroczy lini� kompromis�w i �e r�wnie� i jego aspiracje duchowe ogranicza horyzont wyznaczany przez prymat ko�cielnej samozachowawczo�ci. Skoncentrowany przede wszystkim na obronie gruntu pod w�asnymi nogami, staje si� moralnie bezsilny wobec procesu duchowej degradacji spo�ecze�stwa. R�wnocze�nie pod naporem zaciskaj�cych si� wok� niego obr�czy i w nim nast�puj� polaryzacje i roz�amy wywo�ywane zw�aszcza ingerencjami urz�d�w kultu. ("Cz�� cz�onk�w, a by�o ich naturalnie coraz mniej, uwa�a�a, �e najwa�niejsza, bez wzgl�du na wszystko inne, jest wierno�� zasadom, kt�re si� g�osi. Cz�� za�, i tych by�o coraz wi�cej, by�a zdania, �e najwa�niejsze jest ocalenie samych warunk�w g�oszenia, bez zbytniego wnikania w to, co zasady kaza�yby g�osi� w danej sytuacji. W ten spos�b samozachowawcze d��enia Ko�cio�a, jak nieraz ju� w historii, zaczyna�y si� pokrywa� bez reszty z jego misj� jako tak�, i postawienie granicy stawa�o si� coraz trudniejsze"). W ksi��ce Morawskiej ta �liska droga kompromis�w, waha�, ust�pstw i wierno�ci w obronie swego w�asnego autentyzmu przedstawiona jest plastycznie, bez upi�ksze�, a ko�czy ten opis konkluzja sumuj�ca: "Op�r ko�cielny nie zosta� wi�c nigdy z�amany a� do ko�ca. A� do ko�ca natomiast ujawnia�a si� w strasznych latach bezsilno��, niekonsekwencja i tragiczna marginesowo�� spo�eczna, wewn�trz ko�cielnego tylko heroizmu". W tym do�wiadczeniu ca�ego chrze�cija�stwa niemieckiego zawarta jest nauka si�gaj�ca poza tamten okres i warunki. Zrozumiejmy si� przy tym dobrze: nie mo�na czyni� Ko�cio�om - w tamtej czy w innych sytuacjach - zarzutu, �e przejawiaj� trosk� o w�asny los; nie mo�na te� oczekiwa�, �e mia�yby zast�pi� wszelkie inne dzia�ania, gdy potrzebny jest protest czy walka o najg��bsze ludzkie sprawy. Ale nauka, ba, ca�y wstrz�s, kt�ry budzi� musi �wiadomo�� chrze�cija�sk�, bierze si� st�d, �e zaw�d tamtego okresu ukazuje, jak dalece Ko�ci� mo�e zosta� pokonany moralnie, je�li uczyni si� sam warto�ci� nadrz�dn� i je�li nie sprosta wymogom ludzkiej solidarno�ci, oczekiwanej od chrze�cija�stwa zawsze przez tych, kt�rzy cierpi� i s� poni�eni. Ko�cio�y niemieckie nie sprosta�y w�wczas sytuacji nie dlatego, �e by�y s�abe instytucjonalnie, lecz dlatego, �e w zbyt wielu sytuacjach kra�cowych obron� w�asnych mo�liwo�ci dzia�ania przed�o�y�y nad obron� zasad; nie dlatego zawiod�y, �e by�y wkorzenione w �ycie i tradycj� swego narodu, ale dlatego, �e zapozna�y, i� chrze�cija�stwo nie pozwala i�� bezkrytycznie za tradycj� narodow�, lecz wymaga i wyst�pienia przeciw niej, gdy odzywa si� to, co jest w niej mroczne. W pismach Bonhoeffera s� dwa teksty szczeg�lnie wymowne i wstrz�saj�ce. Pierwszy - kazanie wyg�oszone w Berlinie w 1933 roku, akurat w przeddzie� podpalenia Reichstagu. Nawi�zuje on w tym kazaniu do starotestamentowej postaci Gedeona, kt�remu B�g kaza� wybawi� Izraelit�w, ��daj�c r�wnocze�nie, by nie zaufa� w�asnej sile. "Czy s�yszysz Ko�ciele Gedeona? - m�wi� pastor Bonhoeffer. - Niech sam B�g, Jego S�owo, Jego Sakrament i Jego przykazania b�d� twoim or�em. Nie szukaj innej pomocy. Nie przera�aj si�. On jest z tob�. Poprzesta� na jego �asce. Nie chciej by� Ko�cio�em silnym, pot�nym, czczonym i honorowanym, lecz pozw�l, by B�g by� twoj� si��, twoj� chwa�� i honorem. Ale mo�e nie wierzysz Bogu?" I tekst drugi, pisany jedena�cie lat p�niej, ju� w wi�zieniu, stanowi�cy rodzaj podsumowania i testamentu skierowanego do m�odych; my�li przes�ane swemu siostrze�cowi na dzie� chrztu: "Nasz Ko�ci�, kt�ry przez te lata walczy� tylko o w�asne cele samozachowawcze, tak jakby by�o to celem samo w sobie, jest niezdolny do tego, by by� nosicielem odkupiaj�cego i jednaj�cego S�owa dla ludzi i dla �wiata. Dlatego dawne s�owa musz� utraci� moc i zamilkn��, i chrze�cija�stwo nasze b�dzie teraz polega� na dwu rzeczach tylko: na modlitwie i na czynieniu sprawiedliwo�ci w�r�d ludzi. Z tej modlitwy i z tego czynu dopiero musi narodzi� si� na nowo ca�e my�lenie, m�wienie i organizowanie chrze�cija�skie. Nim uro�niesz, posta� Ko�cio�a b�dzie bardzo zmieniona. Przetop nie sko�czy� si� jeszcze i wszelkie pr�by skierowania tego procesu przedwcze�nie ku nowym formom pot�gi organizacyjnej odwlek�yby tylko oczyszczenie i nawr�t na dobre drogi. Nie jest nasz� rzecz� przepowiada�, kiedy przyjdzie dzie� - lecz ten dzie� przyjdzie - w kt�rym zn�w ludzie zostan� powo�ani do wymawiania S�owa Bo�ego, do wymawiania Go tak, �e �wiat b�dzie si� od tego zmienia� i odnawia�. B�dzie to j�zyk nowy, mo�e ca�kiem niereligijny, lecz wyzwalaj�cy i odkupuj�cy, tak jak mowa Jezusa, kt�ra przera�a�a ludzi, lecz przecie podbija�a ich te� sw� moc�". Iii Poczucie ograniczono�ci ko�cielnego, wewn�trzchrze�cija�skiego tylko heroizmu doprowadzi�o Bonhoeffera do dw�ch punkt�w, kt�re okaza�y si� finalnymi punktami na drodze jego �ycia: wszed� aktywnie w �rodowisko konspirator�w, kt�rzy z czasem przygotowali zamach na Hitlera; r�wnocze�nie skrystalizowa� swoj� my�l o chrze�cija�stwie i bezreligijno�ci. Obie te linie ewolucji zbieg�y si� w wi�zieniu w Tegel, gdzie przebywa� osiemna�cie miesi�cy i gdzie powsta�y jego ostatnie teksty, skr�towe, ale najbardziej pasjonuj�ce, zawarte w listach do najbli�szego przyjaciela (a p�niej biografa), dr Eberharda Bethge. Nie mo�na by twierdzi�, �e Bonhoefferowi obca by�a wszelka troska o skuteczno�� dzia�ania, co tak cz�sto znamionuje umys�y teoretyczne. Anga�uj�c si� w konspiracj� antyhitlerowsk� czyni� to nie tylko z potrzeby etycznego protestu, ale i ze �wiadomo�ci�, �e obalenie Hitlera jest jedyn� drog� wyj�cia. Jako teoretyk przezwyci�a� zreszt� antynomi� mi�dzy zasad� etycznego dzia�ania i skuteczno�ci�. "Konfliktem niehistorycznie tzn. nieodpowiedzialnie my�l�cego szermierza zasad - pisa� - jest to, �e po prostu ignoruje on etyczne znaczenie sukcesu. (...) Dop�ki dobro odnosi sukces, mo�emy pozwoli� sobie na luksus uznawania sukcesu za rzecz etycznie bez znaczenia. Kiedy jednak z�e �rodki doprowadzaj� do sukcesu, w�wczas powstaje problem". Na czym polega istota tego problemu? Odpowied� teoretyka jakby odzwierciedla praktyczny wyb�r, kt�ry przed nim samym sta�. "Ostatecznie, odpowiedzialne pytanie nie jest o to, jak ja mam heroicznie wybrn�� z sytuacji, ale jak przysz�e pokolenie ma dalej �y�. Tylko z tego historycznie odpowiedzialnego pytania wy�oni� si� mog� rozwi�zania p�odne, chocia� chwilami i nader upokarzaj�ce". Anna Morawska, charakteryzuj�c sylwetk� Bonhoeffera w �rodowisku spiskowc�w antyhitlerowskich i analizuj�c ten polityczny, b�d� co b�d�, zakres jego zaanga�owa�, nazywa go "politykiem niepolitycznym". Zawiera si� w tym nie tylko okre�lenie jego roli, lecz i pewna my�l o typie zaanga�owa� politycznych w og�le. Bonhoeffer zajmowa� w tych kr�gach pozycj� bardziej o znaczeniu duchowym ni� wprost politycznym, cho� by� zwi�zany z nimi �ci�le i podejmowa� rozmaite ryzykowne zadania. Znaczy� jednak i wywiera� wp�yw bardziej poprzez metapolityk�, czyli reprezentowanie "moralnych za�o�e�, kt�re wyznawane lub te� niewyznawane g�o�no, s� pod ka�d� polityk� i warunkuj� j�". Najbardziej fundamentalne za�o�enia owej metapolityki rekonstruowa� mo�na tak�e z jego pism, jak na przyk�ad z rozwa�a� o cywilnej odwadze, o g�upocie czy o sukcesie. W�a�nie pisz�c o skuteczno�ci dzia�ania, czyli o sukcesie, nie chcia� ani ignorowa� jego znaczenia, ani propagowa� tego rodzaju kultu sukcesu, kt�ry tak cz�sto prowadzi wprost do sprzedajno�ci, czyli oportunizmu; ��da� natomiast wyrabiania w sobie poczucia, i� "w ka�dym momencie, jako zwyci�zcy czy pokonani - mamy by� wsp�odpowiedzialni za kszta�towanie historii. Kto w �adnym wypadku nie pozwoli pozbawi� si� wsp�odpowiedzialno�ci za bieg historii, gdy� wie, �e B�g go ni� obarczy�, ten ju� poza bezp�odn� krytyk� i r�wnie bezp�odnym oportunizmem odnajdzie tw�rczy stosunek do zdarze� historycznych". Sam odnajdywa� go przede wszystkim w poczuciu odpowiedzialno�ci za przysz�e pokolenia; reprezentowa� - w nader niejednolitym kr�gu spiskowc�w, polityk�w i wojskowych - najdalej wysuni�te d��enia do przezwyci�enia mrocznych element�w niemieckiej tradycji. Dzieje tej konspiracji z kr�gu Becka, Goerdelera, Ostera, z czasem rozszerzaj�ce si� o kontakt tak�e z innymi pozakomunistycznymi ko�ami przeciwnik�w hitleryzmu, s� bowiem dziejami ryzyka przypiecz�towanego ostatecznie �yciem, ale tak�e dziejami waha�, niekonsekwencji i po�owiczno�ci. Nade wszystko za� s� to dzieje konfliktu lojalno�ci, konfliktu dramatycznego, ale i cz�stokro� bior�cego si� z niemo�no�ci przekroczenia w�asnego cienia: chodzi�o wszak�e o obalenie Hitlera, ale zarazem o ocalenie mo�lliwie du�o z pot�gi Niemiec. Bonhoeffer, prezentowany na tle tego �rodowiska, nie jest cz�owiekiem spo�ecznie bardziej lewicowym; g��biej jednak�e i bardziej konsekwentnie zwr�cony by� on ku owej metapolityce za�o�e� moralnych. Znajdowa�o to wyraz w rozumieniu zbrodniczo�ci hitleryzmu i ogromu krzywd wyrz�dzonych �wiatu r�kami Niemc�w, a tak�e w rozumieniu samych �r�de� s�abo�ci i schorze� tocz�cych w�asny nar�d. Morawska cytuje ze wspomnie� Visser.t Hoofta (p�niejszego sekretarza generalnego �wiatowej Rady Ko�cio��w w Genewie) odpowied�, jak� w latach wojny udzieli� mu Bonhoeffer na pytanie, o co si� teraz modli: "Jak ju� chcesz wiedzie� - odpar� - modl� si� o kl�sk� mego kraju. My�l�, �e to jedyna mo�liwo�� zap�acenia za ogrom cierpie�, kt�re ten kraj sprowadzi� na �wiat". W rozwa�aniach za� o odwadze cywilnej Bonhoeffer napisa�: "Niemiec wci�� jeszcze nie posiada zdecydowanej �wiadomo�ci podstawowej, mianowicie o nieodzowno�ci wolnego, odpowiedzialnego czynu, tak�e przeciw powo�aniu i nakazowi". W�a�nie walka o t� "�wiadomo�� podstawow�" stanowi rdze� jego "polityki niepolitycznej". Prowadzi� j� tak�e na terenie ko�cielnym; r�wnie� i tam by� "politykiem niepolitycznym", przekraczaj�c ko�cieln� samozachowawczo��, co sprzeciwia�o si� regu�om ko�cielno_politycznej strategii. Mo�na przy tym domy�la� si�, i� Bonhoeffer mia� nie tylko �wiadomo�� ca�kowitego ryzyka, ale i poczucie skazania na niepowodzenie. Odczyta� to poczucie mo�na w jego pismach: "Zdawa�o si� nam dot�d, �e do niezbywalnych praw �ycia ludzkiego nale�y mo�liwo�� jego planowej projekcji, zawodowej i osobowo�ciowej. To ju� przemin�o. Moc� okoliczno�ci znale�li�My si� w sytuacji, w kt�rej musimy si� wyrzec "troski o dzie� jutrzejszy" (Mt 6, 34). Jednak�e jest istotn� r�nic�, czy b�dzie to wyrzeczenie si� ze stanowiska wyznawanej w wolno�ci wiary w duchu Kazania na G�rze, czy te� wymuszona s�u�ba pa�szczy�niana na rzecz obecnej chwili (...) My�le� i dzia�a� pomn�c o przysz�ej generacji, a przy tym by� gotowym odej�� ka�dego dnia bez boja�ni i troski - oto narzucona nam w praktyce postawa. Trwa� przy niej dzielnie nie�atwo, ale to konieczne". "Polityka niepolityczna" jako pewien og�lniejszy typ zaanga�owa�, charakteryzuje si� chyba w�a�nie innymi wymiarami strategii z jednej strony i innymi kryteriami powodzenia z drugiej. Nie jest ona przeto nigdy abstrakcyjnie polityczna czy niepolityczna, stanowi co� innego ni� wynios�a sk�onno�� do "apolityczno�ci", jest rodzajem zaanga�owania w okre�lonej sytuacji, kt�ry broni imponderabili�w, a uchyla si� przed przyj�ciem pewnych regu� gry, stara si� je wyznaczy� w innym wymiarze i na innym poziomie. Jest to wi�c polityka, kt�ra musi wywik�a� si� z narzuconej sytuacji, musi odnale�� w�asn� �cie�k�, musi rodzi� si� z odczytania w�asnego rodzaju wierno�ci podstawowym zasadom moralnym i w�asnego sposobu s�u�by. I musi zachowa� zdolno�� dzia�ania, przyjmuj�c, �e zdarzenia chwili nie b�d� dla niej �askawe. Ufno�� tych, kt�rzy t� drog� id�, bierze si� nie tylko z do�wiadczenia historycznego, kt�re m�wi, �e kl�ski i powodzenia maj� inn� miar� w skali chwili i inn� w skali pokolenia, lecz r�wnie� i z si�y pewnego optymizmu, czerpanego z poczucia zgodno�ci tej drogi z w�asnymi wyborami moralnymi. Bonhoeffer pisze w zwi�zku z tym: "W swojej istocie optymizm nie jest pogl�dem na aktualn� sytuacj�, lecz si�� �ywotn�. Jest si�� nadziei, tam gdzie inni zrezygnowali, (...) si��, kt�ra przeciwnikowi nigdy nie oddaje przysz�o�ci, lecz zagarnia j� dla w�asnych roszcze�". Przypadek Bonhoeffera w tym jest wszak�e szczeg�lny, �e jego "polityk� niepolityczn�" charakteryzuje pi�tno najg��bszego, jaki sobie mo�na wyobrazi�, dramatyzmu: ryzykowa� i �ycie, i r�wnie� dobre imi� w przysz�o�ci. Splot dwuznacznych sytuacji, w jakie by� uwik�any, musia� stawia� przed nim dr�cz�ce pytania, co z jego w�asnej drogi mo�e zosta� zrozumiane w przysz�o�ci. A� dziw bierze, �e tak ma�o tych pyta� odzwierciedlaj� jego pisma; mo�e wp�ywa�y na to wzgl�dy ostro�no�ci, mo�e �lady tych pyta� nie zosta�y zachowane. Tylko w kilku poetyckich refleksjach pisanych w wi�zieniu, znajd� si� ich dalekie odbicia; tak�e w jednym z list�w zamieszczonych w "Wyborze pism" jest zdanie: "Sprawa, za kt�r� by�bym skazany, jest tak bez zarzutu, �e m�g�bym by� z tego tylko dumny". Ale przecie� musia�o si� zjawi� przed nim pytanie, w jakiej mierze Niemiec, id�cy tak radykalnie przeciw kultowi Obrigkeit, �e chce kl�ski w�asnego kraju, mo�e zosta� zrozumiany jako patriota; w jakiej mierze pastor, kt�ry uczestniczy w spisku, posuwaj�cym si� do zamachu, mo�e zosta� zrozumiany jako chrze�cijanin. Dwuznaczna sytuacja ongi� jednego z najbardziej bezkompromisowych w "Bekennende Kirche", p�niej zaanga�owanego formalnie w wywiadzie - faktycznie w konspiracji, musia�a te� rodzi� pytanie najbardziej elementarne; co ocaleje z prawdy, kim w�a�ciwie by�. Niewiele wi�c przemawia�o za tym, i� kiedykolwiek b�dzie nale�a� do ludzi, kt�rych postawa i my�l mog� "zagarnia� przysz�o�� dla w�asnych roszcze�". W sposobie rozumienia chrze�cija�stwa, jaki charakteryzowa� jego ewolucj� ku "bezreligijno�ci", wyra�a�a si� my�l, �e by� chrze�cijaninem to nie tyle wyodr�bnia� si� w Ko�ciele od �wiata, co dawa� �wiadectwo ludzkiej solidarno�ci, potwierdza� je w wierze i postawie solidarnie uczestnicz�cej w d�wiganiu ludzkiego losu. My�l ta, jak i w og�le jego teologiczne punkty doj�cia, nie zosta�y wykoncypowane tylko; mo�na powiedzie�, i� swe pozycje teologic