16755
Szczegóły |
Tytuł |
16755 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
16755 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 16755 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
16755 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Nie dotykaj
mnie
Prze�o�y� Lechos�aw
Polak
Da Capo
Wydawnictwo Da Capo
Warszawa 1996
Copyright � 1984
by Ann Maxwell
1
Redaktor
Krystyna Borowiecka
Wydanie I
ISBN 7157-
011-2
Printed in
Germany by
ELSNERDRUCK -
BERLIN
Kiedy zadzwoni�
telefon, Alana poczu�a
prawie ulg�. Nie spa�a ju�,
chocia� dopiero zbli�a� si�
�wit. Odk�d wr�ci�a z
Broken Mountain, sypia�a
bardzo niewiele i nigdy
spokojnie.
Odkopuj�c na bok
spl�tane prze�cierad�a
Alana odwr�ci�a si� do
telefonu. By�o zbyt
wcze�nie, �eby
ktokolwiek ze
znajomych z
Zachodniego Wybrze�a
by� ju� na nogach. To
znaczy�o, �e dzwoni
prawdopodobnie jej brat
z Wyoming, �eby spyta�,
jak si� czuje.
Dzwoni, �eby sprawdzi�,
czy przypomnia�a sobie,
co si� wydarzy�o na
Broken Mountain.
- Halo? - powiedzia�a
staraj�c si�, by jej g�os
zabrzmia� spokojnie.
- Siostrzyczko? To ty?
- Cze��, Bob. Jak si�
miewa Merry?
- Liczy tygodnie do
lutego � odpar� Bob ze
�miechem. � Jak
zgrubieje jeszcze
bardziej, wstawimy j� do
boksu z klaczami
zarodowymi.
Alana u�miechn�a si� na
my�l o drobnej,
jasnow�osej Merry
wci�ni�tej do jednego z
ogrzewanych boks�w,
kt�re Bob urz�dzi� dla
swoich najcenniejszych
klaczy.
- Lepiej, �eby Merry
nie s�ysza�a, jak m�wisz
takie rzeczy -ostrzeg�a
Alana.
- Do diab�a, sama to
wymy�li�a. - Bob umilk�,
a po chwili odezwa� si�:
� Siostrzyczko?
5
ELIZABETH LOWELL
NIE DOTYKAJ MNIE
Alana zacisn�a d�o� na s�uchawce. S�ysza�a ju� nieraz ten ton,
jakim ma�y braciszek przymila si� do du�ej siostry. Czego� od niej
chcia�.
- Kiedy przyjedziesz do domu? - spyta� wprost.
Serce Alany zacz�o bi� za szybko. Nie wiedzia�a, jak powiedzie�
bratu, �e przera�a j� my�l o powrocie na farm�, gdzie Broken
Mountain wznosi si� stromo spowita w lodowat� ciemno��.
Przed ostatni� wypraw� na Broken Mountain Alana uwielbia�a
farm�, g�ry, cisz�, wzg�rza i k��bi�ce si� ponad g�ow� chmury.
Uwielbia�a wspomnienia o Rafaelu Winterze. Raf� odbija� si� w
ka�dym jeziorze, w ka�dym zapachu lasu, we wschodach i
zachodach s�o�ca szybuj�cego nad ziemi� niczym ognista kula, w
zawodz�cych harmoniach wiatru, brzmi�cych echem melodii, kt�re
Raf� gra� na swojej harmonijce.
Alana kocha�a t� okolic� tym bardziej, �e ona i Raf� stanowili
jej cz�� - kochankowie zawieszeni mi�dzy niebem a g�rami,
pi�kniejszymi od nich, wiecznotrwa�ymi, spalaj�cymi si� w s�o�cu.
Teraz jednak g�ry te napawa�y Alan� przera�eniem.
Teraz wspomnienia o Rafaelu by�y niczym kruchy, izoluj�cy
pancerz, kt�rym odgrodzi�a si� od rzeczywisto�ci jak barwami
�witu, w nadziei, �e odp�dzi przera�enie i mrok, kt�re wype�za�y z
otch�ani tych sze�ciu brakuj�cych dni.
- Ja nie... - zacz�a.
- Rozmawia�em z twoim agentem - przerwa� weso�o Bob.
-Powiedzia�, �e odm�wi�a� jakichkolwiek koncert�w i nie
chcesz nawet spojrze� na piosenki, kt�re ci przysy�a.
- Tak, ale...
Bob ci�gn�� dalej.
- Wi�c mi nie m�w, jaka to jeste� zaj�ta. Je�li zn�w piszesz
piosenki, to mo�esz je r�wnie dobrze pisa� tutaj. Nawet lepiej.
Zawsze najlepsze rzeczy tworzy�a� tutaj.
Alana z wysi�kiem rozlu�ni�a u�cisk d�oni na s�uchawce. Nie
mia�a wi�cej wym�wek, wi�c nie odezwa�a si�.
- Siostrzyczko? Potrzebuj� ci� tutaj.
- Bob, nie s�dz�... � zacz�a. Potem g�os jej si� za�ama�.
- Nie m�w nie - poprosi� z naciskiem Bob. - Jeszcze nawet
nie wiesz, czego od ciebie chc�.
A ty nie wiesz, czego ja chc�, pomy�la�a buntowniczo. Nigdy
nawet nie spyta�e�, czy ja czego� chc�.
S�owa te nie wysz�y z ust Alany, pozosta�y milcz�cym wo�aniem
i chocia� odbija�y si� echem w jej g�owie, uzna�a, �e jest
niesprawiedliwa.
Tego, co by�o jej potrzebne, nie m�g� da� jej Bob. Potrzebowa�a
ciep�a i wsparcia, poczucia bezpiecze�stwa i nieugi�tej si�y
m�czyzny, kt�ry odgrodzi�by j� od otch�ani, kt�ry chroni�by j�,
dop�ki nie dowie si�, co si� wydarzy�o, i nie b�dzie mog�a zn�w
sama si� chroni�.
Potrzebowa�a mi�o�ci zamiast przera�enia. Potrzebowa�a snu,
kt�ry odp�dzi�by koszmar.
Potrzebowa�a Rafaela Wintera.
Jednak Raf� stanowi� tylko sen. Koszmar za� by� prawdziwy.
Z g��bokim westchnieniem Alana zebra�a si� w sobie i po-
stanowi�a �y� w tym nowym �wiecie tak, jak zawsze �y�a. Sama,
polegaj�c tylko na sobie.
Robi�a to wcze�niej wiele razy - g��bokie westchnienie i
postanowienie, �e poradzi sobie jak najlepiej z tym, co ma, bez
wzgl�du na to, jak nieznaczne si� to wydawa�o. W�wczas koszmar
spad� na ni� jak burza.
- Czego chcesz? - spyta�a cicho Alana.
- Wiesz, �e zawsze mieli�my na farmie problemy z fors� �
odpar� szybko Bob. - Jak to m�wi�, ziemia Ucha. Wi�c wpadli�my
z Merry na pomys� z obs�ug� klient�w z klas�, naprawd� z klas�.
Wysokog�rskie wyprawy na ryby dla ludzi, kt�rych sta� na wysok�
zap�at�.
Alana parskn�a lekcewa��co.
- Wszystko mieli�my zaplanowane, wszystko przygotowane,
wszystko dopi�te na ostatni guzik - ci�gn�� Bob. - Dwoje naszych
pierwszych kontrahent�w to agenci z bardzo ekskluzywnych biur
podr�y. Lista ich klient�w to istne Kto jest kto. Wszystko uk�ada�o
nam si� �wietnie, i wtedy...
- I wtedy? - pop�dzi�a go Alana.
6
7
ELIZABETH LOWELL
NIE DOTYKAJ MNIE
- Merry zasz�a w ci��� - odpar� Bob. - To znaczy, oboje si�
cieszymy, pr�bowali�my od dw�ch lat, ale...
- Ale co?
- Doktor Gene m�wi, �e Merry nie mo�e chodzi� z plecakiem.
- To jaki� problem?
- Jak diabli. Mia�a nam gotowa�, umila� czas i og�lnie
�agodzi� atmosfer�. Wiesz, co mam na my�li, siostrzyczko.
- Tak. Wiem.
To ta sama rola, kt�r� Alana pe�ni�a w rodzinie od czasu, kiedy
mia�a trzyna�cie lat i umar�a jej matka, zostawiaj�c trzech
ch�opc�w, za�amanego m�a i c�rk�, kt�ra musia�a bardzo szybko
dorosn��. To w�wczas Alana nauczy�a si� si�ga� w g��b siebie po
u�miech, dotyk i pociech�, kt�rej potrzebowa�y osoby z jej
otoczenia. Odbudowa�a rozpadni�t� rodzin� najlepiej, jak tylko
potrafi�a, poniewa� r�wnie� potrzebowa�a przystani, �miechu i
ciep�a.
- To b�dzie naprawd� bardziej rozrywka ni� praca - zach�ca�
przymilnie Bob.
Alana s�ysza�a t� przymilno��, ale nie wzruszy�a jej, podobnie
jak niepokoj�ca nuta nalegania w jego �agodnym tonie.
- Przeja�d�ki, w�dkowanie i g�rskie w�dr�wki, tak jak kiedy�.
B�dziesz zachwycona, siostrzyczko! Jestem przekonany.
Prawdziwe wakacje.
Alana zdusi�a szorstki �miech, kt�ry chwyta� j� za gard�o.
Wakacje, pomy�la�a, i przesz�y j� ciarki. W tych g�rach, kt�re
omal mnie nie zabi�y. W g�rach, kt�re wci�� przychodz� do mnie
w koszmarnych snach.
O, Bo�e, to takie wakacje zgotowa� mi m�j ma�y braciszek!
- Siostrzyczko - nie ust�powa� Bob - nie prosi�bym, gdy
bym naprawd� ci� nie potrzebowa�. Nie mam si� do kogo
zwr�ci�. Wycieczka jest ju� zaplanowana, a go�cie s� na miejscu.
Prosz�...
Alan� niespodziewanie nawiedzi�o �ywe wspomnienie Rafe'a.
Koniec lata, w�ski szlak prowadz�cy na Broken Mountain,
kulawy ko� i siod�o wa��ce prawie tyle, co ona sama. Prowadzi�a
konia i ci�gn�a siod�o, obserwuj�c milcz�c� gwa�towno��
k��bi�cych si� burzowych chmur. Mia�a pi�tna�cie lat i wiedzia�a,
co to znaczy by� z�apanym na ods�oni�tej grani podczas burzy w
g�rach.
Piorun uderzy� bez ostrze�enia tak blisko, �e poczu�a zapach
przypalonej ska�y. Grzmot zabrzmia�, jakby nast�pi� koniec �wiata.
Ko� zar�a� i stan�� d�ba, wyrywaj�c jej z r�k lejce. Jego
przera�enie okaza�o si� silniejsze ni� kontuzja. Zwierz� pu�ci�o si�
p�dem w d� stoku, zostawiaj�c j� sam�.
Ona r�wnie� by�a przera�ona, jej nozdrza wype�nia� zapach
pioruna, uszy mia�a og�uszone grzmotem. Potem us�ysza�a, jak kto�
wo�a jej imi�.
Pochy�ym zboczem podje�d�a� do niej Raf�, prowadz�c
wierzgaj�cego, szarpi�cego si� konia z si�� i gracj�, kt�r� zawsze
podziwia�a. Podni�s� j� i posadzi� przed sob� na siodle, a potem
spi�� konia ostrogami i pop�dzi� w d� zbocza. Pioruny b�yska�y
wok� g�ry.
Przeczeka�a burz� w towarzystwie Rafe'a w g�szczu �wierk�w,
ubrana w jego kurtk�. Patrzy�a na niego oczami kobiety-dziecka,
kt�re z ka�dym oddechem stawa�o si� coraz bardziej kobiet�, a
coraz mniej dzieckiem.
Na Broken Mountain Alana znalaz�a najpierw strach, potem
mi�o��, na koniec za� przera�enie.
Przemkn�o jej przez my�l, �e mo�e na Broken Mountain zdo�a
znale�� now� r�wnowag�, przeciwie�stwa po��czone w harmonii, i
�e to uwolni j� od koszmaru.
Mo�liwo�� ta zaja�nia�a w g�owie Alany jak blask �witu w nocy,
zmieniaj�c wszystko.
� Siostrzyczko? Powiedz co�.
Alana z przera�eniem us�ysza�a, �e bierze g��boki oddech i
m�wi spokojnie:
- Oczywi�cie, pomog� ci.
Nie s�ysza�a zwyci�skiego okrzyku Boba, jego zapewnie�, �e nie
powie �adnemu z go�ci, i� Alana to ta s�ynna piosenkarka, Jilly,
jego wdzi�czno�ci, �e wybawi�a go z opresji. Nie s�ysza�a
8
9
ELIZABETH LOWELL
NIE DOTYKAJ MNIE
nic pr�cz echa w�asnej, przera�aj�cej decyzji powrotu na Broken
Mountain.
Bob jak gdyby wyczu� krucho�� zgody Alany i zacz�� szybko
m�wi�.
- Zarezerwowa�em ci bilet na popo�udniowy lot do Salt
Lake. Stamt�d masz zarezerwowany lot ma�ym samolotem
handlowym na nasze lotnisko. Masz o��wek?
Alana patrzy�a ot�pia�a na s�uchawk�. Prosty fakt, �e Bob
pomy�la� o szczeg�ach jej przejazdu, by� tak niezwyk�y, �e a�
przyt�aczaj�cy. Rzecz jasna, Bob nie by� bezmy�lny; bardzo
troszczy� si� o Merry, do tego stopnia, �e by� prawie
nadopieku�czy.
Istnienie Alany jednak zawsze przyjmowa� jako rzecz oczy-
wist�, tak jak traktuje si� nieraz rodzic�w i starsze rodze�stwo.
- Siostrzyczko - powt�rzy� cierpliwie Bob. - Czy masz o��wek?
Je�li nawal�, obedrze mnie ze sk�ry.
- Kto? - spyta�a Alana, grzebi�c w szufladzie szafki nocnej w
poszukiwaniu o��wka. - Kto obedrze ci� �ywcem ze sk�ry?
Zapad�a martwa cisza. Potem Bob roze�mia� si� gwa�townie.
- Ten agent z biura podr�y, kt�ry ich zorganizowa� �odpar�.
- Kt� by inny? Gotowa?
- Wstrzymaj konie - mrukn�a Alana.
Znalaz�a o��wek, z�apa�a jaki� kwit, odwr�ci�a go i zapisa�a
numery lot�w oraz godziny.
- Ale to dzisiaj! - zaprotestowa�a.
- Powiedzia�em ci, �e jeste� potrzebna.
- Szkoda, �e mnie nie uprzedzi�e�, braciszku.
- O to w�a�nie chodzi�o - mrukn�� Bob.
- Co?
- Nic. Tylko przyle� na pewno tym samolotem, bo zrobi� mi z
ty�ka tatar.
- Bob � zacz�a Alana.
- Dzi�ki, siostrzyczko - przerwa� jej po�piesznie. - Nie
b�dziesz �a�owa�. Je�li ktokolwiek jest w stanie co� z tym zrobi�,
to w�a�nie on.
- Hmm?
Alana mia�a wra�enie, jakby przegapi�a po�ow� rozmowy, i to t�
wa�niejsz�.
- Jaki on?
- Cholera - zakl�� pod nosem Bob.
- Ten agent? - zgadywa�a Alana.
- Tak, ten agent z biura podr�y. Jest niesamowity -powiedzia�
Bob. - Do zobaczenia wieczorem, siostrzyczko. Na razie.
Zanim Alana zd��y�a odpowiedzie�, w s�uchawce zapad�a cisza.
Wsta�a i popatrzy�a na s�uchawk�, kt�r� �ciska�a w d�oni. Zada�a
sobie nieme pytanie, dlaczego zgodzi�a si� zrobi� co�, co napawa j�
l�kiem.
By�a g�upia pozwalaj�c, by pe�ne ciep�a wspomnienia o Rafaelu
Winterze zwabi�y j� z powrotem do zimnego jak l�d �r�d�a jej
koszmaru. Nie wiedzia�a nawet, czy Raf� jest w Wyoming. W
przesz�o�ci, ze wzgl�du na charakter swojej pracy, Raf� je�dzi� po
ca�ym �wiecie. Czas, kt�ry sp�dza� na farmie Winter�w, ogranicza�
si� do kilku tygodni.
To jednak wystarcza�o. Alana nauczy�a si� kocha� Rafe'a i
akceptowa� jego nieobecno��. Nauczy�a si� �y� dla tego dnia, w
kt�rym Raf� wr�ci do domu i o�eni si� z ni�, a ona nigdy wi�cej
nie b�dzie p�aka� za nim w nocy.
A potem Raf� zgin��. Tak przynajmniej stwierdzi� Pentagon.
Telefon zacz�� wydawa� piskliwe d�wi�ki, przypominaj�c
Alanie, �e zbyt d�ugo trzyma podniesion� s�uchawk�. Od�o�y�a j� i
popatrzy�a na aparat.
By� intensywnie czerwony, jak kwiaty na hiszpa�skich kafel-
kach w kuchni. Czerwony, jak kwiaty dziko rosn�ce wysoko na
g�rskich zboczach.
Czerwony. Jak krew.
- Czy widzia�am, jak na Broken Mountain zgin�� Jack? -
szepn�a Alana. - Czy to tego w�a�nie m�j umys� nie chce
pami�ta�?
Wzdragaj�c si� odskoczy�a od jaskrawoczerwonego telefonu.
Potar�a ramiona, �eby odp�dzi� ch��d, kt�ry nie odst�powa� jej
10
11
ELIZABETH LOWELL
NIE DOTYKAJ MNIE
od czasu Broken Mountain. Szybkim krokiem podesz�a do szafy.
W�o�y�a d�insy i star�, bawe�nian� bluzk�. Z przyzwyczajenia
zapi�a j� na wszystkie guziki, chowaj�c delikatny, z�oty �a�cuszek,
kt�ry przed wielu laty podarowa� jej Raf�.
Jak zwykle, Alana przesun�a palcami po drobnym symbolu
niesko�czono�ci, kt�ry stanowi� cz�� �a�cuszka. Wieczna mi�o��,
mi�o�� bez ko�ca.
Wesz�a powoli do kuchni. Dr��cymi r�kami wetkn�a wtyczk�
ekspresu do kawy, usma�y�a dwa jajka i posmarowa�a mas�em
grzank�. Zmusi�a si�, �eby zje�� i wypi�, posprz�ta� po sobie,
zrobi� wszystko, co robi� normalni ludzie.
Jej wzrok przyci�gn�a bez�adna sterta papier�w na kuchennym
blacie. Spojrza�a na nie z zak�opotaniem. Powinna przeczyta� nuty,
kt�re przys�a� jej agent. Nowe piosenki. Solowy materia� dla tej
jedynej, kt�ra pozosta�a z duetu Jack i Jilly.
Powinna zapozna� si� z muzyk�, ale nie zrobi tego, bo nie
potrafi ju� �piewa�.
To najbardziej gorzka strata, najtrudniejszy do zniesienia b�l.
Przed Broken Mountain potrafi�a rozsnuwa� wok� siebie piosenki
niczym barwy mi�o�ci, odganiaj�c szaro�� samotno�ci i czer�
rozpaczy.
Mi�o�� do m�czyzny, kt�ry w jej przekonaniu zgin��, Alana
przemieni�a w piosenk�. �piewanie stanowi�o jej najwi�ksz�
rado��, pow�d, dla kt�rego �y�a po tym, jak powiedziano jej, �e
Raf� nie �yje.
Jack Reeves nie kocha� jej, ale zawsze o tym wiedzia�a. Alana
te� go nie kocha�a. Ich ma��e�stwo by�o czysto zawodowe. Jack
kocha� s�aw�, Jilly za� kocha�a �piewanie.
Teraz Jack nie �y�, a Jilly mog�a �piewa� tylko w swoich snach.
W tych snach towarzyszy�a jej harmonijka Rafe'a, a nie doskona�y
tenor Jacka.
Na jawie nie mia�a w sobie muzyki.
Problemem nie by� l�k przed scen�. Nawet teraz Alana nie ba�a
si� stan�� przed lud�mi. Nie ba�a si� te� tych pospolitych, kiepskich
rym�w, kt�re s�yszeli na koncertach jej wielbiciele.
Jack i Jilly
Na g�r� wchodzili
Po wiaderko w�dki.
Jack spad�
i skr�ci� kark,
A Jilly zapomnia�a.
Alana s�ysza�a to ju� wcze�niej, czyta�a w druku setki razy,
s�ysza�a, jak szeptano. Potrafi�a si� z tym pogodzi�.
Nie potrafi�a jednak pogodzi� si� z tym, jak otwiera�a usta i
czu�a, �e gard�o zamyka si� jej ze straszliw� nieodwo�alno�ci�, jak
gdyby nie mia�a w sobie teraz �adnych piosenek i nigdy wi�cej nie
mia�a ich mie�. Nic pr�cz krzyk�w i �miertelnego milczenia.
Rozejrza�a si� niespokojnie, ledwo poznaj�c otoczenie. Chocia�
mieszka�a w Oregonie od trzech tygodni, mieszkanie nie wydawa�o
si� jej ani wygodne, ani przyjazne. Miejsce to nie by�o dla niej z
pewno�ci� tak rzeczywiste jak koszmar zwi�zany z Broken
Mountain.
Ale w�a�ciwie tak by�o ze wszystkim.
Alana gwa�townie podesz�a do szklanej �ciany wychodz�cej na
niewielkie patio. Stan�a przy szybie, pr�buj�c wytrz�sn�� z siebie
resztki koszmaru i �mierci, l�ku i b��d�w, a przede wszystkim tego
z przesz�o�ci, czego nie mog�a w �aden spos�b zmieni�.
Ani nawet zrozumie�.
- Kiedy� sobie przypomn�, co si� sta�o - szepn�a. - Prawda?
12
NIE DOTYKAJ MNIE
2
Bior�c nier�wny oddech, Alana zmusi�a si�, �eby spojrze� na �wit,
kt�ry malowa� pok�j odcieniami purpury i cynobru, z�ota i
przezroczystego r�u. Ciep�o promieni wrze�niowego s�o�ca wyda-
wa�o si� cudem po ci�gn�cej si� w niesko�czono�� nocy.
Alana przy�apa�a si� na tym, �e wpatruje si� w swoje odbicie w
szybie, co cz�sto robi�a od czasu Broken Mountain, szukaj�c
jakich� zewn�trznych oznak tej sze�ciodniowej luki w pami�ci. Na
zewn�trz nic nie by�o wida�. Wygl�da�a tak samo jak przed
wypraw� w g�ry z najwi�ksz� pomy�k� swego �ycia - ze swoim
scenicznym partnerem, Jackiem Reevesem.
�piewanie nie by�o b��dem. Ma��e�stwo z rozs�dku owszem.
On zawsze nalega� na wi�cej. Ona zawsze pragn�a mniej. On
chcia� pojednania. Ona chcia�a jedynie sko�czy� z tym
ma��e�stwem, do kt�rego nigdy nie powinno by�o doj��. Poszli
wi�c razem na Broken Mountain.
Tylko jedno z nich wr�ci�o.
Na mierz�cym metr sze��dziesi�t pi�� wzrostu ciele Alany nie
pozosta�y �adne �lady tej ci�kiej, g�rskiej pr�by. Zagoi�a si� jej
kostka. Bola�a tylko wtedy, kiedy by�o zimno. Pot�uczenia, obicia i
zadrapania znikn�y, nie pozostawiaj�c �adnych blizn. Nie musia�a
ju� przestrzega� diety, �eby utrzyma� szczup�� sylwetk�, pasowa�
do wizerunku, kt�rego wymaga�a publiczno��. Od czasu Broken
Mountain straci�a apetyt.
Niczego jednak nie by�o wida�.
14
Alana pochyli�a si� i wpatrywa�a w zamy�leniu w swoje prawie
przezroczyste odbicie w przesuwanych szklanych drzwiach.
Wszystko wygl�da�o wci�� tak samo. D�ugie nogi, wzmocnione
dzieci�stwem sp�dzonym na g�rskich w�dr�wkach i je�dzie konnej
w g�rach Wyoming. Piersi, talia i biodra ani du�e, ani ma�e. Sk�r�
mia�a z�ocisto br�zow�. Nic niezwyk�ego. Zupe�nie nic.
Na pewno co� musi by� wida� na zewn�trz, pomy�la�a. Nie
mog� ot, tak sobie straci� partnera scenicznego i sze�ciu dni z
�ycia, podawa� w w�tpliwo�� swoje zdrowie psychiczne, i �eby nic
z tego nie by�o wida�.
A jednak nie by�o.
Chocia� oczy Alany wydawa�y si� zbyt ciemne, zbyt du�e, zbyt
zatroskane, to usta wci�� mia�a wygi�te jakby w tajemniczym,
wewn�trznym u�miechu. W�osy wci�� mia�a czarne i l�ni�ce,
rozdzielone w dwa grube warkocze opadaj�ce jej do pasa.
Alana przygl�da�a si� swoim warkoczom przez d�ug� chwil�,
zdaj�c sobie po raz pierwszy spraw�, �e jest w nich co� niepoko-
j�cego.
Nigdy specjalnie nie lubi�a nosi� d�ugich w�os�w, ale pogodzi�a
si� z tym, tak jak pogodzi�a si� z pseudonimem Jilly, jedno i drugie
z konieczno�ci stworzenia dziecinnego wizerunku, kt�ry widownia
uwielbia�a. Wizerunek ten harmonizowa� z jej g�osem, jasnym i
niewinnym, tak mi�kkim i czystym jak g�rski strumie�.
Spadaj�ca z g�ry woda, zimna, wyczekuj�ca czelu�� obsadzona
ska�ami, l�d i ciemno�� otaczaj�ce j� ze wszystkich stron, chmury
k��bi�ce si� nad g�ow�, spadaj�cy jak lanca piorun, bezg�o�ny
grzmot.
L�k.
Za zimno, znik�d �adnego ciep�a, tylko atakuj�cy j� l�k, kt�ry
odbiera jej si�y.
Pr�buje biec, ale jej stopy wa�� tyle co g�ry i s� tak silnie
15
ELIZABETH LOWELL
NIE DOTYKAJ MNIE
zakorzenione w ziemi. Ka�dy krok trwa wieczno��. Staraj si�
bardziej, ruszaj si� szybciej, albo ci� z�apie.
Musi biec!
Ale nie mo�e.
Jest wyczerpana, krwawi, krzyczy w noc, biegnie, potyka si�,
przewraca, a potem kto� j� podnosi wysoko i spada, zatacza si�,
i krzyczy spadaj�c.
Serce Alany �omota�o szale�czo w reakcji na ten przebiegaj�cy
jej przez my�li fragment koszmaru.
- Przesta�! - powiedzia�a sobie stanowczo, widz�c odbicie
swego przera�enia w zabarwionej �witem szybie i przesuwaj�-
cych si� czarnych cieniach.
Wzi�a kilka g��bokich oddech�w, opanowuj�c si�, m�wi�c
sobie, �e musi przesta� traktowa� sw�j koszmar tak, jakby by�
rzeczywisty.
Nie by�.
Ten koszmar by� po prostu wytworem jej umys�u, wywo�anym
tragiczn� �mierci� Jacka podczas g�rskiej burzy i faktem, �e
by�a bliska �mierci z zimna i z powodu upadku, w kt�rym
zosta�a dotkliwie ranna.
Tak powiedzia� doktor Gene, Alana za� ufa�a jego powa�nemu
g�osowi i mi�emu u�miechowi, dop�ki by�a w stanie o tym
pami�ta�. Doktor powiedzia�, �e jej amnezja, cho� niezwyk�a,
nie jest patologiczna. To instynkt przetrwania. Kiedy jej umys�
uzna, �e jest do�� silna, by przypomnie� sobie szczeg�y �mierci
m�a i w�asne cierpienia, jakich dozna�a schodz�c rozpaczliwie z
Broken Mountain, w�wczas odzyska pami��.
A je�li nigdy sobie nie przypomni?
Tak r�wnie� b�dzie w porz�dku, zapewni� j� doktor.
Alana jest m�oda.
Jest zdrowa.
Mo�e u�o�y� sobie �ycie na nowo.
Wykrzywi�a z gorycz� usta, przypominaj�c sobie t� rozmow�.
�atwo by�o doktorowi Gene m�wi�.
To nie jego umys� zamienia� sze�� brakuj�cych dni w nie
ko�cz�ce si� koszmary.
Nie chodzi�o o to, �e Alana odczuwa�a strat� po swoim drogim
m�u.
Ona i Jack byli obcymi sobie lud�mi, kt�rych
zwi�za�a przypadkowo idealna harmonia ich g�os�w. To wystar-
czy�o dla udanej kariery piosenkarskiej. Nie wystarczy�o dla
udanego ma��e�stwa.
Czasami Alana nie mog�a jednak oprze� si� uczuciu, �e
gdyby robi�a co� inaczej, mo�e Jack by si� zmieni�. Gdyby
bardziej si� stara�a albo w�a�nie mniej.
Gdyby by�a bardziej uleg�a albo nie tak silna.
Gdyby bardziej troszczy�a si� o Jacka albo mniej si� nad nim
u�ala�a.
Mo�e by si� im uda�o.
Mimo �e nachodzi�y j� takie my�li, Alana wiedzia�a, �e to
k�amstwo. Mog�aby pokocha� Jacka tylko wtedy, gdyby nigdy
nie spotka�a Rafe'a Wintera, nigdy nie kocha�a go i nie straci�a;
Rafe'a, jego �miechu i nami�tno�ci; jego delikatnych, do�wiad-
czonych d�oni.
Pokocha�a Rafe'a maj�c pi�tna�cie lat, zar�czy�a si� z nim, kiedy
mia�a dziewi�tna�cie. Zostali kochankami, kiedy mia�a
dwadzie�cia lat.
Rafael, ciemnow�osy m�czyzna o b�yszcz�cych oczach barwy
bursztynu, kt�re obserwowa�y, jak Alana si� zmienia, kiedy jej
dotyka�. Jej palce wydawa�y si� tak smuk�e i drobne przy jego
m�skiej twarzy, pulsuj�cych �ci�gnach i mi�niach jego ramion.
Jego si�a zawsze j� zaskakiwa�a, tak jak jego zwinno��, nigdy
jednak nie odczuwa�a przy nim strachu. Raf� m�g� j� obejmo-
wa�, m�g� otacza� jej mi�kko�� swoj� si��, a ona nie czu�a l�ku,
tylko pal�c� potrzeb� bycia jeszcze bli�ej, bycia obejmowan�
mocniej, dawania mu siebie i brania go w zamian.
Z Rafe'em wszystko by�o pi�kne.
A potem, cztery lata temu, Pentagon poinformowa� Alan�, �e
Rafael Winter nie �yje.
Nie powiedzieli jej nic wi�cej.
Ani gdzie zgin�� jej narzeczony.
Ani jak. Ani, oczywi�cie, dlaczego. T
ylko suchy fakt jego �mierci.
Fakt, kt�ry za�ama� Alan�. Nigdy wi�cej liryczne pi�kno
harmonijki Rafe'a nie wezwie jej w przepastn� noc. Nigdy
wi�cej jej g�os nie zleje si� z brzmieniem srebrnego instrumentu,
kt�ry gra� tak cudownie w jego d�oniach. �piewa�a z Rafe'em dla
przyjemno�ci i nie zna�a niczego pi�kniejszego pr�cz kocha-
16
17
ELIZABETH LOWELL
NIE DOTYKAJ MNIE
nia si� z nim, gdy ich cia�a i umys�y ��czy�y si� w pierwotnej
harmonii, kt�ra przewy�sza�a wszystko, nawet piosenki.
Alana poczu�a po �mierci Rafe'a pustk�. Nie dba�a o nic. Nawet
o �ycie. Kiedy minuty i godziny bez Rafe'a nagromadzi�y si� jedna
po drugiej, wci�gaj�c j� w ciemno��, zwr�ci�a si� instynktownie ku
karierze muzycznej, znajduj�c w niej jedyny ratunek, jedyny
spos�b, by trzyma� si� mi�o�ci, kt�r� utraci�a.
A �piewanie to by� Jack Reeves, m�czyzna, kt�ry �piewa�
razem z ni� w tych wszystkich ma�ych kawiarniach, na festynach i
w zajazdach, m�czyzna, dla kt�rego �piewanie stanowi�o bardziej
zaw�d ni� przyjemno��. Jack oszacowa� s�abo�� Alany, jej rozpacz,
a potem spokojnie powiedzia� jej, �e nie b�dzie wi�cej duet�w, je�li
nie wyjdzie za niego za m�� i nie porzuci wspania�ych wy�yn dla
wspania�ego �ycia w mie�cie.
Alana opiera�a si� ma��e�stwu; nie chcia�a �adnego m�czyzny
pr�cz tego, kt�ry nie �y�.
Potem godziny bez Rafe'a uzbiera�y si� w setki, tysi�c, tysi�c
pi��set... i zgodzi�a si� zosta� �on� Jacka, poniewa� musia�a co�
zrobi�, �eby nie oszale�. Raf� nie �y�. Nie zosta�o jej nic pr�cz
kariery muzycznej, kt�r� Jack zadr�cza� Alan� jeszcze w�wczas,
gdy Raf� �y�.
Porzuci�a wi�c wspania�e wy�yny i g�ry Wyoming, w nadziei,
�e w innej cz�ci �wiata nie b�dzie s�ysze� Rafe'a w ka�dej letniej
ciszy, widzie� go w ka�dym wschodzie ksi�yca, czu� jego �aru w
gor�cym s�o�cu.
Po�lubi�a Jacka, ale by�o to ma��e�stwo tylko z nazwy. Wok�
Jacka Reevesa by�a tylko pustka, kt�r� Alana stara�a si� zape�ni�
piosenkami.
Potem, rok temu, dowiedzia�a si�, �e Rafael Winter �yje.
Nie powiedzia� jej o tym sam Raf�. W og�le do niej nie
zadzwoni�, nie napisa�, w �aden spos�b nie skontaktowa� si� z
kobiet�, kt�r� kiedy�, jak m�wi�, kocha�.
Natomiast Jack nie �y�, zgin�� cztery tygodnie temu na �onie
dzikiej przyrody, kt�rej nie cierpia�. Alana by�a z Jackiem na
Broken Mountain, kiedy zgin��. Nie pami�ta�a tego. Te sze�� dni
stanowi�y pust� kartk�.
Za t� �cian� falowa� i k��bi� si� l�k, pr�buj�c wydosta� si� na
wolno��.
Alana zamkn�a oczy, nie mog�c d�u�ej patrze� na swoje ciemne
odbicie w szklanych drzwiach. Raf� umar�, a potem o�y�. Teraz
Jack umar� na zawsze.
Jej mi�o�� do Rafe'a by�a nie�miertelna.
Wydaj�c cichy odg�os, Alana zamkn�a oczy, odgradzaj�c si�
od swojego odbicia.
Dosy� tego, powiedzia�a sobie ostro. Przesta� �y� przesz�o�ci�.
Przesta� zadr�cza� si� rzeczami, kt�rych nie mo�esz zmieni�.
Otworzy�a oczy, konfrontuj�c siebie w jeszcze jednym odbiciu,
w kolejnym oknie, kt�rego �wit nie uczyni� jeszcze prze-
zroczystym. Wygl�da�a jak g�rska kozica, pochwycona w mo-
mencie bezruchu poprzedzaj�cym szale�cz� ucieczk�. D�ugie
ko�czyny i br�zowe oczy, bardzo ciemne, bardzo szerokie, dzikie.
Czarny warkocz zsun�� si� z ramienia i uderzy� w szyb�, kiedy
Alana si� pochyli�a. Przerzuci�a do przodu r�wnie� drugi warkocz.
Gest ten sta� si� u niej automatyczny; kiedy warkocze wisia�y jej na
plecach, przerzuca�a je do przodu.
W ten spos�b, gdyby musia�a nagle biec, warkocze nie
zosta�yby za ni�, bli�niacze czarne sznury, idealne, �eby j� z�apa�,
przytrzyma� i podnie�� j� do g�ry, schwytan� w pu�apk�,
niewa�k�, spadaj�c�, spada...
Alana zdusi�a krzyk, kt�ry �apa� j� za gard�o, i wycofa�a si� do
kuchni. Jej odbicie patrzy�o na ni� z okna nad kuchennym zlewem.
Nie uciekaj�c wzrokiem od w�asnego odbicia, Alana si�gn�a po
omacku do pobliskiej szuflady. Jej palce zacisn�y si� na r�czce
d�ugiego no�a do mi�sa. Ostrze b�ysn�o, kiedy wyci�ga�a go z
szuflady.
Podnios�a n�, tak �e jego t�pa strona spocz�a na jej szyi, tu�
pod brod�. Z opanowaniem, powoli zacz�a ci�� lewy warkocz.
Odci�te w�osy spad�y bez szmeru na pod�og�. Bez chwili wahania
zrobi�a to samo z prawym warkoczem.
18
19
ELIZABETH LOWELL
NIE DOTYKAJ MNIE
Kiedy sko�czy�a, potrz�sn�a g�ow� i rozpu�ci�a w�osy. Lu�ne,
naturalne loki, uwi�zione dot�d pod ci�arem warkoczy, nagle
zosta�y uwolnione. Pasemka w�os�w okala�y jej twarz,
obramowuj�c j� delikatn�, l�ni�c� czerni�. Jej piwne oczy
b�yszcza�y ciemno, nawiedzone przez sny.
Alana u�wiadomi�a sobie nagle, co zrobi�a. Spojrza�a na d�ugie,
czarne warkocze le��ce na pod�odze, stalowy n�, kt�ry trzyma�a
w d�oni, odbicie w oknie, kt�re nie przypomina�o ju� Jilly.
Z metalicznym szcz�kiem n� upad� na pod�og�.
Alana wpatrywa�a si� w siebie, zastanawiaj�c si�, czy nie
zwariowa�a.
Wybieg�a z kuchni do sypialni. Z szuflad i wieszak�w wy-
ci�gn�a swoje nieliczne ubrania i na chybi� trafi� zacz�a si�
pakowa�. Wi�kszo�� jej rzeczy znajdowa�o si� w Los Angeles albo
na farmie; pozostawi�a je tam w przewidywaniu tygodni, kt�re
mia�a sp�dzi� z bratem i Merry.
Po ucieczce ze szpitala Alana by�a zbyt przera�ona, �eby wr�ci�
na farm� i spakowa� si�. Po prostu uciek�a do Portland, miasta, w
kt�rym nigdy nie mieszka�a, w nadziei, �e zostawi koszmar za
sob�.
Nie uda�o si�.
Pakuj�c si� ca�y czas patrzy�a na stoj�cy w sypialni telefon.
Chcia�a zadzwoni� do Boba, powiedzie� mu, �e zmieni�a zdanie, a
potem od�o�y� s�uchawk�, zanim zd��y zaprotestowa�.
Jednak za ka�dym razem, kiedy si�ga�a po s�uchawk�, my�la�a o
Rafaelu Winterze, marzeniu, kt�re mia�o zr�wnowa�y� jej
koszmar. Wykorzystywa�a wspomnienia o nim niczym talizman,
wyci�gaj�cy paniczny strach z jej sze�ciu brakuj�cych dni.
Zar�wno najprzyjemniejsze, jak i najokropniejsze chwile w
�yciu Alany mia�y miejsce na Broken Mountain. Mo�e po prostu
zniweluj� si� wzajemnie i uwolni� j�, by mog�a dalej i�� przez
�ycie. Oboj�tna, zr�wnowa�ona.
Bez wspomnie� o m�czy�nie, kt�rego kocha�a, albo m�u,
kt�rego nie kocha�a. Bez wspomnie� o kochanku, kt�ry umar�, a
potem wr�ci�, albo m�u, kt�ry umar� i nigdy nie wr�ci.
O Rafaelu, kt�ry przychodzi� do niej w snach.
O Jacku, kt�ry przychodzi� do niej w koszmarach.
Kiedy Alana podnios�a wreszcie s�uchawk�, zadzwoni�a do
pobliskiego salonu fryzjerskiego i um�wi�a si� na czesanie. Ta jak
najbardziej normalna czynno�� przywr�ci�a jej spok�j.
Wchodz�c na pok�ad samolotu Alana poczu�a si� spokojniejsza.
Wieczorem b�dzie w domu. Je�li nawet b�d� j� nachodzi�
koszmary, to w znajomych k�tach domu jej dzieci�stwa, a nie w
obcych korytarzach wynaj�tego mieszkania.
Trzymaj�c si� tej my�li przesiad�a si� w Salt Lake City do
samolotu lec�cego do Wyoming. Mechanicznie wzi�a gazet�, kt�r�
steward jej zaproponowa�. Kiedy przewraca�a strony, jej wzrok
przyci�gn�� tytu� w dziale rozrywkowym: Ostatnia piosenka Jacka
i Jilly.
Chocia� na sam widok tytu�u poczu�a skurcz w �o��dku, to
wiedzia�a, �e przeczyta ten artyku�. Przeczyta�a wszystko, co
napisano na temat �mierci Jacka, nawet te najbardziej wstr�tne
wymys�y prasy brukowej. Przeczyta r�wnie� ten artyku�, bo nie
zdo�a si� powstrzyma�.
Od �mierci Jacka min�� miesi�c. Miesi�c, odk�d pojawi�a si�
luka w pami�ci Alany. Wci�� mia�a nadziej�, �e kto�, gdzie�,
m�g�by wiedzie� wi�cej od niej na temat �mierci Jacka, �e jakie�
s�owo lub zdanie w jakim� artykule wyzwoli co� w jej umy�le i te
sze�� dni wyjdzie na jaw, uwalniaj�c j� od koszmaru.
Albo wp�dzaj�c j� w jeszcze bardziej przera�aj�cy koszmar.
Taka mo�liwo�� zawsze czai�a si� w cieniach k��bi�cych si� w
jej umy�le. Doktor Gene sugerowa�, �e mog� istnie� okropno�ci,
kt�rych Alana sobie nie wyobra�a, nawet w swoich koszmarach.
Na amnezj� mo�na spogl�da� r�nie. Dar �askawego Boga.
Instynkt przetrwania. �r�d�o przera�enia. Wszystko razem i �adne
z nich. Zawsze jednak tkwi� l�k, czatuj�cy w cieniach,
wyczekuj�cy nocy.
Mo�e doktor Gene mia� racj�. Mo�e by�oby dla niej lepiej,
gdyby sobie nie przypomnia�a.
Alana niecierpliwie odp�dzi�a t� niepo��dan� my�l. Nie by�o
20
21
ELIZABETH LOWELL
NIE DOTYKAJ MNIE
nic gorszego ni� utrata zaufania do w�asnego umys�u, w�asnej
odwagi, w�asnego zdrowia psychicznego.
Od �mierci matki Alana zawsze by�a w rodzinie t� siln�, t�,
kt�ra wiedzia�a, co trzeba zrobi�, i robi�a to. Potem Raf� zgin��,
ona za� poczu�a si� zdruzgotana.
Po �mierci Rafe'a jedyn� jej pociech� stanowi�a muzyka.
Muzyk� tka�a promienne marzenia o jego �miechu, cieple j o mi-
�o�ci, kt�r� mo�na by�o wyrazi� tylko �piewem, nie s�owami.
Maj�c piosenki, prze�y�a nawet �mier� Rafe'a.
Potrafi�a robi� wszystko, co musia�a. Udowodni�a to w prze-
sz�o�ci. W jaki� spos�b udowodni to znowu. Prze�yje.
W jaki� spos�b.
Alana potrz�sn�a gazet�, z�o�y�a j� starannie i zacz�a czyta�.
Pierwsza cz�� artyku�u omawia�a �wie�o wydany album Jacka i
Ji�ly. Pozosta�a cz�� stanowi�a tylko przytoczenie fakt�w
zwi�zanych ze �mierci� Jacka.
Miesi�c temu Jack i Jilly Reevesowie wybrali si� z plecakami na
wycieczk� g�rsk� w Wyoming. Zaskoczy�a ich wczesnozimowa
burza. Pr�bowali si� z niej wydosta�, ale uda�o si� tylko Jilly. Jack
spad� i zabi� si�. Jilly zdo�a�a jako�, utykaj�c, zej�� z g�ry, pomimo
bole�nie skr�conej kostki, a� dotar�a do rybackiej chaty i przez
radio wezwa�a pomocy.
Mimo to omal nie zmar�a z powodu przemarzni�cia. Do-
�wiadczenie to by�o tak traumatyczne, �e nie pami�ta, jak zesz�a
na d�.
Histeryczna amnezja spowodowana nieszcz�liwym wypadkiem
m�a, stwierdzi� lekarz. Szeryf Mitchell potwierdzi� t� diagnoz�,
poniewa� sekcja zw�ok wykaza�a, �e przyczyn� �mierci Jacka by�o
z�amanie karku doznane podczas upadku.
Nieszcz�liwy wypadek.
Nic nowego. Nic niespodziewanego. Nic, co mog�oby zape�ni�
przera�aj�c� luk� sze�ciu dni, kt�ra pozosta�a w umy�le Alany.
Przeczyta�a jednak artyku� jeszcze raz, szukaj�c klucza do swojej
amnezji.
Nie znalaz�a. Nie by�a ani zdziwiona, ani rozczarowana.
Kiedy samolot zacz�� podchodzi� do l�dowania, Alana wy-
22
prostowa�a si� i nerwowo przesun�a palcami po w�osach. G�owa
wydawa�a jej si� dziwnie lekka, nie zakotwiczona ju� g�stymi,
czarnymi warkoczami. Fryzjer przekszta�ci� pozosta�o�ci jej
obci�tych no�em w�os�w w �agodnie ufryzowany w loki czepek,
kt�ry �agodzi�, cho� niezupe�nie skrywa�, napi�te rysy twarzy Alany.
Efekt by� uderzaj�cy - l�ni�ce, ciemne i jedwabiste obramowanie
inteligentnej twarzy, um�czonej strat� i koszmarem.
Samolot dotkn�� ziemi z lekkim wstrz�sem. Przed Alan�
wysiada�o kilku rozentuzjazmowanych w�dkarzy, kt�rzy prze-
krzykiwali si� opowie�ciami z przesz�o�ci i robili zak�ady, kto tym
razem pierwszy z�owi najwi�kszego pstr�ga.
Alana wsta�a z oci�ganiem i przesz�a wolno w�skim przej�ciem
mi�dzy fotelami. Kiedy zesz�a po metalowych schodkach, jej
baga�e by�y ju� wy�adowane i ustawione za najni�szym stopniem.
Podnios�a lekk� walizk� i odwr�ci�a si� w stron� niewielkiego
budynku, kt�ry w promieniu wielu kilometr�w stanowi� jedyny znak
�ycia.
Za jej plecami samolot zacz�� si� wycofywa�. Podjecha� na
pocz�tek pasa startowego, w��czy� ostro silniki i przy�pieszy�,
szybko nabieraj�c pr�dko�ci, przygotowuj�c si� do skoku w
mieni�ce si�, g�rskie niebo.
Alana dosz�a do budynku, kiedy silniki samolotu zarycza�y na
pe�ny regulator. Odstawi�a torb� i odwr�ci�a si� akurat, �eby
zobaczy�, jak samolot chowa ko�a. Wzni�s� si� stromo, niczym
pot�ny, srebrny ptak ulatuj�cy na wolno��. S�ucha�a, a� odg�os
silnik�w sta� si� cichn�cym echem, a samolot p�ynn�, srebrn�
plamk� sun�c� pomi�dzy majestatycznymi, postrz�pionymi pas-
mami g�r Wind River i Green River.
Alana zamkn�a na moment oczy. Unios�a g�ow� w stron� nieba,
wystawiaj�c twarz na zaskakuj�ce ciep�o wrze�niowego s�o�ca
Wyoming. Wiatr ni�s� intensywny zapach ziemi i bylicy. Nie tej
kar�owatej, kruchej bylicy po�udniowozachodnich pusty�, tylko
g�stej, lawendowo szarej wysokog�rskiej sza�wi, kt�rej krzewy
si�ga�y jej do g�owy, nawet wy�ej - smuk�e kszta�ty tkaj�ce wzory
na tle pustego nieba.
23
ELIZABETH LOWELL
Od strony granitowych wzniesie� sun�� �wie�y wiatr, nios�c
s�odycz i obietnic� niebieskozielonych rzek wij�cych si� leniwie
mi�dzy skalistymi brzegami, pachn�cych ostrokrzew�w, wzno-
sz�cych si� wysoko w �wietle letniego ksi�yca, kojot�w nawo-
�uj�cych si� na graniach, tworz�cych harmonie starsze ni�
cz�owiek.
Dom.
Alana oddycha�a g��boko, rozdzierana mi�dzy zadowoleniem a
l�kiem. Us�ysza�a twarde kroki zbli�aj�ce si� po cementowej
p�ycie. Odwr�ci�a si� gwa�townie, z bij�cym mocno sercem. Od
czasu Broken Mountain odczuwa�a przera�enie, kiedy cokolwiek
zbli�a�o si� nie widziane.
W jej stron� szed� jaki� m�czyzna. S�o�ce �wieci�o za jego
plecami, redukuj�c go do czarnej, niewyra�nej sylwetki.
W miar� jak podchodzi� bli�ej, zdawa� si� g�stnie�, a� sta� si�
tr�jwymiarowy. By� kilkana�cie centymetr�w wy�szy od Alany.
Szed� swobodnym krokiem kogo�, kto sp�dzi� na grzbiecie konia
tyle czasu, co ona. Mia� wyblak�e d�insy. Na butach mia�
charakterystyczne otarcia od konnej jazdy. Jego koszula by�a
bladoniebieska, jak niebo.
Spod szerokiego ronda jego czarnego, filcowego kapelusza
wysuwa�y si� g�ste, ciemnobr�zowe w�osy. Jego oczy mia�y kolor
whisky. Usta rysowa�y si� wyra�n� kresk� pod jedwabist� wst�g�
w�s�w.
Alana wyda�a cichy okrzyk i zamkn�a oczy. Jej serce �omota�o
dziko, sprawiaj�c, �e ogarnia�a j� fala s�abo�ci. Zaczyna�a traci�
zmys�y, mia�a halucynacje.
Burza, zimno, przera�enie, upadek.
- Alano - zawo�a� m�czyzna.
Jego g�os by� �agodny, g��boki, dolatywa� do niej jak niema-
terialna pieszczota.
-Rafael? � Oddycha�a nier�wno, boj�c si� otworzy� oczy,
rozdzierana mi�dzy nadziej� a koszmarem.
- Och, Raf�, to naprawd� ty?
3
Rafe chwyci� Alan� pod rami�, �eby j� podtrzyma�. Dopiero
w�wczas u�wiadomi�a sobie, �e si� chwieje. Jego ciep�o i si�a
przeszy�y j� jak wstrz�s elektryczny. Przez moment zwiesi�a si� na
nim.
Potem dotar�o do niej, �e kto� jej dotyka, obejmuje, i wy-
szarpn�a si�. Od czasu Broken Mountain wszelki dotyk napawa� j�
przera�eniem.
- To naprawd� ja, Alano - powiedzia� Raf� przygl�daj�c si� jej
uwa�nie.
- Rafaelu- Alanie za�ama� si� g�os, kiedy ow�adn�y ni� emocje.
Wyci�gn�a palce, jakby chcia�a go dotkn��, ale nie zrobi�a tego.
Z bolesnym wysi�kiem pokona�a gmatwanin� uczu�, kt�re
podchodzi�y jej do gard�a. Rozdziera�y j� sprzeczne pragnienia.
Biec do niego. Uciec od jego m�sko�ci.
Da� mu si� obj��. Broni� si�, �eby nie obj�� jej m�czyzna.
Kocha� go. Nie czu� nic, poniewa� jedyne bezpiecze�stwo
tkwi�o w odr�twieniu.
Przypomnie� sobie uczucie bycia kochan�. Zapomnie�, zapo-
mnie� wszystko, rozpo�cieraj�c przed sob� amnezj� niczym czarny
balsam.
- Dlaczego tu jeste�? � spyta�a urywanym g�osem.
- Przyjecha�em zabra� ci� do domu.
Z niewiadomego powodu s�owa te tylko za�ama�y Alan�.
25
ELIZABETH LOWELL
Wydaj�c cichy odg�os zamkn�a oczy i stara�a si� odzyska�
panowanie nad sob�. Przyjazd tutaj okaza� si� b��dem. Pragn�a
snu o mi�o�ci, kt�ry zr�wnowa�y�by okropno�� koszmaru. Jednak
Raf� by� rzeczywisty, nie by� snem.
Tak samo jak okropno��.
Alana uczepi�a si� strz�p�w samokontroli, zastanawiaj�c si�, co
takiego sta�o si� podczas tych sze�ciu brakuj�cych dni, co
zostawi�o po sobie t� mroczn� spu�cizn� l�ku. Zastanawia�a si� te�,
czy ten koszmar kiedykolwiek si� sko�czy, uwolni j�, pozwoli jej
zn�w �mia� si� i �piewa�, czy te� po prostu podda si� i pozwoli,
�eby czarny balsam amnezji ow�adn�� ca�ym jej umys�em. I ca��
ni�.
Raf� obserwowa� Alan� bacznym wzrokiem. Kiedy odezwa� si�,
jego g�os brzmia� oboj�tnie, koj�co, jak najbardziej zwyczajnie.
- Lepiej ju� jed�my - powiedzia�. - Chcia�bym zd��y� wr�ci� na
farm� przed ulew�.
Pochyli� si�, �eby wyj�� walizk� Alany z jej odr�twia�ych
palc�w. P�ynnymi ruchami rysia wyprostowa� si� i ruszy� w stron�
zaparkowanego sto kilkadziesi�t metr�w dalej jeepa.
Alana patrzy�a na niego, trzymaj�c d�o� na ko�nierzyku
jedwabnej bluzki w kolorze burgunda. Odetchn�a g��boko, wci��
czuj�c na ramieniu ciep�o d�oni Rafe'a, kt�r� j� podtrzyma�. Tylko
tyle. Podtrzyma�. Pom�g�. Nie by�o w tym nic niepokoj�cego.
A mo�e by�o?
Nieruchoma, z szybko bij�cym sercem, Alana patrzy�a roz-
szerzonymi, ciemnymi oczyma, jak Raf� odwraca si� w jej stron�.
�wiec�ce z ukosa, popo�udniowe s�o�ce pod�wietli�o wydatne
ko�ci policzkowe i sprawi�o, �e j ego piwne oczy zal�ni�y. Kiedy
si� odwr�ci�, koszula naci�gn�a mu si� na barkach, podkre�laj�c
jego si�� i gracj�. D�insy przylega�y do jego muskularnych n�g jak
bladoniebieski cie�.
Alana zamkn�a oczy, ale wci�� widzia�a Rafe'a. Wdar� si� w jej
�wiadomo�� tak ca�kowicie, �e mog�aby czu� zaskoczenie, gdyby
mia�a w sobie miejsce na nowe uczucia.
26
NIE DOTYKAJ MNIE
Dalej poch�ania� j� moment, w kt�rym Raf� odwr�ci� si� w jej
stron�, z ja�niej�cymi piwnymi oczami, ustami u�o�onymi w
�agodny, mi�y u�miech.
To by� Raf�. M�ski. Ca�kowicie. Zapomnia�a, nawet w swoich
snach.
Raf� by� niezdecydowany, tak jakby chcia� wr�ci� do Alany,
zn�w stan�� blisko niej. Po prostu patrzy� na ni� oczami koloru
whisky, kt�re by�y jednocze�nie �agodne i baczne, poch�ania�y j�
delikatnie, jak piosenka.
- Wszystko w porz�dku, Alano. - G�os Rafe'a by� r�wnie
�agodny, jak jego u�miech. - Przyjecha�em zabra� ci� do domu.
Jego s�owa zacz�y odbija� si� echem w g�owie Alany, budz�c w
niej uczucie, kt�re przeszy�o j� niczym l�d. Ch��d, wiatr i �nieg,
l�k i krzyk �api�cy j� za gard�o. B�l i przera�enie, a potem...
�Wszystko w porz�dku, kwiatuszku. Przyjecha�em zabra� ci� do
domu".
S�ysza�a podobne s�owa ju� wcze�niej, i co� jeszcze, inne s�owa,
niewiarygodne s�owa � sen przeplata� si� z koszmarem.
Alana bezwiednie j�kn�a i wyra�nie si� zachwia�a, rozdarta
mi�dzy strachem a nadziej�, snem i koszmarem.
- Co? - zawo�a�a nagl�cym g�osem. Brakowa�o jej tchu, serce
bi�o jej szybciej. - Co powiedzia�e�?
Raf� popatrzy� na Alan� z nag�ym, prawie namacalnym
nat�eniem.
- Powiedzia�em, �e przyjecha�em zabra� ci� do domu.
Czeka�, lecz Alana tylko patrzy�a na niego rozszerzonymi,
pociemnia�ymi oczyma. Wyraz jego twarzy zmieni� si�, zn�w by�
�agodny.
- Bob grozi�, �e wygarbuje mi sk�r�, je�li nie przyjad�, zanim
Merry za�nie. A poniewa� - doda� z u�miechem Raf� - zasypia
mi�dzy kaw� a deserem, wi�c lepiej si� po�pieszmy.
Alana patrzy�a na Rafe'a oszo�omionym, b��dnym wzrokiem.
- To nie to powiedzia�e� przedtem. � G�os Alany by�
27
ELIZABETH LOWELL
�ci�ni�ty jak r�ka chwytaj�ca j� za gard�o. Patrzy�a pustym,
niewidz�cym wzrokiem.
- Przedtem? - spyta� Raf� uwa�nym, twardym g�osem i jego
topazowe oczy zapa�a�y nagle jak diamenty. - Przed czym,
Alano?
Jest ciemno, tak ciemno, wok� niej czarny l�d, �cieraj�cy j�
lodowiec, krzyczy i pr�buje biec, lecz nie mo�e biec, bo jest
zamarzni�ta i jest tak zimno.
Alana wzdrygn�a si� i zachwia�a, twarz jej strasznie zblad�a,
odci�gni�ta z �ycia przez bestialski koszmar, kt�ry przychodzi� do
niej coraz cz�ciej, podkrada� si� do niej ka�dego dnia, kradn�c te
skromne resztki rozs�dku i spokoju, jakie jej pozosta�y.
Raf� natychmiast podszed� do niej, podtrzymuj�c j�, jego r�ce
by�y ciep�e i silne. Mimo �e Alana skierowa�a si� w stron� tego
ciep�a, opanowa�a j� panika. Wyszarpn�a si� ze wszystkich si�.
W�wczas zda�a sobie spraw�, �e nie by�o to potrzebne. Raf� nie
pr�bowa� jej obj��. Reagowa�a na co�, co si� nie wydarzy�o.
- Ja... - Alana patrzy�a na Rafe'a przestraszonymi, ciemnymi
oczyma. -Ja nie... Ja...
Roz�o�y�a bezradnie r�ce, my�l�c, w jaki spos�b wyt�umaczy�
Rafe'owi, �e ci�gnie j� do niego, a jednak przera�a j� dotyk, �e
przede wszystkim s�dzi, �e traci zmys�y.
- Jeste� zm�czona - powiedzia� uspokajaj�co Raf�, jak gdyby
zachowanie Alany by�o tak normalne jak zni�aj�ce si� popo�u-
dniowe s�o�ce. - To by� d�ugi lot. Chod�. Bob i Merry czekaj�
na ciebie jak dzieci na bo�onarodzeniowe prezenty.
Raf� odwr�ci� si� do walizki, podni�s� j� i ruszy� w stron� jeepa.
Zanim doszed�, z Blazera wysiad� jaki� m�czyzna i podszed� do
niego.
Kiedy Alana zbli�y�a si�, rozpozna�a doktora Gene'a. Doktor
u�miechn�� si� i wyci�gn�� do niej r�ce - trudno jej by�o przem�c
l�k przed obj�ciem nawet przez cz�owieka, kt�ry
28
NIE DOTYKAJ MNIE
przyjmowa� j� przy porodzie, kt�ry leczy� jej wszystkie choroby w
dzieci�stwie i p�aka� w bezsilnej rozpaczy przy �o�u �mierci jej
matki. Doktor Gene nale�a� do rodziny w r�wnym stopniu, co jej
ojciec i bracia.
� wysi�kiem woli, kt�ry przyprawi� j� o dr�enie, Alana podda�a
si� kr�tkiemu u�ciskowi doktora Gene'a. Nad jej g�ow� doktor
spojrza� pytaj�co na Rafe'a, kt�ry tylko lekko pokr�ci� g�ow�.
- Ciesz� si�, �e ci� widz� z powrotem - powiedzia� doktor Gene.
- O, ju� nie kulejesz. Wygl�dasz �licznie jak zawsze, rybko.
- A pan k�amie bardzo kiepsko - odpar�a Alana.
U�miechn�a si� jednak przelotnie, s�ysz�c swoje pieszczotliwe
imi� z dzieci�stwa. Mimo to wycofa�a si� z obj�� doktora. Jej
po�piech by� prawie niegrzeczny, ale nie mog�a si� opanowa�. To
by�a najgorsza cz�� koszmaru, ta niemo�no�� opanowania.
- Jedyne, co kiedykolwiek by�o we mnie �liczne, to m�j g�os
- powiedzia�a Alana.
- Nie boli? - pyta� dalej doktor. - Jak apetyt?
- Nie boli - odpar�a oboj�tnie, ignoruj�c pytanie o apetyt.
- Nawet ju� nie u�ywam banda�a elastycznego.
Alana z l�kiem czeka�a, a� doktor spyta j� o pami��. Nie chcia�a
rozmawia� o tym przy Rafie.
W og�le nie chcia�a rozmawia� o swojej pami�ci.
- Obci�a� w�osy - zauwa�y� doktor.
Alana unios�a nerwowo r�k�, dotykaj�c kr�tkich, jedwabistych
wici, kt�re by�y wszystkim, co zosta�o z jej si�gaj�cych do pasa
warkoczy.
- Tak. - Potem za�, poniewa� doktor wydawa� si� czeka� na co�
wi�cej, doda�a: - Dzisiaj. Obci�am je dzisiaj.
- Dlaczego? - spyta� doktor Gene.
G�os doktora by� tak �agodny, jak bezpo�rednie jego pytanie.
- Ja... - Alana przerwa�a. - Ja... chcia�am.
- Tak, ale dlaczego?
Bladoniebieskie oczy doktora obserwowa�y j� bacznie spod
g�stwiny siwych w�os�w i zmarszczonego czo�a.
- Te warkocze... niepokoi�y mnie � powiedzia�a Alana.
G�os mia�a spi�ty, wzrok mglisty, przestraszony.
29
ELIZABETH LOWELL
- Niepokoi�y? Jak? - spyta� doktor.
- Ci�gle... zapl�tywa�y si� we wszystko. - Alana wykona�a
nag�y ruch r�kami, jakby broni�a si� przed czym�. - Ja...
Gard�o zacisn�o si� jej i nie mog�a nic wi�cej powiedzie�.
- Alana jest zm�czona - powiedzia� Raf� cichym, zdecydo-
wanym g�osem. � Zawioz� j� do domu. Zechce pan nam
wybaczy�, doktorze Gene.
Raf� i doktor Gene wymienili d�ugie spojrzenie. Potem doktor
westchn��.
- W porz�dku - powiedzia� zrezygnowanym g�osem. �
Powiedzcie Bobowi, �e spr�buj� znale�� troch� wolnego czasu,
�eby wybra� si� na ryby.
- Dobrze. W obozie pod Broken Mountain zawsze znajdzie si�
dla pana miejsce.
- Nawet teraz?
- Szczeg�lnie teraz � odpar� z ironi� Raf�. � Mo�e stosujemy
r�ne �rodki, ale cel mamy identyczny.
Alana popatrzy�a na obu m�czyzn.
- Cel?
- Taka ma�a wyprawa rybacka w g�ry - wyja�ni� Raf�. - Nasz
poczciwy doktor �owi na robaki. Je�li o mnie chodzi wol�
wymy�la� w�asne przyn�ty.
Doktor Gene u�miechn�� si� przelotnie.
- Za�o�� si�, �e z�owi� wi�cej pstr�g�w ni� ty, Winter.
- Ja �owi� tylko jeden gatunek pstr�g�w. Bardzo szczeg�lny.
Alana zastanawia�a si� nad pr�dami emocji, kt�re przep�ywa�y
mi�dzy obu m�czyznami, a potem stwierdzi�a, �e jest
przewra�liwiona. Od czasu Broken Mountain podrywa�a si� na
szepty i cienie, podejrzewa�a spisek i po�cig, podczas gdy nie by�o
za ni� nic pr�cz nocy i ciszy.
Doktor Gene zwr�ci� si� do Alany.
- Gdyby� czegokolwiek potrzebowa�a, rybko, zjawi� si�
natychmiast.
- Dzi�kuj�.
- M�wi� powa�nie - doda�.
Wiem - odpar�a cicho.
30
NIE DOTYKAJ MNIE
Uk�oni� si�, wsiad� do Blazera i odjecha�, machaj�c na
po�egnanie.
Raf� poda� Alanie r�k� i pom�g� wsi��� jej do jeepa. Alana ca�y
czas przygl�da�a mu si� ukradkiem, por�wnuj�c wspomnienia z
rzeczywisto�ci�.
Raf� by� du�o starszy, du�o bardziej opanowany ni� w jej
wspomnieniach. Kiedy si� nie u�miecha�, jego twarz by�a zaci�ta,
niemal przera�aj�ca swoimi du�ymi p�aszczyznami i kanciasta.
Wci�� jednak porusza� si� z t� swobodn� energi�, kt�ra zawsze j�
fascynowa�a. G�os mia� wci�� �agodny, a jego r�ce by�y pi�kne. By�
to dziwny spos�b na opisanie czego� tak silnego, zwinnego i
grubosk�rnego jak m�skie d�onie, jednak nie potrafi�a wymy�li�
lepszego s�owa.
Nie wszystkie m�skie d�onie dzia�a�y na Alan� tak jak te.
Czasami widzia�a czyje� r�ce i przeszywa� j� zimny dreszcz
przera�enia.
- Mamy dzisiaj szcz�cie - stwierdzi� Raf�, umiej�tnie prowadz�c
jeepa przez wyboiste pole, kt�re s�u�y�o za parking.
- Szcz�cie? - powt�rzy�a Alana, s�ysz�c w swoim g�osie ledwo
wyczuwaln� nut� paniki i nienawidz�c jej.
- Nie pada. W ostatnich dniach pada�o bardzo du�o.
Alana pr�bowa�a ukry� dreszcz, kt�ry przeszy� j� na my�l o
b�yskawicy i grzmocie, g�rach i �liskim, czarnym �niegu.
- Tak - powiedzia�a p�szeptem. - Ciesz� si�, �e nie ma burzy.
- Kiedy� uwielbia�a� burze - powiedzia� cicho Raf�.
Alana znieruchomia�a, przypominaj�c sobie pewne wrze�niowe
popo�udnie, kiedy burza z�apa�a ich podczas konnej przeja�d�ki.
Dotarli do chat rybackich, przemoczeni i zdyszani. Raf� zdj�� z niej
mokr� kurtk�, a potem bluzk�. Jego r�ce dr�a�y, kiedy jej dotyka�.
Alana przymkn�a oczy, staraj�c si� zapomnie�. My�l o tym, �e
Raf� dotyka jej w ten spos�b, sprawia�a, �e stawa�a si� bezwolna z
po��dania, a zarazem oszala�a z przera�enia � sen i, i koszmar
przemiesza�y si� i spl�ta�y razem. Nie potrafi�a tego i wyja�ni� ani
zrozumie�.
31
ELIZABETH LOWELL
Raf� tak�e pami�ta� t� wrze�niow� burz�, kiedy rozebra� i
pie�ci� Alan�, a� pozosta� tylko ogie� i ciche ponaglenia ich
oddech�w, ale odbicia tych wspomnie� nie by�o wida� na jego
twarzy, nic te� na ten temat nie powiedzia�.
- Mieli�my w zesz�ym tygodniu niez�y mr�z na wysoko�ci
ponad p�tora tysi�ca metr�w - kontynuowa� Raf�. - Li�cie
osiki zmieni�y kolor. Teraz wygl�daj� jak ta�cz�ce na wietrze
drobiny s�onecznego �wiat�a.
Spojrza� szybko na Alan�, dostrzegaj�c na jej twarzy odbicie
wewn�trznego konfliktu.
- Wci�� lubisz osiki, prawda? - spyta� Raf�.
Alana skin�a g�ow�, boj�c si� zaufa� swemu g�osowi. G�rskie
osiki, z ich bia�� kor� i dr��cymi, srebrnymi od spodu li��mi, by�y
jej ulubionymi drzewami. Jesieni� osiki stawa�y si� tak ��te i
czyste jak... ta�cz�ce na wietrze s�oneczne �wiat�o.
Spogl�daj�c w bok dostrzeg�a, �e Raf� patrzy na ni� uwa�nie.
Mia� oczy koloru whisky.
- Wci�� lubi� osiki - odpar�a Alana.
Stara�a si� zachowywa� normalne brzmienie g�osu, wdzi�czna
za bezpieczny temat. Tera�niejszo��, nie przesz�o��. Przesz�o��
przekracza�a granice jej wytrzyma�o�ci. O przysz�o�ci nie da�o si�
my�le�. Tylko jeden dzie� naraz. Jedna godzina. Minuta. Mog�a
znie�� wszystko, minut� naraz.
- Nawet w zimie - doda�a Alana g�osem niewiele g�o�niejszym
ni� szept- kiedy ga��zie s� czarne, a pnie wygl�daj� jak zjawy na
�niegu.
Raf� przyspieszy� na w�skiej, dwupasmowej asfaltowej drodze.
Rzuci� spojrzenie na wyrastaj�cy po l