16357

Szczegóły
Tytuł 16357
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

16357 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 16357 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

16357 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Profesor Andrzej Szyszko-Bohusz, tw�rca idei Uniwersalnego Stanu �wiadomo�ci i hipotezy nie�miertelno�ci genetycznej, sam przez wiele lat uprawiaj�cy malarstwo, pochodzi z rodziny wybitnie utalentowanej artystycznie. Jego ojciec - Marian Bohusz-Szyszko (1901 - 1995) - to jeden z najwybitniejszych malarzy polskich XX wieku, po wojnie dzia�aj�cy na emigracji, honorowy prezes Zrzeszenia Artyst�w Polskich w Wielkiej Brytanii, profesor i doktor honoris causa Polskiego Uniwersytetu na Obczy�nie, wsp�pracuj�cy przez szereg lat z londy�skim Hospicjum �w. Krzysztofa, gdzie znajduje si� najliczniejsza kolekcja jego prac. R�wnie� matka - Zofia z �ubie�skich Szyszko-Bohusz - by�a malark�. Stryj - Adolf Szyszko-Bohusz (1883 - 1948) - by� wybitnym architektem i konserwatorem, profesorem Politechniki Lwowskiej i Uniwersytetu Jagiello�skiego, rektorem Akademii Sztuk Pi�knych w Krakowie, od 1916 roku restauratorem Wawelu, gdzie dokona� prze�omowych odkry� dotycz�cych zabudowy z okresu wczesnego �redniowiecza. C�rka stryja - S�awa Szyszko-Bohusz - specjalizowa�a si� w tkaninie artystycznej i projektowaniu lalek. ANDRZEJ SZYSZKO-BOHUSZ �WIADOMO�� �WIAT�A Antoni Matuszkiewicz rozmawia z profesorem Andrzejem Szyszko-Bohuszem �widnica 2000 Projekt ok�adki i ilustracje: - Alicja Szyszko-Bochusz-Dobosz Copyright : - Fundacja Wspierania Inicjatyw Regionalnych Wszelkie prawa zastrze�one ISBN 83-913829-0-7 Wydanie I, �widnica 2000 Wydawca: Fundacja Wspierania Inicjatyw Regionalnych ul. D�uga 33, 58-100 �widnica tel. 074/853-32-81 Druk: Us�ugi Poligraficzne Bogdan Kokot vel Kokoci�ski ul. Armii Krajowej 15, 57-400 Nowa Ruda tel./fax 074/872-50-92 UNIWERSALNY STAN �WIADOMO�CI Andrzejowi Szyszko-Bohuszowi Milcz�c zamilk� jakby zarwa�a si� cisza otwar�o si� milczenie sprasowanych er Spoza mnie wzmog�a si� �wiadomo�� mnie poczu�em jak otulam si� w�asnym spokojem Na stole odtr�cony syto�ci� istnienia le�a� chleb sta� s�oik z porzeczkowym d�emem Unosi� mnie bez ruchu jak woda odbicie stan kt�ry nigdy si� nie zmienia Postawa i dzia�alno�� Andrzeja Szyszko-Bohusza jest w naszym duchowym �yciu ewenementem, swoistym wyzwaniem kulturalnym. Po raz pierwszy mamy bowiem do czynienia z kim�, kto konsekwentnie, od wielu lat, daje w swojej tw�rczo�ci - naukowej, pedagogicznej, po trosze publicystycznej i artystycznej - wyraz �wiadomo�ci transcendentalnej (podobnie jak nieco wcze�niej czynili to ukszta�towani przez tradycj� indyjsk�- �ri Ramana Maharishi, Jiddu Krishnamurti czy Nisar- gadatta Maharaj). Jest to przede wszystkim radykalna zmiana punktu widzenia. Kultura wsp�czesna, w swej najbardziej ekspansywnej postaci, jest zdecydowanie nastawiona na weryfikowanie idei praktyk�, jakkolwiek pojmowanego tamtego �wiata - tym �wiatem. T�umaczeniem wy�szego przez ni�sze, by pos�u�y� si� na moment j�zykiem �w. Tomasza. R�wnolegle - tradycyjne pogl�dy oparte na religiach objawienia postuluj� daleko id�ce tremendum wobec �wi�to�ci i otaczaj�jej przestrze� rytua�em, toleruj�c zaledwie wyznania i ruchy �ywi�ce si� charyzmatycznym �wiadectwem. Tutaj natomiast mamy do czynienia ze spojrzeniem nie od strony ��wiata" (w imi� obiektywizmu toleruj�cego zasadnicze p�kni�cie mi�dzy poznawanym i poznaj�cym, a w konsekwencji tak�e wewn�trz poznaj�cego), lecz ze spojrzeniem zwrotnym (je�li wci�� chcemy m�wi� o �wiecie) - od strony ��wiadomo�ci �wiat�a" lub - u�ywaj�c sformu�owania samego Szyszko-Bohusza - Uniwersalnego Stanu �wiadomo�ci. Spotykamy si� z pr�b� opisu �wi�to�ci bardzo osobist�, korzystaj�c� spontanicznie z klasycznych (r�wnie� religijnych) uj��, jednak nie daj�c� si� zamkn�� w kt�rymkolwiek z nich. Podstaw� tej wolno�ci jest osi�gni�ty przez jednostk� poziom integracji - na planie wizji i do�wiadczenia. Jak najwsp�cze�nie] poj�ty indywidualizm okazuje sw� zgodno�� z tradycyjn� perspektyw� duchow� - docieraj�c do jej sedna. Dopiero ten stopie� buntu - nie tylko wobec konwencji, lecz przede wszystkim wobec w�asnego nieuporz�dkowana wewn�trznego - owocuje nie wyczerpuj�c si� w ja�owej destrukcji. Mo�e na miejscu b�dzie tu przypomnienie my�li Romana Ingardena, kt�rzy w latach czterdziestych, we wprowadzeniu do swojego �Sporu o istnienie �wiata", pisa� m.in., i� wobec wojny trzeba sobie odpowiedzie� na sens istnienia podejmuj�c ostateczny wysi�ek. Profesor Szyszko-Bohusz uprzytamnia, �e nie ma takich czas�w czy warunk�w, w kt�rych to �w ostateczny wysi�ek mo�na by by�o odk�ada� na kiedy indziej. Antoni Matuszkiewicz Jak mo�na najog�lniej okre�li� nasze �ycie na tym �wiecie w kontek�cie Uniwersalnego Stanu �wiadomo�ci? Wszystko wskazuje na to - zar�wno przekazy �wi�tych ksi�g rozmaitych kultur, jak i relacje ludzi, kt�rzy po�wi�cili �ycie dla rozwi�zania tego w�a�nie problemu - �e istniej� r�ne stany �wiadomo�ci. I �e cz�owiek uto�samia si� z tymi stanami �wiadomo�ci. W zale�no�ci od tego, jakiego stanu do�wiadcza, tym jest. Mo�na powiedzie� wprost, �e w tak zwanej normalnej, codziennej �wiadomo�ci cz�owiek jest jakby pogr��ony w g��bokim �nie. W g��bokim �nie. O tym m�wi przede wszystkim buddyzm, ale m�wi tak�e hinduizm - i w�a�ciwie tak samo, w pewnym istotniejszym sensie, chrze�cija�stwo. Ten sen wynika st�d, �e cz�owiek - w moim przekonaniu -jest pogr��ony w niewiedzy, hinduizm nazywa to awidi�. Ta niewiedza rodzi si� z uwik�ania. Uwik�ania w tysi�ce my�li, tysi�ce uczu�, tysi�ce problem�w, k�opot�w. To zabieganie, charakterystyczne dla codziennego �ycia, po�piech, rozmaite zaanga�owania, jakie cz�sto ogarniaj� cz�owieka - to wszystko nie pozwala mu wyj�� poza pewien zakl�ty kr�g, obudzi� si�. Co jest pod�o�em owego zapl�tania? Pod�o�em tego zapl�tania - wed�ug �wi�tych tekst�w oraz opinii wielu autorytet�w, przede wszystkim hinduistycznych (np. Patanjalego, Wiwe- kanandy, Ramakryszny, �ri Ramany Maharishiego), ale tak�e buddyjskich i chrze�cija�skich -jest w�asny umys� cz�owieka, �ci�lej -jego m�zg. M�zg cz�owieka -jego psychofizyczna konstytucja. M�wi�c inaczej - ten uk�ad 5 psychofizyczny, kt�ry nazywa si� cz�owiekiem. Cia�o cz�owieka w po��czeniu z jego umys�em. Jest to pewna struktura z�o�ona, swego rodzaju filtr, kana� czy przew�d, kt�rym przep�ywa energia. Cz�owiek nie jest w istocie tym przewodem, tylko jest ow� energi�, jednak energia przep�ywaj�c tym przewodem, jakim jest cia�o i umys�, ulega modyfikacji, ulega za�amaniu. Ulega zmianie, zasadniczej zmianie. Ten zmieniony stan, to w�a�nie jest osobowo��. Jak mo�na by by�o spojrze� na to w �wietle historii stworzenia, tak jak przedstawia j� np. Biblia? W kt�rym momencie w biblijnym opisie zaczyna si� cz�owiek, a w kt�rym wspomniana struktura? W takim razie cofnijmy si� do tego centralnego momentu dziej�w ludzko�ci, jakim by�o kuszenie Adama i Ewy. Kt�rzy znajdowali si� w raju, a wi�c w stanie ogromnej szcz�liwo�ci, ogromnej wolno�ci, ogromnej mi�o�ci i rado�ci. Tak mogliby�my powiedzie�, prawda? Raj to jest przede wszystkim stan psychiczny, jest to stan nieuwarunkowanej wolno�ci i rado�ci, szcz�cia, energii, mocy i nie�miertelno�ci. Tak mogliby�my to najspokojniej okre�li�. Zwyczajnie. Tymczasem to kuszenie by�o pr�b� pewnej si�y, kt�rej nie chcia�bym w tej chwili bli�ej charakteryzowa� (przejdziemy do tego p�niej), aby wyrwa� cz�owieka z tego stanu wibracji, szczeg�lnej wibracji, daj�cej w�a�nie t� rado��. A ta inna wibracja, do jakiej zamierzy� sprowadzi� Adama i Ew� szatan - co mu si� uda�o i od tego momentu zaczyna si� ca�a tragedia ludzko�ci - ta katastrofa kosmiczna polega�a na uwik�aniu. Tak, na uwik�aniu. Zjedzenie owocu z drzewa wiadomo�ci dobrego i z�ego to nic innego, tylko wkroczenie w t� pozorn� m�dro�� intelektu, pozorn� m�dro��, kt�ra polega na uwik�aniu Boskiej rado�ci w co�, co jest z�o�one, co jest zamkni�te, jest pewnym uk�adem zamkni�tym, kt�ry z samej swej natury jest skazany na �mier�, jest skazany na destrukcj�, anihilacj�. Anihila- cj�, kt�ra jest pod�o�em wszelkiego nieszcz�cia. Ale w takim razie mo�na tutaj zapyta� - kto zosta� skuszony? Bo je�li m�wi Pan o nieuwarunkowanej rado�ci, wolno�ci, o nieuwarunkowa- nym szcz�ciu - s� to atrybuty Boskie... 6 Tak jest, zgadza si�, przecie� cz�owiek - o czym m�wi� wszystkie �wi�te pisma - nie jest niczym innym tylko emanacj�, tylko dzie�em, tylko kontynuacj�, tylko dzieckiem Stw�rcy, czyli Najwy�szej Rzeczywisto�ci. On wyszed� ze Stw�rcy i on jest -jakby to mo�na powiedzie� - eksperymentem energii Stw�rcy z sob� samym. Tak m�g�bym to okre�li� najog�lniej. Ta cz�stka Bo�ej energii zostaje jakby oddzielona, jakby w pewnym sensie wyodr�bniona z tego morza �wiat�a, jakim jest Najwy�sza Rzeczywisto�� - prawda? I staje si� indywidualno�ci�. Indywidualno�ci� - ale w stanie raju owa indywidualno�� pozostawa�a ci�gle jeszcze w wibracji Najwy�szego, wi�c jeszcze w wibracji tego Boskiego �wiat�a, kt�re w niej dominowa�o, kt�re by�o ni� sam�, mo�e troszeczk� odmienne, w sensie wyodr�bnienia jakiej� jednostki, ale tutaj nie by�o jeszcze uwik�ania. I ta przygoda kontaktu z szatanem czy z materi� - to nie jest to samo, ale jest bardzo zbli�one - by�a ju� pocz�tkiem polaryzacji: duch - materia, ja - ty, �ycie - �mier�, dobro - z�o, a zatem wszelkiego dualizmu. I mamy na to przyk�ad w nast�puj�cej potem rozmowie Boga z cz�owiekiem. W momencie, kiedy B�g zbli�y� si� do cz�owieka, do swojego tworu, swojego dzie�a - ten tw�r zacz�� ucieka�, chowa� si�. I B�g pyta - dlaczego? Gdzie jeste�? Dlaczego si� chowasz? A on m�wi - chowam si�, bo jestem nagi. A B�g - sk�d wiesz, �e jeste� nagi? Czy mo�e jad�e� z drzewa wiadomo�ci dobrego i z�ego? Wi�c widzimy tutaj rzecz oczywist�, widzimy, �e u niego zacz�o si� to rozwa�anie, ten k�opot, dualizm, podstawowa antynomia mi�dzy ja i ty. B�g - i co� odr�bnego, nago�� i nienago��, dobro i z�o. I miliony tego typu przeciwstawie�. U�y� Pan przed chwil� poj�cia: tw�r Bo�y... Tak. ... tymczasem z tego, co m�wi� Pan wcze�niej, wynika�oby, i� chodzi o tw�r, w kt�rym pozostaje to�samo��. Jakby to pokrewie�stwo nie zosta�o jednak unicestwione. W�a�nie. 7 Nie jest to przedmiot, jaki B�g zrobi� i od�o�y� na p�k�. Nie. Prawda ? W istocie rzeczy cz�owiek nigdy nie jest przedmiotem, kt�ry B�g gdzie� od�o�y�, oderwa� si� od niego. W moim przekonaniu jest to zupe�nie niemo�liwe. To w�a�nie jedno z tych uwik�a� umys�u powoduje powstawanie takich koncepcji. Takich wyobra�e� i takich k�opot�w. Naprawd� ta Rzeczywisto�� jest zawsze taka sama, jest wieczna, jest Boska. Ta Boska substancja po prostu jest i nie mo�e nie by�, ona by�a zawsze i ona wszystko wype�nia. A tylko od interpretacji, od punktu widzenia i od poziomu wibracji, czyli od stanu �wiadomo�ci cz�owieka - tu wracam do punktu wyj�cia - zale�y, jak na pewne sprawy patrzymy. Ot� cz�owiek w stanie raju nie by� uwik�any w rozr�nianie, to znaczy mo�emy przyj��, i� by� w stanie medytacji, by� w stanie rado�ci, wolno�ci. Natomiast w momencie po��czenia z materi�, czyli wej�cia w wibracj� szczeg�lnego rodzaju, sprawa si� zmienia. Znowu inny problem, co spowodowa�o ow� wibracj� - ten proces jedzenia ma bardzo szczeg�ln� symbolik�. Bardzo szczeg�ln� symbolik�. I o tym mo�emy powiedzie� za chwil�, co oznacza fakt jedzenia owocu. Ale to jest inny problem. Natomiast centralne zagadnienie, o kt�rym m�wimy teraz, to moment utraty synostwa Bo�ego, tak mogliby�my to okre�li�, utraty dzieci�ctwa, utraty czysto�ci. Utraty dzieci�ctwa czy utraty poczucia dzieci�ctwa? A, oczywi�cie, m�wi� o utracie dzieci�ctwa w sensie jego �wiadomo�ci. Ca�y czas. Zar�wno niebo, jak piek�o, jak i czy�ciec - s� wewn�trz cz�owieka, s� w duszy cz�owieka. Piek�o, niebo albo czy�ciec to nie s� miejsca, ale stany �wiadomo�ci. W cz�owieku mo�e by� piek�o za �ycia, mo�e by� niebo za �ycia i mo�e by� - co najcz�ciej bywa - czy�ciec. Czyli s� to rzeczy proste. W istocie m�wimy o truizmach, kt�re w�a�ciwie ka�dy zna i nic nowego si� nie powie, poniewa� nihil novi sub sole. No, ale pr�bujemy to dr��y� z r�nych stron... Mo�e jest to inaczej przyjmowane, je�li m�wi si� o tym jako o pewnej wiedzy ezoterycznej czy pewnej wiedzy historycznej... Zupe�nie inaczej. ... ale chcia�bym tutaj zapyta� - Pan m�wi o tym z w�asnego do�wiadczenia? Oczywi�cie. I od razu chc� powiedzie� wyra�nie, �e chocia� jestem cz�owiekiem nauki, posiadam jakie� tam tytu�y, mam pod r�k� najlepsze chyba ksi��ki, jakie wyda� �wiat - wi�c Bibli�, nast�pnie Koran, podstawowe �wi�te ksi�gi hinduizmu, ezoteryczne pisma buddyjskie, wspania�e dzie�a dotycz�ce sufizmu, stworzone przez najwybitniejszych znawc�w, czyli, jak mi si� zdaje, dotkn��em �r�de� najwy�szej klasy - to musz� stwierdzi�, �e mimo korzystania z ca�ej tej literatury nie ona jest podstaw� tego, co s�dz� o rzeczywisto�ci. W moim przekonaniu przynajmniej - cz�owiek wie bowiem tyle, ile wie o sobie, prawda? Z w�asnego przekonania, to przekonanie jest w�a�ciwie czym� decyduj�cym, bo gdyby nie ono, c� w�wczas cz�owiek m�g�by powiedzie�? M�wi si� z w�asnej, wewn�trznej pewno�ci. Ot�, zgodnie z t� moj� wewn�trzn� pewno�ci�, wszystko co ja naprawd� wiem o �yciu - i o tej sprawie, o kt�rej m�wimy - nie wynika z �adnej z tych ksi��ek. Tylko wynika z medytacji. To znaczy - wynika z praktyki. Ja jestem przede wszystkim empirykiem. Wbrew pozorom, wbrew temu, �e pisa�em jakie� ksi��ki itd. S� przecie� tacy, co od strony teoretycznej, od strony intelektu napisali znacznie wi�cej, znacznie ciekawsze i g��bsze dzie�a ode mnie. W�a�nie - czy g��bsze? G��bsze - to mo�e nie by�o najlepsze okre�lenie... To znaczy bardziej... Erudycyjne? ... erudycyjne. Dotykamy tutaj r�nicy mi�dzy wiedz� a m�dro�ci�... 9 A m�dro�ci�. Mi�dzy wiadomo�ciami a wiedz�. Wiadomo�ciami typu historycznego, encyklopedycznego, erudycji opartej na umiej�tno�ci kojarzenia fakt�w, na umiej�tno�ci ich klasyfikacji, porz�dkowania i pos�ugiwania si� nimi - w dyskusjach naukowych, w rozprawach itd. To nazywamy zwykle wiedz�. Wydaje mi si�, �e to jest b��dne okre�lenie. To nie jest wiedza, to s� wiadomo�ci. Czasem nawet te wiadomo�ci mog� by� sp�jne, tworzy� pewne systemy - ale to s� ci�gle wiadomo�ci. Natomiast wiedza powstaje w�wczas, kiedy dotyka si� sedna istnienia. To znaczy tego, co jest - nie tylko tego, co si� manifestuje - to znaczy, kiedy dociera si� do tego, co jest pod�o�em manifestacji. Wi�c nie tylko do tego, co odpowiada na pytanie -jakie to jest? - ale do tego, co m�wi - co to jest. Nie chodzi o to, jak si� dana esencja przejawia, ale co jest istot� tej esencji, jakie jest jej pochodzenie. Dopiero w�wczas cz�owiek dociera do wiedzy, kiedy koncentruje si� na pochodzeniu esencji, esencji bytu, esencji �wiadomo�ci, esencji �ycia, kiedy poj�cia nie s� w stanie wprowadzi� go w to, najog�lniej m�wi�c, uwik�anie intelektualne. W sensie przypominania sobie, w sensie kojarzenia, kt�re zawsze jest pewnym partykularyzmem, bo je�eli raz po��czymy nasz� �wiadomo�� z czym� bardziej szczeg�owym, to ipso facto zatracamy natychmiast mo�liwo�� generalizacji. A w tym sensie, o jaki mi chodzi, rzecz polega na uporczywym, upartym trzymaniu si� �r�d�a - i niewychodzeniu z wibracji, kt�ra warunkuje znajdowanie si� w tym �r�dle. I wtedy jest wiedza. Je�eli jest si� w �r�dle. I je�li nie m�wi si�, bo sobie cz�owiek co� przypomina, �e gdzie�, kiedy�, kto� co� powiedzia�, albo cytuje - najg��bszy nawet - autorytet. Ale t o si� czuje empirycznie, jest si� w tym tak, jakby si� na przyk�ad pi�o wod�, jad�o, jakby dotyka�o si� jakiej� substancji... Tej substancji centralnej... Czy Pan wie, co ja m�wi�? Czy m�wi� dostatecznie jasno? Ci�gle w�tpi�. .. J�zyk j est ograniczony... W tej chwili logiczne by�oby pytanie, na czym ta wiedza polega... No c�, b�d� niekonsekwentny i pos�u�� si� jednak cytatem. B�d� niekonsekwentny, ale nie dlatego, �eby podeprze� si� czyj�� opini�, ten cytat jest tutaj najbardziej adekwatny, jak mi si� zdaje i nie tyle chodzi 10 o to, �e kto� wielki tak powiedzia�, ale �e by�o to tak wspaniale powiedziane w tym zdaniu, kt�re pochodzi od Patanjalego (II w. p. n. e.), �e po prostu trzeba to powt�rzy�. Ot� Patanjali powiedzia� tak: Joga jest to uspokojenie p�ynno�ci substancji my�lowej. Joga - w tym wypadku zamiast joga mo�emy powiedzie� wiedza. Wiedza jest to wi�c umiej�tno�� uspokojenia, stan, w kt�rym ustaje p�ynno��, jest to wej- �cie do �r�d�a, zanurzenie si� w tym, co jest wieczne, pierwotne, co by�o zawsze. Pojawia si� pytanie, zapewne z pewnego punktu widzenia paradoksalne -je�eli tak jest, to czy ta wiedza mo�e mie� jakiekolwiek znaczenie w �wiecie, w jakim �yjemy? Tak mog�oby si� wydawa� - �e nie, ale w istocie rzeczy jest akurat przeciwnie. Mogliby�my si� zgodzi� co do tego, i� w momencie jej do�wiadczania nie ma ona pozornie bezpo�redniej relacji z potoczn� wizj� �wiata - tak bardzo jest odr�bna, oderwana, tak bardzo j� przekracza, tak zasadniczo jest transcendentalna w stosunku do tej codzienno�ci, tych naszych powszednich problem�w, uwik�ania zawodowo-domowo- �yciowego, a� wydaje si� zupe�nie inn� sfer�. Ale w istocie - mam co do tego najg��bsze przekonanie - takie doznanie jest czym� bardzo kon- kretnym i rzutuj�cym nast�pnie na losy cz�owieka, tak�e w zakresie bytowo-materialnym. Dzieje si� tak dlatego, �e po przebyciu tego do�wiadczenia cz�owiek powracaj�c do codzienno�ci, pogr��aj�c si� w niej i b�d�c przez ni� determinowanym, jest jednak ju� innym cz�owiekiem, nast�pi�a pewna, bardzo szczeg�lna, polaryzacja jego osobowo�ci. On jest inny, jest po do�wiadczeniu, dotkn�� czego�, co przekracza w zasadniczy spos�b wszystko, co zna� dotychczas. Zmieni� si� wi�c jako�ciowo, osi�gn�� do�wiadczenie wy�szego rz�du. Czy odnosi si� to - przecie� mo�na t� rzecz rozpatrywa� w r�nych kontekstach - do wizji �wiata, czy do stanu psychicznego tego cz�owieka, �e inaczej reaguje na to, co si� zdarza, czy ma to aspekt energetyczny, to znaczy, i� rozporz�dza on inn� energi�? 11 Widzi Pan, m�j pogl�d na �wiat jest pogl�dem holistycznym. To znaczy, wychodz� z za�o�enia, �e nie ma rzeczy drugorz�dnych, �e ka�dy czyn, wszelkie zjawiska, wszystkie problemy, wszystkie dziedziny, ka�dy oddech, ka�de uderzenie serca, ka�dy kontakt z materi�, z rzeczywisto�ci� - zmys�owy, my�lowy, jakikolwiek, te� medytacyjny - posiada wp�yw na wszystko, co cz�owieka dotyczy, na ca�� percepcj� �wiata, na wszystkie inne czynno�ci. I trudno tutaj rozdzieli�, czy to jest energetyczne, czy to jest zewn�trzne, czy to intelektualne, czy emocjonalne lub zmys�owe. To ogarnia wszystkie te aspekty. To jest tak, jakby kto� patrzy� na kul� z coraz to innej strony. Zmienia si� jego punkt widzenia, nie mniej jest to wci�� ta sama kula. Ona ci�gle jest w�a�nie taka. Tak na to patrz�. Cz�owiek sta� si� inny w tym sensie, �e nast�pi� pewien proces, kt�ry zmieni� ten uk�ad. Czy mo�na wobec tego powiedzie�, �e jest to teraz kto�, kto zdaje sobie spraw� w�a�nie z istnienia owej kuli? Niezupe�nie. On kiedy�, w momencie do�wiadczenia, zda� sobie spraw� z jej istnienia, natomiast po wyj�ciu z tego stanu - to jest najbardziej charakterystyczne dla ca�ej sprawy - po ustaniu do�wiadczenia ma tylko mgliste wyobra�enie o jego istocie. Czyli kryje si� za tym tajemnica funkcjonowania naszej �wiadomo�ci? Cz�owiek �yje jakby na czterech szczeblach �wiadomo�ci, w czterech stanach czy wymiarach �wiadomo�ci. Pierwszy z nich to jest ta codzienna �wiadomo��, kt�ra wynosi mniej wi�cej 13-26 cykli na sekund�, mierzonych encefalograficznie i nazywa si� stanem beta. Wi�c to jest stan, w kt�rym mamy pe�no k�opot�w, pe�no uraz�w, pragnie�, jeste�my pe�ni oczekiwa�. W tym stanie �wiadomo�ci jeste�my codziennymi, zwyk�ymi lud�mi, kt�rzy s� pe�ni zdenerwowania, r�nych k�opot�w, r�nych kompleks�w, jakich� niespe�nionych pragnie� - i w ten spos�b �yjemy zwykle od urodzenia a� do �mierci. Przeci�tny cz�owiek nie wie, �e w og�le z czego� takiego mo�na wyj��. Uwa�a to za normalne �ycie, �e to w�a�nie powinno tak by�, �e 12 tak jest i �e nie ma absolutnie czego� innego. Nawet do g�owy mu nie przychodzi, �e mo�e by� co� innego. Uwa�a, �e jest zdeterminowany tym �yciem, �e zna �ycie, �e na przyk�ad jest m�czyzn�, jest kobiet�, �e ma tyle a tyle lat, �e ma �on� czy nie ma �ony albo m�a, �e tam a tam mieszka, �e ma takie kontakty, �e ma jakie� sprawy rodzinne, sprawy zawodowe -jednym s�owem, ten komplet milion�w spraw, tysi�cy problem�w tym cz�owiekiem rz�dzi i w te problemy cz�owiek jest u-wi- k�a-ny. Uwik�any. Uwik�any od urodzenia, a nawet jeszcze w stanie prenatalnym, a� do �mierci. To jest prawd� i rewolucja tego, co ja m�wi�, polega na tym, �e okazuje si�, �e to wcale nie jest stan normalny! �e ten stan beta, 13-26 cykli na sekund�, to jest w�a�nie stan sztuczny, to jest stan niewoli wobec w�asnego umys�u, stan cz�owieka zniewolonego, cz�owieka zdeterminowanego, kt�ry nie mo�e wyj�� z niewoli, w kt�r� si� sam zapl�ta� i niestety, jest to tak straszliwa niewola, przy kt�rej jakiekolwiek wi�zienie normalne jest po prostu niczym, bo taki cz�owiek w wi�zieniu, w ci�kim zagro�eniu swojej wolno�ci zewn�trznej, mo�e by� jednak�e bardzo szcz�liwy wewn�trznie i mo�e by� pe�en mocy. Natomiast w tym stanie �wiadomo�ci po prostu nie ma dla tego cz�owieka wyj�cia i on coraz bardziej si� wik�a, a� wreszcie umiera nic nie rozumiej�c. Drugim stanem �wiadomo�ci jest stan alfa. To jest stan, kt�remu ja po�wi�ci�em jakie� 25 lat bada� eksperymentalnych. Jest to stan g��bokiej relaksacji Schultza i Luthego. Tak si� to nazywa w nauce. Trening autogenny Schultza i Luthego - przeze mnie modyfikowany, przeze mnie rozwijany - kt�ry jest zreszt� zapo�yczony z jogi indyjskiej, w kt�rej siedzia�em przez wiele lat, praktykuj�c r�ne techniki medytacyjne. I ten stan �wiadomo�ci jest ju� jakby wyj�ciem z niewolnictwa, o kt�rym przedtem m�wili�my, mianowicie cz�owiek zaczyna �y� bardziej �wiadomie, mo�e przede wszystkim uspokoi� to, co u przeci�tnego cz�owieka nigdy nie jest uspokojone. Stan zdenerwowania, szybkiego oddechu, niepokoju, zagro�enia, niemo�liwo�ci wyj�cia z rozmaitych problem�w �yciowych - to wszystko w tym stanie alfa znika. Wszystko - jak m�wi� Julian Aleksandrowicz w napisanej razem z profesorem Cwynarem i ze mn� ksi��eczce - staje si� ma�o wa�ne, odleg�e i oboj�tne, wszystko, wchodzi si� w g��boki spok�j, mi�nie staj� si� odpr�one, t�tno si� uspokaja, oddech si� 13 uspokaja, a co najwa�niejsze, umys�, kt�ry jest jak rozszala�a ma�pa (jak powiedzia� Wiwekananda), ten umys�, kt�ry do tej pory absolutnie panowa� nad cz�owiekiem, staje si� jakby narz�dziem, jakby komputerem poddanym cz�owiekowi, zaczyna si� uspokaja�, zaczyna wchodzi� w stan g��bokiej ciszy, pokoju. To jest stan relaksacji, kt�ry wynosi mniej wi�cej 13-8 cykli na sekund�. Ale istnieje trzeci stan �wiadomo�ci - dla wi�kszo�ci ludzi w og�le enigmatyczny, nie znany, do g�owy im nawet nie przychodzi, �e co� takiego istnieje - kt�ry nazywa si� stanem theta (od kolejnej greckiej litery - theta). O ile relaksacja g��boka, trening autogenny wynosi 13-8 cykli na sekund� - to ten stan wynosi 8-4 cykli na sekund�. Inaczej m�wi�c, ta rejestrowana elektroencefalograficznie aktywno�� m�zgu - potencja�u my�lowego, jakby�my mogli powiedzie� - ulega coraz wi�kszemu zwolnieniu, coraz wi�kszemu uspokojeniu. 8-4 cykli na sekund�, w por�wnaniu do 26 cykli w stanie beta, no, to jest oczywi�cie bardzo ma�o. W tym stanie �wiadomo�ci dochodzi si� do tego, do czego - jak m�wi� �wi�te ksi�gi buddyjskie - doszed� Budda �iakjamuni pod drzewem bodhi. Mianowicie, powiedzia� on, �e wtedy zosta� zaatakowany przez rozszala�e demony, przez rozszala�e diab�y, atakuj�ce diab�y - tak to nazwa�. C� to s� te atakuj�ce diab�y? Te atakuj�ce diab�y, o jakich m�wi� Budda �iakjamuni, to jest nasza pod�wiadomo��, to jest ten olbrzymi worek, kt�ry nosimy na karku, worek przesz�ych zdarze�, przesz�ych kompleks�w, przesz�ych my�li, przesz�ych uczu�, r�nych kontakt�w z lud�mi, cz�sto potwornie traumatycznych, rani�cych, pe�nych nieszcz�cia, r�nych okropnych sytuacji, okalecze�, nawet �mierci - i to nie tylko zaistnia�ych podczas naszego obecnego cyklu �yciowego, ale przez wszystkie cykle �yciowe, kt�re doprowadzi�y do momentu, o kt�rym teraz rozmawiamy. To jest stan theta i w tym stanie kto�, kto ma odpowiedni� cierpliwo��, aby �ledzi� swoje psychiczne wn�trze - poniewa� wszystko, o czym m�wimy, to jest podr� do w�asnego wn�trza, podr� - prawda? - do siebie samego, do poznania swojej w�asnej istoty, czyli do selfreali- sation, jak m�wi� Anglicy, do samourzeczywistnienia, samorealizacji - 14 ot� taki cz�owiek widzi w tym stanie siebie jakby z pewnej odleg�o�ci. Patrzy si� na siebie z pewnej odleg�o�ci. Zdaje sobie spraw�, �e jest tym konglomeratem, t� olbrzymi� z�o�on� chmur� pragnie�, k�opot�w, w�tpliwo�ci, strach�w, niespe�nionych po��da�, takich czy innych problem�w. Zdaje sobie z tego spraw�, patrzy na to jakby z boku - a jednocze�nie oddziela si� od tej ca�ej chmury k�opot�w, chmury w�tpliwo�ci i dochodzi do swojej prawdziwej natury, kt�ra jest w�a�nie jakby widzem patrz�cym z boku. Jakby widzem obserwuj�cym ca�� t� spraw�. Bardzo ma�o ludzi dochodzi do tego stanu �wiadomo�ci. Dlaczego? Poniewa� jest to stan, kt�ry si� osi�ga po wielu latach treningu. To si� nazywa w hinduizmie pratiahara, to znaczy stan koncentracji umys�u na swoim w�asnym wn�trzu, trwaj�cy dostatecznie d�ugo, a�eby m�c w og�le te rzeczy zobaczy�. W tym stanie mog� nast�pi� r�wnie� pewne halucynacje, r�ne... atakuj�ce zjawy, potwory, rozmaite straszne zdarzenia, kt�re nie s� niczym innym, tylko gr� umys�u, tylko gr� pod�wiadomo�ci. Mog� powsta� straszliwe wizje, obrazy atakuj�ce, nawet jakie� zupe�nie perwersyjne obrazy, kt�re s� bardzo g��boko ukryte w naszej pod�wiadomo�ci i kt�re wychodz� niejako na powierzchni�, tak jak fusy z herbaty mog� si� podnie��, kiedy poruszymy wod�. Inaczej m�wi�c - cz�owiek zaczyna patrze� ku sobie i to jest stan theta. Patrzy na swoj� pod�wiadomo��, patrzy na to wszystko, co jest zewn�trzne w stosunku do substancji pierwotnej. Cz�owiek jest substancj� pierwotn�. Cz�owiek jest samym rdzeniem �wiat�a. Cz�owiek nie jest �wiat�em, jak m�wi� profesor Sedlak. Ja nie zgadzam si� ze zdaniem profesora Sedlaka, przynajmniej w tym zewn�trznym jego odczuciu, w zewn�trznym odbiorze jego wywodu. By� mo�e, w samej istocie jeste�my razem, ale dla mnie �ycie nie jest �wiat�em, �wiat�o jest... jakby... jakby to powiedzie�... jest mieszkaniem �ycia, jest t� najlepsz� manifestacj� �ycia, jest pojazdem �ycia, jest mo�liwo�ci� manifestacji �ycia - ale �ycie samo w sobie nie jest �wiat�em, tylko jest �wiadomym �wiat�em, jest �wiadomo�ci� �wiat�a. �ycie jest sam� �wiadomo�ci�, sam� percepcj�, jest samym poznaniem, sam� kwintesencj� do�wiadczenia. �ycie jest substancj�, ale nie substancj� materialn� - jak� jest �wiat�o - ale duchow�, jest substancj�, kt�ra nie jest poznana przez nauk�, nie mniej jest szalenie konkretna, w 15 ka�dej chwili obecna i kt�ra czuje. �wiat�o nie mo�e czu�. My mo�emy czu� �wiat�o, �wiadomo�� czuje �wiat�o, �wiadomo�� czuje poprzez �wiat�o, ale �wiadomo�� nie jest �wiat�em, jest samym do�wiadczeniem. I tu jest r�nica w pogl�dach moich i profesora Sedlaka, kt�ry m�wi�, �e �ycie jest �wiat�em - a �ycie jest �wiadomo�ci�. W tym si� zgadzamy, �e �ycie i �wiadomo�� w istocie - na poziomie kwantowym, jak m�wi� Sedlak - w�a�ciwie si� od siebie zupe�nie nie r�ni�. Tutaj by�my si� mogli zgodzi�, �e �ycie i �wiadomo�� si� nie r�ni�, natomiast sama istota �ycia jest dla mnie czym� innym, a przynajmniej inaczej j� okre�lam. Dla mnie, powtarzam, �ycie jest substancj� duchow�, kt�ra do�wiadcza, doznaje, kt�ra czuje, kt�ra jest pod�o�em wszelkiego bytu, wszelkiego istnienia - zar�wno duchowego, jak materialnego. Zgadzam si� ze Sedlakiem, �e mi�dzy materi� a duchem w istocie rzeczy nie ma w�a�ciwie r�nicy, poniewa� to jest tylko... tylko inny punkt widzenia i naprawd� zawsze one razem by�y - to znaczy i materia i duch by�y zawsze razem. Z tym si� zgadzam. Jedno drugiego, �e tak powiem, potrzebuje. B�g potrzebuje cia�a cz�owieka, aby m�g� si� manifestowa�, aby m�g� przejawia� si�, aby m�g� �y� w tym cz�owieku i do�wiadcza� takich rzeczy, jakich do�wiadcza cz�owiek. Poniewa� B�g �yje ca�o�ciowo w ka�dym cz�owieku - chc� to wyra�nie powiedzie�. Nie po kolei, nie razem - tylko w ka�dym z osobna. Nieraz rozmawia�em z lud�mi bardzo rozwini�tymi na ten temat - jak to jest mo�liwe, �eby Duch �y� jednocze�nie we wielu osobach naraz? Czy �yje r�wnocze�nie, czy �yje po kolei? Wydaje mi si�, �e to jest zupe�nie niepotrzebne rozr�nianie, je�eli dla kogo�, dla jakiej� istoty nie ma czasu, je�eli czas jest tylko kategori� naszego my�lenia, to B�g mo�e sobie pozwoli� na ten luksus, aby prze�y� ca�o�ciowo �ycie w jednym cz�owieku - nie my�l�c w�wczas o innych ludziach - i wr�ci� p�niej do innego cz�owieka, i prze�y� tak samo do�wiadczenie tej drugiej osoby, dlatego, �e czas Mu w tym nie przeszkadza i mo�e prze�y� ka�de do�wiadczenie tak jak film, jak sekwencj� filmu czy ta�m� magnetofonow�, kt�r� mo�emy wielokrotnie powtarza�, cofa� i robi� z ni� co si� nam �ywnie podoba. To jest m�j punkt widzenia i wydaje mi si�, �e jest to zupe�nie proste 16 - ta Najwy�sza Rzeczywisto��, kt�r� my jeste�my. Jeste�my zjednoczeni z Ojcem, czyli z pierwotn� prapraistot�, pierwotn� praprapraistot�, kt�ra stworzy�a to wszystko i kt�ra zawsze istnia�a poza czasem. My jeste�my z ni� ca�kowicie zjednoczeni, ona wype�nia t� wieczno��, w kt�rej istnieje, �yj�c w nas, �yj�c w cz�owieku - i w�a�nie w stanie nast�pnym, kolejnym po stanie theta, w stanie delta, kt�ry zgodnie z elek- troencefalograficzn� teori� �wiadomo�ci wynosi ju� tylko 4 - 0,5 cykla na sekund� - tylko 4 - 0,5 cykla! - ot� w takim stanie �wiadomo�ci dochodzi si� do stanu samadhi, hinduskiego samadhi, a wi�c stanu kontemplacji. I prosz� zwr�ci� uwag�, tutaj wszystko si� schodzi - stan samadhi jest zupe�nie r�wnoznaczny z nirwan� buddyjsk�, czyli ze stanem absolutnej pustki b�d�cej jednocze�nie absolutn� pe�ni�. Wydaje si� , i� to absurd, �e to nielogiczne, ale tutaj logika musi odej��. Jest to pustka, a jednocze�nie pe�nia, to znaczy pustka, kt�ra posiada w sobie potencjalnie... z kt�rej si� wy�ania pe�ne stworzenie, z kt�rej si� wy�ania wszystko, co istnieje. Pozornie tam nie ma nic, a jednocze�nie jest mo�liwo�� najwy�szej kreacji. Najwy�szej mocy, najwy�szego blasku i chwa�y. To jest nirwana i to jest r�wnocze�nie nirwikalpa samadhi, a jednocze�nie nic innego, tylko unio mistica islamu, nic innego tylko o�wiecenie w kontemplacji najwy�szej, jakiego do�wiadczy� �w. Jan od Krzy�a, �w. Teresa hiszpa�ska z Avili, �w. Bonawentura czy wielu, wielu mistyk�w dawniejszych i wsp�czesnych w chrze�cija�stwie. Na tej p�aszczy�nie - stanu delta - nie ma �adnego rozr�nienia, nie ma ju� absolutnie w�tpliwo�ci, czy to jest ten, czy to jest tamten, czy tu jest B�g, czy tam jest B�g, czy to jest m�czyzna, czy kobieta, czy to jest grzech, czy to nie grzech - tutaj nie ma �adnych takich rozr�nie�. Rozr�nienia - i w og�le dyskusje - s� typowe dla stanu beta i to jest., jakby to powiedzie�... jest to wymiar rzeczywisto�ci, w kt�rym problemy powstaj�, k�opoty powstaj�, ci�gle s� w�tpliwo�ci, ci�gle s� za�amania, kt�re prowadz� do najstraszliwszych nast�pstw, do samob�jstwa, do zab�jstwa w��cznie, do zdrad r�nych, do zupe�nej rozpaczy w��cznie i w og�le wszystkich nieszcz�� �wiata. To jest w stanie beta. Natomiast kto�, kto potrafi wyj�� poza stan beta, do stanu alfa, do stanu theta, wreszcie do stanu delta - a jeszcze, zgodnie z moj� hipotez�, do stanu 17 gamma, kiedy ju� nie ma nawet p� cykla na sekund�, ale jest absolutne z e r o, to znaczy nie ma jakiegokolwiek drgania umys�u, tylko jest absolutna cisza i mogliby�my to nazwa� stanem ca�kowitego pogr��enia si� w Absolucie, z��czenia si�, zjednoczenia z Absolutem - nast�puje dla tego kogo� po prostu to, co jest celem ka�dego cz�owieka, to znaczy powr�t do �rodka, powr�t do tego, z czego�my wyszli. No przecie� wszystkie religie m�wi� to samo - �e wyszli�my z Absolutu, �e jeste�my dzie�mi Bo�ymi. Tak�e z fizycznego punktu widzenia mo�emy powiedzie�, �e je�li istnieje najwy�sze rozproszenie, kiedy m�wi si� o post�puj�cej entropii, czyli -jak to si� definiuje - mierze nieuporz�dkowania uk�adu, stopniu nieuporz�dkowania uk�adu, to istnieje tak�e negentropia, czyli ruch w kierunku najwy�szej integracji. Istnieje co� takiego, jest taki stan, kt�ry jest najwy�sz� integracj�, najwy�sz� koncentracj�, najwy�sz� dojrza�o�ci�. I kt�ry jest w odwrotnym diapazonie do tego wszystkiego, co dzieje si� z lud�mi, ze �wiatem i co ma, z punktu widzenia fizyki wsp�czesnej doprowadzi� do ca�kowitego rozproszenia, do entropii niesko�czenie wielkiej, do bladego promieniowania ca�ej materii. To s� rzeczy znane. Tymczasem w�a�nie w �wiadomo�ci cz�owieka, w jego wewn�trznej integracji, nast�puje proces coraz wi�kszego scalania i coraz wy�szej �wiadomo�ci - i zmniejszaj�cej si� entropii. Czyli uprawianie medytacji, kt�ra polega na docieraniu do coraz bardziej uspokojonej fali umys�u, jest procesem kosmicznym? Uczestniczeniem w tym, co jest udzia�em ca�ego Wszech�wiata? Czy mo�na tak powiedzie�? Jest zbli�aniem si� do Ojca, jest drog� do Punktu Omega Theilarda... ... de Chardin. Ale chodzi mi o relacj� tego co nasze, osobiste, do tego co og�lne. Czy to co my robimy ma tak�e wp�yw na t� skal� makro? Kosmos jako ca�o��? Z punktu widzenia fizyka najmniejszy ruch palca wp�ywa na wszystkie systemy gwiezdne, poniewa� poruszone zosta�o prawo grawitacji. 18 Tak jak najmniejsze zaburzenie w wodzie wywo�uje fal�, coraz dalej rozchodz�ce si� kr�gi, tak i ka�dy, najmniejszy nawet ruch wewn�trz jakiego� uk�adu wp�ywa na inne uk�ady drog� sprz�enia zwrotnego, tak jak fala, poprzez zaburzenie, kt�re nie ma ko�ca. Dlatego, oczywi�cie, to co my robimy ma wp�yw na makro, a makro bezustannie warunkuje to, co si� wok� nas dzieje. Dla mnie ca�a rzeczywisto�� funkcjonuje jak naczynia po��czone. Wszystko ��czy si� ze wszystkim, bez chwili przerwy, wszystko bezustannie modyfikuje wszystko - i ci�gle istnieje ten Najwy�szy, postrzegaj�cy, zawsze obecny jako, �e tak powiem, trzon rzeczywisto�ci. Jednocze�nie to jest ta najwy�sza tajemnica, aby do tego stanu istnienia si� zbli�a�, tego stanu, kt�ry w�a�ciwie wszystko t�umaczy, kt�ry nie wymaga stawiania pyta�. Je�eli wszystko ��czy si� ze wszystkim, powstaje poj�cie odpowiedzialno�ci. Cz�owiek jest odpowiedzialny za wszystko, co czyni. Co wobec tego powinno by� tutaj przewodnikiem? Poniewa�, z drugiej strony -jak m�wi na przyk�ad chrze�cija�stwo -jeste�my wolni. Ale to te� pytanie, w �wietle tego, o czym m�wimy, na ile jeste�my wolni i co to w og�le znaczy, i� mamy woln� wol�? Je�eli wp�ywa na nas wszystko - to ta wola dzia�a w pewnych, jednak, granicach... Tak. Musimy zda� sobie spraw� z tego, �e stworzyli�my - nawet w najwspanialszych religiach, najwznio�lejszych filozofiach - pewne ramy intelektualne. Pewne koncepcje, okre�lony spos�b rozumowania. Pewne rozr�nienia - jak cho�by to, �e si� rozmawia z kim�, jakim� rozm�wc�, jak to, �e jest si� cz�owiekiem �yj�cym w jakim� kraju, jakim� spo�ecze�stwie, �e ja jestem oddzielon� od og�u jednostk� i co� tam wiem, na przyk�ad o przedmiotach materialnych. Tego typu przekonania s� same w sobie, w pewnym sensie, hamulcem i poniek�d uniemo�liwiaj� dotyk tego, co konkretne. Powracaj�c do pytania - ta odpowiedzialno��, jak si� wydaje, polega na tym, aby cz�owiek spe�ni� swoje zadanie. Ta odpowiedzialno��, je�li w og�le przyjmiemy ten termin i spojrzymy na to w szczeg�lny spos�b, jest to odpowiedzialno�� wobec Najwy�szego. W sensie Jego w�asnego �ycia, kt�rego On w ka�dym z nas do�wiadcza. Inaczej m�wi�c, chodzi o to, �eby �ycie Najwy�szego - Najwy�szej Istoty, Najwy�szej Wibracji 19 - w tym wybranym przez Niego fragmencie istnienia, jakim jest cz�owiek, mog�o by� najwspanialsze, najbardziej godne, najbardziej - w sensie doznawania - intensywne. Na tym polega, w moim przekonaniu, odpowiedzialno��. �eby nie zawie�� Najwy�szego. �eby da� Najwy�szemu to, co Mu si� nale�y. Ta odpowiedzialno�� jest wi�c zwi�zana ze sprawiedliwo�ci�. Najwy�szemu nale�y si� co� najwspanialszego, bo jest pe�en niesko�czonego blasku, pe�en niesko�czonej wspania�o�ci. Jest pe�en niesko�czonej mi�o�ci, niesko�czonej dobroci, niesko�czonej przygody i niesko�czonej tajemnicy! M�wi� tak nie dlatego, �e kto� mi to powiedzia�, czy przeczyta�em - tylko dlatego, �e to czuj�. Wiem, �e tak jest. Jemu si� to nale�y. I je�eli tego nie spe�niamy - na skutek takich czy innych trudno�ci w�asnych, czy wskutek pod��enia w innym kierunku, to w�wczas ta odpowiedzialno�� mo�e by� zaburzona. Co nie znaczy, i� nie mo�e to by� pewien etap, przez kt�ry trzeba przebrn��. �e w�a�nie to chwilowe ograniczenie tak�e warunkuje p�niej wy�sz� odpowiedzialno��. Niemniej, chocia� mo�na r�wnie� m�wi� o tym tak, jak teraz m�wimy, jednak wydaje mi si�, �e to wszystko nie jest w pe�ni tak. Dlatego, i� na jakim� szczeblu �wiadomo�ci poj�cie odpowiedzialno�ci znika. Jak ka�de poj�cie. Ono istnieje, dop�ki o nim m�wimy. Dop�ki t� spraw� si� zajmujemy. Ono jest typowe dla umys�u, dla konstrukcji my�lowej - i tak mo�emy m�wi� na ten temat r�ne pi�kne rzeczy, natomiast je�li p�jdziemy troszeczk� dalej, dochodzimy do starego jak �wiat dylematu, �e trzeba zostawi� t� maszynk�, komputerek m�zgowy i trzeba po prostu pogr��y� si� w medytacj�. Pogr��y� si� w wibracj�! Mog� stoj�c nad oceanem m�wi� ca�e poematy na temat tego, co to jest ocean, co to jest p�ywanie, jaki jest dotyk wody - mog� m�wi� tysi�ce poemat�w, ale dop�ki nie pogr��� si� w wodzie, nie zaczn� p�ywa�, to m�wi� w oderwaniu od rzeczywisto�ci. Tak jest i z t� odpowiedzialno�ci�. Je�eli cz�owiek pogr��a si� w tym Boskim �wietle ca�� moc� koncentracji, swoim d��eniem, swoj� istot�, swoim dzia�aniem - dzia�aniem, powiadam, czyli to nie s� jakie� abstrakcje dla filozof�w, dla ascet�w w jaskini. Ale s� to sprawy najbardziej konkretne, dla codziennego �ycia, dla cz�owieka we wszystkich jego czynno�ciach bytowych, najbardziej zwyczajnych pod S�o�cem. 20 O to chodzi. �eby powszednie �ycie przeb�stwi�, przepoi� takim �wiat�em, tak� wibracj�. I to jest w�a�nie cel cz�owieka. I ta odpowiedzialno�� polega na tym, jak si� wydaje, aby w�a�nie t� struktur�, bardzo trudn�, nie poddaj�c� si�, materialn�, przekszta�ci� i doprowadzi� do Boskiego �wiat�a. Na tym, jak si� zdaje, polega do�wiadczenie naszego bytu i ta Boska przygoda, jak�Najwy�szy z nami robi. Z nami do�wiadcza. Mimo materialnego oporu, mimo tych k�opot�w, codziennej trywialno�ci, powszedniej szaro�ci - �eby jednak by� w tym Boskim �wietle i tamto wszystko przezwyci�y�. Zmartwychwsta� - tak jak Chrystus, zmartwychwstawa� do nowego �ycia. Dobrze, ale czy zgodnie z tym, co Pan powiedzia�, razem z t� maszynk�, umys�em, odstawiamy tak�e szatana? Szatan przybiera� r�ne kszta�ty, rozmaicie by� okre�lany. Chrystus nazwa� go wielkim k�amc�. Hinduizm nazywa go Maj� - z�udzeniem. Budda - jak ju� m�wi�em - otrz�sn�� si� od szatana w�wczas, kiedy wytrzyma� jego nacisk pod drzewem bodhi, kiedy nast�powa�y najstraszliwsze ataki, a on pozostawa� nieporuszony, niesplamiony tymi atakami. Patrzy� na to jakby z boku. Je�li spojrzymy na t� spraw� od strony psychologii, odwo�amy si� do introspekcji, to powr�cimy do rytmu the- ta, o kt�rym m�wili�my przed chwil�, tego rytmu 8-4 cykli na sekund�, w kt�rym to stanie obserwuje si� w�asn� pod�wiadomo�� - te niesko�czone pogmatwania, straszliwe niekiedy wizje okazuj� si� tylko wizualizacj� naszego �ycia wewn�trznego, we wszelkich cyklach �yciowych, jakich do�wiadczyli�my od samych prapocz�tk�w, od niesko�czonego �r�d�a. Czyli mo�na powiedzie�, �e to jest piek�o? Piek�o jest dopiero wtedy, gdy pogr��amy si� w to bez kontroli. Czyli wtedy, gdy jeste�my tym opanowani. Wtedy jeste�my w piekle. Kiedy nas to ogarnie. Cz�owiek jest bardzo cz�sto tym opanowany. Mo�emy nazwa� ten stan ci�kim czy��cem czy piek�em, no, piek�o samo - w �cis�ym znaczeniu... ze s�owem "piek�o" ��czy si� problem wieczno�ci, wiecznej kary... 21 Pot�pienie wieczne. Pot�pienie wieczne. Ale trzeba tutaj znowu znale�� podstawowe rozr�nienie, je�eli ju� si� bawimy t� gr� w intelektualnego ping-ponga - bo to nie jest nic innego, je�eli nie dochodzimy do najg��bszej medytacji. Je�li chodzi o s�owa, to one si� tu nie licz�, wa�ne jest to, co poza nimi. Ot� mo�emy teraz powiedzie� co nast�puje: wszystko co ludzkie nie jest Boskie. Rzeczywisto�� ludzka nie jest rzeczywisto�ci� Bosk�. Wi�c i poj�cie wieczno�ci przez cz�owieka nie mo�e by� adekwatne do pojmowania wieczno�ci przez Boga. To co dla cz�owieka mo�e by� wieczno�ci�, zgodnie z jego diapazonem �wiadomo�ci, mo�e by� tylko b�yskiem w �wiadomo�ci Boga. Naprawd�, s� to ca�kowicie nie odpowiadaj�ce sobie poj�cia. I wcale nie jest powiedziane, aby�my kurczowo trzymali si� tego i to tylko uwa�ali za prawd�, co jest ludzkie, co wynika z w�a�ciwej cz�owiekowi konstrukcji my�lowej. Je�eli tak uwa�amy, to pope�niamy straszliwy b��d pychy - prawda? - uwa�aj�c, i� nasz umys� jest alf� i omeg� rzeczywisto�ci. Zreszt�, na ka�dym kroku sprawdza si�, �e tak nie jest... Spr�bujmy mo�e teraz porozmawia� troszeczk� inaczej, b�d� odrzuca� wszelkie metafory, b�d� stara� si� m�wi� jak cz�owiek najprostszy, bez �adnego filozoficznego przygotowania. Dobrze? Zr�bmy jeszcze takie do�wiadczenie... Najprostsze pytanie w takiej konwencji to chyba -jak �y�? Jak zachowywa� si� na co dzie�? Ca�a nauka i podstawowa, pierwotna wiedza wsp�lna wszystkim m�drym ludziom, i wszystkie �wi�te ksi�gi twierdz� zgodnie, i� nale�y �y� tak, aby nie rani� nikogo, nie niszczy�, nie atakowa� nikogo - w my�li, s�owie i czynie. Inaczej m�wi�c - by� uczciwym, szlachetnym, czystym w my�leniu, s�owie i dzia�aniu. Chrystus powiedzia�: b�d� doskona�y jak Ojciec w niebie. Powiedzia�: Kr�lestwo Niebieskie jest w tobie. Powiedzia�: nie jeste�cie s�ugami, nie jeste�cie niewolnikami, tylko jeste�cie moimi siostrami i bra�mi. Co wi�cej - co wi�cej! - Chrystus wyra�nie powiedzia� do cz�owieka, do nas: jeste�cie dziedzicami! Tego 22 wszystkiego, co ja mam! Tego mojego �wiata, tej rzeczywisto�ci. Powiedzia� takie - niesamowite chyba - s�owa! R�bcie to, co ja robi� - i jeszcze wi�cej ni� ja - bo ja id� do Ojca! Takie niezwyk�e rzeczy powiedzia�! Czyli On chce, aby cz�owiek szed� Jego drog�, �eby Go na�ladowa�. �eby robi� coraz �mielsze rzeczy. I to nie jest wcale pycha, je�li cz�owiek idzie w tym kierunku! Tu jest chyba wielka rewolucja, wielka zmiana spojrzenia. Poniewa� my sami stworzyli�my sobie w �wiadomo�ci obraz jakiego� tam Mariana, jakiego� Paw�a, jakiej� Marysi czy Zosi, kt�ry pozostaje ju� na zawsze t� Marysi� czy Zosi�, ma jakie� obowi�zki, jak�� rodzin� - i to jest ca�e jego �ycie. Tymczasem zapominamy, �e w ka�dym z tych Marian�w, Paw��w, w ka�dej Marysi czy Zosi jest przecie� Najwy�sza Rzeczywisto��, czyli Duch �wi�ty. Wi�c ka�dy z tych ludzi jest przeznaczony do najwy�szych rzeczy! Wspania�ych! Boskich! I w�a�nie to pospolituj�ce u�wiadamianie sobie samego siebie, ta negatywna sugestia - �e ja nie dam rady, �e nie mog�, �e si� nie nadaj�, bo jestem zwyk�ym zjadaczem chleba, przeci�tniakiem, bo jestem przecie� tylko jakim� robotnikiem, urz�dnikiem czy nauczycielem, ta sugestia, trwaj�ca nieraz ca�e �ycie, to powoduje straszliwe szkody. Cz�owiek staje si� taki, jakie s� jego my�li, jego s�owa i czyny. Cz�owiek sam siebie stwarza, lepi z gliny. To jest takie proste! Ale czy to co Pan m�wi nie jest jednak zaprzeczeniem pokory? W�a�nie uwa�am, �e nie! Nic podobnego! Wr�cz odwrotnie! Pokora nie polega na odrzuceniu w�asnej godno�ci wewn�trznej. Pokora �le poj�ta jest tylko zrzuceniem z siebie odpowiedzialno�ci. To polega na tym, �e kto� boi si� podj�� pewne rzeczy, poniewa� uwa�a, �e si� do nich nie nadaje, a tymczasem jest to nieu�wiadomiona ucieczka od tej wielkiej drogi, jaka nas wszystkich czeka. Natomiast prawdziw� pokor� mo�na pozna� po tym, �e cz�owiek coraz bardziej chce s�u�y� drugim. Mimo i� dotyka wci�� wi�kszych, wspanialszych rzeczy, jest coraz bardziej w stosunku do innych delikatny, coraz bardziej pragnie pomaga� i staje si� im coraz bli�szy. W�wczas jest to dobra droga. Ale je�li kto�, pod wp�ywem pewnych w�asnych osi�gni��, oddala si� od swoich si�str i braci, od innych ludzi, uwa�a ich za co� ni�szego, pogardza nimi, po- 23 niewa� wydaje mu si�, �e jest jak�� wielk� istot�, lepsz� od nich - to w�a�nie jest z�a droga, niebezpieczna. Co w takim razie nazwa�by Pan prawdziwym osi�gni�ciem? Czy osi�gni�ciem s� jakie� moce - siddhi? Czy jest nim wy�szy stopie� mi�o�ci? Na pewno siddhi s�jakim� etapem. S� jakim� osi�gni�ciem w sensie do�wiadczania rzeczywisto�ci, ale z pewno�ci� nie jest to - nie powinno by� - celem samym w sobie. Siddhi na okre�lonym etapie - jak m�wi� pisma �wi�te - przychodz� do cz�owieka, jakby oczekuj� cz�owieka i s� czym� naturalnym. Czym� najzwyklejszym, jak na przyk�ad to, �e kiedy m�czyzna osi�ga pewien wiek, zaczynaj� mu rosn�� w�osy na brodzie. Dzi�ki dojrza�o�ci biologicznej, nastaniu odpowiedniego czasu. Nie nale�y wi�c o r�ne niezwyk�e, w potocznym rozumieniu, w�adze zabiega� i nie nale�y uwa�a�, i� to jest szczyt rozwoju, poniewa� - zn�w zgodnie z pismami - mog� sta� si� nawet barykad�, kt�ra zablokuje dalszy post�p. Czy dla Pana to jest tak�e barykada? [�miech] Ja nie mam �adnych, w moim przekonaniu, ponadnormal- nych w�adz. W takim sensie, jak to zazwyczaj ludzie rozumiej�, jak jasnowidzenie, jasnos�yszenie, czytanie my�li itp. Nie mam �adnych takich w�adz, a jednocze�nie zdaje mi si�, �e �yj� w takim fenomenie, kt�ry jest do tego stopnia intensywny, �e w�a�ciwie niczego z tych rzeczy mi nie potrzeba. Dlatego, i� normalne �ycie, powszednio�� najzwyklejsza pod S�o�cem - jak cho�by rozmowa z kim�, s�uchanie muzyki, patrzenie na przyrod� - stwarza stan �wiadomo�ci, kt�ry jest samowystarczalny. To znaczy -ja ju� niczego nie potrzebuj�, niczego nie chc�, wszystko jest przy tym do�wiadczeniu czym� nieistotnym. Jak mo�na jeszcze czego� chcie�, je�li jest pe�nia? Tak patrz� na te sprawy. To jest tak, �e cz�owiek ju� niczego wi�cej nie chce. Ale, oczywi�cie, nie jest tak zawsze. My�l�, �e ka�dy ma takie momenty, �e nie jestem wyj�tkiem, mo�e inni maj� je cz�ciej, ja nie miewam ich zbyt cz�sto, wcale nie jestem zawsze w takim stanie. To mi si� najcz�ciej zdarza - wej�cie w taki stan, powiedzmy, inte- 24 gracji, w rado�� - kiedy mam wyk�ad, kiedy mam kontakt ze studentami, z m�odzie�� - uwa�am to za swoje powo�anie, sw�j cel �yciowy, �eby w miar� mo�liwo�ci nawi�zywa� kontakt z m�odymi lud�mi i dawa� im to, co mam najlepszego - no i w takich warunkach ten stan si� pojawia. Albo przychodzi z jak�� ciekaw� rozmow�, kiedy mam z kim� duchowy kontakt - to wtedy wszystko jest dobrze. Ale p�niej wychodz� z tego i zapominam o tym, i jestem najzwyklejszym cz�owiekiem, mo�e nawet na ni�szym poziomie ni� inni. Taka jest prawda. Z tego wynika, �e drugi cz�owiek nie musi by� przeszkod�, nie jest konieczne odsuni�cie si� od ludzi do jakiej� pustelni? Ale� sk�d! W�a�nie, to dawniej by�o typowe, �e si� odsuwano i my�l�, �e taka postawa, takie izolowanie si�, to zabieg ludzi, kt�rzy nie mog� osi�gn�� tego w obecno�ci innych. Ale wsp�czesna tendencja, nowoczesna droga rozwoju duchowego, polega na za�o�eniu, i� w�a�ciwie wsz�dzie s� takie same mo�liwo�ci i nie ma �adnej r�nicy. W jakimkolwiek punkcie przestrzeni, w jakimkolwiek momencie �ycia - nie ma r�nicy, nie ma �adnej przeszkody w medytacji. Cho�by to by�y najbardziej niesprzyjaj�ce okoliczno�ci, mog� by� one obr�cone na korzy�� praktyki wewn�trznej (jak to wynika cho�by z relacji wielkich �wi�tych, mistyk�w chrze�cija�skich - �w. Teresy od Dzieci�tka Jezus, �w. Teresy z Avili czy �w. Jana od Krzy�a). Wiem, �e to jest prawda, nie dlatego, �ebym by� fanatykiem, tylko po prostu siedz� w tym i dla mnie - wie Pan, co jest dla mnie oczywist� prawd�? To, �e ta podstawowa substancja jest w ka�dej chwili obecna, ja j� widz�. Ja j�znam. Ten fenomen tutaj jest. Wi�c to nie to, �e mi kto� o tym powiedzia�, �ebym wierzy�, tylko ja po prostu to widz�. �e to ten sam fenomen istnienia, jak to, �e z Panem rozmawiam, �e Pan tu siedzi - to wszystko jest zupe�nie oczywiste i mo�emy o tym, oczywi�cie, zapomnie� w codziennym �yciu, ale jak si� tylko wraca do tego, to od razu ma si� tego Boga, t� substancj� Bosk� przed sob�. Czyli ja mam ten moment widzenia