16811

Szczegóły
Tytuł 16811
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

16811 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 16811 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

16811 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

JACOUELINE BAIRD Grzeszna nami�tno�� Harlequin Toronto � Nowy Jork � Londyn Amsterdam � Ateny � Budapeszt � Hamburg Madryt � Mediolan � Pary� � Praga � Sofia � Sydney Sztokholm � Tokio � Warszawa Tytu� orygina�u: Guilty Passion Pierwsze wydanie: Mills A Boon Limited. 1992 Przek�ad: Beata W�ast Redakcja: MiraWeber Korekta: Helena Kami�ska Stanis�awa Lewicka � 1992 by Jacgueline Baird � for the P�lish edition by Arlekin - Wydawnictwo Harlequin Enterprises sp. z o.o., Warszawa 1993 Wszystkie prawa zastrze�one, ��cznie z prawem reprodukcji cz�ci lub ca�o�ci dzia�a w jakiejkolwiek formie. Wydanie niniejsze zosta�o opublikowane w porozumieniu z Harlequin Enterprises B.V. Wszystkie postacie w tej ksi��ce s� fikcyjne. Jakiekolwiek podobie�stwo do os�b rzeczywistych - �ywych i umar�ych - jest ca�kowicie przypadkowe. Znak firmowy wydawnictwa Harlequin i znak serii Harlequin Desire s� zastrze�one. Sk�ad i �amanie: COMPTEXT, Warszawa Printed in Germany by ELSNERDRUCK ISBN 83-7070-237-6 Indeks 392006 ROZDZIA� PIERWSZY Rebeka rozejrza�a si� po sali wyk�adow� i usiad�a w pierwszym rz�dzie obok swojego szefa. Sala by�a prawie pe�na. - Mia�e� racj�, Rupercie, to nazwisko przyci�ga publiczno�� - przyzna�a, zwracaj�c si� do siedz�cego obok m�czyzny. - Przecie� zawsze mam racj� - u�miechn�� si� szeroko. - Cii. Oto on. Rebeka przysz�a na wyk�ad z antropologii tylko dlatego, �e Rupertowi bardzo na tym zale�a�o. Rupert i jego �ona Mary studiowali ra�eni z Benedyktem Maxwellem, dzisiejszym wyk�adowc�. - Dobry wiecz�r pa�stwu, dzi�kuj� za przybycie. Mam nadziej�, �e sprostam oczekiwaniom i nikogo nie zanudz�. Zanudzi! Ju� brzmienie jego g�osu by�o elektryzuj� ce. Rebeka obla�a si� rumie�cem, kiedy jej wzrok nieoczekiwanie skrzy�owa� si� na chwil� ze spojrze niem ciemnych, b�yszcz�cych oczu. Ten m�czyzna mia� jak�� niezwyk�� si�� przyci�gania i zaskoczona poczu�a, �e budzi w niej po��danie. Wstrzyma�a oddech, serce jej zamar�o. Po raz pierwszy przytrafi�o jej si� co� takiego. Jej ogromne fio�kowe oczy roz szerzy�y si� jeszcze bardziej, usta rozchyli�y si� ze zdumienia. Nigdy si� nie spotkali, a jednak wszystko w nim wydawa�o si� znajome... Sta� przed publiczno�ci� ze swobod� i opanowa- 6 GRZESZNA NAMI�TNO�� niem. By� wysoki, znakomicie zbudowany. Szerokie ramiona, rozbudowana klatka piersiowa, d�ugie, muskularne nogi, ani grama t�uszczu. Rebeka s�ucha�a jak w transie opowie�ci o jego pe�nym przyg�d i niebezpiecze�stw �yciu. Przed sze�cioma laty wyruszy� na wypraw� do d�ungli amazo�skiej. Dwana�cie miesi�cy p�niej pozostali uczestnicy wyprawy donie�li o jego �mierci. Widzieli, jak pr�d zni�s� go w stron� wodospadu. Nikt nie m�g�by prze�y� takiego wypadku. A jednak rok temu powr�ci� cudem do. cywilizacji, sp�dziwszy cztery lata na badaniu zwyczaj�w nie znanego dot�d plemienia india�skiego. Jego ksi��ka o tych badaniach mia�a ukaza� si� w przysz�ym tygodniu i Rebeka by�a przekonana, �e zdob�dzie ona o wiele wi�cej czytelnik�w ni� inne prace z dziedziny antropologii. Wiedziano o nim niewiele i gdy pojawi� si� teraz w �rodowisku naukowym, wywo�a� w nim wielkie poruszenie. Niekt�rzy bardziej konserwatywni antropologowie z trudem ukrywali zawi��. Tymczasem Benedykt Maxwell, nie zra�ony krytyk�, je�dzi� z wyk�adami po ca�ym �wiecie, by nie pozwoli� ludziom zapomnie� o losie po�udniowoameryka�skich Indian i niszczeniu las�w tropikalnych. Rebeka w pe�ni podziela�a jego pogl�dy, a gdyby nawet wcze�niej uwa�a�a inaczej, sam widok wyk�adowcy przekona�by j� do sprawy. Mia� czarne, do�� d�ugie w�osy, kt�re opada�y swobodnie na ko�nierz marynarki. Nie by� w�a�ciwie uderzaj�co przystojny. Szerokie czo�o i czarne, krzaczaste brwi w po��czeniu ze sporym nosem i mocno zarysowan� szcz�k� nadawa�y jego twarzy surowy GRZESZNA NAMI�TNO�� 7 i gro�ny wygl�d. Sprawia� wra�enie silnego i zdecydowanego, a przy tym mia� prawdziwie pi�kne oczy. To by�y dwie najkr�tsze godziny w �yciu Rebeki, a gdy sko�czy� wyk�ad, wsta�a i z zapa�em bi�a brawo. Jego z�otobr�zowe oczy spocz�y na niej i przywiod�y jej na my�l du�ego, drapie�nego kota, zaraz jednak u�miech rozja�ni� jego surow� twarz i wra�enie prys�o. W podnieceniu odwr�ci�a si� do swego szefa. - By� wspania�y, naprawd� wspania�y. Rupert roze�mia� si�. By� to pot�ny, niedbale ubrany m�czyzna z grzyw� siwych w�os�w. Kiedy ojciec Rebeki by� chory, Rupert zatrudni� j� jako asystentk�. Par� miesi�cy p�niej, po �mierci ojca, sprzeda�a dom rodzinny i wynaj�a pok�j u Ruperta i Mary. Szef przyja�nie otoczy� j� ramieniem. - A wi�c ty tak�e - pokr�ci� g�ow� - co to jest... Najpierw Mary oszala�a, gdy dowiedzia�a si�, �e Ben przyje�d�a, a teraz wygl�da na to, �e i ty jeste� nim absolutnie oczarowana. Rebeka za�mia�a si� i potrz�sn�a g�ow�, usi�uj�c ukry� podniecenie, kt�re wzbudzi� w niej Benedykt Maxwell. - Wstyd� si�, Rupercie � za�artowa�a. - Wiesz dobrze, �e Mary nie widzi nikogo poza tob� i ma�ym Jonathanem. - No chyba. - Rupert u�miechn�� si� z zadowoleniem. Rebeka wiedzia�a dlaczego. Tydzie� temu Mary, po dziesi�ciu latach ma��e�stwa, urodzi�a wreszcie ch�opca. Zaledwie wczoraj wr�cili do domu ze szpitala. - S�uchaj, mo�e posz�aby� na bankiet u rektora i wyt�umaczy�a mnie jako�. Zajrz� p�niej. Najpierw musz� zobaczy�, jak Mary daje sobie rad�. 8 GRZESZNA NAMI�TNO�� - Oczywi�cie, Rupercie. Uca�uj oboje ode mnie. Rebeka, nadal u�miechaj�c si�, przesz�a przez dziedziniec uniwersytetu i ruszy�a w stron� rektoratu. Zatrzyma�a si� przed drzwiami rektora, zawr�ci�a nagle i pobieg�a w stron� damskiej toalety. Nerwowe skurcze �o��dka przypisa�a niestrawno�ci, ale w g��bi duszy wiedzia�a, �e ok�amuje sam� siebie. �wiadomo��, �e stanie twarz� w twarz z Benedyktem Maxwel-lem, nape�nia�a j� podnieceniem, jakiego nigdy dot�d nie do�wiadczy�a. We� si� w gar��, dziewczyno, pomy�la�a, i, od�o�ywszy torebk� na bok, zacz�a studiowa� swe odbicie w lustrze. Czy ta zarumieniona dziewczyna o b�yszcz�cych oczach to naprawd� ona? Zachowywa�a si� nieprzytomnie. Op�uka�a twarz zimn� wod�, wytar�a j� do sucha i starannie poprawi�a makija�, kt�ry i przedtem by� minimalny. Troch� tuszu na d�ugich, g�stych rz�sach, odrobina r�owej szminki na pe�nych wargach-z westchnieniem obejrza�a rezultat. To beznadziejne. By�a wykszta�cona, inteligentna, �wietnie sprawdzi�a si� jako asystentka profesora Ruperta Barta, wyk�adowcy na wydziale prawa. Stanowi�a idealn� parti� dla ka�dego m�czyzny. Niestety, maj�c niespe�na metr sze��dziesi�t wzrostu, ogromne fio�kowe oczy i d�ugie czarne w�osy, kt�re, cho� upi�te starannie w kok, wykazywa�y niezno�n� tendencj� do zwijania si� w loki, wci�� przypomina�a, mimo kusz�co zaokr�glonych kszta�t�w, m�odziutk� bohaterk� powie�ci Nabokova - Lolit�. Zadr�a�a, a nieprzyjemne wspomnienie przy�mi�o blask jej oczu. Znowu westchn�a. W prostej szmizjerce z niebieskiego jedwabiu wygl�da zupe�nie jak pensjonarka. Taka znana osobisto�� nie zwr�ci na ni� w og�le GRZESZNA NAMI�TNO�� 9 uwagi. A nawet je�li - nigdy nie potraktuje jej powa�nie. �aden m�czyzna nie traktowa� jej powa�nie. Rebeka sta�a w k�cie wspaniale umeblowanego pokoju i od niechcenia przys�uchiwa�a si� tocz�cym si� wok� rozmowom. Od� uwag� skupi�a na m�czy�nie, kt�ry sta� w samym �rodku sali otoczony przez najwybitniejszych uczonych Oksfordu. Przekaza�a przeprosiny Ruperta rektorowi, zauwa�aj�c przy okazji, �e jego sekretarka, Fiona Grieves, wysoka rudow�osa kobieta przypi�a si� do honorowego go�cia jak pijawka. Rektor Foster, tak jak wypada�o, przedstawi� Rebek� Benedyktowi M axwellowi, a on, kiedy sta�a nie mog�c wykrztusi� s�owa, wymrucza� grzeczno�ciow� formu�k� i, nie zwracaj�c na ni� uwagi, kontynuowa� rozmow� z Fion�. Rebeka, ura�ona jego oboj�tnym zachowaniem, ukry�a si� w k�cie, aby stamt�d m�c obserwowa� m�czyzn� swych marze�. - Rebeko, to nie w twoim stylu kry� si� po k�tach, chod�, przedstawi� ci� Benedyktowi. Drgn�a na d�wi�k g�osu Ruperta i, stawiaj�c kieliszek na parapecie, z oci�ganiem zrobi�a par� krok�w w jego stron�. Sta� w towarzystwie Benedykta, Fiony i rektora. Czu�a si� idiotycznie. Otworzy�a usta, by powiedzie�, �e ju� j� przedstawiono, ale Rupert nie dopu�ci� jej do g�osu. Obj�� j� ramieniem i zwr�ci� si� do rozmawiaj�cych. - To jest Rebeka, moja asystentka. Pami�tasz starego Blacket-Greena, Ben? To w�a�nie jego c�rka, r�wnie m�dra jak ojciec. - Rupercie - upomnia�a go, maj�c nadziej�, �e ziemia rozst�pi si� i j� poch�onie. Nie mia�a poj�cia, dlaczego Benedykt Maxwell robi na niej takie wra�enie 10 GRZESZNA NAMI�TNO�� i wcale nie by�a pewna, czy sprawia jej to przyjemno��. - Wybacz, z�otko. Zdoby�a si� na u�miech, dop�ki Benedykt Maxwell, uwolniwszy si� od Fiony, nie zwr�ci� ku niej swych b�yszcz�cych oczu, przypominaj�cych oczy lwa. -C�rka �wi�tej pami�ci profesora Blacket-Greena? Zaskoczenie i jakie� inne jeszcze uczucie, kt�rego nie rozpozna�a, zabrzmia�o w jego g�osie. ' - Zna� pan mojego ojca? - spyta�a cicho. -Chodzi�em na jego wyk�ady. Zmar� chyba niedawno. Moje kondolencje - doda�. - Wiem, co to znaczy straci� kogo�, kogo si� kocha�o. - Dzi�kuj�. - Wyczu�a wsp�czucie w niskim melodyjnym g�osie i dotychczasowy niepok�j znikn�� bezpowrotnie. Zupe�nie straci�a g�ow�: Benedykt zmierzy� j� wzrokiem od st�p do g��w i nie mia�a z�udze�, �e kryje si� za tym m�ska ciekawo��. Nie stara�a si� zrozumie�, dlaczego prawie nie zauwa�y� jej, gdy by�a przedstawiona mu po raz pierwszy. Rozkwita�a tylko pod wp�ywem tego pe�nego zainteresowania spojrzenia. Reszta wieczoru min�a jak sen. Benedykt przynosi� jej szampana i nie odst�powa� na krok, czasami k�ad�c jej r�ce na ramiona. Rozmowa by�a �ywa i ciekawa, a� wreszcie rozanielony Rupert pokaza� wszystkim zdj�cie swego nowo narodzonego syna. - A gdzie jest Mary? - zapyta� Benedykt. Rupert z miejsca z nie ukrywan� dum� zasypa� Benedykta szczeg�ami narodzin dziecka. - Mary przecie� nie mog�a zostawi� go samego w domu - doda� na koniec. -Dlatego opiek� nade mn� powierzy�a mojej uzdolnionej asystentce i lokatorce GRZESZNA NAMI�TNOS� 11 naszego domu. - Rozz�o�ci� Rebek� g�aszcz�c j� po g�owie. - A teraz wypijmy. I jednym haustem opr�ni� nape�nion� do po�owy szklaneczk� whisky. - Mieszkasz z Rupertem? - W g�osie Benedykta wyczu�a dezaprobat�. -Nie... to znaczy tak-pl�ta�a si� pr�buj�c wyja�ni� sytuacj�. Czy wszystkie kobiety zachowuj� si� w ten spos�b, my�la�a, gdy spotkaj� m�czyzn� swoich marze�? Bardzo jej zale�a�o na tym, by Benedykt mia� o niej dobre wyobra�enie. -To znaczy... wynajmuj� pok�j u Ruperta i Mary. Sprzeda�am dom po ojcu i chc� kupi� ma�e mieszkanie, ale tymczasem Mary zaproponowa�a, abym zamieszka�a z nimi i pomog�a jej przy dziecku... - m�wi�a z trudem, g�os jej zamiera�, nie mog�a spu�ci� z niego wzroku. U�miechn�� si� patrz�c na jej zarumienion� twarz. - Rozumiem, Rebeko. - Dzi�kuj� - wyszepta�a, nie pojmuj�c, za co mu dzi�kuje. -Tu jest do�� t�oczno. Bardzo chcia�bym ci� lejnej pozna�, panno Blacket-Green - wymrucza� cicho i Rebeka nie zauwa�y�a nawet, kiedy znalaz�a si� w niewielkim, przeszklonym wykuszu. - No wi�c, Rebeko, powiedz mi, co m�oda kobieta, kt�ra wygl�da, jakby niedawno sko�czy�a szkol�, a tymczasem ma dyplom Oksfordu, zamierza robi� przez reszt� �ycia. Ku w�asnemu zdziwieniu Rebeka zacz�a zwierza� mu si� ze swych plan�w na przysz�o��. - Zamierza�am pojecha� "do Nottingham na rok i tam sko�czy� studia podyplomowe, a potem zaj�� si� 12 GRZESZNA NAMI�TNO�� nauczaniem. Ale p�ki ojciec by� chory, m usia�am zosta� w domu i opiekowa� si� nim. Umar� p� roku temu. Nie �a�owa�a swojego po�wi�cenia. Pozwoli�o jej to �atwiej pogodzi� si� z jego �mierci�. - To co zamierzasz teraz robi�? - spyta� cicho Benedykt. - We wrze�niu zn�w podejm� studia. Chc� zosta� nauczycielk� historii i francuskiego w szkole �redniej. - Nauczycielka... To niezbyt ambitne zaj�cia dla dziewczyny z twoimi - wycedzi� to s�owo - kwalifikacjami. Pow��czyste spojrzenie, kt�rym j� obdarzy�, doda�o tej wypowiedzi zmys�owo�ci. Nie mia� na my�li tylko jej akademickich osi�gni��. - Tw�j stosunek do tego zawodu zadziwia mnie, zw�aszcza �e mam do czynienia z cz�owiekiem wy- kszta�conym. - Rupert wspomnia� jej, �e Benedykt jest doktorem nauk matematycznych. -Bardzo nie lubi� opinii, kt�ra zdaje si� dominowa� w naszym kraju, �e ludzie zostaj� nauczycielami z braku innych mo�liwo�ci. - Urazi�o j� rozbawienie, kt�re dostrzeg�a na jego twarzy. - Przykro mi, je�li moje pogl�dy ci� �miesz�. Nie jeste� pierwsz� osob�, kt�ra uwa�a, �e powinnam zaj�� si� czym� bardziej dochodowym - gie�d�, biznesem. Ju� nawet zg�asza�a si� do mnie firma Chase Manhattan z Nowego Jorku! - Przerwa�a gwa�townie, gdy� Benedykt wybuchn�� gromkim �miechem. - Zdumiewasz mnie, Rebeko, wygl�dasz na ch�odn� i opanowan�, ale to tylko pozory. - Przepraszam, zdaje si�, �e m�wi� zbyt wiele. Komu�, kto tyle widzia� i prze�y�, moje plany �yciowe musz� wydawa� si� nudne - wyj�ka�a czuj�c, �e si� rumieni. GRZESZNA NAMI�TNO�� 13 - Wcale nie, Rebeko, wybacz mi, je�eli moje uwagi ci� urazi�y. Wcale nie mia�em tego na my�li. Uwa�am, �e wybra�a� bardzo szlachetny zaw�d, a je�li chodzi o to, �e jeste� nudna, to ju� zupe�nie nie masz racji. Bardzo mnie intrygujesz. Spojrza�a na niego niepewnie. Jego s�owa brzmia�y szczerze. Oczy mii pociemnia�y i spocz�y na jej sp�onionej twarzy, a potem przesun�y si� tam, gdzie na jej pe�nych piersiach falowa� mi�kki jedwab sukni. Zarumieni�a si� jeszcze bardziej, podniecona jak nigdy w �yciu. - B�dziesz wspania�� nauczycielk�, ale mo�esz mie� k�opoty ze swymi uczniami. - Dlatego, �e jestem taka niska? - spyta�a zrezygnowana. Rupert zawsze na�miewa� si� z jej wzrostu. - Ale� nie, to idealny wzrost dla kobiety, ale wygl�dasz tak m�odo, �e uczniowie na pewno b�d� si� w tobie podkochiwa�. - Mam dwadzie�cia dwa lata - �achn�a si�. -Nie gniewaj si�, Rebeko, ale jak si� ma trzydzie�ci cztery lata, to osoby w twoim wieku wydaj� si� bardzo m�ode - przyci�gn�� j� mocno do siebie - ale nie za m�ode... Wybaczysz mi? - szepn��. Nie mog�a ukry� dr�enia, jakie wywo�a� w niej kontakt z jego muskularnym cia�em. We�niana marynarka otar�a si� delikatnie o jej piersi. Czu�a, jak nabrzmiewaj� i gwa�townie westchn�a. Spojrza�a na Benedykta wielkimi, rozmarzonymi oczami i bezwiednie po�o�y�a d�o� na jego torsie, nie zdaj�c sobie sprawy z intymno�ci swego gestu. Czu�a r�wne, mocne bicie jego serca. - Tak, o tak - wyszepta�a. Benedykt uj�� drobn� d�o�, kt�ra spoczywa�a na jego piersi, odwr�ci� i delikatnie poca�owa�. 14 GRZESZNA NAMI�TNO�� - Mysie, �e si� doskonale rozumiemy, ty i ja... Zaw�adn�� ni� ca�kowicie. Czu�a, �e tonie w ciemnoz�otej g��bi jego oczu. - Teraz jest niew�a�ciwy czas i miejsce, Rebeko. Zapraszam ti� na kolacj�. Jutro. Zadzwoni� o si�dmej. - �wietnie - wyszepta�a trac�c oddech, gdy pochyli� si� i z�o�y� jeszcze jeden poca�unek, tym razem na jej lekko rozchylonych wargach. - Obowi�zki mnie wzywaj�. Musz� porozmawia� tak�e z mi�o�nikami antropologii. Rebece kr�ci�o si� w g�owie, serce bi�o jej jak szalone. - Na razie dobranoc, male�ka, ale nie zapominaj o mnie. - U�miechn�� si�. - Do jutra. Uj�� j� pod brod� i spojrza� w oczy. -1 nie martw si�, Rebeko, lubi� niedu�e kobiety. - Nie przestaj�c si� u�miecha� mrugn�� do niej i odszed�. Nie mia�a poj�cia, jak d�ugo sta�a z g�upawym wyrazem twarzy. Dopiero kiedy rozejrza�a si� wok�, zrozumia�a, �e zrobili z siebie niez�e przedstawienie. Kilka kobiet u�miecha�o si� znacz�co, ale Rebece by�o wszystko jedno. Spotka�a Benedykta zaledwie par� godzin temu, jednak z ca�� pewno�ci� wiedzia�a ju�, �e si� w nim zakocha�a. - No, z�otko, s�dz�c po minie, to stary Ben oczarowa� ci� absolutnie - g�os Ruperta przywo�a� j� gwa�townie do rzeczywisto�ci. - Czy�by to by�o a� tak widoczne? - spyta�a cicho spogl�daj�c na swojego szefa. - Obawiam si�, �e tak, ma�a. Ale b�d� ostro�na, Benedykt nie jest �atwym �upem dla niedo�wiadczonych panienek. GRZESZNA NAMI�TNO�� 15 - Nie jestem dzieckiem, wiem te� co nieco o seksie. - U�miechn�a si� do Ruperta. - Benedykt zabiera mnie jutro na kolacj�. - Sama my�l o tym wprawia�a j� w dr�enie. - Ach tak! Lepiej pogadaj z Mary, zanim zrobisz jakie� g�upstwo. Zna Bena lepiej ni� ja. Byli dobrymi przyjaci�mi na studiach. To skomplikowany m�czyzna, i je�li mam by� ca�kiem szczery, niezbyt do ciebie pasuje. -Dzi�ki, przyjacielu - odpowiedzia�a sucho - dzi�ki za cenn� rad�. Rupert przesun�� sw� wielk� d�oni� po siwych w�osach i prawie zrobi�o jej si� go �al, tak by� zmieszany. - Och, do licha, Becky, wiesz, co mam namy�li. Po prostu uwa�aj i chod�my ju� st�d. Zauwa�y�, �e Rebeka rozgl�da si� wok� w poszukiwaniu m�czyzny, o kt�rym by�a mowa, a kiedy ich spojrzenia skrzy�owa�y si�, Rupert nie mia� z�udze�, �e ich wzrok m�g�by stopi� g�r� lodow�. Benedykt z �alem wzruszy� ramionami, a ona bezg�o�nie wyszepta�a: �do jutra" i po�egna�a skinieniem g�owy. Nast�pnie da�a si� wyprowadzi� Rupertowi z zat�oczonej sali na dziedziniec. Szli pod r�k� uliczkami Oksfordu. Nigdy dot�d miasto to nici wydawa�o si� Rebece r�wnie pi�kne. Pocz�tek czerwca, niemal koniec sesji egzaminacyjnej. Stare uliczki wype�nia�y g�osy m�odzie�y, pe�ne podniecenia i ulgi. Ostatnie promienie s�o�ca �lizga�y si� po omsza�ych murach, a serce Rebeki wype�nia�a nie znana dot�d rado��. Wkr�tce dotarli do domu. Siedz�c naprzeciw Mary przy kuchennym stole Rebeka kurczowo �ciska�a kubek z gor�c� czekolad� 16 GRZESZNA NAMI�TNO�� i z wymuszonym spokojem pr�bowa�a stre�ci� jej wyk�ad Maxwella. - Ju� dobrze, Rebeko - zawo�a�a Mary - nie m�w mi o ratowaniu gin�cej przyrody. Powiedz, co si� naprawd� wydarzy�o. Rebek� wyprostowa�a si� i u�miechn�a gorzko. Czy� a� do tego stopnia nie potrafi�a ukry� swych uczu�? Nawet Mary, w pe�ni poch�oni�ta now� rol� matki, zauwa�y�a jej podniecenie. - Wydarzy� si� Benedykt Maxwell - oznajmi�a kr�tko. Nie lubi�a k�ama�. - Aha, to za spraw� Bena wygl�dasz dzi� tak pi�knie! Powinnam by�a si� domy�li�. Zawsze wywiera� piorunuj�ce wra�enie na kobietach, nawet jako student. - Szkoda, �e wtedy go nie zna�am - westchn�a Rebeka. Pragn�a wiedzie� jak najwi�cej o dzieci�stwie i m�odo�ci Benedykta, o tych wszystkich latach, kt�re prze�y� z dala od niej. - Opowiedz mi o nim, Mary. - Spojrza�a na przyjaci�k� i straszliwa my�l przemkn�a jej przez g�ow�. A mo�e Mary by�a jedn� z jego kobiet? By�a �adna, wysoka, mia�a br�zowe w�osy i weso�e, niebieskie oczy, wielk� inteligencj�. By� mo�e Benedykt by� jej kochankiem... - Nie, nie chodzili�my ze sob� - za�mia�a si� Mary, czytaj�c jej my�li - ale byli�my w jednej paczce. Nie wiem, co ci o nim opowiedzie�. Nie widzia�am go, odk�d sko�czyli�my studia. Przys�a� tylko kilka kartek �wi�tecznych. Musia� si� bardzo zmieni�. Ju� na pewno nie jdst tym nie�mia�ym m�odym cz�owiekiem, jakim go pami�tam. - Nie�mia�ym! - wykrzykn�a Rebeka. Trudno jej by�o w to wierzy�. GRZESZNA NAMI�TNO�� 17 - Tak. No, mo�e to nie najlepsze okre�lenie. Zamkni�tym w sobie, tajemniczym. -Jakie� wspomnienie wywo�a�o u�miech na ustach Mary. - Zazwyczaj by� taki, ale pami�tam, �e raz, pod koniec drugiego roku, byli�my wszyscy na przyj�ciu i wtedy chyba po raz pierwszy i ostatni Ben si� upi�. Przegadali�my ca�� noc. Jego ojciec zmar�, kiedy Ben mia� dziesi�� lat, a matka zaraz wysz�a powt�rnie za m��. Ben mieszka� w internacie i gdy mia� dwana�cie lat, urodzi� mu si� braciszek. Dziewczynie serce si� �cisn�o na my�l o ch�opcu osieroconym przez ojca i odes�anym do internatu. Jej matka zmar�a, gdy Rebeka mia�a dziewi�� lat, rozumia�a wi�c, jak bardzo Benedykt musia� si� czu� osamotniony. - By� bardzo zakompleksionym m�odym cz�owiekiem. T�umaczy� sobie powt�rne ma��e�stwo matki tym, �e by�a bezradn� kobiet� potrzebuj�c� wsparcia m�czyzny. Mia�am wra�enie, �e czu� si� troch� winny, i� jest za m�ody, by si� ni� zaopiekowa�. - Mary westchn�a. - M�odzie�cza naiwno��! Pewnie potrzebowa�a m�czyzny w ��ku... W ka�dym razie, nigdy wi�cej nie opowiada� mi o swoim �yciu osobistym. Niewiele wi�cej mog� ci doda� poza tym, �e go lubi�am. -1 tak du�o powiedzia�a�. Pewnie pomy�lisz, �e mi odbi�o, ale nawet to, �e mog� o nim s�ucha�, sprawia mi przyjemno�� - u�miechn�a si� smutno Rebeka. - Mam si� z nim spotka� jutro i sama b�d� prowadzi� dalsze dochodzenie. Szczerze m�wi�c, nie mog� si� doczeka� tego spotkania. - Widz�, �e interesuje ci� tylko jego b�yskotliwy umys�, a nie tak przyziemna rzecz jak jego wspania�e cia�o - za�artowa�a Mary i obie wybuchn�y �miechem.. 18 GRZESZNA NAMI�TNO�� Kiedy zamilk�y, Mary wzi�a r�k� Rebeki w swoje d�onie. - Nie zrozum mnie �le, jeste� inteligentn� dziewczyn�, ale nie masz zbyt wielkiego do�wiadczenia w sprawach sercowych. Benedykt jest od ciebie znacznie starszy i nie chc�, �eby� potem cierpia�a. Upewnij si�, czy nie jest to z twojej strony tylko uwielbienie dla bohatera, zanim pope�nisz jakie� g�upstwo. Rebeka �cisn�a mocno palce przyjaci�ki. - Nigdy jeszcze nie czu�am si� tak przy �adnym m�czy�nie - wyzna�a z naiwn� szczero�ci�. - W g��bi duszy wiem, �e on jest przeznaczony dla mnie. Nawet je�li mia�abym cierpie�, zgadzam si� na to. P�niej, o wiele p�niej, poj�a gorzk� prawd� swoich s��w. ROZDZIA� DRUGI Rebeka spojrza�a na stos ubra� na ��ku i westchn�a. Benedykt b�dzie tu za p� godziny, a ona jest prawie naga, je�li nie liczy� bia�ych koronkowych majtek, i nie mo�e si� zdecydowa�, co na siebie w�o�y�. Sama by�a sobie winna. Gdyby nie sp�dzi�a ca�ego popo�udnia na myciu w�os�w, k�pieli i pi�owaniu paznokci, prze�ywaj�c w wyobra�ni spotkanie z Benedyktem, zd��y�aby jeszcze wyj�� i kupi� sobie co� do ubrania. Wreszcie postanowi�a rozpakowa� r�owy jedwabny kostium, kt�ry naby�a z my�l� o chrzcinach ma�ego Jonathana. Trudno, pomy�la�a, kupi� na t� okazj� co� innego. W�ska sp�dnica opinaj�ca biodra ko�czy�a si� tu� nad kolanem. G�r� stanowi� sznurowany gorsecik, kt�ry uniemo�liwia� na�o�enie stanika. Skromno�� nakaza�a jej jednak w�o�y� dopasowany dwurz�dowy �akiecik z. kr�tkimi r�kawami, pasuj�cy do ca�o�ci. Na nogi wsun�a granatow� sanda�y na niskim obcasie. By�oby lepiej, gdyby mog�a nosi� buty na wysokich obcasach, ale raz spr�bowa�a i od razu skr�ci�a nog� w kostce. Poza tym Benedykt m�wi�, �e lubi niskie kobiety, pociesza�a si�. Spojrza�a z niezadowoleniem na swoje w�osy. Podpi�a je tylko po bokach dwoma grzebieniami, pozwalaj�c czarnym lokom opa- 20 GRZESZNA NAMI�TNO�� da� na plecy. Powinna je upi�� w kok, wygl�da�aby powa�niej. Si�gn�a po grzebie�... Dzwonek do drzwi wp�dzi� j� w pop�och. Ju� za p�no... Chwyci�a szmink�, wrzuci�a j� do ma�ej granatowej torebki i wybieg�a z pokoju. By�a w po�owie schod�w, gdy go ujrza�a. Straci�a dech w piersiach i omal nie spad�a z ostatnich stopni. Podszed� szybko i poda� jej rami�. -Nie tra� r�wnowagi, Rebeko. Pomy�la�a, �e b�dzie traci� r�wnowag� przy tym m�czy�nie, cho�by mia�a z nim sp�dzi� milion lat, i po raz pierwszy przel�k�a si� si�y uczucia, kt�re ni� zaw�adn�o. Benedykt mia� na sobie bezb��dnie skrojone popielate ubranie, b��kitn� jedwabn� koszul� i krawat w szaro- niebieskie paski. Rebeka powoli unios�a g�ow�. Jego rozpalony wzrok b��dzi� po jej twarzy i ciele. - Dzie� dobry, Benedykcie - szepn�a. - Wygl�dasz przepi�knie, Rebeko. Dla mnie musisz zawsze nosi� rozpuszczone w�osy. - Dotkn�� jej g�stych lok�w i, przesuwaj�c je mi�dzy palcami, si�gn�� a� do jej nabrzmia�ych piersi gestem, kt�ry wzbudzi� dreszcz rozkoszy w ca�ym jej ciele... - Widz�, �e jestem tu niepotrzebna. Bawcie si� dobrze, moje dzieci - g�os Mary przerwa� t� czarown� chwil�. -1 nie wracajcie zbyt p�no - zwr�ci�a si� do Benedykta. - Obiecuj�, Mary, i nie martw si�, w przeciwie�stwie do innych wielbicieli, odstawi� j� nienaruszon�. Jakich innych wielbicieli, -pomy�la�a Rebeka, nie wiedz�c, jak ma rozumie� nut� cynizmu brzmi�c� w jego glosie. Jednak kiedy Benedykt obj�� j� w talii w drodze, do samochodu, wszystkie rozs�dne my�li GRZESZNA NAMI�TNO�� 21 ulotni�y si� bezpowrotnie. Wsiad�a do samochodu i walcz�c z narastaj�cym zdenerwowaniem wtuli�a si� w mi�kki sk�rzany fotel. Gdy och�on�a nieco, ze zdumieniem spostrzeg�a, �e znajduje si� w luksusowym mercedesie. A przecie� naukowcy nie byli w Anglii zbyt dobrze op�acani. - Nareszcie sami - powiedzia� z u�miechem Benedykt siadaj�c za kierownic�. - My�la�em, �e okres zalot�w w samochodzie mam ju� za sob�, ale obawiam si�, �e p�ki mieszkasz z Rupertem i Mary, taki w�a�nie los na� czeka. - Patrzy� na ni� przez chwil�, a w jego oczach igra�y z�ote iskierki. - Chyba �e ci� nam�wi�, by� zamieszka�a ze mn� � za�artowa�. - Mo�e zgodzi�abym si�, gdybym wiedzia�a, gdzie mieszkasz - za�artowa�a Rebeka. -Mam chatk� nad Amazonk� i mieszkanie w Londynie. Co wolisz? - Zgadnij - za�mia�a si�. Min�li rogatki Oksfordu i zatrzymali si� przed ma��, wygl�daj�c� jak z obrazka gospod� z dachem krytym s�om� i drewnianym stropem. Podczas sk�ada j�cej si� z niewymy�lnych potraw kolacji Rebeka wreszcie odpr�y�a si�. Pomog�a jej w tym tak�e butelka bordeau. To niebywa�e, ile mamy wsp�lnego, my�la�a, podczas gdy rozmowa przenosi�a si� z tematu na temat, pocz�wszy od teatru i muzyki, a sko�czyw szy na polityce i, wreszcie, na przygodach Benedykta w d�ungli. ' - Jestem honorowym cz�onkiem plemienia Indian i mam w�asn� chat�. Mo�e ci� skusz�, by�, tam ze mn� zamieszka�a? - �mia� si�. - Na pewno w�dz proponowa� ci swoj� c�rk�. Jest chyba taki zwyczaj? - droczy�a si� z nim �artobliwie. 22 GRZESZNA NAMI�TNO�� - Zaproponowa�. Niestety, wszystkie niezam�ne dziewczyny mia�y najwy�ej trzyna�cie lat, a ja jako� nie bytem w stanie po�lubi� dziecka. Zdecydowa�em si� na samotniczy tryb �ycia. - Rebeka wpatrywa�a si� w jego ciemniej�ce oczy. - Ale odk�d pozna�em ciebie, to musi si� zmieni�. Nie wygl�dasz mi na kobiet�, kt�ra odmawia sobie uciech cielesnych - doda�. Kelner przyni�s� kaw� roz�adowuj�c napi�cie. Rebeka nie by�a pewna, czy ma potraktowa� t� ostatni� uwag� jako komplement, czy jako przytyk, i by pokry� zmieszanie wypowiedzia�a pierwsz� my�l, j�ka jej przysz�a do g�owy. - S�uchaj�c ci�, mo�na pomy�le�, �e jeste� zboczony albo szalony, Benedykcie. - Jestem szalony, oszala�em na twoim punkcie. Uwielbiam, kiedy tak tracisz oddech wymawiaj�c moje imi�. Uni�s� jej r�k� i uca�owa� j� w nadgarstek, gdzie wyczu� mo�na by�o przyspieszony puls. Zadr�a�a i chcia�a wyrwa� mu r�k�. Kr�powa�a j� obecno�� innych os�b. i - Nie, Rebeko, nie wycofuj si�. Szczero�� w okazywaniu uczu� to jedna z cech, jakie w tobie od razu dostrzeg�em. - U�cisn�� jeszcze mocniej jej d�o� - Wiesz, co zaczyna si� dzia� mi�dzy nami? - Tak, o tak - wyszepta�a. Szuka�a jego oczu, a po��danie, kt�re w nich dostrzeg�a, powiedzia�o jej wszystko, co chcia�a wiedzie�. -Je�li nie przestaniesz wpatrywa� si� we mnie w ten spos�b, Rebeko, wyci�gn� ci� st�d za twe pi�kne w�osy i w�tpi�, czy dotrzemy dalej ni� na parking. Obla�a si� rumie�cem i spu�ci�a oczy. - Przepraszam, to... nie wiem. Nigdy przedtem nie GRZESZNA NAMI�TNO�� 23 prze�ywa�am czego� podobnego - wyzna�a, bohatersko podnosz�c wzrok. Nie potrafi�a udawa�. - Chcia�bym w to wierzy�, Rebeko. M�j Bo�e, chcia�bym w to wierzy�. -Przez chwil� wydawa�o jej si�, �e widzi w jego oczach zaskoczenie, ale musia�o jej si� tylko wydawa�. - Przecie� taka inteligentna, pi�kna kobieta jak ty musi mie� wielu wielbicieli. Czy jest kto�, o kim powinienem wiedzie�? - Nie, Benedykcie, ani teraz, ani nigdy. Tylko ty. Gwa�townie pu�ci� jej d�o� i wyprostowa� si�, mru��c oczy z niedowierzaniem. -Trudno w to uwierzy�, ale ufam ci - przerwa� - na razie. Rebeka nie zrozumia�a, co mia� na my�li, ale nim zd��y�a zapyta�, Benedykt wezwa� kelnera. - Chod�my st�d. To miejsce nagle wyda�o mi si� zbyt t�oczne. Zap�aci�, wsta� i poda� r�k� Rebece. Gdy byli zn�w w samochodzie, odwr�ci� si� do niej i obj�� ramieniem, a gdy pochyli� g�ow�, wiedzia�a, �e j� poca�uje. -Pragn� ci�-wy szepta�, nim nakry� jej usta swoimi. Zadr�a�a w jego ramionach, owion�� j� �ar bij�cy z jego cia�a. Ci�nienie warg Benedykta na jej ustach by�o niemal bolesne. Ca�owa� j� d�ugo i nami�tnie. Si�a tej pasji z pocz�tku zdumia�a j�, a potem porwa�a. - Benedykcie - j�kn�a, podczas gdy on pochyli� g�ow� wodz�c ustami po jej szyi, a d�oni� wci�� pieszcz�c rozognion� pier�. Po�era� j� ogie�, kt�rego nie mog�a i nie chcia�a opanowa�. Krew t�tni�a w �y�ach. Zarzuci�a mu r�ce na szyj�, zatapiaj�c d�o� w g�stej czarnej czuprynie, przytulaj�c si� do niego ca�ym cia�em. Nie odczuwa�a wstydu. Po to zosta�a stworzona... 24 GRZESZNA NAMI�TNO�� Benedykt j�kn�� i uni�s� g�ow�. Dr��cymi r�kami wyswobodzi� si� z jej u�cisku i poprawi� na niej ubranie. - O Bo�e, Rebeko, niewiele brakowa�o, a wzi��bym ci� na parkingu. Dzia�asz na mnie jak narkotyk, male�ka. - Ciesz� si� - wyszepta�a, pragn�c bole�nie jego pieszczot i poca�unk�w - chyba zakocha�am si� w tobie i nie chc�, �eby to by�o uczucie nie odwzajemnione. -Pr�bowa�a si� roze�mia� wiedz�c, �e powiedzia�a wi�cej, ni� powinna. Benedykt uj�� jej twarz w d�onie. - Rebeko, czuj� to samo, co ty, ale tu nie b�d� ci tego udowadnia�. Musn�� kr�tkim poca�unkiem jej nabrzmia�e wargi. - Lepiej odwioz� ci� do domu, zanim Rupert ruszy za nami w po�cig. Ale nie b�j si�, to dopiero pocz�tek. Obiecuj�. Wracali do Oksfordu w milczeniu. Benedykt przyj�� zaproszenie na kaw�, ale ku rozczarowaniu Rebeki do��czy� do nich Rupert. Pociesza�a si� jednak ostatnimi s�owami Benedykta. Wierzy�a mu. P�niej odprowadzi�a go do samochodu. Z pewno�ci� ponowi zaproszenie, musi... - powtarza�a ze z�o�ci�. - Dobranoc, Benedykcie - wyszepta�a, nie mog�c go ju� d�u�ej zatrzymywa�. -Je�li nie przestaniesz tak na mnie patrze�, zwi��� ci� i zabior� do Londynu. - Nie mia�abym nic przeciwko temu - za�artowa�a, ale zabrzmia�o to przekonuj�co. Przyci�gn�� j� do siebie i poca�owa�. GRZESZNA NAMI�TNO�� 25 -Mam wyk�ad w poniedzia�ek, ale b�dziemy w kontakcie. W �rod� euforia opu�ci�a Rebek�. Prawie nie wychodzi�a z domu, a jednak Benedykt nie dzwoni�. Wreszcie za namow� M ary posz�a na comiesi�czne spotkanie towarzystwa historycznego. Przesiedzia�a wyk�ad i film, nie bardzo wiedz�c, co ogl�da, ale co gorsza, gdy wr�ci�a do domu, Mary powita�a j� z u�miechem. Benedykt dzwoni�. - No nie. Wiedzia�am, �e nie powinnam wychodzi�. -Nonsens. Prosi�, �eby ci powt�rzy�, �e dzwoni� i... -I co? � nie wytrzyma�a Rebeka. - Zaprosi�am go na weekend. Przyjedzie w sobot�, ale jutro zadzwoni jeszcze raz, �eby to potwierdzi�. Rebeka rzuci�a si� Mary na szyj�. - Jeste� kochana. W czwartek Rebeka warowa�a przy telefonie. Gdy wreszcie zadzwoni�, z trudem panowa�a nad nerwami. - Halo - powiedzia�a z nadziej�, �e us�yszy w ko�cu g�os Benedykta. - Rebeko, wreszcie ci� dopad�em. Gdzie by�a�? Zawraca�a� w g�owie oksfordzkim przystojniakom? - zacz�� ironicznie. - Benedykcie... - Poczu�a si� ura�ona, �e podejrzewa� j� o randk� z kim� innym. Straszliwa my�l przemkn�a jej przez g�ow�. Mo�e Benedykt dowiedzia� si� o pewnym wydarzeniu sprzed wielu laty, kt�re uczyni�o j� s�awn� na czterdzie�ci osiem godzin. Nie, to niemo�liwe, nie by�o go w�wczas w kraju. Pospiesznie zacz�a wyja�nia� sw� wczorajsz� nieobecno��. - W porz�dku, Rebeko. Wierz� ci, nie t�umacz si�. Przyjad� w sobot� o trzeciej po po�udniu, dobrze? - Ale� oczywi�cie! - Odetchn�a z ulg�. Jak mog�a przypuszcza�, �e jej nie wierzy! Zupe�ny nonsens. 26 GRZESZNA NAMI�TNO�� Nadszed� upalny lipiec. Benedykt sta� si� cz�stym go�ciem w domu Ruperta. Rebeka jednak pragn�a spotka� sam na sam... Ale on nie chcia�. Tego dnia sta�a wygl�daj�c przez okno, czekaj�c na jego przyjazd. Rozmawia�a z nim cz�sto przez telefon, a on w ka�dy weekend przyje�d�a� do Oksfordu do niej, do Mary, Ruperta i ma�ego Jonathana... Mo�e na tym polega� problem. U�miechn�a si� 4� w�asnych my�li. Dzi� nie by�o problemu. Tym razem dom by� pusty. Rupert zabra� rodzin� do rodzic�w w Devon, by pokaza� im wnuka. Rebeka z trudem powstrzymywa�a podniecenie. Kocha�a Benedykta i by�a niemal pewna, �e i on j� kocha. Jedli wsp�lne kolacje, chodzili na koncerty, jednej niedzieli p�ywali nawet ��dk� po rzece, i za ka�dym razem nami�tne poca�unki Benedykta budzi�y w niej t�sknot� za czym� wi�cej.-Wilgotnymi d�o�mi wyg�adzi�a sp�dnic�. B�d� zupe�nie sami przez dwa dni... Serce podskoczy�o jej na widok samochodu parkuj�cego przed wej�ciem. Przebieg�a korytarzem, otworzy�a drzwi i rzuci�a si� w ramiona m�czyzny. - To mi dopiero powitanie! - mrukn�� Benedykt spogl�daj�c na ni� z rozbawieniem -Czym sobie na nie zas�u�y�em, male�ka? Spojrza�a na niego g�odnym wzrokiem. - Niczym - wyszepta�a. - St�skni�am si� za tob�. - Doskonale znam to uczucie - odpar� cicho - ale mo�e wpu�cisz mnie do �rodka? Rupert nie b�dzie zachwycony, je�li zaczniemy kocha� si� na progu jego domu. - Nie dowie si� o tym - nie mog�a ju� d�u�ej utrzyma� tego w tajemnicy - Ca�y dom jest nasz, gospodarze pojechali na weekend do rodzic�w. GRZESZNA NAMI�TNO�� 27 Wci�gn�a Benedykta do �rodka i zamkn�a drzwi. - Teraz de mam - �mia�a si�, zarzucaj�c mu ramiona na szyj�. -A, o to ci chodzi-obj�� j� w talii i uni�s� do g�ry - �eby mnie uwi�zi�? A mo�e wolisz to? - I przerzucaj�c j� sobie przez rami� ruszy� w stron� otwartych drzwi do salonu. - Benedykcie, st�j - wo�a�a bezradnie -upu�cisz mnie! - Nie b�j si�, male�ka - powiedzia� ze �miechem, rzucaj�c j� na du�� podniszczon� kanap�. Le�a�a na plecach, z rozchylonymi udami, w�osy opada�y jej na twarz i ramiona. Nie zdawa�a sobie sprawy, jak podniecaj�co i kusz�co wygl�da. - Chyba zbyt wiele czasu sp�dzi�e� w d�ungli, m�j drogi Tarzanie - za�mia�a si�. Powi�d� wzrokiem po jej zarumienionych policzkach, po ciele nie�wiadomym swej zalotno�ci. Pochyli� si� i odgarn�� w�osy z jej twarzy. - Czy chcesz przez to powiedzie�, male�ka, �e jeszcze nigdy �aden m�czyzna ci� nie uni�s�? Przesta�a si� u�miecha�. Mia�a wra�enie, �e pyta o zupe�nie inny rodzaj uniesie�. - M�j ojciec mnie nosi� - odpar�a cicho. Sta� nad ni� pot�ny jak wie�a. Czarne d�insy opina�y mu uda, ukazuj�c wi�cej ni� tylko muskulatur� n�g: Rumieniec na twarzy Rebeki wzm�g� si�, podnios�a wzrok ku jego piersi, gdzie w wyci�ciu rozpi�tej koszuli wida� by�o czarne, g�ste ow�osienie. G�o�no prze�kn�a �lin�, zdaj�c sobie nagle spraw� z intymno�ci tej sytuacji. Wykona�a gwa�towny ruch, by wsta� z kanapy. - Nie, zosta� tam - rozkaza� Benedykt i k�ad�c jej 28 GRZESZNA NAMI�TNO�� r�k� na biodrze przysiad� obok. - M�wi�a�, �e mamy ca�y dom dla siebie. Zacz�� wodzi� palcem po ustach Rebeki. Rozchyli�a wargi i powoli zarzuci�a mu r�ce na szyj�. Bo�e, jak ja go kocham, my�la�a zahipnotyzowana spojrzeniem ciemnych oczu. Wdycha�a jego zniewalaj�cy zapach, pragn�c jedynie zatraci� si� w cieple i sile tego m�skiego cia�a. Benedykt pie�ci� palcem jej doln� warg�, wpijaj�c w ni� przeszywaj�ce spojrzenie. - Pragn� ci�, Rebeko, i s�dz�, �e ty tak�e mnie pragniesz. - Tak, Benedykcie, o tak - nie umia�a zaprzeczy�. -Kochasz mnie, Rebeko? Naprawd� mnie kochasz? Promienie s�o�ca pad�y na jego twarz i utworzy�y wok� g�owy co� w rodzaju aureoli. Wygl�da� niczym grecki b�g. Jak�e mog�a go nie kocha�? - Kocham ci�, Benedykcie, mam wra�enie, �e zawsze ci� kocha�am i wiem, �e zawsze b�d� ci� kocha� - odpar�a. Usta Benedykta szuka�y jej warg. Zadr�a�a, gdy zacz�� dla �artu chwyta� je z�bami, kiedy za� przylgn�a ca�ym cia�em do niego, zanurzaj�c palce w jego g�stych czarnych w�osach, poca�owa� j� mocniej odkrywaj�c j�zykiem tajemnice jej wilgotnych ust. Nagle przerwa� poca�unek i wyprostowa� si�. Rebeka u�miechn�a si�. Oczy jej l�ni�y jak gwiazdy. -Jeste� jak dynamit. Istny wulkan. Je�eli nie odejd� zaraz, zrobi� co�, czego by� mo�e oboje b�dziemy �a�owali. - Nie b�d� niczego �a�owa�, Benedykcie, obiecuj�. -Podnios�a r�k� i zrobi�a to, o czym marzy�a od tygodni. Pog�adzi�a go po muskularnej piersi. GRZESZNA NAMI�TNO�� 29 - Ciekawe, ilu m�czyznom ju� to m�wi�a�? - Chwyci� j� za nadgarstek i odepchn��. - Nikomu. Tylko tobie. Zastanawia�a si�, czy by� zazdrosny, czy te� mo�e mia� inne powody. Nie podoba�a jej si� ta podejrzliwo�� w jego g�osie. Zadr�a�a... - Siadaj i doprowad� si� do porz�dku, je�li to mo�liwe. - Nie lubi� takich uwag - mrukn�a, obci�gaj�c z godno�ci� koszulk�. Benedykt nie odpowiedzia�. Wsadzi� natomiast r�k� do tylnej kieszeni spodni i wyci�gn�� ma�e pude�eczko, kt�remu zaczaj przygl�da� si� .spod opuszczonych powiek. - To nale�y do ciebie, Rebeko. S�dz�, �e powinna� to dosta�, zanim uczynimy nast�pny krok. Serce Rebeki wali�o jak m�otem, wyci�gaj�ca si� po pude�eczko r�ka dr�a�a. Podnios�a wilgotne oczy na Benedykta, ale on unika� jej spojrzenia. Ten wspania�y, odwa�ny m�czyzna, kt�ry prze�y� tyle przyg�d w Amazonii, okaza� si� taki nie�mia�y. Wzruszy�o j� to, a fala uczucia, jaka j� zala�a, niemal sprawi�a jej b�l. Po�o�y� ma�e czerwone pude�eczko na jej wyci�gni�tej d�oni. Otworzy�a je powoli. Wewn�trz ujrza�a wspania�y pier�cionek z fioletowo-czerwonym kamieniem otoczonym diamentami. -Jakie to pi�kne, Benedykcie. Jestem najszcz�liwsz� kobiet� pod s�o�cem. W�� mi go sam. Wyci�gn�a lew� d�o� i przebieg� j� dreszcz, gdy wsuwa� jej pier�cionek na palec. -Podoba ci si�? -zapyta�, nadal unikaj�c jej wzroku. -Uwielbiam go, tak jak uwielbiam ciebie, Benedykcie. 30 GRZESZNA NAMI�TNO�� - Wyobra�am sobie - za�mia� si�, ale jego s�owa zabrania�y nieprzyjemnie. Jaki on nerwowy, my�la�a, wdrapuj�c mu si� na kolana. Czu�a narastaj�ce w nim napi�cie. Zarzuci�a mu r�k� na szyj�, a drug� wyci�gn�a, by lepiej obejrze� zar�czynowy pier�cionek. - Kocham rubiny - westchn�a z zadowoleniem. - To granat - poprawi� j�. -Niewa�ne-szepn�a, wreszcie pewna jego mi�o�ci. Poca�owa�a delikatnie jego smag�� szyj�. - B�d� go przechowywa� jak skarb przez ca�e �ycie z tob� - szepta�a nie odrywaj�c ust od jego sk�ry. - Na pewno - mrukn�� Benedykt. j Nie dos�ysza�a jednak sarkazmu w jego g�osie, gdy� Benedykt, trzymaj�c j� za podbr�dek, ca�owa� lekko jej spragnione usta. - Przykro mi, Rebeko, ale nie mog� tu zosta�. Przyjecha�em tylko, �eby da� ci pier�cionek. Musz� wraca� prosto do Londynu. Wyst�puj� dzi� w programie telewizyjnym. -A co z nami? Dzi� jest dzie� naszych zar�czyn, a ty mnie zostawiasz! Powinni�my przynajmniej to uczci� kieliszkiem szampana. - Przykro mi, ale czeka mnie jazda samochodem. - Zsadzi� j� z kolan na kanap� i wsta�. - Ale mamy jeszcze tyle spraw do om�wienia, na przyk�ad dat� �lubu. - Te s�owa wywo�a�y u�miech na jej twarzy. Mo�e nie b�d� razem ju� dzi�, ale przecie� maj� przed sob� ca�e �ycie. B�d� m�em i �on�. By�a taka szcz�liwa. Jej naj�mielsze marzenia stawa�y si� rzeczywisto�ci�. - Zostaj� w Anglii tylko do ko�ca sierpnia, potem musz� by� w Nowym Jorku. Mo�e... - zawaha� si�. GRZESZNA NAMI�TNO�� 31 Poderwa�a si� z rozpromienion� twarz� nie daj�c mu doko�czy� zdania. - Wystarczy par� tygodni, �eby przygotowa� �lub, a potem mog�abym pojecha� do Ameryki z tob�. Serce Rebeki zamar�o, gdy spostrzeg�a wyraz jego oczu. - To niez�y pomys�, ale trzeba wzi�� par� innych rzeczy pod uwag�. Przemy�l� wszystko i porozmawiamy o tym za tydzie�. Niema po�piechu. Jestem pewien, �e jeste� cudown� organizatork�. Cokolwiek postanowimy, ju� ty sobie z tym poradzisz - ci�gn�� kpi�co. U�miechni�ta Rebeka nie us�ysza�a w jego s�owach ironii. - Skoro tak sobie �yczysz. Spojrza�a na pier�cionek l�ni�cy na jej palcu i u�miechn�a si� na my�l o tym, co symbolizowa� -promienn� przysz�o�� z m�czyzn�, kt�rego kocha�a. Nic nie mog�o za�mi� jej szcz�cia. Rebeka otar�a spocone d�onie o sukienk�. Jaki� impuls kaza� jej jecha� do Londynu ju� w czwartek w nadziei zobaczenia Benedykta. Nie mog�a wytrzyma� do soboty, za bardzo za nim t�skni�a. Niekiedy szczypa�a si�, nie wierz�c swemu szcz�ciu, a tego ranka obudzi�a si� z przeczuciem katastrofy, kt�rego nie mog�a si� pozby�. W taks�wce zaciska�a nerwowo r�ce na brzegu siedzenia, by powstrzyma� ich dr�enie. To idiotyczne, powtarza�a w my�lach, nie potrafi�a jednak zaradzi� takiej nerwowej reakcji. Spojrza�a na pier�cionek na serdecznym palcu i odetchn�a g��boko. Przyjecha�a do Londynu tylko na zakupy - tak si� przed sob� t�umaczy�a. Odk�d si� zar�czyli, trzy 32 GRZESZNA NAMI�TNO�� tygodnie temu, Benedykt odwiedza� j� w ka�dy weekend, dzwoni� regularnie, nigdy jednak nie wspomina� o dacie �lubu. - To tutaj - g�os taks�wkarza wyrwa� j� z zadumy. Wyprostowa�a si�, zap�aci�a daj�c mu napiwek i wysiad�a zbieraj�c liczne torby z zakupami. Spojrza�a na elegancki bia�y dom za �elaznym ogrodzeniem. By� o wiele wi�kszy, ni� si� spodziewa�a. - A je�li Benedykta nie ma w domu? - wpad�a w panik�. Poda� jej sw�j londy�ski adres, wi�c chyba nie powinien mie� nic przeciwko tej wizycie. Dr��c� d�oni� nacisn�a przycisk dzwonka. W ko�cu jest jej narzeczonym! Czego si� wi�c obawia? Drzwi otworzy�y si� i ujrza�a w nich twarz nieznajomego starszego m�czyzny w ciemnym ubraniu. - Czym mog� pani s�u�y�? - Szukam Benedykta Maxwella - wyj�ka�a spogl�daj�c na kartk� z adresem. - Kto przyszed�, James? A wi�c to jednak tutaj! - Twoja narzeczona! - krzykn�a w odpowiedzi, z ulg� rozpoznaj�c g�os Benedykta. - Co? - Benedykt pojawi� si� w drzwiach. - W porz�dku, James, sam si� zajm� wszystkim. Nie b�d� ci� ju� potrzebowa�. Rebeka z trudem powstrzyma�a si� od �miechu. Co� takiego, mia� lokaja! Podnios�a wzrok i z trudem rozpozna�a swego narzeczonego. Serce zacz�o jej wali� z ca�ej si�y. Mia� na sobie nieskazitelny smoking, �nie�nobia�� koszul�, pi�knie kontrastuj�c� ze smag�� cer�, kt�r� zawdzi�cza� latom sp�dzonym w d�ungli. - Wejd�, Rebeko. -My�la�am, �e masz tylko mieszkanie- wyrwa�o jej GRZESZNA NAMI�TNO�� 33 si�, gdy wchodzi�a do wy�o�onego marmurem przedpokoju. - W pewnym sensie tak. Na trzecim pi�trze mieszka James i jego �ona, kt�ra prowadzi mi dom. - Popatrzy� na jej pi�kn� twarz i dostrzeg� na niej podniecenie. - Czy m�g�bym pozna� cel twej wizyty? Jedno spojrzenie i Rebeka znalaz�a si� w jego ramionach. Pragn�a, by j� obejmowa�, pragn�a czu� jego wargi, czu� na swym ciele jego silne d�onie. Si�a w�asnego uczucia przera�a�a Rebek�. Nie zna�a siebie od tej strony i, co gorsza, nie by�a ju� pewna, czy w og�le zna Benedykta. - My�la�am, �e zrobi� ci niespodziank�. - Rzeczywi�cie, zrobi�a� mi niespodziank�, kochanie, bardzo mi��. - Poca�owa� j� w czo�o i obj�wszy wp� poprowadzi� do pokoju. - Mam nadziej�, �e si� nie gniewasz. Ale skoro ju� jestem w Londynie... Chcia�am porozmawia� - nie mog�a opanowa� dr�enia g�osu. - Uspok�j si� i usi�d� - powiedzia� surowo Benedykt. - Zrobi� ci co� do picia. Nie t�umacz si�. Jako moja narzeczona, mo�esz tu przychodzi�, kiedy chcesz. Usiad�a na wskazanej kanapie. - Chcia�am tylko... Ale Benedykt by� ju� odwr�cony plecami. Otwiera� mahoniowy oszklony barek. v Zapad�a si� w mi�kk� kanap� i rozejrza�a z podziwem. Aksamitne kotary w ogromnych oknach, �drogie dywany na pi�knym parkiecie, na �cianach znakomite obrazy i akwarele. Tylko rozrzucone pisma geograficzne wprowadza�y do tego pokoju odrobin� nie�adu. 34 GRZESZNA NAMI�TNO�� - Nad czym tak dumasz? My�lisz o innym m�czy�nie? - G�os Benedykta przywo�a� j� do rzeczywisto�ci. Poda� jej kryszta�owy kieliszek z koniakiem. -A mo�e my�lisz o jakim� dawnym kochanku? - M�j Bo�e, nie - odpowiedzia�a bior�c kieliszek. - Wr�cz przeciwnie. T�skni�am za tob�. Chyba zdawa� sobie spraw� z tego, �e nie jest w stanie mu si� oprze�. Przez my�l przemkn�o jej pytanie, czy m�drze post�puje, ale zaraz odegna�a w�tpliwo�ci. Spojrza�a w ciemne oczy Benedykta i ogarn�� j� strach. Wygl�da� tak, jakby czyta� ka�d� jej my�l. Czy wiedzia� o dawnym skandalu? Chcia�a mu o tym sama opowiedzie�, ale uzna�a, �e jeszcze nie pora. -A wi�c-powiedzia� �agodnie-nie mog�a� si� mnie doczeka�. Bardzo mi to pochlebia, kochanie. I wybacz, je�li ci� niezbyt grzecznie powita�em, ale mo�e wsp�lna kolacja jako� to zrekompensuje, hm? Sta� przes�aniaj�c jej �wiat�o. Tak elegancko ubrany wydawa� si� jej prawie obcy. Emanowa�a z niego m�ska si�a, na kt�r� natychmiast bezwiednie zareagowa�a i nie mog�a, wr�cz nie chcia�a opanowa� tych reakcji. - �azi�am godzinami po mie�cie. Nawet nie mam w czym i�� na kolacj�. Spojrza�a na swoj� do�� wygniecion� letni� sukienk�, a potem na jego elegancki garnitur. - Och, bardzo ci� przepraszam, powinnam by�a zadzwoni�. Na pewno masz jakie� spotkanie. - Po czu�a si� nagle skr�powana i szybko wypr�ni�a kieli szek. , Benedykt odwr�ci� si� do niej plecami, tak, �e nie mog�a dostrzec wyrazu twarzy. Przebieg� j� nag�y GRZESZNA NAMI�TNO�� 35 dreszcz. Dlaczego zrobi�o jej si� zimno? Okno by�o przecie� zamkni�te. Pewnie ju� zapad� zmrok... - Nie, mylisz si�. W�a�nie wr�ci�em do domu. Musia�em by� w telewizji. Ekologia jest teraz w modzie. Zaraz si� przebior�, dobrze? Rebeka odczu�a ulg�, wr�ci�a jej pewno�� siebie. -Czy mog� si� rozejrze� po domu? Jest taki wspania�y. Nie wiedzia�am, �e antropologia przynosi takie dochody. Nie dostrzeg�a cynicznego u�miechu Benedykta. Poda�a mu r�k�. - Nie, to dom mojego ojca. Teraz jest m�j. Z ch�ci� ci� oprowadz�. Mo�esz zreszt� zosta� na noc. - Oczy Benedykta nagle zal�ni�y dziwnym blaskiem. O tak, Rebeka chcia�a zosta�, ale... - Rozumiem -uni�s� brwi - wolisz zaczeka� na dope�nienie formalno�ci, co? - Nie - zaprzeczy�a szybko. Jak mog�a mu wyt�umaczy� swe nag�e dziewicze l�ki? Czy nie wiedzia�, �e pragnie jedynie czu� na sobie jego poca�unki? Od tygodni umiera�a z po��dania, kt�re czu�a do tego m�czyzny. Tymczasem prawie nigdy nie przebywali sam na sam. Benedykt dotkn�� przypadkowo pier�cionka i u�miechn�� si� porozumiewawczo. Obj�� spojrzeniem j�drne piersi dziewczyny zdradzaj�ce objawy podniecenia. - Chyba wiem, o czym my�lisz, Rebeko. Ale uwa�aj, jestem tylko cz�owiekiem, a samotno�� bynajmniej mi nie s�u�y. - Och, Benedykcie - szepn�a przytulaj�c si� do niego - przyjecha�am, bo musia�am ci� zobaczy�, upewni� si�, �e to nie sen... - My�la�em, �e chcia�a� porozmawia� - zakpi�. 36 GRZESZNA NAMI�TNO�� Przez chwil� mia�a wra�enie, �e jest w nim jaka� arogancja i cynizm, kt�rych nie dostrzeg�a wcze�niej. - Jeste� taka pi�kna, Rebeko, i pe�na nami�tno�ci. Nie ma m�czyzny, kt�ry m�g�by ci si� oprze� lub nie chcia� ciebie za �on�. - Wyzna� to wr�cz z gniewem, a potem przywar� wargami do jej ust, rozchyli� je j�zykiem i brutalnie wtargn�� do �rodka. Rebeka podda�a si� bezwolnie tej pieszczocie. Benedykt obj�� d�o�mi jej twarde piersi, a z gard�a wyrwa� mu si� j�k. Wsun�a mu r�k� pod marynark� g�aszcz�c szerok� pier�. Czu�a, jak narasta w nim napi�cie i cieszy�a si�, �e budzi w nim ��dz� tak samo, jak on w niej. Napiera� na ni� twardymi udami. Nagle odsun�� si� od niej. - Benedykcie? - szepn�a odurzona blisko�ci� jego oddechu, biciem serca, kt�re czu�a ca�ym cia�em. Przecie� czu� to samo, co ona. Czemu wi�c nagle si� zatrzyma�? - Nie wezm� ci� przecie� tu na pod�odze, jak jaki� napalony nastolatek. - Wi�c zabierz mnie na g�r�. Nie mam ju� si�y si� opiera�, Benedykcie. Kocham ci� i pragn�. Przecie� jeste�my zar�czeni. - Przekonywa�a go, zupe�nie nie odczuwaj�c wstydu. Pragn�a go ca�ym cia�em, nie by�a w stanie znosi� d�u�ej nieustannego napi�cia. - Doprawdy? Zastanawiam si�... - Spojrza� na ni� z niedowierzaniem. Rebek� zdumia�a nuta cynizmu w jego g�osie. Czy�by jej nie ufa�? - Ale� tak! I zawsze b�d� ci� kocha� - zapewni�a go szczerze i obj�a czule. Benedykt wzi�� j� na r�ce i szybko ruszy� w g�r� po schodach. GRZESZNA NAMI�TNO�