16811
Szczegóły |
Tytuł |
16811 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
16811 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 16811 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
16811 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
JACOUELINE BAIRD
Grzeszna
nami�tno��
Harlequin
Toronto � Nowy Jork � Londyn Amsterdam � Ateny � Budapeszt
� Hamburg Madryt � Mediolan � Pary� � Praga � Sofia � Sydney
Sztokholm � Tokio � Warszawa
Tytu� orygina�u: Guilty
Passion
Pierwsze wydanie:
Mills A Boon Limited. 1992
Przek�ad: Beata
W�ast
Redakcja:
MiraWeber
Korekta:
Helena Kami�ska
Stanis�awa Lewicka
� 1992 by Jacgueline Baird
� for the P�lish edition by Arlekin - Wydawnictwo Harlequin
Enterprises sp. z o.o., Warszawa 1993
Wszystkie prawa zastrze�one, ��cznie z prawem reprodukcji cz�ci lub
ca�o�ci dzia�a w jakiejkolwiek formie.
Wydanie niniejsze zosta�o opublikowane w porozumieniu z Harlequin
Enterprises B.V.
Wszystkie postacie w tej ksi��ce s� fikcyjne. Jakiekolwiek
podobie�stwo do os�b rzeczywistych - �ywych i umar�ych - jest
ca�kowicie przypadkowe.
Znak firmowy wydawnictwa Harlequin i znak serii Harlequin Desire s�
zastrze�one.
Sk�ad i �amanie: COMPTEXT, Warszawa
Printed in Germany by ELSNERDRUCK
ISBN 83-7070-237-6
Indeks 392006
ROZDZIA� PIERWSZY
Rebeka rozejrza�a si� po sali wyk�adow� i usiad�a w
pierwszym rz�dzie obok swojego szefa. Sala by�a prawie
pe�na.
- Mia�e� racj�, Rupercie, to nazwisko przyci�ga
publiczno�� - przyzna�a, zwracaj�c si� do siedz�cego obok
m�czyzny.
- Przecie� zawsze mam racj� - u�miechn�� si�
szeroko. - Cii. Oto on.
Rebeka przysz�a na wyk�ad z antropologii tylko dlatego,
�e Rupertowi bardzo na tym zale�a�o. Rupert i jego �ona Mary
studiowali ra�eni z Benedyktem Maxwellem, dzisiejszym
wyk�adowc�.
- Dobry wiecz�r pa�stwu, dzi�kuj� za przybycie. Mam
nadziej�, �e sprostam oczekiwaniom i nikogo nie zanudz�.
Zanudzi! Ju� brzmienie jego g�osu by�o elektryzuj�
ce. Rebeka obla�a si� rumie�cem, kiedy jej wzrok
nieoczekiwanie skrzy�owa� si� na chwil� ze spojrze
niem ciemnych, b�yszcz�cych oczu. Ten m�czyzna
mia� jak�� niezwyk�� si�� przyci�gania i zaskoczona
poczu�a, �e budzi w niej po��danie. Wstrzyma�a
oddech, serce jej zamar�o. Po raz pierwszy przytrafi�o
jej si� co� takiego. Jej ogromne fio�kowe oczy roz
szerzy�y si� jeszcze bardziej, usta rozchyli�y si� ze
zdumienia. Nigdy si� nie spotkali, a jednak wszystko
w nim wydawa�o si� znajome...
Sta� przed publiczno�ci� ze swobod� i opanowa-
6 GRZESZNA NAMI�TNO��
niem. By� wysoki, znakomicie zbudowany. Szerokie ramiona,
rozbudowana klatka piersiowa, d�ugie, muskularne nogi, ani
grama t�uszczu.
Rebeka s�ucha�a jak w transie opowie�ci o jego pe�nym
przyg�d i niebezpiecze�stw �yciu. Przed sze�cioma laty
wyruszy� na wypraw� do d�ungli amazo�skiej. Dwana�cie
miesi�cy p�niej pozostali uczestnicy wyprawy donie�li o jego
�mierci. Widzieli, jak pr�d zni�s� go w stron� wodospadu.
Nikt nie m�g�by prze�y� takiego wypadku. A jednak rok
temu powr�ci� cudem do. cywilizacji, sp�dziwszy cztery
lata na badaniu zwyczaj�w nie znanego dot�d plemienia
india�skiego. Jego ksi��ka o tych badaniach mia�a ukaza�
si� w przysz�ym tygodniu i Rebeka by�a przekonana, �e
zdob�dzie ona o wiele wi�cej czytelnik�w ni� inne prace z
dziedziny antropologii.
Wiedziano o nim niewiele i gdy pojawi� si� teraz w
�rodowisku naukowym, wywo�a� w nim wielkie poruszenie.
Niekt�rzy bardziej konserwatywni antropologowie z trudem
ukrywali zawi��. Tymczasem Benedykt Maxwell, nie zra�ony
krytyk�, je�dzi� z wyk�adami po ca�ym �wiecie, by nie pozwoli�
ludziom zapomnie� o losie po�udniowoameryka�skich Indian i
niszczeniu las�w tropikalnych.
Rebeka w pe�ni podziela�a jego pogl�dy, a gdyby nawet
wcze�niej uwa�a�a inaczej, sam widok wyk�adowcy przekona�by j�
do sprawy.
Mia� czarne, do�� d�ugie w�osy, kt�re opada�y
swobodnie na ko�nierz marynarki. Nie by� w�a�ciwie
uderzaj�co przystojny. Szerokie czo�o i czarne, krzaczaste brwi
w po��czeniu ze sporym nosem i mocno zarysowan� szcz�k�
nadawa�y jego twarzy surowy
GRZESZNA NAMI�TNO�� 7
i gro�ny wygl�d. Sprawia� wra�enie silnego i zdecydowanego, a
przy tym mia� prawdziwie pi�kne oczy.
To by�y dwie najkr�tsze godziny w �yciu Rebeki, a gdy
sko�czy� wyk�ad, wsta�a i z zapa�em bi�a brawo. Jego
z�otobr�zowe oczy spocz�y na niej i przywiod�y jej na my�l
du�ego, drapie�nego kota, zaraz jednak u�miech rozja�ni� jego
surow� twarz i wra�enie prys�o.
W podnieceniu odwr�ci�a si� do swego szefa.
- By� wspania�y, naprawd� wspania�y.
Rupert roze�mia� si�. By� to pot�ny, niedbale ubrany
m�czyzna z grzyw� siwych w�os�w. Kiedy ojciec Rebeki
by� chory, Rupert zatrudni� j� jako asystentk�. Par�
miesi�cy p�niej, po �mierci ojca, sprzeda�a dom rodzinny i
wynaj�a pok�j u Ruperta i Mary.
Szef przyja�nie otoczy� j� ramieniem.
- A wi�c ty tak�e - pokr�ci� g�ow� - co to jest... Najpierw
Mary oszala�a, gdy dowiedzia�a si�, �e Ben przyje�d�a, a teraz
wygl�da na to, �e i ty jeste� nim absolutnie oczarowana.
Rebeka za�mia�a si� i potrz�sn�a g�ow�, usi�uj�c ukry�
podniecenie, kt�re wzbudzi� w niej Benedykt Maxwell.
- Wstyd� si�, Rupercie � za�artowa�a. - Wiesz dobrze,
�e Mary nie widzi nikogo poza tob� i ma�ym Jonathanem.
- No chyba. - Rupert u�miechn�� si� z zadowoleniem.
Rebeka wiedzia�a dlaczego. Tydzie� temu Mary, po dziesi�ciu
latach ma��e�stwa, urodzi�a wreszcie ch�opca. Zaledwie
wczoraj wr�cili do domu ze szpitala.
- S�uchaj, mo�e posz�aby� na bankiet u rektora i
wyt�umaczy�a mnie jako�. Zajrz� p�niej. Najpierw musz�
zobaczy�, jak Mary daje sobie rad�.
8 GRZESZNA NAMI�TNO��
- Oczywi�cie, Rupercie. Uca�uj oboje ode mnie.
Rebeka, nadal u�miechaj�c si�, przesz�a przez dziedziniec
uniwersytetu i ruszy�a w stron� rektoratu. Zatrzyma�a
si� przed drzwiami rektora, zawr�ci�a nagle i pobieg�a w
stron� damskiej toalety. Nerwowe skurcze �o��dka
przypisa�a niestrawno�ci, ale w g��bi duszy wiedzia�a, �e
ok�amuje sam� siebie. �wiadomo��, �e stanie twarz� w twarz
z Benedyktem Maxwel-lem, nape�nia�a j� podnieceniem,
jakiego nigdy dot�d nie do�wiadczy�a. We� si� w gar��,
dziewczyno, pomy�la�a, i, od�o�ywszy torebk� na bok, zacz�a
studiowa� swe odbicie w lustrze.
Czy ta zarumieniona dziewczyna o b�yszcz�cych oczach
to naprawd� ona? Zachowywa�a si� nieprzytomnie. Op�uka�a
twarz zimn� wod�, wytar�a j� do sucha i starannie poprawi�a
makija�, kt�ry i przedtem by� minimalny. Troch� tuszu na
d�ugich, g�stych rz�sach, odrobina r�owej szminki na
pe�nych wargach-z westchnieniem obejrza�a rezultat.
To beznadziejne. By�a wykszta�cona, inteligentna,
�wietnie sprawdzi�a si� jako asystentka profesora
Ruperta Barta, wyk�adowcy na wydziale prawa. Stanowi�a
idealn� parti� dla ka�dego m�czyzny. Niestety, maj�c
niespe�na metr sze��dziesi�t wzrostu, ogromne fio�kowe
oczy i d�ugie czarne w�osy, kt�re, cho� upi�te starannie w
kok, wykazywa�y niezno�n� tendencj� do zwijania si� w
loki, wci�� przypomina�a, mimo kusz�co zaokr�glonych
kszta�t�w, m�odziutk� bohaterk� powie�ci Nabokova -
Lolit�. Zadr�a�a, a nieprzyjemne wspomnienie przy�mi�o
blask jej oczu. Znowu westchn�a. W prostej szmizjerce z
niebieskiego jedwabiu wygl�da zupe�nie jak pensjonarka.
Taka znana osobisto�� nie zwr�ci na ni� w og�le
GRZESZNA NAMI�TNO�� 9
uwagi. A nawet je�li - nigdy nie potraktuje jej powa�nie. �aden
m�czyzna nie traktowa� jej powa�nie.
Rebeka sta�a w k�cie wspaniale umeblowanego pokoju i
od niechcenia przys�uchiwa�a si� tocz�cym si� wok� rozmowom.
Od� uwag� skupi�a na m�czy�nie, kt�ry sta� w samym
�rodku sali otoczony przez najwybitniejszych uczonych
Oksfordu. Przekaza�a przeprosiny Ruperta rektorowi,
zauwa�aj�c przy okazji, �e jego sekretarka, Fiona Grieves,
wysoka rudow�osa kobieta przypi�a si� do honorowego go�cia
jak pijawka.
Rektor Foster, tak jak wypada�o, przedstawi� Rebek�
Benedyktowi M axwellowi, a on, kiedy sta�a nie mog�c
wykrztusi� s�owa, wymrucza� grzeczno�ciow� formu�k� i, nie
zwracaj�c na ni� uwagi, kontynuowa� rozmow� z Fion�.
Rebeka, ura�ona jego oboj�tnym zachowaniem, ukry�a si� w
k�cie, aby stamt�d m�c obserwowa� m�czyzn� swych marze�.
- Rebeko, to nie w twoim stylu kry� si� po k�tach, chod�,
przedstawi� ci� Benedyktowi.
Drgn�a na d�wi�k g�osu Ruperta i, stawiaj�c
kieliszek na parapecie, z oci�ganiem zrobi�a par� krok�w
w jego stron�. Sta� w towarzystwie Benedykta, Fiony i rektora.
Czu�a si� idiotycznie. Otworzy�a usta, by powiedzie�, �e ju� j�
przedstawiono, ale Rupert nie dopu�ci� jej do g�osu. Obj�� j�
ramieniem i zwr�ci� si� do rozmawiaj�cych.
- To jest Rebeka, moja asystentka. Pami�tasz starego
Blacket-Greena, Ben? To w�a�nie jego c�rka, r�wnie m�dra jak
ojciec.
- Rupercie - upomnia�a go, maj�c nadziej�, �e ziemia
rozst�pi si� i j� poch�onie. Nie mia�a poj�cia, dlaczego
Benedykt Maxwell robi na niej takie wra�enie
10 GRZESZNA NAMI�TNO��
i wcale nie by�a pewna, czy sprawia jej to przyjemno��.
- Wybacz, z�otko.
Zdoby�a si� na u�miech, dop�ki Benedykt Maxwell,
uwolniwszy si� od Fiony, nie zwr�ci� ku niej swych
b�yszcz�cych oczu, przypominaj�cych oczy lwa.
-C�rka �wi�tej pami�ci profesora Blacket-Greena? Zaskoczenie i
jakie� inne jeszcze uczucie, kt�rego nie rozpozna�a, zabrzmia�o
w jego g�osie. '
- Zna� pan mojego ojca? - spyta�a cicho.
-Chodzi�em na jego wyk�ady. Zmar� chyba niedawno. Moje
kondolencje - doda�. - Wiem, co to znaczy straci� kogo�, kogo
si� kocha�o.
- Dzi�kuj�. - Wyczu�a wsp�czucie w niskim
melodyjnym g�osie i dotychczasowy niepok�j znikn��
bezpowrotnie. Zupe�nie straci�a g�ow�: Benedykt zmierzy�
j� wzrokiem od st�p do g��w i nie mia�a z�udze�, �e kryje
si� za tym m�ska ciekawo��. Nie stara�a si� zrozumie�,
dlaczego prawie nie zauwa�y� jej, gdy by�a przedstawiona
mu po raz pierwszy. Rozkwita�a tylko pod wp�ywem tego
pe�nego zainteresowania spojrzenia.
Reszta wieczoru min�a jak sen. Benedykt przynosi� jej
szampana i nie odst�powa� na krok, czasami k�ad�c jej r�ce na
ramiona. Rozmowa by�a �ywa i ciekawa, a� wreszcie rozanielony
Rupert pokaza� wszystkim zdj�cie swego nowo narodzonego
syna.
- A gdzie jest Mary? - zapyta� Benedykt. Rupert z miejsca z
nie ukrywan� dum� zasypa� Benedykta szczeg�ami narodzin
dziecka.
- Mary przecie� nie mog�a zostawi� go samego w domu
- doda� na koniec. -Dlatego opiek� nade mn� powierzy�a mojej
uzdolnionej asystentce i lokatorce
GRZESZNA NAMI�TNOS� 11
naszego domu. - Rozz�o�ci� Rebek� g�aszcz�c j� po g�owie. -
A teraz wypijmy.
I jednym haustem opr�ni� nape�nion� do po�owy
szklaneczk� whisky.
- Mieszkasz z Rupertem? - W g�osie Benedykta wyczu�a
dezaprobat�.
-Nie... to znaczy tak-pl�ta�a si� pr�buj�c wyja�ni� sytuacj�.
Czy wszystkie kobiety zachowuj� si� w ten spos�b, my�la�a,
gdy spotkaj� m�czyzn� swoich marze�? Bardzo jej zale�a�o na
tym, by Benedykt mia� o niej dobre wyobra�enie.
-To znaczy... wynajmuj� pok�j u Ruperta i Mary.
Sprzeda�am dom po ojcu i chc� kupi� ma�e mieszkanie, ale
tymczasem Mary zaproponowa�a, abym zamieszka�a z nimi i
pomog�a jej przy dziecku... - m�wi�a z trudem, g�os jej
zamiera�, nie mog�a spu�ci� z niego wzroku.
U�miechn�� si� patrz�c na jej zarumienion� twarz.
- Rozumiem, Rebeko.
- Dzi�kuj� - wyszepta�a, nie pojmuj�c, za co mu dzi�kuje.
-Tu jest do�� t�oczno. Bardzo chcia�bym ci� lejnej pozna�,
panno Blacket-Green - wymrucza� cicho i Rebeka nie
zauwa�y�a nawet, kiedy znalaz�a si� w niewielkim,
przeszklonym wykuszu.
- No wi�c, Rebeko, powiedz mi, co m�oda kobieta, kt�ra
wygl�da, jakby niedawno sko�czy�a szkol�, a tymczasem
ma dyplom Oksfordu, zamierza robi� przez reszt� �ycia.
Ku w�asnemu zdziwieniu Rebeka zacz�a zwierza� mu si� ze
swych plan�w na przysz�o��.
- Zamierza�am pojecha� "do Nottingham na rok i tam
sko�czy� studia podyplomowe, a potem zaj�� si�
12 GRZESZNA NAMI�TNO��
nauczaniem. Ale p�ki ojciec by� chory, m usia�am zosta� w domu i
opiekowa� si� nim. Umar� p� roku temu. Nie �a�owa�a
swojego po�wi�cenia. Pozwoli�o jej to �atwiej pogodzi� si� z jego
�mierci�.
- To co zamierzasz teraz robi�? - spyta� cicho
Benedykt.
- We wrze�niu zn�w podejm� studia. Chc� zosta�
nauczycielk� historii i francuskiego w szkole �redniej.
- Nauczycielka... To niezbyt ambitne zaj�cia dla
dziewczyny z twoimi - wycedzi� to s�owo - kwalifikacjami.
Pow��czyste spojrzenie, kt�rym j� obdarzy�, doda�o tej
wypowiedzi zmys�owo�ci. Nie mia� na my�li tylko jej
akademickich osi�gni��.
- Tw�j stosunek do tego zawodu zadziwia mnie,
zw�aszcza �e mam do czynienia z cz�owiekiem wy-
kszta�conym. - Rupert wspomnia� jej, �e Benedykt jest doktorem
nauk matematycznych. -Bardzo nie lubi� opinii, kt�ra zdaje
si� dominowa� w naszym kraju, �e ludzie zostaj� nauczycielami
z braku innych mo�liwo�ci. - Urazi�o j� rozbawienie, kt�re
dostrzeg�a na jego twarzy. - Przykro mi, je�li moje pogl�dy ci�
�miesz�. Nie jeste� pierwsz� osob�, kt�ra uwa�a, �e powinnam
zaj�� si� czym� bardziej dochodowym - gie�d�, biznesem. Ju�
nawet zg�asza�a si� do mnie firma Chase Manhattan z
Nowego Jorku! - Przerwa�a gwa�townie, gdy� Benedykt
wybuchn�� gromkim �miechem.
- Zdumiewasz mnie, Rebeko, wygl�dasz na ch�odn� i
opanowan�, ale to tylko pozory.
- Przepraszam, zdaje si�, �e m�wi� zbyt wiele. Komu�,
kto tyle widzia� i prze�y�, moje plany �yciowe musz� wydawa�
si� nudne - wyj�ka�a czuj�c, �e si� rumieni.
GRZESZNA NAMI�TNO�� 13
- Wcale nie, Rebeko, wybacz mi, je�eli moje uwagi ci� urazi�y.
Wcale nie mia�em tego na my�li. Uwa�am, �e wybra�a� bardzo
szlachetny zaw�d, a je�li chodzi o to, �e jeste� nudna, to ju�
zupe�nie nie masz racji. Bardzo mnie intrygujesz.
Spojrza�a na niego niepewnie. Jego s�owa brzmia�y szczerze.
Oczy mii pociemnia�y i spocz�y na jej sp�onionej twarzy, a potem
przesun�y si� tam, gdzie na jej pe�nych piersiach falowa� mi�kki
jedwab sukni. Zarumieni�a si� jeszcze bardziej, podniecona jak
nigdy w �yciu.
- B�dziesz wspania�� nauczycielk�, ale mo�esz mie� k�opoty ze
swymi uczniami.
- Dlatego, �e jestem taka niska? - spyta�a zrezygnowana.
Rupert zawsze na�miewa� si� z jej wzrostu.
- Ale� nie, to idealny wzrost dla kobiety, ale
wygl�dasz tak m�odo, �e uczniowie na pewno b�d� si� w tobie
podkochiwa�.
- Mam dwadzie�cia dwa lata - �achn�a si�.
-Nie gniewaj si�, Rebeko, ale jak si� ma trzydzie�ci cztery lata,
to osoby w twoim wieku wydaj� si� bardzo m�ode - przyci�gn��
j� mocno do siebie - ale nie za m�ode... Wybaczysz mi? -
szepn��.
Nie mog�a ukry� dr�enia, jakie wywo�a� w niej kontakt z
jego muskularnym cia�em. We�niana marynarka otar�a si�
delikatnie o jej piersi. Czu�a, jak nabrzmiewaj� i
gwa�townie westchn�a. Spojrza�a na Benedykta wielkimi,
rozmarzonymi oczami i bezwiednie po�o�y�a d�o� na jego
torsie, nie zdaj�c sobie sprawy z intymno�ci swego gestu.
Czu�a r�wne, mocne bicie jego serca.
- Tak, o tak - wyszepta�a. Benedykt uj�� drobn� d�o�, kt�ra
spoczywa�a na jego piersi, odwr�ci� i delikatnie poca�owa�.
14 GRZESZNA NAMI�TNO��
- Mysie, �e si� doskonale rozumiemy, ty i ja... Zaw�adn��
ni� ca�kowicie. Czu�a, �e tonie w ciemnoz�otej g��bi jego
oczu.
- Teraz jest niew�a�ciwy czas i miejsce, Rebeko.
Zapraszam ti� na kolacj�. Jutro. Zadzwoni� o si�dmej.
- �wietnie - wyszepta�a trac�c oddech, gdy pochyli� si� i
z�o�y� jeszcze jeden poca�unek, tym razem na jej lekko
rozchylonych wargach.
- Obowi�zki mnie wzywaj�. Musz� porozmawia� tak�e
z mi�o�nikami antropologii.
Rebece kr�ci�o si� w g�owie, serce bi�o jej jak
szalone.
- Na razie dobranoc, male�ka, ale nie zapominaj o mnie. -
U�miechn�� si�. - Do jutra. Uj�� j� pod brod� i spojrza� w
oczy.
-1 nie martw si�, Rebeko, lubi� niedu�e kobiety. - Nie
przestaj�c si� u�miecha� mrugn�� do niej i odszed�.
Nie mia�a poj�cia, jak d�ugo sta�a z g�upawym
wyrazem twarzy. Dopiero kiedy rozejrza�a si� wok�,
zrozumia�a, �e zrobili z siebie niez�e przedstawienie. Kilka
kobiet u�miecha�o si� znacz�co, ale Rebece by�o wszystko
jedno. Spotka�a Benedykta zaledwie par� godzin temu,
jednak z ca�� pewno�ci� wiedzia�a ju�, �e si� w nim zakocha�a.
- No, z�otko, s�dz�c po minie, to stary Ben
oczarowa� ci� absolutnie - g�os Ruperta przywo�a� j�
gwa�townie do rzeczywisto�ci.
- Czy�by to by�o a� tak widoczne? - spyta�a cicho
spogl�daj�c na swojego szefa.
- Obawiam si�, �e tak, ma�a. Ale b�d� ostro�na,
Benedykt nie jest �atwym �upem dla niedo�wiadczonych
panienek.
GRZESZNA NAMI�TNO�� 15
- Nie jestem dzieckiem, wiem te� co nieco o seksie. -
U�miechn�a si� do Ruperta. - Benedykt zabiera mnie jutro
na kolacj�. - Sama my�l o tym wprawia�a j� w dr�enie.
- Ach tak! Lepiej pogadaj z Mary, zanim zrobisz jakie�
g�upstwo. Zna Bena lepiej ni� ja. Byli dobrymi przyjaci�mi na
studiach. To skomplikowany m�czyzna, i je�li mam by�
ca�kiem szczery, niezbyt do ciebie pasuje.
-Dzi�ki, przyjacielu - odpowiedzia�a sucho - dzi�ki za cenn�
rad�.
Rupert przesun�� sw� wielk� d�oni� po siwych
w�osach i prawie zrobi�o jej si� go �al, tak by� zmieszany.
- Och, do licha, Becky, wiesz, co mam namy�li. Po prostu
uwa�aj i chod�my ju� st�d.
Zauwa�y�, �e Rebeka rozgl�da si� wok� w poszukiwaniu
m�czyzny, o kt�rym by�a mowa, a kiedy ich spojrzenia
skrzy�owa�y si�, Rupert nie mia� z�udze�, �e ich wzrok m�g�by
stopi� g�r� lodow�. Benedykt z �alem wzruszy� ramionami, a
ona bezg�o�nie wyszepta�a: �do jutra" i po�egna�a skinieniem
g�owy. Nast�pnie da�a si� wyprowadzi� Rupertowi z zat�oczonej
sali na dziedziniec. Szli pod r�k� uliczkami Oksfordu. Nigdy dot�d
miasto to nici wydawa�o si� Rebece r�wnie pi�kne. Pocz�tek
czerwca, niemal koniec sesji egzaminacyjnej. Stare uliczki
wype�nia�y g�osy m�odzie�y, pe�ne podniecenia i ulgi. Ostatnie
promienie s�o�ca �lizga�y si� po omsza�ych murach, a
serce Rebeki wype�nia�a nie znana dot�d rado��. Wkr�tce
dotarli do domu.
Siedz�c naprzeciw Mary przy kuchennym stole Rebeka
kurczowo �ciska�a kubek z gor�c� czekolad�
16 GRZESZNA NAMI�TNO��
i z wymuszonym spokojem pr�bowa�a stre�ci� jej wyk�ad
Maxwella.
- Ju� dobrze, Rebeko - zawo�a�a Mary - nie m�w mi o
ratowaniu gin�cej przyrody. Powiedz, co si� naprawd�
wydarzy�o.
Rebek� wyprostowa�a si� i u�miechn�a gorzko. Czy� a�
do tego stopnia nie potrafi�a ukry� swych uczu�? Nawet
Mary, w pe�ni poch�oni�ta now� rol� matki, zauwa�y�a jej
podniecenie.
- Wydarzy� si� Benedykt Maxwell - oznajmi�a kr�tko.
Nie lubi�a k�ama�.
- Aha, to za spraw� Bena wygl�dasz dzi� tak pi�knie!
Powinnam by�a si� domy�li�. Zawsze wywiera� piorunuj�ce
wra�enie na kobietach, nawet jako student.
- Szkoda, �e wtedy go nie zna�am - westchn�a Rebeka.
Pragn�a wiedzie� jak najwi�cej o dzieci�stwie i m�odo�ci
Benedykta, o tych wszystkich latach, kt�re prze�y� z dala od
niej. - Opowiedz mi o nim, Mary. - Spojrza�a na przyjaci�k�
i straszliwa my�l przemkn�a jej przez g�ow�. A mo�e Mary by�a
jedn� z jego kobiet? By�a �adna, wysoka, mia�a br�zowe
w�osy i weso�e, niebieskie oczy, wielk� inteligencj�. By� mo�e
Benedykt by� jej kochankiem...
- Nie, nie chodzili�my ze sob� - za�mia�a si� Mary, czytaj�c
jej my�li - ale byli�my w jednej paczce. Nie wiem, co ci o nim
opowiedzie�. Nie widzia�am go, odk�d sko�czyli�my studia.
Przys�a� tylko kilka kartek �wi�tecznych. Musia� si� bardzo
zmieni�. Ju� na pewno nie jdst tym nie�mia�ym m�odym
cz�owiekiem, jakim go pami�tam.
- Nie�mia�ym! - wykrzykn�a Rebeka. Trudno jej by�o w to
wierzy�.
GRZESZNA NAMI�TNO�� 17
- Tak. No, mo�e to nie najlepsze okre�lenie. Zamkni�tym
w sobie, tajemniczym. -Jakie� wspomnienie wywo�a�o u�miech
na ustach Mary. - Zazwyczaj by� taki, ale pami�tam, �e raz, pod
koniec drugiego roku, byli�my wszyscy na przyj�ciu i wtedy
chyba po raz pierwszy i ostatni Ben si� upi�. Przegadali�my ca��
noc. Jego ojciec zmar�, kiedy Ben mia� dziesi�� lat, a matka zaraz
wysz�a powt�rnie za m��. Ben mieszka� w internacie i gdy mia�
dwana�cie lat, urodzi� mu si� braciszek.
Dziewczynie serce si� �cisn�o na my�l o ch�opcu
osieroconym przez ojca i odes�anym do internatu. Jej matka
zmar�a, gdy Rebeka mia�a dziewi�� lat, rozumia�a wi�c, jak
bardzo Benedykt musia� si� czu� osamotniony.
- By� bardzo zakompleksionym m�odym cz�owiekiem.
T�umaczy� sobie powt�rne ma��e�stwo matki tym, �e by�a
bezradn� kobiet� potrzebuj�c� wsparcia m�czyzny. Mia�am
wra�enie, �e czu� si� troch� winny, i� jest za m�ody, by si� ni�
zaopiekowa�. - Mary westchn�a. - M�odzie�cza naiwno��!
Pewnie potrzebowa�a m�czyzny w ��ku... W ka�dym razie,
nigdy wi�cej nie opowiada� mi o swoim �yciu osobistym.
Niewiele wi�cej mog� ci doda� poza tym, �e go lubi�am.
-1 tak du�o powiedzia�a�. Pewnie pomy�lisz, �e mi odbi�o, ale
nawet to, �e mog� o nim s�ucha�, sprawia mi przyjemno�� -
u�miechn�a si� smutno Rebeka. - Mam si� z nim spotka�
jutro i sama b�d� prowadzi� dalsze dochodzenie. Szczerze
m�wi�c, nie mog� si� doczeka� tego spotkania.
- Widz�, �e interesuje ci� tylko jego b�yskotliwy umys�, a
nie tak przyziemna rzecz jak jego wspania�e cia�o -
za�artowa�a Mary i obie wybuchn�y �miechem..
18 GRZESZNA NAMI�TNO��
Kiedy zamilk�y, Mary wzi�a r�k� Rebeki w swoje d�onie.
- Nie zrozum mnie �le, jeste� inteligentn� dziewczyn�, ale
nie masz zbyt wielkiego do�wiadczenia w sprawach
sercowych. Benedykt jest od ciebie znacznie starszy i nie chc�,
�eby� potem cierpia�a. Upewnij si�, czy nie jest to z twojej strony
tylko uwielbienie dla bohatera, zanim pope�nisz jakie� g�upstwo.
Rebeka �cisn�a mocno palce przyjaci�ki.
- Nigdy jeszcze nie czu�am si� tak przy �adnym
m�czy�nie - wyzna�a z naiwn� szczero�ci�. - W g��bi duszy
wiem, �e on jest przeznaczony dla mnie. Nawet je�li mia�abym
cierpie�, zgadzam si� na to.
P�niej, o wiele p�niej, poj�a gorzk� prawd� swoich
s��w.
ROZDZIA� DRUGI
Rebeka spojrza�a na stos ubra� na ��ku i westchn�a.
Benedykt b�dzie tu za p� godziny, a ona jest prawie naga, je�li
nie liczy� bia�ych koronkowych majtek, i nie mo�e si�
zdecydowa�, co na siebie w�o�y�. Sama by�a sobie winna.
Gdyby nie sp�dzi�a ca�ego popo�udnia na myciu w�os�w,
k�pieli i pi�owaniu paznokci, prze�ywaj�c w wyobra�ni
spotkanie z Benedyktem, zd��y�aby jeszcze wyj�� i kupi� sobie
co� do ubrania.
Wreszcie postanowi�a rozpakowa� r�owy jedwabny kostium,
kt�ry naby�a z my�l� o chrzcinach ma�ego Jonathana. Trudno,
pomy�la�a, kupi� na t� okazj� co� innego.
W�ska sp�dnica opinaj�ca biodra ko�czy�a si� tu� nad
kolanem. G�r� stanowi� sznurowany gorsecik, kt�ry
uniemo�liwia� na�o�enie stanika. Skromno�� nakaza�a jej
jednak w�o�y� dopasowany dwurz�dowy �akiecik z. kr�tkimi
r�kawami, pasuj�cy do ca�o�ci. Na nogi wsun�a granatow�
sanda�y na niskim obcasie. By�oby lepiej, gdyby mog�a
nosi� buty na wysokich obcasach, ale raz spr�bowa�a i od
razu skr�ci�a nog� w kostce. Poza tym Benedykt m�wi�, �e lubi
niskie kobiety, pociesza�a si�. Spojrza�a z niezadowoleniem na
swoje w�osy. Podpi�a je tylko po bokach dwoma grzebieniami,
pozwalaj�c czarnym lokom opa-
20 GRZESZNA NAMI�TNO��
da� na plecy. Powinna je upi�� w kok, wygl�da�aby powa�niej.
Si�gn�a po grzebie�...
Dzwonek do drzwi wp�dzi� j� w pop�och. Ju� za p�no...
Chwyci�a szmink�, wrzuci�a j� do ma�ej granatowej torebki i
wybieg�a z pokoju.
By�a w po�owie schod�w, gdy go ujrza�a. Straci�a dech w
piersiach i omal nie spad�a z ostatnich stopni. Podszed� szybko i
poda� jej rami�.
-Nie tra� r�wnowagi, Rebeko.
Pomy�la�a, �e b�dzie traci� r�wnowag� przy tym
m�czy�nie, cho�by mia�a z nim sp�dzi� milion lat, i po raz
pierwszy przel�k�a si� si�y uczucia, kt�re ni� zaw�adn�o.
Benedykt mia� na sobie bezb��dnie skrojone popielate
ubranie, b��kitn� jedwabn� koszul� i krawat w szaro-
niebieskie paski. Rebeka powoli unios�a g�ow�. Jego rozpalony
wzrok b��dzi� po jej twarzy i ciele.
- Dzie� dobry, Benedykcie - szepn�a.
- Wygl�dasz przepi�knie, Rebeko. Dla mnie musisz zawsze
nosi� rozpuszczone w�osy. - Dotkn�� jej g�stych lok�w i,
przesuwaj�c je mi�dzy palcami, si�gn�� a� do jej nabrzmia�ych
piersi gestem, kt�ry wzbudzi� dreszcz rozkoszy w ca�ym jej
ciele...
- Widz�, �e jestem tu niepotrzebna. Bawcie si� dobrze,
moje dzieci - g�os Mary przerwa� t� czarown� chwil�. -1 nie
wracajcie zbyt p�no - zwr�ci�a si� do Benedykta.
- Obiecuj�, Mary, i nie martw si�, w przeciwie�stwie do innych
wielbicieli, odstawi� j� nienaruszon�.
Jakich innych wielbicieli, -pomy�la�a Rebeka, nie wiedz�c,
jak ma rozumie� nut� cynizmu brzmi�c� w jego glosie.
Jednak kiedy Benedykt obj�� j� w talii w drodze, do
samochodu, wszystkie rozs�dne my�li
GRZESZNA NAMI�TNO�� 21
ulotni�y si� bezpowrotnie. Wsiad�a do samochodu i walcz�c z
narastaj�cym zdenerwowaniem wtuli�a si� w mi�kki sk�rzany
fotel. Gdy och�on�a nieco, ze zdumieniem spostrzeg�a, �e znajduje
si� w luksusowym mercedesie. A przecie� naukowcy nie byli w
Anglii zbyt dobrze op�acani.
- Nareszcie sami - powiedzia� z u�miechem Benedykt siadaj�c
za kierownic�. - My�la�em, �e okres zalot�w w samochodzie mam
ju� za sob�, ale obawiam si�, �e p�ki mieszkasz z Rupertem i Mary,
taki w�a�nie los na� czeka. - Patrzy� na ni� przez chwil�, a w jego
oczach igra�y z�ote iskierki. - Chyba �e ci� nam�wi�, by�
zamieszka�a ze mn� � za�artowa�.
- Mo�e zgodzi�abym si�, gdybym wiedzia�a, gdzie mieszkasz
- za�artowa�a Rebeka.
-Mam chatk� nad Amazonk� i mieszkanie w Londynie. Co
wolisz?
- Zgadnij - za�mia�a si�.
Min�li rogatki Oksfordu i zatrzymali si� przed
ma��, wygl�daj�c� jak z obrazka gospod� z dachem
krytym s�om� i drewnianym stropem. Podczas sk�ada
j�cej si� z niewymy�lnych potraw kolacji Rebeka
wreszcie odpr�y�a si�. Pomog�a jej w tym tak�e
butelka bordeau. To niebywa�e, ile mamy wsp�lnego,
my�la�a, podczas gdy rozmowa przenosi�a si� z tematu
na temat, pocz�wszy od teatru i muzyki, a sko�czyw
szy na polityce i, wreszcie, na przygodach Benedykta
w d�ungli. '
- Jestem honorowym cz�onkiem plemienia Indian i mam
w�asn� chat�. Mo�e ci� skusz�, by�, tam ze mn� zamieszka�a? -
�mia� si�.
- Na pewno w�dz proponowa� ci swoj� c�rk�. Jest chyba taki
zwyczaj? - droczy�a si� z nim �artobliwie.
22 GRZESZNA NAMI�TNO��
- Zaproponowa�. Niestety, wszystkie niezam�ne dziewczyny
mia�y najwy�ej trzyna�cie lat, a ja jako� nie bytem w stanie po�lubi�
dziecka. Zdecydowa�em si� na samotniczy tryb �ycia. - Rebeka
wpatrywa�a si� w jego ciemniej�ce oczy. - Ale odk�d pozna�em
ciebie, to musi si� zmieni�. Nie wygl�dasz mi na kobiet�, kt�ra
odmawia sobie uciech cielesnych - doda�.
Kelner przyni�s� kaw� roz�adowuj�c napi�cie. Rebeka nie by�a
pewna, czy ma potraktowa� t� ostatni� uwag� jako komplement,
czy jako przytyk, i by pokry� zmieszanie wypowiedzia�a pierwsz�
my�l, j�ka jej przysz�a do g�owy.
- S�uchaj�c ci�, mo�na pomy�le�, �e jeste� zboczony albo
szalony, Benedykcie.
- Jestem szalony, oszala�em na twoim punkcie. Uwielbiam,
kiedy tak tracisz oddech wymawiaj�c moje imi�.
Uni�s� jej r�k� i uca�owa� j� w nadgarstek, gdzie
wyczu� mo�na by�o przyspieszony puls. Zadr�a�a
i chcia�a wyrwa� mu r�k�. Kr�powa�a j� obecno��
innych os�b. i
- Nie, Rebeko, nie wycofuj si�. Szczero�� w okazywaniu uczu�
to jedna z cech, jakie w tobie od razu dostrzeg�em. - U�cisn��
jeszcze mocniej jej d�o� - Wiesz, co zaczyna si� dzia� mi�dzy
nami?
- Tak, o tak - wyszepta�a. Szuka�a jego oczu, a po��danie,
kt�re w nich dostrzeg�a, powiedzia�o jej wszystko, co chcia�a
wiedzie�.
-Je�li nie przestaniesz wpatrywa� si� we mnie w ten spos�b,
Rebeko, wyci�gn� ci� st�d za twe pi�kne w�osy i w�tpi�, czy
dotrzemy dalej ni� na parking.
Obla�a si� rumie�cem i spu�ci�a oczy.
- Przepraszam, to... nie wiem. Nigdy przedtem nie
GRZESZNA NAMI�TNO�� 23
prze�ywa�am czego� podobnego - wyzna�a, bohatersko
podnosz�c wzrok. Nie potrafi�a udawa�.
- Chcia�bym w to wierzy�, Rebeko. M�j Bo�e,
chcia�bym w to wierzy�. -Przez chwil� wydawa�o jej si�, �e
widzi w jego oczach zaskoczenie, ale musia�o jej si� tylko
wydawa�. - Przecie� taka inteligentna, pi�kna kobieta jak ty musi
mie� wielu wielbicieli. Czy jest kto�, o kim powinienem wiedzie�?
- Nie, Benedykcie, ani teraz, ani nigdy. Tylko ty.
Gwa�townie pu�ci� jej d�o� i wyprostowa� si�, mru��c oczy
z niedowierzaniem.
-Trudno w to uwierzy�, ale ufam ci - przerwa� - na razie.
Rebeka nie zrozumia�a, co mia� na my�li, ale nim zd��y�a
zapyta�, Benedykt wezwa� kelnera.
- Chod�my st�d. To miejsce nagle wyda�o mi si� zbyt
t�oczne.
Zap�aci�, wsta� i poda� r�k� Rebece.
Gdy byli zn�w w samochodzie, odwr�ci� si� do niej i obj��
ramieniem, a gdy pochyli� g�ow�, wiedzia�a, �e j� poca�uje.
-Pragn� ci�-wy szepta�, nim nakry� jej usta swoimi.
Zadr�a�a w jego ramionach, owion�� j� �ar bij�cy z jego
cia�a. Ci�nienie warg Benedykta na jej ustach by�o niemal
bolesne. Ca�owa� j� d�ugo i nami�tnie. Si�a tej pasji z pocz�tku
zdumia�a j�, a potem porwa�a.
- Benedykcie - j�kn�a, podczas gdy on pochyli� g�ow�
wodz�c ustami po jej szyi, a d�oni� wci�� pieszcz�c
rozognion� pier�. Po�era� j� ogie�, kt�rego nie mog�a i nie
chcia�a opanowa�. Krew t�tni�a w �y�ach. Zarzuci�a mu r�ce na
szyj�, zatapiaj�c d�o� w g�stej czarnej czuprynie, przytulaj�c si� do
niego ca�ym cia�em. Nie odczuwa�a wstydu. Po to zosta�a
stworzona...
24 GRZESZNA NAMI�TNO��
Benedykt j�kn�� i uni�s� g�ow�. Dr��cymi r�kami
wyswobodzi� si� z jej u�cisku i poprawi� na niej ubranie.
- O Bo�e, Rebeko, niewiele brakowa�o, a wzi��bym ci� na
parkingu. Dzia�asz na mnie jak narkotyk, male�ka.
- Ciesz� si� - wyszepta�a, pragn�c bole�nie jego pieszczot i
poca�unk�w - chyba zakocha�am si� w tobie i nie chc�, �eby to by�o
uczucie nie odwzajemnione. -Pr�bowa�a si� roze�mia� wiedz�c,
�e powiedzia�a wi�cej, ni� powinna.
Benedykt uj�� jej twarz w d�onie.
- Rebeko, czuj� to samo, co ty, ale tu nie b�d� ci tego
udowadnia�.
Musn�� kr�tkim poca�unkiem jej nabrzmia�e wargi.
- Lepiej odwioz� ci� do domu, zanim Rupert ruszy za nami w
po�cig. Ale nie b�j si�, to dopiero pocz�tek. Obiecuj�.
Wracali do Oksfordu w milczeniu. Benedykt przyj�� zaproszenie
na kaw�, ale ku rozczarowaniu Rebeki do��czy� do nich Rupert.
Pociesza�a si� jednak ostatnimi s�owami Benedykta. Wierzy�a mu.
P�niej odprowadzi�a go do samochodu. Z pewno�ci� ponowi
zaproszenie, musi... - powtarza�a ze z�o�ci�.
- Dobranoc, Benedykcie - wyszepta�a, nie mog�c go ju�
d�u�ej zatrzymywa�.
-Je�li nie przestaniesz tak na mnie patrze�, zwi���
ci� i zabior� do Londynu.
- Nie mia�abym nic przeciwko temu - za�artowa�a, ale zabrzmia�o
to przekonuj�co. Przyci�gn�� j� do siebie i poca�owa�.
GRZESZNA NAMI�TNO�� 25
-Mam wyk�ad w poniedzia�ek, ale b�dziemy w kontakcie.
W �rod� euforia opu�ci�a Rebek�. Prawie nie wychodzi�a z domu,
a jednak Benedykt nie dzwoni�. Wreszcie za namow� M ary posz�a na
comiesi�czne spotkanie towarzystwa historycznego. Przesiedzia�a
wyk�ad i film, nie bardzo wiedz�c, co ogl�da, ale co gorsza, gdy
wr�ci�a do domu, Mary powita�a j� z u�miechem. Benedykt dzwoni�.
- No nie. Wiedzia�am, �e nie powinnam wychodzi�.
-Nonsens. Prosi�, �eby ci powt�rzy�, �e dzwoni� i...
-I co? � nie wytrzyma�a Rebeka.
- Zaprosi�am go na weekend. Przyjedzie w sobot�, ale jutro
zadzwoni jeszcze raz, �eby to potwierdzi�. Rebeka rzuci�a si�
Mary na szyj�.
- Jeste� kochana.
W czwartek Rebeka warowa�a przy telefonie. Gdy wreszcie
zadzwoni�, z trudem panowa�a nad nerwami.
- Halo - powiedzia�a z nadziej�, �e us�yszy w ko�cu g�os
Benedykta.
- Rebeko, wreszcie ci� dopad�em. Gdzie by�a�?
Zawraca�a� w g�owie oksfordzkim przystojniakom? - zacz��
ironicznie.
- Benedykcie... - Poczu�a si� ura�ona, �e podejrzewa� j�
o randk� z kim� innym. Straszliwa my�l przemkn�a jej
przez g�ow�. Mo�e Benedykt dowiedzia� si� o pewnym
wydarzeniu sprzed wielu laty, kt�re uczyni�o j� s�awn� na
czterdzie�ci osiem godzin. Nie, to niemo�liwe, nie by�o go
w�wczas w kraju. Pospiesznie zacz�a wyja�nia� sw� wczorajsz�
nieobecno��.
- W porz�dku, Rebeko. Wierz� ci, nie t�umacz si�. Przyjad�
w sobot� o trzeciej po po�udniu, dobrze?
- Ale� oczywi�cie! - Odetchn�a z ulg�. Jak mog�a
przypuszcza�, �e jej nie wierzy! Zupe�ny nonsens.
26 GRZESZNA NAMI�TNO��
Nadszed� upalny lipiec. Benedykt sta� si� cz�stym go�ciem w
domu Ruperta. Rebeka jednak pragn�a spotka� sam na sam...
Ale on nie chcia�.
Tego dnia sta�a wygl�daj�c przez okno, czekaj�c na jego przyjazd.
Rozmawia�a z nim cz�sto przez telefon, a on w ka�dy weekend
przyje�d�a� do Oksfordu do niej, do Mary, Ruperta i ma�ego
Jonathana... Mo�e na tym polega� problem.
U�miechn�a si� 4� w�asnych my�li. Dzi� nie by�o problemu.
Tym razem dom by� pusty. Rupert zabra� rodzin� do rodzic�w w
Devon, by pokaza� im wnuka. Rebeka z trudem powstrzymywa�a
podniecenie. Kocha�a Benedykta i by�a niemal pewna, �e i on j�
kocha. Jedli wsp�lne kolacje, chodzili na koncerty, jednej
niedzieli p�ywali nawet ��dk� po rzece, i za ka�dym razem
nami�tne poca�unki Benedykta budzi�y w niej t�sknot� za czym�
wi�cej.-Wilgotnymi d�o�mi wyg�adzi�a sp�dnic�. B�d� zupe�nie
sami przez dwa dni...
Serce podskoczy�o jej na widok samochodu parkuj�cego
przed wej�ciem. Przebieg�a korytarzem, otworzy�a drzwi i rzuci�a
si� w ramiona m�czyzny.
- To mi dopiero powitanie! - mrukn�� Benedykt spogl�daj�c
na ni� z rozbawieniem -Czym sobie na nie zas�u�y�em, male�ka?
Spojrza�a na niego g�odnym wzrokiem.
- Niczym - wyszepta�a. - St�skni�am si� za tob�.
- Doskonale znam to uczucie - odpar� cicho - ale mo�e
wpu�cisz mnie do �rodka? Rupert nie b�dzie zachwycony, je�li
zaczniemy kocha� si� na progu jego domu.
- Nie dowie si� o tym - nie mog�a ju� d�u�ej utrzyma� tego
w tajemnicy - Ca�y dom jest nasz, gospodarze pojechali na
weekend do rodzic�w.
GRZESZNA NAMI�TNO�� 27
Wci�gn�a Benedykta do �rodka i zamkn�a drzwi.
- Teraz de mam - �mia�a si�, zarzucaj�c mu ramiona na
szyj�.
-A, o to ci chodzi-obj�� j� w talii i uni�s� do g�ry - �eby
mnie uwi�zi�? A mo�e wolisz to? - I przerzucaj�c j� sobie
przez rami� ruszy� w stron� otwartych drzwi do salonu.
- Benedykcie, st�j - wo�a�a bezradnie -upu�cisz mnie!
- Nie b�j si�, male�ka - powiedzia� ze �miechem, rzucaj�c
j� na du�� podniszczon� kanap�.
Le�a�a na plecach, z rozchylonymi udami, w�osy opada�y
jej na twarz i ramiona. Nie zdawa�a sobie sprawy, jak
podniecaj�co i kusz�co wygl�da.
- Chyba zbyt wiele czasu sp�dzi�e� w d�ungli, m�j drogi
Tarzanie - za�mia�a si�.
Powi�d� wzrokiem po jej zarumienionych policzkach, po
ciele nie�wiadomym swej zalotno�ci.
Pochyli� si� i odgarn�� w�osy z jej twarzy.
- Czy chcesz przez to powiedzie�, male�ka, �e jeszcze
nigdy �aden m�czyzna ci� nie uni�s�?
Przesta�a si� u�miecha�. Mia�a wra�enie, �e pyta o
zupe�nie inny rodzaj uniesie�.
- M�j ojciec mnie nosi� - odpar�a cicho.
Sta� nad ni� pot�ny jak wie�a. Czarne d�insy opina�y
mu uda, ukazuj�c wi�cej ni� tylko muskulatur� n�g: Rumieniec
na twarzy Rebeki wzm�g� si�, podnios�a wzrok ku jego
piersi, gdzie w wyci�ciu rozpi�tej koszuli wida� by�o czarne,
g�ste ow�osienie. G�o�no prze�kn�a �lin�, zdaj�c sobie nagle
spraw� z intymno�ci tej sytuacji. Wykona�a gwa�towny ruch,
by wsta� z kanapy.
- Nie, zosta� tam - rozkaza� Benedykt i k�ad�c jej
28 GRZESZNA NAMI�TNO��
r�k� na biodrze przysiad� obok. - M�wi�a�, �e mamy ca�y dom dla
siebie.
Zacz�� wodzi� palcem po ustach Rebeki. Rozchyli�a wargi i
powoli zarzuci�a mu r�ce na szyj�. Bo�e, jak ja go kocham,
my�la�a zahipnotyzowana spojrzeniem ciemnych oczu.
Wdycha�a jego zniewalaj�cy zapach, pragn�c jedynie zatraci� si�
w cieple i sile tego m�skiego cia�a. Benedykt pie�ci� palcem jej
doln� warg�, wpijaj�c w ni� przeszywaj�ce spojrzenie.
- Pragn� ci�, Rebeko, i s�dz�, �e ty tak�e mnie pragniesz.
- Tak, Benedykcie, o tak - nie umia�a zaprzeczy�.
-Kochasz mnie, Rebeko? Naprawd� mnie kochasz?
Promienie s�o�ca pad�y na jego twarz i utworzy�y wok�
g�owy co� w rodzaju aureoli. Wygl�da� niczym grecki b�g. Jak�e
mog�a go nie kocha�?
- Kocham ci�, Benedykcie, mam wra�enie, �e zawsze ci�
kocha�am i wiem, �e zawsze b�d� ci� kocha�
- odpar�a.
Usta Benedykta szuka�y jej warg. Zadr�a�a, gdy zacz�� dla
�artu chwyta� je z�bami, kiedy za� przylgn�a ca�ym cia�em do
niego, zanurzaj�c palce w jego g�stych czarnych w�osach,
poca�owa� j� mocniej odkrywaj�c j�zykiem tajemnice jej
wilgotnych ust.
Nagle przerwa� poca�unek i wyprostowa� si�. Rebeka
u�miechn�a si�. Oczy jej l�ni�y jak gwiazdy.
-Jeste� jak dynamit. Istny wulkan. Je�eli nie odejd� zaraz, zrobi�
co�, czego by� mo�e oboje b�dziemy �a�owali.
- Nie b�d� niczego �a�owa�, Benedykcie, obiecuj�.
-Podnios�a r�k� i zrobi�a to, o czym marzy�a od tygodni.
Pog�adzi�a go po muskularnej piersi.
GRZESZNA NAMI�TNO�� 29
- Ciekawe, ilu m�czyznom ju� to m�wi�a�? -
Chwyci� j� za nadgarstek i odepchn��.
- Nikomu. Tylko tobie.
Zastanawia�a si�, czy by� zazdrosny, czy te� mo�e mia�
inne powody. Nie podoba�a jej si� ta podejrzliwo�� w jego
g�osie. Zadr�a�a...
- Siadaj i doprowad� si� do porz�dku, je�li to mo�liwe.
- Nie lubi� takich uwag - mrukn�a, obci�gaj�c z
godno�ci� koszulk�.
Benedykt nie odpowiedzia�. Wsadzi� natomiast r�k� do tylnej
kieszeni spodni i wyci�gn�� ma�e pude�eczko, kt�remu zaczaj
przygl�da� si� .spod opuszczonych powiek.
- To nale�y do ciebie, Rebeko. S�dz�, �e powinna� to dosta�,
zanim uczynimy nast�pny krok.
Serce Rebeki wali�o jak m�otem, wyci�gaj�ca si� po
pude�eczko r�ka dr�a�a. Podnios�a wilgotne oczy na
Benedykta, ale on unika� jej spojrzenia. Ten wspania�y, odwa�ny
m�czyzna, kt�ry prze�y� tyle przyg�d w Amazonii, okaza�
si� taki nie�mia�y. Wzruszy�o j� to, a fala uczucia, jaka j� zala�a,
niemal sprawi�a jej b�l.
Po�o�y� ma�e czerwone pude�eczko na jej wyci�gni�tej d�oni.
Otworzy�a je powoli. Wewn�trz ujrza�a wspania�y pier�cionek
z fioletowo-czerwonym kamieniem otoczonym diamentami.
-Jakie to pi�kne, Benedykcie. Jestem najszcz�liwsz� kobiet�
pod s�o�cem. W�� mi go sam.
Wyci�gn�a lew� d�o� i przebieg� j� dreszcz, gdy wsuwa�
jej pier�cionek na palec.
-Podoba ci si�? -zapyta�, nadal unikaj�c jej wzroku.
-Uwielbiam go, tak jak uwielbiam ciebie, Benedykcie.
30 GRZESZNA NAMI�TNO��
- Wyobra�am sobie - za�mia� si�, ale jego s�owa zabrania�y
nieprzyjemnie.
Jaki on nerwowy, my�la�a, wdrapuj�c mu si� na kolana. Czu�a
narastaj�ce w nim napi�cie. Zarzuci�a mu r�k� na szyj�, a drug�
wyci�gn�a, by lepiej obejrze� zar�czynowy pier�cionek.
- Kocham rubiny - westchn�a z zadowoleniem.
- To granat - poprawi� j�.
-Niewa�ne-szepn�a, wreszcie pewna jego mi�o�ci.
Poca�owa�a delikatnie jego smag�� szyj�.
- B�d� go przechowywa� jak skarb przez ca�e �ycie z tob� -
szepta�a nie odrywaj�c ust od jego sk�ry.
- Na pewno - mrukn�� Benedykt. j Nie dos�ysza�a jednak
sarkazmu w jego g�osie, gdy� Benedykt, trzymaj�c j� za
podbr�dek, ca�owa� lekko jej spragnione usta.
- Przykro mi, Rebeko, ale nie mog� tu zosta�. Przyjecha�em
tylko, �eby da� ci pier�cionek. Musz� wraca� prosto do Londynu.
Wyst�puj� dzi� w programie telewizyjnym.
-A co z nami? Dzi� jest dzie� naszych zar�czyn, a ty mnie
zostawiasz! Powinni�my przynajmniej to uczci� kieliszkiem
szampana.
- Przykro mi, ale czeka mnie jazda samochodem. - Zsadzi� j�
z kolan na kanap� i wsta�.
- Ale mamy jeszcze tyle spraw do om�wienia, na przyk�ad
dat� �lubu. - Te s�owa wywo�a�y u�miech na jej twarzy. Mo�e nie
b�d� razem ju� dzi�, ale przecie� maj� przed sob� ca�e �ycie. B�d�
m�em i �on�. By�a taka szcz�liwa. Jej naj�mielsze marzenia
stawa�y si� rzeczywisto�ci�.
- Zostaj� w Anglii tylko do ko�ca sierpnia, potem musz� by�
w Nowym Jorku. Mo�e... - zawaha� si�.
GRZESZNA NAMI�TNO�� 31
Poderwa�a si� z rozpromienion� twarz� nie daj�c mu
doko�czy� zdania.
- Wystarczy par� tygodni, �eby przygotowa� �lub, a potem
mog�abym pojecha� do Ameryki z tob�.
Serce Rebeki zamar�o, gdy spostrzeg�a wyraz jego oczu.
- To niez�y pomys�, ale trzeba wzi�� par� innych rzeczy pod
uwag�. Przemy�l� wszystko i porozmawiamy o tym za tydzie�.
Niema po�piechu. Jestem pewien, �e jeste� cudown� organizatork�.
Cokolwiek postanowimy, ju� ty sobie z tym poradzisz - ci�gn��
kpi�co.
U�miechni�ta Rebeka nie us�ysza�a w jego s�owach ironii.
- Skoro tak sobie �yczysz.
Spojrza�a na pier�cionek l�ni�cy na jej palcu i u�miechn�a
si� na my�l o tym, co symbolizowa� -promienn� przysz�o�� z
m�czyzn�, kt�rego kocha�a. Nic nie mog�o za�mi� jej szcz�cia.
Rebeka otar�a spocone d�onie o sukienk�. Jaki� impuls kaza�
jej jecha� do Londynu ju� w czwartek w nadziei zobaczenia
Benedykta. Nie mog�a wytrzyma� do soboty, za bardzo za nim
t�skni�a. Niekiedy szczypa�a si�, nie wierz�c swemu szcz�ciu,
a tego ranka obudzi�a si� z przeczuciem katastrofy, kt�rego nie
mog�a si� pozby�.
W taks�wce zaciska�a nerwowo r�ce na brzegu siedzenia, by
powstrzyma� ich dr�enie. To idiotyczne, powtarza�a w my�lach,
nie potrafi�a jednak zaradzi� takiej nerwowej reakcji. Spojrza�a na
pier�cionek na serdecznym palcu i odetchn�a g��boko.
Przyjecha�a do Londynu tylko na zakupy - tak si� przed sob�
t�umaczy�a. Odk�d si� zar�czyli, trzy
32 GRZESZNA NAMI�TNO��
tygodnie temu, Benedykt odwiedza� j� w ka�dy weekend,
dzwoni� regularnie, nigdy jednak nie wspomina� o dacie �lubu.
- To tutaj - g�os taks�wkarza wyrwa� j� z zadumy.
Wyprostowa�a si�, zap�aci�a daj�c mu napiwek i wysiad�a zbieraj�c
liczne torby z zakupami.
Spojrza�a na elegancki bia�y dom za �elaznym
ogrodzeniem. By� o wiele wi�kszy, ni� si� spodziewa�a.
- A je�li Benedykta nie ma w domu? - wpad�a w
panik�. Poda� jej sw�j londy�ski adres, wi�c chyba nie
powinien mie� nic przeciwko tej wizycie. Dr��c� d�oni�
nacisn�a przycisk dzwonka. W ko�cu jest jej narzeczonym!
Czego si� wi�c obawia?
Drzwi otworzy�y si� i ujrza�a w nich twarz nieznajomego
starszego m�czyzny w ciemnym ubraniu.
- Czym mog� pani s�u�y�?
- Szukam Benedykta Maxwella - wyj�ka�a spogl�daj�c
na kartk� z adresem.
- Kto przyszed�, James? A
wi�c to jednak tutaj!
- Twoja narzeczona! - krzykn�a w odpowiedzi, z ulg�
rozpoznaj�c g�os Benedykta.
- Co? - Benedykt pojawi� si� w drzwiach. - W porz�dku,
James, sam si� zajm� wszystkim. Nie b�d� ci� ju� potrzebowa�.
Rebeka z trudem powstrzyma�a si� od �miechu. Co� takiego,
mia� lokaja! Podnios�a wzrok i z trudem rozpozna�a swego
narzeczonego. Serce zacz�o jej wali� z ca�ej si�y. Mia� na sobie
nieskazitelny smoking, �nie�nobia�� koszul�, pi�knie
kontrastuj�c� ze smag�� cer�, kt�r� zawdzi�cza� latom
sp�dzonym w d�ungli.
- Wejd�, Rebeko.
-My�la�am, �e masz tylko mieszkanie- wyrwa�o jej
GRZESZNA NAMI�TNO�� 33
si�, gdy wchodzi�a do wy�o�onego marmurem przedpokoju.
- W pewnym sensie tak. Na trzecim pi�trze mieszka James i jego
�ona, kt�ra prowadzi mi dom. - Popatrzy� na jej pi�kn� twarz i
dostrzeg� na niej podniecenie.
- Czy m�g�bym pozna� cel twej wizyty?
Jedno spojrzenie i Rebeka znalaz�a si� w jego ramionach.
Pragn�a, by j� obejmowa�, pragn�a czu� jego wargi, czu� na
swym ciele jego silne d�onie. Si�a w�asnego uczucia przera�a�a
Rebek�. Nie zna�a siebie od tej strony i, co gorsza, nie by�a ju�
pewna, czy w og�le zna Benedykta.
- My�la�am, �e zrobi� ci niespodziank�.
- Rzeczywi�cie, zrobi�a� mi niespodziank�, kochanie, bardzo
mi��. - Poca�owa� j� w czo�o i obj�wszy wp� poprowadzi� do
pokoju.
- Mam nadziej�, �e si� nie gniewasz. Ale skoro ju� jestem w
Londynie... Chcia�am porozmawia� - nie mog�a opanowa�
dr�enia g�osu.
- Uspok�j si� i usi�d� - powiedzia� surowo Benedykt. -
Zrobi� ci co� do picia. Nie t�umacz si�. Jako moja narzeczona,
mo�esz tu przychodzi�, kiedy chcesz.
Usiad�a na wskazanej kanapie.
- Chcia�am tylko...
Ale Benedykt by� ju� odwr�cony plecami. Otwiera� mahoniowy
oszklony barek.
v Zapad�a si� w mi�kk� kanap� i rozejrza�a z podziwem.
Aksamitne kotary w ogromnych oknach,
�drogie dywany na pi�knym parkiecie, na �cianach znakomite
obrazy i akwarele. Tylko rozrzucone pisma geograficzne
wprowadza�y do tego pokoju odrobin� nie�adu.
34 GRZESZNA NAMI�TNO��
- Nad czym tak dumasz? My�lisz o innym m�czy�nie? - G�os
Benedykta przywo�a� j� do rzeczywisto�ci. Poda� jej kryszta�owy
kieliszek z koniakiem. -A mo�e my�lisz o jakim� dawnym
kochanku?
- M�j Bo�e, nie - odpowiedzia�a bior�c kieliszek. - Wr�cz
przeciwnie. T�skni�am za tob�.
Chyba zdawa� sobie spraw� z tego, �e nie jest w stanie mu si�
oprze�. Przez my�l przemkn�o jej pytanie, czy m�drze
post�puje, ale zaraz odegna�a w�tpliwo�ci.
Spojrza�a w ciemne oczy Benedykta i ogarn�� j� strach.
Wygl�da� tak, jakby czyta� ka�d� jej my�l. Czy wiedzia� o dawnym
skandalu? Chcia�a mu o tym sama opowiedzie�, ale uzna�a, �e
jeszcze nie pora.
-A wi�c-powiedzia� �agodnie-nie mog�a� si� mnie doczeka�.
Bardzo mi to pochlebia, kochanie. I wybacz, je�li ci� niezbyt
grzecznie powita�em, ale mo�e wsp�lna kolacja jako� to
zrekompensuje, hm?
Sta� przes�aniaj�c jej �wiat�o. Tak elegancko ubrany wydawa� si�
jej prawie obcy. Emanowa�a z niego m�ska si�a, na kt�r�
natychmiast bezwiednie zareagowa�a i nie mog�a, wr�cz nie
chcia�a opanowa� tych reakcji.
- �azi�am godzinami po mie�cie. Nawet nie mam w czym i��
na kolacj�.
Spojrza�a na swoj� do�� wygniecion� letni� sukienk�, a potem
na jego elegancki garnitur.
- Och, bardzo ci� przepraszam, powinnam by�a
zadzwoni�. Na pewno masz jakie� spotkanie. - Po
czu�a si� nagle skr�powana i szybko wypr�ni�a kieli
szek. ,
Benedykt odwr�ci� si� do niej plecami, tak, �e nie mog�a
dostrzec wyrazu twarzy. Przebieg� j� nag�y
GRZESZNA NAMI�TNO�� 35
dreszcz. Dlaczego zrobi�o jej si� zimno? Okno by�o przecie�
zamkni�te. Pewnie ju� zapad� zmrok...
- Nie, mylisz si�. W�a�nie wr�ci�em do domu. Musia�em by�
w telewizji. Ekologia jest teraz w modzie. Zaraz si� przebior�,
dobrze?
Rebeka odczu�a ulg�, wr�ci�a jej pewno�� siebie.
-Czy mog� si� rozejrze� po domu? Jest taki wspania�y. Nie
wiedzia�am, �e antropologia przynosi takie dochody.
Nie dostrzeg�a cynicznego u�miechu Benedykta. Poda�a mu
r�k�.
- Nie, to dom mojego ojca. Teraz jest m�j. Z ch�ci� ci�
oprowadz�. Mo�esz zreszt� zosta� na noc. - Oczy Benedykta
nagle zal�ni�y dziwnym blaskiem. O tak, Rebeka chcia�a zosta�,
ale... - Rozumiem -uni�s� brwi - wolisz zaczeka� na dope�nienie
formalno�ci, co?
- Nie - zaprzeczy�a szybko. Jak mog�a mu wyt�umaczy� swe
nag�e dziewicze l�ki? Czy nie wiedzia�, �e pragnie jedynie czu� na
sobie jego poca�unki? Od tygodni umiera�a z po��dania, kt�re
czu�a do tego m�czyzny. Tymczasem prawie nigdy nie
przebywali sam na sam.
Benedykt dotkn�� przypadkowo pier�cionka i u�miechn�� si�
porozumiewawczo. Obj�� spojrzeniem j�drne piersi dziewczyny
zdradzaj�ce objawy podniecenia.
- Chyba wiem, o czym my�lisz, Rebeko. Ale uwa�aj, jestem
tylko cz�owiekiem, a samotno�� bynajmniej mi nie s�u�y.
- Och, Benedykcie - szepn�a przytulaj�c si� do niego -
przyjecha�am, bo musia�am ci� zobaczy�, upewni� si�, �e to nie
sen...
- My�la�em, �e chcia�a� porozmawia� - zakpi�.
36 GRZESZNA NAMI�TNO��
Przez chwil� mia�a wra�enie, �e jest w nim jaka� arogancja i
cynizm, kt�rych nie dostrzeg�a wcze�niej.
- Jeste� taka pi�kna, Rebeko, i pe�na nami�tno�ci. Nie ma
m�czyzny, kt�ry m�g�by ci si� oprze� lub nie chcia� ciebie za
�on�. - Wyzna� to wr�cz z gniewem, a potem przywar� wargami
do jej ust, rozchyli� je j�zykiem i brutalnie wtargn�� do �rodka.
Rebeka podda�a si� bezwolnie tej pieszczocie. Benedykt obj��
d�o�mi jej twarde piersi, a z gard�a wyrwa� mu si� j�k. Wsun�a
mu r�k� pod marynark� g�aszcz�c szerok� pier�. Czu�a, jak
narasta w nim napi�cie i cieszy�a si�, �e budzi w nim ��dz� tak
samo, jak on w niej. Napiera� na ni� twardymi udami. Nagle
odsun�� si� od niej.
- Benedykcie? - szepn�a odurzona blisko�ci� jego oddechu,
biciem serca, kt�re czu�a ca�ym cia�em. Przecie� czu� to samo, co
ona. Czemu wi�c nagle si� zatrzyma�?
- Nie wezm� ci� przecie� tu na pod�odze, jak jaki� napalony
nastolatek.
- Wi�c zabierz mnie na g�r�. Nie mam ju� si�y si� opiera�,
Benedykcie. Kocham ci� i pragn�. Przecie� jeste�my zar�czeni. -
Przekonywa�a go, zupe�nie nie odczuwaj�c wstydu. Pragn�a go
ca�ym cia�em, nie by�a w stanie znosi� d�u�ej nieustannego
napi�cia.
- Doprawdy? Zastanawiam si�... - Spojrza� na ni� z
niedowierzaniem.
Rebek� zdumia�a nuta cynizmu w jego g�osie. Czy�by jej nie
ufa�?
- Ale� tak! I zawsze b�d� ci� kocha� - zapewni�a go szczerze i
obj�a czule.
Benedykt wzi�� j� na r�ce i szybko ruszy� w g�r� po schodach.
GRZESZNA NAMI�TNO�