16398
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 16398 |
Rozszerzenie: |
16398 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 16398 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 16398 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
16398 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Herbert David Lavrence
DZIEWICA, I CYGAN
StMAWR
prze�o�y�a
Ma�gorzata
Fabianowska
Wydawnictwo ALFA Warszawa 1993
(A
Tytu� orygina�u:
St Mawr
The Firgin and the ?1?5?
St Mawr first published May 1925
The Virgin and the ???'? tost published in 1930
Published toget^1" in one volume in Penguin Books 1950
Projekt typogr/lczny serii
Janusz Ob�ucki
Ilustracja na ok�adce
Stanis�awa Poreda
Projekt znaku graficznego serii
Miros�aw Tokarczyk
Redaktor
Joanna Egert Redaktor serii Marek S. Nowowiejski Redaktor techniczny
Ewa Guzenda
-
For the Polish translation
Copyright � 1992 by Ma�gorzata Fabianowska
For the Polish edition
Copyright � 1992 by Wydawnictwo ALFA
Ali Rights Reserved
ISBN 83-7001-690-1
Wydawnictwo ALFA � Warszawa 1993 Wydanie pierwsze
Zak�ad Poligraficzny Wydawnictwa Alfa Zam. 1223/92
Akc.o2?j__ \???
St Mawr
Lou Witt tak d�ugo chodzi�a w�asnymi drogami, �e w wieku dwudziestu pi�ciu lat
nie wiedzia�a ju�, dok�d j� zaprowadzi�y. Chodzenie w�asnymi drogami mo�e
zawie�� na manowce.
Jedno tylko by�o pewne � nie spe�ni� si� jej wielki romans z Rico. I
rzeczywi�cie mia�a pewne powody do rozpaczy. Ale nawet to rozegra�a tak, jak
chcia�a. Rico wr�ci� do niej i pos�usznie j� po�lubi�. Teraz, gdy mia�a lat
dwadzie�cia pi��, on za� by� o trzy miesi�ce starszy � stanowili urocz� par�
ma��e�sk�. Oczywi�cie nadal flirtowa� z innymi kobietami. Nie by�by przystojnym
Rico, gdyby tego nie robi�. Ale �z�apa�a" go � o, tak! Trzeba by�o widzie�, jak
on z niepokojem zerka na ni� swoimi wielkimi, niebieskimi oczami � zupe�nie jak
wierzchowiec, kt�ry pragn�c wy�ama� si� spod w�adzy swego pana, pr�buje
sprawdzi�, jak dalece musi mu by� pos�uszny.
Lou, ze swoj� dziwn�, ma�� twarzyczk�, niezupe�nie �adn�, lecz bardzo mi��, w
spos�b intryguj�cy, przypominaj�cy rozwi�zywanie szarady, pozwala�a odgadn��
swoje arystokratyczne pochodzenie, z dziwnie poufa�� znajomo�ci� obcych miast i
j�zyk�w, z ukrytym poczuciem nieprzy-nale�enia do �adnego miejsca, jak Cyganka,
kt�rej dom jest
6
D. H. Lawrence
wsz�dzie i nigdzie � nie dawa�a si� do ko�ca okre�li�. To stanowi�o o jej uroku
i niepowodzeniu zarazem.
Oczywi�cie, by�a Amerykank�: jej rodzina pochodzi�a z Luizjany, a przenios�a si�
do Teksasu. By�a umiarkowanie bogata; �cis�e kontakty utrzymywa�a jedynie z
matk�. Lecz w wieku dwunastu lat zosta�a wys�ana na nauk� do Francji � gdy
uko�czy�a szko��, dryfowa�a mi�dzy Pary�em a Palermo, Biarritz a Wiedniem, potem
za� z powrotem przez Monachium do Londynu i jeszcze raz � do Rzymu. I tylko
kilka kr�tkich podr�y odby�a do swojej rodzinnej Ameryki.
Jak� wi�c by�a Amerykank�?
A jak� by�a Europejk�? Nie �przynale�a�a" nigdzie. Mo�e najbardziej do Rzymu,
gdzie obraca�a si� w�r�d artyst�w i ludzi z dyplomacji.
To w�a�nie w Rzymie spotka�a Rico. By� Australijczykiem, synem urz�dnika
rz�dowego z Melbourne, kt�ry uzyska� tytu� baroneta. Tak wi�c pewnego dnia Rico
mia� zosta� sir Henrym, jako �e by� jedynym synem. Na razie w��czy� si� po
Europie z bardzo ma�� pensj� (mia� niezbyt bogatego ojca) � i by� artyst�.
Spotkali si� w Rzymie, maj�c po dwadzie�cia dwa lata, i prze�yli romans na Capri.
Rico by� przystojny, elegancki � lecz spodnie mia� przewa�nie poplamione farbami,
a krawat rozci�gni�ty od sta�ego rozlu�niania.
Jego zachowanie cechowa�a elegancja posuni�ta a� do najwy�szej przesady, co
fascynowa�o W�och�w. Zarazem jednak by� �yciowy, sprytny i racjonalny, jak tylko
mo�e by� m�ody pozer � ale przede wszystkim �yczliwy i pe�en troski; pe�en
troski o w�asn� przysz�o��; pe�en troski o w�asne miejsce w �wiecie; cho� biedny,
potrafi� sta� si� nagle rozrzutny, pomimo ca�ych swoich k�opot�w finansowych;
potrafi� sta� si� nagle z�o�liwy, pomimo ca�ej swojej d��no�ci
DZIEWICA I CYGAN
7
do �ycia w zgodzie ze wszystkimi; potrafi� nagle sta� si� niewdzi�czny, pomimo
wszystkich d�ug�w wdzi�czno�ci; potrafi� nagle sta� si� nieuprzejmy, pomimo
swojego dobrego wychowania i potrafi� te� sta� si� nagle niezno�ny, pomimo
g�adkiego, i�cie dworskiego obej�cia.
Zafascynowa�a go osobliwa pewno�� siebie Lou, jej do�wiadczenie, �wiedza",
uliczna znajomo�� �ycia, samotno�� i po�udniowy, przeci�gaj�cy wyrazy spos�b
m�wienia, tak czasem irytuj�cy. Ten za�piew, kt�ry by� tak bardzo ameryka�ski.
Tymczasem Lou nie u�ywa�a wcale amerykaniz-m�w, chyba �e popada�a w dziwne ataki
zjadliwej ironii � co by�o zaiste bardzo ameryka�skie!
Lou za� by�a zafascynowana Rico. Roztaczali przed sob� swoje barwy jak dwa
motyle na kwiecie. Udawali bardzo ubogich w Rzymie � on by� ubogi � i bardzo
bogatych w Neapolu. Wszyscy zwracali ku nim spojrzenia. A oni mieli romans na
Capri.
Lecz bardzo �le reagowali na stan swoich nerw�w. Gdy Lou zachorowa�a, pojawi�a
si� jej matka. On nie m�g� znie�� pani Witt, a pani Witt nie znosi�a jego.
Nast�pi�y fatalne dwa tygodnie, po kt�rych Lou zosta�a odstawiona do
klasztornego zak�adu leczniczego w Umbrii, a Rico w po�piechu odjecha� do Pary�a.
Nic nie by�o go w stanie zatrzyma�. Musia� wraca� do Australii.
Przyjecha� do Melbourne, gdzie w�a�nie umar� jego ojciec, zostawiaj�c mu w
spadku tytu� baroneta i nadal bardzo skromne dochody. Lou raz jeszcze odwiedzi�a
Ameryk�, ten najbardziej dla niej obcy z obcych kraj�w. Wyjecha�a przygn�biona,
spragniona Europy i, oczywi�cie, skazana na ponowne spotkanie z Rico.
Nie mogli odej�� od siebie, cho� nawet w trakcie ich raczej pow�ci�gliwej
korespondencji poinformowa� j�, �e �mo�liwe" jest, i� po�lubi bardzo mi��
dziewczyn�, swoj� przy-
8
D. H. Lawrence
jaci�k� z dzieci�stwa, jedynaczk� jednej z najstarszych rodzin w Victorii. Nic
doda�, nic uj��.
Nie wprowadzi� mo�liwo�ci w czyn, lecz pojawi� si� zn�w w Pary�u, pragn�c
wymalowa� ca�y sw�j talent, przera�liwie zainspirowany Cezanne'em i p�nym
Renoirem. Jada� w Rotonde obiady z Lou i pani� Witt, kt�ra, maj�c dziwaczne,
nowoorlea�skie poczucie wy�szo�ci, rozgl�da�a si� po sali alkoholowej z
barbarzy�skim ukontentowaniem, traktuj�c Rico jak jeden z element�w widowiska.
� Z pewno�ci� � m�wi�a � kiedy ci ludzie maj� pieni�dze, zakochuj� si� w
pe�nym �o��dku. Gdy za� nie maj� pieni�dzy, zakochuj� si� w pe�nym portfelu.
Nigdy nie znajdowa�am si� w tak wstr�tnym miejscu. Oni przyjmuj� swoj� mi�o��
tak, jak inni pigu�ki na trawienie po obiedzie.
' Spogl�da�a szarymi oczami o figlarnym, m�drym i �mia�ym wejrzeniu, siedz�c
wyprostowana i milcz�ca, odziana w drogie ameryka�skie rzeczy � a potem
przypuszcza�a takie w�a�nie gwa�towne ataki. Rico nieodmiennie czu� si�
zniewa�any.
Pani Witt nienawidzi�a Pary�a: �tego n�dznego, nieszcz�liwego miasta", jak je
nazywa�a.
� Jakie� nieszcz�cie wisi nade mn� w tym ponurym, plugawym mie�cie � w jego
powietrzu czuj� zaraz� � powiedzia�a. � Na lito�� Bosk�, Louise, wyje�d�amy do
Maroka lub gdzie b�d�.
� Nie, mamo droga, teraz nie mog�. Rico mi si� o�wiadczy�, i przyj�am go.
Mo�e wi�c porozmawia�yby�my o za�lubinach?
� W�a�nie tu?! � wykrzykn�a pani Witt. � Przecie� powiedzia�am, �e to
nieszcz�sne miasto!
I szczeg�lny wyraz skrajnego nowoorlea�skiego rozdra�nienia uwydatni� jej ostry
nos. Jednak Lou i Rico mieli po dwadzie�cia cztery lata i nie dawali sob�
kierowa�. Po-
DZIEWICA I CYGAN
9
nadto Lou zosta�aby lady Carrington. Lecz pani Witt by�a skrajna ponad wszelk�
skrajno��. Wola�aby raczej widzie� Lou wpadaj�c� w obj�cia jednego z tych
pot�nych, z�ych tragarzy z Hal. By�a w wieku, w kt�rym z�owroga m�sko��
m�czyzn, odwieczny Adam, zaczyna zagra�a� kunsztownej konstrukcji towarzyskich
zasad. A jednak � a jednak � lepiej by�o mie� lady Carrington za c�rk�, skoro
Lou tak wybra�a.
Odby� si� �lub, po kt�rym pani Witt odjecha�a do Ameryki. Lou i Rico
wydzier�awili ma�y, stary dom w West-minster i zacz�li osadza� si� w pewnej
warstwie angielskiego spo�ecze�stwa. Rico sta� si� niemal modnym portrecist�. W
ka�dym razie on sam by� niemal w modzie, niezale�nie od wykonywanych przez
siebie portret�w. Lou r�wnie� niemal uznawano; by�a prawie sensacj�. Pomimo
dodatniego wra�enia, jakie wywierali, tkwi�a w tym jaka� skaza: ani Rico, ani
ona nigdy nie umieliby wtopi� si� w �adn� sp"o�eczno��. Byli rodzajem tu�aj�cych
si� artyst�w. Ale �adne z nich nie odczuwa�o zadowolenia z przynale�no�ci do
gatunku nigdzie nie przynale��cego. Pragn�li wpasowa� si� gdzie� i cieszy� si�
�yciowym powodzeniem.
St�d domek w Westminster, portrety, kolacje, przyjaciele i wizyty. Pani Witt
przyje�d�a�a i sardonicznie instalowa�a si� nie opodal, w apartamentach hotelu
cichego, lecz dobrej klasy. By�a na miejscu. A jej przera�aj�ce szare oczy ze
z�o�liwym b�yskiem �ledzi�y pust� fars� �ycia. Jak gdyby o wszystkim wiedzia�a
lepiej.
Lou i Rico mieli na siebie osobliwie niszcz�cy wp�yw; �adne nie wiedzia�o
dlaczego. Przepadali za sob�. ��czy�a ich jaka� tajemnicza wi�. Lecz by�a to
raczej dziwna wibracja nerw�w, a nie pulsowanie krwi. Raczej zwi�zek nerw�w ni�
zwi�zek seksualny. Raczej dziwne napi�cie woli ni� �ywio�owe po��danie.
Ka�de z nich by�o osobliwie
10
D. H. Lawrence
podporz�dkowane drugiemu. Stanowili par� � wi�c musieli by� razem. Tote� wkr�tce
zacz�li od siebie stroni�. Owo po��czenie woli i nerw�w okaza�o si� niszcz�ce.
Gdy tylko jedno poczu�o si� silne, drugie czu�o si� chore. Gdy tylko jedno
odzyskiwa�o si�y, pogr��a�o si� to, kt�re mia�o si� dobrze.
I wkr�tce, za milcz�c� zgod�, ma��e�stwo sta�o si� bli�sze przyja�ni,
platoniczne. By� to zwi�zek ma��e�ski, lecz bez seksu. Seks niszczy� i
wyczerpywa�; wycofywali si� z niego, staj�c si� bratem i siostr�. Nadal jednak
byli m�em i �on�. A brak wi�zi fizycznej sta� si� dla obydwojga ukrytym �r�d�em
niepokoj�w i �al�w. �adne z nich nie chcia�o tego uzna�. Rico rzuca� niespokojne,
zamy�lone spojrzenia na inne kobiety.
Pani Witt �ledzi�a wszystko, spogl�daj�c jak zza muru; elegancki demon, pe�en
niesamowitej energii i przera�liwego poczucia sensu. Rzadko si� odzywa�a � lecz
jej kr�tkie, rzeczowe, a czasem zjadliwe uwagi, zdradza�y pogardliwy stosunek do
ich uk�adu.
Rico go�ci� zdolnych i s�awnych ludzi. Pani Witt wyst�powa�a w swoich
nowojorskich sukniach, nosz�c kilka starannie dobranych klejnot�w. Wygl�da�a
przystojnie z bujnymi posiwia�ymi w�osami, a spojrzenie jej szarych oczu
przykrytych ci�kimi powiekami stanowi�o przekle�stwo dla ka�dej pani domu. Oczy
te widzia�y zbyt wiele rzeczy popadaj�cych w ruin�. I by�o a� nazbyt oczywiste,
�e ci zdolni, s�awni Anglicy nies�ychanie dzia�ali jej na nerwy swoj�
drobiazgowo�ci� i subtelnym podkre�laniem w�asnej wy�szo�ci. Bez ustanku my�la�a
o domu, w kt�rym dorasta�a, o plantacji, Negrach i plantatorach; o cynicznej
bezwzgl�dno�ci, kt�r� przesi�kni�te by�o to ich ca�e bujne, niezaradne �ycie. I
pragn�a wnie�� co� z tej nieprzejednanej, wielkiej i niebezpiecznej Ameryki w
bezpieczne, u�a-
DZIEWICA I CYGAN
11
dzone salony Londynu. Naturalnie nie cieszy�a si� wi�c popularno�ci�.
Jednak�e, b�d�c kobiet� energiczn�, musia�a czego� dokona�. W ostatniej fazie
wojny pracowa�a w sekcji Ameryka�skiego Czerwonego Krzy�a we Francji jako
piel�gniarka. Kocha�a m�czyzn � prawdziwych m�czyzn. Jednak przy bli�szym
rozeznaniu trudno by�o dociec, kogo okre�la�a jako �prawdziwego" m�czyzn�.
Nigdy takiego nie spotka�a.
Z rumowiska wal�cej si� w gruzy wojny ocali�a dziwny szcz�tek, kt�ry przybra�
posta� Geronima Trujillo. By� Amerykaninem z Arizony, z meksyka�skiego ojca i
matki � Indianki Navaho. Przy bli�szym poznaniu czu�o si� w nim prawdziwego
p�krwi miesza�ca � cho� na pierwszy rzut oka m�g� uchodzi� za spalonego s�o�cem
przedstawiciela jakiegokolwiek narodu, szczeg�lnie francuskiego. Wygl�da� jak
pewien typ Francuza � z dziwnie osadzonymi ciemnymi oczami, prostymi, czarnymi
w�osami, cienkim, czarnym w�sikiem, d�ug� szcz�k� i nieomal oci�a�ym, niepewnym
i wzgardliwym sposobem bycia. Tylko gdy si� go dobrze pozna�o i spogl�da�o
prosto w oczy, mo�na by�o dostrzec pami�tny wizerunek Indianina.
Ci�ko ranny od�amkiem, chwilowo stanowi� ludzki wrak. Pani Witt, piel�gnuj�c go
w czasie rekonwalescencji, zapyta�a, dok�d ma zamiar si� uda� po wyzdrowieniu.
Nie wiedzia�. Ojciec i matka nie �yli i nic nie wi�za�o go ju� z Phoenix w
Arizonie. Ze sko�czon� india�sk� szko�� �redni� nie znalaz� biedak, �adnego
miejsca w �yciu. Jeszcze jeden z wielu nieudacznik�w.
Mia� w swojej powierzchowno�ci co� z paryskiego apache; zawsze by� jednak
zahamowany i nerwowo zamkni�ty w sobie. Wielce intrygowa� pani� Witt.
� Dobrze, Phoenix � powiedzia�a, odmawiaj�c nazy-
12
D. H. Lawrence
wania go jego hiszpa�skim imieniem. � Zobacz�, co si� da zrobi�.
I zrobi�a: znalaz�a mu prac� w pewnej posiad�o�ci ziemskiej, kt�rej
w�a�cicielami byli jej znajomi. Umia� bardzo dobrze obchodzi� si� z ko�mi,
znakomicie wychodzi�a mu hodowla indyk�w, g�si i drobiu.
W jaki� czas po �lubie Lou pani Witt ponownie pojawi�a si� w Londynie � z
Phoenixem u boku i par� koni. Postanowi�a, �e b�dzie odbywa� poranne przeja�d�ki
w Hyde Parku, by spotyka� ludzi. Phoenix mia� by� jej stajennym.
I tak, ku wielkiemu przera�eniu Rico, mo�na by�o zobaczy� pani� Witt we
wspaniale skrojonej amazonce i doskona�ych butach, w zgrabnym czarnym kapelusiku
na wytwornie uczesanych siwych w�osach, jad�c� na wa�achu tak bystrym jak i ona,
i zadzieraj�c� swego w�cibskiego, zarozumia�ego, pogardliwego, arystokratyczno-
demokratycznego luizja�skiego nosa wobec ludzi na Piccadilly � gdy przecina�a
Row z pod��aj�cym za ni�, milcz�cym cieniem Phoenixa, kt�ry siedzia� na
kasztanie z trzema bia�ymi skarpetkami, tak jak gdyby urodzi� si� w siodle.
Pani Witt, jak wielu innych ludzi, zawsze mia�a nadziej� spotka� gdzie� wreszcie
prawdziwy beau monde, jak te� prawdziwy grand monde. Niezupe�nie zachwyca�o j�
to, co widzia�a w Lasku Bulo�skim, w Monte Carlo czy te� w Pincio; wszystko,
by�o nie najlepszej jako�ci; ani zbyt �pi�kne", ani zbyt �wielkie". A teraz
znalaz�a si� tu, z siwymi orlimi oczami, wspania�� cer� i zab�jczym zdrowiem
kobiety przed pi��dziesi�tk� � patrz�c spod nieco przymkni�tych powiek, tylko
odrobin� nerwowa, lecz absolutnie gotowa do wzgardzenia tym monde, w kt�ry
wkracza�a na Rotten Row.
Tam wp�yn�a, �egluj�c w g�r� i w d� szlaku, pe�nego
DZIEWICA I CYGAN
13
je�d�c�w i amazonek, sun�cych pod drzewami Parku. O tak, by�y tam �liczne
dziewczynki z jasnymi sp�ywaj�cymi na plecy w�osami, na swoich weso�ych konikach.
A tak�e przera�liwie wymuskani tatusiowie i usztywnione mamusie, kt�re wygl�da�y
tak, jak gdyby mia�y w�a�nie przyst�pi� do rozlewania herbaty zza uszu swoich
koni i uprawia� banaln� sztuk� konwersacji, jednym okiem patrz�c na imbryk, a
drugim na zaproszonego go�cia � podczas gdy spojrzenia pozosta�ych argusowych
oczu tych pa� domu spoczywa�y na wszystkich, kt�rzy pozostawali w zasi�gu ich
wzroku. Czujna, argusowa gotowo�� angielskich matron by�a zaskakuj�ca i nieco
przera�aj�ca. Pani Witt natychmiast pomy�la�a o starych murzy�skich mammies, tam,
w Luizjanie, i jej oczy sta�y si� jak sztylety � gdy tak patrzy�a na sztywnych,
? nudnych, afektowanych m�odych Anglik�w. Wzbrania�a si� patrze� na bogatych
�yd�w.
By�y to ci�gle jeszcze czasy, gdy nie pozwalano samochodom porusza� si� po Parku
� lecz Rico i Lou, sun�c dooko�a Hyde Park Corner i wzd�u� Park Lane swoim wozem,
mogli z przera�eniem �ledzi� zimn� jak stal amazonk� i jej ponurego stajennego.
Wydawa�o si�, �e pani Witt, trzymaj�c pistolet wymierzony w pier� ka�dego z
je�d�c�w i je�d�czy� oznajmia: �M�sko�� albo �ycie! Kobieco�� albo �ycie!" Sama
nie wiedzia�a, jakimi chce ich widzie�, ale mia�o to by� co� r�wnie
demokratycznego, jak u Abrahama Lincolna, co� r�wnie arystokratycznego, jak u
rosyjskiego cara, co� r�wnie intelektualnego, jak u Arthura Balfoura, i co�
r�wnie milcz�cego, i niewidzialnego, jak u Phoenixa. Wszystko naraz.
Nie by�o wyj�cia: Lou musia�a sobie kupi� konia i je�dzi� u boku matki, by
wyra�nie sta�o si� zado�� dobrym obyczajom. Pani Witt tak bardzo kojarzy�a si� z
precyzyjn�, metalicznie l�ni�c�, skierowan� na cel broni�, �e Lou
14
D. H. Lawrence
mog�a by� tylko czym� na podobie�stwo futera�u. I naprawd� wygl�da�a �adnie,
szczup�a, elegancka i odrobin� prowokuj�ca, z lokami ciemnych, wij�cych si�
w�os�w i oryginalnymi, br�zowymi, nieco asymetrycznymi oczami, kt�re sprawia�y,
�e wygl�da�a troch� sennie i niewyra�nie, cho� jednocze�nie by�a �ywa jak
wr�belek; kto� podsun�� my�l, �e nadawa�aby si� do filmu.
Tym niemniej nast�pnego ranka znalaz�y si� w kronice towarzyskiej � �dwiema
nowymi, intryguj�cymi postaciami na Row tego ranka by�y: lady Carrington i jej
matka, pani Witt" etc. Niech m�wi, co chce � ale pani Witt to si� spodoba�o.
Podobnie Lou. Lou podoba�o si� to nies�ychanie. Po prostu rozkoszowa�a si�
blaskiem popularno�ci.
� Rico, kochanie, musisz mie� konia.
Ton by� �agodny, po�udniowy, �piewny � lecz o wyd�wi�ku nieodwo�alnej
ostateczno�ci. Na pr�no Rico si� wykr�ca� � mia� taki spos�b wymawiania si� i
wymigiwania, kt�ry prawdopodobnie naby� w Oksfordzie. Na pr�no protestowa�,
m�wi�c, �e nie mo�e je�dzi� i nie interesuje go jazda konna. Sta� si� ju�
ca�kiem z�y i jego przystojnie wygi�ty nos wznosi� si�, a g�rna warga ods�ania�a
z�by jak u psa, kt�ry ma zamiar ugry��. Jednak nie mia� na tyle �mia�o�ci.
Taki w�a�nie by� Rico. Nie mia� a� tyle �mia�o�ci, by uk�si�. I nie dlatego, by
naprawd� obawia� si� innych. Obawia� si� samego siebie w momencie, w kt�rym by
sobie pofolgowa�. M�g� rozsadzi� wybuchem nagromadzonego przez lata gniewu ca�y
ten prze�liczny obrazek uroczej m�odej �ony, zachwycaj�co przytulnego domku i
swojego fascynuj�cego sukcesu jako malarza modnych, a jednocze�nie �wielkich"
portret�w: z kolorystyk�, wspania-
DZIEWICA I CYGAN
75
�� kolorystyk�, i jednocze�nie form�, zachwycaj�c� form�. Skomponowa� ten ma�y
tableau vivant z wielkim wysi�kiem. Nie chcia� wy�ama� jak ko�, kt�ry nagle si�
zbiesi� � Rico w rzeczywisto�ci bardziej przypomina� konia ni� psa; konia, kt�ry
mo�e za chwil� si� znarowi�. Na razie by� dobry, bardzo dobry; niebezpiecznie
dobry.
� Ale� dlaczego, drogi Rico, my�la�am, �e du�o je�dzi�e� tam, w Australii, gdy
by�e� m�ody? Czy� nie opowiada�e� mi o tym wszystkim, hm? � I gdy zako�czy�a
owym przeci�g�ym, �piewnym �hm", kt�re podzia�a�o na niego jak �rodek
pobudzaj�cy, jak narkotyk � ju� wiedzia�, �e zosta� pokonany.
Lou trzyma�a swoj� gniad� klacz w stajniach, znajduj�cych si� tu� za jej domem w
Westminster, i zawsze si� do nich wymyka�a. Czu�a �mieszn� odrobin� nostalgii do
tego miejsca; co�, co j� naprawd� dziwi�o. Nigdy nie mia�a najmniejszego poj�cia,
�e lubi konie, stajnie i stajennych. A jednak lubi�a. By�a nimi zafascynowana.
Mo�e powr�ci�y wspomnienia z dzieci�stwa w Teksasie. Cokolwiek by to by�o, jej
�ycie z Rico w wytworym ma�ym domu i wszystkie towarzyskie powi�zania wydawa�y
si� snem, kt�rego rzeczywist� kanw� stanowi�y owe stajnie w Westminster, jej
gniada klacz, w�a�ciciel stajni, pan Saintsbury, i stajenni, kt�rych zatrudnia�.
Pan Saintsbury by� wiecznym koniarzem, jak stara panna, i kocha� d�wi�k tytu��w.
� Lady Carrington! Nie do wiary! A wi�c zn�w przysz�a pani, by przez chwil�
zaszczyci� nas swoim towarzystwem, jak widz�! Nie wiem, co poczniemy, kiedy ju�
pani tu nie stanie; b�dziemy tacy samotni! � I b�ysn�� ku niej swoim
staropanie�skim u�miechem. � Jakkolwiek ponury by�by ten poranek, ja�nie pani
roz�wietli go jak promyk s�o�ca. Poppy ma si� dobrze, jak s�dz�...
16
D. H. Lawrence
Poppy gniada klacz, bez bia�ych skarpetek i bystrego oka mia�a si� dobrze. A pan
Saintsbury u�miecha� si� tymi swoimi ustami starej panny, pokazuj�c wszystkie
z�by.
_ Prosz� za mn�, lady Carrington, mo�e pani obejrzy nowego konia, kt�rego
w�a�nie sprowadzili�my z prowincji. My�l�, �e jest wart zobaczenia, i mam
nadziej�, �e ja�nie pani ma chwil� wolnego czasu.
Ja�nie pani mia�a zbyt wiele chwil wolnego czasu. Pod��y�a za �wawym, g�adko
wygolonym starszym panem przez podw�rze do boksu i zaczeka�a, a� otworzy drzwi.
W ciemnym wn�trzu zobaczy�a pi�knego gniadego konia o kszta�tnych uszach, kt�re
wystrzela�y jak sztylety z wyrazistej g�owy. Wytwornym ruchem wykr�ci� szyj�, by
spojrze� w otwarte drzwi. Mia� wielkie, ciemne, l�ni�ce oczy z ostrym, badawczym
b�yskiem; by� w nim napi�ty, czujny spok�j, kt�ry zdradza zwierz� mog�ce sta�
si� niebezpiecz-
ne.
� Czy on jest spokojny? � spyta�a Lou.
� Ale� � o, tak � szanowna pani! Jest spokojny dla tych, kt�rzy wiedz�, jak
si� z nim obchodzi�. Nast�p si�, m�j ch�opcze! Nast�p si�, m�j �liczny! No,
nast�p si�, St Mawr!
Gadatliwy nawet wobec zwierz�t, post�pi� szybko naprz�d i po�o�y� r�k� na karku
konia ruchem mi�kkim, delikatnym jak dotkni�cie siadaj�cej muchy. Lou zobaczy�a,
jak l�ni�ca sk�ra zwierz�cia zafalowa�a lekko w l�kliwym oczekiwaniu � jak gdyby
cie� zbli�aj�cej si� r�ki pad� na p�ynne, czerwone z�oto. W tym samym momencie
jednak zwierz� odpr�y�o si� znowu.
� Spokojny dla tych, kt�rzy wiedz�, jak si� z nim obchodzi�, i niez�y �obuz
dla tych, kt�rzy nie wiedz�. To twoja specjalno��, co, St Mawr?
� Jak on si� nazywa? � zainteresowa�a si� Lou.
DZIEWICA I CYGAN
17
M�czyzna powt�rzy� imi�, wymawiaj�c je z lekkim walijskim akcentem.
� Pochodzi z pogranicza walijskiego i nale�y do walijskiego szlachcica, pana
Griffitha Edwardsa. Ale oni chc� go sprzeda�.
� Ile ma lat?
� Oko�o siedmiu � siedem lat i pi�� miesi�cy � powiedzia� pan Saintsbury,
�ciszaj�c g�os, jak gdyby ujawnia� jakie� tajemnice.
� Czy mo�na je�dzi� na nim w Parku?
� O, tak! powiedzia�bym, �e d�entelmen, kt�ry umia�by si� z nim obchodzi�,
m�g�by odbywa� znakomite przeja�d�ki w Parku. Prezentowa�by si� tam doskonale.
Lou momentalnie uzna�a, �e t� doskona�� postaci� m�g�by by� Rico. Gdy� prawie
ju� zakocha�a si� w St Mawrze. By� tak pi�kny, czerwonoz�otej ma�ci; zdawa�o si�,
�e p�onie niewidzialnym ogniem. Ale wielkie, czarne oczy zdradza�y skrywane
zamys�y. Co� m�wi�o jej, �e ko� nie jest ca�kiem beztroski, �e gdzie� w g��bi, w
jego zwierz�cej pod�wiadomo�ci, tkwi niebezpieczna, na wp� utajona uraza, �e
przenika go poczucie wrogo�ci. Uzna�a, i� jest wra�liwy, pomimo swej zdrowej,
�ywio�owej si�y, i nerwowy, pe�en dra�liwego niepokoju, kt�ry mo�e sprawdzi�, �e
stanie si� m�ciwy.
� Czy ma jakie� narowy? � spyta�a.
� Ja przynajmniej o nich nie wiem, szanowna pani; �adnych wyra�nych narow�w.
Ale nale�y do tych �charak-ternych" zwierz�t, jak to m�wi�. Chocia�, moim
zdaniem, ka�dy ko� ma charakter, gdy bli�ej si� przyjrze�. A wydaje si�, �e ten
tu nosi w sobie otwart� ran�. Wystarczy jej dotkn��, a trudno b�dzie
powiedzie�, jak zarea-
jaki spos�b mo�na go urazi�?
� Lou by�a wyra�-
18
D. H. Latarence
nie zaintrygowana. S�dzi�a, �e ko� mo�e mie� rzeczywi�cie jaki� fizyczny uraz.
__ C�, to trudno powiedzie�, moja szanowna pani. Gdyby by� istot� ludzk�, mo�na
by powiedzie�, �e co� z�ego wydarzy�o si� w jego �yciu. Ale z koniem nie jest
dok�adnie tak. Zwierz� szlachetnej krwi, jakim jest St Mawr, wymaga wyczucia i
nie wiem, czy jest kto�, kto umie znale�� na niego spos�b. Przyznam, �e sam nie
umiem. Wiem jednak, i� jest to szczeg�lny ko� i potrzebuje specjalnego podej�cia;
chcia�bym mu je zapewni�, cho� nie wiem dok�adnie, co trzeba robi�.
Lou spogl�da�a na ognistego gniadosza, kt�ry sta� przed ni� z po�o�onymi po
sobie uszami, z �bem odwr�conym, lecz gotowym, jak piorunochron, przyj�� �adunek
elektryczny. To by� ogier. Gdy u�wiadomi�a to sobie, zacz�a si� go jeszcze
bardziej obawia�.
� Czemu pan Griffith Edwards chce go sprzeda�?
� C�, droga pani � trzyma� go do cel�w zarodowych, ale St Mawr ich nie
spe�nia�. Bywaj� takie konie � z jakich� powod�w nie gustuj� w klaczach. Tak
wi�c nie mogli trzyma� go jako reproduktora. A, jak sama pani widzi, jest to
pot�ny, pi�kny hackney, kt�rego rozpiera energia. Na nic by�oby wstawienie go
mi�dzy dyszle. Nie zni�s�by tego. To jest �wietny ko� pod siod�o, o pi�knej
akcji; jazda na nim jest przyjemno�ci�. Ale trzeba mie� do niego podej�cie � i
o to w�a�nie chodzi.
Lou czu�a, �e co� kryje si� za niedom�wieniami tego cz�owieka.
� Czy ju� kiedy� si� znarowi�? � zapyta�a z obaw�.
� Czy si� znarowi�? � powt�rzy�. � Tak, nie mog� ukrywa�, by�y dwa wypadki.
Syn pana Griffitha Edwardsa je�dzi� na nim troch� za ostro, tam u siebie, w
lasach Dean � i m�ody cz�owiek roztrzaska� sobie czaszk� o nisko
DZIEWICA I CYGAN
19
zwisaj�c� ga��� d�bu. To by�o zesz�ej jesieni. A jaki� czas temu ko� przygni�t�
stajennego do �ciany boksu i �miertelnie go porani�. Ale to by�y wypadki,
szanowna pani. Takie rzeczy si� zdarzaj�.
M�wi� w spos�b ponury, fatalistyczny. Zdawa�o si�, �e ko�, z uszami po sobie,
ws�uchuje si� z uwag�, odwracaj�c �eb. Wygl�da� na istot� szlachetn� i nami�tn�,
kt�ra zosta�a os�dzona i skazana.
� Czy mog� zapyta�, jak si� masz? � powiedzia�a Lou, przysuwaj�c si� w swojej
bia�ej letniej sukience troch� bli�ej konia i unosz�c d�o� b�yszcz�c� do
szmaragd�w i diament�w.
Usun�� si� jak gdyby zdmuchni�ty porywem wiatru, a potem rzuci� g�ow� i
popatrzy� na ni� z ukosa ciemnym, wypuk�ym okiem.
� Bo ja mam si� raczej dobrze � rzek�a, zbli�aj�c si� bardziej, podczas gdy
ko� j� obserwowa�.
Po�o�y�a r�k� na jego boku i delikatnie go pog�aska�a. Potem poklepa�a kark i
wreszcie twardy, wygi�ty �uk szyi. Zaskoczy� j� �ywy, gor�cy pr�d �yciowej si�y,
p�yn�cy ku niej poprzez po�yskliw�, czerwonoz�ot� pow�ok�. Tak dr��c� od �ywego,
gor�cego �ycia!
Zawaha�a si�, jak gdyby przysz�a jej do g�owy jaka� my�l, lecz nie cofn�a r�ki
ze s�onecznego �uku szyi konia. Wydawa�o si�, �e w zm�czonej m�odej kobiecej
duszy zacz�o mgli�cie majaczy� ponadczasowe zrozumienie.
Chcia�a kupi� St Mawra.
� My�l� � powiedzia�a do Saintsbury'ego � �e je�li b�d� mog�a, to go kupi�.
M�czyzna spojrza� na ni� przeci�gle i przenikliwie.
� C�, moja droga pani � rzek� wreszcie � nic si� pani nie oprze. Ale pozwol�
sobie spyta� � co ja�nie pani ma zamiar z nim zrobi�?
20
D. H. Lawrence
� Nie wiem � odpar�a wymijaj�co. � Mog� zabra� go z sob� do Ameryki.
M�czyzna pomilcza� chwil�, a potem oznajmi�:
� Powiadaj�, �e to mo�e by� spos�b na niekt�re konie � wywie�� je za morze, do
Australii czy w podobne miejsce. Kto wie, mo�e si� to pani op�aci�.
Chcia�a kupi� St Mawra. Pragn�a, by nale�a� do niej. Z jakiego� powodu jego
widok, jego si�a, �ywe, czujne napi�cie i nieust�pliwo�� sprawia�y, �e chcia�o
si� jej p�aka�.
Nigdy nie p�aka�a � chyba �e ze z�o�ci lub te� gdy chcia�a co� wymusi�. W miar�
jak p�acz narasta�, jej serce stawa�o si� tak suche, jak orzech na choince. C�
w ko�cu dobrego mog� przynie�� �zy? Trzeba trwa� w tym �yciu, nigdy nie
ust�powa� i nigdy nie rezygnowa�. �zy sprawiaj�, �e jest si� s�abym i
rozdartym.
Teraz jednak, gdy tajemniczy �ar cia�a tego konia skruszy� w niej jaki� g�az,
wr�ci�a do domu, zaszy�a si� w pokoju i po prostu zap�aka�a. Wydawa�o si�, �e
dzika, wspania�a g�owa St Mawra wyziera ku niej z innego �wiata. Jak gdyby mia�a
wizj�, jak gdyby �ciany jej w�asnego �wiata nagle rozp�yn�y si�, pozostawiaj�c
j� w wielkiej ciemno�ci, z kt�rej ogromne b�yszcz�ce oczy tego konia wpatrywa�y
si� w ni� z demonicznym naciskiem, jego nagie uszy wystrzela�y jak sztylety
spo�r�d czystych linii wyrazistej, niecz�owieczej g�owy, a pot�ne cia�o �arzy�o
si� �adunkiem mocy.
Co to by�o? Czu�a, �e oczy tego konia patrz� tak, jakby jaki� b�g kierowa� na
ni� przera�aj�ce spojrzenie z wiecznego mroku; ogromne, p�on�ce, straszne oczy,
napi�te pytaniem, skupiaj�ce blade, gro�ne ostrze �wiat�a. Jakie by�o to jego
nieludzkie pytanie, jego tajemnicza gro�ba? Nie wiedzia�a. By� jak jaki�
wspania�y demon, i musia�a oddawa� mu cze��.
DZIEWICA I CYGAN
21
Odsuwa�a si� od Rico. Nie mog�a znie�� trywialno�ci i sztuczno�ci stosunk�w z
lud�mi. Jak jaki� b�g wynurza�a si� z ciemno�ci g�owa tego konia z wielkimi,
strasznymi wyzywaj�cymi oczami. I czu�a, �e nie mo�e pozosta� przy jej zwyk�ym,
pospolitym ja. Nie mo�e by� tak po prostu �on� Rico, m�od� lady Carrington, i
tym wszystkim.
Prze�ladowa� j� ten ko�. Patrzy� na ni� tak, jak nie patrzono na ni� nigdy:
przera�aj�ce, p�on�ce, wyzywaj�ce oczy, spogl�daj�ce z ciemno�ci, jarz�cej si�
ogniem pot�nego, diabelskiego cielska. Co to mia�o oznacza�, jaki zakaz na ni�
nak�ada�o?
Czu�a, �e uleg�o mu jej serce; zaw�adn�a ni� tajemnicza moc, kt�rej nie �mia�a
i nie mog�a zrozumie�.
Oboj�tnie, gdzie by�a i co robi�a, znad granic jej �wiadomo�ci wyrasta�a z
czarnego t�a pot�na, wzbudzaj�ca groz� sylwetka: St Mawr, patrz�cy na ni�
wzrokiem, kt�ry jej wcale nie dostrzega�, a tylko p�on�� pytaniem, skierowanym
ku niej z tych ogromnych, przera�aj�cych oczu, promieniuj�cych jak�� gro�b�,
og�aszaj�cych wyrok przeznaczenia. Jakby by� panem jej losu!
� Rozmy�lasz nad czym�, droga Lou � zwr�ci� si� do niej Rico tego wieczoru.
Tak szybko i z wyczuciem odgadywa� jej nastroje � to by�o ekscytuj�ce. A jego
du�e, z lekka wypuk�e niebieskie oczy o nieco przekrwionych bia�kach rzuca�y jej
szybkie spojrzenia, badawcze i z lekkim b�yskiem l�ku, jak gdyby zawsze mia�
nieczyste sumienie. Tak�e przypomina� konia � ale ze wzgl�du na wieczne dr�enie
ch�odnej, niebezpiecznej nieufno�ci, kt�r� ukrywa� pod niespokojn�
mi�o�ci�.
W g��bi jego oczu kry�a si� zasadnicza niemo�no��, kt�ra czyni�a go tak
niespokojnym. Generalne wra�enie bezsilno�ci, jakie sprawia�, wywo�ywa�o w niej
odruch lito�ci. Teraz jednak, gdy widzia�a przemo�ny, ciemny, szalony,
22
D. H. Lawrence
ognisty blask si�y i innego �ycia w oczach ujarzmionego konia, pe�na napi�cia
bezsi�a m�czyzny doprowadza�a j� do szale�stwa. Rico by� tak przystojny, tak
opanowany, szarmancko uprzejmy i zaiste �wiatowo dowcipny. Nale�a�o go podziwia�;
przynajmniej ona musia�a.
A mimo wszystko, mimo wszystko, by�o to gr�, poz�. �wiadomie wzbudza� j� w sobie.
To by�a poza. Czyta�a psycholog�w, kt�rzy powiadali, �e wszystko jest poz�.
Nawet to wszystko, co najlepsze. Teraz jednak zrozumia�a, �e mi�dzy m�czyzn� a
kobiet� wszystko bywa poz� jedynie wtedy, gdy czego� jeszcze brakuje. Czego�
brakuje, i obydwoje s� skazani na w�asn� pomys�owo��. Ciemny, p�omienny nurt we
wzroku tego konia nie by� �poz�". To by�o co� o wiele bardziej przera�aj�cego i
realnego; jedyna rzeczywi�cie prawdziwa rzecz. Nurt gro�nie i nagl�co
przelewaj�cy si� w ciemno�ci, rozp�omieniaj�cy wspania�e cia�o zwierz�cia.
� Czy rozmy�la�am o czym�? � powt�rzy�a w sw�j zabawny, niedba�y spos�b. Jak
gdyby wszystko wydawa�o si� jej takie przypadkowe i �atwe. I tak by�o, je�eli
chodzi o tward�, oszlifowan� stron� jej osobowo�ci. Ale to tylko fragment
wi�kszej ca�o�ci.
� S�dz� jednak, �e tak, Loulina. Mo�e wi�c grosik za twoje my�li?
� Nie martw si� � odpowiedzia�a. � My�la�am � je�eli ju� w og�le o czym�
my�la�am � o gniadym koniu, kt�ry zowie si� St Mawr.
Tajemnica Lou nieomal widoczna by�a w jej wzroku.
� Imi� jest niezmiernie atrakcyjne � stwierdzi� ze �miechem.
� Nie tak atrakcyjne, jak samo zwierz�. Mam zamiar je kupi�.
� Nie do wiary! � rzek�. � Ale dlaczego?
DZIEWICA I CYGAN
23
� On jest tak atrakcyjny. Chc� go kupi� dla ciebie.
� Dla mnie? Ale� kochanie! I tak za mnie decydujesz? On wcale nie musi mi si�
wyda� atrakcyjny. Jak wiesz, bynajmniej nie mam sentymentu do koni. A swoj�
drog�, ile kosztuje?
� Tego nie wiem, drogi Rico. Ale jestem pewna, �e go pokochasz, przez wzgl�d
na mnie.
Czu�a teraz, �e ma na uwadze jedynie w�asne cele.
� Lou, najdro�sza, nie wydawaj fortuny na konia dla mnie, konia, kt�rego nie
chc�. Szczerze m�wi�c, wol� samoch�d.
� Nie chcesz je�dzi� ze mn� w Parku, Rico?
� Szczerze m�wi�c, droga Lou, nie chc�.
� Ale� dlaczego, kochanie? Tak by� pi�knie wygl�da�. Marz� o tym. W ka�dym
razie chod�my przynajmniej obejrze� St Mawra.
Rico by� niezdecydowany. Konie wywo�ywa�y w nim pewien niepok�j. Jednocze�nie
chcia�by zaprezentowa� si� efektownie w Parku.
Poszli ku stajniom. Niski walijski stajenny obmywa� wod� l�ni�cego konia.
� O, tak, kochanie, on rzeczywi�cie jest pi�kny; co za wspania�y kolor! Prawie
pomara�czowy! Ale rzek�bym, �e jest zbyt wielki, by je�dzi� na nim po Parku.
� Ale� sk�d, dla ciebie jest w sam raz. Jeste� tak wysoki.
� Wspaniale nadawa�by si� do Kompozycji. Ten odcie�!
� I wszystko, co Rico m�g� zrobi�, to przygl�da� si� koniowi okiem artysty,
zerkaj�c przy tym na stajennego.
� Nie s�dzisz, �e ten cz�owiek jest r�wnie� fascynuj�cy? �i ' powiedzia�,
pocieraj�c podbr�dek z zastanowieniem i artystycznie.
Stajenny Lewis by� niskim, �ywym, raczej krzywonogim
24
D. H. Lawrence
cz�owiekiem o niedba�ych ruchach i nieokre�lonym wieku, ze strzech� czarnych
w�os�w i niewielk�, czarn� br�dk�. Obrz�dza� �wietnego St Mawra poza stajni�.
Ko� by� zaiste wspania�y: jak kwiat nagietka l�ni� czystym, z�otym blaskiem,
migoc�c jarz�cym si� czerwonoz�ocistym p�omieniem na tle po�yskliwej zieleni. Na
jego �opatkach mo�na by�o dostrzec ��tawe przeb�yski. Niepozorny Lewis krz�ta�
si� wok� zwierz�cia w skupieniu, poch�oni�ty bez reszty robot�, z prawie
rytualnym namaszczeniem. Sprawia� wra�enie cienia, b�d�cego na us�ugach
diabelskiego stwora.
� Ma podej�cie do koni � stwierdzi�a Lou. � Je�eli kupimy St Mawra,
�ci�gniemy go razem z nim.
� By�oby ca�kiem zabawne namalowa� ich razem � taki wyj�tkowy kontrast. Ale
mam nadziej�, kochanie, �e nie b�dziesz nalega� na kupno konia. Jest tak
strasznie drogi.
� Mama mi pomo�e. Pi�knie by� na nim wygl�da�, Rico.
� Je�li kiedykolwiek odwa�y�bym si� go dosi���!
� Dlaczeg� by nic? � Ruszy�a szybko przez brukowany dziedziniec. � Dzie�
dobry, Lewis, Jak si� ma St Mawr?
Lewis wyprostowa� si� i spojrza� spod opadaj�cej grzywy czarnych w�os�w.
� W porz�dku � oznajmi�.
Patrzy� wprost na ni� spod zwisaj�cych czarnych k�dzior�w. Mia� blade szare oczy,
kt�re wygl�da�y jak fosforyzuj�ce i nasuwa�y skojarzenie z oczami dzikiego kota,
czujnie wygl�daj�cego z mrok�w jakich� zaro�li, pod kt�rymi ukrywa si�,
niewidoczny. Lou, ze swoimi br�zowymi, niesymetrycznymi, dziwnie niepewnymi
oczami, czu�a, �e nie zdo�a nic przed nim ukry�. To pospolity cz�eczyna,
pomy�la�a sobie w duchu, ale umie si� z miejsca pozna� na kobiecie i na koniu.
G�o�no za� powiedzia�a z po�udniowym, przeci�g�ym akcentem: �
DZIEWICA I CYGAN
25
� Jak s�dzisz, czy St Mawr nadaje si� dla sir Hennry'-ego?
Lewis zwr�ci� nieobecne, ch�odne i uwa�ne spojrzenie na m�odego baroneta. Rico
by� wysoki, przystojny i w�ski w biodrach. Twarz mia� poci�g��, wyrazist�; w�osy
g�adko zaczesane znad skroni. Zdawa�a si� ona by� r�wnie wytworna, jak jego
str�j, i zawsze, jak i on, nienagannie si� prezentuj�ca. Nie mo�na sobie by�o
wyobrazi� jego twarzy brudnej, zmi�tej i nie ogolonej, brodatej czy nawet
w�satej. Twarz ta doskonale nadawa�a si� do cel�w towarzyskich. Je�eliby jego
g�owa zosta�a odci�ta, jak u Jana Chrzciciela, stanowi�aby nadal doskona��
ca�o��, mog�c� znakomicie obej�� si� bez cia�a. Cho� cia�o skrojone by�o
doskonale. G�owa by�a jedn� z tych s�ynnych �gadaj�cych g��w" wsp�czesnej
m�odzie�y � z mefistofelicznymi brwiami, du�ymi, odrobin� wypuk�ymi oczami i
wygi�tymi ustami, umieraj�cymi z t�sknoty za poca�unkiem.
Stajenny Lewis patrzy� z g�stwiny w�os�w i brody jak zwierz� skrywaj�ce si� w
poszyciu lasu. Rico by� na tyle jeszcze przesi�kni�ty kolonialn� mentalno�ci�,
by odczuwa� niepokoj�c� �wiadomo�� nieprzeniknionego le�nego poszycia, by czu�
si� nieswojo pod spojrzeniem uwa�nych blado-szarych oczu; czu� si� nieswojo w
tej konfrontacji m�czyzny z m�czyzn�, tak charakterystycznej dla
demokratycznych kolonii i dla Ameryki. Wiedzia�, �e musi zosta� nieodwo�alnie
os�dzony pod wzgl�dem .swoich m�skich zalet, sam, bez oparcia; kolonizator bez
upi�ksze�.
Ten brak oparcia, samotna konfrontacja z drugim m�czyzn�, kt�ra zdawa�a go na
�ask� ka�dego s�u��cego, fatalnie dzia�a� na jego nerwy. Albowiem by� r�wnie�
artyst�. Znosi� to niemal�e z desperacj� i szybko powzi�� pe�n� urazy niech��.
Jednocze�nie wolny by� od angielskiej, impregnowanej zarozumia�o�ci. Naprawd�
zdawa� sobie spra-
26
D. H. Lawrence
w�, �e powinien dawa� sobie rad� sam, wrzucony w kosmiczny byt i zdany na w�asne
si�y. Nauczy�a go tego skrajna demokracja kolonii.
I to w�a�nie rozpozna� w nim Lewis, ten niepozorny tubylec. Dostrzeg� r�wnie�
dziwn�, fa�szyw� nieszczero�� i jaki� l�k przed w�asn� s�abo�ci�, kryj�ce si� za
aparycj� m�odego, przystojnego bohatera.
� Wszystko b�dzie w porz�dku, je�eli tylko p�jdzie si� z nim na ust�pstwa �
stwierdzi� Lewis bezosobowo, szybko, na spos�b walijski.
� S�yszysz, Rico? � spyta�a Lou w sw�j �piewny spos�b, odwracaj�c si� do
m�a.
� Doskonale, kochanie.
� B�dziesz chcia� ust�pi� St Mawrowi w p� drogi, co?
� Nawet ca�� d�ugo�� drogi, kochanie! Mahomet szed� ca�� drog� ku swojej g�rze.
Kt� o�mieli�by si� post�pi� inaczej?
M�wi� z �artobliwym, lecz gorzkim sarkazmem.
� Och, my�l�, �e St Mawr zrozumie to doskonale � powiedzia�a mi�kkim g�osem
kobiety nawiedzonej przez mi�o��, po czym podesz�a i po�o�y�a d�o� na g�adkim,
pulsuj�cym �yciem karku zwierz�cia. Ten za� zni�y� sw�j niezwyk�y ko�ski �eb;
subtelnie rze�biona g�owa drgn�a w�owym ruchem. Po�o�ywszy uszy po sobie
spogl�da� na ni� z ukosa, k�tem oka. By� przenikni�ty absolutn� nieufno�ci�, jak
kot spr�ony do skoku.
� St Mawr! � zawo�a�a. � St Mawr! Co jest? Z pewno�ci� ty i ja si�
rozumiemy!
I przemawia�a mi�kko, sennym ruchem pieszcz�c kark konia. Czu�a, jak stopniowo
narasta w nim odzew. Jednak nie uni�s� g�owy. A gdy Rico nagle podszed� bli�ej,
znienacka szarpn�� si� i rzuci� do ty�u, jak gdyby pioruny wystrzeli�y ze
wszystkich kopyt.
DZIEWICA I CYGAN
27
Stajenny wypowiedzia� niskim g�osem kilka s��w po wa-lijsku. Lou, wystraszona,
zastyg�a z d�oni� w powietrzu. Pragn�a g�aska� St Mawra.
� Dlaczego on to zrobi�? � spyta�a.
� Raz czy dwa dali mu wycisk � odpar� Lewis oboj�tnym g�osem � i nie
zapomnia� tego.
Dos�ysza�a ton bezstronnego os�du w g�osie stajennego. I pomy�la�a o �otwartej
ranie".
Nie chodzi�o tu o �aden czu�y punkt. To by�a wojna dw�ch �wiat�w. Poj�a, �e St
Mawr dyszy gor�cym oddechem w �wiecie innym ni� �wiat Rico, innym ni� nasz �wiat.
Mo�e w jego �wiecie �y�y antyczne greckie konie. I antyczni greccy herosi znali
go � mo�e nawet Hipolit.
Te konie o g�owach z dziwnie nagimi rysami, rozgl�daj�ce si� wok� niemal
w�owym ruchem; konie wznosz�ce delikatne i niebezpieczne pyski, konie
przep�ywaj�ce w prehistorycznym p�mroku, gdzie wszystkie rzeczy majaczy�y
nierealnie, wszystkie na jednej p�aszczy�nie; nagle zaistnia�e byty znienacka
schodz�ce z macierzystej ska�y. To by� inny �wiat, starszy, silny swoj� pot�g�.
A w �wiecie tym ko� by� szybki; nieskr�powany i doskona�y, nieokie�znany i
niedo�cigniony.
�Ust�pi� mu w p� drogi", powiedzia� Lewis. Tak, lecz znale�� si� w p� drogi
wiod�cej z naszego ludzkiego �wiata w ten przera�aj�cy zmierzch koni nie by�o
krokiem �atwym. Na taki krok Rico nigdy by si� nie zdoby�. Wiedzia�a o tym. Ale
by�a gotowa z�o�y� go w ofierze.
St Mawr zosta� kupiony i zatrudniono przy nim Lewisa.
Na pocz�tku Lewis je�dzi� na nim po Row, za Lou, by go oswoi�. Ko� zachowywa�
si� bez zarzutu.
Phoenix, p� Indianin, by� bardzo zazdrosny, gdy zobaczy� czarnobrodatcgo
walijskiego stajennego na St Mawrze.
28
D. H. Lawrence
� Co to za konia sprowadzili�cie? � pyta�, patrz�c na drugiego m�czyzn�
badawczym, nie widz�cym spojrzeniem ostrych oczu Navaho, w kt�rych india�skie
przeb�yski migota�y jak iskry na tle ciemnego chaosu. W twarzy Phoe-???? ?
wystaj�cych ko�ciach policzkowych by�a ca�a rozpacz rasy wydziedziczonych Indian
i nabyta pustka po wstrz�sie, jakiego dozna� po bombardowaniu. Jednocze�nie by�a
w niej nieust�pliwo��, poddaj�ca si� jedynie �mierci, tak charakterystyczna dla
jego plemienia � plemienia jego matki. Trudno by�o powiedzie�, jaka subtelna ni�
��czy�a go ze szczepem Navaho i nadal czyni�a przeznaczenie Phoe-nixa losem
czerwonosk�rego.
Stanowili osobliw� par� stajennych, pod��aj�cych za poprawn�, cho� wyj�tkow�
par� ameryka�skich dam. Zar�wno pani Witt, jak i Phoenix je�dzili w d�ugich
strzemionach i z prostymi nogami, w dosiadzie, bez anglezowania. Phoenix
sprawia� wra�enie, jakby stapia� si� w jedn� ca�o�� z koniem; nigdy nie odrywa�
si� od siod�a czy to w k�usie, czy w galopie, siedzia� w nim, jak gdyby jecha�
na oklep. I nieustannie rozgl�da� si� woko�o, przygl�daj�c si� je�d�com na Row,
ludziom zgromadzonym za barierk�, rozprawiaj�cym z o�ywieniem, dzieciom
spaceruj�cym z nia�kami � jak gdyby patrzy� na mira�, w kt�rego realno�� nawet
przez moment nic wierzy�. Londyn w og�le wydawa� mu si� ponur� fatamorgan�.
Zdawa�o si�, �e jego du�e br�zowe oczy o nerwowym spojrzeniu i w�skich �renicach,
kt�re uwydatnia�y bia�ka, ogniskowa�y si� na dalszym planie, jak gdyby nie by� w
stanie dostrzega� rzeczy zbyt bliskich. Ogl�da� blade pustynie Arizony dr��ce
ruchomym l�nieniem, odleg�e, faluj�ce mira�e p�ytkich jezior, niezmierzony, nie-
rozr�nialny styk ziemi i nieba, zalanego zmiennym �wiat�em. I cie� konia
majacz�cy po�r�d mira�u, ogromny i z�owieszczy jak prehistoryczna bestia.
DZIEWICA I CYGAN
29
To by�o dla niego realne: fantasmagoria Arizony. A po obrazie Londynu jego oko
prze�lizgiwa�o si� jak po z�udnym mira�u.
Wygl�da� zbyt szykownie w doskonale skrojonym stroju grooma � tak szykownie, i�
m�g� uchodzi� za jednego z tych wykpiwanych nuworyszy. By� mo�e swoisty rodzaj
fizycznej manifestacji jego p�krwi pochodzenia nie da� si� zatuszowa� strojem;
mia� wygl�d dzikiego. Tak czy owak prezentowa� si� �pospolicie", raczej jak kto�
pracuj�cy przy koniach; topornie.
Z wyj�tkiem twarzy. W z�otej dziko�ci jego india�skiego oblicza o wystaj�cych
ko�ciach policzkowych, bezw�osego, prawie pozbawionego brwi, tkwi�o puste,
zagubione spojrzenie, kt�re niemal wzrusza�o. Lecz w zw�onych czarnych
�renicach ostry sztylet �wiat�a ci�gle jeszcze l�ni� nie z�amany.
By� dobrym stajennym � uwa�nym, zr�cznym, zawsze na miejscu w razie potrzeby.
Mia� zdumiewaj�c�, cich� w�adz� nad ko�mi, beznami�tn�, pozbawion� sympatii,
lecz pe�n� utajonej mocy. Podobnie, �ledz�c t�um na Piccadilly z oboj�tnym
b�yskiem w oku, instynktownie ocenia� wszystko pod k�tem zagro�enia i pilotowa�
pani� Witt si�� swojej milcz�cej woli. Otacza� j� napi�t� czujno�ci� rodzinnej
Ameryki, sprawiaj�c, �e czu�a si� jak u siebie.
� Phoenix � rzuci�a raptownie, obracaj�c si� w siodle, gdy jechali st�pa obok
budki policjanta przy Hyde Park Corner. � Nie masz poj�cia, jak si� ciesz�, �e
mam za sob� co� w stu procentach ameryka�skiego w momencie, gdy przekraczam t�
bram�.
Jej niebezpieczne szare oczy patrzy�y na niego tak, jak gdyby m�wi�a to na serio,
z m�ciwym przekonaniem. Cie� u�miechu wyp�yn�� na wystaj�ce ko�ci policzkowe
Phoenixa; nic jednak nie odpowiedzia�.
??
D. H. Lawrence
� Ale� dlaczego, mamo? � spyta�a �piewnie Lou.
� Wydaje mi si� taka zapraszaj�ca.
� Tak, Louisc, w�a�nie. Taka zapraszaj�ca. I dlatego tak bardzo jej nie ufam.
I pu�ci�a si� galopem w Row, pod zielone korony drzew
� z twarz� pi��dziesi�cioletniej Meduzy, kt�ra sama jest jak or�. Przygl�da�a
si� wszystkiemu i ka�demu spojrzeniem bezlitosnym jak dynamit, kt�ry tylko czeka,
by ich wszystkich wysadzi�. Lou k�usowa�a, anglezuj�c u jej boku, elegancka,
pe�na wdzi�ku i z lekka rozbawiona. Z ty�u jak cie� pod��a� Phoenix; jego
��tawa twarz o wystaj�cych ko�ciach policzkowych nadal wygl�da�a chorobliwie. A
obok niego, na �wietnym gniadoszu � niski, czarnobrody Walijczyk. Mi�dzy
Phoenixem a Lewisem nawi�za�a si� po cichu wzajemna sympatia � jakkolwiek
skrywana i ostro�na. Phoenix by� pod wielkim wra�eniem St Mawra; nie m�g� si�
powstrzyma� od zerkania na niego. Lewis za� dosiada� wspania�ego ogiera o
pi�knych ruchach niezwykle lekko, w spos�b niemal niezauwa�alny.
Spo�r�d dwu m�czyzn Lewis by� ciemniejszy � ze swoj� czarn� brod�, si�gaj�c� a�
po g�ste, ciemne brwi. �niady, z raczej ma�ym nosem i tajemniczym spojrzeniem
jasnoszarych oczu, kt�re patrzy�y na wszystko, nie zwracaj�c uwagi na nic. Nic w
�wiecie aktualnie go nie obchodzi�o opr�cz St Mawra. Ludzie nic dla niego nie
znaczyli. Dosiada� swego wierzchowca i patrzy� na �wiat z wysoko�ci
uprzywilejowanej pozycji na jego grzbiecie z absolutn� oboj�tno�ci�.
� D�ugo jeste� z tym koniem? � zapyta� Phoenix.
� Odk�d si� urodzi�.
W czasie jazdy Phoenix ocenia� akcj� St Mawra. Gniadosz przesuwa� si� dumnie i
�wawo po�r�d t�umu koni i je�d�c�w, zachowuj�c przy tym doskona��
orientacj�.
DZIEWICA I CYGAN
31
W ten pi�kny czerwcowy poranek listowie nad ich g�owami by�o g�ste i zielone;
nap�ywa�y pierwsze smu�ki zapachu kwitn�cych lip. Jednak�e Phoenixowi miasto
wydawa�o si� koszmarem, a Lewisowi � prawie wi�zieniem. Obecno�� ludzi naoko�o
r�wnie� ogranicza�a go jak wi�zienne mury. Pani Witt i Lou zawr�ci�y w ko�cu u
wylotu Row, pozdrawiaj�c znajomych. Obaj stajenni �ci�gn�li wodze. Pani Witt
popatrzy�a na Lewisa ch�odnym wzrokiem.
� Wydaje mi si� niezwyk�e, Louise � powiedzia�a � i� stajenny nosi brod�.
� To rzeczywi�cie niezwyk�e, mamo � odpar�a Lou.
� Czy masz co� przeciwko temu?
� Ani troch�. A przynajmniej tak mi si� wydaje. Mam ju� zupe�nie dosy�
wsp�czesnych m�odych ludzi z g�adkimi twarzami, zupe�nie! Wyobra� sobie
nieskazitelny, czysty ch�opiec! Gzy nie masz tego dosy�? Nie, s�dz�, �e stajenny
z brod� jest ca�kiem interesuj�cy.
Wpatrzy�a si� wyzywaj�co w t�um; zgrabnie obut� stop� trzyma�a w strzemieniu
pewnie jak wojownik. Po czym znienacka �ci�gn�a wodze i zawr�ci�a konia ku
m�czyznom.
� Lewis! Pragn� zada� ci pytanie. Przypu��my, �e lady Carrington w�a�nie
wyrazi �yczenie, by� zgoli� brod�. Co ty na to?
Lewis instynktownie pog�adzi� r�k� wspomnian� przed chwil� brod�.
� Chciano ju�, bym j� zgoli�, prosz� pani � oznajmi�.
� Ale nigdy tego nie zrobi�em. Ona jest cz�ci� mnie, prosz� pani.
Pani Witt nie ust�powa�a.
� Czy� to nie jest niezwyk�e, Louise? Czy nie zachwyca ci� spos�b, w jaki on
wymawia �prosz� pani". To brzmi dla mnie tak nieprawdopodobnie. Czy jakakolwiek
kobieta mo�e my�le� o sobie jako o �prosz� pani"? �adna. Przy-
32
D. H. Lawrence
najmniej od czas�w kr�lowej Wiktorii. I wiesz, nie przysz�o mi do g�owy, �e
broda mo�e by� rzeczywi�cie cz�ci� m�czyzny. Zawsze mi si� wydawa�o, �e oni
nosz� brody tak, jak nosz� krawaty, na pokaz. Na zawsze zapami�tam Lewisa
m�wi�cego, �e broda jest cz�ci� jego samego. Czy� spos�b, w jaki dosiada konia,
nie jest niesamowity? Zupe�nie jakby si� z nim stapia�. Gdy m�wi� do niego, nie
jestem pewna, czy m�wi� do cz�owieka, czy do wierzchowca.
W kilka dni p�niej Rico sam pojawi� si� na St Mawrze na porannej przeja�d�ce.
Prze�ywa� t� jazd� tak, jak wszystko, co robi� i by� po prostu nieco nerwowy �
podczas gdy jego te�ciowa okazywa�a wiele �yczliwo�ci. Wpu�ci�a go mi�dzy siebie
a Lou i posuwali si� z wolna naprz�d jak trzy okr�ty, p�yn�ce w jednej linii. I
tego w�a�nie dnia nie kto inny wybra� si� na przeja�d�k� w Parku, jak sama
kr�lowa Matka! Kochana stara kr�lowa Aleksandra. Wszyscy byli podekscytowani. I
najwyra�niej skin�a w kierunku Rico, bez w�tpienia bior�c go za kogo� innego.
� Wiecie � powiedzia� Rico, gdy jedli lunch � on, Lou i pani Witt � w jej
salonie w ciemnym, cichym hotelu w Mayfair � wprost przepadam za jazd� na St
Mawrze. On jest zaiste szlachetnym zwierz�ciem. Je�eli kiedy� uczyni� mnie
lordem � co niech B�g broni! � to powinienem zosta� lordem St Mawr.
� S�dzisz zatem � rzek�a pani Witt � i� prawdziwe lordostwo nale�y si� koniowi?
� Uznaj� to za zupe�nie mo�liwe. � Rico skrzywi� pogardliwie swoj� d�ug�
g�rn� warg�.
� Czy nie s�dzisz, mamo � spyta�a Lou � �e St Mawr ma w sobie naprawd� co�
szlachetnego? Zda�am sobie spraw�, �e jest pierwszym szlachetnym stworzeniem,
jakie kiedykolwiek spotka�am.
� Z pewno�ci� nigdy nie spotka�am m�czyzny, kt�ry
DZIEWICA I CYGAN
33
m�g�by z nim si� r�wna�. Gdy� ci angielscy szlachcice... no, c�, gdybym mia�a
doszuka� si� w kim� tego, co uznaj� za szlachetno��, wola�bym raczej
murzy�skiego pos�ugacza z pullmana.
Biedny Rico cierpia� i cierpia�. W pani Witt siedzia� diabe�. Mia�a w sobie
inteligentnego, bezwzgl�dnego diab�a � i wydawa�o si�, �e pozwala mu hula� do
woli.
Zwolni�a go z wi�z�w nast�pnego dnia � gdy Rico i Lou do��czyli do niej na Row.
By�a milcz�ca, lecz nieub�agana w stosunku do koni, narowi�c je na wszystkie
sposoby. Znienacka przecisn�a si� ko�o bariery, tu� przed St Maw-rem, tak �e
musia� stan�� d�ba, by unikn�� zderzenia. Maj�c woln� przestrze� przed sob� z
gwa�towno�ci� eksplozji rzuci�a swego konia w galop � a ogier, sp�oszony, zacz��
ponosi� za nimi.
Zdawa�o si�, �e tego ranka ca�y Hyde Park przenika�o nerwowe napi�cie. Mo�e
zanosi�o si� na burz�. A St Mawr kr�c�c si� i napieraj�c na