16755

Szczegóły
Tytuł 16755
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

16755 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 16755 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

16755 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Nie dotykaj mnie Prze�o�y� Lechos�aw Polak Da Capo Wydawnictwo Da Capo Warszawa 1996 Copyright � 1984 by Ann Maxwell 1 Redaktor Krystyna Borowiecka Wydanie I ISBN 7157- 011-2 Printed in Germany by ELSNERDRUCK - BERLIN Kiedy zadzwoni� telefon, Alana poczu�a prawie ulg�. Nie spa�a ju�, chocia� dopiero zbli�a� si� �wit. Odk�d wr�ci�a z Broken Mountain, sypia�a bardzo niewiele i nigdy spokojnie. Odkopuj�c na bok spl�tane prze�cierad�a Alana odwr�ci�a si� do telefonu. By�o zbyt wcze�nie, �eby ktokolwiek ze znajomych z Zachodniego Wybrze�a by� ju� na nogach. To znaczy�o, �e dzwoni prawdopodobnie jej brat z Wyoming, �eby spyta�, jak si� czuje. Dzwoni, �eby sprawdzi�, czy przypomnia�a sobie, co si� wydarzy�o na Broken Mountain. - Halo? - powiedzia�a staraj�c si�, by jej g�os zabrzmia� spokojnie. - Siostrzyczko? To ty? - Cze��, Bob. Jak si� miewa Merry? - Liczy tygodnie do lutego � odpar� Bob ze �miechem. � Jak zgrubieje jeszcze bardziej, wstawimy j� do boksu z klaczami zarodowymi. Alana u�miechn�a si� na my�l o drobnej, jasnow�osej Merry wci�ni�tej do jednego z ogrzewanych boks�w, kt�re Bob urz�dzi� dla swoich najcenniejszych klaczy. - Lepiej, �eby Merry nie s�ysza�a, jak m�wisz takie rzeczy -ostrzeg�a Alana. - Do diab�a, sama to wymy�li�a. - Bob umilk�, a po chwili odezwa� si�: � Siostrzyczko? 5 ELIZABETH LOWELL NIE DOTYKAJ MNIE Alana zacisn�a d�o� na s�uchawce. S�ysza�a ju� nieraz ten ton, jakim ma�y braciszek przymila si� do du�ej siostry. Czego� od niej chcia�. - Kiedy przyjedziesz do domu? - spyta� wprost. Serce Alany zacz�o bi� za szybko. Nie wiedzia�a, jak powiedzie� bratu, �e przera�a j� my�l o powrocie na farm�, gdzie Broken Mountain wznosi si� stromo spowita w lodowat� ciemno��. Przed ostatni� wypraw� na Broken Mountain Alana uwielbia�a farm�, g�ry, cisz�, wzg�rza i k��bi�ce si� ponad g�ow� chmury. Uwielbia�a wspomnienia o Rafaelu Winterze. Raf� odbija� si� w ka�dym jeziorze, w ka�dym zapachu lasu, we wschodach i zachodach s�o�ca szybuj�cego nad ziemi� niczym ognista kula, w zawodz�cych harmoniach wiatru, brzmi�cych echem melodii, kt�re Raf� gra� na swojej harmonijce. Alana kocha�a t� okolic� tym bardziej, �e ona i Raf� stanowili jej cz�� - kochankowie zawieszeni mi�dzy niebem a g�rami, pi�kniejszymi od nich, wiecznotrwa�ymi, spalaj�cymi si� w s�o�cu. Teraz jednak g�ry te napawa�y Alan� przera�eniem. Teraz wspomnienia o Rafaelu by�y niczym kruchy, izoluj�cy pancerz, kt�rym odgrodzi�a si� od rzeczywisto�ci jak barwami �witu, w nadziei, �e odp�dzi przera�enie i mrok, kt�re wype�za�y z otch�ani tych sze�ciu brakuj�cych dni. - Ja nie... - zacz�a. - Rozmawia�em z twoim agentem - przerwa� weso�o Bob. -Powiedzia�, �e odm�wi�a� jakichkolwiek koncert�w i nie chcesz nawet spojrze� na piosenki, kt�re ci przysy�a. - Tak, ale... Bob ci�gn�� dalej. - Wi�c mi nie m�w, jaka to jeste� zaj�ta. Je�li zn�w piszesz piosenki, to mo�esz je r�wnie dobrze pisa� tutaj. Nawet lepiej. Zawsze najlepsze rzeczy tworzy�a� tutaj. Alana z wysi�kiem rozlu�ni�a u�cisk d�oni na s�uchawce. Nie mia�a wi�cej wym�wek, wi�c nie odezwa�a si�. - Siostrzyczko? Potrzebuj� ci� tutaj. - Bob, nie s�dz�... � zacz�a. Potem g�os jej si� za�ama�. - Nie m�w nie - poprosi� z naciskiem Bob. - Jeszcze nawet nie wiesz, czego od ciebie chc�. A ty nie wiesz, czego ja chc�, pomy�la�a buntowniczo. Nigdy nawet nie spyta�e�, czy ja czego� chc�. S�owa te nie wysz�y z ust Alany, pozosta�y milcz�cym wo�aniem i chocia� odbija�y si� echem w jej g�owie, uzna�a, �e jest niesprawiedliwa. Tego, co by�o jej potrzebne, nie m�g� da� jej Bob. Potrzebowa�a ciep�a i wsparcia, poczucia bezpiecze�stwa i nieugi�tej si�y m�czyzny, kt�ry odgrodzi�by j� od otch�ani, kt�ry chroni�by j�, dop�ki nie dowie si�, co si� wydarzy�o, i nie b�dzie mog�a zn�w sama si� chroni�. Potrzebowa�a mi�o�ci zamiast przera�enia. Potrzebowa�a snu, kt�ry odp�dzi�by koszmar. Potrzebowa�a Rafaela Wintera. Jednak Raf� stanowi� tylko sen. Koszmar za� by� prawdziwy. Z g��bokim westchnieniem Alana zebra�a si� w sobie i po- stanowi�a �y� w tym nowym �wiecie tak, jak zawsze �y�a. Sama, polegaj�c tylko na sobie. Robi�a to wcze�niej wiele razy - g��bokie westchnienie i postanowienie, �e poradzi sobie jak najlepiej z tym, co ma, bez wzgl�du na to, jak nieznaczne si� to wydawa�o. W�wczas koszmar spad� na ni� jak burza. - Czego chcesz? - spyta�a cicho Alana. - Wiesz, �e zawsze mieli�my na farmie problemy z fors� � odpar� szybko Bob. - Jak to m�wi�, ziemia Ucha. Wi�c wpadli�my z Merry na pomys� z obs�ug� klient�w z klas�, naprawd� z klas�. Wysokog�rskie wyprawy na ryby dla ludzi, kt�rych sta� na wysok� zap�at�. Alana parskn�a lekcewa��co. - Wszystko mieli�my zaplanowane, wszystko przygotowane, wszystko dopi�te na ostatni guzik - ci�gn�� Bob. - Dwoje naszych pierwszych kontrahent�w to agenci z bardzo ekskluzywnych biur podr�y. Lista ich klient�w to istne Kto jest kto. Wszystko uk�ada�o nam si� �wietnie, i wtedy... - I wtedy? - pop�dzi�a go Alana. 6 7 ELIZABETH LOWELL NIE DOTYKAJ MNIE - Merry zasz�a w ci��� - odpar� Bob. - To znaczy, oboje si� cieszymy, pr�bowali�my od dw�ch lat, ale... - Ale co? - Doktor Gene m�wi, �e Merry nie mo�e chodzi� z plecakiem. - To jaki� problem? - Jak diabli. Mia�a nam gotowa�, umila� czas i og�lnie �agodzi� atmosfer�. Wiesz, co mam na my�li, siostrzyczko. - Tak. Wiem. To ta sama rola, kt�r� Alana pe�ni�a w rodzinie od czasu, kiedy mia�a trzyna�cie lat i umar�a jej matka, zostawiaj�c trzech ch�opc�w, za�amanego m�a i c�rk�, kt�ra musia�a bardzo szybko dorosn��. To w�wczas Alana nauczy�a si� si�ga� w g��b siebie po u�miech, dotyk i pociech�, kt�rej potrzebowa�y osoby z jej otoczenia. Odbudowa�a rozpadni�t� rodzin� najlepiej, jak tylko potrafi�a, poniewa� r�wnie� potrzebowa�a przystani, �miechu i ciep�a. - To b�dzie naprawd� bardziej rozrywka ni� praca - zach�ca� przymilnie Bob. Alana s�ysza�a t� przymilno��, ale nie wzruszy�a jej, podobnie jak niepokoj�ca nuta nalegania w jego �agodnym tonie. - Przeja�d�ki, w�dkowanie i g�rskie w�dr�wki, tak jak kiedy�. B�dziesz zachwycona, siostrzyczko! Jestem przekonany. Prawdziwe wakacje. Alana zdusi�a szorstki �miech, kt�ry chwyta� j� za gard�o. Wakacje, pomy�la�a, i przesz�y j� ciarki. W tych g�rach, kt�re omal mnie nie zabi�y. W g�rach, kt�re wci�� przychodz� do mnie w koszmarnych snach. O, Bo�e, to takie wakacje zgotowa� mi m�j ma�y braciszek! - Siostrzyczko - nie ust�powa� Bob - nie prosi�bym, gdy bym naprawd� ci� nie potrzebowa�. Nie mam si� do kogo zwr�ci�. Wycieczka jest ju� zaplanowana, a go�cie s� na miejscu. Prosz�... Alan� niespodziewanie nawiedzi�o �ywe wspomnienie Rafe'a. Koniec lata, w�ski szlak prowadz�cy na Broken Mountain, kulawy ko� i siod�o wa��ce prawie tyle, co ona sama. Prowadzi�a konia i ci�gn�a siod�o, obserwuj�c milcz�c� gwa�towno�� k��bi�cych si� burzowych chmur. Mia�a pi�tna�cie lat i wiedzia�a, co to znaczy by� z�apanym na ods�oni�tej grani podczas burzy w g�rach. Piorun uderzy� bez ostrze�enia tak blisko, �e poczu�a zapach przypalonej ska�y. Grzmot zabrzmia�, jakby nast�pi� koniec �wiata. Ko� zar�a� i stan�� d�ba, wyrywaj�c jej z r�k lejce. Jego przera�enie okaza�o si� silniejsze ni� kontuzja. Zwierz� pu�ci�o si� p�dem w d� stoku, zostawiaj�c j� sam�. Ona r�wnie� by�a przera�ona, jej nozdrza wype�nia� zapach pioruna, uszy mia�a og�uszone grzmotem. Potem us�ysza�a, jak kto� wo�a jej imi�. Pochy�ym zboczem podje�d�a� do niej Raf�, prowadz�c wierzgaj�cego, szarpi�cego si� konia z si�� i gracj�, kt�r� zawsze podziwia�a. Podni�s� j� i posadzi� przed sob� na siodle, a potem spi�� konia ostrogami i pop�dzi� w d� zbocza. Pioruny b�yska�y wok� g�ry. Przeczeka�a burz� w towarzystwie Rafe'a w g�szczu �wierk�w, ubrana w jego kurtk�. Patrzy�a na niego oczami kobiety-dziecka, kt�re z ka�dym oddechem stawa�o si� coraz bardziej kobiet�, a coraz mniej dzieckiem. Na Broken Mountain Alana znalaz�a najpierw strach, potem mi�o��, na koniec za� przera�enie. Przemkn�o jej przez my�l, �e mo�e na Broken Mountain zdo�a znale�� now� r�wnowag�, przeciwie�stwa po��czone w harmonii, i �e to uwolni j� od koszmaru. Mo�liwo�� ta zaja�nia�a w g�owie Alany jak blask �witu w nocy, zmieniaj�c wszystko. � Siostrzyczko? Powiedz co�. Alana z przera�eniem us�ysza�a, �e bierze g��boki oddech i m�wi spokojnie: - Oczywi�cie, pomog� ci. Nie s�ysza�a zwyci�skiego okrzyku Boba, jego zapewnie�, �e nie powie �adnemu z go�ci, i� Alana to ta s�ynna piosenkarka, Jilly, jego wdzi�czno�ci, �e wybawi�a go z opresji. Nie s�ysza�a 8 9 ELIZABETH LOWELL NIE DOTYKAJ MNIE nic pr�cz echa w�asnej, przera�aj�cej decyzji powrotu na Broken Mountain. Bob jak gdyby wyczu� krucho�� zgody Alany i zacz�� szybko m�wi�. - Zarezerwowa�em ci bilet na popo�udniowy lot do Salt Lake. Stamt�d masz zarezerwowany lot ma�ym samolotem handlowym na nasze lotnisko. Masz o��wek? Alana patrzy�a ot�pia�a na s�uchawk�. Prosty fakt, �e Bob pomy�la� o szczeg�ach jej przejazdu, by� tak niezwyk�y, �e a� przyt�aczaj�cy. Rzecz jasna, Bob nie by� bezmy�lny; bardzo troszczy� si� o Merry, do tego stopnia, �e by� prawie nadopieku�czy. Istnienie Alany jednak zawsze przyjmowa� jako rzecz oczy- wist�, tak jak traktuje si� nieraz rodzic�w i starsze rodze�stwo. - Siostrzyczko - powt�rzy� cierpliwie Bob. - Czy masz o��wek? Je�li nawal�, obedrze mnie ze sk�ry. - Kto? - spyta�a Alana, grzebi�c w szufladzie szafki nocnej w poszukiwaniu o��wka. - Kto obedrze ci� �ywcem ze sk�ry? Zapad�a martwa cisza. Potem Bob roze�mia� si� gwa�townie. - Ten agent z biura podr�y, kt�ry ich zorganizowa� �odpar�. - Kt� by inny? Gotowa? - Wstrzymaj konie - mrukn�a Alana. Znalaz�a o��wek, z�apa�a jaki� kwit, odwr�ci�a go i zapisa�a numery lot�w oraz godziny. - Ale to dzisiaj! - zaprotestowa�a. - Powiedzia�em ci, �e jeste� potrzebna. - Szkoda, �e mnie nie uprzedzi�e�, braciszku. - O to w�a�nie chodzi�o - mrukn�� Bob. - Co? - Nic. Tylko przyle� na pewno tym samolotem, bo zrobi� mi z ty�ka tatar. - Bob � zacz�a Alana. - Dzi�ki, siostrzyczko - przerwa� jej po�piesznie. - Nie b�dziesz �a�owa�. Je�li ktokolwiek jest w stanie co� z tym zrobi�, to w�a�nie on. - Hmm? Alana mia�a wra�enie, jakby przegapi�a po�ow� rozmowy, i to t� wa�niejsz�. - Jaki on? - Cholera - zakl�� pod nosem Bob. - Ten agent? - zgadywa�a Alana. - Tak, ten agent z biura podr�y. Jest niesamowity -powiedzia� Bob. - Do zobaczenia wieczorem, siostrzyczko. Na razie. Zanim Alana zd��y�a odpowiedzie�, w s�uchawce zapad�a cisza. Wsta�a i popatrzy�a na s�uchawk�, kt�r� �ciska�a w d�oni. Zada�a sobie nieme pytanie, dlaczego zgodzi�a si� zrobi� co�, co napawa j� l�kiem. By�a g�upia pozwalaj�c, by pe�ne ciep�a wspomnienia o Rafaelu Winterze zwabi�y j� z powrotem do zimnego jak l�d �r�d�a jej koszmaru. Nie wiedzia�a nawet, czy Raf� jest w Wyoming. W przesz�o�ci, ze wzgl�du na charakter swojej pracy, Raf� je�dzi� po ca�ym �wiecie. Czas, kt�ry sp�dza� na farmie Winter�w, ogranicza� si� do kilku tygodni. To jednak wystarcza�o. Alana nauczy�a si� kocha� Rafe'a i akceptowa� jego nieobecno��. Nauczy�a si� �y� dla tego dnia, w kt�rym Raf� wr�ci do domu i o�eni si� z ni�, a ona nigdy wi�cej nie b�dzie p�aka� za nim w nocy. A potem Raf� zgin��. Tak przynajmniej stwierdzi� Pentagon. Telefon zacz�� wydawa� piskliwe d�wi�ki, przypominaj�c Alanie, �e zbyt d�ugo trzyma podniesion� s�uchawk�. Od�o�y�a j� i popatrzy�a na aparat. By� intensywnie czerwony, jak kwiaty na hiszpa�skich kafel- kach w kuchni. Czerwony, jak kwiaty dziko rosn�ce wysoko na g�rskich zboczach. Czerwony. Jak krew. - Czy widzia�am, jak na Broken Mountain zgin�� Jack? - szepn�a Alana. - Czy to tego w�a�nie m�j umys� nie chce pami�ta�? Wzdragaj�c si� odskoczy�a od jaskrawoczerwonego telefonu. Potar�a ramiona, �eby odp�dzi� ch��d, kt�ry nie odst�powa� jej 10 11 ELIZABETH LOWELL NIE DOTYKAJ MNIE od czasu Broken Mountain. Szybkim krokiem podesz�a do szafy. W�o�y�a d�insy i star�, bawe�nian� bluzk�. Z przyzwyczajenia zapi�a j� na wszystkie guziki, chowaj�c delikatny, z�oty �a�cuszek, kt�ry przed wielu laty podarowa� jej Raf�. Jak zwykle, Alana przesun�a palcami po drobnym symbolu niesko�czono�ci, kt�ry stanowi� cz�� �a�cuszka. Wieczna mi�o��, mi�o�� bez ko�ca. Wesz�a powoli do kuchni. Dr��cymi r�kami wetkn�a wtyczk� ekspresu do kawy, usma�y�a dwa jajka i posmarowa�a mas�em grzank�. Zmusi�a si�, �eby zje�� i wypi�, posprz�ta� po sobie, zrobi� wszystko, co robi� normalni ludzie. Jej wzrok przyci�gn�a bez�adna sterta papier�w na kuchennym blacie. Spojrza�a na nie z zak�opotaniem. Powinna przeczyta� nuty, kt�re przys�a� jej agent. Nowe piosenki. Solowy materia� dla tej jedynej, kt�ra pozosta�a z duetu Jack i Jilly. Powinna zapozna� si� z muzyk�, ale nie zrobi tego, bo nie potrafi ju� �piewa�. To najbardziej gorzka strata, najtrudniejszy do zniesienia b�l. Przed Broken Mountain potrafi�a rozsnuwa� wok� siebie piosenki niczym barwy mi�o�ci, odganiaj�c szaro�� samotno�ci i czer� rozpaczy. Mi�o�� do m�czyzny, kt�ry w jej przekonaniu zgin��, Alana przemieni�a w piosenk�. �piewanie stanowi�o jej najwi�ksz� rado��, pow�d, dla kt�rego �y�a po tym, jak powiedziano jej, �e Raf� nie �yje. Jack Reeves nie kocha� jej, ale zawsze o tym wiedzia�a. Alana te� go nie kocha�a. Ich ma��e�stwo by�o czysto zawodowe. Jack kocha� s�aw�, Jilly za� kocha�a �piewanie. Teraz Jack nie �y�, a Jilly mog�a �piewa� tylko w swoich snach. W tych snach towarzyszy�a jej harmonijka Rafe'a, a nie doskona�y tenor Jacka. Na jawie nie mia�a w sobie muzyki. Problemem nie by� l�k przed scen�. Nawet teraz Alana nie ba�a si� stan�� przed lud�mi. Nie ba�a si� te� tych pospolitych, kiepskich rym�w, kt�re s�yszeli na koncertach jej wielbiciele. Jack i Jilly Na g�r� wchodzili Po wiaderko w�dki. Jack spad� i skr�ci� kark, A Jilly zapomnia�a. Alana s�ysza�a to ju� wcze�niej, czyta�a w druku setki razy, s�ysza�a, jak szeptano. Potrafi�a si� z tym pogodzi�. Nie potrafi�a jednak pogodzi� si� z tym, jak otwiera�a usta i czu�a, �e gard�o zamyka si� jej ze straszliw� nieodwo�alno�ci�, jak gdyby nie mia�a w sobie teraz �adnych piosenek i nigdy wi�cej nie mia�a ich mie�. Nic pr�cz krzyk�w i �miertelnego milczenia. Rozejrza�a si� niespokojnie, ledwo poznaj�c otoczenie. Chocia� mieszka�a w Oregonie od trzech tygodni, mieszkanie nie wydawa�o si� jej ani wygodne, ani przyjazne. Miejsce to nie by�o dla niej z pewno�ci� tak rzeczywiste jak koszmar zwi�zany z Broken Mountain. Ale w�a�ciwie tak by�o ze wszystkim. Alana gwa�townie podesz�a do szklanej �ciany wychodz�cej na niewielkie patio. Stan�a przy szybie, pr�buj�c wytrz�sn�� z siebie resztki koszmaru i �mierci, l�ku i b��d�w, a przede wszystkim tego z przesz�o�ci, czego nie mog�a w �aden spos�b zmieni�. Ani nawet zrozumie�. - Kiedy� sobie przypomn�, co si� sta�o - szepn�a. - Prawda? 12 NIE DOTYKAJ MNIE 2 Bior�c nier�wny oddech, Alana zmusi�a si�, �eby spojrze� na �wit, kt�ry malowa� pok�j odcieniami purpury i cynobru, z�ota i przezroczystego r�u. Ciep�o promieni wrze�niowego s�o�ca wyda- wa�o si� cudem po ci�gn�cej si� w niesko�czono�� nocy. Alana przy�apa�a si� na tym, �e wpatruje si� w swoje odbicie w szybie, co cz�sto robi�a od czasu Broken Mountain, szukaj�c jakich� zewn�trznych oznak tej sze�ciodniowej luki w pami�ci. Na zewn�trz nic nie by�o wida�. Wygl�da�a tak samo jak przed wypraw� w g�ry z najwi�ksz� pomy�k� swego �ycia - ze swoim scenicznym partnerem, Jackiem Reevesem. �piewanie nie by�o b��dem. Ma��e�stwo z rozs�dku owszem. On zawsze nalega� na wi�cej. Ona zawsze pragn�a mniej. On chcia� pojednania. Ona chcia�a jedynie sko�czy� z tym ma��e�stwem, do kt�rego nigdy nie powinno by�o doj��. Poszli wi�c razem na Broken Mountain. Tylko jedno z nich wr�ci�o. Na mierz�cym metr sze��dziesi�t pi�� wzrostu ciele Alany nie pozosta�y �adne �lady tej ci�kiej, g�rskiej pr�by. Zagoi�a si� jej kostka. Bola�a tylko wtedy, kiedy by�o zimno. Pot�uczenia, obicia i zadrapania znikn�y, nie pozostawiaj�c �adnych blizn. Nie musia�a ju� przestrzega� diety, �eby utrzyma� szczup�� sylwetk�, pasowa� do wizerunku, kt�rego wymaga�a publiczno��. Od czasu Broken Mountain straci�a apetyt. Niczego jednak nie by�o wida�. 14 Alana pochyli�a si� i wpatrywa�a w zamy�leniu w swoje prawie przezroczyste odbicie w przesuwanych szklanych drzwiach. Wszystko wygl�da�o wci�� tak samo. D�ugie nogi, wzmocnione dzieci�stwem sp�dzonym na g�rskich w�dr�wkach i je�dzie konnej w g�rach Wyoming. Piersi, talia i biodra ani du�e, ani ma�e. Sk�r� mia�a z�ocisto br�zow�. Nic niezwyk�ego. Zupe�nie nic. Na pewno co� musi by� wida� na zewn�trz, pomy�la�a. Nie mog� ot, tak sobie straci� partnera scenicznego i sze�ciu dni z �ycia, podawa� w w�tpliwo�� swoje zdrowie psychiczne, i �eby nic z tego nie by�o wida�. A jednak nie by�o. Chocia� oczy Alany wydawa�y si� zbyt ciemne, zbyt du�e, zbyt zatroskane, to usta wci�� mia�a wygi�te jakby w tajemniczym, wewn�trznym u�miechu. W�osy wci�� mia�a czarne i l�ni�ce, rozdzielone w dwa grube warkocze opadaj�ce jej do pasa. Alana przygl�da�a si� swoim warkoczom przez d�ug� chwil�, zdaj�c sobie po raz pierwszy spraw�, �e jest w nich co� niepoko- j�cego. Nigdy specjalnie nie lubi�a nosi� d�ugich w�os�w, ale pogodzi�a si� z tym, tak jak pogodzi�a si� z pseudonimem Jilly, jedno i drugie z konieczno�ci stworzenia dziecinnego wizerunku, kt�ry widownia uwielbia�a. Wizerunek ten harmonizowa� z jej g�osem, jasnym i niewinnym, tak mi�kkim i czystym jak g�rski strumie�. Spadaj�ca z g�ry woda, zimna, wyczekuj�ca czelu�� obsadzona ska�ami, l�d i ciemno�� otaczaj�ce j� ze wszystkich stron, chmury k��bi�ce si� nad g�ow�, spadaj�cy jak lanca piorun, bezg�o�ny grzmot. L�k. Za zimno, znik�d �adnego ciep�a, tylko atakuj�cy j� l�k, kt�ry odbiera jej si�y. Pr�buje biec, ale jej stopy wa�� tyle co g�ry i s� tak silnie 15 ELIZABETH LOWELL NIE DOTYKAJ MNIE zakorzenione w ziemi. Ka�dy krok trwa wieczno��. Staraj si� bardziej, ruszaj si� szybciej, albo ci� z�apie. Musi biec! Ale nie mo�e. Jest wyczerpana, krwawi, krzyczy w noc, biegnie, potyka si�, przewraca, a potem kto� j� podnosi wysoko i spada, zatacza si�, i krzyczy spadaj�c. Serce Alany �omota�o szale�czo w reakcji na ten przebiegaj�cy jej przez my�li fragment koszmaru. - Przesta�! - powiedzia�a sobie stanowczo, widz�c odbicie swego przera�enia w zabarwionej �witem szybie i przesuwaj�- cych si� czarnych cieniach. Wzi�a kilka g��bokich oddech�w, opanowuj�c si�, m�wi�c sobie, �e musi przesta� traktowa� sw�j koszmar tak, jakby by� rzeczywisty. Nie by�. Ten koszmar by� po prostu wytworem jej umys�u, wywo�anym tragiczn� �mierci� Jacka podczas g�rskiej burzy i faktem, �e by�a bliska �mierci z zimna i z powodu upadku, w kt�rym zosta�a dotkliwie ranna. Tak powiedzia� doktor Gene, Alana za� ufa�a jego powa�nemu g�osowi i mi�emu u�miechowi, dop�ki by�a w stanie o tym pami�ta�. Doktor powiedzia�, �e jej amnezja, cho� niezwyk�a, nie jest patologiczna. To instynkt przetrwania. Kiedy jej umys� uzna, �e jest do�� silna, by przypomnie� sobie szczeg�y �mierci m�a i w�asne cierpienia, jakich dozna�a schodz�c rozpaczliwie z Broken Mountain, w�wczas odzyska pami��. A je�li nigdy sobie nie przypomni? Tak r�wnie� b�dzie w porz�dku, zapewni� j� doktor. Alana jest m�oda. Jest zdrowa. Mo�e u�o�y� sobie �ycie na nowo. Wykrzywi�a z gorycz� usta, przypominaj�c sobie t� rozmow�. �atwo by�o doktorowi Gene m�wi�. To nie jego umys� zamienia� sze�� brakuj�cych dni w nie ko�cz�ce si� koszmary. Nie chodzi�o o to, �e Alana odczuwa�a strat� po swoim drogim m�u. Ona i Jack byli obcymi sobie lud�mi, kt�rych zwi�za�a przypadkowo idealna harmonia ich g�os�w. To wystar- czy�o dla udanej kariery piosenkarskiej. Nie wystarczy�o dla udanego ma��e�stwa. Czasami Alana nie mog�a jednak oprze� si� uczuciu, �e gdyby robi�a co� inaczej, mo�e Jack by si� zmieni�. Gdyby bardziej si� stara�a albo w�a�nie mniej. Gdyby by�a bardziej uleg�a albo nie tak silna. Gdyby bardziej troszczy�a si� o Jacka albo mniej si� nad nim u�ala�a. Mo�e by si� im uda�o. Mimo �e nachodzi�y j� takie my�li, Alana wiedzia�a, �e to k�amstwo. Mog�aby pokocha� Jacka tylko wtedy, gdyby nigdy nie spotka�a Rafe'a Wintera, nigdy nie kocha�a go i nie straci�a; Rafe'a, jego �miechu i nami�tno�ci; jego delikatnych, do�wiad- czonych d�oni. Pokocha�a Rafe'a maj�c pi�tna�cie lat, zar�czy�a si� z nim, kiedy mia�a dziewi�tna�cie. Zostali kochankami, kiedy mia�a dwadzie�cia lat. Rafael, ciemnow�osy m�czyzna o b�yszcz�cych oczach barwy bursztynu, kt�re obserwowa�y, jak Alana si� zmienia, kiedy jej dotyka�. Jej palce wydawa�y si� tak smuk�e i drobne przy jego m�skiej twarzy, pulsuj�cych �ci�gnach i mi�niach jego ramion. Jego si�a zawsze j� zaskakiwa�a, tak jak jego zwinno��, nigdy jednak nie odczuwa�a przy nim strachu. Raf� m�g� j� obejmo- wa�, m�g� otacza� jej mi�kko�� swoj� si��, a ona nie czu�a l�ku, tylko pal�c� potrzeb� bycia jeszcze bli�ej, bycia obejmowan� mocniej, dawania mu siebie i brania go w zamian. Z Rafe'em wszystko by�o pi�kne. A potem, cztery lata temu, Pentagon poinformowa� Alan�, �e Rafael Winter nie �yje. Nie powiedzieli jej nic wi�cej. Ani gdzie zgin�� jej narzeczony. Ani jak. Ani, oczywi�cie, dlaczego. T ylko suchy fakt jego �mierci. Fakt, kt�ry za�ama� Alan�. Nigdy wi�cej liryczne pi�kno harmonijki Rafe'a nie wezwie jej w przepastn� noc. Nigdy wi�cej jej g�os nie zleje si� z brzmieniem srebrnego instrumentu, kt�ry gra� tak cudownie w jego d�oniach. �piewa�a z Rafe'em dla przyjemno�ci i nie zna�a niczego pi�kniejszego pr�cz kocha- 16 17 ELIZABETH LOWELL NIE DOTYKAJ MNIE nia si� z nim, gdy ich cia�a i umys�y ��czy�y si� w pierwotnej harmonii, kt�ra przewy�sza�a wszystko, nawet piosenki. Alana poczu�a po �mierci Rafe'a pustk�. Nie dba�a o nic. Nawet o �ycie. Kiedy minuty i godziny bez Rafe'a nagromadzi�y si� jedna po drugiej, wci�gaj�c j� w ciemno��, zwr�ci�a si� instynktownie ku karierze muzycznej, znajduj�c w niej jedyny ratunek, jedyny spos�b, by trzyma� si� mi�o�ci, kt�r� utraci�a. A �piewanie to by� Jack Reeves, m�czyzna, kt�ry �piewa� razem z ni� w tych wszystkich ma�ych kawiarniach, na festynach i w zajazdach, m�czyzna, dla kt�rego �piewanie stanowi�o bardziej zaw�d ni� przyjemno��. Jack oszacowa� s�abo�� Alany, jej rozpacz, a potem spokojnie powiedzia� jej, �e nie b�dzie wi�cej duet�w, je�li nie wyjdzie za niego za m�� i nie porzuci wspania�ych wy�yn dla wspania�ego �ycia w mie�cie. Alana opiera�a si� ma��e�stwu; nie chcia�a �adnego m�czyzny pr�cz tego, kt�ry nie �y�. Potem godziny bez Rafe'a uzbiera�y si� w setki, tysi�c, tysi�c pi��set... i zgodzi�a si� zosta� �on� Jacka, poniewa� musia�a co� zrobi�, �eby nie oszale�. Raf� nie �y�. Nie zosta�o jej nic pr�cz kariery muzycznej, kt�r� Jack zadr�cza� Alan� jeszcze w�wczas, gdy Raf� �y�. Porzuci�a wi�c wspania�e wy�yny i g�ry Wyoming, w nadziei, �e w innej cz�ci �wiata nie b�dzie s�ysze� Rafe'a w ka�dej letniej ciszy, widzie� go w ka�dym wschodzie ksi�yca, czu� jego �aru w gor�cym s�o�cu. Po�lubi�a Jacka, ale by�o to ma��e�stwo tylko z nazwy. Wok� Jacka Reevesa by�a tylko pustka, kt�r� Alana stara�a si� zape�ni� piosenkami. Potem, rok temu, dowiedzia�a si�, �e Rafael Winter �yje. Nie powiedzia� jej o tym sam Raf�. W og�le do niej nie zadzwoni�, nie napisa�, w �aden spos�b nie skontaktowa� si� z kobiet�, kt�r� kiedy�, jak m�wi�, kocha�. Natomiast Jack nie �y�, zgin�� cztery tygodnie temu na �onie dzikiej przyrody, kt�rej nie cierpia�. Alana by�a z Jackiem na Broken Mountain, kiedy zgin��. Nie pami�ta�a tego. Te sze�� dni stanowi�y pust� kartk�. Za t� �cian� falowa� i k��bi� si� l�k, pr�buj�c wydosta� si� na wolno��. Alana zamkn�a oczy, nie mog�c d�u�ej patrze� na swoje ciemne odbicie w szklanych drzwiach. Raf� umar�, a potem o�y�. Teraz Jack umar� na zawsze. Jej mi�o�� do Rafe'a by�a nie�miertelna. Wydaj�c cichy odg�os, Alana zamkn�a oczy, odgradzaj�c si� od swojego odbicia. Dosy� tego, powiedzia�a sobie ostro. Przesta� �y� przesz�o�ci�. Przesta� zadr�cza� si� rzeczami, kt�rych nie mo�esz zmieni�. Otworzy�a oczy, konfrontuj�c siebie w jeszcze jednym odbiciu, w kolejnym oknie, kt�rego �wit nie uczyni� jeszcze prze- zroczystym. Wygl�da�a jak g�rska kozica, pochwycona w mo- mencie bezruchu poprzedzaj�cym szale�cz� ucieczk�. D�ugie ko�czyny i br�zowe oczy, bardzo ciemne, bardzo szerokie, dzikie. Czarny warkocz zsun�� si� z ramienia i uderzy� w szyb�, kiedy Alana si� pochyli�a. Przerzuci�a do przodu r�wnie� drugi warkocz. Gest ten sta� si� u niej automatyczny; kiedy warkocze wisia�y jej na plecach, przerzuca�a je do przodu. W ten spos�b, gdyby musia�a nagle biec, warkocze nie zosta�yby za ni�, bli�niacze czarne sznury, idealne, �eby j� z�apa�, przytrzyma� i podnie�� j� do g�ry, schwytan� w pu�apk�, niewa�k�, spadaj�c�, spada... Alana zdusi�a krzyk, kt�ry �apa� j� za gard�o, i wycofa�a si� do kuchni. Jej odbicie patrzy�o na ni� z okna nad kuchennym zlewem. Nie uciekaj�c wzrokiem od w�asnego odbicia, Alana si�gn�a po omacku do pobliskiej szuflady. Jej palce zacisn�y si� na r�czce d�ugiego no�a do mi�sa. Ostrze b�ysn�o, kiedy wyci�ga�a go z szuflady. Podnios�a n�, tak �e jego t�pa strona spocz�a na jej szyi, tu� pod brod�. Z opanowaniem, powoli zacz�a ci�� lewy warkocz. Odci�te w�osy spad�y bez szmeru na pod�og�. Bez chwili wahania zrobi�a to samo z prawym warkoczem. 18 19 ELIZABETH LOWELL NIE DOTYKAJ MNIE Kiedy sko�czy�a, potrz�sn�a g�ow� i rozpu�ci�a w�osy. Lu�ne, naturalne loki, uwi�zione dot�d pod ci�arem warkoczy, nagle zosta�y uwolnione. Pasemka w�os�w okala�y jej twarz, obramowuj�c j� delikatn�, l�ni�c� czerni�. Jej piwne oczy b�yszcza�y ciemno, nawiedzone przez sny. Alana u�wiadomi�a sobie nagle, co zrobi�a. Spojrza�a na d�ugie, czarne warkocze le��ce na pod�odze, stalowy n�, kt�ry trzyma�a w d�oni, odbicie w oknie, kt�re nie przypomina�o ju� Jilly. Z metalicznym szcz�kiem n� upad� na pod�og�. Alana wpatrywa�a si� w siebie, zastanawiaj�c si�, czy nie zwariowa�a. Wybieg�a z kuchni do sypialni. Z szuflad i wieszak�w wy- ci�gn�a swoje nieliczne ubrania i na chybi� trafi� zacz�a si� pakowa�. Wi�kszo�� jej rzeczy znajdowa�o si� w Los Angeles albo na farmie; pozostawi�a je tam w przewidywaniu tygodni, kt�re mia�a sp�dzi� z bratem i Merry. Po ucieczce ze szpitala Alana by�a zbyt przera�ona, �eby wr�ci� na farm� i spakowa� si�. Po prostu uciek�a do Portland, miasta, w kt�rym nigdy nie mieszka�a, w nadziei, �e zostawi koszmar za sob�. Nie uda�o si�. Pakuj�c si� ca�y czas patrzy�a na stoj�cy w sypialni telefon. Chcia�a zadzwoni� do Boba, powiedzie� mu, �e zmieni�a zdanie, a potem od�o�y� s�uchawk�, zanim zd��y zaprotestowa�. Jednak za ka�dym razem, kiedy si�ga�a po s�uchawk�, my�la�a o Rafaelu Winterze, marzeniu, kt�re mia�o zr�wnowa�y� jej koszmar. Wykorzystywa�a wspomnienia o nim niczym talizman, wyci�gaj�cy paniczny strach z jej sze�ciu brakuj�cych dni. Zar�wno najprzyjemniejsze, jak i najokropniejsze chwile w �yciu Alany mia�y miejsce na Broken Mountain. Mo�e po prostu zniweluj� si� wzajemnie i uwolni� j�, by mog�a dalej i�� przez �ycie. Oboj�tna, zr�wnowa�ona. Bez wspomnie� o m�czy�nie, kt�rego kocha�a, albo m�u, kt�rego nie kocha�a. Bez wspomnie� o kochanku, kt�ry umar�, a potem wr�ci�, albo m�u, kt�ry umar� i nigdy nie wr�ci. O Rafaelu, kt�ry przychodzi� do niej w snach. O Jacku, kt�ry przychodzi� do niej w koszmarach. Kiedy Alana podnios�a wreszcie s�uchawk�, zadzwoni�a do pobliskiego salonu fryzjerskiego i um�wi�a si� na czesanie. Ta jak najbardziej normalna czynno�� przywr�ci�a jej spok�j. Wchodz�c na pok�ad samolotu Alana poczu�a si� spokojniejsza. Wieczorem b�dzie w domu. Je�li nawet b�d� j� nachodzi� koszmary, to w znajomych k�tach domu jej dzieci�stwa, a nie w obcych korytarzach wynaj�tego mieszkania. Trzymaj�c si� tej my�li przesiad�a si� w Salt Lake City do samolotu lec�cego do Wyoming. Mechanicznie wzi�a gazet�, kt�r� steward jej zaproponowa�. Kiedy przewraca�a strony, jej wzrok przyci�gn�� tytu� w dziale rozrywkowym: Ostatnia piosenka Jacka i Jilly. Chocia� na sam widok tytu�u poczu�a skurcz w �o��dku, to wiedzia�a, �e przeczyta ten artyku�. Przeczyta�a wszystko, co napisano na temat �mierci Jacka, nawet te najbardziej wstr�tne wymys�y prasy brukowej. Przeczyta r�wnie� ten artyku�, bo nie zdo�a si� powstrzyma�. Od �mierci Jacka min�� miesi�c. Miesi�c, odk�d pojawi�a si� luka w pami�ci Alany. Wci�� mia�a nadziej�, �e kto�, gdzie�, m�g�by wiedzie� wi�cej od niej na temat �mierci Jacka, �e jakie� s�owo lub zdanie w jakim� artykule wyzwoli co� w jej umy�le i te sze�� dni wyjdzie na jaw, uwalniaj�c j� od koszmaru. Albo wp�dzaj�c j� w jeszcze bardziej przera�aj�cy koszmar. Taka mo�liwo�� zawsze czai�a si� w cieniach k��bi�cych si� w jej umy�le. Doktor Gene sugerowa�, �e mog� istnie� okropno�ci, kt�rych Alana sobie nie wyobra�a, nawet w swoich koszmarach. Na amnezj� mo�na spogl�da� r�nie. Dar �askawego Boga. Instynkt przetrwania. �r�d�o przera�enia. Wszystko razem i �adne z nich. Zawsze jednak tkwi� l�k, czatuj�cy w cieniach, wyczekuj�cy nocy. Mo�e doktor Gene mia� racj�. Mo�e by�oby dla niej lepiej, gdyby sobie nie przypomnia�a. Alana niecierpliwie odp�dzi�a t� niepo��dan� my�l. Nie by�o 20 21 ELIZABETH LOWELL NIE DOTYKAJ MNIE nic gorszego ni� utrata zaufania do w�asnego umys�u, w�asnej odwagi, w�asnego zdrowia psychicznego. Od �mierci matki Alana zawsze by�a w rodzinie t� siln�, t�, kt�ra wiedzia�a, co trzeba zrobi�, i robi�a to. Potem Raf� zgin��, ona za� poczu�a si� zdruzgotana. Po �mierci Rafe'a jedyn� jej pociech� stanowi�a muzyka. Muzyk� tka�a promienne marzenia o jego �miechu, cieple j o mi- �o�ci, kt�r� mo�na by�o wyrazi� tylko �piewem, nie s�owami. Maj�c piosenki, prze�y�a nawet �mier� Rafe'a. Potrafi�a robi� wszystko, co musia�a. Udowodni�a to w prze- sz�o�ci. W jaki� spos�b udowodni to znowu. Prze�yje. W jaki� spos�b. Alana potrz�sn�a gazet�, z�o�y�a j� starannie i zacz�a czyta�. Pierwsza cz�� artyku�u omawia�a �wie�o wydany album Jacka i Ji�ly. Pozosta�a cz�� stanowi�a tylko przytoczenie fakt�w zwi�zanych ze �mierci� Jacka. Miesi�c temu Jack i Jilly Reevesowie wybrali si� z plecakami na wycieczk� g�rsk� w Wyoming. Zaskoczy�a ich wczesnozimowa burza. Pr�bowali si� z niej wydosta�, ale uda�o si� tylko Jilly. Jack spad� i zabi� si�. Jilly zdo�a�a jako�, utykaj�c, zej�� z g�ry, pomimo bole�nie skr�conej kostki, a� dotar�a do rybackiej chaty i przez radio wezwa�a pomocy. Mimo to omal nie zmar�a z powodu przemarzni�cia. Do- �wiadczenie to by�o tak traumatyczne, �e nie pami�ta, jak zesz�a na d�. Histeryczna amnezja spowodowana nieszcz�liwym wypadkiem m�a, stwierdzi� lekarz. Szeryf Mitchell potwierdzi� t� diagnoz�, poniewa� sekcja zw�ok wykaza�a, �e przyczyn� �mierci Jacka by�o z�amanie karku doznane podczas upadku. Nieszcz�liwy wypadek. Nic nowego. Nic niespodziewanego. Nic, co mog�oby zape�ni� przera�aj�c� luk� sze�ciu dni, kt�ra pozosta�a w umy�le Alany. Przeczyta�a jednak artyku� jeszcze raz, szukaj�c klucza do swojej amnezji. Nie znalaz�a. Nie by�a ani zdziwiona, ani rozczarowana. Kiedy samolot zacz�� podchodzi� do l�dowania, Alana wy- 22 prostowa�a si� i nerwowo przesun�a palcami po w�osach. G�owa wydawa�a jej si� dziwnie lekka, nie zakotwiczona ju� g�stymi, czarnymi warkoczami. Fryzjer przekszta�ci� pozosta�o�ci jej obci�tych no�em w�os�w w �agodnie ufryzowany w loki czepek, kt�ry �agodzi�, cho� niezupe�nie skrywa�, napi�te rysy twarzy Alany. Efekt by� uderzaj�cy - l�ni�ce, ciemne i jedwabiste obramowanie inteligentnej twarzy, um�czonej strat� i koszmarem. Samolot dotkn�� ziemi z lekkim wstrz�sem. Przed Alan� wysiada�o kilku rozentuzjazmowanych w�dkarzy, kt�rzy prze- krzykiwali si� opowie�ciami z przesz�o�ci i robili zak�ady, kto tym razem pierwszy z�owi najwi�kszego pstr�ga. Alana wsta�a z oci�ganiem i przesz�a wolno w�skim przej�ciem mi�dzy fotelami. Kiedy zesz�a po metalowych schodkach, jej baga�e by�y ju� wy�adowane i ustawione za najni�szym stopniem. Podnios�a lekk� walizk� i odwr�ci�a si� w stron� niewielkiego budynku, kt�ry w promieniu wielu kilometr�w stanowi� jedyny znak �ycia. Za jej plecami samolot zacz�� si� wycofywa�. Podjecha� na pocz�tek pasa startowego, w��czy� ostro silniki i przy�pieszy�, szybko nabieraj�c pr�dko�ci, przygotowuj�c si� do skoku w mieni�ce si�, g�rskie niebo. Alana dosz�a do budynku, kiedy silniki samolotu zarycza�y na pe�ny regulator. Odstawi�a torb� i odwr�ci�a si� akurat, �eby zobaczy�, jak samolot chowa ko�a. Wzni�s� si� stromo, niczym pot�ny, srebrny ptak ulatuj�cy na wolno��. S�ucha�a, a� odg�os silnik�w sta� si� cichn�cym echem, a samolot p�ynn�, srebrn� plamk� sun�c� pomi�dzy majestatycznymi, postrz�pionymi pas- mami g�r Wind River i Green River. Alana zamkn�a na moment oczy. Unios�a g�ow� w stron� nieba, wystawiaj�c twarz na zaskakuj�ce ciep�o wrze�niowego s�o�ca Wyoming. Wiatr ni�s� intensywny zapach ziemi i bylicy. Nie tej kar�owatej, kruchej bylicy po�udniowozachodnich pusty�, tylko g�stej, lawendowo szarej wysokog�rskiej sza�wi, kt�rej krzewy si�ga�y jej do g�owy, nawet wy�ej - smuk�e kszta�ty tkaj�ce wzory na tle pustego nieba. 23 ELIZABETH LOWELL Od strony granitowych wzniesie� sun�� �wie�y wiatr, nios�c s�odycz i obietnic� niebieskozielonych rzek wij�cych si� leniwie mi�dzy skalistymi brzegami, pachn�cych ostrokrzew�w, wzno- sz�cych si� wysoko w �wietle letniego ksi�yca, kojot�w nawo- �uj�cych si� na graniach, tworz�cych harmonie starsze ni� cz�owiek. Dom. Alana oddycha�a g��boko, rozdzierana mi�dzy zadowoleniem a l�kiem. Us�ysza�a twarde kroki zbli�aj�ce si� po cementowej p�ycie. Odwr�ci�a si� gwa�townie, z bij�cym mocno sercem. Od czasu Broken Mountain odczuwa�a przera�enie, kiedy cokolwiek zbli�a�o si� nie widziane. W jej stron� szed� jaki� m�czyzna. S�o�ce �wieci�o za jego plecami, redukuj�c go do czarnej, niewyra�nej sylwetki. W miar� jak podchodzi� bli�ej, zdawa� si� g�stnie�, a� sta� si� tr�jwymiarowy. By� kilkana�cie centymetr�w wy�szy od Alany. Szed� swobodnym krokiem kogo�, kto sp�dzi� na grzbiecie konia tyle czasu, co ona. Mia� wyblak�e d�insy. Na butach mia� charakterystyczne otarcia od konnej jazdy. Jego koszula by�a bladoniebieska, jak niebo. Spod szerokiego ronda jego czarnego, filcowego kapelusza wysuwa�y si� g�ste, ciemnobr�zowe w�osy. Jego oczy mia�y kolor whisky. Usta rysowa�y si� wyra�n� kresk� pod jedwabist� wst�g� w�s�w. Alana wyda�a cichy okrzyk i zamkn�a oczy. Jej serce �omota�o dziko, sprawiaj�c, �e ogarnia�a j� fala s�abo�ci. Zaczyna�a traci� zmys�y, mia�a halucynacje. Burza, zimno, przera�enie, upadek. - Alano - zawo�a� m�czyzna. Jego g�os by� �agodny, g��boki, dolatywa� do niej jak niema- terialna pieszczota. -Rafael? � Oddycha�a nier�wno, boj�c si� otworzy� oczy, rozdzierana mi�dzy nadziej� a koszmarem. - Och, Raf�, to naprawd� ty? 3 Rafe chwyci� Alan� pod rami�, �eby j� podtrzyma�. Dopiero w�wczas u�wiadomi�a sobie, �e si� chwieje. Jego ciep�o i si�a przeszy�y j� jak wstrz�s elektryczny. Przez moment zwiesi�a si� na nim. Potem dotar�o do niej, �e kto� jej dotyka, obejmuje, i wy- szarpn�a si�. Od czasu Broken Mountain wszelki dotyk napawa� j� przera�eniem. - To naprawd� ja, Alano - powiedzia� Raf� przygl�daj�c si� jej uwa�nie. - Rafaelu- Alanie za�ama� si� g�os, kiedy ow�adn�y ni� emocje. Wyci�gn�a palce, jakby chcia�a go dotkn��, ale nie zrobi�a tego. Z bolesnym wysi�kiem pokona�a gmatwanin� uczu�, kt�re podchodzi�y jej do gard�a. Rozdziera�y j� sprzeczne pragnienia. Biec do niego. Uciec od jego m�sko�ci. Da� mu si� obj��. Broni� si�, �eby nie obj�� jej m�czyzna. Kocha� go. Nie czu� nic, poniewa� jedyne bezpiecze�stwo tkwi�o w odr�twieniu. Przypomnie� sobie uczucie bycia kochan�. Zapomnie�, zapo- mnie� wszystko, rozpo�cieraj�c przed sob� amnezj� niczym czarny balsam. - Dlaczego tu jeste�? � spyta�a urywanym g�osem. - Przyjecha�em zabra� ci� do domu. Z niewiadomego powodu s�owa te tylko za�ama�y Alan�. 25 ELIZABETH LOWELL Wydaj�c cichy odg�os zamkn�a oczy i stara�a si� odzyska� panowanie nad sob�. Przyjazd tutaj okaza� si� b��dem. Pragn�a snu o mi�o�ci, kt�ry zr�wnowa�y�by okropno�� koszmaru. Jednak Raf� by� rzeczywisty, nie by� snem. Tak samo jak okropno��. Alana uczepi�a si� strz�p�w samokontroli, zastanawiaj�c si�, co takiego sta�o si� podczas tych sze�ciu brakuj�cych dni, co zostawi�o po sobie t� mroczn� spu�cizn� l�ku. Zastanawia�a si� te�, czy ten koszmar kiedykolwiek si� sko�czy, uwolni j�, pozwoli jej zn�w �mia� si� i �piewa�, czy te� po prostu podda si� i pozwoli, �eby czarny balsam amnezji ow�adn�� ca�ym jej umys�em. I ca�� ni�. Raf� obserwowa� Alan� bacznym wzrokiem. Kiedy odezwa� si�, jego g�os brzmia� oboj�tnie, koj�co, jak najbardziej zwyczajnie. - Lepiej ju� jed�my - powiedzia�. - Chcia�bym zd��y� wr�ci� na farm� przed ulew�. Pochyli� si�, �eby wyj�� walizk� Alany z jej odr�twia�ych palc�w. P�ynnymi ruchami rysia wyprostowa� si� i ruszy� w stron� zaparkowanego sto kilkadziesi�t metr�w dalej jeepa. Alana patrzy�a na niego, trzymaj�c d�o� na ko�nierzyku jedwabnej bluzki w kolorze burgunda. Odetchn�a g��boko, wci�� czuj�c na ramieniu ciep�o d�oni Rafe'a, kt�r� j� podtrzyma�. Tylko tyle. Podtrzyma�. Pom�g�. Nie by�o w tym nic niepokoj�cego. A mo�e by�o? Nieruchoma, z szybko bij�cym sercem, Alana patrzy�a roz- szerzonymi, ciemnymi oczyma, jak Raf� odwraca si� w jej stron�. �wiec�ce z ukosa, popo�udniowe s�o�ce pod�wietli�o wydatne ko�ci policzkowe i sprawi�o, �e j ego piwne oczy zal�ni�y. Kiedy si� odwr�ci�, koszula naci�gn�a mu si� na barkach, podkre�laj�c jego si�� i gracj�. D�insy przylega�y do jego muskularnych n�g jak bladoniebieski cie�. Alana zamkn�a oczy, ale wci�� widzia�a Rafe'a. Wdar� si� w jej �wiadomo�� tak ca�kowicie, �e mog�aby czu� zaskoczenie, gdyby mia�a w sobie miejsce na nowe uczucia. 26 NIE DOTYKAJ MNIE Dalej poch�ania� j� moment, w kt�rym Raf� odwr�ci� si� w jej stron�, z ja�niej�cymi piwnymi oczami, ustami u�o�onymi w �agodny, mi�y u�miech. To by� Raf�. M�ski. Ca�kowicie. Zapomnia�a, nawet w swoich snach. Raf� by� niezdecydowany, tak jakby chcia� wr�ci� do Alany, zn�w stan�� blisko niej. Po prostu patrzy� na ni� oczami koloru whisky, kt�re by�y jednocze�nie �agodne i baczne, poch�ania�y j� delikatnie, jak piosenka. - Wszystko w porz�dku, Alano. - G�os Rafe'a by� r�wnie �agodny, jak jego u�miech. - Przyjecha�em zabra� ci� do domu. Jego s�owa zacz�y odbija� si� echem w g�owie Alany, budz�c w niej uczucie, kt�re przeszy�o j� niczym l�d. Ch��d, wiatr i �nieg, l�k i krzyk �api�cy j� za gard�o. B�l i przera�enie, a potem... �Wszystko w porz�dku, kwiatuszku. Przyjecha�em zabra� ci� do domu". S�ysza�a podobne s�owa ju� wcze�niej, i co� jeszcze, inne s�owa, niewiarygodne s�owa � sen przeplata� si� z koszmarem. Alana bezwiednie j�kn�a i wyra�nie si� zachwia�a, rozdarta mi�dzy strachem a nadziej�, snem i koszmarem. - Co? - zawo�a�a nagl�cym g�osem. Brakowa�o jej tchu, serce bi�o jej szybciej. - Co powiedzia�e�? Raf� popatrzy� na Alan� z nag�ym, prawie namacalnym nat�eniem. - Powiedzia�em, �e przyjecha�em zabra� ci� do domu. Czeka�, lecz Alana tylko patrzy�a na niego rozszerzonymi, pociemnia�ymi oczyma. Wyraz jego twarzy zmieni� si�, zn�w by� �agodny. - Bob grozi�, �e wygarbuje mi sk�r�, je�li nie przyjad�, zanim Merry za�nie. A poniewa� - doda� z u�miechem Raf� - zasypia mi�dzy kaw� a deserem, wi�c lepiej si� po�pieszmy. Alana patrzy�a na Rafe'a oszo�omionym, b��dnym wzrokiem. - To nie to powiedzia�e� przedtem. � G�os Alany by� 27 ELIZABETH LOWELL �ci�ni�ty jak r�ka chwytaj�ca j� za gard�o. Patrzy�a pustym, niewidz�cym wzrokiem. - Przedtem? - spyta� Raf� uwa�nym, twardym g�osem i jego topazowe oczy zapa�a�y nagle jak diamenty. - Przed czym, Alano? Jest ciemno, tak ciemno, wok� niej czarny l�d, �cieraj�cy j� lodowiec, krzyczy i pr�buje biec, lecz nie mo�e biec, bo jest zamarzni�ta i jest tak zimno. Alana wzdrygn�a si� i zachwia�a, twarz jej strasznie zblad�a, odci�gni�ta z �ycia przez bestialski koszmar, kt�ry przychodzi� do niej coraz cz�ciej, podkrada� si� do niej ka�dego dnia, kradn�c te skromne resztki rozs�dku i spokoju, jakie jej pozosta�y. Raf� natychmiast podszed� do niej, podtrzymuj�c j�, jego r�ce by�y ciep�e i silne. Mimo �e Alana skierowa�a si� w stron� tego ciep�a, opanowa�a j� panika. Wyszarpn�a si� ze wszystkich si�. W�wczas zda�a sobie spraw�, �e nie by�o to potrzebne. Raf� nie pr�bowa� jej obj��. Reagowa�a na co�, co si� nie wydarzy�o. - Ja... - Alana patrzy�a na Rafe'a przestraszonymi, ciemnymi oczyma. -Ja nie... Ja... Roz�o�y�a bezradnie r�ce, my�l�c, w jaki spos�b wyt�umaczy� Rafe'owi, �e ci�gnie j� do niego, a jednak przera�a j� dotyk, �e przede wszystkim s�dzi, �e traci zmys�y. - Jeste� zm�czona - powiedzia� uspokajaj�co Raf�, jak gdyby zachowanie Alany by�o tak normalne jak zni�aj�ce si� popo�u- dniowe s�o�ce. - To by� d�ugi lot. Chod�. Bob i Merry czekaj� na ciebie jak dzieci na bo�onarodzeniowe prezenty. Raf� odwr�ci� si� do walizki, podni�s� j� i ruszy� w stron� jeepa. Zanim doszed�, z Blazera wysiad� jaki� m�czyzna i podszed� do niego. Kiedy Alana zbli�y�a si�, rozpozna�a doktora Gene'a. Doktor u�miechn�� si� i wyci�gn�� do niej r�ce - trudno jej by�o przem�c l�k przed obj�ciem nawet przez cz�owieka, kt�ry 28 NIE DOTYKAJ MNIE przyjmowa� j� przy porodzie, kt�ry leczy� jej wszystkie choroby w dzieci�stwie i p�aka� w bezsilnej rozpaczy przy �o�u �mierci jej matki. Doktor Gene nale�a� do rodziny w r�wnym stopniu, co jej ojciec i bracia. � wysi�kiem woli, kt�ry przyprawi� j� o dr�enie, Alana podda�a si� kr�tkiemu u�ciskowi doktora Gene'a. Nad jej g�ow� doktor spojrza� pytaj�co na Rafe'a, kt�ry tylko lekko pokr�ci� g�ow�. - Ciesz� si�, �e ci� widz� z powrotem - powiedzia� doktor Gene. - O, ju� nie kulejesz. Wygl�dasz �licznie jak zawsze, rybko. - A pan k�amie bardzo kiepsko - odpar�a Alana. U�miechn�a si� jednak przelotnie, s�ysz�c swoje pieszczotliwe imi� z dzieci�stwa. Mimo to wycofa�a si� z obj�� doktora. Jej po�piech by� prawie niegrzeczny, ale nie mog�a si� opanowa�. To by�a najgorsza cz�� koszmaru, ta niemo�no�� opanowania. - Jedyne, co kiedykolwiek by�o we mnie �liczne, to m�j g�os - powiedzia�a Alana. - Nie boli? - pyta� dalej doktor. - Jak apetyt? - Nie boli - odpar�a oboj�tnie, ignoruj�c pytanie o apetyt. - Nawet ju� nie u�ywam banda�a elastycznego. Alana z l�kiem czeka�a, a� doktor spyta j� o pami��. Nie chcia�a rozmawia� o tym przy Rafie. W og�le nie chcia�a rozmawia� o swojej pami�ci. - Obci�a� w�osy - zauwa�y� doktor. Alana unios�a nerwowo r�k�, dotykaj�c kr�tkich, jedwabistych wici, kt�re by�y wszystkim, co zosta�o z jej si�gaj�cych do pasa warkoczy. - Tak. - Potem za�, poniewa� doktor wydawa� si� czeka� na co� wi�cej, doda�a: - Dzisiaj. Obci�am je dzisiaj. - Dlaczego? - spyta� doktor Gene. G�os doktora by� tak �agodny, jak bezpo�rednie jego pytanie. - Ja... - Alana przerwa�a. - Ja... chcia�am. - Tak, ale dlaczego? Bladoniebieskie oczy doktora obserwowa�y j� bacznie spod g�stwiny siwych w�os�w i zmarszczonego czo�a. - Te warkocze... niepokoi�y mnie � powiedzia�a Alana. G�os mia�a spi�ty, wzrok mglisty, przestraszony. 29 ELIZABETH LOWELL - Niepokoi�y? Jak? - spyta� doktor. - Ci�gle... zapl�tywa�y si� we wszystko. - Alana wykona�a nag�y ruch r�kami, jakby broni�a si� przed czym�. - Ja... Gard�o zacisn�o si� jej i nie mog�a nic wi�cej powiedzie�. - Alana jest zm�czona - powiedzia� Raf� cichym, zdecydo- wanym g�osem. � Zawioz� j� do domu. Zechce pan nam wybaczy�, doktorze Gene. Raf� i doktor Gene wymienili d�ugie spojrzenie. Potem doktor westchn��. - W porz�dku - powiedzia� zrezygnowanym g�osem. � Powiedzcie Bobowi, �e spr�buj� znale�� troch� wolnego czasu, �eby wybra� si� na ryby. - Dobrze. W obozie pod Broken Mountain zawsze znajdzie si� dla pana miejsce. - Nawet teraz? - Szczeg�lnie teraz � odpar� z ironi� Raf�. � Mo�e stosujemy r�ne �rodki, ale cel mamy identyczny. Alana popatrzy�a na obu m�czyzn. - Cel? - Taka ma�a wyprawa rybacka w g�ry - wyja�ni� Raf�. - Nasz poczciwy doktor �owi na robaki. Je�li o mnie chodzi wol� wymy�la� w�asne przyn�ty. Doktor Gene u�miechn�� si� przelotnie. - Za�o�� si�, �e z�owi� wi�cej pstr�g�w ni� ty, Winter. - Ja �owi� tylko jeden gatunek pstr�g�w. Bardzo szczeg�lny. Alana zastanawia�a si� nad pr�dami emocji, kt�re przep�ywa�y mi�dzy obu m�czyznami, a potem stwierdzi�a, �e jest przewra�liwiona. Od czasu Broken Mountain podrywa�a si� na szepty i cienie, podejrzewa�a spisek i po�cig, podczas gdy nie by�o za ni� nic pr�cz nocy i ciszy. Doktor Gene zwr�ci� si� do Alany. - Gdyby� czegokolwiek potrzebowa�a, rybko, zjawi� si� natychmiast. - Dzi�kuj�. - M�wi� powa�nie - doda�. Wiem - odpar�a cicho. 30 NIE DOTYKAJ MNIE Uk�oni� si�, wsiad� do Blazera i odjecha�, machaj�c na po�egnanie. Raf� poda� Alanie r�k� i pom�g� wsi��� jej do jeepa. Alana ca�y czas przygl�da�a mu si� ukradkiem, por�wnuj�c wspomnienia z rzeczywisto�ci�. Raf� by� du�o starszy, du�o bardziej opanowany ni� w jej wspomnieniach. Kiedy si� nie u�miecha�, jego twarz by�a zaci�ta, niemal przera�aj�ca swoimi du�ymi p�aszczyznami i kanciasta. Wci�� jednak porusza� si� z t� swobodn� energi�, kt�ra zawsze j� fascynowa�a. G�os mia� wci�� �agodny, a jego r�ce by�y pi�kne. By� to dziwny spos�b na opisanie czego� tak silnego, zwinnego i grubosk�rnego jak m�skie d�onie, jednak nie potrafi�a wymy�li� lepszego s�owa. Nie wszystkie m�skie d�onie dzia�a�y na Alan� tak jak te. Czasami widzia�a czyje� r�ce i przeszywa� j� zimny dreszcz przera�enia. - Mamy dzisiaj szcz�cie - stwierdzi� Raf�, umiej�tnie prowadz�c jeepa przez wyboiste pole, kt�re s�u�y�o za parking. - Szcz�cie? - powt�rzy�a Alana, s�ysz�c w swoim g�osie ledwo wyczuwaln� nut� paniki i nienawidz�c jej. - Nie pada. W ostatnich dniach pada�o bardzo du�o. Alana pr�bowa�a ukry� dreszcz, kt�ry przeszy� j� na my�l o b�yskawicy i grzmocie, g�rach i �liskim, czarnym �niegu. - Tak - powiedzia�a p�szeptem. - Ciesz� si�, �e nie ma burzy. - Kiedy� uwielbia�a� burze - powiedzia� cicho Raf�. Alana znieruchomia�a, przypominaj�c sobie pewne wrze�niowe popo�udnie, kiedy burza z�apa�a ich podczas konnej przeja�d�ki. Dotarli do chat rybackich, przemoczeni i zdyszani. Raf� zdj�� z niej mokr� kurtk�, a potem bluzk�. Jego r�ce dr�a�y, kiedy jej dotyka�. Alana przymkn�a oczy, staraj�c si� zapomnie�. My�l o tym, �e Raf� dotyka jej w ten spos�b, sprawia�a, �e stawa�a si� bezwolna z po��dania, a zarazem oszala�a z przera�enia � sen i, i koszmar przemiesza�y si� i spl�ta�y razem. Nie potrafi�a tego i wyja�ni� ani zrozumie�. 31 ELIZABETH LOWELL Raf� tak�e pami�ta� t� wrze�niow� burz�, kiedy rozebra� i pie�ci� Alan�, a� pozosta� tylko ogie� i ciche ponaglenia ich oddech�w, ale odbicia tych wspomnie� nie by�o wida� na jego twarzy, nic te� na ten temat nie powiedzia�. - Mieli�my w zesz�ym tygodniu niez�y mr�z na wysoko�ci ponad p�tora tysi�ca metr�w - kontynuowa� Raf�. - Li�cie osiki zmieni�y kolor. Teraz wygl�daj� jak ta�cz�ce na wietrze drobiny s�onecznego �wiat�a. Spojrza� szybko na Alan�, dostrzegaj�c na jej twarzy odbicie wewn�trznego konfliktu. - Wci�� lubisz osiki, prawda? - spyta� Raf�. Alana skin�a g�ow�, boj�c si� zaufa� swemu g�osowi. G�rskie osiki, z ich bia�� kor� i dr��cymi, srebrnymi od spodu li��mi, by�y jej ulubionymi drzewami. Jesieni� osiki stawa�y si� tak ��te i czyste jak... ta�cz�ce na wietrze s�oneczne �wiat�o. Spogl�daj�c w bok dostrzeg�a, �e Raf� patrzy na ni� uwa�nie. Mia� oczy koloru whisky. - Wci�� lubi� osiki - odpar�a Alana. Stara�a si� zachowywa� normalne brzmienie g�osu, wdzi�czna za bezpieczny temat. Tera�niejszo��, nie przesz�o��. Przesz�o�� przekracza�a granice jej wytrzyma�o�ci. O przysz�o�ci nie da�o si� my�le�. Tylko jeden dzie� naraz. Jedna godzina. Minuta. Mog�a znie�� wszystko, minut� naraz. - Nawet w zimie - doda�a Alana g�osem niewiele g�o�niejszym ni� szept- kiedy ga��zie s� czarne, a pnie wygl�daj� jak zjawy na �niegu. Raf� przyspieszy� na w�skiej, dwupasmowej asfaltowej drodze. Rzuci� spojrzenie na wyrastaj�cy po l