16253

Szczegóły
Tytuł 16253
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

16253 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 16253 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

16253 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Joseph Conrad Los Opowie�� w dw�ch cz�ciach Chance Prze�o�y�a Teresa Tatarkiewiczowa Those that hold that all things are governed by Fortune had not erred, had they not persisted there. Sir Thomas Browne Ci, kt�rzy s�dz�, i� wszystkim rz�dzi Los, nie myliliby si�, gdyby si� nie upierali przy tym mniemaniu. Od autora �Los� jest jedn� z tych moich powie�ci, kt�r� wkr�tce po rozpocz�ciu od�o�y�em na par� miesi�cy. Ruszy�em naprz�d ochoczo jak zapalony wio�larz, kt�ry wyp�ywa wczesnym rankiem, wkr�tce jednak znalaz�em si� w wid�ach strumienia i uwa�a�em za konieczne zatrzyma� si�, by zastanowi� si� powa�nie nad kierunkiem, jaki mam obra�. Ka�dy z nich mia� dla mnie swoisty urok, przynajmniej na pierwszy rzut oka, dlatego te� wahanie moje trwa�o wiele dni. Unosi�em si� na spokojnych wodach przyjemnych rozwa�a� mi�dzy rozbie�nymi pr�dami sprzecznych impuls�w, przej�ty mi�ym, lecz zupe�nie irracjonalnym przekonaniem, �e �aden z tych pr�d�w nie prowadzi d� zguby. Sympatie moje podzieli�y si� na dwie r�wne cz�ci, tak jak r�wne by�y te dwie si�y, jasn� wi�c jest rzecz�, �e ostatecznie los wp�yn�� na moj� decyzj�. Wielka jest pot�ga losu, nieodwo�alna i nieodparta, cho� cz�sto objawia si� w subtelnej formie, na przyk�ad pod postaci� prawdziwego czy z�udnego czaru ludzkiej istoty. Trudno jest uchwyci� to, co nieuchwytne, lecz m�g�bym zaryzykowa� twierdzenie, �e w�a�ciwie odpowiedzialno�� za powstanie tej powie�ci spada na Flor� de Barral, s� to bowiem dzieje jej �ycia. W decyduj�cym momencie mojej rozterki Flora de Barral ukaza�a mi si� przelotnie, ale znik�a tak szybko, �e pocz�tkowo nie zdo�a�em jej pochwyci�. Cho� rozstawa�em si� z ni� niech�tnie, nie wiedzia�em, jak mam dalej prowadzi� po�cig, i by�em ju� prawie zupe�nie zniech�cony, gdy przysz�a mi w pomoc moja szczera sympatia do kapitana Anthony. Powiedzia�em sobie, �e je�li on tak by� zdecydowany schwyci� ten �strz�pek mg�y�, nie pozostaje mi nic innego, jak towarzyszy� mu w tej tak bardzo realnej i godnej zachodu przygodzie. Po prostu szed�em za nim, a ka�dy z nas pragn�� pochwyci� w�asne marzenie. Czytelnik b�dzie m�g� oceni�, czy si� to nam uda�o. Decyzja kapitana Anthony poprowadzi�a go dalek� i okr�n� drog� i dlatego ksi��ka ta jest tak d�uga. Nie przecz�, �e drog� t� wybra�em sam. Pewien krytyk zauwa�y�, �e gdybym by� wybra� inn� metod� kompozycji i potrudzi� si� nieco, by�bym zmie�ci� ca�e to opowiadanie na dwustu stronicach. Przyznam si�, �e nie ca�kiem rozumiem znaczenie tych zarzut�w ani nawet potrzeb� takich uwag. Wybrawszy pewn� metod� i zadaj�c sobie wiele trudu mo�na by niew�tpliwie pomie�ci� t� powie�� na bibu�ce od papierosa. Je�liby o to chodzi�o, mo�na by w ten spos�b napisa� ca�e dzieje ludzko�ci, o ile by si� je potraktowa�o z dostateczn� oboj�tno�ci�. Historia ludzi na tej ziemi od pocz�tku �wiata da�aby si� stre�ci� w jednym, niezmiernie przejmuj�cym zdaniu: Urodzili si�, cierpieli, umarli� A jednak jest to wielka historia! Lecz nie jestem w stanie zdoby� si� na taki obiektywizm w tych niezmiernie ma�ych utworach o kobietach i m�czyznach, kt�rych pisanie jest moim udzia�em na tym �wiecie. Ksi��ka ta, poza zwyk�ym sentymentem autora dla w�asnego dzie�a, jest dla mnie pami�tna reakcj�, jak� wywo�a�a. Znalaz�a ona w�r�d szerokiej publiczno�ci silny odd�wi�k, silniejszy mo�e ni� kt�rakolwiek inna moja ksi��ka, a objawiaj�cy si� w jedyny spos�b dost�pny szerokiej publiczno�ci, to jest przez zakupienie pewnej ilo�ci egzemplarzy. Sprawia�o mi to wielk� przyjemno��, gdy� zawsze tego si� najbardziej obawia�em, aby mimo woli nie znale�� si� w sytuacji pisarza pewnej ograniczonej koterii; sytuacja taka by�aby mi wstr�tna, budz�c pow�tpiewanie o s�uszno�ci mojej wiary w to, �e proste idee i szczere uczucia wsp�lne s� ca�ej ludzko�ci. Z punktu widzenia krytyki (by�oby bowiem rzecz� ubli�aj�c� odmawia� szerokiej publiczno�ci zmys�u krytycznego) ksi��ka by�a przyj�ta bardzo przychylnie. Spostrzeg�em, �e uda�o mi si� zadowoli� wielu ludzi gorliwie zaj�tych w�asnymi, bardzo realnymi interesami. Przyjemnie jest pomy�le�, �e si� mo�na podoba�. Ze strony tych, kt�rzy zawodowo zajmuj� si� krytykowaniem takich d��e�, ksi��ka ta spotka�a si� z wielostronnymi rozwa�aniami i g��bok� analiz�; przynios�o to nie tylko zadowolenie mojej osobistej zarozumia�o�ci, kt�r� dziel� wraz z ca�� ludzko�ci�, lecz poruszy�o moje g��bsze uczucia i zbudzi�o pe�ne wdzi�czno�ci zainteresowanie. R�norodno�� w ocenie tej ksi��ki wynika�a z niew�tpliwej sympatii, kt�ra, mam nadziej�, jest wyrazem uznania dla szczerych moich wysi�k�w w sztuce pisania powie�ci, w tej sztuce, o jakiej pewien wybitny francuski autor pod koniec swej udanej literackiej �kariery wyrazi� si� z �alem, �e jest trop difficile! Jest to istotnie zbyt trudna sztuka, w tym znaczeniu, �e wysi�ek musi zawsze o wiele przewy�sza� osi�galne wyniki. Przy takim wysi�ku, z g�ry skazanym na niepowodzenie i kt�ry z natury rzeczy musi by� wysi�kiem samotnym, sympatia jest rzecz� cenn�. Mo�e pogodzi� z najsurowsz� krytyk�. Je�li autor us�yszy, �e spodziewano si� po nim czego� wi�cej, b�dzie to dla niego pociech� wobec �wiadomo�ci, �e on sam spodziewa� si� po sobie czego� wi�cej w tej sztuce, kt�ra w tera�niejszych czasach nie ma nawet wym�wki, �e cele jej s� w jakim� sensie dydaktyczne. Nie chc� przez to powiedzie�, �e mnie kto� zniewa�y� (mam tu wyra�nie na my�li zniewag�, a nie obraz�) i zarzuci� cho� jednej z mych stronic jaki� cel dydaktyczny. Ale ka�dy temat z dziedziny intelektu i uczu�, je�li jest potraktowany z zupe�n� szczero�ci�, musi mie� w�asny sens moralny, a najzr�czniejszy nawet autor nieomal w ka�dym zdaniu zdradza siebie (i swoj� moralno��). Bardzo wiele r�nych odcieni moich pogl�d�w moralnych wysz�o na jaw w moich dzie�ach. �adne z nich jednak nie wywo�a�o wrogich sprzeciw�w. Mog�o si� zdarzy�, �e tu i �wdzie zgrzeszy�em przeciwko dobremu smakowi, ale nie zgrzeszy�em na pewno nigdy przeciw podstawowym uczuciom i elementarnym przekonaniom, kt�re umo�liwiaj� egzystencj� masom ludzkim i ustalaj�c kryterium s�du pozwalaj� ich idealizmowi szuka� prostszych dr�g, wznio�lejszych uczu� i g��bszych cel�w. Nie twierdz�, �e postawi�em jak�� tez� moraln� w tej powie�ci, ale nie wydaje mi si�, aby mo�na si� by�o w niej dopatrzy� jakiej� szkodliwej intencji. A ludzie mog� odpowiada� tylko za swoje intencje, ostateczny rezultat ich dzia�alno�ci wymyka si� spod ich w�adzy. Pisz�c t� ksi��k� mia�em zamiar zainteresowa� publiczno�� moim sposobem widzenia rzeczy, nierozerwalnie zwi�zanym ze stylem, w kt�rym zosta� wyra�ony. Innymi s�owy, chcia�em zapisa� proz� pewn� ilo�� kartek, co, �ci�le m�wi�c, jest moim w�a�ciwym zaj�ciem. Przyk�ada�em si� do tego pilnie, w nadziei �e o ile nie zajm� moich czytelnik�w, to� przynajmniej nie znudz� ich rozpaczliwie. Pragn� jak najdobitniej podkre�li�, �e gdy zasiadam do pisania, moje zamiary s� jak najlepsze, cho�by rezultat ich okaza� si� bardzo �a�osny. J. C. CZʌ� PIERWSZA PANNA ROZDZIA� PIERWSZY M�ODY POWELL I U�MIECH LOSU Zdaje mi si�, �e nas zobaczy� przez okno, gdy p�yn�li�my na obiad nadmiernie obci��on� szalup� z czternastotonowego jolu nale��cego do Marlowa, mojego gospodarza i kapitana. Pomogli�my ch�opcu, kt�ry z nami jecha�, przyholowa� ��d� do przystani, po czym udali�my si� do gospody nad brzegiem rzeki, gdzie zastali�my naszego nowego znajomego. Z godno�ci� spo�ywa� obiad siedz�c samotnie w ko�cu d�ugiego sto�u, bia�ego i niego�cinnego jak zaspa �nie�na. Czerwony odcie� jego g�adko wygolonej twarzy o kr�tko przystrzy�onych czarnych bokobrodach, nad kt�r� wi�y si� g�ste stalowosiwe w�osy, by� jedyn� ciep�� plam� w tym mrocznym pokoju, w kt�rym ch��d bi� od bia�ego obrusa. Znali�my go ju� z widzenia jako w�a�ciciela ma�ego pi�ciotonowego kutra, na kt�rym, zdaje si�, p�ywa� samotnie; by� to jeszcze jeden z owej gromady skromnych fanatyk�w �eglarstwa, kt�rzy na swoich jachtach kr�c� si� u uj�cia Tamizy. Natomiast gdy tylko pierwszy raz zawo�a� ostro na kelnera: �steward!�, domy�lili�my si� natychmiast, �e mamy do czynienia nie tylko z amatorem jachtingu, ale tak�e z zawodowym marynarzem. Wkr�tce mia� sposobno�� zgani� tego� kelnera za powolno��, z jak� podawa� obiad. Zrobi� to bardzo energicznie, a potem zwr�ci� si� do nas: � Gdyby�my na morzu � o�wiadczy� � pracowali tak, jak pracuj� ludzie z wy�szej czy ni�szej sfery na l�dzie, nigdy nie zarobiliby�my na �ycie. Nikt nie da�by nam roboty. A przy tym �aden statek prowadzony i obs�ugiwany ot tak z �aski, jak na sta�ym l�dzie ludzie prowadz� swe interesy, nie dop�yn��by do portu. On sam, gdy opu�ci� morze, przekona� si� ze zdumieniem, �e ludzie wykszta�ceni nie s� du�o lepsi od ludzi prostych. Nikt nie zdaje si� szuka� w swym fachu s�usznej chluby, pocz�wszy od robotnik�w kanalizacyjnych, kt�rzy s� po prostu z�odziejami, a� do, powiedzmy, dziennikarzy (zdaje si�, �e uwa�a� ich za wybitnych intelektualist�w), kt�rzy nie s� zdolni przedstawi� prawdziwie nawet najprostszej sprawy. T� og�ln� nieudolno�� �bandy l�dowc�w�, jak si� wyra�a�, przypisywa� brakowi odpowiedzialno�ci i nadmiernemu poczuciu bezpiecze�stwa. � Wiedz� � ci�gn�� dalej � �e cokolwiek b�d� robi�, ta ciasna wysepka nie fiknie z nimi kozio�ka ani te� nie zacznie przecieka� i nie p�jdzie na dno z ich �onami i dzie�mi. Od tej chwili rozmowa zesz�a wy��cznie na tory �ycia morskiego. Na tym terenie szybko si� porozumieli z Marlowem, kt�ry swego czasu s�u�y� na morzu. S�ucha�em, jak z o�ywieniem dzielili si� wspomnieniami. Zgodzili si�, �e najszcz�liwsz� epok� w ich �yciu by� czas, gdy s�u�yli jako aspiranci na przyzwoitych statkach, kiedy to nie mieli innych zmartwie� poza tym, aby nie min�a ich, gdy byli na morzu, dobra wachta, a gdy stali w porcie � by po pracy nie utraci� ani chwili pobytu na l�dzie. Zgodzili si� te� w ocenie naj�wietniejszej chwili prze�ytej w tym zawodzie, kt�rego nikt nie obiera z racjonalnych czy praktycznych wzgl�d�w, lecz jedynie dla blasku romantycznych skojarze�. By� to moment, gdy zdali podstawowy egzamin i rozstawali si� z profesorem egzaminuj�cym z nawigacji, maj�c w r�ku cenn� kartk� b��kitnego papieru. � Tego dnia nie by�bym si� pomienia� z ksi�ciem krwi � stwierdzi� z zapa�em nasz nowy znajomy. W owym czasie egzaminy w Urz�dzie Morskim odbywa�y si� w Domu Portowym �w. Katarzyny na Tower Hill. Poinformowa� nas, �e ma specjalny sentyment do tych historycznych miejsc, gdzie po lewej stronie ci�gn� si� ogrody, po prawej wida� fronton Mennicy, w g��bi za� n�dzne, zrujnowane domki, gdzie jest post�j doro�ek i gdzie czy�cibuty przysiedli na chodniku oraz gdzie stoj� dwaj wysocy policjanci spogl�daj�cy z wy�szo�ci� na piwiarni� �Pod Czarnym Koniem� po drugiej stronie ulicy. Oto by� fragment �wiata � m�wi� � kt�ry w najpi�kniejszym dniu jego �ycia przyci�gn�� jego pierwsze spojrzenie. Jako dyplomowany drugi oficer wy�oni� si� z g��wnego wej�cia Domu Portowego �w. Katarzyny przep�dziwszy z kapitanem R. najkrytyczniejsze chwile swego �ycia. Spo�r�d trzech egzaminator�w nawigacji, kt�rzy w�wczas oceniali w porcie londy�skim kwalifikacje oficer�w marynarki handlowej, tego obawiano si� najbardziej. � Nogi dr�a�y pod wszystkimi, kt�rzy mieli zdawa� egzamin � opowiada� � na sam� my�l, �e maj� przed nim stan��. Przetrzyma� mnie przez p�torej godziny w izbie tortur i zachowywa� si�, jakby mnie nienawidzi�. Jedn� r�k� zas�ania� sobie oczy. Nagle opu�ci� j� i powiedzia�: �Nadaje si� pan!� Zanim zorientowa�em si�, co przez to rozumie, posun�� przez st� ku mnie b��kitn� kartk�. Zerwa�em si� jak oparzony. �Dzi�kuj� panu� � powiedzia�em chwyciwszy papierek. �Do widzenia, �ycz� szcz�cia� � mrukn��. Stary portier wyskoczy� z szatni z moim kapeluszem. Taki jest zwyczaj, ale przyjrza� mi si� naprz�d bacznie, zanim odwa�y� si� zapyta� nie�mia�ym szeptem: �Uda�o si� panu?� � Zamiast odpowiedzi rzuci�em w jego szerok�, g�adk� d�o� p� korony. �Nie pami�tam � rzek� u�miechn�wszy si� nagle od ucha do ucha � aby profesor kiedy przetrzyma� tak d�ugo kt�rego� z pan�w. Dzi� rano obci�� dw�ch na egzaminie, nim przysz�a kolej na pana. Pyta� ka�dego z nich zaledwie po dwadzie�cia minut: tyle mniej wi�cej czasu zwykle egzaminuje.� Znalaz�em si� na dole schod�w nie zauwa�ywszy nawet stopni, tak jakbym z nich sp�yn��. Najpi�kniejszy dzie� w moim �yciu. Dzie� obj�cia komendy na statku jest niczym w por�wnaniu z tym. Naprz�d dlatego, �e si� ju� nie jest tak m�odym, a po wt�re wielu spo�r�d nas, jak pan wie, ju� niczego wi�cej nie mo�e si� spodziewa�. Tak, bez w�tpienia to najpi�kniejszy dzie� w �yciu, ale taki jest tylko ten jeden dzie�. Potem nast�puj� najprzykrzejsze czasy dla aspiranta, kt�ry pragn�c zdoby� stanowisko oficera mo�e si� tylko wykaza� �wie�ym, prosto z ig�y �wiadectwem. Dziwna rzecz, jak bezwarto�ciowym okazuje si� ten kawa�ek o�lej sk�ry, dla kt�rego zdobycia cz�owiek doprowadza si� do takiego stanu. Nie zdawa�em sobie wtedy sprawy, �e �wiadectwo wystawione przez Ministerstwo Handlu nie robi jeszcze z nikogo oficera i �e niepr�dko, bardzo niepr�dko to nast�pi. Lecz wiedzieli o tym szyprowie statk�w, kt�rych mordowa�em pro�bami o posad�. Teraz nie dziwi� si� im ani ich nie pot�piam. Niemniej jednak to dla aspiranta nie�atwa sprawa �znale�� statek�� M�wi� dalej, jak by� zm�czony i zniech�cony t� lekcj� rozczarowania, kt�ra tak szybko nast�pi�a po najpi�kniejszym dniu w jego �yciu. Opowiedzia� nam, jak obszed� wszystkie biura okr�towe w City, gdzie od ni�szych urz�dnik�w otrzymywa� formularze poda�, kt�re zabiera� do domu i wype�nia� wieczorem. Wybiega� z domu tu� przed p�noc� i wrzuca� je do najbli�szej skrzynki pocztowej. Na tym si� zawsze ko�czy�o. Z r�wnym powodzeniem, m�wi�c w�asnymi jego s�owami, m�g� je, zaadresowawszy dok�adnie, wrzuci� do rynsztoka. Pewnego dnia, gdy odbywa� sw� nu��c� w�dr�wk� do portu, spotka� przed dworcem kolejowym na Fenchurch Street swojego przyjaciela i dawnego koleg�, nieco starszego od siebie. Potrzebne mu by�o czyje� wsp�czucie, ale jego znajomy w�a�nie tego ranka �znalaz� statek� i p�dzi� do domu, pe�en zewn�trznej rado�ci i wewn�trznego niepokoju, zwyk�ych u marynarzy, kt�rzy po d�ugich dniach oczekiwania niespodziewanie dostan� zaj�cie. Mia� tyle tylko czasu, aby wyrazi� w kr�tkich s�owach ubolewanie. Musia� si� przenosi� na statek. Potem, biegn�c ju�, zawo�a� przez rami�: �A mo�e by� poszed� porozmawia� z panem Powellem w Biurze �eglugi?� Nasz nowy znajomy odpar�, �e nie zna �adnego pana Powella. A tamten, ju� prawie za rogiem ulicy, rzuci� mu rad�: �Wejd� prywatnym wej�ciem do Biura �eglugi i id� prosto do niego. Jego biurko stoi pod oknem. Podejd� �mia�o i powiedz, �e ja ci� przysy�am.� Nasz nowy znajomy przenosz�c wzrok z jednego z nas na drugiego oznajmi�: � S�owo daj�, by�em ju� taki zrozpaczony, �e by�bym poszed� �mia�o do samego diab�a, gdybym tylko przypuszcza�, �e ma dla mnie posad� drugiego oficera. W tym miejscu przerwa� potok swej wymowy, aby zapali� fajk�, ale nie spuszczaj�c z nas oczu zapyta�, czy znali�my Powella. Marlow, u�miechaj�c si� lekko do swoich wspomnie�, szepn��, �e �doskonale go sobie przypomina�. Tu nast�pi�a pauza. Nasz nowy znajomy mia� jakie� nieprzyjemne przej�cie ze swoj� fajk�, kt�ra nagle zawiod�a pok�adane w niej zaufanie i odebra�a mu zadowolenie z siebie. Aby podtrzyma� rozmow�, zapyta�em Marlowa, czy ten Powell odznacza� si� czym� szczeg�lnym. � Nie mog� tego powiedzie� � ze zwyk�� sobie nonszalancj� odpar� Marlow � trudno na og� si� czym� odznaczy�. Wiesz przecie�, �e ma�o zwraca si� uwagi na cz�owieka. Ja po prostu dlatego tak dobrze pami�tam Powella, �e jako jeden z kapitan�w portu londy�skiego wyprawi� mnie na kilka moich d�ugich pielgrzymek morskich. By� podobny do Sokratesa. Chc� przez to powiedzie�, �e przypomina� go istotnie, to jest z twarzy. Umys� filozoficzny to rzecz przypadku. By� dok�adn� podobizn� znanego biustu nie�miertelnego m�drca, o ile mo�na sobie wyobrazi� ten biust w cylindrze zsuni�tym daleko na ty� g�owy i w czarnym p�aszczu zarzuconym na ramiona. A �e widzia�em go zawsze tylko spoza biurowego kontuaru, gdzie sta�o pi�� biurek pi�ciu urz�dnik�w kapitanatu, pan Powell pozosta� mi w pami�ci w postaci biustu. Nasz nowy znajomy wr�ci� do nas od kominka z fajk� ju� dobrze dzia�aj�c�. � Powell tym si� przede wszystkim odznacza� � wyg�osi� dogmatycznie, z g�ow� ukryt� w k��bach dymu � �e nosi� w�a�nie to nazwisko. Bo widzicie, panowie, ja te� przypadkowo nazywam si� Powell. Jasne by�o, �e wiadomo�� t� zakomunikowa� nam nie ze wzgl�d�w towarzyskich. Nie nale�a�o zwraca� na to uwagi. Nadal wi�c wpatrywali�my si� w niego wyczekuj�co. Przez par� minut oddawa� si� w milczeniu rozkoszy palenia fajki. Nast�pnie podj�wszy w�tek opowiadania opisa� nam, jak niezw�ocznie ruszy� do Tower Hill. Nie szed� t� drog� od dnia egzaminu � tego najpi�kniejszego dnia w swym �yciu, dnia zarozumia�ej dumy. Teraz by�o zupe�nie inaczej. I teraz nie zamieni�by si� z ksi�ciem krwi, ale obecnie p�yn�o to z poczucia g��bokiego poni�enia. Wydawa�o mu si�, �e z nikim teraz nie mia�by prawa si� zamieni�. Zazdro�ci� starym czerwononosym doro�karzom na postoju, czy�cibutom na brzegu chodnika, dwom barczystym policjantom, kt�rzy kroczyli z wolna wzd�u� kraty ogrod�w Tower z poczuciem, i� w�adza ich jest niezawodna, jaskrawoczerwonym wartownikom dziarsko maszeruj�cym tam i z powrotem przed Mennic�. Zazdro�ci� im miejsca, kt�re zajmowali w planowej gospodarce �wiata. Zazdro�ci� te� n�dznym, mizernym, wychud�ym w��cz�gom mru��cym swe bezwstydne oczy i wycieraj�cym zat�uszczonymi plecami odrzwia piwiarni �Pod Czarnym Koniem�; zazdro�ci�, bo zbyt ju� nisko upadli, by mogli odczuwa� swe poni�enie. Musz� mu odda� sprawiedliwo��: doskonale umia� przedstawi� swe m�odzie�cze uczucie beznadziejno�ci i zdziwienia, �e nie ma dla niego miejsca na �wiecie ani te� zrozumienia dla jego praw do �ycia. Wszed� po zewn�trznych schodach Domu Portowego �w. Katarzyny, po tych samych schodach, z kt�rych przed jakimi� sze�cioma tygodniami patrzy� oczami zdobywcy na post�j doro�ek, na budynki, policjant�w, czy�cibut�w, na kolor �cian, z�ocenia i szyby �Czarnego Konia�. W owym czasie dziwi� si� w g��bi serca, �e wszystko to nie wita go �piewem i kadzid�em, ale teraz (nie robi� z tego sekretu) wszed� staraj�c si� niepostrze�enie prze�lizn�� ko�o oszklonej budki od�wiernego. � Nie mia�em ju� p� korony na napiwek � zauwa�y� ponuro. Niemniej od�wierny wybieg� za nim pytaj�c: �Czego pan szuka?�, ale on, rzuciwszy wdzi�czne spojrzenie w kierunku pierwszego pi�tra, na wspomnienie pokoju, w kt�rym egzaminowa� go kapitan R. (jakie wtedy wszystko by�o �atwe i przyjemne!), zbieg� po schodach prowadz�cych do suteren i znalaz� si� w miejscu ciemnym i tajemniczym, w�r�d szeregu drzwi. Ba� si�, �e go zatrzymaj� z powodu jakiego� zakazu. Ale nikt go nie goni�. Sutereny Domu Portowego �w. Katarzyny s� rozleg�e i trudno si� zorientowa� w ich rozk�adzie. Blade promienie s�o�ca pada�y uko�nie z g�ry w mrok ch�odnych korytarzy. Powell b��ka� si� tam jak jeden z pierwszych chrze�cijan ukrywaj�cych si� w katakumbach, ale ta odrobina wiary, jak� mia� w powodzenie swego przedsi�wzi�cia, opuszcza�a go po trosze. Na jakim� ciemnym zakr�cie pod lamp� gazow�, kt�rej p�omie� by� na p� przykr�cony, zaufanie do siebie opu�ci�o go zupe�nie. � Przystan��em, aby si� chwil� zastanowi� � m�wi�. � G�upi to by� pomys�, gdy� naturalnie ogarn�� mnie strach. Nie dziwcie si� temu, panowie. Trzeba mie� silne nerwy, aby si� zwr�ci� z pro�b� o pomoc do nieznajomego. By�bym wola�, �eby m�j imiennik by� diab�em. Zdawa�o mi si�, �e w�wczas sprawa by�aby �atwiejsza. Bo rozumiecie, panowie, nie wierzy�em nigdy na tyle w diab�a, by si� go ba�, gdy tymczasem cz�owiek potrafi czasem by� bardzo nieprzyjemny. Patrzy�em na szereg szczelnie zamkni�tych drzwi z rosn�cym przekonaniem, �e nigdy nie zdob�d� si� na odwag�, aby jedne z nich otworzy�. My�lenie �le wp�ywa na stan nerw�w. Ostatecznie zdecydowa�em da� pok�j temu wszystkiemu. Ale w ko�cu tego nie zrobi�em i powiem wam, co mnie wstrzyma�o. Przypomnia�em sobie tego przekl�tego od�wiernego, kt�ry wo�a� za mn�. By�em przekonany, �e b�dzie mnie �ledzi� ze szczytu schod�w. Gdyby si� mnie zapyta�, a mia� do tego prawo, czego szuka�em, nie wiedzia�bym, co odpowiedzie�, i wygl�da�bym na idiot�, je�li nie na co� gorszego. Zrobi�o mi si� gor�co. Nie by�o nadziei na wypl�tanie si� z tego interesu. Tu na dole straci�em jako� orientacj�. Spo�r�d szeregu drzwi rozmaitej wielko�ci, na prawo i lewo, wiele by�o o�wietlonych lampami w kloszach; niekt�re jednak musia�y prowadzi� do sk�ad�w lub czego� podobnego, bo gdy zdecydowa�em si� spr�bowa�, czy si� nie dadz� otworzy�, stwierdzi�em ze zdziwieniem, �e s� zamkni�te. Sta�em niezdecydowany i zak�opotany, jak zaskoczony z�odziej. W tych przekl�tych podziemiach by�o cicho jak w grobie i s�ysza�em bicie w�asnego serca. Bardzo niemi�e uczucie. Nigdy przedtem ani potem nie zdarzy�o mi si� nic podobnego. Drzwi na lewo, wi�ksze od innych, z du�� mosi�n� klamk�, wygl�da�y, jakby mog�y prowadzi� do Urz�du Morskiego. Zacisn�wszy z�by spr�bowa�em je otworzy�. Uda�o si�! Otworzy�y si� zupe�nie �atwo. I oto ujrza�em pomieszczenie niewiele wi�ksze od szafy. W ka�dym razie nie mierzy�o ono wi�cej ni� dziesi�� st�p na dwana�cie, a �e spodziewa�em si� poniek�d ujrze� wielkie, mroczne, piwniczne wn�trze Urz�du Morskiego, w kt�rym by�em ju� par� razy, ogromnie mnie to zaskoczy�o. Z samego �rodka sufitu, ponad ciemnym, obdrapanym biurkiem, pokrytym warstw� po��k�ych, zakurzonych dokument�w zwisa�a lampa gazowa. Pod p�omieniem jedynego palnika, kt�ry nape�nia� to pomieszczenie jaskrawym �wiat�em, pulchny, ma�y cz�owieczek pilnie co� pisa� z nosem nad samym biurkiem. G�ow� mia� zupe�nie �ys� i w takim samym ��tawym odcieniu jak papiery. I on zdawa� si� by� porz�dnie zakurzony. Nie zauwa�y�em, czy by� pokryty paj�czyn�, ale nie zdziwi�oby mnie to, poniewa� wygl�da� tak, jak gdyby od lat by� wi�ziony w tej ciasnej dziurze. W ruchu, kt�rym upu�ci� pi�ro patrz�c wprost na mnie mrugaj�cymi oczami, by�o co�, co wyprowadzi�o mnie z r�wnowagi. Jego loch by� gor�cy i zat�ch�y, czu� go by�o gazem i grzybami i robi� wra�enie, jakby si� znajdowa� sto dwadzie�cia st�p pod powierzchni� ziemi. Ci�kie, mocno ubite stosy papier�w zapycha�y wszystkie k�ty do po�owy wysoko�ci �cian. A gdy mi nagle za�wita�a my�l, �e to jest jakby przedsionek Urz�du Morskiego i �e ten cz�owieczek musi mie� pewien zwi�zek ze statkami, marynarzami i morzem, zdumienie dech we mnie zapar�o. Trudno by�o sobie wyobrazi�, po co Urz�d Morski trzyma to t�uste, �yse stworzenie, aby harowa�o w tym podziemiu. Nie wiem dobrze dlaczego, ale przykro mi si� zrobi�o i wstyd, �e go odkry�em w tej okropnej niewoli. Spyta�em uprzejmie i melancholijnie: �Przepraszam pana, gdzie jest Biuro �eglugi?� Wzdrygn��em si�, gdy piskliwym g�osem zaskrzecza� pogardliwie: �To nie tutaj. Korytarzem po drugiej stronie. Od ulicy. Ta strona jest od portu. Pan zab��dzi��� Wypowiedzia� to tak zirytowanym tonem, �e spodziewa�em si�, i� zako�czy s�owami: �Ty g�upcze�� i mo�e to pomy�la�, ale zako�czy� ostro: �Prosz� cicho zamkn�� drzwi za sob�.� Mo�ecie sobie wyobrazi�, panowie, jak cichutko je zamkn��em. Pr�dko i cicho. Ten niestrudzony cz�owieczek zaimponowa� mi. Zastanawiam si� czasami, czy uda�o mu si� wreszcie �wypisa� sobie wolno�� i emerytur�, czy te� prosto z tego grobu o�wietlonego gazem przeni�s� si� do innego, gdzie jest ciemno i gdzie mu ju� nikt nie b�dzie przeszkadza�. Odkrycie, �e ma on jeszcze tyle wigoru, zadowoli�o moje humanitarne uczucia, ale wcale mnie nie pocieszy�o. Przysz�o mi na my�l, �e je�eli pan Powell ma taki sam temperament� Jednak nie pozwoli�em sobie na zastanawianie si� nad tym i przemkn�wszy ko�o schod�w znalaz�em si� w korytarzu, do kt�rego mnie skierowano. Tu od razu, bez �adnego oci�gania, spr�bowa�em otworzy� pierwsze drzwi, na jakie natrafi�em, gdy� z hallu w g�rze doszed� mnie oburzony i zdziwiony g�os, pytaj�cy, co robi� na dole. �Czy pan nie wie, �e nie wolno tamt�dy wchodzi�?� � rozleg� si� wrzask. Je�li doda� jeszcze co� wi�cej, nie dosz�o to do moich uszu, gdy� znikn��em za drzwiami z napisem �Obcym wst�p wzbroniony�. Prowadzi�y one do szerokiego na sze�� st�p przej�cia mi�dzy d�ugim kontuarem a �cian�. By�o ono wydzielone z obszernego, sklepionego pokoju, o�wietlonego w drugim ko�cu przez zakratowane okno i oszklone drzwi. Pierwsza rzecz, jak� zobaczy�em przed sob�, by�a to grupka trzech m�czyzn w �rednim wieku, kt�rzy zabawiali si� ha�a�liw� rozmow�, a obok czwarty, o d�ugiej, chudej szyi i w�skich ramionach, sta� przy kantorku i pisa� na wielkim arkuszu papieru, nie zwracaj�c na nic uwagi i spokojnie u�miechaj�c si� do siebie. Ujrzawszy mnie natychmiast spochmurnieli i us�ysza�em, jak jeden z nich mrukn��: �Halo! A to co takiego?� �Chcia�em si� widzie� z panem Powellem� � rzek�em bardzo uprzejmie, ale stanowczo: nic by mnie teraz nie zdo�a�o st�d wystraszy�. Nie mia�em w�tpliwo�ci, �e jest to Urz�d Morski, ale by�o ju� po trzeciej i zdaje si�, �e urz�dowanie tego dnia ju� si� sko�czy�o. Ten z d�ug� szyj� dalej pilnie pisa�, zauwa�y�em tylko, �e ju� si� nie u�miecha. Pozostali trzej zwr�cili wszyscy na raz g�owy w kierunku drugiego ko�ca pokoju, gdzie pi�ty m�czyzna siedz�c na wysokim sto�ku przygl�da� si� ich b�aze�stwom. Przyst�pi�em do niego z tak� �mia�o�ci�, jakby to by� diabe� we w�asnej osobie. Jedn� nog� mia� podniesion� i opart� na poprzeczce sto�ka, drug�, kt�ra nie dostawa�a do kamiennej posadzki, hu�ta� bez przerwy. Kamizelka jego by�a od g�ry rozpi�ta, a cylinder zsuni�ty na ty� g�owy. Twarz mia� pe�n�, nie pomarszczon�, a oczy tak b�yszcz�ce, �e jego siwa broda wygl�da�a zupe�nie jak sztuczna, przyprawiona dla niepoznaki. Pan, zdaje si�, powiedzia� przed chwil�, �e Powell by� podobny do Sokratesa? Nic o tym nie wiem, ale chyba ten Sokrates by� m�drym cz�owiekiem? � Tak � potwierdzi� Marlow � i prawdziwym przyjacielem m�odych. Prawi� nauki, kt�re doprowadza�y ich do rozpaczy. Taki mia� zwyczaj. � Wobec tego wol� mojego Powella � zdecydowa� stanowczo nasz nowy znajomy. � Bo nie prawi� mi nauk, ani mu to by�o w g�owie. Na moje niewyra�ne mrukni�cie odpowiedzia� bardzo uprzejmie: �Dzie� dobry.� Po czym przyjrzawszy mi si� bacznie, doda�: �Nie zdaje mi si�, abym zna� pana.� �Nie, prosz� pana� � rzek�em i poczu�em, jak serce we mnie zamiera, gdy w�a�nie powinienem by� zebra� ca�� odwag�. Nie ma na tym �wiecie nic gorszego od bezczelno�ci w nieodpowiedniej chwili. Z obawy, by nie zrobi� wra�enia onie�mielonego, zacz��em m�wi� z tak� �atwo�ci� i swobod�, �e a� si� sam tego przel�k�em. On s�ucha� przez chwil�, patrz�c mi w twarz ze zdziwieniem i ciekawo�ci�, po czym podni�s� r�k�. Mog� pan�w zapewni�, �e z rado�ci� zamilk�em. �Ma pan tupet � rzek� � i ten przyjaciel pana tak�e. Dr�czy� mnie tu co dzie� przez dwa tygodnie, a� nareszcie jaki� kapitan, kt�rego zna�em, zechcia� mu da� posad�. I zaledwie go zaspokoi�em, przysy�a mi pana. Was, pan�w aspirant�w, nic nie obchodzi, czy komu� sprawicie sob� k�opot.� Tym razem ja spogl�da�em na niego ze zdziwieniem i ciekawo�ci�. Nie m�wi� g�o�no, ale teraz zni�y� g�os jeszcze bardziej: �Czy pan nie wie, �e to jest niezgodne z prawem?� Zastanawia�em si�, do czego prowadzi, p�ki nie przypomnia�em sobie, �e dostarczanie posad marynarzom jest przest�pstwem karalnym w my�l uchwa�y Parlamentu. Paragraf ten by� skierowany naturalnie przeciwko oszuka�czym praktykom podejrzanych ajent�w oblegaj�cych pensjonaty. Nie przysz�o mi nigdy na my�l, �e m�g� by� stosowany do ka�dego bez wzgl�du na to, jakimi kierowa� si� motywami, gdy� w�wczas wierzy�em, �e ludzie na l�dzie post�puj� w spos�b przemy�lany i przewiduj�cy. Zmiesza�em si� na t� my�l, ale pan Powell wkr�tce mi wyja�ni�, �e uchwa�a Parlamentu nie ma sensu sama w sobie; ma ona tyle tylko sensu, ile si� jej nadaje, a to czasem jest bardzo niewiele. Powiedzia� te�, i� ch�tnie od czasu do czasu pomo�e kt�remu� z m�odych ludzi w uzyskaniu posady na statku, ale jak zaczniemy stale do niego przychodzi�, to si� wkr�tce rozejdzie wiadomo��, �e robi to za pieni�dze: ��adna by�aby historia, gdyby funkcjonariusz kapitanatu portu londy�skiego zosta� poddany dochodzeniu policyjnemu i skazany na pi��dziesi�t funt�w kary � rzek�. � Brak mi jeszcze czterech lat do emerytury. A to mog�oby rzuci� na mnie ci�kie podejrzenie, mo�e by� pan pewien� � doda�. I przez ca�y ten czas maj�c jedno kolano uniesione w g�r�, drug� nog� hu�ta� jak ch�opak siedz�cy na furtce i wpatrywa� si� we mnie swymi b�yszcz�cymi oczami. Powiem panom, �e by�em bardzo zmieszany. Czu�em niesmak s�ysz�c, jak daje do zrozumienia, �e kto� m�g�by napisa� na niego skarg�. �Och � zapyta�em zgorszony � komu m�g�by przyj�� do g�owy taki pod�y kawa�?� � Zrazi�o mnie troch� do niego, �e m�g� o tym pomy�le�. �Komu? � powt�rzy� bardzo cicho � komukolwiek. Na przyk�ad kt�remu� z go�c�w biurowych. Awansowa�em na naczelnika tego biura i �yjemy tu wszyscy na przyjacielskiej stopie, ale czy pan nie my�li, �e kolega, kt�ry siedzi obok, zasiad�by ch�tnie przy tym biurku pod oknem o cztery lata wcze�niej, ni�by mu si� to nale�a�o wedle regulaminu? Lub nawet, jak w tym wypadku, tylko o rok wcze�niej. Taka ju� jest ludzka natura.� Nie mog�em si� powstrzyma�, by nie odwr�ci� g�owy. Trzech jegomo�ci�w, kt�rzy �artowali w najlepsze, gdy wszed�em, rozmawia�o teraz powa�nie, a ten z d�ug� szyj� ci�gle pisa�; wyda� mi si� najbardziej niebezpieczny z ca�ej tej paczki. Widzia�em go z profilu; mia� silnie zaci�ni�te usta. Nigdy jeszcze nie patrzy�em na ludzko�� z takiego punktu widzenia; gdy si� jest m�odym, ludzka natura taka, jak� jest naprawd�, razi. Ale najbardziej przestraszy� mnie widok z wolna otwieraj�cych si� drzwi, kt�rymi niedawno wszed�em, i ukazuj�cej si� w nich mundurowej czapki z odznak� Urz�du Morskiego. By� to ten przekl�ty stary od�wierny z hallu. Zmusi� mnie do schowania si� pod ziemi�, a teraz zn�w chcia� mnie spod niej wydosta�. Wszed� do biura z czapk� w r�ku, u�miechaj�c si� chytrze: �Czego chcesz, Szymonie?� � zapyta� pan Powell. �By�em tylko ciekaw, gdzie si� ten pan podzia�. Na g�rze prze�lizn�� si� ko�o mnie.� Czu�em si� bardzo g�upio. �W porz�dku, Szymonie. Ja znam tego pana� � powiedzia� pan Powell z s�dziowsk� powag�. �To dobrze, prosz� pana. Rozumiem. Ale widzia�em, jak ten pan sam jeden p�dzi� na d�, jakby go kto goni�, wi�c�� �Wszystko w porz�dku, powiadam ci, Szymonie� � przerwa� mu pan Powell skinieniem r�ki, a gdy stary lis wreszcie odszed�, podni�s� wzrok na mnie. Nie wiedzia�em, co mam zrobi�: zosta� czy wyj��, czy te� przeprasza�. �Niech pan pozwoli � powiedzia� � jak, m�wi� pan, brzmi pa�skie nazwisko?� Zwracam uwag� pan�w, �e nie poda�em mu wcale swojego nazwiska i pytaniem tym by�em nieco zak�opotany. Z tej czy innej przyczyny wydawa�o mi si�, �e nie wypada, abym mu rzuci� w odpowiedzi jego w�asne � jakby nie by�o � nazwisko. Po prostu wi�c wyci�gn��em z kieszeni moje �wie�e �wiadectwo i poda�em je rozwini�te, aby m�g� wyczyta� Karol Powell wyra�nie napisane na pergaminie. Spu�ci� wzrok na �wiadectwo, a po chwili po�o�y� je spokojnie obok siebie na biurku. Nie wiedzia�em, czy ma zamiar zrobi� jak�� uwag� na temat tego zbiegu okoliczno�ci, ale zanim zdo�a� cokolwiek powiedzie�, oszklone drzwi otworzy�y si� z ha�asem i wielkimi krokami wszed� wysoki, energiczny m�czyzna. Od wysokiego cylindra odbija�a jego bardzo czerwona twarz. Na pierwszy rzut oka mo�na by�o pozna� kapitana du�ego statku. Pan Powell szepn�wszy mi przyciszonym g�osem, abym chwil� poczeka�, zwr�ci� si� do niego przyja�nie: �Spodziewa�em si�, panie kapitanie, �e pan lada chwila przyjdzie po swoje umowy. Oto s� przygotowane.� I odwr�ciwszy si� w stron� stosu um�w, kt�re le�a�y ko�o jego �okcia, wzi�� le��c� na samym wierzchu. Z miejsca, gdzie sta�em, mog�em przeczyta� s�owa: �Statek �Ferndale��, napisane du�ym rondowym pismem na pierwszej stronie. �Nie, panie Powell, niestety, to jeszcze nie koniec � rzek� kapitan. � Musz� pana poprosi� o wykre�lenie z listy mojego drugiego oficera.� � Robi� wra�enie podnieconego i zak�opotanego. Opowiedzia�, �e jego drugi oficer ca�y ranek pracowa� na pok�adzie statku, o pierwszej poszed� zje�� obiad i nie wr�ci�, jak powinien by�, o drugiej. Natomiast przyszed� pos�aniec ze szpitala z zawiadomieniem podpisanym przez jakiego� doktora. Z�amany obojczyk i r�ka. Wpad� pod parokonny w�z przechodz�c przez ulic� za bram� portow�, jakby by� g�uchy i �lepy. A statek mia� opu�ci� port nazajutrz o sz�stej rano! Pan Powell umacza� pi�ro i zacz�� przewraca� kartki umowy: �A wi�c musimy wykre�li� jego nazwisko� � powiedzia� oboj�tnie monotonnym g�osem. �I co ja mam robi�? � wybuchn�� kapitan. � Biuro zamyka si� o czwartej, a przecie� w p� godziny nikogo nie znajd�.� �Biuro zamyka si� o czwartej� � powt�rzy� pan Powell wodz�c oczami po kartkach papieru i z najzupe�niejsz� oboj�tno�ci� poprawiaj�c od czasu do czasu jak�� liter�. �Nawet gdyby mi si� uda�o z�apa� dzisiaj kogo�, kto by by� got�w zebra� si� tak pr�dko, nie m�g�bym go ju� tutaj oficjalnie wci�gn�� na list� za�ogi, prawda?� Pan Powell zaj�ty by� prowadzeniem linii poprzez rubryki odnosz�ce si� do nieszcz�snego drugiego oficera, po czym odnotowa� co� na marginesie. M�g�by go pan sam wpisa� na statku � rzek� nie podnosz�c wzroku. � Ale nie wydaje mi si�, by pan m�g� �atwo znale�� kogo�, kto zdecydowa�by si� tak bez namys�u skoczy� do wody.� Na to przystojny kapitan wpad� w rozpacz. Statek musi odp�yn�� podczas jutrzejszego rannego przyp�ywu, bo zanim wyruszy na morze, ma zabra� czterdzie�ci ton dynamitu i sto dwadzie�cia ton prochu strzelniczego z pewnej miejscowo�ci w dole rzeki. Wszystko jest przygotowane na nast�pny dzie� i gdyby statek si� sp�ni�, spowodowa�oby to nies�ychane zamieszanie i komplikacje� Musia�em tego wszystkiego wys�ucha�, marz�c o tym, �eby sobie poszed�, gdy� chcia�em si� dowiedzie�, dlaczego pan Powell kaza� mi czeka�. Po tym, co powiedzia�, nie widzia�em powodu, dla kt�rego mia�bym si� tu jeszcze zatrzymywa�. Gdybym mia� w kieszeni swoje �wiadectwo, pr�bowa�bym wymkn�� si� po cichu; ale pan Powell powr�ci� do pozycji, w jakiej go zasta�em, i zn�w hu�ta� nog�. Moje �wiadectwo le�a�o na biurku pod jego lewym �okciem i nie mog�em go stamt�d wyci�gn��. �Nie wiem � rzek� niedbale, zwracaj�c si� do bezradnego kapitana, lecz patrz�c uparcie na mnie z takim wyrazem, jakby mnie wcale nie by�o � nie wiem, czy powinienem panu o tym m�wi�, ale mam pod r�k� pewnego niezatrudnionego drugiego oficera.� �Czy pan przez to rozumie, �e on jest tutaj?� � zawo�a� tamten rozgl�daj�c si� po pustej cz�ci biura przeznaczonej dla interesant�w, jak gdyby got�w by� rzuci� si� natychmiast na cokolwiek, co by cho� troch� przypomina�o drugiego oficera. Tak by� przej�ty swoimi k�opotami, �e jestem zupe�nie pewny, i� mnie wcale nie zauwa�y�. Mo�e te� widz�c mnie w wewn�trznej cz�ci biura przypuszcza�, �e jestem jakim� ni�szym funkcjonariuszem tej instytucji. Lecz gdy pan Powell skin�� w moim kierunku, kapitan nagle uspokoi� si� i rzuci� na mnie przeci�g�e spojrzenie. Po czym pochyli� si� do ucha pana Powella � my�l�, �e wyobra�a� sobie, i� m�wi szeptem, ale ja go doskonale s�ysza�em: �Wygl�da bardzo przyzwoicie.� �Naturalnie � odpar� z ca�ym spokojem kapitan portu patrz�c wci�� na mnie. � Nazywa si� Powell.� �Ach! rozumiem! � zawo�a� kapitan, jakby uderzony t� wiadomo�ci�. � Ale czy by�by got�w uda� si� natychmiast na statek?� Nagle ujrza�em moje mieszkanie � w p�nocnej dzielnicy Londynu, gdzie� ko�o Dalston, na ko�cu �wiata � widzia�em wszystkie moje rzeczy porozrzucane, pust� skrzynk� �eglarsk� gdzie� w szopie, na skraju zadymionego skrawka ogr�dka tych poczciwych ludzi, u kt�rych mieszka�em, i us�ysza�em, jak kapitan portu m�wi z zimn� krwi�: �B�dzie dzi� nocowa� na statku.� �Dobrze by to by�o� � rzek� kapitan �Ferndale� bardzo rzeczowo, jakby ju� wszystko by�o zadecydowane. Nie mog� powiedzie�, �ebym oniemia� ze szcz�cia, jakby mo�na przypuszcza�. Niezupe�nie; raczej zapar�o mi oddech z po�piechu, z jakim to wszystko si� sta�o. Wydawa�o mi si� niemo�liwe, �eby si� to mnie w�a�nie zdarzy�o. Lecz kapitan po chwili rozmowy prowadzonej z panem Powellem zbyt cicho, bym m�g� co� us�ysze�, zacz�� najwyra�niej mie� w�tpliwo�ci. Przypuszczam, �e dowiedzia� si�, i� dopiero co zda�em egzamin i nie mam �adnej praktyki oficerskiej, gdy� odwr�ci� si� i obejrza� mnie, jakbym by� na sprzeda�. �M�ody � mrucza�. � Wygl�da jednak na to, �e da sobie rad� Da pan sobie rad�? Ma pan du�o dobrej woli (powiedzia� to nagle g�o�no do mnie) i tak dalej, prawda?� Zaledwie zd��y�em otworzy� i zamkn�� usta, nic za� nie powiedzia�em, tak mnie to zaskoczy�o. Lecz jemu to wystarczy�o. Zachowa� si� tak, jakbym go zag�uszy� zapewnieniami, �e jestem zaradny i pe�en dobrej woli: �Naturalnie, naturalnie. Doskonale.� � I zwracaj�c si� do kapitana portu, kt�ry siedzia� hu�taj�c nog�, powiedzia�, �e w �aden spos�b nie mo�e wyruszy� na morze bez drugiego oficera. Ja za� by�em niby widzem; jak gdyby wszystko to zdarzy�o si� komu� innemu, a ja przez ca�y czas widzia�em go na wskro�. Pan Powell spogl�da� na mnie swoimi b�yszcz�cymi oczami. Lecz zak�opotany kapitan zn�w zwr�ci� si� do mnie, jakby mnie chcia� po�kn��. �Mam nadziej�, �e pan nie jest zarozumia�y i �e mo�na b�dzie panu zwr�ci� uwag�, jak co ma by� zrobione. Musi si� pan jeszcze wielu rzeczy nauczy�, cho� pewnie nie jest pan tego zdania.� Mia�em ju� prawie ochot� ratowa� swoj� godno�� i wyt�umaczy� mu, �e je�li jest to aluzja do moich umiej�tno�ci �eglarskich, to powinien wiedzie�, �e kto�, kogo kapitan R. maglowa� przez p�torej godziny, jest na pewno do�� kompetentny, by sprosta� wszelkim zadaniom, jakie mo�e nasuwa� jego stary gruchot. Jednak nie pozwoli� mi si� narazi� na �mieszno��, bo zanim zdo�a�em otworzy� usta, ju� zmieni� kurs i zwr�ci� si� uprzejmie do pana Powella, kt�ry hu�taj�c nog� ani na chwil� nie spuszcza� mnie z oczu: �Ch�tnie wezm� tego pana m�odego przyjaciela. Je�li mu pan da zaraz do podpisania umow� drugiego oficera, to zabior� od razu ze sob� wszystkie papiery.� Nagle za�wita�o mi, �e ten naiwny kapitan statku �Ferndale� przyj�� jako pewnik, i� jestem krewnym kapitana portu! Zdumia�o mnie to odkrycie, cho� w�a�ciwie w tych okoliczno�ciach pomy�ka by�a rzecz� zupe�nie naturaln�. Powinienem by� raczej podziwia�, w jaki milcz�cy spos�b to nieporozumienie zosta�o przyj�te i wykorzystane. Ale by�em w�wczas zbyt og�upia�y, by cokolwiek podziwia�. Niecierpliwi�em si� tylko, kiedy to si� wyja�ni, i by�em takim os�em, �e dziwi�em si� niezmiernie, widz�c, �e pan Powell nie dostrzega tego nieporozumienia. Zauwa�y�em lekkie drganie, kt�re przebieg�o po jego twarzy i znik�o, lecz zamiast sprostowa� pomy�k�, kapitan portu obr�ci� si� na krze�le i przem�wi� do mnie nazywaj�c �Karolem�. Naprawd� tak powiedzia�. Zauwa�y�em, �e przedtem rzuci� szybkie, przelotne spojrzenie na moje �wiadectwo, bo widocznie nie by� do tej chwili pewny, jakie nosz� imi�: �A teraz, Karolu, podejd� z drugiej strony do mojego biurka� � powiedzia� g�o�no. �Karolu!� � Zapewniam pan�w, �e w pierwszej chwili nie wierzy�em, �e zwraca si� do mnie. Rozejrza�em si� nawet woko�o szukaj�c tego Karola, ale za mn� nie by�o nikogo, z wyj�tkiem owego jegomo�cia z chud� szyj�, kt�ry wci�� pilnie pisa�, i trzech innych kapitan�w, kt�rzy zmieniali surduty i si�gali po kapelusze przygotowuj�c si� do wyj�cia. Ten pracowity z chud� szyj�, nie od�o�ywszy nawet pi�ra, podni�s� lew� r�k� klap� obok swego biurka i powiedzia� uprzejmie: �Niech pan t�dy przejdzie.� Przeszed�em jak we �nie i stan�wszy w obliczu pana Powella dowiedzia�em si� od niego, �e mieli�my si� naprz�d uda� do Port Elisabeth, po czym napisa�em swoje nazwisko na umowie statku �Ferndale�, jako drugi oficer. Rejs nie powinien trwa� d�u�ej ni� dwa lata. �Nie zrobi pan zawodu, co? � zapyta� kapitan z niepokojem. � By�oby z tego powodu moc k�opot�w i wydatk�w. Ma pan dobrych sze�� godzin, aby zebra� swoje rzeczy, i zd��y pan jeszcze przespa� si� troch� na statku do rana, p�ki nie zejdzie si� za�oga.� �atwo mu by�o m�wi� o wybraniu si� w sze�� godzin w podr�, kt�ra nie powinna trwa� d�u�ej ni� dwa lata! On nie musia� dokona� tej sztuki, maj�c w dodatku skrzynk� zamkni�t� w szopie, od kt�rej � jak sobie przypomnia�em � klucz zapodzia� si� jeszcze przed tygodniem. Ale ja te� nie bardzo si� tym przejmowa�em. My�l, �e nast�pnego ranka o sz�stej niew�tpliwie wyrusz� na morze, jeszcze nie wesz�a mi ca�kowicie do g�owy. Sta�o si� to zbyt niespodziewanie. Pan Powell, wsuwaj�c umowy do pod�u�nej koperty, powiedzia� z ch�odnym p�u�mieszkiem nie patrz�c na �adnego z nas: �Mam nadziej�, Karolu, �e nie splamisz nazwiska.� A na to kapitan przytakuj�c z wielk� dobroci�: �Z pewno�ci� b�dzie si� doskonale sprawowa�. B�d� troch� na niego zwraca� uwag�.� To rzek�szy z�apa� umowy i wspomniawszy, �e chcia�by wpa�� na chwil� do tego biedaka w szpitalu, odszed� swym ci�kim, ko�ysz�cym si� krokiem, zwr�ciwszy si� szorstko do mnie: �Tylko niech pan si� nie da przejecha� jak ten nieszcz�sny ch�opak, kt�ry wpad� pod w�z, jakby by� g�uchy i �lepy.� �Prosz� pana � odezwa�em si� nie�mia�o (w biurze w�wczas by� ju� pr�cz nas tylko �w z chud� szyj�, kt�ry sta� przy drzwiach na jednej nodze zawijaj�c mankiety spodni przed wyj�ciem). � Panie kapitanie � rzek�em � zdaje si�, �e kapitan statku �Ferndale� przez ca�y czas my�la�, �e jestem pana krewnym.� Rozumiecie, panowie, �e niepokoi�em si� bardzo, czy to jest w porz�dku, ale pan Powell nie zdawa� si� tym ani troch� przejmowa�. �Doprawdy? � powiedzia�. � To zabawne, bo i mnie si� tak�e zdawa�o, �e w ostatnich czasach odegra�em rol� dobrego wujaszka wobec kilku spo�r�d was, m�odych ludzi. Czy pan tak nie my�li? Jednak, je�eli si� to panu nie podoba, mo�e mu to pan wyja�ni�, ale gdy ju� b�dziecie na morzu.� Zrobi�o mi si� troch� g�upio. Pan Powell odda� mi wielk� przys�ug�, gdy� w marynarce handlowej pierwszy rejs na stanowisku oficera jest dopiero prawdziwym pocz�tkiem kariery. Jemu ten pocz�tek zawdzi�cza�em. Zapewni�em gor�co, �e tego dnia zrobi� dla mnie wi�cej, ni� kiedykolwiek zrobili wszyscy moi krewni razem wzi�ci. �O nie, nie � powiedzia�. � Mnie si� zdaje, �e najwi�cej zrobi� dla pana ten �adunek �rodk�w wybuchowych, kt�ry czeka w dole rzeki. Czterdzie�ci ton dynamitu � to dzi� najlepsi twoi przyjaciele, m�odzie�cze!� Mo�e istotnie tak by�o. W ka�dym razie jasne to dla mnie, �e nic nie zawdzi�cza�em samemu sobie. Ale gdy usi�owa�em mu podzi�kowa�, przerwa� moje j�kanie. �Niech pan nie dzi�kuje zbyt pochopnie � rzek�. � Rejs jeszcze nie jest sko�czony.� Tu nasz nowy znajomy umilk�, po czym doda� w zamy�leniu: � Dziwny cz�owiek. Jakby to mia�o jakie� znaczenie. Dziwny cz�owiek. � Zapewne nie jest rzecz� rozs�dn� bra� na siebie w jakikolwiek spos�b odpowiedzialno�� za czyny, kt�rych konsekwencji nie jeste�my w stanie przewidzie� � zauwa�y� Marlow przytakuj�c. � Konsekwencj� jego czynu by�o to, �e otrzyma�em posad� na statku � rzek� Powell. � Z tego nie mog�o wynikn�� nic z�ego � doda� ze �miechem, kt�ry zdradza� jego przypuszczalnie nie�wiadom� pogard� dla uog�lnie�. Lecz Marlow nie da� si� zby� byle czym. By� cierpliwy i sk�onny do refleksji. D�ugie lata sp�dzi� na morzu i jestem g��boko przekonany, i� lubi� to �ycie, bo na og� sprzyja ono rozmy�laniom. M�wi� tu o prawie zupe�nie dzi� zanik�ym �yciu pod �aglami. Tym, kt�rych moje twierdzenie zdziwi, chc� zwr�ci� uwag�, �e �ycie to zapewnia�o cz�owiekowi, kt�ry mu si� po�wi�ci�, nieocenion� dla umys�u samotno�� i cisz�. Marlow mia� zwyczaj porusza� sprawy og�lne w osobliwy spos�b, w kt�rym �art graniczy� z powag�. � Ach, nie chc� przez to powiedzie� � rzek� � �e pa�ski imiennik, pan Powell, kapitan portu, skrzywdzi� pana. To nie le�a�o bynajmniej w jego intencji, a nawet gdyby tak by�o, nie mia� mo�no�ci uczyni� tego. By� tylko cz�owiekiem, a niezdolno�� do czyn�w, kt�re by�yby wyra�nie z�e lub dobre, jest nieroz��czna z naszym ziemskim istnieniem. Znamieniem naszym jest mierno��. I mo�e tak jest dobrze, gdy� najcz�ciej nie mo�emy by� pewni, jakie skutki wywo�aj� nasze czyny. � Nic nie wiem o skutkach � opowiadaj�cy przeciwstawi� si� odwa�nie Marlowowi. � Jakich skutk�w spodziewa� si� pan? Mog� pana zapewni�, �e to, co zrobi�, by�o dowodem niezwyk�ej dobroci. � Zrobi�, co m�g� � odpar� �agodnie Marlow � i sam uwa�a�, �e to niewiele. Nie mog� si� powstrzyma� od przypuszczenia, �e troch� z�o�liwie skorzysta� ze sposobno�ci, by odda� panu t� przys�ug�. Postawi� pana w trudnej sytuacji. Pan chcia� si� dosta� na statek, a on skwapliwie skorzysta� z okazji, aby zaspokoi� pana pragnienie i swoj� zemst�. Sk�aniam si� do przypuszczenia, �e pana tupet go zaniepokoi�, a to by�a doskona�a sposobno��, by pana niezawodnie pogn�bi� � gdyby pan przyj�� posad�, uwolni�by si� od pana zachowuj�c wszelkie pozory �yczliwo�ci, a gdyby pan podni�s� jakie� sprzeciwy (prosz�c przedtem o poparcie, zwracam uwag�), m�g�by bez trudu pozby� si� pana jako pewnego rodzaju naci�gacza. M�g� by� pan odm�wi� przyj�cia tej posady dla wielu bardzo powa�nych powod�w, na przyk�ad po prostu z konieczno�ci � termin by� niebywale kr�tki; ale w tych okoliczno�ciach r�wna�oby si� to pa�skiej kompromitacji. Nasz nowy znajomy wytrz�sn�� popi� z fajki. � Myli si� pan � rzek�. � Nie nale�� do ludzi, kt�rzy by odm�wili w tym wypadku, cho� przyznaj�, �e to by�o troch� tak, jak gdyby kto� wspomnia�, �e chcia�by si� wyk�pa�, i w odpowiedzi zosta� natychmiast wyrzucony za burt� z tym, �e albo utonie, albo b�dzie musia� p�ywa� w ubraniu. Niemniej w pierwszej chwili nie mia�em wra�enia, �e si� dosta�em na g��bin�. Wyszed�em z wolna z Urz�du Morskiego i przez pewien czas wa��sa�em si� po ulicach tak beztrosko, jakbym mia� ca�y tydzie� przed sob�. Ale powoli zda�em sobie spraw�, �e czasu jest nawet mniej, ni�by si� wydawa�o. By�o ju� p�ne popo�udnie: mia�em jeszcze par� rzeczy do kupienia, musia�em zaj�� si� mn�stwem drobnych spraw, par� os�b zobaczy�. Jedn� z nich by�a moja ciotka, jedyna krewna, kt�ra k��ci�a si� z moim biednym ojcem, p�ki �y�, o jakie� g�upstwa bez znaczenia. Zapisa�a mi sw�j maj�tek. Odwiedza�em j� zawsze z poczucia przyzwoito�ci. Tyle trzeba by�o za�atwi� do wieczora, �e nie wiedzia�em, od czego zacz��. Mia�em ochot� usi��� na wysepce na �rodku jezdni i z�apa� si� za g�ow�. Czu�em si� tak, jakby mi pod czaszk� puszczono w ruch jaki� motor. Wreszcie wsiad�em do pierwszej nadje�d�aj�cej doro�ki i powiem panom, �e trudno mi by�o w niej usiedzie�, gdy je�dzi�a po ulicach w r�ne strony, zatrzymuj�c si� to tu, to tam, podczas gdy paczki gromadzi�y si� woko�o mnie, a motor w mojej g�owie z ka�d� minut� nabiera� wi�kszego rozp�du. Spok�j ludzi id�cych chodnikami denerwowa� mnie do najwy�szego stopnia, a obs�uga w sklepach by�a jak rozespana: niemrawe ba�wany. Zabawna rzecz, jak na cz�owieka wp�ywa pewien szczeg�lny stan umys�u: ka�dy, kto nie dzia�a zgodnie z rytmem naszego podniecenia, wydaje si� nam diabelnie wrogi. A stan mego umys�u ju� przez sam po�piech, niepok�j i wzrastaj�ce uczucie triumfu by� do�� osobliwy. Motor w mej g�owie szed� wci�� bez chwili przerwy, z najwi�ksz� szybko�ci�, a� do jedenastej w nocy, kiedy nagle przy wej�ciu do portu, przed wielk� �elazn� bram� w murze� stan��. Brama ta by�a zamkni�ta i zaryglowana. Doro�karz, zrzuciwszy baga�e z dachu swego wehiku�u w ramiona m�odego Powella, odjecha� pozostawiaj�c go samego ze skrzynk� marynarsk�, z workiem z p��tna �aglowego i paroma paczkami le��cymi u jego st�p na chodniku. By�a to w�ska, ciemna ulica, jak nam powiedzia�. N�dzne, stoj�ce rz�dem domy po drugiej stronie robi�y wra�enie pustych: nie b�yska�o tam nawet najmniejsze �wiate�ko. Jaskrawy blask bij�cy z do�� oddalonego szynku sprawia�, �e ta cz�� ulicy zdawa�a si� ciemna jak gr�b. Par� ludzkich postaci, kt�re zjawiwszy si� tajemniczo, jakby wy�oni�y si� spod ziemi, unika�o kr�g�w s�abego �wiat�a rzucanego przez latarnie na bramie. Postacie te porusza�y si� ostro�nie, st�paj�c cichymi krokami, jak drapie�ne zwierz�tka skradaj�ce si� w pobli�u obozowego ogniska. Powell zgromadzi� swoje rzeczy i kr��y� doko�a nich jak kura ko�o piskl�t. Ochryp�y g�os odezwa� si�: �Pozw�l, kapitanie, zanie�� nam pa�skie rzeczy! Jeste�my tu z koleg�.� By� to wysoki, ko�cisty, siwow�osy opryszek ze szcz�k� buldoga, w podartej bawe�nianej koszuli i welwetowych spodniach. Jego ogromne, podkute buty rysowa�y si� niewyra�nie, podobne do dwu trumien. Kamrat, kt�ry dostawa� mu ledwo do �okcia, wysun�wszy si� naprz�d, ukaza� blad� twarz z d�ugim, zwieszonym na kwint� nosem i brod� niemal w zupe�nym zaniku. Wygl�da�, jakby w�a�nie wylaz� ze skrzyni od �mieci; w szkockiej czapce i za d�ugim, postrz�pionym p�aszczu �o�nierskim. Ze sw� �miertelnie blad� twarz� przypomina� okropnie brudnego chorego w podartym szlafroku. P�aszcz jego by� otwarty z przodu, a reszta stroju sk�ada�a si� z pary spodni oraz jednej szelki, kt�ra bieg�a na ukos przez jego nag�, ko�cist� pier�. Mruga� szybko powiekami, jak gdyby o�lepia�o go s�abe